tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
Rozdział czwarty
Gdzie był Barry? Czy to on stanowił cel? Jaxon nie odważyła się zaprzestania
poszukiwań źródła alarmu, nawet aby upewnić się że Barry pozostał bezpiecznie w szpitalu z
dala od niebezpieczeństwa. Ostry wzrok sprawdził otaczające ich dachy, nieprzerwanie
poruszając się wśród tłumu. Wewnątrz była bardzo spokojna. Znała to. To był sposób życia.
Lucian nie odsunął się od niej mimo jej prób, by go odepchnąć. Odebrał od niej sygnał
ostrzegawczy i wiedział że zagrażał im człowiek, a nie nieumarły. Wyczułby obecność
wampira dużo czasu przed nią. Przeklął do siebie w pradawnym języku. Zamiast cieszyć się
jej reakcją na niego powinien przeskanować tłum. To pierwszy błąd który mógł sobie
przypomnieć i nie był z siebie zadowolony. Jednym silnym ramieniem dosłownie zepchnął ją
za siebie, całkowicie ją chroniąc. Duże ciało łatwo osłoniło jej mniejsze, zmuszając by
kierowała się ku limuzynie z jej kuloodpornymi, zaciemnionymi szybami.
Walczyła usiłując go ostrzec, ale był zbyt zajęty żeby zwrócić na to uwagę. Sondował
umysłem tłum szukając oznak wrogości. Jej system alarmowy działał znakomicie. Trzech
osobników usiłowało ustawić się tak, aby złapać ją w krzyżowy ogień. Mieli instrukcje, aby
sprawić, że tym razem na pewno umrze. Szef nakazał im skończyć pracę albo zacząć uciekać.
Jaxon Montgomery zaszkodziła biznesowi szefa w zbyt dużym stopniu, żeby nadal to
tolerować. Kolejnym celem był Barry Radcliff. Lucian z łatwością odczytał ich zamiary.
Wymierzył swój atak tak jak zawsze - spokojnie, bez wściekłości czy gniewu. Najpierw
wydobył informację których potrzebował, by upewnić się że zdoła powstrzymać kolejne
zamachy na życie Jaxon. Potem ostrożnie zmienił scenariusz który wymyślił zleceniodawca
zabójców. Trzech mężczyzn skierowało nagle broń tak że była widoczna. Zewsząd dobiegały
krzyki. śaden z nich nie widział dokładnie ich pierwszego celu, a jednak ich broń zaczęła żyć
własnym życiem kierując się na kolegów. Jeden z nich usiłował otworzyć dłoń i rzucić broń,
ale jego ręka pozostała zaciśnięta wokół niej, a palec powoli naciskał, tak że czuł wystrzelenie
ładunku. Odgłosy strzelającej jednocześnie broni rozbrzmiały głośno wśród nocy. Wybuchł
chaos, zamieszanie, a ludzie zaczęli biec we wszystkich kierunkach w poszukiwaniu
schronienia.
Lucian pozostał nieruchomo, z łatwością wpychając Jaxon do samochodu gdzie nie
mogła zobaczyć nic spoza jego potężnego ciała. Bez współczucia obserwował jak trzej
mężczyźni upadają na ulicę, a woda z ciemniejącego nieba zabiera ze sobą ich krew w małych
strumyczkach. W którymś momencie błyskawica przeskoczyła z chmury na chmurę
oświetlając teren w ten sposób że uczyniła z niego płaskorzeźbę. Obraz Luciana stojącego
nieruchomo w samym środku chaosu wyrył się w pamięci Jaxon na zawsze. Kapitan, kilku
policjantów i ochroniarzy przyczaiło się, poszukując innych napastników.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
- Sądzę, że powinieneś przydzielić straż dla Radcliffa - poradził cicho Lucian
kapitanowi policji używając nacisku w głosie, który zapewniał posłuszeństwo - Zabierz go ze
szpitala i zabierz tam, gdzie nikt nie będzie wiedział. Jaxon i Radcliff zrobili sobie wrogów a
magazyn był zasadzką obliczoną na to, żeby się ich pozbyć. Ci mężczyźni mieli skończyć
zadanie i zabić ich dwoje - mówił tak cicho że słyszała go tylko Jaxon i kapitan. Kapitan
potakiwał, kiedy Lucian się do niej odwrócił.
Nadal próbowała ominąć go żeby zobaczyć co się dzieje, ale on po prostu sięgnął do
samochodu i ją przesunął, żeby wślizgnąć się na miejsce obok. Szofer natychmiast zamknął
drzwi i byli sami, oddalając się od miejsca zdarzenia.
Jaxon przeczesała drżącą ręką swoje krótkie blond włosy, tak jak to miała w zwyczaju
kiedy była poruszona. Sprawiło to, że miękkie, jedwabiste pasma opadły we wszystkich
kierunkach, dziko, tak jak lubił Lucian.
- Nie wierzę, że to zrobiłeś. Lucian, musisz pozwolić mi siebie bronić. Miałam broń. A
ty tylko tam stałeś, nie ruszając się. Jestem ogromnym celem - pomyślałeś o tym? Snajper z
dachu mógł się zdjąć zanim mrugnąłeś.
Naprawdę się o niego bała. Mógł w niej to wyczuć niczym żyjące, oddychające
stworzenie. Niemal odbierało jej dech. Lucian odruchowo przypomniał sobie o swoim
oddechu, celowo dopasowując się do jej tempa, tak że jego serce goniło a płuca bolały. Tak
samo celowo zaczął zwalniać oba ich serca i oddychać spokojnie za nich dwoje.
