~ 1 ~
Laurann Dohner, Kele Moon
Nightwind Pack #02:
Shattered
~ 2 ~
Prolog
Przeszłość
To był dźwięk, który wyciągnął Amber Daniels z jej kryjówki pod masywnymi
korzeniami drzewa w pobliżu jej domu. Nie głośny pisk hamulców, ale raczej okropne
uderzenie po nim.
Po kilku sekundach opony znów zapiszczały, a silnik ryknął głośniej zanim
samochód przyspieszył. Amber odłożyła ostrożnie swoją lalkę na sweter, żeby Molly
się nie zabrudziła i wyczołgała się ze swojego sekretnego miejsca. Rzuciła przerażone
spojrzenia dookoła, by upewnić się, że jej ojczyma nie ma w zasięgu wzroku i
ukradkiem ruszyła w stronę leśnej drogi.
Była pusta jak zwykle, ale cichy skomlący dźwięk kazał jej skręcić z drogi i
przeszukać gęste krzaki obok. Natychmiast zauważyła leżącego tam szczeniaka, ciężko
dyszącego. Jego czarne futro wydawało się być mokre i wiedziała, nawet w wieku
sześciu lat, co się stało. Został potrącony przez samochód, a ona mogła powiedzieć, że
jest bardzo ranny. Ta osoba po prostu odjechała i zostawiła go na śmierć.
- Och, nie – wyszeptała.
Nie była pewna, skąd wiedziała, że to szczeniak, skoro ten czarny pies był z
łatwością tak duży jak pies myśliwski. Miał ogromne łapy, jakby jeszcze do nich nie
dorósł, i słodki wygląd szczeniaka, który zmusił ją do wyciągnięcia ręki i dotknięcia go.
Jęknął znowu i podniósł głowę. Duże, jasnoniebieskie oczy zatrzymały się na niej.
Ruszyła do przodu i opadła obok niego na kolana, wiedząc, że zbliżanie się do dzikiego
psa jest złym pomysłem.
Amber zdecydowała, że szczenięta są w porządku.
- Jestem z tobą – zamruczała cicho, wiedząc, że prawdopodobnie umrze z powodu
tego jak bardzo krwawi. Wyciągnęła rękę i delikatnie dotknęła jego tylnej łapy, która
nie sprawiała wrażenia zranionej. Przeczesała palcami jego miękkie czarne futro, mając
nadzieję go uspokoić. – Nie bój się. Nigdy cię nie skrzywdzę.
Łzy wezbrały w jej oczach, oślepiając ją, gdy szczeniak opuścił głowę i wydał
kolejny bolesny skowyt. Przysunęła się bliżej, by pogłaskać go po głowie, ale była
ostrożna z jego dużymi szczękami. Teraz już wiedziała, dlaczego ten szczeniak był taki
~ 3 ~
ogromny. Nie był psem, ale wilkiem. Kilka razy widziała wychodzące z lasu dzikie
wilki. Zwykle jej ojczym strzelał z jednej ze swoich strzelb, żeby je wystraszyć,
mamrocząc coś o tym, jakie są niebezpieczne, ale ten nie wydawał się być wredny. Jej
wzrok zatrzymał się na jego boku, gdy zobaczyła, jak ciężki stał się jego oddech.
- Mogę przyprowadzić mamusię. – Pogłaskała go po czubku głowy. – Może
mogłaby pomóc. Nie chcę, żebyś umarł. Ona jest dorosła i prawdopodobnie wie, co
zrobić, żeby cię uratować.
To stało się szybko. Gęste czarne futro na jego głowie zmieniło się w coś cieńszego
i bardziej jedwabistego. Ciało szczenięcia przemieniło się. Jego futro cofnęło się.
Niemal w mgnieniu oka, teraz leżał chłopiec zwinięty na boku, nagi i pokryty krwią
w okolicy bioder i żeber.
- Nie – wyszeptał. – Proszę? Uleczę się.
Amber otworzyła usta, ale nic nie wyszło. Chłopiec wyglądał na około dziewięć lat.
Obrócił głowę, by na nią spojrzeć, a jego oczy były tak samo oszałamiająco niebieskie u
człowieka jak były w wilczej postaci. Jej palce były zaplątane w jego włosach
sięgających do ramion. Nigdy nie widziała chłopca z tak długimi włosami, ale też nigdy
nie widziała wilka zmieniającego się w chłopca.
- Proszę, nie mów nikomu – wychrypiał, gdy Amber próbowała znaleźć swój głos. –
Albo mnie zabiją, albo zamkną w klatce, żeby mnie badać.
Wiedziała, że powiedział jej prawdę, że jest inny, i nie chciała, żeby ktokolwiek go
skrzywdził.
- Potrzebujesz pomocy – szepnęła w końcu.
- Jestem inny od ciebie. Uleczę się. Potrzebuję tylko czasu.
- Jesteś pewien? – Wątpiła w to, gdy jej wzrok przesunął się na krew na jego boku.
- Jestem pewien. – Brzmiał przekonująco mimo drżenia bólu w jego głosie. –
Proszę, nie mów nikomu.
Spojrzała z powrotem na jego twarz, zahipnotyzowana tymi intensywnymi oczami.
- Przysięgam. Co mogę zrobić? Mam wodę.
- Ams? – Za lasu za nią dobiegł męski głos.
~ 4 ~
Ogarnął ją strach i mogła powiedzieć po minie na twarzy rannego chłopca, że też
był przestraszony. Amber przygryzła wargę.
- To mój ojczym. Nie może cię znaleźć. Jeśli ci pomogę, myślisz, że możesz tam
podejść? – Wskazała na swoje drzewo. – Mam kryjówkę. Tam nas nie znajdzie. Jeszcze
mnie nie znalazł.
Chłopiec pozwolił jej pomóc mu wstać, opierając się na niej ciężko, starając się
trzymać swoją ranną stronę z dala od niej. Był naprawdę ciężki i o wiele wyższy od
niej. Utykał i to ich spowalniało, ale dotarli do umierającego drzewa.
- Właśnie tam. – Wskazała na swoją kryjówkę. – Między korzeniami jest ukryta
wielka dziura i kopałam przestrzeń pod nimi, odkąd byłam mała. Krzaki z przodu
skrywają ją jeszcze bardziej. W środku jest woda i kilka moich rzeczy. Nie znajdzie nas.
- Ams? Gdzie do diabła jesteś? – Jej ojczym zabrzmiał bliżej, głośniej i bardziej
gniewnie. – Nie mam całego dnia na poszukiwanie twojego głupiego tyłka.
Amber obeszła krzaki, odsłaniając dziurę między korzeniami i pomogła mu
wczołgać się do środka. Kiedy usiadła, odwróciła się cała do chłopca zwiniętego
ponownie na boku. Unikała patrzenia na jego ciało tak bardzo jak mogła, ponieważ nie
chciała go zawstydzać. Byłaby taka przerażona, gdyby znalazła się naga przed
nieznajomym. Przykryła go kocem od uda do biodra, nakrywając jego tyłek. Potem
złapała sweter z rogu i zwinęła go, by wsunąć pod jego głowę.
- Ams, ty mały bólu w dupie! Gdzie do diabła jesteś?
Wilczy chłopiec spojrzał na nią, jego oczy były prawie zbyt jasne w półmroku, ale
teraz wydawał się być bardziej ciekawy niż przerażony.
- Masz na imię Ams?
- Amber – powiedziała automatycznie, jakby była w szkole. – Jak ty masz na imię?
- Desmon, ale… hmm… – Przełknął mocno ślinę. – Moi przyjaciele nazywają mnie
Des.
Nalała trochę wody do jednej z filiżanek, którymi się bawiła, i podniosła do jego
ust. Wypił, a potem położył głowę na ziemi. Zawahała się zanim przesunęła palcami po
jego długich, jedwabistych włosach. Czasami, kiedy była chora, jej mama robiła to dla
niej i to sprawiało, że czuła się trochę lepiej.
- Cholera, zleję ci tyłek, jeśli nie wyjdziesz! – Głos jej ojczyma dobiegł z daleka. –
~ 5 ~
Nie testuj mnie, bachorze! To sprawi, że pasy, jakie dostałaś w zeszłym tygodniu, będą
wyglądać jak klepnięcie!
Desmon z niepokojem spojrzał na zakryty otwór jej kryjówki.
- Powinnaś iść zanim zadzwoni na policję i zapolują na ciebie.
Potrząsnęła głową.
- Nie zrobi tego. Hoduje rośliny, o których nikomu nie powinnam powiedzieć, a
policja je znajdzie. Dużo się chowam, ale wrócę do domu, kiedy będzie trzeźwy.
Chłopiec zmarszczył brwi.
- Trzeźwy?
- Pije. – Odwróciła od niego wzrok, czując się zawstydzona. – Zepsułam coś i się
wściekł. Zostanę tu na noc, a do rana zapomni. Zwykle tak robi.
Patrzyli na siebie, zanim Desmon ją ostrzegł.
- Jeśli kiedykolwiek komuś powiesz, co widziałaś, będą na mnie polować.
Przestała przeczesywać palcami jego włosy.
- Uroczyście przysięgam, że przez całe moje życie nigdy nikomu nie powiem o
tobie, Des. Nie chcę, żeby ktokolwiek cię skrzywdził. Jesteś miły.
- Muszę tylko odpocząć. Polepszy mi się. Zostań ze mną. – Desmon odprężył się i
zamknął oczy. – Mów do mnie.
Ponownie pogładziła go po włosach.
- W której jesteś klasie?
- Klasie? – Jego ton był cięższy, jakby już zapadał w sen.
- W szkole? Ile masz lat?
- Sześć. – Zaciągnął koc mocniej wokół siebie. – Nie ma szkoły, ale mamy zajęcia.
Zajęcia z polowania. Zajęcia tropienia.
Amber myślała, że jest znacznie starszy, na przykład ma dziewięć lat, ale
świadomość, że jest w jej wieku, była miła, ponieważ nie miała żadnych przyjaciół w
swojej klasie. Nawet jeśli był największym sześciolatkiem, jakiego kiedykolwiek
spotkała, wciąż go lubiła. Szkoda, że nie mógł chodzić z nią do szkoły, skoro wydawało
~ 6 ~
się, że mieszka niedaleko.
- Nie uczysz się matematyki? – Amber była trochę zazdrosna. – Lub czytania?
- Moja mama uczy nas matematyki. I czytania. – Desmon nie brzmiał na zbyt tym
podekscytowanego. – Szczeniaki u Goodwinów nie muszą czytać, ale u Nightwindów
tak… przez cały czas, każdego dnia. Kpią sobie z nas.
- Dzieci też się ze mnie śmieją – przyznała cicho, ale nie była pewna, czy ją
usłyszał, ponieważ jego ręka opadła do jego boku.
Amber dotknęła jego klatki piersiowej. Wciąż oddychał.
Desmon spał.
Zrobiło się ciemniej i zimniej, i Amber zwinęła się przy nim, by utrzymać ciepło.
Bała się, że ma gorączkę, kiedy zorientowała się jak gorąca była jego skóra w
porównaniu do jej.
Nie miała żadnych przyjaciół. Może mógłby z nią zostać, a ona mogłaby przemycać
mu jedzenie, mógłby zacząć chodzić z nią do prawdziwej szkoły, żeby trzymać się z
dala od podłych dzieci, które go drażniły.
Zapadła w sen… i kiedy rano się obudziła odkryła, że zniknął.
Była sama… znowu.
Dwa dni później pojawił się, całkowicie wyleczony, ogromny czarny wilczy
szczeniak z niebieskimi oczami, żeby się z nią bawić.
Nigdy nikomu nie powiedziała o Desmonie.
***
Prawie dziesięć lat później
- Amber?
Wzdrygnęła się, skulona w małej przestrzeni ukrytej między masywnymi
korzeniami drzewa. Przez minione lata pracowali nad rozszerzeniem swojej kryjówki,
wykopując ją większą, ale wciąż była trochę za mała. Jej długie blond włosy opadły na
~ 7 ~
jej twarz, gdy opuściła głowę.
Po kilku sekundach krzaki zaszeleściły i Desmon wczołgał się do ciasnej
przestrzeni. Uderzył ją w ramię figlarnym, wilczym gestem.
Skrzywiła się, ale przygryzła wargę, żeby nie pokazać mu, jaka była obolała.
- Cześć. – Nie chciała na niego spojrzeć.
- Przepraszam za spóźnienie. – Wyciągnął garść kwiatów. – Jesteś zła?
- Nie. Są piękne. – Wzięła bukiet dobrą ręką i powąchała je. Lubiła małe prezenty
natury, które Desmon zawsze jej przynosił. – Dziękuję.
- Nie mogę zostać długo. – Westchnął. – Są moje urodziny.
- Wiem. – Odłożyła kwiaty, sięgnęła na kolana i podniosła prezent, który dla niego
zapakowała. – Naprawdę myślałeś, że zapomnę, że skończyłeś szesnaście lat?
- Prezent? – Brzmiał na oszołomionego. – Nie musiałaś tego robić.
Zerknęła na niego w słabym świetle migoczącym między kosmykami włosów, za
którymi się ukrywała.
- Wiem, że powiedziałeś, że będziesz dzisiaj bardzo zajęty, ale cieszę się, że
przyszedłeś.
Wyciągnął rękę i ścisnął jej dłoń.
- Zawsze dotrzymuję obietnic wobec ciebie.
- Wiem. – Amber zapatrzyła się na swoją małą dłoń w jego większej i zabolało ją
serce. Nie była pewna, kiedy to się stało, ale Desmon stał się dla niej wszystkim. Był
jasnym światłem w jej ponurym życiu, ale nie widywała go często. Powiedział, że jego
ludzie, ci, co go lubią, nie pozwalają mu przebywać w pobliżu pełnych ludzi. Teraz gdy
był starszy, rzadko miał szansę wymknąć się, żeby się z nią zobaczyć, i powierzyli mu
więcej obowiązków po śmierci jego ojca. – Chciałam upiec ci tort, ale…
- W porządku. – Rozerwał opakowanie… a wtedy zamarł, wpatrując się w jej
prezent. – Ams, nie mogę tego przyjąć. To za dużo.
Ludzki chłopiec mógłby pomyśleć, że prezent jest głupi, ale Desmon był inny.
Odniosła wrażenie, że podobnie jak jej rodzina, jego ludzie nie mieli wiele. Lub
bardziej prawdopodobne, że nie potrzebowali wiele. Nigdy nie był zainteresowany
~ 8 ~
najnowszymi grami wideo lub fajnymi samochodami jak chłopcy, z którymi chodziła do
szkoły.
Znów przygryzła wargę.
- Nie możesz odmówić podarunku, który zrobiłam dla ciebie.
- Jesteś taka utalentowana. – Pogładził delikatną rzeźbę wilka, który wyglądał
niesamowicie podobnie do Desmona w jego zmienionej postaci. – Zrobienie tego
musiało zająć ci tygodnie.
Miesiące, ale nie poprawiła go. To był najlepszy kawałek, jaki kiedykolwiek
stworzyła, i kosztował ją więcej niż tylko czas. Jej ojczym znalazł go i chciał sprzedać
za alkohol w sklepie w mieście. Kiedy mu go odebrała, zaczął ją bić, próbując wyrwać
to z jej palców, ponieważ nie chciała oddać.
Miała siniaki, ale uciekła z wilkiem Desmona.
- Zrobione z kawałka korzenia tego drzewa, żeby było wyjątkowo specjalne.
Desmon sięgnął po jej rękę, wziął ją i podniósł jej palce do swoich ust. Wycisnął
tam pocałunek.
- Dziękuję.
- Chciałam, żebyś miał coś, co by ci mnie przypominało, kiedy jesteśmy osobno.
- Zawsze jesteś ze mną w moich myślach. – Jego głos zrobił się lekko szorstki,
nawet nieludzki, i zauważyła, że zaczęło się tak zdarzać coraz częściej w ciągu
ostatnich kilku miesięcy. Zamknął oczy i wyznał. – Myślę o tobie przez cały czas.
Uśmiechnęła się, jej serce się rozgrzało.
- Chciałabym, żebyś miał pozwolenie chodzenia do miasta, wtedy mogłabym
przypadkowo wpaść na ciebie od czasu do czasu.
