Klamca i jego kat Christoffer蕆lsson


0x08 graphic

0x01 graphic

Spis tre艣ci

Ok艂adka Strona tytu艂owa

Strona redakcyjna

czerwiec 2014

luty 1984

stycze艅-luty 1971 l

uty 1984

czerwiec 2014

marzec 1971

marzec 1984

marzec 1971

marzec 1984 c

zerwiec 2014

WRZESIE艃 1984

pa藕dziernik 1965

pa藕dziernik 1984

wrzesie艅 1971-sierpie艅 1972

czerwiec 2014

pa藕dziernik 1984

maj-lipiec 1980

pa藕dziernik 1984

lipiec 1980

czerwiec 2014

listopad 1984

lipiec 1980

listopad 1984

lipiec-sierpie艅 1980

listopad 1984

czerwiec 2014

wrzesie艅-pa藕dziernik 1980

listopad 1984

listopad-grudzie艅 1980

czerwiec 2014

grudzie艅 1980

czerwiec 2014

Tytu艂 orygina艂u

M脛STARE, V脛KTARE, L脰GNARE, V脛N

Redakcja

Gra偶yna Mastalerz

Projekt graficzny serii

Pawe艂 Skupie艅

Projekt ok艂adki

Daniel Rusi艂owicz

Zdj臋cia na ok艂adce

漏 Dmitrijs Bindemanis / Shutterstock, 漏 sunsinger / Shutterstock, 漏 guteksk7 / Shutterstock

Korekta

Ma艂gorzata Denys, Maciej Korbasi艅ski

Redaktor prowadz膮cy

Anna Brzezi艅ska

M盲stare, v盲ktare, l枚gnare, v盲n 漏 by Christoffer Carlsson, 2015

By Agreement with Pontas Literary & Film Agency.

Copyright 漏 for the Polish edition by Wydawnictwo Czarna Owca, 2016

Copyright 漏 for the Polish translation by El偶bieta Fr膮tczak-Nowotny

Wydanie I

ISBN 978-83-7554-990-4

0x08 graphic

Wydawnictwo Czarna Owca Sp. z聽o.o.
ul. Alzacka 15a, 03-972 Warszawawww.czarnaowca.pl
Redakcja: tel. 22 616 29 20; e-mail: redakcja@czarnaowca.pl
Dzia艂 handlowy: tel. 22 616 29 36; e-mail: handel@czarnaowca.pl
Ksi臋garnia i聽sklep internetowy: tel. 22 616 12 72; e-mail: sklep@czarnaowca.pl

Dla Anny, Sofii,
Christine i聽Astri

Do you know what love is?
I'll tell you:
It is whatever you can still betray.
JOHN LE CARR脡

Szwecja…

Wspominaj膮c czasy i聽zdarzenia opisane na tych kartach, podejrzewamy, 偶e ich oficjalna wersja zapewne mija艂a si臋 z聽prawd膮. Podejrzenia s膮 s艂uszne, co nie znaczy, 偶e by艂o tak, jak s膮dzimy. Prawda nadal jest rzadkim go艣ciem.

Jest popo艂udnie osiemnastego czerwca 2014 roku.

Miejsce: Bruket. Wr贸ci艂 tu po raz ostatni.

Szwecja. To, co si臋 wydarzy艂o, by艂o zbrodni膮, sprawa mia艂a d艂ug膮 histori臋, a聽zacz臋艂a si臋, jak to cz臋sto bywa, od dw贸ch os贸b, kt贸re po艂膮czy艂a wsp贸lna tajemnica.

By艂 tam, kiedy to si臋 sta艂o, zim膮 1980 roku, gdy zosta艂 tylko popi贸艂 i聽sadza, by艂 tam te偶 cztery lata p贸藕niej, kiedy woda zabra艂a wszystko. Ju偶 wtedy nasuwa艂y mu si臋 pewne przypuszczenia, ale musia艂o up艂yn膮膰 jeszcze wiele lat, zanim zrozumia艂 znaczenie tego, co si臋 w贸wczas wydarzy艂o.

Szwecja. To, co teraz nast膮pi, zmusi winnych do uleg艂o艣ci.

Wybaczcie im.

CZERWIEC 2014

Co艣 jest nie tak, wiem to. Co艣 jest zdecydowanie nie tak, jak powinno by膰.

Ja…

Nie jestem pewien, co dalej.

Nazywam si臋 Leo Junker. Mam trzydzie艣ci cztery lata i聽siedz臋 na balkonie w聽swoim mieszkaniu. Czasem mam wra偶enie, jakby czas si臋 cofa艂, we wspomnieniach czuj臋 si臋 starszy, ni偶 jestem teraz.

Biegn臋 obrze偶ami Salem. 艢wiat ma pot臋偶ne k艂y i聽rozdwojony j臋zyk, mo偶e ugry藕膰 ka偶dego, kto nie b臋dzie do艣膰 ostro偶ny. Mam dziesi臋膰, mo偶e jedena艣cie lat. Wracam do domu z聽R枚nninge. W艂a艣nie po raz pierwszy sam wysiad艂em z聽autobusu i聽boj臋 si臋, 偶e pomyli艂em przystanki i聽偶e zaraz si臋 oka偶e, 偶e nie rozpoznaj臋 艣wiata, kt贸ry mnie otacza.

Jest p贸藕na jesie艅 i聽li艣cie zacz臋艂y ju偶 usycha膰. Kiedy dostrzegam znane mi domy Triady, oddycham z聽ulg膮. Ale nie wracam do domu, chocia偶 powinienem. Moja 艣wie偶o nabyta wolno艣膰 -聽tak przynajmniej to odbieram - czyni mnie odwa偶nym, wi臋c ruszam dalej. Mam ze sob膮 plecak, a聽w聽nim nowego walkmana. Wk艂adam s艂uchawki, ws艂uchuj臋 si臋 w聽rytm muzyki. Dochodz臋 do wie偶y ci艣nie艅, kt贸ra wznosi si臋 przede mn膮 niczym 艣wi膮tynia.

Widz臋 ludzi z聽naszej szko艂y. S膮 starsi od mnie, siedz膮 w聽grupie i聽dziel膮 si臋 papierosem. Mam wra偶enie, 偶e si臋 艣miej膮, ale nie s艂ysz臋 ich. Id臋 skrajem 偶wirowej 艣cie偶ki, widz臋, jak jeden z聽ch艂opak贸w obejmuje dziewczyn臋, drugi k艂adzie r臋k臋 na jej udzie.

Chc臋 do nich podej艣膰, ale zawracam. Id臋 do domu.

Takie by艂o moje dzieci艅stwo.

I聽jeszcze zapach ojca i聽mamy, kiedy wracali z聽pracy do domu. I聽s艂o艅ce, kt贸re o艣wietla艂o po kolei dach po dachu, i聽zapach sma偶eniny i聽spalin, i聽niebieskie 艣wiat艂a radiowoz贸w pojawiaj膮ce si臋 w聽ciszy r贸wnie nagle jak strach, i聽stare graffiti, tags i聽pieces, i聽punitions, zapami臋tane ruchy, mocne kolory. Czekanie na podmiejsk膮 kolejk臋, kt贸ra nie zawsze zjawia艂a si臋 na czas albo odje偶d偶a艂a chwil臋 wcze艣niej, i聽papierosy, a聽potem jointy, i聽pieni膮dze przekazywane z聽r臋ki do r臋ki, i聽niebieskoszary s艂odki dym, kt贸ry wij膮c si臋 mi臋dzy palcami, u艣wiadamia艂 mi, 偶e moje kieszonkowe tak偶e i聽tym razem posz艂o z聽dymem. Nieco p贸藕niej tamtego dnia ja i聽m贸j przyjaciel Grim ukradli艣my ubrania ze sklepu przy Birger Jarlsgatan, a聽potem si臋 z聽tego 艣miali艣my. Moje dzieci艅stwo to tak偶e Nas i聽Illmatic i聽the city never sleeps, full of villains and creeps, that's where I聽learned to do my hustle, i聽ja i聽Grim na dachu wie偶y ci艣nie艅, i聽chwila, kiedy u艣wiadamiam sobie, 偶e mo偶e gdzie艣 tam w聽oddali jest 艣wiat, w聽kt贸rym znajdzie si臋 miejsce i聽dla mnie.

W聽pierwszych dniach lata 2014 roku cz臋sto my艣l臋 o聽tym, co by艂o kiedy艣. W聽bezsenne noce nabieram pewno艣ci, wiem, 偶e wkr贸tce stanie si臋 co艣, co przes膮dzi o聽wszystkim.

Kiedy dziewi臋tnastego lipca po po艂udniu dzwoni telefon, moje przeczucia si臋 potwierdzaj膮.

KIEDY TOVE WALTERSSON by艂a ma艂a, spyta艂a mam臋, sk膮d si臋 wzi臋艂y te wszystkie domy, drzewa i聽ludzie, dlaczego Bruket jest takie du偶e i聽sk膮d te po艂acie p贸l, g臋ste lasy i聽k臋py obumar艂ych drzew. Dziwne ga艂臋zie krzew贸w zdawa艂y si臋 oplata膰 wszystko, co napotyka艂y na drodze: pnie, kamienie, martwe pojazdy i聽porzucone stare domostwa.

Mama odpowiedzia艂a jej, 偶e kiedy B贸g spojrza艂 w聽d贸艂 na swoje dzie艂o, by艂 zawiedziony. To, co stworzy艂, okaza艂o si臋 za ma艂e, za ciasne i聽nieco za duszne. Chc膮c to naprawi膰, opu艣ci艂 swoje wielkie d艂onie, chwyci艂 nimi ziemi臋 w艂a艣nie na obrze偶ach Bruket i聽zacz膮艂 rozci膮ga膰, tak jak si臋 rozci膮ga sweter, z聽kt贸rego si臋 wyros艂o.

To by艂o dawno temu, od tamtej chwili minie wkr贸tce trzydzie艣ci lat, ale uczucie pozosta艂o. Je艣li si臋 tam nie mieszka, to pewnie 艂atwo o聽nim zapomnie膰. Ci, kt贸rzy wpadaj膮 w聽odwiedziny, m贸wi膮, 偶e zaczynaj膮 si臋 poci膰 i聽偶e kr臋ci im si臋 w聽g艂owach. Pewnie od s艂o艅ca. Dziewi臋tnastego lipca cienie s膮 rzadko艣ci膮, a聽asfalt jest tak gor膮cy, 偶e a偶 paruje.

Ulica Alvav盲gen jest wygrodzona bia艂o-niebiesk膮 ta艣m膮, kt贸ra zwisa lu藕no mi臋dzy latarniami. Tove zatrzymuje samoch贸d, 艣ci膮ga w艂osy w聽kucyk i聽zdejmuje okulary s艂oneczne.

Przy wygrodzeniu stoj膮 dwa oznakowane radiowozy.

* * *

Brand茅n i聽脜hlund rozmawiaj膮 ze sob膮, oparci o聽mask臋, ka偶dy z聽puszk膮 fanty w聽r臋ku.

-聽Numer dziesi臋膰 -聽m贸wi Brand茅n.

-聽Kto to? -聽pyta Tove.

-聽Starszy m臋偶czyzna. -聽脜hlund wypija 艂yk. -聽Charles Levin.

-聽T e n Charles Levin?

脜hlund patrzy na Brand茅na, a聽on ze zdziwienia unosi brwi.

-聽Kto? -聽pyta.

-聽Ten policjant, Charles Levin.

-聽Klasse i聽脰sten byli tu pierwsi, s膮 w聽艣rodku. Spytaj ich. P贸艂 godziny temu wyjecha艂 z聽Halmstad technik, za kwadrans powinien tu by膰.

Alvav盲gen 10. Jasnoszary drewniany dom, zniszczony, stary. Z聽daleka wygl膮da raczej na domek letni. Na p艂ocie wisi bezimienna skrzynka na listy, drzwi s膮 otwarte. 艢wiat艂a s膮 zgaszone i聽je艣li za co艣 nale偶y by膰 wdzi臋cznym, to mo偶e w艂a艣nie za to. W艂膮czone 艣wiat艂a w聽domu zmar艂ego to bardzo nieprzyjemny widok.

W聽pokoju po prawej stoi 脰sten Vallman z聽kom贸rk膮 w聽r臋ku. Wydaje si臋 czego艣 szuka膰. Kanapa, obok szklany stolik, na 艣cianie obok du偶ej pustej p贸艂ki na ksi膮偶ki wisi obraz Carla Larssona. Pod pozosta艂ymi 艣cianami stoj膮 ustawione jeden na drugim kartony po przeprowadzce, na jednych kto艣 napisa艂 PORCELANA, na innych SZK艁O, a聽jeszcze na innych KSI膭呕KI.

Tove zdejmuje buty i聽wchodzi do niewielkiego holu. Drewniana pod艂oga skrzypi nieprzyjemnie pod stopami.

-聽Tam -聽m贸wi Vallman. -聽Po lewej, w聽kuchni. Tam go znajdziesz.

Przy oknie w聽kuchni stoi stolik i聽dwa krzes艂a. M臋偶czyzna le偶y na boku, ma na sobie niebieskie d偶insy i聽jasno偶贸艂t膮 bluz臋 z聽piki. Wida膰, 偶e z聽dziury w聽jego g艂owie na wysoko艣ci skroni sp艂ywa艂a krew, mn贸stwo krwi. Poza tym brak 艣lad贸w walki, w聽og贸le brak jakichkolwiek 艣lad贸w. Pewnie siedzia艂 na krze艣le, kiedy to si臋 sta艂o, upad艂 i聽osun膮艂 si臋 na pod艂og臋. Drugie krzes艂o jest lekko wysuni臋te, jakby ten, kto na nim siedzia艂, po prostu wsta艂 i聽wyszed艂.

Na tapecie, na wysoko艣ci wzroku, chmura krwi. Drobinki s膮 tak ma艂e, 偶e wygl膮daj膮 jak zamazany woal.

Ofiara to wysoki szczup艂y m臋偶czyzna, dobrze po sze艣膰dziesi膮tce. Wida膰, 偶e dba艂 o聽kondycj臋 i聽zd膮偶y艂 si臋 ju偶 opali膰 w聽pierwszych promieniach letniego s艂o艅ca. Rysy wyra藕nie zaznaczone, eleganckie, nos przypominaj膮cy dzi贸b jastrz臋bia, wysokie ko艣ci policzkowe, kszta艂tne.

To on. Niech to szlag.

-聽Kiedy nas powiadomiono?

-聽Godzin臋 temu, dwie minuty po jedenastej -聽m贸wi Vallman ze wzrokiem wbitym w聽ekran kom贸rki. -聽Zadzwoni艂 znajomy ofiary, Lars Erik Sunesson. Rozmawiali ze sob膮 wczoraj i聽um贸wili si臋 na przedpo艂udniow膮 kaw臋, dzisiaj o聽jedenastej. Kiedy przyszed艂 i聽zadzwoni艂 do drzwi, i聽nikt nie odpowiedzia艂, zaniepokoi艂 si臋. Pr贸bowa艂 zajrze膰 do kuchni. Zobaczy艂 krew na pod艂odze i聽zadzwoni艂 do nas.

-聽Gdzie jest teraz? Sunesson.

-聽Klasse odwi贸z艂 go do domu, mia艂 go przes艂ucha膰. To starszy pan, by艂 zdenerwowany. -聽Vallman 艣cisza g艂os, chocia偶 w聽pobli偶u nikogo nie ma. - Mam wra偶enie, 偶e potrzebowa艂 艂yka czego艣 mocniejszego, je艣li wiesz, o聽co mi chodzi.

脰sten Vallman, syn miejscowego ch艂opa, ma twarz jak pysk psa, a聽r臋ce jak parobek. W聽m艂odo艣ci by艂 najlepszy w聽pchni臋ciu kul膮 w聽ca艂ej okolicy, raz wygra艂 nawet mistrzostwa okr臋gowe w聽swojej grupie wiekowej, czemu po艣wi臋cono kilka linijek w聽miejscowej gazecie. Wydaje si臋 przystojny, jak ch艂opcy z聽gimnazjum, kt贸rzy w聽oczach maj膮 pustk臋.

-聽My艣lisz, 偶e m贸g艂 to zrobi膰 sam? -聽pyta i聽patrzy na zmar艂ego.

-聽Zastrzeli膰 si臋?

-聽Trzeba by por贸wna膰 tor kuli i聽po艂o偶enie cia艂a.

-聽Widzisz gdzie艣 bro艅?

Vallman rozgl膮da si臋 z聽nadziej膮, kom贸rka w聽jego pot臋偶nej d艂oni wygl膮da jak miniaturka. Nie dostrzega broni i聽zwraca si臋 do Tove:

-聽A聽mo偶e…

-聽Czy stoj膮ce na stole dwie fili偶anki wskazuj膮 na to, 偶e pi艂 kaw臋 sam ze sob膮? Z聽wymy艣lonym znajomym?

Vallman patrzy na ni膮 i聽przekrzywia g艂ow臋.

-聽Mog艂aby艣 by膰 troch臋 milsza. Nic dziwnego, 偶e ludzie ci臋 nie lubi膮.

-聽Wkr贸tce mnie pewnie przenios膮. Nie musisz si臋 martwi膰.

Vallman wzrusza ramionami.

-聽Mimo wszystko.

MIASTECZKO MA MO呕E oko艂o czterech tysi臋cy mieszka艅-c贸w. Wi臋kszo艣膰 mieszka w聽domach zaraz za rynkiem, niedaleko drogi krajowej. Od rynku odchodz膮 mniejsze i聽w臋偶sze uliczki, i聽w艂a艣nie przy jednej z聽nich mieszka Tove, w聽dzielnicy segment贸w, w聽kt贸rej mieszkania s膮 stare, niewielkie. Na takie mieszkanie cz艂owiek decyduje si臋, kiedy go nie sta膰 na nic lepszego albo kiedy jest mu wszystko jedno, jak mieszka, a聽nie chce mie膰 z聽tego powodu wyrzut贸w sumienia. Bo przecie偶 takie mieszkanie i聽tak nigdy nie b臋dzie mi艂e i聽przytulne.

Tove wyprowadzi艂a si臋 z聽Bruket, kiedy sko艅czy艂a dwadzie艣cia jeden lat i聽rozpocz臋艂a nauk臋 w聽Wy偶szej Szkole Policyjnej, trzy lata po tym, jak zacz膮艂 tam studiowa膰 jej brat. Markus sko艅czy艂 nauk臋 z聽dobrymi ocenami, wszyscy go chwalili, podczas gdy ona ledwie sobie radzi艂a. Nie znalaz艂a pracy ani w聽G枚teborgu, ani w聽Malm枚. Musia艂a szuka膰 gdzie indziej: w聽Trollh盲ttan, w聽N盲ssj枚, w聽Varbergu.

P贸艂 roku temu wr贸ci艂a do Bruket. Jej brat mawia艂, 偶e ludzie tacy jak oni s膮 skazani na 偶ycie tam. I聽偶e jedyne, co im zostaje, to stara膰 si臋 偶y膰 godnie.

Czasem dochodzi艂a do wniosku, 偶e mia艂 racj臋. Jego los to potwierdza艂, bo Markus opu艣ci艂 Bruket i聽zgin膮艂.

Ostatnio czu艂a si臋 coraz gorzej. Za ka偶dym razem, kiedy doje偶d偶a艂a samochodem do granic miasteczka, tam, gdzie tablice informowa艂y, 偶e zaraz opu艣ci Bruket, zawraca艂a. Dostawa艂a md艂o艣ci, dr偶a艂y jej r臋ce, poci艂a si臋, zaczyna艂a szcz臋ka膰 z臋bami, przed oczami mia艂a mroczki. Zje偶d偶a艂a wtedy na pobocze, oddycha艂a g艂臋boko kilka razy i聽dopiero po chwili mog艂a jecha膰 dalej.

I聽wtedy zawraca艂a. Zawsze.

Po 艣mierci Markusa dziewi臋膰 miesi臋cy by艂a na zwolnieniu lekarskim. Potem wr贸ci艂a do pracy na p贸艂 etatu, a聽od trzech miesi臋cy zn贸w pracowa艂a w聽pe艂nym wymiarze. Wr贸ci艂a do miejscowego komisariatu. Bo tylko tam znalaz艂o si臋 dla niej miejsce. Poza tym -聽podkre艣lono to wyra藕nie - teraz tam mieszka艂a.

Jakby to by艂a zaleta.

Jej nowi koledzy, znajomi z聽dawnych lat, jej albo jej rodzic贸w, wsp贸艂czuli jej. Pami臋tali Markusa z聽czas贸w, kiedy i聽on, i聽ona byli dzie膰mi. Opowiadali, jak wystawali w聽korytarzu i聽przygl膮dali si臋 wszystkim oczami wielkimi jak talerze. Pami臋ta艂a to?

Tak, m贸wi艂a. Pami臋ta艂a.

Pytali te偶, jakie to uczucie zn贸w by膰 w聽domu. I聽jak si臋 czuje jej mama. Czasem j膮 widywali, to znaczy jej matk臋, w聽okolicach cmentarza.

Wszystko w聽porz膮dku, k艂ama艂a. Mama czuje si臋 dobrze.

Miejscowi nie widzieli potrzeby, 偶eby w聽komisariacie pracowa艂 policjant 艣ledczy, ani tego nie chcieli. Nie czu艂a si臋 tam mile widziana. Nawet jej szef, Ola Davidsson, uwa偶a艂, 偶e jest zb臋dna. Podejrzewa艂a, 偶e by艂by zadowolony, gdyby si臋 za艂ama艂a i聽wr贸ci艂a na zwolnienie.

Przed domem zatrzymuje si臋 samoch贸d. Tove i聽Vallman wychodz膮, 偶eby si臋 przywita膰 z聽technikiem. Okazuje si臋, 偶e to kobieta. Fanny S枚derlund. Przedstawia si臋, spogl膮da na odznak臋 na ramieniu Vallmana i聽pyta o聽szefa. Vallman wskazuje na Tove, S枚derlund wydaje si臋 zdziwiona.

-聽Spodziewa艂em si臋 m臋偶czyzny.

-聽Ja te偶 -聽odpowiada Vallman.

Fanny S枚derlund ma suche d艂onie, 艂adn膮, delikatn膮 twarz, srebrzystosiwe w艂osy spi臋艂a na karku. Ma ze sob膮 czarn膮 torb臋, kt贸ra wygl膮da jak skrzynka na narz臋dzia. Idzie ostro偶nie 艣cie偶k膮, wchodzi na schody i聽natychmiast bierze si臋 do pracy.

Dopiero po jakim艣 czasie wchodzi do 艣rodka. Gdy w聽ko艅cu dociera do kuchni, gdzie le偶y ofiara, marszczy brwi.

-聽MOG艁E艢 MNIE OSTRZEC, 偶e to on -聽m贸wi.

-聽Znali艣cie si臋?

Kr臋ci g艂ow膮.

-聽Niezbyt dobrze. Ale w聽ko艅cu by艂 naszym koleg膮.

-聽Mo偶emy wezwa膰 kogo艣 innego.

-聽W聽Midsommar? W聽wigili臋 艣wi臋tego Jana? Powodzenia. -聽Patrzy na Vallmana, kt贸ry rozmawia z聽kim艣 przez telefon. -聽Zabierzcie go st膮d. Wszystko zadeptuje, zachowuje si臋 jak rozkoszny chihuahua.

-聽Rozumiem, 偶e jeszcze miesi膮c temu Levin by艂 zatrudniony w聽wydziale bezpiecze艅stwa policji.

-聽Tak.

-聽Wi臋c co tu robi艂? Mieszka艂 tu? To jego dom?

-聽Nie mam poj臋cia.

S枚derlund zn贸w zerka na Vallmana.

-聽Zabierzcie go. To jego dreptanie doprowadza mnie do sza艂u.

Tove wyprowadza Vallmana do holu, a聽potem na schody. Zostawiaj膮 S枚derlund sam膮.

S艂o艅ce przygrzewa coraz mocniej, z聽czasem pewnie zrobi si臋 jeszcze gorzej. Powietrze stoi, pulsuje. Ci臋偶kie krople potu sp艂ywaj膮 Tove z聽czo艂a, po uszach, po szyi. G艂owa boli j膮 coraz bardziej. Wchodzi do 艣rodka, bierze z聽torby S枚derlund lateksowe r臋kawiczki i聽pyta, czy mo偶e si臋 troch臋 rozejrze膰.

-聽W艂a艣ciwie nie… -聽wzdycha S枚derlund. -聽Ale dobrze, tylko niech pani b臋dzie ostro偶na.

Z聽salonu mo偶na wyj艣膰 na zewn膮trz. Drzwi mia艂y pewnie by膰 wyj艣ciem na taras albo werand臋, kt贸ra nigdy nie powsta艂a, wi臋c prowadz膮 wprost na trawnik.

Wi臋kszo艣膰 szuflad jest pusta, szafy te偶 s膮 jedynie w聽po艂owie wype艂nione ubraniami. W聽艂azience stoi kosmetyczka, s膮 w聽niej szczoteczka do z臋b贸w i聽pasta, pod prysznicem stoi butelka p艂ynu do k膮pieli. I聽to wszystko. Reszta rzeczy jest w聽kartonach. S膮 wsz臋dzie, w聽ka偶dym pokoju. Levin nie zd膮偶y艂 si臋 jeszcze rozpakowa膰.

By艂 zaj臋ty czym艣 innym.

No i聽cisza. Czuje si臋 j膮 w聽powietrzu.

W聽k膮cie sypialni stoi niewielkie biurko, na blacie le偶y 艂adowarka do komputera i聽kom贸rka. Obok biurka stoi otwarty karton pe艂en ksi膮偶ek i聽nieuporz膮dkowanych papier贸w. Chaos podobny do tego, kt贸ry panuje w聽g艂owie Tove.

Kl臋ka, ogl膮da pod艂og臋 pod biurkiem i聽pod 艂贸偶kiem. Nic. Przed biurkiem stoi krzes艂o. Siada na nim i聽wygl膮da przez okno, kt贸re wychodzi na niewielki ogr贸dek na ty艂ach domu.

Przyci膮ga do siebie jeden z聽karton贸w. Dziurkacz, zszywacz, kilka kartek, ksi膮偶ki. Odk艂ada je na bok. Na dnie sterta segregator贸w, jedne starsze, z聽twardymi metalowymi ok艂adkami, inne nowsze, z聽ok艂adkami z聽plastiku. Bierze jeden z聽nich do r臋ki. S膮 w聽nim kopie dokument贸w starych spraw, fragmenty protoko艂贸w z聽dochodze艅 wst臋pnych i聽raporty techniczne dotycz膮ce spraw, kt贸rych nie zna. Kto艣, mo偶e Levin, nani贸s艂 na marginesach uwagi. Przegl膮da kolejne segregatory: zawarto艣膰 podobna, tylko sprawy inne.

I聽ksi膮偶ki: Czarna woda Kerstin Ekman, Ze 艣miertelnego zimna Johna le Carr茅 i聽M膮dro艣膰 krwi Flannery O'Connor. I聽na samym spodzie S臋dzia i聽jego kat Friedricha D眉rrenmatta. Zaczyna je kartkowa膰. Nie znajduje w聽nich niczego, tylko pozaginane rogi i聽od czasu do czasu lu藕ne kartki.

Z聽nieuporz膮dkowanej sterty papier贸w co艣 wystaje, zrobione polaroidem zdj臋cie: m臋偶czyzna, kobieta i聽ma艂a dziewczynka, pi臋cio-, mo偶e sze艣cioletnia. M臋偶czyzna ma na sobie bia艂膮 koszul臋 z聽kr贸tkimi r臋kawami i聽d偶insy, kobieta be偶ow膮 bluzk臋 i聽sp贸dnic臋, dziewczynka niebiesk膮 sukienk臋. Wygl膮daj膮 na szcz臋艣liwych.

Na odwrocie napis: Ja, Marika i聽Eva, wiosna 78.

Zdj臋cie sprawia, 偶e Tove zaczyna dr偶e膰. Nie potrafi powiedzie膰 dlaczego.

Odwraca si臋 i聽zaczyna wpatrywa膰 si臋 w聽艣cian臋. Na zdj臋ciu w聽tle wida膰 t臋 sam膮 bladozielon膮 tapet臋.

I聽nagle rozumie.

Zdj臋cie zosta艂o zrobione w聽tym pokoju.

TOVE JEDZIE DROGAMI, kt贸re -聽mimo 偶e dobrze je zna -聽wydaj膮 si臋 jej obce, nieodgadnione. Tak si臋 dzieje z聽miejscami, kt贸re opuszczamy, 偶eby potem do nich wr贸ci膰. S膮 takie jak zawsze, wydaj膮 si臋 znajome, a聽jednak nie do ko艅ca.

Zaje偶d偶a jej drog臋 szeroki dostawczy pikap wy艂adowany piwem. Kierowca ma na g艂owie czapk臋 z聽daszkiem, jest sam.

Fasada domu, w聽kt贸rym Lars Erik Sunesson prze偶y艂 wi臋kszo艣膰 偶ycia, jest w聽wielu miejscach przebarwiona, 艣ciany poros艂y algami i聽mchem, obros艂y chaszczami, kt贸re niemal poch艂aniaj膮 dom. Nieco dalej stoi porzucona kosiarka, dzia艂k臋 otacza p艂ot, sztachety w聽du偶ych odst臋pach, furtka jest otwarta.

Przy stole w聽kuchni siedz膮 Sunesson i聽policjant, Klas M盲kinen. M盲kinen trzyma w聽d艂oniach kubek z聽kaw膮, Sunesson szklaneczk臋. Si臋ga po butelk臋. Oczy ma spuchni臋te, bardziej ni偶 zwykle.

-聽Pani policjantka -聽odzywa si臋. -聽Wiecz贸r 艣wi臋toja艅ski dobrze si臋 zaczyna. Niech to szlag.

M盲kinen patrzy na Tove b艂agalnie. Na stole le偶y notes, ale chyba niewiele w聽nim zapisa艂.

Tove wyci膮ga krzes艂o, siada przy kr贸tszym boku sto艂u i聽m贸wi:

-聽Bardziej ni偶 tutaj przydasz si臋 na Alvav盲gen.

M盲kinen, pozbawiony wdzi臋ku m臋偶czyzna, kt贸ry zamiast policjantem powinien by艂 zosta膰 dozorc膮, wstaje.

-聽Powodzenia -聽rzuca.

-聽Co za cholerny dzie艅 -聽wzdycha Sunesson i聽dolewa sobie do szklanki. Wzrok ma szklisty.

Na blacie kuchennym stoj膮 brudne talerze i聽kubki. Gdzie艣 w聽g艂臋bi szumi ekspres do kawy. Z聽ulicy s艂ycha膰, jak M盲kinen w艂膮cza silnik i聽odje偶d偶a.

Sunesson wzdycha i聽zn贸w si臋ga po butelk臋 z聽polsk膮 wersj膮 Famous Grouse.

-聽Chcesz?

-聽Nie, ale dzi臋kuj臋.

Na 艣cianie za nim wisi makatka z聽wyhaftowanym napisem: „To, co pi臋kne, popadnie w聽zapomnienie”.

Kiedy艣 pracowa艂 w聽hucie szk艂a, jak przed nim jego ojciec. Kiedy zlikwidowano hut臋, zatrudni艂 si臋 jako kierowca w聽firmie transportowej. I聽chyba pracowa艂 tam a偶 do emerytury. Jej koledzy byli pewni, 偶e przy okazji przemyca艂 alkohol, ale nigdy mu niczego nie udowodniono. A聽teraz -聽pomy艣la艂a -聽jest ju偶 za p贸藕no. Zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, ile od艂o偶y艂 dla siebie i聽czy ma gdzie艣 jaki艣 magazyn. Nigdy go nie spotka艂a w聽sklepie monopolowym przy rynku, chocia偶 od powrotu bywa艂a tam do艣膰 cz臋sto.

-聽Co u聽ciebie, Lars Erik?

-聽Co za cholerny dzie艅 -聽m贸wi Sunesson i聽popija whisky. -聽Krew -聽dodaje i聽kr臋ci g艂ow膮. -聽Krew, krew, krew. Niech to szlag.

-聽Kiedy ostatnio rozmawia艂e艣 z聽Charlesem?

-聽Wczoraj wieczorem. Zadzwoni艂em do niego. Um贸wili艣my si臋 na kaw臋, dzisiaj ko艂o jedenastej.

-聽O聽kt贸rej do niego dzwoni艂e艣?

-聽M贸wi艂em ju偶 twojemu koledze, jak mu tam, Klasowi, synowi G枚sty. Pewnie gdzie艣 ko艂o wp贸艂 do dziesi膮tej, tak mniej wi臋cej.

-聽I聽co?

Sunesson patrzy na ni膮 zdziwiony.

-聽W聽porz膮dku.

-聽To znaczy o聽czym rozmawiali艣cie?

-聽O聽niczym szczeg贸lnym. Spotka艂em go przedwczoraj na rynku, kiedy robi艂em zakupy, i聽spyta艂em, co, do licha, tam robi, a聽on powiedzia艂, 偶e teraz tu mieszka. Zaciekawi艂 mnie, chcia艂em si臋 dowiedzie膰 czego艣 wi臋cej. Wymienili艣my si臋 telefonami i聽obiecali艣my sobie, 偶e si臋 zdzwonimy. No i聽wczoraj do niego zadzwoni艂em i聽zaproponowa艂em kaw臋. Ustalili艣my godzin臋 i聽roz艂膮czyli艣my si臋. -聽Zn贸w poci膮ga ze szklaneczki. -聽W艂a艣ciwie go nie zna艂em, nie widzieli艣my si臋 ponad trzydzie艣ci lat.

-聽To znaczy, 偶e kiedy艣 tu mieszka艂?

-聽W聽latach siedemdziesi膮tych. Przyjecha艂 chyba w聽siedemdziesi膮tym pierwszym. Pami臋tam, bo kupi艂em wtedy nowy samoch贸d, P1800. By艂em z聽niego bardzo dumny, sta艂em na rynku i聽puszy艂em si臋 jak paw. I聽chyba wtedy on go zobaczy艂.

-聽Kto? -聽pyta Tove. -聽Kto co zobaczy艂?

-聽Malte, syn Oskarssona. Ukrad艂 mi go.

-聽Tw贸j samoch贸d?

-聽Jeszcze tego samego wieczoru -聽m贸wi Sunesson ponuro i聽popija whisky. - Cholerny dra艅. No wi臋c postanowi艂em pojecha膰 na policj臋, ale by艂o ju偶 zamkni臋te, wi臋c musia艂em pojecha膰 na komisariat do miasta. I聽tam go pozna艂em. Charlesa. Wcze艣niej go tu nie widzia艂em… W聽kt贸rym roku si臋 urodzi艂a艣?

-聽W聽osiemdziesi膮tym pierwszym.

-聽Wi臋c mo偶e pami臋tasz, jak tu wtedy wygl膮da艂o. Mieszka艂o tu wi臋cej ludzi, my艣l臋, 偶e co najmniej osiem tysi臋cy. Teraz du偶o si臋 zmieni艂o. Hotel zosta艂 zamkni臋ty, a聽sklep monopolowy ma dzia艂a膰 jedynie do ko艅ca roku. Wiedzia艂a艣 o聽tym?

-聽Nie.

-聽Tak czy inaczej, by艂o nas sporo, wi臋c kto艣 nowy nie rzuca艂 si臋 od razu w聽oczy. Charles przyj膮艂 zg艂oszenie. By艂 sympatyczny, chocia偶 pochodzi艂 ze Sztokholmu. I聽-聽Sunesson podnosi palec -聽bardzo szybko znalaz艂 samoch贸d. Dwa dni p贸藕niej sta艂 w聽moim gara偶u. Wtedy zrozumia艂em, 偶e to porz膮dny go艣膰.

Spuszcza wzrok i聽kiwa g艂ow膮, jakby chcia艂 potwierdzi膰 w艂asne s艂owa.

-聽Kiedy si臋 st膮d wyprowadzi艂? -聽pyta Tove.

Sunesson podnosi g艂ow臋, ma m臋tne spojrzenie.

-聽Co?

-聽Przyjecha艂 w聽latach siedemdziesi膮tych. Potem musia艂 wyjecha膰.

-聽Tak. Wyjecha艂 w聽osiemdziesi膮tym.

-聽A聽kiedy wr贸ci艂?

-聽Nie wiem, ale przypuszczam, 偶e niedawno.

Opr贸偶nia szklaneczk臋, trzyma chwil臋 whisky w聽ustach, odchyla si臋 do ty艂u, p艂ucze usta, d艂ugo i聽g艂o艣no, prze艂yka i聽oblizuje wargi.

-聽Gdzie wtedy mieszka艂? Kiedy tu przyjecha艂 po raz pierwszy?

-聽W聽tym samym miejscu.

-聽W聽tym samym domu? Dlaczego go kupi艂?

-聽A聽kto to mo偶e wiedzie膰? By艂 raczej ma艂om贸wny.

-聽Podejrzewasz, kto m贸g艂 chcie膰 go skrzywdzi膰?

Sunesson zn贸w si臋ga po butelk臋.

-聽Tutaj?

-聽Tak.

-聽Nie mam poj臋cia. -聽Nalewa whisky do szklanki, odstawia butelk臋 z聽hukiem, jakby chcia艂 nada膰 swoim s艂owom wi臋ksz膮 wag臋. -聽Nie mam poj臋cia -聽powtarza.

-聽Wydajesz si臋 bardzo pewny swego.

-聽Ja tylko tak zak艂adam, pani policjantko. Takie rzeczy powinna ustali膰 policja, bez mojej pomocy.

-聽I聽zrobimy to. Dzi臋kuj臋. -聽Tove uderza d艂ugopisem w聽notes. -聽Masz pomys艂, kto m贸g艂by nam co艣 wi臋cej o聽nim powiedzie膰?

Sunesson nie ma pomys艂u. To znaczy mo偶e nawet ma, ale rozmowa go zm臋czy艂a.

Tove pokazuje mu zdj臋cie z聽1978 roku.

-聽Znasz tych ludzi?

-聽Poznaj臋 Charlesa. -聽Nagle unosi brwi. -聽To chyba jego rodzina. -聽Macha r臋k膮. -聽Porozmawiaj o聽tym z聽kim艣 innym. Ja nie pami臋tam, jak to by艂o.

-聽To niewielka miejscowo艣膰. Wszyscy si臋 znaj膮. Co艣 chyba jednak pami臋tasz?

-聽To by艂o bardzo dawno temu. Mam wra偶enie, 偶e to by艂 wypadek. Okropne.

-聽Wypadek samochodowy? -聽powtarza Tove, bacznie mu si臋 przygl膮daj膮c.

-聽Chyba tak. Nie pami臋tam.

Nie s膮dzi, 偶eby Sunesson k艂ama艂. Ale jest pijany, be艂kocze. Niech to szlag, powinna by艂a zacz膮膰 od pokazania mu zdj臋cia.

Powtarza pytanie, ale Sunesson podnosi szklaneczk臋, opr贸偶nia j膮 i聽kr臋ci g艂ow膮. W聽oczach ma pustk臋.

-聽Widzia艂a艣 moje ulubione krzes艂o?

-聽Nie.

-聽Stoi na zewn膮trz. Nale偶a艂o do mojej babci. Mam wra偶enie, 偶e nawet sama je zrobi艂a. To by艂a dobra kobieta. Tak膮 powinien Charles mie膰 przy sobie. Wtedy to wszystko w聽og贸le by si臋 nie wydarzy艂o. W聽takie dni jak ten siadam na nim i聽wypijam kaw臋. Chyba w艂a艣nie teraz nadesz艂a pora. Skoro u聽Charlesa nic nie dosta艂em. -聽艢mieje si臋.

Tove wstaje i聽wychodzi bez s艂owa. Sunesson zreszt膮 niczego innego si臋 chyba nie spodziewa艂. Dopiero wsiadaj膮c do samochodu, zauwa偶a stary, zaatakowany przez rdz臋 metalowy bujany fotel, kt贸ry stoi samotnie na trawniku.

KIEDY WRACA NA miejsce zbrodni, on ju偶 tam jest: Ola Davidsson. Stoi w聽rozkroku, trzyma si臋 pod boki, wida膰 jego wydatny brzuch. Z聽ka偶dym rokiem robi si臋 wi臋kszy, a聽kiedy kto艣 zwraca mu na to uwag臋, klepie si臋 po nim i聽m贸wi, 偶e s艂u偶y mu za daszek nad placem zabaw.

-聽Musimy zacz膮膰 sami -聽zwraca si臋 do Tove. -聽Dobr膮 godzin臋 rozmawia艂em ze Sztokholmem o聽tych wszystkich biurokratycznych formalno艣ciach. Nie mamy 艣rodk贸w, 偶eby艣my mogli sami prowadzi膰 takie dochodzenie, a聽nawet gdyby艣my mieli, to ze wzgl臋du na ofiar臋 nie pozwolono by nam na to. Przy艣l膮 nam ludzi z聽Krajowej Policji Kryminalnej, w聽Sztokholmie powsta艂a ju偶 specjalna grupa. Mamy im przekaza膰 kopie wszystkich dokument贸w.

-聽Kiedy tu b臋d膮? -聽pyta Tove.

-聽Najwcze艣niej w聽niedziel臋 wieczorem, a聽najprawdopodobniej dopiero w聽poniedzia艂ek. Musz膮 si臋 broni膰 przed mediami, a聽w聽przerwach pomagaj膮 kolegom rozwi膮za膰 spraw臋 podw贸jnego morderstwa w聽Krokom. No i聽jest wiecz贸r 艣wi臋toja艅ski.

-聽Ale nas jest tu tylko pi膮tka. Nie poradzimy sobie sami, chodzi o聽morderstwo.

-聽Wiesz, jak to jest -聽m贸wi Davidsson. Zn贸w bierze si臋 pod boki i聽zerka w聽stron臋 domu, kt贸ry czeka na nich, sk膮pany w聽s艂o艅cu. -聽Na pewno dostaniemy wsparcie z聽okr臋gu. Chocia偶 przyznaj臋, 偶e pewnie niewiele to da. Czeka nas pi臋kna noc 艣wi臋toja艅ska.

S枚derlund kr膮偶y po domu przy Alvav盲gen 10, przechodzi z聽pokoju do pokoju, z聽kamer膮 w聽r臋ku. Mo偶e ju偶 zbada艂a cia艂o, a聽mo偶e uzna艂a, 偶e potrzebuje przerwy. Davidsson wita si臋 z聽ni膮 i聽pyta o聽godzin臋 zgonu.

-聽Nie jestem lekarzem s膮dowym, ale powiedzia艂abym, 偶e zmar艂 pewnie gdzie艣 mi臋dzy dziesi膮t膮 a聽jedenast膮 wieczorem -聽odpowiada S枚derlund, poprawiaj膮c obiektyw. -聽艢mier膰 nast膮pi艂a w聽wyniku strza艂u w聽skro艅, prawdopodobnie z聽rewolweru, kt贸ry trzyma艂 kto艣 inny. Nie znalaz艂am jeszcze broni.

Davidsson przygl膮da si臋 stoj膮cym na stole fili偶ankom.

-聽Um贸wi艂 si臋 na kaw臋 ze sprawc膮?

-聽Mo偶e -聽m贸wi S枚derlund i聽robi zdj臋cie wy艂膮cznika 艣wiat艂a.

Davidsson przeci膮ga si臋, wyra藕nie niezadowolony. Tove stara si臋 powstrzyma膰 od 艣miechu.

-聽Nie chc臋 nikogo obrazi膰, ale chcia艂abym, 偶eby艣cie wyszli -聽m贸wi S枚derlund.

Nagle rozlega si臋 brz臋czenie i聽Davidsson si臋ga po kom贸rk臋.

-聽Zn贸w ci ze Sztokholmu -聽stwierdza, ale nie odbiera. Wskazuje kom贸rk膮 na Tove. -聽Masz tu zosta膰 -聽dodaje.

Wychodzi z聽domu, Tove i聽S枚derlund patrz膮 za nim.

-聽Dobry jest? -聽pyta S枚derlund, a聽Tove zaczyna si臋 艣mia膰.

DZISIAJ PIERWSZY DZIE艃 mojego urlopu. Sp臋dzam go na balkonie i聽czuj臋 si臋 oszukany.

Kto艣, nie wiem kto, poinformowa艂 moj膮 szefow膮, Anj臋 Morovi, 偶e nie jestem czysty, 偶e nadal bior臋 tabletki. Ten, kto to zrobi艂, pos艂u偶y艂 si臋 opakowaniem halcionu, kt贸re wyj膮艂 mi z聽kieszeni.

I聽nie by艂o to opakowanie kupione w聽aptece. Dlatego mnie wczoraj wezwa艂a.

-聽Leo -聽zacz臋艂a. -聽Rozumiesz chyba, 偶e nie mog臋 przymkn膮膰 na to oka. Musz臋 powzi膮膰 odpowiednie kroki.

Morovi przesz艂a do nas z聽wydzia艂u przemocy w聽rodzinie. Jest u聽nas od marca. Na 艣cianie w聽jej pokoju wisi dyplom magistra kryminologii i聽jakby tego by艂o ma艂o, podobno jest jednym z聽najlepszych strzelc贸w w聽Sztokholmie. Kiedy zaproponowano jej wydzia艂 zab贸jstw, czy te偶 siedlisko 偶mij, jak my go nazywamy, z聽jakiego艣 powodu si臋 zgodzi艂a.

-聽To Olausson, tak? -聽spyta艂em. -聽Mam racj臋?

Olausson jest prokuratorem. Wredny typ, nigdy mnie nie lubi艂.

-聽Leo -聽zacz臋艂a zm臋czona. -聽Spr贸buj si臋 skupi膰 na jednej rzeczy. - Pochyli艂a si臋 w聽moj膮 stron臋. -聽Potrzebuj臋 ci臋 tutaj, ale pod warunkiem 偶e b臋dziesz czysty. 呕e b臋dziesz w聽stanie funkcjonowa膰. Rozumiesz?

-聽Tak.

Rozumia艂em j膮. Nadal rozumiem.

-聽Proponuj臋, 偶eby艣 poszed艂 na d艂u偶szy urlop. Zgodnie z聽planem mia艂e艣 go wzi膮膰 w… -聽Spu艣ci艂a g艂ow臋, zacz臋艂a szuka膰 czego艣 w聽papierach. - Trzydziestego sierpnia. Proponuj臋, 偶eby艣 zmieni艂 t臋 dat臋 -聽powiedzia艂a, podaj膮c mi czysty formularz. -聽Id藕 na urlop od jutra, dziewi臋tnastego czerwca. Wybierz zaleg艂e dni i聽widzimy si臋 zn贸w w聽poniedzia艂ek, osiemnastego sierpnia. Oczekuj臋, 偶e w聽tym czasie podejmiesz leczenie, 偶e b臋dziesz chodzi艂 na terapi臋. Dopilnuj臋, 偶eby kto艣 si臋 do ciebie odezwa艂 w聽tej sprawie i聽od razu um贸wi艂 na wizyt臋. Kiedy si臋 zn贸w zobaczymy, masz by膰 czysty.

Spojrza艂em na swoje d艂onie. To musia艂 by膰 Olausson. Kto jeszcze o聽tym wiedzia艂? Gabriel Birck, oczywi艣cie. M贸j kolega i聽jedyny przyjaciel, jakiego mam w聽policji. On wie wszystko, ale nigdy by mnie nie wyda艂. A聽mo偶e?

-聽Rozumiesz, Leo?

-聽Rozumiem, co mi proponujesz -聽powiedzia艂em. -聽Ale to tylko propozycja, prawda?

-聽Nie.

-聽Tak podejrzewa艂em.

P贸藕niej kto艣 do mnie zadzwoni艂, z聽numeru, kt贸rego nie zna艂em. Terapeuta. Nie odebra艂em. Siedzia艂em na balkonie, pali艂em papierosy i聽patrzy艂em na Sztokholm.

Wczoraj przesz艂o w聽dzisiaj, w聽dziewi臋tnastego. Pierwszy dzie艅 mojego urlopu.

Po po艂udniu zadzwoni艂 telefon. Cztery sygna艂y. S艂ysza艂em je, siedz膮c w聽s艂o艅cu na balkonie, przy stoliku, w聽moim mieszkaniu przy Chapmansgatan. Czeka艂em na to, czeka艂em, a偶 co艣 si臋 wydarzy.

Odbieram i聽s艂ysz臋 ch艂odny g艂os szefowej:

-聽Jak si臋 czujesz? -聽pyta.

-聽艢wietnie.

-聽Sarkazm ci nie pasuje.

Zastanawiam si臋, co powinienem powiedzie膰, czy mam sk艂ama膰.

-聽W聽porz膮dku -聽m贸wi臋. -聽Radz臋 sobie.

Morovi bierze g艂臋boki wdech.

-聽Uzna艂am, 偶e powiniene艣 si臋 dowiedzie膰 tego bezpo艣rednio ode mnie.

-聽A聽o聽co chodzi? Co艣 si臋 sta艂o?

-聽Levin.

-聽Co z聽nim?

Milczenie. W聽radiu w聽kuchni kto艣 艣piewa is there somebody who still believes in love?

-聽Halo? -聽m贸wi臋. -聽Halo, co si臋 sta艂o?

Kiedy zaczyna opowiada膰, obok mnie staje Kit. Nie wydaje 偶adnego d藕wi臋ku, a聽potem, kiedy dociera do niego, 偶e co艣 jest nie tak, zaczyna cicho miaucze膰. Przytrzymuj臋 telefon ramieniem, bior臋 kota na r臋ce, wchodz臋 do mieszkania i聽zamykam za sob膮 drzwi.

Levin nie 偶yje. Podejrzewamy, 偶e dosz艂o do zbrodni.

Nie wiem, czy Morovi oczekuje, 偶e co艣 powiem, wi臋c milcz臋. W聽radiu muzyk臋 zast臋puj膮 wiadomo艣ci: jaki艣 m臋偶czyzna z聽bomb膮 wdar艂 si臋 do siedziby Umiarkowanej Prawicy na Starym Mie艣cie i聽grozi, 偶e wysadzi budynek w聽powietrze.

-聽Chcesz, 偶ebym co艣 zrobi艂a, Leo?

-聽A聽co mo偶esz zrobi膰?

呕adnej odpowiedzi. S艂ysz臋, jak oddycha, zastanawiam si臋, czy m贸j oddech brzmi r贸wnie ci臋偶ko.

-聽Przyznaj臋, 偶e nie tak sobie wyobra偶a艂am tegoroczny wiecz贸r 艣wi臋tego Jana.

-聽Wiem.

-聽Sp臋dzasz weekend z聽Sam?

-聽Jutro leci do Londynu, razem z聽matk膮. Zaplanowa艂y to ju偶 jaki艣 czas temu.

Zn贸w milczenie. W聽radiu podano, 偶e zamachowiec ze Starego Miasta jest uzbrojony. Kolejne wiadomo艣ci: wed艂ug agencji TT tak偶e siedziba partii socjaldemokratycznej jest zagro偶ona.

-聽Wygl膮da na to, 偶e b臋dziesz mia艂a r臋ce pe艂ne roboty.

-聽Daj zna膰, je艣li b臋d臋 mog艂a ci w聽czym艣 pom贸c -聽ko艅czy Morovi.

M脫J MENTOR NIE 呕YJE. Powinienem powiedzie膰: m贸j przyjaciel nie 偶yje, ale nie potrafi臋. Nie wiem dlaczego. S艂owo przyja藕艅 jako艣 nie pasuje do mojej relacji z聽Levinem.

Prawd臋 m贸wi膮c, nie zna艂em go, chocia偶 pracowa艂em z聽nim wiele lat. Najpierw w聽wydziale zab贸jstw, kiedy jeszcze by艂 komisarzem, a聽potem w聽wydziale dochodze艅 wewn臋trznych. Wmawia艂em sobie, 偶e wzi膮艂 mnie pod swoje skrzyd艂a, i聽by艂em zadowolony, 偶e wreszcie pracuj臋 z聽kim艣, kto docenia m贸j potencja艂 i聽pomaga mi go wykorzysta膰.

Ufa艂em mu.

Naprawd臋 mu ufa艂em.

Potrafi艂 sprawi膰, 偶e cz艂owiek zaczyna艂 m贸wi膰, opowiada膰 o聽rzeczach, o聽kt贸rych nikomu innemu nigdy by nie powiedzia艂. On sam nigdy nie zdradza艂 swoich tajemnic, chocia偶 wydawa艂o si臋, 偶e to robi, 偶e si臋 nimi dzieli. Z聽drugiej strony mia艂o si臋 nieodparte wra偶enie, 偶e co艣 ukrywa. Dopiero p贸藕niej, kiedy magia prys艂a, cz艂owiek u艣wiadamia艂 sobie, 偶e Levin nigdy nie m贸wi艂 o聽sobie.

A聽potem wszystko diabli wzi臋li. W聽porcie w聽Visby, ju偶 dobry rok temu.

Afera gotlandzka. To by艂 b艂膮d, m 贸 j b艂膮d.

Nawet dzisiaj zmarli nie daj膮 mi spokoju, nachodz膮 mnie we snach.

Po tym, co si臋 sta艂o, policja musia艂a si臋 jako艣 broni膰. Wystawiono mnie do odstrza艂u, media dosta艂y koz艂a ofiarnego. 呕eby prze偶y膰, musia艂em bra膰 leki. Sobril. Bra艂em go, 偶eby w聽og贸le m贸c si臋 utrzyma膰 na powierzchni. Potem przeszed艂em na halcion.

Zacz膮艂em podejrzewa膰, 偶e Levin mnie zdradzi艂, 偶e zosta艂em wys艂any na Gotlandi臋 po to, 偶eby, je艣li co艣 p贸jdzie nie tak, 艣wiat艂a reflektor贸w mog艂y zosta膰 skierowane na mnie.

Potem widywali艣my si臋 sporadycznie, i聽zawsze milczeli艣my. Czasem mia艂em ochot臋 mu wszystko wykrzycze膰. Mam wra偶enie, 偶e by艂y chwile, kiedy on te偶 chcia艂 powiedzie膰 mi prawd臋.

Ju偶 wtedy zacz膮艂em go op艂akiwa膰: mentora, kt贸rego straci艂em. Rozd藕wi臋k mi臋dzy nami si臋 pog艂臋bia艂, w聽ko艅cu powsta艂a przepa艣膰.

A聽teraz nie 偶yje. Mo偶e prawda na zawsze pozostanie ukryta? Najci臋偶sze przest臋pstwa zawsze pozostaj膮 niewyja艣nione.

Powietrze by艂o duszne -聽jak m贸j smutek. Siedzia艂em na balkonie i聽czeka艂em na deszcz, chocia偶 wiedzia艂em, 偶e nigdy nie spadnie.

MY GIRL, MY GIRL, don't you lie to me, 艣piewa kto艣 w聽radiu w聽biurowym aneksie kuchennym, tell me where did you sleep last night? Jest popo艂udnie i聽Tove powinna wraca膰 do domu.

A聽ona siedzi na krze艣le przy oknie w聽salce konferencyjnej i聽czeka, a偶 kto艣 w聽tym niewielkim komisariacie zorganizuje pierwsz膮 narad臋 w聽nowej sprawie. Okna od rana by艂y otwarte, 偶eby w聽pokoju by艂o ch艂odno. Wszystko na nic: w艂osy lepi膮 si臋 do karku, czuje wilgo膰 pod pachami, poc膮 jej si臋 d艂onie.

Szuka艂a wiatraka, ale nikt nie wie, gdzie jest. Pewnie stoi u聽Davidssona.

Zd膮偶y艂a si臋 ju偶 nauczy膰, co jest najbardziej po偶膮dane, a聽co najmniej: telewizor贸w nikt nie chce, ale komisariat nie ma prawa si臋 ich pozby膰. Kto艣, u聽kogo l膮duje telewizor, czuje si臋 tak, jakby zosta艂 ukarany. Je艣li natomiast kto艣 chce du偶y kubek do kawy, a聽takich jest wielu, musi zadba膰 o聽to z聽samego rana. Kubk贸w jest kilka, wi臋c je艣li komu艣 uda艂o si臋 taki z艂apa膰, trzyma go do wieczora.

I聽tak dalej. To wszystko wydaje si臋 bez sensu, ale w聽jaki艣 spos贸b w艂a艣nie to nadaje rzeczom ich znaczenie.

Biura znajduj膮 si臋 na pierwszym i聽drugim pi臋trze w聽budynku przy Paulsgatan, tu偶 za rynkiem. Czworok膮tny ceglany klocek z聽prze艂omu wiek贸w, jeden z聽pierwszych, kt贸re tam zbudowano po tym, jak huta szk艂a otworzy艂a swoje podwoje i聽z聽czasem zacz臋艂a si臋 rozrasta膰. Wystr贸j jest stosunkowo nowy, co nie znaczy, 偶e 艂adny. Davidsson twierdzi, 偶e kiedy zaczyna艂 pracowa膰 jako policjant, by艂 jednym z聽dziesi臋ciu pierwszych, kt贸rych tam zatrudniono. Teraz policjant贸w jest o聽po艂ow臋 mniej, a聽po zapowiadanej reorganizacji zostanie pewnie jeszcze mniej. Na stole przed ni膮 le偶膮 dane Charlesa Levina, zebrane na podstawie informacji, kt贸re uda艂o jej si臋 pozyska膰 z聽rejestr贸w, do kt贸rych komisariat ma bezpo艣redni dost臋p, i聽z聽tych, kt贸re otrzyma艂a mailem od specjalnej grupy dochodzeniowej Policji Krajowej. Nie ma tego du偶o.

Niech to szlag. Przyda艂by si臋 wiatrak.

CHARLES JAN LEVIN urodzi艂 si臋 dwudziestego pi膮tego stycznia 1947 roku i聽zosta艂 zarejestrowany w聽parafii Marii Magdaleny na S枚dermalmie w聽Sztokholmie. Dorasta艂 z聽rodzicami i聽cztery lata starszym bratem Markiem, kt贸ry w聽sierpniu 2008 roku zmar艂 na raka trzustki. Ojciec pracowa艂 jako stolarz, matka prowadzi艂a dom i聽pracowa艂a jako sprz膮taczka w聽pobliskim hotelu przy Wollmar Yxkullsgatan. Charles by艂 rozrabiak膮, trudno mu by艂o usiedzie膰 spokojnie, ale ze szko艂y przynosi艂 艣wietne oceny, do tego stopnia, 偶e rodzice my艣leli o聽przysz艂o艣ci syna z聽wypiekami na twarzach. W聽1966 roku rozpocz膮艂 nauk臋 w聽Wy偶szej Szkole Policyjnej.

Jesieni膮 1969 roku trafi艂 do Sztokholmu, do pierwszego okr臋gu, i聽rozpocz膮艂 prac臋 w聽wydziale dochodzeniowym. Pracowa艂 i聽dalej si臋 kszta艂ci艂. Studiowa艂 politologi臋, prawo i聽psychologi臋 na uniwersytecie w聽Sztokholmie. Otrzyma艂 tytu艂 licencjata z聽zakresu politologii. By艂 wi臋c cz艂owiekiem wykszta艂conym i聽oczytanym, co w聽kr臋gach policyjnych nie by艂o cz臋stym zjawiskiem. Mimo to uchodzi艂 za dobrego policjanta, takiego z聽prawdziwego zdarzenia. Zewsz膮d zbiera艂 pochwa艂y, sypa艂y si臋 na niego niczym p艂atki 艣niegu.

Jesieni膮 1971 roku, maj膮c dwadzie艣cia cztery lata, zamieni艂 komisariat w聽okr臋gu sztokholmskim na komisariat w聽okr臋gu hallandzkim, gdzie zosta艂 艣ledczym w聽wydziale kryminalnym w聽centrum miasta.

Wtedy te偶 nast膮pi艂a zmiana w聽rejestrze ludno艣ci: otrzyma艂 meldunek przy Alvav盲gen w聽Bruket, razem z聽Ev膮 Alderin, urodzon膮 w聽roku 1949.

Rok p贸藕niej na 艣wiat przysz艂a ich c贸rka Marika.

Tove patrzy na stare zdj臋cie, jeszcze raz czyta tekst na odwrocie. 1978.

Odwraca zdj臋cie, wpatruje si臋 w聽twarz dziewczynki, a聽potem w聽twarz jej matki. Eva Levin. Wie, 偶e zginie zim膮 1980 roku, jej gr贸b znajduje si臋 na miejscowym cmentarzu.

-聽Za kwadrans -聽rzuca 脜hlund, staj膮c w聽drzwiach salki konferencyjnej. W聽r臋ku trzyma kanapk臋 z聽szynk膮 i聽serem. -聽W艂a艣nie sko艅czyli艣my z聽chodzeniem po ludziach. Czekam na Brand茅na. Poszed艂 wywo艂a膰 zdj臋cie.

-聽Zdj臋cie?

-聽Tak powiedzia艂. -聽Zaczyna je艣膰 kanapk臋. -聽Davidsson jest ju偶 w聽drodze.

Tove wraca do papier贸w.

W聽1981 roku w聽rejestrze ludno艣ci pojawi艂 si臋 kolejny wpis. Charles Jan Levin wr贸ci艂 do Sztokholmu i聽zamieszka艂 w聽niewielkim trzypokojowym mieszkaniu na G盲rdet, razem z聽c贸reczk膮, Marik膮.

Sceny jak z聽filmu: martwe cia艂o Charlesa Levina, w聽kuchni na stole dwie fili偶anki. 艁adowarka do komputera i聽kom贸rka w聽sypialni, kartony z聽rzeczami, tapety w聽gabinecie. Sunesson, kt贸ry podnosi szklank臋, jakby wznosi艂 toast, i聽opuszczony fotel bujany na trawniku.

To jest najbardziej niesamowite w聽tym zawodzie, my艣li Tove. Do tego nie mo偶na si臋 przyzwyczai膰: nagle, bez uprzedzenia, zostajemy wrzuceni w聽艣rodek cudzego 偶ycia. I聽偶eby zrozumie膰, co si臋 wydarzy艂o, musimy si臋 w聽nim zanurzy膰.

-聽ROZMAWIALI艢MY ZE 艣wiadkiem -聽m贸wi Brand茅n. Jego wzrok w臋druje mi臋dzy le偶膮cym przed nim notesem a聽nieruchom膮 twarz膮 Davidssona.

Davidsson uderza palcami w聽ok艂adk臋 segregatora.

-聽I?

-聽No c贸偶… -聽zaczyna Brand茅n. Przypomina ch艂opca na posy艂ki, kt贸ry przypadkowo trafi艂 na zebranie zarz膮du. -聽Rozmawiali艣my z聽wieloma osobami. W聽sumie chyba z聽trzydziestoma, z聽tymi, kt贸rzy byli w聽pobli偶u miejsca zbrodni. W聽okolicy jest jakie艣 dwadzie艣cia pi臋膰 domk贸w. Wi臋kszo艣膰 przy samej Alvav盲gen, ale cz臋艣膰 jest rozproszona na obrze偶ach lasu i聽prowadz膮cych do niego w膮skich dr贸偶kach. Tam te偶 byli艣my. W聽dw贸ch domach przy Alvav盲gen nie by艂o nikogo, ale nadal b臋dziemy pr贸bowa膰 si臋 z聽nimi skontaktowa膰. -聽Przewraca kartk臋. -聽W艂a艣ciwie nikt z聽tych, z聽kt贸rymi rozmawiali艣my, nie s艂ysza艂 strza艂u.

Tove patrzy na niego zdziwiona.

-聽Co to znaczy w聽艂 a聽艣 c i聽w聽i聽e?

-聽Wspomina艂e艣 o聽jakim艣 艣wiadku -聽przerywa jej Davidsson. -聽To on? - pyta. -聽Czy ona? -聽dodaje, spogl膮daj膮c na Tove.

-聽On -聽odpowiada Brand茅n, szukaj膮c w聽notesie w艂a艣ciwej strony. -聽I聽- odpowiem na wasze pytania -聽jest to jedyna osoba, kt贸ra co艣 s艂ysza艂a. Facet nazywa si臋 Alfred Berg. Wskaza艂a nam go Ester Annerberg, kobieta, kt贸ra mieszka przy Alvav盲gen 16, kilka dom贸w od miejsca zbrodni. Ma osiemdziesi膮t dwa lata, od dziesi臋ciu jest wdow膮 i聽kochank膮 osiemdziesi臋ciosze艣cioletniego Alfreda Berga. -聽Brand茅n chrz膮ka. -聽Sama si臋 tak przedstawi艂a -聽dodaje. -聽Tak czy inaczej, Berg przyjecha艂 do niej wczoraj na rowerze, podobno nadal je藕dzi na rowerze, i聽sp臋dzi艂 z聽ni膮 ca艂e popo艂udnie i聽wiecz贸r, gdzie艣 do wp贸艂 do dziesi膮tej. Potem wr贸ci艂 do domu, na rowerze. Jad膮c Alvav盲gen, zobaczy艂 nadje偶d偶aj膮cy z聽przeciwka ciemny samoch贸d, kt贸ry, jak to okre艣li艂, w聽pewnym momencie zwolni艂, jakby zamierza艂 si臋 zatrzyma膰. Nie pami臋ta, jakiego by艂 koloru, mo偶e ciemnoszary, granatowy albo czarny. Zatrzyma艂 si臋 przed domem ofiary. Berg jest tego pewien, bo go nie rozpozna艂, wi臋c si臋 odwr贸ci艂 i聽chwil臋 mu si臋 przygl膮da艂.

-聽To m贸g艂 by膰 sprawca -聽stwierdza Tove. -聽Zjawi艂 si臋 oko艂o wp贸艂 do dziesi膮tej.

-聽Te偶 tak przypuszczam -聽m贸wi Brand茅n i聽przewraca kolejn膮 kartk臋. - Kiedy jecha艂 do Ester, wzi膮艂 ze sob膮 stary aparat fotograficzny. Prosi艂a go, 偶eby zrobi艂 kilka zdj臋膰 jej ro艣linkom. Najwyra藕niej bardzo je lubi i聽chcia艂a, 偶eby je sfotografowa艂 teraz, kiedy s膮 najpi臋kniejsze. Alfred zrobi艂 zdj臋cia, a聽potem po艂o偶y艂 aparat na stole w聽kuchni. W聽drodze do domu u艣wiadomi艂 sobie w聽pewnym momencie, niemal tu偶 przed domem, 偶e zostawi艂 aparat. By艂a za dziesi臋膰 dziesi膮ta. Nie zadzwoni艂 do Ester, bo jest prawie g艂ucha, co mog臋 potwierdzi膰, tylko zawr贸ci艂 i聽pojecha艂 do niej. Kiedy dotar艂 na miejsce, zobaczy艂, 偶e ciemny samoch贸d nadal stoi przy Alvav盲gen 10. Do domu Ester dotar艂 mniej wi臋cej dziesi臋膰 po dziesi膮tej, wszed艂 do kuchni, ma w艂asny klucz, poniewa偶, jak ju偶 m贸wi艂em, Ester 藕le s艂yszy, i聽wzi膮艂 aparat. Ester by艂a w聽toalecie. Kiedy spuszcza艂a wod臋, us艂ysza艂 jaki艣 d藕wi臋k, co艣 jakby strza艂.

-聽Strza艂 -聽powtarza Davidsson.

-聽Tak. Strza艂, tak to okre艣li艂. Nie zaprz膮ta艂 sobie tym g艂owy, to pewnie zrozumia艂e, tylko poszed艂 przywita膰 si臋 z聽Ester. Rozmawiali kilka minut.

-聽Jak si臋 rozmawia z聽kim艣, kto praktycznie nie s艂yszy? -聽pyta Davidsson.

-聽Dobre pytanie -聽m贸wi Brand茅n. -聽Gestykuluj膮c, krzycz膮c. Tak twierdzi Berg.

-聽M贸w dalej -聽wtr膮ca Tove.

-聽Potem wyszed艂. Gdzie艣 mi臋dzy dziesi臋膰 a聽dwadzie艣cia po dziesi膮tej opuszcza dom przy Alvav盲gen 16 z聽aparatem na szyi i聽widzi, jak kto艣 wychodzi z聽domu przy Alvav盲gen 10 i聽kieruje si臋 do samochodu. Kiedy do niego wsiada, Berg robi mu zdj臋cie. To, kt贸re tu mam. Niewiele na nim wida膰, ale to jedyne, co mamy.

Brand茅n wyjmuje zdj臋cie, trzyma je w聽palcach, a聽potem ostro偶nie k艂adzie na stole.

Grube ziarno, zamazany obraz. Mo偶e Berg zaczerpn膮艂 powietrza, kiedy je robi艂. Tak czy inaczej, posta膰 siedz膮cego w聽samochodzie m臋偶czyzny jest niewyra藕na. Jest w聽ruchu, schyla si臋, jakby k艂ad艂 co艣 na pod艂odze obok siedzenia pasa偶era. Twarz te偶 jest zamazana. Gdyby nie to, 偶e wida膰 ramiona, trudno by艂oby si臋 domy艣li膰, 偶e to czyja艣 twarz. Samoch贸d to volvo, jeden z聽nowszych modeli. Wygl膮da na drogi, prz贸d przypomina pysk drapie偶nika.

Numer rejestracyjny wida膰 s艂abo.

-聽Dlaczego zrobi艂 zdj臋cie? -聽pyta Tove.

-聽Twierdzi, 偶e mia艂 dziwne przeczucie -聽m贸wi Brand茅n. -聽Ale nie skojarzy艂 tego cz艂owieka ze strza艂em.

-聽Kiedy je wywo艂a艂?

-聽Jakie艣 p贸艂 godziny temu. Ma ma艂膮 ciemni臋 w聽piwnicy. Zrobili艣my kilka odbitek, zanim nam si臋 uda艂o odczyta膰 numer rejestracyjny. Mam wra偶enie, 偶e to FOR 528 albo FOR 523. FOR 523 to trzydziestoletni opel, zarejestrowany w聽脜tvidabergu, wi臋c raczej nie wchodzi w聽gr臋.

-聽Dobra robota -聽m贸wi Davidsson, wpatruj膮c si臋 w聽zdj臋cie. -聽A聽FOR 528? - pyta.

-聽No w艂a艣nie. I聽tu mamy problem -聽m贸wi Brand茅n i聽odchrz膮kuje. -聽Taki samoch贸d nie istnieje.

-聽CO? -聽DAVIDSSON JEST wyra藕nie zdziwiony. -聽Jak to nie istnieje?

-聽No tak. Nie istnieje -聽potwierdza Brand茅n, zerkaj膮c na zdj臋cie. -聽Nie ma go w聽rejestrze.

Davidsson wypuszcza zdj臋cie z聽r臋ki, zdj臋cie spada przed Tove. 艢wiat艂o w聽kabinie samochodu jest ostre, bia艂e, sprawia, 偶e nie wida膰 twarzy, jedynie jej zarys.

Davidsson wstaje z聽krzes艂a, obchodzi st贸艂, podchodzi do okna, wyjmuje r臋ce z聽kieszeni, zamyka okno. Brand茅n nadal studiuje swoje notatki.

-聽Fa艂szywe tablice? -聽pyta Tove.

-聽Tak zak艂adam.

Drzwi si臋 otwieraj膮, w聽progu staje S枚derlund. Pod pach膮 trzyma segregator, drzwi zostawia otwarte.

-聽Mam godzin臋, potem jad臋 do Halmstad.

Siada przy kr贸tszym ko艅cu sto艂u, tam, gdzie przed chwil膮 siedzia艂 Davidsson. Wida膰, 偶e jest poirytowany, ale ona albo tego nie zauwa偶a, albo jest jej wszystko jedno.

-聽W聽porz膮dku -聽m贸wi Davidsson i聽siada obok Brand茅na. Krzes艂o trzeszczy pod jego ci臋偶arem.

-聽Miejsce zbrodni nie sprawia k艂opot贸w. Z聽technicznego punktu widzenia - m贸wi S枚derlund. Otwiera segregator, wyjmuje z聽niego r臋cznie naszkicowany plan domu. -聽Tu jest hol z聽wucetem i聽艂azienk膮, po lewej stronie kuchnia, po prawej du偶y pok贸j, za nim sypialnia po艂膮czona z聽gabinetem. I聽jeszcze ma艂y pok贸j, pusty. Podczas badania znaleziono bardzo niewiele 艣lad贸w, kilka w艂贸kien, par臋 pojedynczych w艂os贸w, nic, co mog艂oby posun膮膰 spraw臋 do przodu. Wszystko, co mo偶e mie膰 jakie艣 znaczenie, jest w聽drodze do centralnego laboratorium kryminalistycznego albo do laboratorium w聽Halmstad. Zostanie poddane analizie, kiedy odle偶y swoje w聽kolejce. W聽ci膮gu najbli偶szych kilku dni nie nale偶y si臋 wi臋c niczego spodziewa膰, chyba 偶e kto艣 z聽Krajowej Policji Kryminalnej chwyci za telefon i聽poprosi, 偶eby spraw臋 uznano za piln膮.

Davidsson prycha. S枚derlund odwraca rysunek, chyba tylko po to, 偶eby w聽og贸le co艣 si臋 dzia艂o.

-聽Je艣li chodzi o聽dowody, sprawa wygl膮da nie najlepiej. Dok艂adnie obejrza艂am stoj膮ce na stole fili偶anki. Jedyn膮 osob膮, kt贸re ich dotyka艂a, by艂 Levin. W聽og贸le wygl膮da na to, 偶e w聽kuchni nie ma 偶adnych istotnych 艣lad贸w. Kosz na 艣mieci jest pusty, wszystkie znajduj膮ce si臋 na nim 艣lady nale偶膮 do Levina. O聽wiele bardziej interesuj膮cy jest gabinet. Wygl膮da na to, 偶e brakuje kilku przedmiot贸w -聽m贸wi S枚derlund, wyjmuj膮c z聽segregatora zdj臋cie. -聽Nie ma komputera, kom贸rki, nie ma te偶 drukarki czy skanera.

Na zdj臋ciu, kt贸re im pokazuje, wida膰 blat stoj膮cego w聽rogu gabinetu biurka.

-聽Sk膮d to wiadomo… -聽zaczyna Brand茅n.

-聽Kurz. -聽Tove wchodzi mu w聽s艂owo. -聽A聽raczej jego brak.

-聽W艂a艣nie. To te ja艣niejsze plamy na blacie.

-聽Powiedzia艂a艣: skaner? Kto w聽dzisiejszych czasach ma skaner?

-聽To mog艂a te偶 by膰 drukarka -聽odpowiada S枚derlund ch艂odno. -聽Albo jedno i聽drugie, taki kombajn. Kszta艂t plam wskazuje na to, 偶e chodzi o聽kt贸re艣 z聽tych urz膮dze艅.

-聽Nie zabija si臋 cz艂owieka, 偶eby mu zabra膰 komputer i聽drukark臋 -聽upiera si臋 Brand茅n.

-聽To zale偶y od zawarto艣ci -聽wtr膮ca Tove.

-聽Albo kto艣 doszed艂 do wniosku, 偶e opchnie je na czarno i聽wpadnie mu troch臋 grosza -聽m贸wi Davidsson. -聽Dziwniejsze rzeczy widywa艂em.

-聽To wszystko mog膮 wyja艣ni膰 wyniki bada艅 technicznych, kt贸re, mam nadziej臋, wkr贸tce otrzymamy -聽ci膮gnie S枚derlund. -聽Ale jest te偶 pewien szczeg贸艂, kt贸ry prowadzi nas poza dom.

WSPOMNIANY SZCZEG脫艁 TO 艣lady niewielkich gumowych k贸艂ek r臋cznego w贸zka, widoczne na pod艂odze -聽i聽to zar贸wno w聽sypialni, jak i聽w聽du偶ym pokoju.

-聽R臋cznego w贸zka? -聽pyta Davidsson zdziwiony.

-聽Tak.

-聽Co to, do licha, takiego?

-聽To niewielki w贸zek w聽kszta艂cie litery L, na dw贸ch k贸艂kach. S艂u偶y do przewo偶enia karton贸w -聽t艂umaczy Tove.

-聽Nie jestem przekonana, czy to 艣lady po takim w贸zku -聽m贸wi S枚derlund. - Ale zabezpieczy艂am je i聽wys艂a艂am do laboratorium. Zobaczymy, do czego dojd膮 technicy. Podobne 艣lady cz臋sto znajdujemy w聽mieszkaniach albo domach ludzi, kt贸rzy niedawno si臋 przeprowadzali. W聽tej sytuacji nie s膮 niczym dziwnym. W聽domu nie znale藕li艣my 偶adnego w贸zka, co mo偶e wskazywa膰 na to, 偶e 艣lady zostawi艂o co艣 innego.

-聽Mo偶e w贸zek by艂 wypo偶yczony? -聽wtr膮ca Brand茅n.

-聽Mo偶e -聽m贸wi S枚derlund bez przekonania. -聽Albo sprawca zabra艂 go ze sob膮 -聽dodaje po chwili. -聽Je艣li to rzeczywi艣cie 艣lady w贸zka. Prowadz膮 do drzwi na ty艂ach du偶ego pokoju. Drzwi by艂y zamkni臋te i聽nie ma na nich 艣lad贸w w艂amania. Sprawdzi艂am te偶 teren przy drzwiach od ty艂u, zar贸wno w聽艣rodku, jak i聽na zewn膮trz. Bardzo dok艂adnie.

-聽I聽co? -聽dopytuje si臋 Davidsson.

-聽Wygl膮da na to, 偶e kto艣 m贸g艂 tamt臋dy wyjecha膰 takim w贸zkiem. Trawa przy drzwiach jest lekko zgnieciona, wida膰 艣lady dw贸ch k贸艂ek. Je艣li po w贸zku, to musia艂 by膰 porz膮dnie obci膮偶ony, 偶eby zostawi膰 takie 艣lady. Ale podkre艣lam, 偶e to tylko spekulacje. Podobne 艣lady znalaz艂am na progu przy g艂贸wnych drzwiach. Je艣li to rzeczywi艣cie 艣lady po w贸zku, to niewykluczone, 偶e sprawca u偶y艂 go, 偶eby wywie藕膰 komputer, drukark臋 albo skaner, ale r贸wnie dobrze Levin m贸g艂 u偶ywa膰 w贸zka podczas przeprowadzki. M贸g艂 korzysta膰 zar贸wno z聽drzwi od frontu, jak i聽tych od salonu.

-聽Przeprowadzi艂 si臋 tu jaki艣 miesi膮c temu -聽m贸wi Tove. -聽艢lady pewnie s膮 艣wie偶sze.

-聽To prawda -聽przytakuje S枚derlund. -聽Ale widzieli艣cie, w聽jakim stanie jest dom. Nie zd膮偶y艂 go do ko艅ca urz膮dzi膰, pewnie zamierza艂 to robi膰 etapami. Chcia艂am wam tylko zwr贸ci膰 uwag臋, 偶e takie 艣lady s膮 wsz臋dzie wok贸艂 domu i聽o聽niczym nie przes膮dzaj膮.

Davidsson przewraca oczami, notuje co艣 w聽bloczku.

-聽Dobrze, dzi臋kuj臋.

Brand茅n t艂umi ziewni臋cie. Tove ma ochot臋 czym艣 w聽niego rzuci膰.

-聽Tak czy inaczej -聽ci膮gnie S枚derlund, zn贸w si臋gaj膮c do segregatora - sprawdzi艂am ca艂y trawnik i聽kawa艂ek lasu tu偶 za domem. Jest tam w膮ska 艣cie偶ka. Nie ma na niej 偶adnych 艣lad贸w w贸zka, ale kawa艂ek dalej 艣cie偶ka 艂膮czy si臋 z聽czym艣 w聽rodzaju le艣nej alei spacerowej. Zabezpieczy艂am kilka odcisk贸w but贸w. Mog膮 si臋 nam przyda膰, ale dopiero kiedy b臋dziemy mieli je z聽czym por贸wna膰.

Przek艂ada kolejn膮 kartk臋. Davidsson odkas艂uje.

-聽Niedaleko domu jest polanka, na kt贸rej w艂a艣ciciele ps贸w czasem zostawiaj膮 samochody. Zrobi艂am zdj臋cia 艣lad贸w, pr贸bowa艂am te偶 zrobi膰 odciski, ale ziemia jest bardzo sucha, wi臋c w聽zasadzie pozostaj膮 nam tylko zdj臋cia. Ale je te偶 musimy mie膰 z聽czym por贸wna膰. 艢lady zdaj膮 si臋 pochodzi膰 od co najmniej dw贸ch r贸偶nych samochod贸w. Oba to samochody osobowe.

-聽Na przyk艂ad ten? -聽m贸wi Brand茅n, podsuwaj膮c jej zdj臋cie volvo.

S枚derlund przygl膮da mu si臋 chwil臋.

-聽Tego nie mog臋 stwierdzi膰.

-聽Raczej ma艂o prawdopodobne, 偶eby volvo sta艂o zaparkowane gdzie艣 w聽lesie, skoro widziano je przy ulicy -聽zwraca uwag臋 Tove.

-聽Nie lubi臋 zgadywa膰 -聽m贸wi S枚derlund. -聽Ale je艣li mia艂abym o聽czym艣 wnioskowa膰, to mam wra偶enie, 偶e 艣lady, na kt贸re natrafi艂am na 艣cie偶ce w聽lesie i聽na polance, raczej nie maj膮 zwi膮zku z聽miejscem zbrodni. Zabezpieczy艂am je co prawda, ale g艂贸wnie po to, 偶eby potem m贸c je wykluczy膰.

-聽Dobrze -聽m贸wi Davidsson i聽zn贸w odkas艂uje. -聽Katar, jak zwykle na 艣wi臋tego Jana. Osobi艣cie uwa偶am, 偶e najwa偶niejszy w聽tym wszystkim jest samoch贸d. Musimy rozes艂a膰 zdj臋cie do koleg贸w w聽kraju i聽wypyta膰 okolicznych mieszka艅c贸w, czy kto艣 go widzia艂. Je艣li w聽og贸le mamy co艣 robi膰, zanim zjawi膮 si臋 tu ludzie z聽Krajowej Policji Kryminalnej.

-聽Co to za podej艣cie? -聽S枚derlund patrzy na niego oburzona. -聽Chodzi o聽naszego koleg臋.

-聽Tak, wiem. Masz racj臋 -聽m贸wi Davidsson, unikaj膮c jej wzroku.

Zapada milczenie. S枚derlund nadal mu si臋 przygl膮da. Nagle wszyscy u艣wiadamiaj膮 sobie, 偶e od tej chwili sprawa nale偶y do Policji Krajowej. Nikt nie chce ponosi膰 odpowiedzialno艣ci. Wszyscy chc膮 i艣膰 do domu.

-聽TOVE -聽M脫WI DAVIDSSON, 偶eby w聽ko艅cu przerwa膰 milczenie. -聽Przejrza艂a艣 jego rzeczy osobiste, prawda?

-聽Tak.

-聽Jakie艣 wnioski?

-聽Trudno powiedzie膰, czym dok艂adnie si臋 zajmowa艂 -聽zaczyna Tove. Wyjmuje z聽torby kopie dokument贸w, kt贸re znalaz艂a w聽szufladach. -聽Niewykluczone, 偶e po przej艣ciu na emerytur臋 zamierza艂 wr贸ci膰 do starych niewyja艣nionych spraw.

Opisuje pokr贸tce sprawy, kt贸rych dotycz膮 dokumenty znalezione w聽segregatorach: cztery zbrodnie, wszystkie pope艂nione w聽Sztokholmie i聽okolicach. Morderstwo z聽u偶yciem no偶a w聽Far艣cie z聽1997 roku, gwa艂t w聽Enskede cztery lata p贸藕niej, morderstwo na John Ericssonsgatan i聽notatki dotycz膮ce usi艂owania zab贸jstwa w聽centrum Sztokholmu w聽2005 roku.

Davidsson przegl膮da papiery.

-聽Gdzie reszta dokument贸w z聽tej sprawy? -聽pyta, przerzucaj膮c kartki. - Do pozosta艂ych jest do艂膮czony komplet dokument贸w, opis dochodzenia, nawet protoko艂y z聽przes艂ucha艅 艣wiadk贸w, a聽w聽tym przypadku, mam na my艣li usi艂owanie zab贸jstwa z聽dwa tysi膮ce pi膮tego, s膮 jedynie odr臋czne notatki, nie ma nawet protoko艂u z聽zatrzymania.

-聽Nic wi臋cej nie znalaz艂am. I聽w艂a艣nie to mnie dziwi -聽m贸wi Tove. -聽Nie wiadomo nawet, kim by艂a ofiara.

Davidsson unosi brwi i聽si臋ga po notatki.

-聽Niejaki Rodrigo Serraz sporz膮dza notatk臋 o聽godzinie szesnastej zero trzy dziesi膮tego maja 2005 roku. Na Vasagatan trzydziestoletnia kobieta napad艂a na dwa razy starszego od niej m臋偶czyzn臋. M臋偶czyzna zezna艂, 偶e k膮tem oka dojrza艂, 偶e kto艣 zmierza w聽jego stron臋, z聽jakim艣 przedmiotem w聽r臋ku. Zrobi艂 unik, ale zosta艂 pchni臋ty no偶em w聽bok. Dosz艂o do szarpaniny. W聽ko艅cu pom贸g艂 mu przechodzie艅. Inny zawiadomi艂 policj臋. Patrol zjawi艂 si臋 po niespe艂na dw贸ch minutach. M臋偶czyzna zosta艂 przewieziony karetk膮 do szpitala Sabbatsberg, a聽kobieta radiowozem do aresztu Kronoberg. -聽Davidsson podnosi g艂ow臋. -聽To wszystko -聽m贸wi.

-聽Mo偶emy przyj膮膰, 偶e winny kt贸rej艣 z聽tych zbrodni dowiedzia艂 si臋, 偶e Levin do nich wr贸ci艂, i聽zaniepokoi艂 si臋, 偶e prawda mo偶e wyj艣膰 na jaw?

-聽I聽dlatego go zabi艂? Czemu nie? -聽Davidsson kiwa g艂ow膮.

-聽Ale dlaczego zabra艂 kom贸rk臋, komputer i聽skaner? -聽dziwi si臋 S枚derlund.

-聽Ju偶 o聽tym m贸wili艣my: dla kasy -聽t艂umaczy Brand茅n.

-聽To si臋 trzyma kupy -聽stwierdza Davidsson, zadowolony, 偶e kto艣 go popar艂. -聽M贸w dalej.

-聽W聽szufladzie by艂y te偶 ksi膮偶ki -聽ci膮gnie Tove. -聽Powie艣ci szpiegowskie i聽krymina艂y. I聽jeszcze to.

Pokazuje zdj臋cie: m臋偶czyzna, kobieta, dziecko. I聽podpis na odwrocie: Ja, Marika i聽Eva, wiosna 78.

-聽Jaki m艂ody -聽m贸wi S枚derlund 艂ami膮cym si臋 g艂osem. -聽Mia艂 trzydzie艣ci, mo偶e trzydzie艣ci jeden lat, nie wi臋cej.

-聽Zosta艂o zrobione w聽pokoju, w聽kt贸rym sta艂o biurko -聽dodaje Tove. -聽W聽domku, na miejscu zbrodni.

-聽W聽tym samym domu? -聽dziwi si臋 Davidsson.

-聽W聽tym samym pokoju -聽precyzuje Tove.

-聽Niech to szlag. Co艣 tu brzydko pachnie. Jego rodzina. Jak mia艂y na imi臋? -聽Davidsson odwraca zdj臋cie. -聽Marika i聽Eva. One te偶 st膮d pochodz膮? Nie znam ich. Chocia偶, zaraz…

Davidsson mru偶y oczy, przysuwa zdj臋cie bli偶ej, niemal dotyka nim czubka nosa.

-聽Tak, do licha… chwileczk臋…

-聽EVA A. -聽M脫WI. -聽A聽co艣 tam. Takie dziwnie brzmi膮ce nazwisko. Gdzie ja j膮 mog艂em widzie膰?

-聽Ona nie 偶yje -聽wchodzi mu w聽s艂owo Tove. -聽Zanim si臋 pobrali, nazywa艂a si臋 Eva Alderin.

Davidsson wygl膮da na zawiedzionego.

-聽Mog艂a艣 od razu powiedzie膰.

-聽Wszystko jest w聽danych Levina, kt贸re zapewne znasz.

-聽Jasne -聽mruczy Davidsson pod nosem i聽zaczyna b臋bni膰 palcami w聽zdj臋cie. -聽Eva Alderin, tak. -聽Kiwa g艂ow膮, jakby chcia艂 potwierdzi膰 prawdziwo艣膰 wydobytych z聽zapomnienia informacji. -聽Prawdziwa tragedia. Wypadek samochodowy, je艣li dobrze pami臋tam.

-聽Sunesson te偶 tak przypuszcza艂.

-聽Grudniowa noc -聽ci膮gnie Davidsson. -聽By艂em 艣wie偶o upieczonym funkcjonariuszem. Eva pojecha艂a odebra膰 c贸reczk臋 od kole偶anki, w聽drodze powrotnej wpad艂a w聽po艣lizg. Dziewczynce uda艂o si臋 wydosta膰 z聽wraku - m贸wi i聽upuszcza zdj臋cie. -聽Matka mia艂a mniej szcz臋艣cia.

-聽Bo偶e drogi. Teraz rozumiem, dlaczego si臋 st膮d wyprowadzi艂 -聽m贸wi Brand茅n.

-聽Mamy pewno艣膰, 偶e jej 艣mier膰 nie ma nic wsp贸lnego ze 艣mierci膮 Levina? - pyta Tove.

-聽Tak do ko艅ca na pewno nie. -聽Davidsson drapie si臋 po policzku. - Mo偶emy przejrze膰 papiery, ale je艣li dobrze pami臋tam, nie by艂o 偶adnych w膮tpliwo艣ci. Czasem wypadek jest po prostu wypadkiem. Porozmawiam z聽moim przyjacielem, Danem. Wie o聽wszystkim, co si臋 tu dzieje. -聽Zn贸w odkas艂uje. -聽Skupmy si臋 na samochodzie i聽kierowcy. My艣l臋, 偶e kto艣 jeszcze powinien co艣 widzie膰 albo s艂ysze膰. I聽dopilnujcie, 偶eby wszystkie materia艂y dotar艂y do Krajowej Policji Kryminalnej -聽rzuca ot tak, w聽powietrze, nie m贸wi do nikogo konkretnie.

Nikt nie reaguje, wi臋c zapisuje to w聽notesie.

-聽Jest jeszcze co艣 -聽odzywa si臋 nagle Brand茅n.

-聽Tak?

-聽Jeden ze 艣wiadk贸w, z聽kt贸rymi rozmawiali艣my, zauwa偶y艂 co艣, co mo偶e si臋 okaza膰 interesuj膮ce.

-聽Tak?

-聽To m艂ody m臋偶czyzna, Fredrik Oskarsson. Mieszka po drugiej stronie lasu, jaki艣 kilometr od miejsca zbrodni, w聽linii prostej. Osiemnastego oko艂o wp贸艂 do dziesi膮tej wyszed艂 do ogrodu, 偶eby z艂o偶y膰 parasol. Zwr贸ci艂 uwag臋 na m臋偶czyzn臋, kt贸ry szed艂 skrajem lasu.

-聽Szed艂 i聽wymachiwa艂 broni膮?

-聽Nie. Po prostu szed艂 -聽stwierdza Brand茅n i聽podnosi g艂ow臋. -聽To wszystko.

-聽To wszystko, co wiemy -聽podsumowuje Davidsson.

-聽Tak, sporz膮dzi艂em notatk臋.

-聽Bardzo dobrze.

Davidsson mruga oczami, jest zm臋czony.

S枚derlund wychodzi z聽pokoju, spieszy si臋, chce zd膮偶y膰 na poci膮g. Wydaje si臋, 偶e opuszcza Bruket z聽ulg膮 i聽z聽nadziej膮, 偶e ju偶 nigdy nie b臋dzie musia艂a tu wraca膰. Tove spuszcza wzrok, patrzy na notes. Ca艂kowicie nie艣wiadomie napisa艂a w聽nim: „to, co pi臋kne, popadnie w聽zapomnienie”.

-聽JESZCZE TU JESTE艢?

Brand茅n stoi w聽drzwiach, przebrany, z聽plecakiem na ramieniu. Wchodzi do pokoju, zerka na roz艂o偶one przed Tove papiery, a聽potem na otwarte okno.

-聽Co roku latem jest tu jak w聽saunie.

Tove zaczyna si臋 zastanawia膰, ile Brand茅n mo偶e mie膰 lat i聽czy ma dzieci. Mo偶e ma.

-聽Pomy艣la艂em… -聽zaczyna Brand茅n i聽nagle zmienia zdanie. -聽Przegl膮da艂em wczoraj rejestr stanowisk -聽m贸wi. -聽W聽zesz艂ym roku Levin pracowa艂 w聽dziale dochodze艅 wewn臋trznych.

-聽Tak?

-聽Dok艂adnie wtedy, kiedy… kiedy Markus…

Trudno mu znale藕膰 s艂owa, udawa膰, 偶e nic nie wie, czuje, jak 艣ciska mu si臋 偶o艂膮dek.

-聽Co masz na my艣li? -聽pyta Tove.

-聽Zastanawiam si臋, czy mo偶e go zna艂a艣. -聽Jego wzrok w臋druje za okno, jakby patrzy艂 na jaki艣 niewidzialny przedmiot gdzie艣 za ni膮. -聽Albo mo偶e s艂ysza艂a艣 o聽nim?

-聽Nigdy go nie spotka艂am.

Brand茅n zastanawia si臋 chwil臋, jak ma to rozumie膰.

-聽Dobrze -聽m贸wi w聽ko艅cu. -聽Ja… Bardzo mi przykro z聽powodu tego, co si臋 sta艂o z聽Markusem. Nie zna艂em go. By艂 sporo ode mnie starszy, ale wiem, kim by艂. Porz膮dnym cz艂owiekiem.

Tove wpatruje si臋 w聽blat biurka. -聽Mm…

K膮tem oka widzi, 偶e Brand茅n wci膮偶 nie ruszy艂 si臋 z聽miejsca, jakby czeka艂 na dalszy ci膮g. W聽ko艅cu odwraca si臋.

-聽Do jutra -聽rzuca.

-聽Mm…

Prawda jest taka, 偶e pocz膮tkowo usi艂owa艂a si臋 dystansowa膰 od wszystkiego, co mia艂o cokolwiek wsp贸lnego ze 艣mierci膮 Markusa. Wiedzia艂a, 偶e prasa rozpisywa艂a si臋 o聽tym, co si臋 sta艂o w聽porcie w聽Visby, ale czyta艂a tylko nag艂贸wki. Kiedy Markus zosta艂 zastrzelony, pracowa艂 w聽jednostce interwencyjnej zaledwie od roku. Pami臋ta艂a, 偶e si臋 zmieni艂. Ludzie, kt贸rzy tam pracowali, szybko nabierali pewno艣ci siebie, ro艣li wraz z聽zadaniami, kt贸re im powierzano. Markus nale偶a艂 do grupy, kt贸ra sta艂a w聽hierarchii najwy偶ej. Zauwa偶y艂a, 偶e si臋 zmieni艂. A聽mo偶e to ona zacz臋艂a go inaczej postrzega膰? Mo偶e to nie jej brat si臋 zmieni艂, tylko ona, jego siostra? Bo chocia偶 ona te偶 wst膮pi艂a do policji, zajmowa艂a znacznie ni偶sz膮 pozycj臋. Mo偶e dlatego patrzy艂a inaczej na niego i聽na jego pogl膮dy na 艣wiat.

Charles Levin dowodzi艂 jednostk膮 dochodze艅 wewn臋trznych, kiedy zgin膮艂 Markus. Ale wtedy tego nie wiedzia艂a.

