tytu³: "Opowieœæ o dwóch siostrach, które swej najm³odszej siostrze zazdroœci³y"
Z cyklu: "Baœni 1001 nocy"
W odwiecznych czasach - w dawno minionej przesz³oœci - panowa³ w Persji szach, imieniem Chosru*.
S³yn¹³ on ze swych sprawiedliwych i rzetelnych rz¹dów. Po œmierci ojca, który by³ umar³ w sêdziwym wieku, pozosta³ on jedynym spadkobierc¹ ca³ego pañstwa. Za jego panowania krwio¿erczy tygrys i
niewinne koŸlê pi³y wspólnie wodê z tego samego strumienia Skarbiec jego by³ zawsze pe³en, a wojska i stra¿e nieprzeliczone. Przy tym ów szach mia³ zwyczaj przebieraæ siê dla niepoznaki i w towarzystwie wiernego wezyra przechadzaæ siê noc¹ po zau³kach stolicy W ten sposób dowiadywa³ siê o
najdziwniejszych przypadkach i najbardziej osobliwych wydarzeniach. Pewnego razu wymkn¹³ siê
znowu wieczorem do miasta w towarzystwie swego wielkiego wezyra. Przebrani za kupców wêdrowali
obaj przez ulice i zau³ki, przez place i bazary, aby siê dok³adnie dowiedzieæ, co z³ego i co dobrego siê dzieje. Kiedy zapada³ ju¿ zmierzch, przybyli do pewnej dzielnicy miasta, w której mieszkali ludzie ubogiego stanu. Id¹c przed siebie, szach us³ysza³ dochodz¹c¹ z pewnego domu, zamieszkanego przez same kobiety, g³oœn¹ rozmowê. Podszed³ bli¿ej, przystan¹³ i zacz¹³ podgl¹daæ przez szparê w drzwiach.
Zobaczy³ trzy piêkne siostry, które po wieczerzy siedzia³y sobie na kobiercu i gawêdzi³y. Szach
przy³o¿y³ ucho do szpary i zacz¹³ uwa¿nie s³uchaæ tego, co mówi¹. Us³ysza³, jak ka¿da z nich po kolei opowiada, jakie jest jej najgorêtsze ¿yczenie. Najstarsza siostra mówi³a: - Chcia³abym wyjœæ za m¹¿ za nadwornego piekarza naszego szacha, gdy¿ wtedy nie zabrak³oby mi nigdy chleba najbielszego i
najsmaczniejszego w ca³ym mieœcie, a serca wasze by³yby pe³ne zazdroœci, zawiœci i gniewu z
powodu mojego szczêœcia. Druga siostra z kolei tak mówi³a: - A ja wola³abym poœlubiæ nadwornego
kuchmistrza naszego szacha, aby móc zajadaæ smaczne potrawy, które podaje siê na stó³ jego
królewskiej moœci. Bo jeœli chodzi o smak i korzenn¹ ostroœæ, to nie mo¿na porównaæ z nimi twojego królewskiego chleba, który rozdziela siê ca³ej s³u¿bie w pa³acu. Trzecia zaœ i najm³odsza z sióstr, która znacznie górowa³a nad tamtymi urod¹ i wdziêkiem, dziewczyna pe³na czaru, dowcipu, a przy tym
wielkiej ambicji, bystra, czujna i m¹dra, kiedy przysz³a na ni¹ kolej, by wymieniæ swoje ¿yczenie, tak powiedzia³a: - Siostry mi³e, pragnienia moje siêgaj¹ wy¿ej ni¿ wasze. Nie zale¿y mi na bia³ym chlebie i nie jestem tak ³akoma, aby têskniæ za smako³ykami. Wzrok mój zwrócony jest na coœ
szlachetniejszego i dostojniejszego. Zaprawdê, nie ¿yczy³abym sobie nic, krom tego, by sam szach mnie poj¹³ za ¿onê i abym sta³a siê matk¹ ksi¹¿êcia niezwyk³ej urody. W³osy mego synka niech bêd¹ po jednej stronie z³ote, a po drugiej srebrne. Kiedy zap³acze, niech roni nie ³zy, ale per³y. A kiedy siê zaœmieje, niech jego karminowe wargi bêd¹ œwie¿e jak dopiero co rozchylony p¹czek ró¿y. Szach zdumia³ siê
niepomiernie us³yszawszy ¿yczenia trzech sióstr, zw³aszcza tej najm³odszej, i w duchu postanowi³
wszystkie trzy ¿yczenia spe³niæ. Przeto powiedzia³ do wielkiego wezyra: - Zapamiêtaj sobie dok³adnie ten dom, a jutro rano sprowadŸ przed moje oblicze owe trzy dziewczêta, których rozmowieœmy siê
przys³uchiwali! A wezyr na to: - O ty, którego zowi¹ opiekunem wszechœwiata, s³ucham ciê i jestem pos³uszny! Po czym obaj powrócili do królewskiego pa³acu i po³o¿yli siê spaæ, Nazajutrz rano wezyr poszed³ do domu sióstr i przywiód³ je przed oblicze szacha. Szach pozdrowi³ uprzejmie dziewczêta i dodaj¹c im odwagi tak do nich przemówi³: - Mi³e dzieweczki, pamiêtacie zapewne, coœcie wczoraj
wieczorem, weso³o ¿artuj¹c, sobie nawzajem opowiada³y? Uwa¿ajcie, abyœcie teraz ka¿dy szczegó³
waszej rozmowy dok³adnie powtórzy³y. Coœ niecoœ ju¿eœmy s³yszeli, ale obecnie jest nasz¹ wol¹,
abyœcie ow¹ rozmowê przed nasze królewskie uszy s³owo po s³owie przytoczy³y. Siostry stropi³y siê i file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (1 of 27)2009-06-22 11:13:36
zawstydzi³y tak, ¿e nie œmia³y nic odpowiedzieæ, lecz sta³y milcz¹c z pochylonymi g³owami. Mimo
nalegañ i zachêty nie potrafi³y opanowaæ swej nieœmia³oœci. Poniewa¿ jednak najm³odsza z nich
wyró¿nia³a siê niezwyk³¹ urod¹ lic i wdziêkiem postaci, szach wkrótce zapa³a³ do niej gor¹c¹ mi³oœci¹.
Powodowany tym uczuciem nie ustawa³ w dodawaniu im odwagi, mówi¹c: - O najpiêkniejsze z
piêknych, nie bójcie siê i nie frasujcie! Zalêknienie i nieœmia³oœæ nie powinny wam przeszkodziæ w opowiedzeniu o tym, jakie to trzy ¿yczenia wczoraj ¿eœcie wypowiedzia³y, gdy¿ sk³onni jesteœmy
wszystkie te trzy ¿yczenia spe³niæ. Tedy dziewczêta rzuci³y mu siê do stóp i b³agaj¹c o przebaczenie za swoj¹ œmia³oœæ i nieposkromione jêzyki, powtórzy³y ca³¹ rozmowê, przy czym ka¿da z nich
powtórzy³a swoje ¿yczenie. Jeszcze tego samego dnia szach Chosru wyda³ najstarsz¹ z trzech sióstr za swojego nadwornego piekarza, a drug¹ z kolei za nadwornego kuchmistrza. Potem rozkaza³, aby
przysposobiono wszystko do jego zaœlubin z najm³odsz¹. Kiedy przygotowania do królewskich godów
zosta³y ju¿ z najwiêkszym przepychem poczynione, zaœlubiny odby³y siê z iœcie monarsz¹
wspania³oœci¹ i majestatem, a m³oda ma³¿onka otrzyma³a tytu³ w³adczyni irañskich krajów. Równie¿
obie starsze siostry wyprawi³y swoje wesela, najstarsza z piekarzem szacha, a œrednia z jego
nadwornym kuchmistrzem. Przy czym ka¿de wesele wyprawiono odpowiednio do stanu oblubieñców, a
wiêc z o wiele mniejszym przepychem i bogactwem ni¿ zaœlubiny najm³odszej siostry. By³oby na
pewno rzecz¹ s³uszn¹ i rozumn¹, gdyby dwie starsze siostry, których ¿yczenia by³y przecie¿ spe³nione, pêdzi³y teraz ¿ycie w radoœci i szczêœciu. Nieub³agany los jednak postanowi³ inaczej. Skoro bowiem zmiarkowa³y, jak wysokie stanowisko osi¹gnê³a ich najm³odsza siostra i z jakim przepychem jej
zaœlubiny siê odby³y, w sercach obu starszych sióstr zagoœci³y zazdroœæ, zawiœæ i gorzki gniew.
Postanowi³y tedy popuœciæ wodze swej nienawiœci i rozgoryczeniu i wyrz¹dziæ najm³odszej siostrze jak¹œ okrutn¹ krzywdê. Mija³y d³ugie miesi¹ce, a t³umiona zawiœæ trawi³a im serca we dnie i w nocy.
Zmartwienie ich i gniew rozpala³y siê, kiedy tylko dostrzeg³y najmniejsz¹ choæby oznakê tego, ¿e najm³odsza ich siostra górowa³a nad nimi pozycj¹ i stanowiskiem. Pewnego ranka, gdy obie starsze siostry spotka³y siê w ³aŸni i skorzysta³y ze sposobnoœci, aby potajemnie siê rozmówiæ, najstarsza tak powiedzia³a do œredniej: - To istna ohyda, i¿ ta nasza najm³odsza siostrunia, która nie jest przecie¿
wcale od nas piêkniejsza, zosta³a wywy¿szona do godnoœci i majestatu monarszego. Zaprawdê myœl o tym jest nie do zniesienia. - Siostrzyczko moja - odpar³a œrednia - ja równie¿ jestem œmiertelnie zmartwiona z tego samego powodu, zw³aszcza ¿e nie mogê odgadn¹æ, jakie zalety szach sobie w niej upatrzy³, i dziwi mnie, ¿e w ogóle mog³o mu przyjœæ na myœl podnieœæ j¹ do godnoœci swojej
ma³¿onki. Poza jej m³odoœci¹ nie zdo³am doszukaæ siê w niej niczego, co by mog³o spodobaæ siê
mi³oœciwemu szachowi, ¿e tak wywy¿szy³ j¹ ponad inne jej równe. Moim zdaniem ty, nie ona, by³abyœ
godna zostaæ szachini¹. Przeto ¿ywiê gorzk¹ nienawiœæ wobec szacha, i¿ tê dziewkê uczyni³ swoj¹
ma³¿onk¹. Tedy najstarsza siostra tak rzecze: - I ja muszê dziwiæ siê ponad wszelk¹ miarê. Przysiêgam,
¿e twoja uroda, twój s³uszny wzrost i wdziêczne lica oraz inne twoje wspania³e zalety, którym nie tak ³atwo dorównaæ, s¹ wystarczaj¹ce do pozyskania mi³oœci szacha. Wszystko to winno by³o go sk³oniæ, by ciebie poœlubi³ i uczyni³ szachini¹ panuj¹c¹ nad naszym krajem. Zaiste, szach gardz¹c tob¹ okaza³, ¿e nie ma zrozumienia dla tego, co sprawiedliwe i s³uszne, i dlatego tylko smuci mnie tak bardzo ta ca³a sprawa. Po czym obie siostry naradza³y siê, co maj¹ uczyniæ, by sw¹ najm³odsz¹ siostrê poni¿yæ w oczach jej ma³¿onka i doprowadziæ do upadku i ostatecznej zguby. Zastanawia³y siê we dnie i w nocy i stale rozprawia³y o tym, kiedy siê tylko spotka³y. Snu³y przy tym nie koñcz¹c¹ siê iloœæ pomys³ów, aby siostrze swej, szachini, zaszkodziæ, a jeœli to mo¿liwe, nawet jej œmieræ spowodowaæ. Ale ¿aden z tych pomys³ów nie wydawa³ siê im dosyæ dobry. Gdy obie starsze siostry pa³a³y tak przeciwko
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (2 of 27)2009-06-22 11:13:36
najm³odszej gniewem i nienawiœci¹ i usilnie szuka³y sposobu, aby swej gorzkiej zazdroœci daæ upust, najm³odsza siostra traktowa³a je zawsze z tak¹ sam¹ mi³oœci¹ i czu³ym oddaniem, jak czyni³a to przed zam¹¿pójœciem. Myœla³a stale tylko o tym, jak podnieœæ je z ich niskiego stanu. Kiedy up³ynê³o kilka miesiêcy od zaœlubin, okaza³o siê, ¿e m³oda szachini oczekuje potomka. Ta weso³a nowina nape³ni³a serce szacha tak¹ radoœci¹, ¿e rozkaza³ natychmiast ca³emu ludowi w stolicy i pañstwie weseliæ siê, wyprawiaj¹c uczty, tañce i przeró¿ne zabawy, aby godnie uczciæ tak wa¿kie wydarzenie. Skoro
wiadomoœæ ta dosz³a do uszu obu zazdrosnych sióstr, poczu³y siê zmuszone z³o¿yæ ¿yczenia
szczêœcia swej siostrze, szachini, a kiedy po d³ugotrwa³ej wizycie ¿egna³y siê z ni¹, rzek³y: - Chwa³a Allachowi, kochana siostrzyczko, i¿ pozwoli³ nam do¿yæ tego szczêœliwego dnia! Chcia³ybyœmy ciê
jednak prosiæ o jedn¹ ³askê, a mianowicie, abyœmy, skoro nast¹pi czas rozwi¹zania, mog³y pomóc ci jako po³o¿ne i potem w ci¹gu czterdziestu dni przebywaæ z tob¹ i pielêgnowaæ ciê troskliwie. Szachini zaœ w radoœci swej tak im odpowiedzia³a: - Kochane siostrzyczki, chêtnie bym tak uczyni³a, gdy¿ nie znam nikogo, komu, w chwili tak dla mniej ciê¿kiej, mog³abym zawierzyæ tak jak wam. Przy po³ogu, który mnie czeka, obecnoœæ wasza by³aby w najwy¿szym stopniu po¿¹dana i pomocna. Ale mogê
uczyniæ tylko to, co naka¿e mi mój królewski ma³¿onek, gdy¿ nie jestem w³adna nic przedsiêbraæ bez jego zezwolenia. Przeto rada moja jest nastêpuj¹ca: opowiedzcie o waszym ¿yczeniu swoim ma³¿onkom, którzy maj¹ sta³y dostêp do szacha, i poproœcie ich, aby zwrócili siê do niego z proœb¹, by powo³a³ was na po³o¿ne przy narodzinach mego dziecka! Nie w¹tpiê, ¿e szach im tego nie odmówi, tak ¿e bêdziecie mog³y dopomóc mi i pozostaæ przy mnie, zw³aszcza jeœli szach rozwa¿y, jakie bliskie wiêzy krwi nas, siostry, ³¹cz¹. Wys³uchawszy tych s³ów, obie starsze siostry powróci³y do siebie pe³ne z³ych myœli i podstêpnej chytroœci. Opowiedzia³y mê¿om o swoim ¿yczeniu, a ci z kolei omówili ca³¹ sprawê z
szachem, przedk³adaj¹c mu pokornie swoj¹ proœbê, gdy¿ nie przeczuwali, co z³y los gotuje w tajemnicy.
Szach zaœ odpowiedzia³: - Skoro tylko rozwa¿ê ca³¹ sprawê, wydam odpowiednie rozkazy.
