świetlicki


Aha

Aha, gotuję z miłości, sieję popiół

wszędzie dokoła, gotuję niezdarnie

ten, który śpiewa, jest tym, który kocha

i to, że smutno śpiewa, wcale nie jest ważne

ten, który śpiewa, ciągle zmartwychwstaje?

Dom

Gdy skończą się przyprawy, sól i pieprz,

kiedy wszelkie wysiądą urządzenia

i prąd wyłączą ostatecznie, kiedy

pająk mi dotyka gardła pajęczyną,

wtedy dom już nie będzie domem,

klucz się zagubi w odmęcie na zewnątrz.

A gdziekolwiek się pójdzie, zawsze

droga powrotna to będzie.

Świat nie ma ramion, nie ma ciepłego oddechu,

świat nie śpi, nie śni. Cokolwiek snem było,

było domem.

FALSTART

Tym tylko jestem, co powiedzieć zechcę.

(pomiędzy Starym i Nowym

Testamentem jest

szczelina, tam mieści się sens)

(nie chciałem

tego mówić)

Okrutny poniedziałku!

Neil Young z Crazy Horse

grają piosenkę Like A Hurricane w ciemnościach.

Zawsze trzeba zostawić jakiś dobry numer

na koniec.

Filandia

Nigdy nie będzie takiego lata

Nigdy nie będzie takiego lata

Nigdy policja nie będzie taka uprzejma

Nigdy straż pożarna nie będzie tak szybka i sprawna

 

Nigdy papieros nie będzie taki smaczny

A wódka taka zimna i pożywna

Nigdy nie będzie tak ślicznych dziewcząt

Nigdy nie będzie tak pysznych ciastek

Reprezentacja naszego kraju nie będzie miała takich wyników

Już nigdy, nigdy nie będzie takich wędlin, takiej coca-coli

Takiej musztardy i takiego mleka

Nigdy nie będzie takiego lata

 

Słońce nie będzie nigdy już tak cudnie wschodzić i zachodzić

Księżyc nie będzie tak pięknie wisiał

Nigdy nie będzie takiej telewizji

Takich kolorowych gazet

Nigdy nie będziesz dla mnie miła taka

Nigdy ksiądz nie będzie mówił tak mądrych kazań

Nigdy organista tak pięknie nie zagra

Nigdy Bóg nie będzie tak blisko

Tak czuły i dobry jak teraz

 

Nad horyzontem błyska się i słychać szczęk żelaza

Nigdy nie będzie takiego lata

Gotowanie

Woda. Zawrze. Wrzuć. Posól.

Dwadzieścia minut. Pociąć.

Zalać jogurtem. Cukier.

Kilkanaście kryształków. Ćwierć łyżeczki soli.

Do lodówki. Tymczasem. Rzucić szpinak. Spojrzeć

na ryż. Trzy ząbki

czosnku zgnieść. Sól. Pieprz. Tyle wszędzie soli.

Tyle wszędzie. Pomodlić

się, by jej nie było za wiele. Ale bez niej też źle.

I gdybym umiał, gdybym umiał płakać!

I wykonuję setkę obraźliwych gestów.

W stronę.I robię obiad i go jeść nie będę.

Robię, bo trzeba robić.

Henryk Kwiatek

Henryk Kwiatek przyjaźnił się z gościem ze świętego obrazu.

To był jedyny facet, z którym mógł to robić.

Wracał do domu- zaparzał herbatę,

a wtedy święty obraz doń z obrazu schodził.

I rozmawiali. Henryk Kwiatek mówił

o wszystkim, co mu się zdarzyło tego dnia a święty

milczał i świętymi oczami na Henryka patrzył.

Henryk Kwiatek przyjaźnił się z gościem ze świętego obrazu.

Bo z kim się miał przyjaźnić? No przecież nie z księdzem,

co raz do roku po kolędzie chodził.

Bo z kim się miał przyjaźnić? Przecież nie z listonoszem,

co raz na miesiąc mu rentę przynosił.

 

Henryk Kwiatek...

 

Henryk Kwiatek przyjaźnił się z gościem ze świętego obrazu.

Któregoś dnia wrócił z miasta- zaparzył herbatę.

A obraz zszedł z obrazu i usiadł przy stole,

a listonosz nie przyszedł i renty nie przyniósł.

Następnego dnia także listonosz nie przyszedł.

Henryk Kwiatek co chwilę do swych drzwi podchodził.

Minął tydzień czekania- listonosz nie przyszedł.

Henryk Kwiatek do gościa z obrazu powiedział:

-Ja dotychczas nie chciałem niczego od ciebie.

Wiem doskonale, że ty możesz wiele.

Ja do tej pory niczego od ciebie nie chciałem,

więc teraz o pożyczkę chcialbym cię poprosić.

 

Henryk Kwiatek...

 

Święty gość długo milczał i patrzył świętymi

oczami na Henryka- Henryk Kwiatek znowu

poprosił o pożyczkę. A gość palec uniósł,

popatrzył na Henryka i powiedział:

                                                              -MIŁOŚĆ...

 

Teraz kamera opuszcza mieszkanie

i widać blokowisko przeraźliwie czarne

i widać czarne niebo- i na niebie czarnym

WIELKIE I BLADE PRZERAŹLIWIE SERCE.

Kochanie

Kocham cię, kocham. Obsesyjna mantra,

na którą Bóg uprzejmie reaguje, a i

- a i ludziom świeckim podoba się całkiem.

*

Kocham cię. Łatwiej dostaniesz kanapkę.

Łatwiej się wymigujesz. Obsłużą cię łatwiej,

jeżeli powiesz: kocham, kocham cię.

*

Kocham cię. Nawet jeżeli zabijesz

i staniesz nad zwłokami- i powiesz: kocham cię,

to lżej jest, lżej ci. Kocham cię.

*

Kocham cię- mówię.

Wraca świat.

Śpi ze mną.

Lalka Tadzika

Spisane ze słuchu. Na koncertach tekst jest często zmieniany.

otóż tadzik ma lat ponad czterdzieści

i naturalnie jest kibicem legii

tadzik

otóż tadzik ma lat ponad czterdzieści

i naturalnie jest kibicem legii

a także ma jakieś hobby

gdyż każdy mężczyzna jakieś hobby mieć musi

tadzik

otóż tadzik w stanach zjednoczonych

w krótkiej kolekcjonerskiej serii

kupił za pieć tysięcy dolarów

kupił za pieć tysięcy

lalkę

ta lalka to jest himmler

ta lalka to jest himmler

mieszka w domku dla lalek

który tadzik nazwał reichstag

tadzik

tadzik nabył dla lalki mundurek

mundurek na wizytę

w obozie koncentracyjnym

kupił również mundurek

na polowanie

kupił również mundurek

na wizytę u führera

a także nabył dla lalki piżamkę

z malutką swastyczką na kieszonce

tadzik

tadzik ma hobby

dzwoni roman

dzwoni roman do tadzika

słuchaj tadzik

mam krawca pod lidzbarkiem warmińskim

on uszyje dla mnie mundur hitlerowski

zaprojektowany w kwietniu czterdzieści pięć

projekt nigdy nie zrealizowany

tadzik

tadzik i roman nigdy nie byli w wojsku

i naturalnie brzydzą się przemocą

tadzik i roman nigdy nie byli w wojsku

i naturalnie brzydzą się przemocą

tadzik przebiera himmlera w piżamkę

kładzie spać

wcześniej jeszcze odbiera defiladę

plastikowych gestapowców

tadzik

tadzik kładzie himmlera do łóżka

w piżamce ze swastyczką

tadzik

a potem sam zasypia

i śni mu się stalingrad

sam zasypia

i śni mu się stalingrad

sam zasypia tadzik

i śni mu się stalingrad

tadzik

śni mu się stalingrad

Leżenie

A może jestem po prostu potworem,

potworem na wakacjach?

Na plaży leżę w ciemnych okularach,

w praniebo patrzę.

*

W praniebo patrzę, jego majowego

prablasku byłbym nie zniósł, gdyby nie wakacje.

Nie zniósłbym blasku, kryje się zazwyczaj

przed nagonką w ciemnicach.

*

Tu jest najjaśniej. Tu, pod pralatarnią.

Jestem potworem na wakacjach.

Całuję jasne widziadło w prasłońcu.

Uszczypnij mnie, uszczypnij- mruczę do widziadła.

Manifestowanie

- Gazetę

na twarz świata

- i jazda!

***( i gładka)

...i gładka, głośno kochająca się dwójca,

dwie jaskinie wzajemnie się pochłaniające,

dwa kościoły doszczętnie wypełnione Bogiem...

***(blachy liści)

Blachy liści na blachę ziemi.

Myszy liści po zwiędłych myszach.

Chłód.                   Chłód.

Już krwawe szmaty wgrzebane głęboko.

Świeży zimowy jasny w dłoni nóż

*** (Budząc się z ręką)

Budząc się z ręką złożoną spokojnie

na genitaliach, w żadnym grzesznym celu,

spokojnie i niewinnie, przysłuchujac się

urojonemu deszczowi i znajdując w nim

jeden cienki i głośno mamroczący głosik

powtarzający mojotwoje imię,

zagłuszany przez dżunglę, w chwilę potem znowu

wyraźny i natrętny - bardzo mocno wierzę,

że już się obudziłem, a jeśli już nie śpię,

to to, co słyszę, pewnie dziś się ziści.

Budząc się i nie wiedząc, czy ktoś przy mnie leży,

nie poszukując nikogo, nie sprawdzając, czekam

aż się ze zgiełku ciemności wynurzy

ręka i dotknie, nawet jeśli bywasz

niemożliwie daleko, poza granicami

rozsądku, upiornie na zewnątrz,

to tak się stanie, bo tak się stawało

zawsze, a to nie pamięć, to jest wiedza,

pewność, konieczność, skoro mam płeć i

jestem sennie gorący - to dziś się to ziści.

Więc nie masz twarzy. Musisz się pogodzić

z tą sytuacją. To za każdym razem

jest jednakowo silne. To za każdym razem

jest jednakowo martwe. Urojony deszcz

zamalowuje podwórze na nieco ciemniejszy

odcień szarości. Jednocześnie zjawia

się zjawa słońce - więc kolory, zdaje

się, pozostają jednakowe. Całkiem

anonimowa historia, tu nikogo nie ma,

wymięta pościel z szybko znikającą

plamą o kształcie ciała i otwarte okno.

***(cały pokój...)

Cały pokój jest obwieszony Marcinami.

Przynajmniej raz w tygodniu wieszam jednego Marcina.

Mgła wisielcowa jest prawie tak gęsta,

jak chmura papierosowego dymu.

Ten- bo nie chciał. Tamten- bo nie umiał.

Tamten- bo go zmęczyło. Tamten- bo nie wierzył.

Obracają się w rytmie kłótni za ścianami

i nic nie znaczą. Najważniejszy- nowy

Marcin wisi pod lampą, wciąż podnoszę głowę

i robię straszne miny w jego stronę, wierząc,

że skoro drży- to wstyd mu tego, że tak

czeka i że nie umie czekać, że czeka jak dziecko

na Gwiazdkę, czeka na kobietę,

która przyjdzie, na pewno przyjdZie, wszystko się odbędzie

tak jak zawsze, jak zawsze, z jakimiś małymi

niespodziankami, te się również zawsze

zdarzają. Wisi Marcin, drży, obraca się.

Wieczór. Gwałtownie wschodzi żarówkowe słońce.

Żyję dłużej niż wszyscy młodo zmarli poeci.

Żyję dłużej niż wszyscy młodo zmarli poeci.

...ska

Dlaczego twój niepokój tak obraca się wokół wyrazów:

niepodległość - wolność - równość - braterstwo - Polska

od morza do morza - bezrobocie - podatki - Gazeta Wyborcza?

Czy nie wiedziałeś, że są to małe wyrazy?

Czy nie wiedziałeś, że są to wyrazy najmniejsze?

Dlaczego właśnie o nie zahacza twój język?

Czy nie wiedziałeś, że tym wszystkim rządzi ta szczupła dziwka,

ta którą kochasz a raczej masz na nią ochotę?

która wybiera sobie tego, którego akurat ty nienawidzisz?

Który znęca się nad nią i wbija w nią gwoździe?

Przez nią siedzisz w więzieniu! Przez nią jesteś głodny!

Przez nią!

1 KWIETNIA, WIĘGROWIEC, POLSKA

obudzony. Od razu wplątany

w sprawy jeziora. Kilka godzin przed

świtem. Prawdopodobnie. A jezioro już

żyje, oddycha, wysyła łabędzie,

żeby go sobie obejrzały: cień

w ciemnościach szukający drogi

na ludzki dworzec. Zbudzony. Zgubiony.

Z ciemnej ziemi startują pierwociny traw.

Po omacku. I po co? Bez siebie, bez czasu.

Czas tak bardzo przestrzenny się okazał, że aż

jest niewidzialny. Zgubiony w ciemnościach.

Obudzony. I po co? A gdyby wciąż nosił

zegarek, który dostał na Komunię Świętą,

gdyby się w odpowiednim czasie wpisał do harcerstwa

i miał kompas, i umiał należycie się

posługiwać kompasem

 

                                      -- nie byłoby go tu.

24 grudnia

Wrócił do domu. Stanął u podnóża schodów.

Pomyślał: oto właśnie wróciłem do domu.

Zmęczony każdą przeszłą chaotyczną

podróżą, tymczasowścią poduszek, miłości.

Zmęczony wojną, która usiłuje

go w siebie wciągnąć. Zmęczony każdą ziemską władzą.

Wrócił do domu. Jest wcześnie. Śpią jeszcze.

Czy aby nie umarł? Byłoby to smutne

banalne zakończenie. Są, żyją. Na pewno.

Dojrzał choinkę, nagą i zieloną

na podwórku. Papierosa? Tak.

Wrócił. Kto teraz śpi w jego pokoju?

Jego pokoju? Jego? Zamienił swój pokój

na obce miasto. Obce miasto śpi tam.

Wrócił do domu. Stanął u podnóża schodów

w blasku, w nagłej kolędzie.

79´

Oczywiście, że nie ma miłości..

Nie ma i nigdy nie było.

Nawet to cośmy robili.

W żadnym

calu nie zahacza o miłość.

Oczywiście, że nie ma miłości..

Pomyliłem się, pomyliłem się..

Oczywiście, że nie ma

miłości..

Można już odetchnąć, można wetchnąć..

resztki swojego

ciepła..

..w resztki ciepła świata.

Anioł Trup

Ja jestem przemoc! ..ale gniję.

Serce jest plamką na mózgu. Powietrze piję jak krew.

Jestem niewyraźny jak gdyby napluty.

Wykonuję takie ruchy jakbym grał na skrzypcach.

Zawsze chciałem być, zawsze chciałem być..

..żebrakiem.

Bo, Ty jesteś anioł. Ja jestem trup.

Ty jesteś anioł. Ja jestem trup.

Ty jesteś prawda. Ja jestem gówno prawda.

Ty jesteś anioł. Ja jestem trup, ja jestem trup.

Bo, Ty jesteś anioł. Ja jestem trup.

Powiedz jak rozmawiają ciała eteryczne z ciałami umarłych.

Ty jesteś czysta. Ja jestem po dwudziestu rozwodach.

Ty jesteś anioł. Ja jestem trup.

