ŚWIAT W KRYZYSIE, CZY CHINY WYGRAJĄ OBECNY KRYZYS?... (03.09) |
Autor Henryk S. KOLKA |
W niedawnym wystąpieniu szef Banku Światowego przedstawił swoją ocenę sytuacji w globalnej gospodarce. Jego zdaniem światowe PKB skurczy się w tym roku o 1-2%. Zwrócił też uwagę na, że największą słabością obecnych działań antykryzysowych jest to, że czołowe kraje gospodarcze świata w zdecydowanej większości robią „za mało i za późno”, aby zmniejszyć społeczne skutki recesji i aby stworzyć warunki do jak najszybszego, ponownego wejścia na ścieżkę wzrostu. Nas jednak ciekawi, w jakim stopniu jego opinie wyrażone w tym wywiadzie obejmują także gospodarkę chińską i dotyczą antykryzysowych działań pekińskiego rządu. Pewne jest to, że w tym roku chińska gospodarka jako jedyna z dziesiątki światowych potęg gospodarczych zanotuje wzrost i to na poziomie, który dla konkurentów jest nierealny nawet w marzeniach. Należy też liczyć się z tym, że Chiny w bardzo dobrej kondycji wejdą w nowy etap wzrostowy w światowej gospodarce, co jeszcze bardziej wzmocni ich znaczenie w globalnej polityce. Uzasadnione wydaje się nie tylko pytanie zawarte w tytule, a więc czy Chiny wygrają obecny kryzys, ale w jakim stopniu nadrobią dystans do dziś jeszcze większych gospodarek...
1. Obecny kryzys w światowej gospodarce rozpoczął się w Stanach Zjednoczonych i wielu ekspertów wini za jego wywołanie tak amerykańskie instytucje finansowe, jak i amerykański rząd. Mimo to w dalszym ciągu świat z nadzieją spogląda w kierunku USA licząc na to, że to właśnie stamtąd nadejdą pierwsze sygnały zapowiadające koniec kryzysu i początek nowego etapu wzrostu w światowej gospodarce. Taki sygnał starał się dać szef amerykańskiego Fed-u, już trzykrotnie (od końca lutego) zapowiadając, że okres wzrostowy w gospodarce USA rozpocznie się z nowym, 2010 rokiem. Wydaje się, że w tych wypowiedziach Ben Bernanke podjął duże ryzyko, rzucając na szalę cały swój autorytet. Nie wiadomo też, na jakich podstawach oparł swoją wypowiedź. Można jednak odnieść wrażenie, że skoro ważnym czynnikiem wpływającym na głębokość obecnego kryzysu jest „stan ducha” światowych rynków, więc nie jest wykluczone, że szef Fed dołączając do prezydenta B. Obamy chce wzmocnić ducha optymizmu w Amerykanów, angażując w to posiadany autorytet tak osobisty, jak i instytucjonalny. 2. Na drugim biegunie rozważań o obecnym stanie i perspektywach globalnej gospodarki należy umieścić ostatni raport MFW. Ostrzega on przed pogłębieniem się kryzysu w bieżącym roku i przed społecznymi jego skutkami, a więc przed obniżeniem się standardu życia i silnym wzrostem bezrobocia. MFW ostrzega przed „trzecią falą” światowego kryzysu, która najmocniej uderzy w kraje najbiedniejsze, co grozi nawet kryzysem humanitarnym. Oznacza to, że należy liczyć się ze znacznym spadkiem poziomu życia w tych krajach, który zredukuje cały, dotychczasowy postęp w obniżaniu poziomu ubóstwa w ostatnich latach. Raport MFW mówi, że „22 kraje o niskim dochodzie, które mają perspektywę poważnych problemów finansowych stoją dziś w obliczu załamania wzrostu gospodarczego, eksportu, inwestycji zagranicznych na ich terenie i zmniejszenia dochodów swoich emigrantów”. 3. Na tym tle wielkie Chiny wydają się być kolosem, który mniej niż inni angażuje się w światową politykę, kroczy dalej ustalonym tempem, koncentrując uwagę przede wszystkim na własnej gospodarce. Sprzyja temu to, że Chiny to dziś największy rynek konsumpcyjny świata, który jeszcze nie jest nasycony współczesnymi, masowymi dobrami. Także siłą chińskiej gospodarki jest to, że w przeciwieństwie do jej światowych konkurentów dotychczas nie straciła ona zbyt wiele ze swoich atutów, które przez ostatnie dwie dekady zapewniały jej dwucyfrowy,coroczny wzrost gospodarczy. Dziś wiele wskazuje na to, że pomimo globalnego kryzysu gospodarczego tegoroczne tempo wzrostu w Chinach wyniesie według rządowych prognoz ok. 8%. Jeśli nawet okaże się, że będzie ono nieco niższy (niezależne ośrodki prognozują ostrożniej i według nich wzrost ten wyniesie ok. 5,6%), to i tak będzie to znakomity wynik. To, że Chiny też odczuwają kryzys można było zauważyć po wynikach ubiegłego roku, kiedy to w IV kw. wzrost gospodarczy był na poziomie „tylko” 6,8%. Ślady kryzysu widać też w wielkości deficytu budżetowego, bo jeśli 2007 r. chiński budżet miał nadwyżkę na poziomie 0,7% PKB, według rządu w całym 2008 r. chiński budżet zanotował deficyt w wysokości 0,4% PKB, to w skutek kryzysu i wydatków publicznych mających na celu wsparcie chińskiej gospodarki tegoroczny deficyt budżetowy wyniesie ok. 3%PKB. By utrzymać planowane tempo wzrostu gospodarczego Chiny przygotowują nowe pakiety stymulujące gospodarkę. Dotychczasowy pakiet działań antykryzysowych ma wartość 586 mld USD i ma na celu przede wszystkim pobudzenie rynku wewnętrznego. Jest to niezbędne, bo w lutym 2009 roku chiński eksport spadł o 25,7% r/r, a produkcja przemysłowa w styczniu i lutym zwolniła o 3,8% r/r. Słabym punktem Chin jest dziś zależność tak ich gospodarki jak i tempa jej rozwoju od eksportu. Niestety od listopada eksport spada i jest to naturalne, jeśli zna się sytuację i tendencje zmian na azjatyckich i światowych rynkach. Jednak warto tu zauważyć, że do stycznia tempo tego spadku było o wiele wolniejsze niż w innych krajach azjatyckich o znacznym udziale eksportu. Chiny cały czas utrzymują nadwyżkę w obrocie zewnętrznym (mimo, że ona maleje)! Jednak aby zapobiec nastrojom protekcjonistycznym uderzającym w ich towary, Chiny zwiększyły ostatnio swoje zakupy importowe za granicą (w tym także w Europie). 