GIGANT


Dariusz Tomasz Lebioda

STRUMIEŃ PIĘKNOŚCI

O gigantomachii poetyckiej Zygmunta Krasińskiego

W literaturze romantycznej - niczym w mitach bohaterskich - pojawia się wiele postaci o nadludzkiej sile, różnie stylizowanych gigantów, mocarzy ducha, tytanów i herosów. Tworzą oni nowe światy, wydobywają z nicości i piekielnych czeluści ludzi i narody, całe kraje i krainy, są zapowiedzią wielkiej rewolucji, głoszą idee nowego świata. Wyraziście nakreślona postać, bywa cokołem i zwieńczeniem konstrukcji największych dzieł epoki, żeby przywołać tylko z obszaru literatury obcej: Fausta, Frankensteina, Prometeusza, a z literatury polskiej: Konrada z Dziadów, Kordiana, Króla Ducha, postaci monumentalne z wierszy i dramatów Norwida (cały cykl epitafiów, a przede wszystkim Bema pamięci żałobny rapsod), czy królów z powieści Kraszewskiego. Nie sposób tutaj też nie przywołać wielkich postaci z wierszy i dramatów Zygmunta Krasińskiego. Szczególnie wyraziście taka postać została nakreślona w wierszu pt. Syn cieniów, z cyklu: Trzy myśli pozostałe po śp. Henryku Ligenzie... Pisała o tym nadczłowieku Monica M. Gardner: The poem sets forth the origin of the human spirit and its journey back to its last end. Some “unknown power” cast it forth from darkness to the earth. “Half slumbering”, it wanders and gropes to the dimly discerned light, struggling with Titanic tortures till it clothes itself “in the garments of humanity”, and becoming man, recognised its own consciousness. In its beginning it knows God only as the “lord of wrath”. It endures suffering, yearning after God, by which it advances to higher life. Its throes are crowed by the union of the Word with flesh, of God with man, by the victory over evil and the “clay of the heart”, which is the triumph of love. Again returns a period of longing, doubt and torment: but “the evil is only a transition, only the highway's dust”; and the son of darkness ascends, the son of light, to the stars. Tytan Krasińskiego patrzy w otchłań i na ziemię, a jego wzrok ma właściwości przybliżające i oddalające zarazem. Wypłynął z nocy, niczym nieziemska zjawa i przybrał kształt antyczny - niczym założyciele Rzymu pojawił się by dać początek nowej generacji ludzi herosów, olbrzymów znanych z wielu opowieści kulturowych. Ale tytan Krasińskiego ma romantyczną duszę i przy całym swoim ogromie zachowuje się jak najprawdziwszy romantyk, jak kosmogoniczny włóczęga, patrzący na fenomeny planety z lękiem, nabożną czcią i zauroczeniem. Obcuje z przyrodą i nie zdaje sobie sprawy z tego, że stwarza nowy świat. Tak jak Konrad wygłaszający Wielką Improwizację, gigant Krasińskiego wyciąga ręce ku konstelacjom wszechświata i staje się człowiekiem kosmicznym, opartym o ziemię, ale żywiącym się nektarem gwiazd, mającym ziemski rodowód, ale orbitującym ku Mlecznej Drodze. W tym momencie jego profil i kształt duchowy jest jeszcze nieokreślony, a jego przeznaczenie jest równie niejasne jak on sam. Chce być tytanem i człowiekiem, a rozdzierany - jak romantyk - sprzecznymi uczuciami nie potrafi przybrać człowieczego kształtu. Literatura polska dziewiętnastego wieku kreowała postaci wzniosłe, ale też ukazywała ich rozedrgane wnętrza, niestabilność charakterologiczną i nieumiejętność dokonywania właściwych wyborów, ogrom męczarni na drodze ku cokołom pomników.

Mąż z Nie-Boskiej komedii pragnie być wielkim człowiekiem, chce za sobą pociągnąć tłumy, a jednocześnie prowadzi wewnętrzną walkę z samym sobą, z materializującymi się wokół niego siłami piekielnymi i z własnym poczuciem degradacji w obliczu mechanizmów dziejowych. Krasiński najpierw ukazuje go w glorii, ale też pierwsze słowa określające kieruje do każdego człowieka i do sytuacji ludzkiej - do wszystkich „dziedziców” potencjalnej świętości:

Gwiazdy wokoło twojej głowy - pod twoimi nogi fale morza - na falach morza tęcza przed tobą pędzi i rozdziela mgły - co ujrzysz, jest twoim - brzegi, miasta i ludzie tobie się przynależą - niebo jest twoim. - Chwale twojej niby nic nie zrówna.

To jest opis człowieka kosmicznego, łączącego różne sfery bytowania i żywioły - galaktyki i ziemię, wodę i powietrze. Nad jego głową, niczym w przedstawieniach matki Boskiej, pojawiają się gwiazdy i cały świat zdaje się być stworzony dla niego. Oto pojawił się na planecie i może dumnie kroczyć ku świętości, ku wielkim przestrzeniom dobra i piękna. Nie rozumie jeszcze jakie zadanie na niego czeka, nie zdaje sobie sprawy z tego, że zbliża się wielkimi krokami katastrofa dziejowa. W tym momencie rozpiera go duma i wierzy, że został powołany do wielkich spraw. Tę zdumiewającą łączność światów tak oto opisze Krasiński w przyszłości w jednym z listów do Edwarda Jaroszyńskiego:

Ja to czuję, że świat ten jeszcze nie doszedł do uzupełnienia się swego, ni myśli mu wystarcza dotąd, ani też wiara i przeczucie; ale stan jego jest stanem, gdzie przepaść przed myślą, przed rozumowaniem stoi czarna i głęboka; tam skacz jak Kurcjusz, z wiarą, z natchnieniem, z lutnią o złotych strunach! Tam bądź poetą, prorokiem, tam przeczuwaj, tam miej widzenie; kiedy lutnia śpi i nie sposób jej obudzić, gdy serce nie bije, gdy oko ducha nie zdoła przewidzieć - wtedy bierz myśl i dochodź, mierz, snuj, pającz się, a czy tak czy owak, ciągle, wiecznie idź dalej! Lecz nigdy nie mów: „m y ś l tylko”, i nigdy nie mów: „s e r c e tylko”, lecz owszem i m y ś l i s e r c e; a pierwszą kuj w wszechświat jak kroplą w granit, drugim kochaj i w tej chwale miłości patrz na wszechświat, zgaduj, jaka ostateczna będzie forma jego! Poezja niczym innym jak cięgłym tej ostatecznej formy widzeniem, apokalipsą odbywającą się w duszy ludzi od ośmiu tysięcy lat, znakiem niezawodnym, że jest związek, że jest wspólność między nami a tym, co będzie na końcu! Nazwiesz li to rajem czy nową Jerozolimą, czy wniebowstąpieniem, czy niebios zstąpieniem, czy pójściem planety w drogi mleczne, czy przerobieniem jej na wstęgę mleczną - to wszystko to anegdota przyszłości, to sposób, którym się to odbędzie! Idea zaś tego, pomysł tego to to, że to się odbędzie, a przeczucie formy tego to poezja!