- Nie wolno nam mieszać się z ludźmi. Pozwalamy kilku mieszkać w pobliżu naszej
ziemi, by ukryć nas przed większymi deweloperami, ale nie powinniśmy z nimi
rozmawiać.
- Wiem. – Próbowała nie narzekać. Nigdy mu nie powiedziała jak ponure było jej
życie, ale nie mogła się powstrzymać przed wyznaniem. – Po prostu tęsknię za tobą.
- Kiedy osiągniesz dojrzałość… – przerwał, jakby powiedział coś, czego nie
~ 9 ~
powinien.
Bicie serca Amber przyspieszyło. Wiedziała, że to słowo oznacza dorosłość w
mowie Desmona.
- Tak?
Zacisnął swoją dużą dłoń na jej.
- Chcę cię, Amber – powiedział z warknięciem, jego głos opadł do głębokiego i
ochrypłego tonu, który posłał dreszcz przez jej ciało. – Nie mogę przestać o tym
myśleć.
Odwróciła się do niego, zapominając, dlaczego ukrywała swój policzek.
- W jaki sposób?
Desmon opuścił jej rękę i nagle tulił jej twarz w swoich zrogowaciałych dłoniach.
Wpatrywała się w jego zdumiewające oczy, zaskoczona widokiem furii odbijającej się
w szafirowych kulach. Nawet ich kształt zmienił się fizycznie, czyniąc go bardziej
zwierzęcym, mimo że był w ludzkiej postaci.
- Kto ci to zrobił?
Mruganiem powstrzymała gorące łzy, ponieważ siniaki nie były nowe. Reszta już
tak.
- Jak mnie chcesz, Des? Mówisz o seksie?
Przyglądał się jej, jego oczy wciąż sprawiały, że wyglądał pierwotnie, jego głos był
całkowicie nieludzki, gdy zażądał.
- Kto cię uderzył, Amber? Twój ojczym? Rozerwę go na kawałki za dotknięcie
mojej partnerki!
Jego partnerka.
Te słowa trafiły prosto w jej serce.
- Prosisz mnie, żebym wyszła za ciebie?
Pierś Desmona unosiła się i opadła w mocnych, dyszących oddechach, gdy
ponownie zapytał.
- To on cię uderzył?
~ 10 ~
Sięgnęła, krzywiąc się, gdy poruszyła ramieniem i złapała jego dłonie swoimi.
- Nic mi nie jest. Potknęłam się – skłamała. – Nie chciałam zepsuć twoich urodzin,
pozwalając ci mnie taką zobaczyć.
- Nie chroń go. – Jego oczy zmieniły się jeszcze bardziej, gdy mówił, jego psie zęby
wyrosły dłuższe w jego ustach. – Nie zasługuje na to.
- Tracisz swoją ludzką twarz.
- Ma szczęście, że w ogóle mam ludzką twarz. – Jego głos wciąż był warczeniem
furii. – Powinienem teraz rozerwać mu gardło. Gdyby był jednym z moich ludzi, już by
nie żył. Nie lubię mężczyzn, którzy krzywdzą kobiety, szczególnie moją kobietę. Nikt
nie ma prawa cię krzywdzić, Amber, jesteś jedyną miłą częścią mojego życia. W
mgnieniu oka zabiłbym dla ciebie.
Nie przestraszyła się tego wyznania.
Amber wiedziała, że Desmon jej nie skrzywdzi. Co więcej, pomimo sprzecznych
dowodów, wiedziała, że jest dobry, chociaż inni mogli myśleć, że jest szalona. Dużo
groził, szczególnie gdy się zdenerwował i tracił kontrolę nad swoimi rysami, ale tak
naprawdę, by nie zabił.
Nawet jeśli był częściowo zwierzęciem.
Nigdy nie powiedział słowa, ale wiedziała, że jest wilkołakiem. Tym mistycznym
stworzeniem, które nie powinno istnieć. Ale Desmon był dla niej zaskakująco
prawdziwy. Był jedyną rzeczą, której mogła ufać, że jest przyzwoita i dobra, więc nie
zadawała mu pytań. Wiedziała, że nie wolno mu nic mówić ludziom, a szanowała go na
tyle, by to odpuścić.
Pogładziła go po twarzy, mając nadzieję, że go uspokoi.
- Poprosisz, żebym wyszła za ciebie, kiedy skończymy osiemnaście lat?
Skinął głową, mimo że jego oddech wciąż był ciężki.
- Tak.
- Tak? – Uśmiechnęła się z nadzieją.
Desmon sięgnął do niej, jeszcze raz gładząc ją po policzku.
- Chciałbym móc zabrać cię ze sobą już teraz, ale nie mogę, dopóki nie skończysz
~ 11 ~
osiemnaście lat. Szukaliby cię, a moi ludzie nie pozwolą mi cię ukryć, dopóki nie
będziesz w pełni dojrzała według standardów twojego świata.
- Kocham cię, Des – wyznała, gdy łzy spływały po jej policzkach od nadmiaru
emocji. – Ale nie byłam pewna, czy czujesz to samo do mnie. Nigdy nawet nie
próbowałeś mnie pocałować.
- Chciałem, ale moi ludzie nie są dobrzy w powściąganiu swoich instynktów. –
Zsunął dłoń z jej policzka na gardło i potem przesunął palcem po jego krzywiźnie.
Desmon pieścił jej punkt tętna, gdy jego wzrok opadł niżej, do dekoltu jej koszulki.
Jego źrenice nadal były rozszerzone i wyglądały dziko, ale wiedział, że czuje się
pierwotnie z innego powodu, jego głos nadal był warczeniem. – Po prostu nie mogłem
tego ryzykować, dopóki nie będziesz gotowa się sparować. Wszystko we mnie cię
chce… wszystkie strony. Byłaś największym testem mojej kontroli. Uczyniłaś mnie
silniejszym niż kiedykolwiek myślałem, że mogę być.
Zaśmiała się.
- Naprawdę?
- Nie masz pojęcia, Aniele. – Desmon jęknął i puścił ją, odwracając wzrok, jakby
próbował zebrać swoją siłę. – Tęsknię za tobą tak, że to aż boli. Za półtora roku, w
twoje urodziny, przyjdę po ciebie i zabiorę cię do naszego domu.
Ogarnęło ją ciepłe, pełne nadziei podniecenie w sposób, jaki był zarówno obcy jak i
całkowicie uzależniający.
- To wspaniale. Chciałabym zobaczyć, gdzie mieszkasz.
- Nie, w tej chwili to jest zbyt niebezpieczne, żeby zabrać cię na terytorium watahy,
a nie zaryzykuję twojego życia. – Wyglądał na szczerze żałującego, że musi ją
rozczarować. – Powiedziałem ci, że mój lud skrzywdzi cię, gdyby dowiedzieli się o
naszym związku, tak jak twoi ludzie skrzywdziliby mnie. Kiedy się w końcu sparujemy,
mój lud cię zaakceptuje. To naturalne prawo, gdy już osiągniesz dojrzałość w twoim
świecie, a nasi przywódcy, nawet ci skorumpowani, są zmuszeni do przestrzegania
wszelkich praw rządzonych przez naturę. Musimy tylko trochę poczekać. Moja matka
była taka jak ty zanim poznała mojego ojca i mój lud ją kochał. Obiecuję, że kiedy
będziesz miała osiemnaście lat, możemy być razem każdego dnia.
- Nawet nie wiem, czym jesteś – powiedziała z wahaniem, ponieważ nie wiedziała,
że jego matka jest człowiekiem… lub była.
~ 12 ~
Wygiął na nią ciemną brew.
- Czy to ma znaczenie? Czy zmiana etykietki zmieni to, co czujesz do mnie? Nas?
- Nie. – Amber potrząsnęła głową. – Kocham cię. Czymkolwiek jesteś, wciąż cię
kocham.
Skinął głową zanim skrzywił się rozczarowany.
- Muszę iść.
- Tak szybko? – Nienawidziła, kiedy odchodził, mówienie do widzenia było torturą.
– Zaledwie przyszedłeś.
- Wiem, ale będzie specjalna ceremonia na moje urodziny. – Nie wyglądał na
podekscytowanego z tego powodu. – Muszę tam być zanim zajdzie słońce.
- Jakiego rodzaju ceremonię?
- Nie wiem. To zostało utrzymane w tajemnicy. – Unikał patrzenia na nią, jakby
nagle poczuł się nieswojo. – Jestem trochę inny od większości moich ludzi.
- Jak? – Amber obdarzyła go swoim najlepszym błagalnym spojrzeniem i zamrugała
rzęsami, wiedząc jak zareaguje. – Czy przynajmniej na to możesz odpowiedzieć?
- W porządku. – Zaśmiał się, sprawiając, że Amber poczuła się godna zaufania,
kiedy jej powiedział. – Mój ojciec był alfą, a ja jestem jego jedynym szczenięciem.
Chce mojej lojalności, by zachować spokój, a ja mam wiele dobrych powodów, by się
temu przeciwstawić. Więc prawdopodobnie to będzie miało coś z tym wspólnego.
Wpatrywała się w szerokie ramiona Desmona. Miał teraz metr dziewięćdziesiąt
wzrostu i z łatwością ponad dziewięćdziesiąt kilo umięśnionego mężczyzny o szerokich
ramionach. Myślała, że był kilka klas wyżej od niej, kiedy się poznali, ale on był
naprawdę dużym dzieckiem.
Trudno było pojąć, że nie skończył jeszcze rosnąć, ponieważ to właśnie miał na
myśli mówiąc o dojrzałości.
- Czy uda ci się wymknąć przed końcem tego miesiąca?
- Spróbuję. – Urwał, wciąż wyglądając na nieszczęśliwego. – Alfa kazał swoim
ludziom mnie pilnować. Musiałem zgubić pięć innych wilków w lesie, żeby dotrzeć do
ciebie. Gdziekolwiek pójdę, oni próbują podążać.
~ 13 ~
Amber zawahała się, a potem pochyliła się do przodu. Ukradła pocałunek, ale był
niewinny, tylko jej usta musnęły jego ciepły policzek.
- Wszystkiego najlepszego, Des.
Zamknął oczy, wdychając jej zapach i cicho warknął.
- Zbyt blisko.
- Zawsze to mówisz. – Cofnęła się, nawet jeśli wszystko w niej protestowało. –
Kiedy byliśmy dziećmi, pozwalałeś mi wspinać się po całym tobie i pozwalałeś mi też
zwijać się z tobą.
- Kiedy byliśmy dziećmi, nie odczuwałem silnych pragnień takich jak teraz. – Jego
niebieskie oczy wyraźnie pociemniały. – Nie chciałabyś się ze mną tulić, gdybyś
wiedziała, co chcę ci zrobić.
- Wiem o seksie, Des.
Warknął ponownie, a gniew nagle napiął jego rysy.
- Czy dotykał cię mężczyzna?
- Nie. Chcę tylko ciebie, ale mamy telewizję. – Wzruszyła ramionami, czując jak jej
policzki rozgrzewają się od niskiego warczenia zaborczość w jego głosie zanim dodała.
– I czytam książki.
- Nigdy nie dotknąłem kobiety, ponieważ chcę tylko ciebie. – Jego ciało rozluźniło
się, jakby sama myśl wystarczyła, by uspokoić jego dziką stronę. – Obiecasz mi to
samo? Zachowasz się dla mnie?
Amber uśmiechnęła się do niego.
- Tak.
Desmon odetchnął głębokim, ciężkim westchnieniem ulgi i uśmiechnął się do niej.
- Uwielbiam mój prezent. – Zacisnął drewnianą rzeźbę w dłoni. – Muszę iść. Słońce
zachodzi, a ja mam wiele kilometrów do przebiegnięcia.
Skinęła głową.
- Idź.
Odszedł tak szybko jak przybył. Odczekała jakieś pięć minut, a potem podeszła do
~ 14 ~
drzewa po drugiej stronie starej drogi. Czekały tam porzucone ubrania Desmona, jak
zawsze, ale rzeźby nie było na ziemi. Uśmiechnęła się i miała nadzieję, że jego wilcze
zęby nie uszkodzą drewna, gdy biegł do domu.
Pochyliła się, złożyła spodnie i koszulę, a potem włożyła jego ubrania do torby,
którą używała do ochrony ich przed lasem. Przesunęła kamień, schowała torbę do
dziury, którą wykopała, i pchnęła kamień z powrotem na miejsce. Następnym razem,
gdy przyjdzie, będą na niego czekać.
Uśmiechnęła się szeroko na to, że Desmon chciał się z nią ożenić. Jak tylko skończy
osiemnaście lat, zacznie z nim nowe życie.
To było wszystko, czego kiedykolwiek pragnęła.
Odwróciła się… jej serce prawie zatrzymało się z przerażenia, gdy znalazła się na
wprost trzech nagich mężczyzn stojących w ciszy w lesie w odległości dziesięciu
metrów od niej.
Nie byli podobni do Desmon z ich jaśniejszą skórą i włosami, ale wiedziała, czym
są.
Byli jak Desmon.
Przełknęła mocno. Ten najbliższy niej powąchał, skrzywił się i zwęził na nią zielone
oczy.
- Człowiek.
- Czy on się z nią bawi? – mruknął ten po lewej.
- Nie pachnie nim.
- Albert będzie chciał ją zobaczyć. Będzie chciał wiedzieć, kim ona jest i co
Desmon z nią robi.
Miała kłopoty i Amber wiedziała o tym. Nie potrzebowała zwierzęcego instynktu,
żeby wyczuć niebezpieczeństwo. Jej serce waliło, gdy wystartowała, biegnąc do drogi.
Jeden z nich złapał ją boleśnie w talii zanim zdążyła dotrzeć za daleko, z wściekłym
warczeniem podnosząc ją z nóg.
Ten dźwięk bardziej ją przeraził.
- Dokąd to, króliku? – Jego ostre zęby zagrażały jej skórze, gdy przesunął swoje
~ 15 ~
usta do jej gardła, ślina kapała na nią z jego rozchylonych warg. – Mmmm. Jaka szkoda,
że nie możemy jej teraz zabić. Po tym jak Albert skończy, zabawimy się z nią.
Uwielbiam smak ich krwi. Fajnie jest patrzeć jak umierają.
Amber otworzyła usta i krzyknęła.
~ 16 ~
Rozdział 1
Dzień dzisiejszy – czternaście lat później
Amber poderwała się do pozycji siedzącej na łóżku, dysząc. Dopiero po chwili
zrozumiała, że jest bezpieczna. Nawet kiedy to zrobiła, wciąż brała głębokie wdechy,
próbując spowolnić pracę serca, jednocześnie się przeklinając.
Nie powracała do wspomnienia tego dnia od lat.
Drzwi sypialni otworzyły się gwałtownie, wlewając światło do pokoju, kiedy
wpadła jej młodsza przyrodnia siostra Beatrice.
- Wszystko w porządku?
- Cholera. Krzyczałam, prawda?
Skinęła głową.
- Co to było? Zobaczyłaś pająka? Nienawidzę ich.
- Nie. Przepraszam. – Amber odepchnęła nakrycie. – Miałam koszmar.
Bea posłała jej napięty uśmiech.
- To musiał być epicki.
- Tak. Był naprawdę zły. – Amber odwróciła się do lampy przy łóżku i sprawdziła
czas. – Jak mama?
- Pielęgniarka wciąż ma ją na lekach. – Bea opuściła głowę, wyglądając na bardziej
przytłoczoną i smutną niż powinna być siedemnastoletnia dziewczyna. – Miałam
właśnie zamiar cię obudzić. Nie sądzę, żeby przeżyła noc.
Ból przeszył Amber. Przyjechała dzień wcześniej do domu swojego dzieciństwa, do
którego przysięgała, że już nigdy nie wróci, po tym jak odebrała telefon informujący ją,
że jej matka została wypisana do domu ze szpitala, żeby umarła we własnym łóżku.
Amber tylko skinęła głową.
- W porządku. Nasza trójka będzie z nią siedziała aż do końca.
- Katie tu nie ma. – Bea urwała. – I nie odbiera telefonu. Wiem, gdzie ona jest, i
~ 17 ~
dzwoniłam z tysiąc razy, ale nie zawołają jej. Powiedziano mi, żebym do niej napisała.
