City at dusk Rozdzial 1 by TMteam

background image

1

C

C

C

C

C

C

C

C

iiii

iiii

tttt

tttt

y

y

y

y

y

y

y

y

a

a

a

a

a

a

a

a

tttt

tttt

D

D

D

D

D

D

D

D

u

u

u

u

u

u

u

u

s

ss

s

s

ss

s

kkkk

kkkk

By TMteam

By TMteam

By TMteam

By TMteam

background image

2

Rozdzia

Rozdzia

Rozdzia

Rozdzial

l

l

l

1

1

1

1

Mike, Tom, Zoey? Hmm jak on miał...?

A, Michael. Pieprzeni frajerzy, nic tylko zabierają miejsce na

ziemi temu fajniejszemu społeczeństwu, ludziom, którzy coś

znaczą. Jak pasożyty. A pasożyty trzeba tępić. Banda tych cioł-

ków to tylko ułamek tej części mojej szkoły, na których

wspomnienie mam mordercze myśli. Może to przegięcie

prowadzić spis ludzi, którzy kiedyś nadepnęli mi na odcisk. I

tak skończą najpewniej z głową w kiblu, ale do czegoś trzeba

było przeznaczyć ten śliczny, różowy zeszycik w misie od cioci

Mey.

Z kieszeni bluzy wyjęłam paczkę Dunnhilli i otworzyłam okno -

nie chce mieć, bowiem kolejnego wykładu na temat niszczy-

cielskiego w skutkach palenia papierosów, którego udzieli mi

ciocia, gdy tylko wyczuje choćby najsłabszą woń.

Wraz z dymem uleciały całe troski i zmartwienia dzisiejszego

dnia.

background image

3

-Bello! - Cholera! Czemu akurat teraz? Z salonu dobiegał

ochrypły głos ciotki.

- Co!! –warknęłam wkurzona, że musiałam wyrzucić ostatnie-

go Dunnhilla.

-Nie mówi się, co, tylko słucham. –Taa, znowu to samo. Nikła

w skutkach próba nawrócenia mnie na właściwą drogę.

Ciotka Mey była siostrą mojej mamy i miała na karku prawie

50 lat. Jest miłośniczką tradycji i pism z poradami dla gospo-

dyń domowych. Ogólnie rzecz biorąc, to jest nudna jak flaki z

olejem i cały czas nawija ‘Jak to było za Jej czasów’ Najgorsze

jest to, że zaczyna wtrącać się w moje życie, co wcale mi się

nie podoba.

-Możesz tu na chwile przyjść?

Rozgoniłam resztki dymu i zamknęłam okno. Od nikotyny tro-

chę kręciło mi się w głowie, więc minęła dłuższa chwila zanim

dotarłam do salonu. Ciocia patrzyła na mnie z dezaprobatą.

Wzrok zatrzymała na świeżo przekłutej brwi, w której tkwiło

srebrne kółko.

- Oh Bells, jak ty wyglądasz! Czy naprawdę dziurawienie ciała

sprawia ci taka frajdę? Czytałam, że w ten sposób możesz na-

bawić się wielu chorób. Te dzisiejsze salony…

- Nie zrobiłam sobie tego w salonie –Przerwałam jej pośpiesz-

nie –Sama sobie przekułam brew.

background image

4

- Na Boga, Bells, przecież mogłaś zrobić sobie krzywdę!!!

Wiesz, że od zakażenia można umrzeć!

Podeszła do mnie i przyjrzała się piercingowi.

- Paliłaś??

- Co?! –Wykrztusiłam zaskoczona jej nagłą zmiana nastroju. Z

lekko zniesmaczonej i zatroskanej starszej pani stała się na-

prawdę wkurzonym Rambo w spódnicy.

- Ile razy mam ci powtarzać, że nie mówi się, co, tylko słu-

cham? –Westchnęła zniecierpliwiona –Ale nie o tym teraz

mówimy. Wiesz, co powoduje palenie? Czy ty zdajesz sobie

sprawę, że to przyczynia się do…

- Raka płuc, języka, przełyku i innych na pewno niezbędnych

narządów, bez których nie będzie mi łatwo funkcjonować.

Ciociu Mey, skoro już mowa o mówieniu na temat to czy tylko

po to wyciągnęłaś mnie z pokoju, żeby najpierw skrytykować

mój kolczyk, a potem nawrzeszczeć na mnie zarzucając mi

nieświadomość powolnego odbierania sobie życia? Bo jeśli

tak to pozwolisz, że już sobie pójdę.

Ała to był czuły punkt. Ciotka nigdy nie lubiła, gdy ją zlewa-

łam, a mnie to wisiało, poza tym fajnie się ogląda jak jej twarz

mieni się wszystkimi kolorami tęczy.