Powiedziawszy to, szach uda³ siê do swojej ma³¿onki i tak do niej rzecze: - Pani mojego serca, jeœli ci to bêdzie mi³e, to chyba by³oby dobrze zawezwaæ twoje siostry, aby zapewniæ sobie ich pomoc w
ciê¿kiej godzinie twego po³ogu, zamiast szukaæ pomocy u obcych. Jeœli siê ze mn¹ zgadzasz, powiedz mi teraz zaraz o tym, abym móg³ przedsiêwzi¹æ w³aœciwe kroki do uzyskania ich zgody, zanim
nadejdzie twoja godzina! Siostry otocz¹ ciê opiek¹ bardziej kochaj¹c¹, ni¿ mog³aby to uczyniæ jakaœ
najemna s³u¿ka. W rêkach ich bêdziesz siê czu³a najbezpieczniej. - Mój panie i w³adco! - odpar³a szachini. - I ja œmiem twierdziæ, ¿e by³oby dobrze, abym w ciê¿kiej godzinie mia³a w³asne siostry przy sobie, a nie jak¹œ obc¹ niewiastê. Tedy szach obwieœci³ o tym obu siostrom i tego¿ dnia przenios³y siê obie do królewskiego pa³acu, aby przysposobiæ wszystko na dzieñ oczekiwanego rozwi¹zania. W ten
sposób znalaz³y one œrodki i okazjê, by wykonaæ swój niecny plan, który knu³y ju¿ od dawna. Skoro tedy w³aœciwa liczba miesiêcy minê³a, szachini zrodzi³a cudownie piêknego ch³opca, a p³omieñ
zazdroœci i nienawiœci rozgorza³ w sercach obu sióstr z podwójn¹ si³¹. I znowu jê³y siê naradzaæ, nie daj¹c litoœci i siostrzanemu uczuciu dostêpu do swoich okrutnych serc. Zawinê³y potajemnie z wielk¹
starannoœci¹ nowo narodzone dziecko w szmaty, po³o¿y³y je do koszyka i wrzuci³y do kana³u, który przep³ywa³ tu¿ obok komnat szachini. Po czym w³o¿y³y zdech³e szczeniê do ko³yski na miejsce, gdzie le¿a³ m³ody ksi¹¿ê, i pokaza³y je innym po³o¿nym i niewiastom, twierdz¹c, ¿e szachini urodzi³a takiego oto potworka. Skoro ta straszna wieœæ dosz³a do uszu szacha, da³ siê on porwaæ wybuchowi dzikiego gniewu. W przystêpie strasznej wœciek³oœci wyci¹gn¹³ szablê i niechybnie by³by zasiek³ ma³¿onkê, gdyby wielki wezyr, który w³aœnie wtedy u niego przebywa³, nie powstrzyma³ królewskiego gniewu i nie wyt³umaczy³ mu, i¿ nale¿y poniechaæ tak okrutnego i niesprawiedliwego czynu. - O ty, którego file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (3 of 27)2009-06-22 11:13:36
zowi¹ cieniem Allacha na ziemi - rzek³ wezyr - pomnij, i¿ to nieszczêœcie musia³o byæ z góry przez los przeznaczone. Szachini zaœ jest wolna od wszelkiej winy wobec ciebie, gdy¿ to, co powi³a, przysz³o na œwiat bez jej œwiadomej woli i ona sama niczym siê do tego nie przyczyni³a. Takimi oraz innymi
równie m¹drymi radami wielki wezyr powstrzyma³ swego w³adcê od wykonania zamierzonego
zabójstwa, ratuj¹c w ten sposób niewinn¹ szachiniê od okrutnej œmierci. Tymczasem koszyk, w którym spa³o nowo narodzone ksi¹¿¹tko, pop³yn¹³ z pr¹dem do strumienia, który wi³ siê wœród królewskich ogrodów. A poniewa¿ nadzorca cienistych parków i wspania³ych królewskich wirydarzy* w³aœnie szed³
brzegiem strumienia, los zrz¹dzi³, i¿ ujrza³ on przep³ywaj¹cy koszyk. Nadzorca zawo³a³ jednego z ogrodników i poleci³ mu koszyk wy³owiæ i zobaczyæ, co siê w nim znajduje. Ogrodnik pobieg³
brzegiem strumienia i wyci¹gn¹wszy koszyk d³ugim dr¹giem, pokaza³ go nadzorcy ogrodów. Ten zaœ
otworzy³ go i nie posiadaj¹c siê ze zdumienia, znalaz³ w nim nowo narodzone dzieciê, ch³opca
najcudowniejszej urody, owiniêtego w stare szmaty. Nadzorca ów, który by³ szlachetnie urodzonym i cieszy³ siê u swojego w³adcy wielkim powa¿aniem, nie mia³ potomków, chocia¿ nieustannie zasy³a³
korne mod³y do Allacha i sk³ada³ mu solenne œluby, aby nieba zechcia³y obdarzyæ go synem, który
zachowa³by jego pamiêæ i przed³u¿y³ ¿ycie jego rodu na ziemi. Uszczêœliwiony widokiem dziecka,
pobieg³ z koszykiem do domu, gdzie wrêczy³ niemowlê swej ¿onie, mówi¹c: - Patrz, oto Allach zes³a³
nam tego ch³opca, którego dopiero co wy³owi³em z wody. Przygotuj zaraz wszystko i sprowadŸ
mamkê, aby mog³a nakarmiæ go i zaopiekowaæ siê nim. Wychowaj go starannie i czule, jak gdyby to
by³o twoje rodzone dzieciê! Bezdzietna ¿ona nadzorcy ogrodów wziê³a niemowlê pod swoj¹ pieczê i
wychowywa³a je z najserdeczniejsz¹ mi³oœci¹, jak gdyby wysz³o ono z jej w³asnego ³ona. Nadzorca zaœ
nikomu nic o tym nie powiedzia³ i nie stara³ siê wcale dowiedzieæ, czyje to dziecko, aby przypadkiem ktoœ siê o nie nie upomnia³ i mu go nie odebra³. Wprawdzie by³ on w sercu swoim przekonany, ¿e
pochodzi ono z tego skrzyd³a pa³acu, gdzie znajduj¹ siê pokoje szachini, ale nie uwa¿a³ za wskazane sprawy tej dok³adnie badaæ. I tak zarówno on, jak i jego ma³¿onka zachowali tajemnicê w
najœciœlejszej skrytoœci. Przeszed³ rok i szachini powi³a drugiego syna. Ale z³e siostry, pe³ne
nienawiœci diablice, uczyni³y z tym dzieciêciem to samo, co z jej pierworodnym synem. Owinê³y je w szmaty i po³o¿y³y do koszyka, który rzuci³y do wody. Potem oznajmi³y wszystkim, ¿e szachini
porodzi³a kociê. Ale i drugi ch³opiec z ³aski Allacha dosta³ siê do r¹k tego¿ samego nadzorcy ogrodów, a ten znów zaniós³ go swojej ¿onie i odda³ pod jej pieczê, nakazuj¹c surowo, aby drugim podrzutkiem zajmowa³a siê równie troskliwie jak pierwszym. Szach szala³ z rozpaczy, skoro us³ysza³ ow¹ straszn¹
nowinê, i zerwa³ siê z wyci¹gniêt¹ szabl¹, aby ma³¿onkê rozsiekaæ. Lecz tak samo jak uprzednio wielki wezyr powstrzyma³ go i uœmierzy³ jego gniew s³owami dobrej rady, ratuj¹c w ten sposób powtórnie
¿ycie nieszczêsnej matce. Znów przeszed³ rok i znów szachini powi³a dzieciê, ale tym razem by³a to dziewczynka. I z ni¹ wyrodne siostry post¹pi³y tak samo, jak z jej oboma braciszkami. Po³o¿y³y niewinn¹
istotkê do koszyka i rzuci³y do wody. I znowu nadzorca ogrodów znalaz³ nowo narodzone niemowlê i przyniós³ je swojej ¿onie, nakazuj¹c wychowywaæ razem z tamtymi oboma podrzutkami. Zazdrosne
siostry zaœ oznajmi³y, i¿ szachini powi³a pi¿mowca. Teraz szach Chosru nie móg³ swego gniewu i
z³oœci d³u¿ej pohamowaæ i wrzasn¹³ z szalon¹ wœciek³oœci¹ do swojego wezyra: - Jak¿e¿ szach mo¿e œcierpieæ, aby ta niewiasta, która wydaje na œwiat tylko ohydne wyrodki, mog³a d³u¿ej byæ jego
ma³¿onk¹? Zaiste, szach nie powinien jej pozostawiæ przy ¿yciu, aby nie wype³ni³a mu ca³ego pa³acu potworkami. Zaprawdê ona sama musi byæ potworem i dlatego godzi siê, abyœmy miejsce to uwolnili
od tej ohydnej i przeklêtej poczwary. Powiedziawszy te s³owa, szach wyda³ rozkaz, aby szachiniê
stracono. Ale wezyrowie i wysocy dostojnicy, którzy stali przed jego obliczem, padli szachowi do stóp i file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (4 of 27)2009-06-22 11:13:36
b³agali go o ³askê i przebaczenie dla szachini. Wielki wezyr zaœ skrzy¿owawszy rêce na piersi tak
rzecze: - O królu królów, niewolnik twój chcia³by ci przypomnieæ, ¿e niezgodne jest z obyczajem i prawami tego kraju odbieraæ ¿ycie niewieœcie za coœ, czego nie jest winna. Nie mo¿e ona bowiem
przeciwstawiæ siê zrz¹dzeniu losu i nie jest w³adna przeszkodziæ przeciwnym naturze porodom, które po trzykroæ j¹ nawiedzi³y. Tego rodzaju nieszczêœliwe wypadki przydarzy³y siê ju¿ nieraz innym
kobietom, tote¿ jej los zas³uguje na litoœæ, a nie na karê. Jeœli szachini ju¿ siê naszemu szachowi nie podoba, to niech przestanie j¹ mi³owaæ, a utrata jego mi³oœci i ³aski bêdzie dla niej kar¹ wystarczaj¹co surow¹. A jeœli szach nawet jej widoku znieœæ nie mo¿e, to niech zamknie j¹ w oddzielnej komnacie, gdzie szachini, rozdaj¹c ja³mu¿nê i uprawiaj¹c mi³osierdzie, bêdzie pokutowa³a za swoje niezawinione grzechy, a¿ anio³ œmierci rozdzieli jej duszê z cia³em. Szach wys³ucha³ swego sêdziwego doradcy i przyzna³, ¿e niesprawiedliw¹ rzecz¹ by³oby szachiniê pozbawiæ ¿ycia, gdy¿ nie by³a w³adna
przeciwstawiæ siê czemuœ, co by³o z góry przes¹dzone przez los i przeznaczenie. Tote¿ tak powiedzia³
do wielkiego wezyra: - Dziêki twemu wstawiennictwu ¿ycie jej bêdzie zachowane, o m¹dry i przezorny cz³owiecze! Wszelako szach wyznaczy jej los, który zapewne bêdzie jeszcze ciê¿szy do zniesienia od œmierci. Ka¿ zaraz sporz¹dziæ i postawiæ obok g³ównego meczetu drewnian¹ klatkê z ¿elazn¹ krat¹ i zamknij w niej szachiniê, jak zamyka siê drapie¿ne zwierzêta. A ka¿dy muzu³manin, który tamtêdy
przechodziæ bêdzie, aby wzi¹æ udzia³ w publicznych mod³ach, winien jej plun¹æ w twarz, zanim
przest¹pi próg œwi¹tyni. Kto zaœ mego rozkazu nie spe³ni, bêdzie tak samo ukarany, jak i ona. Przeto postaw tam warty i stra¿e, aby zmusza³y ka¿dego do pos³uszeñstwa, i daj mi znaæ, jeœliby ktoœ siê temu sprzeciwi³! Wielki wezyr nie odwa¿y³ siê odpowiedzieæ ani s³owa i wykona³ dok³adnie rozkazy szacha, chocia¿ kara wymierzona niewinnej szachini nale¿a³aby siê raczej jej zazdrosnym siostrom.
Poœpiesznie sporz¹dzono rzeczon¹ klatkê i skoro minê³o czterdzieœci dni od rozwi¹zania, szachini zosta³a w niej zamkniêta. I zgodnie z rozkazem szacha wszyscy, którzy udawali siê na nabo¿eñstwo do g³ównego meczetu, musieli pluæ jej w twarz. Nieszczêsna wiedzia³a wprawdzie, ¿e nie zas³u¿y³a na tak¹
sromotê, ale mimo to znosi³a swoje upokorzenie z cierpliwoœci¹ i hartem ducha. By³o zreszt¹ wielu, którzy uwa¿ali j¹ za niewinn¹ i nie zas³uguj¹c¹ na znoszenie takich m¹k i tortur, na jakie skaza³ j¹ szach.
Ludzie litowali siê nad ni¹, modlili siê i sk³adali œluby, aby Allach zechcia³ siê zlitowaæ i uwolniæ nieszczêsn¹ od takiej niedoli. Tymczasem nadzorca ogrodów oraz jego ma³¿onka wychowywali obu
m³odych ksi¹¿¹t i ksiê¿niczkê z iœcie rodzicielskim uczuciem i czu³oœci¹. W miarê jak m³odzi roœli w lata, wzrasta³a i mi³oœæ opiekunów wzglêdem przybranych dzieci. Starszemu ksiêciu dano imiê
Bahman, a jego bratu Parwez, a poniewa¿ przybrana córka wyró¿nia³a siê rzadk¹ urod¹ i nieporównanym wdziêkiem, nadano jej noszone zwykle przez nadziemskie istoty imiê Perizada. Skoro ksi¹¿êta podroœli o tyle, ¿e mogli pobieraæ nauki, nadzorca ogrodów sprowadza³ nauczycieli i mistrzów, aby ich w
czytaniu, pisaniu oraz wszelkich sztukach i umiejêtnoœciach æwiczyli. Poniewa¿ zaœ ksiê¿niczka nie ustêpowa³a ksi¹¿êtom w ¿¹dzy wiedzy, pozwolono jej pobieraæ nauki od tych samych nauczycieli i
wkrótce ju¿ umia³a równie dobrze czytaæ i pisaæ jak jej bracia. PóŸniej wszyscy troje powierzeni zostali najwiêkszym wœród mêdrców i uczonych w piœmie którzy nauczyli ich nale¿ytego rozumienia
Koranu* i s³ów proroka, a krom tego zarówno geometrii, jak i poezji oraz historii, a nawet wiedzy tajemnej. I nauczyciele dziwowali siê widz¹c, jak rych³e i wielkie postêpy ca³a trójka w naukach wykazuje. Tak ¿e wydawa³o siê, i¿ wkrótce uczniowie nieomal przewy¿sz¹ najuczeñszych wœród
mêdrców. Poza tym nauczono wszystkich troje kunsztu jeŸdzieckiego i sztuki myœliwskiej, strzelania z ³uku i w³adania dzirytem, r¹bania szabl¹ i gry w polo*, jak równie¿ wszelkich innych godnych
rycerskiego mê¿a zabaw. Ksiê¿niczka ponadto uczy³a siê jeszcze œpiewu i gry na przeró¿nych
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (5 of 27)2009-06-22 11:13:36
muzycznych instrumentach, tak ¿e i w tych umiejêtnoœciach sta³a siê niezrównan¹ per³¹ swoich czasów.
Nadzorca ogrodów cieszy³ siê z ca³ego serca, widz¹c, ¿e jego przybrane dzieci wykazuj¹ takie postêpy we wszelkich ga³êziach wiedzy. A poniewa¿ mieszkanie jego by³o ciasne i nie wystarcza³o ju¿ na tak powiêkszon¹ rodzinê, kupi³ w nied³ugim czasie rozleg³e dobra pod miastem, które obejmowa³y uprawne pola, ³¹ki i lasy. Tam zacz¹³ budowaæ zamek wielkiej wspania³oœci. Spêdza³ przy tym dnie i noce
dozoruj¹c budowniczych, murarzy oraz artystów, którzy od wewn¹trz i od zewn¹trz przyozdabiali mury zamku najpiêkniejsz¹ rzeŸb¹ i przedziwnymi malowid³ami. Wszystkie komnaty wyposa¿y³ w bogaty
sprzêt, przed zamkiem zaœ kaza³ za³o¿yæ ogród i posadziæ w nim wonne kwiaty, pachn¹ce zio³a i
drzewa, których owoce dorównywa³y owocom raju. Krom tego by³ tam jeszcze wielki las, ze wszystkich stron otoczony wysokim murem, gdzie hodowano wszelkiego rodzaju zwierzynê. By³o tam wszystko, co chodzi no ziemi i co lata po niebie, aby obaj ksi¹¿êta oraz ich siostra mogli polowaæ do woli. Skoro budowa zamku by³a ukoñczona i mo¿na by³o w nim zamieszkaæ, nadzorca ogrodów, który dostojnemu
rodowi szachów od wielu pokoleñ wiernie s³u¿y³, poprosi³ swego pana o zezwolenie opuszczenia stolicy i przeniesienia siê do swej w³asnej wiejskiej siedziby. Szach, który zawsze patrzy³ na niego ³askawym okiem, udzieli³ mu z dobrego serca zezwolenia, o które prosi³. A poza tym, aby okazaæ, jak wysoko ceni swego starego s³ugê oraz jego wieloletni¹ s³u¿bê, spyta³ go, czy nie ma przypadkiem jakiejœ
proœby, któr¹ szach móg³by spe³niæ. - Najdostojniejszy panie - odpar³ nadzorca - niewolnik twój ma tylko to jedno ¿yczenie, aby móg³ resztê swoich dni spêdziæ w cieniu twojej opieki, dusz¹ i cia³em oddany twojej osobie, jak ju¿ s³u¿y³ wiernie twojemu ojcu. Szach zezwoli³ mu odejœæ ze s³owami
podziêki i najwy¿szego uznania. Tedy nadzorca ogrodów opuœci³ stolicê, bior¹c z sob¹ obu m³odych ksi¹¿¹t oraz ich siostrê i wprowadzi³ ich do swego nowo zbudowanego zamku. Ju¿ kilka lat temu ¿ona jego zosta³a przez Allacha do jego raju powo³ana, a sam nadzorca ogrodów ledwie prze¿ywszy piêæ czy szeœæ miesiêcy w swojej nowej siedzibie, nagle zachorowa³ i zosta³ równie¿ powo³any pomiêdzy tych, którzy znaleŸli boskie mi³osierdzie. Niestety nie zd¹¿y³ przed œmierci¹ opowiedzieæ swoim trzem
podrzutkom osobliwej historii ich pochodzenia, o tym, jak ich do swego domu przyniós³ i wychowa³, opiekuj¹c siê nimi jak w³asnymi dzieæmi. Ale umieraj¹c mia³ jeszcze doœæ czasu, aby ich przestrzec, by zawsze ¿yli we wzajemnej mi³oœci i poszanowaniu, czu³oœci i szacunku. Œmieræ opiekuna nape³ni³a
ich gorzkim smutkiem, gdy¿ wszyscy troje uwa¿ali go za swego prawdziwego ojca. Op³akali go te¿ i wyprawili mu nale¿yty pogrzeb. I nadal obaj bracia oraz ich siostra ¿yli w zgodzie i dobrobycie.
Pewnego dnia obaj m³odzi ksi¹¿êta, którzy wyró¿niali siê niezwyk³¹ œmia³oœci¹ i odwag¹, wyjechali na polowanie, a ksiê¿niczka Perizada pozosta³a sama w zamku. Wtedy przysz³a do niej stara niewiasta, wierna muzu³manka i nabo¿na pustelnica. Zapuka³a do drzwi i poprosi³a o pozwolenie wejœcia do
komnaty ksiê¿niczki, aby tam móc odprawiæ swoje pacierze, poniewa¿ nadesz³a w³aœnie godzina
wyznaczona na mod³y i staruszka zaledwie zd¹¿y³a odprawiæ rytualne ablucje. Perizada da³a rozkaz, by j¹ wpuszczono. Powita³a nabo¿n¹ pustelnicê uprzejmie i poprosi³a do siebie. Kiedy staruszka skoñczy³a modlitwy, s³u¿ebnice ksiê¿niczki oprowadzi³y j¹ na rozkaz swej pani po ca³ym zamku i posiad³oœci, pokazuj¹c wspania³e komnaty z ich kosztownym sprzêtem i wyposa¿eniem oraz kwietne ogrody, sady i zwierzyniec. Wszystko, co tam ujrza³a, podoba³o jej siê bardzo i tak do siebie mówi³a: "Cz³owiek, który zamek ten zbudowa³ i za³o¿y³ te kwietniki piêknie obramowane, by³ zaiste doskona³ym artyst¹ i posiada³
cudowne umiejêtnoœci". W koñcu niewolnice przyprowadzi³y j¹ z powrotem do ksiê¿niczki, która, siedz¹c w altanie, na jej powrót czeka³a. Tedy ksiê¿niczka tak do starej niewiasty rzecze: - Usi¹dŸ obok mnie i uracz szczêœciem przebywania w towarzystwie œwi¹tobliwej pustelnicy, któr¹ dziêki
pomyœlnemu przypadkowi niespodziewanie mogê u siebie goœciæ. Zezwól mi ws³uchiwaæ siê w twoje
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (6 of 27)2009-06-22 11:13:36
nabo¿ne s³owa, abym dziêki nim uzyska³a wielkie szczêœcie na tym i na tamtym œwiecie! Zaiste
obra³aœ s³uszn¹ i najkrótsz¹ œcie¿kê, aby po niej kroczyæ, œcie¿kê, do której wszyscy ludzie d¹¿¹ i za któr¹ têskni¹. Staruszka chcia³a paœæ ksiê¿niczce do nóg, ale Perizada podnios³a j¹ uprzejmie, wziê³a za rêkê i posadzi³a obok siebie. Tedy stara tak rzecze: - Dostojna pani, oczy moje nie widzia³y jeszcze nigdy kogoœ o tak wykwintnym obejœciu jak twoje. Jestem zaprawdê niegodna usi¹œæ przy tobie, ale mimo to, poniewa¿ mi tak rozkazujesz, uczyniê zgodnie z twoim poleceniem. I kiedy tak gawêdz¹c
siedzia³y przy sobie, niewolnice wnios³y nakryty stó³ z pó³miskami, na których by³y ró¿ne gatunki pieczywa i ciastek oraz œwie¿e i suszone owoce, jak równie¿ rozmaite ³akocie. Ksiê¿niczka wziê³a jedno z ciastek i poda³a je w³asnorêcznie staruszce mówi¹c: - Niech ci to smakuje, mateczko. Wybierz te¿ sobie owoce, które najbardziej lubisz. Zapewne minê³o ju¿ wiele czasu, jak opuœci³aœ swój dom i jak mi siê zdaje, po drodze nie kosztowa³aœ ¿adnej potrawy. Staruszka odpowiedzia³a na to. - Dostojna i szlachetnie urodzona pani, nie zwyk³am jeœæ takich smakowitych ³akoci, ale nie mogê oprzeæ siê,
kiedy Allach obdarzy³ mnie jad³em i posi³kiem z tak szczodrej i wspania³omyœlnej rêki, jak twoja.
Kiedy obie niewiasty nieco siê posili³y i pokrzepi³y, ksiê¿niczka jê³a rozpytywaæ pustelnicê o jej ¿ycie, a ta dawa³a chêtnie odpowiedzi i t³umaczy³a wszystko wed³ug swej najlepszej wiedzy. Wówczas
ksiê¿niczka zapyta³a: - Powiedz mi, proszê, co myœlisz o tym zamku, o jego stylu, o sprzêtach i
wyposa¿eniu? I powiedz mi, czy wszystko to jest doskona³e i stosowne, czy te¿ dostrzegasz jeszcze jakieœ braki w samym zamku lub ogrodzie? OdpowiedŸ staruszki brzmia³a: - Poniewa¿ raczysz pytaæ
mnie o zdanie, wyznam ci szczerze, ¿e zarówno ten zamek, jak i ogrody s¹ wspania³e i wykwintnie
urz¹dzone, a sprzêt i wyposa¿enie œwiadcz¹ o najlepszym smaku. Ale moim zdaniem brak tu jeszcze
trzech rzeczy. Gdybyœ je mia³a, to dopiero wtedy miejsce to by³oby ca³kiem doskona³e. Tedy
ksiê¿niczka Perizada jê³a zaklinaæ j¹, mówi¹c: - B³agam ciê, powiedz mi, jakich to trzech rzeczy jeszcze brak, abym mog³a, nie szczêdz¹c trudu i zachodu, je dostaæ! Piêkna dziewica tak bardzo nalega³a, ¿e nabo¿na staruszka czu³a siê zmuszona wyjawiæ wszystko. - Dostojna pani - powiedzia³a - pierwsza z tych osobliwoœci to mówi¹cy ludzkim g³osem ptak, zwany "S³owikiem o tysi¹cu opowieœciach". Jest to wszak¿e ptak bardzo rzadki i trudny do znalezienia, a skoro tylko zacznie wyœpiewywaæ swe
melodyjne trele, tysi¹ce ptaków zlatuj¹ siê zewsz¹d i usi³uj¹ mu wtórowaæ. Drug¹ osobliwoœci¹ jest œpiewaj¹ce drzewo, którego g³adkie i b³yszcz¹ce listki poruszane przez wiatr, ocieraj¹c siê o siebie, wydaj¹ rozkoszny dŸwiêk, równy s³odkim g³osom œpiewaków, czaruj¹cych serca wszystkich s³uchaczy.
