XX materiały do ćwiczeń z historii wych 1



MATERIAŁY DO ĆWICZEŃ Z HISTORII WYCHOWANIA

Części

Wydawnictwo „ŻAK" Warszawą


Przedruk z „Źródła do historii wychowania, wybór Stanisław Kot tom I, Kraków 1929

Redaktor

Józef Marek Śnieciński

Copyright by Anna Kalacińska i Wydawnictwo „ŻAK"

Wydawnictwo „ŻAK" Teresa i Józef Śniecińscy Warszawa ul. Mołdawska 13/56 tel: 228267

ISBN 83-201558-6-7

Drul i oprawa: Zakład Graficzny UW, zam. 443/94 n. 2000 egz.


SPIS TREŚCI

Wychowanie spartańskie 5

Arystoteles 10

Rozprawa tzw. Plutarcha

o wychowaniu dzieci 18

Pedagogika Kwintyljana 34

Św. Hieronim o wychowaniu dziewcząt 51

Uzasadnienie surowych kar cielesnych 59

Założenie Uniwersytetu Krakowskiego 63

Poglądy pedagogiczne Konrada z Byczyny 73

Życie wędrownego studenta 78

Królowej Elżbiety rozprawa

o wychowaniu królewicza 87

Publicystyka pedagogiczna Erazma 110

Ludwik Vives 122

Andrzej Frycz Modrzewski

o wychowaniu dworskiem 134

Glicznera książka o wychowaniu 139

Montaigne o wychowaniu dzieci 148

Poglądy pedagogiczne S. Petrycego 168

Jan Amos Komeński 182



WYCHOWANIE SPARTAŃSKIE.

Nie posiadamy dokładniejszych -wiadomości źródłowych o naj-statśzytó okresie wychowania w Sparcie. Najdawniejsze informacje, ale'urywkowe, o poszczególnych urządzeniach przynoszą pisarze ateń­scy, Tucydydes, Ksenófont, Platon. Japę istniały tradycje tego wycho­wania, w IV wieku przed Chr., dowiadujemy się z szczegółów, które pozbierał ze źródeł w II w. po Chr. Plutarch w swym żywocie mi­tycznego' prawodawcy spartańskiego Likurga, któremu również przypi­sywano organizację systemu wychowania spartańskiego.

Zajniesżczamy- z Żuwotu Likurga ustępy, dotyczące wychowania, według tłumaczenia pijara X. Filipa Golańskiego (Sławni ludzie i óńifch porównania. Plułarcha dzieło. Wilno, 1801, tom I).

Żadnych ustaw Lłkurg na piśmie nie zostawił, owszem pisa­nia ich zakazał, sądził bowiem, że, co do szczęśliwości i cnoty oby­watelskiej należy, wtenczas się tylko trwale i skutecznie wprowa­dzi, gdy wnijdzie w obyczaje obywateli i edukację młodzieży. Jakoż co w młodym edukacja zaszczepi, to się stale nadal utrzy­muje. Skłonienie woli i chęci mocniejszym jest węzłem dla oby­watela nad same prawa i prawodawców przepisy.

Wychowanie dzieci za najważniejsze i najpiękniejsze dzieło prawodawcy poczytał. Przeto zdaleka do tego celu zachodził: bo ód samych małżeństw i urodzenia dzieci...

Likurg żadnego starania względem płci nie zaniedbał, lecz ód dzieciństwa zdrowie dziewcząt hartował, ćwicząc je w biegu, pasowaniu się, rzucaniu pocisków, robieniu włócznią i spisą, ażeby następnie, zostawszy matkami, nosiły i wydawały płód zdrowy i czerstwy. Zakazawszy więc wszelkiego ich deli­katnego. chowania i wszelkiej miękkości, przyzwyczajał nagie do pasowania się, tak, jak i młodzieńców; przeznaczył im też pewne święta, tańce i pieśni. W śpiewaniu czasem zręcznie przycinały tym, którzy uchybili swej powinności, a pochwalały tych, których czyny godne były pamięci. Tym sposobem zapalały serca młodzia­nów miłością chwały i cnoty, wzbudzając szlachetną zazdrość. Chlubił się ten, kto tam za dobrą sprawę odniósł pochwałę. Nagana przez igraszkę i żartem wsunięta nie mniej skutkowała, jak i po­ważne upomnienia.-

Wychowanie dzieci w Sparcie nie bywało w mocy ro-


d z i c ó w. Bo gdy się tylko dziecię urodziło, niesiono je na miejsce zwane lesche, gdzie najstarsi z pokoleń siadywali. Ci, poznawszy, że dziecko zdrowe i mocne, pozwalali je chować i jedne z 9.000 części gruntu dla niego przeznaczali. Lecz jeśli je widzieli słabe, niedołężne albo niekształtne, zaraz je kazali zrzucać w rozpadlinę z góry Tajgetu, sądząc, że ani rodzicom, arii ojczyźnie takie dzie­cię nieprzydatne, któremu z początku natura dobrego kształtu i sił nie dała. Stąd nowonarodzone dzieci nie wodą, lecz winem obmy­wano, dla doświadczenia i mocy, przez co kurczą się nerwy tych, które są podległe chorobom i słabowite, a zdrowe nabierają więk­szej sprężystości i mocy.

Mamki staranie o dzieciach ze sztuką łączyły, nie używając ani pieluch, ani powijania, dla wolnego wzrostu członków i całego ciała. Oszczędnie je też karmiono, przyzwyczajano do łaknienia, zostawiano je same w ciemności, żeby się niczego nie bały. Zgoła spartańskie dzieci tak się chowały od małości, że nigdy nie było słychać żadnego kwilenia, płaczu, krzyku i niecierpliwości dzie­cinnej. Z tego powodu wielu Greków starało się o mamki spartań­skie. Ateńczyk Alcybiades miał Amyklę, mamkę ze Sparty, choć mu do nauki, — jak Plato świadczy, — wyznaczył Perykles Zo-pira niewolnika, nie lepszego od innych. Ale Likurg dla synów spartańskich najemnych i kupionych nauczycieli nie potrzebował.

Ani tego dopuścił, aby kto podług woli swojej własne dzieci chował i edukował. Lecz skoro syn do s i e d m i u lat doszedł, za­raz był wzięty do szeregu najmłodszych, na oddziały podzielonych. Tam z drugimi razem obcował. Tam się wzajemnie do siebie przy­zwyczajali, biegając razem i razem się bawiąc. Każdemu oddzia­łowi Likurg wyznaczał takiego naczelnika, który się wydawał roz­tropniejszy i śmielszy od innych. Z tego inni wzór brali, jego słu­chali i podlegali mu w karaniu nawet, tak dalece, że cała ich edu­kacja była właściwie tylko nauką posłuszeństwa. Na ich igraszki weteranie patrzyli, często im poddając sprzeczki i zaczepki, ażeby w utarczkach poznać każdego z nich śmiałość, odwagę, zdatność i wytrzymałość. Nie uczyli się nauk, tylko wedle potrzeby. Cała ich nauka do tego szczególnie zmierzała, aby umieli słuchać roz­kazów, prace wytrzymać i w boju zwyciężyć.

Z wiekiem pomnażały się ich ćwiczenia. Strzyżono im włosy, kazano chodzić boso i nago częstokroć, dla zwyczajnej wprawy. Po skończonym roku dwunastym nie nosili już sukienki. Jeden na rok płaszcz im dawano, dlatego na sobie dość brudu mie­wali, uwłaszcza, że w pewne dni tylko mieli pozwolenie używania kąpieli i namaszczenia. Rówieśnicy razem w jednych izbach sy­piali na matach z trzciny, na brzegach rzeki Eurotas zbieranej. Tę dla siebie k w, własnemi rękami wyrwać musiał, odłamawszy

Tu ir.ieśc1' się zwięzłe ujęcie istotnego celu wychowania w Spar-cie: dla celów wojennych. Jakie skutki jraiała ta jednostronność, oce­niano dość wcześnie w Grecji, por. krytyczny sąji Arystotelesa, niżej str. 40.


wierzchołki bez użycia noża. W zimie z trzciną mieszali puch z główek ostu, iż trochę więcej ciepła daje.

Na wspomniane młodego wieku ćwiczenia, utarczki i wza­jemne przycinki uczęszczali starsi, młodzieńców większej nadziei miłośnicy i nie bez pożytku. Gdyż wszyscy wszystkich zdawali się być jednocześnie ojcami, nauczycielami i zwierzchnikami. Nigdy nie brakło takiego, któryby wykraczającego nie upomniał i nie ukarał. Dobierano dla tego wieku nauczyciela, ze sławniejszych cnotą i urzędem obywateli. Ten każdej gromadzie roztropniej­szego i śmielszego irena wyznaczał (nazywali się irenes mło­dzieńcy, około 20 lat mający).-

Iren 20-letni przodkuje swojej gromadzie w utarczkach, po­sługuje się wszystkimi w spólnych potrzebach. Starszym i silniej­szym każe do kuchni drwa znosić, młodszym i słabszym — ja­rzyny. Muszą je oni ukradkiem zdobywać, albo z ogrodów albo z magazynów, gdzie się zręcznie i skrycie podsuwają. Spostrzeżony bowiem nie ujdzie chłosty za to, że się niezręcznie i nieostrożnie na kradzież wybrał. Z tem wszystkiem, co tylko gdzie mogą do pożywienia pochwycić, znoszą do swojej gromady, dobrze wpra­wieni z każdej chwili korzystać, nieustanni czyhacze na śpiących i mniej ostrożnych. Lecz na uczynku złapany, bolesnemi razami i ścisłym postem to przypłaca. Stoły ich bardzo oszczędne; dla­tego się głodny odważnie na przemysł puszcza. Szczupły zaś po­karm i dla zręczności był we zwyczaju i dla wzrostu młodych po­trzebny. Łatwiej bowiem rosną, gdy żywne duchy wolne mają przetwory, a nieścieśnione pokarmów obfitością, raczej dla swej lekkości w górę idą, niżby się miały wszerz i wzdłuż rozchodzić.

Młodzi Spartańczycy' tak umiejętnie kradną i z taką pilno­ścią kradzież swoją tają, że jest podanie o jednym, iż chwyciwszy pod płaszcz młodego lisa, poty kąsanie jego wytrzymywał, póki mu wnętrzności nie przegryzł; wtenczas dopiero padł i skonał. Ani nie można o ich wytrzymałości powątpiewać. Po kilkakroć za na­szych czasów widzieliśmy sami młodych Spartańczyków przed ołtarzem Diany tak rózgami sieczonych, że niektórzy z bólu umie­rali, żadnego, jęku nie wydawszy.

Iren podczas jedzenia jednemu każe śpiewać, drugiemu roz­wiązać zagadkę, która bacznej i roztropnej odpowiedzi wymaga. Kto np. najpoczciwszy w Sparcie. Co rozumiesz o tej albo owej sprawie.Przez to oni przywykali z młodości do wydawania są­dów o czynach obywatelskich. Gdyby bowiem kto nie umiał po­wiedzieć, kto czci godniejszy, kto mniej zacny albo zły obywatel,

Nie trzeba zbyt pochopnie wyciągać wniosku, jakoby Spartanie wychowywali młodzież na złodziei. Należy pamiętać po pierwsze, że W Sparcie wobec jej ustroju społeczno-gospodarczego nie ceniono wła­sności jak gdzie indziej, powtóre, że przedmioty, które młodzieży ukrad­kiem nakazywano zdobywać, były własnością wspólną, publiczną, prze­znaczoną dla tego właśnie celu, a chodziło jedynie o wypróbowanie zręczności chłopców.


temu sama zwłoka w odpowiadaniu poczytana była za gnuśność
i za brak pilności w szukaniu cnoty. Odpowiedzi zaś powinny być
krótkie i zwięzłe, z uzasadnieniem zdania. Kto źle, albo nie na­
tychmiast odpowiedział, iren go w palec ugryzł. Gzęsto on karał
przy starszych i urzędnikach dla doświadczenia, czy stosowne
kary zadaje. Starsi mu nie przeszkadzali. Ale po wyjściu młod­
szych, nigdy mu nie uszło bezkarnie, jeżeli się w czem surowszym
nad słuszność albo pobłażającym okazał.

Przyuczano młodych do zwięzłych i dowcipnych od-powiedzi, ażeby się w kilku słowach mieściło dużo treści. Boe Likurg mowę w krótkich wyrazach mieć chciał wiele znaczącą, samem uważnem milczeniem do żywych i bystrych powiedzeń przyzwyczaiwszy. Niepowściągliwość języka, próżnem i nierózum-nem gadanie czyni, dlatego mowa lakońska treściwa i dosadna była.-

Poezje ich miały w sobie jakąś przejmującą zachętę na wzbudzenie męstwa i zapału do dzieł rycerskich. Styl ich prosty; a męski, rzecz poważna i obyczajna. Pospolicie ich treść wyrażała albo pochwałę tych, co za ojczyznę polegli, albo naganę tych, któ­rzy przed nieprzyjacielem pierzchnąwszy, nędzne życie w Sparcie wiodą. Albo upomnienie do cnoty, albo jej wyobrażenia, stosowne do każdego wieku. Nie od rzeczy będzie na jednym, to przykładzie okazać. W dni uroczyste dzielili się Spartanie na 3 grupy, zwane u nich chorus, wedle troistych epok życia ludzkiego. Zaczynał śpie­wanie chór starych1:

Niegdyś my ludzie dawni Byliśmy męstwem sławni. Odpowiadał na to chór średniego wieku mężczyzn:

A my teraz w tym stanie Gotowi na spotkanie. Trzeci chór niedorosłych dwom pierwszym odpowiadał:

A my potem będziemy I was wszystkich przejdziemy.

Ktokolwiek bliżej się zajmie poezją lacedemońską (choć tem tylko, co do nas doszło), a zna melodję śpiewania i wtórowania na flecie, jak to mieli zwyczaj czynić, gdy uderzali na nieprzyjaciela; ten się przekona napewno, że Terpander i Pindar z muzyką mę­stwo sprawiedliwie łączyli. Pierwszy śpiewa o Sparcie:

Tu rośnie młodych odwaga, Tu wdzięczny Muza glos- daje;

Tu z męstwem cnota przemaga, A ż nią obfitość nastaje.

Drugi zaś:Tu starzy radzą, tu walczą męże, Tu wraz' z Muzami w związku ofęże.

A przy tem słodkie peany

I wiersz tańcem przeplatany.

Spartańskiej młodzieży karność aż do mężów dorosłych do­chodziła. Nie godziło się nikomu żyć podług swojej woli. Każdy,

Ten chór podajemy w przekładzie Ignacego Krasickiego.


tak. w mieście, jak w obozie, pilnował przyjętego sposobu życia, przekonany, że nikt nie należy do siebie, ale wszyscy do ojczyzny! A tak chybaby komu inaczej naznaczono, każdy Spartańczyk albo odwiedzał młodszych i nauczał ich pożyteczne życie dla ojczyzny prowadzić, albo się sam od starszych uczył.


ARYSTOTELES.

Wielki filozof grecki (384—322) i wychowawca Aleksandra Wiel­kiego, poruszał zagadnienia pedagogiczne i dydaktyczne w różnych pi­smach, najobszermej w swej Polityce, z której poniżej główny wykład pedagogiki zamieszczamy. Jak nauczyciel jego, Platon, i on przyznaje państwu prawo kierowania wychowaniem obywateli, jed­nakże więcej od mistrza szanuje ich swobodę indywidualną. Pedagogiczna część jego Polityki prawdopodobnie dochowała się tylko ułamkowo, gdyż nie dochodzi w niej Arystoteles do wyłożenia swych poglądów na wykształcenie naukowe. Przy ocenie jego wywodów nie należy zapominać, że opierają-się one na praktyce greckiej, uwzględ­niającej tylko warstwę obywateli wolnych, która się oddawała sprawom publicznym, a będąc utrzymywana przez niewolników, p o-gardliwie patrzała na pracę fizyczną, zwłaszcza zarobkową banauzyjską.

Pedagogiczne poglądy Arystotelesa cieszyły się ogromną powagą w późniejszych wiekach, czego dowody znajdziemy m. in. w zamieszczo­nych poniżej wywodach Pseudo-Plutarcha, Konrada z Byczyny, Seba-stjana Petrycego i in.

TRZY CZYNNIKI KSZTAŁTUJĄCE CZŁOWIEKA.

(IV, 13). Państwo jest moralne przez to, że uczestniczący w rządach obywatele są moralni. U nas zaś wszyscy obywatele uczestniczą w rządach. Należy więc rozważyć, jak się obywatel staje moralny. Bo jeżeli się nie da osiągnąć, aby wszyscy byli moralni, tylko aby każdy obywatel był taki, to należy wybrać to drugie; bo gdy każdy zosobna jest 'moralny, to i wszyscy razem są tacy sami.

Otóż obywatele stają się moralnymi przez trzy rzeczy, a są niemi przyrodzenie, przyzwyczajenie, rozum. Bo najpierw trzeba się narodzić człowiekiem, a nie innem stworze­niem, a potem zależy też na tem, jakie się ma ciało i duszę. Cza­sem przyrodzenie na nic się zda, bo przyzwyczajenie je zmienia; niejedno bowiem przyrodzenie do wszystkiego uzdolniające staje się przez przyzwyczajenie gorsze lub lepsze. Otóż inne stworze­nia żyją przedewszystkiem według przyrodzonego instynktu, a tylko w małej mierze zdolne ulec przyzwyczajeniu tresurze; człowiek zaś żyje lakże według rozumu, on bowiem jedyny po­siada rozum. Dlatego u niego muszą owe trzy rzeczy współdziałać. Wiele bowiem ludzie czynią wbrew przyzwyczajeniu i przyro­dzeniu pod wpływem rozumu, oczywiście, jeżeli są przekonani, że tak dla nich lepiej:

W ten sposób wyłożyliśmy, jacy mają być z przyrodzenia przyszli obywatele, aby byli podatni dla prawodawcy; reszta jest rzeczą wychowania: polega ono częścią na przyzwyczajeniu, czę­ścią na uczeniu się.

10


GEN ETYK A.

(IV, 1516). Wychowanie opiera się, jak powiedzieliśmy, jia przyrodzeniu, przyzwyczajeniu i rozumie. O przyrodzeniu już była mowa, pozostaje więc rozważanie, czy należy zacząć od ro­zumu, czy od przyzwyczajenia. Bo te dwa czynniki muszą po­zostawać z sobą w najdoskonalszej zgodzie. Jest bowiem mo­żliwe, że rozum chybi najlepszego celu, lub że przyzwyczajenie sprowadzi takie uchybienie.

Otóż najpierw jest rzeczą widoczną, że jak we wszystkiem innem, tak i tu powstanie tworzy początek, a jego cel jest znowu początkiem innego celu. Celem natury jest rozum i rozsądek; ku temu wigc celowi należy nastawić początek i -przyzwyczajenie.

Ale dusza i ciało, to dwie rzeczy, a znowu dusza ma dwie części, jedną nierozumną, drugą rozumną, a każda z nich ma swoje właściwości: jedna pożądanie, druga rozum. Jak zaś ciało powstaje pierwej niż dusza, tak część nierozumna pierwej od ro­zumnej. Jest to zupełnie widoczne. Gniew bowiem, chcenie i po­żądanie objawiają się u dzieci zaraz po urodzeniu; jnyślenie zaś i rozum przychodzi z postępem lat. Konieczną jest więc rzeczą, by o ciało zacząć się troszczyć wpierw niż o duszę, a potem o po­żądanie wpierw niż o myślenie, ale celem troski o pożądanie ma być rozum, celem troski o ciało dusza.

Jeżeli więc obowiązkiem prawodawcy jest od początku ba­czyć na to, aby ciała wychowanków były jak najdoskonalsze, musi najpierw zająć się małżeństwami, mianowicie kiedy i jakim ludziom wolno je zawierać.

Co się tyczy wyrzucania i żywienia noworodków, to ma obowiązywać prawo, żeby nie chować żadnej kaleki; nie wolno jednak wyrzucać noworodków z powodu wielkiej ilości dzieci, jeśli panujący zwyczaj stoi temu na przeszkodzie.

WYCHOWANIE LAT NAJWCZEŚNIEJSZYCH.

(IV, 17). Kiedy dzieci przyjdą na świat, gatunek pożywie­nia, jakie się im daje, ma wielkie znaczenie dla ich rozwoju fizycznego; widać zaś na zwierzętach i na ludach, szczególnie dbałych o rozwój fizyczny, że adżywianie mlekiem jest najlepsze dla ciała, wino zaś szkodliwe, bo sprowadza choroby. Dobrze jest także, żeby dzieci zażywały dużo ruchu, oczywiście odpowiednio do ich wieku. Żeby zaś sobie nie połamały członków z powodu ich miękkości, używają jeszcze i dzisiaj niektóre narody pewnych środków mechanicznych, które ich ciała od tego ochraniają.'Do­brze jest również od maleńkości przyzwyczajać do zimna, jest

Najodpowiedniejszy wiek małżeństwa dla dziewczyny to 18 lat, dla mężczyzny około 37 lat; najodpowiedniejsza pora — zima. Regulo­wanie związków małżeńskich przez prawodawstwo stoi w Związku z greckim zwyczajem, według którego troska o potomstwo, jego ja­kość i wychowanie należy przedewszystkiem do państwa, a dopiero w drugim rzędzie do rodziców.

11


to bowiem korzystne dla zdrowia i przysposabia do służby woj­skowej. Dlatego jest zwyczajem u wielu ludów obcych, zanurzać nawonarodzone dzieci w zimnej rzece lub dawać im tylko małe ubranka, tak jak u Celtów. Wszystko bowiem, do czego się mo­żna przyzwyczaić, trzeba zaczynać wcześnie i ciągle stosować. Podatną zaś jest natura dzieci do przyzwyczajenia się do zimna, dzięki ciepłocie ich ciała.

Na początek trzeba więc w ten sposób troszczyć się o dzieci, w następnym zaś okresie aż do pięciu lat, kiedy to nie jest dobrze uczyć dzieci czegoś albo zmuszać do prac, aby to im nie przeszkodziło w rośnięciu, powinny zażywać ruchu, by uniknąć w ten' sposób gnuśności ciała; trzeba to osiągać, oprócz innych zajęć, także za pomocą gier. Zaia,wy.te nie powinny być nie­godne człowieka wolnego albo zbyt męczące, ani zbyt rozwiązłe. Na to, jakie powiastki i podania są odpowiednie dla dzieci w tym _ wieku, powinni zwracać uwagę pedagogowie. Wszystko to ma być przygotowaniem do późniejszych zajęć, dlatego zabawy po winny być naśladowaniem tego, czem się mają zajmować później. -Niesłusznie zaś niektórzy w swych prawach zakazują krzyku i płaczu- u dzieci, pomaga to bowiem do ich wzrastania. Jest to pewnego rodzaju gimnastyka ciała, zatrzymywanie bowiem od­dechu powiększa siłę u robotników, tak samo u dzieci, które krzy­czą. Jest zaś obowiązkiem pedagogów dozorować przytem, a prze-dewszystkiem, aby dzieci jak najmniej przestawały w towarzy­stwie niewolników. Dzieci bowiem do siedmiu lat powinny być wychowywane w \domu.

Jest rzeczą samo przez się zrozumiałą, że trzeba je trzymać zdała od sposobności usłyszenia lub zobaczenia czegoś złego. Prawodawca powinien wogóle wykluczyć wszelkie nie­przyzwoite wyrażanie się z obrębu państwa, gdyż bardzo blisko lekkomyślnego mówienia o rzeczach nieprzyzwoitych jest postę­powanie nieprzyzwoite. Przedewszystkiem więc odnosi się to do młodzieży, ażeby nic takiego nie mówiła, ani nie słuchała. Jeżeli się zaś wydaje, że ktoś mówi albo czyni coś z rzeczy zakazanych, to jeżeli to jest. wolny człowiek, który jeszcze nie bierze udziału we wspólnych ucztach, trzeba go powściągnąć karami moralnemi i fizycznemi, starszego zaś odebraniem mu zdolności piastowania zaszczytów, ponieważ zachował się tak jak niewolnik. Skoro zaś mówienie o takich rzeczach wykluczamy, to rozumie się samo przez się, że odnosi się to też do oglądania nieprzyzwoitych obra­zów i opowiadania nieprzyzwoitych rzeczy. Archontowie powinni więc starać się, aby nie było żadnego obrazu ani rzeźby, będącej naśladownictwem rzeczy nieprzyzwoitych. Młodzież niepo-winna — należy tego zakazać ustawowo — chodzić na recytacje jambów1 i przedstawienia komiczne, zanim nie przyjdzie do

Jąmby recytowali przodownicy chórów w greckiej komedji, początkowo byiy to improwizacje, w których często znajdowała się treść dwuznaczna.

12


wieku, w którym będzie mogła brać udział w wspólnych ucztach i libacjach i gdy już wychowanie ochroni ją przed szkodami płynącemi z tego rodzaju rzeczy. Słusznie zapewne postępował aktor tragiczny Teodor; nie wpuszczał bowiem nikogo innego nawet z gorszych aktorów przed sobą na scenę, ponieważ — jak mówił — widzowie pozostają pod wrażeniem tego, co najpierw słyszą. To samo odnosi się do stosunków między ludźmi i rze­czami. Najwięcej kochamy to, co najpierw poznajemy, dlatego trzeba.ją ddalać od młodzieży rzeczy złe, przedewszystkiem złość i nieprzyjazne uczucia dla drugich.

Kiedy zaś chłopcy skończą piąty rok życia, powinni, w dwóch następnych latach aż do siódmego przyglądać się naukom, któ­rych będą musieli uczyć się w przyszłości. Dwa są okresy czasu, według których trzeba podzielić wychowanie: od siódmego.roku__ życia do. okresu dojrzewaniar potem od okresu dojrzałości do , 21 roku życia. Jeżeli się tak, jak to bywa najczęściej, dzieli na okresy siedmioletnie, postępuje się niesłusznie; trzeba zaś używać podziału według samej natury, wychowanie bowiem jak każda sztuka ma na celu wypełnić braki natury — najpierw więc trzeba się zastanowić, czy ustanowić jakiś porządek co do wychowania chłopców, następnie czy jest korzystnem wychowywać ich pu­blicznie czy prywatnie, co ma miejsce teraz we wielkiej ilości państw, po trzecie zaś, jakie ma być to wychowanie.

PAŃSTWO A WYCHOWANIE.

(V, i). Że więc prawodawca przedewszystkiem powinien mieć na oku wychowanie młodzieży, co do tego nie może być dwóch zdań; zaniedbanie tego w państwach zagraża ustrojowi palitycznemu rządy zaś muszą stosownie do każdego ustroju pro­wadzić odpowiednią politykę. Leży bowiem w charakterze każ­dych rządów zachowywanie swoistego ustroju politycznego i ustanawianie go zaraz od początku: obyczaj demokratyczny utrzymuje demokrację, oligarchiczny oligarchję.

Jeżeli wszystkie zręczności i sztuki potrzebują przygotowaw­czego wyszkolenia i wzwyczajenia, aby je móc dobrze wykony­wać,' to oczywista, że odnosi się to również do ćwiczenia się w cnocie- Skoro zaś istnieje jednolity cel dla całego państwa, oczywista, że i wychowanie bezwarunkowo musi być jedno i to _ samo dla wszystkich, troska zaś o nie publiczna,. nie zostawiona prywatnie jednostkom, tak jak to teraz każdy jak chce myśli

13


WYCHOWANIE LUDZI WOLNYCH.

(V, 2). Że więc sprawę wyxhQ_wania trzeba ująć ustaw„ainX i że wychowanie powinno być prowadzone publicznie, jest jasną rzeczą. Jakie zaś jest wychowanie i jak należy wychowywać, tegp nie trzeba pomijać milczeniem; teraz panuje spór co do przed­miotów nauczania, każdy bowiem sądzi, że nie tego samego trzeba uczyć wszystkich, czy to chodzi o cnotę, czy o najlepszy sposób życia i niema ustalonego poglądu, czy trzeba wdęcej starać się o wykształcenie umysłu, czy charakteru. Z punktu widzenia dzi­siejszego sposobu wychowania, rozważanie tego jest zawikłane: nie wiadomo, czy należy uczyć rzeczy polrzebnych do życia, czy kształcących charakter, czy prowadzić jakieś studja specjalne. Każdy z tych poglądów znalazł obrońców. Co do cnoty to się wogóle nic nie wic pewnego, każdy bowiem co innego uważa za cnotę, tak że naturalnie różnią się też w poglądach co do jej uczenia.

Z rzeczy pożytecznych trzeba uczyć tego, co konieczne, jest jasne; oczywista również, że to się nie odnosi do wszyst­kiego, lecz że się_musi zachować różnicę między czynnościami „człowieka wolnego a niewolników, i dlatego potrzeba uczyć z rze­czy pożytecznych tylko tych, co nie zrobią z człowieka, który się niemi"zajmuje, niewolnika. Za taką zaś rzecz może się uważać każdą sztukę i naukę, która ciało, duszę albo rozum ludzi wol­nych czyni niezdolnemi do ćwiczenia się i osiągania cnoty.

Dlatego czynności tego rodzaju, które zniekształcają ciała, nazywamy niewolniczemi, a zwłaszcza pracę zarobkową, robi bo­wiem rozum niewolnym i ubogim . Także z n a u k odpowiednich dla wolnych ludzi można się do pewnego stopnia niektóremi zaj­mować, ale zajmowanie się niemi aż do osiągnięcia doskonało­ści kryje wT sobie złe strony wyżej wspomniane. Wielka to też różnica, dlaczego ktoś coś robi, albo się czegoś uczy; jeśli to bo­wiem robi dla siebie, albo dla przyjaciół, albo dla osiągnięcia cnoty, postępuje, jak wolny człowiek, ten zaś który robi to samo dla innych, ten wydaje się pracować jak niewolnik. Przedmioty nauczania, będące dziś w użyciu, jak wyżej wspomniałem, wa­hają się między temi dwoma sposobami.

PRZEDMIOTY NAUKI LUDZI WOLNYCH.

(V, 3). Są mniejwięcej cztery przedmioty, których się zwykle naucza: czytanie i pisanie, gimnaslyka, muzyka, niektórzy też rysunków. Czytania, pisania i rysunków uczą jako rzeczy po­trzebnych w życiu, gimnastyki zaś jako środka do osiągnięcia

Ten sam pogląd przejęło w wiekach średnich rycerstwo, potem szlachta, czynności «niewolnicze» składając na plebejuszów.

Pierwszy w literaturze pedagogicznej Arystoteles zalicza ry­sunki do wykształcenia ogólnego, przez wiele wieków jednak pozostał pod tym względem odosobniony.

14


dzielności, co do muzyki już można się wahać; teraz bowiem już po największej części uprawia się ją dla przyjemności, dawniej zaś przyjęto ją do programu wychowania, ponieważ sama na­tura wymaga, o czem już często mówiłem, żeby człowiek nietylko dobrze umiał pracować, lecz także w piękny sposób korzystać z wypoczynku. Natura _bowiem, żeby jeszcze raz to podkreślić, jest początkiem wszystkiego. Jeśli więc obie rzeczy są konieczne, jeśli milszy jest spoczynek od pracy, to trzeba wogóle zastano­wić się, jak spędzać czas podczas wypoczynku. Oczywiście nie na zabawach, gdyż w takim razie zabawa musiałaby być celem naszego żyoia. Ponieważ zaś to jest niemożliwe i raczej wśród pracy trzeba używać zabaw... dlatego trzeba używać zabaw -w odpowiednim czasie, jakgdyby dla lekarstwa; natężenie bo­wiem umysłu przy zabawie jest wypoczynkiem i z powodu przy­jemności, jaką przynosi, wytchnieniem. Wypoczynek zaś wydaje się mieścić sam w sobie rozkosz, szczęście i warunki do życia szczęśliwego. To zaś mają wypoczywający, a nie pracujący, człowiek bowiem pracujący pracuje dla osiągnięcia pewnego celu, którego nie posiada, szczęście zaś jest celem i według po­wszechnego mniemania łączy się nie z troską, lecz z rozkoszą. Tę rozkosz różnie pojmują, każdy według siebie i według swo­jego charakteru. Wszyscy najlepsi ludzie wybierają rozkosz naj­lepszą i najpiękniejszą. Wynika z tego, że trzeba także czegoś się uczyć i ćwiczyć ze względu na zachowanie się podczas wypo­czynku i że tego uczy się dla siebie samychMiauk zaś potrzeb­nych przy pracy uczy się jako koniecznych również dla innych.

Dlatego przodkowie nasi umieścili muzykę w systemie wy­chowania, nie jakoby była rzeczą konieczną, bo niema w niej nic takiego, ani jakoby była rzeczą pożyteczną, jak czytanie i pisa­nie, które jest pożyteczne w interesach pieniężnych, w gospo­darstwie domowem, przy naukach i przy wielu czynnościach pu­blicznych (rysowanie też jest pożyteczne przy ocenianiu dziel sztuki). Muzyka nie pomaga nawet do zdrowia i siły fizycznej jak gimnastyka, ani bowiem zdrowia ani siły fizycznej nie za­wdzięczamy muzyce. Pozostaje ona tylko więc na czas wypo­czynku i dlatego zapewne wprowadzili ją do systemu wycho­wania, dlatego powiada Homer: wołają pieśniarza, co wszyst­kich raduje, a w innem miejscu powiada Odyseusz, że najlep­szym momentem w życiu jest ten, kiedy ludzie się cieszą i sie-dząc rzędem wśród uczty w pałacu, słuchają pieśniarza.

Że więc istnieje przedmiot wychowania, który się podaje synom nie jako konieczny, lecz jako godny wolnego człowieka i piękny, jest to oczywiste; czy z;aś jest taka jedna sztuka, czy ich więcej, o tem będziemy mówić później. Teraz tyleśmy zy-

Tu w znaczeniu dosłownem, bez włączenia w to pojęcie wy­
kształcenia literackiego.

O tem jednak Arystoteles \v ocalałych księgach Polityki nigdzie
nie mówi, widać stąd, że nie posiadamy ich w całości. A i to, co po-

15


skali,. że mamy świadectwo o'd naszych przodków, które po­piera nasze zdanie o naukach będących dziś w użyciu; przykład muzyki bowiem to wyjaśnia. Także z rzeczy pożytecznych trzeba niektórych uczyć dzieci, nietylko dla pożytku, jaki przynosi n. p. nauka czytania i pisania, lecz dlatego, że dzięki nim można się nauczyć wielu innych nauk. To samo odnosi się do rysunków: nie dlatego się ich uczy, by ,nie popełniać błędów przy zakupach, lecz raczej dlatego, że wyrabiają poczucie piękna fizycznego; szukanie zaś wszędzie pożytku nie zgadza się z charakterem lu­dzi wielkodusznych i wolnych. Skoro zaś jasnem jest, że trzeba wychowywać najpierw drogą przyzwyczajania, a nie rozumową, że najpierw trzeba wyrabiać fizycznie a nie umysłowo, wynika stąd, że trzeba dzieci ćwiczyć w gimnastyce.

POTRZEBA RÓWNOWAGI W WYCHOWANIU.

(V, A). Z państw, które najwięcej starają się o wychowanie dzieci, niektórym chodzi o wyrabianie atletów, przyczem szkodzą wyglądowi i rozwojowi fizycznemu, Sparlanie zaś nie popełniają tego błędu, lecz wyrabiają w dzieciach dzikość wskutek fizycz­nych ćwiczeń, ponieważ to najbardziej wyrabia męstwo. Zresztą, jak sam mówiłem, często nie trzeba dążyć do wyrabiania jednej cnoty, a szczególnie męstwa. Jeśli nawet i o tę cnotę chodzi, to jej nie osiąga się w ten sposób; nie widzimy nawet ani u zwie­rząt, ani u obcych narodów, żeby męstwo towarzyszyło najdzik­szym, raczej — spokojniejszym i o lwim charakterze. Wiele jest narodów, które skore są do zabijania i ludożerstwa, np. Acha-jpwie i Henjochowie nad Pontem i inne narody łupieskie, a od­wagi nie mają. Taksamo o samych Spartanach wiemy, że do­póki usilnie pracowali, przewyższali innych, teraz jednak za­równo w gimnastyce, jak i w sztuce wojennej są gorsi od innych; przewaga ich jednak nie leżała w tem, że gimnastykowali mło­dzież w sposób odpowiedni, lecz w tem, że inni się wcale nie ćwi czyli.

Trzeba więc pierwsze miejsce przyznać pięknu, a nie dzi­kości, ani bowiem wilk ani żadne inne zwierzę nie jest zdolne do zwalczenia jakiegoś ponętnego niebezpieczeństwa, lecz raczej człowiek dobry. Ci zaś, którzy zbytnio dzieci w tym kierunku po­pychają i nie uczą ich rzeczy koniecznych, robią z nich w rze-rzywistości robotników, uzdolniwszy ich do jednej tylko działal­ności w polityce, i do tej nawet gorzej od innych, jak wykazuje rozumowanie. Trzeba zaś sądzić Spartan nie z poprzednich dzie­jów, lecz z teraźniejszych, teraz bowiem mają równych sobie współzawodników w wychowaniu, których przedtem nie mieli.

Że więc trzeba ćwiczyć się w gimnastyce i w jaki sposób,

siadamy, jak prawie wszystkie wogóle pisma Arystotelesa, dochowało się według wszelkiego prawdopodobieństwa nie w jego własnej re­dakcji, ale są to raczej jego wykłady spisane zwięźle, miejscami zbyt zwięźle i niejasno, przez uczniów.

16


co do tego panuje zgoda. Do,wieku bowiem—dojrzałego trzeba uprawiać lżejsze ćwiczenia, unikając zbytniego odżywiania się i zbytniego przemęczania, ażeby to nie przeszkadzało rozwojowi fizycznemu. Że to może sprowadzić takie skutki, niemałym tego dowodem jest fakt następujący: w igrzyskach olimpijskich zna­leźć można zaledwie dwóch albo trzech takich zwycięsców, którzy zwyciężyli jako chłopcy i jako dojrzali ludzie, ponieważ jako chłopcy przez ćwiczenia nadmierne wyczerpali swe siły. Skoro zaś po osiągnięciu wieku dojrzałego przez trzy lata będą się od­dawali innym naukom, wtedy po tym okresie mogą z pożytkiem oddawać się ciężkim ćwiczeniom fizycznym i jeść dużo. Równo­cześnie bowiem nie można natężać rozumu i ciała, natężenie bo­wiem jednego przeszkadza należeniu drugiego, trud fizyczny przeszkadza rozumowi, a graca myśli przeszkadza ciału.


ROZPRAWA T. ZW. PLUTARGHA O WYCHOWANIU

DZIECI.

Wśród dzieł Plutarcha, wybitnego greckiego pisarza i moralisty z czasów cesarstwa (50—138), przechowała się niewielka rozprawka p. t. O wychowaniu dzieci, uchodząca za jego utwór i jako Plutarehow-ska wielokrotnie od XV w. przedrukowywana. Nowsze badania filolo­giczne nie uznają jej za pismo Plutarcha, zarówno z powodu właści­wości stylu i języka jak i poglądów, sprzecznych z autentycznemi dzie­łami Plutarcha, między które dostała się przypadkiem, może jako ela­borat którego z uczniów Plutarcha. Jest też obecnie wydawana i przy­taczana jaKO rzecz mylnie Plutarchowi przypisywana, czyli jako traktat P s e u d o-P łutarcha.

Rozprawa ta nie odznacza się głębią filozoficzną, ma charakter popularny, ale oparta jest na jednolitym poglądzie na świat. Mimo iż obficie korzysta z Arystotelesa, a nieco nawet z Platona, niema w niej ani śladu zasadniczej myśli tych filozofów: wychowania dzieci dla pań­stwa, w związku z jego potrzebami, ani też przez państwo. Wychowa­nie u Pseudo-Plutarcha pojęte jest wyłącznie w duchu etyki indy­widualistycznej: wychowywać dla udoskonalenia jed­no s t k p (dobry charakter, cnota, sprawiedliwość), skąd wyniknie auto­matycznie szczęście zbiorowości. Następnie, tak wysoko przez filozofów cenione kształcenie umysłu potraktowane tu jest tylko pobieżnie i cof­nięte na dalszy plan: uznaje się cykl przedmiotów szkolnych ey?.u/.Xio; jtaiStta ale wystarczy zaznajomić się z nim jakby mimochodem, n a j-ważniejsza jest filozofja, pojęta jako kształcenie moralne, połączone z całym aparatem środków moralnego wychowania.

Rozprawa jest wyrazem stoickiej teorji pedagogicznej 1 to l okresu dawniejszego, jakoby streszczeniem czy przeróbką traktatu (za­ginionego) Chryzyppa, przywódcy stoików z III w. przed Chr. Po­nieważ jej zasady są bardzo zbliżone do chrześcijańskich, cieszyła się wielką popularnością i wpływem na literaturę pedagogiczną przez wieki. Podajemy ją (z opuszczeniem mniej ważnych miejsc) w przekła­dzie Dra Stanisława Lisieckieg.o.

(I.) Co o wychowaniu dzieci wolnourodzonych można powie­dzieć i jakim one prawidłom powinny podlegać, aby się dobremi przejęły obyczajami, to weźmy teraz pod uwagę.

(II.) Najlepiej pewnie będzie, jeżeli zaraz od urodzenia zaczniemy. Otóż wszystkim, którzy dzieci o dobrej reputacji pragną stać się ojcami, chciałbym tę dać radę, aby nie łączyli się z pierwszą lepszą kobietą. Na tych bowiem, którzy z ojca lub matki strony nie są szlachetnego pochodzenia, poprzez całe ich

Przestrzeń z ławami, przeznaczona dla publiczności.

18


życie ciąży plama niezatarta z tej właśnie przyczyny, a kto się we lżeniu i w szkalowaniu lubuje, ma tu doskonałą ku temu spo­sobność. Więc mądrze mówi poeta: »Jeżeli nieoględnie został po­łożony fundament rodu, to bezsprzecznie i pokolenie nie będzie szczęśliwe. Dobre więc urodzenie jest pięknym skarbem cha­rakteru szlachetnego, który przedewszystkiem powinni mieć na widoku ci, którzy prawnego pożądają potomstwa; bo pochodzenie nieprawdziwe i zmyślone z natury rzeczy stłumia wzniosłe uczu­cia i przemienia w nikczemne, i bardzo słusznie mówi poeta: »Służalcem się czuje nawet mąż najodważniejszy, jeżeli jest świa­dom ohydy od matki lub ojca«.9 Natomiast trafiają się oczywi­ście także znakomitych rodziców dzieci, pełne uroszczeń i buty; przynajmniej Diofantos, syn Temistoklesa, jak opowiadają, czę­sto do wielu ludzi w tej odzywał się myśli, że jego wola jest i ludu ateńskiego wolą; co on bowiem chce, to chce i jego matka, a co matka chce, to chce i Temistokles, a wola Temistoklesa jest i wszystkich Ateńczyków wolą. Godne pochwały jest także Lace-demończyków wysokie o sobie mniemanie, którzy na króla swego Archidamosa nałożyli karę pieniężną, ponieważ uparłV się przy tem, że małą poślubi kobietę; mówili bowiem, że nie królcrwr lecz królików zamierza im dać.

(III.) Przy tej sposobności chciałbym jeden poruszyć szcze­gół, o którym zresztą nie zapomnieli ci, którzy przede mną o tem pisali. A jaki? Otóż, że ci, którzy celem uzyskania potomstwa za­wierają małżeństwo, bądź całkowicie się powinni powstrzymać od wina, bądź go umiarkowanie używać. Dzieci bowiem w pi­jaństwie spłodzone stają się miłośnikami wina i nałogowymi pi­jakami. Więc i Diogenes powiedział na widok fozuzdanego i sza­leństwa popełniającego chłopca: »Młodzieńcze, ojciec twój spło­dził cię w pijaństwie. — Tyle niech wystarczy o urodzeniu, bo muszę przejść do wychowania,

(IV:) Go do osiągnięcia doskonałości, to, naogół, można o niej to samo powiedzieć, co się o sztuce i nauce zwykło mówić, a mianowicie że do zupełnej doskonałości trzy są niezbędne wa­runki: 5 przyrodzone zdolności, nauka i przyzwyczajenie. Przez

Dzieci nieprawe w Grecji uchodziły za wyrzutki społeczeństwa, m i. wykluczone były od udziału w igrzyskach olimpijskich. I w wie­kach średnich los ich był ciężki, tak np. w zasadzie były niedopuszczane do urzędów kościelnych a nawet do cechów. Dopiero za renesansu, kiedy uczy się cenić indywidualność za jej osobiste zalety, poczyna się chwiać ten ustalony pogląd; zasadniczo został zarzucony w wieku oświecenia.

Eurypides, Herakles szalony w. 261.

Eurypides, Hippolytos w. 424.

Prawdziwie po grecku, autor widzi w małżeństwie sprawę nie-osobistą, którą trzeba traktować ze stanowiska interesu publicznego.

Por. o tych trzech czynnikach wywód Arystotelesa slr. 34.

19


naukę rozumiem uczenie się, a przez przyzwyczajenie — ćwicze­nie. Początek zależy od przyrodzonych zdolności, postępy od opa­nowania przedmiotu, zastosowanie od ćwiczenia, - dokonanie od Wszystkich tych czynników; natomiast, przy braku jednego, do­skonałość nie będzie zupełna. Bo przyrodzone zdolności, bez uczenia się, pozostaną nierozwinięte; uczenie się, bez przyro­dzonych zdolności, będzie niedostateczne; ćwiczenie — bez obu — niedokładne. Jak bowiem do uprawy roli nasamprzód dobra zie­mia jest potrzebna, potem rolnik doświadczony, oraz nasienie zdrowe, tak tu ziemią jest talent, rolnikiem nauczyciel, nasieniem nauka i kształcenie. Twierdzę stanowczo, że wszystkie te zalety złączyły się i wspólnie działały w duszy powszechnie czczonych mężów takich, jak Pitagoras, Sokrates, Platon i innych, którzy nieprzemijającą zdobyli sławę. A komu wszystkiego tego razem użyczyło bóstwo, tego szczęśliwym nazwać trzeba i bogów ulu-bieńcem.

Atoli — gdyby kto mniemał, że ci, których przyrodzenie nie obdarzyło wybitnemi zdolnościami, którzy zato rzetelną otrzymują n a u k ę i ćwiczą się w kierunku osiągnięcia dzielności, w ża­den sposób braku talentu zastąpić nie mogą, niechaj wie, że się grubo myli. Kiedy bowiem lenistwo nawet najlepsze zdolności czyni bezużytecznemi, to nauka 'poprawia złe przyrodzenie, a jak leniwy nawet najłatwiejszej rzeczy nie wykona, tak pilny i z naj­trudniejszą da sobie radę. Ile pilną pracą dokonać można, oka­zuje się najlepiej z obserwacji zjawisk życia codziennego. Krople wody kamienie wydrążają; pod wpływem dotykania zużywają się żelazo i spiż; kół u woz.u, które z wielkim wysiłkiem zostały za­krzywione, mimo największego natężenia niepodobna wyprosto­wać, podobnie jak i zagiętym laskom aktorów kształt prosty przy­wrócić nie sposób. Tak oto często to, co jest przeciw przyrodze­niu, przy trudzie w to włożonym mocniejszem się staje od przy­rodzenia samego.

Lecz, czy tylko to dowodzi potęgi pilności? Nie, w nieskoń­czenie wielu innych rzeczach objawia się ona również; np. rola, chociażby z przyrodzenia najlepsza, zdziczeje, gdy bywa zanie­dbana, a im z przyrodzenia jest lepsza, tem się nieużyteczniejszą staje, gdy leży odłogiem; ziemia natomiast, choćby nie wiem jak była twarda i gruba, jednak wkrótce piękne wyda owoce, gdy do­brze będzie uprawiana. A czy drzewa, o które pieczy się nie ma,-nie skrzywiają się i nie tracą zdolności wydawania plonów, a tro­skliwie pielęgnowane, czy nie rodzą obficie? Która siła cielesna nie słabnie i nie zużywa się z powodu zaniedbania, swawoli i przewrotnego postępowania, a która słabowita natura nie na­biera coraz większej tęgości dzięki pilnym ćwiczeniom Który za młodu dobrze ujeżdżony koń nie miałby być swemu jeźdźcowi

W określeniu roli trzech czynników autor nie dorównywa by­strością Arystotelesowi, zbyt wysuwając naukę przed przyzwyczajenie.

20


posłusznym, gdy tymczasem nieujarzmiony pozostaje dzikim i krnąbrnym? Czy wogóle możemy się dziwić, widząc, że i naj­dziksze zwierzęta oswajają się i pozbywają swej dzikości, gdy się niemi pilnie zajmiemy? Doskonale odpowiedział ów Tessalijczyk na pytanie, k t ó r z y Tessalijczycy są najłagodniejsi: »Ci, którzy zaprzestali prowadzić wojny«. Lecz dłużej się nad tem zastanawiać nie potrzeba.

Bo wyrobienie charakteru wymaga długiego czasu, a w błę­dzie pewnie nie jest, kto twierdzi, że doskonała cnota ma w przyzwyczajeniu swe źródło. Jeszcze tylko jeden przy­toczę przykład w tej materji, i na tem zakończę swe wywody. Otóż Lykurg, prawodawca Lacedemończyków, wziąwszy dwa psy/" tych samych rodziców, wychował je sposobem zupełnie odmien­nym: jednego w tym kierunku, aby się stał łakomym i żarłocz­nym, drugiego .ćwiczył w tropieniu i w polowaniu '. Gdy na to widowisko razu pewnego Lacedemończycy przybyli, odezwał się do nich w te słowa: Lacedemończycy! Jak wielki wpływ na do­skonałość wywierają przyzwyczajenie, nauka, wychowanie i tryb życia, zaraz wam jasno wykażę. Następnie, sprowadziwszy oba psy, postawił tuż przed niemi miskę i zająca, i puścił je. Na­tychmiast jeden rzucił się na zająca, drugi podążył do miski. A gdy Lacedemończycy wciąż zgadnąć nie mogli, do czego on zmierza, i w jakim celu psy im przedstawił, rzekł: Oto dwa psy tych samych rodziców, lecz wręcz przeciwnie wychowane: z je­dnego stał się żarłok, z drugiego ogar«. To niech wystarczy o przy­zwyczajeniu i trybie życia.

(V). O opiekowaniu się dziećmi trzeba mi teraz mówić. Matki, podług mnie, same powinny dzieci swe żywić i karmić -. Gorąco i, że tak powiem, już od kolebki je ukochawszy, pewnie z tem większem przywiązaniem i staraniem zajmą się ich wycho­waniem. Natomiast mamek i piastunek miłość jest nieszczera i udana, ponieważ za płacę kochają. Przyrodzenie samo wska­zuje, że matka to, co na świat wydała, sama powinna karmić i ży­wić. Ono w tym przecież celu każdej rodzącej istocie mleko dało na pokarm. Mądrą się okazała Opatrzność: dwoje piersi dała ko­biecie, aby w razie porodzenia bliźniąt miała podwójne źródło pokarmu. Nadto, dzięki temu, ożywiona jest matka większem przywiązaniem i większą miłością do dzieci swych; i nie bez przy­czyny, wspólny bowiem pokarm podnieca uczucie przychylności. Wiadomo, że nawet zwierzęta, gdy je oderwano od tych, z któ-remi się razem karmiły, tęsknią za niemi. Zatem, jak się powie­działo, powinny matki dbać o to, aby same karmiły Swe dzieci.

A gdyby nie mogły bądź z powodu słabości, bo niekiedy się to zdarza, bądź że znowu wkrótce pragną mieć dziecko, wtedy nie powinno się pierwszej lepszej przyjąć mamki lub piastunki, lecz

1 Anegdotę o Likurgu powtarzają pisarze humanistyczni. Za -wzorem autora późniejsi pisarze powtarzają to żądanie, narzucił je matkom dopiero Emil Russa.

21


przedewszystkiem najzdolniejszą, głównie taką, która helleńskieposiada zalety. Jak bowiem czlonkom dzieci zaraz po urodze­niu należy nadać takie ułożenie, aby rosły prosto i prawidłowo, tak i na to powinno się baczną zwracać uwagę, aby charakter dziecka zaraz z początku otrzymał pewien ściśle określony kieru­nek. Wiek bowiem dziecięcy jest giętki i plastyczny, a w miękką duszę nauka głęboko się wraża, gdy, naodwrót, wszelka szorstkość nie bez trudu da się wygładzić. Jak na miękkim wosku2 pieczęć, tak na duszy dziecka wyciskamy naukę. Dlatego, mniemam, boski Platon słusznie upomina mamki, aby dowolnych baśni nie opo­wiadały dzieciątkom3, bo dusza dziecka nie ma się zaraz z po­czątku napełniać rzeczami- nierozumnemi i przewrotnemi. Nie­mniej trafną zdaje się i poeta Fokylides4 dawać radę: Trzeba już dziecko uczyć rzeczy pożytecznych.

(VI.) Nie godzi się zapominać i o tem, że chłopcy, mający młodemu wychowańcowi przysługi oddawać i wraz z nim się wy­chowywać, przedewszystkiem powinni mieć dobre obyczaje, a przytem wymowę czysto helleńską a wyraźną, ażeby dziecko, przestając z ludźmi obcymi i nieuczciwymi, nic sobie z ich złych przymiotów nie przyswoiło. Zupełną prawdę za­wiera przysłowie: »Kto u chromego mieszka, uczy się chromania.

(VII.) Gdy więc dzieci doszły do tego wieku, w którym się ich oddaje pedagogowi6, wtenczas szczególnie trzeba być oglę­dnym przy wyborze i przyjmowaniu tego dozorcy, aby nieroz­ważnie dzieci nie powierzyć niewolnikowi obcemu lub lekkomyśl­nemu. Go prawda, w tym względzie wielu postępuje więcej niż śmiesznie. Najlepszych niewolników używa się bądź do rolnictwa, bądź do żeglugi, bądź do handlu, bądź do gospodarstwa domo­wego i zawiadowania majątkiem; mając natomiast niewolnika, który jest doskonałym żarłokiem i pijakiem a niezdatnym do żadnej innej sprawy, powierza się takiemu człowiekowi wycho­wanie swych dzieci. A dobry wychowawca powinien być ta­kim, jak Feniks, Achillesa wychowawca. Tak oto doszedłem do najważniejszej i najznamienitszej rzeczy w całem tem zaga­dnieniu.

Mistrzami swych dzieci powinno się tylko takich obrać lu-

Nacisk na helleńskość, w przeciwstawieniu do barbarzyństwa, zrozumiały był w III w. przed Chr., nie zaś za czasów Plutarcha, kiedy Grecy, zwiaszcza ze względu na Rzymian, unikają akcentowania dumy i wyłączności narodowej.

Przyrównanie do wosku zostanie na zawsze w literaturze p
dagogicznej.

Por. wyżej str. 13. Poeta joński z VI w., autor sentencyj moralnych.

Znany zwyczaj grecki, że po wyjściu chłopca z pod opieki matki oddawano go pod stały nadzór poważnego niewolnika, zwanego pe­dagogiem.

Tu już mowa o wyborze nauczyciela, do którego ma się chłopca
posyłać. Była duża konkurencja prywatnych nauczycieli, zwłaszcza
z powodu rozmnożenia się różnych szkól filozoficznych.

22


dzi, którzy żywot wiodą nieskazitelny i nienagannego są chara­kteru i bogate posiadają doświadczenie życiowe; bo dobrze zorga­nizowane wychowanie jest źródłem i podwaliną wszelkiej dosko­nałości. Jak ogrodnik, celem nadania pniom podpory, pale przy nich wbija, tak zdatny mistrz w sercu młodzieńca utwierdza dobre nauki i upomnienia, aby się na ich tle także dobre obyczaje przyjęły. Wstrętni więc są niektórzy ojcowie, którzy, nie wyba­dawszy przyszłych wychowawców swych dzieci, bądź z nieuclwa bądź z braku doświadczenia powierzają je ludziom złym i ma­jącym opinję niepochlebną. Lecz, o ile z niedoświadczenia tak postępują, to to jeszcze nie jest śmieszne; największą natomiast niedorzecznością jest to, że oni, chociaż przez innych, którzy się lepiej od nich znają na sprawie, poinformowani są o braku do­świadczenia, a i o nikczemności niejednego mistrza, jednak im powierzają swe dzieci, bądź powodowani przychylnością wzglę­dem przyjaciół, bądź ulegając pochlebstwom tych, którzy się im chcą przypodobać. Wydaje mi się to tak, jak gdy chory odrzuca doświadczonego swego lekarza, mogącego go wyleczyć, a na ży­czenie przyjaciół obiera innego, mogącego dla braku wiedzy w grób go wpędzić, lub, gdy kto najlepszego odprawia sternika a na prośbę przyjaciół przyjmuje najniezdatniejszego. Na Zeusa i wszystkich bogowi Azali ten, który oj^em się zwie, więcej na przyjaciół prośby powinien zważać, jak na dzieci swych wycho­wanie? Azali nie doskonale powiedział Sokrates, ów mędrzec stary, że, gdyby mógł, chciałby wejść na szczyt miasta i wołać na głos: »Do czego zmierzacie, ludzie, całą swą dążność skierowując ku zdobyciu bogactw a wcale się nie troszcząc o swe dzieci, którym kiedyś dobra te chcecie pozostawić? Od siebie dodałbym, że z ta­kimi ojcami ma się rzecz tak, jak z tymi, którzy całą swą troskę obracają na trzewik, a wobec lego samą nogę całkiem zaniedbują.

Niektórzy zaś ojcowie w swem skąpstwie i w zaniedbywa­niu dzieci posuwają się tak daleko, że, dla zaoszczędzenia grosza, najgorszych ludzi przyjmują w charakterze wychowawców dzieci swoich. Więc Aristippos razu pewnego zgromił delikatnie a dow­cipnie takiego nierozumnego ojca1. Pytał go ktoś, jak wielkiego wynagrodzenia żąda za naukę, którą ma przyswoić jego synowi. Wobec odpowiedzi: Tysiąc drachm«, odrzekł ojciec: »Zaprawdę, to jest za wielkie wymaganie, bo za tę sumę mogę niewolnika kupi. Dobrze, odparł tamten, »w takim razie dwóch bę­dziesz miał niewolników: swego syna oraz tego, którego kupisz*.

Dalej, jest sprzecznością przyzwyczajać dzieci do jedzenia ręką prawą, a karać, gdy się lewą posługują; natomiast, aby one rozmowom prawym i uczciwym się przysłuchiwały, o to wcale się nie dba.

Jakich więc mogą się skutków spodziewać ci dziwaczni rodzice, którzy źle dzieci wychowali i źle kształcili, powiem. Dzieci

Anegdota ulubiona przez pisarzów humanistycznych.

23


takie, na mężów wyrósłszy, wyzbywają się wszelkich dobrych i rozumnych zasad życia i rzucają się na niedozwolone i nik­czemne rozkosze; dopiero wtedy żałują rodzice zaniedbania się w wychowaniu dzieci, i mocno są zasmuceni z powodu ich nie­cnych postępków. Jedni bowiem wpadają w sidła pochlebców i pa­sożytów, ludzi bez charakteru i na wzgardę zasługujących, uwo­dzicieli i burzycieli w stosunku do młodzieży; drudzy hołdują grze i pijaństwu \ Nadto inni jeszcze gorszym oddani są występ­kom i dla jednej rozkoszy nawet życie na szwank wystawić są gotowi. Gdyby zaś u filozofa byli naukę2 pobierali, pewnieby się nigdy nie stali przestępstw niewolnikami.

(VIII.) Wszystko razem wziąwszy — niechby me słowa ra­czej za wyrocznię służyły, niż za samo napomnienie — twierdzę, że, w tym względzie, dobre wychowanie i normalna nauka sta­nowią jądro rzeczy, początek, środek i koniec, i że to właśnie jest droga do cnoty i szczęścia. Toć inne dobra ziemskie są bezwar­tościowe i niegodne zabiegów: Szlachetne urodzenie jest czemś pięknem, ale jest to dobro, które przodkowie pozostawili; bogactwo jest rzeczą szacowną, atoli darem losu, który je je­dnemu odbiera a drugiemu niespodzianie rzuca na łono; wielkie bogactwo jest celem i wszystkich lichwiarzy, i wszystkich złośli­wych niewolników i oszczerców, a, co najgorsza, ono także naj-nikczemniejszym ludziom dostaje się w udziale; sława jest rze­czywiście czemś wzniosłem, ale nie jest stateczna; piękność jest czemś wspaniałem, ale trwa krótko; zdrowie, cenne-jest dobro, ale zmienne; siła jest godna zazdrości, ale łatwo zanika pod wpływem starości i choroby, a kto się wogóle pyszni swą siłą cielesną, niech wie, że bardzo jest w błędzie. Jak bowiem mała jest siła człowieka w porównaniu ze siłą niektórych zwie­rząt, np. słonia, buhaja, lwa!

Z wszystkich dóbr naszych wykształcenie umy­słowe jest jedynem, co w nas jest boskie i nieśmiertelne; naj-świetniejsze zalety, jakiemi nas ludzkie przyrodzenie obdarzyło, to rozwaga i rozum. Rozwaga dzierży władzę nad rozumem, a ten jest jej posłuszny; nie może jej zniweczyć los, ani wydrzeć oszczerstwo, ani zburzyć choroba, ani osłabić starość; tylko roz­waga odzyskuje w podeszłym wieku swą młodość, a czas, ten za­tracicie! wszystkich innych rzeczy, pomnaża w późnych latach mądrość i doświadczenie. Nawet wojna, która na wzór wartkiego potoku wszystko porywa, nie może wykształcenia zagrabić. Są­dzę więc, że warto wspomnieć o odpowiedzi, jaką dał filozof Stil-pon z Megary (uczeń Euklidesa). Gdy bowiem Demetrios zdobył

Skargi na prowadzenie się bogatych paniczów t. zw. złotej młodzieży były w Grecji bardzo częste.

Autor wierzy w umoralniajace działanie nauki i wiedzy. Z tego przekonania wypłynęła ogromna ilość pism umoralniających (t. zw. parenetycznych) w starożytności i w okresie humanistycznym. Niektóre z tych pism skierowywano do samej młodzieży i z chłopcami czytywano.

24


i z ziemią zrównał Megarę, pytał Stilpona, czy przy tem stratę jaką poniósł; a ten na to: »Żadnej, bo wojna cnoty nie rabuje«. Zgadza się z tem odpowiedź Sokratesa, jaką, zdaje się, dał Gor-gj asowi, gdy ten go pytał, co sądzi o królu perskim i czy go uważa za szczęśliwego. »Nie wiem«, odparł, »jak się rzecz ma z jego cnotą i wykształceniem*, ponieważ, według niego, na tem, a nie na znikomych dobrach polega szczęśliwość.

"(IX). Jak więc nad wykształcenie dzieci w niczem większej nie upatruję doniosłości, tak tu znowu muszę na to zwrócić uwagę, że ono powinno się w sposób najwłaściwszy i najrozumniejszy do­konywać, i że od błazeństw, któremi ludzie zwykle pospól­stwo chcą dla siebie pozyskać, trzeba dzieci zdała trzymać. Po­dobać się bowiem tłumowi znaczy ściągnąć na siebie niechęć mędrca. Poświadcza moje twierdzenie także Eurypides, który mówi: «Ja nie znam się na tem, jak do tłumu trzeba przemawiać; wobec rówieśników zato, w szczupłem ich gronie, umiem mądrym zasadom dać wyraz; lecz to właśnie się godzi; bo u tłumu par­tacze znajdą poklask, głębsze zaś powiedzenie mądrym po­dobać się będzie* x. Doświadczyłem tego już często, że ci, którzy w myśl i wedle upodobania tłumu chcą przemawiać, także w try­bie swego życia są nieumiarkowani i żądni używania. I łatwo to wyrozumieć; jeśli bowiem, chcąc innym sprawić przyjemność, cnotę depcą nogami, to życiu statecznemu i rozważnemu pewnie nie będą gotowi dać przed własną rozpustą i własnemi przyjem­nościami pierwszeństwa, lub, zamiast rozkoszom, hołdować umiarkowaniu.

Lecz na czem polega owo dobro, które dzieciom chcemy przyswoić, i jakie są owe zalety, do których osiągnięcia mamy je zachęcić? Dobrą jest rzeczą nigdy lekkomyślnie nie mówić i nie podejmować się spraw płonnych; przysłowie brzmi: «Dobro wy­maga zachodu*.

Co do mów publicznych, bez przygotowania wygła­sza n y c h, to one zbyt są płytkie i wyrazem niedbalstwa w wy­wodach, a mówca nie wie, od czego ma zacząć, a na czem kończyć. I, obok innych wad, często bezmierną rozwlekłością grzeszą ci improwizatorzy i ograniczają się do frazesów, gdy tymczasem dobrze przygotowana mowa nigdy nie przekracza miary przyna­leżnej. Dlatego Perykles, jak opowiadają, gdy go lud wzywał do wygłoszenia mowy, często się na to nie zgadzał, brakiem przygo­towania się uniewinniając, a także Demostenes, naśladujący go

Hippolytos w. 986.

Widocznie w okresie powstania tego traktatu, niezwykłą popu­
larnością w wychowaniu cieszyło się przysposabianie do improwizo­
wanych przemówień, jeśli autor przedewszystkiem z tem się rozpra­
wia, zarzucając im beztreściwość, frazeologię, blagę. Widać wogóle, że
autor niechętny jest wybujaniu kierunku retorycznego w szkole; jak
się zaraz niżej okaże, pragnie dać pierwszeństwo iflozófji — to sta­
nowisko cechowało przedewszystkiem stoików.

25


dziele zawiadowania państwem, wzbraniał się dawać folgę Ateńczykom, gdy go prosili; aby wygłoszeniem mowy udzielił im porady, twierdząc, że jest nieprzygotowany. Atoli podanie to może jest nieuzasadnione i zmyślone. Natomiast w mowie przeciw Mi-djasowi, dobitnie wykazuje korzyści, z przygotowania płynące, w słowach następujących: «Wyznaję otwarcie, Ateńczycy, żem się przygotował, i nie taję przed wami, żem w tę sprawę włożył piJ ~ość taką, na jaką zdobyć się mogłem; bo byłbym pożałowania godnym człowiekiem, gdybym wobec krzywdy, jakiej doznałem i jaką dziś jeszcze odczuwam^ nie miał troskliwie ułożyć sobie w głowie tego, z czem wobec was miałem wystąpić».

Lecz nie chcę przez to powiedzieć, że wręcz trzeba potępić. mowy improwizowane lub że przy mniej ważnych sprawach nie powinno się ich wygłaszać; można niemi się chyba tylko jako ' środkiem pomocniczym posługiwać. Ale przed osiągnięciem wieku dojrzałego, mniemam, nie wolno przemawiać, wcale się nie przy­gotowawszy. Gdy zaś kto tężyzny już nabrał w tej sztuce, to, o ile okoliczności tego wymagają, niech też raz wystąpi nieprzy­gotowany. Jak ludzie, którzy pizez długi czas kajdanami byli skrę­powani, nawet wtedy, gdy już wolność odzyskali, z powodu cią­głego nawyknienia do kajdan nie są zdolni prosto kroczyć, lecz taczają się to w tę, to w ową stronę, tak i ci, którzy przez długi człs mowę swą, że tak powiem, na uwięzi trzymali, zmuszeni raz bez przygotowania przemawiać, pilnie zachowują ten sam spcsóh wykładu. Ody atoli młodzieńcowi każemy improwi­zować, to z tego się tylko plotki niepotrzebne wytworzą. Nędzny malarz, jak opowiadają, pokazał razu pewnego Apellesowi swój obraz, mówiąc: «Obra.z ten w jednej chwili namalowałem. A ten miał odpowiedzieć:Choćbyś nie.był powiedział, to po obrazie widzę, żeś z wielkim pośpiechem malował; dziwię się tylko, żeś w tym czasie więcej nie wykonał obrazów.

Lecz wracam do poprzedniego przedmiotu. Jak przed wykła­dem teatralnym i wystawnym przestrzegam, tak samo trzeba się mieć pilnie na baczności przed zbyt suchym i pospolitym sposo­bem rozwijania zagadnień. Jak bowiem wykład ńapuszysty w sprawach publicznych chybia celu swego, tak suchy żadnego nie robi wrażenia. Jak ciało nie tylko musi być zdrowe, lecz i zna­komitą posiadać konstytucję, tak mowa nie tylko musi być wolna od błędów, lecz i werwą się odznaczać i dosadnością; co bowiem w bezpiecznem znajduje się położeniu, zyskiwa tylko po­chwałę, lecz co się z niebezpieczeństwem łączy,, budzi podziw. Tak samo zapatruję się na usposobienie duszy: nie po­winna ona ani być zuchwałą, ani trwożliwą, ańi się smutkowi od­dawać; pierwsze prowadzi do bezczelności, drugie do służalstwa; we wszystkiem zaś ściśle środkową pójść drogą, oznacza sztukę prawdziwą.

Zatrzymując się przy tej części wykształcenia, chciałbym swój sąd o niej wydać. Myślę bowiem, że jednostajna mowa,


nietylko w wysokim stopniu dowodzi braku prawdziwego wy­kształcenia, lecz że w postępie wykładu staje się obmierzłą i nie długo może się podobać. 3o jednostajność wszędzie nieprzyjemne robi wrażenie i budzi wstręt, gdy przeciwnie urozmaicenie jak we wszystkiem, tak i w tem, co się widzi i słyszy, sprawia radość.

(X). Chłopiec więc wolnourodzony nie powinien żadnej z t. zw. encyklicznych nauk zaniedbywać, lecz jedną po drugiej przejść powinien, aby ich przedsmakl móg! mieć poniekąd. Wprawdzie we wszystkiem doskonałość osiągnąć jest niepodobień­stwem, lecz filozof ję uprawiać ma on z szczególniejszą powagą. Twierdzenie swe uzasadnić mogę przy pomocy obrazu: Jest rze­czą piękną i przyjemną wiele zwiedzić miast, lecz pożyteczną osiedlić się w najlepszem. Nie źle mówi w tyra względzie filozof Bion: «Jak zalotnicy Penelopy, u niej swego celu niedopiąwszy, jej otoczeniu sprzyjać zaczęli, lak i ci, którym filozof ja zbyt wielkie sprawia trudności, czepiają się innych gałęzi nauki, nie-mających żadnej wartości. W obrębie więc całego wykształce­nia filozofja stanowić powinna przedmiot najważniejszy.

Dla pielęgnowania ciała wynaleźli ludzie dwie nauki, me­dycynę i gimnastykę, pierwsza xna dobrobyt, druga siłę ciała na uwadze. Atoli dla duszy chorób i dolegliwości jedyne stanowi lekarstwo filozof ja. Za jego pośrednictwem i wespół z nią zyskać można zrozumienie tego, co dobre i co złe, co sprawiedliwe i co niesprawiedliwe, i wogóle tego, do czego trzeba dążyć a czego się wystrzegać, i jak się względem Boga, względem ojca i matki za­chować, i względem ludzi starszych, i w stosunku do praw, do obcych i do zwierzchności, i do przyjaciół, do małżonki i dzieci i niewolników. Ona pokory uczy względem Boga, czci dla rodzi­ców, poszanowania dla wieku sędziwego, posłuszeństwa dla praw, poddaństwa wobec władzy, umiłowania przyjaciół, roztropności w "stosunku do małżonki, czułości dla dzieci, łagodności dla sług, a co najważniejsze, ona nas uczy, że ani w szczęściu- nadmiernie się cieszyć, ani w chwili szarej smutkowi nie powinniśmy się pod­dać oraz że, co do rozkoszy, nie mamy rozpuście hołdować a w gniewie miary przebierać na wzór dzikich zwierząt. Oto naj­większe, według mnie, dobra, które filozofji zawdzięczamy2. Bc w szczęściu być szlachetnym, jest wyrazem męskości; wyzbyć się zaś zazdrości, łagodne objawiać usposobienie, przy pomocy ro­zumu lubieżność w sobie stłumiać, dowodzi mądrości, a pa­nować nad gniewem, jest znakiem duszy niepospolitej.

Doskonałym jest, według mnie, kto sztukę zarządzania

Znamienne jest dla autora to pobieżne potraktowanie cyklu nauk wyzwolonych. Ustalony on został przez szkołę perypatetyków i przez nią był zalecany dla ogólnego wykształcenia. Cynicy odrzucali wszelkie kształcenie, o ile nie przyczynia się do podniesienia moral­nego. Za nimi szli stoicy, dopiero pierwszy wśród nich Chryzypp uzna­wał użyteczność nauk cyklicznych, ale bez szczpgólniejszego nacisku.

Powyższa apoteoza filozofji , znamienna dla stoików, powta­rzana jest przez pisarzów humanistycznych.


państwem umie z f i 1 o z o f j ą łączyć . Mąż taki, sądzę, dwa naj­wyższe posiędzie dobra: dzięki krzątaniu się około spraw pań­stwowych życie jego przysłuży się społeczności, a hołdowanie filo-zofji da mu spokój i ukojenie. A ponieważ wogóle trzy są tryby żywa, a mianowicie czynny, kontemplacyjny i rozkoszy oddany, więc osfatni ulegnie namiętnościom, będzie im służył, przemieni się "w zwierzęcość i podłość; tryb drugi, pracę lekceważący, żad­nego nie przyniesie pożytku, a nawet pierwszy, jeżeli filozofję zaniedba, trwać będzie w prostactwie i na wielu rzeczach zbywać mu będzie. Zatem, pracując dla dobra państwa, trzeba, o ile oko­liczności na to pozwalają, wedle sił trudnić się filozof ją. W ten sposób. Perykles brał w państwie czynny udział, i Archytas z Ta-rentu, i Dion ze Syrakuz, i Epaminondas tebańczyk, a ostatni dwaj byli Platona przyjaciółmi.

(XI). Ale i ćwiczeń cielesnych bynajmniej nie trzeba zaniedbać, lecz do szkoły gimnastyki należy chłopców posłać, aby się tam doskonale ćwiczyli i gibkości i siły ciału nadali. Ciało, za młodu zdrowiem obdarzone, jest podstawą wieku silnego, a jak przy pięknej pogodzie na burzę trzeba być przygotowanym, tak za młodu powinno się ład i umiarkowanie, niby pieniądze na wy­padek potrzeby, na starość zachować-. Lecz ćwiczeniami ciele-snemi należy umieć tak szafować, aby chłopcy sił nie stargali i do kształcenia ducha nie stali się niezdolnymi. Bo, według Platona, sen i zmęczenie nieprzyjaciółmi są nauki.

Lecz czemu o tem mówię? Zmierzam do tego, co mi się naj­
ważniejszą rzeczą wydaje. Należy bowiem w wojennych ćwicze­
niach, w rzucaniu oszczepem, w strzelaniu z łuku i w polowaniu
kształcić chłopców. Własność bowiem zwyciężonych zwycięzcom
jako łup dostaje się w udziale. Wojna wymaga takiego ciała, które
nie wzrastało w cieniu domowym: chudy, do wojny zahartowany
żołnierz zdolny jest przebić się przez cały hufiec atletów i nie­
przyjaciół 8.

Tu możnaby mi następujący zrobić zarzut: Przecież przy­rzekłeś dać wskazówki, odnoszące się do wychowania wolno-urodzonych chłopców, a teraz zdaje się, że wychowanie dzieci rodziców ubogich całkiem pomijasz, i dajesz przepisy, przy­datne tylko dla ludzi bogatych1. Łatwa jest na to odpowiedź. Otóż całą duszą pragnę, aby to wychowanie wszystkim bez wyją-

Echo zasady Platona, że rządcy państwa winni być filozofami.

Gimnastyka ma tu na względzie tylko zdrowie ciała, inaczej niż u Platona, por. wyżej, str. 29.

Dowód w tem miejscu, że traktat powstał nie za czasów Plu-tarcha, ale znacznie dawniej, najpóźniej w III w. przed Chr.; za Plu-tarcha", pod panowaniem Rzymu, nie miało sensu mówić o dawno za-pomnianem przysposabianiu się młodzieży greckiej do zajęć wojennych.

Wyjątkowe to w starożytnej literaturze zatroskanie się o dzieci warstwy ubogiej, zrozumiałe u stoików, ceniących człowieka bez względu na majątek a nawet i stan. Dopiero chrześcijaństwo poczęło zwracać uwagę na wychowanie dzieci ubogich.

28


tku przyniosło korzyść. Gdyby zaś niektórzy dla ubóstwa nie mo­gli zastosować się do domowych przepisów, niechaj losowi winę przypiszą, nie mnie, rad udzielającemu. I ubodzy ludzie powinni się wedle swych zasobów starać dzieciom dać dobre wychowanie, a w razie niepodobieństwa niech chociaż to czynią, do czego są zdolni. Tylko nawiasem wspominam o tem, aby teraz nawiązać do reszty uwag, odnoszących się do dobrego wychowania mło­dzieży.

(XII). Twierdzę więc w dalszym ciągu, że do chwalebnych usiłowań skłonić trzeba dzieci upomnieniem słownem; bynajmniej zaś nie wolno zmuszać ich do tego biciem lub srogiem obcho­dzeniem się z niemi 1. Stosowne to, według mnie, raczej dla nie­wolników, niż dla wolnourodzonych, którzy stępieją od bólu i hańby i zrażą -się do wszelkich wysiłków. U wolnourodzonych dzieci przyda się raczej pochwała i nagana, niż jakakolwiek sro-gość: pierwsza popchnie je na drogę cnoty, druga powstrzyma od złego. Lecz tylko kolejno i, jedno łącząc z drugiem, należy zasto-sowywać pochwałę i naganę; gdy dziecko radością oszołomione, za daleko się posuwa, trzeba je zgromieniem zawstydzić, a potem znowu pochwałą zachęcić; tai powinno się postąpić, jak mamki, które, krzyczenie spowodowawszy u dzieci, chcąc je znowu uspo­koić, piersi im dają. Nigdy natomiast udzieloną pochwałą pychy i buty w chłopcu rozbudzić nie wolno, bo przesadna pochwała zwykle go czyni pysznym i butnym.

(XIII), Znam kilku ojców, których zbytnia miłość do dzieci doszła do tego stopnia, że wreszcie wogóle przestała być miłością prawdziwą. Co cticę przez to powiedzieć, mogę na przykładzie wy­jaśnić. Chcąc bowiem aiby we wszystkich przedmiotach dzieci szybsze robiły postępy, obarczają je tak nadmierną pracą, że one całkiem tracą do niej chęć i zamiłowanie a, dla ciężkiego swego położenia goryczy pełni, ze wstrętem się do nauki zabierają. Jak roślina dzięki stosownej ilości wody na pokarmie zyskuje a udusi się pod nadmiernym jej wpływem, tak i duch karmi się odpo­wiednią pracą a stłumiony bywa przesadną. Więc wśród nie­ustannej pracy wytchnienia użyczyć dzieciom trzeba, pomnąc na to, że całe nasze życie dzieli się między odpoczynek a pracę, i dlatego mają swe miejsce, nietylko czuwanie, lecz i spanie, nie-tylko wojna, lecz i spokój, nietylko burza, lecz i blask słońca, nie­tylko dni świąteczne, lecz i robocze; jednem słowem: spokój jest zaprawą pracy. Widać to nietylko w żywych, lecz i w martwych zjawiskach; i tak rozwalniamy łuk i lirę, aby je znowu móc na­piąć. Wogóle jak ciało konserwuje się dzięki napełnieniu i wy-. próżnieniu, tak duch za pośrednictwem wypoczynku i pracy.

Niemniej zasługują na naganę ci ojcowie, którzy, dzieci swe nauczycielom i wychowawcom powierzywszy, o n a u k ę się wcale

Oto pierwszy głos w starożytności przeciwko użyciu kar cie­lesnych w wychowaniu, coprawda odnosi się tylko do dzieci wolnych.

29


nie troszczą i nigdy się jej nie przysłuchują, co w każdym razie jest zaniedbaniem obowiązku. Sami raczej powinni od czasu do czasu badać dzieci i,nie ufać zawodowi najemnika, Zajmie się on z większą pieczołowitością dziećmi sobie powierzoneini, jeżeli częściej z swej pracy będzie musiał zdać sprawę. Doskonale tu zastosować można powiedzenie owego fornala: «Nic takiej tu­szy nie nadaje koniowi, jak oko pańskie.

Lecz głównie pamięć dzieci ćwiczyć trzeba i wzmocnić
przyzwyczajeniem, bo ona jest wiedzy skarbnicą, a w mi-
tologji uczyniono Mnemozynę (pamięć) matką Muz, aby wskazać
na to, że, zgodnie z przyrodzeniem, nic się tak nie przyczynia do
ukształcenia umysłu i do utrwalenia nauki, jak pamięć. Więc ją
ćwiczyć trzeba w obu przypadkach, bądź że dziecko tęgą z przy­
rodzenia ma pamięć, bądź słabą; dzielnej bowiem naturze mocy
, przysporzyć należy, drugiej uzupełnić niedostatki, ażeby pierwsze
dziecko tężyzną drugie prześcigało a to nad sobą samem dzier­
żyło władzę. Słusznie mówi. Hezjod: «Gdy choć odrobinę do odro­
biny. będziesz dodawał i tak robił częściej, wtedy rychło się wzgó­
rek usypie

Niech o tem nie zapominają ojcowie, że pamięć istotną wychowania stanowi część, która nietylko się do osiągnięcia wie­dzy przyczynia, lecz wielki wywiera wpływ na sprawy życia co­dziennego, ponieważ wspomnienie czynów dawniejszych mą­drymi nas czyni na przyszłość.

