Włodzimierz Odojewski-„Bóg z tobą, synu...”
O autorze i jego twórczości:
W. Odojewski-ur. w 1930 r. w Poznaniu, wybitny prozaik swojego pokolenia. Jego powieść „Zasypie wszystko, zawieje...” została zaliczona do kanonu arcydzieł polskiej prozy powojennej. Pisarz wywodził się z rodziny inteligenckiej o ziemiańskich koneksjach. Przeżył okres „zaczadzenia komunizmem” i dzielił losy swej generacji. Jego pierwsze trzy książki to obarczone piętnem socjalistycznej estetyki pozycje („Opowieści leskie”-1954; „Upadek Tobiasza”-1955; „Dobrej drogi, Mario. Kretowisko-1962). Inne utwory o tematyce kresowej to : „Zmierzch świata”-1962; „Wyspy ocalenia”-1964.
Od połowy lat 50-tych pisarz regularnie publikował powieści, opowiadania oraz krótkie utwory o dramatyczne przeznaczone przede wszystkim dla potrzeb teatru polskiego radia, którego studiem współczesnym kierował w latach 60-tych. W latach 70-tych Odojewski wyemigrował, czego powodem były m.in. trudności z wydaniem powieści „Zasypie wszystko, zawieje...”, w której to wskazał prawdziwych sprawców zbrodni katyńskiej , czyli Rosjan oraz odsłonił wojenną historię kresów, co nie spodobało się cenzurze. Jednak przebywając na emigracji pisarz włączył się czynnie w działalność niepodległościową. Zamieszkał w Monachium, uczestniczył w życiu intelektualnym polskiej diaspory. Studiował materiały historyczne i literaturę emigracyjną, recenzował nowości wydawnicze, ogłaszał teksty publicystyczne, przygotowywał antenowe emisje dzieł literackich znajdujących się „na czerwonym indeksie”(taka nazwę nosiła także jego audycja w Radiu Wolna Europa). Poza krajem wydał „Zasypie wszystko, zawieje...”(Paryż 1973) a także dwa tomy opowiadań: „Zabezpieczanie śladów”(Paryż 1984), tom poświęcony tematyce łagrowej oraz „Zapomniane, nieuśmierzone...”(Berlin 1987)- w którym opisał „cienie wygnania”.
Po roku 1989 Odojewski często gości w kraju i wydaje kolejne książki: „Jedźmy, wracajmy...”; „Bez tchu”(2002). Na emeryturze dzieli swoje życie między Polskę , Niemcy
i Francję (gdzie mieszkają jego najbliżsi) oraz zawsze żywo angażuje się w problemy współczesności i historii. Głosi bolesne prawdy o okolicznościach sowieckiego mordu na polskich oficerach, dopomina się o niesłusznie zapomnianych pisarzy emigracyjnych
i przypomina niewygodne fakty historyczne.
Odojewski ma silne poczucie posłannictwa literatury, szuka w niej odpowiedzi na dręczące go pytania, wyraża troski, radości nadzieje. Twierdzi, że „literatura jest dla niego sposobem docierania do prawdy o człowieku i o jego świecie”. Pisarz ten został nazwany „autorem jednej fabuły” . Porusza tematykę dramatycznej zagłady ludzi podczas II wojny światowej, głównie ludności zamieszkującej ziemie zach. Ukrainy- Podole, Wołyń. Pokucie. Odojewski był świadkiem tragicznych epizodów polsko- ukraińskich, które miały wpływ na uformowanie się świata przedstawionego w jego utworach.
Włodzimierz Odojewski należy do pokolenia pisarzy dotkniętych tragicznymi wydarzeniami, którzy tworzą literaturę skierowaną ku przeszłości, „formę pamięci”. Polscy prozaicy po okresie socrealizmu odwracają się od współczesności, która nawet po upływie wielu lat od zakończenia wojny wydaje im się „krajobrazem po bitwie”. Odojewski rzadko pokazuje w swoich utworach teraźniejszość, przyszłość i współczesność - jeśli już to ukazane są one najczęściej poprzez stan ciężkiej choroby, brak aktywności fizycznej. Pisarz sam mówi o sobie: „Uważam się za autora utworów historycznych , coraz bardziej historycznych, nawet, gdy czasem rozgrywają się w scenerii współczesnej”. Choć tak naprawdę zaledwie dwa jego utwory można zaliczyć do pisarstwa historycznego sensu stricto. Pozostałe utwory nie wykraczają poza opis historii XX-wiecznej.
