TABU


JACEK BOCHEСSKI

TABU

Tower Press Gdaсsk 2001

Copyright by Jacek Bocheсski

I

Wszystko juї teraz powiem Wielebnym Ojcom. Tak, przyznajк siк, to byіo umуwione.

Nie, proszк Wielebnych Ojcуw, nie wiem po co. Byіo umуwione miejsce za

rogatkami, w

zagajniku, na lewo od mostu, i godzina byіa umуwiona, zaraz po wschodzie sіoсca,

i osioі.

Tak, przebranie teї.

Nie wiem po co, proszк Wielebnych Ojcуw. Nic nie myњlaіam wtedy, tylko їe ranek

taki

piкkny, bo wіaњnie tego dnia zaњwieciіo sіoсce po dіugich deszczach i pokazaіo

siк czyste

niebo, niczego siк nie baіam, tylko czy Diego przyjechaі i czy juї tam jest, a

wiкcej nic, w

gіowie mi szumiaіo, bo tej nocy nie spaіam prawie, i wstaіam o њwicie, i tak

szіam bez

pamiкci, w sіoсcu, droga pusta, zaszіam za rogatki, nikt mnie przy nich nie

zatrzymaі, a za

rogatkami byіo jeszcze jaњniej i teї pusto o tej porze, wiкc prawie biegіam i

patrzyіam na

niebo i na Pireneje bez chmur

Nie, proszк Wielebnych Ojcуw. Diego teї nie wiedziaі. Diego juї tam byі nad

rzek№.

Skrкciіam na lewo od mostu w zagajnik, cicho szіam, nic nie byіo sіychaж,

zobaczyіam brzeg

strumienia za drzewami, pomyњlaіam - to tu, ale Diego nie zauwaїyі mnie jeszcze,

osіy

szczypaіy trawк, jeden osioі siwy spojrzaі, drugi myszaty nie, podeszіam bliїej,

serce mi

stanкіo, a Diego ci№gle nic, siedziaі nad strumieniem, woda pluskaіa i Diego

patrzyі w wodк.

- Diego - mуwiк - Diego - tak tylko szeptem. On do mnie: - Dolores - drgn№і

nagle,

odwrуciі siк - Siostro Dolorosa - powiada i patrzy na mnie, i ja na niego

patrzк, i widzк, jaki

on jasny, њmieje siк, taki rozњwietlony caіy, i znowu - Dolores - a woda

pluszcze i osіy

szczypi№ trawк. - Poњpieszmy siк, Siostro Dolorosa - powiada. Ja na to: -

Dobrze, jaki piкkny

dzieс - mуwiк. On: - Byle dalej od miasta. - Ja: - Na siwym oњle - mуwiк -

pojadк. - I do

osіa. Ale nie. On powiada: - Nie moїemy tak jechaж, rуїnych ludzi spotyka siк na

drogach, tu

mam przebranie dla ciebie. - I do sakwy. Wyj№і odzienie jak na pachoіka,

hajdawerki, a ja

nic, niech bкdzie - myњlк, hajdawerki - myњlк, a choжby kamieс do szyi albo w

ogieс, to i tak

niech bкdzie, zaciкіam siк, coњ dziwnego na mnie przyszіo, jakbym bez czucia

byіa. - Diego

- mуwiк -Diego, wcale siк nie bojк. - Carissima - on powiada, ale posmutniaі,

ciemniejszy.

Zerwaі siк nagle, wsiadі na osіa, siwego zostawiі przy mnie, їebym od razu

jechaіa za nim, to

on tymczasem popatrzy na drogк i bкdzie czekaі koіo mostu. Stojк bez czucia,

jakaњ taka

zimna suchoњж jest we mnie, a choжby kamieс do szyi - myњlк, nie, џle mуwiк, nic

nie myњlк,

zrzucam z siebie wszystko i do sakwy.

I zaraz hajdawerki, proszк Wielebnych Ojcуw.

Szybko to zrobiіam.

I na osіa.

Byіo mi trochк straszno, ale patrzк: sіoсce, wszкdzie cisza i droga wolna, na

moњcie pusto,

Diego czeka, jadк tam. Diego tylko poruszyі ustami na mуj widok, nic nie

powiedziaі, a oczy

miaі, o, takie duїe. I nie spuszczaі ze mnie tych oczu, podjechaі blisko i wzi№і

moj№ rкkк w

swoj№, potrzymaі, szepn№і -Dolores! - A mnie gor№co. - Gdzie habit? - spytaі

Diego. - W

sakwie - mуwiк. - Dobrze - powiada. -Jedџmy.

Ruszyliњmy kіusem. Diego nie їaіowaі osіa, bo tak byіo umуwione, їe pierwszego

dnia

poњpieszamy ostro, aby prкdzej do gуr. Aї furczaіo i kamyki leciaіy spod nуg

osіa na

wszystkie strony. I Diego miaі rozwiane wіosy. Ci№gle spogl№daliњmy po sobie,

dziwi№c siк i

њmiej№c, їe tak jedziemy, њniк moїe -myњlaіam, a Diego byі znowu jasny, jak

promieс, i te

osioіki wesoіe

Szczerze powiem Wielebnym Ojcom: raz tylko pocaіowaі mnie po drodze, kiedyњmy

osіy

poili.

Byіo mi to przykre.

Nie broniіam siк, ale byіo mi to przykre.

3

Nic nie powiedziaіam. On powiedziaі: - Po tamtej stronie to juї... - Rozumiaіam,

їe po

tamtej stronie gуr. Chciaі jakby coњ wiкcej powiedzieж, ale na tym skoсczyі. -

Po tamtej

stronie to juї... - I tylko patrzyі. Myњlaіam, їe mуwi o granicy francuskiej.

Potem nieraz

jeszcze powtarzaі: - Dolores, kiedy juї przejdziesz ze mn№ na tamt№ stronк... -

I przymykaі

oczy. Albo: - Siostro Dolorosa, Siostra wcale nie wie, jak jest po tamtej

stronie. - Jak? -

pytam. - Piкknie -powiada. Zdawaіo mi siк, їe to nie o krуlestwie Francji, tylko

o czymњ, co

Diego chciaі zrobiж ze mn№. Jasno mi tego nie tіumaczyі. Zapytaі, czy sіyszaіam

sіowo Eden.

Pewnie, їe sіyszaіam. - Po tamtej stronie zaczyna siк Eden - rzekі. - Albo

Gehenna - dodaі

po chwili.

Wielebni Ojcowie racz№ pamiкtaж, їe Diego jest poet№ i czіowiekiem szalonym.

- Ten zamek ci ofiarujк - mуwiі, kiedy przejeїdїaliњmy obok jakiegoњ

opuszczonego

budynku chіopskiego, i obіoczki mi darowywaі na niebie, to wіaњnie najbardziej

mi siк

podobaіo, їe takie rzeczy opowiadaі o Centaurach i Pegazach i rуїne inne. -

Dolores, lilio

biaіa - woіaі. Albo: - Sіodszaњ mi od miodu hymeckiego. - Na tym zeszіo nam do

wieczora,

nie wiem, jak i kiedy, bo jechaliњmy niby we њnie, niby Adam i Ewa, tego dnia

dopiero

stworzeni przez Boga i dziwi№cy siк drzewom, kwiatom i rozmaitej zwierzynie. Tak

to trwaіo,

ta jazda, wiele godzin, nie wiem ile. Nareszcie Diego powiada: - Gіodny jestem.

Znam tu

jeden zajazd o pуі mili, tam przenocujemy. -Zlкkіam siк, ale osіy zgonione, noc

bliska i nie

ma їadnego schronienia w polach, chyba iњж do lasu. - Zajazd na odludziu -

oњmiela mnie

Diego. - Nikt Siostry nie pozna.

- A co mi to? - obruszam siк, choж caіa drїк. - Przeorysza nie jedzie za nami na

osioіku.

Nocujmy - mуwiк. Њmiaі siк Diego. To juї potem pierwsza weszіam do zajazdu. A

pies

czarny na podwуrzu bardzo siк biesiі. Ludzi duїo na іawach, pij№ i szumi№ jak

b№ki.

Gospodarz wysoki, oczy rybie. Ja do niego: -Chcemy tu nocowaж. - Kto? - pyta. -

Mуj pan i

ja. - Gdzie ten twуj pan? - A juї i Diego wchodzi. - O - pokazujк - mуj pan! - i

wiem, їe siк

robiк czerwona, tamten z rybimi oczkami coњ mуwi, a ja siк caіkiem tracк i

odpowiadam od

rzeczy, tamten cmoka jкzykiem, i gіupio mi siк przygl№da, i chichocze. Ale Diego

brzкczy

sakiewk№ i daje mu reala. - No, to dobrze, senor - powiada gospodarz - nocujcie,

tylko mam

wielu goњci, muszк was .wszystkich poіoїyж w jednej izbie. - Na to Diego, їe

moїe

przecieї... - Nie, nie - przerywa tamten i - co bкdziecie jeњж i piж - pyta -

jagniк czy kapіona,

wino czy jabіecznik? - Diego mu wtedy, їe baranka i wino, ja, їe saіatк i

jabіecznik, ale i

baranka, bo Diego gіodny. Jemy. - Co z nami bкdzie? - mуwiк. - Czy wiesz, Diego?

- Nie

wiem. - Co my robimy, Diego?

- A jemu oczy zaszіy mgі№. - Czyњmy dostali pomieszania zmysіуw? Powiedz, Diego.

-

Jeszcze jesteњmy po tej stronie - szepn№і. Czarny pies zajrzaі przez drzwi,

wszedі, wкszy pod

stoіami, a lezie prosto w k№t, gdzie zіoїona sakwa. Tam stan№і, obw№chaі sakwк.

gospodarz fukn№і: - Precz, pies. - Diego znowu siк zaњmiaі i pochwaliі baranka,

їe smaczny.

Owszem, niezіy - myњlк - a w refektarzu mojego klasztoru pewnie siк teraz

odmawia pacierz,

siostrzyczki siadaj№ do wieczerzy, mnie jednej nie ma, przeorysza blada i co siк

tam musiaіo

dziaж przez caіy dzieс - Diego, sіuchaj, co z nami bкdzie - powiadam tak cicho,

cichuteсko,

їeby nikt nie usіyszaі - co w klasztorze, Diego? - Chyba pіacz№ po tobie siostry

zakonne. -

Nie wiem, czy pіacz№, co ty znowu, Diego, moїe niektуre, ale tego czarnego psa

siк bojк,

wiesz, Diego? - To ja mu - Diego na to

Zwykіy byі, jak kaїdy pies, proszк Wielebnych Ojcуw.

Tylko czarny.

Czasem coњ czіowiekowi przychodzi do gіowy, ale

Wiкcej nic osobliwego w nim nie zauwaїyіam. Potem jeszcze we њnie.

On i gospodarz.

Szczegуіowo? Rozumiem. No, to Diego powiedziaі: - Dolores, chodџ, spojrzymy na

gwiazdy i - spaж! - Gwiazd nie byіo, ksiкїyc za to wychylaі siк zza jakiejњ

gуry, wiкc

4

postaliњmy trochк i wnet poszliњmy ze њwiec№ do izby, w ktуrej nam gospodarz

kazaі

nocowaж. Wszкdzie leїeli juї nieznajomi mкїczyџni, tylko dwa posіania w rogu

byіy nie

zajкte. Ale nikt jeszcze nie spaі. Mуwili coњ pуіgіosem po baskijsku. Do nas

їaden siк nie

odezwaі. Umilkli, kiedyњmy weszli, o nic nas nie pytali, ani sk№d, ani po co

jedziemy, ani kto

jesteњmy. My teї nie wiedzieliњmy, kim s№ oni. - To lepiej - mrukn№і Diego, a

potem: - Uіуї

siк - szepn№і - dalej od nich, przy њcianie, a ja tu z brzegu. Nie chciaіam

leїeж tak w gікbi

przy њcianie, bo mi siк nagle wydaіo, їe jakby co, to stamt№d nie byіo ucieczki

- nie, Diego -

rzekіam i wydaіo mi siк, їe byіabym przy tej њcianie bezwolna i їe juї bym

popadіa tylko w

moc Diega - nie, Diego, wolк sama z kraju. - No, mуwiк ci - bierz tamto

posіanie, no, co z

tob№, carissima, uіуї siк, to zdmuchnк њwiecк. - Nie, Diego, ja zdmuchnк њwiecк.

- Co z

tob№? - nastawa!. - Bojк siк. - Czego? - Tych Baskуw i psa - powiedziaіam, ale

nieprawda,

bo siк baіam Diega, czy ja wiem zreszt№, moїe nocy, moїe wiecznego potкpienia, i

co ja

zrobiіam, Њwiкta Mario Magdaleno, nic jeszcze nie zrobiіam, ale baіam siк

wіaњnie, їe coњ

zrobiк tej nocy albo nastкpnej, i їe juї na zawsze, i co potem, tego siк baіam.

Diego przycichі

naraz, jakby zniecierpliwiony, legі przy њcianie bez sіowa. Zgasiіam њwiecк,

poіoїyіam siк

ostroїnie na posіaniu i przez chwilк, caіkiem nieruchoma, sіuchaіam szmerуw,

oddechu

Diega, Baskowie zaczynali chrapaж, poњwistywaж przez sen, zamknкіam oczy.

Majaczyіy mi

w gіowie jakieњ widoki, a wtem Diego westchn№і i poczuіam, їe jego dіoс przysuwa

siк do

mnie. Drgnкіam. Diego spytaі: - Nie њpisz? - Zaraz usnк. - Znalazі moj№ rкkк w

ciemnoњci,

lekko њcisn№і i tak trzymaі, a kiedy chciaіam j№ zwolniж z uњcisku, nie dawaі.

Nagle jeden

Bask, leї№cy niedaleko, poruszyі siк gwaіtownie. Przeraziіo mnie to i szarpnкіam

siк bardzo

mocno, їeby wyrwaж rкkк, lecz Diego przytrzymaі jeszcze mocniej, a ja powoli

sіabіam i

ulegaіam, i przestawaіam siк wyrywaж, i on zupeіnie rozluџniі uњcisk, a ja juї

siк nie

cofnкіam, i byіo mi nawet dobrze, gdy w ciemnoњci gіadziі moj№ dіoс, aї na

koniec uj№і j№

znowu silniej, jakoњ tak dziwnie, z takim drїeniem, їe rozeszіo siк to po mnie,

po caіym ciele,

i wreszcie sam puњciі, odsun№і siк, jakby uciekі, a ja potem od razu zasnкіam.

Nic nie wiem,

nic nie pamiкtam, sіyszaіam haіas, ktoњ chodziі, a mnie њniіa siк ryba dіuga,

wielka, z

ogromnym pyskiem, i ta ryba na mnie, nie wiem, co, ale na mnie, pewnie pіynкіa,

miaіa oczy

gospodarza zajazdu, uњmiechaіa siк bezmyњlnie, rybio, caіym pyskiem, i parіa,

nie mogіam

siк ruszyж, czuіam, їe mnie dotyka po nogach, po biodrach i wyїej, a taka

њliska, co ona ze

mn№ robiіa, to bolaіo, nie ryba, pies, o matko, drapaі pazurami, czarny pies

rzucaі siк na mnie,

byіam naga, nie pies, gospodarz zajazdu, coњ mуwiі, ale nie rozumiaіam, a on

tymi іapami,

takie zwierzк, jakieњ gіosy w pobliїu, jacyњ ludzie, juї wiedziaіam, їe to sen,

tylko nie

wiedziaіam, gdzie jestem, otworzyіam oczy i byіo jasno, chyba њwit, i ktoњ mnie

obejmowaі

za szyjк i caіowaі. Diego! - Wiesz, Dolores, Baskowie wіaњnie wyszli - rzekі.-

Czekaіem, aї

odejd№, zdawaіo mi siк, їe spіonк tu z miіoњci do ciebie. Przez pуі nocy leїaіem

bezsennie,

potem rozedniaіo, patrzyіem na twoje usta, Dolores... - Mуwiі i wci№ї mnie

caіowaі, a ja nie

ruszyіam siк z pocz№tku, zastygіam pуіprzytomna w tym przeraїeniu i w tych

objкciach, aї

powiedziaіam: - Sіuchaj, Diego, zostaw mnie teraz, nie chcк, їebyњ mnie dotykaі,

juї odejdџ.

Zdrкtwiaі mi nagle i zaraz wstaі. Brzydziіam siк go wtedy. Do poіudnia maіo

mуwiliњmy ze

sob№.

Tak, to byі drugi dzieс.

Oczywiњcie, ruszyliњmy dalej w tк sam№ drogк.

Niechїe mi wierz№ Wielebni Ojcowie, їe nie znaіam kierunku. To juї Diego

Znowu na osіach, dnem doliny, miкdzy wzgуrzami, znowu ciepіo

Jechaliњmy trochк wolniej, bo droga biegіa pod gуrк i od rana bardzo grzaіo

sіoсce. A

niebo krysztaіowe. I nigdzie nikogo. My sami pod tym niebem. Diego nie patrzyі

na mnie.

Milcz№c, posuwaliњmy siк na osіach w gуrк doliny i byіo aї ciкїko od ciszy, od

sіoсca i od

tego czegoњ miкdzy nami, co siк wlokіo z nocy w zajeџdzie. Nie wiedziaіam nawet,

co to

takiego i sk№d siк wziкіo, podobaі mi siк teraz Diego, kiedy tak jechaі, smutny

jakiњ,

5

kamienny, i pomyњlaіam, їe go kocham, chyba juї na pewno, i їe moїe zrobiк to,

czego

chciaі, gdzieњ tu w gуrach, i niech mnie zabiera do Francji, przecieї uciekіam z

klasztoru, i

umawialiњmy siк przedtem, taki grzech, ale pewno zrobiк to - myњlaіam. Koіo

poіudnia

zatem, gdy dotarliњmy do szerokiej przeікczy, sk№d zobaczyliњmy murowankк

pastersk№ nie

opodal na polanie, i gdy Diego napomkn№і, їe trzeba daж wytchnienie osіom i їe

moїe

dostaniemy u tych pasterzy њwieїego mleka, poprosiіam, їeby mnie jeszcze tam nie

prowadziі, bo na przeікczy tak piкknie i przyjemnie, i rosn№ jodіy - to poіуїmy

siк lepiej tu w

cieniu - rzekіam - odpocznijmy - a gdy Diego siк poіoїyі i nie dotkn№і mnie,

tylko spytaі,

dlaczego jestem okrutna, i gdy nagle wybuchn№і pіaczem, їe tak niesprawiedliwie

ukaraіam

go tego ranka, wtedy ja objкіam go, przytuliіam jego gіowк do piersi i

powiedziaіam: - Nie

pіacz, juї bкdzie dobrze. - Zacz№і mnie caіowaж po rкkach, a patrzyі, jakby mu

te sіowa

pociechy opowiadaі anioі. - Dolores... - mуwi - ja przecieї... - Ale nie

dokoсczyі, znowu

pіacze. - Ja przecieї... - powtуrzyі. Tulк go z miіoњci i z їalu, i ze

zdumienia, i z lкku, їe

pіacze. Nie wiem juї: mкїczyzna czy dziecko? I ciarki mnie przechodz№. A on: -

Њwiкta

dziewczyno, biaіa goікbico - powiada, przez іzy to mуwi - Dolores, Dolorosa, nie

chciaіem

ciк uraziж nawet jednym tchnieniem, nie chciaіem nic, czego sama nie pragnкіaњ,

nie chciaіem

splamiж twej niewinnoњci, przecieї wiesz co byіo, chciaіem z tob№ jak z lili№,

Dolores, a ty... -

I pіacze. Tulк go najtkliwiej, jak potrafiк, i myњlк: kocha. - Ach, Diego,

uspokуj siк, bкdzie

dobrze, zobaczysz. - Raptem zatrz№sі siк, krzykn№і: - No, popatrz, co ze mn№

robisz, czego ty

mi zadaіaњ, dziewczyno, co ja czyniк doprawdy, kim ja jestem?

Mуwiіam juї Wielebnym Ojcom, їe on byі jakby trochк dzieckiem. Nie dlatego, їe

pіakaі,

ale їe po tej mojej obietnicy, kiedy go tak tuliіam do piersi i pocieszaіam,

wnet poweselaі. I

jeszcze dlatego byі dzieckiem, їe chyba nie wiedziaі, po co uciekamy do

krуlestwa Francji, i

czy rzeczywiњcie tam uciekamy, i jak tam bкdziemy їyж, maіo myњlaі o tym, raczej

marzyі,

raczej spodziewaі siк jakiegoњ cudu i tylko mуwiі o „tamtej stronie”. Ale „tamta

strona” nie

byіa Francj№, mogіa siк zacz№ж w Hiszpanii, bo przedstawiaіa siк mu przewaїnie

jako t o, co

mieliњmy zrobiж, i o czym ja myњlaіam na przeікczy, a czego on nigdy nie nazywaі

innym

sіowem, jak gdyby siк lкkaі; Francjк i to ci№gle mieszaі.

On jest bardzo dziwny, proszк Wielebnych Ojcуw.

Wyobraџcie sobie. Wielebni Ojcowie: jedziemy i ta Francja przed nami, tylko

przejњж

Pireneje. Co bкdzie, kiedy je przejdziemy? Diego mуwi: bкdzie muzyka sfer. Czy

ja nie

sіyszк, їe juї czasami gra po tamtej stronie? Moїe. Coњ tak nawet jakbym

sіyszaіa. Ale jakie

rzecz y bкd№ tam na ziemi francuskiej, jakie domy, zwierzкta, to chciaіabym

wiedzieж. Bкdzie

wielki gaj migdaіowy, caіy w kwiatach, wst№pimy do tego gaju i bкdzie pachniaіo

migdaіami.

Przecieї wszystko nie moїe byж gajem. A nie, bкd№ rzeki winem i nektarem

pіyn№ce,

pуjdziemy z nich piж. Bкd№ siк kolorowe baranki, їуіte i niebieskie, i

szkarіatem fenickim

sycone, pasіy na і№kach. Bкd№ padaж deszcze zіotego miodu i wszкdzie rozkwitn№

nenufary.

Owszem, іadnie bкdzie w krуlestwie Francji, ale kto nas tam przyjmie na samym

pocz№tku,

gdy przyjdziemy? Kto? Faunowie leњni z piszczaіkami. Powiadam: - Bуj siк Boga,

Diego,

faunуw nie ma. -On na to: - O, tam jest wiкksza swoboda, nie panuje Њwiкta

Inkwizycja,

dlatego uciekamy do Francji. - Ja myњlк: dobrze, ale w hajdawerkach czy w sukni?

Bo juї nie

w habicie. Jak to bкdzie? Dlaczego mam byж w hajdawerkach? Chciaіam tego

wszystkiego,

prawda, ale nie tak, nie w hajdawerkach. Czy on siк ze mn№ oїeni? Kim bкdк we

Francji?

Pytam: - Diego, jak№ sukniк wіoїк? - Z piany morskiej i gwiazd - odpowiada.

Zawsze mуwi

tak piкknie, a we mnie serce taje, i nawet widzк na sobie sukniк z piany

morskiej i gwiazd, i

wiem, їe on mnie teї widzi w takiej sukni, i juї mi obojкtne hajdawerki, nie

hajdawerki,

pуjdк za nim w grzechu i haсbie do krуlestwa Francji, do tych migdaіуw i

nenufarуw. Ale on

mуwi czasem jeszcze inaczej: nie, dziecko! Mnie tak nazywa: dziecko. Mуwi: -

Nie, dziecko,

nie bкdzie muzyki sfer, nie bкdzie gaju migdaіowego i nenufarуw, nie wiadomo, co

siк

pokaїe po tamtej stronie, a jeњli mкka, a jeњli gorzki pioіun, a jeњli nam

s№dzono we іzach їuж

6

ten zakazany owoc? Nikt nie zna jego smaku, pуki nie skosztowaі. Wiкcej bywa w

nim nieraz

jadu, niїeli sіodyczy, przewrotnie Bуg zatruі to swoje jabіko, Siostro Dolorosa.

Po tamtej

stronie jest mrok, a przejњж na tamt№ stronк to tak, jak zamkn№ж oczy i skoczyж

z wysokiego

brzegu w ciemnoњж. I dojdziesz do krawкdzi, Siostro Dolorosa, i albo wrуcisz,

albo skoczysz,

albo zaczniemy siк szamotaж i kto kogo zepchnie? Ja ciк zepchnк?

Pamiкtam dobrze chwilк, kiedy o to zapytaі, niby sam siebie, i mogк Wielebnym

Ojcom

powtуrzyж wszystko najdokіadniej. Zwaїcie tylko. Wielebni Ojcowie, їe dziaіo siк

to juї

pуџniej, nie na przeікczy, o ktуrej opowiadaіam, ale w wyїszych gуrach, dopiero

trzeciego

dnia.

Pamiкtam, їe po tym pytaniu, czy on mnie zepchnie, Diego umilkі, jakby czekaі na

odpowiedџ. Ja teї milczaіam i Diego odpowiedziaі sam: nie, nigdy! On tego nie

zrobi. Chciaі

jeszcze coњ dodaж, otworzyі nagle usta, lecz jakoњ nic nie mуwiі, tylko pozostaі

z otwartymi

ustami i patrzyі na mnie, ale tak, їe nie byіam pewna, czy kocha, czy

nienawidzi. Jeњli

rzeczywiњcie jest gdzieњ ciemnoњж, w ktуr№ czіowiek str№ca czіowieka z wysokiego

brzegu, to

Diego juї tym spojrzeniem mуgі str№ciж i zabiж. Ale on nie chciaі spychaж mnie w

ciemnoњж,

on wolaі, їebym spadіa sama! I wtedy pojкіam, їe on to woli i їe na to wіaњnie

czeka z

otwartymi ustami. Diego siк chyba domyњliі, co pojкіam. Zbladі nagle i rzekі: -

A moїe ja?

Moїe ja ciк zepchnк? Czuіam, їe mi zaraz іzy trysn№ z oczu, bo juї mnie kurcz

chwyciі za

gardіo. A Diego mуwiі dalej: - Polecimy w ciemnoњж, Siostro Dolorosa, po jabіko,

ktуre Bуg

rzuciі na tamt№ stronк, aby pіywaіo w mroku zіego i dobrego. I rozgryziesz je,

Siostro

Dolorosa, i bкdzie w nim robak. Tak czasem bywa, wiedz, Dolorosa, їe zdarza siк

obrzydliwy

robak, a myњlк - mуwi - їe moїe od pierwszego spojrzenia, ktуrym siк obrzuca

jabіko, zanim

siк go jeszcze dotknie wargami, moїe od tego spojrzenia, jak od uroku, zaleїy,

czy siк robak

zalкgnie. A jeњli bкdzie robak, to zrozumiesz, gdzie spadіaњ. I bкdziesz czoіgaж

siк po ziemi

na skrwawionych kolanach, w boleњci wzywaж imienia boskiego nadaremno, w prochu

i pyle

przeklinaж mnie i siebie, i zobaczysz, jakie po tamtej stronie s№

To on mуwiі trzeciego dnia.

A cуї ja mogіam?

Sіuchaіam ze њciњniкtym gardіem i z odraz№, myњlaіam, po co on mnie tak drкczy i

straszy,

czego chce, chyba naprawdк nienawidzi, i jak mуgі o tym robaku, pewno miaі coњ

takiego z

innymi kobietami, bo sk№d wie, jak jest po tamtej stronie? Musiaі bywaж tam z

jakimiњ

ladacznicami, moїe nie pierwszy raz chodzi tкdy, moїe mуwiі im to samo, ale one

nie

њlubowaіy czystoњci, no to nie chcк, juї doњж

Wtedy na przeікczy? Nie, na przeікczy nic siк nie staіo.

Na przeікczy poleїeliњmy jeszcze trochк w cieniu, Diego siк uspokoiі i osioіki

wypoczкіy.

Byіo nam lїej na sercu, Diego nawet powiedziaі: - O, popatrz, Dolores, chmurka!

- Bo nad

najwyїszym szczytem pokazaіa siк pierwsza chmurka. A Diego od razu spytaі: -

Czyja

bкdzie, moja czy twoja? - Juї j№ sobie zostaw, niech bкdzie twoja - rzekіam. On

na to: - A

wіaњnie twoja. - Ja: - Twoja. - On znowu: - Twoja. - I tak њmieliњmy siк,

krzycz№c tylko:

twoja, twoja. Aї nagle coњ huknкіo w lesie nad nami i Diego przyіoїyі palec do

ust.

Czekaliњmy chwilк, sіychaж byіo trzaski, ktoњ tamtкdy schodziі, nareszcie

widzimy: idzie

pasterz, niesie kulaw№ owcк. Diego siк ucieszyі, їe nam ten czіowiek powie, jak№

drogк obraж

dalej, w dуі ku murowance, czy w gуrк przez las. Jak wola, panie - mуwi pasterz.

- Jeњli

chcecie do oceanu i zwyczajnie brzegiem morskim do granicy, to zjeїdїajcie ku

murowance,

jeњli wolicie gуrami, to od razu st№d przez las. Ale wy pewno wolicie gуrami.

Nic siк nie

bуjcie. Jeden tylko tu Bуg nad nami i orіy. Ludzie rуїnego stanu szli juї t№

drog№, hidalgowie

w biaіych kryzach i ci, co moїe uciekli z galer. Wy teї przejdziecie. Ruszcie

teraz do gуry

lasem, њcieїka was wywiedzie na upіaz, grzbietem upіazu іatwo pojedziecie dalej,

a sіoсce

bкdzie was grzaіo w plecy. I tak poњpieszajcie wci№ї przed siebie i nie

ogl№dajcie siк na nic,

tylko liczcie potoki spіywaj№ce w№wozami, jeden, drugi, trzeci, czwarty potok,

aї zobaczycie

7

po lewej rкce gікboki parуw i pi№ty potok, bardzo gіoњny, a trochк niїej na

rуwnince koszar

owczy i szaіasy. Tam staniecie na noc, bo juї bкdzie wieczуr. Jutro wam ludzie

pokaї№, jak

iњж dalej. Tylko te osіy bкdziecie musieli im zostawiж. No to z Bogiem, panowie.

-Poszedі. A

my w њmiech. - Opatrznoњж czuwa nad nami - rzekі Diego - i zesіaіa pasterza,

abyњmy nie

zjeїdїali do murowanki i nie nakіadali niepotrzebnie drogi, chyba їe nas ten

Dafnis wysyіa

prosto do jaskini zbуjeckiej, w rкce jakichњ kudіatych opryszkуw, ktуrzy wіaњnie

ostrz№ noїe.

- I okazaіo siк, їe wszystko byіo tak, jak mуwiі ten uczciwy czіowiek: byі

bardzo dіugi

upіaz, byіo sіoсce za plecami, cztery potoki, a kiedyњmy zjeїdїali do pi№tego,

sіychaж byіo

juї z daleka њpiewaj№cych mкїczyzn. Diego powiedziaі: - Zaiste Menalkas i

Tityrus siedz№

tam, bo nie wygl№da mi to bractwo na szajkк іotrzykуw. - Wtem zaњpiewaіa jeszcze

kobieta i

Diego dodaі: - Jest i Amaryllis. - Szaіasy staіy w kotlinie. Dostrzegliњmy je

zaraz. Zbocze

nie byіo strome, osioіki zbiegіy truchtem, ludzie przywitali nas grzecznie i

tylko jedna

dziewczyna, ta Amaryllis, rozpoznaіa mnie od pierwszego wejrzenia. - Ty pann№

jesteњ -

mуwi.