- Co masz na myśli, że nie zawołają jej do telefonu?
Na policzkach Bei pojawił się rumieniec.
- Ona jest w Stodole. Jej chłopak tam przesiaduje i lubi, gdy ona jest z nim.
Prawdopodobnie powiedział barmanowi, żeby się rozłączał, żeby nie wyszła.
- Stodoła? Czy to nie bar u podstawy Góry Hollow?
- Tam spędza czas.
- Nie ma jeszcze dwudziestu jeden lat.
Bea wzruszyła ramionami.
- Nie obchodzi ich to.
- Co przez to rozumiesz? Nie martwią się o ich licencję na alkohol?
- Nie. – Bea prychnęła, jakby ten pomysł był absurdalny. – Gdyby Roni była w
pracy, wyrzuciłaby Katie jak zwykle to robi, ale to jest jej wolna noc. Mam jej osobisty
numer i napisałam do niej, ale nie odpowiedziała. Prawdopodobnie jest na randce czy
coś.
- Zadzwonię do baru.
- Barman miał mnie dość i odłożył telefon. Próbowałam nawet przez operatora i
potwierdziła to. – Łzy napłynęły do oczu Bei. – Katie nie będzie tu, gdy mama umrze, i
nigdy sobie tego nie wybaczy.
- Pójdę po nią.
Bea zawahała się.
- Um…
- Co? – Amber podeszła do swojej otwartej walizki leżącej na krześle i złapała
dżinsy.
- To trochę niebezpieczne miejsce. Jest tam wielu motocyklistów.
- W takim razie Katie zdecydowanie nie ma prawa tam być o jedenastej w nocy lub
o każdej porze, jeśli już o tym mowa. Mama pozwalała na to?
~ 18 ~
- Taa, ale wiesz jak bardzo mama piła.
- Nie całkiem.
- Po tym jak tata się wyprowadził i związał z tą nową kobietą, cóż, wszystko, co
robiła to piła. Naprawdę nie obchodziło jej, co robiłyśmy tak długo jak miała alkohol.
Wściekłość zagotowała się pod skórą Amber, sprawiając, że jej twarz się
zarumieniła. Ściągnęła koszulę nocną i szybko się ubrała.
- Pójdę po Katie. Pamiętam jak dostać się do tego baru. Twój tata zwykł czasem się
tam upijać i musiałyśmy iść po niego.
- Ams, to jest niebezpieczne. – Bea brzmiała na zdecydowanie zbyt dorosłą jak na
nastolatkę. – Mam na myśli, że niektórych spędzający tam czas mężczyźni są
przestępcami… naprawdę.
- Spędziłam osiem lat w małżeństwie z Jeffem. – Uśmiechnęła się. – Zaufaj mi.
Wiem wszystko o tych typach.
- Przedstawiał cię swoim klientom?
Wzruszyła ramionami, zakładając buty na obcasach, by dodać sobie wzrostu i mając
nadzieję, że będzie wyglądała na trochę bardziej zastraszającą.
- Kontakty z klientami są częścią życia adwokata. Czasami mieliśmy imprezy, a ja
musiałam poznać kilku z tych mężczyzn, których reprezentował. Moim obowiązkiem
było ich zabawiać.
- Naprawdę nienawidziłam Jeffa. Traktował cię, jakbyś była jego niewolnicą, a nie
żoną.
Amber chwyciła torebkę i napotkała oczy młodszej siostry.
- Wszyscy popełniamy błędy. Myślałam, że był kimś, kim nigdy nie mógłby być, a
on myślał, że zniosę wszystko, co zrobi.
- Nadal cieszę się, że oskubałaś go w ugodzie rozwodowej.
- Sędzia prowadzący naszą sprawę również nie okazał się być zbyt życzliwy wobec
niego, gdy okazało się, że ma cztery dziewczyny, które wspierał w tak zwanym
wynajmowanym lokalu.
- Nigdy niczego nie podejrzewałaś?
~ 19 ~
- Cały czas pracował. Wierzyłam mu, dopóki nie dowiedziałam się, że jakaś kobieta
zaszła z nim w ciążę.
- Czy to dziecko było jego?
Ból wciąż płonął w jej klatce piersiowej za tę zdradę.
- Płaci alimenty, więc zakładam, że tak. Nie pozwolił mi mieć dziecka. Wciąż mnie
zniechęcał, kiedy błagałam go o założenie rodziny, a potem idzie i zapładnia jedną ze
swoich sekretarek? Myślę, że robił w swoim biurze coś więcej niż nadgodziny.
- Przykro mi – powiedziała poważnie Bea. – I naprawdę nie sądzę, żeby to był
dobry pomysł, żebyś poszła do Stodoły.
Amber wzruszyła ramionami.
- Mam już za sobą etap bólu i gniewu z Jeffem. Teraz jestem na etapie więc to
koniec. Dobre wyczucie czasu. Potrafię poradzić sobie z jakimiś małomiasteczkowymi
punkami. Czternaście lat mieszkałam w Los Angeles.
- Okej. – Bea wyglądała na mniej niż pewną. – Proszę bądź ostrożna, Amber.
Pamiętaj, że jeśli wyglądają wrednie i zachowują się wrednie, to znaczy, że są wredni…
więc trzymaj się z daleka.
Piętnaście minut później Amber wjechała na parking Stodoły. Spojrzała na
motocykle, wypasione ciężarówki i podrasowane samochody wokół niej. Westchnęła
głośno i odpięła pas. Potem pochyliła się nad konsolą i otworzyła schowek. Zawinęła
palce wokół pojemnika z gazem pieprzowym, wyprostowała się, wzięła głęboki oddech
i wysiadła z samochodu.
W tym barze była dwudziestoletnia Katie, a furia przeszła długą drogę w Amber, by
znalazła odwagę, żeby wkroczyć do dużego starego budynku.
Gdy weszła do środka muzyka głośno dudniła i pozwoliła spojrzeniu przeczesać
pomieszczenie. Po lewej stronie był bar obsługiwany przez długowłosego mężczyznę w
podkoszulku bez rękawów z tatuażami na obu ramionach. Podniósł wzrok i ich oczy się
spotkały. Zmarszczyła brwi na niego, a potem jej uwaga ruszyła dalej.
Stoły były wypełnione głównie mężczyznami. Kodem ubioru zdawały się być
dżinsy, t-shirty i skórzane kurtki. Świetnie, pomyślała. Pozerski bar motocyklistów na
kompletnym odludziu, w Północnej Kalifornii.
Jej uwagę przyciągnęła jedna z kobiet tańczących przed stołem, ale była starsza,
~ 20 ~
była brunetką i zdecydowanie nie była przyrodnią siostrą Amber. Spódnica kobiety
podniosła się tak wysoko, że pokazała się dolna linia jej tyłka, gdy okręciła się i
pochyliła ruszając się w rytm rockowej melodii.
Dwie kolejne kobiety były z tyłu przy stołach bilardowych. Trzecia kobieta była
przygnieciona za wielkim mężczyzną w czarnej koszulce. Amber nie widziała jej zbyt
wiele, ponieważ mocno obściskiwała się ze swoim partnerem. Ogromny mężczyzna
opuścił ramię i sięgnął, by złapać kobiecy tyłek w dżinsowej spódnicy.
Amber zobaczyła krótkie blond włosy… i wzrósł w niej gniew, gdy ruszyła do
swojej siostry.
Facet przy stole wstał z krzesła i wszedł jej w drogę. Zamarła, spojrzała na niego i
nagle poczuła się malutka przy swoim metrze sześćdziesięciu mimo
pięciocentymetrowych obcasów. Był wielkim sukinsynem, muskularnym mężczyzną z
dużą ilością zarostu.
Uśmiechnął się.
- Hej, mała.
Amber omal nie zatoczyła się do tyłu od jego przesiąkniętego whisky oddechu.
- Przepraszam. – Próbowała go ominąć, ale przesunął się na jej drogę. – Jestem tu
po kogoś.
Złapał ją za ramię.
- Jestem kimś.
- Kogoś innego – wyjaśniła z niewzruszonym spojrzeniem.
- Hej, nie bądź suką. – Jego uśmiech rozszerzył się, pokazując proste białe zęby, co
było zaskakujące, biorąc pod uwagę jak kanciasto na krawędziach wyglądała reszta
niego. – Albo bądź suką. Lubię je.
Mężczyźni w pobliżu roześmiali się i Amber musiała zmusić się do stłumienia
strachu. Uniosła brodę, mierząc go swoim najzimniejszym spojrzeniem i wyrwała
ramię.
- Po pierwsze, nienawidzę tego terminu. Jest niegrzeczny. Po drugie, jeśli znów
mnie dotkniesz, pożałujesz tego. A teraz, proszę zejdź mi z drogi, żebym mogła zabrać
moją siostrę.
~ 21 ~
Przekrzywił głowę, wpatrując się w nią, a potem zerknął przez ramię. Znów się do
niej obrócił.
- Kim jest twoja siostra?
- Katie.
Jego oczy rozszerzyły się i powoli zmierzył ją jeszcze raz, od wysokich obcasów do
twarzy.
- Masz wygląd. – Uśmiechnął się. – Ona jest zajęta, ale ty nie.
Motocyklista znów po nią sięgnął.
Amber uniosła rękę, pokazując mały pojemnik w dłoni i rzuciła mu znaczące
spojrzenie.
- Widzisz to? To jest gaz pieprzowy. Cofnij się i zejdź mi z drogi.
Zmarszczył brwi, ale cofnął się o krok. Pochylił się i zaciekawiony powąchał
pojemnik, co było dziwne, ale też nic w nim nie wydawało się być normalne. Amber
ruszyła, kierując się szybko do pary, która wciąż obłapiała się w kącie. Była
zszokowana patrząc jak facet podnosi jej siostrę i przygniata ją do ściany zanim wsunął
rękę między ich ciała.
- Katie!
Jej siostra szarpnęła się ramionach mężczyzny i obróciła do Amber. Zdziwienie
natychmiast zmieniło rysy twarzy Katie i jej usta opadły w szoku.
- Ams? Do cholery, co ty tu robisz?
Zatrzymując się gwałtownie, Amber zwalczyła chęć krzyknięcia na siostrę za
obłapianie się z facetem w barze przed publicznością. Próbowała pamiętać, że jej siostra
ma ukończone osiemnaście lat, że jest całkowicie legalną osobą dorosłą, ale jej
temperament zwyciężył.
- Musisz natychmiast wrócić ze mną do domu. Mamie się pogorszyło.
Amber pożałowała, że tak po prostu to wypluła, kiedy zobaczyła jak twarz młodszej
siostry blednie.
- Postaw mnie, Merl. – Katie pchnęła jego pierś. – Muszę iść.
- Nie. Możesz wyjść, kiedy skończę. Jestem twardy jak skała i zamierzam cię
~ 22 ~
przelecieć.
Czy on naprawdę powiedział to do mojej siostry? Tak, zrobił to. Umysł Amber
działał, ale jej usta nie. Była oszołomiona i oniemiała.
Katie kręciła się przy ścianie i pchnęła jego pierś.
- Nie przed moją siostrą. Daj spokój, ogierze. Słyszałeś ją. Chodzi o moją mamę.
Wielki palant potrząsnął głową.
- Teraz. Najpierw pieprzenie, potem możesz iść.
Katie zagryzła wargę i odwróciła głowę, wpatrując się w siostrę.
- Idź do domu i usiądź przy mamie, ja wkrótce tam będę.
- Żartujesz? – Oczy Amber rozszerzyły się. – Pójdziesz ze mną w tej chwili.
- Nie mogę. Obiecałem Merlowi trochę mojego czasu. Ignorowałam go.
Serce Amber prawie się zatrzymało.
- Czy on… – Omyło ją przerażenie i lęk. – Czy on ci płaci?
- Nie. – Katie autentycznie wyglądała na obrażoną. – Nie jestem dziwką. Jak mogłaś
tak pomyśleć?
Mężczyzna trzymający jej siostrę zachichotał.
- Ona jest moja i w przeciwieństwie do reszty twojego rodzaju, nie obchodzi ją,
gdzie ją pieprzę.
Amber obróciła głowę, gapiąc się na uśmiechniętych mężczyzn wokół nich, którzy
obserwowali rozwijającą się scenę, jakby to było coś zabawnego. Spojrzała z powrotem
na siostrę i zobaczyła jak bardzo zbladła twarz Katie. Zobaczyła też poczucie winy w
oczach siostry.
- Katie? – Zamilkła, biorąc w garść swoje skonfliktowane emocje. – Jesteś dorosła,
a ja bardzo się staram, żeby nie zwariować, ale nie wyjdę stąd bez ciebie. – Spojrzała
gniewnie na mężczyznę przygniatającego jej siostrę. – Proszę, postaw moją siostrę, albo
zmuszę cię do tego.
Zaśmiał się, zerkając na Katie.
- Lubię ją. Jest zabawna. – Jego uśmiech zamarł, gdy spojrzał na Amber. –
~ 23 ~
Zamierzam przybić twoją małą siostrę do ściany tu i teraz. Wyglądasz na trochę
pruderyjną, więc może będziesz mogła się czegoś nauczyć, kiedy będziesz patrzeć jak
to robię. Potem może dam ci szansę pokazać wszystkim, czego się nauczyłaś.
Palant sięgnął do ust Katie i próbował ją pocałować. Jej siostra pchnęła go,
odwracając głowę, by uniknąć jego poszukujących ust, a Amber poruszyła się bez
zastanowienia. Ten mężczyzna odmówił puszczenia jej siostry, więc złapała kij ze stołu.
Z daleka usłyszała jak ktoś woła, ale uderzyła faceta zanim jego przyjaciele mogli
go ostrzec. Złamał się na jego szerokich plecach. Zaklął głośno, upuścił jej siostrę i
obrócił się twarzą do swojego napastnika – Amber.
Napryskała mu pieprzem w twarz.
Ryknął tak głośno, że to zabolało uszy Amber. Nigdy nie słyszała, żeby ktoś wydał
taki dźwięk. Upuściła pieprz w szoku, gdy wielki mężczyzna gorączkowo drapał się po
twarzy i odwrócił się, wpadając na jeden z czterech stołów bilardowych. Uderzył w
niego, pochylił się i znów ryknął z bólu.
- O mój Boże! Uciekaj! – krzyknęła Katie i złapała ją za ramię. – Nie wiesz, co
właśnie zrobiłaś!
Amber potoczyła się, gdy siostra ją szarpnęła, ale jej nogi nagle jakby przymarzły,
gdy z mężczyzny wyrwało się warknięcie i podniósł się, by się z nią skonfrontować.
Amber nie mogła oderwać wzroku od jego twarzy. Łzy spływały po jego policzkach.
Włosy wyrosły z jego policzków, brody i ramion. Otworzył usta i ryknął; zwierzęcym,
przerażającym dźwiękiem, gdy jego załzawione, wściekłe spojrzenie skupiło się na niej.
Błysnął zabójczymi psimi zębami, które urosły w sposób, w jaki widziała już
wcześniej. Potem rzucił się na nią… szybko.
Amber nie mogła się ruszyć, żeby się bronić. Nie był człowiekiem, ale cholernie
dobrze mogła się domyślić, czym był. Zaczął się zmieniać na jej oczach, potwierdzając
to dla niej, kiedy ktoś wskoczył na jego ścieżkę.
Katie wyrzuciła ramiona, żeby ją chronić.
- Proszę nie, Merl! Ona nie wiedziała.
Merl uderzył Katie w ramię, odpychając ją zamiast atakować, ale potem sięgnął po
Amber, jasno pokazując, że nie ma tyle szczęścia.
W jednej sekundzie Amber stała przerażona, a w następnej wylądowała płasko na
~ 24 ~
plecach. Wstrząsnął nią ból. Minęło dużo czasu, odkąd była bita. Nie była pewna, czy
walczy o oddech przez wspomnienia o swoim dzieciństwie, czy dlatego, że Merl wybił
z niej całe powietrze. Potem ciężar zmiażdżył jej klatkę piersiową, gdy wylądował na
niej, jeszcze bardziej uniemożliwiając jej złapanie oddechu.
