— Przyjeżdżał tu ze swoją żoną, siadywał na tym tarasie i grał w brydża.
__ Cenna znajomość — stwierdziłem. Senator stanu Oregon był brany
uwagę jako kandydat na prezydenta.
Ben odłożył serwetkę i wstał.
_ Przepraszam, ale muszę odebrać dzieci. Potrzebujesz czegoś na
P
am powróciła, niosąc ogromną misę pełną owoców. Spojrzała na puste krzesła.
Wyszli — wyjaśnił Ben. — Mają zamiar wynająć jutro rano jeden
z gruchotów Harry'ego i latać nad dżunglą.
W takim wraku? Czy to bezpieczne?
Próbowałem mu wyperswadować, ale wie wszystko lepiej. — Ben
zmarszczył brwi.
Pam postawiła miskę na stole i usiadła.
Doktor Picker bywa czasem nieco... trudny.
Miło ze strony pani ojca, że tyle czasu ich gości — powiedziałem.
Pam i Ben spojrzeli po sobie.
Sami się tu wprosili — odparła Pam. — Tata nie sprzeciwiał się.
Najwyraźniej to ona jest prawdziwym naukowcem.
Aon?
Pracuje na kawałek etatu w jakiejś ubogiej organizacji działającej na
rzecz ochrony dzikich zwierząt. Bada jakieś grzyby, czy coś takiego. Odnoszę
wrażenie, że ma trudności finansowe. To chyba nie jest przyjemne... Tata
powinien nadejść lada chwila.
Poczęstowała nas owocami.
— Czy to prawda — spytałem — że marynarka odcięła się blokadą od
wioski?
Pam skinęła głową.
Dlaczego?
To jest wojsko — odparł Ben. — Żyje w swoim własnym
świecie.
Tata stara się temu przeciwdziałać — wtrąciła Pam. — Napisał
senatora Hoffmana, z którym znają się z dawnych lat. Hofftnan
komendantem Aruk podczas wojny koreańskiej.
— Ten smakosz?
Pam skinęła głową.
jutro,
_ Tylko trochę igieł. I szczepionki, jeśli ta się kończy.
_ Już jest — powiedział Ben. — Przyniosłem przed kolacją.
Uścisnął nam dłonie i szybko wyszedł.
_ Jest nadzwyczajny — powiedziała Pam. — Naprawdę zna się na tym, co robi. Znalazł KiKo w doku, umierającą z zakażenia krwi, i pielęgnował, dopóki nie doszła do zdrowia. — Uśmiechnęła się. — KiKo to skrót od King Konga. Sypia w kołysce w domu Bena.
Doktor Picker powiedział, że małpy nie można udomowić.
Czasami wydaje mi się, że zwierzęta są o wiele łatwiejsze we
współżyciu niż ludzie.
Od strony drogi doleciał warkot silnika. Przez ciemności przebiły się światła reflektorów.
- Tata nie miałby nic przeciwko temu, żeby Ben poszedł na medycynę,
gdyż na wyspie potrzebny jest młody lekarz — ciągnęła Pam. — Jednak on
nie ma czasu na studia, musi utrzymywać dużą rodzinę.
- W swoim liście pani ojciec wspomina o przejściu na emeryturę.
Uśmiechnęła się.
Nie wyobrażam sobie, by kiedykolwiek wycofał się w zupełności,
ale mając na wyspie trzy tysiące ludzi, przydałaby mu się jakaś pomoc.
Zachęcałam go, jednak... — Odłożyła łyżkę. — Pytał pan, czy wychowałam
się na wyspie, i odpowiedziałam, że niezupełnie. Tutaj się urodziłam, ale
bardzo wcześnie wysłano mnie do szkoły z internatem. Potem pojechałam
studiować medycynę w Tempie i zostałam w Filadelfii. Myślałam, te
powinnam tu wrócić, ale stałam się miastową dziewczyną i polubiłam
miasto.
Wiem, co ma pani na myśli — powiedziała Robin. — Małe miasta są
dobre w teorii, ale bardzo ograniczają życie.
- Otóż to. Aruk jest cudowne; spędzicie tu wspaniałe chwile. Jednak
&o stałe miejsce pobytu jest... Jakby to wyrazić, żeby nie okazać się snobką?
Jest po prostu za małe. A dookoła woda. Człowiek stale przypomina sobie, •e jest tylko pyłkiem we wszechświecie.
- W zeszłym roku mieszkaliśmy przy plaży — powiedziała Robin. —
Bywały chwile, że z powodu oceanu czułam swą kompletną nicość.
- Właśnie. Gdziekolwiek się zwrócić, napotykamy na ocean. I to tempo
*• Wszystko dzieje się tak powoli. A ja nie jestem zbyt cierpliwa.
Nadeszły Gladys i Cheryl, popychając barek na kółkach, sprzątnęły
»dne naczynia i nalały kawę.
- Wszystko było przepyszne, Gladys — powiedziała Pam.
30
31