- Wydaje mi się, że nie masz żadnego instynktu samozachowawczego. - Oskarżyła -
Polowałeś na te potworne stworzenia tak długo i chroniłeś innych ludzi, że nie poświęcasz już
uwagi swojemu życiu? - W jej oczach stanęły łzy. Strach zalegał w gardle niczym twarda
narośl. Widziała niewielkie przebłyski z jego życia i ją martwiły. Ćwiczył się w służeniu
innym, stawał twarzą w twarz z niebezpieczeństwem żeby ich chronić. Stał wysoki i
wyprostowany, z prostymi ramionami i niezmiennym wyrazem twarzy. Myślenie o nim w ten
sposób ją przerażało. W tym momencie był bardziej samotny niż ona przez całe swoje życie.
Lucian wcisnął jej twarde, opierające się ciało w zagłębienie swojego ramienia i ją
przytulił. Jego cud. Światło w nieubłaganym mrocznym świecie. Jej widoczny strach o niego
roztapiał mu serce bardziej niż cokolwiek innego. Sądziła że nie wie kim jest, ale znała go
lepiej niż sam siebie znał. Lucian protekcyjnie nakrył jej głowę swoją i otoczył ją opiekuńczo
ramionami tak że do siebie przylegali. Jak udawało mu się istnieć przez wieki w tej mrocznej
pustce bez niej? Wiedział, że nigdy tam nie wróci. Wola i determinacja, zapamiętana miłość i
lojalność, wezwanie by chronić czy niszczyć które miał w sobie i utrzymywał tyle wieków
nigdy nie wystarczą aby żyć dalej gdyby ją stracił. Gdyby ją stracił przez resztę życia
doświadczałby tylko śmierci i zemsty. Nigdy nie oddałby się cicho świtowi. Jego ramiona się
zacisnęły, a uśmiech dotknął ciemnej pustki jego oczu. Całe jego ciało ogarnęło ciepło
radości. Tak, zrobiłby to. Podszedłby wszędzie gdzie ona. Jeśli Jaxon powędrowałaby w
stronę innego życia, podążyłby za nią bez wahania.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
Jaxon zrozumiała że jej serce zwolniło i dopasowało się do rytmu Luciana. Znowu
mogła oddychać z większą łatwością. Ciepło jego ciała wnikało w nią i czuła się
niewiarygodnie bezpieczna. Zamknęła oczy i nie walczyła z emocjami które jej podarował.
Lubiła być w jego ramionach. Lubiła czuć się bezpieczną i nie tak samotną. Przede wszystkim
była zdeterminowana, aby Lucian nigdy więcej nie odczuł tej ponurej samotności. Wiedziała
dużo o samotności, ale przy tych kilku razach kiedy dotknęła jego umysłu, jego odosobniona
egzystencja była nieskończenie zimna i pusta. Nie liczyło się to że nie przyjrzała się
przyczynie tego stanu rzeczy. Zdawała sobie tylko sprawę że nic nie liczyło się dla niej tak
bardzo jak jego bezpieczeństwo.
- Jestem świadoma, że zrobiłeś coś tym mężczyznom - wymamrotała w jego klatkę
piersiową. Do jej głosu zakradła się nuta senności - Czy szofer jest twój?
- Wynająłem go.
- Zauważyłam że nie upadł na ziemię żeby się ukryć. Kucnął i zaczął szukać czegoś w
swojej marynarce. O co chodziło? - Jaxon otworzyła oczy i badała ocienioną szczękę Luciana.
Mimowolnie jej palce zakradły się, żeby dotknąć jego brody.
- Nie mam pojęcia co większość szoferów robi w takich okolicznościach - odparł
niewinnie Lucian - Może miał telefon komórkowy i chciał zadzwonić po pomoc.
- Połowa sił policyjnych była już na miejscu - przytuliła się bliżej. Lubiła dotyk ręki
Luciana w swoich włosach, sposób w jaki gładził jedwabiste pasma, dotyk czubków palców
na szyi. - Kto ci go pożyczył?
- Jest synem gosposi znajomego.
- Gosposi znajomego? - powtórzyła z narastającym podejrzeniem w głosie.
Westchnął.
- To brzmi jak początek przesłuchania. Czy nie jesteś przypadkiem oficerem policji?
- Zdecydowanie tak. Opowiedz mi całą historię. Lubię długie opowieści.
Owinął ręką jej szyję w żartobliwej groźbie.
- Jestem pewien że zawsze będziesz sprawiać mi kłopoty.
- Nikt inny tego nie robi. Niedobrze że ciągle wszyscy okazują ci szacunek. Zaczynasz
przez to wierzyć że na niego zasłużyłeś - roześmiała się ze zrelaksowanym i wtulonym w
niego ciałem.
Pasowała tutaj. Czuł to. Wiedział w najgłębszych zakamarkach duszy. Nie miał
wątpliwości że Jaxon jest jego drugą połową. Stworzoną dla niego. Przeznaczoną dla niego.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
Za każdym razem kiedy na nią patrzył chciał się uśmiechać. Za każdym spojrzeniem jego
wnętrzności zmieniały się w roztopioną lawę.
Przed limuzyną zamajaczyły się bramy z kutego żelaza, wysokie, z zawiłym wzorem i
tak piękne jak sama posiadłość. Szofer gładko poprowadził limuzynę przez przejście i
podjazd do domu. Wysokie krzaki po każdej stronie nadawały ziemi dziki, leśny wygląd.