Walczyła, żeby wciągnąć powietrze do płuc, i jej oczy rozszerzyły się mocno, gdy
wpatrywała się z czystym przerażeniem w to, co było na niej. Jego ramię się uniosło i
jej wzrok instynktownie spojrzał na nie. Ostre pazury były wysunięte, kilka
centymetrów dłuższe niż opuszki jego palców, a potem zamachnął się na nią.
Katie rzuciła się na jego plecy, chwytając jego ramię. Ominął policzek Amber o
milimetry, gdy jego ręka uderzyła o podłogę obok niej.
- Proszę! – krzyknęła Katie. – To moja siostra!
Katie owinęła się wokół pleców faceta, przytrzymując się go. Oczy Amber zwarły
się z jej siostry. Zobaczyła, jaka przerażona była Katie; poza tym wiedziała, że
prawdopodobnie ma dokładnie taką samą minę.
- Proszę, kochanie – szlochała Katie. – Dla mnie? Nie krzywdź jej. Nie wiedziała.
Myślała, że mnie chroni.
Warknął, wpatrując się groźnie w Amber.
- Nie zabiję jej.
- Dziękuję. – Katie puściła jego ramię i zawinęła swoje wokół jego piersi,
przytulając go. – Dziękuję, Merl. Jestem ci winna i jakoś ci to wynagrodzę.
Nie odwrócił wzroku od Amber, gdy studiował ją tymi załzawionymi, pierwotnie
wyglądającymi oczami, sprawiając, że czuła się jak zdobycz.
- Nie. Ona jest mi winna i zapłaci za to, co zrobiła.
- Nie, nie, nie – błagała Katie. – Nie to, kochanie. Ona jest za stara, a ty jej nie
chcesz.
Cicho warknął.
- Nie zabiję jej, ale mogę zmienić zdanie. Złaź ze mnie. Nie wtrącaj się.
- Zrobię wszystko, Merl. – Katie potarła jego pierś. – Nie będziesz miał z nią
zabawy. Będzie tylko krzyczała i płakała. Z radością przyjmę wszystko, co zechcesz mi
zrobić.
~ 25 ~
Potrząsnął głową.
- Ona.
- Nie!
Odwrócił głowę, przerywając kontakt wzrokowy z Amber i przysunąwszy swoje
ostre zęby na odległość oddechu od twarzy Katie, ryknął.
- Złaź ze mnie, natychmiast!
Katie puściła go, zsunęła się z jego pleców i wstała. Łzy spływały po jej twarzy.
- Proszę, Merl? Błagam! Padnę przed tobą na kolana.
Wilcze wycie wypełniło pomieszczenie i serce Amber prawie się zatrzymało, gdy
obróciła głowę na tyle, by zobaczyć pomieszczenie ze swojej pozycji na podłodze.
Otaczało ich co najmniej trzydziestu mężczyzn i garstka kobiet. Wszyscy stali tam
obserwując i wydając te głośne dźwięki.
Gdyby czysty strach mógł ją zabić, wiedziała, że w sekundzie będzie martwa. Nie
tylko Merl jest wilkołakiem.
Jak w scenie z horroru, cały bar wydawał się być ich pełny.
- Ona – zażądał Merl niskim, nieludzkim głosem.
Płacz wypełnił pokój, gdy Katie wycofała się.
- Proszę nie zabij jej.
Amber spojrzała z powrotem na siostrę, która powoli się wycofywała. Ich oczy się
spotkały.
- Nie walcz. On cię skrzywdzi. – Katie pociągnęła nosem, obejmując ramionami
swoją klatkę piersiową. – Tak mi przykro. Nic nie mogę zrobić.
Katie odwróciła się, twarzą do ściany i nie ruszyła się.
Amber spojrzała na stworzenie kucające na czterech łapach, przygniatające ją do
podłogi swoim ciężkim ciałem. Jego oczy wciąż były bardziej zwierzęce niż ludzkie,
kiedy warknął na nią, pokazując swoje zabójcze zęby. Merl podniósł rękę, opuszczając
swoją uwagę na jej piersi.
Z Amber wyrwał się jęk, kiedy jego pazury lekko szarpnęły za przód jej koszuli
~ 26 ~
między piersiami. Spojrzała w dół, materiał się rozdzielił, a on użył ostrych końcówek,
żeby rozciąć do reszty jej koszulę.
- Chcesz się ze mną bawić? Teraz moja kolej na zabawę z tobą. – Pochylił się, jego
zęby zbliżyły się do jej twarzy, ślina skapnęła z jego otwartych ust i rozprysła się na jej
skórze między piersiami, którą obnażył. – Zaatakowałaś mnie, żebym nie pieprzył
twojej siostry. Dobra wiadomość jest taka, że nie chcę jej w tej chwili. – Zamilkł, pazur
przesunął się między jej żebrami i do zapięcia z przodu stanika utrzymującego miseczki
razem. Pociągnął za nie i rozciął. – Zła wiadomość jest taka, że zamierzam pieprzyć
ciebie… i będziesz cieszyć się tym tak samo jak ja tym gazem.
Wycie ponownie odbiło się echem od ścian.
Nagle przez pomieszczenie rozbrzmiał głośny trzask i Merl poderwał głowę. Jego
źrenice rozszerzyły się bardziej, ale teraz wyglądały jakoś inaczej, jak u psa, który nagle
się wystraszył.
- Do cholery, co tu się dzieje? – warknął mężczyzna głębokim, naprawdę
przerażającym głosem.
Katie okręciła się i upadła na kolana.
- Błagam cię, Alfo! Moja siostra tylko próbowała mnie chronić. Nie mam telefonu
inaczej zadzwoniłabym do ciebie. Nie pozwól Merlowi ją skrzywdzić!
- Bea tu jest? Merl? Co, do diabła? – Pomieszczeniem wstrząsnął ryk, który był dwa
razy bardziej przerażający niż furia Merla. – Zejdź z tej małej dziewczyny! – Rozległo
się kolejne warczenie, gdy głos się zbliżył. – Dlaczego ją tu przyprowadziłaś, Katie? Do
cholery, tylko ty masz pozwolenie, a nawet nie sądzę, że ty też powinnaś tu być!
- To nie Bea – mruknął Merl, ale nie drgnął. – Ona ma tylko siedemnaście lat, a je
nie tykam ich nieletnich.
- Katie ma tylko jedną siostrę. – Głos stał się głębszy, bardziej gniewny.
- Mam też starszą. – Katie pociągnęła nosem. – Zaledwie wczoraj przyjechała do
miasta, ponieważ moja mama jest chora. Zostawiłam mój telefon w ciężarówce Merla i
musiała tu przyjechać, kiedy nie mogła mnie złapać. Proszę, Alfo, błagam cię.
Zaatakowała Merla, myśląc, że mnie ratuje.
- Nie wiedziałem, że masz starszą siostrę. – Głos zrobił się mniej głęboki, łatwiejszy
do zrozumienia, gdy część gniewu opuściła jego ton. – Natychmiast ją puść.
~ 27 ~
Merl warknął cicho, patrząc na Amber z rozdrażnieniem.
- Mam twój zapach, suko. Wkrótce się zobaczymy. Jesteś mi winna trochę bólu.
- Powiedziałem, puść ją!
Ruch przyciągnął uwagę Amber i złapała przelotne spojrzenie stóp drugiego
mężczyzny, gdy zaszedł Merla od tyłu. Sekundę później, Merl został od niej oderwany.
Jego duże ciało przepłynęło dobre dwa metry zanim rozbił się twardo na podłodze.
Amber leżała nieruchomo, wpatrując się w plecy mężczyzna, który właśnie ją
uratował. Miał długie czarne włosy, które opadły za jego szerokie ramiona. Jego
ramiona były muskularne, grube i napęczniałe, rozciągały materiał jego niebieskiej
koszulki. Spod dżinsów wystawały bose stopy, jakby wypadł z domu bez butów, a jego
ręce pozostały zaciśnięte w pięści po bokach. Warknął na Merla, kiedy mężczyzna
usiadł.
- Nie krzywdzimy kobiet, zwłaszcza takich… delikatnych jak ta!
Amber odniosła wrażenie, że powstrzymał się od powiedzenia ludzkich.
- Przepraszam, Alfo. – Merl opuścił głowę, wpatrując się ulegle w podłogę. –
Jestem po prostu wkurzony.
Kilku mężczyzn w barze zaśmiało się i jeden sparodiował wysokim, dziewczęcym
głosem.
- Przepraszam, Alfo.
Inny mężczyzna powiedział.
- Wszyscy Nightwind’owie to suki, nie tylko kobiety.
Długowłosy mężczyzna warknął. Jego głos był niski i niebezpieczny, gdy zapytał.
- Co to było? Z radością podejmę w tej chwili walkę o dominację z Goodwinem.
Daj mi powód, Buck. Proszę.
- Nic. – Dwaj drwiący z nich mężczyźni odwrócili wzrok, jakby bali się nawiązać
kontakt wzrokowy.
- Spryskała mnie gazem pieprzowym – wyjaśnił Merl, kiedy uwaga skupiła się z
powrotem na nim. – To był instynkt, by chronić siebie przed człowiekiem, Alfo.
Długowłosy mężczyzna prychnął.
~ 28 ~
- Jestem pewien, że na to zasłużyłeś.
Wtedy Alfa odwrócił się, stając twarzą do Amber… a ona ujrzała parę niesamowicie
pięknych niebieskich oczu umiejscowionych na tle tej samej przystojnej twarzy, o której
marzyła przez większość jej życia.
Była wdzięczna, że wciąż leżała na podłodze, ponieważ całe jej ciało zwiotczało od
szoku, chociaż nie była pewna dlaczego.
Powinna się go spodziewać, w chwili gdy drugi motocyklista wypuścił futro.
Jego oczy rozszerzyły się w tym samym rozpoznaniu i cofnął się o krok, jego wzrok
ani na chwilę nie opuścił jej.
Amber drgnęła, zaskoczona, kiedy nagle rzucił się na nią bez ostrzeżenia, w sposób,
w jaki człowiek nigdy nie byłby w stanie zrobić. Wylądował na niej na czworakach, nie
dotykając, ale będąc bardzo blisko. Jego ciało znajdowało się centymetry nad jej, gdy
opuścił twarz, aż byli prawie nos w nos. Desmon wpatrywał się w jej oczy i nie mogła
oderwać od niego wzroku. Niebieski był o wiele jaśniejszy niż pamiętała i przełknęła
mocno gulę, która uformowała się w jej gardle, gdy przytłoczyły ją emocje.
- Cześć, Des. – Jej głos był zaledwie szeptem.
Zamknął oczy i odwrócił głowę, oddychając powoli, jakby delektował się tym, co
wąchał.
Potem głębokie, wściekłe warknięcie wyrwało się z jego gardła i jego oczy się
otworzyły. Nie patrzył na jej twarz, tylko na rozciętą koszulę i odsłonięte miseczki
stanika, które ledwo trzymały jej piersi skoro zapięcie zostało przecięte. Jego spojrzenie
uniosło się i zwarło z jej.
- Nie ruszaj się – warknął.
W mgnieniu oka odsunął się od niej, był na nogach i trzymał Merla za gardło. Drugi
mężczyzna krzyknął, gdy został rzucony. Uderzył w ścianę wystarczająco mocno, by
rozbić tynk tam, gdzie uderzył dobre trzy metry dalej.
Desmon warknął, a potem odwrócił się, z czystą furią w oczach, kiedy znów
spojrzał na Amber. Odwrócił głowę, piorunując Merla wzrokiem.
- Jeśli ją skrzywdzisz, zabiję cię. Powoli. Ona jest poza zasięgiem. – Rozejrzał się
po pomieszczeniu, jego przeszywające niebieskie spojrzenie zatrzymało się na każdym
z ludzi stojących tam, teraz kręcącymi się niespokojnie. – Zrozumiano? Jedna kropla jej
~ 29 ~
krwi albo zapach jej przerażenia i umrzecie. Jest pod moją ochroną.
- Dziękuję, Alfo. – Katie wstała. – Jesteśmy ci dłużne.
- Idź do domu do matki – rozkazał Desmon, jakby spodziewał się, że będzie
posłuszna.
Katie kiwnęła głową i podeszła do Amber.
- Wychodzimy. Dziękuję.
- Nie – cicho zażądał Desmon. – Ty idziesz. Ona zostaje. Jest bezpieczna.
Katie otworzyła usta, wyglądając na prawdziwie zszokowaną, ale Desmon warknął
na nią nisko. Katie kiwnęła głową i wycofała się, rzucając przestraszone spojrzenie w
kierunku Amber.
W kilka sekund jej siostra uciekła z baru i cała uwaga Amber skupiła się na
Desmonie.
Podszedł do niej i pochylił się, wyciągając rękę do Amber.
- Przytrzymaj koszulę i pozwól mi pomóc ci się podnieść.
Wciąż drżała z powodu ataku, ale wiedziała, że Desmon jej nie skrzywdzi. Minęło
prawie piętnaście lat odkąd się widzieli, ale wciąż była całkiem pewna, że jest
bezpieczna, przynajmniej fizycznie. Nie była pewna, co do reszty.
Chwyciła razem poły koszuli i sięgnęła po Desmona.
Jego ręka była duża i bardzo ciepła, gdy delikatnie podciągnął ją w górę. Jej nogi
trzęsły się, kolana były słabe, ale udało jej się wstać. W sekundzie, kiedy to zrobiła,
musiała przechylić mocno głowę do tyłu, żeby przyjrzeć się Desmonowi, i szybko zdała
sobie sprawę z kilku rzeczy.
Był wyższy i bardziej umięśniony, niż pamiętała.
Wilkołaki najwyraźniej bardzo dobrze się starzeją.
Desmon wciąż był opalony i ogolony, ale mocne, męskie kąty na jego twarzy
nadawały mu twardszy wygląd.
Amber cofnęła się. Jeśli myślała, że stwardniało jej serce lub wierzyła, że z nim
skończyła, uświadomiła sobie teraz, że oszukiwała się od lat. Ból pozostał tak świeży,
jakby rana właśnie się pojawiła.
~ 30 ~
- Moja matka umiera. – To była pierwsza wymówka, która pojawiła się w jej
głowie, i była prawdziwa. – Muszę iść, Des.
Zrobiła kolejny krok do tyłu, ale zanim zdołała zwiększyć odległość między nimi,
Desmon ją złapał. Chwycił ją za ramiona swoimi wielkimi zrogowaciałymi dłońmi,
przytrzymując ją w miejscu. Ich spojrzenia się zwarły i nie mogła przegapić gniewu,
jaki tam zobaczyła. Podniósł głowę, przerywając kontakt wzrokowy, żeby spojrzeć na
ludzi za nią.
- Chcę, żeby wszyscy wyszli. Oczyść bar. – Spojrzał na barmana. – Zamknij go,
Jake.
- Większość wilków tutaj jest od Goodwinów. Bar jest neutralnym terytorium. To
ziemia rozejmu. Nie mogę zmusić ich do wyjścia, ponieważ tak mówisz.
Desmon warknął.
Jake kiwnął głową, jakby to było wszystko, co należało powiedzieć.
- Wszyscy wychodzą, natychmiast. Słyszeliście alfę. Jeśli chcecie z nim walczyć,
proszę bardzo! – Przerwał i ponownie spojrzał z wahaniem na Desmona. – Czy
przynajmniej mogę pójść do mojego mieszkania na górze?
- Wynocha! – krzyknął Desmon tym niskim, nieludzkim głosem.
Ciekawość sprawiła, że Amber obejrzała sie za siebie, zaskoczona, gdy wszyscy w
barze zabrali swoje rzeczy i szybko rzucili się do wyjścia. W niecałą minutę, ostatnia
osoba wybiegła za drzwi. Uścisk Desmona na jej ramionach wzmocnił się, przyciągając
jej uwagę z powrotem do niego. Spojrzała na niego z dziwną kombinacją strachu i
tęsknoty.
Desmon dojrzał, kiedy jej nie było.
Przyglądała się jego silnym kościom policzkowym, na jednym miał nikły ślad
blizny, której wcześniej tam nie było. Jego usta nadal były pełne i zmysłowe, ale jego
czarne rzęsy wydawały się być grubsze niż pamiętała, a jego oczy wciąż ją nawiedzały.
