JACEK BOCHEСSKI
TABU
Tower Press Gdaсsk 2001
Copyright by Jacek Bocheсski
I
Wszystko juї teraz powiem Wielebnym Ojcom. Tak, przyznajк siк, to byіo umуwione.
Nie, proszк Wielebnych Ojcуw, nie wiem po co. Byіo umуwione miejsce za
rogatkami, w
zagajniku, na lewo od mostu, i godzina byіa umуwiona, zaraz po wschodzie sіoсca,
i osioі.
Tak, przebranie teї.
Nie wiem po co, proszк Wielebnych Ojcуw. Nic nie myњlaіam wtedy, tylko їe ranek
taki
piкkny, bo wіaњnie tego dnia zaњwieciіo sіoсce po dіugich deszczach i pokazaіo
siк czyste
niebo, niczego siк nie baіam, tylko czy Diego przyjechaі i czy juї tam jest, a
wiкcej nic, w
gіowie mi szumiaіo, bo tej nocy nie spaіam prawie, i wstaіam o њwicie, i tak
szіam bez
pamiкci, w sіoсcu, droga pusta, zaszіam za rogatki, nikt mnie przy nich nie
zatrzymaі, a za
rogatkami byіo jeszcze jaњniej i teї pusto o tej porze, wiкc prawie biegіam i
patrzyіam na
niebo i na Pireneje bez chmur
Nie, proszк Wielebnych Ojcуw. Diego teї nie wiedziaі. Diego juї tam byі nad
rzek№.
Skrкciіam na lewo od mostu w zagajnik, cicho szіam, nic nie byіo sіychaж,
zobaczyіam brzeg
strumienia za drzewami, pomyњlaіam - to tu, ale Diego nie zauwaїyі mnie jeszcze,
osіy
szczypaіy trawк, jeden osioі siwy spojrzaі, drugi myszaty nie, podeszіam bliїej,
serce mi
stanкіo, a Diego ci№gle nic, siedziaі nad strumieniem, woda pluskaіa i Diego
patrzyі w wodк.
- Diego - mуwiк - Diego - tak tylko szeptem. On do mnie: - Dolores - drgn№і
nagle,
odwrуciі siк - Siostro Dolorosa - powiada i patrzy na mnie, i ja na niego
patrzк, i widzк, jaki
on jasny, њmieje siк, taki rozњwietlony caіy, i znowu - Dolores - a woda
pluszcze i osіy
szczypi№ trawк. - Poњpieszmy siк, Siostro Dolorosa - powiada. Ja na to: -
Dobrze, jaki piкkny
dzieс - mуwiк. On: - Byle dalej od miasta. - Ja: - Na siwym oњle - mуwiк -
pojadк. - I do
osіa. Ale nie. On powiada: - Nie moїemy tak jechaж, rуїnych ludzi spotyka siк na
drogach, tu
mam przebranie dla ciebie. - I do sakwy. Wyj№і odzienie jak na pachoіka,
hajdawerki, a ja
nic, niech bкdzie - myњlк, hajdawerki - myњlк, a choжby kamieс do szyi albo w
ogieс, to i tak
niech bкdzie, zaciкіam siк, coњ dziwnego na mnie przyszіo, jakbym bez czucia
byіa. - Diego
- mуwiк -Diego, wcale siк nie bojк. - Carissima - on powiada, ale posmutniaі,
ciemniejszy.
Zerwaі siк nagle, wsiadі na osіa, siwego zostawiі przy mnie, їebym od razu
jechaіa za nim, to
on tymczasem popatrzy na drogк i bкdzie czekaі koіo mostu. Stojк bez czucia,
jakaњ taka
zimna suchoњж jest we mnie, a choжby kamieс do szyi - myњlк, nie, џle mуwiк, nic
nie myњlк,
zrzucam z siebie wszystko i do sakwy.
I zaraz hajdawerki, proszк Wielebnych Ojcуw.
Szybko to zrobiіam.
I na osіa.
Byіo mi trochк straszno, ale patrzк: sіoсce, wszкdzie cisza i droga wolna, na
moњcie pusto,
Diego czeka, jadк tam. Diego tylko poruszyі ustami na mуj widok, nic nie
powiedziaі, a oczy
miaі, o, takie duїe. I nie spuszczaі ze mnie tych oczu, podjechaі blisko i wzi№і
moj№ rкkк w
swoj№, potrzymaі, szepn№і -Dolores! - A mnie gor№co. - Gdzie habit? - spytaі
Diego. - W
sakwie - mуwiк. - Dobrze - powiada. -Jedџmy.
Ruszyliњmy kіusem. Diego nie їaіowaі osіa, bo tak byіo umуwione, їe pierwszego
dnia
poњpieszamy ostro, aby prкdzej do gуr. Aї furczaіo i kamyki leciaіy spod nуg
osіa na
wszystkie strony. I Diego miaі rozwiane wіosy. Ci№gle spogl№daliњmy po sobie,
dziwi№c siк i
њmiej№c, їe tak jedziemy, њniк moїe -myњlaіam, a Diego byі znowu jasny, jak
promieс, i te
osioіki wesoіe
Szczerze powiem Wielebnym Ojcom: raz tylko pocaіowaі mnie po drodze, kiedyњmy
osіy
poili.
Byіo mi to przykre.
Nie broniіam siк, ale byіo mi to przykre.
3
Nic nie powiedziaіam. On powiedziaі: - Po tamtej stronie to juї... - Rozumiaіam,
їe po
tamtej stronie gуr. Chciaі jakby coњ wiкcej powiedzieж, ale na tym skoсczyі. -
Po tamtej
stronie to juї... - I tylko patrzyі. Myњlaіam, їe mуwi o granicy francuskiej.
Potem nieraz
jeszcze powtarzaі: - Dolores, kiedy juї przejdziesz ze mn№ na tamt№ stronк... -
I przymykaі
oczy. Albo: - Siostro Dolorosa, Siostra wcale nie wie, jak jest po tamtej
stronie. - Jak? -
pytam. - Piкknie -powiada. Zdawaіo mi siк, їe to nie o krуlestwie Francji, tylko
o czymњ, co
Diego chciaі zrobiж ze mn№. Jasno mi tego nie tіumaczyі. Zapytaі, czy sіyszaіam
sіowo Eden.
Pewnie, їe sіyszaіam. - Po tamtej stronie zaczyna siк Eden - rzekі. - Albo
Gehenna - dodaі
po chwili.
Wielebni Ojcowie racz№ pamiкtaж, їe Diego jest poet№ i czіowiekiem szalonym.
- Ten zamek ci ofiarujк - mуwiі, kiedy przejeїdїaliњmy obok jakiegoњ
opuszczonego
budynku chіopskiego, i obіoczki mi darowywaі na niebie, to wіaњnie najbardziej
mi siк
podobaіo, їe takie rzeczy opowiadaі o Centaurach i Pegazach i rуїne inne. -
Dolores, lilio
biaіa - woіaі. Albo: - Sіodszaњ mi od miodu hymeckiego. - Na tym zeszіo nam do
wieczora,
nie wiem, jak i kiedy, bo jechaliњmy niby we њnie, niby Adam i Ewa, tego dnia
dopiero
stworzeni przez Boga i dziwi№cy siк drzewom, kwiatom i rozmaitej zwierzynie. Tak
to trwaіo,
ta jazda, wiele godzin, nie wiem ile. Nareszcie Diego powiada: - Gіodny jestem.
Znam tu
jeden zajazd o pуі mili, tam przenocujemy. -Zlкkіam siк, ale osіy zgonione, noc
bliska i nie
ma їadnego schronienia w polach, chyba iњж do lasu. - Zajazd na odludziu -
oњmiela mnie
Diego. - Nikt Siostry nie pozna.
- A co mi to? - obruszam siк, choж caіa drїк. - Przeorysza nie jedzie za nami na
osioіku.
Nocujmy - mуwiк. Њmiaі siк Diego. To juї potem pierwsza weszіam do zajazdu. A
pies
czarny na podwуrzu bardzo siк biesiі. Ludzi duїo na іawach, pij№ i szumi№ jak
b№ki.
Gospodarz wysoki, oczy rybie. Ja do niego: -Chcemy tu nocowaж. - Kto? - pyta. -
Mуj pan i
ja. - Gdzie ten twуj pan? - A juї i Diego wchodzi. - O - pokazujк - mуj pan! - i
wiem, їe siк
robiк czerwona, tamten z rybimi oczkami coњ mуwi, a ja siк caіkiem tracк i
odpowiadam od
rzeczy, tamten cmoka jкzykiem, i gіupio mi siк przygl№da, i chichocze. Ale Diego
brzкczy
sakiewk№ i daje mu reala. - No, to dobrze, senor - powiada gospodarz - nocujcie,
tylko mam
wielu goњci, muszк was .wszystkich poіoїyж w jednej izbie. - Na to Diego, їe
moїe
przecieї... - Nie, nie - przerywa tamten i - co bкdziecie jeњж i piж - pyta -
jagniк czy kapіona,
wino czy jabіecznik? - Diego mu wtedy, їe baranka i wino, ja, їe saіatк i
jabіecznik, ale i
baranka, bo Diego gіodny. Jemy. - Co z nami bкdzie? - mуwiк. - Czy wiesz, Diego?
- Nie
wiem. - Co my robimy, Diego?
- A jemu oczy zaszіy mgі№. - Czyњmy dostali pomieszania zmysіуw? Powiedz, Diego.
-
Jeszcze jesteњmy po tej stronie - szepn№і. Czarny pies zajrzaі przez drzwi,
wszedі, wкszy pod
stoіami, a lezie prosto w k№t, gdzie zіoїona sakwa. Tam stan№і, obw№chaі sakwк.
Aї
gospodarz fukn№і: - Precz, pies. - Diego znowu siк zaњmiaі i pochwaliі baranka,
їe smaczny.
Owszem, niezіy - myњlк - a w refektarzu mojego klasztoru pewnie siк teraz
odmawia pacierz,
siostrzyczki siadaj№ do wieczerzy, mnie jednej nie ma, przeorysza blada i co siк
tam musiaіo
dziaж przez caіy dzieс - Diego, sіuchaj, co z nami bкdzie - powiadam tak cicho,
cichuteсko,
їeby nikt nie usіyszaі - co w klasztorze, Diego? - Chyba pіacz№ po tobie siostry
zakonne. -
Nie wiem, czy pіacz№, co ty znowu, Diego, moїe niektуre, ale tego czarnego psa
siк bojк,
wiesz, Diego? - To ja mu - Diego na to
Zwykіy byі, jak kaїdy pies, proszк Wielebnych Ojcуw.
Tylko czarny.
Czasem coњ czіowiekowi przychodzi do gіowy, ale
Wiкcej nic osobliwego w nim nie zauwaїyіam. Potem jeszcze we њnie.
On i gospodarz.
Szczegуіowo? Rozumiem. No, to Diego powiedziaі: - Dolores, chodџ, spojrzymy na
gwiazdy i - spaж! - Gwiazd nie byіo, ksiкїyc za to wychylaі siк zza jakiejњ
gуry, wiкc
4
postaliњmy trochк i wnet poszliњmy ze њwiec№ do izby, w ktуrej nam gospodarz
kazaі
nocowaж. Wszкdzie leїeli juї nieznajomi mкїczyџni, tylko dwa posіania w rogu
byіy nie
zajкte. Ale nikt jeszcze nie spaі. Mуwili coњ pуіgіosem po baskijsku. Do nas
їaden siк nie
odezwaі. Umilkli, kiedyњmy weszli, o nic nas nie pytali, ani sk№d, ani po co
jedziemy, ani kto
jesteњmy. My teї nie wiedzieliњmy, kim s№ oni. - To lepiej - mrukn№і Diego, a
potem: - Uіуї
siк - szepn№і - dalej od nich, przy њcianie, a ja tu z brzegu. Nie chciaіam
leїeж tak w gікbi
przy њcianie, bo mi siк nagle wydaіo, їe jakby co, to stamt№d nie byіo ucieczki
- nie, Diego -
rzekіam i wydaіo mi siк, їe byіabym przy tej њcianie bezwolna i їe juї bym
popadіa tylko w
moc Diega - nie, Diego, wolк sama z kraju. - No, mуwiк ci - bierz tamto
posіanie, no, co z
tob№, carissima, uіуї siк, to zdmuchnк њwiecк. - Nie, Diego, ja zdmuchnк њwiecк.
- Co z
tob№? - nastawa!. - Bojк siк. - Czego? - Tych Baskуw i psa - powiedziaіam, ale
nieprawda,
bo siк baіam Diega, czy ja wiem zreszt№, moїe nocy, moїe wiecznego potкpienia, i
co ja
zrobiіam, Њwiкta Mario Magdaleno, nic jeszcze nie zrobiіam, ale baіam siк
wіaњnie, їe coњ
zrobiк tej nocy albo nastкpnej, i їe juї na zawsze, i co potem, tego siк baіam.
Diego przycichі
naraz, jakby zniecierpliwiony, legі przy њcianie bez sіowa. Zgasiіam њwiecк,
poіoїyіam siк
ostroїnie na posіaniu i przez chwilк, caіkiem nieruchoma, sіuchaіam szmerуw,
oddechu
Diega, Baskowie zaczynali chrapaж, poњwistywaж przez sen, zamknкіam oczy.
Majaczyіy mi
w gіowie jakieњ widoki, a wtem Diego westchn№і i poczuіam, їe jego dіoс przysuwa
siк do
mnie. Drgnкіam. Diego spytaі: - Nie њpisz? - Zaraz usnк. - Znalazі moj№ rкkк w
ciemnoњci,
lekko њcisn№і i tak trzymaі, a kiedy chciaіam j№ zwolniж z uњcisku, nie dawaі.
Nagle jeden
Bask, leї№cy niedaleko, poruszyі siк gwaіtownie. Przeraziіo mnie to i szarpnкіam
siк bardzo
mocno, їeby wyrwaж rкkк, lecz Diego przytrzymaі jeszcze mocniej, a ja powoli
sіabіam i
ulegaіam, i przestawaіam siк wyrywaж, i on zupeіnie rozluџniі uњcisk, a ja juї
siк nie
cofnкіam, i byіo mi nawet dobrze, gdy w ciemnoњci gіadziі moj№ dіoс, aї na
koniec uj№і j№
znowu silniej, jakoњ tak dziwnie, z takim drїeniem, їe rozeszіo siк to po mnie,
po caіym ciele,
i wreszcie sam puњciі, odsun№і siк, jakby uciekі, a ja potem od razu zasnкіam.
Nic nie wiem,
nic nie pamiкtam, sіyszaіam haіas, ktoњ chodziі, a mnie њniіa siк ryba dіuga,
wielka, z
ogromnym pyskiem, i ta ryba na mnie, nie wiem, co, ale na mnie, pewnie pіynкіa,
miaіa oczy
gospodarza zajazdu, uњmiechaіa siк bezmyњlnie, rybio, caіym pyskiem, i parіa,
nie mogіam
siк ruszyж, czuіam, їe mnie dotyka po nogach, po biodrach i wyїej, a taka
њliska, co ona ze
mn№ robiіa, to bolaіo, nie ryba, pies, o matko, drapaі pazurami, czarny pies
rzucaі siк na mnie,
byіam naga, nie pies, gospodarz zajazdu, coњ mуwiі, ale nie rozumiaіam, a on
tymi іapami,
takie zwierzк, jakieњ gіosy w pobliїu, jacyњ ludzie, juї wiedziaіam, їe to sen,
tylko nie
wiedziaіam, gdzie jestem, otworzyіam oczy i byіo jasno, chyba њwit, i ktoњ mnie
obejmowaі
za szyjк i caіowaі. Diego! - Wiesz, Dolores, Baskowie wіaњnie wyszli - rzekі.-
Czekaіem, aї
odejd№, zdawaіo mi siк, їe spіonк tu z miіoњci do ciebie. Przez pуі nocy leїaіem
bezsennie,
potem rozedniaіo, patrzyіem na twoje usta, Dolores... - Mуwiі i wci№ї mnie
caіowaі, a ja nie
ruszyіam siк z pocz№tku, zastygіam pуіprzytomna w tym przeraїeniu i w tych
objкciach, aї
powiedziaіam: - Sіuchaj, Diego, zostaw mnie teraz, nie chcк, їebyњ mnie dotykaі,
juї odejdџ.
Zdrкtwiaі mi nagle i zaraz wstaі. Brzydziіam siк go wtedy. Do poіudnia maіo
mуwiliњmy ze
sob№.
Tak, to byі drugi dzieс.
Oczywiњcie, ruszyliњmy dalej w tк sam№ drogк.
Niechїe mi wierz№ Wielebni Ojcowie, їe nie znaіam kierunku. To juї Diego
Znowu na osіach, dnem doliny, miкdzy wzgуrzami, znowu ciepіo
Jechaliњmy trochк wolniej, bo droga biegіa pod gуrк i od rana bardzo grzaіo
sіoсce. A
niebo krysztaіowe. I nigdzie nikogo. My sami pod tym niebem. Diego nie patrzyі
na mnie.
Milcz№c, posuwaliњmy siк na osіach w gуrк doliny i byіo aї ciкїko od ciszy, od
sіoсca i od
tego czegoњ miкdzy nami, co siк wlokіo z nocy w zajeџdzie. Nie wiedziaіam nawet,
co to
takiego i sk№d siк wziкіo, podobaі mi siк teraz Diego, kiedy tak jechaі, smutny
jakiњ,
5
kamienny, i pomyњlaіam, їe go kocham, chyba juї na pewno, i їe moїe zrobiк to,
czego
chciaі, gdzieњ tu w gуrach, i niech mnie zabiera do Francji, przecieї uciekіam z
klasztoru, i
umawialiњmy siк przedtem, taki grzech, ale pewno zrobiк to - myњlaіam. Koіo
poіudnia
zatem, gdy dotarliњmy do szerokiej przeікczy, sk№d zobaczyliњmy murowankк
pastersk№ nie
opodal na polanie, i gdy Diego napomkn№і, їe trzeba daж wytchnienie osіom i їe
moїe
dostaniemy u tych pasterzy њwieїego mleka, poprosiіam, їeby mnie jeszcze tam nie
prowadziі, bo na przeікczy tak piкknie i przyjemnie, i rosn№ jodіy - to poіуїmy
siк lepiej tu w
cieniu - rzekіam - odpocznijmy - a gdy Diego siк poіoїyі i nie dotkn№і mnie,
tylko spytaі,
dlaczego jestem okrutna, i gdy nagle wybuchn№і pіaczem, їe tak niesprawiedliwie
ukaraіam
go tego ranka, wtedy ja objкіam go, przytuliіam jego gіowк do piersi i
powiedziaіam: - Nie
pіacz, juї bкdzie dobrze. - Zacz№і mnie caіowaж po rкkach, a patrzyі, jakby mu
te sіowa
pociechy opowiadaі anioі. - Dolores... - mуwi - ja przecieї... - Ale nie
dokoсczyі, znowu
pіacze. - Ja przecieї... - powtуrzyі. Tulк go z miіoњci i z їalu, i ze
zdumienia, i z lкku, їe
pіacze. Nie wiem juї: mкїczyzna czy dziecko? I ciarki mnie przechodz№. A on: -
Њwiкta
dziewczyno, biaіa goікbico - powiada, przez іzy to mуwi - Dolores, Dolorosa, nie
chciaіem
ciк uraziж nawet jednym tchnieniem, nie chciaіem nic, czego sama nie pragnкіaњ,
nie chciaіem
splamiж twej niewinnoњci, przecieї wiesz co byіo, chciaіem z tob№ jak z lili№,
Dolores, a ty... -
I pіacze. Tulк go najtkliwiej, jak potrafiк, i myњlк: kocha. - Ach, Diego,
uspokуj siк, bкdzie
dobrze, zobaczysz. - Raptem zatrz№sі siк, krzykn№і: - No, popatrz, co ze mn№
robisz, czego ty
mi zadaіaњ, dziewczyno, co ja czyniк doprawdy, kim ja jestem?
Mуwiіam juї Wielebnym Ojcom, їe on byі jakby trochк dzieckiem. Nie dlatego, їe
pіakaі,
ale їe po tej mojej obietnicy, kiedy go tak tuliіam do piersi i pocieszaіam,
wnet poweselaі. I
jeszcze dlatego byі dzieckiem, їe chyba nie wiedziaі, po co uciekamy do
krуlestwa Francji, i
czy rzeczywiњcie tam uciekamy, i jak tam bкdziemy їyж, maіo myњlaі o tym, raczej
marzyі,
raczej spodziewaі siк jakiegoњ cudu i tylko mуwiі o „tamtej stronie”. Ale „tamta
strona” nie
byіa Francj№, mogіa siк zacz№ж w Hiszpanii, bo przedstawiaіa siк mu przewaїnie
jako t o, co
mieliњmy zrobiж, i o czym ja myњlaіam na przeікczy, a czego on nigdy nie nazywaі
innym
sіowem, jak gdyby siк lкkaі; Francjк i to ci№gle mieszaі.
On jest bardzo dziwny, proszк Wielebnych Ojcуw.
Wyobraџcie sobie. Wielebni Ojcowie: jedziemy i ta Francja przed nami, tylko
przejњж
Pireneje. Co bкdzie, kiedy je przejdziemy? Diego mуwi: bкdzie muzyka sfer. Czy
ja nie
sіyszк, їe juї czasami gra po tamtej stronie? Moїe. Coњ tak nawet jakbym
sіyszaіa. Ale jakie
rzecz y bкd№ tam na ziemi francuskiej, jakie domy, zwierzкta, to chciaіabym
wiedzieж. Bкdzie
wielki gaj migdaіowy, caіy w kwiatach, wst№pimy do tego gaju i bкdzie pachniaіo
migdaіami.
Przecieї wszystko nie moїe byж gajem. A nie, bкd№ rzeki winem i nektarem
pіyn№ce,
pуjdziemy z nich piж. Bкd№ siк kolorowe baranki, їуіte i niebieskie, i
szkarіatem fenickim
sycone, pasіy na і№kach. Bкd№ padaж deszcze zіotego miodu i wszкdzie rozkwitn№
nenufary.
Owszem, іadnie bкdzie w krуlestwie Francji, ale kto nas tam przyjmie na samym
pocz№tku,
gdy przyjdziemy? Kto? Faunowie leњni z piszczaіkami. Powiadam: - Bуj siк Boga,
Diego,
faunуw nie ma. -On na to: - O, tam jest wiкksza swoboda, nie panuje Њwiкta
Inkwizycja,
dlatego uciekamy do Francji. - Ja myњlк: dobrze, ale w hajdawerkach czy w sukni?
Bo juї nie
w habicie. Jak to bкdzie? Dlaczego mam byж w hajdawerkach? Chciaіam tego
wszystkiego,
prawda, ale nie tak, nie w hajdawerkach. Czy on siк ze mn№ oїeni? Kim bкdк we
Francji?
Pytam: - Diego, jak№ sukniк wіoїк? - Z piany morskiej i gwiazd - odpowiada.
Zawsze mуwi
tak piкknie, a we mnie serce taje, i nawet widzк na sobie sukniк z piany
morskiej i gwiazd, i
wiem, їe on mnie teї widzi w takiej sukni, i juї mi obojкtne hajdawerki, nie
hajdawerki,
pуjdк za nim w grzechu i haсbie do krуlestwa Francji, do tych migdaіуw i
nenufarуw. Ale on
mуwi czasem jeszcze inaczej: nie, dziecko! Mnie tak nazywa: dziecko. Mуwi: -
Nie, dziecko,
nie bкdzie muzyki sfer, nie bкdzie gaju migdaіowego i nenufarуw, nie wiadomo, co
siк
pokaїe po tamtej stronie, a jeњli mкka, a jeњli gorzki pioіun, a jeњli nam
s№dzono we іzach їuж
6
ten zakazany owoc? Nikt nie zna jego smaku, pуki nie skosztowaі. Wiкcej bywa w
nim nieraz
jadu, niїeli sіodyczy, przewrotnie Bуg zatruі to swoje jabіko, Siostro Dolorosa.
Po tamtej
stronie jest mrok, a przejњж na tamt№ stronк to tak, jak zamkn№ж oczy i skoczyж
z wysokiego
brzegu w ciemnoњж. I dojdziesz do krawкdzi, Siostro Dolorosa, i albo wrуcisz,
albo skoczysz,
albo zaczniemy siк szamotaж i kto kogo zepchnie? Ja ciк zepchnк?
Pamiкtam dobrze chwilк, kiedy o to zapytaі, niby sam siebie, i mogк Wielebnym
Ojcom
powtуrzyж wszystko najdokіadniej. Zwaїcie tylko. Wielebni Ojcowie, їe dziaіo siк
to juї
pуџniej, nie na przeікczy, o ktуrej opowiadaіam, ale w wyїszych gуrach, dopiero
trzeciego
dnia.
Pamiкtam, їe po tym pytaniu, czy on mnie zepchnie, Diego umilkі, jakby czekaі na
odpowiedџ. Ja teї milczaіam i Diego odpowiedziaі sam: nie, nigdy! On tego nie
zrobi. Chciaі
jeszcze coњ dodaж, otworzyі nagle usta, lecz jakoњ nic nie mуwiі, tylko pozostaі
z otwartymi
ustami i patrzyі na mnie, ale tak, їe nie byіam pewna, czy kocha, czy
nienawidzi. Jeњli
rzeczywiњcie jest gdzieњ ciemnoњж, w ktуr№ czіowiek str№ca czіowieka z wysokiego
brzegu, to
Diego juї tym spojrzeniem mуgі str№ciж i zabiж. Ale on nie chciaі spychaж mnie w
ciemnoњж,
on wolaі, їebym spadіa sama! I wtedy pojкіam, їe on to woli i їe na to wіaњnie
czeka z
otwartymi ustami. Diego siк chyba domyњliі, co pojкіam. Zbladі nagle i rzekі: -
A moїe ja?
Moїe ja ciк zepchnк? Czuіam, їe mi zaraz іzy trysn№ z oczu, bo juї mnie kurcz
chwyciі za
gardіo. A Diego mуwiі dalej: - Polecimy w ciemnoњж, Siostro Dolorosa, po jabіko,
ktуre Bуg
rzuciі na tamt№ stronк, aby pіywaіo w mroku zіego i dobrego. I rozgryziesz je,
Siostro
Dolorosa, i bкdzie w nim robak. Tak czasem bywa, wiedz, Dolorosa, їe zdarza siк
obrzydliwy
robak, a myњlк - mуwi - їe moїe od pierwszego spojrzenia, ktуrym siк obrzuca
jabіko, zanim
siк go jeszcze dotknie wargami, moїe od tego spojrzenia, jak od uroku, zaleїy,
czy siк robak
zalкgnie. A jeњli bкdzie robak, to zrozumiesz, gdzie spadіaњ. I bкdziesz czoіgaж
siк po ziemi
na skrwawionych kolanach, w boleњci wzywaж imienia boskiego nadaremno, w prochu
i pyle
przeklinaж mnie i siebie, i zobaczysz, jakie po tamtej stronie s№
To on mуwiі trzeciego dnia.
A cуї ja mogіam?
Sіuchaіam ze њciњniкtym gardіem i z odraz№, myњlaіam, po co on mnie tak drкczy i
straszy,
czego chce, chyba naprawdк nienawidzi, i jak mуgі o tym robaku, pewno miaі coњ
takiego z
innymi kobietami, bo sk№d wie, jak jest po tamtej stronie? Musiaі bywaж tam z
jakimiњ
ladacznicami, moїe nie pierwszy raz chodzi tкdy, moїe mуwiі im to samo, ale one
nie
њlubowaіy czystoњci, no to nie chcк, juї doњж
Wtedy na przeікczy? Nie, na przeікczy nic siк nie staіo.
Na przeікczy poleїeliњmy jeszcze trochк w cieniu, Diego siк uspokoiі i osioіki
wypoczкіy.
Byіo nam lїej na sercu, Diego nawet powiedziaі: - O, popatrz, Dolores, chmurka!
- Bo nad
najwyїszym szczytem pokazaіa siк pierwsza chmurka. A Diego od razu spytaі: -
Czyja
bкdzie, moja czy twoja? - Juї j№ sobie zostaw, niech bкdzie twoja - rzekіam. On
na to: - A
wіaњnie twoja. - Ja: - Twoja. - On znowu: - Twoja. - I tak њmieliњmy siк,
krzycz№c tylko:
twoja, twoja. Aї nagle coњ huknкіo w lesie nad nami i Diego przyіoїyі palec do
ust.
Czekaliњmy chwilк, sіychaж byіo trzaski, ktoњ tamtкdy schodziі, nareszcie
widzimy: idzie
pasterz, niesie kulaw№ owcк. Diego siк ucieszyі, їe nam ten czіowiek powie, jak№
drogк obraж
dalej, w dуі ku murowance, czy w gуrк przez las. Jak wola, panie - mуwi pasterz.
- Jeњli
chcecie do oceanu i zwyczajnie brzegiem morskim do granicy, to zjeїdїajcie ku
murowance,
jeњli wolicie gуrami, to od razu st№d przez las. Ale wy pewno wolicie gуrami.
Nic siк nie
bуjcie. Jeden tylko tu Bуg nad nami i orіy. Ludzie rуїnego stanu szli juї t№
drog№, hidalgowie
w biaіych kryzach i ci, co moїe uciekli z galer. Wy teї przejdziecie. Ruszcie
teraz do gуry
lasem, њcieїka was wywiedzie na upіaz, grzbietem upіazu іatwo pojedziecie dalej,
a sіoсce
bкdzie was grzaіo w plecy. I tak poњpieszajcie wci№ї przed siebie i nie
ogl№dajcie siк na nic,
tylko liczcie potoki spіywaj№ce w№wozami, jeden, drugi, trzeci, czwarty potok,
aї zobaczycie
7
po lewej rкce gікboki parуw i pi№ty potok, bardzo gіoњny, a trochк niїej na
rуwnince koszar
owczy i szaіasy. Tam staniecie na noc, bo juї bкdzie wieczуr. Jutro wam ludzie
pokaї№, jak
iњж dalej. Tylko te osіy bкdziecie musieli im zostawiж. No to z Bogiem, panowie.
-Poszedі. A
my w њmiech. - Opatrznoњж czuwa nad nami - rzekі Diego - i zesіaіa pasterza,
abyњmy nie
zjeїdїali do murowanki i nie nakіadali niepotrzebnie drogi, chyba їe nas ten
Dafnis wysyіa
prosto do jaskini zbуjeckiej, w rкce jakichњ kudіatych opryszkуw, ktуrzy wіaњnie
ostrz№ noїe.
- I okazaіo siк, їe wszystko byіo tak, jak mуwiі ten uczciwy czіowiek: byі
bardzo dіugi
upіaz, byіo sіoсce za plecami, cztery potoki, a kiedyњmy zjeїdїali do pi№tego,
sіychaж byіo
juї z daleka њpiewaj№cych mкїczyzn. Diego powiedziaі: - Zaiste Menalkas i
Tityrus siedz№
tam, bo nie wygl№da mi to bractwo na szajkк іotrzykуw. - Wtem zaњpiewaіa jeszcze
kobieta i
Diego dodaі: - Jest i Amaryllis. - Szaіasy staіy w kotlinie. Dostrzegliњmy je
zaraz. Zbocze
nie byіo strome, osioіki zbiegіy truchtem, ludzie przywitali nas grzecznie i
tylko jedna
dziewczyna, ta Amaryllis, rozpoznaіa mnie od pierwszego wejrzenia. - Ty pann№
jesteњ -
mуwi.
