RASIZM I ORTOGRAFIA
/.../Prof. Cywiński stwierdza, że dotychczas obcy mu był rasizm we wszelkiej jego postaci.
„Ale pod wpływem dziejów ostatniej reformy ortograficznej dokonała się we mnie radykalna zmiana. To nie przypadek, sądzę, że w tej reformie pierwsze skrzypce wzięli w swe ręce ludzie obcego pochodzenia. Zaczynam myśleć poważnie, że słusznie Mickiewicz doszukiwał się wpływów rasy nie tylko w Klaczce, ale też w takim, powiedzmy, Goszczyńskim. Że Słowacki biadał: »Strach ilu śród nas jest ruskich«. Że Wyspiański narzekał na nieopatrzną i powierzchowną asymilację, która sprawia, że »wytwarza się tłum ludzi obojętnych dla naszego narodowego społeczeństwa«.”
Boć to zważmy. Taki Nitsch neguje wpływ pisowni na wymowę: twierdzi, że dla jego ucha, rzekomo polskiego, nie brzmi obco, dajmy na to, imię Tintoretto. Taki Szober oświadcza mi w żywe oczy, że ja, ja! też nie wymawiam dźwięcznego h w takim wyrazie, jak: hrabia. A gdym mu kilka razy powtórzył: hrabia, hrabia, lojalnie mi się przyznał, że pierwszy raz w życiu usłyszał ten dźwięk. (Dziś tenże Szober planuje wydać Słownik ortoepiczny, tzn. słownik wymowy. Można sobie wyobrazić, jak tam mowa polska będzie wyglądać.) Taki Lehr pogardliwie odzywa się o społeczeństwie polskim, że ono da sobie wszystko narzucić. Nie zna go i lekceważy. Taki Kleiner używa niepomiernych wysiłków, by zdyskredytować religijność Słowackiego, której nie rozumie. (Porównej np. nawskróś przewrotną interpretację wiersza „Wiesz Panie, iżem zbiegał świat szeroki...").
Oto właśnie czterej najczynniejsi członkowie Komitetu Ortograficznego!
„Wiem, że tego rodzaju pół-cudzoziemcy wnoszą do naszej polskiej kultury niektóre cechy, których nam brak: pracowitość, systematyczność. Toteż jeśli się ograniczają do roli nie twórczej, tylko przetwórczej i formalnej, jak to robili Linde, Estreicher, Finkel, Brückner — są nieocenieni. Wiem również, że posiadają nieraz bardzo cenne cnoty indywidualne, ale to wszystko nie zmienia tego faktu, że ludzie ci jakże często nie są zdolni zrozumieć i odczuć psyche narodowej polskiej i gdy się bezpośrednio do niej zabiorą, przy najlepszych zresztą chęciach, szkodę jej tylko przynoszą.”
1937-08
ROLA PEN-CLUBÓW. Istniało od dawna podejrzenie, że obiektywizm i bezstronność, jaką się legitymują organizacje Pen-Clubów, to zwykły trick taktyczny. Że w gruncie rzeczy jest to organizacja opanowana przez żywioły lewicowe i międzynarodówkę żydowską, która wyzyskuje zebrania literackie dla przeprowadzania swoich celów. Tegoroczny zjazd Pen-Clubów w Paryżu rozwiał ostatnie wątpliwości i złudzenia, jakie można by jeszcze mieć w stosunku do tej organizacji. Na zjeździe tym (Polskę reprezentował Jan Parandowski oraz nieoficjalnie Antoni Słonimski) sporo czasu zajęło omawianie sprawy żydowskiej, nastrojów antysemickich w wielu krajach Europy, a między innymi i w Polsce. Mówił o tym specjalny referent Pen-Clubu żydowskiego, mówił również o antysemityzmie w Polsce Słonimski. Tę część zjazdu literackiego należy postawić w jednym rzędzie z akcją Żydów angielskich, domagających się od rządu Wielkiej Brytanii interwencji w Polsce, oraz Żydów amerykańskich, którzy podobną propozycję czynią natrętnie rządowi Stanów Zjednoczonych. Międzynarodówka żydowska mobilizuje się, obrzucając Polskę bezmyślnymi i pozbawionymi podstaw zarzutami. — Przy tej okazji chodzi jednak o wyraźne stwierdzenie, że organizacja literacka Pen-Clubów staje się coraz bardziej i coraz wyraźniej organizacją polityczną, narzędziem w rękach międzynarodówek. Założycielu Pen-Clubów, organizacji zbratania ludzi pióra, G. K. Chestertonie, cóż uczyniono z twego pomysłu!