tytu³: "Opowieœæ o ubogim szewcu Maarufie"
Z cyklu: "Baœni 1001 nocy"
¯y³ sobie ongiœ w Kairze, mieœcie przez Allacha strze¿onym, pewien ubogi szewc, który zajmowa³ siê ³ataniem starego obuwia. Nazywa³ siê Maaruf. Mia³ ¿onê imieniem Fatima, a przezwiskiem Straszyd³o.
Przezwisko to dane jej by³o przede wszystkim dlatego, ¿e by³a bezczelna i z³oœliwa, bezwstydna i skora do podstêpnych knowañ. Ujarzmi³a ona swojego mê¿a i stale wymyœla³a mu i ur¹ga³a, chyba po
tysi¹ckroæ na dzieñ. On zaœ ba³ siê jej z³oœci i tchórzy³ przed jej niegodziwoœci¹. Maaruf by³ bowiem cz³owiekiem ³agodnego serca i dba³ym o dobre imiê, ale ubogim w pieni¹dze i mienie. Pomiêdzy wielu przykroœciami, które ten cz³owiek musia³ od swojej ¿ony ucierpieæ, starczy wymieniæ nastêpuj¹c¹.
Pewnego razu Fatima tak do swego mê¿a powiedzia³a: - Maarufie, ¿¹dam od ciebie, abyœ mi dziœ
wieczór koniecznie przyniós³ kunafê* z pszczelim miodem. - Jeœli Allach pozwoli - odpar³ Maaruf -
abym tyle zarobi³, by wystarczy³o na kupno tak drogiej potrawy, to dziœ wieczór ci kunafê z pszczelim miodem przyniosê. Allach œwiadkiem, ¿e na razie nie mam wcale pieniêdzy, ale, byæ mo¿e, Allach
pomo¿e mije zarobiæ. - Nic mnie to nie obchodzi! - krzycza³a ¿ona. - Czy Allach ci pomo¿e, czy nie, nie wa¿ mi siê dziœ wieczór pokazaæ na oczy bez s³odkiej kunafy z miodem, a jeœli bez niej
przyjdziesz, to noc twoja bêdzie tak czarna, jak twój los, odk¹d wzi¹³eœ mnie za ¿onê i wpad³eœ w moje rêce. - Allach jest dobrotliwy - odpar³ Maaruf i wyszed³ biedak widocznie zafrasowany. Po czym
odmówi³ mod³y poranne i otwar³ sklep, mówi¹c: - B³agam ciê, o Allachu mi³oœciwy, racz mi
przysporzyæ pieniêdzy, abym móg³ nabyæ ow¹ kunafê z pszczelim miodem, i ustrze¿ mnie dziœ w nocy
przed nikczemnoœci¹ tej z³oœnicy! A¿ do po³udnia siedzia³ Maaruf w swoim sklepie, ale nie trafi³a mu siê ¿adna robota, wiêc wzmaga³a siê w nim coraz silniej obawa przed ¿on¹. W koñcu wsta³ i zamkn¹³
sklep, nie wiedz¹c, co pocz¹æ, aby zdobyæ ow¹ kunafê, gdy¿ nie mia³ dosyæ pieniêdzy nawet na kupno kawa³ka chleba. Kiedy przechodzi³ ko³o sklepu piekarza, który handlowa³ kunaf¹, przystan¹³ markotny, a w oczach zakrêci³y mu siê ³zy. Piekarz to zoczy³ i spyta³: - Mistrzu Maarufie, co ci jest, ¿e p³aczesz, powiedz mi, co ci siê sta³o? Tedy Maaruf opowiedzia³ mu wszystko i tak zakoñczy³: - Widzisz, moja
¿ona jest kobiet¹ bez serca. Domaga siê ode mnie kunafy z pszczelim miodem, a ja do po³udnia
siedzia³em w sklepie i nie zarobi³em nawet na suchy kawa³ek chleba. Przeto czujê strach przed ni¹.
Piekarz uœmiechn¹³ siê i rzek³ do ubogiego szewca: - Nie niepokój siê! Ile kunafy ci potrzeba? - Piêæ ratlów* - odpar³ Maaruf. Piekarz odwa¿y³ mu i rzek³: - Mam wprawdzie topione mas³o, ale nie mam
miodu. Mam trochê syropu z trzciny cukrowej, który lepszy jest jeszcze od miodu. Chyba wiêc nie
zaszkodzi, jeœli kunafa bêdzie z syropem zamiast z miodem. Ubogi szewc nie grymasi³, gdy¿ i tak
zalegaæ mia³ z zap³at¹, wiêc powiedzia³: - Niech bêdzie z syropem! Piekarz przyrz¹dzi³ kunafê z
topionym mas³em i trzcinowym syropem iœcie po królewsku. A potem spyta³: - A mo¿e potrzebujesz
jeszcze chleba i sera? - Oczywiœcie - odpar³ Maaruf Kupiec da³ mu wiêc chleba za cztery pó³srebrniki, sera za pó³srebrnika i owej kunafy za dziesiêæ. A potem powiedzia³: - Wiedz, Maarufie, ¿e jesteœ mi winien piêtnaœcie pó³srebrników. IdŸ teraz do ¿ony i ciesz siê spokojem. WeŸ nawet jeszcze
pó³srebrnika na ³aŸniê. Z zap³at¹ mo¿esz poczekaæ dwa do trzech dni, a¿ Allach zeœle ci jakiœ
zarobek. Nie musisz te¿ mówiæ ¿onie nic o swoich k³opotach, gdy¿ bêdê cierpliwie czeka³, a¿ zarobisz któregoœ dnia wiêcej, ni¿ bêdziesz musia³ wydaæ na ¿ycie. Tedy Maaruf wzi¹³ kunafê, chleb i ser i odszed³, b³ogos³awi¹c piekarza. Z otuch¹ w sercu kroczy³ przed siebie i mówi³: - Chwa³a ci, o Allachu, dobroæ twa nie ma granic! Kiedy tylko wszed³ do izby, ¿ona zaraz na niego krzyknê³a: - Przynios³eœ
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (1 of 27)2009-06-22 11:19:13
kunafê z pszczelim miodem? - Przynios³em - odpar³ Maaruf i poda³ jej przyniesion¹ potrawê.
Spróbowa³a i zmiarkowawszy, ¿e os³odzona jest syropem, a nie miodem, zawo³a³a: - Czy ci nie
zapowiada³am, ¿e masz przynieœæ kunafê z miodem? Widocznie chcia³eœ mi zrobiæ na z³oœæ, kiedy
kaza³eœ przyrz¹dziæ j¹ z syropem! Maaruf przeprasza³, jak umia³, mówi¹c: - Nie mog³em zbyt
wybredzaæ, bo wzi¹³em j¹ na borg. Ale ¿ona dar³a siê dalej: - To czcza gadanina, chcê kunafy z miodem, i ju¿! I pe³na z³oœci cisnê³a mu przyniesione jad³o w twarz, wrzeszcz¹c: - Postaraj siê lepiej, ³ajdaku, i przynieœ mi to, czego chcia³am. Przy tym wymierzy³a mu policzek i wybi³a z¹b, a¿ krew pola³a siê
biedakowi na piersi. Maaruf w gniewie uderzy³ j¹ raz lekko w g³owê, ale wtedy ona chwyci³a go za
brodê i zaczê³a wrzeszczeæ: - Na pomoc, muzu³manie! S¹siedzi wbiegli do izby i uwolnili jego brodê z r¹k ¿ony. Po czym ganili j¹ i strofowali, mówi¹c: - Ka¿dy z nas by³by zadowolony, gdyby dosta³ tak¹
s³odziutk¹ kunafê z syropem! Jak¿e mo¿esz byæ tak bez serca wobec swojego biednego mê¿a! Czy¿ ty
nie masz wstydu! Perswadowali jej tak d³ugo, a¿ dosz³o do zgody pomiêdzy ma³¿onkami. Zaledwie
ludzie zd¹¿yli wyjœæ, gdy Fatima zaczê³a siê znów zaklinaæ, ¿e za nic tej potrawy nie ruszy. Maaruf wszak¿e, który czu³ gwa³towny g³ód, rzek³: - Poprzysiêg³aœ, ¿e kunafy nie ruszysz, przeto ja j¹ zjem. -
Co rzek³szy, zabra³ siê do jedzenia. Ale ona, ujrzawszy go jedz¹cego, krzyknê³a: - Niech Allach sprawi, aby potrawa ta sta³a siê trucizn¹, która wypali ci wnêtrznoœci! (Oby takie przekleñstwo nikogo nie dotknê³o!) A Maaruf na to: - Nie bêdzie tak, jak mówisz! I jad³ dalej z zadowoleniem, po czym doda³: -
Poprzysiêg³aœ, ¿e nie ruszysz tego jad³a, ale Allach jest dobrotliwy, wiêc jeœli On pozwoli, przyniosê ci jutro wieczór kunafê z pszczelim miodem i wtedy sama wszystko zjesz. I tak Maaruf stara³ siê j¹ jak móg³ u³agodziæ, a ona stale przeklina³a i a¿ do rana nie ustawa³a w wymyœlaniu mu i ur¹ganiu. A kiedy nasta³ ranek, wziê³a siê znów do bicia swego mê¿a, który zawo³a³: - Miej trochê cierpliwoœci, przyniosê ci inn¹ kunafê! Po czym poœpieszy³ do meczetu i odprawiwszy mod³y poszed³ do swego sklepu i otwar³
go. Ale zaledwie zd¹¿y³ usi¹œæ, gdy ju¿ przybyli do niego dwaj stra¿nicy od kadiego i oznajmili: -
Wstañ i chodŸ z nami do kadiego! Wnios³a na ciebie skargê twoja ¿ona, która tak a tak wygl¹da. Z
opisu Maaruf pozna³ zaraz, ¿e by³a to istotnie jego ¿ona i rzek³: - Oby Allach j¹ pokara³! Wsta³ i poszed³
ze stra¿nikami do kadiego. Tam zasta³ ju¿ swoj¹ ¿onê z przewi¹zan¹ rêk¹ i zakrwawionym czarczafem, szlochaj¹c¹ g³oœno i wycieraj¹c¹ ³zy. A kadi zaraz wsiad³ na biednego szewca: - Czy¿ nie boisz siê gniewu Allacha? Jak mog³eœ tak tê kobietê sponiewieraæ, z³amaæ jej rêkê i wybiæ z¹b! Jak¿eœ móg³ to uczyniæ? A Maaruf na to: - Jeœli naprawdê j¹ sponiewiera³em i wybi³em z¹b, to ukarz mnie wedle
swojej woli. Ale sprawa ta wygl¹da. tak a tak, a zreszt¹ s¹siedzi zd¹¿yli ju¿ nas pogodziæ. Po czym opowiedzia³ kadiemu wszystko, rzetelnie tak jak by³o, od pocz¹tku do koñca. Ów kadi zasiê by³ dobrym cz³owiekiem. Wyci¹gn¹³ wiêc z kieszeni æwieræ denara i rzek³ do Maarufa: - Cz³owieku, weŸ ten
pieni¹dz i ka¿ za to przyrz¹dziæ dla twej ¿ony s³odkiej kunafy z pszczelim miodem, a potem pogódŸcie siê! Ale ubogi szewc odpowiedzia³ kadiemu: - Daj lepiej ten pieni¹dz mojej ¿onie. Fatima æwieræ
denara przyjê³a, a kadi myœl¹c, ¿e przywróci³ ju¿ spokój pomiêdzy ma³¿onkami, rzek³: - Niewiasto, b¹dŸ pos³uszna mê¿owi twemu, a ty, mê¿u, b¹dŸ dla niej dobry! Po czym oboje poszli do domu,
pozornie pogodzeni przez dobrego kadiego. ¯ona wszak¿e uda³a siê w jedn¹ stronê, a m¹¿ w drug¹ do swego sklepu. Zaledwie zd¹¿y³ tam usi¹œæ, jak ju¿ przybyli do niego stra¿nicy i powiedzieli: - Daj nam nale¿n¹ zap³atê za nasz¹ us³ugê. A Maaruf na to: - Kadi nie kaza³ mi wcale wam p³aciæ, a nawet
podarowa³ mi æwieræ denara. Ale oni nie dawali spokoju: - Nic to nas nie obchodzi, czy kadi ci coœ
da³, czy wzi¹³. Jeœli nie dasz nam nale¿nej zap³aty, weŸmiemy przemoc¹, co siê nam nale¿y. Po czym zawlekli Maarufa na bazar, gdzie biedak musia³ sprzedaæ swoje szewskie narzêdzia. Dopiero kiedy
wyp³aci³ natrêtnym stra¿nikom pó³ denara, dali mu spokój. Tedy biedny szewc opar³ policzek na rêku i file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (2 of 27)2009-06-22 11:19:13
usiad³ smutny, poniewa¿ nie mia³ ju¿ nawet narzêdzi, którymi móg³by zapracowaæ na chleb. A kiedy
tak siedzia³, przyszli nagle dwaj inni stra¿nicy o odpychaj¹cym wygl¹dzie i powiedzieli do niego: -
Wstañ, cz³owieku, i pójdŸ z nami do kadiego! ¯ona twoja z³o¿y³a skargê na ciebie. - Przecie¿ kadi dopiero co ustanowi³ pokój miêdzy mn¹ a moj¹ ¿on¹ - odpar³ Maaruf. Ale oni mówili dalej: -
Przybywamy widaæ od innego kadiego, u którego twoja ¿ona równie¿ ciebie oskar¿y³a. Poszed³ wiêc ze stra¿nikami modl¹c siê do Allacha: - Allach jest nasz¹ ucieczk¹ i On wszystko najlepiej rozrz¹dzi! Skoro Maaruf ujrza³ Fatimê, zapyta³: - Czy¿ nie zawarliœmy dopiero co pokoju: Kiedy jednak odpowiedzia³a,
¿e pokoju miêdzy nimi nie bêdzie, Maaruf wyst¹pi³ przed kadiego i opowiedzia³ mu swoje dzieje,
koñcz¹c nastêpuj¹cymi s³owy: - Kadi, który siê tak i tak nazywa, godzinê temu pogodzi³ nas ze sob¹.
Tedy ten drugi kadi tak do ¿ony Maarufa rzecze: - Bezwstydna niewiasto, dlaczego przybywasz znów
skar¿yæ siê przede mn¹ na twego mê¿a, chocia¿ ju¿eœcie siê pogodzili. A ona na to: - Ale on mnie
znowu potem pobi³. Wówczas kadi rzek³ do obojga ma³¿onków: - PogódŸcie siê wreszcie, ty jej nie bij, a ona niech obieca, ¿e bêdzie ci zawsze pos³uszna! I tak ma³¿onkowie zawarli ponownie pokój miêdzy sob¹, a kadi powiedzia³ do Maarufa: - Daj ludziom, których do ciebie pos³a³em, zap³atê nale¿n¹ im za ich us³ugê! Maaruf wysup³a³ ostatnie grosze i wróci³ do swojego sklepu. Otworzy³ go i usiad³ jak odurzony wszystkimi zmartwieniami, które go gnêbi³y. Kiedy tak siedzia³, przyszed³ nagle do niego jakiœ obcy cz³owiek i rzek³: - Maarufie, wstañ i ukryj siê czym prêdzej, ¿ona twoja bowiem oskar¿y³a ciê przed najwy¿szym trybuna³em i kat zaraz tu po ciebie przyjdzie. Tedy ubogi szewc zamkn¹³ swój sklep i
uciek³ w kierunku Bramy Zwyciêstwa*. Z pieniêdzy uzyskanych ze sprzeda¿y szewskich kopyt i
narzêdzi pozosta³o mu zaledwie piêæ pó³srebrników. Kupi³ wiêc za cztery chleba, a za jeden ser, aby
¿ywiæ siê tym podczas ucieczki. A by³a wtedy pora popo³udniowych mod³ów. I kiedy tak bieg³
pomiêdzy œmietnikami przed bram¹ miejsk¹, lun¹³ deszcz jak z cebra i biedak przemók³ do suchej nitki.
Schroni³ siê wiêc do meczetu Adilija, na wpó³ zburzonego, i znalaz³ siê w opuszczonej komorze, w
której brakowa³o drzwi. Postanowi³ schroniæ siê tam przed ulew¹, poniewa¿ szaty jego by³y ju¿ ca³kiem przemoczone. £zy kapa³y mu z oczu, gdy rozpamiêtuj¹c swoj¹ niedolê tak do siebie mówi³: "Gdzie¿
ucieknê przed t¹ wiedŸm¹? B³agam ciê, o Allachu, przyœlij mi kogoœ, kto by mnie zawiód³ do jakiejœ
dalekiej krainy, dok¹d ona nie bêdzie mog³a znaleŸæ drogi". Kiedy tak siedzia³ p³acz¹c, nagle rozst¹pi³a siê œciana i wysz³a z niej olbrzymia postaæ, na widok której przesz³y go ciarki. I straszna ta postaæ tak do niego rzek³a: - Dlaczegó¿, cz³owieku, zak³ócasz mi pokój w nocy? Od dwustu lat przebywam ju¿
tutaj, ale nigdy nie widzia³em nikogo, kto by wchodz¹c tu zachowywa³ siê tak jak ty. Powiedz mi, czego sobie ¿yczysz, a spe³niê ka¿de twoje pragnienie. Serce moje bowiem pe³ne jest dla ciebie litoœci. - Kim jesteœ? - spyta³ Maaruf. Postaæ odpar³a: - Jestem mieszkañcem tego miejsca. Maaruf opowiedzia³ wiêc wszystko, co musia³ ucierpieæ od swojej z³ej ¿ony, a postaæ wys³uchawszy go zapyta³a: - Czy chcesz, abym zawiód³ ciê do krainy, do której ¿ona twoja drogi nie znajdzie? - Tak - odpar³ Maaruf. A straszna postaæ, która by³a d¿innem, zawo³a³a: - Siadaj wiêc na moim grzbiecie! Maaruf uczyni³ to i uniós³ siê w przestworza, i lecia³ od pory po³udniowych mod³ów a¿ do chwili, kiedy ukazuje siê na niebie pierwszy brzask. D¿inn z³o¿y³ go na szczycie wysokiej góry i tak do niego powiada: - ZejdŸ, o œmiertelny, ze szczytu tej góry, a gdy ujrzysz bramy miasta, wejdŸ doñ i uwierz, ¿e ¿ona twoja nigdy ciê nie znajdzie.
Rzek³szy to, opuœci³ Maarufa i odlecia³ w przestworza. Ubogi szewc zaœ pozosta³ zdumiony i bezradny a¿ do wschodu s³oñca. Wtedy tak do siebie powiedzia³: "Udam siê w drogê, gdy¿ d³u¿ej tu pozostawaæ nie ma celu". Zszed³ wiêc na dó³ a¿ do stóp góry i ujrza³ miasto okolone warownymi murami, z piêtrz¹cymi siê wysoko pa³acami i pokrytymi z³otem dachami gmachów, tak ¿e ka¿dy, kto na to patrzy³, musia³ siê zachwyciæ. Maaruf przeszed³ przez bramê miejsk¹ i poczu³ radoœæ w swoim sercu. Kiedy
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (3 of 27)2009-06-22 11:19:13
jednak wszed³ na bazar, zauwa¿y³, ¿e miejscowi przypatruj¹ mu siê i dziwi¹ jego odzie¿y, gdy¿ ró¿ni³a siê znacznie od szat noszonych w ich mieœcie. Jeden spoœród gapiów zwróci³ siê do Maarufa i zapyta³:
- Cz³owiecze, jesteœ zapewne przybyszem z obcego kraju? - Rzek³eœ! - odpar³ Maaruf - A z jakiego
kraju przybywasz? - Z Kairu, szczêœliwego miasta. - Widocznie min¹³ ju¿ d³ugi czas, od kiedy miasto to po¿egna³eœ? - By³em tam wczoraj o porze popo³udniowych mod³ów. Tedy pytaj¹cy zacz¹³ siê œmiaæ i
zawo³a³: - ChodŸcie tu bli¿ej, ludzie, i pos³uchajcie, co on mówi. - A co on takiego mówi? - pytano zewsz¹d. A ów miejscowy na to: - Cz³owiek ten twierdzi, ¿e przyby³ z Kairu i ¿e by³ tam nie dalej jak wczoraj o porze popo³udniowych mod³ów. Wszyscy zaczêli siê œmiaæ i wo³aæ: - Cz³owiecze,
widocznie jesteœ pomyleñcem! Jak mo¿esz twierdziæ, i¿ opuœci³eœ Kair dopiero wczoraj o porze
popo³udniowych mod³ów, a dziœ rano ju¿ tu przyby³eœ, skoro Kair jest oddalony od naszego miasta o rok drogi. A Maaruf na to: - Jeœli komuœ tu brak rozumu, to nie mnie, tylko wam. To co mówiê, jest szczer¹ prawd¹. Chleb, który przynios³em z Kairu i którego mam jeszcze trochê, jest przecie¿ œwie¿y.
