CATHY WILLIAMS
ROZDZIA艁 PIERWSZY
Dominic Drecos z zasady unika艂 takich miejsc. Nie rozumia艂, jak bogaci biznesmeni, niby to szcz臋艣liwi m臋偶owie i ojcowie, mog膮 bywa膰 w nocnych klubach: wodzi膰 g艂odnym wzrokiem za roznegli偶owanymi dziewczynami, kt贸re sprzedaj膮 swoj膮 godno艣膰 za 艣mieszne napiwki.
Tym razem nie m贸g艂 si臋 wykr臋ci膰: klient nalega艂 i teraz ca艂a grupka nobliwych pan贸w siedzia艂a przy stoliku w takim w艂a艣nie przybytku, s膮cz膮c zawrotnie drogie drinki.
Panowie chcieli pozna膰 nocne 偶ycie Londynu i tak wyartyku艂owane pragnienie nie oznacza艂o bynajmniej kolacji w kt贸rej艣 z ekskluzywnych restauracji przy Knightsbridge ani wizyty w teatrze przy Drury Lane.
Gdzie ja mam ich, do diab艂a, zabra膰? - radzi艂 si臋 zdesperowany swojej sekretarki. - Czy ja wygl膮dam na faceta kt贸ry szwenda si臋 po nocnych klubach? Zanim odpowiesz, pami臋taj, 偶e mo偶e ci臋 to kosztowa膰 posad臋. - U艣miechn膮艂 si臋 szeroko. - Masz jakie艣 rozeznanie w kwestiach nocnego 偶ycia?
Babcie nie prowadz膮 nocnego 偶ycia, szefie.
6 CATHY WILLIAMS
Gloria mia艂a pi臋膰dziesi膮t pi臋膰 lat. - Popytam i znajd臋 co艣 odpowiedniego.
Znalaz艂a, na szcz臋艣cie, miejsce bez ta艅ca erotycznego i podobnych atrakcji. Prawd臋 m贸wi膮c, ca艂kiem przyzwoite, pomy艣la艂 Dominic, rozejrzawszy si臋 po sali. Je艣li nie liczy膰 obowi膮zkowo sk膮pego rynsztunku kelnerek i obowi膮zkowego p贸艂mroku. Jedzenie okaza艂o si臋 ca艂kiem zno艣ne, za to drinki horrendalnie drogie, ale trudno.
Transakcja by艂a warta ma艂ej ekstrawagancji: klient bawi艂 si臋 dobrze, to najwa偶niejsze.
Dominic nie m贸g艂 powiedzie膰 tego samego o sobie. Widok pi臋knych, mocno roznegli偶owanych dziewcz膮t dzia艂a艂 na niego fatalnie. Od czasu gdy jego narzeczona znikn臋艂a bez s艂owa wyja艣nienia p贸艂 roku temu, alergicznie reagowa艂 na kobiety.
Koniec. 呕adnych wi臋cej intymnych kolacyjek we dwoje, wyj艣膰 do teatr贸w, kwiat贸w, bilecik贸w. Zada艂 jakie艣 uprzejme pytanie klientowi, zerkn膮艂 dyskretnie na zegarek, podni贸s艂 g艂ow臋... I wtedy zobaczy艂... j膮.
Sta艂a ko艂o stolika, z tac膮 opart膮 o biodro, u艣miechni臋ta, lekko nachylona, czekaj膮c, czy zam贸wi膮 kolejn膮 butelk臋 szampana: z kt贸rej oczywi艣cie b臋dzie mia艂a swoj膮 niewielk膮 mar偶臋.
Sk膮d si臋 wzi臋艂a? Wcze艣niej nie obs艂ugiwa艂a ich stolika.
- Chcia艂am zapyta膰, czy panowie reflektuj膮 na jeszcze jedn膮 butelk膮 szampana? - wyrecytowa艂a
WYBRANKA MILIONERA 7
wyuczon膮 kwesti臋 i Dominic u艣miechn膮艂 si臋 mimo woli, wyobra偶aj膮c sobie, na co mogliby reflektowa膰 panowie.
Na co m贸g艂by reflektowa膰 on sam.
Zaskoczy艂a go w艂asna reakcja, bo od znikni臋cia Rosalind kobiety przesta艂y dla niego istnie膰.
Dziewczyna napotka艂a jego spojrzenie, szybko odwr贸ci艂a wzrok i wyprostowa艂a si臋.
Jeszcze dwie butelki? - odezwa艂 si臋 klient i zabrzmia艂o to bardziej jak stwierdzenie ni偶 pytanie.
Czemu nie - przytakn膮艂 skwapliwie Dominic, nie mog膮c oderwa膰 oczu od dziewczyny.
By艂a atrakcyjn膮 blondynk膮, ale by膰 atrakcyjn膮 blondynk膮 to nic szczeg贸lnego. Ona mia艂a w sobie co艣 egzotycznego. Szczup艂a, o ch艂opi臋cej sylwetce, mog艂aby si臋 wydawa膰 androgyniczna, gdyby nie zdecydowanie kobiece rysy twarzy: kr贸tki, prosty nos, migda艂owe oczy, kt贸rych koloru nie potrafi艂 okre艣li膰 z winy panuj膮cego na sali p贸艂mroku, i niebywa艂e w艂osy koloru wanilii, proste, g臋ste, d艂ugie do pasa.
Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e jest 偶a艂osny, wgapiaj膮c si臋 w ni膮 nachalnie, ale nie by艂 w stanie odwr贸ci膰 wzroku, ona natomiast stara艂a si臋 nie patrze膰 na niego. Zirytowa艂o go to. Po pierwsze dlatego, 偶e to on mia艂 p艂aci膰 za szampana, na kt贸rego ich w艂a艣nie nam贸wi艂a, a po drugie, 偶e przywyk艂 do pe艂nych podziwu spojrze艅 kobiet.
- Ale to ju偶 ostatnie zam贸wienie, skarbie - powie-
8
CATHY WILLIAMS
dzia艂 z lekkim przek膮sem. - Niekt贸rzy z nas musz膮 jutro pracowa膰 od 艣witu. - Uwaga zabrzmia艂a protekcjonalnie, niegrzecznie, ale trudno. Chcia艂 zmusi膰 dziewczyn臋, 偶eby wreszcie spojrza艂a na niego.
Oto do czego prowadzi celibat, pomy艣la艂 kwa艣no. Nie przypuszcza艂, 偶e kiedy艣 b臋dzie zabiega艂 o jedno spojrzenie kelnerki w nocnym klubie.
A jednak dopi膮艂 swego. Spojrza艂a na niego. Stara艂a si臋 by膰 uprzejma, ale w jej oczach dojrza艂 pe艂ne dystansu politowanie.
Zbieraj膮c puste kieliszki, nachyli艂a si臋 do niego i wycedzi艂a wyra藕nie:
- Nie jestem dla pana „skarbem". - Wyprostowa艂a si臋 z u艣miechem, odwr贸ci艂a i odesz艂a.
Jak on 艣mia艂, z偶yma艂a si臋. Oczywi艣cie takie sceny zdarza艂y si臋 wcze艣niej. Do klubu przychodzili nadziani faceci, kt贸rym wydawa艂o si臋, 偶e mog膮 wszystko.
Zazwyczaj puszcza艂a chamskie uwagi mimo uszu. By艂a kelnerk膮 i musia艂a by膰 uprzejma wobec klient贸w, nawet je艣li j膮 obra偶ali. Pracowa艂a w klubie od siedmiu miesi臋cy i zd膮偶y艂a si臋 nauczy膰 nie zwraca膰 uwagi na uw艂aczaj膮ce komentarze, ale ten facet przed chwil膮 doprowadzi艂 j膮 do furii.
- Co si臋 dzieje, pi臋kna? - zagadn膮艂 Mike, podaj膮c jej zam贸wionego szampana.
Mattie u艣miechn臋艂a si臋 blado.
- Jak zwykle.
WYBRANKA MILIONERA 9
Rozumiem. - Mik臋 pokiwa艂 g艂ow膮. - Nie zwracaj uwagi. Lepkie my艣li, a w domu 偶ona i pro-genitura.
Mo偶e Jessie we藕mie ten stolik? Nie mam si艂y tam wraca膰. - K艂贸tnia z Frankiem, zbli偶aj膮cy si臋 termin zaliczenia, teraz ten klient... Mattie czu艂a, 偶e cierpliwo艣膰 si臋 jej ko艅czy.
Nie da rady. - Mike spojrza艂 na ni膮 przepraszaj膮co. - Widzisz, jaki dzisiaj t艂ok, a dwie dziewczyny odesz艂y. Harry si臋 w艣cieknie. Musisz ich obs艂u偶y膰 i wierzy膰, 偶e nied艂ugo sobie p贸jd膮.
艁atwo powiedzie膰. Ruszy艂a do stolika, staraj膮c si臋 zachowa膰 pogodn膮 twarz. Harry wymaga艂, 偶eby jego kelnerki zawsze by艂y u艣miechni臋te, jakby serwowanie drink贸w podpitym facetom i paradowanie w negli偶u stanowi艂o nie lada przyjemno艣膰.
Czasami mia艂a serdecznie do艣膰.
Nie rzuca艂a pracy w klubie tylko ze wzgl臋du na doskona艂e zarobki. Potrzebowa艂a tych pieni臋dzy.
Nigdzie indziej, pracuj膮c noc膮, nie zarobi艂aby tyle co tutaj, a w dzie艅 pracowa膰 nie mog艂a ze wzgl臋du na nauk臋.
Kiedy podesz艂a do stolika, m臋偶czyzna poch艂oni臋ty by艂 rozmow膮 ze swoimi towarzyszami. Rzuci艂 jej przelotne spojrzenie, nie przerywaj膮c konwersacji, ale nie mog艂a przesta膰 o nim my艣le膰: od czasu do czasu zerka艂a w jego stron臋, kr膮偶膮c po sali.
Go艣cie zaczynali powoli wychodzi膰, nied艂ugo ona te偶 b臋dzie mog艂a i艣膰 do domu, wreszcie si臋 wyspa膰, zregenerowa膰 si艂y.
10
CATHY WILLIAMS
Towarzystwo przy feralnym stoliku sko艅czy艂o szampana. Mia艂a nadziej臋, 偶e nie ponowi膮 ju偶 zam贸wienia. Zbli偶y艂a si臋 do nich.
Dominic obserwowa艂 j膮. Stara艂a si臋 nie patrze膰 na niego. Zebra艂a puste kieliszki i zapyta艂a bez cienia zach臋ty, czy poda膰 jeszcze jedn膮 butelk臋.
- Gdzie mam to w艂o偶y膰? - zapyta艂 Dominic
i wyj膮艂 z portfela kilka banknot贸w.
Jego klient zareagowa艂 na pytanie g艂upawym chichotem.
Mattie wyci膮gn臋艂a d艂o艅.
My艣la艂em, 偶e tu obowi膮zuj膮 inne zwyczaje - ci膮gn膮艂 Dominic.
Nie - stwierdzi艂a kr贸tko z lodowatym u艣miechem.
W porz膮dku. - Wr臋czy艂 jej pieni膮dze, dodaj膮c suty napiwek.
Tego si臋 nie spodziewa艂a. Mia艂a go za prostaka, kogo艣, kto uwa偶a, 偶e kelnerka w klubie nocnym nie zas艂uguje nawet na odrobin臋 szacunku. Tymczasem on u艣miecha艂 si臋 do niej, jakby doskonale zdawa艂 sobie spraw臋, jakiego durnia z siebie zrobi艂 i co ona musi teraz o nim my艣le膰.
Zbita z tropu schowa艂a pieni膮dze i odesz艂a.
Dominic 偶egna艂 si臋 w艂a艣nie ze swoimi towarzyszami ko艂o szatni i ledwie rozpozna艂 szczuplutk膮 blondynk臋 w d偶insach, szybko przemykaj膮c膮 do wyj艣cia.
A kiedy ju偶 rozpozna艂, nie m贸g艂 oprze膰 si臋 im-
WYBRANKA MILIONERA
11
pulsowi, 偶eby j膮 dogoni膰, zagadn膮膰. Dzisiejszy wiecz贸r w klubie u艣wiadomi艂 mu rzecz zdawa艂oby si臋 oczywist膮: 艣wiat pe艂en jest m艂odych, pi臋knych kobiet gotowych na przelotn膮 przygod臋. M艂odych, pi臋knych i nieskomplikowanych, a takie w艂a艣nie, nieskomplikowane, pracuj膮 w klubach nocnych.
Znajomo艣ci z dziewczynami troch臋 bardziej skomplikowanymi, dziewczynami z tak zwanego towarzystwa, wyklucza艂 po do艣wiadczeniach, kt贸re zafundowa艂a mu jego by艂a narzeczona.
Po偶egna艂 si臋 szybko i wyszed艂 na ulic臋 w momencie, kiedy blondynka znika艂a za rogiem.
Ruszy艂 za ni膮, nie zastanawiaj膮c si臋, co robi. Dogoni艂 j膮 na skrzy偶owaniu.
Mattie odwr贸ci艂a si臋 gwa艂townie, czuj膮c czyj膮艣 d艂o艅 na ramieniu.
- To pan? - sarkn臋艂a na widok impertynenta.
- Je艣li powiem szefowi, 偶e zaczepia pan kelnerki
na ulicy, wi臋cej nie wejdzie pan do naszego
klubu.
Dominic cofn膮艂 si臋 o krok, ale pogr贸偶ka najwyra藕niej nie zrobi艂a na nim 偶adnego wra偶enia.
Przyjmuj臋 napiwki od klient贸w, szanowny panie, ale to wszystko. - Ruszy艂a szybko przed siebie, natr臋t szed艂 obok. Rami臋 w rami臋 przeszli przez jezdni臋 i Mattie zatrzyma艂a si臋 znowu, mocno ju偶 roze藕lona. - Prosz臋 zostawi膰 mnie w spokoju! Tacy jak pan napawaj膮 mnie obrzydzeniem.
Tacy jak ja? - Dominic z rozbawieniem
12 CATHY WILLIAMS
stwierdzi艂, 偶e dziewczyna zbija go z tropu sposobem bycia.
Odrzuci艂a gniewnym gestem w艂osy na plecy i wsun臋艂a d艂onie do kieszeni kurtki.
Poszed艂 za ni膮, bo go zaintrygowa艂a. Chcia艂 przeprosi膰 za swoje zachowanie w klubie. Bo te偶 zachowa艂 si臋 jak prymityw i mia艂a prawo poczu膰 si臋 dotkni臋ta.
Ale teraz tak na niego napad艂a...
Tacy jak ja? - powt贸rzy艂 tonem, kt贸ry-sprawia艂, 偶e ludzie dr偶eli przed nim.
Tak, tacy jak pan! - Mattie ta sytuacja zaczyna艂a bawi膰: jakby w tym starciu, sami o tym nie wiedz膮c, zamieniali si臋 rolami. Facet by艂 natr臋tnym prostakiem, to wszystko. Na pewno nie grozi艂o jej nic z jego strony.
Mog艂a na niego nawrzeszcze膰 ile si艂 w p艂ucach i ta mo偶liwo艣膰 bardzo si臋 jej podoba艂a. Dawno ju偶 na nikogo nie krzycza艂a, a szkoda. Zamiast cicho znosi膰 emocjonaln膮 przemoc, kt贸r膮 stosowa艂 wobec niej Frank King, dawno powinna wykrzycze膰 mu wszystko prosto w oczy. Nie wykrzycza艂a i teraz mog艂a wreszcie da膰 upust swoim 偶alom: co prawda adresat by艂 nie ten, ale reakcja jak najbardziej zdrowa.
- 呕a艂osne, nadziane typy, 艣lini膮ce si臋 na widok
ka偶dej dziewczyny. Znam takich 艣wietnie. Przychodz膮 do klubu, a potem wracaj膮 do swoich nieszcz臋snych dom贸w, nieszcz臋snych 偶on i r贸wnienieszcz臋snych dzieciak贸w!
WYBRANKA MILIONERA
13
- S艂ucham? - Atak tak oszo艂omi艂 Dominica, 偶e
wybuchn膮艂 艣miechem.
Dziewczyna pos艂a艂a mu ostatnie, pe艂ne pogardy spojrzenie i odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie, wiedz膮c doskonale, 偶e starcie na tym si臋 nie sko艅czy.
Nie zamierza pani chyba i艣膰 do metra o tej porze? - zagadn膮艂, widz膮c, 偶e ona zmierza prosto w stron臋 zej艣cia na stacj臋.
Spadaj.
Tego nie m贸g艂 pu艣ci膰 p艂azem. Wyprzedzi艂 j膮 i zagrodzi艂 drog臋.
Zejd藕 z drogi, bo zaczn臋 tak krzycze膰, 偶e zaraz pojawi si臋 tu dziesi臋膰 radiowoz贸w.
Nie zapomnij o swoim szefie i jego dziesi臋ciu bramkarzach - prychn膮艂 Dominic.
Z drogi. - Mattie ledwie mog艂a oddycha膰.
- Chc臋 wr贸ci膰 do domu. Jest p贸藕no. Nie b臋d臋 prowadzi艂a g艂upich konwersacji na 艣rodku ulicy. Przepraszam.
Mo偶esz wzi膮膰 taks贸wk臋.
Nie mog臋. Nie pa艅ska sprawa, ale powiem, dlaczego nie mog臋. Nie sta膰 mnie na takie luksusy. Gdyby by艂o mnie sta膰, nie zasuwa艂abym ca艂e noce w klubie!
Rzeczywi艣cie jest p贸藕no. O tej porze metro nie jest bezpiecznym 艣rodkiem komunikacji. - Tak mu si臋 w ka偶dym razie wydawa艂o. Sam rzadko korzysta艂 z kolejki. Mia艂 swojego szofera.
A pan to wie? - Mattie trafi艂a w dziesi膮tk臋.
- Kiedy ostatni raz jecha艂 pan metrem? - Spojrza艂a
14
CATHY WILLIAMS
na niego z tak膮 pogard膮, 偶e powinien natychmiast odwr贸ci膰 si臋 i odej艣膰.
Tak si臋 sk艂ada, 偶e sam id臋 do metra - oznajmi艂 niespodziewanie.
K艂amstwo.
Mattie wymin臋艂a go i ruszy艂a w stron臋 wej艣cia na stacj臋.
Dominic ruszy艂 za ni膮.
Co on, do diaska, wyprawia? Co go obchodzi, co sobie o nim my艣li kelnerka z nocnego klubu? Co z tego, 偶e jest 艣liczna? On ma trzydzie艣ci cztery lata i nie powinien ulega膰 powierzchownym fascynacjom.
A jednak szed艂 obok niej, czu艂 niemal fizycznie bij膮c膮 od niej w艣ciek艂o艣膰 i zerka艂 ukradkiem na jej dumny profil.
- Do widzenia - burkn臋艂a Mattie, kiedy tylko
weszli na wyludnion膮 o tej porze stacj臋.
Pierwszy raz mog艂a przyjrze膰 si臋 natr臋towi w pe艂nym 艣wietle i uderzy艂o j膮, jak bardzo jego twarz r贸偶ni si臋 od zapijaczonej twarzy Franka, kt贸r膮 za chwil臋 mia艂a zobaczy膰 w domu.
Facet, a nie raczy艂 si臋 jej nawet przedstawi膰 - no bo po co si臋 przedstawia膰, szukaj膮c po nocy 艂atwej przygody - by艂 osza艂amiaj膮co przystojny. Po prostu.
Oliwkowa cera, kr贸tkie ciemne w艂osy, czarne oczy i jak rze藕bione w kamieniu rysy.
- Co pani膮 zatrzymuje? - zainteresowa艂 si臋
uprzejmie.
WYBRANKA MILIONERA
15
Na pewno nie to, co pana - odparowa艂a, wyjmuj膮c z kieszeni tygodni贸wk臋.
Sk膮d ta pewno艣膰?
Mam oczy. - Jakby dla dowiedzenia w艂asnych s艂贸w omiot艂a natr臋ta szybkim spojrzeniem: doskonale skrojony garnitur, buty robione na zam贸wienie, drogi zegarek...
Odwioz臋 pani膮 - oznajmi艂 Dominic stanowczym tonem. Rzeczywi艣cie chcia艂, 偶eby bezpiecznie dotar艂a do domu. - Pojedziemy razem, nie musi si臋 pani obawia膰, nie b臋d臋 jej napastowa艂.
Nie potrzebuj臋 obstawy.
Zielone oczy. Nigdy u nikogo nie widzia艂 tak zielonych oczu. Zielone i ogromne. Piegi na nosie. Pe艂ne usta, teraz wykrzywione w pogardliwym grymasie.
Nie boi si臋 pani pijaczk贸w? Kto艣 mo偶e pani膮 zaczepi膰. O tej porze poci膮gi s膮 prawie puste.
Jestem wzruszona, 偶e tak pan dba o moje bezpiecze艅stwo, ale je偶d偶臋 o tej porze t膮 tras膮 cztery razy w tygodniu i zupe艂nie dobrze daj臋 sobie rad臋 bez niczyjej pomocy. - Ponownie obrzuci艂a go szybkim spojrzeniem. - Mo偶e nawet lepiej sobie radz臋 ni偶 pan.
Widz臋, 偶e wszystko ju偶 pani o mnie wie.
Nie podoba艂o mi si臋, jak pan na mnie patrzy艂 w klubie i nie podoba mi si臋, 偶e pan za mn膮 szed艂. Czy wyra偶am si臋 wystarczaj膮co jasno? P贸藕no ju偶, a ja musz臋 si臋 wyspa膰, je艣li jutro mam funkcjonowa膰.
Ma pani ca艂y dzie艅 na spanie, czy偶 nie?
16
CATHY WILLIAMS
- Natr臋t spojrza艂 na ni膮 uwa偶nie i Mattie poczu艂a, 偶e si臋 czerwieni.
Sp艂oni艂a si臋 jak nastolatka, mimo swoich dwudziestu trzech lat i do艣wiadcze艅, kt贸re zd膮偶y艂y uczyni膰 j膮 ca艂kiem dojrza艂膮, mo偶e nawet odrobin臋 cyniczn膮.
Mam jeszcze inne zaj臋cia poza obs艂ugiwaniem nocnych mark贸w w klubie - mrukn臋艂a. - A teraz prosz臋 mnie zostawi膰 sam膮.
Dobrze, ale jutro przyjd臋 do klubu.
Po co?
Nie rozumia艂a zachowania tego cz艂owieka, chocia偶 do艣膰 szybko zorientowa艂a si臋, jakiego pokroju klienci przychodz膮 do klubu: w 艣rednim wieku, 偶onaci, ale spragnieni widoku prawie nagich dziewcz膮t. Nieszkodliwi. Inny typ stanowili japiszoni: m艂odzi, bogaci, znacznie gro藕niejsi ni偶 ci pierwsi, bo zwykle wolni, nieobci膮偶eni 偶onami i dzie膰mi. Natr臋t podpada艂 pod obie kategorie.
Nie sprawia艂 wra偶enia faceta, kt贸ry z braku lepszych mo偶liwo艣ci musi ugania膰 si臋 za kelnerkami; na jedno skinienie m贸g艂 mie膰 ka偶d膮 kobiet臋, jakiej zapragn膮艂.
- Po to, 偶e nie lubi臋 by膰 oceniany pochopnie
i bezpodstawnie. - Co oczywi艣cie nie wyja艣nia艂o,
dlaczego ma mu zale偶e膰 na niepochopnej, maj膮cej
mocne uzasadnienie opinii zupe艂nie obcej dziewczyny. - Prosz臋 spojrze膰 na to z innej strony - ci膮gn膮艂. - Jak by si臋 pani czu艂a, gdybym doszed艂 do
wniosku, 偶e skoro pracuje pani w nocnym klubie,
WYBRANKA MILIONERA 17
nosi str贸j, kt贸ry wi臋cej odkrywa ni偶 zas艂ania, musi by膰 pani...
- Tani膮 dziwk膮? - doko艅czy艂a za niego. - Kobiet膮 bez zasad? 呕a艂osnym strz臋pem cz艂owieka,
kt贸ry marnuje 偶ycie, serwuj膮c drinki w nocnym
klubie? To chcia艂 pan powiedzie膰? Tak w艂a艣nie
oceniaj膮 nas go艣cie, kt贸rych obs艂ugujemy.
Ona doskonale wiedzia艂a, dok膮d zmierza i dlaczego przyjmuje napiwki od wytrzeszczaj膮cych na ni膮 oczy palant贸w. Jakie znaczenie mia艂o, co sobie pomy艣li o niej ten natr臋t, podobny do setek innych, kt贸rych obs艂ugiwa艂a?
Podoba si臋 to pani? -mrukn膮艂. -Na pewno nie. Zapewne chcia艂aby pani sprostowa膰 tak膮 opini臋.
Nie musz臋 nic prostowa膰. Nie obchodz膮 mnie pa艅skie opinie na m贸j temat. Powiem tylko, 偶e je艣li szuka pan przyg贸d, to 藕le pan trafi艂. - Rzeczywi艣cie, 藕le trafi艂, pomy艣la艂a z gorycz膮.
W ca艂ym swoim 偶yciu mia艂a jednego faceta, 偶a艂osnego Franka Kinga, kt贸rego zna艂a od czas贸w szkolnych, a i z nim nie spa艂a od... dobrych kilku miesi臋cy.
- Je艣li dlatego mnie pan zaczepia, to prosz臋 da膰
sobie spok贸j.
Przy bramce pojawi艂a si臋 grupa podpitych, rozbawionych nastolatk贸w i Dominic odci膮gn膮艂 Mattie na bok.
Odwioz臋 pani膮 do domu taks贸wk膮.
Widz臋, 偶e kogo艣 oblecia艂 strach przed nasz膮 wspania艂膮 komunikacj膮 miejsk膮 - prychn臋艂a.
18
CATHY WILLIAMS
Niech si臋 pani nie zachowuje jak idiotka.
Wol臋 jecha膰 w jednym wagonie z tymi dzieciakami, kt贸re w艂a艣nie tu przysz艂y, ni偶 wsi膮艣膰 z panem do taks贸wki.
W takim razie wsadz臋 pani膮 do tej cholernej taks贸wki, zap艂ac臋 kierowcy i niech sobie pani jedzie, gdzie si臋 jej 偶ywnie podoba.
Nigdy w 偶yciu nie spotka艂 bardziej podejrzliwej, cynicznej dziewczyny, ale musia艂 przyzna膰, 偶e mia艂a ikr臋!
Jest pan bezczelny, m贸j panie.
Prosz臋 uwa偶a膰, bo zaczn臋 si臋 przyzwyczaja膰 do pani komplement贸w.
Bardzo w膮tpi臋. - Przed wej艣ciem do metra zatrzyma艂a si臋 taks贸wka. - Nie s膮dz臋, 偶eby艣my mieli si臋 jeszcze kiedy艣 spotka膰, chyba 偶e los sp艂ata mi figla.
Dominic bez s艂owa otworzy艂 drzwi taks贸wki, wr臋czy艂 kierowcy sum臋, kt贸ra powinna pokry膰 nawet najdalszy kurs w granicach miasta, i nachyli艂 si臋 do dziewczyny.
Kto wie, kto wie - powiedzia艂. - Nie zd膮偶y艂em jeszcze przekona膰 pani, 偶e 藕le mnie oceni艂a, prawda?
Przepraszam, je艣li pana urazi艂am - fukn臋艂a. — Wystarczy?
Do zobaczenia jutro.
Nigdy.
„Nigdy" to bardzo niebezpieczne s艂owo. - To rzek艂szy, wyprostowa艂 si臋 i zatrzasn膮艂 drzwi.
WYBRANKA MILIONERA
19
Nie powiedzia艂 jej, 偶e to samo s艂owo mo偶e by膰 te偶 prawdziwym wyzwaniem. Szczeg贸lnie w tym kontek艣cie i dla kogo艣 takiego jak on.
ROZDZIA艁 DRUGI
- Nie rozumiem, dlaczego marnujesz czas na te bzdury.
Frank siedzia艂 rozparty w fotelu przed telewizorem, stopy opar艂 na 艂awie i patrzy艂 na Mattie w ten lekcewa偶膮cy spos贸b, kt贸ry dobrze zna艂a.
Pu艣ci艂a uwag臋 mimo uszu i wr贸ci艂a do podr臋cznik贸w.
- M贸wi艂em ci ju偶, male艅ka, 偶e nie masz do tego g艂owy. Po tylu latach wraca膰 do nauki...
Frank na szcz臋艣cie wypi艂 tylko piwo: po kilku szklaneczkach whisky stawa艂 si臋 o wiele bardziej agresywny, z艂o艣liwy. Nic straconego. Mia艂 jeszcze ca艂y wiecz贸r przed sob膮. Sobotni wiecz贸r, kt贸rego nie sp臋dzi przecie偶 na sucho. Za chwil臋 p贸jdzie Pod Owieczk臋 i Or艂a, gdzie czekali ju偶 kumple wgapieni w ekran wielkiego telewizora nad barem.
- Owszem, mo偶na nawet po tylu latach wr贸ci膰 do nauki. - Mattie nie wiedzia艂a, po co podejmuje dyskusj臋.
Rozmowy z Frankiem prowadzi艂y donik膮d, nie by艂o sensu wyja艣nia膰 mu czego艣, czego nie by艂 w stanie zrozumie膰.
- Bzdura. Jakby wielkie firmy szuka艂y takich jak
WYBRANKA MILIONERA
21
ty. Jeste艣 艂adna, ale pewnych barier nie przeskoczysz. - Tu zachichota艂 z satysfakcj膮. - O kt贸rej wychodzisz?
Po co ci ta wiadomo艣膰? I tak nie zamierzasz siedzie膰 w domu.
Racja, nie zamierzam. Skoczysz po piwo?
Zd膮偶ysz jeszcze napi膰 si臋 w pubie.
Aha. B臋dzie kolejne kazanie? Nie zamierzam tego s艂ucha膰. Nie dziw si臋, 偶e nie chc臋 siedzie膰 w domu i wys艂uchiwa膰 twoich utyskiwa艅. Ca艂kiem ci si臋 w g艂owie poprzestawia艂o, od kiedy zapisa艂a艣 si臋 do tej szko艂y marketingu. Panna Ambitna. Wydaje ci si臋, 偶e zrobisz wielk膮 karier臋. Jakby posada sekretarki by艂a nie do艣膰 dobra. Nie rozumiem, czemu rzuci艂a艣 t臋 prac臋.
Mattie ze z艂o艣ci膮 zatrzasn臋艂a ksi膮偶k臋.
- Doskonale wiesz, dlaczego nie mog艂am tam
zosta膰.
Frank podni贸s艂 si臋 chwiejnie, przeczesa艂 w艂osy palcami i poszed艂 do kuchni, ale Mattie nie zamierza艂a mu darowa膰. Nie tym razem.
Przed trzema dniami przekona艂a si臋, jak oczyszczaj膮cy mo偶e by膰 krzyk, i teraz postanowi艂a da膰 upust naros艂ej w niej z艂o艣ci, wy艂adowa膰 si臋 na Franku zamiast na przypadkowym, obcym facecie.
Natr臋t nie pojawi艂 si臋 od tamtego wieczoru w klubie, a rozgl膮da艂a si臋 za nim. Utkwi艂 jej w pami臋ci.
- Co powiesz? - Stan臋艂a w drzwiach kuchni
i opar艂a si臋 o framug臋.
22 CATHY WILLIAMS
Frank tymczasem wyj膮艂 z lod贸wki kolejne piwo, otworzy艂 i poci膮gn膮艂 solidny 艂yk prosto z puszki.
Nie chce mi si臋 z tob膮 gada膰, Mats. Wracaj do tych swoich ksi膮偶ek i 艂ud藕 si臋 dalej, 偶e co艣 osi膮gniesz w 偶yciu.
Ale ja chc臋 rozmawia膰. Mam po dziurki w nosie twoich docink贸w. Musia艂am zrezygnowa膰 z poprzedniej pracy, bo moja pensja nie wystarcza艂a na utrzymanie nas obojga. - Wreszcie powiedzia艂a to g艂o艣no.
To moja wina, 偶e mia艂em wypadek?
Wypadek mia艂e艣 dwa lata temu. Na tyle dawno, 偶eby si臋 obudzi膰 i zrozumie膰, 偶e nigdy nie b臋dziesz zawodowym pi艂karzem. Sko艅czy艂o si臋. Czas si臋 rozejrze膰 i...
- Nie b臋d臋 tego s艂ucha艂, Mats. Wychodz臋.
Mattie czu艂a, 偶e 艂zy nap艂ywaj膮 jej do oczu, ale nie
ruszy艂a si臋 z miejsca.
- Musisz poszuka膰 pracy, Frank.
Postawi艂 z 艂oskotem niedopite piwo na stole: zrobi艂 to tak energicznie, 偶e puszka przewr贸ci艂a si臋 i spad艂a na pod艂og臋.
Mam pracowa膰 w biurze? Wbi膰 si臋 w tani garnitur i zacz膮膰 chodzi膰 po jakich艣 firmach, dopytuj膮c si臋, czy kto艣 mnie zechce?
Nie musisz pracowa膰 w biurze.
Mo偶e w takim razie mam i艣膰 do klubu nocnego, jak ty?
Tak si臋 sk艂ada, 偶e w klubie zarabiam dziesi臋膰 razy wi臋cej ni偶 jako sekretarka i sto razy wi臋cej ni偶 wtedy, kiedy pracowa艂am w knajpie.
WYBRANKA MILIONERA 23
呕eby teraz tkwi膰 nad tymi swoimi ksi膮偶kami, 艂udz膮c si臋, 偶e zrobisz B贸g wie jak膮 karier臋.
呕eby m贸c p艂aci膰 rachunki, kt贸rych ty nie p艂acisz, bo nie chce ci si臋 poszuka膰 pracy.
Je艣li tak my艣lisz, Mats, to mo偶e po prostu zerwij ze mn膮? - Ich spojrzenia si臋 spotka艂y i Frank szybko odwr贸ci艂 wzrok.
Mo偶e po prostu zerw臋 z tob膮 - powiedzia艂a, wycofuj膮c si臋 do pokoju.
S艂ysza艂a jeszcze, jak Frank j膮 przeprasza, znowu, a potem trzaska drzwiami frontowymi.
Obydwoje wiedzieli, 偶e ich zwi膮zek si臋 ko艅czy, ju偶 si臋 w艂a艣ciwie sko艅czy艂, ale Mattie nie potrafi艂a powiedzie膰 „cze艣膰" i odej艣膰, przekre艣li膰 wsp贸lne lata, wspomnienia, 艂膮cz膮ce ich kiedy艣 plany i nadzieje. Nie potrafi艂a, chocia偶 zdawa艂a sobie doskonale spraw臋, 偶e trzymaj膮 przy Franku tylko lito艣膰.
Kiedy艣 by艂 艣wietnie zapowiadaj膮cym si臋 pi艂karzem, ale jego karier臋 przerwa艂 wypadek. Tak bardzo mu wtedy wsp贸艂czu艂a, 偶e nie zdecydowa艂a si臋 na radykalny krok, nie odesz艂a, chocia偶 ju偶 wtedy wiedzia艂a, 偶e ich zwi膮zek nie ma sensu.
Od dawna nie potrafili si臋 porozumiewa膰, a Frank po wypadku zgorzknia艂, ale trwa艂a przy nim, bo by艂 bezradny jak dziecko. Wiedzia艂a, 偶e jej potrzebuje.
W pewnym sensie praca w klubie by艂a wymarzona, niezale偶nie od zarobk贸w.
Mattie nie mia艂a czasu zastanawia膰 si臋 nad swoj膮 sytuacj膮, mog艂a zapomnie膰 o problemach, dopiero dzisiejsza sprzeczka u艣wiadomi艂a jej, 偶e co艣 musi
24 CATHY WILLIAMS
przedsi臋wzi膮膰, 偶e nie spos贸b ci膮gn膮膰 dalej chorego zwi膮zku.
Tego wieczoru natr臋t pojawi艂 si臋 w klubie. Siedzia艂 samotnie w k膮cie sali i Mattie ucieszy艂a si臋 na jego widok, wbrew wszelkiej logice.
Jak d艂ugo tam byt, zanim go zauwa偶y艂a?
Podesz艂a do niego, chocia偶 jego stolik znajdowa艂 si臋 w innym rewirze.
Co pan tu robi?
M贸wi艂em, 偶e przyjd臋 - powiedzia艂, przeci膮gaj膮c g艂oski. - T臋skni艂a pani za mn膮?
Co za pytanie. Nie t臋skni艂am. Chyba jasno powiedzia艂am, co o panu my艣l臋. Nie jestem na sprzeda偶. - Powinna teraz odwr贸ci膰 si臋 i odej艣膰, daj膮c mu czas na przetrawienie jej s艂贸w.
Nie ruszy艂a si臋 z miejsca. Jakby czeka艂a na dalszy ci膮g rozmowy.
