Mroczny sen rozdział 4


- Rozdział 4 -

Zanim kolejny dźwięk mógł wydostać się z Sary, ręka Falcona łagodnie zakryła jej usta w ostrzeżeniu. Sara nie potrzebowała jego ostrzeżenia; już wiedziała. Jej wróg znalazł ją kolejny raz. - Musisz się stąd wydostać - wysyczała łagodnie wbrew jego dłoni.

Falcon schylił głowę tak, że jego usta dotykały jej ucha. - Jestem myśliwym nieumarłych, Saro. Nie uciekam przed nimi. - Jej smak nadal był w jego ustach, w jego myślach. Była jego częścią, teraz nierozłączną.

Przechyliła głowę do tyłu, aby na niego spojrzeć, krzywiąc się, gdy wiatr wył i wrzeszczał z wystarczającą siłą, aby powodować niewielkie tornada na ulicy i na podwórku, wyrzucając luźne papiery, liście i gałązki w powietrze, w pośpiechu, z gniewem. - Czy jesteś choć trochę dobry w zabijaniu tych istot? - zapytała o to z krztyną niedowierzania. Słychać było wyzwanie w jej głosie. - Muszę znać prawdę.

Po raz pierwszy od kąt pamiętał, Falcon miał ochotę się uśmiechnąć. Było to nieoczekiwane w środku nadejścia wampira, ale powątpiewanie w jej głosie spowodowało, że chciał się śmieć. - On wysyła swoją groźbę przed sobą. Rozgniewałaś go. Masz wbudowaną osłonę, rzadka rzecz. Nie może cię znaleźć, kiedy skanuje, więc szuka świadomości, przypływu strachu, co powie mu, że wiesz kim jest. W ten sposób cię tropi. Wyślę do niego swoją odpowiedź, więc będzie świadomy, że jesteś pod moją opieką.

- Nie! - Złapała jego rękę nagle spiętymi palcami. - To jest to, nasza szansa. Jeśli się o tobie nie dowie, to przyjdzie po mnie. Możemy zastawić na niego pułapkę.

- Nie potrzebuję użyć cię jako przynęty. - Jego głos był bardzo łagodny, ale pojawił się w nim cień nieznanych emocji, co spowodowało jej drżenie. Falcon był z nią niezawodnie delikatny, jego ton był zawsze miękki i niski, jego dotyk czuły. Ale było coś głęboko wewnątrz niego, tak że był szalenie niebezpieczny i bardzo mroczny.

Sara stwierdziła że się trzęsie, ale zacisnęła na nim uścisk, obawiając się, że jeśli on wejdzie w rozszalałą burzę, mógłby być dla niej stracony. - To najlepszy sposób. On po mnie przyjedzie. Zawsze po mnie przychodzi. - Jej więź z Falconem była już tak silna, iż nie mogła znieść myśli, że coś mu się stanie. Musi ochronić go przed straszną istotą, która zniszczyła jej rodzinę.

- Nie dziś. Dzisiejszej nocy pójdę za nim. - Falcon delikatnie uwolnił ją od siebie. Mógł wyraźnie zobaczyć jej lęki i jej dziką potrzebę, aby mieć pewność, że był bezpieczny. Nie miała pojęcia czym był, o tysiącach bitew, w których walczył z takimi samymi potworami: Karpatiańskimi mężczyznami, którzy czekali zbyt długo lub którzy zdecydowali się oddać swoje dusze za chwilową przyjemność w czasie zabijania. Jego braćmi.

Sara chwyciła jego rękę. - Nie, nie wychodź tam. - Był haczyk w jej głosie. - Nie chcę być sama tej nocy. Wiem, że on jest tutaj i po raz pierwszy nie jestem samotna.