Wszędzie gdzie zerkała widziała drzewa, paprocie i krzaki różnych gatunków. Spoglądając na
to dostrzegła że ma kilka pięter z wieżyczkami i balkonami w niespodziewanych miejscach.
Witraże o różnych kształtach i kolorach zdobiły ściany. Były staromodne i piękne.
- Większość witraży przysłała mi partnerka mojego brata bliźniaka, Gabriela. Robi
niesamowite rzeczy. Jest wspaniałą uzdrowicielką i widać to w jej pracach. Wiele dzieł
zostało stworzonych przez Francesce i ich młodą podopieczną Skyler. Wzory dają dużą
ochronę wewnątrz domu. - powiedział to cicho, stwierdzając fakt, jak gdyby proponował
luźną rozmowę.
Jaxon zrozumiała że to co mówił było dużo ważniejsze niż się wydawało. Wzięła rękę
którą jej zaoferował, kiedy wychodziła z wielkiego samochodu.
- Chcę ci powiedzieć, że nie będę więcej jechać w tej rzeczy. Jest marnotrawstwem, a to
grzech. A jeśli nie umiesz prowadzić, ja jestem w tym świetna.
Szofer oczyścił gardło, mężnie usiłując ukryć uśmiech.
- Przepraszam, chyba nie spróbuje pani odciąć mi źródła dochodu, prawda?
Przechyliła głowę na jedną stronę i badała mężczyznę dociekliwymi, oceniającymi
oczami. Poruszał się jak bokser, perfekcyjnym krokiem. Pod absurdalnym uniformem kryły
się potężne mięśnie. Kimkolwiek był ten człowiek, na pewno nie był szoferem.
- Jak się nazywasz? - z tą informacją łatwo będzie dowiedzieć się o nim więcej.
Wyszczerzył zęby, nałożył kapelusz i wślizgnął się z powrotem do samochodu.
- Tchórz - wyszeptała wśród nocy. Spojrzała na Luciana, który stał nieruchomo jak
posąd - A ty... Co ja z tobą mam zrobić?
- To nie ja byłem w niebezpieczeństwie, aniołku. To byłaś ty - jego ręka owinęła się
wokół jej karku, zmuszając by weszła po schodach do frontowego wejścia.
- Nieważne na kogo z nas polowali, Lucian - wyjaśniła cierpliwie - To ciebie by trafili.
Próbowałam usunąć się z drogi, ale byłeś nieruchomy i bardzo uparty.
- Nie było niebezpieczeństwa, Jaxon. Ich cel był przerażający. Wysłanie trzech tak
niekompetentnych płatnych zabójców było raczej aktem desperacji ze strony ich szefa, nie
sądzisz? - Stał tak blisko że mogła wyczuć ciepło jego skóry, chociaż tylko jego ręka
spoczywała na nasadzie jej karku.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
Jaxon usłyszała, że się śmieje. Dźwięk ją zaskoczył. Grał niewinnego. Nic go nie
ruszało, nie niepokoiło. Głos był niezmieniony, miękki i piękny, nieodpowiedzialny za żadną
niegodziwość ani złe czyny. Ominął ją żeby otworzył ciężkie drzwi wejściowe. Jego ręka
bardzo krótko spoczywała na niej ramieniu. Potem ją opuścił i odsunął się.
- Tym razem nie jesteś chora. Czy wchodzisz do mojego domu z własnej woli? - zapytał
poważnie, a jego uwodzicielski głos topił jej serce.
Z jakiegoś powodu zawahała się, stojąc tuż przed wejściem. Widziała przedpokój,
marmurowe wejście. Wzywało ją, przyciągało, jak sanktuarium. Czemu zapytał ją tak
formalnie? Dlaczego nie pozostał cicho i nie pozwolił jej wejść? Jaxon powtarzała w myślach
jego słowa. Miały pewną formalność, były niemal rytualne. Lucian pozostał cicho
potwierdzając jej obawę, że jest tu coś czego nie pojmuje.
Jaxon odwróciła ku niemu twarz, unosząc głowę żeby spojrzeć w jego czarne oczy.
Bezduszny. Zagubiony. Samotny. Stał wysoki i wyprostowany kompletnie nieruchomo, z
zacienioną twarzą.
- Jeśli wejdę z własnej woli, czy da ci to nade mną jakąś władzę? - nie mogła nic
poradzić na to, że brzmi jakby była zdenerwowana.
Nie roześmiał się, jak się obawiała. Zwyczajnie obserwował, bez mrugnięcia okiem,
niezachwianie. Jaxon zwilżyła swe nagle suche wargi.
- Odpowiedz mi szczerze. Czy zwiąże nas to w jakiś sposób albo sprawi, że będę tu
więźniem?
- Skoro tak się mnie obawiasz jak możesz myśleć że wyjawię ci prawdę tylko dlatego,
ż
e pytasz?
- Po prostu wiem że to zrobisz. - delikatnie wzruszyła ramionami - O niektórych
sprawach wiem. Nie możesz mnie okłamać. Powiedz mi.
- Już połączyłem nas słowami rytuału. Nie możesz mnie opuścić, tak samo jak ja nie
mogę opuścić ciebie.
Zamrugała.
- Słowami rytuału? - Zanim zdążył odpowiedzieć potrząsnęła głową - Nic nie mów. Nie
chcę się rozproszyć. Czy będę więźniem?