Autor dramatu, w kolejnych częściach Wprowadzenia, zmienia perspektywę i ukazuje też ciemne strony ludzkiej egzystencji - wypowiada znamienne słowa: Przez ciebie płynie strumień piękności, ale ty nie jesteś pięknością. To jakby zapowiedź przyszłych niepowodzeń, to próba wskazania dwoistości sytuacji ludzkiej, duchowej i biologicznej - nie Boskiej. To właśnie owa utrata najgłębszych korzeni moralnych, to zachwianie wartości, o których pisał Wacław Lednicki: The Comedy is a drama on the human personality, on a generation without heart, on a world in disorder-on a moral world in disorder. It is a drama on the uprooted-on beings who have lost their moral roots, on collective life and individual life which is detached from the essential soil of all human life-love pity and the heart. The poet replants these detached roots; some are dry and dead, nothing can save them any longer; but to others, although they are uncultivated and abandoned, there still remains the hope of revival-the “great gardener”, Christ, will replant them. That is the heart of the matter. Chrystus stale stoi w cieniu zdarzeń tego dramatu, albo - tak jak w Księdzu Marku Słowackiego Boskie Betlejem - stale prześwituje przez tkankę słowną. Mąż chce być wielki, chce osiągnąć cele ponadludzkie i ponadzmysłowe, a swój plan opiera właśnie o monumentalną podstawę chrystologiczną. Jego Mistrz - tak jak nakreślony na początku - człowiek potencjalny, ma wymiar kosmiczny, istnieje w czasie i w przestrzeni, ale też zmierza ku nowym dziejom, ku następnym pokoleniom. Według Krasińskiego wymiana narodów i ich przewodników dokonuje się w obliczu tronującego Chrystusa, Króla Wszechświata. Wobec takiej niebotycznej perspektywy wszystko, co powstało na ziemi, co zbudował człowiek - zgodnie z przekazem Ewangelii - obróci się w proch, podda się kosmicznej entropii. Dlatego też - przywołajmy raz jeszcze Lednickiego - The old world must perish because it is no longer a Christian world, because it has lost its heart in abuses and in pleasures, because the class that possessed command can no longer command since it has lost its moral prestige. Krasinski casts his vote for the heart and for the Christianization of the social and political order. Ten porządek społeczny i polityczny związany jest z postawą moralną jednostek i całych narodów, a w szczególny sposób łączy się z naukami Chrystusa, jako najwyższej instancji i tego, który jest perspektywą dla życia i dla eschatologii. Hrabia Henryk dokonał wyboru i zaprzepaścił swoje szanse na szczęśliwe życie rodzinne. Chór Duchów Złych potwierdza, iż jego format był wyjątkowy i po wykonanym „zadaniu” odwołuje swoją wysłanniczkę: Stara, wracaj do piekła - uwiodłaś serce wielkie i dumne, podziw ludzi i siebie samego. - Serce wielkie, idź za lubą twoją. Ironia zła jest tutaj tak zjadliwa, bo ingerencja rzeczywiście znakomicie się udała i ktoś, kto mógł być gigantem Ducha, odwrócił się od rodziny, stabilizacji, miłości i sprowokował ciąg nieprzewidywalnych wydarzeń. Paradoksalnie to Żona, czyli osoba najbardziej skrzywdzona, ale też może za sprawą cierpień więcej czująca, podsumuje działania Henryka i całej ludzkości wybierającej taką drogę:

Wszystkie światy lecą to na dół, to w górę - człowiek każdy, robak każdy krzyczy: "Ja Bogiem" - i co chwila jeden po drugim konają - gasną komety i słońca. - Chrystus nas już nie zbawi - krzyż swój wziął w ręce obie i rzucił w otchłań czy słyszysz, jak ten krzyż, nadzieja milionów, rozbija się o gwiazdy, łamie się, pęka, rozlatuje w kawałki, a coraz niżej i niżej - aż tuman wielki powstał z jego odłamków - Najświętsza Bogarodzica jedna się jeszcze modli i gwiazdy, Jej służebnice, nie odbiegły Jej dotąd - ale i Ona pójdzie, kędy idzie świat cały.

Ten jakże sugestywny i przerażający obraz Chrystusa, który rzuca swój krzyż w głębiny wszechświata, a ten odbija się od ciał niebieskich i pęka w drzazgi, jest ostatnią próbą Żony, by odmienić sytuację lub choćby wpłynąć na męża, by ostatecznie porzucił zło. Krasiński nie po raz pierwszy ukazuje, iż ingerencja Szatana w ludzkie losy i losy narodów ma wymiar kosmiczny i stanowi zagrożenie dla kształtującego się ładu Boskiego. Najlepiej widać to w sytuacji upadku imperium, kończącego się świata, epoki, śmierci człowieka wybitnego. Zauważa to u tego romantyka Claude Bacvis, pisząc iż Mocną i dodatnia stroną bilansu twórczości Krasińskiego zdaje się być jego stałe interesowanie się zjawiskami kończących się epok, okresów, przełomów i cierpień, płodnych dla przyszłości, dziwnie oświetlonych ukośnymi promieniami zachodzącego słońca, zapadającej się przeszłości i jeszcze niewyraźną i być może złudną jutrzenką. W takich chwilach ludzkość widzi wyraźniej, że jej istnienie na planecie ma szerszy wymiar, a usytuowanie pomiędzy dobrem i złem nie jest przypadkowe. Człowiek może próbować zmieniać świat, ale nad wszystkim czuwa opatrzność Boża i zawsze do niej należy ostateczne zwieńczenie mniejszych, bądź większych działań. Wielkim darem jest umiejętność przewidywania następstw zdarzeń, ale też i ich kontekstu kulturowego, geograficznego, planetarnego. Kto podnosi głowę ku gwiazdom, kto rozróżnia konstelacje gwiezdne i widzi ruch planet, ten zdaje sobie sprawę z nieuchronności zmian, z wtłoczenia bytów w ciąg metamorficznych odmian. Może okrutne zderzenie ze złem spowodowało, że Henryk zaczął dostrzegać to, czego dotąd nie widział i zdał sobie sprawę z tego, że Ziemia i człowiek są tylko drobinkami pośród nieskończenie rozległego przestworu. Patrząc w dal wypowiedział wszakże słowa, które nie pozostawiają wątpliwości, że zrozumiał jak mały jest nasz świat i jak niewiele znaczą ludzkie konflikty:

Błękicie niezmierzony, ty ziemię obwijasz - ziemia niemowlęciem, co zgrzyta i płacze - ale ty nie drżysz, nie słuchasz jej, ty płyniesz w nieskończoność swoją. -

Matko naturo, bądź mi zdrowa - idę się na człowieka przetworzyć, walczyć idę z bracią moją.

To jakby zapowiedź ostatecznych wyborów u końca dramatu, to świadectwo rosnącej świadomości i nieustającej przemiany charakteru tego człowieka. Idąc walczyć z bracią moją, Henryk idzie też walczyć z samym sobą - idzie by poprzez konfrontację z ziemskimi mechanizmami pokonać swoją słabość, a wraz z nią - siły ponadludzkie, których ogromu „zwykły śmiertelnik” nawet sobie nie wyobraża. Warto też tutaj zatrzymać się na chwilę przy wyrazistym elemencie kolorystycznym, owym symbolicznym błękicie ziemskim, który ciągnie się aż ku nieskończonym głębiom kosmosu. Władysław Folkierski ową wrażliwość kolorystyczną poety i częste używanie światłocienia w utworach wiąże z okresem petersburskim, kiedy to Krasiński nieomal nie stracił wzroku: W połowie roku 1832 poeta dostał rozkaz od ojca, by przygotował się do spędzenia zimy w Petersburgu. (…)Z oczyma bowiem było bardzo niedobrze. Zagrożony ciężką choroba wzroku, Krasiński właśnie w Petersburgu musiał spędzić długie tygodnie w ciemnym pokoju, nic nie mogąc czytać, dyktując listy do Reeve'a, których sam pisać nie mógł. Trudno wyobrazić sobie położenie, bardziej skłaniające do neurozy. Ogromna rola s w i a t ł o c i e n i a, stanowiącego rys główny kolorystyki Krasińskiego (...), jego kontrastowanie bieli z czernią, światła z ciemnością, jego l a s c i a t e o g n i s p e r a n z a dantejsko pisane płomieniem na czerni - wszystko to wynika bodaj z petersburskich tygodni koszmaru i zmory… Trudno rozstrzygnąć jednoznacznie czy ta hipoteza jest słuszna, jednakże w dziejach sztuki dostrzegamy niezwykłe dzieła powstałe w sytuacji zagrożenia narządów zmysłów - niezwykłe obrazy wielu malarzy powstawały, gdy tracili oni wzrok, a jedno z największych arcydzieł muzyki symfonicznej - IX Symfonia - powstała, gdy Beethoven praktycznie stracił już słuch. Kolorystyka Krasińskiego, tak zdumiewająca swoją rozległością i tak subtelna w nawarstwieniu tonów pastelowych, turkusów i lazurów, amarantów i błękitów, a nade wszystko złota i barw kontrastowych, ma swoje miejsce w systemie ogromów ziemskich i kosmicznych, stanowi tło dla rozgrywającej się gigantomachii romantycznej. Bohater Nie-Boskiej komedii, przygotowując się do ostatecznej walki, stając gotowy do konfrontacji ze swoim czasem i swoimi czynami, w określonej przez jego los rzeczywistości, szuka wzmocnienia w historii, chce pojawić się na polu bitwy niczym pradawny heros - rycerz słusznej sprawy, opromieniony chwałą, wzmocniony przez pancerz i świętość katedr:

Do pieśni - do pieśni!