- Zabieram cię, do Forks młoda damo! Tam zaczniesz wszystko

od nowa. Rzucisz nałogi, zapomnisz o wszystkich nieprzyjem-

nościach, jakie cię w życiu spotkały. Po prostu Bells –znowu

zmieniła ton, tym razem na zatroskany –będziesz mogła żyć

background image

5

normalnie.

- Mając na myśli wszystkie nieprzyjemne rzeczy, jakie mnie

spotkały masz na myśli śmierć rodziców. Tak? Naprawdę tak

zależy ci żebym ich zapomniała. Dlaczego? Myślisz, że wtedy

stanę się lepsza i podporządkowana Tobie?! Muszę cię roz-

czarować.

Odwróciłam się i wyszłam z salonu. Pod powiekami widziałam

jej twarz –tak bardzo podobną do mojej –pełną smutku i go-

ryczy. Wiedziałam, że nic nie wskóram i tak będę musiała

opuścić rodzinne Kentucky, ale zanim to zrobię….

aaa

Noc była chłodna i przyjemna, na niebie migotało stado

gwiazd rzucając na ziemię złote rozbłyski. Szłam Kent Avenue.

Dokąd? Nie wiem, bez celu. Miałam ostatnią szansę by się za-

bawić. Zrobię to, co umiem robić najlepiej. Nogi same ponio-

sły mnie do ulubionego klubu z bardzo ambitną nazwą ‘Mokry

pies’.

Zapach alkoholu i dymu tłumił moje myśli. Wszystko stało się

odległe. Byłam na haju jak tylko przekroczyłam próg drzwi.

background image

6

Ochroniarz puścił mi oczko z prawie widocznym napisem na

twarzy: ’Hej laska! Ty ja i mój samochód!’ To było obrzydliwe,

ale już przywykłam do takich propozycji.

Wewnątrz panował gwar, a w powietrzu unosił się dym tak

gęsty, jak mgła nad Green River. Z trudem dostrzegłam platy-

nowa blondynkę, siedzącą do mnie tyłem i pochłoniętą roz-

mową z jakimś tajemniczym kolesiem. Meg.

Ta dziewczyna jest najbardziej pokręconą laską, jaką w życiu

spotkałam. Jej ulubionym zajęciem jest włóczenie się po klu-

bach i spędzanie nocy z przypadkowymi facetami.

Przed nią siedziała właśnie potencjalna ofiara. Był nawet przy-

stojny, miał krótkie, nastroszone, ciemne włosy i szczery

uśmiech. Było w nim coś dziecinnego i takiego bezbronnego...

Szkoda, że Meg planowała zaciągnąć go do swojej jamy, zło-

żyć w nim jaja, a potem porzucić zostawiając tylko kredowy

obrys na podłodze.

Gdy mnie zobaczyła, wstała zatoczywszy się i podbiegła do

mnie w powitalnym geście.

- Bże Bell jak mło ci wdzieć!! –Była już nieźle narąbana. –

Pznaj Mata. Mat to Bella.

Przywitałam się ze zwierzyną a następnie zapytałam

- Skąd wiedziałaś, że tu będę?

background image

7

- N cż. Kidy mi npisałaś, ż msz doła i idziesz się gdziś zabawić

wdziałam, że w końc tu trwisz. No ae ni marw się tój osbisty

sperbohater już tu iest.

- Dzięki Meg. –Posłałam jej ciepły uśmiech. Była, jaka była, ale

tylko ona miała u mnie pełen etat superbohatera od pocie-

szania.

Mat przez ten cały czas siedział cicho i wpatrywał się, naj-

pewniej, w mój tyłek, bo gdy się odwróciłam posłał mi zakło-

potane spojrzenie.

- Drogie panie, napijecie się czegoś? –Zapytał siląc się na non-

szalancki ton, który przytłumiony ostro alkoholowym bełko-

tem wyszedł dość żenująco.

- Jase, przyniś jecze po szockiej –Powiedziała Meg, na twarzy,

której malował się prawie widoczny napis: ’No spadaj wresz-

cie! Laski musza pogadać!’

- I jak pdoba ci się?

- Kto? On? Jest całkiem niezły, ale trudno cokolwiek powie-

dzieć na jego temat. Meg przypominam ci, że znamy się od

hmm... –Teatralnie się zamyśliłam –jakiś czterech minut.

- To ni ma znaenia. Jes tój na caą noc. Baw sie dobre a ja jusz

lcę. –Powiedziała, po czym odwróciła się i krzyknęła do tłumu:

- Umaga moi mli. Meg wychdzi. Kto ce mię odwiść do dmu?