- Jeśli chodzi o bycie więźniem w tym domu, będziesz mogła wchodzić i wychodzić
kiedy zechcesz - Nadal na niego patrzyła. Lucian uśmiechnął się powoli psotnym uśmiechem
małego chłopca, który prawdopodobnie wyciągał go z wielu kłopotów - Oczywiście jeśli nie
będzie groziło ci niebezpieczeństwo.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
- Nie mogę się doczekać, żeby usłyszeć kto decyduje co jest niebezpieczeństwem. Nie
ułatwiasz mi tego. Nie mam pojęcia czemu pozwalam ci wejść do mojego życia i przejąć
kontrolę. Acha, jeszcze jedno - uśmiechnęła się do niego słodko - nie jestem taka jak ty. Nie
jestem gotowa żeby dowiedzieć się kim jesteś, ale kimkolwiek jesteś twoje rytualne słowa nie
mogą nas połączyć. Sama decyduję o swoich związkach. Tak, wchodzę do twojego domu ze
swojej własnej, nieprzymuszonej woli.
Przekroczyła prób i niemal spanikowała.
Coś głęboko w niej zmieniło się i ożyło. Było tak silne, że niemal zakręciła żeby uciec
na zewnątrz, niezdolna to określić. Niewątpliwie jej ciało, serce i dusza rozpoznały to
miejsce, tego mężczyznę. Potężne ciało Luciana zablokowało drzwi. Złapał ją za wąską talię i
zwyczajnie trzymał. Siła jego ramion była ogromna, jednak był tak delikatny jak nigdy nie
chcąc jej zranić.
- O co chodzi?
- Nie wiem. Czuję jakbym nie była już sobą. Tak jakbyś powoli przejmował nade mną
kontrolę. Robisz to? - nie próbowała się uwolnić. Nie była nawet pewna, czy naprawdę chce
się uwolnić. Jej wielkie oczy przeszukiwały z powagą jego twarz.
- Nigdy nie chciałbym cię przejąć. Jesteś dokładnie taka jaka powinnaś być.
Spędziliśmy tyle czasu samotnie, że to pewnie dziwne że tak wcześnie tyle ze sobą dzielimy.
Ale jesteśmy życiowymi partnerami i przystosujemy się.
Opierała się o niego nawet, kiedy obróciła głowę w stronę ogromnego pokoju.
- Czuję jakbym tu należała, jakbym znała to miejsce.
- Należysz tu. Idź i odkrywaj. Jeśli chcesz coś zmienić, nie krępuj się - Otworzył
ramiona pozwalając by odsunęła się o krok.
Dom był nawet piękniejszy niż zapamiętała Jaxon. Starała się nie rozglądać wokół w
kompletnym zachwycie. W czasie pracy w policji była w niejednej rezydencji, ale ta była
niezwykła. W pewien sposób wywoływała skojarzenie elegancji Starego Świata,
zapomnianych czasów. Była tu nawet sala balowa z podłogą taneczną z parkietu. Jej
ulubionym pokojem stała się masywna biblioteka, przytulna dzięki wielkiemu kominkowi z
dwoma wygodnymi krzesłami ustawionymi naprzeciw i antycznym stolikiem do czytania
pomiędzy nimi. Na trzech ścianach znajdowały się sięgające od podłogi do sufitu półki na
książki, a jedynym sposobem na skorzystanie z górnych pozycji była drabinka. Zobaczyła
każdy rodzaj książki jaki mogła sobie wyobrazić, od fikcji do pozycji naukowych, od staroci
do nowości. Zanotowała że niektóre książki były bardzo wiekowe i napisane w kilku
językach. Było to wspaniałe, cenne znalezisko. Jaxon czuła że mogła spędzić w tym pokoju
znaczną część życia i czuć się szczęśliwa.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
Dom był znacznie większy niż sądziła - większy nawet niż wydawał się z zewnątrz.
Sama kuchnia była większa niż całe jej mieszkanko. Lucian poruszał się za nią tak cucho, że
niemal wyskoczyła ze skóry.
- To nie jest już twoje mieszkanko. Powiedziałem właścicielce od której je
wynajmowałaś, że może szukać lokatorów,
Powiedział to cicho, udowadniając że nadal jest niemym cieniem w jej umyśle.
- Nie zrobiłeś tego - Jaxon obróciła się z rękami na biodrach rzucając mu wyzwanie
ż
eby powiedział prawdę.
- Oczywiście że to zrobiłem. Nie należysz tam. Nigdy nie należałaś - odpowiedział z
zadowoleniem.
- Wiem, że nie odważyłbyś się zrezygnować z mojego mieszkania. Niełatwo je dostać,
zwłaszcza z moją pensją - Jaxon spojrzała na niego, usiłując odczytać wyraz jego twarzy -
Nie mogłeś tego zrobić - Usiłowała przekonać zarówno siebie jak i jego - Na pewno
właścicielka nalegała, żeby dokończyć okres najmu.
Wzruszył ramionami, wcale nie zmartwiony.
- Chętnie przyjęła gotówkę. Zauważyłem że w większości spraw świetnie się sprawdza.
Ty masz podobne poglądy?
- Naprawdę to zrobiłeś, prawda? O Boże, muszę do niej zadzwonić. Gdzie do cholery są
tutaj telefony? Nie możesz tak po prostu tego robić. Nie możesz - spojrzała na niego wilkiem
- Nawet nie czujesz wyrzutów sumienia. Patrzę na ciebie i nie widzę ani cienia żalu. Nawet
tego nie czujesz, prawda?
- Nie widzę powodu żeby doświadczać takich emocji. Jesteś w naszym domu, tam gdzie
przynależysz. Starsza kobieta była bardziej niż usatysfakcjonowana gotówką i natychmiast
znajdzie nowego wynajmującego. Wszystkim to wyszło na dobre.
