053 Mortimer蕆ole Wybranka pisarza


Carole Mortimer

Wybranka pisarza

ROZDZIA艁 PIERWSZY

- Szk艂o kontaktowe wpad艂o pani do herbaty!

Laura mia艂a nadziej臋, 偶e nieznaczne drgnienie d艂oni, w kt贸rej trzyma艂a fili偶ank臋, nie zdradzi艂o, jakie wra偶enie zrobi艂y na niej te s艂owa, wypowiedziane ze 艣piewnym irlandzkim akcentem.

Deja vu? Jednak jej si臋 wcale nie wydawa艂o, 偶e ju偶 kiedy艣 s艂ysza艂a to zdanie. Bo tak przecie偶 by艂o!

Kt贸r臋dy on wszed艂? Siedzia艂a w holu luksusowego hotelu i ze swego miejsca widzia艂a zar贸wno g艂贸wne, jak i mniejsze tylne wej艣cie, a jednak Liam zdo艂a艂 pojawi膰 si臋 tak, 偶e tego nie zauwa偶y艂a. Teraz sta艂 tu偶 za ni膮.

Ostro偶nie i powoli odstawi艂a fili偶ank臋 i spodeczek na tac臋 znajduj膮c膮 si臋 na stoliku przed ni膮.

- Po pierwsze, to jest kawa; nie pijam herbaty - odpar艂a lekko zachryp艂ym g艂osem, odwlekaj膮c chwil臋, gdy b臋dzie musia艂a si臋 odwr贸ci膰 i spojrze膰 mu w twarz. - A po drugie, nie nosz臋 szkie艂 kontaktowych!

- W takim razie... - by艂 teraz bardzo blisko, jego gor膮cy oddech muska艂 ciemne loczki na jej karku - ...ma pani najpi臋kniejsze i najbardziej niezwykle oczy, jakie widzia艂em w 偶yciu.

- Przecie偶 nie mo偶e pan ich oceni膰 z miejsca, w kt贸rym pan stoi - odpar艂a osch艂e, wci膮偶 pozostaj膮c odwr贸cona.

- Och, Lauro, przez ciebie czar prys艂 - powiedzia艂 z 偶artobliwym wyrzutem, a jego irlandzki akcent zabrzmia艂 jeszcze silniej ni偶 poprzednio. - Nast臋pna kwestia ze scenariusza powinna brzmie膰 zupe艂nie inaczej.

Osiem lat temu zapewne tak brzmia艂a. Ale to by艂o w innym 偶yciu. I Laura by艂a kim艣 innym - 艂atwowiern膮 studentk膮 literatury angielskiej na ostatnim, trzecim roku licencjatu.

A Liam nie wyst臋powa艂 teraz w roli 艣wiatowej s艂awy pisarza przyby艂ego na wyk艂ad i budz膮cego w niej l臋k.

Wzi臋艂a g艂臋boki oddech, by nad sob膮 zapanowa膰, zanim si臋 odwr贸ci艂a i spojrza艂a w t臋 roze艣mian膮 twarz.

Wcale si臋 nie zmieni艂!

Przy pierwszym spotkaniu z Liamem O'Reillym najwi臋ksze wra偶enie robi艂 jego wzrost - metr dziewi臋膰dziesi膮t cztery, a do tego gibkie, umi臋艣nione cia艂o emanuj膮ce witalno艣ci膮. Jak zwykle, tak i teraz str贸j 艣wiadczy艂 o tym, 偶e nie zwa偶a na otoczenie - mia艂 na sobie sp艂owia艂e d偶insy, niebieski T - shirt i czarn膮 marynark臋. Nie zmieni艂y si臋 te偶 jego kruczoczarne w艂osy si臋gaj膮ce ramion, inteligentny wyraz intensywnie niebieskich oczu, twarz, kt贸ra wygl膮da艂a jak wyciosana z surowego kamienia.

Laura zdo艂a艂a ca艂kiem dobrze ukry膰 zdziwienie wywo艂ane tym, 偶e Liam wcale si臋 nie zmieni艂, gdy wpatrywa艂a si臋 w niego swymi „najpi臋kniejszymi i najbardziej niezwyk艂ymi oczami, jakie widzia艂 w偶yciu". Jedno by艂o intensywnie niebieskie, a drugie szmaragdowozielone. Dlatego w艂a艣nie przed o艣miu laty uzna艂, 偶e pewnie zgubi艂a kolorowe szk艂o kontaktowe.

Musia艂a znosi膰 wiele docink贸w i z艂o艣liwo艣ci na temat tych oczu, gdy chodzi艂a do 偶e艅skiej szko艂y z internatem, ale gdy doros艂a, przesta艂o jej to przeszkadza膰, bo przekona艂a si臋, 偶e m臋偶czy藕ni uwa偶aj膮 te jej dziwne oczy za intryguj膮ce. Tak te偶 by艂o z Liamem...

U艣miechn臋艂a si臋 ch艂odno.

- Chyba powinno mi pochlebia膰 to, 偶e wci膮偶 pami臋tasz tamt膮 rozmow臋 - rzuci艂a, wzruszaj膮c ramionami.

Mia艂a teraz wra偶enie, jakby zgie艂k panuj膮cy w hotelowym holu zanika艂 gdzie艣 w tle.

Te niebieskie oczy okolone d艂ugimi ciemnymi rz臋sami, kt贸re powinny wygl膮da膰 艣miesznie u tak muskularnego, atrakcyjnego m臋偶czyzny - ale wcale nie wygl膮da艂y - przymru偶y艂y si臋, jakby Liam si臋 nad czym艣 zastanawia艂.

- Ale wcale ci nie pochlebia, prawda? - spyta艂 w ko艅cu powoli.

Mia艂a by膰 mile po艂echtana tym, 偶e po tych wszystkich latach wci膮偶 pami臋ta pierwsz膮 rozmow臋, jak膮 odbyli? A niby dlaczego? Po tym wszystkim, co zasz艂o p贸藕niej?

Nie, upomnia艂a siebie w duchu. Nie nale偶y okazywa膰 偶alu ani z艂o艣ci. Lepiej nic nie m贸wi膰, ni偶 zdradzi膰 w gorzkich s艂owach swe odczucia.

Liam przechyli艂 g艂ow臋 na bok, przygl膮daj膮c si臋 z zastanowieniem milcz膮cej Laurze.

- Obci臋艂a艣 swoje pi臋kne ciemne w艂osy - mrukn膮艂 z niezadowoleniem.

- Mniej z nimi k艂opotu - rzuci艂a oschle. Wiedzia艂a, 偶e kr贸tka fryzurka doskonale podkre艣la

owal jej ch艂opi臋cej twarzy, oczy o dw贸ch barwach, zadarty nosek, szerokie usta i zdecydowany podbr贸dek. Wij膮ce si臋 kosmyki przy skroniach i na karku 艂agodzi艂y surowo艣膰 m臋skiej fryzury.

- Ale podoba mi si臋. - Pokiwa艂 z uznaniem g艂ow膮. Zn贸w ogarn臋艂o j膮 poprzednie uczucie niech臋ci.

Przecie偶 ona ma w nosie to, czy mu si臋 podoba jej nowa fryzura. A w艂a艣ciwie, szczerze m贸wi膮c, w og贸le jej nie obchodzi to, co Liam O'Reilly sobie my艣li. 艢wiadomie zd艂awi艂a nieprzyjazne uczucia.

- Mo偶e si臋 przysi膮dziesz? - rzuci艂a niedbale, wskazuj膮c na tac臋 i dzbanek z kaw膮. - Mog臋 poprosi膰 o drug膮 fili偶ank臋.

Liam zerkn膮艂 na praktyczny zegarek, kt贸ry nosi艂 na prawym nadgarstku. By艂 lewor臋czny, jak wielu artystycznie uzdolnionych ludzi. Laura doskonale o tym pami臋ta艂a.

- Chyba 偶e jeste艣 z kim艣 um贸wiony - doda艂a oboj臋tnie, zauwa偶ywszy to spojrzenie.

- W艂a艣ciwie tak - przyzna艂. - Ale mam jeszcze chwilk臋 - doda艂 z zadowoleniem, po czym obszed艂 jej krzes艂o i zaj膮艂 miejsce naprzeciwko.

Laura nigdy by nie powiedzia艂a, 偶e Liam po prostu „usiad艂" na krze艣le. Z powodu wzrostu zawsze mia艂 k艂opot z usadowieniem si臋, bo krzes艂a by艂y albo za niskie, albo mia艂y za kr贸tkie siedziska.

Laura r贸wnie偶 by艂a do艣膰 wysoka przy swoich stu siedemdziesi臋ciu dw贸ch centymetrach i lubi艂a to teraz podkre艣la膰 szytymi na miar臋 eleganckimi ubraniami.

Dzisiaj mia艂a na sobie grafitow膮 garsonk臋 i szmaragdowozielon膮 bluzk臋. By艂a bardzo zadowolona ze swego obecnego wizerunku. Liam zawsze sprawia艂, 偶e czu艂a si臋 taka drobna. I bardzo kobieca.

- Mo偶e kawy? - zaproponowa艂a, trzymaj膮c r臋ce spokojnie z艂o偶one na okrytych sp贸dnic膮 udach.

- Nie, dzi臋kuj臋 - odpar艂. - Uzale偶nia tak samo jak papierosy, kt贸re kiedy艣 pali艂em. - Skrzywi艂 si臋 z niesmakiem.

- Rzuci艂e艣 palenie? - zdziwi艂a si臋. Gdy zna艂a go przed o艣miu laty, pali艂 co najmniej trzydzie艣ci dziennie. Przy pracy nawet wi臋cej.

Liam u艣miechn膮艂 si臋 na widok jej zaskoczenia.

- A偶 trudno uwierzy膰, prawda? Liam O'Reilly, zatwardzia艂y pijak i palacz przeszed艂 niezwyk艂膮 przemian臋.

- W膮tpi臋, by sprawa by艂a a偶 tak powa偶na - rzuci艂a kpi膮co.

Parskn膮艂 艣miechem, wpatruj膮c si臋 w ni膮 b艂yszcz膮cymi ciemnoniebieskimi oczami.

- Doros艂a艣, ma艂a Lauro - powiedzia艂 z podziwem.

- No ja my艣l臋! Przecie偶 mam ju偶 dwadzie艣cia dziewi臋膰 lat.

Co oznacza, 偶e on ma trzydzie艣ci dziewi臋膰, doda艂a w my艣lach, dostrzegaj膮c teraz, 偶e jednak nie przyjrza艂a mu si臋 do艣膰 uwa偶nie i 偶e zmyli艂o j膮 pierwsze wra偶enie wskazuj膮ce, 偶e wcale si臋 nie zmieni艂. Tych osiem lat bez w膮tpienia wycisn臋艂o na nim swe pi臋tno. Wok贸艂 oczu i ust mia艂 lekkie zmarszczki, kt贸re nie znika艂y, gdy przestawa艂 si臋 u艣miecha膰, a kruczoczarne w艂osy na skroniach lekko przypr贸szy艂a siwizna.

- Dwadzie艣cia dziewi臋膰 - powt贸rzy艂 w zamy艣leniu, przymru偶ywszy oczy. - A co porabia艂a艣 przez tych osiem lat, Lauro? - spyta艂 natarczywie, nie艣wiadomie przesuwaj膮c wzrok na jej serdeczny palec.

Na palcu nie by艂o obr膮czki, ale pozosta艂 na nim 艣lad wskazuj膮cy, 偶e kiedy艣 jednak j膮 nosi艂a.

- To i owo - odpar艂a wymijaj膮co, nie maj膮c zamiaru m贸wi膰 mu niczego o sobie. - A co u ciebie? Co ty robi艂e艣 przez osiem lat?

- Na pewno nie pisa艂em - rzuci艂 cierpko, krzywi膮c si臋.

- Naprawd臋? - Laura nie zdradzi艂a tonem g艂osu ani wyrazem twarzy, 偶e zdaje sobie spraw臋 z tego, 偶e 偶adna nowa ksi膮偶ka Liama O'Reilly'ego nie pojawi艂a si臋 na p贸艂kach ksi臋garskich przez ca艂e osiem lat. - Ale pewnie ju偶 wcale nie musia艂e艣 pisa膰 po sukcesie, jaki odnios艂a „Bomba czasu"? - spyta艂a niezobowi膮zuj膮cym tonem.

- Nie musia艂em ju偶 pisa膰! - powt贸rzy艂 oskar偶y cielsko Liam. W jego oczach i na twarzy odbi艂y si臋 gwa艂towne emocje.

- Mia艂am oczywi艣cie na my艣li kwesti臋 finansow膮 - wyja艣ni艂a, spokojnie znosz膮c jego piorunuj膮cy wzrok. Wiedzia艂a, 偶e trafi艂a w czu艂y punkt. Chcia艂a jednak zobaczy膰, jak on zareaguje na tak bezpo艣redni cios. - Pewnie zarobi艂e艣 miliony na „Bombie czasu". Ju偶 same prawa do ekranizacji...

- No i co mi przysz艂o z ca艂ej tej forsy, skoro od tamtego czasu nie napisa艂em ani s艂owa? - warkn膮艂.

Wzruszy艂a ramionami.

- Przypuszczam, 偶e dzi臋ki niej mog艂e艣 si臋 cieszy膰 wzgl臋dnym komfortem przez osiem d艂ugich lat - nawet bez alkoholu i papieros贸w - rzuci艂a zjadliwie. - Bez w膮tpienia umia艂e艣 korzysta膰 z urok贸w 偶ycia, gdy ostatnio ci臋 widzia艂am. - Nie mog艂a sobie odm贸wi膰 tej ma艂ej z艂o艣liwo艣ci.

Liam osi膮gn膮艂 spory sukces dzi臋ki czterem ksi膮偶kom, kt贸re wyda艂 przed thrillerem politycznym „Bomba czasu". Jednak dopiero ostatnia okaza艂a si臋 - nomen, omen - prawdziw膮 bomb膮!

Trzy tygodnie po ukazaniu si臋 wydania w twardej oprawie „Bomba czasu" wspi臋艂a si臋 na pierwsze miejsce listy bestseller贸w. Liam wyst臋powa艂 w wielu programach telewizyjnych, sprzeda艂 prawa do ekranizacji powie艣ci i zgarni臋to go do Hollywood, by napisa艂 scenariusz i pomaga艂 przy castingu.

Ostatni raz Laura widzia艂a go na zdj臋ciu w gazecie, gdzie wyst臋powa艂 ze sw膮 艣wie偶o po艣lubion膮 偶on膮. pi臋kn膮 aktork膮, maj膮c膮 zagra膰 g艂贸wn膮 rol臋 w ekranizacji jego powie艣ci.

A Laura Carter, studentka, z kt贸r膮 Liam spotyka艂 si臋, zanim opu艣ci艂 Angli臋, posz艂a w zapomnienie.

Na pocz膮tku by艂a oszo艂omiona tym, 偶e j膮 porzuci艂, nie mog艂a uwierzy膰, 偶e tak ma艂o dla niego znaczy艂a, pomimo swego niewolniczego oddania. Jednak gdy mija艂y kolejne dni, a potem tygodnie bez wiadomo艣ci od niego, w Laurze narasta艂 gniew. Potem, gdy ujrza艂a jego 艣lubne zdj臋cie w gazecie, przysz艂a gorycz, a na ko艅cu pogodzenie si臋 z tym. 偶e nie uwa偶a艂 jej ju偶 - w 偶adnym razie - za cz臋艣膰 swego nowego 偶ycia w Ameryce.

Wraz z t膮 akceptacj膮 sytuacji przysz艂o pragnienie osi膮gni臋cia 偶yciowego sukcesu.

Jej opanowanie, kosztowne, eleganckie ubranie i pier艣cionek z wielkim brylantem na palcu prawej r臋ki 艣wiadczy艂y o tym, 偶e uda艂o jej si臋 osi膮gn膮膰 zamierzony cel.

- To musia艂o by膰 rzeczywi艣cie dawno temu - skomentowa艂 sarkastycznie jej uwag臋.

- Mo偶e i tak - odpar艂a. W innym 偶yciu, doda艂a w my艣lach. - Jakie偶 to pilne sprawy sprowadzaj膮 ci臋 ze s艂onecznej Kalifornii do zimnej Anglii? - zmieni艂a lekkim tonem temat.

Liam z wyra藕nym wysi艂kiem zmusi艂 si臋 do tego, by opa艣膰 niedbale na oparcie krzes艂a, ale jego oczy wci膮偶 rzuca艂y gro藕ne b艂yski. - Nie przyjecha艂em z Kalifornii

- sprostowa艂. - Pi臋膰 lat temu przenios艂em si臋 do Irlandii.

To dlatego jego irlandzki akcent by艂 teraz silniejszy ni偶 przed o艣miu laty, pomy艣la艂a. Nic mia艂a poj臋cia o jego przeprowadzce, bo naumy艣lnie przesta艂a interesowa膰 si臋 偶yciem Liama, od kiedy dowiedzia艂a si臋 o jego ma艂偶e艅stwie.

- Twoja ameryka艅ska 偶ona musia艂a prze偶y膰 szok kulturowy - zauwa偶y艂a.

- Nie mia艂em okazji si臋 o tym przekona膰 - rzuci艂 kwa艣no. - Diana rozwiod艂a si臋 ze mn膮 siedem lat temu. Ma艂偶e艅stwo trwa艂o zaledwie p贸艂 roku

- doda艂, gdy unios艂a ze zdziwieniem brwi. - Z powodu r贸偶nych zobowi膮za艅 zawodowych sp臋dzili艣my zreszt膮 ze sob膮 zaledwie sze艣膰 tygodni - doda艂 z gorycz膮. - Nie tak wyobra偶a艂em sobie prawdziwe ma艂偶e艅stwo!

A wi臋c Liam by艂 偶onaty zaledwie przez p贸艂 roku! Przez p贸l roku! Gdyby wiedzia艂a...

Co zmieni艂aby w swoim 偶yciu, gdyby wiedzia艂a? Nic. Ot贸偶 to. Nic. Liam dokona艂 pewnych wybor贸w i ona tak偶e. Ju偶 nic tego nie zmieni.

Liam ponownie spojrza艂 na zegarek.

- S艂uchaj, naprawd臋 jestem z kim艣 um贸wiony za kilka minut. W艂a艣ciwie to... - omi贸t艂 przymru偶onymi oczyma ca艂y zat艂oczony hol - musz臋 ju偶 i艣膰 - powiedzia艂, gdy m臋偶czyzna, kt贸ry w艂a艣nie wszed艂, nawi膮za艂 z nim kontakt wzrokowy. - Ale chcia艂bym si臋 jeszcze z tob膮 zobaczy膰, Lauro..

- Nic s膮dz臋, aby by艂 to dobry pomys艂 - uci臋艂a kr贸tko, pod膮偶aj膮c spojrzeniem za wzrokiem Liama. Odpowiedzia艂a skinieniem g艂owy na powitalny gest nowo przyby艂ego i doda艂a nieszczerze:

- Ciekawe spotkanie, Liam. Niestety musz臋 ju偶 i艣膰. - Wsta艂a, smuk艂a i elegancka w swej doskonale skrojonej garsonce, przerzuci艂a przez rami臋 pasek sk贸rzanej czarnej torebki.

- Lauro! - Liam z艂apa艂 j膮 za r臋k臋, gdy mija艂a go zwinnym ruchem. - Chc臋 ci臋 znowu zobaczy膰 - powiedzia艂 z naciskiem.

- Powspomina膰 stare czasy? - spyta艂a szyderczo i pokr臋ci艂a g艂ow膮. - O nie, dzi臋kuj臋 - doda艂a, u艣miechaj膮c si臋 smutno.

- B臋d臋 w tym hotelu jeszcze przez kilka dni - powiedzia艂, wpatruj膮c si臋 w ni膮 w napi臋ciu. - Zadzwo艅 do mnie. Je艣li tego nie zrobisz - doda艂 cicho, widz膮c, 偶e zamierza odm贸wi膰 - zostan臋 w Londynie tak d艂ugo, dop贸ki ci臋 nie odnajd臋.

Przynajmniej wiedzia艂a ju偶. dlaczego nie zauwa偶y艂a, jak wchodzi艂. Skoro by艂 go艣ciem, zjecha艂 wind膮, kt贸rej nie widzia艂a ze swego miejsca.

Nie zmienia艂o to jednak faktu, 偶e w jego s艂owach zabrzmia艂a nuta pogr贸偶ki. A ona mia艂a pewne powody, dla kt贸rych nie chcia艂a, by j膮 odnalaz艂. W ka偶dym razie, jeszcze nie teraz.

- Ale偶 ty si臋 zrobi艂e艣 melodramatyczny, Liam - parskn臋艂a. - Skoro tak ci zale偶y, zadzwoni臋 - zgodzi艂a si臋, wzruszaj膮c ramionami.

Zadzwoni i jasno da mu do zrozumienia, 偶e nie ma zamiaru spotyka膰 si臋 z nim na gruncie towarzyskim w czasie jego pobytu w Londynie!

Popatrzy艂 na ni膮 wymownie, zanim pu艣ci艂 jej r臋k臋 i skin膮艂 g艂ow膮.

- Owszem, bardzo mi na tym zale偶y - przyzna艂 lakonicznie.

Na te s艂owa unios艂a sceptycznie ciemne brwi.

- Przepraszam bardzo, ale naprawd臋 musz臋 ju偶 i艣膰 - rzuci艂a na odchodnym.

Czu艂a na sobie jego wzrok, gdy sz艂a przez hol, a potem wk艂ada艂a podany przez szatniarza p艂aszcz i wychodzi艂a na zewn膮trz, gdzie wy艂 przenikliwy listopadowy wiatr.

Jednak ona wcale nic czu艂a jego lodowatych powiew贸w, bo ponowne spotkanie z Liamem ca艂kiem j膮 oszo艂omi艂o. Gdy siedzia艂a naprzeciwko niego, pami臋taj膮c wszystko, co zasz艂o mi臋dzy nimi w przesz艂o艣ci, zdo艂a艂a jako艣 zachowa膰 pozory opanowania. Jednak teraz, gdy by艂a sama, nerwy pu艣ci艂y.

Przed o艣miu laty marzy艂a o tym, by spotka膰 Liama raz jeszcze, cho膰by na kilka minut.

- Pani Shipley - Paul, jej kierowca, sta艂 przy samochodzie zaparkowanym przy chodniku i zapraszaj膮co wskazywa艂 otwarte tylne drzwi.

- Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂a z roztargnieniem, zadowolona, 偶e mo偶e schroni膰 si臋 w cieple zapewniaj膮cej prywatno艣膰 limuzyny, gdy kierowca zatrzasn膮艂 za ni膮 drzwi.

- Z powrotem do biura, prosz臋 pani? - spyta艂 uprzejmie Paul, gdy zaj膮艂 ju偶 miejsce za kierownic膮.

- Nie. Tak! Ja...

Opanuj si臋, Lauro - nakaza艂a sobie stanowczo.

Dobrze, ujrza艂a ponownie Liama. I co z tego? Bez w膮tpienia by艂 nadal czaruj膮cym draniem, ale ona przesta艂a by膰 艂atw膮 do oczarowania Laur膮 Carter. Teraz by艂a Laur膮 Shipley, prowadzi艂a w艂asn膮 firm臋, mia艂a dom w Londynie, will臋 na Majorce, je藕dzi艂a, gdzie chcia艂a, samochodami prowadzonymi przez szofer贸w. Jedno spotkanie z Liamem O'Reillym nie mog艂o jej tego wszystkiego odebra膰.

- Tak, Paul, poprosz臋 do biura - powiedzia艂a ju偶 bardziej zdecydowanie, moszcz膮c si臋 wygodnie na swoim miejscu.

Nie musia艂a si臋 spieszy膰 do domu, Bobby wr贸ci dopiero za p贸艂torej godziny. Zreszt膮 powiedzia艂a Perry'emu, 偶e b臋dzie czeka艂a w biurze na jego raport.

By艂a ciekawa, jak mu p贸jdzie rozmowa z Liamem.


ROZDZIA艁 DRUGI

- Niebywa艂e! - zachwyca艂 si臋 Perry godzin臋 p贸藕niej, przemierzaj膮c w t臋 i z powrotem pok贸j. - Od razu odgad艂a艣, 偶e maszynopis, kt贸ry przed trzema tygodniami wyl膮dowa艂 na moim biurku, wyszed艂 spod pi贸ra Liama O'Reilly'ego! A przecie偶 autor podpisa艂 si臋 jako Reilly O'Shea. Sk膮d wiedzia艂a艣?

Laura siedzia艂a za swym imponuj膮cym biurkiem i w milczeniu przygl膮da艂a si臋 redaktorowi naczelnemu. W biurze by艂o ciep艂o, wi臋c zrzuci艂a marynark臋, a szmaragdowozielona jedwabna bluzka doskonale podkre艣la艂a czer艅 jej w艂os贸w.

Sk膮d wiedzia艂a? Przeczyta艂a ostatni膮 powie艣膰 Liama O'Reilly'ego od deski do deski. Zna艂a ka偶dy zwrot akcji, ka偶de zdanie, wszystkie niuanse stylistyczne. Nic wi臋c dziwnego, 偶e rozpozna艂a autora maszynopisu, kt贸ry przys艂ano przed trzema tygodniami do wydawnictwa Shipley Publishing. Tekst by艂 艣wietny - jak oceni艂 Peny - i bez w膮tpienia stworzy艂a go ta sama osoba, kt贸ra napisa艂a „Bomb臋 czasu".

Jednak Laura nie mog艂a jako艣 uwierzy膰 w to, 偶e on znowu pisze. Dziwi艂o j膮 r贸wnie偶, 偶e tekst z艂o偶ono pod innym nazwiskiem, jakkolwiek podobnym do nazwiska Liama. To w艂a艣nie sk艂oni艂o j膮 do zaaran偶owania spotkania w hotelu. Ostatnio widzia艂a Liama przed o艣miu laty i m贸g艂 bardzo si臋 zmieni膰 - ona na pewno si臋 zmieni艂a! Jednak wiedzia艂a, 偶e nawet je艣li wygl膮da teraz inaczej, kto jak kto, ale ona potrafi go rozpozna膰. Zaplanowa艂a to tak, 偶e usadowi si臋 w strategicznym miejscu i z ukrycia da. znak Perry'emu, kt贸ry przyb臋dzie na spotkanie z autorem, czy jej przypuszczenia co do to偶samo艣ci tego ostatniego okaza艂y si臋 s艂uszne.

Jej plan nie zak艂ada艂 jednak mo偶liwo艣ci, 偶e Liam zauwa偶y i rozpozna j膮 sam膮! Nie mia艂a r贸wnie偶 zamiaru obiecywa膰 mu, 偶e p贸藕niej zatelefonuje do jego pokoju hotelowego!

Laurze wci膮偶 jeszcze robi艂o si臋 gor膮co na samo wspomnienie nieoczekiwanego spotkania. Osiem lat! I pomijaj膮c tych kilka zmarszczek i siwych w艂os贸w, Liam wygl膮da艂 zupe艂nie tak samo. Zaskoczy艂o j膮 jednak kompletnie, 偶e on r贸wnie偶 bez trudu j膮 rozpozna艂, cho膰 przecie偶 zmieni艂a fryzur臋, a d偶insy i T - shirt, kt贸re niegdy艣 nosi艂a, zamieni艂a na klasyczny kostium i eleganck膮 bluzk臋.

Na szcz臋艣cie szybko si臋 opanowa艂a i nie da艂a po sobie pozna膰, jak bardzo j膮 zaskoczy艂. Pewno艣膰 siebie, jakiej nabra艂a w ostatnich latach, bardzo jej si臋 przyda艂a w tej trudnej chwili. Mog艂a jak gdyby nigdy nic skin膮膰 porozumiewawczo Perry'emu, gdy ukaza艂 si臋 w holu, i spokojnie opu艣ci膰 hotel.

Wida膰 by艂o, 偶e Perry jest zachwycony spotkaniem z autorem. Kipia艂 z rado艣ci, 偶e wydawnictwo Shipley Publishing mo偶e naby膰 prawa do publikacji d艂ugo wyczekiwanej powie艣ci Liama O'Reilly'ego. Jednak Laura wiedzia艂a, 偶e to nie b臋dzie takie proste...

- Co dok艂adnie uda艂o ci si臋 ustali膰? - spyta艂a spokojnie, sprowadzaj膮c redaktora na ziemi臋.

Perry opad艂 na krzes艂o naprzeciw jej biurka.

- No c贸偶, om贸wili艣my par臋 spraw, ale wiele jeszcze zosta艂o do ustalenia - entuzjazm Perry'ego jakby nieco przygasi. - Najwi臋kszym problemem jest to, 偶e chocia偶 dopytywa艂em si臋 o poprzednie ksi膮偶ki i czyni艂em r贸偶ne aluzje, facet upar艂 si臋, by udawa膰, 偶e jest Reillym O'Shea.

- Czy wiew dlaczego?

- No jasne - rzuci艂 szybko Perry. - Nie wiem tylko, jak sobie z tym poradzimy. K艂adziemy 艂ap臋 na tek艣cie Liama O'Reilly'ego i...

- Czy mo偶emy cofn膮膰 si臋 o kilka kroczk贸w, Perry? - przerwa艂a wolno Laura. - Wiesz, dlaczego facet z uporem ukrywa to, 偶e jest Liamem O'Reillym?

Od czasu gdy przed trzema tygodniami przeczyta艂a maszynopis, Laura 艂ama艂a sobie g艂ow臋 nad tym, dlaczego z艂o偶ono go pod pseudonimem. Na pr贸偶no.

Jako Liam O'Reilly autor m贸g艂 za偶膮da膰 niebotycznej zaliczki i znakomitych tantiem. Przedstawiaj膮c si臋 jako debiutant, kt贸rego wydanie zawsze stanowi ryzyko dla wydawnictwa, m贸g艂 liczy膰 na o wiele mniej. Wiadomo te偶, 偶e ksi膮偶ka Liama O'Reilly'ego mo偶e zdoby膰 o wiele wi臋kszy rozg艂os ni偶 dzie艂o debiutanta. Przecie偶 po miesi膮cach, a nawet latach pracy ka偶dy autor chce mie膰 jak najwi臋cej czytelnik贸w.

- Oczywi艣cie - zgodzi艂 si臋 Perry.

Mia艂 nieca艂e metr osiemdziesi膮t wzrostu, blond w艂osy, niebieskie oczy oraz ch艂opi臋cy wdzi臋k i energi臋, kt贸re zadawa艂y k艂am jego trzydziestu pi臋ciu latom.

- W takim razie wyja艣nij mi to, prosz臋 - zach臋ci艂a Laura. - Bo ja nie mam poj臋cia, dlaczego autor, kt贸ry odni贸s艂 osza艂amiaj膮cy sukces, pragnie utrzyma膰 sw膮 to偶samo艣膰 w sekrecie.

- W艂a艣nie z tego powodu - u艣miechn膮艂 si臋 Perry.

- Lata temu, gdy facet wyda艂 sw膮 pi膮t膮 ksi膮偶k臋, zosta艂 uznany za fenomen. Znalaz艂 si臋 na szczytach list bestseller贸w, zar贸wno tych w mi臋kkiej, jak i twardej oprawie, i utrzymywa艂 si臋 tam prawie przez rok. Zosta艂 beniaminkiem 艣wiata literackiego, ozdob膮 salon贸w wszystkich pa艅 z towarzystwa. Potem powie艣膰 zekranizowano, a film zgarn膮艂 wi臋kszo艣膰 Oscar贸w przyznanych tamtego roku. Facet by艂 gwiazd膮, kt贸ra przy膰mi艂a wszystkie pozosta艂e gwiazdy.

- No i co dalej? - spyta艂a Laura. Jak na razie nie dowiedzia艂a si臋 niczego nowego.

- U偶y艂em por贸wnania astronomicznego i b臋d臋 kontynuowa艂 w podobnym stylu - u艣miechn膮艂 si臋 Perry.

- Bo widzisz, on nie by艂 gwiazd膮, Lauro, by艂 tylko komet膮. Wszed艂 na nasz膮 orbit臋, l艣ni艂 jasno, lecz wzgl臋dnie kr贸tko i znikn膮艂. Wydawa艂oby si臋, bez 艣ladu...

- Ale...

- Wydaje mi si臋, 偶e teraz on chce zupe艂nie inaczej pokierowa膰 swoimi sprawami - przerwa艂 jej Perry.

- Ale jak tylko si臋 wyda, kim naprawd臋 jest Reilly O'Shea...

- Mo偶e do tego wcale nie doj艣膰 - wtr膮ci艂 zdecydowanie redaktor. - Chocia偶 wiedzia艂em, 偶e rozmawiam dzisiaj z Liamem O'Reillym, musia艂em przecie偶 udawa膰, 偶e uwa偶am go za Reilly'ego O'She臋. Omawiali艣my warunki ewentualnego kontraktu...

- Perry zawaha艂 si臋 na moment. - Zaproponowa艂 par臋 interesuj膮cych punkt贸w, kt贸re chcia艂by zapisa膰 w umowie.

Laura unios艂a ciemne brwi, zaskoczona arogancj膮 autora.

- A jakie偶 to? - spyta艂a.

- 呕adnego rozg艂osu, wyst膮pie艅 publicznych. Ca艂kowita ochrona prywatno艣ci. - Perry wzruszy艂 ramionami, widz膮c zaskoczony wyraz jej twarzy. - Dziwne 偶yczenia jak na debiutanta, za jakiego si臋 podaje. Natomiast wcale nie dziwi膮 u faceta, kt贸ry zasmakowa艂 ju偶 tego wszystkiego i bokiem mu wysz艂o.

Jako postronna obserwatorka poczyna艅 rosn膮cego w s艂aw臋 autora, Laura nie mog艂a zgodzi膰 si臋 z wnioskiem Perry'ego. Przed o艣miu laty odnios艂a wra偶enie, 偶e Liam wr臋cz upaja si臋 swym sukcesem.

Westchn臋艂a.

- Jak zauwa偶y艂e艣, wiele nam jeszcze pozosta艂o do ustalenia. A na czym w艂a艣ciwie stan臋艂o? - - spyta艂a zaciekawiona.

- Zostaje w Londynie jeszcze przez par臋 dni. Powiedzia艂em, 偶e zadzwoni臋 do niego, zanim wyjedzie. Musz臋 przyzna膰, 偶e to by艂o jedno z trudniejszych spotka艅, jakie odby艂em. „Bomba czasu" zachwyci艂a mnie przed o艣miu laty, ale s膮dz臋, 偶e „艢wiat Josie" to ksi膮偶ka o niebo lepsza. Przez ca艂y czas, gdy rozmawia艂em z Reillym, chcia艂em mu to powiedzie膰! - Pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- Ciesz臋 si臋, 偶e nie uleg艂e艣 pokusie - o艣wiadczy艂a ch艂odno Laura, spogl膮daj膮c na delikatny z艂oty zegarek na nadgarstku. Potem zebra艂a le偶膮ce na biurku papiery i doda艂a: - Musz臋 ju偶 i艣膰, Perry, ale z samego rana doko艅czymy rozmow臋... - zawiesi艂a g艂os. - Cho膰, prawd臋 m贸wi膮c, nie wiem, jak wybrniemy z tej sytuacji. Najbardziej n臋ka艂o j膮 to, jak podczas przysz艂ych negocjacji z autorem ukry膰 w艂asn膮 to偶samo艣膰. Z wiadomych sobie powod贸w nie chcia艂a, by Liam dowiedzia艂 si臋, 偶e wydawnictwo Shipley Publishing nale偶y w艂a艣nie do niej.

Wydawa艂o jej si臋, 偶e ciemnoniebieski aparat telefoniczny stoj膮cy na stoliku nocnym 艂ypie gniewnie w jej stron臋, gani膮c j膮 w milczeniu za to, 偶e nie podnosi s艂uchawki i nie wybiera numeru telefonu hotelu Liama.

Jak zwyk艂a robi膰 od dw贸ch lat, zaraz po kolacji zaszy艂a si臋 w swoim pokoju, zabieraj膮c ze sob膮 stos papier贸w. Siedzia艂a teraz na 艂贸偶ku, wspar艂szy szczup艂e, okryte jedwabiem ramiona o kremowe, satynowe poduchy. Na nosie mia艂a okulary i czyta艂a nowy maszynopis najlepszej autorki wydawnictwa Shipley.

Najlepszej jak dot膮d, pomy艣la艂a. Je偶eli rzeczywi艣cie uda im si臋 zdoby膰 powie艣膰 Liama, zepchnie on Elizabeth Starling z pozycji najlepszej autorki.

Ostatni tekst Elizabeth by艂 dobry, a nawet wi臋cej ni偶 dobry, ale tego wieczoru Laura nie potrafi艂a si臋 na nim skupi膰.

Z westchnieniem zsun臋艂a si臋 ni偶ej na 艂贸偶ko i zdj臋艂a okulary w z艂otej oprawce. Rzeczywi艣cie nic nosi艂a szkie艂 kontaktowych, ani barwionych, ani zwyk艂ych, ale niedawno musia艂a zacz膮膰 u偶ywa膰 okular贸w do czytania. Pewnie dlatego, 偶e tak du偶o czyta艂a.

Nie narzeka艂a na swoje 偶ycie. Ma艂偶e艅stwo z Robertem uwa偶a艂a za bardzo udane. To dzi臋ki niemu by艂a teraz dyrektorem Shipley Publishing. Stanowisko daj膮ce w艂adz臋 wi膮za艂o si臋 rzecz jasna z pewnym poczuciem osamotnienia, ale rekompensowa艂y to bezpiecze艅stwo finansowe, pi臋kny dom w Londynie, willa na Majorce i sprawna s艂u偶ba prowadz膮ca oba domy.

Niepok贸j, jaki odczuwa艂a tego wieczoru, bez w膮tpienia nie by艂 zwi膮zany z brakiem materialnego komfortu w 偶yciu.

Liam oczekiwa艂, 偶e zadzwoni do niego do hotelu. Jeden g艂os m贸wi艂 jej: zapomnij o tym; po tym, jak potraktowa艂 ci臋 przed o艣miu laty, nie ma prawa niczego oczekiwa膰. Ale drugi g艂os przypomina艂 o pogr贸偶ce Liama, 偶e je艣li ona nie zadzwoni, to on zrobi wszystko, by j膮 odnale藕膰. A tego na pewno nie chcia艂a.

Poza tym wiedzia艂a, co sprowadzi艂o Liama do Londynu, lecz on nie zdawa艂 sobie sprawy z tego, 偶e ona wie. W dodatku nie mia艂 poj臋cia o jej obecnym 偶yciu. Chcia艂a, aby tak pozosta艂o.

- Prosz臋 o po艂膮czenie z pokojem pana O'Reilly'ego - powiedzia艂a szybko, gdy obs艂uga hotelu odebra艂a telefon.

- Apartament pana O'Reilly jest na linii - pad艂a uprzejma odpowiedz.

Apartament... Musi sporo kosztowa膰 w takim eleganckim hotelu. A wi臋c Liam zachowa艂 jeszcze cz臋艣膰 maj膮tku zdobytego przed 艂aty. Patrz膮c na niego, zawsze trudno by艂o okre艣li膰, jaka jest jego pozycja finansowa. Prawie zawsze mia艂 na sobie d偶insy, zwyk艂膮 koszul臋 i marynark臋. Tak jak dzi艣...

- S艂ucham - odezwa艂 si臋 szorstki g艂os, gdy s艂uchawka zosta艂a podniesiona.

- Cze艣膰, Liam, prosi艂e艣, bym zadzwoni艂a - powiedzia艂a Laura, zdobywaj膮c si臋 na niedba艂y ton. Nie musia艂a mu zapewne o tym przypomina膰. Wida膰 by艂o, jak bardzo mu na tym zale偶y.

- Owszem, Lauro - odpar艂 z tym swoim czaruj膮cym akcentem. Teraz, gdy j膮 rozpozna艂, zmieni艂 si臋 te偶 ca艂kiem ton jego g艂osu. - Chcia艂bym zaprosi膰 ci臋 na kolacj臋.

