Mroczne kłamstwo – rozdział 3
Translate by Mikka
~ 31 ~
Rozdział 3
Czy kiedykolwiek czuła się tak fantastycznie czysta? Dziwiła się Scarlet
czesząc włosy.
Bogowie, to było miłe. Nie znaczył jej nawet pyłek brudu. Teraz czuła ten sam
jabłkowo-wanilliowy zapach w powietrzu zmieszany ze zwykłym kwiatowym
zapachem pokrywającym jej skórę. Dzięki ojcu? Zawsze się zastanawiała.
Jej obolałe mięśnie i duch czuły się odnowione. Cóż, tak jakby. Czemu wciąż
tu była? Czemu nie uciekała, jak obiecała Gideonowi?
Koszmary nie odpowiedział, woda ukołysała demona do spokojnego snu.
Nieważne. Już znała odpowiedź. Gideon ciągle ją intrygował.
Ile razy trzeba ci mówić? Nie możesz nic znów do niego czuć.
Łatwo pomyśleć. Ciężko właściwie zapobiec. Gideon zdawał się pomyśleć o
wszystkim. Położył na umywalce szczoteczkę do zębów, pastę i szczotkę. Och,
tak. I pieprzoną niebieską wstążkę do włosów. Czyste ubrania leżały na toalecie,
chociaż nie były takie, jakie by sobie wybrała. Wybrał powiewną niebieską
sukienkę zamiast koszulki i t-shirta. Wysokie obcasy zamiast zwykłych butów.
Nie dał jej stanika. Tylko niebieskie majteczki.
Było jasne, że ma coś do niebieskiego. Dlaczego?
Powinna wiedzieć i nienawidziła tego, że tak nie było. Czy to nowa
fascynacja?
Po chwili powiedziała sobie, że to nie ma znaczenia. Jego myśli i powody nie
były jej zmartwieniem.
- Jestem taki szczęśliwy czekając na ciebie – zawołał zza drzwi.
Ten huczący głos spowodował, że na jej całym ciele pojawiła się gęsia skórka.
Wyobraziła go sobie chodzącego w tę i z powrotem pod drzwiami i chciała się
uśmiechnąć. Cierpliwość nigdy nie była jego mocną stroną. Zawsze to lubiła,
przeważnie, dlatego że był tak niecierpliwy by być z nią.
Zwykł ruszać do jej celi po każdej misji, całować jej twarz, wyciągać ręce,
zdesperowany nauczyć się jej krągłości.
„Tak za tobą tęskniłem” – mówił. Za każdym cholernym razem.
„Nie zostawiaj mnie znów”. Zawsze jej odpowiedź.
Mroczne kłamstwo – rozdział 3
Translate by Mikka
~ 32 ~
„Zostałbym w tej celi z tobą gdybym mógł”. Przelotny, smutny uśmiech, który
oferował ostatnim razem, gdy prowadzili tę rozmowę. „Może kiedyś zostanę”.
„Nie”. Nie chciała tego od niego, nie ważne jak bardzo pożądała bycia z nim.
„Po prostu… spraw, żebym zapomniała, że cię nie było”.
I zrobił to. Och, tak.
Gdyby mógł usunąć obrożę, która była permanentnie zatrzaśnięta na jej szyi,
zawsze mówił, zrobiłby to i uciekł z nią. Ale nie miał takiej zdolności. Tylko
kilku z wybranych Zeusa miało. Więc złota obroża pozostała, zdając się
przyklejoną do jej skóry, osłabiając ją, tłumiąc moc jej demona.
Poza tym, tylko wyselekcjonowana grupa nieśmiertelnych była zdolna do
przenoszenia się – podróżowania myślą z jednego miejsca do drugiego – do i z
Tartaru, a Gideon nie był jednym z nich. Musiał by się przemknąć przez całe
królestwo, straże i bramę. Po pierwsze, samemu byłoby to trudne, razem
niemożliwe, nawet bez obroży. Ale ciągle chciał spróbować.
Z tą myślą, poczuła, że mięknie. Niech to cholera! Walcz z tym. Nie
przetrwasz, jeśli znów złamie ci serce, a tylko to miał do zaoferowania. Złamane
serce.
Upuściła szczotkę na umywalkę i włożyła sukienkę przez głowę. Miękki
materiał pogładził jej skórę i jęknęła. Nigdy tak się nie ubierała, ale może
powinna. Tak dekadencko… Majteczki były równie miękkie, co spowodowało
kolejny jęk. Obcasy zostawiła w spokoju, zamiast tego wkładając swoje stare
buty. Lepiej tym można pobić mężczyznę bez serca, aż się złoży.
Kończąc, obróciła się, prostując ramiona, wznosząc determinację. Jeszcze
jedno spotkanie z Gideonem i go zostawi. Ale to właśnie to, koniec. W końcu
miała zakończenie. To, czego potrzebowała, czego jej brakowało. Kiedy już
będzie to miała, wróci do nowego życia, które sobie budowała. Życia, jako ludzki
najemnik. A raczej, do wszystkich złych transakcji.