Trzeci¹ osobliwoœci¹ jest z³ota woda przezroczyœcie czysta. Skoro tylko kropla tej wody wpadnie do czary, a czarê tê postawi siê w ogrodzie, naczynie wype³nia siê od razu a¿ po brzegi i wystrzela w górê z³ocistymi strumieniami niczym fontanna. Woda ta nieustannie bije i wraca wci¹¿ do czary, tak ¿e ani jedna kropla nie zostaje zmarnowana. Wówczas ksiê¿niczka powiedzia³a: - Nie w¹tpiê, ¿e znasz
dok³adnie miejsce, w którym owe trzy cudowne rzeczy siê znajduj¹. Przeto b³agam ciê, powiedz mi, gdzie ono jest i podaj mi sposób, aby osobliwoœci te zdobyæ. Pustelnica odpowiedzia³a: - Te trzy osobliwoœci znajduj¹ siê na granicy ci¹gn¹cej siê pomiêdzy Hindustanem a s¹siaduj¹cymi z nim
krainami, o dwadzieœcia dni drogi, id¹c goœciñcem, który od tego zamku prowadzi na wschód. Kto
wyruszy, aby je zdobyæ, powinien zapytaæ pierwszego cz³owieka, którego dwudziestego dnia napotka, o to, gdzie mo¿na znaleŸæ mówi¹cego ptaka, œpiewaj¹ce drzewo i z³ot¹ wodê, a ten wska¿e pytaj¹cemu drogê do miejsca, gdzie wszystkie te trzy rzeczy siê znajduj¹. Kiedy staruszka skoñczy³a mówiæ,
po¿egna³a siê wœród wielu b³ogos³awieñstw i ¿yczeñ szczêœcia z Perizad¹ i uda³a siê w powrotn¹ drogê.
Ksiê¿niczka zaczê³a jej s³owa rozwa¿aæ i w myœlach nieustannie powracaæ do opowiadania
œwi¹tobliwej niewiasty. Staruszka oczywiœcie nie przypuszcza³a, i¿ goszcz¹ca j¹ ksiê¿niczka
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (7 of 27)2009-06-22 11:13:36
rzeczywiœcie wybierze siê w drogê, a¿eby odnaleŸæ owe trzy cudowne rzeczy. Tote¿, nie
podejrzewaj¹c nic z³ego, opowiedzia³a wszystko, co wiedzia³a. Perizada wszak¿e g³êboko wry³a
wszystko w tablicê swej pamiêci i powziê³a mocne postanowienie pójœæ za wskazówkami nabo¿nej
pustelnicy, aby wszelkimi sposobami zdobyæ owe trzy osobliwoœci. Im wszak¿e bardziej siê
zastanawia³a, tym przedsiêwziêcie to wydawa³o siê jej trudniejsze, a obawa przed pora¿k¹ wzmaga³a tylko jej wewnêtrzny niepokój. Kiedy tak siedzia³a, drêczona niespokojnymi myœlami, bracia jej
powrócili z polowania. Zdziwili siê niepomiernie widz¹c smutny i przygnêbiony wyraz twarzy siostry i nie mogli siê nadziwiæ, co j¹ w taki stan niepokoju wprowadzi³o. Tedy ksi¹¿ê Bahman rzek³: - Kochana siostrzyczko, powiedz nam, co ci dzisiaj ci¹¿y na sercu? Niech Allach nie dopuœci, abyœ mia³a
zachorowaæ lub aby siê coœ sta³o, co by ci sprawi³o zmartwienie i uczyni³o smutn¹. Powiedz nam,
proszê, o co ci chodzi, abyœmy mogli czêœæ twojej troski wzi¹æ na siebie i jak najpoœpieszniej ci dopomóc! Ksiê¿niczka nie odpowiedzia³a ani s³owa, ale po d³ugim milczeniu podnios³a g³owê i
spojrza³a na swoich braci. Potem spuœci³a piêkne oczy i powiedzia³a tylko, ¿e nic jej nie brakuje. Tedy ksi¹¿ê Bahman znów do niej przemówi³: - Wiem dobrze, ¿e masz na sercu jakiœ ciê¿ar, o którym nie chcesz nam powiedzieæ. Ale s³uchaj, sk³adam jak najsolenniejsz¹ przysiêgê, ¿e nie odst¹piê od twego boku, a¿ powiesz nam, co za troska ciê przygniata. Byæ mo¿e, znudzi³a ci siê nasza braterska mi³oœæ i chcia³abyœ zerwaæ teraz wiêzy, które ³¹cz¹ nas od dzieciñstwa. Tedy ksiê¿niczka, widz¹c braci swoich tak wzburzonych i zatroskanych, poczu³a siê zmuszona do mówienia i tak rzek³a: - Ukochani moi,
sprawiê wam przykroœæ, jeœli powiem, z jakiego powodu jestem smutna i pe³na frasunku, nie mogê siê jednak powstrzymaæ, aby wam obu ca³ej prawdy nie wyjawiæ. Zamek ten, który nasz drogi ojciec,
powo³any przez Allacha do jego raju, kaza³ dla nas wybudowaæ, jest pod ka¿dym wzglêdem doskona³y, nie brak mu ani wygód, ani wspania³oœci. Mimo to odkry³am dzisiaj przypadkowo, ¿e brak tu jeszcze trzech rzeczy. Gdyby zosta³y one do ogrodów otaczaj¹cych nasz¹ siedzibê sprowadzone, uczyni³yby
nasz¹ posiad³oœæ wprost niezrównan¹ i na ca³ym szerokim œwiecie nic nie mog³oby jej przewy¿szyæ.
Tymi trzema rzeczami s¹: mówi¹cy ptak, œpiewaj¹ce drzewo i z³ota woda. Od chwili kiedy o nich
us³ysza³am, serce moje trapione jest najgorêtszym pragnieniem, by te trzy osobliwoœci znalaz³y siê w naszym posiadaniu, i nie zaniecham niczego, aby je zdobyæ. Obecnie godzi siê wam poprzeæ mnie z
ca³ych si³ i rozwa¿yæ, kto z was zdo³a mi dopomóc, abym te osobliwoœci dosta³a do moich r¹k. Ksi¹¿ê Bahman odpar³: - Moim ¿yciem i ¿yciem mojego brata mo¿esz rozporz¹dzaæ, abyœmy mogli twoje
¿yczenie ze wszystkich si³ naszych zadowoliæ. I jeœli tylko mo¿esz nam daæ pewne wskazówki co do miejsca, w którym owe osobliwe przedmioty siê znajduj¹, to jutro skoro œwit wyruszymy na
poszukiwania. Kiedy ksi¹¿ê Parwez zrozumia³, ¿e brat jego zdecydowany jest ow¹ wyprawê
przedsiêwzi¹æ., zwróci³ siê do niego i rzek³: - Kochany bracie, jesteœ z nas dwóch starszy, zostañ przeto w domu, a ja wyruszê, aby te trzy rzeczy znaleŸæ i siostrze naszej dostarczyæ, bo zaprawdê godzi siê bardziej, ¿ebym to ja podj¹³ siê tego zadania, którego spe³nienie mo¿e poch³on¹æ d³ugie lata. Ale ksi¹¿ê Bahman nie zgodzi³ siê. - Mam pe³ne zaufanie do twojej si³y i walecznoœci i wierzê, ¿e potrafisz spe³niæ równie dobrze to, co i ja potrafiê. Mimo to jest moim mocnym postanowieniem wyruszyæ na tê przygodê samemu i bez niczyjej pomocy, a ty musisz pozostaæ, aby opiekowaæ siê nasz¹ siostr¹ i
naszym domem. Nazajutrz wiêc rano ksi¹¿ê Bahman poprosi³ ksiê¿niczkê, aby wyt³umaczy³a mu, jak¹
drogê ma obraæ oraz po jakich znakach szczególnych bêdzie mo¿na rozpoznaæ wiadome miejsce. Po
czym niezw³ocznie wdzia³ zbrojê i rynsztunek wojenny i po¿egnawszy siê z obojgiem rodzeñstwa
dosiad³ rumaka. Piêkne oczy ksiê¿niczki Perizady nape³ni³y siê ³zami i za³amuj¹cym siê g³osem tak doñ powiedzia³a: - Mój kochany bracie, to gorzkie rozstanie boleœnie targa mym sercem, a ¿a³oœæ moja file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (8 of 27)2009-06-22 11:13:36
jest niezmierna, kiedy widzê, jak nas opuszczasz. Taka roz³¹ka i twoje przebywanie na obczyŸnie
sprawi¹ mi o wiele wiêcej bólu i troski, ni¿ te, które odczuwam, kiedy trapi mnie têsknota za owymi osobliwoœciami, z powodu których teraz nas opuszczasz. Gdybym przynajmniej codziennie mog³a
otrzymywaæ jak¹œ wieœæ o tobie, czu³abym siê trochê pocieszona i spokojniejsza. A ksi¹¿ê Bahman na to: - Siostrzyczko, mam niez³omne postanowienie dokonaæ zamierzonego czynu. Nie lêkaj siê przeto i nie troszcz o mnie, gdy¿ jeœli taka bêdzie wola Allacha, powrócê jako tryumfuj¹cy zwyciêzca. Jeœli zaœ po moim wyjeŸdzie, w jakiejœ godzinie mia³by ciê ogarn¹æ lêk o moje bezpieczeñstwo,
pozostawiê ci znak, abyœ mog³a wed³ug niego mój los rozpoznaæ, czy jest dobry, czy z³y.
Powiedziawszy to ksi¹¿ê Bahman wyci¹gn¹³ zza pasa malutki kind¿a³, nie wiêkszy od snycerskiego d³uta i wrêczy³ go ksiê¿niczce Perizadzie z nastêpuj¹cymi s³owy: - WeŸ ten kind¿a³ i miej go zawsze przy sobie, a gdybyœ mia³a kiedykolwiek jakiegoœ dnia czy jakiejœ godziny byæ niespokojna o mój los,
wyci¹gnij go! Jeœli klinga bêdzie jasna i b³yszcz¹ca tak jak teraz, to bêdzie to oznacza³o, i¿ jestem ¿yw, ca³y i zdrów. Jeœli wszak¿e na klindze znajdziesz œlady krwi, wiedz, ¿e bêdzie to równoznaczne z wieœci¹ o mojej œmierci i wtedy nie pozostanie ci nic innego, jak modliæ siê za moj¹ duszê.
Wypowiedziawszy te s³owa, ksi¹¿ê Bahman wyruszy³ w drogê i pod¹¿y³ prosto przed siebie goœciñcem wiod¹cym do Hindustanu, nie rozgl¹daj¹c siê ani w prawo, ani w lewo, ale maj¹c stale ten sam cel przed oczyma. I tak minê³o dwadzieœcia dni od wyjazdu z irañskiej krainy, a dnia dwudziestego ksi¹¿ê
osi¹gn¹³ swój cel. Nagle ujrza³ starego cz³owieka o przera¿aj¹cym wygl¹dzie, siedz¹cego przed
bambusow¹ chat¹, do której zapewne chroni³ siê przed wiosennym deszczem i letnim skwarem, jesienn¹
mg³¹ i zimowym ch³odem. Starzec ten by³ tak leciwy, i¿ jego d³ugie w³osy, broda i w¹sy, zakrywaj¹ce mu ca³e policzki, by³y bia³e jak œnieg. W¹sy mia³ tak d³ugie i gêste, i¿ zas³ania³y ca³kowicie usta, a broda siêga³a a¿ do ziemi. Paznokcie u r¹k i nóg by³y tak d³ugie, ¿e przypomina³y pazury drapie¿nego zwierzêcia. G³owê przykrywa³ utkany z palmowych w³ókien kapelusz z wielkim opadaj¹cym rondem,
jakie zwykli nosiæ malabarscy* rybacy. Poza tym ca³¹ jego odzie¿ stanowi³a tylko s³omiana przepaska na chudych lêdŸwiach. By³ to ¿ebrz¹cy derwisz, który od wielu lat wyrzek³ siê wszelkich doczesnych rozkoszy. Pêdzi³ on œwi¹tobliwy ¿ywot w ubóstwie, rozmyœlaj¹c nad marnoœciami tego œwiata, i
dlatego wygl¹d jego by³ taki, jak tu zosta³o opisane. Owego dnia ksi¹¿ê Bahman by³ od wczesnego ranka szczególnie czujny i uwa¿ny, rozgl¹daj¹c siê nieustannie na wszystkie strony, aby ujrzeæ kogoœ, kto móg³by mu wskazaæ, gdzie znajduj¹ siê poszukiwane przez niego osobliwoœci. Pierwsz¹ ludzk¹ istot¹, któr¹ ujrza³ owego dwudziestego i ostatniego dnia swojej podró¿y, by³ w³aœnie ów starzec. Podjecha³
wiêc do niego w przekonaniu, ¿e jest to cz³owiek, o którym mówi³a pustelnica. Ksi¹¿ê zeskoczy³ z rumaka, sk³oni³ siê g³êboko przed starcem i rzek³: - Œwi¹tobliwy ojcze, niech Allach obdarzy ciê d³ugim ¿yciem i spe³ni wszystkie twoje ¿yczenia! Starzec coœ zamamrota³, lecz ksi¹¿ê nie móg³
zrozumieæ ani s³owa, gdy¿ w¹siska starego zas³oni³y mu tak ca³kowicie usta, i¿ mowa jego sta³a siê niewyraŸna. Tedy Ksi¹¿ê Bahman przywi¹za³ swojego rumaka do drzewa, wyci¹gn¹³ no¿yczki i rzecze: -
Œwi¹tobliwy cz³owieku, twoje wargi skry³y siê ca³kowicie w gêstwinie zarostu, pozwól mi wiêc, abym go przystrzyg³, broda bowiem obros³a ci ca³¹ twarz i sta³a siê tak d³uga i gêsta, i¿ przypominasz raczej niedŸwiedzia ni¿ istotê ludzk¹. Starzec skin¹³ g³ow¹ na znak zgody, a skoro ksi¹¿ê mu zarost przyci¹³ i ostrzyg³, oblicze starca przybra³o œwie¿y wygl¹d cz³owieka w kwiecie wieku. Tedy ksi¹¿ê Bahman tak do niego rzek³: - Chcia³bym mieæ zwierciad³o, aby pokazaæ ci twoje oblicze. Przekona³byœ siê
wówczas, ¿e wygl¹dasz m³odo i ¿e twarz twoja sta³a siê teraz podobniejsza do twarzy ludzkiej. Te schlebiaj¹ce s³owa spodoba³y siê derwiszowi, tote¿ odpowiedzia³ z uœmiechem: - Dziêkujê ci
serdecznie za przys³ugê i przyjazny postêpek. Jeœli mogê w czymœ ci pomóc, uczyniê to z ca³ego serca file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (9 of 27)2009-06-22 11:13:36
i z ca³ej duszy. A ksi¹¿ê Bahman na to: - Œwi¹tobliwy cz³owieku, przyby³em tu z dalekich stron i
ponios³em wiele trudu i mozo³u, aby odnaleŸæ trzy rzeczy, a s¹ to: mówi¹cy ptak, œpiewaj¹ce drzewo i z³ota woda. Wiem przy tym na pewno, ¿e wszystkie te trzy osobliwoœci znajduj¹ siê gdzieœ niedaleko st¹d, ale miejsce to nie jest mi znane dok³adnie. Jeœli wiesz coœ o tym i zechcesz mi to wyjawiæ, nie zapomnê nigdy twojej dobroci i bêdê zadowolony, i¿ ta d³ugotrwa³a i mozolna podró¿ nie by³a ca³kiem daremna. Wys³uchawszy tych s³ów, starzec poblad³ silnie, spuœci³ oczy i siedzia³ pogr¹¿ony w
milczeniu. Ale ksi¹¿ê Bahman znów doñ przemówi³: - Œwi¹tobliwy ojcze, czy¿ nie rozumiesz s³ów,
które do ciebie powiedzia³em? Jeœli nic o tej sprawie nie wiesz, wyznaj to, proszê ciê, zaraz, abym pod¹¿y³ dalej, a¿ spotkam cz³owieka, który bêdzie móg³ udzieliæ mi wskazówek. Po d³ugiej chwili
milczenia starzec tak odpowiedzia³: - Obcy przybyszu, zaprawdê znam dobrze miejsce, którego szukasz.
Ale mi³y mi jesteœ, poniewa¿ wyœwiadczy³eœ mi wielk¹ przys³ugê, wiêc ze wzglêdu na twoje w³asne
dobro nie chcia³bym ci wskazywaæ, gdzie owe osobliwoœci siê znajduj¹. A ksi¹¿ê na to: - Dlaczego ukrywasz to przede mn¹ i dlaczego nie chcesz, abym siê o tym dowiedzia³? Ów zaœ odpar³: - Droga
wiod¹ca tam jest bardzo trudna i pe³na strasznych niebezpieczeñstw. Ju¿ przed tob¹ niejeden tu
przyje¿d¿a³. Odmawia³em im wskazania drogi, ale oni lekce sobie wa¿yli moje przestrogi i przymuszali mnie natrêtnie, abym im wyjawi³ tajemnicê, któr¹ wola³bym zachowaæ w g³êbi mego serca. Wiedz,
synu, ¿e wszystkich tych œmia³ków zgubi³o zarozumialstwo. Ani jeden z nich nie powróci³ stamt¹d
¿ywy i zdrów. Przeto, jeœli ¿ycie jest ci mi³e, pójdŸ za moj¹ rad¹ i nie jedŸ dalej, ale zawracaj bez zw³oki do twej ojczyzny, domu i rodziny! Wszelako niez³omny w swym postanowieniu ksi¹¿ê Bahman
tak rzek³: - W przyjazny i dobrotliwy sposób udzieli³eœ mi najszczerszej rady, za co dziêki ci sk³adam z ca³ego serca. Ale nie dbam o niebezpieczeñstwa, które mi gro¿¹, i mam je za nic. A twoje przestrogi, choæby nie wiem jak z³owrogo brzmia³y, nie odwiod¹ mnie od mojego postanowienia. Gdyby
rozbójnicy lub wrogowie mieli na mnie napaœæ, jestem uzbrojony i opancerzony. Mogê siê broniæ i
sam siê obroniê. Jestem bowiem przekonany, ¿e nikt nie dorówna mi si³¹ i odwag¹. Na co stary derwisz tak odpar³: - Istoty, które zagrodz¹ ci drogê i bêd¹ usi³owa³y nie daæ ci dojœæ do owego miejsca, s¹ dla ludzkiego oka niewidoczne i w ¿aden sposób nie zdo³asz ich ujrzeæ. Jak¿e¿ wiêc chcesz przeciwko nim siê potykaæ? - Niech i tak bêdzie! - odpar³ ksi¹¿ê. - Mimo to nie lêkam siê ich i proszê ciê tylko, abyœ
mi drogê do owego miejsca wskaza³. Kiedy derwisz przekona³ siê, i¿ postanowienie ksiêcia jest
niez³omne i ¿e w ¿aden sposób nie da siê go odwieœæ od zamierzonej wyprawy i namówiæ do jej
poniechania, w³o¿y³ rêkê do worka, który sta³ obok niego, wyj¹³ zeñ k³êbek i rzecze: - Skoro, synu, nie chcesz pójœæ za moj¹ rad¹, muszê ust¹piæ wobec twego uporu. WeŸ przeto ten k³êbek, dosi¹dŸ swego rumaka i rzuæ k³êbek przed siebie. Dopóki bêdzie siê toczy³, pod¹¿aj jego œladem. Kiedy jednak siê zatrzyma u stóp pagórka, rzuæ swojemu rumakowi cugle na szyjê i pozostaw go samego, bêdzie bowiem tam sta³ nieruchomo, a¿ do niego powrócisz. Po czym idŸ odwa¿nie pod górê, a po obu stronach
œcie¿ki, zarówno po prawej, jak i po lewej, ujrzysz usypiska olbrzymich czarnych g³azów. Us³yszysz tam wrzask wielu pomieszanych g³osów, tworz¹cych dziki harmider i okropnych dla twego ucha, tak ¿e przera¿enie nape³ni serce i trudno ci bêdzie iœæ dalej. Ale strze¿ siê, abyœ siê nie da³ zniechêciæ, a przede wszystkim, powiadam ci, o ¿adnym czasie i godzinie nie odwracaj g³owy i nie patrz poza siebie.