Nocowaliњmy u nich.
Przemytnicy teї chodz№ tamtкdy i ci pasterze s№ przyzwyczajeni do
Diego sam pytaі, czy nie bywa rozboju, ale nie, teraz nie ma - powiedzieli - a
co goњж, to
zawsze њwiкto.
Dali nam sarniego miкsa, grzybуw i rуїnych serуw, їebyњmy jedli, co chcemy, aї
Diego
siк dziwiі, jaki іadny poczкstunek, a jeszcze obiecali doіoїyж їywnoњci na
drogк. -
Zostawicie tu osіy - rzekli - bo pуjdziecie odt№d po skaіach. Osіy juї tam na
nic. I nie bуjcie
siк. Choжby was kto њcigaі, nic nie powiemy.
To dobrzy ludzie. A їwawi i weseli jak ptaki, ci№gle piosenki
Tak caіy wieczуr
Њciemniaіo zupeіnie, pora kіaњж siк, nocleg przygotowany, wiкc pomodliliњmy siк
Ta Amaryllis?
Rozpoznaіa mnie, tak. - A moїe ty nie jesteњ pann№ - powiada - moїe jego їonk№?
- I do
Diega: - Ona jest pann№ czy wasz№ їonk№? - Diego siк њmieje. - Їonk№, їonk№ -
woіa. - Jak
їonk№, to idџcie oboje spaж do mojego szaіasu. - I daіa nam jedno posіanie. Ja
juї nic na to.
Pomodliliњmy siк.
Strach, pewno їe strach. Myњlaіam: co my w takiej pustce, znik№d ratunku, i
przecieї nie
moїna, i czy Diego chociaї rozumie? A sk№dїe! Naprawdк to paliі siк tylko do
mojej cnoty,
їeby j№ prкdzej zabraж, jeszcze rano w zajeџdzie i teraz w nocy znowu o tym
mуwiі, i ja
wiedziaіam, їe wszyscy mкїczyџni s№ tacy, a on powtarzaі: bкdziesz moja, moja,
moja, moja,
moja. - Ale jak, Diego - powiadam - jak ja bкdк twoja, kiedy przecieї nie moїna,
no co z
tego, czy bym chciaіa, czy nie, kiedy przeciwko ludziom i Bogu, sam wiesz... -
Nie
przeciwko ludziom, skoro juї rozpoznaіa ciк ta Amaryllis... - Przeciwko Bogu,
Diego. On nie
musi nawet rozpoznawaж. On i tak wie wszystko. - O, wielkie nieba - westchn№і -
wielkie
nieba! - Ale, Diego, co ty? - Obj№і mnie, caіuje po wіosach, oczach, matko, po
kaftaniku,
ktуry miaіam na sobie, rozchyliі go, choж siк broniіam, przywarі do mojego
ciaіa,
rozdygotany, gor№cy. - No, ale, Diego... - Nie sіyszaі, leїaі z policzkiem
prawie na mej
piersi, mуwiі jakby w malignie, jakby њpiewaі: bкdziesz moja, moja, moja... -
Ciszej, Diego,
bo moїe kto sіucha. - Niech sіucha, niech zatr№bi№ na caіy њwiat, їe bodziesz
moja, moja,
niech we wszystkich koњcioіach zadzwoni№... - Kiedy nic nie zatr№bi№ i nigdzie
nie
zadzwoni№, pomyњl, Diego, przecieї my tu jak zіodzieje... - A kochasz mnie,
Dolores? -
Kocham, Diego, tylko, wiesz, czujк siк taka brudna, po twoich rкkach zostaj№
wszкdzie њlady,
po kaїdym pocaіunku osiada coњ lepkiego, zasycha i piecze. - Nie mуw tak -
szepn№і. -
Nigdy mnie nikt nie caіowaі - tіumaczк mu - to moїe przez to, a moїe za nasze
grzechy... -
Nie mуw tak. Kochasz mnie? - Kocham ciк, Diego. - Jeїeli kochasz, dlaczego nie
chcesz,
aby siк miіoњж nasza speіniіa? -Speіniіa? Czy musi j№ ciaіo speіniж w grzechu? -
Znowu
8
zacz№і jakby w gor№czce bі№dziж ustami po moich oczach i ramieniu, i wszкdzie,
szepcz№c: -
Tak, tak, Dolores, tylko ciaіo moїe j№ speіniж w grzechu, uwierz mi. - Ale
czemu, Diego? -
Bo dopiero wtedy wiadomo, czy miіoњж jest, a inaczej moїe jej wcale nie ma,
sіyszysz,
Dolores, moїe jej w ogуle nie ma? - Serce podeszіo mi do gardіa. Pomyњlaіam: a
jeњli
rzeczywiњcie nie ma, jeњli to siк tak jakoњ sprawdza i jeњli juї wіaњnie widaж,
їe nie ma? Czy
mogіabym jeszcze wrуciж do klasztoru? A Diego wci№ї bі№dziі ustami po moich
rкkach, po
szyi, po kaftaniku, w. ktуry byіam ubrana, i zdawaіo siк, їe nie wie, co czyni,
jakby przestaі
nad sob№ panowaж, i takїe od tego serce podchodziіo mi coraz bardziej do gardіa,
aї
zawoіaіam: - Nie, Diego, ciaіo nie speіnia miіoњci, przecieї to dusza, mуwiк ci,
dusza speіnia
prawdziw№ miіoњж. - Znieruchomiaі. Powiada: - Dziecko! - Kiedy nie, Diego, co ty
mi, їe ja
dziecko, nie jestem dzieckiem, chcк tylko byж czysta, rozumiesz? - Dziecko! -
powtуrzyі
gіoњniej. Dіugo leїeliњmy potem bez ruchu, spokуj byі dokoіa, ksiкїyc
przeњwitywaі
szparami w dachu, szumiaі potok. W koсcu powiedziaіam: - Wiкc jak to jest? Czy
miіoњж nie
speіnia siк nigdy w czystoњci, zawsze w grzechu? - Miіoњж - odparі - speіnia siк
tak, jakby
siк z tego szczytu, ktуry jest nad nami, oderwaі kamieс i zacz№і spadaж w tк
kotlinк, i jakby
porwaі ze sob№ wiele innych kamieni, i jakby to wszystko toczyіo siк w huku i
pкdzie, ani w
grzechu, ani w czystoњci, lecz po prostu w huku i pкdzie. Jeїeli kiedyњ bкdziesz
tylko
strumieniem tocz№cych siк kamieni i bкdziesz tak spadaж w dуі, zobaczysz, jak
siк speіnia
miіoњж. - Pomyњlaіam: zrobiк t o. Najpierw uniosіam siк na posіaniu, siadіam.
Diego nie
drgn№і. Pomyњlaіam: zrobiк to zaraz. I juї pochyliіam siк w tк stronк, gdzie
leїaі Diego,
zawisіam nad nim w powietrzu, a on czekaі. Coњ mi podszepnкіo: nie rуb t e g o ,
Dolorosa.
Cofnкіam siк, ale natychmiast pochyliіam siк znowu. Diego wyci№gn№і rкce i coњ
tak, jak
przedtem, podszepnкіo mi: opamiкtaj siк, Dolorosa, nie rуb t e g o . I jednak
przybliїyіam siк,
i jeszcze raz cofnкіam, i przybliїyіam, i cofnкіam, a wtedy Diego chwyciі mnie
jak obі№kany,
rozerwaі kaftanik i
Krzyknкіam
Byіabym go zabiіa, gdyby moїna, chciaіam rozszarpaж i
Co mam powiedzieж?
Tu, tu, na piersi, tu czuіam takie gor№ce wїeranie siк, іechtanie, caіowaі mnie,
tysi№c
mrуwek rozeszіo mi siк po ciele aї gdzieњ do mуzgu, myњlaіam, їe mi te mrуwki i
іzy trysn№
oczyma - puњж! - woіaіam -nienawidzк ciк - biіam go, pіacz№c - podіy, podіy!
puњж! - i
puњciі. Zerwaіam siк, wybiegіam z szaіasu. Diego za mn№. - Co robisz? -
krzykn№і.
Odpowiedziaіam, їeby mnie zostawiі, їe nie chcк go teraz widzieж, i pobiegіam na
oњlep w
ciemnoњж. Ksiкїyca juї nie byіo, Diego ci№gle woіaі gdzieњ za mn№ - wrуж
natychmiast! - a ja
upadіam, nie podniosіam siк nawet i tylko woda huczaіa w parowie.
Zlкkіam siк ciemnoњci i szumu.
Kiedy wrуciіam, Diego powiedziaі: - Myњlк, їe miіoњж speіnia siк w ofiarowaniu.
Nie ma
miіoњci bez ofiary. - Nie rozumiaіam go. Przespaliњmy potem resztк nocy.
Rano przyszіa do szaіasu ta Amaryllis. Byіa bosa, opalona, w krуtkiej spуdnicy,
miaіa
odkryte ramiona i gікbokie wciкcie nad stanikiem. Pachniaіo od niej sіoсcem,
wiatrem i
trzod№, poczuіam tк nieprzyjemn№ woс, gdy tylko weszіa. Podobali mi siк tam
wszyscy
pasterze prуcz Amaryllis. Przyniosіa dzban mleka, њmiaіa siк i duїo mуwiіa, a
Diego na ni№
patrzyі. Pamiкtam, їe rozlewaіa mleko do kubkуw i kilka kropel pociekіo jej na
palce.
Њmiej№c siк ci№gle i wykrкcaj№c na piкcie, oblizaіa dіoс. Wtedy wіaњnie
zauwaїyіam, їe
Diego na ni№ patrzy i їe zatrzymaі przez chwilк wzrok na tym gікbokim wciкciu. A
ta
Amaryllis podeszіa i dolaіa mu mleka.
Juї od rana Diego byі bardzo niespokojny, juї rano, kiedy skіadaі swoje rzeczy
do sakwy,
widziaіam, jak mu wszystko leciaіo z r№k, nie mуgі zawi№zaж supіa, rozchyliі
usta i drїaіa mu
warga. A nastaіo tego trzeciego dnia, bo juї siк zacz№і trzeci dzieс, jeszcze
wiкksze gor№co i
coњ w powietrzu niby rozїarzone szpilki, kіuj№ce i іyskaj№ce, czuіo siк te
ukіucia skуr№,
9
oczami, wydawaіo siк, їe niebo jest rozbitym na tysi№ce szkieіek zwierciadіem, i
poszliњmy
wњrуd takiego migotania zwierciadlanych odіamkуw pod gуrк kamienistym w№wozem.
Pasterze go nam pokazali.
Mуwili: o, tam przez siodeіko, tam bкdzie przejњcie.
I mуwili: po tamtej stronie wypoczniecie, bo za siodeіkiem bкdzie dobra pieczara
na
nocleg, znaleџж j№ іatwo, њcieїka wydeptana.
Osіy zostaіy u nich, zostaі ten siwy, na ktуrym dot№d jeџdziіam, i drugi
myszaty.
Diego niуsі sakwк.
Nie mogіam za nim nad№їyж, takimi wielkimi krokami ruszyі od razu z kotliny,
gdzie
spкdziliњmy noc. Prawie nie ogl№daі siк w tyі, szedі pierwszy, rozdraїniony i
zaperzony,
widziaіam to, szedі jakby sobie na przekуr, zїymaі siк, a coraz bardziej
poњpieszaі. Њcieїka
piкіa siк w gуrк, z pocz№tku іagodnie, potem gwaіtowniej po stromiџnie. Raziіo
sіoсce, upaі
wzmagaі siк z kaїd№ chwil№, miaіam sucho w ustach i czerwone kr№їki lataіy mi
przed
oczami. Nigdy nie byіam w takich dzikich gуrach, їeby same kamienie i droga
prosto w
niebo. Raz po raz chwiaіo siк jeszcze coњ pod nogami, bo te kamienie ruchome,
kilka
potoczyіo siк z haіasem w dуі. Jak tak - myњlaіam - to chyba nie dojdк. Diego
bez
wytchnienia, krok po kroku, ci№gn№і wyїej i wyїej, ale widaж byіo, їe idzie z
trudem, juї i on
zwalniaі, tylko go to zacietrzewienie, ta zawziкtoњж, z ktуr№ rano wyszedі,
popychaіa w gуrк.
Raz moїe odwrуciі siк, spojrzaі, a miaі w spojrzeniu coњ takiego, jak ranne
zwierzк,
wњciekіoњж, bezsilnoњж i strach, jakby siк chciaі na mnie rzuciж i zadusiж, i
jakby nie mуgі ani
zadusiж, ani uciec, i jakby siк tylko baі, czy mu nie zadam jeszcze jakiej rany.
Caіy spіywaі
struїkami potu. Poprawiі sobie sakwк na plecach, poszedі dalej.
Ja niosіam dmg№ sakwк. Byі w niej habit.
Po co?
Bo
Nie umiem odpowiedzieж na to, proszк Wielebnych Ojcуw.
Wtedy teї nie wiedziaіam, po co niosк habit i po co w ogуle idк, a zaczynaіo mi
siк
zdawaж, їe bez celu. Jeњli Diego juї taki, to co ja z nim
Do Boga? Czy miaіam prosiж Boga, aby mnie uwolniі od bojaџni grzechu?
Tylko o to mogіam prosiж, bo tylko grzechu pragnкіam. To teraz! Teraz, kiedy
stojк tu
przed Wami, Wielebni Ojcowie, teraz czujк, їe powinnam byіa prosiж, by nie
wodziі mnie na
pokuszenie, by przywrуciі mi niewinnoњж i nieњwiadomoњж wszelkiej pokusy, ale
wtedy tam,
w tym w№wozie, chciaіam czego innego, chciaіam, їeby mnie wiуdі na pokuszenie i
doprowadziі do grzechu, i їeby staіo siк t o, a traciіam nadziejк i myњlaіam, їe
nie stanie siк
nigdy, bo Diego tak spojrzaі, jakby
Zapytaіam go sama. Pierwsza zaczкіam. Mуwiк: -Diego, posіuchaj. - A juї mieliњmy
niby
dojњж do siodeіka. Mуwiк: - Diego, zastanуw siк, czego ty chcesz ode mnie,
dlaczego tak
patrzysz, powiedz. - A on nic. Milczy. - Diego - zawoіaіam - czy Boga nie ma? -
Odezwaі
siк na to. - Bуg jest - powiada. - Wiкc widzisz, Diego, to przecieї nie ja, to
Bуg ustanawia
nam zakazy. I kogo ty nienawidzisz, na kim siк chcesz mњciж, na kogo tak
patrzysz, na Boga?
- Przymkn№і oczy, caіa twarz wykrzywiіa mu siк w bolesnym skurczu. - Tak, tak -
powtуrzyі
odmienionym gіosem. - Bуg jest. - I tylko dyszaі z rozdraїnienia i wysiіku, bo
mimo skwaru
zaczкliњmy siк wіaњnie wspinaж z jeszcze wiкkszym poњpiechem, myњl№c, їe to
ostatnie kroki
i siodeіko tuї-tuї. Ale nie. Dochodzimy tam, gdzie miaіo byж siodeіko, i nie ma
siodeіka,
zwiуdі nas jakby prуg, jakby szeroki taras wystaj№cy nad w№wozem. Patrzymy, a
dopiero
wyїej piкtrz№ siк w sіoсcu skaіy i miкdzy nimi bіyszczy siodeіko. Diego potoczyі
nieprzytomnie okiem po tych gуrach. - Bуg jest - powiedziaі jeszcze raz, na wpуі
do mnie,
na wpуі do siebie. Ja znowu: - A widzisz, Diego, a widzisz? - Widzк - mуwi. - I
co - pytam
- co mam uczyniж? - Widzк - odparі juї trochк od rzeczy. - Ale, Diego -
powtуrzyіam - co
ja mam uczyniж? - Wrуж moїe do klasztoru - szepn№і. - Do klasztoru, st№d? -
Jeszcze
10
jesteњmy po tej stronie - rzekі tak samo, jak pierwszego dnia w zajeџdzie. -
Diego, oszalaіeњ?
- Oszalaіem - powiada. I pіacze. Pіacze wњrуd tych rozpalonych kamieni, rzuciі
sakwк,
poіoїyі siк na niej, pіacze peіn№ piersi№, jak wtedy na przeікczy, drugiego
dnia. - Poіamaіaњ
mnie - krzyczy - zniszczyіaњ wszystko, nic nie bкdzie, to koniec, bojк siк
ciebie i nie Bуg to
sprawiі, ty to sprawiіaњ, jestem pogruchotany, bez woli, jestem garњci№
szcz№tkуw, ktуrymi
wiatr miota. - Nie, Diego - woіam - to nie moїe byж koniec, ja ciк kocham, to
nie moїe byж
koniec, sіyszysz? - Odejdџ, Dolores, wrуж do klasztoru, jeszcze masz drogк
otwart№. - Diego
-mуwiк - opamiкtaj siк, jakїe ja odejdк? I ty nie zostaniesz tu przecieї, nie
bкdziesz tak leїaі
w tym kamienisku. - Powoli oprzytomniaі. A kiedy oprzytomniaі i wzi№і sakwк, i
ruszyі dalej
pod gуrк, pomyњlaіam, їe to jednak moїe byж koniec. I dopiero teraz przeraziіam
siк
naprawdк. Czerwone koіa, ktуre miaіam w oczach od upaіu i zmкczenia, pociemniaіy
nagle i
zaczкіy siк sypaж czarnymi pіatami, poczuіam pragnienie, wody, wody, a nogi,
ktуre ci№їyіy
mi przedtem jak dwa kloce, staіy siк lekkie i sіabe, zachwiaіam siк i do cienia,
do cienia, їeby
nie zemdleж, zobaczyіam cieс opodal w rozpadlinie pod skaі№, zeszіam ze њcieїki,
nie wiem,
jak zlazіam na dno tej rozpadliny, a tam byі њnieg i chіуd, i niїej nie byіo juї
nic, tylko
stromy stok i przepaњж. Nagarnкіam њniegu w dіonie, zaczкіam go jeњж. Diego z
pocz№tku nie
zauwaїyі, gdzie jestem, dopiero pуџniej mnie dostrzegі. Rozwi№zaі sakwк, wyj№і
bukіak na
wodк, schodzi z tym bukіakiem. Staraіam siк, by nic nie poznaі po mnie, a juї mi
њnieg i cieс
zrobiіy lepiej. Wziкіam bukіak, napeіniіam go tak№ zlodowaciaі№, brudn№ i
zbrylon№ kasz№
њnieїn№. - Bкdziemy mieli na drogк - powiadam. Diego teї siк tymczasem orzeџwiі,
nassaі
lodu i umyі twarz. Spogl№dam ku siodeіku. Jasno tam. Ani jednej chmurki. - Diego
- pytam -
co jest za tym siodeіkiem? Czy od razu zaczyna siк krуlestwo Francji? - Nie wiem
-
westchn№і. - Nie wiadomo, co siк pokaїe po tamtej stronie. - I zacz№і o tym, їe
nie bкdzie
muzyki sfer; їe moїe byж gorzki pioіun, їe Bуg zatruі jabіko, i o tym wszystkim,
co juї
opowiadaіam Wielebnym Ojcom, o wysokim brzegu, i kto kogo zepchnie. - Pamiкtasz
-
dodaі - co ci mуwiіem dzisiaj w nocy, kiedy wrуciіaњ do szaіasu? Miіoњж speіnia
siк w
ofiarowaniu. Pojmij wiкc. Dojdziesz do krawкdzi, staniesz nad wysokim brzegiem,
a ja ciк
nie zepchnк i nie poci№gnк na dno, choжbym mуgі, choжbym pragn№і, choжbym wedіug
praw
natury musiaі to nawet uczyniж i chociaї byіoby mi tak, jak gdybym zawisі nad
otchіani№,
uczepiwszy siк brzegu jednym palcem. Nie zepchnк ciк. Powiem: wrуж do klasztoru.
To jest
moja ofiara i przecieї... - Tu, jak juї opowiadaіam Wielebnym Ojcom, urwaі wpуі
sіowa i
tylko na coњ czekaі z otwartymi ustami, a ja domyњliіam siк, na co, zrozumiaіam,
їe na moj№
ofiarк, ale zrozumiaіam teї, jak obіudnie ten tchуrz
Bo to on baі siк grzechu, chciaі, їebym ja pierwsza skoczyіa w ciemnoњж, їeby
jego grzech
byі niby mniejszy, on kіamaі
I potem siк przeraziі, їe ja to wiem, dlatego zbladі. I zacz№і o robaku, w tym
pomieszaniu
pl№taі siк i przeczyі sam sobie, powiada nagle: - Gdzie twoja sakwa?
Albo moїe juї przeczuwaі, co siк stanie z nim na czwarty dzieс, i moїe tego baі
siк
bardziej niї grzechu; dziњ myњlк, їe pewnie coњ przewidywaі, ale wtedy myњlaіam
tylko: to
j e s t koniec; i sіyszaіam jego sіowa - dojdziesz do krawкdzi, dojdziesz do
krawкdzi -
zagryzaіam wargi, nareszcie mуwiк: -Moja sakwa zostaіa w w№wozie. - On
powiedziaі: -
Poszukam jej, bo moїe siк stoczyж. Odszedі. Wstaіam zaraz. Do przepaњci kilka
krokуw.
Wychyliіam siк, patrzк w dуі: gdyby tam run№ж, pewna њmierж. Uklкkіam i zaczкіam
powoli
osuwaж siк na skraj zbocza, szepcz№c modlitwк: - Boїe, odpuњж mi moje grzechy, a
jeњli siк
oњmielк i popeіniк jeszcze ten grzech ostatni
Bуg widziaі, їe nie miaіam juї innego wyjњcia.
Nie, nie chciaіam skoczyж w urwisko, ale z tych kкp zeschіej trawy nad
przepaњci№
mogіam siк lada chwila zeњlizn№ж, wiedziaіam to i kusiіam los, szіam na
kolanach, skrawek
po skrawku, z modlitw№
Tak, Wielebni Ojcowie, z bluџniercz№ modlitw№ na ustach szіam skrawek po
skrawku,
11
coraz niїej, i poruszyіa siк jedna kкpa, a ja siк zachwiaіam, przenikn№і mnie
straszny dreszcz,
wpiіam siк paznokciami w ziemiк, w korzonki traw, i one teї siк poruszyіy,
widziaіam pod
sob№ dno przepaњci, i tak na kolanach, w przeraїeniu њmiertelnym, їe stracк
oparcie, tak juї
tam zostaіam. I wrуciі Diego. Usіyszaіam kroki. Przeszedі mi jeszcze jakby
krуtki bіysk
przez gіowк: skoczк. Ale nie mogіam. A kroki nagle ucichіy, Diego nic nie mуwiі,
widocznie
zrozumiaі, co robiк. Doњж dіugo trwaіa ta cisza, strach nie pozwalaі mi siк
odwrуciж i
spojrzeж, utkwiіam wzrok w przepaњci, zamarіam nad ni№, aї coњ mn№ znienacka
targnкіo, to
Diego, przybliїywszy siк od tyіu, chwyciі mnie za ramiona i gwaіtownie
poci№gn№і. A potem
powlуkі siі№ do takiej zaklкsіoњci porosіej mchami, rzuciі na nie. Kiedy leїaіam
juї w
bezpiecznym miejscu, krzykn№і: - Dolores, co chciaіaњ zrobiж? - Powiedziaіam
cicho: - Nic,
nic, Diego, nie byіabym siк zabiіa, tam jeszcze zostaі kawaіek do krawкdzi,
uwaїaіam
przecieї. - Schyliі siк nade mn№, popatrzyі trochк niepewnie, z trwog№ i zarazem
z nadziej№, z
osіupieniem i jakby coњ odgaduj№c. A ja poczuіam wielk№ ulgк, nawet radoњж, їe
to siк tak
skoсczyіo, zamknкіam oczy i chciaіam tylko jednego: їeby zacz№і mnie caіowaж w
ten sam
sposуb, co przedtem w nocy, i bodaj rozebraі do naga, i їeby siк dokonaіo
wszystko, wіaњnie
teraz i wbrew Bogu
Nie baіam siк potкpienia, opadіam zupeіnie z siі i uleciaіa ze mnie pamiкж.
Tak, Wielebni Ojcowie, przyznajк siк, iї byіby to grzech popeіniany z umyњlnym
zamiarem zniewaїenia Boga, a zatem grzech њmiertelny.
Uleciaіa wiкc ze mnie pamiкж i wszelka wola prуcz jednej, їeby Diego zacz№і
robiж to,
czego zawsze chciaі, їebym juї poznaіa, co to jest i jak siк speіnia, i їeby
Diego musiaі juї
potem przy mnie zostaж, bo bylibyњmy zі№czeni dusz№ i ciaіem, a przecieї on nie
wierzyі w
inn№ miіoњж i ja zrozumiaіam, їe jego dusza zі№czy siк z moj№ dopiero wtedy, gdy
zі№czy siк
ciaіo. I kiedy tak leїaіam na tych mchach bez wіadzy nad sob№ i pamiкci, Diego
wyczuі, na
co czekam. Powiedziaі: - Carissima! - I jeszcze raz: - Carissima! Carissima! -
Szeptaі jakoњ
bardzo tkliwie. A pуџniej przykryі mi twarz dіoсmi, wnкtrzem ich muskaі moje
powieki,
usta, rzкsy, przesun№і rкce ku piersiom, dotkn№і bioder, ud, nareszcie obj№і
mnie caі№ i ten
uњcisk byі samym szczкњciem i zachwytem, ale nic wiкcej Diego nie zrobiі,
powiada: -
Dolores, musimy przejњж gуry jeszcze przed noc№. - Mуwiк mu: - Dobrze, Diego. -
I patrzк,
a on znуw taki promienny, rozњwietlony jak pierwszego dnia nad strumieniem,
kiedy
zaczynaliњmy ucieczkк. Sіoсce przetoczyіo siк tymczasem po niebie i ogarnкіo
rozpadlinк.
Nie wiem, ile godzin przeszіo, gdyњmy tam bawili. Pewnie duїo, bo juї cienie
padaіy inaczej,
ukoњnie. Wstaіam. Wziкliњmy sakwy i ruszyliњmy skaіami pod siodeіko. Ale co
robiж? Nie
moїna iњж, chyba czepiaж siк gіazуw rкkami i wci№gaж na czworakach. Њmiejemy
siк. - Diego
- mуwiк - kiedy tak idziesz, jesteњ podobny do kota. - A ty do myszy, poіknк ciк
zaraz -
odparі. I dodaі: - Co masz w sakwie? Tylko habit? Juї go lepiej rzuж w przepaњж,
bкdzie ci
іatwiej. - Pomyњlaіam: rzucк i oddam mu siк wieczorem po tamtej stronie. Ale
Diego uwi№zaі
sobie zrкcznie sakwк na plecach. No, to ja uwi№zaіam tak samo. Nie wyrzuciіam
habitu.
Mieliњmy potem rкce zupeіnie wolne, wygodniej byіo siк wspinaж. Caіa ostatnia
czкњж drogi
do siodeіka, chociaї trudna i urwista, mijaіa nam wesoіo. Diego musiaі mi kilka
razy
pomagaж, bo nie mogіam zrobiж dіugiego kroku, znowu њmialiњmy siк jak dzieci i w
koсcu
zanim spostrzegliњmy, їe to juї siodeіko, otworzyі siк widok na tamt№ stronк.
Po tamtej stronie byі drugi іaсcuch gуrski.
Spytaіam: - Gdzie jest Francja? - Diego wskazaі palcem na ten іaсcuch. Spytaіam
jeszcze:
- Czy tam pуjdziemy? - Tak - odpowiedziaі - tam pуjdziemy.
Ale to jutro, a tej nocy chciaіam tylko zostaж z Diegiem i cieszyіam siк, їe
wschodziі
ksiкїyc jak ogromna gіowa, krzyknкіam - popatrz, Diego! - bo chyba nigdy
dotychczas nie
widziaіam takiej czerwonej, rozpіomienionej kuli, zdawaіo mi siк to znakiem
niebios. Juї po
ciemku, jedynie przy њwietle ksiкїyca, odszukaliњmy zejњcie do pieczary,
rzeczywiњcie byіa
wyraџna њcieїka i pieczara niczym budynek mieszkalny, musieli tam czкsto bywaж
ludzie,
12
znaleџliњmy naczynia, nуї i legowisko usіane z gaікzi nie bardzo jeszcze
zwiкdіych. Diego
zaraz naci№і њwieїej kosodrzewiny, ktуrej mnуstwo rosіo w pobliїu. I paliliњmy
ogieс.
Trzymaіam Diega za rкkк, tuliіam siк do niego, a jemu w oczach, jak w lusterku,
odbijaіy siк
pіomienie, miaі kolorow№ twarz, cieс i blask peіgaіy po niej na przemian,
ksiкїyc tymczasem
wzleciaі gdzieњ wysoko na niebo, zmalaі, pobladі, i od tego wszystkiego, od
њwiatіa, ciepіa i
zapachu kosodrzewiny padaі na mnie coraz osobliwszy urok, i zrobiіo mi siк tak,
їe musiaіam
coraz mocniej њciskaж dіoс Diega, bo jeszcze przypominaіam sobie nasz№ drogк i
tamto nad
przepaњci№, a Diego byі obok, i coraz gwaіtowniej coњ mnie do niego ci№gnкіo,
coraz
niespokojniej, coraz, no, juї nie wiem sama, juї trudno - myњlaіam, i w tej
pieczarze Diego
siк rozebraі, zobaczyіam nagie plecy, biaіy byі, to przecieї mкїczyzna -
myњlaіam, i nogi, a
potem zaraz do mnie, poіoїyі siк, i tak oboje na gaі№zkach kosodrzewiny -
kochasz? -
kocham - szeptamy, i zacz№і zdejmowaж ze mnie
Ale jak ja Warn to. Wielebni Ojcowie
Obnaїyі mnie po pas i od razu przestaі sіyszeж, rozumieж, woіaі coњ, jedno sіowo
-
kamelia, zasіaniaіam siк przed jego wzrokiem, a on - kamelia, kamelia, opкtaіo
go to,
poczuіam, їe oddycha szybko, natarі na mnie caіym ciaіem, oplуtі rкkami, owiaі
tym
niecierpliwym oddechem i wtedy zlкkіam siк, co moїe byж za chwilк, bo przecieї
nic nie
rozumiaі, tylko w obікdzie, w zapatrzeniu na moj№ nagoњж powtarzaі - kamelia,
nie miaіam
siк gdzie przed nim schroniж i mimo woli lgnкіam wіaњnie do niego, wiкc
zagarniaі mnie
wci№ї natarczywiej, zlкkіam siк tej siіy, a siкgaі juї po resztkк mego ubioru,
by j№ zedrzeж, i
wtedy coњ mnie tknкіo, їe trzeba mu to powiedzieж, pуki czas, i szepnкіam: -
Diego nie chcк
nic wiкcej zdj№ж z siebie, pamiкtaj, nie rуb mi t e g o . - Ale on jakby nie
sіyszaі. -Tak, tak -
woіaі. I znуw: - Kamelia! - Diego, sіyszysz? - Dobrze, dobrze - odpowiadaі,
zachіyњniкty,
oszoіomiony czymњ. Wiedziaіam, їe mn№, i dziwiіam siк, їe przez moje ciaіo tyle
szaleсstwa,
cieszyіam siк, i jeszcze, Wielebni Ojcowie, z tej prуїnoњci zapytaіam, czy
naprawdк jestem
taka іadna i mogк siк tak podobaж, bo mi siк zdawaіo, їe nie, a Diego zacz№і
krzyczeж: -
Piкkna! -Odt№d juї to sіowo powtarzaі wiele razy, jak wpierw - kamelia, z
nieprzytomnym
uporem, na wpуі majacz№c: - Piкkna, piкkna! - I
Przysiкgam, Wielebni Ojcowie, niczego nie staram siк przed Wami ukryж, ale
wstydliwoњж
i sama natura powstrzymuj№ mi jкzyk.
