Rozdział 1
Kilka godzin wcześniej…
Zacznijmy imprezę, pomyślał Gideon z niespotykaną determinacją, krocząc
odnowionymi korytarzami swojej twierdzy w Budapeszcie.
Demon Kłamstw nucił w jego głowie, w szczerej zgodzie. Obaj lubili Scarlet,
ich rzekomą żonę, ale z innych powodów. Gideonowi podobał się jej wygląd i
pyskate komentarze. Kłamstwom podobały się… nie był pewien. Wiedział tylko,
że bestia mruczała z aprobatą, gdy tylko dziewczyna otwierała te piękne, mogę-
zrobić-wszystko-o-czymkolwiek-marzyłeś usta.
Ta reakcja była zwykle zarezerwowana dla patologicznych kłamstw. Z tym
wyjątkiem, że demon właściwie nie mógł powiedzieć czy ściemniała czy nie. Co
poza całym afektem dla Scarlet, sprawiało, że Kłamstwa były sfrustrowane, czułe
na każde słowo opuszczające usta Gideona. I to sprawiało, że życie wojownika
było piekielnie frustrujące. Już nawet nie mógł nazwać przyjaciół po imieniu.
Była czy nie była cholerną kłamczuchą? I tak, był świadomy ironii. On,
mężczyzna, który nie mógł powiedzieć ani słowa prawdy, skarżył się, że ktoś go
prawdopodobnie karmił wielką porcją gówna. Ale byli czy nie byli? Mieli czy
nie mieli? Musiał wiedzieć, zanim doprowadzi go to do szaleństwa, roztrząsając
wszystko co powiedziała i wszystko, co zrobił czy myślał.
Jego prośba by wyłożyła fakty, czarno na białym i boom, zrobione, została
zignorowana.
W końcu wkraczał do akcji.
Miał nadzieję, że pozór, że uratował ją ze swojego własnego lochu sprawi, że
mu zaufa. Miał nadzieję, że po spowoduje, że otworzy cholerne usta i odpowie
na jego przeklęte pytania.
Upss. Znów wyłaziła z niego frustracja.
- Nie możesz tego zrobić, Gid – powiedział Strider, strażnik demona Klęski,
nagle pojawiając się za nim.
Kurwa. Każdy tylko nie on.
Strider nie mógł odrzucić wyzwania, żadnego wyzwania, bez cierpienia jak
Gideon cierpiał mówiąc prawdę. Włączając Xboxa i to naprawdę pogrywało z
mojo Gideona, gdy chodziło o „Assassin Creed”, bo tak, Gideon wyzwał go,
próbując się rozproszyć i popracować nad sztywnością nowych palców.
Zresztą nieważne. Zawsze, bez pytania, on i Strider strzegli nawzajem swoich
pleców (wyłączając gry wideo). Więc nie powinien być zaskoczony, że
przyjaciel tu był, zdecydowany uratować go przed nim samym. Co nie znaczyło,
że przewróci się na plecy i będzie udawał martwego.
- Jest niebezpieczna – dodał Strider. – To chodzący sztylet w serce, stary.
Tak, była. Nawiedzała sny, przedstawiając śniącemu ich najgorsze lęki i
karmiąc się ich przerażeniem. Do diabła, kilka tygodni temu zrobiła to jemu. Z
pająkami. Zadrżał, natychmiastowo chory do głębi duszy i wyobraził sobie
owłosione, małe skurwiele, pełzające po jego ciele.
Mięczak. Daj spokój. Stawiał czoła niezliczonym roztańczonym ostrzom bez
mrugnięcia – jak i potworom, które się nimi posługiwały. Co to jest kilka
pająków? Znów zadrżał. Obrzydliwe, ot co. Doskonale wiedział, co myślały, gdy
ich paciorkowate oczka lądowały na nim: smaczny.
Ale czemu Scarlet nie nawiedzała snów innych? Zastanawiał się nad tym,
niemal tak samo jak zastanawiał się nad ich „małżeństwem”. Inni wojownicy, ich
kobiety, zostawiła w spokoju. Poza tym, że groziła, że zabije każde z nich. Coś,
co naprawdę mogła zrobić.
- Cholera. Przestań mnie ignorować – warknął Strider, wybijając dziurę w
ścianie ze srebrnego kamienia sekundę po tym jak minęli zamknięte drzwi. –
Wiesz, że mój demon tego nie lubi.
