Wojna kulturowa, czyli zamach na Boże
dzieło stworzenia
Główne ideowe spory naszych czasów dotyczą kwestii poruszonych
na samym początku Księgi Rodzaju. Istnienie Boga, stworzenie przez
Niego świata; człowieka jako mężczyzny i kobiety; nakaz płodności;
czynienia sobie ziemi poddanej i grzech pierworodny – stosunek do
tych kwestii stanowi wyznacznik stanowiska zajmowanego przez
nas w kulturowym starciu naszych czasów.
„Na początku Bóg…”
Już pierwsze zdanie Księgi Rodzaju stanowi oś sporu rozdzierającego
cywilizację zachodnią. Bóg. Jedni uznają bezdyskusyjnie Jego istnienie
i popierają to przekonanie szeregiem argumentów. Wskazują na
zdumiewające dostosowanie praw rządzących wszechświatem
umożliwiające istnienie życia, zgodność abstrakcyjnych zasad
matematyki z rzeczywistością, potrzebę istnienia Pierwszego
Poruszyciela et cetera.
Z drugiej strony – ateiści zaprzeczają istnieniu Stwórcy. Niekiedy
dokonują w tym celu zgoła przedziwnej ekwilibrystyki. W odpowiedzi
na argumenty dotyczące wyjątkowego dostosowania praw
rządzących światem do możliwości pojawienia się (zasada
antropiczna) życia przekonują, że nasz wszechświat powstał jako
jeden z wielu wszechświatów. Zamiast najprostszego wytłumaczenia
(kosmos umożliwiający życie jako dzieło inteligentnego Stwórcy)
uciekają się do wykwitów wyobraźni, takich jak Wieloświat.
W odpowiedzi na argument z Pierwszej Przyczyny przekonują, że
przecież i ona musi mieć swoją przyczynę. Nie rozumieją, jednak że –
jak precyzuje amerykański biskup Robert Barron – Bóg w rozumieniu
chrześcijańskim nie jest jedną – choćby pierwszą – z szeregu przyczyn
w porządku naturalnym. Jako Byt Konieczny istnieje bowiem sam z
siebie – w przeciwieństwie do wszystkich innych istot. Istnienie jest
Jego istotą – tym co stanowi o Jego tożsamości. Ta filozoficzna
prawda wyrażona jest w języku Biblii, gdy sam Bóg mówi o Sobie
„Jestem Który Jestem” [Wj 3,14]. Tylko taki Byt może zostać uznany
za Pierwszą Przyczynę tłumaczącą wszystkie inne.
Spór o istnienie Boga nie stanowi bynajmniej kwestii akademickiej.
Przeciwnie – od stanowiska w tej kwestii zależy (nie)istnienie
pewnego i trwałego fundamentu obiektywnych norm moralnych, w
tym godności i praw człowieka; a w konsekwencji postępowanie
władców państw i zwykłych ludzi. Istnieje obawa, że kolejną, choć
niekoniecznie natychmiastową konsekwencją odrzucenia Boga będzie
odrzucenie etyki.
„Bóg stworzył niebo i ziemię”.
Ten krótki fragment jasno pokazuje, że świat to stworzenie Boga – a
nie jakieś bóstwo czy quasi-bóstwo. Cytowany passus to stanowi
destrukcję wszelkiej maści myśli panteistycznej, ubóstwiającej
wszechświat. Podobnie jak starożytni poganie oddawali boską cześć
gwiazdom czy zwierzętom, tak i dziś ekologiści kłaniają się przed
„środowiskiem”, przed nieludzkimi formami życia, de facto je
deifikując.
Tymczasem wszechświat nie jest bóstwem, lecz „jedynie”
stworzeniem Boga-Logosu. Z tej prawdy wynika również możliwość
racjonalnego tego świata poznania, które stworzyło podwaliny pod
nowożytną naukę.
Czy odejście od niego nie doprowadzi do umysłowego chaosu?
„Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go
stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę”.
Prawda o stworzeniu mężczyzny i niewiasty budzi sprzeciw
zwolenników ideologii gender. Ich zdaniem płeć stanowi konstrukt
społeczny, który człowiek powinien wybierać w dowolny sposób.