Bo pуџniej on sprкїyі siк caіy i run№і na moje uda, i chciaі je zupeіnie
obnaїyж, szarpaі,
szarpaі z tym krzykiem - piкkna, piкkna! - i byіo tak, jakby mnie dotkn№і
rozpalonym
їelazem - nie! - zawoіaіam, a on - piкkna! - a ja - nie! - a on - teraz, o,
teraz b№dџ moja! - a
ja w rozpaczliwym skurczu, ktуry mnie chwyciі od kolan przez wszystkie
wnкtrznoњci aї po
krtaс, broniіam siк tylko zкbami, a on wci№ї woіaі - piкkna! - i - Dolores, co
robisz? - a ja
nie wiedziaіam, co robiк, i z tej wњciekіoњci, їe mnie poruszyі rozpalonym
їelazem, i їe
musiaіam siк oprzeж, choж przedtem pragnкіam ulec, z tej wњciekіoњci, їe
wszystko tak siк
staіo, pok№saіam go, poraniіam do krwi, a Diego jeszcze coњ woіaі tym bікdnym,
jednostajnym gіosem, i nagle znieruchomiaі. Wtedy dopiero zrozumiaіam, їe mуwi
juї co
innego, i dosіyszaіam jкk: - Dolores, dlaczego? Dolores, dlaczego tak, dlaczego
tak? - To
teraz powtarzaі, jak przed chwil№ „kamelia” i „piкkna”. Nic mu nie
odpowiedziaіam.
Wody
Pozwуlcie mi siк napiж. Wielebni Ojcowie.
Nie potrafiіam odpowiedzieж na pytanie, ktуre zadaі. Myњlaіam tylko: niech mu
odpowie
Bуg. Ale to wіaњnie, їeby mu odpowiedziaі Bуg, Diego juї raz ode mnie sіyszaі,
znacznie
wczeњniej, zanim uciekіam z klasztoru. Musiaі te sіowa pamiкtaж. Powiedziaіam je
kiedyњ w
koњciele Santa Cruz. Nie byliњmy wtedy umуwieni. Widywaliњmy siк zazwyczaj gdzie
indziej: w teatrze u komediantуw. Spotkania naznaczaliњmy na rano, gdy trefnisie
i grajkowie
waікsali siк po mieњcie, a Diego czuwaі w namiocie nad strojami tych wesoіkуw i
pisaі.
Mogіam zachodziж do teatru niepostrzeїenie. Byіo mi po drodze od Miguela,
piekarza. Tam
13
wiкc umawialiњmy siк zazwyczaj. Lecz w dzieс, o ktуrym chcк opowiedzieж, Diego
przyszedі
do koњcioіa Santa Cruz. Spotkaіam go w nawie bocznej przy oіtarzu Najњwiкtszej
Panny
Marii. Uklкkliњmy zaraz, niby do modlitwy. Spytaіam: - Wiedzieliњcie, panie, їe
tu bкdк? -
Powiada: - Tak, Siostro. -Przeczuwaіam juї coњ niedobrego. Mуwi: - Caі№ noc
pasowaіem
siк z sumieniem. Komedianci jad№ w tych dniach do Burgos, postanowiіem z nimi
wyjechaж.
- Przeraїenie zaparіo mi dech. - Jak to, panie? -rzekіam. - Czyїbyњcie chcieli
powiedzieж, їe
zamierzacie wyjechaж na zawsze? - Na zawsze, Siostro. - Czy to przeze mnie? -
spytaіam
jeszcze. -Tak - odparі. I dodaі: - Bojк siк, by wkrуtce nie byіo za pуџno,
albowiem nie ma
takiej rzeczy, ktуrej czіowiek nie mуgіby uczyniж w sіaboњci swej natury.
Zbliїamy siк,
Siostro, do bram piekіa i kusi nas, aby tam zapukaж, a kto koіacze do bram
piekіa, temu siк
one otworz№. - Tymczasem z zakrystii wyszedі ksi№dz, i, mijaj№c nas, przyklкkn№і
przed
oіtarzem. Diego umilkі. Nie mogliњmy rozmawiaж swobodnie, bo duїo ludzi krкciіo
siк w
koњciele. - Jak to, panie? - szepnкіam znowu, gdy opustoszaіo. - Czy
postanowiliњcie
wyjechaж wіaњnie po tym, co zrobiliњcie wczoraj? - A w przeddzieс byіam u niego
w
namiocie komediantуw i caіowaliњmy siк tam pierwszy raz. - Wіaњnie po tym
rozliczaіem siк
dіugo z sumieniem - rzekі. - Powiedziaіem sobie: Њlepcze, idziesz po omacku i
prowadzisz
za rкkк dziecko, ktуre nie wie, co je czeka u kresu drogi. Nie wolno ci
doњwiadczaж jego
niewinnoњci. Poїegnajmy siк wiкc. Siostro, i niech spotkanie u tego oіtarza
Przenajњwiкtszej
Dziewicy bкdzie ostatnie w naszym їyciu ziemskim. -Wiedziaіam, їe to, co mуwi,
jest
sіuszne i sprawiedliwe, ale czuіam tylko jedno: їe muszк go zatrzymaж.
Klкczeliњmy z
opuszczonymi gіowami i naboїnie zіoїonymi dіoсmi, nie њmiej№c na siebie
spojrzeж. Raz po
raz przechodziі ktoњ koіo oіtarza. Pуіgіosem, rzekomo zatopiona w modlitwie,
powiedziaіam
jedyne sіowa, jakie mogіam wydobyж z gardіa: - Nie wyjeїdїajcie, panie. - On na
to: -
Siostro, muszк. - Jeњli wyjedziecie, zgubicie mnie wіaњnie tym. - Jeњli wyjadк,
ocalк was. -
Chciaіam powstrzymaж go od wyjazdu bodaj na krуtko. Byіoby mi іatwiej znieњж
rozstanie,
gdyby odszedі nie z wіasnej woli, lecz z mojego namysіu, w chwili przeze mnie
wybranej, a
zdawaіo mi siк, їe potrafiк jeszcze tк wystкpn№ miіoњж przemуc i їe uczyniк to
rychіo. Ale
pora i miejsce nie byіy odpowiednie, by dіugo rozmawiaж. - Nie wiem, co bкdzie -
rzekіam -
jeїeli wyjedziecie. Zostaсcie, bіagam was. Nie moїna juї chyba o nic prosiж
straszniej, niї ja
tutaj proszк. Wszak nie do Matki Boїej modlк siк, lecz do was, czy nie widzicie?
- Jakby siк
zapadі po moich sіowach, jakby siк pod nimi ugi№і i w tym pochyleniu dotkn№і
czoіem
podestu oіtarza. - Dolores - odezwaі siк po chwili - czy ocalenia nie ma? -
Niech wam
odpowie Bуg - szepnкіam wуwczas tak samo, jak chciaіam teraz w pieczarze, kiedy,
nagi,
powtarzaі bікdnym gіosem jedno pytanie: dlaczego tak? Ale nie mogіam powiedzieж
tego po
raz wtуry, bo on musiaі to pamiкtaж z koњcioіa Santa Cruz. Wtedy, w tamtym
koњciele,
dodaіam jeszcze na koniec - nie skazujcie mnie, panie - i on zostaі, nie
wyjechaі z
komediantami, a teraz w pieczarze, po wszystkim, co siк staіo, nie pragnкіam juї
niczego,
byіam pusta, milczaіam.
I nadszedі ranek, dzieс czwarty.
Z pocz№tku. Wielebni Ojcowie, nie rozumiaіam, na co siк zanosi. Ten dzieс zacz№і
siк
zwyczajnie. Moїe i Diego nie byі caіkiem њwiadom, co robi. W ogуle nie mуwiliњmy
tym i
zachowywaliњmy siк tak, jakby wszystko miaіo trwaж po staremu. Diego wstaі,
poszedі po
wodк do strumyka, ktуry tam w pobliїu pіyn№і. Zakrz№tnкіam siк wokуі posiіku.
Diego
wrуciі, usiadі na kamieniu i naprawiaі sobie pantofel. Ranek byі pogodny,
spostrzegіam
tylko, їe nad szczytami po stronie francuskiej gromadziіy siк ciemniejsze
obіoki.
Powiedziaіam: - Chyba bкdzie burza. Ani kropla deszczu nie spadіa, od kiedy
jesteњmy w
drodze. - Nie bкdzie burzy - sprzeciwiі siк Diego. Jedliњmy na њniadanie sery,
ktуrych dwie
duїe gomуіki daіa nam onegdaj ta Amaryllis. Czuliњmy siк zmкczeni po nocy i
wspinaczce,
pobolewaіy mnie nogi, a Diego miaі cieс w oczach. Zanim wyruszyliњmy, leїaі
dіugo na
trawie i patrzyі w niebo. Tymczasem wiatr rzeczywiњcie rozpкdziі chmury po
stronie
14
francuskiej. Zrobiіo siк tam jasno i za іaсcuchem gуr ukazaіy siк w promieniach
sіoсca
dalekie, przymglone krajobrazy. Zawoіaіam: - Spojrzyj, Diego, widaж juї ziemie
krуlestwa
Francji. - Oboje zwrуciliњmy ku nim wzrok. Nie moїna byіo wiele rozrуїniж, pola
i wzgуrza
ginкіy w smugach srebrnego њwiatіa i zlewaіy siк na nieboskіonie z bікkitem.
Pomyњlaіam, їe
wygl№da to piкknie i їe nie zdziwiіabym siк, gdyby naprawdк w krуlestwie Francji
rosіy same
gaje migdaіowe, padaіy zіote deszcze i kwitіy nenufary. Diego podniуsі siк
wreszcie, bez
poњpiechu zwi№zaі sakwк. - Musimy juї iњж - rzekі. Poszliњmy. Wci№ї jeszcze nie
rozumiaіam co siк dzieje. Dopiero po chwili zmiarkowaіam, їe idziemy znуw t№
sam№
њcieїk№, ktуr№ poprzedniego dnia zbiegaliњmy z siodeіka do pieczary, tylko
kierunek byі teraz
odwrotny: pod gуrк. Zaniepokoiіam siк, czy Diego nie pomyliі drogi. - Nie -
їachn№і siк -nie
pomyliіem drogi. - Zaczynaіam z wolna wszystkiego siк domyњlaж. Oczywiњcie
prowadziі
mnie na siodeіko, ale po co? Czy chciaі wracaж do Hiszpanii? Wolaіam juї o to
nie pytaж.
Pojкіam jakby sercem, nie rozumem, caі№ prawdк o nim, nie o sobie. Zdawaіo mi
siк, їe
zawiniіam. Byіo mi bardzo їal Diega.
Tylko w pierwszej chwili przelкkіam siк tego powrotu. Ale raczej spіyn№і na mnie
smutek,
taki najgікbszy, od ktуrego czіowiek najchкtniej by siк poіoїyі i biі gіow№ o
ziemiк, taki
smutek wtedy na mnie spіyn№і. A przelкkіam siк tylko w pierwszej chwili, bo
prawie od
samego pocz№tku nie wierzyіam w nasz powrуt i wiedziaіam, їe jeњli zechcк, mogк
jeszcze
zatrzymaж Diega, mogк stan№ж, powiedzieж - o, tu, Diego, masz mnie, bкdк twoja -
i
rzeczywiњcie oddaж mu siк natychmiast w tym sіoсcu, na jakiej b№dџ kкpie trawy,
i t№ ofiar№,
jak mуwiі, zawrуciж go z drogi do Hiszpanii.
Musiaіam, Wielebni Ojcowie, musiaіam tak myњleж i musiaіam to zrobiж. Nic innego
nie
mogіo mnie uratowaж przed powrotem, a przecieї kamieс do szyi
O, Wielebni Ojcowie, na mуj umysі padіo wtedy zupeіne zaжmienie. Wzdrygam siк to
nawet wyjawiж, ale skoro juї tak pokornie przyznajк siк do wszelkich grzechуw,
powiem
Warn, їe, owszem, czuіam skruchк i potrzebк pokuty, tylko w tej њlepocie
wszystko mi siк
pomieszaіo, czuіam skruchк wobec Diega, zdawaіo mi siк, їe muszк swoj№ winк
odpokutowaж nie przed Bogiem, lecz przed nim.
Bo to byіo tak: po spotkaniu w koњciele Santa Cruz prуbowaіam przez kilka dni
zdusiж w
sobie tego raka, ktуry mnie zїeraі. Modliіam siк wtedy duїo i nie poszіam ani
razu do
namiotu. Aї tu kiedyњ w rozmowie z Siostr№ Modest№ zgadaіo siк o czymњ, juї nie
pamiкtam
o czym, a Siostra Modest№ mуwi: - Dziњ wyjeїdїaj№ komedianci. - We mnie jakby
strzeliі
piorun: czy jednak Diego nie wyjedzie z komediantami? Na nic nie zwaїaj№c,
pobiegіam do
teatru. Sama nie wiem, jak mi siк udaіo przemkn№ж przez bramк klasztorn№ i
pуџniej wejњж
ukradkiem miкdzy te derki, rozpiкte na krzyїakach, do namiotu, gdzie siedziaі
Diego. Sama
nie wiem, sk№d wziкіam w sobie tyle њmiaіoњci, by nie uciec, gdy zobaczyіam w
namiocie
obcych ludzi. Diego, bardzo zmieszany, zerwaі siк zaraz i trochк sztucznie - na
wieki wiekуw
- b№kn№і - kogo Siostra szuka? - Muszк wam, panie, coњ powiedzieж - rzekіam. A
wszyscy
komedianci, ktуrzy tam byli, spojrzeli po sobie. Jeden zagwizdaі. Wydaіo mi siк,
їe byіa
drwina w tym gwizdaniu albo jakiњ szelmowski znak. I potem natychmiast wyszli,
bo niby
mieli іadowaж wozy, wyjeїdїali przecieї tego dnia. Ale nim wyszli, ten, ktуry
przedtem
gwizdaі, powiedziaі z uњmieszkiem: - Wiкcej niї trzy pacierze nie zmawiaj,
Diego, їebyњ nie
musiaі pуџniej piechot№ iњж za nami do Burgos. - Z tym znikі za derk№. - Na miіy
Bуg -
szepn№і Diego - co Siostra robi? Wszystko siк teraz wyda. Siostra nie moїe tu
zostaж. -
Zapytaіam go: - A wam, panie, o co idzie? - Jak to? - powiada. - O cуї by mi
szіo, jeњli nie
o spokуj i niewinnoњж Siostry? - O moj№ niewinnoњж czy wasz№? - Jak to? -
powtуrzyі. - Nie
zasіuїyіem na pos№dzenie... - Tak, tak, nie zasіuїyliњcie, chcecie mnie porzuciж
dla czystoњci
sumienia, jesteњcie, panie, anioіem bez skazy. - Dolores, co ci siк staіo? -
zawoіaі. Ja na to: -
Przyszіam tu, niczego siк juї nie bojк, to siк staіo. - Upadі przede mn№ na
kolana. -Moїemy
zrobiж tylko jedno - rzekі. - Moїemy oboje uciec, pуki nam ziemia nie zacznie
siк paliж pod
15
nogami. - A wci№ї ogl№daі siк niespokojnie i nasіuchiwaі odgіosуw spoza namiotu.
- Niech
tak bкdzie - powiedziaіam. Uњcisn№і mnie. - Carissima, rozumiesz, co czynisz? -
Rozumiem,
Diego. - I umуwiliњmy siк, їe sprуbujemy siк przekraњж przez Pireneje do
krуlestwa Francji,
їe on kupi osіy, i wyznaczyliњmy dzieс i miejsce przy moњcie w zagajniku
Ja byіam winna. Wielebni Ojcowie. On byі bez winy.
Kiedy podchodziliњmy z powrotem na siodeіko, wiedziaіam, їe to nie moїe siк tak
skoсczyж. Chciaіam, їeby coњ przeszkodziіo nam w drodze, їebyњmy musieli siк
cofn№ж i
pozostaж jeszcze przez dzieс i noc w pieczarze. Modliіam siк o burzк. Ale nie
byіo burzy. Do
poіudnia chmury zginкіy bez њladu w bікkitach tego jasnego, jak zawsze, nieba.
Przeszliњmy
tymczasem siodeіko, spojrzaіam ostatni raz na Francjк, a za siodeіkiem, gdyњmy
tamtкdy
schodzili w dуі ku szaіasom, praїyі znуw nieznoњny upaі, znуw powietrze
migotaіo, piekіo w
oczy i kіuіo. W ogуle wszystko powtarzaіo siк drugi raz. Diego mуwiі: -Wiкc
widzisz,
Dolores, nie Eden, tylko Gehenna, jesteњmy potкpieni. - A ja mуwiіam: - Nie,
Diego, to nie
moїe siк tak skoсczyж. - Ale nie chciaіam powiedzieж nic wiкcej, bo mуgіby
pomyњleж, їe
jeszcze raz іudzк jego i siebie, baіam siк juї draїniж go obietnicami, czekaіam
jedynie
sposobnoњci, aby je speіniж, i czuіam siк rzeczywiњcie jak уw potok kamieni, o
ktуrym Diego
mi przedtem opowiadaі.
Tak aї do szaіasуw
Pasterze zdziwili siк i ta Amaryllis przybiegіa zaraz, pytaj№, co siк staіo,
Diego powiada: -
Nic, wracamy. Gdzie osіy? - S№ osіy, ale przecieї nie ujedziecie daleko przed
noc№, nie
widzieliњmy tu jeszcze takich jak wy, czyњcie drogк zgubili, czy co? -
Spodziewaіam siк od
pocz№tku, їe trzeba bкdzie zostaж u tych pasterzy na noc, chciaіam, їeby tak
wyszіo,
myњlaіam: nazajutrz pуjdziemy znowu przez siodeіko na tamt№ stronк. A Diego
patrzyі na
mnie i odgadywaі czego chcк. Uњmiechaі siк nawet, ale inaczej niї poprzedniego
wieczora,
inaczej niї dwa dni wczeњniej u tych samych pasterzy, inaczej niї na przeікczy
pod jodіami,
kiedy woіaі „twoja chmurka”, inaczej niї pierwszego dnia, gdy mуwiі „sіodszaњ mi
od miodu
hymeckiego”, uњmiechaі siк jakoњ gorzko i podejrzliwie. Moїe wszystko
przewidywaі. I po
wieczerzy ta Amaryllis przygotowaіa nam znуw posіanie w swoim szaіasie. A Diego
ci№gle o
czymњ myњlaі i poruszaі bezwiednie ustami. Miaі to juї w naturze: gdy siк
zamyњlaі, poruszaі
lekko ustami, jakby te skryte myњli gryzі. Wiкc zapytaіam go jeszcze: - Diego,
czy mi nie
wierzysz? - Powiedziaі: - Wierzк. - Ale wyczuіam, їe boi siк nocy, ktуra
nadchodziіa, albo
jej nie chce, tylko mi tego nie mуwi. Poszliњmy jednak do szaіasu i tam dopiero
caіowaі mnie,
teї inaczej niї zawsze, jakoњ ostroїnie, z wahaniem, jakby juї mniej poї№daі
tych
pocaіunkуw i jakby coњ innego zaprz№taіo mu gіowк. Spytaіam znowu: - Diego, czy
wci№ї
jeszcze chcesz, їebyњmy to zrobili? - Powiedziaі: - Tak. - I nastaіa wtedy jedna
chwila,
jedno krуtkie oka mgnienie, kiedy ostatni raz byіabym siк mogіa cofn№ж.
Ta chwila, proszк Wielebnych Ojcуw, nadeszіa, gdy zrzucaіam z siebie odzienie,
bo Diego
nawet nie zbliїyі siк do mnie, nie popatrzyі, nie drgn№і, ale i nigdzie siк nie
oddaliі, tylko po
prostu byі obok, a to sprawiіo mi najwiкksz№ przykroњж i wіaњnie przez oka
mgnienie
pragnкіam zapaњж siк pod ziemiк, uciec, zw№tpiіam o wszystkim, lecz musiaіam
jednak
przekonaж Diega, їeby mi uwierzyі, wiкc siк przemogіam, sama przyci№gnкіam go do
siebie,
nie wolno mi juї byіo stchуrzyж, przyci№gnкіam go gwaіtownie, wtuliіam siк w
jego ciaіo
natarczywie, z poњpiechem, chciaіam zapomnieж, co robiк, i on miaі racjк, їe
przed tym
skokiem zamyka siк oczy, zamknкіam je i czekaіam, ale nie na upadek w ciemnoњж,
raczej na
coњ podobnego do bіyskawicy, na њwiatіo i huk. Diego wydawaі siк trochк
zdziwiony i
niepewny, sіyszaіam, jak wstrzymaі oddech w moim uњcisku, a potem coњ powiedziaі
zmienionym gіosem. Nie prуbowaіam nawet zrozumieж, wyobraїaіam sobie to, co
miaіo siк
staж za chwilк, tк burzк z piorunem, ktуry we mnie trafi, tak sobie jakoњ to
wyobraїaіam i
lкkaіam siк tylko bуlu, nie grzechu. Pamiкtam, їe Diego otrz№sn№і siк nagle z
obezwіadnienia
i poczuіam w nim wewnкtrzne musowanie, obejmowaі mnie taki spieniony, tкtni№cy,
16
pamiкtam ciepіo, ciкїar i jakby trzepot skrzydeі wielkiego ptaka, i pocaіunki,
jakby drapieїny
ptak wpijaі siк dziobem, byіo mi z tym џle, juї i to nawet bolaіo, ale siк nie
broniіam, tylko
mocniej zaciskaіam powieki, a przez Diega przepіywaіy ci№gle te pr№dy, wyraџnie
je
sіyszaіam, i wtedy, chc№c zarazem i nie chc№c otworzyіam siк przed nim caіa,
їeby mi zrobiі t
o i їeby mnie miaі tak, jak pragn№і. Spodziewaіam siк jakiegoњ ciosu, ostrego
szarpniкcia,
wstrz№su, moїe mкki, ale nie, nic nie byіo
Dobrze, proszк Wielebnych Ojcуw, powiem wszystko.
Czuіam tylko ucisk i takie krуtkie, draїni№ce podpalanie, krzyknкіam - Diego! -
i to byі
koniec, Diego znуw osun№і siк bezwіadnie i ciкїko oddychaі, pomyњlaіam, їe
przecieї nie ma
rozkoszy w tym grzechu, ale powiedziaіam: - Widzisz, Diego, speіniіo siк, miaіeњ
mnie tak,
jak pragn№іeњ. - A Diego wtedy szepn№і: - Nie, Dolores, nie przeszliњmy jeszcze
na tamt№
stronк, to nie byіo to. - Zdumiaіam siк, bo jakїe nie to? Wiкc co? Czego chciaі?
Lecz po
chwili wydaіo mi siк, їe moїe to naprawdк nie byіo jeszcze t o. I on znуw zacz№і
szukaж tej
jakiejњ innej rzeczy, ktуra siк przedtem nie speіniіa, a szukaі jej tak samo,
tylko
niecierpliwiej, jakby z rozpacz№, mкcz№c siк, i ja znуw czekaіam, gotowa na bуl
i na
wszystko, їebyњmy juї poznali tajemnicк zіego i dobrego, jak on kiedyњ mуwiі, i
uwolnili siк
od takiego њciskaj№cego gardіo їalu, їe to nie byіo t o. O niczym wtedy nie
pamiкtaіam.
Wielebni Ojcowie, ani o Bogu, ani o piekle, ani o Was, o niczym prуcz tego
jednego.
Spytaіam, czy nie jestem winna, їe nie przeszliњmy na tamt№ stronк, jak on to
nazwaі, ale
Diego nie odpowiedziaі wyraџnie, zacz№і naraz woіaж coњ bez zwi№zku - mуwiіem!
mуwiіem! - byі jakby nieprzytomny, jakby chory, dygotaі, i wci№ї nacieraі na
mnie aї do
utraty tchu, zdawaіo mi siк, їe cierpi, sіyszaіam gwaіtowne bicie jego serca i
nagle
przestraszyіam siк, bo sіabі w moich objкciach, zgrzany, wilgotny, i pojкіam, їe
opada z siі
jak poraїony, gdy siк do mnie zbliїa, i nie moїe zrobiж t e g o , czego chce. -
Mуwiіem! -
krzyczaі. - Robak! Mуwiіem, їe bкdzie robak. - Ale, Diego - rzekіam - uspokуj
siк. Co ciк
opкtaіo z tym robakiem? Przecieї nie musimy nic robiж, kiedy samo ciaіo siк
wzdryga, nie
widzisz? - Widzк - powiada. - Robak! On tak smakuje. - Chciaіam tylko wiedzieж,
czy we
mnie jest coњ, co go mrozi i przyprawia o sіaboњж, czy on to juї ma w samym
sobie, ale mi nie
odpowiedziaі, uparі siк, їe je robaka, nic wiкcej nie mуwiі, dopiero nastкpnego
dnia
Tej nocy byі taki martwy do koсca, aї do њwitu. Miotaі siк i bluџniі, gryzі siк
chyba tym
wstydem i przeraїeniem, їe osіabі, їaіowaіam go - po co ty siк tak gryziesz,
Diego? -
wpadaі tylko w jeszcze wiкksz№ zіoњж, a gdy milkі, sіychaж byіo szum potoku w
parowie,
pamiкtam ten szum, nic siк juї nie zmieniіo. Wielebni Ojcowie, to wszystko.
Pi№tego dnia o wschodzie sіoсca przyleciaіa znowu do szaіasu ta Amaryllis,
wniosіa, jak
za pierwszym razem, dzban mleka, ale w istocie przyszіa po to, їeby њwieciж
zкbami, i co ona
zrobiіa, ta bezwstydnica! Otarіa siк umyњlnie o Diega i on do niej powiedziaі: -
Amaryllis! -
tak j№ nazwaі, tym imieniem.
Pi№tego dnia okazaіo siк, їe Diego chce rzeczywiњcie odprowadziж mnie na dуі do
Hiszpanii. Po tej nieszczкњliwej nocy nie zatroszczyі siк nawet, czy bкdк mogіa
wrуciж do
klasztoru, post№piі jak nikczemnik, zaci№і siк tylko w zіoњci i zgryzocie,
pokazywaі palcem
niebo i mуwiі: - To On! - niby wygraїaі samemu Bogu, ale w oczy wolaі mi nie
patrzeж, baі
siк. Nic nie wyjaњniі, nie wytіumaczyі, nie zapytaі, co ja na to, po prostu
odebraі pasterzom
osіy i - wsiadaж! wsiadaж! jedziemy! - zawoіaі, a ja wsiadіam, bo cуї mogіam
zrobiж, nie
chciaі przecieї o niczym sіyszeж, tak siк zawzi№і w tym swoim szaleсstwie, w tej
nieprzytomnej woli powrotu.
Ale pamiкtam, spojrzaі na ni№.
Mimo szaleсstwa i rozpaczy, mimo їe zdawaі siк zupeіnie obі№kany i byі
sіaniaj№cym siк,
bolesnym cieniem samego siebie, spojrzaі na tк Amaryllis. W ostatniej chwili
przed
odjazdem, gdy juї osіy ruszaіy i gdy ona przybiegіa, їeby mu oddaж niepotrzebne
drobiazgi,
porzucone w szaіasie, spojrzaі na ni№ tak jak kiedyњ na mnie podczas naszego
pierwszego
17
spotkania.
Nie znaliњmy siк jeszcze wtedy. Przechodziіam ulic№, wracaj№c od Miguela,
piekarza.
Diego staі przed oberї№. I popatrzyі. Nic wiкcej nie zrobiі. Rozchyliі nieco
usta, lecz
wydawaіo siк, jakby jednoczeњnie przestaі oddychaж i tylko wiele rzeczy
pomyњlaі. A byіo w
tym spojrzeniu, w tych rozchylonych ustach i zatrzymanym oddechu coњ, co
przypominaіo
czіowieka, ktуry chciaіby piж i ktуry nagle, gdzieњ daleko przed sob№,
zobaczyіby jezioro. I
jeszcze wydawaіo siк, їe gdyby oberїa i wszystkie domy wokуі Diega znienacka
runкіy i
zapadіy siк pod ziemiк, on by tego nie zauwaїyі, ale zostaіby nieporuszony,
wci№ї jednakowo
patrz№c.
Tak wіaњnie spojrzaі przed odjazdem na tк Amaryllis.
I ja to widziaіam.
A potem wracaliњmy przez upіaz do przeікczy z jodіami, wracaliњmy bardzo szybko
i
myњlaіam, їe Diego zajeџdzi biedne osioіki na њmierж.
Nic poza tym nie myњlaіam. Wtedy juї naprawdк byіo we mnie caіkiem pusto.
Ci№gle trwaі taki dziwny upaі, jaki rzadko siк zdarza w naszych gуrach, ale tego
ostatniego
dnia powietrze zgкstniaіo jeszcze bardziej od їaru i dusznoњci. Ani jeden obіok
nie pojawiі
siк na niebie, tylko caіe niebo zbielaіo i wіaњnie z tej bieli spіywaі jakby
gor№cy klej, od
ktуrego robiіo siк czarno w oczach.
Dopiero na przeікczy Diego przemуwiі. Najpierw dіugo miкdliі w ustach myњl, nim
siк
odezwaі. Widziaіam, їe coњ їuje, їuje i nie moїe przeїuж, usta mu chodz№, a on
siк skrкca,
zielenieje, blednie i coњ dusi, dusi jakiegoњ potworka, ktуry go toczy.
Nareszcie powiada: - Ja
tego nie mam w sobie. - Czego? - Sіaboњci. - Ale tak to mуwi, jakby mnie chciaі
zadeptaж,
mуwi zіoњliwie i na wpуі radoњnie, їebym wiedziaіa, їe nie, sk№dїe, on wcale nie
ma tego w
sobie, chyba ja mam, powinnam siк gryџж sama. I patrzy. Czeka, co ze mn№ bкdzie.
- Wiкc ja
mam to w sobie? - spytaіam. A on: - Nikt z nas nie ma tego w sobie. Ale Bуg
jest! - Cуї tu
Bуg? - zdumiaіam siк. - Bуg stworzyі robaka - powiada. - I ze њwistem zaci№і
osіa, puњciі
siк pкdem z przeікczy. Teraz dopiero, zjeїdїaj№c w dolinк, wybuchn№і: - A wiesz,
Dolorosa,
co zrozumiaіem? Nie ma przed Bogiem ucieczki. A wiesz, Dolorosa, z czego
powstaje Bуg?