Mówi¹c to, pokaza³ im kupiony w Kairze chleb, a oni nie posiadali siê ze zdumienia, gdy¿ chleb ten by³
inny ni¿ chleb, jaki jadali w swoim kraju. Wówczas zgromadzi³o siê jeszcze wiêcej ludu woko³o
Maarufa i jedni wo³ali do drugich: - Oto chleb prosto z Kairu! Obejrzyjcie go sobie! I tak powsta³ rwetes w owym mieœcie. Jedni wierzyli mu, inni zaœ mieli go za k³amcê i drwili z niego. W tym te¿ czasie podjecha³ na mulicy jakiœ bogaty kupiec, któremu towarzyszy³o dwóch niewolników. Przebi³ siê przez t³um i zawo³a³: - Hej, ludzie, czy nie wstyd wam t³oczyæ siê tak dooko³a obcego przybysza, aby
szydziæ zeñ i wyœmiewaæ siê? Odst¹pcie od niego! I kupiec odegna³ gapiów od Maarufa, bo nikt nie
œmia³ sprzeciwiæ siê bogaczowi ani s³owem. Tedy kupiec tak do obcego przybysza rzecze: - ChodŸ,
bracie, i nie przejmuj siê ludŸmi, którzy nie maj¹ wstydu! Po czym wzi¹³ go ze sob¹ i pod¹¿y³ z nim do obszernego i piêknie przyozdobionego domu. Tam wprowadzi³ Maarufa do wielkiej sali o iœcie
królewskim przepychu i wyda³ niewolnikom odpowiednie rozkazy. Ci zaœ otworzyli okut¹ skrzyniê i
wyj¹wszy z niej strój, jaki zwykle nosz¹ bogaci kupcy, którzy posiadaj¹ przynajmniej po tysi¹c worów z³ota, wrêczyli go Maarufowi. Ubogi szewc przebra³ siê zaraz, a poniewa¿ by³ cz³owiekiem wspania³ej postury, wygl¹da³ niczym starszy cechu kupców. Wkrótce potem goœcinny kupiec kaza³ przynieœæ
posi³ek i s³udzy postawili przed oboma stó³, na którym by³o wiele smakowitych potraw wszelakiego
rodzaju. Dopiero kiedy obaj zjedli i wypili, kupiec zapyta³ swego goœcia: - Bracie, jakie jest twoje imiê? A ten odpar³: - Imiê moje Maaruf, a z zawodu jestem szewcem ³ataj¹cym stare obuwie. - Z jakiego miasta pochodzisz? - Z Kairu. - A z jakiej dzielnicy? - Czy ty znasz Kair? - Jestem równie¿ jednym z synów tego miasta. - Ja mieszka³em przy ulicy Czerwonej. - A kogo znasz spoœród mieszkaj¹cych przy tej ulicy? - Takich a takich - odpar³ Maaruf i wymieni³ wielk¹ liczbê ludzi. A kupiec pyta³ dalej: - Czy znasz szejka Ahmeda, korzennego kupca? - To mój najbli¿szy s¹siad, mieszkamy z sob¹ przez œcianê. -
Czy powodzi mu siê dobrze? - Tak jest. - A ile ma dzieci? - Trzech synów: Mustafê, Mohameda i Alego.
- A có¿, dziêki Allachowi, z tych jego synów wyros³o? - Mustafe powodzi siê dobrze, to uczony,
nauczyciel wy¿szej szko³y. Jeœli chodzi o Mohameda, zosta³ korzennym kupcem, tak jak ojciec jego, i otworzy³ sklep obok sklepu ojca, o¿eniwszy siê uprzednio. Jego ¿ona powi³a mu syna, który nazywa siê Hasan. - Niech Allach i ciebie ucieszy dobr¹ nowin¹! - zawo³a³ kupiec. A Maaruf opowiada³ dalej: -
Jeœli chodzi o Alego, to by³ on moim towarzyszem zabaw, kiedyœmy byli jeszcze ch³opcami, i zawsze zwykliœmy siê ze sob¹ bawiæ. Przebieraliœmy siê za chrzeœcijañskie dzieci, aby móc dostaæ siê do ich koœcio³a. Tam kradliœmy ksiêgi chrzeœcijan i sprzedawali je, aby za uzyskane pieni¹dze kupiæ sobie smako³yki. Ale raz zdarzy³o siê, ¿e chrzeœcijanie nas na tym przy³apali i jedn¹ z ukradzionych ksi¹¿ek odebrali. Wnieœli wówczas skargê na nas do naszych rodziców i powiedzieli ojcu Alego: "Jeœli nie file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (4 of 27)2009-06-22 11:19:13
zabronisz swojemu synowi wyrz¹dzaæ nam szkody, to oskar¿ymy ciê przed samym su³tanem". Ojciec
Alego u³agodzi³ tych ludzi i wygarbowa³ skórê synowi, zasiê ch³opiec ów uciek³ z domu, od dwudziestu lat ju¿ go nie ma i nikt nigdy nie mia³ o nim ¿adnej wieœci. Tedy kupiec zawo³a³: - Ja jestem ów Ali, syn szejka Ahmeda, korzennego kupca z Kairu, a ty jesteœ towarzyszem moich zabaw dziecinnych,
Maarufe! Wówczas obaj przyjaciele przywitali siê jeszcze raz i serdeczniej, po czym kupiec tak dalej mówi³: - Opowiedz mi teraz, Maarufie, dlaczego przyby³eœ tu z Kairu do naszego miasta? Szewc
opowiedzia³ mu wszystko o swojej ¿onie Fatimie oraz o tym, co od niej ucierpia³. A opowieœæ swoj¹
zakoñczy³ s³owami: - Skoro udrêka sta³a siê ju¿ nie do wytrzymania, uciek³em od niej w kierunku
Bramy Zwyciêstwa. Tam zasta³a mnie ulewa, schroni³em siê wiêc do na wpó³ zwalonej niszy przy
meczecie Adilija. I usiad³em tam p³acz¹c. Wówczas nagle ukaza³ mi siê mieszkaniec tamtych miejsc, d¿inn z nadprzyrodzonego œwiata, i j¹³ mnie pytaæ. Opowiedzia³em mu ca³¹ moj¹ niedolê, a on wzi¹³
mnie na swój grzbiet i przez ca³¹ noc lecia³ ze mn¹ pomiêdzy niebem a ziemi¹. Wreszcie postawi³ mnie na szczycie góry i opowiedzia³ o tym oto mieœcie. Zszed³em wiêc na dó³ i przyby³em tutaj. Otoczyli mnie ludzie i zaczêli wypytywaæ. Kiedy im powiedzia³em, ¿e opuœci³em Kair nie dalej jak wczoraj, nie chcieli mi daæ wiary. A potem ty przyby³eœ, odpêdzi³eœ ode mnie natrêtów i wprowadzi³eœ do swego
domu. Oto moja odpowiedŸ na twoje pytanie, dlaczego Kair opuœci³em. Ale teraz ty mi powiedz,
czemu tu przyby³eœ? A kupiec na to: - Kiedy pope³ni³em ow¹ lekkomyœlnoœæ, liczy³em sobie
zaledwie ósmy rok ¿ycia. I od tego czasu wêdrowa³em z kraju do kraju i z miasta do miasta, a¿ po wielu latach przyby³em do tego grodu, którego nazwa brzmi Ichtijan al-Chutan*. Poniewa¿ zauwa¿y³em, ¿e
mieszkañcy tutejsi to dobrotliwi i przyjaŸni ludzie, którzy ubogiego darz¹ zaufaniem, sprzedaj¹ mu na borg i wierz¹ wszystkiemu, co im mówi, powiedzia³em do nich: "Jestem kupcem i wyprzedzi³em
karawanê z moim towarem, a teraz szukam odpowiedniego sk³adu, aby mój towar przechowaæ". Ludzie dali mi wiarê i przysposobili odpowiedni sk³ad. Wtedy powiedzia³em do nich: "Czy jest miêdzy wami ktoœ, kto by³by sk³onny po¿yczyæ mi tysi¹c denarów, a¿ do czasu, kiedy mój towar tu nadejdzie?
Wtedy oddam mu wszystko, co od niego dosta³em. Potrzebujê bowiem jeszcze tego a tego, zanim
karawana z moim towarem przybêdzie". Wówczas po¿yczono mi tyle, ile prosi³em, ja zaœ poszed³em na bazar kupiecki i obejrzawszy poniektóre towary, zakupi³em je. Nazajutrz odprzeda³em je i zarobi³em na tym piêædziesi¹t denarów, tak ¿e mog³em znów inne nabyæ towary. Przy tym postêpowa³em zawsze
przyjaŸnie i uprzejmie z ludŸmi, tak ¿e wkrótce wszyscy mnie pokochali. I tak sprzedawa³em dalej i kupowa³em, a¿ dorobi³em siê sporej kwoty pieniêdzy. Wiedz bowiem, mój bracie, ¿e przys³owie mówi:
"Œwiat jest pe³en k³amstw i oszustwa, a w kraju, w którym ciê nikt nie zna, mo¿esz robiæ, co ci siê
¿ywnie podoba". Jeœli na przyk³ad ka¿demu, kto ciê zapyta, powiesz: "Z zawodu jestem szewcem, ³ataj¹cym stare obuwie, jestem ubogi, uciek³em od mojej ¿ony i dopiero wczoraj opuœci³em Kairu, to ludzie ci nie uwierz¹. I staniesz siê dla nich poœmiewiskiem tak d³ugo, jak bêdziesz w naszym mieœcie przebywa³. A jeœli im powiesz: "D¿inn i mnie tu przyniós³", to bêd¹ ciê unikaæ, nikt do ciebie nie podejdzie i wszyscy powiedz¹: "Cz³owiek ten jest opêtany przez diab³a, wiêc ka¿demu, kto siê do niego zbli¿y, bêdzie siê Ÿle powodziæ". I taka gadanina pohañbi zarówno ciebie, jak i mnie, gdy¿ wszyscy tu wiedz¹, ¿e i ja z Kairu pochodzê. Tedy Maaruf zapyta³: - Wiêc co mam pocz¹æ? Na to kupiec Ali
odrzek³: - Nauczê ciê, co masz czyniæ, jeœli Allach pozwoli. Jutro dam ci tysi¹c denarów, a krom tego mulicê, abyœ na niej jecha³, i niewolnika, który bêdzie biec przed tob¹ i zaprowadzi ciê do bramy kupieckiego bazaru. Przez tê bramê udaj siê na bazar. A ja bêdê ju¿ siedzia³ miêdzy kupcami i skoro tylko ciebie zobaczê, wstanê, pozdrowiê ciê i poca³ujê w rêkê, i bêdê traktowa³ jak dostojnego pana.
Kiedy tylko zapytam ciê o jakiœ gatunek tkaniny i zwrócê siê do ciebie z pytaniem: "Czy przywioz³eœ
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (5 of 27)2009-06-22 11:19:13
coœ takiego a takiego gatunku, odpowiadaj: "Mnóstwo!" Jeœli potem ludzie mnie o ciebie zapytaj¹, bêdê ciê wynosi³ pod niebiosa i przedstawia³ jako mo¿nego cz³owieka. Po czym powiem im: "Dajcie mu budynek na sk³ad i wyznaczcie mu odpowiedni sklep". Mówi¹c to przedstawiê ciê jako mê¿a o wielkim bogactwie i jeszcze wiêkszej szczodrobliwoœci. Za ka¿dym razem, kiedy podejdzie do ciebie jakiœ
¿ebrak, daj mu, co bêdziesz mia³ pod rêk¹, a wtedy wszyscy uwierz¹ moim s³owom i ufni w twoj¹
wielkoœæ i hojnoœæ pokochaj¹ ciê gor¹co! W koñcu zaproszê ciebie oraz wszystkich innych kupców do swego domu, aby ciê uczciæ. W ten sposób oni poznaj¹ ciebie, a ty ich, bêdziesz móg³ im sprzedawaæ, od nich kupowaæ i uprawiaæ z nimi wszelki handel. Potem w nied³ugim czasie staniesz siê bogatym
cz³owiekiem. Nazajutrz rano kupiec Ali da³ Maarufowi rzeczywiœcie tysi¹c denarów, odzia³ go w
bogate szaty, posadzi³ na mulicê i odst¹pi³ mu jednego ze swoich niewolników. Po czym tak do niego powiedzia³: - Niech Allach Mi³oœciwy uwolni ciê z obowi¹zku wdziêcznoœci za to wszystko. Jesteœ
bowiem moim przyjacielem i dlatego traktowaæ ciê z honorami jest po prostu moim obowi¹zkiem. Nie
frasuj siê przeto, odpêdzaj od siebie wszelkie myœli o z³ych postêpkach twojej ¿ony i nie opowiadaj o niej nikomu. - Niech Allach ci to stokrotnie wynagrodzi - odpar³ Maaruf i odjecha³ na mulicy, a
niewolnik bieg³ przed nim, prowadz¹c go do bramy kupieckiego bazaru. Tam siedzieli wszyscy kupcy, a miêdzy nimi znajdowa³ siê i kupiec Ali. Skoro tylko ujrza³ Maarufa, wsta³ i poœpieszy³ na jego
spotkanie, wo³aj¹c: - Co za b³ogos³awiony dzieñ, o kupcze Maarufie, mê¿u s³yn¹cy z dobrych uczynków i szlachetnoœci! Po czym poca³owa³ go w rêkê na oczach wszystkich kupców i rzek³: - Kupiec Maaruf, mili bracia, wielce zaszczyci³ nas swoim tu przybyciem, powitajcie go tedy jak nale¿y. Przy czym da³
im znak, aby okazywali Maarufowi dowody najwy¿szej czci. I tak ubogi szewc sta³ siê w ich mniemaniu wielkim panem. Ali pomóg³ mu przy zsiadaniu z mulicy, a kiedy wszyscy ju¿ go pozdrowili, odwo³ywa³
na bok jednego kupca po drugim i wychwala³ Maarufa przed ka¿dym. Oni zaœ pytali: - Czy cz³ek ten
jest kupcem? - Zaprawdê - odpar³ Ali - to nawet najwiêkszy ze wszystkich kupców i nie ma nikogo, kto by móg³ dorównaæ mu bogactwem. Jego skarby i skarby jego ojca i przodków s³awne s¹ wœród kupców
Kairu. Ma wspólników w bli¿szym i dalszym Hindustanie oraz w Jemenie i wszêdzie s³ynie ze swej
wspania³omyœlnoœci. Czcijcie wiêc jego dostojeñstwo, wychwalajcie jego wspania³oœæ i s³u¿cie mu!
Wiedzcie równie¿, ¿e do miasta naszego nie przyby³ on w sprawach kupieckich. Zamiarem jego jest
tylko ogl¹daæ kraje i ludzi, gdy¿ nie potrzebuje dla zysku i zarobku wêdrowaæ po cudzych krajach. Ma on bowiem skarby, których ogieñ nawet nie mo¿e zniszczyæ, a ja jestem jednym z jego s³ug. I tak
kupiec Ali wielbi³ Maarufa nieustannie, a¿ wszyscy uznali go za godniejszego od siebie i zaczêli miêdzy sob¹ opowiadaæ o jego zaletach. Po czym wszyscy st³oczyli siê woko³o niego, podaj¹c mu smaczne
ciasta i ch³odz¹ce napoje, a¿ w koñcu nadszed³ i starszy cechu kupieckiego i powita³ Maarufa. Potem kupiec Ali zwróci³ siê doñ w obecnoœci zgromadzonych kupców: - Powiedz mi, efendi, czy masz tak¹ a tak¹ tkaninê? - Mnóstwo - odpar³ Maaruf I owego dnia Ali pokaza³ mu wiele gatunków drogocennych
tkanin, wymieniaj¹c mu nazwy drogich i tanich gatunków. Po czym inny spoœród kupców zapyta³
Maarufa: - Efendi, czy masz ¿ó³t¹ tkaninê? - Mnóstwo - odpar³ Maaruf Inny zaœ spyta³: - A czy masz tkaninê czerwon¹ niczym krew gazeli? - Mnóstwo - odpar³ ubogi szewc. I za ka¿dym razem, gdy ktoœ
go o coœ pyta³, tak samo odpowiada³. Wówczas wszyscy zwrócili siê do kupca Alego, pytaj¹c: - Kupcze Ali, jeœli twój rodak mia³by wy³adowaæ tu tysi¹c bel drogocennych tkanin, czy posiada³by ich tyle? -
Wystarczy na to zapas z jednego spoœród jego licznych sk³adów i rodak mój nawet tego nie zauwa¿y.
Kiedy tak siedzieli, podszed³ ¿ebrak i zacz¹³ obchodziæ wszystkich kupców. Jeden da³ mu pó³srebrnika, drugi miedziaka, ale przewa¿nie nic mu nie dawano. Kiedy wszak¿e podszed³ do Maarufa, ten wyci¹gn¹³
z kieszeni garœæ z³otych monet i da³ je ¿ebrakowi, który odszed³ b³ogos³awi¹c go. Kupcy dziwowali siê file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (6 of 27)2009-06-22 11:19:13
temu i mówili: - To iœcie królewska hojnoœæ, da³ przecie¿ ¿ebrakowi z³ote monety, nie licz¹c ich
nawet. Gdyby nie by³ jednym z najbogatszych ludzi i nie posiada³ tak wielkiego maj¹tku, na pewno nie da³by ¿ebrakowi ca³ej garœci z³ota. Po chwili nadesz³a biedna kobieta i Maaruf znowu wyj¹³ z kieszeni garœæ z³otych monet, i da³ je nie licz¹c. A ona odesz³a b³ogos³awi¹c go i opowiedzia³a o tym innym ubogim. Skoro siê tylko zwiedzieli, zaczêli wkrótce przychodziæ jeden po drugim do Maarufa, a on dla ka¿dego, kto doñ przychodzi³, wyjmowa³ garœæ z³ota i dawa³ mu j¹, a¿ w ten sposób wyda³ ca³y tysi¹c denarów. Po czym klasn¹³ w rêce i rzek³: - Allach jest naszym zadoœæuczynieniem i On rz¹dzi
wszystkim najlepiej. Tedy zapyta³ Maarufa starszy cechu kupieckiego: - Co z tob¹, kupcze Maarufie? A ten na to: - Zdaje mi siê, ¿e przewa¿na czêœæ mieszkañców tego miasta jest biedna i niezamo¿na,
gdybym by³ o tym wiedzia³, przywióz³bym w sakwach przy siodle wiêksz¹ iloœæ pieniêdzy, aby je
rozdaæ wœród ubogich. Obawiam siê jednak, ¿e bêdê zmuszony d³ugo jeszcze przebywaæ na
obczyŸnie, a w moim zwyczaju jest: nigdy ¿ebrakowi ja³mu¿ny nie odmawiaæ. Teraz nie mam ju¿
wiêcej przy sobie pieniêdzy, wiêc jeœli ¿ebrak do mnie podejdzie, có¿ mam mu powiedzieæ? Na to
rzek³ starszy kupieckiego cechu: - Powiedz mu, ¿e Allach Mi³oœciwy obdarzy go chlebem! Ale Maaruf odpar³: - To niezgodne z moim obyczajem i dlatego frasujê siê wielce. Potrzeba mi jeszcze tysi¹ca denarów, aby rozdawaæ ja³mu¿nê, a¿ moje towary przybêd¹. - Nie k³opocz siê - powiedzia³ starszy
kupieckiego cechu i pos³a³ jednego ze swych s³ug po tysi¹c denarów, a skoro ten je przyniós³, starszy cechu wrêczy³ je ubogiemu szewcowi. A ten nieustannie ka¿demu biednemu, który mu siê nawin¹³,
dawa³ i dawa³, a¿ rozleg³o siê wezwanie muezzina* na po³udniow¹ modlitwê. Wtedy udali siê wszyscy do meczetu i odprawili nale¿ne mod³y. A co pozosta³o Maarufowi z owego drugiego tysi¹ca denarów,
rozrzuci³ wœród modl¹cych siê wiernych. Skierowa³o to spojrzenia wszystkich na niego i lud zacz¹³ go b³ogos³awiæ, a kupcy dziwowali siê jego szczodrobliwoœci i mi³osierdziu. Wówczas Maaruf zwróci³ siê do innego kupca i znów po¿yczy³ tysi¹c denarów, które równie¿ niezw³ocznie rozda³. Kupiec Ali
przygl¹da³ siê postêpowaniu Maarufa, ale nie œmia³ nic powiedzieæ, ten zaœ czyni³ tak dalej, a¿
muezzin zawezwa³ znów wiernych na wieczorn¹ modlitwê. Wówczas Maaruf poszed³ do meczetu,
pomodli³ siê i rozdzieli³ wœród obecnych resztê pieniêdzy. W ten sposób, zanim zamkniêto na noc
bramy bazaru, zd¹¿y³ po¿yczyæ piêæ tysiêcy denarów i rozdaæ je wœród ubogich. A ka¿demu, od kogo
po¿ycza³, mówi³: - Poczekaj, a¿ mój towar przybêdzie! Jeœli wtedy za¿¹dasz zwrotu pieniêdzy, to ci je dam, zaœ bêdziesz wola³ otrzymaæ to w tkaninach, to mogê ci i w ten sposób d³ug zwróciæ, gdy¿ tkanin mam mnóstwo. Wieczorem kupiec Ali zaprosi³ do siebie Maarufa, a wraz z nim wszystkich kupców.