Sznur facetów wyleciał za nią z baru. Kurwa, nieźle mnie zała-

twiła! Co za suka! Co ja teraz powiem temu kolesiowi?

background image

8

‘Słuchaj moja narąbana kumpela zostawiła mi swoją ledwo

trzymającą się na nogach zwierzynę i kazała korzystać do wo-

li?’

To absurd. Nagle usłyszałam czyjeś chrząknięcie za plecami. O

wilku mowa…

- O już wróciłeś?

- No. Gdzie ta druga? Taka bardzo, bardzo pijana? –Zapytał

jakbym nie miała pojęcia, o kogo chodzi.

- Meg? Już poszła. Eee… źle się poczuła.

Kurna koniec tego. Wyrwałam szklankę ze szkocką z jego ręki i

wypiłam duszkiem.

- Ale zanim odeszła zostawiła mi swoja ledwo trzymającą się

na nogach zwierzynę i kazała korzystać do woli. –Boże ja to

naprawdę powiedziałam!!!

- Tak? Kogo? –Kurde on był taki żałosny, że napraw-

dę zasługiwał na to, żeby się z nim przespać, zrobić nadzieje i

zostawić samego krzyczącego w ciemności. Popatrzyłam na

niego wzrokiem, mówiącym ‘A jak myślisz kołku?!’

- A, chodzi o mnie. No cóż różnie mnie już nazywano, ale nie

zwierzyną. Pochlebia mi to.

Siedzieliśmy jeszcze ze dwie godziny pijąc szkocką i paląc

skręty. W ostatecznym rozrachunku i tak wylądowaliśmy na

zapleczu.

background image

9

Mat był świetny, zastanawiałam się nawet czy nie dać mu mo-

jego numeru telefonu. Może będę musiała jeszcze kiedyś sko-

rzystać z jego usług. W sumie to i tak wyjeżdżam za kilka dni i

najprawdopodobniej zmienię numer, więc nic nie tracę.

Obudziłam się rano leżąc na podłodze koło Mata przykryta ja-

kimiś ciuchami. Nie byłam w stanie określić czyje one były. Je-

go skóra lśniła w słońcu wpadającym przez małe okienko.

Ubrałam się pośpiesznie i wyszłam zanim się obudzi

Szłam właśnie przez ulice mojego rodzinnego miasta. Być mo-

że jest to już ostatni raz. Westchnęłam. Otóż moja ciotka jest

totalnie nieprzewidywalna. Tak też, kiedy wrócę do ‘domu’

mogę zastać, Ją rezerwującą bilety w jakiś tanich liniach lotni-

czych, oraz moje rzeczy popakowane w torby podróżne i kar-

tonowe pudła.

Nagle usłyszałam głośne trąbienie samochodu. Co do…??

Kurwa ludzie, jest 7 rano! Kto jest takim idiotą, żeby o tej go-

dzinie wychodzić z domu? Mnie nie liczcie, ja w sumie nie wy-

szłam dziś z domu. Na takim kacu nigdy bym tego nie zrobiła.

Ja pierdolę, moja głowa!! A więc wracając do klaksonu, to

chyba zaraz przypierdolę temu człowiekowi. Otóż skacowana

Bella to zła Bella.

Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu nieszczęsnego sa-

mochodu. I w końcu go znalazłam.

background image

10

-No to masz w plecy –Powiedziałam na głos. A staruszka,

prowadząca właśnie przez chodnik jakiegoś starego jamnika

dziwnie na mnie spojrzała. Ale miałam to gdzieś.

Szłam właśnie w kierunku znajomej, jaskrawoniebieskiej cię-

żarówki z graffiti na bokach. Tak, tak, jego właściciel naoglą-

dał się ‘Pimp my ride’.

-Popierdoliło cię, Troy?

Otóż Troy był moim, w pewnym sensie, przyjacielem. To on

wprowadził mnie w świat. Dał mi pierwszą wódkę i papierosa.

I to właśnie on pokazał mi znaczenie słów narkotyki i seks.

Gdyby nie to, chłopak byłby dla mnie jak brat, no prawie…

-Też mi miło, że cię widzę Isabello –Ostatnie słowo chamsko

przeciągnął. Sam się o to prosi, przecież doskonale wie, że

nienawidzę tego durnego imienia. Jest przewinienie, musi

być, więc i kara.

W takim razie na 3.

-Powiedziałeś to, co myślę, że powiedziałeś?

Raz…

-Masz na myśli Isabellę?

Dwa…

-Tak, dobrze usłyszałaś.

I trzy…

background image

11

Rozległo się głośne plasknięcie a głowa chłopaka przekręciła

się o 180 stopni. Ok., to musiało boleć.

-Nie mam humoru na żarty –powiedziałam otwierając suwane

drzwi auta. Kiedy zamierzałam wsiąść do środka spotkała

mnie niespodzianka. Otóż na tylnim siedzeniu leżała totalnie

skacowana Meg.

