background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Rozdział czwarty 

 

Gdzie  był  Barry?  Czy  to  on  stanowił  cel?  Jaxon  nie  odwaŜyła  się  zaprzestania 

poszukiwań źródła alarmu, nawet aby upewnić się Ŝe Barry pozostał bezpiecznie w szpitalu z 
dala  od  niebezpieczeństwa.  Ostry  wzrok  sprawdził  otaczające  ich  dachy,  nieprzerwanie 
poruszając się wśród tłumu. Wewnątrz była bardzo spokojna. Znała to. To był sposób Ŝycia. 

Lucian nie odsunął się od niej mimo jej prób, by go odepchnąć. Odebrał od niej sygnał 

ostrzegawczy  i  wiedział  Ŝe  zagraŜał  im  człowiek,  a  nie  nieumarły.  Wyczułby  obecność 
wampira duŜo czasu przed nią. Przeklął do siebie w pradawnym języku. Zamiast cieszyć się 
jej  reakcją  na  niego  powinien  przeskanować  tłum.  To  pierwszy  błąd  który  mógł  sobie 
przypomnieć i nie był z siebie zadowolony. Jednym silnym ramieniem dosłownie zepchnął ją 
za  siebie,  całkowicie  ją  chroniąc.  DuŜe  ciało  łatwo  osłoniło  jej  mniejsze,  zmuszając  by 
kierowała się ku limuzynie z jej kuloodpornymi, zaciemnionymi szybami. 

Walczyła usiłując  go ostrzec, ale był zbyt zajęty  Ŝeby zwrócić na to uwagę. Sondował 

umysłem  tłum  szukając  oznak  wrogości.  Jej  system  alarmowy  działał  znakomicie.  Trzech 
osobników usiłowało ustawić się tak, aby złapać ją w krzyŜowy ogień. Mieli instrukcje, aby 
sprawić, Ŝe tym razem na pewno umrze. Szef nakazał im skończyć pracę albo zacząć uciekać. 
Jaxon  Montgomery  zaszkodziła  biznesowi  szefa  w  zbyt  duŜym  stopniu,  Ŝeby  nadal  to 
tolerować. Kolejnym celem był Barry Radcliff. Lucian z łatwością odczytał ich zamiary. 

Wymierzył swój atak tak jak zawsze - spokojnie, bez wściekłości czy gniewu. Najpierw 

wydobył  informację  których  potrzebował,  by  upewnić  się  Ŝe  zdoła  powstrzymać  kolejne 
zamachy  na  Ŝycie  Jaxon.  Potem  ostroŜnie  zmienił  scenariusz  który  wymyślił  zleceniodawca 
zabójców. Trzech męŜczyzn skierowało nagle broń tak Ŝe była widoczna. Zewsząd dobiegały 
krzyki. śaden z nich nie widział dokładnie ich pierwszego celu, a jednak ich broń zaczęła Ŝyć 
własnym Ŝyciem kierując się na kolegów. Jeden z nich usiłował otworzyć dłoń i rzucić broń, 
ale jego ręka pozostała zaciśnięta wokół niej, a palec powoli naciskał, tak Ŝe czuł wystrzelenie 
ładunku.  Odgłosy  strzelającej  jednocześnie  broni  rozbrzmiały  głośno  wśród  nocy.  Wybuchł 
chaos,  zamieszanie,  a  ludzie  zaczęli  biec  we  wszystkich  kierunkach  w  poszukiwaniu 
schronienia. 

Lucian  pozostał  nieruchomo,  z  łatwością  wpychając  Jaxon  do  samochodu  gdzie  nie 

mogła  zobaczyć  nic  spoza  jego  potęŜnego  ciała.  Bez  współczucia  obserwował  jak  trzej 
męŜczyźni upadają na ulicę, a woda z ciemniejącego nieba zabiera ze sobą ich krew w małych 
strumyczkach.  W  którymś  momencie  błyskawica  przeskoczyła  z  chmury  na  chmurę 
oświetlając  teren  w  ten  sposób  Ŝe  uczyniła  z  niego  płaskorzeźbę.  Obraz  Luciana  stojącego 
nieruchomo  w  samym  środku  chaosu  wyrył  się  w  pamięci  Jaxon  na zawsze.    Kapitan,  kilku 
policjantów i ochroniarzy przyczaiło się, poszukując innych napastników. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

-  Sądzę,  Ŝe  powinieneś  przydzielić  straŜ  dla  Radcliffa  -  poradził  cicho  Lucian 

kapitanowi policji uŜywając nacisku w głosie, który zapewniał posłuszeństwo - Zabierz go ze 
szpitala i zabierz tam, gdzie nikt nie będzie wiedział. Jaxon i Radcliff zrobili sobie wrogów a 
magazyn  był  zasadzką  obliczoną  na  to,  Ŝeby  się  ich  pozbyć.  Ci  męŜczyźni  mieli  skończyć 
zadanie  i  zabić  ich  dwoje  -  mówił  tak  cicho  Ŝe  słyszała  go  tylko  Jaxon  i  kapitan.  Kapitan 
potakiwał, kiedy Lucian się do niej odwrócił. 

Nadal  próbowała  ominąć  go  Ŝeby  zobaczyć  co  się  dzieje,  ale  on  po  prostu  sięgnął  do 

samochodu  i  ją  przesunął,  Ŝeby  wślizgnąć  się  na  miejsce  obok.  Szofer  natychmiast  zamknął 
drzwi i byli sami, oddalając się od miejsca zdarzenia. 

Jaxon przeczesała drŜącą ręką swoje krótkie blond włosy, tak jak to miała w zwyczaju 

kiedy  była  poruszona.  Sprawiło  to,  Ŝe  miękkie,  jedwabiste  pasma  opadły  we  wszystkich 
kierunkach, dziko, tak jak lubił Lucian. 

- Nie wierzę, Ŝe to zrobiłeś. Lucian, musisz pozwolić mi siebie bronić. Miałam broń. A 

ty tylko tam stałeś, nie ruszając się. Jestem ogromnym celem - pomyślałeś o tym? Snajper z 
dachu mógł się zdjąć zanim mrugnąłeś. 

Naprawdę  się  o  niego  bała.  Mógł  w  niej  to  wyczuć  niczym  Ŝyjące,  oddychające 

stworzenie.  Niemal  odbierało  jej  dech.  Lucian  odruchowo  przypomniał  sobie  o  swoim 
oddechu, celowo dopasowując się do jej tempa, tak Ŝe jego serce goniło  a płuca bolały. Tak 
samo celowo zaczął zwalniać oba ich serca i oddychać spokojnie za nich dwoje. 