Pochylił się, żeby schwytać jej miękkie usta w swoje. Od razu pojawiło się uczucie topienia, obietnica jedwabistego gorąca i rozkoszy, o których nigdy nie odważył się marzyć. - Martwisz się o moje bezpieczeństwo i szukasz sposobu, aby zatrzymać mnie z sobą - powiedział słowa miękko naprzeciw jej wargom. - Mieszkam teraz w tobie; jesteśmy w stanie dzielić się ze sobą myślami. To jest moje życie, Saro; tym się zajmuję. Nie mam innego wyboru, tylko pójść. Jestem Karpatiańskim mężczyzną wysłanym przez Księcia mojego narodu w świat, by chronić innych przed tymi stworzeniami. Jestem myśliwym. To jest jedyny honor, jaki mi pozostał.

Było bolące osamotnienie w jego głosie. Ona była sama tylko przez piętnaście lat. Nie mogła sobie wyobrazić, jak by to było być samotnym tak długo, jak on był. Przyglądając się, jak niekończący się czas przechodzi obok, bez nadziei lub schronienia. Skazany na niszczenie własnego gatunku, być może nawet przyjaciół. Honor. To słowo często było używane w jego pamiętniku. Zobaczyła w nim nieprzejednaną determinację, intensywność, która wirowała niebezpiecznie blisko powierzchni jego spokoju. Nic, co mogła powiedzieć nie zatrzymałoby go.

Sara westchnęła cicho i pokiwał głową. - Myślę, że jest w tobie dużo więcej honoru aniżeli tylko umiejętności jako myśliwy, ale rozumiem. Są rzeczy, które muszę zrobić, mimo że nie zawsze chcę, ale wiem, że nie mogłabym żyć ze sobą, jeśli bym ich nie zrobiła. - Wsunęła ramiona wokół jego szyi i przycisnęła swoje ciało bliżej niego. Przez moment nie była dłużej sama na świecie. Był stały i bezpieczny. - Nie pozwól mu się skrzywdzić. Udało mu się zniszczyć każdego, na kim mi zależało.

Falcon trzymał ją, jego ramiona tuliły jej ciało, każda komórka potrzebowała jej. Szaleństwem było polowanie, kiedy był tak blisko przemiany, a rytuału nie został zakończony, ale nie miał wyboru. Wiatr uderzał w okno, gałęzie drzew zamiatały przed domem w rodzaju furii. - Niedługo wrócę, Saro - zapewnił ją cicho.

- Pozwól mi iść ze sobą - powiedziała nagle. - Napotykałam go wcześniej.

Falcon uśmiechnął się. Jego dusza się uśmiechała. Była dla niego piękna, niemal niewiarygodna. Natychmiast gotowa by stanąć przed potworem obok niego. Pochylił się jeszcze raz i znalazł jej usta swoimi. Obietnica. Zrobił to. Obietnica życia i szczęścia. A potem odszedł, szarpnięciem otworzył drzwi póki wciąż mógł, póki jego honor był wystarczająco silny, aby przezwyciężyć potrzeby jego ciała. Po prostu rozpłynął się we mgle, mieszając się z deszczem dla kamuflażu i popłynął przez nocne powietrze, z dala od schronienia i pokusy jej ciała oraz serca.

Sara wyszła za nim na ganek, ciągle mrugając, niepewna gdzie poszedł, to stało się tak szybko. - Falcon! - Jego imię było krzykiem wyszarpniętym z jej duszy. Wiatr w szale smagał jej włosy. Deszcz zmoczył jej ubrania, aż jedwab był niemal przezroczysty. Jeszcze raz była całkowicie sama.

Nigdy nie będziesz już samotna, Saro. Mieszkam wewnątrz ciebie, tak jak ty wewnątrz mnie. Mów do mnie; wykorzystaj swój umysł, a ja cię usłyszę.

Wstrzymała oddech. To było niemożliwe. Poczuła powódź ulgi i dla podparcia zawisła na kolumnie jej ganku. Nie pytała jak jego głos mógł być w jej umyśle, czysty i doskonały oraz seksowny. Zaakceptowała to, ponieważ tak rozpaczliwie tego potrzebowała. Zatkała pięścią swoje usta, aby powstrzymać się przed wołaniem go, żeby do niej wrócił, zapominając na moment, że on musi czytać w jej myślach.