Mogła zobaczyć odzwierciedlający się w nich ból przeszłości, jakby jego dusza została
wyrwana tak jak jej.
- Szukałem cię – wyszeptał. – Nie mogłem cię znaleźć. Gdzie byłaś? Gdzie poszłaś?
Amber przełknęła przez wciąż duszące ją emocje.
~ 31 ~
- Los Angeles. Poszłam zamieszkać z moim biologicznym ojcem.
Desmon zamknął oczy. Jego uścisk na niej rozluźnił się, ale nie puścił. Wziął
głęboki oddech, potem następny zanim otworzył te niesamowite oczy, jeszcze raz
więżąc z nią ich spojrzenia.
- Myślałam, że twój gatunek nie miesza się z ludźmi. – Zmusiła się do odwrócenia
wzroku i rozejrzała się po barze. Potem obróciła się od niego i westchnęła pokonana. –
Uznałam, że dopóki jestem w mieście, nigdy nie wpadniemy na siebie.
- Wszystko się zmieniło. – Mięsień w jego szczęce podskoczył, wyraźnie pokazując,
że zaciskał zęby. Potem zapytał. – Dlaczego wróciłaś, jeśli nie chciałaś mnie widzieć?
- Moja matka naprawdę umiera. Alkohol, narkotyki i palenie w końcu ją dopadło.
Katie jest moją przyrodnią siostrą, tak samo Bea. Zadzwoniły, żeby powiedzieć, że
mamie zostało tylko kilka dni życia. Przyjechałam tu wczoraj rano. Jak tylko odejdzie,
pochowamy ją i znowu wyjadę. Przysięgłam nigdy nie wrócić, ale nie miałam wyboru.
- Dlaczego mnie zostawiłaś?
Jego głos wciąż był niski i chrapliwy, a nie gładki i czysty jak go zapamiętała.
Znowu, to zabrzmiało tak, jakby coś jeszcze to ukradło i przemawiało w jego imieniu.
Amber zdała sobie sprawę, że to mówi jego zwierzęca strona, i coś z tego owinęło się
wokół jej serca, sprawiając, że ból był prawie fizyczny, ponieważ nie mogła zignorować
surowej agonii, jaką usłyszała. To było za dużo i wszystko w niej chciało uciec od tego.
- Wiesz dlaczego. – Amber próbowała się cofnąć, ale zacieśnił na niej swój uchwyt.
– Muszę iść. – Czuła jak łzy pieką jej oczy. – Dobrze wyglądasz, Des. Mam nadzieję, że
minione lata były dobre dla ciebie. Zostałam zraniona, ale zawsze życzyłam ci
szczęśliwego życia. – Szarpnęła się mocniej, żeby wyrwać się z jego uścisku. – Musisz
pozwolić mi teraz odejść.
Jego nos rozszerzył się, gdy ją powąchał, wyraźnie pokazując, że naprawdę bardziej
jest zwierzęciem niż człowiekiem.
- Nie.
- Tak. – Wygięła na niego brew. – Proszę, puść mnie. Natychmiast.
- Nie.
- Przepraszam? Nie możesz mnie tu trzymać. Jest ludzka policja, która będzie miała
bardzo duży problem z tego, że mnie porwałeś. Zresztą nawet nie wiem, dlaczego ci
~ 32 ~
zależy – rzuciła, kiedy gniew szybko przebił się przez szok i ból. – Bądźmy szczerzy.
Byliśmy głupimi dziećmi. Ledwo spędzaliśmy ze sobą czas… a ty dokonałeś wyboru.
- Nie miałem wyboru. – Złość napięła jego przystojne rysy. – Zabiliby cię. Zrobiłem
jedyną rzecz, jaką mogłem. Chroniłem cię. Obiecałaś być moją partnerką, a ja
zapewniłem ci bezpieczeństwo. To było moje zadanie. Zrobiłem to, a ty odeszłaś!
Serce jej pękło jeszcze trochę, ponieważ brzmiał, jakby mówił to poważnie.
Desmon naprawdę myślał, że zrobił właściwą rzecz… więc musiała mu
przypomnieć.
- Oddałeś mnie komuś innemu, a sam odszedłeś do lasu z inną kobietą uprawiać
seks.
- Udawałem, że przekazuję cię mojemu najlepszemu przyjacielowi, wiedząc, że
nigdy cię nie dotknie. Upewnił się, że nie zostałaś ranna, i zabrał cię od Alberta. –
Uścisk Desmona na jej ramieniu rozluźnił się, ale nie puścił jej całkowicie. – Zostałaś
ranna? Czy zrobił coś innego niż zabrał cię w bezpieczne miejsce?
- Wydostał mnie stamtąd, i nie, nie dotknął mnie. – Szarpnęła mocniej ramieniem,
wyrywając je z jego uścisku i cofnęła się. – Masz dwie z trzech racji.
- Amber…
- Nie mogę zapomnieć ani wybaczyć. Nawet nie jestem pewna, czy wiem jak. To
nie tak, że dorastałam z wielką miłością i zrozumieniem. Oto gdzie teraz jesteśmy, Des.
Nie ma powrotu, nie można naprawić tego, co się stało. Masz pojęcie jak bardzo boli
mnie patrzenie na ciebie? Byłeś jedyną dobrą rzeczą w moim życiu. – Odwróciła się i
stłumiła łzy, gdy szła do drzwi. – Przykro mi. Wiem, że to nie wszystko twoja wina, ale
nie mogę tego zrobić.
- Jesteś wszystkim, czego kiedykolwiek chciałem! – zawołał, gdy próbowała uciec.
– To bez różnicy, że obiecałaś mi siebie, kiedy byliśmy młodzi. Nie jestem człowiekiem
tak jak ty. Nie mogę tego odrzucić. Wilkołaki tak po prostu nie idą do przodu, kiedy
znajdują swoich partnerów, Aniele. Sparowaliśmy się na całe życie.
Zatrzymała się w pół kroku, stając na jedną chwilę, ale ból był zbyt wielki. Odeszła
od mężczyzny / wilka, który kiedyś miał jej serce.
- Do widzenia, Des.
~ 33 ~
Rozdział 2
Wspomnienia wyszły wraz z Amber przez drzwi Stodoły. Ten nieszczęsny dzień
szesnastych urodzin Desmona, kiedy to została zmuszona do przejścia wielu
kilometrów przez las do miejsca, które żałowała, że kiedykolwiek zobaczyła.
***
Ludzie Desmona zgromadzili się na dużym obszarze w pobliżu rzeki. Widok
dziesiątek nieznajomych sprawił, że Amber z początku poczuła się bezpieczniej, ale
strasznie się myliła. Mężczyzna po trzydziestce, o blond włosach, podszedł do trójki,
która zmusiła Amber do przejścia przez las. Pomimo marsa na twarzy, miał miłą,
przystojną twarz. Miał na sobie garnitur, chociaż wyglądał nie na miejscu, biorąc pod
uwagę to, gdzie byli. Amber wciąż skupiała na nim swoje przerażone spojrzenie, w
milczeniu szukając pomocy.
- Ukradliście człowieka? – Mężczyzna zatrzymał się, jego zielone spojrzenie
uważnie przyjrzało się jej twarzy zanim spojrzał na silny uścisk, jaki dwóch mężczyzn
miało na jej ramionach. – Co to jest, rozrywka? Nie potrzebujemy zgłoszenia zaginionej
osoby. To przyśle stróżów prawa, deptających po całym naszym terytorium w
poszukiwaniu jej.
Ten, który wcześniej ślinił się na nią, powiedział.
- Doszliśmy do niej za Desem. Rozmawiał z nią. Zostawiła dla niego ubrania, które
zakopała po tym jak je zostawił. Było oczywiste, że często to robią.
Szok przeszedł przez rysy starszego mężczyzny i jego wzrok stał się lodowaty, gdy
studiował Amber.
- Skąd znasz Desmona?
Nie była pewna jak odpowiedzieć. Zrobiłaby wszystko, by chronić Desmona, a on
powiedział jej, że jego gatunek nie miesza się z ludźmi. Wyjaśnił, że ich przyjaźń była
zabroniona w jego świecie, więc trzymała usta mocno zaciśnięte i zdecydowała, że nie
będzie mówić.
~ 34 ~
- Może straciłeś swój zmysł, Martin. – Mężczyzna podszedł bliżej i powąchał jej
szyję. – Nie pachnie nim.
- Jesteśmy tego świadomi. Gdyby po prostu pieprzył jedną z nich, nie
przyprowadzilibyśmy jej do ciebie, ale to nie ten przypadek. – Martin, kretyn, który
nadal ściskał boleśnie jej ramię, wzruszył ramionami. – Pomyśleliśmy, że możesz
będziesz chciał się dowiedzieć, co się dzieje, Alfo Albercie.
- Chcę. – Albert skinął głową, a potem spojrzał na Amber. – Mów. Powiedz mi, co
cię łączy z Desmonem.
- Chodziłam po lesie – skłamała. – Znalazłam ubrania na ziemi i torbę. Po prostu
włożyłam je do środka, myśląc, że ktoś je zgubił. Droga jest tuż obok, więc założyłam,
że ktoś je przypadkowo zostawił. – Modliła się, żeby kłamstwo zadziałało, i celowo
przekręciła imię. – Nie znam nikogo o imieniu Desmond.
- Znasz Desmona. – Oczy mężczyzny zwęziły się i cichy warkot wydobył się z głębi
jego gardła.
- Nie – zaprzeczyła.
- Odejdź od niej, do diabła! – rozległ się głośny głos Desmona, bardziej warknięcie
niż rzeczywiste słowa.
Amber obejrzała się i patrzyła jak Desmon zmierza prosto w jej stronę. Miał nagą
klatkę piersiową i był boso, był ubrany tylko w dżinsy. Całe jego ciało było napięte od
wyraźnej furii. Palant, który ją trzymał, sapnął i puścił ją, cofając się szybko, mimo że
Desmon był tylko nastolatkiem.
W kilka sekund, Desmon złapał ją i pchnął za siebie. Wyciągnął rękę i objął ją
jednym ramieniem, przysuwając Amber do siebie.
- Kim jest ta dziewczyna?
- Ona jest moją przyszłą partnerką, Alfo. – Głos Desmona był niski i ochrypły. –
Nie stanowi dla nas zagrożenia. Wie o mnie, odkąd byliśmy dziećmi, i nigdy nie
zdradziła mojego zaufania.
- Partnerka? – Albert roześmiał się głośno, ostry dźwięk sprawił, że strach
przepłynął wzdłuż kręgosłupa Amber. – Ona jest owcą.
Desmon warknął nisko i głęboko.
~ 35 ~
- Ona jest moja.
- Rozumiem. – Alfa poruszył się na tyle, żeby zerknąć na Amber ponad ramieniem
Desmona. – Należysz do niego, człowieku?
Nie mogła przegapić sposobu, w jaki Desmon się napiął, kiedy wszyscy czekali na
jej odpowiedź.
- Tak. – Skinęła głową i Desmon wyraźnie się rozluźnił. Tak samo ona, ponieważ
było oczywiste, że udzieliła właściwej odpowiedzi. – Należę.
- Bezcenne. – Wzrok Alberta zrobił się lodowato zimny, gdy przeniósł swoją uwagę
na Desmona. – Złamałeś prawa watahy, ujawniając się przed jednym z nich.
Desmon nie wahał się ani nie wzdrygnął.
- Odbiorę moją karę.
Strach wkradł się do Amber i chwyciła się spodni Desmona. Ostatnią rzeczą, jakiej
chciała, to, żeby wpadł przez nią w kłopoty, ale po prostu nie wiedziała jak wydostać
ich z tego bałaganu.
- Tak, odbierzesz. – Albert znowu spojrzał na nią i wygiął brew. – Weźmie bicie
batem za to, co zrobił… chyba że chcesz zaprzeczyć jego roszczeniu wobec ciebie.
Weźmie tak wiele razów, że człowiek padłby martwy w połowie.
Przerażenie przepłynęło przez Amber i otworzyła usta. Desmon obejrzał się na nią,
jej oczy były rozszerzone, jakby mówił jej, że ma milczeć.
- Nie mów tego – rozkazał cicho. – Zaufaj mi.
Nie chciała, żeby go skrzywdzono, ale kiwnęła głową i owinęła wokół niego swoje
ramiona, wyraźnie pokazując, że zatwierdzenie Desmona jest ważne.
Desmon jeszcze raz obrócił się do swojego alfy.
- Dobrze ją wyszkoliłeś jak na człowieka. – Alfa zaśmiał się szorstko. – I czuję się
hojny, ponieważ są twoje urodziny. – Podniósł rękę. – Millia? Wystąp.
Ruch przyciągnął uwagę Amber i patrzyła jak z lasu wychodzi wysoka, szczupła
kobieta w wieku około dwudziestu lat. Szok na widok nagiego ciała kobiety rozszerzył
oczy Amber. Millia wydawała się być nieświadoma tego, że nie ma na sobie skrawka
ubrania przed tymi wszystkimi ludźmi. Ciemnowłosa i jasnooka, jej podbródek był
~ 36 ~
uniesiony wysoko, gdy szła z wdziękiem na długich, pięknych nogach, aż do nich
dotarła.
Albert złapał oszołomione spojrzenie Amber.
- Jest piękna, prawda? Jest w rui, a także jest moją siostrzenicą. Planowałem, że
Desmon ją przeleci i zajdzie w ciążę. Nie sądzisz, że stworzą razem piękne szczenięta?
Silne, małe szczenięta alfa, żeby nasza wataha była potężniejsza.
Desmon warknął.
- Nie, dziękuję ci, Alfo. Nie chcę jej.
- Nie zamierzałem cię pytać – odwarknął drugi mężczyzna, wściekłość napięła jego
rysy. – Ale wszystko się zmieniło. Millia narzeka, że nie chce partnera. Mimo to,
ofiarowuję ją tobie w zamian za twojego małego człowieka.
Ciemnowłosa kobieta sapnęła.
- Wuju, obiecałeś mi, że mogę po prostu…
- Cisza – ryknął mężczyzna. Jego rysy zmieniły się i jego oczy pociemniały. – Ja
jestem tu alfą i ustalam zasady. Krew między nami nie oznacza, że będę znosił twoje
pyskowanie. A zamiast Desa ty odbierzesz baty.
Kobieta szybko opuściła głowę.
- Oczywiście. Przepraszam, Alfo.
- Nie – stanowczo oznajmił Desmon. – Millia mnie nie chce, a ja chcę tylko Amber.
Dwa razy zaprzeczysz naturze, jeśli to wymusisz. Dziękuję za propozycję, ale wybrałem
moją partnerkę.
- Niech tak będzie. – Mężczyzna uśmiechnął się zimno, odsłaniając ostre psie zęby,
które wydłużyły się z jego ust. – Daję ci pozwolenie na sparowanie się z nią.
- Dziękuję, Alfo. Ona nikomu o nas nie powie. – Desmon opuścił głowę tak jak
kobieta. – Z twoim pozwoleniem, zabiorę ją do domu. Doceniamy twoje
błogosławieństwo dla naszego przyszłego parowania, gdy ona osiągnie pełnoletniość.
- Zrobisz to teraz. – Głos alfy wyostrzył się. – Dzisiaj. Nie chcę mieć biegającego
wokół człowieka, narażającego nas na ryzyko. Ona albo jest częścią naszej watahy, albo
zbyt niebezpiecznie jest pozwolić zostawić ją przy życiu.
~ 37 ~
Głowa Desmona podskoczyła w górę, jego ciało znów się napięło, ale potem kiwnął
głową.
- Zabiorę ją do domu i zrobię to natychmiast.
- Nie. – Mężczyzna się uśmiechnął. – Zrobisz to tutaj, gdy wszyscy przybędą. To
zostanie zrobione przed całą watahą. – Wskazał na środek polany. – Właśnie tam i
zgodnie z naszymi dawnymi tradycjami. Chcesz sparować się z człowiekiem? Ona musi
udowodnić reszcie nas, że jest wystarczająco silna, by być pod moją ochroną.