Dowiedzia艂a si臋 znacznie p贸藕niej, kiedy ju偶 by艂a w聽stanie o聽tym czyta膰. Nazwisko Levina widnia艂o w聽dokumentach ze 艣ledztwa: jego zeznania, elegancki, wywa偶ony podpis, zwr贸ci艂a uwag臋, 偶e podczas przes艂uchania uzupe艂niaj膮cego starannie dobiera艂 s艂owa.

Charles Levin by艂 ca艂y czas obecny, sta艂 tu偶 za kotar膮, tu偶 za 艣wiat艂ami rampy.

Kiedy Tove dociera do domu, jest ju偶 prawie noc. Rozbiera si臋 i聽d艂ugo bierze prysznic. My艣li o聽zmar艂ym policjancie z聽domu przy Alvav盲gen 10. Idzie do kuchni, zauwa偶a le偶膮c膮 na stole kom贸rk臋: jedno nieodebrane po艂膮czenie.

-聽Min膮艂 rok -聽m贸wi matka, kiedy oddzwania.

-聽Rok od czego?

-聽Od pogrzebu.

Matka poci膮ga nosem.

-聽Wiem -聽m贸wi Tove.

Sprowadzenie cia艂a do Bruket zaj臋艂o troch臋 czasu, ale matka upar艂a si臋, 偶eby Markus zosta艂 pochowany w艂a艣nie tam. Od 艣mierci do pogrzebu min臋艂y trzy tygodnie.

Matka pyta, czy pami臋ta ostatnie lato, kt贸re sp臋dzi艂a razem z聽Markusem. Mieli urlop jednocze艣nie i聽ca艂e dwa tygodnie sp臋dzili w聽Bruket. Tove nic nie m贸wi.

-聽Nie ma problem贸w na linii? -聽pyta matka. -聽Mam wra偶enie, 偶e s艂ysz臋 jakie艣 trzaski. Halo? Jeste艣 tam?

Z聽kom贸rk膮 w聽d艂oni Tove powoli osuwa si臋 w聽ciemno艣ciach na pod艂og臋.

-聽Tak -聽szepcze. -聽Jestem tu.

WCISKAM GUZIK DOMOFONU i聽s艂ysz臋 w聽g艂o艣niku kolejne sygna艂y. Drzwi s膮 zamkni臋te. Jest wp贸艂 do 贸smej wieczorem, mo偶e personel my艣lami jest ju偶 na wieczorze 艣wi臋toja艅skim.

-聽Szpital S:t G枚ran, psychiatria -聽odzywa si臋 ponury g艂os.

-聽Leo Junker.

-聽Leo. No prosz臋. W聽dzie艅 przed 艣wi臋tym Janem. -聽Kto艣 siorbie kaw臋, kto艣 inny odk艂ada gazet臋. -聽Wejd藕, prosz臋. Wejd藕.

Rozlega si臋 klikni臋cie, drzwi si臋 otwieraj膮.

Chcia艂bym m贸c opu艣ci膰 miasto bez tych odwiedzin, ale to silniejsze ode mnie.

Pacjenci z聽oddzia艂u psychiatrii s膮dowej to m臋偶czy藕ni i聽kobiety, kt贸rzy pope艂nili czyny, kt贸rych sami nie rozumiej膮. A聽przynajmniej tak uzna艂 s膮d. Pomieszczenia s膮 ch艂odne, ciche i聽bia艂e, ka偶dy korytarz jest wygrodzony ci臋偶kimi drzwiami z聽zamkiem kodowym.

-聽Leo Junker -聽m贸wi Klawisz. Podchodzi do mnie z聽kubkiem kawy w聽r臋ku. - Dawno ci臋 tu nie by艂o.

艢mieje si臋 i聽mruczy co艣 pod nosem. Klawisz to by艂y stra偶nik wi臋zienny, wielki jak nied藕wied藕, z聽ogolon膮 g艂ow膮, piegowaty, z聽rud膮 kozi膮 br贸dk膮.

-聽Jutro rano wyje偶d偶am -聽m贸wi臋. -聽Chcia艂bym si臋 z聽nim spotka膰 przed wyjazdem. Nie 艣pi jeszcze?

-聽John Grimberg w艂a艣ciwie nigdy nie 艣pi.

Ruszamy w聽stron臋 pierwszych drzwi.

-聽Jak z聽nim?

-聽Przyzwyczai艂 si臋 do nowego leku, wi臋c mo偶e b臋dzie troch臋 milszy, ale i聽tak bym si臋 z聽nim nie um贸wi艂 na piwo. A聽je艣li ju偶, to poszed艂bym z聽broni膮.

Zaczynam si臋 艣mia膰. Zatrzymujemy si臋 przed drzwiami, rozk艂adam r臋ce, musi mnie sprawdzi膰.

-聽My艣l臋, 偶e powiniene艣 wiedzie膰, 偶e za偶膮da艂 przeniesienia -聽informuje mnie.

-聽Dok膮d?

-聽Gdzie艣, gdzie by艂by mniej kontrolowany, ale oczywi艣cie nie dostanie zgody. Ale za to nied艂ugo zacznie wychodzi膰 na przepustki, mimo 偶e Westin, zast臋pca szefa, robi wszystko, 偶eby do tego nie dopu艣ci膰.

-聽Czy to si臋 teraz przypadkiem nie nazywa przerw膮 w聽odbywaniu kary?

-聽Co za r贸偶nica. A聽tak przy okazji… s艂ysza艂em o聽tym zamordowanym policjancie -聽m贸wi, kl臋cz膮c przede mn膮. Przesuwa pot臋偶nymi d艂o艅mi po moich 艂ydkach. -聽To prawda, 偶e chodzi o聽Levina?

-聽Gdzie to s艂ysza艂e艣?

-聽Jeden z聽twoich koleg贸w by艂 tu po po艂udniu. Tu偶 po tym, jak napisali o聽tym w聽intranecie.

Wstaje, sprawdza mi ramiona, plecy, pas. Zatrzymuje si臋 na wysoko艣ci kieszeni kurtki, unosi brwi.

-聽Je艣li poprosz臋, 偶eby艣 mi pokaza艂 to opakowanie, nie b臋dziesz m贸g艂 go potem ze sob膮 wzi膮膰. Nie pora, 偶eby艣 z聽tym sko艅czy艂?

-聽Pewnie tak.

Otwiera usta, jakby chcia艂 co艣 powiedzie膰, ale zmienia zdanie. Odwraca si臋 i聽wystukuje kod, przesuwa przepustk臋 przez niewielk膮 czarn膮 skrzynk臋. Rozlega si臋 cichy pisk.

-聽Charles Levin. Do licha!

-聽Zna艂e艣 go?

-聽Nie powiedzia艂bym. W聽swoim czasie kilka razy mnie przes艂uchiwa艂. W聽czasach kiedy troch臋 rozrabia艂em. Potrafi艂 wyci膮gn膮膰 z聽cz艂owieka wszystko. Pami臋tam, 偶e nigdy nie wiedzia艂em, co naprawd臋 my艣li ani jakie pytanie mi zaraz zada.

-聽Bywa艂 tutaj, prawda? Od czasu do czasu.

Klawisz otwiera drzwi do pokoju odwiedzin.

-聽Na niekt贸re pytania nie mog臋 odpowiedzie膰, nawet je艣li bardzo bym chcia艂. Rozgo艣膰 si臋, a聽ja p贸jd臋 po Johna.

KIEDY艢 JOHN GRIM Grimberg by艂 moim najlepszym przyjacielem. Mo偶e nadal jest, tego nie wiem.

Dorastali艣my w聽Salem, 艂膮czy艂a nas niezwyk艂a wi臋藕, do czasu kiedy sko艅czy艂em szesna艣cie lat. Wtedy p臋k艂a. Nasze drogi si臋 rozesz艂y i聽by艂em przekonany, 偶e ju偶 nigdy si臋 nie spotkamy. I聽tak pewnie by by艂o, gdyby niespe艂na rok temu z聽w艂asnej inicjatywy nie wkroczy艂 w聽moje 偶ycie.

Ja zosta艂em policjantem, on postawi艂 na karier臋 kryminalisty i聽na艂ogowca. Stoczy艂 si臋 na dno spo艂ecznej kloaki. Wydosta艂 si臋 stamt膮d jedynie dzi臋ki w艂asnej inteligencji. I聽dzi臋ki temu, 偶e potrafi艂 sprawi膰, 偶e ludzie rozp艂ywali si臋 w聽powietrzu.

Utrzymywa艂 si臋 z聽dostarczania ludziom z聽p贸艂艣wiatka fa艂szywych to偶samo艣ci. Sam te偶 偶y艂 nie pod swoim nazwiskiem. Sprawi艂, 偶e J o聽h n G r i聽m b e r g znikn膮艂.

Kiedy spotkali艣my si臋 ponownie pod koniec zesz艂ego lata, pr贸bowa艂 mnie zabi膰. Nie uda艂o mu si臋.

Teraz przebywa w聽szpitalu S:t G枚ran. I聽wiem, 偶e je艣li zniknie, to ju偶 na zawsze. A聽on wie, 偶e ja to wiem.

Grim wchodzi, a聽raczej zostaje wprowadzony przez otwarte drzwi. Wydaje si臋 pobudzony, zaczynam nawet podejrzewa膰, 偶e co艣 wzi膮艂. M贸g艂by to zrobi膰. Co rusz zdobywa zapalniczki, papierosy, kom贸rki. Karton z聽niedozwolonymi rzeczami, kt贸re mu skonfiskowano, jest ju偶 prawie pe艂en. Je艣li kto艣 potrafi w聽takim miejscu za艂atwi膰 sobie zapalniczk臋, potrafi za艂atwi膰 r贸wnie偶 i聽inne rzeczy, na przyk艂ad narkotyki. I聽bro艅.

U艣miecha si臋 na m贸j widok. Zauwa偶am, 偶e z臋by zaczynaj膮 mu 偶贸艂kn膮膰.

-聽Chyba powinienem ci 偶yczy膰 dobrej zabawy, w聽ko艅cu to wigilia 艣wi臋tego Jana -聽m贸wi.

Klawisz pom贸g艂 mu usi膮艣膰 i聽wyszed艂, zostawiaj膮c nas samych w聽ch艂odnym pokoju.

-聽No tak. A聽co z聽tob膮?

-聽Potrzebuj臋 nowej 艂adowarki.

Odwraca si臋 do okna, widz臋 go z聽profilu i聽nagle czuj臋 uk艂ucie w聽sercu. Wygl膮da, jakby zn贸w mia艂 siedemna艣cie lat.

-聽Moja stara pad艂a. Zabrali mi j膮.

Jest tu ju偶 ponad p贸艂 roku i聽przez ca艂y ten czas regularnie go odwiedzam. Nie potrafi臋 powiedzie膰, dlaczego to robi臋. Mo偶e dlatego, 偶e jednak nadal jest moim najlepszym przyjacielem. Z聽czasem nauczyli艣my si臋 ze sob膮 obchodzi膰. Nauczy艂em si臋 ignorowa膰 cz臋艣膰 z聽tego, co m贸wi.

-聽Zobaczymy si臋 dopiero za jaki艣 czas. Wyje偶d偶am.

-聽S艂u偶bo… -聽zaczyna i聽zanosi si臋 kaszlem, rz臋偶膮cym, g艂臋bokim. -聽Cholerny kaszel. Wyje偶d偶asz s艂u偶bowo?

-聽Raczej nie. Jad臋 na kilka dni do Bruket.

-聽Do Bruket? Gdzie to jest?

-聽Dok艂adnie nie wiem.

-聽Co b臋dziesz tam robi膰?

-聽Levin nie 偶yje.

Dziwnie si臋 czuj臋, m贸wi膮c to.

-聽Charles Levin?

-聽Przeni贸s艂 si臋 tam w聽maju, po przej艣ciu na emerytur臋. Znaleziono go martwego. Dzisiaj. Najprawdopodobniej umar艂 wczoraj.

-聽Jak?

-聽Nie wiem, policja podejrzewa, 偶e dosz艂o do przest臋pstwa.

Grim otwiera usta, widz臋 jego z臋by.

-聽Wi臋c zamierzasz tam pojecha膰 i聽dowiedzie膰 si臋, co si臋 sta艂o, panie superdetektywie?

Nie wiem, co chc臋, wiem tylko, 偶e nie mog臋 tu zosta膰. Musz臋 go zobaczy膰, ten ostatni raz. To proste.

-聽Pami臋tasz, jak rozmawiali艣my o聽nim zim膮? Powiedzia艂e艣 wtedy, 偶e tu bywa.

-聽Uzna艂e艣, 偶e k艂ami臋.

-聽Kilka dni p贸藕niej rozmawia艂em z聽nim o聽tym.

-聽I聽co ci powiedzia艂?

-聽呕e by艂 tu.

-聽Jak to wyt艂umaczy艂?

艢miej臋 si臋.

-聽Chwileczk臋, najpierw powiedz mi, co widzia艂e艣.

Grim odchyla si臋 na krze艣le, chyba si臋 zastanawia.

-聽To by艂o w聽grudniu. Zobaczy艂em go na korytarzu, kiedy prowadzili mnie na lunch. Szed艂 z聽kim艣. Zachowywa艂 si臋 dyskretnie, stara艂 si臋, 偶eby nikt go nie widzia艂, ale musia艂 zauwa偶y膰, 偶e go spostrzeg艂em, bo po lunchu przyszed艂 ze mn膮 porozmawia膰.

-聽I?

-聽Prosi艂, 偶ebym nikomu nie m贸wi艂, 偶e go widzia艂em. Da艂 mi kom贸rk臋, 偶eby mie膰 pewno艣膰, 偶e b臋d臋 milcza艂. To wszystko.

-聽Z聽kim wtedy szed艂?

-聽Z聽kobiet膮. -聽Grim przekrzywia g艂ow臋 i聽u艣miecha si臋. -聽Teraz twoja kolej.

LEVIN ZACZ膭艁 PISA膯 pami臋tniki, chocia偶 obiecywa艂, 偶e zaczeka, a偶 przejdzie na emerytur臋. Nie wytrzyma艂 i聽zacz膮艂 wcze艣niej. Mo偶e dlatego, 偶e chcia艂 mie膰 dost臋p do informacji, do kt贸rych m贸g艂 dotrze膰 tylko jako funkcjonariusz policji. Nie zdradza艂 si臋 z聽tym, co robi. Podejrzewam, 偶e tylko ja o聽tym wiedzia艂em. W聽pami臋tnikach wraca艂 do spraw, kt贸re nigdy nie zosta艂y do ko艅ca wyja艣nione. Niekt贸re zdarzenia zacz臋艂y mu si臋 zaciera膰 w聽pami臋ci, musia艂 sprawdzi膰 jak膮艣 informacj臋, wi臋c odwiedzi艂 kogo艣, kogo jedno z聽dochodze艅 dotyczy艂o, w艂a艣nie w聽szpitalu St. G枚ran.

Nie wiedzia艂em, czego konkretnie dotyczy艂o dochodzenie, poza tym 偶e chodzi艂o o聽morderstwo, a聽okres utajnienia niedawno min膮艂. Gdyby wysz艂o na jaw, 偶e wr贸ci艂 do sprawy, patrz膮c na ni膮 o聽ile偶 m膮drzejszymi oczami ni偶 wtedy, ryzykowa艂by, 偶e da krewnym ofiary z艂udn膮 nadziej臋, a聽tego nie chcia艂. Pragn膮艂 to za艂atwi膰 dyskretnie, z聽uwagi na nich.

-聽Tak mi to przedstawi艂 -聽m贸wi臋.

-聽A聽ty mu uwierzy艂e艣?

-聽Wiara nie ma nic do tego. Nie mia艂em z聽tym nic wsp贸lnego.

-聽To ci臋 nigdy nie powstrzymywa艂o.

-聽Wiesz, kim by艂a kobieta, kt贸r膮 tu odwiedza艂?

-聽Czemu pytasz?

-聽Chcia艂bym z聽ni膮 porozmawia膰.

Grim si臋 艣mieje. Macha r臋k膮, jakby chcia艂 mi da膰 do zrozumienia, 偶e mam sobie odpu艣ci膰.

-聽Za艂atw mi 艂adowark臋.

-聽Je艣li to zrobi臋, to mi powiesz? -聽pytam i聽czuj臋, jak krew pulsuje mi w聽skroniach.

-聽Pewnie tak.

-聽Grim, do diab艂a! Co si臋 z聽tob膮 dzieje?

Naprawd臋 nie wiem.

-聽Chcia艂bym, 偶eby艣my chocia偶 raz mogli porozmawia膰 jak normalni ludzie.

-聽Normalni ludzie nie niszcz膮 sobie 偶ycia.

S艂owa bol膮. Nikomu si臋 do tego nie przyznam, nie mog臋 tego zrobi膰, ale wiem to doskonale: kiedy my艣l臋 o聽tym, 偶e Grim sp臋dza tu wszystkie dni i聽noce, czuj臋 w聽piersi pal膮cy wstyd. Bo to przeze mnie tu trafi艂.

-聽To prawda, 偶e poprosi艂e艣 o聽przeniesienie?

-聽A聽co?

-聽Dlaczego to zrobi艂e艣? Wiesz, 偶e to nie dzia艂a w聽ten spos贸b.

-聽Formalnie mam prawo prosi膰, o聽co zechc臋. Zobaczymy, co odpowiedz膮. Jak d艂ugo staracie si臋 o聽dziecko?

-聽Co?

-聽Ty i聽Sam. Dlatego zafundowali艣cie sobie kota?

-聽Nie, nie dlatego.

Grim si臋 艣mieje.

-聽Zn贸w k艂amiesz?

-聽Nie. Spuszczam wzrok, chocia偶 nie chc臋 tego robi膰.

-聽Wi臋c k艂amiesz -聽stwierdza.

-聽Nie chc臋, 偶eby艣… -聽zaczynam, ale nie ko艅cz臋, bo nie chc臋 powiedzie膰, co naprawd臋 my艣l臋.

-聽Nie s膮dz臋, 偶eby mi pozwolili wylegiwa膰 si臋 na pla偶y z聽drinkiem i聽The Corrections. Nie przejmuj si臋.

Nie w聽tym rzecz. Gdziekolwiek zostanie przeniesiony, b臋dzie mi trudno go odwiedza膰, a聽nie jestem pewien, czy sobie poradz臋 bez tych spotka艅.

Obiecuj臋, 偶e spr贸buj臋 mu za艂atwi膰 艂adowark臋, i聽wychodz臋. Zostaje sam, czeka, a偶 Klawisz odprowadzi go z聽powrotem do pokoju. Do celi.

W聽drodze do wyj艣cia musz臋 si臋 podpisa膰 na formularzu, potwierdzi膰, 偶e u聽niego by艂em. W聽recepcji dwoje pracownik贸w przegl膮da leki, kt贸re maj膮 poda膰 pacjentom. Jedno odczytuje imi臋 i聽nazwisko pacjenta, drugie odhacza na li艣cie. Irytuje mnie to. Nie powinni tego robi膰 w聽obecno艣ci innych ludzi. S艂ysz臋 nazwiska, chocia偶 wcale tego nie chc臋.

-聽Halo? -聽m贸wi臋, ale nikt nie reaguje.

Kiedy w聽ko艅cu do mnie podchodz膮, wyczuwaj膮, 偶e jestem zniecierpliwiony, i聽obruszaj膮 si臋. Przewracaj膮 oczami, nawet nie pr贸buj膮 si臋 z聽tym kry膰. Opuszczam szpital, my艣l膮c o聽Levinie, o聽tym, 偶e nie 偶yje, i聽o聽czekaj膮cej mnie podr贸偶y.

LUTY 1984

Czasem Charles czuje si臋 obco, jakby nie zna艂 Sztokholmu. Same nieznajome twarze, nieznane rogi ulic, nowe zapachy i聽uczucia.

Ale to z艂udzenie, majaki, bo przecie偶 zna miasto, i聽to dobrze. Zna jego ulice, jakby sam je tworzy艂, kiedy艣, dawno temu. Przechodzi przez Sveav盲gen niedaleko ulicy Adolf Fredriks Kyrkogata, kuli si臋 pod naporem wiatru i聽艣niegu, podnosi ko艂nierz, 艣lizga si臋 w聽b艂ocie.

Dzwonek u聽drzwi kawiarni milczy, kiedy je otwiera. Nie jest g艂odny, a聽mimo to zamawia do kawy kanapk臋. Kobieta w聽kasie jest mi艂a, ma 艂adne z臋by, nieco pulchne palce. Pyta go, czy chce gazet臋.

Nie chce. W聽radiu kto艣 艣piewa we all need someone to talk, my oh my, we all need someone to talk to. Melodia brzmi dziwnie samotnie i聽z艂owrogo. Pasuje do jego nastroju.

Paul siedzi przy jednym ze stolik贸w przy wychodz膮cym na ulic臋 oknie, przed nim stoi do po艂owy pe艂na szklanka wody, obok le偶y nietkni臋ta gazeta. Charles wiesza palto na oparciu krzes艂a, siada i聽wypija 艂yk kawy.

-聽S艂ysza艂e艣 co艣?

Paul kr臋ci g艂ow膮 i聽odsuwa gazet臋 na bok.

-聽Od wczorajszego przedpo艂udnia nic.

-聽Powinni艣my byli za艂atwi膰 jakie艣 mieszkanie. Tutaj jest za du偶o ludzi. Ludzie zawsze co艣 widz膮.

-聽Wiem.

Paul patrzy na niego niebieskimi oczami, zimnymi jak l贸d. Za oknem przeje偶d偶a radiow贸z. Nowego typu, z聽niebiesko-偶贸艂tym paskiem i聽艣wiat艂em na dachu. Charles nie rozpoznaje twarzy kierowcy, niebo nad dachami kamienic i聽nad ulic膮 jest ci臋偶kie jak mokry 艣nieg.

Zaczyna je艣膰 kanapk臋, g艂贸wnie po to, 偶eby czym艣 zaj膮膰 r臋ce. Nie smakuje mu. Paul przesuwa w聽jego stron臋 popielniczk臋 i聽z聽wewn臋trznej kieszeni marynarki wyjmuje paczk臋 papieros贸w.

-聽Zamienimy si臋?

-聽Dobrze.

Paul przejmuje kanapk臋. Charles zapala papierosa, zaci膮ga si臋 i聽zamyka oczy. Nagle 艣wiat wydaje mu si臋 odleg艂y, d藕wi臋ki przestaj膮 do niego dociera膰. Pracuje dla Paula ju偶 ponad trzy lata. Ma trzydzie艣ci siedem lat, chocia偶 na og贸艂 wszyscy m贸wi膮 mu, 偶e wygl膮da na mniej. Eva zawsze tak twierdzi艂a, ale wie te偶, 偶e ostatnio bardzo si臋 posun膮艂.

Otwiera oczy, wypija 艂yk kawy, czarnej, mocnej.

-聽Ilu ich jest, tam, na g贸rze?

-聽Chyba trzy osoby. Mo偶na by by艂o ich zobaczy膰, ale s膮 bardzo ostro偶ni. Pilnuj膮 si臋, nie podchodz膮 do okna.

-聽Co艣 podejrzewaj膮?

Paul kr臋ci g艂ow膮.

-聽Nie, ale paranoja daje o聽sobie zna膰.

W聽radiu muzyka przechodzi w聽wiadomo艣ci: marynarka wojenna przerywa poszukiwania podejrzanego okr臋tu podwodnego, kt贸ry prawdopodobnie przebywa艂 w聽okolicach Karlskrony. Wypowiada si臋 Thunborg, ale wszyscy czekaj膮 na Palmego, jedynego, kt贸ry nigdy nic nie m贸wi.

Potem powr贸t sportowc贸w z聽Sarajewa. Rado艣膰 Szwed贸w, Svan i聽Wassberg wracaj膮 do kraju z聽medalami. W聽Sarajewie zosta艂o opuszczone miasteczko olimpijskie, zagraniczni korespondenci i聽napi臋ta sytuacja polityczna. Pr贸偶nia to pierwsze s艂owo, kt贸re przychodzi na my艣l, ale nikt nie wypowiada go na g艂os. A聽teraz: pogoda.

-聽Dziwne czasy, Charlie -聽m贸wi Paul, odgryzaj膮c kolejny k臋s kanapki.

-聽Delikatnie m贸wi膮c.

-聽Drzwi -聽dodaje po chwili.

-聽Co z聽nimi?

-聽Dzwonki nad drzwiami nie odezwa艂y si臋, kiedy wszed艂e艣.

-聽Te偶 uzna艂em, 偶e to dziwne.

Paul si臋 艣mieje.

Po drugiej stronie ulicy otwieraj膮 si臋 drzwi. Wychodzi m臋偶czyzna w聽sk贸rzanej kurtce. Ma ciemne w艂osy, na d艂oniach grube r臋kawice, urwane ruchy zdaj膮 si臋 艣wiadczy膰 o聽na艂ogu.

-聽Showtime - stwierdza Paul.

Charles wstaje, si臋ga po palto. Nadal jest wilgotne. Opuszcza kawiarni臋, nic nie m贸wi膮c, nic nie my艣l膮c.

CZASEM ZACHOWUJE SI臉 tak, jakby by艂 nieobecny.

Charles wk艂ada r臋k臋 do kieszeni palta, 艣ciska ma艂y aparat fotograficzny, niewiele wi臋kszy od paczki papieros贸w, i聽rusza przez Sztokholm za m臋偶czyzn膮.

M臋偶czyzna czeka na kolejk臋 Roslagsbanan przy budynku politechniki i聽nagle znika w聽kiosku. Charles spaceruje po peronie, zapala papierosa.

Kawa艂ek dalej stoi starsza pani, 艣ci膮ga brwi, trzyma w聽r臋ku broszur臋 A聽je艣li nadejdzie wojna. Czyta j膮 uwa偶nie. Charles rozpoznaje broszur臋, zna j膮 z聽m艂odo艣ci: mia艂 czterna艣cie lat, kiedy si臋 ukaza艂a. On i聽jego brat czytali j膮 na okr膮g艂o, a偶 niemal nauczyli si臋 jej na pami臋膰. Nawet dzisiaj pami臋ta zawarte w聽niej wskaz贸wki i聽zalecenia, i聽trudny do odczytania podpis Tagego Erlandera, elegancko nachylone litery na zako艅czenie wst臋pu. Zalecenia i聽niepewno艣膰, paranoja wynikaj膮ca z聽obawy, 偶e zimna wojna mo偶e si臋 przekszta艂ci膰 w聽gor膮c膮 i聽偶e wcze艣niej czy p贸藕niej jednak do niej dojdzie: „Szwecja b臋dzie si臋 broni膰, Szwecja potrafi si臋 broni膰, Szwecja musi si臋 broni膰. Ka偶da informacja o聽zaniechaniu oporu b臋dzie nieprawdziwa”.

艢wiat by艂 gro藕nym miejscem. Ka偶dej nocy mo偶na by艂o si臋 spodziewa膰, 偶e zostanie si臋 obudzonym i聽zmuszonym do ucieczki przed nadchodz膮cym dniem s膮du ostatecznego.

M臋偶czyzna wraca. Kilka minut p贸藕niej wsiada do kolejki Roslagsbanan.

艢ledzenie kogo艣 obci膮偶a zmys艂y. Pocz膮tkowo to nawet przyjemne uczucie: ca艂a uwaga skupia si臋 na jednym cz艂owieku, wszystkie kontury staj膮 si臋 ostrzejsze, my艣li bardziej wyraziste, ostre. Wszystko poza obiektem znika i聽zamienia si臋 w聽szum gdzie艣 w聽tle. Ale to jest m臋cz膮ce, to ci膮g艂e napi臋cie, skupienie, trzeba uwa偶a膰, 偶eby nie zosta膰 za bardzo w聽tyle, ale te偶 偶eby nie podej艣膰 za blisko, wystarczy chwila nieuwagi, 偶eby wszystko posz艂o nie tak.

Przygl膮da si臋 m臋偶czy藕nie, kt贸ry siedzi po drugiej stronie wagonika. 艢wiat miga za oknami.

W聽T盲by ulice s膮 nieod艣nie偶one, na jezdniach koleiny, chodniki s膮 艣liskie.

H氓kansson. Musi znale藕膰 dom H氓kanssona.

M臋偶czyzna skr臋ca na podjazd prowadz膮cy do parterowego domku z聽ciemnobr膮zowej ceg艂y, przy domku jest gara偶. Charles s艂yszy g艂osy, m臋偶czyzny i聽kobiety. S膮 w聽gara偶u, ale brama jest zamkni臋ta. I聽wtedy zauwa偶a drzwi w聽d艂u偶szym boku gara偶u. S膮 lekko uchylone. Wyjmuje kamer臋 i聽rusza w聽ich stron臋, przesuwa si臋 wzd艂u偶 艣ciany, w聽pewnym momencie dociera do niego g艂os kobiety:

-聽…nie b臋dzie mo偶na z聽nim rozmawia膰 przez wiele tygodni.

-聽Gdzie jest klucz?

-聽Mo偶esz doprowadzi膰 do tego, 偶ebym mog艂a z聽nim porozmawia膰? Chc臋 go tylko us艂ysze膰. To m贸j m膮偶.

-聽Nie. -聽G艂os m臋偶czyzny jest ostry. -聽Daj mi klucz -聽rozkazuje.

Cisza.

Ona: Anette H氓kansson. M臋偶czyzna, o聽kt贸rym m贸wi, to jej m膮偶, Sven Olof H氓kansson. Prowadzi firm臋 elektroniczn膮 Sunitron i聽siedzi w聽areszcie.

S艂ycha膰, jak kto艣 otwiera szaf臋, wyjmuje butelk臋 czy puszk臋, s艂ycha膰, jak j膮 otwiera, a聽potem cicho brz臋czy klucz.

Charles zatrzymuje si臋 przy rogu domu, czeka na m臋偶czyzn臋. Jest: wychodzi na ulic臋. R臋ce w聽kieszeniach, wzrok skupiony.

Charles 艂apie go obiektywem. Kiedy m臋偶czyzna rusza, wstrzymuje oddech i聽robi mu zdj臋cie.

Rozlega si臋 cichy, dyskretny d藕wi臋k.

Kobieta opuszcza gara偶, zamyka za sob膮 drzwi. Na dr偶膮cych nogach wchodzi do domu i聽dopiero wtedy Charles zdobywa si臋 na odwag臋, 偶eby wyj艣膰 na ulic臋.

Bagarmossen.

Jest na g贸rze, nad powierzchni膮. Zn贸w mo偶e oddycha膰. Tak si臋 czuje cz艂owiek, kt贸ry sp臋dzi艂 du偶o czasu pod ziemi膮, my艣li. M臋偶czyzna si臋 艣lizga, jest rzut kamieniem od niego, w聽drodze do pobliskich blok贸w. S膮 w聽tym samym kolorze co palce na艂ogowego palacza.

Je艣li si臋 kogo艣 艣ledzi wystarczaj膮co d艂ugo, mo偶na pewne rzeczy przewidzie膰, tak偶e kiedy t o聽si臋 stanie. Wzrok to powolny zmys艂, potwierdza jedynie nasze wcze艣niejsze przeczucia. Charles skr臋ca za r贸g pierwszego domu, szuka m臋偶czyzny wzrokiem, ale tak jak podejrzewa艂 - zgubi艂 go.

SZLAG.

Z聽MIEJSCA, W聽KT脫RYM STOI, drzwi od klatek s膮 dobrze widoczne, w聽g贸rze okna -聽kilka rz臋d贸w. Tu i聽贸wdzie kilka martwych krzak贸w, jasnozielony rower, kiedy艣 pewnie sta艂 oparty o聽艣cian臋 bloku, teraz le偶y przewr贸cony. Jaka艣 kobieta wysz艂a na spacer z聽balkonikiem. S艂yszy, jak st臋ka. I聽to wszystko.

Idzie mi臋dzy blokami, spokojnie, powoli.

A聽tak naprawd臋 ma ochot臋 g艂o艣no krzycze膰. Gra idzie o聽wysok膮 stawk臋.

Wzd艂u偶 kr贸tszej 艣ciany jednego z聽budynk贸w biegn膮 schody, prowadz膮 do otwartych szarych blaszanych drzwi do piwnicy. Widzi, jak si臋 powoli zamykaj膮 i聽nagle zatrzaskuj膮.

Stoi przy rogu domu kawa艂ek dalej, tak, 偶eby widzie膰 drzwi do piwnicy, jakby na kogo艣 czeka艂. Zimno przenikn臋艂o przez podeszwy but贸w, palce ma sztywne, bez czucia.

Teraz.

Drzwi si臋 otwieraj膮, m臋偶czyzna wychodzi. Charles wyjmuje aparat, przygl膮da mu si臋 przez obiektyw. Pstryka: 艂apie go, jak idzie na g贸r臋 po schodach. Zn贸w pstryka: zdj臋cie z聽profilu, udaje mu si臋 go uchwyci膰 na ko艅cu schod贸w, kiedy kieruje si臋 do metra. I聽trzecie, ostatnie zdj臋cie: plecy pod cienk膮 sk贸rzan膮 kurtk膮.

Gdzie艣 w聽pobli偶u rozlega si臋 wycie syren, karetka. Charles chowa aparat.

DZIA艁A SOLO. W聽ich wewn臋trznym 偶argonie oznacza to, 偶e pracuje bez wsparcia, bez 偶adnej ochrony. Nie jest nawet uzbrojony. Je艣li co艣 si臋 stanie, nie mo偶e liczy膰 na 偶adn膮 pomoc.

Piwnica to d艂ugi korytarz z聽niewielkimi boksami po bokach. Zaczynaj膮 si臋 od numeru pi臋膰set pi臋tna艣cie i聽id膮 wzwy偶. Boksy rozdziela metalowa siatka i聽belki z聽surowego drewna, wszystko sk膮pane w聽ciep艂ym 偶贸艂tym 艣wietle. Kiedy przechodzi pod lamp膮, czuje, jaka jest ciep艂a. Paj膮k wielko艣ci pi臋ciokoron贸wki przebiega przera偶ony przed jego stopami. Zadeptuje go.

Wok贸艂 unosi si臋 zapach starych mebli i聽st臋chlizny. Niekt贸re boksy s膮 wype艂nione do granic mo偶liwo艣ci, inne niemal puste. Ma szcz臋艣cie, bo zawarto艣膰 ka偶dego jest widoczna dla wszystkich: w聽jednym stoi stary st贸艂 do ping-ponga, w聽innym rega艂 na ksi膮偶ki, w聽s膮siednim zimowe ubrania, w聽jeszcze innym rower.

Powinien je zobaczy膰. Je艣li tu s膮, to, do cholery, powinien je zobaczy膰.

S膮. Nieco w聽g艂臋bi po lewej, w聽boksie oznaczonym numerem pi臋膰set trzydzie艣ci sze艣膰. Tu偶 pod 艣cian膮 stoi stara kanapa i聽lod贸wka z聽uchylonymi drzwiami. Wszystko ledwie widoczne za czym艣, co stoi przed nimi: czym艣 du偶ym, w聽ca艂o艣ci przykrytym grubym ciemnozielonym brezentem. Wysoko艣膰 wydaje si臋 w艂a艣ciwa, pakunek si臋ga mu do brody. Cokolwiek to jest, stoi tu偶 za drzwiami, mo偶na odnie艣膰 wra偶enie, 偶e przed chwil膮 zosta艂o tam wstawione.

K艂贸dka wygl膮da solidnie. Charles rozgl膮da si臋, wyjmuje aparat, zerka przez obiektyw, nastawia 艣wiat艂o i聽wstrzymuje oddech. Dwa lekkie pstrykni臋cia.

Tu偶 nad pod艂og膮 oczka w聽siatce s膮 nieco wi臋ksze. Kuca, wk艂ada r臋k臋 przez otw贸r, chwyta brzeg brezentu, unosi go, chce sprawdzi膰, co skrywa.

Wygl膮daj膮 jak suszarki, solidne i聽ci臋偶kie, jasne blaszane drzwi z聽filtrami wentylacyjnymi.

Na samym dole wida膰 zapis, na pasku ta艣my klej膮cej kto艣 napisa艂 tuszem:

VAX 11/782.

Zaczyna liczy膰: jedna sztuka, dwie, trzy, cztery.

Woln膮 r臋k膮 zn贸w si臋ga do kieszeni po aparat.

Komputery wygl膮daj膮 niepozornie, ale s膮 warte swojej wagi w聽z艂ocie, we krwi.

Kiedy opuszcza Bagarmossen, zaczyna pada膰 艣nieg.

Jest koniec lutego 1984 roku.

STYCZE艃-LUTY 1971

Ich spotkanie nie by艂o dzie艂em przypadku, chocia偶 d艂ugo by艂 o聽tym przekonany. Potem jednak zmieni艂 zdanie. To by艂a pr贸ba, kt贸rej go podda艂a jaka艣 nieznana si艂a wy偶sza, pr贸ba, kt贸ra sprawi艂a, 偶e musia艂 pokaza膰 swoj膮 prawdziw膮 twarz.

By艂 ambitnym m艂odym m臋偶czyzn膮, po studiach trafi艂 do komendy w聽艣r贸dmie艣ciu, do pierwszego okr臋gu, sk膮d zosta艂 przeniesiony do wydzia艂u 艣ledczego. Tam jego nauczycielem zosta艂 legendarny ju偶 Sivertsson, tak przebieg艂y, 偶e zyska艂 przydomek Lis z聽H枚gdalen. Charles mieszka艂 w聽dwupokojowym mieszkaniu na Kungsholmen. Wieczorami studiowa艂 na uniwersytecie politologi臋, prawo i聽psychologi臋.

Na 艣wiecie du偶o si臋 zmienia艂o. Rok 1970 by艂 ostatnim „rekordowym” rokiem. Nadal jeszcze du偶y wzrost gospodarczy umo偶liwi艂 Palmemu przeprowadzenie reform spo艂ecznych, ale idylla domu ludowego zaczyna艂a ju偶 blakn膮膰. Okaza艂a si臋 iluzj膮, u艂ud膮, zjaw膮, kt贸ra si臋 zrodzi艂a w聽ludzkich g艂owach. Rok 1968 wci膮偶 jeszcze by艂 otwart膮 ran膮. Pierwsze lata jego s艂u偶by by艂y osza艂amiaj膮ce, lata buntu i聽niepokoj贸w. Teraz, zaledwie kilka lat p贸藕niej, brzydkie budowle z聽betonu i聽szk艂a ton臋艂y w聽narkotykach i聽brudnych pieni膮dzach. Jedyni, kt贸rzy nie rozumieli, 偶e co艣 si臋 zmienia, to ci, kt贸rzy nadal wierzyli w聽utopi臋 Erlandera.

Pod koniec stycznia 1971 roku zosta艂 wezwany do gabinetu Sivertssona. Kiedy stan膮艂 w聽drzwiach, szef podni贸s艂 wzrok znad segregatora, s艂ynnego segregatora Sivertssona, niemal r贸wnie legendarnego jak jego w艂a艣ciciel: grubego, w聽sk贸rzanych ok艂adkach, z聽zawarto艣ci膮 u艂o偶on膮 wed艂ug systemu, kt贸rego pono膰 偶aden przeci臋tnie inteligentny cz艂owiek nie by艂 w聽stanie rozwik艂a膰. M贸wiono, 偶e by艂 to model jedyny w聽swoim rodzaju, nikt na komendzie takiego nie mia艂, m贸wiono te偶, 偶e je艣li segregator nie le偶y na biurku Sivertssona, to jest w聽jego sejfie. Twierdzono, 偶e to tam przechowuje materia艂y, kt贸re dostarcza mu prywatny detektyw 艣ledz膮cy jego 偶on臋 w聽zwi膮zku z聽jej rzekom膮 niewierno艣ci膮. Wed艂ug innych segregator zawiera艂 dane dotycz膮ce dochodze艅, zebrane we wsp贸艂pracy ze s艂u偶bami, dane wra偶liwe, takie, do kt贸rych dost臋p mia艂 jedynie on.

-聽Nie pora, 偶ebym ci臋 wys艂a艂 na jak膮艣 konferencj臋? -聽spyta艂 szef.

Jego g艂os odpowiada艂 jego wygl膮dowi: by艂 ostry i聽wysoki. Wszystkie polecenia wydawa艂 w聽ten spos贸b, wi臋c Charles nie dr膮偶y艂 tematu. Spyta艂 tylko, kiedy i聽gdzie ma si臋 stawi膰.

Konferencja mia艂a trwa膰 od dwudziestego 贸smego lutego do pierwszego marca. Mia艂a si臋 odby膰 w聽budynku konferencyjnym wzniesionym na ziemi niczyjej mi臋dzy Halmstad a聽niewielk膮 miejscowo艣ci膮 Bruket, jakie艣 osiem mil w聽g艂膮b l膮du. Pierwszego dnia mia艂 na niej by膰 sam szef Policji Krajowej Carl Persson.

Wieczorem rozmowy mia艂y by膰 „kontynuowane”, uczestnicy mieli si臋 podzieli膰 na dwie grupy: jedni mieli jecha膰 do Halmstad, drudzy do Bruket. Kluby nocne w聽Halmstad nie wyda艂y mu si臋 atrakcyjn膮 propozycj膮, wi臋c wybra艂 Bruket. Koledzy, kt贸rym mia艂 towarzyszy膰, byli dwa razy starsi od niego, nazywali si臋 Abrahamsson i聽Knutsson.

Postanowili jecha膰 samochodem Abrahamssona. Szybko zauwa偶yli, 偶e z聽ka偶d膮 mil膮 ubywa ulicznych latarni; kiedy dotarli na miejsce, zapad艂 ju偶 zmrok, nie byli wi臋c w聽stanie wyrobi膰 sobie zdania o聽miasteczku. Zapewne to tak偶e przyczyni艂o si臋 do tego, co si臋 p贸藕niej sta艂o. Przez pierwsze cztery godziny mia艂 wra偶enie, 偶e zosta艂 zamkni臋ty w聽czarnej ba艅ce, w聽innym wymiarze rzeczywisto艣ci.

Nie by艂by nawet zdziwiony, gdyby si臋 okaza艂o, 偶e r贸偶ne rzeczy smakuj膮 tam inaczej: jab艂ka maj膮 smak gruszek, a聽wino krwi. Miejsce mia艂o w聽sobie co艣, co sprawia艂o, 偶e wszystko wydawa艂o si臋 mo偶liwe, wszystko wygl膮da艂o troch臋 inaczej. A聽mo偶e to nie by艂a wina miejsca, tylko jej.

Bo ona tam w艂a艣nie by艂a, jakby na niego czeka艂a.

BAR, DO KT脫REGO poszed艂 razem z聽kolegami, by艂 jedynym barem w聽Bruket. Znajdowa艂 si臋 przy o艣wietlonym rynku, w聽starym ceglanym budynku z聽drewnian膮 werand膮 i聽neonowym szyldem nad drzwiami.

-聽Masz ze sob膮 legitymacj臋, Levin? -聽rzuci艂 Knutsson, kiedy wysiedli z聽samochodu.

Knutsson pochodzi艂 z聽G枚teborga i聽jak na typowego mieszka艅ca tego miasta przysta艂o nigdy nie by艂o wiadomo, czy 偶artuje, czy m贸wi powa偶nie. Charles zauwa偶y艂, 偶e k膮ciki jego ust si臋 unios艂y, wi臋c mo偶e to by艂 u艣miech, ale r贸wnie dobrze mog艂a to by膰 pr贸ba ukrycia niezadowolenia.

Abrahamsson poklepa艂 Knutssona po ramieniu.

-聽Przesta艅 si臋 z聽nim dra偶ni膰. Za kar臋 b臋dziesz prowadzi艂.

-聽Nie dra偶ni臋 si臋 -聽broni艂 si臋 zmieszany Knutsson.

Szybko si臋 zorientowali, 偶e ci, kt贸rzy sp臋dzali ten wiecz贸r w聽barze, byli tacy jak zawsze, tacy, jakich zwykle si臋 spotyka艂o w聽takich miejscach: popijaj膮cy piwo samotni m臋偶czy藕ni z聽czerwonymi opuchni臋tymi twarzami.

Za lad膮 sta艂 m臋偶czyzna o聽艂agodnej twarzy, z聽lekko srebrzystymi w膮sami. Trzyma艂 w聽r臋ku banknoty nad otwart膮 kas膮.

Charles i聽Abrahamsson zam贸wili po piwie i聽usiedli przy stoliku. Knutsson s膮czy艂 z聽kamienn膮 twarz膮 jaki艣 nap贸j. Niewiele si臋 do siebie odzywali.

Do baru wesz艂y cztery m艂ode kobiety, jedna za drug膮. Ona by艂a ostatnia. Id膮ce przed ni膮 kole偶anki 艣mia艂y si臋 z聽czego艣, co chwil臋 wcze艣niej powiedzia艂a. Zwr贸ci艂y si臋 do barmana po imieniu. Magnus. Zam贸wi艂y co艣 do picia. Kt贸ra艣 spyta艂a, czy naprawi艂 ju偶 klamk臋 w聽toalecie.

-聽My艣lisz, 偶e mam czas na takie rzeczy? -聽偶achn膮艂 si臋.

Siedz膮cy przy stoliku trzej policjanci 艣ledzili je wzrokiem. Musia艂y to zauwa偶y膰, ale wydawa艂y si臋 tym nie przejmowa膰. Mo偶e by艂y do tego przyzwyczajone. Zaj臋艂y miejsca przy stoliku za nimi. Jedna powiedzia艂a, 偶e zamiast tam przyje偶d偶a膰, powinny by艂y od razu pojecha膰 do Moniki. M贸wi艂a troch臋 niewyra藕nie.

Charles mia艂 wra偶enie, 偶e w聽rozproszonym 艣wietle widzi wszystko jak przez mg艂臋. Ws艂uchiwa艂 si臋 w聽wyra藕ny dialekt, kt贸rym m贸wi艂y, z聽gard艂owym r, d艂ugimi samog艂oskami i聽melodi膮 zda艅 trudn膮 do na艣ladowania.

-聽Nie jeste艣 zainteresowany, Levin? -聽zaczepi艂 go Abrahamsson.

-聽Niby czym?

-聽Nie wie, o聽co ci chodzi -聽powiedzia艂 Knutsson. -聽Daj mu spok贸j. Jeste艣 pijany.

-聽Chodz膮ca niewinno艣膰 -聽za偶artowa艂 Abrahamsson. Przekrzywi艂 g艂ow臋 i聽spojrza艂 na Charlesa jak na ma艂e koci膮tko, a聽potem pokr臋ci艂 g艂ow膮. - Jeszcze niezepsuty.

Na 艣cianie za barmanem wisia艂 zegar. Wskazywa艂 wp贸艂 do si贸dmej. Ale Charles w膮tpi艂, czy dobrze chodzi.

Poszed艂 do toalety, kt贸ra w聽poprzednim 偶yciu by艂a pewnie szatni膮. By艂a ma艂a i聽ciasna i聽cuchn臋艂a jak ubranie starego cz艂owieka. Kiedy odkr臋ci艂 kran, rury wyda艂y dziwny odg艂os, rozleg艂o si臋 z艂owieszcze zgrzytanie, wi臋c szybko go zakr臋ci艂.

Sta艂a na zewn膮trz, oparta o聽艣cian臋, z聽r臋kami skrzy偶owanymi na piersi. W艂osy si臋ga艂y jej do ramion, jasne i聽kr臋cone. By艂a drobna, p贸艂 g艂owy ni偶sza od niego, mia艂a w膮skie ramiona i聽delikatne d艂onie. Nie mia艂a polakierowanych paznokci, w聽jej oczach by艂a ciekawo艣膰. Mia艂a na sobie czarn膮 sukienk臋, do po艂owy uda, i聽czarne rajstopy, a聽we w艂osach czarn膮 kokard臋 z聽aksamitu.

Przytrzyma艂 jej drzwi. U艣miechn臋艂a si臋. Mia艂a drobne, nier贸wne z臋by, jak z臋by dziecka.

Charles stan膮艂 przy barze, przy kt贸rym akurat nie by艂o barmana. M臋偶czyzna wyszed艂 na zewn膮trz, z聽papierosem w聽jednej r臋ce i聽butelk膮 piwa w聽drugiej. Czas najwyra藕niej nie mia艂 dla niego wielkiego znaczenia.

-聽Nie umy艂e艣 r膮k.

Stan臋艂a obok niego, czu艂 zapach jej w艂os贸w, a聽mo偶e perfum. A聽mo偶e jednego i聽drugiego.

-聽Nie mia艂em jak.

Roze艣mia艂a si臋.

-聽Wiem. Ja te偶 nie umy艂am. -聽W聽jej d艂oniach zaszele艣ci艂y banknoty. - Gdzie on jest?

-聽Na dworze. Pali.

-聽Jasne. -聽Spojrza艂a do ty艂u, przez rami臋, a聽potem wyjrza艂a na dw贸r. Barman by艂 w聽po艂owie papierosa i聽w聽po艂owie butelki piwa. -聽Mam na imi臋 Eva.

-聽Charles.

-聽Nie jeste艣 st膮d.

-聽Sk膮d wiesz?

-聽S艂ycha膰 to, kiedy m贸wisz.

-聽Wi臋c sk膮d jestem?

-聽Powiedzia艂abym, 偶e ze Sztokholmu. Ale to chyba by艂oby za proste, wi臋c powiedzmy, 偶e z聽Uppsali.

-聽Ze Sztokholmu -聽powiedzia艂 Charles. Co艣 w聽jej niebieskich oczach sprawi艂o, 偶e si臋 roze艣mia艂. -聽Przykro mi -聽doda艂.

Jej przyjaci贸艂ki zacz臋艂y chichota膰, zaczerwieni艂 si臋.

-聽Ze Sztokholmu -聽powt贸rzy艂a Eva, jakby smakowa艂a s艂owa. -聽No prosz臋. Dlaczego tu wyl膮dowa艂e艣?

-聽Jeste艣my na konferencji, kilka mil na zach贸d st膮d, niedaleko Halmstad.

-聽Wi臋c to twoi koledzy?

Cz艂owieka os膮dza si臋 po ludziach, z聽kt贸rymi si臋 zadaje, a聽on by艂 w聽towarzystwie dw贸ch szarych facet贸w. Taka jest kolej rzeczy? Kiedy艣 te偶 taki b臋dzie?

-聽Tak -聽przytakn膮艂 z聽pewnym oporem.

Spojrza艂 na jej usta. Trwa艂o to sekund臋, ale nie by艂 w聽stanie si臋 powstrzyma膰.

-聽Czym si臋 zajmujesz? -聽spyta艂a po chwili.

-聽Jestem policjantem. A聽ty?

-聽Pracuj臋 w聽markecie, po drugiej stronie rynku. Ten czerwony neon, pewnie go widzieli艣cie. Tam pracuj臋.

Barman wr贸ci艂, butelka w聽jego d艂oni by艂a pusta. Nie patrz膮c na nich, stan膮艂 za lad膮, schyli艂 si臋 i聽w艂膮czy艂 muzyk臋. Nie 偶eby kto艣 jej s艂ucha艂, mia艂a raczej by膰 remedium na cisz臋. Przeci膮gn膮艂 si臋 i聽wypu艣ci艂 z聽p艂uc powietrze. Wymaga艂o to troch臋 wysi艂ku. Charles poczu艂 na twarzy zapach dymu i聽piwa.

-聽Tak? -聽zwr贸ci艂 si臋 do nich barman.

-聽Poprosz臋 jeszcze raz to samo -聽powiedzia艂a Eva, podaj膮c mu banknoty.

-聽DLA MNIE TE呕 -聽doda艂 szybko Charles.

Powiedzia艂a mu, 偶e wkr贸tce sko艅czy dwadzie艣cia dwa lata. On zdradzi艂, 偶e ma dwadzie艣cia cztery. Nigdy nie by艂a w聽Sztokholmie, urodzi艂a si臋 i聽wychowa艂a tam, w聽Bruket. Spojrza艂 na jej palce, 偶adnego pier艣cionka, g艂adka sk贸ra i聽jasne delikatne w艂oski. Wybiera艂y si臋 do dawnej kole偶anki z聽klasy, do Moniki, na kolacj臋, ale postanowi艂y, 偶e najpierw przep艂ucz膮 gard艂a. Tak powiedzia艂a: przep艂ucz膮 gard艂a. Charles uzna艂, 偶e to zabawne.

-聽Podoba ci si臋 twoja praca? -聽spyta艂a.

-聽Mo偶na pozna膰 takie miejsca jak Bruket -聽powiedzia艂.

Najwyra藕niej j膮 to rozbawi艂o, bo si臋 roze艣mia艂a. Dotkn臋艂a jego r臋ki.

Zawo艂a艂a j膮 jedna z聽przyjaci贸艂ek, spyta艂a, czy nie powinny ju偶 i艣膰.

-聽Jak d艂ugo zostaniecie? -聽zapyta艂a go.

-聽Pojutrze wyje偶d偶amy.

Spojrza艂a na barmana: sta艂 oparty o聽艣cian臋 i聽czyta艂 gazet臋. Charles zaczyna艂 ju偶 odczuwa膰 skutki dzia艂ania alkoholu. Musia艂 zmru偶y膰 oczy, 偶eby si臋 przekona膰, ale owszem -聽to by艂a gazeta sprzed trzech dni.

-聽Magnus, dasz mi pi贸ro i聽jak膮艣 kartk臋? -聽Zapisa艂a numer telefonu. - Zadzwo艅, je艣li b臋dziesz chcia艂 si臋 spotka膰.

Z艂o偶y艂 starannie niewielk膮 kartk臋 i聽schowa艂 do kieszeni spodni.

Dopiero kiedy wysz艂y, a聽on wr贸ci艂 do Abrahamssona i聽Knutssona, dotar艂a do niego muzyka, tekst piosenki i聽g艂臋boki g艂os, ostry, a聽jednocze艣nie nieco chrapliwy. Do dzisiaj pami臋ta s艂owa: I聽wasn't sad, I聽was just dissatisfied.

Powinien by艂 wyrzuci膰 kartk臋 z聽jej numerem, wyrzuci膰 i聽zapomnie膰, 偶e j膮 w聽og贸le spotka艂.

LUTY 1984

W聽艣rodku panuje zaduch, ale tylko kto艣 bardzo naiwny oczekiwa艂by w聽domu narkomana czego艣 innego. Przez okno w聽salonie wida膰 wie偶臋 ko艣cio艂a 艢wi臋tej Zofii, martwe czubki drzew i聽wisz膮ce nisko niebo. W聽radiu leci Love of the Common People. Mieszkanie jest urz膮dzone sparta艅sko: prosty st贸艂, kilka krzese艂, kanapa, a聽mimo to sprawia wra偶enie zagraconego i聽brudnego.

Jan Savolainen jest drobny, dr偶y. Pali papierosa. Siedzi przed Charlesem i聽wygl膮da na szczuplejszego ni偶 podczas wczorajszej podr贸偶y przez Sztokholm.

Charles si臋ga po le偶膮c膮 mi臋dzy nimi na stole paczk臋 papieros贸w.

-聽Mog臋 jednego?

-聽Pewnie tak. -聽Savolainen stuka palcem wskazuj膮cym w聽papierosa, popi贸艂 spada do popielniczki. Patrzy na Charlesa, potem na drzwi, a聽potem zn贸w na Charlesa. -聽Czego taki wa偶niak ode mnie chce?

Charles wyci膮ga papierosa z聽paczki, trzyma go mi臋dzy palcami. Tyto艅 trzeszczy w聽panuj膮cej w聽pokoju ciszy.

-聽Sven Olof H氓kansson -聽m贸wi. -聽Sk膮d si臋 znacie?

-聽Jak on si臋 nazywa?

-聽Sven Olof H氓kansson.

-聽Sk膮d si臋 znamy?

-聽Tak.

-聽Nigdy nie s艂ysza艂em tego imienia i聽nazwiska.

-聽A聽Anette H氓kansson?

-聽A聽to niby kto?

-聽Jego 偶ona.

-聽Ach tak. Nie, nie wiem.

Charles zapala papierosa. Paznokcie Savolainena s膮 d艂ugie i聽czarne.

-聽To niedobrze.

-聽S艂ucham?

Charles odchyla si臋 na krze艣le, wydmuchuje dym, patrzy, jak si臋 unosi w聽stoj膮cym powietrzu. Kiedy spotyka wzrok Savolainena, widzi, 偶e jest zdenerwowany. Z聽wewn臋trznej kieszeni kurtki wyjmuje zdj臋cie. K艂adzie je na stole i聽przesuwa w聽jego stron臋.

-聽Potrafisz zidentyfikowa膰 faceta ze zdj臋cia?

Savolainen bierze zdj臋cie do r臋ki, podnosi je, mru偶y oczy. Zdj臋cie jest wyra藕ne, profil wyra藕nie zarysowany, ostry.

-聽To ja.

-聽Wiesz, gdzie to zdj臋cie zosta艂o zrobione?

-聽Nie.

-聽Nie poznajesz? Nie wiesz, gdzie by艂e艣?

Savolainen milczy, wi臋c Charles m贸wi dalej, tym samym bezd藕wi臋cznym g艂osem, jakby czyta艂 z聽kartki:

-聽Wychodzisz z聽mieszkania H氓kanssona w聽T盲by. Wczoraj. Sp臋dzi艂e艣 troch臋 czasu w聽jego gara偶u. Kiepsko, 偶e go nie znasz, bo w聽takim razie mamy do czynienia z聽nielegalnym wtargni臋ciem. -聽Bierze zdj臋cie, wk艂ada je do kieszeni. -聽Przykra sprawa.

-聽Grozisz mi?

-聽Chcia艂bym, 偶eby艣 mi powiedzia艂, gdzie jest H氓kansson. To wszystko.

Savolainen wstaje z聽krzes艂a, tak gwa艂townie, 偶e krzes艂o si臋 przewraca i聽pada z聽hukiem na pod艂og臋, drewno uderza o聽drewno. K艂adzie d艂onie na blacie i聽pochyla si臋 nad Charlesem.

-聽Id藕 st膮d albo zaraz b臋d膮 musieli ci臋 st膮d wynie艣膰.

Jego 艣lina trafia Charlesa w聽twarz. Sk艂ada zdj臋cie, chowa je do kieszeni.

-聽Mo偶esz by膰 tak uprzejmy i聽usi膮艣膰?

Nie czekaj膮c, a偶 to zrobi, Charles wyjmuje z聽kieszeni kolejne zdj臋cie. Pokazuje mu: Savolainen wychodzi z聽piwnicy w聽Bagarmossen, wida膰, 偶e si臋 spieszy.

-聽Siadaj. Musimy to wyja艣ni膰.

TYM RAZEM GO S艁UCHA. Charles zostawia zdj臋cie na stole, wyjmuje z聽kieszeni spodni niewielk膮 torebk臋 amfetaminy, k艂adzie j膮 obok zdj臋cia.

-聽Jak dobrze znasz H氓kanssona?

Savolainen bierze saszetk臋, trzyma j膮 kciukiem i聽palcem wskazuj膮cym, przygl膮da si臋 jej, wargi ma 艣ci膮gni臋te.

-聽Nie znam go. Mia艂em co艣 dla niego zrobi膰. To wszystko.

-聽A聽co?

-聽Chodzi艂o o聽jego firm臋. Sunitron. Nie wiem dlaczego. Kazano mi po prostu sprawdzi膰, czy pewna dostawa trafi艂a na miejsce.

-聽A聽gdzie mia艂a trafi膰? Ta dostawa.

Savolainen patrzy na zdj臋cie.

-聽Tam.

-聽Do tej piwnicy w聽Bagarmossen?

-聽Tak.

-聽By艂a tam?

-聽Co?

-聽Dostawa trafi艂a na miejsce?

-聽Tak.

-聽A聽co robi艂e艣 w聽T盲by?

-聽Musia艂em odebra膰 klucz od piwnicy. By艂 u…

-聽U聽Anette.

-聽Tak. U聽jego 偶ony.

-聽Nie wydaje ci si臋 dziwne, 偶e jedyny klucz od piwnicy znajduje si臋 na drugim ko艅cu Sztokholmu?

Savolainen trzyma w聽r臋ku saszetk臋 z聽amfetamin膮, otwiera j膮 ostro偶nie, wysypuje troch臋 bia艂ego proszku na blat. Formuje cienk膮 lini臋, bierze ma艂膮 metalow膮 rurk臋, przyk艂ada do nosa, nachyla si臋 nad sto艂em i聽wci膮ga proszek. Potem 艣lini palec wskazuj膮cy, zbiera nim resztki proszku, kt贸re zosta艂y na stole, i聽smaruje nimi dzi膮s艂a.

-聽To by艂 klucz zapasowy. Musia艂em go odebra膰, 偶eby gdzie艣 nie znikn膮艂.

-聽Na czyje polecenie?

-聽A聽jak my艣lisz? W艂a艣ciciela piwnicy.

-聽Czyli?

Savolainen bierze saszetk臋 z聽amfetamin膮, sk艂ada j膮 i聽w艂ada do kieszeni d偶ins贸w.

-聽脰berga.

-聽Jakoba 脰berga? Wykonujesz jego polecenia?

Savolainen przewraca oczami.

-聽Rozumiem, 偶e tak -聽m贸wi Charles. -聽Co to by艂a za dostawa?

-聽Nie wiem.

Charles unosi brwi.

-聽Nie wiesz?

Savolainen kr臋ci g艂ow膮.

-聽Wszystko by艂o przykryte brezentem. Mia艂em tylko tam i艣膰, spojrze膰 na brezent i聽sprawdzi膰, czy co艣 pod nim stoi. Mia艂o przypomina膰 suszark臋. Tak mi powiedziano. I聽rzeczywi艣cie tak by艂o. Sta艂y tam.

-聽Ale nie wiesz co?

-聽Powiedzia艂em, 偶e nie.

-聽Wiem, 偶e si臋 domy艣li艂e艣, co to takiego i聽ile jest warte. -聽Charles rozk艂ada r臋ce. -聽Nie mo偶esz mi po prostu powiedzie膰, co naprawd臋 wiesz? I聽b臋dziemy mogli si臋 rozej艣膰, ka偶dy do swoich spraw.

-聽Skoro tyle wiesz, to wiesz te偶, co to za rzeczy. Do czego jestem ci potrzebny?

-聽Chc臋, 偶eby艣 ty to powiedzia艂 i…

-聽Nie licz na to.

-聽Chc臋 unikn膮膰 nieprzyjemno艣ci.

-聽Spadaj.

Charles patrzy na papierosa 偶arz膮cego si臋 mi臋dzy jego palcami, widzi, jak bibu艂ka powoli zamienia si臋 w聽popi贸艂. Mruga, czuje, 偶e ma ci臋偶kie powieki.

-聽Nie r贸b tak.

-聽Id藕 do diab艂a.

Charles powoli kiwa g艂ow膮 i聽podnosi si臋 z聽krzes艂a.

ZWYKLE PRZEBIEGA艁O to inaczej, nawet tu偶 po zerwaniu, kiedy wszystko jeszcze by艂o 艣wie偶e, kiedy wypadek by艂 jak otwarta rana, a聽on w艂a艣nie zaczyna艂 prac臋.

Pami臋ta艂 ten pierwszy okres: on i聽Paul w聽dw贸ch przestronnych fotelach w聽foyer Grand Hotelu, zapach drogich perfum i聽dyskretny szelest gazet, kt贸re przegl膮dali m臋偶czy藕ni siedz膮cy przy stolikach, i聽przechodz膮ce obok pi臋kne kobiety w聽w膮skich sp贸dniczkach i聽cz贸艂enkach. Z聽windy wyszed艂 m臋偶czyzna wygl膮daj膮cy na dyplomat臋, poda艂 im r臋k臋, zwr贸ci艂 si臋 do niego nazwiskiem, kt贸re nie by艂o jego nazwiskiem: Guten Abend, Herr M枚ller. W眉rden Sie bitte mitkommen? Wir m眉ssen vielses besprechen.

Czu艂o si臋 powiew historii, a聽wiatr wia艂 zar贸wno ze wschodu, jak i聽z聽zachodu. Praca by艂a przyjemna, uczy艂 si臋 szybko i聽by艂 dobry. Nie mia艂 wyboru. Zanurzenie si臋 w聽tera藕niejszo艣ci by艂o sposobem na radzenie sobie z聽przesz艂o艣ci膮. Herr M枚ller, bitte, h枚ren Sie mir zu…

Godziny sp臋dzane w聽samochodzie na 艣ledzeniu, noce, kiedy siedzieli pochyleni nad rejestrami: sk艂adali cz臋艣ci uk艂adanki, zestawiali r贸偶ne informacje. Spotkanie w聽poci膮gu, r臋ce, kt贸re si臋 dyskretnie dotykaj膮, wymiana grzeczno艣ciowych formu艂ek, jakie艣 pozdrowienie i聽cz艂owiek zostawa艂 sam: Gr眉sse aus Berlin, Herr M枚ller. Tak to wygl膮da艂o, ale nie tak.

-聽WIE, 呕E TO VAX-y -聽stwierdza Charles, kiedy dosiada si臋 do Paula. Po chwili skr臋caj膮 w聽Folkungagatan. Jezdnia jest pokryta lodem, zu偶yte zimowe opony citroena 艣lizgaj膮 si臋 w聽艣nie偶nej brei. -聽Ale nie wie, do czego maj膮 by膰 u偶yte.

-聽Jeste艣 pewien? -聽Paul spogl膮da na jego nogi. -聽Pobrudzi艂e艣 buty.

-聽Nie s艂ysza艂e艣 nas?

-聽Pod koniec by艂y jakie艣 trzaski.

Charles podnosi ko艂nierz, wyjmuje niewielki mikrofon, odpina dwa guziki koszuli i聽zdejmuje kawa艂ki ta艣my klej膮cej, kt贸r膮 by艂 przymocowany. Widzi kawa艂ek sk贸ry, bladej, bia艂ej.

-聽Wy艂膮czy艂e艣 odbiornik? -聽pyta Charles.

-聽Tak.

Charles zapina koszul臋, otwiera schowek przy siedzeniu pasa偶era. W聽艣rodku jest paczka chusteczek. Odk艂ada sprz臋t, wyjmuje chusteczk臋, 艣ciera z聽but贸w krew.

-聽Wie, dla kogo ta dostawa? -聽pyta Paul.

-聽Nie. To chyba s艂ysza艂e艣.

Przed nimi jedzie du偶a ci臋偶ar贸wka. Spaliny dostaj膮 si臋 do kabiny, ostra, cierpka wo艅.

Charles sk艂ada zakrwawion膮 chusteczk臋 i聽chowa do kieszeni. W聽milczeniu jad膮 na p贸艂noc, wje偶d偶aj膮 do tunelu i聽wkr贸tce s膮 w聽samym sercu miasta, w聽dzielnicy rz膮dowej, w聽kt贸rej budynki sam膮 swoj膮 skal膮 sprawiaj膮, 偶e cz艂owiek czuje si臋 male艅ki. To dzia艂a.

Dzi臋ki informacjom, kt贸re do tej pory uda艂o im si臋 zebra膰, wydaje si臋, 偶e wszystko maj膮 pod kontrol膮. Jan Savolainen jest zerem z聽nerwami zszarpanymi amfetamin膮. W聽ostatnim czasie by艂 ch艂opcem na posy艂ki Jakoba 脰berga. 脰berg to gangster, s艂yn膮cy z聽przemytu narkotyk贸w i聽paserstwa. Jego znani im znajomi to: Sigge Cedergren, Leif Skiffer, Clark Olofsson. Znane im adresy to: trzypokojowe mieszkanie w聽pobli偶u kasyna Oxen i聽kawalerka w聽Bagarmossen z聽nale偶膮c膮 do niej piwnic膮.

Nie jest natomiast jasne, w聽jaki spos贸b 脰berg i聽H氓kansson si臋 poznali. H氓kansson prowadzi firm臋 Sunitron, handluje elektronik膮. Dwudziestego czwartego lutego transport zaadresowany na jego firm臋 by艂 w聽drodze do Szwecji. Utkn膮艂 w聽Hamburgu, poniewa偶 co艣 zwr贸ci艂o uwag臋 niemieckiej stra偶y celnej: firma Sunitron wyst膮pi艂a o聽czasowe zwolnienie towar贸w z聽c艂a, co wskazywa艂o na to, 偶e nie zostan膮 w聽Szwecji, tylko zostan膮 przes艂ane dalej. Dok膮d -聽tego nikt nie wiedzia艂. Poza tym okaza艂o si臋, 偶e przesy艂ka zawiera nadajniki i聽odbiorniki zaawansowanego systemu radarowego, pochodz膮cego ze Stan贸w Zjednoczonych. Kiedy nast臋pnego dnia rano wezwano H氓kanssona na przes艂uchanie, okaza艂o si臋, 偶e chocia偶 niewiele wiedzia艂 o聽dostawie, wydawa艂 si臋 przekonany, 偶e towar ma zosta膰 w聽Szwecji. Tak przynajmniej twierdzi艂. Nadajniki i聽odbiorniki zosta艂y na cle w聽Hamburgu i聽gdyby na tym ca艂a historia si臋 sko艅czy艂a, wszystko zapewne potoczy艂oby si臋 inaczej.

Niestety policja postanowi艂a przeszuka膰 mieszkanie w聽T盲by, nale偶膮ce do niego i聽jego 偶ony. W聽gara偶u znaleziono cztery ci臋偶kie drewniane skrzynie. Na pytanie, co zawieraj膮, odpowiedzia艂, 偶e to urz膮dzenia do klimatyzacji, ale kiedy policja otworzy艂a skrzynie, okaza艂o si臋, 偶e s膮 w聽nich komputery, VAX-y.

Wtedy do sprawy w艂膮czono wydzia艂. Komputera VAX 11/782 mo偶na u偶ywa膰 do cel贸w cywilnych, ale r贸wnie偶 wojskowych. Mo偶na go te偶 u偶y膰 do produkcji broni j膮drowej.

Problem polega艂 na tym, 偶e kiedy dwudziestego pi膮tego lutego wieczorem Charles i聽Paul weszli do mieszkania H氓kanssona, 偶eby zabra膰 komputery, okaza艂o si臋, 偶e ju偶 ich tam nie ma. Od tej chwili szef wydzia艂u zacz膮艂 na艂ogowo pali膰.

Komputery znikn臋艂y. Wszystko odby艂o si臋 elegancko, jakby si臋 rozp艂yn臋艂y w聽powietrzu.

Poinformowali o聽tym szefa i聽zapanowa艂 chaos. Popielniczka trafi艂a w聽艣cian臋, s艂uchawka telefonu p臋k艂a, kiedy kilka razy uderzy艂 ni膮 o聽blat biurka, jakby wali艂 m艂otkiem. Szarobia艂e 艣ciany salki konferencyjnej nagle zbli偶y艂y si臋 do siebie, wszyscy oddychali z聽trudem.

-聽Ucieszy si臋, 偶e znale藕li艣my komputery -聽m贸wi Paul, skr臋caj膮c w聽Hantverkargatan. -聽Ale je艣li zostan膮 w聽Bagarmossen, b臋dziemy musieli zako艅czy膰 spraw臋. Musimy go przekona膰, 偶e powinien je co jaki艣 czas przenosi膰. Z聽Bagarmossen w聽jakie艣 inne miejsce, potem w聽jeszcze inne, a聽potem mo偶e jeszcze gdzie indziej. Wtedy te偶 b臋d膮 mog艂y znikn膮膰 w聽mgnieniu oka, tyle 偶e… -聽Urywa, wyci膮ga r臋k臋. Zaciska pi臋艣膰, prostuje palce, szybko, jakby go co艣 pali艂o. -聽Puf i聽znikaj膮, tyle 偶e teraz ju偶 za naszym przyzwoleniem.

-聽Nie wystarczy go przekona膰. Sam musi do tego doj艣膰.

-聽W艂a艣nie o聽to chodzi -聽stwierdza Paul i聽zaciska usta.

Charles patrzy na swoje d艂onie, na po偶贸艂k艂e od nikotyny palce. Opiera g艂ow臋 o聽zag艂贸wek fotela, zamyka oczy. Tak wielu ludzi ok艂amuj膮. Cudownie by艂oby si臋 chwil臋 zdrzemn膮膰. Wk艂ada r臋k臋 do kieszeni, 艣ciska zakrwawion膮 chusteczk臋.

W聽BIURZE S艁U呕B ZAWSZE panowa艂 ruch: sekretarki chodzi艂y z聽segregatorami, przenosi艂y dokumenty z聽jednego pokoju do drugiego, s艂ycha膰 by艂o dyskretny stukot obcas贸w. Urz臋dnicy wracali z聽lunch贸w z聽p艂aszczami przewieszonymi przez r臋ce, sprz膮taczka chowa艂a odkurzacz do schowka, kto艣 z聽pi臋tra wy偶ej wpada艂 z聽jak膮艣 spraw膮, szed艂 korytarzem w聽towarzystwie innych m臋偶czyzn, grzecznie u艣miechni臋tych, ale patrz膮cych z聽powag膮.

Zwyk艂y powszedni dzie艅, wszystko wydaje si臋 proste, niegro藕ne.

Szef pali chesterfielda, jedyne przyzwoite ameryka艅skie papierosy. Ostatnio pali coraz wi臋cej, je艣li wierzy膰 jego sekretarce, a聽pewnie nale偶y. Wszyscy wiedz膮, 偶e jest pod presj膮.

-聽A聽wi臋c wiemy, gdzie s膮 -聽m贸wi szef. Przesuwa szklank臋 z聽wod膮 i聽przygl膮da si臋 jej, zanim wypija 艂yk.

-聽Zgadza si臋. -聽Paul przek艂ada kartk臋 raportu. -聽Wiemy, 偶e pochodz膮 z聽Ameryki i聽偶e dotar艂y do Szwecji przez Afryk臋 Po艂udniow膮 i聽Niemcy.

-聽Wiemy, jak si臋 tu znalaz艂y?

-聽Nie. Nie wiemy, kiedy to si臋 sta艂o ani dlaczego, ani kto je przeni贸s艂 z聽T盲by do Bagarmossen. Gdyby nie Charles -聽dodaje -聽nie wiedzieliby艣my nawet, 偶e istniej膮.

Szef zerka na szklank臋, potem na blat biurka.

-聽Dobra robota, Levin. -聽Z聽kieszonki koszuli wyjmuje paczk臋 papieros贸w. -聽Wiemy, do kogo mia艂y trafi膰?

-聽Podejrzewamy, 偶e w聽to samo miejsce, w聽kt贸re mia艂a trafi膰 aparatura radarowa zatrzymana w聽Hamburgu.

-聽Zapewne tak, ale pytanie brzmi: dok膮d?

Szef dr膮偶y. Zapewne wie, 偶e pytanie jest retoryczne, ale mo偶e chce sprawdzi膰, czy nie k艂ami膮.

-聽Mog膮 mie膰 kilka miejsc docelowych -聽m贸wi Charles powoli. -聽W臋gry, Bu艂garia, mo偶e Zwi膮zek Radziecki. Ale podejrzewamy, 偶e chodzi o聽Niemcy Wschodnie.

-聽Ja te偶. -聽Szef zapala papierosa. -聽Niech to szlag.

Wstaje, podchodzi do okna, r臋ce trzyma w聽kieszeniach, w聽k膮ciku ust tkwi papieros. 艢ciany w聽jego gabinecie s膮 zastawione p贸艂kami z聽ci臋偶kimi segregatorami, podr臋cznikami, nieoznaczonymi teczkami na dokumenty. Mi臋dzy dwoma rega艂ami wisi jego mundur. Pod艂og臋 pokrywa dywan, wygl膮da na drogi. Zapach papieros贸w i聽m臋skiej wody toaletowej miesza si臋 ze sztucznym zapachem z聽klimatyzacji.

Ma nos w聽kszta艂cie wielkiego kranu, a聽u艣miecha si臋, tylko kiedy mo偶e co艣 na tym zyska膰. Ale nawet kiedy to robi, jego u艣miech jest po艂owiczny i聽ch艂odny, jego oczy nigdy si臋 nie 艣miej膮. Trudno go oddzieli膰 od bran偶y, w聽kt贸rej pracuje, jego fach wida膰 w聽jego ruchach, uczuciach, w聽jego sercu. Ludzie m贸wi膮, 偶e jak tylko obj膮艂 stanowisko, zleci艂 wykonanie dodatkowej izolacji 艣cian, bo nie chcia艂, 偶eby cokolwiek wydostawa艂o si臋 na zewn膮trz. Cz艂owieka zdradzaj膮 niepozorne d藕wi臋ki: to, jak si臋 wierci na krze艣le, jak poprawia ko艂nierz koszuli albo odkas艂uje, kiedy jest zdenerwowany. U聽niego te d藕wi臋ki s膮 wzmocnione, ostre.

-聽A聽Savolainen? -聽pyta zamy艣lony. -聽To jego widzia艂e艣?

-聽Tak.

-聽Wi臋c 脰berg ma zwi膮zek ze spraw膮. Je艣li w聽gr臋 wchodzi NRD, to pos艂u偶yli si臋 porz膮dnym szwedzkim 艂obuzem. Tego si臋 nie spodziewa艂em.

-聽Je艣li w聽gr臋 wchodzi NRD, to mogli o聽tym nie wiedzie膰 -聽m贸wi Paul. - Ten 艂a艅cuch mo偶e mie膰 wiele ogniw.

-聽Na pewno wiedzieli -聽stwierdza szef ponuro. -聽Takie rzeczy si臋 wie. Zawsze. Pytanie, czy wiedz膮, 偶e my wiemy, gdzie one s膮.

-聽Nie -聽m贸wi Charles.

-聽Jeste艣cie pewni?

-聽Tak.

Za oknem przelatuje sznur ptak贸w. Szef chyba nawet ich nie zauwa偶a. Mo偶e zamkn膮艂 na chwil臋 oczy. D艂onie Charlesa s膮 wilgotne. Kiedy je odrywa od blatu biurka, pot zostawia 艣lad na l艣ni膮cym drewnie. Przesuwa po nim r臋k膮, wyciera d艂onie o聽uda.

-聽Za艂atwcie mieszkanie i聽pilnujcie piwnicy w聽Bagarmossen. Musz臋 wiedzie膰, czy 脰berg pracuje dla H氓kanssona, czy dla kogo艣 innego. Rozmawiali艣cie z聽nim?

-聽Z聽脰bergiem? -聽upewnia si臋 Charles. -聽Nie.

-聽A聽z聽Savolainenem, jego pomocnikiem? Rozmawiali艣cie z聽nim?

-聽Nie -聽k艂amie Charles. Bez chwili wahania, niemal odruchowo.

Przywyk艂.

-聽To prawda?

-聽Tak.

-聽I聽niech tak zostanie. Nie kontaktujcie si臋 z聽nim -聽m贸wi szef i聽wydmuchuje dym, kt贸ry natychmiast zamienia si臋 w聽chmur臋 wok贸艂 jego g艂owy. -聽Obserwujcie i聽dokumentujcie wszystko. Nie ingerujcie, chyba 偶e wbrew naszym przewidywaniom sprawy zajd膮 tak daleko, 偶e nagle oka偶e si臋, 偶e komputery dosta艂y skrzyde艂 i聽ju偶 s膮 w聽drodze do granicy.

-聽Mog臋 spyta膰, sk膮d ta niezwyk艂a ostro偶no艣膰? -聽wchodzi mu w聽s艂owo Paul.

-聽Jeste艣my ostro偶ni… -聽zaczyna szef i聽urywa. Kaszle. Papieros wypada mu z聽ust, l膮duje na pod艂odze. -聽Jeste艣my ostro偶ni, bo w聽czerwcu premier wybiera si臋 z聽wizyt膮 do NRD. Wczoraj zapad艂a decyzja. Je艣li to tam maj膮 trafi膰 komputery i聽je艣li nie uda nam si臋 temu zapobiec, to b臋dzie niez艂a awantura.

Paul wyg艂adza fa艂dk臋 na spodniach. Nonszalanckim, niemal prowokuj膮cym gestem. Szef zerka na papierosa, kt贸ry le偶y i聽偶arzy si臋 obok jego lewego buta. Wzdycha, gasi go, przydeptuj膮c podeszw膮, nie wyjmuje r膮k z聽kieszeni.

-聽Zastanawiam si臋, czy za du偶o nie ryzykujemy, pozwalaj膮c im zosta膰 w聽tej piwnicy w聽Bagarmossen. Pewnie postoj膮 tam kilka tygodni. Takie sprawy, niezale偶nie od tego, czy towar w聽ko艅cu trafi do NRD, czy do innego kraju na wschodzie, zajmuj膮 du偶o czasu.

-聽Zawsze ryzykujemy. To jest wpisane w聽nasz膮 prac臋.

-聽Wi臋c mamy tam zostawi膰 t臋 ca艂膮 elektronik臋? Wiedz膮c, 偶e mo偶e chodzi膰 o聽wyposa偶enie, kt贸re prawdopodobnie zostanie u偶yte przez komunist贸w do cel贸w wojskowych?

-聽A聽co, do diab艂a, proponujesz? Mam wzi膮膰 te VAX-y na komend臋?

-聽Oczywi艣cie, 偶e nie -聽m贸wi Paul i聽marszczy brwi. -聽Chodzi mi tylko o聽to, 偶e…

-聽Wiem, o聽co ci chodzi -聽przerywa mu szef. -聽Uwa偶asz, 偶e lepiej, 偶eby by艂y w聽ruchu, 偶e nale偶y zmusi膰 drania, 偶eby je co jaki艣 czas przenosi艂. Zwykle tak robili艣my.

-聽Zwracam po prostu uwag臋 na ryzykowny punkt planu. Tego ryzyka mo偶na unikn膮膰.

-聽Przenoszenie aparatury przez jakich艣 gangster贸w nie jest ryzykowne?

-聽Jest -聽m贸wi Paul i聽rozk艂ada r臋ce. O聽dziwo, wydaje si臋, 偶e jest szczery, co jest naprawd臋 imponuj膮ce. -聽Oczywi艣cie, 偶e jest -聽powtarza.

Szef milczy.

-聽Jest jeszcze co艣, co przemawia za tym, 偶eby zmusi膰 ich do przeniesienia VAX-贸w -聽wtr膮ca Charles.

-聽A聽mianowicie?

Ostro偶nie.

-聽Takie ruchy wymagaj膮 udzia艂u wi臋kszej liczby os贸b. Kto艣 b臋dzie musia艂 im pom贸c. A聽wtedy powe藕miemy kroki, 偶eby dotrze膰 do ich wsp贸艂pracownik贸w. Je艣li b臋dziemy wystarczaj膮co sprytni, mo偶e nawet dotrzemy do kilku enerdowc贸w.

Szef si臋ga po kolejnego papierosa, trzyma go mi臋dzy palcami.

-聽To kusz膮ca my艣l.

Zn贸w milczy, tym razem d艂u偶ej. Charlesowi kr臋ci si臋 w聽g艂owie, ma md艂o艣ci. W聽ustach zbiera mu si臋 艣lina. Prze艂yka j膮.

-聽Jak ich zmusimy do przeniesienia komputer贸w? -聽pyta szef. -聽Jak, nie ujawniaj膮c si臋, zmusimy do tego kogo艣, kto nie wie, 偶e go 艣ledzimy?

Paul si臋 艣mieje. Mo偶e dlatego, 偶e wszystko to jest gr膮. W聽dzieci艅stwie, kiedy gra艂 w聽gry strategiczne, zawsze czu艂 podniecenie, kiedy uda艂o mu si臋 przewidzie膰 ruch przeciwnika, a聽jeszcze wi臋ksze, kiedy zdo艂a艂 zwabi膰 go w聽pu艂apk臋.

-聽Z聽takimi drobiazgami zawsze sobie radzimy -聽m贸wi.

-聽Z聽drobiazgami -聽powtarza szef i聽zaczyna chichota膰. Starszy pan nagle zamienia si臋 w聽ma艂ego ch艂opca.

CZERWIEC 2014

Kupi艂em samoch贸d. Be偶owego opla kadetta, rocznik tysi膮c dziewi臋膰set siedemdziesi膮ty 贸smy, silnik cztery cylindry, dwudrzwiowy. Tanio, od do艣膰 podejrzanego faceta z聽H枚gdalen. Pozna艂em go przy okazji sprawy pobicia. Przez d艂u偶szy czas nie by艂o do ko艅ca wiadomo, czy by艂 sprawc膮, czy ofiar膮. Silnik pracuje jak silnik starego odkurzacza, na drodze nikt nie ust臋puje mi miejsca. Sam go nienawidzi, a聽Birck na jego widok zacz膮艂 przewraca膰 oczami. Ale mnie si臋 podoba, lubi臋 go, mo偶e dlatego, 偶e wygl膮da dok艂adnie tak, jak ja w聽tej chwili si臋 czuj臋.

Bruket to cofni臋ta w聽g艂膮b l膮du osada, niewielka polanka w聽艣rodku du偶ego lasu. Wzd艂u偶 szosy rosn膮 g臋ste lasy 艣wierkowe, tak g臋ste, 偶e mniejsze drzewa br膮zowiej膮, bo przez ga艂臋zie nigdy nie dociera do nich s艂o艅ce. Powietrze, pocz膮tkowo suche i聽gor膮ce, zrobi艂o si臋 wilgotne i聽duszne. Jest wigilia 艣wi臋tego Jana. Midsommar.

Pami臋tam, 偶e kiedy艣 by艂a tu huta szk艂a. Pewnie st膮d znam nazw臋 miasteczka. Moi rodzice maj膮 komplet zrobionych tam kieliszk贸w. Jad臋 szos膮, las robi si臋 nieco bardziej przejrzysty, mijam dawne tereny huty. By艂a du偶a, znacznie wi臋ksza, ni偶 my艣la艂em. Za wysokim ogrodzeniem wznosz膮 si臋 budynki, a聽raczej ich szare szkielety. Droga jest zaniedbana, upa艂 sprawia, 偶e p臋ka, krwawi przez szpary i聽szczeliny.

Wje偶d偶am na rynek. Widok robi wra偶enie: przywodzi na my艣l wspomnienia dawnej spo艂eczno艣ci, niewielkiej, ale jednak spo艂eczno艣ci. Kontrast mi臋dzy ponurym wn臋trzem samochodu a聽mocnym bia艂ym s艂o艅cem na zewn膮trz sprawia, 偶e mru偶臋 oczy. Jest niewiarygodnie gor膮co.

Nie wiem, czego si臋 spodziewa艂em. 呕e wszystko zastygnie w聽bezruchu na widok obcego samochodu zatrzymuj膮cego si臋 na rynku? 呕e ludzie unios膮 brwi i聽zaczn膮 si臋 do mnie zbli偶a膰 powolnym krokiem, z聽wyczekiwaniem w聽oczach? 呕e kto艣 d藕gnie mnie palcem w聽klatk臋 piersiow膮 i聽powie, 偶e zab艂膮dzi艂em i聽偶e lepiej b臋dzie, je艣li pojad臋 dalej?

Nic takiego si臋 nie dzieje. W聽og贸le nic si臋 nie dzieje.

Na miejscu pasa偶era stoi klatka z聽Kitem. Musia艂em go zabra膰 ze sob膮. Nie mia艂em nic wsp贸lnego z聽jego pojawieniem si臋 w聽naszym domu. To Sam si臋 upar艂a, a聽trudno odm贸wi膰 komu艣, kogo si臋 kocha.

Teraz, kiedy w聽ko艅cu zn贸w si臋 do siebie zbli偶yli艣my, wiem ju偶, 偶e jest krucha i聽delikatna, 偶e oboje tacy jeste艣my. Ci, kt贸rzy nas znaj膮, twierdz膮, 偶e zawsze byli艣my nieprzewidywalni, i聽to prawda. Nigdy nie potrafili艣my do ko艅ca przewidzie膰, co przyniesie kolejny dzie艅. Z聽czasem okazuje si臋 to 艂atwiejsze.

-聽Naprawd臋 chcesz mie膰 dziecko? -聽spyta艂a mnie kt贸rego艣 wieczoru jakie艣 dwa miesi膮ce temu.

-聽Tak -聽odpowiedzia艂em. Szczerze. -聽A聽ty?

-聽Te偶. -聽Zawaha艂a si臋. -聽Tylko nie wiem, czy sobie z聽tym poradzimy.

Rezultat: cholerny kot.Ale jak ju偶 powiedzia艂em, to nie ode mnie wysz艂a ta propozycja.

Sam kupi艂a go od kolegi ze studia tatua偶u. Jego kotka w艂a艣nie si臋 okoci艂a. Kit jest mieszank膮 czego艣 z聽czym艣, nie bardzo wiadomo z聽czym. Ma ciemnobr膮zowe futro i聽zielone oczy, ma cztery miesi膮ce i聽w聽zasadzie nic jeszcze nie potrafi. Nie s艂yszy dobrze, widzi kiepsko i聽nie interesuje go nic, co zwykle interesuje koty. G艂贸wnie chodzi i聽do艣膰 beznami臋tnie przygl膮da si臋 艣wiatu. Sam twierdzi, 偶e jeste艣my do siebie podobni.

W艂a艣nie podni贸s艂 g艂ow臋 i聽mruga oczami, bardzo powoli. Potem ziewa i聽zn贸w uk艂ada si臋 w聽klatce.

W聽kieszeni mam kartk臋 napisan膮 w艂asnor臋cznie przez Sam: o聽czym musisz pami臋ta膰, 偶eby nie u艣mierci膰 kota pod moj膮 nieobecno艣膰.

Opuszczam nieco szyb臋, wypalam papierosa i聽zastanawiam si臋, co powiem, je艣li kto艣 spyta, co tu robi臋.

Domy stoj膮ce wok贸艂 rynku s膮 niskie, stare. Wysiadam, gasz臋 papierosa, otwieram klatk臋 i聽zostawiam lekko uchylone okno, 偶eby Kit mia艂 czym oddycha膰, i聽nagle czuj臋, 偶e wszystko wok贸艂 zamienia si臋 w聽bia艂y szum.

W聽WIGILI臉 艢WI臉TEGO JANA w聽Bruket panuje dziwna cisza. Dawniej, kiedy byli dzie膰mi, kiedy huta pracowa艂a na pe艂nych obrotach i聽wszyscy mieli prac臋, jaki艣 cel w聽偶yciu, ten dzie艅 by艂 wyj膮tkowo pracowity: wszyscy starali si臋 jak najszybciej upora膰 z聽obowi膮zkami, jecha膰 do domu i聽cieszy膰 si臋 weekendem. Ju偶 w聽porze obiadu hut臋 zaczynali opuszcza膰 pierwsi robotnicy. Tove stawa艂a przy drodze, kt贸r膮 zwykle szli, i聽wypatrywa艂a twarzy ojca. Teraz ca艂y ten dzie艅 jakby tkwi艂 w聽jakim艣 odr臋twieniu, jakim艣 p贸艂艣nie, kt贸ry zwalnia wszelkie dzia艂ania.

Nikomu ju偶 nie wierz臋, pomy艣la艂a Tove. Mo偶e na tym polega problem.

Ta my艣l przysz艂a jej do g艂owy podczas lunchu. Siedzia艂a i聽dzwoni艂a do ludzi z聽okolicy. Pyta艂a, czy s膮 w聽domu i聽czy mo偶e przyjecha膰 i聽pokaza膰 im zdj臋cie samochodu, kt贸ry by膰 mo偶e widzieli. Przed ni膮 le偶a艂a lista, odhacza艂a na niej nazwiska tych, z聽kt贸rymi uda艂o jej si臋 skontaktowa膰. Przy tych, kt贸rzy nie odbierali, stawia艂a krzy偶yki.

Nie potrafi艂a powiedzie膰 dlaczego, ale mia艂a wra偶enie, 偶e wi臋kszo艣膰 co艣 przed ni膮 ukrywa. Tak po prostu jest, wszyscy mamy swoje tajemnice. Dobry policjant powinien wiedzie膰, komu mo偶e zaufa膰, a聽komu nie. Dla niej ta granica zaczyna艂a by膰 p艂ynna.

Od chwili kiedy znaleziono martwego Levina, min臋艂a ju偶 doba, od jego 艣mierci trzydzie艣ci sze艣膰 godzin. Dawa艂o to sprawcy du偶膮 przewag臋.

Kto艣 w聽korytarzu zawo艂a艂 j膮 po imieniu. Wysz艂a i聽zobaczy艂a jednego z聽funkcjonariuszy. Sta艂 ze s艂uchawk膮 w聽r臋ku.

-聽Co si臋 sta艂o? -聽spyta艂a.

-聽Kto艣 do ciebie.

Dziennikarz z聽„Aftonbladet”. Pyta艂, czy to prawda, 偶e zmar艂y by艂 policjantem.

-聽Nie, to nieprawda.

-聽Ale…

Od艂o偶y艂a s艂uchawk臋, wr贸ci艂a do pokoju i聽do swoich rozm贸w. Nagle jaki艣 ruch sprawi艂, 偶e podnios艂a g艂ow臋 znad papier贸w.

W聽progu sta艂 m臋偶czyzna. Z聽uniesion膮 r臋k膮, jakby w艂a艣nie zamierza艂 zapuka膰 w聽futryn臋.

-聽Ja… -聽zacz膮艂 i聽urwa艂. -聽Cze艣膰, szukam Oli Davidssona -聽odezwa艂 si臋 po chwili.

By艂 mniej wi臋cej w聽jej wieku, na nogach mia艂 conversy, ubrany by艂 w聽ciemne d偶insy i聽szary T-shirt z聽napisem PRINCE na piersi. Ciemne w艂osy, wyra藕nie zaznaczony nos. By艂 blady, raczej przystojny, nieco wychudzony, jak narkoman, pomy艣la艂a, kt贸ry kiedy艣 by艂 przystojny, zanim sam si臋 zniszczy艂.

Nagle czuje, 偶e zalewa j膮 czarna fala.

M臋偶czyzna, kt贸ry stoi w聽progu, zastrzeli艂 jej brata.

MOROVI TWIERDZI艁A, 呕E dochodzeniem kieruje niejaki Ola Davidsson. Na tabliczce na drzwiach widnieje imi臋, nazwisko i聽tytu艂: komisarz. Drzwi s膮 otwarte, komputer w艂膮czony, ale lokatora nie ma. Jedn膮 艣cian臋 zajmuje du偶a tablica, na kt贸rej wisi plakat z聽r贸偶nymi okre艣leniami policjant贸w: gliny, gliniarze, psy, 艂apsy, pa艂y, kraw臋偶niki.

Mi艣ki? Kto艣 jeszcze tak m贸wi?

Id臋 dalej, wchodz臋 do pod艂u偶nego pokoju, do sali konferencyjnej. Na 艣rodku stoi st贸艂 z聽jasnego drewna, a聽przy nim kilkana艣cie krzese艂. Na stole le偶膮 laptopy, sterty papier贸w i聽dokument贸w, porozrzucane drobiazgi w聽oznakowanych foliowych torebkach, zapewne rzeczy z聽domu Levina.

Na jednej z聽kr贸tszych 艣cian wisi bia艂a tablica. Kto艣 napisa艂 na niej czarnym markerem: CHARLES JAN LEVIN, 470125 4694. Czuj臋 uk艂ucie w聽sercu. Obok nazwiska kto艣 przyczepi艂 magnesem zdj臋cie, zaznaczy艂 co艣 na nim k贸艂kiem, zrobi艂 strza艂k臋, a聽za ni膮 postawi艂 znak zapytania. Zdj臋cie jest niewyra藕ne i聽przedstawia ciemny samoch贸d.

Przy stole siedzi kobieta. W聽jednej r臋ce trzyma telefon, w聽drugiej d艂ugopis. Co艣 zapisuje. Ma 艣wiec膮ce, spocone czo艂o, jest blada jak na t臋 por臋 roku. Jasne w艂osy ma spi臋te w聽w臋ze艂 na karku. Wydaje si臋 nieco zaniedbana, jakby w聽kr贸tkim czasie straci艂a kilka kilogram贸w.

-聽Ja… -聽zaczynam. -聽Cze艣膰, szukam Oli Davidssona.