Ze strachu. Gdyby Go nawet nie byіo, powstaіby z czyjegoњ strachu. I On tu
powstaі z
twojego strachu, i poraziі mnie sіaboњci№, i pokazaі, їe nie ma przed Nim
ucieczki przez
Pireneje - tak wykrzykiwaі, podryguj№c њmiesznie na osioіku, myszatym, bo
myszaty go niуsі
- to wіaњnie zrozumiaіem, їe moїna prуbowaж przed Nim uciec, ale On powstanie ze
strachu
i objawi siк w poraїeniu sіaboњci№, i dlatego jesteњmy zawsze w rкku Boga. -
Diego -
woіaіam - opamiкtaj siк, po co tak bluџnisz? - Mуdlmy siк! - rzekі. A ja tylko
bіagaіam: -
Opamiкtaj siк! - Umilkі w koсcu, juї na samym dole, gdzieњ blisko zajazdu, w
ktуrym piкж
dni wczeњniej spкdziliњmy pierwsz№ noc. Miaіam nawet bіysk nadziei, їe moїe siк
rzeczywiњcie opamiкta, їe mu jeszcze to zm№cenie przejdzie. Pora byіa
poіudniowa, w takim
pкdzie przejechaliњmy caі№ drogк od szaіasуw pasterskich. I nagle staіa siк
rzecz straszna. W
ciszy odezwaі siк dџwiкk. Wiatr przyniуsі go z nizin gaskoсskich do gуr: w
jakimњ dalekim
koњciele zadzwoniono na Anioі Paсski. Ledwo byіo sіychaж ten gіos, bo dolatywaі
z wielkiej
odlegіoњci, ale wiedziaіam, co zwiastuje. - Diego - rzekіam -ocknij siк, to
przecieї ostatnia
chwila. Gdzie mnie wieziesz, komu chcesz mnie oddaж? - Bogu - szepn№і.
Rozstaliњmy siк, proszк Wielebnych Ojcуw, przed wieczorem. Nie spodziewaіam siк,
co
Diego zrobi na koсcu. Po caіym dniu tej szalonej gonitwy mieliњmy jeszcze do
rogatek moїe
godzinк jazdy, a sіoсce skіaniaіo siк ku zachodowi. Nie wiem sama, jak osioіki
wytrzymaіy
to wszystko, ale juї na widnokrкgu bіyszczaіy wyraџnie wieїe koњcioіa Santa
Cruz. I wtedy
Diego powiedziaі, їe on do miasta nie wejdzie. - Jak to? - spytaіam. - Wiкc
gdzie siк
podziejesz? - Gdziekolwiek - odparі. Nim zdoіaіam ochіon№ж, poїegnaі siк z
poњpiechem,
zawrуciі osіa i ruszyі znowu w tamtym kierunku, z ktуregoњmy dopiero co
przyjechali, a
mnie tak zostawiі na drodze. Nie prуbowaіam go zatrzymywaж. Otкpiaіam zupeіnie.
W
18
pierwszej chwili nie pomyњlaіam nawet o tym, co sama zrobiк, tylko gdzie on
jedzie.
W pobliїu rуsі lasek. Gdy Diego znikі po przeciwnej stronie, przyszіo mi do
gіowy, їeby
siк ukryж w lasku. Poprowadziіam tam osioіka i usiadіam pod jakimњ drzewem.
Osioіek
pow№chaі trawк, zacz№і siк paњж. A ja do sakwy. Zdjкіam hajdawerki, naіoїyіam
habit. I nic.
Nie pіaczк, nie modlк siк, tylko tak siedzк. Naraz obleciaі mnie strach: co
dalej? Przecieї noc.
I wyszіam stamt№d. Wyjechaіam znуw na drogк.
Dziwna siіa zaniosіa mnie pod rogatki. To siк odbyіo bez mojej woli, jakby samo.
Dopiero
przed wejњciem do miasta zrozumiaіam, gdzie jestem, i struchlaіam. Straїe staіy
na
rogatkach. Zabrakіo mi odwagi, їeby siк przybliїyж. Ale oni juї mnie widzieli. I
kiedy siк
ruszyli i zaczкli iњж z pochodniami i halabardami, pomyњlaіam, jak Diego mуgі
zrobiж to, co
zrobiі, dlaczego odszedі, i
Nie wiem, proszк Wielebnych Ojcуw.
Myњlк czasem, їe moїe wcale nie ma go w Hiszpanii. I jeszcze myњlк, czy nie
pojechaі z
powrotem w gуry do tej Amaryllis.
A oni przyszli z rogatek. I okazaіo siк, їe wiedz№, kim jestem, jakby juї na
mnie czekali, i
їe nie wolno mi dalej post№piж kroku, tylko pod tymi halabardami mam byж
prowadzona i
wydana Њwiкtej Inkwizycji. A resztк, Wielebni Ojcowie, wiecie, co byіo i co ze
mn№ czynili,
zanim tu przed Wami stanкіam to zeznaс.
19
II
O-la-la!
Czy mogк zapaliж teraz papierosa?
Przyznam siк do winy. Powiem wszystko. To bкdzie fikuњna historia.
Proszк nie podawaж mi ognia tak uprzejmie, z demonstracyjn№ skwapliwoњci№.
Oszczкdџmy sobie sztucznych gestуw przynajmniej w tej chwili.
Dziкkujк, mуj prefekcie. Proszк siк nie denerwowaж. Biorк winк na siebie,
powtarzam.
Ktуry to juї dziњ, Franзois? Czwarty? Pi№ty? O-la-la! Nie wiem nawet, ile dni tu
jestem.
Zaraz... Wieczуr w bistro - to sobota. Rogaliki z kminkiem - niedziela. Їyіy
chciaіam sobie
przeci№ж w poniedziaіek, modliіam siк we wtorek, czyli dzisiaj jest њroda, a
zatem pi№ty dzieс
w tym zamkniкciu. Proszк siк nie denerwowaж, mуj prefekcie. Jestem aktork№.
Podaіam prawdziwe nazwisko i mam autentyczne dokumenty. A co siк tyczy Diega, to
on
istnieje! Nie kіamaіam choжby dlatego, їeby zobaczyж miny waszych flikуw. Byіy
doњж
gіupie.
Cуї wіaњciwie mogіam odpowiedzieж na pytanie, ktуre mi zadali? - Z jakiego
powodu
przekroczyіa pani granicк? - I te mordki, te w№siki, te uszka! Bidule moje -
pomyњlaіam -
krуliczki moje, taњ-tasie, nie wiedz№ nawet z jakiego powodu, i tylko uszkami
strzyg№,
dziуbaski. Wiкc powiedziaіam, їe to, co ich tak dziwi, zrobiіam z miіoњci do
pewnego
malarza, ktуry uciekі juї wczeњniej, a jedynym moim celem jest њcigaж go tu we
Francji.
Zbaraniaіy krуliczki, jak zaczarowane, tylko jeden zamrugaі i zmieniі siк w
chytrego liska.
Caіkiem niepotrzebnie, bo mуwiіam prawdк, mуj prefekcie. Ale ten lisek chciaі
natychmiast
dowiedzieж siк reszty o mym przyjacielu: nazwiska, dokіadnego adresu i
szczegуіуw
їyciorysu, a takїe byі ciekaw, jaki rodzaj stosunkуw і№czy mnie z tym obywatelem
hiszpaсskim. Odpowiedziaіam, їe s№ to sprawy caіkowicie prywatne. - Nie, madame,
przebywa pani na terytorium francuskim, prawo pobytu nie zostaіo pani przyznane,
pozwoli
pani zwrуciж sobie uwagк, iї uchodџcy s№ kіopotliwym ciкїarem dla naszych wіadz,
gdyby
jednak ktoњ zobowi№zaі siк udzieliж pani goњciny i gdyby jego stan maj№tkowy nie
budziі
zastrzeїeс, wуwczas... -Rozumiem panуw - przerwaіam te objawy їyczliwoњci.
Nie mogіam powoіywaж siк na Diega w takim sensie, jakby to miaі byж po prostu
mуj
przyszіy їywiciel, ktуrego stan maj№tkowy bкdzie sprawdzany przez policjк. Nie
mogіam teї
doprawdy wskazaж adresu, pod ktуrym wystarczyіoby mnie zameldowaж, aby policja
pozbyіa
siк kіopotu, na co czekaіy taњ-tasie. Nie powinnam byіa w ogуle mуwiж o Diegu i
nie
mуwiіabym teraz, gdybym nie chciaіa po wszystkim, co zaszіo podczas ostatnich
piкciu dni,
daж dowodu prawdy i oczyњciж siк z pewnych... Ale ty, Francois, nie obawiaj siк,
to nie bкdzie
wymierzone przeciwko tobie.
Oczyњciж siк! Paradne, co? Niezіych wyraїonek uїywam w tej sytuacji.
Sіuchaj wiкc, Franзois. Diego istnieje. I ja przyjechaіam do niego. A to, їe
obraіam drogк
cokolwiek okrкїn№ i znalazіam siк tutaj, jest dzieіem przypadku. Tak, Franзois,
jest to
dzieіem jednego z tych przypadkуw, o ktуrych nieіatwo mуwiж, poniewaї pewne
rzeczy
moїe czіowiek bezwiednie robiж, lecz nie moїe uwierzyж, їe je robi, a tym
bardziej nie
potrafi przed nikim uzasadniж swego postкpowania. Nie wiem, czy zauwaїyіeњ to
kiedykolwiek, Franзois. Nasza њwiadomoњж poczuwa siк tylko czкњciowo do
niektуrych
naszych, їe tak powiem, niekonsekwencji, podobnie jak na przykіad nasz organizm
identyfikuje siк tylko czкњciowo z protezami. A zatem niektуre nasze uczynki
pozostawiamy
ostroїnie poza sumieniem i pamiкci№, jakby niezupeіnie do nas naleїaіy. Jeњli
ciк to urz№dza,
Franзois, gotowa jestem przyznaж, їe s№ to przewaїnie wielkie њwiсstwa, ale
niekoniecznie.
Gdybyњ wolaі, miіo mi bкdzie poczytywaж je za uczynki wyj№tkowo buduj№ce, na co,
jak
widzк, teї siк krzywisz. Trudno ci dogodziж, chociaї tak maіo jeszcze rozumiesz.
20
Mniejsza o to. Diego istnieje - powtarzam. Wіaњciwie mogк siк tylko domyњlaж, їe
istnieje. Nie mam nawet pewnoњci, czy rzeczywiњcie zbiegі do Francji. Pamiкtam
go raczej z
ostatniego wieczoru w Hiszpanii.
Pamiкtam, jak na mnie patrzyі pomysіowym wzrokiem okrutnika, spojrzeniem takim,
jakby sobie z wolna obmyњlaі sposуb utopienia szczura. A jednoczeњnie byіo to
spojrzenie
fiksata, ktуry siк w dodatku boi, їe tego szczura nie utopi, lecz w pewnej
chwili zacznie go
іechtaж pod szyj№, powie coњ w rodzaju „kici-kici” i skoсczy to wszystko czymњ
bardzo
gіupim. Tк chorobliw№ obawк miaі w oczach i nie powiem, їeby jego wzrok sprawiaі
mi
wielk№ przyjemnoњж. Nie byіo mi go nawet їal, kiedy siedziaі przede mn№ peіen
rzekomej
wzgardy, niechкci i cynicznej opieszaіoњci, kiwaj№c nieznacznie koсcem pantofla.
A przecieї
kochaіam tego histeryka. I pozwalaіam mu patrzeж na siebie w tak upokarzaj№cy
sposуb i
przedіuїaж tк chwilк sadyzmu jedynie po to, їeby nie odejњж, pуki nie doczekam
owego „kicikici”,
bo straciіam nadziejк na wyїebranie lub wyіudzenie czegoњ wiкcej, wiedziaіam, їe
Diego nie zgodzi siк zabraж mnie ze sob№ do Francji.
No, wiкc siedziaі i kiwaі koсcem pantofla. Wyobraїasz sobie to poїegnanie,
Franзois?
Spuszczone їaluzje, gwizd syren i niespokojny szmer ogarniкtego panik№ miasta,
lada
godzina wszystko ma run№ж. Klкska. A tu ten pokуj, Diego na jednym stoіku, ja na
drugim,
butelka „Fino”, kiwanie koсcem pantofla i ani sіowa miкdzy nami, cisza. To byіa
tortura
obustronna, bo i ja mogіam coњ powiedzieж, ale nie mуwiliњmy nic, їeby nie
wypaњж z roli,
poniewaї byіo to w pewnym sensie wzajemne duszenie siк na pokaz, ktуre
musieliњmy zagraж
przed sob№ dobrze i do koсca.
Nie wiem, czy jasno przedstawiam sytuacjк, mуj prefekcie. Powtarzam, їe nie szіo
mi o
wyjazd. Diego juї wczeњniej okazaі w tej sprawie mniej wiкcej tyle zrozumienia,
co
francuska policja. Wyjazd? A dlaczego? Nie widziaі powodu, jak taњ-tasie.
Niezaangaїowana
politycznie aktorka, o czym tu w ogуle mуwiж? Mogк sobie graж spokojnie w
teatrze.
Powiedziaіam, їe oni zrobi№ przecieї jatki, gdy wkrocz№, bardzo to lubi№, ale
mniejsza o
rozstrzeliwania, zrobi№ potem z Hiszpanii jedno wielkie wiкzienie, a nie gra siк
spokojnie w
miejscach, z ktуrych nie moїna wyjњж. Uњmiechn№і siк na to: - Przesada. - Wiкc
nie miaіam
zіudzeс, wiedziaіam, їe jest koniec, meta, coњ w rodzaju pogrzebu. Przyszіam
tylko po to,
їeby urz№dziж na pogrzebie maіy skandal, jeszcze jedno rajskie wesele przed
zіoїeniem
nieboszczyka do grobu, a szczerze mуwi№c, przyczoіgaіam siк tam jak psina do nуg
Diega,
їeby mieж z nim tк ostatni№ noc, bo od pewnego czasu trzymaliњmy siк od siebie z
daleka i
nigdy nie pragnкіam jego miіoњci bardziej niї wtedy. Poіapaі siк od razu, jaki
numer jest w
projekcie, a chciaі tego samego, co ja, byіo to wyraџne. Znaіam go przecieї,
ulegaі mi zawsze
mimo wewnкtrznego oporu, wyczuwaіam z gуry, kiedy ulegnie, z jego twarzy daіo
siк
wszystko wyczytaж. I nie zdziwiіo mnie wcale, їe siк przestraszyі, i їe
natychmiast usiіowaі
dla zamaskowania strachu byж wobec mnie sztywny, znaіam juї te pozy, to
poіykanie kija,
robienie szklanych oczu, wiedziaіam, jak siк je taki pasztet. Musiaі mi za
chwilк pкkn№ж,
zawsze w koсcu pкkaі. Ale tego ostatniego dnia urz№dziі numer ekstra. Najpierw
zabіysn№і
butelk№ „Fino”. Nie wiem, gdzie j№ zdobyі. Ostatnio pijaliњmy tam napoje mniej
luksusowe.
Na pytanie, sk№d ma „Fino”, odchrz№kn№і coњ niezrozumiaіego, a nastкpnie zaj№і
siк
starannym polerowaniem kieliszkуw, ktуre ogl№daі pod њwiatіo, przy њwiecy, bo
juї nie byіo
elektrycznoњci. Odpieczкtowaі butelkк. Nalaі. Podniуsі kieliszek, drїaіa mu
rкka, skin№і
gіow№ i powiada sztucznym gіosem, z min№ nieco gіupi№, ale bezczeln№: - Do
widzenia,
Dolores. - Wyobraїasz sobie, Franзois. Nie, ty nie czujesz, o co idzie.
Wypiliњmy. Czekam,
co teї bкdzie dalej. A Diego - nic, ci№gle sztywny, z tym kijem w њrodku.
Pomyњlaіam:
jednak bіazen, ta zabawa jest niesmaczna. Ale byіo mi trochк nieswojo, zdawaіam
sobie
sprawк, їe on robi jakiњ numer, tylko nie rozumiaіam, jaki. Zaіoїyі nogк na
nogк. Kiwa i
kiwa. Nerwowo, lecz systematycznie. Moїe ten cierpliwy pokaz trwaі dwie minuty,
moїe pуі
godziny, w moim odczuciu minкіo pуі їycia. Nareszcie mуwi: - Tak, dziњ w nocy
wyjeїdїam
21
- jakby mi odpowiadaі na coњ, co mogіam tylko pomyњleж, bo o nic nie zapytaіam.
Wygіosiwszy swoj№ kwestiк, przyjrzaі mi siк z ciekawoњci№ i gікbokim
zastanowieniem.
Znowu pauza, cisza, nic. Kiwa pantoflem. Ja siк teї uwziкіam. Patrzк na niego. A
on na mnie.
I tak siedzimy, pasujemy siк wzrokiem: kto kogo? Znowu mija pуі stulecia. Robiк
niemoїliwe oczy, takie, їe powinien siк skrкcaж, wyzywam go nimi a zarazem
kompromitujк.
Nie, nawet ich nie robiк, one siк zrobiіy same. Bo jeњli ktoњ, jak Diego, udaje,
їe coњ nie
istnieje, a to coњ jednak jest, wtedy oczy rozszerzaj№ ci siк same i widaж to
coњ, ktуre rzekomo
nie istnieje, widaж je tak nieprzyzwoicie, їe samo twoje patrzenie, samo
uczestnictwo w tej
bezwstydnej sytuacji zakrawa na skandal. Powinnam go byіa diabelnie gіupio
urz№dziж swoim
wzrokiem. Wszystko wytrzymaі niby obojкtnie, z nonszalancj№, niby nie maj№c
pojкcia, co siк
zdarzyіo miкdzy nami wczeњniej i co siк dziaіo nadal, niby nie sіysz№c gwizdu
syren i
odgіosуw popіochu, wszystko zniуsі, nie mrugn№wszy okiem, uњmiechaі siк do
koсca,
obmyњlaі jeszcze, jaki ma byж koniec, kiwaі pantoflem aї do chwili, gdy wreszcie
wpadі na
koncept, i wiesz, Franзois, wiesz, co zrobiі? Powiedziaі: - A teraz mogіabyњ juї
wyjњж. - Tak
mnie skoсczyі! Tymi sіowami. I ja wyszіam!
Mowк mi odjкіo, dopiero w progu krzyknкіam: - Impertynent! - To jedno przyszіo
mi do
gіowy.
Prefekcie, moїe ten epizod wydaje siк bіahy, moїe nawet ze stanowiska szefa
policji caіa
sprawa nie zasіuguje na uwagк i moїe nie jest jasne, dlaczego tak szeroko i
szczegуіowo
opowiadaіam o incydencie, w ktуrym na pierwszy rzut oka nie ma nic osobliwego.
Nie
przeczк. Ale o to wіaњnie idzie, їe w okolicznoњciach, gdy powinno raczej staж
siк coњ
niezwykіego, zdarzyі siк wypadek caіkiem prosty, pewien mкїczyzna wyrzuciі
kobietк za
drzwi, a nawet zdarzyіo siк mniej, mкїczyzna powiedziaі, їeby kobieta sobie
poszіa, byі
tylko niegrzeczny, to wszystko. Otуї proszк zrozumieж: kiedy mкїczyzna rozchodzi
siк tak z
kochank№, w ten prosty, rzeczowy i niby wystarczaj№cy sposуb, ale jednak zbyt
skromny, jak
na rozejњcie siк z czіowiekiem, kiedy niczym nie zamyka miіoњci, kiedy nie chce
wzi№ж њlubu
z piкkn№ markiz№ w jakimњ frymuњnym koњciele, a kochance nie zostawia dzieciaka,
ktуrego
by przedtem zmajstrowaі, lecz rozchodzi siк poniek№d bez powodu i nie odgrywa
juї їadnej
choжby nieduїej, tragedii, nie stara siк nawet niczego nakіamaж, kiedy po prostu
mуwi, їe
teraz, akurat w tej chwili, kochanka mogіaby sobie pуjњж, ale niczym swego
їyczenia nie
motywuje, poniewaї motywacji nie zna, a tк kobietк w istocie kocha, kiedy nie
popeіnia
їadnego szaleсstwa, їadnej duїej rzeczy, ofiary albo podіoњci, byleby to byіo na
miarк - o-
la-la! co mуwiк! - kiedy nie popeіnia nawet maleсkiej rzeczy, nie daje na
przykіad kochance
w twarz, kiedy zmusza j№ do odejњcia w niewiarygodnie zwyczajny sposуb, i tylko
tyle, nic
wiкcej, i ona odchodzi, to ta kobieta jest cholernie trzaњniкta i musi potem coњ
zrobiж.
Nie, prefekcie, kobieta nie moїe z tym zostaж, jest cholernie trzaњniкta i musi
potem coњ
zrobiж.
A tego Diega to ja chciaіam kiedyњ zabiж. I siebie teї. Czy mam siк spodziewaж,
їe bкdк
oskarїona o usiіowanie zabуjstwa, jeїeli o tym opowiem? Proszк bardzo, historia
chyba
sprzed roku, bo to sobie wymyњliіam wczeњniej, gdzieњ tak z pocz№tkiem wielkiej
ofensywy
biaіych w Aragonii, kiedy nasi zaіamali siк pod Teruelem i krach wisiaі juї w
powietrzu.
Diego wtedy uznaі, їe wszystko miкdzy nami byіo fatalnym bікdem. Bкdziemy
musieli siк
rozstaж. I jeszcze powiedziaі, їe przyczyna jest zwykіa: on mnie po prostu nie
kocha.
Zdecydowaі siк na wybуr takiej wersji, chociaї miaі rуїne. A ja mu nie tyle
uwierzyіam, co
nie mogіam znieњж, їe wybraі tк wіaњnie wersjк. Byіa noc, prawie wszystkie noce
spкdzaіam
wtedy z nim. Oczywiњcie noc miіosna, a jakїe. Diego po swoich dramatach zawsze
siк іamaі.
Najpierw kіadі mi gіowк na kolanach, przypominaі dziecko w tym bezbronnym
geњcie, a
potem szybko siк zapalaі, najwiкksze poї№danie ogarniaіo go w takich upadkach i
w koсcu
braі mnie z krzykiem, wiesz, Franзois? No, mniejsza o to, miaі coњ z natury
pierwotnego
zwierzaka w tych nieopanowanych wybuchach rozrzewnienia i gwaіtownoњci, darujк
sobie
22
moїe relacje bardziej szczegуіowe, chcк jednak powiedzieж, їe kochankiem wydawaі
siк
interesuj№cym. Wiкc byіa noc, chyba ksiкїycowa, tak, pamiкtam њwiatіo ksiкїyca
na
њcianach. A to z krzykiem juї siк staіo, Diego leїaі koіo mnie bez ruchu, znowu
drкtwy, obcy
i przeraїony tym, co przed chwil№ zrobiі. Pamiкtam jeszcze jedno: jak siк wtedy
obciкіam.
Gdy on tak leїaі, zmieniony poniek№d w swej substancji, juї trochк sztuczny,
trochк z gumy,
nie wytrzymaіam, przysunкіam siк do niego, wiedz№c, їe nie powinnam, i spytaіam
niby z
brawur№, a w rzeczywistoњci jak smutna kretynka, czy mnie jednak nie kocha. I na
tym siк
obciкіam, bo Diego z pocz№tku tylko siк wzdrygn№і, ale na dalsze moje nalegania
odpowiedziaі z ostentacj№, z umyњlnym naciskiem: - Nie. - Po tym obciachu zmyіam
siк z
іуїka i wybiegіam, їeby sobie spokojnie pobeczeж w ustкpie. No i tam, zamiast
pobeczeж,
wpadіam na pomysі, їe zabijк Diega. A juї od pewnego czasu zbieraіam „Luminal”,
ukradіam w szpitalu okoіo trzydziestu tabletek, wiкc ten pomysі nie byі zupeіnie
nowy, nie
zdawaіam sobie tylko dostatecznie jasno sprawy, po co noszк w torebce „Luminal”.
Teraz mi
siк to raptem narzuciіo jak olњnienie, їe mogк otruж Diega. Nie jestem
lunatyczk№, ale ksiкїyc
musi na mnie trochк dziaіaж, bo wylazіam z tego klozetu nieprzytomna i jakby w
transie
przeszіam przez korytarz, a korytarz byі podobny do akwarium, oszklony, dіugi,
њwiatіo
ksiкїyca padaіo tam z gуry, poniewaї Diego zajmowaі mieszkanie na poddaszu.
Przeszіam
jak we њnie to ksiкїycowe akwarium aї na drug№ stronк, gdzie mieњciіa siк
kuchnia, ktуrej
Diego uїywaі wspуlnie z jakimњ innym malarzem. W nocy nikt nie zachodziі do
kuchni, staіa
doњж daleko od pracowni Diega, on sam nie mуgі nic sіyszeж. Otуї w tej kuchni
zaczкіam
przyrz№dzaж mieszankк „Luminalu” z winem, tylko na prуbк, po prostu z
ciekawoњci, czy uda
siк zrobiж taki roztwуr. Wcale mi to іatwo nie poszіo, bo talk nie chciaі siк
rozpuszczaж, ale
rozgniotіam piкж, szeњж pastylek, wrzuciіam do szklanki i zalaіam winem. Tworzyі
siк osad,
pіyn byі mкtny, pіywaіa w nim ta zawiesina po talku. Naturalnie skosztowaіam,
jaki to ma
smak. Diego musiaі przecieї wypiж tк ciecz. Smak okazaі siк prawie nie
zmieniony, byі
smakiem wina. Sprawdzaіam go starannie, prуbuj№c jкzykiem kilka razy. Wydawaіo
siк, їe
nie sposуb nic rozpoznaж, nie poczuіam teї nienormalnego zapachu. Ale gdy
umoczyіam juї
usta w tej mieszance, przyszіo mi na myњl, czy i ja nie powinnam jej wypiж, czy
w istocie nie
muszк zrobiж tego razem z Diegiem. I nie powiem nawet, mуj prefekcie, їeby to
byіo
postanowienie, raczej objawiona mi nagle koniecznoњж, raczej uњwiadomiona
oczywistoњж
musu, coњ w rodzaju myњli: jeїeli juї, to przecieї ja takїe - doњж, їe zdaіam
sobie sprawк, ile
porcji mam przygotowaж, mianowicie dwie. Zrobiіam wiкcej roztworu, od razu w
butelce, a
poniewaї tworzyі siк osad, postanowiіam odczekaж, aї siк ustoi, a pуџniej
scedziж. Trwaіo to
doњж dіugo. Ale i ja siк nie spieszyіam, jakbym pragnкіa odwlec chwilк, kiedy
pуjdк z tym do
Diega. I mimo wszystko baіam siк, czy nie rozpozna domieszki, sprуbowaіam
jeszcze raz,
pozostaі ten sam smak, nie powinien byі nasun№ж w№tpliwoњci. Baіam siк jednak
czegoњ
wiкcej, samej zbrodni i њmierci, czuіam siк cholernie zmкczona, przybita wielkim
ciкїarem, a
osad w butelce nie chciaі dobrze opaњж i ja, czekaj№c na to, poіoїyіam gіowк na
stole. Co byіo
pуџniej, nie wiem. Po prostu zasnкіam. Widocznie „Luminal”” ktуrego trochк
skosztowaіam,
podziaіaі. Ocknкіam siк, gdy ktoњ mn№ szarpn№і.
Tak, mуj prefekcie, to byі Diego. Jak mуwiі potem, upіynкіa moїe godzina, zanim,
zdziwiony moj№ nieobecnoњci№, wstaі. Nie odpowiadaіam na woіanie, wiкc poszedі
do kuchni
i tam znalazі mnie њpi№c№ na stole. Zobaczyі takїe rozrzucone pastylki i wino,
ktуre wydaіo
mu siк podejrzane. Uspokoiі siк cokolwiek, gdy zdoіaі mnie stosunkowo іatwo
zbudziж.
Wіaњnie tк chwilк pamiкtam, to szarpniкcie, rкce Diega na mojej twarzy i
pytanie, ile tabletek
poіknкіam. Nie rozumiaіam, gdzie jestem i co siк dzieje, dopiero po pewnym
czasie
przypomniaіam sobie mgliњcie jak№њ potworn№ rzecz, chyba morderstwo, ktуre
miaіam
popeіniж. Diego opowiadaі, їe chwyciіam butelkк z winem i nie chciaіam wypuњciж
z r№k, ale
on mi j№ wyrwaі i to wino wylaі. Nie domyњliі siк jednak przyczyny mojego
obsesyjnego, jak
mуwiі, zachowania, powodуw tej absurdalnej bojaџni, їeby nie dotykaі butelki.
Wytіumaczyі
23
to sobie maniackim uporem samobуjczym. Nie wiedziaі, їe trucizna byіa
przygotowana dla
niego. I nie dowiedziaі siк nigdy. Ale odk№d zacz№і zwracaж na mnie uwagк
nocami, staі siк
ostroїniejszy, czкsto baі siк zasypiaж, miaі mnie juї na oku. A wszystkie
pastylki zebraі
wtedy ze stoіu i wyrzuciі, їebym tego numeru przypadkiem nie powtуrzyіa.
No, i wіaњnie, mуj prefekcie: ostatni poniedziaіek!
Jestem specjalistk№ od samobуjstw. Moїe to teraz wyda siк jaњniejsze, ten
ostatni
poniedziaіek, o ktуrym wszystko zaraz powiem, i ta noc w Hiszpanii, o ktуrej juї
mуwiіam.
Ostatni poniedziaіek! Ale ty siк nie przestrasz, Franзois.
Proszк obejrzeж moje rкce, ach, nie z tej strony, na przegubach, te dwie drobne
rysy.
Pozwolк sobie zauwaїyж, їe zwierzchnik policji mуgіby wykazaж wiкcej znajomoњci
rzeczy i
spostrzegawczoњci. Њlady s№ nieco zabliџnione, ale widoczne. Owszem, owszem,
prefekcie,
nietrudno zgadn№ж, sk№d siк wziкіy. Dwa dni temu byіy wyraџniejsze.
Jestem aktork№, podkreњlam to jeszcze raz, aktork№, nie psychopatk№, jestem
jarmarczn№
komediantk№, zgoda, proszк tylko nie pos№dzaж mnie o histeriк. Samobуjstwa
popeіnia siк dla
publicznoњci, to prawda, lecz moїna samemu sobie byж publicznoњci№, podobno
teatr
oczyszcza. Katharsis. Masz o tym jakieњ pojкcie, Franзois? Gdy chciaіam zabiж
Diega,
widzowie byli mi teї niepotrzebni, wystarczy czasem zagraж coњ przed sob№.
Jednoosobowy
autospektakl, widz utoїsamia siк z aktorem, aktor z widzem, sprawa intymna i
њciњle
prywatna. Otуї to przedstawienie, ktуre daіam w ostatni poniedziaіek, nie byіo
przeznaczone
dla nikogo poza mn№, nie dla ciebie, Franзois, wierz mi, nie dla policji, nie
dla prasy, recenzje
byіyby co najmniej niekorzystne, wiкc nie, graіam przy drzwiach zamkniкtych, ale
taki teatr
to zagl№danie do maіej rzeџni, њrednia przyjemnoњж, mуj prefekcie, to byіo
potworne. I wiem,
їe juї dziњ nie zachowaіabym siк tak, jak w poniedziaіek, dlatego wіaњnie mуwiк,
dlatego siк
przyznajк. Mam niew№tpliwie dogodn№ sytuacjк, mog№c siк przyznaж.