(XIV). Powstrzymywać też trzeba dzieci od mów n i e p r z y-stojnych.Słowo jest cieniem czynu», mówi Demokryt. Ich rozmowy powinny być prostoduszności i przyjacielskiego usposobienia wyrazem, bo nic takiego wstrętu nie budzi, jak nie-przystępność w stosunku do ludzi. Zato miłość tych, z którymi obcują, mogą pozyskać dzieci,. jeżeli w rozmowie z nimi nie ze­chcą tylko sobie przyznawać słuszności. Bo nietylko jest dobrze wiedzieć, jakim sposobem zwyciężyć, lecz i w jakich warun­kach można klęskę ponieść, mianowicie wtedy, gdyby zwy­cięstwo szkodę wyrządziło; bo rzeczywiście istnieje także kad-mejskie zwycięstwo3. Mogę na to świadka przytoczyć, mądrego Eurypidesa, który powiedział: «Gdy dwóch rozmawia a jeden z. nich gniewem wybuchnie, wtedy więcej okazuje mądrości ten, .który się nie sprzeciwia.

Mam jeszcze coś do powiedzenia o kilku rzeczach, które nie mniejszej są wagi od spraw powyższych a do których się mło­dzież tem więcej przykładać powinna: idzie o trzeźwość, o czuwa­nie nad językiem, o opanowanie gniewu i zachowanie nieskazi-telności rąk. Jak wielkie znaczenie ma każdy z tych szczegółów,-rozważmy bliżej, a przykłady najlepiej rzecz wyświetlą. Zacznę

Ksenofonta, Ekonomika Xii, 20. Roboty i Dni w. 361.

t, j. zwycięstwo, przez które zwycięzca więcej strat ponosi, niż
zwyciężony.

30


od zagadnienia ostatniego. Niejeden całą swą dobrą reputację utracił przez to, że w niesprawiedliwy sposób pomnażał swe do­chody jak n. p. Lacedemończyk Gylippos, który cudze pieniądze sprzeniewierzywszy, wygnany został ze Sparty. Gniew opano­wać godzi się mądremu mężowi. I tak Sokratesa kopnął chłopak .zuchwały i niegodziwy; gdy Sokrates spostrzegł, że obecni byli oburzeni i ręce, załamywali i onego do sądu porwać chcieli, ode­zwał się: Czy myślicie, że osła, który mnie kopnął, też mam kop­nąć? Lecz ów nie uszedł przed zasłużoną karą: wszyscy go łajali i przezwali go kopaczem, a on się powiesił. Gdy Arystofanes Chmury wystawiał i w sztuce tej na wszelki sposób lżył Sokra­tesa, a ktoś się do niego odezwał: Czy się o to gniewasz, Sokra­tesie?, odpowiedział tenże: «Na Zeusa — nie! Toć jak na wielkiej uczcie kpią sobie-ze mnie na scenie. Zupełnie się z tem zga­dza zachowanie Archytasa z Tarentu i Platona. Pierwszy, wró­ciwszy z wojny, na której stanowisko wodza piastował, zastał swój majątek całkiem zaniedbany; zawoławszy swego zawia­dowcę, rzekł: Ciężkobyś musiał za to pokutować, gdybym nie był tak bardzo rozjątrzony. Platon, uniósłszy się gniewem na nie­wolnika łakomego a niegodziwego, zawołał swego siostrzeńca Speuzyppa i rzekł: Idź i zbij go, bo zanadto jestem rozgniewany.

Co do tych przykładów, to niejeden powie, że trudno je na­śladować. Przyznaję; lecz tem więcej usiłować trzeba, na tle tych przykładów1, stłumić ogień i gwałtowność gniewu. Pod względem doświadczenia i cnoty coprawda nie potrafimy dorównać tym mężom, natomiast, o ile to w naszej sile leży, starajmy się, po­niekąd jako kapłani i słudzy mądrości, jednak pójść ich śladami i postępować podobnie. Wreszcie co do panowania nad ję­zykiem, bo i o tem, zgodnie z założeniem, muszę mówić, wiel-kiby błąd popełnił, ktoby tę sprawę uważał za drobną i małozna-czącą. Milczeć w chwili stosownej jest wyrazem mądrości i wię­cej warte od wszelkiego mówienia. Myślę, że starożytni zaprowa­dzili misterje w tym celu, abyśmy się przyzwyczaili do mil­czenia, a bojąc się bogów, czuli się spowodowani do wiernego za­chowania powierzonych nam tajemnic. Nikt dotąd nie żałował milczenia, zato owszem wielu, że usta otworzyli. Łatwą jest rzeczą to, co się milczeniem pokryło, później wyjawić, ale niepodobna cofnąć słowa wymówionego.

Znam z dziejów nieskończenie wiele przykładów, odnoszą­cych się do ludzi, którzy dla niepohamowanego języka w naj­większe popadli nieszczęścia. Inne pomijając, przytoczę typ jeden Jub drugi. Źle poszło sofiście Teokrytowi; gdy bowiem Aleksander nakazał Hellenom sprawienie sukien purpurowych, chcąc po swym powrocie święto zwycięstwa nad nieprzyjaciółmi swymi

Społeczeństwo greckie tak było chowane, że przykład sławnych mężów wywierał nań znaczny wpływ, toteż literatura ówczesna prze­pełniona jest przykładami. Naśladowali to w XVI w. pisarze humam styczni — z mniejszym skutkiem.

St. Kot: Wybór źródet I

31


obchodzić, a lud w tym celu od osoby składał daninę, rzekł Te-okryt: Przedtem byłem w wątpliwości, lecz teraz wiem dobrze, że to oto jest owa śmierć purpurowa, o której Homer wspomina. Za to powiedzenie stał się Aleksander jego wrogiem. Także Anti-gonosa, króla macedońskiego, mającego jedno tylko .oko, dopro­wadził on do strasznego gniewu: Król posłał do niego pierwszego kuchmistrza swego Eutropjona, którego wysoko cenił, z zawezwa­niem, aby przybył i z nim rozmawiał. Gdy Eutropjon wywiązał się ze swego posłannictwa i często w tym celu do niego przybywał, odezwał się Teokryt: Wiem dobrze, że surowego chcesz mnie podać cyklopowi; temi słowy chciał jednego lżyć, iż był jedno­oki, drugiego, iż był kuchmistrzem. Zato głowy swej nie ocalisz, i odpokutujesz za swą gadatliwość i szalone powiedzenie. Słowa jego doniósł królowi, który posłańcom kazał zgładzić Teokryta

Prócz tego wszystkiego trzeba dzieci do rzeczy najczcigod­niejszej t.j. do mówienia prawdy przyzwyczajać; kłam­stwo bowiem, dowodzi nikczemności i znienawidzone jest u wszystkich ludzi; nawet pospolitemu niewolnikowi darować go nie można2.

(XVI). Co się więc tych rzeczy tyczy, niech każdy według swego przekonania postępuje. Omówiwszy dotychczas sprawę wy­chowania i skromności dzieci, powiem już tylko słów kilka

0 wieku młodzieńczym.

Już niejednokrotnie ganiłem tych ojców, którzy swych sy­nów pozostawili na pastwę trawiących ich namiętności i sami stali się winni ich zwyrodnienia o tyle, że tylko w zaraniu życia im dali nauczycieli wychowawców, gdy tymczasem, jeszcze pilniej od chłopców, pilnować i przestrzegać należy młodzieńców.

Każdy wie, że błędy, jakie chłopcy popełniają, są nieznaczne

1 że je łatwo można naprawić, jako to niegrzeczność względem
nauczyciela lub nieposłuszeństwo dla jego upomnień. Natomiast
przewinienia młodzieńców są często bardzo wielkie i niebez­
pieczne; wchodzą tu w grę: nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu,
kradzież ojcowskiego majątku, kosterstwo, wesołe pohulanki, pi­
jatyki, miłostki. Trzeba więc powściągać namiętności młodzieńców
i je ujarzmiać, bo popęd do rozpusty jest nienasycony i wyuzdany,
i wędzidła nań potrzeba bardzo, a kto ze wszystkich sił mu
nie zapobiegnie, ten, zanim się sam na tem spostrzeże, młodzieży
w jej nierozumie pozwoli trwać nadal a występkowi drzwi na
oścież otworzy.

Jest więc rozumnych ojców obowiązkiem właśnie w tym okresie baczną na synów zwracać uwagę, strzec ich i upominać,

Myśl: temi o'gromnemi wydatkami, na lud nałożonemi, zadaje mu król cios śmiertelny.

Cały ustęp XVI poświęcony jest wychowaniu moralnemu. Poj­muje je autor niezbyt głęboko, nie chodzi mu bowiem tyle o umoralnie-nie wewnętrzne, co raczej o przyzwoite postępowanie z bliźnimi i ko­rzyści, które stąd wypływają w życiu społecznem.


pouczając i grożąc, prośbą, radą, obietnicą na nich wpływając, i stawiając im przed oczy przykłady tych, którzy, żądzy używania hołdując, zginęli, oraz tych, którzy dzięki wstrzemięźliwości pochwałę i sławę zyskali. To bowiem są właśnie owe dwa filary, na których się młodość opiera: nadzieja osiągnięcia sławy i.obawa o karę1; pierwsza jest bodźcem do najszlachetniej­szych zamierzeń, druga odstrasza od szpetnych czynów.

(XX). Jeszcze tylko słów kilka dodam, i na tem tę rozprawę zakończę. Ojcowie przedewszystkiem sami nie powinni się żad­nych dopuszczać zdrożności, lecz we wszystkich sprawach speł­niać swój obowiązek a synom przyświecać dobrym przykła­dem, aby oni, niby w zwierciadło, wpatrywali się w żywot ojców swoich i powstrzymywali się od ohydnych mów i czynów. Ci bo­wiem, którzy błędy swych synów ganią a sami się ich dopuszczają, pod ich imieniem niepostrzeżenie stają się własnymi oskarży­cielami; wręcz zaś występne wiodąc życie, nie mogą ani nawet swych niewolników, a. cóż dopiero dzieci karcić; nadto radą i czy­nem sami uwodzą je do wszelakiej sromoty; bo gdy starsibezwstydni, z konieczności większej dopuszczają się hańby młodsi.

Autor podaje tylko utylitarne pobudki dobrego prowadzenia się młodzieży, nie idzie pod tym względem za Platonem, który tak wielki kładł nacisk na wartość cnoty samej w sobie i na konieczność we­wnętrznego uszlachetnienia człowieka.

33


PEDAGOGIKA KWINTYLJANA.

M. Fabius Quintilianus (42—120), pierwszy publiczny profesor wy­mowy w Rzymie, opłacany z kasy państwowej, za zasługi nauczyciel­skie zaszczycony godnością konsula, ustąpiwszy z katedry, ok. r. 90 opra­cował wielkie dzieło w XII księgach de institutione oratoria o wycho­waniu i wykształceniu mówcy). Jestto najwybitniejszy utwór pedago-ficzny w literaturze rzymskiej. Kwintyljan usiłował wskrzesić ideał ulturalny czasów Cycerona: zachęcić Rzymian do pielęgnowania sztuki oratorskiej, którą jednak pojmował bardzo szeroko. Mówca, według niego, -nie miał być panem tylko form i techniki oratorskiei, ale czło­wiekiem o prawym charakterze moralnym i gruntownem wykształceniu literackiem i rzeczowem, do czego dopiero miałoby przystąpić wy­kształcenie ściśle retoryczne. Taki mówca byłby ideałem kultu­ralnego obywatela; łącząc w sobie wartości moralne i umy­słowe, usunąłby od pracy wychowawczej filozofów, którzy się szczy­cili, że oni tylko mogą wychowywać charaktery.

Dzieło de institutione oratoria zajmuje się wychowaniem mówcy od najwcześniejszych początków, stąd też zawiera wskazówki ogólno-pedagogiczne i dydaktyczne dla najmłodszego wieku. Wywody Kwintyljana wywarły ogromny wpływ na pojęcia i praktykę wycho­wawczą w historji. W Rzymie za cesarstwa były głównym podręczni­kiem wychowania, także dla pisarzów chrześcijańskich np. dla św. Hieronima. Zatracenie dzieła w wiekach średnich przyczyniło się do chaosu i bezradności w dziedzinie wychowania. Odkryte w r. 1416 w kla­sztorze St. Gallen, wywołało zachwyt humanistów i,wpłynęło na wszyst­kie rozprawy pedagogiczne XV i XVI wieku, a w znacznej mierze także na ukształtowanie'się ideałów teoretycznych i praktyki dydaktycznej w szkolnictwie h u m a n i s t y cz n e m. Argumenta­cja Kwintyljana za wyższością szkoły publicznej nad wychowaniem prywatnem powtarzana jest do' dzisiaj.

Wyjątki z dzieła Kwintyljana podajemy według rękopiśmiennego-przekładu ś. p. prof. Rudolfa S c h e c h 11 a.

IDEAŁ MÓWCY.

(Z Przedmowy.) Ponieważ, jak sądzę, nic nie jest dla sztuki wymowy obojętne, przeciwnie, uznać się musi, że jak w każdym innym zawodzie, tak i mówca dojść może do doskonałości tylko po-przejściu nauk początkowych, przeto nie zawahdm się zniżyć się do rzeczy pośledniejszych — których atoli bagatelizować nie wolno, jeśli się pragnie wejść na szczeble coraz wyższe, i ułożę program nauki w ten sposób, jak gdyby mi chłopca oddano od

34


dziecka małego, bym go wykształcił na mówcę... Celem mego dzieła wskazać drogę, jak można dziecię od chwili, kiedy zacznie mówić, przy pomocy wszelkich umiejętności, mogących przy­wieść mówcy przyszłemu pewien pożytek, doprowadzić do naj­wyższego stopnia doskonałości...

Zakładamy zatem, że doskonałym mówcą może być jedynie człowiek zacny i prawy; żądamy odeń, by celo­wał nietylko nadzwyczajną biegłością słowa, lecz był zara­zem naczyniem wszelakich zalet duchowych. Trudno mi bowiem stać na stanowisku pewnych uczonych, że wyłącznym przywilejem filozofów jest przysposabiać ludzi do życia cno­tliwego i uczciwego; wszak owym mężem-obywatelem, przezna­czonym do kierowania sprawami publicznemi i prywatnemi, zdolnym do zarządu państwa, utwierdzania go prawami i popra­wiania sądami, istotnie nie jest kto inny jak tylko mówca. A' jednak, choć przyznaję, że zużytkuję niejedną myśl zawarta w dziełach filozofów, słusznie i sprawiedliwie mogę twierdzić, że metoda ta odpowiada przedsięwzięciu naszemu i ściśle związana ze sztuką krasomówczą. W samej rzeczy, jeśli przyjdzie rozpra­wiać — jakto się często zdarza — o sprawiedliwości, odwadze, umiarkowaniu i innych tym podobnych cnotach, bo rzadko się zdarza, aby w jakimś procesie bodaj o jednej z nich nie było wzmianki), a w dodatku wszystko to uzasadnić przy pomocy po­mysłowości treści i należytego wypowiedzenia:1 czyż mógłby kto powątpiewać, że gdziekolwiek wymagana potęga ducha i praw­dziwe bogactwo słowa żywego, tam właśnie rolę pierwszorzędna odgrywać powinien mówca? To też twierdzenie Cycerona' zu­pełnie jasne: jak zalety te już z natury w ścisłym zostają z sobą związku, tak też w praktyce zapanowała zgodność przedziwna, tak że pojęcia filozof i mówca stały się synonimami.

Później atoli nastąpił rozłam tego studjum, lenistwo zaś sprawiło, iż pozornie zwiększyła się liczba umiejętności. Odkąd bowiem zaczęto języka używać za źródło zarobku i nadużywać dóbr sztuki krasomówczej, odstąpili szermierze słowa pieczę nad obyczajami innym. Skoro zaś wymowę raz wydano na pastwę, stała się wnet, łupem umysłów podrzędnych. Drudzy zaś, zarzu­ciwszy trud mówienia wzorowego przerzucili się na pole kształ­cenia charakteru i głoszenia zasad filozoficznych w życiu, jako działu nauki ważniejszego, jeśli tu wogóle można mówić o dzie­leniu i przytem już zostali, przywłaszczywszy sobie jednak na­zwę wcale zuchwałą i rzekomo wyłącznie im przysługującą: »mi-Stośników mądrości»; do takiej nazwy nie rościli sobie pretensji ani najsławniejsi wodzowie, ani też najbardziej wyrobieni poli-

Pomysłowość (inuentio) i wypowiedzenie (elocutio) - główne
zadania mówcy; pierwsza wymaga wykształcenia rzeczowego i filozo-
ficznego, druga - formalnego.

2 W dialogu De óratore, z którego główne myśli podane powy­
żej, str. 67 i nast.

35


-tycy i sternicy nawy państwowej, bo prawdziwie wielkie czyny przenosili nad czcze obietnice. Mógłbym wprawdzie przyznać, że wielu prastarych nauczycieli mądrości i uczyło cnót rzetelnie i wiodło żywot zgodny z teorją wyznawaną: atoli w czasach dzi­siejszych kryją się po największej części pod płaszczykiem tejże nazwy osobniki najlichszego gatunku. Nie zabiegają oni o to, ażeby ich nazywano filozofami na podstawie cnót i gorącego ich pragnienia, lecz tylko ponurym wyrazem twarzy i zachowaniem się wręcz odrębnem od reszty ludzi1 usiłują zasłonić swój cha­rakter pierwotny. Co zaś bywa poczytywane za właściwe pole filozofji, tem dziś powszechnie każdy się zajmuje. Któż bowiem, choćby to był człowiek nawet najlichszy, nie rozprawia o spra­wiedliwości, słuszności i moralności? Któryż to prostak nieoświe-cony nie chce się czegoś dowiedzieć o przyczynach zjawisk przy­rodniczych? Znaczeniem i różnicą wyrazów zajmują się wszyscy, którym na sercu leży poprawność języka.

Przedewszystkiem zaś najlepiej zrozumie to i wypowie mówca; gdyny istniał typ idealnego mówcy, to nie trzebahy szu­kać przepisów cnoty w osobnych szkołach filozoficznych. A prze­cież wypadnie nam tu i ówdzie odwołać się do owych pisarzy, którzy, jak rzekłem, obrawszy dział sztuki oratorskiej, i to waż­niejszy, wzięli w dzierżawę i zażądać niejako zwrotu własno­ści naszej, nie po to, abyśmy korzystać chcieli z ich wynalazków, lecz ażeby im udowodnić, jakie to oni korzyści ciągnęli z cudzych zdobyczy.

Owóż mówca niechaj będzie mężem zasługującym na mianp mędrca prawdziwego; powinien on być doskonały nietylko pod względem moralności boć to, wedle zdania mego, nie wystarcza, choć inni inaczej sądzą, lecz także pod względem wiedzy i wszechstronnego uzdolnienia krasomówczego. Takiego, być może, mówcy dotychczas jeszcze nie było i dlatego powinniśmy tem usilniej dążyć ku ideałowi; tak przynajmniej postępowali niemal wszyscy starożytni; choć nie sądzili, iż natrafili już na fi­lozofa prawdziwego, jednak głosili zasady mądrości. Bądź :co bądź istnieje pojęcie wymowy doskonałej, a natura umu ludzkiego nie stoi w osiągnięciu jej na przeszkodzie. A gdyby się to nie udało, mimo to kuszący się o doskonałość wyżej dojdą

1 Członkowie niektórych szkół filozoficznych i nauczyciele filozofji za czasów cesarstwa szukali wyróżnienia się przez strój zaniedbany i ekscentryczny sposób życia, mający uwydatnić ich pogardę dla dóbr doczesnych. Pod tą maską kryło się jednak częstokroć szarlataństwo.

' W ataku na «filozofów» podkreśla Kwintyljan, że wszystkie trzy działy filozofji: etyka, fizyka i dialektyka budzą powszechne zaintere­sowanie, że więc zawodowi filozofowie nie mają się czem pysznić swoją rzekomą niedościgłą mądrością, i że oczywiście ta mądrość jest równie łatwo dostępną retorom.

8 Prowadzenie do cnoty, wychowanie filozoficzno-moralne, które zdaniem Kwintyljana, mówcy powinniby prowadzić, gdyby się nie byli zasklepili w formalnych tylko prawidłach krasómówstwa.

36


od owych, którzy zwątpiwszy zaraz na początku o dopięciu celu swego, pozostają na szczeblu najniższym.

Tem bardziej proszę nam wybaczyć, jeżeli ani nawet dro­bniejszych kwestyj, mających przecie wielkie znaczenie dla za­dania przez nas podjętego, nie pominiemy.

JAK NALEŻY UDZIELAĆ WIADOMOŚCI ELEMENTARNYCH.

(Ks. I, rozdz. 1). Przedewszystkiem powinien ojciec, któremu się syn urodzi, żywić jak najlepsze co do niego nadzieje, to też od samego początku otoczy go szczególną troskliwością. Nie­słusznie bowiem świat się żali, że natura tylko bardzo szczupłej liczbie wybrańców użyczyła daru rozumienia tego, go się im tłu­maczy, a zatem, że przeważnie marnuje się czas i trud łożony na umysły tępe i niepojęte. Przeciwnie, większość ludzi jest po­datna do. myślenia i skłonna do nauki i to właśnie jest ce­chą przyrodzoną u człowieka1. Jak ptak stworzony do latania, koń do biegania, a zwierzętom dzikim ich dzikość wrodzona, tak my się odznaczamy umysłem lotnym a zarazem sprytnym, skąd wprost narzuca się wiara w niebiańskie pochodzenie duszy na­szej. Owóż ta sama natura, tylko w skromnej ilości, wydaje na świat ludzi na umyśle upośledzonych i nie nadających się do nauki, podobnie jak fizycznie niekształtnych, potwornych i o po­staciach dziwacznych: okazy to nader rzadkie. Za dowód może posłużyć, że już dzieci uprawniają przeważnie do pokładania w nich wielkich nadziei, ale jeżeli te z biegiem czasu znikają, to-rzecz jasna- nie wolno tu winić natury, lecz opiekę nie­dostateczną z naszej strony.

A jednak jeden drugiego przewyższa pod względem inte­lektualnym Zgoda, argument ten może mniej lub więcej za­ważyć na szali; ale za to nie znajdziesz człowieka, któryby po­mimo studjów niczego nie był osiągnął. Kto się więc nad tem zastanowi, powinien, zostawszy ojcem, szczególną pieczołowito­ścią otoczyć mówcę przyszłego.

Przedewszystkiem należy baczyć, aby piastunki nie mó­wiły językiem skażonym błędami; Chryzyppus - żądał od nich nawet pewnego zasobu mądrości, w każdym zaś razie na leżałoby, o ile na to stosunki pozwolą, dobierać najlepiej Tikwali-fikowane. Główną oczywiście troską naszą powinna być ich oby­czajność, nie mniej jednak muszą władać językiem popra­wnym. Chłopiec bowiem ustawicznie je słyszy, ich słowa prze­dewszystkiem próbuje naśladować. Z natury już, jak wiadomo,.

1 Wyraz optymizmu pedagogicznego, wiara w ukształcalność
człowieka, właściwa okresom demokratyzacji.

2 Właściwy twórca, literatury stoickiej w III w. przed Chr.;
przypuszczalny autor rozprawy znanej pod nazwą Plutarcha, por.
tamże wskazówkę co do piastunek str. 56. Chryzyppowi chodziło
o poprawny język grecki, zagrożony skażeniem przez dialekty, Kwin-
tyljan zaś radę tę stosuje do czystości języka łacińskiego.

37


najtrwalej przechowujemy w duszy to, cośmy przejęli w latach dziecięcych: jak woń, którą naczynie nowe przesiąknie, długo trwa, lub farba, która śnieżno-białą wełnę zabarwiła, już wywa­bić się nie da. Im szpetniej sze zaś słowo jakie, tem uporczywiej je dziecko sobie zapamięta. Oby z tą samą łatwością można prze­mienić wadę w zaletę, jak rzecz dobra przeistacza się w złą! Nie­chaj zatem dziecię nie nawyka za młodu do mowy, której w wieku późniejszym przyjdzie mu się oduczać.

Dalej życzyłbym sobie, aby rodzice sami byli jak naj­bardziej wykształceni, a mam na myśli nietylko ojców: czy­tamy bowiem, że Kornelja, matka Grakchów, dużo się przyczy­niła'da wymowy synów, a o jej wykwintnym sposobie wyrażania się świadczą dobitnie zachowane jej listy; również Lei ja, córka Gajusa, miała wytwornoscią w mówieniu przypominać swego ro­dzica; mowę zaś Hortensji, córki Kwinlusowej miana wobec tryumwirów, -czyta się nietylko dla okazania zaszczytu płci nie­wieściej. A i ci rodzice, którym nie było dane pobierać nauki, z niemniejszą troskliwością niech dbają o to, by ich dzieci się uczyły, i właśnie dlatego niech otoczą je pod każdym względem szczególną pieczołowitością.

O niewolnikach, wśród których ma się chłopiec na mówcę przeznaczony wychowywać, należy to samo powiedzieć, co o piastunkach. Szczególnie co do. pedagogów żądam, aby byli albo zupełnie wykształceni, co winno być głównym warunkiem, albo w razie przeciwnym, by o tem wiedzieli, że nie mają wy­kształcenia. Nic gorszego nad takich, którzy wyszedłszy nieco tylko poza wiadomości elementarne, wmawiają w siebie, iż po­siadają studja głębokie. Tych to ludzi dziwnych nie można żadną miarą nakłonię do wyrzeczenia się roli wychowawców, owszem z urojenia o swem znaczeniu nadymają się coraz więcej, postę-

, pują z młodzieżą często brutalnie, ucząc jej przytem własnej głu­poty. Ten ich obłęd wypacza zarazem charakter dzieci. I tak Leonidas, pedagog Aleksandra, jak o tem wspomina Diogenes z Babylonu2, przyzwyczaił go do pewnych przywar, których Ale­ksander, mimo iż był już mężczyzną dojrzałym i potężnym mo­narchą, nie mógł się pozbyć.

Jeżeli się komuś te moje żądania wydają zbyt wygórowane, niech rozważy, iż chodzi tu o przysposobienie mówcy, zatem o sprawę trudną, chociażby nawet wszelkie szansę do wykształ­cenia go były po naszej stronie; powtóre pozostaje jeszcze do spełnienia wiele trudnych warunków: ustawiczne studjum, do­skonali nauczyciele i wielka ilość przedmiotów nauki. Przeto po­czuwam się do obowiązku podawać przepisy jak najlepsze,

a gdyby się one komuś wydawały uciążliwe, ten krzywdę wy-

1 Quintus Hortensius, wybitny mówca, przyjaciel i rywal Cyce-rona. Córka jego miała w śmiałej mowie sprzeciwić się wnioskowi tryumwirów o opodatkowanie kobiet.

s Filozof stoicki, uczeń Chryzyppa.

38


rządzi nie metodzie, lecz człowiekowi. Gdyby się zaś nie udało pozyskać takich piastunek, niewolników i pedagogów, jakich so­bie głównie życzę, to powinien w towarzystwie chłopca przeby­wać ciągle bodaj jeden człowiek, znający dokładnie język ojczy­sty, aby, w razie błędów językowych, popełnianych w obecności chłopca przez owe osoby, natychmiast rzecz prostował i nie po­zwolił na zakorzenienie się błędów; ale tamto me żądanie uwa­żać należy za zasadnicze, to ostatnie zaś tylko za lekarstwo od biedy.

Wolałbym, by chłopiec naprzód uczył się języka greckiego, gdyż łaciński, którego używa całe otoczenie, i tak sobie przyswoi, nawet wbrew naszej woli; zarazem i z tego względu, że powinien się w pewnym rzędzie zaznajomić z lite­raturą i nauką grecką, z których i nasza wypłynęła. Jednakowoż nie chciałbym, aby to się odbywało ze ścisłością przesadną tak, iżby przez czas dłższy wyłącznie mówił po grecku i uczył się tego języka, jak to jest często w zwyczaju. W tem bowiem przyczyna i wadliwego wymawiania, zep.sutego podług dźwięków obcych, i błędnego wyrażania się, boć posługując się ciągle zwrotami greckimi, chłopiec wbija je sobie mimo woli w pamięć tak da­lece, iż uparcie używa ich niewłaściwie i w innych kategorjach mowy. To też po niedługim czasie, powinna nastąpić nauka ła- ciny, aby mniej więcej dotrzymywała kroku greczyźnie. Dzięki temu, jeśli nauka obu języków z równą gorliwością będzie pro­wadzona, nie będą sobie wzajemnie przeszkadzały.

Niektórzy nie godzą się na to, aby z chłopcami przed ukoń­czeniem siódmego roku już rozpoczynać naukę różnych umieję­tności, gdyż rzekomo dopiero ten wiek może pojąć treść nauk, jakoteż fizycznie podołać pracy. Lepiej jednak będzie pójść za zdaniem Chryzyppa, który twierdzi, że każdy okres życia ludzkiego powinien być przedmiotem naszej pieczy. Aczkolwiek bowiem wyznacza piastunkom wszystkiego funkcje trzyletnie, przecież żąda, ażeby i one zaszczepiały powoli w umy­sły dziecięce zasady etyczne. Dlaczegóżby nie miał być odpo­wiedni do pobierania nauki wieks w którym już można wpływać na charakter dziecka? Nie jest mi wprawdzie obce, że w całym tym okresie przedszkolnym zaledwie tyle można zdziałać, ile pó­źniej w jednym roku; ci zaś, którzy się ze mną nie zgadzają, chcą w moich oczach chyba oszczędzić nauczyciela, a nie uczniów. Cóż lepszego zresztą mają dzieci do roboty, skoro się już na­uczyły mówić? Ćzemś przecież zająć się muszą; a może mamy gardzić tym tak skromnym dorobkiem koniecznie aż do siódmego roku? A chociażby nawet marny był on w tym tak wczesnym wieku, to jednak chłopiec w tym samym roku, w którym byłby się nauczył rzeczy mniej ważnych, zapozna się już z ważniej-szemi. Postępując tak rok po roku, doprowadzimy stopniowo do pokaźniejszej sumy pewnych wiadomości, a czas dobrze użyty w dzieciństwie jakże na dobre wychodzi wiekowi młodzieńczemu I

39


To samo przykazanie niechaj się stosuje i do lat następnych, mia­nowicie: im wcześniej się ktoś zabierze do nauki obowiąz­kowej, tem lepiej dla niego. A zatem nie marnujmy wieku przedszkolnego, zwłaszcza, że początki nauk zasadzają się wy­łącznie na pamięci, która u malców nietylko istnieje, ale na­wet jest najtrwalszą.

Licząc się z stopniami wieku, nie żądam wcale, by w tym okresie najwątłejszym zamęczano dzieci odrazu nauką i obar­czano je pracą poważną. Zwłaszcza zaś wystrzegać się należy, aby dziecię, nie mające jeszcze czasu na pokochanie nauki, już wcze­śnie jej nie znienawidziło, bo pokosztowawszy raz tylko jej goryczy, obmierzi sobie studja i w przydatniejszych ku nim la­tach. Na teraz powinna ona mu być z a b a w ą; trzeba dziecko jak najwcześniej zająć pytaniami, niekiedy pochwalić i wogóle tak sprawą pokierować, by odczuwało radość, że przecież coś umie; nieraz wypadnie, choćby mu się to nie podobało, pouczyć innego chłopaka, by mu zazdrościło; innym znów razem weźmie udział w sporze, by mu się zdawało, iż odniosło zwycięstwo; a do sporu zagrzać je można nagrodami, co wiek ten nadzwyczaj lubi.

Podajemy tu drobne jeno wskazówki, choć .przyrzekliśmy wychowywać mówcę; ale i studja mają swój wiek dziecinny; a jak wychowanie choćby najdzielniejszych później atletów za­czyna się od kolebki i mleka matczynego, tak też przyszły mówca,' choćby najsławniejszy, kiedyś kwilił i próbował zrazu wymawiać słowa głosem niepewnym, i dużo nabiedził się nad kształtem liter.

Nie jestem zwolennikiem przyjętego ogólnie systemu, aby malcy uczyli się naprzód nazw i porządku liter abecadła, bo nie zwraca się uwagi na ich postać zewnętrzną, lecz podąża za pa­mięcią wprzód działającą. Tu też należy się dopatrywać przy­czyny, dlaczego nauczyciele, skoro im się zdaje, że dzieci przy­swoiły sobie dokładnie porządek liter, każą im je,recytować w od­wrotnym porządku albo też w różnej kolejności, dopóki dzieci nie nauczą się ich z kształtów, nie na podstawie szyku abecadłowego. To też najlepszy sposób będzie: uczyć abecadła równo­cześnie i z wyglądu i nazwy liter, tak jak uczy się poznawania ludzi. Co zaś szkodliwe przy literach, to nie zaszko­dzi przy zgłoskach. Zarazem piszę się na ową metodę praktyko­waną: dawania dzieciom, dla rozrywki i pobudzania ich do nauki, liter z kości sł on i owej, lub tym podobnych pomysło­wych zabawek, sprawiających im jeszcze większą ' radość, któreby rade brały do rąk, oglądały i- nazywały po imieniu.

Kiedy zaś chłopiec zacznie naśladować zarys liter, dobrze będzie wyżłobić je możliwie najwierniej na tabliczce, by idąc w ślad żłobień wiódł rylcem jakby po brózdach. Wtedy ani nie zboczy, co często się zdarza na wosku (gdyż marginesy po obu stronach na to nie pozwalają), ani nie wyjdzie poza granice wy­tknięte, lecz posuwając rylcem coraz prędzej po szczelinkach na­znaczonych, wzmocni sobie członki palców, i obejdzie się snadnie

40


bez pomocy nauczyciela, zmuszonego kierować swoją ręką rękę chłopca. Troska bowiem wyuczenia dzieci pisma ładnego i szybkiego — co dziś bywa zwykle przez ludzi uczonych za­niedbywane — ciąży również na nauczycielu. Jak zresztą wprawa w pisaniu stanowi przy nauce wogóle jeden z główniejszych wa­lorów i przyniesie kiedyś wychowankowi korzyść rzetelną, opartą na podwalinach głębokich, tak ręka powolna krępuje myślenie, pismo zaś niedołężne, pogmatwane i niełatwe do odczytania po­ciąga za sobą trud nowy: dyktowania tego, co się ma napisać. Z tego powodu na każdym kro^ui, szczególnie zaś w koresponden­cji poufnej do przyjaciół i znajomych, okazuje się doniosłe zna­czenie sztuki pisania.

Przy sylabizowaniu metoda skrócona jest nieodpo­wiednia, trzeba uczyć się wymawiania wszystkich zgłosek bez wyjątku, a nie odkładać, jak to zwykle bywa, najtrudniejszych na później, aż kiedy chłopiec je .napotka przy pisaniu wyrazów ca­łych. Dalej nie należy zbytnio zawierzać pamięci zaraz w pier­wszych początkach nauki: korzystniej będzie materjał przero­biony częściej powtarzać i utrwalać go w ten sposób w pamięci, ani nie wolno dążyć odrazu do czytania płynnego i szybkiego, dopóki niema rękojmi, iż dzieci zdołają już bez utykania i dłuż­szego namysłu łączyć poprawnie pojedyncze litery w zgłoski. Po­tem rozpocznie się układanie całych wyrazów z pojedynczych zgłosek, wreszcie zaś czytanie ciągłe.

Nie do wiary, ile szkody wyrządza zbytni pośpiech w czytaniu; tu kryje się przyczyna owej nieśmiałości, utykań i powtarzań, gdyż malcy odważywszy się na to, co przerasta ich siły, wskutek częstych pomyłek tracą zaufanie nawet do tego, co już umieją. Zatem czytanie ma być-pewne, nieprzerywane i na długo jeszcze powolne, póki się nie doprowadzi przez ustawiczne ćwiczenie do biegłości bez błędów. Bo patrzyć na prawo, jak tego każdy nauczyciel żąda, i zarazem wzrokiem naprzód biec, wy­maga nietylko rozgarnienia, ale też wprawy; ponieważ zaś patrząc na słowa następne, trzeba wymawiać poprzednie, przeto musi się -co jest nader trudne- uwagę rozdwajać między oko i usta, czyli równocześnie wykonywać dwie czynności.

Kiedy już uczeń zacznie pisać całe słowa, jak to się w szkole praktykuje, nie żałujmy zwracać uwagi i na to, aby nie marno­wał trudu- na pisanie słów pospolitych, byle jakich. Można przecież natychmiast, choć chłopiec zdąża do czego innego, rozpocząć objaśnianie wyrazów niezwykłych, przez co zaraz przy nauce elementarnej przyswoi sobie niejedno, coby później czas zajmowało.

A skoro jesteśmy ciągle jeszcze zajęci »drobno«tkami«, ży­czyłbym sobie, ażeby wiersze, na przepisywanie zadawane, za­wierały jakąś myśl szlachetną a nie banalną: takie lo-kucje utkwią w pamięci aż do późnych lat starości, a wpojone w duszę choćby jeszcze niewykształconą, wpłyną korzystnie na

41


charakter. Warto też uczyć się na pamięć, jakby dla rozrywki, powiedzeń sławnych mężów i dłuższych cytat doborowych, zwła­szcza z poezji, co zresztą malcy chętnie sobie przyswajają. Bo dla mówcy jest pamięć, jak to później wykażemy, koniecznie po­trzebna i należy ją wzmacniać i podsycać ćwiczeniem; zwłaszcza wiek ten przedszkolny, który niczego jeszcze samowolnie produ­kować nie zdoła, nadaje się szczególnie do rozwoju pamięci -co troskliwość nauczycieli wspierać powinna.

Byłoby też na miejscu wymagać od tego wieku, aby dla obrotności -języka i wyrazistości mowy recytować w szybkiem tempie niektóre słowa i wiersze bardzo trudne do wymawiania, sklejone z kilku zgłosek ostro i chropawo brzmiących. Drobiazg to wprawdzie, ale w razie zaniedbania może to w przyszłości prze­rodzić się w rażące i nieuleczalne uchybienia językowe, jeżeli się ich nie wytępi - zaraz w pierwszych latach dzieciństwa.

WYCHOWANIE DOMOWE CZY SZKOLNE?

(Ks. I, rozdz. 2). Tymczasem chłopiec powoli podrasta, zej­dzie z łona matczynego i zabierze się do poważnej nauki. Owóż w tem miejscu zastanowimy się głównie nad tem, czy korzyst­niej zatrzymać chłopca w domu, w obrębie czterech ścian, czy też oddać go do szkoły, uczęszczanej przez tłumy młodzieży, to jest powierzyć go opiece nauczycieli publicznych. Za tym drugim sposobem oświadczyli się i ci, którzy życie społeczne państw naj­sławniejszych' ugruntowali na kulturze prawdziwej, jakoteż pi­sarze najznakomitsi.

Ale nie da się zataić, że niektórzy na podstawie osobistego przekonania odbiegają od tego zwyczaju tak rozpowszechnionego. Dla nich, zdaje się, rozstrzygające są dwa względy: jeden, iż o wiele większą przysługę wyrządza się moralności przez unika­nie gromadzenia się masowego młodzieży w wieku najbardziej podatnym do różnych wybryków (oby fałszywym okazał się za­rzut ten, iż szkoła właśnie jest rozsadnikiem czynów karygo­dnych); drugi, że przyszły wychowawca, ktokolwiek nim bę­dzie, może o wiele hojniej poświęcać czas jednemu wychowan­kowi, miast rozdzielić go między większą liczbę uczniów. Pierwszy argument ma dużo poważnej racji za sobą; bo gdyby się stwier­dziło, że szkoła jest wprawdzie doskonałą dźwignią dla nauki, ujemnie jednak wpływa na charakter, to wzgląd ńa życie cnotliwe powinienby odnieść zwycięstwo nad wiedzą chociażby najwybitniejszą. Ale mojem zdaniem i charakter i wiedza są ściśle ze sobą złączone i nierozerwalne, to też twierdzę stanowczo, że tylko człowiek nieskazitelnej prawości może

1 Np. polskie: Nie pieprz Piętrze wieprza pieprzem; Chrząszcz brzmi w trzcinie; franc: Didon dina, dit-on, du dos aun dodu dindon; łaciński wiersz Enniusza: O Tite tute Tati tibi tanta tyranne tulisti.

42


być i stać się mówcą1, w przeciwnym razie wolę, by wcale nie istniał. Zastanówmy się nad tem bliżej.

Zarzucają niektórzy szkole, że psuje obyczaje; przyzna­jemy, że niekiedy tak bywa. Ależ to samp przydarza się i w d o-m u; lecz jako żywo! i tu i tam liczne mógłbym znowu przyto­czyć przykłady i wykroczeń przeciw obyczajności i sumiennego chronienia dobrej reputacji. Wszystko tu polega na skłonno­ściach naturalnych chłopca i troskliwości w wycho­waniu. Weźmy np. umysł skłonny do złego i przypuśćmy, że za­niedbano u dziecka rozwijać i strzec poczucia wstydliwości; w tym więc wypadku nauka prywatna nastręczy mu jeszcze większej sposobności do czynów niegodziwych. Bo i nauczyciel domowy może być także człowiekiem zepsutym, przestawanie zaś z nie­wolnikami nieuczciwymi zarówno kryje w sobie zło, jak z ludźmi wprawdzie wolnymi, lecz złego prowadzenia się. Kiedy atoli skłonności są dobre, kiedy rodzice nie zasypiają w opieszałości, wtedy można łatwo i nauczyciela sumiennego sobie dobrać, o co w pierwszym rzędzie rodzice troskliwi dbać powinni, i zastoso­wać rygor najsurowszy i prócz tego przydać jeszcze do boku malca męża uczciwego, życzliwego, albo wyzwoleńca przywiąza­nego do rodziny, aby ciągle z nim obcując wpływał zbawiennie także na tych, co do których obawy nie są nieuzasadnione.

A jak łatwo znaleźć środki przeciw tym obawom. Obyśmy tylko sami nie psuli obyczajów naszych dzieci! Wszak już w wieku niemowlęcym rozpieszczamy je zbytkiem. Owo wychowanie zniewieściałe, przez nas pobłażaniem zwane, wpływa zgubnie na tężyznę umysłową i fizyczną. Jakich to zachcianek mieć nie będzie z latami takie dziecko, które w szkarłatach racz­kowało] Zaledwie parę słów umie wyjąkać, już się zna na ku­charzu i kaprysuje się na ostrygi. Najpierw kształcimy podnie­bienie, a potem dopiero grzeczność wpajamy. W lektykach dora­stają dzieci; skoro tylko dotkną się stopkami ziemi, z obu stron wieszają się u ramion nieodstępnych nianiek. Radujemy się, gdy w mowie są przemądre; słowa, jakich nawet w ustach fawory­tów aleksandryjskich" nie ścierpielibyśmy, przyjmujemy pie-' szczotami, śmiechem i pocałunkami. Nic dziwnego! Wszak my sami uczymy ich tego, od nas je słyszą, przy każdej uczcie obi­jają się o ich uszy piosnki sprośne, oczy ich pasą się widokiem scen bezwstydnych, słowem zaszczepiamy w ich dusze własne nasze nałogi. Biedni chłopcy uczą się ich, zanim jeszcze sobie uświadomią, że to występki. To też nie w szkole się demorali­zują, ale przeciwnie, do szkoły wnoszą zepsucie.

Powie ktoś: »W nauce prywatnej może nauczyciel je­dnemu uczniowi właśnie więcej czasu poś\vięcić«. Przede-

1 Por. takisam pogląd Cycerona, wyżej str. 76.

- W domach zamożnych Rzymian utrzymywano niewolników, kupowanych w Aleksandrji, słynących z dowcipu i humoru; wolno im było wszystko mówić, jak później' na dworach renesansowych błaznom.


43


wszystkiem nic nie stoi na przeszkodzie, by nauczyciel nie mógł z tym obcować, który uczy i kształci się w szkole. Ale choćby jedno z drugiem nie dało się pogodzić, to w każdym razie przy­znałbym pierwszeństwo zakładom jawnym, publi­cznym, skupiającym młodzież w celach nawskróś uczciwych, aniżeli tajnemu, unikającemu światła dziennego stykaniu się we dwójkę. Bo właśnie im doskonalszy nauczyciel, tem więcej cieszy się, że tłumnie szkoła jego uczęszczana i rad, że tyle oczu patrzy na jego działalność publiczną. Atoli miernoty, w przeświadczeniu swej niższości umysłowej, wieszają się przy uczniach pojedynczo, wynajmują się chętnie w roli pedagogów. Lecz dajmy na to, iż komuś poszczęściło się, czy przez wpływy, czy za pieniądze, czy wkońcu z przyjaźni, pozyskać na nauczyciela domowego czło­wieka prawdziwie uczonego i pierwszorzędnego: zali zechce on cały dzień poświęcić jednej osobie? A czyż uwaga ucznia może być tak dalece napięta, by się nie znużyć, jak wzrok się nad­weręża ustawicznem patrzeniem, zwłaszcza że nauka prywatna potrzebuje o wiele więcej czasu? Boć nauczyciel nie stoi ciągle nad uczniem, gdy ten pisze, uczy się na pamięć lub myśli; prze­ciwnie, przy tej pracy mieszanie się jakiejkolwiek osoby raczej jest przeszkodą. Tak samo podczas lektury cichej nie jest usta­wicznie potrzebny kierownik lub komentator, bo kiedyż mogliby uczniowie zapoznać się z tyloma pisarzami? Krótki zatem właści­wie jest czas, w którym się wyznacza zadanie na cały dzień.

Dlatego z nauki udzielanej jednemu maże łatwo korzystać i większy zastęp uczących się, gdyż prawie wszystkie przedmioty są tego rodzaju, że wykład jednego uczącego zrozumiały jesl dla całej klasy; nie mówię już o rozbiorach i ćwiczeniach re­torycznych, które słuchacze bez względu na ilość doskonale ogarną. Bowiem wykładu profesorskiego nie można porównać z obiadem, który stosować się musi do liczby biesiadników, lecz raczej ze słońcem, użyczającem wszystkim w równej mierze światła i cie­pła. Tak samo nauczyciel gramatyki czy to rozwija prawidła mówienia, czy wyjaśnia reguły, czy też opowiada różne wydarze­nia z dziejów, czy wkońcu wygłasza wiersze-zwraca się zawsze do tylu uczniów, ilu obecnych go słucha.

Ale przy prostowaniu omyłek i podczas wykładu stanowi wielka liczba przeszkodę. W samej rzeczy jest tak istotnie cóż zresztą na świecie pod każdym względem doskonałe, ale i tę ujemną stronę porównamy niebawem z dodatniemi.

A jednak nie życzyłbym sobie posyłać chłopca tam, gdzie go zaniedbują. Ależ nauczyciel sumienny nie obarczy się nigdy taką gromadą, wobec której byłby bezradny; przytem sta­raniem jego szczególnem będzie stać się pod każdym względem przyjacielem serdecznym młodzi, i nietylko kierować się przy nauce obowiązkiem, ale i życzliwością. Wledy ucichną skargi na przepełnienie szkół. Prócz tego każdy pedagog bodaj jako tako światły, choćby dla zjednania sobie dobrej opinji, skoro dostrzeże

44


u chłopca zamiłowanie do nauki i talent, otoczy go bez wątpie­nia pieczą, szczególną. I jeśli wypada unikać szkół zbyt tłumnych (choć tegobym nie pochwalał, gdy słusznie do jakiegoś nauczy­ciela młodzież tłumnie się garnie), to jednak nie w tym sensie, jakoby wogóle szkół publicznych należało unikać. Wielka różnica między stronieniem od szkół a trafnym ich wyborem!

Skorośmy już odparli zarzuty przeciw nauce zbiorowej, wy-łuszczę moje własne zapatrywanie. Przedewszystkiem przyszły mówca, któremu wypadnie żyć wśród ogromnych rzesz i na wi­downi Rzeczypospolitej, niech się przyzwyczaja od młodości do śmiałego z ludźmi obcowania, aby wskutek samotnego życia w półcieniu nie nabrał lękliwości. Ducha tr"zeba ustawicznie pobudzać i podnosić, inaczej albo zgnuśnieje w takiem odosobnie­niu i zaśniedzieje się w tem zamroczu, albo nadwrót nadmie się marną pyszałkowatością; niechybnie bowiem w zbytnie mniema­nie o sobie popadnie ten, kto się nie ma z kim porównywać. Wtedy, kiedy właśnie zajaśnieć ma w pełni jego wiedza i nauka, on wśród tej powodzi światła potyka się jak ślepiec o każdą rzecz nową, boć wyłącznie dla siebie uczył się tego, z czego wobec ogółu ma korzystać. Pomijam węzły przyjaźni, które czasem nie-zamącone trwają aż do późnej starości, bo związki natchnęło uczucie prawie nieziemskie; jak wspólne praktyki religijne, tak wspólne studja łączą nas świętym węzłem. Gdzież ma się czło­wiek nauczyć poczucia taktu towarzyskiego, jeśli się go odłączy od towarzystwa, tej nietylko ludziom, ale nawet zwierzę­tom niemym wrodzonej potrzeby?

Dodać należy, że chłopiec w domu uczy się przepisów i słu­cha rad, wyłącznie jego osoby się tyczących; w szkole zaś także i tego, co do wszystkich innych się odnosi. Tu słyszy codziennie pochwały i nagany; a więc korzysta, kiedy kolegę łaja za leni­stwo, jak i wtedy, gdy go chwalą za pilność. Pochwała pobudza go do emulacji, dać się pokonać przez rówieśnika poczytuje za wstyd, za honor-przewyższyć starszego. Wszystko to za­grzewa jego ducha, a lubo ambicja w istocie jest wadą, przecież nierzadko bywa źródłem pięknych cnót. Pamiętam, jak to moi profesorzy przestrzegali z powodzeniem następującej me­tody egzaminowania: po rozdzieleniu uczniów na klasy, pytali nas po kolei, stosownie do uzdolnienia każdego; w ten sposób re­cytowali lekcję pierwsi ci, którzy pozornie lepsze czynili postępy. Do wydawania w tej sprawie sądu wyznaczony był osobny t r y-b u n a ł, uzyskanie zaś palmy pierwszeństwa poprzedzała zacięta rywalizacja, a zaszczytem największym było przodować w klasie. Jednak wyrok nie obowiązywał raz na zawsze; po trzy­dziestu dniach miał zwyciężony sposobność podjęcia walki na nowo. Tak to z jednej strony zwycięzca nie zaniedbywał się w swych obowiązkach, z drugiej obrażona ambicja podniecała po­konanego do zmycia hańby. O ile sobie dziś ówczesny stan du­chowy uprzytomnić potrafię, nie zawahałbym się twierdzić, że

45


owe praktyki były dla nas w czasie studjów bodźcem stokroć sku­teczniejszym niż zachęty profesorów, niż dozór pedagogów, niż życzenia rodziców.

Lecz jak rywalizacja przyczynia się do coraz lepszych po­stępów w nauce na stopniu wyższym, tak dla początkujących, a do tego średnio uzdolnionych, naśladowanie własnych współtowarzyszy milsze, aniżeli nauczyciela, już z tego-powodu, że łatwiejsze. Bo zaledwie odważą się uczniowie po­czątków marzyć o przyswojeniu sobie sztuki krasomówczej, w ich pojęciu najdoskonalszej; raczej uwagę ich pochłonie to, co naj­bardziej przystępne, podobnie jak winograd przywiązany do drzewa, wprzód czepia się gałęzi najniższych, zanim dopełza wierzchołka.

A jest to prawda niezbita tak dalece, że nakłada na samego uczącego, jeżeli wyżej ceni pożytek niż ambicję fałszywą, powin­ność wobec niewyrobionych jeszcze umysłów, nie przeciążania odrazu ich wątłych sił, lecz owszem kierowania się powściągli­wością i zniżania do pojętności ucznia. Bo jak na­czyńka z wąskim otworem wyrzucają płyn gwałtownie wlewany, ale zato napełniają się spokojnie, gdy płyn nalewamy powoli lub zgoła kroplami, tak pilnie trzeba baczyć, jaką ilość nauki dusza dziecka wchłonąć zdolna; co bowiem przekracza granicę jego po­jęcia, to nie wciśnie się w jego umysł za mało jeszcze do pojmo­wania otwarty. Mając zaś kolegów, nadarzy mu się niejedna spo-spbność z początku ich naśladować, niebawem przewyższać; po­woli leż zacznie w nim kiełkować nadzieja osiągnięcia coraz większych sukcesów.

Zważyć i to należy, iż nauczyciele sami traktują naukę z przejęciem się i zapałem nierównie mniejszym, kiedy tylko garstka uczniów uczestniczy w nauce, natomiast licznie ze­brane audytorjum budzi w nich szczere natchnienie. Wszakże wymowa po największej części polega na nastroju; mówca musi rozniecić w sobie zapał, żywa wyobraźnia nie może ani na chwilę stygnąć, słowem: powinien niejako przelać całą duszę w treść mowy. Im szlachetniejszy i wznioślejszy umysł mówcy, tem sil­niejsze .akordy dźwięczą w duszy jego, a obdarzony pochwałami potężnieje i zrywa się do lotów coraz śmielszych1.

Ogarnia zaś go pewne ciche upokorzenie, skoro mu wypa­dnie całą potęgę wymowy, po tylu trudach nabytej, zniżać do jednego słuchacza i wstyd mu wysilać się na podnioślejszy spo­sób mówienia. Na honor! proszę sobie wyobrazić, że mówca prze­mawia, coś deklamuje, czy też recytuje wobec jednej jedynej osoby;, dalej uprzytomnić sobie jego postawę, głos, gestykulację, podniecenie duchowe, jego pot kroplisty, wkońcu — pominąwszy wszystko inne — jego zmęczenie; toż ten człowiek chybaby zmy­sły postradał lub oszalał! A więc: przestałaby na tym świecie ist­nieć wymowa, gdyby nam przyszło li tylko w obecności jednej osoby przemawiać.

46


CZY MOŻNA WIĘCEJ NAUK W MŁODYM WIEKU UCZYĆ ROWNOCZhŚNIE.

(Ks 1, rozdz. 12.) Porusza się zazwyczaj pytanie, czy leż
wszystko to, czego się chłopcy w szkole uczyć muszą, trzeba im.
koniecznie w jednym i tym samym okresie wyłożyć, a dalej, czy
są zdolni wszystko to równocześnie pojąć. Jedni twierdzą, że nie.
bo powstaje rzeko-mo w duszy dziecka chaos i umysł jego szybko
się nuży wskutek Lego mnóstwa rozbieżnych umiejętności, na
które brak i sił duchowych i fizycznych, a wreszcie i czasu; cho­
ciaż wiek dojrzalszy mógłby wymaganiom tym podołać bardzo
łatwo, przecież nie powinnoby się lat chłopięcych zanadto prze­
ciążać!

Ale nie zastanawiają się orni należycie nad tem, jak potężna jest zdolność ducha ludzkiego już z natury; jest on tak przedsiębiorczy i rzutki i obejmuje, że tak powiem, naokoło sie­bie w okamgnieniu wszystko, że nawet nie potrafi skupić uwagi na jeden tylko przedmiot, lecz kieruje swe siły odrażu ku więk­szej ilości spraw nietylko w jednym dniu, ale nawet w je­dnej i tej samej chwili. Czyż np. kitarzyści nie muszą równo­cześnie uważać i na pamięć i na tonację głosu i na liczne jego modulacje, potrącając równocześnie prawicą o jedne struny, le­wicą zaś drugie naciągają, raz je hamując, to znów popuszczając? ba nawet noga nie jest u nich bezczynną, gdyż porusza się sto­sownie do taktu; a przecież dzieje się to wszystko jednocześnie! Albo kiedy nas wbrew oczekiwaniu zaskoczy konieczność prze­mawiania, czyż wyjawiając wtedy jedne myśli, nie przygotowu­jemy sobie następnych, przyczem równocześnie musimy opano­wywać i inwencję treści i dobór wyrazów i budowę mowy i ge­stykulację i wygłoszenie należyte i wyraz twarzy i całe zachowa­nie się nazewnąlrz?

Jeżeli zatem tak różnorodne czynności są posłuszne jednemu naszemu wysiłkowi, czemuż nie mamy sobie rozdzielić na go­dziny więcej obowiązków i zajęć? zwłaszcza, że sama rozmai­tość umysł krzepi i odświeżą, gdy przeciwnie o wiele trud­niej wytrwać przy jednej i tej samej pracy. To też po lekcji pisa­nia nastręcza urozmaicenia czytanie, a kiedy się sprzykrzy czy­tanie, usunie to uczucie jakaś inna zmiana i td. Lubo w pewnym kierunku do syta napracowaliśmy się, jednak czujemy się do pe­wnego stopnia rześcy do podjęcia nowej, świeżej pracy.

Któż bowiem nie czułby się zupełnie przytępionym na du­chu, gdyby mu przyszło dzień cały słuchać wykładu jednego tylko nauczyciela-fachowca? Na tem właśnie urozmaiceniu po­lega owa rekreacja sił duchowych, podobnie jak rozmaitość po­traw przyczynia się do wzmocnienia żołądka i pobudzania lepszego apetytu.

Albo prószę mi wskazać inną metodę nauki! A może dziś ma nad nami sprawować rządy niepodzielnie gramatyk, jutro

47


znów nauczyciel geometrji, chyba po to, ażeby tymczasem za­niedbać wszystko, czegośmy się nauczyli? Czyż mamy się potem oddać wyłącznie muzyce, by z pamięci tamto się ulotniło? Lub może zatapiając się nad literaturą rzymską, mamy Zupełnie za­pomnieć o greckiej?

Słowem, by rzecz tę zakończyć, zawsze tylko przedmiot ostatni ma zaprzątać nam umysł? Czemuż tejże samej rady nie udzielamy również rolnikom, aby nie pielęgnowali jednocześnie i- roli i winnic i ogrodów oliwnych i sadów? by nie zabiegali około łąk i trzód i ogrodów warzywnych i ułów i ptactwa? Dlaczegóż my sami poświęcamy jedną część dnia zajęciom na forum, inną obowiązkom przyjacielskim, dalszą, sprawom domowym, jeszcze inną hygjenie ciała, a nie na samym końcu rozrywkom? Bo, gdy­byśmy się jednej tylko z tych spraw bez przerwy oddawali, na­stąpiłoby znużenie. Łatwiej przeto wielostronnie być zajętym, niż w jednym kierunku a d ł u g o.

Przytem nie należy się wcale obawiać, by chłopcy trudniej może znosili pracę umysłową, owszem, żaden wiek nie jest mniej skłonny do zmęczenia się. Brzmi to może dziw­nie, ale doświadczenia to stwierdzają. Umysł bowiem, nim skrze­pnie, jest o wiele pojętndejszy. Dowodem ta okoliczność, że dzieci w ciągu dwóch lat, skoro tylko potrafią należycie kleić słowa, mó­wią prawie wszystko bez niczyjego nalegania; a za to z jakim trudem i oporem uczą się języka łacińskiego nasi nowo przybyli niewolnicy! Jeszcze dobitniej przekonywamy się, że, kiedy mamy uczyć człowieka dorosłego jakiegoś języka, nie bez słusznej przy­czyny nazywają od dziecka uczonymi tych, którzy w swoim dziale pod każdym względem celują.

Chłopcy już z przyrodzenia lżej od młodzieńców znoszą utrudnienia. Jak bowiem tych drobnych ciał dziecięcych wcale nie męczy ani upadek, a tylekroć się wywracają, ani ustawiczne raczkowanie, lub nieco później ciągłe gry i z:abawy i bieganina od rana do wieczora, ponieważ mało jeszcze ważą i ciężaru wła­snego nie czują: tak samo, mniemam, i umysł dziecka nie prędko się znuży, gdyż pracuje z mniej szem natęże­niem i bynajmniej o własnym wysiłku studjom się nie od­daje, jeno kształcić się pozwala. Prócz tego chłopcy, posiadając inny jeszcze przymiot szczególnie na ten wiek przypadający, t. j. nadzwyczajną pojętność, śmiało i ochoczo śledzą wykład nauczy­ciela, i nie przykładają miary do tego, ile już materjału wzięto w szkole. Poprostu nie znają jeszcze miary pracy wytężonej. Po­nadto znużenie fizyczne, jak tego często doświadczenie nas uczy, mniej nadweręża ducha, aniżeli myślenie.

W żadnym innym zresztą wieku nie starczy już czasu na tym podobne ćwiczenia, gdyż wtedy cały postęp polega na przy-


nanie.

Dopiero najnowsze badania psychologiczne obaliły to przeko-


48


słuchiwanm się wykładom. Kiedy bowiem młodzieniec raz się usunie w zacisze, by samodzielnie coś piórem tworzyć lub kom­ponować, wtedy na rozpoczęcie studjów powyższych albo wcale nie będzie miał czasu wolnego, albo mu ich się zgoła odechce. skoro więc gramatyk nie może ani też nie powinien chłopca przez cały dzień nauką zająć, jeżeli mu istotnie na tem zależy, aby wy­chowanka uchronić przed wstrętem do nauki — jakąż inną, py­tam, pracą wolelibyśmy go widzieć zatrudnionym w chwilach wolnych od zajęcia głównego? Przy tem nie żądam, by student poza temi naukami świata bożego nie widział, by tylko koncer­towo śpiewał lub bez zarzutu grał do śpiewu z nut; nie chcę też, by zgłębiał wszelakie arkana geometryczne. Bowiem nie wycho­wuję ani aktofa, deklamującego z prawdziwą maestrją, ani ta-necznika o ruchach klasycznych, a przecież czasu starczyłoby dość,, choćbym się nawet tego wszystkiego domagał. Długie są bowiem lata nauki, przytem nie mam na myśli talentów miernych.

O CHARAKTERZE 1 OBOWIĄZKACH NAUCZYCIELA.

(Ks. rozdz. 2.) Skoro już chłopiec osiągnął w nauce po­stępy tak trwałe, że duch jego potrafi skutecznie iść w ślad za początkową nauką na kursach retorycznych, można go oddać na­uczycielom wymowy, przyczem w pierwszym rzędzie baczyć na­leży na ich charakter. Jednakowoż nie dlatego obecnie podej­muję te uwagi, jakobym co do innych nauczycieli pod tym wzglę­dem mniejszą przykładał wagę (najlepszym zresztą dowodem księga poprzednia), lecz ponieważ właśnie wiek uczących się wy­maga wszechstronnego omówienia tej kwestji. Wszakże dorosłych prawie chłopców powierzamy tymże nauczycielom, a mają u nich przebywać jeszcze i nadal, kiedy już wyrosną na młodzieńców; więc trzeba większej dbałości, by nieskazitelność nauczyciela chro­niła młodzieńca, będącego w kwiecie wieku, przed jakiemkolwiek wypaczeniem, a dalej aby już sama powaga jego odstraszała tem­peramenty burzliwsze od wykroczeń. Nie wystarcza, aby na­uczyciel był naczyniem wszelkich cnót, musi też umieć surową karnością utrzymać w ryzach obyczaje garnących się doń uczniów.

Niechaj zatem przedewszystkiem otoczy wychowanków opieką ojcowską, pomny, że zastępuje miejsce tych, którzy mu dzieci swoje poruczają. Sam niech będzie wolny od b ł ę-d ó w, i niech nie znosi ich u drugich. Niech będzie surowy, ale nigdy ponury, uprzejmy ale nie zanadto przy­stępny, aby nie wyrobiła się ku niemu z jednej strony nie­nawiść, lekceważenie z drugiej. Moralności cnota będą zawsze na jego ustach, im częstsza przestroga, tem rzadsza kara. Powinien być wolny od porywczości, ale też nie zamknie oczu na to, co zasługuje na skarcenie. Podczas nauki będzie swobodny, raczej przesadny w pracowitości, niż opieszały. Pytającym niechaj odpowiada z chęcią, uchylających się od py­tań niechaj sam bada umyślnie. W pochwale uczniów co


49


do należytego sposobu wyrażania. się nie będzie ani za skąpy, ani z a h o j n y, gdyż jedno rodzi niechęć do pracy, drugie zbytnią pewność siebie. Wytykając błędy, nigdy nie okaże goryczy, ani też nie będzie, Boże uchowaj, obelżywy; ostudza to bowiem u wielu zapał do nauki, gdy nauczyciel tak karci, jak gdyby wino­wajcę nienawidził.

Co dzień powinien jeśli nie wiele, to bodaj coś wyło­żyć, aby. to z sobą uczniowie unieśli jako nabytek trwały. Bo aczkolwiek lektura nastręcza dużo przykładów wzniosłych i go­dnych naśladowania, to przecież tak zwane żywe słowo jest obfitszym obrokiem duchowym, zwłaszcza pochodzące z ust tego nauczyciela, którego uczniowie, prawidłowo chowani, kochają i szanują. Trudno zaiste wypowiedzieć, o ile chętniej naśla­dujemy tych, do który ch sercem przylgnęliśmy. Stanowczo jednak należałoby zabronić, co u wielu weszło w zwyczaj, aby uczniowie zrywali się nagle z miejsc dla wyra­żenia swej pochwały- może uczeń pilnie się przysłuchujący oka­zać swoje zadowolenie, ale tylko taktownie. Jedynie w ten spo­sób uczeń będzie zawisły od osądu nauczyciela, wierząc, że to, co powie,( jest słuszne, bo o n to aprobował. A już zupełnie należy wykluczyć ze szkół ów nałóg zdrożny, całkiem fałszywie grzeczno­ścią zwany: wzajemnej adoracji za wszelką cenę; nie przystoi to wcale szkole, trąci teatrem i jest chyba wrogiem najzgubniej-szym studjów na serjo pojętych; bo wszelka praca zabiegliwa zbędna, skoro lada głupstwo obsypuje się pochwałami. A zatem i słuchacze i ten co przemawia winni ciągle śledzić wyraz twa­rzy nauczyciela; w ten tylko sposób nauczą się rozróżniać, co zasługuje na pochwałę, a co potępienia godne i nabędą biegłości stylu, a w słuchaniu krytycznego sądu. Dziś natomiast każdy gotów już po każdem zdaniu nie tylko zrywać się, ale nawet wy-Megać z miejsc i podnosić okrzyki wśród nieprzystojnych za­chwytów. Tak to wzajemnie się ubóstwiają, od tego zawisł los ćwiczenia retorycznego! Stąd też nadętość i głupia zarozumia­łość, posunięta do tego stopnia, że młódź upojona tą hałaśliwą aklamacją swych kolegów, nawet nauczycielowi za żłe poczytuje, gdy ją za skąpo chwali. Ale zarówno nauczyciele winni zważać na to, by ich słuchano ze skupieniem ducha i godnością, boć nie dla sądu uczniów przemawiać winien nauczyciel, tylko odwrotnie. €o więcej, niechaj baczą i na to, co i w jaki sposób uczeń uważa za godne pochwały; a jeżeli to co dobrze powiedział znajduje miły oddźwięk w duszy młodzieży, wtedy niech się raduje, nie tyle z pobudek egoistycznych, jak raczej dlatego, iż znaleźli się tacy, co rzecz należycie ocenili.

50


ŚW. HIERONIM O WYCHOWANIU DZIEWCZĄT.

Najważniejszym objawem pedagogicznej literatury starochrześci­jańskiej jest św. Hieronima U^tda LetUJt lat 401—403. Leta, ochrzczona córka kapłana pogańskiego wTtzymie, wyszła zamąż za Toxotiusa, syna świętej Pauii, która wraz z Hieronimem osiadła w klasztorze w Be-tleem. Leta, po długich latach doczekawszy się córeczki, przeznaczyła ją do dziewictwa i zapytała Hieronima o radę, jak poprowadzić jej wy­chowanie. Hieronim już przed 20 laty napisał książeczkę o dziewic­twie, zwróconą do córki Paułi, a więc szwagrowej Lety, Eustochji, w r. 413 zaś jeszcze raz zajął się sprawą chowania dziewcząt w liście do Gaudencjusza.

List do Lety wykazuje zespolenie łagodnych, rzymskich poglą­dów na wychowanie (wielki wpływ Kwintyljana) z dążnościami ascetycznemi. Należał do najbardziej poczytnych traktatów w wie­kach średnich, zwłaszcza oddziałał na wychowanie w klasztorach żeń­skich. Ogłaszamy go w skrócie, opuszczając nadmierną ilość przytoczeń z Pisma św. (Mignę, Patrologia XXII, Epistoła 107) w tłumaczeniu Dr Krystyny Wisłockiej-Remerowej.

  1. Skłoniony twą. prośbą, postanowiłem do ciebie, jako do
    matki, skierować to pismo i pouczyć cię, w jaki sposób powin­
    naś wychowywać naszą_JPaulę, która, nim na świat przyszła, już
    poświęcona byłą_ Chrystusowi i którą wpierw w ślubach swoich
    ńlz~ćieleśiiie urodziłaś. Skoro przeto na podstawie wzajemnej
    obietnicy na świat przyszła, powinna od rodziców otrzymać wy­
    chowanie, godme jej urodzenia.

  2. Tak zatem kształcić należy duszę, która ma stać się
    świątynią Bożą: Niech nie uczy się słuchać ani mówić niczego
    innego, prócz tego, co dotyczy bojaźni Bożej. Niech nie rozumie
    brzydkich słów, pieśni światowych niech nie zna; niech młody
    język jej zaprawia się do słodkich hymnów. Niech daleka będzie
    od swawoli młodzieży; nawet dziewczęta jej i służebne nie po­
    winny brać udziału w światowem życiu, by, źle nauczone, nie
    uczyły jej gorzej jeszcze.

Powinna mieć litery z bukszpanu lub kości s łonio-wej1, nazwane każda własnem swem imieniem; niech bawi się wśród nich tak, aby__jsabawa nawet była nauką, i niech nietylko zna porządek liter tak, aby pamięciowe-wylicżenie ich w pieśń niejako przechodziło, lecz trzeba także rozrzucić je często, koń­cowe mieszając ze środkowemi, a z pierwszemi środkowe, ażeby znała je nietylko z brzmienia, ale i z wyglądu. A gdy zacznie już drżącą rączką prowadzić rylec po wosku, niech albo czyjaś ręka wodzi dziecięce paluszki, albo też wyryć trzeba na tabliczce pierw­sze próbki pisma, by można było wzdłuż owych rowków ryso­wać kształty liter, ujęte w te krawędzie, nie wychodząc poza nie.

1 Powtórzenie wskazówki Kwintyljana, por. wyżej str. 84; po­dobnież następujące dalej uwagi o czytaniu, o pochwałach, współza­wodnictwie.

51


Niech stara się łączyć zgłoski, zyskując za to pochwały-Zachęcać ją do tego należy drobnemi podarkami, jakie tylko w tym wieku mogą ucieszyć dziecko. Powinna mieć towarzyszki w 'nauce, którymby zazdrościła, których pochwały dręczyłyby ja. Nie należy jej strofować, gdy jest opieszała, lecz raczej pochwa­łami trzeba podniecać umysł, by się zwycięstwem cieszyła i bo­lała nad tem, gdy zostanie zwyciężona. Przedewszystkiem zaś za­pobiegać temu trzeba, by nie znienawidziła nauki, aby gorycz w dzieciństwie poznana, nie przetrwała i poza młode lata.

Imiona nawet, które wdrażać ją mają w łączenie słów, niech nie będą przypadkowe, lecz dobrane i starannie zestawione. Oczy­wiście należy brać z pism Mateusza i Łukasza imiona Proroków i Apostołów i cały szereg patrjarchów od Adama począwszy, by, zajmując się czem innem, zaprawiała zdolność pamięciową do przyszłej nauki.

Wybrać_trzeba męża w odpowiednim wieku, nieposzlakowa­nych obyczajów i żetelnej wiedzy a nie sądzę, by uczony mąż wstydził się spełnić wobec krewniaczki, czy wogóle szlachetnie urodzonej dziewicy tę rolę, jaką Arystoteles spełniał wobec syna Filipa, i sam uczyć ją początków pisma.

Nie należy i drobnostek lekceważyć, bez których ważniejsze rzeczy istnieć nic mogą. Nawel początki nauki i pierw­sze wskazania zasad inaczej brzmią w ustach człowieka wykształ­conego, inaczej zaś w ustach prostaka. Stąd i ty zawczasu o to dbać powinnaś, by córka pod wpływem niemądrych przymilań się niewieścich nie przyzwyczaiła się używać w mowie zdrobniałych wyrazów, lubować" się w złocie i purpurze, bo jedno wymo­wie na złe wychodzi, drugie zaś obyczajom; niech w młodym wieku nie uczy się tego, czego potem musiałaby się oduczać. Piszą, że wymowie greckiej niemało korzyści przyniósł wpływ ję­zyka matek na mowę dzieci. Wymowa Hortensjusza rozwinęła się pod skrzydłami rodzicielskiej opieki. Trudno wykorzenić to, je­żeli się umysł w młodych latach przepoi. Któż purpurowej weł­nie barwę pierwotną przywróci? Świeże naczynie gliniane długo zachowuje posmak i woń, którą po raz pierwszy nasiąkło, Historją grecka poucza, że najpotężniejszy król, Aleksander, po­gromca świata, ani w obyczajach, ani w wystąpieniu nie mógł pozbyć się błędów, wszczepionych mu w dziecięcych jeszcze la­tach przez wychowawcę jego, Leonidasa. Bo łatwe jest współ­zawodniczenie w złem, i rychło naśladować potrafisz błędy tego, czyim cnotom nie zdołasz dorównać.

Nawet i karmicielka jej niech nie będzie pijaczką, rozpust­nicą, ani gadułą; niech ma niańkę skromną, a wychowawcę statecz­nego. Gdy ujrzy dziadka, niech na piersi mu skoczy i Alleluja

1 Rada Kwintyljana (por. str. 85), przystosowana do stanowiska chrześcijańskiego.

8 Por. wskazówki Pseudo-Plutarcha i Kwintyljana.

3 Cały powyższy ustęp wzięty w Kwintyljana, por. wyżej str. 82.

52


mu — choćby nie chciał — śpiewa.Niech babka garnie się do niej, ojciec niech wśród śmiechu poznaje, niech wszystkim miłą będzie, a cała rodzina niechaj się cieszy, że róża zakwitła w ich gronie. Niech się też odrazu i tego dowie, jaką ma drugą babkę, jaką ciotkę, dla jakiego wodza i do jakiego wojska jako żołnie­rzyk mały rośnie1. Niech za niemi tęskni, niech grozi ci, że do nich odejdzie.

(5) Sam wygląd jej i strój niech ją uświadomi, komu jest ofiarowana. Pamiętaj: nie przekłuwaj jej uszu, ani twarzy jej, Bogu poświęconej, nie maluj bielidłem ni różem, szyi nie obciążaj zlotem ani perłami, głowy zaś klejnotami, włosów jej nie czer­wień, byś nie wywróżyła jej tem zawczasu jakichś ogni piekiel­nych. Niech ma inne perły, za które potem zakupi sobie perłę najcenniejszą.

Ongiś szlachetna patrycjuszka na rozkaz męża, Hymetju-sza , który był stryjem dziewicy Eustochji, zmieniła wygląd jej i strój, a zaniedbane włosy splotła światowym zwyczajem, chcąc przełamać i śluby dziewicy i matki życzenie. I oto tejże nocy ujrzała we śnie jawiącego się anioła, który straszliwym głosem karami zagroził jej i powściągał ją temi słowy: To ty ośmieli­łaś się rozkaz męża ponad Chrystusowy postawić? Tyś ważyła się głowę Chrystusowej dziewicy dotknąć święlokradzkienii dłoń­mi? Olo ci usychają już one, byś wśród mąk poznała, coś uczy­niła, a po pięciu miesiącach do piekieł będziesz wtrącona. Jeśli zaś trwać będziesz w tym zbrodniczym szale, i męża i dzieci utracisz zarazem. — I spełniło się wszystko po kolei, a spóźnioną skruchę tej nieszczęsnej niewiasty przypieczętował rychły zgon. Tak karze Chrystus świętokradców, tak strzeże klejnotów swych i skarbów najcenniejszych.

Opowiedziałem to nie dlatego, jakobym chciał radować się klęską nieszczęśników, ale po to, by cię pouczyć, z jakim lękiem i z jaką ostrożnością powinnaś dotrzymywać tego, co poprzysię­głaś Bogu.

(6.) Kapłan Heli obraził Boga przez winy synów swoich. Nie może pasterzem być ten, ktoby miał synów w swawoli żyjących a nie uległych jemu. O ljobiecie zaś prz-eeiwriie czytamy, że zba­wiona bdzieprzez urodzenie synów,jeśli wytrwają wierze i miłości,w uświeńceniu i skromności. Jeśli rodzicom przypisuje się winy dzieci dojrzałych i własnowolnych, toć o ileż bardziej niemowlęcą i słabą jest ona istotą, która wedle słów Pana, pra­wicy nie odróżnia od lewicy, to jest nie zna różnicy między ziem a dobrem? Jeśli z niepokojem czuwasz, by jej nie dopadł wąż ja­dowity, czemuż równie gorliwie o to nie zabiegasz, by nie ugo-

1 Mała Paula już przed urodzeniem ofiarowana była do kla­sztoru; poprzednie dzieci Lety przychodziły na świat nieżywe, co ją skłoniło do uczynienia tego ślubu.

8 Hymetiuś, stryj dziewicy Eustochium (inna to od wspomnianej na wstępie szwagrowej Lety), był namiestnikiem Rzymu.

53


dżił jej »topór świata,by nie piła ze złotego puharu Babilonu, by nie pragnęła ujrzeć cór innego świata2, by nie puszczała się w taniec, nie ubierała się w powłóczystą tunikę? Nie podaje się inaczej trucizny jak tylko miodem zaprawioną, i błędy nie uwo­dzą inaczej jak pod płaszczykiem i pozorem cnót.

A jakżeto? — spytasz — wszak odpowiedzialność za grzechy rodziców nie spada na dzieci ani za grzechy dzieci na, rodziców, lecz dusza, która zgrzeszy, sama umiera. Odnosi się to do tych, którzy mogą już rozumem władać, o których w Ewangelji napisano: Ma lata swoje, odpowiada za siebie. Gdy ktoś je­dnak dzieckiem jest i tyle wie co dziecko, zanim dojdzie do wieku używania rozumu i nim go Pitagorejska6 litera Y doprowadzi na rozstajne drogi, wówczas tak zalety jego jak i wady przypi­suje się rodzicom. Chyba że może będziesz uważała, że dzieci chrześcijańskich rodziców, jeśli nie otrzymały chrztu, same tylko winne są grzechu i występek ten nie dotyczy tych, którzy go im udzielić nie chcieli, szczególnie jeśli idzie o czas, kiedy te, które chrzest przyjąć miały, nie mogły się sprzeciwić; na odwrót nato­miast zbawienie dzieci korzyść przynosi rodzicom. Czy miałaś ofiarować córkę, czy nie, to było1 w twojej mocy (choć u ciebie bjły inne warunki, skoroś ją wpierw ofiarowała, nim ją poczę­łaś), ale to, ażebyś raz ją ofiarowawszy, nie zaniedbała sprawy, wiąże się z własnem twojem bezpieczeństwem. Kto złoży ofiarę uszkodzoną, nadpsutą czy w jakikolwiek sposób skażoną, winien jest świętokradztwa, o ileż tedy cięższą karę poniesie ten, kto cząstkę ciała własnego i czystość nietkniętej duszy mając oddać w ramiona króla, okaże się niedbałym?

(7). Gdy większa już trochę będzie i za przykładem oblu­bieńca swego wzrośnie w mądrość i lala, pomnażając łaskę swą u Boga i życzliwość u ludzi, niech wraz z rodzicami pójdzie do Świątyni Prawdziwego Ojca, lecz wraz z rodzicami wychodzić z niej nie powinna. Niech szukają jej po drodze świeccy ludzie wśród tłumu krewnych i niech nie znajdują jej nigdzie indziej 6 jak tylko w zakątku jakimś nad Pismem świętem, u Proroków i Apostołów szukającą wieści o zaślubinach duchowych. Marję naśladować powinna, którą Gabrjel samotną zastał w. jej pokoju. I dlatego też może tak go przelękła się ona, że ujrzała męża, do którego obecności nie przywykła. Niech o lepsze idzie z tą, o któ­rej się mówi: »Cała chwała tej córy królewskiej z jej duszy pły­nie* 7. Niech i ona, grotem miłości przeszyta, rzeknie umiło­wanemu: «Wprowadził mnie król do łożnicy swojej. Niech nigdy nie wychodzi z domu, By nie spotkali jej ci, którzy krążą po

1 Jeremiasz 50, 23. 2 Genezis 34, 1. ' Ezechiel 18, 20.

Ewang, św; Jana 9, 21.

5 Literę Y starożytni uważali za symbol życia ludzkiego: jedno jej ramię wskazywało drogę cnoty, drugie — występku.

Ewang. sw. Łukasza 2. ' Psalm 44, 14.

8 Pieśń nad pieśniami 1, 3.

54


mieście, i nie napadli i nie zranili jej, nie zdarli zasłony skrom­ność jej kryjącej i mie zostawili nagiej we krwi.

(8.) Niech nie posila się w licznem gronie, Lo jest przy wspólnych biesiadach rodziców, by nie patrzyła na potrawy, którychby później pragnęła. A choć niejedni mniemają, że więk­szej to cnoty dowodem, wzgardzić rozkoszą bliską i dostępną, lecz ja sądzę, że bezpieczniejszą wstrzemięźliwość to zapewnia, jeśli. się nie zna tego, czego brak miałoby się odczuwać. Jako chłopiec czytałem kiedyś w szkole: Z trudem ci przyjdzie poskromić to, do czego pozwolisz przywyknąć.

Niech też-odrazu teraz powie sobie, że wina nie pije WJiadflriacze. Przed dojściem do siły wieku niebezpieczna dla młodych osób i ciężka jest wstrzemięźliwość. Aż do tego czasu, jeśli konieczne to będzie, niech i do łaź n i chodzi, i ze względu na żołądek niech z umiarem wina używa, niech też i mięsnemi potrawami wzmacnia siły, by nogi wpierw nie osłabły, zanim biegać zaczną. Mówię to w duchu pobłażliwości, nie zaś w sensie nakazu, osłabienia bojąc się, a nie jakobym zachęcał do używania. Bo i czemużby poza tem dziewica Chrystusowa nie miała wogóle tego samego uczynić, co po części czynią przesądni Żydzi, odrzucając pewne zwierzęta i potrawy, czego też przestrze­gają i indyjscy brahmanowie i gymnosofiści egipscy, używając jako jedynych potraw: krup jęczmiennych, kukurydzy i owoców? Jeśli w takiej cenie są szkiełka, czemużby perła wyższej ceny uzyskać nie miała? Urodziwszy się jako przyobiecana niech tak żyje, jak żyli ci, którzy również przyobiecani na świat przyszli. Jednakiej łasce niech jednakie towarzyszą trudy. Niech gorliwie krząta się koło organów, niech nie wie natomiast, poco istnieją liry i cytry.

