G Showalter Mroczne Pragnienie Rozdział 2

background image

Rozdział 2

Kane walczył z falą bólu, upokorzenia i porażki. Został stworzony jako w pełni dojrzały mężczyzna,

wojownik do szpiku kości. Poprzez wieki, walczył w niezliczonych wojnach. Uśmiercał wroga za wrogiem,
odchodził z wieloma krwawymi ranami - ale odchodził z uśmiechem. A jednak, był tutaj, na podłodze w
brudnym motelu, zbyt słaby by się ruszyć, na łasce pięknej, kruchej kobiety, która widziała go w jego
najgorszym momencie - skutego, zbezczeszczonego i rozdartego po kolejnej rundzie tortur.

Chciał usunąć te obrazy z jej umysłu, nawet gdyby musiał się tam wedrzeć i wyciąć je ostrzem.

Potem, mógłby je także wyciąć z własnej głowy. Łowcy oskarżali go o każdą katastrofę, która ich

dotknęła. Ich bomby. Podróż do piekła. Horda demonów atakująca i zabijająca Łowców, sekretnie
wykradająca Kane'a. Dzień za dniem pełen udręki.

Kajdany, ociekanie krwią. Usatysfakcjonowane spojrzenia, zakrwawione zęby. Dłonie wszędzie.

Szukające usta. Liżące języki.

Muzyka grająca cicho w tle - jego własne jęki. Jęki rozkoszy - nie jego. Ciało przeciwko ciału.

Draśnięcia paznokci, grzebiące głęboko. Szczeknięcia śmiechu.

Okropny zapach wypełniał jego nozdrza. Siarka. Podniecenie. Brud. Miedź. Pot. Smród strachu.

Jedna brutalna emocja za drugą bombardowały go.

Obrzydzenie, gniew, poczucie gwałtu. Żal, upokorzenie, smutek. Bezsilność. Panika. Więcej

obrzydzenia.

Jęczał, tragiczny odgłos. Zdesperowany by uniknąć załamania zbudował mur wokół swojego

krzyczącego umysłu, blokując najgorsze emocje. Nie mógł poradzić sobie z nimi teraz. Po prostu... nie mógł.
W końcu był wolny. Nie powinien o tym zapominać. Ratunek nadszedł.

Nie, nie ratunek. Nie od razu. Wojownicy porwali go tylko po to by związać go dla ich własnego

specjalnego rodzaju tortur.

Wtedy, pojawiła się dziewczyna, wymagając na nim by pomógł jej w nikczemnym zadaniu.

"Co mu zrobiłaś?" męski głos zaryczał. "Dlaczego Wróżkowi żołnierze zakradali się do tego pokoju?"

"Czekaj. Nie jesteś z Wróżkami?"zażądała.

"Kim jesteś, kobieto?"

Kane rozpoznał mówiącego. Sabin, jego przywódca i nosiciel demona Zwątpienia. Sabin był

mężczyzną, który nie zawahałby się skręcić kark kobiecie jeżeli uważał, że mogłaby zranić jednego z jego
żołnierzy.

"Ja?" zapytała dziewczyna. "Jestem nikim i nic nie zrobiłam. Poważnie."

"Kłamstwa tylko pogorszą sprawę."

background image

Następny rozpoznany głos. Strider, nosicie demona Porażki. I tak jak Sabin, nie zawahałby się

skrzywdzić kobietę w obronie przyjaciela.

Kane powinien być zadowolony z ich obecności. Byli jego braćmi, rodziną której potrzebował,

ochroniliby go, zapewnili bezpieczeństwo i zrobiliby wszystko by upewnić się, że wyzdrowieje. Ale był
pokryty strupami, posiniaczony i emocjonalnie nagi a teraz także oni są świadkami jego wstydu.

"Oh, cholera. Dlaczego nie stanąłeś wcześniej w świetle? Wiem kim jesteście," powiedziała

dziewczyna. "Jesteście... Jesteście... wami."