Nocowaliњmy u nich.

Przemytnicy teї chodz№ tamtкdy i ci pasterze s№ przyzwyczajeni do

Diego sam pytaі, czy nie bywa rozboju, ale nie, teraz nie ma - powiedzieli - a

co goњж, to

zawsze њwiкto.

Dali nam sarniego miкsa, grzybуw i rуїnych serуw, їebyњmy jedli, co chcemy, aї

Diego

siк dziwiі, jaki іadny poczкstunek, a jeszcze obiecali doіoїyж їywnoњci na

drogк. -

Zostawicie tu osіy - rzekli - bo pуjdziecie odt№d po skaіach. Osіy juї tam na

nic. I nie bуjcie

siк. Choжby was kto њcigaі, nic nie powiemy.

To dobrzy ludzie. A їwawi i weseli jak ptaki, ci№gle piosenki

Tak caіy wieczуr

Њciemniaіo zupeіnie, pora kіaњж siк, nocleg przygotowany, wiкc pomodliliњmy siк

Ta Amaryllis?

Rozpoznaіa mnie, tak. - A moїe ty nie jesteњ pann№ - powiada - moїe jego їonk№?

- I do

Diega: - Ona jest pann№ czy wasz№ їonk№? - Diego siк њmieje. - Їonk№, їonk№ -

woіa. - Jak

їonk№, to idџcie oboje spaж do mojego szaіasu. - I daіa nam jedno posіanie. Ja

juї nic na to.

Pomodliliњmy siк.

Strach, pewno їe strach. Myњlaіam: co my w takiej pustce, znik№d ratunku, i

przecieї nie

moїna, i czy Diego chociaї rozumie? A sk№dїe! Naprawdк to paliі siк tylko do

mojej cnoty,

їeby j№ prкdzej zabraж, jeszcze rano w zajeџdzie i teraz w nocy znowu o tym

mуwiі, i ja

wiedziaіam, їe wszyscy mкїczyџni s№ tacy, a on powtarzaі: bкdziesz moja, moja,

moja, moja,

moja. - Ale jak, Diego - powiadam - jak ja bкdк twoja, kiedy przecieї nie moїna,

no co z

tego, czy bym chciaіa, czy nie, kiedy przeciwko ludziom i Bogu, sam wiesz... -

Nie

przeciwko ludziom, skoro juї rozpoznaіa ciк ta Amaryllis... - Przeciwko Bogu,

Diego. On nie

musi nawet rozpoznawaж. On i tak wie wszystko. - O, wielkie nieba - westchn№і -

wielkie

nieba! - Ale, Diego, co ty? - Obj№і mnie, caіuje po wіosach, oczach, matko, po

kaftaniku,

ktуry miaіam na sobie, rozchyliі go, choж siк broniіam, przywarі do mojego

ciaіa,

rozdygotany, gor№cy. - No, ale, Diego... - Nie sіyszaі, leїaі z policzkiem

prawie na mej

piersi, mуwiі jakby w malignie, jakby њpiewaі: bкdziesz moja, moja, moja... -

Ciszej, Diego,

bo moїe kto sіucha. - Niech sіucha, niech zatr№bi№ na caіy њwiat, їe bodziesz

moja, moja,

niech we wszystkich koњcioіach zadzwoni№... - Kiedy nic nie zatr№bi№ i nigdzie

nie

zadzwoni№, pomyњl, Diego, przecieї my tu jak zіodzieje... - A kochasz mnie,

Dolores? -

Kocham, Diego, tylko, wiesz, czujк siк taka brudna, po twoich rкkach zostaj№

wszкdzie њlady,

po kaїdym pocaіunku osiada coњ lepkiego, zasycha i piecze. - Nie mуw tak -

szepn№і. -

Nigdy mnie nikt nie caіowaі - tіumaczк mu - to moїe przez to, a moїe za nasze

grzechy... -

Nie mуw tak. Kochasz mnie? - Kocham ciк, Diego. - Jeїeli kochasz, dlaczego nie

chcesz,

aby siк miіoњж nasza speіniіa? -Speіniіa? Czy musi j№ ciaіo speіniж w grzechu? -

Znowu

8

zacz№і jakby w gor№czce bі№dziж ustami po moich oczach i ramieniu, i wszкdzie,

szepcz№c: -

Tak, tak, Dolores, tylko ciaіo moїe j№ speіniж w grzechu, uwierz mi. - Ale

czemu, Diego? -

Bo dopiero wtedy wiadomo, czy miіoњж jest, a inaczej moїe jej wcale nie ma,

sіyszysz,

Dolores, moїe jej w ogуle nie ma? - Serce podeszіo mi do gardіa. Pomyњlaіam: a

jeњli

rzeczywiњcie nie ma, jeњli to siк tak jakoњ sprawdza i jeњli juї wіaњnie widaж,

їe nie ma? Czy

mogіabym jeszcze wrуciж do klasztoru? A Diego wci№ї bі№dziі ustami po moich

rкkach, po

szyi, po kaftaniku, w. ktуry byіam ubrana, i zdawaіo siк, їe nie wie, co czyni,

jakby przestaі

nad sob№ panowaж, i takїe od tego serce podchodziіo mi coraz bardziej do gardіa,

zawoіaіam: - Nie, Diego, ciaіo nie speіnia miіoњci, przecieї to dusza, mуwiк ci,

dusza speіnia

prawdziw№ miіoњж. - Znieruchomiaі. Powiada: - Dziecko! - Kiedy nie, Diego, co ty

mi, їe ja

dziecko, nie jestem dzieckiem, chcк tylko byж czysta, rozumiesz? - Dziecko! -

powtуrzyі

gіoњniej. Dіugo leїeliњmy potem bez ruchu, spokуj byі dokoіa, ksiкїyc

przeњwitywaі

szparami w dachu, szumiaі potok. W koсcu powiedziaіam: - Wiкc jak to jest? Czy

miіoњж nie

speіnia siк nigdy w czystoњci, zawsze w grzechu? - Miіoњж - odparі - speіnia siк

tak, jakby

siк z tego szczytu, ktуry jest nad nami, oderwaі kamieс i zacz№і spadaж w tк

kotlinк, i jakby

porwaі ze sob№ wiele innych kamieni, i jakby to wszystko toczyіo siк w huku i

pкdzie, ani w

grzechu, ani w czystoњci, lecz po prostu w huku i pкdzie. Jeїeli kiedyњ bкdziesz

tylko

strumieniem tocz№cych siк kamieni i bкdziesz tak spadaж w dуі, zobaczysz, jak

siк speіnia

miіoњж. - Pomyњlaіam: zrobiк t o. Najpierw uniosіam siк na posіaniu, siadіam.

Diego nie

drgn№і. Pomyњlaіam: zrobiк to zaraz. I juї pochyliіam siк w tк stronк, gdzie

leїaі Diego,

zawisіam nad nim w powietrzu, a on czekaі. Coњ mi podszepnкіo: nie rуb t e g o ,

Dolorosa.

Cofnкіam siк, ale natychmiast pochyliіam siк znowu. Diego wyci№gn№і rкce i coњ

tak, jak

przedtem, podszepnкіo mi: opamiкtaj siк, Dolorosa, nie rуb t e g o . I jednak

przybliїyіam siк,

i jeszcze raz cofnкіam, i przybliїyіam, i cofnкіam, a wtedy Diego chwyciі mnie

jak obі№kany,

rozerwaі kaftanik i

Krzyknкіam

Byіabym go zabiіa, gdyby moїna, chciaіam rozszarpaж i

Co mam powiedzieж?

Tu, tu, na piersi, tu czuіam takie gor№ce wїeranie siк, іechtanie, caіowaі mnie,

tysi№c

mrуwek rozeszіo mi siк po ciele aї gdzieњ do mуzgu, myњlaіam, їe mi te mrуwki i

іzy trysn№

oczyma - puњж! - woіaіam -nienawidzк ciк - biіam go, pіacz№c - podіy, podіy!

puњж! - i

puњciі. Zerwaіam siк, wybiegіam z szaіasu. Diego za mn№. - Co robisz? -

krzykn№і.

Odpowiedziaіam, їeby mnie zostawiі, їe nie chcк go teraz widzieж, i pobiegіam na

oњlep w

ciemnoњж. Ksiкїyca juї nie byіo, Diego ci№gle woіaі gdzieњ za mn№ - wrуж

natychmiast! - a ja

upadіam, nie podniosіam siк nawet i tylko woda huczaіa w parowie.

Zlкkіam siк ciemnoњci i szumu.

Kiedy wrуciіam, Diego powiedziaі: - Myњlк, їe miіoњж speіnia siк w ofiarowaniu.

Nie ma

miіoњci bez ofiary. - Nie rozumiaіam go. Przespaliњmy potem resztк nocy.

Rano przyszіa do szaіasu ta Amaryllis. Byіa bosa, opalona, w krуtkiej spуdnicy,

miaіa

odkryte ramiona i gікbokie wciкcie nad stanikiem. Pachniaіo od niej sіoсcem,

wiatrem i

trzod№, poczuіam tк nieprzyjemn№ woс, gdy tylko weszіa. Podobali mi siк tam

wszyscy

pasterze prуcz Amaryllis. Przyniosіa dzban mleka, њmiaіa siк i duїo mуwiіa, a

Diego na ni№

patrzyі. Pamiкtam, їe rozlewaіa mleko do kubkуw i kilka kropel pociekіo jej na

palce.

Њmiej№c siк ci№gle i wykrкcaj№c na piкcie, oblizaіa dіoс. Wtedy wіaњnie

zauwaїyіam, їe

Diego na ni№ patrzy i їe zatrzymaі przez chwilк wzrok na tym gікbokim wciкciu. A

ta

Amaryllis podeszіa i dolaіa mu mleka.

Juї od rana Diego byі bardzo niespokojny, juї rano, kiedy skіadaі swoje rzeczy

do sakwy,

widziaіam, jak mu wszystko leciaіo z r№k, nie mуgі zawi№zaж supіa, rozchyliі

usta i drїaіa mu

warga. A nastaіo tego trzeciego dnia, bo juї siк zacz№і trzeci dzieс, jeszcze

wiкksze gor№co i

coњ w powietrzu niby rozїarzone szpilki, kіuj№ce i іyskaj№ce, czuіo siк te

ukіucia skуr№,

9

oczami, wydawaіo siк, їe niebo jest rozbitym na tysi№ce szkieіek zwierciadіem, i

poszliњmy

wњrуd takiego migotania zwierciadlanych odіamkуw pod gуrк kamienistym w№wozem.

Pasterze go nam pokazali.

Mуwili: o, tam przez siodeіko, tam bкdzie przejњcie.

I mуwili: po tamtej stronie wypoczniecie, bo za siodeіkiem bкdzie dobra pieczara

na

nocleg, znaleџж j№ іatwo, њcieїka wydeptana.

Osіy zostaіy u nich, zostaі ten siwy, na ktуrym dot№d jeџdziіam, i drugi

myszaty.

Diego niуsі sakwк.

Nie mogіam za nim nad№їyж, takimi wielkimi krokami ruszyі od razu z kotliny,

gdzie

spкdziliњmy noc. Prawie nie ogl№daі siк w tyі, szedі pierwszy, rozdraїniony i

zaperzony,

widziaіam to, szedі jakby sobie na przekуr, zїymaі siк, a coraz bardziej

poњpieszaі. Њcieїka

piкіa siк w gуrк, z pocz№tku іagodnie, potem gwaіtowniej po stromiџnie. Raziіo

sіoсce, upaі

wzmagaі siк z kaїd№ chwil№, miaіam sucho w ustach i czerwone kr№їki lataіy mi

przed

oczami. Nigdy nie byіam w takich dzikich gуrach, їeby same kamienie i droga

prosto w

niebo. Raz po raz chwiaіo siк jeszcze coњ pod nogami, bo te kamienie ruchome,

kilka

potoczyіo siк z haіasem w dуі. Jak tak - myњlaіam - to chyba nie dojdк. Diego

bez

wytchnienia, krok po kroku, ci№gn№і wyїej i wyїej, ale widaж byіo, їe idzie z

trudem, juї i on

zwalniaі, tylko go to zacietrzewienie, ta zawziкtoњж, z ktуr№ rano wyszedі,

popychaіa w gуrк.

Raz moїe odwrуciі siк, spojrzaі, a miaі w spojrzeniu coњ takiego, jak ranne

zwierzк,

wњciekіoњж, bezsilnoњж i strach, jakby siк chciaі na mnie rzuciж i zadusiж, i

jakby nie mуgі ani

zadusiж, ani uciec, i jakby siк tylko baі, czy mu nie zadam jeszcze jakiej rany.

Caіy spіywaі

struїkami potu. Poprawiі sobie sakwк na plecach, poszedі dalej.

Ja niosіam dmg№ sakwк. Byі w niej habit.

Po co?

Bo

Nie umiem odpowiedzieж na to, proszк Wielebnych Ojcуw.

Wtedy teї nie wiedziaіam, po co niosк habit i po co w ogуle idк, a zaczynaіo mi

siк

zdawaж, їe bez celu. Jeњli Diego juї taki, to co ja z nim

Do Boga? Czy miaіam prosiж Boga, aby mnie uwolniі od bojaџni grzechu?

Tylko o to mogіam prosiж, bo tylko grzechu pragnкіam. To teraz! Teraz, kiedy

stojк tu

przed Wami, Wielebni Ojcowie, teraz czujк, їe powinnam byіa prosiж, by nie

wodziі mnie na

pokuszenie, by przywrуciі mi niewinnoњж i nieњwiadomoњж wszelkiej pokusy, ale

wtedy tam,

w tym w№wozie, chciaіam czego innego, chciaіam, їeby mnie wiуdі na pokuszenie i

doprowadziі do grzechu, i їeby staіo siк t o, a traciіam nadziejк i myњlaіam, їe

nie stanie siк

nigdy, bo Diego tak spojrzaі, jakby

Zapytaіam go sama. Pierwsza zaczкіam. Mуwiк: -Diego, posіuchaj. - A juї mieliњmy

niby

dojњж do siodeіka. Mуwiк: - Diego, zastanуw siк, czego ty chcesz ode mnie,

dlaczego tak

patrzysz, powiedz. - A on nic. Milczy. - Diego - zawoіaіam - czy Boga nie ma? -

Odezwaі

siк na to. - Bуg jest - powiada. - Wiкc widzisz, Diego, to przecieї nie ja, to

Bуg ustanawia

nam zakazy. I kogo ty nienawidzisz, na kim siк chcesz mњciж, na kogo tak

patrzysz, na Boga?

- Przymkn№і oczy, caіa twarz wykrzywiіa mu siк w bolesnym skurczu. - Tak, tak -

powtуrzyі

odmienionym gіosem. - Bуg jest. - I tylko dyszaі z rozdraїnienia i wysiіku, bo

mimo skwaru

zaczкliњmy siк wіaњnie wspinaж z jeszcze wiкkszym poњpiechem, myњl№c, їe to

ostatnie kroki

i siodeіko tuї-tuї. Ale nie. Dochodzimy tam, gdzie miaіo byж siodeіko, i nie ma

siodeіka,

zwiуdі nas jakby prуg, jakby szeroki taras wystaj№cy nad w№wozem. Patrzymy, a

dopiero

wyїej piкtrz№ siк w sіoсcu skaіy i miкdzy nimi bіyszczy siodeіko. Diego potoczyі

nieprzytomnie okiem po tych gуrach. - Bуg jest - powiedziaі jeszcze raz, na wpуі

do mnie,

na wpуі do siebie. Ja znowu: - A widzisz, Diego, a widzisz? - Widzк - mуwi. - I

co - pytam

- co mam uczyniж? - Widzк - odparі juї trochк od rzeczy. - Ale, Diego -

powtуrzyіam - co

ja mam uczyniж? - Wrуж moїe do klasztoru - szepn№і. - Do klasztoru, st№d? -

Jeszcze

10

jesteњmy po tej stronie - rzekі tak samo, jak pierwszego dnia w zajeџdzie. -

Diego, oszalaіeњ?

- Oszalaіem - powiada. I pіacze. Pіacze wњrуd tych rozpalonych kamieni, rzuciі

sakwк,

poіoїyі siк na niej, pіacze peіn№ piersi№, jak wtedy na przeікczy, drugiego

dnia. - Poіamaіaњ

mnie - krzyczy - zniszczyіaњ wszystko, nic nie bкdzie, to koniec, bojк siк

ciebie i nie Bуg to

sprawiі, ty to sprawiіaњ, jestem pogruchotany, bez woli, jestem garњci№

szcz№tkуw, ktуrymi

wiatr miota. - Nie, Diego - woіam - to nie moїe byж koniec, ja ciк kocham, to

nie moїe byж

koniec, sіyszysz? - Odejdџ, Dolores, wrуж do klasztoru, jeszcze masz drogк

otwart№. - Diego

-mуwiк - opamiкtaj siк, jakїe ja odejdк? I ty nie zostaniesz tu przecieї, nie

bкdziesz tak leїaі

w tym kamienisku. - Powoli oprzytomniaі. A kiedy oprzytomniaі i wzi№і sakwк, i

ruszyі dalej

pod gуrк, pomyњlaіam, їe to jednak moїe byж koniec. I dopiero teraz przeraziіam

siк

naprawdк. Czerwone koіa, ktуre miaіam w oczach od upaіu i zmкczenia, pociemniaіy

nagle i

zaczкіy siк sypaж czarnymi pіatami, poczuіam pragnienie, wody, wody, a nogi,

ktуre ci№їyіy

mi przedtem jak dwa kloce, staіy siк lekkie i sіabe, zachwiaіam siк i do cienia,

do cienia, їeby

nie zemdleж, zobaczyіam cieс opodal w rozpadlinie pod skaі№, zeszіam ze њcieїki,

nie wiem,

jak zlazіam na dno tej rozpadliny, a tam byі њnieg i chіуd, i niїej nie byіo juї

nic, tylko

stromy stok i przepaњж. Nagarnкіam њniegu w dіonie, zaczкіam go jeњж. Diego z

pocz№tku nie

zauwaїyі, gdzie jestem, dopiero pуџniej mnie dostrzegі. Rozwi№zaі sakwк, wyj№і

bukіak na

wodк, schodzi z tym bukіakiem. Staraіam siк, by nic nie poznaі po mnie, a juї mi

њnieg i cieс

zrobiіy lepiej. Wziкіam bukіak, napeіniіam go tak№ zlodowaciaі№, brudn№ i

zbrylon№ kasz№

њnieїn№. - Bкdziemy mieli na drogк - powiadam. Diego teї siк tymczasem orzeџwiі,

nassaі

lodu i umyі twarz. Spogl№dam ku siodeіku. Jasno tam. Ani jednej chmurki. - Diego

- pytam -

co jest za tym siodeіkiem? Czy od razu zaczyna siк krуlestwo Francji? - Nie wiem

-

westchn№і. - Nie wiadomo, co siк pokaїe po tamtej stronie. - I zacz№і o tym, їe

nie bкdzie

muzyki sfer; їe moїe byж gorzki pioіun, їe Bуg zatruі jabіko, i o tym wszystkim,

co juї

opowiadaіam Wielebnym Ojcom, o wysokim brzegu, i kto kogo zepchnie. - Pamiкtasz

-

dodaі - co ci mуwiіem dzisiaj w nocy, kiedy wrуciіaњ do szaіasu? Miіoњж speіnia

siк w

ofiarowaniu. Pojmij wiкc. Dojdziesz do krawкdzi, staniesz nad wysokim brzegiem,

a ja ciк

nie zepchnк i nie poci№gnк na dno, choжbym mуgі, choжbym pragn№і, choжbym wedіug

praw

natury musiaі to nawet uczyniж i chociaї byіoby mi tak, jak gdybym zawisі nad

otchіani№,

uczepiwszy siк brzegu jednym palcem. Nie zepchnк ciк. Powiem: wrуж do klasztoru.

To jest

moja ofiara i przecieї... - Tu, jak juї opowiadaіam Wielebnym Ojcom, urwaі wpуі

sіowa i

tylko na coњ czekaі z otwartymi ustami, a ja domyњliіam siк, na co, zrozumiaіam,

їe na moj№

ofiarк, ale zrozumiaіam teї, jak obіudnie ten tchуrz

Bo to on baі siк grzechu, chciaі, їebym ja pierwsza skoczyіa w ciemnoњж, їeby

jego grzech

byі niby mniejszy, on kіamaі

I potem siк przeraziі, їe ja to wiem, dlatego zbladі. I zacz№і o robaku, w tym

pomieszaniu

pl№taі siк i przeczyі sam sobie, powiada nagle: - Gdzie twoja sakwa?

Albo moїe juї przeczuwaі, co siк stanie z nim na czwarty dzieс, i moїe tego baі

siк

bardziej niї grzechu; dziњ myњlк, їe pewnie coњ przewidywaі, ale wtedy myњlaіam

tylko: to

j e s t koniec; i sіyszaіam jego sіowa - dojdziesz do krawкdzi, dojdziesz do

krawкdzi -

zagryzaіam wargi, nareszcie mуwiк: -Moja sakwa zostaіa w w№wozie. - On

powiedziaі: -

Poszukam jej, bo moїe siк stoczyж. Odszedі. Wstaіam zaraz. Do przepaњci kilka

krokуw.

Wychyliіam siк, patrzк w dуі: gdyby tam run№ж, pewna њmierж. Uklкkіam i zaczкіam

powoli

osuwaж siк na skraj zbocza, szepcz№c modlitwк: - Boїe, odpuњж mi moje grzechy, a

jeњli siк

oњmielк i popeіniк jeszcze ten grzech ostatni

Bуg widziaі, їe nie miaіam juї innego wyjњcia.

Nie, nie chciaіam skoczyж w urwisko, ale z tych kкp zeschіej trawy nad

przepaњci№

mogіam siк lada chwila zeњlizn№ж, wiedziaіam to i kusiіam los, szіam na

kolanach, skrawek

po skrawku, z modlitw№

Tak, Wielebni Ojcowie, z bluџniercz№ modlitw№ na ustach szіam skrawek po

skrawku,

11

coraz niїej, i poruszyіa siк jedna kкpa, a ja siк zachwiaіam, przenikn№і mnie

straszny dreszcz,

wpiіam siк paznokciami w ziemiк, w korzonki traw, i one teї siк poruszyіy,

widziaіam pod

sob№ dno przepaњci, i tak na kolanach, w przeraїeniu њmiertelnym, їe stracк

oparcie, tak juї

tam zostaіam. I wrуciі Diego. Usіyszaіam kroki. Przeszedі mi jeszcze jakby

krуtki bіysk

przez gіowк: skoczк. Ale nie mogіam. A kroki nagle ucichіy, Diego nic nie mуwiі,

widocznie

zrozumiaі, co robiк. Doњж dіugo trwaіa ta cisza, strach nie pozwalaі mi siк

odwrуciж i

spojrzeж, utkwiіam wzrok w przepaњci, zamarіam nad ni№, aї coњ mn№ znienacka

targnкіo, to

Diego, przybliїywszy siк od tyіu, chwyciі mnie za ramiona i gwaіtownie

poci№gn№і. A potem

powlуkі siі№ do takiej zaklкsіoњci porosіej mchami, rzuciі na nie. Kiedy leїaіam

juї w

bezpiecznym miejscu, krzykn№і: - Dolores, co chciaіaњ zrobiж? - Powiedziaіam

cicho: - Nic,

nic, Diego, nie byіabym siк zabiіa, tam jeszcze zostaі kawaіek do krawкdzi,

uwaїaіam

przecieї. - Schyliі siк nade mn№, popatrzyі trochк niepewnie, z trwog№ i zarazem

z nadziej№, z

osіupieniem i jakby coњ odgaduj№c. A ja poczuіam wielk№ ulgк, nawet radoњж, їe

to siк tak

skoсczyіo, zamknкіam oczy i chciaіam tylko jednego: їeby zacz№і mnie caіowaж w

ten sam

sposуb, co przedtem w nocy, i bodaj rozebraі do naga, i їeby siк dokonaіo

wszystko, wіaњnie

teraz i wbrew Bogu

Nie baіam siк potкpienia, opadіam zupeіnie z siі i uleciaіa ze mnie pamiкж.

Tak, Wielebni Ojcowie, przyznajк siк, iї byіby to grzech popeіniany z umyњlnym

zamiarem zniewaїenia Boga, a zatem grzech њmiertelny.

Uleciaіa wiкc ze mnie pamiкж i wszelka wola prуcz jednej, їeby Diego zacz№і

robiж to,

czego zawsze chciaі, їebym juї poznaіa, co to jest i jak siк speіnia, i їeby

Diego musiaі juї

potem przy mnie zostaж, bo bylibyњmy zі№czeni dusz№ i ciaіem, a przecieї on nie

wierzyі w

inn№ miіoњж i ja zrozumiaіam, їe jego dusza zі№czy siк z moj№ dopiero wtedy, gdy

zі№czy siк

ciaіo. I kiedy tak leїaіam na tych mchach bez wіadzy nad sob№ i pamiкci, Diego

wyczuі, na

co czekam. Powiedziaі: - Carissima! - I jeszcze raz: - Carissima! Carissima! -

Szeptaі jakoњ

bardzo tkliwie. A pуџniej przykryі mi twarz dіoсmi, wnкtrzem ich muskaі moje

powieki,

usta, rzкsy, przesun№і rкce ku piersiom, dotkn№і bioder, ud, nareszcie obj№і

mnie caі№ i ten

uњcisk byі samym szczкњciem i zachwytem, ale nic wiкcej Diego nie zrobiі,

powiada: -

Dolores, musimy przejњж gуry jeszcze przed noc№. - Mуwiк mu: - Dobrze, Diego. -

I patrzк,

a on znуw taki promienny, rozњwietlony jak pierwszego dnia nad strumieniem,

kiedy

zaczynaliњmy ucieczkк. Sіoсce przetoczyіo siк tymczasem po niebie i ogarnкіo

rozpadlinк.

Nie wiem, ile godzin przeszіo, gdyњmy tam bawili. Pewnie duїo, bo juї cienie

padaіy inaczej,

ukoњnie. Wstaіam. Wziкliњmy sakwy i ruszyliњmy skaіami pod siodeіko. Ale co

robiж? Nie

moїna iњж, chyba czepiaж siк gіazуw rкkami i wci№gaж na czworakach. Њmiejemy

siк. - Diego

- mуwiк - kiedy tak idziesz, jesteњ podobny do kota. - A ty do myszy, poіknк ciк

zaraz -

odparі. I dodaі: - Co masz w sakwie? Tylko habit? Juї go lepiej rzuж w przepaњж,

bкdzie ci

іatwiej. - Pomyњlaіam: rzucк i oddam mu siк wieczorem po tamtej stronie. Ale

Diego uwi№zaі

sobie zrкcznie sakwк na plecach. No, to ja uwi№zaіam tak samo. Nie wyrzuciіam

habitu.

Mieliњmy potem rкce zupeіnie wolne, wygodniej byіo siк wspinaж. Caіa ostatnia

czкњж drogi

do siodeіka, chociaї trudna i urwista, mijaіa nam wesoіo. Diego musiaі mi kilka

razy

pomagaж, bo nie mogіam zrobiж dіugiego kroku, znowu њmialiњmy siк jak dzieci i w

koсcu

zanim spostrzegliњmy, їe to juї siodeіko, otworzyі siк widok na tamt№ stronк.

Po tamtej stronie byі drugi іaсcuch gуrski.

Spytaіam: - Gdzie jest Francja? - Diego wskazaі palcem na ten іaсcuch. Spytaіam

jeszcze:

- Czy tam pуjdziemy? - Tak - odpowiedziaі - tam pуjdziemy.

Ale to jutro, a tej nocy chciaіam tylko zostaж z Diegiem i cieszyіam siк, їe

wschodziі

ksiкїyc jak ogromna gіowa, krzyknкіam - popatrz, Diego! - bo chyba nigdy

dotychczas nie

widziaіam takiej czerwonej, rozpіomienionej kuli, zdawaіo mi siк to znakiem

niebios. Juї po

ciemku, jedynie przy њwietle ksiкїyca, odszukaliњmy zejњcie do pieczary,

rzeczywiњcie byіa

wyraџna њcieїka i pieczara niczym budynek mieszkalny, musieli tam czкsto bywaж

ludzie,

12

znaleџliњmy naczynia, nуї i legowisko usіane z gaікzi nie bardzo jeszcze

zwiкdіych. Diego

zaraz naci№і њwieїej kosodrzewiny, ktуrej mnуstwo rosіo w pobliїu. I paliliњmy

ogieс.

Trzymaіam Diega za rкkк, tuliіam siк do niego, a jemu w oczach, jak w lusterku,

odbijaіy siк

pіomienie, miaі kolorow№ twarz, cieс i blask peіgaіy po niej na przemian,

ksiкїyc tymczasem

wzleciaі gdzieњ wysoko na niebo, zmalaі, pobladі, i od tego wszystkiego, od

њwiatіa, ciepіa i

zapachu kosodrzewiny padaі na mnie coraz osobliwszy urok, i zrobiіo mi siк tak,

їe musiaіam

coraz mocniej њciskaж dіoс Diega, bo jeszcze przypominaіam sobie nasz№ drogк i

tamto nad

przepaњci№, a Diego byі obok, i coraz gwaіtowniej coњ mnie do niego ci№gnкіo,

coraz

niespokojniej, coraz, no, juї nie wiem sama, juї trudno - myњlaіam, i w tej

pieczarze Diego

siк rozebraі, zobaczyіam nagie plecy, biaіy byі, to przecieї mкїczyzna -

myњlaіam, i nogi, a

potem zaraz do mnie, poіoїyі siк, i tak oboje na gaі№zkach kosodrzewiny -

kochasz? -

kocham - szeptamy, i zacz№і zdejmowaж ze mnie

Ale jak ja Warn to. Wielebni Ojcowie

Obnaїyі mnie po pas i od razu przestaі sіyszeж, rozumieж, woіaі coњ, jedno sіowo

-

kamelia, zasіaniaіam siк przed jego wzrokiem, a on - kamelia, kamelia, opкtaіo

go to,

poczuіam, їe oddycha szybko, natarі na mnie caіym ciaіem, oplуtі rкkami, owiaі

tym

niecierpliwym oddechem i wtedy zlкkіam siк, co moїe byж za chwilк, bo przecieї

nic nie

rozumiaі, tylko w obікdzie, w zapatrzeniu na moj№ nagoњж powtarzaі - kamelia,

nie miaіam

siк gdzie przed nim schroniж i mimo woli lgnкіam wіaњnie do niego, wiкc

zagarniaі mnie

wci№ї natarczywiej, zlкkіam siк tej siіy, a siкgaі juї po resztkк mego ubioru,

by j№ zedrzeж, i

wtedy coњ mnie tknкіo, їe trzeba mu to powiedzieж, pуki czas, i szepnкіam: -

Diego nie chcк

nic wiкcej zdj№ж z siebie, pamiкtaj, nie rуb mi t e g o . - Ale on jakby nie

sіyszaі. -Tak, tak -

woіaі. I znуw: - Kamelia! - Diego, sіyszysz? - Dobrze, dobrze - odpowiadaі,

zachіyњniкty,

oszoіomiony czymњ. Wiedziaіam, їe mn№, i dziwiіam siк, їe przez moje ciaіo tyle

szaleсstwa,

cieszyіam siк, i jeszcze, Wielebni Ojcowie, z tej prуїnoњci zapytaіam, czy

naprawdк jestem

taka іadna i mogк siк tak podobaж, bo mi siк zdawaіo, їe nie, a Diego zacz№і

krzyczeж: -

Piкkna! -Odt№d juї to sіowo powtarzaі wiele razy, jak wpierw - kamelia, z

nieprzytomnym

uporem, na wpуі majacz№c: - Piкkna, piкkna! - I

Przysiкgam, Wielebni Ojcowie, niczego nie staram siк przed Wami ukryж, ale

wstydliwoњж

i sama natura powstrzymuj№ mi jкzyk.