-A ona, co tu robi? –Zapytałam, wskazując na moją nieprzy-

tomna znajomą.

-No wiesz, w sumie nikt jej nie odwiózł, więc zadzwoniła do

mnie –Mówiąc cały czas masował miejsce, w które go walnę-

łam –Zanim zasnęła powiedziała, że zostałaś w klubie, a wszy-

scy wiemy, jak to rozgrywasz. –Zachichotał –Tak, więc posta-

nowiłem na Ciebie poczekać. A i z tego, co wiem to masz mi

sporo do wyjaśnienia.

Westchnęłam i weszłam do samochodu.

a

a

a

a

a

a

Troy zatrzymał samochód niedaleko starych magazynów. Wy-

siadałam i rozejrzałam się wokoło. Co ten idiota w ogóle robi.

Chciałam wrócić do domu, przebrać się w jakieś czyste ciuchy.

Ale nie, on wie lepiej.

-Przecież wiesz, że nie byłam w domu. Idioto, potrzebuje

prysznica i czystych ciuchów!

background image

12

-Wiem, w końcu znam Cię już od paru ładnych lat –

Zachichotał.

Ja tylko wywróciłam oczami. Zastanawiałam się wcześniej,

dlaczego koleś nie jest pijany. Jego chichoty odpowiedziały mi

na to pytanie.

-Jak mogłeś zacząć bez nas?

-No cóż to nie było trudne –chichot –ale zdążyłem wciągnąć

tylko raz zanim nie zadzwoniła Meg. A właśnie, co do tej

dziewczyny…

Oboje popatrzyliśmy na samochód, w którym leżała moja nie-

przytomna kumpela.

-Przykro mi, ale ja Ci nie pomogę.

Chłopak niemal zawarczał, po czym podszedł do ciężarówki i

wyciągnął z niej nieprzytomną dziewczynę.

-Wiesz, że ktoś mógłby powiedzieć, że Ją porwałeś?

-Lepiej się zamknij młoda i pomóż mi otworzyć drzwi.

Nacisnęłam klamkę. Dlaczego ten debil nigdy nie zamyka

mieszkania? Weszłam do środka nie zwracając zupełnie na

moich towarzyszy. Skierowałam się do pokoju Troy'a.

-To musi tu być –szepnęłam do siebie i zaczęłam wywalać szu-

flady i przeszukiwać szafę. W końcu znalazłam to, czego szu-

kałam i ruszyłam w kierunku łazienki.

background image

13

Rozkręciłam na maxa prysznic i weszłam pod gorący strumień.

Nareszcie chwila wygody, pomyślałam. Muszę zapamiętać,

żeby nie spędzać nocy na podłodze w zapleczu klubu. Wszyst-

ko po tym cholernie boli.

-Cholera, Bella, co to za burdel w moim pokoju?! –Mój spokój

został bezczelnie przerwany. Do łazienki właśnie wleciał mój

kumpel. Szczerze? Miałam to gdzieś. Jakby nigdy nie widział

mnie bez ciuchów.

-Szukałam torby, a co? –Wychyliłam się zza zasłonki. –Hola,

hola, jeśli chcesz się odlać to poczekaj aż skończę.

-Ta, ma się rozumieć…

Chwilę później przeraźliwie zapiszczałam. Ten Debil spuścił

wodę a ja poczułam tego skutki. Zimno. Cholera, ZIMNO!

-Pożałujesz –Warknęłam i wyskoczyłam z kabiny. Nie szuka-

łam nawet ręcznika. Podleciałam do chłopaka i walnęłam go

pomiędzy nogi. Zwinął się i zaczął na mnie przeklinać. Ja tylko

stanęłam za nim i popchnęłam Go w stronę prysznica.

Usłyszałam jego wrzaski. No cóż, chyba woda nie jest jeszcze

ciepła. Hi hi.

Zemsta jest słodka ☺

Złapałam torbę i szybko założyłam czyste, dresowe spodnie i

T-shirt.

Jakieś 5 minut później chłopak wyszedł z łazienki. Był cały

mokry. Uśmiechnęłam się słodko i pomachałam do niego. On

background image

14

w odpowiedzi pokazał mi środkowy palec i poszedł do swoje-

go pokoju, pewnie po to, żeby założyć jakieś suche ciuchy.

Znowu zachichotałam. Z Bellą S się nie zadziera.

a

a

a

a

a

a

Siedziałam właśnie na dywanie i włączyłam xbox’a mojego

kumpla. Za moimi plecami, na kanapie, leżały ‘zwłoki’ Meg.

OMZ

1

, dlaczego ona nie może zrozumieć, że jeśli ktoś ma sła-

bą głowę to nie powinien tyle pić?