Więc możesz sobie pójśc z tym nieznajomym mężczyzną.

To być może jest.. Jezus Chrystus.

On uwielbia takie podstępy. Idź i nie przepraszaj.

Wszystkie banknoty jakich dotykałaś do tej pory, są w Twoim posiadaniu.

Wszystkie światła jakie widziałaś zapłonęły nad tobą.

Idź i nie przepraszaj!

Bo, Ty jesteś anioł. Ja jestem trup.

Ty jesteś anioł. Ja jestem trup!

Baczność

Skończyło się dzieciństwo. Baczność! - mówi Pani.

Skończyło się! - od teraz będziemy chadzali

czwórkami. Lub parami. Już się nie schowamy.

Już będziemy zmuszeni głosować. I tańczyć

wszystkie przedziwne narodowe tańce.

Będziemy jednym ogromnym różańcem.

Skończyło się dzieciństwo. Baczność! - mówi Pani.

Wszyscy wejdziemy przez Europę do

supermarketu-katedry, tam Prezydent czeka

oraz czeka tam na nas przemiła Autorka

naszego podręcznika. Wszyscy zaśpiewamy

piosenkę napisaną przez to cudne Państwo.

Skończyło się dzieciństwo. Baczność! - mówi Pani.

Napiszemy felieton do kolorowego

pisemka. To doprawdy jest

zajęcie dla prawdziwych mężczyzn. I poprowadzimy

telewizyjny program kulturalny.

Mieliśmy tonąć, jednak utrzymamy

się na powierzchni. I skończyło się

dzieciństwo. Baczność! Już skończyło się.

Więc wywalczmy sobie dostęp

do ciepłych zagranicznych mórz i internetu.

Stworzymy jedną supersprawną zgodną

sieć komórkową. Baczność! Lepsze papierosy,

lepszy alkohol. Wciąż lepsze i lepsze

podpaski i pampersy, samochody, proszki.

Na zajęciach rytmiki zapoznamy się

z muzyką techno. Kiedy patrzę w twoje

oczy - to się jak akwizytor czuję, mały,

przegrany, próbujący kupę śmiecia sprzedać

nikomu. Jeśli jesteś - przyślij mejla. To jest

najgorsza rola - akwizytor, który

wciska śmieci nikomu. Jeżeli istniejesz -

to przyślij esemesa. Mogę być ci wierny.

Nic mi nie pozostało. Bo skończyło się.

Kulę i bolę się.

Białe przepaście

Białe przepaście

Gdybyś coś

naprawdę kochał

lub był przywiązany

- naprawdę: nie byłoby ich

Ręce i stopy są pełne spadania

- co trzyma mnie za język?

Bolenie

Zdrowy mężczyzna, piękny czwartek.

Chociaż z przyszłości spoglądają raki.

Zdrowy mężczyzna. Wypoczęty. Chociaż

nie spał tej nocy. W ścianę patrzył,

jakby chcąc jakiś ekran w ścianie umiejscowić.

On nie jest w miejscu, w którym dzisiaj miał być.

Patrzy przez okno, jakby chcąc za oknem

zobaczyć rozwiązanie, zanim wszystko się

samo rozwiąże. Rozwiązuje się

bezustannie. Rozwiązane armie.

I rozwiązane związki krwi.

Zdrowy mężczyzna, piękny czwartek.

Nie jestem w miejscu, w którym obiecałem

być, bowiem boli. Niewypowiedzianie

niewypowiedzianie boli. Nigdzie nie pojadę,

bo boli. I nie o szesnastej,

ani godzinę później. Bowiem boli. Nie odeślę i

nie odbędę. Gdyż boli. Będę zajęty czym innym

- boleniem. Bowiem boli. Nie przestanie i ja

nie przestanę. Bo nakręcam się.

I przeciwbóle gromadzę na później.

Kłamanie

- dla Brylewskiego -

Kłamie poranek.

Kłamie alkohol.

Kłamie saksofon.

Trolejbus kłamie.

Wielka zdrada.

Wielka zdrada.

Zostaliśmy sami.

I tylko

umarły

nie kłamie.

Brejkanie

Dzisiaj -

dzisiaj dostałem list od Papieża.

Pisze -

pisze, że jestem niezły.

Dzisiaj -

dzisiaj dostałem list od Papieża.

Pisze -

pisze, że we mnie wierzy.

Brejkam wszystkie rule.

Brejkam rule.

Jutro -

jutro wyzwoli nas Armia Radziecka.

Niemców -

Niemców uwielbiam od dziecka.

Brejkam wszystkie rule.

Brejkam rule.

Miłość -

miłość prosto w oczy.

Miłość -

miłość prosto w serce.

Miłość w jaja.

Brejkam wszystkie rule.

W Babilonie.

Brejkam wszystkie rule.

Za pieniądze.

Chwalę imię Pana.

W Babilonie.

Chwalę imię Pana.

Za pieniądze.

Wasze - czyste - niezależne

- pieniądze.

Żona.

Dzieci.

Dom postawić.

W Babilonie.

Żona.

Dzieci.

Wanda.

Mieczysławek.

Halina.

Brejkam rule.

W Babilonie.

Wasze - czyste

- niezależne pieniądze.

Brudna woda

Więc umarł. Nawet jeśli nie byłoby to prawdą - umarł.

Zauważyłam  w tym nieokreślonym zamierzchłym momencie,

     że skoro go nie ma,

skoro umarł - to tym bardziej jestem.

Od razu zapragnęłam nowego mężczyzny. Zażenowana

     zapragnęłam.

Ale innego mężczyzny nie było, nie urodził się jeszcze.

A ja nie jestem tą, która rodzi mężczyzn.

Więc czekałam, aż jakaś kobieta krzyknie, wypchnie z siebie

i nie pozwoli wrócić. Krążyłam, czekałam w kawiarniach i parkach,

mówiąc proste spierdalaj natrętom, aż wreszcie (za wcześnie!)

Nadal czekałam, bardziej już zajęta formą i obserwowaniem

swoich rosnących oczu. Rosły mi oczy, tak. Żyły stawały się

     bardziej niebieskie.

Patrzyłam na kobiety i ich płaskie brzuchy.

Ach, chodziłam do kina. Lubiłam momenty, kiedy taśma się rwie.

Nie uzasadniam. Zasłoniłam lustra, przeglądałam się w szybach

     wystawowych.

Stanął obok, wciąż jeszcze mokry. Zabrakło mi rąk.

(Za wcześnie!) Mimo że śpi obok - wobrażam sobie,

że nadal czekam i czekam naprawdę. Przyjmuję to wszystko,

jestem obecna, nie wiem, nie znam go, próbuję

przesunąć jego oczy, wydłużyćmu język.

Podrzucam go, przemieszczam. Czasami wydaje

mi się, że kocham, że kocham, że kocham

tę brudną wodę.

Burzenie

Burze dzień cały.

Cały dzień zburzony.

Zbudzony burzą,

burzą oburzony

twój człowiek jest.

Przez cały dzień mu niebo

robi fotografie.

Pewnie do niebiańskiego

archiwum to trafi.

Wysycha, moknie, ściera się i miota

człowiek twój.

Wieczorem zły i wstrętny, stary, niedostępny,

zużyty i leniwy, zaburzony, senny -

wraca do domu. Leży i wrze. Burza

namolnie się powtarza. Dość tych zdjęć! Zakrywa twarz kołdrą.

Trzeźwieje, nie jest.

Już naburzył się.

Całowanie

- a love supreme - (Coltrane)

Całuję się z mikrofonem.

Cmok. Cmok. Całuję

się z mikrofonem.

Ponieważ miłość jest.

Miłość über alles.

Muszę usta czymś zająć.

Muszę czymś zająć swój wstyd.

Wkładam w mikrofon język.

Całuję się z mikrofonem.

Cmok. Cmok. Cmok. Być może

to jest najwyższa forma

miłości. Być najbliżej

ożywczo śmiertelnego prądu.

Ponieważ miłość jest.

Miłość über alles.

I nie widzieć jak tańczysz.

Stać prosto. Bezustannie.

Casablanca

Niekochany nie zdradza.

Niekochany chodzi

dzwoniąc w kieszeni

niepotrzebnym kluczem.

 

Z bramy wychyla się staruszek

niepokojąco podobny do Bogarta.

Celuję prosto w twoje serce, synu!

Przecież wiesz, że to najmniej czuły we mnie punkt.

 

W sąsiedniej bramie znaleziono

siedemdziesięcioletnią Marilyn Monroe.

Potrafiła wykrztusić jedynie:

PU PU PI DU.

 

Jaka jest pańska narodowość?

Jestem pijakiem.

Jestem nieślubnym dzieckiem

Bogarta i Marilyn Monroe.

To ja

zabiłem Laurę Palmer.

To wszystko na ten temat.

Chcenie

Przebrnąwszy wielu, którzy chcieli

sprzedać, zebrać na fundusz, operacje, drobne

na pociąg, papierosa, pokazać mi zestaw

cudownych noży, spytać o godzinę,

poprosić o zapałki - wychodzę na Rynek,

tu chcą, bym wreszcie zechciał poczuć się

obywatelem stolicy kulturalnej euro-

pejskiej oraz chcą, bym

za darmo całkiem uczestniczył

w koncercie,w ramach telefonii

i ubezpieczeń, abym poparł

ich kandydata, a najlepiej wszystkich

ich kandydatów i chcą także,

bym porozmawiał o rozwodzie, nadszedł

oto ten moment, a ponadto chcą, bym

przysiadł się do nich, znów pada banalne:

czy jesteś dzisiaj przysiadalny? dałbym

wiele za to, by już przy mnie nie

cytowano mnie, nie, to nie jest przyjemne,

a nadto nie mam ani grosza,

a oni pragną, aby im postawić,

więc po co tutaj lazłem? normalnie, powoli

zmierzam do pracy, trzeba przejść przez morze

chcenia, aby do pracy od niechcenia dotrzeć,

tam telefony, chcą, bym

reprezentował literatów Wschodu,

wrócił, miał serce, oddzwonił, miał czas,

sumienie, bo chcą,

bo chcą chcieć, bo im się rzekomo należę,

leżę, patrzę w podłogę i nie chcę.

Ciągle, ciągle ta sama historia

Styczeń w mieście, kałuże z zimną wodą, zmierzch się

rozpoczął w południe.

Kilka kłótni, co stały się poważne dopiero w czasie ciszy po nich.

Oddzieleni od nieba dachami, strychami, piętrami, sufitami-

siedzą

i monotonnie wspominają albo planują następne zaggraniczne

podróże.

Ofiara już została wyznaczona, już wie, już jest z głowy,

już nie ma, nie jest, nie chce, nie kocha, przgrywa i spada.

A pod nogami są podłogi, piętra i piwnice.

W piwnicach ogień.

Czerwona Łódź Podwodna

W aucie Filipa Zylbera, który poszedł przedłużyć

prawo jazdy, na parkingu, w Łodzi,

Czerwonej Łodzi Podwodnej, na parkingu, zaraz

po telefonie (powiedziałaś: rzucę

cię, rzucę,

wczoraj się upiłam.

Mam dosyć, rzucę, rzucę cię). Urwanym

telefonie, tuż potem, w aucie F. Zylbera,

który poszedł przedłużyć prawo jazdy, kilka

dni już nieważne, badania wzroku co pięć lat. W aucie

Zylbera wysłuchawszy kilku

piosenek z nowej płyty Stonesów, która ma premierę

w poniedziałek, a dziś jest

dopiero piątek - zastanawiam się,

czy warto żyć do poniedziałku. W końcu

kilka piosenek to nie cała płyta.

Czy warto w poniedziałek pójść do sklepu na

ulicy - dajmy na to - Szpitalnej i kupić

najnowszą płytę Stonesów?

Albo też umrzeć tu, natychmiast, w Łodzi?

Czterdziesta czwarta

Lecz ludzie tak nie żyją, już podobno śmieja

się z ciebie, myszko, ludzie tak nie robią

i ludzie tak nie czują jak ty myszko, czujesz,

bo ludzie to nie ty, na pewno, ludzie to nie ty.

Obudzić się w mieszkaniu nieopodal dworca.

Przez ptasi świergot obudzonym zostać.

A ludzie tak nie piją i nie obejmują

tak rozpaczliwie przez sen. Rozdzwoniło się

miasto grudniowe i rozpoczął się

ostatni tydzieńm co święta poprzedza.

Za jednym oknem ściana. Za innym raklamy

i nazwy firm. Jestem dalekowidzem, więc mogę odczytać.

Tak jak ten wyrok sobie mogę cicho

odczytać, wypisany gdzieś tam

wielkimi literami. Coś jeszcze się zdarzy

między nami, bo narazie się

za mało stało, myszko. Wyrok brzmi: coś jeszcze

będzie. Przyjdzie Mesjasz. I spotkamy się

na neutralnej ziemi. Jak ludzie. Umiesz imitować

ludzi, zajączku? Wydaje się, że

posiadłeś w szkołach taką umiejętność.

Przyjdzie Mesjasz. I miałem sobie to przemyśleć.

(Do kogo mówię, czy do siebie? Czy

do ciebie?) - a ludzie tak nie mówią, wiem.

Ludzie tak nie kochają, zupełnie inaczej.

Mógłbym ich opowiedzieć, lecz obawiam się.

Mniej więcej o tym traktował ten wyrok.

Dalszy ciąg

Może już podróżnego wieczny śnieg pochłonie,

zanim dostrzeżesz jego nieobecność

na krześle obok ciebie siedzącą. Szczoteczka

do zębów, którą tu zostawił,

zostawił na tak zwane zawsze,

nigdy nie będzie odebrana. Stoi

jak zdechły kwiatek w plastykowym kubku

obok twojej szczoteczki, obok jeszcze kilku,

których ach pochodzenie jest bardzo niejasne.

Ty teraz sprawdzasz, czy ci wyschło to,

co rano prałaś. Nie myśl, że to jest

jakaś godzina i jakaś minuta.

To też jest nigdy. I ten, który

na ciebie czeka, wcale nie jest bardziej

realny niż ta nieobecność. Nie myśl, że masz ciało,

skoro cię nieobecny nie widzi, to jesteś

tylko konturem.

Chociaż zawsze wymienia się zwycięzców i

- prawdę mówiąc - wygrałaś; to jeszcze nie koniec.

Może już podróżnego wieczny śnieg pochłonął,

ale ja w nocy trąbię, zbieram rozpierzchnięte,

ale wciąż wierne wojsko.

Domówienie

A ona jeszcze nie wie, że piszę o śmierci.

Ona się jeszcze łudzi, że piszę tu o niej

Albo innych kobietach. Jeżeli poczuje

Zapach innej kobiety --- zrobi awanturę,

Ale zrozumie. Nie zrozumie śmierci,

Bo ona jeszcze śmierci nie rozumie.

 

Bo ona jeszcze nie dowierza, że śmierć

Mi dyktuje. Woli pomyśleć --- lenistwo.

Zgubiłem pióro. Urząd podatkowy.

Kara za brak biletu. Nie spłacona rata.

Potrzeba samotności. Alkohol. Wycieczki

Do wanny. Wszystko to --- to znaki.

 

Czy ona się nie dowie, że piszę o śmierci?