Zrób to. Skończ z tym.
- Żartujesz z tym – powiedziała, wychodząc z łazienki i unosząc wstążkę.
Chmura słodko pachnącej pary podążyła za nią.
Jego elektryzujące spojrzenie natychmiast ją zmierzyło, zatrzymując się na
jego kiedyś jego ulubionych miejscach. Coś mrocznego znalazło się w jego
oczach i przełknął.
- Co? – Słowo było skrzekiem. – Myślałem, że jest brzydka – Znaczy, że
myślał, że jest ładna.
Mroczne kłamstwo – rozdział 3
Translate by Mikka
~ 33 ~
I chciał, żeby miała ładne rzeczy. Jak… słodko.
Niech go cholera!
Stał przy kwadratowym stoliku na kółkach, którego nie było tu wcześniej, z
ramionami znów skrzyżowanymi na piersi. Żeby się powstrzymać przed
uduszeniem jej?
- Więc lubisz kobiety ubrane jak uczennice – Zignorowała grzmienie
własnego serca i ciepło rozchodzące się w żyłach. – Nie wiedziałam, że masz tak
niewinne fantazje – dodała, potem zechciała zakląć. Brzmiała jakby straciła
oddech. Może dlatego, że oświadczenie wywołało bardzo niegrzeczne pytanie. O
czym teraz fantazjował?
Jak lubił uprawiać seks? Delikatnie i pochłaniająco, jak kiedyś?
Jakie lubił kobiety? Słodkie, jak ona kiedyś? Pewnie tak.
Okazał jej tylko kilka śladów zainteresowania, odkąd odkrył ją w lochu, a ona
była twarda jak kamień.
Musiała być. Jej życie nie pozwalało się ubierać jak teraz. Musiała być gotowa
na walkę, zawsze. Była dzieckiem Rei, królowe bogów i była doskonałą
zakładniczką dla okupu. Nie żeby jej matka zapłaciła. Nawet więcej, miała wielu
wrogów, bo zabicie wymazałoby jej wpół śmiertelne życie z linii sukcesji.
Zapach świeżo upieczonego chleba, kurczaka i ryżu nagle wypełnił jej nos i
ślina napłynęła do ust. Zapomniała wstążkę. Zapomniała o zakończeniu. Ręka
opadła do boku.
- Przyniosłeś mi jedzenie – powiedziała, oszołomiona.
Kolejny słodki gest, palant.
- Nie. To wszystko dla mnie – Opadł na krzesło z nim. Parujący talerz po
talerzu zapełniły powierzchnię stołu, ta para zawirowała wokół niego, tworząc
senną mgiełkę. – Ten kolor wygląda na tobie strasznie, przy okazji.
Oblizała usta. Nad jedzeniem, powiedziała sobie. Nie, dlatego że podobało mu
się jak wygląda. Co było dobre.
- Odpłata jest suką, wiesz? I możesz liczyć na to, że kiedyś odzieję cię w
sukienkę.
Wzruszył ramionami, zwracając jej uwagę na szeroki obwód swoich ramion,
potem uniósł talerz. Jeden z kurczakiem, ryżem i warzywami. Podeszła do niego
i wyciągnęła ręce zanim zrozumiała, co robi. Po zagarnięciu talerz opadła na
siedzenie naprzeciw niego i zaczęła jeść.
Takie dobre.
Mroczne kłamstwo – rozdział 3
Translate by Mikka
~ 34 ~
- Więc… czemu nie śpisz w ciągu dnia? – zapytał. – Kiedy ludzie nie są
przebudzeni.
Jeśli o to chodzi, nie miała nic przeciwko udzieleniu odpowiedzi. Nawet, jeśli
mogła odgadnąć jego plan. Zacznie z nią z czymś lekkim. Zajmie rozmową, gdy
będzie rozproszona jedzeniem.
- Gdzieś na świecie, udzie śpią wtedy, kiedy ja i demon znajduje ich. Poza
tym, każdego dnia zasypiam sekundę później. A każdej nocy budzę się sekundę
wcześniej. Czas zawsze się zmienia nawet tak delikatnie, zapewniając, że
jesteśmy w stanie dorwać każdego w którymś momencie – Innymi słowy, bój się
nas.
- Niedobrze wiedzieć – Pauza, potem. - Nie chcę wiedzieć, dlaczego masz ten
tatuaż. Nie chcę wiedzieć, kto zrobił ci ten tatuaż. I definitywnie nie chcę
wiedzieć, jak zakończyły się sprawy między nami.
Tak. Miała rację.
- Powiedziałam cię, że nie byliśmy tak naprawdę małżeństwem – Delektowała
się przepysznym kęsem marchewki w maśle i szklanką czerwonego wina. Nawet
lepiej.
- I wierzę ci.
