Rozmowy Wiadomości Historycznych
Wiadomości Historyczne
46
P
olityka historyczna. To termin, który
ostatnimi czasy zrobił medialną furorę.
Jedne media ją chwalą, drugie (w więk-
szości) nią straszą. Utarczki słowne, polemi-
ki prasowe, walki ideologiczne przewalają
się nad naszymi, nauczycieli historii i wiedzy
o społeczeństwie głowami, a miały do tej po-
ry ten wspólny mianownik, że żaden z pole-
mistów nie skierował swojego credo do nas
i nikt o zdanie nie zapytał. Nas... nie ma.
Tymczasem to my jesteśmy odpowiedzialni
za pracę u podstaw, a nie szanowni i godni
szacunku polemiści.
Jakoś tak się ostatnio przyjęło, w naszej
zreformowanej oświacie, że rozlicza się nas
wyłącznie za wyniki matur. Jak gdyby nic
poza tym w zreformowanym kraju nie ist-
niało. Jeśli tak dalej pójdzie, to w jeszcze
bardziej zreformowanej oświacie zastąpią
nas roboty. Można je zaprogramować w do-
wolny sposób i nie chorują.
Co jednak robi historyk, aby nie być zda-
nym wyłącznie na opracowania?
Historyk oczywiście szuka źródła. Źró-
dło dało się łatwo zlokalizować w osobie
doktora Dariusza Gawina – historyka idei,
wicedyrektora Muzeum Powstania War-
szawskiego, adiunkta w Instytucie Historii
PAN i co najważniejsze jednego ze współ-
twórców polityki historycznej.
Wywiad odbył się siedzibie Muzeum
Powstania Warszawskiego.
Jesteś, wraz z dr Markiem Cichoc-
kim, jednym z twórców terminu polity-
ki historycznej. Jak należy rozumieć
ten termin i co legło u źródeł jego po-
wstania?
Pojęcie polityki historycznej zrodziło się
przede wszystkim w obszarze analizy sto-
sunków międzynarodowych mniej więcej
u progu roku dwutysięcznego. Doszliśmy
bowiem do wniosku, że Polska nie umie
promować własnej wersji historii najnow-
szej. Naszego punktu widzenia, który jed-
nocześnie wskazywałby i uzasadniał miej-
sce Polski w historii XX stulecia.
Podam przykład wagi takiej postawy;
otóż podczas obchodów 20. rocznicy Sierp-
nia 80 wszyscy z żalem mówili, że mur ber-
liński zajął w świadomości europejskiej
bardziej poczesne miejsce niż Solidarność
i jej walka w latach 1980–89.
Inne przyczyny to fala obchodów i inicja-
tyw związanych z zakończeniem drugiej woj-
ny światowej; projekty Eriki Steinbach doty-
czące tzw. sprawy wypędzonych, powstanie
powiernictwa pruskiego i podnoszonych
przez nie kwestii odszkodowań za utracone
mienie niemieckie. To z jednej strony. Z dru-
giej – polityka zagraniczna prezydenta Rosji
Władimira Putina, która znalazła swoją kul-
minację w moskiewskich obchodach 60. rocz-
nicy zakończenia drugiej wojny światowej
w Europie, co wylansowało neostalinowską
interpretację wydarzeń wojennych.
Zaproponowaliśmy postulat aktywnej
polityki państwa w sferze historii. Państwa,
które nie może udawać, iż inni takiej poli-
tyki nie prowadzą. Każde z państw euro-
pejskich prowadzi taką politykę w mniej-
szym lub większym stopniu. Państwo,
które świadomie rezygnuje z takich
działań staje się obiektem polityki hi-
storycznej innych.
Polska weszła do UE, a tam histo-
ria XX wieku jest postrzegana zupełnie
inaczej nie tylko niż w Polsce, ale w ogóle
inaczej niż w krajach Europy środkowo-
-wschodniej.
Jeśli UE ma być jednością nie tylko po-
lityczno-gospodarczą, ale również pod
względem świadomości własnych obywate-
li, to trzeba przedstawiać i wyjaśniać nasz
punkt widzenia, aby w oczach Europejczy-
ków bardziej stała się zrozumiała nasza
wrażliwość i nasze bieżące wybory.
