Barbara Zagóra
I/DMU
Gr. czwartek g. 11.14
Na podst. G. Ritzer, Makdonaldyzacja społeczeństwa
W makdonaldyzacji znajdują swe odbicie główne cechy post modernizmu, jakimi są brak głębi intelektualnej, osłabienie więzi międzyludzkich, czy utrata poczucia historii. Mamy do czynienia z pożeraniem na chybił trafił wszystkich stylów z przeszłości”, a relacje między personelem a klientami t o jedynie „fałszywe bratanie się” wedle ściśle określonego scenariusza.
Kiedy w roku 1938 roku bracia Mack i Dick McDonald otwierali pierwszą restaurację w Kalifornii, nie mogli zdawać sobie sprawy z tego ze symbol żółto-złotej litery M dla wielu stanie się symbolem kultury zachodniej.
Już w 1955 roku konsumenci uznali sieć restauracji za „jeden z najważniejszych obiektów kultury materialnej”, a badania przeprowadzone w szkołach w 1986 roku dowiodły, że 96% dzieci rozpoznaje bez większego trudu Ronalda McDonalda, stawiając go tym samym pod względem popularności na drugim miejscu po Świętym Mikołaju.
Makdonaldyzacja wg Georga Ritzera to „proces stopniowego upowszechniania się zasada działania restauracji szybkich dań we wszystkich dziedzinach życia społecznego w Stanach Zjednoczonych oraz na całym świecie”. Treść definicji może przyprawić o dreszcze, podobnie jak dziesiątki przykładów i wnikliwe obserwacje z których utkana jest makdonaldyzacja społeczeństwa.
Ritzer - profesor socjologii Uniwersytetu w Meryland - sformułował swoją tezę w oparciu o weberowską teorię dotyczącą biurokracji. Weber określa ją jako nieludzką i zniewalającą, snuje czarne wizje społeczeństwa oplecionego jej siecią, ogarniającą coraz to nowe obszary życia i zmieniającą się w klatkę, z której niebawem nie będzie już wyjścia.
Czy makdonaldyzacja jest następczynią biurokracji? Ritzer stara się tego dowieść, analizując w jej kontekście główne cechy systemu racjonalnego, bo tak Weber nazywa biurokrację. Przedstawia pęd do racjonalizacji w świecie polityki, szpitalach, uniwersytetach, gospodarstwach domowych, itp. Precyzja i rzetelność analizy są niezaprzeczalne - w tej części książki pojawia się wiele błyskotliwych spostrzeżeń. Cytowane poniżej dotyczy jednej z cech systemu - przewidywalności:
„Widzowie lubią ciągi dalsze, chętnie wydają pieniądze na znajomy, więc `bezpieczny', film. To tak jak z jedzeniem w McDonaldzie, nie jest specjalnie udane, ale wiadomo czego się po nim spodziewać”.
Innym czynnikiem jest, paradoksalnie, iluzoryczność. Zdaniem Ritzera to złudzenie efektywności, przewidywalności i pozostałych cech decyduje o sukcesie makdonaldyzacji. Pisze: „McDonald sprawia iluzję, że jego klienci świetnie się bawią, że otrzymują górę frytek i że kupując u niego posiłek, robią świetny interes. Całość obrazu uzupełniają opisy poprzedniczki makdonaldyzacji, jaką dla autora była między innymi taśma montażowa. Ritzer cytuje tu jednego z krytyków kwitującej bary szybkiej obsługi określeniem „maszyny do karmienia”. Proces unifikacji tak szczegółowo badany nie jest według niego niczym nowym, lecz jedynie ukoronowanie tendencji obecnych w całym stuleciu.
Socjolog nie unika kwestii spornych, polemizując z Danielem Bellem, który twierdzi, że znajdujemy się w społeczeństwie postindustrialnym. Wskazywać na to miałby odwrót od zachowań skrępowanych oraz nacisk położony na twórczą inwencję pracowników, w odróżnieniu od mechanicznego wykonywania obowiązków. Tymczasem za ladą Burgerkinga, krewniaka naszego McDonalda - „nawet wytresowana małpa dałaby sobie radę”, mówią członkowie personelu restauracji.
W zmakdonaldyzowanym świecie panuje nadal ścisła hierarchia, zaś drobiazgowe przepisy dławią w zarodku ewentualne próby inwencji własnej (w podręczniku dla makdonaldystow Ray Kroc precyzował co do milimetra grubość frytki i nakazywał, by z 2 kg sera otrzymywać ani nie mniej, ani nie więcej niż 71 plasterków). Pojawia się tu problem dehumanizacji środowisk pracy: od pracownika wymaga się, aby korzystał zaledwie ze znikomego procentu swych umiejętności. Skłania to do postawienia sobie pytania: co dalej? W makdonaldyzacji znajdują swe odbicie główne cechy postmodernizmu, jakimi są brak głębi intelektualnej, osłabienie więzi międzyludzkich czy utrata poczucia historii. Mamy do czynienia z „pożeraniem na chybił trafił wszystkich stylów z przeszłości”, a relacje między personelem a klientami to jedynie „fałszywe bratanie się” wedle ściśle określonego scenariusza. George Ritzer nie sili się wcale na profetyzm, podkreśla, że chciałby się mylić w swoich dywagacjach na temat zgubnych skutków makdonaldyzacji. Nie zamyka też oczu na niewątpliwe zalety procesu, jakimi są dostępność towarów i usług czy przedsięwzięcia Ronalda McDonalda: szkolenie zawodowe młodzieży lub pomoc pracownikom w ukończeniu studiów. Czytelnik może się zbuntować przeciw sądowi o makdonaldyzacji większości uczelni i spytać: czy to nie lekka przesada? Nie sposób jednak zlekceważyć wiejących grozą przykładów makdonaldyzacji w sferze narodzin i śmierci, kasandryczne wizje McPorodówek i McUmieralni przeplatają się tu z refleksjami o eutanazji i aborcji — rzekomymi racjonalizacjami ludzkiego życia.
Jak przetrwać w zmakdonaldyzowanym świecie? Pół żartem, pół serio spisuje Ritzer
długą listę przykazań np.: „unikaj jedzenia frytek” lub „jeśli zadzwoni do ciebie telefon, łagodnie połóż słuchawkę na ziemi i pozwól mu gadać, w ten sposób przynajmniej na chwilę ochronisz przed nim innych. Weberowska klatka biurokracji zmieniła się, zdaniem Georga Ritzera, w „klatkę makdonaldyzacji. Do głębszej refleksji skłaniają wymienione przez autora różne rodzaje owych klatek. Jej pręty mogą być aksamitne, co czyni ją w rezultacie przytulnym mieszkankiem, albo gumowe, co sprawia, że można z niej uciec i po zjedzeniu porcji frytekzająć się „nieracjonalizowanymi” czynnościami, np. buszowaniem po antykwariatach czy rozbijaniem biwaku w dziewiczym lesie. Jednak Ritzer, widzi ją jako żelazną.