Jeœli bowiem odwaga odmówi ci pos³uszeñstwa i jeœli spojrzysz w ty³, w tym samym mgnieniu oka
zostaniesz zamieniony w czarny g³az. Wiedz bowiem, ksi¹¿ê, i¿ wszystkie owe g³azy, które ujrzysz rozsiane wzd³u¿ œcie¿ki, to waleczni jak ty mê¿owie, którzy wyruszyli z zamiarem znalezienia trzech osobliwoœci, których i ty poszukujesz. Ale dali siê nastraszyæ owym okropnym g³osom i utraciwszy cz³owiecz¹ postaæ, przeistoczyli siê w czarne ska³y. Je¿eli uda ci siê dotrzeæ do szczytu owej góry file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (10 of 27)2009-06-22 11:13:36
ca³ym i zdrowym, to na samym jej wierzcho³ku znajdziesz klatkê, w której siedzi mówi¹cy ptak.
Odpowie on chêtnie na wszystkie twoje pytania, jego wiêc zapytaj, gdzie znajduj¹ siê œpiewaj¹ce
drzewo i z³ota woda. Skoro wszystkie trzy skarby bêdziesz ju¿ mia³ w swoim posiadaniu, owe rozliczne niebezpieczeñstwa przestan¹ ci zagra¿aæ. Ale dopóki nie wyruszy³eœ jeszcze w drogê, u¿ycz ucha mojej radzie. Zaklinam ciê, wyrzeknij siê swojego zamiaru i wracaj spokojnie do domu. Ale ksi¹¿ê odpar³: -
Œwi¹tobliwy cz³owieku, nie zawrócê z drogi, zanim nie osi¹gnê mojego celu. Nigdy i przenigdy! A wiêc bywaj zdrów! Wskoczy³ na konia i rzuci³ k³êbek przed siebie, a ten potoczy³ siê z szybkoœci¹ wiatru, gdy tymczasem ksi¹¿ê cwa³owa³ za nim ze wzrokiem utkwionym weñ i stale dotrzymuj¹c mu kroku.
Skoro k³êbek zatrzyma³ siê u stóp góry, o której starzec mówi³, ksi¹¿ê zeskoczy³ z siod³a, zarzuci³
rumakowi cugle na szyjê, pozostawi³ go w miejscu i pod¹¿y³ pieszo po stromym zboczu wzwy¿. Jak
okiem siêgn¹æ, œcie¿ka, któr¹ musia³ iœæ, by³a od stóp góry a¿ do jej wierzcho³ka pokryta zwa³ami olbrzymich czarnych g³azów. Nie zd¹¿y³ wszak¿e Bahman przejœæ czterech czy piêciu kroków, gdy
nagle da³ siê s³yszeæ okropny i przera¿aj¹cy zgie³k wielu ró¿nych g³osów, tak jak stary derwisz to przepowiedzia³. Ksi¹¿ê Bahman szed³ jednak dzielnie dalej, z podniesionym czo³em i œmia³ym
krokiem, chocia¿ nie widzia³ nigdzie ¿ywej duszy, a jedynie s³ysza³ woko³o owe potworne wrzaski.
Jedne g³osy wo³a³y: - Co to za szaleniec, sk¹d przybywa? Zatrzymajcie go! Nie przepuszczajcie dalej! A inne dodawa³y: - Napadnijmy na niego! Uchwyæmy tego b³azna, zabijmy go! I wrzask ten nie ustawa³, ale robi³ siê coraz to g³oœniejszy, a¿ w koñcu zmieni³ siê w ryk, donoœny jak huk grzmotu. Jedne g³osy przez drugie wrzeszcza³y: - Zbóju! Skrytobójco! Morderco! A inne g³osy szepta³y drwi¹co: -
Przepuœæmy go, jest przecie¿ taki urodziwy. Pozwólmy mu iœæ dalej, bo oczywiœcie on i tylko on
zdo³a zdobyæ klatkê z mówi¹cym ptakiem. Nie stropiony tym wszystkim ksi¹¿ê wspina³ siê coraz wy¿ej ze swoj¹ zwyk³¹ odwag¹ i wytrwa³oœci¹, stale przyœpieszaj¹c kroku. Lecz nagle g³osy przybli¿y³y siê, sta³y siê ca³kiem bliskie, wzmog³y siê i uwielokrotni³y po obu stronach œcie¿ki tak, ¿e ksi¹¿ê ca³kiem straci³ g³owê. Nogi zaczê³y mu dygotaæ, potkn¹³ siê kilka razy, a¿ w koñcu pokonany strachem
zapomnia³ ca³kiem o przestrodze starego derwisza i obejrza³ siê. W tej samej chwili sta³ siê g³azem, tak samo jak ca³e gromady rycerzy i poszukiwaczy przygód, którzy go na tej drodze poprzedzili.
Tymczasem ksiê¿niczka Perizada mia³a zawsze przy sobie kind¿a³, który jej brat Bahman by³
pozostawi³, i nosi³a go zatkniêty za jedwabny pas. Za ka¿dym razem, kiedy pomyœla³a o bracie,
wyci¹ga³a klingê z pochwy, aby z jej po³ysku dowiedzieæ siê, jak siê bratu powodzi. A¿ do owego dnia, w którym ksi¹¿ê zosta³ w kamieñ przemieniony, klinga by³a czysta i lœni¹ca jak zwierciad³o. Zdarzy³o siê jednak, ¿e owego wieczora, w którym spotka³o ksiêcia Bahmana nieszczêœcie, ksi¹¿ê Parwez
przypadkowo powiedzia³ do Perizady: - Kochana siostrzyczko, daj mi, proszê, swój kind¿a³, abym móg³
siê dowiedzieæ, co siê z naszym bratem dzieje. Ksiê¿niczka wyjê³a kind¿a³ zza pasa i poda³a mu go.
Skoro tylko ksi¹¿ê Parwez kind¿a³ z pochwy wyci¹gn¹³, z klingi zaczê³y skapywaæ krople czerwonej krwi. Ujrzawszy to rzuci³ kind¿a³ o ziemiê i zacz¹³ g³oœno lamentowaæ, a ksiê¿niczka, która
podejrzewa³a ju¿, co siê sta³o, jê³a wylewaæ potoki gorzkich ³ez i wœród szlochów i westchnieñ
zawo³a³a: - Biada mi, mój brat poœwiêci³ swoje ¿ycie dla mnie! Biada mi, po có¿ opowiada³am mu o mówi¹cym ptaku, œpiewaj¹cym drzewie i z³otej wodzie! Po co wypytywa³am ow¹ star¹ niewiastê, czy jej siê nasz dom podoba, i musia³am od niej, w odpowiedzi na moje pytanie, dowiedzieæ siê o istnieniu owych trzech osobliwoœci? Oby nigdy nie przekroczy³a naszego progu i nie zas³oni³a ¿a³ob¹ drzwi
naszego domu! Niewdziêczna ob³udnico, czy w ten sposób odwdziêczasz mi siê za moj¹ dobroæ i
zaszczyty, którymi ciê tak szczodrze obsypa³am?! I dlaczegó¿ musia³am siê jeszcze pytaæ, w jaki
sposób mo¿na te cudowne przedmioty zdobyæ? Gdybym nawet je pozyska³a, po có¿ mi one, skoro
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (11 of 27)2009-06-22 11:13:36
mego brata Bahmana nie ma ju¿ wœród ¿ywych? I tak Perizada uleg³a ca³kiem swej boleœci i
op³akiwa³a swój smutny los, a ksi¹¿ê Parwez lamentowa³ w najg³êbszym ¿alu po starszym bracie. W
koñcu jednak ksi¹¿ê, który mimo swej ¿a³oby nie zapomnia³ o tym, i¿ jego siostra ci¹gle jeszcze nie pozby³a siê gor¹cego pragnienia, aby owe trzy osobliwoœci posi¹œæ, zwróci³ siê do Perizady tymi
s³owy: - Godzi siê, mi³a siostrzyczko, abym ja teraz wyruszy³ w drogê i sprawdzi³, czy brata naszego Bahmana dosiêg³a œmieræ zgodnie ze zrz¹dzeniem losu, czyli te¿ zamordowa³ go jakiœ niecny
nieprzyjaciel, gdy¿ jeœli brat nasz zosta³ zamordowany, muszê wywrzeæ straszliw¹ zemstê na jego
mordercy. Ksiê¿niczka Perizada b³aga³a jednak wœród ³ez ksiêcia Parweza aby jej nie opuszcza³. -
Radoœci mojego serca, zaklinam ciê na Allacha, nie idŸ œladem naszego drogiego, zmar³ego brata i nie opuszczaj mnie. Ju¿ mi na owych osobliwoœciach wcale nie zale¿y, zw³aszcza ¿e obawiam siê, abym i ciebie równie¿ nie utraci³a, jeœli po nie wyruszysz. - Atoli ksi¹¿ê Parwez nie zwa¿aj¹c na jej lamenty po¿egna³ siê z ni¹ zaraz nastêpnego dnia. Zanim wybra³ siê w drogê, siostra tak doñ przemówi³a: -
Kind¿a³, który Bahman by³ mi pozostawi³, pos³u¿y³ za sposób powiadomienia nas o nieszczêœciu, które go spotka³o. Ale powiedz jak bêdê mog³a siê dowiedzieæ, czy tobie siê coœ nie przytrafi³o? Ksi¹¿ê Parwez wyci¹gn¹³ sznur, na którym nanizane by³o sto pere³, i rzek³: - Dopóki wszystkie te per³y da siê przesuwaæ ³atwo po sznurze tam i z powrotem, bêdziesz wiedzia³a, ¿e jestem wœród ¿ywych. Skoro
jednak zauwa¿ysz, ¿e per³y mocno s¹ z sob¹ zwarte i poruszyæ siê ich nie da, wtedy wiedz, ¿e zgin¹³em.
Ksiê¿niczka wziê³a sznur pere³ i w³o¿y³a go sobie na szyjê z mocnym postanowieniem, by je co godzinê ogl¹daæ i móc przekonywaæ siê, co siê z jej drugim bratem dzieje. Ksi¹¿ê Parwez zaœ wyruszy³ w drogê i dwudziestego dnia podró¿y przyby³ na to samo miejsce, gdzie Bahman spotka³ starego derwisza, który i teraz tam siedzia³. Parwez pozdrowi³ starca i spyta³: - Azali mo¿esz mi powiedzieæ, gdzie znajdê mówi¹cego ptaka, œpiewaj¹ce drzewo i z³ot¹ wodê, i co mam uczyniæ, aby te osobliwoœci posi¹œæ?
Jeœli mo¿esz, to, proszê ciê, powiedz mi o tym! Starzec usi³owa³ odwieœæ ksiêcia Parweza od jego przedsiêwziêcia, przedstawiaj¹c mu wszystkie niebezpieczeñstwa czyhaj¹ce na drodze. Przy tym doda³: -
Niewiele dni temu by³ tu jeden, który rysami twarzy ciebie przypomina³. Pyta³ o to samo, co ty.
Przestrzega³em go przed wszystkimi gro¿¹cymi mu w tym miejscu niebezpieczeñstwami i usi³owa³em
odwieœæ go od jego zamiaru. Wszelako on zlekcewa¿y³ przestrogi i nie chcia³ pójœæ za moj¹ rad¹.
Odjecha³ st¹d powiadomiony przeze mnie dok³adnie, jak odnaleŸæ owe osobliwoœci, których szuka³.
Ale a¿ do tej chwili nie wróci³ i nie ulega w¹tpliwoœci, ¿e musia³ zgin¹æ, tak jak wielu œmia³ków, którzy go w tym niebezpiecznym przedsiêwziêciu poprzedzili. A ksi¹¿ê Parwez na to: - Œwi¹tobliwy ojcze, ów m³odzieniec, o którym mówisz, to mój rodzony brat. Wiem równie¿, ¿e nie ma go miêdzy
¿ywymi, ale nie wiem, w jaki sposób zgin¹³. - M³ody panie - odpar³ starzec - mogê ciê o tym dok³adnie powiadomiæ; brat twój zosta³ przemieniony w czarny g³az, tak samo jak i tamci wszyscy, o których ci opowiada³em. Jeœli mojej rady nie us³uchasz i przestrogê zlekcewa¿ysz, niew¹tpliwie i ty zginiesz w ten sam sposób, co i twój brat, przeto przestrzegam ciê uroczyœcie, wyrzeknij siê tego zamys³u! Ksi¹¿ê Parwez s³owa te rozwa¿y³ i odpowiedzia³: - Œwi¹tobliwy starcze, moja wdziêcznoœæ wobec ciebie nie ma granic, jestem ci wielce zobowi¹zany za troskliwoœæ o mnie oraz za przychylne rady i ¿yczliwe przestrogi. Nie zas³ugujê bowiem na tyle dobroci, któr¹ wyœwiadczasz obcemu ci cz³owiekowi. Teraz wszak¿e mam do ciebie proœbê: wska¿ mi drogê, gdy¿ mam mocne postanowienie jechaæ dalej i za
¿adn¹ cenê nie wyrzeknê siê mego przedsiêwziêcia. Proszê ciê, powiadom mnie ³askawie jak
najdok³adniej o drodze, któr¹ mam obraæ, tak jak brata mego wówczas powiadomi³eœ. Na co stary
derwisz odpowiedzia³: - A wiêc nie chcesz daæ baczenia na moj¹ przestrogê ani uczyniæ tego, o co ciê proszê! Sam wybra³eœ! Widocznie zgodnie ze zrz¹dzeniem losu muszê ci w twoim œmia³ym czynie
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (12 of 27)2009-06-22 11:13:36
pomóc. I chocia¿ z powodu mojego sêdziwego wieku i starczej s³aboœci nie mogê ciê na samo miejsce
odprowadziæ, nie odmówiê ci jednak przewodnika. Tedy ksi¹¿ê Parwez dosiad³ rumaka, a starzec wyj¹³
z worka jeden ze znajduj¹cych siê tam k³êbków, wrêczy³ go m³odzieñcowi i nauczy³, jak ma
postêpowaæ, zupe³nie tak samo, jak by³ doradzi³ jego bratu, Bahmanowi. Udzieliwszy mu wielu rad i wskazówek, zakoñczy³ s³owami: - M³ody panie, uwa¿aj, abyœ siê nie da³ omamiæ wszystkim tym
groŸnym wrzaskom ani zastraszyæ okrzykom niewidzialnych istot, które us³yszysz. Ale wspinaj siê
nieustraszenie a¿ do szczytu góry, gdzie znajdziesz klatkê z mówi¹cym ptakiem, œpiewaj¹ce drzewo i z³ot¹ wodê. Powiedziawszy to, starzec po¿egna³ ksiêcia, ¿ycz¹c mu wszelkiej pomyœlnoœci, i ksi¹¿ê Parwez ruszy³ dalej. Rzuci³ k³êbek przed siebie i kiedy ten toczy³ siê po œcie¿ce, ksi¹¿ê da³ ostrogi swemu rumakowi, aby za tocz¹cym siê k³êbkiem nad¹¿yæ. Kiedy dojecha³ do stóp góry i zauwa¿y³, i¿
k³êbek zatrzyma³ siê i le¿y nieruchomo, zeskoczy³ z siod³a i przystan¹³ na chwilê rozwa¿aj¹c raz jeszcze ka¿d¹ wskazówkê starego derwisza. Po czym poszed³ w górê, mocny odwag¹ i zdecydowaniem, by
osi¹gn¹æ szczyt. Zaledwie jednak zacz¹³ wspinaæ siê pod górê, gdy us³ysza³ obok siebie g³os, który ur¹ga³ mu, grozi³ i krzycza³: - Nieszczêsny m³odziku, zatrzymaj siê, abym móg³ ciê za twoj¹
bezczelnoœæ wych³ostaæ! Ksi¹¿ê Parwez poczu³, ¿e krew mu wre z oburzenia. Nie mog¹c opanowaæ
gniewu, w zapalczywoœci swojej zapomnia³ zupe³nie o s³owach starego derwisza. Chwyci³ za rêkojeœæ szabli, wyrwa³ j¹ z pochwy i odwróci³ siê, aby zabiæ cz³owieka, który œmia³ go obraziæ, ale nie ujrza³
nikogo i w momencie kiedy siê obejrza³, zostali wraz z rumakiem zamienieni w czarne g³azy.
Tymczasem ksiê¿niczka Perizada przez ca³y czas, o ka¿dej godzinie dnia i nocy pyta³a sznura pere³, który jej ksi¹¿ê Parwez by³ zostawi³, o los brata. Przelicza³a per³y wieczorem, udaj¹c siê na spoczynek, a nawet œpi¹c mia³a je na szyi, podczas ciemnych godzin nocy. A kiedy o porannym brzasku budzi³a siê ze snu, od razu spogl¹da³a na per³y. I w³aœnie w chwili, w której jej drugi brat zosta³ w kamieñ przemieniony, zauwa¿y³a, ¿e per³y sczepi³y siê tak mocno ze sob¹, ¿e nie da³o siê odsun¹æ jednej od drugiej. Po tym znaku ksiê¿niczka pozna³a, ¿e i ksi¹¿ê Parwez jest dla niej na wieki stracony. Piêkna Perizada odczu³a g³êboko ten nag³y cios i tak do siebie powiedzia³a: "O biada mi, biada nieszczêsnej!
Jak¿e¿ gorzkie bêdzie moje ¿ycie bez obu mych braci, którzy m³ode ¿ywoty z³o¿yli dla mnie w ofierze.
Teraz ja powinnam podzieliæ ich los, bo i có¿ powiem w dniu S¹du Ostatecznego, kiedy umarli
zmartwychwstan¹, a ca³a ludzkoœæ czekaæ bêdzie na wyrok?" Dlatego nazajutrz rano, nie zwlekaj¹c i nie oci¹gaj¹c siê, przywdzia³a mêskie szaty i powiedziawszy swym dziewczêtom s³u¿ebnym i
niewolnicom, ¿e na kilka dni wyje¿d¿a w wa¿nych sprawach, a one bêd¹ musia³y przez ten czas pilnie strzec jej domu i mienia, dosiad³a rumaka i wyruszy³a w drogê samotna i bez orszaku. Zrêczna w
kunszcie jeŸdzieckim, gdy¿ czêsto braciom swym towarzyszy³a na polowaniach i przeja¿d¿kach, lepiej od innych kobiet znosi³a trud i uci¹¿liwoœæ podró¿y. Dwudziestego dnia przyby³a ca³a i zdrowa do chaty pustelnika, a ujrzawszy tam tego samego derwisza, usiad³a u jego boku. Pozdrowiwszy go
uprzejmie, tak do niego rzecze: - Œwi¹tobliwy ojcze, pozwól mi chwilê w tym obiecuj¹cym szczêœcie cichym zak¹tku ode tchn¹æ i odpocz¹æ. Potem racz, proszê, wskazaæ mi drogê do miejsca, które
podobno jest niedaleko st¹d i gdzie ponoæ znajduj¹ siê: mówi¹cy ptak, œpiewaj¹ce drzewo i z³ota woda.