Kiedy posadzi³ go na honorowym miejscu, Maaruf nie ustawa³ w opowiadaniu o swoich drogocennych
tkaninach i klejnotach. I za ka¿dym razem, gdy mu jakiœ towar wymieniano, mówi³: "Mam tego
mnóstwo". Nazajutrz rano uda³ siê znów na bazar, zwraca³ siê do kupców, po¿ycza³ od nich pieni¹dze i rozdawa³ ja³mu¿nê. I tak postêpowa³ przez ca³e dwadzieœcia dni, a¿ suma po¿yczonych pieniêdzy
dosz³a do szeœædziesiêciu tysiêcy denarów. Ale wci¹¿ nie nadchodzi³a karawana z towarem. Ludzie
zaczêli sarkaæ z powodu po¿yczonych pieniêdzy i wo³ali: - Karawany z towarem kupca Maarufa ci¹gle nie widaæ. Jak d³ugo jeszcze myœli on odbieraæ bogatym kupcom pieni¹dze, aby rozdawaæ je wœród
¿ebraków? A jeden z kupców powiedzia³: - Zdaje mi siê, i¿ nale¿a³oby rozmówiæ siê z jego rodakiem, kupcem Ali. Poszli wiêc do Alego i powiedzieli: - Kupcze Ali, karawana z towarem kupca Maarufa
ci¹gle jeszcze nie przybywa! A kupiec Ali na to: - Czekajcie cierpliwie, na pewno towary w najbli¿szym czasie przybêd¹. Po czym jednak odwo³a³ swego przyjaciela na bok i tak do niego rzecze: - Maarufie, có¿ twoje postêpowanie ma znaczyæ? Radzi³em ci chleb nieco przypiec, a tyœ go od razu spali³? Kupcy sarkaj¹ teraz z powodu swoich pieniêdzy i powiedzieli mi, ¿e jesteœ ju¿ im winien szeœædziesi¹t tysiêcy file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (7 of 27)2009-06-22 11:19:13
denarów, które od nich po¿yczy³eœ i rozda³eœ wœród ubogich. W jaki sposób chcesz twoim d³u¿nikom
ich nale¿noœæ sp³aciæ, kiedy nie sprzedajesz nic i nie kupujesz? A ubogi szewc na to: - Có¿ to ma za znaczenie! I co to jest szeœædziesi¹t tysiêcy denarów? Kiedy karawana z moim towarem przybêdzie,
wszystko im zap³acê, jeœli chc¹, to w towarze, a jeœli wol¹, to w z³ocie i srebrze. A kupiec Ali na to: -
Allach jest wielki! Ale czy ty w ogóle posiadasz jakiœ towar? - Mam go mnóstwo - odpar³ Maaruf. A kupiec ci¹gn¹³ dalej: - Niech Allach i œwiêci czuwaj¹ nad tob¹ i twoj¹ bezczelnoœci¹! Czy¿ nauczy³em ciê tych s³ów po to, abyœ mnie je powtarza³? Poczekaj, zaraz otworzê ludziom oczy! Wszelako Maaruf odpar³: - IdŸ precz i nie gadaj tak wiele! Czy¿ jestem biednym cz³owiekiem? Mam mnóstwo skarbów i kiedy karawana przybêdzie, wszyscy dostan¹ to, co im siê nale¿y, ba, zap³acê im nawet w dwójnasób, gdy¿ wcale o to nie stojê. Tedy rozgniewa³ siê kupiec Ali i krzykn¹³: - Ty bezczelny oszuœcie, poka¿ê ci, co to znaczy tak mnie bezwstydnie ok³amywaæ! Ale Maaruf na to: - Czyñ, co jest w twojej mocy!
Niech poczekaj¹, a¿ karawana z moim towarem przybêdzie, a wtedy otrzymaj¹ wszystko, co im siê
nale¿y, a nawet jeszcze ponadto. Wówczas Ali po¿egna³ siê z Maarufem, mówi¹c do siebie: "Uprzednio go wychwala³em, a kiedy teraz zacznê go ganiæ, wszyscy pomyœl¹, ¿e k³ama³em. Wtedy stosowaæ siê
bêdzie do mnie przys³owie: "Kto najprzód chwali, a potem gani, ten dwa razy k³amie". I by³ bezradny nie wiedz¹c, co pocz¹æ. Potem wszak¿e przyszli do niego ponownie kupcy i pytali: - Kupcze Ali, czy rozmawia³eœ z kupcem Maarufem? I Ali tak im odpowiedzia³: - O, ludzie! Ja sam siê bojê, gdy¿ i mnie winien on jest tysi¹c denarów, wiêc wola³bym nie poruszaæ tej sprawy. Nie pytaliœcie mnie o radê, kiedyœcie mu dawali pieni¹dze, i dlatego upominajcie siê sami! A kiedy wam waszych pieniêdzy nie
zwróci, oskar¿cie go przed królem miasta, mówi¹c: "Cz³owiek ten jest oszustem, który nas nabra³". A wtedy król bêdzie siê stara³ nie dopuœciæ, abyœcie ponieœli przez tego cz³owieka stratê. Poszli wiêc do króla i opowiedzieli, co im siê przytrafi³o, koñcz¹c s³owami: - Najwiêkszy w³adco naszych czasów, jesteœmy bezradni i nie wiemy, co pocz¹æ z tym oto obcym kupcem, którego szczodrobliwoœæ jest
zbyt wielka. Postêpuje on tak a tak i wszystko, co po¿yczy, rozdziela od razu pe³nymi garœciami wœród ubogich. Gdyby nic nie posiada³, to przecie¿ zdrowy rozs¹dek by mu nie pozwoli³ tak pe³nymi
garœciami z³oto po¿yczaæ, aby je potem wœród ¿ebraków jako ja³mu¿nê rozdawaæ. Jeœli wszak¿e
by³by istotnie zamo¿ny, to przybycie karawany z jego towarem musia³oby ju¿ daæ œwiadectwo jego
prawdomównoœci. Ale nie widzimy jakoœ jego towaru, chocia¿ obcy kupiec ci¹gle twierdzi, ¿e
wyprzedzi³ tylko swoj¹ karawanê. Za ka¿dym razem, kiedy wymieniamy przed nim jakiœ gatunek
tkaniny, powtarza: "Mam tego mnóstwo". Ale min¹³ ju¿ d³u¿szy czas, a karawany jego jak nie ma, tak nie ma. Winien nam ju¿ jest teraz szeœædziesi¹t tysiêcy denarów, które wszystkie rozda³ wœród
ubogich. Przy tym kupcy wychwalali go mimo wszystko i wielbili jego szczodrobliwoœæ. Ów król by³
bardzo chciwym cz³owiekiem, kiedy wiêc us³ysza³ o hojnoœci i wspania³omyœlnoœci Maarufa,
porwa³a go chciwoœæ i tak rzek³ do swego wezyra: - Gdyby ten kupiec nie posiada³ niezmiernych
bogactw, nie móg³by byæ taki hojny. Jest rzecz¹ ca³kiem pewn¹, ¿e jego karawana przybêdzie. Wtedy wszyscy kupcy st³ocz¹ siê woko³o niego, a on obsypie ich z³otem. Ja wszak¿e mam wiêcej praw do tych pieniêdzy ni¿ oni. Przeto chcia³bym z owym przybyszem siê zapoznaæ, a kiedy zawrê z nim przyjaŸñ, sam zagarnê jego towary, zanim dobior¹ siê do nich kupcy. Dlatego najlepiej siê stanie, kiedy dam mu moj¹ córkê za ¿onê i w ten sposób skarby jego po³¹czê z moimi. Ale wezyr odpar³: - O najwiêkszy
w³adco naszych czasów, mnie siê zdaje, ¿e to jednak oszust, a czêsto bywa, i¿ oszust staje siê zgub¹ dla domu chciwca. Król wszak¿e mówi³ dalej: - Chcia³bym, o wezyrze, wystawiæ go na próbê i rozpoznaæ, azali to oszust czy te¿ uczciwy cz³owiek oraz czy wzrós³ w bogatym stanie, czy te¿ nie. - W jaki sposób chcesz go wystawiæ na próbê? - spyta³ wezyr. A król na to: - Posiadam pewien wspania³y klejnot. Ka¿ê file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (8 of 27)2009-06-22 11:19:13
po niego pos³aæ, a potem zawezwê obcego kupca przed moje oblicze. Kiedy tu przyjdzie i usi¹dzie, bêdê go traktowa³ z honorami i poka¿ê mu ów klejnot. jeœli pozna siê na nim i potrafi go oceniæ, bêdzie to œwiadczyæ, ¿e cz³owiek ten pochodzi z bogatej rodziny i by³ wychowany wœród przepychu. Kiedy
wszak¿e nie pozna siê na klejnocie, to oszust i szalbierz, a wtedy ka¿ê go straciæ najhaniebniejsz¹
œmierci¹. Tedy król pos³a³ po Maarufa i kaza³ go postawiæ przed swoje oblicze. Kiedy ubogi szewc
przest¹pi³ próg i wypowiedzia³ nale¿ne pozdrowienie, król odda³ mu równie¿ uprzejme pozdrowienie i wskaza³ miejsce obok siebie. Po czym go zapyta³: - Czy ty jesteœ kupcem Maarufem? - Rzek³eœ! -
odpar³ tamten. A król pyta³ dalej: - Tutejsi kupcy twierdz¹, ¿e jesteœ im winien szeœædziesi¹t tysiêcy denarów. Czy to, co mówi¹, jest prawd¹? - Rzek³eœ! - odpar³ Maaruf. A wówczas król zapyta³: -
Dlaczegó¿ nie oddajesz im ich pieniêdzy? A ubogi szewc na to: - Niech poczekaj¹, a¿ karawana z moim towarem przybêdzie, wtedy zap³acê im wszystko w dwójnasób. Jeœli bêd¹ chcieli z³ota, zap³acê w
z³ocie, jeœli bêd¹ woleli srebro, zap³acê w srebrze. Jeœli zaœ dogodniej im bêdzie odebraæ nale¿noœæ w towarze, to bêdê móg³ sp³aciæ im moj¹ nale¿noœæ towarem. Komu jestem winien tysi¹c, temu dam
dwa tysi¹ce w nagrodê za to, ¿e pomóg³ mi zachowaæ dobre imiê wœród ubogich. A mogê tak uczyniæ,
bo mam wszystkiego mnóstwo. Tedy su³tan tak do niego rzecze: - WeŸ to, kupcze, i powiedz mi, co to jest i jak¹ wartoœæ przedstawia! Mówi¹c to wrêczy³ mu wspania³y klejnot wielkoœci orzecha
laskowego, który by³ zakupi³ za tysi¹c denarów i bardzo wysoko go ceni³, poniewa¿ nie posiada³
drugiego temu klejnotowi równego. Maaruf wzi¹³ klejnot do rêki i tak go œcisn¹³ pomiêdzy kciukiem a palcem wskazuj¹cym, ¿e klejnot pêk³, gdy¿ by³ delikatny i nie móg³ znieœæ takiej si³y ucisku. Tedy su³tan zawo³a³: - Dlaczego zniszczy³eœ mi klejnot? Ale Maaruf uœmiechn¹³ siê i rzek³: - O najwiêkszy w³adco naszych czasów, przecie¿ to wcale nie klejnot, ale jedynie kamyk wartoœci tysi¹ca denarów.
Jak¿e¿ mo¿esz w ogóle mówiæ, ¿e to drogocenny kamieñ. Prawdziwy klejnot jest wart przynajmniej
siedemdziesi¹t tysiêcy denarów, a to, to przecie¿ tylko ma³y kamyk. Szlachetny kamieñ, który nie ma przynajmniej wielkoœci orzecha w³oskiego, nie przedstawia dla mnie ¿adnej wartoœci i nie zwracam na tak¹ b³ahostkê uwagi. Jak¿e¿ ty, który jesteœ królem, mo¿esz nazywaæ klejnotem coœ, co jest tylko kawa³kiem kamienia wartoœci tysi¹ca denarów? Ale nie mo¿na wam tego braæ za z³e, gdy¿ wiem, ¿e
jesteœcie tu biednymi ludŸmi i nie posiadacie drogocennych skarbów. - A ty, kupcze - zapyta³ król -
posiadasz klejnoty takie, jak te, które opisujesz? - Mnóstwo - odpar³ Maaruf. Wówczas chciwoœæ
opanowa³a króla i zapyta³ ubogiego szewca: - A czy zechcesz mi daæ takie prawdziwe klejnoty? Ów
zaœ na to: - Kiedy moja karawana przybêdzie, dam ci ich ca³e mnóstwo, wszystko bowiem, czego tylko za¿¹dasz, posiadam w nieprzeliczonej iloœci i dam ci chêtnie bez zap³aty. Król ucieszy³ siê wielce i tak do kupców powiedzia³: - IdŸcie w swoj¹ drogê i czekajcie cierpliwie, a¿ jego karawana przybêdzie.
Wtedy tu przyjdziecie i odbierzecie wasze pieni¹dze. Us³yszawszy te s³owa kupcy odeszli. Na razie tyle o kupcach i Maarufie. Zobaczymy teraz, co dalej uczyni³ król. Zwróci³ siê on do wezyra i rzek³: - B¹dŸ
uprzejmy wobec kupca Maarufa i zacznij z nim gawêdê o tym i owym. Miêdzy innymi wspomnij mu te¿
o mojej córce, aby zapragn¹³ wzi¹æ j¹ za ¿onê, a my w ten sposób pozyskalibyœmy jego skarby. Ale
wezyr odpar³: - O najwiêkszy w³adco naszych czasów, sposób bycia tego cz³owieka mi siê nie podoba.
S¹dzê nadal, ¿e to oszust i k³amca. Przeto zaniechaj twego zamiaru, aby nie wysz³o to dla twojej córki na zgubê! A by³o tak, ¿e ten wezyr w swoim czasie prosi³ by³ króla o rêkê jego córki dla siebie, ale kiedy powiedziano o tym królewnie, ta odmówi³a. Przeto król krzykn¹³ teraz do wezyra: - Zdrajco, nie
pragniesz mojego dobra! Poniewa¿ przedtem prosi³eœ o rêkê mojej córki, a ona nie zgodzi³a siê zostaæ twoj¹ ¿on¹, dlatego teraz chcesz przeszkodziæ jej w zam¹¿pójœciu. Wolisz, by pozosta³a nadal
niezamê¿na, abyœ w koñcu móg³ j¹ dostaæ. Ale popamiêtaj moje s³owa: córka moja i tak ju¿ nie dla
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (9 of 27)2009-06-22 11:19:13
ciebie! A jak¿e¿ Maaruf ma byæ oszustem i k³amc¹, kiedy odgad³ od razu cenê, za jak¹ mój klejnot
naby³em. Zniszczy³ klejnot, poniewa¿ mu nie przypad³ do gustu, a sam posiada ich nieprzeliczone
mnóstwo. Lecz kiedy przekona siê o wdziêku mojej córki, straci rozum, zakocha siê w niej i obsypie j¹
najdrogocenniejszymi klejnotami i z³otem. A ty chcia³byœ nam obojgu, zarówno mnie, jak i mojej
córce, przeszkodziæ w pozyskaniu tego olbrzymiego bogactwa. Tedy wezyr umilk³ z obawy przed
gniewem w³adcy i tylko tak do siebie mówi³: "Trzeba poszczuæ psy na zwierzynê". Po czym uda³ siê do kupca Maarufa i tak do niego rzecze: - Wiedz, ¿e król nasz umi³owa³ ciê z ca³ego serca, a ma on córkê, która jest urodziwa i pe³na wdziêku. Zamierza on oddaæ ci j¹ za ¿onê, co ty na to? Maaruf odpowiedzia³:
- Niech siê tak stanie. Ale król musi poczekaæ a¿ nadejdzie karawana z moim towarem, gdy¿ okup
narzeczeñski, jaki siê daje za królewsk¹ córkê, musi byæ pokaŸny, a jej godnoœæ wymaga, abym
ofiarowa³ za ni¹ taki upominek, jaki odpowiada jej wysokiemu dostojeñstwu. Na razie nie mam przy
sobie pieniêdzy, wiêc niech król cierpliwie poczeka na moj¹ karawanê, gdy¿ moje bogactwa s¹
nieprzeliczone. Narzeczeñski okup musi wynieœæ co najmniej piêæ tysiêcy worów z³ota. A poza tym
bêdê potrzebowa³ jeszcze nastêpnego tysi¹ca worów, aby w przeddzieñ mojego wesela rozdzieliæ
wœród ubogich i niezamo¿nych, oraz dalszego tysi¹ca, aby rozdarowaæ uczestnikom mojego wesela, i
jeszcze tysi¹c, aby wyprawiæ ucztê dla wojska i innych goœci. Równie¿ potrzebne mi bêdzie sto
klejnotów, aby podarowaæ je mojej oblubienicy nazajutrz po weselu, a sto innych, aby rozdzieliæ
miêdzy jej niewolnice i s³ugi. Ka¿da bowiem z nich powinna ode mnie jakiœ drogocenny podarunek
otrzymaæ, stosownie do wysokiego dostojeñstwa panny m³odej. Muszê tak¿e przyodziaæ tysi¹c nagich
biedaków, no i o ja³mu¿nie te¿ nie mogê zapomnieæ. Wszystko to mo¿e siê staæ dopiero, kiedy
karawana z moim towarem przybêdzie, gdy¿ mam tam wszystkiego mnóstwo. Kiedy skrzynie z moimi
towarami ju¿ tu nadejd¹, to wszystkie te wydatki bêd¹ dla mnie tyle co nic. Wezyr odszed³ i powtórzy³
królowi wszystko, co mu Maaruf opowiedzia³, a ten na to: - Jeœli takie s¹ jego zamiary, to jak¿e mo¿esz nazywaæ go oszustem i k³amc¹? - I teraz równie¿ nie przestajê tak mniemaæ - odpar³ wezyr. Ale król rozgniewa³ siê i tak rzecze: - Klnê siê na moj¹ g³owê, ¿e jeœli nie przerwiesz twej g³upiej gadaniny, ka¿ê ciê œci¹æ. A teraz idŸ do Maarufa i sprowadŸ go tu, a ja wszystko z nim omówiê! Tedy wezyr poszed³
do Maarufa i powiedzia³: - ChodŸ pomówiæ z królem. - S³ucham i jestem pos³uszny! - odpar³ Maaruf i uda³ siê do króla, ten zaœ zwróci³ siê do niego, mówi¹c: - Nie odwlekaj sprawy wymówkami! Moje
skarbce s¹ bowiem pe³ne. WeŸ klucze od nich i wydaj wszystko, co ci bêdzie potrzeba! Obsypuj ludzi darami, jakimi chcesz, odziewaj ubogich i rób, co ci siê podoba! A jeœli chodzi o moj¹ córkê i jej niewolnice, to nie potrzebujesz siê nimi turbowaæ. Kiedy twoja karawana przybêdzie, bêdziesz móg³ do woli okazaæ siê szczodrym wobec twej oblubienicy. Na okup narzeczeñski poczekamy cierpliwie, a¿
juki z twoimi towarami tu bêd¹. Pomiêdzy tym, co moje i twoje, nie ma ju¿ bowiem ¿adnej ró¿nicy. Po czym poleci³ szejchowi al-islam* sporz¹dziæ kontrakt œlubny i napisaæ œwiadectwo o zawarciu
ma³¿eñstwa pomiêdzy córk¹ króla a kupcem. Maarufem. Nastêpnie król poleci³, aby rozpoczêto
uroczystoœci weselne, i rozkaza³ przyozdobiæ ca³e miasto. Bito w bêbny, przynoszono najrozmaitsze potrawy, a kuglarze zabawiali goœci. Kupiec Maaruf zaœ usiad³ na wysokim tronie we wspania³ej sali, a magicy, tancerze i przeró¿ni sztukmistrze stanêli przed nim. Tedy Maaruf zawo³a³ podskarbiego i
rozkaza³: - Przynieœ z³ota i srebra! A kiedy podskarbi rozkaz spe³ni³, Maaruf wzi¹³ z³oto i srebro i przechadzaj¹c siê rozdawa³ je garœciami wœród tych, co pokazywali sztuki. Równie¿ obdarowywa³
ubogich i przyodziewa³ biednych. Zabawa by³a huczna, a podskarbi ledwie nad¹¿a³ z przynoszeniem
pieniêdzy ze skarbca. Wezyrowi zaœ pêka³o serce ze z³oœci. Nie œmia³ jednak na razie siê
przeciwstawiaæ. Jedynie kupiec Ali, zgorszony tak¹ rozrzutnoœci¹, zwróci³ siê do Maarufa i tak rzecze: -
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (10 of 27)2009-06-22 11:19:13
Niech Allach i œwiêci maj¹ ciê w swojej opiece! Czy¿ nie wystarczy³o ci roztrwoniæ pieniêdzy kupców,
¿e musisz jeszcze marnotrawiæ i pieni¹dze króla? - Nic ci do tego - odpar³ kupiec Maaruf - Skoro tylko moja karawana z towarem przybêdzie, zwrócê królowi wszystko z naddatkiem. I mówi¹c to rozrzuca³
coraz wiêcej pieniêdzy, ale do siebie mówi³: "Co siê ma staæ, to siê stanie, bo nikt nie zdo³a umkn¹æ przeznaczeniu". Uroczystoœci weselne trwa³y czterdzieœci dni, a czterdziestego pierwszego dnia przysposobiono orszak weselny po narzeczon¹. Kroczyli w nim wszyscy emirowie i wojownicy. Kiedy
przywiedli Maarufowi jego oblubienicê, ten zacz¹³ sypaæ z³otem na ich kornie schylone g³owy. Orszak weselny by³ wspania³y i Maaruf odwdziêczaj¹c siê zañ, w imieniu swej narzeczonej rozdawa³ jeszcze wiêcej pieniêdzy. Nastêpnie wprowadzono go do komnaty królewny i posadzono na wysokim pos³aniu.