Bo pуџniej on sprкїyі siк caіy i run№і na moje uda, i chciaі je zupeіnie

obnaїyж, szarpaі,

szarpaі z tym krzykiem - piкkna, piкkna! - i byіo tak, jakby mnie dotkn№і

rozpalonym

їelazem - nie! - zawoіaіam, a on - piкkna! - a ja - nie! - a on - teraz, o,

teraz b№dџ moja! - a

ja w rozpaczliwym skurczu, ktуry mnie chwyciі od kolan przez wszystkie

wnкtrznoњci aї po

krtaс, broniіam siк tylko zкbami, a on wci№ї woіaі - piкkna! - i - Dolores, co

robisz? - a ja

nie wiedziaіam, co robiк, i z tej wњciekіoњci, їe mnie poruszyі rozpalonym

їelazem, i їe

musiaіam siк oprzeж, choж przedtem pragnкіam ulec, z tej wњciekіoњci, їe

wszystko tak siк

staіo, pok№saіam go, poraniіam do krwi, a Diego jeszcze coњ woіaі tym bікdnym,

jednostajnym gіosem, i nagle znieruchomiaі. Wtedy dopiero zrozumiaіam, їe mуwi

juї co

innego, i dosіyszaіam jкk: - Dolores, dlaczego? Dolores, dlaczego tak, dlaczego

tak? - To

teraz powtarzaі, jak przed chwil№ „kamelia” i „piкkna”. Nic mu nie

odpowiedziaіam.

Wody

Pozwуlcie mi siк napiж. Wielebni Ojcowie.

Nie potrafiіam odpowiedzieж na pytanie, ktуre zadaі. Myњlaіam tylko: niech mu

odpowie

Bуg. Ale to wіaњnie, їeby mu odpowiedziaі Bуg, Diego juї raz ode mnie sіyszaі,

znacznie

wczeњniej, zanim uciekіam z klasztoru. Musiaі te sіowa pamiкtaж. Powiedziaіam je

kiedyњ w

koњciele Santa Cruz. Nie byliњmy wtedy umуwieni. Widywaliњmy siк zazwyczaj gdzie

indziej: w teatrze u komediantуw. Spotkania naznaczaliњmy na rano, gdy trefnisie

i grajkowie

waікsali siк po mieњcie, a Diego czuwaі w namiocie nad strojami tych wesoіkуw i

pisaі.

Mogіam zachodziж do teatru niepostrzeїenie. Byіo mi po drodze od Miguela,

piekarza. Tam

13

wiкc umawialiњmy siк zazwyczaj. Lecz w dzieс, o ktуrym chcк opowiedzieж, Diego

przyszedі

do koњcioіa Santa Cruz. Spotkaіam go w nawie bocznej przy oіtarzu Najњwiкtszej

Panny

Marii. Uklкkliњmy zaraz, niby do modlitwy. Spytaіam: - Wiedzieliњcie, panie, їe

tu bкdк? -

Powiada: - Tak, Siostro. -Przeczuwaіam juї coњ niedobrego. Mуwi: - Caі№ noc

pasowaіem

siк z sumieniem. Komedianci jad№ w tych dniach do Burgos, postanowiіem z nimi

wyjechaж.

- Przeraїenie zaparіo mi dech. - Jak to, panie? -rzekіam. - Czyїbyњcie chcieli

powiedzieж, їe

zamierzacie wyjechaж na zawsze? - Na zawsze, Siostro. - Czy to przeze mnie? -

spytaіam

jeszcze. -Tak - odparі. I dodaі: - Bojк siк, by wkrуtce nie byіo za pуџno,

albowiem nie ma

takiej rzeczy, ktуrej czіowiek nie mуgіby uczyniж w sіaboњci swej natury.

Zbliїamy siк,

Siostro, do bram piekіa i kusi nas, aby tam zapukaж, a kto koіacze do bram

piekіa, temu siк

one otworz№. - Tymczasem z zakrystii wyszedі ksi№dz, i, mijaj№c nas, przyklкkn№і

przed

oіtarzem. Diego umilkі. Nie mogliњmy rozmawiaж swobodnie, bo duїo ludzi krкciіo

siк w

koњciele. - Jak to, panie? - szepnкіam znowu, gdy opustoszaіo. - Czy

postanowiliњcie

wyjechaж wіaњnie po tym, co zrobiliњcie wczoraj? - A w przeddzieс byіam u niego

w

namiocie komediantуw i caіowaliњmy siк tam pierwszy raz. - Wіaњnie po tym

rozliczaіem siк

dіugo z sumieniem - rzekі. - Powiedziaіem sobie: Њlepcze, idziesz po omacku i

prowadzisz

za rкkк dziecko, ktуre nie wie, co je czeka u kresu drogi. Nie wolno ci

doњwiadczaж jego

niewinnoњci. Poїegnajmy siк wiкc. Siostro, i niech spotkanie u tego oіtarza

Przenajњwiкtszej

Dziewicy bкdzie ostatnie w naszym їyciu ziemskim. -Wiedziaіam, їe to, co mуwi,

jest

sіuszne i sprawiedliwe, ale czuіam tylko jedno: їe muszк go zatrzymaж.

Klкczeliњmy z

opuszczonymi gіowami i naboїnie zіoїonymi dіoсmi, nie њmiej№c na siebie

spojrzeж. Raz po

raz przechodziі ktoњ koіo oіtarza. Pуіgіosem, rzekomo zatopiona w modlitwie,

powiedziaіam

jedyne sіowa, jakie mogіam wydobyж z gardіa: - Nie wyjeїdїajcie, panie. - On na

to: -

Siostro, muszк. - Jeњli wyjedziecie, zgubicie mnie wіaњnie tym. - Jeњli wyjadк,

ocalк was. -

Chciaіam powstrzymaж go od wyjazdu bodaj na krуtko. Byіoby mi іatwiej znieњж

rozstanie,

gdyby odszedі nie z wіasnej woli, lecz z mojego namysіu, w chwili przeze mnie

wybranej, a

zdawaіo mi siк, їe potrafiк jeszcze tк wystкpn№ miіoњж przemуc i їe uczyniк to

rychіo. Ale

pora i miejsce nie byіy odpowiednie, by dіugo rozmawiaж. - Nie wiem, co bкdzie -

rzekіam -

jeїeli wyjedziecie. Zostaсcie, bіagam was. Nie moїna juї chyba o nic prosiж

straszniej, niї ja

tutaj proszк. Wszak nie do Matki Boїej modlк siк, lecz do was, czy nie widzicie?

- Jakby siк

zapadі po moich sіowach, jakby siк pod nimi ugi№і i w tym pochyleniu dotkn№і

czoіem

podestu oіtarza. - Dolores - odezwaі siк po chwili - czy ocalenia nie ma? -

Niech wam

odpowie Bуg - szepnкіam wуwczas tak samo, jak chciaіam teraz w pieczarze, kiedy,

nagi,

powtarzaі bікdnym gіosem jedno pytanie: dlaczego tak? Ale nie mogіam powiedzieж

tego po

raz wtуry, bo on musiaі to pamiкtaж z koњcioіa Santa Cruz. Wtedy, w tamtym

koњciele,

dodaіam jeszcze na koniec - nie skazujcie mnie, panie - i on zostaі, nie

wyjechaі z

komediantami, a teraz w pieczarze, po wszystkim, co siк staіo, nie pragnкіam juї

niczego,

byіam pusta, milczaіam.

I nadszedі ranek, dzieс czwarty.

Z pocz№tku. Wielebni Ojcowie, nie rozumiaіam, na co siк zanosi. Ten dzieс zacz№і

siк

zwyczajnie. Moїe i Diego nie byі caіkiem њwiadom, co robi. W ogуle nie mуwiliњmy

tym i

zachowywaliњmy siк tak, jakby wszystko miaіo trwaж po staremu. Diego wstaі,

poszedі po

wodк do strumyka, ktуry tam w pobliїu pіyn№і. Zakrz№tnкіam siк wokуі posiіku.

Diego

wrуciі, usiadі na kamieniu i naprawiaі sobie pantofel. Ranek byі pogodny,

spostrzegіam

tylko, їe nad szczytami po stronie francuskiej gromadziіy siк ciemniejsze

obіoki.

Powiedziaіam: - Chyba bкdzie burza. Ani kropla deszczu nie spadіa, od kiedy

jesteњmy w

drodze. - Nie bкdzie burzy - sprzeciwiі siк Diego. Jedliњmy na њniadanie sery,

ktуrych dwie

duїe gomуіki daіa nam onegdaj ta Amaryllis. Czuliњmy siк zmкczeni po nocy i

wspinaczce,

pobolewaіy mnie nogi, a Diego miaі cieс w oczach. Zanim wyruszyliњmy, leїaі

dіugo na

trawie i patrzyі w niebo. Tymczasem wiatr rzeczywiњcie rozpкdziі chmury po

stronie

14

francuskiej. Zrobiіo siк tam jasno i za іaсcuchem gуr ukazaіy siк w promieniach

sіoсca

dalekie, przymglone krajobrazy. Zawoіaіam: - Spojrzyj, Diego, widaж juї ziemie

krуlestwa

Francji. - Oboje zwrуciliњmy ku nim wzrok. Nie moїna byіo wiele rozrуїniж, pola

i wzgуrza

ginкіy w smugach srebrnego њwiatіa i zlewaіy siк na nieboskіonie z bікkitem.

Pomyњlaіam, їe

wygl№da to piкknie i їe nie zdziwiіabym siк, gdyby naprawdк w krуlestwie Francji

rosіy same

gaje migdaіowe, padaіy zіote deszcze i kwitіy nenufary. Diego podniуsі siк

wreszcie, bez

poњpiechu zwi№zaі sakwк. - Musimy juї iњж - rzekі. Poszliњmy. Wci№ї jeszcze nie

rozumiaіam co siк dzieje. Dopiero po chwili zmiarkowaіam, їe idziemy znуw t№

sam№

њcieїk№, ktуr№ poprzedniego dnia zbiegaliњmy z siodeіka do pieczary, tylko

kierunek byі teraz

odwrotny: pod gуrк. Zaniepokoiіam siк, czy Diego nie pomyliі drogi. - Nie -

їachn№і siк -nie

pomyliіem drogi. - Zaczynaіam z wolna wszystkiego siк domyњlaж. Oczywiњcie

prowadziі

mnie na siodeіko, ale po co? Czy chciaі wracaж do Hiszpanii? Wolaіam juї o to

nie pytaж.

Pojкіam jakby sercem, nie rozumem, caі№ prawdк o nim, nie o sobie. Zdawaіo mi

siк, їe

zawiniіam. Byіo mi bardzo їal Diega.

Tylko w pierwszej chwili przelкkіam siк tego powrotu. Ale raczej spіyn№і na mnie

smutek,

taki najgікbszy, od ktуrego czіowiek najchкtniej by siк poіoїyі i biі gіow№ o

ziemiк, taki

smutek wtedy na mnie spіyn№і. A przelкkіam siк tylko w pierwszej chwili, bo

prawie od

samego pocz№tku nie wierzyіam w nasz powrуt i wiedziaіam, їe jeњli zechcк, mogк

jeszcze

zatrzymaж Diega, mogк stan№ж, powiedzieж - o, tu, Diego, masz mnie, bкdк twoja -

i

rzeczywiњcie oddaж mu siк natychmiast w tym sіoсcu, na jakiej b№dџ kкpie trawy,

i t№ ofiar№,

jak mуwiі, zawrуciж go z drogi do Hiszpanii.

Musiaіam, Wielebni Ojcowie, musiaіam tak myњleж i musiaіam to zrobiж. Nic innego

nie

mogіo mnie uratowaж przed powrotem, a przecieї kamieс do szyi

O, Wielebni Ojcowie, na mуj umysі padіo wtedy zupeіne zaжmienie. Wzdrygam siк to

nawet wyjawiж, ale skoro juї tak pokornie przyznajк siк do wszelkich grzechуw,

powiem

Warn, їe, owszem, czuіam skruchк i potrzebк pokuty, tylko w tej њlepocie

wszystko mi siк

pomieszaіo, czuіam skruchк wobec Diega, zdawaіo mi siк, їe muszк swoj№ winк

odpokutowaж nie przed Bogiem, lecz przed nim.

Bo to byіo tak: po spotkaniu w koњciele Santa Cruz prуbowaіam przez kilka dni

zdusiж w

sobie tego raka, ktуry mnie zїeraі. Modliіam siк wtedy duїo i nie poszіam ani

razu do

namiotu. Aї tu kiedyњ w rozmowie z Siostr№ Modest№ zgadaіo siк o czymњ, juї nie

pamiкtam

o czym, a Siostra Modest№ mуwi: - Dziњ wyjeїdїaj№ komedianci. - We mnie jakby

strzeliі

piorun: czy jednak Diego nie wyjedzie z komediantami? Na nic nie zwaїaj№c,

pobiegіam do

teatru. Sama nie wiem, jak mi siк udaіo przemkn№ж przez bramк klasztorn№ i

pуџniej wejњж

ukradkiem miкdzy te derki, rozpiкte na krzyїakach, do namiotu, gdzie siedziaі

Diego. Sama

nie wiem, sk№d wziкіam w sobie tyle њmiaіoњci, by nie uciec, gdy zobaczyіam w

namiocie

obcych ludzi. Diego, bardzo zmieszany, zerwaі siк zaraz i trochк sztucznie - na

wieki wiekуw

- b№kn№і - kogo Siostra szuka? - Muszк wam, panie, coњ powiedzieж - rzekіam. A

wszyscy

komedianci, ktуrzy tam byli, spojrzeli po sobie. Jeden zagwizdaі. Wydaіo mi siк,

їe byіa

drwina w tym gwizdaniu albo jakiњ szelmowski znak. I potem natychmiast wyszli,

bo niby

mieli іadowaж wozy, wyjeїdїali przecieї tego dnia. Ale nim wyszli, ten, ktуry

przedtem

gwizdaі, powiedziaі z uњmieszkiem: - Wiкcej niї trzy pacierze nie zmawiaj,

Diego, їebyњ nie

musiaі pуџniej piechot№ iњж za nami do Burgos. - Z tym znikі za derk№. - Na miіy

Bуg -

szepn№і Diego - co Siostra robi? Wszystko siк teraz wyda. Siostra nie moїe tu

zostaж. -

Zapytaіam go: - A wam, panie, o co idzie? - Jak to? - powiada. - O cуї by mi

szіo, jeњli nie

o spokуj i niewinnoњж Siostry? - O moj№ niewinnoњж czy wasz№? - Jak to? -

powtуrzyі. - Nie

zasіuїyіem na pos№dzenie... - Tak, tak, nie zasіuїyliњcie, chcecie mnie porzuciж

dla czystoњci

sumienia, jesteњcie, panie, anioіem bez skazy. - Dolores, co ci siк staіo? -

zawoіaі. Ja na to: -

Przyszіam tu, niczego siк juї nie bojк, to siк staіo. - Upadі przede mn№ na

kolana. -Moїemy

zrobiж tylko jedno - rzekі. - Moїemy oboje uciec, pуki nam ziemia nie zacznie

siк paliж pod

15

nogami. - A wci№ї ogl№daі siк niespokojnie i nasіuchiwaі odgіosуw spoza namiotu.

- Niech

tak bкdzie - powiedziaіam. Uњcisn№і mnie. - Carissima, rozumiesz, co czynisz? -

Rozumiem,

Diego. - I umуwiliњmy siк, їe sprуbujemy siк przekraњж przez Pireneje do

krуlestwa Francji,

їe on kupi osіy, i wyznaczyliњmy dzieс i miejsce przy moњcie w zagajniku

Ja byіam winna. Wielebni Ojcowie. On byі bez winy.

Kiedy podchodziliњmy z powrotem na siodeіko, wiedziaіam, їe to nie moїe siк tak

skoсczyж. Chciaіam, їeby coњ przeszkodziіo nam w drodze, їebyњmy musieli siк

cofn№ж i

pozostaж jeszcze przez dzieс i noc w pieczarze. Modliіam siк o burzк. Ale nie

byіo burzy. Do

poіudnia chmury zginкіy bez њladu w bікkitach tego jasnego, jak zawsze, nieba.

Przeszliњmy

tymczasem siodeіko, spojrzaіam ostatni raz na Francjк, a za siodeіkiem, gdyњmy

tamtкdy

schodzili w dуі ku szaіasom, praїyі znуw nieznoњny upaі, znуw powietrze

migotaіo, piekіo w

oczy i kіuіo. W ogуle wszystko powtarzaіo siк drugi raz. Diego mуwiі: -Wiкc

widzisz,

Dolores, nie Eden, tylko Gehenna, jesteњmy potкpieni. - A ja mуwiіam: - Nie,

Diego, to nie

moїe siк tak skoсczyж. - Ale nie chciaіam powiedzieж nic wiкcej, bo mуgіby

pomyњleж, їe

jeszcze raz іudzк jego i siebie, baіam siк juї draїniж go obietnicami, czekaіam

jedynie

sposobnoњci, aby je speіniж, i czuіam siк rzeczywiњcie jak уw potok kamieni, o

ktуrym Diego

mi przedtem opowiadaі.

Tak aї do szaіasуw

Pasterze zdziwili siк i ta Amaryllis przybiegіa zaraz, pytaj№, co siк staіo,

Diego powiada: -

Nic, wracamy. Gdzie osіy? - S№ osіy, ale przecieї nie ujedziecie daleko przed

noc№, nie

widzieliњmy tu jeszcze takich jak wy, czyњcie drogк zgubili, czy co? -

Spodziewaіam siк od

pocz№tku, їe trzeba bкdzie zostaж u tych pasterzy na noc, chciaіam, їeby tak

wyszіo,

myњlaіam: nazajutrz pуjdziemy znowu przez siodeіko na tamt№ stronк. A Diego

patrzyі na

mnie i odgadywaі czego chcк. Uњmiechaі siк nawet, ale inaczej niї poprzedniego

wieczora,

inaczej niї dwa dni wczeњniej u tych samych pasterzy, inaczej niї na przeікczy

pod jodіami,

kiedy woіaі „twoja chmurka”, inaczej niї pierwszego dnia, gdy mуwiі „sіodszaњ mi

od miodu

hymeckiego”, uњmiechaі siк jakoњ gorzko i podejrzliwie. Moїe wszystko

przewidywaі. I po

wieczerzy ta Amaryllis przygotowaіa nam znуw posіanie w swoim szaіasie. A Diego

ci№gle o

czymњ myњlaі i poruszaі bezwiednie ustami. Miaі to juї w naturze: gdy siк

zamyњlaі, poruszaі

lekko ustami, jakby te skryte myњli gryzі. Wiкc zapytaіam go jeszcze: - Diego,

czy mi nie

wierzysz? - Powiedziaі: - Wierzк. - Ale wyczuіam, їe boi siк nocy, ktуra

nadchodziіa, albo

jej nie chce, tylko mi tego nie mуwi. Poszliњmy jednak do szaіasu i tam dopiero

caіowaі mnie,

teї inaczej niї zawsze, jakoњ ostroїnie, z wahaniem, jakby juї mniej poї№daі

tych

pocaіunkуw i jakby coњ innego zaprz№taіo mu gіowк. Spytaіam znowu: - Diego, czy

wci№ї

jeszcze chcesz, їebyњmy to zrobili? - Powiedziaі: - Tak. - I nastaіa wtedy jedna

chwila,

jedno krуtkie oka mgnienie, kiedy ostatni raz byіabym siк mogіa cofn№ж.

Ta chwila, proszк Wielebnych Ojcуw, nadeszіa, gdy zrzucaіam z siebie odzienie,

bo Diego

nawet nie zbliїyі siк do mnie, nie popatrzyі, nie drgn№і, ale i nigdzie siк nie

oddaliі, tylko po

prostu byі obok, a to sprawiіo mi najwiкksz№ przykroњж i wіaњnie przez oka

mgnienie

pragnкіam zapaњж siк pod ziemiк, uciec, zw№tpiіam o wszystkim, lecz musiaіam

jednak

przekonaж Diega, їeby mi uwierzyі, wiкc siк przemogіam, sama przyci№gnкіam go do

siebie,

nie wolno mi juї byіo stchуrzyж, przyci№gnкіam go gwaіtownie, wtuliіam siк w

jego ciaіo

natarczywie, z poњpiechem, chciaіam zapomnieж, co robiк, i on miaі racjк, їe

przed tym

skokiem zamyka siк oczy, zamknкіam je i czekaіam, ale nie na upadek w ciemnoњж,

raczej na

coњ podobnego do bіyskawicy, na њwiatіo i huk. Diego wydawaі siк trochк

zdziwiony i

niepewny, sіyszaіam, jak wstrzymaі oddech w moim uњcisku, a potem coњ powiedziaі

zmienionym gіosem. Nie prуbowaіam nawet zrozumieж, wyobraїaіam sobie to, co

miaіo siк

staж za chwilк, tк burzк z piorunem, ktуry we mnie trafi, tak sobie jakoњ to

wyobraїaіam i

lкkaіam siк tylko bуlu, nie grzechu. Pamiкtam, їe Diego otrz№sn№і siк nagle z

obezwіadnienia

i poczuіam w nim wewnкtrzne musowanie, obejmowaі mnie taki spieniony, tкtni№cy,

16

pamiкtam ciepіo, ciкїar i jakby trzepot skrzydeі wielkiego ptaka, i pocaіunki,

jakby drapieїny

ptak wpijaі siк dziobem, byіo mi z tym џle, juї i to nawet bolaіo, ale siк nie

broniіam, tylko

mocniej zaciskaіam powieki, a przez Diega przepіywaіy ci№gle te pr№dy, wyraџnie

je

sіyszaіam, i wtedy, chc№c zarazem i nie chc№c otworzyіam siк przed nim caіa,

їeby mi zrobiі t

o i їeby mnie miaі tak, jak pragn№і. Spodziewaіam siк jakiegoњ ciosu, ostrego

szarpniкcia,

wstrz№su, moїe mкki, ale nie, nic nie byіo

Dobrze, proszк Wielebnych Ojcуw, powiem wszystko.

Czuіam tylko ucisk i takie krуtkie, draїni№ce podpalanie, krzyknкіam - Diego! -

i to byі

koniec, Diego znуw osun№і siк bezwіadnie i ciкїko oddychaі, pomyњlaіam, їe

przecieї nie ma

rozkoszy w tym grzechu, ale powiedziaіam: - Widzisz, Diego, speіniіo siк, miaіeњ

mnie tak,

jak pragn№іeњ. - A Diego wtedy szepn№і: - Nie, Dolores, nie przeszliњmy jeszcze

na tamt№

stronк, to nie byіo to. - Zdumiaіam siк, bo jakїe nie to? Wiкc co? Czego chciaі?

Lecz po

chwili wydaіo mi siк, їe moїe to naprawdк nie byіo jeszcze t o. I on znуw zacz№і

szukaж tej

jakiejњ innej rzeczy, ktуra siк przedtem nie speіniіa, a szukaі jej tak samo,

tylko

niecierpliwiej, jakby z rozpacz№, mкcz№c siк, i ja znуw czekaіam, gotowa na bуl

i na

wszystko, їebyњmy juї poznali tajemnicк zіego i dobrego, jak on kiedyњ mуwiі, i

uwolnili siк

od takiego њciskaj№cego gardіo їalu, їe to nie byіo t o. O niczym wtedy nie

pamiкtaіam.

Wielebni Ojcowie, ani o Bogu, ani o piekle, ani o Was, o niczym prуcz tego

jednego.

Spytaіam, czy nie jestem winna, їe nie przeszliњmy na tamt№ stronк, jak on to

nazwaі, ale

Diego nie odpowiedziaі wyraџnie, zacz№і naraz woіaж coњ bez zwi№zku - mуwiіem!

mуwiіem! - byі jakby nieprzytomny, jakby chory, dygotaі, i wci№ї nacieraі na

mnie aї do

utraty tchu, zdawaіo mi siк, їe cierpi, sіyszaіam gwaіtowne bicie jego serca i

nagle

przestraszyіam siк, bo sіabі w moich objкciach, zgrzany, wilgotny, i pojкіam, їe

opada z siі

jak poraїony, gdy siк do mnie zbliїa, i nie moїe zrobiж t e g o , czego chce. -

Mуwiіem! -

krzyczaі. - Robak! Mуwiіem, їe bкdzie robak. - Ale, Diego - rzekіam - uspokуj

siк. Co ciк

opкtaіo z tym robakiem? Przecieї nie musimy nic robiж, kiedy samo ciaіo siк

wzdryga, nie

widzisz? - Widzк - powiada. - Robak! On tak smakuje. - Chciaіam tylko wiedzieж,

czy we

mnie jest coњ, co go mrozi i przyprawia o sіaboњж, czy on to juї ma w samym

sobie, ale mi nie

odpowiedziaі, uparі siк, їe je robaka, nic wiкcej nie mуwiі, dopiero nastкpnego

dnia

Tej nocy byі taki martwy do koсca, aї do њwitu. Miotaі siк i bluџniі, gryzі siк

chyba tym

wstydem i przeraїeniem, їe osіabі, їaіowaіam go - po co ty siк tak gryziesz,

Diego? -

wpadaі tylko w jeszcze wiкksz№ zіoњж, a gdy milkі, sіychaж byіo szum potoku w

parowie,

pamiкtam ten szum, nic siк juї nie zmieniіo. Wielebni Ojcowie, to wszystko.

Pi№tego dnia o wschodzie sіoсca przyleciaіa znowu do szaіasu ta Amaryllis,

wniosіa, jak

za pierwszym razem, dzban mleka, ale w istocie przyszіa po to, їeby њwieciж

zкbami, i co ona

zrobiіa, ta bezwstydnica! Otarіa siк umyњlnie o Diega i on do niej powiedziaі: -

Amaryllis! -

tak j№ nazwaі, tym imieniem.

Pi№tego dnia okazaіo siк, їe Diego chce rzeczywiњcie odprowadziж mnie na dуі do

Hiszpanii. Po tej nieszczкњliwej nocy nie zatroszczyі siк nawet, czy bкdк mogіa

wrуciж do

klasztoru, post№piі jak nikczemnik, zaci№і siк tylko w zіoњci i zgryzocie,

pokazywaі palcem

niebo i mуwiі: - To On! - niby wygraїaі samemu Bogu, ale w oczy wolaі mi nie

patrzeж, baі

siк. Nic nie wyjaњniі, nie wytіumaczyі, nie zapytaі, co ja na to, po prostu

odebraі pasterzom

osіy i - wsiadaж! wsiadaж! jedziemy! - zawoіaі, a ja wsiadіam, bo cуї mogіam

zrobiж, nie

chciaі przecieї o niczym sіyszeж, tak siк zawzi№і w tym swoim szaleсstwie, w tej

nieprzytomnej woli powrotu.

Ale pamiкtam, spojrzaі na ni№.

Mimo szaleсstwa i rozpaczy, mimo їe zdawaі siк zupeіnie obі№kany i byі

sіaniaj№cym siк,

bolesnym cieniem samego siebie, spojrzaі na tк Amaryllis. W ostatniej chwili

przed

odjazdem, gdy juї osіy ruszaіy i gdy ona przybiegіa, їeby mu oddaж niepotrzebne

drobiazgi,

porzucone w szaіasie, spojrzaі na ni№ tak jak kiedyњ na mnie podczas naszego

pierwszego

17

spotkania.

Nie znaliњmy siк jeszcze wtedy. Przechodziіam ulic№, wracaj№c od Miguela,

piekarza.

Diego staі przed oberї№. I popatrzyі. Nic wiкcej nie zrobiі. Rozchyliі nieco

usta, lecz

wydawaіo siк, jakby jednoczeњnie przestaі oddychaж i tylko wiele rzeczy

pomyњlaі. A byіo w

tym spojrzeniu, w tych rozchylonych ustach i zatrzymanym oddechu coњ, co

przypominaіo

czіowieka, ktуry chciaіby piж i ktуry nagle, gdzieњ daleko przed sob№,

zobaczyіby jezioro. I

jeszcze wydawaіo siк, їe gdyby oberїa i wszystkie domy wokуі Diega znienacka

runкіy i

zapadіy siк pod ziemiк, on by tego nie zauwaїyі, ale zostaіby nieporuszony,

wci№ї jednakowo

patrz№c.

Tak wіaњnie spojrzaі przed odjazdem na tк Amaryllis.

I ja to widziaіam.

A potem wracaliњmy przez upіaz do przeікczy z jodіami, wracaliњmy bardzo szybko

i

myњlaіam, їe Diego zajeџdzi biedne osioіki na њmierж.

Nic poza tym nie myњlaіam. Wtedy juї naprawdк byіo we mnie caіkiem pusto.

Ci№gle trwaі taki dziwny upaі, jaki rzadko siк zdarza w naszych gуrach, ale tego

ostatniego

dnia powietrze zgкstniaіo jeszcze bardziej od їaru i dusznoњci. Ani jeden obіok

nie pojawiі

siк na niebie, tylko caіe niebo zbielaіo i wіaњnie z tej bieli spіywaі jakby

gor№cy klej, od

ktуrego robiіo siк czarno w oczach.

Dopiero na przeікczy Diego przemуwiі. Najpierw dіugo miкdliі w ustach myњl, nim

siк

odezwaі. Widziaіam, їe coњ їuje, їuje i nie moїe przeїuж, usta mu chodz№, a on

siк skrкca,

zielenieje, blednie i coњ dusi, dusi jakiegoњ potworka, ktуry go toczy.

Nareszcie powiada: - Ja

tego nie mam w sobie. - Czego? - Sіaboњci. - Ale tak to mуwi, jakby mnie chciaі

zadeptaж,

mуwi zіoњliwie i na wpуі radoњnie, їebym wiedziaіa, їe nie, sk№dїe, on wcale nie

ma tego w

sobie, chyba ja mam, powinnam siк gryџж sama. I patrzy. Czeka, co ze mn№ bкdzie.

- Wiкc ja

mam to w sobie? - spytaіam. A on: - Nikt z nas nie ma tego w sobie. Ale Bуg

jest! - Cуї tu

Bуg? - zdumiaіam siк. - Bуg stworzyі robaka - powiada. - I ze њwistem zaci№і

osіa, puњciі

siк pкdem z przeікczy. Teraz dopiero, zjeїdїaj№c w dolinк, wybuchn№і: - A wiesz,

Dolorosa,

co zrozumiaіem? Nie ma przed Bogiem ucieczki. A wiesz, Dolorosa, z czego

powstaje Bуg?