Osobliwą techniką wyróżniającą pisarstwo Odojewskiego jest technika monologu wewnętrznego i strumienia świadomości. Tworzona przez niego fikcja literacka jest głęboko zakorzeniona w historii , w autentycznych wydarzeniach, postaciach, przestrzeniach. Poprzez wątki mityczne, symbole i metafory, pisarz wprowadza kulturowy, religijny, moralny ład, oparty na odwiecznych wzorcach i porównuje je z rzeczywistością, która jest zła, tragiczna, pozbawiona sensu.. Przenosi konkretne, historyczne doświadczenia na płaszczyznę uniwersalną, nadaje im znaczenie, pełni funkcje terapeutyczne. Podejmując tematykę historyczną, nie zapomina, że sprawcami dziejów są konkretni ludzie. Wielkie wydarzenia brutalnie ingerują w życiorysy jego bohaterów, niszczą miłość, życie rodzinne, kariery zawodowe. Twórczość Odojewskiego po jego decyzji pozostania na Zachodzie została skazana w kraju na zapomnienie. Pisarz był natomiast doceniony na emigracji , gdzie recenzowano jego kolejne książki. Został uhonorowany wszystkimi najważniejszymi nagrodami tam przyznawanymi. W Polsce powrót zainteresowania jego prozą datuje się od roku 1981 a rozpoczęła go Maria Janion.
TREŚĆ OPOWIADANIA
Opowiadanie zaczyna się słowami: „ Tej nocy wiedział, że na pewno nie zaśnie, ale leżał na najwyższej pryczy i wydawało mu się, że jest cieplej. [...] przed miesiącem trafił do siódmego podobozu kombinatu łagrowego Smirnowaja[...]miał pryczę najniższą w rzędzie [..] w pobliżu nie domykających się drzwi”. Jednak ta sytuacja się zmieniła, gdy pewien stary mężczyzna leżący na samej górze pryczy zaproponował mu zamianę, ponieważ miał chore nerki i wstawał kilka razy w nocy oddać mocz. W ten sposób rozpoczyna się historia opowiadana przez narratora, który mówi głównie o przeżyciach wewnętrznych bohatera(którego imienia ani nazwiska na początku nie poznajemy) oraz jego doświadczeniach z przeszłości. Główny bohater ma problemy ze snem i próbuje sobie wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje-czy przez głód, zimno, strach przed torturami, czy może przez traumatyczne przesłuchanie, którego był ofiarą w Lefortowie, gdy „wgnietli mu kawałek własnej jego kości w głąb czaszki” i musiał podpisać coś, czego nie chciał podpisywać. Jednak w żadnej z tych przyczyn nie odnajduje on głównego powodu bezsenności. Nie mogąc zasnąć bohater zajmuje myśli wspomnieniami o tym jak był szeregowcem i widział oficera, który popełnił samobójstwo, gdy zastrzelili jego żonę. Twarz tego oficera utkwiła mu na zawsze w pamięci i to właśnie wtedy zaczął się oswajać ze śmiercią, ze świadomością, że nawet on kiedyś umrze. Dlatego przyjęcie cudzej śmierci bez żadnego wstrząsu nie była dla niego niczym zdrożnym. Wspomina czasy, gdy sypiał w szałasach, jadł tylko to, co dostał czasem od ludzi, do których wymykał się nocami, bojąc się samotności(„od samotności umiera dusza”), gdy w zimie zasypany śniegiem czuł tylko głód i dreszcze. Jedynym miernikiem czasu był wtedy dla niego przejeżdżający pociąg towarowy z zapalonymi lampami i dobudowanymi budkami wielkości człowieka. Pociąg nie zatrzymywał się nigdzie i dopiero po jakimś czasie bohater uświadomił sobie, że jest to pociąg transportujący na wschód uwięzionych ludzi. Jednak nie lubił tych wspomnień, tak jak nie lubił wspomnień o pamiętnym