Wzruszyła ramionami, przedrzeźniając jego nonszalancję.
- Odpowiedziałam dziś na dość pytań. I wiem, czemu mnie tu przyniosłeś.
Zrelaksować mnie, opuścić moje straże, dowiedzieć się wszystkiego, czego
chcesz i znów mnie zamknąć – I gorzej.
- Mylisz się – powiedział, sięgając i chwytając jej rękę. Uniósł ją do ust i
wycisnął miękki pocałunek na nagle płonącym ciele. – Po prostu chciałem
spędzić z tobą czas, poznać cię, zapomnieć o otaczającym świecie.
Mięknie… znowu… Te słowa tak długo chciała usłyszeć, że często wręcz była
fizycznie obolała. A słyszeć je teraz…
I wiedzieć, że były kłamstwem…
Zmiękczenie błyskawicznie zniknęło. Nagle zechciała usunąć niewidzialny
nóż, który zostawił w jej plecach i dźgnąć go nim. Skoro nie zwijał się z bólu, jak
słyszała, że było, gdy wymawiał prawdę, wiedziała, że kłamał.
Pogrywał z nią, a ona mu na to pozwalała. Wzmocnij się. Jesteś suką.
Zachowuj się tak.
Mroczne kłamstwo – rozdział 3
Translate by Mikka
~ 35 ~
- To dla ciebie łatwe, co? To znaczy, zapominanie o otaczającym świecie – Jej
głos ociekał goryczą i nic nie mogła z tym zrobić. – Twoje biedne, smutne
wspomnienia.
Zamarł i jego ręka opadła.
Chciała krzyknąć. Z frustracji. Z żądaniem by znów jej dotknął. Z furią, z
którą chciała by znów jej dotknął. Zamiast tego, pozostała cicho i skończyła
posiłek, pochłaniając każdy okruch, każdą kroplę wina i nie zostawiając nic dla
mężczyzny naprzeciw niej.
- Czemu jesteś taka… nie uparta w tym? – zapytał z czymś, co wydawało się
prawdziwą ciekawością. – Z tym trzymaniem mnie w świetle.
Bo spędziła tysiące lat zastanawiając się gdzie był, co robił i z kim to robił.
Zastanawiając się czy myślał o niej, zastanawiając się, czemu nigdy do niej nie
wrócił. Zastanawiając się czy żył. Każdy dzień był gorszy od poprzedniego.
Ale wiedziała, z wykręcającą wnętrzności intensywnością, że ją kochał, więc
w końcu zaakceptowała to, że nie wrócił, bo został zabity. Śmierć była jedyną
rzeczą, która mogła utrzymać go z daleka. Opłakiwała go, płacząc tak mocno, tak
intensywnie, że niemal roniła krwawe łzy.
A kiedy odkryła, że żył… Och, ból. Ból, który ciągle ją dręczył, ciągły cień w
jej sercu.
W zamian, on zastanawiał się nad nią kilka tygodni. Nie płakał nad tym do
snu. Nie wymiotował, bo zmartwienie i ból serca, były zbyt wielkim ciężarem
do zniesienia.
Zacisnęła ręce tak mocno, że szklanka pękła. Krople szkarłatu zabarwiły jej
dłoń, ale nie drgnęła. To było nic w porównaniu z tym, czego doświadczyła. Nic.
Już nie będzie nad niczym płakała.
Gideon westchnął i owinął palce wokół jej nadgarstka, oglądając zniszczenia.
- Kocham widzieć, że jesteś ranna. Nie chcę tego naprawić – Prawda.
Gdy wszedł do lochu w swojej fortecy i zobaczyła jego piękną twarz, jedyną
rzeczą, jaką naprawdę czuła był zachwyt. Żył. Znów był z nią. Ale potem
wybuchł gniew. Za którym podążały oburzenie i pochłaniająca potrzeba by
ranić.
Wściekłość. Tyle wściekłości.
Jak śmiał. Jak, kurwa, śmiał dbać o tak powierzchowną ranę! Siedział tu,
spokojny jak tylko mógł być, bawiąc się jej emocjami jak dziecko kijem, bo mógł.
Bo była dla niego grubym, wielkim znakiem zapytania. To wszystko. Chciał
Mroczne kłamstwo – rozdział 3
Translate by Mikka
~ 36 ~
odpowiedzi. Nie jej. Nie wybaczenia. Nie mógł mniej dbać o jej prawdziwe rany
i „wszystko naprawiać”.
Była dla niego niczym, nawet te stulecia temu? Tak, poślubił ją, ale zostawił ją
wkrótce po tym. Zostawił ją, teraz wiedziała, żeby ukraść i otworzyć puszkę
Pandory. Wiedziała również, że został sparowany ze swoim demonem i
wyrzucony z niebios wkrótce potem. Ale została opętana tego samego dnia,
ciągle zamknięta w swojej celi.