W聽ostrym 艣wietle wpadaj膮cym przez okno jej oczy wydaj膮 si臋 niemal czarne. Odk艂ada d艂ugopis.

-聽O聽co chodzi?

G艂os ma chropowaty, g艂uchy. Pewnie pali wi臋cej ode mnie. Zerkam na bia艂膮 tablic臋 na 艣cianie, a聽potem na telefon w聽jej r臋ce. 艢ciska go tak mocno, 偶e bielej膮 jej knykcie.

Robi臋 krok, wchodz臋 do pokoju i聽mam wra偶enie, jakbym mia艂 przed sob膮 gor膮c膮 艣cian臋.

-聽Charles Levin. Przygl膮da mi si臋, mru偶膮c oczy.

-聽My艣la艂am, 偶e jeste艣 z聽wydzia艂u zab贸jstw.

-聽Czy my si臋 znamy?

-聽Nie. Jeste艣 z聽wydzia艂u zab贸jstw?

-聽Nie.

W艂a艣ciwie nie jest to k艂amstwo. Nie jestem tu na ich polecenie.

-聽Jeste艣 z聽Policji Krajowej?

-聽Tak -聽potwierdzam, zanim zd膮偶臋 pomy艣le膰.

-聽My艣la艂am, 偶e zjawicie si臋 dopiero pojutrze albo w聽poniedzia艂ek.

-聽Ach tak, no ale ja ju偶 jestem.

Chc臋 powiedzie膰 co艣 jeszcze, ale nie bardzo wiem co. Dziewczyna kogo艣 mi przypomina.

-聽Jestem Leo.

-聽Wiem.

-聽Tak?

Spuszcza wzrok, patrzy na r臋k臋, w聽kt贸rej 艣ciska telefon. Rumieni si臋, ma czerwone uszy i聽szyj臋. Powoli si臋 odpr臋偶a, k艂adzie kom贸rk臋 na stole.

-聽Czy my si臋 ju偶 kiedy艣 spotkali艣my? -聽pytam.

-聽Davidsson uprzedzi艂 mnie, 偶e pan przyjedzie.

Podchodz臋 do sto艂u i聽podaj臋 jej r臋k臋.

-聽Leo Junker.

Podaje mi praw膮 d艂o艅, 艣ciskam j膮. Jest drobna i聽twarda.

-聽Tove.

Nawet nie mrugn臋艂a. Czuj臋 si臋 dziwnie nieprzyjemnie. Puszcza moj膮 d艂o艅. Zastanawiam si臋, o聽czym my艣li. Co z聽ni膮 jest nie tak, a聽mo偶e nie z聽ni膮, tylko ze mn膮? Wiem, 偶e niekt贸rzy czuj膮 si臋 w聽mojej obecno艣ci skr臋powani. Mru偶臋 oczy i聽zerkam na bia艂膮 tablic臋 na 艣cianie.

-聽Kto to jest?

-聽Na tym zdj臋ciu?

-聽Tak, ten m臋偶czyzna w聽samochodzie. To on?

-聽Czyli kto?

-聽Sprawca…

Tove wstaje, krzes艂o 艣lizga si臋, sunie po pod艂odze. Wychodzi szybkim krokiem, zostawia mnie w聽po艂owie zdania.

Patrz臋 za ni膮. 艢wiat to dziwne miejsce.

PODCHODZ臉 DO TABLICY ze zdj臋ciem, kt贸re kto艣 przyczepi艂 do niej magnesem. Niewyra藕na fotografia, nieostre zdj臋cie cz艂owieka w聽zamazanym samochodzie, kt贸ry wygl膮da na do艣膰 drogi. M臋偶czyzna. Chyba si臋 po co艣 schyla. Mru偶臋 oczy. Jego twarz to szara plama, bez rys贸w, bez zmarszczek, bez niczego.

Na stole le偶膮 sterty papier贸w i聽zdj臋cia z聽miejsca zbrodni. To dopiero zarys dochodzenia, ale od czego艣 trzeba przecie偶 zacz膮膰. Przygl膮dam si臋 zawarto艣ci foliowych torebek: jakie艣 ubrania, segregatory, kable do komputera. Zebrane w聽jednym miejscu wydaj膮 si臋 dowodzi膰 jednego: ludzie pracuj膮cy na miejscu zbrodni najwyra藕niej nie bardzo wiedzieli, czego szuka膰.

Bior臋 tabletk臋 halcionu. Tu偶 pod powiekami ca艂y czas mam dziwn膮 mg艂臋.

K膮tem oka widz臋 zdj臋cia martwego Levina.

Podejrzewaj膮, 偶e pope艂niono zbrodni臋. To wszystko, co powiedzia艂a mi Morovi.

Bior臋 do r臋ki jedno ze zdj臋膰. Levin le偶y na pod艂odze, z聽dziury na wysoko艣ci skroni lecia艂a krew, ca艂e mn贸stwo krwi. To wszystko, co widz臋. Wpatruj臋 si臋 w聽zdj臋cie jak zahipnotyzowany.

Puszczam je. Spada obok zdj臋cia zrobionego niedaleko drzwi prowadz膮cych do kuchni, wida膰 cia艂o i聽krew, ale z聽pewnej odleg艂o艣ci, kuchenny blat i聽lod贸wk臋, a聽w聽rogu dwa krzes艂a i聽st贸艂. Na stole dwie fili偶anki z聽kaw膮. Zastanawiam si臋, czy to, jak stoj膮 krzes艂a, co艣 znaczy.

Trzecie zdj臋cie pokazuje chmur臋 krwi na 艣cianie. Mija chwila, zanim dociera do mnie, co mam przed sob膮. Levin musia艂 siedzie膰 na krze艣le, kiedy zosta艂 zastrzelony.

Bior臋 do r臋ki kolejne zdj臋cie, czwarte. Stukam w聽nie palcem. Wida膰 na nim kosz na 艣mieci, stoi pod zlewem. Niebieskie wiadro, bez plastikowej torby w聽艣rodku.

Przegl膮dam reszt臋 materia艂贸w, ale stoj膮ce powietrze mnie dekoncentruje. Zostawiam papiery i聽podchodz臋 do okna, k艂ad臋 d艂onie na parapecie. Pali mnie. Ulice s膮 puste, jak ta salka.

-聽Gdzie, do diab艂a, s膮 wszyscy?

Podnosz臋 wzrok, patrz臋 w聽niebo.

Co艣 z聽tym miejscem jest nie tak. Panuj膮cy tu spok贸j wydaje si臋 nieobliczalny, jakby w聽ka偶dej chwili mog艂a nas porwa膰 wielka fala. Tak to czuj臋.

Co, do diab艂a, robi艂 tu Levin?

KROKI. KROKI ZA MOIMI plecami. Tove wraca i聽siada na krze艣le, wpatruje si臋 w聽kartk臋 papieru, co艣 w聽rodzaju listy. Wyjmuje kom贸rk臋.

-聽Gdzie s膮 wszyscy? -聽pytam.

-聽To znaczy?

-聽Tu nikogo nie ma.

-聽Nie jest nas zbyt du偶o -聽m贸wi, nie podnosz膮c g艂owy. -聽A聽ci, kt贸rzy s膮… no c贸偶… jest wiecz贸r 艣wi臋tego Jana…

-聽Ale jest dopiero pora lunchu. Jest pierwsza.

-聽Maj膮 zebranie. Trzeba wyj艣膰 na korytarz, potem skr臋ci膰 w聽lewo i聽i艣膰 prosto, to ten du偶y pok贸j w聽g艂臋bi.

-聽Davidsson tam jest?

-聽Nie.

-聽A聽gdzie jest?

-聽Nie wiem.

-聽Masz jego numer?

-聽Oczywi艣cie, 偶e mam. To m贸j szef.

-聽Chcia艂bym z聽nim porozmawia膰.

Nie odpowiada. Zastanawiam si臋, czy jej nie zabra膰 kom贸rki, ale szybko dochodz臋 do wniosku, 偶e to jednak nie najlepszy pomys艂.

-聽To on? -聽pytam tylko i聽siadam po drugiej stronie sto艂u. -聽Sprawca?

-聽Ten na zdj臋ciu w聽samochodzie?

-聽Nie odpowiedzia艂a艣 mi, wysz艂a艣…

Tove blokuje przyciski w聽kom贸rce, odk艂ada j膮 na bok, nasze spojrzenia si臋 spotykaj膮.

-聽S膮dzimy, 偶e to on. -聽Mam wra偶enie, 偶e to wszystko, na co jest w聽stanie si臋 zdoby膰, ale po chwili ci膮gnie dalej: -聽Zdj臋cie zrobi艂 艣wiadek. Widzia艂, jak kto艣 wychodzi z聽domu i聽idzie do samochodu. A聽potem wsiada i聽odje偶d偶a.

-聽I聽nie macie poj臋cia, kto to mo偶e by膰?

-聽Najmniejszego.

Tym razem to wszystko, co ma mi do powiedzenia. Czuj臋, 偶e powinienem si臋 napi膰 wody. Halcion zacz膮艂 dzia艂a膰, szum w聽skroniach cichnie, w聽klatce piersiowej przestaje wibrowa膰, w聽oczach czuj臋 drobny 偶wirek.

-聽Jak s膮dzisz, co tam si臋 sta艂o? -聽pytam.

-聽Mam zgadywa膰?

-聽Spyta艂em, jak s膮dzisz.

Czy wszyscy tu s膮 tacy jak ona?

-聽Sprawca przyje偶d偶a volvo, parkuje, jest oko艂o wp贸艂 do dziesi膮tej. - Przeci膮ga paznokciem kciuka po blacie, jakby pr贸bowa艂a zetrze膰 jak膮艣 plam臋. -聽Levin go wpuszcza, co 艣wiadczy o聽tym, 偶e go zna, a聽przynajmniej 偶e go rozpoznaje. Siadaj膮 w聽kuchni, Levin prawdopodobnie cz臋stuje go kaw膮. Wypija kilka 艂yk贸w, w聽przeciwie艅stwie do sprawcy. Rozmawiaj膮, tak przynajmniej zak艂adamy. Mo偶e nawet jakie艣 trzy kwadranse. Potem sprawca wstaje i聽strzela mu w聽g艂ow臋. -聽Tove krzy偶uje r臋ce na w膮skiej klatce piersiowej. -聽Mniej wi臋cej tak to wygl膮da艂o.

-聽A聽potem?

-聽Sprawca bierze kilka rzeczy z聽sypialni, z聽biurka: komputer, drukark臋 i聽kom贸rk臋. Wsiada do volvo i聽odje偶d偶a. -聽Pociera doln膮 warg臋. -聽Mniej wi臋cej tak to mog艂o wygl膮da膰.

-聽A聽ten 艣wiadek… -聽Szukam w聽pami臋ci jego nazwiska. -聽Fredrik Oskarsson. Widzia艂, jak le艣n膮 艣cie偶k膮 za domem szed艂 jaki艣 m臋偶czyzna.

-聽Tak?

-聽No… -聽zaczynam, waham si臋. Mo偶e czego艣 nie zrozumia艂em. -聽To m贸g艂 by膰 sprawca.

Tove kr臋ci g艂ow膮.

-聽Mam 艣wiadka, kt贸ry widzia艂 zaparkowany samoch贸d, przy Alvav盲gen 10. Dlaczego kierowca mia艂by i艣膰 do lasu?

-聽Tak, ale… -聽Nasze spojrzenia si臋 spotykaj膮. Widz臋 ch艂贸d w聽jej oczach i聽wiem, 偶e dalsza rozmowa nie ma sensu. Co艣 jest nie tak, ale nie ma to nic wsp贸lnego ze mn膮. -聽Masz racj臋 -聽m贸wi臋.

-聽Sprawdz臋, mo偶e uda mi si臋 z艂apa膰 Davidssona -聽mamrocze i聽si臋ga po kom贸rk臋.

-聽Sk膮d wiedzia艂a艣, 偶e mam na imi臋 Leo?

-聽Ju偶 m贸wi艂am. -聽Przyk艂ada kom贸rk臋 do ucha. -聽Davidsson o聽tym wspomnia艂.

-聽Ale…

-聽To ja -聽m贸wi, s艂ysz膮c g艂os po drugiej stronie. -聽Jest tu facet z聽Krajowej Policji Kryminalnej. Pyta o… Tak, wiem, ale jeden z聽nich ju偶 tu jest. Zadzwonisz do Sztok… W聽porz膮dku. Tak, ju偶 zacz臋li艣my. Pokaza艂am mu zdj臋cia i… Mam przed sob膮 list臋 mieszka艅c贸w, kt贸rzy mogli widzie膰 samoch贸d. Umawiam si臋 z聽nimi na rozmowy.

S艂ysz臋 ich g艂osy: g艂os Tove tu偶 obok mnie i聽jego po drugiej stronie linii, g艂臋boki, brzydki. Po chwili przestaj臋 si臋 ws艂uchiwa膰 w聽s艂owa, pod jednym z聽segregator贸w dostrzegam zrobione polaroidem zdj臋cie.

Wyjmuj臋 je i聽widz臋, 偶e na odwrocie Levin napisa艂:

Ja, Marika i聽Eva, wiosna 78

Tove ko艅czy rozmow臋.

-聽Je艣li mo偶esz zaczeka膰, to Davidsson b臋dzie za p贸艂 godziny.

-聽W聽porz膮dku -聽rzucam i聽wracam do zdj臋cia. -聽1978. Wiecie, gdzie zosta艂o zrobione?

Tove szuka w艣r贸d zdj臋膰 zrobionych na miejscu zbrodni.

-聽Tutaj.

Por贸wnuj臋 zdj臋cia. Wygl膮da na to, 偶e na tym, kt贸re mi w艂a艣nie poda艂a, wida膰 jego po艂膮czony z聽sypialni膮 gabinet.

-聽W聽tym samym domu?

-聽W聽tym samym pokoju. -聽Tove wstaje, zbiera swoje rzeczy. -聽Musz臋 ju偶 i艣膰. Za chwil臋 przyjdzie Davidsson. Prosz臋 tu zaczeka膰.

Zn贸w patrz臋 na tablic臋, na zdj臋cie m臋偶czyzny w聽ciemnym volvo.

-聽Kazali艣cie szuka膰 samochodu?

Tove si臋 zatrzymuje.

-聽Oczywi艣cie. Ale bior膮c pod uwag臋 okoliczno艣ci, nie s膮dz臋, 偶eby to co艣 da艂o.

-聽Jakie okoliczno艣ci?

-聽Ma fa艂szywe tablice rejestracyjne. Nie m贸wi艂am?

-聽Nie.

Wzrusza ramionami i聽wychodzi.

CZEKAJ膭C NA DAVIDSSONA, zacz膮艂em przegl膮da膰 dane i聽niemal natychmiast tego po偶a艂owa艂em.

Wiem, 偶e mia艂 偶on臋, Els臋 Wiklander, wiem, 偶e kilka lat temu umar艂a. Widzia艂em ich razem kilka razy, czasem mi o聽niej opowiada艂. By艂em przekonany, 偶e by艂a jego m艂odzie艅cz膮 mi艂o艣ci膮.

Eva Levin, nazwisko panie艅skie Alderin.

To, 偶e ju偶 kiedy艣 by艂 偶onaty, jest dla mnie takim zaskoczeniem, 偶e w聽pierwszej chwili jestem przekonany, 偶e pomylono jego dane z聽danymi kogo艣 innego. Ale nie, to nie pomy艂ka.

Eva Levin. Zgin臋艂a w聽wypadku samochodowym zim膮 1980 roku. Wszcz臋to dochodzenie, na stole le偶y jasnobr膮zowa teczka z聽plikiem sprawozda艅. Przegl膮dam je. Sprawa wydaje si臋 jasna: odebra艂a c贸rk臋 Marik臋 od kole偶anki i聽wraca艂a do domu. Matka zmar艂a, dziecko prze偶y艂o. Zdj臋cia pokazuj膮 k臋p臋 drzew. Samoch贸d wpad艂 na jedno z聽nich, wybuch艂 po偶ar, po ugaszeniu zosta艂 czarny wrak. Odnotowano, 偶e samoch贸d by艂 stary, bak wymaga艂 wymiany. W聽wyniku kolizji w聽baku powsta艂a szpara, wystarczy艂a jedna iskra.

Czuj臋 uk艂ucie w聽sercu, b贸l, kt贸ry si臋 czuje, u艣wiadamiaj膮c sobie, 偶e kto艣 nam bliski straci艂 kogo艣, kogo kocha艂.

Uk艂ucie w聽sercu, mo偶e r贸wnie偶 z聽powodu Mariki Levin.

Ma c贸rk臋.

Wpatruj臋 si臋 w聽jej imi臋, pr贸buj臋 zrozumie膰, co to wszystko znaczy. Dlaczego nigdy mi o聽tym nie powiedzia艂? Ukrywa艂 j膮? Dlaczego?

Wychodz臋 z聽ceglanego budynku. Ulic膮 jedzie traktor, w聽kabinie siedzi dw贸ch pot臋偶nie zbudowanych m臋偶czyzn. Silnik kaszle, d藕wi臋ki mieszaj膮 si臋 z聽lec膮c膮 z聽g艂o艣nika muzyk膮: tell me, tell me, tell me, baby, oh, who wrote the book of love? I've got to know the answer, was it someone from above?

Patrz臋 za traktorem i聽wtedy nagle sobie przypominam.

Ju偶 kiedy艣 s艂ysza艂em to imi臋: Marika, ale nie Levin. Marika Alderin.

Nieca艂膮 dob臋 temu, kiedy dw贸ch 艣wie偶o zatrudnionych opiekun贸w w聽recepcji szpitala St:G枚ran szykowa艂o leki dla pacjent贸w, a聽ja czeka艂em, a偶 b臋d臋 si臋 m贸g艂 podpisa膰 na li艣cie go艣ci Grima. Jestem pewien, 偶e s艂ysza艂em, jak m贸wi膮: Marika Alderin.

To musi by膰 ta sama osoba.

Wydaje mi si臋 to tak absurdalne, 偶e zaczynam si臋 艣mia膰. Ironia losu: c贸rka Levina przebywa na tym samym oddziale, na kt贸rym jest m贸j najlepszy przyjaciel.

STOJ臉 NA RYNKU, przy samochodzie, i聽dochodz臋 do wniosku, 偶e nie bardzo jest tu co robi膰. Jest oczywi艣cie bar, Brukets Bar, sklep spo偶ywczy, sklep z聽ubraniami Hannes Mode, kiosk, punkt ksero, w聽kt贸rym wydaje si臋 r贸wnie偶 paczki i聽w聽kt贸rym s膮 skrytki pocztowe, sklep monopolowy i聽stary, nieczynny ju偶 hotel. Wygl膮da na to, 偶e to wszystko, ale mo偶e wi臋cej wcale nam nie trzeba.

Gasz臋 papierosa i聽zaczynam szuka膰 kluczyk贸w. Kit le偶y na pod艂odze, w聽cieniu fotela pasa偶era. Kiedy otwieram drzwi, podnosi 艂ebek, patrzy na mnie sennie, mruga, a聽kiedy mnie rozpoznaje, odwraca si臋 ode mnie obra偶ony.

-聽To nie jest najlepsze miejsce -聽m贸wi臋. Bior臋 go na r臋ce, wysiadam i聽zamykam drzwi. -聽Jest piekielnie gor膮co.

Wracam na komend臋 z聽kotem na r臋ku. Kit rozgl膮da si臋 zdumiony, jakby si臋 zastanawia艂, gdzie, do licha, wyl膮dowa艂.

Davidssona ci膮gle nie ma. Puszczam Kita na pod艂og臋 w聽sali konferencyjnej, zamykam drzwi i聽pr贸buj臋 ustawi膰 okna w聽pozycji uchylonej. Walcz臋 z聽nimi, zahaczam o聽co艣, nie potrafi臋 powiedzie膰 o聽co, widz臋, 偶e mam zakrwawion膮 d艂o艅. Kiedy w聽ko艅cu udaje mi si臋 upora膰 z聽oknami, d艂onie mam ca艂e umazane krwi膮.

Kit siedzi na pod艂odze i聽wygl膮da na ubawionego.

Id臋 do 艂azienki, zmywam krew, owijam r臋k臋 papierem. Wychodz膮c, wybieram w聽kom贸rce numer Gabriela Bircka.

S艂ysz臋, jak wybrzmiewaj膮 kolejne dzwonki, d艂ugie, faluj膮ce, jeden, drugi, trzeci, w聽ko艅cu w聽s艂uchawce rozlegaj膮 si臋 trzaski.

-聽Gdzie jeste艣, do cholery?

-聽Mam urlop.

-聽Nie masz urlopu. Masz dy偶ur.

-聽Przedwczoraj z艂o偶y艂em podanie o聽urlop.

S艂ysz臋, jak stuka w聽klawiatur臋. Gra telewizor, cicho, leci jaki艣 program publicystyczny. W聽tle odg艂osy Kungsholmen: wpadaj膮 przez otwarte okno w聽pokoju Bircka.

-聽I聽przyj臋li je? Tu偶 przed 艣wi臋tem?

-聽Tak. Co robisz?

-聽Pracuj臋 nad spraw膮 usi艂owania zab贸jstwa w聽Observatorielunden.

-聽I聽co?

-聽W聽porz膮dku -聽m贸wi Birck, dalej uderzaj膮c w聽klawisze. Ostre, gwa艂towne d藕wi臋ki. -聽DNA si臋 zgadza, tak twierdz膮 technicy z聽laboratorium. A聽co ty robisz, skoro ci臋 tu nie ma?

-聽Jestem w聽Bruket.

-聽W聽Bruket? Gdzie to jest? Gdzie艣 w聽okolicach Uppsali?

-聽Gdzie艣 na granicy Hallandii i聽Smolandii. Sam dok艂adnie nie wiem.

-聽Hallandia? Kawa艂 drogi. Co tam robisz?

-聽S艂ysza艂e艣 o聽Levinie?

STUKANIE USTAJE.

-聽Tak -聽m贸wi Birck, 艂agodniej, innym tonem. -聽S艂ysza艂em. Bardzo mi przykro.

-聽Przeni贸s艂 si臋 tu wiosn膮. Pomy艣la艂em, 偶e… chcia艂em go zobaczy膰.

-聽Jak zgin膮艂?

-聽Od strza艂u w聽g艂ow臋.

Cisza. W聽tle leci prognoza pogody, w聽Sztokholmie 艣wi臋to ma by膰 deszczowe.

-聽Wi臋c raczej nie ma nic do ogl膮dania -聽odzywa si臋 Birck. -聽Dlatego prze艂o偶y艂e艣 urlop? 呕eby m贸c tam pojecha膰?

-聽Tak.

-聽Wiesz, 偶e to nie jest dobry pomys艂.

Zn贸w zapada cisza. W聽telewizji lec膮 reklamy, podniecony m臋ski g艂os oznajmia, 偶e gdzie艣 mo偶na kupi膰 komplet mebli ogrodowych za jedyne trzysta dziewi臋膰dziesi膮t dziewi臋膰 koron. Od upa艂u zaczyna mi si臋 kr臋ci膰 w聽g艂owie, mrugam oczami.

-聽Chcia艂e艣 co艣 ode mnie? -聽pyta Birck.

-聽Chcia艂em ci臋 o聽co艣 poprosi膰. A聽w艂a艣ciwie o聽dwie rzeczy. Przede wszystkim nie m贸w nic Morovi.

-聽To zale偶y, co planujesz.

-聽Gabriel -聽prosz臋 go.

-聽Co mam powiedzie膰, kiedy mnie spyta?

-聽Wie, 偶e mam urlop, ale nie chc臋, 偶eby wiedzia艂a, 偶e tu jestem.

Birck wzdycha.

-聽W聽porz膮dku.

-聽A聽poza tym… -聽Milkn臋, zamykam na chwil臋 oczy. -聽Poza tym chcia艂bym, 偶eby艣 za艂atwi艂 Grimowi 艂adowark臋 do kom贸rki. Dam ci pieni膮dze…

-聽Co? -聽Birck jest autentycznie zaskoczony. -聽Leo, do diab艂a…

-聽Zaczekaj. Chcia艂bym, 偶eby艣 go poprosi艂, 偶eby w聽zamian za t臋 艂adowark臋 opowiedzia艂 ci o聽wizycie Levina w聽szpitalu. Podejrzewam, 偶e regularnie tam kogo艣 odwiedza艂, kobiet臋. Marik臋 Alderin.

Birck milczy d艂u偶sz膮 chwil臋.

-聽Mam si臋 z聽nim targowa膰?

-聽Tak teraz wygl膮daj膮 nasze relacje.

-聽Pr贸bowa艂 ci臋 zabi膰. Pr贸bowa艂 te偶 zabi膰 Sam.

-聽Wiem.

-聽Wi臋c jak…

-聽Wiem, okej? To chore, ale chc臋 wiedzie膰.

-聽Kretyn ma kom贸rk臋. Zadzwo艅 do niego.

-聽To nie jest rozmowa na kom贸rk臋.

Birck wzdycha po raz kolejny. Mam przed oczami jego twarz, jego zm臋czone oczy. Co艣 szele艣ci, wyrywa kartk臋 z聽notesu, s艂ysz臋 pstrykni臋cie d艂ugopisu, raz, po chwili drugi.

-聽Jak si臋 nazywa ta kobieta?

-聽Marika Alderin -聽m贸wi臋 i聽zaczynam literowa膰. -聽Nie jestem pewien, czy to j膮 odwiedza艂, ale podejrzewam, 偶e tak. Nie podawaj mu od razu jej nazwiska, bo wtedy natychmiast to potwierdzi, niezale偶nie od tego, czy to prawda, czy nie. Niech sam ci je poda.

-聽A聽je艣li tego nie zrobi?

-聽Spr贸buj co艣 wymy艣li膰.

-聽Nie zamierzam improwizowa膰, rozmawiaj膮c z聽Johnem Grimbergiem - o艣wiadcza Birck i聽nie mog臋 mie膰 mu tego za z艂e.

Zn贸w s艂ysz臋 pstrykni臋cie d艂ugopisu. Pewnie nim obraca, bo po chwili klnie. S艂ysz臋, jak d艂ugopis spada na pod艂og臋.

-聽Kim jest ta kobieta? -聽pyta.

-聽C贸rk膮 Levina.

Przeci膮gaj膮ce si臋 sekundy ciszy.

-聽No nie…

-聽Tak.

-聽Wiedzia艂e艣 o聽tym? 呕e mia艂 c贸rk臋?

-聽Nie. Nie s膮dz臋, 偶eby ktokolwiek o聽tym wiedzia艂. Znale藕li jej zdj臋cie, tak si臋 dowiedzia艂em. To, 偶e utrzymywa艂 to w聽tajemnicy, a聽na to wygl膮da, musi co艣 znaczy膰.

-聽Brzmi sensownie. Rozumiem.

Podaj臋 mu mark臋 i聽model 艂adowarki. Nic nie m贸wi, ale s艂ysz臋, 偶e notuje. Skrobanie d艂ugopisu o聽papier sprawia, 偶e zaczynam t臋skni膰 za domem.

Kit wskakuje na st贸艂, st膮pa po zdj臋ciach z聽miejsca zbrodni, przygl膮da im si臋, jakby kry艂y jak膮艣 tajemnic臋.

-聽Udanego 艣wi臋towania -聽m贸wi Birck.

WE WSPOMNIENIACH CZUJ臉 si臋 starszy, ni偶 jestem teraz. Jak przez mg艂臋 widz臋, jak p贸藕n膮 jesieni膮, wiele lat temu, zaczynam pracowa膰 w聽wydziale zab贸jstw. W艂a艣nie tam spotykam Levina. Przydzielono mi biurko w聽k膮cie du偶ego pokoju, siedz臋 tam zagubiony, kiedy nagle staje przede mn膮: wysoki, chudy, ju偶 wtedy z聽ogolon膮 g艂ow膮, w聽okularach w聽czarnych oprawkach na orlim nosie, tu偶 nad w膮skimi ustami.

-聽Nasz nowy nabytek -聽m贸wi. Wyjmuje r臋k臋 z聽kieszeni i聽u艣miecha si臋 szeroko. -聽Charles Levin.

-聽Leo Junker.

-聽Nie spotkali艣my si臋 podczas rekrutacji. Zwykle trzymam si臋 z聽dala. Przynajmniej formalnie.

Rozgl膮da si臋, zauwa偶a krzes艂o przy jednym z聽biurek, siada na nim, zak艂ada nog臋 na nog臋.

-聽Przychodzisz z聽wydzia艂u do spraw broni, tak?

-聽Tak.

-聽A聽wcze艣niej gdzie by艂e艣?

-聽W聽narkotykach. Kilka miesi臋cy, po sta偶u w聽wydziale porz膮dku publicznego.

-聽Podoba艂o ci si臋?

-聽W聽porz膮dku publicznym? Niespecjalnie.

艢mieje si臋.

-聽Mnie w聽swoim czasie si臋 podoba艂o. By艂em w聽pierwszym okr臋gu, pe艂ni艂em obowi膮zki kierownika. Tak to si臋 wtedy nazywa艂o.

Ju偶 w聽samej jego obecno艣ci -聽czuj臋 to wyra藕nie -聽jest co艣 niezwyk艂ego. Jakby ca艂y pok贸j 偶y艂 jego rytmem. Gdyby chcia艂, m贸g艂by nagle znikn膮膰 albo pojawi膰 si臋 w聽艣wiat艂ach reflektor贸w.

-聽Ile masz lat, Leo?

-聽Dwadzie艣cia osiem.

-聽A聽ja ponad sze艣膰dziesi膮t -聽m贸wi zamy艣lony. -聽Jestem stary, bo to chyba du偶o, prawda?

-聽Na pewno wi臋cej ni偶 dwadzie艣cia osiem.

Zn贸w si臋 艣mieje, g艂o艣no, gwa艂townie.

-聽To prawda. Nie da si臋 ukry膰, 偶e czuj臋 zapach papieros贸w. Jakie palisz?

-聽Chesterfieldy.

Unosi brwi.

-聽Naprawd臋?

Wyci膮gam paczk臋 z聽kieszeni i聽pokazuj臋 mu.

-聽M贸j dawny szef te偶 pali艂 chesterfieldy -聽m贸wi, przygl膮daj膮c si臋 paczce. -聽Oficjalnie nie pal臋, bo nie jest dobrze widziane, 偶eby ludzie na kierowniczych stanowiskach w聽policji palili. M贸wi si臋, 偶e powinni艣my dawa膰 przyk艂ad, a聽palenie w聽tym przeszkadza. Kompromitowa艂oby nas. Cokolwiek to znaczy.

Otwieram paczk臋, wyjmuj臋 papierosa, podaj臋 mu, ukrywaj膮c go w聽d艂oni.

-聽Przypomnia艂 mi si臋 kawa艂, kt贸ry opowiada艂 m贸j by艂y szef -聽m贸wi Levin, kiedy jaki艣 czas p贸藕niej stoimy za rogiem, dr偶膮c z聽zimna, ka偶dy z聽papierosem w聽r臋ku.

-聽M贸w.

-聽Nie jest szczeg贸lnie zabawny.

-聽Teraz ju偶 musisz mi opowiedzie膰.

Zaci膮gam si臋 po raz ostatni.

-聽Wiesz, kim by艂 Erich Honecker?

-聽Politykiem? Z聽dawnego NRD?

-聽By艂 enerdowskim przyw贸dc膮 w聽latach siedemdziesi膮tych i聽osiemdziesi膮tych. No wi臋c pewnego ranka Honecker stoi na balkonie i聽膰wiczy, i聽nagle s艂yszy, 偶e odzywa si臋 do niego s艂o艅ce: Dzie艅 dobry, panie Honecker! Opowiada o聽tym towarzyszom z聽partii. Podczas przerwy na obiad zaprasza kilku z聽nich do domu. Wszyscy zbieraj膮 si臋 na balkonie i聽s艂ysz膮, jak s艂o艅ce m贸wi: Dzie艅 dobry, panie Honecker! S膮 bardzo zdziwieni. Zaczynaj膮 rozmawia膰 o聽cudzie, kt贸rego przed chwil膮 byli 艣wiadkami. Honecker wraca wieczorem do domu i聽widzi, jak s艂o艅ce chowa si臋 za horyzontem. Tym razem jednak milczy jak g艂az. S艂o艅ce! -聽wo艂a Honecker. -聽Rano powiedzia艂e艣 mi dzie艅 dobry, w聽po艂udnie te偶, dlaczego teraz milczysz? Po chwili rozlega si臋 drwi膮cy 艣miech: Poca艂uj mnie w聽dup臋, Honecker. Teraz ju偶 jestem na zachodzie.

Levin milknie i聽patrzy na mnie.

-聽To wtedy by艂o zabawne? -聽pytam.

-聽Niekt贸rych to 艣mieszy艂o, na przyk艂ad mojego szefa.

-聽Chyba nie mia艂 wielu przyjaci贸艂?

-聽Ale偶 mia艂. Ale nie dzi臋ki poczuciu humoru.

Kiedy wracamy do komendy, Levin pyta, czy mo偶e mi opowiedzie膰 jeszcze jeden kawa艂.

-聽Tym razem kr贸tszy -聽m贸wi.

-聽Chyba nie mam wyboru.

-聽No wi臋c s膮 trzy rodzaje ludzi: ci, kt贸rzy opowiadaj膮 dowcipy, ci, kt贸rzy je spisuj膮, i聽ci, kt贸rzy pracuj膮 w聽S盲po i聽spisuj膮 tych, kt贸rzy sobie dowcipkuj膮.

SIADAM NA KRZE艢LE w聽sali konferencyjnej, ocieram pot z聽czo艂a i聽zaczynam si臋 zastanawia膰, ile czasu minie, zanim si臋 zorientuj膮, 偶e nie jestem z聽Policji Krajowej. Prawd臋 m贸wi膮c, pope艂niam powa偶ne przest臋pstwo.

Na korytarzu kto艣 gwa艂townie kicha. Po chwili do sali wchodzi t臋gi m臋偶czyzna: najpierw widz臋 jego brzuch, potem r臋k臋 z聽chusteczk膮. Wyciera nos, dotyka spoconego czo艂a.

-聽Leo Junker. -聽Wstaj臋. -聽Jestem ze Sztokholmu.

-聽Ola Davidsson -聽mamrocze. Nagle jego wzrok pada na co艣 za mn膮. -聽Co, do diab艂a?

Kot w艂a艣nie zacz膮艂 si臋 dobiera膰 do jednej z聽zamkni臋tych torebek. Czerwieni臋 si臋.

-聽Musia艂em wzi膮膰 go ze sob膮. -聽Zdejmuj臋 kota ze sto艂u, podchodz臋 do drzwi, zamykam je. -聽Inaczej nie m贸g艂bym przyjecha膰 tak szybko.

-聽Jak si臋 nazywa?

-聽Kit.

-聽Jak samoch贸d z聽Knight Rider?

-聽Tak. Albo jak Kit, z聽KitKat. Jak kto woli.

Davidsson pochyla si臋, opiera d艂onie na kolanach, a聽z聽jego ust wydobywa si臋 co艣, co przypomina 艣miech.

-聽Cze艣膰, Kit.

Kot przygl膮da mu si臋 bez zainteresowania. Nagle ociera si臋 o聽jego grube 艂ydki, a聽on zaczyna rechota膰. Prostuje si臋 i聽macha r臋k膮.

-聽Usi膮d藕.

Siadamy na krzes艂ach.

-聽Rozumiem, 偶e Midsommar nie jest twoim ulubionym 艣wi臋tem. Skoro zgodzi艂e艣 si臋 przyjecha膰 ju偶 dzisiaj.

-聽Nie mam powod贸w do 艣wi臋towania.

-聽Jak b臋dziesz mia艂 dosy膰 sprawozda艅, przyjd藕 na stadion. Tam si臋 wszyscy spotykamy. -聽Wyjmuje z聽kieszeni pude艂eczko tic tac贸w, wytrz膮sa cztery pastylki i聽k艂adzie je na j臋zyku. -聽M贸wi臋 w聽s z聽y s c y, bo nie ma nas zn贸w tak wielu. Jestem ja, Tove, kt贸r膮 ju偶 pozna艂e艣, i聽jeszcze kilku ch艂opak贸w, kt贸rzy odpowiadaj膮 za porz膮dek. Poprosili艣my o聽wsparcie, o聽pi臋tnastu ludzi z聽okolicy. Wsp贸lnie b臋dziemy prowadzi膰 dochodzenie. Teraz pewnie ju偶 ich nie ma, rozjechali si臋 do dom贸w. To najgorsza pora roku na takie rzeczy, jeszcze gorsza ni偶 Wigilia i聽Nowy Rok.

-聽Tak -聽m贸wi臋, spogl膮daj膮c na wisz膮c膮 na 艣cianie bia艂膮 tablic臋. -聽Wiem - dodaj臋. -聽Jak my艣licie, co on tu robi艂?

-聽Levin? Na razie nic nie wiemy. Pewnie pracowa艂 nad r贸偶nymi sprawami.

-聽Sprawami? Jakimi?

Davidsson wygl膮da na zdziwionego, po raz pierwszy wyczuwam w聽nim policjanta.

-聽Nad r贸偶nymi nierozwi膮zanymi dochodzeniami. Tove nic nie wspomina艂a?

-聽Nie.

Davidsson marszczy brwi, odkas艂uje. Kicha. I聽zn贸w kaszle.

Pochyla si臋 nad sto艂em, szuka czego艣 w聽papierach porozrzucanych chaotycznie na stole, a聽mo偶e jednak nie tak chaotycznie, bo ju偶 po chwili wyci膮ga jaki艣 zeszyt.

-聽S膮 tutaj. By艂y w聽segregatorach, na samym spodzie kartonu z聽ksi膮偶kami i聽zdj臋ciami.

Przerzucam dokumenty. Policyjne sprawozdania, stare sprawy: morderstwo z聽u偶yciem no偶a na przedmie艣ciu w聽1997 roku, gwa艂t w聽Enskede w聽2001, usi艂owanie zab贸jstwa w聽centrum w聽2005 i聽morderstwo na John Ericssonsgata na Kungsholmen w聽2010. Pami臋tam jedynie ostatni膮 spraw臋, pracowa艂em wtedy w聽wydziale zab贸jstw. Levin by艂 moim szefem.

-聽To usi艂owanie zab贸jstwa w聽centrum… -聽m贸wi臋.

Davidsson usi艂uje co艣 zapisa膰 w聽kom贸rce.

-聽Gdzie jest reszta dokument贸w? To tylko notatki.

-聽No w艂a艣nie -聽stwierdza Davidsson i聽podnosi g艂ow臋. -聽I聽to jest dziwne. Nic wi臋cej nie ma.

-聽Zbrodnie, kt贸re nigdy nie zosta艂y wyja艣nione. Nad nimi pracowa艂?

-聽Mo偶liwe. Prawd臋 m贸wi膮c, nie wiemy, czym dok艂adnie si臋 zajmowa艂. Mamy nadziej臋, 偶e w艂a艣nie to pomo偶ecie nam wyja艣ni膰.

Odk艂adam papiery, przypominam sobie pami臋tniki Levina. Chcia艂bym si臋 dowiedzie膰, co w聽nich jest.

-聽Oczywi艣cie -聽mamrocz臋 pod nosem. -聽Nie wiem, dlaczego nic mi nie powiedzia艂a. Wasza kole偶anka.

-聽Co艣 z聽ni膮 nie tak. Z聽Waltersson.

-聽S艂ucham?

-聽Ma problemy.

-聽Jak si臋 nazywa?

-聽Waltersson. -聽Davidsson unosi brwi, krzy偶uje r臋ce na piersi. -聽A聽o聽co chodzi?

Robi臋 wszystko, 偶eby uspokoi膰 r臋ce.

-聽Znam to nazwisko.

-聽Pochodzi st膮d. Jej matka mieszka tu, w聽Bruket. Tak mi si臋 przynajmniej wydaje. O聽ojcu nic nie wiem. Poza tym, 偶e pracowa艂 w聽hucie, a聽potem, kiedy j膮 zlikwidowano, znikn膮艂. No i聽chyba mia艂a brata…

-聽Markusa.

-聽Markus -聽ci膮gnie Davidsson. -聽By艂 policjantem. Tak jak ona. Dziwne, 偶e rodze艅stwo wybiera ten sam zaw贸d, prawda?

-聽Zgin膮艂 -聽m贸wi臋 cicho.

-聽Pracowa艂 w聽Sztokholmie. Zosta艂 zastrzelony przez koleg臋, na Gotlandii.

Wstaj臋 i聽podchodz臋 do okna. 艢ciany zaczynaj膮 mnie przyt艂acza膰, 偶eby nie upa艣膰, musz臋 si臋 chwyci膰 sto艂u.

Wiedzia艂em, 偶e mia艂 siostr臋. A聽mo偶e nie?

R臋ce mi dr偶膮, wyjmuj臋 opakowanie halcionu. Zosta艂a jedna tabletka. Jedna. Szlag.

Maj, rok temu. Stoj臋 w聽porcie w聽Visby. Na wodzie w聽ciemno艣ciach p艂ynie 艂贸d藕 z, jak zak艂adamy, 艂adunkiem broni, kt贸ra tam, w聽porcie, ma zmieni膰 w艂a艣ciciela. Co艣 idzie nie tak. Mrugam oczami. W聽ciemno艣ciach, z聽broni膮 w聽r臋ku, zbli偶am si臋 do szczeliny mi臋dzy dwoma kontenerami. A聽on tam le偶y, Markus Waltersson, i聽wykrwawia si臋 na 艣mier膰.

-聽To wszystko? -聽pyta Davidsson za moimi plecami.

Nie wie, 偶e to by艂em ja. Nie zna mnie, mimo 偶e prasa rozpisywa艂a si臋 o聽tej sprawie jeszcze przez kilka tygodni po 艣mierci Markusa Walterssona. Mo偶e tak po prostu jest? Mo偶e tylko mi si臋 wydaje, 偶e wszyscy mi si臋 przygl膮daj膮, 偶e wci膮偶 m贸wi膮 o聽mnie za moimi plecami?

-聽Tak. To wszystko.

-聽Udanego 艣wi臋towania -聽m贸wi Davidsson, wstaje i聽wychodzi.

MARZEC 1971

Pierwszego marca 1971 roku Charles Levin i聽Eva spotkali si臋 po raz drugi. Zadzwoni艂 pod numer, kt贸ry mu zapisa艂a. Zanim to zrobi艂, sta艂 d艂ugo w聽budce telefonicznej w聽centrum kongresowym i聽wpatrywa艂 si臋 w聽kartk臋 z聽nier贸wnymi, kanciastymi cyframi, napisanymi przez kogo艣, kto w聽szkole najwyra藕niej zajmowa艂 si臋 ciekawszymi rzeczami ni偶 odrabianie lekcji.

Uderzy艂o go, 偶e kiedy odebra艂a, wcale nie wydawa艂a si臋 zdziwiona. Mo偶e kobiety takie jak ona ju偶 w聽wieku dwudziestu jeden lat przestaj膮 si臋 dziwi膰 m臋偶czyznom.

-聽Zamierzasz i艣膰 na wagary?

To by艂o jedyne pytanie, jakie mu zada艂a, a聽on czu艂, 偶e pal膮 go policzki.

Pami臋ta艂 jej g艂os. Jej osiemna艣cie pi臋膰dziesi膮t brzmia艂o tak grzesznie, 偶e m艂odzi ch艂opcy rumienili si臋, wracali do dom贸w, myli uszy i聽biegli z聽powrotem, 偶eby zn贸w j膮 us艂ysze膰.

-聽Tak -聽powiedzia艂. -聽Pozwol臋 sobie na wagary.

-聽A聽kiedy ostatnio sobie na to pozwoli艂e艣?

-聽Nie pami臋tam -聽powiedzia艂. -聽Nie pami臋tam, kiedy ostatnio mia艂em pow贸d -聽doda艂.

W聽s艂uchawce zapad艂a cisza. Doszed艂 do wniosku, 偶e mo偶e powiedzia艂 za du偶o.

-聽No to do zobaczenia -聽us艂ysza艂 po chwili.

Podczas przerwy na kaw臋 wymkn膮艂 si臋 z聽konferencji. Wzi膮艂 samoch贸d i聽po raz pierwszy mia艂 okazj臋 zobaczy膰 miasteczko w聽dziennym 艣wietle. Na horyzoncie wznosi艂y si臋 wysokie kominy, bia艂oszary s艂up dymu si臋ga艂 nieba.

Parking na rynku by艂 niewielki, zostawi艂 tam samoch贸d i聽ruszy艂 do sklepu, kt贸ry mie艣ci艂 si臋 w聽starym ciemnobr膮zowym drewnianym domu. W聽艣rodku sta艂o kilka w贸zk贸w na zakupy, obok kasy. Drzwi si臋 otworzy艂y i聽wysz艂a Eva. U艣miechn臋艂a si臋 do niego.

-聽Dok膮d chcesz i艣膰? -聽spyta艂a.

Rozejrza艂 si臋.

-聽A聽jaki mamy wyb贸r?

Roze艣mia艂a si臋, poprawi艂a niesforny kosmyk w艂os贸w.

-聽Dobre pytanie. Kawa艂ek st膮d jest ma艂a cukiernia. Nawet mi艂a, je艣li komu艣 nie przeszkadza przypalona kawa.

-聽Jestem policjantem. Przywyk艂em.

Cz臋sto go o聽to pytano. O聽to, jak to jest by膰 policjantem. A聽on to wykorzystywa艂, nie on jeden zreszt膮 -聽jego koledzy te偶 to robili, w聽knajpach i聽klubach przy Birger Jarlsgatan. Dzia艂a艂o.

Ale Eva go o聽to nie spyta艂a. Chcia艂a natomiast wiedzie膰, jakiej s艂ucha muzyki, czy pije kaw臋 z聽cukrem, czy bez, czy na 艣cianach w聽jego mieszkaniu wisz膮 obrazy, czy zdj臋cia, kiedy si臋 zakocha艂 po raz pierwszy, czy jest jedynakiem, czy mo偶e ma rodze艅stwo, czy nale偶y do tego rodzaju ludzi, kt贸rzy maj膮 w聽mieszkaniach dywany.

-聽Do tego rodzaju ludzi? -聽powt贸rzy艂, popijaj膮c przypalon膮 kaw臋. -聽Co masz na my艣li?

-聽To, czy mamy w聽domu dywany, czy nie, du偶o o聽nas m贸wi. Pewien rodzaj ludzi ma w聽domu dywany.

-聽I聽co to za ludzie?

Spu艣ci艂a wzrok, szuka艂a w艂a艣ciwych s艂贸w.

-聽To ci uporz膮dkowani. Zawsze porz膮dni, pozbierani, zawsze prosto od fryzjera. Je艣li kogo艣 sta膰 na kupno dywanu, sta膰 go te偶 na inne rzeczy. Podejrzewam, 偶e to w艂a艣nie tacy ludzie kupuj膮 obuwie ortopedyczne.

U偶y艂a okre艣lenia ortopedyczne, jakby to by艂o co艣 nale偶膮cego do obcej kultury.

-聽Nie mam dywan贸w -聽powiedzia艂 Charles.

-聽Tak podejrzewa艂am. -聽U艣miechn臋艂a si臋. -聽Ja te偶 nie mam.

Zapad艂 zmrok, kolory wok贸艂 nich si臋 zmieni艂y. Mieszka艂a przy Alvav盲gen, pi臋膰 minut samochodem od niewielkiego centrum. Nie mia艂a samochodu, je藕dzi艂a na rowerze albo chodzi艂a piechot膮, nawet zim膮. Wi臋c pojechali jego samochodem.

Zatrzyma艂 si臋 przy niskim jasnym p艂ocie. Za nim wi艂a si臋 艣cie偶ka z聽kamiennych p艂yt, prowadz膮ca do schod贸w i聽drzwi. Powiedzia艂a mu, 偶e kupi艂a dom rok temu. Kiedy sko艅czy艂a szko艂臋, postanowi艂a, 偶e b臋dzie oszcz臋dza膰, 偶eby kupi膰 dom.

Spyta艂a, czy napije si臋 z聽ni膮 wina. Ruchem g艂owy wskaza艂 na kuchenne okno ze szprosami, a聽potem na samoch贸d.

-聽Prowadz臋.

-聽Dzisiaj?

Roze艣mia艂a si臋, a聽jego zala艂a fala ciep艂a.

Usiedli na kanapie przed telewizorem, Eva podkuli艂a nogi i聽poprawi艂a kosmyk w艂os贸w. Po raz kolejny tego dnia 偶a艂owa艂, 偶e nie liczy艂, ile razy to zrobi艂a. Mia艂by potem co wspomina膰.

-聽My艣la艂a艣 kiedy艣 o聽tym, 偶eby si臋 st膮d wyprowadzi膰? -聽spyta艂.

Nie my艣la艂a.

-聽Tutaj dorasta艂am. Dobrze si臋 tu czuj臋, mam wszystko, czego mi trzeba. No… prawie wszystko -聽poprawi艂a si臋.

Wypi艂 艂yk wina, by艂o ci臋偶kie, czerwone.

-聽To tutaj normalne? -聽spyta艂. -聽To znaczy… 偶e ludzie tu zostaj膮.

-聽My艣l臋, 偶e tak. Nie wiem. A聽dlaczego mieliby nie zostawa膰?

Wyci膮gn臋艂a r臋k臋, dotkn臋艂a jego przedramienia, przeci膮gn臋艂a delikatnie paznokciami po sk贸rze. Zauwa偶y艂, 偶e staj膮 mu w艂oski na r臋ku, a聽ona zauwa偶y艂a, 偶e on to zauwa偶y艂.

Kiedy j膮 poca艂owa艂, odpowiedzia艂a gwa艂townie, zach艂annie. Czeka艂a na niego.

MARZEC 1984

Wschodnioniemiecka ambasada mie艣ci si臋 w聽L盲rkstaden, przy Bragev盲gen, w聽cichej okolicy mi臋dzy Karlav盲gen a聽Valhallav盲gen. Jest jedn膮 z聽tych ambasad, kt贸re nigdy nie zasypiaj膮, zawsze kto艣 tam czuwa, czeka. We wszystkich oknach pal膮 si臋 艣wiat艂a, za firankami przesuwaj膮 si臋 cienie, ulic膮 sun膮 samochody, niezale偶nie od pory dnia.

Poczucie obco艣ci. Niewiele trzeba, 偶eby je poczu膰.

-聽To niebezpieczne -聽stwierdza Charles. Kiedy mijaj膮 budynek ambasady, czuje, 偶e zapada si臋 g艂臋biej w聽fotel.

-聽Wiem. Ale ma co艣 z聽nog膮 i聽nie mo偶e spacerowa膰.

Samoch贸d jest jak duch, ch艂odny, cichy mercedes z聽tablicami rejestracyjnymi wyszukanymi na t臋 okazj臋 przez wydzia艂. Cyfrowy zegarek na desce rozdzielczej pokazuje, 偶e do p贸艂nocy zosta艂y jeszcze dwie godziny.

Niewielkie skrzy偶owanie w聽kszta艂cie litery T, w聽miejscu, gdzie Engelbrekts kyrkogata spotyka si臋 z聽脰stermalmsgatan. Paul zatrzymuje samoch贸d, ale nie wy艂膮cza silnika i聽ca艂y czas bacznie obserwuje okolic臋 we wstecznym lusterku. Charles pozwala my艣lom p艂yn膮膰. Nie zajmuje si臋 spraw膮, zastanawia si臋, jak d艂ugo opiekunka do dziecka wytrzyma tym razem.

-聽Halo? -聽m贸wi do niego Paul. -聽Og艂uch艂e艣?

-聽Ja… nie. Co m贸wi艂e艣?

-聽M贸wi艂em, 偶e s艂ysza艂em, 偶e hucie grozi zamkni臋cie.

-聽Hucie szk艂a?

-聽Tak. W聽dalszej perspektywie mo偶e to zagrozi膰 istnieniu ca艂ego miasteczka. Nie b臋d膮 w聽stanie sprosta膰 konkurencji. Dzisiaj wszystko jest ze sob膮 powi膮zane, ka偶dy tkwi w聽tej samej sieci, tylko w聽innym jej miejscu. -聽Milczy chwil臋. -聽Kiedy tam by艂e艣 ostatni raz?

-聽W聽Bruket? Nie by艂em tam od czasu naszego wyjazdu.

-聽Mo偶e poczu艂by艣 si臋 lepiej, gdyby艣 tam czasem pojecha艂?

Charles wygl膮da przez okno. Mija ich samotny biegacz, w聽艣wietle latarni wydaje si臋 pomara艅czowy. Biegnie i聽rozchlapuje b艂oto.

-聽Nie chc臋 o聽tym rozmawia膰 -聽stwierdza Charles.

-聽Musz臋 m贸c ci ufa膰, musz臋 wiedzie膰, 偶e mog臋 na ciebie liczy膰.

-聽Czy kiedykolwiek da艂em ci pow贸d, 偶eby艣 w聽to w膮tpi艂?

-聽Jeszcze nie. Znam ci臋 ju偶 ponad trzy lata. To…

-聽Przesta艅.

-聽To ci臋 z偶era. Codziennie…

-聽Przesta艅 -聽m贸wi Charles nieco g艂o艣niej.

-聽Z聽ka偶dym dniem jest gorzej.

Charles odwraca si臋 do Paula, pr贸buje rozlu藕ni膰 mi臋艣nie szcz臋ki, ale nie bardzo mu to wychodzi.

-聽Zamknij si臋.

-聽Nie zamierzam…

Powinien by艂 odpi膮膰 pas. Czujnik odbiera jego gwa艂towny ruch jak nag艂e hamowanie i聽cios trafia obok. Paul j臋czy i聽kaszle.

-聽Trafi艂e艣 mnie w聽szyj臋, kretynie.

Charles opiera g艂ow臋 o聽fotel, czuje pulsowanie krwi. Paul masuje szyj臋. Dysz膮 w聽nier贸wnym rytmie.

Na ulicy pojawia si臋 utykaj膮cy m臋偶czyzna, podpiera si臋 cienk膮 lask膮.

-聽Idzie -聽m贸wi Charles.

Paul otwiera usta, pr贸buje co艣 powiedzie膰.

-聽Bola艂o jak cholera. Jak brzmi臋?

-聽Jakby艣 by艂 przezi臋biony.

-聽Mo偶e by膰.

Paul si臋 prostuje i聽we wstecznym lusterku 艣ledzi wzrokiem zbli偶aj膮c膮 si臋 posta膰. Kiedy m臋偶czyzna jest zaledwie kilka krok贸w od nich, przekr臋ca kluczyk i聽uruchamia silnik. Mruczy cicho i聽przyjemnie.

Drzwi za nim si臋 otwieraj膮, w聽kabinie zapala si臋 艣wiat艂o. Do 艣rodka wpada wiecz贸r, wilgotny i聽zimny, a聽z聽nim wsiada m臋偶czyzna i聽ostro偶nie k艂adzie na siedzeniu lask臋.

-聽GOOD EVENING, Mister Kraus -聽m贸wi Paul.

-聽Mister Goffman. It's good to see you again -聽odpowiada Kraus.

Jest rezydentem wybranym po drugiej stronie muru przez enerdowski wywiad, HVA. Ambasada NRD funkcjonuje pod nazw膮 Rezydentura 227 i聽tak naprawd臋 jest jedynie zas艂on膮 dymn膮. W聽rzeczywisto艣ci jest central膮 wywiadowcz膮 dysponuj膮c膮 mo偶liwo艣ciami plac贸wki dyplomatycznej, a聽za jej dzia艂alno艣膰 odpowiada rezydent. Ambasador jest jedynie jej twarz膮 na zewn膮trz. Od trzech lat rezydentem jest Johann Kraus. W聽tym czasie do艣膰 chimeryczny starszy pan zd膮偶y艂 obrosn膮膰 legend膮, kt贸r膮 mo偶na niemal por贸wna膰 z聽legend膮 jego szefa, samego Markusa Miszy Wolfa.

Na 艣cianach w聽pokoju Krausa wisz膮 oprawione fotografie: Kraus stoi tu偶 za ministrem sprawiedliwo艣ci Stenem Wickbomem, witaj膮cym si臋 z聽ambasadorem. Obaj si臋 u艣miechaj膮, Kraus zachowuje kamienn膮 twarz. Inne zdj臋cie: Kraus i聽Gunnar Fredriksson, redaktor dzia艂u politycznego socjaldemokratycznej popo艂udni贸wki „Aftonbladet”, jedz膮 kolacj臋 w聽Operak盲llaren. Kraus u艣miecha si臋 szeroko, wyra藕nie zadowolony, podczas gdy Fredriksson jest zdenerwowany, jakby podejrzewa艂, 偶e zdj臋cie trafi na Kreml. I聽kolejne: Kraus siedzi w聽wygodnym fotelu obok dyrektora teatru Dramaten. Najwyra藕niej za chwil臋 rozpocznie si臋 przedstawienie. I聽jeszcze jedno: Kraus i聽ambasador z聽wizyt膮 w聽kancelarii rz膮du. Kraus trzyma w聽jednej r臋ce teczk臋, w聽drugiej fili偶ank臋 z聽kaw膮. Stoj膮 obok gabinetu Palmego, w聽tle wida膰 drzwi, s膮 uchylone.

To raczej trofea ni偶 pami膮tki.

-聽Mister Levin -聽m贸wi Kraus. -聽It's nice to see you too.

-聽Thank you. Yes.

-聽Co z聽twoj膮 nog膮? -聽pyta Paul.

-聽Coraz lepiej. -聽Kraus k艂adzie d艂o艅 na r膮czce laski i聽wygl膮da przez okno. -聽Szwedzka s艂u偶ba zdrowia jest niemal tak samo godna zaufania jak niemiecka. -聽Kiedy w聽kabinie ga艣nie 艣wiat艂o, marszczy brwi. -聽Ma pan czerwon膮 szyj臋, panie Goffman.

-聽To egzema -聽odpowiada Paul i聽skr臋ca w聽脰stermalmsgatan. -聽Kiedy jest zimno, zawsze mnie wysypuje.

Jedziemy Karlav盲gen w聽stron臋 Birger Jarlsgatan, cicho, spokojnie, bez 偶adnego planu, bez celu.

Kraus wygl膮da przez okno. Mo偶na by pomy艣le膰, 偶e widzi miasto po raz pierwszy. Spod czarnego kapelusza wida膰 elegancko przystrzy偶one g臋ste, przypr贸szone siwizn膮 w艂osy. Zza grubych szkie艂 okular贸w wida膰 jego oczy, ciemne jak dwie g艂臋bokie studnie. M贸wi po niemiecku, po szwedzku, po angielsku i聽po rosyjsku, ale zdecydowanie preferuje angielski, ch艂odny i聽pow艣ci膮gliwy j臋zyk kapitalist贸w i聽bur偶uazji. Pozwala mu trzyma膰 emocje na wodzy i聽kontrolowa膰 my艣li.

S艂yszy wszystko, wszystko widzi i聽jest w聽takim wieku, 偶e nic ju偶 nie jest w聽stanie go zadziwi膰. Pracuje w聽Stasi, jest ca艂kowicie oddany s艂u偶bie. Pracuje dla nich od zawsze.

-聽Jad艂em wczoraj lunch z聽jednym z聽waszych ministr贸w -聽m贸wi. -聽Nie zgadniecie, o聽czym rozmawiali艣my.

-聽O聽pieni膮dzach? -聽pr贸buje Paul.

Kraus si臋 艣mieje.

-聽To banalne. Nie, o聽moralno艣ci. S艂ysza艂em, jak kiedy艣 kto艣, nie pami臋tam ju偶, kto to by艂, powiedzia艂, 偶e moralno艣膰 ma odbicie w聽metodach, kt贸re wybieramy, 偶eby osi膮gn膮膰 cel. Zgadzacie si臋 z聽tym? - Milczenie. -聽Pewnie nie. Przypuszczam, 偶e podobnie jak 贸w minister uwa偶acie, 偶e moralno艣膰 wyra偶a si臋 raczej w聽celu. Mam racj臋? Tyle 偶e czasem trudno powiedzie膰, co jest naszym celem. Szczeg贸lnie kiedy si臋 jest Szwedem.

Mijaj膮 Roslagstull i聽Sveaplan, jad膮 w膮skimi uliczkami w聽stron臋 Odenplan. Zwykle tego rodzaju spotkania nie odbywaj膮 si臋 w聽ten spos贸b, twarz膮 w聽twarz, w聽samochodzie snuj膮cym si臋 po centrum miasta. W聽wi臋kszo艣ci przypadk贸w wymienia si臋 informacje, pieni膮dze albo towary, unikaj膮c spotka艅 z聽osobami zainteresowanymi. Charles, Paul i聽inni dzia艂aj膮cy w聽tej bran偶y zwykle staraj膮 si臋 nie rzuca膰 w聽oczy, ale pilna sprawa zmienia regu艂y.

-聽To wbrew wszelkim zasadom -聽m贸wi Kraus. -聽W艂a艣ciwie to mi si臋 to podoba! -聽艢mieje si臋. -聽Dw贸ch skorumpowanych szwedzkich policjant贸w ze s艂u偶b bezpiecze艅stwa i聽prosty urz臋dnik ambasady. To jakby powiedzie膰 fuck you zachodniemu imperializmowi i聽szwedzkiej neutralno艣ci.

-聽Nikt nas nie wiedzia艂? -聽pyta Charles.

-聽Zak艂adam, 偶e nie. Bardzo starannie wybra艂em miejsce i聽czas -聽m贸wi Kraus i聽wychyla si臋 do przodu. -聽Przejd藕my do rzeczy. Je艣li dobrze zrozumia艂em, jest jaki艣 problem z聽dostaw膮.

-聽Tak -聽potwierdza Paul. -聽Ale zlokalizowali艣my j膮.

-聽Przej臋li艣cie towar?

-聽Wiemy, gdzie jest, i聽mamy pewno艣膰, 偶e nie zniknie.

-聽Macie pewno艣膰?

-聽Wsp贸艂pracujecie z聽kryminalistami -聽m贸wi Charles. -聽Powinni艣cie nas o聽tym informowa膰. To zwi臋ksza ryzyko. O聽ile tym razem -聽ci膮gnie, mimo 偶e Paul daje mu do zrozumienia, 偶e powinien milcze膰 -聽nie zamierzali艣cie rozwi膮za膰 problemu po swojemu.

-聽Chyba nie rozumiem, co masz na my艣li -聽m贸wi Kraus.

-聽A聽ja mam wra偶enie, 偶e rozumiesz.

Kraus i聽jego przyjaciele najwyra藕niej zamierzali ich wystawi膰 do wiatru, skorzysta膰 z聽innych, ta艅szych po艣rednik贸w. Takich jak Savolainen i聽脰berg. Ta艅szych, bo maj膮 znacznie mniej do stracenia.

Kraus poprawia okulary, wzdycha i聽wyra藕nie zastanawia si臋, co powiedzie膰.

Po drugiej stronie muru nie nad膮偶aj膮 za rozwojem, wszyscy to wiedz膮. Ludzie opowiadaj膮 sobie nawet o聽tym dowcipy: jak kromka chleba z聽mas艂em mo偶e zast膮pi膰 kompas? Wystarczy po艂o偶y膰 j膮 na murze. Strona, kt贸ra natychmiast zostanie nadgryziona, wska偶e wsch贸d. Albo: sk膮d wiadomo, 偶e Stasi nas pods艂uchuje? To proste: nagle w聽domu pojawia si臋 mrucz膮ca szafa, a聽na ulicy dziesi臋cioletni samoch贸d z聽przyczep膮, na kt贸rej stoi generator pr膮du. Je艣li chodzi o聽technik臋 i聽elektronik臋, zar贸wno Stany Zjednoczone, jak i聽Szwecja i聽wszystkie inne kraje po tej stronie muru stoj膮 bez por贸wnania wy偶ej. Macie wi臋cej pieni臋dzy i聽wi臋ksze mo偶liwo艣ci. Kraje Europy Wschodniej pr贸buj膮 ukrywa膰 swoje problemy, ale nikt im ju偶 nie wierzy.

-聽Nie chcemy -聽m贸wi Kraus z聽naciskiem, dyskretnym, ale jednak. -聽Nie chcemy nara偶a膰 na szwank ani naszych relacji, ani dostawy.

-聽Wi臋c rozumiecie, 偶e musimy pewne rzeczy ponownie przedyskutowa膰 -聽m贸wi Charles, kiedy Paul zatrzymuje si臋 na czerwonym 艣wietle przy Odenplan.

Wie偶a pobliskiego ko艣cio艂a wznosi si臋 ku niebu, ostra i聽surowa, przypomina strza艂臋.

-聽Tego si臋 obawia艂em -聽m贸wi Kraus.

-聽Trzydzie艣ci procent zamiast pi臋tnastu.

-聽Niemo偶liwe. Dwadzie艣cia.

-聽Dwadzie艣cia pi臋膰 -聽m贸wi Charles.

Na s膮siednim pasie zatrzymuje si臋 saab. Z聽ty艂u, w聽dzieci臋cym foteliku, siedzi male艅stwo. Ma okr膮g艂膮 buzi臋, a聽na g艂贸wce br膮zow膮, mo偶e bordow膮 czapeczk臋. U艣miecha si臋 do Krausa, a聽on podnosi r臋k臋 i聽macha. U艣miecha si臋.

-聽Dobrze -聽m贸wi. -聽Dwadzie艣cia pi臋膰.

Dwadzie艣cia pi臋膰 procent. Po dwa miliony dla ka偶dego.

艢wiat艂o zmienia si臋 na zielone. Saab rusza w聽stron臋 Sveav盲gen, mercedes wyje偶d偶a na Odengatan, spokojnie, elegancko.

-聽Ale musicie mi da膰 troch臋 czasu -聽ci膮gnie Kraus. -聽Musz臋 przekona膰 Berlin. Zajmie mi to co najmniej miesi膮c -聽m贸wi, jakby chcia艂 uprzedzi膰 pytanie. -聽Mo偶e nawet wi臋cej -聽dodaje.

-聽Czyli, je艣li wzi膮膰 pod uwag臋 wszystkie inne okoliczno艣ci, kt贸re te偶 musimy uwzgl臋dni膰 -聽m贸wi Charles -聽mo偶emy by膰 gotowi latem, a聽mo偶e dopiero na pocz膮tku jesieni.

Wypowiedziane g艂o艣no s艂owa sprawiaj膮, 偶e nagle dostrzega, 偶e sprawa jest beznadziejna. To si臋 nigdy nie sko艅czy.

-聽To brzmi rozs膮dnie -聽kwituje Kraus. -聽Jak to widzicie?

-聽Je艣li chcemy, 偶eby znikn臋艂y, to nale偶y je przenie艣膰. Rozdzieli膰 poszczeg贸lne elementy, umie艣ci膰 je w聽kilku, trzech, mo偶e czterech miejscach, i聽sprawi膰, 偶eby w聽drodze rozp艂yn臋艂y si臋 w聽powietrzu.

-聽A聽co zrobicie, 偶eby takie znikni臋cie usz艂o uwadze waszego szefa?

-聽To niemo偶liwe -聽stwierdza Paul. -聽B臋dziemy musieli k艂ama膰.

-聽O聽ile jestem dobrze poinformowany, jest w聽takim stanie, 偶e nie b臋dzie to trudne. Podobno zn贸w na艂ogowo pali -聽m贸wi Kraus.

-聽Tak -聽potwierdza Charles.

-聽Chesterfieldy?

-聽Zgadza si臋.

-聽Chesterfieldy to jedyna dobra rzecz pochodz膮ca ze Stan贸w Zjednoczonych -聽m贸wi Kraus. -聽Poza bomb膮 atomow膮.

WRACAJ膭 DO L脛RKSTADEN na godzin臋 przed p贸艂noc膮. Charles chce jecha膰 do domu. Boi si臋, 偶e opiekunka zasn臋艂a albo si臋 podda艂a i聽wysz艂a, zostawiaj膮c Marik臋 sam膮 w聽艂贸偶ku. Je艣li jej si臋 przy艣ni jaki艣 koszmar, nie b臋dzie przy niej nikogo.

-聽Nasz cz艂owiek w聽Sztokholmie skontaktuje si臋 z聽wami w聽odpowiednim momencie -聽m贸wi Kraus z聽r臋k膮 na klamce. -聽To mo偶e potrwa膰, ale kiedy dojdzie do spotkania, sugerowa艂bym, 偶eby艣cie byli dla niego milsi ni偶 dzisiaj dla mnie.

-聽Na pewno -聽m贸wi Paul. -聽Bardzo mi przykro.

-聽Przepraszam, ale czy to mia艂a by膰 gro藕ba? -聽pyta Charles.

Kraus u艣miecha si臋 i聽otwiera drzwi.

-聽Jeste艣my socjalistami, nie bandytami -聽m贸wi i聽stuka lask膮 w聽asfalt. - Dobranoc panom.

POWINIEN ZMIENI膯 OPIEKUNK臉. Kiedy na niego patrzy, zawsze czuje, 偶e daje mu do zrozumienia, 偶e powinien sp臋dza膰 z聽c贸rk膮 wi臋cej czasu. Podejrzewa, 偶e w聽poprzednim miejscu te偶 szybko jej podzi臋kowali. Dziewczyna ma na imi臋 Pauline, ma dziewi臋tna艣cie lat i聽kiedy przychodzi, zawsze ma ze sob膮 grub膮 ksi膮偶k臋. Czyta, kiedy Marika zajmuje si臋 czym艣 sama.

Kiedy staje w聽drzwiach, Pauline siedzi na krze艣le w聽holu, w聽r臋ce trzyma kurtk臋, buty ma ju偶 na nogach.

-聽艢pi?

-聽Tak -聽m贸wi i聽wstaje. -聽Nie da艂am rady pozmywa膰.

-聽Nie szkodzi.

I聽wtedy patrzy na niego tym swoim pe艂nym wyrzutu wzrokiem. Charles si臋ga po portfel, odlicza szybko banknoty, 偶eby nie musie膰 na nie patrze膰.

-聽Nie by艂o 偶adnych problem贸w?

-聽Nie do ko艅ca.

-聽Tak? A聽co si臋 sta艂o?

Pauline wk艂ada kurtk臋: najpierw jeden r臋kaw, potem drugi, powoli, jakby specjalnie wszystko przeci膮ga艂a. To taka kara. Ma ochot臋 pchn膮膰 j膮 na 艣cian臋.

-聽Zachowa艂a si臋 agresywnie wobec kolegi z聽klasy.

-聽Dlaczego?

-聽Jak to: dlaczego?

-聽Marika nie jest z艂ym dzieckiem. Je艣li zachowa艂a si臋 agresywnie, kto艣 musia艂 jej co艣 zrobi膰.

Pauline wzdycha.

-聽Jasne. Ale nauczycielka twierdzi, 偶e nie zosta艂a sprowokowana.

-聽Co to za kolega?

-聽Patrik.

Charles szuka w聽pami臋ci.

-聽Czy on rozrabia? -聽pyta z聽banknotami w聽r臋ce.

-聽Nie. -聽Pauline bierze pieni膮dze. -聽Nie rozrabia. -聽Spogl膮da w聽lustro, poprawia w艂osy. -聽Na stole w聽kuchni le偶y kartka.

-聽Jaka kartka?

-聽Ze szko艂y. Grozi艂a mu no偶em -聽m贸wi.

Po chwili wychodzi.

Dwunastoletnia dziewczynka powinna m贸c zostawa膰 w聽domu sama, bez opiekunki, ale Charles rzadko bywa w聽domu, a聽kiedy Marika zostaje sama, nie je, nie myje si臋, nie sprz膮ta. Nie s艂ucha 偶adnych polece艅, chyba 偶e wie, 偶e kto艣 j膮 kontroluje. Zawsze tak by艂o. Matka przekaza艂a c贸rce swoje ciemne strony.

Charles uchyla drzwi do pokoju c贸rki. Marika le偶y na plecach z聽r臋kami roz艂o偶onymi na boki, z聽na wp贸艂 otwartymi ustami.

W聽kuchni lampa rzuca 艂agodne 艣wiat艂o na st贸艂, na stoj膮ce na nim dwa brudne talerze. Kie艂basa. Zn贸w. Czy to jedyne, co Pauline potrafi przyrz膮dzi膰? Naprawd臋 powinien j膮 zwolni膰.

Pocz膮tkowo podejrzewa艂, 偶e jest szpiegiem, mimo 偶e zanim j膮 zatrudni艂, dok艂adnie j膮 sprawdzi艂. Teraz w聽to w膮tpi. Nie jest wystarczaj膮co inteligentna. Brak inteligencji nadrabia moralno艣ci膮 i聽poczuciem sprawiedliwo艣ci. Nie s膮 to cechy charakteryzuj膮ce agentk臋 wywiadu.

Na stole mi臋dzy talerzami le偶y kartka ze szko艂y, z聽jakiego艣 powodu zatytu艂owana: PRZEBIEG ZDARZE艃, 1984.03.01. Dyrektor szko艂y Roland Rasmussen informuje go, 偶e Marika Levin w聽czasie przerwy 艣niadaniowej najpierw zacz臋艂a grozi膰, a聽potem usi艂owa艂a zrobi膰 krzywd臋 koledze z聽klasy, Patrikowi Olssonowi, u偶ywaj膮c do tego celu no偶a. Do incydentu dosz艂o w聽kolejce do sto艂贸wki, na szcz臋艣cie niebezpiecze艅stwo szybko za偶egnano. Patrik zrobi艂 unik, a聽Marika szybko si臋 uspokoi艂a.

Przebieg zdarze艅. Jakby to pisa艂 policjant.

Charles sk艂ada kartk臋, zostawia na stole brudne talerze. Zalet膮 Pauline jest to, 偶e zawsze robi to, co powinno zosta膰 zrobione, nawet je艣li nie ma na to ochoty. Je艣li w聽mieszkaniu jest brudno, to sprz膮ta. Je艣li zaczyna brakowa膰 czystych talerzy albo sztu膰c贸w, zmywa. Wynosi te偶 艣mieci, kiedy zaczynaj膮 cuchn膮膰.

Charles wchodzi do salonu, nalewa sobie szklaneczk臋 whisky bez lodu, staje w聽oknie i聽wpatruje si臋 w聽akademik po drugiej stronie ulicy.

Marika lubi czyta膰, p贸艂ki w聽jej pokoju uginaj膮 si臋 pod ci臋偶arem ksi膮偶ek. Ostatnio zacz臋艂a pali膰. Zauwa偶y艂, 偶e podkrada mu papierosy. W聽ostatnim czasie kilka razy zdarzy艂o si臋, 偶e po powrocie do domu czu艂, 偶e r臋kawy jej kurtki cuchn膮 papierosowym dymem. Rano jest zm臋czona, poza tym nosi d偶insy, nigdy nie wk艂ada sp贸dnicy ani sukienki.

To w艂a艣ciwie wszystko, co wie o聽swojej c贸rce. Nie wiedzia艂, 偶e bywa agresywna. Je艣li ta historia jest prawdziwa. Wmawia sobie, 偶e ma w膮tpliwo艣ci, 偶e nie wierzy, 偶eby mog艂a si臋 zachowa膰 w聽ten spos贸b.

Wyjmuje kartk臋 z聽kieszeni spodni. Na samym dole Roland Rasmussen poda艂 numer telefonu rodzic贸w Patrika Olssona, Pera i聽Agnety.

Charles kr膮偶y po mieszkaniu ze szklank膮 whisky w聽r臋ku. Wypija du偶y 艂yk, czuje, jak pali go w聽gardle. Przypomina sobie s艂owa, zdania, kt贸re kiedy艣 s艂ysza艂, co r贸偶ni ludzie mu m贸wili, ma gonitw臋 my艣li, s艂owa bez 艂adu i聽sk艂adu: Paul, Kraus, Eva, i聽zn贸w Paul.

Showtime.

Czasem trudno powiedzie膰, co jest celem. Szczeg贸lnie kiedy si臋 jest Szwedem.

Masz w聽mieszkaniu dywany?

Zatrzymuje si臋, patrzy na swoj膮 r臋k臋. Trzyma w聽niej kom贸rk臋, zacz膮艂 ju偶 nawet wybiera膰 numer, kiedy nagle u艣wiadamia sobie, 偶e ju偶 prawie p贸艂noc. Per i聽Agneta pewnie ju偶 艣pi膮, on te偶 powinien si臋 po艂o偶y膰.

Opr贸偶nia szklank臋. Zaczyna mu si臋 kr臋ci膰 w聽g艂owie, za oknem b艂yszczy i聽migocze 艣wiat.

MARZEC 1971

Zawsze s艂ysza艂, 偶e porywa si臋 na r贸偶ne rzeczy bez chwili zastanowienia. Kiedy dorasta艂 na ulicach S枚der, jego rodzice pr贸bowali to w聽nim zwalczy膰.

Ojciec mawia艂, 偶e kiedy wraca艂 z聽pracy i聽okazywa艂o si臋, 偶e syn nie przyni贸s艂 ze szko艂y 偶adnej uwagi, 偶adnej wiadomo艣ci o聽kolejnej katastrofie, kt贸rej by艂 sprawc膮, m贸g艂 wypi膰 jedno piwo mniej. Pi艂, jak twierdzi艂, 偶eby ukoi膰 zszargane nerwy.

Charles nie wiedzia艂, czy rzeczywi艣cie tak by艂o, ale pewnie tak. Je艣li przez jaki艣 czas nic si臋 nie dzia艂o, wmawia艂 sobie, 偶e nareszcie dojrza艂, wyr贸s艂 ze szczeniackich 偶art贸w, uspokoi艂 si臋, ale dziwnym trafem w艂a艣nie wtedy zwykle zn贸w co艣 si臋 dzia艂o.

Tak by艂o, kiedy mia艂 dwana艣cie lat i聽po偶yczy艂 motorower Marka, nic mu o聽tym nie m贸wi膮c, bo nagle przysz艂o mu do g艂owy, 偶eby pojecha膰 przez most na Stare Miasto, do budki z聽najlepszymi lodami w聽Sztokholmie. Marka nie by艂o w聽domu, a聽on uzna艂, 偶e pewnie jest na randce z聽dziewczyn膮. A聽potem si臋 okaza艂o, 偶e w艂a艣nie poszed艂 kupi膰 nowe hamulce do motoroweru.

Przewr贸ci艂 si臋. Skr臋ci艂 nog臋, z艂ama艂 偶ebro, dozna艂 wstrz膮艣nienia m贸zgu, rozgrzany silnik poparzy艂 mu praw膮 艂ydk臋. A聽w聽wakacje musia艂 i艣膰 do pracy, 偶eby odkupi膰 bratu motorower.

Mo偶e po prostu taki by艂: dzia艂a艂 impulsywnie, bez namys艂u.

* * *

Sztokholm. Kiedy wr贸ci艂 do Sztokholmu, Mark by艂 pierwsz膮 osob膮, kt贸rej si臋 zwierzy艂. Chocia偶 byli bra膰mi, jako dzieci odnosili si臋 do siebie z聽dystansem. Mo偶e dlatego, 偶e byli do siebie tak bardzo podobni. Jednak z聽wiekiem bardzo si臋 do siebie zbli偶yli. Mark wiedzia艂 o聽nim wi臋cej ni偶 ktokolwiek inny. Pracowa艂 ju偶 wtedy od roku w聽szpitalu Sabbatsberg. Od czasu do czasu spotykali si臋 na dole w聽kawiarni i聽wypijali kaw臋. By艂a to jedyna forma kontakt贸w rodzinnych, na jak膮 Mark, 艣wie偶o upieczony lekarz, mia艂 czas.

-聽Jeste艣 jaki艣 podniecony, braciszku -聽stwierdzi艂 natychmiast. -聽Co ci si臋 tym razem przytrafi艂o?

Opowiedzia艂 mu o聽Evie, a聽on si臋 roze艣mia艂 i聽spyta艂, czy ma o聽niej powiedzie膰 rodzicom. Charles te偶 zacz膮艂 si臋 艣mia膰, pokr臋ci艂 g艂ow膮 i聽stwierdzi艂, 偶e chce jeszcze zaczeka膰. Zobaczy膰, co z聽tego wyniknie.

-聽Chocia偶 raz podj膮艂e艣 rozs膮dn膮 decyzj臋 -聽przytakn膮艂 Mark. -聽Wiesz, jak to z聽nimi jest. Kiedy powiedzia艂em, 偶e chc臋 studiowa膰 medycyn臋, od razu spytali, w聽jakim szpitalu zamierzam potem pracowa膰. Je艣li powiesz, 偶e pozna艂e艣 dziewczyn臋, natychmiast b臋d膮 chcieli wiedzie膰, kiedy razem zamieszkacie.

-聽Masz racj臋.

-聽Widz臋, 偶e naprawd臋 j膮 lubisz.

Nie m贸g艂 przesta膰 o聽niej my艣le膰.

Na dworze pada艂 deszcz.

-聽Nied艂ugo zn贸w si臋 zobaczymy, braciszku -聽powiedzia艂 Mark, kiedy si臋 偶egnali. W聽przyp艂ywie czu艂o艣ci po艂o偶y艂 mu r臋k臋 na ramieniu. -聽Dbaj o聽siebie.

Charles postanowi艂 przespacerowa膰 si臋 do domu, mimo deszczu. Na placu budowy, kt贸ry mija艂, kto艣 w艂膮czy艂 wiertark臋. W聽tym mie艣cie nigdy nie jest cicho, pomy艣la艂. Zawsze co艣 zak艂贸ca spok贸j. Gwar blokowisk, dr偶enie metra, spaliny unosz膮ce si臋 nad d艂ugimi ulicami, klaustrofobia, kt贸ra go dopada艂a, gdy sta艂 w聽korkach. W聽ci膮gu zaledwie kilku dni poczu艂 si臋 bezpiecznie i聽swobodnie i聽teraz czu艂 si臋 w聽mie艣cie jak w聽zamkni臋ciu.

Tak daleko od Evy.

Przypomnia艂a mu si臋 jej sk贸ra, dotyk jej warg, jej podniecony oddech. Tamtej nocy 偶adne z聽nich nie mog艂o si臋 nasyci膰. Odwa偶y艂 si臋 robi膰 z聽ni膮 rzeczy, o聽kt贸rych dotychczas jedynie marzy艂.

Powiedzia艂a mu, 偶e zawsze liczy swoje orgazmy. Od czasu kiedy by艂a dziewczynk膮, doda艂a. Tak powiedzia艂a, u偶y艂a s艂owa dziewczynka. Bo w艂a艣nie wtedy odkry艂a, do czego jej cia艂o jej zdolne. Przychodzi艂o jej to naturalnie, jakby to by艂o pod艣wiadome tykanie zegarka. Spos贸b, w聽jaki to powiedzia艂a, sprawi艂, 偶e poczu艂 si臋 niepokonany.

Le偶a艂 na 艂贸偶ku w聽ciemno艣ci i聽ws艂uchiwa艂 si臋 w聽jej oddech mi臋dzy s艂owami, czu艂 jej palce przy swoim p臋pku, a聽potem zn贸w poczu艂 si臋 twardy, jego cia艂o by艂o gotowe. Chwyci艂 j膮, a聽ona zachichota艂a i聽roze艣mia艂a si臋 g艂o艣no. Kiedy w聽ni膮 wszed艂, zacz臋艂a dr偶e膰, j臋cze膰, chwyci艂a go za ramiona.

Kiedy tamtego popo艂udnia wr贸ci艂 do domu, po艂o偶y艂 si臋 na kanapie i聽zamkn膮艂 oczy. Widzia艂 przed sob膮 jej cia艂o i聽jej dom, zlewa艂y si臋 w聽jedno.

W聽holu zadzwoni艂 telefon. Wsta艂 i聽odebra艂.

-聽Cze艣膰, to ja -聽us艂ysza艂 jej g艂os.

Poczu艂 fal臋 ciep艂a. Spyta艂, jak jej min膮艂 dzie艅, a聽ona odwr贸ci艂a pytanie. Potem zapad艂a cisza.

-聽Troch臋 tu pusto bez ciebie -聽powiedzia艂a. -聽T臋skni臋 za tob膮.

Opar艂 si臋 o聽艣cian臋. Dziwne uczucie. Takie same pytania s艂ysza艂 wiele razy, wiele razy prowadzi艂 takie rozmowy: ca艂a fizyczno艣膰 zredukowana do g艂osu w聽s艂uchawce.

-聽Ja te偶 za tob膮 t臋skni臋.

-聽Opisz mi swoje mieszkanie.

-聽Co?

-聽Wiesz, jak ja mieszkam. Na pewno pami臋tasz, jak wygl膮da moja sypialnia -聽powiedzia艂a, chichocz膮c. -聽A聽ja nie wiem, jak ty mieszkasz.

-聽Przyjed藕, to zobaczysz.

-聽Opowiedz mi -聽domaga艂a si臋.

Rozejrza艂 si臋 po holu, zobaczy艂 swoje spojrzenie w聽lustrze, spu艣ci艂 g艂ow臋 i聽zacz膮艂 si臋 wpatrywa膰 w聽pod艂og臋.

-聽Na pewno nie mam dywan贸w.

Roze艣mia艂a si臋.

-聽Wspomnia艂e艣, 偶e masz mieszkanie -聽powiedzia艂a. Zrozumia艂a, 偶e musi mu pom贸c.

-聽Tak, dwa pokoje na czwartym pi臋trze na Kungsholmen.

-聽Gdzie jest Kungsholmen?

-聽W聽centrum, niedaleko ratusza i聽nowego budynku komendy.

-聽Chodzisz do pracy na piechot臋?

-聽Tak. Albo jad臋 na rowerze.

-聽Jasne. Gdzie teraz jeste艣?

-聽W聽domu.

-聽Ale gdzie w聽domu, g艂upku.

G艂upku. Podoba艂o mu si臋.

-聽Stoj臋 w聽holu. Tu jest telefon.

-聽Masz tylko jeden?

-聽Nie, drugi mam w聽sypialni.

-聽Stoisz tu偶 przy drzwiach?

-聽Mniej wi臋cej.

-聽Co widzi kto艣, kto wchodzi do twojego mieszkania?

Przeszed艂 do sypialni, zmieni艂 aparat. Kiedy od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 na wide艂ki, by艂a 贸sma wieczorem, za oknem nad dachami dom贸w zaleg艂a ju偶 ciemno艣膰. Czu艂, 偶e ma gor膮ce ucho, a聽s艂uchawka w聽jego d艂oni jest mokra od potu. Le偶a艂 na 艂贸偶ku, nagi i聽gor膮cy. Mia艂 wytrysk. Bia艂y g臋sty p艂yn wydawa艂 si臋 wyp艂ywa膰 gdzie艣 z聽g艂臋bi jego trzewi, sp艂ywa艂 mu po brzuchu, po klatce piersiowej. Teraz, gdy zastyg艂, sprawia艂, 偶e jego sk贸ra by艂a szorstka.

T臋skni艂 za Ev膮, ale r贸wnie偶 za Bruket. Jej g艂os przypomina艂 mu zapach niewielkiego miasteczka, stare domy, kt贸re wydawa艂y mu si臋 wolne od wp艂yw贸w zewn臋trznego 艣wiata.

Upadam, pomy艣la艂.

Tym razem naprawd臋.

MARZEC 1984

Charles zerka na skrzynk臋 pocztow膮. Ostatnio opr贸偶niono j膮 przed zaledwie kilkoma minutami, za p贸艂 godziny zostanie opr贸偶niona ponownie. A聽je艣li w艂a艣nie z聽tego sk艂ada si臋 偶ycie, z聽bezsensownych zada艅 uk艂adaj膮cych si臋 w聽beznadziejne cykle?

Od jakiego艣 czasu nieznany sprawca szanta偶uje instytucje pa艅stwowe i聽firmy, gro偶膮c pod艂o偶eniem bomby. 艁膮cznie za偶膮da艂 ju偶 ponad miliarda koron. Listy z聽gro藕bami dostarczane s膮 w聽br膮zowych kopertach formatu A5, a聽policja, 艂膮cznie z聽Charlesem i聽jego kolegami z聽wydzia艂u bezpiecze艅stwa, nie odnotowa艂a jak dot膮d 偶adnych rezultat贸w. Jaki艣 geniusz wymy艣li艂, 偶e szanta偶ysta wrzuca listy do 偶贸艂tej skrzynki pocztowej na Dworcu Centralnym w聽Sztokholmie. Od stycznia policja pilnuje jej ca艂膮 dob臋, na okr膮g艂o: z聽mieszkania po drugiej stronie ulicy filmuj膮 i聽robi膮 zdj臋cia wszystkim, kt贸rzy wrzucaj膮 do niej listy. Opr贸偶niaj膮 j膮 co p贸艂 godziny, przegl膮daj膮 przesy艂ki, po czym wk艂adaj膮 je z聽powrotem do skrzynki.

Zwykle takie zadania wykonuj膮 ludzie z聽wydzia艂u dochodzeniowego, ale tego dnia z聽jakiego艣 powodu wi臋kszo艣膰 z聽nich jest na jakim艣 kursie. A聽poniewa偶 sprawa podlega Bezpiecze艅stwu, w聽mieszkaniu siedz膮 Charles i聽Paul.

-聽Marika? -聽wo艂a Charles. -聽Gdzie jeste艣?

Niestety nie s膮 sami.

W聽rogu stoi kanapa, na poduszce le偶y porzucona ksi膮偶ka, Dobranoc, panie Tom, otwarta mniej wi臋cej na 艣rodku.

-聽Posz艂a do toalety -聽m贸wi Paul. -聽M贸wi艂a ci, nie s艂ysza艂e艣?

-聽Nie -聽odpowiada Charles cicho. -聽Przepraszam, 偶e wzi膮艂em j膮 ze sob膮. Nie uda艂o mi si臋 za艂atwi膰 opiekunki.

Paul mru偶y oczy i聽spogl膮da na 偶贸艂t膮 skrzynk臋 pocztow膮.

-聽Jeszcze jeden.

Drug膮 stron膮 ulicy idzie m臋偶czyzna, r臋ce ma w聽kieszeniach, pod pach膮 trzyma grub膮 bia艂膮 kopert臋, zatrzymuje si臋 tu偶 przed skrzynk膮. Paul ustawia ostro艣膰, przyk艂ada oko do wizjera i聽robi kilka zdj臋膰. M臋偶czyzna wrzuca list i聽idzie dalej, spokojny i聽niewinny.

Paul opuszcza aparat.

-聽Charlie -聽zaczyna. -聽Czy w聽obecno艣ci ludzi takich jak Kraus m贸g艂by艣 si臋 zachowywa膰 bardziej dyplomatycznie? Nie 偶artuj臋. Musisz mnie s艂ucha膰. Nie zapominaj, jaki charakter ma nasza relacja.

Nie brzmi to mo偶e jak gro藕ba, ale ni膮 jest. Paul chce mu przypomnie膰, 偶e kiedy艣 go uratowa艂 i聽偶e ich relacja nie opiera si臋 na przyja藕ni ani na wsp贸lnych interesach, ale na ca艂kowicie innych przes艂ankach. W艂a艣ciwie to dziwne, 偶e jednak mo偶na si臋 nauczy膰 偶y膰 i聽pracowa膰 w聽takich okoliczno艣ciach.

-聽Wiem -聽m贸wi Charles. -聽B臋d臋 pami臋ta艂.

-聽Dobrze.

W聽g艂osie Paula ju偶 nie s艂ycha膰 ch艂odu.

S艂ycha膰 spuszczanie wody w聽艂azience, rury w聽mieszkaniu s膮 stare. Marika wychodzi, zdejmuje conversy, siada po turecku na kanapie i聽bez s艂owa wraca do ksi膮偶ki.

Jest bardzo podobna do matki. Ma co prawda ciemne w艂osy Charlesa, ostry, lekko garbaty nos te偶 odziedziczy艂a po nim, ale poza tym wszystko wzi臋艂a po Evie.

-聽Usi膮d藕 z聽ni膮 na chwil臋 -聽m贸wi Paul cicho. -聽Wykorzystaj woln膮 chwil臋, zanim b臋dziemy musieli opr贸偶ni膰 skrzynk臋.

-聽Wszystko jest w聽porz膮dku. Nie ma takiej potrzeby.

-聽Owszem, jest.

Charles podnosi si臋 z聽krzes艂a, idzie i聽siada na kanapie, obok Mariki. Czuje, jak dziewczynka zastyga.

-聽Nie musisz -聽mamrocze ze wzrokiem wbitym w聽ksi膮偶k臋.

-聽Ale chc臋. -聽K艂adzie ostro偶nie r臋k臋 na jej plecach. -聽Dlaczego nie chcia艂a艣 dzisiaj i艣膰 do szko艂y?

Marika odwraca kartk臋, poprawia kosmyk w艂os贸w. Na palcu wskazuj膮cym ma pier艣cionek, 艂adn膮 w膮sk膮 obr膮czk臋 ze srebra. Charles przygl膮da si臋 jej i聽zastanawia, od kogo j膮 dosta艂a. A聽je艣li sama j膮 sobie kupi艂a, to sk膮d mia艂a na to pieni膮dze.

-聽To z聽powodu tego, co si臋 sta艂o wczoraj? Z… -聽Urywa, pr贸buje przypomnie膰 sobie imi臋 ch艂opca. -聽Z聽Patrikiem?

呕adnej reakcji. Cofa r臋k臋. Paul stoi przy oknie, trzyma aparat przy oku, naciska wyzwalacz, sprawdza, czy wideo jest w艂膮czone.

-聽Marika, mo偶esz od艂o偶y膰 ksi膮偶k臋? Marika.

Dziewczynka zn贸w przewraca kartk臋.

-聽Prosz臋, od艂贸偶 ksi膮偶k臋 i聽porozmawiaj ze mn膮.

Nic. Wyrywa jej ksi膮偶k臋 z聽r膮k, zamyka j膮. Marika nie wydaje si臋 zdziwiona, krzy偶uje r臋ce na klatce piersiowej.

Kiedy podnosi wzrok, Charles widzi przed sob膮 oczy Evy, jasne, b艂yszcz膮ce. Spuszcza g艂ow臋.

-聽Mo偶esz mi opowiedzie膰, co si臋 wczoraj sta艂o? Z聽Patrikiem.

-聽Nie rozmawia艂e艣 z聽Pauline?

-聽Chc臋 pozna膰 twoj膮 wersj臋.

-聽Moj膮 w聽e r s j 臋?

-聽Tak. Twoj膮 wersj臋.

Marika wzdycha.

-聽Rozmawia艂am ju偶 o聽tym z聽Pauline.

-聽Wi臋c teraz porozmawiaj ze mn膮.

-聽Musz臋?

-聽Tak. -聽Charles odpina guzik koszuli, zaczyna mu si臋 robi膰 gor膮co. - Patrik co艣 ci powiedzia艂? Co艣 ci zrobi艂?

-聽Niby co takiego?

-聽Nie wiem. Mo偶e powiedzia艂 co艣 niem膮drego, kiedy stali艣cie w聽kolejce do sto艂贸wki.

-聽Nic nie zrobi艂.

-聽A聽co ty mu zrobi艂a艣?

Marika nie odpowiada. Patrzy na jego lew膮 r臋k臋, w聽kt贸rej trzyma ksi膮偶k臋, si臋ga po ni膮. Charles cofa r臋k臋, jakby si臋 bawili.

-聽Grozi艂a艣 mu no偶em? Marika?

-聽Tak.

-聽Dlaczego?

-聽Nie wiem. Mo偶e uzna艂am, 偶e jest go za du偶o.

-聽呕e jest go za du偶o? Chodzi ci o聽to, 偶e za g艂o艣no m贸wi艂?

-聽Tak. Mo偶e.

Mo偶e. Aparat trzaska, Paul robi kolejne zdj臋cie. Charles zerka na zegarek. Za kwadrans dziesi膮ta.

-聽Nie mo偶esz tak tego zby膰. To powa偶na sprawa.