Co to jest polityka historyczna?
Wywiad z Dariuszem Gawinem – historykiem idei,
wicedyrektorem Muzeum Powstania Warszawskiego
Rozmowy Wiadomości Historycznych
5/2006
47
Poznaliśmy zatem przyczyny zew-
nętrzne, dla których powstała polityka
historyczna. Czas zatem na nasze pol-
skie podwórko. Jak mam rozumieć, że
wcześniej nie dostrzegano potrzeby ta-
kich działań, więcej, było to świado-
mym wyborem ówczesnych władz?
W istocie. W latach 80-tych z różnych po-
wodów wybrano taką oto opcję, że prze-
szłość jest niebezpiecznym elementem trans-
formacji społeczno-gospodarczej, która jest
ukierunkowana na przyszłość. Było to wów-
czas, bieżąco, związane z politycznym intere-
sem sił postkomunistycznych, które trzeba
było wmontować w mechanizmy demokra-
tycznego państwa. Wszelkie rozliczenia na-
rażałyby tych ludzi na utratę legitymizacji.
Druga przyczyna tego stanu rzeczy ma
znacznie głębsze korzenie i wiąże się, w kul-
turowo-historycznym kontekście, z dziejami
polskiej inteligencji liberalno-lewicowej.
W pierwszym rzędzie powinno się poszu-
kiwać genezy jej stosunku do historii w la-
tach 60-tych w sporze o bohaterszczyznę,
sporze z „szydercami”, w zderzeniu z mocza-
ryzmem, które doprowadziły do swego ro-
dzaju hipertrofii, alergicznych zachowań
w stosunku do haseł, jakie skierowane są
na podtrzymywanie tożsamości wspólnoto-
wej. Dlatego u ludzi ukształtowanych pod
wpływem tych wydarzeń, których kulminacją
był rok 68, ukształtowała się swego rodzaju
przesadna ostrożność. Jest ona zrozumiała
w sensie psychologicznym i w zwykłym
– ludzkim.
Wszelka zatem terminologia odnosząca
się do tożsamości wspólnotowej kojarzona
była z oskarżeniami o faszyzm, nacjona-
lizm, o zagrożenie dla ładu demokratycz-
nego. Zostało to wyniesione do rangi ofi-
cjalnej polityki. W tym sensie klimat lat 90
– tych był specyficzny.
W tym samym czasie na zachodzie zro-
biła furorę teoria Francisa Fukuyamy
o końcu historii.
Wy zaś wskazywaliście, że wasze po-
stulaty nie są zagrożeniem dla demo-
kracji?
Oczywiście. Jeśli mamy budować demo-
kratyczne społeczeństwo nie może ono być
pozbawione poczucia tożsamości, bo to po-
zwala budować solidarność przez małe „s”,
co jest konieczne dla prawidłowego funk-
cjonowania społeczeństwa.
Demokratyczne władze państwa czy te
na najwyższym szczeblu czy samorządowe,
mają wręcz obowiązek inicjowania pew-
nych działań, posługiwania się pewnymi ry-
tuałami, które każde państwo demokra-
tyczne ma w swoim instrumentarium.
Mówisz o powinnościach władz pań-
stwowych w tym zakresie – chciałbym
powiązać to zagadnienie z najcięższym
zarzutem, jaki stawia się polityce histo-
rycznej, a mianowicie, że będzie to od-
górnie narzucony schemat, dyktat jed-
nolitej i jedynej interpretacji historii,
który wykluczy wszelki dyskurs na tzw.
tematy drażliwe, a niektóre z nich staną
się narodowym tabu...
Ludzie, którzy zgłosili postulat polityki
historycznej, tacy jak ja, absolutnie nie ro-
zumieją tego w taki sposób, żeby miała
obowiązywać jakakolwiek jedyna, odgórna
interpretacja historii.