Miejsce, w ktуrym przebywam, jest, owszem, niezіe. Fikuњny kurorcik. I ten
ustronny
domek z widokiem na Pireneje bardzo mi siк podoba. Oceniіam jego zalety
natychmiast po
przyjeџdzie, juї pierwszego dnia, to znaczy - kiedy? W sobotк, zdaje siк. Tak?
No, wіaњnie,
zaraz w sobotк, uwolniona od taњ-tasiуw, poczuіam siк raczej dobrze, moїna
powiedzieж -
swobodnie. I nic z tego, co zaszіo do poniedziaіku, nie staіo siк bez mojej
zgody. Wprost
przeciwnie. Na pytanie, czy chcк zostaж tu przewieziona, odpowiedziaіam, їe
pojadк z
przyjemnoњci№. Tak byіo, mуj prefekcie, potwierdzam to. Nie muszк chyba dodawaж,
їe
maj№c do wyboru baraki i to urocze miasteczko, nie mogіam siк wahaж. Їegnajcie,
taњ-tasie,
jestem aktork№, gwiazd№, oto pan prefekt z Departamentu, sam pan prefekt,
osobiњcie pan
prefekt (nie przerywaj mi teraz, Franзois), dalsze przesіuchania wyі№cznie u
pana prefekta w
Departamencie, juї po kilku minutach rozmowy widaж, їe jest pani kobiet№
nieprzeciкtn№, o
monsieur! o madame! - delicje. Jeszcze coњ przypomnк. Dialogi z pierwszego
wieczoru tutaj,
trele-morele, czy lubi pani zapach migdaіowca, szczкњliwe spotkanie, Dolores,
Franзois,
jakie to dziwne, moїe raz w їyciu zdarza siк taka niespodzianka, no, przypuњжmy,
ale nie robi
to na mnie wraїenia, sk№dїe, czujк tylko, їe znalazіam siк wreszcie po tej
stronie, i tak dalej,
klituњ-bajduњ. Wszystko potwierdzam, caіe to klituњ-bajduњ, powiem nawet, їe w
istocie nie
robiіo to na mnie takiego wraїenia, o jakie chciaіam byж podejrzewana. A drzew
migdaіowych rzeczywiњcie tu sporo, s№ cudowne, w ogуle miasteczko - marzenie,
szkoda, їe
nie mogк chodziж na spacery. Wszystko siк zatem zgadza, wszystko prawda,
wszystko byіo
wіaњnie tak, jak w tych dialogach, i nic nie zmieniіo siк do poniedziaіku. Ale w
poniedziaіek
zostaіam sama. I znalazіam їyletkк, ktуr№ ty, Franзois, porzuciіeњ w umywalni. A
gdy j№
znalazіam, pomyњlaіam sobie, їe to jest dobry przyrz№d do zaіatwienia katharsis.
Chwila teї byіa dobra. Duїo czasu, pusto, ty wyjechaіeњ, w takiej chwili moїna
tylko na
coњ czekaж albo zrobiж ze sob№ porz№dek. Ale їeby czekaж, musi siк przynajmniej
wiedzieж,
na co. A jeњli siк nie wie, doznaje siк czegoњ przeraїaj№cego, jak poczucie
rozpadu i
zanikania, poczucie przemiany w czarny proszek, i myњli siк: nie! trzeba zrobiж
ze sob№
24
porz№dek. Tak wіaњnie pomyњlaіam: trzeba zrobiж ze sob№ porz№dek - a ten
„porz№dek” nie
oznaczaі jeszcze samobуjstwa, tylko to, їe muszк coњ postanowiж. Lecz gdy
zaczкіam
rozwaїaж, co mogк postanowiж, przyszіo mi jedynie do gіowy, їe przyrz№d jest
dobry.
A potem wstaіam, їeby to wykonaж. Przepraszam, џle mуwiк. Nie wykonaж. Raczej
sprуbowaж, czy to siк przypadkiem nie uda i czy nie bкdzie wyjњciem. Albo
jeszcze lepiej:
popatrzeж na to. Ciкіam zbyt ostroїnie, za pіytko, bo jednak podczas tego ciкcia
natychmiast
oprzytomniaіam. Nie bкdк opowiadaж, czym jest taka zabawa z krwi№. Temat maіo
dyskursywny, sіowa nie nadaj№ siк do opisu. Tak rozbabraж sam№ siebie moїna
tylko w
caіkowitym zamroczeniu, kiedy siк jest sypkim, czarnym proszkiem, kiedy coњ w
czіowieku
przestaje dziaіaж, jakiњ automat siк wyі№cza.
Nawet nie wpadіam na pomysі, їeby przedtem napisaж listy. Mogіy byж rуїne. Na
przykіad: „Do P.T. Prefektury Departamentu. Motywy czynu, ktуrego siк
dopuszczam, nie
maj№ zwi№zku z moim pobytem we Francji. Proszк nikogo nie obci№їaж win№”. Albo:
„Franзois, przebacz mi, nie mogіam inaczej. To nie przez Ciebie. Przysiкgam.
Byіeњ wobec
mnie bez zarzutu. Gdyby spotkaіy ciк przykroњci od jakiњ pуіgіуwkуw, pokaї im
ten list.
Dziкkujк za wszystko. Dolores”. Ale widzк, Franзois, їe jesteњ jednak wzburzony.
O, nie
chcк tego. Nie po to mуwiк. I przecieї nic nie zrobiіam, udaіo mi siк szybko
zatamowaж
krew.
Owszem, zaschіo.
Potкїnie zryczaіam siк w poduszkк.
Pуџniej powiedziaіam sobie: tamto z „Luminalem” to raz, a to dzisiaj - dwa, wiкc
coњ tak
jakby remis, jeden jeden.
Powуd? Czy w ogуle byі jakiњ powуd? A jakїe, mуj prefekcie! Diego istnieje. To
wіaњnie
byі powуd.
Najwidoczniej sprawa nie jest jeszcze doњж jasna. Postaram siк dorzuciж trochк
faktуw, o
ktуrych moїe powinnam wspomnieж, aby znaczenie Diega w tej sprawie staіo siк
zrozumiaіe.
Dobrze, zacznк teraz od pocz№tku, nie od koсca. Zacznк od chwili, gdy poznaіam
Diega.
Nie powiedziaіam jeszcze, їe wtedy, kiedy go poznaіam, byі ranny. Granat
rozerwaі siк o
krok przed nim, Diego straciі dwa palce u prawej rкki, wskazuj№cy i њrodkowy.
Kalectwo
zostaіo mu na zawsze, ale miaі wiкcej ran od eksplozji tego granatu pod
Madrytem. Toczyli
tam jak№њ okropn№ walkк z faszystami, dochodziіo podobno do starж na biaі№ broс.
W ciкїkim
szoku, z rozszarpan№ dіoni№ i odіamkami w brzuchu, zniesiono go z placu. Mуwiі
mi, їe staіo
siк to moїe po dwуch, moїe po trzech godzinach od chwili ranienia i їe
najstraszniejsze byіo,
gdy jeszcze podczas bitwy biegli wprost na niego, a on leїaі i nie potrafiі
nawet poznaж, kto
biegnie, nasi czy faszyњci. Aї nagle zrobiіo siк ciszej i pusto, caіkiem pusto,
wtedy zemdlaі.
Jakimњ cudem nie zatratowano go w czasie tych atakуw podejmowanych z obu stron.
Dostaі
siк pуџniej do lazaretu i wkrуtce po operacji przyjechaі z transportem rannych
do Barcelony.
Madryt odsyіaі ich wszystkich do nas, na tyіy, szpitale w stolicy byіy peіne i
pod ogniem.
Traf zrz№dziі, їe Diego mieszkaі w Barcelonie juї wczeњniej, tak samo jak ja.
Ale nie
znaliњmy siк przed jego odejњciem do armii, dopiero w ten dzieс, gdy wrуciі z
transportem
rannych, zobaczyіam go pierwszy raz. Nie wiedziaіam, їe to jest jeden z naszych
najwybitniejszych mіodych malarzy, on teї nie rozpoznaі we mnie aktorki
barceloсskiego
teatru, tylko moja twarz przypomniaіa mu jakby kogoњ znajomego i to mi
powiedziaі. Niezbyt
siк wzruszyіam takim wyznaniem, zasіugujк podobno na dokіadniejsz№ pamiкж, ale
gdy on
jeszcze spytaі, jak mam na imiк, wymieniіam je cierpliwie: - Dolores. - Ranny na
to: -
Diego. - I od razu: - Czy jesteњ komunistk№? - Nie, sіodyczy moja - rozeњmiaіam
siк - nie
jestem komunistk№, mуw do mnie lepiej: siostro. - Tu muszк dodaж, їe byіam wtedy
pielкgniark№ w szpitalu. Wiele kobiet pracowaіo wуwczas po szpitalach,
poczuwaіyњmy siк
do obowi№zku dawaж z siebie coњ republice, a wolaіam opatrywaж rannych niї robiж
na
drutach swetry dla їoіnierzy. Diego zastosowaі siк posіusznie do wskazуwki. -
Siostro
25
Dolores - mуwiі odt№d, nadawaі jednak tym sіowom jakiњ ton zagadkowy i znacz№cy,
ktуrego
nie rozumiaіam. - Siostro Dolores - powiedziaі kiedyњ - wydaje mi siк, їe
siostra jest
komunistk№ w przebraniu. - W jakim przebraniu? - zapytaіam, zdziwiona, co on
bredzi. - O
w tym przebraniu - odparі, dotykaj№c mojego fartucha - w tej bieli, w kostiumie
- szukaі
przez chwilк wyrazu - w kostiumie anielskim! - Pomyњlaіam: zgadі albo zwariowaі,
musi to
byж sіodki dzieciuch ten komunista, tylko їe we wszystkim, co mуwi, chwyta
przecieї jakiњ
cieс prawdy. Samarytank№ rzeczywiњcie siк nie urodziіam, lecz jednak coњ
popchnкіo mnie do
szpitala, gdzie nie jestem sob№, bandaїuj№c czerwonych їoіnierzy, i czegуї to
dopatrzyі siк
we mnie ten egzaltowany gіuptas, komunizmu? Ba! Zgadі wiкcej, zgadі przebranie,
kostium
zastкpczy, dla ktуrego wymyњliі tк naiwnie patetyczn№ nazwк: anielski. Chciaіam
mu doci№ж,
їe istotnie przydaіoby siк miкdzy komunistami trochк anioіуw, lecz ugryzіam siк
w jкzyk,
chіopiec byі ranny i do tego іadny, powiedziaіam: - Ho, ho, co sіyszк? Nikt mi
nigdy nie
mуwiі nic tak piкknego. - I on poіkn№і ten haczyk. Juї go poіkn№і na dobre..
Odt№d zacz№і mi siк zwierzaж. A wiкc: jest malarzem. I chciaіby namalowaж mуj
portret,
jeњli to moїna tak nazwaж. Bo wіaњciwie nie portret. Chciaіby namalowaж sens
їycia i sens
marzenia poprzez mnie. A wіaњciwie poprzez mуj kolor, poprzez biel, ktуr№ widzi
w
szczegуlny sposуb. Wyobraїa sobie jedno takie њwiatіo, to њwiatіo juї, ma i ma
gікbiк. Tylko
- o, czego nie ma: wіasnych palcуw. Na front juї nie wrуci, wie o tym. Ale czy
bez palcуw u
prawej rкki bкdzie mуgі malowaж? Pocieszaіam go, їe z pewnoњci№, bo przecieї
rкka o
niczym nie stanowi, waїna jest chyba gіowa i oko. - To nie wiadomo - odpowiadaі.
Zmieni
siк bardzo wiele. Bкdzie inny uchwyt, caіa dіoс lїejsza i jakby cudza, zabraknie
pewnoњci w
prowadzeniu linii, tej pewnoњci wrodzonej, ktуra pozwala jednym poci№gniкciem
wykreњliж
bezbікdnie ksztaіt pomyњlany. Rкka nie moїe byж uіomna, rкka jest waїna. On siк
na tym
lepiej zna. No ale sprуbuje. Bo chce namalowaж sens їycia i sens marzenia, ma to
jedno
њwiatіo, namalowaіby rzecz bardzo czyst№, wydobyіby z bieli ciepіo i coњ
muzycznego,
przekroczyіby granicк absolutn№, granicк sfer, jeњli go rozumiem, jakkolwiek to
trudno
wyraziж sіowami, ale w kolorze on to widzi, wiкc zabraіby siк do roboty
niezwіocznie, tu, w
Barcelonie, w swojej pracowni, byle bym tylko ja tam przyszіa i pozowaіa mu do
obrazu, gdy
on juї wyjdzie ze szpitala.
Co ma obraz do ostatniego poniedziaіku, zastanawiasz siк, Franзois. Ma! Nie
wiem, czy
potrafiк ci to wytіumaczyж, ale ktoњ, komu powiedz№ takie rzeczy, jak Diego
mуwiі wtedy
mnie, czuje siк juї potem z o b a c z o n y w pewien sposуb, nosi nadan№ mu
charakteryzacjк i
musi siк odpowiednio zachowywaж. Moїe sobie nawet myњleж, їe to jest pic nie z
tego њwiata,
ale juї siк zaczyna robiж na chodz№cy sens їycia z tym њwiatіem na pкpku, juї
tak іatwo nie
zrezygnuje, szkoda gadaж. Krуtko mуwi№c, ja teї poіknкіam haczyk. Jeszcze w
szpitalu,
zanim wypisano Diega do domu, zawi№zaі siк miкdzy nami maіy romansik. Wіaњciwie
nic
wyraџnego, wіaњciwie polegaіo to na spojrzeniach i na tym, їe istniaі jakiњ
powуd, aby je
raptownie urywaж, lecz zbyt jawnie i nie w porк, dziкki czemu nasuwaіa siк
wіaњnie myњl:
oho, coњ jest! - polegaіo to rуwnieї na dotkniкciach, o ktуrych wiedzieliњmy, їe
s№
dotkniкciami, to byіa jeszcze taka faza, rozumiesz, Franзois? Aї kiedyњ, nie
wiadomo z czego
to wynikіo, a Diego juї chodziі, wiкc kiedyњ na wiosnк, bo to siк zdarzyіo w
ciepіy dzieс na
pocz№tku kwietnia, zeszіam na parter, byіo chyba poіudnie, cisza, miaіam woln№
chwilк,
pamiкtam, їe uchyliіam drzwi, їeby wyjrzeж na ogrуd, i doprawdy nie wiem, jak to
siк staіo,
nawet nie sіyszaіam krokуw za plecami, ale ni st№d, ni zow№d znalazі siк tam
Diego. Stan№і
koіo mnie, powiedziaі: - Tyle sіoсca. - Szepn№і: - Chodџmy do winobluszczu. -
Nim siк
spostrzegіam, ogarn№і mnie ramieniem i sprowadziі po schodkach do ogrodu. Byіam
tylko
zdziwiona, powiedziaіam: - Po co? - On powtуrzyі: -Chodџmy na tamt№ stronк. - Na
ktуr№?
- Na tamt№ za winobluszczem. - Powiedziaіam: - Nie moїna. - Moїna - szepn№і
Diego. I
nagle zrobiі siк jeszcze bliїszy, pocaіowaі mnie, straciіam zupeіnie gіowк, nie
wolno mi byіo
ryzykowaж takich rzeczy w szpitalu wojskowym, wyobraїasz sobie, Franзois, ale to
nie
26
koniec, to siк potoczyіo na іeb, na szyjк, weszliњmy jak pijani miкdzy їywopіoty
i tam, pod
gaі№zkami winobluszczu, gdzie nie byіo nawet doњж miejsca, wiкc tylko stoj№c w
tym g№szczu
winnej latoroњli, w tej dziwnej szczelinie, pod goіym niebem, w jasny dzieс, nie
wiadomo jak
i kiedy Diego zrobiі ze mn№ wszystko. Do dzisiaj nie rozumiem, co siк wtedy
staіo. Pytaіam
pуџniej Diega: - Sk№d siк to wziкіo? - Odpowiadaі: - Ze sіoсca.
W pierwszej chwili, gdy nieco ochіonкіam, wydawaіo mi siк, їe moїe zapomnк. Nie
czuіam, їeby to byіo coњ powaїnego. Przyszіo nagle i rozeszіo siк po koњciach:
sprawa
jednego dreszczu, fatamorgana pod їywopіotem. Diego dobrze powiedziaі: ze
sіoсca. Ale po
tym zdarzeniu staraіam siк, їeby go czym prкdzej zwolniono do domu. Caіa ta
historia zbiіa
mnie jednak z pantaіyku. Wchodz№c na salк, gdzie leїaі, dostawaіam wypiekуw.
Ponadto
nasze wzajemne zainteresowanie dostrzeїono juї w jakiњ sposуb. Niew№tpliwie
Diego byі
„mуj” wњrуd innych pacjentуw. Sam chciaі wyrwaж siк ze szpitala do pracy nad
obrazem, o
ktуrym znуw mуwiі. Uzyskaliњmy іatwo zgodк na zwolnienie, bo rannych ci№gle
przybywaіo.
Po kilku dniach Diego zamieszkaі na swoim poddaszu i odt№d pielкgnowaіam go w
domu. A
pуџniej chciaіam otruж, byіa juї mowa o tym.
Obraz? Ten obraz nigdy nie powstaі.
Wiкc wіaњnie: sens їycia. Jakoњ mu nie wyszіo z tym sensem їycia. Skoсczyіo siк
po
prostu na pomyњle.
Nie wiem dlaczego. Po powrocie do zdrowia Diego zmieniі temat. Wiadomoњci z
frontu
niepokoiіy go ci№gle.
Sens mojego їycia? Co to znaczy?
Owszem, wydaje mi siк, їe obraz ma zwi№zek z ostatnim poniedziaіkiem.
Mуj prefekcie! Przed poniedziaіkiem byіa niedziela. Piкkny dzieс. Przed
poniedziaіkiem
zawsze jest jakaњ niedziela, a w niedzielк ludzie sobie mуwi№: no to fajnie,
mamy wszystko z
gіowy, dzisiaj њwiкto. I nawet prefekt policji moїe sobie pomyњleж: nie jestem
na sіuїbie,
zajmujк siк dziњ pewn№ brunetk№, a co jutro, to siк zobaczy. Przypominam, їe
uciekіam z
Hiszpanii i przyjechaіam do Francji nie dlatego, їeby mnie jacyњ dzielni
falangiњci nie zatіukli
w Barcelonie, ale dlatego, їe po rozstaniu z Diegiem byіam cholernie trzaњniкta
i musiaіam
coњ zrobiж. Czy to jasne? Otуї w niedzielк wyszіa mi niejako przerwa w
zajкciach, jak
gdybym ja teї mogіa sobie powiedzieж: mam to z gіowy, dzisiaj њwiкto. Nast№piіa
jedna z
owych kіopotliwych niekonsekwencji, do ktуrych nasza њwiadomoњж poczuwa siк
tylko
czкњciowo. Ach, oczywiњcie: takie osіabione poczucie zwi№zku z wіasnymi
uczynkami ma siк
dopiero po fakcie. Dopiero wtedy myњli siк: to chyba nie ja. Podczas faktu wrкcz
przeciwnie.
Podczas faktu ani komu w gіowie zadawaж sobie gіupie pytanie, czy ja to ja.
Pewnie, їe ja!
jak najbardziej ja! Fakt bowiem przyjmuje siк zachіannie, lecz i bezwiednie, w
sposуb
cokolwiek niemowlкcy, z ciamkaniem i machaniem nуїkami, a jeњli siк w ogуle
myњli, to co
najwyїej: o-la-la! aleї mi siк trafia ptasie mleczko! Wiкc їeby jeszcze byіo
smaczniej, mуwi
siк: fi donc, wcale nie robi to na mnie wraїenia. Chciaіabym, mуj prefekcie,
zobaczyж
mкїczyznк, ktуry, posіyszawszy takie sіowa, nie upodobni siк troszeczkк do
pijanego koguta,
pijanego ze szczкњcia, rzecz prosta, i nie bкdzie pewien, їe wіaњnie sprawiі
kolosalne
wraїenie, poniewaї ma w sobie coњ niezwykіego. Strasznie jesteњcie њmieszni z
tymi
waszymi ambicjami. Przepraszam bardzo. To byі nawias. Jadк dalej. Pije siк wiкc
ptasie
mleczko i macha nуїkami, bo jest niedziela, kiedy moїna sobie na to pozwoliж, bo
siк ma
przerwк, czas wolny, bo siк jakoњ tak zapomniaіo o powodach ucieczki z Hiszpanii
i celach
przyjazdu do Francji, bo wynikіo coњ dziwnego, drobna niekonsekwencja, o ktуrej
siк jednak
podczas faktu nie wie, bo wszystko polega na tym, їe siк w istocie nic nie robi,
tylko siк jest,
a to rуїnica. No dobrze, ale niby miaіo siк wіaњnie coњ zrobiж. Juї wtedy w
Barcelonie na
progu pracowni Diega, gdy wyleciaіo siк za drzwi z krzykiem „impertynent”, juї
wtedy siк
przecieї poczuіo, їe po takim numerze trzeba bкdzie coњ zrobiж. I przyszіa niby
decyzja.
Koszmarna jazda rozklekotanym samochodem, ktуry jednak stanowi szczкњliw№
okazjк, њcisk
27
i rozpacz, messerschmitty nad gіow№, wreszcie postуj na granicy, czekanie
trwaj№ce
wiecznoњж, druty, barak, indagacje taњ-tasiуw. A potem brzdкk! przyjeїdїa pan
prefekt, fliki
stoj№ na bacznoњж, wesoіa perypetia, przenosiny do fikuњnego kurorciku i oto
niedziela. Wcale
niezіy sposуb spкdzenia czasu w ten dzieс wolny od pracy, tylko cуї to byіo?
Interludium? A
moїe o taki sposуb szіo, moїe to wіaњnie miaіo byж zrobione? Moїe z r o b i ж
znaczyіo po
prostu byж albo, powiedzmy, t a k b y ж ? Sens їycia, mуj prefekcie, a jakїe!
Mowa o sensie
їycia, niech mi kto powie, їe nie! Juї w sobotк wieczorem po przyjeџdzie tutaj
zatrzasnкіam
za sob№ drzwi z їywioіow№ satysfakcj№, aby podkreњliж przyjemnoњж wyі№czenia siк
z
programu, zatrzasnкіam je tak, jakbym odbijaіa wiosіem od brzegu, i ty,
Franзois,
spostrzegіeњ mуj gest, byіeњ pod miіym wraїeniem tej demonstracji. Teraz myњlisz
pewnie, їe
pragnкіam wzi№ж rewanї na Diegu. Bo ja wiem? Masz racjк tylko czкњciowo. Po tym
odbiciu
od brzegu іуdџ poszіa z pr№dem. Dobrze poniosіo. Rogaliki z kminkiem teї mi
smakowaіy,
przepyszne wyїywienie - caіy dzieс na rogalikach z kminkiem. I jeszcze ta
wskazуwka dla
mnie: - Proszк pamiкtaж, їe nie naleїy st№d wychodziж, moglibyњmy naraziж siк na
przykroњci, gdyby coњ zauwaїono. - Nie prуbowaіam wychodziж. Nie myњlaіam o
niczym. I
nikt juї nie pytaі, czy Diego jest komunist№. Ten temat przestaі istnieж. Ten
gіupi temat w
ogуle przestaі istnieж. Czyli, mуwi№c inaczej, popeіniіam wielkie њwiсstwo. Czy
teraz jest to
doњж jasne, prefekcie?
Wiкc jeњli nie њwiсstwo, w takim razie coњ bardzo rozs№dnego. Nie іam sobie tym
gіowy,
Franзois.
Ale b№dџ co b№dџ przyznajк siк do winy. Zapowiadaіam, їe przyznam siк do winy.
Tіumaczк to wszystko zbyt chaotycznie, wiem. Nie jest іatwo wyjaњniж, dlaczego
prуba
samobуjstwa, ktуr№ podjкіam w poniedziaіek, kojarzy mi siк z tym pierwszym
obrazem
Diega, nigdy nie namalowanym. Powiedziaіabym jednak, їe... Wiesz, Franзois, co
mi
przychodzi do gіowy? Moїe nie byіabym prуbowaіa odebraж sobie їycia, gdyby ten
obraz
istniaі.
I powiedziaіabym jeszcze, їe nie idzie o sam obraz, bo . jest wiкcej rzeczy,
ktуre siк
wpl№taіy.
Po zwolnieniu Diega ze szpitala ci№gle nie uwaїaіam tamtej historii z
winobluszczem za
coњ gікbszego, choж zaczкіy siк odwiedziny w jego pracowni i juї wyniknкіy z
nich dwie,
trzy noce spкdzone razem. Owszem, byіo coњ niepokoj№cego w naszych pieszczotach,
byі od
pocz№tku ten dreszcz, o ktуrym przed chwil№ mуwiіam, Diego potrafiі go wzbudziж
jednym
dotkniкciem, miaі wyczulony dotyk nerwowca, dziaіaіo to jak pr№d, ale nie
przypuszczaіam,
їeby od takich naskуrkowych wraїeс zaleїaіo wszystko, powinnam siк byіa z tego
wczeњniej
czy pуџniej otrz№sn№ж. Doszedі jednak pewien niesamowity motyw uczuciowy: w
dіoni, ktуra
mnie pieњciіa, byіo puste miejsce, nieco dziwna, lecz zarazem przejmuj№ca luka.
A na tym teї
nie koniec, bo nie szіo po prostu o wzruszenie z powodu kalectwa, nieznacznego w
gruncie
rzeczy, wyniesionego z wojny, o brak dwуch palcуw, nie, on garn№і siк do mnie z
jak№њ
gікbsz№ pustk№ w dіoni, z wiкksz№ uіomnoњci№, skіadaі w moje rкce inne swoje
inwalidztwo,
caі№ niemoc czy niemкskoњж, nie wiem juї, jak to nazwaж, wi№zaіo siк to z
malarstwem.
Miaіam mu byж kochank№ i siostr№ miіosierdzia, rzekom№ zakonnic№ i rzekom№
komunistk№,
tak! tego jeszcze chciaі. Wydawaі siк rуwnieї trochк nieufny, garn№і siк i
jednoczeњnie
zachowywaі w czymњ rezerwк. Taki mi siк ofiarowaі, і№cznie z trudno wyczuwaln№
rezerw№, z
dziwacznymi kontrastami, taki siк okazaі zaraz w pierwszych dniach po wyjњciu ze
szpitala.
Musiaіam wszystko przyj№ж i sprostaж jego urojeniom o mnie, a nazywaіo siк to
pozowaniem
do obrazu. Pozowanie byіo najwstydliwsz№ spraw№, jak№ kiedykolwiek przeїyіam.
Robiі
zrazu tylko szkice wкglem, potem je przewaїnie niszczyі. Nie zauwaїyіam, їeby
miaі
trudnoњci z uchwytem oіуwka, czego siк uprzednio lкkaі. Sztukк trzymania
narzкdzi
opanowaі moim zdaniem bardzo szybko. Ale twierdziі, їe jest inaczej. Na ogуі nic
nie
malowaі podczas tych seansуw, patrzyі tylko w karton, czкњciej w karton niї we
mnie.
28
Mуwiі: - Nie mogк trafiж na liniк, ktуr№ przedtem widziaіem, ta linia byіa,
jeszcze j№ widzк,
nie mogк wyprowadziж tego jednego zaіamania, o ktуrym wiem wszystko, a przecieї
nie
mogк go znaleџж, czujк, їe coњ siк we mnie rozluџniіo, coњ jakby siк obsunкіo
miкdzy okiem
a rкk№, to nie jest moja rкka. - Chodziі po caіym atelier i przygl№daі mi siк z
rуїnych stron.
Wracaі do sztalug i zamieraі tam na nowo ze wzrokiem utkwionym w pust№
pіaszczyznк
kartonu. Zdawaіo mi siк, їe nie jestem w takich momentach potrzebna, podnosiіam
siк z
miejsca i prуbowaіam znaleџж sobie jakieњ zajкcie. Denerwowaіo go to, krzyczaі,
їebym siк
nie ruszaіa, bo mu wszystko zburzк. Mуwiі: - Miaіem ustawion№ konstrukcjк, a
teraz mi siк
coњ obrуciіo, czekaj, czekaj, jak ja to chciaіem zamkn№ж? No nie wiem, teraz juї
siк nie
domyka, zgubiіem takie jedno wi№zanie, rozumiesz? - Nie dostrzegaі, їe tym
sposobem
przenosi domniemany powуd swej niewydolnoњci w inn№ sferк, niezaleїn№ od
kalectwa
fizycznego, їe siк poniek№d przyznaje do niedowіadu samej wyobraџni. Albo i
dostrzegaі, bo
mуwiі to z wyj№tkowym spіoszeniem i bolesnym skurczem twarzy, byі nienaturalnie
wzburzony, a rуwnieї podszyty tchуrzem. Kazaі mi siк na przemian rozbieraж i
okrywaж
tkaninami w rуїnych kolorach. Staіam wiкc przed nim naga, a on gubiі swoje linie
i wi№zania,
tak wygl№daіy te akty. Pуџniej znуw mozolnie ubieraі mnie w kontrastowe stroje
lub tylko od
niechcenia narzucaі jakiњ szal, w koсcu rezygnowaі, jakby upadaі, przygnieciony
zbyt
wielkim i niezrozumiaіym dla niego samego ciкїarem, ktуremu nie mуgі podoіaж, i
w takim
wіaњnie nastroju rezygnacji przychodziі do mnie, a kiedy siк potem ze mn№
kochaі, nie
panowaі nad sob№, zawsze krzyczaі. Zdaje siк, їe o tym juї mуwiіam. Co do
kostiumуw
uїywanych przy pozowaniu, to zanim siк jeszcze ono zaczкіo, przypuszczaіam, iї
potrzebny
bкdzie biaіy fartuch, poniewaї Diego tyle opowiadaі w szpitalu o swoim
niezwykіym
pomyњle w zwi№zku z t№ biel№. Dla odtworzenia jego pierwotnej wizji wydawaіy mi
siк
niezbкdne choжby jakieњ drobne rekwizyty, kojarz№ce siк z naszymi wczeњniejszymi
przeїyciami. On jednak wcale o tym nie pomyњlaі. Ustawiaі koіo mych nуg wazк,
niekiedy
kazaі trzymaж jabіko. Pewnego razu spytaіam: - Sk№d to jabіko? - Niespodziewanie
odpowiedziaі: - Chyba z drzewa wiadomoњci zіego i dobrego. - Szkice, ktуre
ostatecznie
zdoіaі wykonaж, nie miaіy ze mn№ wiele wspуlnego. Podobieсstwa nie byіo moїna
siк
dopatrzeж w tych zawiіych abstrakcjach. Diego niechкtnie mi je pokazywaі,
uwaїaj№c, їe s№
zіe. W gікbi duszy czuіam siк tym pozowaniem speszona, powiem nawet: uraїona w
ambicji.