Ze strachu. Gdyby Go nawet nie byіo, powstaіby z czyjegoњ strachu. I On tu

powstaі z

twojego strachu, i poraziі mnie sіaboњci№, i pokazaі, їe nie ma przed Nim

ucieczki przez

Pireneje - tak wykrzykiwaі, podryguj№c њmiesznie na osioіku, myszatym, bo

myszaty go niуsі

- to wіaњnie zrozumiaіem, їe moїna prуbowaж przed Nim uciec, ale On powstanie ze

strachu

i objawi siк w poraїeniu sіaboњci№, i dlatego jesteњmy zawsze w rкku Boga. -

Diego -

woіaіam - opamiкtaj siк, po co tak bluџnisz? - Mуdlmy siк! - rzekі. A ja tylko

bіagaіam: -

Opamiкtaj siк! - Umilkі w koсcu, juї na samym dole, gdzieњ blisko zajazdu, w

ktуrym piкж

dni wczeњniej spкdziliњmy pierwsz№ noc. Miaіam nawet bіysk nadziei, їe moїe siк

rzeczywiњcie opamiкta, їe mu jeszcze to zm№cenie przejdzie. Pora byіa

poіudniowa, w takim

pкdzie przejechaliњmy caі№ drogк od szaіasуw pasterskich. I nagle staіa siк

rzecz straszna. W

ciszy odezwaі siк dџwiкk. Wiatr przyniуsі go z nizin gaskoсskich do gуr: w

jakimњ dalekim

koњciele zadzwoniono na Anioі Paсski. Ledwo byіo sіychaж ten gіos, bo dolatywaі

z wielkiej

odlegіoњci, ale wiedziaіam, co zwiastuje. - Diego - rzekіam -ocknij siк, to

przecieї ostatnia

chwila. Gdzie mnie wieziesz, komu chcesz mnie oddaж? - Bogu - szepn№і.

Rozstaliњmy siк, proszк Wielebnych Ojcуw, przed wieczorem. Nie spodziewaіam siк,

co

Diego zrobi na koсcu. Po caіym dniu tej szalonej gonitwy mieliњmy jeszcze do

rogatek moїe

godzinк jazdy, a sіoсce skіaniaіo siк ku zachodowi. Nie wiem sama, jak osioіki

wytrzymaіy

to wszystko, ale juї na widnokrкgu bіyszczaіy wyraџnie wieїe koњcioіa Santa

Cruz. I wtedy

Diego powiedziaі, їe on do miasta nie wejdzie. - Jak to? - spytaіam. - Wiкc

gdzie siк

podziejesz? - Gdziekolwiek - odparі. Nim zdoіaіam ochіon№ж, poїegnaі siк z

poњpiechem,

zawrуciі osіa i ruszyі znowu w tamtym kierunku, z ktуregoњmy dopiero co

przyjechali, a

mnie tak zostawiі na drodze. Nie prуbowaіam go zatrzymywaж. Otкpiaіam zupeіnie.

W

18

pierwszej chwili nie pomyњlaіam nawet o tym, co sama zrobiк, tylko gdzie on

jedzie.

W pobliїu rуsі lasek. Gdy Diego znikі po przeciwnej stronie, przyszіo mi do

gіowy, їeby

siк ukryж w lasku. Poprowadziіam tam osioіka i usiadіam pod jakimњ drzewem.

Osioіek

pow№chaі trawк, zacz№і siк paњж. A ja do sakwy. Zdjкіam hajdawerki, naіoїyіam

habit. I nic.

Nie pіaczк, nie modlк siк, tylko tak siedzк. Naraz obleciaі mnie strach: co

dalej? Przecieї noc.

I wyszіam stamt№d. Wyjechaіam znуw na drogк.

Dziwna siіa zaniosіa mnie pod rogatki. To siк odbyіo bez mojej woli, jakby samo.

Dopiero

przed wejњciem do miasta zrozumiaіam, gdzie jestem, i struchlaіam. Straїe staіy

na

rogatkach. Zabrakіo mi odwagi, їeby siк przybliїyж. Ale oni juї mnie widzieli. I

kiedy siк

ruszyli i zaczкli iњж z pochodniami i halabardami, pomyњlaіam, jak Diego mуgі

zrobiж to, co

zrobiі, dlaczego odszedі, i

Nie wiem, proszк Wielebnych Ojcуw.

Myњlк czasem, їe moїe wcale nie ma go w Hiszpanii. I jeszcze myњlк, czy nie

pojechaі z

powrotem w gуry do tej Amaryllis.

A oni przyszli z rogatek. I okazaіo siк, їe wiedz№, kim jestem, jakby juї na

mnie czekali, i

їe nie wolno mi dalej post№piж kroku, tylko pod tymi halabardami mam byж

prowadzona i

wydana Њwiкtej Inkwizycji. A resztк, Wielebni Ojcowie, wiecie, co byіo i co ze

mn№ czynili,

zanim tu przed Wami stanкіam to zeznaс.

19

II

O-la-la!

Czy mogк zapaliж teraz papierosa?

Przyznam siк do winy. Powiem wszystko. To bкdzie fikuњna historia.

Proszк nie podawaж mi ognia tak uprzejmie, z demonstracyjn№ skwapliwoњci№.

Oszczкdџmy sobie sztucznych gestуw przynajmniej w tej chwili.

Dziкkujк, mуj prefekcie. Proszк siк nie denerwowaж. Biorк winк na siebie,

powtarzam.

Ktуry to juї dziњ, Franзois? Czwarty? Pi№ty? O-la-la! Nie wiem nawet, ile dni tu

jestem.

Zaraz... Wieczуr w bistro - to sobota. Rogaliki z kminkiem - niedziela. Їyіy

chciaіam sobie

przeci№ж w poniedziaіek, modliіam siк we wtorek, czyli dzisiaj jest њroda, a

zatem pi№ty dzieс

w tym zamkniкciu. Proszк siк nie denerwowaж, mуj prefekcie. Jestem aktork№.

Podaіam prawdziwe nazwisko i mam autentyczne dokumenty. A co siк tyczy Diega, to

on

istnieje! Nie kіamaіam choжby dlatego, їeby zobaczyж miny waszych flikуw. Byіy

doњж

gіupie.

Cуї wіaњciwie mogіam odpowiedzieж na pytanie, ktуre mi zadali? - Z jakiego

powodu

przekroczyіa pani granicк? - I te mordki, te w№siki, te uszka! Bidule moje -

pomyњlaіam -

krуliczki moje, taњ-tasie, nie wiedz№ nawet z jakiego powodu, i tylko uszkami

strzyg№,

dziуbaski. Wiкc powiedziaіam, їe to, co ich tak dziwi, zrobiіam z miіoњci do

pewnego

malarza, ktуry uciekі juї wczeњniej, a jedynym moim celem jest њcigaж go tu we

Francji.

Zbaraniaіy krуliczki, jak zaczarowane, tylko jeden zamrugaі i zmieniі siк w

chytrego liska.

Caіkiem niepotrzebnie, bo mуwiіam prawdк, mуj prefekcie. Ale ten lisek chciaі

natychmiast

dowiedzieж siк reszty o mym przyjacielu: nazwiska, dokіadnego adresu i

szczegуіуw

їyciorysu, a takїe byі ciekaw, jaki rodzaj stosunkуw і№czy mnie z tym obywatelem

hiszpaсskim. Odpowiedziaіam, їe s№ to sprawy caіkowicie prywatne. - Nie, madame,

przebywa pani na terytorium francuskim, prawo pobytu nie zostaіo pani przyznane,

pozwoli

pani zwrуciж sobie uwagк, iї uchodџcy s№ kіopotliwym ciкїarem dla naszych wіadz,

gdyby

jednak ktoњ zobowi№zaі siк udzieliж pani goњciny i gdyby jego stan maj№tkowy nie

budziі

zastrzeїeс, wуwczas... -Rozumiem panуw - przerwaіam te objawy їyczliwoњci.

Nie mogіam powoіywaж siк na Diega w takim sensie, jakby to miaі byж po prostu

mуj

przyszіy їywiciel, ktуrego stan maj№tkowy bкdzie sprawdzany przez policjк. Nie

mogіam teї

doprawdy wskazaж adresu, pod ktуrym wystarczyіoby mnie zameldowaж, aby policja

pozbyіa

siк kіopotu, na co czekaіy taњ-tasie. Nie powinnam byіa w ogуle mуwiж o Diegu i

nie

mуwiіabym teraz, gdybym nie chciaіa po wszystkim, co zaszіo podczas ostatnich

piкciu dni,

daж dowodu prawdy i oczyњciж siк z pewnych... Ale ty, Francois, nie obawiaj siк,

to nie bкdzie

wymierzone przeciwko tobie.

Oczyњciж siк! Paradne, co? Niezіych wyraїonek uїywam w tej sytuacji.

Sіuchaj wiкc, Franзois. Diego istnieje. I ja przyjechaіam do niego. A to, їe

obraіam drogк

cokolwiek okrкїn№ i znalazіam siк tutaj, jest dzieіem przypadku. Tak, Franзois,

jest to

dzieіem jednego z tych przypadkуw, o ktуrych nieіatwo mуwiж, poniewaї pewne

rzeczy

moїe czіowiek bezwiednie robiж, lecz nie moїe uwierzyж, їe je robi, a tym

bardziej nie

potrafi przed nikim uzasadniж swego postкpowania. Nie wiem, czy zauwaїyіeњ to

kiedykolwiek, Franзois. Nasza њwiadomoњж poczuwa siк tylko czкњciowo do

niektуrych

naszych, їe tak powiem, niekonsekwencji, podobnie jak na przykіad nasz organizm

identyfikuje siк tylko czкњciowo z protezami. A zatem niektуre nasze uczynki

pozostawiamy

ostroїnie poza sumieniem i pamiкci№, jakby niezupeіnie do nas naleїaіy. Jeњli

ciк to urz№dza,

Franзois, gotowa jestem przyznaж, їe s№ to przewaїnie wielkie њwiсstwa, ale

niekoniecznie.

Gdybyњ wolaі, miіo mi bкdzie poczytywaж je za uczynki wyj№tkowo buduj№ce, na co,

jak

widzк, teї siк krzywisz. Trudno ci dogodziж, chociaї tak maіo jeszcze rozumiesz.

20

Mniejsza o to. Diego istnieje - powtarzam. Wіaњciwie mogк siк tylko domyњlaж, їe

istnieje. Nie mam nawet pewnoњci, czy rzeczywiњcie zbiegі do Francji. Pamiкtam

go raczej z

ostatniego wieczoru w Hiszpanii.

Pamiкtam, jak na mnie patrzyі pomysіowym wzrokiem okrutnika, spojrzeniem takim,

jakby sobie z wolna obmyњlaі sposуb utopienia szczura. A jednoczeњnie byіo to

spojrzenie

fiksata, ktуry siк w dodatku boi, їe tego szczura nie utopi, lecz w pewnej

chwili zacznie go

іechtaж pod szyj№, powie coњ w rodzaju „kici-kici” i skoсczy to wszystko czymњ

bardzo

gіupim. Tк chorobliw№ obawк miaі w oczach i nie powiem, їeby jego wzrok sprawiaі

mi

wielk№ przyjemnoњж. Nie byіo mi go nawet їal, kiedy siedziaі przede mn№ peіen

rzekomej

wzgardy, niechкci i cynicznej opieszaіoњci, kiwaj№c nieznacznie koсcem pantofla.

A przecieї

kochaіam tego histeryka. I pozwalaіam mu patrzeж na siebie w tak upokarzaj№cy

sposуb i

przedіuїaж tк chwilк sadyzmu jedynie po to, їeby nie odejњж, pуki nie doczekam

owego „kicikici”,

bo straciіam nadziejк na wyїebranie lub wyіudzenie czegoњ wiкcej, wiedziaіam, їe

Diego nie zgodzi siк zabraж mnie ze sob№ do Francji.

No, wiкc siedziaі i kiwaі koсcem pantofla. Wyobraїasz sobie to poїegnanie,

Franзois?

Spuszczone їaluzje, gwizd syren i niespokojny szmer ogarniкtego panik№ miasta,

lada

godzina wszystko ma run№ж. Klкska. A tu ten pokуj, Diego na jednym stoіku, ja na

drugim,

butelka „Fino”, kiwanie koсcem pantofla i ani sіowa miкdzy nami, cisza. To byіa

tortura

obustronna, bo i ja mogіam coњ powiedzieж, ale nie mуwiliњmy nic, їeby nie

wypaњж z roli,

poniewaї byіo to w pewnym sensie wzajemne duszenie siк na pokaz, ktуre

musieliњmy zagraж

przed sob№ dobrze i do koсca.

Nie wiem, czy jasno przedstawiam sytuacjк, mуj prefekcie. Powtarzam, їe nie szіo

mi o

wyjazd. Diego juї wczeњniej okazaі w tej sprawie mniej wiкcej tyle zrozumienia,

co

francuska policja. Wyjazd? A dlaczego? Nie widziaі powodu, jak taњ-tasie.

Niezaangaїowana

politycznie aktorka, o czym tu w ogуle mуwiж? Mogк sobie graж spokojnie w

teatrze.

Powiedziaіam, їe oni zrobi№ przecieї jatki, gdy wkrocz№, bardzo to lubi№, ale

mniejsza o

rozstrzeliwania, zrobi№ potem z Hiszpanii jedno wielkie wiкzienie, a nie gra siк

spokojnie w

miejscach, z ktуrych nie moїna wyjњж. Uњmiechn№і siк na to: - Przesada. - Wiкc

nie miaіam

zіudzeс, wiedziaіam, їe jest koniec, meta, coњ w rodzaju pogrzebu. Przyszіam

tylko po to,

їeby urz№dziж na pogrzebie maіy skandal, jeszcze jedno rajskie wesele przed

zіoїeniem

nieboszczyka do grobu, a szczerze mуwi№c, przyczoіgaіam siк tam jak psina do nуg

Diega,

їeby mieж z nim tк ostatni№ noc, bo od pewnego czasu trzymaliњmy siк od siebie z

daleka i

nigdy nie pragnкіam jego miіoњci bardziej niї wtedy. Poіapaі siк od razu, jaki

numer jest w

projekcie, a chciaі tego samego, co ja, byіo to wyraџne. Znaіam go przecieї,

ulegaі mi zawsze

mimo wewnкtrznego oporu, wyczuwaіam z gуry, kiedy ulegnie, z jego twarzy daіo

siк

wszystko wyczytaж. I nie zdziwiіo mnie wcale, їe siк przestraszyі, i їe

natychmiast usiіowaі

dla zamaskowania strachu byж wobec mnie sztywny, znaіam juї te pozy, to

poіykanie kija,

robienie szklanych oczu, wiedziaіam, jak siк je taki pasztet. Musiaі mi za

chwilк pкkn№ж,

zawsze w koсcu pкkaі. Ale tego ostatniego dnia urz№dziі numer ekstra. Najpierw

zabіysn№і

butelk№ „Fino”. Nie wiem, gdzie j№ zdobyі. Ostatnio pijaliњmy tam napoje mniej

luksusowe.

Na pytanie, sk№d ma „Fino”, odchrz№kn№і coњ niezrozumiaіego, a nastкpnie zaj№і

siк

starannym polerowaniem kieliszkуw, ktуre ogl№daі pod њwiatіo, przy њwiecy, bo

juї nie byіo

elektrycznoњci. Odpieczкtowaі butelkк. Nalaі. Podniуsі kieliszek, drїaіa mu

rкka, skin№і

gіow№ i powiada sztucznym gіosem, z min№ nieco gіupi№, ale bezczeln№: - Do

widzenia,

Dolores. - Wyobraїasz sobie, Franзois. Nie, ty nie czujesz, o co idzie.

Wypiliњmy. Czekam,

co teї bкdzie dalej. A Diego - nic, ci№gle sztywny, z tym kijem w њrodku.

Pomyњlaіam:

jednak bіazen, ta zabawa jest niesmaczna. Ale byіo mi trochк nieswojo, zdawaіam

sobie

sprawк, їe on robi jakiњ numer, tylko nie rozumiaіam, jaki. Zaіoїyі nogк na

nogк. Kiwa i

kiwa. Nerwowo, lecz systematycznie. Moїe ten cierpliwy pokaz trwaі dwie minuty,

moїe pуі

godziny, w moim odczuciu minкіo pуі їycia. Nareszcie mуwi: - Tak, dziњ w nocy

wyjeїdїam

21

- jakby mi odpowiadaі na coњ, co mogіam tylko pomyњleж, bo o nic nie zapytaіam.

Wygіosiwszy swoj№ kwestiк, przyjrzaі mi siк z ciekawoњci№ i gікbokim

zastanowieniem.

Znowu pauza, cisza, nic. Kiwa pantoflem. Ja siк teї uwziкіam. Patrzк na niego. A

on na mnie.

I tak siedzimy, pasujemy siк wzrokiem: kto kogo? Znowu mija pуі stulecia. Robiк

niemoїliwe oczy, takie, їe powinien siк skrкcaж, wyzywam go nimi a zarazem

kompromitujк.

Nie, nawet ich nie robiк, one siк zrobiіy same. Bo jeњli ktoњ, jak Diego, udaje,

їe coњ nie

istnieje, a to coњ jednak jest, wtedy oczy rozszerzaj№ ci siк same i widaж to

coњ, ktуre rzekomo

nie istnieje, widaж je tak nieprzyzwoicie, їe samo twoje patrzenie, samo

uczestnictwo w tej

bezwstydnej sytuacji zakrawa na skandal. Powinnam go byіa diabelnie gіupio

urz№dziж swoim

wzrokiem. Wszystko wytrzymaі niby obojкtnie, z nonszalancj№, niby nie maj№c

pojкcia, co siк

zdarzyіo miкdzy nami wczeњniej i co siк dziaіo nadal, niby nie sіysz№c gwizdu

syren i

odgіosуw popіochu, wszystko zniуsі, nie mrugn№wszy okiem, uњmiechaі siк do

koсca,

obmyњlaі jeszcze, jaki ma byж koniec, kiwaі pantoflem aї do chwili, gdy wreszcie

wpadі na

koncept, i wiesz, Franзois, wiesz, co zrobiі? Powiedziaі: - A teraz mogіabyњ juї

wyjњж. - Tak

mnie skoсczyі! Tymi sіowami. I ja wyszіam!

Mowк mi odjкіo, dopiero w progu krzyknкіam: - Impertynent! - To jedno przyszіo

mi do

gіowy.

Prefekcie, moїe ten epizod wydaje siк bіahy, moїe nawet ze stanowiska szefa

policji caіa

sprawa nie zasіuguje na uwagк i moїe nie jest jasne, dlaczego tak szeroko i

szczegуіowo

opowiadaіam o incydencie, w ktуrym na pierwszy rzut oka nie ma nic osobliwego.

Nie

przeczк. Ale o to wіaњnie idzie, їe w okolicznoњciach, gdy powinno raczej staж

siк coњ

niezwykіego, zdarzyі siк wypadek caіkiem prosty, pewien mкїczyzna wyrzuciі

kobietк za

drzwi, a nawet zdarzyіo siк mniej, mкїczyzna powiedziaі, їeby kobieta sobie

poszіa, byі

tylko niegrzeczny, to wszystko. Otуї proszк zrozumieж: kiedy mкїczyzna rozchodzi

siк tak z

kochank№, w ten prosty, rzeczowy i niby wystarczaj№cy sposуb, ale jednak zbyt

skromny, jak

na rozejњcie siк z czіowiekiem, kiedy niczym nie zamyka miіoњci, kiedy nie chce

wzi№ж њlubu

z piкkn№ markiz№ w jakimњ frymuњnym koњciele, a kochance nie zostawia dzieciaka,

ktуrego

by przedtem zmajstrowaі, lecz rozchodzi siк poniek№d bez powodu i nie odgrywa

juї їadnej

choжby nieduїej, tragedii, nie stara siк nawet niczego nakіamaж, kiedy po prostu

mуwi, їe

teraz, akurat w tej chwili, kochanka mogіaby sobie pуjњж, ale niczym swego

їyczenia nie

motywuje, poniewaї motywacji nie zna, a tк kobietк w istocie kocha, kiedy nie

popeіnia

їadnego szaleсstwa, їadnej duїej rzeczy, ofiary albo podіoњci, byleby to byіo na

miarк - o-

la-la! co mуwiк! - kiedy nie popeіnia nawet maleсkiej rzeczy, nie daje na

przykіad kochance

w twarz, kiedy zmusza j№ do odejњcia w niewiarygodnie zwyczajny sposуb, i tylko

tyle, nic

wiкcej, i ona odchodzi, to ta kobieta jest cholernie trzaњniкta i musi potem coњ

zrobiж.

Nie, prefekcie, kobieta nie moїe z tym zostaж, jest cholernie trzaњniкta i musi

potem coњ

zrobiж.

A tego Diega to ja chciaіam kiedyњ zabiж. I siebie teї. Czy mam siк spodziewaж,

їe bкdк

oskarїona o usiіowanie zabуjstwa, jeїeli o tym opowiem? Proszк bardzo, historia

chyba

sprzed roku, bo to sobie wymyњliіam wczeњniej, gdzieњ tak z pocz№tkiem wielkiej

ofensywy

biaіych w Aragonii, kiedy nasi zaіamali siк pod Teruelem i krach wisiaі juї w

powietrzu.

Diego wtedy uznaі, їe wszystko miкdzy nami byіo fatalnym bікdem. Bкdziemy

musieli siк

rozstaж. I jeszcze powiedziaі, їe przyczyna jest zwykіa: on mnie po prostu nie

kocha.

Zdecydowaі siк na wybуr takiej wersji, chociaї miaі rуїne. A ja mu nie tyle

uwierzyіam, co

nie mogіam znieњж, їe wybraі tк wіaњnie wersjк. Byіa noc, prawie wszystkie noce

spкdzaіam

wtedy z nim. Oczywiњcie noc miіosna, a jakїe. Diego po swoich dramatach zawsze

siк іamaі.

Najpierw kіadі mi gіowк na kolanach, przypominaі dziecko w tym bezbronnym

geњcie, a

potem szybko siк zapalaі, najwiкksze poї№danie ogarniaіo go w takich upadkach i

w koсcu

braі mnie z krzykiem, wiesz, Franзois? No, mniejsza o to, miaі coњ z natury

pierwotnego

zwierzaka w tych nieopanowanych wybuchach rozrzewnienia i gwaіtownoњci, darujк

sobie

22

moїe relacje bardziej szczegуіowe, chcк jednak powiedzieж, їe kochankiem wydawaі

siк

interesuj№cym. Wiкc byіa noc, chyba ksiкїycowa, tak, pamiкtam њwiatіo ksiкїyca

na

њcianach. A to z krzykiem juї siк staіo, Diego leїaі koіo mnie bez ruchu, znowu

drкtwy, obcy

i przeraїony tym, co przed chwil№ zrobiі. Pamiкtam jeszcze jedno: jak siк wtedy

obciкіam.

Gdy on tak leїaі, zmieniony poniek№d w swej substancji, juї trochк sztuczny,

trochк z gumy,

nie wytrzymaіam, przysunкіam siк do niego, wiedz№c, їe nie powinnam, i spytaіam

niby z

brawur№, a w rzeczywistoњci jak smutna kretynka, czy mnie jednak nie kocha. I na

tym siк

obciкіam, bo Diego z pocz№tku tylko siк wzdrygn№і, ale na dalsze moje nalegania

odpowiedziaі z ostentacj№, z umyњlnym naciskiem: - Nie. - Po tym obciachu zmyіam

siк z

іуїka i wybiegіam, їeby sobie spokojnie pobeczeж w ustкpie. No i tam, zamiast

pobeczeж,

wpadіam na pomysі, їe zabijк Diega. A juї od pewnego czasu zbieraіam „Luminal”,

ukradіam w szpitalu okoіo trzydziestu tabletek, wiкc ten pomysі nie byі zupeіnie

nowy, nie

zdawaіam sobie tylko dostatecznie jasno sprawy, po co noszк w torebce „Luminal”.

Teraz mi

siк to raptem narzuciіo jak olњnienie, їe mogк otruж Diega. Nie jestem

lunatyczk№, ale ksiкїyc

musi na mnie trochк dziaіaж, bo wylazіam z tego klozetu nieprzytomna i jakby w

transie

przeszіam przez korytarz, a korytarz byі podobny do akwarium, oszklony, dіugi,

њwiatіo

ksiкїyca padaіo tam z gуry, poniewaї Diego zajmowaі mieszkanie na poddaszu.

Przeszіam

jak we њnie to ksiкїycowe akwarium aї na drug№ stronк, gdzie mieњciіa siк

kuchnia, ktуrej

Diego uїywaі wspуlnie z jakimњ innym malarzem. W nocy nikt nie zachodziі do

kuchni, staіa

doњж daleko od pracowni Diega, on sam nie mуgі nic sіyszeж. Otуї w tej kuchni

zaczкіam

przyrz№dzaж mieszankк „Luminalu” z winem, tylko na prуbк, po prostu z

ciekawoњci, czy uda

siк zrobiж taki roztwуr. Wcale mi to іatwo nie poszіo, bo talk nie chciaі siк

rozpuszczaж, ale

rozgniotіam piкж, szeњж pastylek, wrzuciіam do szklanki i zalaіam winem. Tworzyі

siк osad,

pіyn byі mкtny, pіywaіa w nim ta zawiesina po talku. Naturalnie skosztowaіam,

jaki to ma

smak. Diego musiaі przecieї wypiж tк ciecz. Smak okazaі siк prawie nie

zmieniony, byі

smakiem wina. Sprawdzaіam go starannie, prуbuj№c jкzykiem kilka razy. Wydawaіo

siк, їe

nie sposуb nic rozpoznaж, nie poczuіam teї nienormalnego zapachu. Ale gdy

umoczyіam juї

usta w tej mieszance, przyszіo mi na myњl, czy i ja nie powinnam jej wypiж, czy

w istocie nie

muszк zrobiж tego razem z Diegiem. I nie powiem nawet, mуj prefekcie, їeby to

byіo

postanowienie, raczej objawiona mi nagle koniecznoњж, raczej uњwiadomiona

oczywistoњж

musu, coњ w rodzaju myњli: jeїeli juї, to przecieї ja takїe - doњж, їe zdaіam

sobie sprawк, ile

porcji mam przygotowaж, mianowicie dwie. Zrobiіam wiкcej roztworu, od razu w

butelce, a

poniewaї tworzyі siк osad, postanowiіam odczekaж, aї siк ustoi, a pуџniej

scedziж. Trwaіo to

doњж dіugo. Ale i ja siк nie spieszyіam, jakbym pragnкіa odwlec chwilк, kiedy

pуjdк z tym do

Diega. I mimo wszystko baіam siк, czy nie rozpozna domieszki, sprуbowaіam

jeszcze raz,

pozostaі ten sam smak, nie powinien byі nasun№ж w№tpliwoњci. Baіam siк jednak

czegoњ

wiкcej, samej zbrodni i њmierci, czuіam siк cholernie zmкczona, przybita wielkim

ciкїarem, a

osad w butelce nie chciaі dobrze opaњж i ja, czekaj№c na to, poіoїyіam gіowк na

stole. Co byіo

pуџniej, nie wiem. Po prostu zasnкіam. Widocznie „Luminal”” ktуrego trochк

skosztowaіam,

podziaіaі. Ocknкіam siк, gdy ktoњ mn№ szarpn№і.

Tak, mуj prefekcie, to byі Diego. Jak mуwiі potem, upіynкіa moїe godzina, zanim,

zdziwiony moj№ nieobecnoњci№, wstaі. Nie odpowiadaіam na woіanie, wiкc poszedі

do kuchni

i tam znalazі mnie њpi№c№ na stole. Zobaczyі takїe rozrzucone pastylki i wino,

ktуre wydaіo

mu siк podejrzane. Uspokoiі siк cokolwiek, gdy zdoіaі mnie stosunkowo іatwo

zbudziж.

Wіaњnie tк chwilк pamiкtam, to szarpniкcie, rкce Diega na mojej twarzy i

pytanie, ile tabletek

poіknкіam. Nie rozumiaіam, gdzie jestem i co siк dzieje, dopiero po pewnym

czasie

przypomniaіam sobie mgliњcie jak№њ potworn№ rzecz, chyba morderstwo, ktуre

miaіam

popeіniж. Diego opowiadaі, їe chwyciіam butelkк z winem i nie chciaіam wypuњciж

z r№k, ale

on mi j№ wyrwaі i to wino wylaі. Nie domyњliі siк jednak przyczyny mojego

obsesyjnego, jak

mуwiі, zachowania, powodуw tej absurdalnej bojaџni, їeby nie dotykaі butelki.

Wytіumaczyі

23

to sobie maniackim uporem samobуjczym. Nie wiedziaі, їe trucizna byіa

przygotowana dla

niego. I nie dowiedziaі siк nigdy. Ale odk№d zacz№і zwracaж na mnie uwagк

nocami, staі siк

ostroїniejszy, czкsto baі siк zasypiaж, miaі mnie juї na oku. A wszystkie

pastylki zebraі

wtedy ze stoіu i wyrzuciі, їebym tego numeru przypadkiem nie powtуrzyіa.

No, i wіaњnie, mуj prefekcie: ostatni poniedziaіek!

Jestem specjalistk№ od samobуjstw. Moїe to teraz wyda siк jaњniejsze, ten

ostatni

poniedziaіek, o ktуrym wszystko zaraz powiem, i ta noc w Hiszpanii, o ktуrej juї

mуwiіam.

Ostatni poniedziaіek! Ale ty siк nie przestrasz, Franзois.

Proszк obejrzeж moje rкce, ach, nie z tej strony, na przegubach, te dwie drobne

rysy.

Pozwolк sobie zauwaїyж, їe zwierzchnik policji mуgіby wykazaж wiкcej znajomoњci

rzeczy i

spostrzegawczoњci. Њlady s№ nieco zabliџnione, ale widoczne. Owszem, owszem,

prefekcie,

nietrudno zgadn№ж, sk№d siк wziкіy. Dwa dni temu byіy wyraџniejsze.

Jestem aktork№, podkreњlam to jeszcze raz, aktork№, nie psychopatk№, jestem

jarmarczn№

komediantk№, zgoda, proszк tylko nie pos№dzaж mnie o histeriк. Samobуjstwa

popeіnia siк dla

publicznoњci, to prawda, lecz moїna samemu sobie byж publicznoњci№, podobno

teatr

oczyszcza. Katharsis. Masz o tym jakieњ pojкcie, Franзois? Gdy chciaіam zabiж

Diega,

widzowie byli mi teї niepotrzebni, wystarczy czasem zagraж coњ przed sob№.

Jednoosobowy

autospektakl, widz utoїsamia siк z aktorem, aktor z widzem, sprawa intymna i

њciњle

prywatna. Otуї to przedstawienie, ktуre daіam w ostatni poniedziaіek, nie byіo

przeznaczone

dla nikogo poza mn№, nie dla ciebie, Franзois, wierz mi, nie dla policji, nie

dla prasy, recenzje

byіyby co najmniej niekorzystne, wiкc nie, graіam przy drzwiach zamkniкtych, ale

taki teatr

to zagl№danie do maіej rzeџni, њrednia przyjemnoњж, mуj prefekcie, to byіo

potworne. I wiem,

їe juї dziњ nie zachowaіabym siк tak, jak w poniedziaіek, dlatego wіaњnie mуwiк,

dlatego siк

przyznajк. Mam niew№tpliwie dogodn№ sytuacjк, mog№c siк przyznaж.

Miejsce, w ktуrym przebywam, jest, owszem, niezіe. Fikuњny kurorcik. I ten

ustronny

domek z widokiem na Pireneje bardzo mi siк podoba. Oceniіam jego zalety

natychmiast po

przyjeџdzie, juї pierwszego dnia, to znaczy - kiedy? W sobotк, zdaje siк. Tak?

