Koń w górach


Konie w górach

„Koń, jaki jest, każdy widzi” - to powiedzenie pochodzi z pierwszej encyklopedii powszechnej Benedykta Chmielowskiego, i chyba jest dla laików aktualne do dziś. Jednak dla koniarz i górali ta kwestia przedstawia się zupełnie inaczej. Dla nich koń to pomocnik i przyjaciel w pracy.

Konie w górach były nieodzownym elementem gospodarki, ponieważ w tym wyjątkowo trudnym terenie przez całe wieki były jedynym środkiem transportu. Co prawda do ciężkiej pracy w polu wykorzystywany był wprawdzie wół, konie natomiast były wizytówką gospodarza. Na konia mogli pozwolić sobie wyłącznie ci, którym dobrze się powodziło. Był uważany jako zbytek, utarło się nawet powiedzenie, że to darmozjad, a skora tak, to nie dostawał nic z wigilijnego stołu! Gospodarz w tę szczególną noc, o północy dzielił się jadłem z trzodą, z wołami, krowami, owcami i kozami. Ale z koniem i psem - nigdy. Tak było jeszcze do początku XX w. pomimo tego że pies bronił gospodarza, a koń przenosił jego dobytek. W Tatrach, na Podhalu czy Pieninach koń był zwierzęciem nieodzownym. Zwoził płody rolne, pracował przy wycince lasów. Transportował także z wysoko położonych na halach bacówek mleko w obońkach, czyli naczyniach w kształcie bębnów, przymocowanych do drewnianego siodła. Zamiast iść na halę piechotą, góral podjeżdżał pod bacówkę konno, by potem, po odebraniu od bacy żyntycy, zejść obok wiernego towarzysza podróży w dół. I takie właśnie sielskie sceny można oglądać na starych zdjęciach wykonanych przez Walerego Radzikowskiego oraz na rysunkach Stanisława Witkiewicza.

W Karpatach dominowały Hucuły, które są wyjątkowo odporne, inteligentne, mało wymagające ale za to małe. Hucuły są potomkami koni, które podczas grabieży podkarpackich miejscowości w XIII w. zostawili po sobie Tatarzy. Powstały poprzez skrzyżowanie ich koni ze szlachetnymi rasami. To z hucuła wywodzą się inne konie góralskie. Do dziś można je spotkać np. w Siedmiogrodzie.

Gdy hucuły skrzyżowano z półkrwi arabami, hodowanymi w okolicy Krakowa czy Nowego Sącza i Tarnowa - powstał koń małopolski. Był to koń większy i jak to mówią miejscowi: nie trzeba było się na niego strasznie styrmać, ale i nie siedziało się na nim jak na psie. Był to koń urodziwy i dzielny czy to w zaprzęgu czy to pod siodłem.

Największe spustoszenie w hodowli koni w Małopolsce przyniosła II światowa, w czasie wyzwolenia Rosjanie przyjeżdżali na swoich wynędzniałych baszkirach a zbierali pięknie zadbane nasze konie. Baszkiry były to konie nieurodziwe, o dziwacznym łbie i paskudnych kopytach. Ale zdarzało się czasem, że zostawiali i inne rasy - wynędzniałe i zagłodzone. Niejednokrotnie z bardzo dobrych na Ukrainie.

Po wojnie zadbano o odbudowę pogłowia konia małopolskiego i to się udało. Niestety, w tym czasie zmienili się sami górale. Była tego bardzo konkretna przyczyna. W latach 60 zrobiła się moda na końskie mięso. Wówczas oprócz urody brano pod uwagę jego masę. Bowiem gdy gospodarz musiał oddać konia do rzeźni to otrzymywał 1 zł za 1 kg. Jego masy. Biegli w liczeniu górale błyskawicznie sprawę przemyśleli i szybko doszli do wniosku, że w razie czego to mogą zarobić więcej. Zaczęto więc zaczęto sprowadzać z Pomorza ciężkie konie niemieckie, zimnokrwiste, pogrubiane, by wyhodować z niego nową rasę. I udało się - wyhodowano konia roboczego ale i do zaprzęgu z dobrymi wynikami w kłusie ale i z odpowiednią masą. Co prawda niektórzy nie mogą pogodzić się z faktem ze taki koń jest zaprzęgany do bryczki - no ale koniec końców takie konie mieliśmy czy to w bryczkach na Krupówkach czy to w Szczawnicy i innych miastach turystycznych.

Po wielu eksperymentach z wprowadzeniem nowych ras koni w nasz teren, zainteresowano się koniem śląskim. Był to koń najbardziej masywny z polskich ras półkrwi. Wywodził się od koni oldenburskich, fryzyjskich i hanowerskich. I właśnie ten koń teraz dominuje .

Inną ciekawostką dot. koni jest ich maść. Był zwyczaj, że kare lub gniade konie ciągnęły karawan na cmentarz, wyjątkiem były pogrzeby dzieci, panien czy kawalera. Właściwie do dzisiaj w podhalańskich wioskach jest to praktykowane. Siwkami jedzie się do ślubu czy chrztu. Dawniej do chrztu jechało się jednym koniem, w tak zwanej kumoterce. Czyli lekkich saniach przeznaczonych jak sama nazwa mówi kumotrów, czyli rodziców chrzestnych. Latem wsiadało się do zgrabnego półkosku. Co do jazdy do śluby zaprzęgane były cztery konie i jak nakazywała góralski zwyczaj państwo młodzi jechali do kościoła w osobnych zaprzęgach. Natomiast pytoce jechali przeważnie na karych, gniadych lub kasztanowych koniach.

Bibliografia:

Kwartalnik ”Polski Region - Pienieni” - 11/04/2014 zima - autor: Beata Sabała - Zielińska



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
kon test2
0 sfp 4a kon
Koń
egz kon ETI EiT 2008 9
AOL2, Akademia Morska -materiały mechaniczne, szkoła, Mega Szkoła, PODSTAWY KON, Program do obliczeń
Koń arabski czystej krwi, konie
Kon. - siata - zbicie pi, AWF, Konspekty, Siatkówka
A4, Akademia Morska -materiały mechaniczne, szkoła, Mega Szkoła, PODSTAWY KON, Program do obliczeń P
kon 2
Metoda Projektu Kon
praca kon fiz wodolecznictwo
fil kon czł egzamin
jeziora polodowcowe w górach Polski, antropogeniczne zmiany rzeźby
PRZETRWANIE W GÓRACH

więcej podobnych podstron