Kto ją zacznie, kto jej dokończy? - Dajcie mi przeszłość zbrojną w stal, powiewną rycerskimi pióry. - Gotyckie wieże wywołam przed oczy wasze - rzucę cień katedr świętych na głowy wam. - Ale to nie to - tego już nigdy nie będzie.

W tym miejscu przypomina się zawołanie innego bohatera, który chciał być wielki - chciał urosnąć do wielkości ponadludzkich i ponadziemskich, który chciał być mocarzem ducha i człowiekiem kosmicznym. Mickiewiczowski Konrad wołał: Pieśń to wielka, pieśń tworzenie;/ Taka pieśń jest siła, dzielność,/ Taka pieśń jest nieśmiertelność! Ale po tych słowach pojawiało się bluźnierstwo, szatańska próba podważenia wielkości Boskiej i wyniesienia siebie ponad Stwórcę. Henryk ma już za sobą „romans ze złem” i szuka pieśni bohaterskiej, by wprawić się w stan inkantacji, by zaśpiewać pieśń chwały, by stanąć pośród gigantów. Tego pragnie, ale nie do końca wierzy, że przeszłość heroiczna da mu zwycięstwo - podważając wartość glorii rycerskiej i chwały katedr, zauważa ich nieprzystawalność do dramatu jego czasów i do konkretnych osób, uwikłanych w mechanizmy dziejowe. W takim rozumieniu - przywołajmy jeszcze raz wyważone sądy Folkierskiego - „Nie-Boska... wyrosła na dzieło bardzo złożone w swej prostocie, bardzo giętkie w swej zwartości, tak, ze autor może w niej pomieścić falowanie problematyki dalekiej jak cała przyszłość, a głębokiej jak cala przeszłość. Konrad czuł, że pieśń romantyka jest gwiazdą za granicą świata, a Henryk wie, że pieśń bohaterska nie zatrzyma wyroków Opatrzności, może co najwyżej przydać sił na krótko, może wzmocnić postanowienie poprawy, nawrócenia się i ostatecznego odejścia człowieka od zła. Być gigantem, to znaczy stanąć do konfrontacji ze swoimi lękami, ze swoją przeszłością i ze swoimi upadkami, a nade wszystko podjąć próbę dźwignięcia ułomnej biologii ku wyżynom duchowym. Człowiek jest bytem cielesnym, w którym stale przebiegają jakieś procesy, stale krąży krew i funkcjonują najważniejsze narządy, ale człowiek to też określona świadomość, utrzymująca w stanie równowagi rytm serca i kurczenie się płuc, przetwarzanie pokarmów i płynów - świadomość, która ma nieograniczone możliwości i może marzyć o wielkości nieziemskiej kruchego ciała, o rozrastaniu się duchowym i o osiąganiu szczytów myśli. Konfrontacja ze złem dała Mężowi wielką wiedzą o świecie i ludzkich dążeniach, uświadomiła mu jak trudną drogę ma do przejścia każdy, kto chce dźwignąć siebie ponad przeciętność, chce pewnego dnia pojawić się na cokole lub wspiąć się na wyniosłość terenu, z której widać jak na dłoni całą bitwę. Wie, że czasem ludzie kreują przedwcześnie mocarzy, a mechanizmy historii wynoszą do góry postaci przypadkowe. Puszą się oni i zapewniają o swej ponadludzkiej sile, stawiają się pośród gigantów dziejowych, posyłają na śmierć tłumy, ale ich koniec zawsze jest taki sam. Chcąc być wielcy, są zaledwie przywódcami, pragnąc tytanicznej mocy, ledwie na chwilę wdzierają się na stertę trupów. Takim pozornym przewodnikiem jest Pankracy, którego tłumy przedwcześnie kreują na nadczłowieka:

Teraz szum wielki powstał w zgromadzeniu - czy to radość czy rozpacz? - Kto rozpozna, jakie uczucie w głosach tysiąców? - Ten, który nadszedł, wstąpił na stół, wskoczył na krzesło i panuje nad nimi, mówi do nich. - Głos jego przeciągły, ostry, wyraźny - każde słowo rozeznasz, zrozumiesz- ruchy jego powolne, łatwe, wtórują słowom, jak muzyka pieśni - czoło wysokie, przestronne, włosa jednego na czaszce nie masz, wszystkie wypadły, strącone myślami - skóra przyschła do czaszki, do liców, żółtawo się wcina pomiędzy koście i muszkuły - a od skroni broda. czarna wieńcem twarz opasuje - nigdy krwi, nigdy zmiennej barwy na licach - oczy niewzruszone, wlepione w słuchaczy - chwili jednej zwątpienia, pomieszania nie dojrzeć; a kiedy ramię wzniesie, wyciągnie. wytęży ponad nimi, schylają głowy, zda się, że wnet uklękną przed tym błogosławieństwem wielkiego rozumu - nie serca - precz z sercem, z przesądami, a niech żyje słowo pociechy i mordu!

To ich wściekłość, ich kochanie, to władzca ich dusz i zapału - on obiecuje im chleb i zarobek: - Krzyki się wzbiły, rozciągnęły, pękły po wszystkich stronach - "Niech żyje Pankracy! - chleba nam, chleba, chleba!" - A u stóp mówcy opiera się na stole przyjaciel czy towarzysz, czy sługa.

Pankracy znajduje poklask u tłumów, bo jest demagogiem i obiecuje im nowy ład, obfitość chleba, igrzysk i wszelkich dóbr. Ale Krasiński nie ukazuje go - jak w mitach bohaterskich - na szczycie góry, w glorii wstającego słońca albo na czele zbrojnego plemienia. On - w Nie-Boskiej komedii - wskakuje na krzesło lub na stół, a jego opis zawiera elementy wskazujące na dokonujący się rozpad. Wymowne tutaj są: łysa czaszka, sucha żółta skóra, bladość i bezkrwistość, wyraziste kości. Tłumy wielbią go ale też się go boją - jak każdy lichy demagog utrzymuje on spokój i znajduje posłuch dzięki groźbom i obietnicom bez pokrycia. Swoje cele osiągnął szerząc mord i wzbudzając wściekłość do klasy panującej. Nie bez znaczenia jest też jego imię, mające w kontekście działań wydźwięk ironiczny, a wywodzące się z greckiego przymiotnika pankrates - znaczącego: wszechmocny, zwycięski. W tradycji ikonograficznej i w dziełach chrześcijańskich to Chrystus jest pantokratorem - Władcą i Sędzią Wszechświata. Konflikt pomiędzy uzurpatorem Pankracym a Henrykiem znakomicie dramatyzuje przebieg akcji utworu, który dotąd był dość leniwy i więcej działo się w sferze ducha, emocji i uczuć bohaterów, niż w świecie rzeczywistych zdarzeń. W momencie zetknięcia się ze sobą przywódców, utwór nabiera tempa i unifikuje poszczególne części. Jak zauważa Folkierski: zrodliskiem najgłębszym dzieła jest wzajemna atrakcja ku sobie dwu protagonistów, hrabiego Henryka i Pankracego. Nienawidzą się, ale się szukają. Obaj cierpią na brak wiary - i dlatego właśnie obaj nie spuszczają z siebie oka, i obaj po swojemu odczuwają wobec siebie pewien, jeśli nie respekt, to w każdym razie pewien lęk. Obie strony pytają się po cichu, czy aby przeciwnik nie posiada o jedno ziarno, o jedna uncje więcej nadziei i wiary? Ta siła atrakcji i nienawiści każe im iść ku sobie, szukać się na to, by za chwile odskoczyć od siebie. Tu, a nie gdzie indziej, kryje się coś w rodzaju ruchu wahadłowego, który wciąż akcję dramatyczną utrzymuje w ruchu. Protagoniści pragną zwycięstwa w pojedynku, ale też - wskazanym wyżej ruchem wahadłowym - oddalają się od siebie. Potem znów przybliżają i wzajemnie zachwalają swoje możliwości bojowe. Henryk przeczuwa, że zatriumfuje Opatrzność, a Pankracy nie dopuszcza do siebie myśli, że jego przeciwnik mógłby zwyciężyć. Potężny dramatyzm rodzi się tutaj w miejscu przecięcia myśli i błędnych wyobrażeń. By ukryć lęk, każdy z nich ucieka się do retoryki, a antagonista Henryka wręcz przywołuje określenia znane z mitów założycielskich - mówi o sobie i swoich ludziach:

Z pokolenia, które piastuję w sile woli mojej. narodzi się plemię ostatnie, najwyższe, najdzielniejsze. - Ziemia jeszcze takich nie widziała mężów - Oni są ludźmi wolnymi, panami jej od bieguna do bieguna. - Ona cała jednym miastem kwitnącym, jednym domem szczęśliwym, jednym warsztatem bogactw i przemysłu.

To są marzenia o bohaterstwie, ale podszyte głębokim lękiem i skrywające demagogiczną pustkę. Jak zauważa Folkierski: W swoim najtajniejszym wnętrzu Pankracy jest przerażony, i to go gubi. Czuje się nieskończenie samotny w swojej potędze. Może dlatego tak pragnie spotkania ze swoim przeciwnikiem, Henrykiem: “Czemu tak pragnę go widzieć, omamić - czyż duch mój napotkał równego sobie, i na chwile się zatrzymał? - Ostatnia to zapora dla mnie na tych równinach - trza ją obalić, a potem… Myśl moja, czyż nie zdołasz łudzić siebie jako drugich łudzisz…” Wątpliwości Pankracego są ogromne i właściwie nie wie on czego chce, czego spodziewa się po konfrontacji z antagonistą. Marzy mu się jakiś wielki podniebny pojedynek, starcie kolosów pośród głębi kosmicznych, ale jednocześnie wie, że pod powłoką jego słów nie ma głębszych treści. Jego wahanie budzi zdumienie u Leonarda, który domaga się szybkiej konfrontacji i zabicia wroga:

Na co ta odwłoka, te półśrodki, układy - rozmowy?- Kiedym przysiągł uwielbiać i słuchać ciebie, to że cię miałem za bohatera ostateczności, za orła lecącego wprost do celu, za człowieka stawiającego siebie í swoich wszystkich na jedną kartę.

Ale Pankracy nie jest bohaterem ostateczności, bo wiele w nim słabości ludzkiej. On kreuje się na herosa, na legendarnego bohatera, który zaprowadzi nowy ład, ale niesie w sobie skazę tchórzostwa, wielu śmierci zadanych podstępnie. Brak mu też szerszej wizji nowej rzeczywistości - chce burzyć stary ład, ale nie potrafi znaleźć filozoficznej podstawy dla nowego czasu i nowych ludzi. Zbrodnia i grabież mogą na chwilę rozochocić tłumy, mogą dać złudne poczucie bezpieczeństwa i mocy królewskiej. Po rewolucji nastaje jednak czas orania i zbierania plonów, czas odbudowy i utrwalenia systemu. Pankracy wie, że nie da się tego przeprowadzić bez terroru, że po czasie walk i przelewu krwi pojawi się jeszcze trudniejsze wyzwanie - utrzymanie ładu, sprawy tak przyziemne jak irygacja, wysadzenie skał, podział gruntów i stworzenie świata, w którym powoli odrodzi się więź społeczna. Antagonista Henryka czuje, że po walce przyjdzie też rozliczyć się z siłami ponadludzkimi. Czując na sobie Boży wzrok, tak tłumaczy przed Leonardem swoje wątpliwości:

Nie czas mi jeszcze zasnąć, dziecię, bo dopiero połowa pracy dojdzie końca swojego z ich ostatnim westchnieniem .- Patrz na te obszary - na te ogromy, które stoją w poprzek między mną a myślą moją - trza zaludnić te puszcze - przedrążyć te skały - połączyć te jeziora - wydzielić grunt każdemu, by we dwójnasób tyle życia się urodziło na tych równinach, ile śmierci teraz na nich leży. - Inaczej dzieło zniszczenia odkupionym nie jest.

Tutaj Pankracy jest bardziej ludzki, daleki od wcześniejszych wizji okrutnego mordercy z pożółkłą skórą i łysą czaszką - tutaj Krasiński przedstawia go jako człowieka z wrażliwym wnętrzem. Te słowa przygotowują finałową scenę, kiedy to ugnie się on przed majestatem Chrystusa Pantokratora, kiedy w błysku jednej chwili zrozumie jak mały jest świat ludzki i jak niewiele może człowiek w obliczu rozstrzygnięć Opatrzności. Jego rozterki są dla Leonarda oznaką słabości, ale też znacznie poszerzają obraz tego człowieka - staje się on przeciwnikiem z równie bogatym wnętrzem. Inaczej opis ich starcia nie miałby umotywowania dramatycznego w tekście utworu, byłby płaski, jednowymiarowy. Krasiński przeczuł jaką świadomość mogą mieć burzyciele starego ładu, opowiadając się po stronie Henryka i tworząc go głównym bohaterem utworu, nie zapomniał o plastycznym opisie jego antagonisty - a tworzył go zapewne, zgodnie ze stale modyfikowaną własną wykładnią, którą w latach późniejszych tak artykułował:

Dotąd nie pojmujem dobrze znaczenia słowa s t w a r z a ć. Twórczość jest koniecznym wynikiem i przymiotem natury d u c h a. Kto d u c h e m, ten tworzy, i w istocie z niczego, bo tylko z siebie, a z siebie tworząc, mnoży się i silnieje sam. Już dziś my, słabi i nikczemni, na tej ziemi stwarzamy coś: oto postanowienia nasze, z których czyny nasze wypływają; prawdziwymi stworzycielami jesteśmy tych postanowień, które zgadzają się albo też nie zgadzają się z prawem Bożym, z wolą Bożą. Tym samym, żeśmy wolni w woli naszej, w okręgu woli tej stwarzamy sami z siebie coś takiego, czego nie było przed nami, czego by bez nas być nie mogło. Światy złego moralnego w taki sposób stwarzane bywały i bywają dotąd, ale to ujemne stwarzanie, to krzywa twórczość, to wszechmoc, że tak powiem działająca w nicości, zatem b e z m o c raczej.