Skoro jednak opuszczono kotary, pozamykano podwoje i goœcie odeszli, aby zostawiæ go sam na sam z m³od¹ oblubienic¹, Maaruf za³ama³ rêce i siedzia³ przez chwilê smutny, uderzaj¹c raz po raz d³oni¹ o d³oñ. Przy czym wo³a³: - Nie ma potêgi ni mocy poza Allachem Wielkim i Potê¿nym! Tedy królewna go zapyta³a: - Panie mój i w³adco, niech Allach ma ciê w swojej opiece. Có¿ ci siê sta³o, ¿eœ tak
posmutnia³? A on na to: - Jak¿e¿ mia³bym siê nie smuciæ, kiedy ojciec twój postawi³ mnie w nader
trudnej sytuacji i uczyni³ ze mn¹ tak, jakbym zielone ziarno pra¿y³. A ona mówi³a dalej: - Powiedz mi, có¿ takiego mój ojciec ci uczyni³? A Maaruf na to: - Ojciec twój kaza³ mnie przyprowadziæ do ciebie, zanim moja karawana przyby³a, a ja marzy³em o tym, ¿e rozdzielê przynajmniej sto drogocennych
klejnotów pomiêdzy twe niewolnice, tak aby ka¿da z nich mog³a siê swoim upominkiem nacieszyæ.
Odpowiada³oby to twej wysokiej godnoœci i wzmog³oby jeszcze szacunek ludzi dla ciebie, a ja nie
potrzebujê przecie¿ oszczêdzaæ przy rozdawaniu klejnotów, poniewa¿ mam ich mnóstwo! Królewska
córka odpowiedzia³a: - Nie k³opocz siê! Troski twoje s¹ zbêdne, o mnie mo¿esz siê nie turbowaæ, gdy¿
poczekam cierpliwie, a¿ twoja karawana przybêdzie, a jeœli chodzi o niewolnice, to nie troszcz siê i o nie. Kiedy karawana z twym towarem nadejdzie, nie zabraknie nam nie tylko klejnotów, ale ¿adnej innej rzeczy. Maaruf odczeka³, a¿ ws¹czy³ siê do komnaty brzask poranny. Wtedy uda³ siê do ³aŸni i
przywdzia³ szaty królewskie. A przyoblek³szy je, przest¹pi³ próg su³tañskiej sali przyjêæ. Wszyscy, co tam byli, powstali z miejsc na jego widok i powitali go z najwiêksz¹ czci¹, ¿ycz¹c mu szczêœcia i b³ogos³awi¹c. On zaœ usiad³ obok króla i zawo³a³: - Gdzie jest podskarbi? A kiedy odpowiedziano mu,
¿e oto stoi przed nim, mówi³ dalej: - Ka¿ przynieœæ odœwiêtne szaty, aby przyoblekli siê w nie
wszyscy wezyrowie, emirowie i dostojnicy pañstwa! Podskarbi us³ucha³ i kaza³ przynieœæ wszystko,
czego Maaruf za¿¹da³, a ten obdarowywa³ ka¿dego, kto do niego podchodzi³, stosownie do stanowiska jego i godnoœci. I tak postêpowa³ przez ca³e dwadzieœcia dni. Ale karawany jak nie by³o, tak nie by³o, ani nawet ¿adnej o niej wieœci. Tedy podskarbi zafrasowa³ siê wielce i poszed³ do króla, kiedy Maarufa przy nim nie by³o, a w³adca siedzia³ w towarzystwie swego wezyra. Podskarbi uca³owa³ ziemiê u stóp królewskich i rzek³: - O najwiêkszy w³adco naszych czasów, muszê ci coœ wyznaæ, gdy¿ inaczej
zgromi³byœ mnie mo¿e, gdybym rzecz przed tob¹ zatai³. Wiesz, ¿e skarbiec twój jest niemal ogo³ocony.
Ma³o co ju¿ w nim pozosta³o, a jeœli jeszcze dziesiêæ dni tak dalej potrwa, zaœwieci pustkami i bêdzie mo¿na go zamkn¹æ. Wówczas król rzek³: - Rzeczywiœcie, wezyrze, karawany mego ziêcia jakoœ d³ugo
nie widaæ i nie mamy dot¹d ¿adnej wieœci o niej. - Niech Allach siê nad tob¹ zmi³uje, o najwiêkszy w³adco naszych czasów - zaœmia³ siê wezyr. - Odda³eœ siê, nic nie podejrzewaj¹c, w rêce tego oszusta i k³amcy! Klnê siê na twoj¹ dostojn¹ g³owê, ¿e nie ma w ogóle ¿adnej karawany, która by do Maarufa
nale¿a³a, ani ¿adnej takiej zarazy, która by nas od niego mog³a uwolniæ. Oszukiwa³ on ciê nieustannie, a¿ w koñcu roztrwoni³ wszystkie twoje pieni¹dze i bez narzeczeñskiego okupu otrzyma³ twoj¹ córkê za
¿onê. Jak d³ugo jeszcze bêdziesz przygl¹daæ siê beztrosko temu k³amcy nad k³amcami? A król na to: -
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (11 of 27)2009-06-22 11:19:13
Powiedz, wezyrze, co pocz¹æ, aby dowiedzieæ siê o nim ca³ej prawdy? Tedy wezyr rzek³: - O
najwiêkszy w³adco naszych czasów, nikt nie zdo³a zg³êbiæ tajemnicy tego cz³owieka, z wyj¹tkiem jego oblubienicy. Ka¿ pos³aæ po twoj¹ córkê, abym móg³ j¹ wypytaæ, jak naprawdê ma siê rzecz z
Maarufem. Ona powinna go wybadaæ i powiedzieæ nam ca³¹ prawdê. - Niech i tak bêdzie - rzek³ król - i klnê siê na moj¹ g³owê, ¿e jeœli wyjdzie na jaw, i¿ to oszust i k³amca, zaprawdê ka¿ê straciæ go
najhaniebniejsz¹ spoœród wszystkich œmierci. Po czym wzi¹³ wezyra z sob¹, zaprowadzi³ go do swojej komnaty i kaza³ zawo³aæ córkê. A wszystko to dzia³o siê pod nieobecnoœæ jej ma³¿onka. Skoro
oblubienica Maarufa wesz³a do pokoju, zapyta³a: - Czego ¿yczysz sobie, ojcze? A on na to: - Rozmów siê z wezyrem. Ona pyta³a dalej: - Czego sobie ¿yczysz, wezyrze? A wezyr na to: - Dostojna pani,
wiedz, ¿e ma³¿onek twój roztrwoni³ wszystkie pieni¹dze twego ojca, a ciebie poœlubi³, nie daj¹c
narzeczeñskiego okupu. Nieustannie czyni on nam obietnice i nie dotrzymuje ich, a o jego karawanie wci¹¿ nie mamy ¿adnych wiadomoœci. Krótko mówi¹c, chcielibyœmy, abyœ go wybada³a i
opowiedzia³a nam o nim wszystko. Tedy córka króla odpar³a: - Mój ma³¿onek wiele gada i nieustannie obiecuje mi klejnoty, skarby i drogocenne tkaniny, ale nic z tego jak dot¹d jeszcze na oczy nie
widzia³am. - Dostojna pani - mówi wezyr dalej - mo¿e tej nocy uda ci siê z nim pogawêdziæ o ró¿nych rzeczach i tak mu rzec: "Powiedz mi szczer¹ prawdê i nie obawiaj siê niczego, gdy¿ jesteœ przecie¿
moim mê¿em i nie mogê zgrzeszyæ przeciwko tobie. Przeto powiedz mi, jak istotnie rzeczy stoj¹, a ja wymyœlê dla ciebie sposób, abyœ odzyska³ spokoju. Po czym rozmawiaj jeszcze z nim o tym i owym,
okazuj mu mi³oœæ i doprowadŸ go do tego, aby siê przyzna³! Skoro siê to stanie, donieœ nam
niezw³ocznie ca³¹ prawdê. - Ojcze mój i panie, ju¿ ja wiem, jak go wybadaæ - powiedzia³a krótko i odesz³a. Po wieczerzy, kiedy ma³¿onek jej przyszed³ do niej jak zazwyczaj, wziê³a go czule pod rêkê i schlebiaj¹c mu z wielkim wdziêkiem, nie przestawa³a obsypywaæ go s³ówkami s³odszymi od miodu i
czu³ymi pieszczotami, a¿ Maaruf straci³ ca³kiem g³owê. Kiedy zaœ zauwa¿y³a, ¿e sta³ siê zupe³nie
uleg³y, rzek³a do niego: - Mój ukochany, pociecho moich oczu i najs³odszy owocu mego serca, niech Allach nigdy mi ciebie nie zabierze i niech los nigdy nie rozdzieli nas obojga, ciebie i mnie! Zaprawdê mi³oœæ do ciebie mieszka w moim sercu, a kiedy ciê nie ma przy mnie, duszê moj¹ po¿era pal¹ca
têsknota, tak ¿e nigdy nie potrafi³abym ciebie skrzywdziæ. Pragnê jednak, abyœ wyzna³ mi prawdê,
gdy¿ podstêp i k³amstwo ci nie przystoj¹ i ludzie nie zawsze im wierz¹. Jak d³ugo jeszcze chcesz
ok³amywaæ i oszukiwaæ mego ojca? Dr¿ê na sam¹ myœl, ¿e twoje po³o¿enie bêdzie przed nim
ujawnione, zanim bêdziemy mogli obmyœliæ jakiœ sposób wyjœcia. A wtedy ojciec weŸmie siê za
ciebie! Przeto wyznaj mi prawdê, a nie stanie ci siê nic krom samej radoœci! Skoro mi powiesz, jak jest istotnie, nie potrzebujesz siê obawiaæ, aby sta³a ci siê jakaœ krzywda. Jak d³ugo chcesz jeszcze
twierdziæ, ¿e jesteœ kupcem i ¿e posiadasz wielkie bogactwo i w³asn¹ karawanê? Ci¹gle powtarzasz:
"Moje towary i moje towary", ale tych towarów jak nie ma, tak nie ma, a na twoim obliczu maluje siê troska i niepokój. Jeœli wiêc s³owa twoje nie odpowiadaj¹ prawdzie, mnie mo¿esz o tym powiedzieæ. A ja obmyœlê sposób, aby ciê ocaliæ, jeœli tylko Allach na to pozwoli. Tedy rzek³ do niej: - Pani mojego serca, chcê ci powiedzieæ prawdê, a ty zrobisz, co bêdziesz uwa¿a³a za s³uszne. - Mów wiêc - odpar³a -
ale mów sam¹ prawdê, poniewa¿ prawda jest jak ³ódŸ ratuj¹ca rozbitków. Strze¿ siê natomiast
k³amstwa, gdy¿ hañbi ono tego, kto je uprawia. Wówczas Maaruf wyzna³ wszystko, mówi¹c: - Dowiedz
siê wiêc, pani mojego serca, ¿e nie jestem kupcem i nie posiadam ¿adnej karawany ani ¿adnego maj¹tku.
W ojczyŸnie mojej by³em ubogim szewcem, ³ataj¹cym stare obuwie, i mia³em ¿onê, imieniem Fatima, a przezwiskiem Straszyd³o. I za jej spraw¹ to a to mi siê przydarzy³o. I opowiedzia³ ca³e dzieje swego
¿ycia od pocz¹tku do koñca, ona zaœ odrzek³a z uœmiechem: - Rzeczywiœcie, przyznaæ muszê, ¿e
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (12 of 27)2009-06-22 11:19:13
jesteœ nader doœwiadczony w kunszcie k³amstwa i szalbierstwa. A on na to: - Pani mojego serca, obyœ
d³ugo ¿y³a! Zechciej przys³oniæ moje b³êdy i rozpêdziæ moje troski! Ona zaœ mówi³a dalej: - Pomyœl, i¿ oszuka³eœ niecnie mojego ojca i twoim che³pieniem siê bez koñca wprowadzi³eœ go w b³¹d, tak ¿e z
¿¹dzy zysku wyda³ mnie za ciebie. Roztrwoni³eœ jego pieni¹dze, mimo ¿e wezyr ciê podejrzewa³. Ile¿
ju¿ razy rozmawia³ on o tobie z moim ojcem i twierdzi³: "To oszust i k³amca!" Ale mój rodzic nie chcia³
s³owom wezyrowym daæ wiary, poniewa¿ ten sam wezyr stara³ siê kiedyœ o moj¹ rêkê, lecz nie
zgodzi³am siê, i¿by zosta³ moim mê¿em, a ja jego ma³¿onk¹. Teraz wszak¿e minê³o ju¿ zbyt wiele czasu i ojciec mój sam zaczyna w prawdê twych s³ów w¹tpiæ. To on w³aœnie poleci³ mi, abym doprowadzi³a
ciê do przyznania siê. Otó¿ uda³o mi siê to uczyniæ i to, co by³o dotychczas utajone, sta³o siê jawne.
Mój ojciec ma z³e wzglêdem ciebie zamiary, ale ty jesteœ moim oblubieñcem i dlatego ja nie chcê
zgrzeszyæ przeciwko tobie. Gdybym ojcu mojemu powtórzy³a twoje wyznanie, to utwierdzi³by siê w
tym, co obecnie tylko podejrzewa, ¿eœ oszust i k³amca, nabieraj¹cy córki królewskie i trwoni¹cy
królewskie skarby. A wtedy wina twoja nie znajdzie ju¿ u niego przebaczenia i niechybnie ka¿e ci on œci¹æ g³owê. Wówczas jednak rozejdzie siê wœród ludu, i¿ zosta³am wydana za oszusta i k³amcê, co
by³oby dla mnie wielk¹ hañb¹. Po œciêciu ci g³owy ojciec odda przypuszczalnie moj¹ rêkê komu
innemu, ale ja ciê mi³ujê i nigdy siê nie zgodzê nale¿eæ do innego, choæbym mia³a przyp³aciæ to
¿yciem. Teraz wszak¿e nie ma ju¿ czasu do stracenia. Przebierz siê za mameluka, weŸ piêædziesi¹t
tysiêcy denarów z moich pieniêdzy i dosi¹dŸ rumaka, a potem udaj siê do takiego kraju, dok¹d w³adza mojego rodzica nie siêga, a tam zostañ kupcem, po czym napisz do mnie list i przyœlij go tu potajemnie przez pos³añca, aby uwiadomiæ mnie, w jakim kraju przebywasz, i abym mog³a posy³aæ ci wszystko, co tylko bêdzie w mojej mocy ci przys³aæ. W ten sposób mno¿yæ bêdziesz swoje bogactwo, a kiedy mój
ojciec umrze, poœlê po ciebie, abyœ tu do mnie powróci³ przez wszystkich czczony i powa¿any. Jeœli jednak ktoœ z nas obojga, ty albo ja, wczeœniej zostanie powo³any przed tron Allacha Mi³oœciwego, po³¹czymy siê w dniu zmartwychwstania. Taki plan bêdzie najlepszy. Ale dopóki oboje ¿yæ bêdziemy, b¹dŸ pewien, ¿e nie zaniecham nigdy posy³aæ ci listów i pieniêdzy. Ruszaj wiêc w drogê, zanim
wzejdzie s³oñce ponad nami, a bezradnoœæ zacznie ciê drêczyæ w obliczu gro¿¹cej zguby! - O pani
mojego serca - odpar³ Maaruf - b³agam ciê, zechciej na po¿egnanie nie odmówiæ mi ³aski twego
uœcisku! A ona na to: - Chêtnie na to przystajê! Padli wiêc sobie w objêcia, a potem Maaruf przebra³ siê za mameluka i rozkaza³ koniuchom, aby osiod³ali dlañ najlepszego rumaka. Wkrótce piêkny koñ by³ ju¿
osiod³any, Maaruf po¿egna³ swoj¹ ma³¿onkê i jeszcze przed koñcem nocy wyjecha³ z miasta. Kiedy tak jecha³, ka¿dy, kto go widzia³, bra³ go za jednego z mameluków królewskich wys³anego w jakiejœ
wa¿nej sprawie. Nazajutrz rano król wraz z wezyrem udali siê na pokoje zajmowane przez Maarufa.