Kurz odłamki gruzu wypełniły powietrze, głośne uderzenie odbijało się
echem. Super. Niedługo inni wojownicy przybiegną sprawdzić, co się stało. Albo
i nie. Tak pełni temperamentu jak byli mieszkańcy tego domu (ekhem, za dużo
testosteronu, ekhem), przywykli do niespodziewanych odgłosów przemocy.
- Słuchaj. Nie przepraszam – Gideon rzucił spojrzenie przyjacielowi,
przyglądając się blond włosom, niebieskim oczom i zwodniczo niewinnym
rysom, które dziwnie pasowały ogromnemu mężczyźnie. Więcej niż jedna
kobieta nazywały go „pięknym wszech-Amerykaninem”, cokolwiek to znaczyło.
Te same kobiety zwykle unikały patrzenia na Gideona, jakby nawet przesunięcie
wzrokiem po jego tatuażach i kolczykach zacieniało ich dusze. Z tego, co
wiedział, miały racje. – Ale masz rację. Nie mogę tego zrobić.
Co znaczyło, ze Strider się myli i, tak, Gideon cholernie dobrze może to
zrobić. Więc wypchaj się!
Każdy, kto mieszkał w fortecy – a cholera, było tu wielu ludzi, a ich liczba
zdawała się rosnąć na dniach, gdy jego przyjaciele wiązali się ze swoimi
„jednymi i jedynymi” (ech) – był obeznany z Mową Gideona i wiedział, żeby
wierzyć w przeciwność tego, co mówił.
- Dobra – odparł przyjaciel z napięciem. – Możesz. Ale tego nie zrobisz. Bo
wiesz, że jeśli wyprowadzisz kobietę z tego domu, posiwieję ze zmartwienia. A
lubisz moje włosy takie, jakie są.
- Straidy, stary. Uderzasz do mnie? Chcesz, żebym przesunął palcami przez te
parszywe loki?
- Pojeb – wymamrotał Strider, ale jego gniew się rozpłynął.
Gideon zachichotał.
- Ciasteczko.
Usta strażnika Klęski wygięły się w szerokim uśmiechu.
- Wiesz, że nienawidzę, jak wygadujesz takie bzdury.
Facet to kochał. Bez wątpliwości.
Skręcili za róg, mijając jeden z wielu pokoi fortecy. Ten był pusty. Było
wcześnie rano, większość wojowników była ciągle w łóżku ze swoimi kobietami.
Jeśli nie zbroili się właśnie w tej chwili.
Z nawyku, zmierzył pomieszczenie. W tym pokoju na ścianach wisiały
portrety nagich mężczyzn, dzięki uprzejmości bogini Anarchii, której spaczone
poczucie humoru rywalizowało z tym, które posiadał Gideon. Były krzesła obite
czerwoną skórą (Reyes, strażnik Bólu, czasami ciął się, żeby uciszyć swojego
demona, więc czerwień była użyteczna), lśniące regały (Parys, strażnik
Rozpusty, uwielbiał romanse) i dziwne srebrne lampy. Które otaczały krzesła,
nie miał pojęcia, dla kogo. Świeże kwiaty kwitły w wazonach, słodkim
zapachem wypełniając powietrze. Znów, nie miał pojęcia dla kogo. Dobra.
Poprosił o nie. To gówno pachniało dobrze.
Gideon odetchnął głęboko świeżym, pysznym powietrzem. Z tym, że
przerwał z poczuciem winy. Niestety, to ostatnio zdarzało się często. Gdy on się
tym rozkoszuje, jego być-może-żona gnije w lochu poniżej. Przedtem, spędziła
tysiące lat w Tartarze, co czyniło go podwójnie okrutnym, gdy ją tam trzymał.
Naprawdę, co za facet robi coś takiego? Dupek, oto kto, a on był na pewno
królem dupków. W końcu, miał zamiar zwrócić Scarlet do lochu, gdy odpowie
na jego pytania. Taj jakby, na zawsze. Nawet, jeśli była – albo raczej, kiedyś była
– jego żoną.
Tak. Był złym, złym człowiekiem.
Była po prostu zbyt niebezpieczna by puścić ja wolno, jej zdolność
nawiedzania snów zbyt destruktywna. Bo gdy umarłeś w jednym z koszmarów
Scarlet, umierałeś naprawdę. To było to. Koniec. I jęli kiedykolwiek
zdecydowałaby się wspomóc Łowców, Lordowie nigdy już nie mogliby spać. A
potrzebowali snu, żeby nie stać się warczącymi bestiami.
