pocałunek archanioła 19

background image

19

Następny dzień przyniósł nieoczekiwana niespodziankę. W związku z utratą

tropu, oraz ludźmi Raphaela pracującymi nad innymi problemami poszukiwań, Elena
powróciła do przywracania kondycji swojemu ciału – ten anioł, który zranił już dwóch

należących do Raphaela, przekona się, że nie jest łatwym celem.. Ma zamiar wetknąć mu

sztylet Gildii idealnie pomiędzy żebra, gdy tylko się do niej zbliży.

Na nieszczęście, zapomniała że Dmitri powrócił do Wieży.

- Będziesz martwa już dwie sekundy po tym, gdy skończą ci się naboje, jeżeli jest

to twoja jedyna ochrona. – Galen pochłonął jej pistolet w dłoni, jego blade zielone

spojrzenie tak przyjazne, jak zwyczajny, lokalny „miś” grizzly. – Twój drugi wybór?

- Noże. – nigdy w życiu tego nie przyzna, ale już zaczynała tęsknić za

szelmowskim humorem Dmitriego.

- Jeżeli masz zamiar używać noży – powiedział Galen, gdy weszła na ring ćwiczeń,

zwyczajny krąg ubitej ziemi naprzeciw drewnianej konstrukcji bez okien. – to musisz się

background image

nauczyć wyciągać je bez dotykania skrzydeł. – podniósł ze stołu coś co wyglądało jak

rapier, choć rękojeść była znacznie prostsza niż te zawiłe wzory jakie widziała w

kolekcjach łowców. Podając jej go, powiedział – Muszę zobaczyć na co cię stać.

- Powiedziałam noże – odparła, opuszczając nadgarstek sprawdzając ciężkość

ostrza. – To jest znacznie dłuższe niż cokolwiek co kiedykolwiek używałam.

- Noże sprawiają, że jesteś zbyt blisko celu. – nagle znalazł się przy jej twarzy,

śmiertelnie ostry nóż naznaczył jej gardło, jej piersi zgniecione o męskie ciepło jego

nagiej klaty. – A nie jesteś wystarczająco szybka by wygrać z aniołem.

Wysyczała oddech ale się nie cofnęła. – Wciąż mogę rozpruć ci wnętrzności.

- Nie tak szybko jak ja twoje gardło. Ale to nie jest cel tego ćwiczenia.

Czując jak krew spływaj jej po gardle, odcięła od siebie wściekłość i przeczesała

swoje opcje z zimnokrwistym skupieniem. Jej ręka z mieczem była bezużyteczna – był

zbyt blisko. Biorąc pod uwagę brak siły w jej drugiej dłoni, ta również nie mogłaby

wyrządzić znacznej szkody.

Z wyjątkiem tego, że skrzydła były wyjątkowo wrażliwe.

Łapiąc jego skrzydło wolną ręką, uniosła miecz drugą. Galen odsunął się poza

zasięg jej dłoni, nóż zniknął tak szybko że ledwo zauważyła ruch. – Skrzydła. –

powiedziała, zdając sobie sprawę że ten sukinsyn nauczył ją czegoś wyjątkowo ważnego.

– Daj mi przewagę zaskoczenia przeciwnika, i podejście zbyt blisko sprawia że stają się

słabością.

- W tym wypadku tak. – Galen obrócił rapierem który podniósł. Szczupły,

przeznaczony do pojedynków miecz wyglądał zbyt delikatnie w jego dużej dłoni.

Mogłaby postawić swoją nowo zdobytą fortunę, że jego osobistą bronią z wyboru było

coś przypominającego pałasz. Ciężki, solidny, skuteczny.

- Będę więc musiała od dzisiaj korzystać z kuszy by zachipować wampiry. –

powiedziała, myśląc rozmarzona o obrożach, które były jej ulubioną metodą

unieruchamiania celu.

background image

Wyposażone w chipy, które neutralizowały wampiry, tymczasowo tworzyły

spięcie w mózgu, ta wyjątkowa broń były jedyną przewagą przeciw silniejszym,

szybszym przeciwnikom. Rozważała zdobycie paru ogromnie nielegalnych imitacji dla

osobistego użytku, szczególnie teraz, gdy jest otoczona wampirami, lecz zbyt szybko

zdała sobie sprawę że gdy pierwszy raz takiego użyje, nie tylko stworzy burzę która

może doprowadzić do pogrzebania Gildii, lecz również mogłoby to kosztować Raphaela

stracenie lojalności wampirów nad którymi sprawuje pieczę. Chipy były tak ściśle
strzeżone nie bez powodu – wampiry nie chcą nieustannie oglądać się w strachu za

siebie.