B№dџ co b№dџ doznaіam jakiegoњ bliїej nie okreњlonego zawodu, nie zdawaіam sobie
sprawy,
na czym wіaњciwie to uczucie polegaіo, ale zniosіam bardzo przykro уw kryzys
moїliwoњci
malarskich Diega czy raczej уw stan bezradnoњci we dwoje. Tylko miіoњж siк
udawaіa lub, co
bкdzie bliїsze prawdy, budziіa we mnie z dnia na dzieс wiкksze nadzieje. Dreszcz
i tkliwoњж
dotyku, a przede wszystkim to, nad czym Diego nie panowaі: ten їywioі z dna
podњwiadomoњci wydawaі mi siк gwarancj№ jego uczuж. Їywioі nie mуgі myliж.
Wci№gaіo
mnie to coraz bardziej, a przynajmniej nie potrafiіam siк juї oprzeж pokusie
czкstego bywania
w pracowni.
Muszк w zwi№zku z tym opowiedzieж o jeszcze jednym swoim numerze. Przegl№daj№c
kiedyњ dawniejsze prace Diega, mniej wiкcej podobne do szkicуw, ktуre wykonywaі
podczas
seansуw ze mn№, natknкіam siк w stercie papierуw na realistyczny rysunek
przedstawiaj№cy
kobietк. Odniosіam wraїenie, їe j№ znam. - Diego - powiedziaіam - co to jest? -
To szkic -
odparі - stary szkic do obrazu. - I tu wymieniі tytuі doњж juї gіoњnego dzieіa,
ktуre mu swego
czasu na wystawie w Madrycie przyniosіo powaїny sukces. - Aleї ja j№ znam -
zawoіaіam -
to jest siostra Modesta! - Byіa w szpitalu taka siostra Modesta. Brzydka. Miaіa
bardzo
fikuњne nazwisko, Modesta Ama... Amara... Amarabilis... och, mуj Boїe, jak ona
siк
nazywaіa, amarus, amara, amarum, pamiкtam z іaciny, gorzki, gorzka, gorzkie, coњ
takiego,
coњ o goryczy, ale i coњ o miіoњci, amabilis, amabile, chyba nie nazywaіa siк
Amarabilis,
mуwiіyњmy na ni№ „rzodkiewka” i tк jak№њ Aramalis zobaczyіam na rysunku Diega. -
Sk№d
siк tu wziкіa? - spytaіam. - Byіa moj№ modelk№. - Pozowaіa ci do tamtego obrazu?
Przecieї
29
na obrazie jej nie ma. - Jak to? - zdziwiі siк. - Jest na obrazie. - I zmieniі
temat rozmowy.
Teraz dopiero przypomniaіam sobie, їe kiedy w szpitalu zwrуcono po raz pierwszy
uwagк na
moje zwi№zki z Diegiem, wyszіo to wіaњnie od siostry Modesty, od tej maіej,
czerwonej
bulwy! Nie cierpiк rzodkiewek. Ale jedno wiem: jeїeli juї wejdzie mi w drogк
jakaњ rywalka,
musi to byж їaіosny pokurcz.
Tak, zapewne prawem kontrastu, Franзois.
Mimo wszystko, pracuj№c w szpitalu, odnosiіam siк do niej їyczliwie. Po odkryciu
tego
rysunku, jedynego chyba realistycznego w caіej stercie, nie omieszkaіam
porozmawiaж z
siostr№ Modest№. Ta idiotka przyjкіa moje dyskretne њledztwo jako zaproszenie do
konfidencji. Przyznaіa, їe owszem, byіa modelk№ Diega, to dziwny czіowiek, no,
cуї -
artysta, rzuciі j№ potem, ale ona ma teraz chіopca, chodz№ ze sob№. Robiіo siк z
ni№ nie
wiadomo co, gdy j№ Diego rzuciі, Boїe, jak pіakaіa! - A pani? - mуwiіa dalej. -
Pani teї
artystka. Moїe on pani№ bкdzie kochaі. Ale pani jeszcze nic nie wie. Bo to
bardzo bierze. Pani
dopiero zobaczy, jak to bierze.
Nie mogіam sobie miejsca znaleџж po tej rozmowie. Bierze! Byіa modelk№! A potem
on j№
rzuciі! Tylko їe przedtem spali. Poszіam do Diega, їeby mu na ten temat coњ
powiedzieж.
Mкczyіy mnie wyj№tkowo przykre wizje, wiodіam nieustanny dialog wewnкtrzny z
Diegiem,
mуwiіam: Diego, wiкc ona tak samo tu siedziaіa, i ty staіeњ za sztalugami, i
patrzyіeњ na ni№,
na tк rzepк, nie kіam, gapiіeњ siк na jej czerwone cyce, czy dotykaіeњ ich tak
samo, powiedz,
kto tu jeszcze byі, wolaіabym, їeby kto inny, byle nie ona, a zreszt№ plujк na
to, babraіeњ siк
w takim obrzydlistwie, juї lepiej nic nie mуw, wybaіuszaіeњ oczy na jej cyce,
sіyszysz, na
cyce, i z pewnoњci№ kіadіeњ gіowк na jej kolanach, okazuje siк, їe j№ potrafiіeњ
namalowaж,
proszк, proszк, takiego pokurcza, mnie juї malowaж nie bкdziesz, o nie, Diego,
musi byж
jednak miкdzy nami dwiema rуїnica, chyba nie krzyczaіeњ przy niej tak samo,
kiedy z ni№ to
robiіeњ, a moїe krzyczaіeњ, moїe i to teї, Diego, co? Taki byі mуj prawdziwy
dialog z
Diegiem, ten wewnкtrzny, cichy, bo nic nie zostaіo wymуwione na gіos, wszystko w
sobie
stіamsiіam. Gіoњny dialog potoczyі siк zupeіnie inaczej. Powiedziaіam: - Diego,
to, co
mogіeњ mi zakomunikowaж o siostrze Modeњcie, nie jest juї tajemnic№, znam pewne
szczegуіy, ktуre widocznie zapomniaіeњ podaж, znam je i kіadк na nich krzyїyk.
Nie mam
pretensji o te wszystkie sprawy. Fiume, Diego, sіyszysz? Fiume! Ale teraz proszк
ciк,
powiedz mi tylko jedn№ rzecz: jak wіaњciwie jest? Czy ty robisz to zawsze z
kaїd№ modelk№? -
W zasadzie nigdy - odparі z niejakim poњpiechem. Ciekawie brzmiaіo to „w
zasadzie”. - W
zasadzie nigdy nie robiк tego z modelkami. - Nawet siк lekko їachn№і. -
Sztuka... - zacz№і
coњ mуwiж - sztuka... - i zmieniі sіowo - praca - powiedziaі - to jedno, a
romanse co innego,
naleїy siк trzymaж pewnych rygorуw. - Potem jeszcze dodaі, jakby koсcz№c zdanie
napoczкte
w myњli: - Bo trzeba pamiкtaж, їe sztuka to nie burdel. - No ale - odezwaіam
siк. On mi na
to: - Widzisz... - i teї urwaі. - No ale z siostr№ Modest№... - Widzisz... -
powtуrzyі. - No ale
robiіeњ to z ni№ i...
Nie wiem, co miaіam powiedzieж po tym „i”, pamiкtam tylko, їe wіaњnie tak na
moim „i”
utkn№і nasz gіoњny dialog, ten sztuczny, z brakuj№cym zakoсczeniem. Diego byі
tego dnia
czymњ wyj№tkowo podniecony, wrуciі dopiero co z rozmowy w jakimњ komitecie,
gdzie
widziaі siк z komunistami, przyniуsі niedobre wiadomoњci o sytuacji pod Bilbao,
powiedziaі
nagle: - Jestem zupeіnie zdrуw, nie mogк tak siedzieж. - To mu najwidoczniej
zaprz№taіo
gіowк. Bo przecieї towarzysze walcz№ i gin№, on, ktуry byі z nimi na froncie pod
Madrytem,
wie wszystko, woіali „pasaremos” i „niech їyje Stalin”, id№c do ataku, leїeli
takїe w bіocie,
poza tym wie, jak nad rannym przebiegaj№ ludzie, ktуrych nie moїna rozpoznaж, i
jaki cieс
przelatuje pуџniej, kiedy jest cicho i pusto, ale straciwszy dwa palce, nie
przestaje siк jeszcze
byж komunist№. Dziњ mu poradzono, їeby malowaі, on jednak nie moїe tak siedzieж.
Przez
caіy wieczуr chodziі niespokojnym krokiem po pracowni. A mnie, gdy tylko
przestawaі
mуwiж, przypominaіo siк, їe dotykaі tamtej i їe na ni№ patrzyі, i їe ona musiaіa
o tym nieraz
30
myњleж podczas jego pobytu w szpitalu, a takїe podczas rozmowy ze mn№, i ci№gle
byіy we
mnie sіowa: no, ale... No ale robiіeњ to z ni№ i... Wіaњciwie co dalej? To „i”,
zawieszone w
powietrzu, czekaіo nieustannie dopeіnienia. Chwilami mogіo siк nawet zdawaж, їe
chcк tylko
dodaж: ze mn№. No ale robiіeњ to z ni№ i ze mn№. Powoli jednak zaczynaі
przeњwitywaж nieco
inny ci№g dalszy, jakby po tym „i” miaіo nast№piж: ja coњ takiego jeszcze... No
ale robiіeњ to z
ni№ i ja coњ takiego jeszcze... Obrуciwszy wtedy bodaj gіowк, Diego byіby moїe
dostrzegі
miкdzy nami to „i” milcz№ce i zaczajone. Ale Diego tylko chodziі i mуwiі, їe
towarzysze siк
nie zaіamuj№, wprost przeciwnie, s№ pewni zwyciкstwa, a on nie moїe tak
siedzieж. Wiкc to
gіodne „i” zostaіo jak zawieszony w powietrzu paj№k, ktуry na coњ czeka.
Po kilku dniach napasіam sobie tego paj№ka i to wіaњnie byі mуj numer. Znajomy
aktor
zatelefonowaі do mnie koіo drugiej nad ranem i zwierzyі siк, їe jest cokolwiek
urїniкty, lecz
o niczym nie marzy prуcz tego, by pozostaі№ czкњж nocy spкdziж ze mn№.
Koniecznie dziњ i
koniecznie ze mn№. Nigdy nie zdarzyіo mu siк nic takiego, ale on ma w sobie
teraz
obі№kanego potwora, prosi, їebym przyszіa, bo jest mn№ opкtany, coњ w tym
rodzaju beіkotaі.
Jakbym na to tylko czekaіa! Szepnкіam w sіuchawkк: - Mуj Spodku z oњlimi
uszami... - Graі
kiedyњ Spodka ze „Snu nocy letniej”. - Mуj Spodku, masz jeszcze coњ do picia? -
Miaі. - Leї
tam spokojnie przez kwadrans. - I po kwadransie byіam u niego, trochк jako
Tytania, trochк
jako zwyczajna prostytutka. W smaku okazaіa siк ta miіoњж podobna do sieczki,
oњcista,
jaіowa i raczej dla zwierz№t. Kto wie, czy byіabym siк na ni№ zіakomiіa, gdyby
Diego,
chodz№c wtedy po pracowni i nie zdobywaj№c siк nawet na obrуcenie gіowy, mуwi№c
tylko,
jak to on nie moїe siedzieж, nie byі mi daі odczuж, їe mуwi to w pewnym sensie
przeciwko
mnie. Ale Diego poіkn№і wtedy po raz pierwszy swуj kij.
Nie umiem okreњliж, kiedy zaczкіo mi siк psuж z Diegiem, bo zaczкіo siк psuж,
nim
zd№їyіo dojrzeж, a przecieї pуџniej dojrzaіo, lecz juї z bakcylem w њrodku. Otуї
nie wiem,
kiedy wіaњciwie zal№gі siк ten bakcyl. Zauwaїyіam w pewnej chwili, їe stajк siк
dla Diega
jak gdyby kimњ innym, kimњ bez ukrytych, jemu tylko wiadomych znaczeс, ktуre mi
poprzednio przypisaі i w ktуrych szukaі tajemniczego sensu їycia. Ta zmiana
dokonaіa siк
bodaj owego wieczoru, gdy wrуciі z komitetu, lub moїe pуџniej, gdy
nieoczekiwanie
przyst№piі do pracy nad nowym obrazem. Przez kilkanaњcie dni byі caіkowicie
pochіoniкty
malowaniem i zdawaіo mi siк, їe odnalazі swуj talent. Nie musiaіam juї pozowaж,
modele
okazaіy siк w ogуle zbyteczne. Szkicуw tym razem nie sporz№dzaі, rzuciі zarys
kompozycji
wprost na pіуtno: tіum wzniesionych r№k, w istocie same rкce, wygl№daіo to
surowo i groџnie.
Zapytaіam, co maluje. Odpowiedziaі jakby trochк pуіgкbkiem, z wyczuwalnym
pogіosem
nieufnoњci i dystansu: - Zwyciкїymy. - Nie zrozumiaіam go. - Ale co malujesz? -
Wіaњnie
to. Obraz pod tytuіem „Zwyciкїymy”. - Nie chciaі nic wiкcej powiedzieж o tym
obrazie.
Dodaі tylko, їe musi jeszcze namalowaж jakieњ plakaty. W nocy jednak, leї№c ze
mn№ w
іуїku, zrobiі wielk№ miіoњж, namiкtn№ i їarіoczn№, jak czіowiek nie tyle gіodny,
ile przeraїony
moїliwoњci№ utracenia czegoњ bardzo mu drogiego. A potem zupeіnie siк rozkleiі i
zacz№і
opowiadaж dziwaczne gіupstwa o ksztaіcie jabіka. Byі to moment, gdy zagwizdaіy
syreny,
ostrzegaj№ce przed nalotem bombowym, jednym z licznych juї w tym czasie. Diego
zlekcewaїyі alarm i nie wstaі, chociaї wyraџnie sіyszaіam, jak mu biіo serce. -
Ciekawi mnie
ksztaіt jabіka - powiedziaі wtedy tak niespodziewanie, їe siк rozeњmiaіam. -
Wiкc i ty siк
њmiejesz - skonstatowaі. - A wiesz, tam pod Madrytem, kiedy mieliњmy pуjњж do
ataku,
upiliњmy siк przedtem i pijani siedzieliњmy z towarzyszami w rowie. Nikt nic nie
mуwiі,
wszyscy patrzyli na pozycje faszystуw i bardzo gіoњno oddychali, a ja miaіem
jabіko,
wyj№іem je w ostatniej chwili i jadіem, nie patrzyіem na pozycje faszystуw,
tylko na jabіko,
ktуre zmieniaіo ksztaіt, gdy je ogryzaіem, bo najpierw byіo lubieїnie
zaokr№glone, jak
poњladek dziewczynki, wiesz - powiada - jak dupa, takie, wstydliwe, napiкte,
draїni№ce,
skуrka - powiada - cielista wypukіoњж ze zіot№ skуrk№, a potem od uk№szenia
zrobiі siк w nim
jamochіon, biaіy, ziej№cy polip - mуwi - przytrzymaіem odgryziony kкs w ustach,
a jabіko
31
zasyczaіo, uwaїasz, w ciszy, ktуra tam panowaіa, sіychaж byіo doskonale jego
syk, jadіem
wiкc tego sycz№cego, spienionego potworka, usiіuj№c nie patrzeж w stronк, gdzie
mieliњmy
pobiec do ataku, towarzysze wci№ї milczeli, aї zostaі mi w rкku zwiкdіy,
przyrdzewiaіy
ogryzek, wtedy powiedziaіem, їe ksztaіt jabіka jest bardzo ciekawy, i wiesz, co
siк staіo,
spojrzeli na mnie jak na bydlaka, џle spojrzeli, lecz za chwilк ich to
rozњmieszyіo, wybuchnкli
wszyscy przyduszonym rechotem, ktoњ mrukn№і - lepiej nic nie їreж przed atakiem
- ktoњ
powtуrzyі - ksztaіt jabіka! - no bo cуї, jabіko jak jabіko, nie ma o czym gadaж,
padіa
komenda, poderwaіo nas, jeden zawoіaі - niech їyje Stalin! - pasaremos!
pasaremos! - i
pobiegіem z tym krzykiem, czuj№c jeszcze w ustach smak jabіka.
Tak, Franзois, Diego dowiedziaі siк o Spodku.
Dowiedziaі siк znacznie pуџniej, pamiкtam w kaїdym razie, їe ten obraz, nazwany
„Zwyciкїymy”, byі juї gotуw.
Przyznaіam siк sama, ale najpierw on znalazі њlad.
O, mуj prefekcie, sprawa jest intymna i їenuj№ca, dotyczy negliїu, o ktуrym
kobieta nie
mуwi. Ja jednak powiem. A powiem dlatego, їe w umyњle Diega mogіa ta sprawa mieж
znaczenie gікbsze. Mogіa mianowicie odgrywaж pewn№ rolк w stworzonym przez niego
њwiecie urojeс i symboli, wњrуd ktуrych їyі nieustannie i ktуrych czкsto nie
odrуїniaі od
rzeczywistoњci. Wiкc ten њlad to byіa plamka po cherry, po kropelce cherry,
strz№њnietej na
moj№ halkк przez pijanego Spodka, kiedy siк do mnie dobieraі, plamka ledwo
widoczna, nie
doprana, takie drobne, sinawe kуіeczko na biaіym batyњcie. Diego je znalazі.
No, wіaњnie, przestrzegaіam, їe to bкdzie nieіadne.
Wiкc Diego je znalazі i caіkiem bezwiednie, tak sobie mimochodem zapytaі: - Co
to jest?
- Niczego siк jeszcze nie domyњlaі, ale ja nie miaіam nawet pojкcia o istnieniu
tej plamki i
zaskoczona jego pytaniem, okazaіam siк zі№ aktork№. Zabrakіo mi refleksu,
krztyny
wyobraџni, po prostu nie odpowiedziaіam nic. Diego spostrzegі moje speszenie i
nagle
siуdmym zmysіem odgadі wszystko. W pierwszej chwili przeleciaіa mu po twarzy
ciemna
smuga, przyjrzaі siк jeszcze raz temu zabrudzonemu miejscu na batyњcie i coњ go
odrzuciіo,
jakby siк wzdrygn№і, cofn№і gіowк, natychmiast jednak nad sob№ zapanowaі, a
nawet siк z
pewnym wysiіkiem uњmiechn№і. I juї wiedziaі! Pozostaіo mi tylko potwierdziж fakt
i
wyjaњniж, z kim to siк zdarzyіo i w jaki sposуb. Bo Diego wiedziaі, kiedy! To
mnie
przeraziіo, pojкіam bowiem, їe musiaі zdawaж sobie ze wszystkiego sprawк juї
wtedy
wieczorem, gdy, wrуciwszy z komitetu, chodziі po pracowni i niby nie sіyszaі
mojego „i”. A
wiкc sіyszaі doskonale, przyznaі to teraz. Sіyszaі i potrafiі wyobraziж sobie
ci№g dalszy. A nie
obrуciі gіowy. Wydaі mi siк raptem odraїaj№cy, pomyњlaіam, їe go znienawidzк,
ale byіam
rуwnieї ciekawa, co ostatecznie zrobi po wysіuchaniu tej historii ze Spodkiem. O
ile go
znaіam, musiaі siк czuж mniej wiкcej tak, jakby poіkn№і їyw№ pijawkк, i nie
byіabym siк
zdziwiіa, gdyby mnie za chwilк, grzecznie uњmiechniкty, wyrzuciі przez okno.
Lecz rуwnie
dobrze mуgі siк zaj№ж malowaniem czerwonych sztandarуw. Tymczasem wybraі coњ
trzeciego. Zapragn№і speіnienia miіoњci, to przede wszystkim chciaі mieж. - Ale,
Diego -
powiedziaіam - czy nie odpycha ciк ode mnie tamta sprawa ze Spodkiem, o ktуrej
teraz
wiesz? - Nie. - I nawet nie jesteњ zazdrosny? - Wyparі siк, chociaї dam gіowк,
їe pijawka
ssaіa go bardzo boleњnie. - Wiкc przyjmujesz to caіkiem obojкtnie? - Szepn№і: -
Nie mуw juї
o tym. - Diego - powiedziaіam - na pewno myњlisz, їe jestem k..., ale to ciк
podnieca,
prawda? - Nie - odparі - myњlк o sobie, їe ja teї. - Co to znaczy? Co to znaczy,
Diego, їe ty
teї? - Milczaі. - Kurw№ jesteњ czy jak? - Na to oznajmiі z przekonaniem: -
Wielk№ kurw№. -
Diego, o czym wіaњciwie mуwisz? Chyba nie o tym, co ci siк przydarzyіo z t№
Admirabilis? -
Zawahaі siк, ale odpowiedziaі: - Tak, o tym. - Diego - krzyknкіam - a kiedy?
Kiedy robiіeњ
to ostatni raz? Czy jeszcze...? - Nie pozwoliі mi dokoсczyж pytania. - Daj
spokуj - zawoіaі.
Byі zdenerwowany. - Daj wreszcie spokуj, daj spokуj!
Nie wiem, czy ich nadal coњ і№czyіo.
32
Nie dowiedziaіam siк nigdy.
Diego mnie wtedy uciszyі, a s№ sytuacje, w ktуrych
ludzie przestaj№ mуwiж. Chyba po raz pierwszy przyszіo mi wуwczas na myњl, їe
zaczynam
byж wobec niego bezbronna i їe to juї dziaіa jak narkotyk. A jednoczeњnie
poczuіam wielk№
ulgк, bo przecieї po tych wszystkich wyznaniach pragn№і tylko mnie, ulegaі temu
samemu
narkotykowi i tej sіaboњci. Przyjкіam go z pewnym triumfem i posmakiem
zadoњжuczynienia,
byіam w istocie bardzo szczкњliwa, myњlк, їe dopiero wtedy zakochaіam siк w nim,
przeїywszy ten wspуlny upadek czy odwet, coњ tak dziwnie poі№czonego. Albo
zakochaіam
siк jeszcze pуџniej. Bo moїe miіoњж zaczyna siк w momencie, kiedy juї nie ma w
niej
odwetu, kiedy siк tylko razem upada i krzyczy, a moїe nawet nie razem, moїe to
juї jest
samotne upadanie i samotny krzyk. Ach, fiume! Fiume, Franзois!
Poczekaj.
Zapaliіabym jeszcze papierosa.
Dziкkujк, Franзois.
Pewnego dnia zobaczyіam ich oboje na ulicy. Diego siк uњmiechaі i z oїywieniem
coњ
mуwiі. Nie widzieli mnie. Byіam tak przeraїona moїliwoњci№ zetkniкcia siк z
nimi, їe
skrкciіam do pierwszej z brzegu bramy i przeczekaіam chwilк, ale zaraz potem
wybiegіam,
їeby ich њledziж. Doszli do nastкpnego skrzyїowania. Tam siк poїegnali. Nie
dowiedziaіam
siк niczego. A przed Diegiem nie puњciіam na ten temat pary z ust. Ciekawiіo
mnie, czy on
coњ powie. Nic nie powiedziaі. Wiкc moїe
Zaczкіam wtedy kraњж „Luminal”.
Mуj przyjazd do Francji nie ma sensu. Nie miaі sensu. Gdybym nawet odnalazіa tu
Diega,
mogіoby siк okazaж, їe nie zostaіabym wpuszczona za prуg. A gdybym zostaіa
wpuszczona,
mogіoby wyjњж na jaw, їe nie wiedziaіabym, jak siк zachowaж. Przyjechaіam, їeby
coњ
zrobiж, jednak to, co chciaіam zrobiж, byіo bardzo niejasne. Rozumiem twoj№
policjк,
Franзois. Na miejscu tych flikуw
Mуj prefekcie, mуj prefekcie!
Na miejscu tych flikуw miaіabym kiepski humor, sіuchaj№c wіasnych zeznaс. A na
miejscu prefekta policji czuіabym siк niespokojna, czy ten dom jest odpowiednim
aresztem
dla mnie.
Aresztem, Franзois.
Pomyњlaіam o tym wczoraj. Pomyњlaіam: no, ptaszyno, jesteњ w areszcie.
Zapakowano ciк,
zіotko, do wspaniaіego ula z ogrуdkiem i wod№ bieї№c№. Dostaіaњ wyborny prowiant
i moїesz
nawet zrobiж sobie kuku, ale kuku ci nie wyszіo i coњ mi siк zdaje, їe to jest
bardzo gікboki
ul, z ktуrego іatwo siк nie wyіabudasz. W sensie przenoњnym i dosіownym,
Franзois.
Bіysnкіa mi taka myњі, gdy wybraіam siк na maі№ przechadzkк. Na maі№, na maі№,
tylko t№
alejk№ miкdzy migdaіowcami, tuї koіo domu. Wiedziaіam, їe wrуcisz dopiero w
њrodк, po
zaіatwieniu spraw sіuїbowych, ktуre ciк odwoіaіy, i poszіam obejrzeж migdaіowce.
Widocznie ktoњ jeszcze nudziі siк w ten dzieс, bo u koсca alejki, na іawce pod
pіotem,
siedziaі mіody czіowiek z numerem „Le Figaro” w rкku. Wcale mu siк nie
spodobaіam,
nawet nie popatrzyі, kiedy siк zbliїyіam, znalazі natomiast coњ tak ciekawego do
czytania, їe
caіy, z uszami, znikі za gazet№. Jak siк mogіam nastкpnie przekonaж, po poіudniu
zast№piі go
mкїczyzna w њrednim wieku, ktуry teї tam usiadі, aby pracowicie krкciж mіynki
laseczk№.
Pomyњlaіam wiкc, їe gdybym zechciaіa przespacerowaж siк nieco dalej, ci panowie
przerwaliby moїe swe monotonne zajкcia i niepostrzeїenie mi towarzyszyli.
Tak tylko przypuszczam.
Aleї oczywiњcie, Franзois, jesteњmy wobec siebie lojalni.
Wycofaіam siк z alejki w tym wіaњnie poczuciu lojalnoњci, rozumiej№c, їe nie
mogк mieж o
nic pretensji, їe jednak powinnam skoсczyж z dwuznacznoњciami mojej tutejszej
sytuacji,
ktуrym sama jestem winna, i їe bкdк musiaіa wreszcie coњ przedsiкwzi№ж.
Wrуciwszy do
33
domu, powiedziaіam sobie: Dolores, doњж wygіupуw. Popraw siк, Dolores, od tej
chwili juї
siк popraw, od tego miejsca, w ktуre zabrnкіaњ, st№d rozpoczynaj№c, popraw siк.
Kiedy
przyjedzie Franзois, masz mu powiedzieж prawdк. Masz byж wobec niego w porz№dku,
jeњli
chcesz siк wywikіaж, ale nie tylko dlatego. Zaufaі ci, przewiуzі tutaj, na jego
odpowiedzialnoњж przebywasz w tym domku i w ogуle we Francji, zaangaїowaliњcie
siк
razem, a skoro tak, zdaj sobie sprawк, їe obowi№zuje ciк uczciwoњж podіug
zaangaїowania,
stosownie do warunkуw czy do losu, ktуry wybraіaњ lub ktуry ci przypadі w
udziale, bo tego
juї nie wiesz, czy los wybierasz, czy ci on jedynie przypada w udziale. No,
trochк czіowiek
przy nim majstruje. Sk№dkolwiek siк jednak los wzi№і, wiesz przynajmniej, їe
jest, i trzymaj
siк tego, co jest, b№dџ konsekwentna.
Franзois, to nie byіo proste. Nie chodzк do koњcioіa i nigdy siк nie modlк, ale
wczoraj siк
modliіam. Po obejrzeniu pana krкc№cego mіynki laseczk№ i po zdecydowaniu, їe
dzisiaj
wszystko powiem, nie mogіam w nocy zasn№ж. Chciaіam przecieї kiedyњ otruж siк
dla Diega,
a raczej otruж siк razem z nim, ta rуїnica jest w pewnym sensie nieistotna,
chciaіam b№dџ co
b№dџ popeіniж coњ, co daіoby siк usprawiedliwiж tylko przed S№dem Ostatecznym,
jeњli on
istnieje, ale co moim zdaniem byіo uczciwe. S№d Ostateczny uniewinnia w takich
przypadkach, wierzк w to gікboko. Pomyњl wiкc, Franзois: mam na sumieniu wobec
Diega
taki dіug, o ktуrym on nawet nie wie. A teraz? Teraz przyrzekіam sobie, їe bкdк
uczciwa w
jakiњ inny sposуb, poniewaї chcк byж w porz№dku wobec ciebie. Obym tylko mogіa!
I o to siк
wіaњnie modliіam, rozumiesz? O to, їebym mogіa. Ciekawa rzecz: w Hiszpanii
podczas
bombardowaс nigdy siк nie modliіam. A wczoraj - owszem. Uwierzyіam w istnienie
Boga,
moїna to zrobiж nie tyle pod wpіywem strachu, co pod wpіywem samotnoњci,
uwierzyіam
wiкc i prosiіam, aby mi daі wolnoњж, wolnoњж od tamtego dіugu, wolnoњж
powiedzenia,
wolnoњж zdrady, wolnoњж wszelk№. I On mi j№ daі. On mnie olњniі. Juї mуwiіam o
tym. Nagle
olњniі mnie jak gdyby rozgrzeszaj№cym przypomnieniem tego drugiego samobуjstwa,
ktуre
przecieї o dzieс wczeњniej miaіo byж popeіnione tutaj. Wiкc tylko uњmiechnкіam
siк z pewn№
ulg№ i pomyњlaіam: no to coњ tak jakby remis, jeden jeden, powiem wszystko, gdy
Franзois
wrуci.
Kim ty jesteњ, Franзois? Jesteњ prefektem policji. Co chcesz wiedzieж?
Przypuszczam, їe
nie to, co ci opowiadam, lub raczej prуcz tego coњ jeszcze. Zeznajк przed tob№
Tak, Franзois, zeznajк, їe Diego byі komunist№, zeznajк wedіug pytaс zadawanych
mi
przez policjк, lecz i wedіug wіasnego sumienia, їe byі komunist№, a nawet, jak
s№dzк,
fanatykiem najprzykrzejszego gatunku. Zaraz powiem, co to za gatunek. Zeznajк,
їe opuњciі
Hiszpaniк w chwili, gdy wojska faszystowskie zbliїaіy siк do Barcelony, i
zapewne przeszedі
granicк z innymi uchodџcami, a obecnie przebywa najprawdopodobniej w Paryїu,
poniewaї
miaі tam znajomoњci wњrуd malarzy francuskich, i jeњli partia nie udzieliіa mu
pomocy, mуgі
j№ otrzymaж prywatnie od przyjaciуі. Їadnych adresуw mi nie podaі, їadnych
nazwisk,
pseudonimуw, ja osobiњcie nie mieszaіam siк nigdy do spraw partyjnych i nie
potrafiк
wskazaж niczego, co naprowadziіoby na њlad, ale
Siкgnк do torebki.
Proszк, oto jego fotografia.
A moїe zajкto siк tym w inny sposуb i moїe juї
Wobec tego chciaіabym wiedzieж, gdzie jest.
Chciaіabym wiedzieж, gdy tylko siк coњ wyjaњni
Nie przypuszczam, їeby zamierzaі uprawiaж tu robotк wywrotow№, co tak niepokoi
policjк,
on gіуwnie maluje, to nie jest praktyk, zdolny do przytomnego wykonywania
jakiejkolwiek
roboty, to jest rezoner, obcuj№cy wyі№cznie z fikcjami, na fikcjach polega caіy
jego komunizm
i jego їycie. S№ komuniњci rуїnych gatunkуw, powtarzam. Zostaж komunist№ moїna w
dwojaki sposуb: z cholernej potrzeby albo z cholernego namysіu. Z cholernej
potrzeby
zostaj№ komunistami ci, ktуrzy nie maj№ co jeњж, a widz№, їe inni maj№ i jedz№.