Przykład: Gideon. Nie spał od tygodni.
Zwolnij
, poinstruował nagle jego demon.
Idziesz zbyt szybko
.
Zwykle Kłamstwa były tylko obecnością na dnie jego umysłu. Tam, ale cicho.
Mówił tylko, kiedy jego potrzeby były wielkie. Ale nawet wtedy, musiał
wypowiadać przeciwność tego, czego chciał. A teraz chciał, żeby Gideon się
pośpieszył.
Daj mi skrzydła i będzie zrobione
, odparł Gideon sucho, ale niech go cholera,
jeśli nie przyśpieszył kroku. Mógł i myślał, co miał na myśli. Zawsze. Nigdy nie
okłamywał samego siebie ani demona w tych prywatnych chwilach. Może
dlatego, że o te chwile musiał walczyć dziko i bez litości.
Po opętaniu, zatracił się w ciemności i chaosie, niewolnik swojego duchowego
towarzysza i jego pragnień. Torturował ludzi, tylko po to by usłyszeć ich krzyki.
Wypalał domy do fundamentów, jak również rodziny wewnątrz. Zabijał masami
i śmiał się, gdy to robił.
Zajęło kilka setek lat, ale w końcu wywalczył swoją drogę ku światłu. Teraz
miał kontrolę i nawet udało mu się oswoić bestię. W większej części.
Strider wydał westchnienie, przyciągając jego uwagę.
- Gideon, stary, posłuchaj mnie. Mówiłem to raz, ale powtórzę. Nie możesz
zabrać kobiety poza te mury. Ucieknie ci, wiesz, że to zrobi. Łowcy są w mieście,
to też wiemy i mogą ją złapać. Zrekrutować. Użyć jej. Albo, jeśli im odmówi,
zranić ją tak jak zranili ciebie.
O pierwsze, mówił jakby Gideon nie mógł zatrzymać przebiegłej kusicielki
przez kilka dni. A mógł. Wiedział, jak skopać dupę. Po drugie, mówił jakby
Gideon nie mógł jej znaleźć, gdyby rzeczywiście uciekła. I po trzecie,
najprawdopodobniej miał rację, ale to nie złagodziło gniewu Gideona. Może i nie
był tak gładki jak Strider, ale miał pewne zdolności, jeśli chodzi o kobiety, niech
to cholera.
Co więcej, Scarlet sama była wojowniczką. Nieśmiertelną. Mogła otoczyć się
ciemnością. Ciemnością tak gęstą, że ani ludzkie światło, ani oczy
nieśmiertelnego nie mogły jej przeniknąć. Zgubienie jej nie będzie tak hańbiące
jak zgubienie, powiedzmy, niewytrenowanego człowieka.
Nie żeby Mia ją zgubić, znów sobie powiedział i nie żeby miała od niego
uciec. Uwiedzie ją. Sprawi, że będzie zdesperowana, żeby z nim zostać. Co nie
powinno być zbyt trudne. Lubiła go wystarczająco, żeby za niego wyjść, prawda?
Może. Niech to cholera!
- Wiem, co myślisz – dodał Strider z kolejnym westchnieniem. – Jeśli ci
ucieknie, to co. Znajdziesz ją.
- Źle – Myślał o tym, tak, ale szybko odrzucił tę ideę. Wiec nie. Co ty?
Dziewczyna?
- Cóż, co jej się stanie, gdy będziesz jej szukał? W ciągu dnia potrzebuje
ochrony, a jeśli z nią nie będziesz, kto ją będzie chronił?
Kurwa. Dobre pytanie. Scarlet nie mogła funkcjonować w czasie dnia. Przez
demona, spała zbyt głęboko. Tak głęboko, że nikt i nic nie mogło jej obudzić do
zachodu słońca, co odkrył niemal serwując jej tętniaka w mózgu, gdy próbował
obudzić ja potrząsaniem jej i mu się nie udało.
Był wtedy zaszokowany, kilka godzin później, gdy jej oczy otworzyły się i
usiadła, jakby właśnie wstała po dziesięciominutowej drzemce.