I działanie Pankracego jest przykładem takiej b e z m o c y , takiego uwikłania się człowieka w sytuacje, które go przerastają i które w ostatecznym rozrachunku prowadzą go ku przekonaniu o równości Bogu, czyli ku zatracie. Jak słusznie zauważa Andrzej Waśko: Nie przypadkiem Henryk, który doskonale przenika Pankracego, już na początku rozmowy tytułuje go sarkastycznie „zbawcą narodów” i „obywatelem-bogiem”. Realizacją quasi-boskich uroszczeń ideologii Pankracego ma być totalny, krwawy przewrót wymierzony metafizycznie w zasadę prymatu ducha nad materią. Ale dla Pankracego rozlew krwi nie jest jeszcze, sam w sobie, ostatecznym spełnieniem. Jest środkiem, którego użycie może być usprawiedliwione tylko przez zrealizowanie celu pozytywnego, do którego - rzekomo - prowadzi. Pankracy dąży do konfrontacji, ale też stale ją odwleka, jakby chciał przyjrzeć się bliżej swojemu przeciwnikowi i nasycić się jego przegraną. Widzimy czasem takie zachowania u drapieżników, które bawią się swoją ofiarą i przeciągają ponad miarę ostateczne zanurzenie kłów we krwi. Antagonista Henryka nie zdaje sobie sprawy z wymiaru zdarzeń, w których uczestniczy - dla niego zbliżające się starcie jest jednym z elementów krwawych bachanaliów. To, co ich łączy, to bunt przeciwko wielkim sprawom, przeciwko potężnym, a niezrozumiałym mechanizmom ciała i ducha i pragnienie bycia wielkim. Waśko wskazuje, że Pankracy i Henryk, choć reprezentują biegunowo różne idee i postawy, mają, w gruncie rzeczy, wiele wspólnego; obaj są metafizycznymi buntownikami przeciwko dwoistości ludzkiej natury; obaj chcą ją ujednolicić przez metafizyczną redukcję jednego z jej wymiarów. Różnią się tylko tym, który z wymiarów człowieczeństwa chcieliby przekreślić. Henryk stara się zanegować ciało, Pankracy ( i Leonard) - duszę. Być wielkim zwycięzcą, pokonać wroga i uwznioślić w walce swoje życie, wznieść się ku niebotycznym szczytom człowieczeństwa - oto pragnienie romantyka i rewolucjonisty. Warto tutaj przypomnieć - za Haliną Krukowską - iż w badaniach nad romantyzmem wielokrotnie podkreślano, że wzloty i uniesienia przynależą do jego istoty. W samym jego jądrze zawiera się tendencja, którą można określić jako „dążenie - ku górze”. Romantyk czuje i przeczuwa więcej, stale wpatruje się w mrok i widzi rozgałęziające się połączenia sfer i planów, dróg i bezdroży, szlaków ducha i świętości, ale też stale dociera do niego jakieś tajemnicze pulsowanie n i e z n a n e g o, jakiś zew nieogarnionych przestrzeni kosmicznych, jakieś wołanie bytów orbitujących wokół Boga. Henryk pragnie osiągnąć wymiary ponadnaturalne, chce przeniknąć do tych światów jako wielki poeta, gigant słowa i czynu. Opisuje to, co widzi wzrokiem profetycznym i formułuje prośbę do Boga:

(...) Ogarniam wzrokiem, raz ostatni podchwytuję myślą ten chaos, dobywający się z toni czasu, z łona ciemności, na zgubę moją i wszystkich braci moich - gnane szałem, porwane rozpaczą, myśli moje w całej sile swej kołują. Boże, daj mi potęgę, której nie odmawiałeś mi niegdyś- a w jedno słowo zamknę świat ten nowy, ogromny - on siebie sam nie pojmuje. - Lecz to słowo moje będzie poezją całej przyszłości.

Prośba o potęgę słowa jest głęboko ludzka i wypływa z przekonania Henryka, że współpraca z Duchem Świętym daje owoce niewyobrażalne i popycha byt w kierunku sacrum, ku miłosierdziu, ku Bogu. Wtedy ten, przez którego płynie strumień piękności, a sam nią nie jest, rozumie ułomność ludzkiej powłoki i buntuje się przeciwko niej, przeciw występkom cielesnym i przeciw przeszłości, w której stale jątrzy się w jego pamięci obraz Dziewicy, zmieniającej się w rozkładającego się trupa. Autor Nie-Boskiej komedii uczynił ten dramat polem obserwacji samego siebie i swoich lęków, swojego poczucia winy i nieustającego pragnienia bycia czystym i wielkim. Juliusz Kleiner wskazał wyraźnie, że Krasiński czynił w poemacie sąd nad społeczeństwem i sąd nad sobą samym. Jako sędzia bezlitosny, choć współczujący, wydzielił część jaźni własnej, i to część najistotniejszą, i kazał jej żyć jako Hrabiemu Henrykowi, i osądził, że jest zła. Czuł w sobie ścieranie się władz różnych, brak harmonii między uczuciem, wyobraźnią, rozumem, wolą. Przypisywał to - może niesłusznie - nadmiernemu wybujaniu wyobraźni, o której twierdził, że pozbawiona serca jest siłą szatańską, że poetę rozmiłowanego tylko we własnych myślach, marzeniach i obrazach, zmienia w egoistę, że wartościami fikcyjnymi zasłania mu świat wartości rzeczywistych. A więc chciał w sobie przezwyciężyć panowanie fantazji, przedstawiając, jak życie jego wyglądałoby pod jego władzą - i z tym założeniem kreślił przypuszczalną autobiografię - odpowiadał na pytanie: jakim byłby mężem? Jaką puściznę zostawiłby synowi? Jaką rolę odegrałby w kataklizmie światowym. To są pytania, które wybitne jednostki ludzkie zadają sobie od dawien dawna. To są tajemnice, które odsłaniają się przed człowiekiem w miarę jego rozwoju, przybywania lat i pokonywania coraz to trudniejszych wyzwań egzystencjalnych. Krasiński wiedział, że człowiek ma chwiejną naturę i popełnia stale wiele błędów, sam tego doświadczał w romansie z Joanną Bobrową, ale i w innych sytuacjach życiowych. Wiedział też, że budowanie w sobie mocarza ducha związane jest z samooceną i ze spowiedzią w obliczu sił elementarnych. Jego poetycka natura znalazła odpowiednią formę dla tych podsumowań i rozstrzygnięć, a zarazem dała możliwość skonfrontowania własnych doświadczeń z postępkami kreowanych bohaterów. W liście do Adama Potockiego z 1840 roku, tworzył wykładnię istnienia pośród przeciwstawnych żywiołów ludzkich - wykładnię mądrości człowieka, który ma plan, jak „rytmicznie” dojść do celu: Takt zaś, jak z samego słowa już znać, niczym inszym, jak pewna rytmiczność w działaniu, pewne skandowanie postępowania swego. Nigdy się nie rzucać przeciwko murom, ale powoli je obchodzić, tam tylko się rzucać, gdzie można zwyciężyć rzutem. To wszystko wymaga ogromnej siły nad sobą, ciągłego panowania sobie, niewylewania siebie samego przed takimi, którzy nie dość myślą, by pojąć, co Ty myślisz, nie dość czują, by uczuć, co Ty czujesz. Tylko taka postawa daje gwarancję, że człowiek osiągnie to, co sobie założył, albo zobaczył w chwili olśnienia, zrozumienia praw rządzących światem. Może dlatego pojawił się w Nie-Boskiej komedii tajemniczy głos, który zapowiadał nadchodzące zdarzenia, a zarazem - na zasadzie kontrapunktu - puentował to, co już się wydarzyło i co powiększyło ranę w świadomości Męża. Sięgał ku przeszłości i wybiegał myślą ku przyszłości. Henryk także żyje myślami w dwóch sferach, a w teraźniejszości przebywa jakby przypadkiem - wychylony najmocniej ku zbliżającej się katastrofie, szuka pomocy w przeszłości, pragnie czerpać swoją moc z doświadczeń ojców, wielkich mężów, wojowników i przywódców - czeka na wizję, która go rozpłomieni:

Niegdyś o tej samej porze, wśród grożących niebezpieczeństw i podobnych myśli, Brutusowi ukazał się geniusz Cezara.

I ja dziś czekam na podobne widzenie. - Za chwilę stanie przede mną człowiek bez imienia, bez przodków, bez anioła stróża.- co wydobył się z nicości i zacznie może nową epokę, jeśli go w tył nie odrzucę nazad, nie strącę do nicości.

Ojcowie moi, natchnijcie mnie tym, co was panami świata uczyniło - wszystkie lwie serca wasze dajcie mi do piersi- powaga skroni waszych niechaj się zleje na czoło moje.- Wiara w Chrystusa i Kościół Jego, ślepa, nieubłagana, wrząca, natchnienie dzieł waszych na ziemi, nadzieja chwały nieśmiertelnej w niebie, niechaj zstąpi na mnie, a wrogów będę mordował i palił, ja, syn stu pokoleń, ostatni dziedzic waszych myśli i dzielności, waszych cnót i błędów.