Mo偶e p贸jdziemy gdzie艣 na kaw臋? Znam ma艂y barek otwarty ca艂膮 dob臋.
Barek otwarty ca艂膮 dob臋? Tylko nie to. I gdzie? Na innej planecie?
Nie, w ca艂kiem przyzwoitym hotelu. Barek dla takich ludzi jak ja. Nie dla zbocze艅c贸w, uprzedzam, bo tak mnie pani zaklasyfikowa艂a, tylko dla pracoholik贸w, kt贸rzy prowadz膮 do艣膰 nietypowy tryb 偶ycia. - Odchyli艂 si臋 w fotelu, uni贸s艂 brew i przygl膮da艂 si臋 Mattie uwa偶nie.
Dzi臋kuj臋, ale pomimo wszystko nie skorzystam z zaproszenia.
WYBRANKA MILIONERA 25
- Wygl膮da pani na zm臋czon膮.
Uderzy艂o j膮 to stwierdzenie. Rzeczywi艣cie, by艂a zm臋czona. 艢miertelnie zm臋czona. Frankiem. I ten facet, obcy cz艂owiek, dostrzeg艂 to, czego nikt inny nie widzia艂.
Pragn臋 panu przypomnie膰, 偶e jestem w pracy - zauwa偶y艂a cierpkim tonem. - A nawet gdybym mog艂a wyj艣膰, nie posz艂abym z panem na kaw臋.
Ja nawet nie znam pani imienia - podj膮艂 Dominic, jakby nie s艂ysza艂 jej s艂贸w. - Mo偶e mi pani powiedzie膰, jak ono brzmi?
Musz臋 ju偶 i艣膰. Nie wolno nam prowadzi膰 prywatnych rozm贸w z klientami.
Dlaczego w艂a艣ciwie pracuje pani w takim miejscu?
Ju偶 panu m贸wi艂am. A teraz 偶egnam.
. - B臋d臋 czeka艂 przy wyj艣ciu z klubu za p贸艂 godziny. - Doko艅czy艂 drinka i podni贸s艂 si臋 z fotela. - Zgoda?
- Nigdzie z panem nie p贸jd臋. Ile razy mam to
powtarza膰?
- Za艂atwi臋 to z pani szefem.
Mattie si臋 za艣mia艂a.
Jasne. Ciekawa jestem jak. Przy艂o偶y mu pan pistolet do skroni?
Zawsze wychodzi艂em z za艂o偶enia, 偶e si艂膮 niewiele si臋 zdzia艂a.
Dziewczyna go intrygowa艂a. Nie rozumia艂, dlaczego tak si臋 dzia艂o, ale od dnia ich pierwszego
26 CATHY WILLIAMS
spotkania by艂a ca艂y czas obecna w jego my艣lach, nie potrafi艂 o niej zapomnie膰, uwolni膰 si臋 od jej obrazu.
Dlaczego?
Rozum podpowiada艂 mu, 偶e je艣li szuka antidotum na pora偶k臋 z Rosalind, to m贸g艂by znale藕膰 je wsz臋dzie i nie czepia膰 si臋 dziewczyny, kt贸ra wyra藕nie powiedzia艂a, co o nim my艣li. Ale rozum m贸g艂 podpowiada膰 swoje, a dziewczyna i tak pozostawa艂a wyzwaniem. Kt贸re kaza艂o Dominicowi powr贸ci膰 do tego klubu.
- Prosz臋 mnie to pozostawi膰.
Bardzo dobrze, dlaczego nie? Facet nie zna艂 Harry'ego, nie mia艂 poj臋cia, jaki potrafi by膰 zasadniczy, kiedy chodzi o godziny pracy kelnerek.
- W porz膮dku. - U艣miechn臋艂a si臋 zimno. - Je艣li uda si臋 panu przekona膰 Harry'ego, zgodz臋 si臋 p贸j艣膰 na kaw臋. Ale to niemo偶liwe, wi臋c od razu powiedzmy sobie do widzenia. I nie ma sensu, 偶eby przychodzi艂 pan do klubu. Nast臋pnym razem nie uda si臋
panu zamieni膰 ze mn膮 nawet s艂owa.
Mattie zrobi艂o si臋 troch臋 smutno na t臋 my艣l, ale by艂a osob膮 pragmatyczn膮 i mia艂a zbyt wiele problem贸w, 偶eby obci膮偶a膰 sobie g艂ow臋 przystojnym natr臋tem, prawdopodobnie 偶onatym, bo przystojny elokwentny facet po trzydziestce nie m贸g艂 by膰 raczej singlem. Po prostu szuka艂 przelotnej przygody.
Sta艂o si臋 jednak co艣, czego absolutnie nie przewidzia艂a: ot贸偶 jakie艣 dziesi臋膰 minut p贸藕niej, a nios艂a w艂a艣nie zam贸wienie do stolika, przy kt贸rym bie-
WYBRANKA MILIONERA 27
siadowali mocno ju偶 wstawieni d偶entelmeni, zawo艂a艂 j膮 Harry.
Co takiego? - wyj膮ka艂a, kiedy ju偶 zakomunikowa艂 jej, 偶e mo偶e wyj艣膰.
Jeste艣 wolna, mo偶esz ko艅czy膰 prac臋 - powt贸rzy艂.
Dopiero zacz臋艂am.
Jacks ch臋tnie we藕mie tw贸j rewir. Chce odrobi膰 stracone dni.
Jak on tego dokona艂? - Odwr贸ci艂a si臋, usi艂uj膮c dojrze膰 w t艂umie natr臋ta. - On chyba nie jest... - tu straszna my艣l przemkn臋艂a jej przez g艂ow臋 - jakim艣... mafiosem? Grozi艂 ci, Harry? - Przypomnia艂a jej si臋 g艂upia uwaga o przystawianiu pistoletu do skroni.
Grozi艂? Mnie? Harry'emu Alfonso Roberto Sidwellowi? - Harry zako艂ysa艂 si臋 na pi臋tach, obci膮gn膮艂 po艂y marynarki i spojrza艂 na Mattie z wy偶szo艣ci膮. - Mnie nikt nie o艣mieli si臋 grozi膰. Zapami臋taj to sobie, Matildo Hayes. Nie. Powiedzia艂 tylko, 偶e chce z tob膮 porozmawia膰 i 偶e ty twierdzisz, 偶e nie masz czasu. Prosi艂 o tw贸j czas. Da艂 mi swoj膮 wizyt贸wk臋. Powiedzia艂, 偶e mog臋 si臋 do niego zwr贸ci膰, je艣li kiedy艣 b臋d臋 potrzebowa艂 porady.
Porady? Jakiej porady? - Mia艂a wra偶enie, 偶e ziemia usuwa si臋 jej spod n贸g. - Kim on jest? Terapeut膮?
Harry Sidwell nie potrzebuje porad terapeuty. Ten go艣膰 pracuje w finansach, Mats. Gruba ryba. Nawet ja o nim s艂ysza艂em, a wiesz, jaki dystans
28 CATHY WILLIAMS
dzieli nasz 艣wiat od Olimpu wielkiego biznesu. - Harry zachichota艂, rad z w艂asnego powiedzenia, ale Mattie nie zareagowa艂a, tak by艂a zaszokowana.
Nie sta膰 mnie na to, 偶eby wyj艣膰 z pracy. Strac臋 napiwki.
Wyr贸wnam ci to. Dostaniesz tyle, ile zwykle zarabiasz w pi膮tkowy wiecz贸r.
Ja... nie mog臋.
Zas艂u偶y艂a艣 sobie na wolny wiecz贸r, Mattie. Cho膰by dlatego, 偶e na tobie mog臋 polega膰. Nigdy mnie nie zawiod艂a艣. Kiedy ostatnio mia艂a艣 czas tylko dla siebie? Jak nie biegniesz na zaj臋cia, to 艣l臋czysz w domu nad ksi膮偶kami albo biegasz z tac膮 mi臋dzy stolikami tutaj. Poza tym zrobisz mi przys艂ug臋, przyjmuj膮c zaproszenie tego cz艂owieka.
A to jakim sposobem?
My艣l臋 o powi臋kszeniu biznesu. Kto wie, czy nie skorzystam z jego porady wcze艣niej, ni偶 my艣lisz. - U艣miechn膮艂 si臋 chytrze.
Jemu zale偶y tylko na jednym - sarkn臋艂a. - Bardzo ci dzi臋kuj臋.
Z nim b臋dziesz bezpieczna.
Nie b臋d臋 bezpieczna z nikim, kto do nas przychodzi. 艢wietnie o tym wiesz.
B臋dziesz. Gdybym nie by艂 tego pewien, nie da艂bym ci wolnego. To wielka szycha. Nie b臋dzie ryzykowa艂 swojego dobrego imienia. Jest zbyt znany, 偶eby nara偶a膰 si臋 na skandal. Je艣li m贸wi, 偶e chce z tob膮 porozmawia膰, to znaczy, 偶e nic innego nie wchodzi w gr臋. Chyba 偶e...
WYBRANKA MILIONERA 29
Chyba 偶e co?
Chyba 偶e zdecydujesz inaczej...
Ani my艣l臋.
Wi臋c w czym problem? Masz wolny wiecz贸r. Wykorzystaj go. Odetchnij troch臋. Oderwij si臋 od pracy.
Mattie czu艂a si臋 manipulowana, chocia偶 perspektywa wolnego wieczoru bez biegania mi臋dzy stolikami, bez 艣l臋czenia nad ksi膮偶kami, bez Franka, n臋ci艂a.
Je艣li oka偶e si臋, 偶e natr臋t nie czeka na ni膮 przy wyj艣ciu, tym lepiej. P贸jdzie sama do jakiego艣 baru, posiedzi w spokoju, zastanowi si臋 nad swoj膮 sytuacj膮. Do domu nie chcia艂a wraca膰. Wiedzia艂a, 偶e Franka nie zastanie, ale i tak czu艂aby si臋 tam jak w klatce.
Natr臋t jednak czeka艂.
- Jak pan to zrobi艂? - zaatakowa艂a go z miejsca.
Jak rozz艂oszczona kotka, pomy艣la艂. Kotka, kt贸r膮
zamierza艂 poskromi膰. Kotka, kt贸ra rzuci艂aby si臋 na niego z pazurami, gdyby spr贸bowa艂 j膮 dotkn膮膰, cho膰by tylko kurtuazyjnie. Otworzy艂 drzwi i przepu艣ci艂 j膮.
- Harry pani nie powiedzia艂?
Powiedzia艂 tylko, 偶e da艂 mu pan swoj膮 wizyt贸wk臋 i 偶e jest pan licz膮cym si臋 cz艂owiekiem w City. - Mattie pos艂a艂a mu tyle偶 wrogie, co podejrzliwe spojrzenie. - Na mnie nie robi to wra偶enia. Zna pan zasady.
Ale ci膮gle nie znam imienia.
30
CATHY WILLIAMS
S艂ucham?
Znam zasady, ale nadal nie wiem, jak ma pani na imi臋.
Matilda.
Matilda. Nie pasuje do pani to imi臋 - stwierdzi艂 rozbawionym tonem.
Nie? Za powa偶ne? Wola艂by pan bardziej frywolne?
Zawsze jest pani taka napastliwa, Matildo?
Mattie - mrukn臋艂a. - Znajomi nazywaj膮 mnie Mattie. Nie znosz臋, kiedy kto艣 zwraca si臋 do mnie: Matildo. - Zaczerwieni艂a si臋, jakby wyjawi艂a natr臋towi tajemnic臋 pa艅stwow膮.
Dlaczego?
Za ca艂膮 odpowied藕 wzruszy艂a ramionami.
A zatem, Mattie, zabieram pani膮 do hotelu. - Dominic podni贸s艂 r臋k臋, chc膮c przywo艂a膰 taks贸wk臋.
Do hotelu? Wykluczone. - Cofn臋艂a si臋 o krok.
Nie powiedzia艂em przecie偶, 偶e zamierzam wynaj膮膰 pok贸j. Chc臋 pani膮 zabra膰 do hotelu w Covent Garden. Cz臋sto tam zagl膮dam, kiedy pracuj臋 do p贸藕na. Jest tam barek otwarty ca艂膮 dob臋 i zawsze pe艂en ludzi. - Pomimo tych zapewnie艅 patrzy艂a na niego nieufnie.
Jedzie pani ze mn膮 czy nie? Je艣li nie, mo偶e by膰 pani pewna, 偶e wi臋cej mnie nie zobaczy. Je艣li tak, prosz臋 zapomnie膰 o nieufno艣ci i wsiada膰 do taks贸wki.
Czeka艂, a偶 Mattie podejmie decyzj臋, i zastana-
WYBRANKA MILIONERA 31
wia艂 si臋, co zrobi, je艣li ona si臋 wycofa. Dlaczego w og贸le j膮 zaprosi艂? Zrz膮dzenie losu? Znudzenie kobietami, z kt贸rymi zwykle si臋 spotyka艂? Poszukiwanie kogo艣 pod ka偶dym wzgl臋dem r贸偶nego od Rosalind? Co艣 innego? Nie, nic innego.
W ka偶dym razie je艣li dziewczyna si臋 teraz wycofa, nie b臋dzie jej d艂u偶ej prze艣ladowa艂. Ju偶 i tak wystarczaj膮co si臋 wyg艂upi艂.
Dobrze. - Mattie wzruszy艂a ramionami i zbli偶y艂a si臋 do czekaj膮cej taks贸wki. Natr臋t otworzy艂 drzwi: gest, do kt贸rego nie by艂a przyzwyczajona.
Nie wiem, jak si臋 pan nazywa - powiedzia艂a, kiedy ju偶 si臋 usadowili na tylnym siedzeniu.
Dominic Drecos.
Dominic Drecos - powt贸rzy艂a, zastanawiaj膮c si臋 nad czym艣 intensywnie. - I jest pan znacz膮c膮 figur膮 w City, tak?
Mo偶na tak powiedzie膰. - Informacja najwyra藕niej nie zrobi艂a na dziewczynie 偶adnego wra偶enia i Dominic poczu艂 dziecinn膮 ch臋膰 zaimponowania jej, podkre艣lenia swojej pozycji. -Zajmuj臋 si臋 funduszami korporacyjnymi. Fuzje, wykupywanie ma艂ych firm, to moja bran偶a. Poza tym nieruchomo艣ci: kupuj臋, remontuj臋 i sprzedaj臋 z zyskiem.
Rozumiem. - Odwr贸ci艂a g艂ow臋 i utkwi艂a spojrzenie w oknie: rz臋siste 艣wiat艂a wielkiego miasta, neony, billboardy... Ruchliwe, t臋tni膮ce 偶yciem centrum Londynu. Ucieka艂a przed wzrokiem towarzysza.
Od dawna nie rozmawia艂a prywatnie z 偶adnym
32 CATHY WILLIAMS
facetem. Na swoim roku nie zna艂a nikogo, unika艂a kontakt贸w towarzyskich, z go艣膰mi w klubie z zasady nie wdawa艂a si臋 w pogaw臋dki. Pozostawa艂 Frank, ale z nim dawno straci艂a kontakt.
To znaczy, 偶e nie mieszka pan w Londynie? - zapyta艂a.
Sk膮d ten wniosek?
St膮d, 偶e po pracy idzie pan do hotelu.
Mam mieszkanie w Chelsea, ale lubi臋 po pracy wpa艣膰 na kaw臋 do tego hotelu. Na kaw臋 albo na kolacj臋, kiedy trzeba jeszcze om贸wi膰 jakie艣 kwestie zwi膮zane z prac膮. - Nie wspomnia艂, 偶e ma w hotelu sw贸j penthouse, z kt贸rego czasami korzysta, kiedy nie chce mu si臋 wraca膰 do domu.
Penthouse? W hotelu? Wystraszy艂by j膮 tylko tak膮 informacj膮. A tego za nic w 艣wiecie nie chcia艂.
Co na to pa艅ska 偶ona? Nie narzeka, 偶e tak p贸藕no wraca pan do domu? - W艂a艣ciwie by艂o jej wszystko jedno, czy jest 偶onaty, czy nie, a jednak ciekawo艣膰 wzi臋艂a g贸r臋.
Gdybym by艂 偶onaty, nie zaprasza艂bym pani teraz na kaw臋. - Zabrzmia艂o to tak ch艂odno, 偶e po偶a艂owa艂a niewczesnego pytania. - Nie przeszkadza to pani, 偶e klienci w klubie traktuj膮 kelnerki tak lekcewa偶膮co?
Na szcz臋艣cie nie musia艂a g艂owi膰 si臋 nad odpowiedzi膮, bo taks贸wka stan臋艂a przed hotelem. Czu艂a jednak, 偶e to zawieszone w powietrzu pytanie wr贸ci jeszcze, b臋dzie musia艂a na nie odpowiedzie膰.
WYBRANKA MILIONERA 33
- Jestem nieodpowiednio ubrana - b膮kn臋艂a, spogl膮daj膮c na eleganck膮 fasad臋 budynku.
Drecos mia艂 racj臋: mimo p贸藕niej pory w hotelowym foyer pe艂no by艂o ludzi. Wytwornych ludzi, pewnych siebie i zamo偶nych.
Mattie wcisn臋艂a d艂onie do kieszeni kurtki i ruszy艂a za swoim towarzyszem w stron臋 barku.
Tutaj panuje ca艂kowita swoboda, nikt nie zwraca uwagi na str贸j - szepn膮艂, dodaj膮c jej otuchy. - Nie ma powod贸w, by czu膰 si臋 nieswojo.
Nie czuj臋 si臋 nieswojo.
Nie? - Zatrzyma艂 si臋 na moment i spojrza艂 na ni膮 uwa偶nie.
Mattie u艣miechn臋艂a si臋 ostro偶nie.
- Mo偶e troch臋.
Pi臋kny u艣miech, pomy艣la艂. U艣miech, kt贸ry 艣wiadczy艂 o poczuciu humoru, delikatno艣ci i inteligencji, kryj膮cych si臋 pod mask膮 cynicznej nieprzyst臋pno艣ci.
Prosz臋 zaj膮膰 dla nas stolik, a ja p贸jd臋 zam贸wi膰. Co dla pani?
Na pewno nie szampan. Zbyt cz臋sto sama musz臋 go serwowa膰. Obrzyd艂 mi, zreszt膮 nigdy chyba nie lubi艂am szampana - doda艂a szybko. - Napij臋 si臋 kawy. Bezkofeinow膮 prosz臋, je艣li maj膮 tu tak膮.
Maj膮 tu wszystko.
Mattie usiad艂a przy okr膮g艂ym stoliku z granitowym blatem i rozejrza艂a si臋 po wn臋trzu pe艂nym ludzi: m艂odych, radosnych, kolorowych, przybywaj膮cych z zupe艂nie innego ni偶 jej w艂asny 艣wiata.
34
CATHY WILLIAMS
Ju偶 mniej... zak艂opotana? - zapyta艂 Drecos, stawiaj膮c przed ni膮 fili偶ank臋.
Nie by艂am zak艂opotana - sprostowa艂a twardo. - By艂am z艂a, bo poczu艂am si臋 wmanipulowana. Przez pana. Zrobi艂 pan wszystko, 偶ebym posz艂a na t臋 kaw臋.
Mog艂a pani odm贸wi膰. Nikt pani nie kaza艂 wsiada膰 do taks贸wki i przyje偶d偶a膰 tutaj. - Spojrza艂 na ni膮 tak, 偶e si臋 zaczerwieni艂a, opu艣ci艂a szybko wzrok i upi艂a 艂yk kawy. - Nie odpowiedzia艂a pani na moje pytanie. Go艣cie w klubie musz膮 napawa膰 pani膮 obrzydzeniem. Dlaczego pani tam pracuje?
Nie napawaj膮 obrzydzeniem. Wi臋kszo艣膰 ludzi, kt贸rzy do nas przychodz膮, stara si臋 by膰 mi艂a.
Nie wierz臋, 偶eby darzy艂a ich pani sympati膮.
- Dlaczego? - Mattie wzruszy艂a ramionami.
Nie chcia艂a, by dostrzeg艂, 偶e ta rozmowa wprawia j膮 w zak艂opotanie.
Mo偶e dlatego, 偶e mnie samego mierzi ten typ ludzi. Tamtego wieczoru pojawi艂em si臋 w klubie, bo m贸j klient koniecznie chcia艂 posmakowa膰 „nocnego 偶ycia Londynu".
Chce pan powiedzie膰, 偶e 藕le si臋 pan tam czu艂?
Nieszczeg贸lnie. Dop贸ki nie zobaczy艂em pani.
By艂o w tym stwierdzeniu co艣 tak szokuj膮co bezpo艣redniego, 偶e Mattie nie wiedzia艂a, jak zareagowa膰, a Drecos nie pr贸bowa艂 przerwa膰 przeci膮gaj膮cego si臋 milczenia.
- Ju偶 m贸wi艂am - odezwa艂a si臋 w ko艅cu. - Pracuj臋 tam, bo pieni膮dze s膮 spore i... - Zamilk艂a i zacz臋艂a
WYBRANKA MILIONERA
35
obraca膰 fili偶ank臋 w palcach, potem podnios艂a j膮 powoli do ust.
Z pewno艣ci膮 nie by艂a pierwsz膮 naiwn膮, ale czu艂 si臋 przy niej jak z艂y wilk z bajki.
Dlaczego zdecydowa艂a si臋 pani na nocn膮 prac臋? - zapyta艂, cho膰 w gruncie rzeczy interesowa艂o go co艣 innego: dlaczego dziewczyna, kt贸ra pracuje w nocnym klubie, co wymaga艂o umiej臋tno艣ci radzenia sobie w najr贸偶niejszych sytuacjach, peszy si臋, kiedy kto艣 m贸wi jej komplement?
A pan, dlaczego nie jest 偶onaty? - Mattie wysun臋艂a brod臋 i spojrza艂a mu prosto w oczy.
Skoro on daje sobie prawo pyta膰 j膮 o prywatne sprawy, dlaczego ona nie mia艂aby zrobi膰 tego samego?
- A powinienem by膰? - Nie lubi艂 m贸wi膰 o sobie,
zawsze unika艂 takich rozm贸w. Teraz z kolei on si臋
zaczerwieni艂 i dopi艂 szybko resztk臋 drinka.
- Nie jest pan stary i... - Mattie zamilk艂a.
Jeszcze moment, a zacz臋艂aby wymienia膰 jego
mocne strony. Niebezpieczny temat.
Kiedy podnios艂a wzrok, zobaczy艂a b艂ysk rozbawienia w oczach Drecosa.
- Ca艂y zamieniam si臋 w s艂uch - zach臋ci艂 j膮.
Jest pan zapewne zamo偶ny - podj臋艂a. - Ma pan dobr膮 pozycj臋 w 艣wiecie biznesu.
Co艣 jeszcze?
Tak. Jest pan pewny siebie. Lubi manipulowa膰 lud藕mi. I nie nale偶y zapomina膰 o pa艅skim przero艣ni臋tym ego.
36
CATHY WILLIAMS
- Hm... My艣li pani, 偶e to wystarczaj膮ce kwalifikacje na dobrego m臋偶a?
Ich oczy spotka艂y si臋 i to Mattie pierwsza odwr贸ci艂a wzrok. Jaki艣 wewn臋trzny g艂os m贸wi艂 jej, 偶e rozmowa zaczyna zmierza膰 w niebezpiecznym kierunku.
Mo偶e po prostu nie spotka艂 pan jeszcze tej w艂a艣ciwej - stwierdzi艂a i szybko zmieni艂a temat: - Jak pan odkry艂 to miejsce? - zapyta艂a.
Kupi艂em ten hotel, odnowi艂em go i sprzeda艂em z zyskiem. - Spojrza艂 na ni膮 i raptem wyobrazi艂 sobie, 偶e trzyma j膮 w ramionach, nag膮, ogarni臋t膮 nami臋tnym uniesieniem.
Odchrz膮kn膮艂 i wyprostowa艂 si臋.
- Wspomina艂em, 偶e takimi rzeczami te偶 si臋 zajmuj臋.
Mattie chcia艂a dowiedzie膰 si臋 czego艣 wi臋cej. Chcia艂a, 偶eby m贸wi艂 o sobie, chocia偶 zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e to bez sensu.
Interesuj膮ce. Jak pan wszed艂 w 艣wiat biznesu? Trzeba dysponowa膰 ogromnym kapita艂em, 偶eby zaistnie膰 na rynku nieruchomo艣ci. Szczeg贸lnie w Londynie.
Studiowa艂em ekonomi臋. Najpierw zacz膮艂em dzia艂a膰 w finansach, dopiero potem wszed艂em w sektor nieruchomo艣ci.
W takim razie musia艂o si臋 panu powie艣膰 na rynku kapita艂owym - stwierdzi艂a z niewinn膮 min膮.
Dominic pos艂a艂 jej przeci膮g艂e spojrzenie spod
WYBRANKA MILIONERA 37
przymkni臋tych powiek, ale uda艂a, 偶e nie rozumie jego znaczenia.
Po prostu mia艂em kapita艂.
Aha. - Jasne. Rodzinne pieni膮dze. W艂a艣ciwie nie musia艂a zgadywa膰. Czu艂o si臋, 偶e urodzi艂 si臋 w bogatej rodzinie, ale chcia艂a, 偶eby sam to powiedzia艂 g艂o艣no i wyra藕nie.
Oto jeszcze jeden pow贸d, dla kt贸rego powinna trzyma膰 si臋 z dala od tego cz艂owieka. Wsta膰 i uciec, zanim na dobre rzuci na ni膮 czar.
Kim... kim byli pa艅scy rodzice?
Czy to wa偶ne?
Dla mnie tak.
Ojciec zajmuje si臋 statkami.
Moja matka by艂a sprz膮taczk膮. Umar艂a dziesi臋膰 lat temu. Ojciec by艂 stolarzem, mieszka w Bournemouth. Czasami jeszcze zajmuje si臋 stolark膮, dla przyjemno艣ci, a pracuje jako majster w fabryce mebli. - Mattie podnios艂a si臋 z uprzejmym u艣miechem.
By艂o jej przykro, 偶e nigdy wi臋cej nie zobaczy ju偶 tego cz艂owieka, ale wiedzia艂a, 偶e tak musi by膰. Zbyt wiele ich dzieli艂o.
- Dzi臋kuj臋 za kaw臋. Nie, prosz臋 mnie nie od
prowadza膰, z艂api臋 taks贸wk臋. - Nie mog艂aby wsi膮艣膰
teraz do metra. Zanim zd膮偶y艂 zareagowa膰, odwr贸ci艂a si臋 i ruszy艂a szybkim krokiem do wyj艣cia.
ROZDZIA艁 TRZECI
- O nie, nie zrobi pani tego.
Us艂ysza艂a pospieszne kroki za plecami, zaraz potem jego g艂os, a u艂amek sekundy p贸藕niej chwyci艂 j膮 za rami臋 i odwr贸ci艂 ku sobie.
Rzuca mi pani w twarz, 偶e matka by艂a sprz膮taczk膮, a ojciec stolarzem i ucieka, nie daj膮c mi szansy powiedzie膰 s艂owa.
Nie uciekam. Wracam do domu. Powinien pan rozumie膰 r贸偶nic臋.
Prosz臋 si臋 nie wykr臋ca膰. Dla mnie to ucieczka. - Trzymaj膮c j膮 mocno za rami臋, uni贸s艂 woln膮 d艂o艅 i zatrzyma艂 taks贸wk臋. - Gdzie pani mieszka, Mat-tie? Odwioz臋 pani膮 do domu. Porozmawiamy w drodze.
Nie!
Odwiezie j膮 do domu? A je艣li zobaczy ich Frank? Ma艂o prawdopodobne, ale nie mog艂a wykluczy膰 takiej mo偶liwo艣ci. Frank po kilku piwach potrafi艂 by膰 nieobliczalny. Wyobrazi艂a sobie, jak wypada z domu, rzuca si臋 na Drecosa... Przeszed艂 j膮 zimny dreszcz. Doskonale wiedzia艂a, kto wyszed艂by zwyci臋sko z tego starcia i nie by艂by to na pewno jej nowy znajomy, kt贸ry w艂a艣nie otwiera艂 drzwi taks贸wki.
WYBRANKA MILIONERA
39
Dlaczego nie? - zapyta艂, nachylaj膮c si臋 i w tej samej chwili Mattie wtuli艂a si臋 w k膮t niczym wystraszony kr贸lik.
Bo...
Bo co?
Nie chcia艂a, 偶eby Frank, o ile jeszcze nie spa艂, zobaczy艂, 偶e kto艣 odwozi j膮 do domu? I wyci膮gn膮艂 fa艂szywe wnioski? Po tym wszystkim, przez co za jego spraw膮 przesz艂a, nie chcia艂a go zrani膰? A mo偶e nie chcia艂a, 偶eby Drecos dowiedzia艂 si臋, 偶e ma ch艂opaka?
- Z zasady nie podaj臋 swojego adresu obcym,
a ju偶 na pewno nie komu艣, kto bywa w naszym
klubie.
Dominic si臋 skrzywi艂. Rozumia艂 zastrze偶enia Mattie, z drugiej strony czu艂 si臋 dotkni臋ty, 偶e ma go za kogo艣, kto m贸g艂by jej zagra偶a膰. Owszem, kiedy pierwszy raz j膮 zobaczy艂, zareagowa艂 w spos贸b prosty, je艣li nie prymitywny: pomy艣la艂 wtedy, 偶e ch臋tnie by si臋 z ni膮 przespa艂. Od tamtej chwili jego odczucia zd膮偶y艂y si臋 nieco wysublimowa膰: chcia艂 lepiej pozna膰 dziewczyn臋, a na to potrzebowa艂 czasu.
- W takim razie pozostaje nam jecha膰 do mnie.
Mattie omal nie parskn臋艂a 艣miechem na t臋 propozycj臋, cho膰 trzeba przyzna膰, 偶e przez u艂amek sekundy, przez jedno mgnienie by艂a gotowa j膮 przyj膮膰.
Nic z tego.
Usi膮dziemy w holu na dole i doko艅czymy rozmow臋. - Tu Dominic poda艂 adres kierowcy.
40
CATHY WILLIAMS
Mattie, zaskoczona takim obrotem rzeczy, 偶achn臋艂a si臋:
Jak pan 艣mie?! Trzeba mie膰 naprawd臋 nie lada tupet.
Nie uciekaj przede mn膮, Mattie - powiedzia艂 spokojnie. - Je艣li kto艣 mnie zainteresuje, nie ucieknie przede mn膮.
A ja pana zainteresowa艂am?
Tak.
Zrobi艂o si臋 jej gor膮co.
Zainteresowa艂a pana atrakcyjna kelnerka z klubu nocnego, nie ja.
Mam to rozumie膰 jako stwierdzenie p艂yn膮ce z serca?
To fakty, 偶adne stwierdzenia p艂yn膮ce z serca - odparowa艂a. - Mo偶e kobiety si臋 za panem uganiaj膮, wierz膮c, 偶e kt贸ra艣 w ko艅cu zostanie pa艅sk膮 偶on膮, ale mnie pan nie nabierze. Bawi si臋 pan lud藕mi, panie Drecos.
Nie zna mnie pani przecie偶.
Mattie mrukn臋艂a co艣 niewyra藕nie, nie chc膮c przyzna膰 wprost, 偶e pobi艂 j膮 jej w艂asn膮 broni膮, zr臋cznie odwracaj膮c argument, kt贸rego przed chwil膮 sama u偶y艂a.
Nie podoba艂o si臋 jej, 偶e siedzi z Drecosem w taks贸wce, zmierzaj膮cej przez nocny Londyn prosto do jego mieszkania. Jednego jednak by艂a pewna: ten cz艂owiek nie k艂amie. Je艣li powiedzia艂, 偶e usi膮d膮 w holu na dole, 偶eby porozmawia膰, to tak b臋dzie.
WYBRANKA MILIONERA 41
Jedyny problem w tym, 偶e ona nie mia艂a ochoty na rozmowy.
Nieprawda, poprawi艂a si臋 w my艣lach: chcia艂a z nim porozmawia膰, chocia偶 wiedzia艂a, 偶e nie powinna.
Czu艂a, jak wzbieraj膮 w niej emocje gotowe przerwa膰 tam臋 samokontroli.
Owszem, chcia艂a porozmawia膰, ale dlaczego z nim? Ona go interesowa艂a, powiedzia艂 to wyra藕nie, ona, ale nie jej sprawy. Mia艂by ochot臋 p贸j艣膰 z ni膮 do 艂贸偶ka, nie wys艂uchiwa膰 jej opowie艣ci.
Je艣li si臋 oka偶e, 偶e nie chodzi o rozmow臋, tylko o co艣 zupe艂nie innego, natychmiast jad臋 do domu - zastrzeg艂a.
W porz膮dku.
Kiedy podjechali pod dom, zwr贸ci艂a si臋 do kierowcy:
Prosz臋 zaczeka膰 kilka minut, by膰 mo偶e zaraz b臋d臋 wraca艂a.
Tak jest, prosz臋 pani.
I co, akceptujesz warunki? - zapyta艂 Drecos, kiedy weszli do holu. - Mo偶emy usi膮艣膰 tutaj. Jak widzisz, nie b臋dziemy sami. Jest portier. Ma na imi臋 Charlie i wystarczy zawo艂a膰, a jestem pewien, 偶e w jednej chwili przybiegnie ci na pomoc, gdyby艣 uzna艂a, 偶e potrzebujesz pomocy.
Bardzo zabawne.
Odprawisz taks贸wk臋 czy jednak zamierzasz ucieka膰?
To pytanie przes膮dzi艂o spraw臋. Mia艂aby si臋
42
CATHY WILLIAMS
okaza膰 tch贸rzem? Nigdy. Tak przynajmniej wyt艂umaczy艂a sobie swoj膮 decyzj臋. Odwr贸ci艂a si臋 bez s艂owa i wysz艂a, pozostawiaj膮c go w przekonaniu, 偶e faktycznie stch贸rzy艂a... po czym szybko wr贸ci艂a.
Jej powr贸t sprawi艂 mu nieoczekiwan膮 rado艣膰. Nie m贸g艂 w to uwierzy膰, ale si臋 ucieszy艂.
Patrzy艂, jak podchodzi do niego z t膮 swoj膮 czujn膮, nieufn膮 min膮.
Napijesz si臋 czego艣?
Jakim sposobem? Nie widz臋 automat贸w.
Zgadza si臋, nie ma automat贸w, ale za twoimi plecami jest kuchnia i Charlie mo偶e zrobi膰 nam kaw臋 albo herbat臋, na co masz ochot臋. Mo偶e nawet znajd膮 si臋 jakie艣 kanapki.
Kawa wystarczy.
Zdejmij kurtk臋 i siadaj, prosz臋.
Niewiele apartamentowc贸w w Londynie mia艂o ca艂odobowego portiera i takie hole jak ten: przestronny, z wygodnymi kanapami i fotelami, pe艂en kwiat贸w.
Ci膮gle jeszcze sta艂a, kiedy Dominic wr贸ci艂 z dwoma kubkami kawy i talerzykiem biszkopt贸w umieszczonym na jednym z nich.
- Bardzo tu 艂adnie - powiedzia艂a Mattie uprzej
mie, siadaj膮c w fotelu vis a vis miejsca, kt贸re wybra艂
sobie Dominic.
Pasowa艂 do tego luksusowego wn臋trza. Marmury, mosi臋偶ne detale wyko艅czeniowe, kryszta艂owe 偶yrandole... sceneria, w kt贸rej obracaj膮 si臋 ludzie wp艂ywowi i bogaci.
WYBRANKA MILIONERA
43
A wi臋c tutaj mieszkasz... - Mattie upi艂a 艂yk kawy.
Owszem - przytakn膮艂.
Drecosowi najwyra藕niej nie przeszkadza艂o, jak Mattie wygl膮da, ale ona uwa偶a艂a, 偶e powinna raz jeszcze uzmys艂owi膰 mu dziel膮ce ich r贸偶nice.
Na dobre osiad艂e艣 w Londynie?
Tak, Londyn to moja baza, ale du偶o podr贸偶uj臋.
Jasne. Na pewno cz臋sto odwiedzasz rodzic贸w w Grecji.
Mi臋dzy innymi.
Mi臋dzy innymi?
Mam na my艣li podr贸偶e w interesach. Nowy Jork, Pary偶, ostatnio Bliski Wsch贸d.
I do czego te podr贸偶e maj膮 prowadzi膰? Budujesz globaln膮 korporacj臋? - Mattie za艣mia艂a si臋 i upi艂a 艂yk kawy. - Z tego, co m贸wisz, wynika, 偶e prowadzisz interesy na wielk膮 skal臋. A po pracy odpoczywasz w klubach nocnych?
Kiedy chc臋 odpocz膮膰, wyje偶d偶am do Cots-wolds. Mam tam dom. Je艣li b臋dziesz siedzia艂a tak na brze偶ku fotela, zaraz spadniesz.
Mattie przesun臋艂a si臋 i zagadn臋艂a:
Uciekasz w wiejskie zacisze?