No, wіaњnie,

zaraz w sobotк, uwolniona od taњ-tasiуw, poczuіam siк raczej dobrze, moїna

powiedzieж -

swobodnie. I nic z tego, co zaszіo do poniedziaіku, nie staіo siк bez mojej

zgody. Wprost

przeciwnie. Na pytanie, czy chcк zostaж tu przewieziona, odpowiedziaіam, їe

pojadк z

przyjemnoњci№. Tak byіo, mуj prefekcie, potwierdzam to. Nie muszк chyba dodawaж,

їe

maj№c do wyboru baraki i to urocze miasteczko, nie mogіam siк wahaж. Їegnajcie,

taњ-tasie,

jestem aktork№, gwiazd№, oto pan prefekt z Departamentu, sam pan prefekt,

osobiњcie pan

prefekt (nie przerywaj mi teraz, Franзois), dalsze przesіuchania wyі№cznie u

pana prefekta w

Departamencie, juї po kilku minutach rozmowy widaж, їe jest pani kobiet№

nieprzeciкtn№, o

monsieur! o madame! - delicje. Jeszcze coњ przypomnк. Dialogi z pierwszego

wieczoru tutaj,

trele-morele, czy lubi pani zapach migdaіowca, szczкњliwe spotkanie, Dolores,

Franзois,

jakie to dziwne, moїe raz w їyciu zdarza siк taka niespodzianka, no, przypuњжmy,

ale nie robi

to na mnie wraїenia, sk№dїe, czujк tylko, їe znalazіam siк wreszcie po tej

stronie, i tak dalej,

klituњ-bajduњ. Wszystko potwierdzam, caіe to klituњ-bajduњ, powiem nawet, їe w

istocie nie

robiіo to na mnie takiego wraїenia, o jakie chciaіam byж podejrzewana. A drzew

migdaіowych rzeczywiњcie tu sporo, s№ cudowne, w ogуle miasteczko - marzenie,

szkoda, їe

nie mogк chodziж na spacery. Wszystko siк zatem zgadza, wszystko prawda,

wszystko byіo

wіaњnie tak, jak w tych dialogach, i nic nie zmieniіo siк do poniedziaіku. Ale w

poniedziaіek

zostaіam sama. I znalazіam їyletkк, ktуr№ ty, Franзois, porzuciіeњ w umywalni. A

gdy j№

znalazіam, pomyњlaіam sobie, їe to jest dobry przyrz№d do zaіatwienia katharsis.

Chwila teї byіa dobra. Duїo czasu, pusto, ty wyjechaіeњ, w takiej chwili moїna

tylko na

coњ czekaж albo zrobiж ze sob№ porz№dek. Ale їeby czekaж, musi siк przynajmniej

wiedzieж,

na co. A jeњli siк nie wie, doznaje siк czegoњ przeraїaj№cego, jak poczucie

rozpadu i

zanikania, poczucie przemiany w czarny proszek, i myњli siк: nie! trzeba zrobiж

ze sob№

24

porz№dek. Tak wіaњnie pomyњlaіam: trzeba zrobiж ze sob№ porz№dek - a ten

„porz№dek” nie

oznaczaі jeszcze samobуjstwa, tylko to, їe muszк coњ postanowiж. Lecz gdy

zaczкіam

rozwaїaж, co mogк postanowiж, przyszіo mi jedynie do gіowy, їe przyrz№d jest

dobry.

A potem wstaіam, їeby to wykonaж. Przepraszam, џle mуwiк. Nie wykonaж. Raczej

sprуbowaж, czy to siк przypadkiem nie uda i czy nie bкdzie wyjњciem. Albo

jeszcze lepiej:

popatrzeж na to. Ciкіam zbyt ostroїnie, za pіytko, bo jednak podczas tego ciкcia

natychmiast

oprzytomniaіam. Nie bкdк opowiadaж, czym jest taka zabawa z krwi№. Temat maіo

dyskursywny, sіowa nie nadaj№ siк do opisu. Tak rozbabraж sam№ siebie moїna

tylko w

caіkowitym zamroczeniu, kiedy siк jest sypkim, czarnym proszkiem, kiedy coњ w

czіowieku

przestaje dziaіaж, jakiњ automat siк wyі№cza.

Nawet nie wpadіam na pomysі, їeby przedtem napisaж listy. Mogіy byж rуїne. Na

przykіad: „Do P.T. Prefektury Departamentu. Motywy czynu, ktуrego siк

dopuszczam, nie

maj№ zwi№zku z moim pobytem we Francji. Proszк nikogo nie obci№їaж win№”. Albo:

„Franзois, przebacz mi, nie mogіam inaczej. To nie przez Ciebie. Przysiкgam.

Byіeњ wobec

mnie bez zarzutu. Gdyby spotkaіy ciк przykroњci od jakiњ pуіgіуwkуw, pokaї im

ten list.

Dziкkujк za wszystko. Dolores”. Ale widzк, Franзois, їe jesteњ jednak wzburzony.

O, nie

chcк tego. Nie po to mуwiк. I przecieї nic nie zrobiіam, udaіo mi siк szybko

zatamowaж

krew.

Owszem, zaschіo.

Potкїnie zryczaіam siк w poduszkк.

Pуџniej powiedziaіam sobie: tamto z „Luminalem” to raz, a to dzisiaj - dwa, wiкc

coњ tak

jakby remis, jeden jeden.

Powуd? Czy w ogуle byі jakiњ powуd? A jakїe, mуj prefekcie! Diego istnieje. To

wіaњnie

byі powуd.

Najwidoczniej sprawa nie jest jeszcze doњж jasna. Postaram siк dorzuciж trochк

faktуw, o

ktуrych moїe powinnam wspomnieж, aby znaczenie Diega w tej sprawie staіo siк

zrozumiaіe.

Dobrze, zacznк teraz od pocz№tku, nie od koсca. Zacznк od chwili, gdy poznaіam

Diega.

Nie powiedziaіam jeszcze, їe wtedy, kiedy go poznaіam, byі ranny. Granat

rozerwaі siк o

krok przed nim, Diego straciі dwa palce u prawej rкki, wskazuj№cy i њrodkowy.

Kalectwo

zostaіo mu na zawsze, ale miaі wiкcej ran od eksplozji tego granatu pod

Madrytem. Toczyli

tam jak№њ okropn№ walkк z faszystami, dochodziіo podobno do starж na biaі№ broс.

W ciкїkim

szoku, z rozszarpan№ dіoni№ i odіamkami w brzuchu, zniesiono go z placu. Mуwiі

mi, їe staіo

siк to moїe po dwуch, moїe po trzech godzinach od chwili ranienia i їe

najstraszniejsze byіo,

gdy jeszcze podczas bitwy biegli wprost na niego, a on leїaі i nie potrafiі

nawet poznaж, kto

biegnie, nasi czy faszyњci. Aї nagle zrobiіo siк ciszej i pusto, caіkiem pusto,

wtedy zemdlaі.

Jakimњ cudem nie zatratowano go w czasie tych atakуw podejmowanych z obu stron.

Dostaі

siк pуџniej do lazaretu i wkrуtce po operacji przyjechaі z transportem rannych

do Barcelony.

Madryt odsyіaі ich wszystkich do nas, na tyіy, szpitale w stolicy byіy peіne i

pod ogniem.

Traf zrz№dziі, їe Diego mieszkaі w Barcelonie juї wczeњniej, tak samo jak ja.

Ale nie

znaliњmy siк przed jego odejњciem do armii, dopiero w ten dzieс, gdy wrуciі z

transportem

rannych, zobaczyіam go pierwszy raz. Nie wiedziaіam, їe to jest jeden z naszych

najwybitniejszych mіodych malarzy, on teї nie rozpoznaі we mnie aktorki

barceloсskiego

teatru, tylko moja twarz przypomniaіa mu jakby kogoњ znajomego i to mi

powiedziaі. Niezbyt

siк wzruszyіam takim wyznaniem, zasіugujк podobno na dokіadniejsz№ pamiкж, ale

gdy on

jeszcze spytaі, jak mam na imiк, wymieniіam je cierpliwie: - Dolores. - Ranny na

to: -

Diego. - I od razu: - Czy jesteњ komunistk№? - Nie, sіodyczy moja - rozeњmiaіam

siк - nie

jestem komunistk№, mуw do mnie lepiej: siostro. - Tu muszк dodaж, їe byіam wtedy

pielкgniark№ w szpitalu. Wiele kobiet pracowaіo wуwczas po szpitalach,

poczuwaіyњmy siк

do obowi№zku dawaж z siebie coњ republice, a wolaіam opatrywaж rannych niї robiж

na

drutach swetry dla їoіnierzy. Diego zastosowaі siк posіusznie do wskazуwki. -

Siostro

25

Dolores - mуwiі odt№d, nadawaі jednak tym sіowom jakiњ ton zagadkowy i znacz№cy,

ktуrego

nie rozumiaіam. - Siostro Dolores - powiedziaі kiedyњ - wydaje mi siк, їe

siostra jest

komunistk№ w przebraniu. - W jakim przebraniu? - zapytaіam, zdziwiona, co on

bredzi. - O

w tym przebraniu - odparі, dotykaj№c mojego fartucha - w tej bieli, w kostiumie

- szukaі

przez chwilк wyrazu - w kostiumie anielskim! - Pomyњlaіam: zgadі albo zwariowaі,

musi to

byж sіodki dzieciuch ten komunista, tylko їe we wszystkim, co mуwi, chwyta

przecieї jakiњ

cieс prawdy. Samarytank№ rzeczywiњcie siк nie urodziіam, lecz jednak coњ

popchnкіo mnie do

szpitala, gdzie nie jestem sob№, bandaїuj№c czerwonych їoіnierzy, i czegуї to

dopatrzyі siк

we mnie ten egzaltowany gіuptas, komunizmu? Ba! Zgadі wiкcej, zgadі przebranie,

kostium

zastкpczy, dla ktуrego wymyњliі tк naiwnie patetyczn№ nazwк: anielski. Chciaіam

mu doci№ж,

їe istotnie przydaіoby siк miкdzy komunistami trochк anioіуw, lecz ugryzіam siк

w jкzyk,

chіopiec byі ranny i do tego іadny, powiedziaіam: - Ho, ho, co sіyszк? Nikt mi

nigdy nie

mуwiі nic tak piкknego. - I on poіkn№і ten haczyk. Juї go poіkn№і na dobre..

Odt№d zacz№і mi siк zwierzaж. A wiкc: jest malarzem. I chciaіby namalowaж mуj

portret,

jeњli to moїna tak nazwaж. Bo wіaњciwie nie portret. Chciaіby namalowaж sens

їycia i sens

marzenia poprzez mnie. A wіaњciwie poprzez mуj kolor, poprzez biel, ktуr№ widzi

w

szczegуlny sposуb. Wyobraїa sobie jedno takie њwiatіo, to њwiatіo juї, ma i ma

gікbiк. Tylko

- o, czego nie ma: wіasnych palcуw. Na front juї nie wrуci, wie o tym. Ale czy

bez palcуw u

prawej rкki bкdzie mуgі malowaж? Pocieszaіam go, їe z pewnoњci№, bo przecieї

rкka o

niczym nie stanowi, waїna jest chyba gіowa i oko. - To nie wiadomo - odpowiadaі.

Zmieni

siк bardzo wiele. Bкdzie inny uchwyt, caіa dіoс lїejsza i jakby cudza, zabraknie

pewnoњci w

prowadzeniu linii, tej pewnoњci wrodzonej, ktуra pozwala jednym poci№gniкciem

wykreњliж

bezbікdnie ksztaіt pomyњlany. Rкka nie moїe byж uіomna, rкka jest waїna. On siк

na tym

lepiej zna. No ale sprуbuje. Bo chce namalowaж sens їycia i sens marzenia, ma to

jedno

њwiatіo, namalowaіby rzecz bardzo czyst№, wydobyіby z bieli ciepіo i coњ

muzycznego,

przekroczyіby granicк absolutn№, granicк sfer, jeњli go rozumiem, jakkolwiek to

trudno

wyraziж sіowami, ale w kolorze on to widzi, wiкc zabraіby siк do roboty

niezwіocznie, tu, w

Barcelonie, w swojej pracowni, byle bym tylko ja tam przyszіa i pozowaіa mu do

obrazu, gdy

on juї wyjdzie ze szpitala.

Co ma obraz do ostatniego poniedziaіku, zastanawiasz siк, Franзois. Ma! Nie

wiem, czy

potrafiк ci to wytіumaczyж, ale ktoњ, komu powiedz№ takie rzeczy, jak Diego

mуwiі wtedy

mnie, czuje siк juї potem z o b a c z o n y w pewien sposуb, nosi nadan№ mu

charakteryzacjк i

musi siк odpowiednio zachowywaж. Moїe sobie nawet myњleж, їe to jest pic nie z

tego њwiata,

ale juї siк zaczyna robiж na chodz№cy sens їycia z tym њwiatіem na pкpku, juї

tak іatwo nie

zrezygnuje, szkoda gadaж. Krуtko mуwi№c, ja teї poіknкіam haczyk. Jeszcze w

szpitalu,

zanim wypisano Diega do domu, zawi№zaі siк miкdzy nami maіy romansik. Wіaњciwie

nic

wyraџnego, wіaњciwie polegaіo to na spojrzeniach i na tym, їe istniaі jakiњ

powуd, aby je

raptownie urywaж, lecz zbyt jawnie i nie w porк, dziкki czemu nasuwaіa siк

wіaњnie myњl:

oho, coњ jest! - polegaіo to rуwnieї na dotkniкciach, o ktуrych wiedzieliњmy, їe

s№

dotkniкciami, to byіa jeszcze taka faza, rozumiesz, Franзois? Aї kiedyњ, nie

wiadomo z czego

to wynikіo, a Diego juї chodziі, wiкc kiedyњ na wiosnк, bo to siк zdarzyіo w

ciepіy dzieс na

pocz№tku kwietnia, zeszіam na parter, byіo chyba poіudnie, cisza, miaіam woln№

chwilк,

pamiкtam, їe uchyliіam drzwi, їeby wyjrzeж na ogrуd, i doprawdy nie wiem, jak to

siк staіo,

nawet nie sіyszaіam krokуw za plecami, ale ni st№d, ni zow№d znalazі siк tam

Diego. Stan№і

koіo mnie, powiedziaі: - Tyle sіoсca. - Szepn№і: - Chodџmy do winobluszczu. -

Nim siк

spostrzegіam, ogarn№і mnie ramieniem i sprowadziі po schodkach do ogrodu. Byіam

tylko

zdziwiona, powiedziaіam: - Po co? - On powtуrzyі: -Chodџmy na tamt№ stronк. - Na

ktуr№?

- Na tamt№ za winobluszczem. - Powiedziaіam: - Nie moїna. - Moїna - szepn№і

Diego. I

nagle zrobiі siк jeszcze bliїszy, pocaіowaі mnie, straciіam zupeіnie gіowк, nie

wolno mi byіo

ryzykowaж takich rzeczy w szpitalu wojskowym, wyobraїasz sobie, Franзois, ale to

nie

26

koniec, to siк potoczyіo na іeb, na szyjк, weszliњmy jak pijani miкdzy їywopіoty

i tam, pod

gaі№zkami winobluszczu, gdzie nie byіo nawet doњж miejsca, wiкc tylko stoj№c w

tym g№szczu

winnej latoroњli, w tej dziwnej szczelinie, pod goіym niebem, w jasny dzieс, nie

wiadomo jak

i kiedy Diego zrobiі ze mn№ wszystko. Do dzisiaj nie rozumiem, co siк wtedy

staіo. Pytaіam

pуџniej Diega: - Sk№d siк to wziкіo? - Odpowiadaі: - Ze sіoсca.

W pierwszej chwili, gdy nieco ochіonкіam, wydawaіo mi siк, їe moїe zapomnк. Nie

czuіam, їeby to byіo coњ powaїnego. Przyszіo nagle i rozeszіo siк po koњciach:

sprawa

jednego dreszczu, fatamorgana pod їywopіotem. Diego dobrze powiedziaі: ze

sіoсca. Ale po

tym zdarzeniu staraіam siк, їeby go czym prкdzej zwolniono do domu. Caіa ta

historia zbiіa

mnie jednak z pantaіyku. Wchodz№c na salк, gdzie leїaі, dostawaіam wypiekуw.

Ponadto

nasze wzajemne zainteresowanie dostrzeїono juї w jakiњ sposуb. Niew№tpliwie

Diego byі

„mуj” wњrуd innych pacjentуw. Sam chciaі wyrwaж siк ze szpitala do pracy nad

obrazem, o

ktуrym znуw mуwiі. Uzyskaliњmy іatwo zgodк na zwolnienie, bo rannych ci№gle

przybywaіo.

Po kilku dniach Diego zamieszkaі na swoim poddaszu i odt№d pielкgnowaіam go w

domu. A

pуџniej chciaіam otruж, byіa juї mowa o tym.

Obraz? Ten obraz nigdy nie powstaі.

Wiкc wіaњnie: sens їycia. Jakoњ mu nie wyszіo z tym sensem їycia. Skoсczyіo siк

po

prostu na pomyњle.

Nie wiem dlaczego. Po powrocie do zdrowia Diego zmieniі temat. Wiadomoњci z

frontu

niepokoiіy go ci№gle.

Sens mojego їycia? Co to znaczy?

Owszem, wydaje mi siк, їe obraz ma zwi№zek z ostatnim poniedziaіkiem.

Mуj prefekcie! Przed poniedziaіkiem byіa niedziela. Piкkny dzieс. Przed

poniedziaіkiem

zawsze jest jakaњ niedziela, a w niedzielк ludzie sobie mуwi№: no to fajnie,

mamy wszystko z

gіowy, dzisiaj њwiкto. I nawet prefekt policji moїe sobie pomyњleж: nie jestem

na sіuїbie,

zajmujк siк dziњ pewn№ brunetk№, a co jutro, to siк zobaczy. Przypominam, їe

uciekіam z

Hiszpanii i przyjechaіam do Francji nie dlatego, їeby mnie jacyњ dzielni

falangiњci nie zatіukli

w Barcelonie, ale dlatego, їe po rozstaniu z Diegiem byіam cholernie trzaњniкta

i musiaіam

coњ zrobiж. Czy to jasne? Otуї w niedzielк wyszіa mi niejako przerwa w

zajкciach, jak

gdybym ja teї mogіa sobie powiedzieж: mam to z gіowy, dzisiaj њwiкto. Nast№piіa

jedna z

owych kіopotliwych niekonsekwencji, do ktуrych nasza њwiadomoњж poczuwa siк

tylko

czкњciowo. Ach, oczywiњcie: takie osіabione poczucie zwi№zku z wіasnymi

uczynkami ma siк

dopiero po fakcie. Dopiero wtedy myњli siк: to chyba nie ja. Podczas faktu wrкcz

przeciwnie.

Podczas faktu ani komu w gіowie zadawaж sobie gіupie pytanie, czy ja to ja.

Pewnie, їe ja!

jak najbardziej ja! Fakt bowiem przyjmuje siк zachіannie, lecz i bezwiednie, w

sposуb

cokolwiek niemowlкcy, z ciamkaniem i machaniem nуїkami, a jeњli siк w ogуle

myњli, to co

najwyїej: o-la-la! aleї mi siк trafia ptasie mleczko! Wiкc їeby jeszcze byіo

smaczniej, mуwi

siк: fi donc, wcale nie robi to na mnie wraїenia. Chciaіabym, mуj prefekcie,

zobaczyж

mкїczyznк, ktуry, posіyszawszy takie sіowa, nie upodobni siк troszeczkк do

pijanego koguta,

pijanego ze szczкњcia, rzecz prosta, i nie bкdzie pewien, їe wіaњnie sprawiі

kolosalne

wraїenie, poniewaї ma w sobie coњ niezwykіego. Strasznie jesteњcie њmieszni z

tymi

waszymi ambicjami. Przepraszam bardzo. To byі nawias. Jadк dalej. Pije siк wiкc

ptasie

mleczko i macha nуїkami, bo jest niedziela, kiedy moїna sobie na to pozwoliж, bo

siк ma

przerwк, czas wolny, bo siк jakoњ tak zapomniaіo o powodach ucieczki z Hiszpanii

i celach

przyjazdu do Francji, bo wynikіo coњ dziwnego, drobna niekonsekwencja, o ktуrej

siк jednak

podczas faktu nie wie, bo wszystko polega na tym, їe siк w istocie nic nie robi,

tylko siк jest,

a to rуїnica. No dobrze, ale niby miaіo siк wіaњnie coњ zrobiж. Juї wtedy w

Barcelonie na

progu pracowni Diega, gdy wyleciaіo siк za drzwi z krzykiem „impertynent”, juї

wtedy siк

przecieї poczuіo, їe po takim numerze trzeba bкdzie coњ zrobiж. I przyszіa niby

decyzja.

Koszmarna jazda rozklekotanym samochodem, ktуry jednak stanowi szczкњliw№

okazjк, њcisk

27

i rozpacz, messerschmitty nad gіow№, wreszcie postуj na granicy, czekanie

trwaj№ce

wiecznoњж, druty, barak, indagacje taњ-tasiуw. A potem brzdкk! przyjeїdїa pan

prefekt, fliki

stoj№ na bacznoњж, wesoіa perypetia, przenosiny do fikuњnego kurorciku i oto

niedziela. Wcale

niezіy sposуb spкdzenia czasu w ten dzieс wolny od pracy, tylko cуї to byіo?

Interludium? A

moїe o taki sposуb szіo, moїe to wіaњnie miaіo byж zrobione? Moїe z r o b i ж

znaczyіo po

prostu byж albo, powiedzmy, t a k b y ж ? Sens їycia, mуj prefekcie, a jakїe!

Mowa o sensie

їycia, niech mi kto powie, їe nie! Juї w sobotк wieczorem po przyjeџdzie tutaj

zatrzasnкіam

za sob№ drzwi z їywioіow№ satysfakcj№, aby podkreњliж przyjemnoњж wyі№czenia siк

z

programu, zatrzasnкіam je tak, jakbym odbijaіa wiosіem od brzegu, i ty,

Franзois,

spostrzegіeњ mуj gest, byіeњ pod miіym wraїeniem tej demonstracji. Teraz myњlisz

pewnie, їe

pragnкіam wzi№ж rewanї na Diegu. Bo ja wiem? Masz racjк tylko czкњciowo. Po tym

odbiciu

od brzegu іуdџ poszіa z pr№dem. Dobrze poniosіo. Rogaliki z kminkiem teї mi

smakowaіy,

przepyszne wyїywienie - caіy dzieс na rogalikach z kminkiem. I jeszcze ta

wskazуwka dla

mnie: - Proszк pamiкtaж, їe nie naleїy st№d wychodziж, moglibyњmy naraziж siк na

przykroњci, gdyby coњ zauwaїono. - Nie prуbowaіam wychodziж. Nie myњlaіam o

niczym. I

nikt juї nie pytaі, czy Diego jest komunist№. Ten temat przestaі istnieж. Ten

gіupi temat w

ogуle przestaі istnieж. Czyli, mуwi№c inaczej, popeіniіam wielkie њwiсstwo. Czy

teraz jest to

doњж jasne, prefekcie?

Wiкc jeњli nie њwiсstwo, w takim razie coњ bardzo rozs№dnego. Nie іam sobie tym

gіowy,

Franзois.

Ale b№dџ co b№dџ przyznajк siк do winy. Zapowiadaіam, їe przyznam siк do winy.

Tіumaczк to wszystko zbyt chaotycznie, wiem. Nie jest іatwo wyjaњniж, dlaczego

prуba

samobуjstwa, ktуr№ podjкіam w poniedziaіek, kojarzy mi siк z tym pierwszym

obrazem

Diega, nigdy nie namalowanym. Powiedziaіabym jednak, їe... Wiesz, Franзois, co

mi

przychodzi do gіowy? Moїe nie byіabym prуbowaіa odebraж sobie їycia, gdyby ten

obraz

istniaі.

I powiedziaіabym jeszcze, їe nie idzie o sam obraz, bo . jest wiкcej rzeczy,

ktуre siк

wpl№taіy.

Po zwolnieniu Diega ze szpitala ci№gle nie uwaїaіam tamtej historii z

winobluszczem za

coњ gікbszego, choж zaczкіy siк odwiedziny w jego pracowni i juї wyniknкіy z

nich dwie,

trzy noce spкdzone razem. Owszem, byіo coњ niepokoj№cego w naszych pieszczotach,

byі od

pocz№tku ten dreszcz, o ktуrym przed chwil№ mуwiіam, Diego potrafiі go wzbudziж

jednym

dotkniкciem, miaі wyczulony dotyk nerwowca, dziaіaіo to jak pr№d, ale nie

przypuszczaіam,

їeby od takich naskуrkowych wraїeс zaleїaіo wszystko, powinnam siк byіa z tego

wczeњniej

czy pуџniej otrz№sn№ж. Doszedі jednak pewien niesamowity motyw uczuciowy: w

dіoni, ktуra

mnie pieњciіa, byіo puste miejsce, nieco dziwna, lecz zarazem przejmuj№ca luka.

A na tym teї

nie koniec, bo nie szіo po prostu o wzruszenie z powodu kalectwa, nieznacznego w

gruncie

rzeczy, wyniesionego z wojny, o brak dwуch palcуw, nie, on garn№і siк do mnie z

jak№њ

gікbsz№ pustk№ w dіoni, z wiкksz№ uіomnoњci№, skіadaі w moje rкce inne swoje

inwalidztwo,

caі№ niemoc czy niemкskoњж, nie wiem juї, jak to nazwaж, wi№zaіo siк to z

malarstwem.

Miaіam mu byж kochank№ i siostr№ miіosierdzia, rzekom№ zakonnic№ i rzekom№

komunistk№,

tak! tego jeszcze chciaі. Wydawaі siк rуwnieї trochк nieufny, garn№і siк i

jednoczeњnie

zachowywaі w czymњ rezerwк. Taki mi siк ofiarowaі, і№cznie z trudno wyczuwaln№

rezerw№, z

dziwacznymi kontrastami, taki siк okazaі zaraz w pierwszych dniach po wyjњciu ze

szpitala.

Musiaіam wszystko przyj№ж i sprostaж jego urojeniom o mnie, a nazywaіo siк to

pozowaniem

do obrazu. Pozowanie byіo najwstydliwsz№ spraw№, jak№ kiedykolwiek przeїyіam.

Robiі

zrazu tylko szkice wкglem, potem je przewaїnie niszczyі. Nie zauwaїyіam, їeby

miaі

trudnoњci z uchwytem oіуwka, czego siк uprzednio lкkaі. Sztukк trzymania

narzкdzi

opanowaі moim zdaniem bardzo szybko. Ale twierdziі, їe jest inaczej. Na ogуі nic

nie

malowaі podczas tych seansуw, patrzyі tylko w karton, czкњciej w karton niї we

mnie.

28

Mуwiі: - Nie mogк trafiж na liniк, ktуr№ przedtem widziaіem, ta linia byіa,

jeszcze j№ widzк,

nie mogк wyprowadziж tego jednego zaіamania, o ktуrym wiem wszystko, a przecieї

nie

mogк go znaleџж, czujк, їe coњ siк we mnie rozluџniіo, coњ jakby siк obsunкіo

miкdzy okiem

a rкk№, to nie jest moja rкka. - Chodziі po caіym atelier i przygl№daі mi siк z

rуїnych stron.

Wracaі do sztalug i zamieraі tam na nowo ze wzrokiem utkwionym w pust№

pіaszczyznк

kartonu. Zdawaіo mi siк, їe nie jestem w takich momentach potrzebna, podnosiіam

siк z

miejsca i prуbowaіam znaleџж sobie jakieњ zajкcie. Denerwowaіo go to, krzyczaі,

їebym siк

nie ruszaіa, bo mu wszystko zburzк. Mуwiі: - Miaіem ustawion№ konstrukcjк, a

teraz mi siк

coњ obrуciіo, czekaj, czekaj, jak ja to chciaіem zamkn№ж? No nie wiem, teraz juї

siк nie

domyka, zgubiіem takie jedno wi№zanie, rozumiesz? - Nie dostrzegaі, їe tym

sposobem

przenosi domniemany powуd swej niewydolnoњci w inn№ sferк, niezaleїn№ od

kalectwa

fizycznego, їe siк poniek№d przyznaje do niedowіadu samej wyobraџni. Albo i

dostrzegaі, bo

mуwiі to z wyj№tkowym spіoszeniem i bolesnym skurczem twarzy, byі nienaturalnie

wzburzony, a rуwnieї podszyty tchуrzem. Kazaі mi siк na przemian rozbieraж i

okrywaж

tkaninami w rуїnych kolorach. Staіam wiкc przed nim naga, a on gubiі swoje linie

i wi№zania,

tak wygl№daіy te akty. Pуџniej znуw mozolnie ubieraі mnie w kontrastowe stroje

lub tylko od

niechcenia narzucaі jakiњ szal, w koсcu rezygnowaі, jakby upadaі, przygnieciony

zbyt

wielkim i niezrozumiaіym dla niego samego ciкїarem, ktуremu nie mуgі podoіaж, i

w takim

wіaњnie nastroju rezygnacji przychodziі do mnie, a kiedy siк potem ze mn№

kochaі, nie

panowaі nad sob№, zawsze krzyczaі. Zdaje siк, їe o tym juї mуwiіam. Co do

kostiumуw

uїywanych przy pozowaniu, to zanim siк jeszcze ono zaczкіo, przypuszczaіam, iї

potrzebny

bкdzie biaіy fartuch, poniewaї Diego tyle opowiadaі w szpitalu o swoim

niezwykіym

pomyњle w zwi№zku z t№ biel№. Dla odtworzenia jego pierwotnej wizji wydawaіy mi

siк

niezbкdne choжby jakieњ drobne rekwizyty, kojarz№ce siк z naszymi wczeњniejszymi

przeїyciami. On jednak wcale o tym nie pomyњlaі. Ustawiaі koіo mych nуg wazк,

niekiedy

kazaі trzymaж jabіko. Pewnego razu spytaіam: - Sk№d to jabіko? - Niespodziewanie

odpowiedziaі: - Chyba z drzewa wiadomoњci zіego i dobrego. - Szkice, ktуre

ostatecznie

zdoіaі wykonaж, nie miaіy ze mn№ wiele wspуlnego. Podobieсstwa nie byіo moїna

siк

dopatrzeж w tych zawiіych abstrakcjach. Diego niechкtnie mi je pokazywaі,

uwaїaj№c, їe s№

zіe. W gікbi duszy czuіam siк tym pozowaniem speszona, powiem nawet: uraїona w

ambicji.

B№dџ co b№dџ doznaіam jakiegoњ bliїej nie okreњlonego zawodu, nie zdawaіam sobie

sprawy,

na czym wіaњciwie to uczucie polegaіo, ale zniosіam bardzo przykro уw kryzys

moїliwoњci

malarskich Diega czy raczej уw stan bezradnoњci we dwoje. Tylko miіoњж siк

udawaіa lub, co

bкdzie bliїsze prawdy, budziіa we mnie z dnia na dzieс wiкksze nadzieje. Dreszcz

i tkliwoњж

dotyku, a przede wszystkim to, nad czym Diego nie panowaі: ten їywioі z dna

podњwiadomoњci wydawaі mi siк gwarancj№ jego uczuж. Їywioі nie mуgі myliж.