Król pos³a³ po swoj¹ córkê i wkrótce wysz³a ona spoza kotary. Tedy ojciec j¹ zapyta³: - Córko moja, co masz do powiedzenia? A ona na to: - Oto co ci powiem: niech Allach uczyni czarn¹ twarz twego wezyra, poniewa¿ on chcia³ oczerniæ moje oblicze przed moim oblubieñcem! - A w jaki sposób? - pyta³ król
dalej. - Wczoraj wieczór - odpar³a - ma³¿onek mój przyby³ do mnie i zanim zd¹¿y³am o tej sprawie
zacz¹æ mówiæ, wszed³ nagle s³uga imieniem Farad¿ do pokoju z listem w rêku i rzek³: "Oto dziesiêciu mameluków stoi pod oknami pa³acu; wrêczyli mi ten list mówi¹c: uca³uj w naszym imieniu rêkê
naszemu dostojnemu panu, kupcowi Maarufowi, i oddaj mu to pismo. Jesteœmy z oddzia³u
mameluków, który towarzyszy karawanie z jego towarem. Doniesiono nam, i¿ pan nasz poj¹³ za ¿onê
królewsk¹ córkê. Przybyliœmy tedy, aby powiadomiæ go, co nam siê po drodze przytrafi³o". Wziê³am wówczas list do rêki i przeczytawszy go, dowiedzia³am siê, ¿e piêciuset wiernych mameluków
zawiadamia swego pana, kupca Maarufa, i¿ po jego odejœciu pustynni beduini* na nich napadli. A
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (13 of 27)2009-06-22 11:19:13
beduinów tych by³o a¿ dwa tysi¹ce, podczas gdy mameluków jedynie piêciuset. Wywi¹za³a siê przeto
za¿arta walka. Beduini zagrodzili karawanie dalsz¹ drogê, tak ¿e mamelucy musieli siê dopiero z orê¿em w rêku naprzód przebijaæ. Oto powód opóŸnienia karawany, z której beduini zrabowali dwieœcie bel
tkanin i zabili piêædziesiêciu mameluków. Skoro ta smutna wieœæ dosz³a do uszu mojego ma³¿onka,
Maaruf zawo³a³: "Niech Allach ukarze moich mameluków. Po có¿ walczyli oni z beduinami o jakieœ
marne dwieœcie bel towaru? Bo có¿ dla mnie mo¿e znaczyæ dwieœcie bel? Nie warto by³o z tego
powodu tak d³ugo opóŸniaæ przybycia karawany. Przecie¿ cena tych dwustu bel tkanin wynosi
najwy¿ej siedem tysiêcy denarów! Muszê wiêc nie zwlekaj¹c pojechaæ do nich, aby przyspieszyæ
dalszy pochód karawany. Tego, co beduini mi zrabowali, nie zauwa¿y siê nawet wœród mnóstwa
towarów i dla mnie nie ma to ¿adnego znaczenia. Przypuszczalnie podarowa³bym by³ to owym
beduinom jako ja³mu¿nê". Powiedziawszy to, odjecha³ z uœmiechem ode mnie, nie trapi¹c siê wcale z powodu poniesionej straty w towarze i ludziach. Kiedy mój m¹¿ zbieg³ na dó³ po schodach, wyjrza³am z okna pa³acu i zobaczy³am owych dziesiêciu mameluków, którzy przybyli z listem. Byli piêkni niczym ksiê¿yce, a ka¿dy z nich mia³ na sobie strój wart co najmniej dwa tysi¹ce denarów. Zaiste, mój ojciec nie ma ani jednego mameluka, który móg³by tamtym dorównaæ. Potem mój ma³¿onek odjecha³ na czele
mameluków, aby przyspieszyæ przybycie karawany z jego towarem. Chwa³a niech bêdzie Allachowi, i¿
uchroni³ mnie od powiedzenia ma³¿onkowi memu tego, coœ mi rozkaza³ powiedzieæ, gdy¿ wtedy
wyœmia³by tylko mnie i ciebie. A mo¿e nawet spojrza³by wzrokiem pe³nym pogardy i straci³ do mnie
serce. Wszystko to wina twojego wezyra, który przeciwko mojemu ma³¿onkowi mówi³ z³e s³owa, jakich mówiæ siê nie godzi. Tedy król rzek³: - Kochana córko, coraz bardziej siê przekonujê, i¿ bogactwo twojego ma³¿onka jest tak niezmierne, ¿e nie potrzebuje on nawet o nie dbaæ. Od dnia kiedy przyby³ do naszego miasta, nieustannie rozdawa³ ja³mu¿nê ubogim. Jeœli wiêc taka wola Allacha, nie w¹tpiê, ¿e niebawem przybêdzie tu na czele swej karawany, a wtedy pozyskamy dziêki niemu wiele pieniêdzy. W
ten sposób król pocieszy³ swoj¹ córkê, a wezyra surowo zgani³. Pozostawmy teraz króla i powróæmy do kupca Maarufa! Jecha³ on na swym rumaku poprzez pustyniê, bezradny i nie wiedz¹cy, do jakiego kraju ma siê udaæ. Przy tym boleœnie op³akiwa³ roz³¹kê ze sw¹ ukochan¹. Têsknota i mêki mi³oœci drêczy³y go wielce, zacz¹³ wiêc œpiewaæ mi³osne pieœni. Gdy skoñczy³, j¹³ znów gorzko p³akaæ, gdy¿ czu³, ¿e wszystkie drogi s¹ przed nim zamkniête, tak ¿e wola³ ponieœæ ju¿ œmieræ ni¿ pêdziæ dalej taki
beznadziejny ¿ywot. Jecha³ przed siebie jak pijany od nadmiaru udrêki, a¿ nasta³o po³udnie. W³aœnie dojecha³ by³ do ma³ej wioszczyny, w pobli¿u której dostrzeg³ wieœniaka orz¹cego dwoma bawo³ami.
Poniewa¿ Maarufa drêczy³ g³ód, podjecha³ do oracza i rzek³ do niego: - Pokój z tob¹! Oracz
odpowiedzia³ pozdrowieniem na pozdrowienie, dodaj¹c: - Witaj, efendi! Czy jesteœ jednym z
mameluków naszego w³adcy? - Tak jest - odpar³ Maaruf. A tamten mówi³ dalej: - Zatrzymaj siê wiêc i spo¿yj ze mn¹ posi³ek! Maaruf zmiarkowa³, i¿ wieœniak jest widocznie dobrym i hojnym cz³owiekiem, ale widz¹c jego ubóstwo powiedzia³ do niego: - Bracie, nie widzê u ciebie nic, czym byœ móg³ mnie poczêstowaæ. Przeto powiedz mi, do czego mnie zapraszasz? A wieœniak na to: - Dostaniesz coœ
dobrego, efendi. Zsi¹dŸ tylko z konia. Do wioski st¹d niedaleko, pospieszê tam zaraz i przyniosê dla ciebie posi³ek i obrok dla twojego wierzchowca. Tedy Maaruf odpowiedzia³: - Jeœli wioska jest
niedaleko, to ja mogê szybciej od ciebie tam dojechaæ, aby zakupiæ na bazarze wszystko, co mi bêdzie potrzeba. Ale wieœniak nie ustêpowa³: - Efendi, wioska jest ma³a i nie ma tam ¿adnego bazaru, na
którym mo¿na by coœ kupiæ czy sprzedaæ, proszê ciê przeto na Allacha, zsi¹dŸ z konia i racz przyj¹æ ode mnie poczêstunek. Szybko udam siê do wioski i zaraz tu do ciebie powrócê. Tedy Maaruf zeskoczy³
z konia, a wieœniak po¿egna³ go i pobieg³ do wsi, aby przynieœæ dla niego posi³ek. Maaruf usiad³ na file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (14 of 27)2009-06-22 11:19:13
ziemi, aby nañ poczekaæ, i tak sam do siebie mówi³: "Przeszkodzi³em temu biednemu cz³owiekowi w jego ciê¿kiej pracy, przeto podejdê do p³uga i bêdê zamiast niego ora³, a¿ on powróci. W ten sposób wynagrodzê mu to, i¿ przeszkodzi³em w jego trudzie". Po czym uj¹³ p³ug i j¹³ poganiaæ bawo³y. Nie zd¹¿y³ jednak ani skiby przeoraæ, gdy lemiesz trafi³ na coœ twardego, i bawo³y zatrzyma³y siê. Maaruf j¹³ je przynaglaæ, aby ruszy³y z miejsca, ale bawo³y sta³y nieruchomo. Kiedy spojrza³ na lemiesz, zauwa¿y³, i¿ ten o coœ zawadzi³. Maaruf odgarn¹³ szybko ziemiê i ujrza³ z³oty uchwyt przymocowany do p³yty marmurowej wielkoœci m³yñskiego kamienia. Zacz¹³ wiêc zañ ci¹gn¹æ, a¿ uda³o mu siê
odsun¹æ p³ytê na bok i oczom jego ukaza³a siê pieczara z prowadz¹cymi w dó³ schodami. Maaruf zszed³
po nich i ujrza³ pomieszczenie przypominaj¹ce ³aziebn¹ salê z czterema g³êbokimi niszami. W jednej z nich a¿ do samego pu³apu le¿a³o z³oto, w drugiej - zielone szmaragdy, matowe per³y i ró¿owe korale, trzecia wype³niona by³a b³êkitnymi szafirami, krwawymi rubinami i modrymi turkusami, a czwarta -
najcudniejszymi diamentami oraz innymi bezcennymi kamieniami najrozmaitszego kszta³tu i rodzaju.
W g³êbi pieczary sta³a skrzynia z przezroczystego kryszta³u pe³na jeszcze rzadszych klejnotów, z
których ka¿dy by³ wielkoœci laskowego orzecha. Na skrzyni zaœ le¿a³a malutka z³ota szkatu³ka, nie wiêksza od owocu cytryny. Maaruf ujrzawszy to wszystko zdumia³ siê i uradowa³ niepomiernie. - Có¿
mo¿e byæ w tej szkatu³ce?! - zawo³a³, otwar³ j¹ i znalaz³ wewn¹trz z³oty pierœcieñ, na którym jakieœ
wyryte zaklêcia przypomina³y œlady mrówek. Mimo woli potar³ sygnet i oto rozleg³ siê g³os: - Panie i w³adco, jestem do twoich us³ug, ¿¹daj, a bêdzie ci dane. Mo¿e chcesz zaludniæ jak¹œ pust¹ okolicê czy te¿ kazaæ pop³yn¹æ nowej rzece lub uczyniæ coœ w tym rodzaju, wszystko, czego tylko za¿¹dasz,
zostanie natychmiast wykonane, gdy¿ mamy na to zezwolenie Wszechmocnego, Stworzyciela œwiat³a i
ciemnoœci. Tedy Maaruf zapyta³: - Powiedz, stworzenie Allacha, kim czy czym jesteœ? G³os zaœ
odpowiedzia³: - Jestem s³ug¹ tego pierœcienia i s³u¿ê temu, kto go posiada. Ka¿de ¿yczenie,
wypowiedziane przez jego w³aœciciela, zostanie natychmiast spe³nione. Nie mogê bowiem uchyliæ siê od niczego, co pan mój mi rozka¿e. Jestem su³tanem d¿innów, a zastêpy, którymi dowodzê, wynosz¹
siedemdziesi¹t dwa szczepy, z których ka¿dy liczy siedemdziesi¹t dwa tysi¹ce demonów. Wszyscy oni s¹
mi podlegli i nie wa¿¹ siê uczyniæ nic wbrew mojej woli. Ja wszak¿e przywi¹zany jestem si³¹ zaklêcia do tego oto pierœcienia i nie mogê byæ niepos³usznym temu, kto go posiad³. A ty posiadasz go w tej
chwili, wiêc jestem twym niewolnikiem. ¯¹daj wiêc, czego zechcesz, a ja us³ucham ka¿dego twego
s³owa i bêdê pos³uszny ka¿demu twemu rozkazowi! A jeœli bêdziesz mnie kiedykolwiek potrzebowa³,
na morzu czy na l¹dzie, potrzyj tylko ten pierœcieñ, a niezw³ocznie stanê przy tobie. Ale strze¿ siê, abyœ
go dwa razy, raz po raz, nie potar³, wtedy bowiem sp³onê potêg¹ ognia tajemnych imion wyrytych na pierœcieniu i utracisz mnie na zawsze! Wiesz teraz, kim jestem. Oto wszystko! Tedy Maaruf zapyta³: -
Jakie jest twoje imiê? A d¿inn na to: - Nazywam siê Abu as-Saadat. A Maaruf pyta³ dalej: - Powiedz mi, co to za miejsce i kto przywi¹za³ ciê potêg¹ czarów do tej szkatu³ki? - Panie i w³adco - odpowiedzia³
d¿inn - jest to skarbiec mê¿a, który zbudowa³ Iram*`, Miasto Kolumn. By³ to gród, jakiemu ¿adne inne miasto na œwiecie nie dorówna³o. Ja zasiê by³em za ¿ycia owego budowniczego jego s³ug¹, a to jest jego pierœcieñ, który by³ z³o¿y³ w swoim skarbcu, a który obecnie przypad³ ci w udziale. Maaruf zasiê pyta³ dalej: - Czy mo¿esz wszystko to, co siê w tym skarbcu znajduje, wynieœæ na powierzchniê ziemi?
- Rzek³eœ! Nie przedstawia to dla mnie najmniejszej trudnoœci - odpar³ d¿inn. Tedy Maaruf rozkaza³: -
Wynieœ mi wszystko, co tu siê znajduje, i pamiêtaj, abyœ nie pozostawi³ niczego. Wówczas d¿inn
uczyni³ znak rêk¹ w kierunku ziemi, a gdy rozwar³a siê przed nim, zszed³ w jej g³¹b i znikn¹³ na chwilê.
Zaraz potem zaczêli stamt¹d wychodziæ m³odzi, bardzo urodziwi ch³opcy, a ka¿dy z nich dŸwiga³ kosz ze z³ota i z³otem wype³niony. Opró¿niwszy je, poszli po nastêpne i tak bez przerwy wynosili z³oto i file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (15 of 27)2009-06-22 11:19:13
klejnoty ze skarbca na górê. Nie minê³a godzina, gdy powiedzieli: - Skarbiec jest ju¿ pusty. Tedy
wyszed³ na powierzchniê ziemi równie¿ i sam Abu as-Saadat. Przyst¹pi³ do Maarufa i rzek³: - Panie i w³adco, oto wynieœliœmy ze skarbca wszystko, co tam by³o. Wówczas szewc zapyta³: - A kto zacz s¹ ci m³odzieñcy? A d¿inn na to: - To synowie moi, do pracy tej nie warto by³o zwo³ywaæ stra¿ników z
krainy duchów, przeto synowie moi ¿yczenie twoje spe³nili, a przy tym czuli siê szczególnie
zaszczyceni tym, i¿ mogli ci us³u¿yæ. Powiedz, czego jeszcze pragniesz? Tedy Maaruf zapyta³: - Czy mo¿esz dostarczyæ mi mu³ów i skrzyñ, abym skarby te móg³ do nich schowaæ, a potem skrzyniami
mu³y objuczyæ? - Nie przedstawia to ¿adnej trudnoœci - odpar³ d¿inn i wyda³ przeci¹g³y okrzyk. Na to wo³anie zjawili siê znów przed nim jego synowie, a by³o ich oœmiuset. - Jedni z was - rzek³ d¿inn -
winni przybraæ postaæ mu³ów, a inni postaæ urodziwych mameluków, a najniepozorniejszy z nich ma
wygl¹daæ tak, ¿e nawet u królów piêkniejszego nie ujrzysz! Inni jeszcze spoœród was powinni przybraæ postaæ poganiaczy i s³ug! Synowie Abu as-Saadata spe³nili dany im rozkaz: siedmiuset spoœród nich przemieni³o siê w juczne mu³y, a pozosta³a setka w obs³ugê. Nastêpnie d¿inn zawezwa³ stra¿ników z krainy duchów, a skoro ci siê zjawili, rozkaza³, aby czêœæ ich przybra³a postaæ piêknych rumaków, osiod³anych w z³ociste, wybijane drogimi kamieniami kulbaki. Kiedy Maaruf to ujrza³, zapyta³: - A gdzie skrzynie? Niezw³ocznie je przyniesiono, a wtedy rzek³: - W³ó¿cie ca³e z³oto i drogie kamienie do skrzyñ, bacz¹c, by ka¿dy rodzaj kosztownoœci by³ osobno. Niebawem skrzynie zosta³y nape³nione po
brzegi i za³adowane na grzbiety trzystu mu³ów. - A teraz, o Abu as-Saadacie, czy mo¿esz mi dostarczyæ bel drogocennych tkanin? - spyta³ Maaruf D¿inn odpowiedzia³ pytaniem: - A czy tkaniny te maj¹ byæ egipskie, syryjskie, perskie, indyjskie czy mo¿e greckie? - SprowadŸ tkaniny ze wszystkich tych
krajów, po sto bel z ka¿dego, na stu mu³ach - odpar³ Maaruf. - Panie i w³adco - rzek³ nieco stropiony d¿inn - daj mi nieco czasu, abym móg³ podw³adnych moich do ró¿nych krain powysy³aæ i stamt¹d po
sto bel tkanin sprowadziæ. Czêœæ z nich ma przy tym przemieniæ siê w mu³y i powróciæ objuczona
towarem. - Ile czasu bêdziesz potrzebowa³, aby to wykonaæ? - spyta³ Maaruf. A d¿inn na to: - Potrzeba mi bêdzie tyle czasu, ile trwa ciemnoœæ w ci¹gu jednej nocy. Nim wzejdzie brzask na niebie, wszystko, czego sobie ¿yczysz, bêdzie tu dostarczone. - Niechaj tak bêdzie - rzek³ Maaruf i rozkaza³, aby
tymczasem dostarczono i rozbito dla niego namiot. Skoro namiot zosta³ rozbity, Maaruf zasiad³ tam i rozkaza³, aby przyniesiono mu nakryty stó³ z wyszukanymi potrawami. Tedy Abu as-Saadat tak do
niego rzecze: - Panie i w³adco, wypoczywaj w tym oto namiocie, moi synowie zasiê stan¹ przed nim
jako wartownicy, tak ¿e nie potrzebujesz niczego siê obawiaæ. Ja tymczasem zbiorê stra¿ników z krainy duchów i porozsy³am ich, aby sprowadzili ci ¿¹dany towar. Abu as-Saadat poszed³ w swoj¹ drogê, a
Maaruf pozosta³ w namiocie przy nakrytym stole, pilnie strze¿ony przez synów potê¿nego d¿inna
tworz¹cych œwitê mameluków i s³ug. A kiedy tak siedzia³, wróci³ nagle ów wieœniak, który poszed³ by³
po posi³ek dla Maarufa i obrok dla jego konia, nios¹c misê soczewicy i worek z jêczmieniem. Skoro jednak uchyli³ zas³onê namiotu i ujrza³ mameluków, stoj¹cych z rêkoma skrzy¿owanymi na piersiach, pomyœla³, i¿ to król przyjecha³ i zatrzyma³ siê na postój. Wieœniak stan¹³ jak wryty i tak do siebie rzek³: "Gdybym wiedzia³, ¿e tu w³adca przyjedzie, zar¿n¹³bym dla niego dwa m³ode kurczaki i upiek³ je na krowim maœle". I ju¿ chcia³ do wsi zawróciæ, aby owe kurczaki zar¿n¹æ i króla nimi ugoœciæ, kiedy nagle Maaruf go ujrza³ i zawo³a³ nañ, rozkazuj¹c równoczeœnie swym mamelukom, aby go do namiotu
wprowadzili. Mamelucy wykonali niezw³ocznie rozkaz i przywiedli ch³opa z misk¹ soczewicy w rêku
przed oblicze Maarufa. Tedy Maaruf zapyta³: - Co to jest? A wieœniak na to: - To posi³ek dla ciebie oraz obrok dla twojego konia. Nie gniewaj siê na mnie, nie wiedzia³em bowiem, ¿e król ma tu
przyjechaæ. Gdybym wiedzia³, zar¿n¹³bym by³ dla niego dwa m³ode kurczaki, aby go smacznym jad³em
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (16 of 27)2009-06-22 11:19:13
ugoœciæ. Tedy Maaruf tak do niego rzecze: - Króla tu nie ma, ale ja jestem jego ziêciem. Poró¿ni³em
siê z nim chwilowo, ale on przys³a³ do mnie swoich mameluków, aby siê ze mn¹ przeprosiæ. Dlatego
zamierzam powróciæ niebawem do stolicy. Poniewa¿ jednak przygotowa³eœ dla mnie ten posi³ek,
mimo i¿ mnie wcale nie zna³eœ, przyjmujê go chêtnie z twoich r¹k, chocia¿ to tylko soczewica, i bêdê wy³¹cznie jad³ to, co mi przynios³eœ. Powiedziawszy to, poleci³ postawiæ misê z soczewic¹ poœrodku sto³u i zacz¹³ jeœæ, a¿ siê nasyci³, gdy tymczasem wieœniak nape³nia³ sobie brzuch owymi
najkosztowniejszymi potrawami przygotowanymi dla Maarufa. Zjad³szy, Maaruf umy³ rêce i
mamelukom zezwoli³ siê posiliæ. Tote¿ rzucili siê na resztê potraw i ³apczywie zaspokajali swój g³ód.
Potem Maaruf kaza³ nape³niæ misê oracza z³otem i wrêczy³ mu j¹ mówi¹c: - Odnieœ to do twojej chaty, a potem udaj siê do mnie do miasta, tam obdarujê ciê jeszcze hojniej! Wieœniak wzi¹³ misê ze z³otem, pogna³ bawo³y i poœpieszy³ do wsi, nie posiadaj¹c siê z radoœci, jakby to on sam by³ ziêciem króla.