Czy ona się ni dowie, że jeśli zastygam

--- to uczę się? Bo nie być jest trudniejsze niż

nie mieć. Czy nie wie, że jeśli się śmieję

--- śmieję się przeciw? W poprzednich wydaniach

nazywałem ją ona a teraz już nie chcę.

Delikatnienie

Nazbyt sentymentalny

jestem na kacu.

To słynny stan, kiedy byle reklama

zmusza do płaczu.

Skórę mam cieńszą,

ręce delikatniejsze,

spojrzenie łagodnieje

i maleje serce.

Zwinięty w kabłąk

spoglądam z łóżka jak dnieje

i płaczę,

wewnętrznie płaczę.

Ale ona chce więcej.

Ale ona chce bardziej.

Ale ona chce jeszcze

łagodniej, delikatniej.

I światło chodzi

jak lepka pszczoła

po różnych przedmiotach,

telewizorach, videach,

okładkach płyt, książkach.

Okna otwarte.

Oto płaczliwie

nawołuje wiosna

jak histeryczna matka.

Bardzo łagodny

oraz delikatny

jestem na kacu.

Ale ona chce cieplej.

Ale ona chce ładniej.

Ale ona chce, żebym bił

ją jak najsubtelniej.

A potem zmiana

i ogień wstaje,

i słońce bieleje,

i głowa ognia

nad wszystkim góruje.

A potem zmiana,

pęknięte akwarium

i czarny pokój.

Dnienie

Rozwidniam. Widzę. Jestem

na dnie. I nie jest ładnie.

Jawnie i dennie jest mi.

Dnieje. Widzę dokładniej.

A nieboskłonem odwrócone dno.

Do zwisu i z powrotem

 No więc wymykam się z objęć dwudziestu pijanych

Zakompleksionych poetów, obiecuję sobie

Że nigdy nie napiszę wiersza, to nie jest interes

To nie jest sprawa na wiersz i to nie jest życie.

Jadę, wysiadam.

 

Ludzie po rynku krążą. Wielki telewizor.

Stężenie dup niezmierne a tym miesiącu. Taras Widokowy. Potężne stężenie

Dominikana

Ahh..ahh..ahh..

..a powiedz jeszcze wszystkim, że mnie zdradzasz.

Ahh..ahh..ahh..

..a powiedz jeszcze wszystkim, że mnie bijesz..

skoro mówisz o wszystkim.

Ahh..ahh..

..że na krześle siadasz skulony..

milczysz i nic nie wyrażasz.

Ahh..ahh..aaa..ahhh..

Wyłączyłam komórkę..

..żebyś nie miał dostępu.

Ahh..ahh..

Pójdę pocieszać przyjaciółki..

..a one mnie nigdy nie pocieszą.

Ahh..ahh..

A potem pójdę nad rzekę..

..z ludźmi których nie znasz.

Ahh..ahh..

Być może nawet się pojawi znowu..

..ten doskonały materiał na przyjaciela.

I powie..rzuć go! Powie rzuć go!

Ahh..rzuć go, rzuć go, ahhh!

Ahh..ahh..

Ahh!

Słoneczna Dominikana..

..byłaby jakimś rozwiązaniem.

Słoneczna Dominikana..

..to jest dla mnie wyjście.

Aaa..aaa..aaa..

Druga pieśń profana

 Jak zwierzęta.

Bez telefonu.

Bez samochodu.

Bez wstydu.

Bez komputera.

Jak zwierzęta.

Nie odróżniający seksu od miłości.

Nie odróżniający prymasa od premiera.

Z tylko jedną ambicją: zasnąć

W cieple.

Druga połowa

Człowiek, który wydrapał słowo CHUJ na ścianie,

przecież jest lepszym poetą od ciebie

- w rozpiętej i rozdartej aż do krwi koszuli,

pali wietnamskie papierosy, z braku innych w kiosku,

śmierdzi tym samym potem, co i ty, ukryty

za swoim biurkiem, ty - pielęgnujący

drobnomieszczańskie cnoty, idealny wzorku,

wkomponowany we wszechświat, ty symetrio, ty...

Człowiek, który wydrapał słowo CHUJ na ścianie,

gwiżdże - i w jednej chwili należy do niego

wszystko, o co zabiegasz w swych krągłych petycjach.

Duzia woda

Bóg stworzył świat dla potrzeb..

Powodzi i telewizji.

Bóg stworzył świat dla potrzeb..

Powodzi i telewizji.

Aleksander Kwaśniewski oto..

..wchodzi do NATO.

Jedną ręką kontroluje powódź.

Drugą ręką podpisuje konstytucję.

Bóg stworzył świat dla potrzeb..

Powodzi i telewizji.

Bardzo lubię rozmawiać z fryzjerem.

Dużo bardziej niż z taksówkarzem.

A najbardziej lubię okres przedwyborczy..

..zaraz pojawi się tak jak zawsze ta pierdolnięta husaria.

Bóg stworzył świat dla potrzeb..

Powodzi i telewizji.

Nic naprawdę nic nie pomoże..

..jeśli ty nie pomożesz święty Boże.

Nic naprawdę nic nie pomoże..

..jeśli ty nie pomożesz święty Boże.

Nic naprawdę nic nie pomoże..

..jeśli ty nie pomożesz święty Boże.

Nic naprawdę nic nie pomoże..

..jeśli ty nie pomożesz święty Boże.

Nic naprawdę nic nie pomoże..

..jeśli ty nie pomożesz święty Boże.

Nic, nic, nic...

Dzwonienie

W pewnym wieku nie ma po co dzwonić.

W pewnym wieku raczej dzwonią oni

i one dzwonią, bo nie są w tym wieku.

Nie pamiętam, że obiecałem.

Żądają, żebym znów obiecał.

Obiecuję i zapominam.

Chyba że dzieje się to

po pijaku. Wtedy

inna taryfa.

Sam na sam z sercem dzwonu.

Enple

Znowu mnie chcą wziąć do wojska.

Znowu się o mnie upomina Polska.

Znowu na głowę mi próbują wcisnąć..

..za mały hełm.

A to nie może tak być.

To nie może tak być..

To nie może tak być..

..ja tak nie chcę.

Dzisiaj czytałem znowu..

..twoją książeczkę wojskową.

Nie doczytałem się niczego..

..podniecającego tam.

A to nie może tak być.

A to nie może tak być.

Mam nadzieję, że to koszmar.

Znowu mnie chcą wziąść do wojska.

Znowu się o mnie upomina Polska.

Mam nadzieję, że to koszmar jest..

Ja mam za dużą głowę na wasz hełm.

Bo to nie może tak być.

Ja sobie sam wybiorę wroga.

To nie może tak być.

To mam nadzieję się śni. To koszmar.

To nie może tak być. Nie.

Nie może tak być. Nie.

Ja mam za dużą głowę na wasz hełm.

Ja mam za dużą głowę na wasz hełm.

Nie może tak być.

Nie może tak być. Nie.

Franek Chrzonszcz

Wyjechać. Ręce wytrzeć o liście.

Cały kurz, tłuszcz miasta.

Wytrzeć o liście. Wyjechać.

Wyjechać natychmiast.

Wyjechać.

Wyjechać samotnie.

W pustym przedziale..

..przekroczyć wiele granic.

Przez sen dać się kontrolować celnikom.

Kopniak między oczy.

But z rozwiązanymi sznurowadłami.

Światło latarki w oczy.

Przejechać wiele granic..

..aż paszport wytrze się,

zanieczyści..

..tysiącami palców.

Wyjechać i się zbudzić w obcym mieście.

Koniec świata. Ludzie chodzą do góry głowami.

Szyldy nic nie znaczą.

Obcy język. Nie ma języka.

Ludzie niczego nie chcą ode mnie.

I nikt nic, nikt nic.

Stanąć w pełnym świetle.

Znaleźć pierwszą knajpę.

Przejrzeć się w podłodze.

I nikt nic. Nikt nic. Nikt nic, nikt nic..

..nikt nic.

..nikt nic.

Frojdy

Ostatecznie się okazało nienajgorsze.

Dziurawe, ale nienajgorsze.

Poprzez dziury wygląda oko opatrzności,

ono wygląda jak oko rosołu.

Życie.

- Idę do domu - przejęzyczył się -

i wszedł do wanny.

Gadanie

gada radio do siebie jak wariat gdy wyjdą

kiedy nikogo nie ma gada radio do

siebie gada radio świeci radia oko

w radiu i radio gada gada radio w mrok

gada eter i gada elektryczność jest

gada są gadający gad kupuje ich

do gadania więc gada zachłystuje się

gada radio bo gada gada radio jest

Golenie

Od wielu dni grzeszyłem, dziś poraz niezdarnych

prób odkupienia, wykupywania

duszy i ciała wprost z przepaści. Siadam

przed lustrem, pianę kładę na twarz.

Ręce drżą. Przytrzymałem ręką drżącą rękę

i - nie drżyj - powiedziałem. Potem wykonałem

wszystko odwrotnie. Przez żaluzje wszedł cień.

Zdzieram maszynką starość i śmierć z twarzy,

na chwilę, na pół doby najwyżej. To jeszcze

się okaże. Jeszcze się okaże.

Jeszcze o barbarzyńcach

 Wiedza o tym, że jednak tu wejdą,

na tę ziemię, która nie jest nasza,

lecz i nie ich --- sprawia, że zakupy,

których dokonujemy w tych dniach, są tak bardzo

tymczasowe (ćwierć chleba poproszę).

 

Odpada problem starców. Skończyło się grzecznie

pozdrowienie ich w sklepie, na ulicy. Koniec.

Brzydzimy się wszystkimi naszymi dawnymi

zabawami, siedzimy skupieni niezmiernie.

 

Czekamy. Zwierząt nie karmimy już.

Czekamy i czekamy na dzień, w którym

nasza słabość potwierdzi się i

zatryumfuje. 

Jonasz

Młoda zima. Bezśnieżna.

Och, dzisiejszy wieczór uczynił z tej ulicy wnętrze wieloryba.

Byłbym nie zauważył, lecz w sklepie warzywnym

sprzedawano fragmenty podmorskich zarośli..

I neony w tej chwili zaczęły wysyłać..

..mgłę i wilgoć.

Kałuże pełne tranu i krwi..

Przy krawężniku znalazłem muszelkę

i poczułem, że jestem trawiony..

Sobota, impuls

Przy stole, z papierosem.

Przyśniło się złe.

Rozbierz się i wróć - mówi oburzona.

Otwórz okno.

Przez otwarte okno do pokoju wchodzi

świt siny palec. Wracam, przytulamy się.

Złe się śni.

K

Dzisiaj dostałem pismo od państwa.

Państwo chce, bym się zgłosił w stosownym urzędzie.

Państwo nie prosi, państwo żąda.

To niemożliwe przecież

oczekiwać by

państwo prosiło,

żąda państwo.

Ale ja umarłem, ja umarłem.

Nie chodziłem głosować

na urzędników państwa.

Sam sobie jestem winien.

Nie brałem państwowych kartek

na państwową wódkę,

państwowe papierosy

i państwową mąkę.

Nie brałem państwa talonów

na bony państwowe.

Sam sobie jestem winien.

Muszę wyznać, że jednak

podstępnie korzystałem

z państwa komunikacji.

Ale ja umarłem,

a umarłym przecież

przebacza się łatwiej.

Czasami z przyzwyczajenia

golę się, lecz zarost

rośnie nawet umarłym.

Czasami z przyzwyczajenia

wchodzę w jakieś kobiety,

czasami je zapładniam,

ale rodzą wyłącznie

widmowych pogrobowców.

Ja umarłem.

Czasami piszę wiersze

i wiem, że w ten sposób

sprawiam przykrość państwu.

Jeśli wezwanie to dotyczy

akurat tego faktu,

to nie zamierzam się tłumaczyć.

Jakże umarły może się tłumaczyć?

Jeśli umarli mogą być

zagrożeniem dla państwa,

jeśli nie są bezkarni,

to tak widocznie musi być,

nie mogę umrzeć bardziej...

Obudzona

Szmer komara otworzył jej oczy.

Zobaczyła, że krąży nad nią, nie nade mną.

Uspokojona zasnęła

Kluczenie, kwiecień

Pętam się, kluczę. Nie zacieram śladów.

Znów całkiem niepotrzebny klucz w kieszeni. Nie mam

zamiaru ani możliwości mieszkania na dworcu,

na ulicy, pod mostem, w samochodzie, w hotelu.

Nie chcę się tam. Daleko wysunięta placówka liryczna.

Nikt mnie nie ściga, nikt nie idzie za mną.

To ja sam ten cień rzucam. Pętam się pałętam,

kluczę pomiędzy miejscem, gdzie mnie teraz już

nie ma a miejscem gdzie mnie nie ma jeszcze

- i nie do końca wiadomo, czy w ogóle. Kluczę.

Moja kurtka została w domu, co go nie ma.

Dzisiaj spałem w tym domu, co go nie ma jeszcze.

Dała mi rano tuż przed wyjściem w ten deszcz

klucze do tego domu, będzie jeszcze śmieszniej.

Więc jak się czujesz? W porządku. Dziękuję.

Powoli się przestawiam. Sam sobie wybrałem.

Pętanie się po deszczu z dwoma kompletami

bezużytecznych kluczy. Tak żałośnie, że aż

nie na wiersz. Pętam się, pałętam,

snuję się kluczę. Sam. Bezużyteczny.

Nigdzie, z kluczami, w deszczu, w mokrym swetrze,

brak formy, złamany język.

Kochanek

Kochanek ma pięć lat i wie wszystko.

Koszulkę ma pasiastą, zęby mu się krzywią

złowieszczo. TO SKOŃCZONE - powiada kochanek.

Chce się zabić. Albo ją. Lecz kończy w porzeczkach.

Oczy ma porzeczkowe i podciąga spodnie

jak dorosły mężczyzna. Oczy ma zawzięte.

TO SIĘ JUŻ NIE POWTÓRZY - powiada kochanek.

W dłoni ma te porzeczki i ukradkiem je je,

tak jakby jadł zakrzepłą krew i

mózg mu siwieje. Popołudnie. Sierpień.

Wróbel zwariował, udaje kolibra,

krąży nad kwiatem i trąca kwiat dziobem.

To będzie zawsze. Ta pora. To się zatrzymało.

Mówi: TO WASZA WINA - i wie, że się myli.

Oczy ma porzeczkowe i groźne, i płakać

będzie na strychu w sztywne prześcieradła,

to już się zatrzymało, to zaczyna śmierdzieć,

ten koniec świata to ruchome święto.

Korespondencja pośmiertna

Otóż: w jakiś tam sposób nie byłem ci wierny;

istniał świat. A to rozprasza. Ja budziłem się

i żyłem, dotykałem, jadłem, rozmawiałem,

piłem wino i grałem w ludzkie gry, jeździłem

koleją i pozowałem do zdjęć, rozproszyłem się,

wybacz.

Otóż: w jakiś tam sposób nie byłam ci wierna,

byłam zajęta w innych miejscach, w innych

ludziach, prócz ciebie miałam pory roku,

zwierzęta, drzewa, wojny, dzieci, wielką przestrzeń

do ogarnięcia. Dopiero teraz zostanę przy tobie,

wybacz.

I teraz będzie wszystko? Nie będzie niczego.