Mo偶na tak powiedzie膰. - Spojrza艂 na ni膮 z rozbawieniem. - Teraz oskar偶ysz mnie, 偶e 偶yj臋 w luksusie?
Mattie wzruszy艂a ramionami.
- O nic ci臋 nie oskar偶am. I nie oskar偶a艂am, je艣li
to sugerujesz.
44 CATHY WILLIAMS
Nie? To co w takim razie robi艂a艣?
Da艂am tylko jasno do zrozumienia, 偶e nie p贸jdziemy razem do 艂贸偶ka, wbrew twojemu przekonaniu, 偶e mo偶esz mie膰 wszystko, co chcesz.
Usi膮d藕 obok mnie, tu na kanapie, i powt贸rz to, co w艂a艣nie powiedzia艂a艣.
Mattie jakby pr膮d porazi艂, ale spojrza艂a na Dreco-sa z najwy偶szym niedowierzaniem.
Tak si臋 zwracasz do kobiet, z kt贸rymi si臋 umawiasz?
Nie, raczej nie.
Ot贸偶 to. Poniewa偶 pracuj臋 w klubie nocnym, wydaje ci si臋, 偶e mo偶esz zachowywa膰 si臋 wobec mnie lekcewa偶膮co, bo przecie偶 jestem tylko kelnerk膮.
Poniewa偶 kobiety, z kt贸rymi si臋 nie umawiam, nie maj膮 problemu z tym, 偶eby usi膮艣膰 obok mnie. Za艂o偶ywszy, 偶e siedzia艂bym z kt贸r膮艣 z nich tutaj, w holu.
Jasne, pomy艣la艂a Mattie z irytacj膮. Pojechaliby艣cie wind膮 do twojego mieszkania, zamiast tkwi膰 tutaj.
Powiedz, by艂aby艣 wobec mnie taka agresywna, gdyby nie to, 偶e poznali艣my si臋 w klubie? Gdybym nie wiedzia艂, co robisz, gdzie pracujesz...?
W og贸le by艣my si臋 nie poznali.
Nie odpowiedzia艂a艣 na moje pytanie.
Nie jestem agresywna. Jestem realistk膮. 呕yjemy w r贸偶nych 艣wiatach. Sp贸jrz, jak jeste艣 ubrany, na lito艣膰 bosk膮. Nie powiesz mi, 偶e kupi艂e艣 ten
WYBRANKA MILIONERA 45
garnitur w pierwszym lepszym sklepie z konfekcj膮 m臋sk膮 na Oxford Street.
- Taka rozmowa prowadzi donik膮d. Po co w ta
kim razie przyjecha艂a艣 tu ze mn膮?
Mattie si臋 zaczerwieni艂a.
Zmusi艂e艣 mnie.
Nie b膮d藕 艣mieszna. Nie r贸b z siebie ofiary okoliczno艣ci. Tak si臋 w艂a艣nie czujesz? Tak si臋 widzisz?
Nic nie rozumiesz.
Spr贸buj mi wyja艣ni膰.
Chc臋 wr贸ci膰 do domu.
Jeszcze nie teraz. Jed藕my do mojego mieszkania, zamiast siedzie膰 tutaj, w holu.
Dzi臋kuj臋, ale nie skorzystam z zaproszenia.
Uwa偶asz, 偶e jestem niebezpieczny?
Wol臋 mie膰 si臋 na baczno艣ci.
Wi臋c jednak uwa偶asz, 偶e mog臋 si臋 sta膰 niebezpieczny.
Do艣膰 wyra藕nie powiedzia艂e艣, jakie masz intencje.
Mam jedn膮 zasad臋, kt贸rej si臋 trzymam: nigdy nie dotkn臋 kobiety, je艣li ona tego nie chce. Jed藕my na g贸r臋.
Dobrze. Daj臋 ci p贸艂 godziny, po czym wracam do domu. I nie chc臋, 偶eby艣 szuka艂 mnie potem w klubie. Jasne?
Dominic podni贸s艂 si臋 z kanapy, czeka艂. Mattie mia艂a jeszcze czas, 偶eby si臋 zastanowi膰, co w艂a艣nie zrobi艂a. Zgodzi艂a si臋 pojecha膰 do jego mieszkania
46 CATHY WILLIAMS
Kolejne ust臋pstwo. Kolejny krok, kt贸ry m贸g艂 si臋 okaza膰 gro藕ny w skutkach, tak w ka偶dym razie czu艂a.
Ale powiedzia艂a mu przynajmniej, 偶e nie chce go wi臋cej widzie膰.
W milczeniu wjechali wind膮 na g贸r臋.
Spodziewa艂a si臋 luksusu, ale na taki nie by艂a przygotowana.
Wspania艂e parkiety przykryte perskimi dywanami, du偶a, otwarta przestrze艅, niskie meble o czystych liniach, w cz臋艣ci jadalnej st贸艂 ze szklanym blatem w drewnianej ramie, bia艂e 艣ciany, na 艣cianach obrazy. I kuchnia, do kt贸rej Drecos si臋 w艂a艣nie kierowa艂, odgrodzona od otwartej przestrzeni p贸艂kolistym granitowym barkiem.
- Podoba ci si臋? - zapyta艂, w艂膮czaj膮c ekspres do
kawy.
Mattie obliza艂a nerwowo wargi i usiad艂a na wysokim sto艂ku przy kuchennym blacie.
Trudno, 偶eby to wn臋trze si臋 nie podoba艂o.
Gdzie mieszkasz? - Podsun膮艂 jej bia艂y prosty kubek i usiad艂 naprzeciwko niej.
Tego w艂a艣nie si臋 ba艂a: zosta膰 z nim sam na sam. Ale zirytowa艂 j膮, kiedy powiedzia艂, 偶e uwa偶a si臋 za biern膮 ofiar臋 okoliczno艣ci. Musia艂a zareagowa膰, pokaza膰, 偶e nie jest ofiar膮, 偶e potrafi panowa膰 nad sytuacj膮.
- To informacja zastrze偶ona. - Oboje unie艣li
kubki do ust i ich oczy si臋 spotka艂y.
Dominic musia艂 przyzna膰, 偶e patrzenie na twarz Mattie sprawia mu przyjemno艣膰. I nie chodzi艂o
WYBRANKA MILIONERA
47
tylko o pi臋kne rysy, roz艣wietlone zielone oczy, o d艂ugie g臋ste popielatoblond w艂osy. Nie. Poci膮ga艂a go inteligencja i poczucie humoru emanuj膮ce z tej twarzy. Inteligencja i poczucie humoru, kt贸re stara艂a si臋 skrywa膰 pod mask膮 agresji, wrogo艣ci tak do niej niepasuj膮cej.
Tak jak sprawia艂o mu przyjemno艣膰 patrzenie na jej twarz, tak bawi艂y go s艂owne z ni膮 potyczki.
Rzuci艂a mu r臋kawic臋, kt贸rej nie m贸g艂 nie podj膮膰.
呕e te偶 od razu si臋 nie domy艣li艂em - stwierdzi艂 k膮艣liwie i upi艂 艂yk kawy. - Co robisz, kiedy nie pracujesz?
Dlaczego pytasz?
Bo to pytanie zwykle pada, kiedy dwoje ludzi zaczyna ze sob膮 rozmawia膰.
Co ma mu odpowiedzie膰? Dlaczego ten cz艂owiek tak bardzo wytr膮ca j膮 z r贸wnowagi? Wiedzia艂a, 偶e wi臋cej si臋 nie zobacz膮, nie mia艂a zatem powodu uchyla膰 si臋 od odpowiedzi.
Staram si臋 odsypia膰 zarwane noce, kiedy tylko mog臋.
Od dawna pracujesz w klubie?
- Mniej wi臋cej od o艣miu miesi臋cy.
Wpatrywa艂a si臋 w niego ca艂y czas tymi wielkimi
zielonymi oczami, jakby spodziewa艂a si臋, 偶e w ka偶dej chwili mo偶e wykona膰 jaki艣 gwa艂towny ruch, rzuci膰 si臋 na ni膮, zmuszaj膮c do odparcia ataku.
Zdj臋艂a kurtk臋, podwin臋艂a r臋kawy bluzy, ods艂a-niaj膮c r臋ce do 艂okci. Na przegubie mia艂a tani, plastikowy zegarek na szerokim r贸偶owym pasku.
48
CATHY WILLIAMS
Mia艂a racj臋, m贸wi膮c, 偶e 偶yj膮 w ca艂kowicie r贸偶nych 艣wiatach. Rosalind na przyk艂ad nie uznawa艂a 偶adnych zegark贸w poza rolexem.
Ale dlaczego por贸wnuje Mattie z Rosalind? przecie偶 nie zamierza si臋 z ni膮 wi膮za膰. To ma by膰 tylko przelotna przygoda. Z nikim nie zamierza艂 si臋 wi膮za膰 na d艂u偶ej po ostatnich do艣wiadczeniach.
- A wcze艣niej?
Mattie wzruszy艂a ramionami.
Wcze艣niej pracowa艂am w restauracji.
A wi臋c 艣pisz w dzie艅, a w nocy zaczynasz 偶y膰. Jak wampir.
Nie przesypiam ca艂ego dnia - 偶achn臋艂a si臋. - Mam... r贸偶ne sprawy.
Na przyk艂ad?
Wola艂abym, 偶eby艣 nie zadawa艂 tylu pyta艅.
A ja bardzo bym si臋 cieszy艂, gdyby艣 przesta艂a traktowa膰 mnie jak czarny charakter z tandetnej powie艣ci dla kobiet.
U艣miechn膮艂 si臋 i Mattie, wbrew sobie, odpowiedzia艂a u艣miechem.
A teraz powiedz mi, jakie to masz „sprawy", Kt贸re nie pozwalaj膮 ci spa膰 w dzie艅.
Studiuj臋 - powiedzia艂a cicho, z艂a, 偶e udzieli艂a mu tej informacji.
Co, je艣li wolno wiedzie膰?
Marketing - rzuci艂a kr贸tko.
Marketing?
Tak - przytakn臋艂a z jeszcze wi臋ksz膮 irytacj膮 i natychmiast przypomnia艂y si臋 jej wszystkie z艂o艣-
WYBRANKA MILIONERA
49
liwo艣ci wyg艂aszane przez Franka na temat jej ambicji, braku zdolno艣ci i odpowiedniego przygotowania
Owszem, sko艅czy艂am szko艂臋 艣redni膮 dawno temu. Owszem, troch臋 p贸藕no w moim wieku wraca膰 do nauki. Owszem, by膰 mo偶e zbyt wysoko mierz臋. Ale ja wiem, 偶e potrafi臋, 偶e dam sobie rad臋. Jestem kelnerk膮 w nocnym klubie, co jeszcze nie oznacza, 偶e nic innego nie potrafi臋. Mo偶e tak wygl膮dam, nie jestem blondynk膮 z idiotycznych kawa艂贸w, kt贸re tak bawi膮 facet贸w.
Uwa偶am, ze to doskona艂a decyzja.
S艂ucham?
Uwa偶am, ze to doskona艂a decyzja - powt贸rzy艂 Dominic.
Mattie spojrza艂a na niego uwa偶nie i szybko od-.
wr贸ci艂a wzrok.
Dlaczego dopiero teraz si臋 zdecydowa艂a艣?
Kiedy ko艅czy艂am szko艂臋 艣redni膮, nikt z moich . znajomych nie my艣la艂 o dalszej nauce. Ka偶dy chcia艂 i艣膰 od razu do pracy, zarabia膰 pieni膮dze, czu膰 si臋 doros艂ym. To nas kr臋ci艂o. - Zacz臋艂a bawi膰 si臋
pustym ju偶 kubkiem po kawie
Kiedy to by艂o?
Siedem lat temu - powiedzia艂a, czekaj膮c, 偶e
zaraz padnie sarkastyczna uwaga na temat jej osza艂amiaj膮cych osi膮gni臋膰 naukowych. Niech tylko spr贸buje, powtarza艂a sobie. Tak mu odpowie, 偶e nie b臋dzie ju偶 wi臋cej pr贸bowa艂 z niej podkpiwa膰.
- Dlaczego tak d艂ugo czeka艂a艣?
50
CATHY WILLIAMS
To nie takie proste, jak si臋 wydaje.
Trzeba tylko chcie膰, wtedy wszystko jest proste - mrukn膮艂 Dominic. - Kiedy ko艅czysz nauk臋?
W przysz艂ym tygodniu mam ostatni egzamin.
Zdasz go, odejdziesz z klubu i poszukasz sobie innej pracy?
Nie tak od razu. Potrzebuj臋 pieni臋dzy. Odejd臋 z klubu dopiero wtedy, jak trafi臋 na co艣 odpowiedniego. Zdarza si臋, 偶e prowadz膮cy kurs pomaga znale藕膰 prac臋, ale trzeba by膰 naprawd臋 dobrym.
- Wysun臋艂a brod臋 do przodu. — Tak w skr贸cie wygl膮da historia mojego 偶ycia. Niezbyt porywaj膮ca, prawda? Porozmawiali艣my sobie i chyba czas, 偶ebym si臋 zbiera艂a.
Kiedy sypiasz?
S艂ucham?
Pytam, kiedy sypiasz. Najwyra藕niej 偶yjesz na adrenalinie. Zrobi臋 ci jeszcze jedn膮 kaw臋.
- Staram si臋 sypia膰 sze艣膰 godzin na dob臋.
Je艣li Frank by艂 akurat w wyj膮tkowo pod艂ym
nastroju, potrafi艂 j膮 obudzi膰 tylko po to, 偶eby wszcz膮膰 awantur臋. A poniewa偶 by艂 tch贸rzem, to zrobiwszy to, szybko si臋 wycofywa艂 i po prostu wychodzi艂 z domu.
Prosz臋, wypij, a potem odwioz臋 ci臋 do domu. Mo偶esz te偶 przenocowa膰 tutaj. Jest do艣膰 miejsca.
Mia艂abym zosta膰 na noc u ciebie? - Mattie spojrza艂a na niego zdumiona. - Chyba zwariowa艂e艣.
- Zsun臋艂a si臋 ze sto艂ka i si臋gn臋艂a po kurtk臋 le偶膮c膮 na
blacie.
WYBRANKA MILIONERA
51
Za nic nie sp臋dzi tu nocy. Nawet gdyby zamkn臋艂a drzwi sypialni na klucz i podpar艂a jeszcze na wszelki wypadek klamk臋 krzes艂em. 艢wiadomo艣膰, 偶e Drecos jest gdzie艣 za 艣cian膮, nie pozwoli艂aby jej zmru偶y膰 oka. On by艂... by艂...
Niebezpieczny. To, co zdarzy艂o si臋 mi臋dzy nimi, by艂o niebezpieczne. Na domiar wszystkiego zbyt dobrze si臋 z nim rozmawia艂o.
Ruszy艂a energicznie do drzwi; Dominic zerwa艂 si臋, dogoni艂 j膮, wyprzedzi艂, zmuszaj膮c, by si臋 zatrzyma艂a.
Nie.
Co, nie? - zapyta艂 cicho.
Odgarn膮艂 kosmyk w艂os贸w z jej policzka, ale nie opuszcza艂 d艂oni, ci膮gle czu艂 pod palcami mi臋kki jedwab.
Nie r贸b tego - powiedzia艂a.
Nic nie robi臋. Na razie.
Mattie chcia艂a si臋 cofn膮膰 i nie by艂a w stanie zdoby膰 si臋 na najmniejszy ruch.
Powiedzia艂am, 偶e godz臋 si臋 na rozmow臋. Porozmawiali艣my.
By膰 mo偶e mamy sobie jeszcze co艣 do powiedzenia. Mo偶e jeszcze nie sko艅czyli艣my.
Obieca艂e艣...
Tak? Nie przypominam sobie, 偶ebym co艣 obiecywa艂. Nigdy nie sk艂adam obietnic, kt贸rych nie m贸g艂bym potem dotrzyma膰.
Po艂o偶y艂 d艂o艅 na jej policzku i przesun膮艂 palcem Po ustach.
52
CATHY WILLIAMS
Chcia艂bym ci臋 jeszcze zobaczy膰. Nie raz. Chcia艂bym ci臋 widywa膰.
Powiedzia艂am ju偶, to nie ma sensu.
Powiedzia艂a艣, 偶e 偶yjemy w innych 艣wiatach i 偶ebym nie my艣la艂, 偶e jeste艣 na sprzeda偶, skoro pracujesz w klubie nocnym. Ja ci na to odpowiem, 偶e nie interesuj膮 mnie kobiety, kt贸re mo偶na kupi膰, i gwi偶d偶臋 na to w jakich, ty czy ja, 偶yjemy 艣wiatach.
Zrobi艂 co艣, w co nie mog艂a uwierzy膰: zacz膮艂 przesuwa膰 palcem po wyci臋ciu jej bluzy i Mattie przywar艂a p艂asko do drzwi: chcia艂a ucieka膰, natychmiast. Albo zwin膮膰 si臋 w k艂臋bek, zamkn膮膰 w skorupie i to by艂a jedyna reakcja, na jak膮 potrafi艂a si臋 zdoby膰.
Prosz臋...
Pos艂uchaj, Mattie, wiem, co my艣lisz. Jeste艣 przekonana, 偶e chc臋 ci臋 zaci膮gn膮膰 do 艂贸偶ka...
A nie jest tak?
Chc臋 si臋 tob膮 cieszy膰.
Powiedzia艂am ju偶... - Z trudem rozpoznawa艂a w艂asny g艂os: dr偶膮cy, zd艂awiony, jakby nie mog艂a z艂apa膰 tchu.
Ty te偶 tego chcesz. - Poca艂owa艂 j膮 lekko, zaledwie musn膮艂 jej usta wargami, ale to wystarczy艂o, 偶eby m贸zg przesta艂 pracowa膰, odm贸wi艂 pos艂usze艅stwa.
Czy to zbrodnia przyzna膰, 偶e si臋 sobie podobamy?
Tym razem poca艂unek by艂 o wiele bardziej zdecydowany, znacznie gro藕niejszy.
WYBRANKA MILIONERA
53
Powiedz, to zbrodnia? - powt贸rzy艂 pytanie, podnosz膮c g艂ow臋.
Nie potrafi臋 odpowiedzie膰 na twoje pytanie. Zbijasz mnie z tropu.
To dobrze, chc臋 ci臋 zbija膰 z tropu. Ty te偶 mnie zbijasz z tropu, wprawiasz w zak艂opotanie. Chc臋, 偶eby przechodzi艂 ci臋 dreszcz, ilekro膰 zdarzy ci si臋 o mnie pomy艣le膰. Chc臋, 偶eby艣 dr偶a艂a, ilekro膰 ci臋 dotkn臋. Zostaniesz tutaj? Sp臋dzisz ze mn膮 noc?
Nie. To absurd. - Mattie pr贸bowa艂a przywo艂a膰 na pomoc resztki zdrowego rozs膮dku, resztki trze藕wej w艂adzy s膮dzenia. -Nic nas nie 艂膮czy. Nie mamy ze sob膮 nic wsp贸lnego.
Powiedzia艂bym, 偶e przeciwnie, co艣 nas jednak 艂膮czy.
Prowad藕 swoje gry z innymi kobietami. - Odepchn臋艂a jego d艂o艅.
Oboje jeste艣my doro艣li - stwierdzi艂 rzeczowo. - I poci膮gamy si臋 nawzajem. Nie mo偶esz zaprzeczy膰.
Nie zaprzecz臋, ale powtarzam, nic z tego nie b臋dzie.
Dlaczego?
Bo nie mieszkam sama. Bo tak si臋 sk艂ada, 偶e mam ch艂opaka!
ROZDZIA艁 CZWARTY
Mattie nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e zda egzaminy ko艅cowe bez najmniejszych problem贸w. Od pierwszego dnia kursu przyk艂ada艂a si臋 do pracy, chodzi艂a na zaj臋cia, oddawa艂a w terminie prace zaliczeniowe, ale koordynatorka kursu, osoba wymagaj膮ca, zasadnicza, o stanowczym sposobie bycia, powtarza艂a Mattie, 偶e oceny ocenami, ale wa偶ne jest do艣wiadczenie i sam entuzjazm nie wystarczy, kiedy przyjdzie jej si臋 zmierzy膰 z lud藕mi maj膮cymi za sob膮 lata pracy w marketingu, ale Mattie by艂a gotowa przyj膮膰 ka偶d膮 prac臋, nawet marnie p艂atn膮, byle tylko otwiera艂a mo偶liwo艣膰 dalszej kariery.
Odwiedzi艂a na razie dwie agencje po艣rednictwa pracy: nic jej nie zaproponowano, ale te偶 nie zniech臋cano, radzono czeka膰, a ona pociesza艂a si臋 my艣l膮, 偶e pocz膮tki zawsze bywaj膮 trudne.
Z drugiej strony, m贸wi艂a sobie, lepiej denerwowa膰 si臋 tym, czy i kiedy znajdzie prac臋, ni偶 my艣le膰 o Drecosie i niebezpiecze艅stwie, kt贸re o w艂os omin臋艂a.
Dzisiaj mog艂a odpocz膮膰: mia艂a wolny wiecz贸r, Frank gdzie艣 wyszed艂.
O dziwo, nie komentowa艂 faktu, 偶e sko艅czy艂a
WYBRANKA MILIONERA
55
kurs, oszcz臋dza艂 jej ostatnio swoich sta艂ych uszczypliwo艣ci, za to przesta艂 praktycznie bywa膰 w domu.
Kiedy kt贸rego艣 dnia zapyta艂a go, gdzie si臋 podziewa, burkn膮艂 co艣 ze z艂o艣ci膮 i znowu znikn膮艂.
Mattie zrzuci艂a buty, rada z panuj膮cego w domu spokoju. Przez chwil臋 zastanawia艂a si臋, czy w艂膮czy膰 telewizor, ale dosz艂a do wniosku, 偶e mo偶e si臋 obej艣膰 bez niedzielnych wiadomo艣ci wieczornych.
Usadowi艂a si臋 wygodnie w fotelu, zamkn臋艂a oczy i pozwoli艂a my艣lom b艂膮dzi膰 swobodnie. Niestety, zacz臋艂y kr膮偶y膰 niebezpiecznie blisko osoby Dominica. Frank r贸wnie dobrze m贸g艂by nie istnie膰, chocia偶 to w艂a艣nie nad ich dalsz膮 przysz艂o艣ci膮, czy te偶 raczej zako艅czeniem wypalonego zwi膮zku, powinna si臋 teraz zastanawia膰. Nie mog艂a odk艂ada膰 decyzji w niesko艅czono艣膰, czeka膰 na „w艂a艣ciwy" moment: co艣 powinna postanowi膰, im szybciej, tym lepiej.
Czy Dominic my艣la艂 o niej? Co my艣la艂?
Mia艂a jeszcze przed oczami jego zdumion膮 twarz, kiedy wychodz膮c rzuci艂a informacj臋: mam ch艂opaka.
Bardzo chcia艂a dope艂ni膰 sobie ten obraz zachowany w pami臋ci. Czy by艂 w艣ciek艂y, 偶e go zwiod艂a? Tak jakby pr贸bowa艂a go zwodzi膰! Od pocz膮tku m贸wi艂a mu wyra藕nie, 偶e nie powinien na nic liczy膰. To, 偶e by艂a kelnerk膮 w klubie nocnym, nie oznacza艂o jeszcze, 偶e idzie do 艂贸偶ka z ka偶dym, kto si臋 do niej odezwie, a jej nieprzyst臋pno艣膰 jest tylko gr膮 pozor贸w.
By膰 mo偶e Drecos tak w艂a艣nie j膮 ocenia艂. Mo偶e
56
CATHY WILLIAMS
nawet uzna艂, 偶e w ten spos贸b chcia艂a mu si臋 wyda膰 bardziej interesuj膮ca, warta zabieg贸w i stara艅. Chc膮c uciec od ma艂o przyjemnych my艣li, si臋gn臋艂a po pilota, z dwojga z艂ego gotowa jednak obejrze膰 wiadomo艣ci, kiedy odezwa艂 si臋 dzwonek.
Kto to? Z pewno艣ci膮 nie Frank: mia艂 swoje klucze. Podnios艂a si臋 z fotela, podesz艂a do drzwi, otworzy艂a je i zamar艂a na widok opartego niedbale o framug臋 niezapowiedzianego go艣cia.
Ka偶dego mog艂a si臋 spodziewa膰, tylko nie jego.
W naj艣mielszych wyobra偶eniach nie przypuszcza艂aby, 偶e zobaczy go jeszcze kiedy艣 na w艂asne oczy.
- Co tutaj robisz? - zapyta艂a z nieskrywan膮
wrogo艣ci膮, ale serce zabi艂o gwa艂townie.
Ubrany swobodnie, sportowo, wygl膮da艂 jeszcze bardziej zab贸jczo, ni偶 go zapami臋ta艂a: mia艂 na sobie be偶owe spodnie, be偶ow膮, rozpi臋t膮 pod szyj膮 koszul臋 i lu藕ny sweter. Jasny kolor ko艂nierzyka 艂adnie kontrastowa艂 z ciemn膮 karnacj膮, podkre艣laj膮c oliwkowy odcie艅 sk贸ry.
Mattie stara艂a si臋 nie okazywa膰, jakie wra偶enie wywar艂 na niej widok Drecosa.
Pomy艣la艂em, 偶e wpadn臋 obejrze膰 sobie rywala - oznajmi艂 beztrosko i nieproszony wszed艂 do mieszkania.
S艂ucham? Co pomy艣la艂e艣? Zwariowa艂e艣 chyba. Jakim sposobem zdoby艂e艣 m贸j adres? Harry ci powiedzia艂, tak?
Wszed艂 do male艅kiej bawialni, zerkaj膮c po dro-
WYBRANKA MILIONERA
57
dze na w膮skie schody, kt贸re prowadzi艂y na pi臋tro, stan膮艂 na 艣rodku pokoju i rozejrza艂 si臋 ciekawie.
- Interesuj膮ce zestawienie kolorystyczne. A ja
wyobra偶a艂em sobie, 偶e masz wi臋cej polotu - stwier
dzi艂, zwracaj膮c spojrzenie na Mattie.
Jak ona to robi, 偶e wygl膮da wspaniale nawet w starych, wypchanych spodniach od dresu i rozci膮gni臋tej koszulce?
- Gdzie tw贸j ch艂opak?
Powiedzia艂 to lekkim tonem, ale w oczach pojawi艂 si臋 twardy b艂ysk. Mattie wiedzia艂a a偶 za dobrze, co ten b艂ysk oznacza, i przeszed艂 j膮 zimny dreszcz. Przyszed艂 sprawdzi膰 prawdziwo艣膰 jej s艂贸w, mia艂 j膮 za k艂amczuch臋. Chcia艂 jej tym samym powiedzie膰, 偶e nie bierze nic na wiar臋 i oszuka膰 go nie mo偶na.
Wyszed艂. Ma na imi臋 Frank. Nie mo偶esz tu zosta膰. Je艣li ci臋 zobaczy, to...
To co?
Je艣li chcesz, 偶ebym ci臋 przeprosi艂a, w porz膮dku, przepraszam. Mog艂am powiedzie膰 ci wcze艣niej, 偶e jestem z kim艣 zwi膮zana.
Dlaczego w takim razie nie zrobi艂a艣 tego?
Nie zrobi艂am czego? - zapyta艂a.
Drecos zdawa艂 si臋 wype艂nia膰 bez reszty niewielk膮 przestrze艅. Mattie mia艂a wra偶enie, 偶e si臋 dusi, nie mog艂a zaczerpn膮膰 tchu, brakowa艂o jej tlenu w p艂ucach.
Obecno艣膰 Dominica sprawia艂a, 偶e pok贸j naraz wyda艂 si臋 jej obskurny, 偶a艂osny. Nic dziwnego, 偶e zarzuci艂 jej brak polotu.
58 CATHY WILLIAMS
Mo偶e by膰 kawa. Czarna, bez cukru - powiedzia艂 niepytany, takim tonem, jakby odpowiada艂 na uprzejme pytanie go艣cinnej gospodyni.
Nie pocz臋stuj臋 ci臋 kaw膮. W og贸le nie powiniene艣 tu przychodzi膰. Powiem Harry'emu kilka s艂贸w. Nie powinien dawa膰 mojego adresu ka偶demu, kto tylko zapyta, to nie w porz膮dku.
Nie jestem „ka偶dym" - zauwa偶y艂 zimno.
W porz膮dku. Ka偶demu, kto machnie mu przed nosem robi膮c膮 wra偶enie wizyt贸wk膮 i obieca pomoc w kwestiach finansowych. Doskonale wiesz, o czym m贸wi臋. Wyjd藕 st膮d. Lada chwila wr贸ci Frank.
Zaczynam my艣le膰, 偶e ty po prostu boisz si臋 tego swojego ch艂opaka.
Nie kocha艂a tego faceta, to pewne. Gdyby tak by艂o, nie reagowa艂aby na Dominica w taki spos贸b. Widzia艂 to, czu艂, czego艣 takiego nie spos贸b ukry膰. Nie m贸g艂 o niej zapomnie膰. W艣cieka艂 si臋 na samego siebie, 偶e przez ostatni tydzie艅 ca艂kowicie zaprz膮ta艂a mu my艣li, w ko艅cu doszed艂 do wniosku, 偶e ma pe艂ne prawo naprzykrza膰 si臋 Mattie, skoro tak bardzo zak艂贸ca艂a mu spok贸j ducha.
Uderzy艂 ci臋 kiedy艣? - zapyta艂, patrz膮c jej prosto w oczy.
Oszala艂e艣? - 偶achn臋艂a si臋. - Nie b膮d藕 艣mieszny. Oczywi艣cie, 偶e nie. My艣lisz, 偶e by艂abym z cz艂owiekiem, kt贸ry 艣mia艂by podnie艣膰 na mnie r臋k臋?
Dlaczego z nim jeste艣? Tylko nie pr贸buj mi wm贸wi膰, 偶e go kochasz.
WYBRANKA MILIONERA
59
- A ty co mo偶esz o mnie wiedzie膰? Rozmawia艂e艣 ze mn膮 raptem dwa razy i uwa偶asz, 偶e to ci臋
uprawnia do wyci膮gania wniosk贸w na temat moje
go 偶ycia uczuciowego?
Dominic zrobi艂 kilka krok贸w w jej kierunku i Mattie cofn臋艂a si臋 odruchowo, po czym pomy艣la艂a, 偶e jest przecie偶, do diaska, w swoim domu i 偶e Drecos wtargn膮艂 tutaj nieproszony. Zatrzyma艂a si臋, a on si臋 zbli偶y艂, sta艂 teraz naprzeciwko niej z r臋kami w kieszeniach.
Powiedz mi, co ci臋 trzyma przy facecie, kt贸rego najwyra藕niej nie kochasz. Wiem przecie偶, 偶e wola艂aby艣 by膰 ze mn膮.
Jeste艣 bezczelnym, zadufanym w sobie typem!
Owszem, jednak chcia艂bym us艂ysze膰, co masz do powiedzenia. - W jego g艂osie zabrzmia艂a nuta rozbawienia i Mattie poczu艂a si臋 pokonana. Nie po raz pierwszy. Drecos mia艂 wyj膮tkow膮 umiej臋tno艣膰 zbijania jej z panta艂yku.
Westchn臋艂a i wzruszy艂a ramionami.
- W porz膮dku. Zrobi臋 ci kaw臋, wypijesz i wy
niesiesz si臋 st膮d. Zgoda?
- Nie. Ale kawy ch臋tnie si臋 napij臋...
Ruszy艂 za ni膮 do kuchni.
Zd膮偶y艂a przyzwyczai膰 si臋 do swojego male艅kiego mieszkania, ale teraz widzia艂a je oczami Dre-cosa. Prawdopodobnie nigdy jeszcze nie by艂 w ta-klej norze, bo dla niego musia艂a by膰 to nora. 呕y艂 w luksusie, wzrasta艂 w luksusie, kt贸ry odgradza艂 od mniej sympatycznych stron 偶ycia.
60
CATHY WILLIAMS
Kuchnia przedstawia艂a sob膮 jeszcze bardziej op艂akany widok ni偶 bawialni膮.
Kiedy wprowadzali si臋 tutaj, Mattie by艂a pe艂na entuzjazmu, chcia艂a co艣 zmienia膰, urz膮dza膰, ulepsza膰. Niewielki domek w szeregowej zabudowie, kiedy艣 komunalny, nale偶a艂 do rodzic贸w Franka, ale od lat nieremontowany podupada艂. Zapa艂 Mattie wkr贸tce jednak ostyg艂, 偶ycie pokrzy偶owa艂o pi臋kne plany. Najpierw zmar艂a na raka p艂uc matka Franka, zostawiaj膮c mu domek. Nie otrz膮sn膮艂 si臋 jeszcze z rozpaczy po jej 艣mierci, gdy sam uleg艂 wypadkowi i od tamtej chwili by艂o ju偶 tylko gorzej, zacz臋艂o si臋 jego osuwanie coraz ni偶ej i ni偶ej, w apati臋, marazm, w depresj臋. A Mattie musia艂a pracowa膰, jednocze艣nie si臋 ucz膮c.
Nie my艣la艂a ju偶 o remontach.
Wesz艂a do kuchni z wysoko podniesion膮 g艂ow膮, w艂膮czy艂a czajnik, si臋gn臋艂a po kubki i odwr贸ci艂a si臋 do Dominica.
Wiem, co my艣lisz - powiedzia艂a hardo. - Nie musisz robi膰 takiej wymownej miny.
Co takiego my艣l臋? - Opar艂 si臋 o blat kuchenny.
呕e 偶yj臋 w slumsie. - Woda zacz臋艂a si臋 gotowa膰 i Mattie zaj臋艂a si臋 energicznie przygotowywaniem kawy, ale d艂onie jej dr偶a艂y, kiedy nalewa艂a wod臋 do kubk贸w.
Dlaczego si臋 nie wyprowadzisz?
Pytanie, to oczywiste, nie dotyczy艂o tylko mieszkania. Dominic mia艂 na my艣li Franka, pyta艂, dlaczego Mattie nadal z nim mieszka.
WYBRANKA MILIONERA
61
Na sam膮 my艣l o tym obcym cz艂owieku d艂onie mu si臋 zaciska艂y: by艂 zazdrosny! Tak, z偶era艂a go g艂upia, 艣lepa zazdro艣膰, uczucie, kt贸re by艂o mu ca艂kowicie obce, kt贸rego nigdy jeszcze nie zazna艂 i zupe艂nie nie umia艂 sobie z nim poradzi膰. Napad zazdro艣ci min膮艂, ale oszo艂omienie wywo艂ane samym faktem, 偶e przyszed艂, pozosta艂o.
Zgadnij dlaczego. Prosz臋, oto twoja kawa. - Mattie usiad艂a na krze艣le. - Siadaj te偶, je艣li chcesz.
Chodzi o pieni膮dze?
Nie p艂acimy czynszu. Nie wynajmujemy mieszkania. Ten dom nale偶a艂 do rodzic贸w Franka. Ojciec umar艂 dawno temu, potem odesz艂a matka...
Dominic usiad艂 przy stole.
Chcia艂, 偶eby opowiedzia艂a mu wszystko o sobie. Dlaczego nadal tu mieszka, co j膮 艂膮czy z tajemniczym Frankiem. By艂 pewien, 偶e nie mi艂o艣膰. W tym domu nie czu艂o si臋 mi艂o艣ci. Nie widzia艂 wsp贸lnych zdj臋膰 Mattie i ch艂opaka, brakowa艂o drobiazg贸w ocieplaj膮cych wn臋trza, rzeczy, kt贸re kupuje si臋 wsp贸lnie, drobiazg贸w sprawiaj膮cych rado艣膰.
Takie sobie w ka偶dym razie budowa艂 hipotezy na bazie tego, co m贸g艂 zobaczy膰.
M贸g艂 si臋 ca艂kowicie myli膰: by膰 mo偶e Mattie jest szcz臋艣liwa ze swoim facetem, a on si臋 jej tylko niepotrzebnie naprzykrza.
Duma walczy艂a w nim o lepsze z emocjami, kt贸rych do ko艅ca nie potrafi艂 nazwa膰, ale kt贸re kaza艂y mu tutaj przyj艣膰.
62
CATHY WILLIAMS
Kiedy zda艂a艣 ostatnie egzaminy? - zapyta艂, zaskakuj膮c j膮 nag艂膮 zmian膮 tematu.
W pi膮tek.
Dziwi臋 si臋, 偶e nie 艣wi臋tujesz.
W niedziel臋?
Nie 艣wi臋towa艂a r贸wnie偶 w pi膮tek. Wr贸ci艂a w pi膮tek po egzaminach do pustego domu, Frank pokaza艂 si臋 dopiero nast臋pnego dnia, w porze lunchu.
Nie powiedzia艂a艣 mi, gdzie jest tw贸j ch艂opak.