Po tych stuleciach spędzonych w ciemności – które teraz wydawały się
mgnieniem, gdy spoglądała wstecz – które minęły i znów kontrolowała swój
umysł, przypomniała sobie Gideona. Zrozumiała, że też otrzymał demona i też
stracił kontrolę. Więc czekała aż do niej wróci. I czekała. I czekała, tak cholernie
długo. Potem wszystkie te pytania zaczęły wirować w jej umyśle. Potem
nadeszło zmartwienie i rozpacz, że nie przetrwał.
I w tej rozpaczy robiła rzeczy, które szokowały nawet jej demona. Straszne
rzeczy. Żadne z bogów i bogiń, którzy dzielili jej celę – tę, do której została
przeniesiona, z dala od czułej ręki marki – nie przetrwało jej szaleństwa.
Grecy niemal ją za to zgładzili, ale w końcu Zeus wolał, żeby paradowała pod
nosem Kronosa, własnego ojca i największego wroga, ciesząc się faktem, że była
dowodem zdrady Rei. Wszystko, co trzymało ją przy życiu to torturowanie króla
Tytanów, powiedział władca Greków, nie ważne jak niebezpieczna była.
A potem Tytani w końcu odzyskali wolność. Kronos i Rea chcieliby zostawić
ja z tyłu, wiedziała, ale potrzebowali jej zdolności do pokonania Greków.
Kiedy krzyki zbladły i krew przestała płynąć, zdobyła starożytne zwoje o
Lordach Świata Podziemnego, mając nadzieję znaleźć ich i zapytać jak zginął
Gideon. Gdzie spoczywały jego kości. Chciała zrobić mu właściwy pogrzeb,
modlić się nad nim i pożegnać się.
Zamiast tego odkryła, że jej mąż ciągle żył.
Jej ulga nie znała granic. Ale potem mimo złości zaczęła zadawać sobie
pytania. Czemu po nią nie wrócił? Czemu nie posłał słowa, że przetrwał?
Szukała go żeby zapytać. Tak, i rzucić się w jego ramiona. Poczuć jak ją
otacza, znowu wchodzi w nią. W końcu. W sposób, o którym śniła przez tak
wiele lat.
Znalazła go w tym barze w Budapeszcie. Przeszła obok niego. Tyle, że jej nie
zauważył. Spojrzał na nią, tak. Odwrócił wzrok jakby była niczym, to też. Był
Mroczne kłamstwo – rozdział 3
Translate by Mikka
~ 37 ~
zbyt zajęty zabieraniem się za ludzką kobietę i uprawianiem z nią seksu w tym
barze.
Scarlet odeszła, znów ze złamanym sercem. Zrobiła co mogła by dowiedzieć
się o nowoczesnym świecie oglądając telewizję, cały czas mając nadzieję, że
będzie warta Gideona, gdy to zrobi – ona, kobieta wychowywana wśród
kryminalistów, nigdy niechciana przez matkę, nieznająca ojca i która nosiła w
sobie nieszczęsnego demona – trzymała rękę na pulsie, zawsze ciekawa Gideona
i tego, co robił.
Może celowo pozwoliła Lordom się złapać. Bez świadomego przyznania, że
pożądała tego. Chwili, gdy zobaczy, jakim naprawdę draniem był Gideon. Chwili
by w końcu wyrzucić go z myśli. Co, nawet teraz, było całkiem przeciw jej
naturze i czymś, co przysięgała, że nigdy nie zrobi. Zamknięcie było czymś,
czego nienawidziła. A i tak pozostała w tym pieprzonym lochu i nie próbowała
uciec. Dla mężczyzny, który jej nie pamiętał. Mężczyzny, który nie miał
problemu z wykorzystywaniem jej. Ranieniem. Rozdzieraniem.
Musiał cierpieć.
Scarlet skoczyła na nogi z talerzem w ręce. Talerzem, który rzuciła w Gideona
bez ostrzeżenia. Rozbił się na jego twarzy, jak wcześniej szklanka. I tak jak
krwawiła jej ręka, tak teraz krwawiła jego twarz. Nie wystarczy.
Krzywiąc się, też skoczył na nogi.
- To było miłe. Dzięki!
Już sięgnęła po kolejny talerz i tym uderzyła w jego pierś. Ten też się
roztrzaskał, tnąc jego t-shirt.
- Co nie sądzisz, że robisz?
- Nie spiorę ci dupy. Nie nienawidzę cię. Nie myślę, że jesteś największym
gnojkiem, jakiego stworzyli bogowie. I jak? Mówię językiem, który rozumiesz? –
Zabić go. Chciała go zabić.
- Może cie pamiętam, Scarlet – ryknął, cofając się, gdy chwyciła widelec i
wyciągnęła jak sztylet. Mordowała mężczyzn mając mniej. Nawet
nieśmiertelnych. – Ale nie złowiłaś mnie – Sztywnymi ruchami uniósł koszulkę.