-  Wydaje  mi  się,  Ŝe  nie  masz  Ŝadnego  instynktu  samozachowawczego.  -  OskarŜyła  - 

Polowałeś na te potworne stworzenia tak długo i chroniłeś innych ludzi, Ŝe nie poświęcasz juŜ 
uwagi  swojemu  Ŝyciu?  -  W  jej  oczach  stanęły  łzy.  Strach  zalegał  w  gardle  niczym  twarda 
narośl.  Widziała  niewielkie  przebłyski  z  jego  Ŝycia  i  ją  martwiły.  Ćwiczył  się  w  słuŜeniu 
innym,  stawał  twarzą  w  twarz  z  niebezpieczeństwem  Ŝeby  ich  chronić.  Stał  wysoki  i 
wyprostowany, z prostymi ramionami i niezmiennym wyrazem twarzy. Myślenie o nim w ten 
sposób ją przeraŜało. W tym momencie był bardziej samotny niŜ ona przez całe swoje Ŝycie. 

Lucian  wcisnął  jej  twarde,  opierające  się  ciało  w  zagłębienie  swojego  ramienia  i  ją 

przytulił. Jego cud. Światło w nieubłaganym mrocznym świecie. Jej widoczny strach o niego 
roztapiał  mu  serce  bardziej  niŜ  cokolwiek  innego.  Sądziła  Ŝe  nie  wie  kim  jest,  ale  znała  go 
lepiej niŜ sam siebie znał. Lucian protekcyjnie nakrył jej głowę swoją i otoczył ją opiekuńczo 
ramionami tak Ŝe do siebie przylegali. Jak udawało mu się istnieć przez wieki w tej mrocznej 
pustce bez niej? Wiedział, Ŝe nigdy tam nie wróci. Wola i determinacja, zapamiętana miłość i 
lojalność,  wezwanie  by  chronić  czy  niszczyć  które  miał  w  sobie  i  utrzymywał  tyle  wieków 
nigdy  nie  wystarczą  aby  Ŝyć  dalej  gdyby  ją  stracił.  Gdyby  ją  stracił  przez  resztę  Ŝycia 
doświadczałby tylko śmierci i zemsty. Nigdy nie oddałby się cicho świtowi. Jego ramiona się 
zacisnęły,  a  uśmiech  dotknął  ciemnej  pustki  jego  oczu.  Całe  jego  ciało  ogarnęło  ciepło 
radości.  Tak,  zrobiłby  to.  Podszedłby  wszędzie  gdzie  ona.  Jeśli  Jaxon  powędrowałaby  w 
stronę innego Ŝycia, podąŜyłby za nią bez wahania. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Jaxon  zrozumiała  Ŝe  jej  serce  zwolniło  i  dopasowało  się  do  rytmu  Luciana.  Znowu 

mogła  oddychać  z  większą  łatwością.  Ciepło  jego  ciała  wnikało  w  nią  i  czuła  się 
niewiarygodnie  bezpieczna.  Zamknęła  oczy  i  nie  walczyła  z  emocjami  które  jej  podarował. 
Lubiła być w jego ramionach. Lubiła czuć się bezpieczną i nie tak samotną. Przede wszystkim 
była zdeterminowana, aby Lucian nigdy więcej nie odczuł tej ponurej samotności. Wiedziała 
duŜo o samotności, ale przy tych kilku razach kiedy dotknęła jego umysłu, jego odosobniona 
egzystencja  była  nieskończenie  zimna  i  pusta.  Nie  liczyło  się  to  Ŝe  nie  przyjrzała  się 
przyczynie  tego  stanu  rzeczy.  Zdawała  sobie  tylko  sprawę  Ŝe  nic  nie  liczyło  się  dla  niej  tak 
bardzo jak jego bezpieczeństwo. 

-  Jestem  świadoma,  Ŝe  zrobiłeś  coś  tym  męŜczyznom  -  wymamrotała  w  jego  klatkę 

piersiową. Do jej głosu zakradła się nuta senności - Czy szofer jest twój? 

- Wynająłem go. 

- ZauwaŜyłam Ŝe nie upadł na ziemię Ŝeby się ukryć. Kucnął i zaczął szukać czegoś w 

swojej marynarce. O co chodziło? - Jaxon otworzyła oczy i badała ocienioną szczękę Luciana. 
Mimowolnie jej palce zakradły się, Ŝeby dotknąć jego brody. 

-  Nie  mam  pojęcia  co  większość  szoferów  robi  w  takich  okolicznościach  -  odparł 

niewinnie Lucian - MoŜe miał telefon komórkowy i chciał zadzwonić po pomoc. 

-  Połowa  sił  policyjnych  była  juŜ  na  miejscu  -  przytuliła  się  bliŜej.  Lubiła  dotyk  ręki 

Luciana w swoich włosach, sposób w jaki gładził jedwabiste pasma, dotyk czubków palców 
na szyi. - Kto ci go poŜyczył? 

- Jest synem gosposi znajomego. 

- Gosposi znajomego? - powtórzyła z narastającym podejrzeniem w głosie. 

Westchnął. 

- To brzmi jak początek przesłuchania. Czy nie jesteś przypadkiem oficerem policji? 

- Zdecydowanie tak. Opowiedz mi całą historię. Lubię długie opowieści. 

Owinął ręką jej szyję w Ŝartobliwej groźbie. 

- Jestem pewien Ŝe zawsze będziesz sprawiać mi kłopoty. 

- Nikt inny tego nie robi. Niedobrze Ŝe ciągle wszyscy okazują ci szacunek. Zaczynasz 

przez  to  wierzyć  Ŝe  na  niego  zasłuŜyłeś  -  roześmiała  się  ze  zrelaksowanym  i  wtulonym  w 
niego ciałem. 

Pasowała  tutaj.  Czuł  to.  Wiedział  w  najgłębszych  zakamarkach  duszy.  Nie  miał 

wątpliwości Ŝe Jaxon jest jego drugą połową. Stworzoną dla niego. Przeznaczoną dla niego. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Za  kaŜdym  razem  kiedy  na  nią  patrzył  chciał  się  uśmiechać.  Za  kaŜdym  spojrzeniem  jego 
wnętrzności zmieniały się w roztopioną lawę. 

Przed limuzyną zamajaczyły się bramy z kutego Ŝelaza, wysokie, z zawiłym wzorem i 

tak  piękne  jak  sama  posiadłość.  Szofer  gładko  poprowadził  limuzynę  przez  przejście  i 
podjazd  do  domu.  Wysokie  krzaki  po  kaŜdej  stronie  nadawały  ziemi  dziki,  leśny  wygląd. 
Wszędzie gdzie zerkała widziała drzewa, paprocie i krzaki róŜnych gatunków. Spoglądając na 
to dostrzegła Ŝe ma kilka pięter z wieŜyczkami i balkonami w niespodziewanych miejscach. 
WitraŜe o róŜnych kształtach i kolorach zdobiły ściany. Były staromodne i piękne. 