Kapelusze i dachy, korony drzew, wieże,

drogi i tory kolejowe, rzeki - stąd widziane

rozpłyną ci się zaraz. Pozwoliłam sobie

zrobić dopisek na twojej kartce pocztowej,

wybacz.

Listopad

Listopad, niemal koniec świata, kilka minut przed zmierzchem.

Schroniłem się w kawiarni, siadłem tyłem do światła.

Wolne? Zajęte - odpowiadam, rzucam kurtkę na to drugie krzesło.

Och, gotów jestem już wyjść z tego miasta, ręce wytrzeć o

liście, cały ten kurz, tłuszcz miasta

wytrzeć o liście, wyjdź ze mną, zobaczysz.

Znudzimy się i pozabijamy po tygodniu, ale pomyśl o tych

łunach, które pozostawimy za sobą, o tych wszystkich miejscach

i kobietach, mężczyznach; pomyśl - z jaką ulgą

będziemy krzyczeć w hotelowym pokoju, na najwyższym piętrze,

a nasze krzyki dotrą na pewno aż na

portiernię. Wolne? Już, już za chwilę będzie wolne - odpowiadam.

Zmierzch.

Ludzie

Kochają się i są zameldowani.

Wszystkie papiery w zupełnym porządku.

Mają swoje choroby, pomagają sobie

lekarstwami i literaturą.

Oni żyją, a ja

piszę o nich wiersze,

odnajduję kolejne klocki ich historii.

To nie jest zdrada, jeśli ją ujawniam.

Niekochany nie zdradza.

Niekochany chodzi

dzwoniąc w kieszeni

niepotrzebnym kluczem.

M-Czarny Poniedziałek

Moment, kiedy się zapalają jednocześnie wszystkie

lampy uliczne w mieście. Moment, kiedy mówisz

to niepojęte "nie" i nagle nie wiem co z tym robić

dalej: umrzeć? wyjechać? nie zareagować?

Moment w słońcu, kiedy cię obserwuję z okna autobusu,

masz inną twarz niż w chwilach, kiedy wiesz, że patrzę

-a teraz mnie nie widzisz, patrzysz w nic, w błyszczącą

szybę, za którą niby jestem. Już nie ja, nie ze mną,

nie ten sposób, nie tutaj. Może zdarzyć się

wszystko, bo wszystko się wydarza. Wszystko określają

trzy podstawowe pozycje: mężczyzna na kobiece,

kobieta na mężczyżnie albo to, co teraz

-kobieta i mężczyzna przedzieleni światem.

M-Morderstwo

A ona leży z nożem w plecach.

Troszeczkę na dywanie, troszkę na podłodze.

Skromnie skulona. O tak.

Jest wrzask.

Świadkowie są jak ryby, które przed chwilą nauczono mówić..

A ona leży z nożem w plecach.

Morderca idzie wolno korytarzem.

Otwiera drzwi wejściowe i wychodzi w ogród.

Mija klomby. Wychodzi przez furtkę na ulicę.

Wsiada do tramwaju. Jedzie tramwajem, jedzie, czyta gazetę,

dojeżdża do pętli, wraca do domu, przekręca klucz w zamku,

a ona leży z nożem w plecach.

A ona leży z nożem w plecach.

Troszeczkę na dywanie, troszkę na podłodze.

Skromnie skulona. O tak.

Jest wrzask (...) świadkowie są jak ryby, które przed chwilą nauczono

mówić.

A ona leży z nożem w plecach.

A ona wstaje, otrzepuje się.

Wkłada panterkę, przewiesza przez ramię karabin.

Wychodzi na ulicę, wytacza haubicę.

Wsiada do tramwaju, jedzie tramwajem, jedzie, czyta gazetę, dojeżdża

do pętli,

PUKA DO JEGO DRZWI

Małżowina

 A jeśli o mnie chodzi --- to ja już skończyłem.

Ja już skończyłem ---- a jak pani?

Jeżeli o mnie chodzi --- to ja się odwracam.

Ja się odwracam do ciemniej ściany.

 

Jeżeli o mnie chodzi --- to ja już wychodzę,

Nim będę śmieszy i stary.

Jeżeli o mnie chodzi --- to ja nie chce prosić

O ochłap. Nie chcę prosić. Bohater umarły,

 

Lecz nie uwiędły. Tak właśnie od teraz

Proszę mnie rozpatrywać. Umarły --- ale nie uwiędły

Bohater. Owszem. Podoba mi się to.

Wzwód wymierzony w ciemności.

M-W podróży

To miejsce to jest neutralny teren.

Ani to moje łóżko, ani też nie twoje.

Żadnej pamięci co do tego miejsca

nie masz, ja także nie mam. Niemożliwe będzie

zaznaczenie tu naszej obecności. Ślady

na prześcieradłach zostaną wyprane,

nasze śmieci zostaną wyniesione.

To miejsce to jest neutralny teren.

Nie udeptana ziemia, a więc żadnych wojen

nie uda nam się tu prowadzić. Koniec

na dzisiaj i na jutro. Zawieszenie broni

chwilowe. Więc co? Pozostaje tylko

kochać się, bo inaczej nie zdołamy przetrwać

tej nocy i następnej nocy.

Mamy przecież mentalność gości hotelowych

i niby łatwo jest się przyzwyczajać

do przypadkowych mebli i ciał przypadkowych.

Wybrałem jednak właśnie twoje ciało

i to wszystko co można znaleźć, gdy się przejdzie przez nie

(teraz mówię za siebie, nie mam prawa wiedzieć,

co ty w tej chwili...) Mocno, lecz nie rozpaczliwie --------

Mamy przecież mentalność gości hotelowych,

ale mamy przy sobie również osobiste

drobiazgi: zapalniczki, paczki papierosów,

klucze i kartki z numerami jakichś

odległych telefonów, bilety, pieniądze,

ty masz te swoje różne kobiece niezbędne,

ja okruchy tytoniu w kieszeniach. I chociaż

często jesteśmy do siebie podobni,

to różnimy się bardzo, różnimy się płcią,

śmiercią i drobiazgami. Wyjeżdżamy pojutrze.

Zapominam zapomnieć.

Magnetyzm

Iskrzy się noc i iskrzy.

Motyle są jak mosty

skonstruowane. Mnóstwo

cekinów nocą.

Mówi się "kocham",

bo chce się odezwu.

i "śmierć" się odpowiada,

choć trzeba inaczej.

Dotyka się łagodnie.

Każdy dotyk ma echo.

I oczy się odwraca

z delikatnością zwierząt.

Majowe wojny

Dom stoi u podnóża twierdzy.

W pokoju obok leżą rzeczy zmarłej.

Dom stoi wśród podobnych sobie domów.

Wszystko jest nieprzyjemnie ciepłe.

Ty jeszcze nie wiesz? To na ciebie patrzę,

kiedy zasypiam. I przez ciebie przecież

papierosami dziury wypalam w pościeli

tuż przed snem. Nie wiesz, nie chcesz,

ale wyjedziesz ze mną.

Łąki i armie widmowe na łąkach

przyglądające się sobie w milczeniu.

Kwiatów tłum. Całkiem bezdomne pożary

wysoko w chmurach. Znaki. Znaki.

W pokoju obok leżą rzeczy zmarłej,

a ja ocieram żywą kroplę potu.

Wyjedziesz ze mną. Poległ dzisiaj kogut,

bo przed pobudką zapiał. Znaki. Znaki.

W gazetach są litery i parszywe zdjęcia.

Nie mam dla ciebie żadnego prezentu.

Wpokoju obok leżą rzeczy zmarłej,

ale wyjedziesz ze mną.

Marnowanie

- love in vain - (Robert Johnson)

Rozpierdoliłaś mi wakacje.

Na stacji stoję sam.

Rozpierdoliłaś mi wakacje.

Na stacji stoję sam.

Być może miałaś jakieś racje.

Lecz cała miłość na marne.

Na marne.

Kiedy pociąg wjeżdża na stację,

pracownik kolejnictwa mi w oczy patrzy.

Ma wyraz oczu taki jak ty.

Lecz ty rozpierdoliłaś mi wakacje.

Cała miłość na marne.

Na marne.

Jest tylko jedno światło dla mnie.

Światło jest czerwone.

Rozpierdoliłaś mi wakacje.

Odjeżdżam w swoją stronę.

I zanim znów się łudzić zacznę,

wiem: cała miłość na marne.

Miłość na marne.

McDonald´s

 Znajduję ślad twoich zębów w moim mieście.

Znajduję ślad twoich zębów na swoim ramieniu.

Znajduję ślad twoich zębów w lustrze.

Czasami jestem hamburgerem.

 

Czasami jestem hamburgerem.

Sterczy ze mnie sałata i musztarda cieknie.

Czasami jestem podobnie śmiertelnie

Do wszystkich innych hamburgerów.

 

Pierwsza warstwa: skóra.

Druga warstwa: krew.

Trzecia warstwa: kości.

Czwarta warstwa: dusza.

 

A ślad

twoich zębów

jest najgłębiej,

najgłębiej.

 

Naziemie

 Jak długo jeszcze?

Jak jak długo? Powiedz.

Od zawsze pielęgnuję nieforemną bryłę.

Żadnej wdzięczności.

Dziś zaczęła mówić.

 

Spacerujemy po placu targowym.

Cicho się skarży. Upał

Potrząsa nami. Ludzie na nas patrzą.

Pieniądze się wydały

Na chore potrzeby.

 

Moja pięciopalczasta dłoń na niby dłoni.

Następne lato w nibywolnym kraju.

Nie pozwoliłem jaj fotografować.

Wtykam w nią różę

I jestem zazdrosny.

Nie dam tytułu

Śmierć ma walkmana.

Jest w ciemnym przedziale

dla nie palących. A cały pociąg rozjaśniony, pełny

spoconych, piwem się pocących.

 

Śmierć ma kobiecą intuicję. Oczy

utkwiono w moich oczach niewidząco. Oczy

spotykają się w szybie. Nikłe światła wszystkie

za oknem. Małe miasta jak małe cmentarze.

 

Duże miasta jak pożar. Tu trasa się kończy.

Iść żyć. Udawać cząstkę społeczeństwa.

Robić. Najpierwszy umrze język. Nie wierzyć.

Odciski (jedna z wielu wersji)

No. Proszę sobie wyobrazić:

druga połowa lat osiemdziesiątych.

(Dlaczegóż by nie druga połowa lat osiemdziesiątych?

Dlaczegóż by nie?)

Miesiąc ---- powiedzmy ---- grudzień.

Tuż przed południem była jeszcze wiosna.

Tuż popołudniu zapadł zmrok.

Nno. Proszę sobie wyobrazić:

mężczyzna w obskurnym

mieszkaniu. Kobieta na schodach.

To zawsze są historie o kobietach i mężczyznach. Zawsze.

(dlaczegóż by nie o kobietach i mężczyznach?

Dlaczegóż by nie?)

On w obskurnym mieszkaniu pali papierosa.

Ona staje przed drzwiami i puka do drzwi.

On w ciemnym przedpokoju jeszcze waha się.

Ona poprawia włosy.

(dlaczegóż by nie miała poprawiać włosów?

Dlaczegóżby nie?)

I on otwiera drzwi, i

widzi ją, i

zaciska zęby.

I przez ściśnięte zęby pyta, bowiem jest

dość dobrze wychowany: --- napijesz się kawy?

A ona: Tak, tak --- odpowiada. Odpowiada: -- TAK, TAK!

(dlaczegóż by niemiła się napić?

Dlaczegóż by nie?)

On stoi w kuchni. Ona jest w pokoju.

On leje wodę do czajnika. Zastanawia się

I wylewa część wody. Zagotuje się

szybciej. Używszy zapałek

podpala gaz pod czajnikiem. Ona jest w pokoju.

Ona czeka. On pali papierosa. Ona nie zdjęła płaszczyka.

Stoi i czeka. On stoi

nad czajnikiem.

Mówi do wody w czajniku.

Mówi tak:

GOTUJ SIĘ KURWO, GOTUJ.

WYPIJE I PÓJDZIE.

GOTUJ SIĘ KURWO, GOTUJ.

WYPIJE I PÓJDZIE

W MROK.

Ja  nie mam telefonu.

Ona nie ma telefonu.

Założę drugi zamek.

Wtłoczę domofon.

Wyrzucę klucz. Wyjadę.

GOTUJ SIĘ KURWO, GOTUJ.

WYPIJE I PÓJDZIE

W MROK.

 

Nno. Proszę sobie wyobrazić:

druga polowa lat osiemdziesiątych.

Wtedy zdarzały się takie ponure

historie. Ona stoi w swoim

płaszczu w pokoju. Dotyka

jego rzeczy, które

nigdy nie będą jej

On w kuchni. Pali papierosa.

Odciski robią mu się na ustach od tych papierosów.

On stoi w kuchni. Dotyka czajnika...

Czajnik jest zimny.

Dotyka ponownie.

Zagląda. Ogień płonie.

Wszystko niby w porządku.

Sprawdza. Czajnik jest zimny.

Więc

mówi do wody.

Więc:

GOTUJ SIĘ KURWO, GOTUJ.

WYPIJE I PÓJDZIE.

GOTUJ SIĘ KURWO, GOTUJ.

WYPIJE I PÓJDZIE

W MROK.

Ja  nie mam telefonu.

Ona nie ma telefonu.

Założę drugi zamek.

Wtłoczę domofon.

Wyrzucę klucz. Wyjadę.

GOTUJ SIĘ KURWO, GOTUJ.

WYPIJE I PÓJDZIE

W MROK.

 

Nno. Proszę sobie wyobrazić.

Godziny mijają.

Ona zasnęła na fotelu. W płaszczu.

Wygląda pewnie ślicznie.

(dlaczegóż by nie miała wyglądać ślicznie?

Dlaczegóżby nie?)

On stoi w kuchni i patrzy bezsilnie.

Patrzy bezsilnie na czajnik.

Odciski robią mu się na ustach od tych papierosów.

Odciski robią mu się na sercu od takich historii.

(dlaczegóż by nie miały się robić?

Dlaczegóż by nie?

Ona w pokoju. On w kuchni.

On dotyka czajnika.

Pali papierosa..

GOTUJ SIĘ KURWO, GOTUJ.

WYPIJE I PÓJDZIE

W MROK.

Olifant

Zobaczyłem światło więc przyszedłem. Zadzwoniłem i otworzyłaś.

Nie przyszedłem rozmawiać, nie przyszedłem się kłócić,

nie przyszedłem prowadzić odwiecznej wojny.

Ja przyszedłem się kochać.

Mam już jeden nóż w plecach i nie ma tam miejsca na następne.

Odpada dylemat: kawa - herbata?

Przyszedłem się kochać.

Zobaczyłem światło więc przyszedłem. Zadzwoniłem i otworzyłaś.

Nie przyszedłem rozmawiać. Nie przyszedłem namawiać.

Nie przyszedłem zbierać podpisów. Nie przyszedłem pić wódki.

Ja przyszedłem się kochać.

Opluty (44)

Któregoś dnia to miasto będzie należeć do mnie.

Na razie chodzę, na razie patrzę, na razie swój nóż ostrzę,

wkładam, zdejmuję kastet.

Opluty.

Opluty.

Napluli mi na plecy.

Nic o tym nie wiem.

Chodzę po mieście. Chodzę po mieście.

PLANTY SZEWSKA RYNEK.

Chodzę po mieście.