Co sprawiało, ze powstawały kolejne pytania. Dlaczego jej demon spał w ciągu
dnia, gdy ludzie dookoła byli przytomni? Czy to nie sprzeciwiało się celowi
tworzenia koszmarów? I co się działo, gdy podróżowała i zmieniała się strefa
czasowa?
- Mieliśmy szczęście znajdując ją – kontynuował Strider. – Gdybyśmy nie
mieli anielicy Aerona po swojej stronie, zginęlibyśmy próbując ją zabezpieczyć.
Uwalnianie jej, bez względu na powody, jest głupie i niebezpieczne…
- Nie mówiłeś tego wcześniej – W kółko. – Poza tym, Olive już nie jest w
naszej drużynie – Co znaczy, że jest. – Nie może pomóc nam ponownie, jeśli
zajdzie taka potrzeba – Znaczy, że może. – Teraz, nienawidzę cię, stary, ale
proszę, gadaj dalej – Kocham cię, ale zamknij się, do kurwy nędzy! Poważnie.
Strider warknął w odnowionej frustracji, gdy schodzili w dół schodów
prowadzących do lochów. Powietrze stało się stęchłe, zmieszane z potem, uryną
i krwią. Dzięki bogom, żadne nie należało do Scarlet. Jego poczucie winy by tego
nie zniosło. Na szczęście – albo i nie, zależy kogo spytać – nie była jedyną
zamkniętą. Mili kilku Łowców czekających na odpłatę, vel przesłuchanie, vel
tortury.
- Co jeśli cię okłamała? – zapytał jego przyjaciel. Facet nie wiedział, kiedy
odpuścić i tak, Gideon wiedział, że Strider nie może odpuścić. Tylko dlatego
jeszcze go nie znokautował. – Co jeśli tak naprawdę nie jest twoją żoną?
- Zapomniałem ci powiedzieć – parsknął strażnik Kłamstw. – Wyczuwanie
prawd i kłamstw jest dla mnie trudne – Poza nią, ale nie czuł potrzeby tego
przypominać.
- Taa, ale powiedziałeś też, że jeśli o nią chodzi, to nie wiesz.
Jeden z nich miał doskonałą pamięć. Świetnie.
- Nie ma szans, żeby była moją żoną – Szanse były niewielkie, taa, ale były. –
Nie muszę tego zrobić.
Kiedy Scarlet odwiedziła jego sny i zażądała, by odwiedził ją w lochu, nie
mógł zrobić inaczej, napełniony potrzebą ujrzenia jej, jakaś jego część ją
rozpoznawała na poziomie, którego ciągle nie rozumiał. Gdy zasugerowała, ze
całowali się, uprawiali seks, wzięli ślub, jakaś jego część nuciła w zgodzie.
Nawet, jeśli jej, kurwa, nie pamiętał.
Po raz tysięczny zastanawiał się, dlaczego jej nie pamiętał.
Bawił się kilkoma teoriami. Pierwsza: bogowie wymazali mu pamięć. Ale
powstawało pytanie, dlaczego. Dlaczego mieli nie chcieć, żeby pamiętał własną
żonę? Czemu nie wymazali też pamięci Scarlet?
Druga teoria: sam stłumił wspomnienie. Ale znów, dlaczego miałby to zrobić?
Jak? Było milion innych rzeczy, których też nie chciałby pamiętać.
Trzecia: jego demon jakoś wymazał wspomnienie, gdy zostali sparowani. Ale
jeśli to prawda, dlaczego pamiętał życie w niebiosach, kiedy służył Zeusowi,
broniąc poprzedniego króla bogów każdego dnia?
Razem z Striderem zatrzymał się przy pierwszej celi, gdy Scarlet tkwiła od
kilku tygodni. Spała na swoim posłaniu, jak wiedział, że będzie. I jak za każdym
razem, gdy ją widział, wciągnął powietrze. Piękna. Ale…
Moja? Czy chciał, żeby była?
Nie, oczywiście, że nie. To cholernie by wszystko skomplikowało. Nie, żeby
pozwolił, żeby to miało znaczenie. Nie mógł. Na pierwszym miejscu byli jego
przyjaciele. Tak było i zawsze będzie.
Przynajmniej była czysta. Upewnił się, że będzie miała wystarczająco dużo
wody do picia i kąpieli. I była dobrze karmiona. Zadbał, żeby jedzenie było
dostarczane trzy razy na noc. Zrobi to samo, gdy ją tu zwróci. To musi
wystarczyć.