-  Większość  witraŜy  przysłała  mi  partnerka  mojego  brata  bliźniaka,  Gabriela.  Robi 

niesamowite  rzeczy.  Jest  wspaniałą  uzdrowicielką  i  widać  to  w  jej  pracach.  Wiele  dzieł 
zostało  stworzonych  przez  Francesce  i  ich  młodą  podopieczną  Skyler.  Wzory  dają  duŜą 
ochronę  wewnątrz  domu.  -  powiedział  to  cicho,  stwierdzając  fakt,  jak  gdyby  proponował 
luźną rozmowę. 

Jaxon zrozumiała Ŝe to co mówił było duŜo waŜniejsze niŜ się wydawało. Wzięła rękę 

którą jej zaoferował, kiedy wychodziła z wielkiego samochodu. 

- Chcę ci powiedzieć, Ŝe nie będę więcej jechać w tej rzeczy. Jest marnotrawstwem, a to 

grzech. A jeśli nie umiesz prowadzić, ja jestem w tym świetna. 

Szofer oczyścił gardło, męŜnie usiłując ukryć uśmiech.  

- Przepraszam, chyba nie spróbuje pani odciąć mi źródła dochodu, prawda? 

Przechyliła  głowę  na  jedną  stronę  i  badała  męŜczyznę  dociekliwymi,  oceniającymi 

oczami.  Poruszał  się  jak  bokser,  perfekcyjnym  krokiem.  Pod  absurdalnym  uniformem  kryły 
się potęŜne mięśnie. Kimkolwiek był ten człowiek, na pewno nie był szoferem. 

-  Jak  się  nazywasz?  -  z  tą  informacją  łatwo  będzie  dowiedzieć  się  o  nim  więcej. 

Wyszczerzył zęby, nałoŜył kapelusz i wślizgnął się z powrotem do samochodu. 

-  Tchórz  -  wyszeptała  wśród  nocy.  Spojrzała  na  Luciana,  który  stał  nieruchomo  jak 

posąd - A ty... Co ja z tobą mam zrobić? 

-  To  nie  ja  byłem  w  niebezpieczeństwie,  aniołku.  To  byłaś  ty  -  jego  ręka  owinęła  się 

wokół jej karku, zmuszając by weszła po schodach do frontowego wejścia. 

- NiewaŜne na kogo z nas polowali, Lucian - wyjaśniła cierpliwie - To ciebie by trafili. 

Próbowałam usunąć się z drogi, ale byłeś nieruchomy i bardzo uparty. 

-  Nie  było  niebezpieczeństwa,  Jaxon.  Ich  cel  był  przeraŜający.  Wysłanie  trzech  tak 

niekompetentnych  płatnych  zabójców  było  raczej  aktem  desperacji  ze  strony  ich  szefa,  nie 
sądzisz?  -  Stał  tak  blisko  Ŝe  mogła  wyczuć  ciepło  jego  skóry,  chociaŜ  tylko  jego  ręka 
spoczywała na nasadzie jej karku. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Jaxon  usłyszała,  Ŝe  się  śmieje.  Dźwięk  ją  zaskoczył.  Grał  niewinnego.  Nic  go  nie 

ruszało, nie niepokoiło. Głos był niezmieniony, miękki i piękny, nieodpowiedzialny za Ŝadną 
niegodziwość  ani  złe  czyny.  Ominął  ją  Ŝeby  otworzył  cięŜkie  drzwi  wejściowe.  Jego  ręka 
bardzo krótko spoczywała na niej ramieniu. Potem ją opuścił i odsunął się. 

- Tym razem nie jesteś chora. Czy wchodzisz do mojego domu z własnej woli? - zapytał 

powaŜnie, a jego uwodzicielski głos topił jej serce. 

Z  jakiegoś  powodu  zawahała  się,  stojąc  tuŜ  przed  wejściem.  Widziała  przedpokój, 

marmurowe  wejście.  Wzywało  ją,  przyciągało,  jak  sanktuarium.  Czemu  zapytał  ją  tak 
formalnie? Dlaczego nie pozostał cicho i nie pozwolił jej wejść? Jaxon powtarzała w myślach 
jego  słowa.  Miały  pewną  formalność,  były  niemal  rytualne.  Lucian  pozostał  cicho 
potwierdzając jej obawę, Ŝe jest tu coś czego nie pojmuje. 

Jaxon  odwróciła  ku  niemu  twarz,  unosząc  głowę  Ŝeby  spojrzeć  w  jego  czarne  oczy. 

Bezduszny.  Zagubiony.  Samotny.  Stał  wysoki  i  wyprostowany  kompletnie  nieruchomo,  z 
zacienioną twarzą. 

-  Jeśli  wejdę  z  własnej  woli,  czy  da  ci  to  nade  mną  jakąś  władzę?  -  nie  mogła  nic 

poradzić na to, Ŝe brzmi jakby była zdenerwowana. 

Nie  roześmiał  się,  jak  się  obawiała.  Zwyczajnie  obserwował,  bez  mrugnięcia  okiem, 

niezachwianie. Jaxon zwilŜyła swe nagle suche wargi. 

-  Odpowiedz  mi  szczerze.  Czy  zwiąŜe  nas  to  w  jakiś  sposób  albo  sprawi,  Ŝe  będę  tu 

więźniem? 

- Skoro tak się mnie obawiasz jak moŜesz myśleć Ŝe wyjawię ci prawdę tylko dlatego, 

Ŝ

e pytasz? 

-  Po  prostu  wiem  Ŝe  to  zrobisz.  -  delikatnie  wzruszyła  ramionami  -  O  niektórych 

sprawach wiem. Nie moŜesz mnie okłamać. Powiedz mi. 

-  JuŜ  połączyłem  nas  słowami  rytuału.  Nie  moŜesz  mnie  opuścić,  tak  samo  jak  ja  nie 

mogę opuścić ciebie. 

Zamrugała. 

- Słowami rytuału? - Zanim zdąŜył odpowiedzieć potrząsnęła głową - Nic nie mów. Nie 

chcę się rozproszyć. Czy będę więźniem? 