RYNEKSZEWSKAPLANTY.

Opluty.

Oplutyoplutyoplutyopluty.

Puuu.

Któregoś dnia to miasto będzie należeć do mnie.

Na razie chodzę, patrzę. Na razie nic.

Któregoś dnia rzeką Wisłą przypłynie statek piratów.

O pięciu masztach. Dwudziestu armatach.

I zapytają: - Który to Świetlicki?

A ja wtedy stanę na samym środku rynku - i będę wskazywać:

TEGO, TEGO, TAMTĄ, TEGO, TEGO,

WSZYSTKICH!!!!

Opluty. Opluty.

Ooooopluty.

Kraków i Nowa Huta - Sodoma z Gomorą -

z Sodomy do Gomory jedzie się tramwajem.

Chodzę po mieście.

Chodzę po mieście.

Opluty.

Opluty 2

Pomyliłem się.

Pomyliłem się.

Pomyliłem się.

To miasto nigdy nie będzie należeć do mnie.

Pomyliłem się.

To miasto nigdy nie będzie należeć do mnie.

Pomyliłem się

to miasto należy raczej do

Grzegorza.Turnaua, Zbigniewa Preisnera i księdza Tischnera

Pomyliłem się.

To miasto nigdy nie będzie należeć do mnie.

Pomyliłem się.

To miasto należy raczej do gołębi do wycieczek.

Pomyliłem się.

Pomyliłem się.

Ja już nie chodzę, ja jeżdżę.

Jeżdżę taksówką

(....)

Pomyliłem się.

Pomyliłem się.

Proszę na mnie nie patrzeć.

Proszę na mnie nie patrzeć, ja wychodzę.

Proszę do mnie nie mówić, ja wychodzę.

Pomyliłem się.

To miasto jest wszędzie.

To miasto nigdy nie będzie moje

Pomyliłem się........

Opluty 74´

To miasto kiedyś należało do mnie.

To miasto kiedyś było moje.

Ja już nie chodzę, ja leżę..

..patrzę na sufit.

Odstąpiłem to miasto świętym starcom..

..oraz chłopcom z generacji 'NIC'.

I niech się nawzajem pieprzą święci starcy..

..oraz chłopcy z generacji 'NIC'.

I niech się nawzajem zatrudniają..

..w swoich firmach chłopcy oraz starcy..z generacji 'NIC'.

Któregoś dnia to miasto należało do mnie.

A teraz leżę w domu, na przedmieściu.

Z jednej strony zbudowali multikino.

Z drugiej strony powiększają cmentarz.

Multikino jest dla chłopców..z generacji.

Cmentarz..jest..

I nigdzie..i nigdy..

..to miasto nie będzie moje, bo już było.

I to nie było przyjemne.

Któregoś dnia to miasto należało do mnie.

Ja teraz leże..ja się przyglądam..i wyciągam wnioski.

Palenie

Pytam: dlaczego niepalący

wsiadają bez skrupułów do przedziałów

dla palących? Czemu chcą dominować? Czemu

są wiecznie urażeni?

Mój mały przyjacielu, papierosie.

Spędziłem z tobą więcej czasu niż z kimkolwiek.

Niszczmy się nawzajem, czule

zobowiązani.

Pytam: dlaczego niepalący

nie doceniają naszej samotności,

naszej niemądrej odwagi, naszego

żaru, popiołu?

Państwo Guliwerowie

Krążownik, w ścieku,

przy krawężniku.

Oko armaty krążownika

patrzy na nasze buty.

Nasze poruszające siępowoli ręce

dla tej maleńkiej i dzielnej załogi

są olbrzymimi, całkiem nie do

pojęcia obłokami.

Wystrzał. Według ich propagandy

padamy, drżymy,

błagamy o litość.

A tymczasem robisz mi niegroźną

awanturę, a ja

tymczasem palę papierosa.

Skup się i wytęż wzrok: nadchodzą,

suną po krawęzniku dostojnie, zauważ

ich przynajmniej, no niechże

poczują się istotni: prezydent i prymas,

premier, posłanka i senator. Zobacz:

naradzają się z końską muchą.

Państwo von Kleist

Tak. A ponadto donosimy, że

leżymy zastrzeleni - i jeszcze w tej chwili

mozna nas odnaleźć. Bardzo staromodnie

leżymy - przytuleni, a trawy zwyczajnie

ruszają się - i drzewa, bo wszystko jest w ruchu:

państwowe trawy i państwowe drzewa,

nawet i nasze ciała, wyjątkowo martwe

(gdyby popatrzeć na nie z pewnej odległości,

jak pewnie to uczynisz, wiadać że falują

w tę samą stronę, co wszelka natura,

wiatr jest po prostu). List ci

przyniosę we śnie. Otwieraj go wolno.

Wszystko należy robić cicho i powoli,

ponieważ miłość jednak jest. Tak.

Parasolki

Mówię coś. Wolałbym,

żeby samo się mówiło.

Żeby samo się grało.

Mówię coś, a w głowie mam

stare numery telefonów,

nieaktualne adresy,

mnóstwo BARDZO wulgarnych wyrazów.

NIE WYCHODŹ BEZ PARASOLKI,

NIE WYCHODŻ BEZ PAROSOLKI.

Aaaa wszystko to jest identycznie trwałe

jaaaak numer telefonu na pudełku zapałek,

aaa wszystko to jest identycznie trwałe

jaaaaak numer telefonu na pudełku zapałek aaa...

Pedagogika

Wojna podobno to najwyższa forma

pedagogiki. A zabici

to są uczniowie

najlepsi.

Chlubna hodowla - przekształcanie chłopców

w żołnierzy - poprzez piłkę nożną i cyrk.

Wojna się przyczaiła,

udaje, że śpi.

Pierwsze dni lata. Zatrzęsienie malin.

Dziś jestem dezerterem, a co będzie jutro?

Czekam i piszę listy do abstrakcji.

Nigdy już ulgi.

Cisza nagli.

Perarolo

Moment, kiedy się zapalają jednocześnie wszystkie..

..lampy uliczne w mieście.

Moment kiedy mówisz "to niepojęte, nie"..

..i nagle nie wiem co z tym zrobić dalej.

Umrzeć, wyjechać, nie zareagować?

Moment w słońcu, gdy patrzę na Ciebie z okna autobusu.

Masz inną twarz niż w chwilach kiedy wiesz, że patrzę.

A teraz patrzysz w nic. W błyszczącą szybę.

Za którą niby jestem..

..już nie ja, nie ze mną, nie w ten sposób, nie tutaj.

Może się wydarzyć wszystko, bo wszystko się wydarza.

Wszystko określają trzy podstawowe pozycje.

Mężczyzna na kobiecie. Kobieta na mężczyźnie.

Albo to co teraz.

Kobieta i mężczyzna przedzieleni światłem..

Piekło

Piekło,

Piekło,

Przestało. Grube skóry, groby

Gadające. A wschód

Słońca w południe następuje, kiedy

Samotnie zamówiwszy wódkę i drożdżówkę

W "zwisie” , w którym pracuje pani, co nas lubi,

Palimy sobie papierosa. Podstawowy zestaw,

Wywołujący wschód słońca oraz nową miłość

Do niewiadomo czego, na nic konkretnego

Nas nie stać i nie będzie nas stać, a za chwilę

Nie będziemy tu stali, pan tu stał a teraz

Nie stoi, poszedł. Piekło i przestało.

Pierwsza zmiana

Żadnych widoków! Dzień jest, dzienne światło

moszczące się na dole, tutaj, żadnej

architektury! i żadnej przyrody!

Baba na ławce w świetle, przebudzona chłodem.

Czym ona karmi te gołebie? to wyglada jak mieso.

Pierwszy dzień wieczności

 Nie było mnie i teraz też nie jestem w stanie

stwierdzić wyraźnie, że wyraźnie jestem.

Ten samobójczy tydzień oto owocuje.

Ty zaprzyj jaźni się ze mną.

 

Nie było mnie i martwa powłoka zasiadła

za stołem, wodę sobie puściła do kąpieli.

Trzeba wymienić szyfry, już zbyt wiele razy

klucz wymieniałem. Zaprzyj jaźni się.

 

Wyspa się nie nazywa, nie ma flory, fauny,

słodkiej i gorzkiej wody, żadnych właściwości,

żadnej własności. W środek wbiłem patyk,

tu centrum, tam obrzeża, wschodzę i zachodzę,

 

żywię i bronię, może jest wzburzone,

wzmożona czujność, nocą,

dniem, nigdy już

 i dotąd dotąd.

Pieśń profana

telefonu, żetonów i brata bliźniaka,

ojca i matki, bezpretensjonalnej

oraz ślicznej i mądrej żony, łóżka i kościoła,

dzieci, kuchni, wakacji, wanny i przeszłości,

przyszłości oraz wyrzutów sumienia

- miłość nie ma.

Piosenka chorego

Cały karnawał przespałem i przemajaczyłem.

Nie mogłem znieść tych bębnów, piszczałek i palenia kukieł.

Dziś skończył się karnawał, zaczął się

postmodernizm.

Bawię się radiem. To archetypowe

przebieganie po skali można by prowadzić

w nieskończoność. Ja mam

w sobie niedużo Boga, pielęgnuję

ten strzęp,

skrzep.

Pięć Wierszy Religijnych

1

Maciek Świetlicki mówi:

- Ja wiem, to jest ten pan,

którego ojciec zabił.

Cały Nowy Testament

w jednym zdaniu.

Co dalej?

2

Maciek Świetlicki wie również o piekle.

Ktoś mu musiał nagadać.

Pójdę do piekła, tatusiu.

Nie pójdziesz. Jestem niegrzeczny.

Wiem, że pójdę. Nie pójdziesz. Na pewno.

A pamiętasz, jak cię kopnąłem? Pamiętasz?

3

Boże Ciało, pół Rynku lub trzy czwarte Rynku

oblepione wiernymi. Czemuś jestem wierny,

więc czuję się u siebie.

4

Jeśli to prawda,

że mówi przeze mnie szatan

Bóg się zlituje

i wyrwie mi język.

5

Odstąpią wody.

Odsłonią wzgórze łotrów

zawieszonych głowami w dół.

Odsłonią niebo

pełne szarych roślin.

Piosenka obudzonego

Krew na księżycu!

Otworzyłem oko

i oko mi doniosło

do mózgu ten obraz:

krew na księżycu!

Krew na księżycu.

Zimny kwiecień. Pełnia.

Za głośno krzyczysz - powiedziałem do krwi

- zbudzisz małego.

Zbudził się.

Zaczął płakać. W kuchni suka

zaczęła szczekać. Wetknąłem mu smoczek

w dwuzębną buzię. Zasnął. Wróciłem do ciebie.

Krew na księżycu - oświadczyłem, a ty

przez sen wtuliłaś się we mnie

i.

Piosenka ozdrowieńca

ale,

choroba pozostaje,

gdzieś jest,

plamka mroku, co się wymyka,

lecz gdzieś jest, przyczajona, lecz gdzieś jest, w języku,

niby jasności śnią się, ale cień jest, cień jest

i we śnie, gdzieś jest;

bo

pozostaje, bo

gdzieś jest, bo musi być, śnieg spadł, nie jest jak śnieg,

nie jest jaśniej, gdzieś jest

przyczyna;

teraz będziemy gadać, zagadywać to,

teraz będziemy oddawać się różnym

zajęciom we władanie, teraz się będziemy

poruszać szybko, jeżdzić taramwajami

do

upadłego.

Piosenka umarłego

Umarły śpiewa: "Ja nie chcę umierać!"

Zawsze się śpiewa w beznadziei i

świeci się światło w niemożliwych miejscach,

w ciemnościach, oko wykolach, egiptach,

zawsze się pisze wiersze.

Umarły śpiewa, Umarły podnosi

dziecko ku światłu. "O, zobacz, światełko!"

Umarły święto świętuje. Wynosi trójnogie

krzesło na śmietnik. Aż potrzeba było

awantury, by wyniósł.

Umarły. Ale ten, co w ciebie,

jest żywy. Ale ten, co śpiewa,

jest umarły, jest żywy. Wystarczy, że szepniesz

jego imię. Wystarczy, że ty go obrysujesz dłonią.

Bo przecież ty.

Piosenka z piwnicy

Dno piwnicy jest wybrukowane

w ten sam sposób co niebo,

ale w piwnicy rodza się jedynie

białe i ślepe zwierzęta.

Jeżeli się bez obaw włoży rekę

w sam środek butwiejacych resztek

- można namacać maleńkie serduszko,

wiecznie poruszający się początek.

Wielki hałas na górze. Na piętrach

dzisiaj święto. A tutaj - w półmroku -

nie ma święta. Przez piwnicze okno

widać tylko podkute buty.

Pobojowisko

Leży przy moim boku udaje że śpi czy coś ładnego zostanie z tych

zniszczeń?

już zabiliśmy wszystko jasne ćmy szyb dotykają z obu stron

tym czasem cicho sto razy zaznaczała że mnie nie chce

wypróbowałem jednak wszystkie męskie sposoby

jest

jest przy moim boku na cudzym tapczanie

przegrała zwyciężyła

zwyciężyłem przegrałem

leży

ubrany usiadłem daleko siedzę i palę papierosa patrzę przewrócone

stłuczone dwie szklanki z herbatą popielniczka a w niej dwa długie

niedopałki

kiedy otworzy oczy ja otworzę ogień!

Początek

Lód z chmur na miasto świeci.

Krawężniki białe

ostatnią bielą.

Z aptek zapach gruźlicy. Kwiat bez nazwy na szybie

ze światła i zarazków

zrobiony.

Nie opowiadam historii, drżę. Niebawem

spadnie błoto.

Pod wulkanem

Po zdjęciu czarnych okularów

ten świat przerażający jest tym bardziej.

Prawdziwy jest. Właściwe barwy

wpełzają we właściwe miejsca.

Wąż ślizga się po wszystkim, co napotka.

Właśnie nas dotknął.

Niczego o nas nie ma w Konstytucji.

Śnieg spadnie i zakryje wszystko.

Na razie widać jednak miasto

- czarną kość rozjaśnioną niekiedy światłami

maleńkich samochodów, usiadłem wysoko

i patrzę. Wieczór. Już zamknięte

wszystkie wesołe miasteczka.

Niczego o nas nie ma w Konstytucji.

Po zdjęciu czarnych okularów

ten świat przerażający jest tym bardziej.

Szedł z nami pies i śmierdział. Wszystkie dokumenty

uległy rozkładowi. Wszystko, co kochałem,

uległo rozkładowi. Jestem zdrów i cały.

Pod wulkanem

urodziło się

DZIECKO!

Pogo

Spałem źle. Ona spała źle. Pełne

porozumienie.

Spało nam się źle. W tym kraju..

..w którym wciąż

więcej, więcej palantów nosi przy sobie broń.

Zażartowałem sobie, że

są to dla nich namiastki penisów..

..choć chodzi o coś groźniejszego.

Źle spałem! Spałem źle. W tym kraju..

..w którym wzorcem

mężczyzny jest ksiądz albo handlarz.

Spałem źle. W tym kraju..

.

.w którym znów ojczyznę a nie wiosnę zobaczą.

Jak ci się nie podoba

- to wypierdalaj! Źle spałem.