Maaruf zaœ spêdzi³ tê noc wspaniale na zabawie. Sprowadzono przecudne dziewice z krainy duchów,
które przygrywa³y na muzycznych instrumentach i tañczy³y przed nim, tak ¿e by³a to dlañ noc, jakie rzadko zdarzaj¹ siê w ¿yciu œmiertelnych. Nazajutrz rano, wczeœniej ni¿ Maaruf siê tego móg³
spodziewaæ, ukaza³a siê chmura kurzu k³êbi¹cego siê wysoko w powietrzu. Potem wy³oni³y siê z niej mu³y objuczone towarem. A by³o tych mu³ów siedemset. Za nimi szli poganiacze, tragarze i ludzie z pochodniami. Abu as-Saadat zaœ jecha³ na przedzie na oœlicy, przebrany za przewodnika karawany, a przed nim niesiono lektykê z czterema ozdobnymi ga³kami z czerwonego z³ota, wysadzan¹ drogimi
kamieniami. Kiedy d¿inn podjecha³ do namiotu, zsiad³ z oœlicy, uca³owa³ ziemiê przed Maarufem i
rzek³: - Panie i w³adco, oto wype³ni³em twoje polecenie jak najdok³adniej. W lektyce tej znajduj¹ siê kosztowne szaty, jakich nie znajdziesz nawet w garderobie królewskiej. Przywdziej je, si¹dŸ do lektyki i rozkazuj nam dalej, abyœmy spe³niali ka¿d¹ twoj¹ zachciankê. A Maaruf na to: - O Abu as-Saadacie, napiszê list, który masz dostarczyæ do miasta Ichtijan al-Chutan. Tam udasz siê do króla, a mojego teœcia, ale pamiêtaj, abyœ nie ukazywa³ mu siê inaczej ni¿ w postaci zwyk³ego œmiertelnika. - S³ucham i jestem pos³uszny - odpar³ d¿inn, a Maaruf napisa³ list i zapieczêtowa³. Abu as-Saadat wzi¹³ pismo z rêki swego pana i poœpieszy³ do króla, który w³aœnie mówi³ wezyrowi: - Serce moje, o wezyrze,
niespokojne jest o mego ziêcia, gdy¿ obawiam siê, aby beduini go nie zabili. Ach, gdybym przynajmniej wiedzia³, dok¹d mój ziêæ pojecha³, abym móg³ za nim z wojskiem pod¹¿yæ! Czemu¿ mi tego nie
powiedzia³, zanim nas opuœci³? Ale wezyr na to: - Niech Allach Mi³oœciwy ma ciê w swojej opiece i chroni od twej nieostro¿noœci! Klnê siê na twoj¹ g³owê, o padyszachu, ¿e cz³ek ów po prostu
zmiarkowa³, i¿ go podejrzewamy, a poniewa¿ ba³ siê, i¿ jego matactwa wyjd¹ na jaw, umkn¹³. To
przecie¿ tylko oszust i k³amca! W tej w³aœnie chwili wszed³ do komnaty pos³aniec. Uca³owa³ ziemiê u stóp w³adcy i ¿yczy³ mu d³ugiego ¿ycia oraz trwa³ej s³awy i niezmiennego szczêœcia. Król zaœ go
zapyta³: - Kim jesteœ i w jakiej sprawie przybywasz? - Jestem pos³añcem, wys³anym przez twego
ziêcia. Niebawem przybêdzie tu on sam na czele swojej karawany, a mnie wys³a³ przodem z tym oto
listem do ciebie. Król przyj¹³ list z r¹k pos³añca, przeczyta³ go i znalaz³ w nim, co nastêpuje: Najlepsze pozdrowienia dla najs³awniejszego z w³adców, a naszego teœcia. Oto przybywam z moj¹ karawan¹,
przeto wybierz siê w drogê i wyrusz ze swoim wojskiem mi na spotkanie. Przeczytawszy to król
zawo³a³: - Niech Allach uczerni twoje oblicze, pod³y wezyrze! Jak d³ugo jeszcze bêdziesz kala³ czeœæ mojego ziêcia i nazywa³ go k³amc¹ i oszustem? Oto przybywa on na czele swojej karawany, a ty jesteœ
zdrajc¹. Tedy wezyr opuœci³ g³owê, pe³en wstydu i zdumienia, i rzek³: - O najwiêkszy w³adco naszych czasów, mówi³em to tylko, poniewa¿ karawana twego ziêcia tak d³ugo nie przybywa³a i obawia³em siê,
¿e wydane przez niego pieni¹dze przepadn¹ bezpowrotnie. Ale król uniós³ siê jeszcze wiêkszym
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (17 of 27)2009-06-22 11:19:13
gniewem: - Nikczemny zdrajco, czy¿ nie wiesz, ¿e kiedy karawana przybêdzie, wszystko zostanie mi z
naddatkiem zwrócone?! Potem rozkaza³ przyozdobiæ odœwiêtnie miasto, sam zaœ uda³ siê do swojej
córki i rzek³ do niej: - Mam dla ciebie weso³¹ nowinê! Wkrótce przybêdzie tu twój ma³¿onek na czele swojej karawany. Otrzyma³em ju¿ od niego list tej treœci i obecnie wyruszam na jego spotkanie. Córka królewska dziwi³a siê takiemu obrotowi rzeczy i tak do siebie mówi³a: "To przecie¿ coœ iœcie nies³ychanego. Czy ma³¿onek mój chcia³ sobie ze mnie po¿artowaæ, czy te¿ chcia³ mnie wystawiæ na
próbê, mówi¹c o swoim ubóstwie? Ale chwa³a Allachowi, i¿ nie omieszka³am wype³niæ wobec niego
mojego obowi¹zku!" Pozostawmy teraz Maarufa i powróæmy do kupca Alego z Kairu. Kiedy ten
zobaczy³, ¿e miasto jest uroczyœcie przyozdobione, zapyta³ o przyczynê. Wówczas odpowiedziano mu:
- Karawana kupca Maarufa, ziêcia naszego w³adcy, przybywa do miasta. "Bezmierna jest wielkoœæ Allacha - rozmyœla³ Ali. - Lecz có¿ to wszystko ma znaczyæ? Maaruf przyby³ do mnie, umkn¹wszy od
swojej z³ej ¿ony, i ponoæ znajdowa³ siê w krañcowej nêdzy. Sk¹d wiêc teraz mo¿e mieæ w³asn¹
karawanê? Zapewne córka króla wymyœli³a ten ca³y plan z obawy przed ujawnieniem matactw
Maarufa. Dla w³adców bowiem nie ma rzeczy niemo¿liwych. Niech Allach ma go w swojej opiece i nie
narazi go na wstyd!" Wszyscy inni kupcy wszak¿e cieszyli siê i radowali, ¿e nareszcie otrzymaj¹ z powrotem swoje pieni¹dze, król zaœ zebra³ wojsko i wyruszy³ na jego czele z miasta, gdy Abu as-Saadat powróci³ tymczasem do Maarufa i doniós³ mu, ¿e pismo jego dorêczy³. Tedy Maaruf rozkaza³: -
£adujcie towar! A skoro ca³y towar zosta³ ju¿ za³adowany na mu³y, przywdzia³ kosztowne szaty i usiad³
do lektyki, tak ¿e obecnie wygl¹da³ tysi¹ckroæ wspanialej i bardziej majestatycznie od samego króla.
Kiedy przeby³ mniej wiêcej pó³ drogi do stolicy, ujrza³ swego teœcia, który na czele wojska wyjecha³
by³ na jego spotkanie. Gdy król zobaczy³ Maarufa siedz¹cego w lektyce i bogato przyodzianego, rzuci³
mu siê na szyjê, wita³ go serdecznie i ¿yczy³ szczêœcia z powodu pomyœlnego powrotu. Równie¿ i
wszyscy dostojnicy pañstwa pozdrawiali go, bo sta³o siê teraz jawne, ¿e Maaruf mówi³ szczer¹ prawdê i
¿e nie by³o w nim ani œladu fa³szu. Po czym Maaruf wkroczy³ do stolicy na czele tak wspania³ego
orszaku, ¿e nawet lwa, króla pustyni, zalaæ by mog³a ¿ó³æ z zazdroœci. Kupcy zaœ spieszyli do niego i ca³owali ziemiê u jego stóp. Jedynie kupiec Ali tak do niego powiedzia³: - Stanê³o wiêc na twoim i wszystko ci siê uda³o, ty szachraju! Ale zas³u¿y³eœ sobie na to, niech Allach Mi³oœciwy pomno¿y ci jeszcze swoje ³aski! A Maaruf tylko siê na to zaœmia³. Znalaz³szy siê znów w pa³acu, usiad³ na tronie i zawo³a³: - Zanieœcie skrzynie ze z³otem do skarbca mojego teœcia, bele tkanin tutaj wnieœcie! S³udzy wykonali rozkaz i zaczêli rozpakowywaæ towar, jedn¹ belê po drugiej, a¿ wypakowali ich ca³e
siedemset. Wówczas Maaruf wybra³ najpiêkniejsze z tkanin i rozkaza³: - Zanieœcie je mojej ma³¿once, aby rozda³a je swoim niewolnicom! WeŸcie równie¿ tê szkatu³kê pe³n¹ klejnotów i zanieœcie do niej, aby rozdzieli³a je wœród niewolnic i s³u¿by! Po czym wrêczy³ kupcom, którym by³ winien pieni¹dze, kosztowne tkaniny, jako zwrot ich po¿yczki, a ka¿demu, kto by³ mu po¿yczy³ tysi¹c denarów, dawa³
tkaniny wartoœci dwóch tysiêcy albo i ponadto. Nastêpnie zacz¹³ swym zwyczajem rozdawaæ ja³mu¿nê
wœród biednych, a król musia³ siê temu przygl¹daæ i nie wa¿y³ siê ziêciowi przeszkadzaæ. I tak Maaruf rozdawa³ i rozdawa³, a¿ rozdzieli³ wszystkie siedemset bel bez reszty. Potem zwróci³ siê do
wojowników i j¹³ rozdzielaæ wœród nich drogie kamienie, zielone szmaragdy, iskrz¹ce siê hiacynty, matowe per³y i ró¿owe korale oraz wiele innych ozdób, wrêczaj¹c najkosztowniejsze klejnoty
garœciami, nie licz¹c ich nawet i nie rachuj¹c. Tedy król tak do niego rzecze: - Synu mój, dosyæ ju¿ tych podarunków. Z ca³ej twojej karawany bowiem bez ma³a ju¿ nic nie zosta³o. A Maaruf na to: - Mam
wszystkiego mnóstwo. Poniewa¿ jednak teraz jego prawdomównoœæ ju¿ siê potwierdzi³a, nikt nie
œmia³ zarzuciæ mu k³amstwa. A zreszt¹ Maaruf nie potrzebowa³ zwracaæ uwagi na to, ile rozda³,
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (18 of 27)2009-06-22 11:19:13
poniewa¿ s³uga pierœcienia przynosi³ mu wszystko, czego tylko za¿¹da³. I przyby³ podskarbi króla, i
rzek³: - O najwiêkszy w³adco naszych czasów! Skarbiec twój jest pe³ny i nie mo¿e ju¿ nic wiêcej
pomieœciæ! Gdzie mamy wiêc z³o¿yæ resztê z³ota i drogich kamieni? Wówczas król wskaza³ mu inne
pomieszczenie. Kiedy ma³¿onka Maarufa zobaczy³a, co siê dzieje, radoœæ jej nie mia³a granic i tak do siebie pe³na zachwytu mówi³a: "Gdybym tylko wiedzia³a, sk¹d bierze siê to ca³e jego bogactwo!"
Równie¿ kupcy cieszyli siê z tego, co Maaruf im da³, i b³ogos³awili go. Jedynie kupiec Ali nie móg³
och³on¹æ ze zdziwienia i powtarza³ w duchu: "Ile¿ musia³ ten szalbierz nak³amaæ i naoszukiwaæ aby wszystkie te skarby do r¹k swoich dostaæ! Gdyby pochodzi³y one od córki króla bowiem, to padyszach nie pozwoli³by rozdzieliæ ich wœród ubogich. Ale jak¿e¿ piêkne s¹ s³owa poety, który powiedzia³: Jeœli tobie dostojny padyszach coœ daje, Wtedy pytaæ o powód to zbêdne pytanie. Allach tak¿e darami
darzy, kogo zechce, Chodzi o to, byœ umia³ podziêkowaæ za nie. Tyle na razie o kupcu Alim! Lecz
równie¿ i sam król j¹³ dziwowaæ siê ponad wszelk¹ miarê, widz¹c, jak sobie Maaruf poczyna, rozdaj¹c hojnie i wspania³omyœlnie wszystkie swoje bogactwa. W koñcu Maaruf uda³ siê do swojej ma³¿onki,
która przyjê³a go z promiennym uœmiechem i wielk¹ radoœci¹, a uca³owawszy mu rêkê, zwróci³a siê
doñ z zapytaniem: - Czy chcia³eœ wtedy ze mnie szydziæ, czy te¿ pragn¹³eœ wystawiæ mnie na próbê, kiedy mówi³eœ, i¿ jesteœ ubogi i musisz uciekaæ przed swoj¹ z³¹ ¿on¹? Ale chwa³a niech bêdzie
Allachowi, ¿e nie omieszka³am spe³niæ mojego obowi¹zku wobec ciebie! Jesteœ bowiem moim
oblubieñcem i nikt nie mo¿e mi byæ dro¿szy nad ciebie, niezale¿nie od tego, czy jesteœ bogaty, czy biedny. Chcia³abym jednak, abyœ mi powiedzia³, co wtedy myœla³eœ, kiedyœ mi o sobie mówi³. A
Maaruf na to: - Chcia³em wystawiæ ciê na próbê, aby przekonaæ siê, czy mi³oœæ twoja jest szczera, czyli te¿ spowodowana jedynie bogactwem i ¿¹dz¹ dóbr doczesnych. Teraz wszak¿e sta³o siê ju¿ jawne, i¿ mi³oœæ twoja by³a i jest czysta. A poniewa¿ ¿ywisz do mnie szczere uczucie, b¹dŸ z ca³ego serca pozdrowiona! Znam teraz twoj¹ wartoœæ! Po czym Maaruf zamkn¹³ siê sam w pokoju i potar³
pierœcieñ. Niezw³ocznie zjawi³ siê Abu as-Saadat i rzek³: - Jestem do twoich us³ug, powiedz, czego sobie ¿yczysz? Wówczas Maaruf odpowiedzia³: - ¯yczê sobie, abyœ dostarczy³ dla mojej ma³¿onki
kosztownej szaty i drogocennych klejnotów, wœród których ma byæ naszyjnik sk³adaj¹cy siê z
czterdziestu najrzadszych i najpiêkniejszych kamieni. - S³ucham i jestem pos³uszny! - odpar³ d¿inn i niezw³ocznie przyniós³ to, czego Maaruf za¿¹da³. Po czym Maaruf wzi¹³ owe wspania³e szaty i klejnoty i poszed³ z nimi do córki su³tana, po³o¿y³ wszystko przed ni¹ i rzek³: - WeŸ to i przywdziej, niech bêdzie to goœciñcem powitalnym dla ciebie. Córka królewska ujrzawszy dary swego ma³¿onka, omal nie
zas³ab³a z radoœci. Poœród podarowanych klejnotów znalaz³a dwie z³ote bransolety na nogi, wysadzane szlachetnymi kamieniami, dzie³o z iœcie czarodziejskim kunsztem wykonane, a krom tego
naramienniki, kolczyki i pas, wszystko bezcennej wartoœci. W³o¿y³a tedy owe kosztowne szaty i
klejnoty, po czym rzek³a: - Panie mój i w³adco! Schowam wszystkie te twoje dary, aby nosiæ je jedynie w dni œwi¹teczne i uroczyste. A Maaruf na to: - Noœ je na co dzieñ, bo mam mnóstwo jeszcze
wspanialszych! Kiedy ¿ona Maarufa w to wszystko siê wystroi³a, niewolnice jej, ujrzawszy j¹, cieszy³y siê wielce, ale on odprawi³ je i zamkn¹³ siê w komnacie. Po czym potar³ znów pierœcieñ, a skoro d¿inn ukaza³ siê przed nim, tak do niego powiedzia³: - Przynieœ mi sto szat i sto kosztownoœci! - S³ucham i jestem pos³uszny! - odpar³ d¿inn i przyniós³ mu owych sto szat, w które owiniête by³y ¿¹dane
kosztownoœci. Tedy Maaruf wzi¹³ wszystko i przywo³a³ niewolnice, a kiedy przyby³y, da³ ka¿dej z nich po szacie z odpowiednimi klejnotami. Niewolnice wystroi³y siê w nie od razu i wygl¹da³y iœcie jako rajskie hurysy*, ale pani ich i tak zaæmiewa³a je wszystkie blaskiem swej urody, jak ksiê¿yc zaæmiewa gwiazdy. Jedna z niewolnic pobieg³a do króla, aby mu o tym wszystkim donieœæ, i ten przyby³
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (19 of 27)2009-06-22 11:19:13
niebawem do swojej córki. Ujrzawszy, ¿e ona oraz jej niewolnice oœlepiaj¹ wprost ka¿dego iskrz¹cym
siê blaskiem swojego przepychu, król nie posiada³ siê ze zdumienia, wybieg³ zaraz z komnaty, kaza³
zawezwaæ wezyra, opowiedzia³ mu o wszystkim, a w koñcu spyta³: - A co ty na to mówisz? - O
najwiêkszy w³adco naszych czasów - odrzek³ wezyr - takie postêpowanie nie cechuje kupców. Ka¿dy
kupiec bowiem trzyma swoje tkaniny latami na sk³adzie, a sprzedaje je tylko z zyskiem. Czy¿ zwykli kupcy mogliby byæ tak szczodrzy jak ten? Sk¹d wziêliby takie bogactwa i klejnoty, jakich najpotê¿niejsi w³adcy nawet w drobnej czêœci nie posiadaj¹? W jaki sposób skrzynie skarbów mog³yby siê znaleŸæ u zwyk³ego kupca? Wszystko tu musi mieæ swoj¹ szczególn¹ przyczynê. A jeœli chcesz pos³uchaæ mojej
rady, wyjawiê ci, jak ta rzecz naprawdê wygl¹da. A król na to: - Chêtnie pos³ucham twojej rady, o wezyrze. I wezyr tak mówi³ dalej: - IdŸ do swego ziêcia, oka¿ mu dowody przyjaŸni i zacznij z nim gawêdziæ. A potem powiedz: "Kochany ziêciu, zamierzam wraz z tob¹ oraz wezyrem albo jeszcze kimœ
innym pójœæ do ogrodu, aby tam mi³o spêdziæ czas na wspólnej zabawie". Skoro jednak bêdziemy ju¿
w ogrodzie, ka¿ê przynieœæ mocnego wina i bêdê namawia³ go, aby wiele wypi³. A skoro napije siê,
rozum zostanie mu odjêty i ziêæ twój nie bêdzie ju¿ panem swoich zmys³ów. Wtedy zapytamy go, jak
naprawdê rzecz siê z nim ma, i nie w¹tpiê, ¿e wyjawi nam wszystkie swoje tajemnice. Wino bowiem jest zdradliwe. Kiedy zaœ Maaruf ju¿ nam opowie ca³¹ prawdê, dowiemy siê, jak rzeczy stoj¹, i bêdziemy mogli post¹piæ z nim wed³ug naszego uznania. Obawiam siê bowiem dla ciebie, panie, skutków
postêpowania twego ziêcia. Byæ mo¿e d¹¿y on do panowania i chce szczodroœci¹ i roztaczaniem
zbytków przekupiæ twoich wojowników, aby zrzuciæ ciê z tronu i pozyskaæ w³adzê. - Masz racjê! -
odpar³ król i zgodni w swym postanowieniu obaj z wezyrem spêdzili noc na rozmowie. Nazajutrz rano król uda³ siê do swojej komnaty, gdy nagle wpadli s³udzy i koniuchowie, wykazuj¹c najwy¿sze
przera¿enie. - Co siê wam sta³o? - zawo³a³ król zdziwiony. A oni na to: - O najwiêkszy w³adco naszych czasów, twoja s³u¿ba stajenna wyszorowa³a wczoraj zgrzeb³em konie oraz juczne mu³y, które
przynios³y towary, i zada³a im paszê. Ale dziœ rano odkryliœmy, ¿e mamelucy twojego ziêcia zrabowali wszystkie twoje konie i mu³y. Przeszukaliœmy stajnie, ale nigdzie nie by³o ani œladu konia czy mu³a. A potem, kiedyœmy zaszli do izby, gdzie mamelucy nocowali, nie zastaliœmy tam nikogo i nie wiemy,
gdzie siê podzieli. Król zdziwi³ siê jeszcze wiêcej, gdy¿ nie wiedzia³, i¿ byli to stra¿nicy z krainy duchów, podlegli s³udze czarodziejskiego pierœcienia. Przeto j¹³ na s³u¿bê krzyczeæ: - Przeklêtnicy, w jaki¿ sposób mog³o siê staæ, aby tysi¹c zwierz¹t i piêciuset mameluków oraz poganiaczy uciek³o, a wyœcie nic nie zauwa¿yli? A oni na to: - Sami nie wiemy, jak siê to sta³o, i¿ nie widzieliœmy ich uciekaj¹cych. Tedy król rzek³: - Wynoœcie siê, a kiedy wasz pan, a mój ziêæ, opuœci harem, donieœcie mu o tym! S³udzy odeszli sprzed oblicza zagniewanego w³adcy i usiedli bezradnie, nie wiedz¹c, co
czyniæ. A kiedy tak siedzieli, wyszed³ z haremu Maaruf, a widz¹c ich strapienie zapyta³: - Co siê sta³o?