- Nie dla mnie. Potrzebuję swojej osobistej przestrzeni, Lucian. Naprawdę -
Zdesperowana potrząsnęła głową. Jaki był tego sens? Wydawał się nie pojmować tego co
zrobił.
- Tu jest więcej miejsca niż trzeba, prawda? - wyglądał na zaintrygowanego, a czarne
oczy przeszukiwały każdy kąt pokoju - Wielu rzeczy jeszcze nawet nie widziałaś. Ziemie są
ogromne, a w wielu ścianach są sekretne przejścia do innych pokoi. Mam nadzieję że
znajdziesz tu dla siebie wystarczająco dużo miejsca - Na wypadek gdyby Jaxon chciała
dotknąć jego umysłu, Lucian upewnił się że skrył głęboko swoje rozbawienie. Nadal
wyglądał na niewinnego i miał szczerą twarz.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
Jaxon potrząsnęła głową i poddała się. Była zrozpaczona, ale nie miała siły z nim
walczyć. Zajmie się tym innego dnia - zadzwoni do właścicielki i z powrotem dostanie swoje
miejsce. Teraz była zbyt zmęczona i zdezorientowana. I być może głodna. Powinna być
głodna, ale przy każdej myśli o jedzeniu czuła lekkie mdłości. Lodówka wyglądała
onieśmielająco. Stanęła przed nią.
- Czy kiedy mnie postrzelono dostałam w brzuch?
Pierwszy raz była świadoma jego wahania. Wstrzymała oddech.
- Czemu pytasz? Coś cię boli? - jego absolutnie neutralny głos nic nie zdradzał.
- Jestem głodna, ale myśl o jedzeniu sprawia że mam mdłości. Tak naprawdę nie
pamiętam żeby jadła coś lub piła od przebudzenia. Czy coś ze mną nie tak czy te wpadam w
paranoję?
- Znowu słyszę w twoim głosie strach. Przed niewiadomym. To najgorsza z obaw,
prawda? - Powiedział to tak cicho, że zadrżała. Cokolwiek miał jej wyjawić, nie chciała
wiedzieć.
Jaxon uniosła dłoń i potrząsnęła głową nie patrząc na niego.
- Sądzę, że przejdę sie na zewnątrz. Ziemie wyglądają na piękne. Tak czy inaczej muszę
poznać okolicę - przeszła obok niego usiłując prześlizgnąć się pod jego ramieniem.
Ramię Luciana opadło niczym brama. Oplótł ją nim i przyciągnął do siebie.
- Nie bój się prawdy. Jest inna, ale nie jest zła.
Skrzyżowała ramiona.
- W takim razie mi powiedz. Miejmy to za sobą. Cokolwiek musisz powiedzieć, po
prostu to zrób. Jestem dorosłą osobą, a nie dzieckiem za które mnie uważasz.
Lucian całym ciałem pragnął wydostać ją z kuchni i zaprowadzić do swojej sypialni.
Ruchem reki zapalił płomienie tańczące w kamiennym kominku. Złapała głośno oddech,
jednocześnie zaczarowana i przerażona jego magią. Odsunęła się od niego i stanęła naprzeciw
migoczących języków gorąca, potrzebując dystansu żeby myśleć jasno. Był przerażająco
silny.
- Tak jak ci wyjaśniłem jestem karpatiańskim mężczyzną. Jesteśmy gatunkiem który
istnieje od początku czasu. Nie jestem zły, aniołku, ale ciemność, utrata kolorów i emocji
która powoli przejmuje naszych samców którym brakuje światła ich partnerek przez wieki
stała się u mnie silna. Wszyscy walczymy z drapieżnikiem który żyje wewnątrz nas. Jesteśmy
jak ludzie, ale nie do końca. Mamy błogosławieństwo i przekleństwo długowieczności, często
nazywa się nas nieśmiertelnymi. A kiedy znajdziemy życiową partnerkę uczucia są
intensywne i stale rosną na przestrzeni wieków. Jeżeli nie... możemy stać się absolutnymi
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
drapieżcami, nieumarłymi. Noc jest nasza, a światło słońca ciężkie do zniesienia. Ale mamy
ogromne siły które zaczynasz pojmować. Moja krew płynie w twoich żyłach aniołku. Już
teraz wpłynęła na twoją tolerancję na słońce. Nie tak jak na moją, ale nie będziesz mogła
przetrwać dnia bez specjalnych okularów.
Uderzenie serca. Jedno. Dwa. Jaxon wzięła głęboki oddech, a potem powoli wypuściła
powietrze.
- Mogę to zaakceptować.
Moja krew płynie w twoich żyłach. Transfuzja? Nie chciała się z tym zmierzyć, nie
pytała. Nie chciała wiedzieć jak jego krew dostała się do jej żył.
- Słońce będzie palić twoją skórę. Krem przeciwsłoneczny pomoże, ale niewiele.
Będziesz musiała przyzwyczaić się do pozostawania wewnątrz domu przez kilka godzin dnia,
ale tak czy inaczej będziesz się wtedy czuła ospale.
Słyszała wyraźnie głuchy odgłos jej własnego serca. Palce zacisnęła nerwowo na
materiale bawełnianej koszulki którą miała na sobie.
- O czym ty mówisz? Sądzisz, że nigdy wcześniej nie czytałam Draculi? Opisujesz
wampira, prawda? - buntowniczo wysunęła brodę. Otwarcie rzucała mu wyzwanie.
Lucian mógł dostrzec jej odwagę w walce ze strachem. Była krucha, tak wrażliwa,
miała wiele cech które można było podziwiać. A on jej pragnął. Był ostro świadomy, że są
sami. Obserwował jej walkę z samą sobą, sposób w jaki działał jej instynkt, kiedy usiłowała
walczyć z więzami które na nich nałożył.