- Tato! – Rozbrzmiał nowy głos. – Proszę, nie rób tego.
Starszy mężczyzna warknął, wpatrując się w blond nastolatka, która wystąpił.
- Nie wtrącaj się, Jeremiah.
- Wiedziałem o niej od lat. Masz moje słowo, ona nie zdradzi jego zaufania.
- Ja jestem alfą. – Wściekłość chwyciła szorstkie rysy Alberta. – Nie ty. Jeszcze nie.
- Proszę. – Młodszy blondyn wystąpił, by stanąć obok Desmona, obaj prawie
dotykali się ramionami. – On jest dla mnie jak brat i proszę o to jak o osobistą
przysługę. Pozwól mu zabrać ją do domu i dokonać parowania na jego sposób.
Albert zdjął marynarkę i chwycił za swoją ładną koszulę, zrywając ją ze swojego
ciała jednym szybkim ruchem.
- Chcesz dla niego przysługi? W porządku. – Spojrzał na Desmona. – Daję ci
wybór, ponieważ mój syn ma słabość do ciebie. Albo zgodzisz się na ceremonię
parowania z twoim człowiekiem tutaj, w starej tradycji, albo możesz dosiąść Millię, by
pomóc jej stworzyć szczenię. Jesteś teraz pełnoletni i od alf oczekuje się, że będą
rozmnażać się dla tej watahy. Jeśli wybierzesz Millię, pozwolę ci dać twojego
człowieka mojemu synowi. Może ćwiczyć na twojej małej owieczce jego własne
rozrodcze obowiązki, skoro obaj tak bardzo kochacie ludzi. Zobaczmy jak bratersko
będzie obaj czuli się wobec siebie wiedząc, że Jeramiah ją pieprzy. Oddając ją, powiesz
wszystkim w tym stadzie, że rezygnujesz ze swojego roszczenia do niej na zawsze.
Osobiście się, co do tego upewnię.
- Ojcze – zadławił się blondyn. – Proszę.
- Powiedziałem – warknął Albert do Desmona, ignorując swojego syna. – Podejmij
decyzję teraz.
~ 38 ~
Amber nie była pewna, co się dzieje, ale wiedziała, że Desmon się z nią sparuje.
Jego ciało drżało, a potem odwrócił głowę, by popatrzeć na nią. Spojrzała w jego oczy i
ujrzał w nich płonącą czystą furię, ale potem napotkał spojrzenie swojego przyjaciela.
- Chroń ją. Daję ci Amber.
Poczuła się tak, jakby jej serce zatrzymało się w piersi, a w następnej chwili bicie jej
serca ryknęło w jej uszach. Przeszył ją szok, ale równie szybko jak agonia
rzeczywistości została na niej wymuszona, Desmon wyrwał się z jej uścisku.
Jerimiah zaklął. Złapał Amber, przyciągając ją do swojej pierś i zgniatając ją w
klatce swoich ramion. Walczyła z przystojnym, muskularnym blondynem, ale jego
uścisk był jak stal.
Jeramiah warknął na ojca.
- Nie zapomnę tego.
- Ja też nie. – Jego ojciec roześmiał się. – Poszło znacznie lepiej niż kiedykolwiek
sobie wyobrażałem.
Niema i wciąż wstrząśnięta tym, że Desmon oddał ją swojemu przyjacielowi,
patrzyła z niedowierzaniem jak ruszył błyskawicznie do nagiej kobiety, złapał ją za rękę
i prawie zaciągnął do ciemniejącego lasu.
- Des? – Jej usta w końcu zadziałały, a kiedy tak się stało, krzyknęła. – DES!
Szedł dalej, nawet nie rzucając jej spojrzenia, gdy on i Millia zniknęli w lesie.
Jeramiah znowu przeklął szpetnie. Powiedział słowa, których nie powiedziałby nawet
jej ojczym, zanim podniósł Amber z jej stóp, ruszając w przeciwnym kierunku.
***
Bez względu na to jak bardzo się starała, Amber nie mogła otrząsnąć się ze
wspomnień przeszłości, kiedy przecinała parking baru. Jej ręce trzęsły się, gdy
odblokowała drzwi samochodu i je otworzyła.
- Ams?
Zamarła, jej kręgosłup zesztywniał na dźwięk Desmona za nią. Nie musiała
~ 39 ~
odwracać głowy, by wiedzieć, że jest blisko. Nie słyszała jak poszedł za nią, ale też,
była w innym czasie i miejscu w swoim umyśle, przeżywając koszmar, który pragnęła,
żeby pozwolił jej zapomnieć.
- Nie rozumiesz, co tak naprawdę wydarzyło się tamtego dnia. Przynajmniej pozwól
mi wyjaśnić, jesteś mi to winna.
Amber powoli odwróciła się w stronę mężczyzny, którego kiedyś kochała bardziej
niż wszystko.
- W tej chwili to jest dla mnie za dużo i muszę iść. Moja matka może umierać, gdy
rozmawiamy.
Okręciła się i próbowała wsiąść do samochodu.
Wyciągnął rękę i jeszcze raz złapał ją za ramię.
- Daj mi kilka minut, żebym wyjaśnił, co się wydarzyło, żebyś naprawdę
zrozumiała.
- Nie. – Nie chciała patrzeć na niego i szarpnęła ramieniem, ale nie puścił. –
Przepraszam, ale muszę iść.
- Cholera. – Jego głos zmienił się w warczenie. – Wysłuchasz mnie!
Amber sapnęła, gdy ją obrócił i przygwoździł do tylnych drzwi pasażera.
Rozszerzył bose stopy, żeby obniżyć swój wzrost i trzymał jej przedramiona swoimi
wielkimi rękami. Poderwała wzrok, gdy cicho warknął. Jego twarz zmieniła się i
nieważne jak bardzo wierzyła, że jej pamięć jest dobra, widząc jak jego rysy zmieniają
się w bardziej zwierzęce, przestraszyła się. Nie pamiętała, żeby wyglądał tak
przerażająco, kiedy robił to jako nastolatek.
- Tracisz swoją twarz, Des.
- Nie obchodzi mnie to. – Puścił jej ramiona i zamiast tego położył ręce na
samochodzie po obu jej bokach, żeby uwięzić Amber. – Należysz do mnie… i ze mną.
- Oddałeś mnie, pamiętasz? Zrezygnowałeś z tego prawa. To ty złamałeś obietnicę,
nie ja. Teraz pozwól mi odejść.
Wydawało się, że jego szczęka się wydłużyła, i wyrosły ostre zęby, wystarczająco,
żeby być wyjątkowo zauważalne. Poziom strachu Amber poszybował w górę i
odepchnęła się od samochodu, ale nie miała gdzie iść.
~ 40 ~
- Nie patrz tak na mnie. Nigdy cię nie skrzywdzę.
- To kłamstwo – przypomniała mu. – Już mnie zraniłeś.
Jego pysk opadł i zamknął oczy. Brał głębokie, powolne oddechy, a potem znów na
nią spojrzał. Otwarcie gapiła się na jego rysy. Czarna warstwa włosów pokrywała całą
jego twarz i przypominał coś wprost z horroru. Pół człowiek i pół wilkołak.
- Chciałem, żebyś zobaczyła mnie takiego, żebyś zrozumiała, dlaczego nie mogłem
sparować się z tobą tamtej nocy. Pamiętasz, co powiedział ten drań? Zażądał, żebym
sparował się z tobą na środku polany przed wszystkimi moimi ludźmi. Nawet nie wiesz,
z czego składa się parowanie, prawda? To nie jest podobne do ludzkiego ślubu, Ams.
Nieprzyjemne uczucie sprawiło, że zmarszczyła brwi.
- Wtedy nie wiedziałam, czego się spodziewać, ale miałam dużo czasu, żeby się nad
tym zastanowić. Chciał, żebyśmy uprawiali seks przed wszystkimi, prawda?
- Tak.
W duchu, Amber się skrzywiła.
- To byłoby naprawdę dziwne i okropne stracić dziewictwo przed tłumem, ale jakoś
mogłabym to przeżyć z tobą. Jeśli myślałeś, że oszczędzając mi tej traumy to zrani mnie
mniej niż ty pieprzący kogoś innego po tym jak wcisnąłeś mnie swojemu przyjacielowi,
to pomyśl jeszcze raz. Czy teraz mogę odejść?
Desmon pochylił się, wpatrując się w jej oczy.
- Zażądał, żebym sparował się z tobą w tradycyjny sposób. Spójrz na mnie.
Zrobiła to, nie mogąc przestać patrzeć na jego przemienione rysy.
- Więc? Wyglądasz przerażająco, ale kiedyś też czasami traciłeś twarz, gdy się
wściekałeś, a ja się nie bałem.
- Spójrz na moje ciało, Aniele.
Nie cierpiała słyszeć jego czułego imienia dla niej. To przyniosło bolesne
wspomnienia z czasów, kiedy byli razem szczęśliwi.
Zawahała się, a potem opuściła oczy. Grubsze włosy pokrywały jego ramiona.
Pokrywały powierzchnię, na której była skóra, spływając do nadgarstków. Podniósł
jedną rękę, pokazując jej groźnie wyglądające pazury, które wystawały na kilka
~ 41 ~
centymetrów z jego palców.
Amber ponownie przeniosła swoje oszołomione spojrzenie na jego twarz.
- Teraz pozwól, że podzielę się z tobą starożytnymi, barbarzyńskimi tradycjami
moich ludzi. Kobieta zostałaby rozebrana do naga i ustawiona na czworakach na środku
polany, by upewnić się, że wszyscy mogą być świadkami parowania. – Jego głos
pogłębił się do warczenia. – Wtedy alfa musi zaakceptować kobietę, pieprząc ją
pierwszy. Kiedy to się dzieje, krewni męskiego partnera trzymają go, żeby nie
zaatakował alfy za dosiadanie jego kobiety. Rozwściecz mężczyznę wilkołaka i oto co
dostaniesz, tylko zdziczałego i oszalałego z zazdrości i furii. Jeśli zaaprobuje, alfa
odejdzie, a samiec zostanie przyprowadzony do samicy, żeby dokończyć parowanie.
Zapach innego mężczyzny na tobie sprawiłby, że stałbym się jeszcze bardziej szalony.
Mój wilk chciałby desperacko pozbyć się jego zapachu z ciebie. Byłbym brutalny nie
chcąc tego. Tak właśnie chciał wprowadzić cię do naszej watahy, jako moją partnerkę…
gdybyś przeżyła.
Kolana Amber ugięły się i zaczęła osuwać się po boku samochodu, ale Desmon
nagle zmienił się całkowicie w człowieka. Złapał ją dłońmi bez pazurów wokół jej talii,
żeby podnieść ją z powrotem. Pochylił się, ponownie przygniatając ją do samochodu, a
jego głos złagodniał.
- Zgwałciłby cię na moich oczach, Aniele. A ja byłby bezradny, żeby go
powstrzymać. Prawdopodobnie by cię zabił, a nawet gdybyś przeżyła, w tym momencie
byłbym naprawdę oszalały. Nie byłbym w mojej skórze, kiedy dotarłbym do ciebie. –
Pogłaskał delikatnie jej biodra, jakby potrzebował dotyku. – Nie byłbym delikatny.
Wziąłbym cię w tym pół-zmienionym stanie. To byłoby brutalne, a potem ugryzłbym
cię, żeby przypieczętować naszą więź.
Widziała szczerość w jego oczach, a jej żołądek ciążył do obrazów, jakie stworzył.
Kiwnął głową, przesuwając ręce na jej plecy, wciąż gładząc ją łagodnie, jakby samo to
wystarczyło, żeby spróbował ją uspokoić.
- Wierzyłem, że nie przeżyjesz, a kochałem cię za bardzo, żeby kiedykolwiek
pozwolić komuś innemu cię zgwałcić. Jedyny sposób, w jaki mogłem zapewnić ci
bezpieczeństwo, to oddać cię Jazzowi. Wiedziałem, że będzie cię chronił i zaprowadzi
w bezpieczne miejsce, żeby nikt cię nie skrzywdził. Nie miałem wyboru.
- Kim jest Jazz?
- Jeramiah, ale teraz skrócił do Jazz. Zmienił swoje imię po tym jak jego ojciec zabił
~ 42 ~
człowieka, którego kochał.
Amber wpatrywała się w jego pierś, nie mogąc spojrzeć mu w oczy. Obraz, który
namalował, wystarczył, by zrozumiała.
- Twój lud jest naprawdę popieprzony. – Nawet nie czuła się źle mówiąc mu to,
kiedy znów na niego spojrzała. – Puść mnie.
Zaskoczenie przemknęło po jego przystojnej twarzy.
- Chroniłem cię.
- Słyszałam ich w środku. Teraz jesteś alfą, prawda? Dowodzisz?
Skinął ostro głową.
- Zabiłem Alberta za to, co nam zrobił.
- O Boże. – Musiała uciec od niego. – Jesteś mordercą? W to właśnie się zmieniłeś?
- Zabiłem go i nie będę przepraszał za to, że ochroniłem mój lud przed tym
okrutnym potworem.
- Moja matka umiera. Proszę odsuń się. Muszę do niej jechać. – Amber spojrzała na
niego i błagała. – Nie odbieraj mi również tego, Des. Nie krzywdź mnie w ten sposób,
zmuszając mnie do opuszczenia jej ostatnich chwil.
- Rozumiem. Nigdy nie chciałem niczego ci zabierać. – Desmon oderwał się, jakby
to działanie fizycznie go bolało. – Ale proszę cię, żebyś nie opuszczała miasta. – Posłał
jej intensywne spojrzenie, jakby był przyzwyczajony, że jego poleceń słucha się
prostym ostrzegawczym spojrzeniem. – Nie skończyliśmy rozmawiać.
Otworzyła drzwi, kiedy się cofnął. Jej dłonie drżały, gdy wsunęła się do samochodu.
Jego słowa brzmiały groźnie i nie chciała na niego patrzeć, gdy odjeżdżała.
~ 43 ~
Rozdział 3
Amber sączyła kawę i patrzyła na swoje śpiące siostry. Bea zasnęła na kanapie, a
Katie na małej sofie. Wyczerpanie sprawiło, że Amber ziewała, ale miała zbyt wiele
rzeczy w głowie, żeby odpocząć.
Ich matka przetrwała całą noc, a potem odeszła spokojnie w swoim narkotycznym
śnie tuż po dwunastej w południe. Pielęgniarka hospicjum była niesamowita, wykonując
wszystkie trudne telefony. Wkrótce po tym przybył lekarz, stwierdził śmierć, a potem
pojawił się ktoś z zakładu pogrzebowego, by zabrać ciało ich matki.
Amber płakała razem z siostrami, zrobiła im coś do jedzenia i namówiła je do
położenia się, ponieważ nie spały całą noc i następne popołudnie.
Wciąż trzeba było zorganizować pogrzeb, podzwonić. Spojrzała na zegar. Było po
piątej, więc plany będą musiały poczekać do jutra. Była dość krótka lista powiadomień.
Dianna, ich matka, spaliła wiele mostów poślubiając swojego drugiego męża.
Większość jej rodziny i przyjaciół przestała z nią rozmawiać. Wybrała brutalnego pijaka
ponad ludzi, którym na niej zależało.
To nadal gniewało Amber.
Matka trzymała stronę tego drania przeciwko własnej córce. Nawiedziły ją
wspomnienia jej okropnego dzieciństwa. Richowi nie podobało się, że z nią utknął.
Nigdy nie próbował być ojcem dla dziecka, które nie było jego, nazywając ją
gównianym końcem kija oferty pakietowej. Zawsze była obwiniana o wszystko, a on
lubił bić… dużo.
Matka tylko mówiła jej, żeby próbowała zachowywać się lepiej, próbowała mocniej,
obiecując, że w końcu on zmieni zdanie, ale nigdy tak się nie stało. Amber uciekła po
wydarzeniach z Desmonem.
Odłożyła kubek, kiedy jej ręce zaczęły drżeć. Dobrze wyglądał. Część niej miała
nadzieję, że wyrósł na brzydala, ale głównie chciała go po prostu unikać. Szczęście nie
było po jej stronie.
Zapatrzyła się w Katie, zmartwiona. Co ona robiła zadając się z wilkołakami?