Falcon zaśmiał się cicho, a jego głos przeciągał pieszczotę. Jesteś niesamowitą kobietą, Saro. Nawet potrafiłaś przetłumaczyć moje listy do ciebie. Pisałam je w kilku językach. Greckim, hebrajskim. W starożytnym języku. W jaki sposób dokonałaś takiego wyczynu? Podróżował szybko przez nocne niebo, dokładnie skanując, szukając zakłóceń, które zapowiedziałyby przybycie nieumarłego. Czasami puste miejsca ujawniały legowisko wampira. Innym razem będzie to przypływ energii lub nieoczekiwany exodus nietoperzy z jaskini. Najmniejszy szczegół może dostarczyć wskazówek dla tego, kto wiedział, gdzie szukać.

Sara milczała przez moment, rozważając w myślach pytanie. Miała obsesję na punkcie tłumaczenia dziwnych dokumentów zawiniętych tak ostrożnie w sztormiak. Wytrwałość. Ona musiała przetłumaczyć te słowa. Święte słowa. Przypomniała sobie uczucia, które odczuwała za każdym razem, gdy dotknęła tych zwiniętych stron. Jej serce biło szybciej, jej ciało zaczęło żyć, jej palce gładziły włókna więcej czasu, niż chciała liczyć. Wiedziała, że te słowa są skierowane do niej. I dostrzegła jego twarz. Jego oczy, kształt jego szczęki, długi potok jego włosów. Bolącą samotność w nim. Wiedziała, że tylko ona znajdzie prawdziwe tłumaczenie.

Moi rodzice nauczyli mnie greki i hebrajskiego oraz większości starożytnych języków, ale nigdy wcześniej nie widziałam niektórych liter i symbol. Odwiedziłam szereg muzeów i wszystkie uczelnie, ale nie chciałam pokazać pamiętnika nikomu innemu. Wierzyłam, że był przeznaczony dla mnie.

Wiedziała, że słowa były intymne, przeznaczone tylko dla jej oczu. Była w tych słowach poezja, zanim zaczęła je tłumaczyć. Sara czuła łzy gromadzące się w jej oczach. Falcon. Znała teraz jego imię, patrzyła w jego oczy i wiedziała, że jej potrzebuje. Nikogo innego. Tylko Sary. Studiowałam dziennik przez kilka miesięcy, tłumacząc co mogłam, ale wiedziałam, że nie było poprawnie, słowo w słowo. A potem po prostu to do mnie przyszło. Czułam, że miałam rację. Nie mogę wyjaśnić jak, ale poznałam moment, kiedy natrafiłam na klucz.

Falcon poczuł dziwne szarpnięcie w swoim sercu. Mogła sprawić, że jego duszę zalewa ciepło, przytłaczające go tak intensywnym uczuciem, że nie był już potężnym drapieżnikiem, ale człowiekiem, gotowym zrobić wszystko dla swojej życiowej partnerki. Upokorzyła go swoją wielkodusznością i akceptacją tego, czym był. Pisał te słowa, wyrażając emocje których nie mógł juz odczuwać. Pisanie dziennika było przymusem, którego nie mógł zignorować. Nigdy nie spodziewał się, że ktoś go przeczyta, ale nigdy go nie zniszczył, nie potrafił tego zrobić.

Dawn był kilka godzin jazdy dalej i wampir nadal był zabójczy. Więcej niż prawdopodobne, szukał kryjówki, drogi ewakuacji, zbierał informacje. Falcon polował i skutecznie walczył wampirem od wieków, ale rosło w nim wyraźne zaniepokojenie. Powinien już trafić na szlak, ale nie było jeszcze zwykłych oznak wskazujących na to, że nieumarły przeszedł przez miasto. Niewiele istot może dokonać takiego wyczynu, tylko bardzo potężny starożytny przeciwnik może mieć takie umiejętności.