4. Chińskie rezerwy walutowe w końcu 2008 roku były oceniane na ok. 2 bln USD. Szacuje się, że teraz tempo ich wzrostu nieco spadnie, głównie wskutek sytuacji na rynkach wautowych. Spadek chińskiego eksportu w ostatnich miesiącach jest wyraźny i będzie to miało poważny wpływ na tempo wzrostu tych rezerw (w 2008 roku wzrosły one o 415 mld USD, według przewidywań w tym roku wzrosną one tylko o 177 mld USD). W ostatnich latach Chiny systematycznie i konsekwentnie zmieniają swoją poliitykę w zakresie gospodarowania tymi rezerwami. Widoczne jest jak zaczynają ograniczać pożyczanie pieniędzy USA w postaci wykupywania amerykańskich obligacji skarbowych (co na pewno zwiększy problemy w amerykańskiej gospodarce). Dotąd Chiny (które w końcu 2008 roku wyprzedziły Japonię jako największy zagraniczny posiadacz amerykańskich obligacji skarbowych) finansowały amerykański deficyt i według szacunków są posiadaczami rządowych obligacji wartości ok. 1 bln USD. Przewiduje się, że teraz chińskie banki (w pełni kontrolowane przez rząd) częściej będą pożyczać chińskim przedsiębiorstwom, bo wiele z nich ma kłopoty wynikające z malejącego eksportu. Chińskie zainteresowanie amerykańskimi obligacjami będzie malało także z powodu spadku opłacalności takich inwestycji (oprocentowanie). W kręgach międzynarodowych finansów mówi się, że kryzys dotknął chińskie rezerwy w wyniku szeregu nietrafionych decyzji na międzynarodowych rynkach papierów wartościowych i spowodował straty rzędu miliardów USD (nawet ok. 80 mld). Oficjalnego potwierdzenia tych informacji jednak brak. Chińskimi rezerwami zarządza State Administration of Foreign Exchange (SAFE) i powyższe przypuszczenia oparte są na obserwacji jej zakupów na światowych giełdach na początku 2007 r. Według MSCI chińska giełda w ujęciu dolarowym jest dziś najsilniejszym rynkiem świata (zyskała ok. 8% od początku roku !!!). Dla porównania cztery najgorsze rynki akcji to Rumunia (-60%) Serbia (-49%), Węgry (-39%) i... Polska (-33%). Analitycy zastanawiaja się, co jest tego przyczyną. Najważniejszą z nich jest to, że Chiny wciąż dynamicznie się rozwijają, a wdrażany ogromny fiskalny pakiet stymulacyjny daje nadzieje, że wobec dużego osłabienia USA, UE i Japonii to właśnie Chiny będą w stanie stanąć na czele globalnej gospodarki i wyprowadzić ją z opałów! Oprócz większego zaufania do chińskiej gospodarki warto zwróciić uwagę także na to, że obawy o stan globalnego systemu finansowego skoncentrowały się na bankach zachodnich. Bez komentarza pozostawiam tu informację, że indeks Shanghai Composite zyskał w tym roku 17,5%, podczas gdy S&P 500 stracił 20,6%, a FTSE Eurofirst 300 16,7%. 6. Jest prawdą, że globalny kryzys gospodarczy jest dziś w fazie rozwojowej i prawdę mówiąc nie wiadomo, czy zakończy się on jeszcze w tym na koniec tego roku, za dwa lub nawet trzy lata. Mimo to coraz częściej analitycy zaczynają zajmować się rozważaniami, jaki będzie ten świat po kryzysie, jaka będzie przyszłość globalnej gospodarki, jaki będzie w niej układ sił. Z większości wypowiedzi wynika, że w tym zakresie wiele zależy od Chin i USA. Komentatorzy zwracają uwagę na to, że na Amerykanach spoczywa dziś obowiązek wyjścia z inicjatywami umożliwiającymi odbudowę międzynarodowego systemu finansowego. Natomiast Chiny powinny ich w tym wspierać, równocześnie będąc najbardziej zainteresowanymi w powrocie na światowe rynki dobrej koniunktury. Z całą pewnością politycy obu mocarstw mają świadomość własnych interesów i katalog celów realnych do osiągnięcia. Jednak dużo będzie zależało od ich dwustronnych stosunków i czy wzajemnie będą one oparte na realnej ocenie atutów i możliwości, a także w jakim horyzoncie czasowym będą planowały realizację swojej polityki. Na pewno wypracowanie nowego typu stosunków przez kraje o różych atutach i możliwościach, a także o różnych skutkach wywołanych przez obecny kryzys nie będzie łatwe, więc nie należy mieć nadziei na szybki sukces w tym zakresie. 7. Potrzeba skuteczniejszej walki z kryzysem zmusiła czołowe gospodarczo kraje do współpracy. Obecnie trwają prace przygotowawcze przed londyńskim szczytem przywódców G20, który zaplanowano na 2 kwietnia. W kluczowych sprawach widać wyraźnie stanowisko Chin, które często łaczą swoje siły z innymi krajami rynków wschodzących jak Brazylia, Rosja i Indie (skrótowo nazywane grupą BRIC), które uczestniczą w przygotowaniach do tego szczytu. I tak:
8. Bliska jest mi prezentowana przez szereg analityków opinia, że chińska polityka gospodarcza jest (od początków przemian zainicjowanych przez Tenga) prowadzona inteligentnie, z dużym wyczuciem potencjału możliwości kraju i ze świadomością współczesnego świata. Chiny, mimo wielu słabości wynikających z realiów, w jakich rozpoczynały ten ostatni „długi marsz” na szczyty potęgi gospodarczej, wykazały się dalekowzrocznością i konsekwencją. Do dziś umiejętnie łączą dążenie do potęgi gospodarczej i politycznej z tworzeniem warunków w których obywatele będą mogli osiągnąć wyższy standard życia. Jeśli powyższe opinie połaczyć w jedno hasło, to można powiedzieć, że kraj ten ma przemyślaną strategie rozwojową, realizowaną w mądry i odważny sposób. Uzasadnienie powyższej tezy jest proste:
Kończąc mam pełną świadomość, że trudno sformułować wnioski końcowe. Zmiany w świecie mają charakter ciągły i zaskakujący, a to, co teraz w świecie zdarza się, w jakimś stopniu dezaktualizuje także to, co wyżej napisałem... Jedno jest dla mnie coraz bardziej oczywiste: Chiny po kryzysie będą bardziej wzmocnione i będą bardziej liczyć się w światowej polityce, niż dotąd...
|
ŚWIATOWA GOSPODARKA- SPOJRZENIE Z KILKU PUNKTÓW WIDZENIA (02.09) |
Autor Henryk S. KOLKA |
|||
Pieniądz od dawna jest bożkiem naszego świata. Jego posiadanie stwarza możliwość zaspokajania potrzeb i daje poczucie bezpieczeństwa. Pieniądz jest też jest źródłem przewagi, a nawet władzy nad innymi. Dla poważnej części współczesnego społeczeństwa zdobywanie pieniędzy i gospodarowanie nimi (w tym ich pomnażanie) jest dziś życiowym kompasem.