- Ju偶 jad艂am - odpar艂a z pewn膮 satysfakcj膮.

- Przecie偶 dopiero dziewi膮ta - zdziwi艂 si臋.

- W domu zawsze jadam o si贸dmej trzydzie艣ci - odpar艂a zwi臋藕le.

- A gdzie jest ten dom, Lauro?

- Niez艂e podchody, Liam. - Roze艣mia艂a si臋 swobodnie, cho膰 r臋ka 艣ciskaj膮ca s艂uchawk臋 zwilgotnia艂a.

- Te偶 tak my艣l臋 - rzuci艂 kpi膮co. - Ma艂o entuzjastycznie podesz艂a艣 do pomys艂u, 偶ebym ci臋 odszuka艂 w Londynie - ci膮gn膮艂 z namys艂em. - Po co te sekrety, Lauro? Czy偶by艣 nie mieszka艂a sama? - spyta艂 ostrzej.

- Co za domy艣lno艣膰, Liam. - Za艣mia艂a si臋. - Cho膰 w艂a艣ciwie nie tak trudno by艂o na to wpa艣膰, zwa偶ywszy na to, 偶e min臋艂o osiem lat.. - Przecie偶 ten facet zd膮偶y艂 w tym czasie o偶eni膰 si臋 i rozwie艣膰 - chyba logiczne, 偶e ona te偶 pewnie zrobi艂a co najmniej jedn膮 z tych rzeczy.

- Nie nosisz obr膮czki - zauwa偶y艂.

A wi臋c nie wydawa艂o jej si臋, 偶e patrzy艂 na jej r臋k臋.

- Nie wszystkie kobiety teraz je nosz膮 - odpar艂a.

- Gdyby艣 by艂a moj膮 偶on膮, toby艣 nosi艂a - rzuci艂 szorstko.

- Gdybym by艂a twoj膮 偶on膮, mia艂abym te偶 wariackie papiery - rzuci艂a cierpko.

Natychmiast po偶a艂owa艂a tych s艂贸w. Odpowiedzia艂a jej lodowata cisza przerywana tylko odg艂osem dw贸ch oddech贸w.

Dlaczego to powiedzia艂a? Nie mia艂o sensu wmawia膰 sobie, 偶e sprowokowa艂a j膮 do tego arogancja Liama. Chcia艂a przecie偶, by ta rozmowa by艂a jak najkr贸tsza i jak najmniej osobista, a ju偶 po dw贸ch minutach pozwoli艂a, by prze艂ama艂 jej rezerw臋.

Jednak i tym razem pomog艂a jej umiej臋tno艣膰 panowania nad sob膮. Natychmiast po wybuchu zamilk艂a i zachowa艂a dystans.

- Wiesz, Lauro - przerwa艂 cisz臋, powoli wymawiaj膮c s艂owa - powinni艣my si臋 spotka膰 przed laty.

- Dziwne, ale wydaje mi si臋, 偶e si臋 spotkali艣my

- odpar艂a lodowatym g艂osem. - Chyba masz zanik pami臋ci - doda艂a sarkastycznym tonem.

- Wcale nie - odpar艂 niezra偶ony. - Ale gdyby艣 by艂a tak膮 Laur膮 Carter osiem lat temu, sprawy pewnie potoczy艂yby si臋 inaczej.

- Och, daj spok贸j - westchn臋艂a z niesmakiem.

- Min臋艂o osiem lat, a przez ten czas s艂ysza艂am ju偶 chyba wszystkie mo偶liwe gadki podrywaczy. Ta nale偶y do najs艂abszych.

- To wcale nie by艂a gadka podrywacza. Nie wiem, czy w og贸le jeszcze umiem podrywa膰 - doda艂 z gorycz膮. - W przeciwie艅stwie do ciebie, o ile mog臋 s膮dzi膰, przez ostatnie pi臋膰 lat prowadzi艂em bardzo spokojne 偶ycie. Um贸w si臋 ze mn膮 na drinka, Lauro - namawia艂 dalej.

- M贸wi艂e艣 przecie偶, 偶e ju偶 nie pijesz - przypomnia艂a oschle.

- Czasem pozwalam sobie na kieliszeczek bia艂ego wina w towarzystwie - skorygowa艂.

- Obawiam si臋, 偶e dwa nast臋pne wieczory mam ju偶 zaj臋te.

To by艂o typowe dla Liama - uwa偶a艂, 偶e ona zrezygnuje z wszelkich zobowi膮za艅 towarzyskich i przybiegnie si臋 z nim spotka膰.

Pewnie dlatego, 偶e osiem lat temu tak w艂a艣nie by zrobi艂a. By艂a wtedy po uszy w nim zakochana, ka偶d膮 woln膮 chwil臋 sp臋dzali razem, cz臋sto rezygnuj膮c nawet z towarzystwa swoich przyjaci贸艂.

Ale to by艂o wtedy. A teraz by艂o zupe艂nie inaczej. Te dwie sytuacje diametralnie si臋 r贸偶ni艂y.

- Mam na my艣li dzisiejszy wiecz贸r, Lauro.

- S艂owa Liama przerwa艂y tok jej pe艂nych oburzenia my艣li.

- Dzisiejszy? - powt贸rzy艂a z niedowierzaniem.

- Dlaczego nie? - upiera艂 si臋.

- Bo ju偶 le偶臋 w 艂贸偶ku - odpar艂a zdumiona, ale natychmiast si臋 zreflektowa艂a, 偶e niepotrzebnie to powiedzia艂a. By艂o dopiero dziesi臋膰 po dziewi膮tej.

- Sama? - zapyta艂 obcesowo.

- Gdybym nie by艂a sama, to przecie偶 nie dzwoni艂abym do ciebie - odpar艂a z zimn膮 pogard膮 w g艂osie.

- Zdziwi艂aby艣 si臋, do czego s膮 zdolne niekt贸re kobiety - skomentowa艂 zjadliwie.

- Ale nie ta - zapewni艂a z oburzeniem.

- A wi臋c jeste艣 w 艂贸偶ku. Sama. Dlaczego wi臋c nic mo偶esz spotka膰 si臋 ze mn膮 na drinka?

Bo musia艂abym wsta膰, pomy艣la艂a. Ubra膰 si臋. Zrobi膰 sobie makija偶, cho膰 w艂a艣nie go zmy艂am. Pojecha膰 do hotelu. A wszystko po to, by sp臋dzi膰 czas z kim艣, z kim wcale nie chc臋 si臋 spotyka膰.

- Dzi臋kuj臋, ale nie - powiedzia艂a oficjalnym tonem - Zrobi艂am, jak prosi艂e艣 i zadzwoni艂am. Nie s膮dz臋, abym by艂a zobowi膮zana do czego艣 wi臋cej ze wzgl臋du na dawn膮 znajomo艣膰.

- A nie jeste艣 ciekawa, co si臋 ze mn膮 dzia艂o przez tych osiem lat, Lauro? Bo ja bardzo jestem ciekaw, co u ciebie.

- Co mianowicie tak ci臋 ciekawi? - spyta艂a ostro偶nie. Zacz臋艂a si臋 mie膰 na baczno艣ci.

- Chcia艂bym wiedzie膰, co porabia艂a艣 przez ten czas. Bo na pewno nie jeste艣 ju偶 t膮 sam膮 艂atwowiern膮 studentk膮, kt贸r膮 niegdy艣 zna艂em.

- Dzi臋ki Bogu! - westchn臋艂a z ulg膮. - S艂uchaj, zadzwoni艂am, bo mnie o to prosi艂e艣, zupe艂nie wbrew zdrowemu rozs膮dkowi...

- Dlaczego tak m贸wisz? Czy jestem taki okropny albo zdemoralizowany, 偶e nie chcesz mie膰 ju偶 ze mn膮 do czynienia?

- Nic b膮d藕 艣mieszny. Nawet ci臋 ju偶 nie znam, nic o tobie nie wiem...

- No w艂a艣nie, jest okazja to zmieni膰 - zauwa偶y艂 z satysfakcj膮.

- I wcale nie chc臋 pozna膰! - o艣wiadczy艂a zdecydowanie.

- To nie by艂o zbyt uprzejme, Lauro!

A czy uprzejmie by艂o wyjecha膰 przed o艣miu laty do Hollywood i tak po prostu znikn膮膰 z jej 偶ycia? Uprzejmie by艂o nie zadzwoni膰, nawet nie przys艂a膰 kartki? Nie zatroszczy膰 si臋 o to, czy wszystko u niej w porz膮dku?

- Nie mamy o czym m贸wi膰, Liam - powiedzia艂a oboj臋tnym tonem. - I nie mamy ze sob膮 nic wsp贸lnego.

Opr贸cz tego, 偶e ona jest w艂a艣cicielk膮 wydawnictwa, a on autorem i obie strony dobrze by wysz艂y na tym, gdyby Shipley Publishing naby艂o prawa do jego najnowszej powie艣ci.

- Mamy przesz艂o艣膰...

- Wiem z do艣wiadczenia, 偶e grzebanie we wspomnieniach to kompletna strata czasu - o艣wiadczy艂a obcesowo. - Ludzie rzadko podobnie zapisuj膮, w pami臋ci te same do艣wiadczenia.

- Pami臋tam, 偶e nasza znajomo艣膰 sprzed o艣miu lat wla艂a wiele pi臋kna i s艂odyczy...

- Och, daj spok贸j - przerwa艂a z niesmakiem.

- W moje 偶ycie - doko艅czy艂.

Mo偶e teraz tak mu si臋 wydawa艂o. Szkoda 偶e nie osiem lat temu!

- To tylko potwierdza moje wcze艣niejsze stwierdzenie, 偶e ludzie odnosz膮, r贸偶ne wra偶enia. Na temat przesz艂o艣ci czy innych spraw - ci膮gn臋艂a z przekonaniem. - Ja zapami臋ta艂am siebie jako do艣膰 g艂upi膮 dwudziestojednolatk臋 zadurzon膮 w pisarzu o 艣wiatowej s艂awie. Pisarzu, kt贸ry pewnie uwa偶a艂 mnie za wrz贸d na...

- Zn贸w jeste艣 niemi艂a - przerwa艂 jej Liam. - Tym razem dla samej siebie.

- Nie, po prostu trze藕wo rozumuj臋. Nic dziwnego, 偶e nic mog艂e艣 si臋 doczeka膰, kiedy zwiejesz z Anglii i ode mnie!

- To nie by艂o tak...

- A w艂a艣nie 偶e tak - zapewni艂a ze 艣miechem. - Musia艂am by膰 bardzo uci膮偶liwa, gdy lak za tob膮 艂azi艂am jak wiemy pies, spija艂am ka偶de s艂owo z twoich ust...

- Powiedzia艂em, 偶e to wcale nie by艂o tak - przerwa艂 ze z艂o艣ci膮. - Ju偶 samo to, 偶e tak wszystko zapami臋ta艂a艣, jest powodem, dla kt贸rego powinni艣my si臋 spotka膰.

- Jeste艣 bardzo uparty, Liam - westchn臋艂a ze znu偶eniem. - A mo偶e chodzi po prostu o to, 偶e traktujesz mnie jako wyzwanie teraz, gdy nie jestem ju偶 taka uleg艂a jak kiedy艣?

- Nigdy nie uwa偶a艂em ci臋 za uleg艂膮! - warkn膮艂. Westchn臋艂a, zastanawiaj膮c si臋, jak wybrn膮膰 z tej sytuacji.

Jako Laura, nie mia艂a cienia w膮tpliwo艣ci, 偶e wcale nic ma ochoty go spotyka膰 - nadal zbyt 偶ywo mia艂a w pami臋ci b贸l, jaki jej zada艂 w przesz艂o艣ci. Jednak jako w艂a艣cicielka Shipley Publishing wiedzia艂a, 偶e na pewnym etapie negocjacji b臋dzie musia艂a si臋 z nim spotka膰. Mo偶e lepiej tymczasem zniwelowa膰 wszelkie towarzyskie nieporozumienia. Chocia偶 nie zamierza艂a na razie zdradza膰, 偶e nazywa si臋 Shipley...

- A mo偶e po prostu s膮dzisz, 偶e m膮偶 m贸g艂by mie膰 co艣 przeciwko spotkaniu ze mn膮? - spyta艂 cicho.

- Mojego m臋偶a w to nie mieszajmy - odpar艂a wynio艣le.

Nie zamierza艂a rozmawia膰 z Liamem o Robercie i swym ma艂偶e艅stwie. By膰 mo偶e b臋d膮 mieli wsp贸lne interesy, ale nie oznacza to, 偶e wchodz膮 w rachub臋 jakie艣 zwierzenia na temat 偶ycia osobistego.

- Z przyjemno艣ci膮 - odpar艂 zdecydowanym tonem. - To jak, Lauro? Spotkamy si臋 na drinka dzi艣 wiecz贸r? Czy mam ci臋 odszuka膰 jutro?

- To brzmi jak pogr贸偶ka.

- Daj spok贸j! - 偶achn膮艂 si臋 niecierpliwie. - Kiedy艣 nie by艂a艣 taka oporna!

Kiedy艣 w og贸le by艂a inna. Ale w艂a艣nie te zmiany sprawi艂y, 偶e mia艂a do艣膰 pewno艣ci siebie i si艂y, by bez obaw przyj膮膰 jego zaproszenie. Liam nie m贸g艂 jej dotkn膮膰 emocjonalnie. Ju偶 nie.

- Dobrze - spotkajmy si臋 na drinka - zgodzi艂a si臋 艂askawie.

- Dlaczego nie powiedzia艂a艣 tego dziesi臋膰 minut temu?

- Nie chcia艂am, 偶eby posz艂o ci zbyt 艂atwo - odpar艂a szczerze.

- Chyba niczego mi nie u艂atwisz - westchn膮艂. Za艣mia艂a si臋 cicho.

- Zgad艂e艣. Daj mi czterdzie艣ci minut na ubranie si臋 i dojazd - powiedzia艂a szybko, odrzucaj膮c satynow膮 ko艂dr臋 i wyskakuj膮c z 艂贸偶ka,

- B臋d臋 czeka艂 ze zmro偶onym szampanem... - zapewni艂 uwodzicielsko.

- Postawmy spraw臋 jasno na samym wst臋pie, Liam, nie mamy czego 艣wi臋towa膰 - zauwa偶y艂a wynio艣le.

- Mo偶e ty nie, ale ja tak - powiedzia艂 weso艂o, nie zwa偶aj膮c na jej niech臋膰. - Jak si臋 spotkamy, zdradz臋 ci pow贸d.

Laura ubra艂a si臋 i skrzywi艂a do swego odbicia w lustrze, robi膮c makija偶. Co mianowicie Liam zamierza艂 艣wi臋towa膰? O czym chcia艂 jej powiedzie膰? Chyba nie o ksi膮偶ce „艢wiat Josie", skoro trzyma艂 ca艂膮 spraw臋 w tajemnicy? A je艣li w艂a艣nie o to chodzi艂o? Jak powinna si臋 zachowa膰 w tej sytuacji?


ROZDZIA艁 TRZECI

Po przybyciu do hotelu Laura zlustrowa艂a szybko bar oraz hol, by przekona膰 si臋, 偶e nie ma tam Liama. To mog艂o oznacza膰 tylko jedno...

Laura podesz艂a zdecydowanym krokiem do recepcji, a jej dwubarwne oczy rzuca艂y w艣ciek艂e b艂yski.

- Czy m贸g艂by pan zadzwoni膰 do apartamentu pana O'Reilly'ego i powiedzie膰, 偶e czekam na niego na dole?

- Oczywi艣cie, prosz臋 pani - powiedzia艂 recepcjonista i wykona艂 jej polecenie. Po kr贸tkiej rozmowie z Liamem zas艂oni艂 s艂uchawk臋 i zakomunikowa艂:

- Pan O'Reilly zaprasza pani膮 do swego apartamentu na trzecim pi臋trze.

- Prosz臋 powiedzie膰, 偶e czekam na niego w recepcji i ma tu zej艣膰, z szampanem albo bez niego! - Laura by艂a tak w艣ciek艂a, 偶e trudno jej by艂o ukry膰 dr偶enie g艂osu, a d艂onie zacisn臋艂y si臋 w pi臋艣ci.

Jak on 艣mie? Jak 艣mie przypuszcza膰, 偶e ona przyjdzie na drinka do jego pokoju? Za kogo on si臋 ma? A przede wszystkim - za kogo j膮 uwa偶a?

Recepcjonista przekaza艂 wiadomo艣膰 i zako艅czy艂 rozmow臋, po czym obdarzy艂 Laur臋 bezmy艣lnym uprzejmym u艣miechem.

- Pan O'Reilly powiedzia艂, 偶e zejdzie za chwil臋 - zapewni艂.

- Dzi臋kuj臋 - rzuci艂a wynio艣le, po czym odmaszerowa艂a sztywno i usadowi艂a si臋 w jednym z przepastnych foteli, wlepiwszy wzrok w cztery windy, bo spodziewa艂a si臋, 偶e z jednej z nich wynurzy si臋 Liam.

Nie wiedzia艂a, czy zostanie teraz na tego obiecanego drinka. Dos艂ownie gotowa艂a si臋 ze z艂o艣ci. Co za arogancja! Co za bezczelno艣膰!

- Powiedzia艂bym, 偶e do twarzy ci z t膮 z艂o艣ci膮

- rozleg艂 si臋 rozbawiony g艂os tu偶 przy jej uchu - ale w膮tpi臋, czy w obecnym nastroju doceni艂aby艣 ten wy艣wiechtany komplement.

Rozz艂oszczona odwr贸ci艂a si臋 gwa艂townie na d藕wi臋k g艂osu Liama i ujrza艂a jego twarz w odleg艂o艣ci kilku centymetr贸w od swojej.

Ju偶 drugi raz tego dnia nie wiedzia艂a, sk膮d on si臋 wzi膮艂. Tym razem usiad艂a przecie偶 naprzeciwko wind, a i tak jego przybycie umkn臋艂o jej uwagi. Facet by艂 nieuchwytny jak taks贸wka przed londy艅skim teatrem w sobotni wiecz贸r!

- Zszed艂em po schodach - powiedzia艂, jakby czyta艂 w jej my艣lach.

- Trzy pi臋tra? - spyta艂a z niedowierzaniem. Liamowi, kt贸rego zna艂a, nie chcia艂o si臋 czasem przej艣膰 z sypialni do kuchni!

U艣miechn膮艂 si臋 szeroko, widz膮c jej sceptyczny wyraz twarzy.

- Po przeprowadzce do Irlandii bardzo polubi艂em piesze w臋dr贸wki - m贸wi膮c to, lekko spochmurnia艂.

- To mnie uratowa艂o.

- Jak mi艂o - odpar艂a z nieszczerym u艣miechem, nie chc膮c s艂ysze膰, przed czym mianowicie si臋 ratowa艂.

- Widz臋, 偶e zabra艂e艣 ze sob膮 szampana - doda艂a kpi膮co, patrz膮c na jego puste r臋ce.

- Czeka na nas w barze - zapewni艂, wykonuj膮c dworny ruch w tamtym kierunku.

Ciekawe, co to ma niby znaczy膰? - zastanawia艂a si臋, wstaj膮c. Ze niby od pocz膮tku zamierza艂 wypi膰 z ni膮 szampana w barze? Czy raczej zadzwoni艂 szybko do barmana i poprosi艂, by w艂o偶y艂 drug膮 butelk臋 do lodu? Laura s膮dzi艂a, 偶e w gr臋 wchodzi艂a raczej druga wersja wydarze艅.

- Za du偶o my艣lisz - rzuci艂 kpi膮co Liam i delikatnie otoczy艂 j膮 ramieniem, gdy ruszyli w stron臋 baru.

- A wygl膮dasz cudownie - doda艂 z podziwem.

Skrzywi艂a si臋, s艂ysz膮c ten komplement. W艂o偶y艂a czarne spodnie i dopasowan膮 kurteczk臋 z czarnej sk贸ry, s膮dz膮c, 偶e wygl膮da w tym elegancko, lecz niekoniecznie pon臋tnie. Wcale sobie nie 偶yczy艂a, by Liam pomy艣la艂, 偶e chce mu si臋 podoba膰. Najwyra藕niej jej si臋 to nie uda艂o!

Przygl膮da艂a mu si臋, gdy s膮czyli szampana, kt贸rego im nalano, i zauwa偶y艂a oboj臋tnie, 偶e jej przystojny ciemnow艂osy towarzysz budzi spore zainteresowanie kobiet obecnych w barze. Pewne rzeczy si臋 nie zmieniaj膮, pomy艣la艂a gorzko. Liam zawsze potrafi艂 艣ci膮gn膮膰 na siebie uwag臋 wszystkich kobiet obecnych w promieniu dziesi臋ciu metr贸w, bez wzgl臋du na ich wiek.

- No i jak twoje obserwacje, Lauro? - odezwa艂 si臋 wreszcie, patrz膮c na ni膮 roze艣mianymi oczami.

W 艣rodku ca艂a zesztywnia艂a, s艂ysz膮c te s艂owa, ale na zewn膮trz sprawia艂a wra偶enie zupe艂nie zrelaksowanej, gdy siedzia艂a obok niego na wygodnym fotelu.

- Jakie obserwacje? - spyta艂a oboj臋tnie.

- Na lemat zmian, jakie zasz艂y w moim wygl膮dzie przez osiem lat - rzuci艂 lekko.

Traktuje je tak niefrasobliwie, pomy艣la艂a, bo wie, 偶e zmiany te nie uj臋艂y mu wcale atrakcyjno艣ci.

- Oboje jeste艣my o osiem lat starsi, Liam.

- Bardzo taktowna uwaga, Lauro - roze艣mia艂 si臋 - ale nie odpowiada na moje pytanie.

- Bo, prawd臋 m贸wi膮c, nie widz臋 sensu w tym pytaniu, a tym bardziej w odpowiedzi - odpar艂a oschle, unosz膮c ciemne brwi.

- Jaki on jest? - spyta艂, mru偶膮c niebieskie oczy. Z trudem uda艂o jej si臋 zapanowa膰 nad sob膮.

- Kto? - spyta艂a wreszcie sztywno.

- Facet, za kt贸rego wysz艂a艣. Obrzuci艂a go ch艂odnym spojrzeniem.

- Robert to najmilsza, najwspanialsza, najbardziej taktowna osoba, jak膮 zna艂am - odpar艂a bez wahania.

Liam zachmurzy艂 si臋, wyra藕nie niezadowolony z tej odpowiedzi.

- Ale jaki jest w 艂贸偶ku?

Laura, kt贸ra w艂a艣nie pi艂a szampana, omal nic zad艂awi艂a si臋 musuj膮cym p艂ynem.

- Jak 艣miesz? - parskn臋艂a, gdy tylko z艂apa艂a oddech i dr偶膮c膮 r臋k膮 z impetem odstawi艂a kieliszek na stolik. - Za kogo ty si臋 masz? Nie masz prawa...

- A偶 tak 藕le? - wpad艂 jej w s艂owo, wci膮偶 nie odrywaj膮c od niej wzroku.

- A c贸偶 to niby ma znaczy膰? - spyta艂a, a na jej policzkach wykwit艂y dwa czerwone rumie艅ce.

- Zbyt gwa艂towna reakcja, Lauro. Zbyt gniewna - rzuci艂 szyderczo. - Za chwile us艂ysz臋, ze b臋d膮c najmilszym, najwspanialszym i najbardziej taktownym m臋偶czyzn膮 rekompensuje to, 偶e nie zadowala ci臋 w 艂贸偶ku.

- Mylisz si臋 - odpar艂a zjadliwie, schylaj膮c si臋 po swoj膮 torebk臋. - Bo nie mam ci nic wi臋cej do powiedzenia ani o Robercie, ani na 偶aden inny temat. - Wsta艂a, patrz膮c na niego z pogard膮. - Musz臋 przyzna膰, 偶e rzeczywi艣cie si臋 zmieni艂e艣 przez te wszystkie lata, Liam, niestety na gorsze.

- Och, daj spok贸j, siadaj - rzuci艂 ze znu偶eniem.

- Ho dobrze, nie powinienem robie tych uwag o twoim m臋偶u. - „Nawet je艣li s膮 prawdziwe", m贸wi艂 jego ton.

- Przepraszam, w porz膮dku? - doda艂 szybko.

- Nie, nie w porz膮dku - wycedzi艂a. Pochyli艂 si臋 i uj膮艂 jedn膮 z jej d艂oni,

- Nie przysz艂o ci do g艂owy, 偶e mog臋 by膰 troszk臋 zazdrosny? - spyta艂. - Przecie偶 kiedy艣 uwa偶a艂a艣, 偶e to ja jestem najwspanialszy.

Parskn臋艂a pogardliwym 艣miechem.

- To by艂o, zanim doros艂am na tyle, by odr贸偶nia膰 z艂oto od tombaku!

Zanim pu艣ci艂 jej d艂o艅, zacisn膮艂 na niej na chwil臋 palce - by艂a to jedyna oznaka wskazuj膮ca, 偶e ugodzi艂y go jej s艂owa.

Nie 偶a艂owa艂a, 偶e by艂y tak ostre. Nie pozwoli nikomu obra偶a膰 Roberta. Swego czasu ocali艂 j膮, gdy przechodzi艂a powa偶ny kryzys.

By艂a poruszona sugesti膮 Liama, 偶e jest zazdrosny o jej uczucia do Roberta. Przez moment pomy艣la艂a, 偶e by膰 mo偶e w przesz艂o艣ci krzywdz膮co uzna艂a go za nieczu艂ego. Ale natychmiast si臋 zreflektowa艂a. Jego uczucie zazdro艣ci wyp艂ywa艂o wy艂膮cznie z egoizmu, lak jak wszystkie jego uczucia.

- Od razu ci powiedzia艂am, 偶e to bez sensu, Liam.

- U艣miechn臋艂a si臋 ze smutkiem. - Nie mamy ju偶 ze sob膮 nic wsp贸lnego. - O ile kiedykolwiek mieli艣my. Takie spotkania dawnych przyjaci贸艂....

- Dawnych kochank贸w! - wpad艂 jej w s艂owo, a w jego oczach zap艂on臋艂a nami臋tno艣膰. - Nie pr贸buj zaprzecza膰, 偶e co艣 nas 艂膮czy艂o w przesz艂o艣ci!

Zaprzecza膰! Najch臋tniej wykasowa艂aby ten fakt z pami臋ci, jak z twardego dysku.

Owszem, byli kochankami. Ale ju偶 dawno postanowi艂a wi臋cej o tym nie my艣le膰.

- Prosz臋 ci臋 Lauro, usi膮d藕 - powiedzia艂 cicho.

- Postaram si臋 nie m贸wi膰 ju偶 nic obra藕liwego.

- Postarasz si臋? - powt贸rzy艂a oschle, kr臋c膮c g艂ow膮 nad jego arogancj膮. - Je艣li chcesz, 偶ebym zosta艂a, musisz mi obieca膰 co艣 wi臋cej.

- Pog贸d藕 si臋 z tym, 偶e czasem mo偶e co艣 mi si臋 wymkn膮膰 zupe艂nie niechc膮cy.

Laura skrzywi艂a si臋 ironicznie. I to ma usprawiedliwia膰 to, co ju偶 od ciebie zd膮偶y艂am us艂ysze膰?

- Prawd臋 m贸wi膮c, owszem. Opad艂a ci臋偶ko na fotel.

- Naprawd臋 jeste艣 najbardziej aroganckim facetem, jakiego mia艂am nieszcz臋艣cie pozna膰!

B艂ysn膮艂 z臋bami w u艣miechu i pochyli艂 si臋, by nape艂ni膰 kieliszki szampanem.

- No, przynajmniej czym艣 si臋 wyr贸偶niam w twoich wspomnieniach.

- Arogancja to nie zaleta.

- Spr贸buj臋 o tym pami臋ta膰 - rzuci艂 cierpko.

- A tymczasem wznie艣my toast... - Poda艂 Laurze nape艂niony kieliszek, a potem uni贸s艂 drugi.

- A za co? - spyta艂a, prze艂ykaj膮c 艣lin臋. Gdyby chodzi艂o o now膮 ksi膮偶k臋, me wiedzia艂oby, jak ma si臋 zachowa膰.

- Za dawnych kochank贸w i nowych przyjaci贸艂?

- zaproponowa艂.

Odpowiedzia艂a mu bladym u艣miechem, czuj膮c ulg臋, 偶e nie chodzi o ksi膮偶k臋, ale jego propozycja te偶 niezbyt jej si臋 spodoba艂a.

- O tym pierwszym najch臋tniej bym zapomnia艂a, a to drugie wydaje mi si臋 ma艂o prawdopodobne - wyzna艂a szczerze.

- W ka偶dym razie wypijmy za nas - mrukn膮艂 zach臋caj膮co.

- „Za nas"?

- A powiedzia艂a艣 mu o nas? - zagadn膮艂, gdy spe艂nili toast.

Zesztywnia艂a.

- Robertowi? - spyta艂a, by zyska膰 na czasie.

- Oczywi艣cie - odpar艂 ze 艣miechem. - Chyba 偶e w ci膮gu ostatnich o艣miu lat mia艂a艣 jeszcze innych m臋偶贸w. A tak z ciekawo艣ci... kiedy za niego wysz艂a艣?

- Robert i ja pobrali艣my si臋 siedem i p贸l roku temu

- odpar艂a beznami臋tnym tonem.

- No to nie by艂o czasu na innych m臋偶贸w - odpowiedzia艂 sobie na pytanie. - A wi臋c wysz艂a艣 za niego ju偶 w kilka miesi臋cy po moim wyje藕dzie do Kalifornii... - zauwa偶y艂.

- Ty ledwie wyl膮dowa艂e艣 w Los Angeles, ju偶 by艂e艣 zar臋czony i 偶onaty - rzuci艂a cierpko.

Wci膮偶 偶ywo pami臋ta艂a uczucie beznadziejnego smutku, kt贸re towarzyszy艂o jej, gdy czyta艂a w gazetach spekulacje na temat jego znajomo艣ci z Dian膮 Porter.

Kiedy po paru tygodniach plotki zosta艂y potwierdzone przez zdj臋cia 艣lubne, popad艂a w rozpacz. Gdyby nie Robert...

- Wygl膮da na to, 偶e 偶adne z nas nie mia艂o z艂amanego serca po rozstaniu - przyzna艂 Liam. - Przypuszczam, 偶e tw贸j ukochany wuj zaaprobowa艂 Roberta?

Laura bardzo powoli odstawi艂a kieliszek na niski stolik, by nie zdradzi膰 dr偶enia d艂oni.

Jej rodzice zgin臋li w wypadku samochodowym, gdy mia艂a zaledwie szesna艣cie lat, zosta艂a w贸wczas bez 偶adnej bliskiej rodziny. Ojciec chrzestny, kt贸remu przypad艂o honorowe miano „wuja", b臋d膮cy wykonawc膮 testamentu rodzic贸w, organizowa艂 jej odt膮d nauk臋 w szko艂ach z internatem, gdzie zdobywa艂a pi膮tki, zanim podj臋ta samodzielne studia na uniwersytecie.

Gdy osiem i p贸艂 roku wcze艣niej zacz臋艂a spotyka膰 si臋 z Liamem, powiedzia艂a mu o swoim ojcu chrzestnym. Jednak Liam nigdy go nie pozna艂.

Oczywi艣cie wuj bardzo si臋 interesowa艂 s艂awnym pisarzem obecnym w 偶yciu jego podopiecznej, a ona wielokrotnie proponowa艂a Liamowi, 偶eby zaaran偶owa膰 wsp贸lne spotkanie. Jednak on nigdy nie przysta艂 na t臋 propozycj臋.

Jego pow艣ci膮gliwo艣膰 sta艂a si臋 zrozumia艂a, gdy wyjecha艂 do Ameryki, a w kilka miesi臋cy p贸藕niej po艣lubi艂 inn膮 kobiet臋. Po co mia艂 poznawa膰 opiekuna m艂odej studentki, z kt贸r膮 spotyka艂 si臋 przez p贸艂 roku, skoro nie traktowa艂 jej powa偶nie?

Teraz Laura zmierzy艂a go ch艂odnym spojrzeniem.

- Nie s膮dz臋, aby to by艂a twoja sprawa. Tak jak i inne mnie dotycz膮ce - odpar艂a lodowatym tonem. - Zreszt膮 ja r贸wnie偶 zupe艂nie nie interesuj臋 si臋 twoim 偶yciem osobistym - doda艂a pogardliwie.

Jej wynios艂o艣膰 najwyra藕niej nie robi艂a na nim 偶adnego wra偶enia.

- A co z moim 偶yciem zawodowym? - spyta艂 prowokacyjnym tonem. - Czy nie chcia艂aby艣 wiedzie膰...

- Nie! - przerwa艂a raptownie, zanim zd膮偶y艂 powiedzie膰 co艣, co postawi艂oby j膮 w niezr臋cznej sytuacji. A gdyby wspomnia艂a o Shipley Publishing... - Nie, Liam, nic chc臋 r贸wnie偶 nic wiedzie膰 o twoim 偶yciu zawodowym - ci膮gn臋艂a ju偶 spokojniej. - A zreszt膮 - zerkn臋艂a na zegarek - musz臋 ju偶 i艣膰.

- Kopciuszek zmienia si臋 w dyni臋 z uderzeniem jedenastej? - za偶artowa艂.

Potrz膮sn臋艂a z u艣miechem g艂ow膮.

- S艂abo znasz bajki, Liam. Kopciuszek zamienia si臋 w kocmo艂ucha. Ale dopiero o dwunastej.

- Moja ignorancja p艂ynie z trudnego dzieci艅stwa. Mama nic mia艂a czasu na czytanie mi bajek. Musia艂a ci膮gle pracowa膰, by utrzyma膰 mnie i trzy siostry po 艣mierci ojca.

Rzuci艂 t臋 uwag臋 bez 艣ladu goryczy w g艂osie, ale Laura wiedzia艂a, 偶e jego matce nie by艂o 艂atwo samej z czw贸rk膮 dzieci. Ojciec Liama zosta艂 zabity, gdy on sam, najstarszy z rodze艅stwa, mia艂 siedem lat. Nie wiedzia艂a, jak Mary O'Reilly poradzi艂a sobie przez te wszystkie lata. To, 偶e Liam zosta艂 wzi臋tym pisarzem w wieku dwudziestu paru lat, bardzo pomog艂o finansowo jego rodzinie. Ale nie cofn臋艂o smutnego dzieci艅stwa ca艂ej czw贸rki.

Jednak Laura nie zamierza艂a rozczula膰 si臋 teraz nad trudnym dzieci艅stwem Liama i nad nim samym.

- Czy u twojej mamy i si贸str wszystko w porz膮dku? - spyta艂a uprzejmie.

- O, tak - odpar艂, u艣miechaj膮c si臋 na my艣l o swojej rodzinie. - Mama mieszka w bardzo 艂adnym domu na zachodnim wybrze偶u Irlandii, a siostry s膮 szcz臋艣liwymi m臋偶atkami. W sumie maj膮 czterna艣cioro dzieci.

- Mama musi by膰 zachwycona - u艣miechn臋艂a si臋 Laura.

Liam skrzywi艂 si臋.

- Mama b臋dzie naprawd臋 szcz臋艣liwa dopiero wtedy, gdy dam jej wnuka, kt贸ry otrzyma nasze nazwisko rodowe.

Laura unios艂a ciemne brwi.

- W Irlandii jest pewnie niema艂o ludzi o tym nazwisku.

- Oczywi艣cie, 偶e niema艂o - odpar艂, specjalnie wzmacniaj膮c jeszcze sw贸j akcent. - Ale ja jestem jedynym m臋skim przedstawicielem tej ga艂臋zi rodziny - wyja艣ni艂 z 偶alem.

- A wi臋c to nak艂ada na ciebie ci臋偶ar odpowiedzialno艣ci. Czy w najbli偶szej przysz艂o艣ci mo偶esz oczekiwa膰 ma艂ego O'Reilly'ego m臋skiej lub chocia偶 偶e艅skiej p艂ci?

- Niestety nie - odpar艂 cierpko.

- Biedna mama - powiedzia艂a z wyrzutem, wstaj膮c z miejsca. - Dzi臋kuj臋 za szampana, Liam. By艂 bardzo dobry.

- W przeciwie艅stwie do towarzystwa? - spyta艂, r贸wnie偶 wstaj膮c. By艂 zaledwie kilka centymetr贸w od niej.

Laura wola艂aby, 偶eby nie sta艂 a偶 tak blisko. Czu艂a lekki zapach jego wody kolo艅skiej.

- Towarzystwo te偶 by艂o dobre - odpar艂a uprzejmie. - Przyjemnego pobytu w Londynie. Mo偶e si臋 kiedy艣 jeszcze spotkamy, za jakie艣 osiem lat na przyk艂ad. - Odwr贸ci艂a si臋.

- Odprowadz臋 ci臋 do drzwi - powiedzia艂 Liam, ujmuj膮c j膮 lekko za 艂okie膰. - Przynajmniej tyle zrobi臋, skoro nie mog臋 odwie藕膰 ci臋 do domu - ci膮gn膮艂, widz膮c jej sp艂oszone spojrzenie.

Zignorowa艂a t臋 uwag臋. Chcia艂a tylko jak najszybciej odjecha膰 z tego hotelu, byle dalej od Liama.

- To dalej ni偶 do drzwi - zauwa偶y艂a, podnosz膮c wzrok na markiz臋, gdy stan臋li przed wej艣ciem do hotelu

- Bo pomy艣la艂em sobie, 偶e nie by艂aby艣 zadowolona, gdybym zrobi艂 to w 艣rodku - szepn膮艂, po czym szybko pochyli艂 si臋 i poca艂owa艂 j膮 w usta.

By艂o to tak nieoczekiwane, 偶e nie zd膮偶y艂a zareagowa膰. Gdy jednak poczu艂a gor膮ce fale rozlewaj膮ce si臋 po ciele, kt贸re pami臋ta艂o, ile przyjemno艣ci zazna艂o z tym m臋偶czyzn膮, wiedzia艂a, 偶e musi mu si臋 natychmiast wyrwa膰.

Odsun臋艂a gwa艂townie twarz i odepchn臋艂a od siebie Liama, kt贸ry obj膮艂 j膮 mocno w talii.

- To by艂o zupe艂nie nie na miejscu! - wyrzuci艂a z siebie z urywanym oddechem, ca艂a w p膮sach.

- Ale potrzebne - szepn膮艂. - Przynajmniej mnie. - Pokr臋ci艂 z 偶alem g艂ow膮. - Wiem, 偶e jeste艣 m臋偶atk膮, i przepraszam za to, co zrobi艂em. Ale mo偶esz mu powiedzie膰 ode mnie, 偶e jest szcz臋艣ciarzem.

Jej oczy rzuci艂y gniewne b艂yski.

- Zamierzam zapomnie膰 o wszystkim, co tu zasz艂o, jak tylko wsi膮d臋 do taks贸wki - powiedzia艂a z naciskiem. - Jeste艣 jeszcze podlejszy, ni偶 s膮dzi艂am.

- S艂owa, s艂owa - rzuci艂 lekko.

Mia艂a ochot臋 go uderzy膰. Zaledwie kr贸tkie spotkanie z Liamem wystarczy艂o, by przesta艂a panowa膰 nad emocjami i zamieni艂a si臋 w k艂臋bek nerw贸w.

- Pewnego dnia znajdziesz si臋 w sytuacji, nad kt贸r膮 nic b臋dziesz mia艂 kontroli. Daj mi zna膰, jak ci臋 co艣 takiego spotka, chcia艂abym to zobaczy膰.

Uni贸s艂 ze zdziwieniem brwi.

- Nigdy nie by艂a艣 m艣ciwa, Lauro.

O tak, zmieni艂a si臋, i to bardzo. Zawsze my艣la艂a z 偶alem o tej lekkomy艣lnej, beztroskiej dziewczynie, kt贸ra niegdy艣 by艂a.