"A także twoim fatum" warknął Sabin.

Wojownik myślał, że czarnowłosa dziewczyna jest odpowiedzialna za kondycję Kane'a. Błąd.

Próbował usiąść ale mięśnie jego brzucha były bezużyteczne, jeszcze nie zrosły się razem.

"Proszę, nie odbieraj tego w zły sposób," powiedział, "ale to najbardziej lamerska rzecz jaką ktoś

kiedykolwiek mi powiedział. Kane mówił mi tutaj kilka dobrych rzeczy. Jesteś wspaniałym wojownikiem
znanym we wszystkich krainach ze swojej siły i przebiegłości. Wiem, że możesz wymyślić lepszą groźbę niż
ta."

Więcej niż raz, głupie słowa, które wypowiedziały jej słodkie usta sprawiły, że chciał się uśmiechnąć,

mimo trawiącego go bólu. Teraz był właśnie ten czas.

"Czy mam wziąć to na serio?" warknął Sabin. "Pilnuj drzwi," powiedział do Stridera. "Zamierzam

rozwalić ją na kawałki."

"Nie może być, szefie. Zgłaszam prawo pierwszeństwa."

"Czy to znaczy, że walczymy na śmierć i życie?" zapytała od niechcenia.

"Tak," odpowiedzieli jednocześnie.

"Oh, wspaniale. Niech będzie. Możemy zacząć?"

Kane zesztywniał.

"Mówi poważnie?" Sabin.

"Nie ma mowy." Strider.

"Jestem poważna," powiedziała. "Naprawdę."

Wielka gadka jak na tak małą dziewczynę.

Dziewczynę, które dezorientowała go w każdy możliwy sposób.

Zajmowała się nim delikatnie, czule a wciąż cierpiał bardziej niż tylko od ran. I nie było to dobre

cierpienie, które dawało mu znać, że żyje, ale ostre rwanie powodujące fale w jego żyłach, osiągające
poziom komórkowy, jak zaraza, rak, zjadające go, wymagające by odszedł od niej najszybciej jak to tylko
możliwe. A jednak, w środku, wciąż głębiej, pierwotny instynkt, pragnienie by ją złapać, zatrzymać i nigdy
nie wypuścić, pochłaniał go.

Była piękna, zabawna i słodka, a on słyszał jedno słowo za każdym razem gdy na nią patrzył. Moja.

background image

Moja. Moja. MOJA.

To był stały strumień dźwięku, niezaprzeczalny - niepowstrzymany. Był także niewłaściwy. Jego

"moja" nie powinna przynosić mu bólu. I nie chciał "mojej". Za każdym razem, gdy próbował zaangażować
się w związek, zło w nim szybko go niszczyło - i kobietę również. Teraz, po tym wszystkim, co mu się
przytrafiło...

Wzrost wstrętu, skwierczący i piekący, zacisnął jego ręce na niebezpiecznej broni. Nie, nie chciał

"mojej".

"Jesteś spragniona śmierci?" zapytał Strider, zataczając krąg dookoła niej.

"Zwlekasz?" powiedziała. "Nie myśl, że możesz mnie złapać."

Wojownik wstrzymał oddech.

Dziewczyna postawiła wyzwanie - specjalnie czy nie? - a demon wojownika zaakceptował je. Strider

zrobi wszystko by wygrać a Kane nie mógł go za to winić. Za każdym razem gdy przegrywał, cierpiał agonalny
ból przez dni.

Demon zawsze łączy się z klątwą.

Trzeba go zatrzymać. Nieważne czy dziewczyna należała do Kane'a czy nie, nie mogła zostać

zraniona. Widząc choć jedno zadrapanie na jej pocałowanej przez słońce skórze mogłoby wyprowadzić go z
równowagi, wiedział to, już mógł wyczuć wzrost ciemności, jego kontrola stała na krawędzi przemocy.

