Sok czy sałatka
Marzy nam się społeczność, w której każdy byłby dla innych wszystkim.
Nie tak jak jabłka, z których każde, chociaż na jednej jabłoni, samo sobie wystarcza, a tylko słońce świeci dla wszystkich.
I nie tak jak rozmaite owoce wrzucone do jednego koszyka; są różne, stykają się ze sobą, ale nie łączą.
Próbuje się więc tworzyć społeczności mieląc wszystko w młynku czy miażdżąc jak owoce w sokowirówce, ze skórką i pestkami. Powstaje sok jednolity i bogaty w witaminy, lecz poszczególne składniki tracą indywidualność.
Mówi się, że takie skutki osiągano w pewnych dawnych zakonach. Dziś też podobny ideał przyświeca niektórym organizacjom masowym: nie sposób w nich odróżnić świeckich od duchownych, małżonków od samotnych.
Czy jest jakieś lepsze rozwiązanie? Jest! Sałatka. Każdy owoc - gruszka, jabłko, banan czy ananas - pozostaje sobą, zachowuje własny smak, wzbogacony smakiem innych.
Ale pod jednym warunkiem: wielkie dorodne owoce muszą w duchu ewangelicznej pokory zgodzić się z tym, że będą pokrajane na cztery, pięć czy dziesięć kawałków.
Tylko najskromniejsze, najmniejsze, pozostaną całe: wiśnia, winogrono, porzeczka.