- Teraz te偶 nie jestem m艣ciwa, mo偶e tylko troch臋 znu偶ona 偶yciem - westchn臋艂a. - Naprawd臋 musz臋 ju偶 lecie膰 - doda艂a rzeczowym tonem. - Niekt贸rzy ludzie rano chodz膮 do pracy - zauwa偶y艂a z艂o艣liwie.

Liam odprowadzi艂 j膮 do taks贸wki i otworzy艂 przed ni膮 tylne drzwi.

- A czym w艂a艣ciwie si臋 zajmujesz? - spyta艂 z zainteresowaniem.

- Redaguj臋 ksi膮偶ki - odpar艂a, zachowuj膮c po艂owiczn膮 prawd臋. W ko艅cu rzeczywi艣cie, w trosce o renom臋 firmy, czyta艂a i nadzorowa艂a opracowanie wszystkich tekst贸w sp艂ywaj膮cych do Shipley Publishing.

- Naprawd臋? - Liam by艂 wyra藕nie pod wra偶eniem. - A w jakim...

- By艂o mi艂o, ale musz臋 jecha膰 - przerwa艂a.

- Chcia艂bym zn贸w si臋 z tob膮 zobaczy膰 - o艣wiadczy艂 powa偶nie.

- Niemo偶liwe - rzuci艂a zdecydowanie. - Dobranoc - doda艂a szybko i zatrzasn臋艂a mu drzwi przed nosem, nachylaj膮c si臋 ku kierowcy, by poda膰 mu adres.

Nie obejrza艂a si臋, cho膰 wiedzia艂a, 偶e Liam stoi na chodniku i patrzy za odje偶d偶aj膮c膮 taks贸wk膮, dop贸ki nie znik艂a za rogiem.

Dopiero wtedy Laura poczu艂a, jak stopniowo opada z niej napi臋cie.

Wiedzia艂a, 偶e nie nale偶a艂o umawia膰 si臋 z Liamem, zrobi艂a to tylko po to, 偶eby nie pr贸bowa艂 jej odszuka膰. Jednak w bliskiej przysz艂o艣ci i tak dowie si臋, kim ona jest. Po sp臋dzeniu z nim ostatniej godziny 偶a艂owa艂a, 偶e nie zdecydowa艂a si臋 na tak膮 wersj臋 zdarze艅.

Wszystko by艂oby lepsze ni偶 ta ostatnia godzina! I ten poca艂unek...

Przejecha艂a koniuszkiem j臋zyka po ustach, wci膮偶 jeszcze czuj膮c dra偶ni膮cy dotyk warg Liama. Jak to mo偶liwe, 偶e jeszcze tak na ni膮 dzia艂a艂? Po tym wszystkim, co mi臋dzy nimi zasz艂o, po b贸lu i rozczarowaniach, kt贸rych by艂 przyczyn膮.

Czu艂a si臋 rozbita, zdezorientowana. By艂a z艂a na siebie. I na niego. A przecie偶 powinna panowa膰 nad sob膮, by膰 skoncentrowana i pewna siebie. Gdy nast臋pnym razem go spotka, taka w艂a艣nie b臋dzie.

W domu pali艂o si臋 艣wiat艂o, gdy wesz艂a tam w kilka minut p贸藕niej i skierowa艂a si臋 prosto do kuchni, gdzie czeka艂a na ni膮 Amy Faulkner, jej gospodyni, popijaj膮c kaw臋 i ogl膮daj膮c telewizj臋.

Niska, przysadzista i bezpretensjonalna Amy mia艂a pi臋膰dziesi膮t kilka lat i od prawie dwudziestu zarz膮dza艂a domem Roberta, gdy Laura zosta艂a jego 偶on膮. Starsza kobieta przyj臋艂a j膮, jakby by艂a jej c贸rk膮, kt贸r膮 los nigdy jej nie obdarzy艂. Od razu bardzo si臋 polubi艂y. Laura wyj膮tkowo ceni艂a sobie obecno艣膰 drugiej kobiety w domu, zw艂aszcza w ostatnich latach.

Na widok Laury gospodyni wsta艂a z u艣miechem i wy艂膮czy艂a telewizj臋.

- Udany wiecz贸r, pani Shipley? - spyta艂a.

- To by艂o tylko spotkanie s艂u偶bowe, Amy - odpar艂a. - W domu wszystko w porz膮dku?

- Oczywi艣cie - odpowiedzia艂a Amy z u艣miechem.

- Zasn膮艂, jak tylko pani wysz艂a.

- Wpadn臋 do niego, zanim p贸jd臋 do siebie. Dzi臋kuj臋, 偶e zosta艂a艣, Amy, cho膰 powiadomi艂am ci臋 w ostatniej chwili. - U艣miechn臋艂a si臋 z wdzi臋czno艣ci膮.

- Zawsze mo偶e pani na mnie liczy膰, Lauro, przecie偶 wiem, 偶e pani nie艂atwo - odpar艂a ciep艂o Amy.

- A on lubi ze mn膮 zostawa膰.

- Wiem. - Laura u艣cisn臋艂a 艂agodnie rami臋 Amy.

- Ale i tak bardzo dzi臋kuj臋.

Cicho wspi臋艂a si臋 po schodach i zajrza艂a do pokoju przyleg艂ego do jej sypialni.

Pomieszczenie o艣wietla艂a ma艂a lampka nocna, wi臋c Laura dotar艂a do bujanego fotela przy 艂贸偶ku, nic potr膮caj膮c 偶adnych mebli. Usiad艂a i spojrza艂a ze wzruszeniem na 艣pi膮cego ch艂opczyka.

Spod ko艂dry wystawa艂a tylko jego g艂owa i szczup艂e ramiona, usta mia艂 lekko rozchylone. Ciemne rz臋sy prawie dotyka艂y policzk贸w, ciemne w艂osy wi艂y si臋 na poduszce.

Robert Shipley. Junior, doda艂a w my艣lach. Zawsze upiera艂 si臋, by go tak nazywa膰. Ale wszyscy, kt贸rzy go kochali, m贸wili do niego Bobby.

Siedem lat, czarne w艂osy, niebieskie oczy. 艁obuziak i bystrzak. By艂 mi艂o艣ci膮 jej 偶ycia.

To w艂a艣nie z jego powodu Liam O'Reilly nie mo偶e mie膰 tu wst臋pu. Gdy偶 Mary 0'Reilly, matka Liama, nie wiedz膮c o tym, mia艂a ju偶 swego wyczekiwanego wnuka.

Tylko 偶e nie nazywa艂 si臋 O'Reilly. I nigdy nie b臋dzie. Cho膰 Bobby by艂 bez w膮tpienia synem Liama...


ROZDZIA艁 CZWARTY

- M贸wi, 偶e chce si臋 dzi艣 um贸wi膰 na spotkanie. Laura upatrzy艂a si臋 w Perry'ego niewidz膮cymi oczami. Nie s艂ysza艂a ju偶 nic z tego, co m贸wi艂 dalej, zaskoczona wiadomo艣ci膮, 偶e Liam w艂a艣nie zadzwoni艂.

- Przepraszam, Peny, czy mo偶esz powt贸rzy膰? - poprosi艂a, rozpaczliwie pr贸buj膮c si臋 skoncentrowa膰.

S艂abo spa艂a tej nocy, przygnieciona nawa艂em r贸偶nych my艣li.

Przez ponad siedem lat, od kiedy postanowi艂a po艣lubi膰 Roberta, 偶y艂a w strachu, 偶e Liam mo偶e wtargn膮膰 w jej 偶ycie, rozpozna膰 w Bobbym swego syna i domaga膰 si臋 praw do niego. A przecie偶 straci艂 je, gdy tak bezdusznie j膮 porzuci艂.

Oczywi艣cie nic mia艂 wtedy poj臋cia, 偶e Laura by艂a w ci膮偶y - sama przecie偶 jeszcze o tym nie wiedzia艂a.

Gdyby jednak raczy艂 do niej cho膰 raz zadzwoni膰, powiedzia艂aby mu, 偶e zostanie ojcem. Zamiast tego dowiedzia艂a si臋 z gazety, 偶e o偶eni艂 si臋 z inn膮 kobiet膮!

B臋d膮c w ci膮偶y, samotna, przera偶ona, znienawidzi艂a go i nie chcia艂a wi臋cej widzie膰. Z czasem jej b贸l i nienawi艣膰 si臋 wypali艂y.

Robert by艂 cudownym m臋偶em i ojcem. Zawdzi臋cza艂a mu wszystko, co osi膮gn臋艂a. Z czasem Liam O'Reilly sta艂 si臋 bladym cieniem z przesz艂o艣ci, rozdzia艂em z jej dawnego 偶ycia, kt贸ry wspomina艂a z niejakim wstydem.

Z perspektywy czasu widzia艂a, 偶e mu si臋 narzuca艂a, me chcia艂a dostrzec sygna艂贸w, kt贸re m贸wi艂y wyra藕nie, 偶e jej uczucie nie by艂o odwzajemnione.

Co nie znaczy, 偶e nie wini艂a Liama za to, co si臋 sta艂o - przecie偶 nie zrobi艂 nic, by nie dosz艂o do ich zbli偶enia. Patrzy艂a teraz na wszystko dojrzalej, ale mu nie wybaczy艂a i nie chcia艂a go wi臋cej widzie膰!

Jednak nie mog艂a odrzuci膰 b艂yskotliwego tekstu, kt贸ry przekaza艂 jej Perry przed trzema tygodniami, bez wzbudzania podejrze艅 redaktora naczelnego, cho膰 ju偶 po przeczytaniu pierwszego rozdzia艂u rozpozna艂a styl autora.

- Liam O'Reilly postanowi艂 wr贸ci膰 dzi艣 wieczorem do Irlandii - powt贸rzy艂 cierpliwie Perry. - Przed wyjazdem chcia艂by przyj艣膰 i om贸wi膰 warunki umowy.

- Mia艂e艣 chyba na my艣li Reilly'ego O'Shea - poprawi艂a spokojnie, by zyska膰 na czasie. - Co mu powiedzia艂e艣?

- 呕e mam dzi艣 bardzo napi臋ty plan, ale zobacz臋, co da si臋 zrobi膰 i oddzwoni臋.

Wzi臋艂a g艂臋boki oddech i spyta艂a oficjalnym tonem:

- Czy ty i David - chodzi艂o jej o pracownika z dzia艂u um贸w - macie przygotowane warunki kontraktu?

Perty zawaha艂 si臋.

- One zale偶膮 od tego, z kim zawieramy umow臋, prawda? - Pokr臋ci艂 g艂ow膮 z zak艂opotaniem. - To trudna sytuacja, Lauro. S膮dz臋, 偶e powinna艣 si臋 zaj膮膰 spraw膮 osobi艣cie.

Opad艂a ci臋偶ko na oparcie fotela, kobieta interesu w ka偶dym calu, s膮dz膮c po jej czarnym garniturze i bia艂ej jedwabnej bluzce. „Str贸j cz艂owieka w艂adzy", 偶artowa艂 Robert, ale Laura wiedzia艂a, 偶e w wieku dwudziestu dziewi臋ciu lat jest nieraz postrzegana jako zbyt m艂oda jak na dyrektork臋 wydawnictwa, wi臋c przywi膮zywa艂a du偶膮 wag臋 do swego wizerunku.

- Jestem pewna, 偶e sam znakomicie sobie z tym poradzisz, Perry - u艣miechn臋艂a si臋, 艂echc膮c jego ego.

Perry by艂 ambitnym facetem, kt贸ry ceni艂 sobie stanowisko redaktora naczelnego w dobrym wydawnictwie. Nie zni贸s艂by tego, 偶e kto艣 kwestionuje jego kompetencje.

- Ale to nie s膮 zwyk艂e negocjacje - westchn膮艂. - Nie wiem, jak to rozegra膰. Bardzo mi zale偶y na tym tek艣cie, chc臋 podpis autora na umowie, zanim si臋 wycofa albo p贸jdzie do innego wydawcy. Ale jak mam z nim negocjowa膰, nie zdradzaj膮c, 偶e wiem, kim jest? A chcia艂bym przecie偶 opublikowa膰 t臋 ksi膮偶k臋 z nazwiskiem O'Reilly na ok艂adce. Nie mog臋 go wystraszy膰.

- Jego chyba nie艂atwo wystraszy膰 - mrukn臋艂a z przek膮sem, u艣miechaj膮c si臋 nieweso艂o.

- S膮dz臋 jednak, 偶e tw贸j osobisty udzia艂 w spotkaniu...

- Da艂by mu b艂臋dne poj臋cie o jego pozycji - wtr膮ci艂a szybko. - Chyba najlepiej by艂oby oznajmi膰, 偶e nie masz czasu si臋 z nim dzi艣 spotka膰.

- Lauro, on powiedzia艂, 偶e zabiera tekst z powrotem do Irlandii, je艣li do ko艅ca dnia nie z艂o偶ymy mu ostatecznej propozycji - ostrzeg艂 spokojnie Perry.

Nawet podaj膮c si臋 za jakiego艣 O'Shea - a raczej zw艂aszcza z tego powodu! - pisarz zachowywa艂 si臋 wyj膮tkowo arogancko. Debiutuj膮cy autorzy nieraz musz膮 czeka膰 ca艂ymi miesi膮cami na odpowied藕 z wydawnictwa po z艂o偶eniu maszynopisu. Liam powinien by膰 zadowolony, 偶e Shipley Publishing odezwa艂o si臋 tak szybko, co nie znaczy, 偶e woda sodowa ma mu uderza膰 do g艂owy! Jednak, bez wzgl臋du na to, za kogo si臋 podawa艂, autor by艂 przecie偶 Liamem O'Reillym, wi臋c...

- Wiem, wiem! - mrukn膮艂 Perry, jakby czyta艂 w jej my艣lach, zrywaj膮c si臋 niecierpliwie z krzes艂a. - W pierwszym odruchu te偶 chcia艂em odes艂a膰 go do diab艂a.

- Perry zacz膮艂 nerwowo przechadza膰 si臋 po pokoju.

- Ale czuj臋, 偶e ta ksi膮偶ka to murowany sukces. Nie chcia艂bym jej straci膰.

- Zapowiadaj膮 si臋 trudne negocjacje - uzna艂a Laura.

Niedawne spotkanie przekona艂o j膮, 偶e Liam jest jeszcze bardziej arogancki ni偶 kiedy艣. Troch臋 to dziwne, zwa偶ywszy na to, 偶e nie wyda艂 przez osiem lat 偶adnej ksi膮偶ki.

Jednak, tak jak Peny, by艂a zachwycona „艢wiatem Josie", tajemnicz膮 opowie艣ci膮 o dziewczynie dorastaj膮cej w ma艂ej irlandzkiej wiosce. Ta ksi膮偶ka przebi艂aby wszystkie, jakie dotychczas wyda艂o ich wydawnictwo. Problem polega艂 na tym, 偶e Liam te偶 o tym wiedzia艂...

- Trudne, nietrudne, ja chc臋 mie膰 t臋 ksi膮偶k臋 - zapowiedzia艂 Perry z determinacj膮.

- A wi臋c uzgodnij z nim warunki - poleci艂a lakonicznie.

- A je艣li b臋d臋 musia艂 skonsultowa膰 si臋 z tob膮?

- Zadzwonisz - uci臋艂a zdecydowanie. Za 偶adne skarby nie chcia艂a si臋 spotka膰 z Liamem! Spojrza艂a na zegarek. - Jest dziesi膮ta trzydzie艣ci - powiedzia艂a. - Um贸w si臋 z nim na czwart膮. - Pomy艣la艂a, 偶e ona opu艣ci ju偶 w贸wczas redakcj臋, by odebra膰 Bobby'ego ze szko艂y.

Jak zauwa偶y艂a Amy poprzedniego wieczoru, godzenie obowi膮zk贸w matki i dyrektorki wydawnictwa nie by艂o 艂atwe. Jednak przy pomocy takich ludzi jak Amy i dzi臋ki sprawdzonemu zespo艂owi wydawnictwa Laurze udawa艂o si臋 sprawnie 偶onglowa膰 wszystkimi pi艂eczkami. Nie przeszkadza艂o jej to, 偶e cierpia艂o na tym wszystkim jej 偶ycie osobiste: i tak mia艂a wi臋cej, ni偶 kiedykolwiek si臋 spodziewa艂a.

- Dzi臋ki temu nie wyjdziesz na zbyt uleg艂ego - przekonywa艂a Perry'ego.

- Masz racj臋 - zgodzi艂 si臋. - Troch臋 si臋 w tym wszystkim pogubi艂em. - Podszed艂 zdecydowanym krokiem do drzwi - Zadzwoni臋 do niego i powiem, 偶e wygospodaruj臋 par臋 minut ko艂o czwartej. - Zatrzyma艂 si臋 w otwartych drzwiach. - 呕ycz mi szcz臋艣cia.

Skin臋艂a g艂ow膮 z u艣miechem. Wiedzia艂a, 偶e b臋dzie go potrzebowa艂.

- M贸wi艂am, 偶e pani Shipley jest w tej chwili zaj臋ta i nie mo偶e pan tam wej艣膰! - Laura us艂ysza艂a podniesiony g艂os Ruth, swojej sekretarki, a potem drzwi do gabinetu stan臋艂y otworem.

- Czy偶by? - zadrwi艂 Liam, staj膮c arogancko w drzwiach i patrz膮c wyzywaj膮co na Laur臋, kt贸ra siedzia艂a za swym imponuj膮cym biurkiem przy oknie.

Pomy艣la艂a bez sensu, 偶e jest dopiero trzecia, wi臋c Liam powinien zjawi膰 si臋 w wydawnictwie dopiero za godzin臋.

- Przepraszam, pani Shipley. - Niska, pulchna, rudow艂osa, bardzo kompetentna sekretarka Ruth nie posiada艂a si臋 z oburzenia. - Ten pan upar艂 si臋, 偶eby si臋 z pani膮 spotka膰, cho膰 nie by艂 um贸wiony...

- Powiedzia艂em tej pani, 偶e nie musz臋 si臋 z tob膮 umawia膰 - wpad艂 jej w s艂owo Liam.

Ale偶 owszem, pomy艣la艂a, odk艂adaj膮c wolno pi贸ro Laura - i spotka艂a by ci臋 odmowa.

- W porz膮dku, Ruth. - U艣miechn臋艂a si臋 z przymusem do sekretarki. - Pan O'Reilly i ja jeste艣my... znajomymi.

Sekretarka wysz艂a, obrzuciwszy przedtem Liama niech臋tnym spojrzeniem.

- 艁adny gabinet - zauwa偶y艂, rozgl膮daj膮c si臋 po eleganckim wn臋trzu.

Trzy 艣ciany zajmowa艂y d臋bowe p贸艂ki, na kt贸rych wyeksponowano ksi膮偶ki opublikowane w wydawnictwie. Biurko Laury wykonano z tego samego jasnego d臋bu, na pod艂odze le偶a艂 艂adny niebieski dywan.

Laura przygl膮da艂a si臋 uwa偶nie Liamowi, kt贸ry zbli偶y艂 si臋 do jej biurka. Mia艂 na sobie stare, sp艂owia艂o d偶insy, szar膮 koszul臋 i czarn膮 marynark臋. Nic dziwnego, 偶e Ruth broni艂a jak lwica wej艣cia do jej gabinetu - nie wygl膮da艂 na odnosz膮cego sukcesy autora, a tym bardziej na milionera.

- Pani Shipley... - mrukn膮艂 z niedowierzaniem. Laura us艂ysza艂a w tych s艂owach nutk臋 lekcewa偶enia.

- Pan O'Reilly - odpowiedzia艂a zgry藕liwie. - Czy mo偶e raczej pan O'Shea?

Skoro wiedzia艂, kim ona jest, nic by艂o sensu d艂u偶ej udawa膰, 偶e nie odkry艂a jego podst臋pu. Tym bardziej 偶e wcale go nic ok艂ama艂a - nie pyta艂 przecie偶, jakie nosi nazwisko po m臋偶u.

Liam przygl膮da艂 jej si臋 uwa偶nie, przymru偶ywszy oczy, jakby pr贸bowa艂 odkry膰, czego jeszcze o niej nic wie. Gdy nie mog艂a ju偶 d艂u偶ej znie艣膰 tego 艣widruj膮cego spojrzenia, zapyta艂a:

- Sk膮d wiedzia艂e艣, jak mnie znale藕膰?

- Spyta艂em w recepcji na dole i skierowano mnie na najwy偶sze pi臋tro - odpar艂 z b艂aze艅sk膮 min膮.

- Bardzo 艣mieszne, Liam - odpar艂a ze znu偶eniem. - Wiesz, 偶e nie o to pytam.

- Naprawd臋? Powiedz mi, Lauro, czy dobrze si臋 bawi艂a艣, prowadz膮c ze mn膮 t臋 ca艂膮 gierk臋? - warkn膮艂, a jego niebieskie oczy pociemnia艂y z gniewu.

- Nie prowadzi艂am przecie偶 偶adnej gry...

- Czy偶by? - przerwa艂 zjadliwym tonem. - Przecie偶 wczoraj w hotelu ty i Perry Webster nie dali艣cie po sobie pozna膰, 偶e si臋 znacie, a tym bardziej 偶e jeste艣 jego pracodawczyni膮. A gdy spotkali艣my si臋 na drinka, nie powiedzia艂a艣, 偶e wiesz, dlaczego jestem w Londynie.

- Po prostu nie widzia艂am powodu...

- Nic widzia艂a艣 powodu! - powt贸rzy艂, przechadzaj膮c si臋 po gabinecie jak lew w klatce. - Powiem ci, o co chodzi - warkn膮艂, opieraj膮c si臋 o blat jej biurka i pochylaj膮c do przodu. - Specjalnie zrobi艂a艣 ze mnie g艂upca!

- Wcale nie!

- O tak, pani Shipley.

- Powiedzia艂am ci, 偶e wysz艂am za m膮偶. To nie ja poda艂am fa艂szywe nazwisko...

- Ale wiedzia艂a艣 od pocz膮tku, kto si臋 za nim ukrywa, i postanowi艂a艣 si臋 na mnie zem艣ci膰...

- Skoro tak my艣lisz, musisz mie膰 bardzo z艂e zdanie o mnie - odpowiedzia艂a ze z艂o艣ci膮. - I chyba przeceniasz rol臋, jak膮 odegra艂e艣 w moim 偶yciu.

Przez kilka minut wpatrywali si臋 w siebie w milczeniu przez szeroko艣膰 biurka.

- Naprawd臋? - spyta艂.

- Co? - spyta艂a Laura. Nagle napi臋cie panuj膮ce mi臋dzy nimi opad艂o, atmosfera uleg艂a subtelnej zmianie.

- Czy naprawd臋 przeceniam to, ile dla siebie kiedy艣 znaczyli艣my? - spyta艂 zduszonym g艂osem.

Ta sugestia wystarczy艂a Laurze, by czar chwili prys艂. Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i z drwi膮cym wyrazem twarzy wycedzi艂a:

- S膮dzi艂am, 偶e doj艣膰 jasno si臋 wyrazi艂am wczorajszego wieczora: by艂am smarkul膮 zadurzon膮 w starszym, do艣wiadczonym m臋偶czy藕nie...

- A w艂a艣nie... - wpad艂 jej w s艂owo, odsuwaj膮c si臋 ku jej uldze od biurka. - O ile mi wiadomo, Robert Shipley...

- Powiedzia艂am ci wczoraj, 偶e nie zamierzam rozmawia膰 z tob膮 o Robercie! - przerwa艂a ostro.

- Robert Shipley mia艂 pi臋膰dziesi膮t trzy lata, gdy za niego wysz艂a艣 - ci膮gn膮艂 Liam, niezra偶ony.

Laura podnios艂a si臋 z krzes艂a.

- I pi臋膰dziesi膮t osiem, gdy zmar艂 przed dwoma laty. Zosta艂a艣 wdow膮 i jego jedyn膮 spadkobierczyni膮... - doko艅czy艂 cicho.

Laura opad艂a z powrotem na krzes艂o, krew odp艂yn臋艂a z jej policzk贸w. Wszystko, co powiedzia艂, by艂o prawd膮, opr贸cz jednej rzeczy. Owszem, odziedziczy艂a po m臋偶u maj膮tek i wydawnictwo. Ale wsp贸艂w艂a艣cicielem tej fortuny by艂 Robert Shipley junior. Bobby, syn Liama...


ROZDZIA艁 PIATY

- Widz臋, 偶e odrobi艂e艣 prac臋 domow膮 - powiedzia艂a spokojnie, nie daj膮c po sobie pozna膰, 偶e walczy z przyp艂ywem paniki.

Jednak nic ko艅ca, skoro nie odkry艂e艣 istnienia Roberta Shipleya juniora, pomy艣la艂a.

- Wci膮偶 jeszcze nie wyja艣ni艂e艣, jak dowiedzia艂e艣 si臋, 偶e nazywam si臋 Shipley - zagadn臋艂a, nie kryj膮c zaciekawienia.

Liam wzruszy艂 ramionami.

- To wcale nie by艂o takie trudne. Wr贸ci艂a艣 wczoraj do domu hotelow膮 taks贸wk膮. Spotka艂em kierowc臋 dzi艣 rano, powiedzia艂em mu, 偶e zostawi艂a艣 co艣 wczoraj i poprosi艂em, by poda艂 mi adres, abym m贸g艂 ci to zwr贸ci膰.

- Tak po prostu? - spyta艂a, 偶a艂uj膮c, 偶e zwolni艂a wcze艣nie kierowc臋, nie wiedz膮c, 偶e b臋dzie gdzie艣 wychodzi膰 wieczorem.

- Oczywi艣cie. - Liam pokiwa艂 g艂ow膮 z satysfakcj膮. - Potem wystarczy艂o popyta膰 tu i 贸wdzie, kto mieszka w pewnym domu w Knightsbridge. Mo偶esz sobie wyobrazi膰 moje zdumienie, gdy dowiedzia艂em si臋, 偶e jest to w艂a艣cicielka Shipley Publishing!

- I oto jeste艣 tutaj! - zauwa偶y艂a niezobowi膮zuj膮cym tonem. - Chyba masz spotkanie z Perrym za jakie艣 czterdzie艣ci minut...

- Zapomnijmy o Perrym - przerwa艂 bezceremonialnie. - Przyszed艂em zobaczy膰 si臋 z tob膮.

- Przykro mi, Liam, ale mam spotkanie za dwadzie艣cia minut, na kt贸re musz臋 dojecha膰.

- Odwo艂aj je! - za偶膮da艂 stanowczo.

- Nie ma mowy - powiedzia艂a wynio艣le, oburzona jego arogancj膮.

Laura mia艂a tego dnia odebra膰 Bobby'ego ze szko艂y. Zazwyczaj odwozi艂a synka rano, a Amy odbiera艂a go po po艂udniu, ale we wtorki gospodyni mia艂a wolne i w te dni Laura przyje偶d偶a艂a po ch艂opca prosto z pracy. Nie mog艂a si臋 sp贸藕ni膰 ani wys艂a膰 szofera.

Nie zamierza艂a jednak wyja艣nia膰 tego wszystkiego Liamowi.

On tymczasem usadowi艂 si臋 na sk贸rzanym fotelu stoj膮cym po drugiej stronie jej biurka.

- Widz臋, 偶e bardzo si臋 tym wszystkim przejmujesz? - powiedzia艂, rozgl膮daj膮c si臋 znacz膮co wok贸艂 siebie, a widz膮c jej zdziwione spojrzenie, doda艂: - Shipley Publishing.

Laura zdekoncentrowa艂a si臋 nieco, my艣l膮c o synu, ale natychmiast si臋 zreflektowa艂a.

- Oczywi艣cie, 偶e tak - rzuci艂a cierpko. - B膮d藕 co b膮d藕 wybra艂e艣 to wydawnictwo ze wzgl臋du na jego renom臋.

- Bo nie wiedzia艂em, 偶e nim kierujesz.

- A co to za r贸偶nica? - zignorowa艂a obra藕liw膮 uwag臋.

- Du偶a! - Skrzywi艂 si臋.

Laura nabra艂a powietrza w p艂uca, by zachowa膰 spok贸j.

- Jeszcze nie podpisa艂e艣 z nami umowy, wi臋c nie jeste艣 do niczego zobowi膮zany...

- Co s膮dzisz o „艢wiecie Josie"? - wpad艂 jej w s艂owo. - I nie m贸w, 偶e nie czyta艂a艣, bo ci nie uwierz臋.

- Pod jednym wzgl臋dem wcale si臋 nie zmieni艂e艣 - powiedzia艂a z niesmakiem. - Jeste艣 tak samo arogancki jak kiedy艣!

Uwaga nie zrobi艂a na nim 偶adnego wra偶enia, nadal wpatrywa艂 si臋 w Laur臋 z napi臋ciem.

- No powiedz. Westchn臋艂a.

- Na pewno sam dobrze wiesz, 偶e „艢wiat Josie" to b艂yskotliwie napisana, poruszaj膮ca powie艣膰.

- Tak s膮dzisz?

Obrzuci艂a go szybkim spojrzeniem. Po raz pierwszy od chwili gdy si臋 spotkali, us艂ysza艂a nut臋 niepewno艣ci w jego glosie. Czy偶by rzeczywi艣cie nic zdawa艂 sobie sprawy z tego, jak dobra jest jego ksi膮偶ka? Czy to mo偶liwie, 偶e po o艣miu latach milczenia Liam straci艂 wiar臋 w swoje umiej臋tno艣ci pisarskie?

S膮dz膮c po napi臋ciu, jakie malowa艂o si臋 na jego twarzy, bi艂o Z jego zesztywnia艂ej sylwetki, naprawd臋 nie by艂 pewien jej opinii.

Musia艂a przyzna膰, 偶e mia艂a ochot臋 zani偶y膰 nieco ocen臋 ksi膮偶ki, cho膰by tylko po to, by utrze膰 nosa temu arogantowi. U艂atwi艂oby to te偶 Perry'emu negocjacje.

Jednak wobec wyra藕nej niepewno艣ci Liama co do jego mocy tw贸rczych, zanegowanie b艂yskotliwo艣ci jego najnowszej powie艣ci by艂oby nie tylko okrutne, ale i z gruntu nieuczciwe.

- Owszem - przyzna艂a, zbieraj膮c papiery z biurka, by nie musie膰 patrze膰 mu w twarz i widzie膰 wyrazu triumfu, kt贸ry z pewno艣ci膮 si臋 na niej pojawi艂. - Oczywi艣cie jest pewien problem z nazwiskiem autora...

- Jak szybko zorientowa艂a艣 si臋, 偶e to moja ksi膮偶ka? - przerwa艂 z zaciekawieniem.

Po pierwszym rozdziale. Po pierwszej stronic. Po pierwszym akapicie.

- Szybko - odpar艂a pow艣ci膮gliwie. - Perry s膮dzi, 偶e ukry艂e艣 si臋 pod pseudonimem, bo nie chcesz powt贸rki tego, co spotka艂o ci臋 przed o艣miu laty. Tego ca艂ego rozg艂osu, szumu medialnego i tak dalej...? - Spojrza艂a na niego pytaj膮co.

Liam skin膮艂 lekko g艂ow膮.

- Masz bardzo bystrego redaktora naczelnego... - zauwa偶y艂 sucho.

- Te偶 tak my艣l臋. Na pewno wsp贸艂praca dobrze by wam si臋 uk艂ada艂a.

- Nie s膮dz臋.

Spojrza艂a na niego pytaj膮co, ale w tej samej chwili zadzwoni艂 telefon.

- Odbierz - poradzi艂. - To pewnie tw贸j brytan Ruth dzwoni, by sprawdzi膰, czy ci臋 jeszcze nie udusi艂em.

- Zaraz schodz臋 - powiedzia艂a Laura do s艂uchawki, bo rzeczywi艣cie dzwoni艂a Ruth, lecz w innym celu, ni偶 Liam s膮dzi艂 - Samoch贸d czeka ju偶 na mnie na dole - poinformowa艂a, wstaj膮c. - Ruth z przyjemno艣ci膮 pocz臋stuje ci臋 kaw膮, gdy b臋dziesz czeka艂 na spotkanie z Perrym o czwartej.

Liam tak偶e wsta艂, przyt艂aczaj膮c Laur臋 swym wzrostem.

- A ja s膮dz臋, 偶e Ruth najch臋tniej pokaza艂aby mi drzwi. Poza tym nie zamierzam spotyka膰 si臋 z Perrym - ani o czwartej, ani p贸藕niej,

- Zwr贸cisz si臋 do innego wydawcy? - spyta艂a ostro偶nie.

Jako dyrektorka Shipley Publishing bardzo by tego 偶a艂owa艂a. Ale z osobistego punktu widzenia odczu艂aby tylko ulg臋, trac膮c Liama z oczu!

- Ale偶 sk膮d - zaprzeczy艂 szybko. - Ale wol臋, 偶eby艣 to ty redagowa艂a moj膮 ksi膮偶k臋, a nie Perry Webster.

Ty wolisz... - powt贸rzy艂a z niedowierzaniem.

- Musz臋 ci powiedzie膰...

- Cokolwiek to jest, sugeruj臋, by艣 powiedzia艂a mi rano, bo masz spotkanie za - zerkn膮艂 na zegarek - dziesi臋膰 minut.

Wiedzia艂a, 偶e je艣li natychmiast nic wyjdzie, to si臋 sp贸藕ni! Ale jak on 艣mia艂 dyktowa膰 wydawcy, jakiego ma mu przydzieli膰 redaktora! Je艣li nie chcia艂 pracowa膰 z Perrym, mia艂a innych 艣wietnych pracownik贸w, ale na pewno sama nie zamierza艂a zajmowa膰 si臋 jego ksi膮偶k膮!

- Podobno chcesz dzi艣 wiecz贸r wr贸ci膰 do Irlandii? - spyta艂a, zarzucaj膮c na rami臋 pasek torebki.

- Zmieni艂em plany - odpar艂, id膮c z ni膮 do drzwi.

- Ciekawe dlaczego? - Jakby musia艂a pyta膰! Jak tylko dowiedzia艂 si臋, kim jest, ju偶 po rozmowie z Perrym, postanowi艂 zabawi膰 si臋 z ni膮 w kotka i myszk臋, cho膰 sam jej to zarzuca艂.

- Zreszt膮 niewa偶ne, musz臋 ju偶 i艣膰 - rzuci艂a szybko.

- Mo偶esz mnie gdzie艣 podrzuci膰? - spyta艂 kpi膮co.

- Nie! - odpowiedzia艂a ze z艂o艣ci膮.

- W takim razie, zanim wyjd臋, zapisz臋 si臋 na spotkanie z tob膮 u brytana Ruth.

Laura zatrzyma艂a si臋 z r臋k膮 na klamce.

- Liam, naprawd臋 nie mam zamiaru wi臋cej si臋 z tob膮 spotyka膰. Perry udzieli ci odpowiedzi na wszystkie pytania...

- Nie na te, kt贸re chc臋 zada膰 - wtr膮ci艂 znacz膮co. Laura spojrza艂a na niego niespokojnie, ale nie mog艂a ju偶 przed艂u偶a膰 tej rozmowy. Musia艂a my艣le膰 o Bobbym.

- Dobrze, um贸w spotkanie z Ruth - westchn臋艂a niecierpliwie. - Ale rano nie b臋d臋 ci mia艂a nic nowego do powiedzenia.

Liam przyjrza艂 jej si臋 uwa偶nie.

- Czy on tak wiele dla ciebie znaczy? - spyta艂 powa偶nie.

- Kto? - Rzuci艂a mu sp艂oszone spojrzenie. Z艂o偶y艂 ramiona na swym szerokim torsie i, wpatruj膮c si臋 w ni膮 uwa偶nie, wyja艣ni艂:

- M臋偶czyzna, z kt贸rym masz si臋 zaraz spotka膰. I nie m贸w mi, 偶e nie chodzi o m臋偶czyzn臋. Poznaj臋 ten rumieniec, b艂ysk w pi臋knych oczach.

- Naprawd臋? - spyta艂a sceptycznie.

- O tak. Zawsze tak wygl膮da艂a艣, jak by艂a艣 podekscytowana albo z czego艣 zadowolona.

Laura nie chcia艂a s艂ysze膰, jak wygl膮da艂a w podobnych chwilach, ani przypomina膰 sobie, kiedy Liam mia艂 okazj臋 to zaobserwowa膰.

- Do widzenia - rzuci艂a szybko, otworzy艂a drzwi i, skin膮wszy Ruth na po偶egnanie, pospieszy艂a w stron臋 windy.

Paul zd膮偶y艂 j膮 dowie藕膰 przed szko艂臋 Bobby'ego tu偶 przed dzwonkiem. U艣miechn臋艂a si臋 z rozczuleniem i dum膮 na widok syna pakuj膮cego tornister. Wzrostem - by艂 najwy偶szy z ca艂ej klasy - ciemnymi faluj膮cymi w艂osami, bystrymi niebieskimi oczami i pewno艣ci膮 siebie bardzo przypomina艂 swego naturalnego ojca.

Obserwuj膮c syna, po raz pierwszy zada艂a sobie pytanie, czy pewnego dnia - gdy Bobby osi膮gnie wiek, w kt贸rym Liam nie b臋dzie ju偶 m贸g艂 upomnie膰 si臋 o swoje miejsce w jego dzieci艅stwie - powinna powiedzie膰 ch艂opcu, kto jest jego prawdziwym ojcem.

Je艣li o ni膮 chodzi, odpowied藕 by艂a zdecydowanie negatywna - po b贸lu, jaki jej zada艂 w przesz艂o艣ci, nie chcia艂aby dzieli膰 z Liamem nawet doros艂ych lat Bobby'ego. Jednak z punktu widzenia ch艂opca sprawa nie by艂a przecie偶 tak oczywista. Kocha艂 Roberta jak prawdziwego ojca i by艂 zdruzgotany jego 艣mierci膮 przed dwoma laty. Ale przecie偶 jego naturalny ojciec nadal 偶y艂. Czy mia艂a prawo to przed nim ukrywa膰? Dlaczego Liam zn贸w wkroczy艂 w jej 偶ycie i stawia艂 j膮 przed takim dylematem?

- Czym si臋 martwisz, mamusiu? - us艂ysza艂a nagle g艂os synka, kt贸ry wsun膮艂 r膮czk臋 w jej d艂o艅.

- Tak wygl膮da艂am, kochanie? - spyta艂a z u艣miechem, odganiaj膮c niespokojne my艣li. - Zastanawia艂am si臋 w艂a艣nie, czy nie mia艂by艣 ochoty na hamburgera?

Jak si臋 spodziewa艂a, perspektywa p贸j艣cia do baru przed powrotem do domu natychmiast odwr贸ci艂a uwag臋 Bobby'ego od jej niespokojnego nastroju, a przede wszystkim sprawi艂a mu wielk膮 frajd臋.

Po powrocie do domu pomog艂a synowi w lekcjach, wyk膮pa艂a go i poczyta艂a na dobranoc.

Przez ca艂y ten czas uda艂o jej si臋 nie my艣le膰 o Liamie. Jednak gdy znalaz艂a si臋 w swej sypialni, powr贸ci艂y wspomnienia.

Przed o艣mioma laty Liam, kt贸ry poza tym, 偶e pisa艂 ksi膮偶ki, pracowa艂 tak偶e jako wyk艂adowca, przyjecha艂 na jej uczelni臋, by wyg艂osi膰 wyk艂ad o literaturze wsp贸艂czesnej. Pami臋ta艂a, 偶e sala by艂a pe艂na, bo wi臋kszo艣膰 student贸w czyta艂a przynajmniej jedn膮 z jego ksi膮偶ek i chcia艂a pos艂ucha膰 go na 偶ywo.

Laura nie s艂ysza艂a ani jednego s艂owa z jego wyk艂adu! Z chwil膮, gdy Liam wszed艂 na podium, poczu艂a si臋 jak zahipnotyzowana - jego wygl膮dem, sposobem poruszania, uwodzicielskim brzmieniem g艂osu.