Jesteś moim sercem i duszą, Saro. Słowa, które ci pozostawiłem są prawdą i tylko moja partnerka życiowa wiedziałby, jak odnaleźć klucz do odblokowania tłumaczenia starożytnego języka. Jego ton utrzymywał podziw i intensywność miłości, otuliło ją ciepło. Muszą skoncentrować się na polowaniu. Ten wampir nie jest młody, ale jednym z silnych i potężnych. Wymaga to mojej pełnej uwagi. Jeśli będziesz mnie potrzebować sięgnij w swój umysł, a ja cię usłyszę.

Sara skrzyżowała ramiona na piersi, przenosząc się z powrotem na jej ganek, patrząc jak ściana deszczu opada w srebrnych nitkach. Poczuła niepokój Falcona, większy niż słychać było w jego głosie. Jeśli mnie potrzebujesz, przyjdę do ciebie. Myślała o tym. Chciała tego każdą komórką swojego ciała. Miało za źle, że Falcon szedł samotnie walczyć w jej bitwie.

Serce Falcona rozjaśniło się. Pośpieszyłaby mu z pomocą, jeśliby ją zawołał. Ich więź była już silna i rosła z każdą przemijającą chwilą. Sara stanowiła cud uznając jego gatunek. Partnerka życiowa.

Był ostrożny, kiedy poruszał się po niebie, korzystając z burzy jako osłony. Był doświadczony, zdolny łatwo osłonić swoją obecność. Zaczął oględziny terenu możliwego na schronienie dla nieumarłego. W obrębie miasta, byłyby to opuszczone stare budynki z piwnicami. Poza miastem, byłaby to jakakolwiek jaskinia, jakakolwiek dziura w ziemi, w której starożytny wampir mógł się schronić.

Falcon nie znalazł żadnych śladów wroga, ale niepokój w nim zaczął rosnąć. Wampir mógłby właśnie atakować Sarę, gdyby miał pewność, gdzie była. Oczywiście, dał upust swojej wściekłości ponieważ nie znalazł jej i miał nadzieję przerazić ją, żeby ujawniła swoją obecność. Pozostała więc jeszcze jedna droga otwarta dla Falcona. Musiał znaleźć morderczego wampira i wytropić go. Byłoby to staranny powolny proces i musiałby opuścić Sarę samą na jakiś czas. Sięgnął do niej. Jeśli czujesz zaniepokojenie wezwij mnie od razu. Przez cokolwiek, Saro, wezwij mnie.

Poczuł jej uśmiech. Mam świadomość tego wroga przez pół mojego życia. Wiem, kiedy jest blisko i udało mi się uciec mu raz za razem. Zadbaj o siebie, Falcon i nie martw się o mnie. Sara była sama przez długi czas i była niezależną, samowystarczalną kobietą. Dużo bardziej martwiła się o Falcona niż o siebie.

Deszcz wciąż lał, wiatr nawiewał kropelki na ponurą rzęsistą ścianę. Falcon nie czuł zimna w formie, którą przyjął. Był w swoim naturalnym ciele, z łatwością mógł regulować temperaturę swojego ciała. Burza zapobiegła szukania jego wroga za pomocą zapachu, ale znał drogi wampira. Znalazł zabójcę nieomylnie.

Ciało było w alei, niedaleko gdzie Sary dzieci kanalizacji rzuciły się na Falcona. Jego niepokój rósł. Wampir oczywiście stał się znakomity w znajdywaniu Sary. Był wzór jej postępowania, a nieumarły skapitalizował go. Gdy raz znalazł kraj i miasto, w którym osiadła, wampir mógł iść w te miejsca, gdzie Sara mogła ewentualnie pójść. Ostoi zagubionych, bezdomnych, niechcianych dzieci i maltretowanych kobiet. Sara będzie działać w tych obszarach, aby osiągnąć to, co mogła, zanim ruszy dalej. Pieniądze znaczyły dla niej niewiele; oznacza to tylko iść na przód i robić to, co mogła, aby pomóc. Żyła skromnie i wydała mało na siebie. Podobnie jak Falcon studiował wampiry, aby poznać ich drogi, tak wampir uczył się Sary. Jednak ona nieprzerwanie mu umykała. Większość wampirów nie była znana ze swej cierpliwości, lecz ten podążał za Sarą zawzięcie od piętnastu lat.