Elena bardzo dobrze rozumiała jak się czuli – stracenie kontroli nad własnym

ciałem było cholernie nieprzyjemnym przeżyciem, stanie się kukiełką. Istniał jeszcze

fakt, że większość otaczających ją wampirów ostatnimi dniami, była zbyt silna by

odczuwać działanie tych urządzeń. Był to sekret który zabierze do grobu. Ponieważ

czasami, wszystko co posiadał Łowca był właśnie ten element zaskoczenia, wiara

wampira że został zneutralizowany.

- Planujesz powrócić do swojej pozycji w Gildii? – ton Galena był uosobieniem

dezaprobaty.

- Co innego miałaby robić? Siedzieć na tyłku i być ozdóbką?

- Jesteś ciężarem. – chłodne, mocne słowa. – Na polu bitwy, byłabyś łatwym celem

dla każdego kto chciałby odegrać się na Raphaelu, robiąc z ciebie zakładnika.

- Dlatego też jestem tutaj, dodając do starych, nowe siniaki. – nie wycofa się. –

Raphael nie chce księżniczki. Chce wojownika.

Moi kochankowie zawsze byli walecznymi kobietami.

Tak powiedział do niej jej archanioł. A teraz, gdy ustanowili granice ich związku,

wykorzystywał jej umiejętności, jej dar. Nie miała zamiaru pozwolić ponuremu

służbiście zmienić podstawy ich związku.

- Niemal zginął z twojego powodu. – cięcie ostrza, tak bliskie, że zareagowała

instynktownie blokując cios.

background image

Odkręcając się do tyłu, uniosła rapier. – To był jego wybór.

- Czasami, nawet archaniołowie popełniają błędy. – rozmyta plama ruchu.

Odczytała jednak ruch jego stóp i już cofała się poza zasięg jego ciosów. Gdy się

odwróciła, zobaczyła jak kilka pasm jej włosów leży na ubitej ziemi, czysto przecięte

przez miecz Galena. Może i wyglądał na osiłka, ale z pewnością był zwinny. – Jak widzę,

skończyły się żarty.

- Gdyby tak było, to już byś była martwa. – powracając do rozluźnionej pozycji,

zerknął krytycznie na jej rękę. – Musisz zmienić swój uchwyt. Sposób w jaki teraz

trzymasz broń… Pojedynczym uderzeniem, z łatwością mógłbym złamać ci nadgarstek.

- Pokaż mi jak mam trzymać.

Tak też zrobił, dodając: - Rapier, w głębi duszy jest bronią którą nabijasz

przeciwnika.

Reszta tego ranka minęła w coraz to bardziej wyczerpujący sposób.

Trzy godziny później, płynęła od potu. Skupili również wokół siebie tłum

ciekawskich obserwatorów. Galen nie zwolnił, rozkazując jej stanąć do kolejnego meczu

sparingowego. Czuła jak jej skrzydła ciągnął się po ziemi, jak jej mięśnie drżą.

Sukinsyn. Odrzucając możliwość pozwolenia mu na wbicie jej w ziemię, unikała

jego ciosów nieśpiesznie powolnymi ruchami… aż przez najmniejszy ułamek chwili

opuścił swoją gardę. Wtedy zaatakowała. Rapier uderzył w jego ramię, zatapiając się na

parę centymetrów.

Czerwień sączyła się w dół opalonej skóry na jego piersi.

Przerażone sapnięcie wyrwało się widzom. Lecz Galen jedynie wyrwał swoje

ciało z ostrza i opuścił własną broń, wyciągając do niej rękę. – Dobrze. Powinnaś to

zrobić godzinę temu.

Pragnąc dźgnąć go jeszcze raz, podała mu ostrożnie rapier. – Znam podstawy, ale

zajmie mi trochę czasu opanowanie perfekcji. – czasu którego nie miała.

background image

- Później skupimy się na rzucaniu nożami, potrzebujesz jednak trochę

umiejętności z dłuższym mieczem w wypadku gdybyś musiała walczyć w zamkniętej

przestrzeni. – blade zielone oczy złączyły się z jej. – Jeżeli masz zamiar przeżyć to, co

Lijuan nazywa balem, musisz przestać zachowywać się jak człowiek i od razu celować w

gardło. – opuścił ring do ćwiczeń bez dodatkowych słów.