Nie śpiesz się
, krzyknął Kłamstwa, praktycznie skacząc z jednej części jego
umysłu na drugą.
Nie śpiesz się!
Wypchaj się, kolego. Poradzę sobie.
Ale nie mógł się zmusić, żeby się ruszyć.
Wydawało się, że od zawsze czekał na tę chwilę i chciał się nią rozkoszować.
Rozkoszować? Naprawdę stawał się kobietą.
Odwróć spojrzenie, zanim przyprawisz się o erekcję, powiedział sobie. W
porządku, to było bardziej męskie. Celowo odwrócił spojrzenie. Ściany wokół
niej były z grubego, nieprzejrzystego kamienia. Dzięki temu, nie mogła widzieć
Łowców zamkniętych za nią. Właściwie, Gideon nie dbał o to. Nie chciał, żeby
Łowcy ją widzieli.
Taa. Chciał jej. Przynajmniej na razie.
Mówiąc o Łowcach, zobaczyli wojowników przez kraty i ukryli się w
cieniach, ich mamrotanie ucichło. Mogli też przestać oddychać, tak wystraszeni
zostaniem wyciągniętym. Dobrze. Podobało mu się, że wróg się go bał.
Mieli do tego powody.
Ci mężczyźni uwięzili i gwałcili niewinne, nieśmiertelne kobiety, chcąc
stworzyć pół-krwi dzieci, które mogliby wychować do nienawiści i walki z
Gideonem i jego przyjaciółmi. Dzieci, które mogłyby by pomóc Łowcom znaleźć
puszkę Pandory przed Lordami, chcąc odseparować demony od ich nosicieli.
Czyn, którego wojownicy nie mogliby przetrwać, mężczyźni nierozerwalnie
związani z bestiami.
To też była część ich kary za otwarcie tego głupiego pudełka.
Gideon wyciągnął klucz do celi Scarlet, jego nowe palce były sztywne i
drżące. Wyciągnął rękę.
- Czekaj – Strider położył ciężką dłoń na jego ramieniu, próbując zatrzymać
go w miejscu. Mógł ją strząsnąć, ale pozwolił przyjacielowi na tę iluzję
wygrywania tej małej bitwy na siłę woli. – Możesz mówić z nią tutaj. Zdobyć
swoje odpowiedzi tutaj.
Ale mieliby widownię, co znaczyło, że nie mogłaby się zrelaksować. Jeśli nie
mogłaby się zrelaksować, nie mogła pozwolić mu się dotknąć. Może i był
zdegenerowany, ale chciał jej dotknąć. Poza tym, jak miałby ją uwieść dla
informacji? Mówiąc jej, jaka była brzydka? Czego nie chciał jej zrobić?
- Nie wyluzuj, stary. Jak nie mówiłem ci niezliczone razy, nie planuję
przynieść jej z powrotem, gdy dowiem się tego, czego nie chcę wiedzieć. Okej?
- Jeśli będziesz mógł ją przynieść. Omawialiśmy ten mały problem. Pamiętasz?
Jakoś trudno zapomnieć. Niestety.
- Nie będę ostrożny. Nie masz mojego słowa. Ale nie potrzebuję tego. To nie
jest dla mnie ważne.
Dłoń została na miejscu.
- To nie czas, żebyś nas opuszczał. Mamy trzy artefakty i galena,
wkurwionego jak cholera. Będzie chciał zemsty, za ten, który mu zabraliśmy.
Galen był przywódcą Łowców, jak też opętanym przez demona wojownikiem.
Tyle, że wyglądał anielsko i był sparowany z demonem Nadziei, więc wszyscy
jego ludzie myśleli, że był aniołem. Przez niego, winili Lordów za wszelkie zło
tego świata. Przez niego, oczekiwali przyszłości bez zła i walczyli, żeby to
osiągnąć.
Nowa kobieta Aerona, Olivia, która naprawdę była aniołem, ukradła
skurwielowi trzeci artefakt. Płaszcz Niewidzialności. Były cztery artefakty
wskazujące drogę do puszki Pandory: Wszystkowidzące Oko (jest), Klatka
Przymusu (jest), Płaszcz Niewidzialności (jest) i Paring Rod (będzie niedługo) –
Galen był zdesperowany by odzyskać Płaszcz, jak i też zagarnąć pozostałe.
Co znaczy, że ich wojna się rozgrzewa.