To był cud, że udało się uniknąć schwytania, wyrazy uznania dla jej odważnej i przedsiębiorczej natury. Powłoka Falcon mieniła się i zestaliła w ponurym deszczu obok zmarłego. Ofiara wampira umarła ciężko. Falcon studiował zwłoki, uważając aby nie dotykać niczego. Chciał zapachu nieumarłego, poczuć go. Ofiarą był młody, uliczny punk. Na ziemi leżał nóż z krwią na ostrzu. Falcon mógł zobaczyć, że ostrze już koroduje. Ten człowiek był torturowany, najprawdopodobniej dla informacji o Sarze. Wampir chciałby wiedzieć, jeśli była widziana a tym obszarze. Echa przemocy były wszędzie wokół Falcona.

Nie mógł pozostawić dowodów dla policji. Westchnął łagodnie i zaczął wzywać energię z nieba nad nim. Błyskawice zatańczyły jaskrawo, posyłając aleję na ostre zmiany. Baty zaskwierczały i zaszeleściły, rozżarzone do białości. Skierował energię na ciało i nóż. To spaliło ofiarę w drobny popiół i wyczyściło ostrze przed roztapianiem go.

Rozbłysk mocy był wszędzie wokół niego, gdy błyskawica rozpalona jak pomarańczowy płomień z ziemi wróciła z powrotem do ciemnych, złowieszczych chmur, gdzie z żyłek wyszły promieniujące punkty biało-niebieskiego gorąca. Falcon nagle podniósł głowę i rozejrzał się, zdając sobie sprawę, że moc wibrująca w powietrzu nie była tylko jego. Skoczył w tył, daleko od popiołów, gdy poczerniałe zgliszcza ożyły. Upiorna pokraka powstała ze zniekształconą głową i bezlitosnymi dziurami dla oczu.

Falcon obrócił się ułamek sekundy za późno, aby odpowiedzieć rzeczywistym atakiem. Pazur chybił jego oko i przegrabił jego skroń. Idealnie ostre szpice wyżłobiły cztery długie bruzdy na jego piersi. Ból był nie do zniesienia. Gorący, cuchnący oddech eksplodował mu w twarz i poczuł gnijące ciało, ale istota była rozmyta, zniknęła, gdy Falcon instynktownie uderzył w kierunku serca.

Jego pięść otarła grube futro, a następnie puste powietrze. Od razu, bestia w Falconie podniosła się, wrząca i potężna. Jej siła potrząsnęła nim. Czerwona mgła przesłoniła mu oczy, chaos panujący w jego umyśle. Falcon zawirował wznosząc się w niebo, ledwo unikając trzaskających piorunów energii, które zaczerniały aleję i zajęły boki już rozpadającego się budynku. Hałas był ogłuszający. Bestia z zadowoleniem powitała przemoc, przyjmowała ją. Falcon walczył ze sobą tak jak wampir, walcząc z głodem, który nigdy nie mógł być zaspokojony.

Falcon? Jej głos był jak powiew świeżego powietrza, spychając na bok zew mordowania. Powiedz mi, gdzie jesteś. Czuję, że jesteś w niebezpieczeństwie. W jej głosie była nieskrywana obawa, która pozwoliła mu kontrolować rozszalałego demona, odepchnąć na bok, pomimo pragnienia przemocy.

Falcon uderzył szybko i mocno, skalkulował ryzyko, lecąc w kierunku dziwacznej postaci z popiołu, jego pięść była wyciągnięta przed nim. Prochy rozproszyły się w wichurze, wzrastając wysoko, jak wieża groteskowego węgla. Przez chwilę forma mieniła się w powietrzu, gdy wampir próbował rzucić barierę między nimi. Falcon przebił się przez cienką strukturę, ponownie czując muśnięcie, tym razem ciała, ale stworzeniu udało się rozwiać ponownie. Wampir odszedł, znikając tak szybko, jak się pojawił.