Jeœli zechcesz mi to wyjawiæ, uznam to za najwiêksz¹ ³askê z twojej strony. Starzec jej odpowiedzia³: -
G³os twój zdradza, ¿e jesteœ niewiast¹, chocia¿ szaty nosisz mêskie. Znam dobrze miejsce, o którym mówisz i gdzie wymienione przez ciebie osobliwoœci siê znajduj¹. Ale powiedz mi, w jakim celu o to mnie prosisz? A ksiê¿niczka Perizada na to: - S³ysza³am ju¿ niejedno o tych przedziwnych i cudownych osobliwoœciach i dlatego chcia³abym je posi¹œæ, aby zanieœæ je do mojego domu, gdzie bêd¹
stanowi³y najwiêksz¹ jego ozdobê. - Tak, moja córko - przerwa³ jej starzec - zaiste osobliwoœci te s¹ w file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (13 of 27)2009-06-22 11:13:36
najwy¿szym stopniu rzadkie i cudowne. Godzi siê te¿, aby je taka piêknoœæ, jak ty, zdoby³a i do domu swego zabra³a. Ale chyba nie podejrzewasz nawet, jak ró¿norakie i straszne s¹ niebezpieczeñstwa, które woko³o nich siê czaj¹. Lepiej by by³o dla ciebie, gdybyœ poniecha³a tej nierozs¹dnej myœli i powróci³a t¹ sam¹ drog¹, któr¹ tu przyby³aœ. Ksiê¿niczka wszak¿e odpowiedzia³a: - Œwi¹tobliwy ojcze i s³awny na ca³y œwiat pustelniku, przybywam z dalekiej krainy, do której nie chcê powróciæ nie osi¹gn¹wszy
mojego celu, nigdy, przenigdy! B³agam ciê przeto, powiedz mi, co to za niebezpieczeñstwa i na czym one polegaj¹, aby serce moje mog³o os¹dziæ, czy posiadam doœæ si³ i odwagi, aby im siê
przeciwstawiæ, czyli te¿ nie! Wtedy stary derwisz opowiedzia³ dok³adnie ksiê¿niczce o wszystkich niebezpieczeñstwach czyhaj¹cych na drodze, tak samo jak opowiedzia³ to w swoim czasie obu jej
braciom, i tak zakoñczy³: - Niebezpieczeñstwa te objawi¹ siê, jak tylko zaczniesz wspinaæ siê pod górê i nie skoñcz¹ siê wczeœniej, a¿ osi¹gniesz szczyt, gdzie znajduje siê ów mówi¹cy ptak. Potem, jeœli szczêœcie ci dopisze i uda ci siê ptaka z³apaæ, zaprowadzi ciê on tam, gdzie bêdziesz mog³a znaleŸæ œpiewaj¹ce drzewo i z³ot¹ wodê. Przez ca³y czas, kiedy bêdziesz wspinaæ siê pod górê, straszne ryki z niewidzialnych paszcz i okropne dzikie ha³asy bêd¹ do uszu twych dolatywa³y. A poza tym ujrzysz na drodze czarne ska³y i g³azy; s¹ to, musisz o tym wiedzieæ, zaczarowane cia³a mê¿ów, którzy z niezwyk³¹
odwag¹ usi³owali dokonaæ tego samego, co i ty. Porwani nag³ym strachem wszak¿e i skuszeni do
rzucenia okiem za siebie, zostali w g³azy te przemienieni. Pamiêtaj wiêc stale o tym, co siê im
przytrafi³o. Pocz¹tkowo ws³uchiwali siê w owe okropne g³osy i przekleñstwa, nie trac¹c odwagi. Potem jednak serca ich i umys³y stawa³y siê lêkliwe albo wybuchali gniewem, na skutek obraŸliwych
wyzwisk, którymi œmia³ków obrzucano. I wtedy, spojrzawszy za siebie, stawali siê wraz z koñmi
czarnymi g³azami. Kiedy stary derwisz skoñczy³, ksiê¿niczka odpar³a: - Z tego, coœ rzek³,
zrozumia³am, ¿e g³osy te potrafi¹ tylko groziæ i budziæ strach swoim przeraŸliwym ha³asem i ¿e nie potrzeba obawiaæ siê ¿adnej napaœci. Jedyna rzecz konieczna - to w ¿adnym wypadku nie ogl¹daæ siê poza siebie. I po krótkiej chwili doda³a: - Œwi¹tobliwy derwiszu, chocia¿ jestem s³ab¹ niewiast¹, mam jednak doœæ odwagi i si³, które pomog¹ mi przebyæ wszystkie z³e przygody. Nie bêdê zwraca³a uwagi na te okropne g³osy, nie dam siê rozgniewaæ ani przestraszyæ. Wymyœli³am te¿ podstêp, który zapewni mi powodzenie w tym przedsiêwziêciu. - Có¿ zamierzasz uczyniæ? - spyta³ derwisz. A Perizada na to: -
Zatkam sobie uszy bawe³n¹ tak, aby duch mój nie móg³ byæ otumaniony, a rozum mój wyprowadzony z
równowagi. Zdumiony starzec zawo³a³: - Dostojna pani, zdaje mi siê, ¿e s¹dzone ci jest zdobyæ te osobliwoœci, których szukasz! Taki podstêp nie przyszed³ bowiem dotychczas nikomu na myœl i
dlatego zapewne wszyscy twoi poprzednicy ponieœli tak¹ haniebn¹ pora¿kê i przy wykonywaniu swego przedsiêwziêcia poginêli. Ale i ty daj baczenie na swoj¹ osobê i nie nara¿aj siê na inne
niebezpieczeñstwa, prócz tych, których przezwyciê¿enia to przedsiêwziêcie wymaga. - Nie mam
podstawy do lêku - odpar³a ksiê¿niczka - albowiem zagra¿a mi obecnie tylko jedno jedyne
niebezpieczeñstwo, które mog³oby mi przeszkodziæ w osi¹gniêciu zamierzonego celu. Serce moje mówi mi, ¿e niew¹tpliwie zdobêdê nagrodê, dla której podjê³am siê tylu trudów i uci¹¿liwoœci. Ale teraz rzeknij mi, co mam uczyniæ i dok¹d siê udaæ, aby mój cel osi¹gn¹æ. Starzec raz jeszcze zaklina³ j¹, aby do domu powróci³a, ale Perizada obstawa³a przy swoim, mocna swym niez³omnym postanowieniem.
Skoro poj¹³, i¿ w ¿adnym wypadku nie da ona za wygran¹, zawo³a³: - JedŸ wiêc, moja córko, w pokoju i niech Allach obdarzy ciê swym b³ogos³awieñstwem, niech chroni twoj¹ m³odoœæ i urodê od wszelkiego z³a! Po czym wyj¹³ k³êbek ze swego worka, wrêczy³ jej i rzek³: - Kiedy bêdziesz ju¿ siedzia³a w siodle, rzuæ ten k³êbek przed siebie i jedŸ za nim, a skoro zatrzyma siê u stóp góry, zeskocz z konia i pójdŸ po zboczu na szczyt! O tym, co bêdzie siê dzia³o, ju¿ ci mówi³em. Ksiê¿niczka po¿egnawszy siê ze
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (14 of 27)2009-06-22 11:13:36
œwi¹tobliwym starcem, wskoczy³a na rumaka i cisnê³a przed siebie k³êbek, który potoczy³ siê w
kierunku góry tak prêdko, ¿e ksiê¿niczka musia³a daæ koniowi.ostrogi, aby dotrzymaæ mu kroku. Nagle u stóp góry k³êbek siê zatrzyma³. Wówczas ksiê¿niczka zeskoczy³a z rumaka i zatkawszy sobie
starannie uszy bawe³n¹, zaczê³a pi¹æ siê pod górê z nieustraszonym sercem i nie znaj¹c¹ lêku dusz¹.
Zaledwie usz³a kilka kroków, rozpêta³ siê woko³o niej zgie³k wielu g³osów. Ale ona nic nie s³ysza³a, poniewa¿ s³uch jej by³ przytêpiony bawe³n¹. Potem rozleg³y siê przera¿aj¹ce wrzaski i okropne ha³asy, ale ona tego nie s³ysza³a. W koñcu wrzaski przemieni³y siê w istn¹ burzê piskliwych skowytów i
jêkliwych westchnieñ pomieszanych z obrzydliwymi przekleñstwami. Od czasu do czasu dochodzi³o do niej s³abe echo tych wszystkich g³osów, ale ona nie zwraca³a na nie uwagi, lecz uœmiecha³a siê tylko i tak do siebie mówi³a: "Có¿ mog¹ mnie obchodziæ ich drwiny i przedrzeŸniania oraz ur¹gliwe obelgi!
Niech sobie wrzeszcz¹, szczekaj¹ i ujadaj¹, ile im siê tylko podoba. Nie odwiedzie mnie to od mojego celu!" W miarê tego jednak, jak Perizada zbli¿a³a siê do szczytu góry, droga stawa³a siê coraz niebezpieczniejsza i powietrze drga³o wprost od piekielnego ha³asu i coraz okropniejszych ryków.
Ksiê¿niczka wszak¿e kroczy³a nieustraszenie naprzód, tak ¿e wnet znalaz³a siê tu¿ przy samym szczycie góry i widzia³a ju¿ nad sob¹ klatkê, w której mówi¹cy ptak wyœpiewywa³ swoje melodyjne trele. Kiedy ptak spostrzeg³ zbli¿aj¹c¹ siê ksiê¿niczkê, jego g³os zamieni³ siê w huk podobny do grzmotu, kiedy wo³a³: - Zawracaj, b³aŸnico! IdŸ precz i nie wa¿ siê podejœæ do mnie bli¿ej! Ale Perizada nie
zwracaj¹c uwagi na wrzask ptaka œmia³o wst¹pi³a na szczyt góry, podbieg³a do klatki i chwyci³a j¹, mówi¹c: - Mam ciê nareszcie, teraz mi ju¿ nie ujdziesz! Po czym wyjê³a z uszu bawe³nê, któr¹ by³y zatkane, i us³ysza³a, jak mówi¹cy ptak zwróci³ siê do niej ³agodnym ju¿ g³osem: - Dzielna i szlachetna pani, b¹dŸ dobrej myœli! Albowiem nic z³ego ci siê nie stanie w przeciwieñstwie do nieszczêœæ, jakie przytrafi³y siê tym, którzy dotychczas chcieli mnie zdobyæ. Chocia¿ bowiem mieszkam w klatce,
dochodz¹ do mnie jednak tajemne wieœci o tym, co dzieje siê na œwiecie zamieszkanym przez ludzi.
Przeto cieszê siê, i¿ bêdê twoim niewolnikiem, a ty zostaniesz moj¹ pani¹. Poza tym wiem wszystko, co ciebie dotyczy, i to nawet jeszcze lepiej, ni¿ ty sama o tym mo¿esz wiedzieæ. I nadejdzie dzieñ, kiedy wyœwiadczê ci us³ugê i zas³u¿ê sobie tym na twoj¹ wdziêcznoœæ. Powiedz jednak teraz, co mi
rozkazujesz? Mów, abym móg³ spe³niæ twoje ¿yczenie! Ksiê¿niczka Perizada by³a uszczêœliwiona,
s³ysz¹c te s³owa, ale radoœæ m¹ci³a jej myœl, ¿e bracia, do których by³a serdeczn¹ mi³oœci¹
przywi¹zana, poœwiêcili dla niej swoje m³ode ¿ycia. I tak do mówi¹cego ptaka rzek³a: - ¯yczeñ mam bez liku, ale przede wszystkim pytam ciê, czy z³ota woda, o której tyle s³ysza³am, znajduje siê tu gdzieœ
blisko, a skoro tak jest, naucz mnie, w jaki sposób mam j¹ odnaleŸæ. Ptak niezw³ocznie wskaza³
ksiê¿niczce Perizadzie drogê, ona zaœ wziê³a srebrn¹ amforê, któr¹ by³a z sob¹ przywioz³a, i nape³ni³a j¹
a¿ po brzegi wod¹ z czarodziejskiego Ÿród³a. Po czym tak do ptaka powiada: - Trzecia i ostatnia
osobliwoœæ, w poszukiwaniu której wyruszy³am w drogê, to œpiewaj¹ce drzewo; powiedz mi, gdzie
mogê je odnaleŸæ! - O najpiêkniejsza z piêknych - odpar³ ptak - tu¿ za tob¹ w zaroœlach roœnie owo drzewo! Tedy ksiê¿niczka pobieg³a tam zaraz i odnalaz³a drzewo, którego poszukiwa³a i które
przywita³o j¹ najcudowniejsz¹ pieœni¹. Poniewa¿ jednak drzewo by³o mocne i roz³o¿yste, wróci³a do swego skrzydlatego niewolnika i rzek³a doñ: - Wprawdzie odnalaz³am œpiewaj¹ce drzewo, ale jest ono wysokie i grube, wska¿ mi wiêc sposób, jak mam je wyrwaæ z korzeniami. Ptak jej odpowiedzia³: -
U³am ga³¹zkê z owego drzewa i posadŸ j¹ w swoim ogrodzie. Wtedy ga³¹zka niezw³ocznie zapuœci
korzenie i w nied³ugim czasie wyroœnie z niej drzewo takie wysokie i piêkne jak to, które tam widzisz w zaroœlach. Wówczas ksiê¿niczka u³ama³a ga³¹zkê, a poniewa¿ by³a obecnie ju¿ w posiadaniu
wszystkich trzech osobliwoœci, o których pustelnica opowiada³a, duma jej nie mia³a granic. Potem file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (15 of 27)2009-06-22 11:13:36
zwróci³a siê do ptaka mówi¹c: - Zaiste mam teraz wszystko, czego sobie ¿yczy³am, ale mimo to nie
jestem w pe³ni szczêœliwa. Bracia moi, którzy z takim samym zamiarem, jak ja, wa¿yli siê tu
wyruszyæ, le¿¹ w pobli¿u, przemienieni w czarne g³azy. O, jak¿e pragnê³abym przywróciæ im ¿ycie, abym mog³a z nimi wspólnie powróciæ do domu, ciesz¹c siê powodzeniem mojej wyprawy! Przeto
wska¿ mi sposób, w jaki mog³abym moje pragnienie urzeczywistniæ! A ptak mówi¹cy ludzkim g³osem
na to: - Nie frasuj siê, ksiê¿niczko! Opryskaj czarne g³azy, które tu nas otaczaj¹, z³ot¹ wod¹, a przez jej czarodziejsk¹ moc wszyscy powróc¹ do ¿ycia, zarówno twoi obaj bracia, jak i inni d¿ygici. Tedy
ksiê¿niczka Perizada poczu³a spokój w swoim sercu, wziê³a ze sob¹ swoje trzy zdobycze i uda³a siê w powrotn¹ drogê, opryskuj¹c kilku kroplami z³otej wody ze srebrnej amfory ka¿dy czarny g³az, jaki mija³a. I oto nagle wszystkie g³azy o¿y³y, przemieniaj¹c siê w ludzi i rumaki. Wœród nich byli i obaj jej bracia, którym rzuci³a siê na szyjê i obejmuj¹c czule, zapyta³a z udanym zdumieniem: - O bracia moi, có¿ wy tu robicie? - Spaliœmy pogr¹¿eni w mocnym œnie - odparli. A ksiê¿niczka tak dalej mówi³a: -
Dziwne zaiste, ¿e mogliœcie rozkoszowaæ siê snem tak daleko ode mnie, zapomniawszy widocznie o
zamiarze, z jakim ¿eœcie mnie opuœcili, zapomniawszy o mówi¹cym ptaku, œpiewaj¹cym drzewie i
z³otej wodzie, któreœcie mieli zdobyæ! Czy widzieliœcie, ¿e ca³e zbocze tej góry pokryte jest czarnymi g³azami? Spójrzcie tam teraz! Wszyscy ci mê¿owie i ich rumaki, których widzicie, byli tak jak i wy do niedawna czarnymi g³azami, ale z ³aski Allacha wszystkie te g³azy o¿y³y i czekaj¹ na has³o do
wyruszenia w drogê. A jeœli chcecie siê dowiedzieæ, w jaki cudowny sposób ludzka postaæ zosta³a im przywrócona, wiedzcie¿, ¿e sta³o siê to dziêki czarodziejskiej mocy z³otej wody z tej oto amfory.
Uczyni³am to za pozwoleniem W³adcy wszystkiego, co ¿yje. Zdoby³am klatkê z mówi¹cym ptakiem
oraz œpiewaj¹ce drzewo, którego ga³¹zkê obecnie w rêku moim widzicie, a w koñcu jeszcze i z³ot¹
wodê, ale po có¿ mnie to by³o, jeœli wy obaj nie mogliœcie mi towarzyszyæ. Zapyta³am przeto
mówi¹cego ptaka, jakiego sposobu u¿yæ, aby wam przywróciæ ¿ycie. On zaœ zaleci³ mi opryskaæ kilku kroplami z³otej wody le¿¹ce tu g³azy, a skoro to uczyni³am, zarówno wy obaj, jak i wszyscy inni
przemienieni w g³azy odzyskali swoj¹ dawn¹ postaæ. Bahman i Parwez dziêkowali swojej siostrze
Perizadzie, wynosz¹c j¹ pod niebiosa. Równie¿ i wszyscy inni, których uratowa³a, obsypali j¹ s³owami podziêki i b³ogos³awieñstwa, po czym wszyscy powiedzieli jednog³oœnie: - Dostojna pani, jesteœmy twoimi niewolnikami. Nawet dozgonna s³u¿ba u ciebie nie zdo³a nale¿ycie odp³aciæ ci za ³askê, któr¹
nam wyœwiadczy³aœ. Rozkazuj, a jesteœmy gotowi sercem i dusz¹ byæ ci pos³uszni! A Perizada na to:
- Mym celem i zamiarem by³o zbudziæ z powrotem do ¿ycia moich braci. A kiedy to uczyni³am, i
wyœcie na tym skorzystali, i dlatego przyjmujê wasz¹ podziêkê jako naddatek radoœci. Siadajcie na wasze rumaki i udajcie siê w pokoju i z b³ogos³awieñstwem Allacha tymi samymi drogami, którymi tu przybyliœcie! I tak ksiê¿niczka po¿egna³a ich wszystkich, a potem sama przysposobi³a siê do drogi.
Kiedy jednak chcia³a ju¿ dosi¹œæ rumaka, ksi¹¿ê Bahman poprosi³ j¹ o pozwolenie, aby móg³ wzi¹æ do rêki klatkê z ptakiem i jechaæ z ni¹ na przedzie. Ksiê¿niczka wszak¿e nie zgodzi³a siê i rzek³a: - Nie tak rych³o, mój bracie! Ptak ten jest moim niewolnikiem i dlatego pragnê sama nieœæ jego klatkê. Jeœli chcesz, to mo¿esz wzi¹æ tê ga³¹zkê, a klatkê przytrzymaj tylko przez chwilê, zanim nie wskoczê na siod³o. Po czym dosiad³a rumaka i opar³szy klatkê z ptakiem na siodle przed sob¹, poleci³a bratu Parwezowi, aby wzi¹³ srebrn¹ amforê ze z³ot¹ wod¹ i wióz³ j¹ z wielk¹ troskliwoœci¹, a ten spe³ni³ jej
¿yczenie jak najchêtniej. Skoro wszyscy byli ju¿ do drogi gotowi, ksiê¿niczka rzek³a: - Dlaczegó¿
zwlekamy z wyjazdem i nikt nie ofiarowuje swych us³ug jako przewodnik? Poniewa¿ jednak wszyscy
nadal siê oci¹gali, ksiê¿niczka wyda³a rozkaz: - Niech wiêc ten spoœród was, którego szlachetne
urodzenie i wysokie stanowisko do takiego wyró¿nienia upowa¿niaj¹, jedzie pierwszy i wskazuje nam file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (16 of 27)2009-06-22 11:13:36
drogê! Wtedy wszyscy odpowiedzieli jej zgodnym chórem: - Najpiêkniejsza z piêknych, nikt z nas nie
jest godzien dost¹piæ takiego zaszczytu i nikomu z nas nie wolno jechaæ przed tob¹. Skoro nikt z d¿ygitów nie przyzna³ sobie prawa pierwszeñstwa i przewodnictwa, ksiê¿niczka przeprosi³a ich
uprzejmie, mówi¹c: - Cni panowie, wed³ug prawa i obyczaju nie nale¿y, abym jecha³a pierwsza.
Poniewa¿ jednak na to nalegacie, muszê byæ pos³uszna. Tedy pojecha³a na czele orszaku, za ni¹ bracia, a dopiero za nimi reszta. I gdy tak jechali, wszyscy zapragnêli ujrzeæ œwi¹tobliwego starca, aby podziêkowaæ mu za jego ¿yczliwoœæ i dobre rady. Kiedy wszak¿e przybyli na miejsce, gdzie
zamieszkiwa³, zastali go bez ¿ycia. I nikt nie wiedzia³, czy sêdziwy wiek by³ powodem jego œmierci, czy te¿ ura¿ona duma, poniewa¿ ksiê¿niczka odnalaz³a i zabra³a owe trzy osobliwoœci, których stró¿em i nadzorc¹ los go wyznaczy³. Kawalkada jecha³a radoœnie dalej, a za ka¿dym razem, kiedy mijali drogê prowadz¹c¹ do ojczyzny któregoœ z d¿ygitów, ten ¿egna³ siê z dostojn¹ Perizad¹ i od³¹cza³ siê od orszaku, a¿ w koñcu wszyscy odjechali, tak ¿e ksiê¿niczka pozosta³a samotrzeæ ze swoimi braæmi. W
koñcu dotarli bezpiecznie i zdrowo do celu podró¿y. Kiedy przekroczyli próg swego zamku, ksiê¿niczka Perizada zawiesi³a klatkê z ptakiem tu¿ ko³o ulubionej altany. A skoro ptak mówi¹cy zacz¹³ œpiewaæ, nadlecia³y ca³e chmary turkawek, s³owików, drozdów, skowronków, papug oraz przeró¿nego
œpiewaj¹cego ptactwa z daleka i z bliska. Przywiezion¹ zaœ ga³¹zkê, któr¹ Perizada u³ama³a ze
œpiewaj¹cego drzewa, posadzi³a na piêknej grzêdzie przy altanie. I niezw³ocznie ga³¹zka zapuœci³a korzenie, rozkrzewi³a siê, wypuœci³a pêdy i ros³a wspaniale, tak ¿e wkrótce sta³a siê równie wielkim i roz³o¿ystym drzewem jak to, z którego by³a zerwana. A listowie m³odego drzewa wydawa³o czaruj¹ce tony, zupe³nie podobne do melodyjnych dŸwiêków macierzystego drzewa. W koñcu ksiê¿niczka kaza³a
wykuæ z bia³ego marmuru wspania³¹ misê i postawiæ j¹ w wirydarzu. Po czym wla³a do niej z³ot¹ wodê i ta niezw³ocznie wype³ni³a ca³¹ misê, bij¹c w górê jak fontanna na jakieœ dwadzieœcia stóp. Niczym z³ociste snopy promieni woda spada³a ³ukiem tam, sk¹d wytryskiwa³a, tak ¿e ani jedna kropla siê nie marnowa³a. W ten sposób woda nieprzerwanym strumieniem porusza³a siê i nic z niej nie ubywa³o.