-  Jeśli  chodzi  o  bycie  więźniem  w  tym  domu,  będziesz  mogła  wchodzić  i  wychodzić 

kiedy zechcesz - Nadal na niego patrzyła. Lucian uśmiechnął się powoli psotnym uśmiechem 
małego chłopca, który prawdopodobnie wyciągał go z wielu kłopotów - Oczywiście jeśli nie 
będzie groziło ci niebezpieczeństwo. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

- Nie mogę się doczekać, Ŝeby usłyszeć kto decyduje co jest niebezpieczeństwem. Nie 

ułatwiasz  mi  tego.  Nie  mam  pojęcia  czemu  pozwalam  ci  wejść  do  mojego  Ŝycia  i  przejąć 
kontrolę. Acha, jeszcze jedno - uśmiechnęła się do niego słodko - nie jestem taka jak ty. Nie 
jestem gotowa Ŝeby dowiedzieć się kim jesteś, ale kimkolwiek jesteś twoje rytualne słowa nie 
mogą nas połączyć. Sama decyduję o swoich związkach. Tak, wchodzę do twojego domu ze 
swojej własnej, nieprzymuszonej woli. 

Przekroczyła prób i niemal spanikowała. 

Coś głęboko w niej zmieniło się i oŜyło. Było tak silne, Ŝe niemal zakręciła Ŝeby uciec 

na  zewnątrz,  niezdolna  to  określić.  Niewątpliwie  jej  ciało,  serce  i  dusza  rozpoznały  to 
miejsce, tego męŜczyznę. PotęŜne ciało Luciana zablokowało drzwi. Złapał ją za wąską talię i 
zwyczajnie  trzymał.  Siła  jego  ramion  była  ogromna,  jednak  był  tak  delikatny  jak  nigdy  nie 
chcąc jej zranić. 

- O co chodzi? 

- Nie wiem. Czuję jakbym nie była juŜ sobą. Tak jakbyś powoli przejmował nade mną 

kontrolę. Robisz to? - nie próbowała się uwolnić. Nie była nawet pewna, czy naprawdę chce 
się uwolnić. Jej wielkie oczy przeszukiwały z powagą jego twarz. 

-  Nigdy  nie  chciałbym  cię  przejąć.  Jesteś  dokładnie  taka  jaka  powinnaś  być. 

Spędziliśmy tyle czasu samotnie, Ŝe to pewnie dziwne Ŝe tak wcześnie tyle ze sobą dzielimy. 
Ale jesteśmy Ŝyciowymi partnerami i przystosujemy się. 

Opierała się o niego nawet, kiedy obróciła głowę w stronę ogromnego pokoju. 

- Czuję jakbym tu naleŜała, jakbym znała to miejsce. 

-  NaleŜysz  tu.  Idź  i  odkrywaj.  Jeśli  chcesz  coś  zmienić,  nie  krępuj  się  -  Otworzył 

ramiona pozwalając by odsunęła się o krok. 

Dom  był  nawet  piękniejszy  niŜ  zapamiętała  Jaxon.  Starała  się  nie  rozglądać  wokół  w 

kompletnym  zachwycie.  W  czasie  pracy  w  policji  była  w  niejednej  rezydencji,  ale  ta  była 
niezwykła.  W  pewien  sposób  wywoływała  skojarzenie  elegancji  Starego  Świata, 
zapomnianych  czasów.  Była  tu  nawet  sala  balowa  z  podłogą  taneczną  z  parkietu.  Jej 
ulubionym  pokojem  stała  się  masywna  biblioteka,  przytulna  dzięki  wielkiemu  kominkowi  z 
dwoma  wygodnymi  krzesłami  ustawionymi  naprzeciw  i  antycznym  stolikiem  do  czytania 
pomiędzy  nimi.  Na  trzech  ścianach  znajdowały  się  sięgające  od  podłogi  do  sufitu  półki  na 
ksiąŜki,  a  jedynym  sposobem  na  skorzystanie  z  górnych  pozycji  była  drabinka.  Zobaczyła 
kaŜdy rodzaj ksiąŜki jaki mogła sobie wyobrazić, od fikcji do pozycji naukowych, od staroci 
do  nowości.  Zanotowała  Ŝe  niektóre  ksiąŜki  były  bardzo  wiekowe  i  napisane  w  kilku 
językach. Było to wspaniałe, cenne znalezisko. Jaxon czuła Ŝe mogła spędzić w tym pokoju 
znaczną część Ŝycia i czuć się szczęśliwa. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Dom  był  znacznie  większy  niŜ  sądziła  -  większy  nawet  niŜ  wydawał  się  z  zewnątrz. 

Sama kuchnia była większa niŜ całe jej mieszkanko. Lucian poruszał się za nią tak cucho, Ŝe 
niemal wyskoczyła ze skóry. 

-  To  nie  jest  juŜ  twoje  mieszkanko.  Powiedziałem  właścicielce  od  której  je 

wynajmowałaś, Ŝe moŜe szukać lokatorów, 

Powiedział to cicho, udowadniając Ŝe nadal jest niemym cieniem w jej umyśle. 

-  Nie  zrobiłeś  tego  -  Jaxon  obróciła  się  z  rękami  na  biodrach  rzucając  mu  wyzwanie 

Ŝ

eby powiedział prawdę. 

-  Oczywiście  Ŝe  to  zrobiłem.  Nie  naleŜysz  tam.  Nigdy  nie  naleŜałaś  -  odpowiedział  z 

zadowoleniem. 

- Wiem, Ŝe nie odwaŜyłbyś się zrezygnować z mojego mieszkania. Niełatwo je dostać, 

zwłaszcza  z  moją  pensją  -  Jaxon  spojrzała  na  niego,  usiłując  odczytać  wyraz  jego  twarzy  - 
Nie  mogłeś  tego  zrobić  -  Usiłowała  przekonać  zarówno  siebie  jak  i  jego  -  Na  pewno 
właścicielka nalegała, Ŝeby dokończyć okres najmu. 

Wzruszył ramionami, wcale nie zmartwiony. 

- Chętnie przyjęła gotówkę. ZauwaŜyłem Ŝe w większości spraw świetnie się sprawdza. 

Ty masz podobne poglądy? 

- Naprawdę to zrobiłeś, prawda? O BoŜe, muszę do niej zadzwonić. Gdzie do cholery są 

tutaj telefony? Nie moŜesz tak po prostu tego robić. Nie moŜesz - spojrzała na niego wilkiem 
- Nawet nie  czujesz wyrzutów sumienia. Patrzę na ciebie i nie widzę ani cienia Ŝalu. Nawet 
tego nie czujesz, prawda? 

- Nie widzę powodu Ŝeby doświadczać takich emocji. Jesteś w naszym domu, tam gdzie 

przynaleŜysz.  Starsza  kobieta  była  bardziej  niŜ  usatysfakcjonowana  gotówką  i  natychmiast 
znajdzie nowego wynajmującego. Wszystkim to wyszło na dobre. 