- Powiedziałem, że nie jestem wampirem i nim nie jestem. Jeśli samce naszego gatunku
będą znużeni ciemnością która na nich opadnie po ich młodości i zdecydują się zbezcześcić
swoje dusze, staną się nieumarłymi. Są wtedy absolutnie źli, zabijając ofiarę dla chwilowego
przypływu przyjemności i mocy, zamiast pożywić się i pozostawić ją nietkniętą. śyłem jako
jeden z nich, naśladując ich sposób życia, ale nigdy nie zabijałem dla krwi ani nie brałem
krwi, kiedy musiałem zabijać. Nie mogłabyś stać się wampirem przez moją krew. Ze
wszystkich ludzi to właśnie ty jesteś pełna światła.
Jaxon potarła swoje pobolewające skronie. W tym co mówił było coś złego.
- Czemu nie mogę znieść myśli o jedzeniu?
- Jesteś w stanie tolerować wodę i trochę warzywnych i owocowych soków. Musisz
zacząć od bulionu warzywnego i powoli zwiększać swoją tolerancję. Nie próbuj jeść posiłków
mięsnych, bo nie będą dla ciebie dobre.
- To tym się żywisz? Sokiem i bulionem?
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
- Nie pytaj o to, czemu nie jesteś jeszcze gotowa stawić czoła - powiedział miękko, a
jego ciemny wzrok padł na tętno które tak nerwowo uderzało w jej gardle.
Wtedy zrozumiała. Nie zemdlała, chociaż jej całe ciało osłabło, a nogi były jak z gumy.
Nie mogła zemdleć.
- Lucian, proszę, odsuń się od drzwi.
Jego hipnotyzujący wzrok poruszał się po jej twarzy niczym pieszczota.
- Chcesz ode mnie uciec?
Jego głos był tak miękki i zmysłowy, że ledwo udało jej się powstrzymywać przed
podbiegnięciem do niego po pociechę.
- O tym właśnie myślę. Powiedziałeś, że nie jestem więźniem, a ja zdecydowałam że
chcę wyjść. - Starała się nie brzmieć buntowniczo. Zauważyła że jego potężne ciało nadal
wypełniało przejście, tak nieruchome jak góra, a twarz była bez wyrazu. Gdyby tylko nie miał
tego głosu.
- Gdzie byś poszła, Jaxon?
Przechyliła brodę.
- To gdzie pójdę nie jest twoją sprawą. - Zapanowała długa cisza, a on czekał
nieporuszony, obserwując ją czarnymi oczami. Jaxon liczyła własne uderzenia serca.
Wzdychając cicho skapitulowała.
- To apartamentu Barry'ego. Nie będzie go tam, pamiętasz? Kapitan przeniósł go do
bezpiecznego miejsca.
- Nie sądzę. To nie byłoby bezpieczne.
W tych miękko wypowiedzianych słowach tkwiło podwójne znaczenie. Jaxon zadrżała,
czując chłód mimo ciepła ognia który za nią tańczył.
- Powiedziałeś że mogę odejść.
- Nie powiedziałem, że możesz uciec. Między nami będzie prawda, maleńka, obojętnie
czy to będzie trudne czy nie. Jesteś silną kobietą. Nie będę przed tobą nic ukrywał.
- Czy mam za to podziękować? - przeczesała drżącą dłonią włosy, nadając im wygląd
rozwianych przez wiatr - Nie chcę tego.
- Tak, chcesz - opowiedział Lucian tak delikatnie jak zawsze.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
W jego czarnych i niemożliwych do zgłębienia oczach dostrzegła teraz głód, upartą
zaborczość. Poruszyła dłonią żeby znaleźć zapewniającą bezpieczeństwo rękojeść broni. Jak
mogłaby kiedykolwiek się oprzeć tym głodnym oczom?
- Czemu to robisz? Mam w życiu dość kłopotów bez twoich oczekiwań, że zaakceptuję
wampiry i Bóg wie co jeszcze. Nie mogę tego zrobić, Lucian.
- Tak, możesz - powiedział cicho - Weź głęboki oddech i zrelaksuj się. Usiądź zanim
upadniesz.
- Naprawdę sądzisz, że jestem w takiej potrzebie i sprzedam tą odrobinę szacunku jaki
do siebie żywię tylko po to żeby z kimś być? Czuję w swoim ciele różnicę. Sposób w jaki
słyszę, w jaki kontroluję głośność. Widzę w ciemności lepiej niż w świetle dnia. Ciągle cię
czuję. Ze mną. Potrzebującego. Przywołującego mnie - Znowu potarła skronie - Jak możesz
ze mną rozmawiać bez wypowiadania słów? I co ważniejsze, jak ja mogę do ciebie tak
mówić?
- Moja krew krąży w twoich żyłach, tak jak twoja w moich. Dzielimy te samo serce i
duszę. Nasze umysły szukają połączenia, tak jak nasze ciała wołają do siebie nawzajem.
- Moje ciało wcale do ciebie nie woła - zaprzeczyła, bardziej przestraszona niż zła.
- Mała kłamczucha.
- Wróćmy do tej krwi w żyłach. Jak dokładnie twoja krew dostała się do moich żył, a
moja do twoich? Czy dałeś mi transfuzję albo coś w tym stylu...? - Urwała, kiedy wkroczyły
obrazy mrocznego, erotycznego snu. Uniosła ochronnie rękę do gardła - Nie piłeś mojej krwi.