Ona chciała jedynie opaść na ziemię jak kałuża galaretki, lecz duma trzymała ją

sztywno.

Nikt nie stanął jej na drodze, gdy opuszczała teren, choć czuła na sobie oczy całą

drogę do twierdzy Raphaela. Pistolety i noże, pomyślała, wchodząc do środka, były

najlżejszą i najbardziej uniwersalną bronią codziennego użytku. Rapier był odrobinę

zbyt długi, lecz krótki miecz… Taa, to mogłoby zadziałać.

Szkoda, że mini miotacz ognia, który posiadała, niebyły zbyt łatwy do noszenia

każdego dnia – i choć byłby skuteczny przeciw wampirom, jedynie rozwścieczyłby

anioła. Najlepsza wersja na jaką mogła liczyć, gdy chodziło o skrzydlatych, było

obezwładnienie ich na tyle długo by uzyskać fory w ucieczce.

Była tak zajęta rozważaniem swoich opcji, że kilkanaście minut zajęło jej zdanie

sobie sprawy, że skręciła w prawo zamiast w lewo po wkroczeniu do korytarza. Może

równie dobrze iść przed siebie, pomyślała, zbyt zmęczona by się odwrócić – przejście w

końcu doprowadzi ją do rdzenia budynku. Pocierając kark, zauważyła że ściany w tym

pomieszczeniu były pokryte miękkimi perłowymi jedwabiami, które zmieniały swój

kształt w niewielkim wietrze wpływającym przez okna wyżej. Dywan pod jej stopami
przypominał kolorystyczny temat otaczających ją ścian, głęboki róż z najsłabszą kroplą

ametystu.

Chichot unosił się na strumieniach powietrza.

Znieruchomiała, zdając sobie sprawę ze znaczenia jej otoczenia. Bogate i

egzotyczne, niemal zbyt jaskrawe kolory pieściły jej skórę jedwabnymi palcami. Ostatni

raz w miejscu tak nasączonym zmysłowością, znalazła się w wampirzym skrzydle Wieży.
A Dmitri niemalże przeleciał na jej oczach kobietę. Nie miało znaczenia, że oboje byli

ubrani, że ta ponętna blondynka była o szept od najwyższej rozkoszy.

background image

Było zbyt późno by się wycofać. Unieruchamiając kręgosłup… i wyczuwając

znajomy, dziki zapach tygrysa na łowach, zaczęła wlec swój tyłek wstecz. Lecz jej głowa

nalegała by szła do przodu i otworzyła drzwi, nalegała by zobaczyć tą gładką,

umięśnioną nienaruszoną, brązową skórę z odrobiną złota, nalegała by obserwować tą

srebrzystowłosą głowę nachyloną nad szyją kobiety, która wzdychała w wyraźnym,

seksualnym posłuszeństwie.

Kobieta ze skrzydłami.

Jej stopy przylgnęły do podłoża. Naasir pożywiał się z anielicy, i z jej ciężkich

oddechów, ze sposobu w jaki jej dłonie zaciskały jego bicepsy, było oczywiste kto był

silniejszy, kto dominował. Niezdolna by spojrzeć w bok, obserwowała jak Naasir zamyka

palce na ciele jednej z pełnych piersi. Głowa anielicy opadła do tyłu, ukazując szyję –

błagając o następny krwawy pocałunek – gdy uniósł swoją głowę. Gdy się odwrócił. Gdy

te oczy płynnej platyny złączyły się z Eleną.

Drżąc, obróciła się i ruszyła tak szybko, jak tylko pozwoliły jej na to nogi. Wejście

do centralnego rdzenia domu ze swoim wysokim sklepieniem i znaczną przestrzenią do

lotu, było ogromną ulgą. Dobry Boże. W jego oczach był seks, na tej twarzy. Była tam

jednak i mroczniejsza potrzeba, mroczniejszy głód… jak gdyby z łatwością mógł

rozedrzeć pierś kochanki i pić prosto z jej wciąć bijącego serca. Albo się z nią pieprzyć.

Gęsia skórka rozlała się po jej kręgosłupie. Żal jej było tego łowcy, który

kiedykolwiek musiał tropić tą srebrnooką bestię poprzez noc.