Minê³o zaledwie kilka dni, a ju¿ wieœæ o tych trzech osobliwoœciach rozesz³a siê po ca³ym kraju.
T³umy ludzi przybywa³y codziennie, aby nacieszyæ siê ich widokiem, zw³aszcza i¿ bramy pa³acu sta³y dla wszystkich otworem. Ka¿dy, kto przybywa³, mia³ wolny wstêp do pa³acu i ogrodów oraz móg³
przechadzaæ siê do woli i przygl¹daæ owym dziwom nad dziwy, które nape³nia³y wszystkich
najwy¿szym zachwytem i zdumieniem. Obaj ksi¹¿êta wypoczêli nieco po trudach podró¿y i zaczêli tak samo, jak przedtem, jeŸdziæ na ³owy. Pewnego dnia, kiedy odjechali na dobre kilka mil od domu i byli ca³kowicie poch³oniêci myœliwsk¹ rozrywk¹, zdarzy³o siê, ¿e szach krainy irañskiej, dziêki zrz¹dzeniu losu, przyby³ na to samo miejsce z tym samym zamiarem. M³odzi ksi¹¿êta, widz¹c przybywaj¹c¹
gromadê d¿ygitów i myœliwców, chcieli ju¿ wracaæ, aby unikn¹æ spotkania z nimi. Przerwali wiêc
³owy i skierowali siê w stronê domu, ale los chcia³ i przeznaczenie tak zrz¹dzi³o, ¿e musieli wracaæ t¹
sam¹ drog¹, któr¹ jecha³ szach Chosru. Œcie¿ka zaœ by³a tak w¹ska, ¿e jeŸdŸcy nie mogli siê na niej min¹æ. Przeto ksi¹¿êta zjechali z drogi, zeskoczyli z rumaków i ¿ycz¹c pokoju szachowi, sk³onili siê nisko. Po czym stanêli z pochylonymi g³owami przed nim. Kiedy szach ujrza³ bogate rzêdy rumaków i drogocenne szaty ksi¹¿¹t, pomyœla³, i¿ obaj m³odzieñcy nale¿¹ do œwity jego wezyrów i dostojników pañstwowych, i dlatego zapragn¹³ spojrzeæ im w twarz. Przeto rozkaza³ im podnieœæ g³owy i
wyprostowaæ siê. A oni us³uchali jego rozkazu ze skromnie opuszczonymi oczyma. Szach ujrzawszy
piêkne rysy ich twarzy i wdziêczne postacie oraz dobre u³o¿enie i dworne maniery, zachwyci³ siê
niepoma³u. Po czym, przyjrzawszy siê im chwilê nie bez podziwu, zapyta³, kim s¹, jak siê nazywaj¹ i gdzie zamieszkuj¹. Na co ksi¹¿ê Bahman odrzek³: - O ty, którego zowi¹ opiekunem wszechœwiata,
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (17 of 27)2009-06-22 11:13:36
jesteœmy synami cz³owieka, którego ¿ycie minê³o w s³u¿bie najjaœniejszego szacha i który by³
nadzorc¹ królewskich ogrodów i wirydarzy. Kiedy dni jego chyli³y siê do zmierzchu, zbudowa³ on za miastem dom, w którym mieliœmy mieszkaæ a¿ do chwili, kiedy doroœniemy i bêdziemy zdatni iœæ na
s³u¿bê przy dworze waszej dostojnoœci i wype³niaæ królewskie rozkazy. Ale szach pyta³ dalej: -
Powiedzcie¿, jak to siê staæ mog³o, ¿eœcie wyruszyli na ³owy? Jest to bowiem przywilej szachów i nie godzi siê polowaæ ¿adnemu z jego poddanych i s³ug. A ksi¹¿ê Bahman na to: - O ty, którego zowi¹
opiekunem wszechœwiata, jesteœmy jeszcze m³odzi latami, a poniewa¿ wyroœliœmy u siebie w domu,
nie znamy siê na dworskich obyczajach. Maj¹c jednak nadziejê, i¿ w wojsku szacha bêdziemy kiedyœ
walczyæ, chcieliœmy ju¿ teraz cia³a nasze do trudów i uci¹¿liwoœci wojennych zaprawiæ. OdpowiedŸ
ta znalaz³a uznanie u szacha i tak na ni¹ odpar³: - Szach chcia³by siê na w³asne oczy przekonaæ, czy umiecie polowaæ na szlachetn¹ zwierzynê. Wyszukajcie wiêc sobie zdobycz wed³ug waszej woli i
ubijcie j¹ w jego obecnoœci! Przeto ksi¹¿êta dosiedli rumaków i do³¹czyli siê do orszaku szacha. A skoro dotarli do najg³êbszych chaszczy, ksi¹¿ê Bahman natar³ na tygrysa, a ksi¹¿ê Parwez na niedŸwiedzia.
Przy tym obaj w³adali dzirytami z tak¹ wpraw¹ i pewnoœci¹, i¿ ka¿dy ubi³ swego zwierza i po³o¿y³
kornie u stóp szacha. Nastêpnie zag³êbili siê znów w gêstwinie, lecz tym razem ksi¹¿ê Bahman ubi³
niedŸwiedzia, a ksi¹¿ê Parwez tygrysa. Po czym post¹pili ze swym ³upem tak samo, jak uprzednio.
Kiedy jednak chcieli wyruszyæ po raz trzeci, szach zakaza³ im tego, mówi¹c: - Jak¿e to? Czy chcecie ca³e królewskie ostêpy pozbawiæ zwierzyny? Dosyæ ju¿ i wiêcej ni¿ dosyæ! Szach chcia³ tylko
wystawiæ na próbê wasz¹ odwagê. A poniewa¿ teraz przekona³ siê o niej na w³asne oczy, jest tym w pe³ni ukontentowany. ChodŸcie wiêc teraz z nami i stañcie przy nas, kiedy bêdziemy spo¿ywali
posi³ek! - Nie jesteœmy godni tak wysokich zaszczytów i honorów - odpar³ ksi¹¿ê Bahman - jakimi
raczysz obsypywaæ nas, twoje skromne s³ugi. Prosimy wasz¹ dostojnoœæ najpos³uszniej i najpokorniej, abyœ nas na dzisiaj zwolniæ raczy³. Jeœli jednak zechcesz wyznaczyæ nam jakiœ inny dzieñ, to
niewolnicy twoi wykonaj¹ z najwiêksz¹ radoœci¹ ka¿de twoje uszczêœliwiaj¹ce ich polecenie. Gdy
szach, zdziwiony odmow¹ m³odzieñców, zapyta³ ich o przyczynê, ksi¹¿ê Bahman odpar³: - Gotów
jestem oddaæ za ciebie moje ¿ycie, o królu królów, ale mamy w domu jedyn¹ siostrê i wszyscy troje po³¹czeni jesteœmy najœciœlejszym wêz³em mi³oœci. Dlatego my, bracia, nie chodzimy nigdzie, nie
radz¹c siê jej, a równie¿ i ona nic nie czyni bez zasiêgniêcia naszej rady. Szacha zachwyci³a taka wzajemna mi³oœæ i zgoda rodzeñstwa, tote¿ zaraz powiedzia³: - Klnê siê na g³owê szacha, który na dzisiaj was zwalnia. NaradŸcie siê ze swoj¹ siostr¹ i spotkajcie tego, który jest cieniem Allacha na ziemi, jutro w tym myœliwskim ostêpie, donosz¹c mu, co siostra wam powiedzia³a i czy zgadza siê, abyœcie obaj szachowi przy uczcie us³ugiwali. Tedy ksi¹¿êta po¿egnali siê z w³adc¹ wznosz¹c za niego mod³y do Allacha. Po czym odjechali do domu, ale obaj zapomnieli opowiedzieæ swej siostrze o spotkaniu z
szachem, a ze wszystkiego tego, co siê miêdzy nimi przytrafi³o, nic im nie pozosta³o w pamiêci.
Nazajutrz dosiedli znów rumaków i pojechali na ³owy. A kiedy wracali, szach ich zapyta³: - Czyœcie naradzili siê ze swoj¹ siostr¹, zali macie iœæ na s³u¿bê do waszego szacha, i co ona na to? Czyœcie otrzymali od siostry waszej przyzwolenie? Kiedy ksi¹¿êta s³owa te us³yszeli, zdrêtwieli ze strachu. Lica ich pokry³a bladoœæ i zaczêli spogl¹daæ sobie nawzajem w oczy. Wreszcie ksi¹¿ê Bahman tak
przemówi³: - Przebacz nam, o ty, którego zowi¹ opiekunem wszechœwiata, za nasze uchybienie!
Zapomnieliœmy obaj o twoim rozkazie i nie pomyœleliœmy o tym, aby rozmówiæ siê z nasz¹ siostr¹. A szach na to: - Nic nie szkodzi. Zapytajcie j¹ dzisiaj i donieœcie mi jutro o tym, co ona wam powie. Ale zdarzy³o siê, ¿e i owego dnia o poleceniu szacha zapomnieli. Szach jednak mimo to nie pogniewa³ siê na nich za krótk¹ pamiêæ, ale wyj¹³ trzy z³ote kulki z torby, zawi¹za³ je w jedwabn¹ chustkê, i wrêczy³
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (18 of 27)2009-06-22 11:13:36
ksiêciu Bahmanowi mówi¹c: - W³ó¿ te kulki za pas. Wówczas nie zapomnisz siostry twojej zapytaæ! A
jeœli mimo to pamiêæ ciê zawiedzie, to kiedy udasz siê na spoczynek i bêdziesz zdejmowa³ twój pas, brzêk spadaj¹cych na ziemiê kulek przypomni ci o twojej obietnicy. Mimo tej przestrogi ze strony tego, który jest cieniem Allacha na ziemi, ksi¹¿êta i owego dnia ca³kiem zapomnieli o otrzymanym poleceniu i obietnicy, jak¹ dali szachowi. Kiedy jednak noc zapad³a i ksi¹¿ê Bahman uda³ siê do swojej komnaty, aby po³o¿yæ siê spaæ, rozwi¹za³ swój pas i z³ote kulki spad³y z brzêkiem na ziemiê. Wówczas dopiero rozkaz szacha stan¹³ nagle w jego myœlach. Tedy wraz z Parwezem pobiegli niezw³ocznie do komnaty Perizady, która w³aœnie udawa³a siê na spoczynek. Prosz¹c o przebaczenie z powodu spóŸnionej pory, dopiero teraz donieœli jej wszystko, co im siê przytrafi³o. Ona zaœ zgani³a ich bezmyœlnoœæ, na
skutek której przez trzy dni z rzêdu zapominali o rozkazie szacha, i zakoñczy³a takimi s³owy: -
Szczêœcie siê do was uœmiechnê³o, bracia mili, i niespodziewanie uœwiadomi³o tego, którego zw¹
opiekunem wszechœwiata, o waszym istnieniu. Jest to przypadek, który niejednego ju¿ doprowadzi³ do najwy¿szej szczêœliwoœci. Jest mi bardzo przykro, i¿ ze wzglêdu na mnie i na nasze rodzinne wiêzy nie stawiliœcie siê od razu do szacha na s³u¿bê, kiedy raczy³ wydaæ wam taki rozkaz. Macie jednak wiêcej powodów do ¿alu i skruchy ni¿ ja, gdy¿ nie potrafliœcie siê dostatecznie usprawiedliwiæ przed
szachem, a to usprawiedliwienie, którym pos³u¿yliœcie siê, brzmieæ musia³o pospolicie i nieokrzesanie.
Jest bowiem rzecz¹ nader niebezpieczn¹ sprzeciwiaæ siê królewskim ¿yczeniom. W swej nadzwyczajnej wyrozumia³oœci szach powo³a³ was do siebie na s³u¿bê. Wy wszak¿e post¹piliœcie g³upio, sprzeciwiaj¹c siê jego wspania³omyœlnemu rozkazowi, i wywo³aliœcie przez to g³êboki niepokój w moim sercu.
Zamierzam jednak spytaæ o radê mego niewolnika, mówi¹cego ptaka, i przekonaæ siê, co on mi powie.
Nigdy bowiem, kiedy mam wa¿n¹ i trudn¹ sprawê do rozstrzygniêcia, nie zaniedbujê zapytaæ go o radê.
Po czym ksiê¿niczka kaza³a przynieœæ klatkê z mówi¹cym ptakiem i opowiedziawszy swemu
skrzydlatemu niewolnikowi wszystko, o czym dowiedzia³a siê od braci, poprosi³a o radê, co nale¿y uczyniæ. Tedy mówi¹cy ptak tak¹ jej da³ odpowiedŸ: - Godzi siê ksi¹¿êtom, aby szachowi we
wszystkim, czego od nich za¿¹da, byli powolni. Poza tym winni przysposobiæ uroczyste przyjêcie dla szacha i pokornie go prosiæ, aby ich dom odwiedzi³, gdy¿ w ten sposób tylko zdo³aj¹ mu okazaæ
wiernoœæ i przywi¹zanie dla jego królewskiej osoby! Ksiê¿niczka zaœ tak odpowiedzia³a: - Mi³y ptaku, bracia moi s¹ mi bardzo drodzy i jeœli to tylko mo¿liwe, nie chcia³abym ani na chwilê traciæ ich z oczu, tote¿ niech Allach nas strze¿e, aby z powodu ich œmia³ego przedsiêwziêcia nasze wspólne bytowanie nie skoñczy³o siê. A mówi¹cy ptak na to: - Poradzi³em ci wed³ug mego najlepszego rozeznania i
udzieli³em ci w³aœciwych wskazówek. Nie lêkaj siê przeto niczego, kiedy za moj¹ rad¹ pójdziesz,
albowiem tylko dobro mo¿e z tego dla ciebie wynikn¹æ! - Powiedz, czy kiedy ten, którego zowi¹
cieniem Allacha na ziemi, przekroczy próg tego domu, mamli stan¹æ przed nim z nie zas³oniêtym
obliczem? - Oczywiœcie - odpar³ ptak - gdy¿ to nie obróci siê na twoj¹ szkodê, ale przeciwnie, bêdzie dla ciebie z po¿ytkiem. Nazajutrz rano obaj ksi¹¿êta Bahman i Parwez dosiedli rumaków i wyjechali, jak zwykle, na ³owy. Wkrótce spotkali najjaœniejszego szacha. Szach zapyta³ ich od razu: - Jak¹¿
odpowiedŸ przynosicie mi od waszej siostry? Tedy starszy z braci wyst¹pi³ naprzód i tak rzecze: - O ty, którego zowi¹ cieniem Allacha na ziemi, jesteœmy twoimi s³ugami i wszystko, co raczysz nam
rozkazaæ, gotowiœmy spe³niæ. Spójrz ³askawym okiem na nas, najmniejszych spoœród maluczkich,
którzy ca³¹ sprawê siostrze swej opowiedzieli i otrzymali od niej przyzwolenie. Ba, nawet zgani³a ona nas i da³a nauczkê za to, ¿eœmy nie doœæ szybko wykonali rozkazy tego, którego zowi¹ opiekunem
wszechœwiata. A poniewa¿ z tej przyczyny siostra bardzo na nas siê gniewa, pragnie ona, abyœmy
równie¿ w jej imieniu b³agali o przebaczenie króla królów, z powodu pope³nionego przez nas
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (19 of 27)2009-06-22 11:13:36
uchybienia. A szach na to: - Nie pope³niliœcie ¿adnej zbrodni, która mog³aby obudziæ królewski gniew.