Pod cięciami, na sercu, były wytatuowane oczy. Ciemne oczy. Jak jej. – Nie
widzisz? Nie… schwytałaś.. mnie.
To było kłamstwo, jak on. Musiało być.
- To nic nie udowadnia! Tysiące ludzi ma ciemne oczy.
Mroczne kłamstwo – rozdział 3
Translate by Mikka
~ 38 ~
Pochylił głowę, odsunął włosy z tyłu szyi. Tam okryła wytatuowane
krwawoczerwone usta w kształcie serca. Jak jej. Potem obrócił się i znów uniósł
koszulkę. W dole jego pleców były kwiaty, wszelkie rodzaje kwiatów i słowa:
ROZDZIELIĆ SIĘ TO UMRZEĆ.
Do była doskonała replika jej tatuażu. Pokazał jej to raz wcześniej, za
pierwszym razem, gdy wszedł do celi, ale widząc to znów ciągle było jak
uderzenie w pierś.
- Po Prost nie chcę nadać temu sensu – dodał miękko. Obrócił się, znów stając
z nią twarzą w twarz. – Nie pomagaj mi. Proszę.
Widok tych tatuaży nie zmniejszył jej furii. Nie, ich widok ją zwiększył.
Wyobrażał ją sobie, ale wciąż spał z tymi wszystkimi innymi kobietami. Ciągle
żył swoim życiem, nie szukając źródła tych obrazów.
- Myślisz, że to wszystko załatwia, ty niedbały skurwielu? Kiedy ty byłeś tu,
kurwiąc się na wszystkie strony, kochając życie, ja byłam w Tartarze, byłam
niewolnicą Greków – Jeden krok, dwa, obeszła stół i zbliżyła się do niego. Będąc
takim wojownikiem jakim był, pozostał w miejscu. – Co chcieli, żebym zrobiła,
musiałam zrobić. Chciałam czy nie – Paradując nago ku ich rozrywce. Walczyć z
innymi więźniami, gdy obstawiali zwycięzcę. Szorując brud innych ze swoich
rąk i kolan. – A i tak mnie tam zostawiłeś. Nigdy po mnie nie wróciłeś.
Obiecałeś, że po mnie wrócisz!
Wrząc, dysząc, wbiła widelec w jego pierś i obróciła z całą siłą.
Zaskakująco, nie próbował jej powstrzymać. Nie próbował się bronić. Zamiast
tego stał tam, mrużąc oczy. We własnej furii? A jeśli to furia, na kogo był
wkurzony? Na nią? Czy na Greckich bogów, którzy zmusili ją do tych rzeczy?
To nie ma znaczenia. To był tylko początek jego kary.
- I wiesz co jeszcze? – Zacisnęła palce na widelcu tak mocno, że jej kłykcie
zdawały się protestować. – Po tym jak przyszłam i zobaczyłam cię z inną
kobietą, sama wzięłam sobie innego mężczyznę. Tym razem chętnie. A potem
kolejnego – Kłamstwa, wszystko kłamstwa. Próbowała. Chciała go zranić w ten
sposób, ale nie dała rady.
I och, jak bardzo się nienawidziła za tę porażkę. Bardziej niż chciała go zranić,
chciała kogoś, kto sprawiałby, że czuła się tak, jak on kiedyś sprawiał, że się
czuła. Chroniona, kochana i ceniona. Jak skarb. W tym też zawiodła haniebnie.
Z obu spotkań odeszła pusta i smutna.
Ramona Gideona opadły i cała ta mroczna emocja zdawała się z niego bić.
Mroczne kłamstwo – rozdział 3
Translate by Mikka
~ 39 ~
- Nie przepraszam. Kocham to, że czułaś potrzebę zrobić coś takiego. Nie chcę
zabić mężczyzn, z którymi byłaś. Nawet mimo tego, że pamiętam czas, który
spędziliśmy razem. Wciąż mnie jakoś nie pociągasz.
Przepraszał, czuł wstręt, że zrobiła coś takiego i chciał zniszczyć mężczyzn,
ładne słowa. Dla niego. Ale ona ich nie chciała. Było daleko za późno. Z
warkotem, wyszarpnęła widelec, ząbki ociekały szkarłatem, potem znów
dźgnęła i przekręciła. Mruknął.
- Znów – warknęła. – Myślisz, że to coś załatwia? Myślisz, że to, że mnie
zapomniałeś czyni twoje zachowanie, chociaż trochę mniej bolesnym? –
Zamknij się, zamknij, zamknij. Nie chciała, żeby wiedział, jak bardzo ją
zniszczył.
- Ja nie… - Zamarł. Potem sięgnął do kieszeni swoich dżinsów i wyciągnął
telefon. Spojrzeniem szybko zmierzył ekran i kiedy ich oczy znów się spotkały,
była tląca się wściekłość w tych elektryzujących głębiach. – Mamy gości.