WSPOMNIENIE NIEDAWNYCH, DOBRYCH LAT W GOSPODARCE
AMERYKAŃSKA GOSPODARKA, CZYLI NIEDAWNY GIGANT NA KOLANACH
JAK DŁUGO MOŻE TRWAĆ ŚWIATOWA RECESJA
RATUNEK NA DZIŚ CDN 2009.02.09
|
|||
ŚWIATOWY KRYZYS FINANSOWY 2008 Z BRYTYJSKIEGO PUNKTU WIDZENIA (01.09) |
Autor Magdalena A. KOLKA |
Nie ulega wątpliwości, że kluczowym wydarzeniem gospodarczym 2008 roku był kryzys finansowy. W zaskakujący sposób wpłynął on na europejską gospodarkę i dziś jego skutki mają decydujący wpływ na przyszłe możliwości gospodarcze krajów Starego Kontynentu. On to doprowadził także do nagłego pogorszenia się wyników makroekonomicznych Wielkiej Brytanii, a obecne prognozy wzrostu gospodarczego nie pozostawiają złudzeń, kraj ten w 2009 roku musi liczyć się z nieuchronną recesją. Złe wyniki dotyczące tak istotnych wskaźników gospodarczych jak poziom deficytu i długu publicznego osłabiają tak dzisiejszą siłę unijnej gospodarki, jaki i stawiają pod znakiem zapytania perspektywę europejskiej waluty do brytyjskiej gospodarki. Kryzys, którego skutki odczują wszystkie kraje na świecie (choć w zróżnicowanym stopniu) jest kryzysem całego systemu finansowego, czyli obejmuje nie tylko sektor bankowy, ale również pokrewne instytucje. Jego konsekwencje są niezwykle poważne, ponieważ w obliczu globalizacji i liberalizacji międzynarodowych przepływów kapitałowych ma zasięg globalny i ogólnogospodarczy. Ponadto kryzys systemu finansowego pozostaje w obopólnym związku z kryzysem ekonomicznym, który przejawia się w spowolnieniu ogólnej aktywności gospodarczej (zahamowanie produkcji, wzrost bezrobocia itp.)1.Takiego rodzaju kryzys jest najbardziej dotkliwy, ponieważ podważa zaufanie w stosunku do rynków finansowych, które samodzielnie nie są w stanie w pełni realizować nałożonych na nie zadań: gromadzenia kapitału jego racjonalnej alokacji2. Kryzys, który pojawił się w pełni we wrześniu 2008 r. na globalnym, w tym europejskim, rynku finansowym ma swoje początki w załamaniu w sierpniu 2007 r. na amerykańskim rynku kredytów hipotecznych sub-prime3 i powiązanych z nimi instrumentów rynku finansowego. Od 2001 r. bank centralny USA (Fed) prowadził politykę pieniężną niskich stóp procentowych, co przyczyniało się do wspierania wzrostu gospodarczego poprzez zwiększone inwestycje i popyt. Ten sposób stymulowania gospodarki doprowadził do ponad przeciętnej podwyżki cen na rynku nieruchomości, papierów wartościowych oraz zadłużenia konsumentów (hipoteki) przy równoczesnym spadku stopy oszczędności oraz obniżaniu kryteriów zdolności kredytowej4. Tak prowadzona amerykańska polityka doprowadziła do narastania bąbla spekulacyjnego, który w końcu pękł5. W 2006 r. Fed zmienił politykę i podniósł stopy procentowe, co spowodowało w poważne trudności ze spłatą kredytów zaciągniętych przez Amerykanów. Dodatkowo zmniejszenie popytu na rynku nieruchomości pociągnęło za sobą spadki cen. Kryzys na lokalnym amerykańskim rynku kredytowym przekształcił się w globalny, ponieważ większość banków i instytucji światowych handlowała pochodnymi instrumentami finansowymi, opartymi na amerykańskim rynku nieruchomości i kredytach hipotecznych. Początkowo sytuacja znacznie pogorszyła się w USA, gdy w II połowie 2007 r. upadły dwa fundusze hedgingowe, jednak z każdym kolejnym miesiącem docierały informacje startach w kolejnych instytucjach finansowych. Z tego powodu na giełdach zaczęto pozbywać się akcji większości instytucji sektora finansowego. Dodatkowo miały miejsce akcje masowego wycofywania funduszy z prime money market funds, co podważyło zdolność funkcjonowania instytucji finansowych, bazujących na hurtowym finansowaniu6. Kryzys z całą siłą uderzył w Europę w 2008 r. i w rezultacie giełdy regionalne zanotowały ponad 30% spadki w pierwszych III kwartałach i co pewien czas podejmowano decyzje o zawieszaniu sesji giełdowych. Towarzyszyły temu również informacje o stratach instytucji finansowych. Szczególnie negatywny wpływ na gospodarkę globalną, w tym brytyjską, miało zachwianie zaufania w stosunku do sektora finansowego i jego instytucji oraz wzajemnego wobec jego instytucji, które nie chciały m.in. zawierać transakcji na międzybankowym rynku. W rezultacie rynek finansowy stracił na płynności. Z tego powodu rząd USA i narodowe rządy poszczególnych krajów UE podejmowały bardziej lub mniej skoordynowane działania w celu ograniczenia negatywnych skutków kryzysu poprzez wspierania zagrożonych instytucji finansowych, stabilizowanie rynku, próbę podnoszenia wiarygodności banków. Ponadto w celu zapewnienia płynności finansowej systemu gospodarczego narodowe banki zostały zmuszone do wprowadzenia do systemu finansowego nowych środków finansowych. Obok kryzysu na rynkach finansowych wymienia się również inne czynniki, które wpłynęły na pogorszenie sytuacji w światowej gospodarce, także brytyjskiej: obserwowany od 2004 r. wzrost cen żywności i paliw, które napędzały inflację7. Kryzys na rynku finansowym wpłynął na pogorszenie ogólnych warunków prowadzenia działalności gospodarczej poprzez znaczne podniesienie przez banki wymagań dla podmiotów starających się o kredyty (pożyczki). W Wielkiej Brytanii pierwsze działania zapobiegające załamaniu krajowego systemu finansowego zostały podjęte już w 2007 r. Bank Anglii, próbując przywrócić/utrzymać płynność i stabilność systemu finansowego, zadecydował m.in. o rozszerzeniu o 42% ilości pieniędzy udostępnianych instytucjom finansowym oraz zwiększeniu z 31% do 74% udziału pożyczek udzielanych na okres dłuższy niż 3 miesiące8. Jednak pogarszająca się sytuacja (czego dowodem była już wspominana konieczność nacjonalizacji pierwszego brytyjskiego upadającego banku hipotecznego Northern Rock9) w kwietniu 2008 r. doprowadziła do wprowadzenia specjalnego programu wspierającego płynność (Special Liquidity Scheme) w sektorze finansowym. Pozwalał on m.in. na wymianę papierów wartościowych, opartych na kredytach hipotecznych na obligacje skarbowe do 3 lat. Ponadto zwiększono pokrycie i szybkość wypłaty gwarantowanych pieniędzy z lokat, rozszerzono uprawnienia kontrolne Financial Services Authority (brytyjski urząd regulacji rynków finansowych) oraz rolę Banku Anglii ochraniającego stabilność finansową10. Dodatkowo we wrześniu 2008 r. wydłużono okres możliwości korzystania przez banki z pomocy zawartej w Special Liquidity Scheme do końca stycznia 2009 r. Wszystkim działaniom towarzyszyło również od początku 2008 r. obniżanie stóp procentowych. Wielka Brytania przez ostatnią dekadę realizowała wysoki wzrost gospodarczy - wyższy niż strefa euro. Nagłe i drastyczne pogorszenie nastąpiło w 2008 r., kiedy kryzys systemu finansowego uległ dalszej eskalacji, a ceny na krajowym rynku nieruchomości nadal spadały. W przypadku Wielkiej Brytanii kryzys systemu finansowego w rzeczywistości doprowadził do załamania się całej gospodarki, ponieważ przez ostanie lata jej rozwój był determinowany rozkwitem sektora usług finansowych i atrakcyjnością inwestycyjną londyńskiego City. Pogorszenie w funkcjonowaniu systemu finansowego, a przez to całej gospodarki odzwierciedlały wyniki wzrostu gospodarczego w 2008 r.: II kw. 0,0% i III kw. - 0,5%. Były one lepsze od najgorszych rezultatów takich państw UGiW jak Niemcy i Włochy, natomiast wszyscy inni członkowie strefy euro mieli nieco większą stopę wzrostu11. Również gospodarstwa domowe i sektor przedsiębiorstw drastycznie ograniczyły wydatki. Brytyjska konsumpcja prywatna skurczyła się o - 0,1% i o - 0,4% w dwóch ostatnich kwartałach, a w analogicznych okresach również nastąpił spadek inwestycji o - 2,8% i - 3,6%. Na tle strefy euro jak i UE były to jedne z największych spadków. Niepokojące są również dane statystyczne dotyczące rynku pracy: bezrobocie wzrosło z 5,2% w I kw. do 5,8% w III kw. Wielkość pomocy, którą oferuje rząd brytyjski również przyczynia się do pogorszenia stanu finansów publicznych i perspektywy spełnienia kryteriów konwergencji. Obecnie dostępne są jedynie dane za II kwartał i wskazują one na podwyższony deficyt 3,2% PKB oraz dług publiczny rzędu 44,3% PKB. Równocześnie pod koniec 2007 r. pojawił się problem z utrzymaniem celu inflacyjnego. Stopa inflacji rosła od 2,1% w grudniu 2007 r. do 5,2% we wrześniu 2008 r. Jednak wraz z pogarszaniem się stanu brytyjskiej gospodarki oczekiwania inflacyjne spadają. Obecnie nie oczekuje się poprawy sytuacji gospodarczej Wielkiej Brytanii aż do 2010 - 2011 r., a nawet prognozuje się jej pogorszenie. Wynika to z faktu, iż opisany kryzys będzie spowalniał wzrost gospodarczy poprzez: - ograniczenie dostępności zewnętrznych źródeł finansowania dla krajowych podmiotów gospodarczych i konsumentów, - spadek eksportu brytyjskiego w wyniku ograniczenia konsumpcji na krajowych rynkach głównych partnerów handlowych oraz - redukcję napływu zagranicznych inwestycji bezpośrednich poprzez zmniejszenie aktywności globalnych inwestorów. Mechanizmy rządzące dziś światową gospodarką i obecnym kryzysem nie są do końca rozeznane, jest w nich duży poziom ryzyka, są liczne zagrożenia i poważne niebezpieczeństwa. Także brytyjska gospodarka będąca ważną częścią europejskiej i globalnej gospodarki stoi przed poważnymi wyzwaniami. Dziś jeszcze nie można odpowiedzieć, czy terapia mająca wyprowadzić ją z kryzysu tak brytyjską jest właściwa. Odpowiedź na to pytanie przyniesie nam najbliższy rok....