Amber planowała odbyć długą rozmowę z siostrą o Merlu. Część niej nawet czuła się
odpowiedzialna. Jako najstarsza zawiodła je, nie będąc w pobliżu, by opiekować się
~ 44 ~
nimi i udzielać im rad. Jej lojalność wobec Desmona i determinacja do zachowania jego
tajemnicy, pozostawiły jej siostry bezbronne.
Potem przyszły wspomnienia o jej małżeństwie i prychnęła. Nie było tak, że
prowadziła wspaniałe życie z Jeffem i mogła twierdzić, że są dobrym przykładem w
dziale romansu. Był egocentryczny, kontrolujący i manipulujący. Powinna była
wiedzieć, że nie może mu ufać, biorąc pod uwagę, że regularnie tworzył twórcze
kłamstwa dla sędziów i jury, żeby osiągnąć wyroki niewinności dla swoich klientów.
Jednak był czarujący, a ona chciała idealnego życia, jakie jej przedstawił. Miała ładny
dom, pieniądze i stabilność, która za tym szła.
Amber wstała i przeciągnęła się zanim obeszła dom, w którym dorastała. To zawsze
był śmietnisko, ale minione lata przyniosły więcej zaniedbań. Teraz, kiedy ich matka
umarła, ktoś musiał wkroczyć, zwłaszcza że Bea nie była jeszcze dorosła przez następne
sześć miesięcy. Katie jasno powiedziała, że chce zająć się ich najmłodszą siostrą, ale to
było przed tym jak Amber dowiedziała się, że przesiaduje w niebezpiecznych barach i
umawia się z szalonym, wrednym wilkołakiem. Chłodny dreszcz przebiegł wzdłuż jej
kręgosłupa.
Musiały zostać podjęte decyzje. Trudne.
- Dlaczego tam stoisz i gapisz się gniewnie na wannę? Co ona ci zrobiła?
Obróciła się, patrząc na Katie opartą o drzwi łazienki. Jej siostra ziewnęła, jakby
dramat w barze poprzedniej nocy nigdy się nie zdarzył, ale Amber nie pozwoliła, by to
ją powstrzymało.
- Obie powinniście przenieść się ze mną do L.A. Możemy sprzedać ten dom, a wy
dwie możecie podzielić pieniądze, cokolwiek możemy za niego dostać, i umieścić na
koncie oszczędnościowym. Wyślę was do college’u. Nie pozwolę wydać na to waszego
dziedzictwo.
- Nie wyjadę.
- Oferuję ci prawdziwe bezpieczeństwo. Ten facet, z którym się widujesz, Merl, jest
niebezpieczny.
- Nic o nim nie wiesz. – Katie odwróciła się, ruszając krótkim korytarzem. – Idę do
łóżka.
- Wiem. – Amber poszła za nią. Złapała ramię siostry i obróciła ją. – Jest
wilkołakiem. Złym. To wystarczy.
~ 45 ~
- Zwykle nie jest taki. Wkurzyłaś go. Spryskałaś gazem wilkołaka, więc oczywiście
przesadził. – Katie wyrwała się. – To podstawowe gówno w kontaktach ze zmiennymi,
Amber.
- Teraz robisz wymówki? Malujesz swoją własną małą fantazję, która sprawia, że to
jest w porządku, tak jak mama zrobiła z Richem? Ile nocy spędziłaś na zewnątrz
ukrywając się w lesie, albo zamknięta w swoim pokoju, kiedy ją bił?
- Co cię to obchodzi? Odeszłaś.
Zabolało, ale Amber nie mogła temu zaprzeczyć.
- Nigdy nie uderzył ciebie ani Bei. Nie odeszłabym, gdyby tak robił.
- Wyjechałaś dawno temu i wszystko się zmieniło. Merl mnie chroni. Nikt już mnie
nie prześladuje. Tata nękał mnie o pieniądze po tym jak nas opuścił i bił mnie, kiedy
mówiłam mu, że nie mam mu nic do dania. Merl sprawił, że przestał.
- A kto chroni cię przed Merlem?
- Nigdy mnie nie skrzywdził. Jest wilkiem, są swawolni, ale zna granice. – Katie
brzmiała na szczerą, a potem zwęziła podejrzliwie oczy. – Skąd znasz Desmona?
Amber odwróciła od niej wzrok.
- To długa historia.
- A ty nie zostaniesz długo, prawda, Amber? Kiedy wyjeżdżasz? Dzisiaj? Jutro?
- Po pogrzebie. Ale tym razem chcę, żebyście obie pojechały ze mną. Mam
mieszkanie z trzema sypialniami. Spodoba ci się. Jest tam więcej niż wystarczająco
miejsca dla nas wszystkich.
- Odmawiam. – Katie weszła do swojego pokoju. – Po prostu wyjedź, Amber.
Amber poszła za nią.
- Chcę dla ciebie lepszego życia i obiecuję, że Merl nim nie jest. Ten dom zapadnie
się któregoś dnia, a ja nie chcę, żebyś była w środku, kiedy to nastąpi. A co z Beą? Nie
chcesz dla niej lepszego życia? A może Merl ma przyjaciela, z którym planuje ją
umówić? Czy to jest twoja wersja dbania o nią? Jaki jest twój długoterminowy plan?
Katie odwróciła się do niej.
- Przetrwanie. Właśnie to robimy. Jeden dzień na raz, duża siostro. Już tu nie
~ 46 ~
mieszkasz. Nie masz pojęcia jak to jest.
- I oferuję ci coś lepszego!
- Skąd znasz Desmona? – powtórzyła Katie zamiast poradzić sobie z większym
problemem.
Zdając sobie sprawę, że jej siostra nie odpuści, Amber przyznała.
- Poznałam go, gdy byłam małą dziewczynką. Wybiegł z lasu i uderzył go
samochód. Zmienił się przede mną, a ja ukryłam go przed Richem.
Katie opadła na łóżko, jakby była gotowa na historię.
- To niezgodne z zasadami. Informowanie ludzi o nich.
- Jak dowiedziałaś się o wilkołakach?
- Miałam pracę w Hardly. Mają tam bar. Nie rzucaj mi takiego spojrzenia. Miałam
tam świetne napiwki i nie sprawdzili mojego dowodu, żeby udowodnić, że jestem
wystarczająco dorosła, by podawać piwo. Obchodziło ich tylko to, że dobrze wyglądam
w staniku i obcisłych szortach. Tata już wtedy odszedł. Nie, żeby kiedykolwiek
przynosił dużo pieniędzy, ale po jego odejściu nic nie mieliśmy. Wpadał tylko po to, by
przetrząsnąć dom po więcej fantów do sprzedania. Głodowałyśmy i mieli nam wkrótce
odciąć elektryczność. Musiałam pracować i potrzebowałam więcej niż płacili w budce z
żarciem. Potem jakiś kutas oszalał na moim punkcie i nie przyjmował odmowy.
Przestraszył mnie na śmierć. Okazało się, że był z innej watahy o nazwie Goodwin.
Myślisz, że wataha Nightwind jest zła? – Katie potrząsnęła głową. – Des zabiłby
każdego z jego watahy za zgwałcenie kobiety, ale Goodwinowie nie mają takich zasad.
Ich mężczyźni po prostu biorą to, co chcą. Musiałam rzucić pracę, ale ten sukinsyn
przyszedł za mną, wyśledził mnie tutaj i znalazł mnie w naszym mieście, kiedy byłam w
sklepie. Uciekłam, wsiadłam do mojego samochodu, ale on gonił mnie jego ciężarówką.
Wyjechałam jakieś trzy kilometry za miasto i zobaczyłam przed sobą samochody
zaparkowane w poprzek drogi. Nacisnęłam hamulce, ale byłam uwięziona między nimi
i tym sukinsynem w jego ciężarówce. Myślałam, że moje życie się skończyło... ale oni
mnie uratowali. Merl, Jazz i Jason byli tymi, którzy blokowali drogę. Facet nie przejął
się i zamiast tego próbował wyciągnąć mnie z samochodu. Wszyscy się zmienili i
walczyli, zabijając drania. Przyjechał Des i kazał mi obiecać, że nigdy nikomu nie
powiem o tym, co się wydarzyło, ani że się zmieniają. To była łatwa obietnica.
Uratowali mi tyłek. Po tym zaczęłam spotykać się z Merlem.
- Cieszę się, że cię uratował, ale Merl naprawdę jest kłopotem, Katie.
~ 47 ~
- Trzyma mojego tatę z dala i daje mi pieniądze, kiedy ich potrzebuję. Nie oceniaj.
- Tak, ale co on bierze od ciebie w zamian? Zamierzał pieprzyć cię w tym barze na
oczach wszystkich.
Wzruszyła ramionami.
- Czują się bardziej komfortowo z seksem i nagością niż my. To dla nich nie jest
wielka sprawa i nikt inny nigdy nie próbował mnie dotknąć. Merl skrzywdziłby ich.
Należę do niego, a oni to szanują.
- Należysz tylko do siebie.
- Więc, Des chroni cię, ponieważ pomogłaś mu, kiedy został potrącony przez
samochód i powstrzymałaś mojego tatę przed znalezieniem go, kiedy został ranny?
Amber wiedziała, że Katie znów zmienia temat, ale dała jej rację.
- Po tym dniu zaczął odwiedzać mnie w lesie. Zbliżyliśmy się do siebie. – Bolało
mówienie tych słów. – Poprosił mnie nawet, żebym została jego partnerką, kiedy
byliśmy nastolatkami, a ja się zgodziłam.
Katie zbladła.
- To dla nich wielka sprawa, Amber. Nie żartuję. Co się stało? Dlaczego go
zostawiłaś? Alfa Desmon trochę mnie przeraża, ale je, śpi i krwawi dla tej watahy. Nie
wspominając o tym, że jest taki gorący. Byłby dobry, żeby przyprowadzić go do domu.
- Może tak, ale złamał mi serce zanim mogłam się tego dowiedzieć. Właśnie wtedy
uciekłam. Przepraszam, że zostawiłam ciebie i Beę. Byłam młoda, a to było głupie,
samolubne. Naprawdę myślałam, że będzie z wami dobrze, a ja nawet nie byłam pewna,
czy mój ojciec mnie przyjmie. Pojechałam autostopem do L.A. i zapukałam do drzwi
jego mieszkania. Bardzo się ucieszyłam odkrywając, że wciąż mu zależało.
- Jak miło z twojej strony. Tu zrobiło się piekło, kiedy alimenty, które przysyłał
twój ojciec, przestały przychodzić. Miał ciebie, więc nie było więcej czeków. Założę
się, że nie pomyślałaś o tym jak wkurzony był mój tata tracąc te pieniądze na wódkę.
- Nie, nie pomyślałam – przyznała Amber. – I tak byłam prawie dorosła.
- Taa, cóż, nie jestem zaskoczona. Nie przychodź tutaj i nie mów nam jak żyć.
Dawno temu straciłaś to prawo. Bea i ja sobie poradzimy. Merl się tym zajmie.
Zadzwoniłam do niego, żeby powiedzieć mu, że mama umarła.
~ 48 ~
- Lepiej ci będzie bez niego. Jedź ze mną do L.A. – Kiedy to nie zadziałało, Amber
błagała. – Przynajmniej pozwól mi zabrać Beę. Nie musi być narażona na niego. Co
jeśli go wkurzy, a on zrobi jej to, co próbował zrobić mnie?
- Bea jest moją siostrą. Nie twoją. To ja tu byłam dla niej przez całe jej życie. A
teraz wynoś się z mojego pokoju.
Amber była zbyt zmęczona, żeby się kłócić, więc odwróciła się i wyszła, wracając
do salonu. Jej młodsza siostra wciąż spała.
Nie ma mowy, żeby zostawiła Beę w Hollow Mountain z Merlem. Katie nie myślała
jasno. Facet miał problemy z gniewem i spontanicznym porostem włosów.
Dźwięk silnika przyciągnął ją do frontowego okna i odsunęła zasłonę. Duża szara
ciężarówka zaparkowała na części trawnika i z wysokiego pojazdu wysiadł Merl.
- Cholera. – Podeszła do drzwi i otworzyła je. Wyszła cicho na zewnątrz i spotkała
się z nim zanim wszedł na ganek. – Chcę z tobą porozmawiać.
Podwinął górną wargę, ale zatrzymał się.
- Mój alfa powiedział ręce z dala do ciebie. Nadal jestem wkurzony na to, co mi
zrobiłaś, ale jestem gotów to odpuścić. Przyjechałem po Katie.
- Jesteś z nią sparowany?
- Kurwa nie.
Nie wydawał się być typem, który angażuje się na całe życie, więc nie była
zaskoczona.
- Nie chcę, żebyś zbliżał się do którejkolwiek z moich sióstr.
- Nie obchodzi mnie to. – Obszedł ją i ruszył w kierunku domu. – Katie należy do
mnie.
Skoczyła i chwyciła go za ramię, a potem puściła, gdy obrócił się zbyt szybko jak na
człowieka i spojrzał na nią gniewnie.
- Ile będzie mnie kosztowało, żeby namówić cię do zostawienia Katie w spokoju?
Nie jestem bogata, ale co powiesz na pięć kawałków?
Uniósł brew.
- Nie zrezygnuję z Katie.
~ 49 ~
- Moja siostra nie jest twoją własnością. Przyznałeś, że nie jest twoja partnerką. Czy
przynajmniej ją kochasz?
- Bawi mnie i jest dobra w łóżku.
Musiała mu przyznać uczciwość.
- Dziesięć kawałków.
- Niezły z ciebie numer. – Warknął nisko. – Ciesz się, że mój alfa wziął cię pod
swoją ochronę, bo inaczej bym cię zabił. Nigdy nie stawaj między mną i tym, co jest
moje.
- Dwadzieścia. – To będzie bolało, ale była gotowa zapłacić. Mógł rzucić Katie i jej
siostra zgodziłaby się wyjechać z nią, zabierając z nimi Beę z miasta.
Odwrócił głowę, otwarcie gapiąc się na jej samochód.
- Co z tym? Przepisałabyś go na mnie?
Skuliła się wewnętrznie. Kochała swojego Mercedesa, ale pozbycie się go, żeby
ocalić siostry nie było trudnym wyborem.
- Tak.
- Odpada. – Uśmiechnął się, wpatrując się w jej oczy. – Chciałem tylko zobaczyć
jak daleko się posuniesz. Katie powiedziała mi wszystko o swojej starszej siostrze.
Zostawiłaś je ich pijanym rodzicom. Nazwałbym cię suką, ale to byłby zbyt wielki
komplement.
- Rich nie był moim ojcem, a nasza matka nie piła, kiedy odeszłam.
- To nie ma znaczenia. Katie ma wiele urazy. – Pochylił się i uśmiechnął. – Wiesz,
co to znaczy?
- Jesteś szumowiną skłonną ją wykorzystać? – zgadywała Amber.
Zachichotał, nawet nie zadając sobie trudu, by temu zaprzeczyć.
- Ona docenia to, że należy do mnie, i wie, że jej nie oddam. Tego rodzaju lojalność
i oddanie są bezcenne. – Odwrócił się, wbiegł na ganek i wszedł do domu, ale przedtem
dodał. – I seksowne.
- Cholera – mruknęła Amber, ponieważ nie był tak głupi, na jakiego wyglądał.
~ 50 ~
Weszła za nim do środka. Nie było go w salonie i na szczęście nie obudził Bei.
Nadal spała na kanapie. Ciche głosy zaprowadziły Amber korytarzem do sypialni Katie.
Zatrzymała się przy częściowo otwartych drzwiach, słuchając.
- Żadnych więcej wymówek. Chcę, żebyś znowu się do mnie wprowadziła.
- Nie mogę, Merl. Muszę myśleć o Bei.
- Nic jej nie będzie. Możesz ją sprawdzać.
- Pracownik socjalny usiądzie mi na tyłku. Już przyszła tu kilka razy, od kiedy
hospicjum zaangażowało się dla mojej mamy. Rozmawialiśmy o tym. Wejdzie stan,
przejmie opiekę nad Beą, ponieważ wciąż jest nieletnia, i sprzeda dom, żeby zapłacić za
jej opiekę, jeśli nie będę tu z nią mieszkała.