(9.) Co dnia powinna ci zdać sprawę z pracy nad wyzna-czonymi najpiękniejszymi ustępami z Pisma św. Niech się nauczy rytmu greckich wierszy. A za tem powinna iść krok w kfpkrhauka łacińskiej mowy, bo jeśli od początku nie nagnie się do niej młody język, popsuje się, obce przybierając brzmienia i obcemi błędami zanieczyści się ojczysta mowa.

Trzeba, by w tobie miała nauczycielkę, by ciebie w młodych latach podziwiała. Ani u ciebie, ani też o ojca nie powinna ujrzeć nic takiego, co gdyby uczyniła sama, zgrzeszyłaby. Pamiętajcie o tem, wy rodzice młodego dziewczęcia, że więcej nauczyć ją .jmożna _p r z_yjc ł a d ę m _ niż słowami. Rychło więdnieT Rwiecie, rychło fiołki, lilje i krokusy zła pogoda zniszczy. Bez ciebie niech nie ukazujecie w żadnem publkznem miejscu, do bazyliki mę­czenników ani do kościołów niech nie idzie bez matki. Niech; żaden młodzieniec ani żaden elegant utrefiony nie zaczepia jej uśmiechem. Dnie czuwania i nocne nabożeństwa niech dzie-

1 gymnosoliśei, t. j. nadzy filozofowie, tak Grecy nazywali brah-
manów. .

Por. wyżej Kwintyljana str. 83.

55


weczka nasza tak spędza, by ani na krok nie oddalała się od matki. Nie radbym widział, gdyby która ze służących dziew­cząt goręcej pokochała i zbyt często szeptała jej coś do ucha; co­kolwiek powie, niech to wszyscy wiedzą. Niech upodoba jsobie towarzyszkę, nie żadną strojnisię, urodziwą ani też swawolną,

. któraby płynnie i słodko pieśni umiała śpiewać, ale poważną, lękliwą, chodzącą w żałobie i raczej posępną. Niech nad nią pieczę ma starszych lat dziewica, zaenie wierząca, obyczajna i skromna, któraby ją uczyła i przykładem swym zachęcała do tego, by nocą do modłów i psalmów wstawała, rano śpiewała hymny, o trzeciej, siódmej i dziesiątej godzinie stawała w or­dynku jako żołnierz Chrystusa i zapaliwszy latarnię składała wieczorną ofiarę. Tak dzień jej upływać powinien i noc zastawać na czuwaniu. Po modłach czytanie, .po czytaniu-modły. Krótki zda się jej czas, wypełniony tak urozmaiconem zajęciem. (10). Niech się też nauczy__prząść wełne.i kołowrotek trzy­mać w ręku, koszyk wziąć na kolana ,obracać wrzeciono i nić na krośnie przesuwać. Ale stronić powinna od krosen, gdzie je­dwab tkają, od szat seryjskich i złota w nić wiotką snutego. Niech takie szaty sporządza, które od chłodu chronią, a nie takie, które przywdziane ciała obnażają.

Pokarmem dla niej_niech będzie jarzona i tym_podobne rze­czy, a od czasu doczasu rybki. I aby nie przeciągać wskazań co do jedzenia, dodam: niech je tak aby zawsze łaknęła, aby natych­miast po posiłku mogła czytać, modlić się i psalmy śpiewać Nie

ipochwalam, wjnjodym szczególnie; wieku, długich i nieumiarko-wanych postóów, które obejmują tygodnie, kiedy się je olej w potrawach1 owoce. Doświadczenie nauczyło mnie, że osiołek w podróży, gdy był zmęczony, szukał miejsca spoczynku. Tak czynią czciciele Izydy i Cybele1, którzy z żarłoczną wstrzemięźli­wością zajadają się bażantami i wędzonemi synogarlicami, byle nie tknąć oczywiście płodów ziemi. Co do długich postów tyle tu zalecić należy, aby do długiej podróży zapewniać stale dopływ sił, byśmy biegnąc przez pierwszą część drogi, w środkowej nie padli z wyczerpania. Zresztą jak pisałem uprzednio, w czasie postu należy rozpiąć żagle wstrzemięźliwości i woźnica powinien wszelkich cugli zwolnić spieszącym koniom. Coprawda inaczej rzecz się przedstawia u świeckiego człowieka, inaczej u dziewicy i zakonników. Człowiek świecki w poście tłumi żarłoczność swego żołądka i żyjąc na wzór ślimaków własnym sokiem żołądek swój przygotowuje niejako dla przyszłych uczt i objadań się. Dziewica i zakonnik niech o tyle w poście dają koniom swobody, by nie tracili z pamięci tego, że oni zawsze muszą biec. Trud większy ma granice czasu, nie kończy się zaś nigdy trud mały. Bo tam mamy chwile odetchnienia, tu nieustannie naprzód kroczymy.

' Czciciele tych bogiń chlubili się swą wstrzemięźliwością, po-. nieważ nie jadali chleba, wynagradzali to sobie jednak mięsem.

56


(11.) Jeśli ...udajesz się do podmiejskiej-posiadłości nie po­zostawiaj córki w domu niech nię umie i nie może bez ciebie żyć niech boi się pozostać sama. Niech nie prowadzi rozmów ze świeckimi ludźmi i niech nie mieszka ze ziemi dziewczętami. Nie powinna brać udziału w weselnych uroczystościach służby, ani wdawać się w hałaśliwe zabawy domowników. Wiem, że niektórzy zalecali, by dziewica Chrystusowa nie kąpała się z za-mężnemi kobietami, bo te w nabrzmiałych łonach brzydotę uka­zują światu. Mnie wogóle nie podobają się kąpiele dla dojrza­łych dziewcząt, które rumienić się powinny na widok własnej nagości. Bo jeśli ktoś czuwaniem i postami umartwia i ujarzmia ciało, jeśli ogień zmysłowych pożądań i zapalność burzliwego wieku chce stłumić chłodem wstrzemięźliwości, jeśli zdobywszy się na zaniedbanie, usiłuje tem przyćmić wrodzoną urodę, cze­muż wręcz przeciwnie podnietami łaźni miałby podniecać uśpione ognie?

(12.) Miast klejnotów i jedwabi księgi święte niech kocha, w których nie barwne malowidła, ani złocenia, ani ze­wnętrzny przepych, lecz ze względu na wiarę sama jasność treści pogłębionej i od błędów wolnej niech jej przemawia ao duszy. Najpierw poznać powinna Psałterz, a pieśni te niech będą dla niej rozrywką, na Przypowieściach zaś Salomona niech się wy­uczy tego, co do życia się odnosi. Czytając Ekklezjastę, niech przyzwyczai się gardzić tem, co z tego świata. W Księdze Job niech upatruje przykładów cnoty i wytrwania. Niech potem do Ewangelij się zabierze, by już ich więcej z rąk nie wypuścić. W Dzieje i Listy Apostolskie niech wczytuje się z całą ochotą serca. Wzbogaciwszy lemi skarbami zasoby swej duszy, powinna jeszcze przyswoić pamięci Proroków, Heptateuchon, księgi Kró­lów i Paralipomenon oraz księgi Esdrasza i Estery. Nakoniec do­piero niech bez niebezpieczeństwa już wyuczy się Pieśni nad pieśniami, by czytając ją na wstępie nie poniosła szkody, jeśliby nie zrozumiała ukrytej pod osłoną zmysłowych słów weselnej pieśni, mającej uczcić duchowe zaślubiny. Wystrzegać się po­winna wszelkich apokryfów2, bo wiele wplątano w nie rzeczy błę­dnych i niemałej rozwagi potrzeba, by złoto wśród błota odna­leźć. Niech się swobodnie obraca wśród listów Atanazego i pism Hilarego'. Niech rozkoszuje się ich rozprawami, bystrością ich umysłów; niezachwiana jest w księgach tych zbożność ich wiary. Innych niech tak czyta, by raczej sama wartość ich oceniała, niż szła za nimi.

(13). Odpowiesz: Lecz jakże ja, świecka kobieta, wśród ta-

1 Tu zaczyna się, przeciwstawiony lekturze szkoły pogańskjej,
program lektury chrześcijańskiej. .2 Krążące obficie utwory nabożne, ale nie uznane przez Kościół,
uzupełniające Ewangelje fantastycznem przedstawieniem szczegółów
z życia Chrystusa, Panny Marji i t. p.

3 Ojców Kościoła.

57


kiej masy ludzi, w Rzymie, zdołam dopilnować tego wszyst­kiego? Nie podejmuj się więc trudu, któremu sprostać nie zdo­łasz, ale odebrawszy jej na wzór Izaaka mleczne posiłki i przy­odziawszy ją za przykładem Samuela, poślij ją do babki i ciotki. l Niech się chowa w klasztorze, niech znajdzie się w orszaku dzie­wic, niech się nie uczy przysięgać, kłamstwo niech ma za święto­kradztwo, niech nie zna światowego życia, niech żyje jak anioł, niech cielesna bezcielesną będzie, niech sądzi, że cały ród ludzki do niej jest podobny. A w każdym razie żeby już resztę pomi­nąć — uwolni cię to od trudu strzeżenia jej i niebezpieczeństwa opieki. Lepiej ci tęsknić za nieobecną niż niepokoić się na każ­dym kroku, co mówi, z kim mówi, z kim się porozumiewa, na kogo mile spogląda. Eustochji oddaj maleńką, której i płacz na­wet jest dziś modlitwą za ciebie. Oddaj ją jej jako towarzyszkę świętości i przyszłą spadkobierczynię. Ją niechaj widzi, ją nie­chaj kocha od najmłodszych lat, ją właśnie niech podziwia, bo' mowa jej, jej wystąpienie całe i wygląd są szkołą cnót. Niech znajdzie się na łonie babki, która ponownie wnuczce da to wszystko, w co wyposażyła dawniej córkę swoją; długa praktyka nauczyła ją wychowywać, strzec i uczyć dziewice. Szczęśliwa Paula, córka Toxotiusa, która dzięki cnotom babki i ciotki świętością raczej niż rodu znakomitością się wsławi! O gdybyś mogła zobaczyć teściową twą i kuzynkę i dostrzec w tych dro­bnych ciałach ogrom ducha. Wobec wrodzonej ci skromności nie miałbym co do tego zastrzeżeń, gdybyś córkę wyprzedziła.

Jeśli Paulę przyślesz, przysięgam ci, nauczycielem jej i wy­chowawcą będę. Będę w ramionach ją nosił i ja starzec z dzie­cinnego jej szczebiotu słowa kształtował, o wiele zaszczytniejszą rolę spełniając od światowego filozofa, bo nie macedońskiego króla, którego śmierć od trucizny babilońskiej czekała, lecz słu­żebnicę i oblubienicę Chrystusa będę wychowywał, przeznaczoną do Królestwa niebieskiego.

1 Do klasztoru w Betleem, gdzie teściowa Lety, Paula, wraz z swą córką, Eustochją, od lat przebywały. Młoda Paula wkrótce też tam została oddana.

Aluzja do Arystotelesa, wychowawcy Aleksandra Wielkiego.

58


UZASADNIENIE SUROWYCH KAR CIELESNYCH.

Wyjmujemy poniższy ustęp z pism wielkiej powagi wieków śre­dnich, francuskiego dominikanina .W incentego z Beauyais, au­tora Speculum, słynnej encyklopedii wszelkiej wiedzy. Jako wycho­wawca synów Ludwika świętego, napisał on około r. 1245 na życzenie królowej osobny traktat pedagogiczny De institutione puerorum rega-lium (o wychowaniu dzieci królewskich), w którym rozwinął ogólne zasady wychowania. Duch tego dzieła nawskróś zgodny z powszech-nemi zapatrywaniami epoki, przedewszystkiem zabarwiony ascetycznie. Przytaczamy zeń (na podstawie wydania z r. 1481) rozdział 27 pod tyt. De causis disciplinae libenter suscipiendae. Jest on zarazem dosko­nałym przykładem ówczesnego sposobu pisania i argumentowania (na­gromadzenie autorytetów i cytatów, poza któremi ukrywa się pogląd autora; schemat budowy: oddziały i poddziały).

DZIEWIĘĆ PRZYCZYN, DLA KTÓRYCH CHĘTNIE NALEŻY PRZYJMOWAĆ KARĘ.

Jak rodzice lub nauczyciele mają z miłością stosować do dzieci karzącą dyscyplinę, tak i te dzieci powinny ją znosić z cier­pliwością. A mianowicie dziewięć jest przyczyn, które zachęcać je mają do ochoczego i dobrowolnego przyj­mowania kary, a to: dobroć woli bożej, przywiązanie ojcow­skie, cnota cierpliwości, przykład Chrystusa i świętych; pożytecz-ność kary, jej krótkotrwałość, lekkość, konieczność, oraz nastę­pujące po niej przyjemności.

Dobroć-powiadam-woli bożej, która gniewem swoim nie tamuje miłosierdzia swego. Boć, jako się wyżej rzekło, z gniewu bożego ku ludziom pochodzi karząca dyscyplina, ponie­waż chłopiec przychodzi na ten świat z nieświadomością i po­żądliwością; przeciw tym dwom niedostatkom nad zmysłami jego czuwa zakaz i nauka, pełne trudów i boleści jako że opieka boska nawet potępionych nie opuszcza całkowicie. To mówi Au­gustyn w ostatniej księdze De cwitate Dei. Stąd jest jasne, że z ulitowania bożego wymierza się karę dzieciom. Dlatego też

I znowu tenże do tegoż Lucyljusza: Niech się podoba człowie-

1 Dodać trzeba, że studenci owej doby to wyłącznie przynależni do stanu duchownego.

59


kowi to wszystko, co się Bogu podoba-dla tego samego, że się Bogu podoba

Druga przyczyna, to przywiązanie ojcowskie, które z miłości wymierza dzieciom surową karę, wedle tego co-mówi Eccles. XXX: Kto kocha syna, często go chłoszcze. Stąd to płynie owo zdanie Augustyna: Nie każdy, kto pobłaża, jest przyjacielem, i nie każdy, kto chłoszcze, jest nieprzyjacielem. Le­piej jest z surowością kochać, niż z łagodnością oszukiwać. To są słowa Augustyna. A to samo mówi Księga Przypowieści, rozdz/ XXVII: Lepsze jest jawne ukaranie, niż ukryta miłość. I zno­wu: Lepsze są rany zadane przez kochającego, niż zdradliwe pocałunki nienawidzącego). I znowu o karze ojcowskiej mówi Augustyn w kazaniu o synu centurjona, co jest również cytowane w Kanonie rozdz. XXIII, 1: Wiele czynić trzeba nawet wzglę­dem opornych, których z życzliwą surowością karać należy, li­cząc się raczej z ich pożytkiem niż z ich wolą. Albowiem w ka­raniu syna, choćby surowem, nigdy nie milknie miłość ojcowska, musi się to jednak dziać choćby wbrew jego woli i niech go-boli, jeśli on oporny tylko przez ból może być uleczany». To-Augustyn. Zresztą razy ojcowskie nawet gdyby były niesprawie­dliwe, muszą być spokojnie cierpiane, według powiedzenia Te-rencjusza w Andria: Skąd ci wypłynęła korzyść, wypada znieść i przykrość. O tem też mówi Apostoł do. Żydów XII: Któryż jest syn, któregoby nie karał ojciec?«

Trzecia przyczyna to cnota cierpliwości, która tak się przedstawia według Tulliusa1 w I ks. Retoryki: «Ćierpli-wość — powiada — jest to dobrowolne i długotrwałe znoszenie rzeczy bolesnych i przykrych ze względu, na uczciwość lub po­żytek. To Tullius. Jakaż zaś może być uczciwsza lub pożytecz­niejsza przyczyna cierpienia jak chęć zdobycia mądrości lub na­bycia cnoty? A do tych dwóch celów zmierza wszelka karność względem chłopców. Słusznie też powiedziano, że cierpliwość musi być dobrowolna i długotrwała, albowiem ani kto wogóle. cierpi z przymusu nie ma zasługi u Boga, ani kto straci wy­trwałość, nie zdobywa nagrody. O zaletach cierpliwości wydal książeczkę święty męczennik Cyprjan, w której tak ją zaleca: »Gierpliwość — powiada — jest to cnota wspólna nam z Bogiem. A jakaż to chwała stać się Bogu podobnym! Jakież to szczęście posiadać wśród swych cnót taką, co może zrównać chwale bożej!... Nic też innego bardziej nie odróżnia sprawiedliwych od niespra­wiedliwych, jak to, że w nieszczęściu niesprawiedliwy z niecier­pliwości złorzeczy i skarży się, a sprawiedliwy chwalony jest za swą cierpliwość. Wreszcie cierpliwość zachowuje nas dla Boga i Bogu zaleca, bo ona gniew miarkuje, język poskramia, myślą rządzi, pokoju strzeże, porządkiem kieruje, gwałtowność możnych hamuje, nędzę biedaków łagodzi, w powodzeniu czyni pokornym,

1 Cyceron. 60


w niepowodzeniu mężnym, uczy szybko przebaczać tym co zawi­nili, ich zaś skłania, by długo i gorąco przepraszali, podstawy wiary umacnia, początki nadziei rozwija, czynem kieruje». To Cyprjan. Wreszcie jak świadczy Platon, cierpliwość jest rdzeniem, całej filozof ji. Skąd i Salomon w Przypowieściach XI powiada: «Naukę męża rozpoznaje się po cierpliwości».

Czwarta racja lub przyczyna lo przykład Chry­stusa i innych świętych. Albowiem Chrystus sam naj­pierw słowem nauczał cierpliwości nietylko w dyscyplinie, ale i w krzywdzie, mówiąc: «Nie sprzeciwiajcie się złu, lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu zaraz drugi. A do czego słowem wzywał, później sam przykładem własnym pouczył. Albowiem nietylko przyjmował policzki i razy, ale wkońcu całe ciało wystawił na krzyż, jak czytamy u Mateusza XXVII. I tak choć był prawdziwym synem bożym, jednak nie uchylił się od najwyższej kary, jakkolwiek żadną miarą nie zasłużył na jakie­kolwiek karanie, jedynie tylko, aby dać nam wzór poddawania się dyscyplinie, według słów św. Piotra... Wszyscy zatem chrze­ścijanie, nietylko chłopcy ale i dorośli, powinni ochoczo przyj­mować kary, nietylko za swe przewinienia, jak również dla Jego przykładu.Wreszcie wszyscy święci przyjmowali kary jako przy­brani synowie boży.

Piąta przyczyna to użyteczność samej kary, a ta jest czworaka. Pierwsza to wykształcenie ku prawdzi­wej mądrości i dobremu postępowaniu. Jak powiedziano według Jeremjasza. VI: Poprzez wszelki ból i biczowanie wy­kształcisz się, Jeruzalem. Skąd mówi się w Przypowieściach XXIX: Rózga i karanie dodaje mądrości. Druga to przy­zwyczajenie do znoszenia, co jest bardzo w tem życiu potrzebne. Albowiem jak wyżej powiedziano za Cyprjanem: Którzy się pocą i trudzą w nędzy tego życia, jakaż pociecha ponad cierpliwość więcej im pomóc zdoła? Do cierpliwości zaś mocno przyczynia się nawyknienie wkorzenione od dzieciństwa. Wszak i rekrutów zwykło się ćwiczyć przed bitwą, podobnie przyda się chłopcom miarkowanie rozkoszy i ćwiczenie dyscypliną.T r z e-cia to upokorzenie 2w celu zduszenia nadętości serca. Bardziej bowiem upokarza karą zadana przez drugiego niż przez siebie samego. Dlatego to mnisi za swe przewinienia zwy­kli otrzymywać karę wobec wszystkich w kapitule, aby bardziej się upokorzyli i oczyścili, cierpiąc jednocześnie wstyd z bólem. Czwarta korzyść to ukaranie samego przewinienia dla osią­gnięcia lekarstwa odpuszczenia. Co teraz zostało pom­szczone przez karę, o ile tę się cierpliwie przyjmuje, zyskuje od-

1 Odtąd skracamy tekst, opuszczając obfite wciąż przytoczenia
z Pisma św., Ojców Kościoła i pisarzów rzymskich.

2 Wzgląd ten byłby niezrozumiały u starożytnych, spotykał się też
z potępieniem pedagogów humanistycznych, por. niżej u Erazma.

61


puszczenie i uchodzi przyszłej kary. Dlatego o chłopcu stoi w Przypowieściach: Ty uderzysz go rózgą i wybawisz z piekieł duszę jegQ.

Szósta racja czyli przyczyna, by karę ścierpieć, jest krótkotrwałość samej kary. Oczywiście podług tego zda­nia Apostoła, że chłopiec jest pod władzą opiekuńczą aż do czasu naznaczonego przez ojca. A w istocie co trwa krótko, łatwiej to ścierpieć.

Siódma to lekkość kary. O czem stoi w Przypowie­ściach: Nie umykaj kary od chłopca, jeśli go bowiem skarcisz rózgą, nie umrze z tego.

Ósma tokonieczność kary, ta zaś jest dwojaka, a mianowicie dla uleczenia i dla niemożności sprzeciwu. Ko­nieczna jest dla uleczenia, ponieważ inaczej niepodobna usu­nąć zła nieświadomości ani zahamować zgnilizny pożądliwości jak tylko przez ukrócenie ich karami, podobnie jak nie można uleczyć rany cielesnej inaczej niż przez wycięcie lub wypalenie. Przytem jest niemożność sprzeciwu, bo chłopiec, choćby i nie chciał, jednakże pod przymusem zniesie karę. Najlepszem więc lekarstwem w takiem położeniu jest znieść ją nietylko cier­pliwie ale i ochoczo i z konieczności zrobić cnotę. Albowiem już sama dobra wola ścierpienia nietylko jest zasługą u Boga, ale i samą surowość kary bardzo łagodzi. Ból, jeżeli go nie zwiększasz własnem mniemaniem, jest lekki i samago czynisz lekkim, jeśli za lekki go uważasz.

Dziewiąta racja czyli przyczyna chętnego znoszenia kary to przyjemność po niej następująca. A ta jest dwo­jaka, mianowicie natychmiastową i przyszła. Natychmiastowa zaś jest trojaka. Po wyrośnięciu z lat dziecinnych słodkie jest wspomnienie wycierpianej kary. Nietylko słodkie jest samo wspomnienie, ale nawet miłe jest opowiadanie o niej. Na­turalna jest bowiem radość, że się moje zło skończyło. Trzecia zaś jest przyjemność skutkiem osiągnięcia sprawiedli­wości lub mądrości, z których jedna jak druga zawiera rozkosz niesłychaną. Te trzy przyjemności oznaczone są w. różdżce Aarona, która zakwitła, zazieleniła się i owoc wydała, jak czytamy w księdze Numeri XVII. Kwitnie bowiem rózga przez pełne woni przypominanie sobie zasłużonej kary. Ziele­nieje przez miłe i wdzięczne tego opowiadanie. Owoc wydaje przez nabycie sprawiedliwości lub mądrości...

62


ZAŁOŻENIE UNIWERSYTETU KRAKOWSKIEGO.

Zamieszczamy dyplomy założenia uniwersytetu przez Kazimierza "Wielkiego, oraz odnowienia przez Władysława Jagiełłę. Na porówna­nie zasługują różnice i podobieństwa treści obydwóch, wynikające ze zmiany stosunków. Dokumenty podajemy w tłumaczeniu prof. Stani­sława Krzyżanowskiego z jego rozprawy Poselstwo Kazimierza Wielkiego do Awinionu i pierwsze uniwersyteckie przywileje (Rocznik Krakowski, tom IV, 1900); znajdują się tam reprodukcje fotograficzne oryginalnych dokumentów pergaminowych, przechowanych w archi­wum Uniwersytetu Jagiellońskiego.

KAZIMIERZA WIELKIEGO DYPLOM ZAŁOŻENIA UNIWERSYTETU.

1364, d. 12 maja, w Krakowie.

W imię Pańskie amen. To, co wola królewskiego Majestatu szczególnie z głębokiej pobożności i czystości wiary ku pożytkowi poddanych i zbawieniu rodzaju ludzkiego w szczerem i szlachet-nem uczuciu stanowi, niechaj zyska wiarygodność i cieszy się większą trwałością, ponieważ nic nie znaczą ustawy, jeśli się ich jak najusilniej nie przestrzega. Przeto My Kazimierz, z Bo­żej łaski król Polski i ziem: krakowskiej, sandornirskiej, sieradz­kiej, łęczyckiej, kujawskiej, pomorskiej i ruskiej, pan i dziedzic, pragnąc gorąco, tak jak Lo jest naszym obowiązkiem, aby się rzecz pożyteczna i wszelka pomyślność rodzaju ludzkiego rozszerzała, bacząc na to, co lepsze, i nie wątpiąc, że to duchowieństwu i pod­danym królestwa naszego pożytek przyniesie, postanowiliśmy w mieście naszem Krakowie, wyznaczyć, obrać, ustanowić i urzą­dzić miejsce1, na któremby szkoła powszechna w każ­dym dozwolonym wydziale kwitnęła, a dla przyszłości na wieczne czasy tem pismem jej istnienie zapewnić chcemy. Niechże więc tam będzie nauk przemożnych perła, aby wydawała męże, dojrza­łością rady znakomite, ozdobą cnót świetne, i w różnych umiejęt­nościach biegłe; niechaj otworzy się orzeźwiające źródło, a z jego pełności niech czerpią wszyscy naukami napoić się pragnący.

Do tego to miasta Krakowa niechaj zjeżdżają się swobod­nie i bezpiecznie wszyscy mieszkańcy, nietylko królestwa naszego i krajów przyległych, ale i inni, z różnych części świata, którzy pragną nabyć tę przesławną perłę wiedzy.

Wszystkim pospołu i każdemu zosobna przyrzekamy, i do­brą wiarą zaręczamy niżej wypisane artykuły w niniejszem pi­śmie zawarte, nienaruszone strzec i zachować, a w szczególności

1 Zatem mówi się dopiero o wyborze miejsca, czyli uniwersytet znajdował się w pierwszem stadjum organizacji.

W oryginale łacińskim: studium generale; tak nazywano urzę­dowo wówczas uniwersytety w przeciwieństwie do szkól niższych, po­święconych jednemu tylko kierunkowi kształcenia (schola particularis).

3 Niektóre z powyższych zwrotów są zaczerpnięte z przywileju papieskiego dla uniwersytetu w Pradze (1347).

63


rektorom uniwersytetu, doktorom, mistrzom, scholarom, pisarzom, sprzedawcom ksiąg, bedelom, oraz ich domownikom jakimkol­wiek, którzyby dla uniwersytetu do wzmiankowanego miasta przybyli i tam przebywali, chcemy być panem łaskawym; i tak ich wszystkich jak i każdego zosobna praw, przywilejów, swobód, statutów i wszystkich innych zwyczajów, w szkołach po­wszechnych bolońskiej i padewskiej przestrzeganych i zachowywanych chronić, bronić i niemi się opiekować pra­gniemy .

A nasamprzód, wszyscy przyjeżdżający do uniwersytetu lub z niego wracający, na wszystkich i na każdym zosobna przecho-dach, mostach, grodach i strażach, w całem królestwie naszem ustanowionych, żadnego nie mają płacić przechodnego, cła, myta i opłaty, ale przez nie wszystkie z rzeczami swemi: końmi, książkami, sukniami, pościelą, pieniądzmi i sprzętami domowemi swobodnie i bezpiecznie przechodzić mogą. Również, gdyby ro­dzice lub przyjaciele jakiego scholara w jadło i napoje jakiekol­wiek zaopatrzyć chcieli, wszystko to do wzmiankowanego mia­sta Krakowa, ma wolno wejść bez opłacania jakiegokolwiek cła, a rzeźnicy i ktokolwiek inny nie mają temu w żaden sposób prze­szkadzać. Gdyby się kto ze scholarów, za granicą ziemi krakow­skiej, w ziarno zboża, mąkę, słód, marcowe piwo, wino lub drwa zaopatrzył, wszystko to i każda rzecz zosobna wodą i lądem wolno puszczane być ma bez opłaty ceł i dziesięcin w drwach. Pieka­rze zaś, scholarom chleb wypiekający, i młynarze, ziarna ich mie­lący, niech się nie ważą więcej od nich wyciągać nad to, co im obywatele pomienionego miasta płacić zwykli. Gdyby również (co niech Bóg uchowa) którego z scholarów lub ich czeladzi, w gra­nicach królestwa naszego kto z naszych poddanych, jawnie lub tajemnie obrabował z koni, pieniędzy lub rzeczy, obowiązani bę­dziemy natychmiast po wniesieniu przez niego skargi przed nas szkodę mu wynagrodzić a złoczyńcy poszukiwać, i z nim według porządku prawa postąpić. Gdyby zaś obcy a nie nasi poddani scholara lub jego posłańca w granicach królestwa naszego obra­bowali, do wrócenia szkód, sposobem wyżej podanym nie bę­dziemy obowiązani, ale u monarchów sąsiedzkich, w których kraju złoczyńcy pomienieni przebywać będą, o odzyskanie rzeczy scho­lara usilnie starać się będziemy.

Urządzamy odtąd szkoły potrzebne dla czytania prawa ka­nonicznego, cywilnego, nauk lekarskich, i umiejętności wyzwolo­nych i wyznaczamy mieszkania przyzwoite dla doktorów, mi­strzów, scholarów, pisarzy, księgarzy i bedelów. Mieszkania te za­raz polecamy oszacować przez dwóch obywateli i dwóch schola­rów, a taksa ta nie ma być nigdy powiększona płacą wyższą. Je­żeli ząś te mieszkania w przeciągu czasu się poniszczą, właści-

1 W wymienionych poniżej przywilejach mieści się to, co skła­dało się na ówczesną autonomję uniwersytetów.

64


ciele będą obowiązani corocznie nakładem swym je naprawiać. W przeciwnym razie schólar lub inny pomienionych domów mieszkaniec, zawiadomiwszy wprzód właściciela, będzie mógł dom naprawiać z czynszu rocznego bez niczyjego zarzutu. Gdyby zaś kto w domu, dla uniwersytetu, jak podano, przeznaczonym, mie­szkał, a scholar sobie go życzył za umówioną cenę, natychmiast komornik pierwszy, zapłaciwszy czynsz za czas upłyniony, wy­nieść się z domu będzie obowiązany, i scholarowi dobrowolnie go oddać.

Chcemy także, abyscholarzy własnego rektora mieli, któ­ryby ich sądził w sprawach cywilnych i miał jurysdykcję zwyczajną nad wszystkimi, którzyby w mieście Krakowie, dla studjów zamieszkali. Wszyscy więc pomienionemu rektorowi przysiąc i jego słuchać majg. Niechaj się nikt nie waży w wzmian­kowanych cywilnych sprawach doktora, mistrza, scholara, be-dela, księgarza przed sąd jakikolwiek duchowny lub świecki po­woływać, pod kar$ 10 grzywien groszów praskich, której to ka­rze samym uczynkiem podpada; grzywny'.takie wpływają do skarbca scholarów. Od wyroku rektora nikt nie może apelować, supliki wnosić, albo żądać przywrócenia do pierwotnego stanu. A choćby apelował, apelacji jego przyjmować., ani apelującego słuchać nie ma żaden sędzia kościelny czy świecki^ lecz postano­wienia wyroku rektora mają być ściśle zachowane. Gdyby jed­nak przeciw wyrokowi wniesiono zażalenie nieważności i złego zastosowania ustawy, konsyljarze uniwersytetu mają rozpoznać kwestję prawa i słuszności. Nadto rektor powinien sądzić schola­rów swoich w sprawach karnych lżejszych, jako to za pobicie, albo wtedy jeśli scholar dla studjów w mieście Krakowie przeby­wający kogoś rwiąc za włosy, albo bijąc ręką lub pięścią, do roz­lania krwi zrani. W sprawach tych scholarzy lub ich służący do obcych sądów nie mają być pociągani. Gdyby zaś (czego oby ni< było) scholara lub kogoś z wymienionych na złodziejstwie, cu­dzołóstwie lub nierządzie, zabójstwie lub innej zbrodni głównej jawnie schwytano, występków tych rozpoznawać rektor nie bę­dzie, ale duchowny natychmiast, do sądu biskupiego ma być ode­słany, świecki zaś naszemu podlegnie sądowi.

Jeżeli zaś scholar świecki, bedel, księgarz albo ich słudzy

0 zbrodnię zabójstwa, cudzołóstwa, obcięcia członków, albo za­
dania rany śmiertelnej, lub jakikolwiek szkaradny występek
obwinieni zostaną, natenczas nie podług zwyczajów ojczystych
albo statutów, ale podług prawa rzymskiego przez nas albo przez
wyznaczonego' sędziego mają być sądzeni. Obwinionego należ}
przypuścić do oczyszczenia się z zarzuconej mu zbrodni świa­
dectwem poczciwych ludzi. Gdyby o jakąkolwiek zbrodnię wielką
lub małą albo występek jakikolwiek scholara albo kogoś z
wspomnianych obwiniono, niech nikt się nie waży chwytać go

1 przytrzymywać, inaczej, jak tylko ze sługami rektora, i za jego
zezwoleniem i rozkazem wyraźnym, a to dlatego, aby z powodi


jednego zbrodniarza nie szarpano nieprzystojnie rzeczy niewin­
nych ludzi. Także, jeśli_jrektpr wykonywajac prawnie swoje ju­
rysdykcję podług przepisów statutów kogoś z uniwersytetu wy­
dali i korzyści z nim złączonych pozbawi, wydalony na żądanie
rektora z obydwóch miasta Krakowa i Kazimierza, przez wój­
tów i obywatelów natychmiast ma być wypędzony. I niech nikt
się nie waży takiego w domu swoim przechowywać, albo mu ja­
kiekolwiek pokarmy i napoje sprzedawać, darowywać lub uży­
czać. Ale gdyby scholar lub ktoś z wyżej wzmiankowanych, wy­
rokowi albo rozkazowi rektora nie był posłuszny naprawdę i bun­
tował się przeciw swojemu rektorowi, obowiązani będą wójtowie
obojga miast na żądanie rektora wysiać sługi swoje dla poskro­
mienia zuchwałości wspomnianego rokosznika.

Wyznacżamy także płacę na katedry następujące, a mianowicie: na katedrę dekretów 40 grzywien srebra corocz­nie, na katedrę dekretałów tyleż, na katedrę szóstej księgi Kle­mensa 20 grzywien. Opatrujemy także czytającego kodeks praw 40 grzywnami srebra, czytającego księgę zwaną Infortiatum takąż sumą, czytającego księgę zwaną Volumen 20 grzywnami, podob­nież na rok przyszły podług zwyczaju szkoły prawa, czytającym Digestum Vetus i Novum, każdemu 40 grzywien naznaczamy. Dwom zaś mistrzom czytającym fizykę wyznaczamy płacę 20 grzywien każdemu rocznie, a mistrzowi nauk wyzwolonych od­dajemy szkołę N. Panny Marji i dziesięć grzywien dochodu przy­łączymy . Rektorowi uniwersytetu za jego trudy wyznaczymy na­grodę 10 grzywien, jak w innych szkołach jest w zwyczaju.

Te zaś płace przekazujemy teraz na żupy nasze solne wie­lickie tak, iż nasz żupnik doktorom i mistrzom uczącym będzie obowiązany płacić je co kwartał w Krakowie.

, Wspomnianym scholarom naznaczymy jednego kampsora czyli żyda w mieście Krakowie, któryby miał wystarczające pie­niądze do pożyczenia im w potrzebie na pewne zastawy i któryby za usługę swoje nie wyciągał więcej, jak grosz od jednej grzywny na miesiąc.

Doktorowie i mistrze do płatnych katedr powinni być-obierani przez scholarów tego wydziału, do któ­rego za doktorów lub mistrzów mają być wzięci. A gdyby w wy-

1 "Widoczna jest przewaga prawa. Trzy katedry otrzymuje prawo kanoniczne (kościelne): 1) Dekretów, t. j. zbioru Gracjana z początku XII w., 2) Dekretałów, to jest postanowień papieskich, zebra­nych za Grzegorza IX, 3) Klementyny, to jest dodatków do dekretów, uzupełnionych uchwałami soborów "W pap. Klemensa V. Prawo rzym­skie otrzymuje pięć katedr; wediug podziału, uznanego w wiekach średnich, zbiór prawa rzymskiego składał się bowiem z pięciu części: na trzy części dzielono Pandekta (Digestum uetus, Infortiatum, Dige-stum novum), na dwie kodeks ces. Justynjana (Codex, Yolumen). Nauki lekarskie otrzymywały dwie katedry, nauki wyzwolone — jedną zale­dwie, ale zato jej profesorowi oddawano szkolę parafjalną u Panny Ma­rji, cayli tę szkołę zamieniano na wydział filozoficzny.

66


borze nie było zgody, mianowany przez "większy część, ma być obrany i nam, jeśli pod ów czas obecni będziemy, lub naszemu komisarzowi, Którego na to ustanowimy, prezentowany. Obrany zaś przez nas albo przez naszego komisarza niech obejmie ka­tedrę.

Żaden doktor lub magister rektorem nie będzie mógł być
obrany Scholar będąc rektorem, nie będzie mógł być przypu­
szczo
ny podczas rektoratu swojego do prywatnego egzaminu na
żadnym wydziale. .

Stanowimy także, aby, ilekroć się zdarzy, że doktorowie albo magistrowie scholarów do prywatnego egzaminu dopuszcza, kanclerz nasz krakowski, który podówczas będzie, mjał jako zwierzchnik zupełna władzę potwierdzenia tego egzaminu1.

Aby zaś scholarzy szkoły powszechnej ćwiczenie mieli, bi­
skup krakowski powinien w samem mieście Krakowie oficjała
swego osadzić, jak to już jest faktycznie, aby uczniowie z wy­
kładów przechodzili do praktyki i nabierali śmiałośpi w dogo­
dzeniu. .

Aby zaś to wszystko, i każda rzecz zosobna powyżej wy­rażona, nabrała mocy wiecznej trwałości, rozkazaliśmy niniejszy napisać przywilej, pieczęci naszej wyeiśnieniem stwierdzony. Działo się w Krakowie w dzień Zielonych Świątek,! roku Pań­skiego 1364, w przytomności Andrzeja krakowskiego, Jana san-domirskiego wojewodów; Wilczka sandomirskiego, Dobieslawa wiślickiego, Piotra wojnićkiego kasztelanów; Fłorjana kanclerza łęczyckiego i innych wielu szlachetnych i wiary godnych mężów. Dan przez ręce czcigodnego męża Jana dziekana i kahclerisa na­szego krakowskiego dekretów doktora. Pisał, Jakób z Ossowa pi­sarz dworu naszego królewskiego.

WŁADYSŁAWA JAGIEŁŁY DYPLOM REFORMACJI UNIWERSYTETU.

1400, d. 26 lipca, w Krakowie.

W imię Pańskie amen. Ku wiecznej rzeczy pamięci. Po­nieważ wtenczas błędów i wątpliwości niedostatkom zapobiegamy roztropnie, gdy zdarzenia za naszych czasów zaszłe, stwierdze­niem dokumentów i wypisaniem świadków uwieczniamy, przeto My Władysław, z Bożej łaski król Polski, oraz ziem: kra­kowskiej, sandomirskiej, sieradzkiej, łęczyckiej, kujawskiej, naj­wyższe książę litewskie, Pomorza i Rusi pan oraz dziedzic, do wiadomości wszystkich obecnych i potomnych niniejszym przy­wilejem podajemy:

1 Temu postanowieniu sprzeciwił się papież w liście do króla
z 13 września 1364, zaznaczając, że prawo zatwierdzania egzaminów
ma przysługiwać biskupowi krakowskiemu. Król poszedł za przykia-
dem ces. Fryderyka II, Który to prawo w uniwersytecie neapolitańskim
przyznał kanclerzowi swojemu, widocznie Kazimierz Wielki przykła­
dał wagę do uniezależnienia się pod tym Względem od wiadzy ko­
ścielnej..

67


Odkąd nas przedwiecznego Króla rozporządzenie, niewy­mowną wszystko układające roztropnością, z błędów pogaństwa wyprowadziło, i na stopień królewskiej dostojności, chociaż nie­dostatecznie zasłużonych powołało, ku temu szczególnie, staran­nie obmyślane zamiary i przedsięwzięcia nasze kierujemy i tro­skliwie wewnętrzną czujność nasze zwracamy, aby mieszkańców i poddanych ziem naszych litewskich, tych zwłaszcza, którzy w zastarzałym pozostając błędzie, byli naszymi towarzyszami ciemności, a których przyjęciem świętej wiary katolickiej do łona świętej matki Kościoła przywiedliśmy, z woli Tego, który niebieskiemi i ziemskiemi rzeczy rozporządza i włada, przyzwy­czajeniem, praktyką' i poznaniem uczynków pobożnych, bez któ­rych wiara sama jest próżna, na synów światła nawrócić z po­mocą i współdziałaniem tych, których umysły mądrości i nauki pełność ozdobiła, to jest ludzi w podstawach i tajnikach pi­sma biegłych, których radą tron królewski się umacnia, a cnotliwymi czynami rzeczpospolita stale w zdrowie i siły wzrasta. Słodkim dźwiękiem brzmiała w uszach naszych jpamięć tych często nam przypominanych pobożnych monar­chów, którzy w krajach swoich nauk zakładali siedliska i po­wołaniem uczonych osób wady i błędy ojczyzny swojej usunąć i wytępić usiłowali, przykładem ich krzepiło się serce nasze i do "wykonania zamysłów przez nich w pobożnej myśli urzeczywist­nionych poczęło całą siłą wewnętrzną dążyć. Widzimy bowiem i naocznie spostrzegamy, jak Paryż powołaniem i zgromadzeniem uczonych, biegłych i rozumnych Francję opromienia i szanowną czyni, jak Bolonja i Padwa Włochy wzmacnia i zdobi, jak Praga Czechy oświeca i wynosi, albo jak Oxford całą Germanję1 obja­śnia i użyźnia. Dlatego zaiste za zrządzeniem Najwyższej potęgi rozlicznych ziem dostąpiliśmy panowania i królestwa polskiego otrzymaliśmy koronę, abyśmy je blaskiem uczonych osób oświe­cili, ich naukami jego niedostatki i cienie usunęli, z i innymi kra­jami je zrównali.

Nie wątpiąc, że to poddanym rzeczonego królestwa i ziem naszych zbawienny pożytek przyniesie, za zgodą, wolą, wiedzą i zezwoleniem najświętszego w Chrystusie ojca, pana i pana, Bo­nifacego z Bożej opatrzności Papieża, IX., najświętszego rzym­skiego i powszechnego kościoła najwyższego biskupa, łaskawie zatwierdzającego ją wydaniem buli swoich, postanowiliśmy w mieście naszem Krakowie, miejsce, na któremby szkoła po­wszechna w każdym dozwolonym wydziale kwitnęła, miano­wicie w teologji, t. j. w piśmie świętem, w prawie kanojiicznem i rzymskiem, w fizyce i sztukach wyzwolonych, wyznaczyć, obrać, ustanowić, określić, urządzić i założyć, a mocą niniejszego przy­wileju utrwalamy je na wieczne czasy. Niech więc tam będzie nauk przemożnych perła, aby wydawała męże, dojrzałością rady

1 Słynny uniwersytet w Oxfordzie był w oczach Polaków chlubą . Ciermanji, jako że Anglosasi należeli do plemion germańskich.

68


znakomite, ozdobą cnót świetne i w różnych umiejętnościach bie-

__głe. Niechaj otworzy się orzeźwiające źródło nauk, z którego peł-ności mech czerpią wszyscy, naukami napoić się pragnący_.

Tejże szkole powszechnej, którąśmy ku ozdobie naszej świę­tej korony polskiej w rzeczonem mieście Krakowie wskrzesić po­stanowili, pxagn§C usilnie rozwój szczęśliwy zapewnić i oddalo­nych krain mieszkańców do przybywania do niej zachęcić, wszystkim i każdemu zosobna, duchownym, świeckim i scholarom Jakiegokolwiek urzędu, kondycji i stanu, a osobliwie rektorom uniwersytetu, doktorom, mistrzom, graduowanym, bakałarzom,

JBczniom, pisarzom, sprzedającym księgi, bedelom, ich domowni-

Jcom jakimkolwiek, którzyby dla uniwersytetu do rzeczonego mia­
sta Krakowa przybyli i tam przebywali, artykuły niżej wypisane
-w niniejszym dokumencie zawarte, nienaruszenie dotrzymać i za­
chować przyrzekamy. Chcemy im także łaskawe okazać względy
i wszystkich i każdego z nich w jego prawach, przywilejach, wol-
nościach, swobodach, statutach, łaskach i zwyczajach wszystkich,
w szkołach potrzebnych utrzymywanych i zachowywanych utrzy­
mać, zachować i bronić. '

-i, Wszystkich w ogólności, i każdego zosobna: duchownych, scholarów, studentów świeckich i t. d. do rzeczonego miasta Kra­kowa, dla nauk, jak się rzekło, w przyszłości przybywających, w_ przejeździe do niego i odjeździe stamtąd ze wszystkiemi ich

„rzeczami, to jest końmi, książkami, pościelą, narzędziami, pie-niądzmi i sprzętami z pod wszelkich d a n i n, opłat, prze-chodów, mostów, podwód, straż, ceł, podatków, pieszego, dziesię­cin i ciężarów jakiemkolwiek imieniem nazwanych, z pewną na­szą świadomością wyjmujemy powagą królewską od nich uwalniamy, chcąc aby od pomienionych scholarów i uczniów, je-

śliby sami albo przez przyjaciół albo przez inne jakiekolwiek osoby w prowianty, mianowicie w pokarmy, napoje, artykuły żywności, ziarno zboża, mąkę, słód, piwo marcowe lub jakiekol­wiek inne, w wino i inne rzeczy potrzebne lądem i wodą spro­wadzone, jakie na obszarze królestwa i państw naszych się znaj­dują zaopatrzyć się chcieli, żadnych zgoła ceł i danin lub dzie­sięcin nie wyciągano, i aby ich rzeźnicy, piekarze i młynarze nie

uciskali i nie niepokoili, i nie odważali się od tychże scholarów i studentów za rzeźnię, mielenie i pieczenie chleba więcej jak od obywatelów i mieszkańców miasta Krakowa wymagać i wy­ciągać. Aby zaśjpod pozorem lub imieniem scholarów kupcy lub inni jacy ludzie w tych rzeczach oszustwa nie popełniali, chcemy

w tej mierze, aby podług zacności:osób przysiędze ich wiara dana

była, jeżeliby się wydało słuszne żądanie jej od prowadzących

podobne prowianty, albo też aby jświadectwo piśmienne rektora

uniwersytetu szkoły powszechnej od nich odbierano, któremu

wszyscy w tym wypadku mają zupełną dać wiarę.

Oprócz tego gdyby jakiego studenta lub scholara do mia­sta Krakowa dla nauk jadącego, ziemiach królestwa naszego

St. Kot: Wybór źródeł I

69


zbójcy i złoczyńcy obrabowalL.albo rzeczy i majątek jego jaw­nie lub tajemnie uszkodzili, z zupełną i całą pilnością, starania dołożymy i rozkażemy, aby go dołożono, aby rzeczonych złoczyń­ców i rozbójników urzędnicy królestwa naszego śledzili, zrabo­wane rzeczy scholarów i studentów odebrali i takich złoczyńców ile możności ukarali.

Ażeby zaś scholarpwie porządku pbwinnego i karności na­leżytej w szkole powszechnej krakowskiej ściśle przestrzegali, "chcemy, aby wszyscy scholarowie i studenci do Krakowa przyby­wający i tam dla nauk bawiący własnego mifeli rektora1,

-któryby ich w sprawach cywilnych sądził, i miał jurysdykcję zwyczajną nad wszystkimi, jemu zaś wszyscy przysięgą związani należne posłuszeństwo i cześć oddawać powinni. I niech nikt ni­gdy w tychże sprawach cywilnych, studentów i scholarów uniwersytetu krakowskiego, jakiegokolwiek stanu i kondycji, gdzie indziej przed sędziego obcego kościelnego lub świeckiego nie waży się powoływać. Od wyroku zaś rektora wspomnianego nikt nie może apelować, wypraszać się, lub domagać przywró­cenia do pierwotnego stanu. A gdyby apelowano, apelacji nie na­leży przyjąć, apelującego sędzia duchowny lub świecki nie po­winien przesłuchiwać, ale wyrok rektora we wszystkich, swych punktach niezmiennie zachowany być ma. Gdyby jednak prze­ciw wyrokowi rektora wniesiono zażalenie nieważności lub złego zastosowania ustawy, konsyljarze uniwersytetu mają rozpoznać kwestję prawa i słuszności i orzec, co w wyroku jest prawnem. Nadto rektor wspomniany powinien sądzić scholarów i stu­dentów swoich w sprawach karnych lżejszych, jako to: za rwanie włosów, obrażenie ręką lub pięścią aż do zbroczenia krwią, lub za gwałt jakikolwiek niezbyt wielki. W sprawach tych scho-ląrzy, studenci albo ich domownicy i służba do obcych sądów nie mają być wywoływani lub pociągani.fGdyby zaś (czego niech Bóg uchowa) studenta, scholara lub kogoś z wymienionych, na złodziejstwie, cudzołóstwie, nierządzie, zabójstwie, albo jakiej zbrodni głównej i haniebnej jawnie schwytano, badać ich rektor nie powinien, ale w ten sposób schwytany scholar, duchowny do sądii biskupiego natychmiast ma być odesłany, świecki zaś na­szemu podlegnie sądowi^Także każdy scholar świecki, bedel, księ-

garz albo ich domownilć, o zbrodnię zabójstwa, podpalenia, cu­dzołóstwa, obcięcia członków albo zadania rany śmiertelnej, albo też o jakikolwiek niegodziwy występek obwiniony, nie podług zwyczajów ojczystych albo królestwa naszego, ani podług jego statutów, ale podług prawa rzymskiego przez nas lub wyznaczo­nego sędziego ma być sądzonym. Również przypuścić go należy

1 Przywilej Jagiełły nie powołuje się na statuty uniwersytetów włoskich i nie przyznaje studentom prawa wybierania rektora zpośród siebie. Pod tym względem (jak również co do obsadzania katedr) po­szedł Jagiełło za wzorem uniwersytetu paryskiego i opartego na nim uniwersytetu heidelberskiego. oddając kierownictwo w ręce profesorów.

70


do oczyszczenia się z zarzuconej mu zbrodni świadectwem mężów poczciwych Gdyby ścholar lub student lub ktoś z wspomnianych er jakąkolwiek zbrodnię lub występek ciężki czy lekki był obwi-,niony, niech nikt chwytać go i przytrzymywać się nie waży, ina-' czej jak tylko z sługami rektora i na jego szczegółowe żądanie. Ńadlo jeśli rektor, wykonywając prawnie swoją jurysdykcję podług przepisów statutów, kogoś z uniwersytetu wydali, i ko­rzyści nauk pozbawi, wydalonego na żądanie rektora z obojga miast Krakowa i Kazimierza oraz innych założyć się mogących, a Krakowowi i Kazimierzowi przyległych, wójtowie, obywatele i mieszkańcy, natychmiast mają wypędzić, i niech się nikt nie waży takiego w swojej gospodzie, mieszkaniu i domu przyjmo-jwać i przechowywać, albo mu potrzebnych żywności lub odzie­nia użyczać.Gdyby, zaś scholar lub student lub kto inny z wy­mienionych wyrokowi albo rozkazowi rektora nie był posłuszny, przed nim się nie stawił i przeciw niemu buntował, na żądanie rektora wójtowie i rajcy rzeczonych miast obowiązani będą wy­słać sługi swoje na poskromienie zuchwałości takiego rokosznika.

Stanowimy zaś, abyCjpostanowienia w tym przywileju za­warte stale zachowane były pod karą dziesięciu grzywien groszy praskich,, do skarbu scholarów oddawanych, i chcemy, aby takiej karze podlegali przestępcy postanowień wyżej i niżej wypisanych.

Stanowimy także, aby ilekroć się zdarzy, że doktorowie lub magistrowie scholarów w jakimkolwiek wydziale do egzaminu prywatnego, wedle zwyczaju powszechnego dopuszczą, kanclerz nasz, który podówczas będzie, miał jako zwierzchnik, władzę zu-pełną,potwierdzenia tego egzaminuj.

Naznaczymy także wspomnianym scholarom jednego kamp-sora czyli żyda w mieście Krakowie, któryby miał- wystarczające pieniądze do pożyczania im.na pewne zastawy, a któryby pro­centu więWego. nie wymagał jak grosz jeden od każdej grzywny na miesiąc.

Nakońiec statuta, jakie doktorzy i mistrzowie pomienionego uniwersytetu krakowskiego uchwala, których tu nie można było pomieścić, w innych uniwersytetach zachowywane, chcemy dla ich szkoły potwierdzić.

Aby zaś doktorowie, mistrze, licencjaci, bakałarze i studenci rzeczonego uniwersytetu krakowskiego, swoje wykłady, ćwiczenia i czynności naukowe swobodniej i wygodniej mogli i zdołali od­bywać, na mieszkanie mistrzów, i na codzienne i powszechne zbieranie się studentów i scholarów dom nasz, który był i nazy­wał się domem Szczepana,Panchirza, a który niegdyś i Gersdorf obywatel krakowski posiadał, na ulicy św. Anny położony, w swo­jej długości, szerokości i obszarze wymierzony i oddzielony, .po­stanowiliśmy wyznaczyć, uwalniając go od wszystkich płac, da­nin, podatków, ciężarów sąsiedzkich, poborów, opłat sądowych,

1 To postanowienie Kazimierza W. zostało zatem utrzymane.

71


prawnych i zwyczajowych, nakładania ciężarów i podwód; ajłorn
ten uniwersytetowi rzeczonemu oddajemy,na własność,,dó niego
wcielamy i przyłączamy na zawsze i na wieki, nic w nim prawa
i dziedzictwa sobie i następcom naszym nie zastrzegając. Chcemy
zaś, aby dom ten na wieki w posiadaniu i własności doktorów,
magistrów i kolegjatów pozostając.Lnnał piawo__wolnego,.schro­
nienia dla zbiegłych i inne prawa, swobody i łaski, jakich Bogu
póświęcanę_używąją kościoły.

Dalej dla większego wzmocnienia rzeczonej szkoły powszech­
nej krakowskiej, uważając za rzecz przyzwoitą, aby tych, którzy
prace i ciężary ponoszą, nagrgda_nie omijała, doktorom-i mi­
strzom, tudzież kolegjatom tegoż uniwersytetu krakowskiego, któ^
rzy fundament nauk w pomienionej szkole zakładać powinni,
i wykładami oraz objaśnieniami swojemi studentów nauczać
i nimi się opiekować, r o c z n ą pensję stu grzywien liczby pol­
skiej naznaczamy i przekazujemy na cło nasze krakowskie ,
z których po dwadzieścia pięć grzywien,- co kwartał każdego roku,
od celników podówczas będących, odbierać mają, celnicy zaś po-
mienioną kwotę na żądanie ich i za kwitem bez wszelkiej wy­
mówki i opieszałości wieczyście płacić będą obowiązani. Gdyby
zaś wspomniani celnicy w wypłacaniu tych pieniędzy niedbali lub
opieszali' byli, wówczas doktorowie i mistrze wspomniani do wy­
dobycia tych pieniędzy pomocy starosty lub namiestnika naszego
po raz i drugi żądać mają, gdyby zaś żądanie ta okazało się bez­
skutecznym, wtedy wolno im będzie prawem duchownem,.przez
wyroki klątew, uciążenia i interdyktu od rzeczonych celników te
pieniądze wydobyć.

Ale, ponieważ na mało się zda swobody nadać, jeżeli niema takiego, któryby je zachowywał i strzegł, pragnąc szkołę rzeczoną krakowską przy jej prawach, swobodach i ustawach skuteczniej zachować, biskupa krakowskiego^ który podówczas będzie, wszyst­kich w ogólności i szczególności swobód, immunitetów, exemcji i statutów szkoły pomienionej konserwatorem ustanawia­my, i dajemy mu pe}ną i wolną władzę zachowywania jej i strze­żenia, jej swobód wykonywania, i po zbadaniu sprawy nakłada­nia na rokoszników i występnych przeciw szkole i wspomnianym studentom kar, na jakieby podług niniejszego dokumentu, _albo nawet podług prawa rzymskiego, kanonicznego lub statutów miej­scowych, za swój występek lub z.powodu niestawienia się, za­służyli. Tenże biskup z rektorem uniwersytetu będzie miał także pełną i całkowitą moc rozdawania pieniędzy, płac i wygód w ko-legjum mistrzom i doktorom, podług potrzeby stanu i zasługi każ­dego. Gdyby zaś kto z następców naszych lub ktokolwiek inny ten przywilej założenia naszego szkoły powszechnej i - nadania

1 W fundacji Kazimierza W. płace miały być pobierane z żup wielickich, obecnie ubezpieczono je na cle, zapewne ten system dawał gwarancje bardziej regularnej wypłaty. Obecnie jednak ustanowione są pface niższe, co zmuszało profesorów do zabiegów o beneficja kościelne"


jej swobód, exemcji i praw zgwałcić i złamać się ważył, niech wie, że mściwemu gniewowi surowego sędziego, tudzież strasz­nemu i niespodziewanemu przypadkowi wielkiego nieszczęścia podpadnie.

Aby zaś niniejsze pismo w swej trwało mocy, i od następ­ców naszych stale dochowane było, przywilej niniejszy maje­statu naszego pieczęcią stwierdzić rozkazaliśmy.

IJziało się w Krakowie w poniedziałek po św. Jakóbie Apo-stole, roku Pańskiego 1400, w przytomności przewielebnych w Bogu ojców Piotra z Radolina krakowskiego, Mikołaja z Kurowa wło­cławskiego i Wojciecha poznańskiego biskupów; tudzież walecz­nych Jana z Tęczyna, kasztelana krakowskiego, Jana z Tarnowa sandomirskiego, Jana Ligęzy łęczyckiego, Jakóba z Koniecpola 1 sieradzkiego, Sędziwoja kaliskiego, Macieja gniewkowskiego, i Krzesława brzeskiego wojewodów; Krystyna sandomirskiego, Krystyna sandeckiego, Piotra Kmity lubelskiego i Imrama zawi-chojskiego kasztelanów, i innych wielu naszych wiernych i wiary godnych. Dano przez ręce przewielebnego w Chrystusie Ojca i wa­lecznego rycerza Klemensa z Moskorzowa, królestwa polskiego podkanclerzego. Ułożył zaś Mikołaj z Sandomierza, krakowskiego i sandomirskiego kościoła kanonik, dworu naszego pisarz, na re­lację przewielebnego Mikołaja z Kurowa, biskupa kujawskiego i Klemensa z Moskorzowa, królestwa polskiego podkanclerzego.

POGLĄDY PEDAGOGICZNE KONRADA Z BYCZYNY.

Na uwagę zasługuje pierwszy pisarz, który na ziemi polskiej przedsięwziął opracowanie systematycznego dzieła pedagogicznego. Jest nim Konrad z Byczyny (na pograniczu śląsko-polskiem), pisarz miej­ski w Chełmnie, przeciwnik zakonu krzyżackiego i zwolennik Polski. Około r. 1432 ułożył on obszerne dzieło encyklopedyczne p. t. De vita conjugali, którego księgę IV stanowi obszerna rozprawa o potomstwie i wychowaniu synów (De prole et regimine filiorum). Nie jest ona pracą oryginalną: Konrad korzystał obficie z encyklopedji Wincentego z Beau-vais, a jeszcze liczniejsze ustępy wypisywał z dzieła o wychowaniu ksią­żąt Idziego Colonny (Aegidius Romanus, f 1316). Mimo to jego dzieło jest dla nas bardzo ciekawe: jako kompilacyjne, doskonale nam po­kazuje przeciętne zapatrywania pedagogiczne średniowiecza; przy-tem Konrad, choć sam duchowny, zajmuje się wychowaniem młodzieży do życia świeckiego, a ponadto mając zamiłowanie do zagadnień lizjologji i medycyny, poucza nas o zasobie ówczesnych pojęć w tej dziedzinie.

Z rękopisu Konrada, przechowanego w Królewcu, wydał IV księgę R. Galie: Konrad Biłschins Pddagogik (Gotha 1905), na którem to wy­daniu opiera się poniższy przekład wybranych ustępów.

O WZMOCNIENIU PAMIĘCI.

(55—56). Słusznie filozofowie i lekarze podają dużo sposo­bów wzmacniania pamięci. Pierwszym i zasadniczym środkiem

73


jest oczyszczenie mózgu , uskutecznione za poradą dobrego le­karza. Powiadają, że też niemało pomaga branie co jakiś czas pi­gułek przeczyszczających. Dalej, żucie żywicy zmieszanej z im-bierem, przy pustym żołądku, oczyszcza głowę z mokrej flegmy i wzmacnia nadwątlaną pamięć. Bardzo również korzystne jest usuwanie z ciała niepotrzebnych substancyj przez kiszki, mocz, dziurki od nosa, podniebienie, uszy i nacieranie głowy grzebie­niem; regularnie trzeba to powtarzać po śnie i ćwiczeniach cie­lesnych. Bardzo dobrze również przed posiłkiem zastosować umiar­kowane i odpowiedne ćwiczenia cielesne; pomaga to nietylko pa­mięci, lecz i całemu ciału. Również zażywanie po obiedzie przy­rządzonej kolędry przeszkadza uderzaniu do głowy gazów i w ten sposób wzmacnia pamięć. Pamięci i wogóle ogólnemu dobremu stanowi fizycznemu pomaga nacieranie nóg i powolny spacer poobiedni. Skuteczne jest też mycie głowy w gorącej wo­dzie zagotowanej z- rumiankiem, szałwją, majerankiem, melissą lub liśćmi bobkowemi. Podobnie mycie nóg w gorącej wodzie za­gotowanej z temi ziołami dobrze działa na pamięć i na oczy. Zresztą umiarkowana radość i szlachetna rozrywka wzmacniają i zwiększają nietylko pamięć, lecz wogóle zdolność intelektualną i wszystkie inne siły psychiczne i przyrodzone. Pożatem wzmacnia pamięć i dopomaga do ogólnego dobrego stanu fizycznego ro­zumna dieta, umarkowanie w jedzeniu i piciu, jedzenie białego mięsa, jak kur, kogutów, kuropatw itp., a przedewszystkiem umiarkowane spożywanie móżdżku. Również spożywanie na de­ser owoców surowych lub gotowanych przeszkadza w uderzaniu gazów do głowy i wzmacnia-pamięć. Wzmacnia też pamięć ana-kardjon, długi pieprz i kadzidło żywiczne.

Pamięć osłabia się przez wiele nieregularności i przeszkód. Tak przedewszystkiem spanie w obuwiu szkodzi nietylko pa­mięci, lecz także działalności zmysłów i mózgu, ponieważ hu­mory, nic mogąc zejść na dół, uderzają do głowy. Podobnie, we­dług Alberta3 i innych filozofów, szkodzi wyobraźni i pamięci spanie nawznak. Stąd powstają straszne widzenia senne, ponie­waż wtedy droga albo raczej nerw wyobraźnią kierujący, który znajduje się w przedniej części mózgu, łatwo się porusza i w ten sposób pobudza działalność wyobraźni. Inna jest jeszcze przy­czyna, mianowicie, że kiedy człowiek śpi nawznak, humory mącą się, poruszają i przytem ulega zamąceniu komórka wyobraźni, źródło pamięci... Również zbytni spokój osłabia ciepło ciała, po­zwala na zbieranie się w sercu niepotrzebnego nadmiaru i w ten sposób je obciąża, przez co osłabia też pamięć. Zbyt długi sen i zbyt długie czuwanie osłabiają także głowę i pamięć. Podobnie spanie bezpośrednio po jedzeniu, zanim pokarm znajdzie się w żo-


1 Zapomocą odprowadzenia krwi. • Dosłownie: dymów.

Albertus Magnus, jeden z wielkich Doktorów Kościoła (

f1280).

74


ładku, odbiera pamięć i szkodzi jej. Szkodzi również pamięci zbyt wielkie zimno, jeśli się głowy dobrze nie okryje, a zwłaszcza w nocy. Swoją drogą, zbytnie ciepło również mąci zdolność my­ślenia i szkodzi pamięci. Pozatem szkodliwe jest bardzo naduży­wanie w jedzeniu i piciu, i spożywanie ostrych potraw, jak ce­buli, czosnku, starego sera, wędzonego mięsa, jarzyn strączko­wych, barana nietrzebionego, zimnych, soczystych owoców i wo-góle wszelakich surowych rzeczy. Zresztą nadmierne picie wina i zimnej wody na rozgrzany żołądek zmniejsza naturalną cie­płotę żołądka i w następstwie osłabia i psuje pamięć. Szkodliwe wreszcie jest picie bezpośrednio po jedzeniu, podczas gdy pokarm jeszcze podlega trawieniu; przerywa to proces trawienia, szko­dzi mózgowi i pamięci. Również strach i troski wywołują ból głowy i w skutkach szkodzą pamięci; wogóle, krótko mówiąc, wszystkie afekty osłabiają siłę duszy i pamięć, z wyjątkiem radości.

O WYCHOWANIU DZIEWCZĄT.

(6870). ...Co do wychowania dziewcząt, na trzy rzeczy szczególnie trzeba zwrócić uwagę, w których powinny być wycho-. wane najskrupulatniej. Po pierwsze powinno się je powstrzy­mywać od zbytniego spacerowania i włóczenia się, żeby im to nie przeszło w nałóg; po drugie trzeba je powstrzymywać od ga­datliwości, ażeby były małomówne; po trzecie zaś starać się, żeby nie były leniwe, lecz pracowite.

Po pierwsze więc trzeba dziewczęta powstrzymywać od bez­celowego włóczenia się, a to z trzech względów:

Po pierwsze, aby nie ułatwiać im złego postępowania; z ciągłego bowiem włóczenia się wyrasta u nich nałóg złego pro­wadzenia się. A tem bardziej do kobiet się to odnosi niż do męż­czyzn, ponieważ kobiety mniej mają rozumu, niż mężczyźni. Albo­wiem poznanie nasze rozpoczyna się od wrażeń zmysłowych; dla­tego jak najenergiczniej należy unikać tych wrażeń zmysłowych i wzrokowych, które nas wabią do rozkoszy zmysłowych; tem wię­cej zaś się to odnosi do kobiet i dziewcząt, im więcej są pozba­wione rozumu. Powinno się je więc powstrzymywać od bezmyśl­nego włóczenia się, ażeby nie rodziła się w nich chęć złego pro­wadzenia się, bo możliwość kradzieży stwarza złodziei itd.

Drugi dowód wychodzi z założenia, że nie powinny być nieskromne; albowiem przed wszystkiem, do czego się nie przy­wykło, czuje się wstyd; ludzie bowiem nieprzyzwyczajeni do to­warzystwa innych ludzi, wstydzą się zabierać głos w rozmowie, ci zaś, którzy się ciągle obracają wśród ludzi, nie odczuwają wstydu, biorąc udział w większem zebraniu. Tak również kobiety: nieprzywykłe pokazywać się oczom mężczyzn są skromne; te zaś, które ustawicznie wśród męskiego towarzystwa przebywają, stają się bezwstydne. Wstyd zaś jest dla kobiet wielkim hamulcem, który jeśli raz stracą, zaczynają dokonywać, wiele złych rzeczy,

75


ponieważ zapewne dopuściłyby się wiele złego, gdyby nie ten hamulec wstydu, jak powiada filozof1 w swojej Polityce.

Po trzecie zaś, dlatego nie powinny się włóczyć, żeby się nie stać bezwstydnemi i namiętnemi. Dziewczęta bowiem, jeśli w odpowiedni sposób są trzymane pod opieką i jeśli im nie wolno spacerować i włóczyć się, nietylko stają się wstydliwe, lecz dzi­kie, jakby się chowały w lesie, a to najlepiej strzeże je przed utratą dziewictwa. Widzimy bowiem, że zwierzęta leśne nie zno­szą żadnego zbliżenia się do nich, natomiast jeśli się przyzwy­czają do ludzi, pozwalają się dotykać i głaskać. Tak samo kobiety i dziewczęta nieprzywykłe do towarzystwa ludzi bardziej są dzi­kie i trudniej dają się nakłonić do grzechu; jeśli zaś się przyzwy­czają, staną się bezwstydne, namiętne i płoche.

Z trzech powodów widać, że dziewczęta i córki powinny być małomówne.

Po pierwsze dzięki tej zalecie wydają się bardziej wy­niosłe i więcej je kochają mężowie. A to w ten sposób da się udowodnić: Według filozofa — mówi o tem w drugiej księdze Retoryki — pożądamy zawsze rzeczy nieobecnej; im więcej coś jest bardziej trudne do zdobycia i niedostępne, tem więcej zwięk­sza się tego pożądanie. Jeśli tedy kobiety są małomówne, bar­dziej się wydają niedostępne i' wskutek tego bardziej są kochane. A ponieważ wszystko, co się kocha, wydaje się pięknem, dlatego wydają się też bardziej obyczajne. Jeśli zaś kobieta jest zbyt ga­datliwa, okazuje się zbyt przystępna i łatwiej nią mężczyźni po­gardzają. Dlatego też mówi Arystoteles w II-giej księdze Polityki: «Ozdobą kobiet jest milczenie. Milczenie jedna jej szacunek i chroni od pogardy.

Po drugie trzeba unikać nieostrożnej rozmowności, bo im kto jest głupszy, tem więcej powinien być ostrożny. Ponieważ ostrożny sposób mówienia jest zależny od bystrości umysłu, dla­tego rozsądni mężczyźni mówią ostrożnie i rozumnie, ponieważ przewyższają kobiety rozumem; kobiety zaś pozbawione są ro­zumu, dlatego mówią mniej ostrożnie i łatwo wpadają w głu­pią gadaninę, chyba że dobrze rozważą przedtem, nim głos za­biorą. Dlatego też co do nich w większym stopniu trzeba się sta­rać, aby mówiły mądrze i ostrożnie. A najlepiej osiągnąć to można, starając się, aby nic nie mówiły, zanim się dokładnie nie zastanowią.

Trzeci powód, dla którego powinny być małomówne, jest ten, żeby nie stały się kłótliwe i skłonne do sporów, ponieważ u nich, skoro tylko zaczną się kłócić, wzrasta chęć kłótni, bo nie umieją jej rozumem opanować.

1 Filozofem bez wymienienia nazwiska jest zawsze u pisarzy póź­nego średniowiecza Arystoteles, którego autorytet zakrywał wszyst­kich innych filozofów starożytnych.

76


Podaje się jeszcze czwarty powód, nieco żartobliwy. Bie­rze się go z Pisma świętego: kobiety i dziewczęta więcej są skłonne do mówienia, ponieważ stworzone zostały z żebra, względnie ko­ści mężczyzny, a więc z materji stałej, która wydaje z siebie sil­niejszy dźwięk niż ziemia, z której został stworzony Adam. Na przykładzie można się o tem przekonać: trzy kostki, potrząsane w ręce, wydają większy hałas, niż dziesięć grudek ziemi.

Trzeba też kobiety powstrzymywać, aby nie żyły leniwie i nie gnuśniały wskutek zbytniego odpoczywania, lecz pracowały pilnie. Albowiem filozof w I-szej księdze Retoryki bardzo zaleca zamiłowanie do pracy u kobiet. Wyjaśnia się to trzema argu­mentami.

Po pierwsze — szlachetna rozkosz, którą daje praca, albowiem według filozofa — mówi o tem w X księdze Etyki nie może życie nasze istnieć bez rozkosz)'. W ten sposób oka­zuje się błędnem zdanie, że trzeba unikać wszelkiej przyjemności, ponieważ jeśli nie możemy żyć bez jakiejś przyjemności, to musimy znaleźć sobie jakieś przynoszące szlachetną rozkosz zajęcie. Podobnie też kobiety i dziewczęta powinny obrać sobie jakieś zajęcie dozwolone i godziwe, ażeby miały coś do roboty, dlatego że każda jednostka czerpie radość ze swojej własnej prac}', jak powiada filozof w IV księdze Etyki; o tyle bardziej jest to godne polecenia kobietom, niż mężczyznom, o ile kobiety niżej stoją pod względem umysłowym od mężczyzn.

Po drugie, uzasadnia pracowitość kobiet unikanie niedo­zwolonych zainteresowań. Według filozofa umysł ludzki nie jest zdolny pozostawać w spoczynku, przeto, o ile nie zajmuje się rze­czami dozwolonemi, zwraca się ku niedozwolonym. Zapomocą więc pracowitości osłabia się chęć rozkoszy, złych i niedozwolo­nych zainteresowań.

Po trzecie: z pracy wynika korzyść. Albowiem z tego ro­dzaju dozwolonych ćwiczeń rodzi się i wyrasta zawsze coś do­brego. Dlatego gani filozof w I-szej księdze Retoryki Lacedemoń-czyków i nazywa ich niemal nieszczęśliwymi, dlatego że nie mają sposobu, dzięki któremu mogłyby ich kobiety stać się cnotliwe i dobre.

Lecz jeśli chodzi o to, jakie lo są zajęcia odpowiednie dla kobiet, to trzeba powiedzieć, że nad tem musi się zastanowić sto­sownie do osób i miejsca. Ogólnie jednak biorąc, są to następu­jące zajęcia: czytanie, tkanie, przędzenie, szycie, robótki je­dwabne, sporządzanie rzeczy płóciennych i wełnianych, obraca­nie wrzecionem itp. Wśród takich bowiem zajęć zachowują ko­biety poczucie wstydu. Jeśli jednak kobieta dojdzie kiedyś do tak wysokiego stanowiska społecznego, że te roboty byłyby poniżej jej godności, lub wbrew obyczajom, panującym w danym kraju, wtedy powinna czytać książki, aby nie żyła leniwie. Dosko­nale np. jedna dziewczyna dzięki usilnym studjom znała bieg roku, przyszłe święta, miesięczne uroczystości, bieg planet, po-

77


wody skrócania się dnia i nocy, obracanie się plejad i wiatru pół­nocnego, bieg dni w roku, obrazy gwiazd, znaki przepowiadające przyszłość i wiele innych rzeczy, które zalicza się -do wyższej wiedzy. Dlatego też powiada Eklezjasta: jeżeli masz synów, wy-chowywuj ich i opanowywuj od młodości; jeśli masz córki, strzeż ich ciała, nie okazuj im nigdy wesołej twarzy.

ŻYCIE WĘDROWNEGO STUDENTA.

Długie i mozolne bywały studja ubogiej młodzieży,..zwła§gcza p©d ^QQefi_wid^4W'--jb^diibcłv.Jd£d}r..do szkół zaczęły się garnąc liczne tłumy. Rozmnożył się wówczas typ wędrownego studenta, który więcej szukał chleb i przygód, aniżeli nauki. Poziom obyczajowy tych t. zw. wagantów (yagantes = włóczący się) albo bachantów (bracia bachusa, z cechu pijackiego) był bardzo niski.Wytworzyli sobie własne zwyczaje i tradycje, do których należało m. in. wodzenie z sobą pod pretekstem wprawiania w nauki, młodziutkich żaczków, obowiązanych do zbierania żywności dla swych pryncypałów-bachantów. Jak w ta­kiej twardej szkole życia, wśród udręk i przygód, można było dojść od pasienia kóz do katedry uniwersyteckiej, maluje nam autobiografia_Tomasza Platera Szwajcara z ubogiej rodziny góralskiej, spisana w późnej starości wJnąrzeczu riiemiecko-szwajcarskiem,_dla syna (wydał krytycznie H. B o o s, LipsF 1878, liczn-e wydania popu­larne). Podajemy poniżej wyjątki z tej autobiografji (w przekładzie Fr. M i r a n d o 11).

Pomimo że wspomnienia Plattera odnoszą się do początków ~ X¥I wieku, są one w pewnej mierze źródłem do poznania atmosfery szkol­nej nieco wcześniejszej.. Stosunki odmalowane przez Plattera cecho­wały życie szkolne późnego średniowiecza, zmieniły się zaś z nadejściem reformacji; znikł typ wędrownego mnicha i schołara, żyjącego z jał­mużny, wytwarzająca się organizacja nowych typów szkolnych (szkoła średnia) nie sprzyjała spędzaniu długich lat przy szkołach parafjalnycb, ulepszona metoda uczenia łaciny pozwalała już w młodzieńczym wieku posunąć się do szkoły średniej a nawet do uniwersytetu.

Platter, urodzony w r. 1499, w zapadłej okolicy górskiej, pasł "od 6 roku życia kozy u bogatego sąsiada. Kiedy raz chłopczyk zapędził się za kozicą górską ponad przepaście i pogubił kozy, uznano go za nie­zdolnego do tej odpowiedzialnej czynności:

Teraz, gdy mi już nie dawano pasać kóz, dostałem się do pewnego chłopa, ożenionego z jedną z ciotek moich, skąpca i czło­wieka popędliwego wielce, imieniem Antacho. Musiałem mu paść krowy. W kantonie Wallis wszędzie niemal brak wspólnego pa­sterza krów, a ten kto nie ma własnej hali, trzyma sobie oso­bnego pastuszka, który pasie krowy gdzie się da.

Po niedługim czasie przyszła inna ciotka, imieniem Fransy, chcąc mnie umieścić u krewnego, pana Antoniego Plattera, bym się uczył Biblji. Tak się mówi, gdy idzie o zapakowanie kogoś do szkoły. Pan Platter nie przebywał już wówczas w Grenchen, ale postarzawszy się, osiadł we wsi zwanej Gassen. Chłop za­chłanny, bardzo był nierad ze słów ciotki i oświadczył, że się ni­gdy niczego nie nauczę. Mówiąc to pukał palcem po dłoni: Patrz-

78


cięż, podobnie jak przebić nie mogę dłoni palcem, tak w głowę tego chłopaka nie wlezie żadna nauka.

Ale ciotka zaoponowała: «Któż to wie? Bóg mu nie poskąpił darów swoich, może zostać jeszcze nabożnym kapłanem.

Zaprowadziła mnie tedy do pewnego księdza, a miałem wów­czas, o ile pamiętam, lat dziewięć, czy półdziesięta.

Drżałem ze strachu, gdyż był to człowiek gniewliwy, ja zaś niezdarny chłopak wiejski. Bił mnie on srodze, targał za uszy i za uszy podnosił z ziemi, tak że krzyczałem jak koza żywcem odzierana ze skóry, a sąsiedzi wykrzykiwali, że chce mnie chyba zamordować.

Nie pobyłem tu długo, gdyż przybył krewniak mój, student wędrujący ze szkoły do szkoły, od Ulmu do Monąchjum, nazwi­skiem Paweł Summermatter i przyrzekł zabrać mnie ze sobą, bym się uczył po szkołach niemieckich. Usłyszawszy to, padłem na ko­lana, dziękując Bogu, że mnie wyrwał z pazurów klechy, który bił lylko, a niczego nie uczył, prócz odrobiny śpiewu. Pewnego dnia zachciało i nam się odprawiać mszę i posłano mnie do ko­ścioła po świecę. Płomień objął rękaw i sparzył mnie tak, że mam dotąd bliznę na ramieniu,

Paweł, wybierający się znowu na wędrówkę, kazał mi sta­wić się u siebie w Stalden. Po drodze wstąpiłem do brata matki mojej, który opiekował się mną potrosze Dostałem odeń złotego guldena i ruszyłem dalej, częslo zaglądając w dłoń, czy go mam jeszcze. Przyszedłszy do Stalden, dałem pieniądz Pawłowi. Polem ruszyliśmy w świat szeroki, ja zaś musiałem dbać o siebie i mego bachanta. Ponieważ byłem naiwny i mówiłem gwarą ludową, przeto obdarowywano mnie dość hojnie.

Poza wielką górą Grimsel, zaszliśmy nocą do gospody. Był tam kaflowy piec. Nie widziałem dotąd takiego pieca, że zaś księ­życ oświecał tylko dwie kafle, wziąłem to za ogromne lśniące oczy olbrzymiego cielęcia. Nazajutrz rano zobaczyłem poraź pierwszy w życiu gęsi. Jęły na mnie syczeć, ja zaś sądząc, że dja-beł przybrał ich postać, by mnie pożreć, uciekłem z wrzaskiem. W Lucernie ujrzałem pierwsze dachy dachówkowe i dziwowałem się wielce, iż są czerwone.

Zbliżyliśmy się do Zurychu, gdzie miał spotkać Paweł kilku kolegów, z którymi chciał iść do Miśnji. Zacząłem zbierać datki, by utrzymać nas obu, a gdziem tylko wstąpił, dawano chętnie, słysząc gwarę walijską.

Przeczekawszy na towarzyszy ośm czy dziewięć tygodni, ru­szyliśmy w kierunku Miśnji. Była to dla mnie, nie nawykłego, droga daleka, zwłaszcza, że musiałem starać się o jedzenie. Wraz z ośmiu czy dziewięciu bachantami, oraz tyluż żaczkamii, z któ­rych byłem najmłodszy, szliśmy dość raźno. Ale ile razy usta-

1 W oryginale niemieckim: Schutz, to jest ABC-Schutz (strzelec od abecadła), odpowiada to nazwie szkut (z włoskiego sculo), ale wo­limy użyć czysto polskiego wyrazu, choć nieco ogólnikowego: żaczek.

79


wałem, krewniak Paweł popędzał mnie rózgą lub kijem, a także szczypał w gołe nogi, bowiem nie miałem spodni, a także nader liche trzewiczęta.