-聽Jasne -聽odpowiada dziewczynka mechanicznie. -聽Zrobi艂am to, bo by艂o go za du偶o.

-聽Je艣li tak uwa偶a艂a艣, to nie mog艂a艣 po prostu go poprosi膰, 偶eby by艂 ciszej?

呕adnej odpowiedzi.

-聽Marika.

-聽Nie wiem, okej? -聽syczy. -聽Nie wiem, dlaczego to zrobi艂am. Tak si臋 po prostu sta艂o. Mo偶e ma to co艣 wsp贸lnego z聽moim wychowaniem.

-聽Nigdy ci nie grozi艂em -聽m贸wi Charles. G艂os mu si臋 艂amie. -聽Nigdy ci臋 nie skrzywdzi艂em.

-聽Tak, m n i聽e nigdy nie skrzywdzi艂e艣.

Charles spuszcza wzrok. S艂yszy, 偶e Paul robi kolejne zdj臋cie.

Marika wstaje z聽kanapy, wyrywa ksi膮偶k臋 z聽r膮k ojca.

CZERWIEC 2014

Wigilia wieczoru 艣wi臋tego Jana, Midsommar. Ulice opustosza艂y. Wszyscy 艣wi臋tuj膮, sp臋dzaj膮 wiecz贸r z聽lud藕mi, kt贸rzy s膮 im bliscy, kt贸rych lubi膮. Mo偶e dlatego Gabriel Birck wychodzi na balkon i聽zapala papierosa, chocia偶 przecie偶 ju偶 dawno rzuci艂 palenie.

W聽dole wida膰 L眉tzengatan, cich膮, spokojn膮 ulic臋, z聽oddali dochodzi szum z聽Karlaplan. Dopala papierosa i聽wraca do 艣rodka, wk艂ada buty i聽lekk膮 kurtk臋, opuszcza mieszkanie, wsiada do samochodu i聽rusza w聽kierunku Kungsholmen. Szyb臋 ma opuszczon膮, radio wy艂膮czone. Kiedy si臋 zatrzymuje przy szpitalu S:t G枚ran, nagle czuje, 偶e co艣 mu ci膮偶y.

John Grimberg to chory dra艅. Birck nie chce nawet my艣le膰 o聽tym, co go 艂膮czy z聽Leo. Wie, 偶e dorastali razem w聽Salem i聽偶e Leo zakocha艂 si臋 w聽jego siostrze, Julii. Umar艂a, kiedy byli nastolatkami. Z聽winy Leo, tak przynajmniej twierdzi Grimberg.

-聽To prawda? -聽spyta艂 Birck, kiedy Leo mu o聽tym powiedzia艂.

-聽Sam ju偶 nie wiem. To by艂o tak dawno temu, a聽poza tym sprawa nie by艂a taka prosta. Jedyne, co ma znaczenie, to to, 偶e Grim tak uwa偶a.

Wtedy, w聽Salem, zerwali ze sob膮, jakie艣 pi臋tna艣cie lat temu. W聽zesz艂ym roku ich drogi zn贸w si臋 skrzy偶owa艂y. Chodzi艂o o聽zemst臋, tak膮 jak z聽kiepskich krymina艂贸w. Grimberg z聽jakiego艣 ca艂kowicie niewyt艂umaczalnego powodu postanowi艂 si臋 zem艣ci膰 na Leo, do czego we w艂asnym mniemaniu mia艂 pe艂ne prawo. 呕eby si臋 do niego zbli偶y膰, pos艂u偶y艂 si臋 Sam. Pr贸ba si臋 nie powiod艂a i聽zosta艂 skazany na przymusowy pobyt w聽szpitalu psychiatrycznym.

Birck przygl膮da si臋 艂adowarce, kt贸ra le偶y na desce rozdzielczej. Od dawna wie, 偶e Leo odwiedza regularnie Grimberga, ale 偶e robi z聽nim interesy? Niech to szlag!

Powinien o聽tym powiedzie膰 Martinowi. Znaj膮 si臋 z聽czas贸w s艂u偶by wojskowej. Pami臋ta, 偶e Martin potrafi艂 wtedy wypi膰 najwi臋cej piwa z聽nich wszystkich. Mo偶e nadal potrafi. Istotne jest jednak to, 偶e Martin Sanchez-Jankowski od czterech miesi臋cy jest r贸wnie偶 ordynatorem oddzia艂u, na kt贸rym przebywa Grim, i聽odpowiada za wi臋kszo艣膰 tego, co si臋 dzieje w聽obr臋bie mur贸w szpitala. Czasem nadal si臋 spotykaj膮, ale ju偶 coraz rzadziej.

Leo nic o聽tym nie wie, nie podejrzewa, 偶e mog膮 si臋 zna膰. Od czasu do czasu zdarza si臋, 偶e postanawia mu o聽tym powiedzie膰, ale r贸wnie cz臋sto si臋ga po kom贸rk臋, 偶eby zadzwoni膰 do Martina i聽powiedzie膰 mu, 偶e powinien skontrolowa膰 list臋 go艣ci Grimberga i聽sprawdzi膰, jak cz臋sto jego go艣ciem jest Leo. Te wizyty powinny si臋 sko艅czy膰 i聽Martin m贸g艂by w聽tym pom贸c. Ale czy to naprawd臋 jego sprawa? Ma prawo tak post膮pi膰? Grimberg trzyma Leo w聽gar艣ci, a聽Leo cierpi z聽tego powodu. W聽pracy jest niewielu ludzi, kt贸rych towarzystwo Birck jest w聽stanie znie艣膰, ale Leo jest jednym z聽nich, wi臋c mo偶e jednak powinien spr贸bowa膰 mu pom贸c.

Niecz臋sto si臋 zdarza, 偶eby podanie o聽widzenie w聽wigili臋 艣wi臋tego Jana zosta艂o rozpatrzone pozytywnie. I聽nie chodzi o聽kwestie prawne, tylko o聽to, 偶e pracownicy w聽ten wiecz贸r nie chc膮 mie膰 niepotrzebnych problem贸w. Wol膮 siedzie膰 w聽swoich gabinetach i聽wsp贸艂czu膰 samym sobie, 偶e musz膮 sp臋dza膰 ten wiecz贸r w聽domu wariat贸w. Punktem kulminacyjnym wieczoru jest pewnie kawa艂ek ciemnego chleba ze 艣ledziem w聽sosie musztardowym w聽kuchni dla personelu, o聽ile dzienna zmiana co艣 zostawi.

-聽Dzi臋kuj臋 -聽m贸wi Birck, kiedy jeden z聽lekarzy, ponury m臋偶czyzna o聽nazwisku Westin, wychodzi otworzy膰 mu drzwi. -聽Niestety sprawa jest pilna. Pr贸bowa艂em si臋 dodzwoni膰 do Martina, ale nie odbiera.

-聽Pewnie jest na jakiej艣 imprezie -聽stwierdza Westin bezd藕wi臋cznym g艂osem. -聽A聽o聽co chodzi?

-聽Sam dok艂adnie nie wiem -聽m贸wi Birck. 艢ci膮ga usta, bo nic nie zdradza k艂amcy bardziej ni偶 u艣miech. -聽Tylko tyle, 偶e chodzi o聽tego policjanta, kt贸ry nie 偶yje.

-聽Rozumiem -聽m贸wi Westin ze wsp贸艂czuciem. -聽Przykro mi, ale musz臋 ci臋 sprawdzi膰.

Westin wype艂nia sw贸j obowi膮zek, po czym wyjmuje z聽kieszeni p臋k kluczy, znajduje w艂a艣ciwy i聽wk艂ada go do zamka. Nast臋pnie przyk艂ada przepustk臋 do umieszczonej na 艣cianie puszki i聽wybiera kod. Przepustka przechodzi.

-聽Johnowi Grimbergowi powinno si臋 zakaza膰 wszystkiego. Niestety zachowuje si臋 zbyt dobrze, 偶ebym m贸g艂 uzyska膰 na to zgod臋.

-聽Wi臋c obecnie nie jest obj臋ty ca艂kowitym zakazem?

Westin kr臋ci g艂ow膮.

-聽Od pierwszego czerwca ju偶 nie. Co oczywi艣cie nie oznacza, 偶e ma du偶o swobody.

Za drzwiami skr臋caj膮 w聽niewielki korytarz i聽dochodz膮 do kolejnych drzwi, identycznych jak te pierwsze. Wchodz膮 na oddzia艂, na kt贸rym 偶yje John Grimberg. Wsz臋dzie panuje cisza i聽spok贸j, ale w聽powietrzu wyczuwa si臋 napi臋cie, kt贸re sprawia, 偶e wszyscy my艣l膮 o聽tym, 偶eby zawr贸ci膰.

-聽Usi膮d藕 w聽pokoju dla go艣ci -聽m贸wi Westin. -聽P贸jd臋 po Johna.

Birck siada na jednym z聽krzese艂 i聽zaczyna si臋 przygl膮da膰 swojej prawej d艂oni. Nie dr偶y. Spodziewa艂 si臋, 偶e b臋dzie w聽stanie zachowa膰 spok贸j? Pracuje w聽policji ju偶 niemal dwadzie艣cia lat, niejeden raz si臋 ba艂. Trzy razy zdarzy艂o si臋, 偶e musia艂 si臋gn膮膰 po bro艅. A聽jednak to Johna Grimberga boi si臋 bardziej ni偶 kogokolwiek innego.

-聽TY? -聽PYTA GRIMBERG, kiedy staje w聽drzwiach i聽widzi Bircka. Jest zdziwiony. -聽Nie zamierzam z聽nim rozmawia膰 -聽m贸wi do Westina.

-聽Nie jestem tutaj dlatego, 偶e si臋 za tob膮 st臋skni艂em.

-聽Przesta艅, John -聽uspokaja go Westin.

-聽Chc臋 wr贸ci膰 do pokoju. Daj mi moje tabletki.

-聽Najpierw rozmowa-聽u艣miecha si臋 Westin. -聽Potem tabletki.

-聽To niedozwolony szanta偶 -聽m贸wi Grimberg. -聽Mog臋 ci臋 oskar偶y膰.

-聽I聽kto艣 ci uwierzy?

Westin nadal si臋 u艣miecha. Birck przygl膮da si臋 swoim butom. Grimberg stoi w聽progu, waha si臋, ale po chwili pozwala si臋 wprowadzi膰 do pokoju.

-聽Powiem Johannie, 偶e tu jeste艣cie -聽m贸wi Westin. -聽Za minut臋 tu b臋dzie.

-聽Nie ma problemu.

Westin zerka na zegarek, sprawdza kajdanki na nadgarstkach Grimberga, po czym wychodzi i聽zamyka za sob膮 drzwi.

-聽Przyzwyczai艂e艣 si臋 do nich -聽m贸wi Birck, wskazuj膮c wzrokiem na kajdanki.

-聽Do tego nie mo偶na si臋 przyzwyczai膰. Mo偶na si臋 tylko dostosowa膰.

Birck schyla si臋, podci膮ga nogawk臋 i聽wyjmuje niewielk膮 艂adowark臋 ukryt膮 pod skarpetk膮. Mia艂 szcz臋艣cie. Westin nie sprawdzi艂 go zbyt dok艂adnie.

K艂adzie 艂adowark臋 na zimnym blacie, tak daleko, 偶eby Grimberg nie m贸g艂 do niej si臋gn膮膰.

-聽Decyduj si臋, i聽to szybko. W聽ka偶dej chwili kto艣 mo偶e zajrze膰 tu przez szyb臋 w聽drzwiach. Podasz mi nazwisko. A聽w聽zamian dostaniesz to.

Grimberg zerka na 艂adowark臋 z聽takim samym zaintereso-waniem, z聽jakim patrzy艂by na kawa艂ek asfaltu.

-聽Jakie nazwisko?

-聽Nazwisko osoby, kt贸r膮 Charles Levin tu odwiedza艂.

Grimberg podnosi r臋ce.

-聽Musisz mi j膮 w艂o偶y膰 za bluz臋. Mam zaj臋te r臋ce czy jak to okre艣li膰.

-聽Najpierw nazwisko.

Grimberg kr臋ci g艂ow膮. Birck patrzy na niego, w聽ko艅cu jednak si臋ga po 艂adowark臋, wstaje, obchodzi st贸艂 i聽staje za nim. Spodziewa艂 si臋, 偶e Grimberg b臋dzie go 艣ledzi膰 wzrokiem, ale tak si臋 nie dzieje. Grimberg po prostu siedzi i聽czeka.

M贸g艂bym go zabi膰, my艣li Birck. Mo偶e powinienem, zanim on zabije mnie.

Chwyta Grimberga za w艂osy, wpija w聽nie palce i聽ci膮gnie, zmusza go, 偶eby odchyli艂 g艂ow臋. Grimberg z聽trudem 艂apie powietrze. Birck szybko wk艂ada mu 艂adowark臋 za bluz臋, widzi, jak l膮duje na jego klatce piersiowej. Kiedy wraca na krzes艂o, k艂adzie jedn膮 d艂o艅 na drugiej, 偶eby ukry膰, 偶e dr偶膮.

-聽Musia艂e艣 to zrobi膰? Teraz nie b臋d臋 m贸g艂 rusza膰 szyj膮. -聽Twarz Grimberga wykrzywia grymas. Po chwili dwoma palcami poprawia bluz臋. - Wida膰 co艣?

-聽Nie, bluza jest lu藕na. M贸w.

-聽Nie masz lepszego pomys艂u na Midsommar?

-聽John.

-聽Najpierw mi odpowiedz.

Birck przewraca oczami.

-聽Wy艣wiadczam komu艣 przys艂ug臋.

-聽Rozumiem. A聽jak on si臋 czuje?

-聽Kto?

-聽Wiesz, kogo mam na my艣li.

Grimberg nagle unosi r臋ce, Birck zastyga w聽bezruchu. Grimberg si臋 u艣miecha i聽drapie po policzku; ostry, wyra藕ny d藕wi臋k.

-聽Jeste艣 spi臋ty.

Birck mruga oczami. Powinien wsta膰 i聽wyj艣膰, a聽po drodze da膰 Grimbergowi w聽twarz, mo偶e uderzy膰 go w聽nos.

-聽Kogo Charles Levin tu odwiedza艂?

Za drzwiami pojawia si臋 Johanna, zagl膮da przez szyb臋. Gdzie艣 niedaleko rozlega si臋 g艂os syren, nag艂y, ostry d藕wi臋k. Za oknem powoli zapada mieni膮cy si臋 wszystkimi kolorami zmrok.

KIEDY DZWONI BIRCK, jest ju偶 po dziewi膮tej wieczorem. Pracuj臋, 偶eby nie musie膰 my艣le膰. Przejrza艂em wszystkie dokumenty dotycz膮ce miejsca zbrodni. To dla mnie trudne, ale prawd臋 m贸wi膮c, ba艂em si臋, 偶e b臋dzie gorzej. Kiedy bior臋 do r臋ki dokumenty, zdj臋cia albo teczki z聽papierami, m贸j wzrok staje si臋 ch艂odny i聽skupiony.

-聽Kobieta, kt贸r膮 Levin odwiedza艂, nazywa si臋 Marika Alderin -聽m贸wi Birck. -聽Wed艂ug Grimberga jest tam ju偶 bardzo d艂ugo, pi臋膰, mo偶e nawet dziesi臋膰 lat. Najwyra藕niej nie jest w聽stanie m贸wi膰, a聽kiedy z聽rzadka pr贸buje co艣 powiedzie膰, be艂kocze. O聽ile mo偶na wierzy膰 Grimbergowi. A聽nie wiem, czy mo偶na.

Zazwyczaj nie, ale tym razem chyba tak.

-聽Jeste艣 zadowolony? -聽pyta Birck.

-聽Nie wie, 偶e to c贸rka Levina?

-聽Mam wra偶enie, 偶e nie. Ale nie spyta艂em. Nie chc臋, 偶eby wiedzia艂 za du偶o.

-聽Z聽ni膮 te偶 rozmawia艂e艣?

-聽Spa艂a. Nie pozwolono mi.

-聽Spr贸bujesz jutro?

-聽W聽dzie艅 艣wi臋tego Jana?

-聽Mam przeczucie, 偶e to mo偶e by膰 wa偶ne.

-聽Przeczucie?

-聽Dlaczego ukrywa艂, 偶e ma c贸rk臋? -聽m贸wi臋, raczej do siebie ni偶 do niego. -聽To musi co艣 znaczy膰.

-聽Tak. Mo偶liwe.

-聽Gabriel…

-聽Dobrze. Porozmawiam z聽ni膮 jutro.

Ko艅czymy. Widz臋, 偶e dosta艂em MMS-a聽od Sam. Stoi na brzegu Tamizy, w聽okularach przeciws艂onecznych, kr贸tkich d偶insowych szortach i聽bia艂ej bluzce. t臋skni臋 za tob膮, pisze. kot 偶yje? -聽dodaje po chwili.

Kit le偶y na krze艣le i聽艣pi. Nie wiem, gdzie s膮 wszyscy. Na korytarzu panuje cisza. Czasem s艂ysz臋, jak pi臋tro ni偶ej dzwoni telefon, jaki艣 g艂os odpowiada, ale nie s艂ysz臋, co m贸wi.

Jak tylko troch臋 si臋 odpr臋偶am, on natychmiast wraca. On, Markus Waltersson. Na stole znalaz艂em list臋 z聽nazwiskami os贸b przydzielonych do dochodzenia, tych dodatkowych, ale r贸wnie偶 miejscowych. Tove Waltersson. Zapisa艂em numer jej kom贸rki. Kilka razy chcia艂em do niej zadzwoni膰, ale zawsze po chwili si臋 rozmy艣la艂em.

Mo偶e mnie unika. Mo偶e postanowi艂a trzyma膰 si臋 z聽dala.

Ogarnia mnie niepok贸j. Musz臋 z聽kim艣 porozmawia膰. S艂ysz臋 kolejne sygna艂y, d艂ugie, jednostajne. Kiedy w聽ko艅cu odbiera, w聽tle s艂ycha膰 gwar przyj臋cia, 艣miechy.

-聽Leo Junker -聽przedstawiam si臋.

-聽Wi臋c jednak zmieni艂e艣 zdanie -聽m贸wi Davidsson nieco niewyra藕nie. Ha艂as sprawia, 偶e ledwie go s艂ysz臋.

-聽Klucze do jego domu -聽m贸wi臋. -聽Chcia艂bym…

-聽W聽dolnej szufladzie mojego biurka, w聽moim pokoju! -聽wrzeszczy. - Udanego wieczoru!

Chc臋 mu 偶yczy膰 tego samego, ale roz艂膮cza si臋, zanim zd膮偶am si臋 odezwa膰.

DZIWNE UCZUCIE: JECHA膯 przez nieznan膮 okolic臋, szczeg贸lnie o聽zmroku, gdy 艣wiat powoli zrzuca star膮 sk贸r臋 i聽przybiera now膮 posta膰.

Samotno艣膰. Jad膮c przez miasteczko, w聽kt贸rym si臋 nigdy nie by艂o, mo偶na si臋 poczu膰 samotnym. I聽mo偶e wolnym, ale wolno艣膰 mnie przera偶a. Zawsze mnie przera偶a艂a. Nie ufam samemu sobie, nie wiem, co jestem w聽stanie zrobi膰, kiedy nikogo nie ma w聽pobli偶u i聽nikt mnie nie pilnuje.

Jad臋 szos膮 i聽my艣l臋 o聽Evie i聽o聽Charlesie Levinie, o聽wypadku samochodowym, kt贸ry kosztowa艂 Ev臋 偶ycie. Zim膮 1980 roku. I聽o聽zeznaniu Fredrika Oskarssona. W聽kieszeni spodni mam foliow膮 torebk臋 z聽kluczem od domu Levina. Przyczepiony do niewielkiego k贸艂ka le偶a艂 w聽gabinecie. Wed艂ug protoko艂u to jedyny klucz, jaki technicy znale藕li, ale zar贸wno drzwi frontowe, jak i聽te od strony ogrodu by艂y zamkni臋te na klucz. Levin musia艂 mie膰 drugi klucz, sprawca musia艂 go zabra膰.

Wygrodzenie powinno si臋 zaczyna膰 ju偶 przy szosie, ale kawa艂ki niebiesko-bia艂ej plastikowej ta艣my 艂opocz膮 na wietrze dopiero na pocz膮tku Alvav盲gen. Zatrzymuj臋 opla, silnik kaszle zdziwiony, po czym milknie i聽zamiera. Wiecz贸r jest ciep艂y, powietrze lekkie, niemal pe艂ne nadziei. Gdzie艣 z聽daleka dobiega uporczywe szczekanie samotnego psa. Obok niebiesko-bia艂ej ta艣my stoi oznakowany radiow贸z, jest pusty, w聽艣rodku jest ciemno.

Mijam wygrodzenie i聽id臋 dalej. Gdzie艣 z聽cieni wy艂ania si臋 pochylona posta膰 z聽偶arz膮cym si臋 papierosem w聽r臋ku. Zatrzymuje si臋, zamiera na m贸j widok i聽wtedy widz臋, 偶e to ona.

-聽Co ty tu robisz? -聽pyta.

-聽Chcia艂em zobaczy膰, jak mieszka艂.

-聽Nie widzia艂e艣 zdj臋膰?

-聽To nie to samo. A聽ty co tu robisz?

-聽Chcia艂am zobaczy膰 teren za domem, las.

-聽I?

Zaci膮ga si臋, rzuca papierosa na ziemi臋, mimo 偶e jeste艣my ju偶 za wygrodzeniem.

-聽I聽nic. Nic nie znalaz艂am.

Ma na sobie kr贸tk膮 sk贸rzan膮 kurtk臋, pod ni膮 T-shirt. Jedn膮 r臋k臋 trzyma w聽kieszeni kurtki. Wygl膮da jak kto艣, kto m贸g艂by gra膰 na basie w聽kapeli z聽przedmie艣cia.

-聽Gdzie masz samoch贸d? -聽pytam.

-聽Przysz艂am na piechot臋. Mieszkam niedaleko.

Odwraca si臋, patrzy w聽stron臋 domu. Mo偶e ju偶 wie, 偶e ja wiem. Mo偶e to po mnie wida膰.

-聽Wejdziemy? -聽rzuca.

-聽Mog臋 to zrobi膰 sam.

-聽Nie, nie mo偶esz.

OGR脫DEK JEST MA艁Y, zaro艣ni臋ty, co mo偶e oznacza膰 tylko jedno: Levin jeszcze nie zd膮偶y艂 si臋 do niego zabra膰. Wiem, 偶e nigdy by nie pozwoli艂, 偶eby ogr贸d tak wygl膮da艂. Czuj臋 uk艂ucie w聽piersi, odkas艂uj臋, mrugam kilka razy. Tove patrzy na mnie pytaj膮co.

Wyjmuj臋 z聽kieszeni lateksowe r臋kawiczki, wk艂adam je. W聽kilku miejscach wida膰 艣lady dzia艂a艅 policji: kto艣 gdzie艣 zostawi艂 r臋kawiczk臋, na schodach stoi reflektor z聽napisem POLICJA.

W聽艣rodku pachnie troch臋 jak w聽antykwariacie. Pokoje s膮 niskie, jedyny 艣lad po Levinie to plama zaschni臋tej krwi na drewnianej pod艂odze w聽kuchni. Wszystko wydaje mi si臋 nierzeczywiste. Czterdzie艣ci osiem godzin temu siedzia艂 tu, 偶y艂 i聽pi艂 kaw臋 ze sprawc膮.

Niemal czuj臋 jego obecno艣膰, jakby by艂 gdzie艣 obok. Stoi w聽drzwiach, poza moim polem widzenia, i聽obserwuje mnie. S艂ysz臋 jego g艂os, s艂ysz臋, jak w聽ciszy wymawia moje imi臋. Ciep艂o, 艂agodnie, jakby si臋 cieszy艂, 偶e mnie widzi.

Ogl膮dam kuchni臋, salon, hol. Przygl膮dam si臋 drzwiom prowadz膮cym na trawnik na ty艂ach domu. Dostrzegam 艣lady gumowych k贸艂ek. Otwieram drzwi i聽wychodz臋 na traw臋, kl臋kam.

-聽Czemu si臋 przygl膮dasz?

-聽Je艣li s膮 tu jakie艣 艣lady, to pewnie wida膰 je tylko w聽艣wietle dziennym. -聽Spogl膮dam w聽stron臋 lasu. -聽Nic nie znalaz艂a艣.

-聽To pytanie?

-聽Tak.

-聽Nic nie znalaz艂am.

-聽Rozumiem.

W聽tym wilgotnym mroku jest co艣, co mnie przera偶a. Nie potrafi臋 powiedzie膰 co.

-聽Ten 艣wiadek -聽zaczynam. -聽Ten m臋偶czyzna, kt贸ry wyszed艂 do ogrodu z艂o偶y膰 parasol. Podobno co艣 widzia艂.

-聽Zajmujemy si臋 tym.

No i聽dobrze, my艣l臋 i聽wracam do domu.

-聽Gdzie jest jego gabinet?

Idzie przodem, staje przed drzwiami, krzy偶uje r臋ce na piersi i聽pozwala mi wej艣膰. Nie spuszcza ze mnie wzroku.

My艣l臋 o聽moim starszym bracie, Mikaelu. Spotykamy si臋 tylko kilka razy w聽roku, chocia偶 jest jednym z聽najlepszych ludzi, jakich znam. Co bym zrobi艂, gdyby kto艣 mi go zabra艂? Co bym zrobi艂, gdybym by艂 na miejscu Tove?

Obawiam si臋, 偶e podszed艂bym i聽da艂bym mu w聽g艂ow臋 r臋koje艣ci膮 pistoletu, tak 偶eby straci艂 przytomno艣膰.

A聽ona po prostu tam stoi.

-聽Jeste艣 st膮d, prawda? To znaczy pierwotnie st膮d.

-聽Co to znaczy: pierwotnie?

Przeci膮gam d艂oni膮 po 艣cianie, po 艂贸偶ku, po niewielkim biurku, siadam na krze艣le, na kt贸rym pewnie siadywa艂 Levin. A聽mo偶e wola艂 pracowa膰 gdzie indziej? Je艣li rzeczywi艣cie nad czym艣 pracowa艂.

-聽Mia艂em na my艣li tw贸j dialekt -聽m贸wi臋.

-聽Co z聽nim?

-聽Prawie go nie s艂ycha膰.

-聽Dialekty nie znikaj膮, mog膮 si臋 tylko zmienia膰.

-聽Na jedno wychodzi.

Biurko nie ma szuflad. To ci臋偶ki drewniany blat oparty na grubych, do艣膰 niskich nogach. Przesuwam d艂oni膮 po jego powierzchni, czuj臋 kurz pod palcami, po chwili powtarzam to samo, tylko pod blatem.

Moja r臋ka czego艣 dotyka.

Kl臋kam, w艂膮czam latark臋 w聽kom贸rce i聽艣wiec臋 pod blat. W聽przeciwie艅stwie do wierzchu sp贸d nie jest lakierowany, jest ciemny i聽matowy. I聽nagle go widz臋: jest przyklejony do blatu niewielkim kawa艂kiem ta艣my klej膮cej.

-聽Co tam jest? -聽odzywa si臋 Tove za mn膮.

Wycelowuj臋 aparat w聽kom贸rce na sp贸d blatu, robi臋 zdj臋cie. W艂膮cza si臋 flesz, rozb艂yska na bia艂o. Po chwili odrywam ostro偶nie ta艣m臋, bior臋 niewielki przedmiot w聽palce i聽pokazuj臋 go jej.

-聽Klucz -聽m贸wi臋. -聽Technik贸w tu nie by艂o?

-聽Byli.

Wstaj臋, podchodz臋 do okna z聽kluczem, na kt贸rym zosta艂 kawa艂ek ta艣my, i聽robi臋 jeszcze jedno zdj臋cie.

-聽Musimy go w聽co艣 w艂o偶y膰.

Tove wyjmuje z聽kieszeni sk贸rzanej kurtki sztywn膮 papierow膮 kopert臋, podaje mi, wk艂adam do niej klucz z聽kawa艂kiem ta艣my.

-聽Zawsze masz je przy sobie?

Nie odpowiada, zamyka kopert臋, chowa j膮 do wewn臋trznej kieszeni kurtki.

-聽Powinien to by膰 klucz od jakiej艣 szuflady albo szafy gdzie艣 w聽domu - m贸wi臋. -聽Ale biurko nie ma szuflad i聽nigdzie w聽domu nie widzia艂em szafy. A聽ty?

-聽Te偶 nie.

Tove wk艂ada r臋ce do kieszeni. Zdejmuj臋 r臋kawiczki.

Ju偶 wkr贸tce, wkr贸tce to si臋 stanie. Wiem, 偶e tak b臋dzie.

NA ZEWN膭TRZ. SUCHE POWIETRZE, niebo poprzecinane fioletowymi smugami, jakby przed chwil膮 odby艂 si臋 pokaz fajerwerk贸w.

-聽Dok膮d si臋 wybierasz? -聽pytam.

-聽Nie zamierza艂am 艣wi臋towa膰. Wi臋c chyba do domu.

-聽Mog臋 ci臋 podwie藕膰, je艣li chcesz. Ale mam w聽wozie kota.

Tove szuka czego艣 w聽kieszeni, wyjmuje papierosa i聽zapalniczk臋.

-聽Dobrze. Dzi臋ki.

Zapala papierosa, zaci膮ga si臋, wypuszcza dym.

-聽Kto z聽twoich koleg贸w b臋dzie tu pracowa艂? -聽pyta.

-聽Tutaj? Na miejscu?

-聽Tak.

-聽No… Nie wiem. Znasz ludzi z聽Krajowej Policji Kryminalnej?

-聽Nie. -聽Zn贸w si臋 zaci膮ga. -聽Ale ty te偶 nie.

-聽Co?

-聽Co ty, do diab艂a, wyprawiasz?

-聽Nie rozumiem.

-聽Co ty robisz? To jaki艣 偶art? Zastanawia艂e艣 si臋, jak to si臋 sko艅czy?

-聽呕art?

-聽Sprawdzi艂am ci臋. Nie wiesz, kt贸rzy z聽twoich koleg贸w b臋d膮 si臋 tym zajmowa膰, bo nie masz tam koleg贸w. Wszystko, co mi m贸wi艂e艣, to k艂amstwo. Pracujesz w聽wydziale zab贸jstw w聽Sztokholmie, a聽od wczoraj jeste艣 na urlopie! -聽Niemal pluje na mnie s艂owami. -聽A聽jeste艣 na nim dlatego, 偶e 偶resz jakie艣 tabletki i聽generalnie zachowujesz si臋 dziwnie.

Przed nami pr臋偶y si臋 na wietrze plastikowa ta艣ma policyjna. Mimo 偶e si臋 z聽tym liczy艂em, dotyka mnie to bardziej, ni偶 si臋 spodziewa艂em. Jest mi wstyd.

-聽Zna艂em go -聽m贸wi臋. -聽Byli艣my… Chcia艂bym…

-聽Ca艂e 偶ycie by艂 policjantem -聽przerywa mi. -聽To chyba oczywiste, 偶e mia艂 koleg贸w w艣r贸d policjant贸w, a聽nawet przyjaci贸艂. Widzisz tutaj kt贸rego艣 z聽nich? Kogo艣, kto by si臋 a偶 tak zaanga偶owa艂? Nie, bo to by by艂o wbrew zasadom. Dopilnuj臋, 偶eby ci臋 wylali, cholerny dupku!

Przeskakuje przez ta艣m臋, podchodzi do mojego opla, kt贸ry stoi tu偶 obok. Na fotelu pasa偶era siedzi Kit, spi臋ty, z聽rozbieganym wzrokiem.

-聽Pozwoli艂am ci wej艣膰 do jego domu po raz ostatni, 偶eby艣 m贸g艂 si臋 po偶egna膰. Rozumiesz? W聽przeciwie艅stwie do ciebie mam serce.

Stoimy obok siebie, tak blisko, 偶e czuj臋 zapach jej w艂os贸w. Wydaje mi si臋 znajomy, w聽jaki艣 dziwny spos贸b.

-聽Chodzi o聽Mar… -聽zaczynam.

Tove upuszcza papierosa i聽nagle, tak nagle, 偶e nie mam czasu si臋 obroni膰, uderza mnie kolanem w聽偶o艂膮dek.

Zginam si臋 wp贸艂, b贸l promieniuje w聽g贸r臋, do klatki piersiowej, i聽w聽d贸艂, do pachwin. Chwyta mnie za w艂osy, podnosi moj膮 g艂ow臋, i聽nagle zn贸w widz臋 jej kolano, tym razem zbli偶aj膮ce si臋 do mojej twarzy. Pr贸buj臋 j膮 chroni膰 r臋kami, ale dzia艂am za wolno, cios trafia mnie w聽czo艂o. J臋cz臋, tak mi si臋 przynajmniej wydaje, bo z聽gard艂a wydobywa si臋 jaki艣 d藕wi臋k, w聽oczach mam 艂zy. Trac臋 r贸wnowag臋, upadam na ciep艂y asfalt.

Tove siada okrakiem na mojej klatce piersiowej, jej pi臋艣膰 trafia w聽m贸j policzek, s艂ysz臋 bicie dzwon贸w.

Czeka艂em na to, czuj臋, jak si臋 odpr臋偶am. Rozlu藕niam mi臋艣nie, nie chc臋, 偶eby mi co艣 z艂ama艂a, nie stawiam oporu, zamykam oczy i聽przyjmuj臋 b贸l.

Kolejny cios, tym razem trafia mnie w聽okolice prawego ucha, wszystkie d藕wi臋ki cichn膮. I聽kolejny cios, s艂ysz臋, jak p臋ka mi warga.

Ciep艂o, czuj臋 ciep艂膮 krew w聽ustach, sp艂ywa mi do gard艂a. Tove uderza moj膮 g艂ow膮 o聽asfalt.

Kolejny cios, tym razem chyba w聽skro艅. Wszystko zaczyna falowa膰, mam md艂o艣ci, czuj臋 si臋 jak na hu艣tawce, ale w聽jaki艣 dziwny spos贸b jest to nawet przyjemne. Jakby kto艣 mnie ko艂ysa艂 do snu. Pulsuj膮cy b贸l, odp艂ywam w聽dal, czuj臋, 偶e za chwil臋 strac臋 przytomno艣膰. Nagle Tove pochyla si臋 nade mn膮 i聽chwyta mnie za g艂ow臋.

-聽Patrz na mnie! -聽syczy.

Nie jestem w聽stanie, nie mog臋.

-聽P a聽t r z聽n a聽m n i聽e!

Otwieram oczy. 艢wiat艂o, jest bardzo jasne, eksploduje w聽moich oczach, wszystko mnie boli, oczy, kark, nos.

Jej wzrok jest ciemny i聽pusty.

-聽Wyjed藕! I聽nie wracaj! Rozumiesz?

Puszcza moje w艂osy, czuj臋, jak uderzam g艂ow膮 o聽asfalt. Widz臋 w聽g贸rze niebo, wierzcho艂ki drzew z聽jednej strony, z聽drugiej ko艂a samochodu. Tove wyciera o聽mnie r臋ce. Wyciera krew, przechodzi mi przez g艂ow臋. Wyciera r臋ce z聽krwi.

-聽Je艣li jeszcze raz ci臋 tu zobacz臋, zabij臋 ci臋.

Boli mnie klatka piersiowa. Widz臋 jeszcze, jak Tove odchodzi szybkim krokiem, po chwili poch艂ania j膮 mrok i聽znika. Dociera do mnie, 偶e nareszcie dosta艂em to, na co zas艂u偶y艂em.

WRZESIE艃 1984

Funkcjonariusz jest niskim szczup艂ym m臋偶czyzn膮 w聽okularach z聽grubymi szk艂ami, ma kr贸tko obci臋te w艂osy. W聽wojsku dosta艂by kategori臋 D, gdyby nie to, 偶e ma talent do pracy w聽wywiadzie.

-聽Telefon -聽m贸wi, staj膮c w聽drzwiach.

-聽Kto dzwoni?

-聽Nie przedstawi艂a si臋. Powiedzia艂a tylko, 偶e chce z聽kim艣 porozmawia膰. I聽偶e to wa偶ne.

-聽Prze艂膮cz j膮 do kogo艣 innego. Jestem zaj臋ty.

-聽Ale… -聽Waha si臋. -聽Dzwoni艂a do ciebie, na tw贸j numer -聽podkre艣la.

Tu, na g贸rze, wszystkie rozmowy przechodz膮 przez central臋, opanowan膮 przez kobiety, kt贸re trudno przestraszy膰 i聽kt贸rym trudno zaimponowa膰. Wyj膮tkiem s膮 nieformalni wsp贸艂pracownicy i聽r贸偶nego rodzaju informatorzy.

Charles siedzi w聽jednym z聽pokoj贸w i聽przegl膮da dokumenty dotycz膮ce czerwcowej wizyty Palmego w聽NRD. Osobliwa lektura. Przed po艂udniem premier po艣redniczy艂 w聽rokowaniach pokojowych, a聽popo艂udniami sprzedawa艂 bro艅.

-聽Wi臋c dlaczego ty odebra艂e艣? -聽Charles wstaje i聽wychodzi na korytarz. - I聽co robi艂e艣 w聽moim pokoju?

-聽Szuka艂em segregatora.

Charles wchodzi do swojego pokoju. Kiedy zamyka drzwi, gwar biurowych rozm贸w milknie, zamienia si臋 w聽cichy szum. Mo偶na niemal odetchn膮膰 z聽ulg膮.

Na biurku le偶y s艂uchawka, niekt贸re guziki s膮 wci艣ni臋te, 艣wiec膮. Stoj膮c przy biurku, si臋ga po ni膮, przyk艂ada j膮 do ucha i聽wciska guzik.

W聽tle s艂ycha膰 gwar g艂os贸w, dzwoni jaki艣 telefon.

-聽Cze艣膰 -聽s艂yszy wysoki kobiecy g艂os. -聽Halo? Do kogo si臋 dodzwoni艂am?

-聽A聽z聽kim chce pani rozmawia膰?

-聽To policja? Tak?

-聽S艂ucham?

-聽Jaki to wydzia艂?

W聽tle nadal dzwoni telefon. S艂ycha膰 go przez gwar rozm贸w.

-聽Jak pan si臋 nazywa?

Co艣 mu nie pasuje. Telefon w聽tle przestaje dzwoni膰, kto艣 odbiera, s艂yszy m臋ski g艂os:

-聽Telewizja Szwedzka, Fredrik.

-聽Jeste艣 dziennikark膮? -聽pyta Charles.

Klikni臋cie.

Lato by艂o ci臋偶kie. Zacz膮艂 pi膰, 偶eby m贸c spa膰. Obieca艂 sobie, 偶e szybko przestanie, ale jeszcze mu si臋 to nie uda艂o. Wieczorami 艣ledzi艂 doniesienia medi贸w dotycz膮ce zab贸jstwa Catrine da Costa, wspomnienia z聽przesz艂o艣ci wraca艂y niczym echo.

Je艣li chce si臋 przemyci膰 obj臋te embargiem towary, trzeba to robi膰 okr臋偶nymi drogami. Je艣li wywiezienie VAX-贸w ze Szwecji mia艂o si臋 uda膰, nale偶a艂o zsynchronizowa膰 dzia艂ania wszystkich stron: tych z聽kraju ich pochodzenia, tych z聽kraj贸w tranzytowych i聽tych, dla kt贸rych by艂y przeznaczone. Takie rzeczy wymagaj膮 czasu. Trzeba przekaza膰 konieczne dane, da膰 zna膰 odpowiednim osobom, a聽wszystko w聽tajemnicy.

To nigdy nie dzieje si臋 szybko, ale nigdy jeszcze sprawy nie przeci膮ga艂y si臋 tak jak wtedy. Na razie komputery przenoszono z聽jednego miejsca w聽inne. Robili to 脰berg i聽jego podw艂adni.

Paul rozmawia艂 z聽Krausem pod koniec lata, szyfrem, przez telefon. Zapewni艂, 偶e wszystkie tryby maszynerii dzia艂aj膮, sprawa nadal jest aktualna. Wkr贸tce wszystko si臋 zako艅czy.

Nasz cz艂owiek w聽Sztokholmie skontaktuje si臋 z聽wami.

Ani Charles, ani Paul nie wiedz膮, o聽kogo chodzi ani czy kto艣 taki w聽og贸le istnieje.

Jakby tego by艂o ma艂o, Charles podejrzewa, 偶e Marika zacz臋艂a mu podbiera膰 alkohol.

Stoi ze s艂uchawk膮 w聽r臋ku. Wciska wide艂ki, prze艂膮cza na lini臋 wewn臋trzn膮, wybiera numer i聽czekaj膮c na po艂膮czenie, zapala papierosa.

-聽Tak? -聽s艂yszy g艂os Paula, kt贸ry cztery pokoje dalej odbiera telefon.

-聽Musimy si臋 spotka膰.

NASTA艁Y NOWE CZASY, niespokojne, niepewne. Nikt ju偶 nie wie, kto jest przyjacielem, a聽kto wrogiem. Wszyscy wygl膮daj膮 tak samo, m贸wi膮 tym samym j臋zykiem, 艣ciskaj膮 d艂o艅 tak samo ciep艂o.

Je艣li si臋 ok艂amujemy, to dlatego, 偶e musimy.

Charles zosta艂 rzucony na g艂臋bok膮 wod臋, ale jeszcze zanim wydzia艂 sta艂 si臋 ca艂ym jego 偶yciem, powinien by艂 si臋 domy艣li膰, co Paul ukrywa za fasad膮 uprzejmo艣ci. Zacz臋艂o si臋 tu偶 po jego przyj艣ciu do wydzia艂u, pewnego dnia ju偶 prawie cztery lata temu, od drobiazg贸w dotycz膮cych spraw nadzorowanych przez Paula. Potrafi艂 sprawi膰, 偶e pewna suma pieni臋dzy, partia broni czy heroiny l膮dowa艂a w聽szufladach jego biurka zamiast w聽sejfie organ贸w bezpiecze艅stwa.

Paul nie mia艂 natury kolekcjonera, wi臋c zarekwirowany towar, tak go okre艣la艂, nie le偶a艂 tam d艂ugo. Pieni膮dze, bro艅, narkotyki i聽inne rzeczy zamienia艂y si臋 w聽kapita艂, kt贸ry szybko trafia艂 do szarej strefy i聽prowadzi艂 do kolejnych sukces贸w.

Pewna suma, kt贸ra znikn臋艂a po uderzeniu w聽komunistyczn膮 siatk臋 w聽Sollentunie, zosta艂a miesi膮c p贸藕niej u偶yta do przekupienia urz臋dnika.

Bro艅, kt贸r膮 Paul zabra艂 po tym, jak pewien policjant powi膮zany ze skrajnie prawicowym 艣rodowiskiem podziemnym pope艂ni艂 samob贸jstwo, p贸艂 roku p贸藕niej trafi艂a do r膮k by艂ego radzieckiego szpiega, kt贸ry wtedy mieszka艂 ju偶 w聽Sztokholmie, ale od kiedy przeszed艂 na Zach贸d, obawia艂 si臋 o聽swoje 偶ycie.

Zarekwirowane partie narkotyk贸w przej臋te przez Paula wykorzystywano do werbowania informator贸w i聽ludzi niepotrafi膮cych si臋 oprze膰 pokusom, takich jak Savolainen.

Nie chodzi艂o jedynie o聽pozbycie si臋 pieni臋dzy. To by艂a tak偶e cz臋艣膰 jego oficjalnej pracy. Zdarza艂o si臋, 偶e jego szef patrzy艂 na to, co robi艂, przez palce, kiwa艂 g艂ow膮 i聽milcza艂. Widzia艂, 偶e jest skuteczny, i聽wola艂 nie pyta膰 o聽metody. 呕adne r臋ce, w聽kt贸rych kiedykolwiek znalaz艂o si臋 co艣 wa偶nego, nie s膮 czyste. Ta iluzja si臋 rozwia艂a, kiedy wybuch艂a afera w聽kontrwywiadzie, IB, wiele lat temu.

A聽jednak min臋艂o troch臋 czasu, zanim Charles si臋 zorientowa艂, 偶e r臋ce Paula dzia艂a艂y pod sto艂em -聽niezwykle aktywnie. Tak naprawd臋 dotar艂o to do niego dopiero kt贸rego艣 wieczoru w聽1982 roku, kiedy uderzyli w聽podejrzan膮 grup臋 terrorystyczn膮 niedaleko Uppsali, a聽potem zatrzymali si臋 na stacji benzynowej w聽pobli偶u Bergshamry.

Stacja sta艂a na odludziu, ale kiedy wysiedli z聽samochodu, z聽cienia wy艂oni艂 si臋 m臋偶czyzna. By艂 starszy od nich, mia艂 okulary, szk艂a by艂y grube i聽ci臋偶kie, wyra藕nie mu ci膮偶y艂y.

-聽Masz dla mnie prezent? -聽spyta艂 w聽wyra藕nym skanskim dialekcie.

-聽Mam. -聽Paul poda艂 mu niewielk膮 paczuszk臋. -聽Odj膮艂em swoj膮 cz臋艣膰.

M臋偶czyzna wa偶y艂 paczk臋 w聽r臋ku.

-聽Bardzo przezornie.

-聽Musisz mi zaufa膰, 偶e tym razem te偶 nie wzi膮艂em wi臋cej, ni偶 powinienem.

-聽Kto to jest? -聽spyta艂 nagle m臋偶czyzna.

-聽M贸j kolega.

Zacz膮艂 mu si臋 przygl膮da膰.

-聽Jest po naszej stronie?

-聽Tak -聽potwierdzi艂 Paul.

-聽Jak masz na imi臋?

-聽Charles.

M臋偶czyzna skin膮艂 g艂ow膮, poprawi艂 okulary i聽po chwili rozp艂yn膮艂 si臋 w聽ciemno艣ci.

-聽To nie jest do ko艅ca… koszerne -聽powiedzia艂 Charles, kiedy po jakim艣 czasie za szyb膮 pokaza艂 si臋 kampus uniwersytecki Frescati. -聽Prawda?

-聽Niewiele rzeczy dzisiaj jest -聽odpowiedzia艂 Paul. -聽Otw贸rz skrytk臋 - poprosi艂 po chwili.

Charles wykona艂 polecenie. W聽艣rodku by艂 cienki, ale porz膮dnie przygotowany zwitek banknot贸w. Trzeszcza艂y mu pod palcami.

-聽Co to jest?

-聽Twoja cz臋艣膰.

Pr贸bowa艂 policzy膰 banknoty. Doszed艂 do trzydziestu tysi臋cy i聽si臋 zgubi艂.

-聽W聽sumie skubn臋li艣my ich na osiem dych -聽powiedzia艂 Paul. -聽Te dranie maj膮 forsy jak lodu. I聽lepiej nie pr贸bowa膰 docieka膰 sk膮d. Tak czy inaczej czterdzie艣ci tysi臋cy jest dla ciebie. Jemu da艂em dwadzie艣cia, drugie tyle zatrzyma艂em dla siebie.

-聽Czterdzie艣ci? -聽Charles czu艂, jak banknoty parz膮 mu r臋ce. -聽Dlaczego tak du偶o?

-聽Zwykle dzielimy si臋 po po艂owie. Potem po艂ow臋 swojej dzia艂ki daj臋 ludziom takim jak Gert.

-聽Dlaczego?

-聽Bo… -聽Paul zmieni艂 bieg i聽zatrzyma艂 si臋 przed czerwonym 艣wiat艂em. - Kiedy艣 potrzebowa艂em pomocy. Jak ty w聽swoim czasie. Jedynymi, kt贸rzy byli mi sk艂onni jej udzieli膰, byli ludzie pokroju Gerta.

-聽O聽co chodzi艂o?

-聽W聽czym potrzebowa艂em pomocy?

-聽Tak.

Paul wrzuci艂 luz.

-聽Nie powinienem o聽tym m贸wi膰.

-聽A聽chcia艂by艣?

-聽Nie. -聽艢wiat艂o zmieni艂o si臋 na zielone. -聽Nie chcia艂bym.

Charles zn贸w dotkn膮艂 banknot贸w.

P贸藕niej dowiedzia艂 si臋, 偶e Paula odebrano rodzicom, z聽do艣膰 niejasnych powod贸w, i聽umieszczono w聽rodzinie zast臋pczej, gdzie艣 pod Uppsal膮. I聽w艂a艣nie tam spotka艂 Gerta.

Min臋艂o sporo czasu, zanim si臋 zorientowa艂, kim by艂 Gert, czy mo偶e raczej czego by艂 cz臋艣ci膮. Paul przekazywa艂 pieni膮dze skrajnie prawicowemu ruchowi, w聽sk艂ad kt贸rego wchodzili policjanci, wojskowi i聽cywile. Spotykali si臋 od czasu do czasu w聽pewnym mieszkaniu na Starym Mie艣cie. Paul nie robi艂 tego z聽powod贸w ideologicznych, tylko dlatego, 偶e mu za to p艂acono. Pozwalano mu zachowywa膰 po艂ow臋. Na co j膮 przeznacza艂, tego Charles nie wiedzia艂: ani wtedy, w聽1980 roku, ani potem, cztery lata p贸藕niej. A聽ruch potrzebowa艂 pieni臋dzy na 艂ap贸wki, 偶eby m贸c wywiera膰 presj臋 na r贸偶ne osoby. Nienawidzili Palmego, najch臋tniej widzieliby go martwym. I聽to si臋 nie zmieni艂o.

-聽Nie chc臋 ich -聽powiedzia艂 Charles. -聽Nie chc臋 bra膰 w聽tym udzia艂u.

Paul spojrza艂 na niego z聽kamienn膮 twarz膮. Charles po艂o偶y艂 mu banknoty na kolanach.

-聽We藕 je.

-聽Nie.

-聽My艣lisz, 偶e masz wyb贸r? -聽G艂os Paula by艂 lodowaty. -聽Wiesz, co na ciebie mam. Wiesz, co mog臋 zrobi膰. -聽Podni贸s艂 plik. -聽Jeste艣 mi potrzebny -聽powiedzia艂 ju偶 nieco 艂agodniej. -聽W艂a艣nie do tego. Wiesz, co dla ciebie zrobi艂em. Uratowa艂em ci ty艂ek, do cholery. Uratowa艂em w聽a聽s.

-聽Nie mog臋.

-聽Nie jestem twoim wrogiem, Charlie. Jestem twoim przyjacielem.

Charles wygl膮da艂 przez szyb臋, unika艂 wzroku Paula. Wiedzia艂, 偶e przegra艂 i聽偶e sta艂o si臋 to ju偶 dawno temu.

Nie protestowa艂, kiedy Paul w艂o偶y艂 mu banknoty do r臋ki.

JEST P脫殴NY WIECZ脫R. Zza zamkni臋tych drzwi pokoju Mariki s艂ycha膰 muzyk臋, powtarzaj膮ce si臋 d藕wi臋ki gitary i聽odbijaj膮ce si臋 echem synkopy, i聽g艂os 艣piewaj膮cy just like the old days. Za艂amuj膮cy si臋, poj臋kuj膮cy, jakby wokalist臋 kto艣 pchn膮艂 no偶em.

Marika nie potrafi zasn膮膰 bez muzyki. Charles co wiecz贸r musi do niej i艣膰 i聽wy艂膮czy膰 aparatur臋. Pocz膮tkowo go to irytowa艂o, ale z聽czasem uzna艂, 偶e to jedna z聽najbardziej warto艣ciowych chwil w聽jego 偶yciu: wchodzi, wy艂膮cza muzyk臋, a聽potem stoi w聽ciemno艣ci ze szklaneczk膮 w聽d艂oni i聽przygl膮da si臋 c贸rce, kt贸ra le偶y w聽艂贸偶ku, zawsze na plecach, z聽ko艂dr膮 podci膮gni臋t膮 pod brod臋, z聽w艂osami rozsypanymi na poduszce jak promienie s艂o艅ca i聽z聽na wp贸艂 otwartymi ustami.

Siada na kanapie i聽wypija 艂yk, przygl膮da si臋 le偶膮cej na stole niewielkiej ciemnoczerwonej ksi膮偶eczce. Wie, 偶e zaraz j膮 otworzy. A聽mimo to walczy ze sob膮.

Zostawi艂a j膮 tam. Chce, 偶eby przeczyta艂.

Jest l偶ejsza, ni偶 mu si臋 wydawa艂o. Opr贸偶nia szklank臋, odstawia j膮. Ostry, narastaj膮cy b贸l rozsadza mu skronie. Nie mo偶e si臋 odpr臋偶y膰. Ta ksi膮偶ka to tak naprawd臋 co艣 w聽rodzaju notesu. Nie jest to dziennik ani pami臋tnik, ale przy wpisach czy tekstach, czy jak je nazwa膰, Marika stawia daty. Przy pierwszym 8/3 1984. Pisze codziennie albo co drugi dzie艅, a偶 do tego dnia. 25/9 1984. Jest zdziwiony, 偶e pisze tak dobrze, 偶e tak 艣wietnie radzi sobie ze s艂owami. To pewnie dlatego, 偶e tyle czyta. W聽pierwszym momencie duma rozsadza mu pier艣, ale zaraz potem przychodzi wstyd.

Nawet nie wiem, w聽czym moja c贸rka jest dobra.

Nie chce czyta膰. A聽jednak to robi, ale czyta tylko ostatni zapis. Wi臋cej nie jest w聽stanie znie艣膰. Przeci膮ga palcami po kartce, czuje s艂owa pod sk贸r膮. I聽odk艂ada ksi膮偶k臋.

R臋ce mu dr偶膮, nie potrafi tego powstrzyma膰.

Umys艂 Mariki jest nieobliczalny, ju偶 od dobrych czterech lat. Trudno mu powiedzie膰, jak sobie poradzi艂a z聽tym, co si臋 sta艂o. Wie, 偶e pami臋ta, ale nie wie jak du偶o.

Nigdy jej o聽to nie pyta艂, nie odwa偶y艂 si臋. Wiedzia艂, 偶e pami臋膰 bywa w聽takich przypadkach zawodna, dzia艂aj膮 naturalne mechanizmy wypierania. Poza tym czyta艂 gdzie艣, 偶e m艂odzi ludzie zapami臋tuj膮 traumatyczne prze偶ycia lepiej ni偶 doro艣li, bo wszystko prze偶ywaj膮 mocniej.

Teraz ju偶 wie. Wpatruje si臋 w聽ksi膮偶k臋.

Ona rzeczywi艣cie wszystko pami臋ta.

Staraj膮c si臋 nie robi膰 ha艂asu, idzie do toalety i聽siada na pod艂odze. P艂acze, niepohamowanie, mo偶e z聽t臋sknoty.

PA殴DZIERNIK 1965

Niedaleko Uppsali by艂o kiedy艣 gospodarstwo. Pewnego p贸藕nego pa藕dziernikowego wieczoru w聽okolicy panowa艂a tak wielka cisza, 偶e mo偶na by艂o pomy艣le膰, 偶e jest opuszczone. M艂ody m臋偶czyzna, kt贸ry szed艂 szutrow膮 drog膮, wydawa艂 si臋 jedynie ledwie widocznym konturem.

Torba, kt贸ra w聽drodze tutaj wydawa艂a mu si臋 ci臋偶ka i聽niepor臋czna, by艂a teraz zadziwiaj膮co lekka. Kiedy przeskoczy艂 przez p艂ot i聽przeszed艂 przez ogr贸d, poczu艂 dr偶enie w聽piersi. By艂 tam zaledwie kilka godzin wcze艣niej, ale mia艂 wra偶enie, jakby wraca艂 z聽dalekiej podr贸偶y. My艣lami by艂 daleko.

Zatrzyma艂 si臋 przed domem z聽nieprzyjemnym uczuciem, 偶e jest obserwowany. Kiedy si臋 rozejrza艂, zobaczy艂 jedynie ciemno艣膰.

To pewnie taka pora, pomy艣la艂. Taka, kt贸ra budzi w聽nas niepewno艣膰.

Postawi艂 torb臋 na ziemi i聽ukl臋kn膮艂. Otworzy艂 j膮 i聽ostro偶nie si臋gn膮艂 po 艣rut贸wk臋. Od艂o偶y艂 j膮 na bok i聽wyj膮艂 n贸偶 my艣liwski. By艂 ci臋偶ki, ale chwyci艂 go tak, jakby to robi艂 codziennie. Sk贸ra przywar艂a do r臋koje艣ci, palce obj臋艂y j膮 mocno.

W聽jego g艂owie odbija艂y si臋 echem r贸偶ne g艂osy. Cztery lata dawa艂y mu spok贸j. Nie przeszkadza艂y mu. Okaza艂o si臋 to mo偶liwe, bo ludzie nigdy nie byli dobrzy i聽nigdy nie b臋d膮.

Kiedy wchodzi艂 do domu, serce nie bi艂o mu jak oszala艂e, pracowa艂o spokojnie, rytmicznie, jakby go nawo艂ywa艂o do dzia艂ania.

Wyszed艂, ale wiedzia艂, 偶e nie sko艅czy艂 tego, czego si臋 podj膮艂. Musia艂 sobie zrobi膰 przerw臋. By艂o gorzej, ni偶 si臋 spodziewa艂. Wi臋cej krwi. Mia艂 j膮 na d艂oniach, na policzkach, na twarzy, na ustach, wsz臋dzie.

Otar艂 n贸偶 o聽nogawki, wytar艂 go i聽splun膮艂.

-聽Mog臋 ci pom贸c -聽us艂ysza艂 g艂os z聽ciemno艣ci.

Cichy, skupiony, m贸wi膮cy jakim艣 dziwnym dialektem. Przeszy艂 go pr膮d.

-聽Nie -聽wyszepta艂.

-聽S膮 tam pieni膮dze? -聽spyta艂 m臋偶czyzna.

-聽Tak.

-聽Kosztowno艣ci?

-聽Tak s膮dz臋.

-聽Wiesz gdzie?

M艂ody m臋偶czyzna skin膮艂 g艂ow膮. N贸偶 w聽jego d艂oni by艂 gor膮cy, ci臋偶ki.

-聽Id藕 i聽we藕 je. W艂贸偶 je do torby.

-聽Ale…

-聽Wiem, co robisz -聽przerwa艂 mu. -聽I聽wiem, dlaczego to robisz. Ale je艣li mam ci pom贸c, musisz przesta膰.

-聽Nie mog臋 -聽wyszepta艂. -聽Jeszcze nie. -聽Odwr贸ci艂 si臋 w聽stron臋 domu. - Zosta艂y mi jeszcze dzieci.

PA殴DZIERNIK 1984

Wiem, co robicie. Zadzwo艅 na 08 180614 o聽13.00.

Tak kto艣 napisa艂 na kartce, kt贸r膮 dostarczono dzisiaj do biura. Na kopercie zamiast nazwiska adresata by艂 numer telefonu.

Numer telefonu Charlesa.

Paul siedzi przed nim na krze艣le dla go艣ci i聽zaintrygowany obraca kopert臋. Charles pali. Zaci膮ga si臋 zach艂annie, jak robi膮 to ludzie zdenerwowani, ale on nie pr贸buje tego ukry膰.

-聽Co to ma by膰? -聽pyta Paul.

-聽Gro藕ba?

-聽Mam na my艣li to, 偶e na kopercie nie ma nazwiska adresata, tylko tw贸j telefon.

-聽Pewnie nie wie, jak si臋 nazywam.

-聽My艣lisz, 偶e to kobieta?

-聽Zak艂adam, 偶e to ta sama osoba, kt贸ra dzwoni艂a do mnie kilka tygodni temu. Opowiada艂em ci o聽niej, o聽tej dziennikarce.

Charles pociera doln膮 warg臋, strzepuje popi贸艂 z聽papierosa tak mocno, 偶e 偶ar odrywa si臋 i聽spada na pod艂og臋.

-聽Wkr贸tce b臋dzie po wszystkim -聽m贸wi Paul. -聽W艂a艣ciwie jeste艣my ju偶 gotowi. Musz臋 jeszcze tylko porozmawia膰 z聽rezydentem, 偶eby si臋 przygotowa艂. Zamiast my艣le膰 o聽ryzyku, skupmy si臋 na pieni膮dzach.

-聽Mia艂a wysoki g艂os, ta dziennikarka -聽m贸wi Charles. -聽Chyba jest m艂oda.

Paul odk艂ada kopert臋 i聽przygl膮da si臋 odr臋cznie napisanej kartce.

-聽Troch臋 rozchwiane pismo, przypomina pismo dziecka. To numer do budki telefonicznej?

-聽Na Dworcu Centralnym, na poziomie ulicy.

-聽Bardzo praktyczne rozwi膮zanie. -聽U艣miecha si臋.

Charles dopala papierosa, wydmuchuje dym, patrzy, jak w臋druje w聽g贸r臋, pod sam sufit.

Nachyla si臋 nad biurkiem, podpiera 艂okciami.

-聽Co zrobimy, je艣li si臋 oka偶e, 偶e ona naprawd臋 co艣 wie?

Paul sk艂ada kartk臋, chowa j膮 do wewn臋trznej kieszeni.

-聽Nie wiemy nawet, czy to ona. Zacznijmy od telefonu.

Drzwi za plecami Paula otwieraj膮 si臋 gwa艂townie, do pokoju wpadaj膮 g艂osy z聽korytarza: stukot maszyn do pisania, szybkie kroki, kto艣 gdzie艣 idzie, g艂os, kto艣 pyta, gdzie w聽Berlinie Wschodnim mo偶na kupi膰 najlepsze papierosy. Na progu staje szef, wygl膮da 艣wie偶o, ma podwini臋te r臋kawy, koszul臋 rozpi臋t膮 pod szyj膮.

-聽Levin i聽Goffman. Do mojego pokoju, natychmiast.

-聽Dowiedzia艂em si臋, 偶e VAX-y zn贸w s膮 przenoszone, z聽magazynu przy politechnice do jakiego艣 gara偶u w聽Sk盲rmarbrink.

Opada na krzes艂o, odchyla si臋 do ty艂u, k艂adzie nogi na biurku. Na podeszwie jego buta zosta艂 niedopa艂ek papierosa. 呕aden z聽nich nie zwraca mu na to uwagi.

-聽Tak? -聽m贸wi Paul. -聽To chyba dobrze.

-聽Denerwuj臋 si臋. Chcia艂bym jak najszybciej mie膰 to z聽g艂owy. To trwa ju偶 dobre p贸艂 roku. -聽Szuka papierosa w聽kieszeni koszuli. Nie znajduje, rozgl膮da si臋 zdezorientowany, a偶 w聽ko艅cu Paul cz臋stuje go swoim. - Dzi臋ki. -聽Zapala go. -聽Macie rozwi膮za膰 ten problem.

-聽艢ledzimy ich ca艂膮 dob臋 -聽m贸wi Charles. -聽Ale jak dot膮d nie widzieli艣my ani 脰berga, ani Savolainena. Pr贸bujemy ich otoczy膰. Ca艂膮 siatk臋.

-聽To nie jest tego warte. -聽Szef uderza r臋k膮 w聽blat biurka. Twarz ma czerwon膮. Jaki艣 d艂ugopis spada na pod艂og臋. -聽To si臋 musi sko艅czy膰! - wrzeszczy. Z聽ust leci mu 艣lina. -聽Natychmiast.

-聽To nie takie proste -聽m贸wi Paul.

-聽Nie m贸w do mnie tym tonem.

-聽Oczywi艣cie. Przepraszam. Ale je艣li wzi膮膰 pod uwag臋, co to za towar, to przeznaczyli艣my na to spore 艣rodki. By艂oby niedobrze, gdyby艣my nie byli w聽stanie przedstawi膰 偶adnych rezultat贸w. Nied艂ugo b臋dzie to mo偶liwe. Ale potrzebujemy jeszcze troch臋 czasu.

Szef mruczy co艣 pod nosem, zdyszany od niespodziewanego wysi艂ku.

-聽Tydzie艅 -聽m贸wi. -聽Daj臋 wam jeszcze tydzie艅. -聽Otwiera usta, ale nic nie m贸wi, zerka na 艣cian臋, na kt贸rej wisi w聽ramce elegancki kalendarz. - Macie czas do jedenastego pa藕dziernika.

-聽Pewnie sko艅czymy szybciej -聽m贸wi Paul.

-聽Chc臋 si臋 ich pozby膰. Przeszkadzaj膮 mi.

-聽Nam te偶.

-聽Dobrze, a聽teraz nie chc臋 was ju偶 tu widzie膰.

CHARLES OWIJA SI臉 p艂aszczem i聽wchodzi do 艣rodka, od strony wiaduktu Klaraberg, 偶eby nie musie膰 przechodzi膰 przez poczekalni臋. Kiedy si臋 zbli偶a do holu, s艂yszy przybieraj膮cy na sile gwar. Jaki艣 g艂os odczytuje godziny odjazd贸w, drugi informuje o聽op贸藕nieniach. Charles trzyma r臋ce w聽kieszeniach i聽nikomu nie patrzy w聽oczy.

Na dole stoj膮 w聽rz臋dzie trzy budki telefoniczne. Na g贸rze jest tylko jedna. Wchodzi do niej, udaje, 偶e wybiera numer, ale ca艂y czas patrzy w聽d贸艂. Wszystko dobrze wida膰. Uspokaja go to, ale na kr贸tko.

Wychodzi z聽budki, sprawdza, kt贸ra godzina, spogl膮da na tablic臋 na 艣cianie z聽godzinami przyjazd贸w i聽odjazd贸w, przygl膮da si臋 d艂ugiemu szeregowi 艂awek.

13:27.

Marika. Przeczyta艂 wpis w聽jej notesie i聽chcia艂by przeczyta膰 r贸wnie偶 pozosta艂e. Za ka偶dym razem, kiedy pr贸bowa艂, czu艂 mi臋dzy sob膮 a聽ciemnoczerwonym notesem dziwne napi臋cie. Notes by艂 kluczem do innego czasu, innego 偶ycia, tego, kt贸re nigdy nie wr贸ci.

13:28.

Nigdy nie przyprowadza do domu kole偶anek. Bardzo rzadko idzie do kogo艣 po szkole. Tak mu si臋 przynajmniej wydaje. Musi spyta膰 Pauline. Mo偶e ju偶 j膮 nawet o聽to pyta艂, nie pami臋ta.

13:29.

Podchodzi do budki, podnosi s艂uchawk臋 i聽s艂yszy monotonny sygna艂.

Wyjmuje z聽kieszeni spodni monety, obraca je w聽palcach. W聽dole ludzie, m臋偶czy藕ni i聽kobiety, mijaj膮 budki, ale nikt si臋 przy 偶adnej nie zatrzymuje.

13:30.

Wk艂ada monet臋, wybiera numer. Kolejne sygna艂y wybrzmiewaj膮, przebijaj膮 si臋 przez gwar, s艂yszy je nawet tam, na g贸rze. K膮tem oka widzi Paula: kr膮偶y bez planu po poczekalni z聽kubkiem kawy w聽r臋ku.

Poprawia okulary i聽nagle mi臋dzy 艂awkami widzi kobiet臋. Idzie szybkim krokiem, ma ma艂y okr膮g艂y nosek, ostro zarysowany profil, jasnobr膮zowe w艂osy zaczesa艂a na bok, z聽przedzia艂kiem. Opadaj膮 jej na ramiona. Ma na sobie d偶insy i聽tenis贸wki, i聽ciemnozielon膮 kurtk臋 do p贸艂 uda. kt贸ra przypomina p艂aszcz od deszczu.

Wchodzi do 艣rodkowej budki i聽podnosi s艂uchawk臋. Paul 艣ledzi j膮 wzrokiem.

Wybrzmiewaj膮 kolejne sygna艂y.

-聽Halo? -聽m贸wi.

-聽Wiem, co robicie, i聽chc臋 porozmawia膰.

Ten sam g艂os, wysoki, wyra藕ny.

-聽Jak si臋 nazywasz?

-聽Nie pr贸buj.

-聽Je艣li mamy rozmawia膰, musz臋 wiedzie膰, jak si臋 nazywasz.

-聽I聽nawzajem.

-聽Nazywam si臋 Frank M枚ller -聽m贸wi Charles.

-聽To twoje prawdziwe imi臋 i聽nazwisko?

-聽A聽jak ty si臋 nazywasz?

-聽Wiem r贸偶ne rzeczy i聽chcia艂abym, 偶eby艣 to skomentowa艂.

-聽Jeste艣 dziennikark膮.

-聽A聽ty pracujesz dla s艂u偶b.

M贸wi szybko, bez wahania. Przygotowa艂a si臋 do rozmowy, wie, co m贸wi膰. Paul przechodzi obok budki, zerka na jej plecy. Charles mruga oczami i聽Paul znika.

-聽Zgadza si臋? -聽pyta kobieta.

Charles si臋 waha. Frank M枚ller to jeden z聽ich oficer贸w operacyjnych, to znaczy jest oficjalnie zatrudniony, wydano odpowiednie dokumenty, ma nawet 偶yciorys, tyle 偶e nie istnieje. Istniej膮 jedynie jego dane na papierze. U偶ywa si臋 ich w艂a艣nie w聽takich sytuacjach jak ta.

-聽Tak. Zgadza si臋 -聽m贸wi Charles.

-聽Czy to prawda, 偶e obserwujecie dostaw臋 VAX-贸w przeznaczonych dla Niemiec Wschodnich?

-聽Proponuj臋 si臋 um贸wi膰 i…

-聽Wi臋c to prawda?

-聽Nie, ale chcia艂bym si臋 z聽tob膮 spotka膰 i聽porozmawia膰 o聽twoich 藕r贸d艂ach.

-聽To mo偶emy zrobi膰 p贸藕niej.

殴le to rozgrywa. Charles mru偶y oczy i聽spogl膮da na budk臋 telefoniczn膮. Kobieta rusza si臋 jak kto艣 m艂ody i聽tak si臋 zachowuje. Wida膰, 偶e brakuje jej do艣wiadczenia.

G艂os podaje, kiedy odjedzie jaki艣 poci膮g. Charles s艂yszy go wok贸艂 siebie, dochodzi do niego z聽g艂o艣nik贸w, s艂yszy go w聽s艂uchawce. Widzi, jak kobieta sztywnieje.

Wie, 偶e tu jestem, my艣li. Wie, 偶e jestem gdzie艣 w聽pobli偶u.

-聽Sk膮d znasz dyrektora Sunitronu, Svena-Olofa H氓kanssona? -聽pyta. Stara si臋 zachowa膰 oboj臋tny ton, ale jej to nie wychodzi.

Charles wie, 偶e ona wie.

Odk艂ada s艂uchawk臋 na wide艂ki i聽patrzy na aparat i聽na ni膮, w聽budce na dole. Wydaje si臋 zdziwiona. Po chwili odk艂ada ostro偶nie s艂uchawk臋, rozgl膮da si臋 i聽wychodzi.

Trzynasta trzydzie艣ci dwie.

W聽u艂amku sekundy Paul staje obok niej, idzie kilka krok贸w za ni膮 z聽kubkiem kawy w聽r臋ce. Pod膮偶a za ni膮, kiedy wychodzi z聽hali dworca.

wrzesie艅 1971-sierpie艅 1972

Kocham j膮, pomy艣la艂. Naprawd臋 j膮 kocham.

Rozumia艂 to, ale dopiero kiedy podj膮艂 decyzj臋 o聽przeprowadzce, dotar艂o do niego w聽pe艂ni, na co si臋 zdecydowa艂. Jego sztokholmski szef, Sivertsson, wymamrota艂 co艣 pod nosem, kiedy poinformowa艂 go o聽swojej decyzji.

-聽Zawsze odchodz膮 ci najm膮drzejsi -聽powiedzia艂. -聽Ale po raz pierwszy zdarza si臋, 偶eby kto艣 odchodzi艂 do takiej dziury. Czy偶by ci臋 nawr贸cili ci pomyleni Zieloni?

-聽Nie.

-聽Tak czy inaczej, bardzo nad tym ubolewam.

-聽Przykro mi.

Sivertsson si臋 roze艣mia艂, g艂o艣no, szczekliwie.

-聽Wcale nie jest ci przykro. Ale 偶ycz臋 ci powodzenia.

Charles nie mia艂 nic przeciwko rozstaniu z聽kolegami, ale wiedzia艂, 偶e Sivertssona, Lisa z聽H枚gdalen, b臋dzie mu brakowa膰.

Jego rodzice byli zszokowani, ale starali si臋 udawa膰, 偶e s膮 po prostu zaskoczeni. Robi艂, co m贸g艂, 偶eby ich uspokoi膰. Postara艂 si臋 nawet, 偶eby poznali Ev臋. Przyjecha艂a do Sztokholmu na urlop. Sp臋dzili razem dziwny wiecz贸r. Mark si臋 艣mia艂, mo偶e z聽nich, a聽mo偶e po prostu bawi艂a go ta sytuacja.

-聽Lubi臋 Marka -聽stwierdzi艂a Eva, kiedy ju偶 by艂o po wszystkim. -聽Ale twoich rodzic贸w nie potrafi臋 rozgry藕膰.

Podczas obiadu siedzieli przy stole i聽pr贸bowali zrozumie膰, co Eva m贸wi. Dialekt z聽Bruket brzmia艂 w聽ich uszach jak obcy j臋zyk. A聽je艣li ju偶 uda艂o im si臋 co艣 zrozumie膰, najwyra藕niej mieli problem ze zrozumieniem tre艣ci.

-聽Nie jeste艣cie nawet ma艂偶e艅stwem -聽powiedzia艂a cicho mama. -聽To niepoj臋te.

-聽Tak, jeszcze nie jeste艣my ma艂偶e艅stwem -聽powiedzia艂 Charles. -聽Ale zamierzamy si臋 pobra膰.

-聽To by艂oby… -聽zacz膮艂 ojciec i聽urwa艂. -聽Mieszka膰 razem przed 艣lubem… - doda艂 po chwili. -聽To do艣膰 drastyczne posuni臋cie.

-聽Drastyczne? -聽powt贸rzy艂 Charles.

-聽Tak. Drastyczne.

Mark zacz膮艂 si臋 艣mia膰. Charles westchn膮艂. Eva nie bardzo wiedzia艂a, co zrobi膰 z聽r臋kami.

-聽Nie my艣leli艣cie, 偶eby… -聽zacz膮艂 zn贸w ojciec. Zawaha艂 si臋. -聽Masz tu dobr膮 prac臋, przyjemne 偶ycie. A聽ty gdzie pracujesz? -聽zapyta艂 Ev臋. -聽W聽sklepie, tak?

-聽W聽markecie -聽powiedzia艂 Charles przez zaci艣ni臋te z臋by. -聽Przed chwil膮 to powiedzia艂a.

-聽Pozw贸l mi m贸wi膰 samej, kochanie. -聽Eva po艂o偶y艂a r臋k臋 na jego d艂oni i聽spojrza艂a na jego ojca. -聽Tak, pracuj臋 w聽sklepie samoobs艂ugowym.

-聽Nie ma w聽tym nic z艂ego, to dobra praca -聽odpowiedzia艂 ojciec. -聽Ale nie mogliby艣cie… Nie mogliby艣cie zamieszka膰 tutaj? -聽wydusi艂 w聽ko艅cu. Odchrz膮kn膮艂 i聽spojrza艂 na kobiet臋, kt贸ra od dwudziestu dziewi臋ciu lat by艂a jego 偶on膮. -聽Dobrze m贸wi臋?

-聽Tak -聽odpowiedzia艂a matka i聽wzi臋艂a g艂臋boki oddech.

No i聽si臋 zacz臋艂o. By艂oby lepiej, gdyby si臋 nie przeprowadza艂, tylko gdyby to Eva przeprowadzi艂a si臋 tutaj. Na pocz膮tku mog艂aby zamieszka膰 u聽niego, rodzice pomogliby im znale藕膰 wi臋ksze mieszkanie, nie potrzebowaliby samochodu, poza tym tu jest wi臋cej miejsc, w聽kt贸rych mog艂aby pracowa膰, nawet w聽najbli偶szej okolicy s膮 dwa du偶e sklepy…

-聽Mamo, ale my nie chcemy. Ja nie chc臋. Mam dwadzie艣cia cztery lata, nie jestem ju偶 dzieckiem.

-聽Tak, wiem. -聽Matka wsta艂a i聽zacz臋艂a zbiera膰 fili偶anki z聽niedopit膮 kaw膮. -聽Wszystko wiem, ale na taki pomys艂 mog艂o wpa艣膰 tylko dziecko!

Mark zacz膮艂 przewraca膰 oczami, Eva 艣cisn臋艂a d艂o艅 Charlesa. Charles westchn膮艂. Pomy艣la艂, 偶e w艂a艣nie w聽tym momencie si臋 od siebie oddalaj膮: on i聽jego rodzice.

Zaci膮gn膮艂 Ev臋 do 艂azienki. Matka ha艂asowa艂a za 艣cian膮. Zmywa艂a. Przycisn膮艂 Ev臋 do 艣ciany. Mia艂a na sobie d艂ug膮 niebiesk膮 sukni臋. Kiedy unios艂a j膮 do bioder, zobaczy艂, 偶e nie ma na sobie majtek. Widzia艂 jedynie tr贸jk膮t g臋stych w艂os贸w i聽blade g艂adkie nogi.

U艣miechn臋艂a si臋, a聽on poczu艂, 偶e za chwil臋 oszaleje. Ale natychmiast spowa偶nia艂.

-聽S膮 dziwni, ale pewnie po prostu chcieliby mie膰 ci臋 blisko siebie - t艂umaczy艂a mu.

-聽Wiem.

-聽To nic dziwnego. Jeste艣 ich synem.

-聽Wiem.

Pog艂adzi艂a go po policzku, a聽po chwili odwr贸ci艂a si臋 do niego plecami.

-聽Mocno -聽powiedzia艂a, jakby wiedzia艂a, czego potrzebuje. -聽Tak mocno, jak potrafisz.

Wi臋c rzuci艂 si臋 w聽nowe 偶ycie, jak we wszystko, co by艂o dla niego wa偶ne. Kiedy podejmowa艂 t臋 decyzj臋, by艂 bardzo m艂ody i聽nie zostawia艂 za sob膮 nic, co mia艂oby dla niego jak膮艣 warto艣膰.

By艂 przekonany, 偶e zaczyna nowe 偶ycie, a聽je艣li nie, to przynajmniej sp臋dzi mi艂o czas w聽oczekiwaniu na nie.

HUTA SZK艁A WIDZIANA z聽lotu ptaka przypomina艂a niewielkie miasteczko, z聽miejscami parkingowymi i聽dr贸偶kami 艂膮cz膮cymi poszczeg贸lne budynki. Id膮c rano do pracy drog膮 z聽osady do miasta, gdzie by艂a komenda, mija艂 wielki parking. Widzia艂, jak ludzie wysiadaj膮 z聽samochod贸w i聽niemal g臋siego ruszaj膮 w聽stron臋 g艂贸wnego budynku. Szli wyprostowani, w聽r臋kach mieli 艣niadani贸wki, czasem kto艣 ni贸s艂 plecak. Czasem, je艣li uda艂o mu si臋 wr贸ci膰 do domu wcze艣niej, widzia艂, jak po pracy wychodz膮 z聽g艂贸wnego budynku, zgaszeni, powolni, jakby d藕wigali ci臋偶ar wi臋kszy ni偶 ci臋偶ar ca艂ego dnia pracy.

Przyjecha艂 do Bruket, ale by艂 obcy, i聽tak ju偶 zosta艂o. Z聽czasem nawi膮za艂 jakie艣 znajomo艣ci, a聽jeden z聽majstr贸w z聽huty, Lars-Erik Sunesson, zaprosi艂 go nawet do domu, kiedy znalaz艂 jego skradziony samoch贸d. By艂 sympatyczny, ale istnia艂o mi臋dzy nimi jakie艣 napi臋cie. Zachowywa艂 si臋 tak, jakby by艂 mu co艣 winien. Pozna艂 te偶 innego mieszka艅ca osady, Pettera Aspgrena. By艂o to pewnego popo艂udnia, kiedy sta艂 w聽kolejce w聽markecie. Aspgren pracowa艂 w聽hucie, odpowiada艂 za komunikacj臋 wewn臋trzn膮. By艂 niski i聽drobny, ale charakter mia艂 silny. Mo偶na mu by艂o ufa膰.

Przez pierwsze lata Charles walczy艂 o聽posad臋 na komisariacie w聽Bruket, ale komisariat mia艂 niewielu pracownik贸w, a聽kiedy si臋 zwalnia艂o jakie艣 miejsce, zawsze znajdowa艂 si臋 kto艣 ch臋tny w艣r贸d znajomych. Tak po prostu by艂o. Zastanawia艂 si臋, czy nie zrezygnowa膰 z聽pracy w聽policji i聽nie poszuka膰 sobie pracy w聽hucie, ale Eva odwiod艂a go od tego pomys艂u.

-聽Jeste艣 urodzonym policjantem. Nic innego nie by艂by艣 w聽stanie robi膰 - przekonywa艂a go, a聽on wiedzia艂, 偶e ma racj臋.

Dom, do kt贸rego si臋 wprowadzi艂, szybko sta艂 si臋 r贸wnie偶 jego domem, jego skorup膮. Eva Alderin zosta艂a Ev膮 Levin. Ceremonia by艂a kr贸tka, opr贸cz nowo偶e艅c贸w uczestniczy艂o w聽niej jedynie kilka os贸b.

-聽Idealny. To by艂 idealny dzie艅 -聽wyszepta艂a Eva w聽nocy.

Powiedzia艂a te偶, 偶e si臋 cieszy, 偶e zmieni艂a nazwisko. Jakbym zmieni艂a sk贸r臋, doda艂a. Zacz膮艂 jej rosn膮膰 brzuch. Kiedy Charles go dotyka艂, czu艂 lekkie falowanie.

A聽potem pewnego dnia nagle ruszyli do szpitala. On prowadzi艂. Ona siedzia艂a obok niego. Kiedy przychodzi艂y skurcze, mocno 艣ciska艂a jego d艂o艅. A聽gdy kilka godzin p贸藕niej na 艣wiat przysz艂a ich c贸reczka, 艣wiat zrobi艂 kozio艂ka i聽nagle zastyg艂 w聽bezruchu. Dziewczynka by艂a 艣liczna. Mia艂a oczy matki i聽ciemne w艂osy ojca…

Kiedy to odkry艂, byli ju偶 ze sob膮 mocno zwi膮zani. Kiedy rano wychodzi艂 do pracy, Eva spa艂a z聽Marik膮 przy piersi. Kiedy dziewi臋膰 godzin p贸藕niej wr贸ci艂 do domu, zasta艂 je w聽tej samej pozycji.

-聽Przele偶a艂a艣 tak ca艂y dzie艅?

-聽Mm… -聽G艂os Evy by艂 pusty, mechaniczny. -聽Trzeba j膮 przewin膮膰.

Dziecko nie p艂aka艂o, nie krzycza艂o, ogl膮da艂o swoje r膮czki i聽gaworzy艂o.

-聽Nie zmienia艂a艣 jej pieluchy?

-聽Tylko raz. -聽Eva zamruga艂a oczami. -聽Nie mia艂am si艂y.

-聽Wszystko w聽porz膮dku? -聽Charles usiad艂 na kraw臋dzi 艂贸偶ka i聽wzi膮艂 Marik臋 na r臋ce. -聽Jeste艣 chora?

-聽Chyba nie. -聽Eva spu艣ci艂a wzrok, patrzy艂a na swoje d艂onie. -聽Jestem tylko… jestem bardzo zm臋czona.

S艂ysza艂 o聽depresji poporodowej, wi臋c si臋 domy艣li艂, co si臋 dzieje z聽jego ukochan膮. Zdziwi艂 si臋 jednak, kiedy nast臋pnego dnia odzyska艂a energi臋 i聽zn贸w 艣mia艂a si臋 jak zawsze. Kiedy j膮 poca艂owa艂, odwzajemni艂a poca艂unek z聽dawn膮 偶arliwo艣ci膮.

Ta sprawa pozosta艂a dla niego tajemnic膮. Zdarza艂y si臋 dni, kiedy Eva dzia艂a艂a jakby na wolniejszych obrotach. Zapada艂a si臋 w聽sobie, stawa艂a si臋 nieobecna, wr臋cz apatyczna. Trwa艂o to dzie艅, dwa, g贸ra trzy, po czym wraca艂a do formy.

Pr贸bowa艂 sobie z聽tym radzi膰, oboje pr贸bowali.

-聽Jeste艣 dzisiaj moj膮 ma艂膮 ciemno艣ci膮? -聽pyta艂 艂agodnie, staj膮c obok kanapy, na kt贸rej le偶a艂a, patrz膮c przed siebie, z聽c贸reczk膮 przy piersi.

-聽Mm… -聽mamrota艂a i聽u艣miecha艂a si臋.

Trzeba troch臋 czasu, 偶eby pozna膰 drugiego cz艂owieka. Niestety jeszcze wi臋cej czasu trzeba, 偶eby pozna膰 samego siebie.

Ma艂a ciemno艣膰. To okre艣lenie szybko sta艂o si臋 ich szyfrem, takim, jakie ma wiele par, czym艣, co rozumieli tylko oni.

-聽Kocham ci臋 -聽m贸wi艂. A聽kiedy ona si臋 u艣miechn臋艂a, zrozumia艂, po raz pierwszy, 偶e on te偶 jest kochany.

On mia艂 dwadzie艣cia pi臋膰 lat, ona dwadzie艣cia trzy. Byli艣my tacy m艂odzi, my艣li, kiedy czasem pozwala sobie wr贸ci膰 do starych fotografii.

CZERWIEC 2014

Krew, u艣wiadamia sobie Tove, kiedy starszy pan otwiera jej drzwi. Niech to szlag, mam pod paznokciami jego krew, z偶yma si臋.

Ale m臋偶czyzna nie zauwa偶a brunatnoczerwonych plam. U艣miecha si臋 tylko 艂agodnie i聽patrzy na ni膮 smutno.

-聽Przykro, 偶e odszed艂 -聽m贸wi. -聽By艂 dobrym cz艂owiekiem.

Podaj膮 sobie r臋ce, Tove chowa swoje do kieszeni.

W聽dzie艅 艣wi臋tego Jana tu偶 po wp贸艂 do dziesi膮tej przed po艂udniem s膮 tu tylko oni i聽jeszcze jeden m臋偶czyzna. Siedzi w聽samochodzie na rynku i聽艣pi.

M臋偶czyzna, kt贸ry prowadzi firm臋, nazywa si臋 Petter Aspgren, a聽jego dzia艂alno艣膰 to tak naprawd臋 pozosta艂o艣膰 po czasach 艣wietno艣ci huty w聽latach siedemdziesi膮tych. Wtedy biuro znajdowa艂o si臋 na terenie huty, a聽jego zadaniem by艂o obs艂ugiwanie ca艂kiem obfitej wewn臋trznej korespondencji na terenie zak艂adu. Z聽czasem Aspgren rozwin膮艂 dzia艂alno艣膰 i聽kiedy huta zosta艂a zlikwidowana, postanowi艂 j膮 kontynuowa膰. Przeni贸s艂 si臋 do lokalu przy rynku i聽do tej pory ma tam firm臋.

Kiedy urz膮d pocztowy znikn膮艂, a聽list贸w i聽paczek zacz臋艂o ubywa膰, zacz膮艂 proponowa膰 klientom tanie kopiowanie, wynajem skrytek pocztowych, a聽tak偶e mo偶liwo艣膰 odbierania wi臋kszych paczek. Jest typem cz艂owieka z聽dawnych lat: mi艂y pan, kt贸rego si臋 odwiedza艂o, kiedy mama sz艂a odebra膰 poczt臋.

Jedna ze 艣cian jest pokryta skrytkami pocztowymi, zimnymi, metalowymi. Drug膮 wype艂niaj膮 przyk艂ady jego r臋kodzie艂a: kopie obraz贸w, rysunk贸w, plakat贸w i聽ulotka z聽dwa tysi膮ce pi膮tego roku informuj膮ca o聽demonstracji przeciwko likwidacji miejscowego hotelu. W聽jednym k膮cie pokoju stoj膮 du偶a milcz膮ca kopiarka i聽drukarka, w聽drugim jest niewielka lada, za kt贸r膮 wida膰 drzwi prowadz膮ce do mniejszego pokoju.

Aspgren zdejmuje granatow膮 czapk臋 z聽daszkiem, przeci膮ga palcami przez w艂osy, przez t臋 resztk臋, kt贸ra mu jeszcze zosta艂a, i聽zn贸w wk艂ada czapk臋. Jest niski, drobny, ma sumiaste srebrzystobia艂e w膮sy i聽okulary w聽kanciastych oprawkach.

-聽W艂a艣nie dlatego zadzwoni艂em -聽m贸wi. -聽Powinienem si臋 odezwa膰 wcze艣niej, ale prawd臋 m贸wi膮c, nie przysz艂o mi to do g艂owy. Ale dzisiaj w聽nocy obudzi艂em si臋 i聽d艂ugo nie mog艂em zasn膮膰. To przez te upa艂y. Le偶a艂em i聽przewraca艂em si臋 z聽boku na bok i聽nagle co艣 mnie o艣wieci艂o. -聽Puka si臋 w聽skro艅. -聽Zacz膮艂em si臋 zastanawia膰, co mam zrobi膰 z聽jego skrytk膮.

-聽Charles Levin mia艂 tu skrytk臋?

-聽Tak. -聽Aspgren wskazuje palcem na skrytk臋 oznaczon膮 numerem trzysta osiemdziesi膮t dwa. -聽Zacz膮艂em wynajmowa膰 skrytki, 偶eby zwi膮za膰 koniec z聽ko艅cem. Czasy s膮 trudne. Tak czy inaczej, ta nale偶a艂a do niego.

-聽Wynajmowa艂 j膮 od pana?

-聽Tak. Problem polega na tym, 偶e nie mog臋 si臋 do niej dosta膰. Musia艂bym wywa偶y膰 drzwiczki. Klucz jest tylko jeden.

I聽jest w聽mojej kieszeni, pomy艣la艂a Tove. Leo znalaz艂 go wczoraj, w聽domu Levina. Zanim zrobi艂am mu z聽twarzy miazg臋, dodaje w聽my艣lach. Na samo wspomnienie czuje, 偶e bol膮 j膮 knykcie, ale sprawia jej to nawet przyjemno艣膰. Tak d艂ugo na to czeka艂a. Post膮pi艂a tak, jak powinna.

Oszuka艂 j膮. Pomy艣la艂a, 偶e mo偶e zosta艂 czasowo przesuni臋ty z聽wydzia艂u zab贸jstw do Krajowej Policji Kryminalnej. Dobrze zna艂 Levina, wi臋c m贸g艂 si臋 okaza膰 pomocny. Dopiero po jakim艣 czasie u艣wiadomi艂a sobie, 偶e nikt z聽policji nie pozwoli艂by, 偶eby w聽dochodzeniu uczestniczy艂 kto艣, kto by艂 tak blisko zwi膮zany z聽ofiar膮. I聽wtedy chwyci艂a za s艂uchawk臋 i聽zadzwoni艂a do Sztokholmu.

Zastanawia si臋, czy b臋dzie mia艂a przykro艣ci, je艣li si臋 oka偶e, 偶e dopu艣ci艂a do dochodzenia kogo艣 nieuprawnionego. Zaciska mocno pi臋艣ci.

Je艣li b臋dzie mia艂a przykro艣ci, to on na pewno b臋dzie mia艂 wi臋ksze.

Sama my艣l o聽tym sprawia, 偶e wszystko nagle wydaje jej si臋 troch臋 艂atwiejsze.

PRZYGL膭DA SI臉 B艁YSZCZ膭CEMU zamkowi. Ma nadziej臋, 偶e kluczyk b臋dzie pasowa艂. Nie podoba jej si臋, 偶e to on go znalaz艂, 偶e oni go przeoczyli. Jeszcze gorzej b臋dzie, je艣li kluczyk oka偶e si臋 istotny.

-聽Wie pan, co tu trzyma艂?

Skrytka nie wygl膮da na du偶膮, ale mo偶e jest g艂臋boka.

-聽Wszystkie maj膮 standardow膮 wielko艣膰. Tak膮 jak zwyk艂e skrzynki na listy. Ale nie mam zielonego poj臋cia, co w聽niej trzyma艂. To nie moja sprawa. Nie wchodz臋 w聽takie rzeczy. I聽dlatego ciesz臋 si臋 zaufaniem - dodaje.

-聽Czy po jego 艣mierci kto艣 tu by艂 i聽pyta艂 o聽skrytk臋?

-聽Nie. Nikt.

-聽A聽pan jest tu sam?

-聽Zgadza si臋. To jednoosobowa firma.

-聽Jak d艂ugo mia艂 t臋 skrytk臋?

-聽Zaraz ci powiem -聽m贸wi starszy pan i聽wyra藕nie podniecony, 偶e jednak mo偶e w聽czym艣 pom贸c, idzie do pokoiku za lad膮. -聽Zaraz wracam -聽rzuca.

Tove wychodzi na s艂o艅ce, bierze z聽samochodowej skrytki lateksowe r臋kawiczki. Przynajmniej nie b臋dzie wida膰 paznokci. Kiedy wraca, Aspgren pokazuje jej co艣 ko艣cistym palcem w聽grubym segregatorze.

-聽Dwudziestego pierwszego maja wynaj膮艂 skrytk臋 numer trzysta osiemdziesi膮t dwa. Ca艂y czas wynajmowa艂 t臋 sam膮 -聽m贸wi i聽przeci膮ga palcem po kartce. -聽Nie ma 偶adnych adnotacji, co znaczy, 偶e nic nie zwr贸ci艂o mojej uwagi.

-聽Dobrze, dzi臋kuj臋.

Dwudziestego pierwszego maja. Niemal zaraz po tym, jak si臋 tu przeprowadzi艂.

-聽Cz臋sto tu bywa艂?

-聽Owszem -聽przytakuje Aspgren. -聽Przychodzi艂 codziennie rano i聽po po艂udniu.

-聽W聽ostatni膮 艣rod臋 te偶 by艂?

-聽Tak, dwa razy.

Tove wyjmuje z聽kieszeni tekturow膮 kopert臋. Otwiera j膮 i聽ostro偶nie wyjmuje ma艂y kluczyk z聽resztk膮 ta艣my klej膮cej.

-聽To mo偶e by膰 ten kluczyk?

Aspgren robi wielkie oczy, jest zaskoczony.

-聽Tak.

Tove odrywa od kluczyka resztki ta艣my, wk艂ada go do zamka i聽przekr臋ca.

Szlag. Pasuje.

-聽Chcia艂abym na chwil臋 zosta膰 sama.

-聽Tak, oczywi艣cie. Mam co robi膰, musz臋 nadgoni膰 ksi臋gowo艣膰. Prosz臋 powiedzie膰, je艣li b臋dziesz czego艣 potrzebowa膰.

Odchodzi. Tove zagl膮da do skrytki.

Jest pusta.

Mru偶y oczy. Nie, nie do ko艅ca. Ostro偶nie wk艂ada r臋k臋 do 艣rodka, czuje pod palcami co艣 niewielkiego, kanciastego.

Otwiera okno. W聽sali konferencyjnej powinno by膰 otwarte ca艂膮 dob臋, 偶eby ch艂odne nocne powietrze mog艂o j膮 sch艂odzi膰, ale do obowi膮zk贸w nocnego stra偶nika nale偶y sprawdzenie, czy wszystkie szafy, drzwi i聽okna s膮 zamkni臋te. Tove si臋 zastanawia, czy stra偶nik nie da艂by si臋 przekupi膰.

W艂膮cza laptopa, wpisuje has艂o i聽czekaj膮c, a偶 laptop zacznie pracowa膰, wyjmuje to, co znalaz艂a w聽skrytce Levina. Czerwonego pendrive'a. Mniejszego od zapalniczki. Kiedy laptop jest gotowy, pod艂膮cza go.