Gdy próbował ponownie usiąść, rozbrzmiały odgłosy kroków wprawiając podłogę w drżenie. Niskie

pomruki wybuchły. Szelest ubrań szeptał. Ciało spotykało ciało. Kość spotykała kość. Metal ścierał się z
metalem. Mężczyźni mogli ją zniszczyć.

"To wszystko na co cię stać?" dziewczyna zadrwiła - drwina przerywana ciężkim oddechem. "Dalej,

koledzy. Zróbmy to godnym zapamiętania, godnym książek historii!"

"Nie," Kane starał się krzyknąć, ale nawet jego własne uszy nie wychwyciły tego dźwięku.

Strider przeskoczył nad nim. Kolejne echo spotykanych ostrzy.

"Jak to może być godne zapamiętania?" zaryczał Sabin. "Jedyne co robisz to unik, gdy atakujemy."

"Wybacz. Nie zamierzałam, ale mój instynkt wciąż karze mi to robić," powiedziała.

Dla wszystkich, poza Kanem, ta rozmowa mogła brzmieć dziwnie.

Walka trwała, dwoje facetów goniło dziewczynę dookoła małego pokoju, po szafach, po ścianach,

cieli głodnymi ostrzami i chybiali, gdy odskakiwała im z drogi.

Pragnienie przemocy potęgowało się ze śmiertelną mocą.

"Nie rańcie jej," zawarczał. "Albo ja was zranię." Zrobiłby wszystko by ją obronić.

Nawet w tym żałosnym stanie?

Zignorował upokarzające pytanie.

background image

Pytanie. Tak. Miał więcej pytań do dziewczyny niż dotąd zdołał zadać - i tym razem ona odpowie mu

w satysfakcjonujący sposób albo on... Nie był pewien, co mógłby zrobić. Stracił poczucie łaski i współczucia
w tamtej jaskini.

Groźba zatrzymała Sabina. Wojownik opuścił broń.

Strider odmówił poddania się, i w końcu udało mu się złapać dziewczynę za włosy. Zaskomlała gdy ją

szarpnął, przyciskając do swojego twardego ciała.

Kane'owi udało się stanąć na nogi by rozdzielić tych dwoje. Moja. Podszedł bliżej zahaczając o but,

dzięki ci demonie, i zwalił się w dół. Ból pochłonął go.

Zanim dziewczyna miała możliwość wezwać pomoc, oczywiście Striderowi to pasowało, złączył jej

kostki razem i popchnął do przodu na podłogę. Wylądował razem z nią, przyszpilając jej ramiona do ziemi
kolanami. Siłowała się, ale nie mogła się uwolnić.

"Powiedziałem... nie krzywdź jej," Kane krzyknął z mocą, która mu pozostała.

"Hej. Ledwo co ja dotknąłem. I wygrałem," ogłosił wojownik, wielki zadowolony uśmiech podniósł

kąciki jego ust.

Sabin podszedł do Kane'a, ukucnął koło niego i pomógł mu przewrócić się na plecy. Wojownik

wsunął delikatnie ręce pod jego głowę i ramiona. Kane wzdrygnął się od tego dotyku, jego umysł ryczał w
proteście, którego jego usta odmówiły dostarczyć, ale wciąż jego przyjaciel trzymał go mocno, unosząc do
pozycji siedzącej.

"Szukaliśmy cię, chłopie," czułe słowa miały go zapewnić i przynieść spokój ducha. Co za szkoda, nic

już nigdy go nie pocieszy ponownie. "Nie zamierzaliśmy się poddawać."

"Jak?" zdołał zapytać. Puść mnie. Proszę, puść mnie.

Sabin zrozumiał jego pytanie, ale nie jego wewnętrzne błaganie. "W tabloidach pojawiła się historia

o super kobiecie niosącej na plecach hulka. Torin zrobił swoje magiczne sztuczki i włamał się do monitoringu
ochrony w tym obszarze, i BUM. Znaleźliśmy cię."