1 J. Żabińska (red.), Kryzysy finansowe, ich przyczyny, skutki i sposoby przezwyciężania, AE im. Karola Adamieckiego, Katowice 2000, s. 10. 2 A. Budnikowski, Międzynarodowe stosunki gospodarcze, PWE, Warszawa 2006, s. 419. 3 Jest to kredyt udzielany osobom o niższej wiarygodności kredytowej. 4 L. Oręziak, System rezerwy federalnej jako bank centralny Stanów Zjednoczonych, Bankowość Centralna od A do Z, Bank i Kredyt, nr 9, wrzesień 2006, NBP, s. 28. 5 W Wielkiej Brytanii również przez ostatnie lata wykształciła się bańka spekulacyjna na rynku nieruchomości. 6 IMF, Global Financial Stability Report: Financial Stress and Deleveraging Macrofinancial Implications and Policy, World Economic and Financial Surveys, Washington October 2008, s. 6. 7 IMF, World economic Outlook: October 2008, Financial Stress, Downturns, and Recoveries, World Economic and Financial Surveys, Washington 2008, s. 50. 8 Bank of England, Special Liquidity Scheme: Information, 21 April 2008, s. 1 - 2. 9 W latach 1997 - 2006 powiększyła 6-krotnie swoje aktywa, dzięki hurtowym źródłom finansowania, odpowiadającym za 75% funduszy, w tym 40% pochodziło z papierów wartościowych opartych na kredytach hipotecznych. Jedynie 25% funduszy miało pokrycie w depozytach. Dynamiczny rozwój doprowadził do uzyskania 7% udziału w brytyjskim rynku kredytów hipotecznych. W związku z trudnościami w USA Northern Rock zaczął tracić swoją płynność. Utrata zaufania klientów doprowadziła do run'u na bank, który zakończył się dopiero, gdy Minister Skarbu zagwarantował wszystkie depozyty. W rezultacie bank został znacjonalizowany. Zob. szerz. IMF, United Kingdom: 2008 Article IV Consultation—Staff Supplement; Staff Report; Public Information Notice on the Executive Board Discussion; and Statement by the Executive Director for the United Kingdom, IMF Country Report No. 08/271, August 2008, s. 52. 10 IMF Survey Magazine, Vol. 37, No. 9, September 2008, s. 144 - 145. 11 Eurostat news release, Euro - indicators: Euro area and EU27 GDP down by 0.2%, 171/2008 - 4 December 2008, s. 4. |
ZŁOTO, ZŁOTO, ZŁOTO.... (10.08) |
Autor Jan MAZUREK |
Złoto powraca do łask. Jego znaczenie rośnie szczególnie teraz, gdy zjawiska kryzysowe zataczają coraz szersze kręgi, atakując coraz to nowe kraje, doprowadzając do łez inwestorów giełdowych, wywołując niepokój u posiadaczy depozytów bankowych, chłodząc gorące głowy menedżerów firm i skłaniając ich do ostrożności. Proponujemy dziś spojrzeć na złoto jak na ważny element rynku z dwóch punktów widzenia.
ZŁOTO KONTRA INFLACJA O unikalnej wartości złota pozwalającej zabezpieczyć się przed skutkami kryzysów wiedzieli już Starożytni. Jak się okazuje, również dziś takie rozumowanie nie straciło na znaczeniu. Jak widać, złoto posiada historycznie ugruntowaną pozycję na rynkach finansowych. Dwa lata temu World Gold Council przeprowadził analizę wartości najważniejszych walut w stosunku do złota. Obejmowała ona okres od 1900 roku. Okazało się, że wartość walut w stosunku do złota spadła w ciągu 106 lat o ponad 90%. Na początku XX wieku cena złota wynosiła 20,67 USD za uncję (1 uncja jubilerska stanowi około 31,1 g). W 2006 r. notowania złota kształtowały się na poziomie 524 USD. Jednocześnie, aby kupić taki sam koszyk dóbr i usług, jak sto lat temu należałoby wydać 503 USD. Jak widać w okresie minionego stulecia pomimo silnych czynników inflacyjnych oraz deflacyjnych złoto utrzymało swoją wartość, którą najlepiej opisuje siła nabywcza. Fakt ten dowodzi, że złoto jest odporne na inflację. Może więc służyć zabezpieczeniu przed spadkiem wartości posiadanych pieniędzy czy innych walorów. W chwilach kryzysu jego przewaga nad instrumentami rynku finansowego (akcjami, obligacjami) a także lokatami jest bezsporna. Gdy bankrutuje przedsiębiorstwo jego akcje i obligacje stają się bezwartościowe. Również w obliczu zawieruchy wojennej, czy przewrotu politycznego przestają mieć jakąkolwiek wartość, oprócz kolekcjonerskiej, skarbowe papiery wartościowe. Na zakrętach historii można stracić również prawo do posiadanych nieruchomości lub mogą zostać zburzone. Złoto w małej objętości uosabia dużą wartość. Stąd można je łatwo przechować, czy przewieźć w bezpieczne miejsce. Nawet zakopane w ziemi nie skoroduje, lecz po wydobyciu będzie tak samo błyszczeć, zachowując swoją wartość. Podczas hiperinflacji, jaka miała miejsce w latach 20-tych w Niemczech pieniądze były drukowane niczym gazety. Kto jednak w porę ulokował je w złocie uniknął katastrofy finansowej. Podobnie było podczas Wielkiego Kryzysu. W krótkich okresach czasu zmiany ceny złota mogą odbiegać od inflacji. Może to dawać szansę na osiąganie zysków z inwestycji spekulacyjnych. W okresie dwóch lat po przeprowadzeniu analizy dolar w wyniku inflacji stracił około 10%. Jednak cena złota, która aktualnie kształtuje się na poziomie 900 USD, wzrosła w tym czasie o 70%. Kto więc ulokował wówczas swoje oszczędności w kruszcu pobił inflację - i to na głowę. Nadszedł więc czas, kiedy w obliczu kryzysu, który jest źródłem wielu negatywnych zjawisk ekonomicznych, w tym inflacji, coraz więcej ludzi na świecie widzi w złocie nadzieję dla zabezpieczenia wartości swego majątku - podobnie jak ich przodkowie, co dowodzi, że historia zawsze się powtarza a ludzie i złoto nie zmieniają się.