Grałam już jakiś czas, kiedy chłopak w końcu wyszedł z poko-

ju. Ile czasu facet może się przebierać?

-Co tak długo?

-No cóż, taka jedna laska zrobiła mi w pokoju straszny burdel i

nie mogłem znaleźć tego, czego szukałem.

-A niby, czego takiego tam szukałeś? –Zapytałam –Gaci?

-No, prawie trafiłaś

Wyciągnął przed siebie woreczek z zachęcająco białą zawar-

tością.

1

Oh my Zac –zdesignowane nieco ‘oh my God’.

background image

15

Wyszczerzyłam zęby i rzuciłam padem o konsolę. Troy pokrę-

cił tylko głową i usiadł naprzeciwko mnie ignorując zupełnie

Meg.

a

a

a

a

a

a

Nie wiem ile czasu minęło, ale oboje byliśmy już totalnie na-

jebani.

I tak właśnie wygląda życie.

O ile dobrze pamiętam powiedziałam chłopakowi o tym, że z

moich rodziców zrobiła się jajecznica. HI, hi, hi, czy to nie za-

bawne? I chyba było też coś o tym, że ta stara prukwa, Mey,

chciała mnie wywieść na jakąś wiochę.

Jednak teraz to nie było ważne, bowiem jakaś fioletowo-żółta

ośmiornica dusiła właśnie dziewczynę na kanapie. Pytanie jak

ona tutaj wlazła. Ośmiornica, znaczy się…

Nagle cisze rozdarł jakiś dziwny dźwięk:

Fuck you

Fuck you very, very much

Pytanie brzmi: co to jest?

Cause we hate what you do

And we hate your whole crew

background image

16

Nawet niezła melodia…

So please don't stay in touch

Fuck you

Cholera, przecież to mój telefon!!

Fuck you very, very much

Zaczęłam rozglądać się jak głupia w poszukiwaniu komórki.

Cause your words don't translate

W końcu ją dojrzałam. Leżała na podłodze obok chłopaka.

And it's getting quite late

Wstałam i przeskoczyłam przez niego dosięgając wreszcie na-

trętnego przedmiotu.

So please don't stay in touch

2

-Czego?

-Isabello Mario Genowefo Swan! Język!

-Kto mówi? –Wydawało mi się, że znam z skądś ten bełkot.

Pytanie skąd…

-Jak to, kto? Twoja Ciocia a teraz i prawowita opiekunka!

Teraz już wiem, dlaczego ten zachrypły głos wydawał mi się

znajomy.

-O cześć cioteczko –wykrzyknęłam –O co Chodzi?

-Gdzie ty się podziewasz młoda damo?

2

Li

ily Allen - Fuck You (Very Much)

background image

17

-Jestem w domu, nie?

-Ale chyba nie swoim.

-Jakim swoim, przecież ja nie mam domu.

-Ugh! Tego już za, wiele, jeśli za pół godziny nie wrócisz

dzwonię na policję i…

Rozłączyłam się w połowie zdania.

-Cholera! –Wykrzyknęłam

-Kurwa, zamknij tą mordę. Łeb mi napierdala i bez tego…

No nareszcie szanowna panna Meg raczyła się obudzić!

-TROY!! Wrzasnęłam mu do ucha. Wstawaj i mnie odwieź!

Jakby ktoś zapytał mnie czy działam racjonalnie to odpowie-

działabym pytaniem: ‘Czy poproszenie naćpanego faceta, że-

by mnie odwiózł jest racjonalne?’ I mądry człowieku teraz so-

bie na to odpowiadaj.

a

a

a

a

a

a

Staliśmy teraz, ja i Troy, bo Meg nie chciało się ruszyć dupy z

jego mieszkania, na ganku mojego domu. Zapukałam do drzwi

a teraz czekałam na tą wariatkę patrz moja ciotkę.

No, bo, kurde, moja wina, że zgubiłam gdzieś klucze?

Drzwi się otworzyły a w nich stanęła stara prukwa.

background image

18

-Isabello, masz szlaban, a… -Popatrzyła w górę na twarz mo-

jego kompana –Pan to, kto i czego pan tu szuka?

-Ciociu, to jest mój kumpel, nie mów, że nie pamiętasz Troya?

-No nie za bardzo, a teraz właź na górę i pakuj walizki, wyjeż-

dżamy jeszcze w tym tygodniu i…

-Chyba cię, stara, pojebało! –Warknął chłopak przerywając

kobiecie w połowie zdania.

No tak, to nie było mądre zabierać ze sobą najebanego kum-

pla, który znał całą historię…

- Że co proszę?? – Ciocia, Mey nie był w stanie powiedzieć ni-

czego innego. W jej oczach dostrzegłam mieszaninę gniewu i

jeszcze większego gniewu. Patrzyłam kolejno to na nią to na

Troya, który wyglądał jakby szykował się do ataku.