- Twoi przyjaciele? – Nie pytała skąd wiedział. Mogła zgadnąć, skoro sama tak
kochała nowoczesną technologię.
- Taa. Uwielbiam Łowców.
Mogła znów go dźgnąć, wydłubać mu oczy i zostawić, by radził sobie z
nieproszonymi gośćmi ranny i oślepiony. Ale ona mogła go ranić, nie tamci.
- Ilu? – zażądała, odkładając sztuciec i skupiając się na swojej wściekłości.
Obudź się, Koszmary. Twoje zdolności mogą być potrzebne.
Demon wyprostował się i ziewnął w jej głowie.
- Wiem – powiedział Gideon.
Wiec nie miał pojęcia, jak ona.
- Którymi drzwiami wejdą?
- Nie frontowymi.
Zrobiła krótką inspekcję. W przedsionku były drzwi prowadząc4e do sypialni.
Ten przedsionek rozchodził się w trzy korytarze. Nieważne, z której strony
intruzi nadejdą, muszą tędy przejść. Doskonale.
Jesteś gotowy, dziecino? Bo mama się myliła. Nie ma tu może. Jesteś
potrzebny.
Pomruk oczekiwania rozbrzmiał w niej.
Będzie zabawa.
Zajmę się końcowym uderzeniem. Okej?
Chciwa.
Mroczne kłamstwo – rozdział 3
Translate by Mikka
~ 40 ~
Tak
. Ale potrzebowała jakiegoś rozluźnienia dla rosnącej w niej ciemności.
I zostaw Gideona w spokoju. Nie chcę, żeby widział, jakie obrazy pokażesz
wrogom.
To przyniosło jej warkot.
Nigdy go nie skrzywdzę
.
To była deklaracja, o której nie sądziła, że ją kiedykolwiek usłyszy, nawet
mimo niechęci demona do straszenia wojownika w snach. Gdyby okoliczności
były inne, zażądałaby odpowiedzi, dlaczego. Nie żeby jej to coś dało. Koszmary
był tak hojny w odpowiedziach jak ona.
- Siądź na łóżku – nakazała Gideonowi. – Zajmę się tym.
- Do diabła, tak – powiedział, wyciągając ostry, błyszczący nóż i mały
rewolwer zza pasa spodni. Był uzbrojony przez cały czas, a nie bronił się przed
nią. – Delektuję się myślą o tobie walczącej z takimi kochaniami samej.
Macho. Sądzili, że kobieta nie poradzi sobie w takiej sytuacji. Ale ten wkrótce
się nauczy. Nie była tą samą dziewczyną, jaką znał w więzieniu. Albo raczej, tą
samą dziewczyną, której nie pamiętał.
- Są tu. Wiem, że tu są – ktoś wyszeptał. Szept, tak, ale słyszała każde słowo,
jakby osoba stała tuż obok. Zdolność, którą nabyła w więzieniu. Zdolność, która
uratowała jej życie w niezliczonych okazjach.
- Jeśli zabierzemy mu dziewczynę, będą musieli nas wpuścić – powiedział
kolejny.
- A facet? – Kolejny.
- Umiera.
Gdy Koszmary się zaśmiał, więcej niż gotowy, Scarlet pchnęła Gideona na
krzesło. Usiadł ciężko, gdy opuściła straże i uwolniła demona. Ciemność z niej
eksplodowała, tysiące krzyków rozbrzmiało w nieprzeniknionym mroku. Nawet
Gideon, mimo tego jak potężnym nieśmiertelnym był, nie mógł przez to
widzieć. Ona, nie miał problemy z zauważeniem choćby najmniejszego detalu.
- Zakryłabym uszy, gdybym była tobą – zasugerował.
- Scar – zaczął, tak blisko jej imienia, jak najwyraźniej pozwalał mu jego
demon, ślad gniewu był w jego głosie. I och, jego wyraz twarzy był kamienny.
Nienawidził tego. Ale cokolwiek chciał powiedzieć, zostało ucięte, gdy Scarlet
przycisnęła palce do jego ust, uciszając go. Wrogowie usłyszą.
Mroczne kłamstwo – rozdział 3
Translate by Mikka
~ 41 ~
Minęła chwila. Sztywność go nie opuściła, ale skinął. Łaskawie się wycofywał
z walki i pozwalał jej się tym zająć. Jego poddanie było całkiem nieoczekiwane.
Czemu nie skoczył na nogi i głupio nie zażądał, żeby mógł jej pomóc?
Rozważy to później. Krzywiąc się, obróciła się ku intruzom. Było ich
czterech, sami mężczyźni i wszyscy mieli broń.
Tylko czterech? Musieli myśleć, ze są silniejsi niż byli. Albo uważali, że ona i
Gideon są słabsi niż naprawdę byli. Albo może to był tylko początek. Pewnie
inni byli rozstawieni w hotelu, obserwując, czekając na odpowiedni czas na
uderzenie.