Chociaż się zdarzają jakieś

jaśniejsze momenty..

na przykład.. czarne oliwki, wino

Sophia-Riesling..

Dwudziesty drugi grudnia 91' oraz efekty owej

rewolucji seksualnej,

z których skorzystałem wyjątkowo skwapliwie.

Ponadto Ty jesteś a Ciebie nikt mi nie zabroni.

Źle

spałem! Spałem źle..i przyśniła mi się idea.

Przyśnił mi się działacz.

Przyśniły mi się obowiązki i konieczność skruchy.

Kolaboruję z pismem katolickim nie mając nawet kościelnego

ślubu.

Nawet nie będąc bierzmowany. Jakaż perwersja!

Zawsze zdradzam. W tym szczególnie pozostaję sobie wierny.

I przelatuję przez te muzea, biblioteki, banki..

..a one ścian już

niemal nie mają.

Nie warto się skupiać na tych obcych detalach.

Mam w sobie gorący detal i teraz Cię muszę znaleźć.

Przejdziemy przez siebie w lepsze, gorące kraje.

Bo istnieją.

Skoro Ty zaistniałaś, ja już istnieję...

...

I co? I pożar.

To bardzo powoli się zaczynało.

Najpierw mnóstwo blasków,

zapachów, drobnych świateł.

Teraz płonie. Poważnie.

Ogień stawia

swoje stopy ostrożnie.

Ja to sobie tańczę..

..siedząc przed

lustrem, nieruchomy, z zamkniętymi oczami.

Tańczę to sobie, ja to

sobie tańczę.

Wyjąc bezgłośnie, postępując tuż za ogniem, powoli..

..powoli, powoli..

..tańczę to sobie.

Pogo

I co? I pożar. To bardzo powoli

się zaczynało. Najpierw mnóstwo znaków,

zapachów, trzasków, drobnych świateł.

Teraz płonie. Poważnie.

Ogień stawia swoje

stopy ostrożnie.

Ja to sobie tańczę.

Siedząc przed lustrem, zupełnie

nieruchomo, z zamkniętymi oczami,

tańczę to sobie, ja to sobie tańczę.

Wyjąc bezgłośnie, postępując tuż za

ogniem, powoli...

powoli...

Tańczę to

sobie...

Pogoda odświętna

Z połowy wysokości wzgórza oglądane miasto

nawet mnie niebo nie widzi niebo się oparło

o co wyższe kominy wypełnione dymem

ja pozostaję za krawędzią cienia

grzech został w mieście grzech jest sprawą miasta

bardziej niż moją barbarzyńcy się

zasadzili tu w krzakach rónolegle ze mną

wspólną mamy nienawiść ale tylko oni

zejdą zrównają z ziemią a ja będę patrzył

w oczy wysoko osadzone na włuczniach

Pomóż

Pomóż mi ---- już od dawna pielęgnuję formę,

utrzymuje ją, karmię, przewijam i spełniam

jej zachcianki --- jest wielka, nieforemna, patrzy

nie zaprzestaje żądań. Napijmy się kawy,

nie ogoliwszy się w sufit poparzmy.

 

Pomóż mi, proszę. Wypełnij to treścią.

Weź taksówkę ---- i powiedz wreszcie tym palantom

z telewizji, że idziesz. Przecież masz podręcznik

asertywności. Wejdź przez okno, nie dzwoń,

nie bądź wybredna, jeszcze raz zdecyduj,

 

że ja.

Pora śmierci choinek

Styczeń, pora śmierci choinek. Trupy rozebrane

z łańcuchów i ozdóbek. Mnóstwo bohaterów

porzuconych w śniegu. Zapomniana gwiazda

pozostawiona, zaplątana między

łysiejące gałązki. Bez blasku.

Trzej królowie już w drodze powrotnej

i nic ich nie prowadzi. Wracają do swoich

rzezi. Dziś ostatni

okruch ze świątecznego ciasta dostał się pod nogi

i dzioby ptaków. To olbrzymie zwierzę, które wchodzi w takich

momentach rycząc: ZAMYKAMY!

KONIEC! KONIEC! być może jest podłe

i godne nienawiści, ale przecież kiedyś,

gdy będziemy zmęczeni zachodami - wschodami,

lewą i prawą ręką, kocham cię - nie kocham,

będziemy je przyzywać - i gdy wreszcie przyjdzie

- przyjmiemy je z wdzięcznością. (1992)

Postępy

W cieniu i w ciemnych okularach, oczy

są otwarte na oślep, ja kabłąk i embrion,

pierwsza ostatnia litera, na kacu,

w suszy, na mchu pełnych ostrych

roślinnych drobin, w poprzek trasy mrówek,

niedaleko lotniska helikopterowych

ważek, na kacu i w suszy, gdy las

schyla się zgodnie z wiatrem, prosta sprawiedliwość,

ja nie zmieniam pozycji, ani drgnę, las trzeszczy,

 

w cieniu, co się zaciska, zmniejsza, zawęża i pętli,

w zapachu mułu, wśród mulistych muszli

porzuconych na ścieżce, która wiedzie pewnie

do ludzi, ludzie są tu również

niedaleko, brązowy nagi chłopczyk

oraz jasna, dopiero przez słońce lizana

kobieta, moja i mój, oni rozmawiają

słyszę, że rozmawiają i nie słyszę o czym,

nie patrzę na nich, patrzę w słońce, w cieniu,

 

nie rzucam cienia, jestem w cieniu, jestem

cieniem, na kacu, na mchu, embrion, ja,

zredukowany i redukujący

 

coraz bardziej, na kacu, na mchu, na kłującym

leśnym poszyciu, w którymś z absurdzie

czarnych, to coś ma znaczyć, podkoszulków, bolę i umieram,

 

a miałem nie.

Słonidarność

Widziano na mieście kobietę ciężarną. Dziecko przewraca się w wyrku.

Dzień dzisiaj jest kreatywny bardzo. Słoń zrobił kupę w cyrku.

Widziano na mieście kobietę ciężarną. Dziecko przewraca się w wyrku.

Wszystkiemu winna jest SOLIDARNOŚĆ. Słoń zrobił kupę w cyrku.

Poranna parafia

Podłogi, z płaszcza łóżko, a ze swetra kołdra.

Dumnie sierść zwierząt domowych noszona

na ubraniach człowieczych, uzezwierzęcenie

ładne i delikatne, zwierzenia przezsenne.

Tu jest moja parafia, tu jest mój kontynent.

Pierwsze słońce wbrew starej, czarnej, twardej zimie.

Tu jestem ja, mężczyzna, nie mam już powodu,

by się więcej ukrywać wobec słońca wschodu,

wobec kamienic, wobec kobiet, wobec

tego, do czego trzeba do wieczora dobiec.

Prawda o drzewach

Drzewa nie mają świętej księgi

Drzewa mają dość światła powietrza i deszczu

Cienkich gałązek drżących ku niebu

Niebo drzew jest zielone potężne pachnące

Stwórca drzew jest potężny zielony jak one

Stwórca drzewom nie wymyślił piekła

Nie ma żadnego grzechu nie ma powinności

Wystarczy istnieć szumieć dążyć

Wystarczy rosnąć piąć się rozgałęziać

Stwórca drzewom nie wymyślił piekła

Fascynująca jest drzew obojętna czułość

Z jaką małych wisielców przyjmują

Przecieki

Rowerzyści na nocnej ścieżce mijający mnie i

rozpoznający mnie, przeze mnie nie są rozpoznani,

odjeżdżają i nigdy pewnie się nie dowiem,

tak jak nie dowiem się o

i o.

Był ktoś i pytał o ciebie, kto? nie jestem w stanie

ci opisać, nawet płci, ktoś był, nie zostawił

wiadomości.

Wyszedłem rano, wsiadłem i jechałem.

Gdzieś jest to drzewo.

Przed wyborami

Dzisiaj kupiłem dwa pory na kolację.

Niosłem je za plecami, trzymając jak kwiaty.

Lato się gryzie z jesienią. Forma ocalała i wychodzi z podziemia.

Wszystko się układa w jeden wyraźny doskonały kształt:

OGRÓD KONCENTRACYJNY.

Dzisiaj kupiłem dwa pory na kolację.

Niosłem je za plecami, trzymając jak krzyż.

Jestem tak bardzo martwy, że aż chodzę, czuję.

Widzę jak wszystko się układa w jeden wyraźny, doskonały kształt:

OGRÓD KONCENTRACYJNYYYYY!

Przeproś!

 Ożywiam się tylko wtedy, gdy myślę o sobie.

Ożywiam się tylko wtedy, gdy myślę o sobie

W tobie. (Przeproś!)

 

Kiedyś było inaczej, kiedyś było lepiej.

Kiedyś było inaczej, kiedyś było lepiej

---- przed mą wielką wojną, na której poległem.

I nie ma odwrotu. (Przeproś! Przeproś!)

 

Ożywiam się tylko wtedy, gdy myślę o sobie.

Ożywiam się tylko wtedy, gdy myślę o sobie

W tobie. ( Przeproś!)

 

Powiedzmy: mały hotel

Powiedzmy: mały, tani, brudny hotel.

Powiedzmy: w Tczewie.

Wszystko jest w mózgu. Nigdzie więcej

(Przeproś!)

 

A

 

teraz

 

odwróć się do ściany

 

i

 

zaśnij.

 

A teraz

 

odwróć się do mnie

 

i przeproś

 przeproś...

Pstrykanie

Umarł Babilon.

Pstryk.

Umarł niepostrzeżenie.

Przerodził się w supermarket.

Przerodził się w telewizor.

Jeden mały staruszek

nosi jego zdjęcie

w portfelu.

Babilon umarł.

Umarł bez świadków.

Umarł cicho.

Nie trzeba było wielkiej wojny.

Zmalał i skarlał.

Pstryk.

Pułapka

Śnieg. Deszcz.

Psy osaczają.

Rozpoznaję niektóre z nich.

Rozwinięcie

Oto się ciemność powoli rozszerza

i wschodzi wszędzie. I wewnątrz wszystkiego

maszeruje jak robak. Wyczerpanym światłem

latarnie zdolne są oświetlić tylko

siebie nawzajem. Resztki deszczu, północ.

Pies sika, a ja mrużąc oczy wypatruję wroga:

gdzieś jest - w tej tutaj pustce, w tym

czasie, skąś tu idzie, lecz na razie jednak

ma twarz kamienic i drzew, gdzieś tu musi być

ma mnie w swoich lornetkach, na polowych mapach,

wewnątrz.

Daję więc znaki papierosem, pies

oznacza swoje strefy (ma na to sposoby).

Nie jestem zdrajcą, lecz oczarowania

rozczarowały. Jadąc tu pociągiem

dostrzegałem przestrzenie stokroć potężniejsze

i widuję je jeszcze czasami we śnie,

i w miejscowych kobietach staram się je dostrzec,

chociaż pewnie ich nie ma. Zawsze jednak

jest jeszcze inne miasto, ponad

tym. Zawsze jest coś ponad tym. Nie, nie jestem zdrajcą,

bo bronię tego miasta, tylko tutaj mam

prawo. 1990

Różaniec, młynek, wiatraczek

Nie opiekuję się twoim mężczyzną

pod twoją nieobecność, nie odżywiam go

właściwie, odprowadzam go do obcych kobiet,

a on je krzywdzi, obiecując to,

co obiecał już tobie;

Nie opiekuję się twoim mężczyzną,

to jakiś byt, którego nie powinno tu być,

trzymam go w płytkim, wciąż otwartym grobie,

śpiewa stamtąd króciutką pijacką piosenkę.

Rzewne jaja

Żarcik, po prostu żarcik, zażartowałem

i widzę oczy: och, mój Boże, to jest

najgorsze - zażartować, potem

zobaczyć oczy bez wyrazu, ależ uraziłem,

ależ skrzywdziłem, ależ nasypałem

soli na rany! Tyle lat czytania

książek na marne! To był żart, no, proszę

mnie zrozumieć, to było do śmiechu...

Stoję bezradny naprzeciwko oczu,

wielkich i bezrozumnych, to jak śmierć...

Solidarność i samobójstwo

Klucz w drzwiach przekręcić dwukrotnie (z braku możliwości

stukrotnego obrotu) i mieć się.

Dobrze?

Skwer im. Pierwszych Słupszczan

Nie było mnie tak długo,

że aż akcja

serialu wenezuelskiego

posunęła się znacznie: mnóstwo dzieci się urodziło, wielu bohaterów

wymarło, kobiety zbrzydły. Boże oko

bardziej zmęczone się stało, na listach przebojów

wiele zmian, skarb wykopany, na nic przyda się mój plan

kurczowo zaciskany w dłoni.

Zemsta polega na wypiciu kawy

i popatrzeniu w okno. Takim samym wzrokiem

jak przed laty. A potem

na ławce słońcu się

dać oślepiać, mieć obok,

rozmawiać z, chcieć dotknąć, nie dotykać, ślicznie,

mądrze, w tym czadzie słońca, w tym

życiu.

Stary, a na ucieczce

 Stary, a na ucieczce, niedojrzale, aż się

pokrzywiają i patrzą z wyrazem odrazy,

stary, a na ucieczce, szatan mu pościelił

w piwnicy, arcybiskup aż sporządził donos

na niego, stary, a tak lekceważny,

rozprzestrzeniony, rozwiany,

który płynie płonąc.

Śmiertelne piosenki

A to moje piosenki, kochanie, łatwo je zlekceważyć,

rodzaj żywiołowej stypy, na którą się trafiło przypadkiem,

kochanie, wszyscy są pijani i nie pamiętają, nad czym boleją,

kochanie, to moje śmiertelne piosenki,

z kuchni do łazienki, z łazienki do kuchni, z kuchni do przedpokoju,

kochanie, zawadzić o wieszak pełen czarnych ubranek,

pogawędzić z płaszczem, z przedpokoju dotrzeć do pokoju, gdzie gwar jest,

usiąść, podnieść kieliszek, przypatrzyć się wnętrzu,

gdyż o wnętrze chodziło tu zawsze,

kochanie, to moje śmiertelne piosenki o umarłym,

co siedzi wraz ze mną na krześle, wierci się,

kochanie, wierci się, a nikt go nie zna, nie widzi,

nie wiadomo skąd przybył, nie wiadomo czemu, przed czym jest ostrzeżeniem,

to moje piosenki śmiertelne, usiłuję dociec, śpiewam,

żeby zrozumieć, żeby go oswoić,

starzeję się śpiewając,

kochanie, potwornieję, brzydnę,

a on jest nadal martwy, ale się nie zmienia,

nadal jest tak samo przyjaźnie obojętny i młody,

to są moje śmiertelne piosenki wrzeszczane na torach kolejowych w śniegu i nocy,

a on idzie przede mną, życzliwie słucha, życzliwie, ale niezauważalnie,

starzeję się śpiewając, usiłując wyznać jego obecność,

dostrzegając tylko banalną i krzykliwą, prostą i trywialną śmierć,

kochanie, śmierć, a to za mało.

Świat

Na początku jest moja głowa w moich rękach.

Następnie z tego miejsca rozchodzą się koła.

Koło stół kwadratowy. Koło pokój. Koło

kamienica. Koło ulica. Koło miasto. Koło

kraj. I kontynent opasany kołem.

Koło półkula. Koło. Koło wszystko.

Na samym końcu jest maleńka kropla.