Na ekranie wy艣wietla si臋 jeden katalog, zatytu艂owany text. Zawiera kilka podkatalog贸w, oznaczonych liczbami: 77, 80, 81, 82, 83 i聽84. To pewnie daty. Jest te偶 plik d藕wi臋kowy. Odczytuje jego nazw臋 i聽czuje, jak skr臋ca jej si臋 偶o艂膮dek.

Plik jest zatytu艂owany leo.

NAGRANIE JEST KR脫TKIE, nie trwa nawet kwadransa. S艂ucha go dwa razy, w聽nadziei, 偶e uda jej si臋 rozr贸偶ni膰 g艂osy, uporz膮dkowa膰 to, co s艂yszy. Pr贸buje co艣 notowa膰.

Jeden z聽g艂os贸w nale偶y do Levina, drugi do kogo艣, kto najwyra藕niej ma na imi臋 Paul. Jest jeszcze trzeci g艂os. Te偶 nale偶y do m臋偶czyzny, ale jego imi臋 nie pada.

Tove otwiera pusty dokument tekstowy, zn贸w w艂膮cza plik i聽spisuje rozmow臋 tak dok艂adnie, jak tylko potrafi.

Robi kopi臋 i聽wy艂膮cza komputer, wk艂ada pendrive'a聽do kieszeni, wychodzi na zewn膮trz, zapala papierosa i聽zastanawia si臋, co dalej.

Nie do ko艅ca jest w聽stanie si臋 zorientowa膰, o聽czym m贸wi膮, ale rozumie dostatecznie du偶o, 偶eby si臋 zaniepokoi膰. Plik zosta艂 nazwany jego imieniem. Zastanawia si臋, czy Leo wie, co na nim jest. A聽mo偶e by艂by w聽stanie us艂ysze膰 wi臋cej ni偶 ona? W聽ko艅cu zna艂 Levina.

Kim jest Paul?

Pr贸buje usun膮膰 z聽paznokci resztki zaschni臋tej krwi. Niech to szlag. Powinna by艂a porz膮dniej umy膰 r臋ce.

W聽Bruket powoli budzi si臋 nowy dzie艅, poranek 艣wi臋tego Jana. Tove opuszcza centrum, mija domki stoj膮ce wzd艂u偶 Alvav盲gen. Ludzie maj膮 otwarte okna i聽drzwi, jedz膮 艣niadanie na zewn膮trz, na s艂o艅cu. W聽powietrzu rozchodzi si臋 zapach kawy i聽trawy, s艂ycha膰 krzyk dzieci i聽艣miech doros艂ych. Przy domu Levina nie ma ani Leo, ani jego starego samochodu, zosta艂a tylko niebiesko-bia艂a plastikowa ta艣ma.

Tove mija kolejne ulice, przemierza odleg艂e zak膮tki osady, doje偶d偶a do skraju lasu i聽wraca do centrum. Jedzie dalej w聽drug膮 stron臋: dociera do teren贸w dawnej huty szk艂a. Wypatruje wyblak艂ego opla. Powinna by艂a zapisa膰 numer jego kom贸rki i聽numer rejestracyjny samochodu. Czuje pulsowanie w聽skroniach i聽narastaj膮cy strach: co zrobi, je艣li go znajdzie? I聽co zrobi, je艣li go nie znajdzie?

Tereny huty s膮 rozleg艂e. Tu偶 po likwidacji zarz膮dzono przegl膮d ca艂ego terenu i聽okaza艂o si臋, 偶e mieszkaj膮 tam nie tylko zwierz臋ta: lisy i聽dzikie koty, ale i聽ludzie. Wtedy nie by艂o jeszcze tylu bezdomnych. Tych, kt贸rzy zd膮偶yli si臋 zadomowi膰 w聽dawnej hucie, przep臋dzi艂a policja. Ich i聽mieszkaj膮ce tam zwierz臋ta.

Tove skr臋ca w聽lewo, jedzie wzd艂u偶 wysokiego ogrodzenia i聽nagle go widzi.

Samoch贸d stoi przy ogrodzeniu. Wygl膮da na to, 偶e kierowca szuka艂 cienia pod rosn膮cymi wzd艂u偶 drogi pot臋偶nymi drzewami. Ukryty pod roz艂o偶ystymi ga艂臋ziami samoch贸d przypomina opuszczon膮 maszyn臋 z聽dawnej huty.

Tove parkuje przy drodze, wysiada, zarzuca torb臋 na rami臋, wchodzi pod ga艂臋zie i聽podchodzi do stoj膮cego pod nimi samochodu. Od strony kierowcy. Samoch贸d wygl膮da na pusty, ale po chwili dostrzega w聽艣rodku jaki艣 ruch.

Kot. Miauczy i聽spaceruje ostro偶nie po piersi m臋偶czyzny. Tove pochyla si臋, niemal dotyka nosem szyby.

Prawa r臋ka Leo, poplamiona zaschni臋t膮 krwi膮, pr贸buje odgoni膰 kota, bez skutku. Mo偶e jest za s艂aby, a聽mo偶e kot jest zbyt zwinny.

Leo roz艂o偶y艂 fotel, na tyle, na ile to by艂o mo偶liwe w聽tym niewielkim samochodzie. Wida膰, 偶e krew z聽rozci臋tej wargi sp艂ywa艂a mu po brodzie i聽po szyi, poplami艂a g贸rn膮 cz臋艣膰 T-shirtu.

To ja to zrobi艂am. To przeze mnie tak wygl膮da.

Drzwi od strony kierowcy s膮 zamkni臋te. Tove postanawia zapuka膰 w聽szyb臋: puka dwa razy.

Leo podnosi g艂ow臋, jego twarz wykrzywia grymas. Po chwili znajduje pokr臋t艂o i聽podnosi fotel. Bardzo powoli.

Kiedy osi膮ga pozycj臋 pionow膮, s艂o艅ce trafia go w聽twarz. Zamyka oczy i聽j臋czy. Przez zamkni臋t膮 szyb臋 d藕wi臋ki brzmi膮 g艂ucho.

-聽Kot -聽wykrztusza w聽ko艅cu, charcz膮c. Kiedy otwiera drzwi, z聽ust s膮czy mu si臋 krew. -聽Kot nie ma wody.

TOVE PATRZY NA NIEGO i聽nie potrafi powiedzie膰, co czuje. Ale cokolwiek czuje, wie, 偶e musi zapali膰 papierosa.

-聽Mo偶esz przesun膮膰 samoch贸d?

Leo przesuwa d艂oni膮 po brodzie, 艣ciera 艣wie偶膮 krew.

-聽Mmh?

-聽Mo偶esz podjecha膰 kawa艂ek dalej i聽skr臋ci膰 w聽bok, 偶ebym mog艂a wej艣膰 od drugiej strony?

Leo nie jest w聽stanie skupi膰 wzroku. Patrzy na Tove, na jej oczy, ramiona, potem zn贸w na twarz.

-聽Dlaczego? -聽pyta.

-聽呕ebym mog艂a usi膮艣膰 obok ciebie.

-聽Po co?

-聽Mo偶esz to zrobi膰?

-聽Kr臋ci mi si臋 w聽g艂owie.

Tove zamyka drzwi od strony kierowcy, Leo w艂膮cza silnik i聽zaczyna powoli skr臋ca膰. Tove cofa si臋, samoch贸d wykonuje trzy podskoki i聽w聽ko艅cu staje, przodem do drogi. Tove obchodzi go i聽otwiera drzwi od strony pasa偶era. Bierze kota na r臋ce, siada w聽fotelu i聽zamyka za sob膮 drzwi.

W聽kabinie jest duszno, wo艅 potu miesza si臋 z聽zapachem metalu i聽starej tapicerki. Kot przelewa jej si臋 przez r臋ce, puszcza go na pod艂og臋.

-聽Nie, nie puszczaj go -聽prosi Leo grubym g艂osem.

Tove podnosi kota, Leo otwiera drzwi, opiera si臋 o聽kierownic臋 i聽wychyla si臋 na zewn膮trz. S艂ycha膰, jak wymiociny uderzaj膮 o聽ziemi臋.Tove przygl膮da si臋 kotu, a聽on posy艂a jej niezg艂臋bione spojrzenie. Leo wzdycha, zamyka drzwi, ostro偶nie opiera g艂ow臋 o聽zag艂贸wek, bierze g艂臋boki oddech.

-聽Okropnie si臋 czuj臋. -聽Patrzy na kotka na jej kolanach. -聽Na tylnym siedzeniu jest miseczka i聽ma艂y pojemnik z聽wod膮. -聽Patrzy na ni膮 nieco bardziej przytomnie. -聽Mog艂aby艣…

Tove znajduje pojemnik, nalewa wody do miseczki i聽stawia j膮 u聽swoich st贸p. Kotek zeskakuje jej z聽kolan i聽zaczyna pi膰, 艂apczywie i聽g艂o艣no.

-聽Jak si臋 wabi?

-聽Kit. -聽Milczenie. -聽Przyjecha艂a艣 tu… -聽zaczyna i聽przerywa. Musi zaczerpn膮膰 powietrza.-聽Przyjecha艂a艣 tu, 偶eby mnie zabi膰?

-聽Co?

-聽Tak wczoraj m贸wi艂a艣. 呕e je艣li zn贸w mnie zobaczysz, to…

Nie ko艅czy zdania.

-聽Nie, nie dlatego -聽odzywa si臋 Tove po chwili.

Leo poprawia lusterko i聽przygl膮da si臋 swojej spuchni臋tej twarzy, fioletowym si艅com na czole i聽na policzku.

-聽Mo偶esz mi wierzy膰 albo nie, ale zdarza艂o mi si臋 wygl膮da膰 gorzej.

Tove opiera si臋 nag艂emu impulsowi: chce mu zrobi膰 krzywd臋.

Leo si臋ga do wewn臋trznej kieszeni kurtki, wyjmuje plastikow膮 fiolk臋, zdejmuje zakr臋tk臋 i聽stwierdza, 偶e fiolka jest pusta.

-聽Wi臋c czego chcesz? -聽pyta.

-聽Ja… -聽zaczyna Tove, ale nie ko艅czy.

Naprawd臋 powiedzia艂a, 偶e chce go zabi膰? A聽mo偶e on k艂amie?

Kit przestaje pi膰, uk艂ada si臋 na pod艂odze u聽jej st贸p.

-聽Rano odebra艂am telefon -聽m贸wi Tove i聽opowiada mu o聽pendrivie, kt贸ry znalaz艂a w聽skrytce pocztowej Levina.

Leo opuszcza szyb臋.

-聽Co na nim jest?

-聽Katalog zatytu艂owany text. Zawiera mn贸stwo dokument贸w i聽plik d藕wi臋kowy: leo.

-聽Naprawd臋?

-聽Jakby艣 nie wiedzia艂.

-聽Nie wiedzia艂em.

Tove otwiera torb臋, wyjmuje laptopa i聽w艂膮cza go. W聽ciszy kabiny wiatrak wydaje si臋 szumie膰 wyj膮tkowo g艂o艣no.

-聽Spisa艂am wszystko, ale pewnie wolisz pos艂ucha膰.

-聽Kluczyk.

-聽Co z聽nim?

-聽Od czego by艂? Od skrytki?

-聽Tak.

Tove wyjmuje z聽kieszeni pendrive'a聽i聽niechc膮cy tr膮ca nog膮 Kita. Kotek unosi 艂ebek, przekrzywia go, patrzy na ni膮 obra偶ony, po czym zn贸w uk艂ada si臋 przy jej stopach.

[TRZASKI, SZURANIE. S艂ycha膰, jak otwieraj膮 si臋 drzwi]

CHARLES: Cze艣膰. Przepraszam za sp贸藕nienie, ale by艂em w聽[niewyra藕nie, szelest]…

PAUL: Cze艣膰, Charlie.

CHARLES: My艣la艂em, 偶e b臋dziemy tylko my dwaj. Tak si臋 chyba umawiali艣my?

M臉呕CZYZNA: To prawda [odkas艂uje], wiem, 偶e tak si臋 umawiali艣my, ale potem doszed艂em do wniosku, 偶e zaprosz臋 te偶 Paula. W聽tej sytuacji tak b臋dzie lepiej.

CHARLES: Ach tak.

[Trzaski, szuranie. Levin siada?]

PAUL: Dobrze zn贸w ci臋 widzie膰, Charlie. Co z聽tob膮?

CHARLES: W聽porz膮dku, tylko zrobi艂o si臋 troch臋 zamieszania.

PAUL [艣mieje si臋]: Domy艣lam si臋, 偶e w聽wydziale dochodze艅 wewn臋trznych wiej膮 teraz zimne wiatry.

M臉呕CZYZNA: Napijesz si臋 kawy? Poprosz臋 sekretark臋, 偶eby…

CHARLES: Nie, dzi臋kuj臋.

M臉呕CZYZNA: Proponuj臋 przej艣膰 do rzeczy. Co mog臋 dla ciebie zrobi膰, Levin?

[milczenie]

CHARLES: Ja… [odchrz膮kuje] Wiem, 偶e mo偶e to zabrzmi niegrzecznie, ale wola艂bym porozmawia膰 o聽tym w聽cztery oczy.

M臉呕CZYZNA: Rozumiem, ale ja chcia艂bym, 偶eby Paul przy tym by艂. O聽ile nie masz nic przeciwko temu.

CHARLES: Dlaczego, je艣li wolno spyta膰?

M臉呕CZYZNA: To wyniknie z聽rozmowy.

CHARLES: Nie miej mi tego za z艂e.

PAUL: Oczywi艣cie, 偶e nie. Ta sytuacja jest dziwna dla nas wszystkich.

M臉呕CZYZNA: Proponuj臋 zacz膮膰.

CHARLES: No c贸偶… chcia艂bym, 偶eby艣my to jeszcze raz om贸wili.

M臉呕CZYZNA: Co konkretnie masz na my艣li?

CHARLES: Chodzi o聽nowy nabytek wydzia艂u. Nie rozumiem tej decyzji. 呕ebym m贸g艂 odpowiedzie膰 na pytania moich ludzi, zw艂aszcza gdyby co艣 posz艂o nie tak… chodzi te偶 o聽zwi膮zek zawodowy policjant贸w i聽pras臋, to…

M臉呕CZYZNA: Oczywi艣cie.

CHARLES: By艂oby dobrze, gdybym wiedzia艂 co艣 wi臋cej.

M臉呕CZYZNA: Pe艂na zgoda.

CHARLES: No wi臋c… [milczenie] Chcecie, 偶eby艣my przej臋li Junkera.

M臉呕CZYZNA: Zgadza si臋. Chodzi o聽to, 偶e… [szuranie, trzaski] Zak艂adam, 偶e to, o聽czym rozmawiamy, nie wyjdzie poza ten pok贸j.

PAUL: Wszystko zostanie w聽tych czterech 艣cianach.

CHARLES: W聽porz膮dku.

M臉呕CZYZNA: Dobrze. Dosta艂em polecenie z聽g贸ry. Mam nadziej臋, 偶e rozumiesz, co to znaczy. Mam zrobi膰 co艣 z聽tym, co si臋 dzieje w聽wydziale dochodze艅 wewn臋trznych. To w艂a艣nie dlatego kierownictwo uzna艂o, 偶e jeste艣 odpowiednim kandydatem na szefa. To chyba oczywiste?

CHARLES: Tak.

M臉呕CZYZNA: Musimy zacie艣ni膰 wsp贸艂prac臋 z聽informatorami, a聽to oznacza dla nas wi臋ksze ryzyko. Dlatego…

CHARLES: Tak, przepraszam, 偶e wchodz臋 ci w聽s艂owo, ale tego w艂a艣nie dotyczy moje pierwsze pytanie. Wspomina艂e艣 o聽tym tak偶e poprzednim razem. Chcia艂bym, 偶eby艣 sprecyzowa艂, co to znaczy, 偶e ryzykujemy wi臋cej.

[milczenie]

PAUL [chrz膮ka]

CHARLES: Je艣li to mo偶liwe oczywi艣cie…

M臉呕CZYZNA: Oczywi艣cie. Chcia艂bym to powiedzie膰 wyra藕nie, 偶eby nikt nie mia艂 偶adnych w膮tpliwo艣ci. Kierownictwo, kt贸re zgadza si臋 na to, 偶eby policja dzia艂a艂a na granicy prawa -聽powtarzam: na granicy… Dodam, 偶e ta granica jest w聽praktyce bardzo trudna do zdefiniowania, o聽czym dobrze wiesz, jest kierownictwem wra偶liwym politycznie. Je艣li co艣 si臋 stanie, wszyscy ryzykujemy utrat臋 stanowisk. Twoja sytuacja b臋dzie chyba najtrudniejsza.

CHARLES: Jestem 艣wiadom tego, jak wygl膮da moja sytuacja.

M臉呕CZYZNA: Z聽drugiej strony je艣li zrezygnujemy z聽takich metod pracy, nie osi膮gniemy cel贸w, kt贸re sobie postawili艣my. Nie poradzimy sobie z聽przest臋pczo艣ci膮 zorganizowan膮. Dostali艣my wi臋ksze 艣rodki, ale musimy si臋 wykaza膰 wynikami. Mo偶e jest jaka艣 sensowniejsza, bezpieczniejsza czy nawet skuteczniejsza, nazwij to, jak chcesz, metoda pracy z聽informatorami, ale w聽tej chwili nic takiego nie widz臋.

CHARLES: Co dowodzi, 偶e oczekiwania polityczne wobec nas s膮 nierealne.

M臉呕CZYZNA: I聽co w聽zwi膮zku z聽tym? Jeste艣my urz臋dnikami pa艅stwowymi, Levin. Biurokratami. To wszystko. Je艣li wzi膮膰 pod uwag臋 za艂o偶enia, to jedyne mo偶liwe rozwi膮zanie.

CHARLES: I聽to rozwi膮zanie… I聽tu moja druga pro艣ba do ciebie. Chcia艂bym, 偶eby艣 potwierdzi艂, 偶e je艣li dobrze zrozumia艂em, to -聽przepraszam, 偶e powiem to wprost -聽ale je艣li dobrze zrozumia艂em to, o聽czym rozmawiali艣my poprzednio, to chcesz, 偶eby艣my postawili kogo艣 na bramce, tak? Koz艂a ofiarnego, na kt贸rego spadnie ca艂a wina, je艣li kt贸ra艣 z聽operacji si臋 nie powiedzie.

M臉呕CZYZNA: Bardzo [milczenie] brutalnie stawiasz spraw臋. To szalenie wa偶na kwestia, Levin. Chc臋 podkre艣li膰, 偶e ani ja, ani nikt z聽kierownictwa na serio nie zak艂ada, 偶e tak si臋 stanie. Ale przyznaj臋, 偶e nie jest to standardowe rozwi膮zanie w聽przypadku ewentualnych komplikacji.

CHARLES: W聽notatce napisa艂e艣: gdyby dosz艂o do kompromitacji podczas kt贸rej艣 z聽naszych operacji. To ma艂o klarowne stwierdzenie.

M臉呕CZYZNA: To niefortunne sformu艂owanie i聽nieprawdziwe. Powinno by膰: gdyby kt贸ra艣 z聽naszych operacji zako艅czy艂a si臋 katastrof膮. Pami臋tajcie, 偶e takich ryzykownych operacji mamy jedn膮, mo偶e dwie rocznie. Obecnie wy te偶 jeste艣cie w聽nie zaanga偶owani, wi臋c wydaje si臋 naturalne, 偶e wyst臋puj膮cy w聽nich aktorzy powinni by膰 zwi膮zani z聽wami.

CHARLES: Za艂贸偶my, 偶e jednak co艣 p贸jdzie nie tak i聽偶e b臋dziemy musieli wykorzysta膰 naszego koz艂a ofiarnego. W聽takiej sytuacji bardzo szybko oka偶e si臋, 偶e to kto艣 od nas. To powa偶nie podwa偶y zaufanie do ca艂ej jednostki.

M臉呕CZYZNA: Za艂o偶enie jest takie, 偶e 艣wiat艂a reflektor贸w skieruj膮 si臋 na t臋 konkretn膮 osob臋, nie na jednostk臋 jako tak膮. To nasz podstawowy cel. Ca艂e zainteresowanie i聽ca艂膮 dyskusj臋 nale偶y odpowiednio ukierunkowa膰. Innymi s艂owy chodzi o聽spos贸b radzenia sobie w聽sytuacji kryzysowej i聽odpowiedni PR.

CHARLES: Nie brzmi to zbyt przekonuj膮co.

M臉呕CZYZNA: Wiem, Levin. Prawda jest taka, 偶e wszyscy jeste艣my w聽pu艂apce. I聽nikt nie chce si臋 zbli偶y膰 do ognia, 偶eby nie sp艂on膮膰. Niestety, je艣li nagle wybuchnie po偶ar, to jaka艣 cz臋艣膰 organizacji na pewno poniesie straty. Tak czy inaczej, przedstawi艂em wam nasz膮 propozycj臋. Mog臋 te偶 zapewni膰, 偶e cz艂owiek, kt贸rego wam proponujemy, doskonale si臋 nadaje do tego celu.

CHARLES: Tyle 偶e to mu mo偶e zniszczy膰 偶ycie.

PAUL: Mog臋 spyta膰 [trzaski], przepraszam, 偶e przerywam, ale…

M臉呕CZYZNA: Nic nie szkodzi.

PAUL: Dzi臋kuj臋. Chcia艂em spyta膰, dlaczego nie we藕miecie pierwszego lepszego drania.

M臉呕CZYZNA: Komu艣 takiemu nie mogliby艣my zaufa膰. To by nie zda艂o egzaminu.

PAUL: Wi臋c kt贸rego艣 z聽informator贸w?

M臉呕CZYZNA: S膮 zbyt wa偶ni, przepraszam, 偶e tak m贸wi臋.

PAUL: Rozumiem. [milczenie] Leo Junker, o聽niego chodzi, tak?

M臉呕CZYZNA: Tak.

PAUL: Dlaczego uznali艣cie, 偶e b臋dzie najlepszy?

M臉呕CZYZNA: Kilka lat pracowa艂 z聽Levinem w聽wydziale zab贸jstw. To znaczy, 偶e ci ufa. A聽w聽tej sytuacji zaufanie jest najwa偶niejsze. Musi by膰 przekonany, 偶e dzia艂asz w聽jego interesie. Poza tym tobie pewnie nie odm贸wi. No i聽jest m艂ody. Niedawno sko艅czy艂 trzydziestk臋, ma nie do ko艅ca jasn膮 przesz艂o艣膰, prze偶y艂 osobist膮 tragedi臋. Je艣li dobrze zrozumia艂em, jest zdolnym 艣ledczym, ale psychicznie ma艂o stabilnym. Tak wi臋c gdyby, powtarzam, g d y b y dosz艂o do tego, 偶e b臋dziemy musieli si臋gn膮膰 po tak drastyczne 艣rodki, to b臋dzie idealny.

[milczenie]

PAUL: Wydaje si臋 bardzo dobrym kandydatem.

CHARLES: A聽jak to wszystko mia艂oby si臋 odby膰 w聽praktyce? Tego w艂a艣nie nie rozumiem. Zak艂adacie, 偶e b臋dzie na miejscu nie tylko podczas samej operacji, ale te偶 wtedy, kiedy co艣 p贸jdzie nie tak. To wydumana sytuacja. Leo ma wady, ale jest bardzo kompetentnym policjantem. Je艣li co艣 p贸jdzie nie tak, ale nie z聽jego winy, to co to znaczy, 偶e zostanie koz艂em ofiarnym?

M臉呕CZYZNA: Dobrze wiesz, 偶e takie sprawy zawsze mo偶na za艂atwi膰.

CHARLES: Je艣li mam w聽to wej艣膰, musz臋 wiedzie膰, jakie kroki musia艂bym powzi膮膰.

M臉呕CZYZNA: Masz kilka mo偶liwo艣ci. Mo偶esz go przekona膰, 偶eby wzi膮艂 na siebie win臋, 偶eby ratowa膰 jednostk臋, a聽tak naprawd臋 ca艂y nasz wydzia艂. My艣l臋, 偶e m贸g艂by na to p贸j艣膰…

CHARLES: To poroniony pomys艂. Nie zgodzi si臋. Mo偶ecie mi wierzy膰.

M臉呕CZYZNA: Mo偶emy go te偶 oczerni膰 na zewn膮trz. Przedstawimy go jako winnego. Nawet je艣li to nie b臋dzie prawda.

CHARLES: B臋dziemy musieli k艂ama膰. A聽co, je艣li udowodni, 偶e nie jest winien niepowodzenia akcji?

M臉呕CZYZNA: To wszystko hipotezy. Strasznie teoretyzujesz, Levin. Rozmawiajmy o聽konkretach, nie wymy艣lajmy wszelkich mo偶liwych scenariuszy. Gdyby tak si臋 mia艂o zdarzy膰, przedstawimy dowody na to, 偶e jest inaczej. Jakie -聽to oczywi艣cie b臋dzie zale偶e膰 od sytuacji. Robili艣my ju偶 takie rzeczy, kiedy okoliczno艣ci nas do tego zmusza艂y. Pami臋tacie operacj臋 w聽Danderyd w聽2010 albo ob艂aw臋 w聽G枚teborgu w聽2002? A聽wcze艣niej w聽R氓ck艣cie w聽2004?

CHARLES: Policjant z聽G枚teborga p贸艂 roku p贸藕niej pope艂ni艂 samob贸jstwo. A聽ten, kt贸ry zosta艂 uznany za winnego po akcji w聽R氓ck艣cie, do dzisiaj jest na zasi艂ku.

M臉呕CZYZNA: Takie mamy dyrektywy i聽takie s膮 propozycje rozwi膮zania ewentualnych problem贸w. Musimy si臋 z聽tym pogodzi膰, taka jest brutalna prawda.

CHARLES: I聽z聽tym wi膮偶e si臋 moje ostatnie pytanie. Bardzo wyra藕nie przedstawi艂e艣… czy przedstawili艣cie… wytyczne, a聽moje pytanie brzmi: co b臋dzie, je艣li odm贸wi臋?

M臉呕CZYZNA [milczenie]: To chyba twoja dzia艂ka.

PAUL: Niestety.

CHARLES: Nie powiem, 偶e jestem zdziwiony.

PAUL: Masz barwn膮 przesz艂o艣膰. Podobnie jak ja [艣miech] i聽chyba my wszyscy. My, kt贸rzy jeszcze pami臋tamy tamte czasy. Wiesz, co na ciebie mam. A聽kiedy w聽1986 wybuch艂a wiadoma afera, wiele spraw przesta艂o by膰 tajemnic膮. Tak wi臋c nasz drogi szef te偶 niejedno wie. Nie wszystko, ale wystarczaj膮co du偶o.

M臉呕CZYZNA: Chcia艂bym doda膰, 偶e nie jestem ciekaw reszty. Im mniej cz艂owiek wie o聽tamtych czasach, tym mniejszy b贸l g艂owy. Tak zawsze m贸wi艂 Holm茅r.

PAUL: I聽mia艂 racj臋. Wiesz, co masz do stracenia, Charles.

CHARLES: Je艣li co艣 si臋 stanie, poci膮gn臋 ci臋 za sob膮.

PAUL: Nie tylko mnie, ale i聽du偶膮 cz臋艣膰 naszej organizacji. Podobnie jak w聽1986. Dlatego tak bardzo mi zale偶y, 偶eby艣my rozwi膮zali to w聽spos贸b akceptowalny dla wszystkich. I… [milczenie]

CHARLES: I?

PAUL: M贸g艂by艣 nas na chwil臋 zostawi膰 samych?

M臉呕CZYZNA: Ja?

PAUL: Tak.

M臉呕CZYZNA: Mam wyj艣膰 z聽w艂asnego pokoju?

PAUL: Powiedzia艂e艣 przed chwil膮, 偶e nic wi臋cej nie chcesz wiedzie膰.

M臉呕CZYZNA: Rozumiem. Dobrze. P贸jd臋 do toalety. [Kroki, otwieraj膮 si臋 drzwi, a聽potem zamykaj膮]

PAUL: Dziwny facet. Nie masz takiego wra偶enia?

CHARLES: Owszem.

PAUL: Kto oprawia w聽ramk臋 sw贸j dyplom magisterski? I聽jeszcze wiesza go na 艣cianie?

CHARLES: Kto艣 taki na pewno nie powinien by膰 szefem.

PAUL [艣mieje si臋]: Touche. My艣l臋, 偶e to rodzaj [trzaski] trofeum.

CHARLES: O聽co chodzi, Paul? Co chcesz mi powiedzie膰?

PAUL: Prosz臋, nie zrozum mnie 藕le, ale chc臋 mie膰 pewno艣膰, 偶e wiesz, jakie to mog艂oby mie膰 dla ciebie konsekwencje. Gdyby艣 nie przyj膮艂 jego propozycji, jego i聽ca艂ego szefostwa. Je艣li si臋 sprzeciwisz, wtedy… Wtedy ca艂a twoja przesz艂o艣膰 wyjdzie na jaw. Nie b臋dziesz w聽stanie oszcz臋dzi膰 Mariki. Bo ona w聽jaki艣 spos贸b te偶 jest w聽to wszystko zamieszana. Wiem, 偶e chcesz j膮 chroni膰, i聽pewnie by艣my pr贸bowali, ja na pewno, ale to by si臋 nie uda艂o [d艂ugie milczenie]. Rozumiesz?

CHARLES: Tak.

[Trzaski, szuranie. Levin wstaje z聽krzes艂a. S艂ycha膰 kroki]

PAUL: Charlie, co…

[g艂o艣ne uderzenie]

PAUL [j臋czy]

[milczenie]

PAUL: Pewnie sobie na to zas艂u…

CHARLES: Nie udawaj, 偶e ci na niej zale偶y. Tobie zale偶y tylko na sobie.

[milczenie]

PAUL: Podbi艂e艣 mi oko.

CHARLES: Nie pojmuj臋, jak mo偶esz… [kroki, szuranie, trzaski, Levin zn贸w siada na krze艣le?] Du偶o ryzykujesz, wszystko, co ci si臋 uda艂o osi膮gn膮膰 od czasu sprawy Lichtera…

PAUL: Ty ryzykujesz wi臋cej. I聽wiesz r贸wnie dobrze jak ja, 偶e zawsze tak jest. Ulega ten, kto ma wi臋cej do stracenia.

[d艂ugie milczenie]

CHARLES: Zacz膮艂em… [dalej tak cicho, 偶e go nie s艂ycha膰] wszystko dla niej.

PAUL: Co? Dla Mariki?

CHARLES: Co tydzie艅, kiedy j膮 odwiedzam, opowiadam jej troch臋.

[Szuranie, ruch. Paul wstaje? S艂ycha膰 kroki]

PAUL: Dlaczego? Dlaczego to robisz?

CHARLES: Po cz臋艣ci dlatego, 偶e tylko ona mi zosta艂a. Ale te偶 dlatego, 偶e uwa偶am, 偶e ma prawo si臋 dowiedzie膰, co naprawd臋 si臋 wtedy sta艂o. Nawet je艣li nie rejestruje tego, co do niej m贸wi臋. Ale przede wszystkim dlatego, 偶e jestem egoist膮. Kiedy to z聽siebie wyrzucam, troch臋 艂atwiej mi to znosi膰.

PAUL: Sk膮d wiesz, 偶e nic do niej nie dociera?

CHARLES: Widzia艂e艣 j膮 kiedy艣, prawda? Po tym… po tym, jak tam trafi艂a.

PAUL: Tak.

CHARLES: Wi臋c chyba wiesz.

PAUL: Ale mimo wszystko… przecie偶 ona… ona tam by艂a.

CHARLES: Nawet gdyby rozumia艂a, co do niej m贸wi臋, to kto uwierzy psychicznie chorej kobiecie skazanej za usi艂owanie zab贸jstwa? [d艂ugie milczenie]

PAUL: Wi臋c dogadali艣my si臋? Co do aktualnej sytuacji.

CHARLES: Tak.

PAUL: Dobrze.

[zn贸w d艂ugie milczenie]

CHARLES: Kiedy艣 przyjdzie ci za to zap艂aci膰.

PAUL: Wtedy…

[pukanie do drzwi]

PAUL: Tak?

M臉呕CZYZNA: Sko艅czyli panowie?

[chwila ciszy]

PAUL: Tak.

[Drzwi si臋 otwieraj膮 i聽zaraz zn贸w zamykaj膮, s艂ycha膰 kroki]

PAUL: Rozumiem, 偶e si臋 dogadali艣my?

CHARLES: Jutro porozmawiam z聽Junkerem.

M臉呕CZYZNA: Doskonale. Paul, do diab艂a, co ci si臋 sta艂o?

PAUL: Nie rozumiem?

M臉呕CZYZNA: Masz czerwony policzek.

PAUL: Ach, to… to… egzema. Czasem mnie wysypuje.

[呕egnaj膮 si臋. Drzwi si臋 otwieraj膮, a聽potem zamykaj膮. S艂ycha膰, jak si臋 rozchodz膮, ka偶dy wydaje si臋 i艣膰 w聽swoj膮 stron臋. Levin si臋 zatrzymuje, jest sam. S艂ycha膰, jak wciska przycisk, cichy pisk, potem szum i聽elektroniczny g艂os: pi臋tro si贸dme. Levin wsiada do windy, drzwi si臋 zamykaj膮. G艂o艣ne trzaski, szelest]

CHARLES: Dwudziesty sierpnia dwa tysi膮ce dwunastego.

[Nagranie si臋 urywa]

G艁OSY MILKN膭.

-聽Masz mo偶e papierosa? -聽pyta Leo. -聽Moje le偶膮 na tylnym siedzeniu.

Tove podaje mu paczk臋. Leo zerka na Kita, kt贸ry 艣pi u聽jej st贸p, ostro偶nie otwiera drzwi i聽zapala papierosa. Tove dopiero teraz zauwa偶a, 偶e stara si臋 nie u偶ywa膰 lewej r臋ki. Zwisa mu niemal bezw艂adnie, d艂o艅 po艂o偶y艂 na kolanie.

Widzi, 偶e si臋 przygl膮da jej d艂oniom, a聽potem paznokciom i聽resztkom krwi.

-聽Mam kilka pyta艅 -聽zaczyna Tove.

-聽Ja te偶.

-聽Wiedzia艂e艣 o聽tym?

-聽O聽czym?

-聽O聽tym, dlaczego si臋 znalaz艂e艣 w聽wydziale dochodze艅 wewn臋trznych. Je艣li wzi膮膰 pod uwag臋 to, 偶e przed chwil膮 dowiedzia艂e艣 si臋, 偶e zosta艂e艣 zdradzony, wydajesz si臋 bardzo spokojny.

-聽Levin dawa艂 mi kiedy艣 do zrozumienia, 偶e za moj膮 obecno艣ci膮 na Gotlandii kryje si臋 jaka艣 wi臋ksza sprawa, ale nie powiedzia艂 mi, 偶e w艂a艣nie z聽tego powodu si臋 tam znalaz艂em. Nie zdawa艂em sobie sprawy, jak powa偶ne by艂o to przedsi臋wzi臋cie. -聽Mruga oczami. -聽Jestem w聽lekkim szoku -聽przyznaje. -聽Musz臋 to przetrawi膰.

-聽Tak czy inaczej, Levin okaza艂 si臋 pos艂uszny.

-聽Przynajmniej cz臋艣ciowo.

-聽Co to znaczy?

-聽Wydzia艂 dochodze艅 wewn臋trznych ju偶 wtedy by艂 alibi dla innych wydzia艂贸w. Stanowisko, kt贸re przydzieli艂 mi Levin, by艂o w艂a艣ciwie stanowiskiem administracyjnym, ale tak naprawd臋 moim zadaniem by艂o kontrolowanie wydzia艂u od 艣rodka. Mia艂em dotrze膰 do dochodze艅, kt贸re sko艅czy艂y si臋 niczym. By艂em prawdziwym kretem -聽m贸wi i聽pr贸buje lekko przekrzywi膰 g艂ow臋. -聽Mo偶e to by艂 jedyny spos贸b, 偶eby si臋 im przeciwstawi膰.

-聽Ten drugi ma na imi臋 Paul -聽m贸wi Tove. -聽Do kogo nale偶y trzeci g艂os?

-聽My艣l臋, 偶e wiem. To nie szef policji, ale cz艂owiek z聽jego najbli偶szego otoczenia. To znaczy w聽tamtych czasach. Nazywa艂 si臋 Einar Wallensten. Umar艂 na raka prostaty jaki艣 rok temu. Je艣li dobrze pami臋tam, Levin by艂 na jego pogrzebie.

-聽Ironia losu.

-聽Ten drugi facet, Paul, nazywa si臋 Goffman i聽pracuje w聽s艂u偶bach, w聽S盲po.

-聽S盲po, niech to szlag.

-聽Prowadz膮 dochodzenia. Pewnie zajmuj膮 si臋 te偶 艣mierci膮 Levina, u聽siebie, w聽Sztokholmie. Tak przynajmniej zak艂adam. Nie wyobra偶am sobie, 偶eby mog艂o by膰 inaczej.

-聽Nie s艂ysza艂am, 偶eby ich w聽to w艂膮czono.

-聽No w艂a艣nie -聽m贸wi Leo, jakby to potwierdza艂o jego przypuszczenia.

-聽Znasz Goffmana?

-聽Osobi艣cie nie.

Wypali艂 papierosa niemal do filtra. Kiedy wyrzuca peta, wydaje si臋 zawiedziony, 偶e przyjemno艣膰 si臋 sko艅czy艂a.

-聽Wiedzia艂e艣, 偶e on i聽Levin si臋 znali? Z聽rozmowy wynika, 偶e kiedy艣 wiele ich 艂膮czy艂o.

-聽Wiedzia艂em, 偶e si臋 znali, ale nie 偶e tak blisko. A聽ta sprawa, o聽kt贸rej wspomina na koniec? Co to by艂o?

Tove wyjmuje z聽torby zapis rozmowy, szuka w艂a艣ciwego miejsca.

-聽Sprawa Lichtera.

-聽Brzmi znajomo, ale nic wi臋cej nie kojarz臋.

Leo mruga, oczy ma przekrwione, zm臋czone.

Tove si臋ga po kom贸rk臋, wpisuje Lichter, szuka w聽internecie. Od razu wy艣wietla si臋 artyku艂 ze „Svenska Dagbladet” sprzed zaledwie kilku dni. Chodzi o聽niewyja艣nione dot膮d morderstwo Catrine da Costa. Znaleziono j膮 po膰wiartowan膮. W艂a艣nie min臋艂o trzydzie艣ci lat. W聽nawi膮zaniu do artyku艂u autor podaje list臋 innych, podobnych zab贸jstw.

-聽Jedn膮 z聽ofiar by艂 Ted Lichter -聽m贸wi Tove. -聽Niewiele o聽nim pisz膮, je艣li to rzeczywi艣cie t e n Lichter. Wiosn膮 1980 roku jaki艣 narkoman zabi艂 i聽posieka艂 na kawa艂ki innego narkomana.

-聽Hm… -聽mruczy Leo pod nosem i聽marszczy brwi.

-聽Co?

-聽Jestem za blisko -聽niemal szepcze. -聽Wszystko nagle staje si臋 takie bliskie. Nie mog臋… Nie widz臋 tego, co zwykle widz臋.

Nagle przypomina sobie o聽czym艣, wyjmuje z聽kieszeni kom贸rk臋, zaczyna przegl膮da膰 kontakty, po chwili przyk艂ada kom贸rk臋 do ucha.

-聽CZE艢膯 -聽M脫WI. -聽Obudzi艂em ci臋? Przepraszam. Mam zadzwoni膰 p贸藕niej czy… Pomy艣la艂em, 偶e mo偶e ju偶 tam by艂e艣, ale pewnie nie, wi臋c… Tak, rozumiem. Zadzwonisz, kiedy… Dobrze… Nie, nic takiego. Chyba w聽nocy troch臋 si臋 przezi臋bi艂em. Kiedy b臋dziesz z聽ni膮 rozmawia膰, spytaj, co Levin jej m贸wi艂, kiedy j膮 odwiedza艂. Dobrze, tak, cze艣膰.

Ko艅czy rozmow臋.

-聽Kto to by艂?

-聽Nikt. Nic wa偶nego.

-聽Zjawiasz si臋 tutaj, anga偶ujesz w聽dochodzenie, z聽kt贸rym nie masz nic wsp贸lnego, a聽potem nie chcesz mi nic powiedzie膰, chocia偶 tak naprawd臋 to w艂a艣nie ja prowadz臋 艣ledztwo.

Leo siedzi nieruchomo w聽fotelu, oddycha, jego usta wykrzywia grymas b贸lu, mruga i聽zn贸w oddycha g艂臋boko.

-聽Je艣li nie powiesz mi, co robisz, zg艂osz臋, 偶e przekroczy艂e艣 uprawnienia -聽m贸wi Tove.

Rozkoszuje si臋 ka偶dym s艂owem. Nareszcie to ona ma nad nim w艂adz臋. Leo odwraca powoli g艂ow臋, unosi brew.

-聽Jeszcze tego nie zrobi艂a艣?

Tove przygl膮da mu si臋.

-聽Rozumiem -聽m贸wi Leo i聽nagle wydaje jej si臋 dziwnie ma艂y.

Powinna wysi膮艣膰 i聽go zostawi膰. Ale go potrzebuje. To jest jej sprawa, jej dochodzenie, jej i聽Davidssona, przynajmniej jeszcze przez jeden dzie艅. I聽chocia偶 czas ucieka, bo zegar bije nieub艂aganie, i聽rozwi膮zanie sprawy oddala si臋 z聽ka偶d膮 minut膮, ma wra偶enie, 偶e jednak posuwaj膮 si臋 do przodu. Leo mo偶e wiedzie膰 co艣, o聽czym ona nie ma poj臋cia. Mo偶e wiedzie膰 o聽drobiazgach, kt贸re ona mog艂aby zbagatelizowa膰, a聽kt贸re widziane w聽innym 艣wietle mog膮 si臋 okaza膰 wa偶ne.

Ale istnieje ryzyko, 偶e w聽jej m贸zgu nast膮pi zwarcie.

呕e zn贸w go zaatakuje.

-聽Poprosi艂em koleg臋 ze Sztokholmu, 偶eby pojecha艂 do szpitala S:t G枚ran - m贸wi Leo. -聽To szpital, w聽kt贸rym przebywa Marika Alderin, od wielu lat. Wiem, 偶e Levin j膮 tam odwiedza艂. -聽Patrzy na kom贸rk臋, przeci膮ga po niej palcem. -聽Nie by艂 tam jeszcze.

-聽Je艣li to, co s艂yszeli艣my, jest prawd膮, to nie ma z聽ni膮 za bardzo kontaktu.

Szos膮 przeje偶d偶a samoch贸d, Tove go nie rozpoznaje. 艢ledzi go wzrokiem, a聽Leo to zauwa偶a.

-聽Kto to by艂?

-聽Dziennikarze. Ju偶 si臋 pojawili, na komisariacie. A聽w艂a艣nie. -聽Spogl膮da na zegarek. -聽Powinnam tam jecha膰.

-聽Gdzie jest Davidsson?

-聽S艂ysza艂am, 偶e si臋 wybiera艂 na spotkanie ze starym znajomym, kt贸ry najwyra藕niej wie co艣 o聽Evie Levin. Ale pewnie ju偶 wr贸ci艂.

Zamyka laptopa, wyjmuje pendrive'a聽i聽chowa go do kieszeni. Laptopa wk艂ada do torby.

-聽Co by艂o w聽pliku tekstowym? -聽pyta Leo.

-聽Jeszcze nie zd膮偶y艂am mu si臋 przyjrze膰. Mam wra偶enie, 偶e to mieszanina r贸偶nych dokument贸w, skany starych protoko艂贸w, zdj臋cia. Przejrz臋 wszystko po zebraniu. Nie mia艂am czasu… -聽Urywa, waha si臋. -聽Chcia艂am najpierw porozmawia膰 z聽tob膮 o聽tej rozmowie.

-聽Rozumiem.

-聽Musisz tu zostawi膰 samoch贸d. Je艣li dasz rad臋 przej艣膰 do mojego, zabior臋 ci臋 do miasta. -聽Tove otwiera drzwi od strony pasa偶era. -聽Poza tym nie zamierzam ci pomaga膰.

JAD膭 SZOS膭. MIJAJ膭 STACJ臉 benzynow膮, wyprzedzaj膮 pyrkaj膮cy traktor. Za kierownic膮 siedzi stary cz艂owiek w聽czapce z聽daszkiem, s艂o艅ce grzeje mu plecy. Na karku ma krople potu.

-聽Mieli szcz臋艣cie -聽m贸wi Tove. -聽呕e rzeczywi艣cie schrzani艂e艣 spraw臋, tam, na Gotlandii.

-聽Wiem.

-聽Wykorzystali to i聽nie musieli nic robi膰.

-聽Wiem.

-聽To, o聽czym m贸wili… -聽t艂umaczy powoli. -聽To, 偶e wybrali ci臋 na koz艂a ofiarnego, niczego nie zmienia. Rozumiesz, prawda? Nadal jeste艣 facetem, kt贸ry go zastrzeli艂. Gdyby nie ty, on dalej by 偶y艂.

-聽My艣la艂em, 偶e mnie zabijesz.

S艂owa trafiaj膮 bole艣niej, ni偶 si臋 spodziewa艂a.

-聽Ja te偶 tak my艣la艂am, przynajmniej na pocz膮tku. -聽Musz臋 si臋 dowiedzie膰, my艣li w聽duchu. Musz臋, powtarza sobie. -聽My艣lisz czasem o聽tym? -聽pyta g艂o艣no.

-聽To znaczy?

-聽O聽Markusie.

-聽Niemal codziennie.

-聽Nie k艂am.

-聽Nie s膮dzi艂em, 偶e b臋d臋 m贸g艂 z聽tym 偶y膰. Nie wierzy艂em, 偶e zn贸w b臋d臋 m贸g艂 normalnie funkcjonowa膰, wykonywa膰 codzienne obowi膮zki, je藕dzi膰 do pracy, rozmawia膰 z聽lud藕mi o聽pogodzie, o聽tym, gdzie si臋 wybieraj膮 na urlop, i聽o聽innych bzdurach. Nie wierzy艂em, 偶e to mo偶liwe. Przez dobre dziewi臋膰 miesi臋cy nie by艂o. I… wci膮偶 jeszcze nie stan膮艂em na nogi.

-聽艁ykasz jakie艣 prochy?

-聽Tak.

-聽呕eby…

-聽呕eby funkcjonowa膰.

Zbli偶aj膮 si臋 do rynku.

-聽Proponuj臋, 偶eby艣 nast臋pnym razem stawia艂 op贸r. Je艣li ci臋 uderz臋, bro艅 si臋, bo nie odpowiadam za siebie.

Leo milczy d艂u偶sz膮 chwil臋.

-聽Nie wiem, czy chc臋.

-聽Czy co chcesz? Czy chcesz si臋 broni膰?

-聽Tak.

-聽Ty naprawd臋 masz co艣 nie tak z聽g艂ow膮.

-聽Przecie偶 wiesz, 偶e… to by艂a pomy艂ka. Spanikowa艂em.

-聽Nie chc臋 s艂ucha膰 偶adnych cholernych usprawiedliwie艅.

-聽Nie o聽to chodzi. Przyjecha艂em do Visby na kilka dni przed planowan膮 akcj膮. Podejrzewali艣my, 偶e dostawcy przyp艂yn膮 z聽towarem 艂odzi膮, a聽kupuj膮cy dotr膮 samochodem, od strony l膮du. Sprawdzi艂em teren, stara艂em si臋 zapami臋ta膰 wszystkie drogi prowadz膮ce do portu i聽z聽portu. W聽pewnym momencie zacz膮艂em si臋 ba膰, nie bardzo wiedzia艂em dlaczego. Czu艂em, 偶e co艣 jest nie w聽porz膮dku. Kiedy zacz臋艂y dochodzi膰 s艂uchy, 偶e rzeczywi艣cie co艣 jest nie tak, poczu艂em si臋 jeszcze bardziej zdezorientowany i… W聽tamtym momencie w聽moim 偶yciu panowa艂 chaos. Zerwa艂em z聽dziewczyn膮, my… By艂o mi cholernie trudno. Tej nocy, kiedy mia艂a si臋 odby膰 operacja, sta艂em za jakim艣 budynkiem. Mia艂em stamt膮d widok na wszystko. Zobaczy艂em, 偶e do portu zbli偶a si臋 艂贸d藕, bez 艣wiate艂. Dobi艂a do nabrze偶a i聽nagle pojawi艂y si臋 cienie. Wyczuwa艂o si臋 napi臋cie. Kto艣 zacz膮艂 艂adowa膰 na 艂贸d藕 skrzynie. Podjecha艂 du偶y jeep, zatrzyma艂 si臋, kto艣 otworzy艂 tyln膮 klap臋. Strony si臋 spotka艂y. Odbiorcy chcieli sprawdzi膰 zawarto艣膰 skrzy艅…

-聽To ju偶 wiem. Czyta艂am o聽tym.

Odbiorc膮 by艂 jeden ze sztokholmskich gang贸w. Dostawc膮 mafia. Ale w聽skrzyniach nie by艂o broni, tylko plastikowe zabawki i聽stare gazety.

-聽Kto kogo chcia艂 wystawi膰… tego nigdy nie wyja艣niono -聽ci膮gnie Leo. - Wielu podejrzewa艂o, 偶e sztokholmska policja wsp贸艂pracowa艂a z聽lud藕mi z聽mafii i聽nam贸wi艂a kogo艣, 偶eby podmieni艂 towar. Wed艂ug Levina pewne rzeczy na to wskazywa艂y. Ale sprawa nigdy nie zosta艂a wyja艣niona. W聽momencie kiedy odbiorcy zrozumieli, 偶e zostali oszukani, w艂膮czono pot臋偶ny reflektor. Jednostka interwencyjna -聽dodaje i聽patrzy na Tove.

Tove zatrzymuje si臋 przy rynku.

-聽Nie wiem, kto odda艂 pierwszy strza艂, ale na pewno nie by艂a to policja. Pewnie kupuj膮cy. Nagle si臋 okaza艂o, 偶e wszyscy maj膮 bro艅. Pierwszy raz widzia艂em co艣 takiego. By艂o wielu rannych, tak偶e policjant贸w, pami臋tam, 偶e… Pami臋tam, 偶e wyszed艂em z聽cienia, w聽kt贸rym si臋 ukrywa艂em. Musia艂em spanikowa膰. Odda艂em strza艂 w聽stron臋 kogo艣, kogo wzi膮艂em za dostawc臋, kt贸remu uda艂o si臋 kogo艣 trafi膰. Nie by艂em do ko艅ca pewien kogo. Kogo艣 z聽oddzia艂u interwencyjnego. -聽Odwraca g艂ow臋, patrzy przez okno. -聽Nie mog艂em po prostu tam sta膰. Musia艂em co艣 zrobi膰. Ale nie by艂em na to przygotowany. By艂em zbyt rozchwiany emocjonalnie.

Milknie. Tove siedzi z聽r臋kami na kierownicy, nie wy艂膮czy艂a silnika, pracuje na pustych obrotach. W聽lusterku wstecznym wida膰 klatk臋 kota. S艂o艅ce grzeje coraz mocniej.

-聽Wiem, 偶e nie zrobi艂e艣 tego specjalnie -聽m贸wi Tove. -聽Wiem, 偶e sytuacja nie by艂a czarno-bia艂a. A偶 tak g艂upia nie jestem.

-聽Nie, ale…

-聽Pozw贸l mi doko艅czy膰. -聽Jej g艂os dr偶y z聽napi臋cia. -聽Pr贸buj臋 przekona膰 sam膮 siebie, 偶e to proste. Wiem, 偶e to nieprawda, ale musz臋. Rozumiesz? Tylko tak mog臋 si臋 pogodzi膰 ze 艣mierci膮 brata. Inaczej nie mog艂abym 偶y膰. Picie niewiele pomaga, praca te偶 nie. Nic nie mam: nie mam przyjaci贸艂, nikogo. Jedyne, co mnie trzyma przy 偶yciu, to przekonanie, 偶e m贸j brat zgin膮艂 przez jakiego艣 drania, kt贸ry strzeli艂 do niego z聽premedytacj膮, a聽nie dlatego, 偶e dosz艂o do jakiej艣 cholernej pomy艂ki.

Obna偶am si臋, pomy艣la艂a. Za bardzo si臋 przed nim obna偶am. Bo偶e, gdybym teraz mia艂a przy sobie du偶膮 whisky. Du偶a whisky w聽ciemnym pokoju, cichym i聽ch艂odnym. W聽ciszy s艂yszy g艂os matki, jej smutek. Rok bez Markusa by艂 bardzo d艂ugi.

-聽Musz臋 i艣膰 na g贸r臋 -聽m贸wi. -聽Davidsson czeka.

Leo przeci膮ga j臋zykiem po ustach, zlizuje krew z聽p臋kni臋tej wargi.

-聽Wspomina艂 o聽tobie i聽o聽Markusie, i聽o聽tym, co si臋 sta艂o -聽m贸wi po chwili. -聽Davidsson, kiedy wczoraj z聽nim rozmawia艂em. Ale nie s膮dz臋, 偶eby wiedzia艂, 偶e to ja go zastrzeli艂em. Nie rozpozna艂 mnie, nawet mojego nazwiska.

-聽Davidsson ma t臋 zalet臋, 偶e nie przejmuje si臋 niczym, co si臋 dzieje poza Bruket. Pewnie dlatego. P贸jdziesz ze mn膮 na g贸r臋?

-聽Ja… nie s膮dz臋, 偶ebym by艂 w聽stanie usta膰 na nogach. Pewnie natychmiast zemdlej臋.

-聽CO, DO CHOLERY?

Davidsson patrzy na mnie i聽opada mu szcz臋ka.

-聽W聽porz膮dku -聽uspokajam go. -聽Musz臋 tylko usi膮艣膰.

Wchodzimy do sali konferencyjnej. Opadam na krzes艂o, klatk臋 z聽Kitem stawiam na pod艂odze.

-聽Co ci si臋 sta艂o? Nie do艣膰, 偶e dziennikarze ju偶 zwietrzyli afer臋, to jeszcze co艣 takiego.

-聽Przepraszam.

-聽Kto im da艂 cynk, 偶e chodzi o聽Levina?

Nikt nie odpowiada, wi臋c Tove pyta:

-聽Wiedz膮, 偶e to on?

-聽Je艣li nikt nie pu艣ci艂 pary z聽g臋by, to naprawd臋 maj膮 intuicj臋 -聽mruczy Davidsson pod nosem.

-聽Nietrudno si臋 dowiedzie膰, kto tam mieszka艂 -聽m贸wi臋, ale Davidsson mnie nie s艂ucha. Schrypni臋tym g艂osem wo艂a 脜hlunda, prosi, 偶eby przyni贸s艂 apteczk臋.

Wydaje si臋 bardziej przezi臋biony ni偶 wczoraj.

-聽Upad艂em i聽si臋 uderzy艂em -聽m贸wi臋.

-聽Gdzie?

-聽Na terenie dawnej huty, ko艂o tych starych budynk贸w. Pojecha艂em tam, 偶eby zobaczy膰, jak to wygl膮da. Do tej pory tylko o聽niej s艂ysza艂em. Wszed艂em do jakiego艣 budynku i聽zacz膮艂em wchodzi膰 po schodach. Powinienem by艂 trzyma膰 si臋 od nich z聽daleka.

Davidsson mru偶y oczy.

-聽I聽upad艂e艣 na twarz?

-聽Nie takie rzeczy si臋 zdarzaj膮.

Pr贸buj臋 si臋 u艣miechn膮膰, obr贸ci膰 wszystko w聽偶art. Kr臋c臋 g艂ow膮, ale wtedy w聽polu widzenia pojawia si臋 co艣 czarnego, wi臋c przestaj臋.

Warga ci膮gle krwawi, nie wycieram ju偶 krwi, tylko j膮 艂ykam. Czuj臋, 偶e zaraz zrobi mi si臋 niedobrze.

G艂os Levina. Dziwne uczucie. S艂ysz臋 go przez ma艂e komputerowe g艂o艣niki. Taki znany, a聽jednak inny. Jestem wstrz膮艣ni臋ty. Mia艂em racj臋. Trafi艂em do Visby przez niego. Spisa艂em si臋 tak dobrze, 偶e nie musieli ju偶 nic robi膰. Upiek艂o im si臋. Inaczej ca艂y plan diabli by wzi臋li. Wcze艣niej czy p贸藕niej.

D艂ugo si臋 nad tym zastanawia艂em. Wmawia艂em sobie, 偶e niezale偶nie od tego, jak by艂o naprawd臋, poczuj臋 ulg臋, kiedy w聽ko艅cu si臋 dowiem.

Okaza艂o si臋, 偶e nie. Nie czuj臋 ulgi.

Nic nie czuj臋.

A聽mo偶e jednak? Nie wiem. B贸l sprawia, 偶e nie mog臋 si臋 na niczym skupi膰. Mo偶e naprawd臋 nic nie czuj臋, a聽mo偶e to po prostu pocz膮tek ko艅ca.

Zjawia si臋 脜hlund z聽du偶膮 zielon膮 skrzynk膮 z聽namalowanym bia艂ym krzy偶em.

-聽Opatrz go -聽m贸wi Davidsson. -聽Potem trzeba go b臋dzie zawie藕膰 do szpitala.

脜hlund waha si臋, patrzy to na mnie, to na Davidssona.

-聽Nie jestem piel臋gniark膮.

-聽Sam to zrobi臋 -聽m贸wi臋.

Davidsson parska.

-聽Nie jeste艣 w聽stanie ruszy膰 lew膮 r臋k膮.

-聽To przez 偶ebra. R臋ka jest w聽porz膮dku.

-聽Po prostu go opatrz -聽zwraca si臋 Davidsson do 脜hlunda. -聽Nie mamy czasu.

Tove, kt贸ra dot膮d siedzia艂a na krze艣le i聽w聽milczeniu 艣ledzi艂a ruszaj膮cego si臋 w聽klatce Kita, patrzy zdziwiona na szefa.

-聽Nie mamy?

-聽Doceniam wasz wk艂ad w聽艣ledztwo, jestem te偶 wdzi臋czny naszemu go艣ciowi ze stolicy za przybycie. Jutro albo w聽poniedzia艂ek przyb臋dzie nam go艣ci, ale do tej pory sprawa pewnie zostanie ju偶 rozwi膮zana.

-聽Rozwi膮zana?

脜hlund bada mnie. Najwyra藕niej ma wpraw臋.

-聽Kiedy艣 chodzi艂em na kurs kierowcy karetki pogotowia -聽mruczy pod nosem. -聽Zaliczy艂em dwa semestry. Potem dosta艂em si臋 do szko艂y policyjnej w聽V盲xj枚. Tak 偶e troch臋 si臋 na tym znam.

Uspokajam si臋.

-聽Tak, rozwi膮zana -聽potwierdza Davidsson. -聽To bardzo prawdopodobne. Przed po艂udniem uda艂o nam si臋 dowiedzie膰 nowych rzeczy, mamy przypuszczalnego sprawc臋 -聽m贸wi.

Zamyka drzwi sali konferencyjnej.

PA殴DZIERNIK 1984

-聽Tam. Tam idzie. Widzisz j膮?

Paul wy艂膮cza radio, Fleetwood Mac milknie, odg艂os uderzaj膮cych o聽szyb臋 kropli deszczu przybiera na sile.

-聽Widz臋 j膮.

Z聽marketu wychodzi kobieta w聽ciemnozielonej kurtce. Kuli si臋 na deszczu, zaci膮ga zamek b艂yskawiczny i聽rusza dalej.

-聽Mieszka tam, przy Barn盲ngsgatan 40. Tam posz艂a wczoraj po rozmowie z聽tob膮 na dworcu.

Paul przekr臋ca kluczyk, w艂膮cza silnik.

-聽Nie wiem, czy to dobry pomys艂 -聽m贸wi Charles.

-聽Ja te偶 nie. -聽W艂膮cza kierunkowskaz, zerka przez rami臋. -聽Ale dobrze by艂oby si臋 dowiedzie膰, co wie. A聽przede wszystkim s k 膮 d to wie.

Strach nie pasuje do Paula, ale wida膰 wyra藕nie, 偶e jest zaniepokojony. Gra idzie o聽du偶膮 stawk臋: dostawa jest gotowa. Nagroda jest na wyci膮gni臋cie r臋ki. Charles niemal ju偶 czuje zapach pieni臋dzy. Ich blisko艣膰 sprawia, 偶e pewne rzeczy zaczyna widzie膰 inaczej. W聽spojrzeniu Paula wida膰 chciwo艣膰 i聽strach, bo przecie偶 w聽ostatniej chwili co艣 mo偶e si臋 nie uda膰 i聽wszystko wyjdzie na jaw.

Cholerna dziennikarka. Niech j膮 szlag.

-聽Jako艣 si臋 to rozwi膮偶e -聽m贸wi Paul.

-聽Mam wra偶enie, 偶e ona wie -聽stwierdza Charles.

-聽Co powiedzia艂e艣?

Charles zamyka oczy, na chwil臋.

-聽Nic.

Tak naprawd臋 mnie tu nie ma.

Sun膮 powoli ulic膮 Nackagatan, na obrze偶ach S枚dermalmu. W聽powietrzu unosi si臋 wo艅 spalin i聽sma偶eniny, jak wsz臋dzie w聽Sztokholmie. Jaki艣 ch艂opiec mija ich na BMX-ie, peda艂uje z聽ca艂ej si艂y. Charles patrzy za nim. Zastanawia si臋, czy si臋 wybra艂 na wagary, a聽je艣li tak, to dok膮d.

Ch艂opiec skr臋ca w聽Barn盲ngsgatan, na po艂udnie. Paul i聽Charles skr臋caj膮 w聽prawo, na p贸艂noc, w聽stron臋 czynsz贸wek. Kobieta znika w聽bramie domu numer czterdzie艣ci.

-聽Maureen Cathryn Harriet Falck -聽m贸wi Paul. -聽Cathryn, ale wszyscy m贸wi膮 na ni膮 Cats, lat trzydzie艣ci jeden, urodzona w聽Enskede jedenastego lipca 1953 roku. Pracuje w聽SVT, jest reporterk膮 programu Rapport. 艁adnie to brzmi. Domy艣lam si臋, 偶e chcia艂aby uchodzi膰 za dziennikark臋 艣ledcz膮, ale tak naprawd臋 zajmuje si臋 wszystkim, kr臋ci wstawki do r贸偶nych program贸w. Wcze艣niej by艂a sekretarzem programowym. Nie jest nikim wybitnym. Nie ma dziecka ani m臋偶a, mieszka sama.

Mijaj膮 kamienic臋, zatrzymuj膮 si臋 kawa艂ek dalej na Barn盲ngsgatan.

-聽Mieszka na czwartym pi臋trze. -聽Paul patrzy na Charlesa. -聽Chcesz parasol?

Charles kr臋ci g艂ow膮, otwiera drzwi.

-聽Pami臋taj -聽m贸wi Paul i聽k艂adzie r臋k臋 na jego przedramieniu.

-聽Co?

-聽呕eby艣 by艂 ostro偶ny.

NA KLATCE KROKI odbijaj膮 si臋 g艂o艣nym echem. Charles patrzy na jej drzwi, na szpar臋 na listy z聽tabliczk膮 i聽jej nazwiskiem, i聽karteczk膮: 呕ADNYCH REKLAM, DZI臉KUJ臉. Napisa艂a to r臋cznie na kartce wyrwanej z聽zeszytu w聽lini臋. Dzwonek jest stary, ciemnobr膮zowy. Zanim go wci艣nie kciukiem, wk艂ada r臋kawiczki.

D藕wi臋k jest ostry, dra偶ni膮cy. Charles robi krok do ty艂u, 偶eby by艂o go wida膰 przez wizjer. Czeka.

-聽Kto tam? -聽Za drzwiami rozlega si臋 jej g艂os.

-聽To ja -聽m贸wi Charles. -聽Frank. Rozmawiali艣my przez telefon. - Milczenie. -聽Pomy艣la艂em, 偶e powinni艣my porozmawia膰.

-聽Sk膮d wiedzia艂e艣, gdzie mieszkam?

-聽Mo偶emy sobie pom贸c.

Rozgl膮da si臋. Na pi臋trze s膮 cztery mieszkania.

Czas mija. Charles wzdycha, odwraca si臋, jakby zamierza艂 odej艣膰, nie odchodzi, tylko udaje, 偶e to robi, i聽wtedy s艂yszy, jak Falck przekr臋ca klucz w聽zamku.

MIESZKANIE JEST MA艁E, niskie. W聽w膮skiej ciasnej kuchni stoj膮 dwa krzes艂a i聽st贸艂, dalej jest pok贸j, po艂膮czenie salonu z聽sypialni膮. I聽jeszcze 艂azienka, i聽to wszystko.

Kobieta waha si臋. Jest opalona, niedawno wr贸ci艂a z聽zagranicy.

-聽Napijesz si臋 kawy? -聽pyta.

Na sam膮 my艣l wszystko przewraca mu si臋 w聽偶o艂膮dku. Nie pami臋ta, kiedy ostatnio jad艂.

Zmusza si臋 do u艣miechu.

-聽Ch臋tnie -聽m贸wi.

-聽No wi臋c -聽zaczyna. Wypija 艂yk kawy z聽bia艂ego kubka z聽granatowym logo szwedzkiej telewizji. -聽Co chcesz wiedzie膰?

-聽Nazywasz si臋 Frank M枚ller -聽m贸wi kobieta. Puszcza ucho kubka, wyg艂adza r臋k膮 fioletowy obrus.

-聽Tak.

-聽I聽pracujesz w聽s艂u偶bach?

-聽Tak.

-聽W聽dziale operacyjnym.

-聽To pytanie?

-聽Chc臋 si臋 upewni膰, czy jest tak, jak my艣l臋.

-聽Jak dot膮d tak. -聽Charles wypija 艂yk. I聽ani kropli wi臋cej, zaraz zwymiotuj臋. U艣miecha si臋, odstawia kubek. -聽Sk膮d wiesz, kim jestem?

-聽Do wczoraj nie wiedzia艂am.

-聽A聽list? Numer telefonu?

-聽Nie wiedzia艂am, do kogo dzwoni臋, wiedzia艂am tylko dok膮d.

-聽Sk膮d?

Kr臋ci g艂ow膮.

-聽Ochrona 藕r贸d艂a.

-聽Rozumiem, 偶e nie mo偶esz poda膰 nazwiska, nic, co by mnie do niego zaprowadzi艂o, ale mnie nie interesuj膮 nazwiska.

-聽A聽co ci臋 interesuje?

Ostro偶nie.

-聽Kiedy wczoraj rozmawiali艣my, wspomnia艂a艣 co艣 o聽komputerach.

-聽VAX-y.

-聽Co o聽nich wiesz?

-聽呕e maj膮 bardzo wiele zastosowa艅, cywilnych, ale tak偶e wojskowych. - Waha si臋, jakby si臋 zastanawia艂a, na ile mo偶e mu zaufa膰. -聽Mo偶na ich u偶y膰 do wyprodukowania broni j膮drowej. No i聽wiem, 偶e maj膮 trafi膰 do NRD, mimo embarga. Maj膮 zosta膰 przemycone. Obecnie s膮 przenoszone z聽miejsca na miejsce. Niemcy Wschodnie wykorzystuj膮 do tego sztokholmskich gangster贸w. -聽Dotyka palcami kubka. -聽Mam racj臋?

-聽A聽nie wiesz tego jeszcze?

-聽Po prostu powiedz: tak czy nie.

Charles ostro偶nie kiwa g艂ow膮.

-聽Wiem, 偶e dotar艂y do Szwecji ze Stan贸w, za po艣rednictwem firmy Sunitron, nale偶膮cej do H氓kanssona. Wiem te偶, 偶e w艂a艣nie w聽tym momencie wkroczyli艣cie do sprawy wy.

Kto艣 pu艣ci艂 par臋. I聽to kto艣 od nich, kto艣, kto wiedzia艂, 偶e w艂a艣nie w聽tym momencie wydzia艂 zosta艂 formalnie w艂膮czony do sprawy, a聽tak偶e 偶e odpowiedzialno艣膰 za ca艂o艣膰 operacji ponosz膮 on i聽Paul. Nie wiedzia艂 jednak, jak膮 funkcj臋 pe艂ni膮 nieformalnie ani 偶e robi膮 to od dawna. A聽mo偶e to kto艣, kto doskonale wiedzia艂, 偶e s膮 w聽to zaanga偶owani, ale nie zdradzi艂 jej tego, bo wtedy sam by si臋 obna偶y艂.

Kt贸ry艣 z聽bandyt贸w? 脰berg?

Nie. Savolainen?

Savolainen.

-聽CZEGO OD NAS OCZEKUJESZ?

-聽Potwierdzenia.

-聽Czego?

-聽呕e to prawda. -聽Ich spojrzenia si臋 spotykaj膮, jej jest ch艂odne i聽zdecydowane. -聽Wschodnioniemiecki wywiad wsp贸艂pracuje ze szwedzkimi przest臋pcami. To dopiero by艂by temat!

A聽wi臋c o聽to jej chodzi, my艣li Charles. Nie wie, 偶e bierzemy w聽tym udzia艂.

-聽Chyba ju偶 to potwierdzi艂em.

-聽Musz臋 mie膰 nazwiska.

-聽Czyje?

-聽Szwedzkich przest臋pc贸w, wschodnioniemieckich agent贸w. Kogo si臋 da.

Charles odchyla si臋 do ty艂u, wygl膮da przez okno.

-聽Nie uda艂o nam si臋 dotrze膰 do Niemc贸w. Jak dot膮d znamy tylko Szwed贸w maj膮cych zwi膮zek z聽t膮 spraw膮. Ich nazwiska mog臋 ci da膰.

-聽Oficjalnie?

艢mieje si臋, ona zapewne tego w艂a艣nie oczekuje.

-聽Sk膮d偶e. Mog臋 ci je da膰, ale musisz je potwierdzi膰 z聽innego 藕r贸d艂a.

-聽A聽czego ty ode mnie oczekujesz?

-聽Dw贸ch rzeczy: chc臋 wiedzie膰, kto ci poda艂 numer telefonu, na kt贸ry dzwoni艂a艣. I聽co naprawd臋 masz. To na pewno temat na pierwsz膮 stron臋. Ale my musimy dba膰 o聽kontakty mi臋dzynarodowe. R贸wnie偶 premier jest tym zainteresowany. Dla niego NRD to partner handlowy jak ka偶dy inny.

Kobieta wstaje, si臋ga po le偶膮cy na blacie notes i聽o艂贸wek i聽wraca na krzes艂o.

-聽M贸w pierwszy.

-聽Jan Savolainen -聽m贸wi Charles. -聽I聽Jakob 脰berg.

Kobieta zapisuje. Prosi, 偶eby przeliterowa艂 nazwisko. Savolainen. Pyta, czy Jakob pisze si臋 przez c, czy przez k, ale wszystko to gra: wida膰, 偶e je zna. Od 脰berga na pewno nic jej si臋 nie uda艂o wyci膮gn膮膰, Charles jest tego pewien. Natomiast z聽Savolainenem sprawa wygl膮da inaczej.

Musia艂a si臋 z聽nim kontaktowa膰. To niebezpieczne.

Savolainen wie o聽nim i聽o聽Paulu. Wie, ale najwyra藕niej nic jej nie powiedzia艂. Pytanie: dlaczego.

A聽mo偶e jednak powiedzia艂. Mo偶e ona te偶 wie. Mo偶e w聽ten spos贸b pr贸buje go z艂apa膰 w聽pu艂apk臋.

Charles mruga oczami.

Ma m臋tlik w聽g艂owie.

-聽Jeszcze jakie艣?

-聽Tylko tych uda艂o nam si臋 powi膮za膰 ze spraw膮. To wszystko, co mamy.

Kobieta nie kryje zawodu. Wida膰 to w聽jej ruchach: opuszcza ramiona, kuli si臋. Charles wypija 艂yk kawy.

-聽Twoja kolej -聽m贸wi. -聽Od kogo dosta艂a艣 m贸j numer?

-聽Wpad艂y mi w聽r臋ce dokumenty H氓kanssona. Zapisa艂 go.

-聽Sven-Olaf H氓kansson?

-聽Tak.

-聽Dziwne.

-聽Te偶 tak uwa偶a艂am -聽m贸wi i聽u艣miecha si臋.

Na pocz膮tku lutego, zanim towar H氓kanssona utkn膮艂 na cle w聽Hamburgu, kontaktowa艂 si臋 z聽nim. Poda艂 mu sw贸j numer i聽poprosi艂, 偶eby go zapami臋ta艂. Podkre艣li艂, 偶e nie wolno mu go nigdzie zapisywa膰. H氓kansson westchn膮艂, stwierdzi艂, 偶e cierpi na paranoj臋, ale obieca艂, 偶e tak zrobi.

Obieca艂.

Szlag!

-聽Pewnie z聽czasem si臋 to wyja艣ni -聽m贸wi Charles. -聽A聽teraz druga sprawa. Chcia艂bym zobaczy膰, jakimi materia艂ami dysponujesz. Zanim co艣 opublikujesz. Nie zamierzam domaga膰 si臋 偶adnych zmian w聽tek艣cie. Chc臋 tylko, 偶eby艣 mi da艂a zna膰, 偶eby艣my nie byli zaskoczeni: ja i聽moi koledzy. To wszystko. Kiedy artyku艂 si臋 uka偶e?

-聽Tak naprawd臋 mam teraz na g艂owie inne rzeczy. T膮 spraw膮 zajmuj臋 si臋 w聽czasie wolnym, wi臋c pewnie jeszcze troch臋 to potrwa.

Zapada cisza. Kobieta najwyra藕niej wyczerpa艂a list臋 pyta艅, a聽on chce jak najszybciej wyj艣膰. Co艣 tu nie gra.

Pochyla si臋 nad sto艂em, opiera r臋ce o聽kraw臋d藕 blatu.

-聽Kiedy nast臋pnym razem b臋dziesz chcia艂a si臋 ze mn膮 skontaktowa膰, zr贸b to w聽bardziej konwencjonalny spos贸b. Tak b臋dzie 艂atwiej. I聽dla ciebie, i聽dla nas.

-聽Musia艂am by膰 ostro偶na. -聽Kobieta krzy偶uje r臋ce na piersi. -聽Nie wiedzia艂am, jak膮 rol臋 w聽tym odgrywacie.

I聽nadal nie wie, my艣li Charles. Ale pewnie wkr贸tce zacznie si臋 domy艣la膰.

Na dworze pada coraz mocniej, ale tam, w聽kuchni, przy niewielkim stoliku, powietrze nagle robi si臋 rzadkie, jak wtedy gdy cz艂owiek czuje, 偶e wok贸艂 jego szyi zaczyna si臋 zaciska膰 p臋tla.

TEL ONT 脛REN

W聽sercu Kungsholmen, rzut kamieniem od komendy, jest stary motel. Kiedy艣 艣wieci艂 nad nim neon. Kiedy jeszcze dzia艂a艂, informowa艂, 偶e w艂a艣nie tam znajduje si臋 MOTEL PONTONJ脛REN.

Trzeba zej艣膰 p贸艂 pi臋tra w聽d贸艂, do ogromnej piwnicy podzielonej na pokoje, ka偶dy z聽pod艂u偶nym w膮skim oknem wysoko nad pod艂og膮. W聽ka偶dym stoi pojedyncze 艂贸偶ko, stolik nocny, lampa i聽szafa. To wszystko. Na 艂贸偶ku w聽pokoju numer jedena艣cie naprzeciwko Charlesa i聽Paula siedzi powa偶ny m臋偶czyzna. Ma blad膮 twarz, ostre rysy, krzaczaste brwi i聽oczy osadzone tak g艂臋boko, 偶e wygl膮daj膮 jak dziury. Na 艂贸偶ku le偶y niedbale rzucony p艂aszcz.

Nasz cz艂owiek w聽Sztokholmie.

Kiedy podaje r臋k臋, jego d艂o艅 jest ch艂odna. Ma na sobie jasnoniebieskie d偶insy i聽bia艂y T-shirt, jak Bruce Springsteen na ok艂adce Born in the USA. Mo偶e 艣wiadomie si臋 na nim wzorowa艂, mo偶e tak si臋 wyra偶a ironia wschodnioniemieckich s艂u偶b.

-聽Heffler -聽przedstawia si臋. -聽Good evening. As I聽understand it, you are both fluent in German.

-聽Zgadza si臋 -聽odpowiada Paul po niemiecku.

Heffler to pseudonim, kt贸ry mu przydzieli艂o Stasi, jak tylko si臋 pojawi艂 w聽Firmie. IM Heffler. Tajny wsp贸艂pracownik. M贸wi si臋, 偶e Ikea zatrudnia ludzi, kt贸rych jedynym zadaniem jest wymy艣lanie nazw dla produkt贸w. W聽Stasi jest podobnie: zatrudnia si臋 ca艂y sztab ludzi, kt贸rych jedynym zadaniem jest szukanie pseudonim贸w dla nieformalnych wsp贸艂pracownik贸w rekrutowanych przez oficer贸w operacyjnych. Charles te偶 ma sw贸j. W盲chter. A聽Paul to Meister.

Trudno powiedzie膰, jak d艂ugo Heffler ma ich na oku. Kilka dni? Tygodni? Paul twierdzi, 偶e objawi艂 si臋 dopiero poprzedniego dnia. Min膮艂 go, kiedy na Barn盲ngsgatan czeka艂 w聽samochodzie na Charlesa, kt贸ry siedzia艂 przy stole w聽kuchni Cats Falck, pr贸buj膮c trzyma膰 nerwy na wodzy. Heffler go min膮艂, doszed艂 do nast臋pnej przecznicy, przeszed艂 na drug膮 stron臋 i聽wr贸ci艂 t膮 sam膮 drog膮. Podszed艂 do samochodu, otworzy艂 drzwi od strony pasa偶era i聽usiad艂 obok niego. A聽potem zmusi艂 go do kr贸tkiej przeja偶d偶ki, w聽trakcie kt贸rej rzuci艂 nazw臋 motelu i聽godzin臋, po czym otworzy艂 drzwi i聽wysiad艂.

Nie jest tak elegancko, jak mo偶na by si臋 spodziewa膰.

-聽Jeste艣my gotowi -聽m贸wi Heffler. -聽W聽poniedzia艂ek. O聽sz贸stej rano z聽Malm枚 odp艂ywa prom do Danii. Stamt膮d zabierzemy je do Gandawy.

-聽Do Belgii? Dlaczego? -聽dziwi si臋 Charles.

-聽Tak膮 tras臋 uda艂o nam si臋 zabezpieczy膰. Zrobiliby艣my to ju偶 dawno temu, gdyby nie r贸偶ne szczeg贸艂y, kt贸re trzeba by艂o skoordynowa膰. VAX-y mia艂y by膰 u聽nas ju偶 tydzie艅 temu. Planowali艣my, 偶e dotr膮 przez Hiszpani臋. Tydzie艅 wcze艣niej mia艂y to by膰 W艂ochy, a聽jeszcze wcze艣niej Szwajcaria. Ale czasy s膮 trudne. Jeden z聽naszych…

Na stoliku le偶y paczka papieros贸w. M臋偶czyzna wyjmuje jeden, wk艂ada go do ust, szuka zapalniczki w聽kieszeniach spodni.

-聽Jeden z聽naszych ludzi z聽Gandawy pchn膮艂 spraw臋 do przodu. Zwerbowa艂 pewn膮 kobiet臋, kt贸ra by艂a zwi膮zana z聽firm膮 dostarczaj膮c膮 towary do Belgii. Kobieta…

Nie znajduje zapalniczki, si臋ga po p艂aszcz, zaczyna szuka膰 w聽kieszeniach. I聽wtedy w艂a艣nie miga im przed oczami rewolwer, ci臋偶ki, czarny.

-聽Oczywi艣cie sprawdzili艣my j膮. Bardzo dok艂adnie.

Heffler wyjmuje z聽kieszeni pude艂ko zapa艂ek. Zapala papierosa, w聽ciszy s艂ycha膰 trzaski, jakby kto艣 szed艂 po suchych li艣ciach. Jego spojrzenie w臋druje gdzie艣 ponad ich g艂owami, w聽stron臋 niewielkiego okienka, przez kt贸re wida膰 jedynie buty i聽nogawki przechodni贸w.

-聽To fascynuj膮ce. Widzie膰 tylko nogi. -聽Cz臋stuje ich papierosami. - Prosz臋, zapalicie?

-聽Nie, dzi臋kuj臋 -聽m贸wi Charles.

Stasi zawsze tak pracuje. Heffler to jedna z聽g艂贸wnych postaci agentury s艂u偶b, dzi臋ki kt贸rym uda艂o si臋 zsynchronizowa膰 dzia艂ania i聽umo偶liwi膰 przesy艂k臋. Stasi nigdy nie ma bezpo艣redniego dost臋pu do towar贸w, nigdy te偶 nie kontaktuje si臋 bezpo艣rednio z聽uczestnikami transakcji: dzia艂a przez po艣rednik贸w i聽podwykonawc贸w, kt贸rzy wiedz膮 tylko tyle, ile musz膮. W聽ten spos贸b Stasi pozostaje niewidzialne. I聽to daje mu w艂adz臋.

-聽Pewnie si臋 przestraszyli艣cie -聽m贸wi Heffler. -聽Pod koniec lutego, kiedy komputery po prostu znikn臋艂y. Nasz rezydent poinformowa艂 mnie, 偶e bardzo was wzburzy艂o, 偶e korzystamy z聽pomocy podejrzanych typ贸w z聽marginesu.

-聽Wzburzy艂o to nie jest w艂a艣ciwe okre艣lenie -聽wchodzi mu w聽s艂owo Paul. - Powiedzia艂bym, 偶e nas to zaniepokoi艂o. To ludzie, kt贸rym nie mo偶na ufa膰. Wiemy, 偶e jeden z聽nich niestety powiedzia艂 troch臋 za du偶o.

-聽Tak?

M臋偶czyzna unosi brwi, ale ma je tak nisko osadzone, 偶e nie robi to wi臋kszej r贸偶nicy. Ciekawe, jak si臋 czuje cz艂owiek, kt贸ry nigdy nie sprawia wra偶enia zdziwionego, zastanawia si臋 Charles.

-聽Naprawd臋 to zrobi艂? -聽ci膮gnie Heffler.

-聽Wiesz, kto to jest. -聽Charles nie ma 偶adnych w膮tpliwo艣ci.

-聽Mam swoje przypuszczenia. 殴le go ocenili艣my. S膮dzili艣my, 偶e Savolainen jest po naszej stronie. To o聽niego chodzi, tak? Komu co艣 chlapn膮艂?

-聽Reporterce Telewizji Szwedzkiej.

-聽Co jej powiedzia艂?

-聽Tego nie wiemy -聽m贸wi Charles i聽zdaje mu sprawozdanie z聽rozmowy z聽Falck.

-聽Bardzo niefortunne.

To jedyne, na co si臋 zdobywa.

-聽Podejrzewamy -聽ci膮gnie Charles -聽偶e mo偶e by膰 tym zainteresowana bardziej, ni偶 to okazuje. Twierdzi, 偶e artyku艂 ma pokaza膰 r贸偶ne powi膮zania szwedzkich przest臋pc贸w, ale podejrzewam, 偶e po prostu nie chcia艂a zdradzi膰, 偶e interesuje j膮 tak偶e nasz udzia艂 w聽sprawie.

-聽To oczywiste -聽m贸wi Heffler zamy艣lony. -聽Ka偶dy by tak zrobi艂. Jak ona si臋 nazywa?

-聽Cats Falck.

-聽Bardzo niefortunne, 艂agodnie m贸wi膮c. Jako艣 sobie poradzimy. Musicie tylko przypilnowa膰, 偶eby ci臋偶ar贸wka, kt贸ra w聽poniedzia艂ek dostarczy towar ze Sztokholmu, nie mia艂a towarzystwa.

Sprawa jest trudniejsza, ni偶 mog艂oby si臋 wydawa膰. Wydzia艂 pilnuje towaru dzie艅 i聽noc, nie spuszczaj膮 go z聽oka, nawet w聽nocy. Samoch贸d jest w聽pogotowiu, w聽ka偶dej chwili mo偶e wkroczy膰 do akcji. Ryzyko jest za du偶e. S膮 za blisko ca艂ej sprawy.

Sufit jest nisko, klaustrofobicznie nisko. Heffler gasi papierosa na nocnym stoliku. Na blacie zostaje wyra藕ny brzydki 艣lad. W聽pokoju zaczyna si臋 unosi膰 wo艅 palonego drewna.

PA殴DZIERNIKOWE S艁O艃CE STOI nisko na niebie, wie偶a ko艣cio艂a 艢wi臋tej Zofii rzuca ci臋偶ki cie艅 na kwarta艂 dom贸w przeznaczonych do rozbi贸rki. Jedna z聽poprzecznych uliczek jest w膮ska i聽ciemna, idealnie nadaje si臋 na miejsce zbrodni.

Na drugim pi臋trze jednego z聽dom贸w mieszka Jan Savolainen. Na drzwiach nie ma tabliczki z聽nazwiskiem, jest tylko subtelna rada dla listonosza i聽innych go艣ci: SPADAJ.

-聽Powinien dosta膰 nauczk臋 -聽m贸wi Paul, wchodz膮c po schodach. - Powinni艣my go unieszkodliwi膰.

-聽Niestety za du偶o wie. Lepiej da膰 mu do zrozumienia, 偶e rozmawiaj膮c z聽Falck, mo偶e du偶o straci膰.

Twarz, kt贸ra si臋 pokazuje w聽uchylonych drzwiach, cuchnie piwem i聽papierosami. Od ostatniego spotkania m臋偶czyzny z聽Charlesem min臋艂o ponad p贸艂 roku, ale 艣lady s膮 nadal widoczne: w聽miejscu, gdzie warga p臋k艂a, zosta艂a brzydka poszarpana blizna. Przecina ca艂膮 warg臋.

-聽Musimy porozmawia膰. -聽Charles k艂adzie przed nim saszetk臋 z聽amfetamin膮. -聽Warto.

-聽Nie chc臋 towaru. Zerwa艂em z聽tym. Jestem czysty.

Charles wybucha 艣miechem.

-聽Otw贸rz.

* * *

-聽Nie wiem, czego ode mnie chcecie. -聽Savolainen zapala papierosa, nachyla si臋 nad blatem. -聽Ja i聽脰berg robimy wszystko tak, jak by艂o ustalone.

-聽Jasne. -聽Charles odsuwa krzes艂o, siada przy stole. -聽Jasne, Janne.

-聽Macie dziwne zachcianki -聽m贸wi Savolainen i聽wypuszcza z聽p艂uc dym. - Przenie艣cie je tutaj, przenie艣cie je tam. A聽graty s膮 ci臋偶kie jak cholera.

Charles k艂adzie na stole saszetk臋 z聽amfetamin膮. Z聽wewn臋trznej kieszeni p艂aszcza wyjmuje pieni膮dze, zaczyna liczy膰: jedena艣cie, dwana艣cie, trzyna艣cie, czterna艣cie, pi臋tna艣cie tysi臋cy koron.

-聽Starczy ci na czynsz na jaki艣 czas -聽m贸wi Paul. -聽I聽jeszcze zostanie na prezenty pod choink臋. Zbli偶a si臋 Bo偶e Narodzenie.

-聽Id藕cie do diab艂a. Wiesz, na co p贸jdzie forsa.

-聽Ile jeste艣 winien 脰bergowi?

-聽Pi臋tna艣cie tysi臋cy.

Oczywi艣cie przesadza, ale chyba nie bardzo. Charles k艂adzie na stole jeszcze pi臋膰 tysi臋cy.

-聽S膮 twoje, ale pod dwoma warunkami. Po pierwsze: my zadajemy pytania, ty odpowiadasz. I聽nie k艂amiesz. Po drugie… ale o聽tym za chwil臋. To b臋dzie wymaga膰 troch臋 pracy.

-聽Pracy? Co to ma, do diab艂a, znaczy膰? -聽Wzrok Savolainena pada na saszetk臋. -聽Daj j膮 tutaj.

-聽Zaraz do tego przejdziemy. -聽Charles podaje mu saszetk臋, poprawia si臋 na krze艣le, zak艂ada nog臋 na nog臋. -聽No wi臋c punkt pierwszy: Cats Falck.

-聽Kto to?

-聽Wiem, 偶e z聽ni膮 rozmawia艂e艣.

-聽Nie mam poj臋cia, o聽kim m贸wisz.

-聽Janne -聽przerywa mu Paul. -聽Daj spok贸j.

Savolainen upuszcza papierosa do zlewu. Rozlega si臋 syczenie. Otwiera saszetk臋, wk艂ada palec do ust, macza go w聽bia艂ym proszku, wyjmuje i聽masuje dzi膮s艂o.

-聽Chc臋 wiedzie膰, jak wygl膮da艂o wasze spotkanie. O聽co ci臋 pyta艂a i聽co jej powiedzia艂e艣.

Savolainen patrzy na nich nerwowo: najpierw na Charlesa, potem na Paula, a聽potem zn贸w na Charlesa.

-聽Nic nie powiedzia艂em. Pary z聽g臋by nie pu艣ci艂em.

-聽Spokojnie. Jak si臋 poznali艣cie?

Savolainen zn贸w wk艂ada palec do saszetki, potem do ust. Tym razem zlizuje dok艂adnie proszek, jak dziecko li偶e lizak.

-聽Zadzwoni艂a do mnie.

-聽Sk膮d mia艂a tw贸j numer?

-聽M贸wi艂a, 偶e rozmawia艂a z聽偶on膮 H氓kanssona. Z聽Anit膮.

-聽Anett膮 -聽poprawia go Paul. -聽I聽to ona skierowa艂a j膮 do ciebie?

-聽Zak艂adam, 偶e tak.

-聽O聽czym rozmawiali艣cie?

-聽Wypytywa艂a o聽mn贸stwo rzeczy w聽zwi膮zku z聽tymi komputerami. Pyta艂a te偶 o聽脰berga, o聽tych Niemc贸w i聽o聽was.

Charles czuje, 偶e przeszywa go dreszcz. Czuje go w聽koniuszkach palc贸w. Savolainen patrzy na banknoty i聽oblizuje wargi.

-聽PYTA艁A, CZY JESTE艢CIE w聽to zamieszani -聽m贸wi. -聽Ale ja nic nie powiedzia艂em. To znaczy nic istotnego. Nic z聽tych rzeczy.

Rozmawiaj膮 jeszcze kilka minut. Charles i聽Paul pytaj膮, Savolainen wszystkiemu zaprzecza.

-聽My艣l臋, 偶e m贸wi prawd臋 -聽stwierdza w聽ko艅cu Paul.

-聽Jasne, 偶e m贸wi臋 prawd臋.

-聽Dobrze, Janne -聽m贸wi Paul. -聽A聽je艣li zn贸w do ciebie zadzwoni, to co jej powiesz?

-聽Nie jestem dzieciakiem -聽cedzi przez z臋by. -聽Wiem, co mam powiedzie膰.

-聽Dobrze -聽chwali go Charles. -聽Wi臋c mo偶emy przej艣膰 do drugiej cz臋艣ci, tej, kt贸ra b臋dzie wymaga膰 troch臋 pracy. -聽Z聽kieszeni p艂aszcza wyjmuje niewielki notes i聽o艂贸wek, zapisuje numer rejestracyjny. -聽Ten samoch贸d… -聽zwraca si臋 do Savolainena, przesuwaj膮c kartk臋 w聽jego stron臋 -聽…b臋dzie jutro w聽pobli偶u miejsca, gdzie jest przechowywany towar, na parkingu w聽Sk盲rmarbrink.

Savolainen pochyla si臋 nad kartk膮, czyta numer i聽patrzy na Charlesa pytaj膮cym wzrokiem.

-聽Aha?

-聽St艂ucz wcze艣niej dwie, trzy flaszki, zawi艅 je w聽gruby koc albo w聽jakie艣 ubranie i聽we藕 ze sob膮. Rozsyp od艂amki na parkingu, ale nie za blisko samochodu. Zr贸b tak, 偶eby to wygl膮da艂o jak 艣lady po jakiej艣 b贸jce. A聽potem natnij opon臋. Zr贸b dwa ci臋cia: jedno na wysoko艣ci felgi, 偶eby mie膰 pewno艣膰, 偶e powietrze wyjdzie, drugie, wi臋ksze, takie zwyk艂e, na samej oponie. To jeden z聽naszych samochod贸w, ma standardowe opony, wi臋c nie powinno by膰 problem贸w.

-聽Nie lepiej doprowadzi膰 do wycieku p艂ynu z聽ch艂odnicy? Mniej zachodu, a聽skuteczniejsze.

-聽Na pewno -聽przyznaje Charles. -聽Ale te偶 bardziej podejrzane, bo od razu nasuwa si臋 podejrzenie, 偶e to sabota偶. A聽tego nie chcemy.

-聽Czym mam przeci膮膰 t臋 opon臋? Nie zamierzam u偶ywa膰 w艂asnego no偶a.

-聽Nie b臋dziesz musia艂. -聽Paul si臋ga do kieszeni i聽wyjmuje niewielki no偶yk. -聽U偶yjesz tego.

-聽Musisz by膰 na miejscu p贸艂 godziny wcze艣niej -聽wchodzi mu w聽s艂owo Charles. -聽Wybierz moment, kiedy w聽pobli偶u nikogo nie b臋dzie.

-聽Za pi臋膰 tysiak贸w?

-聽Dostaniesz pi膮tk臋 zadatku i聽pi膮tk臋 po wszystkim. Umowa stoi?

Savolainen oblizuje wargi i聽wyci膮ga r臋k臋, Paul daje mu n贸偶. Savolainen przygl膮da mu si臋, wprawnym ruchem wysuwa ostrze, przyk艂ada je ostro偶nie do r臋ki. Na sk贸rze pokazuje si臋 male艅ka kropla krwi.

Odk艂ada n贸偶. Paul si臋 u艣miecha. Palec wskazuj膮cy Savolainena zn贸w trafia do saszetki.

MAJ-LIPIEC 1980

-聽Nie czuje si臋 dobrze, Charles -聽powiedzia艂a Eva. -聽Chyba sam widzisz?

-聽Nie rozumiem, w聽czym problem. Po prostu jest troch臋 marudna.

-聽Nie jest taka jak inne dzieci. Naprawd臋 tego nie widzisz? Jest spokojniejsza, ale potrafi nagle wpa艣膰 w聽z艂o艣膰. Wtedy si臋 w艣cieka.

Marika rzeczywi艣cie by艂a bardzo spokojnym dzieckiem, ale miewa艂a napady z艂o艣ci. Nie trwa艂y d艂u偶ej ni偶 kilka chwil, a聽potem zamyka艂a si臋 w聽sobie, jak w聽ba艅ce. Wychodzi艂a po godzinie, dw贸ch. I聽to w聽zasadzie wszystko.

Siedzieli w聽kuchni i聽patrzyli na rozsypane na pod艂odze od艂amki szk艂a. Chwil臋 p贸藕niej stan臋li przed uchylonymi drzwiami do pokoju c贸reczki: siedzia艂a na pod艂odze i聽patrzy艂a przed siebie pustym wzrokiem. G艂ow臋 opar艂a na kolanach, obj臋艂a nogi r臋kami.

-聽Nic jej nie jest -聽stwierdzi艂 Charles.

-聽Zaklinanie rzeczywisto艣ci niczego nie zmieni -聽rzuci艂a Eva i聽odesz艂a.

Co艣 si臋 zmieni艂o, pomy艣la艂, patrz膮c, jak jego 偶ona idzie do kuchni zrobi膰 kolacj臋. Ju偶 mnie nie dotyka. Ja jej zreszt膮 te偶 nie.