Taki bohater jak Henryk, wygłaszający wielką mowę i szukający chwały w boju, pojawia się często w mitach bohaterskich. Taki przywódca, jako ostatni z rodu, może zmienić bieg wydarzeń, bo przejął od przodków ich lwią siłę i umocnił się wiarą w ponadnaturalny porządek rzeczy. Szukał przez całe życie właściwej drogi, a kiedy ją znalazł stanął do konfrontacji z ludźmi, z dialektyką dziejów i z własnymi słabościami. Te ułomności - paradoksalnie - wzmocniły go i skierowały ku właściwym celom - pokazały blask prawdziwego zwycięstwa. Pankracy kpi z przeszłości i z nauki Chrystusa i widzi w niej tylko nędzę dwóch tysięcy lat. Dla Henryka jest to wielkie bluźnierstwo i reaguje on natychmiast, roztaczając przed przeciwnikiem wielka apoteozę Ukrzyżowanego:

Widziałem ten krzyż, bluźnierco, w starym, starym Rzymie - u stóp Jego leżały gruzy potężniejszych sił niż twoje - sto bogów, twemu podobnych, walało się w pyle, głowy skaleczonej podnieść nie śmiało ku Niemu - a On stał na wysokościach, święte ramiona wyciągał na wschód i na zachód, czoło święte maczał w promieniach słońca - znać było, że jest Panem świata.

To jest symboliczne przedstawienie świata po rewolucji, albo świata, w którym jest stu bogów - świata bez ideałów i bez szczytnych celów. Zbliżający się kataklizm niczego nie zmieni, a na pewno nie odmieni ludzkich wnętrz - wręcz przeciwnie, dokona w nich jeszcze większych spustoszeń. Tocząc z Pankracym pojedynek na słowa, Henryk próbuje znaleźć ekwiwalenty obrazowe i myślowe, które byłyby możliwe do zaakceptowania przez niego. Choć właściwie ta dyskusja nie ma sensu, albo ma tylko pośredni związek z Opatrznością, która i tak wypełni się tak, jak miała się wypełnić. Odwołując się do pojęć zrozumiałych dla przeciwnika - wskazuje Bogdan Burdziej - Mąż - zamiast o niezbadanych wyrokach czy drogach Bożej Opatrzności - mówi o „manowcach Przeznaczenia”, choć sam raczej wierzy, że los każdego człowieka, nawet takiego uzurpatora jak wódz antyreligijnej rewolucji, mieści się w kategoriach chrześcijańskiego prowidencjalizmu. Opatrzność czuwa nad Henrykiem, ale ma też swoje plany co do Pankracego - czy Hrabia tego chce, czy nie i tak pozostanie dla przyszłości na zawsze wpleciony w życiorys przywódcy przeciwnej frakcji. To wielka zaleta utworu Krasińskiego, tak przecież młodego jeszcze w trakcie jego pisania, że zawarł on w nim niespotykanej klarowności wizję historiozoficzną i soteriologiczną. Ale przecież jest to też wykładnia prowidencjalizmu, który pojawiał się w dziejach jako antyteza różnorakich samozwańczych przywódców, a szczególnej mocy nabierał w obliczu kataklizmów dziejowych, wielkich wojen i mordów. Ludzie znajdowali w nim pociechę, z większą pokorą podchodzili do życia i do swoich klęsk, a nade wszystko znajdowali w nim przestrzeń dla swoich marzeń o wielkości, o gigantomachii Ducha; bo czyż może być walka szczytniejsza, jak ta w obliczu Boga i pod sztandarami Opatrzności. W takim rozumieniu ludzkiego bytowania, śmierć ma swoje miejsce i wieńczy dzieło budowy i zniszczenia w imię Pana. Henryk przepełniony wiarą i czujący w sobie potęgę Ducha, wypowiada zdania, które - jak spowiedź - gładzą jego wcześniejsze grzechy:

Całym wzrokiem oczu moich, całą nienawiścią serca obejmuję was, wrogi. - Teraz już nie marnym głosem, nie mdłym natchnieniem będę walczył z wami, ale żelazem i ludźmi, którzy mnie się poddali.

Jakże tu dobrze być panem, być władzą - choćby z łoża śmierci spoglądać na cudze wole, skupione naokoło siebie, i na was, przeciwników moich, zanurzonych w przepaści, krzyczących z jej głębi ku mnie, jak potępieni wołają ku niebu.

Dni kilka jeszcze, a może mnie i tych wszystkich nędzarzy, co zapomnieli o wielkich ojcach swoich, nie będzie - ale bądź co bądź - dni kilka jeszcze pozostało - użyję ich rozkoszy mej kwoli - panować będę - walczyć będę - żyć będę.- To moja pieśń ostatnia! -

Nad skałami zachodzi słońce w długiej, czarnej trumnie z wyziewów. - Krew promienista zewsząd leje się na dolinę.- Znaki wieszcze zgonu mojego, pozdrawiam was szczerszym, otwartszym sercem, niż kiedykolwiek wprzódy witałem obietnice wesela, ułudy, miłości.

Bo nie podłą pracą, nie podstępem, nie przemysłem doszedłem końca życzeń moich - ale nagle, znienacka, tak, jakom marzył zawżdy.

I teraz tu stoję na pograniczach snu wiecznego wodzem tych wszystkich, co mi wczoraj jeszcze równymi byli.

Henryk przeczuwa swój zgon, ale godzi się na to, gdyż zaakceptował szerszą wizję dziejów, w której jednostka robi to, na co jej Opatrzność pozwala. Jego wahania promieniują na tłumy, którymi dowodzi - jego podwładni widzą w nim przede wszystkim człowieka, któremu trzeba pomagać, którego trzeba wspierać. Dlatego Chór Kapłanów modli się: Daj mu siłę - daj mu Ducha Świętego, Panie! - Od nieprzyjaciół wyratuj nas, Panie! Ten przywódca jest dla nich ostatnią nadzieją, ale z racji jego wcześniejszych załamań, ludzie boją się, że może nie sprostać wyzwaniom. Tak, jak i on, przeczuwają zbliżającą się krwawą walkę i zawierzając się Bogu, przywołują Ducha Świętego, by wsparł Męża. Ten przeżywa chwile załamania, w których pobrzmiewa nawet negacja Boga i szatańska herezja: Człowiekiem być nie warto - aniołem nie warto. - Pierwszy z archaniołów po kilku wiekach, tak jak my po kilku latach bytu, uczuł nudę w sercu swoim i zapragnął potężniejszych sił. - Trza być Bogiem lub nicością. To są rozterki charakterystyczne dla chwil rozstrzygających, to wątpliwości wątłego człowieka, który widząc znaki zbliżającej się śmierci, rozważa różne możliwości, a w chwili zwątpienia nawet kieruje swoje myśli ku złu. Ostatecznie wybiera jednak dobro, odrzuca szerokim ruchem podszepty szatańskie i staje do walki z imieniem Boskim na ustach. Jego ostatnia prośba jest zarazem powtórzeniem Credo, rozciągającego się na wszystkie chwile po jego zgonie: U końca drogi czyż opadnie mnie siła? - Nie daj tego, Boże! - Za jedną chwilę odwagi masz mnie więźniem twoim przez wieczność całą. Ta odwaga odnosi się też do wiary, która w każdym człowieku dojrzewa i przechodzi różne metamorfozy - tutaj poczucie wielkości i ważności misji dziejowej powoduje, że bohater Krasińskiego raz jeszcze zawierza się Panu. On wie, że uczestniczy w mistycznym misterium i czuje, że wkrótce już opadnie zasłona tajemnicy. W takiej chwili daleki jest od myśli samobójczych i gotów jest stanąć na czele obrońców Okopów Świętej Trójcy. Jego odejście - choć znaczeniowo przypisane piekłu, bliższe jest mitologicznym i kulturowym „bohaterskim odejściom” z własnej woli, choć nie przekreśla ogólnej, pesymistycznej wymowy utworu. Henryk jest ważnym elementem w planie dziejów, a ponosząc ludzką porażkę, jest zwycięzcą Ducha - dźwiga go na wyżyny, tam, gdzie pojawi się Pantokrator. Pankracy syci się zwycięstwem, ale coś nie pozwala mu uwierzyć do końca w ostateczny koniec pojedynku. Każe szukać ciała Henryka, miota się w sobie i nagle widzi coś, co swoim majestatem i grozą obezwładni go i odbierze mu życie. Finałowa scena dramatu, z udziałem Leonarda i Pankracego, jest znakiem dokonanej i zaakceptowanej przez Niebo, przemiany Henryka i triumfu dobra nad złem:

LEONARD
Słyszysz ich okrzyki - wołają ciebie - czekają na ciebie. -

PANKRACY

Plotły kobiety i dzieci, że się tak zjawić ma, lecz dopiero w ostatni dzień. -

LEONARD

Kto?