Nie było żadnego śladu potwora, nawet pewnej pustki. Falcon przeszukiwał teren starannie, dokładnie, szukając najmniejszej wskazówki. Im dłużej szukał, tym bardziej był pewien, że Sara była ścigana przez prawdziwie starożytnego, wampirzego mistrza, któremu udało się uniknąć wszystkich myśliwych na przestrzeni wieków.

Falcon poruszał się po niebie ostrożnie. Wampir nie zaatakowałby go teraz jeszcze raz. Falcon został przetestowany i starożytny stracił przewagę zaskoczenia. Wróg teraz wiedział, że stanął przeciwko doświadczonemu myśliwemu, dobrze zorientowanemu w walce. Zapadłby się pod ziemię unikając kontaktu, z nadzieją, że Falcon może go ominąć.

Trzask pioruna odbił się echem po niebie. Ostrzeżenie. Mroczna obietnica. Wampir stawiał swoje żądania, pomimo tego, że wiedział, iż myśliwy jest w okolicy. Nie odpuści Sary. Ona była jego zdobyczą.

Sara czekała na Falcona na małym ganku, sięgając po niego ochoczo ramionami. Jej spojrzenie przesunęło się po nim lękliwie, oceniając jego uszkodzenia. Falcon chciał zagarnąć ją w ramiona i trzymać przy swoim sercu. Nikt nigdy go nie przywitał, nie martwił się o niego, mając spojrzenie jej twarzy. Zatroskanie. Miłość. Była jeszcze piękniejsza niż pamiętał. Ubranie miała przemoknięte od deszczu, krótkie włosy sterczały i były potargane, oczy ogromne. Mógłby zatonąć w jej oczach. Mógłby stopić się w ogniu jej powitania.

- Wejdźmy do domu - powiedziała Sara, dotykając delikatnie palcami jego skroni, przebiegając po nim rękoma, potrzebując go poczuć. Pociągnęła go do domu, poza nocne powietrze, poza deszcz. - Opowiedz mi - ponagliła.

Falcon rozejrzał się po schludnym małym pokoju. To było kojące i przytulne. Pocieszające. Wyraźny kontrast pomiędzy jego brzydkim, jałowym istnieniem, a tą chwilą był tak ekstremalny, że prawie wstrząsający. Uśmiech Sary, jej dotknięcie, niepokój w jej oczach - nie wymieniłby tych rzeczy na jakikolwiek skarb, który kiedykolwiek napotkał przez stulecia na ziemi.

- Co ci się stało, Falcon? I nie mam na myśli twoich ran. - Strach o niego, który czuła w głębi duszy był przytłaczający w tych chwilach, przed ich porozumieniem się.

Falcon przesunął dłonią przez swoje długie włosy. Musiał powiedzieć jej prawdę. Demon w nim był silniejszy niż kiedykolwiek. Czekał zbyt długo, podejmował zbyt wiele walk, zbyt wiele zabijał. - Saro - powiedział cicho. - Mamy kilka możliwości, ale musimy wybrać je szybko. Nie mamy czasu czekać, aż w pełni zrozumiesz, co się dzieje. Chcę, żebyś pozostała cicho i posłuchała, co mam do powiedzenia, a następnie będziemy musieli podjąć nasze decyzje.

Sara skinęła głową poważnie, oczy skierowała na jego twarz. Zmagał się, mogła zobaczyć to wyraźnie. Wiedziała, że ​​obawiał się o jej bezpieczeństwo. Chciała wygładzić linie wyryte tak głęboko na jego twarz. Krew była rozmazana na jego skroniach, cienki szlak tylko podkreślał głębokie zmęczenie wokół jego ust. Koszulę miał poszarpaną i pokrwawioną z czterema wyraźnymi rozdarciami. Każda komórka w jej ciele wyrywała się żeby go objąć, aby go pocieszyć, ale usiadła nieruchomo, czekając na to, co miało nadejść.