Chociaż to nie ma znaczenia. Nic nie odwiedzie Gideona od jego planów.
Głównie dlatego, że część niego czuła, że wiele od tego zależało.
- Gid, stary.
Rzucił przyjacielowi zmrużone spojrzenie, cofając wargi w warkocie.
- Prosisz się, żeby cię pocałować – Pobić w cholerę.
Chwila minęła w ciężkiej ciszy.
- Dobra – w końcu wymamrotał Strider, cofając rękę. – Bierz ją.
Jezu.
- Nie planowałem tego, ale wielkie dzięki z poparcie – Ale czemu Strider nie
przewrócił się na ziemię, wyłączony z gry? Właśnie odrzucił wyzwanie, prawda?
- Kiedy wrócisz?
Gideon wzruszył ramionami.
- Nie myślałem o… tygodniu? – Na pewno siedem dni starczy żeby zmiękczyć
Scarlet i dowiedzieć się o ich przeszłości. Teraz, wydawał się go nienawidzić. Nie
wiedział dlaczego, ale będzie wiedział. To była przysięga. Najwyraźniej
preferowała niebezpiecznych mężczyzn. Z jakiego innego powodu (być może)
by go poślubiła? Więc się wpasowywał.
- Trzy dni – powiedział strażnik Klęski.
Ach. Czas negocjacji. Dlatego Strider nie upadł przez swojego demona. Nie
został pokonany, tylko próbował innej strategii. Gideon mógł kopać. Czuł się tak
winny przez opuszczenie chłopaków, jak przez zostawienie Scarlet w celi.
Potrzebowali go i jeśli zostaną ranni, gdy go nie będzie, to doprowadzi go do
załamania.
- Nie myślę o pięciu dniach – poszedł na kompromis.
- Czterech.
- Nie stoi.
Uśmiechając się, Strider skinął głową.
- Dobrze.
Więc miał cztery dni na zmiękczenie Scarlet. Wygrywał w trudniejszych
bitwach w mniejszym czasie, pomyślał. Zabawne, że teraz nie mógł sobie żadnej
przypomnieć.
Cholera, może już cierpiał na selektywną amnezję. Może i walki i Scarlet – z
którą też pewnie dużo walczył, bo była uparta, arogancka i pyskata jak diabli –
były największymi przykładami tych utrat pamięci.
Chociaż chciałby pamiętać seks. Wstrząsający umysłem. Po prostu to
wiedział.
- Poinformuję innych – powiedział Strider. – Ale w międzyczasie, zawiozę
was tam, gdzie chcesz ją zabrać.
- Jasne – Gideon w końcu wsunął klucz do zamka i otworzył celę Scarlet,
drzwi zakołysały się na zawiasach. – Nie zawiozę jej sam. Chcę, żeby wszyscy
wiedzieli gdzie jedziemy.
Przyjaciel znów warknął, teraz frustracja mieszała się z gniewem.
- Uparty osioł. Muszę wiedzieć, że tam gdzie jedziecie jest bezpiecznie, albo
nie będę się mógł skoncentrować, żeby kogoś zabić. A wiesz, ze jestem na ścisłej
diecie przynajmniej-jeden-łowca-dziennie.
- To dlatego nie dostaniesz ode mnie telefonu – Gideon zbliżył się do ciągle
śpiącego kształtu Scarlet. Już nie otaczała się nieprzenikalną ciemnością, gdy
spała. Jakby chciała, żeby mógł ją zawsze zobaczyć. Jakby ufała, ze jej nie
skrzywdzi.
Przynajmniej tak sobie wmawiał.
- Bogowie. Nie mogę uwierzyć, że mnie na to namówiłeś. Czy mówiłem ci
już, że jesteś pojebem?
- Nie – Delikatnie uniósł dziewczynę w ramionach.
Wzdychając, potarła policzkiem o jego pierś. Serce uderzało teraz o żebra
niczym młot kowalski. Musiała lubić ten nierówny rytm, bo przytuliła się
mocniej. Miło.
Miała od 5,9 do 6,3 stopy wzrostu, szczupła, ale umięśniona. Nie chciała ubrać
ubrań, które jej zaoferował, więc nosiła t-shirt i dżinsy, w których znalazł ją
Aeron.