Gdy potem posz艂a na lunch do sto艂贸wki, nadal by艂a tak oszo艂omiona spotkaniem z przystojnym pisarzem, 偶e nie zauwa偶y艂a nawet, jak膮 sa艂atk臋 dziobie widelcem ani 偶e letnia kawa, kt贸r膮 s膮czy, jest niepos艂odzona. Nagle us艂ysza艂a:

- Szk艂o kontaktowe wpad艂o pani do herbaty! Teraz wiedzia艂a, 偶e lepiej by艂oby tego nie us艂ysze膰, ale w贸wczas by艂a zachwycona, 偶e odezwa艂 si臋 do niej m臋偶czyzna, o kt贸rym w艂a艣nie fantazjowa艂a, a do tego jeszcze z miejsca zacz膮艂 z ni膮 flirtowa膰.

Zarumieniona podnios艂a wzrok na Liama O'Reilly'ego, kt贸ry sta艂 obok jej stolika z tac膮 pe艂n膮 jedzenia.

- Nie pij臋 herbaty - odpowiedzia艂a cicho, zwil偶ywszy nagle wyschni臋te usta. - I nie nosz臋 szkie艂 kontaktowych - doda艂a, wiedz膮c, 偶e chodzi mu o r贸偶ny kolor jej oczu.

U艣miechn膮艂 si臋 do niej.

- Wiem. To znaczy nie o herbacie - wyja艣ni艂, gdy ustawi艂 tac臋 na jej stoliku. - Mam na my艣li szk艂a kontaktowe. Zauwa偶y艂em ju偶 te pani pi臋kne, niezwyk艂e oczy w trakcie wyk艂adu.

- Widzia艂 mnie pan? - spyta艂a, z trudem prze艂ykaj膮c 艣lin臋.

- Drugi rz膮d, trzecie miejsce z brzegu. Mog臋 si臋 przysi膮艣膰?

- Oczywi艣cie - wyj膮ka艂a.

Zauwa偶y艂 j膮 w czasie wyk艂adu, gdy wpatrywa艂a si臋 w niego jak sroka w gnat? A mo偶e w艂a艣nie dlatego?

- Wyk艂ad bardzo mi si臋 podoba艂 - b膮kn臋艂a, gdy sadowi艂 si臋 na krze艣le obok.

- Naprawd臋? - spyta艂 z przek膮sem, jakby wiedzia艂, 偶e nic us艂ysza艂a ani s艂owa, a ona najpierw obla艂a si臋 rumie艅cem, a potem poblad艂a. - Prosz臋 si臋 nie przejmowa膰. Nie pani jedna wygl膮da艂a, jakby mia艂a zaraz zasn膮膰 z nud贸w - za艣mia艂 si臋.

- Ale偶 pan wcale nie by艂 nudny! - zaprotestowa艂a. - By艂am... zafascynowana - powiedzia艂a zgodnie z prawd膮, cho膰 nie mia艂a na my艣li wyk艂adu.

- Prosz臋 to udowodni膰 - powiedzia艂, wbijaj膮c z臋by w kanapk臋 z kurczakiem.

Prze艂kn臋艂a 艣lin臋, wpatruj膮c si臋 w niego z przera偶eniem. Nie zamierza jej chyba przepytywa膰 ze swego wyk艂adu?

- P贸jdzie dzi艣 pani ze mn膮 na kolacj臋? - spyta艂 jednak, rozwiewaj膮c jej obawy.

Liam O'Reilly zaprasza j膮 na kolacj臋? Gapi艂a si臋 na niego z niedowierzaniem.

- Czy to taka trudna decyzja? - za艣mia艂 si臋 po chwili, nie doczekawszy si臋 odpowiedzi.

- Ja... nie... - b膮kn臋艂a niepewnie. - Po prostu... nic rozumiem, dlaczego mnie pan zaprasza.

- Bo jeszcze nigdy nie spotka艂em nikogo o tak niezwyk艂ych, pi臋knych oczach - wyzna).

- My艣l臋, 偶e pan sobie ze mnie 偶artuje, panie O'Reilly.

- Ma pani prawo tak my艣le膰, ale to nie zmienia faktu, 偶e zaproszenie jest wci膮偶 aktualne. A na imi臋 mam Liam.

- Laura - odpar艂a cicho. - Laura Carter.

- Skoro jut si臋 sobie oficjalnie przedstawili艣my - u艣miechn膮艂 si臋 - czy dasz si臋 zaprosi膰 na kolacj臋, Lauro?

- Tak - odpar艂a szybko, zanim odwa偶y艂a si臋 nad tym zastanowi膰.

- Tylko zabierz ze sob膮 apetyt - powiedzia艂 z u艣miechem. - Nie znosz臋 kobiet, kt贸re skubi膮 jedzenie. - Spojrza艂 znacz膮co na jej prawie nietkni臋t膮 sa艂atk臋.

Na kolacji rozmawiali o wielu rzeczach - ksi膮偶kach, sztuce, Irlandii, planach Laury po studiach - a Liam 偶adnym gestem ani s艂owem nie da艂 do zrozumienia, 偶e ma na ni膮 jakie艣 zakusy.

Jednak poprosi艂 j膮 o ponowne spotkanie. A potem zn贸w. Po kilku tygodniach Laura sp臋dza艂a z nim wi臋kszo艣膰 wolnego czasu, pomaga艂a Liamowi przygotowywa膰 teksty wyk艂ad贸w oraz mu na nich towarzyszy艂a, p臋kaj膮c z dumy, 偶e widzi si臋 ich razem.

Po kilku miesi膮cach wiedzia艂a ju偶, czego Liam nie znosi u kobiet, opr贸cz „skubania jedzenia". A by艂o tego ca艂kiem sporo. Nie znosi艂 kobiet nadmiernie zaborczych. Zbyt gadatliwych. Takich, kt贸re nie maj膮 w艂asnego zdania. Albo poczucia humoru. Takich, kt贸re idiotycznie chichocz膮. Ekstrawertycznych. Introwertycznych. Zbyt grubych. Zbyt chudych. Lista ci膮gn臋艂a si臋 w niesko艅czono艣膰.

Staraj膮c si臋 usilnie nie mie膰 偶adnej z cech wymienionych na tej li艣cie, aby m贸c si臋 wci膮偶 spotyka膰 z Liamem. Laura w ko艅cu ju偶 sama nie wiedzia艂a, kim jest.

Gdy o艣wiadczy艂 obecnie, 偶e 偶yczy sobie, by w艂a艣nie ona by艂a redaktork膮 jego ksi膮偶ki, zachowa艂 si臋 w tym samym despotycznym stylu!

Ale min臋艂o osiem lat. A ona wiedzia艂a dobrze, kim jest. Laura Shipley. Wdow膮 po Robercie. Matk膮 Bobby'ego. W艂a艣cicielk膮 Shipley Publishing.

Ale na pewno nie b臋dzie redaktork膮 ksi膮偶ki Liama!


ROZDZIA艁 SZ脫STY

- Co ty wyprawiasz?!

Liam spojrza艂 na ni膮 znad s艂u偶bowego terminarza, kt贸ry bezczelnie wzi膮艂 sobie z jej biurka.

- Upewniam si臋, ze nie masz um贸wionego 偶adnego spotkania, na kt贸re si臋 zechcesz za chwil臋 wymkn膮膰 - powiedzia艂 z zadowoleniem, zanim zatrzasn膮艂 notes i od艂o偶y艂 go na biurko.

- Zadowolony? - warkn臋艂a, k艂ad膮c terminarz r贸wno na miejsce.

- Nie za bardzo - odpar艂, opadaj膮c na krzes艂o naprzeciwko biurka. Jak zwykle mia艂 na sobie d偶insy, koszul臋 i czarn膮 marynark臋. - Ale mo偶emy chyba kontynuowa膰 nasz膮 wczorajsz膮 pogaw臋dk臋.

- Powiedzia艂am ci ju偶, 偶e nie mamy o czym m贸wi膰 - odpar艂a spokojnie. - 殴le zrobi艂e艣, lekcewa偶膮c wczorajsze spotkanie z Perrym - doda艂a ch艂odno.

Liam uni贸s艂 ciemne brwi.

- To brzmi jak pogr贸偶ka, pani Shipley - odpar艂 cicho.

Nie by艂a tego ranka w najlepszym nastroju, bo 藕le spa艂a z powodu wskrzeszonych wspomnie艅. Nie mia艂a ochoty na prowadzenie gierek z Liamem.

- Mo偶esz to rozumie膰, jak ci si臋 podoba - westchn臋艂a. - T艂umaczy艂am to ju偶 wczoraj. Kieruj臋 ca艂ym wydawnictwem, nic mam czasu na prace redakcyjne...

- Zr贸b dla mnie wyj膮tek - wtr膮ci艂 zdecydowanie. Spojrza艂a na niego z niedowierzaniem. By艂 ostatni膮 osob膮, dla kt贸rej zrobi艂aby jakikolwiek wyj膮tek! Westchn臋艂a i pokr臋ci艂a g艂ow膮, - Nie.

- Dlaczego?

- To chyba oczywiste!

- Bo kiedy艣 byli艣my kochankami? Lata temu, Lauro. Od tej pory wiele si臋 zdarzy艂o. Oboje mamy za sob膮 ma艂偶e艅stwa - szcz臋艣liwe albo i nie. Chyba nie obawiasz si臋, 偶e nasza historia mo偶e si臋 powt贸rzy膰?

- Oczywi艣cie, 偶e nie - prychn臋艂a z oburzeniem. Obawia艂a si臋 jedynie, 偶e on odkryje istnienie jej syna - kt贸ry by艂 r贸wnie偶 jego synem.

- W takim razie nic widz臋 problemu. Nie lekcewa偶 mojej pro艣by, bo zwr贸c臋 si臋 do innego wydawcy.

Zrezygnowanie z mo偶liwo艣ci wydania ksi膮偶ki Liama na rzecz innego wydawcy by艂oby g艂upot膮 z punktu widzenia interes贸w firmy, ale na pewno by jej powa偶nie nie zaszkodzi艂o. Wydawnictwo mia艂o ju偶 paru renomowanych autor贸w.

- To brzmi jak pogr贸偶ka, panie O'Reilly - u偶y艂a jego zwrotu sprzed kilku minut.

Wzruszy艂 ramionami.

- I s艂usznie - przyzna艂 uprzejmie. - Lauro... - Pochyli艂 si臋 do przodu i wbi艂 w ni膮 wzrok. - Chcia艂bym pracowa膰 z tob膮 nad t膮 ksi膮偶k膮. Mo偶e by艣 chocia偶 spr贸bowa艂a?

Jak wszystko inne zawodzi, odwo艂uje si臋 do swego uroku, pomy艣la艂a z gorycz膮. Ale na mnie ju偶 on nie dzia艂a.

- A mo偶e nie czujesz si臋 na silach podj膮膰 tego zadania? - doda艂 prowokacyjnie.

U艣miechn臋艂a si臋 drwi膮co - czaru nie starczy艂o mu na d艂ugo.

- Niez艂y cios - przyzna艂a. - Ale wspomina艂am ci ju偶 chyba, 偶e po studiach pracowa艂am jako redaktorka?

Ach tak? Czy偶by w wydawnictwie Shipley Publishing?

Laurze nie podoba! si臋 ton jego g艂osu.

- A je艣li tak?

- Ju偶 po paru miesi膮cach zosta艂a艣 偶on膮 w艂a艣ciciela.

- Nie obchodzi mnie to, co sugerujesz - mrukn臋艂a niech臋tnie.

- A niby co? - spyta艂 przymilnie.

- Dobrze wiesz. Natomiast nic nie wiesz o moim 偶yciu - ani dawnym, ani obecnym. Niechaj tak zostanie.

- Po prostu jestem ciekaw... Roze艣mia艂a si臋.

- Ta ciekawo艣膰 nie u艂atwi rozwi膮zania naszego problemu - zauwa偶y艂a,

- Jakiego?

Potrafi艂 by膰 naprawd臋 t臋py, gdy by艂o mu to na r臋k臋!

- Znalezienia redaktora do twojej ksi膮偶ki.

- Powiedzia艂em ci, kogo wybra艂em.

- A ja powiedzia艂am ci, 偶e to nie wchodzi w rachub臋! - przerwa艂a niecierpliwie.

- No to mamy patow膮 sytuacj臋 - westchn膮艂. Laura nabra艂a powietrza i o艣wiadczy艂a spokojnie:

- W takim razie powiniene艣 chyba zwr贸ci膰 si臋 do innego wydawcy.

- Ty tch贸rzu! - zawo艂a艂, zrywaj膮c si臋 z miejsca i g贸ruj膮c nad jej biurkiem wysok膮 sylwetk膮.

Laura r贸wnie偶 si臋 podnios艂a, czuj膮c napi臋cie w ca艂ym ciele.

- Jak 艣miesz!

- Lauro... o przepraszam - odezwa艂 si臋 zmieszany Peny, kt贸ry stan膮艂 w艂a艣nie w drzwiach - - Prosi艂a艣, 偶ebym przyszed艂 o dziewi膮tej trzydzie艣ci.

Prosi艂a swego redaktora, by zjawi艂 si臋 o tej porze, s膮dz膮c, 偶e zd膮偶y ju偶 doj艣膰 z Liamem do porozumienia w sprawie osoby, kt贸ra ma opracowywa膰 jego tekst. Niestety zapomnia艂a, jaki Liam potrafi by膰 nierozs膮dny!

- Wejd藕, Perry - u艣miechn臋艂a si臋 zapraszaj膮co do swego pracownika.

- Lepiej nie, Perry - mrukn膮艂 ponuro Liam. - To mi艂o ze strony Laury, 偶e pana zaprasza, ale nie sko艅czyli艣my jeszcze rozmowy. - Rzuci艂 Laurze wyzywaj膮ce spojrzenie.

- Oj, chyba jednak sko艅czyli艣my, panie O'Reilly - odpar艂a z moc膮. - I to definitywnie.

Liam wpatrywa艂 si臋 w ni膮 przez d艂ug膮 chwil臋, po czym lekko wzruszy艂 ramionami i zwr贸ci艂 si臋 do nowo przyby艂ego:

- Wygl膮da na to, 偶e lepiej, aby pan rzeczywi艣cie wszed艂. Chocia偶 musz臋 pana uprzedzi膰 - ci膮gn膮艂, gdy redaktor zamkn膮艂 drzwi i zbli偶y艂 si臋 do biurka - 偶e mo偶e pan us艂ysze膰 tu rzeczy, kt贸re pana zdziwi膮.

Laura us艂ysza艂a nutk臋 pogr贸偶ki w jego g艂osie i natychmiast podj臋艂a gr臋.

- Liam chyba ma na my艣li nasz膮 dawn膮 znajomo艣膰.

- U艣miechn臋艂a si臋 do Perry'ego i wskaza艂a mu wolne krzes艂o obok tego, kt贸re zajmowa艂 przed chwil膮 Liam.

- Ale Perry ju偶 przecie偶 o tym wie, Liam - rzuci艂a, zajmuj膮c miejsce za biurkiem. - Przecie偶 w艂a艣nie dzi臋ki temu mog艂am rozpozna膰 ci臋 w hotelu przed dwoma dniami - przypomnia艂a.

Twarz Liama st臋偶a艂a na wspomnienie tego spotkania.

- A tak, zabawa w Sherlocka Holmesa - mrukn膮艂.

- Mo偶e te偶 usi膮dziesz, Liam - poprosi艂a Laura pojednawczo, wskazuj膮c mu krzes艂o. - W艂a艣nie sko艅czy艂am wyja艣nia膰 Liamowi, dlaczego doskonale nadajesz si臋 na jego redaktora. - U艣miechn臋艂a si臋 ciep艂o do Perry'ego.

- A ja w艂a艣nie sko艅czy艂em wyja艣nia膰 Laurze

- przerwa艂 Liam, nadal stoj膮c wyprostowany przed biurkiem - 偶e podpisz臋 umow臋 z Shipley Publishing, o ile moj膮 ksi膮偶k臋 b臋dzie redagowa艂a okre艣lona osoba.

- Ach tak? - zdziwi艂 si臋 Perry.

- Liam... - zacz臋艂a Laura, gdy odezwa艂 si臋 telefon na jej biurku. Poprosi艂a Ruth, by nie 艂膮czy艂a nikogo w trakcie rozmowy z Liamem, wi臋c to musia艂o by膰 co艣 naprawd臋 wa偶nego, skoro sekretarka zdecydowa艂a inaczej. - Przepraszam - powiedzia艂a i odebra艂a telefon, po czym s艂ucha艂a uwa偶nie, bledn膮c coraz bardziej.

Dowiedzia艂a si臋 bowiem, 偶e Bobby mia艂 wypadek. Spad艂 z jakich艣 schod贸w w szkole, w艂a艣nie wieziono go karetk膮 do szpitala.

- Zaraz tam b臋d臋 - wydusi艂a z trudem, rzuci艂a s艂uchawk臋 i zerwa艂a si臋 na r贸wne nogi. - Musz臋 wyj艣膰 - powiedzia艂a nerwowo do m臋偶czyzn siedz膮cych naprzeciw jej biurka, z艂apa艂a torebk臋 i ruszy艂a w stron臋 drzwi.

- Lauro, o co chodzi?

- Nie mog臋 d艂u偶ej z tob膮 rozmawia膰, Liam - zniecierpliwi艂a si臋. - Nie rozumiesz? Musz臋 natychmiast wyj艣膰!

Poczu艂a stalowy uchwyt na ramieniu i obr贸ci艂a si臋 w miejscu.

- Nie, nie rozumiem - warkn膮艂. - O co, do diab艂a, chodzi? - Przypatrzy艂 si臋 uwa偶nie jej poblad艂ej twarzy.

- Naprawd臋 nic mam czasu na wyja艣nienia - rzuci艂a niecierpliwie. - Porozmawiaj z Perrym. - Machn臋艂a r臋k膮, by powstrzyma膰 kolejne s艂owa protestu. - A jak ci to nie odpowiada, zwr贸膰 si臋 do innego wydawcy.

R臋ka Liama zsun臋艂a si臋 z jej ramienia.

- A tobie ju偶 nie zale偶y? - spyta艂 cicho.

- Nie - przyzna艂a, po czym odwr贸ci艂a si臋 i dos艂ownie wybieg艂a z gabinetu.

Dotar艂a do szpitala w tym samym czasie co Bobby. W艂a艣nie wyjmowano go z karetki na noszach i wieziono do izby przyj臋膰. Drobne cia艂ko ch艂opca na wielkich noszach wygl膮da艂o jeszcze delikatniej i bardziej bezbronnie ni偶 zwykle. Na ten widok oczy Laury zasz艂y 艂zami, ale szybko si臋 opanowa艂a, widz膮c wyraz ulgi na twarzy synka, kt贸ry gdy tylko j膮 zobaczy艂, sam si臋 rozklei艂.

- Uderzy艂em si臋 w g艂ow臋 i boli mnie kolano, mamusiu - zaszlocha艂 cicho, gdy go przytuli艂a.

- Na schodach s膮 pewnie co najmniej dwa wgniecenia - za偶artowa艂a, a Bobby u艣miechn膮艂 si臋 leciutko przez 艂zy.

Przytuli艂a go mocno do siebie. Od samego urodzenia tak si臋 nad nim trz臋s艂a, 偶e najch臋tniej nie puszcza艂aby go od siebie na krok. Robert potrafi艂 j膮 zawsze przekona膰, 偶e nie wolno zabrania膰 mu normalnych zabaw i przesadnie chroni膰. To r贸wnie偶 Robert nam贸wi艂 j膮 do powrotu do pracy, kiedy Bobby dor贸s艂 do wieku przedszkolnego, a gdy ch艂opiec poszed艂 do szko艂y, a Robert umar艂, Laura mia艂a zaj臋cie, kt贸re pozwoli艂o jej przetrwa膰 tragedi臋.

呕a艂owa艂a, 偶e Roberta nie ma teraz przy niej, w chwilach takich jak ta najbardziej go jej brakowa艂o.

Na szcz臋艣cie wkr贸tce okaza艂o si臋, 偶e Bobby nie ma 偶adnych z艂ama艅 ani p臋kni臋tej czaszki, tylko powa偶nie st艂uczone kolano i wielkiego guza na g艂owie. Dlatego te偶 postanowiono zatrzyma膰 go na noc w szpitalu - w razie gdyby mia艂 wstrz膮艣nienie m贸zgu.

- Oczywi艣cie mo偶e pani zosta膰 z synem - zapewni艂 lekarz z u艣miechem.

Nie zamierza艂a robi膰 nic innego. Bobby mia艂 siedem lat i jeszcze nigdy nie sp臋dzi艂 ani jednej nocy poza domem, nic m贸wi膮c ju偶 o szpitalu.

- Wpadn臋 tylko do domu po jakie艣 rzeczy na noc i zaraz wracam - obieca艂a synkowi, pomagaj膮c mu napi膰 si臋 herbaty.

Bobby le偶a艂 teraz w osobnym pokoju na oddziale dzieci臋cym, a piel臋gniarka w艂膮czy艂a mu na odbiorniku wmontowanym w 艣cian臋 jego ulubion膮 kresk贸wk臋.

- A Pluszak? - spyta艂 ch艂opczyk.

- Pluszaka te偶 przywioz臋 - zapewni艂a Laura.

By艂 to ulubiony i nie藕le ju偶 wys艂u偶ony pluszowy mi艣, kt贸rego przywi贸z艂 Laurze do szpitala Robert zaraz po narodzinach Bobby'ego. Od tej pory zawsze towarzyszy艂 ch艂opcu w 艂贸偶ku.

Jad膮c taks贸wk膮 do domu, Laura my艣la艂a o tym, jaki synek jest jeszcze dziecinny i jak bardzo brakuje jej Roberta. Nie mog艂a powstrzyma膰 艂ez.

- Prosz臋, kochana - powiedzia艂 leciwy taks贸wkarz, podaj膮c jej papierow膮 chusteczk臋. - Dmuchnij sobie mocno, od razu ci ul偶y.

Laura przyj臋艂a chusteczk臋 i skorzysta艂a z dobrej rady. Nic wiadomo, co pomy艣la艂 sobie ten taks贸wkarz, wioz膮c j膮 spod szpitala!

- Dzi臋kuj臋 bardzo - powiedzia艂a cicho, a 偶yczliwo艣膰 tego obcego cz艂owieka niemal zn贸w doprowadzi艂a j膮 do 艂ez.

Wreszcie jednak wzi臋艂a si臋 w gar艣膰 i, zapewniwszy taks贸wkarza, 偶e nic powa偶nego si臋 nie sta艂o, zap艂aci艂a za kurs i ruszy艂a w stron臋 drzwi wej艣ciowych.

- Och, pani Shipley! - zawo艂a艂a Amy, zbiegaj膮c po schodach do holu. - Jak Bobby si臋 czuje? - doda艂a, patrz膮c z niepokojem na zap艂akan膮 twarz Laury.

- Dobrze. Prosi艂, by mu przywie藕膰 Pluszaka.

- Ca艂e szcz臋艣cie... - Amy odetchn臋艂a z ulg膮. - Jaki艣 m臋偶czyzna czeka na pani膮 w salonie - doda艂a z niepokojem. - Powiedzia艂am, 偶e nie wiem, kiedy pani wr贸ci, ale upar艂 si臋, 偶e chce na pani膮 zaczeka膰. Po prostu nie chcia艂 wyj艣膰! - Skrzywi艂a si臋 z oburzeniem.

Laura zna艂a tylko jednego cz艂owieka, kt贸rego sta膰 by艂o na tak膮 arogancj臋.

- Nie powiedzia艂a艣 mu chyba, gdzie jestem? - spyta艂a Laura z niepokojem. Nie chcia艂a, by Liam wiedzia艂 o istnieniu Bobby'ego, a co dopiero, by zacz膮艂 dodawa膰 dwa do dw贸ch i uzyska艂 w艂a艣ciwy wynik.

- Oczywi艣cie, 偶e nie - 偶achn臋艂a si臋 Amy. - Przedstawi艂 si臋 jako Liam O'Reilly. Moim zdaniem ten pan za bardzo lubi stawia膰 na swoim - doda艂a zgry藕liwie.

Laura u艣miechn臋艂a si臋, s艂ysz膮c tak trafn膮 opini臋 sformu艂owan膮 na podstawie pierwszego wra偶enia.

- Jak d艂ugo tu siedzi? - spyta艂a st艂umionym g艂osem, by Liam nie zorientowa艂 si臋, 偶e wr贸ci艂a.

Przed spotkaniem z nim chcia艂a si臋 nieco od艣wie偶y膰 i na艂o偶y膰 艣wie偶y makija偶.

- Oko艂o godziny, A p贸艂 godziny temu zanios艂am mu herbat臋 - mrukn臋艂a z niezadowoleniem. - W ko艅cu przez ten czas m贸g艂by zw臋dzi膰 wszystkie srebra rodzinne.

- Co to, to nie - uspokoi艂a j膮 Laura. - Zgadzam si臋 z tob膮 co do jego arogancji ale na pewno nie jest z艂odziejem. Skocz臋 szybko na g贸r臋...

- Laura?

Odwr贸ci艂a si臋 na d藕wi臋k jego zmys艂owego g艂osu, czuj膮c przyp艂yw irytacji na my艣l, 偶e nachodzi j膮 w jej w艂asnym domu. By艂a te偶 zak艂opotana tym, 偶e nie zd膮偶y艂a si臋 doprowadzi膰 do porz膮dku przed spotkaniem.

- Dzi臋kuj臋, Amy. - 艢cisn臋艂a gospodyni臋 znacz膮co za rami臋, daj膮c zna膰, 偶e wszystko w porz膮dku, i odwr贸ci艂a si臋 do Liama. - Podobno chcia艂e艣 si臋 ze mn膮 widzie膰? - spyta艂a ch艂odno, unosz膮c brwi.

Odpowiedzia艂 aroganckim skinieniem g艂owy. Laura by艂a wyko艅czona po kilku nerwowych godzinach sp臋dzonych w szpitalu i nie mia艂a sity na kolejn膮 rozmow臋 z Liamem.

- Czy mog臋 ci臋 prosi膰 o kaw臋? - zwr贸ci艂a si臋 uprzejmie do Amy, pod膮偶aj膮c z Liamem do salonu.

Mi臋kki trzask zamka upewni艂 j膮, 偶e szczelnie zamkn臋艂a za sob膮 drzwi.

- Wygl膮dasz okropnie.

Laura odwr贸ci艂a si臋 gwa艂townie i rzuci艂a mu ostre spojrzenie. Jak 艣mia艂 nachodzi膰 j膮 w domu i jeszcze wyg艂asza膰 krytyczne uwagi na powitanie.

Gdyby nie by艂 taki samolubny i nie opu艣ci艂 jej przed o艣miu laty, dzieli艂by w tej chwili niepok贸j o syna. Zamiast tego sta艂 przed ni膮, czyni膮c impertynenckie uwagi.

- Dzi臋ki za te mile s艂owa - rzuci艂a drwi膮co. - Czego chcesz? - doda艂a obcesowo.

Nie odpowiedzia艂, tylko przygl膮da艂 jej si臋 w napi臋ciu, z przymru偶onymi oczami.

Chocia偶 Laura by艂a wytr膮cona z r贸wnowagi wypadkiem Bobby'ego, wytrzyma艂a jego krytyczne spojrzenie, cho膰 czu艂a, 偶e jest bliska 艂ez. Nie chcia艂aby si臋 przy nim rozp艂aka膰. Nie mia艂 prawa tu by膰, nie mia艂 prawa...

- On naprawd臋 musi by膰 dla ciebie wa偶ny - odezwa艂 si臋 w ko艅cu Liam.

- On? - spyta艂a zaskoczona.

- Ten facet, do kt贸rego polecia艂a艣 rano - rzuci艂 pogardliwie. - I najwyra藕niej sp臋dzi艂a艣 z nim ca艂y dzie艅. - Podszed艂 do niej bli偶ej. - Ten, przez kt贸rego p艂aka艂a艣... - zako艅czy艂 cicho, wpatruj膮c si臋 w jej poblad艂膮 twarz ze 艣ladami 艂ez. - Lauro, co si臋 dzieje.

- A, kawa. - Odwr贸ci艂a si臋 z ulg膮 na d藕wi臋k otwieranych drzwi. Wesz艂a Amy, nios膮c na tacy jedn膮 fili偶ank臋 z kaw膮 i talerzyk z kanapkami. Najwyra藕niej nie chcia艂a, by Liam odni贸s艂 wra偶enie, 偶e jest mile widziany. - Dzi臋kuj臋, Amy. - Laura u艣miechn臋艂a si臋 z wdzi臋czno艣ci膮 i upi艂a 艂yk doskona艂ej kawy, a potem si臋gn臋艂a po kanapk臋 z kurczakiem.

Przez ca艂y dzie艅 pi艂a wstr臋tn膮 kaw臋 z automatu na pusty 偶o艂膮dek, wi臋c obecny posi艂ek wydawa艂 jej si臋 uczt膮.

- O czym chcia艂e艣 ze mn膮 m贸wi膰? - spyta艂a, opieraj膮c si臋 wygodnie po zjedzeniu kanapki i wypiciu p贸l fili偶anki kawy.

- Chcia艂em zapyta膰, dlaczego zadajesz si臋 z facetem, kt贸ry doprowadza ci臋 do takiego stanu? - spyta艂 cicho, wpatruj膮c si臋 w jej twarz nosz膮c膮 艣lady 艂ez.

- To proste. - U艣miechn臋艂a si臋 na my艣l o synku.

- Bo go kocham.

- A kiedy艣 s膮dzi艂a艣, 偶e to mnie kochasz - powiedzia艂 zduszonym g艂osem.

- M贸wi艂am ci ju偶, Liam... - zacz臋艂a z u艣miechem.

- 呕e wtedy nie umia艂a艣 odr贸偶nia膰 z艂ota od tombaku - doko艅czy艂 z gorycz膮.

- No, no, niez艂膮 masz pami臋膰 - mrukn臋艂a, zbieraj膮c si臋 do kolejnej kanapki.

- Je艣li chodzi o ciebie, to tak! - warkn膮艂. Laura pokr臋ci艂a g艂ow膮.

- Jako艣 trudno mi w to uwierzy膰. W膮tpi臋, czy do czasu naszego spotkania w hotelu zaszczyci艂e艣 mnie przez te wszystkie lata chocia偶 jedn膮 my艣l膮...

Zamierza艂 co艣 powiedzie膰, ale nie dopu艣ci艂a go do g艂osu.

- Czy doszli艣cie dzi艣 rano do porozumienia z Per - rym? - spyta艂a s艂u偶bowym tonem, nie chc膮c si臋 wdawa膰 w 偶adne wspominki.

Zacisn膮艂 usta ze z艂o艣ci膮.

- Chodzi ci o to, czy jest moim redaktorem? Nie.

- Szkoda - westchn臋艂a Laura zupe艂nie szczerze, „艢wiat Josie" to by艂a naprawd臋 艣wietna ksi膮偶ka. - Ale na pewno nie b臋dziesz mia艂 problem贸w ze znalezieniem wydawcy.

- Nie tak szybko - uci膮艂. - Ja nie chc臋 innego wydawcy.

- Nic chcesz chyba wci膮偶 upiera膰 si臋 przy tym, 偶ebym redagowa艂a twoj膮 ksi膮偶k臋? - spyta艂a ze znu偶eniem.

- Nie nazwa艂bym tego upieraniem si臋 - sprostowa艂. - Bardziej chodzi o to, z kim chcia艂bym pracowa膰. Relacja pomi臋dzy wydawc膮 a amorem jest do艣膰 specyficzna. Wymaga...

- Wiem, czego wymaga. I na pewno nam by si臋 nie zda艂o...

- Mogliby艣my spr贸bowa膰.

- Nie, Liam. A teraz bardzo ci臋 przepraszam - rzuci艂a szybkie spojrzenie na zegarek - musz臋 ju偶 i艣膰. - Obieca艂a Bobby'emu, 偶e wr贸ci za godzin臋, wi臋c musia艂a si臋 spieszy膰.

- Zn贸w masz si臋 spotka膰 z tym samym m臋偶czyzn膮? - Liam rzuci艂 jej lodowate spojrzenie.

- Owszem - odpar艂a rozbawiona.

Bobby by艂by na pewno zachwycony tym okre艣leniem. Musi teraz szybko si臋 umy膰 i przebra膰, wzi膮膰 rzeczy na noc i p臋dzi膰 do szpitala,

- Czy niczego nie nauczy艂a艣 si臋 po przygodzie ze mn膮? - spyta艂, chwytaj膮c j膮 za ramiona. Pr贸bowa艂a si臋 wyrwa膰, ale trzyma艂 j膮 mocno.

- A czeg贸偶 niby mia艂am si臋 nauczy膰? - rzuci艂a wyzywaj膮co, patrz膮c mu prosto w oczy. - Jak odr贸偶nia膰 drani od porz膮dnych facet贸w?

W jego oczach zapali艂 si臋 z艂owrogi b艂ysk.

- Nigdy si臋 nie dowiesz, jak bardzo si臋 stara艂em zachowywa膰 wobec ciebie jak porz膮dny facet - mrukn膮艂.

- Wida膰 niewystarczaj膮co! - Skrzywi艂a si臋 pogardliwie. - Pu艣膰 mnie! - Pr贸bowa艂a mu si臋 wyrwa膰.

- Raz wypu艣ci艂em ci臋 z r膮k, by potem tego 偶a艂owa膰. Nie s膮dzisz chyba, 偶e znowu pope艂ni臋 ten b艂膮d...

Poczu艂a, 偶e jej cia艂o ogarnia dziwna niemoc, gdy zacz膮艂 powoli i zdecydowanie przyci膮ga膰 j膮 ku sobie, niemal dotkn膮艂 jej ustami.

- Nie! - Wyrwa艂a si臋 gwa艂townie. - Prosz臋, by艣 natychmiast st膮d wyszed艂 - doda艂a ze z艂o艣ci膮.

Widzia艂a nerw drgaj膮cy na jego silnie zaci艣ni臋tej szcz臋ce, gdy przypatrywa艂 jej si臋 przez d艂u偶sz膮 chwil臋.

- Dobrze, Lauro, wyjd臋 - powiedzia艂 wreszcie z westchnieniem. - Ale nie opuszczam Londynu.

- Ale偶 to jest... - 偶achn臋艂a si臋.

- Ani ciebie - dorzuci艂 z moc膮.

Unios艂a dumnie g艂ow臋, u艣miechn臋艂a si臋 drwi膮co.

- M贸wisz to tak, jakbym chcia艂a, by艣 zosta艂, podczas gdy jest wr臋cz przeciwnie.

- Cz臋sto czego innego si臋 pragnie, a co innego si臋 dostaje - rzuci艂 filozoficznie. .

- Tego akurat nauczy艂e艣 mnie przed o艣miu laty! - prychn臋艂a.

Twarz mu z艂agodnia艂a.

- Nie chcia艂em ci臋 zrani膰, Lauro...

- Nie wiadomo, a zreszt膮, co to ma teraz za znaczenie, czego chcia艂e艣 albo nie? - wtr膮ci艂a ze z艂o艣ci膮.

- Rezultat by艂 taki sam. A teraz prosz臋, odejd藕.

- Dobrze. Ale jeszcze wr贸c臋 - rzuci艂, po czym opu艣ci艂 salon i skierowa艂 si臋 do wyj艣cia.

Usiad艂a, nogi jej si臋 trz臋s艂y. Wygl膮da艂o na to, 偶e Liam nie zamierza znikn膮膰 z jej 偶ycia, bo spodoba艂a mu si臋 ta dojrzalsza, pewna siebie Laura.

Ale ona nie zamierza艂a go do siebie dopu艣ci膰. Zapowie Amy, 偶e on nie ma wst臋py do jej domu, a sekretarce, 偶e nie ma jej dla niego w wydawnictwie.


R0ZDZIA艁 SI脫DMY

Noc w szpitalu by艂a bardzo niespokojna. Obce otoczenie i ha艂asy wytr膮ca艂y Bobby'ego ze snu, co dwie godziny przychodzi艂a piel臋gniarka na kontrol臋, w zwi膮zku z czym Laura prawie w og贸le nie spala.

Oboje z synkiem odetchn臋li rano z ulg膮, gdy lekarz orzek艂, 偶e ch艂opcu nic nie grozi, a kolano i g艂owa wygoj膮 mu si臋 pi臋knie w domu.

Gdy tylko przyjechali na miejsce, Bobby poszed艂 spa膰 do w艂asnego 艂贸偶ka, a Laura, zostawiwszy go pod opiek膮 Amy, pojecha艂a do wydawnictwa.

- Aha, i dzwoni艂a pani Janey Wilson z „National Daily", i to a偶 trzy razy - poinformowa艂a Ruth, gdy rozprawi艂y si臋 z bie偶膮c膮 poczt膮. - Nie m贸wi艂a, o co chodzi, ale prosi艂a, by oddzwoni艂a pani do niej, je艣li zjawi si臋 w redakcji.

Laura zerkn臋艂a na kartk臋. Nie kojarzy艂a nazwiska dziennikarki, ale gazeta, w kt贸rej pracowa艂a, by艂a znana z gonienia za sensacj膮. Czego mog艂a chcie膰 od niej Janey Wilson?

- Chcia艂abym wiedzie膰, co ma pani do powiedzenia o pog艂osce, 偶e zamierza pani wyda膰 now膮, d艂ugo oczekiwan膮 powie艣膰 Liama O'Reilly'ego - spyta艂a prosto z mostu dziennikarka, gdy Laura do niej oddzwoni艂a.

Laura zauwa偶y艂a, 偶e dr偶膮 jej r臋ce. Pog艂oska? A sk膮d si臋 ona wzi臋艂a?

- Pani Shipley? - odezwa艂a si臋 Janey Wilson, gdy cisza w s艂uchawce si臋 przed艂u偶a艂a.

- Nie mam poj臋cia, sk膮d pani ma t臋 informacj臋...

- Z pewnego 藕r贸d艂a, zapewniam.

Kto pu艣ci艂 farb臋? Co na to powie Liam, skoro tak bardzo zale偶a艂o mu na dyskrecji i unikni臋ciu rozg艂osu? Nietrudno zgadn膮膰, do kogo b臋dzie mia艂 pretensje!

- C贸偶, mo偶e pani pozostawa膰 w tym przekonaniu, ale zapewniam, 偶e nie mamy w planach publikacji powie艣ci Liama O'Reilly'ego, zak艂adaj膮c, 偶e w og贸le jak膮艣 napisa艂 - powiedzia艂a z przekonaniem.

Przecie偶 o ksi膮偶ce Liama wiedzia艂a tylko ona i Perry. On za艣, cho膰 bardzo mu zale偶a艂o na wydaniu ksi膮偶ki Liama, nie zni偶y艂by si臋 do takich metod, by to osi膮gn膮膰. Zreszt膮, przedwczesny szum wok贸艂 powie艣ci m贸g艂by mie膰 taki skutek, 偶e Liam zabra艂by maszynopis i wr贸ci艂 do Irlandii!

- Z tego samego 藕r贸d艂a uzyska艂am informacj臋, 偶e w艂a艣nie pani ma redagowa膰 t臋 ksi膮偶k臋. - Janey Wilson zak艂贸ci艂a bieg my艣li Laury.

- To wierutne k艂amstwo! - prychn臋艂a Laura z oburzeniem.

- Czy mog臋 zacytowa膰 pani odpowiedzi na moje pytania? - spyta艂a ochoczo dziennikarka.

- Prosz臋 powiedzie膰, 偶e nie skomentowa艂am 偶adnego z nich - odpar艂a Laura z rezerw膮.

- Dobrze, dzi臋kuj臋, 偶e pani oddzwoni艂a - powie - dzia艂a Janey Wilson i zako艅czy艂a rozmow臋.

Laura od艂o偶y艂a s艂uchawk臋 i zastanawia艂a si臋, co robi膰. Nie bardzo jej si臋 u艣miecha艂a rozmowa z Liamem, ale wiedzia艂a, 偶e powinna go poinformowa膰 o zainteresowaniu prasy, zanim dziennikarze dotr膮 do niego do hotelu.

Najpierw jednak posz艂a porozmawia膰 z Perrym. Zaskoczona mina i osobiste zapewnienie potwierdzi艂y, 偶e to nie on by艂 „pewnym 藕r贸d艂em" dziennikarki.