Wci№gaіo

mnie to coraz bardziej, a przynajmniej nie potrafiіam siк juї oprzeж pokusie

czкstego bywania

w pracowni.

Muszк w zwi№zku z tym opowiedzieж o jeszcze jednym swoim numerze. Przegl№daj№c

kiedyњ dawniejsze prace Diega, mniej wiкcej podobne do szkicуw, ktуre wykonywaі

podczas

seansуw ze mn№, natknкіam siк w stercie papierуw na realistyczny rysunek

przedstawiaj№cy

kobietк. Odniosіam wraїenie, їe j№ znam. - Diego - powiedziaіam - co to jest? -

To szkic -

odparі - stary szkic do obrazu. - I tu wymieniі tytuі doњж juї gіoњnego dzieіa,

ktуre mu swego

czasu na wystawie w Madrycie przyniosіo powaїny sukces. - Aleї ja j№ znam -

zawoіaіam -

to jest siostra Modesta! - Byіa w szpitalu taka siostra Modesta. Brzydka. Miaіa

bardzo

fikuњne nazwisko, Modesta Ama... Amara... Amarabilis... och, mуj Boїe, jak ona

siк

nazywaіa, amarus, amara, amarum, pamiкtam z іaciny, gorzki, gorzka, gorzkie, coњ

takiego,

coњ o goryczy, ale i coњ o miіoњci, amabilis, amabile, chyba nie nazywaіa siк

Amarabilis,

mуwiіyњmy na ni№ „rzodkiewka” i tк jak№њ Aramalis zobaczyіam na rysunku Diega. -

Sk№d

siк tu wziкіa? - spytaіam. - Byіa moj№ modelk№. - Pozowaіa ci do tamtego obrazu?

Przecieї

29

na obrazie jej nie ma. - Jak to? - zdziwiі siк. - Jest na obrazie. - I zmieniі

temat rozmowy.

Teraz dopiero przypomniaіam sobie, їe kiedy w szpitalu zwrуcono po raz pierwszy

uwagк na

moje zwi№zki z Diegiem, wyszіo to wіaњnie od siostry Modesty, od tej maіej,

czerwonej

bulwy! Nie cierpiк rzodkiewek. Ale jedno wiem: jeїeli juї wejdzie mi w drogк

jakaњ rywalka,

musi to byж їaіosny pokurcz.

Tak, zapewne prawem kontrastu, Franзois.

Mimo wszystko, pracuj№c w szpitalu, odnosiіam siк do niej їyczliwie. Po odkryciu

tego

rysunku, jedynego chyba realistycznego w caіej stercie, nie omieszkaіam

porozmawiaж z

siostr№ Modest№. Ta idiotka przyjкіa moje dyskretne њledztwo jako zaproszenie do

konfidencji. Przyznaіa, їe owszem, byіa modelk№ Diega, to dziwny czіowiek, no,

cуї -

artysta, rzuciі j№ potem, ale ona ma teraz chіopca, chodz№ ze sob№. Robiіo siк z

ni№ nie

wiadomo co, gdy j№ Diego rzuciі, Boїe, jak pіakaіa! - A pani? - mуwiіa dalej. -

Pani teї

artystka. Moїe on pani№ bкdzie kochaі. Ale pani jeszcze nic nie wie. Bo to

bardzo bierze. Pani

dopiero zobaczy, jak to bierze.

Nie mogіam sobie miejsca znaleџж po tej rozmowie. Bierze! Byіa modelk№! A potem

on j№

rzuciі! Tylko їe przedtem spali. Poszіam do Diega, їeby mu na ten temat coњ

powiedzieж.

Mкczyіy mnie wyj№tkowo przykre wizje, wiodіam nieustanny dialog wewnкtrzny z

Diegiem,

mуwiіam: Diego, wiкc ona tak samo tu siedziaіa, i ty staіeњ za sztalugami, i

patrzyіeњ na ni№,

na tк rzepк, nie kіam, gapiіeњ siк na jej czerwone cyce, czy dotykaіeњ ich tak

samo, powiedz,

kto tu jeszcze byі, wolaіabym, їeby kto inny, byle nie ona, a zreszt№ plujк na

to, babraіeњ siк

w takim obrzydlistwie, juї lepiej nic nie mуw, wybaіuszaіeњ oczy na jej cyce,

sіyszysz, na

cyce, i z pewnoњci№ kіadіeњ gіowк na jej kolanach, okazuje siк, їe j№ potrafiіeњ

namalowaж,

proszк, proszк, takiego pokurcza, mnie juї malowaж nie bкdziesz, o nie, Diego,

musi byж

jednak miкdzy nami dwiema rуїnica, chyba nie krzyczaіeњ przy niej tak samo,

kiedy z ni№ to

robiіeњ, a moїe krzyczaіeњ, moїe i to teї, Diego, co? Taki byі mуj prawdziwy

dialog z

Diegiem, ten wewnкtrzny, cichy, bo nic nie zostaіo wymуwione na gіos, wszystko w

sobie

stіamsiіam. Gіoњny dialog potoczyі siк zupeіnie inaczej. Powiedziaіam: - Diego,

to, co

mogіeњ mi zakomunikowaж o siostrze Modeњcie, nie jest juї tajemnic№, znam pewne

szczegуіy, ktуre widocznie zapomniaіeњ podaж, znam je i kіadк na nich krzyїyk.

Nie mam

pretensji o te wszystkie sprawy. Fiume, Diego, sіyszysz? Fiume! Ale teraz proszк

ciк,

powiedz mi tylko jedn№ rzecz: jak wіaњciwie jest? Czy ty robisz to zawsze z

kaїd№ modelk№? -

W zasadzie nigdy - odparі z niejakim poњpiechem. Ciekawie brzmiaіo to „w

zasadzie”. - W

zasadzie nigdy nie robiк tego z modelkami. - Nawet siк lekko їachn№і. -

Sztuka... - zacz№і

coњ mуwiж - sztuka... - i zmieniі sіowo - praca - powiedziaі - to jedno, a

romanse co innego,

naleїy siк trzymaж pewnych rygorуw. - Potem jeszcze dodaі, jakby koсcz№c zdanie

napoczкte

w myњli: - Bo trzeba pamiкtaж, їe sztuka to nie burdel. - No ale - odezwaіam

siк. On mi na

to: - Widzisz... - i teї urwaі. - No ale z siostr№ Modest№... - Widzisz... -

powtуrzyі. - No ale

robiіeњ to z ni№ i...

Nie wiem, co miaіam powiedzieж po tym „i”, pamiкtam tylko, їe wіaњnie tak na

moim „i”

utkn№і nasz gіoњny dialog, ten sztuczny, z brakuj№cym zakoсczeniem. Diego byі

tego dnia

czymњ wyj№tkowo podniecony, wrуciі dopiero co z rozmowy w jakimњ komitecie,

gdzie

widziaі siк z komunistami, przyniуsі niedobre wiadomoњci o sytuacji pod Bilbao,

powiedziaі

nagle: - Jestem zupeіnie zdrуw, nie mogк tak siedzieж. - To mu najwidoczniej

zaprz№taіo

gіowк. Bo przecieї towarzysze walcz№ i gin№, on, ktуry byі z nimi na froncie pod

Madrytem,

wie wszystko, woіali „pasaremos” i „niech їyje Stalin”, id№c do ataku, leїeli

takїe w bіocie,

poza tym wie, jak nad rannym przebiegaj№ ludzie, ktуrych nie moїna rozpoznaж, i

jaki cieс

przelatuje pуџniej, kiedy jest cicho i pusto, ale straciwszy dwa palce, nie

przestaje siк jeszcze

byж komunist№. Dziњ mu poradzono, їeby malowaі, on jednak nie moїe tak siedzieж.

Przez

caіy wieczуr chodziі niespokojnym krokiem po pracowni. A mnie, gdy tylko

przestawaі

mуwiж, przypominaіo siк, їe dotykaі tamtej i їe na ni№ patrzyі, i їe ona musiaіa

o tym nieraz

30

myњleж podczas jego pobytu w szpitalu, a takїe podczas rozmowy ze mn№, i ci№gle

byіy we

mnie sіowa: no, ale... No ale robiіeњ to z ni№ i... Wіaњciwie co dalej? To „i”,

zawieszone w

powietrzu, czekaіo nieustannie dopeіnienia. Chwilami mogіo siк nawet zdawaж, їe

chcк tylko

dodaж: ze mn№. No ale robiіeњ to z ni№ i ze mn№. Powoli jednak zaczynaі

przeњwitywaж nieco

inny ci№g dalszy, jakby po tym „i” miaіo nast№piж: ja coњ takiego jeszcze... No

ale robiіeњ to z

ni№ i ja coњ takiego jeszcze... Obrуciwszy wtedy bodaj gіowк, Diego byіby moїe

dostrzegі

miкdzy nami to „i” milcz№ce i zaczajone. Ale Diego tylko chodziі i mуwiі, їe

towarzysze siк

nie zaіamuj№, wprost przeciwnie, s№ pewni zwyciкstwa, a on nie moїe tak

siedzieж. Wiкc to

gіodne „i” zostaіo jak zawieszony w powietrzu paj№k, ktуry na coњ czeka.

Po kilku dniach napasіam sobie tego paj№ka i to wіaњnie byі mуj numer. Znajomy

aktor

zatelefonowaі do mnie koіo drugiej nad ranem i zwierzyі siк, їe jest cokolwiek

urїniкty, lecz

o niczym nie marzy prуcz tego, by pozostaі№ czкњж nocy spкdziж ze mn№.

Koniecznie dziњ i

koniecznie ze mn№. Nigdy nie zdarzyіo mu siк nic takiego, ale on ma w sobie

teraz

obі№kanego potwora, prosi, їebym przyszіa, bo jest mn№ opкtany, coњ w tym

rodzaju beіkotaі.

Jakbym na to tylko czekaіa! Szepnкіam w sіuchawkк: - Mуj Spodku z oњlimi

uszami... - Graі

kiedyњ Spodka ze „Snu nocy letniej”. - Mуj Spodku, masz jeszcze coњ do picia? -

Miaі. - Leї

tam spokojnie przez kwadrans. - I po kwadransie byіam u niego, trochк jako

Tytania, trochк

jako zwyczajna prostytutka. W smaku okazaіa siк ta miіoњж podobna do sieczki,

oњcista,

jaіowa i raczej dla zwierz№t. Kto wie, czy byіabym siк na ni№ zіakomiіa, gdyby

Diego,

chodz№c wtedy po pracowni i nie zdobywaj№c siк nawet na obrуcenie gіowy, mуwi№c

tylko,

jak to on nie moїe siedzieж, nie byі mi daі odczuж, їe mуwi to w pewnym sensie

przeciwko

mnie. Ale Diego poіkn№і wtedy po raz pierwszy swуj kij.

Nie umiem okreњliж, kiedy zaczкіo mi siк psuж z Diegiem, bo zaczкіo siк psuж,

nim

zd№їyіo dojrzeж, a przecieї pуџniej dojrzaіo, lecz juї z bakcylem w њrodku. Otуї

nie wiem,

kiedy wіaњciwie zal№gі siк ten bakcyl. Zauwaїyіam w pewnej chwili, їe stajк siк

dla Diega

jak gdyby kimњ innym, kimњ bez ukrytych, jemu tylko wiadomych znaczeс, ktуre mi

poprzednio przypisaі i w ktуrych szukaі tajemniczego sensu їycia. Ta zmiana

dokonaіa siк

bodaj owego wieczoru, gdy wrуciі z komitetu, lub moїe pуџniej, gdy

nieoczekiwanie

przyst№piі do pracy nad nowym obrazem. Przez kilkanaњcie dni byі caіkowicie

pochіoniкty

malowaniem i zdawaіo mi siк, їe odnalazі swуj talent. Nie musiaіam juї pozowaж,

modele

okazaіy siк w ogуle zbyteczne. Szkicуw tym razem nie sporz№dzaі, rzuciі zarys

kompozycji

wprost na pіуtno: tіum wzniesionych r№k, w istocie same rкce, wygl№daіo to

surowo i groџnie.

Zapytaіam, co maluje. Odpowiedziaі jakby trochк pуіgкbkiem, z wyczuwalnym

pogіosem

nieufnoњci i dystansu: - Zwyciкїymy. - Nie zrozumiaіam go. - Ale co malujesz? -

Wіaњnie

to. Obraz pod tytuіem „Zwyciкїymy”. - Nie chciaі nic wiкcej powiedzieж o tym

obrazie.

Dodaі tylko, їe musi jeszcze namalowaж jakieњ plakaty. W nocy jednak, leї№c ze

mn№ w

іуїku, zrobiі wielk№ miіoњж, namiкtn№ i їarіoczn№, jak czіowiek nie tyle gіodny,

ile przeraїony

moїliwoњci№ utracenia czegoњ bardzo mu drogiego. A potem zupeіnie siк rozkleiі i

zacz№і

opowiadaж dziwaczne gіupstwa o ksztaіcie jabіka. Byі to moment, gdy zagwizdaіy

syreny,

ostrzegaj№ce przed nalotem bombowym, jednym z licznych juї w tym czasie. Diego

zlekcewaїyі alarm i nie wstaі, chociaї wyraџnie sіyszaіam, jak mu biіo serce. -

Ciekawi mnie

ksztaіt jabіka - powiedziaі wtedy tak niespodziewanie, їe siк rozeњmiaіam. -

Wiкc i ty siк

њmiejesz - skonstatowaі. - A wiesz, tam pod Madrytem, kiedy mieliњmy pуjњж do

ataku,

upiliњmy siк przedtem i pijani siedzieliњmy z towarzyszami w rowie. Nikt nic nie

mуwiі,

wszyscy patrzyli na pozycje faszystуw i bardzo gіoњno oddychali, a ja miaіem

jabіko,

wyj№іem je w ostatniej chwili i jadіem, nie patrzyіem na pozycje faszystуw,

tylko na jabіko,

ktуre zmieniaіo ksztaіt, gdy je ogryzaіem, bo najpierw byіo lubieїnie

zaokr№glone, jak

poњladek dziewczynki, wiesz - powiada - jak dupa, takie, wstydliwe, napiкte,

draїni№ce,

skуrka - powiada - cielista wypukіoњж ze zіot№ skуrk№, a potem od uk№szenia

zrobiі siк w nim

jamochіon, biaіy, ziej№cy polip - mуwi - przytrzymaіem odgryziony kкs w ustach,

a jabіko

31

zasyczaіo, uwaїasz, w ciszy, ktуra tam panowaіa, sіychaж byіo doskonale jego

syk, jadіem

wiкc tego sycz№cego, spienionego potworka, usiіuj№c nie patrzeж w stronк, gdzie

mieliњmy

pobiec do ataku, towarzysze wci№ї milczeli, aї zostaі mi w rкku zwiкdіy,

przyrdzewiaіy

ogryzek, wtedy powiedziaіem, їe ksztaіt jabіka jest bardzo ciekawy, i wiesz, co

siк staіo,

spojrzeli na mnie jak na bydlaka, џle spojrzeli, lecz za chwilк ich to

rozњmieszyіo, wybuchnкli

wszyscy przyduszonym rechotem, ktoњ mrukn№і - lepiej nic nie їreж przed atakiem

- ktoњ

powtуrzyі - ksztaіt jabіka! - no bo cуї, jabіko jak jabіko, nie ma o czym gadaж,

padіa

komenda, poderwaіo nas, jeden zawoіaі - niech їyje Stalin! - pasaremos!

pasaremos! - i

pobiegіem z tym krzykiem, czuj№c jeszcze w ustach smak jabіka.

Tak, Franзois, Diego dowiedziaі siк o Spodku.

Dowiedziaі siк znacznie pуџniej, pamiкtam w kaїdym razie, їe ten obraz, nazwany

„Zwyciкїymy”, byі juї gotуw.

Przyznaіam siк sama, ale najpierw on znalazі њlad.

O, mуj prefekcie, sprawa jest intymna i їenuj№ca, dotyczy negliїu, o ktуrym

kobieta nie

mуwi. Ja jednak powiem. A powiem dlatego, їe w umyњle Diega mogіa ta sprawa mieж

znaczenie gікbsze. Mogіa mianowicie odgrywaж pewn№ rolк w stworzonym przez niego

њwiecie urojeс i symboli, wњrуd ktуrych їyі nieustannie i ktуrych czкsto nie

odrуїniaі od

rzeczywistoњci. Wiкc ten њlad to byіa plamka po cherry, po kropelce cherry,

strz№њnietej na

moj№ halkк przez pijanego Spodka, kiedy siк do mnie dobieraі, plamka ledwo

widoczna, nie

doprana, takie drobne, sinawe kуіeczko na biaіym batyњcie. Diego je znalazі.

No, wіaњnie, przestrzegaіam, їe to bкdzie nieіadne.

Wiкc Diego je znalazі i caіkiem bezwiednie, tak sobie mimochodem zapytaі: - Co

to jest?

- Niczego siк jeszcze nie domyњlaі, ale ja nie miaіam nawet pojкcia o istnieniu

tej plamki i

zaskoczona jego pytaniem, okazaіam siк zі№ aktork№. Zabrakіo mi refleksu,

krztyny

wyobraџni, po prostu nie odpowiedziaіam nic. Diego spostrzegі moje speszenie i

nagle

siуdmym zmysіem odgadі wszystko. W pierwszej chwili przeleciaіa mu po twarzy

ciemna

smuga, przyjrzaі siк jeszcze raz temu zabrudzonemu miejscu na batyњcie i coњ go

odrzuciіo,

jakby siк wzdrygn№і, cofn№і gіowк, natychmiast jednak nad sob№ zapanowaі, a

nawet siк z

pewnym wysiіkiem uњmiechn№і. I juї wiedziaі! Pozostaіo mi tylko potwierdziж fakt

i

wyjaњniж, z kim to siк zdarzyіo i w jaki sposуb. Bo Diego wiedziaі, kiedy! To

mnie

przeraziіo, pojкіam bowiem, їe musiaі zdawaж sobie ze wszystkiego sprawк juї

wtedy

wieczorem, gdy, wrуciwszy z komitetu, chodziі po pracowni i niby nie sіyszaі

mojego „i”. A

wiкc sіyszaі doskonale, przyznaі to teraz. Sіyszaі i potrafiі wyobraziж sobie

ci№g dalszy. A nie

obrуciі gіowy. Wydaі mi siк raptem odraїaj№cy, pomyњlaіam, їe go znienawidzк,

ale byіam

rуwnieї ciekawa, co ostatecznie zrobi po wysіuchaniu tej historii ze Spodkiem. O

ile go

znaіam, musiaі siк czuж mniej wiкcej tak, jakby poіkn№і їyw№ pijawkк, i nie

byіabym siк

zdziwiіa, gdyby mnie za chwilк, grzecznie uњmiechniкty, wyrzuciі przez okno.

Lecz rуwnie

dobrze mуgі siк zaj№ж malowaniem czerwonych sztandarуw. Tymczasem wybraі coњ

trzeciego. Zapragn№і speіnienia miіoњci, to przede wszystkim chciaі mieж. - Ale,

Diego -

powiedziaіam - czy nie odpycha ciк ode mnie tamta sprawa ze Spodkiem, o ktуrej

teraz

wiesz? - Nie. - I nawet nie jesteњ zazdrosny? - Wyparі siк, chociaї dam gіowк,

їe pijawka

ssaіa go bardzo boleњnie. - Wiкc przyjmujesz to caіkiem obojкtnie? - Szepn№і: -

Nie mуw juї

o tym. - Diego - powiedziaіam - na pewno myњlisz, їe jestem k..., ale to ciк

podnieca,

prawda? - Nie - odparі - myњlк o sobie, їe ja teї. - Co to znaczy? Co to znaczy,

Diego, їe ty

teї? - Milczaі. - Kurw№ jesteњ czy jak? - Na to oznajmiі z przekonaniem: -

Wielk№ kurw№. -

Diego, o czym wіaњciwie mуwisz? Chyba nie o tym, co ci siк przydarzyіo z t№

Admirabilis? -

Zawahaі siк, ale odpowiedziaі: - Tak, o tym. - Diego - krzyknкіam - a kiedy?

Kiedy robiіeњ

to ostatni raz? Czy jeszcze...? - Nie pozwoliі mi dokoсczyж pytania. - Daj

spokуj - zawoіaі.

Byі zdenerwowany. - Daj wreszcie spokуj, daj spokуj!

Nie wiem, czy ich nadal coњ і№czyіo.

32

Nie dowiedziaіam siк nigdy.

Diego mnie wtedy uciszyі, a s№ sytuacje, w ktуrych

ludzie przestaj№ mуwiж. Chyba po raz pierwszy przyszіo mi wуwczas na myњl, їe

zaczynam

byж wobec niego bezbronna i їe to juї dziaіa jak narkotyk. A jednoczeњnie

poczuіam wielk№

ulgк, bo przecieї po tych wszystkich wyznaniach pragn№і tylko mnie, ulegaі temu

samemu

narkotykowi i tej sіaboњci. Przyjкіam go z pewnym triumfem i posmakiem

zadoњжuczynienia,

byіam w istocie bardzo szczкњliwa, myњlк, їe dopiero wtedy zakochaіam siк w nim,

przeїywszy ten wspуlny upadek czy odwet, coњ tak dziwnie poі№czonego. Albo

zakochaіam

siк jeszcze pуџniej. Bo moїe miіoњж zaczyna siк w momencie, kiedy juї nie ma w

niej

odwetu, kiedy siк tylko razem upada i krzyczy, a moїe nawet nie razem, moїe to

juї jest

samotne upadanie i samotny krzyk. Ach, fiume! Fiume, Franзois!

Poczekaj.

Zapaliіabym jeszcze papierosa.

Dziкkujк, Franзois.

Pewnego dnia zobaczyіam ich oboje na ulicy. Diego siк uњmiechaі i z oїywieniem

coњ

mуwiі. Nie widzieli mnie. Byіam tak przeraїona moїliwoњci№ zetkniкcia siк z

nimi, їe

skrкciіam do pierwszej z brzegu bramy i przeczekaіam chwilк, ale zaraz potem

wybiegіam,

їeby ich њledziж. Doszli do nastкpnego skrzyїowania. Tam siк poїegnali. Nie

dowiedziaіam

siк niczego. A przed Diegiem nie puњciіam na ten temat pary z ust. Ciekawiіo

mnie, czy on

coњ powie. Nic nie powiedziaі. Wiкc moїe

Zaczкіam wtedy kraњж „Luminal”.

Mуj przyjazd do Francji nie ma sensu. Nie miaі sensu. Gdybym nawet odnalazіa tu

Diega,

mogіoby siк okazaж, їe nie zostaіabym wpuszczona za prуg. A gdybym zostaіa

wpuszczona,

mogіoby wyjњж na jaw, їe nie wiedziaіabym, jak siк zachowaж. Przyjechaіam, їeby

coњ

zrobiж, jednak to, co chciaіam zrobiж, byіo bardzo niejasne. Rozumiem twoj№

policjк,

Franзois. Na miejscu tych flikуw

Mуj prefekcie, mуj prefekcie!

Na miejscu tych flikуw miaіabym kiepski humor, sіuchaj№c wіasnych zeznaс. A na

miejscu prefekta policji czuіabym siк niespokojna, czy ten dom jest odpowiednim

aresztem

dla mnie.

Aresztem, Franзois.

Pomyњlaіam o tym wczoraj. Pomyњlaіam: no, ptaszyno, jesteњ w areszcie.

Zapakowano ciк,

zіotko, do wspaniaіego ula z ogrуdkiem i wod№ bieї№c№. Dostaіaњ wyborny prowiant

i moїesz

nawet zrobiж sobie kuku, ale kuku ci nie wyszіo i coњ mi siк zdaje, їe to jest

bardzo gікboki

ul, z ktуrego іatwo siк nie wyіabudasz. W sensie przenoњnym i dosіownym,

Franзois.

Bіysnкіa mi taka myњі, gdy wybraіam siк na maі№ przechadzkк. Na maі№, na maі№,

tylko t№

alejk№ miкdzy migdaіowcami, tuї koіo domu. Wiedziaіam, їe wrуcisz dopiero w

њrodк, po

zaіatwieniu spraw sіuїbowych, ktуre ciк odwoіaіy, i poszіam obejrzeж migdaіowce.

Widocznie ktoњ jeszcze nudziі siк w ten dzieс, bo u koсca alejki, na іawce pod

pіotem,

siedziaі mіody czіowiek z numerem „Le Figaro” w rкku. Wcale mu siк nie

spodobaіam,

nawet nie popatrzyі, kiedy siк zbliїyіam, znalazі natomiast coњ tak ciekawego do

czytania, їe

caіy, z uszami, znikі za gazet№. Jak siк mogіam nastкpnie przekonaж, po poіudniu

zast№piі go

mкїczyzna w њrednim wieku, ktуry teї tam usiadі, aby pracowicie krкciж mіynki

laseczk№.

Pomyњlaіam wiкc, їe gdybym zechciaіa przespacerowaж siк nieco dalej, ci panowie

przerwaliby moїe swe monotonne zajкcia i niepostrzeїenie mi towarzyszyli.

Tak tylko przypuszczam.

Aleї oczywiњcie, Franзois, jesteњmy wobec siebie lojalni.

Wycofaіam siк z alejki w tym wіaњnie poczuciu lojalnoњci, rozumiej№c, їe nie

mogк mieж o

nic pretensji, їe jednak powinnam skoсczyж z dwuznacznoњciami mojej tutejszej

sytuacji,

ktуrym sama jestem winna, i їe bкdк musiaіa wreszcie coњ przedsiкwzi№ж.

Wrуciwszy do

33

domu, powiedziaіam sobie: Dolores, doњж wygіupуw. Popraw siк, Dolores, od tej

chwili juї

siк popraw, od tego miejsca, w ktуre zabrnкіaњ, st№d rozpoczynaj№c, popraw siк.

Kiedy

przyjedzie Franзois, masz mu powiedzieж prawdк. Masz byж wobec niego w porz№dku,

jeњli

chcesz siк wywikіaж, ale nie tylko dlatego. Zaufaі ci, przewiуzі tutaj, na jego

odpowiedzialnoњж przebywasz w tym domku i w ogуle we Francji, zaangaїowaliњcie

siк

razem, a skoro tak, zdaj sobie sprawк, їe obowi№zuje ciк uczciwoњж podіug

zaangaїowania,

stosownie do warunkуw czy do losu, ktуry wybraіaњ lub ktуry ci przypadі w

udziale, bo tego

juї nie wiesz, czy los wybierasz, czy ci on jedynie przypada w udziale. No,

trochк czіowiek

przy nim majstruje. Sk№dkolwiek siк jednak los wzi№і, wiesz przynajmniej, їe

jest, i trzymaj

siк tego, co jest, b№dџ konsekwentna.

Franзois, to nie byіo proste. Nie chodzк do koњcioіa i nigdy siк nie modlк, ale

wczoraj siк

modliіam. Po obejrzeniu pana krкc№cego mіynki laseczk№ i po zdecydowaniu, їe

dzisiaj

wszystko powiem, nie mogіam w nocy zasn№ж. Chciaіam przecieї kiedyњ otruж siк

dla Diega,

a raczej otruж siк razem z nim, ta rуїnica jest w pewnym sensie nieistotna,

chciaіam b№dџ co

b№dџ popeіniж coњ, co daіoby siк usprawiedliwiж tylko przed S№dem Ostatecznym,

jeњli on

istnieje, ale co moim zdaniem byіo uczciwe. S№d Ostateczny uniewinnia w takich

przypadkach, wierzк w to gікboko. Pomyњl wiкc, Franзois: mam na sumieniu wobec

Diega

taki dіug, o ktуrym on nawet nie wie. A teraz? Teraz przyrzekіam sobie, їe bкdк

uczciwa w

jakiњ inny sposуb, poniewaї chcк byж w porz№dku wobec ciebie. Obym tylko mogіa!

I o to siк

wіaњnie modliіam, rozumiesz? O to, їebym mogіa. Ciekawa rzecz: w Hiszpanii

podczas

bombardowaс nigdy siк nie modliіam. A wczoraj - owszem. Uwierzyіam w istnienie

Boga,

moїna to zrobiж nie tyle pod wpіywem strachu, co pod wpіywem samotnoњci,

uwierzyіam

wiкc i prosiіam, aby mi daі wolnoњж, wolnoњж od tamtego dіugu, wolnoњж

powiedzenia,

wolnoњж zdrady, wolnoњж wszelk№. I On mi j№ daі. On mnie olњniі. Juї mуwiіam o

tym. Nagle

olњniі mnie jak gdyby rozgrzeszaj№cym przypomnieniem tego drugiego samobуjstwa,

ktуre

przecieї o dzieс wczeњniej miaіo byж popeіnione tutaj. Wiкc tylko uњmiechnкіam

siк z pewn№

ulg№ i pomyњlaіam: no to coњ tak jakby remis, jeden jeden, powiem wszystko, gdy

Franзois

wrуci.

Kim ty jesteњ, Franзois? Jesteњ prefektem policji. Co chcesz wiedzieж?

Przypuszczam, їe

nie to, co ci opowiadam, lub raczej prуcz tego coњ jeszcze. Zeznajк przed tob№

Tak, Franзois, zeznajк, їe Diego byі komunist№, zeznajк wedіug pytaс zadawanych

mi

przez policjк, lecz i wedіug wіasnego sumienia, їe byі komunist№, a nawet, jak

s№dzк,

fanatykiem najprzykrzejszego gatunku. Zaraz powiem, co to za gatunek. Zeznajк,

їe opuњciі

Hiszpaniк w chwili, gdy wojska faszystowskie zbliїaіy siк do Barcelony, i

zapewne przeszedі

granicк z innymi uchodџcami, a obecnie przebywa najprawdopodobniej w Paryїu,

poniewaї

miaі tam znajomoњci wњrуd malarzy francuskich, i jeњli partia nie udzieliіa mu

pomocy, mуgі

j№ otrzymaж prywatnie od przyjaciуі. Їadnych adresуw mi nie podaі, їadnych

nazwisk,

pseudonimуw, ja osobiњcie nie mieszaіam siк nigdy do spraw partyjnych i nie

potrafiк

wskazaж niczego, co naprowadziіoby na њlad, ale

Siкgnк do torebki.

Proszк, oto jego fotografia.

A moїe zajкto siк tym w inny sposуb i moїe juї

Wobec tego chciaіabym wiedzieж, gdzie jest.

Chciaіabym wiedzieж, gdy tylko siк coњ wyjaњni

Nie przypuszczam, їeby zamierzaі uprawiaж tu robotк wywrotow№, co tak niepokoi

policjк,

on gіуwnie maluje, to nie jest praktyk, zdolny do przytomnego wykonywania

jakiejkolwiek

roboty, to jest rezoner, obcuj№cy wyі№cznie z fikcjami, na fikcjach polega caіy

jego komunizm

i jego їycie. S№ komuniњci rуїnych gatunkуw, powtarzam. Zostaж komunist№ moїna w

dwojaki sposуb: z cholernej potrzeby albo z cholernego namysіu. Z cholernej

potrzeby

zostaj№ komunistami ci, ktуrzy nie maj№ co jeњж, a widz№, їe inni maj№ i jedz№.

To siк tak

34

odbywa: Najpierw ci, ktуrzy nie maj№ co jeњж, patrz№ dіugo na tych, ktуrzy maj№.