ZŁOTO KONTRA STOPY W miarę narastania niepokojów na rynkach finansowych, pojawiła się gorączka złota, a jego cena przebiła granicę 900 dolarów. Stało się tak w obliczu poluzowania polityki monetarnej przez najbardziej znaczące banki centralne. Jak się okazało rynki uznały, że przeprowadzone obniżki stóp procentowych są niewystarczające, aby ożywić gospodarki światowe. Istnieje w dalszym ciągu obawa przed globalnym kryzysem i trudno z dnia na dzień obudzić w ludziach nadzieję na poprawę sytuacji. Sytuacja jest analogiczna, jak po przyjęciu przez Izbę Reprezentantów Stanów Zjednoczonych planu „wpompowania” w sektor finansowy niebagatelnej kwoty 700 mld dolarów. Nie zawodzi jednak złoto, które w obecnej sytuacji doskonale spełnia rolę aktywa zabezpieczającego przed niekorzystnymi zjawiskami na rynkach finansowych. W efekcie wzrastała wczoraj ilość chętnych kupić złoto po coraz wyższej cenie, sięgającej w szczycie poziomu 920 dolarów za uncję. Równolegle ze złotem zyskiwało srebro zbliżając się do poziomu 12 dolarów. Taki gwałtowny wzrost kończy się zazwyczaj korektą, która trwa również w dniu dzisiejszym. Kto zarobił chciał zrealizować zysk, stąd w późniejszych godzinach podaż przeważała nad popytem i w efekcie znaleźliśmy się nieco powyżej punku wyjścia z dnia wczorajszego. Należy dodać, że od początku roku do dnia dzisiejszego złoto zyskało około 6% podczas, gdy indeks akcji notowanych na amerykańskiej giełdzie Standard & Poor's 500 spadł o 32% - podobnie, jak nasz WIG20. O tym, że inwestycje w złoto są dobre na każdą okazję świadczy wynik polskiego funduszu inwestującego w złoto Investor Gold FIZ. W okresie dwóch lat działalności przyniósł on zysk w wysokości 47,7%. Należy dodać, że WIG20 spadł w tym okresie o około 30%. To świadczy o zaletach inwestycji w złoto, którego ponadczasowa wartość doskonale sprawdza się na nowoczesnych rynkach finansowych. |
KTO PONIESIE KOSZTY KRYZYSU, A KTO NA NIM ZYSKA (09.08) |
Autor Henryk S. TUSZYŃSKI, Przemysław BAŃKO |
Zawirowania na światowych rynkach trwają bez przerwy, czego objawem są przeplatające się wzrosty i spadki na światowych giełdach. Jak się okazało, podejmowane dotąd decyzje interwencyjne nie są skuteczne, działają krótkoterminowo i są coraz bardziej kosztowne (tylko w przypadku USA jest to już poziom ok. 1,8 bln USD). Każdego dnia dowiadujemy się o nowych ofiarach kryzysu, kolejnych działaniach banków centralnych i nowych planach polityków. Jednak dziś bardzo trudno jest realnie ocenić obecny stan światowej gospodarki, zrozumieć działające w niej mechanizmy i przewidzieć ciąg dalszy zachodzących procesów. Jedno jest pewne: kryzys mający swój początek na rynku kredytów hipotecznych w USA okazał się być tylko impulsem wyzwalającym te destrukcyjne, trudne do opanowania procesy, a obecny ciąg wydarzeń to już tylko „efekt domina”.
Sytuacja kryzysowa o takim rozmiarze jak dziś byłaby możliwa do opanowania, gdyby nie dominująca rola USA w globalnej gospodarce i gdyby miała swoje słabości tylko ta część amerykańskiego rynku, która zajmuje się kredytami hipotecznymi. Do rozprzestrzenienia się kryzysu przyczyniły się coraz bardziej złożone powiązania w światowym systemie gospodarczym (globalizacja), które powodują, że nie było możliwe leczenie zagrożonej części od całego systemu w odizolowaniu od reszty. Nie bez wpływu zaistnienie i rozmiary kryzysu mają istniejące do dziś słabości w całym światowym systemie finansowym, w tym także w jego monitorowaniu i kontroli.
DALSZA PERSPEKTYWA...
BLISKIE JUTRO...
DZIEŃ DZISIEJSZY... -kolejnej interwencji Białego Domu na amerykańskim rynku (szacowanej na 180 mld USD) wzmocnionej ogłoszeniem programu ratowania rynków finansowych (te decyzje amerykańskiego rządu są szacowane na 0,7-1 bln USD), -wzrostu cen ropy na światowych rynkach (znowu powyżej 100 USD/baryłkę), -interwencji europejskich banków centralnych (dodatkowo wsparły one rynki finansowe zastrzykiem 90 mld USD, bo Europejski Bank centralny i Bank Anglii zaoferowały bankom po 40 mld USD a szwajcarski bank centralny - 10 mld USD), do tej inicjatywy dołączył Bank Japonii oraz Bank Kanady, a także -decyzji Kremla o interwencji na rynku rosyjskim (szacowanej na130 mld USD).
Nie bez znaczenia dla ustabilizowania się sytuacji miała także zapowiedź trzech największych amerykańskich funduszy emerytalnych, że przestaną pożyczać znajdujące się w ich portfelach akcje niektórych banków i domów maklerskich inwestorom, którzy stosują krótką sprzedaż licząc na zniżkę ich kursów. W wyniku, zarówno Dow Jones, jak i S&P 500 oraz Nasdaq skoczyły w górę w stopniu, nie notowanym od IV kwartału 2002.
PYTANIA... Co się wydarzy jutro? Nie jest wykluczone, że może tez stać się coś, co powyższe rozważania uczyni zupełnie nieaktualnymi... |
ŚWIATOWA GOSPODARKA, czyli TRZY PUNKTY WIDZENIA (05.08) |
Autor Jacek SZTYLER, Jarosław PIOTROWSKI |
Obecne procesy w gospodarce światowej uległy wyraźnemu przyspieszeniu w wyniku rozwijających się procesów kryzysowych zainicjowanych załamaniem na amerykańskim rynku kryzysów hipotecznych. Ich skutki są widoczne, ale widoczna jest także aktywność polityków oraz międzynarodowych organizacji finansowych. Trudno jeszcze powiedzieć dziś, czym to się skończy. Jednak już teraz widać jakie są konsekwencje w wymianie handlowej na światowych rynkach, widać też w jakim kierunku ma być modyfikowana działalność instytucji bankowych i organów nadzoru bankowego. Obserwuje się też zmiany na amerykańskim rynku konsumenckim. Spójrzmy na procesy w światowej gospodarce z tych trzech punktów widzenia.
MIĘDZYNARODOWA WYMIANA GOSPODARCZA
ŚWIATOWY SYSTEM BANKOWY
|
GOSPODARKA ŚWIATOWA, czyli KIEDY UDA SIĘ ODBUDOWAĆ ZAUFANIE DO RYNKÓW FINANSOWYCH (04.08) |
Autor Jacek SZTYLER, Jarosław PIOTROWSKI |
To staje się powoli nudne! Od dłuższego już czasu słyszymy, że kurs dolara w stosunku do euro spada w szybkim tempie i co normalne, w konsekwencji zmniejsza się jego rola jako waluty światowej. Eksperci mówią nam, że amerykańska gospodarka nie jest już tak jak dawniej centrum gospodarki globalnej, że rozwój światowej gospodarki jest coraz mniej zależny od USA i że EBC oraz Unia Europejska prowadzą znacznie bardziej ostrożną i skuteczniejszą politykę gospodarczą niż Biały Dom i Fed. Słyszymy też zapewnienia, że niewielki będzie negatywny wpływ amerykańskiego kryzysu na Stary Kontynent. Mimo to tak w Polsce jak i w Europie prawie każda wypowiedź o gospodarce zaczyna się i kończy na omawianiu sytuacji w gospodarce USA, a inwestorzy na giełdach lokalnych, w krajach odległych od Nowego Jorku wpadają w popłoch na każdą wiadomość z USA i każdy spadek amerykańskich indeksów mimo, że ich gospodarki i notowane na giełdach firmy mają się zupełnie dobrze.