PANKRACY

Jak słup śnieżnej jasności stoi ponad przepaściami - oburącz wsparty na krzyżu, jak na szabli mściciel. - Ze splecionych piorunów korona cierniowa.

LEONARD

Co się z tobą dzieje? co tobie jest?

PANKRACY

Od błyskawicy tego wzroku chyba mrze, kto żyw.

LEONARD

Coraz to bardziej rumieniec zbiega ci z twarzy - chodźmy stąd - chodźmy - czy słyszysz mnie?

PANKRACY

Połóż mi dłonie na oczach - zadław mi pięściami źrenice - oddziel mnie od tego spojrzenia, co mnie rozkłada w proch.

LEONARD

Czy dobrze tak?

PANKRACY

Nędzne ręce twe - jak u ducha, bez kości i mięsa - przejrzyste jak woda - przejrzyste jak szkło - przejrzyste jak powietrze. Widzę wciąż!

LEONARD

Oprzyj się na mnie.

PANKRACY

Daj mi choć odrobinę ciemności!

LEONARD

O mistrzu mój!

PANKRACY

Ciemności - ciemności!

LEONARD

Hej! obywatele - hej! bracia - demokraty, na pomoc!- Hej! ratunku - pomocy - ratunku!

PANKRACY

Galilae vicisti!

Stacza się w objęcia Leonarda i kona.

W tym momencie odsłania się prawdziwa natura Pankracego, który w obliczu światłości Chrystusa szuka właściwej przestrzeni swego bytowania. Nie chce wielkości, nie pragnie zwycięstwa, chce - jak wcześniej Dziewica - pogrążyć się w ciemności, chce zbliżyć się do tego, w imię którego wszczął rewoltę i wytoczył strumienie krwi bratniej. Ta śmierć jest dziwna, ale ma głęboką motywację w tekście dramatu, w następujących po sobie zdarzeniach, w ogólnej wizji tej postaci i w proroczych zapowiedziach biblijnych dnia gniewu. Jak słusznie zauważa Waśko: Śmierć Pankracego potrafimy umotywować tylko przez odwołanie do planu filozoficznego utworu. Tak, jak nic nam nie wiadomo o tym, by wynikała ona z wcześniejszej akcji, tak też błędem byłoby sądzić, że jest ona skutkiem bezpośredniej interwencji sił nadprzyrodzonych - cudu. Cechą cudu jest przecież to, że wszyscy go widzą - tego jednak, co dzieje się przed oczyma Pankracego, nikt oprócz niego nie widzi. Oczywiście, w ramach konwencji dramatu klasycznego i realistycznego takie zakończenie byłoby „nieorganiczne”, tyle że „Nie-Boska” nie jest klasycznym dramatem, a jej świat przedstawiony ma raczej status oniryczno-symbolicznej fantasmagorii poety, w której motywacją równie dobrą jak związek przyczynowo-skutkowy może być też zasada intelektualnych skojarzeń. Rzeczywiście trudno dociec jaka jest prawdziwa natura wizji Pankracego, ale mieści się ona w formule utworu, w którym pojawiali się wcześniej przedstawiciele sfer sakralnych i przestrzeni piekielnych - jak w wielu utworach romantycznych rzeczywistość została tutaj wymieszana ze snem i marzeniem, z holograficzną wizją na jawie i plastyczną fantazją w stylu średniowiecznego malarstwa religijnego. Ta wizja zamykająca utwór ma swoje umotywowanie w konstrukcji dramatycznej i jak klamra spina całość. Zamknijmy zatem te rozważania nad tekstem utworu opinią Kleinera, w której pobrzmiewają echa optymistycznej myśli chrześcijańskiej, ustawiającej Chrystusa w miejscu centralnym dla dziejów: Jeżeli jako znak sądu nad zbrodniami, które przyszły karać stare zbrodnie i same się potępić w obliczu Boga, wizja końcowa jest koniecznym niemal zamknięciem tragedii, to jako znak ery nowej wysnuta jest z założeń nie danych w samym poemacie. Wydając wyrok potępienia i na romantyczną jednostkę wyjątkową, i na męża wyjątkowego, wysnutego z dążeń reformatorskich wieku, wydając wyrok potępienia i zagłady na społeczeństwo --poeta bronił się jednak przeciw tak skrajnemu pesymizmowi. Wiara i potrzeba serca kazały przynajmniej w dalszej przyszłości szukać schronienia dla optymizmu. Ale konsekwentny, logiczny jest tylko pesymizm „Nie-Boskiej”. Optymistyczne zakończenie stanowi dodatek nieograniczony. Ten „dodatek nieograniczony” był w dziewiętnastowiecznym świecie, zdominowanym przez chrześcijaństwo, bardzo ważny i otwierał drogę szerokich interpretacji. Choć Hrabia odebrał sobie życie, to jednak pozostał po nim ślad, a ludzie zapamiętali go jako tego, przez którego płynął strumień piękności, tego który dokonał samooceny i w chwili ostatniej nie zawahał się ocenić siebie najsurowiej.

Nie-Boska komedia jest wizją człowieka zmagającego się ze słabościami, wiele razy upadającego i podnoszącego się, a potem szukającego zadośćuczynienia za grzechy w działaniu. Hrabia Henryk wyrządził wiele krzywd swojej rodzinie i samemu sobie, ale w końcu spojrzał na swoje życie z dalekiej perspektywy i zobaczył wszystko we właściwym świetle. Zrozumiał, że być wielkim, to znaczy być gigantem ducha, to znaczy podjąć walkę ze sobą samym i z realnym przeciwnikiem. Pankracy pomógł mu pojąć ostateczną decyzję, a śmierć Orcia ją przypieczętowała - wtedy pozostał na ziemi sam. Widząc podbiegających do niego wrogów - jak żydowscy bohaterowie Masady, jak trzystu Spartan u wrót wąwozu termopilskiego, jak wielu europejskich bohaterów romantycznych - krzyknął raz ostatni Jezus Maryja! i popełnił samobójstwo. Nie pozwolił by sprofanowano jego zwłoki i uczyniono z nich symbol porażki odchodzącej epoki. Skacząc w otchłań, zaprzepaścił swoje marzenia o wielkości, a zarazem stał się gigantem Ducha, osiągnął swój cel. Nie zobaczył Chrystusa pośród nieba, ale oczyma duszy widział wieczność, a pośród niej Boga - jak słońce, co się wiecznie pali - wiecznie jaśnieje - a nic nie oświeca. Nieodparcie przychodzi tutaj na myśl wizja Przemienienia Pańskiego Rafaela, ukazująca Chrystusa wstępującego do nieba i tajemniczą przemianę ciała ludzkiego w mistyczne. Przytoczmy jeszcze na koniec znakomitą syntezę Adama Mickiewicza, w której tak widzi on finał utworu: Dramat ten jest więc w istocie poświęcony zwycięstwu Galileijczyka. Z dwóch stron oskarżano autora: jedni widzieli w jego utworze tylko wyraz gwałtownej nienawiści ku ideom postępu, przedrzeźnił bowiem karykaturalnie język nowoczesnych reformatorów, wywyższył zaś charakter ich przeciwników; inni ganili to, co zdaje się tam być bezbożne w widoku zła triumfującego. Ale naprawdę poemat ten jest tylko jękiem rozpaczy człowieka genialnego, który widzi całą wielkość i trudność zagadnień społecznych, a niestety nie wzniósł się jeszcze na wyżyny, skąd mógłby dojrzeć ich rozwiązanie. Henryk przegrał w świecie ziemskim, ale odniósł triumf monumentalny w krainie Ducha, zapewne zmazał też swoje winy i stał się przykładem dla następnych pokoleń. Krasiński rozważając o samym sobie i jednocześnie tworząc bohatera uniwersalnego, osiągnął efekt artystyczny niespotykanej miary - pokazał człowieka, który nie potrafi sobie poradzić z przeciwnościami losu, ale który miarowo posuwa się do przodu i przekształca swoją samoświadomość. Walcząc z sobą i pokonując zło w sobie, wynosi sam siebie ku szczytom osiągnięć ludzkich i zbliża się bardzo do Boga.

