Taniec z figurami
Zima mija, śnieg topnieje i wyłażą spod niego stare brudy. W polityce podobnie. Póki trwała miażdżąca sondażowa przewaga SLD, opozycja ograniczała się do zgodnych postękiwań. Ledwie pojawia się perspektywa powrotu do władzy, rusza znowu chocholi taniec. Ze wszystkimi figurami przećwiczonymi w niezliczonych koalicjach i konwentach, w których przez 12 ostatnich lat integrowała się polska centroprawica.
Figura pierwsza: bronimy swoich. Platforma Obywatelska sięgnęła w sondażach 30 proc., zdaniem komentatorów, głównie dzięki działalności Jana Marii Władysława (zaczynam się już w tym gubić) Rokity w komisji rywinowej. Jest to kapitał dość chwiejny i można go przegrać w kilka tygodni, jeśli JMWR zamierza nadal pokazywać, że - tak samo jak Millerowi - bliższy mu aparat niż wyborcy. Układ warszawski jest starszy niż Platforma, urodziła go jeszcze nieboszczka UD, dziedziczyły KLD i UW, a jeśli Platformę diabli wezmą, pójdzie choćby do Samoobrony. Jego sprawki są znane od dawna, a znalezienie dokumentów z podpisami konkretnych osób i wskazanie, kto na przekrętach zyskał i ile, jest już w zasięgu ręki. Nie wystarczy wyrzucenie z partii nikomu nie znanej pani z piątego szeregu i powtarzanie mantry wszystkich aferzystów III RP, iż trwa polityczna nagonka, motywowana frustracją i zawiścią. Jeśli szef PO usiłuje zbyć dziennikarzy, że to lokalna afera (a Starachowice były ogólnopolskie), to nie wychodzi na głupka - wychodzi na kogoś gorszego. Jeśli drugi z szefów partii plecie, że on jest z prowincji i co się dzieje w Warszawie, wiedzieć nie musi, to wszystko jest w porządku, pod warunkiem, że jego nazwisko zostanie z rankingów prezydenckich przeniesione do rankingu kandydatów na burmistrza Kościerzyny.
Figura druga: nie jesteście dość nieprzejednani. Z jakiegoś powodu, wbrew wszelkim wynikom badań i wyborów, polska prawica uważa, że społeczeństwo składa się z radykałów i premiuje tego, kto najgłośniej przeciwstawia się w czambuł wszystkiemu. W istocie jest odwrotnie: przeciętny Polak lubi ciepłe kluchy, nie znosi, kiedy politycy się kłócą, chciałby, żeby wszyscy żyli w zgodzie, jeśli już nie władza z opozycją, to przynajmniej potencjalni koalicjanci. Nie dociera to nijak do prawicowych mózgów, króluje w nich zasada: najważniejsza jest wyrazistość (chętnie nazywana „wiarygodnością”). Wyrazistość vel wiarygodność polega na tym, żeby na każdym kroku podkreślać tę kwestię, w której się idzie dalej od potencjalnych koalicjantów i żądać od nich, czyniąc z tego warunek współpracy, żeby się ugięli i doszlusowali. Dla przykładu - LPR z nikim nie będzie rozmawiać, dopóki nie założy on wora pokutnego i nie przeprosi na klęczkach, że dotąd nie był wystarczająco nieprzejednanym wrogiem Unii Europejskiej (z jakiegoś powodu LPR nie żąda przeprosin od Papieża, może to niedopatrzenie - zwracam uwagę). Jarosław Kaczyński uznał ostatnio za probierz prawicowości pryncypialny sprzeciw wobec planu oszczędności budżetowych Hausnera i na poszturchiwania LPR odpowiedział zarzutem, że tamci „rozważają poparcie” dla owego planu, co samo w sobie uważa za zbrodnię. Szereg poważnych ludzi znających sytuację polskiego budżetu i wiedzących, jakie wrażenie na rynkach finansowych zrobi odrzucenie planu Hausnera, jeśli dotąd wahało się, że może jednak polska prawica troszkę zmądrzała, to już się nie waha.
Figura trzecia: konkurs cudotwórców. Po Kołodce i Lepperze trudno, co prawda, wymyślać nowe cuda, ale można przynajmniej powtarzać stare. Wspomniany już Kaczyński przypomniał sobie w telewizji o rezerwie rewaluacyjnej NBP, - Giertych przygotował projekt specjalnego „podatku solidarnościowego” od banków ? (co nie przeszkadza mu obiecywać polskim przedsiębiorcom tanich i dostępnych kredytów - gratulacje), nawet Rokita kupił, lepperowską retorykę, że plan Hausnera „uderza w najbiedniejszych”.
Figura czwarta: swoje chłopaki z PSL. W sytuacji, gdy SLD jest wrogiem z tradycji, a reszta prawicy - wrogiem faktycznym, pożądanym sojusznikiem nieodmiennie staje się PSL. Oni czegoś nie są komunistami, od nich nie wymaga się szacunku dla pryncypiów, nie przeszkadza prawicy, że PSL gotowe jest za stołki zrobić wszystko i każdemu. PSL w sondażach ledwie wchodzi do sejmu, ale łaszenie się do zielonego trupa trwa.
Dość wyliczania następnych figur, nasi chłopcy dobrze je znają. Zapomnieli chyba tylko o jednym - że figurą, która zawsze ten ich taniec kończy, jest zbiorowe i bolesne klapnięcie na dupę.
11 lutego 2004