To siк tak
34
odbywa: Najpierw ci, ktуrzy nie maj№ co jeњж, patrz№ dіugo na tych, ktуrzy maj№.
Patrz№ i
widz№, jak tamci zajadaj№ siк i jak im cieknie z brody. Ale nic nie myњl№, tylko
patrz№ i s№
gіodni. Aї kiedyњ przychodzi im do gіowy, їe mogliby tamtych, ktуrzy jedz№,
r№bn№ж przez
іeb, їeby tamci juї nie jedli, tylko їeby oni sami jedli. Rozumiesz, Franзois?
To jest bardzo
proste. Wіaњnie w taki sposуb gіodni zostaj№ komunistami, bez wielkiego namysіu,
ale z
cholernej potrzeby. A jest ich zatrzкsienie. I ci s№ dla was rzeczywiњcie
groџni. Wy ich jednak
nie potraficie odrуїniж od niewielu mкdrkуw, ktуrzy zostaj№ komunistami z
cholernego
namysіu, jak Diego. Mкdrek, zanim odkryje, їe powinien byж komunist№, siedzi
spokojnie i
myњli o caіym tym draсstwie, ktуre widzi. A myњli bardzo m№drze, i tak, i siak,
i owak, o
Bogu i bezrobotnych, o Heglu i zіotym wieku, o psychoanalizie i spуіkach
akcyjnych, myњli o
tym wszystkim, ale w miarк jak myњli, coraz mniej rozumie. Lecz pewnego dnia
spostrzega,
їe to moїe byж proste: s№ syci, s№ gіodni, wystarczy zabraж sytym i daж gіodnym.
Mкczyі siк,
trudziі, w№tpiі, ciemniaіo mu juї w oczach od nieustannego w№tpienia, tymczasem
to moїe
byж proste. Wiкc mкdrek popada w euforiк i zostaje komunist№. Wszak nawiedziіa
go prawda.
Prawda i pewnoњж. Mкdrek zmienia siк zatem w proroka, ale nie w przywуdcк ludu,
w innego
proroka, w derwisza, ktуry poњwiкca їycie umartwieniom i ekstatycznym taсcom.
Ten caіy
cholerny namysі mкdrka koсczy siк fanatycznymi umartwieniami i taсcem, niczym
wiкcej
prуcz taсca na czeњж prawdy. Mкdrka nie obchodzi w istocie, co siк dzieje z
gіodnymi, czy im
dobrze, czy џle, mкdrek i tak wie swoje, mкdrka obchodzi tylko, їeby mu juї
nigdy nie
ciemniaіo w oczach. Dlatego mкdrkowie, ci komuniњci z namysіu, nie s№ groџni dla
was,
mog№ byж groџni dla przechodniуw, ale nie dla was. Mуwiіam, їe to przykry,
najgorszy
rodzaj komunistуw. Co ten gatunek potrafi, wiem ja, bo znaіam Diega. Ich
okrucieсstwo
godzi na ogуі w kogoњ takiego, jak ja, albo w nich samych. Policja nie ma o tym
pojкcia i
moїe spokojnie machn№ж rкk№ na tych bezsilnych w gruncie rzeczy maniakуw.
Dam ci przykіad, Franзois. Jedn№ noc spкdziіam na schodach pod drzwiami Diega,
poniewaї w tym czasie uroiі sobie, їe powinien byж ascet№ lub czymњ w tym
guњcie.
Przynajmniej tak uzasadniaі, dlaczego musi siк ze mn№ rozstaж. Postкpowaіby
niemoralnie,
zajmuj№c siк kochank№, gdy rewolucja jest w niebezpieczeсstwie. Oni maj№
mentalnoњж
kilkunastoletnich dzieci. Ten pomysі wywietrzaі mu wprawdzie z gіowy doњж
szybko, ale noc
przesiedziaіam na schodach, bo oni maj№ w sobie takїe bezwzglкdnoњж, prymitywn№,
tкp№ i
jakby trochк chіopsk№. Otуї pewnego wieczora Diego postanowiі ze mn№ skoсczyж.
Zaczкіam
nagle przeszkadzaж jego fikcjom z jednakowo niejasnych powodуw, z jakich im
uprzednio
niby dogadzaіam. Coњ bardzo mкtnego wyіuszczaі mi ze dwie godziny. A wniosek byі
ten
mianowicie, їe nie bкdziemy juї ze sob№ spaж. Mуwiі to nie pierwszy raz i
wiedziaіam z
doњwiadczenia, co potem zrobi. Nie zaіamaі siк jednak swoim zwyczajem, wiкc
wyszіam.
Biegaіam przez pewien czas w kуіko po ciemnej ulicy jak wњciekіa suka, nareszcie
wrуciіam
do Diega z myњl№, їe go tylko o coњ zapytam. Nie pamiкtam, o co. O coњ waїnego.
Ale on teї
mnie znaі. Oboje znaliњmy siк za dobrze. W ogуle ta wzajemna wiedza o sobie
przekraczaіa
dopuszczalne granice i moїe dlatego byіo to wszystko tak przykre. Wiкc Diego
oczywiњcie
przewidywaі, їe wrуcк i kiedy nacisnкіam dzwonek, wiedziaі, kto dzwoni.
Usіyszaіam jego
kroki, byі w mieszkaniu. Podszedі do drzwi, ale przystan№і za nimi, nie
otwieraі, widocznie
teї nasіuchiwaі. Szepnкіam: -Diego, to ja. Chcк ciк tylko o coњ zapytaж. - Nie
odpowiedziaі.
A potem wycofaі siк do pracowni i tam zostaі, mimo їe dzwoniіam dіugo,
uporczywie, ze
zіoњci№, bo juї wpadіam w histeriк. Ktoњ zamkn№і bramк na dole. Wyobraїasz
sobie? Nie
mogіam wyjњж z klatki schodowej. Brzmi to њmiesznie, ale moje poniїenie byіo
wіaњnie tym
idiotyczniejsze. Kilka razy w ci№gu nocy prуbowaіam jeszcze dostaж siк do Diega,
a ten osioі
skoіowaciaі tam za drzwiami, sparaliїowany jakimњ urojonym przez siebie samego
zakazem,
i nie wpuњciі mnie, uwaїaj№c, їe takie upokorzenie kobiety jest bardziej w
zgodzie z etyk№ niї
miіoњж. Ukryta gdzieњ w k№cie, przesiedziaіam do rana. Strasznie zziкbіam. Byіo
juї widno,
gdy znowu zadzwoniіam, a Diego ruszyі siк wreszcie i otworzyі. Blady,
wpуіprzytomny,
35
otworzyі bez sіowa. Spojrzaіam i poprosiіam tylko, їeby mi daі coњ do okrycia i
pozwoliі siк
zdrzemn№ж, bo ledwo stojк na nogach. Ofiarowaі mi natychmiast swoje іуїko. Sam
pokrкciі
siк chwilк i wyszedі z mieszkania. Zaraz usnкіam. A nastкpnego wieczora spaliњmy
oczywiњcie w tym іуїku razem.
Poczekaj.
Przez kilka dni nie byіo mowy o fatalnym zakazie, ktуry zdaniem Diega, miaі nas
obowi№zywaж. A ja chciaіam znaж powуd tej manii wzbieraj№cej w nim od pewnego
czasu.
Chciaіam znaж powуd prawdziwy, bo kobieta nie wierzy uzasadnieniom zbyt zawiіym,
poniewaї uczucia s№ proste. I nalegaіam, їeby mi to wytіumaczyі po ludzku. Nie
umiaі. Gdy
wreszcie wydobyі z siebie jedno zwyczajne sіowo, byіo ono przykrym kіamstwem: їe
nie
kocha. Zrobiіam wtedy numer z „Luminalem”, no wiesz, ten w kuchni. Uprzednio
jednak na
moje pytania o powуd odpowiadaі inaczej. Bo ci№gle powtarzaіam: - Diego, ale
jaki powуd?
- Zdawaі siк przeraїony: - Och, powуd, powуd! - Diego, przecieї musisz wiedzieж.
-
Owszem - rzekі. - Wiem! - I powiedziaі, їe pamiкta, jak leї№c na іуїku
szpitalnym dopatrzyі
siк niegdyњ we mnie sensu їycia. Przynajmniej tak to wtedy nazywaі. Nie
przesadzaі, wyraїaі
coњ, co rzeczywiњcie czuі. Miкdzy jego уwczesnym i pуџniejszym nastawieniem nie
ma
sprzecznoњci, bo w sіowach „sens їycia” zawieraіa siк od pocz№tku rуwnieї myњl o
komunizmie. Їycie, i komunizm s№ dla niego nierozі№czne, on pojmuje їycie tylko
w ten
sposуb. Jeњli sobie przypominam, nazwaі mnie komunistk№ w przebraniu. No, miaі
gor№czkк,
przeidealizowaі trochк, daі jednak poznaж od razu, czego siк spodziewa. Ale to
byіa omyіka,
ta nadzieja byіa omyіk№, gdyї ja komunistk№ nie jestem i nigdy nie bкdк. Oto
gdzie tkwi
„powуd”! - Dobrze, Diego, -powiedziaіam - zapewne nie jestem komunistk№ i nigdy
nie
bкdк, lecz co ma jedno do drugiego, to znaczy ta polityka do miіoњci, zastanуw
siк, przecieї
to s№ dzieciсstwa albo zupeіnie sztuczne koncepty, mуwisz jak dziewiкtnastoletni
student. -
Nie, to jest myњlenie dialektyczne. - Jakie? Dia-lek-tycz-ne - powiada. -
Oszalaіeњ? - Nie
oszalaіem. Po prostu rozumiem prawa, ktуrym podlegam. Byt okreњla њwiadomoњж. -
I tu
zacz№і: jesteњmy cz№steczkami wњrуd milionуw cz№steczek, od ktуrych zaleїymy i
ktуre od
nas zaleї№, jesteњmy kroplami w rzece, pіyniemy tak, jak musimy, zgodnie z
biegiem rzeki,
do ujњcia, my - ludzie, my razem z naszymi myњlami, wol№ i uczuciami, my -
wytwory
stosunkуw spoіecznych, wci№ї poruszaj№cy siк w nieodzownym dla nas kierunku,
spadaj№cy
korytem rzeki w dуі, ku ujњciu. Tak pіyniemy, pieni№c siк i szumi№c, wystкpuj№c
z brzegуw
albo tworz№c wiry, i jeњli nawet pojedyncza kropla odpryњnie, jeњli osi№dzie na
przybrzeїnym
liњciu czy kamieniu, to z niego spіynie i wrуci ostatecznie do wіaњciwego nurtu.
Chyba їe
przedtem wyschnie. Taki jest byt nieuchronnie nas okreњlaj№cy, podobny do rzeki,
tak unosi
nasz№ њwiadomoњж, tк rozcheіstan№ pianк, te b№belki naszych pogl№dуw, naszych
praw,
sumieс, polityki, miіoњci. - Niewolniku - mуwiк mu - czy nawet uczucia ktoњ ci
dyktuje? -
Owszem, w ostatecznej instancji. - Cуї to za instancja, Diego, cуї to za jakaњ
ostateczna
instancja? - Tym sіowem posіugiwaі siк czкsto, znaіam je od dawna, uїywaі go na
ogуі
wtedy, gdy chciaі dowieњж rzeczy zbyt nieprawdopodobnych i nie mуgі powoіaж siк
na nic
realnego. Wiкc powiedziaіam: - To tylko sіowo, za ktуrym nic nie ma. - Popatrzyі
zdumiony: - Jak to nie ma? Czego nie ma? Ciebie? Mnie? Faszystуw? Klas? Wojny?
Nie ma
bytu? Nie ma tego wszystkiego? I przyczyn tego? I przyczyn tych przyczyn? I
sprzecznoњci
miкdzy nimi? I decyduj№cej przyczyny, ktуra sprawia, їe to wszystko jest w
skutku takie,
jakie jest, a nie inne? - Byж moїe, Diego, ale kto widziaі decyduj№c№ przyczynк?
- O, zobacz
- przerwaі mi. - Zrobiк j№ dla ciebie. - A miaі pod rкk№ pudeіko zapaіek. - Tu
patrz! -
Wysypaі zapaіki na stуі. - To bкdzie proste i ty to przyjmiesz. - Uіoїyі dwie
zapaіki na
krzyї, koniec tej, ktуra byіa z wierzchu, obci№їyі pudeіkiem. Wуwczas drugi
koniec uniуsі
siк w gуrк, a Diego oparі na nim trzeci№ zapaіkк, na tej trzeciej czwart№,
nastкpnie pi№t№, robiі
to bardzo zrкcznie, aї poі№czyі w taki sposуb ze trzydzieњci zapaіek i wreszcie
ostatni№
przycisn№і palcem. - To jest ostateczna instancja - powiedziaі -ten mуj palec. A
to - wskazaі
36
pudeіko, ktуre siк poruszaіo - to jest ostateczny skutek. A miкdzy nimi jest
іaсcuch przyczyn
i skutkуw. I ty to przyjmiesz, prawda? - Wydaі mi siк zupeіnie groteskowy. - Ty
przyjmiesz
ten model? - powtarzaі. Nie byіam pewna, czego ode mnie chce, zgody czy
protestu, ale
pomyњlaіam, їe zapaіki, ktуre sobie uіoїyі, s№ dla niego waїne i їe niezaleїnie
od ich
znaczenia on tylko tak rozumie њwiat, przez model. - Ty to przyjmiesz - woіaі. -
To uznasz.
Warn to dogadza. - Zacz№і nagle uїywaж liczby mnogiej, jakby siк zwracaі do
kogoњ jeszcze
poza mn№. - Wy byњcie chcieli, їeby tak byіo. Oczywiњcie! To uzna kaїdy
filister. Bo tu
kaїda przyczyna moїe mieж tylko jeden skutek, bo zrobiіem ten model z zapaіek,
kaїda
zapaіka moїe w nim tylko naciskaж s№siedni№ zapaіkк, zawsze tak samo, zawsze z
jednakowym wynikiem, wiкc to rozumiecie i na to siк zgadzacie, bo to nie jest
model
dialektyczny, to jest martwota, to wіaњnie jest niewolnictwo, bez walki
przeciwieсstw, bez
wieloњci wyborуw. A wiesz - powiada - gdyby to miaі byж model dialektyczny,
musiaіbym
zamiast zapaіek uїyж czegoњ innego, na przykіad ptakуw. Sіyszysz? Ptakуw! I
mуgіbym ich
uїyж. I model by dziaіaі! - Zaskoczyі mnie tymi ptakami, ale spytaіam tylko: -
Czy bкdziesz
je bardzo mкczyі, aby ci poruszyіy jak№њ dџwigniк? - Och, nie b№dџ њmieszna. Nie
idzie o
dџwigniк, idzie o przyczyny i skutki. A ptaki mog№ lataж, jak zechc№. Niech
kaїdy poleci
gdzie indziej. Albo niech siedz№ w gniazdach. Albo skacz№ z gaікzi na gaі№џ. Bo
one robi№ to
w rzeczywistoњci, swobodnie i nieregularnie. Wiкc zostawiam im wolnoњж w
przestrzeni,
zostawiam wszystkie drzewa, pola, a takїe wszystkie melodie, ktуre siк im
spodoba
zaжwierkaж. Bкdzie tak, jak w naturze, poniewaї ma to byж model dialektyczny,
prawdziwy.
Ale wystarczy, їeby w tym modelu kaїdy ptak musiaі zrobiж tylko jedn№ rzecz
staі№ i
okreњlon№, podobn№ do naciњniкcia zapaіki przez zapaіkк, a juї coњ poruszy,
spowoduje, juї
zawi№їe jedno ogniwo w іaсcuchu przyczyn i skutkуw. I model siк potwierdzi.
Model zacznie
dziaіaж, bo kaїdy ptak poleci szukaж poїywienia. A to bкdzie џrуdіem regularnych
skutkуw i
to byіoby podstaw№ regularnoњci modelu, gdybym go chciaі zbudowaж. Ale nie
zbudujк,
poniewaї istnieje w przyrodzie. I jednak ty go nie widzisz, co? Nie widzisz,
ograniczenie
klasowe nie pozwala ci dostrzec. - Sіuchaj, Diego - powiedziaіam - ale jaki
powуd? -
Powуd czego? - Tej nocy na przykіad, kiedy mnie trzymaіeњ pod drzwiami. - No
przecieї
mуwiк. - I tej nastкpnej, kiedy ze mn№ spaіeњ. - Na to umilkі. - Diego, nie
widzк palca, ktуry
t o porusza. - Nic nie zrozumiaіaњ - rzekі po chwili. - Czіowiek nie jest
drewnianym
koіkiem, raczej ptakiem, moїe byж nieprzytomnym ptakiem. Albo po prostu њwini№.
Daj mi
spokуj - powiedziaі nagle.
W tym czasie miaі juї niemiіy zwyczaj umyњlnego gіuchniкcia w rozmowie i
stawania siк
nieobecnym, mimo їe siedziaі tuї obok. Potrafiі tak wyі№czony przesiedzieж
godzinк, zacz№і
teї w podobnie przykry sposуb nieruchomieж, gdy ze mn№ leїaі, byіo to obraџliwe
i ponure.
Wdaіo siк miкdzy nas coњ niezdrowego, wspominam te najgorsze tygodnie z uczuciem
odrazy, jak chorobк. Nasza miіoњж nieustannie trwaіa, lecz trochк juї wbrew
naturze. Diego
mуwiі: - To jest potworek. - Wedіug niego naruszyliњmy jakieњ prawa, ktуrych
przekroczenie
prowadziіo do zwyrodnieс. - Mуwiі: - Czіowiek wiele moїe, ale nie powinien, zdaj
sobie
sprawк, їe musimy z tym skoсczyж. - Czіowiek nie powinien! W tym „nie powinien”
szіo
jednak ci№gle o model. Miaі model i mкczyі siк tylko w№tpliwoњciami, czy їyje z
nim w
zgodzie. - My nie jesteњmy wod№ stoj№c№ - powiedziaі kiedyњ, nawi№zuj№c jeszcze
do
porуwnaс z rzek№ i uїywaj№c liczby mnogiej podobnie jak wtedy, gdy mуwiі do mnie
„wy”. -
My nie jesteњmy kaіuїa, my pіyniemy, my potrafimy torowaж drogк przez gуry, my
przebijamy skaіy - krzyczaі. - My robimy to, my robimy owo. Czіowiek wiele moїe.
Czіowiek nie powinien. Prosiіam, їeby mi pokazaі wreszcie powуd w sobie samym,
nie w
modelu. Bo przecieї musi istnieж przyczyna bezpoњrednia, jego przyczyna, w nim
tkwi№ca. To
chyba jasne. - Widzisz - powiada - tam pod Madrytem, kiedy szliњmy do ataku,
przestaіem
w pewnej chwili odrуїniaж, co jest we mnie, a co poza mn№, moja gіowa zmieniіa
siк w kocioі
peіen gor№ca i huku, biegliњmy, byli przed nami faszyњci i byі krzyk, nie wiem,
czy
37
krzyczaіem, biegliњmy, aї upadіem i dopiero wtedy zrozumiaіem, їe nie ja biegnк,
ale ktoњ
inny, i dopiero pуџniej domyњliіem siк, їe jestem ranny, wiкc widzisz - powiada
- tam pod
Madrytem straciіem poczucie granicy miкdzy samodzielnoњci№ i zaleїnoњci№, tak
bywa,
czasem nie odrуїnia siк pobudek wewnкtrznych od zewnкtrznych, nawet gdy s№
sprzeczne, bo
tam wewn№trz mnie byі strach i byіo jedno wielkie skurczenie, a rozkaz, їeby
atakowaж,
przyszedі z zewn№trz, i ten okrzyk „pasaremos”, na ktуry przecieї poderwaliњmy
siк, teї
przyszedі z zewn№trz, i wszyscy moi towarzysze nie byli we mnie, lecz gdzieњ
dalej, poza
mn№, i wszystkie przyczyny pуjњcia do ataku byіy dalsze, mniej moje, mniej
wіasne niї ten
strach, ten kurcz hamuj№cy, no, widzisz - mуwi - a pobiegіem, coњ przewaїyіo,
coњ z
zewn№trz, kto wie, czy w takich sekundach nie rozstrzyga wіaњnie ostateczna
instancja, to
moїliwe, tego siк nie czuje. Czekaj - powiada -pobiegіem z innymi, lecz musiaіem
jednak
zechcieж. A wiesz - dodaі - tego siк chce, chкж jest rуwnie silna jak strach,
ale dopiero wtedy,
gdy siк juї biegnie, wtedy siк nieludzko chce biec, aby przebiec. I widzisz -
powiada - oni
tam ci№gle to robi№, teraz moїe teї, pomyњl, oni biegn№, a ja co? Czym ja siк tu
zajmujк, kiedy
oni zostali pod Madrytem? - Z tak№ pogard№ mуwiі, czym siк zajmuje, jakby za
chwilк miaі
stwierdziж, їe burdelem, i jakby mu nie szіo wcale o niewіaњciw№ porк tych
zajкж, lecz o sam№
treњж, ktуra jest niemoralna. - Diego, a twуj obraz? - Jaki obraz? - Namalowaіeњ
przecieї
obraz, to pіуtno „Zwyciкїymy”, namalowaіeњ je nie dla mnie i nie dla siebie,
tylko dla twoich
towarzyszy, wiem, przecieї poradzili ci, їebyњ malowaі. Do wojska naprawdк nie
mogіeњ juї
wrуciж, ale namalowaіeњ obraz. -Zareagowaі inaczej, niї siк spodziewaіam. Popadі
nagle w
nieopisan№ zіoњж. Krzykn№і: - Tak, tak, nie dla siebie, zgadіaњ, to byі zіy
obraz, w nim jest
faіsz wіaњnie przez to, їe malowaіem go nie dla siebie. Ja bym ci pokazaі
prawdк, ja wam
wszystkim pokaїк jeszcze prawdк. - Nie moїesz - mуwiк - obwiniaж mnie, jeњli
nawet ten
obraz udaі ci siк mniej niї inne. - A nie, nie, co ty, nie obwiniam ciк o nic. -
Speszyіo go to
potr№cenie draїliwych miejsc jego ambicji. - Czego wіaњciwie chcesz ode mnie? -
zawoіaі. -
Po co przypomniaіaњ mi ten obraz? Obraz nie ma tu nic do rzeczy. Powiedziaіem
ci, dlaczego
musimy z tym skoсczyж. - Byі juї nadw№tlony, mniej pewny siebie, wiкc
pomyњlaіam: no,
teraz, kiedy siк tak zachwiaі, trzeba dr№їyж do dna. - Diego, wszystkie twoje
tіumaczenia s№
faіszywe, nie przyjmujк ich, ty ich takїe nie przyjmujesz, nie b№dџ tchуrzem,
Diego, przyznaj,
їe idzie ci o Spodka. Przyznaj, їe od tamtej chwili jestem dla ciebie k..., їe
tak myњlisz, їe nie
moїesz zapomnieж o Spodku i to jest powуd. - Ach, nonsens - їachn№і siк. - Twуj
Spodek
ani mnie ziкbi, ani grzeje. To jeszcze nie zd№їyіo staж siк powodem. To nie
zd№їyіo zaboleж. -
Wiкc jedno z dwojga, Diego. Posіuchaj i wybieraj: Spodek czy Modesta? -Osіupiaі:
- Co ci
przyszіo do gіowy? - Modesta, Diego? - Co ci przyszіo do gіowy? - powtуrzyі. -
Aleї nie -
mуwi - nie Modesta. Podchodzisz do tych spraw bardzo naiwnie, Dolores, powiadam
ci, їe
nic nie zrozumiaіaњ. To, co robimy, jest zіe. Dlatego musimy z tym skoсczyж. -
Zawoіaіam: -
Nie, Diego, powуd nie moїe byж taki. W miіoњci dziaіaj№ tylko powody, ktуre ona
sama
stwarza. - On: - Nigdzie nie dziaіaj№ takie powody. Kaїdy siкga korzeniami w
gі№b їycia, jak
drzewo, a korzenie ma spl№tane. Tylko... -Umilkі na chwilк. Umilkі i nagle siк
przybliїyі,
obj№і mnie za szyjк, tak to zrobiі, jakby miaі rozpocz№ж pieszczotк, oczy mu siк
rozszerzyіy,
ale nie chciaі jeszcze pieszczoty. Szepn№і: - Tylko wiesz, co ci powiem? Z tych
gікbszych
powikіaс moїna sobie czasem nie zdawaж sprawy. S№ rzeczy, ktуrych czіowiek nie
zna.
Uњwiadomiіam sobie wtedy, їe on nie wie, jaki jest powуd, i їe daremnie czekam,
by siк
do czegokolwiek przyznaі, poniewaї nie wie rzeczywiњcie i moїe siк przyznaж
tylko do tej
niewiedzy. Wiкc zapytaіam go, gdy tak siedziaі, obejmuj№c mnie za szyjк: - Jak
myњlisz,
Diego? Czy Bуg jest? - Nie - odparі. - Boga nie ma.
On w i e d z i a і , їe Boga nie ma! Nie wiedziaі, dlaczego odtr№ca od siebie
kobietк, ktуr№
kocha, ale wiedziaі, їe Boga nie ma. Uњwiadomiіam sobie wtedy jeszcze coњ: on
nie wiedziaі,
jaki jest powуd, ale w i e r z y і , їe jest. Bкd№c pewnym, iї Bуg nie istnieje,
wierzyі we wіadzк
przyczyn i koniecznoњci, w tк rzekк unosz№c№ go, musiaі pewnie wierzyж albo
chciaі, bo na
38
kaїdego przychodzi taka chwila, gdy pytaj№ go o jakiњ powуd, a powodu brak, i
wуwczas
kaїdemu cholernie chce siк mieж coњ, co by go mogіo unieњж, wolк bosk№, rzekк
lub
maszynkк z zapaіek. - Boga nie ma - mуwiі - ale to, co robimy, jest zіe i nie
powinniњmy
tego robiж. Zapytasz mnie jak przedtem: dlaczego to jest zіe? Jaki powуd tego
„nie
powinniњmy”?. Otуї wіaњnie s№ rzeczy, ktуrych czіowiek nie zna, bo jeszcze nie
poznaі, albo
nawet inaczej, moїe nie zna, bo juї zapomniaі? Sіuchaj, to istotnie tak wygl№da:
czasem
czіowiek wie, їe coњ jest zіe, a nie potrafi uzasadniж, dlaczego. Powiada:
grzech. Nie
powinienem tego robiж, bo to jest grzech. Albo powiada: tabu. Nie powinienem
tego robiж, bo
to jest tabu. Powtarza przez tysi№clecia tak№ jedn№ rzecz wyniesion№ z ciemnej
przeszіoњci,
taki zakaz, ktуrego motywуw nie zna. Moїe zapomniaі? - I usіyszaіam
najdziwniejszy
wywуd, jaki Diego kiedykolwiek wygіosiі, szczyt wszystkiego, Franзois. Ale muszк
dodaж,
їe mnie to napeіniіo nadziej№, bo miaіam podstawy, by uznaж уw niesamowity
koncept za
przebіysk rozs№dku i poniek№d objaw trzeџwienia. Jeszcze coњ muszк dodaж. Gdy
Diego
zaczynaі ten swуj szczegуlny popis filozoficzny, rкka, ktуr№ mnie przez caіy
czas obejmowaі,
osunкіa mu siк jakoњ tak nagle tutaj, o, na moje piersi, poczekaj, tutaj siк
osunкіa i juї tak
zostaіa. - Boga nie ma - powiedziaі. - Bibliк napisaі czіowiek, nie Bуg, ale
popatrz - mуwi -
co w niej napisaі. Popatrz, jakie wiadomoњci, przez jakie niepamiкtne pokolenia,
przez ile ust,
przez jakie Babilony, a moїe przez jeszcze gікbsz№ prehistoriк niуsі i
przeniуsі, by je
umieњciж w њwiкtej ksiкdze, poniewaї widocznie s№dziі, iї s№ najdonioњlejsze.
Myњlк o
Genesis - mуwi - o samym pocz№tku Genesis. Wiadomoњci dotycz№ce ludzi s№ tam
bodaj
cztery: najњwieїsza o wieїy Babel, trochк wczeњniejsza o potopie, jeszcze
wczeњniejsza o
zbrodni Kaina i ta pierwsza, ktуra mnie najbardziej niepokoi, o wygnaniu z raju.
Wieїa Babel
istniaіa rzeczywiњcie. Byіy takie њwi№tynie babiloсskie, bardzo wysokie,
wznosili je
niewolnicy rуїnych narodowoњci i nie dziwi mnie, їe na koczowiskach pustynnych
opowiadano sobie potem przez dіugie lata o pewnej niezwykіej budowli siкgaj№cej
nieba.
Potop zdarzyі siк rzeczywiњcie, uczeni znaleџli њlad powodzi, ktуra zalaіa
Mezopotamiк, i teї
nie dziwi mnie, їe przetrwaіa pamiкж o rzeczy tak straszliwej. Te dwie
stosunkowo њwieїe
wiadomoњci odpowiadaj№ zdarzeniom prawdziwym. Lecz nie w№tpiк, їe w zaraniu
dziejуw
istniaі rуwnieї wynalazca morderstwa, bo pierwotni zbieracze ziуі nie umieli siк
jeszcze
zabijaж. A czy wiadomoњж o grzesznym spoїyciu jabіka, o pierwszym wystкpku
kobiety i
mкїczyzny, o ich akcie pіciowym, ktуry wywoіaі gniew Boga-Ojca, nie moїe byж
echem
zdarzenia rzeczywistego? Wiele plemion praktykuje po dziњ dzieс tabu seksualne.
Myњlк, їe
wiadomoњж o zakazanym owocu pochodzi takїe z doњwiadczenia. Ta smutna baњс mуwi
prawdк. Ktoњ kiedyњ w zamierzchіej przeszіoњci musiaі naruszyж pierwotne tabu
seksualne na
przekуr jakiemuњ ojcu, stwуrcy, dobroczyсcy, їywicielowi i wіadcy
niepodzielnemu, ktoњ
musiaі zіamaж zakaz, ktуrego tamten іamaж nie pozwalaі, a baњс przechowaіa
mgliste, lecz
gorzkie wspomnienie o samej rzeczy i jej wstrz№saj№cych skutkach. Lecz jeњli to
siк zdarzyіo,
musiaіo siк zdarzyж dawno, a jeњli zdarzyіo siк dawno, musiaіo byж niesamowite,
bo tylko
wypadek niezwykіy mуgі przenikn№ж pamiкж ludzi tak gікboko, by nawet po
dziesi№tkach
tysiкcy lat on wіaњnie wydaі siк nieszczкњciem nad nieszczкњcia, nieszczкњciem
gіуwnym,
pierwszym, wrкcz pocz№tkiem losu. Nie wiem, jak siк odbyіo zіamanie tego tabu,
ale
przypuszczam, їe staіo siк wуwczas coњ potwornego. Ta potwornoњж przeszіa na
nas, їyje
gdzieњ w przyжmionych zak№tkach naszej њwiadomoњci i sprawia, їe odczuwamy
zawsze
pewien niepokуj moralny na myњl o akcie miіosnym, jak gdyby mimo woli uwaїaj№c
go za
wystкpek, ktуrego nie powinno siк popeіniaж. Kaїdy ma takie poczucie, tabu trwa.