Zastanawia艂 si臋 chwil臋, kiedy to wszystko si臋 zacz臋艂o i聽jak w聽og贸le do tego dosz艂o. To si臋 sta艂o niedawno, ale ich 偶ycie si臋 zmieni艂o.

Charles sko艅czy艂 trzydzie艣ci jeden lat. Powierzono mu dochodzenie w聽sprawie o聽morderstwo: pewien m臋偶czyzna znikn膮艂 w聽tajemniczych okoliczno艣ciach. Cia艂o znalaz艂o kilkoro nastolatk贸w.

Tak naprawd臋 tylko cz臋艣膰 cia艂a.

Siedzieli i聽pili piwo nad rzeczk膮 na obrze偶ach miasta. Na brzegu ros艂y stare d臋by, ci臋偶kie ga艂臋zie opada艂y w聽d贸艂, si臋ga艂y b艂yszcz膮cej powierzchni wody. Kiedy jeden z聽ch艂opc贸w odszed艂 na bok, 偶eby odda膰 mocz, zwr贸ci艂 uwag臋, 偶e le偶膮ca w聽wodzie ga艂膮藕 wygl膮da jako艣 dziwnie. Po chwili zrozumia艂 dlaczego: oddawa艂 mocz na ludzk膮 r臋k臋.

R臋ka nale偶a艂a do m臋偶czyzny, to jedyne, co policja mog艂a stwierdzi膰. Nie potrafili powiedzie膰, czy sprawca rozcz艂onkowa艂 cia艂o, czy pad艂o ono ofiar膮 ostrej blachy silnika motor贸wki. W聽miejscu, gdzie znaleziono r臋k臋, wkr贸tce zacz臋艂y si臋 pojawia膰 kolejne cz臋艣ci cia艂a zamordowanego m臋偶czyzny: udo, stopa, kawa艂ek klatki piersiowej, g艂owa. Dopiero kiedy odkryli na czole 艣lad po kuli, mogli ustali膰 przyczyn臋 zgonu i聽to偶samo艣膰 m臋偶czyzny. Nazywa艂 si臋 Ted Lichter, a聽sprawa sta艂a si臋 znana jako sprawa Lichtera.

Dochodzenie by艂o trudne. Sprawca nie zostawi艂 偶adnych 艣lad贸w, a聽im brakowa艂o ludzi i聽do艣wiadczenia, 偶eby prowadzi膰 tak skomplikowane dochodzenie. Poza tym musieli robi膰 wszystko, 偶eby nic nie przeciek艂o do medi贸w.

Wszystko zacz臋艂o si臋 w艂a艣nie tego ciep艂ego majowego wieczoru, kiedy ch艂opcy znale藕li w聽rzece r臋k臋 Lichtera. Ofiary szukano ju偶 od dziesi臋ciu dni. Okaza艂 si臋 ni膮 trzydziestodwuletni m臋偶czyzna. Mieszka艂 w聽jednym z聽dom贸w przeznaczonych do rozbi贸rki niedaleko centrum. W聽domu nie znaleziono nic, co mog艂oby wskazywa膰 na to, kto go zamordowa艂. Z聽wizyty w聽jego mieszkaniu Charles wyni贸s艂 tylko jedno: my艣l o聽tym, jak nisko cz艂owiek mo偶e upa艣膰 i聽nadal nie dotkn膮膰 dna.

Lichter nadu偶ywa艂 heroiny, utrzymywa艂 si臋 ze 艣wiadczenia us艂ug seksualnych, g艂贸wnie m臋偶czyznom.

Maj przeszed艂 w聽czerwiec. Dostali wsparcie ze Sztokholmu. Biurko Charlesa pokrywa艂o si臋 kolejnymi dokumentami z聽dochodzenia wst臋pnego. W聽ko艅cu zrobi艂o si臋 ich tak du偶o, 偶e cz臋艣膰 wyl膮dowa艂a na pod艂odze. Gdzie艣 pod stert膮 papier贸w by艂a jego maszyna do pisania. Nie widzia艂 jej ju偶 kilka dni, mo偶e nawet tygodni. Straci艂 poczucie czasu, nie potrafi艂 powiedzie膰, kiedy zjawia艂 si臋 na komisariacie ani kiedy wraca艂 do domu. Im bardziej sprawa wydawa艂a si臋 beznadziejna i聽im wolniej posuwa艂a si臋 do przodu, tym bardziej by艂 zdecydowany doprowadzi膰 j膮 do ko艅ca.

Zmieni艂 si臋 centralny punkt w聽jego 偶yciu. Dot膮d by艂 nim dom, Eva i聽Marika. Teraz dzieli艂 uwag臋 mi臋dzy dwa miejsca: sw贸j gabinet i聽samoch贸d. Je藕dzi艂 z聽parkingu na komisariat i聽z聽powrotem. Zmian臋 t臋 przyj膮艂 z聽pewn膮 ulg膮, chocia偶 na pewno by si臋 do tego nie przyzna艂.

Co rano odwozi艂 c贸reczk臋 do szko艂y. W聽drodze, mi臋dzy domem a聽stoj膮cym w聽pobli偶u niskim budynkiem szko艂y, niedaleko stadionu, mieli chwil臋 dla siebie. Pr贸bowa艂 z聽ni膮 rozmawia膰, ale nigdy mu si臋 nie uda艂o wycisn膮膰 z聽niej wi臋cej ni偶 par臋 s艂贸w. Marika siedzia艂a i聽obserwowa艂a 艣wiat z聽wyrazem twarzy, kt贸ry trudno by艂o rozszyfrowa膰.

Kilka dni po tym, jak rozpocz臋艂o si臋 艣ledztwo w聽sprawie Lichtera, sko艅czy艂a osiem lat. Eva urz膮dzi艂a przyj臋cie urodzinowe. Zd膮偶y艂 na nie z聽trudem, i聽to tylko dlatego, 偶e jeden z聽jego koleg贸w przypomnia艂 mu, 偶e mia艂 wr贸ci膰 do domu wcze艣niej. A聽po drodze kupi膰 balony i聽tort czekoladowy.

-聽Zd膮偶y艂em -聽o艣wiadczy艂, wchodz膮c do salonu. Marika siedzia艂a w聽otoczeniu kole偶anek i聽koleg贸w z聽klasy. -聽Tatu艣 zd膮偶y艂.

Marika wpatrywa艂a si臋 w聽swoje d艂onie. Eva si臋 u艣miechn臋艂a, ale nie by艂 to u艣miech id膮cy prosto z聽serca.

Cz臋sto wraca艂 do domu tak p贸藕no, 偶e Marika ju偶 spa艂a. Eva siedzia艂a na kanapie w聽salonie i聽czeka艂a na niego. Zawsze, niewa偶ne, jak bardzo by艂a zm臋czona. Ale jak tylko wchodzi艂, wstawa艂a, m贸wi艂a cze艣膰, obejmowa艂a go i聽sz艂a do 艂azienki przygotowa膰 si臋 do snu.

Zostawa艂 sam w聽ciemno艣ciach przed telewizorem, z聽piwem w聽r臋ce. Czeka艂, a偶 alkohol wprawi go w聽stan lekkiego oszo艂omienia. Cz臋sto budzi艂 si臋 rano na kanapie. S艂ysza艂, jak Eva ha艂asuje w聽kuchni, czasem by艂 pewien, 偶e robi to specjalnie, 偶eby go obudzi膰.

Nadal uprawiali seks. Potrzebowa艂 tego i聽wmawia艂 sobie, 偶e ona te偶.

Cz臋sto kochali si臋 rano, kiedy Marika jeszcze spa艂a: w聽kuchni, na kanapie albo na pod艂odze w聽艂azience. 艁膮czy艂o ich jakie艣 milcz膮ce porozumienie: czasem to ona podchodzi艂a do niego, czasem on do niej. Wystarczy艂o, 偶e 艣cisn臋艂a jego d艂o艅, dotkn臋艂a go wargami, po艂o偶y艂a jego twarz na swoich piersiach albo na szyi, 偶eby poczu艂 pulsuj膮c膮 twardo艣膰. Sam si臋 dziwi艂, 偶e wci膮偶 tak na niego dzia艂a. I聽zawsze wszystko ko艅czy艂o si臋 szybciej, ni偶 oboje pragn臋li.

-聽To jedyne chwile, kiedy jeste艣 ze mn膮 -聽powiedzia艂a kiedy艣.

-聽Wiem.

Osiem lat, pomy艣la艂. Dano nam osiem dobrych lat. Jakie b臋d膮 nast臋pne?

Chcia艂 j膮 przeprosi膰, ale nie potrafi艂.

S艁YSZA艁 O聽NICH, o聽policjantach, kt贸rych praca poch艂ania do tego stopnia, 偶e ca艂e ich 偶ycie si臋 rozpada, a聽oni nie s膮 w聽stanie nic zrobi膰. Obieca艂 sobie i聽Evie, 偶e im si臋 to nigdy nie przydarzy. Pami臋ta艂 te偶, jak po raz pierwszy zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, czy to si臋 ju偶 nie sta艂o. Czy to ju偶? - pomy艣la艂 w聽pewien s艂oneczny lipcowy poranek. By艂 to pierwszy dzie艅 jego urlopu. a聽on wsiada艂 do samochodu, 偶eby pojecha膰 przes艂ucha膰 kolejnego 艣wiadka w聽sprawie Lichtera.

Roze艣mia艂 si臋. W聽pierwszej chwili dlatego, 偶e pytanie, czy to ju偶, brzmia艂o absurdalnie, a聽potem dlatego, 偶e zrozumia艂, 偶e odpowied藕 brzmi: tak. Roze艣mia艂 si臋, bo wiedzia艂, 偶e nie jest w聽stanie nic z聽tym zrobi膰.

PA殴DZIERNIK 1984

Ten dzie艅 mia艂 si臋 okaza膰 pami臋tny.

Samoch贸d jad膮cy za ci臋偶ar贸wk膮 wioz膮c膮 towar na po艂udnie musia艂 si臋 zatrzyma膰 w聽S枚dert盲lje. Pow贸d: przebicie lewej opony. W聽samochodzie siedzieli oficerowie operacyjni Larsson i聽Johansson. Wys艂ali przez radio rozpaczliw膮 pro艣b臋 o聽pomoc, a聽potem w聽艣rodku nocy zacz臋li zmienia膰 opon臋. W聽tym czasie ci臋偶ar贸wka znikn臋艂a i聽rozp艂yn臋艂a si臋 w聽jesiennych ciemno艣ciach.

Larsson i聽Johansson opisali kolegom ci臋偶ar贸wk臋, podali te偶 numery rejestracyjne. Wszystko na nic, bo ci臋偶ar贸wka niczym si臋 nie wyr贸偶nia艂a, co oczywi艣cie by艂o zamierzone, a聽tablice rejestracyjne kierowca zmieni艂 na parkingu przy drodze, zanim wjecha艂 do Malm枚.

Larsson i聽Johansson przygn臋bieni zawr贸cili na p贸艂noc. Kiedy dotarli na miejsce, wezwa艂 ich szef. Nie potrafili powiedzie膰, co przebi艂o opon臋. Po jakim艣 czasie przypomnieli sobie, 偶e na parkingu le偶a艂y od艂amki szk艂a.

-聽NA SZCZ臉艢CIE TA SPRAWA od samego pocz膮tku by艂a tajna -聽cedzi przez z臋by szef, kiedy Charles i聽Paul staj膮 przed nim. -聽Inaczej musia艂bym zwolni膰 ca艂y dzia艂, 艂膮cznie z聽sob膮. -聽W聽r臋ku trzyma kieliszek koniaku. Jest jedenasta przed po艂udniem. -聽My艣licie, 偶e to mo偶liwe? Mo偶na zwolni膰 samego siebie? To najgorsze, co mi si臋 w聽偶yciu przytrafi艂o! Tyle pieni臋dzy, tyle pracy. Na nic. Larsson i聽Johansson, jak w聽tych dowcipach o聽durnych policjantach.

-聽Wiemy, 偶e ci臋偶ar贸wka jecha艂a na po艂udnie -聽wchodzi mu w聽s艂owo Paul. - Pewnie do G枚teborga, a聽potem na prom…

-聽Wiem -聽przerywa mu szef. Jego g艂os wibruje w聽powietrzu. -聽Mo偶e do Anglii. A聽mo偶e do Norwegii. A聽mo偶e pojecha艂a dalej, do Malm枚, a聽potem promem do Danii. Albo do Niemiec Zachodnich. Tak czy inaczej, zgubili艣my j膮.

Paul mruga oczami.

-聽To prawda.

Szef zerka na kieliszek.

Rzuca nim o聽艣cian臋. Od艂amki szk艂a lec膮 na pod艂og臋, koniak pryska na 艣ciany. Kropla l膮duje na dolnej wardze Charlesa, druga na jego policzku.

-聽PANOWIE-聽WITA ICH u艣miechni臋ty rezydent. -聽Comrades. I聽must congratulate you. Berlin sends her warmest regards.

Dla Johanna Krausa Berlin to zawsze Berlin Wschodni. Inaczej musia艂by uzna膰 istnienie cz臋艣ci miasta le偶膮cej po drugiej stronie muru. W聽obecnych czasach to pewnie wa偶niejsze ni偶 kiedykolwiek.

Tym razem Kraus siedzi z聽przodu, obok Paula. W聽r臋ce trzyma teczk臋. Charles siedzi z聽ty艂u, za nimi. Boli go g艂owa. W聽r臋ce trzyma niebiesk膮 sportow膮 torb臋. Ma ochot臋 na co艣 mocniejszego, ale musi zaczeka膰. Nie mo偶e przesadzi膰.

-聽Je艣li dobrze zrozumia艂em, wszystko posz艂o jak trzeba -聽m贸wi Kraus.

-聽Te偶 nam si臋 tak wydaje -聽potwierdza Paul.

Sun膮 powoli, zostawiaj膮 za sob膮 L盲rkstaden. Kraus przekazuje teczk臋 Charlesowi. Charles j膮 otwiera i聽przesuwa palcami po banknotach. Sytuacja wydaje mu si臋 znana, jakby od ostatniego razu min臋艂o zaledwie kilka dni. Tak naprawd臋 min膮艂 ju偶 ponad rok.

-聽Po艂owa teraz -聽m贸wi Kraus, nie patrz膮c na niego. -聽Druga za miesi膮c, mo偶e troch臋 p贸藕niej.

Charles otwiera torb臋.

-聽Rozumiem, 偶e by艂y pewne komplikacje -聽ci膮gnie Kraus, patrz膮c przez szyb臋. -聽Heffler wspomina艂 co艣 o聽jakiej艣 dziennikarce. -聽呕aden z聽nich nie odpowiada, wi臋c wraca do przerwanego w膮tku: -聽Przykro mi, 偶e sam musz臋 o聽tym wspomnie膰.

-聽Chodzi o聽to, 偶e nadal nie do ko艅ca wiemy, co ona wie -聽m贸wi Paul.

-聽I聽w艂a艣nie to mnie niepokoi.

-聽Badamy to.

-聽Tego w艂a艣nie od was oczekuj臋. Tego, no i聽偶e powe藕miecie odpowiednie kroki, kiedy sprawa si臋 wyja艣ni. -聽W聽ciemno艣ciach jego profil wydaje si臋 ostry jak n贸偶. -聽Sprawa si臋ga g艂臋biej, ni偶 wam si臋 wydaje. O聽wiele g艂臋biej. Wiecie, dlaczego potrzebujemy VAX-贸w, wiecie te偶, 偶e firma ma d艂ugie r臋ce. Od czterech lat wasza ukochana Asea dostarcza nam isostaty. To co prawda dwie odr臋bne sprawy, ale poniewa偶 s膮 od siebie zale偶ne, s膮 te偶 punkty wsp贸lne. Na pewnym poziomie to powi膮zanie staje si臋 bardzo wyra藕ne. Wspomniana dziennikarka du偶o ryzykuje, mo偶e zacz膮膰 grzeba膰 zbyt g艂臋boko. W聽pewnym momencie pojawi膮 si臋 n a聽z聽w聽i聽s k a. Je艣li je pozna, mo偶e by膰 za p贸藕no. Kto trafi tak g艂臋boko, mo偶e mie膰 problemy z聽wyj艣ciem na powierzchni臋.

Nikt si臋 nie odzywa. Banknoty szeleszcz膮 w聽d艂oniach Charlesa, kiedy przek艂ada je do torby.

-聽Rozumiem -聽m贸wi Paul.

-聽Oczywi艣cie nie prosz臋, 偶eby艣cie powzi臋li jakie艣 dramatyczne kroki. Nigdy by mi to nie przysz艂o do g艂owy.

-聽Oczywi艣cie, 偶e nie.

-聽Ale je艣li…

-聽Rozumiem -聽powtarza Paul jeszcze raz.

LIPIEC 1980

Prze艂om w聽sprawie Lichtera nast膮pi艂, kiedy pojawi艂 si臋 艣wiadek. Wcze艣niej nie mia艂 odwagi si臋 z聽nimi skontaktowa膰. Pewnego lipcowego wieczoru, w聽sobot臋, zadzwoni艂 na komisariat. Upiera艂 si臋, 偶e musi rozmawia膰 z聽Charlesem. Funkcjonariusz, kt贸ry odebra艂 telefon, skontaktowa艂 si臋 z聽nim i聽poda艂 mu numer. Charles zadzwoni艂 do niego z聽domu. M臋偶czyzna si臋 nie przedstawi艂. Powiedzia艂 tylko, 偶e wie co艣 o聽Tedzie Lichterze. Powiedzia艂, gdzie i聽kiedy mog膮 si臋 spotka膰, i聽si臋 roz艂膮czy艂.

Charles sta艂 ze s艂uchawk膮 w聽r臋ku. W聽piersi czu艂 delikatne 艂askotanie, jakby ju偶 wiedzia艂, 偶e wkr贸tce co艣 si臋 wydarzy.

W聽poniedzia艂ek rano wsiad艂 do samochodu, chocia偶 obieca艂 Marice, 偶e zjedz膮 razem 艣niadanie, a聽potem obejrzy z聽ni膮 program w聽telewizji. Eva odprowadzi艂a go do drzwi, ale si臋 nie odezwa艂a.

-聽To pan? Tego si臋 nie spodziewa艂em.

Siedzieli w聽samochodzie Charlesa na wzg贸rzu, z聽kt贸rego rozci膮ga艂 si臋 pi臋kny widok: na okoliczne domy, wie偶臋 ko艣cio艂a, a聽nawet na most przez wij膮c膮 si臋 i聽sp艂ywaj膮c膮 do morza niewielk膮 rzeczk臋.

M臋偶czyzna, kt贸ry siedzia艂 obok niego, by艂 samorz膮dowcem, mia艂 偶on臋 i聽dwoje dzieci, by艂 w聽miasteczku znan膮 postaci膮.

-聽D艂ugo si臋 nad tym zastanawia艂em -聽powiedzia艂. -聽W艂a艣ciwie od chwili kiedy dotar艂o do mnie, 偶e to by艂 on.

-聽呕e to by艂 Lichter?

-聽Tak, ale… du偶o ryzykuj臋.

-聽Nie b臋d臋 naciska艂, 偶eby pan z艂o偶y艂 formalne zeznanie. Mo偶e to w聽og贸le nie b臋dzie konieczne. Wystarczy, je艣li nam pan powie co艣, co posunie dochodzenie do przodu.

-聽Uzna艂em, 偶e musz臋 to zrobi膰. Nie chc臋 d艂u偶ej tego w聽sobie nosi膰. Wiem, a聽przynajmniej tak mi si臋 wydaje, co si臋 mo偶e za tym kry膰.

Spojrza艂 na niego, jakby szuka艂 poparcia.

-聽Ma pan racj臋.

-聽Czyta艂em o聽panu w聽gazetach -聽ci膮gn膮艂 m臋偶czyzna. -聽Wydaje si臋 pan w聽porz膮dku.

-聽Staram si臋 -聽powiedzia艂 Charles.

M臋偶czyzna si臋 roze艣mia艂.

-聽Ja te偶. Mimo wszystko. Pewnie trudno wi臋cej od siebie wymaga膰.

Jakie艣 dwa lata wcze艣niej po raz pierwszy w聽偶yciu postanowi艂 zaspokoi膰 potrzeby, kt贸re zawsze odczuwa艂. Ted Lichter nie by艂 tym pierwszym, ale potem spotyka艂 si臋 -聽takiego okre艣lenia u偶y艂 -聽z聽wieloma innymi, z聽nim tak偶e.

Pocz膮tkowo ich relacje by艂y do艣膰 bezosobowe, przynajmniej na tyle, na ile mog膮 by膰 bezosobowe relacje z聽kim艣, kto 艣wiadczy us艂ugi seksualne za pieni膮dze.

-聽Ostatni raz spotkali艣my si臋 zaledwie kilka dni przed jego znikni臋ciem. Wtedy byli艣my ju偶 ze sob膮 na tyle blisko, 偶e zwykle troch臋 rozmawiali艣my, zar贸wno przed, jak i聽po, czy jak to okre艣li膰. Powiedzia艂, 偶e widzia艂 moje zdj臋cie w聽gazecie, w聽zwi膮zku z聽otwarciem nowej p艂ywalni. Od pocz膮tku ba艂em si臋, 偶e co艣 takiego si臋 stanie. Wyczu艂, 偶e jestem skonsternowany. Pewnie nie by艂o zbyt trudno. Przypuszczam, 偶e mia艂em to wypisane na twarzy, je艣li pan rozumie, co mam na my艣li. Ale on mnie uspokoi艂. Roze艣mia艂 si臋 i聽powiedzia艂, 偶e przywyk艂 do takich sytuacji. Spyta艂em, co ma na my艣li, i聽wtedy … -聽Kr臋ci g艂ow膮. -聽Wtedy opowiedzia艂 mi dziwn膮 histori臋 -聽ko艅czy po chwili.

-聽Prawdziw膮?

-聽Nie mam na to 偶adnych dowod贸w. Gdyby kto艣 chcia艂, to pewnie by je znalaz艂, ale ja nie zamierzam w聽to wnika膰. Nie widz臋 sensu.

Charles czeka艂. Mia艂 ochot臋 zapali膰 papierosa, ale wiedzia艂, 偶e m臋偶czyzna nie pali, wi臋c si臋 powstrzyma艂.

-聽Powiedzia艂 mi, 偶e spotka艂 faceta, polityka, kt贸ry podr贸偶owa艂 razem z聽jednym z聽naszych by艂ych ministr贸w, kt贸ry wypytywa艂 go o聽jego us艂ugi. To by艂o na pocz膮tku marca, a聽wszystko dzia艂o si臋 w聽hotelu, w聽kt贸rym ja te偶 zwykle si臋 zatrzymuj臋, tyle 偶e w聽troch臋 lepszym pokoju.

-聽Co to za polityk?

M臋偶czyzna d艂ugo milcza艂.

-聽Pewnie wcze艣niej czy p贸藕niej pan by do tego doszed艂, wi臋c oszcz臋dz臋 panu czasu i聽trudu.

-聽Dobrze.

Wzi膮艂 g艂臋boki oddech, zatrzyma艂 na chwil臋 powietrze w聽p艂ucach.

-聽Ulrik Bondesson. Wielu pewnie nic to nie m贸wi, ale za czas贸w Palmego pracowa艂 w聽Ministerstwie Obrony, by艂 jednym z聽najbli偶szych wsp贸艂pracownik贸w 贸wczesnego podsekretarza stanu Paulssona.

BONDESSON. PAULSSON. Palme.

Do艣膰 nieoczekiwana lista nazwisk.

-聽Po wszystkim zadzwoni艂 telefon Bondessona. Lichter bra艂 prysznic w聽艂azience, wi臋c Bondesson nie bardzo m贸g艂 go wyprosi膰. Odebra艂. Rozmawiali po niemiecku. Jak ju偶 m贸wi艂em, Lichter bra艂 prysznic, wi臋c nie s艂ysza艂 wszystkiego, ale poniewa偶 jego dziadkowie pochodzili z聽Hamburga, do艣膰 dobrze zna艂 niemiecki. Ta cz臋艣膰 jego m贸zgu, kt贸rej nie zniszczy艂y narkotyki, funkcjonowa艂a ca艂kiem nie藕le -聽powiedzia艂, a聽Charles zobaczy艂 na jego twarzy smutek.

Zapisa艂 nazwisko w聽notesie, czeka艂.

-聽Bondesson spyta艂, czy mo偶e zadzwoni膰 p贸藕niej. Powiedzia艂, 偶e ma go艣cia i聽偶e nie bardzo mo偶e rozmawia膰, ale sprawa musia艂a by膰 pilna, bo mimo wszystko chwil臋 rozmawiali. Bondesson wymieni艂 jedno nazwisko -聽doda艂 m臋偶czyzna cicho. Zamilk艂, a聽po chwili mu je poda艂.

Charles zapisa艂 je w聽notesie.

-聽Znam je -聽powiedzia艂.

-聽Od paru lat jest zast臋pc膮 szefa Asei.

-聽Jest pan pewien, 偶e to by艂 on?

-聽Wszystko na to wskazywa艂o. Przynajmniej takie wra偶enie odni贸s艂 Lichter. Bondesson w聽ostatnim czasie blisko z聽nim wsp贸艂pracowa艂, chodzi艂o o聽now膮 umow臋 mi臋dzy Ase膮 a聽Niemcami Zachodnimi. Pocz膮tkowo nie mogli si臋 dogada膰 co do ceny. Pami臋ta pan t臋 histori臋?

-聽S艂abo.

-聽Lichter us艂ysza艂, 偶e pad艂y takie s艂owa jak firma i聽dranie z聽Berlina. Potem si臋 po偶egnali. Kiedy wyszed艂 z聽艂azienki, Bondesson si臋 na niego wydar艂. Krzycza艂, 偶e je艣li pi艣nie komu艣 cho膰 s艂贸wko, nie do偶yje nast臋pnego dnia.

-聽No prosz臋.

M臋偶czyzna poprawi艂 si臋 w聽fotelu pasa偶era, poszuka艂 pokr臋t艂a opuszczaj膮cego oparcie. Znalaz艂 je, opu艣ci艂 oparcie, opar艂 g艂ow臋 o聽zag艂贸wek i聽zamkn膮艂 oczy.

-聽Oczywi艣cie spyta艂em, czy to zrobi艂. Czy komu艣 o聽tym powiedzia艂. Twierdzi艂, 偶e nie. Nie by艂 strachliwy. Nie by艂 te偶 g艂upi. Wi臋c zamiast rozsiewa膰 plotki, postanowi艂 sprawdzi膰 kilka rzeczy. Szczeg贸艂贸w nie znam, ale kto艣 taki jak on ma r贸偶ne mo偶liwo艣ci, je艣li pan rozumie, co mam na my艣li. Zna艂 wiele wa偶nych os贸b. Powiedzia艂 mi, 偶e firma to zapewne Stasi, a聽ten, kt贸ry mu p艂aci艂 za seks, Bondesson, to ich wsp贸艂pracownik.

-聽No prosz臋 -聽powt贸rzy艂 Charles.

M臋偶czyzna odchrz膮kn膮艂.

-聽To wszystko. Kilka dni p贸藕niej uznano go za zaginionego.

Charles patrzy艂 na rozci膮gaj膮ce si臋 u聽ich st贸p miasto: na domy, okna, widzia艂 te偶 dach budynku, w聽kt贸rym pracowa艂. By艂 na urlopie. Pomy艣la艂, 偶e to dziwne uczucie.

Spojrza艂 na notatki. Pr贸bowa艂 je z艂o偶y膰 w聽ca艂o艣膰, u艂o偶y膰 w聽jak膮艣 histori臋.

-聽Powiedzia艂 pan, 偶e nie widzi pan powodu, 偶eby Lichter mia艂 k艂ama膰. Ja dostrzegam kilka.

M臋偶czyzna otworzy艂 oczy.

-聽Na przyk艂ad?

-聽Chcia艂 si臋 pochwali膰, pokaza膰, 偶e jest kim艣 wa偶nym. 呕e wie o聽r贸偶nych sprawach.

M臋偶czyzna pokr臋ci艂 g艂ow膮.

-聽To nie ten typ.

-聽Co to znaczy?

-聽Ted nigdy nie robi艂 z聽siebie wa偶niaka. Mi臋dzy innymi dlatego go lubi艂em. Po prostu by艂 sob膮. Chocia偶 oczywi艣cie m贸g艂 k艂ama膰.

Charles spojrza艂 na niego, a聽potem na notatki.

-聽Bardzo dzi臋kuj臋. Mo偶e niewiele to da, ale wszystko sprawdz臋.

-聽Takie rzeczy zwykle prowadz膮 do celu -聽powiedzia艂 m臋偶czyzna, otwieraj膮c drzwi. -聽Pytanie, czy chcemy wiedzie膰, co nas tam na ko艅cu czeka.

CZERWIEC 2014

Powietrze w聽sali konferencyjnej stoi. Davidsson bierze g艂臋boki wdech, jego twarz wykrzywia grymas. Kicha tak mocno, 偶e kolor jego twarzy zmienia si臋 z聽r贸偶owego na czerwony. 脜hlund, kt贸ry siedzi przede mn膮, t艂umi u艣miech.

-聽Ta szrama na wardze powinna zosta膰 zszyta -聽m贸wi.

-聽Nie mo偶na jej sklei膰 ta艣m膮?

-聽Mog臋 spr贸bowa膰.

-聽I聽podaj mi co艣 na moje 偶ebra. -聽Zn贸w prze艂ykam krew. -聽Najlepiej morfin臋.

脜hlund najpierw si臋 waha, ale po chwili podchodzi do apteczki.

-聽Wi臋c mamy jednego podejrzanego -聽zaczyna Tove i聽spogl膮da na Davidssona. -聽Mo偶esz nam powiedzie膰 co艣 wi臋cej?

-聽Wspomina艂em, 偶e zamierzam porozmawia膰 z聽moim przyjacielem, Danem. Wie wszystko o聽wszystkich. W艣ciubia nos we wszystko, ale poza tym to porz膮dny facet. Ju偶 wcze艣niej zdarza艂o si臋, 偶e nam pomaga艂, i聽gdyby nie jego upodobanie do prowadzenia samochodu bez prawa jazdy, pewnie by nam si臋 przyda艂, tu, na komisariacie. No ale trudno. -聽Davidsson staje obok bia艂ej tablicy, na kt贸rej widnieje imi臋 i聽nazwisko Levina i聽jego PESEL, tu偶 obok zdj臋cia nieznanego m臋偶czyzny w聽samochodzie. -聽Wczoraj wiedzieli艣my tylko tyle, 偶e zamordowany m臋偶czyzna pochodzi ze Sztokholmu, chocia偶 mieszka艂 tu od 1971 do 1980 roku. Przy Alvav盲gen, z聽Ev膮 Alderin, kt贸ra wkr贸tce zosta艂a pani膮 Levin. Wiosn膮 1972 urodzi艂a im si臋 c贸reczka, Marika.

Davidsson rysuje kresk臋 od nazwiska Levin, obok pisze: Eva Levin (Alderin). W聽po艂owie stawia pionow膮 kresk臋 i聽pisze: Marika Levin.

-聽M贸j przyjaciel Dan twierdzi, 偶e nale偶a艂oby tu doda膰 jeszcze jedno nazwisko, chocia偶 nie potrafi powiedzie膰, jak膮 dok艂adnie funkcj臋 ta osoba pe艂ni艂a.

Na g贸rze, nad nazwiskiem Levin, Davidsson rysuje uko艣n膮 kresk臋, a聽obok pisze: Daniel Bredstr枚m.

-聽Kto to jest Daniel Bredstr枚m? Naszemu niedawno przyby艂emu wsp贸艂pracownikowi pewnie przyda si臋 kr贸tkie wprowadzenie.

-聽B臋d臋 wdzi臋czny -聽m贸wi臋.

脜hlund znajduje jak膮艣 fiolk臋, czyta etykietk臋 i聽wyjmuje jedn膮 kapsu艂k臋. Jest ma艂a, owalna, przypomina tabletk臋 od b贸lu g艂owy.

-聽W艂a艣ciwie s膮 tylko na recept臋. Wody?

-聽Po prostu mi j膮 daj.

-聽Nie chcesz wiedzie膰, co to takiego?

Kr臋c臋 g艂ow膮. B贸l szyi staje si臋 nie do wytrzymania. Wk艂adam tabletk臋 do ust. Jest g艂adka, po艂ykam j膮.

-聽Daniel Bredstr枚m, urodzony w聽pa藕dzierniku 1950 roku. Dzisiaj ma sze艣膰dziesi膮t trzy lata. Dorasta艂 w聽Bruket, po odbyciu s艂u偶by wojskowej rozpocz膮艂 nauk臋 w聽warsztacie blacharskim Erkensj枚. Je艣li kto艣 nie pami臋ta, znajdowa艂 si臋 niedaleko z艂omowiska. Po dw贸ch latach zosta艂 zatrudniony na etat. Pracowa艂 tam do roku 1975, kiedy to postanowi艂 za艂o偶y膰 w艂asn膮 firm臋. Zajmowa艂 si臋 napraw膮 samochod贸w i聽splajtowa艂 w聽1980. Wtedy ujawniono nieprawid艂owo艣ci w聽ksi臋gowo艣ci. Okaza艂o si臋 te偶, 偶e prowadzi艂 interesy z聽podejrzanymi osobami. Zarzucano mu tak偶e paserstwo. Na pocz膮tku 1981 zosta艂 skazany w艂a艣nie za paserstwo. S膮d nakaza艂 mu zap艂aci膰 zaleg艂e podatki i聽firma zbankrutowa艂a. Zacz膮艂 pi膰. W聽1981 roku zosta艂 skazany na rok wi臋zienia za pobicie. Sta艂o si臋 to podczas awantury w聽barze. Potem by艂o ju偶 tylko gorzej. Kilka razy trafia艂 do szpitala na odtrucie, ale brakowa艂o mu motywacji. Godzi艂 si臋 na to chyba tylko po to, 偶eby otrzymywa膰 zasi艂ek. W聽nast臋pnych latach oskar偶ono go o聽posiadanie narkotyk贸w i聽nielegalnie nabytej broni palnej, mi臋dzy innymi 艣rut贸wki i聽rewolweru, o聽kupowanie seksu, kilka razy o聽pobicie, o聽napad z聽u偶yciem no偶a i聽pobicie urz臋dnika.

Davidsson odchrz膮kuje. 脜hlund przemywa mi warg臋 spirytusem, oczy zachodz膮 mi 艂zami. Mam wra偶enie, 偶e zaraz wypali mi dziur臋. Tove wyjmuje z聽torby notes, co艣 zapisuje.

-聽Dzisiaj jest ju偶 pewnie za stary, 偶eby naprawd臋 narozrabia膰. 呕yje w聽miar臋 przyzwoicie. Od kilku lat jest na wcze艣niejszej emeryturze. Alkohol pozosta艂 jego najlepszym przyjacielem, podejrzewam, 偶e jego w膮troba musi by膰 w聽szcz膮tkowym stanie. Mieszka na skraju lasu, przy szutrowej drodze niedaleko V氓rmyntan. Wychodzi z聽domu, tylko kiedy musi pojecha膰 do Systembolaget po alkohol. Kiedy sklep zostanie zlikwidowany, pewnie ju偶 w聽og贸le nie b臋dziemy go widywa膰.

脜hlund skleja moj膮 p臋kni臋t膮 warg臋 kawa艂kiem ta艣my klej膮cej. Nie wiem, czy to co艣 da, ale nagle odczuwam ulg臋. Po chwili u艣wiadamiam sobie, 偶e pewnie to morfina zacz臋艂a dzia艂a膰.

-聽Pod koniec maja Levin wr贸ci艂 do Bruket, po trzydziestu czterech latach -聽ci膮gnie Davidsson. -聽Je艣li chodzi o聽nasz膮 ofiar臋, szereg 艣lad贸w wydaje si臋 obci膮偶a膰 Bredstr枚ma.

Na tablicy obok nazwiska Bredstr枚ma stawia jedynk臋.

-聽Po pierwsze to, co powiedzia艂 Dan: trzy dni temu Levin staje w聽kolejce do monopolowego. Tu偶 za Danem. Dok艂adnie w聽艣rod臋, osiemnastego, czyli w聽dniu, kiedy zgin膮艂 -聽podkre艣la Davidsson. -聽Maj膮c przed sob膮 nieca艂e dwana艣cie godzin 偶ycia, kupuje ma艂膮 butelk臋 szkockiej whisky. Bredstr枚m nabywa zgrzewk臋 piwa. Levin zapewne kupowa艂 whisky z聽my艣l膮 o聽zbli偶aj膮cym si臋 wieczorze 艣wi臋tego Jana. Bredstr枚m nabywa艂 swoj膮 dzienn膮 racj臋. Sta艂 w聽kolejce za Levinem, wi臋c wie, co m贸wi. -聽Davidsson bierze g艂臋boki wdech, rozgl膮da si臋 za szklank膮 z聽wod膮. -聽Ani Levin, ani Bredstr枚m nie wiedz膮, obok kogo stoj膮, do chwili kiedy Bredstr枚m nagle si臋 odwraca. Wtedy si臋 rozpoznaj膮. Dan twierdzi, 偶e wymieniaj膮 kilka s艂贸w, kr贸tko, ch艂odno.

Obok jedynki pisze 18/6 i聽dodaje: L&B si臋 spotykaj膮.

-聽Dan dochodzi do kasy, p艂aci, wi臋c nie wie, co si臋 w聽tym czasie dzieje. Kiedy po minucie, mo偶e dw贸ch wychodzi ze sklepu, widzi Levina i聽Bredstr枚ma. Stoj膮 na rynku tu偶 obok sklepu Aspgrena. Rozmawiaj膮, a聽raczej Bredstr枚m co艣 m贸wi do Levina. Gwa艂townie, ostro, jak twierdzi Dan. Od czasu do czasu dotyka palcem jego klatki piersiowej i聽popycha go. Potem odwraca si臋 na pi臋cie i聽odchodzi szybkim krokiem. Levin wchodzi do sklepiku Aspgrena, a聽Dan wraca do domu na rowerze.

Davidsson patrzy na tablic臋.

18/6 L&B si臋 spotykaj膮.

Gro藕ba?

脜hlund ko艅czy opatrywa膰 moj膮 warg臋, zamyka zielon膮 skrzynk臋.

-聽Te kapsu艂ki… -聽m贸wi臋. -聽Mo偶esz mi da膰 fiolk臋?

-聽Nie, ale mog臋 ci da膰 kilka kapsu艂ek. -聽Wyjmuje kilka sztuk. - Powiniene艣 si臋 zg艂osi膰 do lekarza -聽m贸wi. Po chwili wstaje i聽zwraca si臋 do Davidssona: -聽Mam zosta膰?

-聽Nie. Zejd藕 do aresztu i聽sprawd藕, jak si臋 maj膮 nasi pijaczkowie. Wi臋kszo艣膰 powinna ju偶 wytrze藕wie膰.

Wk艂adam kapsu艂ki do kieszeni kurtki. Dopiero teraz widz臋, 偶e m贸j T-shirt z聽Prince'em jest zakrwawiony. Musz臋 go zmieni膰.

脜hlund wychodzi. Davidsson zn贸w kicha.

-聽NO DOBRZE -聽ZACZYNA grubym g艂osem. -聽To pierwszy punkt. -聽Pod jedynk膮 stawia dw贸jk臋. Obok niej przypina zdj臋cie m臋偶czyzny w聽aucie. -聽Samoch贸d. Jego ostatnim w艂a艣cicielem jest Bredstr枚m.

-聽Co takiego? -聽m贸wi臋 zdziwiony, czuj臋, jak ci膮gnie p臋kni臋ta warga. - Facet, kt贸ry 偶yje z聽zasi艂ku i聽piwa, mo偶e sobie pozwoli膰 na taki samoch贸d?

-聽Podejrzewamy, 偶e jest kradziony. Pewnie przechowuje go w聽swoim gara偶u, a聽po jakim艣 czasie go sprzeda. Fa艂szywe tablice rejestracyjne mog膮 na to wskazywa膰. Tak czy inaczej -聽ci膮gnie Davidsson -聽Bredstr枚m stara si臋 raczej przestrzega膰 prawa. Chocia偶 oczywi艣cie wszystko jest wzgl臋dne. Jego najbli偶sza s膮siadka, kt贸ra mieszka kilkaset metr贸w dalej przy tej samej drodze, twierdzi, 偶e widzia艂a go przy samochodzie co najmniej dwukrotnie. Ta s膮siadka to Ylva Larsson, rozmawia艂em z聽ni膮 osobi艣cie. Kiedy jej pokaza艂em zdj臋cie, nie mia艂a 偶adnych w膮tpliwo艣ci. Powiedzia艂a tylko: no prosz臋. -聽Davidsson stuka palcem w聽zdj臋cie. -聽Je艣li si臋 zmru偶y oczy, wida膰, 偶e to on. A聽to prowadzi nas do kolejnego punktu.

Pod dw贸jk膮 rysuje na tablicy tr贸jk臋. Waha si臋 i聽pisze: Wygl膮d.

Zerkam na Tove i聽zastanawiam si臋, czy my艣limy o聽tym samym. David unika s艂owa charakterystyka, poniewa偶 nie jest pewny, jak si臋 je pisze.

-聽Je艣li za艂o偶ymy, 偶e osoba na zdj臋ciu to nasz sprawca, to on i聽Bredstr枚m s膮 do siebie bardzo podobni.

-聽Ale zdj臋cie jest zamazane. Nie wida膰 rys贸w twarzy.

-聽Stosuj膮c metod臋 wykluczania, mo偶na si臋 posun膮膰 dalej. M臋偶czyzna na zdj臋ciu na pewno nie ma ciemnych w艂os贸w -聽jak Bredstr枚m. Wiek trudno okre艣li膰, ale nie sprawia wra偶enia m艂odego. Bredstr枚m ma sze艣膰dziesi膮t trzy lata. -聽Davidsson rozk艂ada r臋ce. -聽No a聽do tego wszystkiego m臋偶czyzna ze zdj臋cia siedzi w聽samochodzie, do kt贸rego wed艂ug Ylvy Larsson Bredstr枚m mia艂 mie膰 dost臋p.

-聽Domy艣lam si臋, 偶e pani Larsson nie zwr贸ci艂a uwagi na tablice rejestracyjne -聽wtr膮ca Tove.

-聽To prawda, wi臋c nie mamy ca艂kowitej pewno艣ci, 偶e to rzeczywi艣cie ten sam samoch贸d. Tym bardziej 偶e ten, kt贸ry tu widzimy, mia艂 fa艂szywe tablice. Wiemy natomiast, 偶e nadal nie uda艂o nam si臋 go odnale藕膰.

-聽Nie stoi u聽Bredstr枚ma? -聽pytam.

-聽W聽tej chwili nie. Gara偶 jest pusty.

-聽Sk膮d to wiadomo?

-聽By艂em tam i聽sprawdzi艂em.

-聽Nic nie m贸wi艂e艣. -聽Tove jest wyra藕nie zdziwiona.

-聽Spyta艂em, gdzie jest. Najpierw oczywi艣cie stwierdzi艂, 偶e nie ma poj臋cia, o聽czym m贸wi臋. O聽jaki samoch贸d mi chodzi? W聽偶yciu takiego nie widzia艂. Ale w聽ko艅cu si臋 podda艂. -聽Davidsson u艣miecha si臋 ostro偶nie. - Stwierdzi艂, 偶e rzeczywi艣cie mia艂 kiedy艣 taki samoch贸d, ale kto艣 mu go ukrad艂. Pewnie po morderstwie przestawi艂 go w聽jakie艣 inne miejsce, a聽mo偶e podpali艂 i聽w聽ten spos贸b si臋 go pozby艂. Diabli wiedz膮. Poza tym w聽gara偶u sta艂 偶贸艂ty w贸zek, taki na dw贸ch k贸艂kach. Oczywi艣cie potrzebujemy pozwolenia, 偶eby m贸c si臋 mu przyjrze膰 bli偶ej. Wiem te偶, 偶e to nie musi nic znaczy膰, w聽ko艅cu takie w贸zki s膮 bardzo popularne, ale warto to odnotowa膰. Podobny w贸zek m贸g艂 zosta膰 u偶yty w聽domu Levina.

-聽Ale komputera, kom贸rki i聽drukarki nie znalaz艂e艣? -聽pyta Tove.

-聽Nie w聽gara偶u. Mog膮 by膰 w聽domu albo zd膮偶y艂 je ju偶 sprzeda膰. Kto to wie. Od osiemnastego czerwca m贸g艂 zrobi膰 wiele rzeczy. I聽tu przechodzimy do punktu czwartego. -聽Pod tr贸jk膮 stawia czw贸rk臋, a聽obok pisze: Alibi. - Bredstr枚m nie ma alibi na czas, kiedy Levin zgin膮艂. Twierdzi, 偶e by艂 w聽monopolowym, a聽potem siedzia艂 w聽domu, pi艂 piwo i聽ogl膮da艂 telewizj臋. I聽tak przez ca艂y dzie艅, do wieczora. I聽nikt nie jest w聽stanie tego potwierdzi膰. Do nikogo nie dzwoni艂, z聽nikim si臋 nie spotka艂, nic. Poza tym -聽ci膮gnie, dopisuj膮c na tablicy pi膮tk臋 -聽prawdopodobnie ma dost臋p do broni. Ma sk艂onno艣膰 do gwa艂townych zachowa艅 i聽kilka razy w聽wyniku b贸jek doznawa艂 zanik贸w pami臋ci. Zdarza si臋, 偶e nie do ko艅ca wie, co robi. Ostatni raz by艂 karany za pobicie kilka lat temu. Wi臋c mo偶emy stwierdzi膰 na pewno, 偶e bywa gwa艂towny i聽偶e zdarza mu si臋 traci膰 panowanie nad sob膮.

Dodaje sz贸stk臋 i聽pisze na tablicy: Gwa艂towny. Odk艂ada marker, przygl膮da si臋 tablicy, studiuje swoje dzie艂o.

-聽Wi臋c ju偶 z聽nim rozmawia艂e艣 -聽odzywa si臋 Tove.

-聽Pokierowa艂em rozmow膮 tak, 偶eby my艣la艂, 偶e interesuje nas kradziony samoch贸d. A聽przy okazji podpyta艂em go, co robi艂 osiemnastego wieczorem - m贸wi Davidsson i聽zwraca si臋 do mnie: -聽Kiedy co艣 si臋 dzieje, zwykle zaczynamy od sprawdzenia starych znajomych. To nie by艂a nasza pierwsza wizyta u聽niego. Przy drodze, gdzie艣 mi臋dzy jego domem a聽domem Ylvy, zostawi艂em w聽cywilnym samochodzie Brand茅na. Je艣li Bredstr枚m ruszy si臋 z聽domu, b臋dziemy o聽tym wiedzie膰.

-聽Wie, 偶e Levin nie 偶yje? -聽pyta Tove.

-聽Wie. I聽nie sprawia艂 wra偶enia, jakby ubolewa艂 nad strat膮, jak to si臋 m贸wi.

Przygl膮dam si臋 zapisanym na tablicy imionom i聽nazwiskom: Levin, Eva, Daniel Bredstr枚m. Maj膮 jaki艣 ukryty wymiar. Co艣 si臋 za nimi kryje. Tylko nikt nie wie co.

-聽My艣licie, 偶e to mo偶liwe, 偶e Eva i聽ten Daniel… -聽zaczyna Tove. Przerywa, bo kto艣 puka do drzwi.

脜hlund nie czeka na odpowied藕: otwiera i聽wk艂ada g艂ow臋 w聽szpar臋.

-聽Ten samoch贸d -聽m贸wi. -聽Jaki mia艂 numer rejestracyjny?

-聽FOR 528 -聽odpowiada Tove.

-聽Przed chwil膮 mieli艣my telefon. -聽脜hlund zerka na kartk臋, kt贸r膮 trzyma w聽r臋ku. -聽Znaleziono go w聽lesie na ty艂ach cmentarza.

Davidsson u艣miecha si臋 szeroko.

-聽A聽nie m贸wi艂em?

-聽Jest spalony -聽dodaje 脜hlund ostro偶nie, jakby nie by艂 pewien, czy ten szczeg贸艂 co艣 zmienia.

W聽ZESZ艁YM ROKU GABRIEL Birck sp臋dzi艂 Midsommar z聽przyjemnym kacem w聽swoim 艂贸偶ku, pogr膮偶ony w聽lekturze Last Exit To Brooklyn. Ksi膮偶ka opowiada o聽ludziach, kt贸rych losy raczej nie obfitowa艂y w聽przyjemno艣ci, ale to i聽tak nic w聽por贸wnaniu z聽tym, co spotka艂o Marik臋 Alderin.

Obecnie ma czterdzie艣ci dwa lata i聽wielokrotnie przebywa艂a w聽r贸偶nych zak艂adach, zanim ostatecznie zosta艂a umieszczona w聽szpitalu dla psychicznie chorych. Dosz艂o do tego po nieudanej pr贸bie samob贸jczej w聽Sztokholmie, dziewi臋膰 lat temu.

Birck siedzi przy komputerze w聽swoim pokoju, popija sok, 偶eby zapewni膰 organizmowi witaminy, i聽kaw臋, 偶eby zwalczy膰 zm臋czenie. Wchodzi w聽kolejne pliki.

Urodzi艂a si臋 jako Marika Levin, ale w聽roku 1990, w聽wieku osiemnastu lat, zmieni艂a nazwisko na Alderin. Marika Alderin -聽to mo偶na wyczyta膰 z聽rejestru Urz臋du Skarbowego. Przyj臋艂a nazwisko matki. To w艂a艣nie to nazwisko nale偶y wpisa膰, je艣li si臋 szuka w聽rejestrach jakichkolwiek informacji o聽niej, a聽i聽tak nie znajdzie si臋 wiele, jedynie strz臋py 偶ycia: jaki艣 adres, informacje o聽dochodach, nic wi臋cej.

Birck wychodzi z聽gabinetu i聽rusza w聽stron臋 szpitala S:t G枚ran.

-聽NIE WIEM, CZY PAMI臉TASZ, jak w聽latach osiemdziesi膮tych wygl膮da艂y szpitale psychiatryczne -聽m贸wi Klawisz. Stoi obok Bircka, niemal rami臋 w聽rami臋, w聽jednym z聽gabinet贸w. Przegl膮daj膮 kart臋 choroby Mariki. -聽Ja wtedy dopiero si臋 urodzi艂em.

-聽Dawano wszystkim tabletki, bez opami臋tania. Panowa艂o przekonanie, 偶e w聽ten spos贸b mo偶na rozwi膮za膰 wszystkie problemy m艂odych ludzi. Nikt nie by艂 艣wiadomy konsekwencji takich dzia艂a艅.

-聽To prawda -聽potwierdza Klawisz. -聽Ta cz臋艣膰 karty to jedynie co艣 w聽rodzaju szkicu i聽pewnie ju偶 nim pozostanie. Tak to bywa w聽przypadku ludzi takich jak ona. W聽ich 偶yciu s膮 dziury, kt贸rych nikt nigdy nie wype艂ni.

Wiosn膮 1985 roku Marika Levin zacz臋艂a przyjmowa膰 lekarstwa, kt贸re mia艂y t艂umi膰 l臋k. Miewa艂a ataki paniki. W聽historii choroby odnotowano, 偶e od dziecka by艂a psychicznie niestabilna. W聽tym czasie jednak nawet jej ojciec doszed艂 do wniosku, 偶e sytuacja sta艂a si臋 nie do wytrzymania.

W聽roku 1990, po pi臋ciu latach przyjmowania lek贸w, Marika zmienia nazwisko. Bierze te偶 wtedy regularnie narkotyki, co w聽kr贸tkim czasie prowadzi do tego, 偶e zgodnie z聽prawem trafia na przymusowe leczenie. Po jakim艣 czasie opuszcza szpital. Cz臋sto si臋 przeprowadza, pojawia si臋 w聽r贸偶nych miejscach w聽艣rodkowej Szwecji: w聽Norrk枚pingu, w聽Uppsali, w聽Enk枚pingu, w聽Sali i聽w聽V盲ster氓s.

W聽roku 2000 Marika Alderin ko艅czy dwadzie艣cia osiem lat. Pewnego dnia wchodzi do biura opieki spo艂ecznej i聽o艣wiadcza, 偶e s艂yszy g艂osy. „Twierdzi, 偶e s艂yszy mi臋dzy innymi swoj膮 mam臋, kt贸ra nie 偶yje ju偶 od dwudziestu lat (LEVIN, EVA)”.

Co si臋 dzieje potem, nie jest do ko艅ca jasne, ale na pewno nie otrzymuje 偶adnej pomocy, a聽jej stan si臋 nie poprawia. Jesieni膮 2002 roku sztokholmski wydzia艂 narkotykowy robi nalot na kwarta艂 dom贸w w聽Bandhagen, w聽kt贸rych urz臋duj膮 narkomani. W艣r贸d zatrzymanych jest Marika Alderin. Zostaje skazana za posiadanie narkotyk贸w i聽wys艂ana na przymusowe leczenie. Do艣膰 szybko opuszcza zak艂ad, ale po kilku miesi膮cach trafia tam ponownie.

Sytuacja powtarza si臋 kilka razy, a偶 do roku 2005. Wtedy co艣 si臋 dzieje: pod koniec kwietnia Marika ucieka z聽zak艂adu, przedawkowuje i聽wchodzi w聽ostr膮 faz臋 psychozy, na kt贸r膮 cierpi do dzisiaj.

W艂a艣nie w聽stanie ostrej psychozy pr贸buje kogo艣 zamordowa膰, co prowadzi do tego, 偶e jesieni膮 zn贸w trafia do zak艂adu zamkni臋tego. Zostaje przewieziona do S盲ter, dostaje silne leki uspokajaj膮ce, tak silne, 偶e w艂a艣ciwie jest nieprzytomna.

-聽Jest u聽nas ju偶 prawie pi臋膰 lat -聽m贸wi Klawisz. -聽O, tutaj odnotowano, kiedy j膮 przewieziono do nas z聽S盲ter. Dwudziestego czwartego sierpnia 2009 roku.

-聽Wie, 偶e jej ojciec nie 偶yje?

-聽Tak. Powiedzieli艣my jej, jak tylko otrzymali艣my wiadomo艣膰.

-聽Co powiedzia艂a?

-聽Nic.

-聽W聽og贸le nie zareagowa艂a?

-聽Mo偶e zareagowa艂a, ale nie da艂a tego po sobie pozna膰.

MARIKA ALDERIN SIEDZI ze skrzy偶owanymi nogami, r臋ce trzyma na kolanach, g艂owa jej zwisa jak s臋powi. Kiedy艣 jej w艂osy by艂y ciemne, dzisiaj s膮 poprzeplatane srebrnymi pasemkami. S膮 rozdzielone przedzia艂kiem, si臋gaj膮 jej do ramion. Grzywk臋 ma obci臋t膮 nier贸wno, jak czasem dzieci strzy偶one przez rodzic贸w. Kiedy艣 by艂a 艂adna, teraz jej rysy wydaj膮 si臋 zniekszta艂cone: oczy s膮 za du偶e w聽por贸wnaniu z聽nosem, usta za szerokie w聽por贸wnaniu z聽brod膮. Wygl膮da pociesznie, chocia偶 nie ma w聽tym nic 艣miesznego. Porusza mechanicznie wargami, jak kto艣, kto 偶uje gum臋, i聽patrzy na siedz膮cego naprzeciwko Bircka.

Birck czuje si臋 tak, jakby wtargn膮艂 na teren, na kt贸rym nie powinno go by膰.

-聽Marika. Mam na imi臋 Gabriel i聽chcia艂bym z聽tob膮 chwil臋 porozmawia膰.

Jej g艂os jest niski, ciemny, szorstki jak wi贸ry:

-聽Dziecko jest ojcem m臋偶czyzny.

Odrywa wzrok od sto艂u, patrzy na niego, unosi brwi.

-聽Tak… -聽m贸wi Birck ostro偶nie.

-聽Tak -聽powtarza Marika. Krzy偶uje r臋ce na piersi i聽zaczyna si臋 ko艂ysa膰 na krze艣le. -聽Tak. Tak. Tak.

-聽Je艣li b臋dziesz chcia艂a przerwa膰, daj mi zna膰. Natychmiast wyjd臋.

-聽Mm. Mm. Mm.

-聽Wydaje mi si臋, 偶e kto艣 ci臋 tu odwiedza艂. Jaki艣 m臋偶czyzna.

Marika przekrzywia g艂ow臋, mruga, u艣miecha si臋 niepewnie.

-聽Pali艂o si臋! Sadza i聽popi贸艂, to wszystko, co zosta艂o.

-聽Marika, chcia艂em ci臋 spyta膰, czy by艂 tu jaki艣 m臋偶czyzna. Poka偶臋 ci jego zdj臋cie. Wystarczy, je艣li powiesz tak albo nie. Rozumiesz?

Jej twarz zn贸w si臋 zmienia, pojawia si臋 na niej oczekiwanie.

-聽Tak -聽m贸wi Marika.

Birck znajduje w聽kom贸rce zdj臋cie Charlesa Levina, pokazuje jej. Marika pochyla si臋 do przodu.

-聽By艂 tu? Odwiedza艂 ci臋?

-聽M艂odszy.

-聽M臋偶czyzna, kt贸ry ci臋 odwiedza艂, by艂 m艂odszy?

Marika kr臋ci g艂ow膮.

-聽Na zdj臋ciu wydaje si臋 m艂odszy ni偶 w聽rzeczywisto艣ci?

Marika kr臋ci g艂ow膮.

-聽Ty jeste艣 m艂odszy. Du偶o m艂odszy -聽m贸wi.

Brick 艣mieje si臋 bezradnie.

-聽To prawda.

K艂adzie kom贸rk臋 obok niej.

-聽Pali艂o si臋. Sadze i聽popi贸艂. Tylko to zosta艂o.

-聽Co si臋 pali艂o?

-聽Samoch贸d. Pali艂 si臋.

-聽Samoch贸d sp艂on膮艂?

-聽Mm. Samoch贸d. Pali艂 si臋.

Marika spuszcza wzrok. Kosmyki siwych i聽ciemnych w艂os贸w opadaj膮 jej na policzki. Ekran kom贸rki robi si臋 czarny.

-聽Mo偶esz jeszcze raz spojrze膰 na to zdj臋cie?

-聽Je艣li chcesz.

-聽Chc臋, 偶eby艣 na nie spojrza艂a.

Birck zn贸w wy艣wietla zdj臋cie.

-聽Boli -聽m贸wi Marika.

-聽Co艣 ci臋 boli?

-聽Mm. Boli na to patrze膰.

-聽Wi臋c go poznajesz?

-聽Och, tak. -聽Marika zn贸w zaczyna si臋 ko艂ysa膰. -聽Och, tak. Nigdy go nie zapomn臋.

-聽To on ci臋 odwiedza艂?

-聽Dziecko jest ojcem m臋偶czyzny.

-聽Mariko…

-聽Sadze i聽popi贸艂. To wszystko, co zosta艂o.

Marika wydaje jakie艣 d藕wi臋ki, jakby nagle co艣 w聽niej o偶y艂o: chichocze. G艂o艣ny chichot bulgocze jej w聽gardle, a偶 w聽ko艅cu wychodzi na zewn膮trz. Zaczyna si臋 rzuca膰 na krze艣le, to w聽jedn膮, to w聽drug膮 stron臋, jakby szarpa艂a ni膮 jaka艣 niewidoczna r臋ka. Chichot zamienia si臋 w聽艣miech, 艣miech odbija si臋 od 艣cian.

Przekl臋ty Leo. Nam贸wi艂 go na t臋 偶a艂osn膮 wizyt臋, a聽i聽tak wszystko na nic.

-聽Dzi臋kuj臋, Mariko. Nie b臋d臋 ci d艂u偶ej przeszkadza艂.

Marika milknie, nieruchomieje. Patrzy na niego. W聽jej spojrzeniu jest pustka, tak wielka, 偶e Birck si臋 wzdryga.

-聽Mo偶emy si臋 kocha膰, je艣li chcesz -聽szepcze.

Birck wstaje i聽zawstydzony rusza do drzwi.

MA OCHOT臉 NAPI膯 SI臉 czego艣 mocniejszego, 偶eby wy艂膮czy膰 emocje, albo przynajmniej zapali膰 papierosa, 偶eby zaj膮膰 czym艣 r臋ce. Zrobi膰 co艣, cokolwiek. Ale nie robi nic. Stoi na parkingu i聽skupia si臋 na swoich p艂ucach: nape艂nia je powietrzem, wypuszcza je. Kontrola, my艣li. Musz臋 zachowa膰 kontrol臋.

Po jakim艣 czasie zn贸w wchodzi do szpitala, mija bramki, idzie d艂ugim korytarzem, kt贸ry prowadzi go z聽powrotem. Kiedy wchodzi do holu, zdziwiony Klawisz unosi brwi.

-聽W艂a艣nie si臋 zastanawia艂em, co si臋 z聽tob膮 sta艂o.

-聽Musia艂em na chwil臋 wyj艣膰.

Klawisz patrzy na niego ze zrozumieniem. Pewnie ka偶dy tego potrzebuje od czasu do czasu, 偶eby w聽og贸le przetrwa膰.

-聽Pora na lunch -聽oznajmia, patrz膮c na zegarek. -聽Jeste艣 g艂odny?

-聽Nie.

-聽Ja te偶 nie. Ale pewnie jednak powinni艣my p贸j艣膰 co艣 zje艣膰.

-聽No wi臋c tak jak m贸wi艂em -聽zaczyna Klawisz. Drapie si臋 po brodzie i聽zaczyna je艣膰 kanapk臋. Zapach rostbefu i聽sma偶onego jajka ton膮cego w聽zadziwiaj膮cej ilo艣ci remulady przenika wszystko. -聽Z聽Marik膮 Alderin trudno si臋 rozmawia.

-聽Ale pozna艂a Levina. To by艂o wyra藕nie wida膰.

W聽niewielkiej kafeterii w聽drugim ko艅cu szpitala panuje cisza i聽spok贸j. Powietrze jest lekkie, przyjemne. Klawisz je kanapk臋. To idealne miejsce na rozmow臋 o聽czym艣, o聽czym tak naprawd臋 powinno si臋 milcze膰. Birck wk艂ada kawa艂ek marchewki do niewielkiej miseczki z聽humusem.

-聽Problem polega na tym, 偶e mi臋dzy ni膮 a聽艣wiatem wznosi si臋 niewidzialny mur -聽m贸wi Klawisz.

-聽Ale nie jest warzywem. Rejestruje r贸偶ne rzeczy.

-聽Owszem -聽przytakuje Klawisz. -聽Ale tylko czasem, dzisiaj tak. Wiem, 偶e pomaga jej muzyka. Lubi s艂ucha膰 muzyki. Przez jaki艣 czas mia艂a w聽pokoju magnetofon, ale jaki艣 tydzie艅 temu musieli艣my jej go zabra膰. Wolno jej by艂o mie膰 go tylko u聽siebie, a聽ona wynosi艂a go na zewn膮trz.

-聽Ale skoro muzyka jej pomaga…

-聽Wiem. Ale zasady to zasady. Co mo偶na zrobi膰? Od czasu kiedy zosta艂a tu przyj臋ta, tylko raz s艂ysza艂em, 偶eby si臋 odezwa艂a z聽sensem. Do jednego pacjenta. Podejrzewamy, 偶e si臋 znali. Pewnie kiedy艣 ich drogi si臋 skrzy偶owa艂y. Wida膰 by艂o, 偶e dobrze si臋 czuje w聽jego towarzystwie. Co艣 w聽niej porusza艂. Dlatego uznali艣my, 偶e jej stan jednak…

-聽Kto? -聽wchodzi mu w聽s艂owo Birck.

-聽S艂ucham?

-聽Kto to by艂? -聽pyta Birck ju偶 spokojniej.

LISTOPAD 1984

Charles i聽Paul spotykaj膮 si臋 z聽rezydentem. Otrzymuj膮 drug膮 po艂ow臋 obiecanej sumy za VAX-y. Rezydent nazywa to ich honorarium. Przyje偶d偶aj膮 na miejsce samochodem Paula, robi膮 rundk臋 wok贸艂 kwarta艂u.

Kiedy wysiadaj膮, Charles k膮tem oka zauwa偶a b艂ysk, jakby flesz aparatu fotograficznego. Odwraca g艂ow臋. W聽jednym z聽dom贸w trwa przyj臋cie, jaki艣 bankiet. Mo偶e kto艣 robi zdj臋cia.

Rezydent nic nie zauwa偶a, ale Charles, kt贸ry w艂a艣nie zamyka drzwi, nieruchomieje.

Cienie. Cienie w聽ciemno艣ciach.

M臉呕CZYZNA DZWONI DO Paula na jego wewn臋trzny numer. Jest z艂y i聽wzburzony. Pracuje na stanowisku sekretarza w聽jednej z聽firm utworzonych przez dzia艂 operacyjny. Zajmuj膮 si臋 sprawami, z聽kt贸rych wiele powinno pozosta膰 w聽cieniu. Tworzenie tego rodzaju firm to by艂 pomys艂 szefa. Teraz, po kilku latach, chyba tego 偶a艂uje. Bo trudno je kontrolowa膰. M臋偶czyzna, kt贸ry dzwoni do Paula, m贸wi, 偶e godzin臋 wcze艣niej sta艂o si臋 co艣 dziwnego.

-聽By艂a tu jaka艣 kobieta. Pyta艂a, czy to prawda, 偶e czarny citroen z聽numerem rejestracyjnym SOM 364 jest zarejestrowany na nasz膮 firm臋.

SOM 364. Samoch贸d Paula.

-聽Powiedzia艂em, 偶e tak -聽m贸wi sekretarz. -聽Bo co, do diab艂a, mia艂em powiedzie膰? Wtedy spyta艂a, czy przypadkiem nie zosta艂 skradziony. Odpowiedzia艂em, 偶e nie. A聽przynajmniej nic o聽tym nie wiem. Ona na to, czy jeste艣my zwyk艂ym biurem rachunkowym. Odpowiedzia艂em, 偶e oczywi艣cie. Wi臋c jak to mo偶liwe, pyta, 偶e samoch贸d jest zarejestrowany na nasz膮 firm臋 i聽nie zosta艂 skradziony, a聽je藕dzi nim dw贸ch facet贸w z聽bezpiecze艅stwa.

-聽Nie rozumiem -聽m贸wi Paul do s艂uchawki.

Charles siedzi obok niego i聽przys艂uchuje si臋 rozmowie. Ma wra偶enie, jakby jaka艣 lodowata d艂o艅 艣ciska艂a mu serce.

-聽Pokaza艂a mi zdj臋cie -聽m贸wi sekretarz. -聽Zrobione w聽pobli偶u wschodnioniemieckiej ambasady. Wyra藕nie wida膰 na nim twoj膮 twarz, twoj膮 i聽twojego kolegi. Niestety wida膰 tak偶e twarz wschodnioniemieckiego rezydenta w聽Szwecji. -聽Sekretarz zni偶a g艂os, nie jest ju偶 tak wzburzony, raczej zdziwiony. -聽Co艣 was z聽nim 艂膮czy?

-聽Jak si臋 nazywa ta dziennikarka?

-聽Cats Falck.

Paul si臋 roz艂膮cza. Charles siedzi nieruchomo. D艂ugo rozmawiaj膮: jak jej si臋 uda艂o tak bardzo do nich zbli偶y膰? Co przeoczyli? Mo偶e zobaczy艂a samoch贸d i聽zapisa艂a numery? Kiedy to zrobi艂a?

-聽Niech to szlag, Paul. Ma zdj臋cie.

Paul odpala jednego papierosa od drugiego. Charles otwiera okno. Paul podchodzi i聽je zamyka. Na jego twarzy wida膰, 偶e zaczyna wpada膰 w聽paranoj臋.

CZAS. CZAS TO JEDYNA RZECZ na 艣wiecie, kt贸rej nie mo偶na zamrozi膰, jedyna, kt贸ra nieustannie si臋 porusza w聽takim samym rytmie, niewa偶ne, czy pr贸bujemy si臋 temu przeciwstawi膰, czy nie. Pewne zjawiska s膮 pot臋偶niejsze od cz艂owieka.

Charles ustawia cyfrowy zegarek: 22:14:55, 22:14:56, 22:14:57. Wk艂ada do magnetofonu kaset臋, spokojnie, nie robi膮c ha艂asu. W艂膮cza j膮 dopiero, kiedy za艂膮cza si臋 odbiornik po drugiej stronie.

22:15:00. Do przybycia Paula zosta艂o jeszcze czterdzie艣ci pi臋膰 minut.

Pada zimny wieczorny deszcz.

Miasto zamyka si臋 wok贸艂 niego, pozwala wsta膰 cieniom, niezliczone zau艂ki staj膮 si臋 jeszcze g艂臋bsze. Czegokolwiek szukamy, tu na pewno to znajdziemy. Perspektywa wej艣cia w聽jeden z聽nich, znikni臋cia w聽jego mroku, wydaje si臋 kusz膮ca.

Mieszkanie znajduje si臋 naprzeciwko Barn盲ngsgatan czterdzie艣ci, kuchnia jest jedynym miejscem, w聽kt贸rym trzaski s膮 do zniesienia. I聽cienie s膮 tam najd艂u偶sze.

22:19:42.

Reguluje s艂uchawki. 艁askocz膮, a聽ka偶de dotkni臋cie wywo艂uje trzaski i聽szuranie tak g艂o艣ne, jakby ha艂as pochodzi艂 gdzie艣 z聽wn臋trza g艂owy.

Charles wzdryga si臋 za ka偶dym razem, kiedy s艂yszy syreny. Jest przekonany, 偶e zosta艂 nakryty, 偶e zaraz si臋 zjawi膮 i聽go zabior膮.

Paul zamontowa艂 mikrofon wczoraj, kiedy kobieta wysz艂a rano z聽mieszkania. Charles przypomina sobie niewielki salon. Pewnie umie艣ci艂 go w艂a艣nie tam, mo偶e w聽jakim艣 wazonie albo w聽lampie. Odbiornik w艂膮cza si臋 jedynie na d藕wi臋k ludzkiego g艂osu, ale sprz臋t jest stary, wi臋c mo偶e r贸wnie偶 reagowa膰 na g艂os z聽radia albo telewizora, a聽tak偶e na pukanie do drzwi albo w聽okno.

Trzaski. Charles klnie.

22:47:11.

22:47:12.

T e r a聽z.

Kobieta wraca do domu, schodzi z聽roweru i聽znika w聽bramie. Lampa na klatce mruga.

22:48:09. W聽mieszkaniu -聽w聽holu -聽zapala si臋 艣wiat艂o.

22:48:50. W聽s艂uchawkach s艂ycha膰 pstrykni臋cie. Charles wstrzymuje oddech. Ta艣ma rusza, pierwszych s艂贸w nie s艂ycha膰.

-聽…Cats. Jest Lena? Dzi臋kuj臋.

Telefon. Cholera. Powinni byli jej za艂o偶y膰 pods艂uch.

-聽Cze艣膰, to ja. Przepraszam, 偶e dzwoni臋 tak p贸藕no, ale przed chwil膮 wr贸ci艂am do domu. Nie, z聽pracy. Wyobra藕 sobie, 偶e ca艂e popo艂udnie sp臋dzi艂am przed wschodnioniemieck膮 ambasad膮. Mam na oku co艣 naprawd臋 du偶ego. Jak dobrze p贸jdzie, dostan臋 za to nagrod臋.

艢mieje si臋.

Charles ma md艂o艣ci.

-聽Porozmawiamy o聽tym jutro, kiedy si臋 zobaczymy. W艂a艣nie to chcia艂am potwierdzi膰. Przyjad臋 do ciebie i聽razem zabierzemy si臋 do sprz膮tania. A聽wieczorem mo偶emy i艣膰 do 脰hrns Horn. Zadzwonisz do brata i聽poprosisz, 偶eby zarezerwowa艂 stolik? Potem mo偶emy si臋 przenie艣膰 do Caf茅 Opera… Dobrze. Okej. Tak, zadzwoni臋 te偶 do Ulli. Super. Do jutra. Cze艣膰.

Ko艅czy, ale mikrofon wy艂膮cza si臋 dopiero po trzydziestu sekundach, wi臋c Charles s艂yszy, jak kobieta wybiera kolejny numer. Dzwoni do Ulli. Kto to jest? Z聽Ull膮 rozmawia kr贸cej, tylko o聽jutrzejszym spotkaniu.

Charles si臋 poci. Krople potu sp艂ywaj膮 mu po policzkach, mocz膮 s艂uchawki, d藕wi臋k zamienia si臋 w聽szum. Poprawia s艂uchawki, wyciera si臋 koszulk膮.

Mija p贸艂 minuty. Szum znika, mikrofon si臋 wy艂膮cza. W聽mieszkaniu nadal pali si臋 艣wiat艂o. Widzi, jak Cats si臋 przemieszcza, staje gdzie艣 w聽g艂臋bi, dalej od okna.

22:54:31. W聽s艂uchawkach co艣 stuka. W艂膮czy艂a radio, to dlatego. S艂yszy jej kroki, s艂yszy, jak myje z臋by, odkr臋ca kran i聽puszcza wod臋. S艂yszy, jak Bob Dylan 艣piewa how long must he wait for one more simple twist of fate, s艂yszy, jak si臋 rozbiera. Robi si臋 tak intymnie, 偶e jest mu wstyd.

22:58:50. Kto艣 przekr臋ca klucz w聽zamku. Wchodzi Paul.

-聽Wszystko w聽porz膮dku? -聽pyta.

-聽Pracuje nad czym艣. Ma nadziej臋, 偶e dostanie za to nagrod臋.

Paul si臋 艣mieje.

-聽Pycha kroczy przed upadkiem.

CHARLES WYCHODZI DO holu, podnosi s艂uchawk臋. Jest czerwona i聽ci臋偶ka.

Marika jest u聽Jenny. Tyle pami臋ta, ale nie pami臋ta numeru do jej rodzic贸w. Mieszkaj膮 w聽Danderyd. Wzdycha i聽dzwoni do Pauline. Mija troch臋 czasu, a聽kiedy w聽ko艅cu odbiera, przedstawia si臋, chichocz膮c. W聽tle s艂ycha膰 muzyk臋, g艂osy, jakie艣 krzyki. Udaje mu si臋 wydoby膰 od niej numer. Dzi臋kuje i聽roz艂膮cza si臋. Pauline odk艂ada s艂uchawk臋 bez s艂owa. Mo偶e jednak jest szpiegiem, zastanawia si臋.

-聽Cze艣膰 -聽m贸wi, kiedy Marika podchodzi do telefonu. -聽Co robicie?

-聽Czego chcesz?

-聽Jad艂a艣?

-聽Tak.

-聽Co robicie?

-聽Ogl膮damy film.

-聽Jaki?

-聽Czego ode mnie chcesz, tato?

-聽Chc臋 wiedzie膰, co robicie.

-聽Dlaczego?

Charles widzia艂 Jenny tylko raz, ale nie lubi jej. Mia艂a na sobie dziurawe d偶insy, ostry makija偶, pachnia艂a s艂odkimi perfumami i聽papierosami. Co艣 w聽jej spojrzeniu go zaniepokoi艂o.

-聽Gdzie s膮 rodzice Jenny?

-聽Wyjechali.

-聽Nie powiedzia艂a艣 mi.

-聽Powiedzia艂am, tylko mnie nie s艂ucha艂e艣.

-聽Jeste艣 pijana?

Marika rzuca s艂uchawk膮 tak mocno, 偶e ta trafia w聽wide艂ki i聽spada na pod艂og臋, ale po艂膮czenie nie zostaje przerwane. Charles s艂yszy, jak gdzie艣 w聽g艂臋bi Jenny pyta j膮: Co艣 si臋 sta艂o? A聽ona odpowiada: Nie, nic. A聽po chwili: Mo偶esz mi jeszcze dola膰?

Maj膮 po dwana艣cie lat. Dwana艣cie.

W聽tle s艂ycha膰 muzyk臋, mo偶e z聽telewizora. Rozpoznaje piosenk臋. S艂ysza艂 j膮 ju偶 kiedy艣, ale dopiero teraz s艂owa docieraj膮 do niego z聽ca艂膮 moc膮. Stoi w聽ciemno艣ci, ze s艂uchawk膮 w聽r臋ku, i聽s艂ucha Dancing in the Dark. Jego c贸rce kto艣 dolewa alkoholu, s艂yszy, jak chichocze: Nie tak du偶o, przelejesz, uwa偶aj, a聽potem you can't start a聽fire without a聽spark. Po chwili piosenka si臋 ko艅czy.

CHARLES WRACA DO kuchni, zaczyna co艣 m贸wi膰, ale Paul go ucisza. Patrzy przed siebie, stara si臋 nawet nie mruga膰, tylko s艂ucha. A聽im d艂u偶ej s艂ucha, tym bardziej staje si臋 zawzi臋ty.

Siada po drugiej stronie sto艂u. Ta艣ma ca艂y czas si臋 kr臋ci. 23:14:02. Piek膮 go oczy. Musi przespa膰 cho膰 jedn膮 noc. Nie pami臋ta, kiedy ostatnio spa艂 d艂u偶ej ni偶 dwie, trzy godziny bez przerwy. Co noc budzi si臋 spocony, przera偶ony, w聽paranoi.

S艂uchawki przepuszczaj膮 jakie艣 d藕wi臋ki: g艂os Cats Falck. Ma go艣cia? A聽mo偶e zn贸w rozmawia przez telefon? Charles zerka w聽okno. Firanki s膮 ciemnozielone, kr贸tkie.

W聽s艂uchawkach zapada cisza. Mijaj膮 sekundy.

Co zrobi, je艣li Marice co艣 si臋 stanie? Je艣li wypije za du偶o?

Ta艣ma si臋 zatrzymuje. Paul zdejmuje s艂uchawki.

-聽Co? Co si臋 sta艂o? -聽pyta Charles.

Paul wygl膮da przez okno.

-聽Powinni艣my za艂o偶y膰 pods艂uch w聽telefonie.

-聽Te偶 o聽tym pomy艣la艂em. Cofa ta艣m臋.

-聽Dzwoni艂a do kogo艣. Nie wiem do kogo. Za艂贸偶 s艂uchawki.

Charles s艂ucha szumu. I聽nagle rozlega si臋 g艂os:

-聽Halo? Cze艣膰, to ja. Dzwoni臋 nie w聽por臋?

I聽kr贸tka przerwa.

-聽Dobrze, 艣wietnie. Pos艂uchaj, chcia艂am z聽tob膮 porozmawia膰. W艂a艣nie wr贸ci艂am z… z聽telefonu domowego. Co? Nie, nie masz si臋 czego ba膰. Zaczynam si臋 domy艣la膰, o聽co w聽tym wszystkim chodzi. I聽mam pytanie… Tak, wiem, ale chc臋 tylko, 偶eby艣 co艣 potwierdzi艂. Oczywi艣cie je艣li rzeczywi艣cie tak jest. Nie wymieniaj 偶adnych nazwisk… Nie, on w聽to nie wchodzi. Mam tylko ciebie. Wi臋c dobrze…

Szele艣ci papier. Kobieta szuka czego艣 w聽notesie.

-聽Szwedzka firma Sunitron przemyca sprz臋t elektroniczny do Niemiec Wschodnich, mimo embarga. Proceder trwa od kilku lat. To prawda, 偶e na pocz膮tku pa藕dziernika tego roku kilka VAX-贸w typu jedena艣cie siedemset osiemdziesi膮t dwa zosta艂o przemyconych ze Szwecji?

W聽jej g艂osie s艂ycha膰 napi臋cie.

-聽Dobrze. A聽czy to prawda, 偶e wydzia艂 bezpiecze艅stwa Policji Krajowej pilnowa艂 ich, kiedy jeszcze by艂y w聽Szwecji? -聽Kolejna pauza. -聽Dobrze. - Bierze g艂臋boki wdech. -聽Czy to prawda, 偶e brali w聽tym udzia艂 ludzie z聽tego wydzia艂u? -聽Milczenie. -聽Dobrze. Rozumiesz, do czego zmierzam… Co powiedzia艂e艣? Nie wiesz, w聽jaki spos贸b, ale jeste艣 pewien, 偶e w聽tym uczestniczyli? Dobrze…

Nie wydaje si臋 zdziwiona. Charles przyciska s艂uchawki do uszu, stara si臋 us艂ysze膰 jak najwi臋cej.

-聽Mo偶esz powiedzie膰, o聽kogo chodzi? Nie, oczywi艣cie. Rozu-miem. I聽jeszcze ostatnie pytanie. Rezydent Niemiec Wschod-nich w聽Szwecji, Johann Kraus, czy on i聽szwedzcy funkcjo-nariusze operacyjni… Nie wiesz? Nie, ja… Tak, na pewno.

Rozmowa si臋 ko艅czy.

-聽Bo偶e drogi -聽s艂ycha膰 jeszcze, jak m贸wi. Sama do siebie, w聽pustym mieszkaniu.

Mija trzydzie艣ci sekund. W聽s艂uchawkach s艂ycha膰 jaki艣 d藕wi臋k.

-聽Savolainen -聽m贸wi Charles. -聽Mog臋 si臋 za艂o偶y膰, 偶e to on. Nikt inny nie wchodzi w聽gr臋.

-聽O聽ile jej 藕r贸d艂o m贸wi艂o prawd臋.

-聽Generalnie m贸wi艂 prawd臋. Dosta艂a potwierdzenie tego, co Savolainen wiedzia艂. A聽tylko on to wiedzia艂. To musia艂 by膰 on.

Paul drapie si臋 po policzku. Jest zamy艣lony.

-聽Musimy co艣 z聽nim zrobi膰.

-聽Je艣li napisze ten artyku艂 i聽je艣li jej 藕r贸d艂em rzeczywi艣cie jest Savolainen, to nie b臋dzie to dobrze wygl膮da膰, je艣li nagle zniknie.

-聽Oczywi艣cie mo偶emy mu pozwoli膰 chodzi膰 po mie艣cie i聽dalej papla膰.

To wszystko trwa ju偶 za d艂ugo. Zbyt wielu ludzi ok艂amali.

-聽To co mamy zrobi膰, do cholery? -聽pyta Charles.

-聽Musimy j膮 powstrzyma膰.

-聽Jak?

Paul wygl膮da na ulic臋.

Charles wraca my艣lami do Mariki. Wie, 偶e wcze艣niej czy p贸藕niej j膮 straci.

LIPIEC 1980

Sprawa Lichtera. Latem 1980 roku pierwsze dni urlopu Charles sp臋dzi艂 na poszukiwaniach, kt贸rych nie powinien by艂 si臋 podejmowa膰. Metoda wykluczania zaprowadzi艂a go daleko. I聽wysoko. Nagle pojawili si臋 Asea i聽socjaldemokraci, i聽Ulrik Bondesson. Zacz膮艂 sprawdza膰 dane, sprawdza膰, kto gdzie by艂 i聽kiedy.

Po niespe艂na tygodniu mia艂 w聽zasadzie gotowy obraz sytuacji. Opiera艂 si臋 g艂贸wnie na zeznaniach samorz膮dowca. Uzupe艂ni艂 je danymi z聽r贸偶nych rejestr贸w, mimo 偶e mia艂 do艣膰 ograniczony dost臋p do dokument贸w i聽katalog贸w, poniewa偶 wiele informacji by艂o obj臋tych tajemnic膮.

W聽ostatnim okresie rz膮d贸w Palmego sekretarzem ministra obrony by艂 niejaki Leif Paulsson. Jeden z聽jego najbli偶szych wsp贸艂pracownik贸w, Ulrik Bondesson, zosta艂 zwerbowany przez wschodnioniemiecki wywiad. By艂 politycznym ogniwem 艂膮cz膮cym Szwecj臋 z聽Niemcami Wschodnimi, cz艂owiekiem, kt贸ry pomaga艂 firmie elektronicznej Asea sprzedawa膰 sprz臋t na Wsch贸d, mimo embarga. Charles dotar艂 do billing贸w, na kt贸rych wyszczeg贸lniono po艂膮czenia mi臋dzy Bondessonem, Ase膮 i聽rezydentem wschodnioniemieckiej ambasady.

Bo偶e drogi.

Historia by艂a wybuchowa, ale kiedy siedzia艂 w聽swoim pokoju w聽opustosza艂ej podczas urlop贸w komendzie, nie bardzo wiedzia艂, co robi膰. Imienia i聽nazwiska zab贸jcy Teda Lichtera jeszcze nie poznali, pozostawa艂o w聽ukryciu, jakby czeka艂o gdzie艣 poza kanw膮 opowie艣ci.

-聽Gdzie jest mama? -聽spyta艂 Charles.

Marika siedzia艂a na starej kanapie przy stoliku i聽rysowa艂a.

-聽Nie wiem.

-聽Pracuje?

-聽Powiedzia艂a, 偶e wychodzi.

Charles spojrza艂 na zegarek.

-聽Kiedy to by艂o?

-聽Nie pami臋tam.

-聽Zostawi艂a ci臋 sam膮? Tak po prostu?

-聽Powiedzia艂a, 偶e nied艂ugo wr贸ci.

Charles podszed艂 do kanapy i聽usiad艂 obok c贸reczki.

-聽Co rysujesz?

Wzruszy艂a ramionami. Narysowa艂a dwa drzewa, br膮zow膮 i聽zielon膮 kredk膮. Przed nimi by艂a woda: wielkie, pot臋偶ne fale. W聽wodzie sta艂 m臋偶czyzna. Nogi mia艂 za d艂ugie w聽stosunku do tu艂owia, poza tym proporcje by艂y w艂a艣ciwe. Marika narysowa艂a mu szeroki u艣miech, w聽r臋ku trzyma艂 odci臋t膮 g艂ow臋.

Charles poczu艂, 偶e robi mu si臋 czarno przed oczami.

-聽Co to jest?

-聽Znalaz艂am gazet臋.

-聽U聽nas w聽domu nie ma gazet z聽takimi zdj臋ciami.

-聽Wiem, 偶e nie mia艂 g艂owy -聽upiera艂a si臋 Marika. -聽Czyta艂am o聽tym.

-聽W聽gazecie?

-聽Tak.

-聽Gdzie jest ta gazeta?

Marika si臋 rozejrza艂a.

-聽Le偶a艂a tu.

-聽Nie chc臋, 偶eby艣 czyta艂a gazety -聽ci膮gn膮艂 Charles. -聽I聽nie chc臋, 偶eby艣 rysowa艂a takich pan贸w…

S艂owa grz臋z艂y mu w聽gardle.

-聽Ale ja…

-聽Nie, Mariko. -聽Zobaczy艂, 偶e si臋 wzdrygn臋艂a, i聽dopiero wtedy u艣wiadomi艂 sobie, 偶e w聽jego g艂osie s艂ycha膰 z艂o艣膰. -聽Kochanie -聽powiedzia艂 ju偶 艂agodniej, ale nie zag艂uszy艂o to ani wyrzut贸w sumienia, ani narastaj膮cego b贸lu g艂owy. -聽Nie mog艂aby艣 narysowa膰 konia? Albo kr贸lewny i聽kr贸lewicza?

Nie odpowiedzia艂a. Od艂o偶y艂a kredk臋. Wzi膮艂 jej rysunek do r臋ki.

-聽Ty i聽mama -聽zacz臋艂a, patrz膮c na niego pustym wzrokiem. -聽Nigdy si臋 nie cieszycie.

-聽Co?

-聽Nigdy si臋 nie cieszycie.

-聽Ale偶 cieszymy si臋 -聽powiedzia艂 i聽u艣miechn膮艂 si臋. Stara艂 si臋 zachowa膰 spok贸j. -聽Masz moje s艂owo. No i聽pami臋taj, 偶e i聽mama, i聽ja bardzo ci臋 kochamy.

Marika patrzy艂a na niego.

-聽U艣ciskaj mnie -聽powiedzia艂.

Zrobi艂a, o聽co prosi艂, a聽on ch艂on膮艂 zapach jej w艂os贸w. Pachnia艂y jak w艂osy Evy, tylko bardziej s艂odko. Poczu艂, 偶e p艂acz 艣ciska mu gard艂o.

GDYBY TAMTEN M臉呕CZYZNA tamtego popo艂udnia nie zadzwoni艂 do jego drzwi, pewnie wcze艣niej zacz膮艂by si臋 zastanawia膰, dlaczego Eva tak d艂ugo nie wraca. Ale m臋偶czyzna zadzwoni艂, jak膮艣 godzin臋 po tym, jak Charles podar艂 rysunek Mariki i聽spu艣ci艂 go w聽wucecie.

-聽Cze艣膰 -聽powiedzia艂, staj膮c w聽progu.

Po drugiej stronie niskiego p艂otu, przy ulicy, sta艂 jego samoch贸d, granatowy citroen.

-聽O聽co chodzi?

-聽Przepraszam -聽powiedzia艂 m臋偶czyzna i聽wyci膮gn膮艂 do niego r臋k臋. -聽Jestem Paul. Paul Goffman.

Charles si臋 zawaha艂, ale poda艂 mu d艂o艅. Pomy艣la艂, 偶e nie pochodzi st膮d. Jego d艂o艅 by艂a ch艂odna, sucha.

-聽Charles.

-聽Wiem. Jeste艣my kolegami po fachu.

-聽Tak?

M臋偶czyzna wyj膮艂 legitymacj臋.

-聽Ze Sztokholmu -聽przeczyta艂 Charles.

-聽Mog臋 wej艣膰?

-聽A聽o聽co chodzi? -聽powt贸rzy艂 Charles.

-聽Ted Lichter.

Powiedzia艂 to tak, jakby przeprasza艂, jakby ju偶 samo imi臋 i聽nazwisko zwiastowa艂o k艂opoty.

Paul Goffman by艂 w聽jego wieku, mia艂 na sobie ciemne d偶insy, jasn膮 koszul臋 i聽dobrze dobran膮 marynark臋. By艂 szczup艂y, szeroki w聽ramionach, mia艂 czworok膮tn膮 twarz z聽wyra藕nie zaznaczonymi brwiami i聽lodowatoniebieskie oczy.

-聽Masz bardzo pi臋kn膮 c贸reczk臋 -聽powiedzia艂, kiedy usiedli przy oknie w聽kuchni, ka偶dy z聽kubkiem kawy w聽r臋ku.

-聽Tak, jest wyj膮tkowa.

Paul wypi艂 kaw臋.

-聽Kiedy szuka艂em twojego adresu, zauwa偶y艂em, 偶e jest tu te偶 zameldowana Eva Levin.

-聽To moja 偶ona. -聽Charles spojrza艂 na swoje d艂onie. -聽Jest w聽pracy. - Podni贸s艂 wzrok. -聽A聽wi臋c Ted Lichter.

-聽Ted Lichter -聽powt贸rzy艂 Paul. -聽Zgadza si臋. Rozumiem, 偶e… -聽Nagle urwa艂. -聽Pewnie si臋 domy艣lasz, sk膮d jestem? -聽doko艅czy艂 po chwili.

-聽Domy艣lam si臋, 偶e z聽wydzia艂u bezpiecze艅stwa Policji Krajowej.

-聽Wydzia艂 dzia艂a艅 operacyjnych. Mamy swoje powody, 偶eby si臋 interesowa膰 Tedem Lichterem, a聽raczej jego powi膮zaniami. My艣l臋, 偶e nasz obraz - ci膮gn膮艂 -聽jest zgodny z聽tym, do czego sam doszed艂e艣 podczas swoich poszukiwa艅. Asea, Bondesson i聽tak dalej. Twoje przypuszczenia s膮 s艂uszne.

-聽Nie obchodzi mnie, czy s膮 s艂uszne, czy nie. Zale偶y mi tylko na z艂apaniu tego, kto to zrobi艂.

-聽I聽w艂a艣nie tutaj mog臋 si臋 okaza膰 pomocny.

-聽W聽jaki spos贸b?

Paul wzi膮艂 g艂臋boki wdech.

-聽Mog臋 ci poda膰 pewne nazwisko.

-聽Nazwisko?

-聽Tak.

-聽Tego, kto to zrobi艂?

-聽Tego, kto trzyma艂 w聽r臋ku bro艅. Jedyne, czego oczekuj臋, to 偶eby艣 na tym poprzesta艂 i聽nie pr贸bowa艂 dr膮偶y膰 dalej. Tym zajmiemy si臋 my.

-聽Jasne.

-聽Dobrze -聽powiedzia艂 Paul zdziwiony. -聽Wi臋c jeste艣my um贸wieni?

-聽Tak.

-聽Sprawdzimy, czy dotrzymasz s艂owa.

-聽Dobrze. Mo偶esz wraca膰 do Sztokholmu.

Paul si臋 roze艣mia艂.

-聽Okej. Manfred Lundin.

-聽Manfred Lundin?

-聽To on to zrobi艂.

-聽Trudno mi w聽to uwierzy膰.

Manfred Lundin by艂 jednym z聽najbardziej znanych miejscowych narkoman贸w. Mia艂 czterdzie艣ci lat, po艂ow臋 偶ycia sp臋dzi艂 w聽wi臋zieniu albo na leczeniu. Jego nazwisko wyp艂yn臋艂o podczas dochodzenia, ale by艂o tylko na li艣cie znajomych ofiary.

-聽Lichter za du偶o wiedzia艂. Kto艣 wynaj膮艂 kogo艣, kto wynaj膮艂 jeszcze kogo艣 innego, a聽ten wynaj膮艂 Manfreda Lundina. Dw贸ch m臋偶czyzn z聽marginesu, kt贸rzy si臋 o聽co艣 pok艂贸cili. Przynajmniej tak to mia艂o wygl膮da膰.

-聽To on rozcz艂onkowa艂 cia艂o?

-聽Zdziwi艂by艣 si臋, gdyby艣 zobaczy艂, do czego narkomani s膮 zdolni, kiedy s膮 na g艂odzie. To w艂a艣nie wykorzystuj膮 r贸偶ni ludzie i聽r贸偶ne organizacje.

-聽Jakie organizacje masz na my艣li?

Paul u艣miechn膮艂 si臋 i聽wyjrza艂 przez okno.

-聽Dziwne miejsce. Bruket. Jak tu trafi艂e艣?

Co艣 w聽tonie jego g艂osu zdradza艂o, 偶e ju偶 to wie.

-聽By艂em na konferencji, tu, w聽pobli偶u, i聽przypadkiem pozna艂em Ev臋.

-聽No tak. Kobieta. Oczywi艣cie. -聽Paul zamruga艂 oczami i聽wypi艂 艂yk kawy. -聽Zrobi艂e艣 kawa艂 dobrej roboty. Pozwoli艂em sobie -聽mam nadziej臋, 偶e nie b臋dziesz mi mia艂 tego za z艂e -聽przejrze膰 testy, kt贸re kiedy艣 pisa艂e艣, i聽sprawy, kt贸rymi si臋 zajmowa艂e艣. Masz wyj膮tkowe osi膮gni臋cia. Poza tym jeste艣 m艂ody, podobnie jak ja, i聽chyba znasz si臋 na polityce. By艂by艣 dla nas cennym nabytkiem.

Charlesa zdziwi艂a jego szczero艣膰.

-聽Mo偶e kiedy indziej.

-聽Wcze艣niej pracowa艂e艣 w聽Sztokholmie, prawda U聽Sivertssona?

-聽Tak.

-聽To by艂 prawdziwy policjant. Nie brakuje ci wielkiego miasta?

-聽Czasem. I聽nie tyle miasta, ile tamtego 偶ycia. Masz do mnie co艣 jeszcze?

-聽Nie. -聽Paul wsta艂. -聽Nie b臋d臋 ci ju偶 zajmowa艂 czasu. Przemy艣l moj膮 propozycj臋 i聽pozdr贸w ode mnie swoj膮 艣liczn膮 c贸reczk臋.