Mówiono o tem i owem a bachanci wspominali, że w Miśnji i na Śląsku istnieje zwyczaj, że studenci mogą kraść gęsi, kaczki i inne środki żywności, Bez sprzeciwu ze strony właścicieli. Pe­wnego dnia, pod jakąś wsią zobaczyłem wielkie stado gęsi, bez pasterza, który w wielkiej odległości rozmawiał z drugim, pasą­cym krowy. Zapytałem tedy współżaczków, czy jesteśmy już na . obszarze Miśnji, gdzie wolno kraść gęsi. Potwierdzili to jedno-zgodnie, ja zaś wziąwszy kamień, trafiłem jedne gęś w nogę. Inne odleciały z wrzaskiem, ja zaś drugim rzutem powaliwszy kulejącą, chwyciłem za kark, wsadziłem pod kaftan i ruszyłem drogą przez wieś. Nagle przybiegł pastuch i jął krzyczeć, żem mu skradł gęś. Wraz z innymi żaczkami jąłem uciekać, a nogi gęsi zwisały poza kaftan. Wypadli chłopi, grożąc halabardami, ja zaś, widząc, że ze zdobyczą nie zdołam uciec, rzuciłem ją, a sam skręciwszy z drogi, wpadłem w krzaki.

Dwu towarzyszy moich dopadli chłopi, oni zaś widząc, że nie umkną, padli na kolana przy sięgając, że nie skradli gęsi. Było to rzeczą oczywistą, przeto mściciele wrócili do wsi, zabierając łup mój. Drżałem całem ciałem i przyszło mi na pamięć, że tego dnia nie położyłem na sobie znaku krzyża. Chłopi zastali ba-chantów w gospodzie, żądając zapłaty dwu bacówl. Gdyśmy się znów znaleźli razem, usprawiedliwiałem się z mego postępku obyczajem miejscowym, bachanci atoli oświadczyli, że nie była to pora kradzenia gęsi...

Ćwierć mili przed Naumburgiem zostali studenci w pobli­skiej wsi, celem wspólnego posiłku, nas w pięciu wysyłając przo­dem. Nagle zajechało nam drogę ośmiu jeźdźców z napiętemi kuszami i zażądali pieniędzy, kierując ku nam strzały. Wówczas nie używano jeszcze w jeździe broni palnej. Oświadczyliśmy, że jako biedni studenci pieniędzy nie mamy. Na to jeden z nich dobył miecza i ciął i przerąbał sznury plecaka jednego z towa­rzyszy Jana Schalen, pochodzącego ze wsi Visp. Potem, rozmy­śliwszy się, nawrócili w las, myśmy zaś ruszyli dalej ku Naum-burgowi. Po spotkaniu oświadczyli nam bachanci, że łotrów tych nie widzieli nigdzie. Podobne przygody mieliśmy także w lesie Turyńskim, Frankonji i Polsce.

W Naumburgu spędziliśmy kilka tygodni. My, żaczki, my­szkowaliśmy po mieście, umiejący śpiewać zarobkowali, ja zaś . żebrałem, ale żaden z nas nie chodził do szkoły. Gdy się to roz­niosło, postanowiono nas wziąć tam przemocą, a nauczyciel za­groził tem samem bachantom naszym. Obecni w mieście Szwaj­carzy zawiadomili nas, którego dnia zostaniemy napadnięci. To też przysposobiliśmy na dachu naszego przytuliska spory zasób

1 drobna moneta niemiecka. 80


kamieni, zaś kilku pilnowało drzwi. Nadszedł wreszcie nauczyciel z całą procesją swoich żaczków i bachantów. Ale obrzucony ka­mieniami cofnąć się musiał.

Doszła nas wieść, że zostaliśmy oskarżeni u władz. Jedno­cześnie zdarzyło się, iż sąsiad nasz, sposobiący wesele dla córki, miał w stajni mnósLwo tucznych gęsi. Wzięliśmy tedy trzy i wy-wędrowali na przedmieście. Przyszli do nas Szwajcarzy, popi­liśmy godnie, potem zaś gromadka nasza skierowała się ku Halli w Saksonji, gdzie wstąpiliśmy do szkoły w St. Ulrich.

Wobec atoli niewłaściwego postępowania bachantów, kilku kolegów umówiło się z mym krewniakiem Pawłem, że ich opuszczą, i rzeczywiście poszliśmy w kierunku Drezna. Nie było tam wówczas dobrej szkoły, a noclegowiska szkolne roiły się od wszy, tak że nocą szeleściła słoma pod nami. Ruszyliśmy tedy do Wrocławia, głodując po drodze. Przez dni kilka pożywienie na­sze stanowiły surowe cebule ze solą, pieczone żołędzie oraz dziczki jabłek i gruszek, a noce spędzaliśmy pod niebem, bowiem mimo próśb o nocleg, nie przyjmowano nas, nieraz nawet szczując psami.

Odżyliśmy dopiero dotarłszy do Wrocławia na Śląsku. Było tam wszystkiego wbród i tak tanio, że studenci przejadali się, nieraz zapadając na żołądki. Zrazu wpisaliśmy się u św. Krzyża do szkoły w tumie, potem jednak doniesiono nam, że w parafji głównej u św. Elżbiety studjuje kilku Szwajcarów, przeto prze­nieśliśmy się tam. Było istotnie dwu z Bremgarten, dwu z Mellin-gen i dużo Szwabów. Nie robiono różnicy między Szwajcarami a Szwabami, rozmawialiśmy jak krajanie i bronili się wzajemnie. Wrocław posiada siedm parafij i szkołę przy każdej. Nie wolno było studentom śpiewać w parafjalnym kościele innych scholarów, inaczej powstawały bitki, w których my, żaczki, dostawaliśmy nieraz porządnie w skórę.

Było podobno w mieście kilka tysięcy studentów i żaczków, żyjących z jałmużny. Niektórzy, jak powiadano, przebywali tu od 20, czy nawet 30 lat, mając swoich żaczków, którzy ich utrzy­mywali. Ja swemu bachantowi przynosiłem często po sześć razy na wieczór różności do szkoły, gdzie mieszkał. Dawano mi chętnie, gdyż byłem mały i Szwajcar z rodu. W owym czasie, po bitwie pod Marignano, gdzie Szwajcarzy ucierpieli bardzo, tracąc zara­zem nimb niezwyciężalności, cieszyliśmy się sympatją wielką.

Pewnego dnia spotkałem na placu targowym dwu spaceru­jących jegomościów. Jeden pochodził z Benzenau, drugi zaś z Fuggu. Poprosiłem ich o jałmużnę, jakto było wówczas zwy­czajem biednych studentów, a Fuggijczyk spytał, skąd pocho­dzę. Usłyszawszy, że jestem Szwajcarem, porozmawiał z towa­rzyszem, potem zaś powiedział, że jeśli naprawdę jestem Szwaj­carem, weźmie mnie do siebie za syna urzędowo i zostanę u niego na zawsze.

Odpowiedziałem, że pewien student przyjął mnie jeszcze

81


w ojczyźnie do służby, przeto muszę uzyskać jego pozwolenie. Ale krewniak Paweł nie zgodził się, mówiąc, że ponosi za mnie od­powiedzialność i odstawi do domu w swoim czasie. Odmówiłem tedy Fuggijczykowi; ale ile razy zaszedłem doń, zawsze mnie ob­darzał hojnie.

Pozostałem tu przez czas dość długi. W ciągu zimy zapa­dałem trzy razy na zdrowiu, tak że mnie musiano umieszczać w szpitalu, gdzie studenci mieli osobnego lekarza. Płaciło się- ty­godniowo 16 halerzy, otrzymując za to doskonałą opiekę, żywność, oraz wygodne łóżko, niestety pełne wszy, tak że niejeden wołał leżeć na ziemi. Trudno doprawdy uwierzyć, jak bardzo zawszeni byli bachanci, żaczki, słowem wszyscy. Na każde zawołanie mo­głem dobyć z zanadrza najmniej trzy wszy.

W lecie chodziłem często nad Odrę, prałem koszulinę, wie­szałem na drzewie, by wyschła, potem zaś obierałem kaftan ze wszy, robiłem dołek, wkładałem weń robactwo i przysypawszy piaskiem, stawiałem krzyżyk. W porze zimowej śpią żaczki w szkole na ziemi, zaś bachanci w izdebkach, których u św. Elż­biety było około stu. Latem, podczas upałów nocowaliśmy na cmentarzu, podesławszy siana zebranego z ulicy, bowiem w so­botę wysypywano je przed domami miasta. Leżeliśmy sobie tedy wygodnie, niby świnie w mierzwie. Gdy deszcz padał, uciekaliśmy do szkoły, a w czasie burzy 4piewaliśmy przez całą nieraz noc z zastępcą kantora responsoria i inne pieśni.

Latem po wieczerzy chodziliśmy czasem do szynków, żebrać o piwo, a podpici chłopi polscy raczyli nas hojnie, tak że nie­raz nie mogłem trafić do szkoły, chociaż była odległa zaledwo

0 rzut kamieniem. W rezultacie jedzenia było wbród, ale nauki
bardzo mało.

W szkole św. Elżbiety wykładało jednocześnie w jednej sali dziewięciu bakałarzy, to jest studentów, którzy zdali pierwszy egzamin. Nie uczono jeszcze w całym kraju greki, także nie było książek drukowanych', a tylko nauczyciel miał drukowanego Te-rencjusza*. Każdą lekcję naprzód dyktowano, potem objaśniano, wkońcu wykładano, tak że studenci, opuszczając szkołę, dźwigali ogromne toboły skryptów.

Po pewnym czasie wyruszyliśmy w ośmiu ku Dreznu, cier­piąc dotkliwy głód w drodze. Postanowiliśmy tedy rozejść się na przeciąg dnia. Jedni mieli polować na gęsi, inni szukać buraków

1 cebuli, jednego wysłano po garnek, najmniejszym zaś polecono
iść do pobliskiego miasta Neumarku po chleb i sól. Spotkanie
nastąpiło wieczór pod lipą niedaleko miasta. Rozłożyliśmy się
obozem, przy studni i rozniecono ognisko. Gdy to zauważyli

1 Nieścisłe: Śląsk stał wysoko pod względem oświaty, a Wrocław, choć nie posiadał uniwersytetu, był dobrze zaopatrzony w książki i nau­czycieli Z Krakowa. 2 Komedjopisarz rzymski z II w. przed Chr., ulubiony autor szkolny w XV i XVI wieku dla nauki łacińskich wy­razów z życia codziennego, w które obfitował.

82


mieszczanie," jęli strzelać, nie trafiając jednak. Trzeba się było cofnąć dalej, poza strumień pod las. Bachanci łamali gałęzie na szałas, część z nas skubała dwie zdobyte gęsi, inni gotowali w garnku buraki i gęsie wnętrzności, głowy i nogi, jeszcze inni sporządzili dwa długie rożny, z których, gdy się mięso przypie­kło, odkrawaliśmy kawałki, zajadając smacznie z burakami i zupą. W nocy doleciał nas jakiś szelest. Za dnia spuszczono niewielki stawek, a ryby tłukły się po błocie. Nabraliśmy, ile tylko można było zmieścić do koszul i dotarłszy do jakiej wsi, daliśmy część ryb chłopu, który wzamian ugotował resztę i dał piwa.

Niedaleko Drezna wysłali nas kilku bachanci nasi na zwiady za gęśmi. Uradzono, że ja będę rzucał kamieniami, oni zaś mieli chwytać ptactwo i uciekać. Za chwilę napotkaliśmy duże stado, ale gęsi wzbiły się w powietrze. Bez namysłu rzuciłem w jedne swą laskę, tak że spadła. Ale towarzysze moi nie śmieli jej za­brać, chociaż mogli to uczynić, gdyż pasterz był opodal. Gęsi osiadły znowu, otaczając ranną i gęgając, my zaś odeszliśmy z ni-czem. Byłem wielce niezadowolony z postępku towarzyszy, którzy zresztą poprawili się zaraz, tak że nam wpadły w ręce dwie gęsi. Po spożyciu ich ruszyliśmy dalej ku Norymberdze i Monachjum.

Dotarłszy do tego miasta zastaliśmy bramy zamknięte już na noc i trzeba było spać z trędowatymi. Rano nie chciano nas wpuścić, o ile nie wstawi się jakiś obywatel miasta. Krewniak mój Paweł był już w Monachjum, zaproponował tedy, by we­zwano obywatela, u którego wówczas mieszkał. Przyszedłszy po­parł nas i zostaliśmy wkońcu wpuszczeni.

Dostałem się wraz z Pawłem do mydlarza, nazwiskiem Schrall, który był nawet magistrem uniwersytetu wiedeńskiego, ale nie cierpiąc księży, wywędrował do Bazylei, gdzie ożeniwszy się, uprawiał przez czas pewien swe rzemiosło. Pomagałem mu warzyć mydło, nie wiele dbając o szkołę i chodziłem z nim po wsiach celem kupowania popiołu. Paweł zaś uczęszczał do szkoły paraf jalnej. Chodzić pilnie do szkoły nie mogłem nawet, będąc zmu­szony zarobkować śpiewaniem po ulicach i' żywić swego bachanta.

Gospodyni domu polubiła mnie bardzo, a to głównie z po­wodu, że karmiłem jej starego, bezzębnego psa, robiłem mu po­słanie i głaskałem.

Ale Paweł zaczął romansować ze służącą, co gniewało go­spodarza. Po pewnym tedy czasie postanowił Paweł, że powę­drujemy do domu, gdzieśmy nie byli już od lat pięciu. Przyjęto nas z radością, powtarzając raz poraź, że mówię tak uczenie, iż trudno cokolwiek zrozumieć.

Matka moja wyszła powtórnie zamąż, to też niewiele mia­łem pociechy z domu i przebywałem przeważnie u krewniaków, najchętniej zaś u kuzyna Summermatter i ciotki Fransy...

Niedługo wyruszliśmy do Ulm. Paweł zabrał z sobą jednego jeszcze chłopca, Hildebranda Kalbermattera. Dano mu, jak to jest w zwyczaju, kawałek sukna na kaftan. Gdyśmy się znaleźli

83


"w Ulmie, kazał mi Paweł chodzić z tem suknem po ulicach i żebrać na zapłacenie krawca. Zbierałem sporo pieniędzy, gdyż nauczyłem się przez długą wprawę schlebiać i przymawiać, co było mem głównem zresztą zajęciem, gdyż nie umiałem dotąd jeszcze porządnie czytać.

W czasie szkolnym chodziłem tedy ze suknem, ale głód mi dogryzał, gdyż wszystkie użebrane pieniądze musiałem oddawać swemu bachantowi, bojąc się bicia. Paweł przybrał sobie dru­giego bachanta Achacjusza z Moguncji rodem i teraz we dwu, z Hildebrandem musieliśmy żywić bachantów naszych. Ale to­warzysz mój był bardzo żarłoczny. Bachanci śledzili go po uli­cach i domach, odbierając jedzenie, kazali płukać usta wodą i pluć na miskę, dla przekonania się, czy coś jadł, nieraz też, rzuciwszy go na łóżko, przykrywali mu poduszką głowę, by nie krzyczał i bili co sił.

To też, bojąc się tego samego, przynosiłem do domu wszystko, a często bywało tyle chleba, że pleśniał. Bachanci wykrawywali ośródkę i żywili nas nią. Często bywałem głodny i przemarznięty, gdyż trzeba było do późna w nocy śpiewać po ulicach, żebrząc chleba...

Wspomnę tutaj o pewnej zacnej wdowie, która miała dwie niezamężne córki oraz syna, Pawła Rełinga. Dobra ta kobieta dała mi kawałek futra, bym nocą, gdy przyjdę, mógł owinąć nogi, a także stawiała przede mną miskę potrawki. Mimo to byłem często tak głodny, że żułem kości psom odebrane i wygrzebywa­łem okruszyny ze szczelin podłogi w szkole...

Był tu jeden student z Visp, w kantonie wallijskim, Antoni Venetż i on to namówił mnie, byśmy razem powędrowali do Sfrrassburga. W drodze powiedziano nam, że jest tam dużo bie­dnych studentów, a niema dobrej szkoły, natomiast w Schlett-stadziel jest dobra. Skierowaliśmy się więc tam. Spotkał nas pe­wien szlachcic, a dowiedziawszy się, dokąd zmierzamy, odradzał, mówiąc, że jest w Schlettstadzie bardzo dużo biednych studen­tów, natomiast mało ludzi bogatych.

Słysząc to wybuchnął płaczem towarzysz mój. Pocieszałem go jak mogłem. W odległości mili od miasta zaszliśmy do go­spody wiejskiej, mnie zaś porwały takie boleści, że straciłem dech. Najadłem się zielonych orzechów i cierpiałem wielce, a towarzysz mój sądząc że umieram, jął desperować, biadając, iż nie wie, co począć i gdzie się obrócić. A miał przy sobie ukrytych 10 koron, ja zaś ani grosza.

W mieście zamieszkaliśmy u pary staruszków. Pan domu był zupełnie ślepy. Zaraz udaliśmy się do słynnego nauczyciela, Jana Sapidusa z prośbą, by nas przyjął do szkoły. Wypytawszy, oświadczył, że jeśli będziemy pilni, nie potrzebujemy płacić, w przeciwnym zaś razie ściągnie nam odzienie. Odrazu pozna-

1 Miasto w Alzacji.

84


łem, że była to szkoła wzorowa, studja i języki szły normalnym torem. Rektor Sapidus miał aż 900 uczniów, pośród nich zaś nie­jedną późniejszą znakomitość.

Przy wstąpieniu nie umiałem nic, nawet czytać gramatyki Donata, mimo 18 lat wieku, to też siedząc pośród początkujących, małych dzieci, wyglądałem jak kwoka otoczona kurczętami. Pe­wnego dnia odczytał Sapidus nazwiska uczniów swoich, poczem oświadczył, że niektóre są wprost barbarzyńskie i trzeba je zla-tynizować. Potem, wymieniwszy mnie ochrzcił Thomas Platerus, a Yenelza — Antonius Venetus-. Następnie spytał, gdzie są ci dwaj uczniowie. Gdyśmy zaś wstali, wykrzyknął:- Piuj! Tacy z was parszywcy, chociaż wam nadałem tak piękne nazwiskal I było to po części prawdą. Zwłaszcza towarzysz mój miał tyle par­chów, że nieraz musiałem zeń ściągać koszulę, niby skórę z kozy.

Przebyliśmy tutaj od jesieni do Zielonych Świąt. Uczniowie zjeżdżali się coraz liczniej, tak że nie sposób było zarobić na utrzymanie, to leż ruszyliśmy do Solury. Była tam dość dobra szkoła, i łalwiej o żywność, ale zmuszono nas do przesiadywania w kościele, na czem cierpiała nauka, tak że wróciliśmy do domu.

Przez czas pewien pozostałem wśród swoich, a pewien życz­liwy człowiek poduczył mnie pisania i innych rzeczy. Nagle do­stałem febry, a stało się to w domu ciotki Fransy.

Następnej wiosny wyruszyłem znowu z kraju, z dwoma braćmi.

W Zurychu wstąpiłem do szkoły przy katedrze P. Marji, gdzie uczył Wolfgang Knówell, pochodzący z kantonu Zug. Był to magister paryski, którego w Paryżu zwano: grand diable, czyli szatan wcielony. Był to wysoki, zacny człowiek, ale niewiele dbał

0 szkołę, polując zato na dziewczęta.

W tym czasie powiadano, że przybędzie nauczyciel z Ein-siedcln, który był przedtem w Lucernie, człowiek wielce uczony

1 dobry wychowawca, ale wielki dziwak. Siadłem w kątku, opo­
dal katedry i poprzysiągłem sobie, że się będę uczył, lub umrę.
Wszedłszy — a był to ukochany odtąd mój mistrz Myconius , —
pochwalił szkołę, istotnie piękną i świeżo zbudowaną i zachęcił
nas do pilności. Wówczas umiałem już na pamięć gramatykę Do­
nata od a do z, co mi polem wyszło na dobre w szkole Myco-
niusa, ale za żadną cenę nie byłbym zdolny odmieniać słówka
z pierwszej deklinacji. W Schlettstadzie dręczył pewien bakałarz
uczniów tą gramatyką, tak że uznawszy ją za szczyt mądrości,
wyuczyłem się całej na pamięć. Teraz zaczęliśmy czytać Teren-

1 Donat, gramatyk rzymski, nauczyciel św. Augustyna, był auto­
rem używanego w wiekach średnich podręcznika gramatyki elemen­
tarnej.

2 Humaniści, wielbiciele nazwisk starożytnych Rzymian, latyni-
zowali swoje nazwiska, np. sam Sapidus nazywał się po niemiecku
Witz; u nas Klonowic — Acernus, Szymonowie— Simonides.

3 Oswald Myconius (Geishusler), przyjaciel Zwinglego, gorliwy
zwolennik refomacji, zmarł jako profesor teologii w Bazylei.

85


cjusza, zmuszani do deklinowania i konjugowania każdego słówka. Często bywałem spocony ze strachu, chociaż nauczyciel nie ude­rzył mnie nigdy, raz tylko zlekka w policzek lewą ręką.

Czytywaliśmy także Biblję, w czem brali również bardzo wielki udział słuchacze z poza szkoły, gdyż były to dopiero po­czątki rozkwitu ewangelji prawdziwej, a po kościołach odpra­wiano jeszcze msze i czczono bożki.J Myconius chociaż postępo­wał ostro, zabierał mnie do swego mieszkania i karmił, rad słu­chał opowiadań o wędrówkach mych po Niemczech i przygodach. Przekonałem się rychło, że hołduje religji prawdziwej, chociaż musi bywać z uczniami w kościele, śpiewać nieszpory, odprawiać msze, oraz kierować śpiewem.

Biedowałem bardzo w Zurychu aż do czasu, gdy mnie mistrz Henryk Werdmiller uczynił pedagogiem, to jest nauczy­cielem domowym swoich dwu synów. Jadałem teraz dostatnio codziennie. Jeden ze synów Werdmillera, Otto, osiągnął stopień magistra sztuk wyzwolonych w Witenberdze, potem zaś zostaj kapłanem w Zurychu. Drugi zginął w bitwie pod Kappell

Nie cierpiałem już niedostatku, ale zapracowywałem się strasznie, studjując jednocześnie łacinę, grekę i hebrajszczyznę. Sypiałem niewiele i broniłem się od snu, trzymając w ustach zimną wodę, albo piasek, by gdy zasnę, zbudził mnie zgrzyt jego. Drogi mój mistrz Myconius dawał mi przestrogi i nie zważał, gdy czasem zdrzemnąłem się podczas lekcji. Czytywałem dla wprawy innym uczniom gramatykę łacińską, grecką i hebrajską, ale Myconius uczył w szkole lylko łaciny, bowiem greczyzna była jeszcze rzadkością.

Sam tedy metodą porównawczą studjowałem Lukiana i Ho­mera, o ile byli przełożeni. Zdarzało się też, że mistrz Myconius zabierał mnie do domu, gdzie z kilku gośćmi jego ćwiczyłem Do-nata i deklinacje. Pośród nich bywał także doktor Gesner3. Ćwi­czenia te wyszły mi na dobre. Prowizorem, czyli pomocnikiem Myconiusa był podówczas wysoce uczony Teodor Bibłiander, wła­dający wielu językami, zwłaszcza hebrajskim. Napisał on gra­matykę hebrajską. Prosiłem go, by mnie nauczył czytać po he-brajsku, on zaś uczynił to tak, że mogłem czytać zarówno druko­wane, jak i pisane. Wstawałem wcześnie, zapalałem w piecu w izdebce Myconiusa, potem zaś, gdy jeszcze spał, odpisywałem gramatykę, pilnując się, by tego nie widział 4.

1 Platter, jak widać, skłania się' teraz do reformacji; protestanci
potępiali kult świętych.

2 W bitwie tej, stoczonej przez zwolenników reformacji z kato­
likami w r. 1531, zginął przywódca protestantów zurychskich Zwingli.

3 Konrad Gesner, sławny lekarz i przyrodnik zurychski, do swych
badań sprowadzał i z Polski okazy roślin i minerałów.

4 Nie prędko ustaliły się losy Plattera: z biedy musiał się wy-
uczyć powroźnictwa a tylko w nocy mógł oddawać się studjom. Później
przeniósł -się do Bazylei, gdzie był najpierw korektorem w drukarni,
potem drukarzem, wreszcie profesorem greki i hebraistyki w uniwer­
sytecie, oraz rektorem gimnazjum. Synowie jego wyrośli na dzielnych
uczonych i profesorów uniwersytetu bazylejskiego.

86


KRÓLOWEJ ELŻBIETY ROZPRAWA O WYCHOWANIU KRÓLEWICZA.

Pod imieniem królowej Elżbiety, wdowy po Kazimierzu Jagiel-lończyku, zwanej matką królów, dochowała się rozprawa pedagogiczna, poświęcona zagadnieniu wychowania syna królewskiego. Autorem jej jest nieznany pisarz humanistyczny, z pochodzenia "Wioch, żyjący na dworze Jagiellonów w Krakowie. Ułożył on ją w końcu r. 1502 na wiadomość, że Anna de Foix (wnuczka króla francuskiego Ludwika XI), żona Władysława Jagiellończyka, króla Czech i "Węgier, ma zostać matką. Wówczas to, w nadziei sowitej nagrody, przemyślny humanista opracował wskazówki, jak należy wychowywać spodziewanego króle­wicza, w formie listu królowej Elżbiety do syna "Władysława.

Rękopis łaciński tej rozprawj de institutione regii pueri zacho­wał się w bibljotece ongiś nadwornej Habsburgów w Wiedniu, drukiem ogłosił go L. Zeissberg (Kleinere Geschichtsauellen Polens im Mitłel-alter, "Wiedeń 1887), a na język polski przełożył prof. Antoni D a n y s z (Lwów 1902), z którego to przekładu rozprawę przytaczamy, opuszcza­jąc zbyt obszerne i nużące przykłady i anegdoty z historji i literatur starożytnych.

»List królowej Elżbiety«, chociaż na ziemi polskiej powstały i ob­fitujący w szczegóły z polskich stosunków, może uchodzić za dobry przykład teorji pedagogicznej włoskiego humanizmu. Zastąpi on polskiemu czytelnikowi lekturę takich rozpraw pedagogicz­nych" jak traktaty Mafea Vegia lub Eneasza Sylwjusza, z których wiele korzysta. Przy jego czytaniu pomocna może być rozprawa D a n y s z a O wychowaniu królewicza traktat humanistyczna - pedagogiczny z r. 1502 w jego Studiach z dziejów wychowania w Polsce (Kraków 1921).

Elżbieta, królowa Polska, śle najserdeczniejsze pozdrowienie Wła­dysławowi, królowi Węgier i Czech, synowi swemu najukochań­szemu.

Wstęp. Dowiaduję się, najukochańszy synu (z gorącem ży­czeniem, aby się spełniło), że żona twoja, Anna, ma ci niebawem porodzić małego Kazimierza . Jak wielką radość i pociechę spra­wia mi ta wiadomość, już z tego możesz wnosić, że, idąc za po­pędem serca, zabieram się do skreślenia dla ciebie i Anny niektó-

1 W rzeczywistości Anna porodziła córkę (23 czerwca 1503 r.); w trzy lata później dopiero urodził się syn Ludwik, który w r. 1526 zginął pod Mohaczem. Uchodziło jednak za objaw grzeczności przewi­dywać, że pierwsze dziecko będzie chłopcem.

87


rych wskazówek, któreby mogły posłużyć do jak najlepszego wy­chowania naszego chłopca. Albowiem nie może Bóg nieśmiertelny wyświadczyć nam milszego i większego dobrodziejstwa, jak da­jąc ci syna, który ci ujmie kiedyś trosk w starości, życie Anny ożywi uczuciem zadowolenia, pocieszy mój wiek sędziwy, a w nas wszystkich wzbudzi niejako nadzieję nieśmiertelności. Lecz sta­nie się to dopiero wtedy, jeżeli ze świetnością rodu, który ze sobą chłopiec na świat przyniesie, połączy się chwalebne wycho­wanie w cnotach i obyczajach, które jemu samemu zapewni wieczne uznanie, nam nieśmiertelną sławę, a dla narodu węgier­skiego i czeskiego stanie się bezpieczną rękojmią powodzenia. Przeto uważam za obowiązek macierzystego serca mojego skre­ślić to, co się odnosi do najlepszego wychowania królewskiego dziecka. Czynię zaś to nie w przypuszczeniu, że takie wskazówki są ci potrzebne, lecz, aby ci dać niezbity dowód, jak drogą mi jest świetność i sława twego imienia, od której w znacznej części i moje szczęście zawisło.

Nie było zaś chyba w ubiegłych czasach, niema za naszego życia i nie będzie, jak się spodziewam, w przyszłych wiekach ni­kogo, ktoby miał więcej odemnie doświadczenia w wychowaniu królewskich dzieci: sama jestem małżonką i córką najlepszego i najznakomitszego króla, prócz tego wnuka i siostrą królewską, matką trzech królów, jednego wielkiego księcia i jednego święto­bliwego kardynała. Wydałam na świat, wykształciłam i wycho­wałam sześciu synów i tyleż córek, nieraz ku ogólnemu podzi­wowi i ogólnej radości otoczona tak liczną rodziną zasiadałam do stołu; niemniej, co wielką jest osłodą mej starości, licząc bli­sko ośmdziesiąt lat życia, aż do dzisiejszego dnia rozporządzam zupełnie świeżym umysłem, świat sławi mnie i nazywa szczę­śliwą. Pewien włoski poeta napisał z wielkiej ku mnie czci i ży­czliwości wcale udatny wierszyk, który sławi moje szczęście. Jak sądzę, z przyjemnością go odczytasz:

Królewską byłaś wnuka, córą, siostrą, żoną
I szczęśliwą, Elżbieto, matką królów trzech.
Powiłaś synów sześciu i dziewcząt, co razem
Obsiadały wraz z Tobą królewski Twój stół.
Oblicze Twe nie zaszło nigdy ciemną chmurą,
Szczęsnej gwiazdy nie zagasł nigdy świetny blask,
A cześć i chwała życiu Twemu towarzyszą
I nie próżen świetności podeszły dziś wiek.

Oczy Twe blasku pełne, czoło, usta, lica, Cudna bije harmonja z cnej postaci Twej; Nie obejmie śmiertelnik szczytu chwały tyle, Godnaś między niebiany życia pędzić bieg.

1 Łaciński wiersz niewiadomego poety, może Kalłimaeha.

88


Widzisz więc, kochany synu, że szczęście twojej matki do­stało się już do literatury i że zaszczyt, który tylko wyjątkowo ludzie osiągają po śmierci, mnie spotkał ze strony poetów już za życia1. Nie weźmiesz mi zapewne za złe, że tak wiele mówię o so­bie. Starzy ludzie bowiem, jak ci wiadomo, chętnie szczycą się po­chwałami, które ich spotykają, zwłaszcza wobec swych dzieci, chcąc aby z ich cnót i uczynków czerpały wzór dla własnego ży­cia. Wierzę, że, jeżeli sława moja będzie nieśmiertelną, będzie to zasługą uczonych mężów.

Lecz zechciej pojąć, jak żywym jest mój udział w tej spra­wie. Nie mam gorętszego życzenia, jak żeby ci się urodził synek, któryby sławą swoich przodków, jako też własnemi zaletami i nieskazitelnością charakteru stał się godnym dwóch tak wiel­kich tronów. Dlatego, nie mówiąc dalej o tym przedmiocie, prze­chodzę do tego, co stanowi cel niniejszego listu.

Niemowlęctwo. Przedewszystkiem wypadnie ci, ko­chany synu, na to baczyć, abyś nie pominął żadnego szczegółu, któryby mógł korzystnie wpłynąć na wychowanie przyszłego króla. Prawie najważniejszem w wychowaniu jest, jak mówi Pla­ton, że ludzie z wieku dziecięcego i młodzieńczego wynoszą przy­zwyczajenie w dobrem albo złem. To wyraziła na bardzo pięknym przykładzie wychowawczym Marja, królowa Bośni, która teraz żyje w Konstantynopolu na dworze króla tureckiego. Zagad­nięta bowiem pewnego razu: Skąd pochodzi, że dzieci wieśnia­ków wychodzą z łona matek piękniejszemi, aniżeli dzieci szlachty, lecz później dorósłszy brzydnieją, odpowiedziała:Skąd również pochodzi, że małe osiołki zamłodu są piękniejsze od źrebiąt, lecz potem brzydnieją?» Ta odpowiedź ma wykazać, że źrebięta do­chodzą do większej doskonałości, niż osiołki,. ponieważ ludzie więcej dbają o ich wychowanie.

Go do mnie wyraziłabym życzenie, ażeby Anna, o ile to nie będzie szkodliwem dla jej zdrowia, jako matka sama karmiła dziecko. Dla małych dzieci jest najkorzystniejszą rzeczą żywić się ,mlekiem matki, przeciwnie, nic nie może być dla nich zgubniej-szem, jak ssanie obcych piersi. To zaznaczył już ów znany mę­drzec, Ksenofon, opowiadając, że Cyrus, znakomity król perski, nie ssał obcych piersi, lecz żywił się mlekiem własnej matki, Man-dany. Powyższy przepis głównie z tego powodu tobie przypomi­nam, aby chłopiec, karmiony obcem i, że się tak wyrażę, z ze­wnątrz pochodzącem mlekiem, nie odrodził się (czego, jak wia­domo, liczne są przykłady) od Kazimierza i od reszty naszych przodków. Albowiem umysły chłopców nieraz więcej się psują z winy mamek, aniżeli wychowawców. O tem wiedziała nietylko wspomniana już Mandana, lecz także mądra żona Katona, która,

1 Humanista wioski wkłada Elżbiecie pod pióro mniemanie, że nieśmiertelność zapewnić mogą tylko poeci, por. niżej str. 166.

- Zapewne Marja, córka Jerzego Bankowića, wdowa po sullanie Muradzie II (wówczas zresztą już nie żyjąca).

89


karmiąc własnem mlekiem swoich synów, nie wahała się po­dawać piersi także synom niewolników, których znaczna drużynę trzymał Katon, aby ich dobrze usposobić dla własnych dzieci. Uprzytomnij sobie, proszę cię, jak dalece rozwój dziecka zależny jest od pożywienia, które otrzymują, skoro nawet kozy podobno porastają delikatniejszą sierścią, jeżeli są karmione mlekiem owiec, a naodwrót jagnięta pokrywają się grubszą wcina, jeżeli są żywione mlekiem koziem. Wierzę w to, że nawet twory bez­duszne rozwijają się pod wpływem pożywienia. Przecież ogólnie wiadomo, że dobroć ziemi więcej wpływa na wzrost drzew, ani­żeli nasienie1.

Zastosuj to, co powiedziałam, do wychowania, które, jeżeli jest dobre i uczciwe, powoduje dobre obyczaje, jeżeli zaś prze­wrotne, złe przynosi owoce; dobre wychowanie jest przygotowa­niem do dobrego i szczęśliwego, przewrotne zaś do złego i nędz­nego życia. Znana mi matrona, wielce godna i pochodząca z do­brego rodu, pragnąc mnie, kiedy jeszcze byłam dziewczynką, za­chęcić do uczciwości i cnoty, często opowiadała przykład niemo­ralnego wychowania, który, że ze wszech miar zasługuje na spa­miętanie, i tobie przekazuję. Mówiła: pewna zamożna kobieta, wdowa, tak chowała swego jedynego syna od najmłodszych lat aż do wieku młodzieńczego, że, pobłażając mu we wszystkiem, pozwoliła mu strwonić i rozproszyć mały majątek. Kiedy Mło­dzieńcowi nędza zaczęła dokuczać, wiedziony złem przyzwyczaje­niem, nie wahał się rabować, kraść, krzywoprzysjęgać, depcąc prawa ludzkie i boskie. Przychwytany przez władze i prowadzony przez miasto na śmierć, wybuchnął rzewnym płaczem i prosił, aby mu pozwolono rozmówić się bez świadków z matką. Gdy la zbli­żyła ucho do ust syna, szybko schwycił zębami nos matki, a od­gryzłszy go, plunął nim na ziemię i z twarzą zbroczoną krwią wśród łez zawołał: «Obywatele, niechaj to dla was będzie odstra­szający przykład matczynego wychowania, albowiem nie ty, sę­dzio, wiedziesz mnie na śmierć, lecz dzieło to matki mojej». Zna­czenie tych słów, wiem, kochany synu, że ci jest jasnem.

Ażeby więc synek nie odrodził się od matki, której zacny charakter wszysc}' podziwiają, wypadnie ci usilnie s-ię starać i przeprowadzić w czynie, żeby chłopiec ssał mleko swej rodzi­cielki i wzrastał pod jej bezpośrednim dozorem. Jeżeli, co się czę­sto zdarza, Anna nie będzie mogła sama karmić syna, będziesz musiał postarać się o mamkę szlachetną, z uczciwemi obyczajami, i, ile możności, pochodzącą z szlacheckiego rodu. Życzyłabym .so­bie także, aby poprawnym władała językiem. W takim razie chło­piec wraz z mlekiem wyssałby uczciwość, skromność i poprawną mowę 2. Postaraj się, najdroższy synu, przedewszystkiem o to

1 Przepisy o karmieniu powtórzone za pedagogiką Mafea Vegia,
ogłoszoną drukiem w r. 1491, Vegio zaś korzystał z t. zw. Plutarcha,
por. wyżej str.55 ,

2 Za Kwintyljanem por. wyżej str. 81.

90


(jest to bowiem rzeczą najważniejszą), ażeby wrodzonej, że się tak wyrażę, zdolności chłopca nie podkopała obca i z zewnątrz pochodząca przewrotność. Albowiem jak na świeżym wosku nie trudno wycisnąć pieczęć, tak też świeży umysł dziecka łatwo przejmuje wady i namiętności mamki. Te zaś, że przyjęte za lat dziecięcych, trudno wyrugować z umysłu młodzieńca. Tyle o mamce.

Wychowanie religijne. Następnie wypadnie chłopca do tego przyzwyczaić, aby szczególniejszą czcią i szczególniejszem uwielbieniem otaczał Boga Zbawiciela i Niepokalaną Pannę Ma-rję, od których otrzymujemy tyle dobrodziejstw. Niechaj codzien­nie zanosi modły do Matki Chrystusowej, jeżeli to możliwe, ni­gdy nie siada do śniadania, nie wysłuchawszy poprzednio ofiary hostji chrześcijańskiej, aby wszyscy widzieli jego gorliwość w wierze.

Ktokolwiek bowiem uznaje wszechmoc boską i wierzy, że wszystkie zamiary, słowa i czyny, które powstają w umysłach ludzkich, są wiadome Bogu, len nielylko nic odważy się popaść w nieprawość, ale nawet nie ośmieli się o niej myśleć, bez obawy

0 swą duszę i sumienie, ponieważ wie, że i myśli nasze nie ucho-
. dzą przed bacznością boską. Jak wiara w boską religję przyczynia

się do pozyskania serc poddanych, dowodzi sławny król mace­doński, Aleksander, który żąda 'od królów, aby szanowali nawet przesądy i twierdzi, że tą drogą władcy narodów najpewniej zdo­bywają sobie łaskę swoich ludów, a przecież przesąd jest tylko lekkiem odbiciem prawdziwej religji. Twój ojciec Kazimierz przed wszystkimi królami swego czasu celował gorliwością w wie­rze, brata zas twego, Kazimierza, za jego nadzwyczajną żarliwość w miłości Boga po śmierci potomność zaliczyła między świętych. Cnoty. Chłopiec powinien się przyzwyczaić kochać spra­wiedliwość i ją stale wykonywać. Bez niej żaden król nie zdziałał nic chwalebnego, słusznego i uczciwego. Ona bowiem uczy okazywać wdzięczność za otrzymane dobrodziejstwa, sza­nować poddanych, bronić od krzywd sprzymierzeńców, każdego czcić podług jego godności i równą miarą ważyć wszystkie sprawy. Chociaż panującemu nie wolno lekceważyć żadnej cnoty, gdyż jest powołany do spełnienia świetnych i wielorakich czynów, nic mu więcej nie przystoi, nad męstwo. Niem przejęty nie zadrży przed niebezpieczeństwem w kraju i poza krajem, niepowodze­niom nie pozwoli się strącić z drogi cnoty, w pomyślności objawy jego radości nie przekroczą granic zakreślonych mu przez maje-- stat królewski, wreszcie w obronie sławy, czci i całości krajów, nad któremi będzie panował, narazi się na śmierć i jej się lękać nie będzie. Ta iście królewska cnota ileż wiedzie za sobą wier­nych i świetnych towarzyszek! Albowiem z męstwem idzie w pa­rze wytrzymałość, która mężnie znosi trudy w pokoju

1 w wojnie, jakoleż wszelkie inne przykrości w życiu, hart, nic
znoszący obok siebie niedołęstwa i miękkości, cierpliwość,


czyli stateczne i silne znoszenie wszystkiego, co twarde, przykre, trudne, kłopotliwe, ciężkię do zniesienia, wielkoduszność, która odtrąca podłość i brak szacunku dla siebie samego, wier­ność, przysparzająca sił i ludzi, szlachetna duma, ceniąca nadewszystko cnotę, prócz tego powaga umysłu, lo jest siła w nieszczęściach i układność. Nie zabraknie w Lym orszaku także podniosłości usposobienia, która gardzi wszysl-kiem, co nie jest szlachetnem i chwalebnem. Do tego zastępu przy­dać należy oględność, która nie pozwala lekkomyślnie nara­żać się na niebezpieczeństwo; towarzyszyć mu dalej będzie s p o-kój wewnętrzny, aby umysł nie dał się porywać gniewowi, namiętności, albo innemu jakiemu złemu popędowi; podnoszę tu jeszcze stateczność, klóra jest znamienną towarzyszką mę­stwa. Taką to liczną rodziną, taki orszak, drogi synu, wiedzie za sobą męstwo.

Że umiarkowanie jest potrzebnem przyszłemu panu­jącemu, nie potrzebuję się obszernie nad tem rozwodzić. Cnota ta ma przyzwyczaić chłopca do wstrzymywania się od zbytniego picia i jedzenia, do panowania nad innemi pożądaniami, które zaciemniają bystrość rozumu. Albowiem kto się przyzwyczaił do upijania się i do wypełniania, że tak powiem, Charybdy niena­syconego nigdy żołądka, ten upadla się zwykle także innemi szpet-niejszemi wadami. Niechaj więc chłopiec przyzwyczai się spoży­wać niekiedy potraw pospolite i niechaj dobrowolnie niekiedy zrzeka się królewskiego dostatku. To przyzwyczajenie przeprowa­dzone systematycznie nauczy chłopca znosić głód i spowoduje, że wśród trudów wojennych nie będzie się oglądał za dworskiemi obiadami w stolicy, jak się to przytrafia niejednemu dowódcy wojsk.

Wymowa. Największą ozdobą każdej cnoty jest wymowa.. Trudno wypowiedzieć słowami, jak wielką zaletą dla prostacz­ków jest wymowa; cóż dopiero dla królów i książąt! Cóż może być niedorzeczniejszego, jak kiedy ten, który się odznacza władzą i sławą świetnych czynów, w sposobie wyrażania się stoi niżej od poddanych? Jeżeli człowiek przewyższa bezrozumne stworze­nia przedewszystkiem mową, czyż nie będzie można przypuszczać,. że chłopiec otrzymał szczególniejszy dar od Boga, skoro w co-dziennem obcowaniu będzie zadziwiał wymową i znajdował z tego powodu uznanie u ludzi uczonych? Byłoby to hańbą, gdyby nasz chłopiec miał sobie lekceważyć to źródło rozumu, który sta­nowi właśnie wyższość ludzi nad niememi stworzeniami. Ażeby

1 O konieczności przyzwyczajenia królewicza do grubszego po-

żywienia, celem łatwiejszego znoszenia trudów wojennych mówił także

Łneasz Sylwjusz: «Nie zawsze będziesz przemieszkiwał w mieście; nie-

raz przebywać będziesz w obozie, w lesie, w pustych okolicach, gdzie

z konieczności będziesz się musiał zadowolić gruLszem pożywieniem.

A więc trzeba chłopca tak odżywiać, żeby w razie potrzeby nie zląkł

się np. wołowiny*. '

92


się tak nie stało, z wszystkich sił trzeba zmierzać do wyrobienia w nim wymowy. Przecież nic tak łatwo nie nagina umysłów ludzkich, jak ozdobna i wykwintna mowa, którą starożytni słu­sznie nazwali flex-anima, ponieważ podług woli nagina umysły słuchaczów ku zamierzonej stronie. A więc królewski młodzian powinien do tego dążyć, aby sobie przyswoił wymowę, która jest najskuteczniejszym środkiem panowania nad umysłami podda­nych, a przydaje wdzięku i świetności majestatowi.

Wybór nauczyciela. Aby doprowadzić chłopca do prawowitej wymowy, potrzebną jest przedewszystkiem dla niego znajomość literatury. Dlatego wypada mi kilka słów powiedzieć o nauce języka. Najpierw potępić trzeba niedbałość niektórych ojców, którzy oddają synów swych w naukę nauczycielom nie­wykształconym wychodząc z lego przekonania, że początki lite­rackiego wykształcenia może dawać ktobądź, nawet nieuczony nauczyciel. To fałszywe mniemanie niechaj nie ma przystępu do twego umysłu, kochany synu; miej na uwadze najmniejszy szcze­gół, któryby się mógł przyczynić do podniesienia poziomu wy­kształcenia królewskiego chłopaczka.

Przeto, najukochańszy synu, — zaklinam cię na Boga nie­śmiertelnego — dołóż wszelkich starań w wyszukaniu nauczy­ciela, któryby się odznaczał nielylko głęboką wiedzą, ale także czystością charakteru i układnością, ponieważ królom więcej się przyda dobroć, niż uczoność. Filip dziękował losowi i bogom, że Arystoteles urodził się za jego czasów i że mógł mu powierzyć wychowanie i początkowe wykształcenie Aleksandra. Twój ojciec Kazimierz poczytywał sobie za wielkie szczęście, że gościł u sie­bie poetę włoskiego Kałlimacha, który ciebie i braci twoich uczył języka łacińskiego . To samo i ty powinieneś zrobić, ażeby syn twój, karmiony niejako pięknemi sztukami, z przyrodzonem szla­chectwem połączył wyższe literackie wykształcenie.

Nauka gramatyki i lektura Wergiljusza. Za­pytasz może, jak nauka ma być urządzona? I tego szczegółu nie wypada mi pominąć. Za najstosowniejszy czas do nauki uważam porę ranną; na naukę trzeba przeznaczyć godziny przed wscho­dem słońca; nauka ma trwać aż do śniadania. Po śniadaniu, które nie powinno być zbyt obfite, aby zbytnie objedzenie się nie stę­piło siły pamięci i bystrości umysłu, uważam za najlepsze i naj­zdrowsze zrobić w nauce przerwę co najmniej na sześć godzin. Będzie' to z korzyścią dla wykształcenia, jeżeli podczas przerwy domownicy i członkowie rodziny będą z chłopcem rozmawiali o rzeczach godnych i miłych. Rozmowy te mają raczej dawać przyjemność, niż natężenie umysłowe i rozweselać słuch, a nie sam umysł. Albowiem, jeżeli niektórzy sądzą, że tego czasu trzeba użyć na rozmowę o naukowych zagadnieniach, zdają się zupełnie

1 Za Kwintyljanem por. str. 82.

3 Kallimach już nie żył (f 1496), ale nazwisko jego było czczone przez Włochów, pamiętających jego zasługi i wpływy w Polsce.

93


nie mieć względu na zdrowie i kładą za wielką wagę na groma-

dzenie wiadomości, pragnąc z chłopca zrobić nietyle dobrego króla, ile filozofa. Trudne wykłady o zawiłych zagadnieniach naukowych, bezpośrednio po jedzeniu, zwłaszcza u małych chłop­ców, powstrzymują dojście do ujścia żołądka naturalnej siły cie­pła, co pociąga za sobą trudności trawienia pokarmu. Niestraw-ność zaś, jak ogólnie wiadomo, jest szkodliwą dla zdrowia. Bę­dzie także korzystną rzeczą dla chłopca, jeżeli dla rozrywki za­bawiać się będzie słuchaniem śpiewu. Tej uciechy nie trzeba by­najmniej zaniedbywać, ponieważ ona ożywia umysł i daje mu niewinną świeżość. Skoro chłopiec czas przepisany przepędzi na przyjacielskich rozmowach, niechaj powróci do książek. Te zaś niuchaj zawierają przepisy gramatyczne, wyjęte z dobrych auto­rów i zebrane w podręcznik. Reguły gramatyczne powinien czy­tać, powtarzać i uczyć się ich napamięć.

Skoro się chłopiec poduczy sztuki literackiej, czyli grama­tyki, poslaraj się o to, aby czytał z nauczycielem poetów. Wyklu­czyć z lektury trzeba rzeczy nieprzyzwoite i pisane brzydkim sty­lem. Na pierwszem miejscu trzeba postawić rozumnego i mą­drego poetę, Wergiljusza, który u nas równie wielkiej zażywa sławy, jak u Greków Homer, bez którego podobno Aleksander ni­gdy nie wyruszał na wojnę. Czytając księcia poetów, Wergilju­sza, niech nauczyciel przerabia z chłopcem reguły gramatyczne, z czego wypłynie dla chłopca podwójna korzyść, albowiem na­bierze znajomości gramatyki i nauczy się mówić wykwintnym i poprawnym językiem łacińskim. Należałoby także dawać chłopcu postacie wielkich mężów do naśladowania. Albowiem wzniosłość charakterów sama przez się ma dla młodzieży wielki urok i za­chęca ją do cnoty.

Rekreacje. Ponieważ jednakże zbyt długa nauka mogłaby budzić w królewiczu odrazę, wypadnie niekiedy przez więcej na­tężone ćwiczenia podniecać siły ciała, byleby się to odbywało z przyzwoitością. Zaszczytną i zarazem zdrową jest rzeczą pa­sować się z rówieśnikami, biegać, byleby się przytem nie grzać, podniecać niekiedy sprężystość ciała przez skakanie i oddawać się innym ćwiczeniom, które podtrzymują zdrowie, a podobają się każdemu dobrze myślącemu człowiekowi. Prócz tego sprawia chłopcom przyjemność gra w warcaby, nie mówiąc o tem, że bu­dzi i utrzymuje bystrość umysłu. Jednem słowem, chłopiec po­winien znajdować przyjemność w zabawach, w których więcej wchodzi w grę rozum, niż przypadek.

Dalsze studja literackie. Po rekreacji w miarę za­stosowanej powinien chłopiec wrócić do książek i uczyć się na-pamię'ć prawideł retorycznych. Zastosowanie ich da się w ten sposób przeprowadzić, że nauczyciel będzie mu często zadawał

tłumaczenie z języka ojczystego na łaciński. W ten sposób przy-

zwyczai się chłopiec do mówienia po łacinie i do wygłaszania po­prawnie krótkich mów. Znakomitą pomocą do tego są listy Cy-

94


cerona do przyjaciół. Chłopiec ma się ćwiczyć w naśladowaniu ich i zarazem uczyć, jaką sztuką można wykwintność Cycerona, że się tak wyrażę, odwzorować. Każdy bowiem list i każda mowa są tem doskonalsze, im więcej z wypracowaną zwięzłością formy łączy się imponująca powaga myśli. Prócz tego bardzo polece­nia godnem jest czytanie trzech ksiąg Cycerona O obowiązkach, poświęconych synowi. Chociaż w ogólności niema dzieła Cyce­rona, którego lektura nie przedstawiałaby znacznych korzyści, za pożyteczne uważam przedewszystkiem Wykłady Tuskulańskie, które się nietyle zalecają traktowanemi w nich filozoficznemi za­gadnieniami, jak raczej ozdobnością stylu. Lecz dla królów, jak to dość często słyszałam z ust naszego Kallimacha, najpożytecz-niejszem z wszystkich jest dzieło Ksenofonta, które Grecy nazy­wają Kyropajdeją, a my Wychowaniem Cyrusa. Tam Lo wyka­zuje Ksenofon na przykładzie Cyrusa pięknie i dobitnie, jakim powinien być najlepszy król, jakiemi powinien się odznaczać cno­tami, jakie powinien posiadać nauki i sztuki, czego powinien się wystrzegać od najmłodszych lat aż do ostatniej chwili życia.

Łowy. Chociaż dzieła poetów i mówców wielką sprawiają przyjemność umysłowi, nie życzyłabym sobie, aby chłopiec z ta­kim zapałem rozmiłował się w studjach literackich, iżby ponie­chał i za nic sobie ważył niektóre ćwiczenia, mające bliski zwią­zek z nauką sztuki rycerskiej. Przecież nie chodzi tu o wychowa­nie poety, mówcy, albo zwykłego przeciętnego człowieka, ale o wy­chowanie króla, wodza, któryby był zdolny pokonać wojska nie­przyjacielskie, strzec życia i mienia poddanych, oraz rozszerzać granice Węgier i Czech. A więc nie zaszkodzi bynajmniej chłopcu wybrać się w dnie świąteczne na łowy; jest to ćwiczenie pokrewne rzemiosłu rycerskiemu. Lecz tylko takim ma się chłopiec odda­wać łowom, które wykluczają niebezpieczeństwo życia, a przytem przyzwyczajają do znoszenia trudów. Myśliwy musi bowiem wsta­wać przed wschodem słońca, znosić gorąco i zimno, hartować ciało, stawiać czoło wszelakim przypadłościom; prócz tego uczy się go­dzić na zwierzynę, zabiegać jej drogę, niekiedy wytrzymać jej napad, zagrzewać towarzyszy łowów do współubiegania się o pal­mę zwycięstwa, wreszcie obsadzać dostęp i odwrót zwierzynie, co wszystko jest niezmiernie zbliżone do obrotów wojennych. Dla­tego uważam za rzecz dla chłopięcego wieku zupełnie stosowną polować na jelenie, sarny, kozice, zające i inne tego rodzaju zwie­rzęta, które można ubijać bez żadnego niebezpieczeństwa, nato­miast życzyłabym sobie, aby się wstrzymał od polowania na zwie­rzęta, których ściganie jest połączone z narażeniem życia — wstrzemięźliwość taką uważałabym nawet za chwalebny dowód roztropności.

Uprzejmość i grzeczność. Do wypowiedzianych wskazówek dołączam jeszcze inne. Chłopiec powinien się przy­zwyczaić postępować uprzejmie z tymi, którzy mu będą przydani do posług. Jeżeli to będzie czynił często i z uśmiechniętem obli-

95


czem, otoczenie czuć będzie do niego przywiązanie i przejmie się dla niego życzliwością. Jeżeli ktoś z poddanych, jak się to często u nas zdarza, ofiaruje królewiczowi jakiś mały podarek, niechaj go przyjmie z ochoczością i radością w oczach, choćby ten dar nie był godny królewskiego majestatu, któremu przystoją tylko rze­czy ze wszech miar doskonałe. Tego zwyczaju trzymał się król Artakserkses, który przyjmował z wesołem obliczem każdy dar, choćby najuboższy i który nie wahał się prostemu robotnikowi, ofiarującemu mu wodę zaczerpniętą brudnemi rękami, darować wzamian tysiąc denarów i złotą czarę. Twój brat, Aleksander, obecnie w Polsce panujący, ilekroć w podróży albo na łowach po­prosił wieśniaków o kubek wody, pił ją do dna z rozkoszą, oka­zując ofiarującemu swe zadowolenie. Przyczyni się to wielce do podniesienia królewskiego majestatu, jeżeli się wpoi w chłopca zaraz od dzieciństwa przyzwyczajenie do łaskawości i uprzejmo­ści, ponieważ jest to wiek, w którym charakter najwięcej się ura­bia, nie mówiąc już o korzyściach, jakie stąd odnosi przyszły król.

Umiarkowanie w jedzeniu i piciu. Ponieważ do­statecznie się rozwiodłam o powyższej sprawie, czas przejść do innych rzeczy niemniej ważnych. Wypada teraz o tem pomówić, mój najsłodszy synu, jak dobrze będzie, jeżeli się chłopca przy­zwyczai zamłodu, iżby się zadowalał trzema, albo, co najwyżej, czterema potrawami. Takie umiarkowanie w jedzeniu pochwala uczeń Sokratesa, Ksenofont. Jeżeli się prócz tego chłopca przy­zwyczai używać tylko jednego gatunku wina, i to lekkiego i nie­starego, na Boga nieśmiertelnego, jak ważną mu tem dla zdrowia zgotujesz podslawę.

Nie od rzeczy może będzie wykazać, z jakiego powodu chłop­com niezmiernie jest szkodliwa wielorakość potraw. Jak Hippo-krates w dziele O wżdy maniach1 nas poucza, niema tak niewinnej potrawy, któraby nie miała właściwej sobie siły wzdymania. Jak różne rodzaje wiatrów, schodząc się z różnych stron świata w jed-nem miejscu na ziemi, przez zderzenie się ze sobą, ponieważ są w nich przeciwne prądy, wstrząsają morza szalonemi burzami, tak też różne i, jak się zawsze zdarza, przeciwne własności po­karmów sprowadzają zaburzenia w ciele ludzkiem i podkopują znacznie jego zdrowie. To, co powiedziałam o pokarmach, trzeba także rozumieć o używaniu wina. Wzdęcia zaś, o których poprzed­nio była mowa, są dla zdrowia tem szkodliwsze, im więcej są sobie przeciwne. Osłabiają one ciało chorobami, które najczęściej kończą się przedwczesną śmiercią. Wstrzemięźliwość jest nietylko korzystną dla zdrowia, ale podnosi i wzbudza bystrość umysłu. Dlatego też ludzi, którzy nie piją wina, uważam za zdolniejszych do sprawowania urzędów, ponieważ, mając więcej zdolności, sta­rannością i skrzętnością przewyższają innych. Takim jest na

1 Największy lekarz grecki (V w. przed Chr.), autor pism me­dycznych, które na długie wieki były główną skarbnicą wiedzy le­karskiej.

96


twoim dworze twój podskarbi, Jan Bornamissa, który ci najpil-niej i najwierniej z wszystkich służy, ponieważ, jak słyszę, jest człowiekiem trzeźwym i żyje bardzo umiarkowanie, jak to już wskazuje jego nazwisko l. Że nieumiarkowane picie wina przy­nosi niezliczone szkody każdemu wiekowi, nietylko chłopcom, tego dowodzi życie tych, którzy od młodości oddawali się pijaństwu. Jedni bowiem umierają nagle, inni cierpią na straszne bolę w no­gach i członkach, większa ich część podlega nie jednej, to drugiej chorobie. Ten los spotkał także, jak słyszę, na starość króla Ma­cieja, który dawniej odznaczał się wielką ruchliwością2. Wielu umiera z apopleksji, czego przyczynę ci zaraz wytłumaczę. Otóż lotna siła wina, wybiwszy się w górę do mózgu, nie może się cofnąć do żołądka, ponieważ żyły nadęte gazami zamykają.jej odwrót. Że tym sposobem oddech jest zatamowany, ludzie umie­rają nagle, albo popadają w nieuleczalną chorobę.

Przytoczonych tu przepisów nie trzeba jednakże tak rozu­mieć, abym chciała chłopcu całkiem zakazać używania wina. Nie jestem tak okrutną. Umiarkowane używanie wina, jak mówi Ho­mer, podnieca nasze zmysły, a członkom dodaje siły. Jak wina mocne uważam za szkodliwe, tak nie miałabym nic przeciw temu, aby chłopiec pił wina lżejsze, powiedziałabym z wodą, gdyby to u nas nie uchodziło za straszny występek, który należy zmazać pokutą. Niedawno temu w Krakowie jakiś poczciwy księżyna Wło­chowi, który pił wino zmieszane z wodą, tylko pod takim wa­runkiem chciał dać rozgrzeszenie, jeżeli rzemieniem pozwoli so-ł»ie dziesięć razy wygarbować skórę3. A więc do lżejszych win można chłopca przyzwyczaić, a przyzwyczajenie to wyrobione z młodych lat, posłuży i umysłowi jego i organizmowi.

Pijaństwo, jak pewien zacny człowiek' powiedział, jest stałą siedzibą nieszczęścia. Pijaństwo przyćmiło znane w całym świe­cie imię Aleksandra Wielkiego. Tak też i król Maciej, który wsła­wił się swem wojowniczem usposobieniem, niemałą skazę po­niósł na sławie, ponieważ ogólnie o nim mówiono, że zbytnio hoł­dował winu. Prócz tego nadmierne używanie wina pobudza bez­ustannie niebaczne pożądania, których chłopiec powinien się wy­strzegać, aby się o nie nie rozbił, jak o skałę. Ojciec twój, Kazi­mierz, polecał zwyczaj włoski, podług którego przy ucztach po­daje się tylko trzy, albo co najwyżej cztery potrawy, wino zaś pije się zmieszane z wodą. To jego umiarkowanie nie pochodziło ze skąpstwa, ale z oszczędności, tej tak nader zaszczytnej cnoty,. oraz z poszanowania zdrowia. Przeto życzyłabym sobie, aby się

1 Bornamisza znaczy «nie pij wina, "Władysław Jagiellończyk mianowai go jednym z opiekunów swego syna Ludwika.

% Maciej Korwin umarł w 46 roku życia. (Śmierć jego z gniewu o figi zjedzone przez dworzan opisuje Miechowita w swej Kronice).

3 Anegdota ułożona widocznie przez Włochów w Krakowie, żar­
tujących z miejscowych zwyczajów.

4 Seneka, filozof rzymski.

97


chłopiec przyzwyczaił do takiego jedzenia i picia, żeby baczył na zdrowie, żeby podtrzymywał zasób sił, a nie podkopywał ich bie­siadowaniem.

Zamiłowanie trzeźwości, wszczepiane od najmłodszych lat, nietylko popiera rozwój umysłowy i dobre ułożenie, ale przyczy­nia się także do podniesienia wdzięku i piękności ciała, która zdobi książąt i dodaje im godności.

Umiarkowanie, normujące przedewszystkiem zmysłowe roz­kosze, pochodzące z dotykania i smaku, uchodzi u filozofów za źródło roztropności. Jeżeli tak jest, a zgadzają się na to mędrcy, jakże ma rozkazywać innym ten, który sobie samemu nie umie rozkazywać, albo, jakże ma panować nad innymi ten, który sam daje się powodować swym nieuregulowanym pożądaniom w je­dzeniu i piciu? Słyszałam, że kardynał Piotr z Regium, który na twoim dworze pełni obecnie obowiązki poselskie, tak dalece jest skromnym w jedzeniu i piciu, że nigdy nie je i nie pije do sy­tości. Dlatego, póki jeszcze na chłopca można działać przez po­strach i póki jeszcze z łatwością można w nim wyrabiać umiar­kowanie, tak trzeba urządzić jego wychowanie, aby umiał pa­nować niemniej nad sobą samym, jak nad innymi i aby jaśniał między chrześcijańskimi książęty nietylko przez naukę, jak raczej przez dobre obyczaje. Brat twój, Fryderyk, kardynał Stolicy Apo­stolskiej, często powtarza słowa, których używa jako przysłowia, że trudniej znaleźć dobrego księcia, niż pisarza. Na tem kończę uwagi co do umiarkowania w odżywianiu się.

Pochlebcy. Nauka historji. Wychowanie powinno dalej przestrzegać, aby chłopiec pogardzał zgubnem gadaniem po­chlebców, jako najzjadliwszą trucizną, aby unikał tego rodzaju ludzi, którzy z pominięciem prawdy w przemówieniach swoich stosują się do upodobania, aby przenosił wyświadczanie dobro­dziejstw nad słuchanie pochwał, aby rządził się własną cnotą i własnem sumieniem, a nie podstępnemi podszeptami. Pochleb­stwo jako najzdradliwsze zło opanowało prawie wszystkie domy królewskie. Ponieważ tylu uczonych mężów potępiło pochlebstwo, powinien chłopiec twój unikać zażyłości z pochlebcami. Ci na ustach mają życzliwość; lecz w sercu knują zdradę i oszukań-stwo.

Nic nie wykazuje dobitniej szkodliwości pochlebców, jak poezja i historja. Nauka historji staje się dla książąt ze wszech miar korzystną, ponieważ nietylko obznajamia ich z czynami i za­patrywaniami godnemi zapamiętania, lecz i dlatego, że poznając przypadki i losy innych ludzi, książęta sami zaprawiają się do czynu. Wiedzieć to tylko, co za naszych czasów się dzieje, zna­czy to samo, co być zawsze chłopięciem, zawsze dzieckiem. Dla­tego niechaj nauczyciel czyta z królewiczem Tytusa Liwjusza,

1 Piotr z Regium, wysłannik papieża Aleksandra VI w r. 1500 do Władysława, w celu nakłonienia go do wojny z Turkami.

98


Pamiętniki Cezara, Salustjusza, Walerjusza Maksima, Justyna, Kwintusa Kurcjusza i innych autorów, którzy spisali świetne czyny królów i książąt. Demetrjusz Falerejski napominał Ptolo-meusza króla, aby się rozczytywał w historji, w niej bowiem znaj­dzie obszernie wyłożone to, na co przyjaciele z obawy albo z usza­nowania nie śmieją królom zwrócić uwagi.

Ambicja. Jak chłopiec powinien unikać poufałej zaży­łości z pochlebcami, tak wychowanie jego powinno odeń zdała trzymać ambicję, która stać się może źródłem tysiącznych nie­korzyści. Jakżeż pięknie i odpowiednio ojciec twój, Kazimierz, nazywał ambicję plagą państw i miast. Książęta, posiadający tę wadę umysłu, pozwalają się unosić .przekorze, próżną zarozumia­łością oszukują siebie samych, niepomni na słabości ludzkie, któ­rym podlega każdy. Wnadętości ducha ścigają wstrętną zazdro­ścią wyższych od siebie, nienawidzą równych, a gardząc niższymi, mają ich za nic. Otóż zarazy tej, sprowadzającej wielkie nie­szczęście, każdy powinien unikać, przedewszystkiem zaś dziecko królewskie. Niech chłopiec ma tę żywą wiarę, że Bóg, nasz odku­piciel, ma baczne oko na wszystkie sprawy ludzkie i nic mu się tak bardzo niepodoba, jak ambicja.

Przystępność. Przystępność można określić jako miły i sympatyczny wdzięk charakteru. Że przystępność dopomaga do pozyskania serc poddanych, dowodzi tego przeciwne oddziaływa­nie szorstkości i mrukliwego usposobienia. Jak przyjemna i szczera łagodność i dobrotliwość budzi życzliwość u poddanych, tak szorstkość nie przystoi panującemu. Twój ojciec, Kazimierz, którego nigdy nie wspominam bez łez, skarbił sobie przywiąza­nie poddanych dziwną delikatnością charakteru. Często nawet po­wtarzał owe pamiętne słowa Tytusa Wespazjana, że nikt od obli­cza królewskiego nie powinien odchodzić zasmuconym. Na bogów! jakżeż nieprzystępność zeszpeciła szlachetny zresztą charakter króla Macieja, którą chłopiec nasz tem więcej powinien zniena-widzieć, że we własnym rodzie tyle może znaleźć przykładów god­nych naśladowania.

Słowność i prawda. Poważne miejsce w charakterze księcia zajmuje cnota słowności, czyli uczciwość i rzetelność w słowach i czynach. Obowiązek słowności jest tak święty, że na­wet wobec wroga należy dochować danego słowa. Niechaj chło­piec od najmłodszych lat pokocha tę cnotę, która budzi podziw nawet u wrogów i barbarzyńców.

Ponieważ drużbą słowności jest stałość i prawda, chłopiec w obu powinien się ćwiczyć; powinien przyzwyczaić się mówić i działać nietyle statecznie, ile prawdziwie. Prawda zaś jest naj-cenniejszem poleceniem dla panujących. .Niema dla nich zaszczyt-niejszej zalety, jak prawdomówność. Przeciwnie, cóż może być szpetniejszem, cóż mniej godnem króla, jak kłamstwo? Brat twój) Kazimierz, mawiał, że po Bogu najbardziej trzeba czcić prawdę, niestałego króla przyrównywał do przetaka, który wszystkiemi

99


dziurami przepuszcza wodę. Ksiądz Piotr Sycylijczyk, kardynał, poseł, jak słyszę, na twoim dworze, kłamliwego i próżnego księ­cia zwykł nazywać dziurawem naczyniem. Jest to zdanie, za­prawdę, godne tak wielkiego męża.

Przeto niechaj się chłopiec przyzwyczai do stałości, słow­ności i prawdy. Ale nietylko sam powinien zawsze mówić prawdę, lecz z pobłażliwością słuchać prawdy wypowiedzianej przez in­nych. Godzi się też wątpić o rozsądku tego, który nie umie słuchać prawdy z ust przyjaciół. Taki człowiek grzeszy tak samo, jak ten, który kłamie ustawicznie w chęci oszukania innych. Twój sekretarz, Jerzy, biskup warażdyński1, jak mi opowiadał pewien Węgier, zwykł był mawiać, że królom nie brak nigdy pieniędzy, ale zawsze zbywa im na wiernych i rzetelnych przyjaciołach. Te słowa nietylko dowodzą jego znakomitej dla ciebie wierności i nie-skazitelności, ale świadczą o jego umyśle wypróbowanym i wy­robionym wielkiem doświadczeniem w najważniejszych sprawach życia.

Wstrzemięźliwość. Przechodzę do wstrzemięźliwości, która bezwąlpienia przynosi największy zaszczyt królom i jest świelną ozdobą innych cnót. Księżyc z pewnością nietyle przewyż­sza świetnością inne gwiazdy, ile zaszczytu przynosi książętom cnota wstrzemięźliwości. Niechże więc chłopiec całem sercem ją ukocha, aby wzrastał jako monarcha godny dwóch tak rozległych królestw europejskich, aby najlepsze nadzieje budził w podległych sobie ludach, aby przyzwyczaił się gardzić ludźmi niegodziwymi i podłymi, a kochać, wspierać i osłaniać swą opieką uczciwych i szlachetnych. Rozwiozłych i obłudnych niech troskliwie unika, skromnych i rzetelnych niechaj przywiązuje do swojej osoby. Je­żeli wychowanie w tym kierunku działać będzie od najmłodszych lat, chłopiec z głębi duszy znienawidzi podłość, nieumiarkowanie i obłudę, a stanie się wzorem uczciwości, wstrzemięźliwości i rze­telności. Jeżeli bowiem przyjaźń zasadza się na podobieństwie cha­rakteru, cóż chłopca więcej będzie mogło polecić, jak unikanie, to­warzystwa ludzi nieuczciwych? Przeciwnie, cóż więcej przyczyni się do wyrobienia mu opinji uczciwości, jak zażyłość i ciągłe obco­wanie z ludźmi dobrymi i gotowymi do ofiar? Nic nie stanowi lepszego i korzystniejszego przygotowania do dobrego i szczęśli­wego życia, jak obcowanie z dobrymi, bo dobre albo złe obyczaje' są wypływem dobrego lub złego towarzystwa. Znane włoskie przy­słowie mówi: «Kto w młynie przebywa, musi się omączyć». Po­nieważ wszyscy powinni zmierzać do cnoty, a unikać występków, występki zaś budzą nienawiść, a cnoty życzliwość, obcowanie z do­brymi o tyle przyniesie chłopcu więcej korzyści, o ile uczciwość przedniejszą jest niż podłość. Uwagi swoje o tym przedmiocie streszczam w następujących słowach: niechaj się chłopiec kró-

1 Jerzy Szatmari, zamianowany w r. 1501 przez króla "Władysława biskupem warażdyńskim.

100


lewski przyzwyczai dobrych kochać, złymi gardzić, bo piękny ten zwyczaj jest znakomitem poleceniem dla królów.

Na takich, którzy psują młodzież, namawiając ją do roz­pusty, chłopiec nie powinien nawet spojrzeć. Tych podżegaczy do uciech kardynał Tomasz ze Strygony ł, jak słyszę, trafnie nazywa niecnemi syrenami, ponieważ gładkiemi słowy wabią książąt w przepaść, pokazując im najzgubniejszą słodycz.

Słusznie mądry Plalon nazwał rozkosz przynętą złego, po­nieważ na nią chwytają się ludzie, jak ryby na wędkę. Ona bo­wiem nęci chłopców, aby zboczyli z drogi cnoty, młodzieńców, aby uwikławszy się w jej sieci, niszczyli do szczętu siebie i swe mienie, a wreszcie starców, aby przyśpieszyli sobie koniec życia.

Pomijam, że niejednemu do przedwczesnej i nieszczęśliwej śmierci przyczyniła się nietyle namiętność sama, ile jej podżega­cze. Przemilczam i to, że młodzież, opętana rozkoszami, marnuje częstokroć cały majątek i umiera pod płotem. Nie podnoszę i tego., że rozumowi i rozwadze nic nie jest tak przeciwnem, jak namięt­ność, która człowieka niepostrzeżenie oślepia. Bogowie nieśmier­telni! Cóż wstrętniejszego, jak ów napis na nagrobku bogatego króla Sardanapala: To mam, co zjadłem, co pochłonęła zaspoko­jona namiętność, a to leży w wielkiej ilości i świetności. Cóż in­nego mógłbyś napisać na nagrobku bydlęcia, nie zaś króla. Dla­tego, najukochańszy synu, jeżeli powaga matki ma u ciebie ja­kieś znaczenie, proszę i błagam cię, dbaj przedewszystkiem o to, aby , chłopiec nie dopuszczał do swego towarzystwa uwodzicieli, których wpływ jest tak zgubny. Niema bowiem tak skromnego młodzieńca, któryby się umiał oprzeć ich wpływom. A niestety, zwłaszcza pod dachem królewskiego zamku, bardzo łatwo o tę szkołę niegodziwości. Klaudjusz Neron utrzymywał w swoim domu cały zastęp krzewicieli rozpusty. Nie znał miary w rozkiełznaniu; jakżeż ohydną była jego śmierć. Bogusław, wykształcony i ro­zumny Czech2, o którym wiem, że ci jest drogim nietyle dla swej głębokiej nauki, ile raczej dla nadzwyczajnej prawości charak­teru, nazywa rozkosz poetycznie bo, jak mi powiedział pewien jego współziomek, jest miłośnikiem muz słodką trucizną, po­nieważ nęci swą słodyczą nieszczęsnych, których wkońcu wpędza do grobu. To wyłożywszy o rozkoszy, przechodzę do innych stron wychowania.

Równowaga umysłowa. Ten, który ma przewodzić ludom, nie powinien się okazywać złamanym w niepowodzeniu i wyniosłym w szczęściu. Złota średnica w pomyślnej i niepo­myślnej doli stanowi najpiękniejszą ozdobę umysłu. Albowiem, na Boga nieśmiertelnego, cóż mniej przystoi królowi jak małość umysłu i nieuszanowanie siebie samego? Cóż z drugiej strony stawia więcej króla na poziom, że tak powiem, niedoświadczonego

1 Tomasz Bakacs, arcybiskup Granu, koronował dwuletniego syna Władysławowego w r. 1508 na króla węgierskiego.

8 Dworzanin Władysława, Bohuslay Lobkovic z Hassensteinu.

101


dziecka, jak nienaturalna duma z powodu pomyślnego obrotu losu? Szpeci majestat królewski niemniej radość nieznająca miary, jak niegodny jego smutek. Ojciec twój, Kazimierz, tem tylko zdradzał swą radość z szczęśliwego wypadku fortuny, że publi­cznie dzięki składał Bogu najwyższemu. Takie było w nim umiarkowanie i taka równowaga. Zaprawdę (że wypowiem otwarcie swoje zdanie), więcej nieszczęścia daje ludziom pomyśl­ność niż niepomyślność, a za największą klęskę uchodzi zawsze być szczęśliwym. Nic łatwiej nie odsłania rozsądku albo lekko­myślności księcia, jak zły lub dobry los. A więc wychowaj chłopca naszego tak, aby umiał z umiarkowaniem znosić przeciwne losu koleje, aby się zbytnio nie unosił szczęściem i wobec nieszczę­ścia zbytnio się nie poddawał smutkowi. Niechaj pozna nieudol­ność ludzką, niechaj pamięta o tem, że Bóg jest najmędrszym sprawcą wszech rzeczy, niechaj nie zapomina, że wszyscy ksią­żęta i wodzowie wystawieni są na pociski losu, niech wierzy w możliwość, że z wolności popadnie w niewolę, z bogactwa w nędzę, że z wysokości będzie strącony w poniżenie.

Niechaj się chłopiec uczy ściągać żagle przy pomyślnym powiewie fortuny, niechaj umie trzymać na wodzy radość, aby z niemniejszem umiarkowaniem znosił przeciwieństwo, bo jedno i drugie to szczebel do sławy mądrości. Twój ojciec Kazimierz żartem nazywał los »probierzem dzielności*. Aby chłopiec nie okazywał porywcźej skłoności ani w jedną ani w drugą stronę, trzeba go tak wychowywać, aby w szczęściu przyzwyczaił się lękać nieszczęścia, w nieszczęściu zaś spodziewać się szczęścia. Chło­piec powinien umieć panować nad swoim umysłem, powinien pamiętać, że los w tem tylko jest stałym, że nigdy nie jest sta­łym, wiernym i niezawodnym, że mądrość i umiarkowanie pa­nującego nie występuje na jaw tyle w nieszczęściu, ile raczej w szczęściu.

Ale" taka mądrość przechodzi siły młodzieńca. Do młodzień­czego bowiem wieku przywiązana jest lekkomyślność i nieświa­domość, które nieraz powodują zaburzenie w kraju, gdzie mło­dzież nie stoi pod dozorem osób starszych, obdarzonych rozsąd­kiem i rozwagą. Najlepszą zachętą do mądrości u młodzieży jest uszanowanie dla ludzi starszych, zwłaszcza takich, którzy prze­szli szkołę życia. Przez obcowanie i rozmowę z nimi młodzieniec nabiera roztropności. Chłopiec odnosi nieskończenie wielką ko­rzyść przez obcowanie z rozumnymi starcami, tem więcej że chłopcy i młodzieńcy wrażliwi są na wszelkie podrażnienia zmy­słowe i zostawieni sami sobie idą raczej za temiż zmyslowemi pożądaniami, niż za rozsądkiem. Słuchanie napomnień starszych jest bez wątpienia pierwszym krokiem ku cnocie. Przeto wy­bierz z pomiędzy twoich poddanych znanych ci ze statecznej mą­drości starców, aby syn twój, jako młoda latorośl, mógł się opie­rać na ich radach, oraz aby nauczył się od nich rozumu i mo­ralności. Albowiem jak lekkomyślność jest siostrą młodości, tak

102


z sędziwym wiekiem łączy się roztropność i, chociaż rady star­ców odnoszą zwykle pożądany skutek, rozsądek musi nieraz ustą­pić miejsca lekkomyślności młodzieńczej. Przeto przy wszyst­kich rozmowach, ćwiczeniach, przemówieniach i czynach króle­wicza , zawsze powinni być obecni ludzie sędziwi. Wychowany pod ich wpływem zczasem zakwitnie jako młodzian pełen świe­tności i chwały i, jak to mówią, pełnemi żaglami zmierzać będzie do sławy. Niechaj naśladuje Agamemnona, zwanego przez Ho­mera królem królów i niechaj się nigdy nie wstydzi mieć w. swo­jej radzie Nestorów, od którychby się nauczył 0 wszystkich do­brze mówić, nikomu nie uwłaczać, poskramiać swe nierozsądne zachcianki, iść we wszystkich sprawach za głosem uczciwości, aby, potknąwszy się w swem niedoświadczeniu, nie popełnił czynu nierozsądnego, od którego to błędu czujne oko starców najłatwiej go uchroni. Nie bez powodu przodkowie nasi nazwali roztropność córą doświadczenia i pamięci, Arystoteles zaś twierdzi, że mło­dzieńcy mogą pozyskać mądrość, tylko że im brak roztropności. Do wyrobienia mądrości wystarcza przyrodzona bystrość umysłu, roztropność zaś prócz przyrodzonej zdolności potrzebuje częstego i dłuższego działania w rzeczach ważnych, ponieważ jednakże tego właśnie braknie młodzieży, brak jej też praktycznego ro­zumu.

Stosunek do dworzan. Wyłożywszy to, co się odno­siło do wyrobienia w chłopcu roztropności, przechodzę do omówie­nia jego zachowania się względem tych, którym powierzona jest piecza o jego osobę. Będzie to stanowić ważną część moich wy­chowawczych przepisów. Sam rozum nakazuje chłopcu kochać serdecznie służących, zwłaszcza tych, którzy bliżsi są jego osoby. Od zachowania tego przepisu będzie zależeć ich gorliwość w służ­bie. Albowiem, jeżeli przekonają się o jego życzliwości, nie ina­czej o zdrowie jego dbać będą, jak o swoje własne, w tem prze­konaniu, że od życia chłopca zależy ich byt. Ich przywiązanie będzie wzrastało z każdym dniem, jeżeli widzieć będą, że króle­wicz bierze żywy udział w ich doli lub niedoli. Pomocnym także środkiem w pozyskaniu przychylności sług jest wesołe oblicze, uczciwe słowo i, jak się mówi, pogodne czoło. Często byłam przy tem, jak Kallimach opowiadał, że pewien kardynał został w nocy uduszony przez pokojowca, ponieważ nigdy nań nie spojrzał życzliwem okiem. Przywiązanie okazywane służbie w codzien-nem obcowaniu budzi w niej wierność, pilność, skrzętność, mi­łość i wiele innych zalet, których słowami wypowiedzieć nie­podobna. Ponurość i przybrana surowość oblicza, w celu nada­nia sobie powagi, żywi podejrzliwość, nienawiść i wewnętrzną niechęć. Te zaś uczucia nieraz już doprowadziły do rozpaczli­wych kroków pożałowania godną służbę.