1. Dziś rynki finansowe na świecie reagują spadkami. Inwestorzy wycofują swoje pieniądze, lokując je w miejscach o mniejszym zysku, ale tez mniejszym ryzyku. Wydaje się, że najważniejsze będzie teraz odbudowanie zaufania do instytucji finansowych - i jest to diagnoza ogólna, z którą prawie wszyscy zgadzają się. Równocześnie jesteśmy świadkami działań Fed-u, który wkroczył w nowy etap walki z potencjalną recesją w amerykańskiej gospodarce. W niedzielę (16.03) ta szacowna instytucja zaskoczyła wszystkich redukcją stopy dyskontowej dla banków o 25 punktów bazowych do 3,25% ogłaszając równocześnie wprowadzenie nowych form kredytowania innych instytucji finansowych. Celem tych działań jest polepszenie płynności rynku, zwiększenie sprawności funkcjonowania rynków finansowych, a to ma umożliwić osiągnięcie najważniejszego celu, jakim jest utrzymanie wzrostu gospodarczego". Wprowadzono specjalne formy kredytowania, które umożliwią zachowanie płynności podmiotom, które dokonują transakcji bezpośrednio z Fed (primary dealers). Zasady w tym przypadku są podobne jak przy przeznaczonych dla banków pożyczkach zwanych oknami dyskontowymi. Wraz z obniżką stopy dyskontowej o 0,25 punktu procentowego i podniesiono maksymalną zapadalność pożyczek typu okno dyskontowe do 90 dni. Fed zgodził się przeznaczyć 30 mld USD na pomoc dla JP Morgan, która umożliwi mu przejęcie zagrożonego upadłością Bear Stearns (transakcja została zrealizowana także 16.03).
3. Pozostaje pytanie: co dalej? Świeżą decyzją jest kolejna obniżka stóp procentowych w połowie 12 tygodnia 2008 roku. W komentarzach ekspertów jest to ofensywne działanie wskazujące na determinacje władz, by zapanować nad procesem spadku aktywności gospodarczej w USA i w celu pobudzenia rynku konsumenckiego. 4. Europa jest zaniepokojona. Pozostaje pytanie: jaki to będzie miało wpływ na polski rynek. Tak EBC, KE jak i eksperci uspokajają, że strefie euro (a jest ona największym partnerem handlowym Polski) nie grozi recesja, natomiast wymiana handlowa pomiędzy Polską a USA jest stosunkowo niska. Oznacza to, że poza sygnalizowanym spadkiem tegorocznego tempa wzrostu PKB do ok. 5%, nie należy spodziewać się kłopotów, ani zagrożeń, bo polską gospodarkę napędzają dziś inwestycje i rynek konsumpcyjny. Zupełnie innym problemem jest sytuacja na warszawskiej giełdzie. Tu możliwe są poważne straty, ale wynikają one ze specyfiki giełdy, gdzie emocje inwestorów przenoszą na decyzje każde zmiany na światowych rynkach, głównie w USA i na to nie ma lekarstwa. |
AMERYKO, CO DALEJ Z TWOJĄ GOSPODARKĄ? (03.08) |
Autor Jerzy NOWOTARSKI |
Kolejne informacje o światowych konsekwencjach kryzysu na rynku kredytów hipotecznych przestają robić wrażenie. Świat biznesu pogodził sie już z tym, że czeka nas spowolnienie gospodarcze. Nic więc dziwnego, że bez specjalnych emocji przyjmowane są kolejne informacje, że dolar dalej słabnie i przekroczył rekordowo niski poziom w stosunku do euro, że cena złota przekroczyła kolejną granicę i rosną ceny surowców, a spready kredytowe pozostały wysokie, bo obawy w związku z prognozami spadku wzrostu gospodarczego i wzrostu inflacji są coraz większe. Oswojono się też z myślą, że gospodarka amerykańska jest zagrożona „stagflacją”, bo następuje kumulacja słabnacego tempa wzrostu gospodarczego i trendów inflacyjnych. Wszyscy zastanawiają się teraz nad tym, jak dalej będzie się rozwijała tak amerykańska, jak i światowa gospodarka, ale prezentowane prognozy są coraz bardziej mętne. Trzeba przyznać, że niestety nie ma tu mądrych, bo sytuacja jest nie tylko groźna, ale i coraz bardziej złożona, więc czołowi eksperci unikają jednoznaczych wypowiedzi... Mamy też coraz to bardziej aktualne informacje o stratach, jakie poniosły instytucje finansowe. Bank inwestycyjny UBS opublikował raport, w którym oszacował, koszty kryzysu kredytowego, jakie poniosą przedsiębiorstwa finansowe na około 600 mld USD. Warto tu dodać, że dotychczas opublikowane informacje mówiły tylko o stratach rzędu 160 mld USD, a do firm, które poinformowały o stratach dołaczyły ostatnio fundusz hedgingowy Peloton Partners w Londynie (2mld USD) oraz amerykański ubezpieczyciel AIG (15 mld USD). Ważnym wydarzeniem ostatnich dni było wystapienie prezesa Fed Bena Bernanke przed Kongresem. Jego oświadczenie zawierało ocenę rozwoju sytuacji w gospodarce USA i skutków dotychczasowych działań, ale także ostrzeżenie przed kolejnymi konsekwencjami kryzysu, a więc między innymi możliwością wystapienia bankructw banków. W części poświęconej gospodarce światowej wyraził on obawy o rosnące ceny surowców, które zwiekszają inflację i wskazał na obawy ekspertów spowodowane wysokim wzrostem cen tak w USA jak i w Europie. Trzeba przyznać, że dotychczasowy ciąg decyzji dotyczących zmian stóp procentowych przez Fed, a taże ostatnie, niepokojace informacje o stanie amerykańskiej gospodarki nie nastrajają optymistycznie. Oprócz coraz wyraźniejszych skutków załamania na amerykańskim rynku kredytów hipotecznych coraz widoczne są niekorzystne zmiany w gospodarce. Produkt krajowy brutto USA w IV kw. 2007 roku wzrósł o 0,6% r/r, ( w III kw. wzrost ten wyniósł 4,9%). W I kwartale spodziewane jest dalsze spowolnienie gospodarki USA. Firmy budowlane w IV kw. zmniejszyły swoje wydatki aż o 25% r/r i jest to największy spadek od 26 lat! Styczniowa inflacja w USA wyniosła 4,3%. Ceny produkcji sprzedanej przemysłu (PPI) w USA w styczniu wzrosły o 1% m/m. Wskaźnik PPI liczony r/r wzrósł w styczniu o 7,3%, a po odliczeniu cen żywności i energii wzrósł o 2,3%. Po raz pierwszy w historii za 1 euro w Nowym Jorku płacono powyżej 1,5 USD. Ceny domów w USA spadły w III kw. 2007 roku o 4,6% r/r, a w IV kw. o 8,9% r/r, to znaczy najmocniej od co najmniej 20 lat. Zdaniem analityków, wszystkie te przedstawione wyżej niekorzystne zmiany mają związek z kryzysem na rynku kredytów subprime. Wyniki gospodarcze i perspektywy dalszego rozwoju sytuacji wpływają niekorzystnie na nastroje inwestorów na giełdzie, wzrasta zainteresowanie bardziej pewnymi obligacjami skarbowymi. Na rynkach walutowych systematycznie spada wartość dolara, a w dziewiątym tygodniu 2007 roku euro osiągnęło kolejny szczyt wobec amerykańskiej waluty umacniając się do 1,5238 USD, cena ropy coraz częściel lokuje się na poziomie powyżej 100 USD, osiągając już rekordowy poziom 103,05 USD/baryłkę, a cena złota także przekroczyła poziom 975 USD/uncję. Powstaje pytanie: jaki będzie ciąg dalszy rozwoju sytuacji tak w amerykańskiej gospodarce, jak i w gospodarce światowej. Prezes Fed-u Ben Bernanke ostrzegł, że gospodarka USA jest obecnie w gorszym stanie niż u progu recesji 2001 roku. Ma to swoja wymowę. Baza dla perspektyw gospodarki USA nie jest najlepsza. Amerykański PKB wrósł w 2007 r. o 2,2% i jest to najniższe tempo wzrostu od 2002 r. Produkt krajowy brutto (PKB) USA wzrośnie w I kw. 2008 roku o 0,5%. Prognozy mówią, że w