On... um贸wi艂 si臋 z kolegami. W pubie. - Zrobi艂a si臋 czerwona i szybko odwr贸ci艂a wzrok.
- Rozumiem, 偶e cz臋sto tam przesiaduje?
Mattie poczu艂a, 偶e 艂zy nap艂ywaj膮 jej do oczu.
Przera偶ona, 偶e za chwil臋 si臋 rozbeczy, usi艂owa艂a je za wszelk膮 cen臋 powstrzyma膰. Nie b臋dzie p艂aka膰. Nigdy nie okazywa艂a s艂abo艣ci i teraz te偶 jej nie oka偶e, z pewno艣ci膮 nie przy Drecosie.
- Nie, nic nie rozumiesz - rzuci艂a zimnym tonem. - Ty nie wiesz, co to znaczy budzi膰 si臋 ka偶dego ranka ze 艣wiadomo艣ci膮, 偶e znowu trzeba boryka膰 si臋 z k艂opotami, dzie艅 po dniu. W ko艅cu cz艂owiek nie wytrzymuje d艂u偶ej, poddaje si臋, a w pubie naj艂atwiej zapomnie膰 o problemach.
Dominic milcza艂 przez chwil臋. Patrzy艂 na Mattie, bawi膮c si臋 kubkiem.
Wi臋kszo艣膰 ludzi skazana jest na borykanie si臋 z trudno艣ciami, na ci膮g艂膮 walk臋. Niewielu rodzi si臋 w czepku. Co nie znaczy, 偶e pokrzywdzeni maj膮 stawa膰 si臋 alkoholikami.
Frank nie jest alkoholikiem!
WYBRANKA MILIONERA
63
- Dlaczego go bronisz? Powiedzia艂a艣 mi, 偶e
pracujesz w klubie dlatego, 偶e dobrze tam zarabiasz
i 偶e te pieni膮dze s膮 ci bardzo potrzebne. Z czego
wnosz臋 - ci膮gn膮艂 nieub艂aganie - 偶e musisz p艂aci膰
rachunki, bo tw贸j facet nie ma pracy.
Mattie by艂a w艣ciek艂a, ale nie mog艂a nic powiedzie膰; Dominic prawid艂owo oceni艂 sytuacj臋.
B臋dzie mia艂 prac臋... On... szuka...
W przerwach mi臋dzy nasiad贸wkami w pubie przy piwie z kumplami? - Dominic za艣mia艂 si臋 cierpko. - O ile rzeczywi艣cie spotyka si臋 z kumplami.
Co chcesz powiedzie膰?
Doskonale wiesz.
Mierzyli si臋 przez chwil臋 wzrokiem, w ko艅cu Mattie nie wytrzyma艂a, podnios艂a si臋, odnios艂a sw贸j kubek do zlewu i zacz臋艂a zmywa膰 naczynia, kt贸re si臋 tam zebra艂y. D艂onie tak jej dr偶a艂y, 偶e z trudem wykonywa艂a najprostsz膮 czynno艣膰.
On nie ma nikogo innego.
Jeste艣 pewna?
Po co tutaj przyszed艂e艣? Chcia艂e艣, 偶ebym ci臋 przeprosi艂a? Ju偶 to zrobi艂am.
Zacz膮艂em si臋 zastanawia膰, czy przypadkiem nie u艂o偶yli艣cie sobie sprytnego planu co do mojej osoby. Uznali艣cie, 偶e warto si臋 mn膮 zainteresowa膰. Ze zaczniesz ze mn膮 romansowa膰 i dzi臋ki temu wyci膮gniecie ode mnie troch臋 kasy. Wiadomo przecie偶, 偶e facet w takich sytuacjach staje si臋 hojny.
Dominicowi nic takiego nie przesz艂o nawet przez
64
CATHY WILLIAMS
g艂ow臋, chcia艂 po prostu zirytowa膰 Mattie, wyprowadzi膰 j膮 z r贸wnowagi. Chcia艂, 偶eby wy艂adowa艂a na nim sw贸j gniew.
Kiedy tylko sko艅czy艂 m贸wi膰, odwr贸ci艂a si臋 gwa艂townie.
- To... obrzydliwe! Jak 艣miesz m贸wi膰 takie rzeczy! Podejrzewa膰 mnie o co艣 podobnego!
Podesz艂a do niego, trzymaj膮c 艣cierk臋 w d艂oni, z tak膮 min膮, jakby zamierza艂a wymierzy膰 mu policzek.
A Dominic mia艂 ochot臋 chwyci膰 j膮 wp贸艂, posadzi膰 sobie na kolanach i sca艂owa膰 t臋 w艣ciek艂o艣膰 z jej twarzy.
Jestem bardzo bogaty. Cz艂owiek bogaty staje si臋 nieufny.
W takim razie bardzo ci wsp贸艂czuj臋.
Przywyk艂em do tego, 偶e ludzie szukaj膮 znajomo艣ci ze mn膮, 偶eby mnie wykorzysta膰.
O ile dobrze pami臋tam, to ty szuka艂e艣 znajomo艣ci ze mn膮. Narzuca艂e艣 si臋 i nadal narzucasz. - Nachyli艂a si臋 ku niemu, ledwo panuj膮c nad emocjami.
To prawda. By膰 mo偶e uzna艂a艣 jednak, 偶e nale偶y wykorzysta膰 okazj臋, skoro sama si臋 nadarza. Jedno nie wyklucza drugiego...
Jeste艣... jeste艣...
Cz艂owiekiem, kt贸ry potrafi dostrzec ukryte motywy kieruj膮ce dzia艂aniami innych...
Nie obchodz膮 mnie twoje zakichane pieni膮dze! I moimi dzia艂aniami nie kieruj膮 i nigdy nie
WYBRANKA MILIONERA
65
kierowa艂y ukryte motywy. Nie uk艂adam 偶adnych plan贸w.
Nawet z facetem, kt贸rego tak elokwentnie bronisz, z kt贸rym mieszkasz pod jednym dachem i kt贸rego kochasz?
Nie kocham Franka! Mieszkam z nim, owszem, ale go nie kocham!
Mattie zamilk艂a raptownie, zdumiona, 偶e wykrzycza艂a t臋 deklaracj臋 i 偶e uczyni艂a to wobec obcego niemal cz艂owieka.
Dominic u艣miechn膮艂 si臋 lekko i uj膮艂 twarz Mattie w d艂onie.
Ani przez chwil臋 nie pomy艣la艂em, 偶e mog艂oby ci zale偶e膰 na moich pieni膮dzach...
Podszed艂e艣 mnie. - Mattie si臋 odsun臋艂a.
Nie by艂a z艂a, cho膰 powinna. Zamiast z艂o艣ci czu艂a ostro偶ny podziw dla sprytu Dominica. By艂 艣wietnym socjotechnikiem czy te偶 psychotechnikiem, to nale偶a艂o mu odda膰, Nic dziwnego, 偶e zaszed艂 tak wysoko.
Usiad艂a na powr贸t przy stole.
Powiedz, dlaczego w takim razie nadal z nim mieszkasz?
Bo nie sta膰 mnie na wynaj臋cie w艂asnego k膮ta. Nie... to nieprawda. To nie tak. W ka偶dym razie pieni膮dze to tylko jeden z powod贸w. - Rzuci艂a mu baczne spojrzenie.
A inne? Powiedz mi, prosz臋, jakie jeszcze powody ci臋 powstrzymuj膮?
Mattie spojrza艂a na swoje d艂onie i znowu podnios艂a wzrok na Dominica.
66
CATHY WILLIAMS
Znamy si臋 niemal od dziecka. Potem zacz臋li艣my chodzi膰 z sob膮. Frank podoba艂 si臋 wszystkim dziewczynom... przystojny... wysportowany... - U艣miechn臋艂a si臋 do siebie i Dominica znowu ogarn臋艂a zazdro艣膰, 偶e tamten facet, a cho膰by tylko wspomnienia o nim, w dalszym ci膮gu wywo艂uj膮 u艣miech na jej twarzy. - Chcia艂 zosta膰 pi艂karzem. Marzy艂 o tym od zawsze. Gra膰 w pierwszej lidze, zarabia膰 ogromne pieni膮dze, by膰 gwiazd膮. Kiedy umar艂a jego matka, za艂ama艂 si臋. Mia艂 wtedy dziewi臋tna艣cie lat. - Mattie m贸wi艂a jakby do siebie. - Ju偶 wtedy zacz臋艂am my艣le膰 o rozstaniu. Czu艂am, 偶e jestem dojrzalsza. Nie przesta艂am go lubi膰, ale... - Nigdy dot膮d nie pr贸bowa艂a tego wyartyku艂owa膰, nawet wobec samej siebie. M贸wi膮c, nazywaj膮c swoje uczucia, potrafi艂a spojrze膰 na nie z dystansu.
Chcia艂a艣 realizowa膰 w艂asne marzenia? - wtr膮ci艂 Dominic i Mattie powoli skin臋艂a g艂ow膮.
Wtedy jeszcze nie mog艂am odej艣膰. Potrzebowa艂 mojego wsparcia. Zapisa艂am si臋 ju偶 na kurs, ale wycofa艂am papiery, skupi艂am si臋 na pracy. Rodzice Franka wykupili ten domek na w艂asno艣膰 dawno, dawno temu. Zamieszkali艣my tutaj. - Mattie westchn臋艂a. - Napi艂abym si臋 czego艣. A ty?
Dominic pokr臋ci艂 g艂ow膮, a ona wyj臋艂a z lod贸wki puszk臋 piwa.
Zwykle nie pij臋 alkoholu - powiedzia艂a, siadaj膮c z powrotem i otwieraj膮c piwo - ale dzisiaj- Wzruszy艂a ramionami i upi艂a 艂yk.
Wprowadzi艂a艣 si臋 do niego? - podsun膮艂.
WYBRANKA MILIONERA 67
Razem si臋 tu wprowadzili艣my. Przez pewien czas nawet si臋 uk艂ada艂o mi臋dzy nami. Do wypadku.
Co si臋 sta艂o?
Frank spotka艂 si臋 kolegami. Pili w pubie, potem wsiedli do samochodu. I wyl膮dowali na drzewie. Frank jecha艂 obok kierowcy. Mia艂 z艂aman膮 nog臋. - Mattie odsun臋艂a piwo. Jeden 艂yk jej wystarczy艂, nie chcia艂a pi膰 wi臋cej, poza tym nie znosi艂a pi膰 prosto z puszki. - Dla zwyk艂ego 艣miertelnika nie by艂aby to 偶adna tragedia, ot, z艂amana noga, ale dla sportowca, pi艂karza, oznacza艂o koniec kariery. W ka偶dym razie Frank nie mia艂 ju偶 co marzy膰 o zawodowym futbolu.
Prawdziwy cios. - Nie musia艂a m贸wi膰 nic wi臋cej, potrafi艂 si臋 domy艣li膰, jak sprawy si臋 potoczy艂y dalej.
Ale ona opowiada艂a o rozczarowaniu Franka, frustracji, kumuluj膮cej si臋 z艂o艣ci, o 偶alu do losu i jego rezygnacji z wszelkich ambicji.
I tak mieszkam z nim nadal. Teraz znasz powody. Nie chodzi tylko o pieni膮dze na czynsz.
To, co wydajesz na niego, mog艂aby艣 przeznaczy膰 na wynaj臋cie mieszkania dla siebie...
A on z czego by 偶y艂?
Dominic mia艂 ochot臋 chwyci膰 j膮 za ramiona i mocno potrz膮sn膮膰, 偶eby wreszcie si臋 obudzi艂a.
- Musia艂by sobie jako艣 poradzi膰. Z pewno艣ci膮
znalaz艂by spos贸b - powiedzia艂, sil膮c si臋 na spok贸j.
~Nie mia艂by innego wyj艣cia. Mo偶e wreszcie zacz膮艂
by my艣le膰 o sobie, zamiast topi膰 偶ale w alkoholu.
68
CATHY WILLIAMS
Mattie si臋 podnios艂a. Znowu by艂a nieprzyst臋pna: zamkn臋艂a si臋 na powr贸t w swojej skorupie. Dominic znowu by艂 milionerem, a ona dzieckiem, kt贸re zdobywa艂o m膮dro艣膰 偶yciow膮 na ulicy. Przy jej urodzie musia艂a by膰 nieraz nara偶ona na r贸偶ne propozycje ze strony bogatych, uprzywilejowanych i nauczy艂a si臋 broni膰 przed nimi.
Id藕 ju偶, prosz臋. - Kiedy podni贸s艂 si臋 z krzes艂a, pierwsza wysz艂a do przedpokoju i stan臋艂a przy drzwiach, czekaj膮c, 偶eby po偶egna膰 nieproszonego go艣cia.
Teraz ju偶 mo偶esz by膰 spokojny, 偶e nic ci nie grozi艂o i nie grozi z mojej strony. Ani tobie, ani twoim ukochanym milionom.
Z twojej strony... - mrukn膮艂 Dominic, opieraj膮c si臋 o framug臋. - Zaczynam rozumie膰, dlaczego ten tw贸j facet szuka pociechy w butelce... Ale dlaczego w tobie tyle frustracji?
Nie czuj臋 si臋 ani troch臋 sfrustrowana.
Ale jeste艣, i to bardzo.
Bo nie posz艂am z tob膮 do 艂贸偶ka?
Bo usi艂ujesz mi dowie艣膰, 偶e dzieli nas nieprzekraczalna bariera.
Owszem, dzieli. - W stanowczym tonie Mattie zabrzmia艂a nuta paniki; mia艂a nadziej臋, 偶e Dominic tej nuty nie us艂ysza艂.
Ale zwi膮zek z panem Frankiem mo偶esz raczej uzna膰 za sko艅czony, prawda?
Sugestia zawarta w pytaniu by艂a na tyle oczywista, 偶e Mattie wzruszy艂a tylko w odpowiedzi ramio-
WYBRANKA MILIONERA
69
nami. W艂a艣ciwie nie by艂a to nawet sugestia, tylko zarzut.
- On mnie potrzebuje - powiedzia艂a w ko艅cu.
Ja te偶 ci臋 potrzebuj臋 - to by艂a pierwsza my艣l,
kt贸ra przemkn臋艂a przez g艂ow臋 Dominicowi i przyprawi艂a go o prawdziwy wstrz膮s. Potrzebuj臋? Nigdy jeszcze o 偶adnej kobiecie nie my艣la艂 w ten spos贸b. Po偶膮danie, tak. Czu艂o艣膰. Zauroczenie. Ale nigdy jeszcze nie czu艂, 偶e kogo艣 „potrzebuje". To oznacza艂o g艂臋bsze, silniejsze relacje, wymaga艂o zaanga偶owania, a tego dot膮d starannie si臋 wystrzega艂.
Wzi臋艂a艣 go sobie na g艂ow臋, opiekujesz si臋 nim jak nia艅ka.
Nieprawda.
Cackasz si臋 z nim, zamykasz oczy na jego niedoskona艂o艣ci. I robisz to wszystko kosztem w艂asnego 偶ycia.
Teraz formu艂owa艂 ju偶 zarzuty wprost.
Co ty opowiadasz! - 偶achn臋艂a si臋 Mattie. - 呕adnym kosztem. W艂a艣nie sko艅czy艂am kurs.
A ukochany Frank oczywi艣cie wspiera艂 ci臋 ca艂y czas i zach臋ca艂 do nauki, jak rozumiem?
Mattie si臋 zaczerwieni艂a.
- On... on ma swoje w艂asne problemy - b膮kn臋艂a,
odwracaj膮c wzrok.
Niechby Dominic wreszcie odsun膮艂 si臋 od drzwi, modli艂a si臋 w duchu. Niechby wreszcie mog艂a je otworzy膰 i po偶egna膰 go, sko艅czy膰 t臋 niewygodn膮 rozmow臋. Na co jeszcze czeka艂?
- A ty zamierzasz zosta膰 z nim, dop贸ki ich nie
70
CATHY WILLIAMS
rozwi膮偶e? - zapyta艂 Dominic z drwin膮. - Jak d艂ugo to mo偶e trwa膰? Zaczniesz my艣le膰 o sobie, kiedy si臋 upewnisz, 偶e on da sobie rad臋 sam? Uwa偶aj, bo ani si臋 spostrze偶esz, jak 偶ycie przejdzie ci ko艂o nosa. Zestarzejesz si臋, nia艅cz膮c pana Franka. Lito艣膰 to kiepski pow贸d dla podtrzymywania wygas艂ego zwi膮zku.
Mattie unios艂a g艂ow臋.
- Tak doskonale znasz si臋 na psychologii zwi膮zk贸w mi臋dzyludzkich? Ciekawe, dlaczego w takim
razie jeste艣 samotny.
Ot贸偶 to. Celne pytanie, pomy艣la艂 Dominic kwa艣no. Ciekawe, jak by zareagowa艂a, gdyby wzi膮艂 j膮 teraz w ramiona. A tego w艂a艣nie pragn膮艂. Tego i czego艣 znacznie wi臋cej.
Uwa偶asz, 偶e skoro us艂ysza艂em twoj膮 histori臋, mam ci tytu艂em rewan偶u opowiedzie膰 w艂asn膮?
Dlaczego nie? Przez ostatni膮 godzin臋 prawi艂e艣 mi mora艂y i strofowa艂e艣, 偶e marnuj臋 sobie 偶ycie. M贸g艂by艣 teraz pochwali膰 si臋 swoimi potkni臋ciami.
Po co mia艂bym to robi膰? - Nie zamierza艂, oczywi艣cie, zwierza膰 si臋 Mattie, co oznacza艂o, 偶e powinien po偶egna膰 si臋 i wymaszerowa膰 przez drzwi, kt贸re dot膮d skutecznie barykadowa艂, a na to r贸wnie偶 nie mia艂 najmniejszej ochoty.
Istnieje takie poj臋cie jak fair play.
Ciekawy punkt widzenia.
Sp贸r niepostrze偶enie przeradza艂 si臋 we flirt. Niebezpieczny flirt, bo ukryty i Mattie z przera偶eniem obserwowa艂a, jak postawa osoby stanowczej, zarad-
WYBRANKA MILIONERA
71
nej, kt贸rej tak rozpaczliwie usi艂owa艂a si臋 trzyma膰, chwieje si臋, znika, a w jej miejsce pojawia si臋 najzwyklejsze po偶膮danie.
Z zasady unikam rozm贸w na tematy prywatne - us艂ysza艂a g艂os Dominica, zobaczy艂a jego ironiczny u艣miech i jeszcze bardziej zakr臋ci艂o si臋 jej w g艂owie.
Tak? - zapyta艂a s艂abym g艂osem.
Nie zwierzam si臋, bo ludzie traktuj膮 to jako s艂abo艣膰 i potrafi膮 nasze zwierzenia wykorzysta膰 przeciwko nam w najmniej spodziewanym momencie.
Z mojej strony to ci nie grozi. Nigdy wi臋cej ju偶 si臋 nie zobaczymy.
Musia艂aby艣 u偶y膰 bardziej przekonuj膮cych argument贸w.
Tak? Jakich mianowicie? - G艂upie pytanie. I tak wpad艂a w pu艂apk臋, kt贸r膮 sprytnie na ni膮 zastawi艂. - Wykluczone. Powiedzia艂am ci, 偶e nie jestem...
Nie doko艅czy艂a zdania; Dominic zamkn膮艂 jej usta poca艂unkiem.
Pr贸bowa艂a go odepchn膮膰, ale bez wi臋kszego przekonania, a potem cicho j臋kn臋艂a i odwzajemni艂a poca艂unek z nieoczekiwanym entuzjazmem. Zarzuci艂a mu d艂onie na szyj臋, wtopi艂a palce w jego w艂osy...
Kiedy w ko艅cu oderwali si臋 od siebie, obydwoje byli jednakowo oszo艂omieni tym, co si臋 sta艂o.
- Powiedz to jeszcze raz — szepn膮艂 Dominic,
72
CATHY WILLIAMS
bawi膮c si臋 jej w艂osami, nawijaj膮c d艂ugi kosmyk na palec.
Co mam powiedzie膰?
呕e nie jeste艣... skora do u偶ywania innych argument贸w. Tak to mia艂o brzmie膰?
Twierdzisz, 偶e nie dziel膮 nas 偶adne bariery - zacz臋艂a Mattie. - Nieprawda. Dziel膮. Ja jestem kelnerk膮, ty milionerem i ten jeden fakt obr贸ci w fars臋 wszystko, co mo偶e by膰 mi臋dzy nami.
Dominic mia艂 ochot臋 zdrowo ni膮 potrz膮sn膮膰. Pragn臋li si臋 przecie偶 nawzajem. Ich cia艂a nie k艂ama艂y. To powinno wystarczy膰.
Nie mo偶esz dalej tu mieszka膰 - powiedzia艂, staraj膮c si臋 pow艣ci膮ga膰 emocje.
Nie wyprowadz臋 si臋. Jeszcze nie teraz.
A ja mam zapomnie膰 o tym, co nas 艂膮czy, tak?
Nic nas nie 艂膮czy.
Przepraszam, co mog艂oby nas 艂膮czy膰.
Ty masz zasad臋 nie zwierza膰 si臋 ludziom, ja natomiast z zasady staram si臋 nie my艣le膰 „co by by艂o gdyby". - Mattie och艂on臋艂a ju偶 troch臋, uwolni艂a si臋 z jego obj臋膰, odsun臋艂a o krok.
I wr贸ci艂a do rzeczywisto艣ci. A rzeczywisto艣膰 przedstawia艂a si臋 ponuro: Frank, brak przyzwoitej pracy, kelnerowanie w klubie nocnym, 偶eby utrzyma膰 siebie i 偶yciowego nieudacznika. I Dominic. Cz艂owiek z innego 艣wiata. Nie dla niej.
Id藕 ju偶.
To jeszcze nie koniec.
Mattie znowu wzruszy艂a ramionami. Otworzy艂a
WYBRANKA MILIONERA
73
usta, chcia艂a co艣 powiedzie膰 i w tej samej chwili oboje us艂yszeli chrobot klucza w zamku.
Co ona sobie, do diab艂a, wyobra偶a艂a? 呕e Frank nie wr贸ci do domu? Dominic Dreeos do tego stopnia zawr贸ci艂 jej w g艂owie, 偶e zapomnia艂a o wszystkim?
Wr贸膰 na ziemi臋, dziewczyno.
Frank wszed艂 do przedpokoju, potoczy艂 m臋tnym spojrzeniem po domu, got贸w wszcz膮膰 awantur臋, jak zawsze, kiedy wraca艂 pijany, i dostrzeg艂 stoj膮cego spokojnie Dominica.
- A to co za jeden? - wybe艂kota艂.
Dominic zrobi艂 krok ku drzwiom: nie wyci膮gn膮艂 r臋ki, nie przywita艂 si臋, nie przedstawi艂, najwyra藕niej uwa偶aj膮c wszelkie uprzejmo艣ci za zb臋dne.
- Tw贸j nast臋pca - oznajmi艂 spokojnie.
I wyszed艂 bez po艣piechu, rzucaj膮c na do widzenia pogardliwe spojrzenie Frankowi.
ROZDZIA艁 PI膭TY
- Co jest grane, Mats? - Mia艂 tak zdumion膮 min臋,
taki si臋 wydawa艂 bezbronny, 偶e Mattie zdj臋艂a lito艣膰.
Nie wiedzia艂a, czy powinna mie膰 wi臋ksze pretensje do Dominica, 偶e sprowokowa艂 nieprzyjemn膮 sytuacj臋, czy raczej do samej siebie.
Musimy porozmawia膰, Frank. Jutro pogadamy, kiedy ju偶...
Jeszcze ci si臋 nie znudzi艂o... - Za艣mia艂 si臋 gorzko. - Mog艂aby艣 sobie odpu艣ci膰. Ty i to twoje „porozmawiamy". - Przeszed艂 chwiejnym krokiem do bawialni, zwali艂 si臋 na kanap臋 i natychmiast zamkn膮艂 oczy.
Mattie by艂a niemal pewna, 偶e zasn膮艂, ale po chwili uni贸s艂 powieki.
- Musisz sta膰 w tych drzwiach niczym kapral?
Wesz艂a do pokoju, usiad艂a na fotelu naprzeciwko
Franka, podci膮gn臋艂a nogi i obj臋艂a kolana r臋kami, jakby w ten spos贸b, kul膮c si臋 w sobie, chcia艂a zebra膰 si艂y.
- Jak d艂ugo to trwa, Mats? Miesi膮c? Dwa? Rok?
- Ukry艂 twarz w d艂oniach, a kiedy po chwili spojrza艂
na Mattie, nie by艂o w jego oczach agresji czy
zazdro艣ci, tylko 偶al i smutek.
WYBRANKA MILIONERA 75
Nic nie trwa, Frank. Wierz mi. Pozna艂am go tydzie艅 temu w klubie. Zaczepi艂 mnie, dok艂adnie m贸wi膮c. Poszed艂 za mn膮, kiedy wychodzi艂am z pracy. Ale mi臋dzy nami nic nie ma. - Pomy艣la艂a o przyprawiaj膮cych o zawr贸t g艂owy poca艂unkach. R贸wnie dobrze mog艂aby przespa膰 si臋 z Dominikiem: w艂a艣ciwie w my艣lach ju偶 zdradzi艂a Franka.
Nie mam do ciebie pretensji, Mats. Wystarczy na mnie spojrze膰. - Tym razem w jego g艂osie zabrzmia艂a nuta drwiny z samego siebie. - My艣lisz, 偶e nie wiem, kim si臋 sta艂em? Nieudacznikiem. Nie z takim si臋 wi膮za艂a艣, prawda?
Przesta艅. - Poczu艂a, 偶e 艂zy nap艂ywaj膮 jej do oczu.
Podesz艂a do Franka i obj臋艂a go takim gestem, jak matka obejmuje dziecko, kt贸remu sta艂a si臋 krzywda. Tyle 偶e jej czu艂o艣膰 nie by艂a w stanie pom贸c Frankowi, ukoi膰 jego b贸lu.
Nasz zwi膮zek nie ma szans, Mats.
Nie m贸w tak. Ja... Wiesz, jak bardzo ja...
Jak bardzo kiedy艣 mnie kocha艂a艣? To chcia艂a艣 powiedzie膰? Tak, wiem. - Przesun膮艂 d艂oni膮 po jej przedramieniu: dotykali si臋 po raz pierwszy od wielu, wielu miesi臋cy, ale w tej ich blisko艣ci nie by艂o ognia, zaledwie serdeczno艣膰 zrodzona z wieloletniej znajomo艣ci.
Nadal ci臋 kocham. Nigdy bym ci臋 nie skrzywdzi艂a. Dominic si臋 nie liczy.
Ja te偶 bym ci臋 nie skrzywdzi艂, myszko, ale ani ty nie jeste艣 w stanie mi pom贸c, ani ja tobie. Nie ma
76
CATHY WILLIAMS
co zaprzecza膰. Mia艂em wielkie plany, ale wypadek wszystko pokrzy偶owa艂. Zniszczy艂 mnie, ciebie, nas. Jeste艣my jak dwoje dzieci, kt贸re bawi膮 si臋 w dom.
Nie m贸w tak - powt贸rzy艂a Mattie i 艂zy zacz臋艂y p艂yn膮膰 jej po policzkach.
Wiem, 偶e nie masz gdzie si臋 podzia膰, Mats, i nie wyrzucam ci臋. Nigdy bym tego nie zrobi艂. Mo偶esz tu mieszka膰 tak d艂ugo, jak zechcesz, ale...
Mattie mia艂a wra偶enie, 偶e oto jej 艣wiat rozpada si臋. Na dobre i na z艂e, dot膮d zawsze byli razem. Ona i Frank. Teraz to si臋 ko艅czy艂o.
Przez ostatnie miesi膮ce zdrowo ci dokuczy艂em. Nienawidzi艂em siebie za to, 偶e tak si臋 zachowuj臋, ale nie potrafi艂em inaczej. Nie p艂acz, myszko. Poczekaj, powinienem mie膰 chyba chusteczk臋. Nie, nie mam. Otr臋 ci twarz mankietem koszuli.
Nie powinnam by艂a zapisywa膰 si臋 na ten kurs. Nie powinnam bra膰 tej pracy w klubie. Mia艂e艣 racj臋.
Bzdury opowiadasz i dobrze o tym wiesz. - Westchn膮艂 i przytuli艂 j膮 do siebie. - Po prostu by艂em zazdrosny, ot co. Ty co艣 robisz, do czego艣 zmierzasz, a ja? Przestali艣my ze sob膮 rozmawia膰... Nie pasujemy do siebie, Mats. Nigdy nie pasowali艣my. Od miesi臋cy nawet si臋 nie dotkn臋li艣my, a kiedy艣! Nigdy nie mieli艣my siebie do艣膰. Wiecznie nienasyceni. Pami臋tasz, jak dawniej by艂o mi臋dzy nami?
Nie mog臋 odej艣膰 od ciebie, Frank. Tyle razem prze偶yli艣my.
Musisz, Mats. Nie mog臋 偶y膰 wiecznie na two-
WYBRANKA MILIONERA
77
jej 艂asce. Jutro si臋 zmywam, a ty mo偶esz mieszka膰 tutaj tak d艂ugo, jak zechcesz.
- Dok膮d p贸jdziesz? - Podnios艂a na niego zap艂akane oczy.
- Nie martw si臋. Dam sobie rad臋. Mam koleg贸w.
Ta rozmowa jeszcze przez wiele dni rozbrzmiewa艂a jej w uszach. Powinna jej ci膮偶y膰.
Przeciwnie. Mattie mia艂a wra偶enie, 偶e mg艂a, kt贸ra dot膮d j膮 otacza艂a, powoli si臋 rozprasza. Zaczyna艂a z ufno艣ci膮 patrze膰 w przysz艂o艣膰: wreszcie mog艂a decydowa膰 o swoim 偶yciu, nada膰 mu kierunek. By膰 mo偶e 贸w optymizm sprawi艂, 偶e szcz臋艣cie si臋 do niej u艣miechn臋艂o.
Szcz臋艣cie w postaci oferty pracy. Propozycja przysz艂a o dziwo nie z agencji, lecz od Harriet Newton, opiekunki kursu. Kt贸rego艣 dnia odwiedzi艂a Mattie, przynosz膮c mi艂膮 wiadomo艣膰.
- To oczywi艣cie nic pewnego - zastrzeg艂a na wst臋pie. - O wszystkim zadecyduje rozmowa kwalifikacyjna - tu spojrza艂a bacznie na swoj膮 najbardziej gorliw膮 studentk臋 - ale jestem pewna, 偶e wypadniesz doskonale.
Mattie by艂a w si贸dmym niebie. Mia艂a wra偶enie, 偶e 艣ni.
Frank, tak jak obieca艂, kontaktowa艂 si臋 z ni膮 tylko telefonicznie i z tych rozm贸w wynika艂o, 偶e jest znacznie spokojniejszy, bardziej odpr臋偶ony ni偶 wtedy, kiedy mieszkali razem. Szczerze gratulowa艂 jej perspektywy nowej pracy, cieszy艂 si臋 razem z ni膮.
78
CATHY WILLIAMS
My艣la艂a nawet, 偶e zajrzy do niej, 偶e wsp贸lnie ustal膮 termin jej wyprowadzki. Kiedy dziesi臋膰 dni po otrzymaniu pozytywnej odpowiedzi z De-vereuax Group, gdzie mia艂a wkr贸tce podj膮膰 prac臋, us艂ysza艂a dzwonek do drzwi, by艂a pewna, 偶e to on.
W progu, ku swemu zdumieniu, zobaczy艂a Dominica.
- Zaprosisz mnie, czy tak b臋dziemy stali i pat
rzyli na siebie?
Ten aksamitny g艂os! Ten sam, kt贸ry s艂ysza艂a co noc w swoich snach, ten sam, kt贸ry ci膮gle brzmia艂 jej w uszach.
Przepraszam. - Cofn臋艂a si臋 i wpu艣ci艂a go艣cia do przedpokoju.
Jako艣 inaczej wygl膮dasz. - Nie m贸g艂 si臋 na ni膮 napatrze膰, jakby wieki min臋艂y od chwili, kiedy widzia艂 j膮 po raz ostatni.
Bo te偶 czas od ostatniego spotkania ci膮gn膮艂 si臋 w niesko艅czono艣膰, ale Dominic czeka艂. Nie chcia艂 ponagla膰 Mattie, wywiera膰 na ni膮 nacisku. Potrzebowa艂a czasu, 偶eby uregulowa膰 swoje sprawy z Frankiem, zdecydowa膰, czego pragnie, postanowi艂 da膰 jej ten czas.
- Inaczej? - Mattie za艣mia艂a si臋 nerwowo.
- Przyci臋艂am w艂osy. - Mia艂a na ko艅cu j臋zyka pyta
nie, czy mu si臋 podoba nowa fryzura. - W klubie
d艂ugie w艂osy by艂y dobre, ale... Nie pracuj臋 ju偶 tam.
Odesz艂am w zesz艂ym tygodniu.
Dominic si臋 u艣miechn膮艂.
WYBRANKA MILIONERA
79
- Widz臋, 偶e zasz艂y spore zmiany. Chod藕my na
kolacj臋 i wszystko mi opowiesz.
W pierwszej chwili mia艂a ochot臋 odm贸wi膰, ale wahanie szybko min臋艂o i w jego miejsce pojawi艂o si臋 co艣, czego nigdy dot膮d nie do艣wiadczy艂a: poczucie w艂asnej warto艣ci. Dziwne, ale prawdziwe.
Ch臋tnie. - Spojrza艂a na swoje d偶insy, bluz臋 i u艣miechn臋艂a si臋. - Fast food czy mam si臋 przebra膰?
Fast food? - zdziwi艂 si臋.
Wiesz, co mam na my艣li. Tani bar. 呕ylaste kurczaki, na wp贸艂 zimne frytki, plastikowe sztu膰ce, jarzeni贸wki, lada samoobs艂ugowa...
Zrobi艂 tak膮 przera偶on膮 min臋, 偶e mia艂a ochot臋 parskn膮膰 g艂o艣nym 艣miechem.
Butelka dobrze sch艂odzonego chablis, halibut z rusztu, pieczone ziemniaki... platerowe sztu膰ce. Znam 艣wietn膮 restauracj臋 rybn膮. Lubisz ryby?
Uwielbiam. Przebior臋 si臋. Zaczekaj w bawialni. Frank...
Przez twarz Mattie przemkn膮艂 cie艅 i Dominic pomy艣la艂, 偶e mog艂aby troch臋 mniej my艣le膰 o swoim by艂ym ch艂opaku. Nie, 藕le: w og贸le powinna przesta膰 o nim my艣le膰.
- Frank si臋 nie pojawi.
Przebra艂a si臋 szybko: czarna sp贸dnica, r贸偶owa bluzka, r贸偶owy kardigan, czarne pantofle na niewysokim obcasie kupione z my艣l膮 o nowej pracy, czarne rajstopy.
Kiedy spojrza艂a na siebie w lustrze, dostrzeg艂a
80
CATHY WILLIAMS
blask w oczach, blask, kt贸ry j膮 zastanowi艂. Co tu du偶o ukrywa膰, czu艂a si臋 jak nastolatka id膮ca na pierwsz膮 randk臋.
- Mo偶e by膰? - zapyta艂a, wchodz膮c do bawialni.
- Czy za艂o偶y膰 brylantow膮 tiar臋? - 呕art nie by艂
zbyt wyrafinowany, ale pom贸g艂 jej pokry膰 zdenerwowanie.
Wygl膮da艂a ol艣niewaj膮co!
- Tiara zupe艂nie ci niepotrzebna - mrukn膮艂 Dominic z uznaniem. - A wi臋c Franka ju偶 nie ma?
- podj膮艂, gdy jechali jego samochodem w stron臋
Chiswick.
Frank znikn膮艂 - przytakn臋艂a.
Zadowolona?
Tak i nie.
To znaczy? - Zacisn膮艂 mocniej d艂onie na kierownicy.
Mi臋dzy nami od dawna si臋 nie uk艂ada艂o. Dobrze, 偶e oboje zgodnie doszli艣my do tego samego wniosku, ale... by艂am z nim bardzo zwi膮zana. Trudno mi si臋 przyzwyczai膰 do my艣li o rozstaniu. - Odchrz膮kn臋艂a. - Pozwoli艂 mi mieszka膰 w naszym dawnym mieszkaniu tak d艂ugo, jak b臋d臋 chcia艂a i zgadnij, co si臋 sta艂o... - zawiesi艂a g艂os dla wi臋kszego efektu.
Co takiego? - Dominic poczu艂 si臋 troch臋 niewyra藕nie.
Dosta艂am prac臋 i... mieszkanie. Wyobra偶asz sobie? Nie mog艂am po prostu uwierzy膰. Moja przysz艂a firma przygotowuje kampani臋 marketingow膮
WYBRANKA MILIONERA
81
dla dewelopera, kt贸ry wybudowa艂 ogromne osiedle w po艂udniowym Londynie: apartamenty, sklepy, fitness club. Kilka mieszka艅 odda艂 naszej firmie. Nieprawdopodobne, a jednak. Wszystko tak cudownie zbieg艂o si臋 w czasie.