Jeżeli psy, jak mówi dawne przysłowie, obszczekują obcych z tyłu, z przodu i z boku, a dla domowników są łaskliwe i przy­stępne, łatwo wywnioskować, jakie powinno być postępowanie

103


królewicza względem służby. Aleksander, król Ferejczyków, obaj Dionizjuszowie oraz Falaris, znani z okrucieństw, drżeli więcej przed zasadzkami własnych domowników, niż wrogów. Król polski Jan Olbracht, który przed rokiem spoczął w Chrystusie, jakże przewyższał ludzkością wszystkich królów żyjących, prze­szłych i przyszłych! Tak dalece łączył ludzkość z powagą ma­jestatu, że go wszyscy uwielbiali i podziwiali. Wiem, że z wszyst­kich królów, ty mój synu, najwięcej masz w sercu ludzkości; jest to zaleta, której ci z serca winszuję. A brata twego Zygmunta, któżby, sądząc po zmarszczonych brwiach i posępnej twarzy, nie nazwał surowym i ponurym, a przecież ogólnie wiadomo, jak przyjemnym jest dla wszystkich, jak miłym, jak łatwym i ujmu­jącym w codziennem życiu. Te zalety jednają mu powszechną miłość i ogólne przywiązanie.

Jeżeli ludzkość okazana nieprzyjacielowi zasługuje ze-wszechmiar na pochwałę, jakiemże poleceniem będzie dla kró­lewicza, skoro się okaże ludzkim nietylko dla służby i podda­nych, lecz dla wszystkich ludzi bez wyjątku.

Hojność także przyczyni się w znacznej mierze do wywo­łania wzamian poświęcenia i życzliwości ze strony sług i pod­danych. Arystoteles mówi,, że książęta nie mogą być nigdy dość hojnymi. Jest ona wynikiem mądrej głowy i ludzkości duszy. Żadna inna zaleta nie poleca więcej książąt, niż właśnie hojność, a zwłaszcza, jeżeli pochodzi z wdzięczności, której jest niejako siostrzycą. Taka hojność zwie się dobroczynnością, albo, jak niektórzy ją nazywają, uczynnością. Twój ojciec Kazimierz, wdziawszy nową suknię, niebawem dawał ją jednemu z domo­wników; brat twój Olbracht, idąc jego śladem, okazywał się hojnym nawet dla tych, którzy go o nic nie prosili. Nie mniej­szą hojnością słynie Aleksander, brat twój i niezwyciężony król polski, który niedawno jakiemuś młodzieńcowi za dwadzieścia cztery na jego cześć napisanych wierszy ofiarował tyleż czerwo­nych złotych i bardzo pięknego konia1.

Wiem dobrze, że i ty hołdujesz tej cnocie czynienia dobrze nietylko służbie, poddanym, wojskowym, a wreszcie wszystkim, lecz przedewszystkiem obsypujesz dobrodziejstwy mężów uczo­nych i ludzi pióra. Uczynność brata twego Kazimierza słynąć będzie po wszystkie czasy. Gdyby Kazimierz i Olbracht nie byli się okazali hojnymi i szczodrymi względem Kallimacha, sądzę, sława ich nie przeszłaby do potomności. Król aleksandryjski Pto-lemeusz obdarzał uczonych upominkami i jurgieltami; gdyby tego nic był czynił, pamięć po nim byłaby zaginęła wraz z jego śmier­cią. Opowiadał mi Kallimach, że Alfons, król neapołitański, da-

1 Hojność Aleksandra przybrała istotnie rozmiary marnotraw­
stwa; głównie to jego rozdawnictwo wywołało później zabiegi o t. zw.
egzekucję dóbr koronnych.

2 Chyba bardzo wątpliwe, czyby Elżbieta podpisała tego rodzaju
pogląd włoskiego autora.

104


rował pewnemu uczonemu z Palermo za książkę, którą napisał, tysiąc czerwonych złotych. Wielki Lyzander za wiersze na jego cześć napisane napełnił poecie Anlylochusowi kapelusz złolem. I ty, jak. słyszę, uczciłeś darem Piotra Macieja Kamertesa, który twoje zaślubiny uświetnił kilku wierszami .

Bądź pewien, że o tej hojności wiedzieć będzie potomność. Nie mniej wielką ci zjedna chwałę srebrny puhar, który wspa­niałomyślnie ofiarowałeś Hieronimowi z Forli. Łaskawość tę wieki pamiętać ci będą. Także rozsławiła twoją hojność szata jedwabna podarowana Hipolitowi Saksończykowi, kiedy się wy­bierał w podróż do Włoch. Pierwej więc Dunaj zaleje i zniszczy Budę, niż przeminie pamięć i sława twej szczodrobliwości. Lecz posłuchaj, jak wdzięczny rozgłos hojności lotem błyskawicy roz­chodzi się po świecie aż do samych jego krańców. Wielkie uzna­nie zyskał u nas niedawno twój sekretarz Jerzy, biskup waraż-dyński, z powodu srebrnego puhara i konia, które przed kilku dniami ofiarował Tomaszowi z Palermo. Jest to czyn, który po­tomność z największą chwałą będzie głosiła po wszystkie wieki.

Dlatego życzyłabym sobie, aby nasz chłopiec był szczodry, bo kto szczodrobliwość zdobi wytworną uprzejmością -w słowach, ten zakłada podwaliny własnej sławy. Brat twój Kazimierz, nie mo­gąc być tak wspaniałomyślnym, starał się zdobywać przychyl­ność poddanych uprzejmością. A przecież nazywał dobre uposa­żenie przyjaciół swoim skarbem. Cóż ojcu lwemu Kazimierzowi zjednało nieśmiertelną sławę, jeżeli nie łaskawość? Cóż królowi Maciejowi więcej szkodziło, jak pycha? Łaskawość bowiem rodzi miłość, pycha nienawiść; łaskawość strzeże życia książąt, pycha jest złą.popleczńiczką ich powodzenia. Znanem jest, w jaki spo­sób zwykle kończą życie tyrani, ci samozwańcy, którzy nietyle grzeszą chciwością, ile okrucieństwem i bezwzględnością. Szcze­rze mówiąc dom nasz dotąd więcej zyskał sobie chwały wspania­łomyślnością niż świetnością czynów; tę też cnotę drogą spadku przekazuje potomstwu. Słyszę, że poseł kardynał Piotr, o którym w piśmie niniejszem kilka razy wspomniałam, cieszy się na Wę­grzech takąż sławą wielkiej szczodrobliwości.

Życząc sobie wyrobienia w chłopcu hojności, nie chciała­bym, aby popadł w przeciwną hojności zdrożność, t. j. chciwość. Niechaj wszyscy czują, że nie pożąda niczyjego dobra, że nie czyha na obce mienie. Łatwo zaś uniknie tego najszpetniejszego występku, jeżeli wystrzegać się będzie chciwości jako źródła wszelakiego zła, z którego płyną: grabież, krzywda, wygnanie, męczarnie, zabójstwo. Któżby nie gardził Mahometem, władcą tureckim, za jego chciwość, mimo że się wsławił znakomitemi czynami. Przeciwnie ojciec jego Amurat dla swej hojności znaj-

1 W całym tym ustępie razi zbyt natarczywe przymawianie się humanistycznego autora o zapłatę.

105


duje uznanie nawet u nieprzyjaciół1. Pocóż mam się rozwodzić

0 chciwości przez filozofów zwanej nieuleczalną chorobą; poeci
przyrównywają ją często do wodnej puchliny. Ale na bogów nie­
śmiertelnych, jak niecnem stworzeniem jest król podległy tak
wstrętnej chorobie!

Ważny to także wzgląd, że, skoro królewicz ma panować nad dwoma tak potężnemi królestwami, mającemi się stać zna-komitem polem popisu dla jego sławy, od kołyski winien być tak chowanym, iżby w ogólności nikogo nie lekceważąc, wyróżniał dobroczynnością najdzielniejszych i najlepszych, aby nie powie^ dziano o nim:W królach więcej podejrzenia wzbudzają dobrzy, niż źli, cnota innych zawsze budzi w nich obawę. Filip napo­minał Aleksandra, aby dopuszczał do zażyłości tak złych jak do­brych, ponieważ król potrzebuje ludzi do dobrych i do złych ce­lów. Z tego należy więc wnosić, że królowie nikogo w ogólności nie powinni lekceważyć. Zresztą sądzę, że każdego człowieka trzeba miłować i, szanować podług jego wartości i temu okazy­wać więcej czci i łaski, którego zdobi większa ilość cnót, jak mę­stwo, wierność, czułość, sumienie, dobroć. Oby chłopiec dał wszystkim tę nadzieję, tę pewność, że najchętniej otaczać się bę­dzie ludźmi dobrymi i zacnymi, co zarazem stanie się znakomi­tym środkiem cnotliwego jego dalszego życia.

Powaga królewska. Wkońcu wypada mi dać przepisy co do utrzymania powagi królewskiej. I pod tym względem pra­gnęłabym doskonałości dla naszego chłopca. Pozyskanie i utrzy­manie powagi królewskiej jest rzeczą zbyt ważną, aby ją lekce­ważyć. Królewicz przejmie się piastowaną godnością, pomny na to, że jest synem wielkiego króla i że ma w przyszłości pano­wać nad wielu ludami. Jeżeli te dwa względy będzie miał przed oczami, pamiętać także będzie o nabyciu powagi i stateczności; dwie te zalety są najpewniejszą podporą królewskiego majestatu. Ich wdzięk i urok zjednają mu serca ludzkie, jakoteż budzić dlań będą podziw i życzliwość.

Ponieważ powaga jest tak zbawiennym przymiotem, po­winien królewicz z natężeniem wszystkich sił do niej się przy­gotować. Przeto dobrze uczyni, jeżeli, zanim coś postanowi, wię­cej będzie słuchał, niż mówił. Poetą grecki Sofokles nazwał mil­czenie najpiękniejszą ozdobą młodzieńca. Aby zdobyć sobie po­wagę, powinien chłopiec skromnie prosić o podanie powodów

1 przyczyn tego, co słyszy. Będzie to znakomite polecenie jego
rozwagi. Bogowie nieśmiertelni! Jak wielkim w przestrzeganiu
powagi był ojciec twój Kazimierz, a podobno i ty umiesz ją
utrzymać. Mój kochany Olbracht często mawiał, że natura dała
mu dwoje uszu, a jedne tylko usta, aby więcej słuchał, niż
mówił2.

1 Amurat II (1421—1451) i Mahomet II (1451—1481) twórcy po­
tęgi osmańskiej. 2 Jest to powtórzenie znanej w -starożytności
sentencji, przypisywanej filozofowi Zenonowi.

106


W wysokim stopniu zwiększa także powagę królewską na­stępujące postępowanie. Panujący nie powinien odrazu przy­chylać się do czyjegoś zdania, nie powinien zbijać obcego sądu publicznie przy świadkach, zewnętrznie nie powinien okazywać wzruszenia ani obliczem, ani oczami, ni przytakiwaniem, nie po­winien badać członków rady tak, jakby ich myśli pragnął do dna przeniknąć i zgruntować. Takie zachowanie w radzie wielce podnosi powagę królewską. Godność królewska wymaga także, aby król nie wypowiadał swego zdania od razu i wobec wielu świadków. Niebezpieczną to rzeczą, jeżeli wiele osób zna zamiary króla. Królowi, który powinien się odznaczać wyższym umysłem, nie godzi się od razu przytakiwać zapatrywaniom innych, lecz winien kierować obradami, aby przeprowadzić własny sąd o rzeczy.

Królewicz powinien się przyzwyczaić do krótkości i dosa-dności w przemówieniach. Jak w odpowiedziach ostrożnym, tak w naganach, jeżeli są konieczne, powinien być łagodnym i po­błażliwym, mając na uwadze wzgląd na osoby, miejsce i czas. Takie postępowanie dowodzi głębokiego rozumu. Jeżeli mu wy­padnie, jak się to często zdarza, wyróżnić kogoś szczególną po­chwałą, powinien pamiętać o powadze i umiarkowaniu i tak chwalić, aby uznanie nie zamieniło się w podziw. Podziw bo­wiem dowodzi wielkiej nieświadomości.

Wybuch gniewu podkopuje powagę majestatu. Dlatego kró­lewicz powinien umieć go opanować i utrzymać w rozsądnych granicach. Złość bowiem jest niczem innem, jeno wzburzeniem umysłu wyłamującego się z pod władzy rozumu, jest, jak inaczej tego określić nie można, wprost rodzajem obłąkania. Jest to wykolejenie się z równowagi ducha, powodujące niechęć i nie­jedno zaburzenie. I tego bym sobie z całego serca życzyła, aby królewicz tak nie dawał się unosić popędom gniewu, jak z dru­giej strony bez- ubliżenia godności majestatu, aby przestrzegał miary w objawach radości. Nieokiełznana bowiem radość do­wodzi lekkomyślności i nierozsądku, jak w ogólności każde zbyt silne podniecenie umysłu obniża powagę królewską. Ilekroć da­wać będziesz posłuchanie zagranicznym posłom królewskim, albo książęcym, także przedstawicielom rzeczypospolitych, pamiętaj o tem, aby ceremonja ta nigdy nie odbywała się bez królewicza. Albowiem w ten sposób nauczy się występować wobec posłów, przemawiać do nich łaskawie, przyjmować ich orędzia i prowa­dzić z nimi rozmowę. To przyzwyczajenie wyrobi w nim po­wagę i przyczyni się do wzmocnienia w- nim królewskiego du­cha. Król Filip bez Aleksandra nigdy nie dawał posłom posłu­chania, a to wyrobiło w nim poczucie królewskich obowiązków. Ponieważ wypadnie mu nieraz wchodzić w stosunki z ludźmi prywatnymi, od kołyski przeto niechaj przybierze zwyczaj naj­grzeczniejszego obchodzenia się z wszystkimi, zwłaszcza z cudzo­ziemcami. Niechaj ich wysłuchuje z wesołem obliczem, ich

107


sprawy niechaj spiesznie każe załatwiać, ich zaś samych niechaj broni od krzywd. Waleczny król Maciej kazał swemu golarzowi za. to uciąć nos, że Włochom z pogardy nożyczkami pociął szaty. Jest to czyn godny, aby przeszedł do potomności1.

Prócz tego przy każdej sposobności niechaj się królewicz okazuje uprzejmym dla poddanych i cudziemców. Jan Badoerius, mąż wielkiej nauki i wielkiego rozumu, który obecnie na twoim dworze pełni obowiązki posła weneckiego, opowiadał mi zeszłego roku, że ty, mój synu, uprzejmością przewyższasz wszystkich mo­narchów naszego wieku. Jeżeli królewiczowi wypadnie zasieść do śniadania albo do obiadu z ludźmi przywatnymi, niechaj do nich przemawia po przyjacielsku, dając do poznania, że nader wielką przyjemność sprawia mu rozmowa z nimi. Niechaj się biesiadni­ków wypytuje o obyczaje ludów, o położenie ich kraju, słowem, o wszystko godne spamiętania i zanotowania. Przytem godzi się pożartować z nimi i porozmawiać o rzeczach poważnych. Okazu­jąc w rozmowie uprzejmość i życzliwość, da tem pochop do we­sołości i do podziwu dla własnej osoby. Niechaj się królewicz do tego przyzwyczai, aby nie wypowiadał przy stole żadnego słowa, któreby się sprzeciwiało dobremu ułożeniu, sprawiedliwości, po­błażliwości, umiarkowaniu, aby nie dawał powodu do przypu­szczeń, że poprawność w mowie mniej u niego znaczy, niż nie-skazitelność charakteru. Sebastjan Justinianeus, dawniejszy na twoim dworze poseł wenecki, człowiek uczony i rozważny3, jak się dowiaduję, wielbi twoje powagę, ponieważ dotąd nie słyszał z ust twoich słowa, któreby mogło rzucić jakikolwiek cień na twoje godność. Wreszcie na pożegnanie niechaj królewicz wysto­suje do biesiadników kilka grzecznych słów, niechaj zapewni ich o swej łasce i pomocy, jednakże, przemawiając do nich uprzejmie, niechaj nie zapomina o swej godności królewskiej, niechaj niekiedy uczci ich małemi podarkami, obiecując ich obdarzyć w przyszłości większemi. Boże mój! serce mi rosło na widok, jak nasz Jan Olbracht nie opuszczał zgoła żadnego obowiązku, przy­wiązanego do osoby królewskiej. Jak się zdaje, natura sama na to go stworzyła, aby był ozdobą królewskiego majestatu.

Byłoby to- dla królewicza rzeczą bardzo korzystną, jeżeli po nazwisku będzie przemawiać do starszyzny obu królestw, nad któremi w przyszłości będzie panował. Jest to środek bardzo sku­teczny pozyskania serc poddanych, ścieśniający zobopólny węzeł na mocy życzliwości i wzajemnego zbliżenia..Niechaj się chłopiec uczy języka włoskiego i niemieckiego; po polsku, francusku i wę­giersku4 (samo się przez się rozumie) umieć musi.

1 Znać tu autora-Włocha, który szczególnie pochwala życzliwość
dla swoich współziomków.

2 Badoer przybył w r. 1501 z Węgier do Krakowa, aby powitać
wstępującego na tron Aleksandra.

s Sebastiano Giustiriahi, przysłany przez Wenecję w r. 1499 do Węgier, aby pozyskać Władysława dla wojny tureckiej.

4 Autor zapomniał o potrzebie języka czeskiego dla królewicza Czech.

108


Niechaj się przedewszystkiem okaże miłośnikiem sprawiedli­wości i wolności. Każde jego słowo, każdy czyn niechaj będzie w zgodzie z godnością, prawdą i rozsądkiem. Niechaj się wyslrzega tego, co uważa za konieczne zganić u innych. Unikanie błędów będzie najlepszem dla niego poleceniem. Niechaj się nie poddaje, ile możności, żadnemu złemu pożądaniu, niechaj się strzeże złego towarzystwa, niechaj nikomu nie ufa tak dalece, aby był prze­konany o swojej i innych nieomylności. Prawda bowiem, jak mi to- wytłumaczył pewien teolog, ma zwykle liczne kryjówki i nie­raz trzeba jej szukać w głębokiem ukryciu. Niechaj się przyzwy­czaja do upału, głodu, zimna, aby wychowany w wygodach, nie okazał się niezdolnym do znoszenia trudów, jeżeli się przypadkiem okaże tego. potrzeba. Takie przedwstępne przygotowanie jest wielką pomocą w znoszeniu później wojennych przypadłości. Nie­chaj chłopiec we wszystkiem trzyma się miary, co idzie w parze z dobremi uczynkami. Cóż bowiem więcej podkopuje powagę kró­lewską, jak kiedy przyszły władca.ludów i narodów nad sobą sa­mym nie umie panować? Niechaj unika ospalslwa i uciech, któ-remi się rozkoszuje rodzaj niewieści. Sen. bowiem przydługi de­nerwuje chłopców, a uciechy sprowadzają zniewieściałość. Prócz tego chód chłopca, ozdobionego królewskim majestatem, powinien być miarowy, energiczny, podobniejszy do pochodu niż do biegu. We wszystkiem powinien umieć zachować równowagę. Ruchy jego niechaj będą układne, ani gwałtowne, ani rubaszne. Cóż mam powiedzieć o śmiechu? Śmiech-wyuzdany, wielcy bogowie, jakżeż jest niesmaczny! Za to wielką ozdobą królewskiego majestatu jest wspaniałe wejrzenie. Jakkolwiek książę powinien panować nad każdą częścią ciała, najwięcej na wodzy powinien trzymać swoje oczy. Tę myśl wypowiedział Perykles w rozmowie z Sofoklesem. To wszystko przyczyni się do pozyskania wiernej majestatowi drużyny. Kiedy królewicz podrośnie, niechaj poświęci sztuce wo­jennej długie i częste ćwiczenia ciała i umysłu. Niechaj się uczy potykać na włócznie, ustawiać bojowe szyki, składać się mieczem, nietyle aby razić przeciwnika, jak aby się bronić, rzucać pocisk na nieprzyjaciela, używać machin oblężniczych, jednem słowem, zinosić wszelki trud, odnoszący się do rzemiosła rycerskiego.

Streszczenie. A teraz, ponieważ, jak sobie wyobrażam,
dostatecznie omówiłam wszystko to, co może posłużyć do do-

brego wychowania królewskiego potomka, nie od rzeczy będzie

streścić tu wypowiedziane uwagi, aby ułatwić zapamiętanie tych

wychowawczych wskazówek. A więc trzeba dla chłopca postarać

się o jak najzacniejszą mamkę, dobrać mu jak najlepszego i naj-

wykształceńszego nauczyciela, któryby nietylko był wzorem dla niego dobrych obyczajów, lecz uczył go także czytania i pisania, gramatyki, oraz czytał z nim poetów i hjstoryków. Pana Boga, Odkupiciela naszego i Najświętszą Pannę powinien kochać miło­ścią najserdeczniejszą, zawsze mieć przy sobie książeczkę, zawie­rającą modlitwy do Niepokalanej Matki. Niechaj codzień słucha

109


Mszy św., w jedzeniu umiarkowany i skromny, wcześnie rano niechaj się zajmuje nauką, niech się oddaje-ćwiczeniom fizycz­nym, niechaj unika wczasu i gnuśności, niechaj zatyka uszy na piękne słowa pochlebców, nie'ctiaj zajmuje się łowami, nie nara­żając życia, niech nie lekceważy konnej jazdy, gier, sztuki szer-mierskiej i innych ćwiczeń, które są przygotowaniem do służby wojskowej. Niech umiłuje wierność, stateczność, prawdę, niech w szczęściu i w nieszczęściu nie gardzi rozumną radą, niech zaw­sze okazuje to samo oblicze, niech nie przekracza miary w rado­ści i smutku, niech przedewszystkiem stara się o wstrzemięźli­wość, niech unika ludzi nęcących go do uciech, niech odtrąca od siebie nieuczciwych, kocha prawych, a szanuje starszych. Wo­bec domowników, cudzoziemców, wojskowych i uczonych niech się okazuje hojnym, szczodrym i ludzkim. Niech w to wierzy, że nic mniej nie przystoi królewiczowi, jak chciwość i skąpstwo. Niech niesie zgodę, uśmierza, niesnaski; pokój przenosi nad wojnę, a pomyślność poddanych nad własną korzyść, niech będzie wspa­niałomyślny, unika pychy i zarozumiałości, niech uważa własne sumienie za najniebezpieczniejszego świadka. W słowach, czy­nach, oczach i ruchach niech okazuje godna majestatu powagę. Niech się uczy cierpliwie znosić głód, zimno i gorąco; a wreszcie w każdej czynności niechaj panuje nad sobą, niechaj powoduje się roztropnością, postępuje z umiarkowaniem, miłuje sprawie­dliwość i męstwo. Jeżeli to się stanie, jak, się spodziewam i tego sobie życzę, nietylko przyczyni świetności naszemu rodowi, lecz sam zgotuje sobie szczęście, o ile to jest w ludzkiej mocy i stanie się w swoim czasie prawdziwym wzorem cnoty.

PUBLICYSTYKA PEDAGOGICZNA ERAZMA.

Erazm z Rotterdamu (1469—1536), najwybitniejszy pisarz huma­nistyczny Europy zaalpejskiej, niezmiernie wpływowy w XVI w., wielo­krotnie poświęcał swe pióro zagadnieniom wychowania i nauczania. Poglądy jego odznaczały się rysem głębokiego humanitaryzmu, łagodności i wyrozumiałości, stanowiącej przeciwieństwo do surowej teorji, a jeszcze surowszej praktyki wieków średnich. Wpłynęły też niewątpliwie ha łagodniejsze traktowanie dzieci i liczenie się z słabościami ich wieku.

Zamieszczamy niniejszem najbardziej charakterystyczne wyjątki ż pism Erazma w tłumaczeniu prof. Mieczysława Popiawskiego.

POTĘPIENIE CHŁOSTY W WYCHOWANIU.

Jestto ustęp z dzieła p. t. Declamatio de pueris ad uirtułem ac
litteras statim. ac liberaliter instituendis (1529, Wykład o potrzebie kształ­
cenia chłopców zaraz od urodzenia w cnocie i naukach). Zawarł w nim
Erazm główne swe myśli o wychowaniu, przeplatając je wspomnie­
nia m i z własnych lat młodych, zwłaszcza z pobytu w ponurem kolle-
gjum Montaigu w Paryżu.

110


Trzymać obywateli w karbach zapomocą strachu to metoda tyrańska, natomiast utrzymanie powszechnego ładu przy pomocy łaskawości, taktu i rozumu to dopiero rzecz królewska. Podobnie w wychowaniu. Niektórych batogiem raczej do śmierci można doprowadzić niż wykształcić; natomiast ci sami życzliwością i ła-godnem napomnieniem dadzą się zaprowadzić, dokąd trzeba. Ta­kie właśnie usposobienie i ja miałem za dziecinnych lat; nauczy­ciel, który mnie cenił bardziej niż innych uczniów i twierdził, że pokłada we mnie wielkie nadzieje i bardzo o mnie dbał, posta­nowił doświadczyć, jak ja zniosę chłostę; zatem po'sądził mnie

0 coś, co mi nawet przez głowę nie przeszło, i wychłostał. Ten
wypadek zniechęcił mnie do wszelkiej pracy i wpadłem w takie
przygnębienie, że mało brakło, bym poważnie zachorował; swoją
drogą, z powodu przygnębienia, zapadłem na gorączkę. Wtedy do­
piero i on zrozumiał swój błąd i narzekał na siebie do przyja­
ciół: «Jego zdolności zmarnowałem, zanim je oceniłem. A prze­
cież nie był to wcale człowiek głupi, ani zły, zmądrzał, lecz do­
piero na mnie. Proszę się tedy zastanowić, ileż to niepospolitych
talentów zatłukli ci siepacze, sami niedość uczeni, a w naucza­
niu okrutni i bezmyślni, źli i gwałtowni! Dusza ich pełna zła,
cieszy się, gdy ktoś zostanie wychłostany, bowiem męka ludzka
sprawia im radość. Tacy ludzie raczej powinni być rzeźnikami
lub katami, ale nigdy wychowawcami dzieci.

W tym samym stopniu dręczą dzieci i ci, co sami nie wie­dzą, czego właściwie mają uczyć swoich wychowanków: taki nau­czyciel cóżby miał do roboty w szkole, jeżeliby nie zabijał czasu wy dr wiwaniem dzieci i chłostaniem ich? Poznałem kiedyś, i to bardzo dobrze, pewnego teologa o głośnem nazwisku, który zu­pełnie nie znał miary w dręczeniu swoich uczniów; w dodatku

1 pomocników miał dość okrutnych. Rozumował w ten sposób,
że okrucieństwo konieczne jest do wybicia z dziecka zuchwalstwa
i wyplenienia dziecinnej wesołości. Nigdy nie spożył posiłku ze
swoimi wychowankami, jak tylko parodjując starożytne komedje,
gdzie miały miejsce przyjemne nieszczęścia: rozdawszy chłopcom
jedzenie, przywoływał jednego, drugiego — i tu dopiero zaczy­
nała się chłosta. Czasem srożył się bez miary na niewinnych i bil
ich tak samo — poto tylko, by przyzwyczaili się do bicia. Byłem
świadkiem, jak raz podczas ogólnego posiłku przywołał do sie­
bie chłopca, mniejwięcej dziesięcioletniego, który dopiero nie­
dawno przyszedł od matki do jego szkoły. Chwalił się, że matka
tego chłopca, osoba czcigodna, powierzyła mu swego, syna na
naukę; wnet, żeby mieć powód do bicia, zaczął zarzucać chłopcu,
że jest zuchwały; było to całkiem niesłuszne; niemniej, pomocni­
kowi swemu, który pilnował porządku w szkole i otrzymał prze­
zwisko oprawcy, kazał bić ucznia; ten rzucił malca na ziemię
i tak go tłukł, jakgdyby on popełnił jakieś świętokradztwo. Teo­
log nawet sam zaczął go hamować: Dosyć już, dosyć. Tamten
jednak rzeźnik, głuchy w swym zapale, spełniał swój katowski obo-

111


wiązek i doprowadził chłopca do zupełnej utraty sił. Wtedy do­piero teolog zwrócił się do nas: Chłopak nic nie zawinił, ale na­leżało go upokorzyć.

Upokorzyć! Czy chował kto w taki sposób swego nie­wolnika? co mówię: niewolnika, swego osła? Szlachetnego konia łatwiej jest nauczyć czegoś dobrocią.i głaskaniem, aniżeli biczem i ostrogą; im okrutniej będziesz się z nim obchodził, tem bardziej będzie nieposkromiony i złośliwy, burzliwy i nieposłuszny. Wół, jeżeli zbyt go będziesz dręczył, zrzuci jarzmo i rzuci się na oprawcę. Szlachetne zdolności trzeba szanować, jak się szanuje młode lwiątko. Słonia można opanować tylko umiejętnością i sztuką, nigdy siłą i.niema, tak dzikiego zwierzęcia, któreby się nie dało opanować dobrocią, a najbardziej nawet łagodne zdzi­czeje od okrucieństwa. Drżenie przed karą wytwarza uczucie nie­wolnicze, a. chłopców szkolnych powszechnie uważa się za wol­nych, więc należy się im szlachetniejsza forma nauczania, całkiem odmienna od niewolniczej.

Jak oto zwyczaje, niegodne nawet Azjatów i Tatarów, weszły w życie chrześcijan, pokażę to na jednym przykła­dzie, który uzmysłowi moje twierdzenie. Zmusza się tych, co do­piero zaczęli się uczyć w szkole do otrzęsin ż beanji1; jest to wy­nalazek barbarzyński, podobnie jak i nazwa jego. Chłopca szla­chetnego rodzice posyłają do szkoły po to, by się uczył nauk wy­zwolonych — więc poco zaczynać naukę od niepoczytalnego znę­cania się? Najpierw zmiękczają mu podbródek uryną, niby to jak do golenia brody; ta ciecz dostaje mu się do ust, ale wypluć nie ma prawa. Zapomocą uderzeń spiłowują mu rogi, przyczem zmuszają do płcią ogromnej ilości albo bardzo ostrego octu, albo soli, albo czegoś podobnego — zależnie od wybryku dziecinnej swawoli. Przystępując do tej zabawy, związali ofiarę przysięgą, że spełni wszystkie ich rozkazy. Wreszcie podnoszą go do góry i, ile razy potrafią, ciskają grzbietem o ścianę. Te dzikie wybryki powodują często gorączkę lub nieuleczalne bóle w krzyżu. Bez­myślna zabawa kończy się pijaństwem.

W taki oto sposób zaczynają uczniowie studjować wyzwo­lone nauki. A przecież jest to wstęp właściwy chyba do działal­ności kata lub oprawcy, lub wreszcie galernika! A tu staje się wstępnym krokiem dla chłopca oddanego Muzom i Gracjom i świętej ich wiedzy. Dziwimy się, że młodzi uczniowie wyzwo­lonych nauk tak bezmyślnie bawią się, ale bardziej należy dziwić się temu, że nauczyciele i wychowawcy na to pozwalają. Tak wstrętną i haniebną rzecz uświęca się mianem zwyczaju! A przecież zwyczaj zły, szkodliwy, to nie co innego, jak zakorze-

1 Beanem (jakoby od francuskiego bec jaune, żółtodziób) nazy­wano scholara dopiero co przychodzącego na studja (w Niemczech Fuchs); jak wyglądały sceny «otrząśania» zeń beanii w starożytności, por. -wyżej str. 97 opowiadanie św. Grzegorza z Nazjanzu. Te zwyczaje przetrwały do w. XVI i XVII. 2 Patrz na Łońcu w ilustracjach.

112


niony błąd; tem bardziej powinien być wypleniany, im bardziej się rozpowszechniał

Wracam do dzieci; niema nic gorszego, jak przyzwyczajać je do chłosty, bo .nadmiar bicia sprawia, że chłopak zdolny i dumny staje się nieokiełzanym, bierniejszy wpada w rozpacz; ciało prze­staje odczuwać razy, a duch twardnieje i nie słyszy perswazji. Również należy unikać ustawicznego łajania: lekarstwo spoży­wane wbrew przepisom pogarsza chorobę, zamiast leczyć; to samo lekarstwo, spożywane nieustannie, zgoła przestaje być lekarstwem i ma ten sam skutek, co karmienie się codzień zepsutym i nie­zdrowym chlebem.

Tu mi ktoś przytoczy starą żydowską wyrocznię: «Niena-widzi swego syna ten, kto go nie bije; kto swego syna kocha, ten przyzwyczaja go do chłosty», albo: Zginaj kark swego syna za młodu i bij go po grzbiecie, póki jest dzieckiem. Takie dręcze­nie może ongiś było dobre dla żydów; wypada jednak, byśmy dziś łagodniej interpretowali żydowskie przepisy. Jeżeli zaś będzie mi ktoś obstawał przy dosłownem brzmieniu tych prawd, to proszę, czy nie jest nonsensem powiedzenie: zegnij kark syna, obijaj grzbiet dzieoka? A może to wołu trzeba przyzwyczaić do jarzma, lub osła do tłumoków, a nie człowieka uczyć cnoty? A jaki ma być pożytek z tego? Powiadają: «Nie będzie tułał się po obcych domach. Obawia się ojciec o swego syna, żeby nie popadł w nę­dzę, jakby to było największe nieszczęście!

Nie zmam nic okrutniejszego od takich przepisów. Nasza rózga to łagodne upomnienie; czasem i połajanie wypadnie, ale zaprawione łagodnością, nie zgorzkniałością. Takiej tylko chłosty używajmy wobec naszych dzieci, a kto znalazł w domu dobry przykład i naukę, nie będzie zmuszony u sąsiadów żebrać pomocy. Tą drogą idźmy i zachęcajmy (nasze dzieci. A jeżeli chcecie, to dam wam bat, byście mogli chłostać swoich synów. Praca uporczywa wszystko przezwycięża — tak powiedział najwięk­szy poeta,Wergili; zatem nie ustawajmy w pracy, w wysiłku; nalegajmy, żądajmy; zawsze zachęcajmy — oto tym batem sma­gajmy grzbiety naszych dzieci. Przedewszystkiem niech się uczą podziwiać i kochać tak uczciwość, jakoteż i wiedzę, a brzydzić się występkiem i ciemnotą; niech zawsze słyszą, że inni uzyskują pochwałę za dobre uczynki lub naganę za złe; niech poczytują za wzór takich ludzi, którzy swoją wiedzą zdobyli sławę, bo­gactwa i zaszczyty; niech wiedzą również i o tych, którym własna nieuczciwość i brak wykształcenia przyniosły pogardę, niesławę, ubóslwo, wygnanie. Oto taki bat godny jest chrześcijan, uczniów Jezusa, wzoru łagodności. Jeżeli zaś nie pomoże ani prośba i za­chęta, ani nagana, ani pochwała i podnieta, ani żaden inny po­dobny środek, tó wtedy dopiero może okazać się konieczną rózga, ale i wtedy szafowana umiarkowanie i z oszczędzaniem wstydu. Toż samo rozbieranie chłopców do naga i to w obecności wielu

113


innych, jest przecież ogromną zniewagą. Kwintyljan nawet cał-kow7icie potępia zwyczaj bicia uczniów. Ktoś powie: a co zrobić z takim, którego żadnym innym sposobem, jak tylko chłostą, nie można zmusić do nauki? Odpowiem na to: a co robić z osłem albo byczkiem, któryby przyszedł do szkoły? Czyż nie odegnałbyś ich z powrotem na wieś? nie zwróciłbyś byczka rolnikowi, a osła piekarzowi? Przecież niektórzy ludzie tak samo nadają się tylko do fizycznej i podlejszej pracy, jak woły i osły. Ale na to po­wiedzą: szkoły się wyludnią! To i cóż? — Zmniejszy się zaro­bek! — Oto sedno! Oto skąd ta troska! Droższy zarobek, niż po­żytek chłopców! Takie to już jest plemię nauczycieli.

Filozofowie mają zwyczaj opisywać doskonałego mędrca, re­torowie — doskonałego mówcę; ale w życiu tych doskonałych nie spotykamy wcale. Takoż, radzę, łatwiej jest opisać, jakim po­winien być dobry nauczyciel, aniżeli znaleźć takiego, któryby od­powiadał teoretycznym wymaganiom. Jest to rzecz publicznej wagi i powinno być przedmiotem troski tak samo świeckich urzędników, jak książąt kościoła zagadnienie, jak wyuczyć i pokierować tych, co mają kształcić i wychowy­wać dzieci naszego społeczeństwa. Sprawa to nie­mniej ważna od stopnia sprawności wojskowych lub kościelnych urzędników. Cesarz Wespazjan z własnej szkatuły opłacał rzesze greckich i rzymskich nauczycieli retoryki; Plinjusz Młodszy2 z własnej kieszeni na ten cel ofiarował wielką sumę; jeżeli brak na to publicznych pieniędzy, to każdy musi prywatnie o to dbać ze względu na własną rodzinę.

Sądzę, że nauczyciel powinien utrzymywać siebie na takim poziomie, by wzbudzać w uczniu szacunek i poważanie i nigdy nie doprowadzać do poufałości. Ci, co nic innego nie umieją jak tylko bić, w jakiż sposób daliby sobie radę z nauczaniem dzieci cesarskich i królewskich, których bić nie wolno? Powiedzą mi, że synowie książąt nie podlegają ogólnym prawom. Cóż to za nonsens! Czyż dzieci mieszczanina w mniejszym stopniu są ludźmi, niż królewskie? Czyż dla każdego z nas nasz własny syn nie jest równie drogi, jak dla króla syn królewski? Jest wprawdzie na niższym stopniu, ależ tem bardziej za sprawą wykształcenia i wie­dzy musimy wynieść go wyżej. Jeśli komu los sprzyja, wiedza jest najbardziej niezbędnym warunkiem, by mógł dobrze speł­niać swe obowiązki. To też niejeden znalazł się taki, który, dzięki nauce, doszedł do książęcego stanowiska; niejeden, którego opro­mienił blask papieskiej godności. Nie wszyscy osiągają

1 Porównajmy z tem zasady karności Wincentego z Beauvais, wy­żej str. 121, jak wogóle na każdym punkcie obydwa te ustępy, tak ja­skrawię sprzeczne, doskonale odzwierciedlają ogromna różnicę w po­glądach na karność w wychowaniu między średniowieczem a huma­nizmem.

3 Por. wyżej list Plinjusza str. 95.


te wyżyny, ale wszyscy winni być ku nim wycho­wywani.

Już jednak skończę pomstować na wychowawców-opraw-ców; dodam jedną tylko uwagę. Ludzie mądrzy potępiają takie prawa i takich urzędników, którzy tylko karami wzbudzają po­strach, a nie zachęcają żadną nagrodą; którzy ścigają karą prze­winienia, a nie pilnują zawczasu, żeby nie dopuszczać przewi­nień. Tak samo musimy potępiać wychowawców, klórzy tylko biją wychowanków za ich błędy, a nie kształtują du­szy chłopców lak, żeby ci nie chcieli popełniać błędów. Wypy­tuje się lekcji: jeżeli chłopiec myli się, dostaje bicie i tak codzień, poto żeby malec przyzwyczaił się do tego. I myśli taki nauczy­ciel, że dobrze wywiązuje się z przyjętych obowiązków. A prze­cież najpierw należy chłopca zachęcić, żeby polubił naukę, żeby wstydził się w czemkolwiek urazić swego nauczyciela. Obawiam się, że rozprawiam o tych rzeczach za szeroko — ale właśnie o to mi chodziło, gdyż jest to powszechny i bardzo ciężki grzech na­szych nauczycieli i nigdy nie jest zawiele na to się oburzać.

PRZEPISY DOBREGO ZACHOWANIA SIĘ.

Jednym z objawów reakcji przeciwko systemowi średniowiecz­nego wychowania był nacisk pisarzów humanistycznych na potrzebę kształcenia młodzieży w formach grzeczności towarzyskiej. Kultura w e wn ę t r z n a młodzieńca powinna się wyrażać w jego zachowaniu się zewnętrznem. Z wielu ogłoszonych w XVI w. pod­ręczników etykiety młodzieńczej największą poczytnością cieszyła się książeczka Erazma De ciuilitate morum puerilium (O wytworności oby­czajów chłopięcych, 1530, miała w ciągu 7 lat do śmierci Erazma około 40 wydań, już w XVI w. tłumaczona na różne języki, na polski przez Sebastjana Klonowicza).

Zamieszczamy wyjątek ż przepisów o schludności cielesnej chłop­ców, przypominając, że wskazówki Erazma, dziś mogące nas razić w niejednem, byjyna swój czas wyrazem najbardziej wyszukanej ety­kiety. Nawet najwyższe warstwy społeczne objawiały wówczas wiele prostactwa obyczajowego.

Kształcenie młodzieży jest to praca wielostronna. Pierw­szy jej dział to troska, żeby młodzieńczy umysł wchłaniał za­rodki pobożności; drugi, by polubił nauki i chętnie im się oddawał; trzeci, przygotować do zajęć w życiu, czwarIy, zaszczepienie dobrych obyczajów i to od najmłod­szych lat.

Tem oslalniem lulaj zamierzam się zająć, bo o poprzednich zadaniach wychowawczych dużo już pisano i ja sam sporo o tem rozprawiałem. Chociaż przyzwoity wygląd zewnętrzny wiąże się z należylą kullurą zewnętrzną, nieslely, z powodu niedbalstwa wychowawców widzimy często, że u wielu ludzi zacnych i uczo­nych dobre ułożenie wiele wykazuje braków.

Każdy człowiek powinien łączyć w sobie wykształcenie z do­brem wychowaniem i wyglądem, jako też z towarzyskiem ułoże-

115


niem; ale przedewszystkiem młodzieży przystoi skromność pod każdym względem, zwłaszcza zaś młodzieży szlacheckiej. A za szlachtę należy uważać wszysLkich, co ducha swego kształcą nau­kami. Komu się podoba, niech na swej tarczy maluje lwy, orły, gryfy i rysie — ale najwięcej szlachectwa posiada ten, co może pochwalić się zdobyciem herbu tej czy innej wiedzy.

Spojrzenie. Dobre ułożenie chłopca powinno objawiać się we wszystkiem; zatem objawia się — i to jakżeż dobitnie — w wyrazie twarzy, w szczerem, spokojnem i opanowanem spoj­rzeniu. Nie trzeba, by oczy miały wyraz posępny, bowiem to świadczy o utajonej złości; ani zuchwały, bo znamionuje to bez­czelność; ani błędny i nierozgarnięty, bo jest to oznaką, głupoty; nie należy patrzeć zpodełba, bo wzbudza to podejrzenie i nieufność. Są jednak te i inne sposoby spoglądania, co to nie podlegają wska­zówkom wychowawcy, aczkolwiek często wadliwe; zależą one cd kształtu oczu; to samo muszę powiedzieć o ruchach i o gestach; niemniej, dobre ułożenie podkreśla w człowieku to, co ma w so­bie od urodzenia dodatnie, zmniejsza zaś i łagodzi wrodzone wady. Jest naprzykład bardzo niedobrze przymykać jedno oko i spo­glądać na kogoś drugiem; bo oznacza to mniej więcej, że czło­wiek sam siebie częściowo oślepia. Taki sposób spoglądania po­zostawmy rybom i rzemieślnikom.

Utrzymanie w porządku nosa. Nos nie powinien być zasmarkany: jest to wstrętne. Nie trzeba na modłę prostaka obcierać nosa płaszczem lub suknią, dłonią lub rękawem; należy wycierać nos chustką i w dodatku wypada przytem troszkę od­wrócić się od ludzi, których się poważa. Jeżeli wycierasz nos za-pomocą dwóch palców na podłogę, to trzeba natychmiast nogą zatrzeć ślad. Nie wypada zbyt głośne sapać; bo świadczy to o zło­ści; jeszcze gorzej jest głośno pociągać nosem: jeżeli wejdzie to w zwyczaj, to zgoła będzie dowodziło złego usposobienia. Chorym na dychawicę należy wybaczyć głośne oddychanie, bo są prze­cież chorzy. Nie trzeba również nosem wydawać różnych dźwię­ków i pisków, bo to przystoi trębaczom i zgoła słoniom; także marszczenie i wykrzywianie nosa jest brzydkie, cechuje błaznów i klownów.

Kichanie. Jeżeli w towarzystwie ogarnie cię chęć ki­chania — odwróć się cokolwiek, a gdy wykichasz się, przeżegnaj usta, podnieś nieco kapelusz i podziękuj tym, co życzą ci zdro­wia; jeżeli w towarzystwie są starsi i życzą zdrowia również ko­muś starszemu po kichnięciu, lub kobiecie — to młody niech tylko kapelusz zdejmie, a nie odzywa się. Kto usiłuje kichać jak naj­głośniej, a dla okazania własnej tężyzny kicha raz i drugi, ten zachowuje się jak błazen. Natomiast tłumić w sobie potrzebę kich­nięcia jest nieroztropne, bo świadczy 9 tem, że człowiek więcej dba o pozory dobrego wychowania, niż o zdrowie.

Wyraz ust."Wargi niech nie będą zaciśnięte, jakbyś się bał wdychać oddech człowieka, z którym rozmawiasz — a zara-

116


zem nie rozdziawiaj gęby, bo to tylko błazny robią. Należy,by wargi zlekka się dotykały, a to w życzliwym uśmiechu. Nie dobrze jest wydymać wargi niby to do mlaskania i cmokania, aczkol­wiek musimy wybaczyć to możnym panom, gdy ci znajdują sit,1 w tłumie: im bowiem wszystko wolno, my zaś musimy wyrabiać w młodzieńcu dobre ułożenie.

Poziewanie i śmiech. Jeżeli nagle ogarnie cię chęć ziewania, a nie wypada ani usunąć się, ani odwrócić, to zasłoń się chustką albo dłonią, a potem przeżegnaj usta. Zaśmiewać się z każdego słowa lub postępku, jest to rzecz głupia; wcale z ni­czego się nie śmiać — świadczy o tępym umyśle; źle jest śmiać się z powodu nieprzyzwoitych anegdotek lub postępków; chichu-tać i do rozpuku śmiać się, aż się całe ciało trzęsie, nie przystoi nawet dorosłym, a cóż dopiero młodym. Niedobrze jest, by śmie­jący się człowiek rechotał, również i ten jest źle wychowany, co w śmiechu rozdziawia gębę, wydyma policzki, wyszczerza zęby; jest to śmiech psi, a zwie się sardonicznym.

Wesołość. Wyraz twarzy powinien być uprzejmy, ale nie trzeba zniekształcać jej ani wykazywać prostackiego usposo­bienia. Tylko głupcy mówią o sobie: «pękałem od śmiechu, po­kładałem się od śmiechu!, płakałem od śmiechu! Bowiem, je­żeli nawet przytrafi się coś tak śmiesznego, że człowiek nie po­trafi opanować wybuchu wesołości, to twarz należy zasłonić so­bie ręką lub chustką. Zgoła o tępej głupocie świadczy śmiać się do samego siebie, bez żadnej przyczyny; czasem jednak ułoży się coś w głowie lak, że człowiek roześmicje się sam do siebie; w tym wypadku dobre wychowanie wymaga, by wyjaśnić obecnym przy­czynę śmiechu; jeżeli z jakiegoś powodu to nie wypada, to le­piej coś doraźnie zmyślić, aby nikt nie podejrzewał, że to był z niego śmiech.

Usta. Zaciskać sobie dolną wargę górnemi zębami jest to rzecz prostacka, objaw złości i pogróżki; również i dolnemi za­gryzać górną wargę; nie trzeba także oblizywać sobie ust językiem. Stare malowidła pokazują, że w zwyczaju dawnych Germanów było wydymać usta i układać tak, jak do pocałunku. Wyśmie­wać kogoś, wyciągać przytem język, jest zupełnie niedopuszczalne.

Plucie. Jeżeli spluwasz, odwróć się, a bacz, byś nie opluł kogoś,, ani zabryzgał śliną; jeżeli splunąłeś na podłogę flegmą, musisz natychmiast, jak to powiedziałem o wycieraniu nosa pal­cami, rozetrzeć nogą, bo to wzbudza w ludziach wstręt; jeżeli i to nie wypada, sprzątnij plwocinę szmatką. Połykać z powrotem ślinę i flegmę, jest bardzo nieprzyzwoite, ale jeszcze gorsze jest, co przecież widzimy czasem, spluwać co parę słów: wypływa to nie z potrzeby, lecz z przyzwyczajenia.

C h r z ą k a n i e. Są tacy, co ustawicznie chrząkają, gdy coś mówią, i to wcale nieładnie; zazwyczaj robią to ludzie kłamliwi: w trakcie mówienia namyślają się, coby tu skomponować.

Czkawka i kaszel. Inni natomiast co trzecie słowo do-


117


stają czkawki; jeżeli ten zwyczaj utrwali się za młodu, pozostanie już na zawsze; to samo należy powiedzieć i o charkaniu. Jeżeli zaś dokucza ci kaszel, bacz, bys komu nie kaszlał w twarz; nie trzeba również kaszleć głośniej, niż to konieczne.

Wymiotowanie. Jeżeli masz wymiotować, wyjdź na bok; samo przez się wymiotowanie nie hańbi, ale spowodowane obżarstwem jest obrzydliwe.

Czystośćzębów. Należy dbać o czystość zębów, ale czy­ścić je białym proszkiem to rzecz kobieca; płukanie solą lub ału­nem szkodzi dziąsłom. Jeżeli coś pozostało w zębach, nie trzeba wydłubywać nożem lub paznokciem, wzorem psa lub kota, ani też serweta, lecz dłujbaczką lub piórkiem, lub kostką kurczęcia. Usta należy zrana płukać czystą wodą; robić to potem drugi raz, niema sensu.

Czystość głowy. Tylko prostak nie dba 6 zaczesanie włosów na głowie; musimy troszczyć się o przyzwoity ich wy­gląd, byle nie na kobiecą modłę. Unikaj brudu, wszy i robactwa. Nie można w towarzystwie drapać się w głowę' wogóle nie wy­pada drapać się, szczególnie, jeżeli wypływa to z przyzwyczaje­nia, a nie z potrzeby. Nie wypada, żeby włosy zasłaniały czoła, ani wichrzyły się na ramionach; zatem rozwichrzać sobie ucze­sanie przez potrząsanie głową jest raczej cechą rozbrykanych źre­baków, lewą r^ą odrzucać czuprynę w tył głowy jest nieprzy­jęte; łagodnie d onia czynić, rozdziałek uchodzi.

ROZMOWA OPATA Z DAMĄ.

Rozmowę tę wyjmujemy z czy tanki łacińskiej dla młodzieży, którą wydal Erazm w formie rozmówek p. t. Colłoąuia familiaria (Roz­mowy przyjacielskie; pierwsze wydanie 1518, ostateczne 1533; znanych jest ponad 500 wydań). Widząc, ile bystrości, dowcipu, przycinków, złośliwości umiał w niej Erazm rozsiać w tonie lekkim i zabawnym, zrozumiemy niesłychaną poczytność jego i wpływ, jaki wywiera! na swoją epokę.

W poniższej rozmowie walczy Erazm o prawo kobiet do wyższego wykształcenia. Nie należy sądzić, aby był w tem wyrazicielem dążności ówczesnych kobiet. Jakkolwiek humanizm wy­dał pewną ilość literatek, poetek, a nawet filozofek, jednakże trudna dostępność nauk, używających języka łacińskiego, była dla kobiet za­sadniczą przeszkodą, która upadnie dopiero z czasem, gdy nauki zaczną się posługiwać językami nowożytnemi. Ale pogląd, że kobieta zdolna jest do studjównarówni z mężczyzną i że powinna uczestni­czyć w życiu umysłowem, jest charakterystyczny dla epoki humanistycz­nej, przeciwstawiającej się i na tem polu zapatrywaniom wieków śred­nich.

Rozmowa opata z Magda.lą jest dla nas pouczająca także pod tym względem, że poka?uie, jak Erazm bronią szyderstwa, a nawet karykatury, zwalczał oddalanie się kleru od spraw religji i nauk do życia światowego, co było jedną z przyczyn upadku powagi duchowień­stwa w dobie poprzedzającej reformację.

Opat. Cóż to za urządzenie tu widzę? — Magdala. A co, czy nie ładne? — Op. Nie wiem czy ładne, ale wiem, że nie przystoi ono ani młodej dziewczynie, ani dojrzałej kobiecie. — M. O cóż

118


ci chodzi? — Op. Wszędzie pełno książek! — M. Co? ty; nie mło­dzik żaden, lecz opat i dworzanin, ty nigdy nie widziałeś książek w domu szlachetnej damy? — Op. Owszem, ale francuskie, a tu,

" widzę, sama greka i łacina! — M. Więc tylko francuskie książki uczą mądrości? — Op. Toż wypada, by damy miały się czem ro­zerwać, lak dla przyjemności. — M. Czy to tylko damom przy­stoi mądrość i przyjemne życie? — Op. Źle tu wiążesz: mądrość i przyjemne życie; nie kobieca to rzecz mądrość. Damie przy-stoją przyjemności. — M. Czyż nie wszyscy powinni rozumnie żyć? — Op. Owszem. — M. A czy potrafi używać życia ten, kto nie umie rozumnie żyć? — Op. Co? więc ten będzie przyjemnie ży}, kto żyje dobrze? — M. Więc pochwalasz tych, co żyją nie­godnie, byleby przyjemnie? — Op. .Tak myślę, że dobrze żyją ci, którzy używają przyjemności. — M. A z czego ta przyjemność

płynie; z zewnętrznego otoczenia, czy z wewnątrz, z ducha? — Op. Owszem, z otoczenia, z zewnątrz. — M. Och ty, chytry opa­cie, a i kiepski .filozofie, powiedz, proszę, jaką miarą mierzysz przyjemność? — Op. Sen, dobre jedzenie, możność robienia co się chce, pieniądze, zaszczyty, — M. Dobrze; a jeżeli do tego wszystkiego Pan Bóg doda troszkę mądrości, czy będziesz i to uważał za przyjemne życie? — Op. A co ty nazywasz mądro­ścią? — M. Otóż właśnie. To znaczy, że tylko taki człowiek jest naprawdę szczęśliwy, który ma szlachetny umysł. Bogactwa, za-szczyly, pochodzenie —r- one nie stanowią ani o szczęściu, ani

T. j. prawo kanoniczne, por. wyżej, str. 126, przypis.

119


nic! — M. A przecież w ten sposób uniknąłbyś, aby żaden z nich nie był od ciebie mądrzejszy. — Op. Nie o to mi chodzi, czem byliby moi mnisi, byłem ja sam został człowiekiem. — M. Sądzisz 'ody, że ten, kto nie myśli i nawet, nie chce myśleć, jest czło­wiekiem? — Op. Ja sam dla siebie dosyć myślę. — M. i wieprze same dla siebie dosyć myślą. — Op. Coś ty mi za bardzo mądra jesteś, że tak mówisz do mnie. — M. Jakim ty jesteś — o tem już nie powiem. Ale, dlaczego nie podoba ci się moje urządze­nie? — Op. Kobiecie przystoi tylko kądziel i kołowrotek. — Af. A czy nie jest obowiązkiem kobiety zarządzać gospodarstwem i wycho­wywać dzieci? — Op. Naturalnie! — Af. Więc myślisz, że można to robić bez wykształcenia? — Op. Chyba nie. — M. Otóż to wła­śnie wykształcenie dają mi moje książki. — Op. Ja mam u siebie w domu sześćdziesięciu dwóch mnichów, ale żadnej książki nie znajdziesz w mojej celi! — Af. Dobrze się musi powodzić tym twoim mnichom! — Op. Na książkibym ci pozwolił, ale nie na łacińskie. — M. Doprawdy? — Op. To nie dla kobiet. — M. Cze­muż to? — Op. Łacina zabija w kobiecie skromność. — Af. Ach! więc to francuskie książki, swawolne i lekkie, rozwijają skrom­ność? — Op. To całkiem co innego. — Af. Więc powiedz, o co ci chodzi? — Op. Kobieta jest pokorniejsza wobec księdza, jeżeli nie umie po łacinie. — M. O to niech cię najmniej głowa boli. Zawsze mówicie to samo; pewnie sami nie umiecie po łacinie. — Og. Co mówię, to jest pow.szechne mniemanie. Rzadki to wypadek, aby kobieta umiała po łacinie. — Af. Co ty mi wysuwasz «powszechne mniemanie Jest to rzecz bezwartościowa i nikczemna. Poco mi przytaczasz «zwyczaj»! On nikogo niczego nie nauczył. Należy uczyć się najlepszej mądrości: niech stanie się zwyczajem to, co jest niezwykłe; niech przyjemność sprawia, co jest przykre; niech będzie zaszczytne, co nie przynosiło zaszczytu! — Op. Więc słu­cham. — M. Czy pożądane jest, żeby Niemka umiała po francu-cusku? — Op. Owszem, to się chwali. — M. Dlaczego? — Op. Bo może rozmawiać z takimi, co też umieją po francusku. — Af. Więc dlaczego masz mi za złe, że umiem po łacinie, aby codzień po­rozmawiać z tylu autorami, i to tak mądrymi i godnymi zaufa­nia! — Op. Ależ książki ogłupiają kobiety, które i tak za wiele mózgu nie mają. — M. Nie wiem, czy wam go zbywa; co do mnie — jakakolwiek jestem, wolę czas swój zużyć na czytanie, niż spędzać go w bezmyślnej modlitwie lub w nocnych zaba­wach i wychylaniu ogromnych kielichów. — Op. Spoufalenie się z książkami powoduje głupotę. — Af. A rozmowy z pijakami, z pa-sibrzuchami, z błaznami nie ogłupiają ciebie? — Op. Ależ mnie to bawił — M. Więc dlaczego towarzystwo, tak zacne, moich ksią­żek miałoby mnie ogłupiać? — Op. Tak wszyscy mówią. — Af. Zato życie co innego mówi! Ileż to ludzi do reszty zgłupiało w pijaństwie, przez ciągłe kolacyjki, przez nocne hulanki, przez wyuzdanie?! — Op. A jednak nie chciałbym uczonej żony! — Af. A ja Bogu dziękuję, że mąż mój nic a nic do ciebie nie jest

120


podobny. I ja go bardziej kocham za to, że jest rozumny i on mnie. — Op. Nauka zdobywa się tak ciężką pracą! a tak czy siak trzeba umrzeć. — M. Powiedz mi, mężu wyborny, jeżelibyś ju­tro musiał umrzeć, czy wolałbyś umrzeć głupim czy rozumnym? — Op. Jeżeli rozum można zdobyć bez pracy, to i owszem. — M. Ależ człowiek niczego nie może zdobyć bez pracy; a jeżeli coś zdo­bywa, to ilekolwiekby włożył w to wysiłku, zawsze będzie mu­siał z tem się rozstać. Więc czyż mamy żałować pracy ria to, co i po śmierci zabierzemy z sobą, to znaczy na rozum? — Op. Ależ ja zawsze słyszałem, że kobieta rozumna jest podwójnie głupia. — M. Owszem, tak mówią głupcy. Albowiem kobieta, która naprawdę jest rozumna, jest nią nie dla siebie, lecz dla innych; natomiast głupia uważa się za mądrą i dlatego jest podwójnie głupią. — Op. Nie wiem, co na to wpływa, ale jak siodło nie przystoi kro­wie, tak książka kobiecie. — M. Zgódź się jednak i z tem, że le­piej wygląda osiodłana krowa, niż osieł lub świnia w mitrze. Po­wiedz mi jednak, co myślisz o Przenajświętszej Matce? — Op. Owszem, wierzę w Nią. — M. A czyż Ona nie czytała ksią­żek? — Op. Ale inne. — M. Jakież to? — Op. Godzinki tylko. — M. A poco?— Op. Dla służby bożej. — M. Niech i tak będzie. A Paula i Eustochja?1 czyż nie rozczytywały się w teologicznych księgach? — Op. No tak, ale to dziś bardzo rzadko się zdarza. — M. Dawniej lak rzadko zdarzał się opat bez wykształcenia, a te­raz mamy takich na każdym kroku! Dawniej książęta i królo­wie wyróżniali się nietylko władzą, lecz i wykształceniem. Nie tak znów rzadkie teraz są wykształcone i rozumne kobiety, jak ty myślisz; mamy je w Hiszpanji i we Włoszech: wiele tam jest szlachetnych dam, które potrafią dysputować z każdym męż­czyzną; są też w Anglji takie jak córki Morusa i w Niemczech2 jak siostra Wilibalda i matka Blaurera, a jeżeli nie będziecie się pilnować, to i do tego przyjdzie, że my, kobiety, zaczniemy przo­dować w teologicznych szkołach, zaczniemy prawić kazania w ko­ściołach, wreszcie i wasze mitry wam odbierzemy! — Op. Niech Bóg broni! — M. Od was tylko zależy nie"dopuścić do tego. Jeżeli dalej będziecie iść tą drogą, co teraz, to nawet gęsi zaczną prawić kazania, bo nie zniosą takich niemych pasterzy. Uważaj: zmie­nia się dziś scena świata! należy zrzucić maski, albo niech każdy gra, co do niego należy! — Opat (do siebie). Czemuż ja wpadłem na tę babę! (do Magdali) Przyjdź kiedyś do nas, pani, przyjmę cię grzeczniej, niż ty mnie. — M. Cóż będziemy robić? — Op. Za­tańczymy, popijemy, zapolujemy, zabawimy się, pośmiejemy. — M. Już teraz mam dosyć śmiechu.

1 Znane z listów św. Hieronima. Por. wyżej str. 99.

8 Współczesne damy, sławne z wykształcenia łacińskiego: córki kanclerza Tomasza Morusa, autora Utopji, siostra patrycjusza norym­berskiego Wilibalda Pirckheimera, Charitas, ksieni Klarysek w Norym­berdze, i w Konstancji matka Ambrożego Blaurera, humanisty.

121


LUDWIK VIVES.

Największy myśliciel pedagogiczny doby humanistycznej, Vives, . jdiszpari osiadły we Flandrji (1492—1540), po szeregu pism drobniejszych opracował gruntowny system wychowania w dziele De disciplinis (O naukach, 1531). Rozwinął w niem cały szereg zasad nowocze­snego wychowania, opierając je o etykę (chrześcijańską) i p s y-c h o 1 o g j ę (przez swe dzieło O duszy i życiu uchodzi on za ojca psy-chologji empirycznej). Dzieło jego wywarło głęboki wpływ na idee pedagogiczne w XVI "i XVII w. (Modrzewski, Bacon, Komeński).

W przytoczonych wyjątkach (z Księgi II i III) zwracamy uwagę na dążność do uporządkowania zewnętrznego i w e-w n-ę t'r z n e g o życia szkoły (szkoła w każdej gminie, dobór miej­sca, publiczny charakter nauczyciela, pensja państwowa, konferencje grona nauczycielskiego itd.), oraz na zużytkowanie obserwa-cyj psychologicznych w pracy szkolnej (badanie róż­nych kierunków uzdolnień młodzieży i stosowanie indywidualizacji w wychowaniu).

WYBÓR MIEJSCA NA SZKOŁĘ.

Trzeba przedewszystkiem określić, czego należy uczyć,-jak, jak długo, kto ma uczyć i w jakiem miejscu. W pierwszym rzę­dzie, sądzę, że trzeba powiedzieć o. miejscu, ponieważ przy urządzaniu szkoły o niem się najpierw myśli. Otóż głównie na to trzeba zważać, żeby lam klimat był zdrowy, ażeby uczniowie nie musieli uciekać z obawy przed chorobą; z drugiej strony nie wy­bierałbym miejsca zbyt uroczego, któreby mogło uczniów zar.hę-, cać do ciągłego przebywania na dworze, chyba że się zajmują naukami przyjemnemi, jak poezja, muzyka, historja. Należy da­lej zwrócić uwagę, żeby miejsce było zasobne w żywność i dobrą, aby zdolni uczniowie nie byli zmuszeni wskutek trudnych warunków życia porzucać nauki. Wszakże do nauki garną się ra-czej niezamożni, niż bogaci, których majątek pociąga do zupełnie innych zajęć: polowania, jazdy konnej, wojny, gier i wszystkich przyjemności, do których osiągnięcia za najlepszy środek uwa­żają majątek. Następnie miejsce nie powinno być zbyt uczęszczane,,, zdała od warsztatów, których praca wiele wydaje hałasu^ jak u kowali, kamieniarzy itp. Nie powinno się jednak z drugiej strony wybierać miejsca na zupełnem odludziu, ażeby uczniowie, jeśli coś przeskrobią, mieli świadków i widzów swojego postępku; dlatego pożądane, by mieszkańcy byli poważni i niezepsuci, którychby się uczniowie wstydzili, a nie jacyś przekupnie, podmawiający ich do złego.

Rozsądnie byłoby zbudować Szkołę za miast e m, zwła­szcza o ile ono jest nadmorskie lub handlowe, byleby tylko nie wybierać miejsca, gdzie zwykle dla wypoczynku ludzie z miasta spacerują. Nie powinna szkoła leżeć przy drodze, ażeby uwaga uczniów nie odrywała się od rozpoczętej pracy widokiem prze­chodniów; także jnie w, okolicach granicznych, które zwykle na­wiedza wojna, ażeby ta obawa nie przeszkadzała im w -spokoj­nej pracy.

122


DOBÓR NAUCZYCIELI.

Lecz znaczenie miejsca podnoszą przedewszystkiem ludzie.
Dlatego powinno się wybierać za nauczycieli nietylko lu­
dzi, którzy znają swój przedmiot, lecz żeby mieli także łatwosci

wykładania i charakter prawy. Po pierwsze nie powinni nic ta­
kiego mówić ani czynić, z czego mógłby jakiś zły przykład przejść,
na słuchacza! albo coś takiego, coby było niebezpiecznie naślado-
"wać. Jeśli mają jakieś błędy, niech pracują nad usunięciem ich,

co można osiągnąć po długim okresie czasu, lub przynajmniej
niech starają się ich unikać w obecności słuchaczy, albowiem słu -

chacze powinni iść za przykładem nauczyciela.

I nietylko winien nauczyciel mieć czysty charakter, musi

Tbyć dry. Umysł swój powinien zastosować do tego, czego
uczy, i do tego rodzaju słuchaczy, których uczy. Gramatyk nie
powinien się wściekać, medyk być zarozumialcem, lecz gotowym
do ustąpienia, jeżeli ktoś lepiej radzi. Nauczyciel etyki musi być
wolny od niemoralnosci. Nauczyciel powinien być zamiło-
—wny w nauce albowiem wtedy, chętnie będzie uczył, aby
przytem siebie wykształcić, a dobry, ażeby innym pomóc. Wzglę-

dem uczniów będzie żywił afekt ojcowski, tak jak ku synom wła­snym i nie będzie patrzył tylko, jakby odejść od nich i od swo­jego zawodu. Nigdy dobrze nie stoi nauka za pieniądze.

Przeto trzeba usunąć od szkół wszelką okazję zysku: nau­
czyciele powinni otrzymywać pensję publiczną taką, któ­
rąby się zadowolił czkowiek porządny, a na którąby się nie zła^
komił zły. Aby, gdyby była zbyt wysoka, nie zapragnęli jej nieucy
i ludzie marni, wiedzeni żądzą zysku, a dobrzy i mający kwali­
fikacje, którzy nie umieją albo nie chcą robić zabiegów, nie byli
wykluczeni. Niech nic nie przyjmują od uczniów, ażeby ich nie
zjednywali sobie i aby nie byli wobec nich zbyt pobłażliwi wsku­
tek nadzieji zysku; także jedzenia nie powinni kupować uczniowie
od nauczycieli.

Kogo się mianuje na stanowisko nauczycielskie, winien być oceniam' nietylko według uczoności, ale i pod względem m o r a 1- ny.m. Uczoność bowiem, której nie odpowiada życie, jest szko­dliwa i haniebna. Życie uczciwe bez nauki zasługuje na pochwałę, ale nie wystarczy do uczenia, przeto, choć skądinąd chwalebne, do szkoły nie kwalifikuje.

Chłopiec niech pozostanie w szkole jeden i drugi miesiąc,
aby zbadać jego uzdoln i en i e; cztery razy do roku powinni
nauczyciele schodzić się. poufnie na pewne miejsce aby tam
porozmawiać ze sobą i zastano
wić się nad uzdolnieniem swych
uczniów. Każdego powinni przeznaczyć do tej gałęzi wiedzy, do
której uznają go za odpowiedniego.

Nie powinni nauczyciele pozwolić, aby uczeń tracił u nich czas i pieniądze, zamiast nauki wynosił od nich tylko błędy

Pierwsza myśl odbywania konferencyj nauczycielskich.

123


i wchodził w społeczeństwo jak dziki zwierz. Jeśli tak będzie, lu­dzie prości będą czcili uczonych jak bogów, którzy zeszli z nieba, a ich akademje, jak święte miejsca, zamieszkane przez bóstwo, jak niegdyś Helikon i Parnas. Jakżeż to poniżające, że my wsku­tek naszego prowadzenia się i naszej głupoty bywamy wyśmie­wani i pogardzani przez niekształconych prostaków! I co najważ­niejsze, że miewają oni zupełną rację. Swoją drogą przykre lo nie do zniesienia, że często włościanie, szewcy, woźnice i ludzie naj­niższej warstw}' bardziej umieją umiarkować złe popędy, niż uczeni.

POTRZEBA SZKOŁY W KAŻDEJ GMINIE.

Ze złych i głupich młodzieńców rzadko kto nawraca się w o b c e j szkole na dobrą, drogę, przeciwnie, wskutek tego, że na­tura jest skłonniejsza do złego, wielu z dobrych staje się złymi. Zmieniają się bowiem ludzie wskutek złego towarzystwa, wsku­tek poznania rozkoszy, zmieniają się wreszcie, ponieważ ciało zawsze ciąży nad duchem i obezwładnia go swym ciężarem, o ile duch nie znajduje oparcia we wskazówkach i ćwiczeniu... Jeśli nawet chłopcy trafią na wychowawców lub pedagogów ostrych, obowiązkowych i czujnych, stają się niewrażliwi na słowa i kary cielesne, które, przyzwyczaiwszy się do nich, za nic sobie mają. Do znoszenia ich namawiają koledzy lub słodycz rozkoszy... Chło­piec nie jest obowiązkowy, lecz udaje obowiązkowość, do której zmusza go strach, najgorszy stróż obowiązku, albowiem nic nie robi z zamiłowania do piękna cnoty, albo, co już mniej warte, z ambicji, dlatego nie pracuje nad książkami i nie robi tego, nad czem zdaje się, iż pracuje. Ciało jego jest wprawdzie obecne, lecz duch błąka się po przedmiotach pożądań i pociąga za sobą rów­nież ciało, jeśli tylko strach na chwilę go opuści, nieinaczej jak młode źrebię, które ustawicznie zrzucić z siebie chce lejce, sio­dło i jeźdźca. Jeśli potrafi w jakiś sposób uwolnić się od wycho­wawcy lub nauczyciela, wydaje mu się, że odniósł niezwykłe zwy­cięstwo i uwolnił się od ciężkiej niedoli. Dojrzalszych uczniów wogóle nie karci się w akademjach; oczywiście nie ośmielą się zrobić tego nauczyciele z obawy, żeby uczniowie nie zmienili szkoły i gdzie indziej nie dali innym zarobić, tem mniej jeśli są bo­gaci; większa część uczonych patrzy na swój zysk, a nie na nau­czenie ucznia. Z tego wszystkiego prócz zepsucia młodzieńca, co jest największem zasadniczem złem, wypływają inne niemałe szkody, strata pieniędzy dla biednego ojca, który ma może je­szcze inne dzieci do wyżywienia swą pracą.

Do straty pieniędzy dołącza się strata czasu, która się nie da naprawić. Mijają najlepsze lata życia i najzdatniejsze do nauki bez pożytku, on sam rośnie, a razem z nim ignorancja i nienawiść do nauki. I on, który raz był uczniem, to jest panem i wolnym, nie pozwoli używać się do jakiejś podrzędnej pracy, wraca do domu jak dzikie i niewychowane zwierzę pełen nieuctwa, aro-

124


gancji, brudu, z duszą skłonną do pożądań. Czasem nawet zara­żony chorobami wskutek złego życia.

Jeśli mu ktoś z mądrzejszych zwróci uwagę, stawia opór, a otoczeniem pogardza jako niewykształconymi nieukami i nie przyjmie upomnienia od nikogo z tych, którzy sami czasem przy­znali, że są niżsi od niego mądrością.

Wszystko jest lepsze w mieście rodzinnem: zdrowiej się odży­wiają młode organizmy i korzystniejsze mają warunki dla zdro­wia i wzmocnienia dorastających sił. Chłopcy otrzymują wycho­wanie lepsze i czystsze wśród ludzi starszych i mądrych, a prócz tego codzienne przebywanie z rodzicami nie pozwoli szacunkowi ku nim wygasnąć. Z łatwością bowiem ojciec zachowa i strzec będzie swego szacunku u syna, kLórego codziennie widzi i któ­remu codziennie coś rozkazuje zgodnie z swoją władzą ojcowską. Zwiększa się też miłość, jeśli albo syn jest z natury dobry albo w ojcu widzi pewne oznaki dobroci i mądrości. Miłość też z ro­dziców przelewa się na dzieci, które są złączone z nimi węzłami krwi...

Rówieśnicy mniej mają sił do zepsucia chłopca, albowiem i on i towarzysze, gdziekolwiek pójdą, natrafią na tych, których pieczy są powierzeni i którzy ich od złego odstręczą, zanim w nie popadną. Jeśli zaczną upadać, poda im rękę miłość najbliższych; jeśli to nie wystarczy, przyjdzie z pomocą szacunek i strach, który wessany w krew od pierwszej młodości, wzmocni samo życie i od którego uwolnić się nie mają nadziei, często nawet i woli. Tak bowiem z nakazu i prawa przyrody syn poddany jest ojcu, aby go kochał i czcił, i aby nie sądził, że jest rzeczą godziwą nie czcić go. Jeśli zaś to zajdzie, ustawicznie rózga będzie się migała przed oczyma chłopca i dokoła grzbietu. To za szczególnie dobre dla tego wieku i szczególnie zdrowe uważa mądry Salomon. Również z przyzwyczajenia silniejszym płomieniem w jego sercu buchać będzie miłość rodziców i ojczyzny, której zawsze będzie się sta­rał pomóc jako rzeczy najprzyjemniej i najdroższej, dla niej bę­dzie też dobrze działał, cokolwiek się stanie.

Na wszystkich argumentach, które podniosłem, opieram na­stępujący mój pogląd: W każdej gminie powinno się urządzić s z k o ł ę, na nauczycieli powołać do niej osoby uzna­nej wiedzy, dobrej sławy i doświadczonych. Płacę pobierać winni z budżetu publicznego. U nich chłopcy i młodzieńcy niech się uczą tego, co pojąć mogą zależnie od swego wieku i uzdolnie­nia. Obyczaje zaś ojczyste i całe przygotowanie do życia obywatelskiego przyswajać sobie winni od doświad­czonych starców*, jak to ongiś bywało w Rzymie.

1 Vives wyznaje zasadniczo pogląd starożytnych, że w szkole chłopiec ma zdobywać wykształcenie naukowe, wychowanie zaś mo­ralne ma prowadzić dom rodzicielski. Wadliwe stosunki

125


różnorodność uzdolnień młodzieży.

Chłopiec winien być do szkoły przyjęty z tem zastrzeżeniem, 'że kilka miesięcy będzie trzymany na próbę. Jeśli tak się prakty­kuje z pachołkami i lokajami, którzy półmiski i talerze na stół podają, jakaż głupota nie robić tak samo względem tego, który, wyuczywszy się, może o tyle większe szkody sobie i drugim wy­rządzać! Przy każdym z nich trzeba będzie zwracać uwagę na rodzaj jego uzdolnienia; roztrząsanie tego należy do rozważań o duszy. Podnosimy tutaj kilka szczegółów dla obecnego cełu. W umyśle trzeba uwzględnić zdolność obserwacji, zdolność do łączenia szczegółów w całość, zdolność porównania potrzebną do sądzenia; niema nic bardziej podobnego do umysłu, jak oko. Oko jest światłem ciała, umysł światłem ducha, w oku jest zdol­ność widzenia wszystkiego, co ma barwę, i to nazywa się bystro­ścią. Są jednak ludzie, którzy wcale dobrze widzą szczegóły, a wszystkiego równocześnie nie chwytają, albo jeśli chwytają pe­wien punkt, to go jednak nie zatrzymują. Często też ci, którzy patrzą, przejmują zjawiska i zachowują, nie umiejąc ich porów­nywać między sobą, ani rozróżniać jakości i istoty przez porów­nanie z innemi rzeczami. Tak samo rzecz się ma ze zdolnością umysłów. Mianowicie są niektórzy ludzie bystrzy i widzą dokład­nie szczegóły, związku ich jednak nie chwytają, albo nie za­trzymują; ich zdolność pojmowania jest ciężka, albo pamięć krótka i chwiejna; niektórzy pojmują, lecz nie namyślają się nad tem, co widzieli, aby osądzić istotę rzeczy i odróżnić je od innych. I tak, .jak są bezy albo ślepe, albo dotknięte perjodycznemi cho­robami, tak umysły częściowo dotknięte są ustawiczną chorobą, częściowo w pewnych okresach czasu są całkiem zdrowe... Umy­słu nie można badać ha rzeczach lichych, małych i dziecinnych; bo i oko nie musi widzieć dobrze, jeśli patrzy późną porą lub w ciemnościach. Tak samo nie można uważać tego umysłu za bystry, który dobrze działa przy rzeczach małych i błahych, lecz tylko ten, który jest sprawny w świetle i w rzeczach wielkich.

W umyśle rozróżnimy działalność i materję. Wdziałalno ś c i zachodzą dwa stany, natężenie i pojemność, jak np. małe i wielkie, krótkie i długie, szybkie i powolne; są ludzie, którzy z uwagą, zajmują się czemś i cieszą się, gdy są pochłonięci pracą, inni pracują bez skupienia uwagi i nie chcą wziąć się poważnie do studjowanej rzeczy, lekkomyślni i rozerwani; takimi byli we­dług świadectwa Horacego Owidjusz i Lucyljusz. Jedni mają usposobienie roztrzepane, inni nie mogą pracować przy upale, inni wreszcie unikają lub nie znoszą skupienia uwagi wskutek

szkolne epoki humanistycznej (brak należycie .zorganizowanego nad­zoru, przymykanie oczu na wady uczniów, aby ich ze szkoły nie wy­straszać i nie zmniejszać zarobku) nie mogły budzić zaufania do w y-chowawczej pracy szkoły.

126


ociężałości ciaJa; jedni widzą słabiej, inni bystrzej. Ci ostatni do­cierają do jądra rzeczy, stąd nazwa bystrości; drudzy zatrzymują się na samej powierzchni rzeczy, stąd tępota.

Są tacy, którym początki idą łatwo, później ustają przy pracy umysłowej, rozlewa się po ich umyśle jakgdyby jakeś za­mroczenie, czego nie było, kiedy ze swieżemi siłami przystępo­wali do pracy; inni, silni, przetrzymują to wszystko szczęśliwie; jedni lo, co widzieli, odrazu w umyśle łączą, inni "rozdzielają i rozdrabniają do szczegółów; to się nazywa dokładnością. Są tacy, którzy w umyśle swym przebiegają jakby punktami wiele szcze-gółów i nigdzie nie spoczywają; inni zatrzymują się i jakgdyby wyciskają ślady. Swobodni są ci, którzy szybko osiągają, czego chcą. Z nich niektórzy są obdarzeni taką siłą umysłu; że wszystko, czego potrzebują, ogarniają jakgdyby jednem spojrzeniem i wszystko mają jakgdyby pod ręką.., Zdarza się to ludziom nie-tyle pilnym ile genjalnym, jak świadczy Cycero i Seneka, 'umysł bowiem zapalony rzuca im przed oczy wiele zjawisk. Inni idą powoli, przychodzą jednak do tego, co postanowili, i z tych jeden' powolnym swym krokiem zajdzie dalej niż ci, których pierwej wymieniłem, w swoim rozpędzie.

Są tacy, którzy wypoczywają krótko, lecz często, i tacy, któ­rzy długo pracują i długo spoczywają. Ci zapaleni płoną upornie, jak ogień w materji, a odstręczeni od roboty, długo .pozostają zimni. Zmiany te częste i codzienne powoduje pożywienie i na­pój, pogoda, miejsce i stan fizyczny. Tego, który zawsze pozo­staje równym, nazywali człowiekiem każdej pory. Ale bywają i odstępstwa wskutek rozmaitej natury jednostek. Taka jest bo­wiem konstytucja fizyczna i temperament, że raz są wielcy i zdolni, raz znów niepodobni sami do siebie. Są też inne zmiany długo­trwale, zależne od wieku. Jedni zdolniejsi stają się z latami, jak Scipjo; inni marnieją tak, jak retor Hermogenes w czasach Marka Aurelego, który z bardzo wymownego chłopca stał się zupełnie ' niezdolnym do wymowy mężczyzną. Na gorsze zmieniają się umy­sły przedwcześnie dojrzałe; jeśli w młodości cechował je umiar­kowany zapał, później, kiedy przyjdzie ociężałość fizyczna, tępieją; jeśli zaś choroba zaostrzy się i ześrodkuje koło mózgu, po­padają w szaleństwo. Na lepsze zaś zmieniają się ci, którzy z po­czątku mają nieumiarkowany zapał, albo ci, których ciało, pełne zbytnich soków, później się oczyszcza. Którzy mają ducha deli­katnego i subtelnego, powinni mocno się odżywiać, ażeby nie roz­praszać się na wszystkie strony zbyt wrażliwym umysłem i aby mogli zatrzymać się przy uprawie jednej dziedziny. Bez zmian wreszcie zostają ci, których sprawność fizyczna rozwija się w zgo­dzie z stopniami wieku.

O ile chodzi o materję, to niektórzy celują w robotach' ręcznych. Można widzieć chłopców ustawicznie malujących, bu-dujących, tkających; wszystko to robią dobrze i z takim powa-bem, że możnaby myśleć, iż się długo tego uczyli. Inni oddają

127


się rzeczom wznioślęjszym, gdzie trzeba rozumu, pobudzeni większą i wyższą dążnością myśli. Jako dzieci nie nadają się do robót ręcznych, pojmują jednak każde słowo, kształcą umysł bar­dzo żwawo. Mało jest dzielnych w obydwu tych kierunkach, choć nie brak i takich.