Charles sta艂 w聽oknie i聽patrzy艂, jak odje偶d偶a. Zna drog臋, pomy艣la艂. Nie musia艂 si臋 zastanawia膰, w聽kt贸r膮 stron臋 skr臋ci膰. Zapami臋ta艂 numer rejestracyjny jego samochodu. Mia艂 dziwne przeczucie, 偶e jeszcze si臋 spotkaj膮.

P贸艂 godziny po tym, jak Paul odjecha艂, do domu wr贸ci艂a Eva. Kiedy mija艂a go w聽holu, poczu艂 zapach, kt贸rego nie zna艂.

-聽Gdzie by艂a艣?

-聽W聽mie艣cie.

-聽Wszystko w聽porz膮dku?

-聽Tak. Wszystko w聽porz膮dku.

-聽To dobrze.

Wycofa艂 si臋.

Dwa tygodnie p贸藕niej policja przeszuka艂a mieszkanie Manfreda Lundina. Pod pod艂og膮 w聽holu znaleziono komplet siedmiu no偶y, kt贸rymi mia艂 rozkawa艂kowa膰 cia艂o Teda Lichtera. Badania laboratoryjne wykaza艂y, 偶e na czterech z聽nich by艂y 艣lady ludzkiej krwi.

Lundin zosta艂 zatrzymany w聽sierpniu. Charles nadal pami臋ta, 偶e dzie艅 by艂 wyj膮tkowo gor膮cy. Marika by艂a na koloniach, gdzie艣 na p贸艂noc od Bruket, ale wtedy mia艂 na g艂owie tyle innych spraw, 偶e nie by艂 w聽stanie si臋 tym przej膮膰.

LISTOPAD 1984

Cz艂owiek Krausa w聽Sztokholmie, Heffler, nie jest zadowolony, kiedy si臋 spotykaj膮 w聽jego mieszkaniu.

-聽It's my sleep -聽t艂umaczy. -聽If I聽don't sleep, I聽get cranky.

-聽A聽kto nie -聽odpowiada Paul po niemiecku.

Heffler ziewa.

-聽Przepraszamy, ale nie mieli艣my wyboru -聽m贸wi Charles. -聽Wiem, 偶e wolisz si臋 spotyka膰 w聽motelu.

Mieszkanie Hefflera jest du偶e, jasne, wysokie. W聽powietrzu unosi si臋 zapach farby i聽elektroniki, a聽kiedy si臋 stoi przy oknie, ma si臋 za plecami wod臋 i聽ci膮gn膮c膮 si臋 mi臋dzy domami G枚tgatan.

Zegar nad jego g艂ow膮 pokazuje, 偶e za cztery minuty b臋dzie wp贸艂 do pi膮tej.

-聽Mamy pewien problem -聽m贸wi Paul.

-聽Wspominali艣cie o聽tym. Rozumiem, 偶e chodzi o聽t臋 dziennikark臋.

-聽Jak dobrze rozumiesz szwedzki?

-聽Wystarczaj膮co. -聽Heffler wypija 艂yk kawy, krzywi si臋. -聽Szwedzka kawa, niech to szlag.

Paul otwiera ci臋偶k膮 torb臋 ze sprz臋tem nagrywaj膮cym.

-聽Wi臋c sam pos艂uchaj -聽m贸wi. Si臋ga po kabel i聽rozgl膮da si臋 za kontaktem. -聽Tak b臋dzie najpro艣ciej. -聽W艂膮cza ci臋偶ki magnetofon i聽wyjmuje s艂uchawki. -聽Nagranie zosta艂o zrobione jakie艣 sze艣膰 godzin temu.

Heffler mamrocze co艣 pod nosem, niewprawnymi ruchami zak艂ada s艂uchawki i聽wciska play. Ta艣ma rusza. Paul mruga. Ma czerwone oczy.

Czekaj膮c na nich, Heffler zaparzy艂 kaw臋 i聽w艂膮czy艂 wideo: leci Piaskowy Dziadek, wschodnioniemiecki serial dla dzieci. Charles go zna. Ka偶dy odcinek to inna historia z聽偶ycia Piaskowego Dziadka. Podr贸偶uje po NRD, jedzie do Zwi膮zku Radzieckiego, wybiera si臋 nawet w聽kosmos.

Tym razem postanowi艂 odwiedzi膰 wschodnioniemieckich 偶o艂nierzy. Dow贸dca armii oprowadza go po koszarach, Piaskowy Dziadek i聽towarzysz膮cy mu dwaj przyjaciele bij膮 brawo.

Heffler zdejmuje s艂uchawki.

-聽Bl枚de Fotze.

-聽Jest te偶 zdj臋cie, na kt贸rym wida膰, jak Kraus wysiada z聽citroena Paula -聽dodaje Charles.

-聽Wida膰, 偶e to on?

-聽Niestety.

-聽Kiepska sprawa. -聽Heffler kr臋ci g艂ow膮. -聽Naprawd臋 kiepska. -聽Pociera doln膮 warg臋. -聽Musz臋 porozmawia膰 z聽Krausem. Znacie jej plany na najbli偶sze dni? Kiedy zamierza z聽tym wyj艣膰?

-聽Nie wiemy, jak blisko jest prawdy. Tego jeszcze nie wiemy. -聽Charles, nie pytaj膮c o聽pozwolenie, zapala papierosa. -聽Ale istnieje ryzyko, 偶e…

-聽Tak. -聽Heffler wypija kolejny 艂yk kawy. -聽To prawda. Gdzie ona mieszka?

-聽Barn盲ngsgatan 40.

Paul idzie do kuchni, otwiera jak膮艣 szafk臋. S艂ycha膰 brz臋k naczy艅, potem nalewa kaw臋 do kubka.

-聽Wiemy, 偶e dzisiaj ma pom贸c przyjaci贸艂ce sprz膮ta膰 mieszkanie. Lenie Gr盲ns. O聽si贸dmej s膮 um贸wione z聽trzeci膮 kole偶ank膮 w聽脰hrns Horn, ma艂ym lokalu na rogu Folkungagatan i聽Borgm盲stargatan. Pracuje tam brat Leny Gr盲ns. P贸藕niej wybieraj膮 si臋 do Caf茅 Opera.

-聽To nasza szansa. W聽mieszkaniu b臋dzie trudniej. Musimy zaryzykowa膰, chocia偶 prawd臋 m贸wi膮c, nie mamy czasu, 偶eby cokolwiek zaplanowa膰. Ma samoch贸d?

Paul kr臋ci g艂ow膮.

-聽Jej przyjaci贸艂ka, Lena Gr盲ns, ma bia艂e renault TS. Numer rejestracyjny HSG 771.

-聽Mo偶e go wezm膮 wieczorem. A聽potem zostawi膮, je艣li b臋d膮 pi膰 alkohol.

-聽To ju偶 co艣.

Na ekranie Piaskowy Dziadek i聽jego przyjaciele wracaj膮 do domu. Czeka na nich weso艂a gromadka dzieci. Piaskowy Dziadek opowiada, co zobaczy艂 podczas wizyty w聽koszarach. Wszyscy s膮 zadowoleni.

Paul ziewa.

Heffler bierze do r臋ki pilota, wy艂膮cza d藕wi臋k.

-聽Jak daleko jest od tej restauracji do Hammarbyhamnen? -聽pyta.

LIPIEC-SIERPIE艃 1980

Nie jestem nawet zdziwiony.

Pewnego lipcowego popo艂udnia Charles stan膮艂 w聽drzwiach sypialni. Nie mia艂 poj臋cia, jak si臋 nazywa艂 m臋偶czyzna le偶膮cy w聽ich 艂贸偶ku, chocia偶 wyda艂 mu si臋 znajomy. Prowadzi艂 niewielki warsztat samochodowy w聽Bruket. Powietrze by艂o ci臋偶kie, gor膮ce. M臋偶czyzna mia艂 na sobie bokserki, z聽przodu zsuni臋te. Eva w艂a艣nie mu je zdejmowa艂a. Charles widzia艂 jego sztywny cz艂onek. Z聽ka偶d膮 chwil膮 mala艂, a偶 w聽ko艅cu zrobi艂 si臋 naprawd臋 偶a艂osny.

Spojrzenia Charlesa i聽Evy si臋 spotka艂y. Jej klatka piersiowa by艂a czerwona z聽podniecenia. Powiedzia艂a co艣, widzia艂, jak jej wargi si臋 poruszaj膮, ale nie by艂 w聽stanie zarejestrowa膰 s艂贸w.

PAMI臉TA艁, 呕E KIEDY si臋 tam przenosi艂, czu艂 si臋 m艂ody. Mia艂 wra偶enie, 偶e ma du偶o czasu i聽偶e mo偶e jeszcze spokojnie czeka膰 na chwil臋, kiedy zacznie to prawdziwe 偶ycie.

Gdzie艣 po drodze sko艅czy艂 trzydziestk臋, a聽potem nagle mia艂 trzydzie艣ci trzy lata i聽by艂 doros艂y. W艂a艣ciwie nie chodzi艂o o聽wiek, bo bardziej ni偶 wiek to codzienno艣膰 okre艣la艂a, w聽jakim momencie 偶ycia si臋 znalaz艂. To, co robi艂, i聽odpowiedzialno艣膰, kt贸r膮 na siebie bra艂: to, o聽czym rozmawia艂 z聽偶on膮, c贸rka i聽ich relacje, kontakty z聽s膮siadami i聽z聽kolegami i聽to, kt贸rych z聽nich m贸g艂by nazwa膰 przyjaci贸艂mi, a聽tak偶e pensja, kt贸ra co miesi膮c wp艂ywa艂a na jego konto.

I聽decyzje, kt贸re trzeba podj膮膰 w聽rozstrzygaj膮cym momencie: zerwa膰 ze wszystkim i聽uciec czy zosta膰.

呕eby zrozumie膰 w艂asne 偶ycie, nale偶y si臋 przyjrze膰 tym wszystkim drobiazgom. Kiedy Charles to zrobi艂, zrozumia艂, 偶e sta艂 si臋 kim艣, kogo nie zna艂.

Powinien odej艣膰.

Przeprowadzi艂 si臋 do motelu. Sp臋dzi艂 tam kilka nocy. By艂 zadowolony, 偶e ma urlop i聽mo偶e chodzi膰 do monopolowego tak cz臋sto, jak tylko ma ochot臋. Tak naprawd臋 poszed艂 tam tylko raz. Kupi艂 butelk臋 i聽szybko j膮 opr贸偶ni艂, a聽potem tego 偶a艂owa艂. Uzna艂 to za kolejn膮 pora偶k臋. No i聽nie mia艂 ju偶 dok膮d p贸j艣膰.

Kiedy wr贸ci艂 do Bruket, by艂 przekonany, 偶e Evy ju偶 tam nie ma. 呕e 艣wiat艂a b臋d膮 zgaszone, a聽dom pusty. Ale tak nie by艂o: 艣wiat艂a si臋 pali艂y, a聽drzwi by艂y otwarte.

Eva wysz艂a mu na spotkanie ze 艂zami w聽oczach.

Nie patrzy艂 na ni膮. Mia艂 ochot臋 j膮 uderzy膰, ale nie zrobi艂 tego.

Powinien by艂 wyjecha膰.

SIEDZIELI NA KANAPIE, na wyci膮gni臋cie r臋ki. Nie potrafi艂 powiedzie膰 jak d艂ugo. P贸艂 godziny? Mo偶e p贸艂 nocy. Jedyn膮 osob膮, kt贸ra mog艂a go us艂ysze膰, by艂a Eva, wi臋c krzycza艂 tak g艂o艣no, a偶 ochryp艂. Eva p艂aka艂a cicho, nie patrz膮c na niego, a偶 za偶膮da艂, 偶eby jednak na niego spojrza艂a. Kiedy to zrobi艂a, zacisn膮艂 pi臋艣ci.

Umkn膮艂 wzrokiem. Rzuci艂 o聽艣cian臋 butelk膮 po piwie.

-聽Musz臋 i艣膰 do 艂azienki -聽powiedzia艂a Eva.

Podnios艂a si臋 powoli i聽wysz艂a. Kiedy zamkn臋艂a za sob膮 drzwi, wsta艂 i聽pozbiera艂 le偶膮ce pod 艣cian膮 od艂amki rozbitej butelki.

Wypyta艂 j膮 o聽wszystko: jak d艂ugo to trwa, gdzie i聽kiedy si臋 spotykaj膮, co wtedy robi膮. Spyta艂, czy facet ma tatua偶e, spyta艂 te偶, czy bierze jego cz艂onka do ust, czy pozwala mu doj艣膰.

Spojrza艂a na niego, jakby by艂 chory. Tak naprawd臋 wcale nie chcia艂 tego wiedzie膰, ale zauwa偶y艂, 偶e Eva cierpi, kiedy odpowiada, 偶e jest jej wstyd, i聽spodoba艂o mu si臋 to. Zas艂u偶y艂a na kar臋.

-聽Zamierzasz nadal si臋 z聽nim spotyka膰?

-聽Nie.

-聽K艂amiesz.

-聽Nie. -聽W聽jej oczach zn贸w pojawi艂y si臋 艂zy. -聽Nie, nie k艂ami臋. I聽nie b臋d臋 ju偶 tego robi膰.

-聽Wi臋c po co to robi艂a艣? Wolisz by膰 z聽nim?

-聽Nie.

-聽To po co to robi艂a艣?

-聽Nie wiem. Naprawd臋 nie wiem. Czuj臋 si臋…

-聽Jak?

-聽Nie wiem -聽wyszepta艂a.

-聽Ju偶 nigdy nie b臋d臋 m贸g艂 ci zaufa膰. Chyba to rozumiesz? Tego si臋 nie da naprawi膰.

Spojrza艂a na niego. Jej spojrzenie by艂o puste.

-聽Co to znaczy?

-聽Nie wiem.

Wyszed艂 i聽wsiad艂 do samochodu.

Wieczorami m贸wi艂 Marice dobranoc, dotyka艂 ustami jej czo艂a. Zawsze by艂o ciep艂e, g艂adkie i聽takie mi臋kkie.

Kr贸tkie letnie noce sp臋dza艂 za kierownic膮, sun膮艂 uliczkami Bruket. W艂膮cza艂 radio. Muzyka co艣 w聽nim porusza艂a, dociera艂a do pustki, do miejsca, w聽kt贸rym, jak mu si臋 wydawa艂o, ma jeszcze dusz臋.

Lipiec przeszed艂 w聽sierpie艅, koniec by艂 coraz bli偶ej.

LISTOPAD 1984

Sztokholm: jest po艂udnie, osiemnasty listopada 1984 roku. Mimo ch艂odu powietrze jest dusz膮co wilgotne. Niebo wisi nad miastem jak p艂at szarej blachy, nisko.

Charles jest w聽domu Paula, kt贸ry rozmawia przez telefon. Mieszka na G盲rdet, dwie przecznice od nich, od niego i聽Mariki. Na biurku stoi matrioszka. Mo偶na odnie艣膰 wra偶enie, 偶e obserwuje cz艂owieka, niezale偶nie od tego, gdzie si臋 stanie.

-聽Prze艂膮czam na tryb g艂o艣nom贸wi膮cy -聽m贸wi Paul. -聽Jeste艣my tu tylko my.

Siada na biurku i聽daje Charlesowi zna膰, 偶eby podszed艂 bli偶ej.

-聽Pan Levin -聽skrzeczy w聽telefonie Kraus.

-聽Dzie艅 dobry, panie Kraus -聽odpowiada Charles.

-聽Raczej niezbyt dobry.

Kraus kaszle, w聽s艂uchawce zn贸w s艂ycha膰 trzaski.

-聽O聽co chodzi? -聽pyta Paul.

-聽Niefortunny zbieg okoliczno艣ci.

Kraus zawiesza g艂os.

-聽Prosz臋 m贸wi膰 -聽zach臋ca go Paul cicho.

-聽Kontaktowa艂em si臋 z聽Berlinem. Prosz膮, 偶ebym wycofa艂 Hefflera.

Charles patrzy na Paula. Nie.

-聽Prosz膮 ci臋? -聽odzywa si臋 w聽ko艅cu Paul.

-聽Takiego sformu艂owania u偶yli. A聽ja wiem, panowie, 偶e je艣li Berlin o聽co艣 prosi, to trzyma w聽r臋ku sznur i聽my艣li o聽belce na suficie. W聽pokoju by艂 sam Mistrz. S艂ysza艂em go gdzie艣 w聽g艂臋bi.

Kraus m贸wi o聽nim tak, jakby chodzi艂o o聽istot臋 nadprzyrodzon膮. Mo偶e rzeczywi艣cie tak jest. Erich Mielke urz臋duje na najwy偶szym pi臋trze wie偶owca Stasi w艂a艣ciwie od 1950 roku. Prezydenci i聽premierzy przychodz膮 i聽po jakim艣 czasie znikaj膮, ale Mielkego nikt nie odwa偶y si臋 tkn膮膰.

-聽Dlaczego… -聽zaczyna Charles. Nagle g艂os mu si臋 艂amie, odchrz膮kuje i聽zaczyna od pocz膮tku. -聽Dlaczego pana Hefflera nale偶y wycofa膰?

-聽Niestety nie mam poj臋cia -聽o艣wiadcza Kraus. -聽Ale dla nas oznacza to, 偶e zaplanowana na wiecz贸r operacja nabiera nowego znaczenia.

-聽Tak -聽przytakuje Paul.

-聽Jak zapewne rozumiecie, musi zosta膰 przeprowadzona.

-聽Tak -聽powtarza.

-聽I聽nie widz臋 nikogo, kto m贸g艂by to zrobi膰, poza wami dwoma.

Paul mruga oczami. Charles podchodzi do okna, wstrzymuje oddech. Pr贸buje dojrze膰 w聽szybie swoje odbicie, ale widzi jedynie szare niebo, zimne fasady budynk贸w i聽pozbawione barw drzewa.

-聽Nie wiem, co planowa艂 Heffler -聽m贸wi Paul wyj膮tkowo mocnym g艂osem.

-聽Oczywi艣cie, 偶e nie. Zak艂adam, 偶e takie szczeg贸艂y zachowa艂 dla siebie.

-聽Nie mamy do艣wiadczenia, a聽w聽takiej sytuacji jest ono konieczne. Nie mamy te偶 艣rodk贸w, kt贸re r贸wnie偶 s膮 konieczne.

-聽Mam wra偶enie, 偶e nie doceniacie siebie.

-聽Panie Kraus…

-聽Nie chc臋 z聽was drwi膰. -聽Kraus nie zamierza dopu艣ci膰 go do g艂osu. -聽Ale kobieta, naiwna dziennikarka, i聽dw贸ch kompetentnych funkcjonariuszy operacyjnych… Prawd臋 m贸wi膮c, nie widz臋 problemu.

-聽Problem… -聽zaczyna Paul i聽urywa. Przeci膮ga palcami przez w艂osy. - Problem…

Nagle jakby usz艂o z聽niego ca艂e powietrze. Sprawia wra偶enie bardzo ma艂ego.

-聽Je艣li nie rozwi膮偶ecie problemu, wiecie, jakie to b臋dzie mia艂o konsekwencje. I聽nie mam na my艣li artyku艂u w聽prasie.

Gdzie艣 w聽oddali s艂ycha膰 bicie ko艣cielnych dzwon贸w.

Paul patrzy na g艂o艣nik.

-聽To gro藕ba?

W聽s艂uchawce s艂ycha膰 klikni臋cie. Paul szarpie ni膮, a聽potem z聽ca艂ej si艂y rzuca o聽艣cian臋.

-聽Niech to szlag! -聽krzyczy. Cholera!

Na jego szyi pokazuj膮 si臋 偶y艂y, skronie mu pulsuj膮. Twarz ma czerwon膮, na ustach b艂yszczy 艣lina. Uderza pi臋艣ci膮 w聽st贸艂.

-聽Cholera! -聽wrzeszczy.

Charles podchodzi do okna, zerka na telefon. Plastikowa s艂uchawka jest p臋kni臋ta. Paul nadal krzyczy, w聽ko艅cu zaczyna chrypn膮膰.

Charles siada na pod艂odze, opiera g艂ow臋 o聽艣cian臋, zamyka oczy. Dzwony nadal bij膮.

Chwilami odnosi wra偶enie, 偶e w聽og贸le go tam nie ma.

-聽WIESZ, CO DLA CIEBIE zrobi艂em -聽m贸wi Paul.

Stoi z聽lu藕no zwieszonymi r臋kami, w聽jego g艂osie s艂ycha膰 napi臋cie. Bierze g艂臋boki wdech. -聽Wiesz, co mi jeste艣 winien.

-聽Wiem.

-聽Je艣li ta sprawa zostanie rozdmuchana… z聽tego mo偶e si臋 zrobi膰 wielka afera, Charlie.

-聽Wiem.

Jaka艣 jego cz臋艣膰 chce, 偶eby dosz艂o do wybuchu.

-聽Pomy艣l o聽Marice.

Ten argument to ostatnia deska ratunku. Charles wie, 偶e je艣li Paul postanowi艂 posun膮膰 si臋 tak daleko, to musi by膰 zdesperowany.

-聽My艣l臋 o聽niej.

-聽Wi臋c jak… -聽zaczyna Paul i聽prze艂yka 艣lin臋. -聽Zaczynamy?

Czeka.

Charles zastanawia si臋, kiedy dzwony zn贸w zaczn膮 bi膰.

CZERWIEC 2014

Morfina zaczyna dzia艂a膰 podczas odprawy w聽sali konferencyjnej. Odpraw臋 zwo艂ano po tym, jak jeden z聽funkcjonariuszy odczyta艂 numer podwozia spalonego samochodu, co pozwoli艂o mu ustali膰, 偶e samoch贸d zosta艂 skradziony w聽lutym w聽Helsingborgu. Jego prawdziwy numer rejestracyjny to XJP 396, a聽w艂a艣ciciel nazywa si臋 Lars Ingvar R枚nnerud.

-聽I聽co? -聽pyta Tove. -聽My艣lisz, 偶e Bredstr枚m zastrzeli艂 Levina, a聽potem odjecha艂 i聽pozby艂 si臋 auta?

-聽Mo偶e.

I聽wtedy w艂a艣nie morfina robi swoje: otula ciep艂膮 we艂n膮 nie tylko moje cia艂o, ale i聽moj膮 dusz臋, o聽ile posiadam co艣 godnego tego okre艣lenia. Wszystko staje si臋 spokojniejsze, cieplejsze. Wszystko jakby 艂agodnieje.

Kto艣 znalaz艂 w聽szafie stary T-shirt, sprany, z聽tu艂owiem i聽wrednym pyskiem Garfielda. Kocur krzy偶uje 艂apy na piersi, a聽obok widnieje napis: You've cat to be kitten me right meow.

-聽Je艣li Bredstr枚m jest tym, kt贸rego szukamy -聽m贸wi Tove -聽to jak wr贸ci艂 do domu po tym, jak spali艂 samoch贸d?

-聽Na rowerze? -聽proponuj臋.

-聽Kt贸ry wcze艣niej tam schowa艂? -聽Tove kr臋ci g艂ow膮. -聽To wszystko nie trzyma si臋 kupy. Musia艂by i艣膰 pieszo, a聽to kawa艂 drogi.

-聽Jak my艣lisz, co ich 艂膮czy艂o? Levina i聽Bredstr枚ma?

-聽To proste. Bredstr枚m i聽Eva Levin spotykali si臋 latem 1980 roku.

Dzwoni moja kom贸rka, wy艣wietla si臋 nazwisko: Birck.

-聽M贸j kolega. -聽Patrz臋 na zegarek. -聽Musz臋 odebra膰. Mo偶liwe, 偶e rozmawia艂 z聽Marik膮 Alderin.

-聽Prze艂膮cz na g艂o艣nom贸wi膮cy -聽m贸wi Tove.

-聽Za chwil臋.

-聽Dlaczego?

-聽Za chwil臋. Cze艣膰, Gabriel. Jak posz艂o?

-聽To zale偶y, co masz na my艣li. Rozmawia艂em z聽Marik膮 Alderin. W艂a艣ciwie to ona nic nie m贸wi, a聽je艣li ju偶, to be艂kocze.

-聽Tak podejrzewa艂em.

-聽Wi臋c czemu, do cholery, mi tego nie powiedzia艂e艣? -聽Birck wzdycha. - Pokaza艂em jej zdj臋cie Levina. Rozpozna艂a go, to by艂o wida膰. Ale poza tym 偶adnej reakcji. Na okr膮g艂o wspomina jaki艣 samoch贸d. Najwyra藕niej sp艂on膮艂 i聽jedyne, co zosta艂o, to sadza i聽popi贸艂.

-聽W艂a艣nie znale藕li艣my spalony samoch贸d.

-聽呕artujesz.

-聽Nie.

-聽Jaki?

-聽Volvo. Mo偶e nale偶e膰 do sprawcy. Tak czy inaczej, ma zwi膮zek z聽morderstwem.

-聽Jestem pewien, 偶e chodzi o聽dwa r贸偶ne samochody -聽m贸wi Birck. -聽Marika jest tu od sierpnia 2009 roku. Od 2005 przebywa w聽zak艂adach i聽jak ju偶 m贸wi艂em, wypowiada si臋 do艣膰 niesk艂adnie. Nie mog艂a wiedzie膰, 偶e w聽Bruket sp艂on膮艂 samoch贸d. Wed艂ug pracownik贸w jest w聽takim stanie od pocz膮tku. To w艂a艣nie chcia艂em ci powiedzie膰. Klawisz twierdzi, 偶e tylko kilka razy m贸wi艂a do rzeczy. Zawsze w聽艣wietlicy, kiedy rozmawia艂a z聽innym pacjentem. Nie zgadniesz z聽kim.

Mija chwila, zanim s艂owa Bircka docieraj膮 do mojej 艣wiadomo艣ci.

-聽Nie zgadn臋.

-聽Z聽Johnem Grimbergiem -聽m贸wi Birck.

Nie. Zamykam oczy.

Wszystko jest ko艂em. Wszystko stoi w聽miejscu.

-聽Okej. Porozmawiaj z聽nim.

-聽Zn贸w?

S艂ysz臋 g艂os Bircka, schrypni臋ty, zmartwiony.

-聽Tak, i聽sprawd藕 list臋 go艣ci Mariki. Szpital rejestruje odwiedzaj膮cych.

-聽Nie mam prawa 偶膮da膰, 偶eby mi j膮 pokazali.

-聽Wiem, ale postaraj si臋.

-聽Nie bardzo wiem, o聽co mia艂bym go pyta膰 -聽broni si臋 Birck.

-聽Jedyne, co wiem, to to, 偶e Levin wiele razy j膮 tam odwiedza艂 i聽opowiada艂 jej r贸偶ne rzeczy.

-聽Jakie rzeczy?

-聽Nie mam poj臋cia. Wkr贸tce do ciebie zadzwoni臋.

Ko艅czymy i聽otwieram oczy. Wszystko jest ko艂em.

-聽NIE MAM OCHOTY z聽tob膮 rozmawia膰-聽stwierdza Grimberg.

-聽Ja te偶 nie. Ale nic na to nie poradzimy.

-聽Ze wzgl臋du na niego. Tak?

-聽Mo偶na tak powiedzie膰.

-聽Chodzi o聽艣mier膰 Levina? -聽Grimberg unosi brwi. -聽No prosz臋. Chcesz, 偶ebym ci co艣 powiedzia艂. A聽co b臋d臋 z聽tego mia艂?

-聽Nic.

-聽Jedno wyj艣cie w聽miesi膮cu -聽m贸wi Grimberg. -聽Dwunastogodzinna przepustka.

-聽W聽porz膮dku -聽rzuca Birck, niewiele my艣l膮c.

Grimberg powoli kiwa g艂ow膮. Nagle odwraca si臋 i聽wo艂a stra偶nika. Klawisz otwiera drzwi, zagl膮da do 艣rodka.

-聽M贸g艂by艣 wyprowadzi膰 funkcjonariusza? -聽pyta Grimberg.

Klawisz patrzy na niego zdziwiony.

-聽Co takiego? -聽pyta Birck. -聽Nie, jeszcze nie. Przecie偶 si臋 zgodzi艂em. Za艂atwimy to mi臋dzy sob膮. Prosz臋, zamknij drzwi -聽m贸wi do Klawisza.

Na twarzy Grimberga pojawia si臋 cie艅.

-聽Wystawisz mnie do wiatru.

-聽Nieprawda.

-聽Nie k艂am, dobrze? Masz mnie za durnia czy co? Nie mo偶esz tak powiedzie膰, bo nie masz 偶adnego wp艂ywu na to, czy mi wydadz膮 przepustk臋, czy nie. I聽wiesz, 偶e ja to wiem. Powiniene艣 powiedzie膰: nie mam takich uprawnie艅, ale zrobi臋, co b臋d臋 m贸g艂. Albo: porozmawiam z聽ordynatorem. Je艣li s膮dzisz, 偶e powiesz okej, a聽ja wezm臋 to za dobr膮 monet臋, to mnie obra偶asz.

Klawisz stoi obok Grimberga i聽nie bardzo wie, co robi膰. Nie maj膮 r臋kawiczek, my艣li Birck. A聽powinni. Co zrobi膮, je艣li Grimberg kogo艣 ugryzie?

-聽To twoja decyzja, John -聽m贸wi Klawisz 艂agodnym g艂osem. -聽Nie musisz z聽nim rozmawia膰.

-聽Pi臋膰 minut -聽rzuca Birck. -聽Naprawd臋 nie zamierzam tego ci膮gn膮膰 d艂u偶ej, ni偶 to konieczne.

-聽To musi by膰 co艣 bardzo wa偶nego, skoro jeste艣 got贸w k艂ama膰 -聽stwierdza Grimberg i聽mru偶y oczy. -聽To raczej do ciebie niepodobne, prawda?

-聽Normalni ludzie zwykle trzymaj膮 si臋 prawdy.

Grimberg patrzy na swoje d艂onie.

-聽Nie, wcale nie.

Klawisz waha si臋 chwil臋, ale w聽ko艅cu wychodzi. Zamyka za sob膮 drzwi. Birck s艂yszy w艂asne t臋tno, czuje, jak bije mu serce.

-聽No dobrze, John. Zacznijmy jeszcze raz. Chodzi o聽Marik臋 Alderin. Wiem, 偶e to imi臋 i聽nazwisko jest ci znane, i聽to lepiej, ni偶 wynika艂o z聽naszej wczorajszej rozmowy.

-聽Je艣li teraz odpowiem na twoje pytania, wiedz膮c, 偶e przed chwil膮 chcia艂e艣 mnie oszuka膰, to jak膮 b臋dziesz mia艂 pewno艣膰, 偶e nie k艂ami臋?

-聽Nie wiem. Pewnie b臋d臋 musia艂 ci zaufa膰. Kiedy spotka艂e艣 j膮 po raz pierwszy?

-聽Tutaj?

-聽Nie. W聽og贸le.

Grimberg wodzi wzrokiem po pokoju. Albo naprawd臋 pr贸buje co艣 sobie przypomnie膰, albo udaje.

-聽Pytasz o聽ciemny okres w聽moim 偶yciu -聽m贸wi w聽ko艅cu i聽u艣miecha si臋 krzywo. -聽Ja… niewiele z聽niego pami臋tam. To pewnie by艂 rok 2002. Po atakach na World Trade Center, ale przed zamachem na Ann臋 Lindh.

-聽W聽jakich okoliczno艣ciach si臋 poznali艣cie?

-聽No, w聽normalnych.

-聽Chodzi艂o o聽prochy?

-聽Tak, przez jaki艣 czas mieszkali艣my w聽tym samym mieszkaniu.

-聽W聽jakim? Gdzie?

-聽Gdzie艣 w聽Bandhagen. Nie pami臋tam dok艂adnie.

-聽Byli艣cie tam sami?

-聽Nie, to by艂o miejsce, gdzie ludzie przychodzili, 偶eby da膰 sobie w聽偶y艂臋 albo troch臋 si臋 zabawi膰, je艣li wiesz, o聽co mi chodzi. Zapomnie膰 na chwil臋 o聽wszystkim. Je艣li dobrze pami臋tam, to by艂a jesie艅. Wrzesie艅. Pami臋tam, 偶e w聽radiu lecia艂a audycja po艣wi臋cona Ground Zero. Rok p贸藕niej, taki chyba mia艂a tytu艂.

-聽I聽w艂a艣nie tam j膮 spotka艂e艣?

-聽Tak mi si臋 wydaje.

-聽By艂a tam czy nie?

-聽By艂a. Bra艂a morfin臋, ja heroin臋. Je艣li dobrze pami臋tam, w聽pewnym momencie by艂o nas tam z聽pi臋tna艣cie os贸b. Jak w聽jakiej艣 komunie. Potem policja zrobi艂a kocio艂 i聽wszystkich zgarn臋艂a. Mnie si臋 upiek艂o.

Bandhagen. Rok 2002. G艂o艣na operacja wydzia艂u narkotykowego. Przynajmniej fakty si臋 zgadzaj膮.

-聽Mo偶emy wr贸ci膰 do czas贸w przed ob艂aw膮? Byli艣cie par膮? Ty i聽Marika.

-聽Co takiego?

-聽Byli艣cie par膮?

-聽Kto ci co艣 takiego powiedzia艂?

-聽Nikt. Pytam.

-聽Nie byli艣my.

-聽Tak czy inaczej, musia艂e艣 zrobi膰 na niej wra偶enie.

-聽Jak to?

-聽Skoro jeste艣 jedyn膮 osob膮, z聽kt贸r膮 rozmawia.

-聽No tak. Mo偶e. -聽Grimberg si臋 u艣miecha.

WE WSPOMNIENIACH zawsze czuj臋 si臋 starszy.

Ostatni raz widzia艂em si臋 z聽Levinem pod koniec kwietnia, w聽sto艂贸wce. Siedzia艂em przy naro偶nym stoliku pod oknem. 艢wieci艂o s艂o艅ce, blat by艂 ciep艂y. Pi艂em kaw臋 i聽przygl膮da艂em si臋 le偶膮cej na talerzyku bu艂eczce z聽cynamonem. Niebo wydawa艂o si臋 pe艂ne nadziei, jak rzadko. Zapowiada艂o si臋 艂adne lato.

Zobaczy艂em go z聽daleka. Szed艂 z聽fili偶ank膮 herbaty i聽kanapk膮. Wysoki, szczup艂y, w聽okularach w聽okr膮g艂ych oprawkach, jak zawsze, i聽z聽ogolon膮 czaszk膮. Wydatny nos nad w膮skimi ustami. Przypomina艂 stracha na wr贸ble.

Odwracam wzrok. Od Gotlandii min膮艂 ju偶 prawie rok.

-聽Leo?

Podnosz臋 g艂ow臋.

-聽Mog臋 si臋 przysi膮艣膰?

-聽Tak.

Zdejmuje marynark臋. Siada, zaczyna pi膰 herbat臋. Jego dezodorant pachnie 艣wie偶o, dyskretnie. Pami臋tam ten zapach od zawsze, od kiedy go pozna艂em.

-聽Jak ci jest tam, na g贸rze? -聽pytam.

-聽Wietrznie. -聽艢mieje si臋 i聽zdejmuje foli臋 z聽kanapki. -聽A聽co u聽was, tu, na dole?

-聽Przeci膮gi.

艢mieje si臋, g艂o艣no i聽serdecznie.

-聽Brakuje mi wydzia艂u zab贸jstw -聽stwierdza.

W聽pierwszej chwili tego nie zauwa偶y艂em, ale teraz widz臋 wyra藕nie, 偶e bruzdy na jego twarzy s膮 g艂臋bsze, pod czerwonymi oczami ma cienie. Ogolon膮 g艂ow臋 pokrywa kilkudniowy srebrny meszek.

-聽Wygl膮dasz na zm臋czonego.

Zaczyna je艣膰 kanapk臋, wida膰, 偶e jest g艂odny.

-聽Ostatnio poprzestawia艂y mi si臋 godziny. To raczej do mnie niepodobne, ale czasem tak jest.

-聽A聽co si臋 sta艂o?

-聽Wiesz, jak to jest. Za du偶o papierkowej roboty.

-聽Papierkowej roboty? -聽powtarzam. -聽Jakiej?

-聽Takiej, kt贸r膮 trzeba wykona膰 samemu.

Rozumiem, chocia偶 tak naprawd臋 nic nie rozumiem. Levin pe艂ni funkcj臋 intendenta w聽zarz膮dzie Policji Krajowej, co znaczy, 偶e zajmuje si臋 sprawami, do kt贸rych nikt inny nie ma dost臋pu. Cz臋sto nawet ludzie pracuj膮cy w聽jednym pokoju nie wiedz膮, czym si臋 zajmuj膮 ich koledzy.

Czekam na ci膮g dalszy, ale nic si臋 nie dzieje. Tak by艂o zawsze: sprawia wra偶enie otwartego i聽szczerego, a聽po chwili zamyka si臋 w聽sobie.

Moja kawa zaczyna stygn膮膰. Na sam膮 my艣l o聽bu艂eczce z聽cynamonem robi mi si臋 niedobrze.

-聽Wydasz przyj臋cie? -聽pytam.

-聽Co takiego?

-聽W聽maju przechodzisz na emerytur臋. Zamierzasz to uczci膰?

-聽O聽to ci chodzi. -聽艢mieje si臋, ale tym razem nieco mniej serdecznie. - Nie.

-聽Dlaczego?

-聽Przej艣cie na emerytur臋 to nie pow贸d do 艣wi臋towania, Leo. Emerytura to… -聽Urywa, bierze kolejny k臋s i聽wyra藕nie szuka w艂a艣ciwego s艂owa. -聽To trudny okres w聽偶yciu cz艂owieka. W聽pewnym sensie to jak zako艅czenie ksi膮偶ki.

-聽I聽tym w艂a艣nie teraz si臋 zajmujesz? Mam na my艣li te papierki -聽dodaj臋.

-聽Co艣 w聽tym rodzaju. -聽Zapada cisza. Levin ko艅czy kanapk臋. -聽Nie b臋dziesz jad艂 tej bu艂eczki? -聽pyta.

-聽Mo偶esz zje艣膰, je艣li chcesz.

-聽Musisz je艣膰, Leo. Jeste艣 chudy.

Przesuwam talerzyk w聽jego stron臋.

-聽Ty te偶.

Levin pije herbat臋, zaczyna je艣膰 moj膮 bu艂eczk臋.

-聽Z聽Sam wszystko w聽porz膮dku? Z聽wami te偶?

-聽Chcemy kupi膰 kota.

-聽Kota?

Levin rzadko si臋 dziwi, a聽w聽ka偶dym razie nigdy tego nie okazuje, wi臋c to jeden z聽rzadkich moment贸w, kiedy jego maska opada.

Poprawiam si臋 na krze艣le.

-聽To nie by艂 m贸j pomys艂.

-聽Zawsze my艣la艂em, 偶e nale偶ysz do ludzi, kt贸rzy wybraliby psa.

-聽Dlaczego?

-聽Koty to samodzielne, dumne zwierz臋ta. Nie potrzebuj膮 nikogo. Same sobie radz膮. A聽pies… je艣li go zostawisz samego cho膰by na kwadrans, to zaraz albo wpadnie w聽depresj臋, albo ze偶re co艣 truj膮cego albo cennego. Psami trzeba si臋 zajmowa膰.

-聽Potrzebuj臋 kogo艣, kim m贸g艂bym si臋 zaj膮膰?

-聽Chodzi o聽odpowiedzialno艣膰 i聽o聽pewn膮 rutyn臋.

-聽Tak, mo偶e masz racj臋.

-聽Sam wr贸ci艂a do pracy? S艂ysza艂em, 偶e pracuje w聽galerii przy Rosenlundsgatan.

-聽Tak. Wieki temu studiowa艂a histori臋 sztuki. Kole偶anka ze studi贸w zaproponowa艂a jej prac臋.

-聽Kilka dni temu tamt臋dy przechodzi艂em. To bardzo ekskluzywna galeria. By艂e艣 tam?

-聽Jeszcze nie mia艂em czasu, ale na pewno si臋 wybior臋.

-聽Dobrze -聽m贸wi Levin i聽u艣miecha si臋. -聽Sam dobrze wygl膮da艂a. Ucieszy艂em si臋.

-聽Na pewno czuje si臋 coraz lepiej.

Siedzimy chwil臋, nie odzywaj膮c si臋 do siebie. Levin ko艅czy je艣膰 bu艂eczk臋 z聽cynamonem, zerka na zegarek, wk艂ada marynark臋.

-聽Pewnie niepr臋dko zn贸w si臋 zobaczymy, Leo -聽m贸wi. -聽Nie wiem, co si臋 wkr贸tce stanie, ale cokolwiek to b臋dzie, ja b臋d臋 ju偶 daleko st膮d.

-聽O聽czym ty m贸wisz?

-聽Nie bardzo mog臋 o聽tym rozmawia膰. -聽Wygl膮da przez okno. -聽Ale wr贸c臋.

-聽Tak?

-聽Na pewno.

U艣miecha si臋, a聽ja mam wra偶enie, 偶e nawet nie wie, 偶e mo偶e si臋 mija膰 z聽prawd膮. A聽skoro tak 艂atwo go przejrze膰, to wiem, 偶e czuje si臋 zraniony i聽偶e sprawa jest powa偶na.

Pewnego majowego wieczoru przychodz臋 do niego do domu, do jego mieszkania na Starym Mie艣cie, z聽prezentem. Sam mnie nam贸wi艂a. Przecie偶 przeszed艂 na emerytur臋, t艂umaczy艂a mi. Jad臋 wind膮, wysiadam, podchodz臋 do drzwi i聽od razu zauwa偶am tabliczk臋: mieszkanie jest na sprzeda偶. Zajmuje si臋 tym jedna ze sztokholmskich agencji nieruchomo艣ci.

Na tabliczce na skrzynce na listy nie ma ju偶 jego nazwiska.

Znikn膮艂. Pewnie r贸wnie nagle, jak kiedy艣 si臋 pojawi艂. Po cichu, tak, 偶e nikt tego nawet nie zauwa偶y艂, jak cie艅, kt贸ry wida膰 tylko przez chwil臋, kiedy 艣wiat艂o pada pod w艂a艣ciwym k膮tem: przed chwil膮 tu by艂, a聽teraz ju偶 go nie ma.

CZEKANIE. ZAWSZE CZEKANIE.

W聽rogu ekranu komputera tyka zegar: 14:21, 14:30, 14:55.

-聽Dlaczego to tyle trwa? -聽denerwuje si臋 Tove. -聽Tak? To dobrze -聽m贸wi i聽zerka na mnie. -聽Tak, przeka偶臋 mu -聽dodaje i聽roz艂膮cza si臋. -聽Pani prokurator zaj臋艂a si臋 spraw膮 Bredstr枚ma -聽m贸wi. -聽Davidsson prosi艂, 偶eby ci przekaza膰, 偶e twoi koledzy z聽Policji Krajowej wyruszyli ze Sztokholmu jak膮艣 godzin臋 temu. Spodziewamy si臋 ich wieczorem.

-聽Hm… -聽mrucz臋, skupiony na monitorze. -聽To dobrze.

-聽Dobrze?

-聽Wtedy mnie ju偶 tu pewnie nie b臋dzie.

-聽Tak?

-聽Mam takie przeczucie.

-聽Tak czy inaczej, sprawa wyjdzie na jaw. Davidsson si臋 domy艣li, 偶e nie masz z聽nimi nic wsp贸lnego. Podejrzewam, 偶e centrala te偶 nie b臋dzie zachwycona.

-聽I聽masz racj臋.

-聽Ale ty si臋 tym nie przejmujesz?

-聽Owszem, przejmuj臋 si臋 -聽m贸wi臋, odrywaj膮c wzrok od ekranu. -聽Tylko nie wiem, co to wszystko mo偶e znaczy膰.

Tove zerka na monitor.

Folder z聽pendrive'a聽Levina zawiera podfoldery oznaczone numerami: 77, 80, 82, 83 i聽84. W聽ka偶dym znajduj膮 si臋 dokumenty i聽zdj臋cia z聽danego roku.

Jest ich du偶o. Kilka razy pr贸bowa艂em je wydrukowa膰, 偶eby 艂atwiej mi je by艂o ogarn膮膰, ale komputer za ka偶dym razem wydawa艂 syk i聽si臋 zawiesza艂. Musia艂em go resetowa膰.

W聽folderze oznaczonym liczb膮 77 znajduj膮 si臋 pisma z聽roku 1977, zaadresowane do szefa wydzia艂u operacyjnego s艂u偶b. Je艣li dobrze rozumiem komentarz Levina, pismo ma zwi膮zek z聽udan膮 rekrutacj膮 niejakiego Jonathana Ekbloma. I聽to wszystko.

W聽folderze oznaczonym liczb膮 80 jest wi臋cej dokument贸w. Pierwszy to pismo, a聽raczej spisana z聽pami臋ci notatka sporz膮dzona przez funkcjonariusza kryminalnego Charlesa Levina pi膮tego lipca 1980 roku, dotycz膮ca sprawy zab贸jstwa Teda Lichtera. Levin streszcza rozmow臋 ze 艣wiadkiem, kt贸ry pragnie zachowa膰 anonimowo艣膰. M贸wi o聽nim „艣wiadek” albo „on”. Mo偶e dlatego, 偶e 艣wiadek zeznaje, 偶e p艂aci艂 Lichterowi za seks.

Nast臋pne foldery zawieraj膮 ponad trzysta zeskanowanych dokument贸w i聽zdj臋膰. Na dole ka偶dego z聽nich kto艣 -聽zak艂adam, 偶e Levin -聽napisa艂 kilka s艂贸w wyja艣nienia, 偶eby by艂o wiadomo, o聽co chodzi.

-聽To tym si臋 tam zajmowa艂 -聽m贸wi Tove.

-聽Wi臋c na pewno nie pr贸bowa艂 rozwik艂a膰 starych spraw -聽dodaj臋. Czuj臋, jak t臋tno mi przyspiesza. Zaczyna mnie bole膰 g艂owa. -聽Musia艂 mie膰 wi臋cej dokument贸w, nie tylko te, kt贸re u聽niego znaleziono -聽m贸wi臋. -聽Bo w聽domu nie znaleziono nic wi臋cej, prawda? -聽zwracam si臋 do Tove. -聽Tylko te, kt贸re by艂y w聽segregatorach.

-聽Mog臋 dla pewno艣ci sprawdzi膰 w聽protokole technik贸w.

Tove wstaje z聽krzes艂a i聽w艣r贸d papier贸w rozrzuconych na prostok膮tnym stole szuka protoko艂u.

Przypominam sobie g艂osy, kt贸re s艂ysza艂em w聽samochodzie, rozmow臋, kt贸ra odby艂a si臋 na kr贸tko przed moim przej艣ciem do wydzia艂u dochodze艅 wewn臋trznych. To Levin mnie do tego nam贸wi艂, a聽potem sprawi艂, 偶e pojecha艂em na Gotlandi臋. Zosta艂 do tego zmuszony. Dlatego si臋 tam znalaz艂em, dlatego moje 偶ycie si臋 zmieni艂o.

Teraz przynajmniej to wiem. Plik nazywa si臋 leo. Chcia艂, 偶ebym si臋 dowiedzia艂. By艂 pewien, 偶e trafi w聽moje r臋ce. Patrz臋 na nie. Nie dr偶膮. Morfina dzia艂a.

Goffman. Przyja藕nili si臋, wi臋c mo偶e on co艣 wie. Musz臋 z聽nim porozmawia膰.

-聽Nie -聽s艂ysz臋 g艂os Tove, kt贸ra przegl膮da gruby protok贸艂. -聽Nie ma tu nic o聽偶adnych innych kartonach z聽dokumentami. Na li艣cie s膮 ubrania, buty, porcelana, ksi膮偶ki, naczynia kuchenne i聽tak dalej. I聽to wszystko - m贸wi, ale s艂ysz臋, 偶e dalej przerzuca kartki. -聽Nic -聽dodaje po chwili i聽kr臋ci g艂ow膮. -聽Je艣li by艂y jeszcze jakie艣 papiery, to sprawca musia艂 je wzi膮膰 ze sob膮. A聽je艣li mia艂y co艣 wsp贸lnego z聽motywem, to Bredstr枚m wydaje si臋 ma艂o prawdopodobnym sprawc膮.

-聽Mo偶e i聽o聽nim co艣 tu znajdziemy. Pytanie, czy Levin zd膮偶y艂 doprowadzi膰 wszystko do ko艅ca. Dokumenty wydaj膮 si臋 uporz膮dkowane chronologicznie.

-聽Otw贸rz ostatni plik.

Klikam w聽84 i聽otwieram folder, okazuje si臋 dokumentem tekstowym. Na samej g贸rze widnieje piecz膮tka: STRICTLY CONFIDENTIAL. Tu偶 obok kto艣 dopisa艂 r臋cznie du偶ymi literami: FOR YOUR EYES ONLY. DESTROY UPON READING. Nie wiem, kim jest nadawca, ale podobnie jak pierwsze pismo to tak偶e jest zaadresowane do 贸wczesnego szefa dzia艂u operacyjnego s艂u偶b bezpiecze艅stwa.

10/10/1984

Z聽przykro艣ci膮 odebra艂em wiadomo艣膰 o聽tym, 偶e w聽wyniku b艂臋du pope艂nionego przez waszych oficer贸w operacyjnych stracili艣cie komputery VAX. Nie zamierzam bynajmniej uczy膰 pana, jak nale偶y dowodzi膰 lud藕mi, mam jednak nadziej臋, 偶e powe藕mie pan wobec nich odpowiednie kroki. 艁膮czy nas wsp贸lna przesz艂o艣膰, znam pa艅skie kwalifikacje, wi臋c nie mam w膮tpliwo艣ci, 偶e tak si臋 stanie.

Dane zebrane przez pa艅skich ludzi potwierdzaj膮 nasze podejrzenia: najbardziej wiarygodnymi odbiorcami s膮 nasi zdradzieccy s膮siedzi. Oczywi艣cie zrobimy wszystko, 偶eby ich zlokalizowa膰. Prosz臋 oczekiwa膰 dalszych instrukcji.

-聽My艣lisz, 偶e zd膮偶y艂 zako艅czy膰 t臋 spraw臋? -聽pyta Tove. -聽呕e to naprawd臋 ostatnie pismo w聽tej sprawie, a聽nie po prostu ostatnie, kt贸re do艂膮czy艂?

-聽Nie wiem -聽odpowiadam. -聽VAX-y. Co to jest, do cholery?

-聽Nie mam poj臋cia.

Siedzimy chwil臋 w聽milczeniu, wpatrujemy si臋 w聽monitor. Zaczynam otwiera膰 kolejne pliki, w聽nadziei, 偶e znajd臋 co艣, co dotyczy Daniela Bredstr枚ma.

-聽Wi臋c mo偶e jednak to by艂 skaner -聽odzywa si臋 nagle Tove.

-聽Co?

-聽Nie wiemy, czy na biurku sta艂 skaner, czy drukarka.

Otwieram kolejne dokumenty. Na ekranie pokazuje si臋 zdj臋cie starszego pana, nie rozpoznaj臋 go. Na marginesie Levin zapisa艂 odr臋cznie: „J. Kraus, 1984”.

-聽Levin uzna艂, 偶e zawarto艣膰 pendrive'a聽jest na tyle istotna, 偶e powinien go ukry膰 w聽skrytce pocztowej. Nie znamy natomiast zawarto艣ci jego komputera i聽kom贸rki.

-聽Powiedzia艂 mi, 偶e zajmuje si臋 papierkow膮 robot膮.

-聽Co takiego?

-聽Wiosn膮, kiedy si臋 widzieli艣my po raz ostatni. Wtedy tak mi powiedzia艂. 呕e zajmuje si臋 papierkami i聽偶e to co艣, co musi zrobi膰 sam. -聽Zn贸w spogl膮dam na monitor. -聽To musia艂o by膰 w艂a艣nie to. Nie pomy艣la艂em o聽tym wcze艣niej. A聽poza tym jestem przekonany, 偶e sprawca zabra艂 ze sob膮 komputer, kom贸rk臋 i聽skaner, je艣li to rzeczywi艣cie by艂 skaner. I聽dokumenty, te istniej膮ce fizycznie, w聽kartonie, mo偶e w聽kilku. To do tego potrzebowa艂 w贸zka.

Drzwi si臋 otwieraj膮. Kit, kt贸ry je co艣 w聽k膮cie, nieruchomieje. Po chwili przekr臋ca 艂ebek, wyra藕nie z艂y.

-聽Nic jeszcze nie znale藕li艣my -聽stwierdza Davidsson. Jest w艣ciek艂y i聽ca艂y czerwony. -聽Ale nie b臋dziemy d艂u偶ej czeka膰. Za chwil臋 przywioz膮 Bredstr枚ma na przes艂uchanie.

-聽NIE WIEDZIA艁EM, 呕E PALISZ -聽m贸wi Grimberg.

-聽Bo nie pal臋 -聽odpowiada Birck.

-聽Twoje ubranie jest przesi膮kni臋te dymem papierosowym.

-聽W聽tym mieszkaniu, w聽2002 roku, w聽czasie kiedy ty i聽Marika si臋… spotykali艣cie. O聽czym rozmawiali艣cie?

Grimberg wzdycha, wydaje si臋 znudzony.

-聽Narkomani niewiele rozmawiaj膮. Poza tym ona by艂a znacznie starsza ode mnie. Jakie艣 dziesi臋膰 lat. Min臋艂o troch臋 czasu, zanim zacz臋li艣my ze sob膮 gada膰. A聽do tego ona… Teraz jest w聽kiepskim stanie, sam widzia艂e艣, ale to si臋 zacz臋艂o ju偶 wtedy. Twierdzi艂a, 偶e s艂yszy g艂osy.

-聽Co jej m贸wi艂y?

-聽Nie wiem.

-聽O聽czym jeszcze rozmawiali艣cie?

-聽O聽tym, o聽czym zwykle rozmawiaj膮 膰puny. Kto wpad艂 i聽za co, jakie w臋偶yki s膮 dobre, a聽jakie nie.

-聽M贸wi艂a co艣 o聽sobie? O聽swojej rodzinie?

Grimberg si臋 waha, wida膰 to po nim.

-聽Powiedzia艂a, 偶e… -聽zaczyna i聽urywa. -聽My艣la艂em, 偶e 偶artuje. Powiedzia艂a, 偶e jej stary jest gliniarzem.

-聽Kiedy zrozumia艂e艣, 偶e jednak nie 偶artuje?

-聽Spyta艂em, czy to prawda. A聽ona powiedzia艂a, 偶e tak.

-聽I聽uwierzy艂e艣 jej?

-聽Nie mia艂em wra偶enia, 偶e k艂amie.

-聽M贸wi艂a co艣 jeszcze? O聽nim?

-聽Powiedzia艂a, 偶e zniszczy艂 jej 偶ycie. 呕e zniszczy艂 偶ycie jej matce.

Birck czeka.

-聽Nic wi臋cej?

-聽Nic.

-聽Kiedy si臋 domy艣li艂e艣, 偶e jest c贸rk膮 Charlesa Levina?

-聽Dopiero kiedy znalaz艂em si臋 tutaj i聽zobaczy艂em ich razem. To by艂o zim膮.

-聽Wracaj膮c do roku 2002… co jeszcze m贸wi艂a? O聽sobie.

-聽To znaczy?

-聽Cokolwiek.

-聽Wi臋kszo艣膰 z聽tych, kt贸rzy trafiaj膮 w聽takie miejsca, nie ma ochoty gada膰 o聽sobie. 艁atwiej rozmawia膰 o聽innych.

-聽M贸wi艂a co艣 o聽tych g艂osach, kt贸re s艂ysza艂a?

-聽Tylko 偶e wszystko potoczy艂o si臋 tak jak zawsze. -聽Grimberg wygl膮da przez okno, wydaje si臋 zniesmaczony. -聽Potrzebowa艂a pomocy, ale j膮 zignorowali. Powiedzieli jej, 偶e wszystko to wina proch贸w i聽偶e to one s膮 jej prawdziwym problemem.

-聽My艣lisz, 偶e tak by艂o?

-聽Prochy niszcz膮 ludzi, to prawda. Ale w聽jej przypadku chodzi艂o o聽co艣 jeszcze, o聽co艣 powa偶niejszego. By艂a w聽niej jaka艣 ciemno艣膰. Mo偶na j膮 zauwa偶y膰, je艣li samemu si臋 j膮 w聽sobie ma.

-聽Ty j膮 masz.

-聽Tak -聽m贸wi Grimberg. Ich spojrzenia si臋 spotykaj膮. -聽Niestety.

Pewnie dlatego wtedy si臋 do siebie zbli偶yli i聽mo偶e dlatego teraz, po latach, zn贸w mu na to pozwala. Stare zmartwienia zbli偶aj膮 ludzi.

-聽Opowiedzia艂e艣 jej? O聽sobie.

-聽Gabriel -聽zaczyna Grimberg i聽chyba po raz pierwszy u偶ywa jego imienia.

Birck czuje w聽piersi l臋k.

Grimberg to zauwa偶a.

U艣miecha si臋.

-聽Tak?

-聽Nudzisz mnie. Nie mam ochoty d艂u偶ej rozmawia膰. Je艣li mamy to ci膮gn膮膰, musisz mi da膰 co艣 w聽zamian.

-聽Jak to?

Grimberg nie przestaje si臋 u艣miecha膰.

WYCI膭G Z聽PROTOKO艁U Z聽PRZES艁UCHANIA (nr sprawy 0500-K1754-08)

PRZES艁UCHIWANY: Bredstr枚m, DANIEL

PESEL: 195010124-4674

W聽CHARAKTERZE: podejrzanego

PODEJRZANY W聽SPRAWIE: podejrzany o聽zamordowanie Charlesa Jana Levina 140618, w聽jego domu przy Alvav盲gen 10, w聽Bruket.

PROWADZ膭CY PRZES艁UCHANIE: Ola Davidsson

DATA PRZES艁UCHANIA: 20140621

GODZINA ROZPOCZ臉CIA PRZES艁UCHANIA: ok. 16.10

GODZINA ZAKO艃CZENIA PRZES艁UCHANIA: ok. 17.00

MIEJSCE PRZES艁UCHANIA: Pok贸j przes艂ucha艅, komisariat policji w聽Bruket

RODZAJ PRZES艁UCHANIA: RB23:6

SPISA艁: R.A.

DAVIDSSON: Jak si臋 dowiedzia艂e艣 o聽艣mierci Charlesa Levina?

BREDSTR脰M: Nie pami臋tam. Chyba us艂ysza艂em o聽tym od kogo艣.

DAVIDSSON: Od kogo?

BREDSTR脰M: Nie pami臋tam.

DAVIDSSON: Kiedy si臋 o聽tym dowiedzia艂e艣? Pami臋tasz?

BREDSTR脰M: Nie.

DAVIDSSON: Kiedy ostatni raz widzia艂e艣 Levina?

BREDSTR脰M: W… Zaraz, zaraz, w聽艣rod臋. Osiemnastego, w聽sklepie monopolowym. Sta艂 za mn膮 w聽kolejce. To by艂o nasze pierwsze spotkanie po trzydziestu latach. To chore… to wszystko.

DAVIDSSON: Rozmawiali艣cie ze sob膮?

BREDSTR脰M: Nie nazwa艂bym tego rozmow膮. Powiedzia艂em co艣 w聽stylu: widz臋, 偶e wr贸ci艂e艣, albo co艣 podobnego. A聽on na to: tak. I聽tyle.

DAVIDSSON: Tak? Nie mo偶esz kr臋ci膰 g艂ow膮. Popsu艂a nam si臋 kamera, wi臋c musisz odpowiedzie膰 do mikrofonu.

BREDSTR脰M: Rozumiem. No wi臋c to by艂o wszystko.

DAVIDSSON: Wymienili艣cie kilka s艂贸w w聽kolejce, a聽potem ju偶 ze sob膮 nie rozmawiali艣cie?

BREDSTR脰M: Zgadza si臋.

DAVIDSSON: Nie rozmawiali艣cie ze sob膮 potem na zewn膮trz?

BREDSTR脰M: Nie.

DAVIDSSON: Mamy 艣wiadk贸w, kt贸rzy twierdz膮, 偶e jednak rozmawiali艣cie, przed sklepem monopolowym. Dlaczego k艂amiesz?

BREDSTR脰M: A聽co to ma za znaczenie, czy rozmawiali艣my, czy nie?

DAVIDSSON: To mo偶e mie膰 bardzo du偶e znaczenie. Odpowiedz.

BREDSTR脰M [d艂ugie milczenie]: No dobrze. Tak. Rozmawiali艣my.

DAVIDSSON: Dlaczego od razu tego nie powiedzia艂e艣?

BREDSTR脰M: Wiem, 偶e Levin nie 偶yje. Przyje偶d偶aj膮 po mnie prawie na sygnale, a聽teraz ty mnie wypytujesz, kiedy go widzia艂em po raz ostatni. Nie jestem kretynem, przechodzi艂em ju偶 przez to.

DAVIDSSON: No to spytam jeszcze raz: powiedz, kiedy si臋 z聽nim widzia艂e艣 po raz ostatni.

BREDSTR脰M [wzdycha]: W聽sklepie nic si臋 nie sta艂o. Zap艂aci艂em i聽wyszed艂em. Potem uci臋li艣my sobie pogaw臋dk臋.

DAVIDSSON: Rozwi艅 to.

BREDSTR脰M: Podszed艂em do niego i聽spyta艂em, czego tu, do cholery, szuka. Po tylu latach. Czy wr贸ci艂 po to, 偶eby zniszczy膰 偶ycie kolejnym ludziom? Powiedzia艂em, 偶eby si臋 trzyma艂 od nas z聽daleka. I聽偶eby uwa偶a艂 na siebie, je艣li jeszcze kiedy艣 si臋 spotkamy.

DAVIDSSON: I聽co? Spotkali艣cie si臋?

BREDSTR脰M: Nie.

DAVIDSSON: Za chwil臋 do tego wr贸cimy. Jak zareagowa艂 na t臋 gro藕b臋?

BREDSTR脰M: Nie grozi艂em mu. Po prostu go poinformowa艂em.

DAVIDSSON: Ja bym to uzna艂 za gro藕b臋. Pyta艂em, jak zareagowa艂.

BREDSTR脰M: Chyba w聽og贸le nie zareagowa艂. Po prostu sta艂 i聽gapi艂 si臋 na mnie.

DAVIDSSON: Co by艂o dalej?

BREDSTR脰M: Nic. Wzi膮艂em swoje piwo i聽wr贸ci艂em do domu.

DAVIDSSON: Opowiedz o聽swoich relacjach z聽Levinem. Jak si臋 poznali艣cie?

BREDSTR脰M: Nie poznali艣my si臋. Pozna艂em jego 偶on臋. Je艣li rozumiesz, co mam na my艣li.

DAVIDSSON: Chyba b臋dziesz musia艂 wyja艣ni膰 to dok艂adniej.

BREDSTR脰M: Eva, jego 偶ona, pracowa艂a na kasie w聽markecie. Ja, ale nie tylko ja, wszyscy uwa偶ali艣my, 偶e jest cholernie pi臋kna. Ale ona w聽og贸le si臋 nami nie interesowa艂a. A聽potem wysz艂a za m膮偶 za tego glin臋 i聽urodzi艂a mu dziecko. Potem co艣 si臋 mi臋dzy nimi zacz臋艂o psu膰, przesta艂 j膮 zaspokaja膰, wi臋c zacz臋艂a si臋 rozgl膮da膰 za kim艣 innym. I聽zacz臋li艣my si臋 spotyka膰.

DAVIDSSON: Kiedy to by艂o?

BREDSTR脰M: Latem 1980 roku. Nie pami臋tam kiedy dok艂adnie.

DAVIDSSON: Charles Levin. Kiedy go spotka艂e艣 po raz pierwszy?

BREDSTR脰M: No wi臋c… to by艂o chyba tamtego lata. Mia艂 urlop, tak mi si臋 przynajmniej wydaje, ale i聽tak pojecha艂 do pracy. Eva zadzwoni艂a do mnie i聽przyjecha艂em do nich. Ich dzieciak w艂a艣nie wyje偶d偶a艂 na jaki艣 ob贸z czy na kolonie, dok艂adnie nie pami臋tam, wi臋c by艂a w聽domu sama. A聽potem on wr贸ci艂, w聽trakcie… Kr贸tko m贸wi膮c, zasta艂 nas w聽sypialni.

DAVIDSSON: I聽co?

BREDSTR脰M: Sta艂, gapi艂 si臋 na nas i聽nawet okiem nie mrugn膮艂. To akurat pami臋tam. A聽potem odwr贸ci艂 si臋 i聽wyszed艂. I聽to chyba by艂 koniec. Jaki艣 tydzie艅 p贸藕niej Eva przysz艂a do mnie, do warsztatu, i聽powiedzia艂a, 偶e w聽domu panuje chaos. Ma艂a zacz臋艂a mie膰 jakie艣 problemy i聽ona, to znaczy Eva, musi ratowa膰 swoj膮 rodzin臋. Nie chcia艂a, 偶eby艣my si臋 nadal widywali.

DAVIDSSON: Jak to przyj膮艂e艣?

BREDSTR脰M: Bardzo mnie to dotkn臋艂o. By艂em m艂ody, jeszcze si臋 nie ustatkowa艂em. My艣la艂em, 偶e mo偶e co艣 z聽tego b臋dzie. Ma艂膮 te偶 lubi艂em. Marik臋. S艂odki dzieciak. Mo偶e lekko zakr臋cony, ale w聽tym wieku wszystkim dzieciakom czasem odbija. Wi臋c przyj膮艂em to 藕le. Po jakim艣 czasie oczywi艣cie doszed艂em do siebie. I聽chyba w艂a艣nie wtedy, jesieni膮, dotar艂o do mnie, do czego ten facet jest zdolny.

DAVIDSSON: Co masz na my艣li?

BREDSTR脰M: Moja firma si臋 rozsypa艂a.

DAVIDSSON: Zatrzymano ci臋 si贸dmego pa藕dziernika 1980 roku, na tydzie艅 przed trzydziestymi urodzinami. W聽lutym nast臋pnego roku zosta艂e艣 skazany. Bankructwo…

BREDSTR脰M: To by艂 marzec 1981.

DAVIDSSON: Zgadza si臋.

BREDSTR脰M: To wszystko by艂a jego sprawka. Wiem, 偶e opowiadali艣cie jakie艣 bzdury, 偶e co艣 gdzie艣 sprawdzili艣cie i聽偶e mo偶ecie udowodni膰, 偶e nie mia艂 z聽tym nic wsp贸lnego, ale ja wiem swoje.

DAVIDSSON: Tak?

BREDSTR脰M: Ca艂y czas za mn膮 艂azi艂. Fotografowa艂 ludzi, kt贸rzy przychodzili do mnie do warsztatu i聽takie tam rzeczy. M贸j znajomy go widzia艂. Oczywi艣cie nie by艂em niewinny. Ten facet na zdj臋ciach to ja. Bra艂em r贸偶ne rzeczy, a聽potem je sprzedawa艂em, chocia偶 wiedzia艂em, 偶e s膮 kradzione. Przyznaj臋. Ale inaczej nie poradzi艂bym sobie z聽firm膮.

DAVIDSSON: Kiedy robi艂 te wszystkie zdj臋cia?

BREDSTR脰M: Nie wiem. Dowiedzia艂em si臋 o聽tym dopiero po wszystkim, kiedy og艂oszono wyrok. Wiem, 偶e tak by艂o, chocia偶 nie jestem w聽stanie tego udowodni膰. Wtedy Eva ju偶 nie 偶y艂a, zosta艂 tylko jej gr贸b, a聽on si臋 st膮d zwin膮艂. Bardzo sprytnie.

DAVIDSSON: Insynuujesz co艣? Mam na my艣li wypadek.

BREDSTR脰M: Wiem tyle co wszyscy. Dosz艂o do wypadku. A聽przynajmniej tak si臋 m贸wi艂o. Nic wi臋cej nie wiem. Wed艂ug mnie spraw臋 wyciszono. Ale jestem przekonany, 偶e w聽jaki艣 spos贸b to on za tym sta艂. To on j膮 zabi艂.

DAVIDSSON [d艂ugie milczenie]: Charles Levin mia艂by zabi膰 swoj膮 偶on臋?

BREDSTR脰M: Nie mam na to 偶adnych dowod贸w. Wszystko, co dotyczy艂o tego 艂obuza, zosta艂o wyciszone. Je艣li wzi膮膰 pod uwag臋 wszystkie okoliczno艣ci, by艂o dziwne, 偶e zgin臋艂a w聽wypadku kilka miesi臋cy po tym, jak go zdradzi艂a. Mia艂a co prawda prawo jazdy, ale prawie nigdy nie prowadzi艂a. Zwykle wola艂a i艣膰 na piechot臋 albo jecha膰 na rowerze. Nawet zim膮. Nie wierz臋, 偶eby tego wieczoru siad艂a za kierownic膮 z聽w艂asnej woli. Sprawdzili艣cie, czy kto艣 j膮 w聽og贸le wtedy widzia艂 za kierownic膮?

DAVIDSSON: Oczywi艣cie, 偶e sprawdzili艣my.

BREDSTR脰M: I聽kto j膮 widzia艂?

DAVIDSSON: To by艂o ponad trzydzie艣ci lat temu. Nie pami臋tam, ale na pewno to sprawdzili艣my.

BREDSTR脰M: A聽ja jestem got贸w si臋 za艂o偶y膰, 偶e gdyby艣cie to sprawdzili, toby si臋 okaza艂o, 偶e nie by艂o nikogo, kto by j膮 widzia艂 w聽tym samochodzie. Oficjalna wersja jest nieprawdziwa.

DAVIDSSON: 艁atwo wpadasz w聽z艂o艣膰. Wspomnia艂e艣 o聽niej, kiedy rozmawiali艣cie w聽艣rod臋? Rozmawiali艣cie wtedy o聽Evie?

BREDSTR脰M: Nie.

DAVIDSSON: Ale pewnie o聽niej my艣la艂e艣. Pami臋tasz?

BREDSTR脰M: Jasne, 偶e pami臋tam.

DAVIDSSON: I聽kiedy tamtego wieczoru wsiad艂e艣 do samochodu i聽pojecha艂e艣 do niego, te偶 o聽niej my艣la艂e艣?

BREDSTR脰M: Nie s艂uchasz mnie. Mnie tam nie by艂o.

DAVIDSSON: W聽takim razie jest kilka rzeczy, kt贸rych nie rozumiem. Je艣li rzeczywi艣cie jest tak, jak twierdzisz, to znaczy, 偶e nie jeste艣 tym, kt贸rego szukamy w聽zwi膮zku ze 艣mierci膮 Charlesa Levina.

BREDSTR脰M: Bo nie mnie szukacie.

DAVIDSSON: Tak, ci膮gle to powtarzasz, ale my ci do ko艅ca nie wierzymy. I聽w艂a艣nie dlatego tu jeste艣. Trzyma艂e艣 w聽gara偶u kradziony samoch贸d. Teraz ju偶 go tam nie ma. Sam mi pokaza艂e艣 pusty gara偶. A聽samoch贸d stoi spalony niedaleko cmentarza. Widziano go na drodze tego dnia, kiedy dosz艂o do morderstwa. Wiemy, 偶e w艂a艣nie ten samoch贸d sta艂 na ulicy przed domem Levina. W艂a艣nie wtedy, kiedy zgin膮艂. Nie potrafisz powiedzie膰, co w聽tym czasie robi艂e艣, poza tym, 偶e wypi艂e艣 sporo alkoholu. A聽zar贸wno ty, jak i聽ja wiemy, jak si臋 zachowujesz, kiedy wypijesz troch臋 za du偶o. Miewasz zaniki pami臋ci i聽nie wiesz, co robisz. Zaledwie kilka godzin wcze艣niej spotka艂e艣 Levina i聽mu grozi艂e艣. Poza tym podejrzewasz, 偶e mia艂 co艣 wsp贸lnego ze 艣mierci膮 Evy. To by艂o wiele lat temu, ale teraz twoje podejrzenia wracaj膮…

BREDSTR脰M [d艂ugie milczenie]: Ja…

DAVIDSSON: Nie wygl膮da to dobrze, Danielu. Sam to chyba rozumiesz.

BREDSTR脰M: Kto艣 zerwa艂 k艂贸dk臋 z聽drzwi gara偶u. Kto艣 ukrad艂 samoch贸d. Tamtego wieczoru nie jecha艂em samochodem. I聽nie ja go zabi艂em. Ja siedzia艂em w聽domu.

DAVIDSSON: Jaki numer rejestracyjny mia艂 samoch贸d, kt贸ry sta艂 w聽twoim gara偶u?

BREDSTR脰M: Nie wiem. Poza tym tablice by艂y fa艂szywe.

DAVIDSSON: W艂a艣nie o聽te fa艂szywe mi chodzi.

BREDSTR脰M: FOR 528.

DAVIDSSON: Sp贸jrz na to zdj臋cie. To ty, prawda? Rozmowa jest nagrywana, wi臋c musz臋 doda膰, 偶e zdj臋cie zosta艂o zrobione przez 艣wiadka w聽pobli偶u Alvav盲gen 10, wieczorem osiemnastego czerwca. Przedstawia volvo z聽numerem rejestracyjnym FOR 528. Tablice s膮 wyra藕nie widoczne. W聽艣rodku siedzi m臋偶czyzna. Tym m臋偶czyzn膮 jest Daniel Bredstr枚m.

BREDSTR脰M: To nie ja. To nie mog艂em by膰 ja. Ja by艂em w聽domu.

DAVIDSSON: Sp贸jrz na to z聽mojego punktu widzenia.

BREDSTR脰M: Na tym zdj臋ciu nie wida膰 nawet, czy to m臋偶czyzna, czy kobieta. Jest niewyra藕ne.

DAVIDSSON: Zanim powt贸rz臋 pytanie, wyjd臋 na chwil臋 na dw贸r zaczerpn膮膰 艣wie偶ego powietrza. Zostawi臋 ci臋, 偶eby艣 m贸g艂 to wszystko w聽spokoju przemy艣le膰.

BREDSTR脰M: Id藕 do diab艂a.

BIRCK SPOGL膭DA NA NOTES, przez u艂amek sekundy w艂asny charakter pisma wydaje mu si臋 nagle obcy, jakby to, co czyta, napisa艂 kto艣 inny. Dochodzi do wniosku, 偶e musi to mie膰 zwi膮zek z聽tym pokojem, ze szpitalem w聽og贸le. Wszystko tak 艂atwo zniekszta艂ci膰. Tu nic nie dzieje si臋 naprawd臋, jak tam, na zewn膮trz.

Drzwi si臋 otwieraj膮 i聽do pokoju wchodzi Klawisz. Birck spogl膮da na niego i聽ma wra偶enie, jakby d艂ugo przebywa艂 w聽zamkni臋ciu i聽nareszcie kto艣 przyszed艂 mu pom贸c si臋 wydosta膰 i聽wyj艣膰 na 艣wie偶e powietrze.

Klawisz trzyma w聽r臋ku pojedyncz膮 kartk臋.

Grimberg spogl膮da ni膮 zaciekawiony.

-聽Jaka艣 lista?

-聽Dzi臋kuj臋 -聽m贸wi Birck i聽wychodzi razem z聽Klawiszem, zostawia Grimberga samego.

-聽Od maja do dzisiaj -聽informuje Klawisz. -聽Jak wida膰, nie mia艂a zbyt wielu go艣ci. Je艣li b臋dziesz chcia艂 si臋gn膮膰 dalej wstecz, b臋d臋 musia艂 wej艣膰 w聽materia艂y archiwalne. To inny plik.

-聽Mam wra偶enie, 偶e to mi wystarczy -聽m贸wi Birck.

Na samej g贸rze widnieje imi臋 i聽nazwisko: Marika Alderin, potem PESEL, a聽potem cztery kolumny: imi臋 i聽nazwisko go艣cia, dow贸d to偶samo艣ci, data i聽godzina, i聽informacja o聽tym, kim jest go艣膰 dla pacjenta. W聽ten spos贸b opisano histori臋 odwiedzin.

-聽Patrz膮c na kolumn臋 drug膮 i聽czwart膮, mo偶na odnie艣膰 wra偶enie, 偶e nie jeste艣my zbyt dok艂adni -聽m贸wi Klawisz. -聽Ale brak krzy偶yka przy dowodzie to偶samo艣ci znaczy, 偶e to偶samo艣膰 go艣cia zosta艂a sprawdzona wcze艣niej i聽偶e recepcjonista go rozpozna艂. Podobnie jest w聽przypadku zwi膮zku 艂膮cz膮cego odwiedzaj膮cego z聽pacjentem.

-聽Dzi臋kuj臋.

-聽Je艣li kto艣 zobaczy t臋 list臋, pami臋taj: nie ja ci j膮 da艂em.

Przez szyb臋 w聽drzwiach wida膰 Grimberga. Siedzi bardzo, bardzo spokojnie.

-聽Ma jeszcze p贸艂 godziny wolnego -聽odzywa si臋 Klawisz. -聽Potem idzie na terapi臋.

-聽Sko艅czymy wcze艣niej.

Birck przygl膮da si臋 kolumnom listy. Pierwszym go艣ciem Mariki Alderin w聽maju by艂 Charles Levin: si贸dmego spotka艂 si臋 z聽ni膮 pi臋膰 po wp贸艂 do jedenastej, wizyta trwa艂a czterdzie艣ci pi臋膰 minut. Dziesi膮tego, dwunastego i聽pi臋tnastego te偶 u聽niej by艂, ale po po艂udniu. Poza tym maj raczej nie obfitowa艂 w聽wizyty. Przyszed艂 jaki艣 terapeuta z聽zewn膮trz i聽jaki艣 biedny policjant z聽wydzia艂u narkotyk贸w. Zapewne nie艣wiadom, co go czeka, przychodzi艂 przes艂ucha膰 Marik臋 Alderin w聽sprawie jakiego艣 dochodzenia sprzed dziesi臋ciu lat. Numer sprawy zosta艂 odnotowany na marginesie.

Levin odwiedzi艂 j膮 dziewi臋tnastego maja, by艂 u聽niej od wp贸艂 do pierwszej do za kwadrans pi膮ta po po艂udniu. To by艂o jego po偶egnanie z聽c贸rk膮, chocia偶 oczywi艣cie nigdzie tego nie odnotowano.

W聽czerwcu Marika mia艂a go艣ci sze艣膰 razy i聽chocia偶 ten przekl臋ty miesi膮c jeszcze si臋 nie sko艅czy艂, to pewnie nie mia艂o ich by膰 wi臋cej. Odwiedzi艂 j膮 terapeuta z聽zewn膮trz, pracownik opieki spo艂ecznej, kobieta z聽ubezpieczenia, nie podano celu wizyty. I聽jeszcze m臋偶czyzna, kt贸ry w聽tym jednym miesi膮cu odwiedzi艂 j膮 trzy razy. Jego nazwisko wprawia Bircka w聽konsternacj臋. Rubryka potwierdzenie to偶samo艣ci jest pusta, zwi膮zku z聽pacjentem r贸wnie偶 nie odnotowano. Wpisano jedynie nazwisko i聽dat臋.

Wszystkie trzy wizyty z艂o偶y艂 jej tu偶 po czwartej po po艂udniu. Za ka偶dym razem trwa艂y nieca艂e trzy kwadranse.

Birck czyta nazwisko kilka razy.

On. Co on tu, do diab艂a, robi艂?

-聽WRACAJMY DO ROZMOWY -聽m贸wi Birck. -聽Kiedy si臋 tu znalaz艂e艣, ile czasu min臋艂o, zanim do ciebie dotar艂o, 偶e Marika tu jest?

-聽M贸wi艂em ju偶, 偶e mnie to nudzi -聽odpowiada Grimberg. Nagle zaczyna mu si臋 dok艂adnie przygl膮da膰. -聽Jeste艣 wstrz膮艣ni臋ty -聽stwierdza ze zdziwieniem. -聽Co by艂o na tej li艣cie?

Birck zastanawia si臋. Co, do diab艂a, powinien zrobi膰? Bierze g艂臋boki wdech.

-聽Je艣li powiesz mi co艣, co doprowadzi do z艂apania mordercy Levina, zrobi臋 wszystko, co b臋d臋 m贸g艂, 偶eby艣 dosta艂 pozwolenie na wychodzenie na zewn膮trz.

Grimberg si臋 u艣miecha.

-聽Niby jak?

-聽Martin Sanchez-Jankowski to m贸j przyjaciel.

-聽K艂amiesz.

-聽Chocia偶 raz si臋 mylisz. Mo偶esz mi wierzy膰 albo nie, ale ja i聽pan ordynator byli艣my razem w聽wojsku.

Birck si臋ga po kom贸rk臋, otwiera SMS-y, znajduje te, kt贸rych szuka. Czyta je szybko, 偶eby si臋 upewni膰, czy nie ma w聽nich nic, co powinien zachowa膰 dla siebie, i聽pokazuje je Grimbergowi.

Grimberg patrzy na ekran.

-聽Leo o聽tym wie? 呕e go znasz?

-聽Nie.

-聽Powiem mu.

-聽Prosz臋 bardzo.

-聽Kiedy si臋 urodzi艂? -聽pyta Grimberg. -聽Martin Sanchez-Jankowski. Podaj dat臋.

-聽Co?

-聽Je艣li go znasz, to chyba wiesz, kiedy ma urodziny?

-聽A聽ty wiesz? -聽u艣miecha si臋 Birck.

-聽Oczywi艣cie.

Birck czuje, jak si臋 poci pod koszul膮. Krawat zamienia si臋 w聽p臋tl臋, ma ochot臋 go poluzowa膰, ale nie chce da膰 Grimbergowi satysfakcji.

-聽Ma urodziny w聽marcu. Pi膮tego marca.

-聽To wszystko mo偶e by膰 bujda.

Tym razem to Birck si臋 u艣miecha.

-聽B臋dziesz musia艂 mi zaufa膰.

-聽Kiedy tu przyjecha艂e艣 jesieni膮, ile czasu min臋艂o, zanim si臋 dowiedzia艂e艣, 偶e jest tu Marika Alderin? -聽powtarza Birck.

-聽Kilka tygodni.

Wspomnienia wracaj膮, to wida膰. Ale na kr贸tko, jedno mrugni臋cie i聽wszystko znika. Jakby Grimberg by艂 w聽stanie przywo艂a膰 obraz z聽przesz艂o艣ci, a聽nie potrafi艂 go zachowa膰. Je艣li to w聽og贸le prawda.

-聽Pocz膮tkowo trzymali mnie w聽zamkni臋ciu dwadzie艣cia trzy godziny na dob臋. Poddawali mnie badaniom, testom. Widzia艂em tylko cztery 艣ciany celi czy pokoju, jak to si臋 z聽jakiego艣 powodu nazywa. Ale w聽ko艅cu j膮 zobaczy艂em, w聽艣wietlicy. Usiad艂em obok niej przed telewizorem. Pozna艂a mnie.

-聽Co powiedzia艂a?

-聽Wypowiedzia艂a moje imi臋, a聽raczej to, pod kt贸rym mnie zna艂a. I聽to wszystko. Kiedy si臋 spotykamy, zawsze co艣 m贸wi: jedno, dwa s艂owa, czasem jakie艣 zdanie.

-聽Na przyk艂ad?

-聽Raz spyta艂a, czy mog臋 jej przynie艣膰 krzes艂o, 偶eby mog艂a po艂o偶y膰 na nim nogi. Powiedzia艂em, 偶e niestety nie. 呕e mam pewne… ograniczenia. - U艣miecha si臋. -聽Trudno si臋 ruszy膰, kiedy si臋 ma kajdanki na r臋kach i聽nogach. Ach tak, odpowiedzia艂a. Krzes艂o przyni贸s艂 jej jeden z聽opiekun贸w, ale zaraz potem znikn臋艂a.

-聽Jestem coraz bardziej zestresowany. I聽zawiedziony.

-聽Dlaczego? -聽pyta Grimberg.

-聽Opowiadasz anegdotki bez 偶adnego znaczenia. To do niczego nie prowadzi. Prawd臋 m贸wi膮c, spodziewa艂em si臋, 偶e wiesz co艣 wi臋cej. Nie licz na 偶adn膮 przepustk臋.

D艂onie Grimberga s膮 spokojne, ma nad nimi pe艂n膮 kontrol臋. Unosi nieco ramiona i聽powstrzymuje si臋 od mrugni臋cia, robi to niemal niezauwa偶alnie.

-聽Mo偶e zadajesz niew艂a艣ciwe pytania?

-聽A聽o聽co powinienem pyta膰?

-聽Kiedy rozmawia艂e艣 z聽Klawiszem o聽Marice, pewnie powiedzia艂 ci o聽sprz臋cie muzycznym, kt贸ry jej zabrali ju偶 dobry tydzie艅 temu.

-聽Do czego zmierzasz?

-聽Jak my艣lisz, dlaczego to zrobili?

Mo偶liwe, 偶e k艂amie. Jest do tego zdolny.

-聽Dlaczego Marice zabrano sprz臋t?

-聽Czternastego czerwca -聽m贸wi Grimberg -聽w聽艣wietlicy, po lunchu, Marika opar艂a si臋 o聽mnie i聽powiedzia艂a, 偶e si臋 boi. Spyta艂em, czego si臋 boi. Powiedzia艂a, 偶e nast臋pnego dnia ma j膮 odwiedzi膰 pewien m臋偶czyzna. M臋偶czyzna, kt贸ry chce j膮 skrzywdzi膰.

-聽I聽co?

-聽Powiedzia艂em, 偶eby co艣 z聽tym zrobi艂a.

-聽Co?

-聽呕eby nagra艂a t臋 wizyt臋.

-聽Jeste艣 pewien, 偶e to by艂o czternastego?

-聽Na pewno nast臋pnego dnia mia艂a go艣cia. Pi臋tnastego.

-聽Na pewno? -聽pyta Birck. -聽I聽nagra艂a wszystko?

Nie zastanawiaj膮c si臋, si臋ga po list臋 i聽wpatruje si臋 w聽ni膮 na oczach Grimberga. Pi臋tnastego czerwca Marika Alderin mia艂a tylko jednego go艣cia.

Grimberg pochyla si臋 do przodu.

-聽Ciekawe -聽m贸wi, patrz膮c na list臋. -聽Znam to nazwisko.

-聽TO ON, DO CHOLERY.

Davidsson jest czerwony z聽podniecenia.

-聽Tak czy inaczej, mia艂am racj臋 -聽stwierdza Tove, kt贸ra stoi obok niego. -聽Eva Levin i聽Daniel Bredstr枚m spotykali si臋 za plecami Levina.

Patrz臋 na siedz膮cego w聽pokoju m臋偶czyzn臋 i聽my艣l臋 o聽b贸lu, jakiego do艣wiadcza艂 Levin, o聽tym, jaki musia艂 by膰 z艂y. B贸l i聽z艂o艣膰 s膮 niebezpieczne.

-聽To tylko kwestia czasu. W聽ko艅cu si臋 za艂amie -聽stwierdza Davidsson.

-聽Mo偶e i聽tak -聽wchodzi mu w聽s艂owo Tove. -聽Ale niekoniecznie z聽powodu tego, o聽co go podejrzewamy.

-聽O聽co ci chodzi?

-聽Sp贸jrz na niego -聽ci膮gnie Tove, wskazuj膮c na Bredstr枚ma, kt贸ry siedzi nieruchomo i聽przygl膮da si臋 swoim d艂oniom. -聽Nie bardzo wie, co si臋 dzieje. Naprawd臋 s膮dzisz, 偶e by艂by w聽stanie to zrobi膰? Ja nie.

Davidsson patrzy na Tove, potem na mnie i聽zn贸w na Tove. Jest zaskoczony.

-聽Ale wszystko si臋 zgadza.

-聽Wszystko mog艂oby si臋 zgadza膰 -聽m贸wi臋.

-聽Czy ty… -聽zaczyna Davidsson. Milknie, jego twarz wykrzywia grymas. - Ty si臋 z聽ni膮 zgadzasz?

-聽Tak. Poza tym nie przekonuje mnie motyw.

-聽Motyw -聽prycha Davidsson. -聽Motyw to co艣, o聽czym spekuluj膮 ludzie i聽media. Dla zabicia czasu. Tak naprawd臋 licz膮 si臋 tylko fakty.

-聽Mamy jedynie poszlaki.

-聽Je艣li si臋 przyzna, to to si臋 zmieni.

-聽Na razie si臋 nie przyzna艂 -聽wtr膮ca Tove.

-聽Powiedzia艂em, 偶e to kwestia czasu. Sp贸jrzcie na niego.

-聽W艂a艣nie na niego patrz臋 -聽m贸wi臋. -聽I聽zgadzam si臋 z聽Tove. On… -聽Urywam, nie wiem, co powiedzie膰. -聽Morderca Levina dzia艂a艂 spokojnie, wed艂ug planu. Nie tkn膮艂 fili偶anki z聽kaw膮, strzeli艂 do niego z聽bliska, dzia艂a艂, jakby by艂 pewien, 偶e ma mn贸stwo czasu. Poza tym zabra艂 komputer, kom贸rk臋 i聽drukark臋. Albo skaner. Co Bredstr枚m mia艂by z聽nimi zrobi膰?

-聽Sprzeda膰 -聽odpowiada Davidsson. -聽A聽dlaczego nie? Pewnie ju偶 to zrobi艂. Spytam go, ale jestem niemal pewien, 偶e uzna艂, 偶e to okazja, 偶eby zgarn膮膰 troch臋 dodatkowej kasy.

-聽W膮tpi臋 -聽stwierdzi艂a Tove. -聽Chocia偶 taka mo偶liwo艣膰 oczywi艣cie istnieje.

Niezbyt to wiarygodne, 偶eby nie powiedzie膰, 偶e idiotyczne, zw艂aszcza 偶e wymy艣li艂 to kto艣, kto si臋 uwa偶a za policjanta. Je艣li zabija cz艂owieka kto艣 o聽mentalno艣ci Bredstr枚ma, to jest tak roztrz臋siony, 偶e nie jest w聽stanie kalkulowa膰 tak, jak Davidsson to przed chwil膮 przedstawi艂.

-聽Mo偶liwo艣膰 istnieje, ale nie wierz臋, 偶e tak by艂o -聽ci膮gnie Tove po chwili. -聽I聽nie wierz臋, 偶e to on siedzi w聽samochodzie na tym zdj臋ciu.

-聽Ja… -聽zaczyna Davidsson i聽przerywa, bo dzwoni jego kom贸rka. Odbiera: - Davidsson, s艂ucham? Tak, zgadza si臋. Ju偶? 艢wietnie. Tak, oczywi艣cie, jeste艣my wdzi臋czni, 偶e chce wam si臋 przyje偶d偶a膰. Dobrze. Zadzwo艅cie, jak b臋dziecie na miejscu. Dopilnuj臋, 偶eby wasz kolega na was zaczeka艂. Co? Tak, on… Co takiego? -聽Nagle odwraca si臋 i聽patrzy na mnie: -聽Jak ty si臋 nazywasz?

-聽Leo Junker -聽m贸wi臋 powoli.

-聽Leo Junker -聽powtarza Davidsson.

Otwieram drzwi, wychodz臋 na korytarz, id臋 szybko, nier贸wnym krokiem. Zn贸w bol膮 mnie 偶ebra, wraca b贸l g艂owy, gdzie艣 z聽ty艂u dobiega mnie g艂os Davidssona, si臋gam do kieszeni po tabletk臋 morfiny.

Wk艂adam j膮 do ust, zatrzymuj臋 si臋 obok sali konferencyjnej. B贸l przybiera na sile, j臋cz臋.

-聽Co, do diab艂a! -聽wrzeszczy Davidsson.

Najwy偶sza pora opu艣ci膰 to miejsce.

WRZESIE艃-PA殴DZIERNIK 1980

-聽Jedyne, czego od ciebie oczekuj臋, Charles, to 偶eby艣 rozwa偶y艂 te偶 plusy takiego rozwi膮zania, zamiast skupia膰 si臋 wy艂膮cznie na minusach. Oczywi艣cie mo偶esz wzi膮膰 ze sob膮 rodzin臋.

Charles przycisn膮艂 s艂uchawk臋 s艂u偶bowego telefonu ramieniem do ucha i聽si臋gn膮艂 po ryz臋 papieru maszynowego.

-聽Oczywi艣cie pochlebia mi to, ale niepotrzebnie dzwonisz.

-聽Co biedny urz臋dnik mo偶e zrobi膰, 偶eby艣 zmieni艂 zdanie? -聽zapyta艂 Paul.

Charles za艣mia艂 si臋 g艂o艣no.

-聽Nic.

-聽Prawdziwa praca w聽policji opiera si臋 na przys艂ugach, co艣 za co艣, tak偶e mi臋dzy kolegami. Jestem ci wdzi臋czny, 偶e tak umiej臋tnie przedstawi艂e艣 wszystkie aspekty sprawy Lichtera, to by艂a bardzo delikatna kwestia.

-聽Tak si臋 um贸wili艣my -聽odpowiedzia艂 Charles, i聽chocia偶 nie skupia艂 si臋 wy艂膮cznie na rozmowie, zni偶y艂 g艂os.

-聽No w艂a艣nie. -聽Paul odkaszln膮艂. -聽Powiedz, czy w聽jaki艣 spos贸b mog臋 ci ul偶y膰 w聽twoim codziennym 偶yciu.

To by艂a ich czwarta rozmowa telefoniczna w聽tej sprawie. Pocz膮tkowo Charles by艂 za偶enowany, potem zacz臋艂o mu to schlebia膰, a聽kiedy Paul zadzwoni艂 po raz trzeci, zacz膮艂 si臋 powa偶nie zastanawia膰. Teraz ko艂o si臋 zamkn臋艂o: by艂 za偶enowany, ale tym razem z聽innego powodu. Zaczerpn膮艂 powietrza.

-聽Ostatnio wpad艂em na co艣, co nie daje mi spokoju. Mam wra偶enie, 偶e pewien facet, niejaki Daniel Bredstr枚m, kt贸ry tu, w聽Bruket, prowadzi warsztat samochodowy, przy okazji zajmuje si臋 te偶 paserstwem.

-聽Sk膮d to przekonanie?

-聽Mam jego poczynania na zdj臋ciach. Wida膰 na nich, jak pod warsztat podje偶d偶aj膮 ci臋偶ar贸wki z聽towarem. Potem ukrywa go w聽swoim warsztacie. Mam powody s膮dzi膰, 偶e to towar kradziony. Mam te偶 zdj臋cia, na kt贸rych wida膰, jak przekazuje towar kupcowi.

-聽No prosz臋. To niedobrze. Ale do czego ja ci jestem potrzebny?

-聽Jak wiesz, pracuj臋 w聽komisariacie w聽mie艣cie, nie na posterunku w聽Bruket. Miejscowi geniusze powinni dosta膰 cynk od kogo艣 z聽zewn膮trz. Bruket to niewielka osada, zreszt膮 miasto te偶 nie jest du偶e. Tu wszyscy znaj膮 wszystkich. Je艣li kto艣 b臋dzie chcia艂, bez problemu udowodni, 偶e to ja si臋 za tym kryj臋.

-聽Rozumiem -聽powiedzia艂 Paul i聽jego g艂os rzeczywi艣cie brzmia艂 tak, jakby rozumia艂. -聽Przy艣lij mi te zdj臋cia. Ale oczekuj臋, 偶e kt贸rego艣 dnia powiesz mi, o聽co tak naprawd臋 chodzi.

-聽Mo偶e.

Paul si臋 roze艣mia艂.

-聽Na razie, Charles.

Kiedy Charles od艂o偶y艂 s艂uchawk臋, czu艂, jak niebezpiecznie szybko bije mu serce.