przesłuchaniu. Wtedy to właśnie przestał kochać Boga. Nadal wierzył, że On istnieje ale już Go nie kochał, nie odmawiał żadnych modlitw i nawet nie chciał o Nim myśleć. Wtedy, gdy przebywał w kryjówkach postanowił zejść na dół do domu nastawniczego, kolejarza, który przyjął go bardzo życzliwie. Do tego wspomnienia lubił wracać, zwłaszcza, że potem, gdy przewieźli go z Moskwy za Ural, spotkał podobnego kolejarza, który spał na sąsiedniej pryczy i jadł z nim z tej samej miski. Noc w domu kolejarza utkwiła mu także w pamięci z tego powodu, że potem pamiętał już tylko długą drogę-ale nie wiedział z kim i gdzie zmierza. Pamiętał jedynie, że szedł długo przez jakieś obce góry. Dopiero kolejne migawka przypomniała mu, ze wreszcie doszedł do gajówki stojącej na skraju lasu, że byli tam jacyś ludzie, którzy zapłacili rosłemu mężczyźnie-najprawdopodobniej Ukraińcowi i czekali z bagażami przed gajówką. Jednak bohater wraz z innym mężczyzną z racji tego, że nie zapłacili, zostali tragarzami podczas tej wędrówki. Gdy się jednak okazało, że muszą się spieszyć, bo zaraz będzie zmiana warty, powiedziano, że idą tylko ci, którzy zapłacili, czyli rodziny-kobiety i dzieci. Nikt nie przeczuł jednak, że wśród zagajników ustawiono karabin maszynowy i wszyscy zanim zdążyli zawrócić, zostali rozstrzelani. Nie potrafił sobie wytłumaczyć, czemu akurat tamci zginęli a on nie, czy został sprzedany, czy strażnicy się nie dogadali-nie wiedział. Przypominał sobie te chwile wielokrotnie, zwłaszcza gdy nie mógł już myśleć, by nigdy nie mówić, nie robić i nie podpisywać tego, czego „oni” chcą. Leżąc tak na pryczy stwierdził, że nie ma już żadnych wspomnień i nie może cofnąć myśli do czasu sprzed września trzydziestego dziewiątego roku, a były tam przecież osoby które kochał: ojciec, siostry, kobiety. Jednak tam pamięć go nie dopuszczała-to była granica najsilniej strzeżona. Więc nie mogąc już myśleć, liczył drgawki na swoim ciele, jęki śpiących, charczenia umierających, trzeszczenia drewnianych ścian na mrozie, kroki patrolujących żołnierzy, wsłuchiwał się w kaszel mężczyzny, który odstąpił mu swoja pryczę. Teraz gdy już na dobre nie mógł zasnąć zaczął się zastanawiać nad propozycją starego człowieka, który odstąpił mu to ciepłe miejsce na górze i próbował doszukać się prawdziwego powodu tej decyzji, bo przecież żaden więzień nie odstępuję takiego miejsca drugiemu więźniowi. Od dawna wiedział, że w Smirnowej nie ma uczynności i niesienia drugiemu człowiekowi pomocy-niczego ludzkiego. Bo jak twierdził te zachowani mogą się kształtować tylko w warunkach ludzkich ale nigdy, „kiedy ludzie zepchnięci zostają na dno”. A jednak zasnął, mimo całej złości podejrzliwości wobec starego, choć miał wrażenie jakby wcale nie spał, bo nawet w czasie snu słyszał uporczywy kaszel sąsiada z dolnej pryczy. Potem przebudziło go wejście strażnika, który zawołał wszystkich więźniów i kazał im wyjść na zewnątrz. Był okropny mróz, stary mężczyzna szedł jako pierwszy powłócząc nogami. Gdy bohater się potknął stary zaczekał na niego i szeptem powiedział do niego : „Niech pan pamięta , Zbigniew Zbigniewicz”. I dał mu wskazówkę, że gdy będą go wiązać to musi trzymać ręce mocno przy plecach, żeby potem miały luz. A potem stary zapytał, czy on pierwszy raz? Na co bohater odburknął, ze pierwszy ale zna gorsze rzeczy. Jednak stary dodał, ze jeśli nie skorzysta z tej wskazówki, to może sobie wyłamać ramiona. Drugą wskazówką od starego było zeskoczenie szybko ze stołka, zanim go wykopią spod nóg a trzecia liczenie od jednego do stu lub tysiąca-żeby nie myśleć, bo myślenie się w tej sytuacji nie przydaje, za to liczenie skraca czas. Zaprowadzono więźniów do łaźni