Przeciwnie, mnie, którego zowi¹ cieniem Allacha na ziemi, cieszy niepomiernie mi³oœæ, jak¹ wy obaj darzycie wasz¹ siostrê. Skoro ksi¹¿êta pos³yszeli pe³ne wyrozumienia i ¿yczliwoœci s³owa szacha, umilkli i pe³ni wstydu opuœcili g³owy ku ziemi. Szach zaœ, który tego dnia nie cieszy³ siê tak
polowaniem jak zwykle, widz¹c zawstydzenie ksi¹¿¹t, przywo³a³ ich do siebie i ³askawymi s³owy
dodawa³ im otuchy. Po czym znu¿ony jazd¹ konn¹, skierowa³ swego rumaka w kierunku pa³acu i raczy³
rozkazaæ ksi¹¿êtom, aby jechali po obu jego bokach. Wszelako wezyrowie, doradcy królewscy i
dworacy pienili siê ze z³oœci i zawiœci, widz¹c, ¿e ci dwaj nieznajomi s¹ traktowani z tak¹ szczególn¹
³ask¹. Kiedy tak szach z ksi¹¿êtami jechali na czele orszaku g³ówn¹ ulic¹ stolicy, oczy wszystkich skierowane by³y na obu m³odzieñców. I ludzie pytali jedni drugich: - Kim s¹ ci dwaj, którzy jad¹ po obu stronach najmi³oœciwszego szacha? Azali¿ pochodz¹ oni z naszego miasta, czy te¿ przybyli z obcych krajów? I lud wielbi³ i b³ogos³awi³ szacha, mówi¹c: - Oby Allach obdarzy³ naszego króla królów dwoma synami tak urodziwymi jak ci dwaj m³odzieñcy, którzy obok niego cwa³uj¹! Gdyby nasza nieszczêsna szachini, która schnie w klatce, powi³a z ³aski Allacha synów, to byliby oni obecnie w tym samym wieku, co ci dwaj piêkni m³odzieñcy. Skoro orszak dotar³ do pa³acu, szach zeskoczy³ z rumaka i
wprowadzi³ ksi¹¿¹t na swe w³asne pokoje, do wspania³ej komnaty, przepysznie urz¹dzonej. Sta³ tam nakryty stó³ z najkosztowniejszymi potrawami i najwyszukañszymi przysmakami. Usiad³szy przy nim, szach skin¹³ na obu m³odzieñców, aby to samo uczynili. Tedy bracia z³o¿yli g³êboki uk³on i zajêli wskazane im miejsca. Po czym spo¿ywali zastawione jad³o ze œwiadcz¹cym o ich dobrym wychowaniu
milczeniem i pe³n¹ szacunku postaw¹. Szach wszak¿e, który chcia³ ich nak³oniæ do rozmowy, aby przez to ich dowcip i m¹droœæ wypróbowaæ, mówi³ do nich o wielu rozmaitych rzeczach i zadawa³ im wiele pytañ. Oni zaœ, i¿ byli dobrze wychowani i we wszelkim kunszcie i wiedzy æwiczeni, odpowiadali mu do rzeczy i z najwiêksz¹ swobod¹. Szach, pe³en podziwu, ¿a³owa³ gorzko, ¿e Allach odmówi³ mu takich synów, piêknych postaci¹, zgrabnych i uczonych, jak ci dwaj m³odzieñcy. A poniewa¿ s³uchanie ich odpowiedzi sprawia³o mu wielk¹ przyjemnoœæ, pozosta³ d³u¿ej przy stole ni¿ zazwyczaj. A nawet
potem uda³ siê z nimi do swojej komnaty i siedzia³ tam jeszcze d³ugo gawêdz¹c z nimi, a¿ w koñcu zawo³a³ nie posiadaj¹c siê z zachwytu: - Nigdy, a¿ do dnia dzisiejszego, oczy moje nie widzia³y
m³odzieñców tak dobrze u³o¿onych i dwornych jak ci oto! Zdaje mi siê, ¿e nie³atwo by by³o znaleŸæ podobnych! W koñcu szach tak powiedzia³: - Dzieñ siê ku wieczorowi chyli; rozweselmy przeto nasze serca, s³uchaj¹c muzyki! I niezw³ocznie gromada królewskich œpiewaków i grajków zaczê³a œpiewaæ i przygrywaæ na ró¿nych instrumentach ku radoœci i weselu. Tancerki i tancerze wykazywali swój
kunszt, odgrywaj¹c pantomimy, a trefnisie stroili ¿arty. Ksi¹¿êta cieszyli siê wielce tym widowiskiem i wieczorne godziny mija³y szybko wœród królewskich przyjemnoœci przy wystawnej uczcie. Skoro
jednak s³oñce zasz³o i zbli¿a³a siê noc, m³odzieñcy poprosili szacha o pozwolenie opuszczenia go, dziêkuj¹c mu po wielokroæ za najwy¿sz¹ ³askawoœæ, któr¹ raczy³ im okazaæ. Na po¿egnanie zaœ szach do nich tak rzecze: - Jutro rano przyb¹dŸcie znów na nasze ostêpy myœliwskie, a stamt¹d powrócimy do mojego pa³acu! Szach klnie siê na w³asn¹ brodê, ¿e chcia³by mieæ was zawsze przy sobie, aby móc
radowaæ siê waszym towarzystwem i gawêdziæ z wami. Tedy ksi¹¿ê Bahman rzuci³ siê do stóp
najmi³oœciwszego szacha, mówi¹c: - Jest celem i szczytem naszych marzeñ, o ty, którego zowi¹ cieniem Allacha na ziemi, abyœ jutro, wracaj¹c z polowania i mijaj¹c nasz¹ skromn¹ siedzibê, raczy³ ³askawie wst¹piæ do nas i chwilê u nas odpocz¹æ. Przez to wyœwiadczysz nam i naszej ukochanej siostrze
najwy¿szy zaszczyt, chocia¿ bowiem wiemy, i¿ przybytek ten nie jest godny cieszyæ siê wspania³¹
obecnoœci¹ króla królów, bywa jednak, ¿e najpotê¿niejsi w³adcy czasem w ³askawoœci s¹ tak
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (20 of 27)2009-06-22 11:13:36
wyrozumiali, i¿ odwiedzaj¹ chaty swych niewolników. Szach, coraz bardziej zachwycaj¹c siê ich urod¹ i sk³adn¹ mow¹, udzieli³ im w najwy¿szym stopniu ³askawej odpowiedzi: - Siedziba m³odzieñców
waszego stanu i dostojeñstwa musi byæ na pewno piêkna i godna takich gospodarzy. Tote¿ szach
chêtnie godzi siê byæ jutro goœciem u was i waszej siostry, o której, chocia¿ jej jeszcze nie widzia³, wie na pewno, i¿ posiada wszelkie zalety cia³a i ducha. A wiêc oczekujcie jutro skoro œwit waszego szacha w tym samym umówionym miejscu! Tedy ksi¹¿êta poprosili o zezwolenie oddalenia siê. A skoro tylko wrócili do domu, rzekli do swej siostry: - Perizado, najmi³oœciwszy szach postanowi³ jutro po ³owach przybyæ do naszego domu, aby tu chwilê odpocz¹æ. Ona zaœ na to: - Jeœli tak jest, musimy siê
starannie do tego przygotowaæ, by wszystko zosta³o nale¿ycie przysposobione do królewskiej uczty tak, byœmy nie doznali wstydu, kiedy ten, którego zowi¹ cieniem Allacha na ziemi, raczy nas odwiedziæ.
Nie mam innego wyjœcia, jak zapytaæ o radê w tej sprawie mego niewolnika, mówi¹cego ptaka. I
wed³ug jego wskazówek przygotujê takie potrawy, jakie siê najmi³oœciwszemu szachowi nale¿¹ i jakie odpowiednie bêd¹ dla jego królewskiego podniebienia. Obaj ksi¹¿êta uznali plan siostry za s³uszny i udali siê na spoczynek, a Perizada kaza³a przynieœæ klatkê. Skoro postawiono klatkê przed ni¹, zwróci³a siê do mówi¹cego ptaka i tak powiada: - Kochany ptaku, szach obieca³ i postanowi³ jutro zaszczyciæ sw¹
obecnoœci¹ nasz dom, przeto musimy sumiennie przygotowaæ dla naszego najwy¿szego w³adcy
najlepsz¹ z uczt i dlatego, proszê ciê, powiedz, jakie potrawy kucharze winni przysposobiæ. A mówi¹cy ptak na to: - Dostojna pani, posiadasz najzrêczniejszych kucharzy i cukierników, przeto rozka¿ im przyrz¹dziæ najkosztowniejsze smako³yki, ale przede wszystkim bacz w³asnemi oczami, aby szachowi podali potrawê ze œwie¿ych zielonych ogórków nadziewanych per³ami. Nie posiadaj¹c siê ze zdumienia ksiê¿niczka odpowiedzia³a: - Nigdy jeszcze, a¿ do dzisiejszego dnia, nie s³ysza³am o takim smako³yku!
Jak to? Ogórki nadziewane per³ami! I có¿ powie na tak¹ potrawê szach, kiedy przybêdzie tu, aby posiliæ siê, a nie ogl¹daæ kamyki? Poza tym nie mam dosyæ pere³, aby nadziaæ nimi choæby jeden tylko
ogórek. Ale ptak ci¹gn¹³ dalej: - To sprawa ca³kiem b³aha, nie obawiaj siê niczego, lecz post¹p dok³adnie tak, jak ci radzê! Niczego tak nie pragnê, jak twego dobra, i nigdy nie doradzi³bym nic, co mia³oby wyjœæ ci na szkodê. Jeœli chodzi o per³y, to mo¿esz nazbieraæ ich w nastêpuj¹cy sposób: idŸ jutro wczesnym rankiem do twoich wirydarzy i ka¿ wykopaæ dó³ u stóp pierwszego drzewa po prawej stronie alei. Tam znajdziesz tak wielki zasób pere³, jaki ci bêdzie potrzebny! Nazajutrz rano, zaraz po brzasku, ksiê¿niczka Perizada kaza³a jednemu z ogrodniczków, aby jej towarzyszy³, i posz³a z nim na miejsce, o którym jej mówi¹cy ptak mówi³. Tam ogrodniczek j¹³ kopaæ g³êboki i szeroki dó³, a¿ nagle jego ³opata uderzy³a o coœ twardego. Wówczas odgarn¹³ ziemiê rêk¹ i zdziwionym jego oczom ukaza³a siê z³ota
szkatu³ka, mniej wiêcej na stopê d³uga i szeroka. M³ody ogrodniczek pokaza³ j¹ ksiê¿niczce, a ta zawo³a³a radoœnie: - W³aœnie w tym celu kaza³am ci tu przyjœæ, uwa¿aj, abyœ szkatu³ki nie uszkodzi³, ale wykop j¹ jak najostro¿niej i podaj mi. Ch³opiec wykona³ rozkaz Perizady, która otwar³a szkatu³kê i przekona³a siê, ¿e jest wype³niona po brzegi najpiêkniejszymi per³ami œwie¿o wy³owionymi z morza.
By³y równiutkie i kr¹g³e jak kulki, i wszystkie tej samej wielkoœci. Perizada ucieszy³a siê wielce i wzi¹wszy ze sob¹ szkatu³kê, wróci³a poœpiesznie do domu. Ksi¹¿êta wszak¿e, którzy widzieli, jak siostra wczesnym rankiem wychodzi³a z ogrodniczkiem, i dziwili siê, dlaczego wbrew swym
przyzwyczajeniom tak wczeœnie wysz³a do ogrodu, przywdziali szybko szaty i skoro tylko zoczyli
siostrê przez okno, poœpieszyli na jej spotkanie. Id¹c tak, obaj bracia dostrzegli, ¿e ksiê¿niczka zbli¿a siê do nich nios¹c jakiœ przedmiot w rêku. A skoro siê zbli¿yli, okaza³o siê, i¿ by³a to z³ota szkatu³ka, o której nic nie wiedzieli. Tedy rzekli: - Kochana siostro, o œwicie widzieliœmy, jak wychodzi³aœ do ogrodów w towarzystwie ogrodniczka, ale nic w rêku nie mia³aœ. Teraz wszak¿e powracasz stamt¹d z t¹
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (21 of 27)2009-06-22 11:13:36
z³ot¹ szkatu³k¹, przeto wyt³umacz nam, gdzie i jak j¹ znalaz³aœ. Byæ mo¿e, w rabatach ogrodu ukryty jest jakiœ skarb! A Perizada na to: - Zaiste mówicie prawdê, bracia moi, wziê³am owego ch³opca ze sob¹, aby wykopa³ coœ pod pewnym wiadomym mi drzewem, i tam trafiliœmy na tê oto szkatu³kê z
per³ami, których widok, jak siê zdaje, rozraduje wasze serca. Po czym ksiê¿niczka niezw³ocznie otwar³a szkatu³kê, a kiedy bracia ujrzeli drogocenne per³y, nie posiadali siê z zachwytu. Wówczas ksiê¿niczka powiedzia³a: - ChodŸcie obaj ze mn¹, gdy¿ muszê rzecz wa¿n¹ uczyniæ. Ale ksi¹¿ê Bahman odpar³: -
Powiedz nam, o co chodzi, gdy¿ nigdy, odk¹d ¿yjesz, nie ukrywa³aœ nic przed braæmi! - Bracia mili -
odrzek³a ksiê¿niczka - nie mam nic do ukrywania przed wami! Opowiem wam wszystko! Po czym
opowiedzia³a im o radzie mówi¹cego ptaka. Ksi¹¿êta nad ca³¹ t¹ spraw¹ siê zastanowili i zdziwili niepoma³u, dlaczego skrzydlaty niewolnik ich siostry kaza³ podaæ szachowi potrawê z zielonych
ogórków wype³nionych per³ami. Ksiê¿niczka zaœ powiedzia³a na zakoñczenie: - Mówi¹cy ptak jest
zaiste m¹dry i czujny, wiêc ufam, i¿ rada ta na pewno pos³u¿y naszemu dobru, a w ka¿dym razie musi mieæ jakieœ ukryte znaczenie i cel. Przeto godzi siê uczyniæ tak, jak nam poleci³. Nastêpnie
ksiê¿niczka uda³a siê na swe pokoje, zawezwa³a g³ównego kuchmistrza i tak do niego rzecze: - Dzisiaj najmi³oœciwszy szach, którego zowi¹ cieniem Allacha na ziemi, raczy spo¿yæ tu u nas obiad. Przeto uwa¿aj, aby wszystkie potrawy mia³y najprzedniejszy smak i pod ka¿dym wzglêdem by³y godne
podania temu, którego zowi¹ opiekunem wszechœwiata. Poœród wszystkich potraw zaœ jest jedna, któr¹
musisz przyrz¹dziæ osobiœcie i której niech ¿adna obca rêka nie wa¿y siê dotkn¹æ. Maj¹ to byæ œwie¿e zielone ogórki nadziewane drogocennymi per³ami. Naczelny kuchmistrz z najwy¿szym zdumieniem
wys³ucha³ rozkazu, tak do siebie mówi¹c: "Kto kiedy s³ysza³ o takiej dziwnej potrawie i komu mog³o siê przyœniæ, by coœ takiego zamówiæ?" Ksiê¿niczka nie posiada³a umiejêtnoœci odczytywania cudzych myœli, ale z wyrazu jego twarzy odgad³a zdziwienie i tak do niego powiedzia³a: - Widzê ¿e masz mnie za szalon¹. Wiem, ¿e nikt jeszcze takiego osobliwego dania nie spo¿ywa³. Niemniej czyñ, com ci
rozkaza³a! Widzisz tê oto szkatu³kê wype³nion¹ po brzegi per³ami. WeŸ z nich, ile ci bêdzie do owej potrawy potrzeba, a resztê tu pozostaw. Kuchmistrz, który w oszo³omieniu swym i zachwycie
zaniemówi³, wzi¹³ tyle kosztownych pere³, ile mu by³o potrzeba, po czym niezw³ocznie pobieg³ do
kuchni, aby czuwaæ nad ugotowaniem i przyrz¹dzeniem potraw na ucztê. Ksiê¿niczka tymczasem
przechadza³a siê po domu i ogrodzie, daj¹c niewolnikom wskazówki, jak wszystko przyozdobiæ, i
zwracaj¹c szczególn¹ uwagê na dywany, kobierce, ró¿nobarwne lampiony oraz wszelkie inne ozdoby.
Skoro œwit ksi¹¿êta Bahman i Parwez dosiedli rumaków i bogato wystrojeni pocwa³owali na umówione miejsce, w którym spotkali byli pierwszy raz najmi³oœciwszego szacha. Równie¿ i szach dotrzyma³
danej obietnicy i raczy³ o wyznaczonej godzinie przybyæ, aby wzi¹æ udzia³ we wspólnych ³owach.
Skoro jednak s³oñce wzesz³o i promienie jego zaczê³y doskwieraæ, szach zakoñczy³ polowanie i wraz z ksi¹¿êtami ruszy³ do ich domu. M³odszy z braci pocwa³owa³ naprzód, aby zawiadomiæ ksiê¿niczkê
Perizadê, i¿ ten, którego zowi¹ opiekunem wszechœwiata, szczêœliwym rz¹dzeniem losu nadje¿d¿a.
Ksiê¿niczka wysz³a wiêc naprzeciw, aby godnie przyj¹æ mi³oœciwego szacha, i czeka³a na jego
przybycie przed wewnêtrznym wejœciem do pa³acu. A potem, kiedy szach min¹³ ju¿ bramê i na
dziedziñcu pa³acowym zsiad³ ze swego rumaka i przest¹pi³ próg jej domu, ksiê¿niczka pad³a mu do stóp i z³o¿y³a nale¿ny ho³d. Obaj bracia zaœ zawo³ali: - O ty, którego zowi¹ opiekunem wszechœwiata, patrz, oto nasza siostra, o którejœmy ci mówili. A szach podniós³ j¹ z klêczek z ³askaw¹ ¿yczliwoœci¹ i wyrozumieniem. Kiedy ujrza³ jej lica, zachwyci³ siê niepoma³u jej cudownym wdziêkiem i czarem.
Myœla³ przy tym: "Jak¿e podobna jest ona do swych braci, zarówno z rysów twarzy, jak i postawy!
Zdaje mi siê, i¿ wœród wszystkich moich poddanych, zarówno w mieœcie, jak i na wsi, nie ma nikogo, file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (22 of 27)2009-06-22 11:13:36
kto móg³by dorównaæ urod¹ i szlachetnym u³o¿eniem temu rodzeñstwu. Równie¿ ich wiejska siedziba
przewy¿sza wszystko, co kiedykolwiek widzia³em, zarówno przepychem, jak i wspania³oœci¹".
Ksiê¿niczka poprowadzi³a szacha przez amfiladê pokoi i pokaza³a mu ca³y przepych, a on cieszy³ siê ze wszystkiego, co widzia³. Kiedy obejrza³ zaœ wszystko, co siê w domu znajdowa³o, zwróci³ siê do
ksiê¿niczki i rzek³: - Twój dom jest o wiele wspanialszy od wszystkich pa³aców, jakie sam szach
posiada, tote¿ szach chêtnie przeszed³by siê teraz po waszych ogrodach i wirydarzach, poniewa¿ nie w¹tpi, i¿ musz¹ byæ one równie wspania³e, jak wasze ca³e domostwo. Tedy ksiê¿niczka otwar³a na
oœcie¿ podwoje, przez które mo¿na by³o spojrzeæ na czarowne ogrody. I wzrok szacha przede
wszystkim pad³ na fontannê, która bez przerwy tryska³a w górê snopami i promieniami wody
przezroczystej jak kryszta³, a mimo to z³ocistego koloru. Skoro ujrza³ ten dziw nad dziwy zawo³a³: -
Zaiste, wspania³e to Ÿród³o! Nigdy jeszcze nie widzia³em czegoœ tak cudownego. Ale powiedz mi, sk¹d ono wyp³ywa i dlaczego bije w górê tak wysoko? Sk¹d bierze siê wci¹¿ nowy zapas z³otej wody i w jaki sposób fontanna ta zosta³a zbudowana? Szach chêtnie przyjrza³by siê jej z bliska. - O królu królów i w³adco tej krainy - odrzek³a ksiê¿niczka - czyñ, co ci siê tylko podoba! Po czym podeszli bli¿ej do fontanny i szach znieruchomia³ z zachwytu, gdy us³ysza³ dŸwiêk s³odkich g³osów, które harmonijnie i melodyjnie rozlega³y siê, podobne do urzekaj¹cej muzyki. Obejrza³ siê wiêc i j¹³ rozgl¹daæ, aby ujrzeæ intonuj¹cych tê pieœñ œpiewaków. Nigdzie nie by³o jednak ¿ywej duszy. Chocia¿ spogl¹da³ w dal i
szuka³ z bliska, wszystko by³o nadaremne. S³ysza³ g³osy, ale nie móg³ odkryæ œpiewaj¹cych. W koñcu zawo³a³ oszo³omiony: - Sk¹d dolatuj¹ te przepiêkne dŸwiêki? Z wnêtrza ziemi czy te¿ z przestworzy?
Nape³niaj¹ one serce moje zachwytem i wprawiaj¹ moje zmys³y w zdumienie, gdy¿ nigdzie nie widzê
tego, co œpiewa. Ksiê¿niczka odpowiedzia³a zaœ z uœmiechem: - O królu królów, dŸwiêki, które
s³yszy twoje królewskie ucho, pochodz¹ z tego oto drzewa. PodejdŸ, proszê, trochê bli¿ej i przyjrzyj mu siê dobrze! Wówczas szach podszed³ do drzewa, a czarowna muzyka zachwyca³a go coraz bardziej. To spogl¹da³ na z³ocist¹ wodê w fontannie, to znów na œpiewaj¹ce drzewo, a¿ w koñcu zatraci³ siê w swym podziwie i zachwycie. Po czym tak rzek³ do siebie: "O Allachu, powiedz mi, czy to dzie³o natury, czy te¿ czarnoksiêskiej sztuki? Zaiste, miejsce owo pe³ne jest tajemnic!" Tu szach zwróci³ siê do ksiê¿niczki i zapyta³: - Mi³a pani, powiedz mi, jakim sposobem posiedliœcie to czarodziejskie drzewo, które roœnie poœrodku waszego ogrodu? Azali ktoœ przywióz³ wam je jako rzadki goœciniec z obcych krajów? A
jaka jest nazwa tego drzewa? Perizada na to: - O królu królów, dziwo to zwie siê œpiewaj¹cym drzewem i nie roœnie w naszym kraju. Za d³ugo by³oby opowiadaæ, sk¹d i w jaki sposób je dosta³am. Niech wiêc na razie wystarczy, jeœli powiem, ¿e wszystko troje: œpiewaj¹ce drzewo, z³ot¹ wodê i mówi¹cego ptaka otrzyma³am w jednym i tym samym czasie. Racz teraz w towarzystwie twej kornej s³u¿ebnicy obejrzeæ tê trzeci¹ osobliwoœæ. A kiedy szach odpocznie nieco od trudów i zmêczenia na ³owach, opowiem mu historiê tych trzech osobliwoœci ze wszystkimi szczegó³ami, jeœli ten, którego zowi¹ opiekunem
wszechœwiata, raczy mnie pos³uchaæ. Na co szach odpar³: - Zmêczênie szacha minê³o ju¿ na widok
tylu cudów, chodŸmy wiêc zaraz do mówi¹cego ptaka. Tedy ksiê¿niczka poprowadzi³a szacha do
mówi¹cego ptaka i pokaza³a mu go, a potem wrócili do ogrodu, gdzie szach w najwy¿szym zdumieniu
nie móg³ siê napatrzyæ fontannie i z³ocistej wodzie. Nagle w³adca zawo³a³: - Jak siê to dzieje? Oko szacha nie dostrzega ¿adnego Ÿród³a, z którego ta woda mog³aby wyp³ywaæ, ani ¿adnego kana³u czy
basenu doœæ wielkiego, aby ca³¹ tê wodê pomieœciæ! A ksiê¿niczka na to: - Mówisz prawdê, o królu królów. Fontanna ta nie ma ¿adnego Ÿród³a, a wytryska z ma³ej marmurowej misy, któr¹ kiedyœ
nape³ni³am zawartoœci¹ jednej jedynej amfory ze z³ot¹ wod¹. Ale dziêki wszechmocy Allacha woda
zaczê³a przybieraæ, a wytrysnê³a w górê tym potê¿nym snopem z³ocistych promieni, które mi³oœciwy file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (23 of 27)2009-06-22 11:13:36
szach raczy widzieæ! I bije tak zarówno w dzieñ, jak i w nocy. A najdziwniejsze to to, ¿e wody, która z takiej wysokoœci opada znów do basenu, nigdy nie ubywa i ani kropla z niej nie wylewa siê i nie ginie.