Świerszcze

Powiedziałem: znam takie miejsce,

gdzie przychodzą umierać koty.

Zapytałem: chcesz je zobaczyć?

Odpowiedziała: nie chcę.

Powiedziałem: jest czyste i ważne.

Powiedziałem: jest jasne i pierwsze.

Zapytałem: chcesz je zobaczyć?

Odpowiedziała: nie chcę.

Powiedziała to w taki sposób,

że musiałem odwrócić się od niej.

Od tamtej pory

powoli

zbliżam się do wyjścia.

Tak dawno, tak wyraźnie

Rano idę obejrzeć miejsce, które wybrał piorun.

To pod dębem, trochę żelastwa, jakieś przerdzewiałe

wiadro. W tym miejscu ziemia jakby starsza,

bardziej siwa. Ogłuszone robaki wychodzą ze szczelin.

Jeszcze nie teraz.

Tobół

Ameryko dałaś mi niewiele.

O całe niebo mnij niż ci się zdaje.

O całe niebo mniej niż poetom śląskim.

Kilka pomówień, trochę papierosów,

Nieco muzyki. Wczoraj poleciałem

ze stołka barowego w "Klubie Kulturalnym”

i mam łuk brwiowy, choć na zewnątrz nic

nie widać, wewnątrz obolały.

 

Ameryko, Kanado. Trochę wychowały

ście i Andrzeja Sosnowskiego, który

nie wyjaśnionym impulsem kierowany, był

tu wczoraj i w ostatecznej scenie dał

mi swe klucze do mieszkania w

Wwie, bo mi zdawało się, że swoje klucze krakowskie zgubiłem, a nie

Zgubiłem, lecz Monice dałem

wcześniej i oto scena powrotu, gdy się

Andrzej Sosnowski zapodział, a ja jego kluczem

próbuje drzwi otworzyć, Ameryko, i

w końcu po prostu dzwonie, Ameryko, i

otwiera ma Monika.

  

I nie mów o beatnikach, bo jestem zazdrosny

a nie wdzięczny, albowiem wdzięczność jest mi obca

jak i beatnicy, Ameryko, dziś

jest luty dziewięćdziesiąt osiem,

jestem niezmiernie słodkim trzeźwym

tobołem.

 

I ---- Ameryko--- dałaś Boba Hassa,

Zabieraj sobie Boba Hassa.

Dość uświęconych grafomanów mam,

Trochę skończyły się żarty.

A jutro piłem. Barman przekazuje

prezencik (anonimowy) ---- foliowy i czarny

worek na śmieci, z martwą choinką i kartką

o treści ---- STYCZEŃ, PORA ŚMIERCI

CHOINEK (żarcik). Jutro piłem

a poker się nie odbył. Byłem w kinie

( to zdrada). Coraz bardziej zdradzam

( w przeszłości).

 

Budzi mnie

but z rozwianymi sznurowadłami, wywalonym językiem

patrzy mi w oczy. Kopniak w głowę i

słońce.

 

Dzisiaj Tadeusz Pióro opowiada mi

telefonicznie swą warszawską wersję.

Andrzej Sosnowski jeszcze nie dojechał.

Jest w „Zwisie” z M. Baranem. Jadą do Warszawy

Za chwilę, a ja nie, ja jestem

W pracy, ja jestem w pracy, bo wczoraj nie byłem,

Bo nie wstałem ze stołka, raz ze stołka spadłem,

Spadłem, ale nie po to, żeby się poczołgać

Do kulturalno-społeczno-katolickiej pracy.

 

Do tego Paweł (wkurwia mnie ostatnio

to imię niesłychanie, przepraszam cię, Pawle)

--więc P. Dunin-Wąsowicz opowiada mi

dramatyczne spotkanie z W.Wenclem,

który mu zdradził, że Świetlicki jednak

ma prawo do istnienia i pisania, zaś

młoda poezja śląska nie ma.

Więc jestem Ocalony! Ameryko! Rosjo!

 

W ogóle najazd Warszawy na Kraków.

We wtorek Varga i wieczór autorski,

na którym T. Kunz zadał mu pytanie,

którego żaden autor najprawdopodobniej

nigdy nie słyszał w takiej sytuacji.

Pytanie brzmiało: masz dziewczynę? A

Śledzie i wódka potem.

Popłynąłem. Zaś środa

Pod znakiem Sosnowskiego.

Dzisiaj Bratkowscy. Ale dziś spokojnie.

Tak, Ameryko. Mały konik i

Maleńka śliwowica.

 

W ogóle myślę, że nie jest to uraz,

to pulsowanie w okolicach łuku

brwiowego przecież nie świadczy o niczym.

Twoje kliniki nich mnie nie przyjmują,

Ameryko. Tylko jeden lekarz

Na jedno życie (jest nim doktor Dyduch).

 

Popatrz, Moniko. Ten wiersz zaludniają

głównie mężczyźni. takie heroiczne

czasy nastały. To dopiero dzisiaj

Pędzel przypomniał mi upadek ze

stołka przy barze w "Kulturalnym” prawdę

mówiąc --- to wcześnie

nie znałem źródła bólu,

nie byłem pewien.

 

Jak brzmi słowo "przekora” po angielsku więc?

Wczoraj mi Andrzej podał ostateczną wersję

Na "a”, lecz nie pamiętam, kiedyś jeszcze raz

Zapytam, to przyjemne.

Jest to rodzaj kaca,

Kiedy się człowiek wzrusza przy reklamach i

Znów Ocalony jestem.

 

I budzi mnie

but z rozwianymi sznurowadłami, wywalonym językiem

patrzy mi w oczy. Kopniak w głowę i

słońce.

 

 

 A spałem w strachu, że to źle, że śpię.

Budziłem się co godzinę na granicy krzyku.

Spałem w strachu, że mnie złe ma i

Nie puszcza. Śniła się pustynia

I przezroczystość. Śniło się, że idę

I spotykam, i mówię: dzień dobry,

A państwo mi dzień dobry odpowiada i

Śnił mi się banał, koszmar.

 

A teraz pełne słońce, buty świecą błotem

Jeszcze poznańskim, kiedy był tan tobół?

Wiele, wiele dni temu!

 

Pełne słońce, kilka jakby psich

Włosów na jednym z rękawów toboła,

Dziurawa kieszeń.

 

Dziurawa kieszeń, cokolwiek się tam

umieści ---- ulatuje. Jest to jedna z

tabolich zabaw.

 

Dziurawa kieszeń, druga kieszeń przez to

Przepełniona tym niczym, co stanowi o osobowości, Ameryko, o

 Osobowości.

Tresura

W Oświęcimiu zacząłem wariować. Pięć godizn

błądzenia po krawędziach obłędu. Wariować

zacząłem w Oświęcimiu. Ukrywszy się w knajpie

wietnamskiej (POLECAMY TEŻ KUCHNIĘ POLSKĄ)

wypaliłem pół paczki papierosów Camel

(chciałbym, aby ta firma zechciała się przyjrzeć

moim staraniom) (póki nie będzie za późno).

Bowiem wariować zacząłem w Oświęcimiu.

Numerek z szatni, głupi żarcik losu:

czterdzieści

i cztery.

Tygrysia piosenka

Napotkany rok po wojsku były kapral zaprosił mnie na wódkę.

Powiedziałem nienie obywatelu kapralu,

dla mnie obywatel kapral pozostanie na zawsze obywatelem kapralem,

z kapralami nie piję, pierdolę.

Napotkana była wielka miłość powiedziała:

wpadnij do nas na kawę.

Powiedziałem: nienie ukochana, jeżeli nawet wpadnę,

wpadnę tylko po to, by cię ze sobą zabrać.

Nie muszę wcale robić z tym, co mnie okrada, ale to robię, przerzucam

ten gnój.

To jeszcze chwilę potrwa, a kiedy się skończy, to nie podam mu ręki i

wyjadę stąd,

choć to nie jest złe miejsce.

Miłosierdzie należy do was...

Tryb życia

kawa i papierosy.

niedoczekanie.

niedoczekanie na to, że -------

i na to, że --------

żadnych, zupełnie żadnych nowych mięśni, żadnych

nowych linii papilarnych, żadnych nowych siwych

włosów,

żadnych nowych zmarszczek.

herbata albo kawa.

caro albo extra mocne.

taka alternatywa.

do pracy przed południem albo po południu

piętnastką lub jedynką.

wycieczki osobiste.

jeżeli spadnie śnieg, to trzeba rano wstać i

uprzątnąć śnieg.

cuda są tylko wewnątrz.

cuda są tylko wewnątrz.

słuchać lub mówić.

niedoczekanie.

wódka rzadko.

kompletny brak jakiegokolwiek kontaktu ze zdrową

częścią społeczeństwa, powiedzmy- klasą robotniczą

albo małym lub dużym biznesem,

przez co zupełnie oderwanie od rzeczywistości.

cuda są wewnątrz.

kawa i papierosy.

wyprowadzenie psa.

nalewanie wody do miski.

kamienny sen.

niedoczekanie.

wyrzucanie gości.

żadnych przyjaznych domów.

cuda są wewnątrz.

cuda są tylko wewnątrz.

zmysły kierują się do wewnątrz.

zmysły powoli zaczynają się

odwracać.

marzenia o hazardzie.

drastyczna monogamia.

niedoczekanie.

żadnych istotnych lektur.

w kinie jedynie filmy oglądane któryś

raz z rzędu.

kawa i papierosy.

żadnych nowych zmarszczek.

wkładanie, wyjmowanie.

wilcze ścieżki, kłamstwa.

ukrywana gorączka.

kamienny sen i dreszcze wewnątrz kamiennego snu.

Ty

Byłaś jedynym miejscem tego miasta,

mozliwym do dotknięcia,

ale zdrewniałaś i zniknęłaś

-nie jesteś warta tego wiersza,

a i ten wiersz niewarty ciebie.

Znalazłem dzisiaj słaby puls,

tłukący się czasami pod podłogą

-przywarłem całym ciałem.

Ukłucia

puste ulice nocą pusto

pusto przechodzi się z gwaru do próżni

jedno jedyne drzewo porusza gałęzią

mijam żółtego psa

oglądam się po chwili pies też się obejrzał

ta niezrównana całość która się rozpadła

powraca w takich chwilach

Uniwersytety

Nie ma się czego wstydzić: chłopiec uczył się

na strychu - każda inna edukacja

nie jest konieczna - odbijał nad ranem

do łóżka - wspinał się po schodach

- zastawiał wejście szafą - pewnym krokiem

szedł przez sam środek strychu - pająki zaś karnie

prężyły się na swoich

wartowniczych punktach.

Chłopiec rozbierał się, stał, wchłaniał.

Przez dziurę w dachu przemawiało niebo,

poprzez niebo natomiast przemawiały ptaki,

ptakami przemawiały ręce Boga

głuchoniemego. Wszelka dobroć

pochodzi od głuchoniemych.

Upiór

Minęło kilka dni. Od kilku dni jeżdżę na drugi koniec miasta.

Pamiętałem po co jeszcze przedwczoraj. Dzisiaj nie pamiętam.

Przez park, po wielkich wyświechtanych liściach, pod drzwi.

Zadzwonić, zapukać, postać, pomedytować, odwrócić się, odejść.

To już nie jest cierpliwość, to jest religia.

To już nie jest religia - dzisiaj ktoś poruszył się wewnątrz.

Jutro będzie wiosna i będę dłużej pukać.

Uwodzenie

sto razy prościej byłoby na pewno,

gdybym się mylił. ale się nie mylę:

jesteś najlepszym miejscem tego miasta,

centralnym punktem.

kiedy wracam do miasta - to do ciebie wracam.

miasto po prosto nie istnieje, kiedy

nie ma w nim ciebie. rozpadają się

dekoracje. są zgliszcza. rumowisko jest.

nocą na moście ze zgubionych kluczy,

piór wiecznych, dokumentow - odnajdujesz się

miasto istnieje, jeśli ty zachcesz.

miato odpłuwa, jeśli chcesz.

W czerwcu 1986

W czerwcu 1986

często przechodzę obok Majdanka.

Jest upał, ludzie opalają się

w trawie przy ogrodzeniu, niektórzy przełażą

za ogrodzenie - i tam - wewnątrz -

czują się jeszcze

bezpieczniej.

W dobrym starym stylu

Kopce byłego śniegu. Były dzień byłego

życia. Jutro się zmienią dekoracje. Dzisiaj

krążyć i kluczyć po krótkim odcinku

ulicy, drzwi otwierać, wchodzić,

tonąć, na klamce brzytwa, pić gdzie indziej, szybciej,

nierozsądnej. O końcu wiem, nie wiem co pomiędzy.

W przeddzień schizmy

-Co wolisz? Budzić się obok kogoś czy budzić się sam?

Już ubrany podchodzę do czegoś, do magnetofonu?

zmieniam kasetę? nie wiem, może robię głośniej,

może przyciszam, odczekuję, szukam

czegoś być może, po prostu - przez chwilę

muszę być odwrócony, podchodzę do nie wiem,

wieszka? szukam czegoś w kieszeni kurtki, papierosów?

tak,

powiedzmy, że być może papierosów, odczekuję jeszcze

trochę i wzdycham, i udzielam jakiejś

niedobrej odpowiedzi. Coraz bardziej nie wiem:

wrócić do niej? Teraz jest. I będzie

jeszcze jutro. O tym, że w sobotę

przebudzę się samotnie, staram się nie myśleć.

Rozebrać się i wrócić jeszcze do niej? Czwartek.

Powoli się rozdzielam w niej na ja i ______

Wakacje

Więc po co zamieszkali na pustkowiu? Aby

Letnią nocą oglądać rewię brzuchów owadów

Na czarnych szybach

 

Więc po co zamieszkali na pustkowiu? Aby

Dziecko się chociaż trochę uwolniło od

Batmana i Spidermana.

 

Więc po co zamieszkali na pustkowiu? Aby

Leśny bałagan stał się trochę chociaż

Porządkiem dla nich.

 

Więc po zamieszkali na pustkowiu? Aby więcej kochać.

Lecz przyszedł upiór

 

Padł cień.

Przyszedł upiór.

Miał bliżej na pustkowie.

Warszawa dla niepalących

Dziennik Portowy nr 8 (wersja internetowa)

Otóż Warszawa, piętnasta pięć, druga klasa,

sto procent, dla palących, lecz się okazuje,

że dla palących nie ma, więc dla niepalących

Warszawa. Druga klasa. Nic się już nie skończy,

bowiem wszystko, co się miało, już skończyło się.

I nie czternasta pięć, bo nie jeździ w soboty.

Godzina przeczekana w jamie dworca, fryzjer,

całkiem bez sensu kawa. Kryminał kupiony

za pięć złotych z pudełka, to wystarczy w sam raz

na dwie godziny drogi i czterdzieści minut.

W jedną stronę na pewno, zapewne z powrotem

jutro, do góry i w dół, coraz bardziej w dół,

nie ma już dla palących. Dyskomfort namolnie

rozpanoszony. I rozbebeszony świat.

A któregoż elementu tu brakuje?

Jest Bóg, jest, ale czegoś zabrakło wyraźnie.

Wczesne popołudnie, kłopoty z zaśnięciem

Zielone, z wolno wyłażącym żółtym,

na ścianie cienie mają szare

z czymś niebieskim, barwy szybsze

niż nazwy, liście.