M. M. G a r d n e r, The Anonymous Poet of Poland Zygmunt Krasinski, Cambridge 1919, s.199.

Przywołuję tutaj ustalenia z mojego artykułu pt. Narodziny tytana [w:] Marmur i blask. Studia. Szkice. Artykuły o poezji polskiej od Mickiewicza do Miłosza, Bydgoszcz 2002, s. 137-138.

Z. K r a s i ń s k i, Nie-Boska komedia, cz. I, Wprowadzenie, Warszawa 1980, s. 253. Dalej cytuję z tego wydania. Umieszczając tylko numer strony przy tytule utworu.

Z. K r a s i ń s k i, List do Edwarda Jaroszyńskiego z 4 sierpnia 1840 roku [w:] Z. Krasiński, Listy do Cieszkowskiego, Jaroszyńskiego, Trentowskiego, t. II, oprac. i wstępem poprzedził Z. S u d o l s k i, Warszawa 1988, s. 60.

Nie-Boska komedia, s. 253.

W. L e d n i c k i, The Undivine Comedy [w:] Zygmunt Krasinski. Romantic Universalist. An International Tribute, pod red. tegoż, New York 1964, s. 82.

Ibidem, s. 83.

Nie-Boska komedia, cz. I, s. 267.

Ibidem, cz. I, s. 272.

C. B a c v i s, Poeta ruin (Światła i cienie „Irydiona”) [w:] Krasiński. Księga zbiorowa pod red. W. Güntera, Londyn 1959, s. 193.

Nie-Boska komedia, cz. II, s. 282.

W. Folkierski, Nie-Boska Komedia w perspektywie XX wieku, [w:] Krasiński, red. W. Günter, op. cit., s. 139-140.

Nie-Boska komedia, cz. III, s. 289.

A. M i c k i e w i c z, Dziady, cz. III, sc. II, w.51-53 [w:] tegoż, Dzieła, t. III, Warszawa 1995, s. 157-158.

W. F o l k i e r s k i, op. cit., s. 144.

A. M i c k i e w i c z, Dziady, ibidem, w. 15. s. 156.

Nie-Boska komedia, - cz. III, s. 290-291.

Por. M. S z a r g o t, Pankracy - „Szatan widomy” [w:] Wydalony z parnasu. Księga poświęcona pamięci Zygmunta Krasińskiego pod red. J. Świdzińskiego, Poznań 2003, s. 117.

W. F o l k i e r s k i, op. cit., s. 145.

Nie-Boska komedia, cz. III, s. 320.

W. F o l k i e r s k i, op. cit., s. 146.

Nie-Boska komedia, cz. III, s. 295-296.

Ibidem, cz. IV, s. 245.

Z. K r a s i ń s k i, O stanowisku Polski z Bożych i ludzkich względów [w:] Pisma filozoficzne i polityczne, wyd. i notami opatrz. P. H e r t z, Warszawa 1999, s.21.

A. W a ś k o, Zygmunt Krasiński. Oblicza poety, Kraków 2001, s. 169.

Ibidem, s. 169.

H. K r u k o w s k a, Ciemna strona istnienia w romantycznym poemacie Malczewskiego [w:] A. M a l c z e w s k i, Maria, Białystok 1995, 45.

Nie-Boska komedia, cz. III, s. 313. To do takiej otchłani odnoszą się słowa badacza młodszego pokolenia: Autor Nie-Boskiej komedii w całej swojej twórczości poszukuje wielkiej syntezy, sposobu pogodzenia sprzeczności. Świat przedstawiany jako otchłań, „okręg cieniów”, trudny i niezrozumiały, może zmienić się w ideał. M. S z a r g o t, Ziemia rozdziału - niebo połączenia. O liryce Zygmunta Krasińskiego, Katowice 2000, s. 97.

Warto tutaj przywołać rozmyślania Krasińskiego z jednego z późniejszych listów: Bo natura ludzka mdła, biedna, krucha i mnóstwem podobnych ją otaczających istot zmuszona ciągle do zboczeń z ideału swego. - Piękność wymaga miłości nadzwyczajnej, wrażliwości niesłychanej, stąd natychmiast rodzi się niebezpieczeństwo lekkomyślności i zmienności. Wielkość i prawda, gdy w kim osiądą, on zaraz marzy, że nadeń nie ma już w uniwersum wyższych prawd ni wielkości - stąd pycha. Z. K r a s i ń s k i, List do Władysława Zamoyskiego z 8 maja 1851 roku [w:] tegoż, Listy do różnych adresatów, t. II, zeb., oprac. i wstępem poprzedził Z. S u d o l s k i, Warszawa 1991, s.88.

J. K l e i n e r, Zygmunt Krasiński. Studia, Warszawa 1998, s. 138-139.

Z. K r a s i ń s k i, List do Adama Potockiego z 19 sierpnia 1840 roku [w:] tegoż, Listy do różnych adresatów, t. I, zebr., oprac. i wstępem poprzedził Z. S u d o l s k i, Warszawa 1991, s.411-412.

Nie-Boska komedia, cz III. S. 316.

Ibidem, s. 321.

Ibidem.

B. B u r d z i e j, Izrael i krzyż. U podstaw ideowych „Nie-Boskiej komedii” Zygmunta Krasińskiego [w:] Zygmunt Krasiński - nowe spojrzenia pod red. G. H a l k i e w i c z - S o j a k i B. B u r d z i e j a, Toruń 2001, s. 205.

Nie-Boska komedia, cz. IV, s. 332.

Ibidem, cz. IV, s. 329.

Ibidem, cz. IV, s. 340.

Ibidem, cz. IV, s. 341.

Por. Jl 1,15; 2,1-11; Am 5,16-20; 8,9-10; So 1,14-17; Za 14,1-6; Ml 3,19-24.

A. W a ś k o, op. cit., s. 176.

J. K l e i n e r, Zygmunt Krasiński. Studia, Warszawa 1998, s. 144.

Nie-Boska komedia, s. 343.

A. M i c k i e w i c z, Literatura słowiańska, kurs trzeci, Wykład XI [w:] tegoż, Dzieła, t. X, Warszawa 1998, s. 137-138.

1

14



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Karłowatość i gigantyzm
Żyrafa wycinanka gigant
2632 Gigantyczny zegar
Fizycy twierdzą, że Wszechświat może przypominać gigantyczny mózg
Piłka nożna gigant, Konkurencje sportowe
Wykład, art 18, Giganty wśród budynków
Materiały i gigantycznej magnetostrykcji
Horacio Quiroga - La tortuga gigante, hiszpański
Ghavakaz Zabójca Gigantów
Giganci T3 Gwiazda gigantów
Gwiazdy giganty
gigant
Gigantyczna dziura w emeryturach
Państwowy gigant obsadzony ludźmi Platformy
Na wypłatę emerytur zabraknie gigantycznych pieniędzy
Świąteczne szynki giganty Wosia

więcej podobnych podstron