Zresztą w demokratycznym społeczeń-
stwie, gdzie istnieje niezależna opinia pu-
bliczna, wolne media, wolna nauka, świat
Księżniczka Anna odwiedziła Muzeum Powstania
Warszawskiego, gdzie złozyła kwiaty i zapaliła znicz
Fot. Bartłomiej Zborowski
Rozmowy Wiadomości Historycznych
Wiadomości Historyczne
48
akademicki, narzucenie jakiejkolwiek jedy-
nie słusznej wizji historii jest po prostu nie-
możliwe. Nie to przecież było naszym ce-
lem. Polityka historyczna odnosi
sukces wtedy, gdy ludzie zrozumieją, że
przeszłość nie jest balastem, ale czymś
potrzebnym, a co ludzie z tym zrobią to
ich sprawa.
Muzeum Powstania Warszawskiego zo-
stało utworzone jako de facto inicjatywa lo-
kalna miasta stołecznego Warszawy. Ini-
cjatywa ta odniosła nie tylko sukces ko-
mercyjny i kształcący, ale również i wycho-
wawczy. Zgłaszają się do nas, po poradę,
ludzie z całego kraju, którzy prowadzą róż-
nego rodzaju działania mające na celu bu-
dowę nowoczesnych muzeów czy instytucji
upamiętniających różnego rodzaju fakty
historii lokalnej ważne dla regionu czy na-
wet całego kraju.
Jeśli przyjeżdżają przedstawiciele władz
Gdańska, którzy chcą wybudować Centrum
Solidarności wokół Stoczni Gdańskiej, a są
to władze wywodzące się z opcji opozycyj-
nej wobec rządzącego obozu politycznego
to znaczy, że idea Muzeum Powstania jako
inicjatywy lokalnej wzbudziła duże zainte-
resowanie społeczne i z mojego punktu wi-
dzenia jeden z podstawowych celów polity-
ki historycznej został spełniony. Opcja
polityczna tych czy jakichkolwiek innych
władz lokalnych nie ma przy tym żadnego
znaczenia.
Jeśli miałbym to zreasumować to
znaczy, że polityka historyczna jest
przypominaniem, że my też mamy swo-
ją historię, a reszta należy do lokalnej
społeczności?
Do społeczności lokalnej, ale też
i do państwa; żeby właśnie zachęcało do te-
go typu działalności czy samo podejmowa-
ło inicjatywy o znacznie szerszym znacze-
niu, jak na przykład Muzeum Historii
Polski. Jego idea powstaje pośród debat;
powołano rady programowe i honorowe,
aby właśnie środowisko historyków mogło
zgłaszać swoje pomysły i zastrzeżenia.
Notabene, z mojego punktu widzenia
jest smutnym i irytującym fakt, że wielu lu-
dzi zanim czegokolwiek się dowie o Mu-
zeum Historii Polski, na samą jego nazwę
reaguje alergicznie. Poznałbym chętnie ar-
gumenty, które mogłyby wytłumaczyć dla-
czego w środku Berlina przy Unter der
Linden może istnieć wielkie Deutches Hi-
storische Muzeum albo w Waszyngtonie
Muzeum Historii USA, natomiast w War-
szawie nie może istnieć Muzeum Historii
Polski.
Dziękuję za rozmowę.
Od redakcji: abstrahując od wielkiej poli-
tyki zagranicznej czy też wewnętrznej, pod-
stawowy postulat polityki historycznej, wy-
chowawczo – kształcący jest właściwie tym,
czym my – nauczyciele historii i wiedzy
o społeczeństwie zajmujemy się na co
dzień. To dobrze. Może lokalne władze po-
lityczne i oświatowe będą spoglądać ła-
skawszym okiem na różnego rodzaju inicja-
tywy podejmowane przez koleżanki
i kolegów, którzy chcą udowodnić, że histo-
ria i kształtowanie społeczeństwa obywatel-
skiego nie musi, a nawet nie może zamykać
się w murach szkoły.
Jakże często traktowano ich do tej pory
jako ciekawą odmianę łagodnych furiatów.
Na zwracanie się do mojego interlokuto-
ra per ty pozwoliła mi długoletnia, zadzierz-
gnięta jeszcze na studiach znajomość.
W Waszym imieniu rozmawiał
Ireneusz Wywiał
Juliusz Siudziński twórca repliki „Kubusia” pancernego wozu
bojowego skonstruowanego w Powstaniu Warszawskim
Fot. Przemek Wierzchowski