Dwadzieścia minut później, była czysta, owinięta ręcznikiem i siedząc na łóżku

masowała łydki i rozważając spacer do klasy Jeremiego. Jednak jej umysł nalegał by

wróciła do tego żywego obrazu jaki odkryła w skrzydle wampirów, obcość tamtych

emocji nagle całkowicie obezwładniająca.

To miejsce, ze swoim przeszywającym pięknem i sekretami, przemoc owinięta

spokojem, to nie był dom. W sercu była śmiertelnikiem - a tu żadnych nie było. Drażliwi

taksówkarze pędzący przez deszcz, schludnie ubrani biznesmeni z komórkami
chirurgicznie przyczepionymi do uszu, poturbowani i zakrwawieni łowcy rzucający

dowcipami po trudnym polowaniu – to było jej życie. Brakowało jej go tak bardzo, że nie

mogła oddychać.

background image

Sara by zrozumiała.

Mocniej przytrzymując do siebie ręcznik – skrzydła i cała reszta – wzięła telefon

do ręki. Mając desperacko nadzieję, że jej najlepsza przyjaciółka nie spała, słuchała

sygnału po drugiej stronie.

- Halo? – głęboki, męski głos, tak samo przyjazny jak Sary.

- Deacon, to ja.

- Ellie, dobrze słyszeć twój głos.

- Twój też. – zaciskając dłoń na ręczniku, mrugnęła by pozbyć się

nieoczekiwanych łez. – Jak późno u was jest?

- Nie tak strasznie. Skończyłem dopiero co oglądać Ulicę Sezamkową z Zoe.

Właśnie poszła spać.

- Jak ona się ma? – Elena nienawidziła tego, że straciła rok z życia chrześniaczki.

- Ma lekkie przeziębienie. – powiedział Deacon. – Ale Slayer ją ubezpiecza.

Elena uśmiechnęła się na wspomnienie śliniącego się psa piekieł, który sądził że

Zoe należy do niego. – A Sara?

- Wy dwie musicie mieć jakąś wewnętrzną, gorącą linię. – cichy humor, typowy

Deacon. – Właśnie miała do ciebie zadzwonić, ale zasnęła jak niedźwiedź od razu po

kolacji. Miała parę ciężkich dni w Gildii – niemal straciła jednego ze swoich łowców.

Serce Eleny obiło się o żebra. – Kogo?

- Ashwini. – wypowiedział imię łowcy, który pierwszy opowiedział Elenie o

Nazarachu. – Przyszpiliła ją w jakimś bostońskim zaułku paczka wampirów –
najwidoczniej chcieli wyrównać rachunki, bo wytropiła kiedyś jednego z nich gdy się

zbuntował. Pocięli ją nieźle.

- Są martwi? – przepełnione lodem pytanie.

background image

- Ash zabiła dwóch, zraniła resztę. Tusz nawet nie wysechł na rozkazie egzekucji,

kiedy ich głowy zostały dostarczone do Gildii w ekspresowej przesyłce.

- Zapewne przez ich anioła. – anioły raczej nie lubiły, gdy wampiry działały na

własną rękę. Nie pomagało to interesom. – Czy z Ash wszystko porządku?

- Lekarze mówią, że nie ma żadnych trwałych obrażeń. Góra miesiąc i będzie jak

nowa.

Ulga sprawiła, że zadrżało jej ciało. – Dzięki Bogu.

- A co z tobą, Ellie?

Troska w tych słowach sprawiła, że musiała przełknąć. – W porządku.

Przyzwyczajam się do tego nowego ciała. Nie wszystko działa jak dawniej, wiesz?

- Mam pomysł na specjalną wersję kuszy, tylko dla ciebie.

- Naprawdę?

- Mam zamiar zaprojektować ją tak, byś mogła przełożyć ją wygodnie przez jedno

ramię, zamiast przez plecy. W ten sposób nie będziesz musiała martwić się o swoje

skrzydła.

- Brzmi świetnie.

- Co sądzisz o leciutkich ostrzach, „piorunach”? Wykonają robotę nie obciążając

cię podczas walki.

- Możesz zrobić tak by ładowały się automatycznie? – Galen może połknąć swój

miecz jeśeli chce, pomyślała. Dziecinne, może i tak, ale sprawiało to że czuła się lepiej. –

Muszę być szybka.

- Coś z małymi kręcącymi się ostrzami mogłoby być lepsze – pozwól, że nad tym

popracuję. Mogłabyś używać piorunów do siekania, a noży do poważnej obrony. –

przerwa. – Wracasz do Gildii?