 

Plama na materacu, oszronione koce,

tu spadła gwiazda, Kraków, tak nazywa się miasto,

chłód jest szybszy od mózgu, kilka ulic dalej

Azja.

Wczesna jesień

Zadzwoniłem więc znowu - by sprawdzić.

Podniesiono słuchawkę - powiedziano: "nie ma".

Nic. Nic. Nic. Nic. Nie, to nic ważnego.

Już wszystko jasne. Ot, tak sobie tylko

zadzwoniłem.By sprawdzić. Ten zmyślony powód

można zastąpić innym. Albo i w ogóle

mozna było nie dzwonić. Wszystko jest już jasne.

Wewnątrz pokoju lata ptak - wyrwany

z książki o ptaku. A okładki książek

coraz bardziej zniszczone. Mnóstwo słoneczników

niedodziobanych leżyw domu. To

wczesna jesień. Bardzo wczesna jesień.

Od okien lekko ciągnie. Wielkie zakłamane

słońce na niebie. Proszę nie dotykać

- jesteśmy elektryczni. Żywe węże prądu.

Nowy i groźny element na mapie:

dorosłość. Cisza i pisanie wielu

miłosnych wierszy w próżnym poniewczasie.

Chorągiew zdjęta i opakowana

w stare gazety - i ukryta w szafie.

Patrzę przez okno - poszukuję miejsca

do umieszczenia mojej ciepłej spermy.

Wiosna w Maluku Selatan

Więc przekroczyłem i tę granicę, znalazłem

pokój wewnątrz tego wszystkiego, na parterze. Chciałbym,

żeby to było moje miejsce, ale wieje wiatr.

Dzisiaj mniej słońca, ale ilośc liści

nastraja nieźle. To miasto nie styka

się w żaden sposób z miastem, w którym dotąd żyje

moje puste ubranie

  (a podobno ostatnio popadło w niełaskę...)

Zeszłej nocy

uderzenie dużego, bezkształtnego cielska

o coś na zewnątrz nocą obudziło mnie

pojąłem nagle nie ma żadnego na zewnątrz

skóra, która dotychczas oblekała mnie

objęła całe nocne niebo wszystko wewnątrz jest

głuchy wrzask wewnątrz bezsilnośc daremność

niepojęta harmonia w środku jest pustynia

w środku jest ogród trzeszczenie gałązek

strach który już nie wyjdzie nie wyrazi się

nie można tego strachu dzielić z byle kim

uderzenie dużego, bezkształtnego cielska

gdzieś wewnątrz odejdź nie dotykaj mnie

odnalazłem się w łóżku gdzieś pośrodku siebie

wstałem przez ciemność do okna podszedłem

a okno było we mnie zobaczyłem się

i więcej siebie widzieć nie chcę.

Xxx

Ostatnie dni. Przyjmować wszystkie poczęstunki,

pięćdziesiątki i setki, papierosy, przejścia

ulicą, tonic z cytryną i lodem,

zastrzeżenia, pretensje, przystanięcia na rogu,

życzenia świąt zaległe i tego,

co za czterdzieści sześć godzin dokładnie i nie

wiadomo dlaczego i po co nastąpi

nowego roku. Dotyki. W sobotę się strzygłem

i państwo lubią mi przejeżdżać mi dłońmi

po głowie, po dwunastu milimetrach włosów,

to taki państwo ogólnie przyjęty

zwyczaj. Przyjmować wszystko. I nie jeżyć się.

Być raz dla państwa miłym. Wytrzymać niezmiernie

dzielnie wykład o chrześcijaństwie i iluminacji.

Opowiedzieć o swojej. Przyjąć bez obrazy

zgorszenie. Miłość płciową raz uprawiać ze

śpiącą. Różnica czasu. Ostatnie dni grudnia

Dość ciepło. Wylatywać ---- i wracać do pionu,

gniazda. A w gnieździe nocą dawać się potworom

doprowadzać do kuchni, gdzie palić i pisać,

i pisać. Długie, długie darte wiersze

i nie odsłuchać nowo zakupionych płyt,

przegrać (to jeszcze przed świętami), przegrać

w pokera, za to mieć szczęście w miłości

(duży nawias, duży cudzysłów). Ja nie mam wyboru

pójść. Stanąć. I postawić. Dać sobie postawić

dać dotknąć. Niczego nie zrobiłem. Miłe miasto. Wskazać

najulubieńsze miejsca miasta państwu

przyjezdnym. A więc

wojna? Tylko potyczka. Zgubić paszport i

raz się udzielić gościnnie w koncercie

pidżamy porno. A raz

być na koncercie NRD. Dzień wcześniej

pozbyć się dziecka. U babci. Na ten czas

mówić o nim. Wiele anegdot. Żenad. I nie jeść,

spać niemal również nie. Ostatnie

dni grudnia. Jeden epizod z haszyszem.

Niezmiernie wiele epizodów z wódką.

Pokazy rany zyskanej w wigilię.

Dojdziesz do tego miejsca, potem jeśli chcesz

Możesz pójść w swoją stronę. Jak zwykle bawiłem się znakomicie.

Jak bawi się państwo?

Zapisek, maj 88

... na rondzie jest okrągło, most

spełnia dziś funkcje mostu doskonale, księżyc

dokładnie taki, jaki widzę - myśląc

księżyc. Och, czy to nie za dużo? Nie za dużo, przecież

s a m  t e g o  s o b i e  d z i ś  n i e  z r o b i ę, słyszysz?

Pierwsze Kopnięcie

Oczywiście: sentymentalnych wynurzeń nie będzie.

Za oknem Bestia, tramwaje jak czołgi.

W twoim brzuchu pod moją ręką poruszyło się. (23 VI 92)

Źlenie

- dla Nosowskiej -

Złe mi się. Złe mi się.

Złe mi się śni.

Siedzi na krześle.

Patrzy mi w pępek

od wielu dni.

Złe mi się. Złe mi się.

Złe mi się śni.

Wąchałem złe.

Złe brzydko pachnie.

Złe patrzy na mnie

oczkiem gołębim.

Złe trochę na mnie.

Złe bardzo mnie mnie.

Złe mi się źli.

Złe mi ssie. Złe mi ssie.

Złe mi się śni.

Złe złości mi się.

Złe mi złorzeczy.

Złe rzeczy złe

robi mi.

Złe mi się śni.

Dotknąłem złe.

Złe jest szorstkie.

Złe ma zgrubienia,

guzy i krosty.

Złe złe ma węzły

i w źle źli się zły.

Złe mi się źli.

Złe jest wszeteczne,

lecz nie jest wieczne.

Choć złe się pętli,

to się rozpętli.

Rozwiązłe złe się

rozwiąże przecież

i zezłomuje samo się.

Złe się zemnie

i zejdzie ze mnie. Tak.

Złe się samo zniesie i sczeźnie.

Tak. Samo zje się i zje je

przyszła jesień, tak, tak

i przyszły poniedziałek je zje,

tak, tak, tak chcę, tak musi być, tak.

Żegnaj laleczko 2

Stare chłopy prowadzą rowery na techno.

Robert Tekieli (naturalnej wielkości)

wypędzający przekupniów ze swojej świątynii.

Jestem stary, nie dyskutuję, strzelam.

Powiedz im, żeby następnym razem przysłali tu kogoś lepszego.

Rio, poniedziałek

Mrowi deszcz

z zewnątrz, wewnątrz

-pomiędzy nami- mokra popielniczka

i kawa za ostatnie, i tak pożyczone

pieniądze.

Ty-biała, a ja- czarny, ze zmęczenia piątkiem,

sobotą i niedzielą. Nie klei się nic.

Ten przypadkowy świadek nie doczeka pointy,

wypije kawę, pójdzie. Pozostawi nas

samych sobie, bezradnych.

Przyłapałaś więc trupa

na istnieniu, co dalej? Nie pójdziemy przecież

do łóżka. Nie wypada aż tak

mocnych akcentów kłaść na koniec, mrowi

deszcz, dopij swoją kawę,

odprowadzę cię trochę.

Neurowanie

- dla Janerków-

*

Słonko świe.

Kwiatki pach.

Ptaszki śpie.

*

NEURO.

*

Deszczyk pa.

Wietrzyk wie.

Dziecko pła.

*

NEURO.

*

Matka krzy.

Ojciec śpi.

Znamię

Usta

były całością,

rozpołowiły się.

Nieruchomy, na rynku,

z kartką w dłoni.

Przychodzę na świat

po nocy.

Brat wilk,

siostry z jeziora

przysyłają mi mgłę pod gardło.

Nicowanie

Nie idź do pracy.

Nie idź do pracy.

To szatan puszcza imejle.

To szatan daje dyplomy.

*

Nie idź do pracy.

Nie idź do pracy.

To szatan daje ci urlop.

Tam czeka na ciebie nic.

*

Nic.

*

W dużej czapce,

Czapce niewidce.

To nic.

*

Nie idź na schody.

Nie idź na zewnątrz.

Tam czeka na ciebie nic.

*

Bo to nic.

*

Nie idź do pracy

Ukryj twarz w poduszce,

Nie idź do pracy.

Tam czai się nic.

*

To nic tam rządzi.

Nic nienawidzi.

Nic.

Nic.

*

Nie idź.

Bo to nic.

To nic.

Nic.

Nieprzysiadalność

Spisane ze słuchu.

no, proszę sobie wyobrazić...

marzec albo kwiecień...

hm... raczej marzec.

wieczór...

spotykam j.p.

jest pijany jak świnia

a ja jestem trzeźwy

jak świnia

idziemy na kawę

on - między morzem wódki, a powrotem do domu

ja - pomiędzy kłótnią z jedną kobietą,

a rozmową z drugą, która być może także się przerodzi w kłótnię

siedzimy więc w knajpie

choćbym się nawet bardzo skupił

nie pamiętam w jakiej

on między wódką a powrotem do domu,

ja pomiędzy kłótnią...

i nagle on, wskazując mi jakieś dwie

siedzące przy sąsiednim stoliku

proponuje byśmy się do tych dwóch przysiedli

a ja mówię

daj mi spokój

ja nie mam ochoty

ja to pierdolę

dziś jestem w nastroju

nieprzysiadalnym

pomiędzy kłótnią z jedną kobietą,

a rozmową z drugą, która być może także się przerodzi w kłótnię

ja nie mam ochoty

ja to pierdolę

dziś jestem w nastroju

nieprzysiadalnym

więc rezygnuje

siedzimy w tej knajpie

i rozmawiamy o czymś

o literaturze

być może nawet o kobietach

on się trzyma nieźle,

chociaż jest pijany jak świnia

ja się nieźle trzymam,

chociaż jak świnia trzeźwy jestem

deszcz zaczyna padać

i nagle on, wskazując znowu te dwie

mówi

zobacz, to się nieźle składa

ich dwie, i nas dwóch

dosiądźmy się do nich

a ja mówię

daj mi spokój

nie mam ochoty

jestem dziś w nastroju

nieprzysiadalnym

ja to pierdolę

dziś jestem w nastroju

nieprzysiadalnym

pomiędzy kłótnią z jedną kobietą

a rozmową z drugą

ja nie mam ochoty

ja to pierdolę

dziś jestem w nastroju

nieprzysiadalnym

tak się czasami zdarza

że jestem w nastroju

nieprzysiadalnym

tak się zdarza zazwyczaj

że jestem w nastroju

nieprzysiadalnym

siedzę sam przy stoliku

i nie mam ochoty

dosiąść się do was

choć na mnie kiwacie

ja to pierdolę

dziś jestem w nastroju

nieprzysiadalnym

ja proszę pana to pierdolę

dziś jestem w nastroju

nieprzysiadalnym

spierdalaj gnoju!

dziś jestem w nastroju

nieprzysiadalnym

Południe

Z rozpalonego ogrodu do piwnicy: noc.

Wszystko się zgadza: tu w piwnicy kwiaty

już się zamknęły, liście zaszły czernią.

Coś jest pod nocą, pod piwnicą coś.

Ostateczna dojrzałość.

Rajenie

W maju wysiadam.

Nie ma już pór roku.

Jest piekło- niebo.

Niebo- piekło.

*

W maju się wykłamuję

po ostatnie kłamstwo.

Wyrajam się i mówię

dużymi literami.

*

A Ziemia Obiecana

zaniechana. Ciało

w coś na kształt duszy

obleczone.

TAK POWIEDZIAŁ ALKOHOL

Nocą rozszedłem się we wszystkie strony,

Aby się zbudzić w wielu różnych łóżkach,

by nie pamiętać, że umarłem. Noszę

przy sobie od niedawna zapasową parę

skarpetek i koszulkę na zmianę, szczoteczkę

do zębów, wszystko po to, żeby nie pamiętać,

że umarłem, a także by mieć dom gdziekolwiek.

Ona znienacka objęła mnie przez sen,

dwukrotnie wymówiła obce imię,

tak czule, że nieomal się zdecydowałem

przyjąć to imię, wziąć sobie tę czułość.

Ale umarłem i wyszedłem stamtąd,

i nadal idę poprzez wietrzną próżnię.

Ale umarłem - i jeśli znajduję

miejsce na sen - to mocno przytulam poduszkę,

krzyczę w poduszkę swoje imię martwe,

krzyczę w poduszkę swoje imię martwe.

Zły ptak

To pewne: ten ptak - sroka

próbuje mnie okrążyć

i osaczyć, dzień w dzień

zatacza coraz mniejsze kółka

i skrzeczy: buddyzm, materializm,

literatura, pieniądze, w imię Ojca i Syna,

skrzeczy: odpowiedzialność, skrzeczy: wychowanie

- i wszystko inne takie. Co to

za światło, które można opowiedzieć, które

ma regulamin? Co to

za wierni, którym nie wystarczy

ten nieprzerwanie wieczny pocałunek bez ust?



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Psychologia osobowości dr Kofta wykład 4 Osobowość w świetle teorii uczenia sie
ŚWIETLICA WIEJSKA W ŁUSZKOWIEGYUIO
IV SA Wa 198 08 Wyrok WSA w Warszawie ws zakazu reklamy świetlnej
Świetlówka inaczej Errata
Ćwiczenie 1 Badania strumienia świetlnego różnych źródeł światła
Oświetlenie, Podstawowe pojęcia techniki świetlnej
elektroniczny zapłonnik świetlówki
Czynne rozliczenia międzyokresowe kosztów w świetle ustawy o rachunkowości
Badania mikrobiologiczne żywności w świetle nowych przepisów UE
SPRAWOZDANIE Z PRZEPROWADZONYCH ZAJĘĆ ŚWIETLICOWYCH, Dydaktyka, Zajęcia Świetlicowe
Cele i zadania świetlicy szkolnej
REGULAMIN SWIETLICY, plany
kraków dawna stolica polski 16.03, ozdoby z makaronu, konpekty świetlica, Dokumenty
Scenariusze zajęć świetlicowych - zestawienie bibliograficzne w wyborze, konspekty zajęć, zajęcia so
zajęcia-świetlica terapeutyczna(1), Świetlica
Trudności wychowawcze ich rodzaje i przyczyny w świetle literatury, Szkoła- Porady pedagog
plan pracy wrzesień2008, Miesięczne plan pracy świetlicy
tlusty czwartek, Konspekty zajęć ŚWIETLICA

więcej podobnych podstron