Gideon znów odetchnął głęboko, ale teraz nie było poczucia winy. Pachniała
mydłem o kwiatowym zapachu i to go pochłaniało. Czy pachniała tak lata temu,
gdy (być może) brali ślub? Kwiatami, jak teraz? A może, czym innym? Czymś
bardziej egzotycznym? Czymś tak mrocznym i zmysłowym, jak ona sama?
Czymś, czym by się rozkoszował liżąc ją od stóp do głów?
Wyjmij głowę z rynsztoka. To nie czas na takie myśli.
Obrócił się z nią, ciasno przytuloną do piersi, skarb, którego będzie bronił
poza murami fortecy. Nawet przed przyjaciółmi. Wiedział, że przeczy sam sobie,
myśląc o niej w taki romantyczny i zaciekły sposób, gdy jego intencje nie były
ani czyste, ani honorowe, ale nie mógł nic na to poradzić. Głupia żądza.
Spojrzenie Stridera było ostrożne, ale akceptujące, cicho mówiące, że żadne
obronne ruchy nie będą potrzebne.
- Idź. I bądź ostrożny.
Bogowie, kochał swoich przyjaciół. Wspierali go, bez względu na wszystko.
Zawsze.
- Przy okazji. Wyglądasz jak kot, który właśnie znalazł miskę śmietanki –
dodał Strider z potrząśnięciem głowy. – To nie jest pocieszające. Nie masz
pojęcia, w co się pakujesz, co?
Może nie. Ponieważ nie patrzył w przyszłość od dawna i pewnie powinien
być ostrożny. Chociaż odrzucić idiotyzmy…
- Nie pokazuję ci palca w umyśle. Wiesz to?
- Taa, wiem. To palec wskazujący i mówisz mi, że jestem numerem jeden.
Roześmiał się. Coś w tym stylu.
- Cztery dni – przypomniał mu przyjaciel. – Albo cię znajdę.
Gideon posłał mu pocałunek.
Strider przewrócił oczyma.
- Jak chcesz. Ale słuchaj. Będę się modlił, żebyś wrócił do nas żywy. I z
dziewczyną. I żeby ona też była żywa. Och i żebyś był usatysfakcjonowany tym,
czego się dowiesz. I żeby usatysfakcjonowała też cię na inne sposoby, żebyś
zapomniał o niej, jak o każdej innej kobiecie w swoim życiu.
Okej. To sporo modlitw.
- Dzięki. Bardzo. Naprawdę mam to na myśli. Więc, kiedy nie stałeś się
księdzem? I kiedy bogowie zdecydowali, że chcą nam odpowiadać? – Strider
nigdy wcześniej nie marnował czasu na modlitwy, a bogowie uwielbiali
ignorować ich prośby.
Nie, nieprawda, poprawił się. Kronos, nowo koronowany król Tytanów, teraz
lubił odwiedzać ich fortecę bez zaproszenia i wydawać całą masę gównianych
żądań, które Gideon i inni byli zmuszeniu wykonywać.
Jak zabijanie niewinnych ludzi. Jak wybieranie czy ocalić swoją kobietę czy
przyjaciół. Jak błaganie, o odpowiedź, gdzie została posłana dusza twojego
przyjaciela, gdy jego głowa została odcięta od ciała. Taa, tak się stało. Aeron
stracił głowę przez anielskiego wojownika i na żądanie Kronosa, Gideon błagał
(na swój sposób) o informację, gdzie znalazła się dusza mężczyzny, a łzy
strumieniami spływały mojego twarzy. Właściwie, wszyscy błagali i szlochali jak
dzieci.
Ale Kronos odmówił odpowiedzi. Ponieważ potrzebowali lekcji pokory,
powiedział skurwiel.
Wtedy, oczywiście, Aeron sam wrócił. Albo raczej, przy pomocy swojej
słodkiej Olivii. Został zwrócony do swojego ciała, bez demona i znów żył w
fortecy. Ale Gideon nie wybaczył Kronosowi zignorowania, więc modlitwy nie
były czymś, na co marnowałby czas.
- Ksiądz – Strider pochylił głowę w zamyśleniu. Oczywiście, zignorował
pytania Gideona. Jemu łatwo wybaczał. – Podoba mi się to. To znaczy, to niemal
prawda. Wiele kobiet posłałem przez bramy niebios.
Czyż nie wszyscy to robili?
I ze Scarlet nie będzie inaczej, zapewnił samego siebie.
Uśmiechając się teraz, Gideon wyniósł swoją kobietę.