II kw. wzrost ten wyniesie 1%, a w całym 2008 roku ok.1,7%. To będnie najniższy wzrost gospodarczy od 6 lat.W całym 2007 r. deficyt handlowy USA co prawda spadł po raz pierwszy od 2001 r., do 711,6 mld USD, ale w dalszym ciągu jest on niebezpiecznie wysoki. Jest szansa na dakszy spadek importu i wzrost amerykańskiego eksportu, bo sprzyja mu spadek wartości dolara. Potwierdzają to wyniki w grudniu 2007, bo deficyt handlowy Stanów Zjednoczonych spadł do 58,8 mld USD z 63,1 mld USD w listopadzie (import spadł w grudniu o 1,1% do 203,1 mld USD, a eksport wzrósł o 1,5% do rekordowych 144,3 mld USD). Bazowy wskaźnik PCE (wydatków konsumpcyjnych) sytuuje się on powyżej zakładanego przez bank centralny zakresu bezpieczeństwa, a zdaniem prezesa Fed globalny popyt na surowce napędza jego zdaniem inflację i utrudnia starania banku centralnego na rzecz pobudzenia wzrostu. Spodziewany jest wzrost stopy bezrobocia w I kw. do 5%, a w II kw. nawet do 5,2% (dotąd wynosił on 4,9%). Na rynkach walutowych euro odnotowało nowy rekordowy kurs do dolara powyżej 1,52 i nie jest to koniec spadku wartości amerykańskiej waluty. |
ŚWIATOWE FORUM GOSPODARCZE (WEF) |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
owaliśmy już w ostatnich miesiącach 2005 r. |
RYNKI FINANSOWE (2.06) |
HYPERLINK "javascript:void(0)" \o "Drukuj" INCLUDEPICTURE "http://globaleconomy.pl/images/M_images/printButton.png" \* MERGEFORMATINET |
HYPERLINK "javascript:void(0)" \o "E-mail" INCLUDEPICTURE "http://globaleconomy.pl/images/M_images/emailButton.png" \* MERGEFORMATINET |
Autor PIOTR KUCZYŃSKI |
Optymistyczne nadzieje polityków na dobre wyniki gospodarcze w 2006 roku na ziemię sprowadza Główny Ekonomista Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej - Dom Maklerski Piotr KUCZYŃSKI. Twierdzi, że nie ma pewności, że w tym roku będzie ożywienie w światowej gospodarce i wskazuje na szereg realnych zagrożeń. Ustosunkowuje się do wielu nadziei polityków (w tym także polskich) na ożywienie gospodarcze.
Rozdroża polskiej gospodarki
Nie ma pewności, że w tym roku ożywienie na świecie, a co za tym idzie i w Polsce, będzie się utrzymywało, a wręcz przeciwnie - istnieje ku temu bardzo wiele zagrożeń. Gospodarkę i rynek finansowy w Polsce czeka wiele zagrożeń wewnętrznych, ale przede wszystkim zewnętrznych.
Polska nie jest oazą, która rozwija się niezależnie od tego, co dzieje się na świecie. Bardzo ważna jest sytuacja w gospodarce globalnej, ale trzeba pamiętać, że do unii europejskiej idzie około 80% naszego eksportu. Oficjalne prognozy na 2006 r. są optymistyczne dla gospodarki, ale bardzo zróżnicowane. Na przykład w Polsce projekt budżetu zakłada wzrost PKB o 4,3 proc., podczas gdy premier Kazimierz Marcinkiewicz mówi, że wzrośnie o ponad 5 proc., a według organizacji Współpracy Gospodarczej i rozwoju (OECD) wzrost w 2006 r. wyniesie tylko 3,7 proc. Prognozę premiera i OECD dzieli prawdziwa przepaść, w której może się znaleźć nasz rynek pracy. Uważa się bowiem, że bezrobocie będzie się w sposób widoczny zmniejszało tylko wtedy, jeśli gospodarka będzie rosła więcej niż o 5 proc.
Lotnicze gospodarki
Rząd, zakładając, że wszystko ułoży się po jego myśli i wzrost PKB będzie regularnie przekraczał ten magiczny poziom, ryzykuje, że jeśli tylko jeden element tych puzzli wypadnie, to cała układanka się rozsypie. A wiadomo, że rzadko kiedy w gospodarce wszystko idzie tak, jak planowano. Przykładem jest rok 2005. Oczekiwania były bardzo optymistyczne. PKB miał wzrosnąć o 4,5 proc., a tymczasem wzrost w trzecim kwartale o 3,7 proc. został przyjęty z aplauzem. A przecież w poprzednich kwartałach było dużo gorzej. Jeszcze gorzej było z inwestycjami i popytem wewnętrznym. Przed rokiem 2005 wieszczono dwucyfrowy wzrost inwestycji, a w końcu roku cieszyliśmy się z tego, że wzrosły one w trzecim kwartale o 5,7 proc. Podobnie potraktowano niewielkie zwiększenie popytu krajowego. Problem zarówno dla gospodarki światowej, jak i polskiej ma niejako „lotnicze” pochodzenie. Trzeba przyjąć założenie, że gospodarka światowa jest jak samolot dwusilnikowy: silnikami są Stany Zjednoczone i Chiny. Tymczasem gospodarka polska leci na jednym silniku, którym jest eksport. Popyt wewnętrzny rośnie niezwykle wolno, co nie może dziwić, jeśli bezrobocie ciągle jest bliskie 18 proc.,a co się stanie, jeśli jeden z silników ulegnie uszkodzeniu? W normalnych warunkach samolot nawet na jednym silniku potrafi wylądować, ale okazuje się, że stopień powiązania między Chinami i USA jest olbrzymi. Wzrost PKB Chin w prawie 90 proc. zależy od eksportu, z czego blisko 40 proc. idzie do USA. W Stanach Zjednoczonych 70 proc. PKB zależy od popytu wewnętrznego, czyli od aktywności amerykańskich konsumentów. Widzimy więc bardzo mocną zależność w trójkącie: konsument amerykański - amerykańska gospodarka - Chiny. Amerykański konsument nic nie oszczędza, zadłuża się i kupuje. Ten popyt utrzymuje w znakomitej formie rosnącą od lat 90. XX w. gospodarkę Chin, która generuje olbrzymi popyt na surowce oraz na produkty innych krajów azjatyckich.
Ameryka na kredyt
Skoro wszystko zależy od konsumenta amerykańskiego warto przyjrzeć się zagrożeniom, które na niego czyhają. Według Stephena Rroacha z Morgan Stanley, konsumpcja w USA w trzecim kwartale wzrosła tylko o 1,5 proc. - w ostatnim 10-leciu wzrost dochodził do 3,75 proc. rosną krótkoterminowe stopy procentowe, co na razie bardzo powoli, szkodząc kredytobiorcom, przekłada się na rynkowe stopy procentowe - 45 proc. kredytów wziętych po 2000 r., to kredyty ze zmienną stopą procentową. zadłużenie Amerykanów jest największe w historii, a całe bogactwo i możliwości wydawania gotówki pochodzą ze wzrostu cen aktywów - domów i akcji. Amerykanie wraz ze wzrostem cen aktywów biorą pod nie kredyty i z rozkoszą je wydają. Amerykanie wierzą, że ceny domów będą rosły bez przerwy, ale ilość budowanych domów wzrosła po 2000 r. o blisko 50 proc., co nie jest naturalną tendencją. W końcówce 2005 r. sprzedaż nowych domów gwałtownie rosła, a w październiku wzrost był najwyższy od 12 lat. Jednak sprzedaż domów na rynku wtórnym spadała, a ilość oferowanych i niesprzedanych domów wzrastała do poziomu najwyższego od 20 lat. Powstaje więc pytanie: który rynek pokazuje prawdziwy obraz sytuacji? Amerykański nabywca domu kupuje go w ostatnich latach najczęściej po to, żeby na nim zarobić. Są to drugie i trzecie domy, które często stoją puste lub są wynajmowane. jeśli brak mu pieniędzy, albo zaczyna się czymś niepokoić (na przykład sytuacją na rynku), to wystawia go na sprzedaż na rynku wtórnym, gdzie, jak widać, panuje już tłok. Można więc bardzo wstępnie założyć, że Amerykanie z rozpędu kupują w coraz większych ilościach nowe domy - tak jest zwykle w szczycie hossy - nie zauważając, że ze sprzedażą nie jest już tak łatwo jak kiedyś. Jednego nie wiemy: kiedy potencjalni kupujący i obecni właściciele otrzeźwieją.