Gdy mężczyźni weszli do sypialni, napotkali ciemność i krzyki, potknęli się i
próbowali zorientować i zrozumieć, co się dzieje. Koszmary tkał wokół nich,
wirując, mroczny tancerz, tak pełen gracji jak zabójczy, trzymając ich w miejscu,
szepcząc w ich uszy ich najgłębsze lęki.
Ból.
Krew.
Śmierć.
Wkrótce ściskali swoje głowy, jęcząc, obrazy Lordów Świata Podziemnego
chwytających ich, torturujących, tak jak Łowcy często torturowali innych, stały
się wszystkim, co mogli widzieć.
Jednym z talentów Koszmarów było wyczuwanie ukrytych lęków i
eksploatowanie ich. Stąd wiedzieli o strachu Gideon przed pająkami. Jedynym
problemem było, że nie wiedzieli, co powodowało ten strach. A była więcej niż
ciekawa Gideona. Nie wydawał się bać robaków, gdy był z nią w Tartarze.
Nawet zabijał te stworzenia, gdy pojawiały się w jej celi.
- Niech to się skończy, proszę, niech to się skończy – ktoś błagał.
- Wystarczy! – Ktoś inny krzyknął.
Nie. Nawet nie było blisko końca. Zimna, niedbała. Oto, jaka musiała być. I
naprawdę, cieszyła się tym tak jak jej demon. Cieszyła się ranieniem tych, którzy
kwitli na cierpieniu. Zbyt długo sama była ofiarą. Ale już nigdy więcej. Nigdy.
Uśmiechając się, ruszyła ku mężczyznom, z widelcem ciągle w dłoni. Sięgnęła
najbliższego, jego przerażone jęki były słodkie dla jej uszu, i odsunęła mu włosy
z twarzy. Delikatny dotyk zdumiał go, sięgnął ku niemu, jakby szukał
pocieszenia, gdzie tylko mógł je znaleźć. Jakby myślał, że jest przyjacielem.
Bez ostrzeżenia, wbiła widelec w jego szyję. Krzyknął, ale krzyk zmieszał się z
innymi, które tkała. Chłodna, ale mile widziana muzyka. Ciepła krew trysnęła z
Mroczne kłamstwo – rozdział 3
Translate by Mikka
~ 42 ~
niego, pokrywając jej ręce, gdy upadł. Przesunęła się ku kolejnemu mężczyźnie,
dając mu ten sam delikatny dotyk, spokój przed burzą, po czym również go
dźgnęła.
Trysnęło więcej krwi, rzeka najgłębszego szkarłatu, esencja jej imienia.
Skończyła z kolejnymi dwoma szybko i efektywnie. Jak i bez litości. Może
powinna się trochę z nimi pobawić. Och, cóż. Następnym razem.
Kiedy jęki i ruchy ustały, wciągnęła w siebie z powrotem cienie i krzyki.
Wirowały w niej jak tornado, dopóki ich świadomie nie zablokowała, coś czego
nauczyła się po latach. Inaczej już dawno popadłaby w szaleństwo.
Pomyślała, że może błogosławieństwem było, że ona i Gideon już nigdy nie
będą ze sobą intymnie. Gdy traciła kontrolę nad odczuciami ciała, traciła
kontrolę nad demonem, spuszczając bestię ze smyczy mimo, że była przytomna.
To co zrobiła tym chłopcom – Łowcom? – zostałoby automatycznie zrobione jej
kochankom. Bez cięcia, ale absolutne pochłonięcie światła, krzyki przeklętych
dźwięczące w ich uszach.
Dla mężczyzny, ciężko byłoby zostać, cóż, ciężko wytrzymać coś takiego.
Oglądanie strachu i niesmaku zapełniającego rysy Gideona, gdy jego członek
byłby pochowany głęboko w niej zniszczyłoby ją. Jej dumę, na pewno. Może
nawet jej wolę życia. Już egzystowała tylko na instrumentalnym poziomie.
Oddychała, jadła, zabijała. Tyle.
Skup się na zadaniu pod ręką. Gideon siedział gdzie go zostawiła. Tyle, że jego
spojrzenie było puste, ostrożna maska, gdy przesunął po niej spojrzeniem,
zauważając krew pokrywającą jej ręce. Przesunął językiem po zębach nim
spojrzał na mężczyzn.
- Jakieś obrażenia? – zapytał, ciągle bez śladu emocji.
- Martwi – odparła. – Nie ma za co – Czy nie zasłużyła na podziękowanie?
Ochroniła go przed ucierpieniem choćby od jednej rany. Cóż, poza tymi, które
sama mu sprawiła.
Niebieskie oczy wróciły do nie, unieruchamiając ją.
- Taa, mówiłem o nich. Nie o tobie.
Och, chciał wiedzieć o niej? Ohyda. Nie mięknij.
