do mnie z półpaścem. Dałem mu lekarstwo uśmierzające ból. Pe\vnje' wydawało mu się, że jest mi coś winny. Dlatego powiedział mi, że m^ kobiety-kota zmarł niedawno, wspominając mnie na łożu Śmierci. Był jeszcze trzykrotnie żonaty.
Jakieś tajemnicze zgony?
Nie, trzy rozwody. Wszystko dlatego, że nie umiał przestać roman
sować. Leżąc zżerany przez raka płuc wyznał, że znęcał się nad pierwszą
żoną. Od samego początku. W dzień po ślubie zabił kota, który dostał się na
ich podwórko i podusił kurczęta. Urwał mu głowę i śmiejąc się rzucił w żonę
ścierwem. Wkrótce potem dowiedziała się o jego niewierności. Kiedy się
skarżyła, nazywał ją kocicą i kazał czyścić kurnik. Tak kończyły się wszystkie
kłótnie miedzy nimi. Po kilku latach zaczęły się jej objawy chorobowe. Im
większe wykazywała zaburzenia, tym bardziej obnosił się ze swymi romansami.
Na kilka miesięcy przed jej śmiercią zamieszkała u nich pewna kobieta,
rzekomo po to, aby sprzątać. W noc jej śmierci mąż rzeczywiście bez żenady
kochał się z tą dziewczyną. Żona protestowała krzykiem, a oni śmiali si?
z niej. Potem żona zaczęła miauczeć, fukać, wrzeszczeć. — Dotknął obwisłego
policzka. — Przyszli do jej pokoju i robili to... na jej oczach. Wrzeszcząc
wyprężyła się w swoich pętach i wyzionęła ducha. — Odsunął talerz. —
Wyznanie na łożu śmierci — powiedział. — Poczucie winy bywa silnym
bodźcem.
Niewierny mąż — rzekłem. — Włóczył się jak kot marcowy.
Dobrze powiedziane. Wiec jaka będzie diagnoza? Depresja maniakalna
z oznakami identyfikacji z kotem? Czy też schizofrenia w pełnym rozkwicie?
Albo silna reakcja na stres. Czy w jej rodzinie zdarzały się choroby
psychiczne?
Jej matka była... bardzo ponura. — Pochylił się ku mnie. Łysa głowa
zalśniła niczym strusie jajo. — Taka śmierć. Ze strachu? Wstydu? Czy
frustracja naprawdę może stać się przyczyną śmierci? A może cierpiała na
jakąś dolegliwość fizyczną, której nie umiałem rozpoznać? Oto co mam na
myśli, mówiąc o zagadkach. Sporządzimy dokumentację przypadku.
Fascynujące — powiedziałem, myśląc o agonii kobiety-kota.
- Mam tego więcej, synu. O wiele, wiele więcej. — Wyciągnął ku mnie rękę. Przez chwilę wydawało mi się, że położy ją na mojej dłoni, ale opad się o stół. Palce lekko mu drżały. Tak się cieszę, że mam cię tu do pomocy.
— Ja także się cieszę.
Usłyszeliśmy szczeknięcie i obejrzeliśmy się. Wróciła Robin ze Spike'em na smyczy.
Moreland poweselał.
— Och, spójrzcie na niego.
Spike sapnął, podbiegł i obwąchał spodnie doktora. - Śliczny jesteś — powiedział Moreland, wstając. — Dostał obiad?
— Właśnie skończył jeść — powiedziała Robin. — I zrobiliśmy
spacer.
Doskonale — rzekł w roztargnieniu Moreland. — Macie jakieś plany
jutro? Możecie ponurkować na South Beach. Rafy są piękne, a ryby [Ljpływają na płyciznę tak, że można się obejść bez zbiorników powietrza, j dla was drugiego dżipa. Pogrzebał w kieszeni, wyciągnął kluczyki i podał mi je.
Dziękuję — powiedziałem. — Kiedy chcesz zacząć pracować?
Uśmiechną) się. — Już zaczęliśmy.
36