Ezoteryczne sygnały
Podobnie jest z akcjami, które w 2006 r. nie powinno czekać nic dobrego. Kiedy prześledzimy indeks S&P 500, a szczególnie NASDAQ, widać wyraźnie, że wzrosty w ostatnich latach były korektą bessy lat 2000 - 2002. Jest wiele sygnałów, które ostrzegają, że problemy mogą się wkrótce pojawić. Blisko już do odwrócenia krzywej rentowności. Rentowność obligacji dwuletnich i dziesięcioletnich dzieli mniej niż 10 pb., a tak było ostatnio w 2000 r., kiedy to rozpoczęła się ostatnia recesja. Drugie ostrzeżenie widać na wykresie baltic Dry Index (bDI). Jest to indeks cen, które płaci się za transport surowców drogą morską. Przez wielu analityków uznawany jest za wyprzedzający indeks globalnej koniunktury gospodarczej. W latach 2002 - 2004 sprawdził się w tej roli doskonale. Od połowy 2005 r. rósł, ale w jego końcu sygnalizował spowolnienie. Są i inne, chociaż może nieco ezoteryczne sygnały. Jest więc tzw. „cykl prezydencki”. W drugim roku prezydentury akcje zachowują się słabo, a rok 2006 będzie właśnie drugim rokiem prezydentury G. W. Busha. Jest też wskaźnik nowego szefa FED-u. od 1970 r. każdy z nowych szefów tej instytucji musiał się w pierwszym roku urzędowania zmierzyć z jakimś kryzysem. Teoretycznie nic takiemu rozumowaniu nie można zarzucić. W 1970 r. Arthur Burns (nominowany w 1969 r.) musiał zwalczać recesję połączoną z dużą inflacją, a indeks S&P 500 w ciągu pół roku spadł o ponad 25 proc. W latach 1978 - 79 William Miller (był półtora roku szefem fed-u) miał problem z mocno tracącym dolarem. W 1979 r. Paul Volcker walczył z dwucyfrową inflacją (w październiku S&P 500 spadł o 10 proc.). Sam Alan Greenspan musiał sobie poradzić z krachem na NySe w 1987 r. (dwa tygodnie i 35-proc. spadek). Taka wyliczanka
jest jednak statystycznie mało wiarygodna - od 1970 r. do chwili obecnej FED miał tylko czterech szefów, trudno więc mówić o jakiejś istotnej prawidłowości, ale w lutym 2006 r. Ben Bernanke przejmuje z rąk Alana Greenspana funkcję szefa banku centralnego…
Ważne stopy i PKB
W roku 2006 nie można zapominać o ropie, której analitycy Goldman Sachs wróżą cenę sięgającą 105 USD za baryłkę oraz o rynku walutowym, na którym sytuacja powinna się zmienić. W Stanach zjednoczonych kres podwyżek stóp procentowych jest już w zasięgu wzroku, co może znowu przesunąć uwagę rynku ze stóp na amerykańskie deficyty. Poza tym trzeba pamiętać, że Home Investment Act (HIA) - powracające z zagranicy zyski amerykańskich firm opodatkowane są niską stawką (5,25 proc.) - działał tylko do końca 2005 r. Mówiło się wtedy o dużych wypływach petrodolarów z USA oraz środków niektórych banków centralnych. Gracze korzystali z napływu dolarów, wynikającego z działania HIA (około 600 mld USD) i kupowali euro. Szykowali się więc do zmiany trendu. Rynki mogą szybko wrócić do patrzenia na deficyty amerykańskie, a przecież deficyt obrotów bieżących sięga prawie 6,5 proc. PKB, co powinno dolara w końcu zacząć osłabiać. Gdyby waluta amerykańska słabła, a cena ropy wzrosła, to wzrosłaby też i inflacja, co doprowadziłoby do kontynuacji podnoszenia stóp. Na pocieszenie można powiedzieć, że w 2005 r. wszystkie „sprawdzone” sygnały nie działały. Mimo kontynuowania przez FED cyklu podwyżek stóp procentowych, stopy rynkowe rosły nieznacznie. Poza tym: nie było efektu stycznia, w maju trzeba było akcje kupować, a nie sprzedawać, indeks LEI spadał nawet i siedem razy z rzędu, a dawniej mówiono, że trzy spadki zapowiadają recesję, z dawien dawna im droższe było złoto, tym słabszy był dolar - w 2005 r. było wręcz odwrotnie. Można założyć, że takie zaburzenia zawdzięczamy wpływowi funduszy hedgingowych, które w ostatnim 10-leciu zwiększyły dziesięciokrotnie portfele. Teraz szacuje się, że operują 1000 mld USD. A warto pamiętać, że stosują one olbrzymie dźwignie. Taka sytuacja to wina długo utrzymywanych niskich stóp procentowych i totalnej deregulacji rynku finansowego. Kiedyś wywoła to bardzo duży kryzys - w 2005 r. pomagało jednak rynkowi towarów i akcji.
Jaki będzie ten rok?
Interakcje mogą być bardzo różne i zaskakujące. Tak czy inaczej wniosek jest oczywisty: nie ma pewności, że ożywienie na świecie, a co za tym idzie i w Polsce będzie się utrzymywało, a wręcz przeciwnie - istnieje ku temu bardzo wiele zagrożeń. Co prawda rynek się italianizuje, ale w 2006 r. może się wiele wydarzyć w polityce. Oczywiście największy problem powinien się pojawić w drugiej połowie roku. Wtedy okaże się czy nie trzeba będzie nowelizować budżetu, co będzie z nowym budżetem, bo jeśli wzrost gospodarczy będzie niższy od założonego, to prawdopodobne jest, że wpływy do niego spadną. Nie musi być jednak tak źle. Możemy być pewni, że w 2006 r. spółki z udziałem Skarbu Państwa wypłacą potężne dywidendy - to pociągnięcie dobre dla obecnych akcjonariuszy, ale fatalne dla spółek w dłuższym terminie. Możemy być też pewni, że wykorzystanie funduszy unijnych rzeczywiście zwiększy PKB. Narzekano w 2005 r., że wykorzystane są w 4,3 proc. tak, ale przecież wnioski złożone były na 150 proc., a zakontraktowane było ponad 50 proc. Na początku roku rząd zapewne poinformuje, że wykorzystanie wzrosło na przykład z 4,3 do 43 proc. Gospodarkę i rynek finansowy w Polsce czeka wiele zagrożeń wewnętrznych, ale przede wszystkim zewnętrznych. Ratunkiem jest więc wybudowanie drugiego silnika napędzającego gospodarkę, czyli zmniejszenie zależności od eksportu. Musi nastąpić duże zwiększenie inwestycji i popytu wewnętrznego. Trzeba budować autostrady i mieszkania oraz inwestować w naukę, dzięki której na przykład tak znakomicie rozwija się Szwecja. Tylko ta droga umożliwi nam przetrwanie ciężkich czasów w dobrej formie. Jeśli zaś one nie nastaną, umożliwi to dynamiczny wzrost gospodarki i gwałtowne zmniejszenie bezrobocia. |