Laura zmarszczy艂a brwi.

- A czy nadal jeszcze mamy maszynopis „艢wiata Josie"? - spyta艂a..

Perry u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem.

- O'Reilly nie za偶膮da艂 jeszcze jego zwrotu, je艣li to masz na my艣li.

Prawd臋 m贸wi膮c, spodziewa艂a si臋 tego po wczorajszej zapowiedzi Liama, 偶e nie zrezygnowa艂 jeszcze ze wsp贸艂pracy z Shipley Publishing.

- Po tym telefonie od Janey Wilson to pewnie tylko kwestia czasu. Przykro mi, Perry. Wiem, jak ci zale偶a艂o na tej ksi膮偶ce.

Niestety nie zmienia艂o to faktu, 偶e musi porozmawia膰 z Liamem.

Czekaj膮c na niego w hotelowym holu, popija艂a kaw臋, by nieco si臋 uspokoi膰. Wiedzia艂a, 偶e to spotkanie nie b臋dzie przyjemne. Zreszt膮 tak jak poprzednie.

- A to ci dopiero niespodzianka - odezwa艂 si臋 niespodziewanie nad samym jej uchem.

Tym razem nie pr贸bowa艂a nawet wy艣ledzi膰, sk膮d nadejdzie, i tak zawsze zjawia艂 si臋 nieoczekiwanie.

- Mo偶e napijesz si臋 ze mn膮 kawy? - zaproponowa艂a uprzejmie, wskazuj膮c pust膮 fili偶ank臋 na tacy.

Ciemne brwi unios艂y si臋 kpi膮co.

- A to kolejna mi艂a niespodzianka - rzuci艂, sadowi膮c si臋 naprzeciw niej. Dzi艣 nie mia艂 na sobie marynarki, w艂o偶y艂 czarn膮 koszul臋 i takie偶 d偶insy.

- Widz臋, 偶e pami臋tasz, jak膮 pij臋 - u艣miechn膮艂 si臋, bior膮c od niej fili偶ank臋 czarnej niepos艂odzonej kawy.

Laura, zirytowana, 偶e rzeczywi艣cie tak jest, wzruszy艂a ramionami.

- Pomy艣la艂am, 偶e sam sobie dodasz 艣mietanki i cukru.

W jego oczach zamigota艂o rozbawienie.

- Naprawd臋? - spyta艂, popijaj膮c czarny nap贸j.

- Mi艂o ci臋 widzie膰, Lauro, cho膰 wczoraj odnios艂em wra偶enie, 偶e nie chcesz ju偶 si臋 ze mn膮 spotyka膰 - doda艂 niezobowi膮zuj膮cym tonem.

- Owszem, ale zasz艂y pewne okoliczno艣ci...

- Ciekawe jakie? - U艣miechn膮艂 si臋 szeroko, najwyra藕niej bawi艂 si臋 jej kosztem.

- Chodzi o to, 偶e...

- Liam, dobrze, 偶e ci臋 widz臋! Przepraszam, 偶e przeszkadzam. - M艂oda kobieta, kt贸ra pojawi艂a si臋 przy ich stoliku, u艣miechn臋艂a si臋 przepraszaj膮co do Laury. - Musz臋 zamieni膰 kilka s艂贸w z Liamem, ale zaraz sobie p贸jd臋 - zapewni艂a. - Chcia艂am ci powiedzie膰, 偶e...

- Przepraszam ci臋 na chwil臋, Lauro... - Liam wsta艂 i chwyci艂 przyby艂膮 za 艂okie膰, kieruj膮c j膮 w stron臋 recepcji. - To sprawa osobista, za chwil臋 wr贸c臋 - wy - ja艣ni艂.

Sprawa osobista - jak zawsze gdy chodzi o pi臋kn膮 kobiet臋. A obecna rozm贸wczyni Liama w艂a艣nie taka by艂a: wysoka, d艂ugonoga, ubrana w d偶insy i bawe艂nian膮 bluz臋, kr臋cone blond w艂osy opada艂y jej na plecy, a 艣liczna twarz nie nosi艂a 艣ladu makija偶u. Liam bez w膮tpienia mia艂 nosa do pi臋knych kobiet!

Liam i pi臋kna blondynka stali w pobli偶u recepcji i toczyli o偶ywion膮 rozmow臋. Jednak blondynka najwyra藕niej nie przej臋艂a si臋 wcale, 偶e zasta艂a go pij膮cego kaw臋 z inn膮 kobiet膮. Pewnie wyczula, 偶e nie ma si臋 czego obawia膰 z mojej strony, pomy艣la艂a Laura.

C贸偶, gdyby Laura nie mia艂a nic do stracenia, mog艂aby sobie uci膮膰 kr贸tki romans z Liamem, na co on najwyra藕niej mia艂 ochot臋, cho膰by po to, by pozby膰 si臋 widma przesz艂o艣ci. Jednak sprawa, o kt贸rej nie m贸g艂 si臋 dowiedzie膰, wyklucza艂a ich bliskie kontakty. Tak wi臋c dla os贸b postronnych - jak pi臋kna blondynka, z kt贸r膮 rozmawia艂 - by艂o oczywiste, 偶e nic ich nie 艂膮czy - zdradza艂 to j臋zyk cia艂a.

Laura nie mog艂a si臋 oprze膰, by nic zerka膰 na rozmawiaj膮c膮 w oddali par臋, pr贸buj膮c odczyta膰, co m贸wi j臋zyk cia艂a w tym wypadku. Dosz艂a do wniosku, 偶e s膮 ze sob膮 do艣膰 zaprzyja藕nieni, ale nie 艂膮czy ich wi臋藕 intymna. Przynajmniej na razie.

Blondynka spojrza艂a w pewnej chwili w stron臋 Laury, nic przerywaj膮c rozmowy z Liamem. Laura natychmiast odwr贸ci艂a wzrok. Ciekawa by艂a, jak usprawiedliwi艂 przed t膮 kobiet膮 spotkanie z ni膮. Jak zna艂a Liama, na pewno by艂 bardzo przekonuj膮cy. Gdy zn贸w na nich spojrza艂a, zobaczy艂a, 偶e blondynka stan臋艂a na palcach i uca艂owa艂a go w policzek, a porem wznios艂a r臋k臋 w po偶egnalnym ge艣cie w stron臋 Laury i szybko opu艣ci艂a hotel.

- Przepraszam, dawna znajoma chcia艂a si臋 ze mn膮 przywita膰 - powiedzia艂 Liam, gdy wr贸ci艂 na swoje miejsce przy stoliku.

- Naprawd臋? - spyta艂a z pow膮tpiewaniem Laura.

- Naprawd臋 - powt贸rzy艂 jak echo. - By艂em na uniwersytecie z jej bratem.

Jak to mi艂o, 偶e jego uniwersyteccy koledzy maj膮 takie 艂adne siostry, pomy艣la艂a i natychmiast zbeszta艂a siebie w duchu za t臋 zgry藕liwo艣膰. Liam zawsze lubi艂 艂adne kobiety, a zreszt膮 co j膮 to obchodzi?

- Na czym to stan臋li艣my...? - spyta艂.

- Chyba od razu powiem, o co chodzi, bo i tak si臋 w艣ciekniesz, nawet je艣li b臋d臋 kr膮偶y膰 wok贸艂 tematu.

- Naprawd臋? - Uni贸s艂 drwi膮co brwi.

- O tak - westchn臋艂a. - Cho膰 musz臋 ci臋 na wst臋pie zapewni膰, 偶e 偶aden z moich pracownik贸w nie jest odpowiedzialny za to, co si臋 sta艂o. - Spojrza艂a na niego wyzywaj膮co.

- Wierz臋 ci - odpowiedzia艂, podnosz膮c 偶artobliwie r臋ce do g贸ry w ge艣cie poddania. - Je艣li kiedykolwiek b臋d臋 musia艂 z kim艣 walczy膰, chcia艂bym ci臋 mie膰 po swojej stronie, Lauro. Wygl膮dasz teraz jak lwica broni膮ca m艂odych.

Bo tak w艂a艣nie si臋 czu艂a! I uwa偶a艂a, 偶e najlepsz膮 obron膮 jest atak!

- Dobrze wi臋c - odezwa艂a si臋 rzeczowym tonem. - Ot贸偶 dzwoni艂a dzi艣 do mnie pewna dziennikarka. Prosi艂a o potwierdzenie, 偶e Shipley Publishing zamierza wyda膰 kolejn膮 powie艣膰 Liama O'Reilly'ego, a ja b臋d臋 j膮 redagowa膰!

Liam milcza艂, przygl膮daj膮c jej si臋 zw臋偶onymi oczyma.

- I co ty na to ? - odezwa艂 si臋 wreszcie lodowatym tonem.

- Bez komentarza - odpar艂a.

Znowu milcza艂 przez d艂u偶sz膮 chwil臋. Nic mog艂a tego znie艣膰. Dlaczego nie krzycza艂, nie domaga艂 si臋 wyja艣nie艅?

- No c贸偶, niezbyt to oryginalne - prychn膮艂 wreszcie sarkastycznie.

- A co mia艂am powiedzie膰? Sytuacja jest do艣膰 skomplikowana, a ja nie umiem stosowa膰 sprytnych wybieg贸w.

- A ja niby umiem? - spyta艂 艂agodnie. Zarumieni艂a si臋 ze z艂o艣ci.

- To przecie偶 ty d膮偶y艂e艣 do zachowania tajemnicy!

- Jak wida膰 bezskutecznie - zauwa偶y艂 cierpko. - Co zamierzasz z tym zrobi膰?

- Ja? - zdziwi艂a si臋. - A c贸偶 ja mog臋 na to wszystko poradzi膰?

- Mo偶esz przesta膰 by膰 taka uparta i zgodzi膰 si臋 na zredagowanie i wydanie mojej ksi膮偶ki.

- A co z zamieszaniem, jakie wywo艂a artyku艂 tej dziennikarki?

Wzruszy艂 ramionami.

- Na pewno sobie z tym poradzisz.

- Ja tak, ale co z tob膮? Przecie偶 tak bardzo ci zale偶a艂o na braku rozg艂osu?

- I wci膮偶 mi zale偶y - przyzna艂. - Ale jak odpowiednio pokierujesz spraw膮, szum potrwa kilka dni. a potem mo偶e jeszcze powr贸ci po publikacji ksi膮偶ki A ja wtedy b臋d臋 ju偶 sobie spokojnie siedzia艂 w Irlandii i tylko m贸j prawnik b臋dzie wiedzia艂, co porabiam.

Laura spojrza艂a na niego podejrzliwie.

- Musz臋 przyzna膰, 偶e potraktowa艂e艣 t臋 spraw臋 dziwnie spokojnie - zauwa偶y艂a.

- Te偶 tak my艣l臋. - B艂ysn膮艂 z臋bami w u艣miechu.

- Powiedz, Liam, ta m艂oda kobieta, kt贸ra tu by艂a... - zacz臋艂a z wahaniem.

- M贸wi艂em ci, to siostra kolegi uniwersyteckiego - uci膮艂.

- A nazywa si臋...?

Liam skrzywi艂 si臋 niech臋tnie i pochyli艂 sztywno w prz贸d.

- A co to ma do rzeczy? - spyta艂 ostro.

Co艣 zacz臋艂o jej 艣wita膰. Liam nie przedstawi艂 jej nieznajomej i podejrzanie szybko odci膮gn膮艂 j膮 na bok. By艂o to b膮d藕 co b膮d藕 do艣膰 niegrzeczne. Z kolei g艂os blondynki wydawa艂 jej si臋 dziwnie znajomy...

Laura nabra艂a powietrza i wyrzuci艂a z siebie pytanie:

- Czy ona przypadkiem nie nazywa si臋 Wilson? Janey Wilson? Zupe艂nie jak ta dziennikarka z „National Daily"?

Zauwa偶y艂a, 偶e wyra藕nie si臋 zez艂o艣ci艂, ale nic nie odpowiedzia艂.

- Widz臋, 偶e mam racje - mrukn臋艂a, kr臋c膮c g艂ow膮 z niedowierzaniem. - Dlaczego to zrobi艂e艣?

Ale dobrze zna艂a odpowied藕 na to pytanie. Liam upar艂 si臋, 偶e wyda ksi膮偶k臋 w jej wydawnictwie, przy jej wsp贸艂pracy i postanowi艂 u偶y膰 artyku艂u Janey Wilson jako formy nacisku. Metoda, fakt贸w dokonanych postanowi艂 zmusi膰 Laur臋 do zaakceptowania narzucanych jej warunk贸w. Aby osi膮gn膮膰 zamierzony cel, got贸w by艂 nawet po艣wi臋ci膰 cz臋艣ciowo sw膮 prywatno艣膰.

- Nie wysilaj si臋 nad odpowiedzi膮, Liam - powiedzia艂a, po czym odwr贸ci艂a si臋 po torebk臋 i podnios艂a z miejsca. - Musz臋 i艣膰, straci艂am ju偶 wystarczaj膮co du偶o czasu... - przerwa艂a raptownie, bo Liam chwyci艂 j膮 za nadgarstek i wsta艂. - Pu艣膰 mnie?

- M贸wi艂em ci wczoraj, 偶e tak 艂atwo si臋 mnie nie pozb臋dziesz.

- A dzi艣 dowiod艂e艣, 偶e to nie czcze pogr贸偶ki - zauwa偶y艂a cierpko.

- Co postanowi艂a艣? - spyta艂 cicho.

- Co pocz膮膰 z faktami dokonanymi? Jeszcze nic wiem.

- Lauro! - powiedzia艂 czule, zwalniaj膮c nieco u艣cisk nadgarstka i g艂aszcz膮c j膮 lekko kciukiem po d艂oni.

Laura wyrwa艂a r臋k臋, z艂a, 偶e jego dotyk robi na niej tak du偶e wra偶enie.

- Dam ci zna膰, Liam - odpar艂a rzeczowo.

- Kiedy?

- Kiedy wszystko przemy艣l臋! - wypali艂a ze z艂o艣ci膮. - Mo偶esz sobie knu膰 intrygi, ale nie zmusisz wszystkich, by ta艅czyli, jak im zagrasz. Zreszt膮 sam nawet nie wiesz, co ci臋 czeka, gdy jutro artyku艂 pani Wilson uka偶e si臋 w prasie!


ROZDZIA艁 脫SMY

Telefon w mieszkaniu Laury zacz膮艂 dzwoni膰 ju偶 przed 贸sm膮. I nie przestawa艂. Ten pierwszy odebra艂a - i odby艂a kr贸tk膮 rozmow臋 z dziennikarzem pewnej gazety codziennej, potem ju偶 nie podnosi艂a s艂uchawki, a wreszcie wy艂膮czy艂a aparat. Nie mia艂a poj臋cia, sk膮d dziennikarze wytrzasn臋li jej prywatny numer - zawsze j膮 zadziwia艂y ich rozleg艂e kontakty.

By艂a w艣ciek艂a z powodu naruszenia swej prywatno艣ci. Ca艂e szcz臋艣cie, 偶e Bobby jeszcze spa艂 i nie musia艂a mu niczego wyja艣nia膰.

Po dziewi膮tej odezwa艂 si臋 dzwonek u drzwi, a gdy Laura je otworzy艂a, stan臋艂a twarz膮 w twarz z jakim艣 zdesperowanym m艂odym dziennikarzem, kt贸ry macha艂 jej przed nosem legitymacj膮 prasow膮 i wyrzuca艂 z siebie pytania z szybko艣ci膮 karabinu maszynowego.

- Bez komentarza - warkn臋艂a i zatrzasn臋艂a mu drzwi przed nosem.

Jednak dostrzeg艂a wcze艣niej kilku reporter贸w z kamerami na swoim podje藕dzie i jej irytacja przerodzi艂a si臋 we w艣ciek艂o艣膰 na my艣l, 偶e b臋dzie musia艂a si臋 z nimi zmierzy膰, je艣li zamierza tego dnia opu艣ci膰 dom.

Pociesza艂a j膮 jedynie 艣wiadomo艣膰, ze Liam musi zrosi膰 to samo.

Jednak nie spodziewa艂a si臋, 偶e dziennikarze b臋d膮 koczowa膰 pod jej domem. My艣la艂a, 偶e zainteresowanie prasy skupi si臋 jedynie na wydawnictwie, a nie na niej osobi艣cie. To wszystko przez Liama! Gdyby tak si臋 nie upar艂, 偶e postawi na swoim, nie musia艂aby tego znosi膰.

Dzwonek przy drzwiach zadzwoni艂 znowu. Laura nie ruszy艂a si臋, by je otworzy膰. Jednak gdy intruz nie dawa艂 za wygran膮, skierowa艂a si臋 do drzwi, boj膮c si臋, 偶e ha艂as obudzi Bobby'ego.

- M贸wi艂am przecie偶... - zawo艂a艂a, otwieraj膮c gwa艂townie. - Liam! - zdziwi艂a si臋, widz膮c go na progu. - Wejd藕 - doda艂a ze z艂o艣ci膮 na widok b艂yskaj膮cych fleszy i wci膮gn臋艂a go za rami臋 do 艣rodka. - Co ty wyprawiasz? - spyta艂a z pretensj膮 w g艂osie. Wiedzia艂a, 偶e jego obecno艣膰 w jej domu doleje tylko oliwy do ognia.

- Mia艂a艣 wy艂膮czony telefon - wyja艣ni艂 ponuro. - Co mia艂em zrobi膰, skoro musia艂em z tob膮 porozmawia膰?

- Pierwszy reporter zadzwoni艂 do mnie o 贸smej rano - skrzywi艂a si臋.

- Do mnie zacz臋li wydzwania膰 o si贸dmej trzydzie艣ci.

- Powiedzia艂e艣 to po to, bym poczu艂a si臋 lepiej?

- Tak, ale chyba nie pomog艂o. - Przeczesa艂 z roztargnieniem ciemne w艂osy. - Poprosisz Amy, by przynios艂a nam kaw臋 do salonu, czy b臋dziesz mnie trzyma膰 w korytarzu?

Najch臋tniej wyprosi艂aby go za drzwi! Ale rzeczywi艣cie nie by艂o sensu sta膰 w korytarzu, bo cho膰 dom by艂 du偶y, ich g艂osy nios艂y si臋 po schodach na g贸r臋, gdzie mie艣ci艂y si臋 sypialnie. Nic chcia艂a przecie偶, by Bobby si臋 obudzi艂 i wyszed艂 tu do nich!

- Id藕 do salonu, znasz drog臋 - rzuci艂a niezbyt uprzejmie. - Ja p贸jd臋 poprosi膰 Amy o kaw臋. - I sprawdzi膰, czy Bobby 艣pi, doda艂a w my艣lach.

Gdy do艂膮czy艂a do Liama w salonie, sta艂 z pos臋pn膮 min膮 przy kominku, ale na jej widok odwr贸ci艂 si臋 z u艣miechem.

- W d偶insach wygl膮dasz zupe艂nie jak dawna Laura - mrukn膮艂.

Poczu艂a, 偶e si臋 rumieni. Nie chcia艂a, by przypomina艂 jej o dawnej Laurze! Rzeczywi艣cie, by艂a ubrana w d偶insy i puszysty zielony sweter. Nie wybiera艂a si臋 dzi艣 do redakcji - chyba 偶e zostanie pilnie wezwana - bo zamierza艂a sp臋dzi膰 ten dzie艅 z Bobbym.

- Pozory myl膮 - rzuci艂a ostro, my艣l膮c o synku 艣pi膮cym na g贸rze.

- A ty zawsze w defensywie, Lauro - u艣miechn膮艂 si臋 lekko.

Skin臋艂a g艂ow膮, a potem spyta艂a:

- Dlaczego przyszed艂e艣?

Natychmiast spowa偶nia艂, spojrza艂 na ni膮 przymru偶onymi oczami.

- Czyta艂a艣 dzisiejsze „National Daily"?

- A po co? - prychn臋艂a, wskazuj膮c w stron臋 wej艣cia do domu, gdzie k艂臋bili si臋 reporterzy.

Liam wyj膮艂 zwini臋ty egzemplarz gazety z kieszeni granatowej marynarki i poda艂 jej z min膮 m贸wi膮c膮, 偶e nie spodoba jej si臋 to, co przeczyta.

- Strona czwarta - rzuci艂.

Rozpostar艂a gazet臋 i a偶 si臋 zach艂ysn臋艂a z oburzenia, widz膮c na zdj臋ciu siebie i Liama; najwyra藕niej zosta艂o zrobione poprzedniego dnia w hotelu.

- Twoja przyjaci贸艂ka nie pr贸偶nowa艂a! - rzuci艂a oskar偶ycielskim tonem. - Wiedzia艂e艣, 偶e zrobi艂a to zdj臋cie?

- Oczywi艣cie, 偶e nie - odpowiedzia艂 tonem niebudz膮cym w膮tpliwo艣ci. - Ale mniejsza o zdj臋cie, przeczytaj komentarz...

Laura przebieg艂a niespokojnym wzrokiem kr贸tki tekst i a偶 poblad艂a.

Pani Laura Shipley, w艂a艣cicielka Shipley Publishing, wola艂a nie komentowa膰 pog艂osek o tym, 偶e wkr贸tce opublikuje d艂ugo wyczekiwan膮, now膮 powie艣膰 Liama O'Reilly'ego. Jednak, jak wida膰 na fotografii zrobionej wczoraj, para jest ze sob膮 do艣膰 blisko. Czy偶by wdowa po Robercie Shipleyu, matka Roberta Shipleya juniora, i 艣wiatowej s艂awy irlandzki pisarz, Liam O'Reilly, mieli stan膮膰 wkr贸tce na 艣lubnym kobiercu?

Laurze zrobi艂o si臋 s艂abo, a r臋ce tak zacz臋艂y jej si臋 trz膮艣膰, 偶e szybko od艂o偶y艂a gazet臋 na stolik. Sk膮d Janey Wilson wytrzasn臋艂a te informacje? I jak je zinterpretowa艂a!

- Przykro mi, Lauro - odezwa艂 si臋 wreszcie Liam.

- A co ja mam powiedzie膰? - warkn臋艂a, piorunuj膮c go wzrokiem.

- Nie mia艂em poj臋cia, 偶e Janey zamierza napisa膰 co艣 takiego - zapewni艂, spogl膮daj膮c z niesmakiem na gazet臋.

- Mo偶e to i jest siostra twojego uniwersyteckiego kolegi, ale przede wszystkim jest dziennikark膮 szmat艂awca!

Laura dawa艂a upust z艂o艣ci, aby si臋 nie rozp艂aka膰, a czu艂a, 偶e 艂zy wywo艂ane frustracj膮 s膮 blisko. Jak ta zdzira 艣mia艂a ujawnia膰 informacje dotycz膮ce jej prywatnego 偶ycia?

- Masz racj臋 - westchn膮艂 Liam. - Ja... - przerwa艂, bo Amy wnios艂a w艂a艣nie kaw臋. - Mo偶e Laura napi艂aby si臋 do tego brandy? - spyta艂, patrz膮c na ni膮 pytaj膮co.

- O dziewi膮tej trzydzie艣ci rano? Chyba 偶artujesz - prychn臋艂a. - Dzi臋kuj臋, Amy - zwr贸ci艂a si臋 艂agodniejszym tonem do gospodyni, kt贸ra postawiwszy tac臋 na stoliku, wr贸ci艂a do kuchni.

- Mam nala膰? - spyta艂 Liam, gdy Laura sta艂a nieporuszona.

- Tak - odpar艂a, niespokojnym krokiem przechadzaj膮c si臋 po pokoju.

- Prosz臋. - Poda艂 jej fili偶ank臋 z kaw膮. - Wiem, 偶e nie s艂odzisz, ale troch臋 nasypa艂em, 偶eby ci臋 nieco pokrzepi膰.

A wi臋c on tak偶e pami臋ta艂, jak膮 kaw臋 pi艂a... Ale jako艣 nie sprawi艂o jej to satysfakcji. S艂odzona kawa smakowa艂a okropnie, ale rzeczywi艣cie od razu j膮 orze藕wi艂a. Laura mia艂a teraz ochot臋 wymierzy膰 Liamowi policzek, na kt贸ry zas艂u偶y艂!

- Ojej - mrukn膮艂, obserwuj膮c j膮 ponad brzegiem swojej fili偶anki, i cofn膮艂 si臋 偶artobliwie. - Chyba da艂em za du偶o tego cukru, bo rozpoznaj臋 znajomy waleczny b艂ysk w twoich pi臋knych oczach. Laura mimowolnie parskn臋艂a 艣miechem. On rzeczywi艣cie by艂 najbardziej irytuj膮cym, najbardziej aroganckim i... najbardziej poci膮gaj膮cym m臋偶czyzn膮, jakiego spotka艂a w 偶yciu.

To wcale nie jest 艣mieszne - burkn臋艂a, ale te s艂owa nie zabrzmia艂y zbyt przekonuj膮co.

- Masz racj臋 - przyzna艂 powa偶nym tonem. - Rozmawia艂em ju偶 z Janey i powiedzia艂em, co s膮dz臋 o jej p贸艂prawdach i insynuacjach. Zapowiedzia艂em, 偶e osobi艣cie skr臋c臋 jej kark, je艣li opublikuje cho膰 s艂owo na nasz temat.

- Nic s膮dz臋, aby uciszenie Janey Wilson co艣 pomog艂o. - Skin臋艂a znacz膮co w stron臋 ulicy, gdzie czyhali reporterzy. - Zrobili chyba mn贸stwo zdj臋膰, kiedy wchodzi艂e艣 do mojego domu, wi臋c jest czym okrasi膰 jutrzejsze artyku艂y w brukowcach.

- Naprawd臋 nie mia艂em poj臋cia, 偶e zacznie si臋 taki cyrk. - Pokr臋ci艂 z niesmakiem g艂ow膮.

- Prasa jest teraz jeszcze bardziej bezwzgl臋dna ni偶 osiem lat temu - zapewni艂a.

- Chyba tak, skoro nawet znajoma naci膮ga fakty.

- Trzeba by艂o j膮 poinformowa膰, 偶e sprawa od o艣miu lat jest ju偶 nieaktualna.

Natychmiast po偶a艂owa艂a tych s艂贸w. Atmosfera bowiem nagle si臋 zmieni艂a, jakby oboje wr贸cili my艣l膮 do czas贸w, gdy tak wiele ich 艂膮czy艂o.

Liam odstawi艂 pust膮 fili偶ank臋 i zrobi艂 krok w stron臋 Laury.

- A jest? - spyta艂. Stal o kilka centymetr贸w od niej. - Nie jestem tego taki pewien - doda艂 cicho, k艂ad膮c d艂o艅 na jej policzku. - Jeste艣 jeszcze pi臋kniejsza ni偶 kiedy艣.

Trudno jej by艂o oddycha膰, nie mog艂a oderwa膰 wzroku od jego oczu. Tykanie zegara stoj膮cego na kominku nagle wyda艂o jej si臋 bardzo g艂o艣ne i natarczywo. Czu艂a, 偶e jej serce bije o wiele szybciej i bardziej niespokojnie. Pokr臋ci艂a g艂ow膮.

- To nie jest dobry pomys艂, Liam... - wydusi艂a.

- Nie jeste艣 ju偶 dzieckiem, Lauro...

- Nigdy nim nie by艂am, gdy chodzi艂o o ciebie - 偶achn臋艂a si臋.

- Ale偶 tak. - Ogarn膮艂 wzrokiem doskona艂y owal jej twarzy, ciemne w艂osy, a potem zatrzyma艂 spojrzenie na mi臋kkich ustach. - Ale teraz jeste艣 kobiet膮. I matk膮. Wiedzia艂em, 偶e co艣 si臋 w tobie zmieni艂o, i nie chodzi艂o tylko o dojrza艂o艣膰. Najwyra藕niej macierzy艅stwo ci s艂u偶y. Dlaczego nie powiedzia艂a艣 mi o swoim synu, Lauro?

- Nie chcia艂am ci臋 nudzi膰, znaj膮c twoje pogl膮dy na temat dzieci - prychn臋艂a, staraj膮c si臋 ukry膰 narastaj膮c膮 panik臋.

- Tylko w艂asnych - odparowa艂. - Ile lat ma Robert? Czy jest do ciebie podobny?

Czu艂a, 偶e zasch艂o jej w ustach, bicie serca by艂o jeszcze g艂o艣niejsze. Nie zamierza艂a odpowiada膰 na te pytania!

- Nazywamy go Bobby - odpar艂a wymijaj膮co. - Imi臋 Robert by艂oby zbyt myl膮ce, skoro do jego ojca zwracano si臋 tak samo.

Liam zacisn膮艂 lekko usta, twarz mu st臋偶a艂a. Najwyra藕niej nie by艂 zachwycony wzmiank膮 o nie偶yj膮cym m臋偶u Laury.

Chocia偶 Robert nie by艂 biologicznym ojcem Bobby'ego, by艂 nim pod ka偶dym innym wzgl臋dem. To on opiekowa艂 si臋 ni膮 w czasie ci膮偶y, by艂 przy narodzinach ch艂opczyka i piel臋gnowa艂 go, gdy by艂 ma艂y.

Laura odsun臋艂a si臋 od Liama, jego r臋ka opad艂a.

- Chyba mamy wa偶niejsze tematy ni偶 m贸j syn.

- Chcia艂bym go pozna膰.

Odwr贸ci艂a si臋 raptownie.

- Dlaczego?

- A dlaczego nie?

Uspok贸j si臋, Lauro, nakaza艂a sobie w duchu.

- Bobby bardzo prze偶y艂 艣mier膰 ojca. A poniewa偶 straci艂 go w tak m艂odym wieku, nie chc臋 nara偶a膰 go na kontakty z przelotnymi znajomymi. - Nawet w jej uszach zabrzmia艂o to obra藕liwie. Po minie Liama widzia艂a, 偶e odebra艂 to jako policzek.

Spojrza艂 na ni膮 wyzywaj膮co.

- Wi臋c to dlatego trzymasz z dala od siebie m臋偶czyzn臋, z kt贸rym dzielisz 艂贸偶ko?

- Chyba jedno przeczy drugiemu, Liam. Jak mog艂abym utrzyma膰 z dala od siebie owego mitycznego m臋偶czyzn臋, z kt贸rym dzieli艂abym 艂贸偶ko?

- Mitycznego? - spyta艂 cicho.

- To ty twierdzisz, 偶e jaki艣 w og贸le istnieje.

- Bo nie s膮dz臋, aby to by艂a kobieta. A jeste艣 zbyt pi臋kna, by by膰 sama przez dwa lata. No chyba 偶e we藕miemy pod uwag臋 tych przelotnych znajomych.

Potrafi艂 by膰 naprawd臋 bezczelny! W innych okoliczno艣ciach powiedzia艂aby mu, co s膮dzi o jego niegrzecznych uwagach. Ale tu, we w艂asnym domu, gdy Bobby m贸g艂 si臋 pojawi膰 w ka偶dej chwili, marzy艂a tylko o tym. by jak najszybciej pozby膰 si臋 Liama.

- Nie zamierzam komentowa膰 tej uwagi - powiedzia艂a wynio艣le. - Masz co艣 jeszcze? Bo musz臋 si臋 zaj膮膰 swoimi sprawami.

- Na przyk艂ad wyt艂umaczy膰 aktualnemu facetowi, 偶e informacja w gazecie jest przesadzona? - spyta艂 wyzywaj膮co.

Laura zmierzy艂a go ch艂odnym spojrzeniem.

- Rzadko si臋 przed kimkolwiek t艂umacz臋 - odpar艂a. - A informacja nie jest przesadzona tylko bzdurna i wyssana z palca.

- Mo偶e wcale nie - mrukn膮艂 cicho, zn贸w zbli偶aj膮c si臋 do niej.

By艂 tak blisko, zbyt blisko. Czu艂a ciep艂o bij膮ce od jego cia艂a. Cia艂a, kt贸re zna艂a lepiej ni偶 w艂asne. Ale przecie偶 nie chcia艂a tego pami臋ta膰! Czasami wspomnienia wsp贸lnych uniesie艅 mi艂osnych powraca艂y we 艣nie, a kiedy si臋 budzi艂a, chocia偶 by艂a na siebie w艣ciek艂a, jej cia艂o p艂on臋艂o z rozkoszy, kt贸r膮 tak dobrze zapami臋ta艂o.

- Lauro... - wyszepta艂 teraz Liam, obejmuj膮c jej szczup艂膮 tali臋 i przyci膮gaj膮c j膮 do siebie. Obrzuci艂 spojrzeniem jej zarumienion膮 twarz, a potem poca艂owa艂 w usta.

Laur臋 natychmiast porwa艂a fala rozkoszy. Pasowali do siebie jak dwie po艂贸wki jab艂ka!

Wsun膮艂 r臋ce pod jej sweter, g艂adzi艂 piersi okryte jedwabnym biustonoszem. Oderwa艂 wargi od jej ust i zacz膮艂 wodzi膰 nimi po szyi Laury, skuba膰 jej ucho.

By艂a niemal zamroczona po偶膮daniem. Wbi艂a d艂onie w jego szerokie ramiona, jakby ba艂a si臋, 偶e upadnie.

- Mamo, mamo, gdzie jeste艣? - rozleg艂 si臋 cienki d藕wi臋k za drzwiami.

Podzia艂a艂o to na Laur臋 jak kube艂 lodowatej wody, odskoczy艂a gwa艂townie od Liama, niepomna niedawnej rozkoszy odczuwanej w jego ramionach, ws艂uchiwa艂a si臋 w szuranie kapci synka za drzwiami.

Za chwil臋 Bobby i Liam spotkaj膮 si臋 twarz膮 w twarz. Nie potrafi ju偶 temu zapobiec.


ROZDZIA艁 DZIEWI膭TY

- Mama! - Na buzi Bobby'ego, kt贸ry w艂a艣nie stan膮艂 w drzwiach, odmalowa艂a si臋 ulga, a po chwili zaciekawienie, gdy zwr贸ci艂 swe ciemnoniebieskie oczy na m臋偶czyzn臋 towarzysz膮cego mamie.

- Witaj, kochanie. - Laura z u艣miechem podesz艂a do synka, ignoruj膮c Liama i to, co mi臋dzy nimi przed chwil膮 zasz艂o. Pochyli艂a si臋 i u艣cisn臋艂a synka. - Dobrze si臋 czujesz? - spyta艂a 艂agodnie, patrz膮c na niego uwa偶nie.

Wygl膮da艂o na to, 偶e jedynymi 艣ladami po wypadku na schodach ma艂y guz na g艂owie i pot艂uczone kolano. D艂ugi sen przywr贸ci艂 mu rumie艅ce i b艂ysk w oczach.

Laura wzi臋艂a g艂臋boki oddech, zanim odwr贸ci艂a si臋 w stron臋 Liama stoj膮cego pod oknem, troskliwie obejmuj膮c synka za szczup艂e ramiona. Stara艂a si臋 spojrze膰 na ch艂opca oczami Liama. Bobby by艂 wysoki jak na sw贸j wiek i bardzo szczup艂y, jak to ruchliwe dzieci. W艂osy mia艂 ciemne i lekko faluj膮ce, ciemnoniebieskie oczy ocienione g臋stymi czarnymi rz臋sami. To wszystko m贸g艂 odziedziczy膰 po mnie, pomy艣la艂a. Jednak rysy ch艂opca zdradza艂y podobie艅stwo do ojca, tak samo jak szelmowski u艣miech.

- Twojej mamie chyba na chwil臋 odebra艂o mow臋, wi臋c sam si臋 przedstawi臋 - odezwa艂 si臋 Liam nieco schrypni臋tym g艂osem, kt贸ry zdradza艂 niedawny przyp艂yw nami臋tno艣ci. Zbli偶y艂 si臋 do ch艂opca i wyci膮gn膮艂 r臋k臋. - Nazywam si臋 Liam O'Reilly, Jestem dawnym przyjacielem mamy.

- Robert William Shipley Junior - przedstawi艂 si臋 nie艣mia艂o Bobby, 艣ciskaj膮c wyci膮gni臋t膮 do艅 r臋k臋.

Laura poczu艂a ucisk w gardle, widz膮c, jak ojciec po raz pierwszy w 偶yciu wita si臋 z synem. Byli tacy podobni! Liam na pewno si臋 zorientuje... A mo偶e nie? Mo偶e to tylko jej si臋 tak wydaje?

Liam wypu艣ci艂 r臋k臋 ch艂opca i u艣miechn膮艂 si臋 do niego.

- Twoja mama mi powiedzia艂a, 偶e wolisz, by m贸wi膰 na ciebie Bobby.

- Wszystko mi jedno. - Ma艂y wzruszy艂 ramionami. - Nauczyciele w szkole nazywaj膮 mnie Robert.

Laura spojrza艂a na synka ze zdziwieniem. Bobby nie m贸wi艂 jej o tym. Widocznie teraz, skoro ojciec, jego imiennik, nie 偶yje...

- Ja chyba wol臋 Bobby, je艣li nie masz nic przeciw - ko temu - Liam zwr贸ci艂 si臋 do ch艂opca, ale jego uwa偶ny wzrok spocz膮艂 na Laurze.

Chyba widzia艂, 偶e jest zdenerwowana, w ko艅cu by艂 rasowym pisarzem, umia艂 obserwowa膰 ludzi i odgadywa膰 ich uczucia. Tymczasem jego w艂asne by艂o trudno odgadn膮膰.

- Skoro ju偶 wszystko om贸wili艣my, Liam - odezwa艂a si臋 rzeczowym tonem, chc膮c nak艂oni膰 go do wyj艣cia - chcia艂abym zje艣膰 艣niadanie z Bobbym.

- Tak, 艣niadanie to 艣wietny pomys艂 - zauwa偶y艂 weso艂o Liam. - Wcze艣nie rano jako艣 nie mia艂em apetytu - ci膮gn膮艂 dalej, nic zwa偶aj膮c na niech臋tn膮 min臋 Luary - ale teraz ch臋tnie wrzuc臋 co艣 na z膮b. Wcale go nie zaprasza艂a i dobrze o tym wiedzia艂!

- Jemy tylko chrupki i tosty - rzuci艂a niech臋tnie.

- 艢wietnie. Mam nadziej臋, 偶e macie te comflakesy obtaczane w cukrze. To moje ulubione - szepn膮艂 konspiracyjnie do Bobby'ego.

- Moje te偶 - powiedzia艂 Bobby, u艣miechaj膮c si臋 szeroko. Brakowa艂o mu dw贸ch g贸rnych jedynek - zmienia艂 w艂a艣nie z臋by - i wygl膮da艂 z tym doprawdy uroczo.

Amy unios艂a pytaj膮co brwi, gdy Laura wesz艂a do kuchni za synkiem i Liamem, kt贸ry w艂a艣nie sadowi艂 si臋 wygodnie przy sosnowym stole, a Bobby wyci膮ga艂 miseczki, mleko i chrupki. Laura wzruszy艂a tylko bezradnie ramionami.

- Czy taki du偶y ch艂opiec jak ty nie powinien by膰 teraz w szkole? spyta艂 Liam, gdy zacz臋li je艣膰.

- Dwa dni temu upad艂em i rozbi艂em g艂ow臋 - wyja艣ni艂 Bobby. - Musia艂em zosta膰 na noc w szpitalu. Ale mamusia zosta艂a ze mn膮. - Podni贸s艂 na ni膮 wzrok, jakby szukaj膮c potwierdzenia.

- Oczywi艣cie - powiedzia艂a, czochraj膮c czule jego czarn膮 g艂贸wk臋 i spogl膮daj膮c nieco wyzywaj膮co na Liama, gdy poczu艂a na sobie jego wzrok.

A wi臋c to tam tak p臋dzi艂a艣 dwa dni temu - m贸wi艂o jego spojrzenie. Odwr贸ci艂a si臋 bez s艂owa. Przecie偶 da艂a do zrozumienia, 偶e m臋偶czyzna, o kt贸rym Liam wci膮偶 napomyka艂, to mityczna posta膰, ale on najwyra藕niej w to w膮tpi艂.