Ze swojej pozycji na podłodze, dziewczyna spojrzała na niego. Dysząc, powiedziała do Sabina, "Hej,

nie widzisz, że on nie lubi fizycznego kontaktu? Puść go."

Jak ona mogła wiedzieć, skoro żaden z jego przyjaciół nie zauważył?

"Wszystko z nim w porządku," powiedział Strider. "Dlaczego nosisz rękawiczki, kobieto?"

Ignorując jego pytanie zmrużyła oczy i zapytała, "Zamierzasz mnie teraz zabić?"

"Nie!” zawarczał Kane. MOJA! MOJA!

Straider schował do pochwy swoje ostrza i wstał. Dziewczyna natychmiast skoczyła na nogi. Długie

kosmyki jej czarnych włosów opadały jej na czoło aż do policzków. Schowała loki za swoje szpiczaste uszy,
które tak go zaskakiwały.

Większość Wróżek wolało przebywać w swoim królestwie. Nie były zbyt lubianą rasą, a nieśmiertelni

zazwyczaj najpierw atakowali a później zadawali pytania. Wciąż, Kane spotkał kilka z nich przez stulecia.
Każda wróżka miała kręcone białe włosy i cerę jasną jak mleko. Ta miała włosy kruczoczarne jak jedwab, bez

background image

fali i skórę w najbardziej luksusowym odcieniu brązu. Czyżby znaki człowieczeństwa?

Jej oczy należały do Wróżek. Wielkie i niebieskie jak najrzadsze z klejnotów, z kolorem jaśniejącym

lub ciemniejącym w zależności od jej humoru. W tym momencie były krystaliczne, prawie bez koloru. Czyżby
się bała?

Katastrofie spodobała się ta myśl i wyraził swoją aprobatę.

Zamknij się, warknął Kane. Zabiję cię. Zabiję na śmierć.

Mruczenie przeszło w chichot i Kane musiał zmusić się do oddychania, wdech, wydech, wdech,

wydech, powoli i miarowo. Chciał odciąć sobie uszy by uciszyć te oburzające dźwięki. Chciał rozerwać ten
pokój na strzępy, zniszczyć każdy mebel, zburzyć każdą ścianę, zedrzeć każdy pasek tapety. Chciał... złapać
dziewczynę i uciec z nią jak najdalej od tego okropnego miejsca.

Jej spojrzenie spotkało jego i ofiarowała mu swój najsłodszy uśmiech. Uśmiech, który mówił,

Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.

Wściekłość zaczęła się w nim gotować.

Tak po prostu. Szybko.

Jak ona to zrobiła?

Ze wszystkich twarzy, które przejmowała, ta była najpiękniejsza. Miała najdłuższe rzęsy jakie

kiedykolwiek widział. Jej kości policzkowe były wysokie i ostre, nos idealnie pochylony, usta w kształcie
serca. Na policzku miała drobne znamię.

Była jak lalka małej dziewczynki, która ożyła. Pachniała rozmarynem i zielona miętą - jak świeżo

upieczony chleb. Jednym słowem jak dom.

Moja.

Nigdy, ciął demon a podłoga zaczęła drżeć.

Głupi demon. Jak każdy inny, Katastrofa doświadczał głodu. W odróżnieniu do pozostałych, strach i

złość były jego ulubionym pożywieniem. Więc kiedy pragnął posiłku - albo chciał deseru - powodował
pewnego rodzaje katastrofy specjalnie dla Kane'a, tak jak teraz.

Czasami katastrofy były małe, pękała żarówka albo podłoga załamywała się pod jego nogami. Zbyt

wiele razy te katastrofy były ogromne. Konar mógł spaść z drzewa. Samochód mógł się rozbić. Budynek mógł
się zawalić.

Znienawidzone drapanie w pierśi. Pewnego dnia uwolnię się od ciebie. Pewnego dnia cię zniszczę.