Jedni nadają się specjalnie do pewnych gałęzi, jak poeci do mowy wiązanej. Widziałem takiego, który doskonale opowia­dał, a zupełnie błędnie rachował. Do rzadkości należą też tacy, którzy we wszystkich dziedzinach umysłu, oczywiście rozumo­wych, godni są pochwały. Takim według Plutarcha był umysł Cycerona.

.Różność uzdolnień można poznać na materji i na działal­ności umysłu. Jedni są zadziwiający i pomysłowi w błazeństwach i błahostkach, w rzeczach wielkich i poważnych nic nie mogą zdziałać, tak jak ci, którzy w żartach są dowcipni i cięci, lecz do rzeczy poważnych nie objawiają zdolności. Do tego gatunku na­leżą poeci epigramatyczni i błazny, o których jest dobie stare po­wiedzenie, że prędzej będzie błazen bogaczem, niż dobrym ojcem rodziny. Z tej liczby są też ci, których umysł ślizga się po po­wierzchni rzeczy i rozpatruje pewne drobnostki, które uchodzą uwagi innych, lecz nigdy nie dochodzi do głębi i do jądra sprawy. Są oni bystrzy, lecz bystrość ich podobna raczej do szpilki, która jeden włos potrafi rozdzielić na cztery albo pięć żyłek, aniżeli do ostrza miecza, które rozcina przedmiot solidny i twardy. Do ta­kiego zaś miecza są podobni ci, którzy w żartach i w bzdurach nic nie potrafią zdziałać, lecz w rzeczach poważnych są wielcy, jak Demostenes. Cycero w obu tych gatunkach był mistrzem.

Są tacy, którzy nie mogą wogóle znieść rzeczy poważnych, nietyle z natury, ile z powodu życia lekkiego, jakimi byli mie­szkańcy Miletu i Sybaris. Podobnie w sztukach i w naukach są ludzie stworzeni do jednych, do innych zupełnie niezdolni. Idą niektórzy za nauczycielem, mianowicie zdolni i skromnie o so­bie myślący. Inni pędzą naprzód, a z tych niektórzy w głupi spo­sób, jak np. ci, co się dają uwieść niesprawdzonym pomysłom, a sami je uważają za pewniki, niektórzy zaś w sposób szczęśliwy, jak np. -najlepsze umysły teoretyczne. Przykładem jest Chryzyp, który niczego innego nie żądał od nauczyciela, jak tylko twier­dzeń, mówiąc, że sam wynajdzie ich uzasadnienie. Niektórzy do­brze posługują sję cudzemi pomysłami, sami nic nie tworząc, jak np. ci, którzy się oddają naśladownictwu, co jest błędne, o ile się na tem poprzestaje. Inni wolą wynajdywać własne poglądy, niż posługiwać się cudzemi, to są rącze umysły, które nie mają ochoty zajmować się rozumieniem i sprawdzaniem obcych rezultatów. Nie brak wreszcie takich, którzy jedno i drugie robią, gdzie po­trzeba; są to ludzie bystrzy, umiejący wniknąć gorliwie i w re­zultaty obcej myśli.

Charakter wpływa też na umysły; stan fizyczny, z którego rodzą się afekty, wielki wywiera wpływ pod tym względem. Cha-

128


lakier warunkowany jest podwójnie, albowiem albo wypływa ze sianu fizycznego, albo z nawyknienia: Jedni mają temperament drażliwy, inni bardzo spokojny; w innych wszystkie te afekty na-przemiany panują i srożą się: u niektórych tylko określone afekty, u jednych skłonności do dobrego, u innych do złego. Są tacy, w których pewne afekty do tego stopnia obejmują panowanie nad całą duszą, że podporządkowują sobie wszystko, cokolwiek umysł ogarnie.

Niektórzy mają do pewnego stopnia dobry charakter, lecz nagłe wybucha w nich afekt, który opanowuje ich umysł i zmu­sza do zejścia z obranej drogi. Niektórzy są szczerzy i sprawie­dliwi, drudzy przebiegli i podstępni. Są tacy, którzy się usta­wicznie ukrywają, są drudzy, którzy się zdradzają przy lada po­dejrzeniu. U niektórych można groźbą wskórać, u innych łagod­nością; są charaktery zdrowe i umiarkowane, są niezdrowe i sza­lone, a te ostatnie albo ustawicznie, albo z pewnemi przerwami; są łagodne, są ostre i gwałtowne. Niektóre charaktery pobudzają się do nauki pod wpływem wielkich i słusznych przyczyn, te na­zywamy męskiemi; inne ulegają wpływowi małych lub wogóle żadnych przyczyn za lada powiewem wiatru, te nazywamy nie-dojrzałemi, lekkiemi charakterami. Są jeszcze inne różnice w uzdolnieniach umysłu, ale to, cośmy przytoczyli, już dla na­szego celu wystarcza.

INDYWIDUALIZACJA W SZKOLE.

Chłopcu trzeba dać przedmiot do nauki, aby umysł jego roz­począł działać i wprawił się w ruch, nic bowiem, jakąkolwiekby posiadało naturę, nie może być osądzone przez umysł spoczywa­jący w bezruchu.

Arytmetykę zalecał Pytagoras jako środek do poznania zdol­ności, nic bowiem tak dobrze nie wyjawia zdolności, jak szybkie liczenie, a powolność umysłu łatwo poznać po powolnem li­czeniu. Kwintyljan znów uważa za wskaźnik zdolności pamięć, która polega na dwóch właściwościach: szybkiem chwytaniu i wiernem zatrzymywaniu. Pierwsze jest niewątpliwą oznaką by­strości, drugie pojemności umysłu. Potem znowu wyrobi się sąd. Dlatego najpierw nakazuje się uczyć,następnie naśladować. Trzeba także chłopcom kazać ćwiczyć się zabawami, bo i to odkrywa zdolności, oraz wrodzone usposobienie, zwłaszcza między rówie­śnikami, gdzie się niczego nie udaje, ale wszystko czyni w spo­sób naturalny. Wszelkie współzawodnictwo ujawnia zdolności każ­dego, jak rozgrzanie zioła, korzenia lub owocu uwydatnia jego woń i właściwości przyrodzone. Rozkaże się chłopcu np. podczas zabawy rządzić innymi, bo urzędowanie, jak mówi Bias, poka­zuje charakter męża.

Co dwa albo trzy miesiące nauczyciele po­winni się zebrać w celu zastanawiania się nad uzdolnieniem swoich wychowanków i oceniać je

129


z życzliwością ojcowską i surowym sądem, po-czem każdego powinni tam skierowywać, do czego się najlepiej nadaje.

Gdyby tak się czyniło, niezwykły z tego dla wszystkich ludzi wynikłby pozy Lek, nic wtedy nie byłoby wykonywane źle i nieudolnie przez ludzi zmuszonych do tego i niechętnych. Każdą zaś czynność najlepiej i z dziwną łatwością wykonywają ci, którzy się do niej urodzili i do niej mają skłonność, do zajęć zaś, które nam nie odpowiadają, przystępujemy niechętnie i wówczas prze­ważnie wszystko wychodzi nieudolnie i przewrotnie.

Nie należy drżeć o wielką ilość uczniów w szkołach; ileż lepiej jest mieć mało a dobrej soli, niż dużo niesionej! Iluż fi­lozofów zadowalało się niewielkiem kółkiem słuchaczy, wobec którego rozprawiali genjalnie i mądrze o rzeczach wielkich i wspa­niałych. Nie przeczę, że ilość słuchaczy pobudza do mówienia, lecz co innego jest mówić, a co innego uczyć, i widzę, że przy mó­wieniu jakichś bodźców dodaje nam chęć sławy.

Lecz o miernym umyśle albo lichym nie trzeba odrazu tra­cić nadziei i też nie nazbyt ufać wielkim,zdolnościom, gdyż w ży­ciu i w szkole znamy wiele przykładów zmiany zdolności i cha­rakteru; niestety, z powodu słabości naszej woli częste są zmiany na gorsze. Nie oznacza też, że umysł niedość zdolny ma się uwa­żać za beznadziejny, bo są niektóre umysły, które dopiero zcza-sem garną się do wiedzy.

Najpierw z pośród kilku synów powinien ojciec przeznaczyć do nauki nie bylejakiego, jak jaje z dużego kosza na chybitrafi wyjęte daje się do ugotowania, lecz tego, który najbardziej zdatny jest do studjów według jego własnego i przyjaciół zdania. Nie­którzy, co jest najbardziej śmieszne, synów nienadających się do handlu, albo do służby wojskowej, albo do innych zajęć, posy­łają do szkół, ofiarują Bogu, co mają najlichszego i sądzą, że do tak wielkich zadań dość będzie miał rozumu ten, który go nie ma nawet do błahych rzeczy. Kiedy chłopiec już został przeznaczony do studjów, nauczyciel powinien do ucznia przywiązywać jak naj­lepsze nadzieje, tak jak ojciec do syna, z tą tylko różnicą, że mi­łość ojcowska najczęściej jest ślepa, miłość zaś nauczyciela po­winna mieć oczy dobre. Skoro chłopiec przyjdzie do szkoły, ża­den nie bywa przecież tak zły, żeby go należało z miejsca wypę­dzać i nie starać się skłonić go, jeśli nie do nauki, to przynaj­mniej do ukształcenia dobrych obyczajów. Wszystkim zaraz z po­czątku trzeba podać początki naszej religji, ażeby poznali się, jak są słabi i grzeszni z powodu skłonności natury naszej do złego, że nic nie istnieje, nic nie może istnieć i czegokolwiek zdziałać, jak tylko za sprawą Boga; że Jego trz«ba błagać często i z ufno­ścią i nie spodziewać się dojść do czegokolwiek bez Jego pomocy...

...Nauczyciel powinien zawsze przypominać, że życie to jest ustawiczną walką, srogą i zaciętą, że namiętności stoją stale go­towe do walki z rozumem, a jeśli zwyciężą, to przyjdzie na czło-

130


wieka najsroższa zagłada; trzeba przeto dużo mówić przeciwko nim i działać, aby nie nabrały sił.

...Potem trzeba rozważyć, którzy chłopcy są zdolni
do nauki, a
którzy nie. Istnieją umysły głupie, tępe, idjo-
tyczne; dziwne to doprawdy, że duch ludzki łatwiej dochodzi do
rezultatów w sztukach drugorzędnych, niż we wspaniałych, albo­
wiem w handlu, u kowala, w tkalni, wogóle tam, gdzie potrzebna
praca rąk i siedzenie, mniej ludzi się marnuje. Co tu może być
przyczyną? czy nie dlatego, że w zajęciach pośledniejszych mniej
pracuje myśl, niżeli przy rzeczach wzniosłych, tak jakby w tam­
tych toczyła się po pochyłości, a w tych wdrapywała się na
szczyty; jeśli raz rzuci się troskę o nabywanie wiedzy, to myśl jak-
gdyby rozkiełznana i wyzwolona wyradza się i stacza ku roz­
koszom i innym nieszlachetnym popędom. .

...Umysły zbyt delikatne, wątłe, niegruntowne, albo też o wą­skim zakresie pojmowania lepiej jeśli nie są zamęczane nauką, tak jak nikt nie używa scyzoryka do rąbania drzewa, jak nie można chorego oka męczyć zbyt wytężonem patrzeniem. Są też tacy, co raz są zdolni do nauki, a faz nie.

Kto z natury nie chce się uczyć, nie zawsze jest głupi, lecz mało się będzie uczył; takiemu trzeba często przypominać jego ignorancję i zawstydzać go, ażeby chciał się uczyć. Jeśli nawet w ten sposób nie wyzbędzie się pyszałkowatości, trzeba go wy­prawić do takiej pracy, przy której nie będzie mógł ukryć swo­jej ignorancji i czy chce, czy nie, będzie się musiał poduczyć. Za­rozumiałość trzeba tępić, jako rzecz najgłupszą. Ci, którzy nauczy­cielami gardzą, zdatniejsi są do pługa, niż do książek, do robót na roli czy w lesie, niż do obcowania z ludźmi; kogóż wreszcie bę­dzie szanował taki, który nie szanuje swego nauczyciela, drugiego jakgdyby rodzica jego duszy? Chłopca, szukającego tylko zabawy, trzeba napomnieć, a nie wyrzucać.

JĘZYK OJCZYSTY W WYCHOWANIU.

Pierwszem, czego człowiek się uczy, jest znajomość m o w y. Mowa odrazu wypływa z rozumu i myśli, jakby ze źródła, dla­tego wszystkie zwierzęta, pozbawione rozumu, nie mają również mowy. Mowa też jest łącznikiem społeczności ludzkiej, bez niej nie mógłby się objawić duch, zamknięty w tak masywnem ciele. Jak myśl mamy z daru Boga, tak też mówienie jest nam przy­rodzone, ale ten czy ów język jest skutkiem nauki. Przeto i w do­mu rodzice i w szkole nauczyciele powinni starać się, aby chłopcy dobrze władali mową ojczystą i umieli jej, o ile pozwala na to ich wiek, biegle używać. Bardzo w tem pomocni będą ro­dzice, jeśli sami dla dobra dzieci będą się starać myśli swe wy­rażać słowami doborowemi i w mowie czystej i odpowiedniej; również powinni uważać, aby tak postępowały niańki i wszyscy, wśród których dzieci się obracają, ażeby nie mówili bezładnie, głupio, prostacko, i aby nic nie wymawiali wadliwie, bo' to się

131


,łatwo w młodym wieku nabywa. Z tego właśnie powodu Chry-zyp twierdził, że trzeba wyszukiwać uczone niańki. Co się sły­szy w domu; z kim się mówi od dziecka, jak mówią, ojciec, matka, wychowawcy, niemałe ma to znaczenie — powiedział Cycero — dla nauki tych języków, które się zdobywa drogą uczenia, jak również dla łatwiejszego zrozumienia cudzych myśli i wyrażania swoich.

Nauczyciel powinien znać doskonale język ojczysty uczniów, bo tylko przy jego pomocy będzie mógł uprzystępnić im wyucze­nie się innych języków. Jeśli nie zna słów, któremi w języku ojczystym ściśle i dokładnie może wyrazić to, o czem mówi, w błąd wprowadzi uczniów, a błędy takie będą ich się uporczywie trzy­mać także, gdy dorosną. Wtedy chłopcy i swojego własnego ję­zyka nie będą należycie rozumieć, jeżeli jak najdokładniej każ­dego szczegółu się im nie wyjaśni.

Powinien leż nauczyciel posiadać znajomość rozwoju histo­rycznego języka ojczystego i wyrazów jego, zarówno nowszych, jak starodawnych, i tych nawet, co wyszły z użycia. Winien być niejako zawiadowcą skarbca języka rodzimego. W przeciwnym razie, ponieważ każdy język ulega częstym odmianom, książki przed stu laty pisane nie będą rozumiane przez potomnych, jak też i bywa, że już nie rozumiemy wielu wyrażeń języka ojczystego.

ŁACINA JAKO JĘZYK MIĘDZYNARODOWY.

Język jest świętą składnicą wiedzy, czy trzeba coś z niej wydobyć, czy do niej schować, a ponieważ jest skarbcem wiedzy i łącznikiem społeczności ludzkiej, byłoby dla ludzi bardzo do­godne mieć jeden język, którymby posługiwały się wspólnie wszystkie narody1. Jeśli zaś to niemożliwe, to przynajmniej taki, którymby się porozumiewała większość narodów, mianowicie my chrześcijanie, złączeni jedną religją, i w stosunkach towarzyskich i dla rozszerzenia wiedzy. Istnienie tylu języków jest karą za grzechy. Język ten wspólny powinien być milo brzmiący, wy­kształcony i bogaty; wdzięk zależy od brzmienia czy to poszcze­gólnych wyrazów oddzielnie, czy to całych zwrotów; wykształce­nie języka polega na odpowiedniem nazywaniu rzeczy, które się ma nazwać; bogactwo na różnorodności i obfitości słów i zwro­tów. To wszystko razem wpłynie na to, że ludzie chętnie mówią tym językiem i dokładnie potrafią nim wyrazić swe myśli, przez co wzrasta ich zdolność sądzenia. Takim mnie się wydaje język łaciński, z pośród tych oczywiście, których używają ludzie i które są nam znane, albowiem najdoskonalszym byłby ten język, którego słowa wyrażałyby ściśle naturę rzeczy. Takim był praw­dopodobnie ten język, którym Adam nadał nazwy poszczególnym rzeczom. Wracając do łaciny, ponieważ jest ona rozpowszech­niona wśród wielu narodów, dlatego wszystkie prawie nauki

1 Idea języka międzynarodowego, poruszona przez Vivesa, zaj­mowała żywo wybitne umysły w w. XVII, zwłaszcza Komeńskiego i Leibnitza.

132


są spisane w tym języku. Jest ona bogata, bo wykształcona i wzbo­gacona wielu talentami pisarzy, o uroczem brzmieniu, ma moc i powagę nie ciężką i prymitywną, jak niektóre inne języki, lecz powagę dzielnego i mądrego męża, urodzonego i wychowanego w dobrze urządzonem państwie. Byłoby tedy niegodziwością nie pielęgnować jej; gdyby zatracono znajomość tego języka, wielki nieład powstałby między wszystkiemi naukami i wielka między ludźmi niezgoda i nieufność, z powodu wzajemnej nieznajomości swoich języków. Również dla rozszerzania wiary byłoby bardzo korzyslnem, żeby ludzie nawzajem się rozumieli: gdybyśmy my i mahometanie mieli wspólny język, spodziewam się, że w nie­długim czasie wielu nawróciłoby się do nas.


ANDRZEJ FRYCZ MODRZEWSKI O WYCHOWANIU

DWORSKIEM.

W wielkiem swem dziele O poprawie Rzeczypospolitej (1551) omówił Modrzewski' sprawę wychowania w księdze I, o obyczajach, udzielając wskazówek, natchnionych wpływem Vivesa. Przytaczamy z niej (z rozdz. 6—8, w tłumaczeniu Szymona B u d n e g o, Łosk 1577 r!) ustępy o wychowaniu synów magnackich i wpływie wycho­wawczym atmosfery dworskiej, w których autor opisuje demoraliza­cję na dworach wielkich panów i wyłuszcza warunki niezbędne, aby z dworów uczynić miejsce wychowawcze młodzieży. Wiadomo, że w Polsce wielka ilość młodzieży szlacheckiej odbierała całe prawie wychowanie na dworach magnackich.

Wielkichpanów synowie niemal wszytcy w pieszczo­cie a w rospuslności bywają wychowani; bawią je tańcami, lut­niami, sprośnemi pieśniami, ustawicznie pochlebcę miewają około siebie, tak sługi jako i bakałarze. Z młodu się uczą nadętości, zbyt­niej powagi i zuchwalstwa; pirwej poznawają jedwabne szaty, niż poczną mówić; dziwują się złotym łańcuchom i mnóstwu czeladzi, rozmyślają sobie jeszcze z młodości sposób panowania i o wszelakiej pompie; biorą sobie w pamięć różność potraw i spo­sób pompy, a zbytnią pieszczotą wszytkę moc rozsądku abo ba­czenia dobrego tracą, a nie nauczywszy się nigdy posłusznym być, chcą zarazem panować abo rozkazować. Oni też śmiesznie są nikczemni, którzy pochlebując dziatkom wielkich panów, kładą im przed oczy bogactwa, możność, zacność domu, w którem się urodziły; a pirwej w ich serca cedzą pychę i nadętość, niźli jaką wiadomość dobroci i skromności. O jako daleko lepiej jest, aby tego dziatki niewiedziały a uczyły się tych rzeczy, któreby im pomagały do cnoty i do prawdziwej prace pirwej, niż do onych rzeczy, które je nadętemi czynią.

A przetoż takowe nieprzystojne postępki miałyby być na­prawione, a prawdziwa rzeczy przystojnych znajomość miałaby być w młode dziecinne serca wsadzona, ponieważ szkodliwsze jest zepsowanie dobrych obyczajów, niźli złe o rzeczach mnima-

nie i nieznajomość prawdy; a żaden nie jest, któryby nie wie­dział, że w tej mierze wiele rodzicom niedostawa. Abowiem a kto taki jest, ktoby dzieci swoje dobrze ćwiczył, abo ktoby wżdy umiał dobrego ćwiczenia sposób?

1 Tu nawiązuje Kopernik świadomie do badań naukowych uczo­nych aleksandryjskich.

134


A w tej mierze nic prawa nasze pewnego nie postanowiły; tylko ten to jest obyczaj, iż którzy chcą, aby dzieci ich ku jakiej sławie z cnoty rostącej przyszły, posyłają je abo do szkoły do dobrych mistrzów, albo do dworów wielkich panów, abo do kogo inszego, o którym to rozumieją, że gdyby się nim dzieci jego bawiły, uczeńszemiby się stały.

O szkołach na inszem miejscu namowę mieć będziemy; te­raz będziem mówić o dworze, który nie bez przyczyny mógłby się zdać być warstatem doświadczenia zwyczajów i dowcipua młodych ludzi. Jest ci zaprawdę u dworu barzo wiele takich lu­dzi, którzy przyrodzenie czyje barzo dobrze wyrozumiewają, a kto się im w moc poda, barzo snadnie jego obyczaje wyćwiczą a ja­koby je znowu przekują, Panie Boże daj aby to zawżdy, a jeśli nie może być zawżdy, tedy aby wżdy często było z pożytkiem ludzkiego narodu; ale niewiem jakim sposobem obyczaje dwor­skie barzo się ku próżności, marności a ku hardości nachyliły. Na sprzęt domowy, na szaty, na potrawy i na wszelaki zbytek sro­dze wiele pieniędzy wychodzi. Zazdrości wszędzie pełno, jeden pod drugim doły kopa. Głupstwo i niechęć wiela ich musi skrom­nie znosić; a którzy drugie cnotą a pilnością przechodzą, ci krzywdy od wiela ich i rozmaite uciski skromnie znosić muszą. Przyjaźni mało nie wszędzie obłudne a takowe, iż poty trwają, póki się tak zda, jakobyśrńy łaskę wielkich panów mieli.

Wszelką tedy pilność i staranie czynić powinni ci; którzy główniejszą zwierzchność u dworu mają, którzy przełożonemi są nad sprawami ludzkiemi, aby cnoty i roztropności używali w spra­wowaniu rzeczy i wSzem wobec i każdemu z osobna należących, i aby też czeladź swoje, która się przy nich bawi i im się w sprawę dała, do,,wszelakiej powinności ćwiczyli. Pieśni, listy, książki gam-racyej 3 pełne w kochaniu wielkiem bywają u dworzan, a któ­rzy się w tem nie kochają, tych za prostaki a nikczemne ludzi rozumieją. Ci, którzy się na taki sposób życia udali, więcej czasu trwają na kostkach, na gamracyach, na biesiadach i na trun­kach; drudzy z błazny a pochlebcami niemało godzin utrącają; są niektórzy, co nic nie umieją, jedno dobrej sławy a dobrego mnimania ludziom uwłaczać, a złorzeczeniem i łajaniem abo szy-

1 Pjątą księgę Poprawy Rzpliłej poświęcił Modrzewski szkole,
uwydatniając wagę szkół w życiu państwa. Przemawiał tam za pod­
niesieniem autorytetu szkoły i nauczycielstwa, oraz materjąlnem zabez­
pieczeniem ich bytu, w duchu takim samym jak Maricius, ale w tonie
daleko ostrzejszym. Księga ta ukazała się dopiero w druCiem wydaniu
Poprawy (1554), gdyż przy pierwszem' została skonfiskowana wraz
z księgą o Kościele, rozwijającą program reformacyjny.

2 dowcip w znaczeniu: rozum, bystrość.
gamracje — miłostki, rozpusta.

135


derstwem drugie trapić; które wszytkfe rzeczy najwięcej się z próżnowania dzieją. A tak ci wszyscy mieliby przyzwyczajeni być do sprawowania czegokolwiek, a którzy nie chcą robić, ci też (jako Paweł święty powieda) niechby nie jedli. Abowiem ta wina jest na ludzki naród ustawiona, aby każdy w pocie czoła pożywał chleba swego. Powiedają, że się w Turcech tak zacho­wuje, iż wszytcy wobec ludzie, chocia też i bogaci i zacnych do­mów, w dziecinnych leciech bywają wyuczeni rzemiosła ja­kiego ręcznego, któremby i ciało swe w pracy trzymali i, je­śliby na nie ubóstwo przyszło, żywność sobie gotowali. Ale na­szym dworzanom nietylko ręczne rzemiosła, ale i w o 1 n e n a u k i umieć zda się być rzecz barzo chłopska. A stądże też żywą w lenistwie i w niczemności, za którą idą szachy, kostki, truneczne biesiady, gamracye i insze dworne zarazy. Ale od ta­kowej zarazy trudno młode ludzi pohamować, chyba żeby osoby zacne a poważne na to były postanowione, którzyby ich złych obyczajów przestrzegali a srogością jaką karali.

Wszytcy tedy. młodzieńcy, a zwłaszcza ci, którzy czasu swego mają być sługami rzeczypospolitej, mają się o to pilnie starać, aby jeszcze zarazem z młodu przejmowali a w pamięć sobie brali sposób postępku w rzeczach a ćwiczyli się w naukach potrzeb­nych do spraw, które nauki czasem od ludzi zacnych pochodzą, czasem też zwyczajem bywają wniesione; a niechaj nie mają za to, aby prędkością rozumu a niejaką przyrodzoną ostrością mo­gła się każda sprawa odprawić; boć do sprawy a do uporu za­trudnionego trzeba nauki, który abyś dobrze rozsądził abo wyprawił, uczciwsza zaprawdę rzecz jest, żebyś ty sam mógł oba-czyć własność rzeczy tej, o którą gra idzie, niźlibyś zawżdy na zdaniu drugich ludzi zawisnąć miał. Niechaj wiedzą młodzieńcy, iż do odprawowania spraw wielka różność jest miedzy nieukami a miedzy dowcipnymi, miedzy nikczemnymi a miedzy mężnymi. Niech w sobie rozmyślają, że prawa cześć a uczciwość nie za­leży w zacności rodzaju, nie w bogactwach, nie w mnóstwie abo okazałości sług, co zarówno tak dobrzy jako i źli miewają — ale w tych cnotach, które właśnie dobrym przynależą, jako: w roztropności, mierności, szczodrobliwości a w lekkiem waże­niu abo wzgardzeniu przypadków ludzkich. Tych cnót niech się przyuczają poznawać a ćwiczyć się w nich, aby niemi nie tylko o sobie, ale też i o drugich umieli radzić. A iż ten wiek barzo łacno i wielekroć upaść może, przeto i z ludźmi poważnemi a mą-dremi towarzystwo mieć; winni i przykładów a obyczajów onych ludzi naśladować mają, które z rozsądku ludzi dobrych bywają pochwalone a na przykład dane, a najwięcej w sprawach wo­jennych i domowych.

A radbych to widział, aby wielcy panowie pilnie obaczaii

1 sprawy, sprawowanie zarządu państwem. 8rozstrzyganie trudnych zagadnień.

136


a u siebie rozważali ty dwory, u których się Gicero bawił, i ich
umysły, aby też oni także swoje dwory nie za co inszego u sie­
bie mieli, jedno za szkoły wszelakich cnót, których szkół
niechby się oni sami wyznawali być mistrzami i ojcami, a ni­
kogo do nich nie puszczali, jedno tego, któryby abo zaenemi ja-
kiemi uczynkami znaki męstwa i cnoty okazał, abo tego, któryby
jeszcze prostakiem i nieukiem był a chciałby się uczyć i do wsze­
lakiej cnoty ustawiczną zabawą ćwiczyć. Niechby przeto wielcy
panowie. w tych pospolitych szkołach mieli rozmaite ćwi-

czenia i nauki, którychby się dworzanie wyuczali a do czci

i sławy pobudzali. Niech im przykładają przed oczy osobne a zacne

przykłady męstwa i sprawiedliwości, powściągliwości, wstydu,

czystości i inszych cnót, którychby młodzi, ludzie naśladować a obyczaje swe do nich stosować mogli...

Abowiem co dobrego okrom takiej srogiej karności być może,
pokazują to jaśnie obyczaje wiela onych dworzan, którzy się o to

napilniej starają, aby pochlebowali, biesiadowali, tańcowali,
a gamracyj patrząli. A przeto ż wielcy panowie, jeśli chcą ludzkie
rzeczy dobrze opatrzyć a o nich dobrze radzić, abo tym sposobem,
jakom powiedział, niech dwory swoje chowają, abo jaki lepszy
sposób wynajdą, żeby jednak kiedy mieli ludzi, któreby już wy­
uczone a wyćwiczone z tych szkół na posługę rzeczypospołitej wy­
syłali; którzyby przewidziawszy u dworu sposób rządzenia rze-
czypospolitej, jako ją doma i sprawować i od nieprzyjaciela na
ukrainie bronić, wychodziliby przed inszemi jako herstowie na
plac — abo jako oni dawni bohatyrowie, gdzieby częścią prawa
stanowiąc, częścią około sądów radząc, częścią krzywdy od lu-
dzi odganiając, częścią ojczyzny broniąc, pokazowali to, że są kar-
ności dworskiej wychowańcami nieladajakiemi.

A jeśli się komu ta moja powieść-zsda być płonna,, temu nie-

rozumiem zaprawdę, coby się już mogło zdać potrzebnego ku
uczciwemu, zacnemu, mężnemu a poważnemu na świecie życiu.
A więc ty tak będziesz mnimał, żeby się tylko tego synowi twemu
trzeba uczyć, jakoby strojnie chodził, którychby słów do zalecę-

nia używać miał, z jakąby postawą do wielkich panów mówiąc czapkę zdejmować abo się kłaniać miał, któremiby sposoby bo­gactwa zbierał, dom swój świetny uczynił, ogrody dobrze zaro­bił, sprzęt domowy abo rysztunek ozdobny miął, sługi strojnie nosił, ucztę kosztowną a ozdobną sprawił, jakoby też goście przyj­mował a urzędów zacnych dostępował? A nie będzieć się zdała , potrzebna rzecz uczyć mu się tego, jakoby mógł przyść ku mier­nemu życiu, ku skromnemu tak szczęśliwych jako i nieszczęśli­wych przypadków znoszeniu, jakoby umiał rozeznawać i rozsą­dzać sprawy ludzkie — nawet aby sobie w sprawach i w mo­wie tak poczynać umiał, jakoby się stąd i obyczaje jego bez na­gany być pokazowały i domowników jego stateczność i święto-bliwość żywota; a iżby się to pokazowało, że on to czyni częścią dla czci swej, częścią z miłości rzeczypospołitej i pobożności, abo

137


przyslojności chrześcijańskiej? Widzi mi się, te rzeczy, którem teraz wylicył, są takowe, że się ich każdy barzo łacno okrom mistrza abo nauczyciela nauczyć może; a one, którem powiedział pirwej, potrzebują długiego ćwiczenia i pilnych uczycielów.

Dziwnie — lecz dajmy temu pokój, a nie dajmy tych plo­tek w się wmówić onym ludziom, którzy mnimają, że nie mogą inaczej swej nieumiejętności obronić, jedno hańbiąc a sromocąc nauki i uczciwe z młodu ćwiczenie. My to u siebie za pewną rzecz miejmy, że niema sz więlszej zarazy abo skazy obyczajów, jako nieumiejętność a złych rzeczy ustawiczna zabawal; a zasię nic nie jest pożyteczniejszego ku dobremu wyćwiczeniu obyczajów, jako serce mieć obciążone dobrych rzeczy znajomością, a ktemu przy­kładów ludzi doświadczonej cnoly, klóreśmy widzieli abo o nich czytali, naśladować, przyłożywszy do nauk zwyczaj, który jest najlepszym mówienia i czynienia mistrzem. Lecz już o ohycza-jo.ch wszech młodzieńców, klóizyby chwalebnie w rzeczypospoiitej chcieli mieszkać i wobec i z osobna, niech będzie dosyć.


GLICZNERA KSIĄŻKA O WYCHOWANIU.

Pierwszą samodzielną rozprawą pedagogiczną w języku polskim są Erazma Glicznera Książki o wychowaniu dzieci, barzo dobre, pożyteczne i potrzebne, z których rodzicy ku wychowaniu dzieci swych naukę dolożną wyczerpnąć mogą (Kraków, 1558). Autor jej, młody, bo około 23-letni student, rodem ze Żnina, wychowanek szkół protestanckich (u wybitnego pedagoga Trotzendorfa w Goldbergu i w uniwersytecie w Królewcu), wpisawszy się na uniwersytet w Kra­kowie, zajmował się tu pracą literacką i wychowywaniem paniczów. Dla użytku rodziców szlacheckich i mieszczańskich opracował swe dziełko, rozsądne i trzeźwe, choć mocno zależne od Plutarcha i Kwintyljana. Zaleca je niezwykle barwny język, styl pe­łen temperamentu i obfite szczegóły z ówczesne] praktyki pedagogicznej w Polsce. Wyjątki podajemy według przedruku Wisłockiego (Kraków 1876).

UBIERANIE CHŁOPCÓW.

Gdyż to przedniej sze staranie w wychowaniu dziatek ro-dzicowie przed się brać maja, aby dzieci swe suknią a odzienim takiem, któreby im i do Boga pomogło i ku cnocie drogę okazało, opatrzali: nie przystoi zaprawdę onym sie w takie barwy drogie wdawać, albo odzienia takiego jedwabnego nabywać, w któremby syny swe nosili a kosztownie ony przybierali. Bo jeśli Pan Bóg powiedział, z ust noworosłych dziatek że sie chwała Boska wy­pełnia i mnoży, ubiory a jedwabne odzienia, które barzo psują i otuchę na złe czynią, wielce temu zastąpić a ? .skoczyć mogą.

A przeto ludzie z pospolitego obyczaj a tych czasów ni nacz więcej sie nie sadzą, jedno na wiele kosztownych a drogocenio-nych szat, postawiając sie w tem, iż nie ku cnocie sie chcą mieć, ale ku rozkoszy, której sie chcą podobać. Na co i syny swe, da-wając im też ubiory a jedwabne odzienia za młodych lat a lek­kich, prawie zaprawują, niebacząc nic, iż to próżna chwała i nie­potrzebne i owszem szkodliwe rzeczy.

Niedobrzeć to i owszem wiele złych obyczajów w tem sie zamyka, gdy dziecię wiele a nazbyt odzienia ma: dosyć ci jest

materjaly, stroje.

139


na nie mieć jedne suknię szarą albo więc dwie, jeśliby ojca w tem stać mogło. Poznać to ma kożdy ociec, aby syn nie zara­zem w szaciech gnjerał a brakował, ale aby sie tego za nie-ujrzałych lat uczył, jakoby miał czasu swego doszłego brako­wać, a nie tylko w szaciech, ale i w inszych rzeczach, któremiby mógł żywot swój uozdobić a oślachcić potem, gdyby ku czemu przyszedł, a wezwanie i stan swój miałby postanowić. Ale dziś nie tak noszą., nie tak trzymają, nie tylko iż sami rodzicowie by panowie sie szerzą, ale też i temiż piórkami syny swe obtykają, prawie pokąd im mlecz jeszcze na gębie, zaprawując je w tem z młodu, w czemby sie, k latom przyszedszy, chodzić a rozkoszo­wać mieli.

Co bywa w mieściech pospolicie, ba i u ziemiaństwa też: iż jako skoro dziecię na świat wynidzie, wnet mu krzyżyki, wnet złote na szyję, wnet szubecki adamaszkowe i koszulki, jakoby jakiemu Jezuskowi, pisane a zepstrzone; uczynią go z młodu dzięciołem, a potem albo wronie albo krukowi będzie smaczny, gdy kruk, jako niektórzy ptasznicy powiadają, barzo na dzięcioły waży. Tak ci rodzicowie z tym swym obycza­jem nie zdadzą sie być ludźmi rozumnymi a opatrznymi, gdy wy­chowanie dobre w sobie tłumią a opakują.

Ten zwyczaj wżdam u dobrego ziemiaństwa nie prawie miesca ma, bo tam pospolicie synowie u ojców swych ani do-sypiają, ani też nazbyl sobie rozkoszują. Ociec nierad sie wyda synowi na ubiory, ani sie też syn na bryże2 przesadzać chce: sprawiwszy mu sarawary a karwatkę 3, odzienie i lecie i zimie nie prawie ciężkie, pośle go do ludzi i będzie służył, podczas na piec, podczas na stajnią, gdzie rozkazować a ochmistrzować mu zlecą, z którego przedsię uroście człowiek i biegły i ćwiczony. Który obyczaj zaprawdę godzien pochwalenia, i godzi sie, aby i zawsze panowie ślachta mieli, ustępując a uchodząc w tem in-szym ludziom, którzy z wysokiego czoła górnie dzieci swoje przy-odziewają, przesadzając sie nad insze a chcąc sie tak równymi pokazać, jako kto inszy. jest. Go dziś tego sie wszytkiego chycono, że nie poznać, co król, co książę, co pan, co poddany, co biskup, co kanonik, co pleban, co wikary, co doktor, co student: wszytko królowie, książęta, panowie, biskupowie, kanonicy, prałaci, dwo­rzanie, wszytko Krezusowie.

Tak też i dziś u nas nie znać, co Włoch, co Niemiec, co Tu­rek, Tatarzyn, Węgrzyn, a co Polak: u króla są dworzanie, w mie­ściech4 też dwór i dwornie, jaka barwa6.u dworu, tak też w mie­ściech. Tak tedy, jako to jest wielki śmiech a błąd i szyderstwo z nas, niechaj sie dadzą rodzicowie opatrzyć tą sprawą, żeby wię­cej sie Starali synom swym o rozum, a więcej ich zmysły nau­kami przyodziewali niż ciała. Ty suknie, któremi opatrzasz syna

1 przebierać. 2 frendzle. 3 krótki kubrak z prostego sukna
1 u mieszczaństwa. 5 strój.

140


swego, od molów pobucznieją i zedrzeć sie mogą, a rozum albo ćwiczenie dobre, któreby dał doma synowi swemu, trwać pokąd ludzi stawać będzie.

Także też przystałoby, aby rodzicy dzieci swe za młodu ro­zumu a mądrości uczyli, a nie wyniosłego a wysokiego chodzenia; bo jakoć sie dziecię za młodu pyszno a szarłatno nauczy cho­dzić, potem tak sie będzie odymało i perzyło, żeć i ludzi nie. będzie chciało znać, słowa inszego, jedno Mój łaskawy a miło­ściwy*, nie da sobie mówić, czego dosyć teraz u nas. Ale jako to sromota i nie należy na człowieka, takby tego lepiej przestać...

NAUKA POCZĄTKOWA.

Jako rychło i w których leciech syna swego rodzicy mieliby nauczycielowi jakiemu na uczenie a ćwiczenie w naukach do­brych przykazać i polecić, między uczonymi ludźmi "nie dopiro ale dawno 2 spórka o tem niemała była. Abowim acz wszytcy, że nauka dzieciom potrzebna jest, rozumieli, iż też one za młodych a noworosłych lat uczyć potrzeba, wiedzieli, przedsię któregoby to czasu kto począć miał a około których lat, jeśliże we czterzy albo w pięć albo w siedm, na to spółek zgodzić a zjednoczyć sie nie mogli. Ta miedzy nimi była niezgoda: jedni to twierdzili, żeby sie nie godziło dziecięcia uczyć za barzo młodych lat, jako czynią ci którzy zaraz skoro dziecię odsądzą, ale jedno w siódmem lecie... Drudzy zasię z tą sie przyczyną wyrywają, iż, prawi, nie tylko to jest niepożytek w piąci, w sześci, w siedrni, w ośmi albo w dzie­wiąci lat, na nauki dawać; ale i wielka utrata, tak temu który na­kłada, jako i temu dziecięciu, które sie uczy... Iż tedy wielkie to jest szaleństwo, po próżnicy wydawać wtenczas pieniądze, nie-mogąc przytem czego zyskać, nie zda sie rzecz być rozumna, przed dwanaście lat dzieci polecać komu uczyć, ale prawie w same dwa­naście lat, gdy już i dziecię chłopcem będzie i rozum niejako ustały, umysł też baczniejszy...

Ale i po dziś dzień jest też to miedzy ludźmi i zawadzają sie takowi, którzy też nie rozumieją rzecz być dobrą, w czterzech leciech syny swe zdawać uczyć. A zwłaszcza ci, którzy albo na­kładów żałują, albo w syniech swych wielce sie rozkoszują, które aby podczas nauczyciele karali, tego żadną miarą nie chcą ani dopuszczą, i owszem hałasy z nimi wielkie stroją, a o to się we-społek gniewają. Ci i inszy, którzy na tej sentencyi są, nigdy mojem zdaniem nie wiedzą, co po czem chodzi, ani rozumieją, coby było pożyteczno synom swym, wolą podobno ony w próż­ności a rozpuście mieć, a niż czego inszego dobrego uczyć. Aczci go ty nie dasz do szkoły na nauki dobre, przedsię. go doma od złości nie ustrzeżesz: miasto pisania, czytania, coby sie w szkole nauczyi, doma ż służebniki, z parobki, kart, kostek grać sie przy­łoży, choć i aby ich też snadź w ręku nie miał, jedno by sie tym

popękają. Np. rozważania Kwintyljana por. wyżej str. 83.

141


tylko, którzyby grali, przypatrzał. Nie jest tedy ta słuszna przy­czyna, aby dla noworosłych lat a nieustałego rozumu dzieci' nie miały być uczone, gdy nauka naprzód potrzebuje pamięci, aby to czegoby sie kto uczył pilnie, w pamięć włożył. A iż dziatki młode barzo czystej są pamięci, zaprawdę dobra jest rzecz, za młodu one do szkoły dać albo jakiemu nauczycielowi polecać. Tak czego sie ono za noworosłych lat nauczy, długo ono pamiętać będzie.

A teżci niepotrzeba dziatek młodych zaraz rozumieć nauk uczyć, ale tylko na to ony wieść, aby pirwej czytać i pisać przez się samy mogły. Jako nie zaraz Rzymu zbudowano, tak też nie wszytkiego razem potrzeba dziecięcia uczyć, pirwej obiecadła a, b, c, d. e, etc. potem sylabizować albo liter składać, ab, ac, ad etc, a naostatek czytać zupełną sentencyą albo słowa, co wszytko trzyma sie wyrozumienia, ale pamięci potrzeba, aby dziecię tego czytania nauczyło sie nie z wyrozumienia, ale z pamięci. Głupiaby tedy ta rzecz byłą, aby wtenczas mieli rodzicy syny swe dać czy­tać uczyć, kiedyby sie już czego godziło rozumieć, albo o której nauce wiedzieć. Iż dziecię młode kto da do szkoły, nie zawadzi żadna rzecz ani umysł, żeby sie snadź dziecię nie chciało uczyć, ani mdłość, żeby też snadź z nauki miało w jaką niemoc wpaść, i insze rzeczy nic też w tem zastąpić, ani zaszkodzić mogą.

Nie wadzić też podczas dziecięcia wezbrać, a do nauki albo łaciny onego przygnać. Dobrzeć czynią oni gospodarze, którzy pod­czas we dwu lat, podczas we trzech osiadają i objeżdżają źrebce, które gdyby sie też swowolnie chciały miotać, albo tak, jakoby pan chciał wzbraniały czynić, podczas ony zabadają1 i zacinają. Tym sposobem też nic w tem nauczyciel nie wykroczy, gdy swo-wolnego dziecięcia, aby sie uczyło, wzbierze, czem mu wolą sprawi i sposoby, że sie potem rado będzie miało ku nauce; zaś od ła­ciny nigdy też nie omdleje, boć w szkole nie uczą rąbać drew albo karczów kopać, nie wielkich też ani trudnych nazbyt łacin piszą.

Pospolicie bakalarzowie dzieciom piszą wokabuły, dwie sło­wie po łacinie, a dwie po polsku: sanctus — święty, maledictus przeklęty. Który sposób uczenia noworosłych dziatek niebarzo zły jest, abowim tak dziecię wykładać i rozumieć sie. słów nauczy, niejako też rzeczy łacińskiej sobie nabędzie, nałoży i jakoby na-spiżuje 2. Potem zaś wierszyki im całe dają: Ama Deum super omnia, Homo sine literis speculum impolitum3 te wierszyki ekspo­nują im na polskie; na ostatek, gdy sie nauczą dobrze czytać, do­brą a zupełną łacinę, w której będzie wiersz dwanaście, dwadzie­ścia, piszą, a tak aż dziecię samo z tych małych rzeczy weźmie rozum i będzie przez się wiedziało, czegoby sie uczyć miało. Ta nauka małych dziatek nie jestci ciężka, jakoby kto sobie rozu-

1 zabaddć, tyle co bóść, uderzyć; podczas — czasem.

2 nagromadzi w zapasie.

3 Kochaj Boga nadewszystko, Człowiek bez nauki to zwierciadło
nieoszliiowane — zdania z szkolnej czytanki t. zw. Katona.

142


mieć chciał, i owszem barzo lekka, mała a chędoga, a co więcejr porządna. Przeto tedy iż zabawiać sie wiele nie jest rzecz przy­stojna, niechaj to sobie wezmą rodzicy, aby sie nie obawiali za młodu dziatek swych zlecać jakim dobrym ludziom uczyć.

Pamiętać na to mają, iż jako dziecię zaraz powijają, aby krzywo albo poprzeczno nie rosło, tak też ono prawie, gdy jeszcze będzie w pieluszkach, uczyć mają tego, coby należało ku nauce, nie tego, coby ku rozkoszam a światu, co więc zwykli czynić po­spolicie ojcowie, którzy maluckie dziatki swe ćwiczą na taniec i sposobią je kłaniać sie, śpiewać i uczą słów niebarzo przystoj­nych mówić, a coby lepszego było, w tem oni zamięszkawają , w czem zaiste nie pomału błądzą, gdy niesłusznie w tem postę­pują. Tegoby mieli rodzicy dzieci swych za młodu uczyć, w czemby sie dorosszy swych lat umieli statecznie a pochwalnie .okazać i opisać.

DOBÓR NAUCZYCIELA.

A iż to jest rzecz pewna, że w szkole tego sie dziecię ma nauczyć, co powinno będzie z siebie według wezwania' swego krześciańskiego wydać a pokazać, a doma, gdzie tego nic niesły-chać, na to sie nie zapomoże, a snadź sie zaledwe pacierza nau­czy, do takiego nauczyciela w naukę, w pracą albo w porucze-nie ma sie poddać, z któregoby wszytko to za małą trudnością osięgnąć a wyczerpnąć mógł. Co aby to syn każdego ojca odzier-żał, ociec sam z siebie ma wiedzieć, jakiegoby nauczyciela synowi swemu zrządzić miał, około czego aby umiał postępować, nauki takiej niechaj sie nauczy.

W każdym nauczycielu te rzeczy ma każdy ociec baczyć, niż syna swego do niego przykaże. Naprzód,' aby nauczyciel był dobrym a prawym krześcianinem, to jest obaczyć to ma ociec, jeśli ten preceptor, któremu chce zlecić syna, prawej wiary jest, a jeśli dobrze trzyma o wszytkich artykulech wiary świętej krze-ściańskiej, aby snadź jako nie błądził2 a w wierze sie nie poty­kał. Co jeśliby w sobie miał, żeby na wiarę chramał, wiełeby w tem złego dyscypułowi nawarzył i szkody nabroił.

Druga: nie leda żakowi albo rybałtowi3 syna swego po­lecić ma. "W rzemięśle pospolicie, gdy na rzemięsło kto daje syna, poleca go dobremu a biegłemu rzemięśnikowi: tym sposobem też trzeba, aby patrzał ociec, żeby biegłemu a uczonemu człowiekowi dał w ręce syna swego. Chceli, aby sie syn czego nauczył, nau­czonemu ma go oddać, głupie nic nie nauczy, gdy sam nic umieć nie może, jako ono mówią: świnia świnie nauczyć nie może.

1 zaniedbują.

Gliczner sam był protestantem (później byJ głową kościoła lu-terskiego w Wielkopolsce), toteż mówiąc o błędach w wierze, rozumie przez to skrajne sekty, jak np. arjan.

3 rybalt, z włoskiego ribaldo, złoczyńca, rozpustnik oznaczał póź­niej u nas wędrownego żaka, klechę, kantora.

143


Abowimci nic niemasz gorszego nad te, którzy gdy ledwo obiecadła zakusili, fałszywe o sobie mnimanie w umieniu wzięli. Najdzie takowych dosyć, którzy nic nieumiawszy, sadzą sie na wielkie rzeczy, będąc prostymi żakami, kokoszą sie by kokosz sama nad swemi jajcy, z których sie tylko kurczęta a nie orło-wie wylągają; nic nie umieją, a wżdy chcą, aby o nich co trzy­mano, żeby mieli umieć. Ale ociec każdy piłować tego ma, aby takim syna swego nie polecał, nie zaraz onego oddać, ale pirwej sie wywiedzieć ma, komuby go oddać miał.

Trafia sie takich nauczycielów dosyć, których sie niestatek a nierząd wszytek trzyma, których trzeba sie strzec nie pomału. Bo gdyby do niego dał swe dziecię, takich sie też obyczajów od niego napije, jako ono mówią, z kim. nierządnym gdyby kto mie­szkał, stać sie też sam musi nierządnym, według onej dawnej przypowieści: Jeśli będziesz mieszkał z chromym, sam sie nie nauczysz, chodzić. Cóż jeśli ociec da syna do nauczyciela nieuka abo prostego żaka a pipy1, jaki będzie nauczyciel taki dyscypuł: nauczony nauczyciel uczone ucznie poczyni, a prosty proste. Nie-chajże tedy ociec minie nieuka, a syna swego odda uczonemu ja­kiemu, iżeby sie to stało, a możonoteż rzec o synie: niepróżno sie uczył ani w nauce wydał preceptora swego.

Trzecia: baczyć też to ma ociec, aby takiemu nauczycie­lowi nie zdawał dziecięcia swego, któryby był złych a grubych obyczajów, możeć to być, iżci nauczyciel będzie miał co w gło­wie, ale jeśliby obyczajnym nie był, nie stałoby to za to, gdy nie tylko nauką nauczyciel dyscypuły swe opatrować ma, ale też na-więcej obyczajmi dobrymi. Naukać bowim bez obyczajów jest jakoby nóż bez okładzin, który jednem słowem zową brzeszczot, a przeto jako do noża trzeba okładzin, tak do nauki obyczajów, i w ten czas dyscypuł pozna, że nieco postępków uczynił w nauce, gdy czyście obyczajnym będzie, a jeśliby obyczajów nie miał, albo onych mieć nie będzie, więcej zbędzie niż nabędzie, albo więcej zgłupieje niżby rozumu nabył.

Dziś tedy, iż obyczaje insze nastały według tego, iż co da­lej tym rzetelny a subtelny, potrzeba takiego nauczyciela, któryby sie umiał przystosować a dyscypuła swego ku temu wieść, jako dziś noszą, to jest poćciwych obyczajów a teraźniejszych ma mu dodawać, uczyć go, jakoby sie miał z osobna ku każdemu mieć tak słowy, jako czapką a ukłonem. Go więcej, iż nieobyczajność zamyka w sobie insze występki a sprosności, jako pijaństwa, zu­chwalstwa, kosterstwa, fryjerstwa, wiarować sie ma ociec każdy, aby jakiemu lejowi albo takiemu, któryby dohrze grać albo w je­denaście siedm miotać umiał, albo któremuby też podwika pachnęła, któryby też rad sie wadził a na guz gonił, aby takiemu nie zlecał syna. Bo jakoć syn będzie miał takiego nauczyciela,

1 pipet, z włoskiego: głupiec, dureń. chytry, podstępny.

gra w kości, szulerstwó. zalecanki, nierząd. 5 lejek, pijak.

gra w kości. 7 zasłona kobieca, kobieta.

144


który będzie rad na kufel patrzał, dyscypuł też nie wyda w tem preceptora, będzie też dobrze spełniał. Nie zuchwalcowi też ja­kiemu ani kosternikowi, ale statecznemu człowiekowi a pilnemu potrzeba, aby w ręce dał.

Naostatek: ma też to obaczyć w nauczycielu, aby nie takiemu syna swego poruczał, któryby jedno zapłatę chciał mieć, a tego dyscypiiłowi nie sprzyjał, żeby z siebie nauczonym sie stać mógł. Najdzieć takich na świecie niemałe pasmo, którzy nie ży­czą tego uczniom swym, aby sie czego dobrego nauczyli, jedno żeby od nich kwartały1 dobre a spełne brali: czytać będzie nie­chcący, ale jedno aby odbył a przedsię swe paga denari2 miał. Więc i w tem też ociec każdy ostrożność a opatrzność swą okazać ma. Tu nieco potrzeba ktemu przypomionąć iście pożytecznego a potrzebnego. Odpowiedziałby kto: A gdzieżbych ja potrafić miał a naleść takiego nauczyciela, któryby to wszytko w sobie miał, co tu namieniasz? Łalwie ktemu odpowiedź stanie sie. Szukać go a dowiedzieć sie o nim, gdzieby był i mieszkał! Dziś jest ta nie-opatrzność miedzy ludźmi, dla nakładu leda gdzie dają dzieci* do szkoły, aby jedno niewiele nakładać: pożyteczniej szać jest dać na wielkie miesce syna na nauki, niż go w miasteczku przy ba­kałarzu bawić, kędy sie jedno na rybaldyą albo sekundanią3 sadzi a o nauki nie dba. Równie nauki są jakoby kupiectwa. Kupiec gdy po kupią jeździ, na dobre miesce choć daleko przewozi sie, nie żałuje prace ani dalekiej drogi, by tylko kupią dobrą a poży­teczną odzicrżał. Tym sposobemby też miało być miedzy syny, klórzyby sie chcieli czego dobrego uczyć. Złeć targi bywają na to w miasteczkach, lepsze gdzieindzie, kędy dobrzy kramarze, od których kupiej dobrej, to jest nauki, sobie może każdy utargo-wać a dostać. Toć było przedtem u inszych ludzi, żeć słali syny swe do dobrych szkół, jako Rzymianie zwykli byli do Aten słać syny swe; dziś też do Krakowa, albo do Włoch albo do Niemiec. Prawdać jest, iżci i w Polsce okrom krakowskiej Akademiej szkoły są, ale o toć idzie, kędyby był dobry preceptor. Szukać go tedy będzie ociec każdy, któremuby syna polecił uczyć. Te rzeczy ociec każdy jeśliby pamiętał, dostanie syna uczonego.

Miedzy postronnymi ludźmi zwyczaj ten jako sie z stara-dawna wszczął, tak sie jeszcze starzeje i trwa, że ojcowie, któ­rzy po syniech swych niejakiej pociechy doczekać wolą mają albo pragną, na nauki im nakładu nie żałują, żeby jedno nauki jakiej dostąpili, nie ciężą sobie ornym dosypować. Tenci zwyczaj jest u Włochów, Francuzów a snadź nawięcej u Niemców, bo ci prawie zapalają sie na nauki ućciwe, i rzemienias nie żałują tam

ł,opłaty kwartalne.

z włoskiego: zapłata w pieniądzach.

3 rybaldyą (por. objaśnienie rybałta na str. 217), tu: śpiew kan­tora kościelnego; podobnie sekundanią, od sekundowania w spiew'e.

4 towar

5 rzemienia od trzosu z pieniądzmi.


ojcowie synom swym pocięgać, nie tak jako u nas Polaków: pła-czypieniądzów barzo dosyć, snadź drugi woli sie za szeląg albo grosz dać ukrzyżować, aniżeliby go miał udzielić na nauki sy­nowi swemu. A cóż jeszcze o złoty jeden albo kilkadziesiąt, za­pamiętałby sie podobno i wpadłby w rozpacz, dumając tak to na swym umyśle: a cóżby to za nakład miał być? siłaćby to? dłu-gomci ja na to robił! W czem podobni są onym, którzy acz po­trzeba im jest wydać, przedsię iż im żal, nie śmieją, i kiedy już dać albo dosiąc, tedy począwszy brać zaś położą, czyniąc to na raców -kilka, dlaczego i potrzebę swą wolą opuścić a pieniędzy nie ruszać albo nie wymować. Tak też skąpi rodzicy wolą na co inszego dobyć z mieszka, na piwo albo na co inszego, co światu służy, niżby mieli synowi dobrze uczynić, onego na nauki z kilka­dziesiąt złotych wyprawić albo z tyłem, ileby potrzeba było.

Wspomionę tu dzisiejszy sposób nakładu tego, który czynią rodzicy na syny swe, gdy je do szkoły dają. Przez wszytek kwar­tał ociec nie chce sie więcej wydać, jedno dwiema groszmi albo trzema chce odbyć, dzierżąc sie zwyczaju jakoby pospolitego: introitales dwa pieniądza, kretales pieniądz, remissionales szeląg, a precyum kwartalne dwa grosza. Nad ten zwyczaj jeśliby który nauczyciel chciał go wycięgać, będzie sie oglądał na pierwszy, by na jaką ustawę a prawo, mówiąc: A tak dawno jest dwa grosza na kwartał! Nowaby to była tak wiele dać, nie dam więcej, jedno jako jest obyczaj. I będzie sie o to targował, by o konia albo rzecz jaką mszą. Wspominać też tu prżytem będzie: bych miał dać ta­lar albo złoty, wolę zań co kupić, albo więc parobka albo służeb­nika chować, któremu bych złoty na suchedni płacił.

Toć jest u nas Polaków, nie tylko u trochę zamożnych lu­dzi, ale i prawie u panów samych, jako ślachty, gdzie nie tylko pieniądze są, ale też i gumna naprawione i nasadzone brogami stoją. Jakoż tedy w umyślech ludzi tych ta żądza zarodziła sie, że nic więcej nie rozkoszuje, nic barziej nie chłodzi, jedno pienią­dze mieć, skarby gromadzić, imiona kupować, gospodarstwa na­bywać: tak ta rzecz źziębnęła i zwątlała a prawie wywietrzała, synom aby do rozumu pomogli, ony na nauki nakładem słusznym, którymby sie jedno wychować mogli, nałożyli. Wielkie wzgardze­nie i podłe ważenie nauk z jęło dziś umysły ludzkie!

A zaprawdę, siła znalazłby takowych dzieci i młodzieńców, którzy by sie radzi uczyli a nie mogą mieć o czem: trudno sie ten młodzieniec ma stać czem godinem albo uczonem, któremu doma niedostatek wielki zastąpił abo za szyję bije. O jakoż to świat łamany a nieobaczny! Panowie, którzy mają sie dobrze,

1 Ówczesne opłaty dla nauczyciela: introitales — wpisowe; kre­tales — kredowe, t. j. na przybory szkolne; remissionales — na od-chodne, pożegnalne; pretium kwartalne — stała oplata kwartalna. Opłaty, -wymienione przez Glicznera, należą do bardzo niskich: korzec żyta kosztował wówczas 4 grosze.

3 majątki.

146


mają też z czego dosiąc S wolą komu inszemu, z którego sie nic nie zawiąże, dać, darować, nałożyć, niż którego młodzieńca na nauki wychowaniem jakiem opatrzyć. Ociec opuści, bliźni opu­ści, skądże ma wziąć, z czego ma tego śląchetnego daru a dobra wielkiego nauki doić2 a dostąpić. A wszak na tym świecie na­tura sprawiła zobopólne dobra a majętności, z czego ten, który ma, niemającemu udzielić a użyczyć miałby i jest powinien. Ale dziśby krwią płakał, żaden darmo nic, a dali co, to już chce, aby mu za to poddanym sie stał, a na wieki wiekom usługował. Przeto tedy jako mało szczodrobliwych a łaskawych ludzi, tak też mało uczonych.


MONTAIGNE O WYCHOWANIU DZIECI.

Nieprzestarzalą wartość ma rozdział XXV w słynnych Próbach' (Essais) Michała de Montaigne, gwiazdy piśmiennictwa francuskiego XVI wieku (1533—1592), filozofa i moralisty. Rozdział ten p. t. O wycho­waniu dzieci napisany został w r. 1579 dla hrabiny Diany de Gurson, z znakomitego rodu de Foix. Montaigne zawarł w tym wywodzie, po­zornie okolicznościowym, rezultaty głębokich namysłów nad zagadnie­niem wychowania, snutych na podstawie nietyle lektury (głównie Plu-tarcha), co obserwacji życia. W formie lekkiej, w tonie nieraz żarto­bliwym, wystąpił w imię zdrowego rozsądku i praktyczności przeciwko kierunkowi erudycyjnemu, żądając przystosowania szkoły do potrzeb życia, a przedewszystkiem kształcenia jasnych, krytycznych głów.

Rozdział ten przytaczamy (opuszczając mniej, ważne miejsca, oraz większość materjału, wziętego z lektury) w świetnem tłumaczeniu Tad. B o y a-Ż el e ń s k i e g o (Montaigne, Pisma, tom I, Kraków 1917), w mi­strzowski wprost sposób przetwarzającem trudny oryginał francuski na język polski. Krytyczne wydanie tego rozdziału sporządził prof. G. Mich aut (Paryż 1924), uwydatniając zmiany i uzupełnienia autora w poszczególnych wydaniach Prób.

Ktoś powiadał mi swego czasu, iż powinienbym rozpisać się nieco obszerniej o wychowaniu dzieci. Owóż, pani, gdybym miał jakaś kompetencję w tym przedmiocie, nie mógłbym jej lepiej użyć, jak czyniąc z niej podarek temu małemu człowieczkowi, który ma zamiar niebawem wydobyć się z Niej na świat prze­mocą (jesteś, pani, zbyt wspaniałego serca, aby czynić początek inaczej jak od chłopaka)l; bowiem, przyczyniwszy się tyle do pomyślnego zawarcia twego, pani, małżeństwa, mam niejakie prawo zaprzątać się wielkością i pomyślnością wszystkiego co zeń wyniknie. Nie mówię już, iż dawne serwituty jakie posiadasz, pani, w mej życzliwości, same przez się dosyć mnie zobowiązują abym pragnął czci, dobra i pożytku dla wszystkiego, co pani do­tyczy. Ale, poprawdzie, niewiele rozumiem z tej materji, chyba jeno to, iż przedmiot wyżywienia i wychowania dzieci zdaje się stanowić największy i najważniejszy szkopuł ludzkiej wiedzy. Tak samo jak w rolnictwie zabiegi przed zasadzeniem rośliny znane

i

1 Było w owej epoce objawem grzeczności przewidywać, że matka jako pierwsze' dziecko porodzi syna, nie córkę (dla utrzymania nazwi­ska rodowego), por. wstęp rozprawy królowej Elżbiety, wyżej str. 149. Toteż Montaigne zajmie się tylko zagadnieniem wychowania chłopca.

148


są i łatwe i samo zasadzenie także; ale z chwilą, gdy to co za­sadzono nabiera życia, wielka jest mnogość sposobów i wielka trudność wyhodowania; tak samo z ludźmi: niewielka to praca posiać ich, ale, skoro się urodzą, wówczas nastręcza się mnóstwo starań, pełnych kłopotu i obawy, jak należy hodować ich i wy­żywić.

Skłonności objawiają się w tym wieku dziecięcym tak nie­śmiało i ciemno, zapowiedzi są tak niepewne i zwodnicze, że trudno jest utworzyć sobie o nich jakiekolwiek trwałe mniema­nie. Patrzcie na Cymona, na Temistoklesa, i tysiąc innych, jak bardzo sprzeniewierzyli się swemu dziecięctwu. U niedźwiedzi i psów młode okazują swe naturalne skłonności; ale ludzie, wcho­dząc natychmiast w jarzmo przyzwyczajeń, mniemań, praw, zmieniają albo maskują się łatwo. A owo trudno jest zgwałcić przyrodzone skłonności; z czego wynika, iż nie zmacawszy do­brze ich drogi, często zadaje się sobie trud napróźno i zużywa wiele czasu, aby kształcić dzieci w rzeczach, do których zgoła nie są stworzone. Wszelako, w tym kłopocie, moje mniemanie jest, aby kierować je zawsze ku rzeczom najlepszym i najpożytecz­niejszym; i że mało się trzeba powodować owemi lekkiemi zapo­wiedziami i oznakami, które wysnuwamy z poruszeń ich młodo­ści. Zdaje mi się, iż Plato, w swojej Republice, zbyt wielką przy­wiązuje do nich wagę.

Dziecięciu wielkiego rodu, które ciekawe jest nauk, nie dla zysku (bowiem cel tak nikczemny niegodny jest łaski i faworu Muz, a przytem zawisły jest i zależny od drugich)3, ani także nie dla zewnętrznych korzyści, jeno dla swojej własnej, aby wzbogacić się niemi i ozdobić na wewnątrz, raczej kierując się na zdatnego niż na uczonego człowieka, takiemu dziecięciu, po­wiadam, życzyłbym, aby co najtroskliwiej wyszukano wycho­wawcę, któryby miał głowę raczej dobrze ukształconą niż szczel­nie naładowaną; któryby pięknie zalecał się obojgiem, ale bar­dziej jeszcze zacnością i rozumem niż nauką; i niechaj się zabie­rze do swego urzędu na nowy sposób.

Zazwyczaj5 nieustannie krzyczą nam jeno do uszu, jakoby ktoś wlewał lejem, zaś naszem zadaniem jest powtarzać jeno to co usłyszymy. Otóż chciałbym, aby poprawił tę metodę; i aby, od

1 Te wywody zaczerpnięte z pism Plutarcha.

2 Samodzielność Moritaigne'a okazuje się na każdym kroku; ten
sam pogląd Platona, o którego słuszności powątpiewa, był dla innych
dogmatem, por. list królowej Elżbiety str. 151. Zdanie Platona por. wy­
żej str. 13.

3 Ideały szlacheckie, jak widzimy, są odziedziczone po ideałach
wolnych obywateli w starożytności klasycznej, por. co sądził o pracy
dla zysku Arystoteles, wyżej str. 38. Również rozprawa Pseudo-Plu-
tarcha, por. wyżej str. 52, miaia na oku tylko ludzi wolnych.

1 Oto główna idea Montaigne'a w kwestji kształcenia: (a łete bien
faite, «dobra głowa» jako przeciwieństwo do wyładowanej wia­
domościami w szkołach.

149


samego początku, wedle objęcia duszy, którą mu dano w ręce, zaczął zapoznawać ją ze światem, dając jej smakować rzeczy, wybierać i rozróżniać między niemi; niekiedy otwierając jej drogę, niekiedy pozwalając by sama ją sobie otwarła. Nie życzę, aby wciąż prowadził rzecz i rozprawiał sam; chcę, aby, z kolei, posłuchał swego ucznia jak mówi. Niechaj go puszcza nieco truch­cikiem przed sobą, iżby mógł ocenić jego krok i osądzić, do ja­kiego stopnia trzeba mu się powściągać, aby się stosować do jego siły. Z braku zachowania tej proporcji psujemy nieraz wszystko; umieć ją wybrać i poprowadzić z doskonałą miarą, oto, mojem zdaniem, jedno z najtrudniejszych zadań. Jest to cnota wielkiej i bardzo silnej duszy umieć zniżyć się do tych pojęć chłopięcych i prowadzić je. Pewniej i tężej kroczę pod górę, niż z góry.

Ci, którzy, jak u nas jest w zwyczaju, wedle tej samej lekcji i planu podejmują wychowanie wielkiej liczby umysłów tak roz­maitych kształtów i postaci, nie dziw, iż w całym tłumie dzieci, spotkają zaledwie dwoje lub troje, które wyniosą jakiś owoc z ich nauki. Niech żąda od ucznia nietylko zdania sprawy z wyrazów lekcji, ale z sensu i z treści; niechaj sądzi korzyść jaką stąd od­niósł, nie wedle świadectwa jego pamięci ale życia. To, czego się nauczy, niechaj mu pokaże w tysiącznych obliczach, i przystoso­wane do stu rozmaitych przedmiotów, aby przekonać się, czy do­brze to wziął V siebie i przyswoił na własność i oceniając jego postępy wedle metod pedagogicznych Platona1. Jestto świadec­twem niestrawności i surowości potrawy, jeśli pożywający zwraca ją tak jak przyjął: żołądek nie dokonał swego dzieła, jeśli z gruntu nie przerobił i materji i formy tego co mu dano do strawienia. Dusza nasza ugina się aż nazbyt łacno, spętana i zagarnięta cu-dzemi mniemaniami, zniewolona i ujarzmiona powagą ich nauk. Tak nas włożono do linki, że nie umiemy już chodzić swobodno; siła nasza i wolność przepadła.

Znałem zbliska w Pizie pewnego godnego człowieka ale tak zarystotelizowanego, iż głównym jego artykułem wiary było: «iż próbą i miarą słuszności wszystkich pojęć i wszelkiej prawdy jest zgodność z nauką Arystotelesa; poza nią wszystko jest jeno chimerą i głupstwem; bowiem on wszystko zgłębił i wszystko po­wiedział. To jego twierdzenie bywszy nieco nadto powszechnie i opacznie wykładane, wprawiło go niegdyś na długi czas w wiel­kie nieporozumienia z inkwizycją w Rzymie.

Niechaj każe uczniowi wszystko w głowie przesiewać przez sito; niechaj nic w nią nie wkłada mocą prostej jeno powagi i na wiarę magistra. Niechaj mu nie będą dogmatem zasady Arysto­telesa, ani maxyrny stoików albo epikurejczyków: raczej trzeba

To jest według metody Sokratesa w poszukiwaniu prawdy. 2 Hieronim Borro, profesor filozofji- w Sapienzy (uniwersytet pa-

pieski w Rzymie); poznał go .Montaigne w r. 1580.

St. Kot: Wybór źródeł I

150


mu przedstawić przed oczy różnorodne mniemania; jeśli będzie mógł, wybierze; jeśli nie, pozostanie w wątpliwości:

Che non men che saper, dubbiar m'aggrata. Jeżeli ogarnie opinje Ksenofonta i Platona własnem pojęciem, nie będą one już ich, ale jego. Kto idzie za drugim, nie idzie za niczem, nie znajdzie nic, bowiem niczego nie szuka. Niech wie bo­daj co wie. Trzeba aby wyssał ich soki, a nie aby się wyuczył ich przepisów; potem niechaj śmiało zapomni, jeśli chce, skąd je po­siadł, ale niech umie je sobie przyswoić. Prawda i rozsądek są wspólnem dobrem wszystkich, i nie bardziej przynależą temu, który je powiedział wprzódy, niż temu, który później: nie jest rzecz jakaś więcej podług Platona niż podług mnie, skoro on i ja pojmujemy ją i widzimy tak samo. Pszczoły wysysają to tu to tam różne kwiaty; ale potem robią z nich miód, który jest ich; to już nie tymianek ani macierzanka. Tak samo niechaj uczeń przerobi i stopi w jedność cząstki zapożyczone u drugich, aby z nich uczynić dzieło cale własne, to jest swój sąd; wychowa­nie, praca i nauka to jeno środki dla ukształcenia onego. Niech ukrywa czem sobie przypomógł, niechaj objawia jeno co sam z tego uczynił.

Zysk jaki mamy z naszej nauki, to stać się lepszym i rozum-niejszym. Rozum-to, powiada Epicharmus , widzi i słyszy, on-to ze wszystkiego korzysta, on działa i panuje; wszystkie inne rze­czy są ślepe, głuche i bez duszy. Owóż my czynimy go służalczym i tchórzliwym, przez to, iż nie dajemy swobody nic czynić ze siebie.

Kto zapytał kiedy ucznia co rozumie o retoryce i grama­tyce, o takiej lub innej sentencji Cycerona? Wbija nam się je w głowę, jak stoją w}rpisane, niby'wyrocznie w których litery i sylaby stanowią istotę rzeczy. Umieć napamięć, nie znaczy umieć; znaczy dusić to, co się dało pamięci do przechowania. Co się wie naprawdę, tem się rozporządza nie patrząc na wzory, nie obracając oczu na książkę. Smutna to wiedza, wiedza jedynie książkowa! Chcę, aby służyła ona za ozdobę a nie za treść, wedle rady Platona, który mówi: Niezłomność ducha, honor, szczerość, oto prawdziwa filozofja; umiejętności które gdzieindziej mierzą, to jeno barwiczka. Chciałbym wiedzieć, czy Pałwel albo Pompe-jusz, owi wdzięczni tancerze naszych czasów3, nauczyli się swo­ich hopków samem jeno patrzeniem, nie ruszając się z miejsca; zasię tamci chcą wykształcić nasz rozum, nie potrząsając nimi Albo też, żeby nas kto nauczył wodzić koniem, władać lancą lub lutnią, albo głosem, bez ćwiczenia; jako ci chcą nas nauczyć do­brze sądzić i dobrze mówić, nie ćwicząc w mówieniu i w sądze­niu! Zaiste, w dobrej nauce, wszystko co podpada pod oczy obsta-

1 ((Wątpienie, niemniej niż wiedza, przypada mi do smaku, (Pan-tego Piekło, XI, 93).

'' Poeta i filozof grecki z V w. przed Chr., przytaczany u. Plutąrcha. 3 wioscy tancerze na dworze Henryka Walezego.

151


nie za uczoną książkę: psota pazia, niezdarstwo pachołka, po-gwarka przy stole, wszystko to są materje do nowych rozważań.

Do tego celu szczególnie sposobne jest obcowanie z ludźmi i zwiedzanie krajów cudzoziemskich: nie aby, wzorem naszej szlachty francuskiej, przywozić z nich jeno wiadomość ile kro­ków ma Sanla Rolonda-, albo też jak bogate gatki nosi jejmo-ścianka Liwia:;<, albo, jak inni, o ile, na jakiej starej tamecznej ruinie, twarz Nerona dłuższa jest albo szersza od innej na tym lub owym medaljonie; ale po to, aby w nich sobie przyswoić głównie charaktery narodów i ich obyczaje, i aby pocierać jakoby i szlifować własną mózgownicę o cudzą. Chciałbym aby naszego wychowanka zaczęto tak wozić od wczesnego dzieciństwa; a prze-dewszystkiem, aby ubić dwa ptaszki na jeden strzał, po krajach których mowa najbardziej jest oddalona od naszej, tak iż, jeśli nie zaprawicie mu języka zawczasu, później nie łacno się do niej nagnie.

Jestto zdanie uznane powszechnie, że nie dobrze jest cho­wać dziecko na łonie rodziców 6. Przyrodzona miłość czyni ich miętkimi i słabymi, nawet najrozsądniejszych. Nie są zdolni ani karcić błędów, ani też cierpieć, aby było żywione grubą strawą, jako trzeba i jak padnie. Nie umieliby patrzeć, jak syn wraca spocony i zakurzony ze swych ćwiczeń, jak pije gorące, pije zimne; ani oglądać go na narowistym koniu, ani krzyżującego szpadę z tęgim szermierzem, ani z rusznicą w dłoni. Albowiem niema innej rady: kto chce uczynić człeka całą gębą, nie trza go oszczę­dzać w młodości; często trzeba pogwałcić przepis medycyny.

Nie wystarcza zahartować duszę; trzeba także zahartować i mięśnie. Dusza zbyt dużo' miałaby zajęcia gdyby nie znalazła pomocy; za wiele miałaby do czynienia, gdyby sama musiała star­czyć na obie potrzeby. Wiem, jako moja biedzi się w towarzystwie ciała zbyt czułego, zbyt wrażliwego, które tak rade szuka w niej oparcia; i uważam często, w moich lekturach, iż wychwala się jako wspaniałość duszy i hart woli przykłady, które więcej za­leżą od twardości skóry i grubości gnatów.

Widziałem ludzi, mężczyzn, kobiety i dzieci, tak włożonych od urodzenia, iż tęgie kije mniej dla nich stanowią niż dla mnie szczutek; którzy pod razami nie mrugną nawet okiem ani brwi

idea zaczerpnięta z pism Plutarcha.

Okrągła świątynia w Rzymie, wzniesiona przez Agryppę, po­święcona wszystkim bogom (Panteon), zamieniona później na kościói chrześcijański.

3 Wchodziły wówczas w modę pantalony, długie po kostki, u dołu
bogato zdobione.

A więc w podróży zbierać obserwacje nie pod kątem widzenia
turystycznym, ani archeologicznym, ale psychologicznym.

b Montaigne uznawał wyższość wychowania publicznego nad do-
mowem. Że jednak ówczesne wychowanie szkolne bardzo mu się nie
podobało, znalazł wyjście pośrednie: oddać dziecko pod kierownictwo
starannie dobranego Wychowawcy (tę samą ideę rozwinie Russo
w Emilu). ' głównie u Plutarcha.

152


nie ściągną. Kiedy atleci współzawodniczą w wytrzymałości z fi­lozofami, jeslto raczej hart mięśni niż ducha. Przyzwyczajenie znoszenia trudów, jest przyzwyczajeniem znoszenia bólu. Trzeba go włożyć do prac i mozołów wszelkiego ćwiczenia, aby go za­prawić do cierpień wyłamywania członków, kolki, przyżegania że­lazem, zgoła więzienia i tortury. Ba cóż! i na te może być na­rażony, jako że bywają czasy, w których grożą one dobrym tak samo jak i złym: toć mamy tego przykłady. Ktokolwiek zwalcza prawa, ten najpoczciwszym ludziom grozi chłostą a strykiem.

A przytem, powaga nauczyciela, która winna być dla niego najwyższa, zatamowana jest i osłabiona obecnością rodziców; do­dawszy do tego respekt jakiego nasz młodzik zażywa u domow­ników, świadomość powagi i potęgi swego rodu, to wszystko, mo-jem zdaniem, nie bylejakie są przeszkody w tym wieku.

W owej szkole obcowania z ludźmi, często zauważyłem tę wadę, iż, zamiast starać się poznać drugiego, wysilamy się tylko aby dać poznać siebie; bardziej troskamy się o to, aby wynieść na przedaż nasz towar, niż aby nabyć nowy. Milczenie i skrom­ność są to przymioty bardzo użyteczne w obcowaniu z ludźmi. Trzeba włożyć chłopca, aby był oszczędny i powściągliwy ze swą wiedzą, kiedy ją już nabędzie; aby nie gorszył się bredniami i nie­dorzecznościami jakie ktoś będzie mówił w jego obecności: bo­wiem jest to nieprzystojna nieobyczajność odpychać wszystko co nie po naszym smaku. Niechaj zadowolni się poprawianiem sa­mego siebie, i nie zdaje się przyganiać drugim wszystko, czego sam wzdraga się czynić; ani też niech nie staje okoniem powszech­nym zwyczajom. .Niechaj unika tych manjer bakałarskich i nie-przystojnych, i dziecinnej ambicji podawania się za lepszego dla­tego, że jest innym; takoż szukania chwały w przy ganianiu i no­winkach. Tak jak jedynie wielkim poetom przystało korzystać z licencyj swej sztuki, tak samo jeno u duchów wielkich i zna­mienitych znośnem jest, aby stawiali się ponad powszechny oby­czaj. Niechaj go nauczy nie wchodzić w dysputy i kontrowersje, chyba tam gdzie napotka godnego siebie przeciwnika; wówczas zaś nie używać wszystkich argumentów, które mu mogą posłu­żyć, ale jeno tych, które mogą najlepiej posłużyć. Trzeba go uczynić wyszukanym w wyborze i przesiewaniu swych racyj, i przestrzegającym w dyspucie jej celu, a tem samem zwięzłości. Niechaj go zwłaszcza przyuczą, by umiał poddać się i złożyć broń przed prawdą, natychmiast skoro ją tylko spostrzeże," czy to po stronie przeciwnika, czy w sobie samym jakowemś nagłem obja­wieniem. Nie zasiada przecież na katedrze, aby wygłaszać wy­uczoną lekcję; nie jest związany z żadną sprawą czem innem, jeno tem, że mu się zda słuszna; ani też nie będzie należał do cechu, w którym, za gotowy grosz, sprzedaje się swobodę możności uzna­nia swych błędów i kajania się z nich1.

1 Przytyk do położenia dworzan.

153


Niechaj sumienie i cnota błyszczą w słowach naszego mło­dzieńca; i niechaj jeno słuszność mają za przewodnika. Niechaj mu wszczepią to, iż wyznać błąd, jaki dostrzeże we własnych mniemaniach, choćby go nawet nikt inny nie dostrzegł prócz niego, jest dowodem rozumu i szczerości, głównych dóbr, o które wi­nien się zabiegać. Że upierać się i zaciekać, są to własności po­spolite, najjawniej okazujące się w duszach niskich; zasię opa­miętać się i poprawić, poniechać obrony złej sprawy w pełnej go-rącości walki, oto przymioty cenne, rzadkie i godne filozofa. Trzeba go nauczyć, aby, gdy jest w towarzystwie, oczy miał wszędzie; uważam bowiem, że pierwsze siedzenia zazwyczaj bywają zajęte przez ludzi najmniej zdatnych, i splendory fortuny zgoła nie zaw­sze schodzą się z rozumem. Nieraz byłem świadkiem, iż podczas gdy u wysokiego końca stołu zabawiano się rozmową o piękności haftu lub smaku małmazji, na szarym końcu przepadało wiele trefnych słówek. Niechaj zda sobie sprawę z wartości każdego: wolarz, murarz, podróżny, wszystko trzeba spożytkować, każdego użyć wedle jego towaru, wszystko zda się w gospodarstwie; głup­stwo nawet i słabość cudza będzie dlań nauką. Pilnie zważając obejście i sposoby każdego, wzbudzi w sobie chęć naśladowania dobrych, a wzgardę dla nikczemnych.

Niechaj preceptor wszczepi mu w umysł godziwą ciekawość wywiadywania się o wszystko: co tylko spotka osobnego dokoła siebie, wszystkiemu niech się przyjrzy; budynek, wodotrysk, czło­wiek, pole dawnej bitwy, miejsce, którem przeciągał Cezar lub Karol Wielki. Niech się wywiaduje o obyczajach, potędze i aljan-sach tego i owego książęcia: są to rzeczy bardzo ucieszne do nau­czenia, a bardzo użyteczne.