- Siadaj i zjedz co艣 - rzuci艂 rozkazuj膮cym tonem. a Laura a偶 zarumieni艂a si臋 ze z艂o艣ci. Jak on 艣mie wydawa膰 polecenia w jej w艂asnym domu! - Prosz臋 - doda艂 przymilnie, widz膮c jej reakcj臋.

Usiad艂a przy stole. Gdy zostan膮 sami, postara si臋 wybada膰, czy domy艣li艂 si臋, 偶e Bobby jest jego synem. Na razie nie b臋dzie zadra偶nia膰 sytuacji.

Liam ci膮gn膮艂 rozmow臋 z Bobbym, a Laura popija艂a kaw臋 i chrupa艂a tosta, odp臋dzaj膮c co chwila niespokojne my艣li.

- ...my艣l臋, 偶e Irlandia bardzo by ci si臋 spodoba艂a.

- Te s艂owa wyrwa艂y j膮 z zamy艣lenia. - Bobby m贸wi艂 w艂a艣nie, 偶e bardzo lubi, jak wyje偶d偶acie w weekendy poza miasto i odbywacie d艂ugie spacery - wyja艣ni艂 Liam, widz膮c, 偶e na chwil臋 wy艂膮czy艂a si臋 z rozmowy. - A nigdzie nie ma takich teren贸w do spacer贸w jak w Irlandii.

Mo偶e to i prawda, ale Laura nie zamierza艂a tego sprawdza膰.

- My艣l臋, 偶e po wypadku Bobby'ego spacery musz膮 troch臋 poczeka膰 - zauwa偶y艂a, by Liam nie zaproponowa艂 przypadkiem wsp贸lnego spaceru w najbli偶szy weekend.

- Mama ma chyba racj臋 - przyzna艂 Liam, spogl膮daj膮c na ch艂opca, kt贸ry zamierza艂 zaprotestowa膰.

- Bo mamy zwykle j膮 maj膮 - doda艂 enigmatycznie.

Laura rzuci艂a mu ostre spojrzenie, zdziwiona, 偶e zgodzi艂 si臋 z ni膮 w kwestii spacer贸w, i zaskoczona ostatni膮 uwag膮 - jednak nie dopatrzy艂a si臋 w jego tonie 艣ladu drwiny.

Wsta艂a gwa艂townie z miejsca i powiedzia艂a:

- Skoro ju偶 zjedli艣my, zabior臋 Bobby'ego na g贸r臋, 偶eby si臋 wyk膮pa艂.

- Ale, mamo...

- Pami臋taj, co powiedzia艂em o mamach - Liam 偶artobliwie ukr贸ci艂 protest ch艂opca i r贸wnie偶 wsta艂. - I tak musz臋 ju偶 i艣膰. Ale jak chcesz, ch臋tnie przyjd臋 ci臋 jeszcze odwiedzi膰.

Laura zn贸w spojrza艂a na Liama z niepokojeni. Wcale nie chcia艂a, by zbli偶y艂 si臋 z Bobbym!

- Fajnie! - Bobby znowu obdarzy艂 Liama swym rozbrajaj膮cym bezz臋bnym u艣miechem

- No ju偶, szybko na g贸r臋 - ponagli艂a go Laura. - A ja odprowadz臋 Liama do drzwi.

Bobby towarzyszy艂 im jeszcze do holu, a potem pogna艂 jak strza艂a na g贸r臋.

- Wygl膮da na to, 偶e nic mu nie jest - zauwa偶y艂 Liam, widz膮c, jak ch艂opiec 艣miga po schodach. - Co w艂a艣ciwie si臋 sta艂o?

- Przewr贸ci艂 si臋 na przerwie. Nic powa偶nego, wiec w poniedzia艂ek p贸jdzie ju偶 pewnie do szko艂y.

- To bardzo 艂adny ch艂opiec.

Prze艂kn臋艂a z trudem 艣lin臋. Ba艂a si臋 spojrze膰 na t臋 twarz, kt贸ra by艂a przecie偶 - przynajmniej ona widzia艂a to wyra藕nie - doros艂膮 wersj膮 twarzy jej syna.

- Mi艂o mi to s艂ysze膰 - mrukn臋艂a, nie patrz膮c na niego,

- Musisz by膰 z niego bardzo dumna.

- Owszem - przyzna艂a, zastanawiaj膮c si臋, do czego ma prowadzi膰 ta rozmowa.

Je艣li Liam zauwa偶y艂, jak bardzo Bobby jest do niego podobny, i domy艣li艂 si臋, 偶e to jego syn, dlaczego tego po prostu nie powie?

- Um贸w si臋 ze mn膮 na kolacj臋, Lauro - powiedzie zamiast tego.

- Nie mog臋 zostawi膰 Bobby'ego... - zacz臋艂a niepewnie

- Nie dzi艣 - przerwa艂. - Rozumiem, 偶e on jest najwa偶niejszy i musisz mu co najmniej dzi艣 po艣wi臋ci膰 ca艂膮 uwag臋. Ale jutro jest sobota, na pewno do tego czasu dojdzie na tyle do siebie, by m贸c zosta膰 na kilka godzin z Amy. A tobie te偶 si臋 przyda troch臋 wytchnienia.

Laura chcia艂a si臋 jako艣 wym贸wi膰, ale zatka艂o j膮 ze zdziwienia. Od kiedy to Liam tak liczy si臋 z potrzebami innych? Wcale nie mia艂a ochoty na kolacj臋 w jego towarzystwie, ale z pewnych wzgl臋d贸w lepiej by艂o nie odrzuca膰 zaproszenia. Musia艂a ustali膰, czy on domy艣la si臋 swego ojcostwa, a je艣li tak, dobrze by艂oby omawia膰 t臋 kwesti臋 na gruncie neutralnym. Restauracja by艂aby w sam raz.

- Dzi臋kuj臋, mo偶e to rzeczywi艣cie dobry pomys艂 - powiedzia艂a. - Tylko znajd藕 prosz臋 jakie艣 dyskretne miejsce, nie chcia艂abym, by prze艣ladowali nas fotoreporterzy.

Liam nachmurzy艂 si臋 na my艣l o dziennikarzach czyhaj膮cych w tej chwili pod domem.

- Nie martw si臋, wybior臋 miejsce, gdzie nikt nam nie b臋dzie przeszkadza艂.

- To b臋dzie kolacja po艣wi臋cona interesom - za - strzeg艂a surowo.

- Naprawd臋? - Uni贸s艂 kpi膮co brwi.

- Nie ma innych powod贸w, dla kt贸rych mieliby艣my si臋 spotyka膰.

- Skoro tak twierdzisz...

- Liam... - Laura rzuci艂a mu ostre spojrzenie.

- Tw贸j syn czeka na g贸rze na k膮piel - uci膮艂 i uj膮艂 j膮 lekko za ramiona. - Mamy zawsze maj膮 racj臋, a ma艂ym ch艂opcom nie trzeba kaza膰 d艂ugo czeka膰.

- A co z du偶ymi? - za偶artowa艂a. Wzruszy艂 ramionami.

- Tak samo niecierpliwie czekamy na to, czego chcemy, ale lepiej potrafimy to ukrywa膰.

- A czego ty chcesz, Liam? - spyta艂a cicho.

- Jak wi臋kszo艣膰 ludzi tego, czego mie膰 nie mog臋. - Westchn膮艂 ci臋偶ko. - Powiedz mi, Lauro, czy bardzo mnie nienawidzisz?

A偶 j膮 zatka艂o ze zdziwienia. Czy go nienawidzi? Oczywi艣cie, 偶e nie. No, mo偶e osiem lat temu tak by艂o, ale kr贸tko. To by艂o tak dawno temu, a udane ma艂偶e艅stwo z Robertem i narodziny Bobby'ego wszystko zmieni艂y.

- W moim 偶yciu jest zbyt wiele dobrych rzeczy, bym mog艂a kogokolwiek nienawidzi膰 - odparte zgodnie z prawd膮.

Liam spojrza艂 na ni膮 uwa偶nie i zapyta艂 艣ciszonym g艂osem:

- Kocha艂a艣 Roberta?

Twarz jej z艂agodnia艂a na wspomnienie tej mi艂o艣ci, oczy zaszkli艂y si臋 艂zami.

- Bardzo - odpowiedzia艂a po prostu.

- To musia艂 by膰 rzeczywi艣cie kto艣. - Liam pokiwa艂 g艂ow膮 i zdj膮艂 r臋ce z ramion Laury. - Chcia艂bym si臋 czego艣 wi臋cej o nim dowiedzie膰.

- Dlaczego? - Spojrza艂a na niego czujnie.

- Bo go kocha艂a艣! - powiedzia艂 zduszonym g艂osem.

- Nie widz臋 zwi膮zku pomi臋dzy jednym a drugim.

Naprawd臋 nie ma sensu, 偶eby艣my rozmawiali o moim m臋偶u.

- Nie? - Liam spojrza艂 w g贸r臋 schod贸w. - Z tego. co m贸wi艂 Bobby przy 艣niadaniu, wnosz臋, 偶e on te偶 za nim przepada艂.

- A c贸偶 w tym dziwnego? Przecie偶 by艂 jego ojcem! Zbyt 偶arliwe te zapewnienia, Lauro, upomnia艂a sama siebie. Ale zrobi艂a to mimowolnie. B膮d藕 co b膮d藕, bycie ojcem to co艣 wi臋cej ni偶 powo艂anie dziecka do 偶ycia, a Robert wywi膮zywa艂 si臋 doskonale z wszelkich ojcowskich obowi膮zk贸w.

- No tak - przyzna艂 szorstko Liam. - Wpadn臋 po ciebie jutro oko艂o 贸smej, dobrze? - spyta艂 rzeczowo, zmieniaj膮c temat.

- To chyba nie najlepszy pomys艂. - Pokr臋ci艂a g艂ow膮. - Skoro, jak przypuszczam, w jutrzejszej prasie b臋d膮 kolejne spekulacje na nasz temat, chyba lepiej, aby nie widziano nas razem.

- Masz racj臋 - przyzna艂. - Zadzwoni臋 jutro i potem ci nazw臋 restauracji. Je艣li nie masz nic przeciwko temu, by spotka膰 si臋 na miejscu?

- Oczywi艣cie, 偶e nie. Ale, jak zapowiedzia艂am, spotykamy si臋 w interesach.

Liam u艣miechn膮艂 si臋 smutno.

- Nie musisz tego mi zn贸w powtarza膰, s艂ysza艂em za pierwszym razem.

Mo偶e i s艂ysza艂, ale czy wreszcie to do niego dotar艂o?

- Gdy m贸wi艂am o dyskretnym miejscu, nie mia艂am na my艣li twojego apartamentu, Liam! - powiedzia艂a ze z艂o艣ci膮, patrz膮c znacz膮co na st贸艂 w saloniku nakryty na dwie osoby, zreszt膮 bardzo elegancko - by艂y i kryszta艂owe kieliszki, i srebrne p贸艂miski, a nawet wazon z czerwonymi r贸偶ami...

Liam zatelefonowa艂 pod jej nieobecno艣膰, gdy wysz艂a z Bobbym kupi膰 mu jak膮艣 zabawk臋, i przekaza艂 Amy pro艣b臋, by spotkali si臋 u niego w hotelu. Laura uzna艂a - ca艂kiem nies艂usznie! - 偶e stamt膮d udadz膮 si臋 razem do jakiej艣 restauracji.

- Nie patrz na mnie tak oskar偶ycielsko, Lauro! - zniecierpliwi艂 si臋 Liam. By艂 ubrany w czarny smoking, 艣nie偶nobia艂膮 koszul臋 i czarn膮 muszk臋, w艂osy mia艂 jeszcze wilgotne. - Nie mam 偶adnych niecnych zamiar贸w, po prostu we wszystkich restauracjach, W kt贸rych mo偶na liczy膰 na dyskrecj臋, by艂y zarezerwowane miejsca.

Rzuci艂a mu w艣ciek艂e spojrzenie, konstatuj膮c fakt. 偶e z艂ota kr贸tka sukienka wieczorowa podkre艣laj膮ca figur臋, kt贸r膮 w艂o偶y艂a, by doda膰 sobie animuszu, w apartamencie mo偶e si臋 wyda膰 do艣膰 prowokacyjna.

- Nie mo偶emy tu zosta膰.

- Dlaczego? - 偶achn膮艂 si臋.

- Nie b膮d藕 t臋pakiem. Widzia艂e艣 chyba nasze zdj臋cia w dzisiejszych gazetach?

Liam westchn膮艂 i wzi膮艂 ze sto艂u otwart膮, sch艂odzon膮 butelk臋 bia艂ego wina, po czym nala艂 je do dw贸ch kieliszk贸w.

- Oczywi艣cie - powiedzia艂, wr臋czaj膮c Laurze kieliszek. - Trudno by艂oby ich nie zauwa偶y膰.

Jak przypuszcza艂a, zdj臋cie Liama wchodz膮cego do jej domu ukaza艂o si臋 na pierwszych stronach wielu brukowc贸w, kt贸re nic ustawa艂y te偶 w spekulacjach na ich temat.

- Rozumiesz wi臋c chyba, 偶e kolacja we dwoje w twoim apartamencie potwierdzi tylko plotk臋, 偶e...

- 呕e co? - przerwa艂, opadaj膮c na jeden z mi臋kkich foteli i wbijaj膮c w ni膮 rozbawione spojrzenie.

- 呕e jeste艣my ze sob膮! - rzuci艂a ze z艂o艣ci膮.

- I co z tego?

- Bo nie jeste艣my - wycedzi艂a.

- A tak si臋 staram... - Wzruszy艂 ramionami i u艣miechn膮艂 si臋 szelmowsko.

Zarumieni艂a si臋 ze z艂o艣ci. - Ty i ja...

- Tak, ty i ja - powt贸rzy艂 cicho, po czym wsta艂, odstawi艂 sw贸j kieliszek na stolik do kawy i zbli偶y艂 si臋 do Laury. - Czy to taki straszny pomys艂?

- Zupe艂nie niedorzeczny! - parskn臋艂a. Twarz mu st臋偶a艂a, przymru偶y艂 oczy.

- Dlaczego?

- Nie r贸b tego wi臋cej - powiedzia艂a ostro i cofn臋艂a si臋, bo zamierza艂 w艂a艣nie wzi膮膰 j膮 w ramiona. Przesz艂a w drugi koniec pokoju i ci膮gn臋艂a: - Wczoraj rano... to by艂 b艂膮d. Dojrza艂am na tyle, by stara膰 si臋 nie powtarza膰 dawnych b艂臋d贸w - rzuci艂a wyzywaj膮co.

- Mo偶esz wierzy膰 lub nie, ale ja robi臋 dok艂adnie to samo.

Laura spojrza艂a na niego podejrzliwie. A c贸偶 to niby mia艂o znaczy膰?

- Z powodu w艂asnej g艂upoty wypu艣ci艂em ci臋 z r膮k przed o艣miu laty - odpowiedzia艂 cicho na jej zadane niemo pytanie. - Nie chc臋 powt贸rzy膰 tego b艂臋du.

Laura wpatrywa艂a si臋 w niego z niedowierzaniem, Powiedzia艂a mu wprawdzie, 偶e spotyka si臋 w interesach, ale chodzi艂o jej przede wszystkim o !o, by wybada膰, czy nie domy艣la si臋 czego艣 na temat Bobby'ego. I o nic wi臋cej.

Gdy patrzy艂a teraz na Liama, kt贸ry by艂 tak szalenie przystojny w stroju wieczorowym, wpatrzony w ni膮 z takim zachwytem, zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, czy jest uczciwa wobec siebie. Czy jaka艣 jej cz膮stka, ta kt贸ra pami臋ta, jak dobrze by艂o im razem przed laty, nie chcia艂aby sprawdzi膰, jak by艂oby teraz? A s膮dz膮c po wczorajszej reakcji na jego poca艂unek, nie ma co do tego w膮tpliwo艣ci!

Czy zdawa艂a sobie z tego spraw臋, gdy ubiera艂a si臋 na wsp贸ln膮 kolacj臋? Czy wybra艂a t臋 z艂ocist膮 sukni臋, tak pi臋knie podkre艣laj膮c膮 jej ciemne w艂osy i smuk艂膮 figur臋 tylko po to, by czu膰 si臋 pewniej? Gdy patrzy艂a w oczy Liama, kt贸ry hipnotyzowa艂 j膮 zachwyconym spojrzeniem, nie by艂a wcale pewna swych intencji. Obliza艂a suche usta.

- Liam...

- Lauro, czy nic mo偶esz da膰 mi drugiej szansy. bym naprawi艂 b艂臋dy przesz艂o艣ci? - przerwa艂. - By艂em idiot膮, przyznaj臋. Ale nawet idioci maj膮 prawo do drugiej szansy.

Drugiej szansy na co? Na zniszczenie jej 偶ycia? Na bezpowrotne znikni臋cie, kiedy przyjdzie mu na to ochota? Zadr偶a艂a na my艣l, 偶e mia艂aby jeszcze raz przej艣膰 przez ten koszmar.

- Lauro! - Zn贸w by艂 tu偶 przy niej, 艣ledzi艂 uwa偶ne uczucia odbijaj膮ce si臋 na jej twarzy. Potem chwyci艂 j膮 za ramiona i lekko potrz膮sn膮艂, chc膮c zmusi膰, by spojrza艂a mu w oczy. - Prosz臋, pozw贸l mi spr贸bowa膰...

- Nie - wyrzuci艂a z siebie gwa艂townie i spojrza艂a mu prosto w oczy. - Lubi臋 swoje 偶ycie takie, jakie jest, Liam. Nie chc臋, by艣 zak艂贸ca艂 je swym egoizmem i arogancj膮. - Wypowiedzia艂a te s艂owa naumy艣lnie nieprzyjemnym tonem, by stworzy膰 emocjonaln膮 barier臋 mi臋dzy sob膮 a nim.

Znieruchomia艂 i zmierzy艂 j膮 przeci膮g艂ym spojrzeniem, a potem powoli zsun膮艂 d艂onie z jej ramion.

- Ok艂ama艂a艣 mnie wczoraj - powiedzia艂 spokojnie.

- Co masz na my艣li? - spyta艂a ostro偶nie, my艣l膮c, 偶e chodzi mu o Bobby'ego.

- Nienawidzisz mnie - o艣wiadczy艂 beznami臋tnie - ale zapewniam, 偶e ja siebie te偶 nienawidz臋 za dawn膮 g艂upot臋.

Nie m贸wi艂 o Bobbym! Na jej twarzy odbi艂a si臋 ulga.

- Nie k艂ama艂am, Liam. Naprawd臋 nie czuj臋 do ciebie nienawi艣ci. Po prostu nie chc臋 ponownie si臋 z tob膮 wi膮za膰 - doda艂a stanowczo.

Nawet je艣li ko艂ata艂y si臋 w niej resztki uczu膰 dla Liama - a wczorajszy ranek by艂 na to dowodem - musia艂a pami臋ta膰 o tym, 偶e romans z nim zak艂贸ci艂by jej relacj臋 z synem.

- Rozumiem - powiedzia艂.

Laura spojrza艂a na niego niepewnie. Jako艣 zbyt ulegle zareagowa艂 na jej s艂owa.

Mo偶e jednak tak to odczu艂a, bo odezwa艂a si臋 jej duma? Czy aby na pewno nie chcia艂a, by dalej si臋 za ni膮 ugania艂? A mo偶e odczuwa艂a pewn膮 satysfakcj臋 z tego powodu, 偶e teraz role si臋 odmieni艂y. Niezbyt to szlachetne uczucia, trzeba uczciwie przyzna膰. Przy艂o偶y艂a r臋k臋 do skroni, kt贸ra zacz臋艂a bole艣nie pulsowa膰.

- S膮dz臋, 偶e w tej sytuacji... darujemy sobie raczej kolacj臋 - powiedzia艂a znu偶onym g艂osem.

Skin膮艂 kr贸tko g艂ow膮, jego oczy nie wyra偶a艂y 偶adnych uczu膰.

- Chyba tak - przyzna艂.

Laura wzi臋艂a ze sto艂u wieczorow膮 torebk臋, kt贸r膮 po艂o偶y艂a tam po przyj艣ciu. Tak niedawno. Ale tak wiele si臋 wydarzy艂o w ci膮gu tej nieca艂ej p贸艂godziny. Przede wszystkim Liam mia艂 znowu znikn膮膰 z jej 偶ycia.

Powinna by膰 zadowolona. Powinna odczuwa膰 ulg臋.

Zatrzyma艂a si臋 przy drzwiach i odwr贸ci艂a do niego.

- Co zamierzasz zrobi膰 ze swoj膮 ksi膮偶k膮? - spyta艂a.

Wzruszy艂 ramionami.

- Zapewni艂a艣 mnie, 偶e Perry jest znakomitym redaktorem, nie mam powodu, by ci nie wierzy膰.

- A wi臋c zgadzasz si臋, by opracowa艂 twoj膮 ksi膮偶k臋? I chcesz j膮 wyda膰 w Shipley Publishing? - zdziwi艂a si臋. Nie mog艂a uwierzy膰, 偶e tak 艂atwo na wszystko si臋 zgadza. To by艂o zupe艂nie nie w jego stylu.

U艣miechn膮艂 si臋 ponuro.

- Nie jestem tak pozbawiony rozs膮dku, jak ci si臋 wydaje - zauwa偶y艂.

Owszem, ale przecie偶 tak mu zale偶a艂o, by postawi膰 na swoim, nawet zaanga偶owa艂 w sw贸j plan pras臋, cho膰 rzekomo chcia艂 unikn膮膰 wszelkich z ni膮 kontakt贸w - co艣 by艂o nie tak.

- Liam...

- Tak?

Czu艂a si臋 kompletnie sko艂owana. Wszystko posz艂o zbyt g艂adko, za spokojnie.

- Przyjdziesz w poniedzia艂ek, by porozmawia膰 z Perrym?

- Tak, a potem wr贸c臋 do Irlandii.

Nie tylko zgodzi艂 si臋 wsp贸艂pracowa膰 z Perrym, ale do tego jeszcze wynosi si臋 z Londynu! W tym musia艂 tkwi膰 jaki艣 haczyk!

- Chcia艂bym, 偶eby艣 mia艂a tak膮 zadowolon膮 min臋, gdy mnie spotkasz nast臋pnym razem - za艣mia艂 si臋, widz膮c ulg臋 maluj膮c膮 si臋 na jej twarzy. - Bo przecie偶 jeszcze wr贸c臋, by pracowa膰 nad ksi膮偶k膮.

Ale nie ze mn膮, pomy艣la艂a.

Dlaczego nie wychodzi艂a, tylko stercza艂a wci膮偶 przy drzwiach?

Bo wiedzia艂a, 偶e gdy teraz wyjdzie, ju偶 nigdy wi臋cej nie zobaczy takiego Liama. Pisarza Liama O'Reilly'ego - owszem, ale nie tego m臋偶czyzn臋, kt贸ry ugania艂 si臋 za ni膮 przez kilka ostatnich dni.

Och, sama ju偶 nie wiedzia艂a, czego chce! Przez te wszystkie dni powtarza艂a wci膮偶 Liamowi, 偶e wcale nie chce odnowienia ich zwi膮zku, a gdy on wreszcie zaakceptowa艂 t臋 decyzj臋, waha艂a si臋, czy go opu艣ci膰.

Wreszcie wyprostowa艂a ramiona i powiedzia艂a stanowczo:

- 呕egnaj, Liam.

- 呕egnaj, Lauro. - Jego twarz by艂a zupe艂nie pozbawiona wyrazu.

Czu艂a, jakby mia艂a nogi z o艂owiu, wolnym krokiem wysz艂a na korytarz i zamkn臋艂a za sob膮 drzwi.

Tym samym zamkn臋艂a drzwi do skrytki w swoim sercu, gdzie chowa艂a wyparte uczucia do Liama, cho膰 on tak bardzo stara艂 si臋 tam w艂ama膰.


ROZDZIA艁 DZIESI膭TY

- Ale zaspa艂am! - zawo艂a艂a Laura, wchodz膮c do kuchni o dziesi膮tej rano.

Amy w艂a艣nie przygotowywa艂a warzywa na lunch. Odwr贸ci艂a si臋 do Laury z ciep艂ym u艣miechem.

- Potrzebowa艂a pani wypoczynku.

Niezupe艂nie tak to by艂o. Gdy poprzedniego wieczoru Laura wr贸ci艂a do domu zaraz po dziewi膮tej, posz艂a prosto do sypialni. Jednak nie mog艂a zasn膮膰. Prze艣ladowa艂y j膮 wspomnienia o Liamie - te z przesz艂o艣ci i z kilku ostatnich dni. Dopiero nad ranem zapad艂a w p艂ytki, niespokojny sen.

- Gdzie jest Bobby? - spyta艂a.

Zajrza艂a do jego sypialni przed zej艣ciem na d贸艂, potem sprawdzi艂a w pokoju dziennym, gdzie zwykle ogl膮da艂 telewizj臋. Spodziewa艂a si臋 go wobec tego zasta膰 w kuchni.

- Pan O'Reilly przyszed艂 o dziewi膮tej.

- Liam? - spyta艂a Laura w pop艂ochu, czuj膮c straszliwy ucisk w brzuchu.

- Przyni贸s艂 latawiec - ci膮gn臋艂a Amy niespokojnie, widz膮c reakcj臋 Laury. - Zaproponowa艂 Bobby'emu. 偶eby go pu艣ci膰.

- Pozwoli艂a艣 mu wyj艣膰? - spyta艂a Laura z nagan膮 w g艂osie.

- Tylko do ogrodu. Nigdy bym przecie偶 nie pozwoli艂a zabra膰 Bobby'ego z domu bez pani pozwolenia - odpowiedzia艂a nieco ura偶ona gospodyni.

- Naturalnie - b膮kn臋艂a Laura przepraszaj膮co, opadaj膮c na jedno z kuchennych krzese艂.

A wiec Liam jest teraz w ogrodzie! I puszcza latawca z jej synem!

- Jak s艂usznie zauwa偶y艂 pan O'Reilly, dzie艅 jest dzi艣 do艣膰 wietrzny.

Niew膮tpliwie, ale co, u licha, Liam tutaj robi? Czy偶 nie ustalili poprzedniego wieczoru, 偶e nic b臋d膮 si臋 widywa膰? Niezupe艂nie - ona powiedzia艂a, 偶e nie chce si臋 z nim wi膮za膰, a on podejrzanie g艂adko to zaakceptowa艂. O Bobbym nie by艂o mowy. Zerwa艂a si臋 z miejsca.

- Chyba sprawdz臋, co tam robi膮 - powiedzia艂a.

- Gdy wygl膮da艂am do nich przed kilku minutami, wiernie si臋 bawili - zapewni艂a Amy. - Prosz臋, si臋 napi膰 kawy przed wyj艣ciem.

Laura spojrza艂a na ni膮 ze zdziwieniem, unosz膮c pytaj膮co brwi.

- My艣lisz, 偶e przesadzam? Gospodyni zawaha艂a si臋 przez chwil臋.

- Zale偶y, co ma pani na my艣li...

Laura z trudem prze艂kn臋艂a 艣lin臋 i opad艂a na krzes艂o.

- Jak d艂ugo wiesz? - spyta艂a, patrz膮c na Amy, kt贸ra postawi艂a przed ni膮 fili偶ank臋 z mocn膮 kaw膮.

- Nic wiem, czy w og贸le co艣 wiem - u艣miechn臋艂a si臋 gospodyni. - Oczywi艣cie zawsze wiedzia艂am, 偶e pan Robert nie by艂 ojcem Bobby'ego. Obie wiemy, 偶e nie istnia艂a taka mo偶liwo艣膰. Je艣li za艣 chodzi o biologicznego ojca... - Wzruszy艂a ramionami. - W ka偶dym innym sensie pan Robert by艂 ojcem Bobby'ego.

- Ale...? - podj臋艂a ostro偶nie Laura.

- Gdy tylko otworzy艂am drzwi panu O'Reilly'emu par臋 dni wcze艣niej, uderzy艂o mnie jego podobie艅stwo do Bobby'ego. - Dlatego nie by艂am pewna, czy pozwoli膰 mu czeka膰 na pani膮...

- Co ty sobie o mnie my艣lisz, Amy? - Laura ukry艂a twarz w d艂oniach.

Starsza pani otoczy艂a j膮 ramieniem.

- My艣l臋, 偶e dzi臋ki pani i Bobby'emu ostatnie pi臋膰 lat to by艂 najszcz臋艣liwszy okres w 偶yciu pana Roberta - powiedzia艂a z uczuciem.

Laura spojrza艂a na ni膮 za艂zawionymi oczyma.

- Naprawd臋 tak s膮dzisz? - spyta艂a z nadziej膮. Tak bardzo chcia艂a, by by艂a to prawda, ze wzgl臋du na wszystko, co Robert dla niej zrobi艂!

- Prosz臋 nigdy w to nie w膮tpi膰. Pan Robert pogodzi艂 si臋 ju偶 z tym, 偶e nigdy nie b臋dzie mia艂 rodziny, dziecka, kt贸re b臋dzie m贸g艂 kocha膰 i wychowywa膰. Wiem, 偶e traktowa艂 was oboje jak dar od losu Nie by艂 pewien, czy na艅 zas艂u偶y艂, ale ceni艂 ponad wszystko.

- Je艣li ktokolwiek zas艂ugiwa艂 na kochaj膮c膮 rodzin臋, to w艂a艣nie Robert - szepn臋艂a Laura.

- I pani mu to da艂a, Lauro, prosz臋 nigdy nie mie膰 co do tego 偶adnych w膮tpliwo艣ci - zapewni艂a stanowczo Amy. - A co do pana O'Reilly'ego, na pewno mia艂a pani pow贸d, by nie po艣lubi膰 go przed o艣miu laty!

Laura u艣miechn臋艂a si臋 ze smutkiem.

- O tak, a pow贸d by艂 taki, 偶e mi si臋 nie o艣wiadczy艂.

- C贸偶, niekt贸rzy m臋偶czy藕ni nie wiedz膮, co to odpowiedzialno艣膰...

- On nie wiedzia艂 o Bobbym - Laura postawi艂a uczciwie spraw臋.

- A, to zmienia ca艂kiem posta膰 rzeczy - przyzna艂a starsza pani, wygl膮daj膮c przez okno do ogrodu.

- My艣lisz, 偶e Liam wie? - Laura spojrza艂a na ni膮 niepewnie.

- A pani nie?

- Nie mam poj臋cia - j臋kn臋艂a Laura. - Je艣li wie, to nie da艂 tego po sobie pozna膰. A przecie偶 nie zapytam go wprost. - Zw艂aszcza 偶e wola艂aby, aby nie wiedzia艂! - Ale je艣li si臋 domy艣li艂, dlaczego nic nie powiedzia艂?

- Chyba sama musi go pani o to spyta膰 - odpar艂a gospodyni.

A przecie偶 to w艂a艣nie by艂o niemo偶liwe. Amy wr贸ci艂a do obierania ziemniak贸w.

- Mam przygotowa膰 lunch dla dw贸ch czy dla trzech os贸b? - zapyla艂a.

- Dla dw贸ch. Nie, trzech. Sama nie wiem, Amy - westchn臋艂a. - Ju偶 nic nie wiem.

Wczoraj wieczorem wszystko wydawa艂o si臋 takie oczywiste - Liam ma zosta膰 wy艂膮czony z jej 偶ycia osobistego, ale kontynuowa膰 z ni膮 wsp贸艂prac臋 wydawnicz膮. Liam, kt贸ry zjawia si臋 rano, by pobawi膰 si臋 z Boobym, zupe艂nie nie pasowa艂 do tego modelu.

Gospodyni u艣miechn臋艂a si臋 do niej wsp贸艂czuj膮co.

- Wiem, 偶e niespecjalnie to pani膮 pocieszy, ale wszystkie sprawy w ko艅cu jako艣 si臋 rozwi膮zuj膮. - Tylko nie zawsze tak, jak cz艂owiek sobie 偶yczy!

- Chyba wyjd臋 na dw贸r i si臋 przywitam - o艣wiadczy艂a w ko艅cu Laura po wypiciu ca艂ej fili偶anki.

Amy skin臋艂a g艂ow膮.

- A ja przygotuj臋 lunch dla trzech os贸b. Tak na wszelki wypadek.

Laura przez kilka minut niezauwa偶ona przygl膮da艂a si臋 dw贸m postaciom w ogrodzie. Bobby mia艂 na sobie ciep艂膮 kurtk臋. Liam wygl膮da艂 bardzo poci膮gaj膮co w d偶insach i grubym niebieskim swetrze. Na ich twarzach malowa艂 si臋 ch艂opi臋cy zachwyt, gdy 艣ledzili lot czerwonego latawca. Bobby trzyma艂 sznurek, ale Liam sta艂 za nim i pomaga艂 kierowa膰 tak, by latawiec nie zaczepi艂 si臋 o ga艂臋zie okolicznych drzew.

Laura patrzy艂a na nich z b贸lem w sercu. Jak inne mog艂oby by膰 ich 偶ycie, gdyby Liam nie odszed艂 przed o艣miu laty... Ale, jak zauwa偶y艂a rano Amy, gdyby to nie nast膮pi艂o, z kolei Robert nie m贸g艂by cieszy膰 si臋 przez pi臋膰 lat 偶yciem rodzinnym.

Zreszt膮, co za sens 偶a艂owa膰 czego艣, co by艂o ju偶 faktem? Liam odszed艂, a Robert zosta艂 jej m臋偶em i ojcem Bobby'ego. Nic ju偶 tego nie zmieni.

- Chyba nie藕le si臋 bawicie! - zawo艂a艂a w g艂膮b ogrodu.

- Mamo! - zawo艂a艂 zachwycony Bobby, u艣miechaj膮c si臋 od ucha do ucha na jej widok. - Popatrz. Liam kupi艂 mi latawiec.

Liam obejrza艂 si臋 na ni膮 przez rami臋, min臋 mia艂 do艣膰 niepewn膮. I s艂usznie, pomy艣la艂a, czuj膮c, jak zn贸w ogarnia j膮 niech臋膰 do niego. Poprzedniego wieczoru nie umawiali si臋 przecie偶, 偶e b臋dzie przynosi艂 prezenty jej synowi i przychodzi艂 si臋 z nim bawi膰.

Pos艂a艂a mu pytaj膮ce spojrzenie, gdy ich oczy si臋 spotka艂y.

- To mi艂e z twojej strony - powiedzia艂a wyzywaj膮co.

- Dobrze spa艂a艣? - spyta艂, nie spuszczaj膮c z niej wzroku.

Jakby wiedzia艂, 偶e zasn臋艂a dopiero nad ranem!

- Bardzo dobrze, dzi臋kuj臋 - odpar艂a kr贸tko, schodz膮c do ogrodu.

Liam patrzy艂, jak sz艂a trawnikiem, czarne d偶insy i ciemnoniebieski obcis艂y sweter podkre艣la艂y jej smuk艂膮 figur臋. Ciemne kosmyki w艂os贸w tworzy艂y ram臋 dla bladej, nieumalowanej twarzy. Nie wiedzia艂a przecie偶, 偶e b臋dzie mia艂a go艣cia w niedziel臋 rano!

Podesz艂a i spojrza艂a mu prosto w oczy.

- Dobrze si臋 bawicie? - spyta艂a.

- Ale super, co? - Bobby by艂 wyra藕nie zachwycony now膮 zabawk膮. - Zawsze chcia艂em mie膰 latawiec - wyja艣ni艂 z u艣miechem, zerkaj膮c w g贸r臋 na Liama.

Laura znowu poczu艂a znajomy b贸l w sercu. Jak to mo偶liwe, 偶e zbli偶yli si臋 do siebie tak bardzo zaledwie w przeci膮gu godziny?

- Mam nadziej臋, 偶e podzi臋kowa艂e艣 Liamowi za prezent? - spyta艂a Bobby'ego, staraj膮c si臋 zignorowa膰

Liama.

- Oczywi艣cie - odpar艂 Bobby z wyra藕nym zdziwieniem. Dobrych manier nauczono go przecie偶 we wczesnym dzieci艅stwie.

Laura u艣wiadomi艂a sobie z pewnym poczuciem winy, 偶e jej niezadowolenie z obecno艣ci Liama zaczyna by膰 widoczne nawet dla Bobby'ego. Ale jak niby mia艂a si臋 czu膰?

- Mali ch艂opcy lubi膮 puszcza膰 latawce - za艣mia艂 si臋 Liam.

Laura odczula jako policzek to, 偶e w艂a艣nie Liam zauwa偶y艂 brak tego przedmiotu w 偶yciu jej syna i potrafi艂 temu zapobiec. Przysz艂o jej na my艣l, 偶e nie staje na wysoko艣ci zadania, 偶e b臋d膮c samotn膮 matk膮, nie potrafi zaspokoi膰 potrzeb ch艂opca. Ojciec pomy艣la艂by o latawcu. Robert, cho膰 wcze艣niej nie mia艂 takich do艣wiadcze艅 i ojcostwo przysz艂o do艅 do艣膰 p贸藕no, te偶 by pomy艣la艂. Laura nic mog艂a odp臋dzi膰 my艣li o tym, 偶e pope艂ni艂a jeszcze wiele innych b艂臋d贸w i niedopatrze艅.

- Przesta艅 si臋 biczowa膰 w my艣lach - odezwa艂 si臋 cicho Liam, wpatruj膮c si臋 w Laur臋 z czu艂o艣ci膮. Bobby biega艂 po trawniku, trzymaj膮c mocno za sznurek. - Nie mia艂bym poj臋cia, co zrobi膰, gdyby艣 mia艂a c贸rk臋.

- Ale nigdy nie b臋d臋 mia艂a - odpar艂a ch艂odno. Uni贸s艂 kpi膮co brwi.

- Przecie偶 nie masz nawet trzydziestki, Lauro! Ale by艂a wystarczaj膮co dojrza艂a, by wiedzie膰, 偶e nie b臋dzie mie膰 wi臋cej dzieci. Po wcze艣niejszej pomy艂ce uzna艂a, 偶e nie zdecyduje si臋 na to bez m臋偶a.

Jedyny m臋偶czyzna, kt贸rego nami臋tnie kocha艂a, odszed艂 z jej 偶ycia, nie ogl膮daj膮c si臋 za siebie. Cz艂owiek, za kt贸rego wysz艂a, cho膰 nie kocha艂a go w ten spos贸b by艂 najwspanialszym m臋偶czyzn膮, jakiego spotka艂a. Nie spodziewa艂a si臋, 偶e mog艂aby mie膰 jedno i drugie

- Czy wysz艂aby艣 za mnie osiem lat temu, gdybym ci si臋 o艣wiadczy艂? - spyta艂 niespodziewanie.

Laura a偶 poblad艂a, zaskoczona tym bezpo艣rednim pytaniem. Osiem lat temu 偶y艂a dla niego, zrobi艂aby dla niego wszystko. Gdyby poprosi艂 j膮 o r臋k臋, zosta艂aby jego niewolnic膮!

Oddycha艂a z trudem, staraj膮c si臋 odzyska膰 panowanie nad sob膮. Nie mia艂 prawa zadawa膰 jej takich pyta艅!

- By艂am bardzo naiwna i niedo艣wiadczona, Liam - odezwa艂a si臋 wreszcie.

- To nie jest odpowied藕. Zreszt膮 zapewni艂a艣 mnie - chyba wczoraj - 偶e nigdy nie by艂a艣 dzieckiem, je艣li chodzi o nasz膮 relacj臋.

- Mo偶na by膰 naiwnym i niedo艣wiadczonym w ka偶dym wieku - odparowa艂a. - Co za艣 do twego pytania...

- Wzi臋艂a g艂臋boki oddech. - My艣l臋, 偶e powiedzia艂abym "tak" - rzuci艂a z niesmakiem - i spapra艂abym nam obojgu 偶ycie.

Liam spojrza艂 na ni膮 badawczo.

- Naprawd臋 tak s膮dzisz? - spyta艂 wreszcie.