- To, co kurwa usłyszałaś. Nie pozwolę byś zabrała Bellę na ja-

kieś pierdolone, wygwizdowo!!!

- Słuchaj. Nie wiem, kim ty w ogóle jesteś, ale twoje zdanie

gówno mnie obchodzi. Do póki Bella jest pod moją opieką

będzie robiła to, co jej każę….

Jasne niedoczekanie, pomyślałam

- Ty pieprzona, stara pudernico!!!

Nagle jednak stało się coś, czego do końca nie byłam w stanie

przewidzieć. -Zwarzywszy na umysł przytłumiony kokainą. W

ułamku sekundy widziałam swojego kumpla spadającego ze

background image

19

schodów prosto w krzaki róży. OMZ!!! Teraz już będę wie-

działa, że z ciotką nie ma żartów. Poczułam ucisk na nad-

garstku i nagle znalazłam się w przedpokoju. Zza drzwi do-

chodziła mieszanina przekleństw i cichych jęków.

- Czy ty aż tak mnie nienawidzisz? – Głos ciotki nie był już

przesiąknięty gniewem. Było w nim cos innego. Smutek?

- Słucham? – Tylko na tyle mogłam się zdobyć

- Czy ty wiesz, co ja przezywam jak wchodzę do twojego po-

koju, a ciebie tam nie ma? Jak notorycznie przywozi cię do

domu policja? Kiedy widzę cię tak jak teraz – naćpaną. Twoi

rodzice nie byli by ze mnie zadowoleni. Pewnie myślą, że nie

umiem się Tobą zająć…

- To nie twoja wina ciociu. Oni też mieli ze mną problem. Taka

już jestem. Nie zmienię się…

- Ludzie się nie zmieniają. Chcą się zmieniać, potrzebują tego,

dążą całym sercem do celu. Ty się właśnie zmieniłaś. Po

śmierci rodziców jesteś bardziej zbuntowana. Roztaczasz wo-

kół siebie tarcze i nikomu nie pozwalasz się do niej zbliżyć.

- Czy ty sugerujesz, że jestem wybrykiem natury? –Palnęłam

- Bella idź na górę. Porozmawiamy jak wytrzeźwiejesz. Chcia-

łabym, żebyś przed wyjazdem poszła do szkoły. Bilety do Se-

atle udało mi się zarezerwować na czwartek, więc masz dużo

czasu, na pożegnanie się z koleżankami i zabranie dokumen-

tów ze szkoły. – Odwróciła się i zniknęła w kuchni.

background image

20

Pokój był moją twierdzą. Nikt nie miał do niego wstępu bez

przepustki – nawet ciotka.. Tym bardziej ona. Znam każdy je-

go kąt. Z tym miejscem najtrudniej będzie mi się rozstać. W

tym miejscu mogłam pomyśleć, oddać się marzeniom, wy-

trzeźwieć… Tu zawsze uciekałam z moimi problemami. Za-

mknęłam oczy i pozwoliłam moim myślą dryfować w prze-

strzeni… Co się ze mną do kurwy dzieje. Nigdy się nie rozkleja-

łam. Zawsze twardo patrzyłam na przeciwności losu i plułam

im w twarz. Może rzeczywiście się zmieniałam? Stawałam

wybrykiem natury?

Podeszłam do okna by ostatni raz popatrzyć na ukochane

Lexington. Miasto drugie, co do wielkości w stanie Kentucky,

miejsce hodowli koni wyścigowych, hazardu no i oczywiście

fabryka tytoniu.

Czy to nie ironia losu? Kocham tylko trzy rzeczy na tym świe-

cie imprezy, prochy i właśnie to miasto - no i w małym pro-

cencie Troya ( za często mnie wkurwia). Nie mogę dać się ska-

zać na wygnanie!

Zamknęłam oczy. Teraz byłam zupełnie w innym miejscu. Wi-

działam Green River i stale unoszącą się nad nią mgłę. Słysza-

łam szum wody i żwir chrzęszczący pod nogami… Nagle sta-

łam w moim ulubionym parku naokoło mnie biegały wróżki

(kumple by się uśmiali mogąc czytać w moich myślach…

wróżki. Heh). Coś jest nie tak –Pomyślałam –tu też chrzęścił

żwir. W parku nie było żwiru. Otworzyłam oczy i zobaczyłam,

że ktoś usilnie próbuje poruszyć moją uwagę.

background image

21

W szybę raz po raz uderzały pojedyncze kamyczki. Wyjrzałam

przez okno i zobaczyłam Troya. Wyglądał uroczo. Z rozciętej

głowy ciekła mu krew, a swoją hawajską koszulę miał umaza-

ną błotem i trawą.