Patrz№ i

widz№, jak tamci zajadaj№ siк i jak im cieknie z brody. Ale nic nie myњl№, tylko

patrz№ i s№

gіodni. Aї kiedyњ przychodzi im do gіowy, їe mogliby tamtych, ktуrzy jedz№,

r№bn№ж przez

іeb, їeby tamci juї nie jedli, tylko їeby oni sami jedli. Rozumiesz, Franзois?

To jest bardzo

proste. Wіaњnie w taki sposуb gіodni zostaj№ komunistami, bez wielkiego namysіu,

ale z

cholernej potrzeby. A jest ich zatrzкsienie. I ci s№ dla was rzeczywiњcie

groџni. Wy ich jednak

nie potraficie odrуїniж od niewielu mкdrkуw, ktуrzy zostaj№ komunistami z

cholernego

namysіu, jak Diego. Mкdrek, zanim odkryje, їe powinien byж komunist№, siedzi

spokojnie i

myњli o caіym tym draсstwie, ktуre widzi. A myњli bardzo m№drze, i tak, i siak,

i owak, o

Bogu i bezrobotnych, o Heglu i zіotym wieku, o psychoanalizie i spуіkach

akcyjnych, myњli o

tym wszystkim, ale w miarк jak myњli, coraz mniej rozumie. Lecz pewnego dnia

spostrzega,

їe to moїe byж proste: s№ syci, s№ gіodni, wystarczy zabraж sytym i daж gіodnym.

Mкczyі siк,

trudziі, w№tpiі, ciemniaіo mu juї w oczach od nieustannego w№tpienia, tymczasem

to moїe

byж proste. Wiкc mкdrek popada w euforiк i zostaje komunist№. Wszak nawiedziіa

go prawda.

Prawda i pewnoњж. Mкdrek zmienia siк zatem w proroka, ale nie w przywуdcк ludu,

w innego

proroka, w derwisza, ktуry poњwiкca їycie umartwieniom i ekstatycznym taсcom.

Ten caіy

cholerny namysі mкdrka koсczy siк fanatycznymi umartwieniami i taсcem, niczym

wiкcej

prуcz taсca na czeњж prawdy. Mкdrka nie obchodzi w istocie, co siк dzieje z

gіodnymi, czy im

dobrze, czy џle, mкdrek i tak wie swoje, mкdrka obchodzi tylko, їeby mu juї

nigdy nie

ciemniaіo w oczach. Dlatego mкdrkowie, ci komuniњci z namysіu, nie s№ groџni dla

was,

mog№ byж groџni dla przechodniуw, ale nie dla was. Mуwiіam, їe to przykry,

najgorszy

rodzaj komunistуw. Co ten gatunek potrafi, wiem ja, bo znaіam Diega. Ich

okrucieсstwo

godzi na ogуі w kogoњ takiego, jak ja, albo w nich samych. Policja nie ma o tym

pojкcia i

moїe spokojnie machn№ж rкk№ na tych bezsilnych w gruncie rzeczy maniakуw.

Dam ci przykіad, Franзois. Jedn№ noc spкdziіam na schodach pod drzwiami Diega,

poniewaї w tym czasie uroiі sobie, їe powinien byж ascet№ lub czymњ w tym

guњcie.

Przynajmniej tak uzasadniaі, dlaczego musi siк ze mn№ rozstaж. Postкpowaіby

niemoralnie,

zajmuj№c siк kochank№, gdy rewolucja jest w niebezpieczeсstwie. Oni maj№

mentalnoњж

kilkunastoletnich dzieci. Ten pomysі wywietrzaі mu wprawdzie z gіowy doњж

szybko, ale noc

przesiedziaіam na schodach, bo oni maj№ w sobie takїe bezwzglкdnoњж, prymitywn№,

tкp№ i

jakby trochк chіopsk№. Otуї pewnego wieczora Diego postanowiі ze mn№ skoсczyж.

Zaczкіam

nagle przeszkadzaж jego fikcjom z jednakowo niejasnych powodуw, z jakich im

uprzednio

niby dogadzaіam. Coњ bardzo mкtnego wyіuszczaі mi ze dwie godziny. A wniosek byі

ten

mianowicie, їe nie bкdziemy juї ze sob№ spaж. Mуwiі to nie pierwszy raz i

wiedziaіam z

doњwiadczenia, co potem zrobi. Nie zaіamaі siк jednak swoim zwyczajem, wiкc

wyszіam.

Biegaіam przez pewien czas w kуіko po ciemnej ulicy jak wњciekіa suka, nareszcie

wrуciіam

do Diega z myњl№, їe go tylko o coњ zapytam. Nie pamiкtam, o co. O coњ waїnego.

Ale on teї

mnie znaі. Oboje znaliњmy siк za dobrze. W ogуle ta wzajemna wiedza o sobie

przekraczaіa

dopuszczalne granice i moїe dlatego byіo to wszystko tak przykre. Wiкc Diego

oczywiњcie

przewidywaі, їe wrуcк i kiedy nacisnкіam dzwonek, wiedziaі, kto dzwoni.

Usіyszaіam jego

kroki, byі w mieszkaniu. Podszedі do drzwi, ale przystan№і za nimi, nie

otwieraі, widocznie

teї nasіuchiwaі. Szepnкіam: -Diego, to ja. Chcк ciк tylko o coњ zapytaж. - Nie

odpowiedziaі.

A potem wycofaі siк do pracowni i tam zostaі, mimo їe dzwoniіam dіugo,

uporczywie, ze

zіoњci№, bo juї wpadіam w histeriк. Ktoњ zamkn№і bramк na dole. Wyobraїasz

sobie? Nie

mogіam wyjњж z klatki schodowej. Brzmi to њmiesznie, ale moje poniїenie byіo

wіaњnie tym

idiotyczniejsze. Kilka razy w ci№gu nocy prуbowaіam jeszcze dostaж siк do Diega,

a ten osioі

skoіowaciaі tam za drzwiami, sparaliїowany jakimњ urojonym przez siebie samego

zakazem,

i nie wpuњciі mnie, uwaїaj№c, їe takie upokorzenie kobiety jest bardziej w

zgodzie z etyk№ niї

miіoњж. Ukryta gdzieњ w k№cie, przesiedziaіam do rana. Strasznie zziкbіam. Byіo

juї widno,

gdy znowu zadzwoniіam, a Diego ruszyі siк wreszcie i otworzyі. Blady,

wpуіprzytomny,

35

otworzyі bez sіowa. Spojrzaіam i poprosiіam tylko, їeby mi daі coњ do okrycia i

pozwoliі siк

zdrzemn№ж, bo ledwo stojк na nogach. Ofiarowaі mi natychmiast swoje іуїko. Sam

pokrкciі

siк chwilк i wyszedі z mieszkania. Zaraz usnкіam. A nastкpnego wieczora spaliњmy

oczywiњcie w tym іуїku razem.

Poczekaj.

Przez kilka dni nie byіo mowy o fatalnym zakazie, ktуry zdaniem Diega, miaі nas

obowi№zywaж. A ja chciaіam znaж powуd tej manii wzbieraj№cej w nim od pewnego

czasu.

Chciaіam znaж powуd prawdziwy, bo kobieta nie wierzy uzasadnieniom zbyt zawiіym,

poniewaї uczucia s№ proste. I nalegaіam, їeby mi to wytіumaczyі po ludzku. Nie

umiaі. Gdy

wreszcie wydobyі z siebie jedno zwyczajne sіowo, byіo ono przykrym kіamstwem: їe

nie

kocha. Zrobiіam wtedy numer z „Luminalem”, no wiesz, ten w kuchni. Uprzednio

jednak na

moje pytania o powуd odpowiadaі inaczej. Bo ci№gle powtarzaіam: - Diego, ale

jaki powуd?

- Zdawaі siк przeraїony: - Och, powуd, powуd! - Diego, przecieї musisz wiedzieж.

-

Owszem - rzekі. - Wiem! - I powiedziaі, їe pamiкta, jak leї№c na іуїku

szpitalnym dopatrzyі

siк niegdyњ we mnie sensu їycia. Przynajmniej tak to wtedy nazywaі. Nie

przesadzaі, wyraїaі

coњ, co rzeczywiњcie czuі. Miкdzy jego уwczesnym i pуџniejszym nastawieniem nie

ma

sprzecznoњci, bo w sіowach „sens їycia” zawieraіa siк od pocz№tku rуwnieї myњl o

komunizmie. Їycie, i komunizm s№ dla niego nierozі№czne, on pojmuje їycie tylko

w ten

sposуb. Jeњli sobie przypominam, nazwaі mnie komunistk№ w przebraniu. No, miaі

gor№czkк,

przeidealizowaі trochк, daі jednak poznaж od razu, czego siк spodziewa. Ale to

byіa omyіka,

ta nadzieja byіa omyіk№, gdyї ja komunistk№ nie jestem i nigdy nie bкdк. Oto

gdzie tkwi

„powуd”! - Dobrze, Diego, -powiedziaіam - zapewne nie jestem komunistk№ i nigdy

nie

bкdк, lecz co ma jedno do drugiego, to znaczy ta polityka do miіoњci, zastanуw

siк, przecieї

to s№ dzieciсstwa albo zupeіnie sztuczne koncepty, mуwisz jak dziewiкtnastoletni

student. -

Nie, to jest myњlenie dialektyczne. - Jakie? Dia-lek-tycz-ne - powiada. -

Oszalaіeњ? - Nie

oszalaіem. Po prostu rozumiem prawa, ktуrym podlegam. Byt okreњla њwiadomoњж. -

I tu

zacz№і: jesteњmy cz№steczkami wњrуd milionуw cz№steczek, od ktуrych zaleїymy i

ktуre od

nas zaleї№, jesteњmy kroplami w rzece, pіyniemy tak, jak musimy, zgodnie z

biegiem rzeki,

do ujњcia, my - ludzie, my razem z naszymi myњlami, wol№ i uczuciami, my -

wytwory

stosunkуw spoіecznych, wci№ї poruszaj№cy siк w nieodzownym dla nas kierunku,

spadaj№cy

korytem rzeki w dуі, ku ujњciu. Tak pіyniemy, pieni№c siк i szumi№c, wystкpuj№c

z brzegуw

albo tworz№c wiry, i jeњli nawet pojedyncza kropla odpryњnie, jeњli osi№dzie na

przybrzeїnym

liњciu czy kamieniu, to z niego spіynie i wrуci ostatecznie do wіaњciwego nurtu.

Chyba їe

przedtem wyschnie. Taki jest byt nieuchronnie nas okreњlaj№cy, podobny do rzeki,

tak unosi

nasz№ њwiadomoњж, tк rozcheіstan№ pianк, te b№belki naszych pogl№dуw, naszych

praw,

sumieс, polityki, miіoњci. - Niewolniku - mуwiк mu - czy nawet uczucia ktoњ ci

dyktuje? -

Owszem, w ostatecznej instancji. - Cуї to za instancja, Diego, cуї to za jakaњ

ostateczna

instancja? - Tym sіowem posіugiwaі siк czкsto, znaіam je od dawna, uїywaі go na

ogуі

wtedy, gdy chciaі dowieњж rzeczy zbyt nieprawdopodobnych i nie mуgі powoіaж siк

na nic

realnego. Wiкc powiedziaіam: - To tylko sіowo, za ktуrym nic nie ma. - Popatrzyі

zdumiony: - Jak to nie ma? Czego nie ma? Ciebie? Mnie? Faszystуw? Klas? Wojny?

Nie ma

bytu? Nie ma tego wszystkiego? I przyczyn tego? I przyczyn tych przyczyn? I

sprzecznoњci

miкdzy nimi? I decyduj№cej przyczyny, ktуra sprawia, їe to wszystko jest w

skutku takie,

jakie jest, a nie inne? - Byж moїe, Diego, ale kto widziaі decyduj№c№ przyczynк?

- O, zobacz

- przerwaі mi. - Zrobiк j№ dla ciebie. - A miaі pod rкk№ pudeіko zapaіek. - Tu

patrz! -

Wysypaі zapaіki na stуі. - To bкdzie proste i ty to przyjmiesz. - Uіoїyі dwie

zapaіki na

krzyї, koniec tej, ktуra byіa z wierzchu, obci№їyі pudeіkiem. Wуwczas drugi

koniec uniуsі

siк w gуrк, a Diego oparі na nim trzeci№ zapaіkк, na tej trzeciej czwart№,

nastкpnie pi№t№, robiі

to bardzo zrкcznie, aї poі№czyі w taki sposуb ze trzydzieњci zapaіek i wreszcie

ostatni№

przycisn№і palcem. - To jest ostateczna instancja - powiedziaі -ten mуj palec. A

to - wskazaі

36

pudeіko, ktуre siк poruszaіo - to jest ostateczny skutek. A miкdzy nimi jest

іaсcuch przyczyn

i skutkуw. I ty to przyjmiesz, prawda? - Wydaі mi siк zupeіnie groteskowy. - Ty

przyjmiesz

ten model? - powtarzaі. Nie byіam pewna, czego ode mnie chce, zgody czy

protestu, ale

pomyњlaіam, їe zapaіki, ktуre sobie uіoїyі, s№ dla niego waїne i їe niezaleїnie

od ich

znaczenia on tylko tak rozumie њwiat, przez model. - Ty to przyjmiesz - woіaі. -

To uznasz.

Warn to dogadza. - Zacz№і nagle uїywaж liczby mnogiej, jakby siк zwracaі do

kogoњ jeszcze

poza mn№. - Wy byњcie chcieli, їeby tak byіo. Oczywiњcie! To uzna kaїdy

filister. Bo tu

kaїda przyczyna moїe mieж tylko jeden skutek, bo zrobiіem ten model z zapaіek,

kaїda

zapaіka moїe w nim tylko naciskaж s№siedni№ zapaіkк, zawsze tak samo, zawsze z

jednakowym wynikiem, wiкc to rozumiecie i na to siк zgadzacie, bo to nie jest

model

dialektyczny, to jest martwota, to wіaњnie jest niewolnictwo, bez walki

przeciwieсstw, bez

wieloњci wyborуw. A wiesz - powiada - gdyby to miaі byж model dialektyczny,

musiaіbym

zamiast zapaіek uїyж czegoњ innego, na przykіad ptakуw. Sіyszysz? Ptakуw! I

mуgіbym ich

uїyж. I model by dziaіaі! - Zaskoczyі mnie tymi ptakami, ale spytaіam tylko: -

Czy bкdziesz

je bardzo mкczyі, aby ci poruszyіy jak№њ dџwigniк? - Och, nie b№dџ њmieszna. Nie

idzie o

dџwigniк, idzie o przyczyny i skutki. A ptaki mog№ lataж, jak zechc№. Niech

kaїdy poleci

gdzie indziej. Albo niech siedz№ w gniazdach. Albo skacz№ z gaікzi na gaі№џ. Bo

one robi№ to

w rzeczywistoњci, swobodnie i nieregularnie. Wiкc zostawiam im wolnoњж w

przestrzeni,

zostawiam wszystkie drzewa, pola, a takїe wszystkie melodie, ktуre siк im

spodoba

zaжwierkaж. Bкdzie tak, jak w naturze, poniewaї ma to byж model dialektyczny,

prawdziwy.

Ale wystarczy, їeby w tym modelu kaїdy ptak musiaі zrobiж tylko jedn№ rzecz

staі№ i

okreњlon№, podobn№ do naciњniкcia zapaіki przez zapaіkк, a juї coњ poruszy,

spowoduje, juї

zawi№їe jedno ogniwo w іaсcuchu przyczyn i skutkуw. I model siк potwierdzi.

Model zacznie

dziaіaж, bo kaїdy ptak poleci szukaж poїywienia. A to bкdzie џrуdіem regularnych

skutkуw i

to byіoby podstaw№ regularnoњci modelu, gdybym go chciaі zbudowaж. Ale nie

zbudujк,

poniewaї istnieje w przyrodzie. I jednak ty go nie widzisz, co? Nie widzisz,

ograniczenie

klasowe nie pozwala ci dostrzec. - Sіuchaj, Diego - powiedziaіam - ale jaki

powуd? -

Powуd czego? - Tej nocy na przykіad, kiedy mnie trzymaіeњ pod drzwiami. - No

przecieї

mуwiк. - I tej nastкpnej, kiedy ze mn№ spaіeњ. - Na to umilkі. - Diego, nie

widzк palca, ktуry

t o porusza. - Nic nie zrozumiaіaњ - rzekі po chwili. - Czіowiek nie jest

drewnianym

koіkiem, raczej ptakiem, moїe byж nieprzytomnym ptakiem. Albo po prostu њwini№.

Daj mi

spokуj - powiedziaі nagle.

W tym czasie miaі juї niemiіy zwyczaj umyњlnego gіuchniкcia w rozmowie i

stawania siк

nieobecnym, mimo їe siedziaі tuї obok. Potrafiі tak wyі№czony przesiedzieж

godzinк, zacz№і

teї w podobnie przykry sposуb nieruchomieж, gdy ze mn№ leїaі, byіo to obraџliwe

i ponure.

Wdaіo siк miкdzy nas coњ niezdrowego, wspominam te najgorsze tygodnie z uczuciem

odrazy, jak chorobк. Nasza miіoњж nieustannie trwaіa, lecz trochк juї wbrew

naturze. Diego

mуwiі: - To jest potworek. - Wedіug niego naruszyliњmy jakieњ prawa, ktуrych

przekroczenie

prowadziіo do zwyrodnieс. - Mуwiі: - Czіowiek wiele moїe, ale nie powinien, zdaj

sobie

sprawк, їe musimy z tym skoсczyж. - Czіowiek nie powinien! W tym „nie powinien”

szіo

jednak ci№gle o model. Miaі model i mкczyі siк tylko w№tpliwoњciami, czy їyje z

nim w

zgodzie. - My nie jesteњmy wod№ stoj№c№ - powiedziaі kiedyњ, nawi№zuj№c jeszcze

do

porуwnaс z rzek№ i uїywaj№c liczby mnogiej podobnie jak wtedy, gdy mуwiі do mnie

„wy”. -

My nie jesteњmy kaіuїa, my pіyniemy, my potrafimy torowaж drogк przez gуry, my

przebijamy skaіy - krzyczaі. - My robimy to, my robimy owo. Czіowiek wiele moїe.

Czіowiek nie powinien. Prosiіam, їeby mi pokazaі wreszcie powуd w sobie samym,

nie w

modelu. Bo przecieї musi istnieж przyczyna bezpoњrednia, jego przyczyna, w nim

tkwi№ca. To

chyba jasne. - Widzisz - powiada - tam pod Madrytem, kiedy szliњmy do ataku,

przestaіem

w pewnej chwili odrуїniaж, co jest we mnie, a co poza mn№, moja gіowa zmieniіa

siк w kocioі

peіen gor№ca i huku, biegliњmy, byli przed nami faszyњci i byі krzyk, nie wiem,

czy

37

krzyczaіem, biegliњmy, aї upadіem i dopiero wtedy zrozumiaіem, їe nie ja biegnк,

ale ktoњ

inny, i dopiero pуџniej domyњliіem siк, їe jestem ranny, wiкc widzisz - powiada

- tam pod

Madrytem straciіem poczucie granicy miкdzy samodzielnoњci№ i zaleїnoњci№, tak

bywa,

czasem nie odrуїnia siк pobudek wewnкtrznych od zewnкtrznych, nawet gdy s№

sprzeczne, bo

tam wewn№trz mnie byі strach i byіo jedno wielkie skurczenie, a rozkaz, їeby

atakowaж,

przyszedі z zewn№trz, i ten okrzyk „pasaremos”, na ktуry przecieї poderwaliњmy

siк, teї

przyszedі z zewn№trz, i wszyscy moi towarzysze nie byli we mnie, lecz gdzieњ

dalej, poza

mn№, i wszystkie przyczyny pуjњcia do ataku byіy dalsze, mniej moje, mniej

wіasne niї ten

strach, ten kurcz hamuj№cy, no, widzisz - mуwi - a pobiegіem, coњ przewaїyіo,

coњ z

zewn№trz, kto wie, czy w takich sekundach nie rozstrzyga wіaњnie ostateczna

instancja, to

moїliwe, tego siк nie czuje. Czekaj - powiada -pobiegіem z innymi, lecz musiaіem

jednak

zechcieж. A wiesz - dodaі - tego siк chce, chкж jest rуwnie silna jak strach,

ale dopiero wtedy,

gdy siк juї biegnie, wtedy siк nieludzko chce biec, aby przebiec. I widzisz -

powiada - oni

tam ci№gle to robi№, teraz moїe teї, pomyњl, oni biegn№, a ja co? Czym ja siк tu

zajmujк, kiedy

oni zostali pod Madrytem? - Z tak№ pogard№ mуwiі, czym siк zajmuje, jakby za

chwilк miaі

stwierdziж, їe burdelem, i jakby mu nie szіo wcale o niewіaњciw№ porк tych

zajкж, lecz o sam№

treњж, ktуra jest niemoralna. - Diego, a twуj obraz? - Jaki obraz? - Namalowaіeњ

przecieї

obraz, to pіуtno „Zwyciкїymy”, namalowaіeњ je nie dla mnie i nie dla siebie,

tylko dla twoich

towarzyszy, wiem, przecieї poradzili ci, їebyњ malowaі. Do wojska naprawdк nie

mogіeњ juї

wrуciж, ale namalowaіeњ obraz. -Zareagowaі inaczej, niї siк spodziewaіam. Popadі

nagle w

nieopisan№ zіoњж. Krzykn№і: - Tak, tak, nie dla siebie, zgadіaњ, to byі zіy

obraz, w nim jest

faіsz wіaњnie przez to, їe malowaіem go nie dla siebie. Ja bym ci pokazaі

prawdк, ja wam

wszystkim pokaїк jeszcze prawdк. - Nie moїesz - mуwiк - obwiniaж mnie, jeњli

nawet ten

obraz udaі ci siк mniej niї inne. - A nie, nie, co ty, nie obwiniam ciк o nic. -

Speszyіo go to

potr№cenie draїliwych miejsc jego ambicji. - Czego wіaњciwie chcesz ode mnie? -

zawoіaі. -

Po co przypomniaіaњ mi ten obraz? Obraz nie ma tu nic do rzeczy. Powiedziaіem

ci, dlaczego

musimy z tym skoсczyж. - Byі juї nadw№tlony, mniej pewny siebie, wiкc

pomyњlaіam: no,

teraz, kiedy siк tak zachwiaі, trzeba dr№їyж do dna. - Diego, wszystkie twoje

tіumaczenia s№

faіszywe, nie przyjmujк ich, ty ich takїe nie przyjmujesz, nie b№dџ tchуrzem,

Diego, przyznaj,

їe idzie ci o Spodka. Przyznaj, їe od tamtej chwili jestem dla ciebie k..., їe

tak myњlisz, їe nie

moїesz zapomnieж o Spodku i to jest powуd. - Ach, nonsens - їachn№і siк. - Twуj

Spodek

ani mnie ziкbi, ani grzeje. To jeszcze nie zd№їyіo staж siк powodem. To nie

zd№їyіo zaboleж. -

Wiкc jedno z dwojga, Diego. Posіuchaj i wybieraj: Spodek czy Modesta? -Osіupiaі:

- Co ci

przyszіo do gіowy? - Modesta, Diego? - Co ci przyszіo do gіowy? - powtуrzyі. -

Aleї nie -

mуwi - nie Modesta. Podchodzisz do tych spraw bardzo naiwnie, Dolores, powiadam

ci, їe

nic nie zrozumiaіaњ. To, co robimy, jest zіe. Dlatego musimy z tym skoсczyж. -

Zawoіaіam: -

Nie, Diego, powуd nie moїe byж taki. W miіoњci dziaіaj№ tylko powody, ktуre ona

sama

stwarza. - On: - Nigdzie nie dziaіaj№ takie powody. Kaїdy siкga korzeniami w

gі№b їycia, jak

drzewo, a korzenie ma spl№tane. Tylko... -Umilkі na chwilк. Umilkі i nagle siк

przybliїyі,

obj№і mnie za szyjк, tak to zrobiі, jakby miaі rozpocz№ж pieszczotк, oczy mu siк

rozszerzyіy,

ale nie chciaі jeszcze pieszczoty. Szepn№і: - Tylko wiesz, co ci powiem? Z tych

gікbszych

powikіaс moїna sobie czasem nie zdawaж sprawy. S№ rzeczy, ktуrych czіowiek nie

zna.

Uњwiadomiіam sobie wtedy, їe on nie wie, jaki jest powуd, i їe daremnie czekam,

by siк

do czegokolwiek przyznaі, poniewaї nie wie rzeczywiњcie i moїe siк przyznaж

tylko do tej

niewiedzy. Wiкc zapytaіam go, gdy tak siedziaі, obejmuj№c mnie za szyjк: - Jak

myњlisz,

Diego? Czy Bуg jest? - Nie - odparі. - Boga nie ma.

On w i e d z i a і , їe Boga nie ma! Nie wiedziaі, dlaczego odtr№ca od siebie

kobietк, ktуr№

kocha, ale wiedziaі, їe Boga nie ma. Uњwiadomiіam sobie wtedy jeszcze coњ: on

nie wiedziaі,

jaki jest powуd, ale w i e r z y і , їe jest. Bкd№c pewnym, iї Bуg nie istnieje,

wierzyі we wіadzк

przyczyn i koniecznoњci, w tк rzekк unosz№c№ go, musiaі pewnie wierzyж albo

chciaі, bo na

38

kaїdego przychodzi taka chwila, gdy pytaj№ go o jakiњ powуd, a powodu brak, i

wуwczas

kaїdemu cholernie chce siк mieж coњ, co by go mogіo unieњж, wolк bosk№, rzekк

lub

maszynkк z zapaіek. - Boga nie ma - mуwiі - ale to, co robimy, jest zіe i nie

powinniњmy

tego robiж. Zapytasz mnie jak przedtem: dlaczego to jest zіe? Jaki powуd tego

„nie

powinniњmy”?. Otуї wіaњnie s№ rzeczy, ktуrych czіowiek nie zna, bo jeszcze nie

poznaі, albo

nawet inaczej, moїe nie zna, bo juї zapomniaі? Sіuchaj, to istotnie tak wygl№da:

czasem

czіowiek wie, їe coњ jest zіe, a nie potrafi uzasadniж, dlaczego. Powiada:

grzech. Nie

powinienem tego robiж, bo to jest grzech. Albo powiada: tabu. Nie powinienem

tego robiж, bo

to jest tabu. Powtarza przez tysi№clecia tak№ jedn№ rzecz wyniesion№ z ciemnej

przeszіoњci,

taki zakaz, ktуrego motywуw nie zna. Moїe zapomniaі? - I usіyszaіam

najdziwniejszy

wywуd, jaki Diego kiedykolwiek wygіosiі, szczyt wszystkiego, Franзois. Ale muszк

dodaж,

їe mnie to napeіniіo nadziej№, bo miaіam podstawy, by uznaж уw niesamowity

koncept za

przebіysk rozs№dku i poniek№d objaw trzeџwienia. Jeszcze coњ muszк dodaж. Gdy

Diego

zaczynaі ten swуj szczegуlny popis filozoficzny, rкka, ktуr№ mnie przez caіy

czas obejmowaі,

osunкіa mu siк jakoњ tak nagle tutaj, o, na moje piersi, poczekaj, tutaj siк

osunкіa i juї tak

zostaіa. - Boga nie ma - powiedziaі. - Bibliк napisaі czіowiek, nie Bуg, ale

popatrz - mуwi -

co w niej napisaі. Popatrz, jakie wiadomoњci, przez jakie niepamiкtne pokolenia,

przez ile ust,

przez jakie Babilony, a moїe przez jeszcze gікbsz№ prehistoriк niуsі i

przeniуsі, by je

umieњciж w њwiкtej ksiкdze, poniewaї widocznie s№dziі, iї s№ najdonioњlejsze.

Myњlк o

Genesis - mуwi - o samym pocz№tku Genesis. Wiadomoњci dotycz№ce ludzi s№ tam

bodaj

cztery: najњwieїsza o wieїy Babel, trochк wczeњniejsza o potopie, jeszcze

wczeњniejsza o

zbrodni Kaina i ta pierwsza, ktуra mnie najbardziej niepokoi, o wygnaniu z raju.

Wieїa Babel

istniaіa rzeczywiњcie. Byіy takie њwi№tynie babiloсskie, bardzo wysokie,

wznosili je

niewolnicy rуїnych narodowoњci i nie dziwi mnie, їe na koczowiskach pustynnych

opowiadano sobie potem przez dіugie lata o pewnej niezwykіej budowli siкgaj№cej

nieba.

Potop zdarzyі siк rzeczywiњcie, uczeni znaleџli њlad powodzi, ktуra zalaіa

Mezopotamiк, i teї

nie dziwi mnie, їe przetrwaіa pamiкж o rzeczy tak straszliwej. Te dwie

stosunkowo њwieїe

wiadomoњci odpowiadaj№ zdarzeniom prawdziwym. Lecz nie w№tpiк, їe w zaraniu

dziejуw

istniaі rуwnieї wynalazca morderstwa, bo pierwotni zbieracze ziуі nie umieli siк

jeszcze

zabijaж. A czy wiadomoњж o grzesznym spoїyciu jabіka, o pierwszym wystкpku

kobiety i

mкїczyzny, o ich akcie pіciowym, ktуry wywoіaі gniew Boga-Ojca, nie moїe byж

echem

zdarzenia rzeczywistego? Wiele plemion praktykuje po dziњ dzieс tabu seksualne.

Myњlк, їe

wiadomoњж o zakazanym owocu pochodzi takїe z doњwiadczenia. Ta smutna baњс mуwi

prawdк. Ktoњ kiedyњ w zamierzchіej przeszіoњci musiaі naruszyж pierwotne tabu

seksualne na

przekуr jakiemuњ ojcu, stwуrcy, dobroczyсcy, їywicielowi i wіadcy

niepodzielnemu, ktoњ

musiaі zіamaж zakaz, ktуrego tamten іamaж nie pozwalaі, a baњс przechowaіa

mgliste, lecz

gorzkie wspomnienie o samej rzeczy i jej wstrz№saj№cych skutkach. Lecz jeњli to

siк zdarzyіo,

musiaіo siк zdarzyж dawno, a jeњli zdarzyіo siк dawno, musiaіo byж niesamowite,

bo tylko

wypadek niezwykіy mуgі przenikn№ж pamiкж ludzi tak gікboko, by nawet po

dziesi№tkach

tysiкcy lat on wіaњnie wydaі siк nieszczкњciem nad nieszczкњcia, nieszczкњciem

gіуwnym,

pierwszym, wrкcz pocz№tkiem losu. Nie wiem, jak siк odbyіo zіamanie tego tabu,

ale

przypuszczam, їe staіo siк wуwczas coњ potwornego. Ta potwornoњж przeszіa na

nas, їyje

gdzieњ w przyжmionych zak№tkach naszej њwiadomoњci i sprawia, їe odczuwamy

zawsze

pewien niepokуj moralny na myњl o akcie miіosnym, jak gdyby mimo woli uwaїaj№c

go za

wystкpek, ktуrego nie powinno siк popeіniaж. Kaїdy ma takie poczucie, tabu trwa.