- Związałem nas razem na życie albo śmierć. Jeśli coś mi stanie, dojdziesz do tego, że jest ci ciężko trwać beze mnie. Musimy dostać się do Karpat i do mojego ludu. Ten wróg jest starożytny i bardzo potężny. Zdecydował, że jesteś jego i nic go nie powstrzyma od polowania na ciebie. Wierzę, że jesteś w niebezpieczeństwie zarówno podczas słonecznych godzin, jak i ciemności.

Sara przytaknęła. Nie mogła się z nim sprzeczać. Wampir był nieugięty w swoim pościgu za nią.

Miała szczęście w swoich ucieczkach, gotowa uciekać na najmniejszy znak, że on był w pobliżu. Gdyby wampir podkradał się do niej cicho, miałby ją, była pewna, ale nie wydawał się uznawać jej zdolność do ignorowania jego wezwania. - On wcześniej wykorzystywał żywe istoty w ciągu dnia. - Spojrzała w dół na swoje ręce. - Spaliłam jednego z nich. - Uznała, że ten niski głos zawstydzał ją.

Falcon poczuł jej poczucie winy jak cios, wziął jej ręce, odwrócił je i umieścił pocałunek po środku każdej dłoni. - Upiory wampira są już martwe. To bezduszne istoty, żyjące ciało ze skażoną krwią wampira. Miałeś szczęście, że im uciekłaś. Zabicie ich jest łaską. Uwierz mi Saro, nie mogą zostać ocaleni.

- Powiedz mi o naszych wyborach, Falcon. Jest prawie ranek, a ja bardzo się o ciebie niepokoje. Twoje rany są poważne. Musisz zostać pod opieką. - Ledwo mogła znieść patrzenie na niego. Był pokrytą krwią i tak zmęczony, że osłabł. Jej palce wygładzały zbłąkane kosmyki jego długich czarnych włosów.

- Moje rany naprawdę nie są poważne. - Wzruszył ramionami ze swobodnym falowaniem ramion. - Kiedy udaję się pod ziemię, gleba pomaga mi się uzdrowić. Kiedy będę zamknięty w ziemi, będziesz sama i bezbronna. Podczas pewnych godzin dziennych jestem najsłabszy i nie przyjdę ci z pomocą. Przynajmniej nie fizycznie. Wolałbym, żebyś została przy moim boku w każdej chwili, żebym wiedział, iż jesteś bezpieczna.

Jej oczy rozszerzyły się. - Chcesz, żebym zeszła z tobą pod ziemię? Jak to jest możliwe? - Były zostawione niedokończone rzeczy, rzeczy, które potrzebowała zrobić w ciągu dnia. W godzinach pracy. Świat nie przyjmował ludzi Falcona tak chętnie.

- Musiałbyś zostać w pełni taka jak ja - powiedział to łagodnie, wyraźnie. - Miałbyś wszystkie dary moich ludzi, a także ich słabości. Byłabyś wrażliwa za dnia i potrzebowałabyś krwi do podtrzymania swojego życia.

Milczała przez chwilę, obracając jego słowa w myślach. - Przypuszczam, że gdybym była taka jak ty, nie byłoby to dla mnie tak odrażające. Pragnęłabym krwi?

Wzruszył ramionami. - Taka jest rzeczywistość naszego życia; my nie zabijamy. Trzymamy naszą zdobycz spokojną i nieświadomą. Mogę cię zapewnić, że nie byłoby to w taki sposób, że uznałabyś to za nieprzyjemne.

Sara skinęła akceptując, zanim jej umysł przeanalizował użyte przez niego słowo zdobycz. Żyła w cieniu Karpackiego świata przez piętnaście lat. Jego słowa nie były dla niej szokiem. Wzięła Falcona w kierunku małej łazienki, gdzie miała apteczkę. Poszedł z nią, ponieważ mógł poczuć jej potrzebę opiekowania się nim. I lubił czuć na sobie jej ręce.