-  Nie  dla  mnie.  Potrzebuję  swojej  osobistej  przestrzeni,  Lucian.  Naprawdę  - 

Zdesperowana  potrząsnęła  głową.  Jaki  był  tego  sens?  Wydawał  się  nie  pojmować  tego  co 
zrobił. 

-  Tu  jest  więcej  miejsca  niŜ  trzeba,  prawda?  -  wyglądał  na  zaintrygowanego,  a  czarne 

oczy przeszukiwały kaŜdy kąt pokoju - Wielu rzeczy jeszcze nawet nie widziałaś. Ziemie są 
ogromne,  a  w  wielu  ścianach  są  sekretne  przejścia  do  innych  pokoi.  Mam  nadzieję  Ŝe 
znajdziesz  tu  dla  siebie  wystarczająco  duŜo  miejsca  -  Na  wypadek  gdyby  Jaxon  chciała 
dotknąć  jego  umysłu,  Lucian  upewnił  się  Ŝe  skrył  głęboko  swoje  rozbawienie.  Nadal 
wyglądał na niewinnego i miał szczerą twarz. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

Jaxon  potrząsnęła  głową  i  poddała  się.  Była  zrozpaczona,  ale  nie  miała  siły  z  nim 

walczyć. Zajmie się tym innego dnia - zadzwoni do właścicielki i z powrotem dostanie swoje 
miejsce.  Teraz  była  zbyt  zmęczona  i  zdezorientowana.  I  być  moŜe  głodna.  Powinna  być 
głodna,  ale  przy  kaŜdej  myśli  o  jedzeniu  czuła  lekkie  mdłości.  Lodówka  wyglądała 
onieśmielająco. Stanęła przed nią. 

- Czy kiedy mnie postrzelono dostałam w brzuch? 

Pierwszy raz była świadoma jego wahania. Wstrzymała oddech. 

- Czemu pytasz? Coś cię boli? - jego absolutnie neutralny głos nic nie zdradzał. 

-  Jestem  głodna,  ale  myśl  o  jedzeniu  sprawia  Ŝe  mam  mdłości.  Tak  naprawdę  nie 

pamiętam Ŝeby jadła coś lub piła od przebudzenia. Czy coś ze mną nie tak czy te wpadam w 
paranoję? 

-  Znowu  słyszę  w  twoim  głosie  strach.  Przed  niewiadomym.  To  najgorsza  z  obaw, 

prawda?  -  Powiedział  to  tak  cicho,  Ŝe  zadrŜała.  Cokolwiek  miał  jej  wyjawić,  nie  chciała 
wiedzieć. 

Jaxon uniosła dłoń i potrząsnęła głową nie patrząc na niego. 

- Sądzę, Ŝe przejdę sie na zewnątrz. Ziemie wyglądają na piękne. Tak czy inaczej muszę 

poznać okolicę - przeszła obok niego usiłując prześlizgnąć się pod jego ramieniem. 

Ramię Luciana opadło niczym brama. Oplótł ją nim i przyciągnął do siebie. 

- Nie bój się prawdy. Jest inna, ale nie jest zła. 

SkrzyŜowała ramiona. 

-  W  takim  razie  mi  powiedz.  Miejmy  to  za  sobą.  Cokolwiek  musisz  powiedzieć,  po 

prostu to zrób. Jestem dorosłą osobą, a nie dzieckiem za które mnie uwaŜasz. 

Lucian  całym  ciałem  pragnął  wydostać  ją  z  kuchni  i  zaprowadzić  do  swojej  sypialni. 

Ruchem  reki  zapalił  płomienie  tańczące  w  kamiennym  kominku.  Złapała  głośno  oddech, 
jednocześnie zaczarowana i przeraŜona jego magią. Odsunęła się od niego i stanęła naprzeciw 
migoczących  języków  gorąca,  potrzebując  dystansu  Ŝeby  myśleć  jasno.  Był  przeraŜająco 
silny. 

-  Tak  jak  ci  wyjaśniłem  jestem  karpatiańskim  męŜczyzną.  Jesteśmy  gatunkiem  który 

istnieje  od  początku  czasu.  Nie  jestem  zły,  aniołku,  ale  ciemność,  utrata  kolorów  i  emocji 
która  powoli  przejmuje  naszych  samców  którym  brakuje  światła  ich  partnerek  przez  wieki 
stała się u mnie silna. Wszyscy walczymy z drapieŜnikiem który Ŝyje wewnątrz nas. Jesteśmy 
jak ludzie, ale nie do końca. Mamy błogosławieństwo i przekleństwo długowieczności, często 
nazywa  się  nas  nieśmiertelnymi.  A  kiedy  znajdziemy  Ŝyciową  partnerkę  uczucia  są 
intensywne  i  stale  rosną  na  przestrzeni  wieków.  JeŜeli  nie...  moŜemy  stać  się  absolutnymi 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

drapieŜcami, nieumarłymi. Noc jest nasza, a światło słońca cięŜkie do zniesienia. Ale mamy 
ogromne  siły  które  zaczynasz  pojmować.  Moja  krew  płynie  w  twoich  Ŝyłach  aniołku.  JuŜ 
teraz  wpłynęła  na  twoją  tolerancję  na  słońce.  Nie  tak  jak  na  moją,  ale  nie  będziesz  mogła 
przetrwać dnia bez specjalnych okularów. 

Uderzenie serca. Jedno. Dwa. Jaxon wzięła głęboki oddech, a potem powoli wypuściła 

powietrze. 

- Mogę to zaakceptować. 

Moja  krew  płynie  w  twoich  Ŝyłach.  Transfuzja?  Nie  chciała  się  z  tym  zmierzyć,  nie 

pytała. Nie chciała wiedzieć jak jego krew dostała się do jej Ŝył. 

-  Słońce  będzie  palić  twoją  skórę.  Krem  przeciwsłoneczny  pomoŜe,  ale  niewiele. 

Będziesz musiała przyzwyczaić się do pozostawania wewnątrz domu przez kilka godzin dnia, 
ale tak czy inaczej będziesz się wtedy czuła ospale. 

Słyszała  wyraźnie  głuchy  odgłos  jej  własnego  serca.  Palce  zacisnęła  nerwowo  na 

materiale bawełnianej koszulki którą miała na sobie. 

-  O  czym  ty  mówisz?  Sądzisz,  Ŝe  nigdy  wcześniej  nie  czytałam  Draculi?  Opisujesz 

wampira, prawda? - buntowniczo wysunęła brodę. Otwarcie rzucała mu wyzwanie. 