- Rzeczywi艣cie, cudownie. - Poczu艂 si臋 jeszcze
bardziej niewyra藕nie, ale t艂umaczy艂 sobie, 偶e Mattie
i tak dosta艂aby t臋 prac臋.
W ko艅cu by艂a najlepsz膮 studentk膮 na swoim kursie, zbiera艂a od samego pocz膮tku najlepsze oceny.
Nie cieszysz si臋, 偶e wszystko tak dobrze mi si臋 uk艂ada? - Zrobi艂o si臋 jej przykro, 偶e nie s艂yszy w jego g艂osie entuzjazmu.
Bardzo si臋 ciesz臋 - zapewni艂 j膮. - Jak Frank si臋 zachowa艂 po moim wyj艣ciu?
Zaskoczy艂 mnie. Oczekiwa艂am innej reakcji. Pewnie my艣lisz, 偶e nie poradz臋 sobie w nowej pracy?
Je艣li poradzi艂a艣 sobie, pracuj膮c w nocnym klubie i ucz膮c si臋 r贸wnocze艣nie, poradzisz sobie w ka偶dej pracy. Masz szans臋 zosta膰 premierem.
Pomy艣l臋 o tym, chocia偶 z moim pochodzeniem mo偶e by膰 ci臋偶ko.
Co to znaczy, 偶e oczekiwa艂a艣 innej reakcji?
Nie robi艂 scen zazdro艣ci. By艂 zrezygnowany. Prawd臋 m贸wi膮c, to on powiedzia艂, 偶e musimy si臋 rozsta膰.
To lepiej, pomy艣la艂 Dominic. Mattie nie b臋dzie si臋 zastanawia艂a, co by by艂o gdyby, nie b臋dzie czyni艂a sobie wyrzut贸w, 偶e podj臋艂a by膰 mo偶e z艂膮
82 CATHY WILLIAMS
decyzj臋. Chcia艂, by czu艂a si臋 wolna. Wolna dla niego.
Nie m贸w tego - szepn膮艂, kiedy weszli do restauracji i Mattie na widok pysznego wystroju wstrzyma艂a z wra偶enia oddech.
Czego mam nie m贸wi膰?
Nie m贸w, 偶e nie bywasz w takich miejscach.
Nie bywam w takich miejscach — stwierdzi艂a skwapliwie.
Od kilku stolik贸w skierowa艂y si臋 ku nim obojgu ciekawe i bez w膮tpienia 偶yczliwe spojrzenia, jakimi wita si臋 sprawiaj膮cych sympatyczne wra偶enie ludzi. Mattie poczu艂a przedsmak tego, co j膮 czeka w nowym 偶yciu, w kt贸re lada dzie艅 mia艂a wkroczy膰 i kt贸re, tego by艂a pewna, zgotuje jej wiele radosnych niespodzianek.
Dominic obserwowa艂 j膮 spod oka, z lekkim u艣miechem na ustach. Zdawa艂 si臋 czyta膰 w jej my艣lach, wiedzia艂, jak brzmi wniosek: bariera oddzielaj膮ca j膮 od 艣wiata ludzi szcz臋艣liwych, uprzywilejowanych istnia艂a wy艂膮cznie w jej g艂owie. Dziwne.
- Hm, mus krabowy zapiekany w kokilkach
- mrukn臋艂a z udanym znawstwem, gdy siedzieli ju偶
przy stoliku, przegl膮daj膮c menu. - Halibut duszony
w grzybach. To, co lubi臋.
Dominic nie przestawa艂 si臋 u艣miecha膰. I przygl膮da膰 Mattie. M贸g艂by patrze膰 na ni膮 bez ko艅ca.
A ona, czuj膮c na sobie jego spojrzenie, po raz nie wiadomo kt贸ry pomy艣la艂a, 偶e to facet nie dla niej, 偶e powinna o tym pami臋ta膰, nic sobie nie roi膰.
WYBRANKA MILIONERA
83
Zatem dzisiaj halibut w grzybach. A co jutro? - zapyta艂.
Musz臋 wydawa膰 ci si臋 艣mieszna. Jestem taka podniecona, 偶e otwiera si臋 przede mn膮 nowy 艣wiat. Mo偶e nie do ko艅ca realny, ale...
Nadarza si臋 szansa i powinna艣 j膮 wykorzysta膰. Nie ma w tym nic 艣miesznego.
Kobiety, z kt贸rymi si臋 spotykasz, nie maj膮 zapewne takich dylemat贸w.
Zanim Dominic zd膮偶y艂 odpowiedzie膰, pojawi艂 si臋 kelner, 偶eby przyj膮膰 zam贸wienie.
Nie - podj膮艂, gdy znowu zostali sami. - Je艣li pojawia si臋 okazja ciekawej pracy, kariery, nie zastanawiaj膮 si臋, nie wahaj膮. Zreszt膮 spotykam r贸偶ne dziewczyny. I takie, kt贸re realizuj膮 si臋 w swojej pracy, osi膮gn臋艂y wysok膮 pozycj臋, s膮 szanowane za sw贸j profesjonalizm, ale i takie, kt贸re po prostu chc膮 dobrze wyj艣膰 za m膮偶 i nie martwi膰 si臋 o pieni膮dze.
A ty, kt贸r膮 postaw臋 wolisz?
Rozmow臋 znowu przerwa艂o pojawienie si臋 kelnera i Dominic odpowiedzia艂 dopiero wtedy, gdy w kieliszkach pojawi艂o si臋 dobrze sch艂odzone cha-blis:
Nie zastanawiam si臋 nad tym, je艣li dziewczyna mi si臋 podoba.
To 偶adna odpowied藕 - sarkn臋艂a Mattie. - Przypominam ci, 偶e zawarli艣my uk艂ad.
Uk艂ad?
Tak. - Wypi艂a wino i Dominic nape艂ni艂 ponownie jej kieliszek.
84
CATHY WILLIAMS
Rzadko pi艂a alkohol i ten pierwszy kieliszek przyprawi艂 j膮 o lekki rausz.
- Kiedy pojawi艂e艣 si臋 u mnie nieproszony, opowiedzia艂am ci w skr贸cie moj膮 histori臋, a ty obieca艂e艣
opowiedzie膰 swoj膮.
Podano przystawki, fakt, kt贸ry niemal umkn膮艂 uwagi Mattie, tak by艂a skoncentrowana na Domi-nicu.
A on ukroi艂 kawa艂ek w臋dzonego 艂ososia i podni贸s艂 wzrok znad talerza.
My艣la艂em, 偶e wszystko ju偶 o mnie wiesz. W ka偶dym razie ilekro膰 ci臋 widz臋, zachowujesz si臋 tak, jakby艣 zna艂a na wylot mnie i moje 偶ycie.
Gdzie si臋 wychowywa艂e艣?
W Grecji i w Anglii. W Grecji sp臋dza艂em wakacje, w Anglii chodzi艂em do szko艂y. Kiedy sko艅czy艂em jedena艣cie lat, rodzice wys艂ali mnie do szko艂y z internatem.
Jak tam by艂o?
Mattie zachowa艂a ze szko艂y jak najgorsze wspomnienia. Lubi艂a si臋 uczy膰, ale czytanie ksi膮偶ek uznawane by艂o za 艣mieszne, nikomu niepotrzebne zaj臋cie, a presja, kt贸r膮 wywierali r贸wie艣nicy, zbyt silna. Spogl膮daj膮c wstecz, Mattie mog艂a 艣mia艂o powiedzie膰, 偶e zmarnowa艂a tamte lata. Rodzice prawili, co prawda, kazania o po偶ytkach p艂yn膮cych z edukacji, ale puszcza艂a ich napomnienia mimo uszu: by艂a 艣liczna, mia艂a ogromne powodzenie, wola艂a si臋 bawi膰 i wodzi膰 rej w swojej paczce.
Z zazdro艣ci膮 s艂ucha艂a opowie艣ci Dominica o jego
WYBRANKA MILIONERA
85
szkolnych do艣wiadczeniach. On od samego pocz膮tku wiedzia艂, 偶e sko艅czy szko艂臋 艣redni膮 po to, by potem i艣膰 na studia, zrobi膰 dyplom, sta膰 si臋 kim艣.
Ona te偶 zacz臋艂a opowiada膰: o pierwszych papierosach, potajemnie palonych z kole偶ankami za szop膮 na rowery. O alkoholowych inicjacjach jej koleg贸w. O wagarach. O ci膮偶ach, kt贸re w贸wczas urasta艂y do rangi skandalu. O wyg艂upach na lekcjach i wypr贸bowywaniu cierpliwo艣ci nauczycieli.
Tak j膮 poch艂on臋艂y wspomnienia, 偶e nie zauwa偶y艂a nawet, kiedy sko艅czyli pierwsz膮 butelk臋 wina i zacz臋li nast臋pn膮.
Dawno nie czu艂a si臋 tak zrelaksowana jak tego wieczoru. Zjad艂a swoj膮 ryb臋 i oznajmi艂a, 偶e nie by艂a ani troch臋 lepsza od tej, kt贸r膮 czasami jada艂a w tanim barze na Shepherd's Bush.
Polecasz to miejsce? - zapyta艂 Dominic z u艣miechem, a ona spojrza艂a na niego spod rz臋s.
Je艣li zaczn膮 tam zagl膮da膰 ludzie z pieni臋dzmi, bar straci ca艂y sw贸j urok.
Oboje parskn臋li 艣miechem, ubawieni tak膮 perspektyw膮.
- Dla niepoznaki mog臋 gorzej si臋 ubra膰 - oznajmi艂 Dominic z przesadn膮 powag膮.
Gdyby w tej chwili nast膮pi艂a eksplozja bomby nuklearnej, nic by nie zauwa偶y艂, tak by艂 zafascynowany siedz膮c膮 naprzeciwko niego niezwyk艂膮 dziewczyn膮 o 偶ywej twarzy i szczup艂ych, pe艂nych ekspresji d艂oniach.
- Ha! Gorzej si臋 ubierzesz... Id臋 o zak艂ad, 偶e
86
CATHY WILLIAMS
jeszcze nigdy w 偶yciu nic podobnego ci si臋 nie przytrafi艂o.
- Mog膮 by膰 d偶insy? I tania koszula? M贸g艂bym
to zrobi膰. - Potar艂 w zamy艣leniu brod臋. - Wymaga艂oby to jednak wyprawy na zakupy... - Wiedzia艂, 偶e
Mattie si臋 roze艣mieje i chcia艂 s艂ysze膰 jej 艣miech.
Da艂 kelnerowi znak, 偶e chce p艂aci膰, ale nie odrywa艂 wzroku od Mattie.
A ona 偶a艂owa艂a, 偶e wiecz贸r dobiega ko艅ca.
Wr贸c臋 do domu taks贸wk膮 - powiedzia艂a. - Nie musisz mnie odwozi膰.
Sk膮d艣 znam t臋 fraz臋 - mrukn膮艂 w odpowiedzi i podni贸s艂 si臋 pierwszy od stolika.
Nie mo偶emy... - Niedoko艅czone zdanie zawis艂o w powietrzu: obydwoje doskonale wiedzieli, o co chodzi.
Dlaczego nie mo偶emy? - zapyta艂 Dominic i, uj膮wszy Mattie pod 艂okie膰, poprowadzi艂 j膮 w stron臋 wyj艣cia.
Niedawno rozsta艂am si臋 z Frankiem, nie chc臋 wchodzi膰 w nowy uk艂ad...
Dlaczego mieliby艣my walczy膰 z tym, co czujemy? Wezw臋 taks贸wk臋 i pojedziemy razem.
A co z twoim samochodem?
Zostanie tutaj. M贸j kierowca zabierze go st膮d rano.
I oto pow贸d, dlaczego nie powinni艣my zbli偶a膰 si臋 do siebie.
Dlatego 偶e zostawiam samoch贸d na parkingu restauracji?
WYBRANKA MILIONERA
87
Rozmy艣lnie przeinaczasz sens moich s艂贸w!
A ty rozmy艣lnie szukasz wym贸wek. Dlaczego? - Dominic nachyli艂 si臋 ku niej i Mattie na moment zapar艂o dech w piersiach, a potem gwa艂townie wci膮gn臋艂a powietrze. - Czego si臋 boisz? - W jego g艂osie zabrzmia艂a nuta rozbawienia.
Nie chc臋 si臋 z nikim wi膮za膰 - powiedzia艂a Mattie i w tej samej chwili podjecha艂a taks贸wka.
Masz na my艣li faceta, kt贸ry ci膮偶y艂 ci niczym kamie艅 u szyi, nie pozwalaj膮c swobodnie si臋 porusza膰, swobodnie oddycha膰? Bo tak przecie偶 wygl膮da艂 wasz zwi膮zek. Zapomnia艂a艣 ju偶? Mog臋 ci臋 zapewni膰, 偶e ja te偶 nie mam ochoty si臋 wi膮za膰.
Dominic poda艂 taks贸wkarzowi sw贸j adres, po czym spojrza艂 z u艣miechem na Mattie.
- By膰 albo nie by膰...
Mattie wsiad艂a. Nie bardzo potrafi艂a powiedzie膰, dlaczego sprzecza si臋 z Dominikiem.
Tego chcia艂a艣, 偶y膰 z cz艂owiekiem, nad kt贸rym si臋 litujesz? Zamyka膰 si臋 na nowe do艣wiadczenia? Przyzwyczajenie potrafi by膰 destrukcyjne, Mattie. W twoim przypadku oznacza艂o podcinanie skrzyde艂, t艂amszenie ambicji.
Frank nie robi艂 nic ta...
Nieprawda. Frank robi艂 co艣 takiego. U偶ala艂 si臋 nad sob膮, gra艂 na jej wsp贸艂czuciu, potrafi艂 je wykorzystywa膰, kiedy by艂o mu to wygodne. Niszczy艂 j膮, wy艣miewa艂 jej plany, patrzy艂, jak si臋 zapracowuje, z臋by op艂aci膰 kurs, utrzyma膰 dom, a sam przepija艂 to, co uda艂o mu si臋 od niej wyci膮gn膮膰, ale nie robi艂 nic,
88
CATHY WILLIAMS
偶eby samemu zacz膮膰 zarabia膰. My艣la艂 tylko o sobie, jak dziecko. By膰 mo偶e ten jego infantylizm sprawia艂, 偶e tak d艂ugo tolerowa艂a chor膮 sytuacj臋.
Dominic natomiast...
Mattie zerkn臋艂a na niego z ukosa i przeszed艂 j膮 dreszcz.
Dominic Drecos z pewno艣ci膮 nie by艂 dzieckiem. M贸g艂 skrzywdzi膰 j膮 w inny spos贸b ni偶 Frank. Instynkt jej to m贸wi艂, ten sam instynkt, kt贸ry popycha艂 j膮 ku Dominicowi z nieodpart膮 si艂膮.
Przesta艅 go usprawiedliwia膰 - rzuci艂 zniecierpliwionym g艂osem. - Rozumiem, 偶e prze偶yli艣cie razem wiele lat, ale to nie zmienia faktu, 偶e on by艂 ci ci臋偶arem.
Tak ch艂odno wszystko oceniasz.
Jestem realist膮. A my? Obydwoje jeste艣my doro艣li. Poci膮gamy si臋 wzajemnie. Co wi臋cej, 偶adne z nas nie chce si臋 anga偶owa膰 w trwa艂y zwi膮zek i nie my艣li o ma艂偶e艅stwie. Czy nie mam racji?
Rzeczywi艣cie, nie my艣l臋 o ma艂偶e艅stwie - prychn臋艂a Mattie. - Nie musisz si臋 obawia膰, 偶e b臋d臋 pr贸bowa艂a zaci膮gn膮膰 ci臋 do o艂tarza. Nie jestem dla ciebie odpowiedni膮 parti膮.
Tak w艂a艣nie uwa偶asz? - Si艂膮 woli powstrzymywa艂 si臋, 偶eby nie obj膮膰 jej.
Mattie unios艂a hardo g艂ow臋.
Chc臋 tylko, 偶eby sytuacja by艂a jasna.
Nie by艂oby ci przykro, gdybym rzeczywi艣cie
WYBRANKA MILIONERA 89
uwa偶a艂 ci臋 za kogo艣 gorszego, nieodpowiedniego dla mnie, dla mojej pozycji? Mattie si臋 zje偶y艂a.
Dlaczego mia艂oby by膰 mi przykro? - Wzruszy艂a ramionami. - Od samego pocz膮tku usi艂uj臋 ci u艣wiadomi膰, 偶e nale偶ymy do dw贸ch r贸偶nych 艣wiat贸w. Powiedzmy, 偶e zgadzam si臋 z tob膮 widywa膰 przez zwyk艂膮 ciekawo艣膰.
A ja od samego pocz膮tku powtarzam ci, 偶e dla mnie nie ma to najmniejszego znaczenia, do jakich 艣wiat贸w nale偶ymy. - W g艂osie Dominica zabrzmia艂a nieskrywana irytacja. - Nie jestem Brytyjczykiem, mo偶e dlatego nie zwracam uwagi, tak jak wy, na istniej膮ce r贸偶nice spo艂eczne. A nie chc臋 si臋 wi膮za膰 z nikim, bo...
- Bo co?
Milcza艂 chwil臋, przeczesa艂 nerwowym gestem
W艂osy palcami.
Bardzo prosz臋, wyja艣nij. Jeste艣 specjalist膮 w unikaniu odpowiedzi na niewygodne dla siebie pytania. Mam ju偶 tego do艣膰.
S艂ucham?
Nie dziw si臋, 偶e kto艣, z kim zamierzasz i艣膰 do 艂贸偶ka, chcia艂by co艣 o tobie wiedzie膰.
Dominic za艣mia艂 si臋 i spojrza艂 na Mattie z prawdziwym uznaniem.
Zaczynam podejrzewa膰, 偶e z ca艂ym rozmys艂em postanowi艂a艣 odgrywa膰 rol臋 „dziewczyny z nizin spo艂ecznych". Mam racj臋?
Z艂e do艣wiadczenia? - docieka艂a Mattie, igno-
90
CATHY WILLIAMS
ruj膮c pytanie Dominica. - Dama za bardzo si臋 zaanga偶owa艂a i zacz臋艂a by膰 kamieniem u szyi? Taki Frank w 偶e艅skim wydaniu?
Podniecasz mnie.
Nie zmieniaj tematu.
Dominic popatrzy艂 na Mattie uwa偶nie. Wszystko mo偶na by艂o o niej powiedzie膰, tylko nie to, 偶e jest „przymilna". Bardzo mu si臋 to w niej podoba艂o.
- P贸艂 roku temu rozsta艂em si臋 z pewn膮 dam膮,
niejak膮 Rosalind - przyzna艂. „A ty jeste艣 pierwsz膮
osob膮, z kt贸r膮 o tym rozmawiam", doda艂 w my艣lach. - Byli艣my z sob膮 przez rok - ci膮gn膮艂.
- W czasie tego roku zmieni艂a si臋 diametralnie:
z osoby spokojnej, 艂atwej we wsp贸艂偶yciu, w nie
zno艣n膮, zaborcz膮 istot臋, kt贸ra usi艂owa艂a kontrolowa膰 mnie na ka偶dym kroku.
Dla takiego wolnego ducha, jak ty, to musia艂o by膰 nie do zniesienia - stwierdzi艂a Mattie z przek膮sem i zarzut by艂 tak celny, 偶e Dominic poczerwienia艂.
Czy偶bym s艂ysza艂 sarkazm w twoim g艂osie?
By膰 mo偶e... Co by艂o dalej?
Musz臋 relacjonowa膰 ca艂膮 histori臋 w szczeg贸艂ach?
Owszem. - Mattie zaczyna艂a si臋 dobrze bawi膰.
- „Pi臋knym za nadobne..." Jako艣 tak to brzmi,
prawda?
- Skoro chcesz wiedzie膰 wszystko, prosz臋 bardzo. Rosalind zacz臋艂a wydzwania膰 do biura. To
by艂y nieko艅cz膮ce si臋 telefony, dziesi膮tki telefon贸w
WYBRANKA MILIONERA
91
dziennie. W ko艅cu musia艂em powiedzie膰 mojej sekretarce, 偶eby nie 艂膮czy艂a. Pr贸bowa艂em rozmawia膰 z Rosalind na ten temat, ale ona zaczyna艂a p艂aka膰. To by艂a klasyczna ucieczka w p艂acz. Kobiety cz臋sto tak w艂a艣nie reaguj膮, kiedy temat jest dla nich niewygodny.
Bardzo przepraszam, nie uog贸lniaj. Kobiety, kt贸re ty znasz.
Ty nigdy nie p艂aczesz?
Nigdy nie szanta偶owa艂am nikogo p艂aczem.
A ona, owszem, szanta偶owa艂a. Potem by艂o jeszcze gorzej. Zamiast p艂aczu, z艂o艣膰. W ko艅cu powiedzia艂em jej, 偶e musimy si臋 rozsta膰. Wtedy zacz臋艂a mnie 艣ledzi膰. Potrafi艂a parkowa膰 wieczorami pod moim domem, czekaj膮c, kiedy si臋 pojawi臋. To by艂 koszmar.
Jak sobie z tym poradzi艂e艣?
Powiedzia艂em jej, 偶e je艣li si臋 nie uspokoi, b臋d臋 musia艂 z艂o偶y膰 zawiadomienie na policji. 呕e porozmawiam z jej rodzicami. Poskutkowa艂o, ale od tamtego czasu jestem ostro偶ny.
Taks贸wka zatrzyma艂a si臋 przed domem Dominica. Tym razem nie by艂o ju偶 kawy w holu na dole; oboje skierowali si臋 prosto do windy, cho膰 Dominic ci膮gle nie mia艂 pewno艣ci, czy Mattie zdecyduje si臋 P贸j艣膰 z nim do 艂贸偶ka.
Jak si臋 czu艂e艣? - podj臋艂a w windzie.
Jak si臋 czu艂em?
Tak. Jak si臋 czu艂e艣? Kocha艂e艣 j膮?
Pocz膮tkowo by艂em ni膮 zauroczony.
92 CATHY WILLIAMS
- Nie zakochany? - Mattie, ledwo to powiedzia艂a, zda艂a sobie spraw臋, 偶e wcale nie chce zna膰 odpowiedzi.
Woli jej nie zna膰. Po prostu nie chce wiedzie膰, 偶e Dominic by艂 zakochany.
Odetchn臋艂a z ulg膮, kiedy winda stan臋艂a i drzwi kabiny rozsun臋艂y si臋 bezszelestnie.
- To ju偶 historia, Mattie. Przesz艂o艣膰 - mrukn膮艂
Dominic, wk艂adaj膮c klucz do zamka. - Liczy si臋 tera藕niejszo艣膰. Ty i ja. Nie s膮dzisz?
ROZDZIA艁 SZ脫STY
Jakie to oczywiste. Dwoje ludzi rozczarowanych poprzednimi zwi膮zkami zaczyna odczuwa膰 zainteresowanie sob膮: przyci膮gaj膮 si臋 wzajemnie, jednocze艣nie broni膮 przed trwalsz膮 relacj膮.
Dominic nie musia艂 jej m贸wi膰 tego, co sama wiedzia艂a: Rosalind nale偶a艂a do jego 艣wiata, a pomimo to im te偶 si臋 nie uda艂o, musieli si臋 rozsta膰.
Teraz i Mattie, i Dominic woleli nie patrze膰 w przysz艂o艣膰, ogranicza膰 si臋 do tera藕niejszo艣ci.
Kiedy po wej艣ciu do mieszkania zaproponowa艂 drinka, odm贸wi艂a.
Nie chcesz jednego dla kura偶u? - zapyta艂, po czym podszed艂 do niej i delikatnie uj膮艂 jej twarz w d艂onie.
Kura偶u potrzebuj臋 tylko wtedy, kiedy mam zrobi膰 co艣, czego zrobi膰 nie chc臋 - powiedzia艂a, po艂o偶y艂a d艂onie p艂asko na jego piersi, a potem dr偶膮cymi palcami zacz臋艂a rozpina膰 mu koszul臋.
Przesta艅 - szepn膮艂.
Potem wzi膮艂 j膮 na r臋ce i ruszy艂 przez hol w stron臋 sypialni.
94 CATHY WILLIAMS
Powinnam chyba pomy艣le膰 o powrocie do domu - mrukn臋艂a Mattie, kiedy zm臋czeni mi艂o艣ci膮 le偶eli spleceni ze sob膮 w wielkim 艂贸偶ku Dominica.
Czemu chcesz wraca膰?
Bo zazwyczaj sypiam pod w艂asnym dachem.
Zazwyczaj?
Zawsze.
Nie musisz tam wraca膰 - powiedzia艂 Dominic i tyle by艂o stanowczo艣ci w jego g艂osie, 偶e Mattie wybuchn臋艂a 艣miechem.
- W og贸le mam tam nie wraca膰? - za偶artowa艂a.
Wiedzia艂, oczywi艣cie, 偶e to 偶art, a jednak si臋
nachmurzy艂. Przez g艂ow臋 przemkn臋艂a jaka艣 niemi艂a my艣l: trwa艂o to zaledwie u艂amek sekundy, zbyt kr贸tko, by zd膮偶y艂 zastanowi膰 si臋, o co chodzi.
- Chcia艂em powiedzie膰... - zacz膮艂 z wahaniem.
Nie m臋cz si臋. Wiem, co chcia艂e艣 powiedzie膰 - w g艂osie Mattie zabrzmia艂a ostra nuta.
Frank si臋 wyprowadzi艂. Nikt na ciebie nie czeka. Po co masz wraca膰 do pustego domu? Zosta艅 do rana. - M贸wi艂 lekko schrypni臋tym g艂osem. - Jestem ju偶 staruszkiem, ale mam jeszcze krzep臋.
No w艂a艣nie, ile ty w艂a艣ciwie masz lat, staruszku?
Do艣膰, by nauczy膰 si臋 patrze膰 na 偶ycie z doz膮 cynizmu, pomy艣la艂.
Trzydzie艣ci cztery.
Co oznacza, 偶e jeste艣 dziesi臋膰 lat starszy ode mnie - powiedzia艂a Mattie powoli. - To... - Omal nie doda艂a: „idealna r贸偶nica wieku", ale w por臋
WYBRANKA MILIONERA
95
ugryz艂a si臋 w j臋zyk. Ani nie powinna, ani nie mia艂a powodu wypowiada膰 podobnych uwag. - W tym wieku wi臋kszo艣膰 m臋偶czyzn ma ju偶 rodziny. Rodzice nie susz膮 ci g艂owy, 偶e najwy偶szy czas by艣 si臋 o偶eni艂? Pewnie chcieliby ju偶 nia艅czy膰 wnuki.
- Napomykaj膮, tak. Jestem jedynakiem. Ojciec
chcia艂by doczeka膰 si臋 dziedzica nazwiska, matka
widzie膰 mnie ustatkowanego przy kobiecie. Z tym
ustatkowaniem si臋 to trudna sprawa. Z r臋k膮 na sercu
mog臋 powiedzie膰, 偶e nie spotka艂em jeszcze w ca艂ym
swoim d艂ugim 偶yciu kobiety, kt贸ra dzia艂a艂aby na
mnie stabilizuj膮co. I chyba nigdy nie chcia艂bym
spotka膰.
Doskonale, pomy艣la艂a Mattie. Dominic wy艂o偶y艂 przed ni膮 karty na st贸艂: teraz obydwoje wiedzieli, na czym stoj膮.
Zrobi艂o si臋 jej troch臋 smutno.
Jak to si臋 sta艂o, 偶e nie wysz艂a艣 za m膮偶 za Franka? - zagadn膮艂.
Nigdy o tym nie my艣leli艣my - rzuci艂a Mattie lekko. - 艢lub nie by艂 nam do niczego potrzebny. Zamieszkali艣my z sob膮, potem do艣膰 szybko zacz臋艂o si臋 mi臋dzy nami psu膰 i wtedy ju偶 tym bardziej ma艂偶e艅stwo przesta艂o wchodzi膰 w gr臋. Moi rodzice nie byli zachwyceni takim stanem rzeczy, ale nie naciskali.
By膰 mo偶e czuli, 偶e to nie jest odpowiedni cz艂owiek dla ciebie, i czekali, a偶 sama to zrozumiesz.
Mattie wzruszy艂a ramionami i powiedzia艂a, wa偶膮c s艂owa:
96
CATHY WILLIAMS
- Nigdy w ten spos贸b o tym nie my艣la艂am.
Ca艂a ta rozmowa na temat ma艂偶e艅stwa zbija艂a j膮 z tropu, jakby znalaz艂a si臋 na ruchomych piaskach, kt贸re za chwil臋 j膮 wess膮. - Musz臋 wraca膰 do domu.
Usiad艂a na 艂贸偶ku i parskn臋艂a 艣miechem na widok zdumionej miny Dominica, co, z kolei, wywo艂a艂o jego irytacj臋.
Nie rozumiem, dlaczego musisz.
Nie szkodzi. - Wsta艂a i zacz臋艂a zbiera膰 rozrzucone na pod艂odze ubranie.
Dominic przygl膮da艂 si臋 jej, walcz膮c z uczuciem zawodu. Powinno by膰 odwrotnie, my艣la艂 kwa艣no. To m臋偶czyzna powinien da膰 kobiecie sygna艂, 偶e pora si臋 偶egna膰, tymczasem Mattie ubiera艂a si臋 w takim tempie, jakby dok膮d艣 by艂o jej spieszno.
- Odwioz臋 ci臋 - burkn膮艂, odrzucaj膮c prze艣cierad艂o. - I nie chc臋 s艂ysze膰, 偶e sama dasz sobie rad臋.
Odstawi臋 ci臋 pod same drzwi i poczekam, a偶 je
bezpiecznie zamkniesz za sob膮.
Mattie u艣miechn臋艂a si臋 s艂odko.
B臋dzie mi bardzo mi艂o.
Po co ci wolno艣膰, je艣li nie potrafisz robi膰 z niej u偶ytku? - zapyta艂 Dominic, kiedy wyszli ju偶 z domu i skierowali si臋 do jego samochodu: ci膮gle by艂 naburmuszony, 偶e Mattie postanowi艂a jednak wbrew jego namowom wraca膰 do mieszkania.
Nazywasz wolno艣ci膮 dostosowywanie si臋 do twoich potrzeb? Dobrze rozumiem? - Usadowi艂a si臋 w fotelu i zapi臋艂a pas.
Mam na my艣li potrzeby nas obojga. - Dominic
WYBRANKA MILIONERA
97
w艂o偶y艂 kluczyk do stacyjki, ale nie zapala艂 silnika: opar艂 g艂ow臋 o boczn膮 szyb臋 i przygl膮da艂 si臋 Mattie.
M贸g艂by znowu si臋 z ni膮 kocha膰, tu, teraz, w samochodzie, jak napalony nastolatek.
Mattie go podnieca艂a. Ale nie by艂o to czysto fizyczne podniecenie, reakcja czysto zmys艂owa. Owszem, mia艂a pi臋kne cia艂o, ale jeszcze bardziej podoba艂 mu si臋 jej spos贸b my艣lenia, ostry, przenikliwy, precyzyjny. Mattie by艂a m膮dra, zabawna, bezpo艣rednia: dot膮d nie spotka艂 dziewczyny, kt贸ra by艂aby do niej cho膰 troch臋 podobna.
Naprawd臋? - u艣miechn臋艂a si臋 zgry藕liwie. -A wi臋c my艣lisz o nas obojgu. Jakie to mi艂e. A teraz ruszaj ju偶, prosz臋. Jutro masz zapewne ci臋偶ki dzie艅, powiniene艣 si臋 wyspa膰, odpocz膮膰. Budowniczy imperi贸w musi mie膰 si艂y do pracy.
Wied藕ma - mrukn膮艂 i wyjecha艂 powoli z parkingu. Ch臋tnie zrobi艂by sobie dzie艅 wolny, gdyby m贸g艂 go sp臋dzi膰 w 艂贸偶ku z Mattie. - Powiem ci w zaufaniu, 偶e potrzebuj臋 bardzo niewiele snu. Zwykle ma艂o sypiam. Ty te偶 musia艂a艣 niewiele sypia膰, kiedy pracowa艂a艣 w tym klubie.
Ten klub by艂 bardzo po偶ytecznym miejscem, kiedy przychodzi艂o do p艂acenia rachunk贸w - oznajmi艂a Mattie ch艂odno. - Niekt贸rzy ludzie musz膮 wykonywa膰 g艂upie zaj臋cia, 偶eby zarobi膰 na 偶ycie.
~ Wycofuj臋, co powiedzia艂em - mrukn膮艂 niech臋tnie. - I uwa偶am temat za zamkni臋ty. - Rzuci艂 Mattie ostrzegawcze spojrzenie. - Jakie masz plany na jutro?
98
CATHY WILLIAMS
- Jutro? - Mattie utkwi艂a wzrok w oknie. - Musz臋 kupi膰 troch臋 ciuch贸w do nowej pracy, spotka膰
si臋 z Frankiem, ustali膰 termin mojej wyprowadzki.
Nie mam poj臋cia, gdzie teraz mieszka, ale pewnie
sypia u jakiego艣 kolegi na karimacie. Zachowa艂 si臋
naprawd臋 wspania艂e. 呕adnych awantur, wyrzut贸w,
pretensji...
Dominic zacisn膮艂 d艂onie na kierownicy.
- Po prostu idea艂 - powiedzia艂 z przek膮sem
i w jego g艂osie zabrzmia艂o co艣, co mo偶na by od
czyta膰 jako zazdro艣膰.
Dominic zazdrosny? O ni膮? O kobiet臋, z kt贸r膮 wda艂 si臋 w艂a艣nie w przelotn膮 przygod臋? O ile by艂a to w og贸le przygoda. Bzdura, Mattie zby艂a absurdaln膮 my艣l.
Po prostu z zasady nie akceptowa艂 postawy Franka, cz艂owieka, kt贸ry u偶ala si臋 nad sob膮, godzi si臋 by膰 ofiar膮 losu, topi swoje nieszcz臋艣cia w alkoholu i nie robi nic, by zmieni膰 swoje po艂o偶enie.
- A ja my艣l臋, 偶e to bardzo szlachetnie z jego
strony, 偶e zostawi艂 mi sw贸j dom do dyspozycji -stan臋艂a w obronie swojego by艂ego ch艂opaka.
- Sta膰 by ci臋 by艂o na podobny gest?
To czysto hipotetyczne pytanie, a ja nie zajmuj臋 si臋 hipotezami.
To znaczy, 偶e brak ci wyobra藕ni - stwierdzi艂a zaczepnym tonem, ale w gruncie rzeczy nie mia艂a ochoty si臋 k艂贸ci膰. Przeciwnie, mia艂a wra偶enie, 偶e doskonale si臋 rozumiej膮 i mimo sprzeczek 艣wietnie si臋 nawzajem wyczuwaj膮: przera偶a艂o j膮 to.
WYBRANKA MILIONERA
99
Jeszcze nie zdarzy艂o mi si臋 s艂ysze膰 podobnego zarzutu pod w艂asnym adresem.
Widocznie kobiety, z kt贸rymi si臋 spotykasz, cierpi膮 na t臋 sam膮 dolegliwo艣膰.
Dominic za艣mia艂 si臋 i po艂o偶y艂 jej d艂o艅 na udzie.
Niezbyt bezpieczny spos贸b prowadzenia samochodu - prychn臋艂a, ale dotyk Dominica sprawi艂, 偶e przeszed艂 j膮 dreszcz.
W takim razie od艂贸偶my niebezpiecznie gesty do czasu, a偶 znajdziemy si臋 u ciebie w domu.
Mattie pokr臋ci艂a stanowczo g艂ow膮. Pragn臋艂a go, ale wiedzia艂a, 偶e musi chroni膰 siebie, wyznaczy膰 granic臋 bezpiecze艅stwa.
Kiedy w takim razie si臋 zobaczymy? - Dominic zatrzyma艂 si臋 przed domkiem Franka, wy艂膮czy艂 silnik. - Skoro jutro nie masz czasu, przyjad臋 po ciebie w pi膮tek, o w p贸艂 do 贸smej. P贸jdziemy gdzie艣 na kolacj臋.
Nie wiem - powiedzia艂a, wysiadaj膮c z samochodu.
Nie wiem! A to co za odpowied藕? Za艂o偶y艂 r臋ce na piersi i zatarasowa艂 jej wej艣cie do domu. On, kt贸ry nienawidzi艂 zaborczo艣ci u innych i sam nigdy wobec nikogo nie by艂 zaborczy, w og贸le nie zna艂 tego uczucia, teraz chcia艂, 偶eby Mattie opowiedzia艂a mu w szczeg贸艂ach, dlaczego nie wie, czy si臋 z nim spotka. - W najbli偶szy poniedzia艂ek zaczynam prac臋. M贸g艂by艣 si臋 odsun膮膰 od drzwi, z 艂aski swojej?