A oni donieœli mu o wszystkim, Maaruf zaœ rzek³: - Jaka¿ by³a wartoœæ tych koni, mu³ów i
mameluków, ¿e tak po nich p³aczecie? Nie turbujcie siê i wracajcie do waszej roboty! Po czym usiad³ z uœmiechem, nie frasuj¹c siê i nie troszcz¹c tym, co siê przytrafi³o. Tedy król spojrza³ w oczy wezyrowi i rzek³: - Dziwny to cz³owiek, dla którego bogactwo nie stanowi ¿adnej wartoœci. Musi to mieæ jednak jak¹œ przyczynê! Po czym gawêdzi³ z nim przez chwilê, a¿ w koñcu ozwa³ siê: - Kochany ziêciu,
chcia³bym z tob¹ oraz moim wezyrem udaæ siê do ogrodu, aby tam mi³o spêdziæ czas. Có¿ na to
powiesz? - Przystajê chêtnie! - odpar³ Maaruf. I tak udali siê we trójkê do ogrodu, w którym ros³o wiele przeró¿nych owocowych drzew, gdzie bi³y srebrzyste Ÿród³a, strzeliste palmy wznosi³y wysoko w górê swe korony, a ró¿nobarwne ptactwo nape³nia³o powietrze radosnym œwiergotem. Król z wezyrem i
Maarufem weszli do altany i, zapomniawszy o wszelkich troskach, zasiedli do weso³ej pogawêdki.
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (20 of 27)2009-06-22 11:19:13
Wezyr opowiada³ przedziwne historie i zabawia³ ich dowcipnymi dykteryjkami i weso³ymi
wierszykami, a Maaruf przys³uchiwa³ siê tylko rozmowie, a¿ nadesz³a pora obiadowa. Wówczas
przyniesiono nakryty stó³ ze smacznymi potrawami, a do tego dzban mocnego wina. Podjad³szy sobie i umywszy rêce, wezyr nape³ni³ kielich i poda³ go w³adcy, który zaraz go wychyli³. Po czym wezyr
nape³ni³ drugi kielich i rzek³ do Maarufa: - WeŸ ten oto puchar nape³niony przednim napojem, przed którym nawet rozum z uszanowaniem pochyla czo³o! I w ten sposób zachêca³ Maarufa do picia,
zachwalaj¹c zalety wina, którym siê sam rozkoszowa³. Wypowiedzia³ przy tym wszystkie wiersze i
weso³e przypowieœci o winie, które zna³, a¿ Maaruf przyssa³ siê tak do kielicha, i¿ wydawa³o siê, ¿e nic mu ju¿ wiêcej nie potrzeba. Wezyr dolewa³ i dolewa³, a Maaruf pi³ i pi³, stawa³ siê coraz weselszy i coraz radoœniej patrzy³ na œwiat, a¿ w koñcu przytomnoœæ go opuœci³a i nie wiedzia³ ju¿, co dobre, a co z³e. Skoro wezyr zmiarkowa³, i¿ opilstwo Maarufa dochodzi do szczytu, a nawet przekracza wszelkie granice, tak do niego rzecze: - Na Allacha, Maarufe, nie mogê siê nadziwiæ, sk¹d wydosta³eœ wszystkie te klejnoty, jakie trudno znaleŸæ nawet w skarbcu królów perskich! W ca³ym naszym ¿yciu nie
widzieliœmy jeszcze kupca, który posiada³by takie bogactwa, jak ty, i który móg³by ci dorównaæ
hojnoœci¹. Twoje postêpowanie jest postêpowaniem króla, a nie kupca. Przeto zaklinam ciê na Allacha, powiedz mi prawdê, abym móg³ nale¿ycie uszanowaæ twoj¹ rzeczywist¹ wartoœæ i godnoœæ! I tak
nalega³ na niego i schlebia³ mu, a¿ Maaruf, który straci³ ju¿ w³adzê nad sob¹, rzek³: - Nie jestem ani kupcem, ani te¿ synem królewskim. Po czym opowiedzia³ wezyrowi ca³e swoje dzieje od pocz¹tku do
koñca. Tedy wezyr poprosi³ Maarufa: - Na Allacha, proszê ciê, dostojny Maarufie, poka¿ nam ów
pierœcieñ, abyœmy mogli zobaczyæ, jak jest zrobiony! Wówczas Maaruf, straciwszy od pijañstwa
doszczêtnie g³owê, zdj¹³ pierœcieñ z palca i rzek³: - WeŸcie go i przyjrzyjcie siê mu dok³adnie. Wezyr uczyni³ to natychmiast i krêc¹c nim na wszystkie strony, spyta³: - Gzy s³uga tego pierœcienia uka¿e mi siê, jeœli ja potrê pierœcieñ? - Rzek³eœ! - odpar³ Maaruf. - Potrzyj go, a natychmiast d¿inn przyjdzie do ciebie i bêdziesz móg³ go sobie obejrzeæ. Wezyr potar³ pierœcieñ i nagle da³ siê s³yszeæ g³os: - Oto jestem do us³ug twoich, panie i w³adco! Powiedz, czego sobie ¿yczysz, a niezw³ocznie bêdzie ci to dane.
Czy chcesz jakieœ miasto zburzyæ, czyli te¿ wybudowaæ, albo jakiegoœ su³tana zg³adziæ? Wszystko,
czego za¿¹dasz, spe³niê dla ciebie bez sprzeciwu i zw³oki. Wówczas wezyr wskaza³ na Maarufa i
powiedzia³ do d¿inna: - Porwij tego nêdznika w przestworza i porzuæ go na najbardziej odleg³ej
pustyni, gdzie nie bêdzie móg³ znaleŸæ nic do jedzenia ani picia, aby sczez³ z g³odu marnie i aby nikt siê o tym nawet nie dowiedzia³! D¿inn porwa³ zaraz Maarufa i polecia³ z nim, szybuj¹c pomiêdzy
niebem a ziemi¹. Maaruf wytrzeŸwia³ nagle i poj¹³, i¿ znajduje siê o krok od œmierci. Zawo³a³ tedy szlochaj¹c: - O Abu as-Saadacie, dok¹d mnie niesiesz? A d¿inn na to: - Mam ciê porzuciæ w najbardziej pustynnej okolicy Arabu, lekkomyœlny g³upcze! Któ¿ maj¹c taki talizman, daje go obcym ludziom do
obejrzenia? Zas³u¿y³eœ na to, co ciê spotka³o. Zaprawdê, gdybym nie ba³ siê gniewu Allacha, cisn¹³bym ciê zaraz z wysokoœci tysi¹ca s¹¿ni, tak ¿e nim dolecia³byœ do ziemi, wichry porozdziera³yby ciê na kawa³ki! Maaruf umilk³ i nie przemówi³ ju¿ ani s³owa, a¿ dotarli do najodleglejszej i najbardziej pustynnej okolicy Arabii. Tam d¿inn porzuci³ Maarufa i zaraz zawróci³, pozostawiaj¹c go na
beznadziejnym pustkowiu. Powróæmy teraz do wezyra. Posiad³szy pierœcieñ zwróci³ siê do króla i tak rzecze: - No i co teraz powiesz, czy¿ nie mówi³em ci, ¿e cz³owiek ów jest k³amc¹ i oszustem? Ty
wszak¿e nie chcia³eœ mi daæ wiary. - Masz s³usznoœæ, wezyrze - odpar³ tamten - Niech Allach
obdarzy ciê zdrowiem! Ale daj mi teraz ów pierœcieñ, abym i ja móg³ go obejrzeæ. Ale wezyr spojrza³
na niego pe³en gniewu, plun¹³ mu w twarz i krzykn¹³: - O g³upcze nad g³upcami! Po có¿ mia³bym ci go dawaæ i nadal ci s³u¿yæ, kiedy teraz ja sta³em siê panem twego losu! Nie, nigdy, przenigdy nie oddam file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (21 of 27)2009-06-22 11:19:13
ju¿ tego pierœcienia nikomu, póki ¿yjê! Po czym potar³ pierœcieñ, a skoro tylko d¿inn siê zjawi³, wezyr wyda³ mu rozkaz, wskazuj¹c na króla: - Porwij tego bezczelnego starucha i porzuæ go w tym samym
miejscu, w którym porzuci³eœ jego ziêcia oszusta. D¿inn porwa³ natychmiast króla i uniós³ siê z nim w powietrze, a król zapyta³: - Powiedz mi, stworzenie Allacha, na czym polega moja wina? A d¿inn
odpar³: - Tego nie wiem, ale skoro pan mój i w³adca da³ mi taki rozkaz, muszê us³uchaæ go, jako ¿e jest on posiadaczem czarodziejskiego pierœcienia. I polecia³ z królem dalej, a¿ porzuci³ go w tym samym miejscu, gdzie znajdowa³ siê Maaruf, po czym zawróci³. Us³yszawszy p³acz i narzekanie Maarufa, król podszed³ do niego i opowiedzia³ mu o wszystkim, co siê sta³o. I tak siedzieli obaj razem i lamentowali nad z³ym losem, jakiego doznali, nie znajduj¹c nigdzie jad³a ni napoju. Wróæmy teraz do wezyra!
Pozbywszy siê Maarufa i króla, natychmiast opuœci³ ogród. Po czym zawezwa³ wszystkich
wojowników na naradê i oznajmi³ im, co uczyni³, a tak¿e obwieœci³ im, jak siê ma rzecz z
czarodziejskim pierœcieniem. W koñcu tak do nich rzek³: - Jeœli nie uznacie mnie zaraz swym w³adc¹, rozka¿ê s³udze pierœcienia, aby was wszystkich porwa³ i zaniós³ w pustynne okolice Arabii, a tam
zginiecie marnie z g³odu i pragnienia! A oni na to: - Nie czyñ nam krzywdy! Zgadzamy siê i chcemy byæ pos³uszni wszystkim twoim rozkazom. I tak przymuszeni uznali jego panowanie nad sob¹, a on
rozdzieli³ wtedy miêdzy nich honorowe szaty, po czym zacz¹³ domagaæ siê od Abu as-Saadata
wszystkiego, co mu siê tylko zachcia³o, a ten dostarcza³ mu tego niezw³ocznie. Usiad³szy na tronie i przyj¹wszy ho³d od zebranych wojowników wezyr pos³a³ do córki króla i kaza³ jej oznajmiæ: "B¹dŸ
gotowa! Dziœ jeszcze przybêdê, aby ciê poœlubiæ". Tedy nieszczêsna oblubienica Maarufa zaczê³a op³akiwaæ stratê swego ojca i swego mê¿a. A wezyrowi kaza³a odpowiedzieæ: "Miej cierpliwoœæ ze mn¹, a¿ przejdzie wyznaczony czas wdowieñstwa*. Wtedy bêdziesz móg³ zawrzeæ ze mn¹ kontrakt
œlubny i w dozwolony sposób mnie poœlubiæ!" Ale wezyr nie chcia³ czekaæ, lecz pos³a³ do niej ponownie pos³añca i kaza³ jej powiedzieæ: "Nic mnie wyznaczony czas wdowieñstwa nie obchodzi, nie uznajê ¿adnej zw³oki i w ogóle nie potrzebujê zawieraæ z tob¹ ¿adnego œlubnego kontraktu, gdy¿ nie ma dla mnie ró¿nicy w tym, co dozwolone i niedozwolone. Chcê poœlubiæ ciê jeszcze dziœ wieczór".
Tedy ma³¿onka Maarufa odes³a³a pos³añca z odpowiedzi¹, ¿e wezyr bêdzie mile widziany, a ona zgadza siê na wszystko! Ale by³ to tylko podstêp z jej strony. OdpowiedŸ królewny ucieszy³a wielce wezyra i serce wezbra³o mu szczêœciem, gdy¿ pa³a³ od dawna gor¹c¹ mi³oœci¹ do niej. Po czym wszystkich
swoich poddanych zaprosi³ na biesiadê, mówi¹c: - Jedzcie¿ te potrawy i uwa¿ajcie tê ucztê za weseln¹, gdy¿ jeszcze dziœ poœlubiê córkê króla! Ale wielebny szejch al-islam rzek³: - Nie wolno ci jej
poœlubiæ, zanim nie minie przepisany czas wdowieñstwa i zanim nie zawrzesz z ni¹ kontraktu
œlubnego. Ale wezyr odkrzykn¹³: - Nie wiem, co to czas wdowieñstwa, i nie chcê s³yszeæ o ¿adnej
zw³oce! I dlatego nie obchodzi mnie wcale twoja gadanina! Tedy szejch al-islam umilk³ z obawy przed gniewem nowego w³adcy, ale do wojowników powiedzia³: - To niewierny! Nie wyznaje naszej wiary i
nie szanuje naszych praw! Skoro zapad³ wieczór, wezyr uda³ siê do pa³acu królewskiej córki i zasta³ j¹
przyodzian¹ w najwspanialsze szaty i przyozdobion¹ najpiêkniejszymi klejnotami. Kiedy go ujrza³a, wysz³a uœmiechniêta na jego spotkanie i tak do niego rzecze: - B³ogos³awiona to noc! Ale gdybyœ
wprzódy mojego ojca i mojego ma³¿onka zamordowa³, by³oby jeszcze lepiej. A wezyr na to: - B¹dŸ
spokojna, na pewno ich uœmiercê! Wówczas poprosi³a go, by usiad³ przy niej, i zaczê³a ¿artowaæ z nim i okazywaæ mu dowody swej mi³oœci. Wszelako pieszczoty jej by³y k³amliwe, gdy¿ chcia³a tylko
dostaæ w swoje rêce czarodziejski pierœcieñ, aby z jego pomoc¹ przemieniæ wezyrow¹ radoœæ w
niechybn¹ zgubê. A o poczynaniach takich rzek³ kiedyœ poeta: Uzyska³em podstêpem, co siê zdobyæ
nie da Gwa³tem i si³¹ orê¿nej przemocy. I powracam zwyciêzc¹ ze swoj¹ zdobycz¹, Mojej chytroœci
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (22 of 27)2009-06-22 11:19:13
najs³odszym owocem. Ale kiedy tylko wezyr chcia³ siê do niej zbli¿yæ, przysunê³a siê do niego i
zawo³a³a p³acz¹c: - Panie i w³adco, czy nie widzisz owego strasznego cz³owieka, który na nas patrzy?!
Zaklinam ciê na Allacha, ukryj mnie przed jego wzrokiem! Tedy wezyr odkrzykn¹³ pe³en gniewu: -
Gdzie¿ jest ów straszny cz³owiek?! A ona na to: - Dostrzegam go w kamieniu twojego pierœcienia! Nie widzisz, jak wysuwa g³owê i jak na nas spoziera? Tedy wezyr pomyœla³, i¿ s³uga pierœcienia
rzeczywiœcie jej siê przygl¹da, i rzek³ uœmiechaj¹c siê przymilnie: - Nie lêkaj siê, cz³owiek ten jest moim s³ug¹ i jest mi ca³kowicie poddany. A ona na to: - Lêkam siê jego nieczystej si³y! Zdejm
pierœcieñ i odrzuæ go daleko od siebie! Wówczas wezyr zdj¹³ pierœcieñ z palca i po³o¿y³ go na
poduszce. A królewska córka w tej samej chwili kopnê³a wezyra z ca³ej si³y, a¿ upad³ na wznak i straci³
przytomnoœæ. Ona zaœ zaczê³a g³oœno wzywaæ swoje s³u¿ebnice, a kiedy te poœpiesznie przybieg³y,
rozkaza³a: - Pojmajcie go! Kiedy czterdzieœci niewolnic schwyci³o wezyra, córka króla wziê³a
poœpiesznie pierœcieñ z poduszki i potar³a go. Niezw³ocznie zjawi³ siê Abu as-Saadat i rzek³ do niej: -
Jestem do twoich us³ug, moja pani! A ona na to: - WeŸ tego niewiernego, rzuæ go do najg³êbszego
lochu i zakuj go w ciê¿kie kajdany. D¿inn chwyci³ wezyra i rzuciwszy go do ciemnicy, gdzie s³ychaæ by³o p³acz i zgrzytanie zêbów, powróci³ do swej pani, której oznajmi³: - Rozkaz twój wykona³em.
Wówczas zapyta³a d¿inna: - A dok¹d zanios³eœ mojego ojca i mojego ma³¿onka? D¿inn zaœ
odpowiedzia³: - Wynios³em ich w najodleglejsze i najbardziej pustynne okolice Arabii. Tedy ona rzek³a:
- Rozkazujê ci sprowadziæ ich natychmiast z powrotem! - S³ucham i jestem pos³uszny! - odpar³ d¿inn, uniós³ siê w przestworza i poszybowa³ chy¿ym lotem, a¿ dotar³ do miejsca, gdzie znajdowali siê
nieszczêœni wygnañcy. Tam opuœci³ siê na ziemiê i zasta³ ich, jak siedzieli p³acz¹c i skar¿¹c siê na swoj¹ niedolê. - Nie obawiajcie siê niczego! - rzek³ do nich. - Przyby³em, aby was uratowaæ. Po czym opowiedzia³ im o tym, co uczyni³ wezyr, i zakoñczy³ s³owami: - Na rozkaz twojej córy, a twojej
ma³¿onki, wtr¹ci³em go w³asn¹ rêk¹ do lochu, a potem pani moja rozkaza³a, abym was z powrotem
sprowadzi³. Obaj wygnañcy uradowali siê wielce z tych wieœci, a d¿inn uniós³ ich w przestworza i
pofrun¹³ z nimi z powrotem do pa³acu. Niebawem przestêpowa³ ju¿ z nimi próg komnaty córki króla. Ta zaœ powsta³a i pozdrowi³a ojca i mê¿a, po czym poprosi³a ich, aby usiedli, i kaza³a przynieœæ smaczne potrawy i najwyszukañsze s³odycze. I tak spêdzili razem na ucztowaniu ca³¹ noc. Nazajutrz rano
przyodzia³a swego ojca we wspania³¹ szatê, jak równie¿ i Maarufa, swojego ma³¿onka. A potem tak
powiedzia³a: - Najdro¿szy ojcze, zasi¹dŸ na tronie, jako by³o wprzódy, a ma³¿onka mego mianuj
wezyrem prawicy*. Wojownikom twym oznajmij, co siê sta³o. Po czym sprowadŸ dawnego wezyra z
lochu i ka¿ go œci¹æ, a zw³oki jego spaliæ! Ziêcia twojego zasiê otocz szczególnymi wzglêdami. -
Jestem ci pos³uszny i zastosujê siê do twoich s³ów, umi³owana córko moja - odpar³ król - ale oddaj pierœcieñ mnie albo twojemu ma³¿onkowi! A ona na to: - Pierœcieñ ten nie przyniós³ szczêœcia ani
tobie, ani jemu. Niech wiêc pozostanie u mnie, gdy¿ byæ mo¿e bêdzie tu bezpieczniejszy ni¿ u was.
Czego bêdziecie ¿¹daæ, ¿¹dajcie ode mnie, a ja z kolei rozka¿ê dostarczyæ tego s³udze pierœcienia! Nie bêdziecie potrzebowali siê niczego z³ego obawiaæ, dopóki ja pozostanê przy ¿yciu, a po mojej œmierci róbcie z tym pierœcieniem, co siê wam podoba! Tedy ojciec tak do córki swej rzecze: - Twoja rada jest rozs¹dna, kochana córko! Po czym wzi¹³ z sob¹ ziêcia i obaj udali siê do sali, gdzie zwykle odbywa³ siê dywan. Tymczasem wojownicy spêdzili noc w ciê¿kiej trosce o los córki króla oraz w obawie, co wezyr z nimi uczyni, a równie¿ i dlatego, i¿ ¿a³owali, ¿e tak zgrzeszyli wobec swojego prawowitego w³adcy i jego ziêcia. Przeto zebrali siê teraz w sali, gdzie odbywa³ siê zwykle dywan, i zaczêli czyniæ gorzkie wyrzuty szejchowi al-islam mówi¹c: - Dlaczego nie przeszkodzi³eœ wezyrowi w jego niecnych
postêpkach?! A on tak im odpowiedzia³: - Mê¿owie, cz³owiek ów jest niewierny, ale posiad³ w³adzê nad file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (23 of 27)2009-06-22 11:19:13
czarodziejskim pierœcieniem. Przeto my wszyscy, zarówno ja, jak i wy, nie mo¿emy nic przeciwko
niemu zdzia³aæ. Sam Allach odp³aci mu kiedyœ za jego zbrodnie. Wy wszak¿e lepiej milczcie, aby
wezyr nie pozbawi³ was ¿ycia. Podczas gdy wojownicy prowadzili powy¿sz¹ rozmowê, nagle wkroczy³
do sali prawowity w³adca, a wraz z nim ziêæ jego Maaruf. Wojownicy ucieszyli siê wielce z ich
przybycia, powstali z miejsc i ca³owali ziemiê u stóp króla, który tymczasem zasiad³ na tronie, a gdy opowiedzia³ im wszystko, opuœci³ wojowników strach, który by³ ich drêczy³. Tedy król rozkaza³
przyozdobiæ uroczyœcie miasto i poleci³ przywieœæ wezyra z lochu. Kiedy prowadzono go obok
zebranych wojowników, wszyscy przeklinali go, wymyœlali mu i ur¹gali tak d³ugo, a¿ stan¹³ przed
obliczem króla, który niezw³ocznie kaza³ straciæ go jak najbardziej haniebn¹ œmierci¹. Œciêto wiêc wezyrowi g³owê, a cia³o spalono, aby od razu dosta³o siê pe³ne hañby do ognia piekielnego. Maaruf zasiê mianowany zosta³ wezyrem prawicy. I zdarzy³o siê, ¿e nasta³y radosne czasy, pe³ne b³ogiej
rozkoszy i uœmiechu losu. Tak minê³o piêæ lat. Szóstego roku król zmar³, a jego m¹dra córka uczyni³a królem swego ma³¿onka, ale pierœcienia mu nie odda³a. Przez ten czas urodzi³ siê im synek, dzieciê przecudnej urody. Piastunki opiekowa³y siê nim jak najczulej, a¿ ch³opiec skoñczy³ piêæ lat. Wówczas sta³o siê, i¿ matka jego zaniemog³a œmiertelnie. Tedy przywo³a³a mê¿a swojego, Maarufa, i oznajmi³a mu o tym. - Niech Allach ma ciê w swojej opiece, umi³owana pani mego serca - rzek³ Maaruf. A ona
mówi³a dalej: - Byæ mo¿e, przyjdzie mi umrzeæ. Wiem, i¿ nie muszê syna naszego kochanego twojej
opiece polecaæ. Jedn¹ rzecz wszak¿e chcia³abym, abyœ szczególnie wzi¹³ do serca, a mianowicie, byœ
dobrze strzeg³ czarodziejskiego pierœcienia, gdy¿ inaczej obawiam siê o los zarówno twój, jak i naszego ch³opca. Tedy Maaruf powiedzia³: - Kogo Allach ma w swojej opiece, temu nie mo¿e siê staæ nic z³ego.