- Zaraz schodzę! – Krzyknęłam, bo już mnie nieźle irytowało

walenie kamieniami w okno.

- Właściwie to chciałem zapytać czy masz plaster. Co chcesz

zrobić? Obejdziesz zakaz cioci i wymkniesz się z domu żeby

spotkać się ze swoim kochankiem? – Na jego ustach zakwitł

łobuzerski uśmiech.

- Nie pochlebiaj sobie! Chciałabym ci przypomnieć, że właśnie

zostałeś znokautowany przez pięćdziesięcioletnią staruszkę.

Ciekawe, co powiedzą o tym Chad i Mike?

- Zdajesz sobie z tego sprawę, że będę musiał cię zabić, jeśli

komuś o tym powiesz?

- Wiesz, co? Gość z rozwaloną głową jest ostatnią osobą, któ-

ra może mi grozić. A teraz się odsuń! – Powiedziałam i rzuci-

łam torbę przez okno. Do ziemi nie było daleko najwyżej ja-

kieś trzy metry. Już nie raz wymykałam się z domu w ten spo-

sób. Muszę tylko pamiętać żeby dobrze wylądować a wszyst-

ko pójdzie ok. Zamachnęłam się i po chwili już stałam naprze-

ciwko Troya.

- Chodź szybko nie chce znowu słuchać, jaka to jestem zła i że

zawodzę ciągle zmarłych rodziców.

background image

22

Przemykając się po cichu pod salonowym oknem, potem

między krzakami czułam się jak bohater serialu „Skazany na

śmierć” Było to nawet trochę podniecające. Szkoda, że Troy

psuł cały klimat chichrając się jak idiota. Jeszcze tylko skok

przez parkan i byliśmy wolni!

- Ale akcja! Normalnie „Delta Force – Helikopter w ogniu” –

Troy skakał z podniecenia i co chwila rzucał tytułami głupich

gier komputerowych.

- Ogarnij się to nie był rajd na Berlin tylko zwykłe wymknięcie

się z domu. – Powiedziałam sprowadzając go na ziemię.

- Tak. I dlatego to było takie emocjonujące. W żadnej z moich

gier nie ma tak przebiegłej kreatury jak twoja ciotka. – Naj-

śmieszniejsze było to, że mówił całkiem serio. – Zaraz napię-

cie rozwali mi mózg jak nie wyjaram kilku joint’ów.

- Najpierw musiałbyś mieć mózg żeby napięcie miało, co roz-

walać. – Spojrzał na mnie z udawanym poruszeniem. – Bę-

dziesz mógł się naćpać w trupa, ale błagam nie pod moim by-

łym domem. Mam już dość rozmów z ciotką Mey.

Jechaliśmy autostradą międzystanową 75 z zabójczą prędko-

ścią. Światła miasta zlewały się w jedną wielką, rozmazaną

plamę. Nawet nie zauważyłam, kiedy zatrzymaliśmy się na

opustoszałym parkingu przed gównianym hipermarketem.

Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że dochodzi pierwsza w

nocy.

background image

23

Troy wyjął kilka skrętów ze specjalnej skrytki w swojej furgo-

netce i po chwili pogrążyliśmy się w innym świecie. Nie spe-

cjalnie lubię marychę, ale jak to mówią? Jak się nie ma, co się

lubi…

- Troy? – Zapytałam z… przerażeniem.

- No?

- Jak teraz dojedziemy do domu. Ty jesteś na haju a mnie za-

brali prawo jazdy wieki temu i również jestem na haju.

- Za dużo się martwisz złotko. Za mało wypaliłaś.

Wkrótce było mi już wszystko jedno jak i gdzie się dostanę.

Moje myśli dryfowały zupełnie w inną stronę. Była piękna

sierpniowa noc, a może już wrześniowa?

- Troy, który dzisiaj?

- Niedziela. – Powiedział beztrosko chwiejąc się na nogach.

- Nie pytam o dzień tygodnia pacanie.

- Skąd mam wiedzieć może 31 może 30.

- O kurwa jutro pewnie ciotka Mey wywali mnie do szkoły.

- To nie wracaj. Możesz zostać u mnie.

- Tak chyba właśnie zrobię. Pieprzyć tą szmatę!!!

- Pieprzyć ją!! – Zawtórował mi Troy. Darliśmy się jak opętani

stojąc na środku parkingu. Gdy skręty się skończyły, schowali-

śmy się do samochodu by postanowić, co dalej.

background image

24

- Oh Troy. Prawie zapomniałam, że jesteś ciężko ranny. – Za-

chichotałam.

- Daj sobie spokój nic mi nie jest. Będę się chwalił w szkole, że

to blizna po bójce w „Mokrym psie”. Jak coś to potwierdzisz,

że dostałem krzesłem. Laski na to lecą.