- Zaczynasz prac臋 w najbli偶szy poniedzia艂ek,
To rozumiem, nie rozumiem natomiast, dlaczego
100 CATHY WILLIAMS
ten fakt uniemo偶liwia ci okre艣lenie terminu naszego nast臋pnego spotkania. - Panuj nad sob膮, napomnia艂 si臋 w duchu.
Chcia艂abym przeprowadzi膰 si臋 w czasie weekendu - wyja艣ni艂a uprzejmie. - W pi膮tek rano jestem um贸wiona z personaln膮 z Devereaux Group, mam podpisa膰 umow臋 najmu, ustali膰 szczeg贸艂y przej臋cia mieszkania. Zale偶y mi na czasie, ze wzgl臋du na Franka.
W porz膮dku. - Cofn膮艂 si臋 wreszcie. - Pomog臋 ci w przeprowadzce - zaofiarowa艂 si臋. - Za艂atwi臋 transport... Furgonetk臋, ci臋偶ar贸wk臋...
Mattie parskn臋艂a 艣miechem.
Moje rzeczy zmieszcz膮 si臋 do baga偶nika sportowego samochodu.
Sobota - mrukn膮艂 Dominic. - Przyjad臋 punktualnie o dziewi膮tej. Pomog臋 ci przewie藕膰 rzeczy do nowego mieszkania.
Nie b膮d藕 艣mieszny. Doskonale...
Wiem. Doskonale dasz sobie sama rad臋. Mo偶e jednak ten jeden raz przyjmiesz pomoc, skoro kto艣 ci j膮 proponuje w najlepszej wierze.
I Mattie przyj臋艂a pomoc, nie sprzeczaj膮c si臋 d艂u偶ej.
Dominic stawi艂 si臋 w sobot臋 rano punktualnie o dziewi膮tej, jak obieca艂. W spranych d偶insach, zielonej koszulce i adidasach.
- Przyjecha艂em sportowym samochodem
- oznajmi艂, wskazuj膮c na srebrne ferrari, i poca艂owa艂 Mattie w czubek nosa.
WYBRANKA MILIONERA
101
Sk膮d, na Boga, przysz艂o ci do g艂owy przeprowadza膰 mnie sportowym samochodem? - Teraz Mattie wykona艂a podobny gest jak on przed chwil膮 i wskaza艂a na kartony stoj膮ce w holu.
Kto艣 co艣 m贸wi艂 o dobytku, kt贸ry mie艣ci si臋 w baga偶niku sportowego samochodu - odpowiedzia艂 Dominic. - Na szcz臋艣cie nie uwierzy艂em. Zaraz podjedzie m贸j kierowca ca艂kiem pojemnym range roverem. A my pojedziemy sobie za nim ferrari.
Koniec, kropka. Mattie westchn臋艂a z rezygnacj膮. Dominic mia艂 racj臋: powinna nauczy膰 si臋 przyjmowa膰 pomoc zamiast unosi膰 si臋 dum膮 i ka偶dy problem rozwi膮zywa膰 samopas. Pomoc Dominica przysz艂a w sam膮 por臋, Franka natomiast Mattie nie chcia艂a anga偶owa膰 w przeprowadzk臋. Zaczyna艂a nowy rozdzia艂 偶ycia, w kt贸rym dla by艂ego ch艂opaka nie by艂o ju偶 miejsca. Oczywi艣cie zamierza艂a zaprosi膰 go do nowego mieszkania, kiedy oboje przywykn膮 do my艣li o rozstaniu: chcia艂a, 偶eby pozostali w przyjacielskich stosunkach.
Frank nie nalega艂, prawd臋 m贸wi膮c, wydawa艂 si臋 zadowolony, kiedy nie przyj臋艂a jego oferty. Mrukn膮艂 co艣 z wyra藕n膮 ulg膮, 偶e musi zaj膮膰 si臋 swoimi sprawami.
Gdyby nie Dominic, Mattie musia艂aby teraz radzi膰 sobie sama: niezbyt ciekawa perspektywa, zwa偶ywszy, 偶e mia艂a znacznie wi臋cej rzeczy do przewiezienia, ni偶 przypuszcza艂a.
Wsiadaj do samochodu - poprosi艂 - a ja
102
CATHY WILLIAMS
z George'em za艂adujemy kartony do range rovera. Jest co艣, co wola艂aby艣 mie膰 przy sobie w drodze?
- Nie.
Mattie ruszy艂a do ferrari, szcz臋艣liwa, 偶e chocia偶 raz nie musi radzi膰 sobie ze wszystkim sama, I Dominic i jego kierowca za艂adowali kartony do wygodnej teren贸wki, po czym oba samochody ruszy艂y przez Londyn do nowego osiedla w po艂udniowej cz臋艣ci miasta, po drugiej stronie rzeki najwi臋kszej w ostatnich latach tego rodzaju inwestycji w stolicy, jak dumnie g艂osi艂y reklamy. By艂y tu domy mieszkalne o najwy偶szym standardzie, biurowce, si艂ownie, salony pi臋kno艣ci, centrum konferencyjne, podziemne parkingi, nawet kino przeznaczone wy艂膮cznie dla mieszka艅c贸w.
Mattie opowiada艂a o tym wszystkim rado艣nie podniecona, a偶 w pewnym momencie zda艂a a sobie spraw臋, 偶e wyg艂asza monolog: Dominic nie odzywa艂 si臋 ani s艂owem.
Naprawd臋 nie musia艂e艣 zawraca膰 sobie g艂owy moj膮 przeprowadzk膮 - stwierdzi艂a, unosz膮c si臋 na powr贸t dum膮.
Wiem. - Kr贸tka, zamkni臋ta w jednym s艂owie odpowied藕.
Dominic zdawa艂 si臋 czyta膰 w jej my艣lach, bezb艂臋dnie wyczuwa艂 jej nastr贸j. Na jej entuzjazm odpowiedzia艂 grobowym milczeniem.
Pr臋dzej czy p贸藕niej b臋dzie jej musia艂 powiedzie膰 - i ta perspektywa wprawia艂a go w pod艂y nastr贸j. Teraz jeszcze nie m贸g艂 wyjawi膰 praw, by艂o na
WYBRANKA MILIONERA 103
to za wcze艣nie, ale ju偶 wkr贸tce... Niech najpierw Mattie zaaklimatyzuje si臋 w nowej pracy, a na pewno przyjmie ze spokojem, mo偶e nawet z niejakim rozbawieniem to, co mia艂 do wyjawienia.
Odpr臋偶y艂 si臋 troch臋, ale nie podj膮艂 rozmowy na temat nowego mieszkania Mattie, ani nowej, z tym偶e osiedlem zwi膮zanej pracy: reszt臋 drogi przegadali o wszystkim i o niczym.
Kiedy znale藕li si臋 wreszcie w jej nowym lokum, obesz艂a je zachwycona, w ko艅cu stan臋艂a przy oknie, z kt贸rego rozpo艣ciera艂 si臋 wspania艂y widok na Tamiz臋.
Fantastyczne! - stwierdzi艂a z satysfakcj膮, ale Dominic nie podziela艂 jej uniesie艅.
Na czym b臋dziesz spa艂a? - zagadn膮艂 rzeczowo, na co Mattie odwr贸ci艂a si臋 i spojrza艂a na niego tak, jakby postrada艂 zmys艂y.
Na pod艂odze, oczywi艣cie. Nie mam jeszcze mebli.
Na pod艂odze - powt贸rzy艂 tyle偶 z niesmakiem co z niedowierzaniem.
W 艣piworze - poinformowa艂a go uprzejmie, wskazuj膮c na stoj膮ce na 艣rodku pokoju kartony. - Stary, ale jeszcze ca艂kiem dobry. Zaproponowa艂abym ci kaw臋, ale czajnika te偶 nie mam. Nie st贸j tak
I nie patrz na mnie, jakby艣 trafi艂 w sam 艣rodek hollywoodzkiego horroru. Zapewniam ci臋, 偶e ludziom zdarza si臋 sypia膰 w 艣piworze i wychodz膮 z tego strasznego do艣wiadczenia ca艂o.
Nie jestem przekonany, czy po ca艂ej nocy
104
CATHY WILLIAMS
sp臋dzonej na twardej pod艂odze b臋dziesz tego samego zdania.
Nie przysz艂o mu do g艂owy, 偶e mieszkanie b臋dzie nieumeblowane. Powinien by艂 zmusi膰 j膮, 偶eby zamieszka艂a u niego, dop贸ki nie wyposa偶膮 nowego mieszkania w kilka najpotrzebniejszych sprz臋t贸w.
Zaraz, zaraz, poprawi艂 si臋 w duchu. Mia艂aby zamieszka膰 u niego? Omal nie parskn膮艂 g艂o艣nym 艣miechem na t臋 absurdaln膮 my艣l. Nawet Rosalind nie z艂o偶y艂 nigdy podobnej propozycji.
- Wiem, co to 艣piw贸r, Dominicu. - Mattie zaplot艂a r臋ce na piersi i przysiad艂a na parapecie ogromnego okna. - Sp臋dzi艂am niejedne wakacje pod namiotem, a ty chyba 偶adnych, jak podejrzewam.
- Na ka偶dym kroku odkrywa艂a dziel膮ce ich r贸偶nice i co艣 kaza艂o jej nieustannie przypomina膰 Dominico-wi w jak innych, nieprzystaj膮cych do siebie przestrzeniach oboje si臋 poruszaj膮.
Musimy pomy艣le膰 o meblach. - Pu艣ci艂 mimo uszu jej uwag臋 i rozejrza艂 si臋 po pokoju. - Nie mo偶esz tak mieszka膰. Dlaczego nie wzi臋艂a艣 nic z domu Franka?
W艂a艣nie dlatego, 偶e to dom Franka. Mia艂am go okra艣膰?
Nie zaproponowa艂 ci, 偶eby艣 zabra艂a cz臋艣膰 rzeczy? Byli艣cie przecie偶 par膮. Utrzymywa艂a艣 Franka. Wk艂ada艂a艣 w ten dom swoje pieni膮dze. P艂aci艂a艣 rachunki. - Dominic skrzywi艂 si臋 z niesmakiem.
- Kupimy co艣 w Harrodsie. Krzes艂a, st贸艂, tele...
- Stop!
WYBRANKA MILIONERA
105
Co on sobie wyobra偶a? 呕e kupuj膮c kilka mebli, kupi i j膮? Po偶膮danie po偶膮daniem, ale pieni膮dze, zakupy, to nie wchodzi艂o w gr臋. Przemkn臋艂o jej przez g艂ow臋, 偶e mo偶na przecie偶 dzieli膰 si臋 dobrami materialnymi z mi艂o艣ci, ale natychmiast odp臋dzi艂a t臋 my艣l i wr贸ci艂a na ziemi臋.
Nic mi nie b臋dziesz kupowa艂. Je艣li b臋d臋 czego艣 potrzebowa艂a, zrobi臋 to, co zwykle ludzie robi膮 w takich wypadkach, b臋d臋 odk艂ada膰 pieni膮dze.
Na lito艣膰 bosk膮, Mattie. Mnie sta膰 na...
Sko艅czmy ju偶 z tym. Niczego od ciebie nie przyjm臋.
Spu艣ci艂 wzrok. Do艣膰 ju偶 namiesza艂. Teraz b臋dzie musia艂 wszystko wyja艣ni膰, wyprostowa膰. I zrobi to. We w艂a艣ciwym czasie. Nigdy nie mia艂 problem贸w z wyp艂ywaniem na czyste wody.
- W porz膮dku - zgodzi艂 si臋. - Mo偶e wobec tego przyjmiesz przynajmniej zaproszenie na lunch? Chyba 偶e duma ka偶e ci je odrzuci膰.
Mattie u艣miechn臋艂a si臋 mimo woli.
- Najpierw urz膮dzimy sobie jednak parapet贸wk臋 dla dwojga...
Jak mog艂a odm贸wi膰? Kiedy go pozna艂a, by艂a taka silna, stanowcza, z zasadami. Kiedy przesta艂a mu si臋 opiera膰?
ROZDZIA艁 SI脫DMY
- To fantastyczne. Spotykam si臋 z potencjalnymi klientami. Z pracownikami z reklamy zastanawiamy si臋 nad sposobami pozyskania ludzi, kt贸rzy przywykli my艣le膰, 偶e prawdziwy, „porz膮dny" Londyn rozci膮ga si臋 na p贸艂noc od Tamizy. M贸wi艂am ci ju偶, 偶e chcemy wynaj膮膰 jeden z lokali przy atrium na restauracj臋? Mo偶e uda si臋 艣ci膮gn膮膰 tutaj kt贸rego艣 z wielkich szef贸w kuchni.
Dominic odsun膮艂 nieco krzes艂o i obserwowa艂 Mattie z rozbawieniem. To by艂a nowa osoba: pe艂na wiary w siebie i zapa艂u. Czasami tylko, jakby przypadkiem, pojawia艂a si臋 dawna zje偶ona, gotowa do ataku Mattie. Niebawem mia艂a pojawi膰 si臋 znowu, bo Dominic zamierza艂, swoim zwyczajem, zaproponowa膰, by zosta艂a na noc u niego, zamiast wraca膰 do swojego mieszkania.
- W og贸le nie s艂uchasz, co m贸wi臋 - wytkn臋艂a mu z uraz膮, po czym wsta艂a od sto艂u i zacz臋艂a zbiera膰 naczynia.
Cz臋sto jadali teraz u Dominica. Spotykali si臋 od miesi膮ca, ale sp臋dzali razem zaledwie trzy wieczory w tygodniu, trzy wieczory, na kt贸re Mattie za ka偶dym razem czeka艂a niecierpliwie.
WYBRANKA MILIONERA
107
- Pomy艣la艂em, 偶e mogliby艣my jutro pojecha膰 na
wie艣, sp臋dzi膰 weekend z dala od Londynu. Powinienem zajrze膰 do swojego domu, sprawdzi膰, czy wszystko tam w porz膮dku. - Dominic zapl贸t艂 d艂onie na karku i przygl膮da艂 si臋 Mattie.
Uwielbia艂 na ni膮 patrze膰! Podziwia艂 jej ruchy, sylwetk臋, cia艂o. I mia艂 poczucie, 偶e Mattie nale偶y do niego. Z niejakim wysi艂kiem wr贸ci艂 do rzeczywisto艣ci, by stwierdzi膰, 偶e ona obserwuje go uwa偶nie.
Nie patrz tak mnie - zirytowa艂 si臋. - Proponuj臋 tylko weekend na wsi. Nic nadzwyczajnego. Ludziom zdarza si臋 czasami wyje偶d偶a膰 za miasto na sobot臋 i niedziel臋. - Podni贸s艂 si臋 i podszed艂 do niej. - Nad czym si臋 zastanawiasz? - Opar艂 si臋 o blat kuchenny, coraz bardziej zirytowany. Milczenie Mattie i jej jawna niech臋膰 zaczyna艂y dzia艂a膰 mu na nerwy.
To nie najlepszy pomys艂.
Dlaczego? Powiedzia艂bym, 偶e to doskona艂y pomys艂. Kiedy ostatnio by艂a艣 za miastem? Kiedy rusza艂a艣 si臋 z Londynu?
Nie w tym rzecz.
No powiedz: kiedy?
Oto jeszcze jedna z jego taktyk. Po prostu nie przyjmowa艂 do wiadomo艣ci sprzeciw贸w, tylko realizowa艂 w艂asny zamys艂.
Nie pami臋tam. - Mattie westchn臋艂a. - Siadaj, prosz臋. Nie mog臋 my艣le膰, kiedy tak nade mn膮 stoisz.
To dobrze. Nie chc臋, 偶eby艣 my艣la艂a, kiedy jeste艣 ze mn膮.
108 CATHY WILLIAMS
Zachowujesz si臋 jak rozkapryszony bachor.
S艂ucham? - Jeszcze nikt nigdy nie obdarzy艂 go takim epitetem.
Tylko dlatego, 偶e co艣 sobie zaplanowa艂e艣, nie oznacza jeszcze, 偶e tw贸j plan musi si臋 od razu spe艂ni膰. Najwy偶szy czas, by艣 zrozumia艂 t臋 prost膮 zasad臋. - Mocne, stanowcze s艂owa, ale wypowiadaj膮c je, Mattie musia艂a bardzo si臋 pilnowa膰 i patrze膰 mu prosto w oczy.
Gdyby tylko zni偶y艂a wzrok, spojrza艂a na jego usta, prawdopodobnie ca艂膮 jej stanowczo艣膰 diabli by wzi臋li, tak silnie si臋 zaanga偶owa艂a w ich „przygod臋 bez zobowi膮za艅", kt贸ra nie mia艂a 偶adnych szans przetrwania.
Dominic od samego pocz膮tku stawia艂 spraw臋 jasno i nie trzeba by艂o wyj膮tkowej przenikliwo艣ci, by wiedzie膰, 偶e nie zmieni zdania. Rozstaj膮c si臋 z ni膮, b臋dzie mia艂 czyste sumienie: przecie偶 uprzedza艂, 偶e nie interesuje go trwa艂y zwi膮zek, prawda?
Nie robili 偶adnych plan贸w na przysz艂o艣膰. Widywali si臋, cieszyli sob膮, umawiali na nast臋pne spotkanie za kilka dni - to wszystko. Mattie powtarza艂a sobie, 偶e tego w艂a艣nie chcia艂a, 偶e tak jest dobrze, 偶e nie interesuje jej, co b臋dzie za kilka miesi臋cy.
Ca艂e lata 偶y艂a w nierealnym 艣wiecie, snuj膮c plany nie do ziszczenia, marz膮c, zastanawiaj膮c si臋, jak mog艂oby wygl膮da膰 jej 偶ycie. Najpierw marzenia koncentrowa艂y si臋 wok贸艂 kariery Franka i tego, co mia艂a ona przynie艣膰, potem wszystkie swoje nadzieje wi膮za艂a z uko艅czeniem kursu, tak czy inaczej
WYBRANKA MILIONERA 109
zawsze wybiega艂a my艣lami do przodu, ucieka艂a od tera藕niejszo艣ci.
A powinna 偶y膰 tak, jak 偶y艂y jej r贸wie艣niczki: po prostu cieszy膰 si臋 dniem dzisiejszym.
- Musimy o tym porozmawia膰 - mrukn膮艂, po czym przeszed艂 z cz臋艣ci kuchennej do salonu i usiad艂 na wielkiej kanapie.
Mattie ruszy艂a za nim.
Mam ju偶 plany na weekend - powiedzia艂a, przysiadaj膮c na brzegu sofy.
Jakie plany?
Chcia艂abym pochodzi膰 po sklepach i kupi膰 jaki艣 niewielki telewizor.
Nie musisz kupowa膰 telewizora. U mnie s膮 dwa. Je艣li chcesz obejrze膰 jaki艣 program, mo偶esz obejrze膰 tutaj.
Nie b膮d藕 艣mieszny.
W takim razie we藕 jeden do siebie, a raczej po偶ycz. Nazwij to, jak chcesz. Mo偶esz wstrzyma膰 si臋 z zakupem telewizora do przysz艂ej soboty. - Nawet nie chcia艂 my艣le膰 o tym, 偶e mia艂by jecha膰 na wie艣 bez Mattie.
A rzeczywi艣cie powinien zajrze膰 do swojego wiejskiego domu. Dwa dni wcze艣niej zadzwoni艂a do niego gospodyni, Sylvia, kt贸ra wraz z m臋偶em opiekowa艂a si臋 domem, i poinformowa艂a go, dziesi臋膰 razy przepraszaj膮c, 偶e przeszkadza, o awarii centralnego ogrzewania. P臋k艂a rura, woda zniszczy艂a parkiet w jednym z pokoi na parterze. Nale偶a艂o wymieni膰 kaloryfer, za艂atwi膰 spraw臋 odszkodowania;
110 CATHY WILLIAMS
w ka偶dym razie obecno艣膰 Dominica w weekend by艂a niezb臋dna.
My艣la艂am, 偶e lubisz tam je藕dzi膰 sam.
Powiedzia艂em co艣 takiego?
Owszem. M贸wi艂e艣, 偶e to jedyne miejsce, gdzie mo偶esz odetchn膮膰, zwolni膰 tempo, zapomnie膰 na chwil臋 o swojej pracy, zatopi膰 si臋 w ksi膮偶ce. Twierdzi艂e艣 nawet, 偶e wyje偶d偶aj膮c tam, nigdy nie zabierasz laptopa, w艂a艣nie dlatego, 偶eby si臋 zrelaksowa膰, oderwa膰 od codziennych obowi膮zk贸w.
Dominic poczerwienia艂 ze z艂o艣ci, skrzywi艂 si臋.
- Chcia艂em ci zrobi膰 przyjemno艣膰. - Odwr贸ci艂 na moment wzrok, potem znowu podni贸s艂 spojrzenie na Mattie. - Nie mo偶esz powiedzie膰, 偶e nie my艣l臋 o tobie.
Mattie serce zabi艂o szybciej. Dominic po raz pierwszy powiedzia艂 co艣, co mog艂o sugerowa膰, 偶e rzeczywi艣cie my艣li o niej, 偶e ona jednak istnieje w jego 艣wiadomo艣ci. Uczepi艂a si臋 jak idiotka jego s艂贸w, pozbawionych zapewne wi臋kszego znaczenia i dopiero po d艂u偶szej chwili otrze藕wia艂a.
- Zgoda, nie mog臋 powiedzie膰, 偶e nie my艣lisz
o mnie - przytakn臋艂a, wracaj膮c na ziemi臋.
Dominic zirytowa艂 si臋 jeszcze bardziej.
Postaram si臋 nie wyst臋powa膰 ju偶 wi臋cej z takimi nierozwa偶nymi propozycjami, jak wsp贸lny wyjazd za miasto - oznajmi艂 zjadliwie. - Mo偶esz mi jeszcze zemdle膰.
Wyjazd za miasto? - powt贸rzy艂a dr臋two.
Tak, wyjazd za miasto. Ludzie czasami wyje偶-
WYBRANKA MILIONERA
111
d偶aj膮. Na przyk艂ad kiedy chc膮 sp臋dzi膰 troch臋 czasu razem. - Wiedzia艂, 偶e powinien si臋 wycofa膰, skapitulowa膰, ale nie potrafi艂.
Dlaczego Mattie nie chce z nim jecha膰? Przecie偶 by艂o im dobrze razem.
Wiem, co to jest wyjazd za miasto - za艣mia艂a si臋 Mattie, usi艂uj膮c oczy艣ci膰 atmosfer臋.
Z pewno艣ci膮. Wyje偶d偶asz w ka偶dy weekend, jak rozumiem.
Wiesz doskonale, 偶e nie.
Prawda. Zapomnia艂em, 偶e ucz膮c si臋, musia艂a艣 ci臋偶ko pracowa膰, 偶eby pop艂aci膰 rachunki, kiedy tw贸j kocha艣 zbija艂 b膮ki, krytykowa艂 ci臋 i przepija艂 ka偶dy grosz, kt贸ry wpad艂 mu do r臋ki.
Mattie pu艣ci艂a mimo uszu cierpk膮 uwag臋 na temat Franka, ale w duchu musia艂a przyzna膰 Domi-nicowi racj臋: Frank, z kt贸rym tyle j膮 艂膮czy艂o, z kt贸rym prze偶y艂a tyle lat, zawodzi艂 w decyduj膮cych momentach.
Kiedy by艂am dzieckiem, je藕dzi艂am na wakacje do Kornwalii. - Podci膮gn臋艂a kolana pod brod臋 i zapatrzy艂a si臋 w przestrze艅. - Co roku dwa tygodnie s艂o艅ca. Mieszkali艣my na kempingu. Nie w domkach, w przyczepach. Znasz takie kempingi, gdzie przyczepy zaparkowane s膮 na sta艂e?
Nie.
Jasne, 偶e nie. To miejsca dla biedak贸w. Nie mog臋 jako艣 wyobrazi膰 sobie ciebie sp臋dzaj膮cego wakacje w przyczepie.
Ja sobie ciebie te偶 nie wyobra偶am w przyczepie
112 CATHY WILLIAMS
- powiedzia艂 z u艣mieszkiem. - Pr臋dzej na pla偶y. Bia艂y piasek, czysta woda, lekki wietrzyk... wysepka stworzona dla dwojga. Wygodny dom z drewniany mi pod艂ogami, moskitiera nad 艂贸偶kiem, wielkie, szeroko otwarte okna, przez kt贸re do pokoju nap艂ywa ch艂odne nocne powietrze...
Mattie mimo woli da艂a si臋 ponie艣膰 wizji roztaczanej przez Dominika.
- Zapas jedzenia na kilka miesi臋cy, ale przy pomo艣cie stoi motor贸wka, na wypadek gdyby艣my
chcieli wybra膰 si臋 na l膮d...
„Gdyby艣my"... Na t臋 liczb臋 mnog膮 Mattie ockn臋艂a si臋 z rozmarzenia i zapyta艂a:
- Z Rosalind?
- Nigdy - odpar艂 Dominic zgodnie z prawd膮.
Nigdy nie przysz艂o mu do g艂owy, by sp臋dza膰
z ni膮 weekendy na wsi. A wakacje z kobiet膮? Te偶 nie bra艂 tego nigdy pod uwag臋. Urlop sp臋dza艂 zwykle w Grecji, z rodzin膮. Na wyprawy w egzotyczne miejsca nie mia艂 po prostu czasu, zbyt ci臋偶ko pracowa艂.
Je艣li chcia艂 troch臋 odpocz膮膰, pozostawa艂y weekendy na wsi, jak to powiedzia艂 Mattie.
- Dlaczego?
- Dlatego, 偶e nie mam czasu leniuchowa膰 na wyspach szcz臋艣liwych, to raz. Dwa, nie mia艂em ochoty zabiera膰 Rosalind dok膮dkolwiek. - Wzruszy艂 ramionami. - 殴le mi si臋 z tob膮 rozmawia, kiedy siedzisz tak daleko - powiedzia艂 cichym g艂osem.
- Przysu艅 si臋 do mnie.
WYBRANKA MILIONERA 113
Mattie przesun臋艂a si臋, umo艣ci艂a wygodnie, opar艂a mu g艂ow臋 na ramieniu, a kiedy otoczy艂 j膮 ramieniem, mia艂a ochot臋 mrucze膰 jak kotka: przyjemnie by艂o czu膰 go blisko siebie.
Kto艣 taki, jak ty, nie powinien planowa膰 wakacji z kobiet膮 - zauwa偶y艂a troch臋 markotnie.
A to dlaczego?
Bo zaplanujesz wyjazd i zanim wakacje nadejd膮, damy ju偶 mo偶e nie by膰 u twojego boku.
Ale jutrzejszy wyjazd na wie艣 mo偶emy chyba zaplanowa膰 bez wi臋kszego ryzyka? - Dominic powoli rozpina艂 bluzk臋 Mattie. - Te guziki s膮 gorsze ni偶 pas cnoty - mrukn膮艂 pod nosem i Mattie u艣miechn臋艂a si臋, czego nie m贸g艂 widzie膰.
Dlaczego tak uwa偶asz?
Dlatego, moja droga, 偶e ka偶dego s膮 w stanie zniech臋ci膰. Powiedz, prosz臋 - szepta艂 jej do ucha
偶e pojedziesz jutro ze mn膮. Mattie, sp贸jrz na mnie
upiera艂 si臋, pieszcz膮c j膮. - Chc臋, 偶eby艣 pojecha艂a.
Nachyli艂 si臋, poca艂owa艂 j膮 przelotnie w usta i odsun膮艂 szybko g艂ow臋.
Nigdy nie spali艣my razem.
Nigdy nie spali艣my razem? A czym si臋 zajmujemy od dobrych kilku tygodni, jak nie sypianiem z sob膮?
Doskonale wiesz, co chcia艂am powiedzie膰. Nigdy nie przespali艣my razem nocy w jednym 艂贸偶ku. Nie zasypiali艣my i nie budzili艣my si臋 razem o 艣wicie.
Nie powiesz mi, 偶e nie pr贸bowa艂em.
114
CATHY WILLIAMS
To nie najlepszy pomys艂.
Takie stwierdzenie wymaga wyja艣nienia. - Prowokowa艂 j膮.
Doskonale wiedzia艂, 偶e b臋dzie w stanie zbi膰 ka偶dy argument, jaki Mattie wysunie. Poci膮gali si臋, czuli si臋 dobrze z sob膮 i poza tym byli lud藕mi wolnymi. Wszystko to prawda, mimo to Dominic chcia艂 od Mattie czego艣 wi臋cej, ni偶 wynika艂oby to z lu藕nego uk艂adu, kt贸ry ich 艂膮czy艂. Czego艣 wi臋cej, ni偶 Mattie by艂a gotowa ze swej strony ofiarowa膰. Dlaczego tak czu艂? Na to pytanie nie umia艂 sobie odpowiedzie膰. Mo偶e po prostu nie m贸g艂 znie艣膰, 偶e co艣 wymyka mu si臋 spod kontroli?
A w tej kobiecie niemal wszystko wymyka艂o mu si臋 spod kontroli. Owszem, nie znosi艂 zaborczo艣ci, ale chyba jeszcze bardziej irytowa艂o go, 偶e Mattie jest jej ca艂kowicie pozbawiona.
Boisz si臋 sp臋dzi膰 ze mn膮 noc? - zapyta艂 aksamitnym g艂osem.
A powinnam? Zamieniasz si臋 o p贸艂nocy w wilko艂aka?
Sama si臋 przekonaj. M贸j dom na wsi jest naprawd臋 mi艂y. Wok贸艂 cisza, spok贸j. Prawdziwy raj po londy艅skim zgie艂ku. Nie ma t艂um贸w ludzi, kork贸w na ulicach. Nerwowego 艂apania taks贸wek. W艂a艣ciwie powinienem powiedzie膰, nie ma metra, bo ty przecie偶, jak z uporem podkre艣lasz, przemieszczasz si臋 po mie艣cie wy艂膮cznie metrem.
Jutro chcia艂am kupi膰 telewizor, a jeszcze mam troch臋 pracy do zrobienia...
WYBRANKA MILIONERA
115
Praca? - Dominic wci膮gn膮艂 g艂臋boko powietrze. - Nie przesadzasz przypadkiem z t膮 prac膮?
Ty pracujesz od 艣witu do nocy, je艣li si臋 nie
myl臋.
To co艣 innego.
Tak? A na czym polega r贸偶nica? Chcesz powiedzie膰, 偶e twoja praca jest znacznie wa偶niejsza od mojej? Wiem, 偶e dopiero zaczynam, 偶e jestem nikim, ale wiem te偶, 偶e sta膰 mnie na wiele. - Odchyli艂a g艂ow臋, by m贸c widzie膰 jego twarz, i stwierdzi艂a, nie bez satysfakcji, 偶e lekko si臋 zaczerwieni艂.
Pami臋taj, 偶e ja dopiero zaczynam - powt贸rzy艂a.
Chc臋 si臋 wykaza膰, a to nie kosztuje mnie tak wiele, jak mog艂oby si臋 wydawa膰, bo do pracy mam dwa kroki. Wystarczy przej艣膰 z mieszkania do naszego biurowca.
Co艣 ci musz臋 powiedzie膰... - zacz膮艂 Dominic z wysi艂kiem.
Wpadn臋 do biura na godzin臋, nie wi臋cej. Przygotowujemy akcj臋 promocyjn膮 na billboardach na Charing Cross i obieca艂am Liz, 偶e sko艅cz臋 kosztorys...
Ba艂a si臋 wsp贸lnego wyjazdu. Ka偶de rozstanie z Dominikiem, cho膰by po kilku godzinach sp臋dzonych razem, sprawia艂o jej b贸l. Z drugiej strony, czy to zbrodnia pozwoli膰 sobie na odrobin臋 przyjemno艣ci? Od pierwszego dnia w nowej firmie pracowa艂a bez chwili wytchnienia, 偶eby dowie艣膰 sobie i swojej bezpo艣redniej szefowej, Liz Harris, 偶e potrafi podo艂a膰 obowi膮zkom.
116 CATHY WILLIAMS
Chodzi o twoj膮 prac臋...
Wiem, 偶e jest trudna, ale ja j膮 lubi臋. Lubi臋 to tempo. - Mattie si臋 u艣miechn臋艂a. - Pojad臋 z tob膮. Daj mi troch臋 czasu rano, zrobi臋, co mam do zrobienia, potem mo偶emy rusza膰.
Nadal nie powiedzia艂 jej tego, co powinien powiedzie膰. P贸藕niej, obieca艂 sobie. Powie po weekendzie. Wr贸c膮 do Londynu odpr臋偶eni, b臋dzie mu 艂atwiej wyjawi膰 prawd臋.
- Zadowolony? - Chcia艂a, by perspektywa tych
dw贸ch dni, kt贸re mieli sp臋dzi膰 razem, cieszy艂a go
tak samo jak j膮.
Nast臋pnego ranka niemal 偶a艂owa艂a, 偶e zgodzi艂a si臋 sko艅czy膰 kosztorys. Wrzuci艂a do torby zmian臋 bielizny, bluzk臋 i koszul臋 nocn膮, t臋 ostatni膮 raczej niepotrzebnie.
Gdyby biuro nie znajdowa艂o si臋 o kilka krok贸w od domu, by膰 mo偶e w og贸le by tam nie posz艂a, t艂umacz膮c p贸藕niej Liz, 偶e nagle musia艂a zmieni膰 plany. Postanowi艂a jednak p贸j艣膰 i szybko upora膰 si臋 z zadaniem, kt贸rego tak ochoczo si臋 podj臋艂a dwa dni wcze艣niej.
W ko艅cu nowa praca by艂a w tej chwili jedyn膮 rzecz膮 pewn膮. Kiedy Dominic zniknie z jej 偶ycia, a zniknie pr臋dzej czy p贸藕niej (raczej pr臋dzej ni偶 p贸藕niej), b臋dzie musia艂a mie膰 co艣, co pomo偶e wype艂ni膰 pustk臋.
Wesz艂a do pokoju, zrobi艂a sobie kaw臋 i przesz艂a z kubkiem do biurka, przy kt贸rym urz臋dowa艂a zwykle Liz.
WYBRANKA MILIONERA
117
Dominic tymczasem siedzia艂 przy komputerze w swoim mieszkaniu, wpatrywa艂 si臋 w monitor i nie m贸g艂 skupi膰 uwagi na liczbach, kt贸re pojawia艂y si臋 na ekranie.
Zamiast przegl膮da膰 raporty ksi臋gowe my艣la艂 o kobiecie, kt贸r膮 mia艂 zobaczy膰 dok艂adnie za trzy kwadranse.
Wsta艂 w ko艅cu zza biurka i zacz膮艂 kr膮偶y膰 niespokojnie po mieszkaniu: to popatrywa艂 na zegarek, to znowu zatrzymywa艂 si臋 przy oknie i przechodzi艂 do nast臋pnego pokoju...
Czu艂 si臋 jak ma艂olat przed pierwsz膮 randk膮. Ale przy Mattie zawsze tak si臋 czu艂: jak ch艂opak prze偶ywaj膮cy swoje pierwsze fascynacje erotyczne. Wiedzia艂 oczywi艣cie, 偶e takie zauroczenie nie mo偶e trwa膰 d艂ugo, 偶e w jakim艣 momencie magia wyblaknie, spowszednieje, ale dop贸ki trwa艂a, chcia艂 j膮 smakowa膰.
Przeczesa艂 nerwowo w艂osy palcami i przysiad艂 na parapecie okna.
By艂oby mu l偶ej, gdyby nie wiedzia艂, 偶e Mattie w tej w艂a艣nie chwili tkwi w swoim biurze nad jakim艣 kosztorysem. Zapa艂, z jakim anga偶owa艂a si臋 w prac臋, przysparza艂 mu tylko dodatkowych wyrzut贸w sumienia: dawno powinien by艂 z ni膮 porozmawia膰...
Spojrza艂 po raz dziesi膮ty na zegarek i z ulg膮 stwierdzi艂, 偶e musi jecha膰 po ni膮, je艣li nie chce si臋 sp贸藕ni膰.
W drodze wyobra偶a艂 sobie, co te偶 Mattie powie
118 CATHY WILLIAMS
o jego domu na wsi. A dom by艂 naprawd臋 uroczy: nie za du偶y, nie k艂u艂 w oczy przesadnym zbytkiem. Naprawd臋 nie b臋dzie mia艂a powod贸w wypomina膰 mu, 偶e 偶yj膮 w dw贸ch zupe艂nie innych, nieprzystaj膮cych do siebie 艣wiatach.