W to obcowanie z ludźmi, rozumiem, iż trzeba objąć, i to w głównej mierze, tych, którzy żyją jeno w pamięci książek. Nie­chaj młodzieniec, za pośrednictwem historji, zagłębi się w owe wielkie dusze najświetniejszych wieków. Jakimż pożytkiem będzie dlań czytanie Żywotów1 naszego Plutarcha! Ale niechaj mój pe­dagog nie traci z oczu dokąd zmierza jego posłannictwo: niechaj nietyle wbija w pamięć uczniowi datę zburzenia Kartaginy, co obyczaje Hannibala i Scypjona; nietyle, gdzie umarł Marcellus s, ile dlaczego było niegodnem jego obowiązku, że tam umarł! Nie­chaj go uczy nietyle dziejów, ile sądu o nich. Jestto, mojem zda­niem, ze wszystkich przedmiotów ten, który umysły nasze ogar­niają najbardziej rozmaitą miarą. Ja, naprzykład, wyczytałem w Tytusie Liwjuszu sto rzeczy, których kto inny nie wyczytał; Plutarch wyczytał sto ponad te, które ja wyczytałem, i, być może, ponad to, co autor tam włożył. Dla jednych jest to czyste ćwicze­nie gramatyczne, dla drugich anatomja filozofji, zapomocą której

1 Ustęp z tych Żywotów, mianowicie wyjątki z Żywota Likurga, por. wyżej str. 3.

a Marcellus został zabity koło Weńuzji, ale wartość wychowaw­czą ma to, iż zginął skutkiem nieostrożności, niedopuszczalnej u wodza.


154


wnika się w najbardziej tajemne cząstki naszej natury. Jest w Plutarchu wiele wyczerpujących rozprawek, bardzo godnych, aby je sobie zbliska przyswoić; bowiem, mojem zdaniem, jest to prawdziwy majster w swem rzemiośle; ale jest tysiąc innych miejsc, których jeno lekko dotknął: ot, wskazuje palcem dokąd mamy iść, jeśli zechcemy; niekiedy, w najżywszem miejscu wy­kładu, zadawalnia się i poprzestaje na lekkiem natraceniu. Trzeba je wydzielić stamtąd i ustawić na pokaźniejszem miejscu. Tak na-przykład w słowach jego:że mieszkańcy Azji służyli jedynemu panu stąd, iż nie umieli wymawiać jednej zgłoski, to jest nie, w tem powiedzeniu znalazł może La Boetie treść i pobudkę dla swej Dobrowolnej niewoli. Tak samo trzeba umieć nieraz, z ży­cia człowieka, wyłuskać drobny uczynek, albo słowo, które nie zdaje się mieć takiej wagi: oto cała sztuka! Szkoda to, że ludzie wielkiego objęcia tak lubią zwięzłość: zapewne, reputacja ich zy­skuje na tem, ale my tracimy. Plutarch woli, abyśmy go sławili za jego sąd o rzeczach, niż za wiedzę; woli nam raczej zostawić tęsknotę za sobą niż sytość. Wie, że nawet w dobrych rzeczach można powiedzieć nadto; i że Alexandrydas słusznie przy ganił komuś kto wygłaszał w obliczu Eforów przemówienie roztropne, ale za długie:O, cudzoziemcze, powiadasz to, co trzeba, ale ina­czej, niż trzeba. Którzy mają ciało wątłe, wypychają się pod kaftanem; którym nie staje treści, wzdymają ją słowami.

Obcowanie w świecie niezmiernie przyczynia jasności są­dowi człowieka. Wszyscy skłonni jesteśmy zacieśniać się i zanu­rzać w sobie, i nie widzimy poza koniec własnego nosa. Kiedy za­pytano Sokratesa, skąd jest, nie odpowiedział: z Aten, ale «ze świata». On, który miał umysł bardziej od innych pełny i sze­roki, obejmował świat cały jako miasto rodzinne, i udzielał swej wiedzy, obcowania i przychylności całemu rodzajowi ludzkiemu: nie tak jak my, którzy patrzymy jeno przed siebie. Kiedy winna latorośl marznie w mojej wiosce, proboszcz tłumaczy to gniewem Boga przeciw rodzajowi ludzkiemu, i sądzi, że Kannibale już stąd dostali tęgiego kataru. Patrząc na nasze waśnie domowe, któż nie wykrzykuje, iż machina świata wyszła z zawiasów i że dzień sądu ostatecznego następuje nam już na pięty nie zastanawiając się, że gorsze rzeczy widywano, i że dziesięć tysięcy cząstek świata zażywa tymczasem spokoju i wesela. Ja, kiedy widzę swobodę i bezkarność tych zamieszek, dziwię się raczej, iż są tak łagodne i miętkie! Komu grad bije na łeb, temu się zdaje, iż na całej ziemskiej półkuli jest burza i nawałnica. Pewien Sabaudczyk po­wiadał: iż, gdyby ten ciemięga, król francuski umiał się był po-

1 Stefan La Boetie, zmarły młodo przyjaciel Mońtaigne'a, pozo­
stawił pismo atakujące tyranję, w którem podsuwał uciemiężonym myśl
zbiorowego wystąpienia przeciw despotycznej jednostce p. tyt.
Serui-
łude uolontaire ou le contfun (O dobrowolnej niewoli czyli J-rzeciwko
jednemu).

2 Spartanin, cytowany przez Plutarcha.

,55


kierować, byłby mógł może zostać marszałkiem dworu u jego książęcia. Wyobraźnia jego nie pojmowała wielkości ponad god­ność własnego pana! Nieświadomie wszyscy pozostajemy w tym błędzie: błąd bardzo szkodliwy i brzemienny w skutki. Ale kto sobie uprzytomni, jakoby w malowidle, wielki obraz matki na­tury w całym jej majestacie; kto wyczyta w jej twarzy ową po­wszechną i stałą rozmaitość; kto ujrzy w niej siebie, ba, nietylko siebie, ale całe królestwa, jakoby punkcik nakłuty ostrzem bar­dzo delikatnem, ten bliski jest widzenia rzeczy wedle ich słusznej proporcji.

Ten wielki świat, który wielu mędrców mnoży jeszcze, uwa­żając jakoby za odmianę w rodzaju, oto zwierciadło, w które nam trzeba patrzeć, aby mieć dobre poznanie samych siebie. Jednem słowem, chcę, aby to właśnie była książka mego wychowanka. Tyle charakterów, sekt, sądów, mniemań, praw i obyczajów, wszystko uczy nas sądzić zdrowo o naszych, i wkłada nasz sąd by umiał rozpoznawać własną niedoskonałość i niemoc przyro­dzoną; co nie jest zgoła błahą nauką. Tyle wstrząśnień państwa i odmian w rzeczy publicznej uczą nas, aby zbytnio nie cudować się naszym sprawom. Tyle imion, tyle zwycięstw i podbojów za­grzebanych w zapomnieniu, w śmiesznem świetle ukazują nam nadzieję uwiecznienia naszego imienia przez pojmanie dziesięciu ciurów i zdobycie jakiegoś kurnika, który znany jest jedynie ze swego upadku! Przepych i wspaniałość tylu cudzoziemskich uro­czystości, majestat tak napuszony tylu wielkości i dworów, to wszystko krzepi i hartuje nasz wzrok do zniesienia bez oślepie­nia oczu blasku naszych. Tyle miljonów ludzi pogrzebanych przed nami dodaje nam ducha, iżbyśmy nie lękali się odnaleźć tak godne towarzystwo na tamtym świecie; i tak wszystko. Życie na­sze, powiadał Pytagoras, podobne jest wielkiemu i ludnemu ze­braniu w czas igrów olimpijskich: jedni ćwiczą ciała, aby osią­gnąć chwałę w zapasach; drudzy wynoszą towary na przedaż dla zysku: są inni, i, wicrę, nie najgorsi, którzy nie szukają innej ko­rzyści, jeno patrzeć jak i dlaczego każda rzecz się dzieje, i być spektalorami życia drugich ludzi, aby o niem sądzić i wedle tego kierować swojem.

Do przykładów życia bardzo sposobnie można domieszać wszystkie najbardziej zbawienne przepisy filozofji, o którą po­winny próbować się czynności ludzkie jako o swój kamień pro­bierczy. Trzeba mu powiedzieć, co to jest wiedza i niewiedza, co winno być celem nauki; co jest męstwo, umiarkowanie i sprawie dliwość; jakie rozróżnienie można uczynić pomiędzy chciwością sławy a pieniędzy, niewolą a posłuszeństwem, swobodą a swo-wolą; po jakich oznakach poznaje się prawdziwe i trwałe zado-wolnienie; od jakiego stopnia godzi się lękać śmierci, bólu i hańby; jakie sprężyny poruszają nami, i wywołują tyle rozmaitych w nas wstrząśnień. Zdaje mi się, iż pierwsze nauki, jakiemi trzeba mu napoić umysł, powinny być z rzędu tych, klóre kształtują obyczaje

156


i sąd; klóre go nauczą znać siebie i umieć dobrze umrzeć i do­brze żyć. Pośród sztuk wyzwolonych, zacznijmy od tej, która nas samych czyni wyzwolonymi. Wszystkie one poniekąd służą do nauki życia i jego korzyści, jako i wszystkie inne rzeczy zmie­rzają do pewnego stopnia ku temu: ale wybierzmy tę, która służy tu wprost i ze swej przyrody. Gdybyśmy umieli potrzeby na­szego życia ściągnąć do ich słusznych i naturalnych granic, ujrze­libyśmy, że największa część nauk, które są w użytku, jest poza naszym użytkiem; w tych nawet, które nam się zdadzą na co, są całe obszary i czeluści bardzo jałowe i których lepiejby nam było poniechać; ograniczając, zgodnie z radą Sokratesa, zakres nauk do tych, które są ku naszemu pożytkowi:

Odważ się mądrym być,

Raz pocznij mądrze żyć!

Kto przewleka godzinę poprawy,

Czyni jak ten cham niemrawy,

Co nad brzegiem siadł i czeka,

Aż spłynie rzeka..

A fale płyną i płyną

I płynąć będą, choć wieki miną!'

To jest wielka głupota wykładać dzieciom,

Jaki wpływ mają Ryby, lub Lwa znak sierdzisty, I Kozioróg, co kąpie Jeb w Hesperji falach

obroty gwiazd i ruchy ósmej sfery, zanim poznają swoje własne. Skoro się mu zaszczepi to, co służy, aby uczynić człeka ro-zumniejszym i lepszym, zacznie się go pouczać, co jest logika, fizyka, geometrja, retoryka; i, jakąkolwiek obierze sobie wiedzę, mając już ukształcony sąd i rozum, wnet sobie da z nią rady. Nauka odbywać się winna częścią przez rozmowy, częścią przez książki. Nauczyciel poda mu raz samego autora, sposobnego do takiej nauki, to znów da mu szpik jego i substancję pożute już i przerobione. Jeśli sam ze siebie nie jest dość poufały z książ­kami, aby znaleźć wszystkie piękne ustępy, jakie w nich się mieszczą, można, dla tej potrzeby, przydać mu jakiegoś oczyta­nego skrybę, który na zawolnnie dostarczy zapasów, jakich zapo­trzebuje, aby mógł obdzielić i karmić nimi swego wychowanka. Kto może wątpić, że taka nauka będzie bardziej łatwa i natu­ralna, niż sposób nauczania gramatyki Gazy? Tam znajdziesz jeno same przepisy cierniste i nudne, słowa czcze i wyschnięte,

1 Horacego Lisly II, 1, 40.

2 Propercjusza Elegje IV, 1, 89.

3 Porządek nauki podaje Montaigne odmienny od utartego: naj­
pierw filozofja, a potem inne gałęzie nauk. Plutarch utrzymywał, że
istotnym przedmiotem nauki winna być tylko filozofja, por. wyżej str. 61.

4 Teodor Gaza, bizantyjczyk XV wieku, nauczał języka greckiego
we Włoszech; jego gramatyka grecka, dosyć żmudna, była najbardziej
rozpowszechniona.

157


w których niema żadnego soku, nic coby budziło umysł; tutaj dusza znajdzie snadno gdzie ugryźć, albo raczej gdzieby się mo­gła, wypasać. Nasz owoc obfitszy jest bez porównania i łacniej przyjdzie do źrałości.

Szczególne to jest, iż, w naszym wieku, miano filozofji stało się nawet u ludzi rozumnych nazwą czczą i fantastyczną, bez po­żytku, bez wartości, ani w sądzie, ani w działaniu. Mniemam, iż owe pały zakute, które obsiadły jej gościńce, są tego przyczyną. Bardzo źle się czyni, malując ją dzieciom jako panią niedostępną, z obliczem chmurnem, markotnem i groźnem. Któż to ubrał ją w tę maskę fałszywą, wyblakłą i szpetną? Niemasz nic weselszego, nic rzeźwiejszego, nic radośniejszego, omal nie powiedziałbym fi-glarniejszego niż ona; zwiastuje jeno same gody i wywczasy: wej­rzenie smutne i stroskane jest oznaką, że nie zawitała tam w go­ścinę.

Dusza, w której mieszka filozof ja, winna, przez swoje zdro­wie, dawać zdrowie i ciału: powinna aż na zewnątrz promienio­wać z siebie własny spokój i błogość; powinna na swoją modlę kształtować zewnętrzny pozór i uzbrajać go tem samem w nie­jaką przystojną dumę, w stateczną rzeźwość i wesele, w postawę zadowolnioną i przychylną. Najwyraźniejszą oznaką mądrości, to stałe zadowolnienie; oblicze jej jest jako horyzont ponad księ­życem zawsze pogodny. To Baroco i Baraliplon czynią ze swo­ich kapłanów tak niechlujnych i zakopconych gburów, nie ona: znają ją chyba jeno ze słyszenia! Jakto? jej rzemiosłem jest ła­godzić nawałnice duszy, uczyć głód i gorączkę jak mają się uśmie­chać; i to nie przez jakieś mamidła fantazji, lecz zapomocą racyj naturalnych i namacalnych. Celem jej cnota, która nie jest, jak nas uczą w szkole, usadowiona na szczycie stromej, kamienistej i niedostępnej góry: ci, którzy zbliżyli się do niej, wiedzą prze­ciwnie, iż mieszka w pięknej równinie, żyznej i kwitnącej, z któ­rej pod sobą snadno widzi wszystkie rzeczy. Kto zna właściwą drogę, może dojść do niej ścieżkami cienistemi, wysłanemi dar­nią i umajonemi kwieciem, radosną stopą, spadkiem wznoszą­cym się równo i łagodnie. Dlatego, iż nie poznali tej najwyższej cnoty, pięknej, tryumfalnej, lubej, rozkosznej i hartownej razem, zawołanej i nieprzejednanej nieprzyjaciółki zgryźliwości, mar-koclwa, obawy i przymusu, mającej za przewodniczkę naturę, za towarzyszki rozkosz i szczęsną dolę; nie poznawszy jej, powiadam, w niemocy swojej, wymyślili ową głupią postać, smutną, swar-liwą, markotną, kostyczną, skrzywioną; i umieścili ją na stromej skale pośród cierni: straszydło ku płoszeniu ludzi.

Mój nauczyciel, który wie, iż wolę ucznia winien napełnić więcej jeszcze skłonnością niż poważaniem dla cnoly, wyklaruje mu snadno... że wartość i doskonałość prawdziwej cnoty leży w ła-

1 Sztucznie ukute słowa na formułki do zapamiętania pewnych form syllogizmu; pojawiające się w nich samogłoski, oznaczają sądy twierdzące lub przeczące, ogólne lub szczegółowe.

158


twości, pożytku i rozkoszy jej praktykowania; które tak dalekie jest od wszelkiej trudności, że dostępne bywa dzieciom tak samo jak dorosłym, prostaczkom jak i mędrcom. Narzędziem jej jest umiar, a nie siła. Jestto matka żywicielka wszelkich ludzkich rozkoszy: czyniąc je godziwemi, czyni bezpiecznemi i czystemi; miarkując je, dzierży w napięciu i apetycie; wykluczając i potę­piając niektóre, zaostrza chęć naszą ku tym, które zostawia. A zo­stawia nam w obfitości wszystkie te, których chce natura, po ma­cierzyńsku, aż do sytości, chociaż nie do przesytu: o ile, przy­padkiem, nie mamy zamiaru twierdzić, że obyczajność, która wstrzymuje pijącego przed opilstwem, żarłoka przed niestrawno-ścią, rozpustnika przed łysiną, jest nieprzyjaciółką naszych roz­koszy. Cnota umie być bogatą, i potężną, i uczoną, i sypiać w mięt-kich poduszkach; kocha życie, kocha piękność i sławę i zdrowie1: ale jej urząd właściwy i osobny, to umieć używać tych dóbr ze statkiem, a umieć je stracić w pogodzie ducha: umiejętność o wiele bardziej szlachetna niż uciążliwa, bez której cały bieg życia jest wynaturzony, mętny, bezkształtny, i do niego to słusznie można odnieść owe rafy, owe ciernie i potwory.

Jeśli zdarzy się uczeń tak nieszczególnej kondycji, iż woli raczej usłyszeć bajkę niż opowieść o pięknej podróży, albo inne roztropne słówko, gdy się trafi; jeśli, przy dźwięku bębna, który rozpala młody zapał towarzyszów, odwraca się tam, kędy go woła bębenek ku igrom kuglarzy; jeśli nie zdaje mu się bardziej lu-bem a słodkiem wrócić zakurzonym i zwycięskim z walki niż z gry w piłkę albo pląsów, niosąc palmę tryumfu z tych igrów: wów­czas nie widzę innej rady, jeno aby go uczyniono pasztetnikiem w jakiem poczciwem miasteczku, choćby był zgoła synem diuka; idąc w tem za przepisem Platona, «że trzeba stanowić o dzieciach nie wedle cnót rodziców, jeno wedle cnót ich duszy».

Skoro filozofja jest nauką, która uczy żyć, i skoro wiek dzie­cięcy czerpie z niej pożytek niegorzej od innych wieków, czemuż mu się jej nie udziela? Cycero powiadał, iż, gdyby miał żyć wiek życia dwóch ludzi, nie znalazłby czasu na to, aby studjować poe­tów lirycznych; mnie się zdają owe pały zakute jeszcze żałośniej bezpożyteczne. Naszemu chłopięciu bardziej jest pilno; na kształ­cenie się ma czas ledwie pierwszych piętnaście czy szesnaście lat życia, reszta należy do działania. Obróćmyż czas tak krótki na nauki potrzebne. To są błazeństwa! odejmijcież te wszystkie cier­niste subtelności dialektyki, od których życie nasze ani trochę się nie poprawi; weźcie proste rozważania filozofji, umiejcie je od­powiednio wybrać i przyłożyć: łatwiejsze są do pojęcia niż po-wiastka Bokacjusza2; dziecko świeżo wyszłe z rąk piastunki poj­mie je o wiele łacniej, niż naukę pisania i czytania. Filozofja ma swoje nauki dla jutrzenki człowieka, jak i dla jego zmierzchu.

1 Tu Montaigne zajmuje stanowisko krytyczne zarówno wzglę­
dem stoicyzmu starożylnrgo, jak ascezy.

2 słynne nowele Boccaccia z XIV W-, popularne w całej Evrop'e.

159


Jestem zdania Plutarcha, że Arystoteles nietyle zabawiał swego wielkiego ucznia1 sztukami układania syllogizmów, albo też zasadami geometrji, ile ćwiczeniem go w wybornych przepi­sach, tyczących dzielności, odwagi, wielkoduszności, umiarkowa­nia i stałości w nielękaniu się niczego; i tak uzbrojonego wypra­wił, dzieckiem jeszcze, aby nałożył jarzmo światu, wszystkiego mając trzydzieści tysięcy ludzi pieszych, cztery tysiące koni, i le­dwie czterdzieści dwa tysiące talarów. Inne sztuki i nauki (po­wiada), Aleksander szacował wielce, i chwalił ich wyborność i lu­bość; ale, mimo całej przyjemności, jaką w nich znajdował, nie łacno dał się pociągnąć pokusie, aby je praktykować samemu.

Z tem wszystkiem, nie chcę, aby więziono mi chłopca; nie chcę, aby go' wydawano na pastwę kolery albo melankolicznych humorów opętanego bakałarza; nie chcę psować w nim ducha, trzymając go, obyczajem innych, po czternaście albo piętnaście godzin dziennie, w męce i pracy, niby wyrobnika. Nie uważałbym też za dobre, widząc, iż, z przyczyny jakowejś kompleksji samot­niczej i melankolicznej, nazbyt uporczywie zakopuje się w książ­kach, podsycać go w tej skłonności: to czyni młodzieńca niezdat­nym do pożycia z ludźmi i odwraca od przystojniejszych zatrud­nień. Iluż, w życiu mojem, widziałem ludzi, ogłupionych wsku­tek nazbyt niepohamowanej chciwości wiedzy! Karneades - tak się w niej zacietrzewił, iż nie znajdował czasu na obcięcie wło­sów i paznogci. Nie radbym też psuł szlachetne obyczaje mło­dzieńca sąsiedztwem cudzego niechlujstwa i grubaśności. O mą­drości francuskiej zdawna była gadka, iż wcześnie się objawia, ale nie długo wytrzymuje. W istocie widzimy jeszcze i dziś, iż niemasz nic tak miłego, jak małe dziateczki we Francji; ale zwy­czajnie zawodzą nadzieje, jakie się w nich pokłada i kiedy wy­rosną na mężów, nie odznaczają się niczem doskonaleni. Owo sły­szałem od rozumnych ludzi, że to kolegja, gdzie się je wysyła (a od których roi się we Francji), ogłupiają je w ten sposób.

Dla naszego ucznia, wszystko, czy to gabinet, ogród, stół i łóżko, samotność, kompanja, ranek i wieczór, wszystkie godziny niechaj będą równe; każde miejsce będzie mu miejscem nauki: bowiem filozofja, która, jako kształcicielka sądu i obyczajów, bę­dzie jego główną wiedzą, ma ten przywilej, iż jest wszędy na swo-jem miejscu.

Ale tak samo jak kroki uczynione podczas przechadzki w ga-ierji mniej nas nużą (choćby ich było trzy razy tyle) niż le, które obrócimy na jakąś określoną drogę, tak samo nasza lekcja, zdy-bana jakoby przypadkiem, bez niewoli czasu i miejsca, i domie­szana do wszystkich uczynków, spłynie jakoby w duszę, nie dając się uczuć. Gry i ćwiczenia nawet będą stanowić znaczną część

1 Aleksandra Wielkiego.

Grecki sceptyk z II w. przed Chr., wydalony z Rzymu przez Katona Starego za to, że przemawiał raz za sprawiedliwością, drugi raz przeciwko niej.


160


nauki: wyścigi, zapasy, muzyka, taniec, polowanie, zażywanie ko­nika i szabli. Chcę, aby zewnętrzna przystojność, obycie z ludźmi, pielęgnowanie ciała, szło równym krokiem z kształtowaniem du­szy. Wszakże to nie duszę, ani nie ciało mamy wychować, ale człowieka; nie trzeba tego rozdwajać, i, jak powiada Platon, nie trzeba kształtować jednego bez drugiego, ale prowadzić je równo, jako parę koni zaprzągniętą u tego samego dyszla. I, jeśli zwa­żymy jego naukę, czy nie zda się on raczej więcej czasu i troski przeznaczać ćwiczeniom ciała, w rozumieniu, iż duch sam ćwiczy się przytem pomału; a nie zaś przeciwnie?

Pozatem wychowanie to powinno się odbywać z łagodną sta­nowczością, nie tak, jak dzieje się zazwyczaj: zamiast zachęcać dzieci do nauk, przedstawia się im jedynie, w istocie, samą od­razę i okrucieństwo. Usuńcie precz gwałt i przemocl niemasz, mo-jem zdaniem, nic, coby bardziej poniżało i tępiło naturę szlachetną z urodzenia. Jeśli pragniecie, aby się lękał wstydu i kary, nie har­tujcie go przeciw nim: hartujcie go przeciw upałom i zimnu, prze­ciw wiatrom, słońcu i wszelkiej przygodzie. Odejmijcie mu wszelką miętkość i przekwintność w odzieży i posłaniu, w jedzeniu i pi­ciu; przyzwyczajcie go do wszystkiego; niechaj to nie będzie gła-dysz i niewieściuch, ale chłopak krzepki i siarczysty. Dzieckiem, człowiekiem, starcem, zawsze mniemałem i sądziłem tak samo. Ale, między innemi rzeczami, rygor, zwyczajny w naszych kole-gjach, zawsze mi się niepodobał: mniejszą i mniej szkodliwą po-pełnionoby zdrożność, przechylając się raczej ku łagodności. To są istne więzienia i kaźnie dla młodzieży: pcha się ją do wy­stępku, karając zanim się go dopuści. Zajrzyjcież tam w godzi­nach nauki; usłyszycie jeno krzyki, i dzieci katowanych i nau­czycieli pijanych gniewem. Jest-li to sposób, aby obudzić zami­łowanie do nauk w tych duszach czułych i lękliwych, gdy się je prowadzi ku nim z gębą obmierzłą i przeraźliwą i z rękoma uzbrojonemi kańozugiem! Cóż za niegodziwy i zgubny obyczaj! Dodajmy do tego (co bardzo trafnie zauważył Kwintyljan), iż despotyczna przemoc pociąga za sobą skutki bardzo opłakane, a zwłaszcza w naszym sposobie karania. O ileż przystojniej sale i uczelnie młodzieży byłyby przystrojone kwieciem i listowiem, niż ułomkami zakrwawionej trzciny! Dałbym tam odmalować Ra­dość, Uciechę, Florę i Gracje, jako uczynił w swej szkole filozof Speuzyppus.Gdzie jest korzyść, niechby była wraz i uciecha: powinnoby się cukrować potrawy zbawienne dla dziecka, a zapra­wiać goryczą te, które mu są szkodliwe.

Wszelakiej osobności i dziwactwa w obyczajach i sposobie życia należy unikać, jako rzeczy wrogich społeczności. Widzia­łem takich, którzy umykali się przed zapachem jabłek bardziej, niż przed pukaniną z rusznic; innych, którzy lękali się myszy; i-n-

1 filozof ateński, siostrzeniec Platona i jego następca na czele Akademji.

161


nych, którzy dostawali wymiotów na widok śmietany; inni, toż samo, gdy widzieli jak ściele się łóżko puchowe. Germanik ' nie mógł ścierpieć widoku ani piania koguta. Być może, iż jest w tem wszystkiem jakowaś tajemna przyczyna; ale stłumiłoby się ją, mojem zdaniem, gdyby się wcześnie zabrać do tego. Wychowa­nie to wymogło na mnie (prawda, nie bez pewnego trudu), iż, z wyjątkiem piwa, smak mój da sobie rady porówni z każdem pożywieniem.

Za młodu ciało jest jeszcze podatne; trzeba tedy, dla tej
przyczyny, naginać je do wszystkich kształtów i zwyczajów. By­
leby tylko trzymać w niejakich karbach chęci i wolę młodzieńca,
śmiało można mu pozwolić nałożyć się do wszystkich narodów
i kompanij, zgoła nawet do ich wybryków i ekscesów, gdy trzeba.
Dobrze jest, by się zaprawił do wszelkiego obyczaju: niechaj bę­
dzie zdatny czynić wszystkie rzeczy, a niechaj chce czynić tylko
dobre.

Tak chciałbym wychować mego ucznia:

Podziwiam go, czy w grubej rozmyśla opończy,

Czyli jako światowiec pofolguje modzie,
Obie role gra zawsze wdzięcznie i dostojnie.

Oto moje nauki: lepiej skorzysta z nich ten, kto je wykona, niż ten, który się ich nauczy napamięć. Jeśli go widzicie, sły­szycie go; jeśli go słyszycie, widzicie go.

Nietyle ma wydawać lekcję, ile ją wykonywać; ma ją po­wtarzać w czynach ujrzy się czy jest roztropny w przedsięwzię­ciach, dobry, sprawiedliwy w postępkach; czy zdradza rozum i wdzięk w odezwaniach się, wytrzymałość w chorobach, skrom­ność w zabawach, umiarkowanie w rozkoszach, statek w gospo­darstwie; obojętność w smaku; będzie-li to mięso czy ryba, woda czy wino. Prawdziwem zwierciadłem naszego rozumu jest bieg naszego życia. Zeuxidamus, na zapytanie, dlaczego Lacedemoń-czycy nie układali na piśmie przepisów cnoty i nie dawali ich czy­tać młodym ludziom, odpowiedział: Bowiem chcieli ich włożyć do uczynków, a nie do słów. Porównajcież, po piętnastu albo szesnastu latach, mojego ucznia z jednym z owych latynizujących szkolarzy naszych kolegjów, który tyleż czasu strawił na naukę samego jeno gadania! Świat pełny jest paplarstwa; nie zdarzyło mi się widzieć człowieka, któryby nie mówił raczej więcej, jak mniej, niż powinien. To pewna, iż połowa życia schodzi na tem: trzymają nas cztery czy pięć lat, każąc nam słuchać słów i zszy­wać je w perjody; drugie tyle, aby je szeregować w wielkie okresy, rozciągnięte na cztery albo pięć członów; i znowuż pięć lat, co najmniej, aby się uczyć szybko i zwięźle mieszać je i splatać w ja-koweś subtelne sposoby: et, do kaduka, zostp.wmyż to ludziom, którzy z tych figlów czynią swe rzemiosło!

1 syn przybrany ces. Tyberjusza; wiadomość z Plutarcha. Horacego Listy I 17, 25.


Jadąc jednego dnia do Orleanu, spostrzegłem, na owej rów­ninie, która się ciągnie poza Clery, dwóch regentów wędrują­cych do Bordeaux, mniejwięcej o pięćdziesiąt kroków jeden za drugim: zaś, dalej za nimi, ujrzałem oddział wojska, z rotmistrzem na czele, którym był nieboszczyk hrabia de la Rochefoucauld. Je­den z mych ludzi zapytał się pierwszego z regentów, kto jest ów szlachcic, który podąża za nim; regent, nie widząc oddziału, cią­gnącego w tyle i myśląc, że pytają o jego kolegę, odparł pocie­sznie: To nie żaden szlachcic, to gramatyk, ja zaś jestem logik». Owóż my, którzy staramy się, przeciwnie, ukształtować nie gra­matyka, ani logika, ale szlachcica, pozwólmyż im zabawiać się do woli; my mamy gdzieindziej sprawę.

Niechaj tylko nasz wychowanek będzie dobrze zaopatrzony w treść, a słowa przyjdą mu aż nadto obficie; a jeśli nie zechcą przyjść, już on je pociągnie za język. Znam takich, którzy wy­mawiają się, iż nie umieją się wysłowić, i okazują minami, ja­koby mieli głowę pełną różnych pięknych rzeczy, jeno, dla braku wymowy, nie mogą ich wydobyć na jaw: to są błazeństwal Czy wiecie, mojem zdaniem, co to takiego? to poprostu jakoweś cie­nie niekształtnych majaczeń przychodzą im do głowy, których niezdolni śą wewnątrz rozplatać ani rozjaśnić, ani tem samem wydobyć na zewnątrz; nie pojmują jeszcze sami siebie. Przyj­rzyjcie się ich stękaniu, kiedy chcą je urodzić, a ocenicie, iż to jest znój nie porodu jeszcze, ale poczęcia, i że dopiero, kształtem niedźwiedzicy, liżą ową niekształtną materję. Co do mnie, uwa­żam, co i Sokrates twierdzi, że kto ma w umyśle obraz żywy i ja­sny, ten wyda go na zewnątrz; by nawet gwarą pastucha, lub też na migi, jeżeli jest niemy. Pachoł w kredensie ani śledziarka na targu nie zna ablatywu, konjunktywu, substantywu ani gra­matyki, a wszelako, jeżeli macie ochotę, uraczą was swą elokwen­cją do syta, i, być może, równie mało odbiegną od prawideł mowy, co najlepszy mistrz i bakałarz we Francji. Nie wiedzą nic o re­toryce, ani jak mają, na wstępie, kaptować przychylny posłuch łaskawego czytelnika; ani nie troszczą się o tę wiadomość! Zaiste, całe to piękne malowidło blaknie łacno przy świetle prostej i szcze­rej prawdy: owe przekwinty służą jeno dla zabawienia pospólstwa, niezdolnego strawić potraw bardziej tęgich i posilnych. Posłowie z Samos przybyli do Kleomenesa, króla Sparty, z przygotowaną piękną i długą oracją, chcąc go pobudzić do wojny przeciw ty­ranowi Polykratowi; owo, pozwoliwszy się im wygadać do syta, rzekł: Co się tyczę waszego wstępu i exodu, nie przypominani ich już sobie, ani tem samem środka; zasię, co się tyczę konklu­zji, nie będzie z niej nic zgoła. Oto, na mój smak, piękna odpo-

1 regens, tu profesor z wydziału sztuk wyzwolonych.

2 Montaigne podkreśla, że pożądane przezeń wychowanie nie ma
na celu kształcenia specjalistów-zawbdowców.

3 z Plutarcha, skąd czerpie Montaigne swe wiadomości o życiu
Sparty i Spąrtan. '

163


wiedź i ładne danie po nosie panom oratorom! A ten inszy znowu: Ateńczycy mieli wybierać między dwoma architektami, dla wy­konania wielkiej budowy. Pierwszy, bardziej wyszukany, przed­stawił się z piękną, dobrze obmyślaną mową, w której rozwiódł się uczenie nad przedmiotem i pociągnął sąd ludu na swoją stronę; zasię drugi rzekł jeno trzy słowa: «Panowie Ateńczycy, to co on powiedział, ja zrobię. W czasie najwyższych wzlotów elokwencji Cycerona wielu popadało w zachwyt, ale Katon śmiał się jeno i powiadał: Na honor, otoć mamy pociesznego konsula. Piękny rys, pożyteczna sentencja, czy się je położy wprzód czy później, jest zawżdy na swojem miejscu: jeśli nie nada się do tego, co po­przedza, albo co nastąpi, nada się sama przez się. Nie należę do tych, którzy mniemają, że dobry rytm starczy na dobry poemat: pozwólcież autorowi przedłużyć krótką sylabę, jeśli mu się podoba; mniejsza z lem: jeśli pomysł jest piękny, jeśli rozum i dowcip spełniają wiernie swą powinność, powiem: otoć dobry poeta, mimo, iż lichy wierszorób.

Toż odpowiedział Menander ', kiedy go łajano, iż zbliżał się dzień, na który obiecał był komedję, on zaś ani nawet palcem jej nie ruszył: Jest ułożona i gotowa; trzeba jeno dorobić wier­sze, jako iż, ułożywszy treść i materję w umyśle, uważał resztę pracy za drobnostkę. Od czasu, jak Ronsard i du Bellay - wywyż­szyli we czci naszą poezję francuską, nie znam tak mizernego szkolarza, któryby nie wydymał słówek i nie wywijał kadencji nieomal tak, jak oni. Na smak pospólstwa, nigdy nie było tylu poetów, co dziś, ale tak samo, jak łatwo im przychodzi podrabiać rytmy tamtych, tak samo zbywa im tchu, gdy przyjdzie naślado­wać bogate opisy jednego, a delikatne wymysły drugiego.

Ba, ale co uczyni nasz wychowanek, jeśli go ktoś zacznie przyciskać do muru sofistycznemi subtelnościami jakiegoś sylo-gizmu: «Szynka pobudza do picia, picie gasi pragnienie: ergo szynka gasi pragnienie. Niechaj wyśmieje się z tego: o wiele subtelniej jest tutaj wyśmiać się, niż odpowiadać. Niechaj poży­czy u Aryslyppa tej uciesznej finty: «Pocóż miałbym to rozwiązy­wać, skoro już ze związanem mam tyle kłopotu Ktoś zagadnął Kleantesa jakiemiś sztuczkami dialektycznemi: na co Chryzyp rzekł: «Baw się z dziećmi temi głupstewkami, ale nie zakłócaj niemi poważnych myśli dojrzałego człowieka!

Gdyby te mózgowcze michałki, cońłorła et aculeata sophis-mata 3 miały mu wmówić kłamstwo za prawdę, wówczas byłyby niebezpieczne; ale jeśli pozostają bez skutku i pobudzają go jeno do śmiechu, nie widzę czenruby miał przed nimi tak uciekać. By­wają ludzie tak głupi, że zbaczają ćwierć mili z drogi, aby gonić za pięknem słówkiem. Łatwiej komuś drugiemu uszczknę jaką

1 znakomity komediopisarz grecki.

2 wybitni poeci-humaniści francuscy XVI w., przywódcy t. zw.
Plejady.

3 wykrętne i prześcipne sofizmatyw z Cycerona

164


dobrą sentencję, aby ją przyszyć sobie, niż żebym miał rozkręcać z motka moją nitkę, aby iść za nią gonić. Przeciwnie, rzeczą słów jest służyć i iść za myślą; a jeśli francuska gwara nie starczy, niechaj gaskońska przyjdzie jej z pomocą. Chcę, aby prym trzy­mała rzecz sama, i wypełniła pojęcie słuchającego tak całkowi­cie, iżby zgoła nie pamiętał słów. Mowa wedle mego smaku, to mowa naturalna i prosta tak na papierze jak w ustach; soczysta i energiczna, zwięzła i krótka; nietyle wymuskana i misterna, co jędrna i krzepka; raczej trudna niż nudna, daleka od sztuczności, swobodna, luźna i śmiała: by każdy jej strzępek miał swoje życie; nie pedantyczna, ani mnisza, ani adwokacka, ale raczej żołnier­ska; jako Swetoniusz1 nazywa mowę Juljusza Cezara: jakkolwiek nie dobrze rozumiem czemu ją tak nazywa.

Chętnie naśladowałem tę rozmyślną niedbałość, jaką widuje się u naszej młodzieży w sposobie ubrania: kubrak obstrzępiony, płaszcz na jednem ramieniu, pończocha źle obciągnięta, co wszystko objawia niejaką dumną wzgardę owych cudzoziemskich stroików i sztuczek; otóż uważam, że jeszcze bardziej jest ona na miejscu w sposobie mówienia. Wszelkie wymuszenie, zwłaszcza przeciw wesołości i swobodzie francuskiej, nieprzystojne jest dwo­rakowi, a zaś w monarchji każdy szlachcic winien potrosze poda­wać się na dworaka: dlatego dobrze czynimy, chyląc się nieco na stronę prostoty i niedbałości. Nie lubię tkaniny, w której widoczne są szwy i węzły: tak samo jak w pięknem ciele nie trzeba, aby można było policzyć kości i żyły.

Wymowa czyni krzywdę samej rzeczy, przez to, że nas od­ciąga ku sobie. Jako w odzieży dziecinną chętką jest chcieć odzna­czyć się jakowymś krojem osobnym i niepraktykowanym, tak samo i z mową: uganianie się za osobliwemi zwrotami i słowami mało znanemi pochodzi z jakowejś ambicji szkolarskiej i błahej. Gdybymż mógł nie posługiwać się innemi, prócz tych, które mają obieg w halach paryskich! Naśladowanie mówienia jest tak łatwe, iż wraz bieży za niem całe pospólstwo; naśladowanie sądu, myśli, nie idzie tak szybko. Większość czytelników, widząc jednaką suk­nię, mniema bardzo fałszywie, iż i ciało mają przed sobą jedna­kie: owo siły i krzepkości nie da się pożyczyć; da się pożyczyć jeno płaszcza i stroju. Większość tych, z którymi obcuję, mówią tym samym językiem, co ta moja książka, ale nie wiem, czy i myr ślą tak samo.

Ateńczycy, powiada Platon, mają w naturze obfitość i ele­gancję w mówieniu; Spartanie zwięzłość; mieszkańcy Krety zno-wuż płodność w myśli, bardziej niż w słowa: owo ci są najtężsi. Zenon2 powiadał, iż ma dwa rodzaje uczniów: jednych, których

1 historyk rzymskich cesarzy, Swetoniusz, napisał w istocie: ((wy­
mowa i sztuka żoJnierska»; Montaigne korzystał z tekstu mylnego,
w którym wypadł wyraz «sztuka».

2 twórca filozoficznej szkoły stoików "w III w. przed Ghr.

165


nazywał <fiXo7,óvouc, ciekawych poznania rzeczy, i to byli jego ulu­bieńcy, drugich, AOfo<piXouci którzy troskali się jeno o słowa: -

To nie znaczy, iżby umieć dobrze mówić nie było piękną i dobrą rzeczą; ale nie tak wyborną, za jaką się podaje; i mierzi mnie, iż życie nasze całe na tem się zużywa. Wolałbym najpierw dobrze poznać własny język, jak również język sąsiadów, z któ­rymi najczęściej mam sprawę. Łacina i greka jest z pewnością pięknym i znacznym nabytkiem, ale płaci .się go za drogo. Po­dałbym tutaj sposób kupienia ich sobie taniej, niż zazwyczaj, a do­świadczyłem go na samym sobie: niech próbuje, komu wola.

Nieboszczyk mój ojciec, tak pilnie, jak jest w mocy ludzkiej, wywiadując się u ludzi uczonych i rozumnych o formy najdosko-nalszego wychowania, usłyszał od nich o tym zwyczajnym braku: mianowicie pouczono go, że jedyna przyczyną, dla której nie mo­żemy wzbić się do podniosłości ducha i wiedzy dawnych Greków .'. Rzymian, jest ów ogromny przeciąg czasu, stracony na naucze­nie się języków, które ich samych nie kosztowały żadnego trudu. Nie wierzę, aby w istocie była to jedyna przyczyna. Bądź co bądź, ojciec zaradził sobie w ten sposób, iż, gdy byłem jeszcze na ko­lanach piastunki i zaczynałem gaworzyć pierwsze słowa, powierzył mnie pewnemu Niemcowi (który potem umarł jako sławny le­karz we Francji) ', zgoła nie znającemu naszego języka, a za to bardzo biegłemu w łacinie. Ten, umyślnie sprowadzony w dom w tym celu, i opłacany sowicie, nie odstępował mnie niemal na krok. Miał przy sobie jeszcze dwóch innych, mniej znamienitych w wiedzy, aby wszędzie ze mną dążyli i ułatwiali mu zadanie: i wszyscy oni nie odzywali się do mnie w innym języku jak po łacinie. Co się tyczy reszty domu, było niezłomnem prawidłem, iż ani ojciec sam, ani matka, ani żaden sługa, ani pokojowa nie mówili w mej obecności inaczej, jeno każdy dobywał z siebie owych kilku słów łacińskich, jakich się musiał nauczyć, aby móc ze mną gaworzyć. I każdy uczynił w tem na podziw postępy: ojciec i matka nauczyli się dosyć łaciny, aby wszystko rozumieć, a nawet posłużyć się nią w ostateczności; tak samo służba, która bli­żej stykała się ze mną. Słowem, latynizowaliśmy tak zawzięcie, że spłynęło to potrosze aż na wioski okoliczne, gdzie jeszcze do­tychczas trwają, (ile że zakorzeniły się przez używanie) niejakie nazwy łacińskie narzędzi i rękodzielników. Co do mnie, minęło mi przeszło sześć lat, przez które równie nie usłyszałem gwary francuskiej albo perygordzkiej2, co arabskiej; i, bez żadnego wy­siłku, bez książki, bez gramatyki i reguł, bez rózgi i łez, nauczy­łem Się łaciny, w całej czystości, w jakiej mój mistrz ją posia­dał: bowiem nie miałem czem pomieszać jej lub skazić. Jeśli naprzykład chciano mi dać pensum na wzór kolegjów, jak innym zadaje się je po francusku, mnie trzeba było dawać w złej ła-

1 Horstanus, później profesor kollegjum gujańskiego w Bordeaux. 8 Perigord w płnc. części Gujany, prowincji1, której stolicą jest Bordeaux, odznaczało się własnem narzeczem (pałoi;-).

166


cinie, którą przerabiałem na dobrą. I Mikołaj Grouchy, który pi­sał de comitiis Romanorum, Wilhelm Guerente, który komento­wał Arystotelesa, Jerzy Buchanan, ów wielki poeta szkocki, i Ma­rek Antoni Muret, którego Francja i Italja uznały największym mówcą swego czasu, moi preceptorzy domowil, powiadali mi czę­sto, że byłem w dzieciństwie tak kuty na cztery nogi w tym ję­zyku, iż obawiali się do mnie przystąpić. Buchanan, którego spot­kałem później w orszaku nieboszczyka pana marszałka de Bris-sac, powiadał mi, iż ma właśnie pisać dzieło o wychowaniu dzieci, i moje chce wziąć jako przykład; bowiem wówczas miał w pieczy młodego hrabiego de Brissac, któregośmy potem widzieli tak dziel­nym i walecznym.

Co się tyczy greczyzny, której znowuż nie przyswoiłem so­bie tak dob/ze jak wcale, ojciec postanowił nauczyć mnie jej sztuką, ale nowym sposobem, jakoby zabawą i ćwiczeniem: gra­liśmy w deklinacje, podobnie jak inni, zapomocą pewnych gier i warcabnic, uczą się arytmetyki i geometrji. Bowiem, między in-nemi rzeczami, poradzono ojcu, aby mi dał smakować wiedzy i obowiązków bez gwałcenia woli, i z własnej mej chęci; aby wy­chowywał mą duszę w pełnej swobodzie i łagodności, bez przy­musu i rygorów. A oto do jakiego stopnia tego przestrzegano: po­nieważ niektórzy powiadają, iż delikatny mózg dzieci mąci się od tego, gdy się je budzi rankiem nagle, i wydziera tak ze snu ( w któ­rym pogrążone są o wiele głębiej, niż my dorośli) gwałtownie i przemocą, ojciec kazał mnie budzić dźwiękiem jakowegoś instru­mentu; i zawsze bawił przy mnie ktoś wyćwiczony w tej sztuce.

Ten przykład wystarczy, aby osądzić o reszcie i dostatecznie wyobrazić roztropność i przywiązanie najlepszego ojca: nie jego trzeba winić, jeśli nie zebrał owoców, odpowiadających tak wy­bornej hodowli. Dwie rzeczy były tego przyczyną. Po pierwsze rola jałowa i oporna; bowiem, mimo, iż zażywałem zdrowia zu­pełnego i doskonałego i z natury byłem łagodny i posłuszny, by­łem przytem tak ociężały, miętki i uśpiony, że niepodobna było wyrwać mnie z mej gnuśności, nawet dla zabawy. To, co widzia­łem, widziałem dobrze; i, pod tą ociężałą skorupą, żywiłem po­jęcia śmiałe i mniemania ponad wiek. Dowcip mój był powolny i szedł jeno o tyle, o ile go ktoś prowadził; pojmowanie, późne: lotność myśli, mdła; do tego nieprawdopodobny brak pamięci. Nie dziw, iż, przy tem wszystkiem, nie zdołał wydobyć ze mnie coś, coby było warte. Po drugie, podobnie jak ludzie przypierani nie­cierpliwą żądzą wyzdrowienia dają na siebie wpływać wszela-


1 Wszyscy wymienieni uczeni byli przez pewien czas profesorami znakomitego kollegjum gujańskicgo w Bordeaux, gdzie się uczył Mon-taigne. Grouchy byl tłumaczem Logiki Arystotelesa; Buchanan jednym z najwybitniejszych poetów łacińskich Xvi wieku (z jego parafrazy poetyckiej Psalmów korzystał Kochanowski przy swem tłumaczeniu Psałterza); Mureta pragnął Zamojski sprowadzić z Rzymu na odnowi­ciela uniwersytetu krakowskiego.

167


kim radom, tak samo ten zaćmy człowiek, bojąc się niezmiernie pobłądzić w rzeczy, która mu tak leżała na sercu, dał się wreszcie pociągnąć powszechnemu mniemaniu, które bieży zawsze jako żórawce, za idącymi przodem. Jakoż, nie mając już dokoła siebie ludzi, którzy podsunęli mu pierwsi owe plany wychowania, przy­wiezione przez ojca z Włoch, poddał się zwyczajowi; i, w szó­stym roku życia, wyprawił mnie do kolegjum gujańskiego, bardzo kwitnącego wówczas i najlepszego we Francji. Niepodobna było dodać coś do starań, jakie tam roztoczył: i w doborze doskona­łych preceptorów, i we wszystkich szczegółach wychowania, w czem zachował różne odrębne punkty nawspak zwyczajom ko-legjów; ale, z tem wszystkiem, było to zawsze kolegjum! Moja łacina psuła się z każdym dniem wreszcie, przez brak użycia, straciłem wszelkie w niej ćwiczenie; całe moje niezwykłe pierw­sze wychowanie posłużyło mi jeno na to, aby zaraz z początku przeskoczyć kilka klas; zresztą, wyszedłszy w trzynastym roku z kolegjum i ukończywszy kurs, jak oni to nazywają, nie wynio­słem żadnej korzyści, którabym dzisiaj mógł sobie pochwalić.

POGLĄDY PEDAGOGICZNE SEBASTJANA
PETRYCEGO

Petrycy, mieszczanin z Pilzna (1554—1626), lekarz i filozof, po wielu studjach i podróżach profesor medycyny w uniwersytecie kra­kowskim, należy do najwybitniejszych pisarzów pedago­gicznych w dawnej Polsce. Wprawdzie nie ogłosił osobnego dzieła o wychowaniu, ale zamieścił obfite ^wywody z te.] dziedziny w swoich Przydatkach do własnych tłumaczeń trzech wybitnych dzieł Arystotelesa: Polityki (Kraków 1605), Etyki i Ekonomiki (Kraków 1618). Obok ustę­pów, opartych na Arystotelesie lub wprost tłumaczonych z jego now­szych komentatorów, znajduje się w Przydatkach wiele samodziel­nych rozpraw Petrycego, w których zużytkował swe wykształcenie lekarskie (np. w sprawach wychowania fizycznego), doskonałą zna­jomość stosunków społecznych w Polsce (potrzeby wycho­wawcze szlachty, mieszczaństwa, kobiet) i spostrzeżenia, poczynione w podróżach zagranicznych (niebezpieczeństwa studjów "zagra­nicznych, znajomość języków obcych itp.). Cechą poglądów jego jest praktyczność, przystosowanie- do potrzeb życia i zawodu. Przedrukowu-]ąc poniżej kilka ustępów, zatrzymujemy oryginalne tytuły autora.

JEŚLI DO CUDZYCH KRAJÓW DZIECI DLA NAUKI MAJĄ BYĆ

WYSYŁANE.

(Polityka, II, 339—340).Łacno możemy rostrzygnąć rzecz, jeśli będziemy ^wiedzieć, jako sie sprawować przed wyjazdem do cudzych krajów, jako sie sprawować wyjechawszy w cudze zie­mie, jako wróciwszy sie do domu.

1 pod wpływem żargonu szkolnego, mieszaniny łaciny z fran­cuskim.

168


P r z e d w y j a z d e m do cudzej ziemie, to zachować sie ma:

  1. Prosić P. Boga, aby zdarzył uczciwe i szczęśliwe sprawy,
    nie sprośne i nieszczęśliwe.

  2. Mamy uważać koniec, dlaczego powłoki1 mamy do cudzych
    krajów podejmować: jeśli dla nauki, doma takaż może być; jeśli
    dla przypatrzenia sie rzeczom, to z nauką złączyć może. Są roz­
    maite pielgrzymstwa końce, o których mamy sie radzić inszych
    ludzi, nie my sami onych sądzić, zwłaszcza tych, którzy tam by­
    wali, gdzie my jechać chcemy.

  3. Trzeba patrząc na lata tego, który chce do cudzej ziemie
    jechać, dla rozsądku, którym może różnicę uczynić między dobrym
    a złym, między poczciwym a niepoczciwym.

  4. Trzeba czytać temu, który ma jechać do cudzych krajów
    historyą, a nawięcej tego miejsca, na które sie bierze; na mappę
    abo na tablicę, gdzie ziemia jest opisana i na podróżny regestr ma
    często patrzyć.

W c u d z e j zaś z i e m i gdy będziemy, starać sie o to trzeba, abyśmy i ciałem i rozumem byli: co godna jest uważenia to uwa­żać mamy; słuchać tam tych ludzi, do których przyjedziemy, a zwłaszcza bacznych, mądrych. Miejscom zwłaszcza pospolitym przypatrzyć sie trzeba, jako kościołom, szkołom, ratuszom, zam­kom, cejkauzom3, bibliotekom. Trzeba być przelgrzymującym mężnymi i strzymięźliwymi, aby sie nie bali niebeśpieczeństwa, aby sie nie chronili fatygi i prace, żeby sie nie dali zbłaźnić roz­koszom i Wenerze. Mają być ostrożni, mało mówić, przedsięwzię­cie swoje tając, nie wszytkiemu sie otwierając4; nie leda komu ufając. Niech będą niemi, aby w cudzym domu nie kantowali6 by­strze; w pieniędzy chowaniu ostrożni mają być; jeśli dla nauk je­dzie, ksiąg niech nie wożą wiele, ale pożytecznych i potrzebniej­szych. A jako sie mówiło, mają przypatrzyć sie zwyczajom, zwła­szcza w kościołach, szkołach, w.rzeczachpospolitych; nie mają też zaniedbywać, co dó gospodarstwa przynależy.

Wróciwszy sie do domu, to mają zachowywać:

  1. Naprzód, aby nie odmieniali obyczajów ojczystych; pamię­
    taj
    ąc na to, co Arystofanes mówi: Według obyczajów krainy każ­
    dej, przystoi sie sprawować
    .

  2. Mają używać języka własnego, nie cudzego. Pisze Bembus ,
    iż Turcy, gdy mają wolą co trzymać w obiecowaniu, swym języ­
    kiem obiecują; gdy chcą złamać obietnicę, używają obcego języka
    w ślubach swoich do posłów postronnych. Szat też nie mają cu­
    dzych używać, jedno ojczystych, bo częstokroć takie dadzą przy­
    czynę do dziwów i pośmiewiska. Skąd przypowieści: co drudzy

1 włóczęga, wędrówka. cele. 9 zbrojowniom.

4 Z powodu wielu niebezpieczeństw, grożących wówczas podróż­
nym (rozboje, oszustwa).
5 od cantus (śpiew).

' Bembo, wybitny pisarz humanistyczny, historyk Wenecji; jako
kardynał na starość zamieszkał w Padwie, gdzie w jego ogrodzie by­
wał Klemens Janicius.


czynią, to czynić. Godna uważenia jest historya o Androniku Mniej­szym ł, przy którego dworze w Konstantynopolu nie grecki, ale cu­dzy ubiór był tak, iż w Konstantynopolu zdało sie być wiele Ła-cinników, Syryjczyków. Dla czego sobie mądrzy ludzie tak prakty­kowali, że miała być odmiana i zguba państwa; i nie mylili sie na tym, bo sie tak w krótkim czasie stało. Mają sie nawet chro­nić chełpliwości i okazowania wydatnego w powiedaniu tego, co widzieli, co słyszeli gdzie indzie. Tacy bowiem w takich swych powieściach chcą sie uczynić dzwonkiem wszytkiego świata, a zstają sie klekotkami. To zachowawszy, mogą być dzieci posy­łane do cudzych krajów.

JEŚLI JĘZYKÓW OBCYCH POTRZEBA SIE UCZYĆ. (Polityka II, 341—343). Że sie n i e t r z e b a języków cudzych uczyć, mogą być przyczyny takie. .

1. Ludwig Vives, Lib. 2 corruptaram artium 2, języki obce zo­
wie nasieniem herezyej i złej wiary. Co sie ziściło u nas, bo skoro
nasi poczęli sie uczyć po niemiecku, wnet wiarę niemiecką wnieśli
do Polski saską, drudzy zaś przynieśli z Francyej kalwińską, z Wę­
gier — aryańską. Tak rozmaite języki rozmaitych wiar namnożyły.

  1. W niektórych Rzeczachpospolitych taka jest ordynacya
    i zakaz, aby swym językiem rozmawiali, nie 'obcym: jako we Wło­
    szech zakazują obcym językiem mówić, jedno włoskiem dla oszu­
    kania i zdrady. Z starodawna we Francyej obcego języka zakazano
    dla buntów, dla swarów i nowin wczynania w Rzeczypospolitej.

  2. Za czym przychodzą obce obyczaje, zwyczaje niezwykłe,
    insze o Rzeczypospolitej rozumienie, tego sie nie ma Rzeczpospolita
    trzymać. Ale za obcymi języki, za obcą mową odmiana obyczajów,
    zwyczaje niezwykłe, insze o Rzeczypospolitej rozumienie pochodzi.
    Każdy bowiem, gdzie co widział, czego sie nauczył, czemu sie do­
    brze przypatrzał, chce wnieść, czego nigdy przedtym nie było.
    Z Niemiec do nas przyniesiono obżarstwo, czterykroć na dzień jeść,
    upić sie zawżdy. Ze Włoch przyniesiono wymyślne i rozkoszne po­
    trawy; jako cytryny, pomarańce, kasztany, pasztety, torty, sal-
    secyony, etc. Ze Francyej, z Turek szat wymyślność i świetność do
    nas przyszła. Owo z językiem każdy jaką nowinę, a rzadko dobrą,
    przynosi. Przeto języków obcych słusznie sie chronić potrzeba.

  3. Nie przystoi językiem gardzić, w którym sie kto urodzi,
    owszem to czyni ozdobę ojczyzny i chwałę: język swój roszerzać
    co nawięcej, aby tak mógł być dostateczny jako u inszych narodów.

  4. To też jest wielka: języków obcych uczenie sie przeszka­
    dza lepszym rzeczom, jako naukom, filozofiej, w których czyniemy
    omieszkanie3, gdy sie obcego języka uczemy. I ta jest przyczyna
    między inszymi niepoślednia, dla czego teraz onym starym 4 lu-

1 Andronikos III, cesarz bizantyński 1328—1341.

8 De corruptis artibus jest pierwszą częścią wielkiego dzieła Vi-vesa o naukach, z którego drugiej części De tradendis aisciplinis za-mieścliśmy wyjątki wyże] str. 184 i nast.

3 zaniedbanie. * starożytnym, tutaj: Grekom.

170


dziom uczonym .barzo mało abo żadnych podobnych niemasz, ję­zyka bowiem z pracą i z trudnością musiemy sie uczyć. Arysto­teles nie umiał języka, jedno swój grecki, w dziecińskich leciech — matematyki, arytmetyki, geoinetryej; a my do dwudziestu lat, abo więcej, uczemy sie łacińskiego i greckiego języka, cobyśmy już mo­gli co gruntownie jszego swym językiem umieć, gdzieby polskim ję­zykiem była filozofia, jako u inszych narodów jest, napisana.

Po obcych językach, że się ich trzeba uczyć, są także przyczyny niepospolite.

  1. Obcych języków siła umieć jest dar Boży, którym nam nie
    przystoi gardzić, jako sami Apostołowie rozmaitymi mówili języ­
    kami; do którego narodu przyszli, takim językiem mówili.

  2. Człowiek urodził sie do społeczności ludzkiej, do obcowa­
    nia z ludźmi; ale obcowania nie może odprawować snadnie, jedno
    przez umiejętność języka, którym sie z rozmaitymi narody zmó­
    wić możem.

  3. Do objaśnienia wiary, prawdy nauk rozmaitych, nie mo­
    żemy być przez języków rozmaitych. Biblia pisana żydowskim,
    greckim, łacińskim językiem: kto chce dobrze biegłym być w ś. Pi­
    śmie, trzeba mu umieć te trzy języki doskonale. Filozofia opisana
    jest greckim językienj, arabskim, jako i medycyna rozmaitym ję­
    zykiem. Tedyć filozofom potrzeba umieć grecki, medykom arabski
    i grecki język.

  4. Choćby też nauki głębokie, filozofia, opisana językiem do­
    mowym, swoim, jednak przytrafiają sie takie rzeczy trudne do wy­
    mowy, że sie musim do studnie — do Greków, do Łacinników ucie­
    kać. Nie bez przyczyny też wszytkich narodów uczeni ludzie woleli
    nauki pisać i historye abo greckim abo łacińskim językiem, niźli
    swego domowego.w pisaniu używać, co im też z mniejszą pracą
    przychodziło.

  5. Ci, którzy sie umyślili bawić Rzeczypospolitej rządem, ję­
    zyków sie uczyli zawżdy. Rzymskie dziatki, którzy niegdy mieli
    przystąpić do Rzeczypospolitej, naprzód hetruskiego języka, potym
    greckiego uczyli sie. Prawo rozkazuje synom elektorskim uczyć sie
    języków rozmaitych, nawięcej greckiego, łacińskiego i słowiań­
    skiego języka, aby z wielą narodów mogli mieć porozumienie, a to
    postanowił Karzeł
    IX in aurea bulla. Sama potrzeba przywodzi nas
    do tego czasem, że musiem sie uczyć języka cudzego, abyśmy do­
    syć uczynili obcym ludziom. Owszem coś ma w sobie łaski
    i wdzięczności języków umiejętność: każdy tego rad/niej widzi,
    który własnym językiem do niego mówi; jako też ten powagę może
    mieć u ludzi wielką, który może rozmaitych narodów języki wyro-
    mieć i sprawy odprawować. Posłowie też nie dadzą sie oszukać,
    gdy umieją język tego narodu, do którego posłami są, abo snąć
    nie będą najmować tłumacza na wyrozumienie ich, którzy nie
    zawżdy pogotowiu mogą być.

Do wyrozumienia rzeczy to położę naprzód, iż język jest roz­maity, pogranicznego narodu i odległego. Zaś język

171


przedni i pośledni. Przednie są języki trzy: żydowski, grecki, łaciński. Poślednie wszytkie msze. Pierwszymi bowiem opisane są nauki i filozofia.

To też wiedzieć trzeba, iż za umiejętnością języka nie idzie nauka; nie zaraz ten uczony jest, kto po grecku, po żydowsku umie, ale kto sie uczy nauk i filozofiej, nie zaraz uczonym jest, kto po włosku, po francusku, po niemiecku umie, ale kto sie uczył w tamtych krajach nauk i filozofiej.

Do rzeczy przystępując, mówię: potrzebne są języki przednie i pograniczne. Przednie dla nauk, pograniczne dla spraw odprawo-wanią z pogranicznymi językiem ich własnym; jednak nie wszy­scy sie takich języków uczyć mają, ale dowcipniejsi1: którzy sie chcą udać do nauk, ci mają sie przedniejszych języków uczyć, — którzy sie udają do Rzeczypospolitej, ci pogranicznych języków mają być wiadomi. Którzy chcą handlować z narody obcymi, jako w Turcech, mają umieć język turecki; którzy w Niemcech, mają umieć niemiecki; którzy we Włoszech, włoski język mają mieć.

. W JAKICH NAUKACH MŁÓDŹ MA SIE BAWIĆ..

(Ekonomika, str. 100—1). Dwojaki jest stan u nas ludzi: szlachecki i miejski; różne też mają być nauki prze­kładane, zwłaszcza świeckie. Bo co się tknie duchownych'nauk, to jest religiej, obadwa stany jednako mają być ćwiczone w rze­czach do wiary przynależących... Przez zwyczaj z młodych lat wzięty gruntuje się nabożeństwo i w sam nałóg obraca. I ta jest przyczyna, iż jedni .ludzie są nabożni, drudzy mniej nabożni, trzeci niedbali o Pana Boga, iż pierwszy są z młodu w nabożeństwie mniej ,abo więcej wyćwiczeni, trzeci zaś nie.

Co się tknie nauk świeckich, te różne mają być wedle różności stanu. Szlachetcy ludzie mają sie uczyć, co do rządu Rzeczypospolitej należy, jako są nauki wymowy, oratoria, poetka. 'historia, moralis philosophia, iurisprudentia. Aczci i insze głębokie nauki potrzebne są barzo, — gdyż kto w subtelnych rzeczach po-rywczym jest, może być daleko ostrzszym w potocznych — wszakże przystoi te nauki głębokie szlachcicom pr z e b i e ż e ć, niźli w nich 1 e ż e ć 2. Co się tknie języków — łaciński dobrze umieć przystoi, greckiego być świadom nie wadzi, włoski język abo hiszpański, umieć ozdobna rzecz jest i w tych krajach się bawić.

Ale co szlachta śle dzieci do Niemiec, jest rzecz próżnego nakładu i do inszej rzeczy nabycia wielkie omieszkanie. Próżnego mówię nakładu, język niemiecki szlachcie jest niepotrzebny: jeśli legacye odprawowac w Niemcech, daleko przystojniej łacińskim ję­zykiem, jako wszystkim narodom spólnym, niźli niemieckim od­prawowac. Druga — Niemcy u nas nigdy polskim językiem lega-cyej nie odprawują, jedno łacińskim: a czeniubyśmy też nie mieli toż czynić Jest omieszkanie wielkie do lepszych rzeczy w Nierri-

1 posiadający więcej dowcipu t.j. mądrości, bystrości. Pogląd w guście Montaigne'.a.

172


cech szlachcie mieszkać, iż nasze obyczaje z ich obyczajmi są ba-rzo przeciwne: nie zgodzą się, jedno w pijaństwie.

Zaś miejskie dzieci mogą się języka uczyć niemieckiego dla kupiectwa, mogą się obyczajów niemieckich uczyć dla rządów w miastach czynienia, gdyż w tym Niemcy przed nami mają przo­dek. Ciż też nauk mają się uczyć, nie tak dalece tych, które się tkną ku ozdobie i sławie ich, ale też, które są pożyteczniejsze. Na­przód mają się uczyć filozofiej, aby tym snadniejszy mieli przy­stęp do teologiej, abo medycyny, które nauki są pożyteczniejsze u nas. Teologia, kto chce być duchownym, dla prędkiego opatrze­nia l, — medycyna, kto chce w świeckim stanie chleba dostać, — jurysprudencya do obojga stanu przynależy, wszakże więcej du­chownego, iż u nas więcej się trzymają saskiego prawa niż cesar­skiego, wszakże przecie cesarskie ma wielkie miejsce, gdzie nie staje saskiego.

Życzyłbym tego szlachcie, aby nie jeździła do cudzych kra­jów po naukę, — nie, iżby się tam nie było czego uczyć, ale iż częstokroć miasto nauki z Francuzami towarzystwo biorą, z któ­rego tak bywają skażeni, że dobrzy mistrzowie w medycynie nie mogą łacnie naprawić; a niedziw, bo tam, będąc subtelne powie­trze, przez wszystko ciało prędko przenika, wpaja się złość, której u nas w powietrzu gęstym przeprawić i wykorzenić trudno. To się też potrzebnie musi przypomnieć, aby szlachta podczas2 dla ochłody, szermierstwem, kawalkaturą, piłkami, w cudzych kra­jach bawiła się. Mówię podczas, dla tego, iż więcej czasu mają utrącać do nauk subtelnych, uinysł polerujących, którem wyszej przypomniał. W szermierstwie, mówię, iż szermierstwo przystoi rycerskiemu stanowi, jako i kawalkaturą; piłkami dla nabycia chyżości i dużości ciała. Na lutniej granie, acz jest uczciwa rzecz, wszakże, iż tylko wiekowi młodemu służy i przystoi, może być zaniedbane.

KTÓRE IGRZYSKA 1 ĆWICZENIA CIAŁA DZIECIOM PRZYNALEŻĄ.

(Polityka, II, 351—353). Arystoteles powiada, iż w dobrze po­stanowionych Rzeczachpospolitych oni starzy ludzie czterech rze­czy uczyli: czytać i nauk, pasowania abo szermierstwa, muzyki abo śpiewania, i malowania, o czym niżej będziemy szerzej mówić, przypomniawszy insze igrzyska i zabawy dziecinne przy­stojne abo nieprzystojne.

Cygi, gałek igranie — dzieciom małym przystojniejsze niźli podrosłem; kart, kostek granie zgoła nieprzystojne, iż chciwości wygrania pełne, do zapalczywości i swarów przywodzą. Szachów granie przystojniejsze, bo okazuje wielki domysł i dowcip.

Miewali starzy ludzie5 miejsca na to zbudowane, co gimna-zya zwali, gdzie stroili pasowanie, do którego przynależą skoki,

dla zdobycia szybko zaopatrzenia, majątku. czasem, niekiedy. jazdą konną. zabawa w bąka. starożytni Grecy.


tańce i szermowanie. Te czynili ludzie dla zdrowia dobrego zacho­wania, dla lekkości i chyżości ciała, dla piękności, gdy ruszaniem onym ciała wszytkie członki umacniali, aby przystojność swoje i piękność zachowały. Bo w pasowaniu szyja, ręce, boki, nogi mu­szą sie ruszać. Do tegoż przynależy pięściami bicie sie, które czyni duże ciało i snażne x do spraw rycerskich.

Przechadzki też do ćwiczenia ciała przynależą. Sokrates gdy był pytań, czemuby tak często przechadzał sie, odpowiedział, iż tym sposobem apetyt do jedzenia sobie naprawiał. Amazys, król egipski, rozkazował, aby młodzi ludzie nie pierwej jedli, ażby uszli sto i ośmdziesiąf stajan. Augustus i Adryan cesarze 'rozkazowali żołnierzom swoim w obozie przechadzki. Co też barzo pożyteczno jest literatom, którzy sie nauką bawią, iż przechadzki zdrowie za­chowają w cale, ciało czyste czynią, mdłość po chorobie ostawioną znoszą.

Piłki granie też zdrowie mnoży, chyżość ciała czyni, lu­dzi czyni do obrotu sposobne, sił dodaje, umacnia nogi, ręce twier­dzi i snażność2 członków czyni. Pełności ciała umniejsza, wilgości gęste rozrzedza, której ci nawięcej mają używać, którzy na kamień stękają i bólom jego są podlegli.

Z a w ó d 3 też ćwiczy ciało, żołnierzom nawięcej potrzebny i zdrowiu, aby tym więtszym pędem przeciwko nieprzyjacielom szli, aby przystojne miejsca, gdy tego potrzeba przyniesie, ubie­gali przed nieprzyjacielem, aby do szpiegowania obrotni byli, co rychlej sie wracali nazad, aby nieprzyjaciół uciekających dogonić łacno mogli.

Skok także potrzebne ćwiczenie, przeskoczyć przekop, prze­rzucić sie przez parkan, uskoczyć razu nieprzyjacielowi, w lot zaś natrzeć, uprzedzić go niżli sie postrzeże.

Proce i kamienia ciskanie niemniej potrzebne, któ­rego starzy ludzie wielce używali. Cicero de Oratore skarży sie, iż, gdy filozofowie szkoły wszytkie trzymali, jednak młodzi ludzie zawżdy woleli słuchać tego, co z proce uczył ciskać, niźli filozofa. Do zdrowia przynależy i do snażności ciała i do żołnierstwa. Insuł Balearskich ludzie tak uczyli dzieci swoich z proce ciskać, iż matki nie dawały dzieciom jeść, ażby co ubiły. Na okręty może tym z pożytkiem ciskać, może przypaść potrzeba5 na kamienistych miejscach, gdzie też potrzeba góry jakiej bronić, abo od zamku odbijać nieprzyjaciela, potrzebna proca.

Pływanie też jest sposób ćwiczenia ciała młodzi barzo po­trzebne, bo nie przychodzi ludziom z natury, jako inszym bestyom, ale z ćwiczenia. Aleksander Wielki, gdy miał sie pławić przez rzekę wielką z wojskiem, zawołał: Jak ja człowiek nieszczęśliwy, któ­rym sie pływać nie nauczył! Takie ćwiczenie częstokroć od nie-przezpieczeństwa ludzi wybawia i do śmiałości serca dodaje. Nie

1 duży = tęgi, smażny = krzepki, silny; krzepkość. 3 biega­nie w zawody. * Sławni byli w starożytności procarze z wysp ba-learskich, potyczka, bitwa.


zawżdy na rzekach są mosty, musi podczas wojsko przez wodę sie pławić, częstokroć między górami od deszczów wielkich po-4 wodzi bywają, dla czego pływanie potrzebne jest. Ale i do zdrowia pływanie potrzebne, bo wszytko ciało w pływaniu pracą podejmuje, woda pływających wyssie i gorącego ochłodzi. Nie bez przyczyny głupiem tego zową, który pływać nie umie ani czytać.

Jest też jedna ochłoda i ćwiczenie ciała- niepospolite: ma­lować. Malowanie bowiem przedtym w takiej wadze było, że policzali je między wyzwolonymi naukami i pilnie w nim młódź ćwiczyli. Ma bowiem w sobie dzielność wielką, ma coś społecz­nego z oratoryą1 i z poetyką, dla czego milczącą poetyką i prze­ciwnym obyczajem poetykę. mówiącym malowaniem zową2. Wielki też dowcip pokazuje rzeczy wszelakich i zwierząt postaci tak umysłem objąć, żeby ich pęzlem wyrazili. Nawet do opisania części świata i rozmaitych ziem malowanie jest potrzebne.

Muzyka też ćwiczenie młodzi jest potrzebne. Bo jako do astronomiej oczy są stworzone, tak uszy do pieniów i muzyki słuchania. Muzyka czyni rekreacyą, abo odpoczynek uczciwy, od­nawia umysły spracowane: co widziemy w tych, którzy ciężko dźwigają, śpiewaniem lżejszą pracą mają, bo pieniem i śpiewa­niem cieszą sie i zapominają prącej i ciężaru, dla czego też ludzie w smutku muzyki używają. Do zdrowia też ciała i dużości po­trzebna, dla czego pilnie używali jej Lacedemończycy. A nawię-cej cieszy tych, którzy sie bawią naukami, bo duchy osłabiałe wznieca, siły pobudza, umysł strapiony pracą ochładza, teskność uczenia sie odejmuje i gładzi.

Ostatni sposób odpoczynku rozmowy są z ludźmi mą­drymi i w rzeczach biegłymi. Takie bowiem rozmowy uczą pocz­ciwego, do złego nakłonnych. odwodzą na drogę dobrą, tak iż roz­mowy młodych ludzi głęboko w sercu tkwią i nauk pełne są. Do śmiałości też są rozmowy potrzebne, bo gdy kto często z ludźmi wielkimi rozmawia, śmiałość weźmie do inszych ludzi wielkich rozmów. Do tego rozmowy poważność czynią i mniemanie dobre: bo każdego takiem być rozumieją, jaki jest ten, z którym obcuje. Kto po słońcu chodzi, choć nie dlatego, aby ogorzał, przecie ogore; kto w aptece długo siedzi maściami pachnie; tak też, który z do­brymi i uczonymi obcuje i rozmawia, nabywa dobroci i nauki, choćby też o to niedbał.

Używać przystoi igrzyska, jako spania i odpoczynków abo rekreacyj inszych, gdy sie dosyć stanie sprawom wielkim i po­ważnym, gdy sie spracujemy w sprawach i zabawach ważnych.

Do tego raczej lecie niżli zimie ma być ćwiczenie ciała, iż lecie słabe jest przyrodzone ciepło, trzeba go ruszaniem wzbu­dzać. Galenus 3 powieda, iż w tym upatrować potrzeba komplek-

1 sztuką wymowy.

2 Horacy w słynnym liście De arte poetka.

3 Lekarz starożytny, którego pisma jeszcze w XVI w. były-przed:
miotem wykładów na wydziałach medycznych.

175.


syą ciała; miernej kompleksyej ciała ćwiczenia na wiosnę po­trzebują, zimnej — lecie, gorącej — zimie.

Przed jedzeniem, nie po jedzeniu zaraz, mają być ta­kie ćwiczenia, bo wtenczas ciała są leksze i od wilgości zbytecz­nych wolne. Nawet ciepło przyrodzone sposabia sie i umocnią do trawienia, które nie byłoby, gdyby zaraz po obiedzie ruszanie jakie ciała było. Dla czego niedobrze ci swemu zdrowiu radzą, którzy zaraz abo tańcują, abo piłę grają, abo sie do spraw i prace ielkiej udają. I tego nie mogę chwalić, gdy zaraz po obiedzie kantorowie nazbyt śpiewają, bo krztań wołaniem onym onie­mieje i okrostawieje; ale wywołanie głosu ma być także przed obiadem.

A jako uważamy w tej mierze czas, tak też sposób mamy
uważać pilnie. Bo jako w żarciech i kunstach trudno miarę
i przystojność zachować, tak też w ćwiczeniu ciała i w odpoczyn­
kach... Miara ma być zachowana w odpoczynku, aby nam nie
omierzły poważne prace, gdybyśmy żadnego nie mieli, abo żeby
próżnowania zwyczaj nie przyniósł zbytni; trzeba patrzyć, aby
co nie było chciwie, aby co nie było nieprzystojnie, aby co nie
było źle. Rychlej zepsujemy niźli naprawiemy to, co we złym
zatwardziało. Koniec przestania ukazuje zapocenie, spracowanie,
odmiana oddychania^ niepotężność ruszania sie, niesnażność \ Dla
czego Arystoteles gani lacedemońskie ćwiczenia ciała, iż nazbyt
bywały ciężkie i usilne, iż takiemi słabieją ciała ludzkie, szpecą
sie, nie rostą i obyczajów grubych dostają.
. :

Co sie tknie miejsca, ma być przestrone i ciche, na pół­nocy i na zachód, dalekie od jakiej zarazy, jako trzęsawice, je­ziora, błocka, stawiska smrodliwego i tym podobnych, gdzie nie-masz wolnego wiatru, ciała nie bywają snażne na tych miejscach. Dla czego przechadzki raczej mają być za miastem, niźli w mieście.

W- CZYM SIE MA ĆWICZYĆ SZLACHCIC.

(Etyka slr. 299). Ponieważ tedy szlachectwo nic inszego nie jest, jedno łacność do cnót i z przyrodzenia skłonność, tedyć przy­stojna rzecz, aby się szlachta cnotami obierała. Cnoty dwojakie są: umyślne2 (jako mądrość, nauki głębokie, roztropność), obyczajne 3 (które się jeszcze opisować będą).

Szlachcic tedy uczciwy ma się bawić naukami głębo-kiemi, ćwiczyć się powinien w umiejętnościach subtelnych, zwła­szcza czasu pokoju; najwięcej ćwiczyć się ma w obyczajach pocz­ciwych, w męstwie, w wstrzymawałości, szczodrości, spaniałości, w wielmożności, w hamowaniu zapalczywości, ełc, — gdyż takie zabawy i uczciwe są dosyć i zdobiące przodków swoich sławę.

Z strony ćwiczenia ciała szlachcicowi przystoi na koniu dobrze siedzieć, umieć koniem władać i rządzić, z kopiją do pierścienia gonić, szermierskie sztuki wyprawować; w rękach



1 bezsilność.

2 umysłowe. s moralne.


176


zawżdy co ciężkiego nosić, jako buławę przycięższym, aby za ciężkim dźwiganiem mógł bronią władać spiesznie i chybko; przy boku szablę nosić zawżdy, aby niezwyczajonemu w potrzebie nie była przykra; z rusznice dobrze strzelać; myślistwem się bawić, ale mierno.

A iż do życia dostatków potrzeba, te ma opatrować z uczci­wych zabaw, z rolej, z pasiek, z stawów, z młynów, z gumna, częścią dozorem swoim, częścią przez dozór urzędników, w go­spodarstwie biegłych. Poddanych ma bronić, szanować tak jako tych, z których prace żyje. Acz są niewolnicy, wszakże iż szlach­cic cnotą i dobrocią nad insze ludzi świeci, ma być pobożnym i chrześciańskim swoim poddanym panem. Bo gdzie poddani się mają dobrze, pewna rzecz jest, iż i pan ich ma się dobrze; gdzie poddani znędznieli, zubożeli, tych pan niepodobna, aby się miał dobrze mieć. Nad wszystko ma być szczodrym, gościnnym: go­ścia wdzięcznie przyjąć w dom, przystojnie uczcić; dla sąsiada ma być uczynny; dla nieznajomego łacny; do niższego stanu przy­chylny i każdemu dobremu łaskawy, a złemu ciężki, przykry, oka­zując się. niecnoty potężnym skaźcą .

SZLACHCIC CZEGO S1E MA CHRONIĆ.

(Etyka, str. 300). Nie przystoją szlachcicowi wszelkie nie­cnoty, tak jawne, jako i tajemne. Bo iż szlachcic z rodzaju swego jest do cnót skłonny i łacny, tedyć się nie ma udawać za nie­cnotami, które są przeciwne rodzajowi jego dobremu i zacnym przodkom. Złość w podłym stanie znośniejsza jest i pożałowania godna, w szlachcicu barzo nienawisna i jego familiej przeciwna; która choćby się zataiła,' przecie skrytą na dzieci wnosi zmazę. Nie przystoi mu, jeśli się sam nie mógł naukami bawić, uczo-nemi ludźmi pogardzać; nie godzi mu się żaki, którzy się uczą, nienawidzieć: owszem i uczonych ludzi rady słuchać i do umie­jętności pnących się wolą dobrą i rzeczą ratować.

Nadewszystko, co u nas za cnotę mają, nie przystoi mu p i-j a ń s t w o. Bo jeśli ma się cnotami bawić, wstrzymięźliwość jest miedzy inszemi cnotami niepoślednia; tedyć trzeźwość ma zacho­wać, gdyż przez niej inszych cnót otrzymać przy sobje nie może. Pijaństwo jest skaźcą wszystkich cnót i trucizną zdrowia. Pijań­stwo tedy, acz żadnemu stanowi, wszakże nawięcej szlachcicowi nie przystoi. U nas niestetyż najlepszy dworzanin, co dobrze spełni; najlepszy szlachcic, co kufel wytrzęsie; najlepszy przyja­ciel, co przez zdrowie spełni , choć to zdrowie niejednego do grobu prędką przyczyną; coby miał zdrowie swoje na Rzeczypospolitej potrzebę chować, to go nikczemnie, folgując głupiemu towarzy-

1 Pod -wpływem Arystotelesa Petrycy uważa poddanych za stan
niewolny, podobnie jak to wywodził Orzechowski w Policyi Królestwa
polskiego.

2 karcicielem, wrogiem.

* spełni kielich. 4 wychyli, bo . wniesiono «zdrowie».

177


stwu, umiera prędko; czas do sprawowania poczciwych i zacnych spraw traci i dowcip w sobie i siłę gasi.

A tym się to dzieje, że się szlachta,-którymby to najwię­cej przystało, którzy do tego więtsze dostatki mają, księgami nie bawi. Dla czego też u nas rzadki jest uczony szlachcic, rzadki doktor. Bo plebei abo nie mają o czym się uczyć, abo też drudzy do tego z natury niesposobni są. By się tu u nas szlachta uczyła, jako mają rozrywki i dowcipy głębokie na żarty i dworstwo, czasem nieprzystojne, nie trzebaby nam do Włoch po rozum jeździć, — mielibyśmy tu w Polsce w krótkim czasie Paryż, Padwę, Bononią, Perusz1, etc. Ale że się ci nie uczą, co mają o czym, co mają przyrodzony do tego dowcip; nawet że tych nienawidzą, co się uczą, za wzgardę ma­jąc sobie żaka, co w inszych krajach jest rzecz powagi pełna, — przeto też inszy narodowie słusznie nas mają za barbaros, to jest ludzi grubych i nikczemnych, u których rzadki jest człowiek głę­bokiej nauki.

