kategorie: tych, którzy mówią Bogu „bądź wola Twoja" i tych, do których Bóg powie na końcu: „bądź wola twoja". Ci, którzy są w Piekle, są tam z wyboru. Bez ich osobistego wyboru nie byłoby Piekła. Nie ma duszy, która jeśli pragnie radości poważnie i stale, miałaby jej nie osiągnąć. Ci, którzy szukają, znajdują, a tym, którzy kołaczą, jest otworzone.
W tej właśnie chwili przerwała nam jakaś Zjawa; mówiła coś bardzo szybko i z przejęciem. Obejrzawszy się, zobaczyliśmy, że zwraca się do jednego z Potężnych — była tak zajęta rozmową, że wcale nas nie zauważyła. Co jakiś czas towarzyszący jej Potężny Duch próbował wtrącić choćby jedno słowo, ale nie mógł. Monolog Zjawy brzmiał mniej więcej tak:
— Och, nie wyobrażasz sobie nawet, co przeżyłam, dziwię się, że w ogóle się tu znalazłam, miałam przyjechać z Elinor Stone, umówiłyśmy się na rogu Sink Street; powiedziałam jej zupełnie jasno, bo wiem, jaka jest Elinor i na pewno powiedziałam jej ze sto razy, że nie spotkam się z nią przed domem tej głupiej Marjoribanks, po tym jak mnie potraktowała... nigdy nie przeżyłam czegoś okropniejszego; po prostu umieram z niecierpliwości, żeby ci o tym powiedzieć, jestem pewna, że przyznasz mi słuszność; nie, poczekaj, aż wszystko ci opowiem; próbowałam z nią mieszkać zaraz po przyjeździe, tak jak było umówione, ona miała gotować, a ja miałam zajmować się domem i już myślałam, że w końcu trochę odetchnę po tym wszystkim, co przeżyłam, ale ona tak się zmieniła, zrobiła się kompletnie samolubna, ani krzty współczucia dla innych; powiedziałam jej raz: „Uważam, że mam prawo do odrobiny wyrozumiałości, bo ty przynajmniej dożyłaś swoich lat, a ja jeszcze długo nie powinnam się tu znaleźć"; ale oczywiście zapomniałam, że ty o niczym nie wiesz, zamordowali mnie, po pro-
66
stu zamordowali; ten lekarz nie powinien mnie operować, powinnam jeszcze żyć, a w tym okropnym szpitalu po prostu mnie z a g ł o d z i l i, i nikt nawet do mnie nie podszedł, i..."
Piskliwe, monotonne biadolenie ucichło, kiedy Zjawa wraz z towarzyszącym mu jaśniejącym uosobieniem cierpliwości znalazła się poza zasięgiem głosu.
Co cię martwi, mój synu? — zapytał mnie Na
uczyciel.
Martwi mnie to, że to biedne stworzenie nie wy
gląda na kogoś, kto zasłużył sobie choćby w najmniej
szym stopniu na potępienie. Ona nie jest zła, jest po
prostu starą, głupią, zrzędliwą kobietą, która przyzwy
czaiła się do narzekania. Zdaje mi się, że nieco do
brego traktowania, odpoczynku i zmiana warunków
szybko zmieniłoby ją na lepsze.
Kiedyś rzeczywiście tak było, może nawet jest
tak nadal. Jeżeli masz rację, na pewno zostanie uzdro
wiona. Podstawową kwestią jest jednak to, że nie wia
domo, czy ta kobieta naprawdę jest zrzędą.
Myślałem, że co do tego nie ma żadnych wąt
pliwości!
Tak, ale nie o to mi chodziło. Problem polega na
tym, czy jest ona jeszcze zrzędą, czy już tylko samym
zrzędzeniem. Jeżeli jest jeszcze prawdziwą kobietą, je
żeli został w niej choćby najmniejszy ślad osoby pod
całą tą zrzędliwością, można ją będzie przywrócić do
życia. Jeżeli pod popiołem zachowała się choć jedna
maleńka iskierka, będzie można ją rozdmuchać tak,
że cały stos rozżarzy się na nowo. Ale jeżeli nie zo
stanie już nic oprócz popiołu, nie można bez końca
dmuchać nim sobie w oczy. Trzeba go zmieść.
—- Ale jak może istnieć samo zrzędzenie bez tego, kto zrzędzi?
— Cała trudność w rozumieniu Piekła polega na
67