Chocia偶... U艣miechn膮艂 si臋, zapominaj膮c na moment o czekaj膮cej go rozmowie. Lubi艂 te jej ci膮g艂e przycinki. Ju偶 s艂ysza艂, jak Mattie natrz膮sa si臋 z jacuzzi w ogrodzie. Niech si臋 natrz膮sa. Kiedy posmakuje k膮pieli w b膮belkach, kiedy przekona si臋, jak rozkosznie jest wylegiwa膰 si臋 w wodzie z kieliszkiem dobrze sch艂odzonego wina w d艂oni, na pewno zmieni zdanie na temat ogrodowych jacuzzi.
Podniecony t膮 wizj膮 zadzwoni艂 do jej drzwi, ale Mattie nie otwiera艂a: nie by艂o jej w domu.
Najwidoczniej wsp贸lny weekend nie by艂 dla niej a偶 tak wa偶ny jak dla niego.
Na domiar z艂ego nie wiedzia艂, gdzie znajduje si臋 jej biuro, a w budynku firmy nie by艂o nikogo, kto m贸g艂by udzieli膰 mu informacji.
Jasne, tkwi nad tym swoim kosztorysem i ca艂kiem zapomnia艂a o wyje藕dzie, my艣la艂 z irytacj膮, kt贸ra narasta艂a z ka偶d膮 kolejn膮 minut膮. Z艂o艣ci艂 si臋 na Mattie niepomny tego, 偶e sam bardzo cz臋sto traci艂 poczucie czasu przy pracy.
Zobaczy艂 w ko艅cu jakie艣 uchylone drzwi, pchn膮艂 je, wkroczy艂 energicznie do pokoju... i ujrza艂 Mattie siedz膮c膮 na parapecie okna zamiast przy komputerze, jak tego oczekiwa艂; najwyra藕niej czeka艂a na niego, co rozsierdzi艂o go jeszcze bardziej.
WYBRANKA MILIONERA 119
Um贸wili艣my si臋 przecie偶 na okre艣lon膮 godzin臋, Mattie. Wiedzia艂a艣, o kt贸rej mam po ciebie przyjecha膰. Co ty tutaj jeszcze robisz? - Omi贸t艂 w艣ciek艂ym spojrzeniem schludne wn臋trze. - P艂ac膮 ci chocia偶 za prac臋 w weekend? Wiem, 偶e chcesz si臋 wykaza膰, ale pami臋taj, 偶e przebiegli szefowie z daleka wyczuwaj膮 takich zapale艅c贸w i potrafi膮 ich wykorzystywa膰.
Ty nale偶ysz do takich?
S艂ucham?
Nale偶ysz do takich? - powt贸rzy艂a Mattie i podesz艂a spokojnym, bardzo spokojnym krokiem do biurka, usiad艂a w fotelu i utkwi艂a w Dominicu przenikliwe spojrzenie. - Je艣li mo偶na o tobie co艣 powiedzie膰 z jak膮艣 doz膮 pewno艣ci, to to, 偶e nie brak ci przebieg艂o艣ci.
O czym ty m贸wisz? - Przeczesa艂 nerwowo w艂osy palcami. - Mamy sp臋dzi膰 razem weekend. To chyba nie najlepszy moment na wszczynanie sprzeczek. Sko艅czmy z tym. Ja nie wykorzystuj臋 swoich pracownik贸w. - Ale Mattie ani my艣la艂a „sko艅czy膰 z tym": patrzy艂a na Dominica jak na robaka, kt贸ry nagle wype艂z艂 spod pod艂ogi.
Sprawdzi艂a艣 ju偶 ten sw贸j kosztorys? - Usi艂owa艂 przybra膰 jowialny ton, co niespecjalnie mu si臋 uda艂o. - Czy masz jeszcze kilka, kt贸re czekaj膮, a偶 si臋 nimi zajmiesz? - doko艅czy艂 z gryz膮c膮 ironi膮.
Sprawdzi艂am ten sw贸j kosztorys, owszem, i musz臋 powiedzie膰, 偶e by艂o to fascynuj膮ce zaj臋cie.
Co si臋 dzieje, Mattie? Zechcesz mnie 艂askawie
120 CATHY WILLIAMS
o艣wieci膰, czy przez nast臋pne dwie godziny b臋dziemy bawili si臋 w zagadki? Rozumiem, 偶e nie posiadasz si臋 ze szcz臋艣cia z powodu pracy nad kosztorysem i naprawd臋 nie mam prawa narzeka膰, 偶e postanowi艂a艣 zaj膮膰 si臋 ni膮 akurat w sobotni ranek, kiedy mamy jecha膰 na wie艣.
Odkry艂am co艣 bardzo interesuj膮cego, kiedy w poszukiwaniu jakich艣 dokument贸w zajrza艂am do segregatora Liz.
Co takiego mianowicie?
Twoje zwi膮zki z Devereaux Group, dla kt贸rej cudownym trafem zacz臋艂am kilka tygodni temu pracowa膰.
Czeka艂a, 偶e si臋 zdziwi albo parsknie 艣miechem, ale on sp膮sowia艂, co tylko utwierdzi艂o j膮 w s艂uszno艣ci jej podejrze艅.
To za jego spraw膮 dosta艂a prac臋 i mieszkanie. U偶y艂 swoich wp艂yw贸w, manipulowa艂 ni膮 w najgorszy spos贸b, jaki tylko mo偶na sobie wyobrazi膰.
Chcia艂 j膮 mie膰 dla siebie. Za艂o偶y艂 to sobie od pierwszej chwili, kiedy zobaczy艂 j膮 w klubie i dopi膮艂 celu. Postara艂 si臋, 偶eby dosta艂a mieszkanie, w ten spos贸b usuwaj膮c z drogi niewygodnego sobie Franka. Za艂atwi艂 jej wymarzon膮 prac臋, 偶eby nie musia艂a czu膰 si臋 dziewczyn膮 z nizin spo艂ecznych. 呕eby uwierzy艂a, 偶e otwiera si臋 przed ni膮 kariera, nowe mo偶liwo艣ci...
Zacisn臋艂a d艂onie ze z艂o艣ci.
- Znalaz艂am w papierach list od ciebie adresowany do Boba Hodge'a, prezesa Devereaux. Pi-
WYBRANKA MILIONERA
121
szesz, 偶e dobra艂 sobie doskona艂膮 ekip臋 marketingowc贸w. Rozumiem, 偶e mimochodem, przy okazji musia艂e艣 prosi膰 go o przys艂ug臋. Wspomnia艂e艣 moje nazwisko... Napomkn膮艂e艣, 偶e b臋dzie zadowolony... Tak by艂o? Potraktowa艂e艣 mnie jak idiotk臋, kt贸ra bez twojego poparcia nie potrafi znale藕膰 sobie pracy. Jak mog艂e艣? Jak 艣mia艂e艣 w ten spos贸b ingerowa膰 w moje 偶ycie? Manipulowa膰 mn膮!
Nie manipulowa艂em tob膮, Mattie.
Jasne! Chwali艂e艣 si臋 przecie偶, 偶e zawsze dostajesz to, co chcesz. Zapomnia艂e艣 tylko doda膰, 偶e czasami musisz sobie pomaga膰, stosuj膮c „sposoby". - Mattie g艂os dr偶a艂 z ledwo hamowanej w艣ciek艂o艣ci.
Przyznaj臋, 藕le zrobi艂em. Powinienem by艂 od razu powiedzie膰, 偶e mog臋 ci pom贸c dosta膰 t臋 prac臋, ale wiem, jak by si臋 to sko艅czy艂o. Odrzuci艂aby艣 moj膮 propozycj臋. Pracy te偶 by艣 nie przyj臋艂a. Jeste艣 uparta jak osio艂. Przyznaj, czy nie tak w艂a艣nie by by艂o?
Nie o to chodzi!
Nie odpowiedzia艂a艣 na moje pytanie.
Potrafi臋 sama zadba膰 o siebie. Nie potrzebuj臋 twojej pomocy.
Zachowujesz si臋, jakbym pope艂ni艂 zbrodni臋, zdepta艂 twoj膮 dum臋, Mattie. Prawd臋 powiedziawszy, duma nie ma tu nic do rzeczy.
Przesta艅 wykr臋ca膰 kota ogonem i nie wmawiaj mi, 偶e nie zrobi艂e艣 nic z艂ego. Owszem, zrobi艂e艣. Manipulowa艂e艣 mn膮. Koniec, kropka.
122
CATHY WILLIAMS
Dominic trzasn膮艂 pi臋艣ci膮 w biurko, przewracaj膮c przy okazji kubek z d艂ugopisami.
呕adne koniec i kropka! Owszem, co艣 tam zatai艂em, nie wszystko powiedzia艂em. Gdybym chcia艂 tob膮 manipulowa膰, post膮pi艂bym odwrotnie: poinformowa艂bym ci臋, ile to dla ciebie zrobi艂em, 偶eby艣 czu艂a si臋 wobec mnie zobowi膮zana. Nie s膮dzisz, 偶e by艂oby to logiczne?!
Kto wie, czy tak w艂a艣nie nie zamierza艂e艣 post膮pi膰. Trzyma艂e艣 asa w r臋kawie - odparowa艂a Mattie. -1 ca艂y czas poci膮ga艂e艣 za sznurki. W tym jeste艣 dobry, prawda, Dominicu? Wszyscy maj膮 skaka膰 tak, jak zagrasz. To... to obrzydliwe.
Na moment zapad艂a cisza. Dominic wyprostowa艂 si臋, odsun膮艂 od biurka i podszed艂 do okna.
Pr贸bowa艂em ci powiedzie膰...
Kiedy? - sykn臋艂a Mattie, obracaj膮c si臋 w fotelu.
Wczoraj. M贸wi艂em ci, 偶e musimy porozmawia膰 o twojej pracy, a potem sprawy... potoczy艂y si臋 inaczej i pomy艣la艂em, 偶e lepiej b臋dzie powiedzie膰 ci po weekendzie.
Owszem, pami臋ta艂a, 偶e wspomina艂 co艣 o rozmowie. Natomiast w tej chwili stanowczo wola艂aby nie pami臋ta膰, jak to „sprawy potoczy艂y si臋 inaczej"-
- Nie wierz臋 ci - stwierdzi艂a kr贸tko. - Chcia艂e艣
mnie zdoby膰 i zrobi艂e艣 wszystko, by dopi膮膰 celu.
Nie zastanawia艂e艣 si臋, co ja mog臋 czu膰, bo nie
wiesz, co to znaczy czu膰, nie znasz tego s艂owa. Nie,
ty rozumiesz tylko, co to seks. 呕adnych uczu膰.
WYBRANKA MILIONERA
123
- Do tej pory ci to nie przeszkadza艂o. Wr臋cz
przeciwnie, mia艂em mocne prze艣wiadczenie, 偶e
obojgu nam chodzi o to samo, ale najwidoczniej nie
zauwa偶y艂em, kiedy zmieni艂a艣 stanowisko.
Ona te偶 tego nie zauwa偶y艂a. Pope艂ni艂a fatalny b艂膮d: zamiast trzyma膰 si臋 pierwotnego uk艂adu, bo by艂 to niew膮tpliwie uk艂ad, tandemy, marny uk艂ad mi臋dzy dwojgiem ludzi, kt贸rzy nie chc膮 si臋 anga偶owa膰, wi臋c zamiast trzyma膰 si臋 tego uk艂adu, nie wiedzie膰 kiedy polubi艂a Dominica, a potem, te偶 niepostrze偶enie, wbrew w艂asnej woli zakocha艂a si臋 w nim.
Mattie zamkn臋艂a na moment oczy, zbiera艂a si艂y.
- Dalsza dyskusja nie ma najmniejszego sensu,
Dominicu. - Opar艂a d艂onie p艂asko na blacie biurka
i podnios艂a si臋. - Nie akceptuj臋 tego, co zrobi艂e艣.
Kto艣, kto tak post臋puje, nie zas艂uguje na szacunek.
Od pocz膮tku wiedzieli艣my, 偶e to, co jest mi臋dzy
nami, nie wiem nawet jak to nazwa膰, musi wkr贸tce
si臋 sko艅czy膰. I ja w艂a艣nie ko艅cz臋 t臋 znajomo艣膰.
- Mattie pos艂a艂a mu zimne spojrzenie i odwr贸ci艂a
si臋 do okna.
Nie patrzy艂a na niego, ale czu艂a, 偶e Dominic si臋 waha. Po chwili us艂ysza艂a kroki. Na moment jeszcze zatrzyma艂 si臋 przy drzwiach.
Po czym wyszed艂.
ROZDZIA艁 脫SMY
Gloria posz艂a do domu. Dominic, poruszony wyrzutami sumienia, da艂 jej wolne popo艂udnie. Biedaczka przez ostatnie dwa tygodnie musia艂a znosi膰 jego paskudny nastr贸j, niekontrolowane wybuchy z艂o艣ci, z艂y humor. Kiedy rano przychodzi艂a do pracy, zastawa艂a go ju偶 za biurkiem. Podnosi艂 na moment g艂ow臋, burcza艂 co艣, co mia艂o oznacza膰 „dzie艅 dobry", opryskliwym tonem rzuca艂 polecenia: by艂 nie do zniesienia, najmniejszy drobiazg by艂 powodem do irytacji.
Lubi艂 Glori臋 i nie chcia艂 doprowadza膰 jej do ostateczno艣ci.
A jednak by艂 bezradny. Nie m贸g艂 zapomnie膰 o Mattie, o tym jak zako艅czy艂a si臋 ich znajomo艣膰; Mattie mia艂a go za sko艅czonego drania, przebieg艂ego uwodziciela, kt贸ry got贸w uciec si臋 do ka偶dego sposobu dla zdobycia kobiety.
Ci膮gle brzmia艂a mu w g艂owie, jak zdarta p艂yta, ich ostatnia rozmowa, s艂owa, kt贸re doprowadza艂y go do szale艅stwa. Ile偶 to razy zadawa艂 sobie pytanie, czy nie powinien jednak zobaczy膰 si臋 z Mattie, wybra膰 do jej biura, gdzie nie b臋dzie mog艂a zatrzasn膮膰 mu drzwi przed nosem.
WYBRANKA MILIONERA 125
Teraz te偶 mia艂 ochot臋 wsi膮艣膰 do samochodu i jecha膰 na drug膮 stron臋 Tamizy, do nowego osiedla. Tak, musia艂 w ko艅cu przyzna膰, 偶e Mattie zaw艂adn臋艂a jego sercem.
Kln膮c pod nosem, zacz膮艂 chodzi膰 nerwowo po swoim gabinecie, niby tygrys uwi臋ziony w klatce.
Pojedzie spotka膰 si臋 z ni膮 i co dalej? Kolejna k艂贸tnia, tym razem przy 艣wiadkach, w biurze pe艂nym ludzi? Do domu do niej nie m贸g艂 jecha膰 z jednego prostego powodu, pomijaj膮c nawet to, 偶e i tak z pewno艣ci膮 by go nie wpu艣ci艂a: ot贸偶 Mattie wyprowadzi艂a si臋 z nowego mieszkania. Dok膮d, nie mia艂 poj臋cia. Prawdopodobnie wr贸ci艂a do swojego by艂ego ch艂opaka. Ju偶 na sam膮 t臋 my艣l cisn臋艂y mu si臋 na usta najgorsze przekle艅stwa.
Zupe艂nie niepotrzebnie zadzwoni艂 do Liz Harris, szefowej Mattie. Zacz膮艂 od jakiego艣 pytania s艂u偶bowego, a potem, niby od niechcenia, mimochodem, zagadn膮艂 o Mattie: jak sobie radzi w nowej pracy, czy zadomowi艂a si臋 ju偶 w nowym mieszkaniu. Wtedy w艂a艣nie us艂ysza艂, 偶e si臋 wyprowadzi艂a.
Od rozmowy z Liz min臋艂o pi臋膰 dni: wystarczaj膮co du偶o czasu, by dotar艂o do niego, 偶e bez Mattie nie potrafi ju偶 偶y膰. 呕e ich niezobowi膮zuj膮ca znajomo艣膰 przerodzi艂a si臋 w g艂臋bokie uczucie, kt贸re zniszczy艂 jak ostatni g艂upiec.
W艂a艣nie chwyci艂 marynark臋, got贸w wybiec z biura, gdy zadzwoni艂 telefon. Dominic waha艂 si臋 chwil臋, czy w takim nastroju powinien z kim-
126
CATHY WILLIAMS
kolwiek rozmawia膰, w ko艅cu jednak podni贸s艂 s艂uchawk臋.
A Mattie omal nie upu艣ci艂a kom贸rki, kiedy us艂ysza艂a g艂os Dominica...
- Witaj, m贸wi Mattie - zacz臋艂a bardzo opanowanym tonem.
W Dominicu wszystko si臋 zagotowa艂o na ten lodowaty wst臋p. Ona go rzuci艂a. Dziewczyna, dla kt贸rej tyle zrobi艂, kt贸rej otworzy艂 drzwi do 艣wietnej kariery, rzuci艂a go!
Powinien zakomunikowa膰 jej w kilku ostrych s艂owach, 偶e nie chce mie膰 z ni膮 nic do czynienia. Chodzi艂o wszak o jego dum臋.
Usiad艂 przy biurku i odwr贸ci艂 si臋 w fotelu do okna.
S艂ucham, o co chodzi? - zapyta艂 sucho.
Chcia艂am z tob膮 porozmawia膰.
Czy偶by? - Dominic z trudem panowa艂 nad podnieceniem. Mattie brzmia艂a ch艂odno i oficjalnie, ale wspaniale by艂o s艂ysze膰 jej g艂os. - O czym chcia艂a艣 rozmawia膰? Ci膮gle o tym samym? A mo偶e zastanowi艂a艣 si臋, zmieni艂a艣 zdanie i chcesz mi powiedzie膰, 偶e jednak mia艂em racj臋?
Co robisz dzisiaj wieczorem? Mo偶emy si臋 spotka膰? Wola艂abym nie odk艂ada膰 tej rozmowy. - Mattie wyrzuci艂a z siebie propozycj臋 niemal jednym tchem.
My艣l臋, 偶e... znajd臋 czas. Mog臋 przyjecha膰 do ciebie o...
Ju偶 tam nie mieszkam.
WYBRANKA MILIONERA
127
Dominic uda艂 zaskoczenie. Nie chcia艂 da膰 jej satysfakcji i przyzna膰, 偶e dzwoni艂 do Liz, dopytywa艂 si臋, co si臋 dzieje z Mattie.
- Wyprowadzi艂a艣 si臋? Dok膮d? Nie m贸w, niech
zgadn臋. Wr贸ci艂a艣 pewnie do tego swojego nieudacznika. Chocia偶 wiesz, 偶e to niezdrowe.
Tu Mattie nie zdzier偶y艂a:
A znajomo艣膰 z tob膮 by艂a zdrowa? Oszukiwa艂e艣, kr臋ci艂e艣, 偶eby tylko p贸j艣膰 ze mn膮 do 艂贸偶ka.
O tym w艂a艣nie zamierzasz ze mn膮 rozmawia膰, Mattie? W dalszym ci膮gu b臋dziesz rzuca膰 oskar偶enia pod moim adresem? Je艣li tak, to... - To i tak chce j膮 zobaczy膰, doko艅czy艂 w my艣lach.
Nie - powiedzia艂a Mattie cicho, 偶a艂uj膮c swojego wybuchu.
W dalszym ci膮gu by艂a na niego w艣ciek艂a, ale musia艂a przyzna膰, 偶e naprawd臋 jej pom贸g艂. I 偶e bez zastanowienia, bez chwili wahania odrzuci艂aby t臋 pomoc, gdyby powiedzia艂 jej o swoich zamiarach.
A praca bardzo jej odpowiada艂a: interesuj膮ca, wymagaj膮ca wysi艂ku i kompetencji, dobrze p艂atna. Gdyby nie Dominic, mog艂aby tylko marzy膰 o podobnej posadzie.
Nie powiedzia艂a艣 mi jeszcze, gdzie teraz mieszkasz. - Pytanie Dominica przerwa艂o jej rozmy艣lania.
Nie wr贸ci艂am do Franka. Wynaj臋艂am co艣 niedaleko Wimbledonu. Mieszkanie niewielkie, dzielnica nie najlepsza, ale czynsz zno艣ny.
Nie wr贸ci艂a jednak do Franka. Dominic poczu艂 ogromn膮 ulg臋.
128 CATHY WILLIAMS
Gdzie teraz jeste艣?
W barze, dwie przecznice od twojego biura. Mo偶esz tu przyj艣膰?
B臋d臋 za dziesi臋膰 minut.
艢wiat nagle nabra艂 kolor贸w, znowu sta艂 si臋 pi臋kny. W windzie Dominic mia艂 ochot臋 g艂o艣no gwizda膰 z rado艣ci. Do baru poszed艂 pieszo, uznawszy, 偶e to zbyt blisko, by bra膰 samoch贸d.
Mattie siedzia艂a przy stoliku. Czeka艂a na niego. Na niego! Co prawda, przez telefon brzmia艂a oschle, wr臋cz lodowato, ale mo偶e to wina telefonu. Kom贸rki zniekszta艂caj膮 przecie偶 g艂os, t艂umaczy艂 sobie, a ona dzwoni艂a do niego z kom贸rki.
Niewa偶ne. Najwa偶niejsze, 偶e w og贸le zadzwoni艂a, 偶e chcia艂a si臋 z nim spotka膰. Porozmawiaj膮 spokojnie, jak dwoje cywilizowanych ludzi. Nie b臋d膮 si臋 w艣cieka膰, czyni膰 sobie wyrzut贸w, oskar偶a膰 wzajemnie.
Kiedy wszed艂 do baru, Mattie powoli podnios艂a wzrok znad szklaneczki.
Nie kaza艂e艣 d艂ugo na siebie czeka膰 - stwierdzi艂a spokojnie.
Powiedzia艂em, 偶e b臋d臋 za chwil臋. - Spojrza艂 w stron臋 kontuaru. - Zam贸wi臋 sobie drinka. Tobie te偶 przynie艣膰? Co pijesz?
Wod臋. Nie chc臋 nic wi臋cej.
Mo偶e by艣 co艣 zjad艂a? - Rozmawiali jak dwoje zupe艂nie obcych ludzi.
A tak, ch臋tnie. Mo偶esz zam贸wi膰 mi ryb臋 z rusztu, je艣li maj膮.
WYBRANKA MILIONERA
129
Dominic z艂o偶y艂 zam贸wienie, wr贸ci艂 z kieliszkiem do stolika i usiad艂 naprzeciwko Mattie.
Co u ciebie? - zagadn膮艂 uprzejmie.
Praca jest wspania艂a. - Mattie stara艂a si臋 kontrolowa膰 ka偶dy ruch, spojrzenie, ton g艂osu, co wcale nie by艂o 艂atwe.
Dlaczego wyprowadzi艂a艣 si臋 ze swojego nowego mieszkania?
Doskonale wiesz dlaczego.
W takim razie powinna艣 te偶 zrezygnowa膰 z pracy.
Wyja艣nijmy sobie jedno: jakiekolwiek kierowa艂y tob膮 pobudki, lubi臋 t臋 prac臋 i nie zamierzam z niej rezygnowa膰.
Wi臋c nie jestem sko艅czonym draniem?
Nie chc臋 o tym rozmawia膰.
O czym w takim razie chcesz rozmawia膰? -Dominic do艣膰 mia艂 ju偶 wzajemnych uprzejmo艣ci.
Co robi艂e艣 przez ostatnie tygodnie? - zagadn臋艂a Mattie, zmieniaj膮c temat.
Tak bardzo za nim t臋skni艂a, tak chcia艂a go zobaczy膰. Oczywi艣cie mia艂a do niego 偶al, ale nie powinna si臋 dziwi膰, od pocz膮tku przecie偶 mia艂a jak najgorsze zdanie o jego morale. Ale wtedy, na pocz膮tku, nie by艂a w nim jeszcze zakochana. A to bola艂o. Bola艂o wiedzie膰, jaki jest, i nadal go kocha膰.
Dlatego gra艂a na zw艂ok臋.
Ostro pracowa艂em - Dominic doko艅czy艂 drinka i zam贸wi艂 nast臋pnego, kiedy kelnerka postawi艂a Przed nimi talerze z jedzeniem.
130
CATHY WILLIAMS
I ostro si臋 bawi艂e艣?
Mo偶e zechcesz wyja艣ni膰, co przez to rozumiesz? - Optymizm, z kt贸rym szed艂 na spotkanie, ulotni艂 si臋 bez 艣ladu.
Niewa偶ne.
Je艣li masz na my艣li kobiety, od naszego rozstania z nikim si臋 nie spotykam. Widz臋, 偶e do wszystkich bezece艅stw, kt贸re mi przypisujesz, do艂膮czy艂a艣 jeszcze tak zwan膮 rozpust臋.
Nie chc臋 si臋 k艂贸ci膰. - Mattie pochyli艂a g艂ow臋.
Czego si臋 spodziewa艂a, czego oczekiwa艂a po tym spotkaniu? Dlaczego je zaproponowa艂a? Na to ostatnie pytanie potrafi艂a akurat sobie odpowiedzie膰. Prze艂kn臋艂a kawa艂ek ryby, ale nie czu艂a jej smaku.
W takim razie ch臋tnie us艂ysz臋, czego chcesz. Ustalili艣my, 偶e jeste艣 zadowolona z pracy i 偶e ja haruj臋 jak osio艂. Skoro wyczerpali艣my temat, mo偶e powiesz mi, dlaczego mnie tu 艣ci膮gn臋艂a艣?
Odezwa艂by艣 si臋 do mnie, gdybym nie zadzwoni艂a?
Mia艂em wra偶enie, 偶e nie chcesz mie膰 ze mn膮 do czynienia. Czy偶bym czego艣 nie zrozumia艂? - zapyta艂 z przek膮sem, odk艂adaj膮c sztu膰ce. Odechcia艂o mu si臋 je艣膰, natomiast mia艂 wielk膮 ochot臋 na kolejn膮 szklaneczk臋 whisky, chocia偶 wiedzia艂, 偶e to nie najlepszy pomys艂. - Uwa偶asz, 偶e po tym, co us艂ysza艂em, mia艂em jeszcze szuka膰 kontaktu z tob膮? Nigdy. - Duma, uparta duma kaza艂a mu zaprzeczy膰, bo przecie偶 planowa艂 odszuka膰 Mattie, chcia艂 j膮
WYBRANKA MILIONERA
131
zobaczy膰, porozmawia膰, wynajduj膮c pierwszy lepszy pow贸d do spotkania.
Pewnie. - Si臋gn臋艂a po szklank臋, zobaczy艂a, 偶e d艂o艅 jej dr偶y i szybko j膮 cofn臋艂a.
A co spodziewa艂a艣 si臋 us艂ysze膰? - Dominic by艂 ju偶 na dobre zirytowany.
Tylko prawd臋. I w艂a艣nie j膮 us艂ysza艂am. Mo偶e w takim razie porozmawiamy teraz jak doro艣li ludzie.
O czym?
Jestem w ci膮偶y.
Zapad艂a absolutna cisza. Nic. Ani s艂owa. Martwe milczenie. Gdyby sytuacja nie by艂a tak powa偶na, Mattie wybuchn臋艂aby 艣miechem. Bo widok Dominica, kt贸remu odebra艂o mow臋, by艂 naprawd臋 艣mieszny.
Prawd臋 powiedziawszy, takiej w艂a艣nie reakcji si臋 spodziewa艂a.
Kilka godzin wcze艣niej posz艂a do swojego lekarza. Czu艂a si臋 ostatnio ci膮gle zm臋czona, senna, zacz臋艂a przybiera膰 na wadze; doktor zada艂 jedno proste pytanie, kt贸re jej samej nie przysz艂o do g艂owy.
- S艂ucham?
S艂ysza艂e艣, co powiedzia艂am. Jestem w ci膮偶y.
I zaproponowa艂a艣 dzisiejsze spotkanie, 偶eby mnie o tym poinformowa膰? - Odsun膮艂 sw贸j talerz i nachyli艂 si臋 do Mattie.
Wola艂by艣 nie wiedzie膰? - odparowa艂a. - Bra艂am pod uwag臋 i tak膮 mo偶liwo艣膰, ale mam jakie艣
132
CATHY WILLIAMS
zasady moralne i uwa偶am, 偶e masz prawo wiedzie膰, 偶e zostaniesz ojcem. Przepraszam, je艣li niepotrzebnie wybra艂am si臋 z t膮 wiadomo艣ci膮.
Mattie nigdy nie rozwa偶a艂a ewentualno艣ci zaj艣cia w ci膮偶臋, ale z pewno艣ci膮 nie tak sobie wyobra偶a艂a moment przekazywania wiadomo艣ci: oto siedzi w bistro z facetem, kt贸ry ma tak膮 min臋, jakby mu w艂a艣nie zakomunikowa艂a, 偶e jest zad偶umiona.
- Pytam tylko, dlaczego zaprosi艂a艣 mnie do za
t艂oczonego, g艂o艣nego baru, 偶eby powiedzie膰 o ci膮偶y? Jak mamy tutaj rozmawia膰? - Dominic rozejrza艂 si臋 po wype艂nionej lud藕mi sali.
- My艣la艂am, 偶e chwil臋 pogadamy...
„Chwil臋 pogadamy" - co za okre艣lenie!
- A potem, kiedy ju偶 och艂oniesz, spotkamy si臋
znowu, 偶eby na spokojnie om贸wi膰 spraw臋. Je艣li...
b臋dziesz chcia艂, oczywi艣cie. Wiem, 偶e to musi by膰
dla ciebie szok... Dla mnie te偶 by艂.
Tak, Mattie ma racj臋: do oszo艂omionego Dominica w ko艅cu dotar艂o, 偶e dla niej te偶 musia艂 by膰 to wstrz膮s. W艂a艣nie zacz臋艂a now膮 prac臋, otwiera艂a si臋 przed ni膮 szansa kariery, a tu nagle jak grom z jasnego nieba spada na ni膮 wiadomo艣膰, 偶e b臋dzie mia艂a dziecko.
Pomimo to robi艂a wra偶enie ca艂kowicie opanowanej. Trudno by艂o si臋 domy艣li膰, co w tej chwili czuje.
- Jak to mo偶liwe? - wykrztusi艂 wreszcie i doda艂:
- Musz臋 si臋 napi膰. Przynie艣膰 ci co艣?
Kiedy Mattie pokr臋ci艂a g艂ow膮, podni贸s艂 si臋 i podszed艂 do baru. Mia艂a racj臋, umawiaj膮c si臋 z nim w miejscu publicznym. Tutaj musia艂 zachowywa膰
WYBRANKA MILIONERA 133
si臋 przyzwoicie, a gdyby pomimo wszystko pr贸bowa艂 podnie艣膰 g艂os, robi膰 jej wyrzuty, po prostu wsta艂aby i wysz艂a.
Pyta艂e艣, jak to mo偶liwe - podj臋艂a, gdy wr贸ci艂 do stolika. - P贸艂 roku przed rozstaniem z Frankiem przesta艂am bra膰 艣rodki antykoncepcyjne. Od dawna nie sypiali艣my z sob膮... Wszystko jedno. Pomy艣la艂am, 偶e powinnam da膰 odpocz膮膰 organizmowi. I kiedy pierwszy raz si臋 kochali艣my, nie by艂am zabezpieczona. Oczywi艣cie zacz臋艂am bra膰 pigu艂k臋, ale potem. Jak wida膰 za p贸藕no. A偶 do dzisiaj nie mia艂am poj臋cia, 偶e jestem w ci膮偶y...
Rozumiem.
Sta艂o si臋. Pewnie my艣lisz, 偶e tw贸j 艣wiat przewr贸ci si臋 do g贸ry nogami. Nie. Nie masz 偶adnych zobowi膮za艅 wobec mnie. Chcia艂am tylko, 偶eby艣 wiedzia艂. Potraktuj to jako czyst膮 formalno艣膰.
Czyst膮 formalno艣膰! -Dominic uderzy艂 pi臋艣ci膮 w st贸艂.
Spokojnie!
Nie uciszaj mnie, Mattie. Sama wybra艂a艣 to krety艅skie bistro na spotkanie, wi臋c teraz pog贸d藕 si臋 z tym, 偶e nie mam zamiaru by膰 cicho.
Krzykiem niewiele zdzia艂asz.
A co w og贸le mia艂bym zdzia艂a膰? Jakie masz dla mnie propozycje?
- Mo偶e jednak nie powinni艣my byli si臋 tutaj spotyka膰. - Ludzie zacz臋li popatrywa膰 na nich dyskretnie i Mattie przygryz艂a warg臋 zak艂opotana wybuchem Dominica.
134 CATHY WILLIAMS
Ty wybra艂a艣 miejsce spotkania.
M贸g艂by艣 m贸wi膰 ciszej?
B臋d臋 m贸wi艂 tak g艂o艣no, jak mi si臋 podoba. - Dominic odsun膮艂 si臋 od stolika, za艂o偶y艂 r臋ce na piersi i wbi艂 w Mattie z艂e spojrzenie.
Jak ona 艣mie m贸wi膰, 偶e informacja o ci膮偶y ma by膰 dla niego „czyst膮 formalno艣ci膮"?
By艂a teraz blada, spi臋ta; mia艂 ochot臋 podej艣膰, wzi膮膰 j膮 w ramiona, przytuli膰.
Wyjd藕my st膮d - rzuci艂 szorstko. - Tu nie da si臋 rozmawia膰. Chod藕my do mojego mieszkania. Tam b臋dziemy mieli przynajmniej spok贸j.
Wykluczone. - Wszystko, tylko nie to, pomy艣la艂a Mattie. Nie do jego mieszkania, z kt贸rym 艂膮czy艂o si臋 tyle dobrych wspomnie艅. - Je艣li ju偶 mamy si臋 przenie艣膰, to do mnie, chocia偶 nie wiem po co. R贸wnie dobrze mo偶emy doko艅czy膰 rozmow臋 tutaj.
Dobrze, jed藕my w takim razie do ciebie - zgodzi艂 si臋 Dominic.
Droga up艂yn臋艂a im w milczeniu. 呕adne z nich nie odezwa艂o si臋 s艂owem. W ko艅cu taks贸wka zatrzyma艂a si臋 przed ma艂ym wiktoria艅skim domkiem.
Tutaj mieszkasz? - zapyta艂 Dominic z niedowierzaniem, kiedy wysiedli. - Zrezygnowa艂a艣 ze s艂u偶bowego mieszkania, 偶eby tu si臋 przenie艣膰?
Czynsz nie jest wyg贸rowany - odpar艂a kr贸tko.
Zapewne - mrukn膮艂, spogl膮daj膮c na osiem skrzynek na listy w korytarzu. - Zwa偶ywszy, ile
WYBRANKA MILIONERA
135
os贸b ci艣nie si臋 w tak ma艂ej przestrzeni. Domy艣lam si臋, 偶e mieszkasz na samej g贸rze?
Mattie nic nie odpowiedzia艂a, chocia偶 schody prowadz膮ce do jej mieszkania prezentowa艂y si臋 marnie: poodklejane tapety, wytarty chodnik, nagie 偶ar贸wki zwisaj膮ce z sufitu.
Samo mieszkanie prezentowa艂o si臋 niewiele lepiej: jeden ciasny pokoik s艂u偶膮cy za bawialni臋 i sypialni臋, ciasna kuchenka, w kt贸rej z trudem mie艣ci艂a si臋 jedna osoba, male艅ka 艂azienka tylko z prysznicem.
Dominic nie m贸g艂 powstrzyma膰 si臋 od zjadliwego komentarza, a potem nieoczekiwanie obj膮艂 j膮 i przytuli艂 do siebie.
Mieszkasz okropnie - podsumowa艂. - Teraz musisz my艣le膰 nie tylko o sobie. B臋dziesz mia艂a dziecko i nie pozwol臋, 偶eby艣 zosta艂a na czas ci膮偶y tutaj. Tym bardziej po urodzeniu dziecka.
Nie pozwolisz? - Mattie uwolni艂a si臋 z jego ramion i podesz艂a do okna. - Nie po to si臋 z tob膮 spotka艂am, 偶eby艣 znowu ingerowa艂 w moje 偶ycie.
Nazywaj to sobie, jak chcesz, ale wys艂uchaj uwa偶nie, co mam ci do powiedzenia- m贸wi艂 powoli, z naciskiem, punktuj膮c ka偶de s艂owo. - Nie b臋dziesz mieszka艂a z naszym dzieckiem w takiej norze. Nie b臋dziesz codziennie wspina艂a si臋 po schodach na poddasze, ryzykuj膮c poronienie. Je艣li uprzesz si臋 i zostaniesz tutaj, b臋d臋 si臋 z tob膮 procesowa艂.
Mattie otworzy艂a usta z wra偶enia, ale szybko dosz艂a do siebie.
136
CATHY WILLIAMS
- Chyba mnie nie zrozumia艂e艣. Zadzwoni艂am do
ciebie, bo chcia艂am, 偶eby艣 wiedzia艂 o ci膮偶y. To
wszystko. Wiem, 偶e nie chcia艂e艣 by膰 ojcem. Nigdy
nie my艣la艂e艣 o dzieciach... I nie mam zamiaru by膰
ofiar膮 poczucia obowi膮zku, kt贸re si臋 nagle w tobie
obudzi艂o. - Mocne s艂owa, kt贸rych wypowiedzenie
wiele j膮 kosztowa艂o.