- Oczywiście. – była urodzonym łowcą. Skrzydła tego nie zmieniały.

background image

*

Raphael napotkał oczy Nehy na szerokim ekranie przyczepionym do ściany.

Królowa Węży i Trucizn, siedziała w krześle wyrzeźbionym z jasno barwionego,

błyszczącego drewna. Połysk nie ukrył faktu, iż wzory przedstawiały tysiące wijących się

węży. Ich łuski złapały światło, gdy Neha odchyliła się do tyłu. Bindi

1

na jej czole -

maleńka, złota kobra.

- Raphael. – jej usta - czerwone, miękkie, trujące – rozchylone. – Słyszałam, że w

Azylu jest problem.

- Anioł pragnie stać się Archaniołem.

- Wiem, tak też mówi mi córka. – machnęła elegancką dłonią, bransoletki na jej

nadgarstkach wydały delikatny, brzęczący dźwięk. – Zawsze znajdzie się taki, który chce

unieść się ponad swój status. – sięgając do przodu, uniosła coś, jedwab jej
szmaragdowego sari jak cichy szelest. – Lecz zgadzam się, ten musi zostać ukarany w

sposób jaki nigdy nie zostanie zapomniany. Nasze dzieci są zbyt rzadkie by były

wykorzystywane jako pionki.

Raphael wiedział, że pomimo sposobu w jaki to ujęła, Neha była jedną z niewielu

członków Kadry. którzy traktowali ludzkie dzieci jako cenne. Nie powstrzymywało ją to

przed uśmiercaniem dorosłych – lecz wszelkie pozostałe sieroty dorastały na łonie

trującego luksusu, wspomnienia tragicznej śmierci ich rodziców wyczyszczone z ich

umysłów.

- Anoushka – powiedziała teraz, pieszcząc pytona, którego położyła na kolanach.

– mówi, że wiesz o obrzydliwym przedmiocie jaki został zostawiony w jej łóżku.

- Masz wielu wrogów. – A Anoushka, pomyślał, zaczynała tworzyć własną falangę.

1

Bindi (hind.) - znak zamężnych kobiet (umieszczany na czole)

background image

Jej dłoń poruszyła się po skórze węża, gładko, zmysłowo, jak gdyby pieściła

kochanka. – Tak.

- Słyszałeś cokolwiek od reszty archaniołów, co mogłoby pomóc poszukiwaniom?

– ten którego szukają mógł popełnić błędy poprzedzające moment zamachu w Azylu.

- Titus i Charisemnon zamknęli swoje granice – nikt z moich ludzi nie może wejść

ani wyjść. – zirytowane światło wypełniło te ciemne oczy. – Favashi wspominała coś o

utracie kilku z jej starszych wampirów dwa miesiące temu. Jeszcze nie wyśledziła

winowajcy. – tym razem Raphael ujrzał otwarte niedowierzanie.

Neha, jak wiedział, zabiłaby i nie przestawałaby zabijać aż ktoś by się nie

przyznał. Nie był to najlepszy sposób dochodzenia prawdy – lecz jakby nie patrzeć,

Królowa Trucizn nigdy nie miała buntu na swoich ziemiach. – Jak tam Eris? – dopiero

gdy te słowa opuściły jego usta, zdał sobie sprawę, że okłamał Elenę. Istniała jeszcze

jedna długowieczna archanielska para. Nie było to jednak kłamstwo zamierzone –

zwyczajnie zapomniał o Erisie, co zdarzało się wszystkim.

- Żyje. – słowa Nehy były lodowate w swojej skrupulatności. – Anoushka

przeszukuje swoich ludzi by znaleźć zdrajcę, który splugawił jej łoże. Dam ci znać jeżeli

odkryje jakieś ważne informacje.

Gdy kończył połączenie, Raphael myślał o ostatnim razie gdy widział Erisa.

Trzysta lat temu.

Tłumaczenie:

(clamare.chomikuj.pl)


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
pocałunek archanioła 38
pocałunek archanioła 37
pocałunek archanioła 18
pocałunek archanioła 39
pocałunek archanioła 5
pocałunek archanioła 26
pocałunek archanioła 33
pocałunek archanioła 16
pocałunek archanioła 25
pocałunek archanioła 1
pocałunek archanioła 17
pocałunek archanioła 12
pocałunek archanioła 3
pocałunek archanioła 24
pocałunek archanioła 15
pocałunek archanioła 32
pocałunek archanioła 36
pocałunek archanioła 29

więcej podobnych podstron