Drżenie ustało gdy demon śmiał się wesoło, Jestem częścią ciebie. Nie pozbędziesz się mnie. Nigdy.

Kane uderzył pięściami w podłogę. Dawno temu, Grecy powiedzieli mu, że tylko śmierć może

oddzielić od demona - jego śmieć - ale Katastrofa nadal będzie żyć. Może to była prawda. Może nie. Grecy są
znani ze swoich kłamstw. Jednak Kane nie zaryzykuje śmierci. Był wystarczająco pokręcony by być światkiem
porażki Katastrofy, i wystarczająco zimny by być tym, który odda ostateczne uderzenie.

Musi być sposób by osiągnąć oba cele.

background image

"- prawda? Tak?" mówiła dziewczyna.

Jej melodyjny głos sprowadził go z powrotem do teraźniejszości.

"Uh, Kane," ożywił się Sabin. "Naprawdę jej to obiecałeś?"

Mówiła do niego, wtedy, i mógł sobie wyobrazić co powiedziała. Pokręcił głową, jego szyja była

prawie zbyt słaba by wykonać ten ruch. "Nie, nie obiecałem."

"Ale.... ale... jego wspomnienia muszą być pomieszane." Jej spojrzenie zwróciło się na Stridera,

stając się oceanem gniewu. "A co z tobą? Dotrzymasz jego części umowy?"

"Ja?" Strider uderzył się w pierś.

"Tak, ty."

"I jak chcesz żebym to zrobił, hm?"

Przeszedł ją potężny dreszcz, ale powiedziała, "Chcę... Chcę, żebyś wziął swój sztylet... i przebił nim

moje serce."

Wojownik zamrugał potrząsając głową. "Jesteś poważna, prawda? Ty naprawdę chcesz umrzeć."

"Nie chcę, nie, ale muszę," wyszeptała, gniew zniknął.

Kane przełknął ryk, przypominając sobie jej słowa w jaskini.

Zabiorę cię do świata ludzi - a w podzięce, zabijesz mnie. Musisz mi to najpierw obiecać.

Może wtedy jej nie uwierzył. Może był zbyt pochłonięty własnym bólem by się tym przejmować. Ale

teraz, fakt, że chciała umrzeć... Nie tylko nie ale cholera nie. On musiałby umrzeć pierwszy.

"Dlaczego unikałaś moich ataków?" zażądał Strider od dziewczyny.

"Mówiłam, instynkt. Następnym razem bardziej się postaram. Obiecuję."

Moja, usłyszał ponownie Kane, głęboki, dudniący pomruk, zbliżający... zbliżający się do ujścia.

"Moja! Dotknij ją a cię zabiję"

Obaj, Strider i Sabin gapili się na niego ze zdumieniem. Kane zawsze był tym spokojnym i nigdy

dotąd nie uniósł głosu na swoich przyjaciół. Ale on nie był tym mężczyzną, co kiedyś - nigdy już nim nie
będzie.

"Proszę," błagała wojownika jasnoniebieskimi oczami. Jak zdesperowanie brzmiała.

Jego gniew gwałtownie wzrósł.

Coś strasznego musiało się jej przytrafić, co sprawiło, że czuła iż śmierć jest jej jedynym możliwym

wyjściem. Czy ktoś... zmusił ją - nie mógł dokończyć tej myśli. Wybuchłby. Albo schowałby głowę w
zagłębieniu jej szyi i szlochał.

Przyglądał się Striderowi. Dużemu, blondynowi Striderowi, z ciemnymi oczami i spaczonym

poczuciem humoru. "Zwiąż ją. Delikatnie. Weź ją z nami." Mógłby jej pomóc.

"Co?" uniosła ręce do góry dłońmi do przodu i cofnęła się przed wojownikami. "Nie ma mowy. Po

background image

prostu nie ma mowy. Chyba, że chcecie mnie zabrać do nieznanego miejsca, by nikt nie widział krwi."