Boże, powiedz że nie piłeś mojej krwi. Nie, najpierw powiedz że ja nie piłam twojej.
Czuła, że jej nogi mogą ją zaraz zawieść. Spojrzała na podłogę, gotowa upaść. Tylko
myśl że stanie się bardziej słaba niż była w tej chwili uchroniła ją przed omdleniem. Płynnie
poruszył się w jej stronę by pomóc, ale Jaxon była tak zaalarmowana że uniosła do góry broń.
Musiała przytrzymać ją obiema rękami żeby uspokoić drżące silnie ręce. To był koszmar,
szaleństwo. Nie miała na tyle wyobraźni, żeby to wszystko wymyślić. Pistolet był skierowany
prosto w jego serce.
- Proszę, odsuń się od drzwi, Lucian. Nie chcę cię zranić. Naprawdę. Chcę tylko się stąd
wydostać, żebym znowu mogła oddychać - błagała go, nie kontrolując jak zwykle sytuacji.
Tak bardzo chciała z nim być. Tak bardzo. Był wysoki, seksowny i potwornie samotny, tak
jak ona. Rozumiała to w nim. Chciała wszystko naprawić, pomóc mu pozbyć się tego
okropnego głodu. Ale posiadanie takiego mężczyzny jak Lucian patrzącego na nią nieustannie
z gorączką i pragnieniem, potrzebą i zaborczością, było snem którego nie mogła nigdy
zaakceptować. Lucian nie był naprawdę mężczyzną. Był czymś innym. Czymś, czego nie
chciała identyfikować.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
- Jaxon, opuść broń zanim przypadkowo kogoś zastrzelić - W jego głosie nie było
ż
adnego wahania.
- To nie byłby przypadek, Lucian. Proszę cię jeszcze raz. Odsuń się i pozwól mi odejść.
- Moi ludzie traktują ludzkie spożywanie mięsa z takim samym obrzydzeniem jak ty
traktujesz branie krwi, aby się pożywić.
Zrobiła niepewny krok, usiłując zamknąć się na jego słowa i znaczenie tego co
wyjawiał. Skręciła na prawo, mając nadzieję że opuści swoją pozycję. Lucian pozostał tak
nieruchomy jak góry.
- Samo wyobrażanie sobie tego co próbujesz mi powiedzieć sprawia, że jego mi
niedobrze. Nie sądzę, żebyśmy do siebie pasowali.
Była teraz poważna. Jeśli by się nie odsunął, musiała znaleźć sposób żeby go ominąć.
Nie miała zamiaru go zastrzelić. Myśl o zranieniu go była nie do zaniesienia.
Lucian poruszył się tak szybko, że stał się zamazaną plamą. Nawet nie plamą. W jednej
chwili stał w przejściu, a w drugiej trzymał pistolet i otaczał ją ramionami.
- Uważasz to za odrzucające, aniołku, bo nie zaznałaś niczego więcej niż zła.
Tak bliski kontakt z nim był niebezpieczny. Jego ciało było twarde, gorące, i płonęło
potrzebą. Swoją odpowiedź poczuła nawet w koniuszkach palców. Zdradził ją jej oddech,
galopujące serce, własne ciało. Czuła palące pod powiekami łzy.
- Powiedz mi, że kontrolujesz to jak na ciebie reaguję - wyszeptała unosząc głowę, aby
spadać jego pozbawioną wyrazu twarz.
Natychmiast jego szorstkie rysy złagodniały, i zamknął ją w stalowo silnych ramionach
tak delikatnie, jak tylko umiał.
- Wiesz, że tak nie jest. Wymuszałem twoje posłuszeństwo tylko wtedy kiedy cię
leczyłem, związywałem ze mną i kiedy musiałaś spać. Jesteś drugą połową mojej duszy. Nie
mogę być z dala od ciebie, Jaxon. Nie wymyśliłem sobie tego - Jego ręka z wielką czułością
poruszyła się po jej twarzy - Czy sądzisz, że chcę ci przysparzać takiego cierpienia? Spójrz w
mój umysł i zobacz prawdę. Pragnę tylko twojego szczęścia. Kochanie, w rzeczywistości
chętnie oddałbym życiem gdybym wiedział że tego chcesz i będziesz beze mnie szczęśliwa,
ale tak nie jest - Dotknął ustami jej czoła, powiek - Tak nie jest, moje malutkie kochanie. Nie
jest tak.
- Nie możesz mnie prosić, żebym to zaakceptowała.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
- Nie mam wyboru. W ten sposób żyję, Jaxon. Jestem Karpatianinem. Nie zmienię tego.
Nie chciałbym tego zmienić - Znalazł ustami jej wargi. Był delikatny, jego usta ledwie
musnęły kącik jej ust. Zaczęła mocno drżeć - śyję dzięki krwi, kochanie, ale nie zabijam.
Poświęciłem życie aby chronić oba nasze gatunki.
- Ale, Lucian... - usiłowała protestować.
- To coś innego i tyle. Coś, czego nie znasz.
Wtuliła twarz w jego pierś.
- Nie śpisz w trumnie, prawda? - to miał być żart, ale zabrzmiał dużo poważniej niż
założyła.
Lucian ostrożnie wybrał odpowiedź.
- Przez wieki mojego istnienia, kiedy polowałem i niszczyłem wampiry, nigdy nie
znalazłem nikogo kto by spać w trumnie. Jeśli ktokolwiek by próbował, podejrzewam że
pierwszy wpadłby na to nieumarły.