- Bzdury. Sprzedamy teraz dom, więc nie będą mogli.
- A co z Beą?
- Może zamieszkać w jednym z moich pokoi gościnnych.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. – Katie brzmiała stanowczo. – Nie ufam
niektórym twoim przyjaciołom, że nie zabawią się nią.
- Kłócisz się ze mną? – warknął Merl. – Byłem cholernie cierpliwy z tobą odkąd
przeprowadziłaś się do domu miesiąc temu. Musiałem gotować własne posiłki, a moje
miejsce to śmietnik. Po co cię mieć, jeśli nic dla mnie nie robisz, co? Nie mogę cię już
pieprzyć, kiedy chcę, i nie troszczysz się o mnie tak jak powinnaś. Zasługuję na coś
lepszego.
- Wiem. Przykro mi, Merl.
- Powinno ci być. Muszę ci przypomnieć, że to ja rządzę. Od czasu kiedy jesteś
tutaj, zrobiłaś się pyskata.
Amber miała dość. Lekko pchnęła drzwi, żeby zajrzeć do środka, przygotowana do
kłótni z palantem. Zamiast tego, patrzyła jak Merl łapie jej siostrę, całując ją. Katie
walczyła przez chwilę, a potem zwiotczała w jego potężnych ramionach.
Merl rozdarł koszulkę jej siostry, rozrywając ją, żeby złapać jej pierś.
- Zabieraj od niej łapy! – Amber rzuciła się do przodu i złapała go od tyłu.
Szarpnął się mocno i potoczyła się do tyłu, potknęła się na czymś i wylądowała na
~ 51 ~
tyłku.
Merl okręcił głowę, patrząc na nią groźnie.
- Podnieś swój tyłek i wynoś się, albo skrzywdzę cię pomimo rozkazu Desmona.
- Powinieneś wyjść, Merl. – Katie ściągnęła poły koszulki. – Moja mama właśnie
umarła, a ty jesteś zbyt okrutny. Nie mogę znieść tego teraz.
Merl odwrócił się do niej.
- Coś ty do mnie powiedziała?
- Po prostu wyjdź. – Katie pociągnęła nosem. – Proszę? Wszyscy musimy się
uspokoić.
- Nie mów tak do mnie. – Złapał Katie za gardło i przyciągnął ją do swojego ciała. –
Zamierzam pieprzyć cię do ponownej uległości.
Katie walczyła, używając pięści, by uderzyć go w twarz.
Amber nie myślała, chcąc chronić siostrę. Kopnęła go od tyłu w kolano. To
spowodowało, że jego noga ugięła się pod nim, i zwalił się na nią. Nie puścił Katie,
kiedy upadał.
Amber próbowała wysunąć się spod splątanych ciał Merla i siostry,
przygniatających ją do niewiarygodnie twardej podłogi. Katie wciąż go biła i
wyprowadziła kilka dobrych ciosów w wielkiego brutala. Zawył i odtoczył się. Wtedy
Amber dobrze zobaczyła jego twarz, krew sączyła się z jego nosa i rozciętej wargi.
Zaczął wspinać się po ciele Amber, próbując wydostać się z niewielkiej przestrzeni,
gdzie były uwięzione ich ciała.
Ciepła wilgoć uderzyła ją w twarz, spływając do jej otwartych ust, krew prawie ją
zadławiła. Przekręciła głowę, zaciskając mocno oczy i pchnęła go, ale był zbyt ciężki.
Pozostała uwięziona pod nim, dopóki się nie uwolnił. Amber przewróciła się na brzuch,
gorączkowo próbując zetrzeć jego krew. Otworzyła oczy w samą porę, by zobaczyć jak
Merl opuszcza sypialnię.
- Pieprzyć to. Zastąpię cię, Katie. Niech od teraz twoja pieprzona siostra zaopiekuje
się tobą. Nie potrzebuję tego gówna! Nie dam się zabić mojemu alfie za kawałek dupy.
Nawet nie była już tak dobra. – Drzwi frontowe trzasnęły mocno, gdy wybiegł z domu.
Amber odwróciła głowę, lokalizując Katie siedzącą pod ścianą. Katie płakała, z
~ 52 ~
krwią na rękach.
- Nic ci nie jest?
- Nienawidzę cię! – Katie podciągnęła nogi i zwinęła się w pozycję płodową. – Do
diabła, dlaczego po prostu nie możesz nas zostawić w spokoju? Żałuję tego, że
kazałyśmy ci wrócić do domu. Wszystko zepsułaś!
- Amber! – Bea zamarła w drzwiach, otwarcie gapiąc się na obie siostry. – Obie
krwawicie! Mam zadzwonić pod 9-1-1?
- Nic mi nie jest. – Amber próbowała ją zapewnić. – To nie moja krew. Katie?
Jesteś ranna?
- Straciłam go. – Katie zaczęła szlochać. – Kocham go.
- Powinnam wezwać karetkę pogotowia. – Bea wyglądała na przerażoną, gdy
podeszła bliżej do Amber i pomogła jej wstać. – Masz na sobie krew. Jest w twoich
włosach i na całej twojej twarzy. Prawdopodobnie przekazał ci jakąś chorobę.
Potrzebujesz zastrzyku lub czegoś takiego.
- O mój pieprzony Boże – chlipnęła Katie. – Merl nie roznosi chorób. Po prostu
wynoście się z mojego pokoju i zostawcie mnie w spokoju!
Amber nie była pewna, co robić. Katie znów zaczęła szlochać, Bea wyglądała na
przerażoną, zmieszaną i gotową do wybuchnięcia płaczem.
- Wszystko będzie dobrze. – Nie była pewna, co jeszcze powiedzieć, ale próbowała.
– Rozpracujemy wszystko. Niczyje życie nie jest zrujnowane.
- Chodź. – Bea pociągnęła Amber za ramiona. – Musimy zmyć tę krew.
To był dobry plan. Amber kiwnęła głową i zrobiła kilka kroków.
Potem uderzyła w nią gorączka, niepodobna do niczego, co kiedykolwiek wcześniej
doświadczyła, i zamarła. Zaczęła też mrowić ją skóra na całym ciele.
- Co jest, do cholery? Czuję się tak, jakbym dostała na coś reakcję alergiczną.
- Co się stało? – Bea była zaniepokojona.
- Cholera! – Katie przestała płakać. – Połknęłaś trochę jego krwi?
Amber napotkała pełne łez spojrzenie siostry.
~ 53 ~
- Chyba tak.
- A on miał erekcję. Kurwa! Kłótnia podnieciła Merla. – Katie wstała i otarła łzy,
rozmazując krew z rąk na swojej twarzy. – Bea, wsadź ją pod zimny prysznic. To żądza
krwi. Samce wilków mogą wywołać u kobiety ruję, jeśli połknie dość ich krwi.
- Co to znaczy? – Amber nie była pewna, czy chce to wiedzieć.
- Właśnie zaaplikowałaś sobie hormony Merla. Był napalony. Zgadnij, czym
będziesz przez kilka następnych godzin? Czasami daje mi trochę jego krwi, jeśli
naprawdę nie jestem w nastroju. To sprawia, że seks jest super gorący… chyba że masz
narzucającą się starszą siostrę, która postanawia wsadzić nos tam, gdzie nie należy. To
się nazywa sprawiedliwość. Nigdy do mnie nie wróci.
Amber nie ruszała się, próbując pojąć te informacje. Czuła się tak, jakby miała
gorączkę, jej skóra wciąż mrowiła. Właściwie to stawało się coraz silniejsze.
Potem zmartwiona spojrzała w oczy Bei. Katie powiedziała samce wilków. Amber
miała nadzieję, że jej młodsza siostra nie słyszała tej części lub po prostu założyła, że
mówią o prawdziwych wilkach
Spojrzała na Katie.
- Uważaj na to, co mówisz.
- Ona wie. – Katie podniosła koszulkę, wytarła w nią ręce, a potem twarz.
- Zamknij się, Katie. Wpadniemy przez ciebie w kłopoty – ostrzegła Bea.
Katie rzuciła koszulkę.
- Ona też wie. Wilkołaki mieszkają w Hollow Mountain. Zgadnij, kto ma historię z
Alfą Desmonem? – Katie wskazała na Amber. – Wygląda na to, że nie tylko nas
zostawiła, ale pieprzyła też jego. A teraz wynoś się z mojego pokoju!
Bea wyprowadziła Amber na korytarz i do łazienki.
- Nie powinnaś była tu wracać, jeśli masz kłopoty z Desmonem. – Włączyła
prysznic, poprawiając temperaturę i wykręciła ręce. – On jest naprawdę miły i pomaga
nam, chociaż jesteśmy ludźmi, ale nie chciałabym, żeby zezłościł się na mnie.
- Znasz go?
- Tak. Katie prześladował jakiś facet, a potem zaczęła spotykać się z Merlem. –
~ 54 ~
Obniżyła głos i przysunęła się. – Desmon dał mi swój numer telefonu i kazał mi do
niego zadzwonić, jeśli ktoś kiedykolwiek spróbuje mnie skrzywdzić. Wie, że nie bardzo
lubię Merla. Martwi się również, że jakieś wilki przystające z Merlem, mogą mnie
zauważyć, no wiesz? Kazał mi trzymać się od nich z dala. – Rumieniec zakradł się na
jej policzki. – Nigdy nie miałam chłopaka. Bardzo lubię czytać i nie wychodzę zbyt
często. Katie i ja jesteśmy całkowitymi przeciwieństwami i myślę, że on to zauważył,
albo mógł wyczuć lub coś w tym stylu. – Jej policzki zaróżowiły się zanim zmieniła
temat i zapytała. – Co zrobiłaś, że Desmon jest na ciebie zły?
Amber zaczęła się rozbierać.
- Dorastaliśmy razem i tak jakby chodziliśmy ze sobą jako nastolatki. Potem złamał
mi serce i odeszłam. Nie wiem, czy możesz to zrozumieć, ale nie mogłam tu zostać i
patrzeć jak jest z kimś innym.
- Był twoją jedyną prawdziwą miłością, prawda? Powinnaś teraz zobaczyć ból w
twoich oczach.
- To dlatego, że czuję się nieszczęśliwa. – Amber przekroczyła brzeg wanny i
weszła pod prysznic. Woda była letnia, ale nie mogła przestać drżeć. Zdesperowana
rozjaśnić nastrój, zażartowała. – Myślę, że ten palant, z którym spotyka się nasza
siostra, przekazał mi jakiś wilkołaczy zarazek.
Bea się nie zaśmiała. Przygryzła dolną wargę, wyglądając na zmartwioną.
- Mam nadzieję, że nie zmienisz się w jedną z nich. Wiesz jak stają się
wilkołakami?
- Nie. Słyszałaś, co powiedziała Katie. To tylko żądza krwi, cokolwiek to do diabła
znaczy. Jestem pewna, że wszystko będzie dobrze.
Amber odchyliła głowę do tyłu. Sięgnęła, żeby wyszorować twarz, pozwalając, by
woda spływała po jej długich blond włosach, zmywając całą krew. Jedno spojrzenie w
dół sprawiło, że się skrzywiła. Czerwona woda zgromadziła się wokół jej stóp. Odpływ
w wannie musiał się trochę zatkać.
- Powinnaś pojechać ze mną do L.A., Beo. Myślę, że ci się tam spodoba. Właściwie
mieszkam kilka przecznic od dużej trzykondygnacyjnej biblioteki. Powiedziałaś, że
dużo czytasz. – Odwróciła głowę, by ocenić reakcję Bei.
Jej siostrzyczka zniknęła, drzwi łazienki pozostały otwarte.
~ 55 ~
Amber znów zadrżała. Kusiło ją, żeby włączyć gorącą wodę, ale kiedy dotknęła
czoła, było naprawdę gorące.
- Świetnie. Mam gorączkę.
Dziwne gorące i zimne dreszcze wstrząsały jej ciałem, gdy myła włosy, i zanim
wyłączyła wodę jej zęby szczękały. Wyszła spod prysznica i wytarła się, a potem poszła
do swojej starej sypialni, która została zmieniona w pokój gościnny. Położyła się na
łóżku i zwinęła się w kulkę owinięta w ręcznik. Bolały ją piersi, żołądek jakby płonął,
ale wciąż zamarzała.
Cholerne wilkołaki. Przeżyję to.
Usłyszała jak ktoś wchodzi do pokoju, bo skrzypnęła podłoga, i odwróciła głowę.
Katie stała obok łóżka, wyglądając na spokojniejszą.
- Hej.
- Hej – wyszeptała Amber, wciąż drżąc.
- Wyglądasz jak sam diabeł. – Katie westchnęła i jej ramiona opadły. – Nie martw
się, dobrze? Nie mogłaś być wystawiona na działanie dużej ilości krwi Merla. Jesteśmy
za daleko, by wywąchał cię jakiś samiec, więc wszystko, co musisz zrobić, to przejść
przez to. Kiedyś wyszedł ze mnie zaraz po tym jak dał mi krew, kiedy go wkurzyłam.
Chciał dać mi nauczkę. Nie jest taki zły jak go poznasz, ale ma temperament. Może ci
się wydawać, jakbyś umierała, ale obiecuję, że to minie. – Katie naciągnęła koc na
Amber, wsuwając go pod nią. – Minie po nocy. Będziesz jak nowa. – Zgarnęła kilka
kosmyków mokrych włosów z twarzy Amber. – Potem powinnaś wsiąść do tego
twojego wymyślnego samochodu i wynieść się stąd. Ratuj się. Część mnie zawsze ci
zazdrościła.
Amber przetoczyła się do niej.
- Dlaczego?
- Wyjechałaś z tego gównianego miasta i od naszych rodziców. Nie sądzisz, że ja
też kiedyś o tym marzyłam? Tylko jakieś tysiąc razy. Po prostu nie mogłam opuścić
Bei. – Katie odgarnęła więcej włosów z jej twarzy. – Pamiętam jak źle to znosiłaś. Tata
bił cię i mówił, że jesteś pomiotem diabła. On jest tym, który umieścił klin między
nami, jako siostrami. Zachęcał nas, żebyśmy nie zbliżyły się z tobą.
- Więc chodź ze mną. Spróbujmy jeszcze raz.
~ 56 ~
Katie zabrała rękę i wyprostowała się.
- Nie. Słyszałam cię w łazience. Odeszłaś, bo miałaś złamane serce. Ja zostaję, by
utrzymać moje w jednym kawałku. Dobrze czy źle, kocham Merla.
- W takim razie, pozwól mi zabrać ze sobą Beę.
- Ona naprawdę kocha Hollow Mountain. – Katie wzruszyła ramionami. – Gdybyś
ją znała, wiedziałabyś to, Amber. To miejsce przypomina jej bajkę. Złamałabyś jej
serce, gdybyś ją zabrała. Mieszka w mieście z wilkołakami. Czyta wszystkie te książki,
które sprawiają, że wydaje się być bardziej magicznie niż jest w rzeczywistości. Prawdę
mówiąc, są tacy jak my, próbują przetrwać. Kilku jest dobrych, większość to dupki, ale
ona nie widzi tego w ten sposób. Lubi fantazję i zdecydowanie nie będzie chciała
wyjechać. Zmuszenie jej do powiedzenia ci nie, zrani ją, i możesz myśleć, że jestem
suką, ale moje serce nie zniesie patrzenia na to po stracie mamy. Wymyślę coś, żeby
była bezpieczna. Zawsze to robię.
Amber patrzyła jak Katie wychodzi z pokoju i kieruje się do własnej sypialni.
Zwinęła się z powrotem na boku i walczyła ze łzami. Jej skóra była zimna, ale w środku
płonęła. Jej łechtaczka zaczęła pulsować, jakby miała własne bicie serca.
Czas nie mógł być bardziej fantastyczny.
Właściwie, z jaką ilością gówna życie spodziewało się, że poradzi sobie w tym
tygodniu?
Śmierć matki, ujrzenie byłej miłości jej życia i radzenie sobie z siostrzanym
dramatem, czy to nie było dość? Czy krew jakiegoś szalonego wilkołaka musiała zostać
dodana do tej listy?
- Cholerne wilkołaki – mruknęła.