Nie przystoi szlachcie kostek, kart grać, tańców włoskich, pi­łek, balonów się chwytać, gdyż karty i kostki kostyrom, kartow-nikom i ludziom nikczemnym i próżnym przystoją; galardy2 ska­kać, piłki, balony grać, acz piękna rzecz jest młodemu, wszakże na to miejsce potrzebniejsza i przystojniejsza, kopiją do pierście­nia gonić, na koniu jeździć i co się wyszej namieniło. Na lutni grać, acz rzecz piękna, wszakże więcej zabawna niźli pożyteczna; i ten co się szermierstwa uczy, palców do lutnie lekkich i po­wolnych mieć nie może.

CO UBOGIEMU SZLACHCICOWI PRZYSTOI.

(Etyka, str. 301). Szlachcic ubogi, nie mogąc bez wielkiej lek­kości rzemiesła robić, ani żadnym z lekkością zyskom i zarobkom zabiegać, aby nie przyszedł do jakiej sromoty, zarabiając sobie żywność, trzy ma drogi przed sobą.

Jedna jest w klasztorze, poślubiwszy się Panu Bogu służyć, wzgardzić świat, ponieważ też niem świat wzgardził; nie dbać o sczęście zwierzchnie, ponieważ też o niem sczęście nie dba. Dla tegoć u nas są niektóre bogate klasztory, jako na Tyńcu, w Mogile, w Miechowie, aby uboga szlachta, która się uda na służbę Bożą, uczciwe wyżywienie swoje miała.

Druga jest, udać się na d w ó r p a n ó w miłościwych i wiel­kich, przy których nietylko może w stanie swoim szlacheckim uczciwie żyć, ale też może wysługę mieć dobrą, gdyż pan baczny dobremu i statecznemu słudze opatrzenie dawać zwykł. Tu sługa powinność swoje ma wiedzieć, aby się czuł, czym jest, nie rów­nał się panu, ale był zawżdy jemu do uczciwych spraw powol­nym sługą. Bo kto się panu swemu równa, ten wysługi żadnej

1 W Perugji był uniwersytet, uczęszczany wówczas chętnie przez Polaków, studiujących prawo kanoniczne. 3 wioski taniec (gagliarda).

178


nie godzien. A nie nowina to powolnemu słudze, zwłaszcza szlach­cicowi, przyść do majętności niemałej.

Trzecia, żołnierstwa się jąć, zabawy przystojnej i pocz­ciwej: na Nizie miedzy Kozaki, w Węgrzech, abo gdzie wojna jest. Ćwiczyć się w żołnierskich sprawach, z czego osławi się mie­dzy inszą szlachtą, tak dalece, że go wezwą do potrzeby, gdzieby na Koronę jaka przypadła.

Czwarta, naukami i umiejętnościami głębokiemi bawić się; w chudobie przecie ta zabawa może być. Bo jeśli prości lu­dzie w chudobie się uczą, łacniej szlachcicowi o patrona może być, któryby go na naukę ratował nakładem swoim.

Temi drogami szlachcic ubogi postępując, nietylko może szlachectwo swe w cale zachować, ale też i sławy przodków swo­ich poprawić i przymnożyć. Zaprawdę królowie i książęta po-winniby ubogie szlachcice groszem swoim na uczciwych naukach abo ćwiczeniu żołnierskim podejmować i godnemi Rzeczypospo­litej czynić; co iż nie dzieje się, przeto też widziemy, iż szlachec­two z ubóstwem nie długo trwa i łacnie odrodkiem zstaje się.

JAKO RZĄDZIĆ MAJĄ RODZICE CÓRKI SWE.

(Ekonomika, str. 1013). Daleko więtszej pilności w wycho­waniu potrzebują córki, niźli synowie, iż więtszą sromotę rodzi­com i przyjaciołom upadkiem swoim swowolnym zwykły czynić. Na tym ich wszytko wychowanie przynależy, aby wstyd i uczci­wość swoje panieńską zachowały, — dla czego mędrzec prze­strzega rodzice temi słowy: «Masz córki, strzeż ciała ich, nie oka­zuj im łaskawej twarzy» \ W których wychowaniu te mają być naprzedniejsze przestrogi.

Pierwsza, aby rodzicy córkom swoim nie dopuszczali z domu, abo z pokoju częstych przechadzek. Bo iż pan­nom przystoi wstyd i to ich jest naprzedniejsze wędzidło, którym się hamują, aby co źle nie poczęły sobie: przechadzki, zwłaszcza miedzy mężczyzną, nie mogą zachować wstydu. Gdzie bowiem panna na oczach mężczyzny często się przechadza, znienagła bie­rze na się śmiałość mowy, pojźrzenia, igrzysk i tym sposobem wdaje się w niebezpieczeństwo swego panieństwa. Nie mają tedy panny z domu często się przechadzać: jeśli się trafi z domu wy-niść, ma mieć stróża i świadka swojej uczciwości, z starą panią*.

Druga, — nie mają dopuszczać rodzice swoich córek n a-wiedząc do pokoju od młodzieńców, ani podarków, ani poselstwa, ani listów do nich nosić, bo mało będzie pożyteczno nie dopuszczać się z domu abo z pokoju przechadzać pannom, jeśli


1 Blisko 200 lat dzieli wywody Petrycego od Konrada z Byczyny,
ale stanowisko jego i argumenty są tesame (por. wyżej str. 135 itd.), co-
prawda wskutek tego, że w sprawie wychowania dziewcząt szlachta
polska trzymała się wciąż zasad i praktyki odziedziczonej od wieków.

2 Pani stara = ochmistrzyni (por. Kochanowskiego Odprawę po­
słów greckich).

179


nie będzie o nich straży doma pilnej. Wiek bowiem młody z obu stron, spólne wejźrzenie, ucieszne rozmowy, częste żarty, prędką podnietę do miłości dają, — zwłaszcza białejgłowie, która tak do młodzieńca się ma, jako żelazo do magneta; a jeśli chłop będzie do tego chytry, dowcipny, łacnie uwiedzie niestałego i mdłego baczenia dziewkę. A jako jest dziewka trudna ku ustrzeżeniu, dał znać Salomon temi słowy: «Wydaj córkę za mąż, a wielką rzecz uczynisz»; to jest, wydasz dziewkę w czystości i w panień­stwie prawdziwym za mąż, wielkiej rzeczy dokażesz. Rodzice mają tedy pilnować, aby córki ich nietylko przechadzek próżnych z do­mu abo z pokoju miedzy chłopy nie czyniły, ale też, aby w domu i w pokoju wszelaka uczciwość zachowana była, aby nie pospo-litowały się w domu z młodzieńcy, aby z sobą nie szeptały, aby listów, podarków, poselstwa, jedno za wiedzeniem paniej sta­rej, nie przyjmowały.

Do tego też przynależy, aby nie mieszkały z niewiastamił młodemi, ale z panienkami abo z skromnemi białemigłowami i z staremi. Bo młode niewiasty czasem niewstydliwie mówią, szkaradnie się sprawują i nieprzystojnie żartują, jako te, które już wstyd z czoła starszy, zakusiły niewstydliwej miłości. Psują bowiem złe rozmowy nalepsze obyczaje: a daj to, choć przy ta­kich białychgłowach na ciele będzie panną, ale na umyśle swym nie może zostać czystą.

Trzecia, aby rodzice córkom swym próżnowania nie dopuszczali, ale naleźli i naznaczyli im przystojną zabawkę i robotę. Panny mają być niepróżnujące, ale robotne. Niepróż-nujące, aby się mogły doma łacno osiedzieć, ponieważ powiedzie­liśmy być ich tę powinność: w domu zawżdy być, przechadzek nie stroić próżnych, a nie mogą się osiedzieć, ażby się czym za­bawiły przystojnym. Przystojnym, mówię, iż insze są zabawy mę­skie, jako: uczyć, rządzić, kupczyć, żołnierską służyć, a insze biało-głowskie, jako: prząść, szyć, wyszywać, haftować. A za przystojną zabawą własna uciecha pochodzi, a za uciechą prędko idzie czas i żadnej teskności niemasz. Robotne mają być dla domowego go­spodarstwa, aby były udatniejsze za mąż. Aby tedy nie melan-koliczno, ale wesoło i mile panny czas doma trawiły, mają mieć przystojną sobie naznaczoną zabawkę przystojnych godzin. Mó­wię przystojnych godzin, iż nie ma być ustawiczna w szyciu i w robocie swej, bo się jej prędko sprzykrzy i zdrowia usta­wicznym siedzeniem barzo napsuje.

Czwarta powinność panieńska ta jest, aby przy mężczy­źnie, zwłaszcza nieznajomej », miłczącemi były. Abowiem panienka wielomówna nazbyt się brata i pospolituje z niezna­jomym. Zaś baczni ludzie, gdy widzą panienkę bezpiecznąs, wielo­mówna, -wnet źle o niej rozumieją i szydzą z niej, skąd łacno przychodzi do wzgardy, jako ta, która mową swą każdemu się

1 tu niewiasta w znaczeniu: kobieta zamężna. to jest pannie
nieinającej się z owym mężczyzną. pewną siebie.

180


chce podobać. Zaś białagłowa milcząca nie pospolituje się z każ­dym: skąd przychodzi w podziwienie ludziom, dla czego zaleceń-szą i milszą bywa ludziom. Druga, — jeśli białagłowa będzie wielomówna, nie może być za wżdy w mowie ostrożna, bo ostroż­ność mów pochodzi z wielkiego baczenia i rozumu. Bo człowiek baczny i roztropny nic nie mówi nierozmyślnie, ale zawżdy upa­trzą, jako, co i przy jakich osobach przystojnie ma co wyrzec. Przeciwnym sposobem, nieostrożność w mowie pochodzi z po­rywczości umysłu, z niedostatku baczenia i z nieroztropności. A iż biaiegłowy względem mężów pospolicie w baczeniu szwankują, — a jeszcze panienki więcej dla niepotężności lat i dla niebywałości w rzeczach, — przeto niewiasty wszytkie pospolicie są wielo-mówne, chybaby były ćwiczeniem porządnym powściągnione. Przeto, aby panienki niedoskonałość natury sw o-jej w sobie poprawiły, maja być milczacemi.


JAN AMOS KOMEŃSKI.

Jeden z największych myślicieli pedagogicznych w historji, całe życie (1592—1670), poświęcił praktycznej działalności wychowawczej, układaniu podręczników szkolnych i teoretycznemu opracowywaniu za­gadnień pedagogicznych a szczególnie dydaktycznych.

. DRZWI JĘZYKÓW OTWORZONE.

Komeński, osiadlszy w Lesznie, dla użytku tutejszej szkoły opracował podręcznik do nauki łaciny (Janua linguarum reserata, 1631), w którym pragnął połączyć naukę słów z nauką rzeczy. W 10Ó ustępach, omawiających wszelkie dziedziny, z któremi się człowiek styka, zamieścił 1000 zdań łacińskich i około 8000 słów, z których każde miało zaznajomić ucznia z nową rzeczą. Do tekstu łacińskiego dodał w następnych wydaniach niemiecki i polski, aby czytanka łacińska mo­gła stać się zarazem pierwszą książką języka ojczystego.

Zamieszczamy dla przykładu'dwa ustępy z Januy tylko w tekście polskim, którego autorem był rektor szkoły leszczyńskiej Andrzej Wę-'gierski (Gdańsk 1633).

27. O SMYSŁACH WEWNĘTRZNYCH i.

  1. Abyś czuł, że czujesz, wewnętrzne smysły dane są trzy,
    które w mózgu miejsce mają.

  2. Mianowicie pod ciemieniem smysł spoiny, który rzeczy
    widzianej, słyszanej, kosztowanej etc. wyrażenie przyjmuje.

  1. Ten we śnie od pary bywa zatkany, stąd nieczułość.

  1. Pod wierzchem głowy ma byt swój fantazya, która ró­
    żność rzeczy rozsądza.

  2. Ta w ustawicznym jest poruszaniu, stąd myślenia, sny
    i rozmaite imaginacye.

  3. Pod tyłem głowy pamięć jest, która rzeczy pojęte i ro­
    zeznane na przyszłe używanie chowa.

  4. Owe rzeczy podobieństwa (lub dawno lub świeżo wbite
    w pamięć) ku spatrzeniui znowu brać, wspamiętywać sobie jest.

  1. Te jeśli zapamiętane3 są, zapomnieniem nazywamy.

  1. Przeto na co stale pamiętać chcemy, na to często wspo­
    minamy.

  1. Czegom zapomniał, kto pamiętny jest, niech mi przypomni.

350. Niespanie zbytnie mózg wysusza, spanie pokrzepia,
przeto że odwilżą.

  1. Ani tak bardzo niejedzenie mdli jako niespanie.

  2. Komu się chce spać, ziewa i przeciąga się, drzymający
    głową kiwa, śpiący sapi albo chrapi.

68. O SZKOLE 1 ĆWICZENIU

724. Ponieważ uczeni do wszystkiego sposobni są, prostacy zaś mało społeczności ludzkiej pożytku przynoszą, Szkół, gdzieby niećwiczonych ćwiczono, potrzeba.

1 Ustępowi temu w Orbis picłus towarzyszyła ilustracja, na któ­
rej cyframi oznaczone było miejsce poszczególnych «zmysłów wewnętrz­
nych)) w mózgu; zamieszczamy ją wśród ilustracyj na końcu.

2 ku ponownemu obejrzeniu' wymazane.

4 Por. obrazek szkoły w ilustracjach na końcu.

181


725. Lecz te nie są (jako bezrozumni rozumieją) katownie, ale gra'; by tylko uczeń dowcipny biegłego i mądrego dostał na­uczyciela.

  1. On bowiem jeśli się uczy dobrowolnie, wypytawa się
    chciwie, a słucha pilnie; ten jeśli uczy chętnie, ćwiczy opatrznie,
    a przypomina ustawicznie, oba mają wyborną uciechę.

  2. Czego Rektorowie (rządcy) i szkolnych Mistrzów po­
    mocnicy Pedagogowie (dzieciowodzowie) pilnują — dla kwar­
    tałów 2 (zapłaty).

  3. Przyłożyć jednak trzeba do ćwiczenia karności, to jest
    obyczajów złych ganienia i rózgi, żeby albo rozpusta albo nie­
    dbalstwo nie weszło w obyczaj.

  4. Kto na napominania nie dba, niech będzie bity.

  5. Katedra dla nauczającego jest, ławki dla uczących się.

  6. Piórkiem, którego wrąb nożykiem przyprawują, piszemy
    na papierze albo na pargaminie, rylcem na książkach kamien­
    nych 3, aby się wymazać mogło.

  7. Co nauczyciel powiada, ty pisz po nim; on błędy poka­
    zując poprawi, jeśli co źle położono; abyś się, czego cię oducza,
    oduczył.

  8. Na pamięć czego się chcesz nauczyć, rozczytawaj czę­
    stokroć: nie prętko, przemijając i niedbale, ale na rzeczy pilny
    wzgląd mając, a tak będzie tkwiało.

  9. Powtarzanie ciche jest, na pamięć mówienie (czytanie)
    głośne; doświadczenie (ekzamen)' każdodzienne albo nadzwy­
    czajne.

  10. Jeśli chcesz szczęśliwie w naukach postępować, cośkol­
    wiek teraz pojął, drugiemu rozpowiedz.

  11. Słuszna bowiem pokazującego pilnie naśladować, spół-
    uczniom ubiegając się nie dać naprzód.

  12. Z pospolitych szkół po stopniach pomknieni bywamy do
    Szkół więtszych (gimnazjum), stamtąd do Akademij, które baka­
    łarze, mistrze i doktory czynią.

ŚWIAT W OBRAZACH.

Ogromna popularność Januy nie zamknęła Komeńskiemu oczu na jej niedostatki: chcąc zaznajamiać z rzeczami, uczył -w niej właściwie tylko słów. Aby zaradzić tej jednostronności, zapragnął tak książkę przerobić, aby rzeczy mogły być uzmysłowione przynajmniej przy pomocy obrazów. Tak powstał nowy podręcznik Orbis pictus (1658). Podzielony na 150 ustępów, zawarł on cały prawie materjał Januu, ale na czele każdego ustępu znajdowiał się obrazek, przedstawiający szczegółowo to, o czem w ustępie mowa. Każdy szczegół na obrazku oznaczony był numerem, który odpowiadał numerowi przy wyrazie w tekście. Pragnąc dać wyobrażenie każdej rzeczy, usiłował Komeński ilustrować nawet pojęcia oderwane, co wywołuje dzisiaj wrażenie zabawne, albo przedmioty i czynności nie nadające się ze względów wychowawczych do czytanki szkolnej. Orbis pictus wkrótce otrzymał obok łacińskiego teksty w językach rodzimych; tekst polski

1 zabawa, z łacińs. ludus. - por. wyżej str. 220. 3 tabliczkach.


183


znajdujemy przy wydaniu w Brzegu śląskim 1667, opracowany przez Macieja Dobrackiego z "Wrocławia. Podręcznik ten zyskał niesłychaną popularność w całym świecie, najbardziej to byia po Biblji rozpowszech­niona książka; z niego wyszły tysiące różnych wydawnictw obrazko­wych dla młodzieży.

W ilustracjach na końcu podajemy kilka charakterystycznych obrazków z Orbis pictus, tu zaś przykład, jak na czele stara się Ko-meński uzmysłowić alfabet. Każdej literze towarzyszy obraz zwierzę­cia, którego głos litera ma wyrazić. Komeński chciał pokazać dziecku i postać zwierzęcia i właściwość jego głosu. Dziecko ze znanego sobie głosu miało rozpoznać dźwięk, który oznacza odpowiednia litera. Cho­dziło mu nietylko o wyuczenie się nazwy litery ale i jej brzmienia. Alfabet obrazkowy Komeńskiego jest początkiem metody głoskowej.


0x01 graphic

0x01 graphic

Cornix f. 3. cornicatur Wrona kracze, kra

Ovis f. 3. balat Owca beczy

Cicada f. 1. stridet Konik ćwierka

Upupa f. 1. dicit Dudek duda

infans c. 3. ejulat . Dziecię się kwili

Ventus m. 2. flat Wiatr wieje

Anser m. 3. gingrifc Gęś gęga

Os n. 3. halat Usta chuchają

Mus m. 3. mintrit Mysz piszczy

Anas m. 3. tetrinnit Kaczka kwaka

Lupus m. 2. ululat Wilk wyje

Ursus m. 2. murmurat Niedźwiedź mamrze

aa be i e ci ci du du . e i e

nn

ga ga hdh hdh i i i

kha kha lu ulu mummam

Aa Bb Cc Dd

Ee Ff

Hh Ii

KU

LI

Mm


184


0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

Felis f. 3. clamat Kotka miączy

Auriga m. 1. clarrmt Woźnica woła

Pallus m. 2. pipit Kurcze piszczy

Cuculus m. 2' cuculat Kukułka kuka

Canis m. 3. ringitur Pies warczy

Serpens m. 3. sibiłat Wąż kszyka

Graculus m. 2. clamat Kawka wrzeszczy

m. 3. ululat Puhacz huczy

Lepus m. 3. vagit Zając wrzeszczy

Rana f. 1. coaxat Żaba rzegoce

Asinus m. 2. rudit Osieł ryczy

Tabanus m. 2. dicit Gzik brzęczy

nau nati

o ó ó

pi pi

kuk kuk

err

si

tae łae

u u

vd

coax

y y y

ds ds

Nn O o-Pp

Qq

Rr Ss Tt

Uii W w Xx

Yy Zz


Z WIELKIEJ DYDAKTYKI. ;

Wielka Dydaktyka, obejmująca sztukę uczenia wszystkich wszystr-kiego, czyli pewny przewodnik do zakładania we wszystkich gminach, miastach i wsiach każdego chrześcijańskiego państwa takich szkół, iżby w nich cała młodzież obojej płci, bez wyjątku, mogła pobierać nauki, kształtować obyczaje, wprawiać się do pobożności i tak w latach doj­rzewania przysposabiać do wszystkiego, co przydatne dla teraźniejszo­ści i przyszłego żywota, a to w sposób szybki, przyjemny i gruntowny oto pełny tytuł największego dzieła Komeńskiego, dostatecznie wyraża­jący intencje autora. Zabrał się do pracy nad niem jeszcze w młodości, z pobudek religijno-kościelnyćh, aby Braciom czeskim stworzyć pod­stawę organizacji szkolnej i metody nauczania. Już w r. 1629 gotowy był

185


zarys dzieła w języku czeskim. Później, ze zmianą warunków'opraco­wał je na nowo po łacinie dla użytku całej ludzkości, przez lata popra­wiał i odmieniał, aż. wreszcie wydał drukiem na czele swych dzieł zbio­rowych w Amsterdamie 1657 r. (por. ciekawą kartę tytułową w ilustracjach na końcu).

Wielka Dydaktyka dzieli się na cztery części.

Pierwsza (rozdz. 1—12) obejmuje pedagogikę ogólną, traktuje

0 celu i istocie, możliwości i konieczności wychowania, o potrzebie i wa­
dach istniejących szkół, o konieczności i możliwości ich poprawy. Z tej
części wyjmiemy rozdział IX o potrzebie kształcenia dziewcząt narówni
z chłopcami.

Część druga (rozdz. 13—22), najbardziej oryginalna, rozwija właściwy system dydaktyki Komeńskiego, najpierw dydaktykę ogólną, potem metodykę szczegółową języków, rzeczy (t. j. nauk ścisłych)1

1 sztuk. Z tej części przytaczamy najobszerniejsze wyjątki. Tu mieszczą
się najważniejsze wywody dydaktyczne Komeńskiego, zwłaszcza rozwi­
nięcie i uzasadnienie metody poglądowej (wspaniałe rozdziały XVIII,
XX). W niejednym punkcie wskazówki Komeńskiego i dziś nie znajdują,
pełnego uwzględnienia, pod wielu względami są oczywiście już przesta­
rzałe, większość ich zachowuje dotąd pełną wagę. Czytając je dzisiaj,
po blisko trzystu latach od ich ujęcia, gdy tyle ich weszło oddawna
w praktykę szkolną i niejako rozumieją się same przez się, nie odno­
simy wrażenia jakiejś rewelacji lub niezwykłej głębi filozoficznej au­
tora; pamiętać jednak należy, że po raz pierwszy tak systematycznie
i rozsądnie (jakkolwiek nieraz ,na błędnych przesłankach lub naiwnych
argumentach) dopiero Wielka Dydaktyka rozwinęła te zasady, którym
zawdzięczamy regularną pracę wewnętrzną szkoły nowoczesnej. Autor
ich-osiągnął najwyższy tryumf przez powszechne wcielenie w życie swo­
ich zasad dydaktycznych.

Część trzecią (rozdz. 23—26) omawiała zasady wychowania
religijno-moralnego i karności szkolnej. .

Część c z w a r ta (rozdz. 27—31) uzasadniała szczegółowy plan organizacji szkół; z niej 'przytaczamy rozdział XXIX, zawierający praw­dziwie nowoczesne umotywowanie idei szkolnictwa elementarnego.

Zakończenie (rozdz. 32—33) poświęcił autor sprawie uposa­żenia nauczycieli i opracowania dobrych podręczników. Tu okazał Ko-meński słabą stronę swojej dydaktyki: przesadną wiarę w skuteczność podręcznika a niedocenianie należytego wychowania i przygotowania nauczycieli (która to sprawa wógóle uszła jego uwagi).

Rozdziały Wielkiej Dydaktyki podajemy w przekładzie Dr: Kry­styny "Wisłockiej-R e mero w e j, pomijając zbyteczny balast analogij i cytatów, zachowując natomiast charakterystyczny układ wywodów autora i uwydatnianie czcionkami kursywnemi ważniejszych tez.

. ROZDZIAŁ IX.

CAŁĄ MŁODZIEŻ OBOJEJ PŁCI NALEŻY ODDAWAĆ DO SZKÓŁ.

Do szkół powinno się ściągać nietylko dzieci bogaczy i do­
stojników, ale i wszystkie narówni: szlachetnie urodzone i niskiego
pochodzenia, bogate i ubogie, chłopców i dziewczęta, po miastach
i miasteczkach, po osiedlach i wsiach; co uzasadnia się nastę-

pująco:

Po pierwsze, kaidy, kto się człowiekiem urodził, przyszedł

na świat przedewszystkiem po to, aby być człowiekiem, to jest

stworzeniem rozumnem, panem innych stworzeń i wiernem odbi­ciem swego Stwórcy. Wszyslkich więc do tego naginać się powinno,

186


aby wyposażeni odpowiednio w naukę, w cnoty i w religję, mogli pożytecznie przepędzić życie obecne i przygotować się należycie do przyszłego. Że znaczenie poszczególnych osób u Boga o niczem nie stanowi, sam Bóg tylokrotnie to stwierdza.

Jeżeli więc dopuszczamy do kształcenia umysłu tylko niektó­
rych, z wykluczeniem innych, 1o jesteśmy niesprawiedliwi nie-
tylko względem istot obdarzonych wspólną z nami natura, ale
i wobec, Boga, który chce, by wszyscy, których uczynił wiernem
odbiciem siebie samego, poznali Go, kochali i chwalili. Ą prze­
cież o tyle więcej okażą w tem żarliwości, im silniej rozbłyśnie
światło poznania. Stopień naszej miłości zależy mianowicie od
stopnia naszego poznania.

A dalej nie jest nam zgoła wiadome, do jakich zadań prze­
znaczyła Opatrzność tego, czy owego człowieka. To jedno wiemy,
że Bóg niekiedy z pomiędzy najbiedniejszych, najniżej zepchnię­
tych, najmniej znanych, wyznacza niepospolite narzędzia swej
chwały. Naśladujmy więc słońce na niebie, które całą ziemię
oświeca, ogrzewa i do życia pobudza, aby wszystko, cokolwiek
może żyć, zielenić się, kwitnąć i owoce wydawać, żyło, zieleniło
się, kwitło i wydawało owoce. .

Nie przemawia przeciwko nam to, że niektórzy ludzie zdają się być z natury tępi i głupi. Ten stan rzeczy bowiem temhardziej1 zaleca i domaga się Lakiego właśnie powszechnego rozwijania du­cha. Bo im kto jest z natury bardziej ociężały i zły, ten o tyle wię­cej potrzebuje pomocy, by w miarę możności oswobodzić się z ocię­żałości i głupoty. A nie znajdziesz takiego ubóstwa umysłu, by wykształcenie nie przyniosło mu żadnej wogóle poprawy. I z- pew­nością, tak jak przedziurawione naczynie, gdy się je często opłu-kuje, choćby wcale wody nie zatrzymywało, jednak obmywa się i odczyszczą, podobnie też choć ludzie tępi i ograniczeni w nauce nie czynią żadnych postępów, to jednak uszlachetniają się ich obyczaje, tak że umieją słuchać zwierzchności i sług Kościoła. Wiadomo również z doświadczenia, że niektórzy ludzie, nader ociężali z natury, zdobyli wszelako w nauce taki zasób wiadomo­ści, iż wyprzedzili w lem nawet uzdolnionych; tak prawdziwe jest owe powiedzenie Poety1: «Wytężona praca wszystko pokonywa*. Jak ktoś od dziecka fizycznie doskonale się rozwija, a potem za­pada na zdrowiu i słabnie, a drugi, przeciwnie, jako dziecko le­dwie wlecze swe słabe i chorowite ciało, a później nabiera sił i wy­rasta na smukłego młodzieńca, tak też dzieje się i ze zdolnościami, że niektóre z nich przedwcześnie dojrzewają, ale też wyczerpują się rychło i wkońcu ulegają stępieniu, inne, zrazu nikłe, później doznają jakiejś podniety i w rozwoju swoim dochodzą bardzo da­leko. Dlatego nie powinno się nikogo od nauki wykluczać, chyba że Bóg komuś zmysłów i ducha poskąpił.

Również niepodobna podać żadnej wystarczającej przyczyny.

Z Georgik Wergilego.

187


dlaczegoby się miało drugą płeć zupełnie wyłączyć od nabywania mądrości, czyto w języku łacińskim, czy też w ojczystym. Kobiety są tak samo obrazem Boga, tak samo uczestniczkami łaski i kró­lestwa w przyszłem życiu, tak samo wyposażone w umysł sprawny i zdolny pojąć mądrość (nieraz w wyższym niż nasza płeć stopniu), tak samo stoi przed niemi otworem droga ku szczytom, skoro nie­jednokrotnie sam Bóg ich używał do sprawowania rządów nad ludami, do udzielania królom i książętom zbawiennych rad, do uprawiania wiedzy lekarskiej i do innych działań pożytecznych' dla ludzi, a nawet w roli wieszczej i tam, gdzie szło o karcenie kapłanów i biskupów. Dlaczegóż więc .mielibyśmy dopuszczać je do abecadła, a później zdała trzymać od ksiąg samych? Czyż ich lekkomyślności się boimy? Toć im więcej zajmujemy ich myśli, tem mniej miejsca znajdzie tam dla siebie lekkomyślność, bo ona z pustki umysłu zwykle się wywodzi. Nie powinno się im jednak dawać dostępu do bylejakiej mieszaniny książek, tak samo zresztą jak i młodzieży męskiej (a szkoda, że nieunikano tego dotąd' z większą usilnością), a tylko do takich książek, z których mogłyby one czerpać stale wraz z prawdziwem poznaniepi Boga i dzieł Jego, także prawdziwe cnoty i bogobojność prawdziwą.

Niech mi zatem nikt nie przeciwstawia owych słów Apostola: «Kobiecie nie pozwalam uczyć* (I Tim. 2, 12), czy owego ustępu z VI satyry Juvenalisa: «Niech prawowita twa małżonka nie po­siada szczególnej wymowy, niech drobnego wniosku nie rozwleka w toczonych frazesach, niech nie zna historyjek wszelakich. Ani tego, co u Eurypidesa mówi Hippolit: "Nienawidzę uczonej kobiety, niech nigdy w domu moim nie jawi się taka, któraby więcej wie­działa, niż potrzeba kobiecie; bo jeśli są uczone, Cypryda sama tem większą wpaja im chytrość». To wszystko — twierdzę — nie szkodzi w niczem naszemu żądaniu, boć my nie doradzamy kształ­cenia kobiet dla rozbudzenia w nich ciekawości, lecz aby je uszla­chetniać i uszczęśliwiać. W tem wię-c przedewszystkiem kształcić je należy, co powinny wiedzieć i móc zastosować, zarówno dla na­leżytego zawiadywania gospodarstwem, jak pielęgnowania zdro­wia własnego, oraz męża, dzieci i rodziny.

A jeśli ktoś powie: Co z tego wyjdzie, gdy robotnicy, chiopi, tragarze, ba nawet i babięta będą uczonymi? Odpowiem: Nastąpi to, że jeśliby się owo powszechne kształcenie młodzieży oparło na właściwych zasadach, od tej chwili nikomu wogóle nie za­brakłoby dobrego tworzywa dla myśli, życzeń, dążeń, a wreszcie działania. Wszyscy wiedzieliby, ku czemu kierować wszelakie dzia­łania i pragnienia życiowe, w jakich granicach obracać się na­leży i w jaki sposób każdy zachować się ma na swem stanowisku. Ponadto, nawet wśród pracy i trudu będą się wszyscy radowali rozważaniem słów i dzieł Bożych, a dzięki częstemu rozczytywaniu się w Piśmie i innych dobrych książkach (dokąd ich, raz już zwa-

1 Wenus.

188


bionych, pociągać będą wyższe owe ponęty), unikną niebezpiecz­nych dla ciała i krwi chwil bezczynności. I aby już krótko rzecz ująć: nauczą się Boga wszędzie widzieć, wszędzie chwalić, wszę­dzie doń garnąć; i w ten sposób to pełne trosk życie przyjemniej spędzać, a przyszłego życia z większą tęsknotą i nadzieją wyglą­dać. Doprawdy, czyż taki stan Kościoła nie byłby dla nas ziszcze­niem, tu na ziemi takiego raju, jaki tylko jest możliwy pod słońcem?

ROZDZIAŁ XVI.

OGÓL\E WYMAGANIA, DOTYCZĄCE NAUCZANIA 1 UCZENIA Sili, f. j. JAK NALEŻY NAUCZAĆ 1 UCZYĆ SIĘ, ABY WYNIKI NIE MOGŁY ZAWIEŚĆ.

W przypowieści swej (Marek 4, 26) Odkupiciel wskazuje, że Bóg .właśnie wszystko w każdej dziedzinie sprawia, a człowie­kowi tyle jedynie pozostawia, by ziarna nauki wiernem sercem przyjmował; i wogóle będzie tak, że wszystko samo ma poczy­nać się i róść aż do samego dojrzenia, w ten sposób, że człowiek sam tego jakoś nie zauważy. Toteż na tych, którzy młodzież kształcą, żaden inny nie spoczywa obowiązek, jak tylko ten, aby ziarna nauki zręcznie w umysłach ich rozsiewali, roślinki boże starannie skrapiali; plon i wzrost przyjdą z góry.

Lecz któż nie wie, że do siania i hodowli roślin potrzeba pewnej umiejętności i doświadczenia. Bo gdy niedoświadczony ogrodnik obsadzi ogród drzewkami, większość szczepków zazwy­czaj ginie; a jeśli niektóre szczęśliwie wyrosną, dzieje się to z przypadku raczej niż z umiejętności. Doświadczony natomiast pracuje z wprawą, wiedząc dobrze, co, gdzie, kiedy i jak należy czynić lub czego poniechać, by nic zgoła nie poszło na marne. Coprawda, zdarza się, że i doświadczonego nawet zawiodą nie­kiedy plony, bo prawie niemożliwością jest dla człowieka z taką pełnią wglądu w szczegóły zarządzać wszystkiem, by nigdzie w żadnem obliczeniu nie pobłądzić. Atoli my tu mówimy nie o przezorności i przypadku, lecz o umiejętności, a więc o tem, jak można dzięki przezorności uprzedzać zdarzenia.

Ponieważ dotąd metoda kształcenia była istotnie tak chwiejna, że mało kto odważyłby się oświadczyć: Młodzieniaszka tego w tylu a tylu latach doprowadzę do tego, czy innego punktu, ustalę go na takim czy innym poziomie wykształcenia i t. d., bę­dziemy musieli przeto zbadać, czy można tę umiejętność ducho­wej hodowli oprzeć na tak silnych podstawach, by dawała pew­ność postępu, a nie zawodziła. Wobec tego zaś, że tą zasadą może być tylko jak najskrupulatniejsze dostosowanie działania w ra­mach tej umiejętności do norm działania natury 1, będziemy śle-

1 Trzeba zdać sobie sprawę z tego, jak Komeński pojmuje na­
turę. Otóż nie rozumie on pod tem pojęciem natury człowieka, czy
w szczególności natury dziecka, ale naturę taką, jaka działa w świecie
żywym poza człowiekiem. Stamtąd przyjmuje pewne sposoby oddzia­
ływania natury jako typowe, powtarzające się we wszelkich dziedzi­
nach, i w nich upatruje wzory dla wszelkiej czynności ludzkiej,
a w szczególności dla nauczania.


dzić drogi natury na przykładzie ptaka wysiadującego pisklęta; a przekonawszy się, jak skutecznie idą w ślady jego ogrodnicy, malarze i architekci, łatwo też zobaczymy, jak go naśladować po­winni wychowawcy młodzieży.

ROZDZIAŁ XVIII.

ZASADY GRUNTOWNOSC1 W .NAUCZANIU 1 UCZENIU SJC.

Że niewielu jest takich, którzyby ze szkół wynieśli solidne wykształcenie, natomiast przeważnie wynosi się ledwie powierz­chowne, właściwie tylko cień wykształcenia — o tem świadczą i skargi z wielu stron i sam stan rzeczy.

Jeślibyś szukał przyczyny, to będzie ona podwójna. Bądź to, że szkoły zajmują się głupstwami i błahostkami, zaniedbując rze­czy poważniejsze, — bądź też, że uczniowie oduczają się tego, czego się nauczyli, gdyż przeważna część nauk przepływa tylko przez ich umysł, ale się tam nie zatrzymuje. A ten ostatni brak jest tak częsty, że rzadko kto się na to nie uskarża. 3o gdybyśmy mieli na zawołanie w pamięci wszystko, cośmy przeczytali i opanowali umysłem, za jak wykształconych musianoby nas uważać! Wszakże nie brakło nam sposobności do doświadczeń wszelakich. A skoro wyniki są zgoła inne, niewątpliwie sitem czerpaliśmy wodę.

A czy znajdzie się przeciw temu złu jakieś lekarstwo? Oczy­wiście I jeśli, poszedłszy znowu śladami szkoły przyrody, będziemy śledzili jej drogi, zmierzające do przedłużenia bytu jej tworom. Można będzie — powiadam — znaleźć sposób, przy pomocy którego człowiek będzie mógł wiedzieć nietylko to, czego się nauczył, ale i więcej, niż się nauczył, mianowicie: nietylko swobodnie zdając sprawę z tego, co zaczerpnął od nauczycieli i autorów, lecz także wydając sam o rzeczach gruntowne sądy.

zasada i. Natura nie rozpoczyna niczego bezużytecznego.

W szkole więc:

  1. Nie należy uczyć niczego innego, jak tylko tego, co może
    mieć jak najpełniejsze zastosowanie w tem lub przyszłem życiu
    (bardziej jednak w przyszłem).

  2. Jeśli już trzeba także i ze względu na doczesne życie wpa­
    jać młodzieży pewne rzeczy, trzeba dobierać takie, któreby nie były
    przeszkodą dla rzeczy wiecznych, doczesnemu zaś życiu istotne
    przynosiły korzyści.

Bo i pocóż te głupstwa? Jaka korzyść z uczenia się takich rze­czy, które temu, co je zna, nie pomogą, a co ich nie zna, nie zaszko­dzą, i których z wiekiem albo oduczyć się trzeba, albo zapomnieć

Najbardziej typowe, ia dla jego metody przydatne, wydało mu się. postępowanie natury przy rozwoju ptaka z jaja i drzewa z nasienia. Toteż na czele każdej zasady stawia przykład z ptaka, potem z pracy ogrodnika, architekta, malarza. Przykłady te, chcąc zawsze wydobyć z nich wskazówki dydaktyczne, musi często naciągać i analogje, które upatruje między niemi a postępowaniem w wychowaniu, rażą nas często sztucznością.

Poniżej te analogje prawie całkowicie z braku miejsca opuszczamy. 190


wśród innych zajęć? Nasze krótkie życie dość ma zajęć, któremi całe dałoby się wypełnić, choćbyśmy a/ni chwili nie poświęcili tym błahostkom K

Na szkołach przeto ciąży ten obowiązek, by zajmowały mło­dzież jedynie poważnemi rzeczami.

ZASADA II.

Natura nie pomija niczego, co wedle jej uznania moż eprzydać siękiedyś ciału przez nią kształ­towanemu.

Taksamo zatem szkoły, kształcąc człowieka, powinny go w całości tak kształcić, by go uzdolnić do zadań życia doczesnego, a nawet i przygotować do wieczności, owego celu, do którego zmierza wszystko, co ją tu poprzedza.

Trzeba więc w szkołach nietylko podawać uczniom wiedzę, ale uczyć też obyczajów i bogobojności. Nauka ma wykształcić w człowieku umysł, język, rękę, by wszystko co pożyteczne mógł rozsądnie przemyśleć, wypowiedzieć i wykonać. Jeśli się coś z tego pominie, będzie luka, która nietylko spowoduje pewien brak w wykształceniu, ale i gruntowriość jego nadweręży.

Bo gruntowne może być tylko to, co samo w sobie jest pod każdym względem zwarte.

ZASADA III.

Natura nie tworzy niczego bez podstaw, czy też

korzenia.

Takiej podstawy nie dają wykształceniu nauczyciele, którzy 1) nie usiłują przedewszystkiem wyrobić w swych uczniach po"-jętności i uwagi, 2) nie zarysowują uprzednio uczniom ogólnego obrazu całokształtu nauki, do której przystępują, by jak najdo­kładniej zrozumieli, co ma się zrobić i co się robi. A już jeśli chło-, pak uczy się bez ochoty i bez uwagi, a nadto i bez bystrości, cze­góż gruntownego mógłbyś oczekiwać?

Odtąd więc:

  1. Powinno się w uczniach poważnie budzić zapał dla każ­
    dej nauki, którą rozpoczynają, czerpiąc uzasadnienie z jej zna­
    komitości, pożytku, przyjemności i skąd tylko się da.

  2. Ogólne pojęcie o języku czy umiejętności (które nie jest
    niczem innem, jak skrótem, zarysowanym jak najogólniej, choć
    z uwzględnieniem wszystkich przynależnych części) powinno się

wpierw wpoić w umysł uczącego się, nim się przejdzie do prze­rabiania szczegółów.

Szkolnictwo humanistyczne cierpiało na przeładowanie mate-rjałem. Po średnich wiekach odziedziczono nużącą naukę dialektyki, zapał do autorów starożytnych dorzucił retorykę z bogactwem jej przepisów. Komeński szuka sposobów ograniczenia nadmiernego balastu.

191


. ZASADA IV..

Natura głęboko zapuszcza korzenie. Z tego wynika, że trzeba zarówno pojętność w uczniu po­ważnie rozbudzać, jak też i obraz ogólny głęboko wyryć w umy­słach; nie powinno się przystępować do pełniejszego systema­tycznego ujęcia umiejętności czy języka, przed upewnieniem się, że ogólny obraz został zupełnie jasno uchwycony i że dobrze się zakorzenił.

zasada v.

Natura wszystko wywodzi z korzenia, znikąd

p o za t em.

Z tego twierdzenia wynika, że wychowywać należycie mło­dzież nie znaczy to wtłaczać w głowy całą mieszaninę słów, zdań, myśli i poglądów, pozbieranych z autorów, lecz utorować pozna­nie rzeczy, by z niego jak z żywego źródła wypływały strumyki, i niby z pączków na drzewie rozwijały się liście, kwiaty i owoce, a na następny rok, by znowu z każdego pęka wyrastała nowa ga­łązka ze swemi liśćmi, kwiatami i owocem.

W tym kierunku zaiste dotąd szkoły nie urabiały umysłów, by jak z drzewa, z własnych korzeni pędziły młode latorośle, lecz uczyły' tylko obwieszać się zerwanemi gdzieindziej gałązkami i tak na wzór Ezopowej wrony w cudze piórka się stroić, i sta­rały się nietyle o to, by odkopać ukryte w uczniach samych źró­dło poznania, ile raczej o to, by je zasilić obcemi strumykami. A więc nie pokazywali im rzeczy samych, ani tego, jakiemi są one same z siebie i w sobie, ale podawały to, co o nich myślał lub pisał jakiś tam jeden, drugi, trzeci i dziesiąty człowiek, lak iż było uważane za oznakę wysokiego wykształcenia, zinać o róż­nych rzeczach sprzeczne poglądy wielu osób. Dlatego też przeważ­nie nic innego nie robiono, tylko prześlizgując się po autorach, wynotowywano zdania, myśli i poglądy, sztukując tak wiedzę, niby łachman jakiś. O nich to woła Horacy: «O niewolnicza trzodo naśladowców!*. Zaiste trzoda niewolników, do innych tylko przyzwyczajona robót.

Atoli cóż nam z tego, że rozpraszamy się pomiędzy poglądy wielu ludzi o danych rzeczach, skoro my szukamy wszakże po­znania rzeczy takich, jakiemi są naprawdę? Czy niczego innego nie mamy do zrobienia, jak tylko śledzić drugich, którzy to tu, to ówdzie biegają i badać dokąd kto zboczył albo potknął się lub zabłądził. Ludziel dążmy do celu, porzuciwszy manowce! A jeśli cel mamy wytknięty i dość jasny, czemuż doń nie śpieszymy pro­stą drogą, czemu cudzych raczej oczu używamy niż własnych?

Że szkoły uczą cudzemi oczyma patrzeć, cudzym rozumem pojmować — tego dowodzi metoda wszelkich umiejętności, które nie uczą wcale odsłaniać źródeł, i stamtąd wywodzić różne stru­myki wyprowadzone z różnych autorów i wzdłuż nich iść każą do źródeł. Żaden bowiem słownik (przynajmniej ze znanych mi,

192


prócz Polaka Cnapiusa) nie uczą mówić, lecz tylko rozumieć; żadne nieomal gramatyki nie uczą układania mowy, lecz jej roz­bioru; ani żadne frazeologje nie pokazują sposobu misternego bu­dowania i urozmaicania zwrotów, ale jedynie podają bezładną ich mieszaninę. Nikt prawie nie uczy fizyki przy pomocy naocz­nych pokazów i doświadczeń, wszyscy przez odczytywanie tekstów Arystotelesa czy innych. Obyczajów nikt nie urabia przez we­wnętrzne przekształcenie uczuć, lecz szkicuje się je w powierz­chownym zarysie przez zewnętrzne określenia cnót i podziały.

I rzeczywiście niedogodności, ba nawet szkodliwość, niepo-prawionej w tym względzie metody — są jasne, a mianowicie:

  1. wykształcenie wielu, jeśli nie przeważnej ilości ludzi,
    staje się tylko czystą nazwą, t. j. umieją oni wprawdzie wymie­
    nić terminy i zasady umiejętności, ale nie umieją ich należycie
    zastosować;

  2. niczyje wykształcenie nie jest całokształtem wiedzy, który
    sam siebie wspiera, krzepi się i rozprzestrzenia; lecz łataniną z ka­
    wałków pościąganych to stąd to zowąd, nigdzie dobrze nie po­
    wiązaną i nie dającą żadnej trwałej korzyści. Wiedza ta, skle­
    cona ze zdań i poglądów różnych autorów, nader podobna jest
    do drzewa, ustawianego w czasie wiejskich uroczystości; choć
    ^ozdobnie wygląda, gdyż wiszą na niem przeróżne gałęzie, kwiaty,
    owoce, a nawet girlandy i wieńce, to jednak ponieważ nie wy­
    chodzą one z korzenia, lecz wiesza się je zewnętrznie tylko, ani
    rozmnożyć,się nie mogą, ani przetrwać do następnego roku.
    Drzewo takie nie wydaje żadnych owoców, a zawieszone gałęzie
    zwiędłszy spadają. Natomiast człowiek gruntownie wykształcony
    jest drzewem o własnym korzeniu, które żywi się własnym so­
    kiem i dlatego stale silne
    (a nawet z dnia na dzień silniejsze),
    zieleni się, kwitnie i wydaje owoce.

Całość streszcza się w tem, że należy ludzi, ile to możliwe, uczyć mądrości nie z książek, lecz z nieba, ziemi, dębów i buków, tj. poznawać i badać same rzeczy, a nietylko cudze spostrzeże­nia i świadectwa, dotyczące tych rzeczy.

I będzie to nawrotem w ślady starych mędrców, jeśli się poznanie czerpać będzie nie skądinąd, jak tylko z samego ory­ginału danej rzeczy.

Niech więc to będzie prawem:

  1. wszystko trzeba wyprowadzać z niewzruszonych począt­
    ków rzeczy;

  2. niczego nie należy uczyć za pośrednictwem samego tylko
    autorytetu, a raczej wszystkiego przy pomocy pokazu zmysłowego
    lub rozumowego;

  3. niczego nie należy uczyć wyłącznie metodą analityczną,
    wszystkiego raczej syntetyczną.

193


Natura, im wielostronniejszy użytek przewi­duje tworząc coś, tem dobitniej w szczegółach

zaznacza różnice.

Przy uczeniu tedy młodzieży należy we wszystkiem postę­pować jak najskrupulatniej, tak aby nietylko uczący, ale i uczeń bez żadnego pogmatwania wiedział gdzie jest i co robi. Bardzo ważną tedy odegra to rolę, jeśli wszystkie książki, które oddaje się w szkole do użytku, jak najdokładniej zgodzą się z tem świa­tłem naturalnem.

ZASADA VII.

Natura zawsze postępuje naprzód, nigdy zaś nie stoi na miejscu, nigdy, porzuciwszy poprzed­nie prace, nie podejmuje nowych, lecz tylko wpierw rozpoczęte dalej prowadzi, zwiększa

i wykończa. W szkołach zatem:

  1. należy tak rozłożyć nauki, aby późniejsze zawsze opie­
    rały się na wcześniejszych, wcześniejsze zaś w późniejszych zna­
    lazły umocnienie;

  2. trzeba wszystko, co zostało przedstawione i należycie
    przez umysł przyswojone, powierzyć także pamięci.


ZASADA VIII.

wszystko

.

Natura spaja Z tego wynika:

i) że nauki całego żucia należy tak rozłożyć, by były jedną encyklopedją, w której nie powinno znajdować się nic, coby nie wyrastało z własnego korzenia, nic takiego, coby nie znajdowało się na właściwem swem miejscu.

2) Wszystko,-co się podaje do wiadomości, powinno być tak obwarowane rozumowemi uzasadnieniami, by się nie łatwo zna­lazło wolne miejsce dla wątpliwości albo zapomnienia.

Uzasadnienia bowiem są jak te gwoździe, szpile czy klamry, lio ich to zasługa, że rzecz tkwi mocno, nie chwieje się i nie gubi.

Wzmacnianie zaś wszystkiego uzasadnieniami to tosamo, co uczenie przez podawanie przyczyn; wykazywanie zatem nietylko, jak się coś dokonywa, ale też i dlaczego inaczej być nie może. JBo też wiedzieć coś znaczy to: znać przyczyny pewnej rzeczy.

Należy zatem w szkole:

Uczyć wszystkiego z podaniem przyczyn.

194


ZASADA IX.

Natura zachowuje pewien stosunek wielkości i jakości między korzeniem i gałęziami. Zatem:

  1. Powinno się nad wszystkiem, cokolwiek dojdzie do na­
    szej wiadomości, natychmiast zastanowić, jakie też będzie to
    miało zastosowanie, — by się niczego nie uczyć nadarmo.

  2. Należy wszystko, co dojdzie do naszej wiadomości, podać
    z kolei innym, by żadna wiedza nie była bezpłodna.

Albowiem w tem znaczeniu prawdą jest, że: «Twoja wia-dza jest niczem, jeśli ktoś drugi nie wie, że ty to wiesz». Żadne źródełko wiedzy nie może się odsłonić, by nie wypłynęły zeń za­raz strumyki. Zasada x

Natura przez ruch sama ożywia się i wzmacnia.

Ż tego wynika, że nie można doprowadzić do pełni wykształ­cenia bez powtórzeń i jak najczęstszych oraz jak najzręczniej uło­żonych ćwiczeń. Jaki zaś jest najlepszy plan ćwiczeń, o tem pou­czają nas naturalne ruchy, służące w żywem ciele naszym wła­dzom odżywczym, a mianowicie: przyjmowanie pokarmu, tra­wienie i rozprowadzanie go po ciele.

U zwierzęcia bowiem (a także u rośliny) każdy członek po­trzebuje pożywienia, by je strawić; trawi je zaś zarówno po to, by odżywić siebie (zatrzymując dla siebie i przyswajając sobie część strawionego pokarmu) jak i po to, by go udzielić drugim dla podtrzymania sił całości (miainowicie każdy członek usłużny jest wobec innych, aby i inne jego obsługiwały). Podobnie też i zasób wiedzy swej pomnoży ten, kto strawy dla ducha zawsze:

  1. szukać i gromadzić ją będzie;

  2. znalezioną i zebraną przesieje i strawi;

  3. strawioną porozdziela i dostarczy jej innym.

Te trzy punkty wyrażone są w owym znanym wierszyku 1:

Gdy kto wiele pyta, odpowiedź pamięta I innym swej wiedzy zdobytej udzieLa, Wówczas trójka ta sprawi, snadnie razem wzięta, Że napewno przewyższy on nauczyciela.

Pytanie odbywa się tak, że w rzeczach nieznanych zasięga się wiadomości u nauczyciela, współuczniów lub z książek. Pa­miętanie odpowiedzi wygląda tak, że się rzeczy poznane i zro­zumiane powierza pamięci, a dla tem większej pewności (jako że niewielu tylko jest szczęśliwców, mogących zaufać swej pa­mięci) wszystko się spisuje. Udzielanie zaś drugim dokonywa się przez ponowne opowiadanie-współuczniom i każdemu, kto się na­darzy, wszystkiego, co zostało już zrozumiane. Dwa pierwsze spo-

i Multa rogare, rogata tenere, retenta docere, Haec tria discipu-lum faciunt superare magistrum.

195


soby są znane szkołom, trzeci jeszcze nie bardzo, atoli wprowa­dzenie go byłoby nader właściwe. Jest to arcyprawdziwe powie­dzenie, że: «kto uczy innych, sam siebie kształci, nietylko dla­tego, ponieważ przez powtarzanie utwierdza w swym umyśle wła­sne poglądy, ale i przez to, że uzyskuje sposobność do głębszego wnikania w rzeczy same.

Ale wygodniej będzie i szerszym kołom przyniesie to ko­rzyść, jeżeli nauczyciel każdej klasy urządzi wśród swoich ucz­niów tęn znakomity typ ćwiczeń w sposób następujący: Na każ-. dej godzinie po krótkim wykładzie materjału, przeznaczonego do wyuczenia się, po przejrzystem wytłumaczeniu znaczenia słów, i jasnem wykazaniu zastosowania danej rzeczy, niech poleci któ­remuś uczniowi wstać i powtórzyć w tym samym porządku wszystko, co nauczyciel powiedział (jakby sam miał już nauczać drugich), wyjaśnić w tych samych słowach prawidła i na tych samych przykładach wskazać zastosowanie; przyczem należy go poprawić, jeśli w czem się pomyli. Potem niech nauczyciel każe wstać drugiemu i przedstawić to samo, podczas gdy,inni słuchają, dalej trzeciemu i czwartemu i ilu ich tylko potrzeba, aż będzie widoczne, że wszyscy już należycie zrozumieli, mogą powtórzyć daną rzecz i drugich jej nauczyć. Nie radzę zachowywać w tem żadnej kolejności, tę chyba tylko, by najpierw wzywać zdolniej­szych, ażeby mniej zdolni, pokrzepieni przykładem tamtych, mo­gli tem łatwiej nadążyć za nimi.

Takie właśnie ćwiczenie przyniesie znaczną korzyść, pięcio-raką:

1) Nauczyciel zaprawi uczniów sunjch do stałej uwagi. Bo
skoro lada chwila ktoś będzie musiał wstać i powtórzyć całą lek­
cję, każdy zaś będzie się lękał o siebie i o drugich, zatem czy
zechce czy nie zechce uszu nastawi, nie chcąc dopuścić, by coś

' uronił. A takie zaostrzenie uwagi, ugruntowane kilkuletnią wpra­wą, wyrobi w młodzieńcu czujność wobec wszelakich zadań ży­ciowych.

2) Nauczyciel upewni się, czy cały wykład .został przez
wszystkich należycie zrozumiany. Jeśli nie bardzo, zaraz uzupełni
go, z niemałą korzyścią własną i uczniów.

3) Jeśli się powtórzy tę samą rzecz tyle razy, pojmą ją
wkońcu i mniej zdolni, i będą mogli innym dotrzymać kroku
w postępach, gdy znów zdolniejszych cieszyć będzie ta miła pew­
ność, że więcej niż jasno pojęli rzecz całą.

A) Dzięki takiemu właśnie tylokrotnie ponawianemu powta­rzaniu lepiej przyswoją sobie ową lekcję, niż przez bardzo dłu­gie wymęczanie jej w domu, tak iż dodawszy już tylko później wieczorne i ranne odczytanie wykładu, przekonają się, że wśród zabawy i żartów wszystko utkwiło im w pamięci.

5) Gdy w ten sposób dopuści się ucznia od czasu do czasu do nauczycielskiej działalności, zakorzeni się w umysłach pewna

196


bystrość i zapal do nauki, oraz" wyrobi się swoboda ożywionego rozprawiania wobec ludzi na każdy poważny temat; a będzie to bardzo pożyteczne w życiu.

ROZDZIAŁ XX.

METODA SZCZEGÓŁOWA NAUCZANIA RZECZY.

Wiedza albo poznanie rzeczy, nie będąc niczem innem jak wewnętrznym wglądem w te rzeczy, uskutecznia się przy pomocy tych samych czynników, co oglądanie czy widzenie zewnętrzne, a mianowicie: oka, przedmiotu i światła. Jeśli te są dane, następuje widzenie. Ale dla wewnętrznego widzenia okiem jest umysł, względnie rozum; przedmiotem: wszystkie rzeczy, znajdujące się poza rozumem i w nim samym; światłem: nale­żyta uwaga. Jak widzenie zewnętrzne wymaga pewnego okre­ślonego sposobu postępowania, jeśli rzecz ma być widziana taką jalcą jest, podobnie też tu potrzeba pewnej określonej metody, dzięki której rzeczy te byłyby tak podane rozumowi, w ten spo­sób, aby je uchwycił i przeniknął do głębi i łatwo.

Cztery rzeczy poprostu musi posiąść młodzieniec, pragnący zgłębić tajniki wiedzy, a mianowicie:

  1. powinien mieć czyste oko ducha;

  2. trzeba mu dostarczyć przedmiotów;

  3. nie może braknąć uwagi; a wkońcu:

  4. trzeba wedle odpowiedniej metody podawać do oglądania
    jedno w oparciu o drugie, a wszystko pojmie łatwo i szybko.

Nikt nie ma władzy nad tem, jakie mu uzdolnienia przy­padną w udziale. Bóg rozdziela owe zwierciadła umysłu, owe oczy wewnętrzne według własnego uznania. Atoli w naszej mocy jest nie pozwolić, by te zwierciadła nasze sczerniały od kurzu i stra­ciły swój blask. Kurzem tym są próżniacze, bezużyteczne i puste zatrudnienia umysłu. Duch nasz bowiem ciągle działa, niby ka­mień młyński w obrocie, a zmysły zewnętrzne, jego zwykłe sługi, dostarczają mu stale materjału, porywanego skądkolwiek, prze­ważnie jałowego (o ile nie czuwa mad tem dostatecznie rozum, najwyższy strażnik), a więc oczywiście zamiast ziarna i zboża znoszą mu plewy, słomę, piasek, trociny i co się zdarzy. I wtedy dzieje się tak jak w młynie: wszystkie kąty wypełniają się ku­rzem. Zabezpieczeniem tedy"od kurzu owego wewnętrznego młyna, umysłu (który jest też zwierciadłem), jest odwodzenie młodzieży od zajęć błahych, a umiejętne przyzwyczajanie jej do rzeczy szla­chetnych i pożytecznych.

Ażeby zwierciadło dobrze chwytało przedmioty, zależy to od konkretności i wyrazistości przedmiotu; następnie zaś od udo­stępnienia tychże przedmiotów zmysłom. Bo mgły i podobne przedmioty o nieznacznem zgęszczeniu mniej promieniują i na­zbyt też słabo odbijają się w zwierciedle, co zaś nieobecne, to nie odbija się wogóle. Tem więc, co ma się młodzieży podać do po-

197


znania, niech będą rzeczy, a nie cienie rzeczy; rzeczy — powia­dam, — solidne, rzeczywiste, pożyteczne, dobrze trafiające do zmy­słów i wyobraźni. Trafią zaś wtedy, jeśli się je tak przybliży, by uderzały.

Stąd też, niech to będzie złotą zasadą dla uczących, aby: Co tylko mogą, udostępniali zmysłom, a mianowicie rzeczy widzialne wzrokowi, słyszalne słuchowi, zapachy węchowi, rzeczy smak ma­jące — smakowi, namacalne dotykowi, a jeśli coś jest uchwytne dla kilku zmysłów, należy je udostępnić kilku zmysłom.

Ma to potrójne gruntowne uzasadnienie:

s Pierwsze: Zmysły muszą być punktem wyjścia dla każdego poznania (bo niczego niema w umyśle, czegoby wpierw nie było w zmysłach); czemużby więc i nauka nie miała zaczynać się od rzeczywistego obejrzenia rzeczy, zamiast od wyjaśnień słownych? A potem dopiero do unaocznienia rzeczy niech się dołączy słowo, objaśniając rzecz wymowniej.

Powlóre: Prawdziwość i pewność wiedzy nie zależy od ni­czego w tym stopniu, jak od świadectwa zmysłów: jakoże rzeczy najpierw i bezpośrednio podpadają pod zmysły, zanim następnie, dzięki usłużności zmysłów, wyryją się w umyśle. A dowodem lego jest, że poznanie zmysłowe samo przez się zinajduje wiarę: wszak przy wnioskowaniu oraz świadectwie drugich dla nabrania pew­ności odwołujemy się do-zmysłów. Rozumowaniu bowiem wie­rzymy tylko o tyle, jeśli można je uzasadnić przedstawieniem szczegółowych przykładów, których wiarygodność da się stwier­dzić zmysłami. Nikt jednak nigdy nie da się nakłonić do wiary w cudze świadectwo, sprzeczne z doświadczeniem własnych zmy­słów. To też wiedza jest tem pewniejsza, im bardziej opiera się na poglądzie zmysłowym. Stąd też: jeśli się chce uczącym się do­starczyć znajomości rzeczy z prawdą zgodnej i pewnej, trzeba wo-góle starać się uczyć wszystkiego przy pomocy unaocznienia i po­kazu zmysłowego.

Po trzecie: ponieważ zmysł jest najważniejszym szafarzem pamięci, przeto ów zmysłowy pokaz wszystkiego sprawi, że co kto wie, wiedzieć będzie trwale. Z pewnością bowiem, jeśli choć raz skosztowałem cukru, zobaczyłem wielbłąda, usłyszałem sło­wika, byłem w Rzymie i zwiedziłem go (byle- z uwagą), utkwiło mi to w pamięci na stałe i nie możejamknąć. Oczywista, łatwiej i trwałej może sobie wyobrazić nosorożca ktośkolwiek z nas, kto widział go bodaj raz, choćby na obrazku; dokładniej też zna się przebieg zdarzenia, w klórem się brało udział, niż gdyby to sześć­set razy opowiadano komuś, kto przy tem nie był. Tak też kto raz był obecny przy rozbiorze na części ciała ludzkiego i przyj­rzał mu się uważnie, pewniej zapamięta wszystko i zrozumie, niż gdyby czytał najobszerniejsze opisy, bez naocznego przyjrzenia się temu. Stąd owo powiedzenie: Naoczne obejrzenie rzeczy star­czy za dowód.

198


Można jednak niekiedy w braku rzeczy samych użyć zastęp­stwa, a więc: modeli lub podobizn sporządzonych dla celów nauki; tak u botaników, zoologów, geometrów, geodetów i geografów jest przyjęte bardzo praktyczne w użyciu dołączanie rycin do opisów. Należałoby podobnie czynić w książkach fizycznych i innych. Np. doskonale w naocznym pokazie będzie można wyłożyć wedle naszego planu budowę ludzkiego ciała, jeśli na szkielecie ludzkim (takim, jakie są zazwyczaj w zbiorach akademij, lub na zrobio­nym z drzewa), umieści się wokoło sporządzone ze skóry i wełną wypchane: muskuły, ścięgna, żyły, tętnice, z wnętrznościami, płu­cami, sercem, żółcią, wątrobą, żołądkiem, jelitami; wszystko na właściwem miejscu i w stosownych rozmiarach z wypisaną" na każdym szczególe nazwą i przeznaczeniem. Jeśli do takiego mo­delu przyprowadzisz ucznia, uczącego się fizyki, i wszystko roz­bierzesz z nim i pokażesz szczegółowo, ów bawiąc się niejako, pojmie wszystko i teraz na tej podstawie zrozumie budowę swego ciała. Należy przeto sporządzić we wszystkich dziedzinach wie­dzy takie przyrządy unaoczniające (mianowicie podobizny rzeczy, których samych mieć nie można), by szkoły je miały w pogoto­wiu. A choć do ich sporządzenia potrzeba trochę nakładu i pracy, to jednak sowicie się opłaci.

Jeśli ktoś wątpi, czy można w ten sposób uzmysłowić wszystko i rzeczy duchowe i nieobecne (takie, które są czy dzieją się w niebie lub w piekle, albo w zamorskich krainach), niech pa­mięta, że wszystko z woli bożej tak zostało .urządzone, aby zga­dzało się z sobą, i skutkiem tego dadzą się zawsze rzeczy wyż­szego typu przedstawić za pośrednictwem niższych, nieobecne za pośrednictwem znajdujących się pod ręką, niewidoczne przy po­mocy widocznych' -'.

Tyle o dostarczaniu przedmiotów zmysłom; teraz kolej na światło, bez którego próżnobyś przedmioty nasuwał przed oczy. Tem światłem w nauce jest uwaga, z której pomocą uczący się wchłania wszystko przytomnym i otwartym niejako umysłem. Bo tak jak w ciemności i z zamkniętemi oczami nikt nic nie widzi, choćby miał daną rzecz luż przed oczyma, tak też jeśli do nie-uważającego będziesz coś mówił lub mu coś pokazywał, ominie to jego zmysły. Widzimy to u ludzi, którzy błądząc myślą gdzie-indziej, nie spostrzegają wielu rzeczy, jakie dzieją się w ich obec­ności. Jak więc kto w nocy, chcąc pokazać coś drugiemu, musi zaświecić światło i często je poprawiać, by jasno świeciło, podob­nie i nauczyciel, jeśli pogrążonego w ciemnościach niewiedzy ucznia chce oświecić znajomością rzeczy, będzie musiał przede-

1 fizyka oznacza przyrodę według słownictwa odziedziczonego po Arystotelesie.

2 Takie próby podejmował Komeński w Orbis pictus, oczywiście udar się nie mogły, por. na końcu w ilustracjach.

199


wszystkiem wzbudzić w nim uwagę, by wchłaniał naukę umy­słem żądnym wiedzy i otwartym.

Trzeba powiedzieć teraz o sposobie, czy metodzie takiego po­
dawania rzeczy zmysłom, aby wrażenie było silne. Wzoru można
tu doskonale zaczerpnąć z widzenia zewnętrznego. Tam, jeśli coś
ma być należycie widziane, konieczne jest, aby:

  1. umieszczono to przed oczyma;

  2. nie bezpośrednio lecz w należytej odległości;

  3. i to nie z boku lecz wprost przed oczyma;

  4. nie do góry nogami ani na ukos lecz wprzód zwrócone;

  5. aby wzrok obejmował najpierw całość przedmiotu;

  6. następnie przechodził kolejno poszczególne części;

  7. i to w kolejności od początku do końca;

  8. tak długo pozostając przy każdej części;

  9. aż uchwyci wszystkie odróżniające cechy.

Jeśli się tych warunków należycie przestrzega, widzenie do­konywa się prawidłowo, jeśli się choćby jednego z nich zaniedba, widzenie nie dokonywa się lub niezupełnie dobrze się udaje.

ROZDZIAŁ XXIX.

IDEA SZKOŁY ELEMENTARNEJ

Że całą młodzież obojga płci należy posyłać do szkół pu­blicznych, to wyłożyłem już w rozdziale IX. Teraz dodam, że całą młodzież trzeba najpierw posyłać do szkoły elementarnej. Przeciwnie Z e p p e r (1, Polit. Eccl.cap: 7)iAlsted (Scholastica cap. 6) radzą wysyłać do szkół elementarnych tylko dziewczęta I tych chłopców, którzy kiedyś oddadzą się rzemiosłom, natomiast chłopców, którzy z woli rodziców dążą do wyższego kształcenia umysłowego, posyłać nie do szkół elementarnych, ale wprost do ła­cińskich. Ale uzasadnienia, płynące z mego systemu kształcenia, zmuszają mnie do podtrzymania odmiennego zdania. A mia­nowicie:

1) Dążymy do powszechnego kształcenia wszystkich, którzy urodzili się ludźmi, we wszystkiem co ludzkie. Razem tedy należy

1 Komeński użył tu nazwy w łacińskim tekście: schola verna-
cula, to znaczy: szkoła w języku ojczystym (w przeciwieństwie
do I a ciń skie j), sam Komeński termin ten tłumaczył po niemiecku:
die gemeine Słaat- oder Dorfschule (prosta szkółka miejska lub wiej­
ska). Ze względu na jej ceł i program, możemy bez wahania nazwać
ją szkołą elementarną. Tłumacze niemieccy używają tu zwrotu:
szkoła ludowa, zdaniem naszem niewłaściwie,' Komeński bowiem rzu­
cił (pierwszy!) ideę niższego stopnia szkoły, obowiązującego dzieci
wszystkich stanów i warstw społecznych. Dopiero wiek XIX oka­
zał zrozumienie dla tak pojętej szkoły elementarnej. Argumenty, które
wyłożył Komeński, nie straciły jeszcze wagi ani świeżości.

2 Por. wyżej str. 313.

3 Wilhelm Zepper i Jan Henryk Alsted, teologowie kalwińscy
w Herbom (w księstwie Nassau), gdzie Komeński w latach 1611—1613
odbywał studja uniwersyteckie (Alsted był jego profesorem) i powziął
pierwsze idee swej dydaktyki.

200


ich prowadzić, dopóki razem prowadzić ich można, by się wszyscy wzajemnie kochali, pobudzali i zagrzewali.

  1. Chcemy, aby wszyscy zaprawiali się do wszelkich cnót,
    także do skromności, zgody i wzajemnej usłużności. To też nie
    należy ich przedwcześnie rozdzielać ani dawać niektórym z nich
    sposobności do tego, by sami w sobie znajdowali upodobanie, a in­
    nymi pogardzali.

  2. Wydaje mi się przedwczesnem około szóstego roku ży­
    cia chcieć już ustalić, kto do jakiego nadaje się zawodu, do nauki
    czy do rzemiosła; wtedy jeszcze nie zaznaczają się dostatecznie
    ani stopień uzdolnienia, ani skłonności ducha; i jedno i drugie
    lepiej ujawnia się później; podobnie jak w ogrodzie, które rośliny
    trzeba wyrzucić, a które pozostawić, nie możesz rozpoznać, póki
    młodziutkie, dopiero aż podrosną. I nietylko dzieci bogaczy i szla­
    chetnie urodzonych oraz urzędników rodzą się do takich godności,
    by dla nich tylko miała stać otworem łacińska szkoła, a inni mie­
    liby być bez nadziei całkiem odepchnięci. Wiatr gdzie chce wieje
    i nie zawsze zaczyna wiać w oznaczonym czasie.

  3. Czwartem uzasadnieniem jest dla mnie to, że celem całej
    mojej metody nie jest wyłącznie tylko język łaciński, owa po­
    wszechnie a nadmiernie umiłowana nimfa, lecz owa metoda na-
    równi szuka także drogi do rozwinięcia rodzimych języków
    wszystkich narodów (by wszelki duch coraz bardziej Boga chwa­
    lił); tego planu nie powinno się psuć tak dowolnem przeskakiwa­
    niem całego ojczystego języka.

  4. Po piąte: chcieć uczyć kogoś języka obcego, nim opanuje
    ojczysty, jest to samo, jakbyś chciał syna uczyć jazdy konnej, za­
    nim się chodzić nauczy. Tak więc jak Cicero twierdził, że nie
    może nauczyć przemawiać tego, kto nie umie mówić, tak — we­
    dług mojej metody — nie może nauczyć się języka łacińskiego,
    kto nie zna ojczystego, który ma być przewodnikiem w nauce
    tamtego.

  5. Wreszcie, ponieważ dążymy do wykształcenia rzeczowego,
    równie łatwo można udostępnić je uczniom w ogólnym zarysie
    przy pomocy książek, pisanych w ojczystym języku, a podających
    wyczerpująco nazwy rzeczy. Wtedy i łaciny łatwiej będą się uczyli,
    bo znając już rzeczy same, zastosowywać tylko będą nową ter-
    minologję, dodając w umiejętnem ustopniowaniu do poznania rze­
    czy od strony stwierdzenia: co..., rozważenie ich ze względu na
    ich: dlaczego...

Przyjąwszy nasze założenie co do podziału szkolnictwa na cztery stopnie1, tak określimy szkołę elementarną:

Celem i zadaniem elementarnej szkoły będzie, aby się mlo„~ dzież w czasie między rokiem szóstym a dwunastym (względnie

1 Stopień najniższy: szkoła macierzyńska; drugi — elementarna, trzeci — łacińska, czwarty — akademja.

201


trzynastym) nauczyła tego wszystkiego, co przez całe życie za­chowa swą użyteczność. A mianowicie ma się tu nauczyć:

  1. swobodnego czytania wszystkiego, cokołwiek wydruko­
    wano łub napisano w ojczystym języku;

  2. pisania, przedewszystkiem ładnego, potem szybkiego, wre­
    szcie poprawnego według zasad ojczystej gramatyki, które trzeba
    przystępnie wyłożyć i na ich podstawie przeprowadzić ćwiczenia;

  3. Uczenia przy pomocy cyfr pisanych i łiczydła w miarę
    potrzeby;

h) umiejętnego mierzenia w każdym wypadku długości, sze­rokości, odłegłości itd.;

  1. śpiewania wszelkich pieśni pospolitych, a zdolniejsi po­
    winni też poznać początki muzyki figuralnej;

  2. opanowania pamięcią większości psalmów i hymnów
    świętych, które są śpiewane w miejscowym kościele;

  3. prócz katechizmu dokładnej znajomości historji biblijnej
    i ważniejszych powiedzeń z Pisma Świętego, tak by je można po­
    wtarzać;

  4. pamięciowego opanowywania, rozumienia i stosowania
    w praktyce nauki o obyczajach, zawartej w prawidłach i objaśnio­
    nej przykładami, stosownie do pojętności dzieci w danym wieku;

  5. z zakresu ekonomji i polityki tyle powinny dzieci poznać,
    ile konieczne do zrozumienia tego, co w oczach ich rozgrywa się
    w domu i w państwie;

  1. winny znać w najogólniejszym zarysie dzieje świata, jak
    został stworzony, jak upadł i został odbudowany i jak nim po dziś
    dzień rządzi mądrość Boga;

  2. powinny też przyswoić sobie najważniejsze wiadomości
    z zakresu kosmografji, o sklepieniu nieba, kulistości ziemi zawie­
    szonej w pośrodku
    ', o oceanie wokół rozlanym, o rozmieszczeniu
    mórz i rzek, a częściach świata, o ważniejszych państwach Europy,
    a przedewszystkiem o miastach, górach i rzekach własnej oj­
    czyzny itd.;

  3. trzeba też, aby posiadały co najogólniejsze wiadomości
    o rzemiosłach, choćby po to, ażeby nie objawiały zbyt grubych
    braków w wiedzy o tem, co dzieje się w życiu ludzkiem; a i po to
    także, aby się później łatwiej ujawniło, ku czemu kogo naturalna
    skłonność najbardziej popycha.

Jeśli to wszystko zostanie należycie wyczerpane2 w owej szkole elementarnej, wówczas młodzież nietylko ta, która do ła­cińskich szkół przejdzie, ale i la, która rozprószy się w zajęciach

1 Komeński ze względu na Biblję nie przyjął teorji Kopernika, jakkolwiek uznał ją ówczesny świat naukowy. Wiedza przyrodnicza Ko-meńskiego była niewielka w porównaniu do zapału, z jakim domagał się nauk rzeczowych w wychowaniu.

8 Rzecz znamienna: Komeński nie znalazł miejsca w szkole ele­mentarnej dla nauk przyrodniczych.

202


praktycznych: rolnictwie, handlu i rzemiośle, nie stanie nigdy wo­bec niczego tak dalece nieznanego, czegoby nie zakosztowała już uprzednio w szkole. Wszystko, czemkolwiek każdy z nich będzie się zajmował w swym zawodzie, będzie tylko obszerniejszem wy­jaśnieniem lub szczegółowem rozprowadzeniem poznanych już przedtem rzeczy.

Do osiągnięcia tego celu wiodą następujące środki: 1) Ogól uczniów owej szkoły elementarnej, którzy przez sześć lat mają być w niej trzymani przy tych pracach, należy podzielić na sześć klas (o ile możności rozmieszczonych osobno, by sobie wzajem nie przeszkadzano);

2) Dla poszczególnych klas należy przeznaczyć własne książki, któreby wyczerpywały cały zakres wyznaczonego dla tej klasy ma-terjału, tak aby uczniowie, jak długo w tych szrankach pozostają, nie potrzebowali żadnych innych książek, a natomiast z ich po­mocą doszli niezawodnie do celu. Koniecznie muszą te książki wy­czerpywać cały zakres ojczystego języka, tj. wszelkie nazwy rze­czy, które dzieci stosownie do wieku są zdolne pojąć, wreszcie najważniejsze i najbardziej używane zwroty mowy.

Stosownie do liczby sześciu klas będzie też sześć takich ksią­żeczek, różniących się nietyłe treścią, ile formą. Wszystkie bowiem wszystkiem zajmować się będą, lecz każda poprzednia podawać będzie wiadomości ogólniejsze, bardziej znane i łatwiejsze, na­stępna zaś skieruje umysł ku rzeczom bardziej szczegółowym, mniej znanym i trudniejszym; albo też przyniesie nowy sposób rozważania tych samych rzeczy, który dostarczy umysłom no­wych rozkoszy.

Należy przytem i to mieć na oku, że tutaj musi być wszystko dostosowane do umysłowości dzieci, które z natury swej lgną do tego, co przyjemne, dowcipne i wesołe, a wzdrygają się przed tem, co poważne i surowe. Aby przeto mogły się wyuczyć rzeczy po­ważnych, które im kiedyś poważnie przydać się mają, i to nauczyć się łatwo i w sposób miły, należy wszędzie łączyć pożyteczne z przyjemnem, aby w len sposób pociągały je stale owe ponęty i doprowadzały tam, dokąd chcemy.

Książki szkolne winny też być zaopatrzone w tytuły, pocią­gające młodzież miłem brzmieniem, a zarazem zręcznie wyraża­jące całą ich zawartość. Przypuszczam, że zaczerpnie się ich z róż­nych ogródków, rzeczy najmilszych, jakie dzieci posiadają. Po­nieważ zaś szkołę przyrównywa się do ogrodu, niech tedy książka klasy pierwszej nazywa się Violarium (grządka fiołków), drugiej: Rosarium (ogród róż), trzeciej: Viridarium (trawnik zielony) itd.

Następnym postulatem będzie łatwa metoda udostępnienia tych książek młodzieży: ujmujemy ją w następujące zasady:

203


  1. Nie powinno się więcej godzin przeznaczać na naukę pu­
    bliczną jaK cztery, dwie przed, a dwie po południu. Pozostałe mogą
    być z korzyścią użyte na. zajęcia domowe lub jakieś godziwe roz­
    rywki.

  2. Ranne godziny poświęcić należy na kształcenie umysłu
    i pamięci, popołudniowe zaś na ćwiczenie ręki i głosu.

  3. W rannych przeto godzinach ma nauczyciel przeczytać
    wśród ogólnego skupienia przeznaczony na tę godzinę materjal,
    odczytać go raz jeszcze, a jeśliby wymagał jakichś wyjaśnień,
    objaśnić go jak najprzystępniej, tak aby dla uczniów nic nie zostało
    niezrozumiałe . Następnie każe im samym po kolei odczytać go
    tak, że równocześnie, gdy jeden z nich czyta głośno i wyraźnie,
    inni, patrząc w swoje książki, za nim podążają. Jeśli się to będzie
    robiło przez pół godziny czy dłużej, zdolniejsi będą już mogli pró­
    bować powtórzenia bez książki, a wkońcu potrafią to nawet
    i słabsi. Ustępy te bowiem będą króciutkie i dostosowane do go­
    dzinnego okresu czasu i do dziecięcej zdolności pojmowania.

  4. Należy to lepiej jeszcze utrwalić w godzinach popołud­
    niowych, w których chciałbym, by nie uczono niczego nowego, lecz
    powtarzano ten sam- materjał i to po części, przez przepisywanie
    tychże drukowanych książeczek, po części zaś przez współzawod­
    niczenie w tem, kto prędzej od innych zapamiętał i powtórzy, co
    przedtem przerabiano, lub też kto bieglej i ładniej pisze, śpiewa,
    liczy itd.

1 Tu Komeński zawodzi nasze nadzieje. Krytykował ówczesną praktykę szkolną, w której nauczyciel zajmował się tylko jednym czy dwoma uczniami, nie umiejąc równocześnie wszystkich skupić około siebie. Obecnie gay był zmuszony rozwiązać tę trudność, każe nauczy­cielowi tylko czytać raz i drugi, a potem nadzorować czytanie klasy. Słabą stroną dydaktyki Komenskiego jest dążność do zmechanizowa­nia czynności nauczyciela.

204




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
XX materiały do ćwiczeń z historii wych 2
XX - materiały do ćwiczeń z historii wych. 3
Historia Polski XX wieku Materiały do egzaminu historia polski XXw wykład! 11 12
Historia Polski XX wieku Materiały do egzaminu Historia egzamin
Historia Polski XX wieku Materiały do egzaminu historia polski XXw 12 12
Historia Polski XX wieku Materiały do egzaminu HISTORIACWICZENIA
Historia Polski XX wieku - Materiały do egzaminu, HISTORIA POLSKI XX w, HISTORIA POLSKI XX WIEKU
Historia Polski XX wieku Materiały do egzaminu historia polski XX wieku 12 2012
Enzymologia materiały do ćwiczeń
Materiały do ćwiczeń z geologii
Materiały do ćwiczeń nr 1
Materiały do cwiczenia nr 5
Materiały do ćwiczeń nr 2
Materiały do ćwiczeń z geologii te co umieć
Materialy do cwiczen, biochemia
materialy do cwiczen 1, Studia FIR, Podstawy zarządzania
hist-wer2, Powtórzenie z historii - wersja II, „Powtórzenie materiału do egzaminu z HISTORII G
Materiały do cwiczenia 10

więcej podobnych podstron