- A ty nie? - parskn臋艂a pogardliwie. - Tak wiele dla ciebie znaczy艂am, 偶e w kilka tygodni po opuszczeniu Anglii po艣lubi艂e艣 inn膮 kobiet臋!

- Nie pope艂ni艂bym tego b艂臋du, gdybym wcze艣niej po艣lubi艂 ciebie. - Wyci膮gn膮艂 r臋ce, by po艂o偶y膰 je na jej ramionach. - Chyba w艂a艣nie ty by艂a艣 mi potrzebna po to bym st膮pa膰 twardo po ziemi.

- I zosta艂abym stratowana, gdyby艣 ucieka艂 w pop艂ochu od tego ma艂偶e艅stwa.

Liam z niedowierzaniem pokr臋ci艂 g艂ow膮. - Niczego nie 偶a艂ujesz, prawda? - powiedzia艂 wolno zdejmuj膮c r臋ce z jej ramion. Mog艂a odpowiedzie膰 jednym s艂owem: nie. Gdyby nie by艂a zwi膮zana z Liamem, nie mog艂aby da膰 Robertowi, m臋偶czy藕nie, kt贸remu tak wiele zawdzi臋cza, rodziny, na kt贸r膮 zas艂ugiwa艂. A ma艂偶e艅stwa z Robertem nigdy nie b臋dzie 偶a艂owa艂a. Je艣li czegokolwiek 偶a艂owa艂a, to ponownego spotkania z Liamem.

Czy偶by?

Czy naprawd臋 chcia艂aby, by nigdy do tego nie dosz艂o? Przyjrza艂a mu si臋 uwa偶nie, oceni艂a zmiany, jakie w nim zasz艂y, oznaki dojrza艂o艣ci. Ale czy偶 nic zmieni艂 si臋 tak偶e pod innymi wzgl臋dami? Czy偶 nie martwi艂 si臋 wczoraj, jak zareaguje na artyku艂 w gazecie? Jednak by艂 za niego odpowiedzialny, doda艂a natychmiast.

Poza tym, cho膰 chcia艂aby temu zaprzeczy膰 sama przed sob膮, pami臋ta艂a dobrze, jak zareagowa艂a na jego poca艂unek. Na chwil臋 zapomnia艂a o ca艂ym 艣wiecie. Liam obudzi艂 w niej dawno zapomniane porywy nami臋tno艣ci. Jak by si臋 sko艅czy艂o to spotkanie, gdyby nagle nie pojawi艂 si臋 Bobby?

Z trudem prze艂kn臋艂a 艣lin臋 i spojrza艂a Liamowi prosto w oczy.

- Nie ma sensu niczego 偶a艂owa膰 - powiedzia艂a beznami臋tnie. - Przesz艂o艣膰 min臋艂a i nigdy nie wr贸ci. Przysz艂o艣ci nie znamy. Zostaje nam tylko tera藕niejszo艣膰. A ja jestem zadowolona ze swego obecnego 偶ycia - zako艅czy艂a, patrz膮c z dum膮 na Bobby'ego.

- To szcz臋艣ciara z ciebie! Bo mnie si臋 moje 偶ycie zupe艂nie nie podoba!

Laura odwr贸ci艂a si臋 powoli do niego.

- To je zmie艅 - powiedzia艂a spokojnie. Twarz mu pociemnia艂a.

- Pr贸buj臋! Ja...

- Wujku, sznurek si臋 zaczepi艂 o drzewo! - zawo艂a艂 rozpaczliwie Bobby.

- Wujku? - warkn臋艂a z w艣ciek艂o艣ci膮 i zatrzyma艂a go, 艂api膮c za rami臋, gdy zamierza艂 biec na pomoc jej synowi.

Liam odwr贸ci艂 si臋 do niej niecierpliwie.

- Nic wiedzia艂, jak si臋 do mnie zwraca膰.

- Wujku Liamie? - powt贸rzy艂a jeszcze raz ze z艂o艣ci膮, rozdra偶niona poufa艂o艣ci膮 tego zwrotu.

- Daj spok贸j, Lauro. - Liam strz膮sn膮艂 jej r臋k臋. - Jest dobrze wychowanym dzieckiem. G艂upio mu by艂o zwraca膰 si臋 do doros艂ego po imieniu. Nie widz臋 nic z艂ego w tym, 偶e m贸wi do mnie „wujku".

- A ja owszem.

- Dlaczego? Pami臋tam, 偶e sama mia艂a艣 takiego przyszywanego wujka.

Laura znieruchomia艂a, z艂o艣膰 opada艂a z niej tak szybko, jak wybuch艂a.

- A w艂a艣nie, co si臋 z nim dzieje? - ci膮gn膮艂 pogardliwym tonem Liam. - Ani razu o nim jeszcze nie wspomnia艂a艣, co dziwi mnie, zwa偶ywszy na to, 偶e osiem lat temu nie przestawa艂a艣 o nim m贸wi膰. Czy偶by pani Shipley zapomnia艂a ju偶 o ukochanym wujku?

- Przesta艅! - za偶膮da艂a i poblad艂a nagle,

- Niby dlaczego? Nie lubisz, by przypominano ci o tych skromnych pocz膮tkach?

- Ty nic nie wiesz... - Wiem, 偶e zrani艂a艣 moje uczucia, okazuj膮c jawn膮 niech臋膰 do tego, by tw贸j syn nazywa艂 mnie wujkiem. - I to daje ci prawo, by rani膰 moje w rewan偶u?

- Spojrza艂a na niego przez 艂zy. - Nie masz tu 偶adnych praw, Liam...

- Wujku Liamie! - Bobby by艂 zrozpaczony, widz膮c sw贸j latawiec na drzewie.

Laura spojrza艂a na syna.

- Chyba lepiej b臋dzie, jak mu pomo偶esz - powiedzia艂a oboj臋tnie. - A potem chcia艂abym, 偶eby艣 ju偶 sobie poszed艂.

- A zawsze dostajesz to, czego chcesz, tak? - wycedzi艂.

- Prawie nigdy. - Pokr臋ci艂a g艂ow膮 ze smutkiem.

- Id藕 pom贸c Bobby'emu - mrukn臋艂a i odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie, po czym ruszy艂a w stron臋 domu.


ROZDZIA艁 JEDENASTY

- Jak mi艂o, 偶e wpad艂a艣 - rzuci艂 Liam sarkastycznie, spozieraj膮c na Laur臋 ponad sto艂em w restauracji.

Poranne spotkanie z Perrym wypad艂o bardzo dobrze, w zwi膮zku z czym panowie wybrali si臋 na lunch, by uczci膰 podpisanie umowy. Laura postanowi艂a do nich do艂膮czy膰.

Zrobi艂a tak dlatego, 偶e ba艂a si臋 zostawia膰 Liama z kimkolwiek ze swoich znajomych na gruncie towarzyskim. Jak zna艂a jego bezczelno艣膰, m贸g艂by zacz膮膰 wypytywa膰 Perry'ego o jej 偶ycie prywatne. Oczywi艣ci nie wprost, ale ju偶 on by umia艂 go wybada膰 tak, 偶e nawet by si臋 nie zorientowa艂.

- Zawsze to mi艂o osobi艣cie przywita膰 nowego autora, kt贸ry podejmuje wsp贸艂prac臋 z naszym wydawnictwem.

- Nawet mnie?

- Witaj na pok艂adzie - powiedzia艂 z entuzjazmem Perry. - „艢wiat Josie" b臋dzie pierwszy na li艣cie bestseller贸w.

- Dopiero teraz mi to m贸wisz? - za偶artowa艂 Liam. te偶 tak s膮dzisz, Lauro? Na pewno odniesiesz sukces - o艣wiadczy艂a rzeczowo.

- Shipley Publishing r贸wnie偶 - podkre艣li艂 z u艣miechem.

Wzruszy艂a ramionami.

- Szale艅stwem by艂oby pozwoli膰 na to, by taki bestseller wymkn膮艂 nam si臋 z r膮k. Tyle wydawnictw boryka si臋 teraz z problemami finansowymi.

- Ale nie Shipley - zauwa偶y艂. - Sprawdzi艂em, zanim wysia艂em maszynopis.

- I postanowi艂e艣 postawi膰 na dobrego konia? - spyta艂a zaczepnie.

- Mamy chyba wi臋cej wsp贸lnego, ni偶 przypuszczali艣my. - U艣miechn膮艂 si臋 nieco wzgardliwie.

Laura si臋 zarumieni艂a. Najwyra藕niej Liam insynuowa艂, 偶e po艣lubi艂a Roberta dla jego pozycji i pieni臋dzy. C贸偶, wida膰 taka wersja odpowiada艂a mu bardziej ni偶 prawda.

Laura zauwa偶y艂a, 偶e Perry s艂ucha tej wymiany zda艅 z nieco zak艂opotan膮 min膮. I nic dziwnego, napi臋cie pomi臋dzy ni膮 a Liamem by艂o niemal namacalne.

Pochyli艂a si臋 do przodu, unosz膮c kieliszek z szampanem, kt贸ry nalano jej przed kilkoma minutami.

- Za sukces - wznios艂a toast

- Ch臋tnie za to wypij臋! - Perry delikatnie stukn膮艂 si臋 z ni膮 kieliszkiem, a potem z Liamem.

- I za spokojne 偶ycie - doda艂 Liam, gdy dotkn膮艂 kieliszka Laury.

- Czy jedno z drugim da si臋 po艂膮czy膰? - spyta艂a sceptycznie.

Tego dnia rano ukaza艂o si臋 w prasie kolejne zdj臋cie Liama, kt贸ry wchodzi艂 do jej domu w niedziel臋. Laura ledwie rzuci艂a okiem na gazet臋 i cisn臋艂a j膮 do kosza Tak jak uprzedza艂a Liama wcze艣niej, sytuacja wymkn臋艂a mu si臋 spod kontroli.

- Je艣li bardzo si臋 tego chce, to owszem - pokiwa艂 powa偶nie g艂ow膮.

- Mam nadzieje, 偶e masz racj臋 - odpar艂a sucho.

Tego ranka przed jej domem stercza艂o jeszcze wi臋cej reporter贸w ni偶 poprzednio. Byli bardzo rozczarowani, widz膮c j膮 sam膮 z Bobbym na tylnym siedzeniu samochodu, kiedy odwozi艂a ch艂opca do szko艂y.

- Jutro wracam do Irlandii - powiedzia艂 Liam. - Czy mog臋 przyj艣膰, by si臋 po偶egna膰 z Bobbym?

Laura rzuci艂a mu ostre spojrzenie, widz膮c, 偶e Peny siedzi z zainteresowaniem ich rozmow臋. Przecie偶 na pewno widzia艂 te zdj臋cia w gazetach!

- Nie chcia艂bym, by Bobby my艣la艂, 偶e znikn膮艂em z jego 偶ycia bez s艂owa - wyja艣ni艂 Liam.

Niby dlaczego? Z jej 偶ycia tak w艂a艣nie znikn膮艂 przed o艣miu laty!

- Zmieni艂e艣 si臋 - zauwa偶y艂a.

Liam pos艂a艂 jej lodowate spojrzenie nad sto艂em.

- Mo偶e zam贸wimy? - wtr膮ci艂 weso艂o Perry, gdy przy ich stole pojawi艂 si臋 kelner.

Laura pomy艣la艂a, 偶e nie prze艂knie ani k臋sa. Ale musia艂a przecie偶 zosta膰 do ko艅ca i zje艣膰 ten lunch bez robienia zb臋dnych scen. Zreszt膮 pow贸d, dla kt贸rego tu przysz艂a, by艂 nadal aktualny.

- Nie odpowiedzia艂a艣 mi na pytanie - zauwa偶y艂 Liam, gdy ju偶 z艂o偶yli zam贸wienia i kelner si臋 oddali艂.

Laura wzi臋艂a kolejny 艂yk szampana.

- Pod warunkiem 偶e nie zabawisz d艂ugo - powiedzia艂a w ko艅cu. - To normalny dzie艅 tygodnia i Bobby musi odrobi膰 lekcje.

- Wpadn臋 na kr贸tko - zapewni艂 Liam.

Laura wiedzia艂a, 偶e nie b臋dzie to takie proste, bo Bobby wyj膮tkowo polubi艂 „wujka Liama" i poprzedniego dnia bez przerwy o nim m贸wi艂. Na pewno nie b臋dzie chcia艂 go wypu艣ci膰.

Reszta lunchu przebieg艂a w do艣膰 ci臋偶kiej atmosferze, cho膰 Perry bardzo si臋 stara艂 j膮 rozlu藕ni膰. Laura ledwie dotrwa艂a do ko艅ca, prawie nic nie zjad艂a, za to wypi艂a sporo szampana i nieco szumia艂o jej w g艂owie. To by艂o zupe艂nie nie w jej stylu - zwykle wypija艂a najwy偶ej kieliszek wina do kolacji.

- Uwa偶aj. - Liam przytrzyma艂 j膮 za 艂okie膰, gdy potkn臋艂a si臋 lekko po wyj艣ciu z restauracji. 艢wie偶e powietrze dziwnie j膮 odurzy艂o. - Powinna艣 wi臋cej je艣膰, Lauro - upomnia艂, prowadz膮c j膮 do samochodu zaparkowanego po drugiej stronic ulicy, przy kt贸rym czeka艂 ju偶 Paul.

- Jak b臋d臋 chcia艂a zna膰 twoje zdanie, to o nie zapytam - warkn臋艂a, po czym usadowi艂a si臋 na tylnym siedzeniu. Perry siedzia艂 ju偶 z drugiej strony.

- Podrzuci膰 ci臋 gdzie艣? - spyta艂a grzeczno艣ciowo.

- Nie, dzi臋kuj臋, ch臋tnie si臋 przejd臋 - powiedzia艂 Liam. - Czy mog臋 wpa艣膰 do Bobby'ego o wp贸艂 do sz贸stej?

- Jak najbardziej. O sz贸stej jemy kolacj臋, wi臋c wcze艣niej dopilnuj臋, by mia艂 odrobione lekcje. - Dala wyra藕nie do zrozumienia, 偶e nic jest zaproszony.

B艂ysk rozbawienia mign膮艂 w oczach Liama, zanim zwr贸ci艂 si臋 do Perry'ego:

- Zadzwoni臋 do ciebie, gdy b臋d臋 wybiera艂 si臋 do Londynu.

Laura nie odwr贸ci艂a g艂owy, gdy Liam zatrzasn膮艂 wreszcie drzwi samochodu. Gdy Paul ruszy艂 i w艂膮czy艂 si臋 do ruchu, odetchn臋艂a z wyra藕n膮 ulg膮.

- Posz艂o lepiej, ni偶 mo偶na by si臋 spodziewa膰, prawda? - zagadn臋艂a beztrosko swego towarzysza.

- O tak - Perry z satysfakcj膮 pokiwa艂 g艂ow膮.

- I ciesz臋 si臋, 偶e uda艂o ci si臋 przekona膰 Liama, by zgodzi艂 si臋 na wsp贸艂prac臋 ze mn膮. Niedobrze jest miesza膰 sprawy zawodowe z prywatnymi.

- Chyba mylnie interpretujesz nasz膮 relacj臋, Perry - powiedzia艂a zdziwiona.

- Przecie偶 ci臋 nie krytykuj臋 - zapewni艂 pospiesznie. - Zreszt膮 nie mam nawet do tego prawa. A poza tym ciesz臋 si臋, 偶e zn贸w jest kto艣 w twoim 偶yciu, Lauro. Zbyt d艂ugo by艂a艣 sama. Mam nadziej臋, 偶e nie masz mi za z艂e tych s艂贸w.

Owszem, mia艂a! Ale wobec tych wszystkich zdj臋膰 w gazetach i zapowiedzi dzisiejszej wizyty, tylko pogorszy艂aby spraw臋, t艂umacz膮c si臋 przed Perrym.

Jego uwagi nie wprawi艂y jej w zbyt dobry humor. Gdy Amy wprowadzi艂a Liama do salonu kilka godzin p贸藕niej, Laura powita艂a go z do艣膰 ponur膮 min膮. Bobby by艂 jeszcze na g贸rze, gdzie niecierpliwie czeka艂 na przybycie go艣cia.

- Szampan ci nie s艂u偶y? - spyta艂 Liam, gdy zostali sami.

- To bardzo w twoim stylu: doszukiwa膰 si臋 winy w czym innym, a nie w sobie! - prychn臋艂a.

Mia艂a ten sam str贸j, w kt贸rym by艂a w pracy - ciemny kostium i kremow膮 bluzk臋, bo po uwagach Perry'ego chcia艂a nawet strojem podkre艣li膰, 偶e z Liamem 艂膮czy j膮 wy艂膮cznie relacja zawodowa.

Liam natychmiast spochmurnia艂

- Naprawd臋 powinna艣 spr贸bowa膰 wyzby膰 si臋 tej ca艂ej goryczy, Lauro. W ko艅cu 艣wietnie sobie da艂a艣 rad臋 beze mnie. - Rozejrza艂 si臋 znacz膮co po luksusowym wn臋trzu.

- Z艂o艣liwe uwagi nie zmieni膮 faktu, 偶e mnie porzuci艂e艣 - warkn臋艂a.

- Porzuci艂em? Chyba do艣膰 dziwnie stawiasz spraw臋...

Ona tak w艂a艣nie zawsze my艣la艂a o jego wyje藕dzie. Ale trzeba przyzna膰, 偶e dla kogo艣, kto nie zna艂 pewnych okoliczno艣ci, sytuacja rysowa艂a si臋 pewnie inaczej...

- By膰 mo偶e - powiedzia艂a ju偶 spokojniej. - Zreszt膮 to ju偶 niewa偶ne...

- W艂a艣nie 偶e wa偶ne - zaoponowa艂 natychmiast. - Ty...

- Wujek Liam! - zawo艂a艂 zachwycony Bobby, rzucaj膮c si臋 na niego.

Liam z艂apa艂 go pod ramiona i zrobi艂 karuzel臋 wok贸艂 siebie.

- Jak by艂o w szkole? - spyta艂, gdy postawi艂 go na pod艂odze i rozwichrzy艂 jego ciemn膮 czuprynk臋.

- Dobrze - odpar艂 szybko ch艂opiec. - Mo偶emy wyj艣膰 do ogrodu i pu艣ci膰 latawca?

- Chyba nie... Wpad艂em tylko na chwilk臋, Bobby - wyja艣ni艂, rzucaj膮c szybkie spojrzenie na Laur臋.

- Jutro rano mam samolot do Irlandii.

Laura nie powiedzia艂a synkowi, dlaczego Liam przychodzi, s膮dz膮c, 偶e najlepiej b臋dzie, gdy sam mu to wyjawi. Widz膮c teraz wyraz gorzkiego rozczarowania na twarzy ch艂opca, pomy艣la艂a, 偶e powinna go by艂a jednak uprzedzi膰.

- Bobby... - zacz臋艂a 艂agodnie.

- Kiedy wr贸cisz? - Bobby zupe艂nie j膮 zignorowa艂, wbijaj膮c niespokojny wzrok w Liama.

Twarz m臋偶czyzny z艂agodnia艂a, gdy przykl臋kn膮艂 obok ch艂opca.

- Pewnie za kilka tygodni - odpar艂 i uj膮艂 go za rami臋.

Laura z przera偶eniem zobaczy艂a, 偶e synek wyszarpn膮艂 si臋 z tego u艣cisku, na jego twarzy odbi艂a si臋 w艣ciek艂o艣膰.

- Wcale nie! Ty ju偶 w og贸le nie wr贸cisz! - krzykn膮艂.

Laura jeszcze nigdy nie widzia艂a, by Bobby tak si臋 zachowywa艂. Wiedzia艂a, 偶e bardzo polubi艂 Liama, ale nie spodziewa艂a si臋 tak silnej reakcji.

Liam spojrza艂 na ni膮 niepewnie.

- Oczywi艣cie, 偶e wr贸c臋, Bobby, a wtedy...

- Nigdy nie wr贸cisz! - wykrzykn膮艂 ch艂opiec przez 艂zy. - M贸j tata odszed艂 i nigdy nie wr贸ci艂!

Laura z trudem prze艂kn臋艂a 艣lin臋, czuj膮c, 偶e i jej zbiera si臋 na p艂acz.

- Bobby, to przecie偶 nie to samo - powiedzia艂a, podchodz膮c do synka, kt贸ry zacz膮艂 cofa膰 si臋 w stron臋 drzwi. - Tata by艂 chory, przecie偶 wiesz. Nie chcia艂 odej艣膰, ale nie mia艂 wyboru.

- Liam ma wyb贸r, a odchodzi - rzuci艂 oskar偶ycielsko Bobby, patrz膮c ze z艂o艣ci膮 na go艣cia. - My艣la艂em, 偶e mnie lubisz!

Liam wyprostowa艂 si臋, skonsternowany reakcj膮 Bobby'ego.

- Bo ci臋 lubi臋. Wyje偶d偶am na kr贸tko, obiecuj臋...

- Nie - Bobby pokr臋ci艂 g艂ow膮, chwytaj膮c za klamk臋 - zabiera sobie ten sw贸j latawiec! Wcale go nie chc臋! - zawo艂a艂 i wybiegi z salonu. G艂o艣ny tupot jego st贸p rozleg艂 si臋 na schodach.

Laura by艂a zszokowana. Po 艣mierci Roberta wiele razy t艂umaczy艂a ch艂opcu, na czym polega艂a choroba jego ojca, m贸wi艂a, 偶e Robert wcale nie chcia艂 ich opu艣ci膰, ale jego serce nic wytrzyma艂o. Wida膰 jej syn nie przyjmowa艂 tych wyja艣nie艅 do wiadomo艣ci.

Opad艂a ci臋偶ko na jeden z foteli, czuj膮c, 偶e dr偶膮 jej nogi. Ukry艂a twarz w d艂oniach i zacz臋艂a szlocha膰.

- Lauro! - Liam przysiad艂 na por臋czy fotela i obj膮艂 j膮 mocno. - Wiesz, 偶e Bobby wcale tak nie my艣li. Po prostu by艂 z艂y i rozczarowany.

Laura potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Nie wiedzia艂am, 偶e czu艂 si臋 opuszczony po 艣mierci Roberta. My艣la艂am, 偶e zrozumia艂... - westchn臋艂a. - Musz臋 i艣膰 do niego. - Zerwa艂a si臋.

Liam zatrzyma艂 j膮 w u艣cisku.

- Zostaw go na chwil臋 samego - poradzi艂. - Teraz jest taki w艣ciek艂y na nas oboje, 偶e m贸g艂by powiedzie膰 co艣, czego p贸藕niej b臋dzie 偶a艂owa艂. - Liam popatrzy艂 na ni膮 z 偶alem. - Jedno jest pewne. Masz racj臋, 偶e nie chcesz zapoznawa膰 go z przelotnymi znajomymi. Ale wiesz, 偶e ja nie chc臋 by膰 kim艣 takim...

- Naprawd臋 musz臋 ju偶 i艣膰 do Bobby'ego - powiedzia艂a, wyswabadzaj膮c si臋 z jego ramion. Wsta艂a i przyg艂adzi艂a kr贸tkie w艂osy. - Chyba lepiej, by艣 wyszed艂, zanim on zejdzie na d贸艂...

- Wiesz, 偶e jeszcze wr贸c臋 - powiedzia艂, wpatruj膮c si臋 w ni膮 uwa偶nie. - Teraz musz臋 wyjecha膰 do Irlandii, mam pewn膮 spraw臋 do za艂atwienia.

- Spraw臋? - powt贸rzy艂a ironicznie. - A sprawa jest rodzaju 偶e艅skiego...

- Tak - powiedzia艂 cierpliwie. - Chodzi o sze艣膰dziesi膮te urodziny mojej mamy. Szykujemy dla niej niespodziank臋, w 艣rod臋 wydajemy wielkie przyj臋cie rodzinne, rozumiesz chyba, 偶e musz臋 na nim by膰.

- Oczywi艣cie - odpar艂a, zastanawiaj膮c si臋 w duchu, co Mary O'Reilly powiedzia艂aby na niespodziank臋 w postaci siedmioletniego wnuka.

- Zreszt膮 jak chcesz, mo偶esz jecha膰 ze mn膮. Oczywi艣cie z Bobbym - doda艂, jakby czyta艂 w jej my艣lach.

- Nie, dzi臋kuj臋. Jak sam powiedzia艂e艣, to przyj臋cie rodzinne - zauwa偶y艂a, patrz膮c na niego wyzywaj膮co.

- Jak powiedzia艂em - ruchem g艂owy wskaza艂 na schody - wr贸c臋 w czwartek. A wtedy musimy powa偶nie porozmawia膰.

- Ja...

- Nie s膮dzisz, 偶e to konieczne? - spyta艂 z naciskiem.

Nie, wcale tak nie uwa偶a艂a, Ale dlaczego by艂 taki stanowczy? Czy偶by domy艣li艂 si臋 - ma艂o tego! - nabra艂 pewno艣ci, 偶e Bobby jest jego synem? A je艣li tak, dlaczego jeszcze tego nie powiedzia艂?

Liam przygl膮da艂 si臋 burzliwym emocjom odbijaj膮cym si臋 na jej twarzy.

- Nie jestem tym samym m臋偶czyzn膮, jakim by艂em przed o艣miu laty, Lauro - zapewni艂 cicho. - W贸wczas pr贸bowa艂em post臋powa膰 szlachetnie, ale efekt by艂 wr臋cz odwrotny. Tym razem chc臋, by mi si臋 uda艂o.

- Szlachetnie? - parskn臋艂a z niedowierzaniem. - Nie wiem, o czym m贸wisz!

- W艂a艣nie, i dlatego musimy porozmawia膰. Przyjad臋 w czwartek, zanim Bobby p贸jdzie spa膰. Zarezerwuj prosz臋 dla mnie ten wiecz贸r.

Obliza艂a usta.

- Ja...

- Id藕 ju偶 na g贸r臋 - przerwa艂 艂agodnie. - Powiedz mu, 偶e wr贸c臋. Przekonaj go o tym - doda艂 z naciskiem.

Jak mia艂a to zrobi膰, skoro sama nie by艂a do ko艅ca pewna?


ROZDZIA艁 DWUNASTY

- Sko艅czy艂e艣? - Spojrza艂a pytaj膮co na synka, kt贸ry zostawi艂 na talerzu po艂ow臋 pizzy.

Od czasu poniedzia艂kowej rozmowy Bobby by艂 bardzo spokojny. Wygl膮da艂o na to, 偶e pogodzi艂 si臋 z tym, co powiedzia艂a o przyczynach 艣mierci Roberta, ale chyba nie bardzo wierzy艂 w powr贸t Liama zapowiedziany na ten w艂a艣nie dzie艅. Mo偶e dlatego, 偶e ona sama nie wiedzia艂a, czy ma w to wierzy膰.

Liam zadzwoni艂 do niej z lotniska we wtorek rano, tu偶 przed odlotem, by spyta膰, jak jej posz艂a rozmowa z Bobbym. Niewiele mia艂a mu wtedy do powiedzenia, gdy偶 ch艂opiec zamkn膮艂 si臋 w sobie.

Po tym kr贸tkim telefonie przez ca艂e trzy dni nie mia艂a ju偶 od Liama 偶adnych wiadomo艣ci, wi臋c nie wiedzia艂a, czy jego wizyta zapowiedziana na ten czwartek jest wci膮偶 aktualna. Bobby mia艂 wida膰 podobne w膮tpliwo艣ci, bo rankiem zaraz po przebudzeniu zapyta艂, czy Liam dzwoni艂.

Dlatego te偶 postanowi艂a zabra膰 synka na pizz臋 po szkole - mia艂a nadziej臋, 偶e to oderwie jego my艣li od wizyty Liama. S膮dz膮c po braku apetytu ch艂opca, niezbyt jej si臋 to uda艂o.

- Tak, sko艅czy艂em - zapewni艂 pospiesznie. - Mo偶emy ju偶 wraca膰 do domu?

- Oczywi艣cie. - U艣miechn臋艂a si臋 blado i posz艂a zap艂aci膰 rachunek.

Widzia艂a, 偶e Bobby t艂umi w sobie rado艣膰 ze spotkania z Liamem, bo nic jest do ko艅ca pewien, czy on przyjedzie.

Jak dobrze zna艂a t臋 niepewno艣膰! I b贸l wywo艂any rozczarowaniem! Dlatego w艂a艣nie wola艂a, by Liam i Bobby nigdy si臋 nic spotkali. Oczywi艣cie nie mog艂a przewidzie膰 tego, 偶e z miejsca zapalaj膮 do siebie sympati膮, ale tak czy owak nie chcia艂a ryzykowa膰 powstania mi臋dzy nimi jakiejkolwiek wi臋zi.

C贸偶, zrobi艂a wszystko, co w jej mocy, aby si臋 nigdy nie spotkali, ale kiedy to ju偶 nast膮pi艂o, nie mog艂a poradzi膰 nic na to, 偶e si臋 polubili. Jednak w艂asnymi r臋kami udusi Liama, je艣li tego wieczoru sprawi Bobby'emu zaw贸d!

W drodze powrotnej Bobby ledwie skrywa艂 eufori臋. Ledwie dojechali na miejsce, wyskoczy艂 z samochodu i wpad艂 do domu, zostawiaj膮c drzwi otwarte na o艣cie偶. Laura pod膮偶y艂a za nim powoli, niech臋tnie my艣l膮c o tym, jak os艂odzi膰 ch艂opcu nadchodz膮ce rozczarowanie.

- Co tak p贸藕no, pani Shipley? - spyta艂 znajomy g艂os, ledwie przekroczy艂a pr贸g domu.

Na d藕wi臋k g艂osu Liama poczu艂a przyspieszone bicie serca i mimowolnie rozpromieni艂a si臋 z rado艣ci, widz膮c u艣miechni臋tego Bobby'ego w jego u艣cisku. Uderzy艂o j膮, jak bardzo do siebie pasuj膮.

Nie czu艂a ju偶 jednak teraz tej rezerwy, ostro偶no艣ci, z jak膮 odnosi艂a si臋 do Liama przed tygodniem. Nag艂e zrozumia艂a, 偶e co艣 si臋 zmieni艂o...

U艣wiadomi艂a sobie bowiem, 偶e nadal go kocha!

Czy kiedykolwiek przesta艂a darzy膰 go uczuciem?

My艣la艂a, 偶e tak w艂a艣nie by艂o. Kiedy przed o艣miu laty pogodzi艂a si臋 wreszcie z tym, 偶e odszed艂, my艣la艂a, 偶e jej mi艂o艣膰 umar艂a. Jednak gdy patrzy艂a teraz na t臋 tak dobrze znan膮 twarz, roze艣miane, wpatrzone w ni膮 oczy synka, kt贸rego trzyma艂 w ramionach, Laura zrozumia艂a, 偶e nigdy nie przesta艂a kocha膰 Liama, 偶e jedynie zakopa艂a to uczucie, ukry艂a przed sam膮 sob膮.

- On wr贸ci艂, mamo - oznajmi艂 rado艣nie Bobby. Z trudem prze艂kn臋艂a 艣lin臋, staraj膮c si臋 zachowywa膰 naturalnie, cho膰 mia艂a ochot臋 krzycze膰 z powodu tego, co odkry艂a.

- Ano wr贸ci艂 - rzuci艂a niefrasobliwie, odwracaj膮c si臋, by postawi膰 torebk臋 na stoliku w holu.

Jak mog艂a kocha膰 go przez te wszystkie lata?

A jak mog艂aby go nic kocha膰? - pomy艣la艂a natychmiast. Za ka偶dym razem, gdy spogl膮da艂a na Bobby'ego, synka, kt贸rego kocha艂a ponad 偶ycie, mi艂o艣膰 do Liama, m臋偶czyzny, kt贸rego tak bardzo przypomina艂, coraz silniej si臋 w niej zakorzenia艂a.

- Wszystko w porz膮dku, Lauro? - spyta艂 Liam, patrz膮c na ni膮 z lekkim niepokojem.

- Pogadajcie sobie chwilk臋, a ja p贸jd臋 na g贸r臋 si臋 przebra膰 - odpar艂a szybko, unikaj膮c jego wzroku.

- Pospiesz si臋, przywioz艂em kawa艂ek urodzinowego ciasta mamy! - zawo艂a艂 za ni膮, gdy bieg艂a po schodach.

Gdy tylko dotar艂a do swego pokoju, pad艂a na 艂贸偶ko. Wci膮偶 kocha艂a Liama! Niepoj臋te! Niemo偶liwe!

C贸偶, daje jasno do zrozumienia, 偶e ona nadal mu si臋 podoba, 偶e ch臋tnie by si臋 z ni膮 ponownie zwi膮za艂 - cho膰 nie wiadomo, na jakiej zasadzie. Jednak zbyt wiele zasz艂o w ci膮gu ostatnich o艣miu lat w 偶yciu ich obojga, nie mog膮 zacz膮膰 wszystkiego jeszcze raz od pocz膮tku.

Poza tym jest Bobby... W zwi膮zku z jej decyzj膮 nie wiedzia艂 o istnieniu swego biologicznego ojca. Bez w膮tpienia Robert wspaniale wywi膮zywa艂 si臋 z roli taty, ale czy gdyby da膰 Bobby'emu wyb贸r, nie wola艂by swego prawdziwego ojca, nawet je艣li widywa艂by go tylko od czasu do czasu?

A co powiedzia艂by Liam, gdyby si臋 dowiedzia艂, jak膮 decyzj臋 podj臋艂a, gdy niczego nie艣wiadom wyjecha艂 do Ameryki? Nie powinien jej opuszcza膰 bez s艂owa!

To jednak nie t艂umaczy艂o wszystkiego. Mia艂a prawo by膰 z艂a na Liama, 偶e j膮 tak bezceremonialnie porzuci艂, ale on te偶 m贸g艂by by膰 w艣ciek艂y na ni膮, 偶e nie powiedzia艂a mu o ci膮偶y. Laura westchn臋艂a ci臋偶ko, zupe艂nie nie wiedz膮c, jak teraz powinna post膮pi膰. Liam zapowiedzia艂, 偶e tego wieczoru chce z ni膮 powa偶nie porozmawia膰. Zacz臋艂a si臋 obawia膰 tej rozmowy.

- Chod藕, mamo, pocz臋stuj si臋 ciastem! - zawo艂a艂 Bobby, gdy wesz艂a do kuchni, przebrana w d偶insy i lu藕ny niebieski sweterek. Na stole sta艂 dzbanek z kaw膮 i talerz z pokrojonym ciastem. - Jest pyszne!

- Upiek艂a je jedna z moich si贸str - wtr膮ci艂 Liam, z zadowoleniem przygl膮daj膮c si臋 ch艂opcu, kt贸remu najwyra藕niej wr贸ci艂 apetyt.

- Gdzie jest Amy? - spyta艂a Laura, rozgl膮daj膮c si臋 po kuchni.

- Prosi艂a, by ci powiedzie膰, 偶e musia艂a wyskoczy膰 na chwil臋 do sklepu - wyja艣ni艂 Liam.

Pewnie dlatego, 偶e Laura nie wspomnia艂a jej o tym, 偶e Liam mo偶e zosta膰 na kolacji. A nie zrobi艂a tego, by nie wyj艣膰 na idiotk臋, je艣liby si臋 nic zjawi艂.

- Wygl膮dasz na zm臋czon膮. - Liam spojrza艂 na ni膮 z niepokojem. - Czy musisz tak ci臋偶ko pracowa膰?

- Prowadz臋 przecie偶 firm臋. - prychn臋艂a, rzucaj膮c mu oburzone spojrzenie. - A w艂a艣nie... dzia艂 graficzny zacz膮艂 pracowa膰 nad projektem ok艂adki do twojej ksi膮偶ki. - Z ulg膮 podj臋艂a temat zawodowy. - My艣l臋, 偶e b臋dziesz zadowolony.

- Na pewno - odpar艂 z roztargnieniem. - Chod藕, usi膮d藕, nalej臋 ci kawy.

Laura usiad艂a przy stole, spogl膮daj膮c na Bobby'ego. Dawno nie widzia艂a, by by艂 tak szcz臋艣liwy. Najwyra藕niej za spraw膮 Liama.

- Nie przejmuj si臋 tak - rzuci艂 Liam beztrosko, 艣ciskaj膮c j膮 lekko za rami臋. - R贸偶ne sprawy same si臋 rozwi膮zuj膮.

Czy偶by? Chyba zmieni zdanie, gdy dowie si臋 prawdy. A czu艂a teraz, 偶e musi j膮 wyjawi膰, jest to winna jemu i Bobby'emu.

- P贸jd臋 na g贸r臋 po latawiec! - zawo艂a艂 rado艣nie Bobby, gdy spa艂aszowa艂 ju偶 dwa kawa艂ki ciasta.

Laura przez chwil臋 popija艂a kaw臋, ogrzewaj膮c r臋ce splecione wok贸艂 kubka. By艂o jej zimno.

- Czy mi艂o sp臋dzi艂e艣 czas z rodzin膮? - odezwa艂a si臋 wreszcie, by przerwa膰 kr臋puj膮ce milczenie, kt贸re zapad艂o po wyj艣ciu ch艂opca.

- T臋skni艂em za tob膮 i Bobbym - odpar艂, sprowadzaj膮c rozmow臋 na osobiste tory.

- Rodzina na pewno si臋 ucieszy艂a z twojego przyjazdu - nie dawa艂a za wygran膮 Laura. - Czy mama by艂a zaskoczona niespodziank膮?

- Udawa艂a, 偶e tak - u艣miechn膮艂 si臋. - Ale na pewno wszystkiego si臋 domy艣li艂a. Moja mama to kobieta kt贸ra wiele rozumie bez niepotrzebnych s艂贸w - doda艂 z podziwem. - Widzia艂a nasze zdj臋cia w gazetach...

Laura skrzywi艂a si臋 z niesmakiem. Wcze艣niej jako艣 nie przysz艂o jej do g艂owy, 偶e kto艣 z rodziny Liama mo偶e je zobaczy膰.

- Pewnie ci wci膮偶 dokuczali z tego powodu? - spyta艂a, sil膮c si臋 na 偶artobliwy ton.

- Wcale nie. Mamie wystarczy艂o jedno spojrzenie na mnie, 偶eby da膰 innym zna膰, by si臋 odczepili. Chcia艂aby ci臋 pozna膰 - doda艂 艂agodnie.

- A nie wyja艣ni艂e艣 jej, 偶e te bzdury w gazetach wymy艣lili sobie dziennikarze?

- To nie mia艂oby sensu - u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem. - Mama zawsze wie, kiedy k艂ami臋.

Laura spojrza艂a na niego z zak艂opotaniem.

- Oczywi艣cie ona nie wie, 偶e jeste艣 t膮 sam膮 Laur膮, o kt贸rej jej opowiada艂em przed o艣miu laty, ale...

- Twoja mama o mnie wiedzia艂a? - spyta艂a zaskoczona.

- O, tak...

- Ale...

- Ju偶 jestem! - Bobby wpad艂 weso艂o do salonu z latawcem. - Mamo, czy mog臋 wyj艣膰 na chwil臋 z Liamem? - zapyta艂, jakby m贸wi艂 o swoim r贸wie艣niku, z kt贸rym chce si臋 pobawi膰 w ogrodzie.

- Je艣li Liam ma ochot臋 - odpowiedzia艂a niezobowi膮zuj膮co.

- Od trzech dni nie marzy艂em o niczym innym! - o艣wiadczy艂 Liam z szerokim u艣miechem.

Laurze jako艣 trudno by艂o w to uwierzy膰, ale Bobby'ego te s艂owa wyra藕nie uszcz臋艣liwi艂y.

- To by艂o pyszne, Amy - zapewni艂 gor膮co Liam, gdy gospodyni zbiera艂a puste talerze ze sto艂u.

- Dzi臋kuj臋, panie O'Reilly - u艣miechn臋艂a si臋 Amy, po czym poda艂a na st贸艂 sery i kaw臋, i zwr贸ci艂a si臋 do Laury: - Posprz膮tam w kuchni, zajrz臋 do Bobby'ego i na tym dzi艣 sko艅cz臋, je艣li nie ma pani nic przeciwko temu, pani Shipley.