- Ze mną w porządku. Nawet zadrapania. Ale pewnie powinniśmy iść –
Osobnymi drogami, milcząco dodała, ignorując ukłucie w piersi. – Jestem pewna,
że pojawi się więcej Łowców.
Nie odpowiedział.
Mroczne kłamstwo – rozdział 3
Translate by Mikka
~ 43 ~
Zrób to. Odejdź, nakazała sobie. Nie zrobiła tego. Została w miejscu jak
idiotka, którą była. Zakończenie jeszcze nie zostało osiągnięte. Nie naprawdę.
Czego to będzie wymagać?
- Będziesz tu tylko siedział? – rzuciła ku niemu.
Wstał, ale ciągle nie schował broni.
- Ty i sztućce tworzycie złą drużynę.
Kolejne ukłucie w piersi.
- Skończ z komplementami albo dam ci pokaz z pierwszej ręki – Po prostu,
żeby go podrażnić uniosła ociekający widelec i pomachała nim w powietrzu.
- Tak, proszę. Kolejna demonstracja będzie miłą – Minął ją, bez strach i
klęknął przy jej ofiarach. Z pośpieszna biegłością obszukał ich ciała, nawet pod
ubraniami. – Wszyscy są oznaczeni.
Jej ręka opadłą do boku. Łowcy znaczyli się tatuażem ze znakiem
nieskończoności, ich deklaracja, że chcieli wieczności bez zła. Ci chłopcy nie
nosili znaku… Uch.
- Może są rekrutami. Kiedy weszli, jeden z nich mówił coś o byciu
wpuszczonym. Może mówił o dołączeniu o klubu Łowcy Są Skurwielami.
Gideon skinął wstając, kobaltowy lok opadł mu na brew.
- To nie ma sensu.
- Bo jestem mądrzejsza niż ty – Walczyła z potrzebą odgarnięcia tego
kosmyka. Ciągle bez zakończenia, ale zmusiła się żeby powiedzieć. – Zgaduję, że
skończyliśmy tu – Naprawdę, tym razem.
- Pewnie – Zamknął niewielki dystans między nimi, stając z nią nos w nos,
jego ciepło ogarnęło ją, piżmowa woda kolońska oszołomiła jej zmysły. – Nie
słuchaj uważnie. Jestem zły, że wszystko z tobą w porządku – Jego rzęsy opadły,
och, tak powoli, zanim się zatrzymały i wiedziała, że patrzy a jej usta.
Myśli o pocałowaniu jej?
Przełknęła. Nie. Nie, nie, nie.
- Gideon.
- Ciągle mów – powoli, wciąż och, tak powoli, pochylił się ku niej, jakby miał
zamiar ją pocałować.
Nie. Nie, nie… tak. Tak, tak, tak. Każdy mięsień w jej ciele się napiął,
czekając, gotowy. Krew w jej żyłach zawrzała. Będzie smakował tak samo?
Musiała wiedzieć. Potem będzie mogła go zostawić. Będzie miała swoje
zakończenie i będzie mogła odejść bez oglądania się i zastanawiania.
Mroczne kłamstwo – rozdział 3
Translate by Mikka
~ 44 ~
Ale tuż zanim ich usta się spotkały, jego palce zamknęły się na jej nadgarstku
z miękkim kliknięciem. Nie, nie palce. Za sztywne, za ciężkie i za zimne.
Zamierając, spojrzała w dół i zobaczyła, że skuł ich razem. Zaświtało
zrozumienie. Ten… skurwiel…
Czerwona mgła zatarła jej wzrok. Nie płatki, ale pełna chmura. Nabrał ją. Ten
skurwiel ją nabrał. Nigdy nie miał zamiaru jej pocałować. Użył jej oczywistego
pożądania przeciwko niej.
- Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumny – To było jedyne ostrzeżenie jakiem
mu dała. Wbiła widelec w jego pierś, ale tym razem zamiast przekręcić, pchnęła,
wbijając głębiej. Teraz nie powstrzymał skrzywienia. – Bo to dziecinna igraszka,
w porównaniu z tym, co ci zrobię.
- Jak długo jesteśmy rozdzieleni – wycedził. – Jestem szczęśliwy.
Jak długo… jak długo… potrzebował bycia razem, żeby być szczęśliwym?
Mimo, że część niej chciała się uśmiechnąć głupkowato, może zatrzepotać
rzęsami, skrzywiła się. Głupie zmiękczenie serca. Właśnie ja zdradził a ona
niemal się roztopiła po tych kilku słowach. Słowach, które nic nie znaczyły, bo
ciągle chciał tylko odpowiedzi.
- Powiedz. Czy to cię czyni szczęśliwym? – Kopnęła go w jaja.
Zgarbił się, sapiąc, ale poza tym, zdołała dosłyszeć jedno słowo.
- Tak.
Dobrze.
- Więc gdzie mnie zabierasz?
- Do nieba – kolejne wycedzone przyznanie.
Łatwo przetłumaczyła. Planował ją zabrać prosto do piekła.