- Prawdopodobnie nie mogę podjąć takiej decyzji w ciągu jednej nocy, Falcon - powiedziała, kiedy puszczała ciepłą wodę na czystą szmatkę. - Mam rzeczy, które muszę skończyć i będę musiała o tym pomyśleć. - Nie potrzebowała myśleć za długo czy za mocno. Chciała go każdym włóknem swojej istoty. Zdążyła się dowiedzieć w krótkim czasie, kiedy ścigał jej wroga, jak by to było być bez niego.

Sara pochyliła się do niego i pocałowała jego gardło. - Co jeszcze? - Jej pełne piersi otarły się o jego ramię, ciepłe, kuszące. Bardzo delikatnie dotknęła skaleczeń na jego skroniach, ocierając krew. Rany na jego klatce piersiowej były głębsze. Wyglądało to tak, jakby jakieś zwierzę przegrabiło pazurami jego pierś, rozdzierając jego koszulę i znacząc skórę czterema długimi żłobieniami.

- Byłem bardzo bliski utraty kontroli tej nocy. Muszę dokończyć rytuał tak że jesteśmy jednym, a ty jesteś moją kotwicą, Saro. Poczułaś to; wyczułaś zagrożenie dla mnie i wezwałaś mnie do siebie. Jeśli tylko rytuał będzie ukończony, to niebezpieczeństwo już by nie istniało - wyznał cichym głosem, jego przytłaczająca potrzeba była widoczna w chrapliwym tonie. Nie mógł jasno myśleć, gdy była tak blisko niego, ryk w jego głowie zagłusza wszystko, oprócz potrzeb jego ciała.

Sara złapała w dłonie jego twarz. - To wszystko? To jest to wielkie wyznanie? - Jej uśmiech był powolny i piękny, rozświetlił jej oczy głębokim fioletem. - Pragnę cię bardziej niż cokolwiek innego na tej ziemi. - Pochyliła głowę i wzięła w posiadanie jego usta, przyciskając swoje ciało blisko niego, jej mokry od deszczu jedwabny top prawie nie istniał, jej piersi napierały na niego bolącą potrzebą. Kusząc. Nęcąc. Był głód w jej pocałunku, akceptacja, podniecenie. Jej usta były rozgrzane jej własnym podnieceniem, spełniając jego żądania. Surowe. Ziemskie. Rzeczywiste.

Uniosła głowę, jej spojrzenie go spalało. - Byłam twoja przez ostatnie piętnaście lat. Jeśli mnie chcesz, Falcon, nie boję się. Nigdy tak naprawdę się ciebie nie bałam. - Jej ręce odepchnęły na bok jego rozdartą koszulę, odsłaniając jego klatkę piersiową i cztery długie rany.

- Musisz zrozumieć, jakiego rodzaju zobowiązania dokonujesz, Saro - ostrzegł. Potrzebował jej. Chciał jej. Łaknął jej. Ale nie straci swojego honoru przy najważniejszej osobie w jego życiu. - Po zakończeniu rytuału, jeśli nie będziesz ze mną pod ziemią, kiedy będę spał, stoczysz beznadziejną walkę o swoje zdrowie psychiczne. Nie chcę tego dla ciebie.

exodus [gr.], masowe wyjście, wyjazd (skądś); masowa emigracja.

Dark Dream - Christine Feehan

Tłumaczenie: widmo14 1 | Strona



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Mroczny sen rozdział 5
Mroczny sen rozdział 8
Mroczny sen rozdział 3
Mroczny sen rozdział 6 7
Mroczne kłamstwo rozdział 1
Mroczne marzenie rozdział 1
Mroczne marzenie rozdział 2
Mroczne kłamstwo rozdział 3
Mroczne kłamstwo rozdział 2
G Showalter Mroczne Pragnienie Rozdział 3
G Showalter Mroczne Pragnienie Rozdział 1
G Showalter Mroczne Pragnienie Rozdział 2
Mroczna Legenda Feehan Christine rozdział 7
Feehan Christine Mroczny Opiekun 09 rozdział 4
08 Mroczna Legenda Feehan Christine Rozdział 3
Feehan Christine Mroczny Opiekun 09 rozdział 3
Feehan Christine Mroczny Opiekun 09 rozdział 1

więcej podobnych podstron