Lucian  mógł  dostrzec  jej  odwagę  w  walce  ze  strachem.  Była  krucha,  tak  wraŜliwa, 

miała  wiele  cech  które  moŜna  było  podziwiać.  A  on  jej  pragnął.  Był  ostro  świadomy,  Ŝe  są 
sami. Obserwował jej walkę z samą sobą, sposób w jaki działał jej instynkt, kiedy usiłowała 
walczyć z więzami które na nich nałoŜył. 

- Powiedziałem, Ŝe nie jestem wampirem i nim nie jestem. Jeśli samce naszego gatunku 

będą  znuŜeni  ciemnością  która  na  nich  opadnie  po  ich  młodości  i  zdecydują  się  zbezcześcić 
swoje dusze, staną się nieumarłymi. Są wtedy absolutnie źli, zabijając ofiarę dla chwilowego 
przypływu przyjemności i mocy, zamiast poŜywić się i pozostawić ją nietkniętą. śyłem jako 
jeden  z  nich,  naśladując  ich  sposób  Ŝycia,  ale  nigdy  nie  zabijałem  dla  krwi  ani  nie  brałem 
krwi,  kiedy  musiałem  zabijać.  Nie  mogłabyś  stać  się  wampirem  przez  moją  krew.  Ze 
wszystkich ludzi to właśnie ty jesteś pełna światła. 

Jaxon potarła swoje pobolewające skronie. W tym co mówił było coś złego. 

- Czemu nie mogę znieść myśli o jedzeniu? 

-  Jesteś  w  stanie  tolerować  wodę  i  trochę  warzywnych  i  owocowych  soków.  Musisz 

zacząć od bulionu warzywnego i powoli zwiększać swoją tolerancję. Nie próbuj jeść posiłków 
mięsnych, bo nie będą dla ciebie dobre. 

- To tym się Ŝywisz? Sokiem i bulionem? 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

-  Nie  pytaj  o  to,  czemu  nie  jesteś  jeszcze  gotowa  stawić  czoła  -  powiedział  miękko,  a 

jego ciemny wzrok padł na tętno które tak nerwowo uderzało w jej gardle. 

Wtedy zrozumiała. Nie zemdlała, chociaŜ jej całe ciało osłabło, a nogi były jak z gumy. 

Nie mogła zemdleć. 

- Lucian, proszę, odsuń się od drzwi. 

Jego hipnotyzujący wzrok poruszał się po jej twarzy niczym pieszczota. 

- Chcesz ode mnie uciec? 

Jego  głos  był  tak  miękki  i  zmysłowy,  Ŝe  ledwo  udało  jej  się  powstrzymywać  przed 

podbiegnięciem do niego po pociechę. 

-  O  tym  właśnie  myślę.  Powiedziałeś,  Ŝe  nie  jestem  więźniem,  a  ja  zdecydowałam  Ŝe 

chcę  wyjść.  -  Starała  się  nie  brzmieć  buntowniczo.  ZauwaŜyła  Ŝe  jego  potęŜne  ciało  nadal 
wypełniało przejście, tak nieruchome jak góra, a twarz była bez wyrazu. Gdyby tylko nie miał 
tego głosu. 

- Gdzie byś poszła, Jaxon? 

Przechyliła brodę. 

-  To  gdzie  pójdę  nie  jest  twoją  sprawą.  -  Zapanowała  długa  cisza,  a  on  czekał 

nieporuszony,  obserwując  ją  czarnymi  oczami.  Jaxon  liczyła  własne  uderzenia  serca. 
Wzdychając cicho skapitulowała. 

-  To  apartamentu  Barry'ego.  Nie  będzie  go  tam,  pamiętasz?  Kapitan  przeniósł  go  do 

bezpiecznego miejsca. 

- Nie sądzę. To nie byłoby bezpieczne. 

W tych miękko wypowiedzianych słowach tkwiło podwójne znaczenie. Jaxon zadrŜała, 

czując chłód mimo ciepła ognia który za nią tańczył. 

- Powiedziałeś Ŝe mogę odejść. 

- Nie powiedziałem, Ŝe moŜesz uciec. Między nami będzie prawda, maleńka, obojętnie 

czy to będzie trudne czy nie. Jesteś silną kobietą. Nie będę przed tobą nic ukrywał. 

-  Czy  mam  za  to  podziękować?  -  przeczesała  drŜącą  dłonią  włosy,  nadając  im  wygląd 

rozwianych przez wiatr - Nie chcę tego. 

- Tak, chcesz - opowiedział Lucian tak delikatnie jak zawsze. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

W  jego  czarnych  i  niemoŜliwych  do  zgłębienia  oczach  dostrzegła  teraz  głód,  upartą 

zaborczość.  Poruszyła  dłonią  Ŝeby  znaleźć  zapewniającą  bezpieczeństwo  rękojeść  broni.  Jak 
mogłaby kiedykolwiek się oprzeć tym głodnym oczom? 

- Czemu to robisz? Mam w Ŝyciu dość kłopotów bez twoich oczekiwań, Ŝe zaakceptuję 

wampiry i Bóg wie co jeszcze. Nie mogę tego zrobić, Lucian. 

-  Tak,  moŜesz  -  powiedział  cicho  -  Weź  głęboki  oddech  i  zrelaksuj  się.  Usiądź  zanim 

upadniesz. 

- Naprawdę sądzisz, Ŝe jestem w takiej potrzebie i sprzedam tą odrobinę szacunku jaki 

do  siebie  Ŝywię  tylko  po  to  Ŝeby  z  kimś  być?  Czuję  w  swoim  ciele  róŜnicę.  Sposób  w  jaki 
słyszę,  w  jaki  kontroluję  głośność.  Widzę  w  ciemności  lepiej  niŜ  w  świetle  dnia.  Ciągle  cię 
czuję. Ze mną. Potrzebującego. Przywołującego  mnie -  Znowu potarła skronie - Jak moŜesz 
ze  mną  rozmawiać  bez  wypowiadania  słów?  I  co  waŜniejsze,  jak  ja  mogę  do  ciebie  tak 
mówić? 

 - Moja krew krąŜy w twoich Ŝyłach, tak jak twoja w moich. Dzielimy te samo serce i 

duszę. Nasze umysły szukają połączenia, tak jak nasze ciała wołają do siebie nawzajem. 

- Moje ciało wcale do ciebie nie woła - zaprzeczyła, bardziej przestraszona niŜ zła. 

- Mała kłamczucha. 

- Wróćmy do tej krwi w Ŝyłach. Jak dokładnie twoja krew dostała się do moich Ŝył,  a 

moja do twoich? Czy dałeś mi transfuzję albo coś w tym stylu...? - Urwała, kiedy wkroczyły 
obrazy mrocznego, erotycznego snu. Uniosła ochronnie rękę do gardła - Nie piłeś mojej krwi. 
BoŜe, powiedz Ŝe nie piłeś mojej krwi. Nie, najpierw powiedz Ŝe ja nie piłam twojej. 