Laura wola艂aby nie zostawa膰 sam na sam z Liamem. ale Amy mia艂a za sob膮 d艂ugi dzie艅 i nale偶a艂 jej si臋 wolny wiecz贸r. Bobby od ponad godziny by艂 ju偶 w 艂贸偶ku. Zaraz po k膮pieli domaga艂 si臋, by Liam towarzyszy艂 mu, podczas gdy Laura czyta艂a bajk臋. Zupe艂nie jakby byli prawdziw膮 rodzin膮. Sytuacja coraz bardziej wymyka艂a jej si臋 spod kontroli. Im szybciej wszystko si臋 wyja艣ni, tym lepiej, uzna艂a.

Jednak gdy Amy wysz艂a, zamykaj膮c za sob膮 drzwi, poczu艂a nerwowy skurcz w brzuchu.

- Nic wiem jak ty, ale ja nie zmieszcz臋 ju偶 tego sera - powiedzia艂 Liam. - Mo偶e we藕miemy kaw臋 i przeniesiemy si臋 do salonu?

Skin臋艂a g艂ow膮.

Gdy znale藕li si臋 w salonie, Liam zamiast usi膮艣膰, zacz膮艂 przechadza膰 si臋, jakby i jemu trudno by艂o podj膮膰 rozmow臋. Zatrzyma艂 si臋 na chwil臋 przy komodzie w rogu pokoju i podni贸s艂 jedna, z fotografii stoj膮cych na niej.

Laura zamkn臋艂a oczy. Wiedzia艂a, co to za zdj臋cie. Zosta艂o zrobione wkr贸tce po narodzinach Bobby'ego. Laura siedzia艂a na por臋czy fotela, na kt贸rym spoczywa艂 Robert z Bobbym na kolanach.

- Wygl膮dacie na szcz臋艣liw膮 rodzin臋 - zauwa偶y艂 Liam.

Laura otworzy艂a oczy i spojrza艂a na Liama, ale nie potrafi艂a wyczyta膰 nic z jego twarzy.

- Byli艣my szcz臋艣liwi - powiedzia艂a cicho.

- Robert by艂 dobrym ojcem? - spyta艂, wskazuj膮c zdj臋cie ruchem g艂owy.

- Tak. - Skin臋艂a g艂ow膮, zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e kr膮偶膮 wok贸艂 w艂a艣ciwego tematu.

- I dobrym m臋偶em? Spojrza艂a na niego wyzywaj膮co.

- Ju偶 ci to m贸wi艂am.

Pokiwa艂 wolno g艂ow膮 i odstawi艂 zdj臋cie na miejsce.

- Ciesz臋 si臋.

- S艂ucham?

- Zawsze 偶yczy艂em ci szcz臋艣cia, Lauro. Wierzysz mi? Jak mog艂aby w to uwierzy膰? Przed o艣miu laty da艂 jej szcz臋艣cie, a potem nagle znikn膮艂 z jej 偶ycia.

- Chyba nie - skomentowa艂 jej milczenie. - Lauro, przed o艣miu laty by艂a艣 jeszcze dzieckiem...

- Mia艂am dwadzie艣cia jeden lat - zaprotestowa艂a.

- Ale psychicznie by艂a艣 szesnastolatk膮 - sprostowa艂 艂agodnie. - 艢mier膰 rodzic贸w spowodowa艂a, 偶e tw贸j emocjonalny rozw贸j jakby si臋 zatrzyma艂.

- To jaka艣 bzdura, Liam, dobrze o tym wiesz.

- Wcale nie. Straci膰 rodzic贸w w wieku szesnastu lat to koszmar. Ca艂e szcz臋艣cie mia艂a艣 opiekuna, kt贸ry zajmowa艂 si臋 sprawami finansowymi, ale pod wzgl臋dem emocjonalnym by艂a艣 na pustyni. Nie mia艂em o tym wszystkim poj臋cia, kiedy ci臋 pozna艂em, ale do艣膰 szybko zorientowa艂em si臋, 偶e szukasz obiektu mi艂o艣ci i bardzo pragniesz by膰 kochana.

- A to nie mie艣ci艂o si臋 w twoich planach, prawda?

- Lauro - wyja艣nia艂 cierpliwie. - Nie masz poj臋cia, jak si臋 czu艂em przed o艣miu laty. Nie by艂a艣 do艣膰 dojrza艂a...

- Och, przesta艅. - Niecierpliwie zerwa艂a si臋 z miejsca. - Nie pr贸buj usprawiedliwia膰 swego odej艣cia moj膮 niby niedojrza艂o艣ci膮. Jako艣 ci to nie przeszkadza艂o w p贸j艣ciu ze mn膮 do 艂贸偶ka.

- Nic nie mog艂o mnie powstrzyma膰 tamtej nocy, jedynej nocy, kiedy si臋 kochali艣my - przyzna艂. - By艂a艣 obecna w moim 偶yciu przez p贸艂 roku. Z ca艂膮 swoj膮 zmys艂owo艣ci膮, niezwyk艂膮 urod膮, ca艂kowit膮 akceptacj膮 tego, kim jestem i jaki jestem. Gdy zacz膮艂em ci臋 dotyka膰, ca艂owa膰 tamtej nocy, nie mog艂em si臋 powstrzyma膰, tak jak nie m贸g艂bym przesta膰 oddycha膰!

- Powiedzia艂e艣, 偶e to by艂 b艂膮d - Laura z dr偶eniem przypomnia艂a sobie s艂owa odrzucenia, kt贸re us艂ysza艂a rankiem. - 呕e to si臋 wi臋cej nie mo偶e powt贸rzy膰.

I nigdy wi臋cej si臋 nie powt贸rzy艂o. Bobby zosta艂 pocz臋ty tej w艂a艣nie jedynej mi艂osnej nocy. A Liam usun膮艂 si臋 z jej 偶ycia, zanim zd膮偶y艂a podzieli膰 si臋 z nim t膮 wiedz膮.

- Po prostu dosta艂e艣 to, czego chcia艂e艣, uzna艂e艣, 偶e ci臋 to nie satysfakcjonuje i ruszy艂e艣 na dalsze podboje - rzuci艂a gorzko, czuj膮c, 偶e s艂owa wbijaj膮 si臋 w ni膮 jak no偶e.

Twarz Liama pociemnia艂a ze z艂o艣ci.

- Nie masz poj臋cia, jak czu艂em si臋 po tamtej nocy!

- Pewnie jak triumfator - rzuci艂a zjadliwie. Podszed艂 do niej i po艂o偶y艂 r臋ce na jej ramionach, patrz膮c w oczy.

- By艂a艣 dziewic膮, Lauro. A ja zabra艂em ci ten skarb. S艂owo triumf zupe艂nie nie oddaje tego, co czu艂em, gdy obudzi艂em si臋 z tob膮 w 艂贸偶ku.

Laura przymkn臋艂a oczy, by nie widzie膰 z艂o艣ci maluj膮cej si臋 na jego twarzy.

Tego wieczoru 艣wi臋towali podpisanie przez Liama kontraktu na scenariusz wed艂ug jego ksi膮偶ki, kt贸ry mia艂 pisa膰 w Los Angeles. Wypili za du偶o szampana i Laurze wydawa艂o si臋 ca艂kiem naturalne, 偶e wyl膮dowali w 艂贸偶ku po przyj艣ciu do apartamentu Liama.

- Nie powinienem by艂 pi膰 wtedy tyle szampana - westchn膮艂.

Laura otworzy艂a oczy i spojrza艂a na niego z pretensj膮.

- To, co zasz艂o mi臋dzy nami, nie mia艂o nic wsp贸lnego z szampanem. To si臋 musia艂o sta膰. Dziwne, 偶e tak p贸藕no - powiedzia艂a z przekonaniem.

By艂a zakochana w Liamie, to on zachowywa艂 si臋 zbyt pow艣ci膮gliwie. Czy naprawd臋 uwa偶a艂, 偶e jest za m艂oda i zbyt bezbronna pod wzgl臋dem emocjonalnym, by si臋 z nim zwi膮za膰?

- To nie powinno si臋 sta膰 - powiedzia艂 Liam powa偶nie, odpychaj膮c j膮 lekko od siebie. - Obieca艂em sobie, 偶e do tego nie dojdzie. By艂em dla ciebie za stary...

- Jeste艣 tylko dziesi臋膰 lat starszy - przerwa艂a mu niecierpliwie.

- Je艣li chodzi o do艣wiadczenie by艂em o wiele starszy od ciebie. Opu艣ci艂em Irlandi臋 jako dziewi臋tnastolatek, zamieszka艂em w Londynie, odnios艂em sukces literacki. Zanim ci臋 spotka艂em, 偶y艂em pe艂ni膮 偶ycia. Pod ka偶dym wzgl臋dem.

- A potem w to 偶ycie wkroczy艂am ja, g艂upia naiwniaczka - prychn臋艂a Laura. - I chodzi艂am za tob膮 krok w krok.

- Wiesz, 偶e to nie tak - zaprotestowa艂 z b艂yskiem w oczach, - Lubi艂em si臋 z tob膮 spotyka膰, sp臋dza膰 czas razem. A偶 za bardzo. Zdawa艂em sobie bowiem spraw臋, jak wielkim darzysz uwielbieniem swego opiekuna, cz艂owieka, kt贸ry przyszed艂 ci z pomoc膮, gdy zosta艂a艣 sama na 艣wiecie. Wiedzia艂em, 偶e zaczynasz traktowa膰 mnie z podobn膮, atencj膮, idealizowa膰...

- Liam. to jakie艣 bzdury - przerwa艂a mu z niedowierzaniem.

- A ja by艂em daleki od idea艂u... - westchn膮艂.

- To, co czu艂am do ciebie, nie mia艂o nic wsp贸lnego z tym, jak odnosi艂am si臋 do swojego... opiekuna - powiedzia艂a. - Tak, uwielbia艂am go. Zna艂am go przez ca艂e 偶ycie, by艂 przyjacielem moich rodzic贸w, zawsze odgrywa艂 rol臋 wujka w moim 偶yciu.

- By艂em o niego zazdrosny, bez przerwy o nim m贸wi艂a艣 - rzuci艂 szorstko. - Wuj Rob to, wuj Rob tamo...

- Kocha艂am go! - wykrzykn臋艂a. - By艂 najmilszym, najwspanialszym, najbardziej taktownym m臋偶czyzn膮, jakiego zna艂am... - zawiesi艂a g艂os, widz膮c uwa偶ne spojrzenie Liama.

- Chyba ju偶 kiedy艣 s艂ysza艂em t臋 charakterystyk臋... - wycedzi艂 wolno, patrz膮c na ni膮 z niedowierzaniem.

- Ale偶 ja by艂em g艂upi... - rzuci艂 wreszcie ze z艂o艣ci膮.

Nie chcia艂a, by dowiedzia艂 si臋 tego w ten spos贸b, zamierza艂a mu wszystko spokojnie wyja艣ni膰.

- Nie mog臋 uwierzy膰 we w艂asn膮 g艂upot臋 - parskn膮艂 w艣ciekle. - Nie skojarzy艂em, 偶e wuj Rob i m膮偶 Robert to musi by膰 ten sam facet!

Laura patrzy艂a na niego bez s艂owa, czuj膮c, 偶e krew odp艂ywa jej z twarzy.

- Tak by艂o?! - spyta艂, chwytaj膮c j膮 znowu za ramiona i mocno potrz膮saj膮c. - Odpowiedz!

- Tak! - krzykn臋艂a, czuj膮c, 偶e po jej policzkach p艂yn膮 gor膮ce 艂zy.

Liam odepchn膮艂 j膮 od siebie, patrz膮c na ni膮 z niedowierzaniem.

- A ja my艣la艂em... wierzy艂em... ale偶 zrobi艂em z siebie idiot臋! - zawo艂a艂, id膮c w stron臋 drzwi.

- Czekaj, nic nie rozumiesz...! - krzykn臋艂a, pod膮偶aj膮c za nim. - Dok膮d idziesz?

- Jak najdalej st膮d! - powiedzia艂, patrz膮c na ni膮 lodowatym wzrokiem.

- Ale...

- Nie chc臋 s艂ysze膰 ju偶 ani s艂owa - wycedzi艂 - bo nie r臋cz臋 za siebie.

Patrzy艂a, milcz膮c, jak otwiera z trzaskiem drzwi do salonu i wychodzi. Huk drzwi frontowych w kitka sekund p贸藕niej upewni艂 j膮, 偶e Liam wyszed艂. I pewnie ju偶 nigdy nie wr贸ci.

Wtedy u艣wiadomi艂a sobie, 偶e przecie偶 nie powiedzia艂a Liamowi o Bobbym, jego synu.


ROZDZIA艁 TRZYNASTY

Nie powiedzia艂a Liamowi tego, co istotne - 偶e chocia偶 kocha艂a Roberta, to nie tak samo jak jego. 呕e Robert r贸wnie偶 kocha艂 ja tylko platonicznie. Gdy dowiedzia艂 si臋 o ci膮偶y, po pierwsze, chcia艂 Laurze pom贸c, a po drugie, widzia艂 w ma艂偶e艅stwie z ni膮 szans臋 dla siebie na posiadanie rodziny.

Liam wyszed艂, zanim zd膮偶y艂a mu to wszystko wyja艣ni膰. Usiad艂a, zastanawiaj膮c si臋, co ma teraz zrobi膰. By艂a pewna, 偶e nic b臋dzie ju偶 pr贸bowa艂 si臋 do niej zbli偶y膰. Jednak musi pozna膰 prawd臋, bez wzgl臋du na konsekwencje. Po ostatnich kilku dniach wiedzia艂a, 偶e jest to winna Bobby'emu - i nie tylko jemu.

Postanowi艂a za艂atwi膰 t臋 spraw臋 natychmiast. Zadzwoni艂a do hotelu, w kt贸rym poprzednio zatrzyma艂 si臋 Liam, i dowiedzia艂a si臋, 偶e wprowadzi艂 si臋 tam rano. Potem zastuka艂a do mieszkania Amy, poprosi艂a, by przypilnowa艂a Bobby'ego pod jej nieobecno艣膰, wyprowadzi艂a samoch贸d z gara偶u i ruszy艂a na spotkanie z Liamem - zanim opu艣ci j膮 odwaga.

- Chyba widzia艂am pana O'Reilly'ego, jak szed艂 niedawno do baru - poinformowa艂a 艂adniutka recepcjonistka.

- Dzi臋kuj臋. - Laura u艣miechn臋艂a si臋 z roztargnieniem i posz艂a we wskazanym kierunku.

W barze panowa艂 p贸艂mrok. Liam siedzia艂 samotnie w naro偶nej niszy, a przed nim sta艂a szklanka whisky. Laura zatrzyma艂a si臋 przy jego stoliku i sta艂a przez chwil臋 nieruchomo, czekaj膮c, a偶 j膮 zauwa偶y. Podni贸s艂 g艂ow臋, gdy wyczu艂 jej obecno艣膰, i spojrza艂 na ni膮 ze z艂o艣ci膮.

- Czego chcesz? - rzuci艂 opryskliwie.

- Mog臋 si臋 przysi膮艣膰? - spyta艂a cicho.

- Czemu nie? To wolny kraj. Chocia偶 jest tu pe艂no wolnych stolik贸w, je艣li masz ochot臋 si臋 napi膰.

- Nie, nic mam. - Usiad艂a naprzeciw niego. - Wyszed艂e艣, zanim zd膮偶y艂am ci co艣 powiedzie膰... - Zaczerpn臋艂a tchu. - Nie wiesz wszystkiego o moim ma艂偶e艅stwie... - zacz臋艂a ostro偶nie.

- Czy chodzi ci o Bobby'ego? - spyta艂 bezceremonialnie.

Prze艂kn臋艂a z trudem 艣lin臋, nie wiedzia艂a, co powiedzie膰.

- Mo偶e to co艣 wyja艣ni - mrukn膮艂 Liam, wyjmuj膮c z kieszeni kurtki plik zdj臋膰. Roz艂o偶y艂 je powoli na stoliku przed Laur膮.

Pochyli艂a si臋, by je obejrze膰. Ubrania wskazywa艂y na to, 偶e fotografie pochodz膮 sprzed mniej wi臋cej trzydziestu lat, ale ch艂opiec u艣miechaj膮cy si臋 do obiektywu wygl膮da艂 zupe艂nie jak Bobby!

- To ty? - wydusi艂a z trudem.

- Poprosi艂em mam臋, by mi je da艂a, gdy by艂em teraz w Irlandii. - Pozbiera艂 zdj臋cia i schowa艂 do kieszeni.

- Od kiedy wiesz? - spyta艂a cicho.

- 呕e musia艂a艣 by膰 w ci膮偶y, kiedy wyjecha艂em st膮d przed o艣miu laty? Gdy tylko ujrza艂em Bobby'ego.

Popatrzy艂a na niego z niedowierzaniem.

- To dlaczego...?

- Dlaczego nic nie powiedzia艂em? - doko艅czy艂 ze znu偶eniem. - Czeka艂em, a偶 sama mi powiesz. Kolejna g艂upota z mojej strony.

- Zamierza艂am ci powiedzie膰...

- Kiedy?

- Dzi艣 wiecz贸r. Ale zanim zd膮偶y艂am...

- Domy艣li艂em si臋, 偶e tw贸j m膮偶 i ukochany wujek Rob to ta sama osoba! - doko艅czy艂 z w艣ciek艂o艣ci膮. - Nie mam poj臋cia, po co tu przysz艂a艣, Lauro. Chyba lepiej by by艂o, gdyby艣 zostawi艂a mnie teraz w spokoju.

- Dla kogo lepiej? - Ona te偶 zaczyna艂a by膰 w艣ciek艂a. - My艣lisz, 偶e co si臋 w艂a艣ciwie sta艂o przed o艣miu laty? Twoim zdaniem ok艂ama艂am Roberta, pr贸bowa艂am mu wm贸wi膰, 偶e Bobby jest jego synem? Czy to dlatego jeste艣 taki z艂y? Ot贸偶 Robert nigdy nie mia艂 z艂udze艅, co do ojcostwa Bobby'ego. Nie m贸g艂by by膰 jego ojcem.

Liam znieruchomia艂 i wbi艂 w ni膮 nieruchome spojrzenie.

- Dlaczego nic m贸g艂by? - spyta艂 bardzo wolno. Laura otworzy艂a torebk臋, wyj臋艂a z niej fotografi臋 i po艂o偶y艂a przed Liamem, tak jak on to zrobi艂 przed chwil膮.

- Ju偶 j膮 widzia艂em - mrukn膮艂, rzuciwszy okiem na zdj臋cie

- Ale nie zauwa偶y艂e艣 tego, czego dobrze nie wida膰 na zdj臋ciu - 偶e Robert siedzi na w贸zku inwalidzkim - wyja艣ni艂a dr偶膮cym g艂osem. - By艂 skazany na ten w贸zek przez dwadzie艣cia lat.

Liam wzi膮艂 zdj臋cie, by dok艂adniej mu si臋 przyjrze膰.

Laura wiedzia艂a, 偶e przy bli偶szym ogl膮dzie zauwa偶y, 偶e nogi Roberta s膮 ustawione pod nienaturalnym k膮tem i troch臋 niezgrabnie trzyma dziecko na kolanach. Robert uszkodzi艂 sobie doln膮 cz臋艣膰 kr臋gos艂upa, graj膮c przed dwudziestu laty w rugby, by艂 sparali偶owany od pasa w d贸艂.

- Kalectwo nie przeszkadza艂o mu 偶y膰 tak, jak chcia艂 - powiedzia艂a Laura ze 艂zami w oczach. - Dawa艂 mi wsparcie, gdy by艂am w ci膮偶y, by艂 przy porodzie, pomaga艂 mi. Potrafi艂 si臋 bawi膰 z Bobbym ca艂ymi godzinami, nigdy nie by艂 nim znudzony ani zm臋czony. Rozp艂aka艂 si臋, gdy Bobby po raz pierwszy powiedzia艂 do niego „tato". On ju偶 nie spodziewa艂 si臋, 偶e kiedykolwiek to us艂yszy.

Liam nerwowo prze艂kn膮艂 艣lin臋, wpatruj膮c si臋 w fotografi臋.

- Kocha艂a艣 go? - spyta艂 zduszonym g艂osem. - Powiedz mi! - nalega艂, widz膮c jej wahanie.

- Pr贸bowa艂am ci wyja艣ni膰, co do niego czu艂am, ale nie s艂ucha艂e艣 - westchn臋艂a. - Bardzo kocha艂am Roberta. Ale to by艂o uczucie platoniczne. - Jedyny m臋偶czyzna, kt贸rego kocha艂a nami臋tn膮 mi艂o艣ci膮 siedzia艂 przecie偶 naprzeciw niej! Czy wreszcie to do niego dotarto?

- Chyba nie mo偶emy prowadzi膰 tej rozmowy tutaj - powiedzia艂 Liam, gwa艂townie si臋 prostuj膮c. - P贸jdziesz do mojego apartamentu?

Nie wygl膮da艂 ju偶 na rozw艣cieczonego, raczej przygn臋bionego. Laura nic mia艂a poj臋cia dlaczego, a chcia艂aby si臋 dowiedzie膰.

- Tak, p贸jd臋 - odparta cicho i wzi臋艂a ze sto艂u torebk臋. Liam trzyma艂 j膮 lekko za 艂okie膰, gdy mijali recepcj臋

W drodze do windy, ale gdy jechali, odsun膮艂 si臋 od niej i milcza艂 przez ca艂膮 drog臋 na g贸r臋.

Laura poczu艂a, 偶e nie panuje nad nerwami. Tyle zale偶a艂o od tej rozmowy!

- 艁adnie tu - zauwa偶y艂a, gdy weszli do luksusowego saloniku w apartamencie Liama.

Podszed艂 do minibaru i wyj膮艂 ma艂膮 butelk臋 whisky, po czym nala艂 troch臋 z艂ocistego p艂ynu do szklaneczki i poda艂 j膮 Laurze.

- To dla ciebie - powiedzia艂 - Dobrze ci zrobi. Nie lubi艂a whisky, bo w og贸le nie przepada艂a za

mocnym alkoholem, ale Liam mia艂 racj臋 - teraz tego potrzebowa艂a. Skrzywi艂a si臋 po pierwszym 艂yku, ale wkr贸tce poczu艂a przyjemne ciep艂o i rozlu藕ni艂 jej si臋 艣ci艣ni臋ty 偶o艂膮dek.

- Usi膮d藕my - zaproponowa艂 艂agodnie Liam. - A przynajmniej ty usi膮d藕. Mnie si臋 lepiej my艣li, gdy chodz臋.

Laura nie by艂a pewna, czy tak jej zale偶y na jego przemy艣leniach. Wola艂aby, 偶eby wys艂ucha艂 jej do ko艅ca.

- Wiem, 偶e jeszcze nic wszystko mi powiedzia艂a艣. Ale mo偶e najpierw ja opowiem, jak to by艂o przed o艣miu laty, to znaczy, jak to wygl膮da艂o z mojej perspektywy.

- Dobrze - zgodzi艂a si臋, pij膮c kolejny 艂yk whisky.

- C贸偶, powiedzia艂em ju偶, co my艣la艂em wtedy o tobie i twoich uczuciach. Nie m贸wi艂em ci jednak jeszcze, 偶e osiem lat temu by艂em w tobie zakochany do nieprzytomno艣ci!

Laura patrzy艂a na niego z niedowierzaniem.

- Tak, to prawda - zapewni艂, widz膮c jej zaskoczon膮 min臋. - Ale uwa偶a艂em, 偶e jeszcze potrzebujesz czasu, by dorosn膮膰, nabra膰 do艣wiadczenia, zanim jaki艣 m臋偶czyzna b臋dzie mia艂 prawo ci臋 prosi膰, by艣 zwi膮za艂a swe 偶ycie wy艂膮cznie z nim. Laura potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Nie mog艂e艣 mnie wtedy kocha膰, Liam - powiedzia艂a ze smutkiem. - Gdyby to by艂a prawda, nie opu艣ci艂by艣 mnie bez s艂owa. Nie po艣lubi艂by艣 innej kobiety w par臋 tygodni po wyje藕dzie z Anglii.

Liam westchn膮艂 g艂臋boko.

- Po tej nocy, kiedy si臋 kochali艣my, zrozumia艂em, 偶e musz臋 si臋 wycofa膰 z twojego 偶ycia, pozwoli膰 ci dorosn膮膰. Po wyje藕dzie z Anglii nie pojecha艂em od razu do Ameryki, najpierw wr贸ci艂em do domu, do Irlandii. Wspomnia艂em ci, 偶e moja mama nie skojarzy艂a ci臋 jeszcze z tamt膮 Laur膮 sprzed o艣miu lat. Bo wtedy wszystko jej o tobie opowiedzia艂em.

- Wszystko? - powt贸rzy艂a jak echo.

- Tak. Mama zgodzi艂a si臋 ze mn膮, 偶e 艣mier膰 rodzic贸w musia艂a by膰 dla ciebie strasznym ciosem i pewnie jeste艣 przez to emocjonalnie niedojrza艂a. I w zwi膮zku z tym najlepiej b臋dzie, jak po prostu znikn臋 z twego 偶ycia.

- By艂am wystarczaj膮co dojrza艂a, by zosta膰 matk膮! - przypomnia艂a Laura z gorycz膮. - Nie s膮dzisz, 偶e ty i twoja matka powinni艣cie pozwoli膰 mi samodzielnie zdecydowa膰, czy jestem wystarczaj膮co dojrza艂a, by wiedzie膰, czego chc臋... i kogo kocham? - doda艂a ze 艣ci艣ni臋tym gard艂em.

- Zamierza艂em do ciebie wr贸ci膰, Lauro. To nic mia艂o by膰 na zawsze.

Spojrza艂a na niego z pow膮tpiewaniem.

- Przecie偶 o偶eni艂e艣 si臋 z inn膮 - przypomnia艂a trze藕wo.

- Bardzo za tob膮 t臋skni艂em, gdy znalaz艂em si臋 w Ameryce. I zbyt du偶o pi艂em - przyzna艂. - Czasem upija艂em si臋 do nieprzytomno艣ci. Nie pr贸buj臋 si臋 tym usprawiedliwia膰 - zapewni艂 widz膮c jej niedowierzaj膮ce spojrzenie. - Diana by艂a pi臋kna, spodoba艂em si臋 jej. To sta艂o si臋 tylko raz. Kilka tygodni p贸藕niej powiedzia艂a mi, 偶e spodziewa si臋 dziecka. Co mia艂em zrobi膰? O偶eni艂em si臋 z ni膮. A wkr贸tce odkry艂em, 偶e mnie nabra艂a, wcale nie by艂a w ci膮偶y.

Co za ironia! Laura patrzy艂a na niego surowo. - Jakiej reakcji po mnie oczekujesz, Liam? - spyta艂a cicho.

- Je艣li chodzi o moje ma艂偶e艅stwo? - Wzruszy艂 ramionami. - 呕adnej. Pope艂ni艂em b艂膮d i musz臋 z tym 偶y膰. Jednak w艂a艣nie z powodu tej pomy艂ki nie mog艂em do ciebie wr贸ci膰. Wiedzia艂em, 偶e nigdy mi nie wybaczysz, nie uwierzysz, 偶e przez ca艂y czas tylko ciebie kocha艂em. Jednak, gdy ci臋 z n贸w ujrza艂em przed tygodniem...

Laura zesztywnia艂a, wbi艂a w niego uwa偶ne spojrzenie.

- Co pomy艣la艂e艣, co czu艂e艣?

- Najpierw by艂em oszo艂omiony. Potem zachwycony. Pomy艣la艂em, 偶e dosta艂em drug膮 szans臋. Ale wtedy powiedzia艂a艣, 偶e wysz艂a艣 za m膮偶. Jednak p贸藕niej dowiedzia艂em si臋, 偶e jeste艣 wdow膮, 偶e tw贸j m膮偶 by艂 od ciebie trzydzie艣ci lat starszy...

- Doszed艂e艣 do wniosku, 偶e wysz艂am za Roberta dla pieni臋dzy... - zauwa偶y艂a oschle.

- Nie wyobra偶a艂em sobie, by mog艂o by膰 inaczej przy tak ogromnej r贸偶nicy wieku... Potem, gdy zobaczy艂em Bobby'ego i domy艣li艂em si臋... uzna艂em, 偶e wysz艂a艣 za m膮偶, by da膰 dziecku nazwisko. Tak膮 mia艂em nadziej臋. A dzi艣 dowiedzia艂em si臋, 偶e Robert to tw贸j wuj Rob - m臋偶czyzna, kt贸rego uwielbia艂a艣 przed o艣miu laty.

- Oczywi艣cie, 偶e go uwielbia艂am - przyzna艂a gor膮co. - Pom贸g艂 mi stan膮膰 na nogi po 艣mierci rodzic贸w, zawsze mog艂am na niego liczy膰. Ale nie 艂膮czy艂a nas mi艂o艣膰 - nie nami臋tna, zmys艂owa. To by艂o ma艂偶e艅stwo dwojga przyjaci贸艂, kt贸rzy troszczyli si臋 o siebie nawzajem i kochali to samo dziecko.

- Jak ty musia艂a艣 mnie nienawidzi膰 przez te wszystkie lata... - powiedzia艂 ze wstydem.

- Tak. - Nie zamierza艂a go ok艂amywa膰, rzeczywi艣cie go nienawidzi艂a - za to, 偶e j膮 porzuci艂, 偶e o偶eni艂 si臋 z inn膮, 偶e nie by艂o go przy niej, gdy rodzi艂a syna. - Przez jaki艣 czas tak by艂o - przyzna艂a. - Chyba do chwili narodzin Bobby'ego. Odt膮d mia艂am w sercu zbyt wiele mi艂o艣ci, by kogokolwiek nienawidzi膰. - A ju偶 najmniej m臋偶czyzn臋, kt贸ry da艂 jej - i Robertowi - Bobby'ego.

- Ja te偶 go kocham - wyzna艂 cicho Liam.

- Wiem. - Pokiwa艂a g艂ow膮. - Na pocz膮tku, gdy zorientowa艂am si臋, 偶e jestem w ci膮偶y, nie wiedzia艂am, co mam robi膰. To Robert uzna艂, 偶e powinnam ci臋 powiadomi膰. Zaofiarowa艂 si臋 nawet, 偶e pojedzie ze mn膮 do Ameryki, 偶eby mi pom贸c ci臋 odszuka膰, cho膰 nienawidzi艂 tego ca艂ego zamieszania, jakie wi膮za艂o si臋 z podr贸偶owaniem na w贸zku. A potem zobaczyli艣my w gazetach zdj臋cia z twojego 艣lubu.

- Ach. Lauro...

- Nie. - Unios艂a dr偶膮c膮 d艂o艅, by powstrzyma膰 Liama, kt贸ry przykucn膮艂 przy jej krze艣le. Musz臋 powiedzie膰 wszystko. Ca艂膮 prawd臋. - Wzi臋艂a g艂臋boki oddech. - Mia艂am dwadzie艣cia jeden lat, by艂am na ostatnim roku studi贸w, do tego w ci膮偶y, a ojciec mojego dziecka w艂a艣nie o偶eni艂 si臋 z inn膮 kobiet膮. Robert wiedzia艂, 偶e chc臋 urodzi膰 to dziecko. Zaproponowa艂 mi ma艂偶e艅stwo, 偶eby m贸c si臋 nami zaopiekowa膰. I teraz dochodzimy do najtrudniejszej sprawy...

- Spojrza艂a na niego, a oczy zaszkli艂y jej si臋 艂zami.

U艣cisn膮艂 j膮 za r臋k臋.

- Zas艂uguj臋 na wszystko, cokolwiek mi teraz powiesz.

Laura wsta艂a i odstawi艂a szklaneczk臋 z niedopit膮 whisky.

- Nie chodzi o to, czy na to zas艂ugujesz, Liam. Gdybym by艂a inna osiem lat temu, pewnie sprawy potoczy艂yby si臋 inaczej. Ale jeste艣my, kim jeste艣my. A gdyby艣 mi si臋 wtedy o艣wiadczy艂, zgodzi艂abym si臋 - odpowiedzia艂a mu na pytanie, kt贸re zada艂 kilka dni wcze艣niej. - Jednak z perspektywy czasu, musze przyzna膰, 偶e nie zmieni艂abym niczego, co wydarzy艂o si臋 w ci膮gu tych o艣miu lat.

- Bo po艣lubi艂a艣 m臋偶czyzn臋, kt贸rego w ko艅cu pokocha艂a艣? - wydusi艂 przez 艣ci艣ni臋te gard艂o.

- Czy do ciebie nie dociera wcale to, co m贸wi臋? - 偶achn臋艂a si臋 ze zniecierpliwieniem. - Kocha艂am Roberta tylko platonicznie. Ale... - przerwa艂a i nabra艂a tchu, - Musz臋 by膰 z tob膮 uczciwa i wyzna膰, 偶e nie 偶a艂uj臋 tego ma艂偶e艅stwa. By艂 wspania艂ym m臋偶em i ojcem, nie mogli艣my mie膰 z Bobbym lepiej.

Liam przez chwil臋 przygl膮da艂 jej si臋 w milczeniu.

- Spyta艂a艣 mnie niedawno, dlaczego nie zdradzi艂em od razu, 偶e wiem o Bobbym - odezwa艂 si臋 wreszcie. - Odpar艂em, 偶e czeka艂em, a偶 ty mi powiesz. Ale nie tylko o to chodzi艂o. Bycie ojcem nie polega na tym, 偶e si臋 zap艂odni kobiet臋. Trzeba by膰 przy niej podczas trudnych i pe艂nych niepewno艣ci dni ci膮偶y, towarzyszy膰 jej podczas porodu, wreszcie opiekowa膰 si臋 nowo narodzonym dzieckiem. Wszystko to zrobi艂 Robert. G艂臋bokie uczucie, jakim go darzy艂a艣, najpierw mnie przerazi艂o - osiem lat temu s膮dzi艂em, 偶e czujesz do niego co艣 wi臋cej ni偶 do mnie. Ale teraz ju偶 si臋 tego uczucia nie obawiam. Teraz sam odczuwam do Roberta wdzi臋czno艣膰. Za to, 偶e by艂 przy tobie i Bobbym, kiedy ja nie mog艂em - przyzna艂 ze smutkiem.

- Czy naprawd臋 tak my艣lisz? - spyta艂a Laura przez 艂zy.

- Oczywi艣cie. Nie zamierzam wkroczy膰 w 偶ycie Bobby'ego, o艣wiadczy膰, 偶e jestem jego prawdziwym ojcem i wej艣膰 w t臋 rol臋, jakby mi si臋 nale偶a艂a. Bo wiem, 偶e musz臋 sobie dopiero zapracowa膰 na to, by ujrza艂 we mnie ojca. Tak jak musz臋 zas艂u偶y膰 sobie na to, by mie膰 prawo powiedzie膰, 偶e wci膮偶 ci臋 kocham. 呕e nigdy nie przesta艂em.

- Och, Liam... - westchn臋艂a przez 艂zy.

- Czy to znaczy: och, Liam, nigdy mnie nie przekonasz, czy: och, Liam, pozwol臋 ci spr贸bowa膰, skoro tak ci na tym zale偶y?

Laura wzi臋艂a g艂臋boki oddech. Teraz albo nigdy, pomy艣la艂a.

- To znaczy: och, Liam, kocham ci臋 - wyznali cicho. - I nigdy nie przesta艂am ci臋 kocha膰.


EPILOG

- Och, sp贸jrz, jaka ona jest malutka - podekscytowany Bobby spojrza艂 na Liama, gdy stali razem nad male艅kim szpitalnym 艂贸偶eczkiem, w kt贸rym le偶a艂a urodzona przez kilkoma godzinami dziewczynka.

- Hannah jest prze艣liczna, prawda?

Liam zerkn膮艂 na Laur臋, kt贸ra pos艂a艂a mu z 艂贸偶ka ciep艂y u艣miech.

- 艢liczna. Ale nie tak pi臋kna jak twoja mama - powiedzia艂 Liam i uj膮艂 r臋k臋 Laury, by j膮 uca艂owa膰.

- Kiedy b臋dziemy mogli zabra膰 j膮 do domu, mamo? - dopytywa艂 si臋 Bobby.

Laura u艣miechn臋艂a si臋 do ukochanego synka, szcz臋艣liwa, 偶e tak dobrze przyj膮艂 pojawienie si臋 siostry.

Laura i Liam byli ma艂偶e艅stwem ju偶 od ponad roku. By艂 to bardzo szcz臋艣liwy rok, cho膰 wszyscy musieli si臋 oswaja膰 z now膮 sytuacj膮 - a zw艂aszcza Bobby, kt贸ry musia艂 si臋 nauczy膰 dzieli膰 mam膮 z „wujem Liamem", a teraz jeszcze przyjdzie mu robi膰 to z siostrzyczk膮.

- Chyba jutro - odpar艂a sennie.

Por贸d Hannah by艂 o wiele kr贸tszy ni偶 Bobby'ego, ale bardzo m臋cz膮cy.

Tym razem Liam jej towarzyszy艂 przez ca艂膮 ci膮偶臋 i por贸d. Laura by艂a pewna, 偶e b臋dzie z ni膮 ju偶 do ko艅ca 偶ycia.

Na czas urlopu macierzy艅skiego wydawnictwem mia艂 kierowa膰 Perry. Ksi膮偶ka Liama ukaza艂a si臋 przed trzema miesi膮cami i przez dwa ostatnie utrzymywa艂a si臋 na pierwszym miejscu listy bestseller贸w.

Laura nigdy jeszcze nie by艂a tak szcz臋艣liwa. Wiedzia艂a, 偶e jest kochana i kocha艂a.

Na pocz膮tku ma艂偶e艅stwa Liam powiedzia艂 Laurze, 偶e chce, aby Bobby nadal nazywa艂 go wujkiem, dop贸ki sam nie zechce m贸wi膰 do niego „tato". Uzgodnili, 偶e prawd臋 o jego pochodzeniu zdradz膮 ch艂opcu dopiero wtedy, gdy b臋dzie starszy.

- Mog臋 j膮 potrzyma膰, mamo? - spyta艂 cichutko Bobby.

Laura u艣miechn臋艂a si臋.

- Jak usi膮dziesz na tym krze艣le przy moim 艂贸偶ku, tata... wujek Liam ci j膮 poda. - Zarumieni艂a si臋 nieco z powodu tego przej臋zyczenia.

Ale tak w艂a艣nie teraz my艣la艂a o Liamie. Sta艂 si臋 prawdziwym ojcem Bobby'ego, kocha艂 go, bawi艂 si臋 z nim, a kiedy trzeba, upomina艂.

- Dasz mi j膮, tato? Prosz臋...

Laura widzia艂a, 偶e Liam Z trudem prze艂kn膮艂 艣lin臋 ze wzruszenia, jej samej 艂zy nap艂yn臋艂y do oczu. Bobby pierwszy raz nazwa艂 go tat膮.

Patrz膮c, jak synek przytula Hannah, a Liam pochyla si臋 nad nimi z trosk膮, Laura pomy艣la艂a, 偶e teraz ju偶 tak b臋dzie zawsze. Bo stali si臋 wreszcie prawdziw膮 rodzin膮.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
053 Mortimer Carole Wybranka pisarza
053 Mortimer Carole Wybranka pisarza 2
Mortimer Carole Wybranka pisarza(1)
Mortimer Carole Wybrancy losu
Mi臋dzynarodowy obraz literatury czeskiej i s艂owackiej czescy i s艂owaccy pisarze we wsp贸艂czesnej pols
Interpretacja tre墓鈥篶i Ksi脛鈩i jako墓鈥篶i na wybranym przyk墓鈥歛dzie
Wybrane markery chorb nowotworowych
Wybrane przepisy prawne
Cw 3 patologie wybrane aspekty
Wybrane aspekty gospodarki finansowej NBP 17072009 2
86 Modele ustrojowe wybranych panstw
Wybrane zagadnienia prawa3
K2 wybrane
163 Wybrane konflikty na swiecie

wi臋cej podobnych podstron