W Rosji

zaraz po rewolucji panowaіa swoboda seksualna, a potem towarzysze uznali j№ za

bі№d, teraz

tam siк przestrzega czystoњci, tam siк j№ krzewi, popatrz, wіaњnie w Rosji, to

musi byж

przemyњlane. A moїe nie? - powiedziaі nagle - moїe to niedorzecznoњж, moїe tylko

bezsensowne tabu? - Gdy tak powiedziaі, pocaіowaіam go. Przez caіy czas pieњciі

mnie, no,

tutaj, wiesz, mуwiіam ci, wci№ї to robiі jakby trochк bezwiednie, ale uparcie,

wiкc byіam juї

39

rozbudzona pieszczot№, a wydawaіo mi siк, їe w swoich rozmyњlaniach doszedі do

granicy, za

ktуr№ zobaczyі wreszcie absurd, i to wіaњnie, jak wspomniaіam, napeіniіo mnie

nadziej№ i

jeszcze wiкkszym podnieceniem. Pocaіowaіam go raz, drugi, przyj№і pocaіunki

dobrze,

postaraіam siк wywoіaж w nim poї№danie - o, teraz! - pomyњlaіam - teraz bкdк go

moїe

mieж naprawdк. I on dawaі siк tak zagarniaж i wchіaniaж, ja go braіam, ja! I

czyniіam to z

poczuciem wyj№tkowo przewrotnej rozkoszy, grzesznej - powiedziaіabym - ale nie,

to chyba

niemoїliwe, coњ pomieszaіam, bo jeszcze przedtem Diego wyjaњniі mi do koсca tк

zagadkк

tabu i grzechu pierworodnego, wszystko poі№czyіo siк jakoњ w mojej pamiкci i

przeplotіo,

Diego wtedy zawoіaі: - Wiesz, co Freud mуwi o tabu? - Freud! W tym byі wіaњnie

caіy

Diego, w takich przejњciach od Marksa do Biblii, od Biblii do Freuda. - Wiesz,

co Freud

mуwi o tabu? A opiera siк na Darwinie - dodaі znacz№co. - Darwin mуwi, їe na

samym

pocz№tku, wtedy, gdy pierwotne gromady ludzkie їywiіy siк owocami stepуw i lasu,

byі w

kaїdej gromadzie jeden mкїczyzna przewodz№cy, najstarszy i najsilniejszy, jeden

ojciec

potкїny, surowy i czujny, podobny jeszcze trochк do samcуw, przewodnikуw stad. I

byі to

rуwnieї jedyny ojciec w znaczeniu dosіownym, jedyny rodzic, poniewaї wіaњnie

prawem

zazdrosnego samca broniі przystкpu do kobiet wszystkim innym mкїczyznom, obcym

natrкtom i wіasnym synom. On wiкc tylko miaі moїnoњж miіosnego obcowania z

kobietami,

on jeden znaі tajemnicк zakazanego owocu, a strzegі jej zachіannie i nie dzieliі

z nikim przez

tysi№ce lat. Powiadam ci, їe byі to їywy Bуg Ojciec. To on mуwiі: „z kaїdego

drzewa

rajskiego jedz, ale z drzewa wiadomoњci zіego i dobrego nie jedz, bo ktуrego

dnia bкdziesz

jadі, њmierci№ umrzesz”. I powiadam ci, їe jedli mimo przestrуg i umierali,

zabijani przez

ojca. Albo teї musieli z jego wyroku opuszczaж їyciodajne miejsca popasуw i

ginкli,

wypкdzeni z owych rajуw, lub zakіadali nowe gromady, jeњli szczкњcie dopisaіo, i

stawali siк

w nich Bogami Ojcami. Wiкc wiesz, co Freud mуwi o tabu? Freud mуwi, їe pewnego

dnia

mіodzi synowie, patrz№cy poї№dliwym okiem na swe siostry i matki, sprzysiкgli

siк

przeciwko ojcu i poі№czonymi siіami natarli na tego strуїa rozkosznej tajemnicy,

zamordowali go, a potem zjedli, bo skoro zamordowali, musieli takїe zjeњж.

Rozszarpali wiкc

na kawaіki i poїarli ojca przedwiecznego zapewne w poњpiechu, oszoіomieniu i

podnieceniu

pіciowym, gdyї tej niesamowitej uczcie towarzyszyіa rуwnieї orgia z kobietami,

ktуre,

zabiwszy ojca, posiedli. Tak poznali akt miіosny, lecz to pierwsze doњwiadczenie

skojarzyіo

siк im n a z a w s z e z e s m a k i e m p o ї e r a n e g o o j c a , z p r z e

s t к p s t w e m i

poczuciem winy. St№d dopiero wywodz№ siк pуџniejsze, niezliczone postacie tabu

totemicznego, mianowicie z przeіomowej chwili, gdy ojcobуjcy rzekli sobie: nie,

t e g o juї

nie rуbmy w naszym klanie, tego nie powtarzajmy, niech nikt nie je ojca, bo

wszyscy

jesteњmy teraz ojcami i kaїdy mуgіby byж tak samo zabity i poїarty, niech wiкc

nikt nie je

ojca i niech nikt nie robi t e g o z їadn№ kobiet№ w naszym klanie. Chcieli

poіoїyж t e m u kres

i zapomnieж, a jednak coњ nie pozwalaіo im zapomnieж. Znaleџli surogat ojca w

zwierzкciu,

uczynili je swoim totemem i nie jedli zwierzкcia. Dzisiaj nie czcimy totemуw,

ale jesteњmy

ludџmi, potomkami tamtych, i nasze poczucie grzechu seksualnego, niemoralnoњci

samego

aktu, pochodzi stamt№d, rajskie jabіko przesi№kіo krwi№ ojca, ma jej smak, tam

jest powуd! -

krzykn№і. I wіaњnie grzech, ktуry ja z nim wtedy speіniaіam, bo pamiкtam to tak,

jakby

wszystko dziaіo siк jednoczeњnie, chociaї coњ tu pomieszaіam, ten nasz grzech

miaі smak

nieprawdopodobny, zdawaіo mi siк, їe poїeramy ojca, zwierzк, Boga i powуd,

nieszczкsny

powуd, upiorne widmo, gdzieњ tam wyіaniaj№ce siк z ciemnej podњwiadomoњci.

Zdawaіo mi

siк, їe zjadamy ten powуd, grzesz№c przekornie i absolutnie, їe on znika w nas,

w naszych

brzuchach podczas tego aktu.

Nic juї nie odpowiedziaіam na wywуd Diega o tabu, szepnкіam tylko: - Dobrze ci?

- I

Diego westchn№і: - Dobrze mi.

A potem nastaіy jeszcze tygodnie spokojniejsze, moїe miesi№c. Nie wracaliњmy

przez

pewien czas do tych fatalnych spraw, Diego jak gdyby coњ zrozumiaі, jak gdyby

40

przezwyciкїyі w sobie maniк, zniszczyі jej gniazdo. Zatroszczyіam siк o jego

obiady,

garderobк miaі w okropnym stanie, przejrzaіam j№ i doprowadziіam do porz№dku.

Zezwalaі na

to raczej obojкtnie, wodz№c za mn№ wzrokiem i nie przypisuj№c znaczenia moim

czynnoњciom,

a chodziіam juї koіo niego jak poczciwa kwoka. Fikuњnie musiaіam wygl№daж w

takich

scenach. Byliњmy prawie maіїeсstwem i nic nie zdradzaіo, їe Diego їywi gdzieњ

wewn№trz

siebie dawn№ myњl o rozstaniu, ktуra siк w nim rozrasta, їe j№ їywi teraz tak

milczkiem,

ostroїnie, podczas wspуlnych obiadуw albo przy goleniu. Pewnego dnia udaіo mi

siк kupiж

na targu њwieї№ rybк, o їywnoњж byіo juї wtedy bardzo trudno, dostaіam wiкc tк

piкkn№ rybк i

przyniosіam w koszyku tak№ trzepocz№c№, њlisk№, poіoїyіam w kuchni u Diega,

miaіam j№

przyrz№dziж na wieczуr. Doskonale pamiкtam, jak ta ryba leїaіa, kiedy Diego

nagle wszedі i

powiedziaі: - Przekroczyli juї Ebro. -Znaczyіo to, їe wojna jest prawdopodobnie

przegrana.

I Diego, stoj№c tam w kuchni naprzeciw ryby, ktуra z wolna dogorywaіa, wspomniaі

po raz

pierwszy o swoim zamiarze wyjazdu. Ale stwierdziі, їe tylko on musiaіby uciec,

gdyby

faszyњci mieli zwyciкїyж w Hiszpanii. On musiaіby siк przedtem urwaж - tak

powiedziaі. O

mnie ani sіowa. - A ja? - spytaіam. -Ty? - Pamiкtam, jak muskuіy na jego czole

drgnкіy, jak

otworzyі usta i wci№gn№і powietrze do pіuc, widzк go jeszcze teraz, jak stoi

odwrуcony twarz№

ku oknu i ma siк odezwaж, a pod oknem leїy ryba, i on ci№gle stoi w sіoсcu z

lekko

przymruїonymi oczami, i wreszcie mуwi coњ, czego nie powinien byі juї powtarzaж,

a jednak

mуwi znуw to samo: - Przecieї musimy z tym skoсczyж. - O, Boїe, Boїe! -

zawoіaіam. -

Dlaczego? Czy tylko dlatego, їe faszyњci przekroczyli Ebro i mog№ wygraж wojnк?

- Nie, nie

dlatego. - Pamiкtam, jak zrobiі potem pуі kroku w stronк okna i przyjrzaі siк

rybie. Nie mnie,

lecz rybie. Byіo bardzo cicho. A ta ryba rozdкta i zakrwawiona, leї№ca na boku,

z rozwartym

pyskiem i nabrzmiaіym okiem, poruszaіa skrzelami. Aї w pewnej chwili sprкїyіa

siк,

konwulsyjny wstrz№s wyrzuciі j№ w powietrze, zaraz jednak opadіa na ten sam bok

i znуw

leїaіa z nieruchomo bіyszcz№cym okiem, wydymana miarowymi wdechami i wydechami

skrzeli, ktуre lekko krwawiіy. I widzк jeszcze, jak po tym jej skoku, gdy z

іoskotem spadіa,

on przestaje patrzeж na rybк, odwraca siк do mnie i mуwi: - Dlatego, їe ciк nie

kocham. - I

patrzy na mnie.

Teraz, Franзois, wiesz chyba wszystko. Mogк dodaж, їe przed wyjazdem zd№їyі

namalowaж

jedno bardzo dobre pіуtno. Bo zanim jego wyjazd staі siк konieczny, minкіo sporo

czasu, a

niektуrzy іudzili siк do koсca, їe Franco przegra. W tym caіym chaosie Diego

pracowaі nad

obrazem. Daі mu, jak zwykle, nieoczekiwany tytuі, lubiі tytuіy literackie, wiкc

to pіуtno

nazywaіo siк „Cieс wielkiego ptaka”. Nie byіo tam jednak cienia i nie byіo

ptaka, trudno

okreњliж rzecz, ktуr№ Diego na tym obrazie wymalowaі, ale byіo to coњ

przypominaj№cego

opadanie i zawrуt gіowy, byіa jak gdyby spirala, fioletowo-biaіa spirala ze

smugami

czerwonych њwiateі, obіok pyіu, unosz№cy rozproszone uіamki przedmiotуw i ciaі o

mglistym

ksztaіcie.

Wszystko to ulatywaіo gdzieњ w gі№b obrazu, ale i w dziwny sposуb zawracaіo

stamt№d,

ten obraz siк ruszaі, sprawiaі wraїenie pulsowania i jakby oddychaі. Nie

rozumiaіam,

dlaczego to jest cieс ptaka. Diego wyjaњniі, їe nie idzie mu o wygl№d cienia,

lecz o sposуb, w

jaki odczuі pewne zdarzenie, bo to, co namalowaі, zdarzyіo siк w jego їyciu i

byіo wуwczas

czymњ podobnym do sprawy przedstawionej na obrazie, tak go to ogarnкіo i miaіo

taki kolor,

ale ogarnкіo go tylko na chwilк i potem przeszіo, jak przechodzi cieс lec№cego

ptaka, wiкc

pomyњlaі wtedy, їe moїe przeleciaі nad nim ptak. Dziaіo siк to pod Madrytem,

kiedy juї

leїaі ranny. Nie czuі bуlu - mуwi - nie, dopiero pуџniej w szpitalu, a tam nie

czuі, sіyszaі

jedynie huk i miaі w ustach ziemiк, widziaі pкdz№cych ludzi, o ktуrych nie

wiedziaі, kim s№,

rozumiaі, їe coњ siк z nim staіo, ale nie rozumiaі co, byі mokry i ciкїki,

sprуbowaі siк ruszyж

i jakoњ nie mуgі, aї uњwiadomiі sobie, їe jest ranny, i pomyњlaі, їe pewnie

umrze. Wtedy

podniуsі gіowк, a gdy j№ podniуsі, huk przycichі, zrobiіo siк pusto i wszystko

wokуі

zmкtniaіo. Wydaje mu siк, їe potem wstaі, gdzieњ szedі po jakiejњ і№ce, pamiкta

niebo i trawк,

41

dіugo tak szedі zupeіnie sam i wreszcie zdarzyіo siк to, co namalowaі, nie wie,

czy to byіo na

і№ce, o ktуrej majaczyі, czy na placu, gdzie leїaі ranny, ale pamiкta wіaњnie

tak№ rzecz, jaka

jest na obrazie, tak№ nachodz№c№ na niego ciemnoњж, ona go pochіonкіa, byі w

niej - o tu -

powiedziaі, wskazuj№c palcem obraz - w њrodku tego byіem. - Wiкc kiedy to po nim

przeszіo, spojrzaі w niebo; widocznie siк ockn№і; spojrzaі, їeby zdaж sobie

sprawк, co to byіo,

czy nie ptak, ale zobaczyі tylko niebo, ogromne biaіe niebo, jak nad tamt№ і№k№,

a dalej nie

pamiкta juї nic, dopiero lazaret. Musi to jeszcze domalowaж - powiedziaі - bo

ten cieс

wielkiego ptaka przeszedі nad jego їyciem, nie zapomina siк takiego cienia,

jeњli siк go raz

widziaіo. I malowaі niemal do ostatniej chwili. Wyjeїdїaj№c, wzi№і chyba to

pіуtno z sob№.

Zjadіabym coњ, Franзois.

Na przykіad w№trуbkк, jak w bistro.

Њwietna byіa ta w№trуbka, ktуr№ sobie wybraіam z bufetu, gdy zaprosiіeњ mnie w

sobotк

do bistro. Zjadіabym tak№ sam№.

Wygіodziіam siк jednak w Hiszpanii. Miaіeњ w sobotк doskonaіy pomysі, їeby

wst№piж po

drodze do tego њmiesznego, maleсkiego bistro. Ale wino uderzyіo mi chyba do

gіowy,

prawda?

A wiesz, coњ ci powiem. Kiedy siedzieliњmy przy barze na tych wysokich stoіkach,

pomyњlaіam sobie, їe byіabym w cholernej kropce, gdybyњ mnie w pewnej chwili

obj№і.

Franзois, ja tam w barze nie pomyњlaіam jeszcze nic wiкcej, tylko to, їe byіabym

w cholernej

kropce, gdybyњ siк do mnie zbliїyі. Teraz, kiedy usіyszaіeњ wszystko o Diegu,

chcк, abyњ

wiedziaі, jak byіo z nami w sobotк. Nie miaіam їadnych zamiarуw, wstкpuj№c do

bistro. Ale

wyobraziіam sobie, co moїesz zrobiж, i zaczкіo mnie to jakby ssaж. Nie powiem

„poci№gaж”,

nie, zaczкіo lekko ssaж takim ssaniem, ktуre gdzieњ z przeіyku idzie do gіowy, i

nawet nie

wiadomo, czy to jest pokusa, czy strach, wiadomo tylko, їe coњ bardzo ssie. A ty

spojrzaіeњ

raptem tak, jakbyњ zgadі, co sobie wyobraziіam. Chcк ci dokіadnie wytіumaczyж

moment,

ktуry potem nast№piі, gdy zachowaіeњ siк w istocie bezczelnie, kіad№c mi rкkк na

kolanie.

Chcк ci powiedzieж, co wtedy myњlaіam. Bo nie myњlaіam, їe przyjкcie twojej

oferty dobrze

mi zrobi, mylisz siк, jeїeli tak przypuszczasz. Poczuіam tylko, їe mnie znуw

diabelnie

zassaіo, i przypomniaіam sobie muchк, ktуrej kiedyњ w dzieciсstwie urwaіam

gіуwkк. Ta

mucha zaczкіa siк krкciж w kуіko, strasznie bzycz№c, i miejscem po urwanej

gіуwce

prуbowaіa jak gdyby wywierciж dziurк w ziemi. A mnie siк zdawaіo, їe ona szuka

gіowy. To

sobie przypomniaіam, gdy trzymaіeњ mi rкkк na kolanie. Szepnкіam ci do ucha: -

Jestem

much№ bez gіowy - pamiкtasz? Wyraџnie siк wtedy ucieszyіeњ i rzeczywiњcie byіo

juї jeden

zero dla ciebie.

Franзois, poczekaj, musisz to dobrze zrozumieж, bкdziesz mnie pewnie miaі doњж,

ale

musisz zrozumieж. Jestem aktork№, owszem, dajк ci tu wielki spektakl, ty jednak

nie zaczynaj

uwaїaж siк teraz, po wysіuchaniu caіej tej historii z Diegiem, za przypadkowego

statystк,

ktуry dostaі siк przez pomyіkк na niewіaњciw№ scenк i jest tym r№bniкty. Nie,

Francois, tak nie

myњl. Teї zagraіeњ niezі№ rуlkк, mуj prefekcie, i nie mуw, їe mуgі j№ zagraж

ktokolwiek inny,

obraїasz mnie tym.

Popeіniіeњ tylko jeden bі№d: nie widziaіeњ mojej urwanej gіowy. Innych omyіek

nie byіo.

Przypomnij sobie.

Kiedy przed pуіnoc№ wychodziliњmy z bistro i kiedy zapytaіam - a co teraz, panie

prefekcie? - poklepaіeњ mnie po plecach i oњwiadczyіeњ z niejak№ swobod№: -

Jedziemy dalej!

- Byіa to wszakїe dwuznacznoњж, podkreњlona wymownym akcentem. Nie przecz,

Franзois.

Wyraїaj№c siк w ten sposуb, zaszarїowaіeњ umyњlnie, abym odczuіa, їe prуcz jazdy

samochodem masz na myњli jeszcze coњ innego i їe wszystko toczy siк swoim

wіaњciwym

porz№dkiem: jest fajnie, z lekka trywialnie, lecz miіo. Trafiіeњ w dziesi№tkк

tym tonem, lepiej

nie byіo moїna. O-la-la! - pomyњlaіam - facet niesie mnie juї w zкbach, jak lis

g№skк, niesie

sobie tak po prostu na niedzielк i zje w piкknym kurorcie, do ktуrego mnie

wywozi. Zje,

42

nawet siк obliїe. Wiкc dobrze. Niech zje i niech siк obliїe. A potem ja coњ

zrobiк. Nie wiem

co, ale coњ zrobiк. Wezmк jakiњ odwet. A teraz niech zje.

Widzisz, Franзois, tu dopiero przyznajк siк do winy wobec ciebie. Nie potrafiк

powiedzieж, czy poniedziaіkowa prуba mojego samobуjstwa byіa tym z gуry

zamierzonym

odwetem. Chyba nie. Jeњli byіa, to tylko podњwiadomie i w znikomym uіamku. Ale

nie mam

teї pewnoњci, czy wszystko, co od kilku godzin mуwiк, leї№c tu z tob№ w іуїku,

jest jeszcze

odwetem czy kapitulacj№. Bo widzisz, Franзois, kiedy przyjechaliњmy tutaj, do

tego dziwnie

pustego domu, o ktуrego przeznaczenie wolaіam siк nie dopytywaж, zaszіo coњ

nieoczekiwanego. Zakochaіam siк w tobie, wiesz? Byіeњ romantycznym kochankiem,

ktуry

mnie w pewnym sensie uprowadziі, i panem sytuacji, ktуry mnie w pewnym sensie

aresztowaі, byіeњ tak nadzwyczajnie miіy, ty mуj zwyciкzco, byіeњ wspaniaіy,

byіeњ taki inny,

zakochaіam siк w tobie.

Ale b№dџ spokojny, Franзois. Rozumiem, їe uwaїasz mnie za psychopatkк i moїesz

obawiaж siк teraz jakiњ numerуw. Nie, Franзois, niczego juї nie zrobiк,

powiedziaіam „pas”

w grze z tob№. Za chwilк wstaniemy, przyrz№dzк њniadanie, s№ jeszcze rogaliki, i

coњ

postanowimy, wrуcк, jeњli zechcesz, do Hiszpanii. Pozwуl mi tylko dodaж, їe

byіeњ naprawdк

cudowny tej nocy. Miaіam po tobie miкkkie koњci, czuіam kaїd№ z osobna. Dopiero

pуџniej,

gdy poleїeliњmy pewien czas, nic nie mуwi№c, pomyњlaіam, їe muszк siк jednak

otrz№sn№ж.

Poprosiіam o papierosa, pamiкtasz? Niepotrzebnie siк wtedy speszyіeњ i podaіeњ

mi ognia z

przesadn№ grzecznoњci№. Nie chciaіam ciк uraziж, Francois. Mкїczyzna moїe siк

czuж

dotkniкty, gdy kobieta w takiej chwili ogl№da siк za papierosem, dlatego

zapytaіam, czy mogк

zapaliж.

43

III

To wraca, panie doktorze, ale juї inaczej, wyleczyі mnie pan, juї tylko lubiк

bywaж na

lotnisku, najchкtniej wczesnym rankiem, gdy niebo wydaje siк jakby wiкksze, o,

na pewno,

niebo w godzinach rannych wydaje siк bardzo gікbokie i puste, a z lotniska je

dobrze widaж,

otуї wraca to, panie doktorze, w takiej tylko postaci, їe nieraz o њwicie jeїdїк

na lotnisko,

duїo tam sіoсca i sіychaж szum silnikуw, sіychaж taki daleki, њpiewny szmer, gdy

nadlatuj№

srebrne caravelle'e, a ja czekam przy barierze, nie puszczaj№ mnie na pіytк,

zreszt№ po co

miaіabym chodziж na pіytк, mуwi№ przez megafony „atencion”, „attention, please”,

i mуwi№

„from Paris”, pуџniej powtarzaj№ to po francusku, wiкc wtedy, panie doktorze,

muszк siк

chwyciж barierki, i potem, kiedy maszyna ze њpiewnym poњwistem l№duje, muszк siк

oprzeж

jeszcze mocniej, i juї tak stojк, lekko przechylona, z rкkami zaciњniкtymi na

metalowym

prкcie, a to trwa dіugo, bo samolot wjeїdїa dopiero na stanowisko, wydaj№c z

siebie

niespokojne porykiwania, aї wszystko dookoіa wibruje, ale w koсcu podwoї№ do

niego

schodki, na ktуrych jest napisane „Air France”, ty wariatko - mуwiк sobie - ty

wariatko, lecz

mimo woli wstrzymujк oddech, i otwieraj№ siк drzwiczki, i ja patrzк, i myњlк - a

gdyby jednak

wrуciі, gdyby kiedyњ przyleciaі, i stan№і w tych drzwiczkach, a potem zszedі na

oblan№

sіoсcem pіytк, i zbliїyі siк do barierki, co by to byіo - Diego - powiedziaіabym

- Dolores -

on by powiedziaі, ale nigdy

Szczerze siк panu przyznam, doktorze, nienawidzк pana, chociaї to miіo z

paсskiej strony,

їe pan niepokoi siк o mnie wieczorami, jestem prost№ kobiet№, zwykі№ modystk№,

ale nie tak№

gіupi№, dobrze wiem, o co panu idzie, wiкc - nie, te historie z samobуjstwami

juї siк

skoсczyіy, leїк na tapczanie i przegl№dam pisma ilustrowane, doprawdy

niepotrzebnie pan o

tej porze jeszcze siк trudzi, ale dlaczego nienawidzк, dlatego, їe pan mi tak

poprzekrкcaі w

gіowie, zreszt№ bez pana wiedziaіam, jaki to іajdak, ten Diego, ale pan mi

wytіumaczyі

wszystko, no cуї, normalna sprawa, zawsze jest jakiњ Diego, ktуry bierze jak№њ

Dolores, a

potem j№ rzuca, wystarczy siк rozejrzeж, wszкdzie to samo, wiкc powinnam do tych

rzeczy

podchodziж w inny sposуb, pan mi wytіumaczyі, bo rzeczywiњcie, jak moїna wierzyж

w takie

gіupstwa, kiedy on wіaњciwie bez jednego sіowa, bez powodu

A przyszіa ta moja przyjaciуіka Modesta i ostrzegіa mnie, powiedziaіa, їebym

Nie, panie doktorze, to nie wrуci, wiem, їe on mnie wcale nie kochaі, teї sobie

wymyњliіam krуlewicza z bajki, ktуry mnie zabierze do krуlestwa, chyba jedna

taka idiotka

znalazіa siк w dzisiejszych czasach, pan byі dla mnie bardzo dobry i serdeczny,

kiedy mi pan

to wszystko mуwiі, a wie pan, czytaіam wіaњnie, їe teraz jest wiek nerwic i

schorzeс

psychicznych, pan mi przecieї wyjaњniі, sk№d siк bior№ dusznoњci i uciski wokуі

serca, їebym

siк nie przejmowaіa, i rzeczywiњcie, panie doktorze, tak w ogуle to nic mi nie

jest, tylko na tle

nerwicowym, ale pan jeszcze coњ innego radziі, moїe nie mam racji, ale

zrozumiaіam, їebym

sobie kogoњ znalazіa, i ja to zrobiіam, pan wie, byіo ich kilku po kolei, a

wcale

Jedno mnie mкczy, panie doktorze: po co mуwiіam? Wci№ї opowiadaіam tк sam№

historiк,

teraz juї mniej, ale przedtem nie mogіam siк powstrzymaж, szczegуlnie po

alkoholu albo z

mкїczyznami, od razu zaczynaіam mуwiж, jaki byі Diego. Zna pan tк piosenkк? Ona

tak idzie

- que sera sera, whatever will be, will be - taki walczyk, to byіa nasza

piosenka z wakacji w

Pirenejach, wiкc zawsze j№ њpiewaіam i opowiadaіam, jak szliњmy po gуrach aї

prawie do

granicy francuskiej i jakie sіoсce њwieciіo, bo kropla deszczu nie spadіa przez

caіy czas, ale,

co gorsza, mуwiіam, jak za pierwszym razem robiliњmy to w ogrodzie, pan wie,

panu teї

opowiedziaіam, no, i lubiіam wspominaж te rozmaite cudownoњci, ktуrych tyle siк

nasіuchaіam, o diamentach. Boїe, jakie piкkne rzeczy, Diego podarowaі mi jedn№

broszkк z

brylantem, sprzedaіam j№ teraz, ale cуї - kim on jest, ten Diego, niech pan

pomyњli, panie

44

doktorze, jest przecieї jubilerem, taki czіowiek mуgіby

Juї dobrze, postaram siк

Jeszcze jednego nie rozumiem, co to byіo, їe on musiaі odejњж, dlaczego nie

chciaі czy nie

mуgі ze mn№ zostaж, bo przecieї na pocz№tku wydawaі siк taki dobry, bo to nie

jest faіszywy

charakter, panie doktorze, ale coњ miкdzy nami zapadіo i przegrodziіo nas, nie

wiem co, tego

wіaњnie wci№ї nie rozumiem, kiedy juї tak bezstronnie patrzк, a moїe jednak on

mnie kochaі

i nie musiaіo siк skoсczyж w ten sposуb, i ja nie byіabym pуџniej nic robiіa z

proszkami

nasennymi, moїe tylko trzeba mieж trochк szczкњcia i wtedy jest dobrze, jak pan

myњli?

Wszyscy mi mуwi№: proszк pani, taki sіawny doktor, psychoneurolog

No, pewnie, psychoneurolog, taki miіy

Sіucham pana.

O, to moїliwe!

To bardzo moїliwe.

Ale dlaczego kiedyњ powiedziaі, їe nam nie wolno igraж z ogniem, jakby siк

czegoњ

obawiaі, aї siк zmieniі na twarzy, pamiкtam, przybladі - Dolores - powiada - nie

moїemy

sobie na to pozwoliж. - Jak to, Diego - mуwiк - jak to nie moїemy sobie

pozwoliж? - Nie,

Dolores, nie moїemy w tych warunkach - tak coњ zacz№і i urwaі, nigdy juї nie

zostaіo to

dopowiedziane. A pуџniej gdy wyjechaі do Francji, czкsto siк zastanawiaіam, co

chciaі wtedy

powiedzieж i czego siк obawiaі, i uroiіam sobie rуїne gіupstwa, ale pan mi

wytіumaczyі, їe z

t№ pani№ A., rozumie pan, kogo mam na myњli, wolк nie wymieniaж jej nazwiska

przez telefon,

wiкc pan mi wytіumaczyі, їe to mi siк z czymњ pomieszaіo, їe musiaіam to wzi№ж z

jakiejњ

idylli czy mitologii, mуwiі pan, i їe w ogуle nikt taki nie istnieje, ale ja nie

mogіam uwierzyж,

dopiero teraz myњlк, їe pan ma racjк i їe moїe to po prostu jest jego їona,

ktуr№ on ma tam

we Francji.

Proszк?

Nie, doktorze, wіaњciwie juї caіkiem z tego wyszіam i apetyt

Powiedziaіam, їe nienawidzк, bo naprawdк to pan mi zabraі Diega, a gdyby nie

pan,

ci№gle bym jeszcze

Dziкkujк, doktorze, dziкkujк za tyle troskliwoњci, pan ma zіote serce, tak siк

pan niepokoi

o mnie, dziкkujк, їe pan zatelefonowaі, ale niepotrzebnie, bo wіaњciwie caіkiem

z tego

wyszіam, i jeњli coњ wraca, to tylko wyjazdy na lotnisko, przewaїnie rano, ale

raz byіam w

nocy, wie pan, wszystko tam oњwietlone, a niebo ciemne, zupeіnie inaczej niї w

dzieс, ludzi

mniej i samoloty l№duj№ rzadziej, ci z obsіugi juї mnie znaj№, s№ mili, wiкc

mogк chodziж do

barierki, nawet chіodno, kiedy siк tak stoi, chociaї noc byіa ciepіa, nie ma pan

pojкcia, jakie

czarne niebo z gwiazdami i rуїne echa, szmery, czasem spadaj№ gwiazdy, trzeba

dobrze

natкїyж sіuch, a jak nic nie leci, to siк ma przywidzenia, i jak nikogo nie ma,

to jest cicho, i

tak siк stoi, tak siк wtedy czeka, patrz№c w ciemnoњж i nasіuchuj№c.

Korekta: Anna Jкsiak



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
program konwersatorium tabu 2011
karty tabu 4
karty tabu 1
Tabu tibu, teksty piosenek
Przełamać tabu i działać, Dorosłe Dzieci
TABU TIBU (2)
karty tabu 6
karty tabu 9
Teoria kultury II semestr - KONWERSATORIUM, ZYGMUNT FREUD „TOTEM I TABU”
TABU TIBU
Cierpienie tabu wersja do druku
Szwedzkie tabu
Tabu Słoneczne reggae
Tabu żywnościowe, Ekoenergetyka, Studia, I semestr, Żywienie
karty tabu 5
Jodko Tabu seksuologii str 117 134, 157 183
tabu
karty tabu 7
Freud -Totem i tabu, [PDF]

więcej podobnych podstron