- To jeden pozytyw - Jaxon zaczynała już się od niego odsuwać. Poruszała się ostrożnie,
tak jakby zetknięcie się z nim mogło zarazić ją jakąś dziwną chorobą - Sądzę, że nigdy nie
przywykłabym do trumny. Czy możesz cofnąć to, co zrobiłeś? - Starała się żeby jej głos
brzmiał obojętnie. Była bardzo zmęczona i chciała tylko położyć się gdzieś i o niczym i nikim
nie myśleć - Nie możesz, prawda?
- Nawet gdybym mógł, to nie chciałbym tego. Nie mógłbym z ciebie zrezygnować -
opuścił ręce - wiem że to samolubne, ale nie mogę. Nie tylko ze względu na mnie, ale na
ciebie i na innych.
Podniosła rękę i uśmiechnęła się blado.
- Czuję się przeciążona, Lucian. Nie mogę więcej pojąć. Zróbmy coś normalnego -
Jaxon zagryzła dolną wargę, a przez jej czoło przemknęła mała zmarszczka - Nie wiem co
robią normalni ludzie, a ty?
Otoczył dłońmi jej twarz, a kciuki muskały jej satynowo miękką skórę w drobnej
pieszczocie. Musiał jej dotknąć. Nie umiał się powstrzymać.
- Wyglądasz na zmęczoną, Jaxon. Powinnaś odpoczywać.
- Myślałam że możemy przejść się po twoich ziemiach. Chciałabym się rozejrzeć na
zewnątrz.
- Rozglądanie się. Oczywiście że masz na to ochotę. W końcu to takie normalne.
Uśmiechnęła się.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
- Możesz masz rację. W końcu żadne z nas nie wie czym się zająć, kiedy akurat nie
namierzamy żadnego mordercy.
Jego uśmiech był powolny i seksowny.
- Nie powiedziałem że nie krążą mi w głowie myśli o innych, bardziej interesujących
czynnościach.
Wstrzymała oddech. Tak łatwo mógł ją podejść. To nie było naturalne. Szeptał w jej
umyśle, dzielił zmysłowe obrazy, i sprawiał że myślała o sprawach na które sama nigdy by
nie wpadła. Jaxon potrząsnęła głową.
- Jesteś zły, Lucian. I co ja mam z tobą zrobić?
- Bądź ze mną. śyj ze mną. Naucz się, jak mnie kochać. Zaakceptuj mnie takiego jakim
jestem - szeptał mrocznie jedwabistym głosem, a jego słowa dotykały najgłębszych
zakamarków jej duszy.
Sięgnęła by wziąć go za rękę, przeplatając swoje mniejsze palce z jego większymi.
- Sądzę, że powinieneś być zakazany. Twój głos pozwala ci zdobyć niemal wszystko -
Nie było sposobu, żeby się mu oprzeć. Nie kiedy mówił jej takie rzeczy tym pięknym głosem
z uporczywą szczerością w spojrzeniu.
Obrócił jej dłoń i uniósł ją do ust. Czarne oczy płonęły zaborczością.
- Czy to dotyczy też ciebie?
Jaxon uśmiechnęła się.
- Rozważam to. Przespaceruj się ze mną.
- Chcesz wyjść na zewnątrz?
Potrząsnęła głową.
- Jest jakiś powód dla którego nie chcesz, żebym wyszła na zewnątrz. Co tam jest?
Wiem, że nie trumna. Sądzę, że już omówiliśmy tą sprawę i to jedno jest jasne.
- Nie trumna - przyznał.
- Więc co? - zażądała - Wyrzuć to z siebie.
- Wilki - powiedział z twarzą bez wyrazu.
Jaxon wyrwała dłoń.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
- Daj mi z powrotem broń. Wilki? Powinnam wiedzieć. Oczywiście, że masz wilki. Czy
nie wszyscy je mają? - wykręciła palce - Pistolet, Lucian. Podaj mi go. Zdecydowałam że
mimo wszystko cię zastrzelę. Tylko w ten sposób mogę zachować zdrowie psychiczne.
Z żartobliwej groźbie otoczył dłońmi jej szyję.
- Nie sądzę, że kiedykolwiek oddam ci twoją broń. Nasuwa ci ona wrogie zamiary.
Była bardzo świadoma jego obecności kiedy szli oboje na tyły domu. Czemu jego dom
musiał być tak idealny? Taki, jakiego zawsze pragnęła?
Czemu czuła się bezpieczna, skoro powinna czuć się zagrożona przez takiego potężnego
i niebezpiecznego człowieka jak Lucian? Jakim cudem z takim spokojem zaakceptowała jego
inność? Cóż, może nie ze spokojem, ale akceptowała ją.
Lucian cieszył się sposobem, w jaki pracował jej umysł. Jaxon była czasem
przytłoczona ilością informacji które jej przekazywał, ale nie pozwalała sobie na panikę.
Dawała sobie czas na przyswojenie tego co mogła, a potem robiła krótką przerwę przed
kolejnym przypływem informacji. Używała humoru aby przejść przez przerażające sytuacje.
Nigdy nie odrzuciła go ot tak sobie.
Jaxon nie znała go. Nie rozumiała kim naprawdę był. Nie miała pojęcia na temat tego
co robił, aby przez wieki niszczyć innych. Jego świat był pusty, mroczny, a także zimny i
pełen cieni i miał zamiaru zrobić wszystko, by do niego nie wrócić. Był myśliwym, nosił w
sobie potworną ciemność, aa ona była zbyt pełna światła aby pojąć że każde zabójstwo
zabijało część jego duszy. tylko Jaxon mogła sprawić, że był całością.