Ona zasiê zdjê³a z palca pierœcieñ i wrêczy³a mu go. A nazajutrz zosta³a powo³ana przed tron
Mi³osiernego Allacha. Po jej œmierci Maaruf sprawowa³ dalej rz¹dy w swoim pañstwie. Pewnego dnia
Maaruf po odbyciu dywanu zgodnie z obyczajem da³ znak chust¹, by wojownicy odeszli sprzed jego
oblicza i udali siê do swych siedzib; on zaœ wsta³ i poszed³ na swoje komnaty. Siedzia³ tam, a¿ dzieñ zacz¹³ siê ku wieczorowi chyliæ, a noc spowi³a wszystko czarnym p³aszczem ciemnoœci. Wówczas
przyszli do niego spoœród szlachetnie urodzonych emirów jego zwykli towarzysze uczt i pozostali a¿ do pó³nocy, aby z nim weso³o spêdziæ czas na zabawie. W koñcu poprosili, aby Maaruf pozwoli³ im
odejœæ, i rozeszli siê po swych domostwach. Wówczas przyst¹pi³a do niego niewolnica, której
obowi¹zkiem by³o przygotowaæ dla niego pos³anie, u³o¿y³a mu wygodnie poduszki, zdjê³a z niego
odœwiêtne szaty i pomog³a w przywdzianiu nocnego stroju. Kiedy po³o¿y³ siê spaæ, masowa³a mu
stopy, a¿ usn¹³. Potem zasiê odesz³a do swojej sypialni i leg³a spaæ. Tak uczyni³a niewolnica, co siê zaœ
tyczy Maarufa, poczu³ on przez sen nagle i niespodziewanie, ¿e ktoœ jest obok niego. Pe³en przera¿enia ockn¹³ siê ze snu i zawo³a³: - Niech Allach bêdzie moim schronieniem przed tym przeklêtym pomiotem szatana! Skoro otwar³ wszak¿e oczy, ujrza³ obok siebie kobietê wielkiej szpetoty i zapyta³: - Kim jesteœ? A ona na to: - Nie bój siê, jestem twoj¹ ¿on¹ Fatim¹, zwan¹ Straszyd³em. Maaruf przyjrza³ siê dok³adnie jej odra¿aj¹cej twarzy i d³ugim ¿ó³tym k³om i pozna³ j¹. Po czym pyta³ dalej: - Sk¹d siê tu wziê³aœ? Kto sprowadzi³ ciê do tego kraju? A ona odpowiedzia³a pytaniem: - W jakim kraju
znajdujemy siê teraz? - W Ichtijan al-Chutan - odpar³ Maaruf - A ty kiedy opuœci³aœ Kair? - W tej w³aœnie chwili - odpowiedzia³a. - Jak¿e¿ mog³o siê to staæ? - pyta³ dalej przera¿ony Maaruf. Tedy Fatima tak zaczê³a opowiadaæ: - Wiedz, ¿e kiedy siê z tob¹ pok³óci³am i oskar¿y³am ciê przed
sprawuj¹cymi w³adzê - wiedziona podszeptami szatana, który kaza³ mi ci szkodziæ - szukano ciê
wszêdzie, ale ju¿ ciê nie znaleziono. Kadiowie pytali siê o ciebie, ale nie uda³o im siê znaleŸæ twego œladu. Wszelako, kiedy dwa dni minê³y, zrozumia³am, ¿e wina by³a po mojej stronie. Ale skrucha moja file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (24 of 27)2009-06-22 11:19:13
by³a daremna. I tak przesiedzia³am szereg dni, op³akuj¹c moj¹ stratê, a¿ wszystkie zapasy siê wyczerpa³y i musia³am iœæ na ¿ebry, aby mieæ z czego ¿yæ. Zaczê³am tedy ¿ebraæ u wszystkich, zarówno u
bogatych, którym siê zazdroœci, jak i u biednych, którymi siê pogardza. Od czasu kiedy mnie
opuœci³eœ, jada³am gorzki i hañbi¹cy chleb ¿ebraczy i znajdowa³am siê w krañcowej nêdzy. Co noc
siedzia³am i lamentowa³am nad tym, ¿em ciebie utraci³a, oraz nad wszystkimi nieszczêœciami, które musia³am po twoim odejœciu znosiæ, zarówno nad moj¹ hañb¹ i poni¿eniem, jak nêdz¹ i serdeczn¹ mêk¹.
I tak Fatima opowiada³a Maarufowi o wszystkim, co siê jej przydarzy³o, a on s³ucha³ pe³en przera¿enia.
W koñcu Fatima rzek³a: - Wczoraj b³¹dzi³am przez ca³y dzieñ, ¿ebrz¹c po mieœcie, ale nikt mi nic nie da³. Za ka¿dym razem, kiedy do kogoœ podchodzi³am, aby poprosiæ o kawa³ek chleba, ur¹gano mi nie
daj¹c ja³mu¿ny, tak ¿e kiedy nasta³a noc, nie mia³am co w³o¿yæ do ust. Pali³ mnie g³ód, a wszystko, czego dozna³am, leg³o ciê¿arem na moim sercu. Kiedy tak p³acz¹c siedzia³am, zjawi³a siê nagle przede mn¹ jakaœ postaæ i zapyta³a: "Niewiasto, czemu p³aczesz?" A ja na to: "Ongiœ mia³am mê¿a, który siê o mnie troszczy³ i spe³nia³ ka¿de moje ¿yczenie, ale obecnie go utraci³am i nie wiem, dok¹d siê uda³. A od czasu kiedy m¹¿ mnie opuœci³, dozna³am wiele niedoli". Wówczas owa postaæ pyta³a dalej: "Jak zwie siê twój ma³¿onek?" "Imiê jego brzmi Maaruf" - odpowiedzia³am. A owa postaæ na to: "Znam tego cz³owieka, wiedz, ¿e ma³¿onek twój jest obecnie su³tanem w dalekim kraju. Ale jeœli chcesz, aby ciê tam zanieœæ, uczyniê to chêtnie". Tedy poprosi³am: "Ulituj siê nade mn¹ i zanieœ mnie do niego!" I natychmiast poczu³am, ¿e jakaœ si³a unosi mnie w powietrze, leci ze mn¹ pomiêdzy niebem a ziemi¹, a w koñcu sk³ada mnie w tym oto zamku. Wówczas owa postaæ rzek³a do mnie: "WejdŸ do tej oto
komnaty, a tam zastaniesz twojego mê¿a œpi¹cego na pos³aniu". Uczyni³am, jak mi owa postaæ
rozkaza³a, i ujrza³am ciê w ca³ej twojej królewskiej wspania³oœci. Ach, nigdy, przenigdy nie
myœla³am, ¿e mnie opuœcisz, boæ przecie¿ jestem nieod³¹czn¹ towarzyszk¹ twego ¿ycia. Chwa³a wiêc
Allachowi za to, i¿ znowu nas po³¹czy³! Wówczas Maaruf odpar³: - Czy to ja ciebie opuœci³em, czy te¿
ty by³aœ t¹, która opuœci³a swego ma³¿onka? Ty skar¿y³aœ mnie, to przed jednym kadim, to przed
drugim, a w koñcu z³o¿y³aœ nawet skargê na mnie przed najwy¿szym trybuna³em i chcia³aœ oddaæ w
rêce kata. Wówczas nie pozostawa³o mi nic innego, jak wzi¹æ nogi za pas. Po czym opowiedzia³ Fatimie o wszystkim, co mu siê od tego czasu przydarzy³o, jak sta³ siê królem poœlubiwszy wprzódy córkê
w³adcy. Równie¿ oznajmi³ jej, i¿ jego druga oblubienica zmar³a, pozostawiaj¹c mu synka, który liczy siedem lat. Wówczas Fatima powiedzia³a: - Wszystko, co siê sta³o, by³o widocznie przez Allacha
Mi³oœciwego z góry przeznaczone. Od dawna czujê ju¿ skruchê, a ty miej mi³osierdzie nade mn¹ i nie opuszczaj mnie teraz, ale pozwól, abym u twego boku ¿y³a na ³askawym chlebie. I tak pokornie prosi³a, a¿ Maaruf poczu³ w sercu swoim litoœæ. I rzek³ do niej: - Poniechaj ze skruch¹ twojej z³oœci i pozostañ przy mnie. Nie stanie ci siê tu nic z³ego, jeno spotka ciê to, co bêdzie ci sprawia³o radoœæ. Skoro jednak znowu coœ z³ego uczynisz, zabijê ciê, gdy¿ obecnie nie potrzebujê ju¿ obawiaæ siê nikogo. Niech ci siê nie wydaje, ¿e mo¿esz mnie oskar¿yæ przed s¹dem albo oddaæ w rêce kata. Zosta³em bowiem królem i
lud mój dr¿y przede mn¹, a ja nie obawiam siê nikogo, krom jednego Allacha. Posiadam ponadto
czarodziejski pierœcieñ. Kiedy go potrê, zjawia siê przede mn¹ jego s³uga, imieniem Abu as-Saadat, i dostarcza mi wszystkiego, czego tylko od niego za¿¹dam. Jeœli zechcesz powróciæ teraz do swojego
miasta, dam ci wszystkiego tyle, ¿e wystarczy to na resztê twoich dni, i odeœlê ciê bez zw³oki do twojej ojczyzny. Jeœli jednak bêdziesz wola³a zostaæ przy mnie, ka¿ê oddaæ ci w posiadanie osobny pa³ac i przyozdobiæ go najrzadszymi jedwabnymi tkaninami. Przeznaczê równie¿ dla ciebie dwadzieœcia
niewolnic, które maj¹ ci s³u¿yæ. Do twego pa³acu bêdê ci posy³a³ najdelikatniejsze potrawy i
najwspanialsze szaty, tak i¿ staniesz siê równa monarchiniom i bêdziesz mog³a wieœæ najwspanialsze file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (25 of 27)2009-06-22 11:19:13
¿ycie a¿ do twojej lub mojej œmierci. Co ty na to? - Chcia³abym z tob¹ zostaæ - odpar³a Fatima i
uca³owa³a mê¿a w rêkê, gorzko ¿a³uj¹c swojej minionej z³oœci. Tedy Maaruf przeznaczy³ dla niej
osobny pa³ac i obdarowa³ j¹ niewolnicami i s³u¿b¹, tak ¿e by³a równa monarchiniom. M³ody ksi¹¿ê,
nastêpca tronu, odwiedza³ j¹ czasem, jak równie¿ i swojego ojca, ale Fatima nienawidzi³a ch³opca, poniewa¿ nie by³ jej synem. A kiedy ch³opiec zauwa¿y³ gniew i nienawiœæ w jej oczach, zacz¹³ jej
unikaæ i odczuwa³ wobec niej niechêæ. Tymczasem Maaruf zapomina³ coraz czêœciej o Fatimie, która
osiwia³a i zestarza³a siê, tak ¿e wygl¹d jej sta³ siê jeszcze bardziej odra¿aj¹cy, a przy tym kiedyœ bardzo Ÿle siê z nim obesz³a. A przecie¿ przys³owie mówi, i¿ z³e traktowanie niszczy korzeñ uczucia i sieje ziarno nienawiœci na roli serca. M¹dry by³ cz³owiek, który powiedzia³: Staraj siê sercu oszczêdzaæ boleœci! Ze zniechêconym sercem ciê¿ka bieda, Gdy do mi³oœci ju¿ raz siê zniechêci - Jak szk³o
rozbite, ju¿ siê skleiæ nie da! Tote¿ Maaruf zaopiekowa³ siê star¹ ¿on¹ nie z dobroci serca, ale jedynie po to, aby pozyskaæ ³askê w oczach Allacha. Nie uwa¿a³ te¿ ju¿ starej Fatimy za ¿onê, lecz ¿ywi³ j¹, w nadziei, i¿ otrzyma za to nagrodê w raju. Ale kiedy Fatima zmiarkowa³a, i¿ m¹¿ stroni od niej, poczê³a go znów nienawidziæ, a zazdroœæ opanowa³a j¹ ca³kowicie. Szatan zasiê podszepn¹³ jej, aby ukrad³a Maarufowi pierœcieñ, zabi³a go, a w koñcu sama sta³a siê w³adczyni¹ zamiast niego. Przeto pewnej nocy wymknê³a siê ze swego pa³acu, aby udaæ siê do zamku, w którym Maaruf mieszka³. W swojej podziwu
godnej nabo¿noœci zwyk³ on do snu pierœcieñ zdejmowaæ z uszanowania dla œwiêtych imion, które
by³y na nim wyryte, i k³ad³ go na poduszce. Gdy Maaruf rano udawa³ siê do k¹pieli, zamyka³ na rygiel drzwi swojej komnaty, a¿ do chwili powrotu z ³aŸni, kiedy to bra³ pierœcieñ i wk³ada³ go znowu na palec. Dopiero potem móg³ ka¿dy do jego sypialni bez przeszkód wejœæ. Fatima zwiedzia³a siê o tym wszystkim i zakrad³a siê noc¹ do komnaty mê¿a, aby gdy jeszcze spa³ g³êbokim snem, ukraœæ mu
pierœcieñ nie widziana przez nikogo. Zdarzy³o siê przy tym, ¿e kiedy z pa³acu swego cichaczem siê wymyka³a, syn Maarufa przypadkowo ujrza³ Fatimê, skradaj¹c¹ siê do zamku jego ojca. I tak do siebie powiedzia³: "Dlaczegó¿ ta wiedŸma opuœci³a swój pa³ac potajemnie w ciemnoœciach nocy? Dlaczegó¿
przemyka siê chy³kiem do zamku mojego ojca? Musi mieæ na pewno jakieœ powody". Tedy m³ody
ksi¹¿ê poszed³ jej œladem nie zauwa¿ony, a mia³ on przy sobie kind¿a³ z kling¹ z damasceñskiej stali, poniewa¿ nigdy nie wychodzi³ bez tego ukochanego orê¿a. Kiedy ojciec widzia³ go z tym kind¿a³em,
zwyk³ by³ uœmiechaæ siê i tak wo³aæ do syna: "Allach sprawia cuda! Kind¿a³ twój jest wspania³y, o mój synu, ale dotychczas nie by³eœ z nim jeszcze na ¿adnej wojnie i nie obci¹³eœ nim g³owy ¿adnemu wrogowi". Wtedy ch³opiec odpowiada³: "Ojcze, na pewno kiedyœ jeszcze zg³adzê moim kind¿a³em kogoœ, kto na to zas³u¿y". A ojciec œmia³ siê wtedy ze s³ów swojego syna. Kiedy tak m³ody ksi¹¿ê skrada³ siê œladem pierwszej ¿ony swojego ojca, wyci¹gn¹³ kind¿a³ z pochwy i œledzi³ z³¹ staruchê, a¿
znik³a w komnacie króla. Ch³opiec przystan¹³ przy drzwiach ojcowskiej sypialni i czeka³, co dalej bêdzie. S³ysza³ tedy, jak Fatima myszkowa³a po ca³ej komnacie, mówi¹c do siebie g³oœno: - Gdzie¿
móg³ on po³o¿yæ ten swój pierœcieñ? M³ody ksi¹¿ê ukryty za drzwiami us³ysza³, jak Fatima znalaz³szy pierœcieñ zawo³a³a: "Oto jest!" Po czym gdy Fatima wysz³a z komnaty, przypatruj¹c siê swojej zdobyczy i obracaj¹c pierœcieñ w rêku na wszystkie strony, m³ody ksi¹¿ê podniós³ kind¿a³ i zada³ jej celny cios w kark. Starucha wyda³a krótki krzyk i osunê³a siê martwa na ziemiê. S³ysz¹c to Maaruf obudzi³ siê ze snu i ujrza³ Fatimê le¿¹c¹ w ka³u¿y krwi na ziemi, a syna swojego stoj¹cego nad ni¹ z obna¿onym kind¿a³em w rêku. - Có¿ to ma znaczyæ, mój synu? - zapyta³. A syn odpowiedzia³: - Ojcze mój, ile¿ to ju¿ razy mi mówi³eœ, ¿e mam wspania³y kind¿a³, ale ¿e nie walczy³em nim jeszcze w
¿adnej bitwie. A ja wtedy przyrzeka³em ci, ¿e na pewno zg³adzê nim jeszcze kogoœ, kto na to zas³u¿y. I patrz, teraz oto uczyni³em, co zapowiada³em. I opowiedzia³ syn ojcu o tym, co Fatima zamierza³a
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (26 of 27)2009-06-22 11:19:13
zrobiæ. Maaruf obejrza³ siê za swoim pierœcieniem, ale dopiero po d³ugim poszukiwaniu odnalaz³ go w
zaciœniêtej piêœci zabitej wiedŸmy. Wyj¹³ tedy pierœcieñ z jej rêki i tak do syna swego rzecze: - Jesteœ
mym nieodrodnym i prawowitym synem. Niech¿e Allach obdarzy ciê pokojem i na tym, i na tamtym
œwiecie, tak jak ty uchroni³eœ mnie od tej przeklêtnicy, ona zaœ przez swoje niecne postêpowanie sama wyda³a wyrok na siebie. Po czym przywo³a³ kilku spoœród swych s³ug. Kiedy zasiê przybiegli,
opowiedzia³, co Fatima przeciwko niemu uknu³a. Nastêpnie rozkaza³ s³ugom obmyæ zw³oki, owin¹æ je
w ca³un i wyprawiæ Fatimie pogrzeb. I tak droga jej z Kairu do miasta Ichtijan al-Chutan okaza³a siê tylko drog¹ do mogi³y. W koñcu Maaruf kaza³ sprowadziæ owego oracza, który ugoœci³ go podczas
jego ucieczki. A kiedy ten przyby³, ustanowi³ go wezyrem prawicy su³tañskiej oraz swym g³ównym
doradc¹. Kiedy zaœ dowiedzia³ siê, ¿e wieœniak ów ma córkê wspania³ej urody, o urzekaj¹cym wdziêku i szlachetnej skromnoœci, wytwornym u³o¿eniu i godnym zachowaniu, wzi¹³ j¹ sobie za ¿onê. A po
niejakim czasie o¿eni³ równie¿ i swojego syna. Przez d³ugi czas pêdzili jak najwspanialsze ¿ycie wœród wesela i rozkoszy, a¿ przyby³a do nich ta, która ka¿e umilkn¹æ wszelkiej radoœci, rozrywa wiêzy
przyjaŸni i sprawia, i¿ kwitn¹ce miasta przemieniaj¹ siê w odludne pustkowia, a synowie i córki nie odnajduj¹ ju¿ swych rodziców. Chwa³a wiêc niech bêdzie Temu, wiecznie ¿ywemu, który nigdy nie
umiera i który dzier¿y w swych rêkach klucze widzialnego i niewidzialnego œwiata!
KONIEC
file:///C|/Documents%20and%20Settings/Dario/Pulpit/Do%20Wrzucenia%20RAR/0/0/0/19.txt (27 of 27)2009-06-22 11:19:13