Czuła,  Ŝe  jej  nogi  mogą  ją  zaraz  zawieść.  Spojrzała  na  podłogę,  gotowa  upaść.  Tylko 

myśl Ŝe stanie się bardziej słaba niŜ była w tej chwili uchroniła ją przed omdleniem. Płynnie 
poruszył się w jej stronę by pomóc, ale Jaxon była tak zaalarmowana Ŝe uniosła do góry broń. 
Musiała  przytrzymać  ją  obiema  rękami  Ŝeby  uspokoić  drŜące  silnie  ręce.  To  był  koszmar, 
szaleństwo. Nie miała na tyle wyobraźni, Ŝeby to wszystko wymyślić. Pistolet był skierowany 
prosto w jego serce. 

- Proszę, odsuń się od drzwi, Lucian. Nie chcę cię zranić. Naprawdę. Chcę tylko się stąd 

wydostać,  Ŝebym  znowu  mogła  oddychać  -  błagała  go,  nie  kontrolując  jak  zwykle  sytuacji. 
Tak  bardzo  chciała  z  nim  być.  Tak  bardzo.  Był  wysoki,  seksowny  i  potwornie  samotny,  tak 
jak  ona.  Rozumiała  to  w  nim.  Chciała  wszystko  naprawić,  pomóc  mu  pozbyć  się  tego 
okropnego głodu. Ale posiadanie takiego męŜczyzny jak Lucian patrzącego na nią nieustannie 
z  gorączką  i  pragnieniem,  potrzebą  i  zaborczością,  było  snem  którego  nie  mogła  nigdy 
zaakceptować.  Lucian  nie  był  naprawdę  męŜczyzną.  Był  czymś  innym.  Czymś,  czego  nie 
chciała identyfikować. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

-  Jaxon,  opuść  broń  zanim  przypadkowo  kogoś  zastrzelić  -  W  jego  głosie  nie  było 

Ŝ

adnego wahania. 

- To nie byłby przypadek, Lucian. Proszę cię jeszcze raz. Odsuń się i pozwól mi odejść. 

-  Moi  ludzie  traktują  ludzkie  spoŜywanie  mięsa  z  takim  samym  obrzydzeniem  jak  ty 

traktujesz branie krwi, aby się poŜywić. 

Zrobiła  niepewny  krok,  usiłując  zamknąć  się  na  jego  słowa  i  znaczenie  tego  co 

wyjawiał.  Skręciła  na  prawo,  mając  nadzieję  Ŝe  opuści  swoją  pozycję.  Lucian  pozostał  tak 
nieruchomy jak góry. 

-  Samo  wyobraŜanie  sobie  tego  co  próbujesz  mi  powiedzieć  sprawia,  Ŝe  jego  mi 

niedobrze. Nie sądzę, Ŝebyśmy do siebie pasowali. 

Była  teraz  powaŜna.  Jeśli  by  się  nie  odsunął,  musiała  znaleźć  sposób Ŝeby  go  ominąć. 

Nie miała zamiaru go zastrzelić. Myśl o zranieniu go była nie do zaniesienia. 

Lucian poruszył się tak szybko, Ŝe stał się zamazaną plamą. Nawet nie plamą. W jednej 

chwili stał w przejściu, a w drugiej trzymał pistolet i otaczał ją ramionami. 

- UwaŜasz to za odrzucające, aniołku, bo nie zaznałaś niczego więcej niŜ zła. 

Tak  bliski  kontakt  z  nim  był  niebezpieczny.  Jego  ciało  było  twarde,  gorące,  i  płonęło 

potrzebą.  Swoją  odpowiedź  poczuła  nawet  w  koniuszkach  palców.  Zdradził  ją  jej  oddech, 
galopujące serce, własne ciało. Czuła palące pod powiekami łzy. 

- Powiedz mi, Ŝe kontrolujesz to jak na ciebie reaguję - wyszeptała unosząc głowę, aby 

spadać jego pozbawioną wyrazu twarz. 

Natychmiast jego szorstkie rysy złagodniały, i zamknął ją w stalowo silnych ramionach 

tak delikatnie, jak tylko umiał. 

-  Wiesz,  Ŝe  tak  nie  jest.  Wymuszałem  twoje  posłuszeństwo  tylko  wtedy  kiedy  cię 

leczyłem, związywałem ze mną i kiedy musiałaś spać. Jesteś drugą połową mojej duszy. Nie 
mogę być z dala od ciebie, Jaxon. Nie wymyśliłem sobie tego - Jego ręka z wielką czułością 
poruszyła się po jej twarzy - Czy sądzisz, Ŝe chcę ci przysparzać takiego cierpienia? Spójrz w 
mój  umysł  i  zobacz  prawdę.  Pragnę  tylko  twojego  szczęścia.  Kochanie,  w  rzeczywistości 
chętnie oddałbym Ŝyciem gdybym  wiedział Ŝe tego chcesz i będziesz beze mnie szczęśliwa, 
ale tak nie jest - Dotknął ustami jej czoła, powiek - Tak nie jest, moje malutkie kochanie. Nie 
jest tak. 

- Nie moŜesz mnie prosić, Ŝebym to zaakceptowała.  

 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

- Nie mam wyboru. W ten sposób Ŝyję, Jaxon. Jestem Karpatianinem. Nie zmienię tego. 

Nie  chciałbym  tego  zmienić  -  Znalazł  ustami  jej  wargi.  Był  delikatny,  jego  usta  ledwie 
musnęły  kącik  jej  ust.  Zaczęła  mocno  drŜeć  -  śyję  dzięki  krwi,  kochanie,  ale  nie  zabijam. 
Poświęciłem Ŝycie aby chronić oba nasze gatunki. 

- Ale, Lucian... - usiłowała protestować. 

- To coś innego i tyle. Coś, czego nie znasz. 

Wtuliła twarz w jego pierś.  

-  Nie  śpisz  w  trumnie,  prawda?  -  to  miał  być  Ŝart,  ale  zabrzmiał  duŜo  powaŜniej  niŜ 

załoŜyła. 

Lucian ostroŜnie wybrał odpowiedź. 

-  Przez  wieki  mojego  istnienia,  kiedy  polowałem  i  niszczyłem  wampiry,  nigdy  nie 

znalazłem  nikogo  kto  by  spać  w  trumnie.  Jeśli  ktokolwiek  by  próbował,  podejrzewam  Ŝe 
pierwszy wpadłby na to nieumarły. 