i kazano się rozebrać do połowy, po czym sprawdzono listę i policzono ich. W łaźni było wilgotno i nawet ciepło. Wtedy bohater pomyślał o karcerze, jaki mu groził,
a tam było zimno i czasem polewano lodowata wodą. Ale te myśli szybko go opuściły, gdy zobaczył jak pierwszych piętnastu więźniów i wśród nich starego człowieka, zaczęto podciągać linką na hak. Więźniowie wisieli na haku a ich ciało nie miało żadnego podparcia. Bohater próbował sobie przypomnieć, kto i kiedy wprowadził karę słupka w Rosji, jednak jego rozmyślanie przerwało popchnięcie go przez strażnika w stronę haków, gdyż przyszedł czas na pozostałych więźniów. Rady starego zaczęły mu się tłuc po głowie, jednak gdy postawiono go pod hakiem, natychmiast uleciały. Poczuł ogromny ból, który jak ogień rozprzestrzenił się po jego ciele. Zaczął liczyć do sześćdziesięciu a potem od nowa do stu. W tym czasie do łaźni wkroczyli oficerowie NKWD, którzy wracając
z nocnej służby wstąpili sprawdzić czy wszystko w porządku. Sprawdzili listę więźniów
i odezwali się do starego z zapytaniem „A eto czto za pop?” a następnie „Nu dawaj molebień, molebień służyt” i obaj cofnęli się śmiejąc ironicznie i patrząc się z jakimś pijackim zaciekawieniem. A stary, umęczony mężczyzna zaczął mówić po łacinie
i wzywać Boga: „Ześlij światłość swoją i prawdę swoją: one mnie poprowadzą
i przywiodą na górę święta Twoją, aż do przybytków Twoich”. Oficerowie przestali się śmiać, choć i tak nie rozumieli łacińskich zdań i w całej łaźni nastała cisza. Pop zaczął po prostu odprawiać mszę, Zbigniew przyłączył się do modlitwy. Zdezorientowani oficerowie opuścili łaźnię i chwilę potem bohater przypomniał sobie, że jest Wielki Czwartek i nagle pierwszy raz jego myśl przedostała się przez granicę tamtego września
i cofała się nadal. Ujrzał twarz matki, przypomniał sobie jej słowa o modlitwie i jej wiarę w to, że może umierać spokojnie, bo on jej nie zawiedzie. A potem przypomniał sobie chwile, w których przestał kochać Boga i wspomnienie to jakimś niespokojnym smutkiem ściskało mu serce. Wreszcie zostali zdjęci z haków. Wychodzili razem ze starym podtrzymując się wzajemnie. Już dniało. Ksiądz powiedział do Zbigniewa, że nie powinien się tak narażać modląc się wraz z nim, bo on jest już stary i nic mu już nie zrobią. A potem dodał, że to był najpiękniejszy dzień w jego życiu i że, cała nadzieja
w Bogu, że i o nim tez nie zapomni. Wtedy Zbigniew pomyślał o matce, miał wrażenie, że słyszy jej głos pocieszający, zapewniający, że jednak nie zagubił on swojej duszy. W tym momencie stary ksiądz objął Zbigniewa i powiedział „Bóg z tobą, synu...”. Zbigniew nie odpowiedział, był spokojny. „To był Wielki Czwartek tysiąc dziewięćset czterdziestego pierwszego roku”.
Pisząc o Odojewskim korzystałam z książki M. Rabizo- Birka, Między mitem a historią. Twórczość Włodzimierza Odojewskiego, Warszawa 2002.
1