Tymczasem jak zauważył Benedykt XVI w Watykanie podczas
spotkania z kardynałami oraz pracownikami Kurii Rzymskiej i
Gubernatoratu w grudniu 2012 roku „człowiek kwestionuje swoją
naturę. Jest on teraz jedynie duchem i wolą. Manipulowanie naturą,
potępiane dziś w odniesieniu do środowiska, staje się tutaj
podstawowym wyborem człowieka co do samego siebie. Istnieje
teraz tylko człowiek w sposób abstrakcyjny, który dopiero sam
wybiera dla siebie coś jako swoją naturę. Męskość i żeńskość
kwestionowane są jako wzajemnie dopełniające się formy osoby
ludzkiej, będącej wynikiem stworzenia. […]. Tam, gdzie wolność
działania staje się wolnością czynienia siebie samego, nieuchronnie
dochodzi do zanegowania Stwórcy, a przez to ostatecznie dochodzi
także do poniżenia człowieka w samej istocie jego bytu, jako
stworzenia Bożego, jako obrazu Boga”. [http://w2.vatican.va].
Z kolei biskup Robert Barron w książce „Żywe paradoksy” zwrócił
uwagę, że dążenie do zmiany płci stanowi przejaw gnostycyzmu.
Oznacza bowiem uznanie ciała (stanowiącego o biologicznej płci) za
swego rodzaju więzienie duszy.
Bądźcie płodni i rozmnażajcie się
Te słowa Księgi Rodzaju stanowią wyraz wielkiego optymizmu.
Stwórca wierzy w ludzi i pragnie ich rozmnażania się. Tymczasem
wszelkiej maści zwolennicy cywilizacji śmierci ten Boży nakaz negują.
Sprzeciwiają się mu na wszelkie możliwe sposoby. Od aborcji po
eutanazję. Od antykoncepcję po promocję rozwodów. Od
homoseksualizmu po ideologię gender. Trudno o bardziej dobitny
przejaw tego myślenia jak opublikowane w 1976 r. opracowanie
(nowa wersja wcześniejszego raportu) pod tytułem „Ludzkość w
punkcie zwrotnym”. Zawarto w nim motto „Świat ma raka, a tym
rakiem jest człowiek” (raport jest dostępny w postaci książki: Mihajlo
Mesarovic and Eduard Pestel, Mankind at the Turning Point: The
Second Report to The Club of Rome, 1974).
Na opłakane skutki tego typu myślenia nie trzeba długo czekać.
Obserwujemy je gołym okiem. Są to moralna gangrena, bezbrzeżny
prymitywizm oraz gargantuiczna wulgarność.
„Abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście
panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad
wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi”
To zdanie stanowi oś niezgody między zwolennikami poglądu
tradycyjnego a poplecznikami radykalnego ekologizmu. Osoby
akceptujące prawo natury i Księgę Rodzaju dostrzegają, że człowiek
powinien podjąć współpracę z Bogiem w dziele stworzenia i
przekształcać świat ad majorem Dei gloriam. Mądre zarządzanie nim
nie oznacza bynajmniej niszczenia – przeciwnie – wiąże się z
doskonaleniem. Niestety radykalni zieloni tego nie rozumieją.
Przeciwstawiają ludzi zwierzętom i nadają prawa tym ostatnim
stawiając świat na głowie. Przykład pierwszy z brzegu – PiSowska
„piątka dla zwierząt”.
„Wtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do
jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa
nadają się do zdobycia wiedzy. Zerwała zatem z niego owoc,
skosztowała i dała swemu mężowi, który był z nią: a on zjadł. A
wtedy otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy; spletli
więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski”.
Człowiek jest z istoty dobry, lecz jednocześnie skażony opisanym
powyżej grzechem pierworodnym. Prawda ta kłóci się z
przekonaniem Jeana Jacquesa Rousseau o dobrym dzikusie. Zgodnie z
tą linią myślenia to instytucje: państwo, własność prywatna,
hierarchiczny porządek, stanowią najgorsze zagrożenie. Uwolnienie
się od nich i nawrót do prymitywu stanowią w ich optyce powrót do
stanu bezgrzeszności. Tymczasem choć instytucje bywają skażone, to
pierwotną tego przyczyną jest zepsucie samego człowieka. Instytucje
są potrzebne, a rewolucyjne dążenie do ich zniesienia często
prowadzi do pogłębienia problemu.
W skrajnych przypadkach do dziesiątków milionów ofiar – vide
komunizm.
Marcin Jendrzejczak