Dominic podszed艂 do okna, na kt贸rym siedzia艂a, i wyjrza艂 na ulic臋.
- Tu nie chodzi o ciebie - odezwa艂 si臋 w ko艅cu.
- Tak偶e nie o to czy chc臋 by膰 ojcem, czy nie. Jeste艣
w ci膮偶y, b臋dziesz mia艂a dziecko i nie zostawi臋 ci臋
samej. Tym razem nie uda ci si臋 uciec ode mnie.
Mattie patrzy艂a na niego bez s艂owa. Oddycha艂a znacznie wolniej ni偶 normalnie. Nawet serce zdawa艂o si臋 bi膰 wolniej. Gdzie艣 w g艂臋bi duszy pragn臋艂a, 偶eby by艂 przy niej, jednocze艣nie czu艂a, 偶e powinna za wszelk膮 cen臋 walczy膰 z tym zdradzieckim pragnieniem.
- Pobierzemy si臋.
ROZDZIA艁 DZIEWI膭TY
Mattie wybuchn臋艂a 艣miechem, podesz艂a do w膮skiego 艂贸偶ka, kt贸re w dzie艅 za spraw膮 kolorowej narzuty i kilku poduszek udawa艂o kanap臋, usiad艂a i wyci膮gn臋艂a nogi przed siebie.
Pobierzemy si臋, tak? Nie b膮d藕 艣mieszny. Mamy dwudziesty pierwszy wiek, gdyby umkn臋艂o to twojej uwagi. Samotne kobiety zachodz膮 w ci膮偶臋, rodz膮 dzieci, staj膮 si臋 samotnymi matkami i 艣wietnie sobie radz膮. Facet naprawd臋 nie jest potrzebny do tego, 偶eby wychowa膰 ma艂ego cz艂owieka. - Mattie zrzuci艂a pantofle, podci膮gn臋艂a nogi pod brod臋 i oplot艂a kolana d艂o艅mi.
Bardzo si臋 ciesz臋, ale nie b臋dziemy dyskutowa膰 o wyborach wsp贸艂czesnych kobiet - mrukn膮艂 Dominic. Wiedzia艂, 偶e Mattie tak w艂a艣nie zareaguje na jego propozycj臋, ale nic sobie nie robi艂 z jej sprzeciw贸w. Pobior膮 si臋: koniec, kropka. My艣l o ma艂偶e艅stwie bardzo mu si臋 spodoba艂a. Los sam tak zdecydowa艂 i Dominic by艂 wi臋cej ni偶 got贸w podda膰 si臋 owemu szcz臋snemu zrz膮dzeniu losu. - O twoich natomiast jak najbardziej.
Mattie zacisn臋艂a d艂onie na kolanach. Ma艂偶e艅stwo.
138
CATHY WILLIAMS
呕adnych uczu膰, ani s艂owa o mi艂o艣ci. Po prostu biznes. Kolejny uk艂ad. Na jeden ju偶 si臋 wcze艣niej zgodzi艂a w swojej g艂upocie.
Przy Dominicu zaczyna艂a 偶y膰, cieszy膰 si臋, my艣le膰, dowiedzia艂a si臋, co to znaczy kocha膰, a jednak ca艂y czas pozostawa艂 daleki, obcy, zamyka艂 si臋 przed ni膮. A teraz ten cz艂owiek nieoczekiwanie proponuje ma艂偶e艅stwo. Nie chcia艂a zwi膮zku z rozs膮dku, zwi膮zku wynikaj膮cego tylko z poczucia obowi膮zku.
- Obydwoje doskonale wiemy - zacz臋艂a 艂agodnym tonem - co nas do siebie zbli偶y艂o i jak brzmia艂y warunki: 偶adnych zobowi膮za艅, nie m贸wi膮c ju偶 o ma艂偶e艅stwie.
Dominic, dopiero teraz widzia艂a to wyra藕nie, ca艂kowicie eliminowa艂 uczucia ze swojego 偶ycia. Do tego stopnia, 偶e by艂 w stanie zaproponowa膰 ma艂偶e艅stwo kobiecie, kt贸rej nie kocha艂.
Sk膮d przysz艂o jej do g艂owy, 偶e sta膰 j膮 na taki sam ch艂贸d. Przez kilka lat nie mog艂a zdecydowa膰 si臋 na rozstanie z Frankiem, bo by艂o jej go 偶al. A Dominic? O偶eni艂by si臋, owszem: sypia艂 z 偶on膮, dop贸ki by mu si臋 nie sprzykrzy艂o, a potem zacz膮艂by prowadzi膰 w艂asne 偶ycie, dyskretnie, tak, by nie rozbi膰 domu, m贸c wychowywa膰 dziecko.
Wtedy by艂o wtedy, teraz jest teraz.
Nie mog臋 wyj艣膰 za ciebie. Nie chc臋 ma艂偶e艅stwa z rozs膮dku. Jak my艣lisz, dlaczego nie wysz艂am za Franka? M贸wi艂am ci. Nie zdecydowa艂am si臋, bo
WYBRANKA MILIONERA
139
zabrak艂o mi艂o艣ci, bez kt贸rej ma艂偶e艅stwo nie ma sensu.
Dominic si臋 za艣mia艂.
Jakiej mi艂o艣ci, Mattie? Na g贸rze r贸偶e, na dole fio艂ki? O takiej mi艂o艣ci m贸wisz?
Jeste艣 cyniczny - 偶achn臋艂a si臋. - M贸wi臋 o mi艂o艣ci, kt贸ra by艂a mi臋dzy moimi rodzicami. Mi臋dzy twoimi zapewne te偶.
Dominic wzruszy艂 ramionami.
Oni nale偶膮 do innego pokolenia. Dzisiaj rozwody s膮 na porz膮dku dziennym. A my? Poci膮gamy si臋 nawzajem. Jeste艣 ze mn膮 w ci膮偶y. Przyznaj臋, moje 偶ycie radykalnie si臋 zmieni. Ale mam trzydzie艣ci cztery lata. Chc臋 mie膰 dziecko, p贸ki jestem na tyle m艂ody, by je wychowa膰. I nie my艣l臋 ucieka膰 od odpowiedzialno艣ci.
Nie zamierzam pozbawia膰 ci臋 odpowiedzialno艣ci. B臋dziesz widywa艂 si臋 z dzieckiem, kiedy zechcesz...
B臋d臋 si臋 widywa艂, bo zamieszkamy razem, pod jednym dachem, jako rodzina. I nie m贸w mi, 偶e dzisiaj jest inaczej, 偶e dziecko nie musi si臋 wychowywa膰 w pe艂nej rodzinie. W moim kraju nadal obowi膮zuj膮 dawne zwyczaje. Tam, gdzie s膮 dzieci, musi by膰 rodzina. A my jeste艣my w stanie stworzy膰 szcz臋艣liw膮 rodzin臋. Lubimy si臋. Jest nam 艣wietnie razem w 艂贸偶ku. I b臋dziemy mieli dziecko. A mi艂o艣膰? Mog艂aby tylko zam膮ci膰 nasz zwi膮zek. Dobry, partnerski zwi膮zek.
Dominic sam nie wierzy艂 w to, co m贸wi, ale
140
CATHY WILLIAMS
stara艂 si臋 przekona膰 Mattie za pomoc膮 ch艂odnych, logicznych argument贸w. Nie zamierza艂 opowiada膰 jej o nieprzespanych nocach, o swojej za ni膮 t臋sknocie. Sam musia艂 si臋 z tym upora膰.
- 艁贸偶ko kiedy艣 nam spowszednieje, co wtedy?
Dominic spojrza艂 na Mattie zdziwiony. Spowszednieje? Z ni膮? Nigdy. Nie m贸g艂 sobie wyobrazi膰, 偶e kiedykolwiek przestanie jej pragn膮膰.
Po co martwi膰 si臋 na wyrost? - odpar艂 beztrosko i zaatakowa艂 z innej strony: - Kiedy chcesz powiedzie膰 rodzicom?
Wkr贸tce - b膮kn臋艂a.
Jak my艣lisz, co powiedz膮, kiedy us艂ysz膮, 偶e zamierzasz samotnie wychowywa膰 ich wnuka?
Na pewno nie przyklasn膮 tej decyzji, pomy艣la艂a Mattie markotnie.
- I kiedy si臋 dowiedz膮, 偶e ojciec dziecka za
proponowa艂 ci ma艂偶e艅stwo?
Tego tylko brakowa艂o.
Sk膮d mieliby wiedzie膰?
Osobi艣cie ich o tym poinformuj臋 - stwierdzi艂 z satysfakcj膮.
To si臋 nazywa szanta偶 emocjonalny.
Zapewniam ci臋, 偶e to drobiazg - Dominic par艂 teraz naprz贸d niczym walec drogowy - w por贸wnaniu z tym, co b臋dzie musia艂o czu膰 nasze dziecko za par臋 lat, kiedy dotrze do jego 艣wiadomo艣ci, 偶e rodzona matka z ca艂ym rozmys艂em i w艂a艣ciwym sobie t臋pym uporem wybra艂a samotno艣膰 zamiast rodziny...
WYBRANKA MILIONERA
141
Tego oczywistego i trudnego aspektu swojej decyzji Mattie nie wzi臋艂a pod uwag臋.
Nie zrobisz tego... - wyszepta艂a.
Owszem, zrobi臋. A teraz si臋 zbierajmy. Zanim zd膮偶y艂a zareagowa膰, otworzy艂 pierwsz膮
szuflad臋 komody, zacz膮艂 wyjmowa膰 jej rzeczy i rzuca膰 na 艂贸偶ko.
Kiedy w ko艅cu zapyta艂a, co on wyprawia, odpar艂 zniecierpliwionym tonem:
- Zabieram ci臋 st膮d.
- U艂贸偶 to wszystko z powrotem na swoim miejscu - sykn臋艂a. - Natychmiast.
Pu艣ci艂 jej polecenie mimo uszu.
- Gdzie masz walizki? - Nie czekaj膮c na odpowied藕, zajrza艂 pod 艂贸偶ko, s艂usznie przewiduj膮c, 偶e
tam znajdzie walizk臋. Wyci膮gn膮艂 j膮, otworzy艂 i zabra艂
si臋 do pakowania ubra艅. - Reszt臋 zabierzemy jutro.
- Uspok贸j si臋! Nie wyjd臋 za ciebie!
Mog艂a krzycze膰, ile si艂 w p艂ucach.
- Kto ci pomaga艂 si臋 przeprowadza膰? - zapyta艂,
zamykaj膮c opr贸偶nione szuflady. - Nie m贸w mi, 偶e
sama targa艂a艣 wszystko po tych koszmarnych schodach. W twoim stanie! Przy mnie nie b臋dzie ci
wolno nic d藕wiga膰. Dopilnuj臋, 偶eby艣 dba艂a o siebie.
- Przeszed艂 do kuchni, znalaz艂 pod sto艂em du偶e
pud艂o, kt贸re Mattie zapomnia艂a wyrzuci膰 po przeprowadzce, i ustawi艂 je na 艣rodku pokoju. - Jeszcze
to. Jutro b臋dzie mniej pakowania.
Mattie czu艂a si臋 tak, jakby kto艣 posadzi艂 j膮 na karuzeli i w艂膮czy艂 silnik na pe艂ne obroty.
142
CATHY WILLIAMS
Nie mo偶esz dyrygowa膰 moim 偶yciem - zaprotestowa艂a s艂abo.
Mog臋. W艂a艣nie to robi臋. Czy ty w og贸le co艣 jadasz? - Otworzy艂 szafki i z niesmakiem przejrza艂 ich zawarto艣膰. - Kawa, makaron, cukier, puszka fasolki i dwie puszki tu艅czyka. 艢wietne zaopatrzenie. Kto艣 musi si臋 tob膮 zaj膮膰.
Kto艣 musi si臋 ni膮 zaj膮膰?
Wr贸c臋 do mieszkania s艂u偶bowego. Liz na pewno si臋 zgodzi...
Jedziesz ze mn膮. Jutro kupimy obr膮czki. I p贸jdziemy ustali膰 dat臋 艣lubu. Potem zadzwonimy do rodzic贸w. Zbierajmy si臋 - komenderowa艂 Dominic. - Nie ma sensu siedzie膰 tu d艂u偶ej.
Mattie podnios艂a si臋 i spojrza艂a na niego ze stanowczym wyrazem twarzy.
Dobrze, pojad臋 z tob膮 - skapitulowa艂a - ale nie chc臋 s艂ysze膰 o kupowaniu obr膮czek i ustalaniu daty 艣lubu.
To si臋 oka偶e. - Dominic podni贸s艂 walizk臋 i ruszy艂 ku drzwiom.
Wywalczy艂a tyle tylko, 偶e spa艂a w pokoju go艣cinnym. Dominic przez reszt臋 wieczoru nie podnosi艂 ju偶 tematu 艣lubu, ale jego milczenie by艂o wymowniejsze od s艂贸w. Nast臋pnego dnia, w sobot臋, chodzili po sklepach, kupuj膮c ubrania dla Mattie, bo musia艂a mie膰 „ci膮偶ow膮" garderob臋; Dominic si臋 upar艂, najwyra藕niej s膮dz膮c, 偶e ka偶da kobieta po zaj艣ciu w ci膮偶臋 powinna zacz膮膰 nosi膰 lu藕ne stroje. W niedziel臋 chcia艂 zabra膰 j膮 do domu na wsi, ale rozmy艣-
WYBRANKA MILIONERA
143
lili si臋, bo w poniedzia艂ek rano wyje偶d偶a艂 na kilka dni za granic臋.
Mam nadziej臋, 偶e zastan臋 ci臋 tutaj, kiedy wr贸c臋 w czwartek - powiedzia艂, 偶egnaj膮c si臋 z ni膮 i w jego g艂osie zabrzmia艂a wr臋cz pogr贸偶ka.
Do mieszkania w Wimbledonie z pewno艣ci膮 nie wr贸c臋 - odpowiedzia艂a Mattie. - Po tym jak powiedzia艂e艣 administratorowi, 偶e wi臋cej mnie ju偶 nie zobaczy i 偶e na艣lesz na niego inspekcj臋 budowlan膮, nie mog臋 si臋 tam pokaza膰.
Nie mog艂a wr贸ci膰 do Wimbledonu ani do mieszkania s艂u偶bowego, gdzie wszystko przypomina艂oby jej Dominica. Zostawa艂 Frank. Zadzwoni艂a do niego po pracy i dopiero kiedy us艂ysza艂a jego g艂os, zrozumia艂a, 偶e nie zaproponuje mu, by przyj膮艂 j膮 pod wsp贸lny kiedy艣 dach. Tamten etap 偶ycia zamkn臋艂a za sob膮 raz na zawsze, nie mia艂a do niego powrotu i, prawd臋 powiedziawszy, nie chcia艂a go wcale.
A jednak mi艂o by艂o s艂ysze膰 starego przyjaciela. Powodowana impulsem zaprosi艂a go do Dominica. Pomy艣la艂a, 偶e powie mu o ci膮偶y. Frank na pewno jej poradzi, jak powinna post膮pi膰. Kiedy chodzi艂o o innych, nie o niego, potrafi艂 trze藕wo oceni膰 sytuacj臋, zdoby膰 si臋 na jasny os膮d, a przy tym zawsze m贸wi艂 szczerze, co my艣li, nawet je艣li mog艂o to by膰 nieprzyjemne.
- 艢wietnie wygl膮dasz, Mats! - zawo艂a艂 spontani-cznie, kiedy czterdzie艣ci minut p贸藕niej pojawi艂 si臋 w progu mieszkania Dominica z bukiecikiem kwiat贸w w d艂oni. - Luksus ci s艂u偶y - doda艂, rozgl膮daj膮c si臋 po
144
CATHY WILLIAMS
pysznym apartamencie. - To dla ciebie - wcisn膮艂 jej bukiecik do r臋ki.
Tylko nie to - zastrzeg艂 si臋, kiedy wyj臋艂a z lod贸wki puszk臋 piwa.
Przesta艂e艣 pi膰?
Musia艂em - przyzna艂 troch臋 zak艂opotany i u艣miechn膮艂 si臋 szeroko. - Inaczej nie dosta艂bym roboty. Ty zwin臋艂a艣 manatki, a rachunki p艂aci膰 trzeba. Tak, dosta艂em prac臋. Dasz wiar臋? Stary Bill, w艂a艣ciciel pubu, za艂atwi艂 mi robot臋 u jednego ze swoich dostawc贸w i od tego czasu jestem suchy. Zamiast pi膰 piwo sprzedaj臋 je. Czasami tylko chlapn臋 kufelek w weekend.
Przesta艂e艣 pi膰, masz prac臋... Nie pogniewaj si臋, ale musz臋 zapyta膰... Czemu nie potrafi艂e艣 si臋 zmobilizowa膰, kiedy mieszkali艣my razem?
W pytaniu Mattie nie by艂o goryczy; cieszy艂a si臋, 偶e widzi Franka w dobrej kondycji, wreszcie u艣miechni臋tego, zadowolonego z 偶ycia.
Zrobi艂a kaw臋, usiad艂a naprzeciwko niego przy kuchennym barku i opowiedzia艂a mu o sobie. By艂 jedyn膮 osob膮, kt贸r膮 mog艂a wtajemniczy膰 w swoje po艂o偶enie i chocia偶 od dawna ich kontakty mocno kula艂y, teraz, o dziwo, znowu odnale藕li porozumienie: Frank wys艂ucha艂 jej uwa偶nie, kiwaj膮c od czasu do czasu g艂ow膮, wtr膮caj膮c kr贸tkie uwagi.
Jak mam post膮pi膰? - zapyta艂a, podnosz膮c si臋 i wyjmuj膮c wod臋 mineraln膮 z lod贸wki, bo w trakcie opowiadania zd膮偶y艂a wypi膰 swoj膮 kaw臋.
Wyjd藕 za niego. Ja nie widz臋 tu 偶adnego
WYBRANKA MILIONERA
145
problemu, ale ty zawsze by艂a艣 uparta jak o艣lica, Mats. Jak co艣 wbijesz sobie do g艂owy, b臋dziesz si臋 tego trzyma膰, 偶eby nie wiem co.
Powinnam odej艣膰. Wyprowadzi膰 si臋 st膮d. Wiem, 偶e powinnam, Frankie. - Utkwi艂a wzrok w szklance z wod膮, jakby tam spodziewa艂a si臋 znale藕膰 rozwi膮zanie dr臋cz膮cych j膮 w膮tpliwo艣ci.
Dlaczego? I dok膮d p贸jdziesz?
Mattie wzruszy艂a ramionami i westchn臋艂a.
Sama m贸wisz, 偶e do tego mieszkania w Wim-bledonie wr贸ci膰 nie mo偶esz. B膮d藕 realistk膮, Mats. Facet, kt贸ry ma zosta膰 ojcem waszego dziecka, nie pozwoli ci mieszka膰 w norze. Wystarczy spojrze膰 na te jego apartamenty.
W tym w艂a艣nie rzecz, Frank. On mnie nie kocha, ale s膮dzi, 偶e mo偶e mnie kupi膰. Musz臋 si臋 wypl膮ta膰 z sieci.
Nie r贸b tego, Mats. Pami臋tasz, jak 偶yli艣my? Wieczna bieda, brak pieni臋dzy, najta艅sze 偶arcie, ciuchy z lumpeks贸w. Teraz mo偶esz mie膰 wszystko.
Nie przesadzaj z t膮 bied膮. Poza tym mam dobr膮 prac臋...
Odradzam, ale skoro si臋 upierasz... Zaproponowa艂bym ci, 偶eby艣 na razie przenios艂a si臋 do mnie, ale jest ma艂y problem...
Nie prosz臋 o przys艂ug臋. - Mattie spojrza艂a na Franka z zainteresowaniem. - Jaki problem?
Nie tylko tw贸j facet zostanie tatusiem. - Frank rozpromieni艂 si臋, ale i stropi艂. - Prawd臋 rzek艂szy, spotyka艂em si臋 z kim艣, zanim jeszcze si臋 wyprowa-
146
CATHY WILLIAMS
dzi艂a艣. Ma na imi臋 Shannon. Obrzydliwie si臋 czu艂em, 偶e ci臋 oszukuj臋. Wybacz. - Frank westchn膮艂 i przeczesa艂 w艂osy palcami. - Ona mieszka teraz ze mn膮 i chyba nie by艂aby zachwycona, gdybym zaproponowa艂 go艣cin臋 swojej by艂ej dziewczynie.
Zaskoczenie, sp贸藕niona zazdro艣膰 i rado艣膰, 偶e Frank u艂o偶y艂 sobie 偶ycie, wszystkie te odczucia spad艂y na Mattie jednocze艣nie, ale ostatecznie rado艣膰 wzi臋艂a g贸r臋.
Podesz艂a do Franka i obj臋艂a go serdecznie. W tej samej chwili zachrobota艂 klucz w zamku i do mieszkania wszed艂 Dominic.
ROZDZIA艁 DZIESI膭TY
- Co tu si臋 dzieje?
Mattie i Frank odskoczyli od siebie niczym przy艂apani na gor膮cym uczynku kochankowie.
Mina Dominica nie wr贸偶y艂a nic dobrego, poza przyj臋ta przez Franka te偶 nie wygl膮da艂a na ugodow膮 i Mattie na wszelki wypadek stan臋艂a pomi臋dzy nastroszonymi przeciwnikami.
Nic si臋 nie dzieje - oznajmi艂a ch艂odno.
Frank, prawda? - warkn膮艂. - Je艣li chcesz opu艣ci膰 ten dom o w艂asnych si艂ach, przyjacielu, radz臋, 偶eby艣 zrobi艂 to natychmiast, zanim zd膮偶臋 zrzuci膰 ci臋 ze schod贸w.
Spr贸buj tylko. - G艂os Franka nie brzmia艂 zbyt pewnie. - I tak wychodzi艂em.
Ty go zaprosi艂a艣? - Dominic utkwi艂 w Mattie spojrzenie inkwizytora, po czym zerkn膮艂 na Franka. - Jazda st膮d. Ale ju偶. I wi臋cej si臋 tu nie pokazuj.
Frank znikn膮艂 w u艂amku sekundy.
Kiedy zostali sami, Mattie, zaszokowana przedstawieniem, kt贸re tutaj urz膮dzi艂, napad艂a na Dominica:
Zachowa艂e艣 si臋 jak kretyn! - rzuci艂a.
Powinien si臋 cieszy膰, 偶e nie skr臋ci艂em mu
148
CATHY WILLIAMS
karku - warkn膮艂 Dominic. - Co to za pomys艂, 偶eby zaprasza膰 swojego by艂ego faceta?
Zarzuty by艂y tak bezsensowne, 偶e Mattie pozostawi艂a je bez odpowiedzi. Dominic pos艂a艂 jej ostatnie piorunuj膮ce spojrzenie i wycofa艂 si臋 do sypialni.
Mattie chwil臋 jeszcze sta艂a na 艣rodku kuchni, oszo艂omiona absurdalno艣ci膮 sytuacji, po czym ruszy艂a za nim.
- Jeste艣 艣mieszny - powiedzia艂a, wchodz膮c.
- Scena, kt贸r膮 w艂a艣nie urz膮dzi艂e艣, to nast臋pny dow贸d
na to, 偶e nie mo偶emy si臋 pobra膰. Nie jestem twoj膮 w艂asno艣ci膮, to raz. Dwa, zachowa艂e艣 si臋 jak prostak.
Dominic 艣ci膮gn膮艂 z siebie koszul臋 i cisn膮艂 j膮 na 艂贸偶ko.
Nie widz臋 powodu, dla kt贸rego mia艂aby艣 zaprasza膰 go do mojego domu.
Musia艂am z kim艣 pogada膰.
Mog艂a艣 pogada膰 ze mn膮!
Ka偶de s艂owo, kt贸re wydobywa艂o si臋 z jego ust, by艂o g艂upie, niepotrzebne: wiedzia艂 o tym i nie by艂 w stanie si臋 pohamowa膰. Mattie nigdy nie zrozumie, co poczu艂, kiedy wszed艂 do mieszkania i zobaczy艂 ich obj臋tych. Mia艂 ochot臋 zrobi膰 z Franka miazg臋.
Ruszy艂 w stron臋 艂azienki i zatrzyma艂 si臋 jeszcze przy drzwiach.
- Chcia艂a艣 pom贸wi膰? M贸w, prosz臋 bardzo, m贸w
- rzuci艂 ze zjadliwym u艣mieszkiem.
- Mo偶e jak si臋 uspokoisz, teraz z pewno艣ci膮 nie b臋d臋 z tob膮 rozmawia艂a.
WYBRANKA MILIONERA 149
Odwr贸ci艂a si臋 do wyj艣cia i Dominic zobaczy艂 艂zy w jej oczach.
W u艂amku sekundy przemkn臋艂o mu przez g艂ow臋, 偶e je艣li teraz nic nie zrobi, b臋dzie to oznacza艂o definitywny koniec mi臋dzy nimi. A koniec mi臋dzy nimi to b臋dzie tak偶e jego koniec. Szybko podszed艂 do Mattie, obj膮艂 j膮, pewny, 偶e go odepchnie. Ale Mattie nie odepchn臋艂a go; westchn臋艂a i opar艂a g艂ow臋 na jego piersi.
Ponios艂o mnie - przyzna艂. - Kiedy zobaczy艂em ci臋 w ramionach Franka, zrobi艂o mi si臋 czerwono przed oczami. Nie mog臋 znie艣膰 my艣li, 偶e on jest w twoich wspomnieniach. Nie mog臋 znie艣膰 my艣li, 偶e co艣 was 艂膮czy艂o i jeszcze mo偶e 艂膮czy膰. Nie chc臋, 偶eby ci臋 dotyka艂.
Jeste艣 zazdrosny?
Dominic za艣mia艂 si臋 kr贸tko i przytuli艂 j膮 mocniej.
- Ja, zazdrosny? O niego? Zauwa偶y艂a艣, jak chy艂kiem si臋 wycofywa艂? Przestraszy艂 si臋, 偶e mu przy艂o偶臋. - Zamilk艂 na chwil臋. - Tak, jestem zazdrosny.
O ciebie - powiedzia艂.
Kogo艣 takiego jak Dominic przyznanie si臋 do s艂abo艣ci musia艂o wiele kosztowa膰, tylko 偶e w oczach Mattie nie by艂a to wcale s艂abo艣膰. Przeciwnie, wyznanie Dominica wprawi艂o j膮 w niezwyk艂膮 egzaltacj臋: tym razem nie pr贸bowa艂a nawet m贸wi膰 sobie, 偶e powinna zachowa膰 trze藕wo艣膰 umys艂u i zimny os膮d.
Uwolni艂a si臋 z jego ramion i spojrza艂a mu w oczy.
- Co chcesz przez to powiedzie膰?
150 CATHY WILLIAMS
- Nic. - Odwr贸ci艂 si臋 szybko, twarz mu tylko
pociemnia艂a podejrzanie.
Mattie przysiad艂a na 艂贸偶ku.
- Mia艂am nadziej臋... Niewa偶ne. Nie kocham
Franka, je艣li to ci臋 niepokoi.
Dominic zerkn膮艂 na ni膮 i u艣miechn膮艂 si臋 g艂upkowato.
Wiem - oznajmi艂 zadufanym tonem i tym razem to Mattie si臋 u艣miechn臋艂a.
Co nie znaczy, 偶e pochwalam twoje zachowanie, cho膰... mog臋 je chyba zrozumie膰. Nie powinnam by艂a zaprasza膰 Franka.
- On nie powinien by艂 przyj膮膰 zaproszenia.
Mattie wyci膮gn臋艂a si臋 na 艂贸偶ku i za艂o偶y艂a r臋ce za
g艂ow臋. U艣miechn臋艂a si臋 do Dominica. By艂a zm臋czona graniem. Wiedzia艂a ju偶, 偶e nie kieruje nim wy艂膮cznie po偶膮danie. Musia艂 co艣 do niej czu膰, skoro by艂 zazdrosny. A to ju偶 pierwszy krok do mi艂o艣ci.
Musz臋 ci co艣 powiedzie膰 - zacz臋艂a ostro偶nie.
Tak?
Kiedy zobaczy艂am ci臋 po raz pierwszy... Kiedy mnie zaczepi艂e艣 po wyj艣ciu z klubu... Nie... Nie potrafi臋 tego powiedzie膰 tak, jakbym chcia艂a...
Nie musisz nic m贸wi膰. - Dominic przestraszy艂 si臋, 偶e Mattie powie co艣, czego wola艂by nie s艂ysze膰. - Po prostu wyjd藕 za mnie. - W jego g艂osie s艂ycha膰 by艂o b艂aganie. On, kt贸ry zawsze rozkazywa艂, wydawa艂 polecenia, b艂aga艂 Mattie, 偶eby za niego wysz艂a.
Dobrze.
Zapad艂a absolutna cisza. Kiedy w ko艅cu Dorni-
WYBRANKA MILIONERA
151
nic pr贸bowa艂 wykrztusi膰 co艣 z siebie, Mattie podnios艂a d艂o艅, powstrzymuj膮c go.
Nie dla tego, 偶e nie mam innego wyj艣cia. Mam. M贸w sobie, co chcesz, ale bycie samotn膮 matk膮 to wcale nie jest z艂y wyb贸r. Nie, wychodz臋 za ciebie, bo... - tu Mattie zabrak艂o odwagi.
Bo?
Bo nie ma ma艂偶e艅stwa bez mi艂o艣ci, a ja ci臋 kocham. W jakim艣 momencie przesta艂am si臋 broni膰, zamyka膰. I zakocha艂am si臋 w tobie. Kocham ci臋 tak, 偶e starczy tego uczucia dla nas obojga. Je艣li ma mi to z艂ama膰 serce, niech i tak b臋dzie. Nie mog臋 d艂u偶ej walczy膰 - powiedzia艂a. Zamkn臋艂a oczy i le偶a艂a bez ruchu. -Zrozumiem, je艣li uznasz, 偶e musisz jeszcze przemy艣le膰 swoj膮 propozycj臋 - doda艂a.
Czy... czy mog艂aby艣 powt贸rzy膰, co powiedzia艂a艣?
Powiniene艣 przemy艣le膰 ponownie swoj膮 propozycj臋 ma艂偶e艅stwa.
- Nie, nie to. To, co m贸wi艂a艣 wcze艣niej.
Mattie unios艂a powieki i zobaczy艂a, 偶e Dominic
u艣miecha si臋 szeroko.
To wcale nie jest 艣mieszne - powiedzia艂a, nie dowierzaj膮c jeszcze w艂asnym oczom. I w艂asnemu sercu, kt贸remu do艣wiadczenie nauczy艂o j膮 nie ufa膰.
Owszem, jest 艣mieszne. Bardzo 艣mieszne, bo... - Dominic mia艂 g艂upkowaty u艣miech na twarzy. - Bo wr贸ci艂em dzisiaj, 偶eby powiedzie膰 ci to samo.
Mattie nie by艂a pewna, czy si臋 nie przes艂ysza艂a.
152
CATHY WILLIAMS
Ty mnie kochasz? Kochasz? Czy tylko lubisz?
Nie. To powa偶na sprawa. Przez ca艂e 偶ycie starannie si臋 wystrzega艂em tej powa偶nej sprawy. - Dominic nachyli艂 si臋 i poca艂owa艂 Mattie. - Na lotnisku poczu艂em, 偶e za nic nie wsi膮d臋 do samolotu. Ba艂em si臋, 偶e znikniesz, wyprowadzisz si臋. 呕e strac臋 kobiet臋, z kt贸r膮 chc臋 prze偶y膰 reszt臋 偶ycia.
A ja my艣la艂am, 偶e poci膮ga ci臋 tylko moje cia艂o... - zacz臋艂a Mattie.
Dominic spojrza艂 na ni膮 z b艂yskiem w oku.
Przyznaj臋, 偶e by艂 to bardzo istotny impuls. Kiedy zobaczy艂em ci臋 po raz pierwszy, w klubie, pomy艣la艂em, 偶e musz臋 ci臋 mie膰. Nigdy 偶adna kobieta nie zrobi艂a na mnie takiego wra偶enia. By艂em ca艂kowicie w twojej w艂adzy, na twojej 艂asce.
Ja mog艂abym powiedzie膰 to samo - szepn臋艂a Mattie i zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋.
By艂em taki szcz臋艣liwy, kiedy powiedzia艂a艣 mi o ci膮偶y - ci膮gn膮艂. - Wreszcie mia艂em pow贸d, 偶eby zmusi膰 ci臋 do ma艂偶e艅stwa. Wierzy艂em, 偶e po 艣lubie udami si臋 przekona膰 ci臋, 偶e podj臋艂a艣 dobr膮 decyzj臋.
A ja my艣la艂am, 偶e robisz to wy艂膮cznie z poczucia obowi膮zku.
Wariatka.
Mattie nie zauwa偶y艂a nawet kiedy, tak rozmawiaj膮c, pozbyli si臋 ubra艅. Wiedzia艂a tylko, 偶e jest bezgranicznie szcz臋艣liwa.
- Nie zamierza艂em manipulowa膰 tob膮, za艂atwiaj膮c ci prac臋 - szepn膮艂 Dominic. - My艣l臋, 偶e ju偶
wtedy ci臋 kocha艂em i chcia艂em, 偶eby艣 wyprowadzi-
WYBRANKA MILIONERA
153
艂a si臋 od Franka. Poza tym by艂em ca艂kowicie pewien, 偶e dasz sobie rad臋, 偶e to zaj臋cie stworzone dla ciebie. Czas mija艂, coraz bardziej by艂em od ciebie uzale偶niony i coraz trudniej by艂o mi wyzna膰, co zrobi艂em.
Uzale偶niony? - S艂owa Dominica brzmia艂y jak muzyka.
Ca艂kowicie, bez reszty uzale偶niony. W艣cieka艂em si臋, bo powiedzia艂em, 偶e chc臋 znajomo艣ci bez 偶adnych zobowi膮za艅, a ty wzi臋艂a艣 mnie za s艂owo. T臋skni艂em za tym, 偶eby艣 by艂a wobec mnie zaborcza, jak ja by艂em zaborczy wobec ciebie.
To dobrze - mrukn臋艂a Mattie, zsuwaj膮c d艂o艅 mi臋dzy uda Dominica.
Czy to... bezpieczne? Dla dziecka? - zapyta艂, powtarzaj膮c jej gest. - My艣lisz, 偶e mo偶emy si臋 kocha膰?
Absolutnie bezpieczne - zapewni艂a go Mattie.
Alexander Dominic Drecos przyszed艂 na 艣wiat w domu pe艂nym mi艂o艣ci. Musia艂 to chyba czu膰, bo by艂 najpogodniejszym dzieckiem na 艣wiecie. Ciemnow艂osy i ciemnooki jak ojciec, w wieku o艣miu miesi臋cy z zapa艂em raczkowa艂 po pokoju dzieci臋cym.
艢lub by艂 cichy. W ceremonii uczestniczy艂y tylko rodziny, kt贸re zd膮偶y艂y pozna膰 si臋 znacznie wcze艣niej, bo ci膮偶a Mattie stanowi艂a znakomity pow贸d zadzierzgni臋cia silnych wi臋zi. Pojawi艂 si臋 te偶 Frank ze swoj膮 dziewczyn膮, kilka zaprzyja藕nionych dziewcz膮t
152
CATHY WILLIAMS
z klubu, z kt贸rymi Mattie utrzymywa艂a nadal kontakt. Po 艣lubie pa艅stwo m艂odzi zamieszkali w wiejskim domu Dominica i czasami tylko przyje偶d偶ali na weekend do Londynu.
W czasie tych wypraw Dominic bardziej przejmowa艂 si臋 Alexandrem ni偶 Mattie. Nie spuszcza艂 oka z syna. R贸wnie偶 w tej chwili przygl膮da艂 si臋 z niepokojem, jak ma艂y raczkuje po londy艅skim mieszkaniu, nara偶aj膮c si臋, w poj臋ciu ojca, na nieuchronne nieszcz臋艣cie.
Mattie przyjmowa艂a z u艣miechem t臋 ojcowsk膮 nadopieku艅czo艣膰 Dominica.
- A ja my艣la艂am, 偶e przy mnie jeste艣 w stanie
zapomnie膰 o wszystkich troskach - powiedzia艂a
z kpin膮 w g艂osie, moszcz膮c si臋 wygodnie w ramionach m臋偶a.
Dominic uni贸s艂 jej d艂o艅 do ust i zacz膮艂 ca艂owa膰 palec po palcu.
Wiesz, czego chcesz, prawda? - zapyta艂a gotowa za chwil臋 zatraci膰 si臋 w rozkoszy.
Wiem, moja ma艂a czarownico...
CATHY WILLIAMS
Wybranka milionera