Mógł skłamać. Zamiast tego, pozostał cicho i razem z Sabinem pomógł mu stanąć na nogi. Połamane

kości, które odpoczęły tylko chwilę, krzyczały w proteście a jego kolana prawie się ugięły, ale trzymał się
prosto. Nie mógł pozwolić sobie na upadek. Nie ponownie. Nie przed moj - tą dziewczyną.

"Wybacz, słodkie ciasteczko" powiedział Strider, "ale nie rozumiesz, co się stanie. Będziesz żyć, nie

umrzesz, i o to chodzi."

"Ale... Ale..." Jej spojrzenie odnalazło Kane'a. "Zmarnowałam na ciebie tyle czasu. Nie mam nikogo

innego by prosić o pomoc."

"Dobrze." Każdy kto chociaż pomyślał by dać jej to o co prosiła, umarłby najgorszą śmiercią."

"Dobrze? Dobrze! Oh." Złość zalała ją całą i tupnęła nogę. "Ty przerośnięty chamie bez serca!"

"Bo nie chce cię zabić? Pierwszy raz słyszę coś takiego." Strider ruszył by ją złapać.

W mgnieniu oka kopnęła nogą uderzając wojownika między nogi. Gdy Strider zgarbił się, dysząc, ona

ruszyła do drzwi, rzucając przez ramię, "Jestem tobą taka rozczarowana, Kane."

I uciekła w noc.

Próbował za nią iść, ale przeklinając swoją słabość, kolana ugięły się pod nim. "Wracaj kobieto.

Natychmiast."

Nie odpowiedziała.

Kane doświadczył przypływ gniewu, który zrobił obiektem szyderstwa to co było wcześniej. Mógłby

ją odzyskać. Mógłby iść przez noc, łapiąc każdego, kogo by zauważył, i gdyby nie potrafili mu wskazać
odpowiedniego kierunku, wyrwałby im kręgosłup przez usta. Mógłby zostawić za sobą ocean krwi, i mógłby
winić tylko ją. Mógłby...

Zrobić nic, Katastrofa dokończyła ze śmiechem.

Zabolało w najgorszy sposób, bo jedyne co mógł zrobi, to przewrócić się na podłogę.

"Przyprowadź mi ją," krzyknął do Stridera.

Wojownik zawodząc w bólu, obalił się na ziemię. Został pokonany przez drobną małą dziewczynę;

demon będzie go torturował bólem przez kilka następnych dni.

"Idź!" Kane rozkazał Sabinowi.

"Nie. Nie spuszczę cię z oczu."

'Idź!" nalegał. "Przyprowadź ją."

"Twoje wrzaski niczego nie zmienią."

Kane próbował podpełznąć do drzwi, ale zawroty głowy go zatrzymały. Wypluł z siebie litanię

przekleństw.

Czy nic nie mogło ułożyć się dobrze dla niego? Chociaż raz?

background image

Katastrofa znów zaczęła się śmiać.

Przetłumaczyła aneant89


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
G Showalter Mroczne Pragnienie Rozdział 3
G Showalter Mroczne Pragnienie Rozdział 1
1==05==Władcy podziemi Gena Showalter MROCZNY SZEPT
1==03==Władcy Podziem Gena Showalter MROCZNA ŻĄDZA
1==02==Władcy Podziemi Gena Showalter MROCZNA WIĘŹ
1==01==Władcy Podziemi Gena Showalter MROCZNA NOC
Mroczny sen rozdział 5
Mroczne kłamstwo rozdział 1
Mroczny sen rozdział 8
Mroczne marzenie rozdział 1
Mroczne marzenie rozdział 2
Mroczne kłamstwo rozdział 3
Mroczny sen rozdział 3
Wright Laura Wieczne Pragnienie Rozdziały 1 10
Mroczny sen rozdział 4

więcej podobnych podstron