Tedy szach pe³en zdumienia i zachwytu kaza³ zaprowadziæ siê z powrotem do mówi¹cego ptaka.
Ksiê¿niczka zawiod³a go do altany, z której móg³ zobaczyæ tysi¹ce ptaków najró¿niejszego gatunku, wyœpiewuj¹cych w listowiu i wype³niaj¹cych powietrze swymi trelami ku chwale Stwórcy. Tedy szach zapyta³ swej piêknej przewodniczki: - Mi³a pani, sk¹d pochodz¹ ci niezliczeni œpiewacy, którzy
przylatuj¹ do tego drzewa i nape³niaj¹ przestworza swymi melodyjnymi g³osami, nie siadaj¹c wszak¿e na
¿adnym innym? - O królu królów - odpar³a ksiê¿niczka - wszystkie one zwabione s¹ tu przez mówi¹cego ptaka i gromadz¹ siê, aby towarzyszyæ jego przecudnemu œpiewowi. A poniewa¿ klatka z mówi¹cym
ptakiem wisi w oknie tej oto altany, siadaj¹ tylko na s¹siaduj¹cym z ni¹ drzewie. Tutaj bowiem mo¿na najlepiej us³yszeæ, i¿ mój czarodziejski ptak œpiewa o wiele piêkniej od nich wszystkich, trele jego brzmi¹ nawet melodyjniej od œpiewu s³owika. Skoro szach zbli¿y³ siê do klatki z mówi¹cym ptakiem i us³ysza³ jego œpiew, ksiê¿niczka zwróci³a siê do swego skrzydlatego wiêŸnia i tak rzecze: - Hej, mój upierzony niewolniku, czy nie widzisz, ¿e jest przy tobie ten, którego zowi¹ opiekunem wszechœwiata?
Dlaczegó¿ wiêc nie œwiadczysz mu nale¿nej czci i ho³dów? Kiedy mówi¹cy ptak s³owa te us³ysza³,
przesta³ od razu œpiewaæ, a wraz z nim umilk³y i wszystkie inne. By³y bowiem pos³uszne swemu
skrzydlatemu w³adcy i ¿aden z nich nie wa¿y³ siê odezwaæ, kiedy pogr¹¿a³ siê on w milczeniu. Mówi¹cy ptak tak zaœ przemówi³: - O szachu mi³oœciwy, niech Allach w wszechmocy swojej i majestacie raczy udzieliæ ci zdrowia i szczêœcia. Szach odpowiedzia³ na pozdrowienie, a skrzydlaty niewolnik
ksiê¿niczki Perizady nie ustawa³ w wypowiadaniu s³ów b³ogos³awieñstwa nad g³ow¹ mi³oœciwego
szacha. Tymczasem nakryto sto³y z wielkim przepychem i podano najkosztowniejsze potrawy
zebranym, których posadzono wed³ug nale¿nego ich randze szacunku. Szach zaœ wybra³ sobie miejsce tu¿ przy mówi¹cym ptaku, oko³o okna, w którym wisia³a klatka. Skoro podano pó³misek z zielonymi
ogórkami, wyci¹gn¹³ rêkê po nie. Ale pe³en zdumienia cofn¹³ j¹, gdy zobaczy³, ¿e ogórki, le¿¹ce rzêdem na pó³misku, nadziewane by³y per³ami, które z obu koñców by³y widoczne. Zapyta³ wiêc ksiê¿niczkê oraz jej braci: - Powiedzcie¿, có¿ to za potrawa? Chyba nie jest przeznaczona do jedzenia! Dlaczegó¿
wiêc podaje siê j¹ szachowi? Rozkazujê wam, abyœcie mi wyt³umaczyli, co to ma znaczyæ! Ale ksi¹¿êta nie mogli mu daæ odpowiedzi, poniewa¿ sami nie wiedzieli, co rzec. Tedy podczas ogólnego milczenia odpar³ zamiast nich mówi¹cy ptak: - O najwiêkszy w³adco naszych czasów, raczysz uwa¿aæ za dziwne,
¿e podajemy ci pó³misek z ogórkami wype³nionymi per³ami. Czy¿ nie jest wszak¿e dziwniejsze, i¿ nie zdumia³eœ siê, gdy ci powiedziano, ¿e szachini, twoja ma³¿onka, wbrew prawom porz¹dku œwiata
ustanowionym przez Allacha, porodzi³a psa, kota i pi¿mowego szczura! To przecie¿ musia³o ciê chyba bardziej zdziwiæ, bo czy ktoœ s³ysza³ kiedy, aby kobieta dawa³a ¿ycie takim stworom? Wówczas szach zwróci³ siê do mówi¹cego ptaka i tak rzecze: - Wszystko, co mówisz, jest istotnie s³uszne i wiem, ¿e takie rzeczy nie s¹ zgodne z prawami Allacha, ale uwierzy³em s³owom po³o¿nych, które by³y przy mojej królewskiej ma³¿once podczas rozwi¹zania, zw³aszcza i¿ nie by³y to obce niewiasty, lecz jej w³asne siostry, córki tych samych rodziców co ona. Czy¿ mog³em wiêc nie wierzyæ ich s³owom? - O królu
królów - ci¹gn¹³ mówi¹cy ptak - zaiste wiem dobrze, jak sprawa ta rzeczywiœcie wygl¹da³a. Bo chocia¿
niewiasty owe s¹ siostrami szachini, to jednak widz¹c ³askê i mi³oœæ, jak¹ szach obdarzy³ ich najm³odsz¹
siostrê, by³y pe³ne nienawiœci i gniewu, poniewa¿ natura ich by³a zazdrosna i zawistna. Przeto
wymyœli³y nikczemny podstêp przeciwko swej siostrze i w koñcu uda³o siê ich niecnej chytroœci
odwieœæ twoje myœli od szachini i ukryæ przed twoimi oczyma jej cnoty. Teraz wszak¿e ich z³oœæ i fa³sz zostan¹ ujawnione. A jeœli wymagaæ bêdziesz jeszcze dalszych dowodów, ka¿ przywo³aæ obie
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (24 of 27)2009-06-22 11:13:36
zazdrosne siostry i wypytaj je w tej sprawie! Nie bêd¹ one mog³y nic przed tob¹ ukryæ, bêd¹ musia³y przyznaæ siê do wszystkiego i b³agaæ ciê o przebaczenie. . A potem tak jeszcze mówi³ dalej
czarodziejski ptak: - Ci oto dwaj bracia, iœcie królewskiej urody i si³y, oraz ta pe³na wdziêku
ksiê¿niczka, ich siostra, s¹ twymi prawowitymi dzieæmi, którym ¿ycie da³a twoja królewska ma³¿onka.
Po³o¿ne zaœ, którymi by³y twoje szwagierki, usunê³y te twoje dzieci zaraz po narodzeniu, pchane do tego czarnoœci¹ swych serc i pod³oœci¹ widoczn¹ na ich niecnych licach. Zaiste, za ka¿dym razem, kiedy urodzi³o ci siê dzieciê, obwija³y je w szmaty, k³ad³y do koszyka i rzuca³y do strumienia
przep³ywaj¹cego przy twoim pa³acu, chc¹c je w ten sposób pozbawiæ ¿ycia. Ale szczêœliwy los chcia³, i¿ nadzorca twoich królewskich ogrodów wszystkie te koszyki widzia³, kiedy przep³ywa³y oko³o
powierzonych jego opiece gruntów, a niemowlêta, które w nich by³y, bra³ pod swoj¹ opiekê. Potem
kaza³ wykarmiæ je i wychowaæ jak najstaranniej. A kiedy podros³y i dosz³y do w³aœciwych lat, stara³
siê, aby wyæwiczono je we wszelkich sztukach i umiejêtnoœciach. Do koñca swego ¿ycia traktowa³ je i wychowywa³ z czu³¹ mi³oœci¹, jak gdyby by³y to jego w³asne dzieci. A teraz, o najdostojniejszy szachu, zbudŸ siê wreszcie ze swej nieœwiadomoœci i os³upienia i wiedz, ¿e obaj ci ksi¹¿êta, Bahman i Parwez, oraz ich siostra, ksiê¿niczka Perizada, s¹ twymi rodzonymi dzieæmi i prawowitymi dziedzicami!
Us³yszawszy te s³owa i upewniwszy siê wewnêtrznie, i¿ odpowiadaj¹ one prawdzie, szach poj¹³
diabelskie zbrodnie szwagierek i tak do ptaka powiada: - O czarodziejski ptaku, uwierzy³em w
prawdziwoœæ twoich s³ów. Kiedy bowiem po raz pierwszy ujrza³em tych m³odzieñców w moich
³owieckich ostêpach, serce moje zmuszone by³o kochaæ ich, jak gdyby to byli moi rodzeni synowie.
Zarówno oni, jak i ich siostra przyci¹gnêli moje serce do siebie niczym magnes przyci¹ga ¿elazo. G³os krwi odezwa³ siê we mnie i zmusza mnie do uznania wiêzów rodzinnych i przyznania, ¿e to moi
najprawdziwsi potomkowie, urodzeni z ³ona mojej królewskiej ma³¿onki, której straszny los dane mi by³o wype³niæ. Po czym, szach zwróci³ siê do m³odych ksi¹¿¹t oraz ich piêknej siostry i ze ³zami w oczach przemówi³ przerywanym g³osem: - Jesteœcie moimi dzieæmi i od tej chwili uwa¿ajcie mnie za swojego ojca! Tedy oni podbiegli do niego, z g³oœnymi okrzykami radoœci rzucili mu siê na szyjê i objêli go czule. Potem wszyscy usiedli znów do sto³u, a po spo¿yciu posi³ku szach Chosru tak do nich rzecze: - Umi³owane dzieci, niestety muszê was teraz opuœciæ, ale jeœli Allach pozwoli, powrócê tu jutro wraz z szachini¹, wasz¹ matk¹. Rzek³szy to po¿egna³ siê z nimi serdecznie, dosiad³ rumaka i pod¹¿y³ do swego pa³acu. Zaledwie usiad³ na tronie, jak ju¿ przywo³a³ wielkiego wezyra i wyda³ mu rozkaz: - Poœlij zaraz po owe pod³e niewiasty, siostry mojej królewskiej ma³¿onki, i ka¿ je zakuæ w ciê¿kie kajdany, zbrodnie ich bowiem nareszcie wysz³y na jaw. Diablice te zas³uguj¹ na stracenie, jak traci siê morderców. Niech kat zaraz naostrzy swój miecz, gdy¿ ziemia ³aknie ich nikczemnej krwi! IdŸ
sam i dopilnuj, aby bez oci¹gania siê i zw³oki zaraz je œciêto. Nie czekaj na dalsze rozkazy, ale b¹dŸ
pos³uszny i niezw³ocznie wype³nij moje polecenie! Wielki wezyr oddali³ siê natychmiast i w jego
obecnoœci, zgodnie z rozkazami króla, zazdrosne siostry zosta³y œciête, ponosz¹c w ten sposób s³uszn¹
karê za swoj¹ z³oœæ i zbrodniê. Szach zaœ wraz ze œwit¹ uda³ siê pieszo do g³ównego meczetu, u
którego wrót nieszczêsna szachini przez tak wiele lat w gorzkim bólu i cierpieniu by³a uwiêziona. Szach swoj¹ w³asn¹ królewsk¹ rêk¹ wyprowadzi³ j¹ z klatki i obj¹³ najczulej. A skoro ujrza³ jej smutny stan, zniekszta³cone d³ugimi cierpieniami rysy i budz¹ce litoœæ ³achmany, zap³aka³ gorzko i zawo³a³: - Niech Allach najmi³oœciwszy przebaczy mi, ¿e post¹pi³em tak niesprawiedliwie i krzywdz¹co wobec ciebie, mojej ma³¿onki! Twoje siostry, które podle i podstêpnie zbudzi³y mój groŸny gniew przeciwko tobie, niewinnej i czystej, kaza³em œci¹æ, tak ¿e ponios³y ju¿ zas³u¿on¹ zap³atê za swoje niecne przestêpstwa.
To rzek³szy król, pe³en przyjaŸni i mi³oœci do swojej ma³¿onki, opowiedzia³ jej wszystko, co mu siê file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (25 of 27)2009-06-22 11:13:36
przydarzy³o i o czym mówi¹cy ptak go uœwiadomi³. I zakoñczy³ takimi s³owy: - Wkrótce udamy siê
oboje do pa³acu, gdzie ujrzysz swych obu synów i córkê, którzy wyroœli na istoty pe³ne wdziêku.
Spiesz, aby wzi¹æ ich w objêcia i przytuliæ do serca, bo przecie¿ to nasze rodzone dzieci, œwiat³o naszych oczu! Ale przedtem musisz pod¹¿yæ do ³aŸni i przyoblec królewskie szaty i klejnoty!
Tymczasem w mieœcie rozesz³y siê ju¿ s³uchy o tych wydarzeniach. Opowiadano, ¿e szach nareszcie
okaza³ swej ma³¿once nale¿n¹ ³askê i ¿e w³asn¹ rêk¹ wywiód³ j¹ wiêzienia, b³agaj¹c o przebaczenie za wszelkie krzywdy, które jej wyrz¹dzi³. Mówiono o tym, ¿e m³odzi ksi¹¿êta i ksiê¿niczka, wychowywani przez nadzorcê ogrodów, okazali siê rodzonymi dzieæmi szachini, oraz wreszcie o tym, ¿e szach srogo ukara³ z³e siostry, które przeciwko niej uknu³y spisek. Zapanowa³a tedy radoœæ i wesele zarówno w stolicy, jak i w ca³ym pañstwie, a wszystek lud b³ogos³awi³ ma³¿onkê szacha i przeklina³ jej siostry.
Nazajutrz skoro szachini wyk¹pa³a siê i przyoblek³a królewskie szaty i klejnoty, udali siê oboje z szachem do swoich dzieci. Szach przyprowadzi³ do niej ksiêcia Bahmana, ksiêcia Parweza oraz
ksiê¿niczkê Perizadê i tak rzecze: - Spójrz, oto twoje dzieci, owoc twojego ¿ywota i krew z twojej krwi.
Twoi rodzeni synowie i twoja rodzona córka. WeŸ je w swoje objêcia z ca³¹ mi³oœci¹ matczyn¹ i oka¿
dowody twej ³aski, tak jak ja ju¿ to uczyni³em! Kiedy wyda³aœ dzieci na œwiat, twoje przeklête siostry odebra³y ci je, rzuci³y do strumienia i obmówi³y ciê, ¿e powi³aœ najprzód szczeniê, potem kociê, a wreszcie pi¿mowca. Przeklinam tê chwilê, ¿e wtedy ich niecnym oszczerstwom uwierzy³em. Jedynym
zadoœæuczynieniem, jakie mogê ci daæ, jest, ¿e tê trójkê, któr¹œ mi porodzi³a i któr¹ Allach cudownie nam przywróci³, prowadzê teraz w twoje objêcia. Tedy ksi¹¿êta i ksiê¿niczka rzucili siê swej
odnalezionej matce na szyjê i obejmowali j¹ czule, wylewaj¹c z radoœci potoki ³ez. Po czym szach i szachini zasiedli wspólnie ze swymi odzyskanymi dzieæmi do sto³u. Spo¿ywszy posi³ek, szach poszed³
ze swoj¹ ma³¿onk¹ do ogrodu, aby pokazaæ jej œpiewaj¹ce drzewo oraz fontannê ze z³ocist¹ wod¹.
Szachini zaœ nie posiada³a siê wprost ze zdumienia i zachwytu. Nastêpnie skierowali swe kroki do altany i odwiedzili mówi¹cego ptaka, o którym szach zd¹¿y³ ju¿ podczas uczty opowiedzieæ swej
ma³¿once z najwy¿szymi pochwa³ami. A szachini radowa³a siê wielce s³odkim g³osem ptaka oraz jego melodyjnym œpiewem. Skoro ju¿ wszystkie osobliwoœci obejrzeli, szach dosiad³ rumaka, ksi¹¿ê
Bahman toczy³ koniem po jego prawej, a ksi¹¿ê Parwez po lewej stronie, a szachini wziê³a ksiê¿niczkê Perizadê do swej lektyki i w ten sposób pod¹¿yli do królewskiego pa³acu. Kiedy królewski orszak
przeby³ wrota miejskie i kroczy³ przez ulice z monarszym przepychem i wspania³oœci¹, poddani
us³yszawszy o weso³ej nowinie t³oczyli siê gromadnie, aby przyjrzeæ siê monarszej rodzinie, wydaj¹c radosne okrzyki. Tak jak ongiœ ludzie smucili siê, widz¹c ma³¿onkê królewsk¹ w hañbi¹cej niewoli, tak cieszyli siê obecnie ponad wszelk¹ miarê, widz¹c j¹ znowu na wolnoœci. Najbardziej jednak dziwowali siê, kiedy zobaczyli mówi¹cego ptaka. Ksiê¿niczka Perizada trzyma³a bowiem w rêku klatkê z
mówi¹cym ptakiem i kiedy posuwa³a siê naprzód w królewskiej lektyce, woko³o niej roi³o siê od
œpiewaj¹cego s³odkimi g³osami ptactwa, towarzysz¹cego czarodziejskiemu ptakowi i nape³niaj¹cego
przestworza najcudowniejsz¹ melodi¹. A ca³e gromady innych jeszcze ptaków, które siedzia³y na
drzewach i dachach domów, œpiewa³y i szczebiota³y, jak gdyby chcia³y powitaæ w ten sposób klatkê z ich skrzydlatym w³adc¹, niesion¹ w królewskim orszaku. Szach, szachini oraz ich dzieci przybywszy do pa³acu, zasiedli do wspania³ej uczty. Ca³e miasto by³o rzêsiœcie iluminowane, a tañce i zabawy
œwiadczy³y o radoœci poddanych. Uroczystoœci trwa³y wiele dni zarówno w stolicy, jak i w ca³ym
pañstwie i ka¿dy by³ wesó³ i szczêœliwy, wyprawiaj¹c uczty i zabawy w swoim domu. Kiedy
uroczystoœci siê skoñczy³y, szach Chosru wyznaczy³ pierworodnego swego syna Bahmana na nastêpcê
tronu i przekaza³ w jego rêce wszystkie sprawy pañstwa. Ksi¹¿ê zaœ zarz¹dza³ nimi z tak¹ m¹droœci¹ i file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (26 of 27)2009-06-22 11:13:36
powodzeniem, i¿ obszar i s³awa perskiego królestwa podwoi³y siê. M³odszemu swemu synowi,
Parwezowi, szach przekaza³ pieczê nad wojskiem, zarówno nad ca³¹ konnic¹, jak i piechot¹. A
ksiê¿niczka Perizada zosta³a przez ojca swego dana za ¿onê potê¿nemu królowi, który panowa³ nad
wielkim i wspania³ym pañstwem. I nawet matka ich, szachini, w swej radoœci i b³ogostanie zapomnia³a o minionych mêczarniach i niewoli. Od tego czasu los darzy³ ich wszystkich najszczêœliwszymi dniami i ¿ycie ich p³ynê³o w szczêœciu, a¿ w koñcu przyby³a do nich ta, która radoœci ka¿e milczeæ i rozrywa wszelkie wiêzy przyjaŸni, która obraca w gruzy zamki, a stawia grobowce. Ona, która przygotowuje
¿niwo na dzieñ zmartwychwstania. I wszystko przeminê³o, jakby nigdy nie by³o. Chwa³a wiêc
Allachowi mi³oœciwemu, który nigdy nie przemija i pozostaje zawsze ten sam.
KONIEC
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/15.txt (27 of 27)2009-06-22 11:13:36