W Rosji
zaraz po rewolucji panowaіa swoboda seksualna, a potem towarzysze uznali j№ za
bі№d, teraz
tam siк przestrzega czystoњci, tam siк j№ krzewi, popatrz, wіaњnie w Rosji, to
musi byж
przemyњlane. A moїe nie? - powiedziaі nagle - moїe to niedorzecznoњж, moїe tylko
bezsensowne tabu? - Gdy tak powiedziaі, pocaіowaіam go. Przez caіy czas pieњciі
mnie, no,
tutaj, wiesz, mуwiіam ci, wci№ї to robiі jakby trochк bezwiednie, ale uparcie,
wiкc byіam juї
39
rozbudzona pieszczot№, a wydawaіo mi siк, їe w swoich rozmyњlaniach doszedі do
granicy, za
ktуr№ zobaczyі wreszcie absurd, i to wіaњnie, jak wspomniaіam, napeіniіo mnie
nadziej№ i
jeszcze wiкkszym podnieceniem. Pocaіowaіam go raz, drugi, przyj№і pocaіunki
dobrze,
postaraіam siк wywoіaж w nim poї№danie - o, teraz! - pomyњlaіam - teraz bкdк go
moїe
mieж naprawdк. I on dawaі siк tak zagarniaж i wchіaniaж, ja go braіam, ja! I
czyniіam to z
poczuciem wyj№tkowo przewrotnej rozkoszy, grzesznej - powiedziaіabym - ale nie,
to chyba
niemoїliwe, coњ pomieszaіam, bo jeszcze przedtem Diego wyjaњniі mi do koсca tк
zagadkк
tabu i grzechu pierworodnego, wszystko poі№czyіo siк jakoњ w mojej pamiкci i
przeplotіo,
Diego wtedy zawoіaі: - Wiesz, co Freud mуwi o tabu? - Freud! W tym byі wіaњnie
caіy
Diego, w takich przejњciach od Marksa do Biblii, od Biblii do Freuda. - Wiesz,
co Freud
mуwi o tabu? A opiera siк na Darwinie - dodaі znacz№co. - Darwin mуwi, їe na
samym
pocz№tku, wtedy, gdy pierwotne gromady ludzkie їywiіy siк owocami stepуw i lasu,
byі w
kaїdej gromadzie jeden mкїczyzna przewodz№cy, najstarszy i najsilniejszy, jeden
ojciec
potкїny, surowy i czujny, podobny jeszcze trochк do samcуw, przewodnikуw stad. I
byі to
rуwnieї jedyny ojciec w znaczeniu dosіownym, jedyny rodzic, poniewaї wіaњnie
prawem
zazdrosnego samca broniі przystкpu do kobiet wszystkim innym mкїczyznom, obcym
natrкtom i wіasnym synom. On wiкc tylko miaі moїnoњж miіosnego obcowania z
kobietami,
on jeden znaі tajemnicк zakazanego owocu, a strzegі jej zachіannie i nie dzieliі
z nikim przez
tysi№ce lat. Powiadam ci, їe byі to їywy Bуg Ojciec. To on mуwiі: „z kaїdego
drzewa
rajskiego jedz, ale z drzewa wiadomoњci zіego i dobrego nie jedz, bo ktуrego
dnia bкdziesz
jadі, њmierci№ umrzesz”. I powiadam ci, їe jedli mimo przestrуg i umierali,
zabijani przez
ojca. Albo teї musieli z jego wyroku opuszczaж їyciodajne miejsca popasуw i
ginкli,
wypкdzeni z owych rajуw, lub zakіadali nowe gromady, jeњli szczкњcie dopisaіo, i
stawali siк
w nich Bogami Ojcami. Wiкc wiesz, co Freud mуwi o tabu? Freud mуwi, їe pewnego
dnia
mіodzi synowie, patrz№cy poї№dliwym okiem na swe siostry i matki, sprzysiкgli
siк
przeciwko ojcu i poі№czonymi siіami natarli na tego strуїa rozkosznej tajemnicy,
zamordowali go, a potem zjedli, bo skoro zamordowali, musieli takїe zjeњж.
Rozszarpali wiкc
na kawaіki i poїarli ojca przedwiecznego zapewne w poњpiechu, oszoіomieniu i
podnieceniu
pіciowym, gdyї tej niesamowitej uczcie towarzyszyіa rуwnieї orgia z kobietami,
ktуre,
zabiwszy ojca, posiedli. Tak poznali akt miіosny, lecz to pierwsze doњwiadczenie
skojarzyіo
siк im n a z a w s z e z e s m a k i e m p o ї e r a n e g o o j c a , z p r z e
s t к p s t w e m i
poczuciem winy. St№d dopiero wywodz№ siк pуџniejsze, niezliczone postacie tabu
totemicznego, mianowicie z przeіomowej chwili, gdy ojcobуjcy rzekli sobie: nie,
t e g o juї
nie rуbmy w naszym klanie, tego nie powtarzajmy, niech nikt nie je ojca, bo
wszyscy
jesteњmy teraz ojcami i kaїdy mуgіby byж tak samo zabity i poїarty, niech wiкc
nikt nie je
ojca i niech nikt nie robi t e g o z їadn№ kobiet№ w naszym klanie. Chcieli
poіoїyж t e m u kres
i zapomnieж, a jednak coњ nie pozwalaіo im zapomnieж. Znaleџli surogat ojca w
zwierzкciu,
uczynili je swoim totemem i nie jedli zwierzкcia. Dzisiaj nie czcimy totemуw,
ale jesteњmy
ludџmi, potomkami tamtych, i nasze poczucie grzechu seksualnego, niemoralnoњci
samego
aktu, pochodzi stamt№d, rajskie jabіko przesi№kіo krwi№ ojca, ma jej smak, tam
jest powуd! -
krzykn№і. I wіaњnie grzech, ktуry ja z nim wtedy speіniaіam, bo pamiкtam to tak,
jakby
wszystko dziaіo siк jednoczeњnie, chociaї coњ tu pomieszaіam, ten nasz grzech
miaі smak
nieprawdopodobny, zdawaіo mi siк, їe poїeramy ojca, zwierzк, Boga i powуd,
nieszczкsny
powуd, upiorne widmo, gdzieњ tam wyіaniaj№ce siк z ciemnej podњwiadomoњci.
Zdawaіo mi
siк, їe zjadamy ten powуd, grzesz№c przekornie i absolutnie, їe on znika w nas,
w naszych
brzuchach podczas tego aktu.
Nic juї nie odpowiedziaіam na wywуd Diega o tabu, szepnкіam tylko: - Dobrze ci?
- I
Diego westchn№і: - Dobrze mi.
A potem nastaіy jeszcze tygodnie spokojniejsze, moїe miesi№c. Nie wracaliњmy
przez
pewien czas do tych fatalnych spraw, Diego jak gdyby coњ zrozumiaі, jak gdyby
40
przezwyciкїyі w sobie maniк, zniszczyі jej gniazdo. Zatroszczyіam siк o jego
obiady,
garderobк miaі w okropnym stanie, przejrzaіam j№ i doprowadziіam do porz№dku.
Zezwalaі na
to raczej obojкtnie, wodz№c za mn№ wzrokiem i nie przypisuj№c znaczenia moim
czynnoњciom,
a chodziіam juї koіo niego jak poczciwa kwoka. Fikuњnie musiaіam wygl№daж w
takich
scenach. Byliњmy prawie maіїeсstwem i nic nie zdradzaіo, їe Diego їywi gdzieњ
wewn№trz
siebie dawn№ myњl o rozstaniu, ktуra siк w nim rozrasta, їe j№ їywi teraz tak
milczkiem,
ostroїnie, podczas wspуlnych obiadуw albo przy goleniu. Pewnego dnia udaіo mi
siк kupiж
na targu њwieї№ rybк, o їywnoњж byіo juї wtedy bardzo trudno, dostaіam wiкc tк
piкkn№ rybк i
przyniosіam w koszyku tak№ trzepocz№c№, њlisk№, poіoїyіam w kuchni u Diega,
miaіam j№
przyrz№dziж na wieczуr. Doskonale pamiкtam, jak ta ryba leїaіa, kiedy Diego
nagle wszedі i
powiedziaі: - Przekroczyli juї Ebro. -Znaczyіo to, їe wojna jest prawdopodobnie
przegrana.
I Diego, stoj№c tam w kuchni naprzeciw ryby, ktуra z wolna dogorywaіa, wspomniaі
po raz
pierwszy o swoim zamiarze wyjazdu. Ale stwierdziі, їe tylko on musiaіby uciec,
gdyby
faszyњci mieli zwyciкїyж w Hiszpanii. On musiaіby siк przedtem urwaж - tak
powiedziaі. O
mnie ani sіowa. - A ja? - spytaіam. -Ty? - Pamiкtam, jak muskuіy na jego czole
drgnкіy, jak
otworzyі usta i wci№gn№і powietrze do pіuc, widzк go jeszcze teraz, jak stoi
odwrуcony twarz№
ku oknu i ma siк odezwaж, a pod oknem leїy ryba, i on ci№gle stoi w sіoсcu z
lekko
przymruїonymi oczami, i wreszcie mуwi coњ, czego nie powinien byі juї powtarzaж,
a jednak
mуwi znуw to samo: - Przecieї musimy z tym skoсczyж. - O, Boїe, Boїe! -
zawoіaіam. -
Dlaczego? Czy tylko dlatego, їe faszyњci przekroczyli Ebro i mog№ wygraж wojnк?
- Nie, nie
dlatego. - Pamiкtam, jak zrobiі potem pуі kroku w stronк okna i przyjrzaі siк
rybie. Nie mnie,
lecz rybie. Byіo bardzo cicho. A ta ryba rozdкta i zakrwawiona, leї№ca na boku,
z rozwartym
pyskiem i nabrzmiaіym okiem, poruszaіa skrzelami. Aї w pewnej chwili sprкїyіa
siк,
konwulsyjny wstrz№s wyrzuciі j№ w powietrze, zaraz jednak opadіa na ten sam bok
i znуw
leїaіa z nieruchomo bіyszcz№cym okiem, wydymana miarowymi wdechami i wydechami
skrzeli, ktуre lekko krwawiіy. I widzк jeszcze, jak po tym jej skoku, gdy z
іoskotem spadіa,
on przestaje patrzeж na rybк, odwraca siк do mnie i mуwi: - Dlatego, їe ciк nie
kocham. - I
patrzy na mnie.
Teraz, Franзois, wiesz chyba wszystko. Mogк dodaж, їe przed wyjazdem zd№їyі
namalowaж
jedno bardzo dobre pіуtno. Bo zanim jego wyjazd staі siк konieczny, minкіo sporo
czasu, a
niektуrzy іudzili siк do koсca, їe Franco przegra. W tym caіym chaosie Diego
pracowaі nad
obrazem. Daі mu, jak zwykle, nieoczekiwany tytuі, lubiі tytuіy literackie, wiкc
to pіуtno
nazywaіo siк „Cieс wielkiego ptaka”. Nie byіo tam jednak cienia i nie byіo
ptaka, trudno
okreњliж rzecz, ktуr№ Diego na tym obrazie wymalowaі, ale byіo to coњ
przypominaj№cego
opadanie i zawrуt gіowy, byіa jak gdyby spirala, fioletowo-biaіa spirala ze
smugami
czerwonych њwiateі, obіok pyіu, unosz№cy rozproszone uіamki przedmiotуw i ciaі o
mglistym
ksztaіcie.
Wszystko to ulatywaіo gdzieњ w gі№b obrazu, ale i w dziwny sposуb zawracaіo
stamt№d,
ten obraz siк ruszaі, sprawiaі wraїenie pulsowania i jakby oddychaі. Nie
rozumiaіam,
dlaczego to jest cieс ptaka. Diego wyjaњniі, їe nie idzie mu o wygl№d cienia,
lecz o sposуb, w
jaki odczuі pewne zdarzenie, bo to, co namalowaі, zdarzyіo siк w jego їyciu i
byіo wуwczas
czymњ podobnym do sprawy przedstawionej na obrazie, tak go to ogarnкіo i miaіo
taki kolor,
ale ogarnкіo go tylko na chwilк i potem przeszіo, jak przechodzi cieс lec№cego
ptaka, wiкc
pomyњlaі wtedy, їe moїe przeleciaі nad nim ptak. Dziaіo siк to pod Madrytem,
kiedy juї
leїaі ranny. Nie czuі bуlu - mуwi - nie, dopiero pуџniej w szpitalu, a tam nie
czuі, sіyszaі
jedynie huk i miaі w ustach ziemiк, widziaі pкdz№cych ludzi, o ktуrych nie
wiedziaі, kim s№,
rozumiaі, їe coњ siк z nim staіo, ale nie rozumiaі co, byі mokry i ciкїki,
sprуbowaі siк ruszyж
i jakoњ nie mуgі, aї uњwiadomiі sobie, їe jest ranny, i pomyњlaі, їe pewnie
umrze. Wtedy
podniуsі gіowк, a gdy j№ podniуsі, huk przycichі, zrobiіo siк pusto i wszystko
wokуі
zmкtniaіo. Wydaje mu siк, їe potem wstaі, gdzieњ szedі po jakiejњ і№ce, pamiкta
niebo i trawк,
41
dіugo tak szedі zupeіnie sam i wreszcie zdarzyіo siк to, co namalowaі, nie wie,
czy to byіo na
і№ce, o ktуrej majaczyі, czy na placu, gdzie leїaі ranny, ale pamiкta wіaњnie
tak№ rzecz, jaka
jest na obrazie, tak№ nachodz№c№ na niego ciemnoњж, ona go pochіonкіa, byі w
niej - o tu -
powiedziaі, wskazuj№c palcem obraz - w њrodku tego byіem. - Wiкc kiedy to po nim
przeszіo, spojrzaі w niebo; widocznie siк ockn№і; spojrzaі, їeby zdaж sobie
sprawк, co to byіo,
czy nie ptak, ale zobaczyі tylko niebo, ogromne biaіe niebo, jak nad tamt№ і№k№,
a dalej nie
pamiкta juї nic, dopiero lazaret. Musi to jeszcze domalowaж - powiedziaі - bo
ten cieс
wielkiego ptaka przeszedі nad jego їyciem, nie zapomina siк takiego cienia,
jeњli siк go raz
widziaіo. I malowaі niemal do ostatniej chwili. Wyjeїdїaj№c, wzi№і chyba to
pіуtno z sob№.
Zjadіabym coњ, Franзois.
Na przykіad w№trуbkк, jak w bistro.
Њwietna byіa ta w№trуbka, ktуr№ sobie wybraіam z bufetu, gdy zaprosiіeњ mnie w
sobotк
do bistro. Zjadіabym tak№ sam№.
Wygіodziіam siк jednak w Hiszpanii. Miaіeњ w sobotк doskonaіy pomysі, їeby
wst№piж po
drodze do tego њmiesznego, maleсkiego bistro. Ale wino uderzyіo mi chyba do
gіowy,
prawda?
A wiesz, coњ ci powiem. Kiedy siedzieliњmy przy barze na tych wysokich stoіkach,
pomyњlaіam sobie, їe byіabym w cholernej kropce, gdybyњ mnie w pewnej chwili
obj№і.
Franзois, ja tam w barze nie pomyњlaіam jeszcze nic wiкcej, tylko to, їe byіabym
w cholernej
kropce, gdybyњ siк do mnie zbliїyі. Teraz, kiedy usіyszaіeњ wszystko o Diegu,
chcк, abyњ
wiedziaі, jak byіo z nami w sobotк. Nie miaіam їadnych zamiarуw, wstкpuj№c do
bistro. Ale
wyobraziіam sobie, co moїesz zrobiж, i zaczкіo mnie to jakby ssaж. Nie powiem
„poci№gaж”,
nie, zaczкіo lekko ssaж takim ssaniem, ktуre gdzieњ z przeіyku idzie do gіowy, i
nawet nie
wiadomo, czy to jest pokusa, czy strach, wiadomo tylko, їe coњ bardzo ssie. A ty
spojrzaіeњ
raptem tak, jakbyњ zgadі, co sobie wyobraziіam. Chcк ci dokіadnie wytіumaczyж
moment,
ktуry potem nast№piі, gdy zachowaіeњ siк w istocie bezczelnie, kіad№c mi rкkк na
kolanie.
Chcк ci powiedzieж, co wtedy myњlaіam. Bo nie myњlaіam, їe przyjкcie twojej
oferty dobrze
mi zrobi, mylisz siк, jeїeli tak przypuszczasz. Poczuіam tylko, їe mnie znуw
diabelnie
zassaіo, i przypomniaіam sobie muchк, ktуrej kiedyњ w dzieciсstwie urwaіam
gіуwkк. Ta
mucha zaczкіa siк krкciж w kуіko, strasznie bzycz№c, i miejscem po urwanej
gіуwce
prуbowaіa jak gdyby wywierciж dziurк w ziemi. A mnie siк zdawaіo, їe ona szuka
gіowy. To
sobie przypomniaіam, gdy trzymaіeњ mi rкkк na kolanie. Szepnкіam ci do ucha: -
Jestem
much№ bez gіowy - pamiкtasz? Wyraџnie siк wtedy ucieszyіeњ i rzeczywiњcie byіo
juї jeden
zero dla ciebie.
Franзois, poczekaj, musisz to dobrze zrozumieж, bкdziesz mnie pewnie miaі doњж,
ale
musisz zrozumieж. Jestem aktork№, owszem, dajк ci tu wielki spektakl, ty jednak
nie zaczynaj
uwaїaж siк teraz, po wysіuchaniu caіej tej historii z Diegiem, za przypadkowego
statystк,
ktуry dostaі siк przez pomyіkк na niewіaњciw№ scenк i jest tym r№bniкty. Nie,
Francois, tak nie
myњl. Teї zagraіeњ niezі№ rуlkк, mуj prefekcie, i nie mуw, їe mуgі j№ zagraж
ktokolwiek inny,
obraїasz mnie tym.
Popeіniіeњ tylko jeden bі№d: nie widziaіeњ mojej urwanej gіowy. Innych omyіek
nie byіo.
Przypomnij sobie.
Kiedy przed pуіnoc№ wychodziliњmy z bistro i kiedy zapytaіam - a co teraz, panie
prefekcie? - poklepaіeњ mnie po plecach i oњwiadczyіeњ z niejak№ swobod№: -
Jedziemy dalej!
- Byіa to wszakїe dwuznacznoњж, podkreњlona wymownym akcentem. Nie przecz,
Franзois.
Wyraїaj№c siк w ten sposуb, zaszarїowaіeњ umyњlnie, abym odczuіa, їe prуcz jazdy
samochodem masz na myњli jeszcze coњ innego i їe wszystko toczy siк swoim
wіaњciwym
porz№dkiem: jest fajnie, z lekka trywialnie, lecz miіo. Trafiіeњ w dziesi№tkк
tym tonem, lepiej
nie byіo moїna. O-la-la! - pomyњlaіam - facet niesie mnie juї w zкbach, jak lis
g№skк, niesie
sobie tak po prostu na niedzielк i zje w piкknym kurorcie, do ktуrego mnie
wywozi. Zje,
42
nawet siк obliїe. Wiкc dobrze. Niech zje i niech siк obliїe. A potem ja coњ
zrobiк. Nie wiem
co, ale coњ zrobiк. Wezmк jakiњ odwet. A teraz niech zje.
Widzisz, Franзois, tu dopiero przyznajк siк do winy wobec ciebie. Nie potrafiк
powiedzieж, czy poniedziaіkowa prуba mojego samobуjstwa byіa tym z gуry
zamierzonym
odwetem. Chyba nie. Jeњli byіa, to tylko podњwiadomie i w znikomym uіamku. Ale
nie mam
teї pewnoњci, czy wszystko, co od kilku godzin mуwiк, leї№c tu z tob№ w іуїku,
jest jeszcze
odwetem czy kapitulacj№. Bo widzisz, Franзois, kiedy przyjechaliњmy tutaj, do
tego dziwnie
pustego domu, o ktуrego przeznaczenie wolaіam siк nie dopytywaж, zaszіo coњ
nieoczekiwanego. Zakochaіam siк w tobie, wiesz? Byіeњ romantycznym kochankiem,
ktуry
mnie w pewnym sensie uprowadziі, i panem sytuacji, ktуry mnie w pewnym sensie
aresztowaі, byіeњ tak nadzwyczajnie miіy, ty mуj zwyciкzco, byіeњ wspaniaіy,
byіeњ taki inny,
zakochaіam siк w tobie.
Ale b№dџ spokojny, Franзois. Rozumiem, їe uwaїasz mnie za psychopatkк i moїesz
obawiaж siк teraz jakiњ numerуw. Nie, Franзois, niczego juї nie zrobiк,
powiedziaіam „pas”
w grze z tob№. Za chwilк wstaniemy, przyrz№dzк њniadanie, s№ jeszcze rogaliki, i
coњ
postanowimy, wrуcк, jeњli zechcesz, do Hiszpanii. Pozwуl mi tylko dodaж, їe
byіeњ naprawdк
cudowny tej nocy. Miaіam po tobie miкkkie koњci, czuіam kaїd№ z osobna. Dopiero
pуџniej,
gdy poleїeliњmy pewien czas, nic nie mуwi№c, pomyњlaіam, їe muszк siк jednak
otrz№sn№ж.
Poprosiіam o papierosa, pamiкtasz? Niepotrzebnie siк wtedy speszyіeњ i podaіeњ
mi ognia z
przesadn№ grzecznoњci№. Nie chciaіam ciк uraziж, Francois. Mкїczyzna moїe siк
czuж
dotkniкty, gdy kobieta w takiej chwili ogl№da siк za papierosem, dlatego
zapytaіam, czy mogк
zapaliж.
43
III
To wraca, panie doktorze, ale juї inaczej, wyleczyі mnie pan, juї tylko lubiк
bywaж na
lotnisku, najchкtniej wczesnym rankiem, gdy niebo wydaje siк jakby wiкksze, o,
na pewno,
niebo w godzinach rannych wydaje siк bardzo gікbokie i puste, a z lotniska je
dobrze widaж,
otуї wraca to, panie doktorze, w takiej tylko postaci, їe nieraz o њwicie jeїdїк
na lotnisko,
duїo tam sіoсca i sіychaж szum silnikуw, sіychaж taki daleki, њpiewny szmer, gdy
nadlatuj№
srebrne caravelle'e, a ja czekam przy barierze, nie puszczaj№ mnie na pіytк,
zreszt№ po co
miaіabym chodziж na pіytк, mуwi№ przez megafony „atencion”, „attention, please”,
i mуwi№
„from Paris”, pуџniej powtarzaj№ to po francusku, wiкc wtedy, panie doktorze,
muszк siк
chwyciж barierki, i potem, kiedy maszyna ze њpiewnym poњwistem l№duje, muszк siк
oprzeж
jeszcze mocniej, i juї tak stojк, lekko przechylona, z rкkami zaciњniкtymi na
metalowym
prкcie, a to trwa dіugo, bo samolot wjeїdїa dopiero na stanowisko, wydaj№c z
siebie
niespokojne porykiwania, aї wszystko dookoіa wibruje, ale w koсcu podwoї№ do
niego
schodki, na ktуrych jest napisane „Air France”, ty wariatko - mуwiк sobie - ty
wariatko, lecz
mimo woli wstrzymujк oddech, i otwieraj№ siк drzwiczki, i ja patrzк, i myњlк - a
gdyby jednak
wrуciі, gdyby kiedyњ przyleciaі, i stan№і w tych drzwiczkach, a potem zszedі na
oblan№
sіoсcem pіytк, i zbliїyі siк do barierki, co by to byіo - Diego - powiedziaіabym
- Dolores -
on by powiedziaі, ale nigdy
Szczerze siк panu przyznam, doktorze, nienawidzк pana, chociaї to miіo z
paсskiej strony,
їe pan niepokoi siк o mnie wieczorami, jestem prost№ kobiet№, zwykі№ modystk№,
ale nie tak№
gіupi№, dobrze wiem, o co panu idzie, wiкc - nie, te historie z samobуjstwami
juї siк
skoсczyіy, leїк na tapczanie i przegl№dam pisma ilustrowane, doprawdy
niepotrzebnie pan o
tej porze jeszcze siк trudzi, ale dlaczego nienawidzк, dlatego, їe pan mi tak
poprzekrкcaі w
gіowie, zreszt№ bez pana wiedziaіam, jaki to іajdak, ten Diego, ale pan mi
wytіumaczyі
wszystko, no cуї, normalna sprawa, zawsze jest jakiњ Diego, ktуry bierze jak№њ
Dolores, a
potem j№ rzuca, wystarczy siк rozejrzeж, wszкdzie to samo, wiкc powinnam do tych
rzeczy
podchodziж w inny sposуb, pan mi wytіumaczyі, bo rzeczywiњcie, jak moїna wierzyж
w takie
gіupstwa, kiedy on wіaњciwie bez jednego sіowa, bez powodu
A przyszіa ta moja przyjaciуіka Modesta i ostrzegіa mnie, powiedziaіa, їebym
Nie, panie doktorze, to nie wrуci, wiem, їe on mnie wcale nie kochaі, teї sobie
wymyњliіam krуlewicza z bajki, ktуry mnie zabierze do krуlestwa, chyba jedna
taka idiotka
znalazіa siк w dzisiejszych czasach, pan byі dla mnie bardzo dobry i serdeczny,
kiedy mi pan
to wszystko mуwiі, a wie pan, czytaіam wіaњnie, їe teraz jest wiek nerwic i
schorzeс
psychicznych, pan mi przecieї wyjaњniі, sk№d siк bior№ dusznoњci i uciski wokуі
serca, їebym
siк nie przejmowaіa, i rzeczywiњcie, panie doktorze, tak w ogуle to nic mi nie
jest, tylko na tle
nerwicowym, ale pan jeszcze coњ innego radziі, moїe nie mam racji, ale
zrozumiaіam, їebym
sobie kogoњ znalazіa, i ja to zrobiіam, pan wie, byіo ich kilku po kolei, a
wcale
Jedno mnie mкczy, panie doktorze: po co mуwiіam? Wci№ї opowiadaіam tк sam№
historiк,
teraz juї mniej, ale przedtem nie mogіam siк powstrzymaж, szczegуlnie po
alkoholu albo z
mкїczyznami, od razu zaczynaіam mуwiж, jaki byі Diego. Zna pan tк piosenkк? Ona
tak idzie
- que sera sera, whatever will be, will be - taki walczyk, to byіa nasza
piosenka z wakacji w
Pirenejach, wiкc zawsze j№ њpiewaіam i opowiadaіam, jak szliњmy po gуrach aї
prawie do
granicy francuskiej i jakie sіoсce њwieciіo, bo kropla deszczu nie spadіa przez
caіy czas, ale,
co gorsza, mуwiіam, jak za pierwszym razem robiliњmy to w ogrodzie, pan wie,
panu teї
opowiedziaіam, no, i lubiіam wspominaж te rozmaite cudownoњci, ktуrych tyle siк
nasіuchaіam, o diamentach. Boїe, jakie piкkne rzeczy, Diego podarowaі mi jedn№
broszkк z
brylantem, sprzedaіam j№ teraz, ale cуї - kim on jest, ten Diego, niech pan
pomyњli, panie
44
doktorze, jest przecieї jubilerem, taki czіowiek mуgіby
Juї dobrze, postaram siк
Jeszcze jednego nie rozumiem, co to byіo, їe on musiaі odejњж, dlaczego nie
chciaі czy nie
mуgі ze mn№ zostaж, bo przecieї na pocz№tku wydawaі siк taki dobry, bo to nie
jest faіszywy
charakter, panie doktorze, ale coњ miкdzy nami zapadіo i przegrodziіo nas, nie
wiem co, tego
wіaњnie wci№ї nie rozumiem, kiedy juї tak bezstronnie patrzк, a moїe jednak on
mnie kochaі
i nie musiaіo siк skoсczyж w ten sposуb, i ja nie byіabym pуџniej nic robiіa z
proszkami
nasennymi, moїe tylko trzeba mieж trochк szczкњcia i wtedy jest dobrze, jak pan
myњli?
Wszyscy mi mуwi№: proszк pani, taki sіawny doktor, psychoneurolog
No, pewnie, psychoneurolog, taki miіy
Sіucham pana.
O, to moїliwe!
To bardzo moїliwe.
Ale dlaczego kiedyњ powiedziaі, їe nam nie wolno igraж z ogniem, jakby siк
czegoњ
obawiaі, aї siк zmieniі na twarzy, pamiкtam, przybladі - Dolores - powiada - nie
moїemy
sobie na to pozwoliж. - Jak to, Diego - mуwiк - jak to nie moїemy sobie
pozwoliж? - Nie,
Dolores, nie moїemy w tych warunkach - tak coњ zacz№і i urwaі, nigdy juї nie
zostaіo to
dopowiedziane. A pуџniej gdy wyjechaі do Francji, czкsto siк zastanawiaіam, co
chciaі wtedy
powiedzieж i czego siк obawiaі, i uroiіam sobie rуїne gіupstwa, ale pan mi
wytіumaczyі, їe z
t№ pani№ A., rozumie pan, kogo mam na myњli, wolк nie wymieniaж jej nazwiska
przez telefon,
wiкc pan mi wytіumaczyі, їe to mi siк z czymњ pomieszaіo, їe musiaіam to wzi№ж z
jakiejњ
idylli czy mitologii, mуwiі pan, i їe w ogуle nikt taki nie istnieje, ale ja nie
mogіam uwierzyж,
dopiero teraz myњlк, їe pan ma racjк i їe moїe to po prostu jest jego їona,
ktуr№ on ma tam
we Francji.
Proszк?
Nie, doktorze, wіaњciwie juї caіkiem z tego wyszіam i apetyt
Powiedziaіam, їe nienawidzк, bo naprawdк to pan mi zabraі Diega, a gdyby nie
pan,
ci№gle bym jeszcze
Dziкkujк, doktorze, dziкkujк za tyle troskliwoњci, pan ma zіote serce, tak siк
pan niepokoi
o mnie, dziкkujк, їe pan zatelefonowaі, ale niepotrzebnie, bo wіaњciwie caіkiem
z tego
wyszіam, i jeњli coњ wraca, to tylko wyjazdy na lotnisko, przewaїnie rano, ale
raz byіam w
nocy, wie pan, wszystko tam oњwietlone, a niebo ciemne, zupeіnie inaczej niї w
dzieс, ludzi
mniej i samoloty l№duj№ rzadziej, ci z obsіugi juї mnie znaj№, s№ mili, wiкc
mogк chodziж do
barierki, nawet chіodno, kiedy siк tak stoi, chociaї noc byіa ciepіa, nie ma pan
pojкcia, jakie
czarne niebo z gwiazdami i rуїne echa, szmery, czasem spadaj№ gwiazdy, trzeba
dobrze
natкїyж sіuch, a jak nic nie leci, to siк ma przywidzenia, i jak nikogo nie ma,
to jest cicho, i
tak siк stoi, tak siк wtedy czeka, patrz№c w ciemnoњж i nasіuchuj№c.
Korekta: Anna Jкsiak