- Zamierzasz iść do szkoły? –Zapytałam nieźle zaskoczona.

- Teoretycznie jeszcze muszę, mam 17 lat. Rodzice pozwolili

mi mieszkać samemu, ale mam być odpowiedzialny… - Prze-

rwał wybuchem głośnego śmiechu.

- Jak widać, na razie idzie Ci świetnie. – Zaśmiałam się. –No,

pokarz tę swoją wielką ranę. - Wyciągnęłam z torby wodę

utlenioną, kilka plastrów i zaczęłam opatrywać Troya.

- Lepiej bym się poczuł gdybyś przebrała się w strój pielę-

gniarki.

- Nie przeginaj! – Rzuciłam i powróciłam do przerwanej czyn-

ności. Nawet nie wiem, kiedy nasze twarze znalazły się tak,

blisko, że mogliśmy wymienić się oddechem. Spojrzałam

Troy’owi w oczy i poczułam dotyk jego ust na swoich. Naj-

pierw delikatny, potem coraz bardziej natarczywe. Poddałam

się mu i odwzajemniłam pocałunek. Ręce opadły mi na jego

szyję. Nigdy nawet nie zastanawiałam się czy Troy jest przy-

stojny. Zawsze był tylko moim najlepszym kumplem. Miał

ciemne nastroszone włosy i dziecinną twarz. Pod palcami czu-

łam jego muskularne plecy. Nie wiem jak to się stało, ale zna-

leźliśmy się na tylnym siedzeniu. Całował mnie zapamiętale

background image

25

jakbym miała zaraz zniknąć. W sumie to rzeczywiście miałam.

Jego dłoń powędrowała pod moją bluzkę.

- Tory. Nie uważasz, że trochę przesadzamy?

- Wszyscy uważają cię za dziwkę, która sypia z prawie każdym.

- Prawie każdym? – Zapytałam urażona.

- Dziwką, która sypia z każdym jest Meg. Czemu z innymi mo-

żesz a ze mną nie? – Powiedział tonem urażonego dziecka.

- Nie o to chodzi. Po prostu jesteś dla mnie prawie jak brat i to

zalatuje kazirodztwem.

- Oj daj spokój! Nie jesteśmy nawet spokrewnieni. To tylko

jeden raz zanim wyjedziesz. Już nigdy nie będę mógł mieć cię

przy sobie, patrzeć w twoje czekoladowe oczy, przywozić za-

laną z klubów. Życie się dla mnie skończy. Dopiero teraz

uświadomiłem sobie, że mogę cię już nigdy nie zobaczyć. Ta

część mnie, którą ty budujesz umrze. Bells nie rozumiesz? Ko-

cham cię!

Zatkało mnie! Nie miałam pojęcia, co mam zrobić. Troy nigdy

nie mówił żadnej ze swoich lasek, że ją kocha! Są na to tylko

dwa wyjaśnienia – albo jest na strasznym haju i chce mnie

przelecieć, albo naprawdę coś do mnie czuje. A co ja czułam

do niego? Kochałam go to nie ulegało wątpliwości, ale bar-

dziej jak brata niż chłopaka! Może o to też mu chodziło. Kocha

mnie jak siostrę i boi się stracić.

background image

26

- Ja ciebie też – Co ja mówię. Przecież nie mogę robić mu na-

dziei a potem zostawić. To był Troy. Mój kumpel, brat.

Kochaliśmy się do póki oboje nie opadliśmy ze zmęczenia i nie

zasnęliśmy w swoich objęciach. Długo myślałam nad tym czy

postąpiłam słusznie. Ta noc z Royem nie przypominała żadnej

w moim życiu. Może, dlatego, że spędziłam ją z facetem, do

którego coś czuję?


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
City at Dusk 1 2[1]
PAJEWSKI Rozdział I by Jacob
C C Hunter Chosen at Nightfall Rozdział 1
Born at Midnight rozdział 01
at in on by
Tiger at Dusk
Outdoor Chums at Cabin Point by Quincy Allen
Edmond Hamilton The City At World s End
Rude Girl Prolog i Pierwszy rozdział By Untouched nienarszona Beta Cassandra874
Born at Midnight rozdział 02
Rozdział 4 by crazysweet
Ekspiacja Anioła Prolog Rozdział 1 7 by;Carenowa
Anette Curtis Klause Krew jak czekolada rozdziały 1 2 by Dori1703
Born at Midnight rozdział 03
Sztuka Cienia - Chap 1 - by MissNothing...x3, ♥♥la créativité♥♥, Jones & Anders, Sztuka cienia-Canel
Mars Martian Characters by City
The City rozdział 1-3
The City rozdział 1-2

więcej podobnych podstron