- To jeden pozytyw - Jaxon zaczynała juŜ się od niego odsuwać. Poruszała się ostroŜnie, 

tak  jakby  zetknięcie  się  z  nim  mogło  zarazić  ją  jakąś  dziwną  chorobą  -  Sądzę,  Ŝe  nigdy  nie 
przywykłabym  do  trumny.  Czy  moŜesz  cofnąć  to,  co  zrobiłeś?  -  Starała  się  Ŝeby  jej  głos 
brzmiał obojętnie. Była bardzo zmęczona i chciała tylko połoŜyć się gdzieś i o niczym i nikim 
nie myśleć - Nie moŜesz, prawda? 

-  Nawet  gdybym  mógł,  to  nie  chciałbym  tego.  Nie  mógłbym  z  ciebie  zrezygnować  - 

opuścił  ręce  -  wiem  Ŝe  to  samolubne,  ale  nie  mogę.  Nie  tylko  ze  względu  na  mnie,  ale  na 
ciebie i na innych. 

Podniosła rękę i uśmiechnęła się blado. 

-  Czuję  się  przeciąŜona,  Lucian.  Nie  mogę  więcej  pojąć.  Zróbmy  coś  normalnego  - 

Jaxon  zagryzła  dolną  wargę,  a  przez  jej  czoło  przemknęła  mała  zmarszczka  -  Nie  wiem  co 
robią normalni ludzie, a ty? 

Otoczył  dłońmi  jej  twarz,  a  kciuki  muskały  jej  satynowo  miękką  skórę  w  drobnej 

pieszczocie. Musiał jej dotknąć. Nie umiał się powstrzymać.  

- Wyglądasz na zmęczoną, Jaxon. Powinnaś odpoczywać. 

-  Myślałam  Ŝe  moŜemy  przejść  się  po  twoich  ziemiach.  Chciałabym  się  rozejrzeć  na 

zewnątrz. 

- Rozglądanie się. Oczywiście Ŝe masz na to ochotę. W końcu to takie normalne. 

Uśmiechnęła się. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

-  MoŜesz  masz  rację.  W  końcu  Ŝadne  z  nas  nie  wie  czym  się  zająć,  kiedy  akurat  nie 

namierzamy Ŝadnego mordercy. 

Jego uśmiech był powolny i seksowny. 

-  Nie  powiedziałem  Ŝe  nie  krąŜą  mi  w  głowie  myśli  o  innych,  bardziej  interesujących 

czynnościach. 

Wstrzymała  oddech.  Tak  łatwo  mógł  ją  podejść.  To  nie  było  naturalne.  Szeptał  w  jej 

umyśle,  dzielił  zmysłowe  obrazy,  i  sprawiał  Ŝe  myślała  o  sprawach  na  które  sama  nigdy  by 
nie wpadła. Jaxon potrząsnęła głową. 

- Jesteś zły, Lucian. I co ja mam z tobą zrobić? 

- Bądź ze mną. śyj ze mną. Naucz się, jak mnie kochać. Zaakceptuj mnie takiego jakim 

jestem  -  szeptał  mrocznie  jedwabistym  głosem,  a  jego  słowa  dotykały  najgłębszych 
zakamarków jej duszy. 

Sięgnęła by wziąć go za rękę, przeplatając swoje mniejsze palce z jego większymi. 

- Sądzę, Ŝe powinieneś być zakazany. Twój głos pozwala ci zdobyć niemal wszystko - 

Nie było sposobu, Ŝeby się mu oprzeć. Nie kiedy mówił jej takie rzeczy tym pięknym głosem 
z uporczywą szczerością w spojrzeniu. 

Obrócił jej dłoń i uniósł ją do ust. Czarne oczy płonęły zaborczością. 

- Czy to dotyczy teŜ ciebie? 

Jaxon uśmiechnęła się. 

- RozwaŜam to. Przespaceruj się ze mną. 

- Chcesz wyjść na zewnątrz? 

Potrząsnęła głową. 

-  Jest  jakiś  powód  dla  którego  nie  chcesz,  Ŝebym  wyszła  na  zewnątrz.  Co  tam  jest? 

Wiem, Ŝe nie trumna. Sądzę, Ŝe juŜ omówiliśmy tą sprawę i to jedno jest jasne. 

- Nie trumna - przyznał. 

- Więc co? - zaŜądała - Wyrzuć to z siebie. 

- Wilki - powiedział z twarzą bez wyrazu. 

Jaxon wyrwała dłoń. 

background image

 

 

tłumaczyła milila87 – 

www.chomikuj.pl/milila87

 

 

- Daj mi z powrotem broń. Wilki? Powinnam wiedzieć. Oczywiście, Ŝe masz wilki. Czy 

nie  wszyscy  je  mają?  -  wykręciła  palce  -  Pistolet,  Lucian.  Podaj  mi  go.  Zdecydowałam  Ŝe 
mimo wszystko cię zastrzelę. Tylko w ten sposób mogę zachować zdrowie psychiczne. 

Z Ŝartobliwej groźbie otoczył dłońmi jej szyję. 

- Nie sądzę, Ŝe kiedykolwiek oddam ci twoją broń. Nasuwa ci ona wrogie zamiary. 

Była bardzo świadoma jego obecności kiedy szli oboje na tyły domu. Czemu jego dom 

musiał być tak idealny? Taki, jakiego zawsze pragnęła? 

Czemu czuła się bezpieczna, skoro powinna czuć się zagroŜona przez takiego potęŜnego 

i niebezpiecznego człowieka jak Lucian? Jakim cudem z takim spokojem zaakceptowała jego 
inność? CóŜ, moŜe nie ze spokojem, ale akceptowała ją. 

Lucian  cieszył  się  sposobem,  w  jaki  pracował  jej  umysł.  Jaxon  była  czasem 

przytłoczona  ilością  informacji  które  jej  przekazywał,  ale  nie  pozwalała  sobie  na  panikę. 
Dawała  sobie  czas  na  przyswojenie  tego  co  mogła,  a  potem  robiła  krótką  przerwę  przed 
kolejnym przypływem informacji. UŜywała humoru aby przejść przez przeraŜające sytuacje. 
Nigdy nie odrzuciła go ot tak sobie. 

Jaxon nie znała  go. Nie  rozumiała kim naprawdę był. Nie miała pojęcia  na temat tego 

co  robił,  aby  przez  wieki  niszczyć  innych.  Jego  świat  był  pusty,  mroczny,  a  takŜe  zimny  i 
pełen cieni i miał zamiaru zrobić wszystko, by do niego nie  wrócić.  Był  myśliwym, nosił w 
sobie  potworną  ciemność,  aa  ona  była  zbyt  pełna  światła  aby  pojąć  Ŝe  kaŜde  zabójstwo 
zabijało część jego duszy. tylko Jaxon mogła sprawić, Ŝe był całością.