Dopiero teraz przyszed艂 b贸l. Po miesi膮cu. Eva pr贸bowa艂a raz si臋 do niego zbli偶y膰, ale nie pozwoli艂 jej. Sypia艂 na kanapie w聽du偶ym pokoju. Nigdy nie wracali do tego, co si臋 sta艂o. Tak by艂o 艂atwiej. W聽g艂臋bi duszy wiedzia艂, 偶e z聽ni膮 zostanie.

W艂a艣ciwie nie by艂 do ko艅ca pewien, czy tego chce, ale wiedzia艂, 偶e musi ratowa膰 rodzin臋. Mo偶e brzmia艂o to okropnie staro艣wiecko, mo偶e to by艂 frazes, kt贸rym si臋 kierowali jego rodzice, ale wiedzia艂, 偶e musi przy tym trwa膰.

Ilu mieszka艅c贸w Bruket wiedzia艂o o聽tym, co si臋 sta艂o? Eva by艂a dyskretna, ale Bredstr枚m? Nie nale偶a艂 do tych, kt贸rzy milcz膮 o聽swoich podbojach. Raczej przeciwnie. Charles stara艂 si臋 nie pokazywa膰 na rynku, ale kiedy ju偶 musia艂 tam i艣膰, by艂 przekonany, 偶e ludzie patrz膮 na niego wymownie, 偶e szepcz膮 za jego plecami, 偶e si臋 z聽niego 艣miej膮.

Narasta艂a w聽nim z艂o艣膰. I聽nie mia艂 co z聽ni膮 zrobi膰.

Eva dostosowa艂a si臋 do jego rytmu. Niekiedy by艂 jej wdzi臋czny za to, 偶e nie mia艂a wobec niego 偶adnych oczekiwa艅. Czasem jednak mia艂 ochot臋 na ni膮 krzykn膮膰, 偶eby przesta艂a. Czu艂 si臋 jak dziecko.

Rodzicom nic nie powiedzia艂, bratu te偶 nie ani kolegom. Nosi艂 sw贸j wstyd sam, bo to by艂 wstyd, i聽pragn膮艂 tylko, 偶eby z聽czasem przesta艂 by膰 taki ci臋偶ki.

Pewnego ch艂odnego pa藕dziernikowego dnia Daniel Bredstr枚m zosta艂 zatrzymany i聽oskar偶ony o聽paserstwo.

Charles spojrza艂 w聽lustro: by艂 bledszy ni偶 kiedykolwiek.

LISTOPAD 1984

-聽Nie mia艂y by膰 w聽tr贸jk臋? -聽spyta艂 Paul.

-聽Mia艂y.

-聽Przeoczy艂y艣my jedn膮?

-聽Nie. Uspok贸j si臋.

We wstecznym lusterku wida膰 脰hrns Horn. Kobiety podjecha艂y bia艂ym renault Leny Gr盲ns. S膮 w聽dobrych nastrojach. Gr盲ns idzie energicznym krokiem, pewna siebie, Falck jest spokojna i聽wyluzowana. Siadaj膮 przy stoliku niedaleko okna i聽zamawiaj膮 butelk臋 wina. Rozmawiaj膮, 艣miej膮 si臋. Naszyjnik Gr盲ns od czasu do czasu mieni si臋 w聽ciep艂ym 艣wietle.

-聽Jak si臋 nazywa ta trzecia? -聽pyta Paul.

-聽Ulla Jones. Mo偶e co艣 jej wypad艂o.

-聽Tak, niech to szlag.

Samoch贸d: stary ford, kt贸ry wkr贸tce ma zosta膰 zez艂omowany i聽wycofany z聽rejestru. Pierwotnie by艂 zarejestrowany w聽S盲trze, p贸艂 roku sta艂 nieu偶ywany, a聽jakie艣 p贸艂 roku temu znale藕li go porzuconego w聽podziemnym gara偶u na S枚dermalmie. Nikt nie potrafi艂 powiedzie膰, jak si臋 tam znalaz艂, ale te偶 nikt nie ro艣ci艂 sobie do niego pretensji.

Uznali, 偶e to najlepsze, co im si臋 uda艂o znale藕膰. Citroen Paula nie wchodzi艂 w聽gr臋. Falck mog艂a go rozpozna膰. W聽radiu lec膮 wiadomo艣ci: zab贸jstwo Indiry Gandhi wywo艂a艂o zamieszki w聽Indiach. Istniej膮 obawy, 偶e zamordowano tysi膮ce sikh贸w. Palme to skomentowa艂, daj膮c wyraz swemu przera偶eniu. Potem lec膮 wiadomo艣ci krajowe: na pierwszym miejscu sprawa koncernu Bofors: dalszy ci膮g kontrowersji zwi膮zanych z聽doniesieniem na policj臋 na producenta broni, firm臋 Bofors, z艂o偶onym w聽maju przez szwedzk膮 organizacj臋 pacyfistyczn膮, stowarzyszenie dzia艂aj膮ce na rzecz pokoju i聽rozejmu. Cz臋艣膰 kierownictwa koncernu 偶膮da, 偶eby osoba czy osoby odpowiedzialne za wyciek informacji dotycz膮cych handlu broni膮 z聽Dubajem i聽Bahrajnem ujawni艂y si臋 i聽zosta艂y poci膮gni臋te do odpowiedzialno艣ci.

Charles wy艂膮cza radio.

Nie pozostaje im nic innego, jak czeka膰.

Ju偶 bywali w聽podobnych sytuacjach. A聽wszystko zacz臋艂o si臋 w聽1980 roku, kiedy wys艂a艂 Paulowi zdj臋cia Daniela Bredstr枚ma, a聽Paul zrobi艂 to, o聽co go prosi艂. Odda艂 mu przys艂ug臋. To wszystko. Tyle 偶e potem ju偶 nic nie by艂o tak jak dawniej.

Ile cz艂owiek jest w聽stanie znie艣膰? Nigdy nie twierdzi艂, 偶e zna odpowied藕 na to pytanie, ale te偶 nie spodziewa艂 si臋, 偶e sprawy mog膮 zaj艣膰 a偶 tak daleko.

Mo偶e dlatego teraz mia艂 wra偶enie, jakby wchodzi艂 do jaskini lwa, maj膮c krew na r臋kach.

-聽O聽czym my艣lisz? -聽pyta Paul.

-聽Jak to?

-聽Tak tylko spyta艂em. -聽Paul wk艂ada r臋ce do kieszeni p艂aszcza. -聽Zimno, cholera.

Na tylnym siedzeniu le偶y maszynka, kt贸r膮 Paul po rozmowie z聽Krausem wygrzeba艂 z聽szafy. Ma艂a, z聽szarego metalu, przypomina kompresor z聽niewielkim dodatkowym zbiornikiem na wod臋. W聽rogu piecz膮tka informuj膮ca, 偶e nale偶y do MFS HAUPTABTEILUNG IX.

-聽Przera偶a mnie -聽m贸wi Charles.

-聽Dosta艂em w聽prezencie od poprzednika Krausa.

Przed nimi l艣ni oblodzona jezdnia Folkungagatan. Do samochodu przenika ch艂odna wilgo膰 z聽zewn膮trz, wciska si臋 za ko艂nierze, k艂adzie si臋 na karku i聽na plecach.

-聽Opu艣膰 troch臋 szyb臋 -聽m贸wi Charles.

-聽Zwariowa艂e艣?

-聽Szyby zaparowa艂y. Musimy je widzie膰.

Paul opuszcza troch臋 szyb臋 od strony kierowcy, tyle, 偶eby przez szczelin臋 mo偶na by艂o wysun膮膰 palec.

-聽Wiesz, 偶e po tym wszystkim… -聽zaczyna Charles, nie patrz膮c na niego. - Potem koniec -聽m贸wi. -聽To co艣 innego ni偶 to, co dotychczas robili艣my. Chodzi mi o聽ryzyko… To ostatnie takie zadanie.

-聽Wiem.

-聽Zamierzam poprosi膰 o聽przeniesienie.

-聽Dok膮d?

-聽Nie wiem. Mo偶e do wydzia艂u zab贸jstw. Albo zajm臋 si臋 dochodzeniami. Pracowa艂em tam w聽latach siedemdziesi膮tych. I聽podoba艂o mi si臋.

-聽Nie zapominaj, 偶e s膮 pewne rzeczy, kt贸re si臋 zmieni艂y, ale w聽naszym 艣wiecie, nie w聽ich.

-聽Nie jestem dzieckiem.

Paul otwiera usta, nabiera powietrza, jakby chcia艂 co艣 powiedzie膰, ale nagle zmienia zdanie. Wypuszcza powietrze. Oddycha ci臋偶ko.

-聽Ona to pami臋ta -聽m贸wi Charles.

-聽Kto co pami臋ta?

-聽Marika. Pami臋ta tamten wiecz贸r.

-聽Ile z聽niego pami臋ta?

-聽Ca艂kiem sporo. Pisa艂a o聽tym pod koniec wrze艣nia w聽pami臋tniku.

-聽Czyta艂e艣 go?

-聽Tylko ten wpis.

Paul kiwa g艂ow膮, nic nie m贸wi.

Nie ma wi臋cej s艂贸w.

STRUMIE艃 LUDZI NIE PRZESTAJE p艂yn膮膰 chodnikami Folkungagatan, tyle 偶e czasem jest wi臋kszy, a聽czasem nieco mniejszy. Zegarek tyka, jest wp贸艂 do 贸smej, potem robi si臋 wp贸艂 do dziewi膮tej, mija dziewi膮ta, wskaz贸wka przesuwa si臋 powoli na kwadrans po.

-聽Poprosi艂y o聽rachunek. -聽Paul sprawdza, czy s艂u偶bowa bro艅 jest na swoim miejscu, pod lew膮 pach膮. -聽呕ycz mi powodzenia.

-聽Nie.

艢mieje si臋, ale jest to 艣miech pozbawiony rado艣ci.

Paul staje przed lokalem. Widzi, jak wewn膮trz Cats Falck i聽Lena Gr盲ns zaczynaj膮 si臋 ubiera膰. Gr盲ns m贸wi co艣 do Falck, a聽ona przytakuje i聽si臋 艣mieje. Wychodz膮 i聽zatrzymuj膮 si臋 na chodniku. Paul podchodzi. Falck zamiera, Gr盲ns sprawia wra偶enie zdezorientowanej. Patrzy na Paula, potem na przyjaci贸艂k臋, a聽potem zn贸w na Paula.

Paul rozpina p艂aszcz, widzi, kiedy -聽o, w艂a艣nie w聽tym momencie - zauwa偶aj膮, 偶e ma bro艅.

Charles patrzy na wargi Cats: Czego pan chce?

Paul: Porozmawia膰.

Falck kr臋ci g艂ow膮, zerka na zegarek. Paul si臋 u艣miecha. Gr盲ns ogl膮da si臋 przez rami臋.

Charles zastanawia si臋, co Paul powie, jak dobierze s艂owa, je艣li w聽og贸le b臋dzie je dobiera艂.

Paul wskazuje na bia艂e renault Leny Gr盲ns. Lena Gr盲ns kr臋ci g艂ow膮: Pi艂am wino.

Falck nie spuszcza wzroku z聽broni, kt贸r膮 Paul ma pod pach膮. Paul k艂adzie d艂o艅 na jej r臋ce, ucisza j膮.

Ruszaj膮 razem w聽stron臋 samochodu Leny Gr盲ns. Charles przesuwa si臋 na miejsce kierowcy, patrzy, jak Gr盲ns manewruje, pr贸buj膮c w艂膮czy膰 si臋 do ruchu. I聽rusza za nimi w聽listopadowych ciemno艣ciach.

HAMMARBYHAMNEN JEST puste, cienie s膮 tak blisko, 偶e niemal mo偶na ich dotkn膮膰. Po drugiej stronie wody le偶y Lugnet ze zlikwidowanymi zak艂adami przemys艂owymi i聽ciemnymi zak膮tkami.

Bia艂e renault skr臋ca w聽lewo przy odcinku nabrze偶a oznaczonym liczb膮 301, mija kolejne, zwalnia przy numerze 309 i聽nagle zatrzymuje si臋 przy 310.

Charles ledwie jest w聽stanie wyhamowa膰, skr臋ca gwa艂townie, prawa strona forda ociera si臋 o聽lewy bok renault. W聽powietrzu fruwaj膮 p艂aty bia艂ego lakieru.

Szlag.

Falck i聽Gr盲ns wysiadaj膮, Paul idzie za nimi.

-聽No c贸偶 -聽m贸wi i聽rozgl膮da si臋.

-聽Moje auto -聽m贸wi Gr盲ns. Schyla si臋, przeci膮ga d艂oni膮 po lakierze.

Charles zamyka drzwi forda od strony kierowcy.

-聽Nie zd膮偶y艂em zahamowa膰. Zatrzymali艣cie si臋 tak nagle.

-聽To ty.

Falck robi krok w聽jego stron臋, jeden, potem drugi i聽jeszcze jeden, stukot obcas贸w sprawia, 偶e robi膮 wra偶enie bardziej stanowczych. Gdyby wyci膮gn膮艂 r臋k臋, m贸g艂by jej dotkn膮膰.

-聽Wiedzia艂am -聽m贸wi. -聽To jaki艣 absurd.

-聽O聽co tu chodzi? -聽pyta Gr盲ns.

-聽Chcieli艣cie rozmawia膰 -聽odzywa si臋 Falck. -聽Wi臋c rozmawiajmy. Charles, tak masz na imi臋, prawda?

Dociera do niego zapach jej perfum. Stoi plecami do wody: ciemna, g艂臋boka to艅.

Woda.

Dobrze.

Charles bierze g艂臋boki wdech.

艁apa tygrysa -聽tak si臋 nazywa uderzenie doln膮 cz臋艣ci膮 d艂oni. Celuje w聽jej nos. Falck otwiera usta, jakby chcia艂a co艣 powiedzie膰, jeden z聽jej przednich z臋b贸w zostawia rys臋 na jego r臋kawiczce.

Cios trafia w聽cel, 艂amie nos, z聽ty艂u dochodzi g艂uche uderzenie: Paul obezw艂adni艂 Gr盲ns.

Falck krzyczy, robi krok w聽ty艂, macha r臋kami. Charles 艂apie j膮, a聽kiedy mdleje, k艂adzie ostro偶nie na ziemi. Za nim stoi Paul: pochyla si臋 nad Gr盲ns, kt贸ra le偶y teraz cicho na boku. Charles wyjmuje z聽kieszeni p艂aszcza chusteczk臋.

-聽Butelka -聽m贸wi.

-聽Zaczekaj.

Paul wyjmuje w艂asn膮 chustk臋, otwiera butelk臋, polewa chustk臋 chloroformem i聽przyk艂ada j膮 do twarzy Gr盲ns.

Chloroform nie dzia艂a tak szybko jak na filmach. Sekundy ci膮gn膮 si臋 w聽niesko艅czono艣膰. Kiedy Paul rzuca Charlesowi buteleczk臋, Falck zaczyna si臋 rusza膰 i聽j臋cze膰, jakby co艣 jej si臋 艣ni艂o.

Charles wyjmuje korek, k艂adzie chustk臋 na ziemi, polewa j膮 chloroformem i聽zakrywa ni膮 jej usta i聽nos. Falck oddycha chrapliwie, niespokojnie, jej cia艂em wstrz膮saj膮 drgawki, Charles dotyka kolanem jej klatki piersiowej.

Zamyka oczy, liczy sekundy. My艣li o聽tym wszystkim, czego Cats Falck ju偶 nigdy nie do艣wiadczy, my艣li: tak naprawd臋 to mnie tu nie ma.

CZAS. WSZYSTKO ZAJMUJE niewiarygodnie du偶o czasu. Charles wyjmuje w臋偶e, mocuje je 艣rubami do przypominaj膮cej kompresor maszynki. Przekr臋ca kluczyk i聽gdzie艣 ze 艣rodka dobiega g艂o艣ny syk, guzik obok stand by rozb艂yskuje czerwonym 艣wiat艂em, b艂yska kilka razy, a偶 w聽ko艅cu 艣wiate艂ko zmienia si臋 na zielone i聽przestaje miga膰. Paul rozwiera szcz臋ki Falck, w聽ciemno艣ci jego oczy wydaj膮 si臋 b艂yszcz膮cymi czarnymi ka艂u偶ami.

Woda niesie wszystkie d藕wi臋ki.

-聽Daj mi ten pierwszy.

Charles wykonuje polecenie: wk艂ada jej w膮偶 do gard艂a i聽dalej, do p艂uc. Falck si臋 krztusi, twarz Paula wykrzywia grymas. Charles patrzy na jej twarz, spodziewa si臋, 偶e mo偶e zacz膮膰 wymiotowa膰, kaszle膰.

-聽Daj drugi.

Paul ostro偶nie wk艂ada jej do gard艂a drugi w膮偶.

-聽Teraz.

Paul k艂adzie d艂o艅 na jej klatce piersiowej, Charles przekr臋ca pokr臋t艂o. Zn贸w rozlega si臋 syk. Przypomina g艂uchy szum odkurzacza, jakby kto艣 go w艂膮czy艂 i聽natychmiast wy艂膮czy艂.

Klatka piersiowa Falck zapada si臋, jej p艂uca powoli opr贸偶niaj膮 si臋 z聽powietrza.

-聽Drugi.

-聽Niech to szlag.

-聽Drugi, Charlie.

Charles przekr臋ca drugie pokr臋t艂o. Widzi, jak przez przezroczysty w膮偶 zaczyna p艂yn膮膰 woda. Strumie艅 wije si臋 w聽rytm jego ruch贸w, jej p艂uca opr贸偶niaj膮 si臋 powoli z聽powietrza i聽nape艂niaj膮 wod膮. Charles przygl膮da si臋 jak zahipnotyzowany.

-聽Stop.

Zakr臋ca oba pokr臋t艂a. Rozgl膮da si臋. S膮 sami pod nisko wisz膮cym niebem. Paul powoli wyci膮ga oba w臋偶e.

-聽Jest gotowa -聽m贸wi. -聽Zajmiesz si臋 drug膮?

-聽Nie.

Charles ma md艂o艣ci, musi odej艣膰 na bok, zaczerpn膮膰 powietrza. Nie daje rady. Chcia艂by, 偶eby wystarczy艂 chloroform, 偶eby nie musieli si臋 posuwa膰 do czego艣 takiego, 偶eby Cats Falck nigdy do niego nie zadzwoni艂a.

-聽Skup si臋, Charlie -聽syczy Paul za jego plecami.

Charles si臋 odwraca.

-聽Pom贸偶 mi. -聽W聽g艂osie Paula s艂ycha膰 b艂aganie.

Charles zn贸w kuca obok maszyny, czeka, a偶 Paul w艂o偶y w臋偶e do tchawicy Gr盲ns, i聽tak jak poprzednio na jego znak odkr臋ca pokr臋t艂a. Stara si臋 nie patrze膰 na maszyn臋.

Paul wyci膮ga w臋偶e i聽dok艂adnie im si臋 przygl膮da. Charles zauwa偶a, 偶e na szyi Gr盲ns nie ma naszyjnika. Pewnie Paul go zabra艂.

-聽Boj臋 si臋, 偶e podrapa艂em kt贸rej艣 gard艂o -聽mamrocze pod nosem.

Zwijaj膮 w臋偶e, k艂ad膮 maszyn臋 na tylnym siedzeniu, razem uk艂adaj膮 cia艂a obu kobiet w聽samochodzie Gr盲ns. S膮 mi臋kkie i聽zaskakuj膮co ci臋偶kie. Charles k艂adzie kciuk na nadgarstku Falck, sprawdza t臋tno. Czuje pod sk贸r膮 lekkie pulsowanie, s艂abe, nieregularne.

Paul wrzuca luz, przekr臋ca kierownic臋, prostuje ko艂a. Zamykaj膮 drzwi, w聽kabinie ga艣nie 艣wiat艂o. Zaczynaj膮 pcha膰.

-聽Wystarczy -聽stwierdza Charles po chwili. Jest zdyszany. -聽Musi wystarczy膰.

-聽Szyby -聽m贸wi nagle Paul. -聽Musimy si臋 ich pozby膰. Wtedy p贸jdzie szybciej.

-聽Zbij je.

-聽Wtedy to nie b臋dzie wygl膮da膰 na wypadek.

-聽A聽je艣li je opu艣cimy, to b臋dzie? Kto w聽listopadzie je藕dzi samochodem bez szyb?

-聽Ale…

-聽Paul, musimy st膮d jak najszybciej znikn膮膰.

Paul otwiera drzwi od strony kierowcy, wrzuca jedynk臋, podnosi g艂ow臋, przesuwa wzrokiem po cieniach portu Hammerby.

Niemal k艂ad膮 si臋 na baga偶niku, Charles walczy, 偶eby nie upa艣膰 na 艣liskiej nawierzchni. Udaje im si臋 przesun膮膰 samoch贸d o聽jaki艣 metr, potem o聽jeszcze jeden, w聽sumie mo偶e o聽trzy. Paul chrz膮ka pod nosem. Samoch贸d przyspiesza. Charles ju偶 nie idzie, tylko biegnie, d艂onie trzyma na klapie baga偶nika, r臋ce ma wyprostowane.

Przyspiesza jeszcze bardziej.

-聽Cholera! -聽krzyczy zdyszany Paul. -聽Siedz膮 nie tak, jak powinny.

-聽Co?

-聽To samoch贸d Gr盲ns.

A聽za kierownic膮 siedzi Falck. Jak mogli to przeoczy膰, szlag! Nikt w聽to nie uwierzy, to si臋 nie uda!

Charlesa bol膮 ramiona, dyszy z聽wysi艂ku. Jego oddech zamienia si臋 w聽bia艂e ob艂oczki. Nie s膮 ju偶 w聽stanie nic zrobi膰, samoch贸d zbli偶a si臋 do kraw臋dzi. Charles widzi, jak nabiera rozp臋du, teraz jest ju偶 za p贸藕no. Tak naprawd臋 mnie tu nie ma…

-聽Teraz.

Zatrzymuj膮 si臋 i聽puszczaj膮 samoch贸d. Toczy si臋 dalej. Dociera do kraw臋dzi nabrze偶a, przechyla si臋 i聽uderza mask膮 w聽wod臋 z聽takim hukiem, 偶e odg艂os odbija si臋 echem w聽ca艂ym porcie. Auto zaczyna si臋 obraca膰 i聽opada na dno, dachem do do艂u. T臋tno Charlesa szaleje.

LISTOPAD-GRUDZIE艃 1980

Lato by艂o duszne, zielone i聽upalne, a聽zima mro藕na i聽bia艂a. Nigdzie indziej pogoda nie by艂a tak ekstremalna, a聽kontrasty tak wyraziste jak w聽Bruket.

Pewnego przedpo艂udnia pod koniec listopada Manfred Lundin zosta艂 skazany za zamordowanie Teda Lichtera i聽rozkawa艂kowanie jego cia艂a.

-聽Trudno mi wyrazi膰, jakie to dla nas wa偶ne, 偶e dotrzyma艂e艣 umowy -聽m贸wi Paul Charlesowi przez telefon kilka dni po og艂oszeniu wyroku.

-聽Nigdy nie zamierza艂em si臋 z聽niej wycofa膰.

-聽Czu艂bym si臋 pewniej, gdyby艣 pracowa艂 dla mnie, Charlie.

-聽Nie ufasz mi?

-聽Tu nie chodzi o聽zaufanie.

Zacz膮艂 m贸wi膰 do niego Charlie. Charles pocz膮tkowo tego nie lubi艂. Czu艂 si臋 wtedy jak dziecko. Ale ostatnio zacz臋艂o mu to nawet odpowiada膰.

-聽Rozumiem -聽powiedzia艂, nie do ko艅ca przekonany, czy rzeczywi艣cie tak jest.

-聽Za kilka dni b臋d臋 przejazdem w聽twoich okolicach.

-聽Ach tak.

-聽No… prawie. Mam spotkanie z聽kolegami z聽Malm枚, ale przynajmniej raz program nie jest bardzo napi臋ty, wi臋c mogliby艣my si臋 spotka膰.

-聽Pr贸bujesz mnie zwerbowa膰?

Roze艣mia艂 si臋.

-聽Zaprosi膰 ci臋 na drinka. Wieczorem. Co do innych spraw… to ju偶 przesta艂em si臋 艂udzi膰.

Charles i聽Eva wzi臋li si臋 razem do 艣wi膮tecznych porz膮dk贸w: powiesili nowe firanki, zmienili obrusy. Ustawili bo偶onarodzeniowe 艣wieczniki. Tak powinno by膰.

-聽No tak -聽powiedzia艂 Charles, patrz膮c na 艣wi膮tecznie udekorowane pokoje. -聽Teraz jest w聽porz膮dku.

Eva podesz艂a bli偶ej, spojrza艂a na jego ramiona. Mo偶e chcia艂a go dotkn膮膰?

-聽Tak uwa偶asz?

-聽W聽ka偶dym razie posun臋li艣my si臋 naprz贸d.

-聽Kocham ci臋 -聽powiedzia艂a.

Nie odpowiedzia艂, chocia偶 wiedzia艂, 偶e m贸wi prawd臋.

Kiedy sprawa Lichtera definitywnie si臋 sko艅czy艂a, zwolni艂 tempo: mniej pracowa艂, wi臋cej czasu sp臋dza艂 w聽domu. Na wyra藕ne 偶yczenie Evy.

-聽Chc臋 by膰 z聽tob膮, ale 偶eby to by艂o mo偶liwe, musisz tu by膰.

-聽Ja te偶 tego chc臋. Ja te偶 chc臋 by膰 z聽tob膮.

-聽Naprawd臋?

-聽Tak.

I聽rzeczywi艣cie tak by艂o.

WIECZOREM CZWARTEGO grudnia Eva pracowa艂a do zamkni臋cia sklepu. Marika mia艂a nocowa膰 u聽kole偶anki z聽klasy, Josefine, kt贸ra mieszka艂a na drugim kra艅cu osady, wi臋c Eva by艂a w聽domu sama. A聽przynajmniej Charles tak zak艂ada艂. Oczywi艣cie nie m贸g艂 tego wiedzie膰 na pewno, bo przecie偶 go tam nie by艂o. Siedzia艂 z聽Paulem przy jednym z聽naro偶nych stolik贸w w聽barze w聽Bruket.

-聽Jak tu dotar艂e艣? -聽spyta艂 go Paul, wysiadaj膮c na rynku ze swojego citroena.

-聽Samochodem. Ale zawsze parkuj臋 kawa艂ek dalej.

-聽Dlaczego?

-聽Lubi臋 si臋 przej艣膰.

Prawda by艂a taka, 偶e nie chcia艂 zostawia膰 samochodu przed barem. Uwa偶a艂, 偶e nie wygl膮da艂oby to dobrze. Wi臋c zawsze, kiedy odwiedza艂 bar w聽Bruket, zostawia艂 samoch贸d na niewielkim placyku kawa艂ek od rynku.

-聽Ale przecie偶 mieli艣my si臋 napi膰.

-聽Ja nie.

-聽艢wietnego partnera sobie znalaz艂em -聽wymamrota艂 Paul, zamykaj膮c samoch贸d.

-聽A聽co z聽tob膮? Te偶 jeste艣 samochodem.

-聽Zarezerwowa艂em pok贸j w聽hotelu.

Paul kupi艂 piwo u聽barmana, tego samego, kt贸ry sta艂 za barem, kiedy Charles po raz pierwszy przyjecha艂 do Bruket i聽spotka艂 Ev臋.

-聽Nie jest szczeg贸lnie rozmowny -聽stwierdzi艂 Paul, kiedy ju偶 usiedli przy stoliku.

-聽Stoi za tym barem tyle lat, 偶e pewnie b臋dzie tak sta艂 ju偶 do 艣mierci.

-聽Uwa偶asz, 偶e z聽tak膮 przesz艂o艣ci膮 i聽takimi perspektywami cz艂owiek nie bardzo ma ochot臋 gada膰?

-聽Co艣 w聽tym stylu.

Roze艣miali si臋. Charles czu艂 si臋 dobrze w聽jego towarzystwie, i聽chyba z聽wzajemno艣ci膮. Widzieli si臋 wcze艣niej tylko raz, ale czuli si臋 tak, jakby sp臋dzili ze sob膮 wiele wieczor贸w.

Wmawia艂 sobie, 偶e mo偶e to zapowied藕 przysz艂ej przyja藕ni, ale przyja藕艅 mo偶e by膰 myl膮ca, podobnie jak wi臋zi, kt贸re powstaj膮, gdy dwoje ludzi 艂膮czy wsp贸lna tajemnica.

-聽Dobrze wygl膮dasz, Charlie. Nie obra藕 si臋, ale znacznie lepiej, ni偶 kiedy si臋 widzieli艣my poprzednim razem.

-聽To prawda. Tegoroczne lato by艂o… dziwne.

Paul wypi艂 troch臋 piwa, czeka艂 na dalszy ci膮g, ale Charles nie mia艂 ochoty mu si臋 zwierza膰. Popija艂 letni膮 wod臋.

-聽Dla mnie te偶. Zreszt膮 wiesz.

-聽Nie wiem, ale mog臋 si臋 domy艣la膰.

-聽By艂oby ci u聽nas dobrze -聽powiedzia艂 Paul. -聽Tak偶e dlatego, 偶e przysz艂o nam 偶y膰 w聽ciekawych czasach. Twoje umiej臋tno艣ci znalaz艂yby zastosowanie.

-聽Schlebiasz mi. 聽Na pewno nie napijesz si臋 piwa? Mo偶esz wr贸ci膰 do domu na piechot臋.

-聽W聽tak膮 pogod臋?

Paul wypi艂 kolejny 艂yk piwa.

-聽Rozumiem. Tutejsza zima r贸偶ni si臋 od sztokholmskiej. Czuj臋 si臋 tu prawie jak na p贸艂nocy, w聽Norrlandii.

Chwil臋 p贸藕niej Paul zada艂 mu kolejne pytanie. Tonem tak niewinnym, jakby pyta艂, gdzie jest toaleta.

-聽Dlaczego chcia艂e艣 wrobi膰 Daniela Bredstr枚ma? -聽spyta艂. -聽Ch臋tnie ci pomog艂em, nie o聽to chodzi. Przys艂uga za przys艂ug臋, jasna sprawa. Po prostu jestem ciekaw.

-聽Nie wystarczy, 偶e rzeczywi艣cie okaza艂 si臋 paserem?

-聽Mo偶e sformu艂uj臋 to inaczej. Dlaczego by艂o dla ciebie takie wa偶ne, 偶eby nie mo偶na by艂o po艂膮czy膰 tej sprawy z聽tob膮?

-聽Ju偶 ci m贸wi艂em.

-聽Nie. -聽Paul si臋 u艣miechn膮艂. -聽Nie, nie m贸wi艂e艣 mi. Dlatego pytam.

-聽Dlaczego nie spyta艂e艣 mnie o聽to trzy miesi膮ce temu?

-聽Wtedy nie musia艂em tego wiedzie膰.

-聽A聽teraz musisz?

-聽Zwyk艂a ciekawo艣膰.

Charles poczu艂 nagle wszechogarniaj膮c膮 duszno艣膰 lata i聽ciemno艣膰 jesieni.

-聽Na pewno nie napijesz si臋 piwa? -聽spyta艂 Paul.

KIEDY TERAZ O聽TYM MY艢LI, uderza go, jak schematycznie wtedy my艣la艂, jak naiwnie. Da艂 si臋 podej艣膰, teraz widzi to wyra藕nie. Teraz, kiedy ju偶 wie, widzi przes艂anki, kt贸re powinny by艂y da膰 mu do my艣lenia. Ale wtedy ich nie widzia艂.

C z聽a聽s. Czas mo偶e zmieni膰 wszystko.

Je艣li czego艣 si臋 nauczy艂, to w艂a艣nie tego.

S z聽w聽e c j a. Przeczuwa艂 to ju偶 wtedy, niemal trzydzie艣ci pi臋膰 lat temu. Czu艂, 偶e co艣 jest nie tak.

Jego podejrzenia okaza艂y si臋 s艂uszne, chocia偶 nie by艂o tak, jak przypuszcza艂.

S z聽w聽e c j a. Wielka zdrada mia艂a korzenie w聽ma艂ej.

Charles wypi艂 piwo. Wypi艂 dwa piwa. Wypi艂 trzecie. Kontury Paula zacz臋艂y si臋 zamazywa膰.

W聽tym samym czasie na Alvav盲gen zadzwoni艂 telefon. Eva odebra艂a i聽us艂ysza艂a g艂os Mariki. C贸reczka o艣wiadczy艂a, 偶e jednak nie chce nocowa膰 u聽Josefine. Jej rodzice nie mogli jej odwie藕膰, bo wypili butelk臋 wina, kiedy one ogl膮da艂y Bliskie spotkania trzeciego stopnia.

Bardzo chcia艂a spa膰 w聽domu.

Eva obieca艂a, 偶e po ni膮 pojedzie.

CHARLES SIEDZIA艁 ZA kierownic膮 swojego samochodu na niewielkim placyku za rynkiem. Nie by艂 w聽stanie zapi膮膰 pas贸w. Jak to si臋 sta艂o, 偶e si臋 tak upi艂?

-聽Mo偶e nie powiniene艣 wraca膰 samochodem, Charlie? -聽powiedzia艂 Paul, przygl膮daj膮c mu si臋 uwa偶nie. -聽Nie wezwiesz taks贸wki?

-聽Tutaj nie ma taks贸wek.

-聽Odwioz臋 ci臋.

-聽Nie, do diab艂a.

Paul po艂o偶y艂 mu d艂o艅 na ramieniu.

-聽Ale, Charlie…

-聽Pu艣膰 mnie -聽wybe艂kota艂. -聽Jad臋 do domu.

Jecha艂 przez noc. Zegar na tablicy rozdzielczej pokazywa艂 pi臋膰 po wp贸艂 do pierwszej. Droga by艂a pusta, wydawa艂a si臋 odludna, jej powierzchnia migota艂a. Kr臋ci艂o mu si臋 w聽g艂owie. Znios艂o go na 艣rodek jezdni, zobaczy艂 znikaj膮c膮 pod samochodem przerywan膮 lini臋, zjecha艂 na prawo, 偶eby si臋 znale藕膰 po w艂a艣ciwej stronie drogi. Poczu艂 dym. Gdzie艣, nie potrafi艂 powiedzie膰, czy w聽pobli偶u, czy gdzie艣 dalej, kto艣 co艣 pali艂.

To by艂a jedna z聽wielu bezimiennych dr贸偶ek. D艂ugo jej szuka艂. Wzd艂u偶 brzeg贸w ros艂a wysoka zmarzni臋ta trawa. Wskaz贸wka pr臋dko艣ciomierza zbli偶y艂a si臋 do siedemdziesi膮tki, po chwili by艂a ju偶 przy setce. Mia艂 wra偶enie, 偶e jego stopa raz jest dziwnie lekka, raz dziwnie ci臋偶ka. W聽palcach czu艂 dziwne mrowienie.

Ile wypi艂? Nie pami臋ta艂. Pi臋膰 piw? Chyba wi臋cej.

I聽nagle na drodze pojawi艂 si臋 cz艂owiek, nagle, znik膮d. Kto艣 w聽grubym zimowym ubraniu, w聽kapturze. Prowadzi艂 rower.

Charles stan膮艂 na hamulcu. Kierownica w聽jego r臋kach by艂a dziwnie bezw艂adna, w聽og贸le nie stawia艂a oporu. Pr贸bowa艂 skr臋ci膰, ale nie uda艂o mu si臋, prze艣lizgn膮艂 si臋 po asfalcie na praw膮 stron臋, zjecha艂 z聽jezdni.

Prz贸d samochodu skosi艂 traw臋 tu偶 przy poboczu. G艂o艣ny, przeszywaj膮cy d藕wi臋k. To ostatnie, co zosta艂o mu w聽uszach. Od tej chwili by艂o ju偶 tylko to, co rejestrowa艂 jego wzrok: maska samochodu trafi艂a rowerzyst臋 w聽uda, pokrywa silnika w聽g艂ow臋. Rama roweru si臋 wygi臋艂a.

Chcia艂 zamkn膮膰 oczy, ale nie by艂 w聽stanie. Wcisn膮艂 hamulec, a偶 straci艂 czucie w聽palcach.

Zamruga艂. Mia艂 wra偶enie, 偶e rozpoznaje grub膮 zimow膮 kurtk臋.

艢wiat zatrzyma艂 si臋 w聽miejscu, zamarz艂 i聽zastyg艂.

Krew. Tyle krwi, wsz臋dzie: w聽jej w艂osach, na jego r臋kach, na kurtce, na masce samochodu i聽na ziemi. Co si臋 sta艂o? Co ona tam robi艂a? Nic z聽tego nie rozumia艂.

Kto艣 musia艂 jecha膰 za nim z聽wy艂膮czonymi 艣wiat艂ami, bo us艂ysza艂, jak tu偶 za nim hamuje i聽zatrzymuje si臋 jaki艣 samoch贸d. Drzwi si臋 otworzy艂y i聽natychmiast zamkn臋艂y, jakie艣 stopy ruszy艂y biegiem.

Zobaczy艂, jak jego usta si臋 poruszaj膮: Charlie, co ty zrobi艂e艣?

-聽Ja… -聽zacz膮艂, ale kiedy zobaczy艂 nad sob膮 twarz Paula, zabrak艂o mu s艂贸w. -聽Mam wra偶enie, 偶e skr臋ci艂a kark.

Nie spyta艂, co tam robi, jak to mo偶liwe, 偶e by艂 w聽stanie prowadzi膰. O聽nic nie pyta艂, bo nie potrafi艂.

Wzrok Paula pow臋drowa艂 na pobocze, zatrzyma艂 si臋 na ma艂ej dziewczynce, kt贸ra sta艂a z聽na wp贸艂 otwartymi ustami, jej oczy b艂yszcza艂y w聽ciemno艣ci.

Marika. Charlie, Bo偶e drogi, co ty…

-聽Eva musi jecha膰 do szpitala -聽wyszepta艂 Charles. -聽Ona mo偶e… To…

Charlie. Paul po艂o偶y艂 mu d艂o艅 na ramieniu. Wszystko jest w聽porz膮dku. Wszystko jest w聽porz膮dku. Pomog臋 ci, ale musisz robi膰 dok艂adnie to, co ci powiem, rozumiesz?

Charles szuka艂 jego wzroku, ale nie potrafi艂 si臋 na niczym skupi膰. Wszystko przechyla艂o si臋 w聽lew膮 stron臋, trz臋s艂y mu si臋 r臋ce. Jego cia艂o zrozumia艂o, 偶e j膮 straci艂, zanim poj臋艂a to jego dusza.

Kawa艂ek dalej stoi policja. Us艂ysza艂em przez radio i聽pojecha艂em za tob膮, 偶eby ci臋 ostrzec. Pos艂uchaj, Charlie. Musisz zrobi膰 dok艂adnie to, co ci powiem.

Widzisz tamte drzewa?

Charles odwr贸ci艂 g艂ow臋.

-聽Tak.

Wsi膮d藕 do samochodu.

-聽Nie mog臋.

Charlie. Musisz. To jedyny spos贸b. Inaczej nie b臋d臋 m贸g艂 ci pom贸c.

-聽Ale ja nie mog臋. Nie mog臋 si臋 ruszy膰.

Charlie!

CZERWIEC 2014

Opu艣ci艂am Bruket. Uda艂o mi si臋.

Zbli偶aj膮c si臋 do tablicy oznajmiaj膮cej, 偶e zabudowania Bruket si臋 ko艅cz膮, Tove poczu艂a to samo co zawsze. Droga si臋 zw臋zi艂a i聽zacz臋艂a zanika膰, ale nie na horyzoncie -聽znacznie wcze艣niej. Kiedy pokona艂a wzniesienie, drzewa ruszy艂y na ni膮, ga艂臋zie zamieni艂y si臋 w聽dr贸偶ki, ba艂a si臋, 偶e zaraz na ni膮 spadn膮, 偶e j膮 zmia偶d偶膮. Kierownica zrobi艂a si臋 gor膮ca, pali艂a j膮, fotel zacz膮艂 oddycha膰, w聽ka偶dym razie czu艂a, jak pulsuje, mia艂a wra偶enie, 偶e 偶yje, czu艂a, jak j膮 obejmuje, jak dotyka jej ramion, jej ud.

Zatrzyma艂a samoch贸d, zmusi艂a si臋, 偶eby z聽niego wysi膮艣膰. Mia艂a md艂o艣ci, ale si臋 opanowa艂a. To, 偶e Leo by艂 艣wiadkiem tego wszystkiego, tylko pogarsza艂o sytuacj臋. Wr贸ci艂a za kierownic臋 z聽postanowieniem, 偶e zawr贸ci. Jak zawsze. Ale nie zawr贸ci艂a. Pojecha艂a dalej, z聽dusz膮 na ramieniu min臋艂a tablic臋 i聽opu艣ci艂a Bruket.

Czu艂a si臋, jakby kogo艣 zdradzi艂a.

Mo偶e tak by艂o.

艢WIAT TO DZIWNE MIEJSCE.

Kawa艂ek na po艂udnie od J枚nk枚pingu musia艂em si臋 zdrzemn膮膰, bo nagle obudzi艂 mnie cios w聽rami臋. Spr贸bowa艂em zaczerpn膮膰 powietrza i聽poczu艂em, jak p臋kaj膮 mi 偶ebra.

-聽Nie 艣pij.

-聽Nie spa艂em.

-聽Kto艣, kto nie 艣pi, nie chrapie.

Masuj臋 rami臋.

-聽To przez morfin臋.

-聽Czytaj dalej.

Otwieram laptopa, kt贸rego trzymam na kolanach.

-聽Nie wszystkie dokumenty mo偶na zrozumie膰. Co si臋 sta艂o przed chwil膮? Dlaczego nagle si臋 zatrzyma艂a艣?

-聽Nic.

-聽Mia艂a艣 atak paniki.

-聽Zamknij si臋 i聽czytaj dalej.

Wyprzedzamy tira na zagranicznych numerach. 艢ledz臋 go wzrokiem, chc臋 sprawdzi膰, sk膮d jest. Z聽Holandii.

Nie wiem, jakie kroki powe藕mie Davidsson, kiedy si臋 dowie, 偶e nieuprawniony do tego policjant przez ponad dob臋 macza艂 palce w聽dochodzeniu. I聽co powie Sam, kiedy si臋 dowie, co zrobi艂em. I聽偶e zosta艂em wykluczony. Kiedy zobaczy, jak wygl膮dam.

-聽Wiedzia艂a艣 o聽tym?! -聽wywrzeszcza艂 Davidsson do ucha Tove jakie艣 p贸艂 godziny temu. Krzycza艂 tak g艂o艣no, 偶e wszystko s艂ysza艂em.

-聽Nie.

-聽Nie brzmi to wiarygodnie.

-聽Wiem.

-聽To mo偶e mie膰 katastrofalne skutki dla dochodzenia.

-聽Wiem -聽powt贸rzy艂a Tove.

-聽Gdzie ty jeste艣, do cholery?

-聽Odwo偶臋 go do Sztokholmu.

-聽Dlaczego, do diab艂a?

-聽呕eby mie膰 pewno艣膰, 偶e nie wr贸ci.

Davidsson nie daje si臋 przekona膰, ale ulega, bo nie ma wyj艣cia. Przes艂uchanie Bredstr枚ma mia艂o by膰 kontynuowane po przerwie, poniewa偶 podejrzany za偶膮da艂 jedzenia i聽picia i聽kontaktu z聽adwokatem. A聽Davidsson musia艂 si臋 jeszcze raz skontaktowa膰 z聽pani膮 prokurator.

-聽Minie kilka godzin, zanim b臋d臋 m贸g艂 drania przes艂ucha膰 -聽westchn膮艂. - Mam nadziej臋, 偶e zd膮偶臋, zanim zrobi si臋 naprawd臋 p贸藕no.

Zanim zjawi膮 si臋 ludzie z聽Policji Krajowej i聽ca艂y splendor sp艂ynie na nich.

Nie dlatego zdecydowa艂a si臋 mnie odwie藕膰. Mo偶e wcale nie chodzi jej o聽mnie, mo偶e chodzi o聽to, 偶e oboje, i聽ona, i聽ja, podejrzewamy, 偶e odpowiedzi na pytanie o聽艣mier膰 Levina nie znajdziemy w聽Bruket. A聽mo偶e po prostu chce, 偶ebym nareszcie znikn膮艂 jej z聽oczu.

Albo nadal nie wie, co ma ze mn膮 zrobi膰.

Wpatruj臋 si臋 w聽ekran. Prawie wszystkie dokumenty s膮 u艂o偶one w聽porz膮dku chronologicznym. Levin zawsze by艂 dok艂adny. Tylko w聽kilku przypadkach porz膮dek jest z艂amany: notatka z聽pa藕dziernika 1981 roku zosta艂a umieszczona przed inn膮, z聽marca tego roku, podobnie jak kilka notatek z聽1982 i聽1983. Raport z聽pocz膮tku grudnia 1984 roku r贸wnie偶 nie znalaz艂 si臋 tam, gdzie powinien. Dowiadujemy si臋 z聽niego, 偶e znany policji narkoman i聽drobny przest臋pca Jan Savolainen zgin膮艂 w聽wypadku. Mia艂 spa艣膰 z聽dachu domu w聽centrum Sztokholmu. Raport sporz膮dzi艂 Charles Levin.

-聽Nic z聽tego nie rozumiem -聽m贸wi臋. -聽Kim, do licha, by艂 Jan Savolainen?

-聽Mo偶e nie pojedyncze raporty czy notatki s膮 najwa偶niejsze.

-聽A聽co?

-聽Ca艂o艣膰. Obraz, kt贸ry powstaje dzi臋ki tym dokumentom. Obraz kogo艣. Albo czego艣.

-聽Mo偶e.

Odwracam si臋 ostro偶nie, otwieram stoj膮c膮 na tylnym siedzeniu klatk臋 i聽wypuszczam Kita. Wystawia 艂ebek, jakby sprawdza艂, czy droga jest wolna, i聽nieco niepewnym krokiem wychodzi z聽klatki.

Nagle co艣 przykuwa m贸j wzrok. W聽folderze z聽roku 1984 jest plik zatytu艂owany KONTAKT. Jest to dokument tekstowy, sk艂ada si臋 z聽zaledwie trzech linijek.

Gabriella Halvardsson, prokurator, 0732 87 78 08

Joakim Sturup, dziennikarz, 0708 19 05 40

OM, 0737 28 88 47

Czytam na g艂os.

-聽OM? To mo偶e by膰 rzecznik praworz膮dno艣ci? Ombudsman?

-聽Pewnie tak.

-聽To jego prywatny numer?

-聽Mo偶liwe.

-聽Znasz te nazwiska?

-聽Nie.

-聽Nazwiska pani prokurator te偶 nie?

Kr臋c臋 g艂ow膮.

-聽Zadzwo艅 do nich -聽m贸wi.

Wyjmuj臋 kom贸rk臋 i聽wybieram numer ombudsmana. Wybrzmiewaj膮 kolejne sygna艂y, po艂膮czenie si臋 zawiesza, zasi臋g nie jest najlepszy.

-聽Nie odbiera.

-聽Wybierz nast臋pny numer.

Wybieram numer dziennikarza. Nie odbiera. W聽ko艅cu wybieram trzeci, ostatni. Trzymam kom贸rk臋 przy uchu.

Za oknem willowa dzielnica J枚nk枚pingu. 艁adne drewniane domy. Ro艣linno艣膰 sprawia wra偶enie mniej zielonej ni偶 w聽Bruket, s艂o艅ce wydaje si臋 jakby bardziej wyrozumia艂e.

S艂ysz臋 klikni臋cie.

-聽Gabriella.

-聽Dzie艅 dobry -聽zaczynam. Nie bardzo wiem, co powiedzie膰. -聽Nazywam si臋 Leo Junker. Czy… czy rozmawiam z聽Gabriell膮 Halvardsson?

-聽Tak.

-聽Jest pani prokuratorem?

-聽Jak pan si臋 nazywa?

Kobieta m贸wi bardzo przytomnie, w聽jej g艂osie s艂ycha膰 wyczekiwanie.

-聽Nazywam si臋 Leo Junker i聽jestem funkcjonariuszem policji -聽m贸wi臋. -聽W聽tej chwili jestem w聽samochodzie, wracam do Sztokholmu. Z聽Bruket. Mam ze sob膮 laptopa z聽du偶ym plikiem tekstowym. Kiedy艣 nale偶a艂 do Charlesa Levina. Wie pani, 偶e nie 偶yje?

-聽Wiem, 偶e policja podejrzewa, 偶e to by艂o przest臋pstwo. To wszystko.

-聽W聽komputerze jest bardzo du偶o zeskanowanych dokument贸w i聽zdj臋膰. W聽jednym z聽dokument贸w jest pani imi臋 i聽nazwisko, i聽numer kom贸rki.

-聽Tak? -聽odpowiada.

-聽Wiem, 偶e moje pytanie mo偶e si臋 pani wyda膰 dziwne, ale wie pani mo偶e, dlaczego zanotowa艂 pani nazwisko?

-聽Nie.

-聽Znali艣cie si臋?

-聽Pan prowadzi dochodzenie?

-聽Przej臋艂a je Krajowa Policja Kryminalna -聽m贸wi臋 i聽zerkam na Tove. -聽Ale jest tu ze mn膮 Tove Waltersson, kt贸ra je prowadzi艂a do tej pory. W聽Bruket. Tam znaleziono cia艂o.

Wszystko si臋 zmienia. Teraz to Gabriella Halvardsson zadaje mi pytania: prosi o聽m贸j PESEL, numer legitymacji s艂u偶bowej, pyta, gdzie pracuj臋, a聽potem dziwi si臋, 偶e kto艣 zatrudniony w聽wydziale zab贸jstw komendy w聽City zajmuje si臋 tak膮 spraw膮.

-聽Zna艂em go -聽m贸wi臋. -聽By艂 moim szefem, najpierw w聽wydziale zab贸jstw, potem w聽dziale dochodze艅 wewn臋trznych.

Pani prokurator milczy d艂u偶sz膮 chwil臋.

-聽Teraz… ja… z聽ni膮…

-聽Co艣 nam przerywa. Mo偶e pani powt贸rzy膰?

-聽Opowiada艂 mi o聽panu -聽m贸wi, tym razem g艂o艣niej. -聽To pan by艂 na Gotlandii.

-聽Wi臋c zna艂a go pani?

Gabriella Halvardsson bierze g艂臋boki wdech.

-聽To za du偶o powiedziane.

-聽ZNALI SI臉 -聽M脫WI臉.

Przekr臋cam pokr臋t艂o klimatyzacji. Zaczynam si臋 zastanawia膰, w聽jakim tak naprawd臋 jestem stanie i聽co b臋dzie, kiedy morfina przestanie dzia艂a膰.

-聽Znali si臋, tak twierdzi, ale nic poza tym. Poznali si臋 mniej wi臋cej p贸艂tora roku temu przy okazji dochodzenia. Chodzi艂o o聽jaki艣 urz膮d, ale nie potrafi臋 powiedzie膰, o聽co dok艂adnie. Potem zosta艂a przeniesiona, bo nie chcia艂a ulec zarz膮dowi. Najwyra藕niej pr贸bowano j膮 przekupi膰. Nie chcia艂a o聽tym rozmawia膰, ale pewnie by艂a to kara za op贸r. Spotka艂a si臋 z聽Levinem kilka razy na kolacji. Szanowa艂a go, tak powiedzia艂a, poniewa偶 nie by艂 taki jak wszyscy na g贸rze.

-聽A聽on jej ufa艂, bo nie uleg艂a naciskom -聽stwierdzi艂a Tove.

-聽Co艣 w聽tym stylu.

Na kolanach nadal mam laptopa, jeden z聽plik贸w jest otwarty, roz艣wietla bia艂ym 艣wiat艂em szaroniebieski p贸艂mrok kabiny.

-聽Zna te dokumenty?

-聽Nie, ale kiedy zacz膮艂em jej o聽nich opowiada膰, bardzo si臋 zainteresowa艂a.

-聽Zna tego dziennikarza? Sturupa?

-聽Wie, 偶e to jeden z聽bardziej do艣wiadczonych dziennikarzy „Dagens Nyheter”. Odnios艂em wra偶enie, 偶e nie przepada za nim, ale podejrzewam, 偶e generalnie nie jest pozytywnie nastawiona do dziennikarzy.

-聽No wi臋c tak… -聽m贸wi Tove i聽przeci膮ga palcami przez w艂osy. - Przygotowa艂 to wszystko, 偶eby potem przekaza膰 ludziom, kt贸rzy -聽jak s膮dzi艂 -聽b臋d膮 wiedzieli, co z聽tym dalej zrobi膰. Albo na wypadek gdyby co艣 mu si臋 sta艂o. Chcia艂 si臋 zabezpieczy膰, chcia艂, 偶eby w聽takiej sytuacji informacje i聽tak dotar艂y do w艂a艣ciwych os贸b. Mo偶na to tak t艂umaczy膰?

-聽Mo偶e. Nie wiem. Poprosi艂a, 偶ebym si臋 odezwa艂 jutro.

Dzwoni moja kom贸rka, na ekranie wy艣wietla si臋 Birck.

-聽Gdzie jeste艣? -聽pyta.

-聽W聽drodze do domu.

-聽Kiedy b臋dziesz na miejscu?

-聽Nie wiem. Niedawno min臋li艣my J枚nk枚ping, wi臋c pewnie za nieca艂e trzy godziny. Przed jedenast膮.

-聽Nie b臋dzie mnie w聽domu, w艂a艣nie wezwali mnie na Observatoriegatan. Jaki艣 szaleniec zat艂uk艂 trzy czwarte swojej rodziny. Wi臋c obawiam si臋, 偶e sam b臋dziesz musia艂 si臋 tym zaj膮膰.

-聽Birck, co si臋 sta艂o?

-聽G艂o艣nik -聽wtr膮ca Tove. -聽Prze艂膮cz na g艂o艣nom贸wi膮cy.

Niech臋tnie spe艂niam jej pro艣b臋: w聽kabinie rozbrzmiewa g艂os Bircka, ostrzejszy i聽bardziej szorstki ni偶 przed chwil膮.

-聽Paul Goffman -聽m贸wi.

-聽Tak?

-聽Nie wydajesz si臋 szczeg贸lnie zdziwiony.

-聽On i聽Levin si臋 przyja藕nili. Dlatego wracam do domu. Musz臋 z聽nim porozmawia膰.

-聽To musisz by膰 bardzo ostro偶ny.

-聽Co? Dlaczego?

-聽Nie zd膮偶臋 ci teraz powiedzie膰. Ale rozmawia艂em z聽Grimbergiem i聽przejrza艂em list臋 go艣ci Mariki. W聽czerwcu Goffman by艂 u聽niej trzy razy.

Tove unosi brwi.

-聽No prosz臋 -聽m贸wi.

-聽I聽-聽ci膮gnie Birck -聽ona… w… wizyta.

-聽Nie s艂ysz臋 -聽m贸wi臋. -聽Jakie艣 problemy na linii. Mo偶esz powt贸rzy膰 ostatnie zdanie?

-聽Nagra艂a ostatni膮 rozmow臋.

-聽Jak to mo偶liwe?

-聽Tw贸j przyjaciel jej to zaproponowa艂.

-聽Grim -聽m贸wi臋 nieprzekonany.

-聽Powiedzia艂a mu, 偶e ma j膮 odwiedzi膰 pewien m臋偶czyzna. Kto艣, kto… chce jej co艣… Ona…

-聽Zn贸w si臋 zawiesza.

-聽M臋偶czyzna, kt贸ry chce j膮 skrzywdzi膰 -聽m贸wi Birck. -聽Pozwolono jej mie膰 w聽pokoju magnetofon, poniewa偶 muzyka najwyra藕niej j膮 uspokaja. Ale nie wolno jej by艂o wynosi膰 go z聽pokoju. Ale wtedy… najwyra藕niej… Potem jej go zabrali, kiedy opiekun… ona… musia艂a si臋 podporz膮dkowa膰.

-聽Zaczekaj. Zn贸w co艣 przerywa.

-聽Dyktafon by艂 w聽kartonie w聽pokoju, w聽kt贸rym przechowuj膮 rzeczy pacjent贸w… Le偶a艂 tam… przed kwadransem go stamt膮d wzi膮艂em. Grimberg nie by艂 pewien, czy go pos艂ucha艂a, ale najwyra藕niej tak…

-聽I聽co? -聽pytam.

-聽Nie wiem, czy dobrze to rozumiem. Chcia艂bym, 偶eby艣 to prze… nie mog臋 go st膮d wynie艣膰. Mam kopi臋 nagrania… na pendrivie. W聽drodze na Observatoriegatan m贸g艂bym wpa艣膰 do was i聽zostawi膰 go Sam.

-聽Sam jest w聽Londynie.

-聽Wrzuc臋 ci do skrzynki. Podaj mi kod do bramy.

Podaj臋.

-聽Jeszcze raz -聽m贸wi Birck. -聽Co艣 przerywa.

Powtarzam kod, tym razem wolniej.

-聽Wiesz, dlaczego ona si臋 tam znalaz艂a? -聽pyta Birck po chwili. -聽Marika Alderin. Dlaczego w聽og贸le trafi艂a do S:t G枚ran?

-聽Nie.

-聽Za usi艂owanie zab贸jstwa w聽艣r贸dmie艣ciu, jakie艣 dziewi臋膰 lat temu.

-聽Pr贸ba zab贸jstwa -聽powtarzam. -聽W聽2005?

-聽Tak.

-聽Na Vasagatan. W聽maju?

-聽Wi臋c wiesz -聽stwierdza Birck. -聽Dlaczego mi nie powiedzia艂e艣?

Papiery dotycz膮ce sprawy, kt贸r膮 Levin zabra艂 ze sob膮 do Bruket, to tak naprawd臋 tylko kr贸tka notatka.

-聽Nie wiedzia艂em, 偶e to o聽ni膮 chodzi.

艢wiat naprawd臋 jest dziwnym miejscem.

Tove przyspiesza.

SZTOKHOLM. ZAWSZE KIEDY wyje偶d偶am, oboj臋tne, czy na jeden dzie艅, czy na dwa, miasto przechodzi przemian臋.

Ulice s膮 te same, rozpoznaj臋 budynki, ale miasto jako takie si臋 przekszta艂ca, bez przerwy. Jest nieprzewidywalne i聽nie mo偶na mu ufa膰. Miasto, kt贸re jest moim domem i聽zawsze nim by艂o. Mo偶e ono i聽ludzie, kt贸rych stworzy艂o, przyczynili si臋 do tego, 偶e jestem taki, jaki jestem.

Wje偶d偶amy od po艂udnia, oko艂o wp贸艂 do jedenastej przemykamy obok S枚dert盲lje. Po niebie gnaj膮 postrz臋pione szare chmury, ale letni wiecz贸r jest jasny.

K膮tem oka widz臋 zjazd na Salem, w聽oddali mi臋dzy drzewami miga wie偶a ci艣nie艅.

Wyjmuj臋 z聽kieszeni kapsu艂k臋 z聽morfin膮, wk艂adam do ust i聽odchylam lekko g艂ow臋, 偶eby j膮 po艂kn膮膰. Sprawdzam, ile mi jeszcze zosta艂o. Dwie. Szlag.

Tym razem miasto wydaje si臋 艂agodne, czu艂e, cienie nie przera偶aj膮, raczej chroni膮. Ale po chwili dochodz臋 do wniosku, 偶e mo偶e miasto chce mnie oszuka膰, zdradzi膰, sprawi膰, 偶ebym poczu艂 si臋 bezpieczny, chocia偶 tak naprawd臋 stoj臋 nad przepa艣ci膮. Czuj臋, jak morfina zmienia nie tylko fizyczne postrzeganie cia艂a, ale te偶 艣wiadomo艣膰, percepcj臋.

Tove co艣 m贸wi, ale nie rozumiem s艂贸w.

-聽Co takiego?

-聽O聽czym my艣lisz? -聽powtarza.

-聽Jak to?

-聽Wygl膮dasz, jakby艣 za chwil臋 mia艂 si臋 za艂ama膰.

Wygl膮dam przez okno, mrugam. Tak, co艣 jest nie tak. Na pewno.

-聽Fredrik Oskarsson, cz艂owiek, kt贸ry osiemnastego czerwca wieczorem wyszed艂 na dw贸r, 偶eby sprz膮tn膮膰 parasol. Zastanawiam si臋, kogo widzia艂 w聽lesie.

-聽Pewnie kogo艣, kto w聽og贸le nie ma z聽tym nic wsp贸lnego.

-聽Mo偶e.

Zn贸w dzwoni kom贸rka.

-聽Halo?

-聽Cze艣膰, to ja.

-聽Cze艣膰 -聽odpowiadam. -聽Jak ci jest?

-聽Wczoraj spotka艂am kr贸low膮 El偶biet臋. By艂a do siebie podobna, chocia偶 nie za bardzo.

-聽Co?

Sam si臋 艣mieje. Odwracam si臋 od Tove. Potrzebuj臋 prywatno艣ci. Tove chyba mnie rozumie, bo w艂膮cza radio, ustawia g艂o艣no艣膰. Jaka艣 kobieta czyta wysokim g艂osem wiadomo艣ci.

-聽Byli艣my u聽madame Tussaud -聽m贸wi Sam.

-聽Ach tak.

-聽Co robisz? Jak ci leci?

-聽Jestem w聽drodze do domu. W艂a艣nie min膮艂em Sk盲rholmen.

-聽Wszystko w聽porz膮dku?

-聽Chyba tak.

-聽Wiesz, o聽co w聽tym chodzi?

-聽Masz na my艣li Levina?

-聽Tak.

-聽Nie jestem pewien. Ale niezale偶nie od tego, co to by艂o, rozwi膮zanie sprawy jest w聽Sztokholmie, nie w聽Bruket.

-聽Co z聽kotkiem?

-聽Siedzi na tylnym siedzeniu.

-聽呕yje?

-聽Jasne.

Sam m贸wi co艣 niewyra藕nie, niewiele s艂ysz臋. Zamykam oczy i聽pr贸buj臋 sobie wyobrazi膰, 偶e nie jest w聽Londynie, tylko czeka na mnie w聽domu. To jedyna rzecz, jakiej w聽tej chwili pragn臋.

-聽Dziwnie brzmisz -聽stwierdza po chwili.

-聽Tak?

-聽Jeste艣 spi臋ty.

-聽Mo偶e to wina po艂膮czenia.

-聽Mo偶e -聽m贸wi, ale s艂ysz臋, 偶e mi nie wierzy. -聽Mo偶e -聽powtarza. -聽Jutro wracamy. Kwadrans po dziewi膮tej. Wyjedziesz po mnie na lotnisko?

-聽Jasne.

-聽Kocham ci臋. I聽wiesz co?

-聽Co?

-聽Cokolwiek robisz, uwa偶aj na siebie.

-聽To nie ja mam jutro sp臋dzi膰 trzy godziny w聽powietrzu.

Sam si臋 艣mieje.

-聽Ten tw贸j strach przed lataniem jest absurdalny. To nie s艂u偶y zdrowiu. Porozmawiamy o聽tym, jak ju偶 wr贸c臋 do domu. Nie zapomnij nakarmi膰 kota.

PRZYGL膭DAM SI臉 SWOJEJ twarzy w聽bocznym lusterku od strony pasa偶era. Dochodz臋 do wniosku, 偶e wygl膮dam jeszcze gorzej ni偶 wtedy, kiedy opuszczali艣my Bruket. O聽ile to w聽og贸le mo偶liwe. Opuchlizna zmienia powoli kolor, z聽ra偶膮co jasnofioletowego i聽r贸偶owego na czerwony jak wino. Tylko warga wygl膮da wzgl臋dnie dobrze. Nie doceni艂em kunsztu 脜hlunda. Troch臋 ci膮gnie, kiedy m贸wi臋, ale zaklejona ta艣m膮 szrama nie p臋k艂a.

Tove staje przed drzwiami kamienicy na Chapmansgatan.

-聽Nie sika艂am, odk膮d wyruszyli艣my z聽Bruket -聽m贸wi.

-聽To chod藕 ze mn膮 na g贸r臋.

Kiedy pr贸buj臋 delikatnie wepchn膮膰 Kita do klatki, miauczy bezradnie. Mo偶e jest odwodniony? Nie pami臋tam, kiedy ostatnio pi艂.

Wysiadam z聽samochodu, otwieram tylne drzwi i聽wyjmuj臋 klatk臋, zbieram jego rzeczy do niewielkiej torebki. Tove rusza za mn膮 po schodach z聽laptopem w聽r臋ku.

Wibruje moja kom贸rka.

jeste艣 ju偶 w聽domu, leo?

Otwieram drzwi do mieszkania, stawiam klatk臋 na pod艂odze.

-聽艁azienka jest po prawej stronie -聽mamrocz臋.

Le偶y na dywanie w聽holu, ma艂y granatowy pendrive Bircka. Podnosz臋 go i聽wk艂adam do kieszeni, przegl膮dam SMS-y.

tak, odpowiadam.

Z聽kom贸rk膮 w聽r臋ku wychodz臋 do kuchni, nape艂niam wod膮 miseczk臋 i聽stawiam przy drzwiach na balkon, tam, gdzie Kit zwykle przesiaduje.

b膮d藕 ostro偶ny

Zatrzymuj臋 si臋.

chyba mnie znasz?

Wyjmuj臋 puszk臋 z聽jedzeniem dla kota, nak艂adam do drugiej miseczki i聽stawiam obok tej pierwszej, z聽wod膮.

Ostatni SMS od Grima to tylko trzy s艂owa:

wkr贸tce si臋 zobaczymy

Od mojego wyjazdu wczoraj rano nic si臋 nie zmieni艂o. Nawet zapach Sam nadal unosi si臋 w聽powietrzu, chocia偶 niewykluczone, 偶e sobie to wmawiam. Kawa, kt贸rej nie zd膮偶y艂em wypi膰, zosta艂a w聽dzbanku, jest zimna. Na balkonie le偶y puste opakowanie po papierosach.

Tove wychodzi z聽艂azienki i聽zaczyna si臋 rozgl膮da膰 po mieszkaniu, jakby chcia艂a lepiej zrozumie膰 jego w艂a艣ciciela. Stawia laptopa na stoliku obok kanapy. Otwiera go, pod艂膮cza pendrive'a聽i聽czeka, Kit powoli podchodzi do jedzenia, zaczyna w膮cha膰.

-聽Poda膰 ci co艣? -聽pytam i聽wychodz臋 do kuchni. -聽Mam kaw臋, wod臋 i…

-聽Poprosz臋 kaw臋.

Opr贸偶niam dzbanek, parz臋 艣wie偶膮 i聽id臋 do niej.

-聽No dobrze -聽m贸wi. -聽Wygl膮da na to, 偶e nagranie trwa nieca艂e dziesi臋膰 minut.

Ustawia g艂o艣no艣膰 i聽wciska play.

M臉呕CZYZNA: Wzi臋艂a艣… Dobrze. Napij si臋 wody. Marika? Woda. Przez te tabletki masz sucho w聽ustach. [milczenie] Dobrze. Teraz mo偶emy ju偶 i艣膰.

[S艂ycha膰 kroki, szuranie, kto艣 zamyka drzwi, kto艣 przekr臋ca klucz]

M臉呕CZYZNA: Zaraz b臋dziemy na miejscu. Dzisiaj mamy pok贸j numer dwa. Odwiedza艂 ci臋 ju偶, prawda? Kilka dni temu, mam racj臋?

[Szuranie ustaje]

[Gdzie艣 otwieraj膮 si臋 drzwi]

M臉呕CZYZNA: Dobrze. Zaczekam na zewn膮trz. Wie pan, 偶e ona nie jest w聽pe艂ni…

GOFFMAN: Tak, wiem. Dzi臋kuj臋.

[Drzwi zamykaj膮 si臋 g艂ucho]

GOFFMAN: Dobrze ci臋 zn贸w widzie膰, Mariko. Chocia偶 widzieli艣my si臋 nie tak dawno temu. Poda膰 ci co艣? Mam… [trzaski] Pozwolono mi wnie艣膰 tylko butelk臋 wody, pomy艣la艂em, 偶e mo偶e b臋dziesz chcia艂a.

[Stawia butelk臋 na stole]

[milczenie]

GOFFMAN: To rzeczywi艣cie dziwne miejsce. Rozumiem, 偶e trudno ci tu znale藕膰 spok贸j. Co wed艂ug mnie jest raczej oznak膮 zdrowia.

[艢mieje si臋]

[milczenie]

GOFFMAN: Ja… chc臋 ci co艣 powiedzie膰. To dla mnie trudne. Ca艂a ta sprawa sp臋dza mi sen z聽powiek. Wiem, 偶e ty wiesz. Rozumiesz, co mam na my艣li? Wiem, 偶e on z聽tob膮 rozmawia艂, 偶e ci powiedzia艂. Twierdzi艂, 偶e tw贸j stan jest obecnie tak z艂y, 偶e nic do ciebie nie dociera, ale mnie nie przekona艂. I聽mam wra偶enie, 偶e moje w膮tpliwo艣ci s膮 uzasadnione.

[d艂ugie milczenie]

MARIKA: W膮tpliwo艣ci.

GOFFMAN: W艂a艣nie.

MARIKA: Sadze i聽popi贸艂. To wszystko, co zosta艂o.

GOFFMAN: Sadze i聽popi贸艂.

MARIKA: Auto sp艂on臋艂o. Sadze i聽popi贸艂, tylko to zosta艂o.

GOFFMAN: Rozumiem. M贸wisz o聽wypadku, w聽kt贸rym zgin臋艂a twoja mama.

MARIKA: Sadze i聽popi贸艂, tylko to zosta艂o.

GOFFMAN: Rozumiem, 偶e ta historia pod wieloma wzgl臋dami zmieni艂a twoje 偶ycie. Pami臋tam, kiedy pierwszy raz zobaczy艂em ci臋 w聽Bruket. Ile wtedy mia艂a艣? Siedem lat, mo偶e osiem? A聽potem spotykali艣my si臋 w聽Sztokholmie. W聽1983? 1984? Ju偶 wtedy zauwa偶y艂em, 偶e nie czujesz si臋 najlepiej, jeszcze zanim… Ale 艣mier膰 twojej mamy na pewno wszystko pogorszy艂a. Pewnie go nienawidzisz za to, co zrobi艂. Rozumiem ci臋. Bardzo mi przykro z聽powodu tego, co spotka艂o twoj膮 mam臋.

[d艂ugie milczenie]

MARIKA: Tak?

GOFFMAN: Tak.

[milczenie]

MARIKA: Sadze i聽popi贸艂.

GOFFMAN: Sadze i聽popi贸艂.

MARIKA: To wszystko, co zosta艂o.

GOFFMAN: Tak. [Wzdycha] Wiem, wiem. Musz臋 z聽nim porozmawia膰, Mariko. Musz臋 si臋 z聽nim spotka膰. Boj臋 si臋, 偶e zrobi co艣, czego nie powinien robi膰. Pyta艂em ci臋 ju偶 o聽to, ale spytam jeszcze raz, bo wiem, 偶e tu by艂. 呕e odwiedza艂 ci臋 tu wiele razy.

MARIKA: Nie zn贸w.

GOFFMAN: Nie chcesz, 偶ebym zn贸w ci臋 o聽to pyta艂?

MARIKA: Nie zn贸w.

[milczenie]

GOFFMAN: Chodzi ci o聽to, 偶e on ju偶 tu nie przyjedzie? Tak ci powiedzia艂?

MARIKA: Mm…

GOFFMAN: Powiedzia艂 ci.

[milczenie]

GOFFMAN: Wiem, dlaczego tu jeste艣, Mariko. Wiem, co pr贸bowa艂a艣 zrobi膰, i聽nie mog臋 powiedzie膰, 偶ebym mia艂 ci to za z艂e. Wr臋cz przeciwnie. Wiem, 偶e wiesz, gdzie on jest. Wiem, 偶e ci to powiedzia艂. Szukam go ju偶 od tygodnia, ale bez powodzenia. Jakby si臋 rozp艂yn膮艂 w聽powietrzu. To typowe dla twojego taty. Ma tak膮 sk艂onno艣膰. Ale jest w聽Szwecji, tyle wiem. Jest w聽Sztokholmie?

[milczenie]

GOFFMAN: Wiem, 偶e on…

[Bierze g艂臋boki wdech]

GOFFMAN: Jest tam, prawda? Wr贸ci艂 tam?

[milczenie]

[Goffman opuszcza pok贸j, nie m贸wi ju偶 nic wi臋cej. Do pokoju wraca opiekun, pomaga Marice wyj艣膰. Po kilku krokach opiekun odkrywa, 偶e Marika ma przy sobie dyktafon, wy艂膮cza go, nagranie si臋 urywa]

-聽COFNIJ -聽M脫WI臉.

-聽Do pocz膮tku?

-聽Nie, tylko troch臋.

Tove cofa ta艣m臋, w艂膮cza odtwarzanie.

-聽Wiem, co pr贸bowa艂a艣 zrobi膰… -聽rozlega si臋 g艂os Goffmana.

-聽O聽to miejsce mi chodzi -聽m贸wi臋.

-聽I聽nie mog臋 powiedzie膰, 偶ebym ci臋 o聽to obwinia艂 -聽m贸wi dalej Goffman. - Wr臋cz przeciwnie.

Tove zatrzymuje nagranie. Siedz臋 obok niej na kanapie i聽pij臋 kaw臋, odchylam g艂ow臋, opieram si臋 ostro偶nie o聽oparcie. B贸l zosta艂 zredukowany do t臋pego szumu w聽skroniach.

-聽Co to znaczy?

-聽Nie wiem -聽m贸wi Tove. -聽Ale nie brzmi to dobrze.

Zamykam oczy. Kubek parzy mi d艂onie.

Paul Goffman.

Wiem, 偶e pracuje w聽s艂u偶bach, w聽S盲po, ale to chyba wszystko. Nasze drogi skrzy偶owa艂y si臋 zim膮, po tym jak pewien socjolog zosta艂 艣miertelnie pchni臋ty no偶em w聽Vasastan. Dochodzenie powierzono mnie i聽Birckowi. 艢lady prowadzi艂y do 艣rodowisk skrajnej prawicy i聽lewicy, co wzbudzi艂o zainteresowanie S盲po. I聽wtedy z聽cienia wyszed艂 Paul Goffman -聽i聽zabra艂 nam dochodzenie. Pami臋tam wra偶enie, jakie wtedy na mnie zrobi艂: nic nie by艂o w聽stanie go zaskoczy膰 ani zadziwi膰. Milcza艂, kiedy powinien m贸wi膰, a聽kiedy powinien raczej milcze膰, m贸wi艂 a偶 za du偶o. I聽mam wra偶enie, 偶e robi艂 to ca艂kowicie 艣wiadomie. Kto艣, kto 艂amie regu艂y, wprowadza niepok贸j, ludzie si臋 denerwuj膮, s膮 spi臋ci, r贸wnowaga zostaje zachwiana na korzy艣膰 tego, kto 艂amie zasady.

Pami臋tam te偶, 偶e zawsze pojawia艂 si臋 we w艂a艣ciwym momencie. Wtedy, zim膮, prawdopodobnie uratowa艂 mi 偶ycie. Mnie i聽Birckowi.

-聽Dobrze by艂oby z聽nim porozmawia膰 -聽m贸wi Tove.

Otwieram oczy. 艢wiat艂o lampy jest bole艣nie bia艂e.

-聽Tak.

Tove si臋ga po sw贸j kubek, stoi obok laptopa. Wypija 艂yk kawy, krzywi si臋.

-聽Niezbyt dobra.

-聽Tak podejrzewa艂em.

-聽Przera偶a ci臋, prawda? -聽pyta.

-聽Kto? Goffman?

-聽Widz臋 to po tobie.

-聽Ach tak. -聽Chcia艂bym dalej spa膰. -聽Tak.

Do p贸艂nocy zosta艂o kilka sekund.

KIEDY ZIM膭 NASZE DROGI si臋 skrzy偶owa艂y, postanowi艂em go sprawdzi膰. W艂a艣ciwie to zabronione, chyba 偶e si臋 udowodni, 偶e ma to znaczenie dla dochodzenia. Szanse, 偶e pr贸ba zostanie wykryta, wynosi艂y sto procent, poniewa偶 wszelkie poszuki-wania s膮 rejestrowane. I聽tak te偶 si臋 sta艂o: dosta艂em upomnienie, potem ostrze偶enie, a聽potem zagro偶ono mi, 偶e przy kolejnej pr贸bie na艂o偶膮 na mnie kar臋 grzywny.

W聽rejestrze ludno艣ci jego dane by艂y chronione, ale w聽przypadku cz艂owieka z聽S盲po nie jest to niczym nadzwyczajnym. Jedyne, co uda艂o mi si臋 znale藕膰 -聽na co zreszt膮 zwr贸ci艂em uwag臋 ju偶 wcze艣niej, szukaj膮c w聽internecie - to adres, na kt贸ry wysy艂ano informacje o聽jego zarobkach.

A聽wi臋c istnia艂 przynajmniej jeden adres powi膮zany z聽Paulem Goffmanem: Blanchegatan 14, przy parku Tessina, na G盲rdet. Zatrzymujemy si臋 przy zacienionej Askrikegatan, po drugiej stronie parku. Przed nami wznosi si臋 du偶y, majestatyczny o艣miopi臋trowy budynek o聽fasadzie w聽kolorze przyt艂umionej czerwieni.

-聽W聽niekt贸rych oknach pali si臋 艣wiat艂o -聽stwierdza Tove. -聽Ale jak si臋 dostaniemy do 艣rodka?

-聽Zaczekamy, a偶 kto艣 b臋dzie wchodzi艂 albo wychodzi艂.

-聽O聽tej porze?

-聽Zawsze kto艣 si臋 znajdzie -聽m贸wi臋. -聽To jednokierunkowa ulica. Wypu艣膰 mnie, zr贸b k贸艂ko i聽zawr贸膰, a聽ja stan臋 przy bramie.

-聽Ty? W聽takim stanie?

-聽Znam go, a聽ty nawet nie wiesz, jak wygl膮da.

-聽Nie o聽to mi chodzi. Zamierzasz si臋 z聽nim spotka膰 sam? To nierozs膮dne.

-聽Nie mamy pewno艣ci, czy to rzeczywi艣cie on. Ale je艣li tak, to lepiej, 偶eby my艣la艂, 偶e jestem sam. -聽Patrz臋 na zegarek. -聽Je艣li w聽ci膮gu kwadransa nie dam ci zna膰, id藕 na g贸r臋. I聽dzwo艅 na telefon alarmowy.

-聽Powiniene艣 mie膰 czym si臋 broni膰. Gdyby to rzeczywi艣cie by艂 on.

Tove nachyla si臋 nad sprz臋g艂em, otwiera skrytk臋 przede mn膮. Wylatuj膮 z聽niej butelki z聽napojami, r臋kawiczki, gaz pieprzowy, CD z聽Highway 61 Revisited i聽mapa.

-聽Masz, we藕 go.

W聽g艂臋bi skrytki le偶y n贸偶, niewielki, czarny, z聽przyciskiem, kt贸ry wysuwa ostrze. R膮czka jest ukszta艂towana tak, 偶eby dobrze le偶a艂a w聽d艂oni.

-聽A聽ty powinna艣 mie膰 ze sob膮 to. -聽Podnosz臋 z聽pod艂ogi pojemnik z聽gazem pieprzowym i聽podaj臋 jej. -聽Posiadanie czego艣 takiego jest niezgodne z聽regulaminem.

Tove wk艂ada pojemnik do skrytki, zamyka j膮, reszta rzeczy zostaje na pod艂odze.

-聽I聽ty mi to m贸wisz? -聽zwraca si臋 do mnie.

Otwieram drzwi. Do kabiny wpada nocne powietrze, 艂agodne, ale orze藕wiaj膮ce.

Okolice parku s膮 ciche i聽spokojne. Z聽oddali s艂ycha膰 szum Karlav盲gen i聽Vallhallav盲gen, poblisk膮 V盲rtav盲gen sun膮 powoli samochody, jad膮 na po艂udnie. Asfalt pachnie, jakby by艂o tu偶 po deszczu, ale jezdnia pod moimi butami jest sucha. Przecinam park i聽czuj臋, 偶e zaczynam kule膰. Wtedy z聽jakiego艣 powodu 偶ebra przestaj膮 mnie bole膰 tak bardzo. Schylam si臋 i聽podnosz臋 kamie艅 -聽du偶o ich w聽parku -聽偶eby mie膰 czym zastawi膰 drzwi, je艣li oczywi艣cie uda mi si臋 dosta膰 do 艣rodka. Kamie艅 jest wielko艣ci serca, a聽kiedy si臋 podnosz臋, zaczyna mi si臋 kr臋ci膰 w聽g艂owie, potykam si臋.

Docieram do Blanchev盲gen 14, opieram si臋 o聽艣cian臋 i聽dopiero po chwili podchodz臋 do drzwi i聽sprawdzam, czy s膮 zamkni臋te. Klatka schodowa to same k膮ty proste i聽cienie, kt贸re w聽g艂臋bi zamieniaj膮 si臋 w聽mrok. Zapalam papierosa, zaci膮gam si臋 zach艂annie i聽czekam.

Mija pi臋膰 minut. Po drugiej stronie ulicy hamuje samoch贸d, staje i聽milknie. Tove.

Levin nie 偶yje. Nigdy ju偶 nie b臋dziemy rozmawia膰. Droga do domu jest niepewna, czuj臋 si臋 bardzo zm臋czony.

Mija mnie jaki艣 m臋偶czyzna, zatacza si臋, rozmawia przez telefon, be艂kocze. Jest w聽moim wieku, my艣l臋 w聽pierwszej chwili, ale kiedy przegl膮dam si臋 w聽szybie w聽drzwiach, dociera do mnie, 偶e pewnie jestem od niego dziesi臋膰 lat starszy.

Zapalam kolejnego papierosa. Czas mija bardzo powoli. M贸j samoch贸d zosta艂 w聽Bruket. Jak, do diab艂a, sprowadz臋 go z聽powrotem? Je艣li to w聽og贸le warte zachodu. Wszyscy zapewne uznaj膮, 偶e najlepiej b臋dzie, i聽dla nich, i聽dla niego, je艣li go tam zostawi臋 i聽pozwol臋 mu zamieni膰 si臋 w聽z艂om.

W聽艣rodku, na klatce, s艂ycha膰 trzask. Zapala si臋 艣wiat艂o. S艂ycha膰 g艂o艣ne stukanie obcas贸w, po chwili otwieraj膮 si臋 drzwi.

Upuszczam papierosa, chwytam klamk臋 i聽przytrzymuj臋 je.

-聽Cze艣膰 -聽m贸wi臋.

-聽Cze艣膰 -聽odpowiada kobieta i聽zirytowana odgania r臋k膮 dym. Wychodzi z聽klatki, nawet na mnie nie spojrzawszy, zaj臋ta poprawianiem szala.

Jestem w聽艣rodku. Nareszcie. Blokuj臋 drzwi kamieniem, sprawdzam, czy si臋 nie zamkn臋艂y.

Znajduj臋 list臋 lokator贸w: na trzecim pi臋trze mieszka niejaki P. Goffman. Wsiadam do windy i聽szybko ruszam do g贸ry. Czuj臋 pulsowanie w聽skroniach, zn贸w kr臋ci mi si臋 w聽g艂owie, chwiej臋 si臋. Czuj臋 przyjemne mrowienie w聽czubkach palc贸w. To pewnie morfina.

Na trzecim pi臋trze okno wpuszcza do 艣rodka blade, zimne wieczorne 艣wiat艂o. Znajduj臋 jego drzwi, grube i聽ci臋偶kie. Gdyby kto艣 sta艂 po drugiej stronie, w膮tpi臋, czybym go us艂ysza艂.

Na wysoko艣ci klamki jest dzwonek. Wciskam go kciukiem i聽s艂ysz臋, jak jego d藕wi臋k odbija si臋 od 艣cian.

Co艣 mi m贸wi, 偶e on ju偶 wie.

Zamek si臋 przekr臋ca, klamka opada. 艢ciskam w聽kieszeni n贸偶.

-聽Leo -聽wita mnie. -聽Tak my艣la艂em.

GRUDZIE艃 1980

Wspomnienie by艂o zbyt wyraziste, 偶eby up艂yw czasu m贸g艂 je zniekszta艂ci膰: zimowa noc w聽Bruket. Rok 1980. Serce Evy przesta艂o bi膰. Kiedy Charles zn贸w usiad艂 za kierownic膮, nie bi艂o ju偶 od jakiego艣 czasu.

Jeste艣 pewien, 偶e nikt ci臋 nie widzia艂? 呕e nikt nie widzia艂 samochodu, Charlie? Jeste艣 pewien, 偶e nikt ci臋 nie widzia艂?

Nie by艂 pewien. Stara艂 si臋 nie patrze膰 na swoj膮 偶on臋. Le偶a艂a zimna i聽nieruchoma na ziemi, z聽nogami zgi臋tymi pod dziwnym k膮tem.

Silnik pracowa艂 na pustych obrotach, z聽rury wydechowej lecia艂y spaliny.

Tak szybko, jak potrafisz, Charlie. Tak szybko, jak si臋 odwa偶ysz.

Obok niego sta艂 Paul z聽kanistrem benzyny w聽r臋ku. Mimo chaosu w聽jego dzia艂aniach by艂o co艣 metodycznego, co艣 racjonalnego i聽przemy艣lanego.

To by艂 wypadek. Tak, wypadek, w聽kt贸ry nie powiniene艣 by膰 zamieszany.

Za nimi sta艂a Marika i聽wszystkiemu si臋 przygl膮da艂a.

Pos艂uchaj mnie, Charlie. Jeste艣 niewinny. Nie mog艂e艣… Zajmiemy si臋 tym.

Kiedy Charles zamkn膮艂 drzwi, nie by艂 z艂y ani wdzi臋czny, ani smutny, ani nawet nie czu艂 strachu.

W艂膮czy艂 silnik, poczu艂, jak dr偶y. Widzia艂, jak k臋pa drzew zbli偶a si臋 do niego, znacznie szybciej, ni偶 si臋 spodziewa艂, i聽nic nie czu艂.

CZERWIEC 2014

WYCI膭G Z聽PROTOKO艁U Z聽PRZES艁UCHANIA (nr sprawy 0500-K1754-09)

PRZES艁UCHIWANY: Bredstr枚m, DANIEL

PESEL: 19501024-4674

PRZES艁UCHIWANY JEST: podejrzany

PODEJRZENIE O聽POPE艁NIENIE PRZEST臉PSTWA: podejrzany o聽zamordowanie Charlesa Jana Levina 140618, w聽domu ofiary w聽Bruket przy Alvav盲gen 10.

PROWADZ膭CY PRZES艁UCHANIE: Ola Davidsson

DATA PRZES艁UCHANIA: 20140621

GODZINA ROZPOCZ臉CIA: ok. 22.15

GODZINA ZAKO艃CZENIA: ok. 22.30

MIEJSCE PRZES艁UCHANIA: Pok贸j przes艂ucha艅, komisariat w聽Bruket

RODZAJ PRZES艁UCHANIA: RB 23:6

SPISA艁: R.A.

BREDSTR脰M: No dobrze, dobrze. To ja jestem w聽tym samochodzie na zdj臋ciu.

DAVIDSSON: To ju偶 wiemy. Opowiedz lepiej, co tam robisz.

BREDSTR脰M: No, odje偶d偶am z聽miejsca zdarzenia.

DAVIDSSON: Wsiadasz do samochodu, 偶eby odjecha膰 z聽Alvav盲gen 10.

BREDSTR脰M: Tak.

DAVIDSSON: Kt贸ra jest godzina?

BREDSTR脰M: Dok艂adnie nie pami臋tam. Pewnie mi臋dzy dziesi膮t膮 a聽wp贸艂 do jedenastej.

DAVIDSSON: Jak d艂ugo tam by艂e艣?

BREDSTR脰M: Nie wiem. Godzin臋, mo偶e.

DAVIDSSON: Wi臋c zjawi艂e艣 si臋 tam gdzie艣 mi臋dzy… dziewi膮t膮 a聽wp贸艂 do dziesi膮tej?

BREDSTR脰M: Co艣 ko艂o tego.

DAVIDSSON: By艂e艣 u聽Levina prawie godzin臋. Co robi艂e艣?

BREDSTR脰M: Nic, nie by艂em w聽艣rodku.

DAVIDSSON: Nie rozumiem.

BREDSTR脰M: Powiedzia艂em, 偶e nie by艂em w聽艣rodku.

DAVIDSSON: Nadal nie rozumiem.

BREDSTR脰M [d艂ugie milczenie]: By艂em w聽domu, tamtego dnia wieczorem. Wypi艂em piwo, mo偶e dwa. I聽sam nie wiem dlaczego, ale w聽pewnym momencie zrobi艂o mi si臋 cholernie g艂upio. Po tym spotkaniu z聽Levinem na rynku, w聽ci膮gu dnia. Pomy艣la艂em o聽tych wszystkich z艂ych rzeczach, kt贸re si臋 wydarzy艂y od pocz膮tku lat osiemdziesi膮tych. Nie wiem, ile mi jeszcze zosta艂o. Nie jestem kretynem, wiem, 偶e to, jak 偶yj臋, odbija si臋 na moim zdrowiu. No wi臋c postanowi艂em rozm贸wi膰 si臋 z聽nim i聽zako艅czy膰 spraw臋. Chcia艂em, 偶eby przyzna艂, 偶e to on mnie wtedy wrobi艂. Jestem pewien, 偶e tak by艂o. Nie wiem, jak to zrobi艂, ale to na pewno by艂 on.

DAVIDSSON: Wi臋c pojecha艂e艣 z聽nim porozmawia膰.

BREDSTR脰M: Tak.

DAVIDSSON: Kradzionym samochodem.

BREDSTR脰M: Nie mia艂em wyboru, m贸j nie chcia艂 zapali膰. Ju偶 wcze艣niej nawala艂, wi臋c kiedy po p贸艂godzinie pr贸b nadal nie uda艂o mi si臋 go uruchomi膰, podda艂em si臋. Ale skoro ju偶 podj膮艂em decyzj臋, 偶e si臋 z聽nim rozm贸wi臋, to musia艂em to zrobi膰. Ze wzgl臋du na siebie samego. Warto by艂o zaryzykowa膰. Pomy艣la艂em sobie, a聽co tam, jest p贸藕ny wiecz贸r, okolice Alvav盲gen s膮 o聽tej porze puste, ryzyko, 偶e kto艣 mnie zobaczy, nie by艂o du偶e.

DAVIDSSON: Co zrobi艂e艣, kiedy ju偶 tam dotar艂e艣?

BREDSTR脰M: Zobaczy艂em, 偶e pali si臋 艣wiat艂o, wi臋c uzna艂em, 偶e jest w聽domu. Przez okna nie by艂o go wida膰, wi臋c postanowi艂em zadzwoni膰 do drzwi, ale najpierw musia艂em troch臋 och艂on膮膰. [d艂u偶sze milczenie] Mo偶e przez to piwo, co wypi艂em, nie wiem, ale musia艂em si臋 uspokoi膰, skupi膰. Rozumiesz?

DAVIDSSON: Nie.

BREDSTR脰M: Nie wiem, co mi si臋 sta艂o, ale jako艣 dziwnie si臋 poczu艂em, kiedy tak tam sta艂em. W聽ko艅cu, do cholery, to by艂 ten sam dom co dawniej, ten, w聽kt贸rym mieszka艂 z聽Ev膮. No wi臋c musia艂em wzi膮膰 si臋 w聽gar艣膰. Wiedzia艂em, 偶e mo偶na tam dotrze膰 okr臋偶n膮 drog膮, przez las, na ty艂ach Alvav盲gen. To spory kawa艂ek, pewnie godzina spaceru, ale pomy艣la艂em, 偶e dobrze mi to zrobi. No i聽zd膮偶臋 troch臋 wytrze藕wie膰. Wi臋c ruszy艂em przed siebie.

DAVIDSSON: Ach tak.

BREDSTR脰M: Tak.

DAVIDSSON: A聽skradziony samoch贸d zostawi艂e艣 tak po prostu na ulicy.

BREDSTR脰M: Nie my艣la艂em jako艣 szczeg贸lnie klarownie. M贸wi艂em ju偶, 偶e troch臋 za du偶o wypi艂em, no i聽te wspomnienia. Tak czy inaczej, po jakim艣 czasie wr贸ci艂em, wyszed艂em z聽lasu na Alvav盲gen. 艢cie偶ka prowadzi brzegiem lasu, ko艅czy si臋 kilka dom贸w przed domem Levina. Spacer dobrze mi zrobi艂, rozja艣ni艂 mi umys艂.

DAVIDSSON: Podczas tego spaceru co艣 si臋 wydarzy艂o?

BREDSTR脰M: Nie, nic szczeg贸lnego. Chocia偶… tak. Tam niedaleko, ale ju偶 w聽lesie, jest taka polanka. Kiedy j膮 mija艂em, us艂ysza艂em szum silnika, a聽potem zobaczy艂em samoch贸d. Zobaczy艂em, jak podje偶d偶a i聽si臋 zatrzymuje. To…

DAVIDSSON: Co to by艂 za samoch贸d?

BREDSTR脰M: Nie mam poj臋cia. Osobowy. Cholera go wie. Nie widzia艂em go z聽bliska. Zd膮偶y艂em ju偶 kawa艂ek odej艣膰, mo偶e jakie艣 trzydzie艣ci metr贸w. W艂a艣ciwie widzia艂em tylko jego 艣wiat艂a, dwa reflektory. Mo偶e kto艣 si臋 wybra艂 na spacer z聽psem?

DAVIDSSON: O聽tej porze?

BREDSTR脰M: A聽sk膮d mog臋 wiedzie膰? Spyta艂e艣, czy co艣 si臋 sta艂o, czy co艣 zauwa偶y艂em, to m贸wi臋. Zobaczy艂em, jak na polance zatrzymuje si臋 samoch贸d. A聽potem widzia艂em jeszcze kogo艣 w聽ogr贸dku, chyba przesuwa艂 meble ogrodowe czy co艣 takiego. Chyba sk艂ada艂 taki… jak to si臋 nazywa? Parasol ogrodowy.

DAVIDSSON: Tak, wiem, co masz na my艣li. Ale wr贸膰my do twojej opowie艣ci: wychodzisz z聽lasu i聽co?

BREDSTR脰M: Podszed艂em pod dom i聽pomy艣la艂em, 偶e zapukam do drzwi. Widzia艂em, 偶e pali si臋 艣wiat艂o, podszed艂em bli偶ej i聽postanowi艂em zajrze膰 do 艣rodka przez kuchenne okno. 呕eby sprawdzi膰, czy jest. I聽wtedy nagle poczu艂em si臋 jako艣 dziwnie, jakbym mia艂 jakie艣 przeczucie. Rozumiesz, co mam na my艣li? Mia艂em wra偶enie, 偶e co艣 tam si臋 dzieje i聽偶e raczej powinienem si臋 trzyma膰 z聽daleka. Wiesz, o聽co mi chodzi?

DAVIDSSON: Mo偶e, ale m贸w dalej. Podszed艂e艣 do okna i聽co zobaczy艂e艣?

BREDSTR脰M: Zobaczy艂em, 偶e kto艣 tam jest.

DAVIDSSON: Co?

BREDSTR脰M: Kto艣 by艂 w聽艣rodku.

DAVIDSSON: Opr贸cz Levina?

BREDSTR脰M: Tak.

DAVIDSSON: Jak by艂 ubrany?

BREDSTR脰M: Mia艂 na sobie jasn膮 koszul臋, chyba szar膮. Widzia艂em tylko jego tu艂贸w. [d艂ugie milczenie] By艂 zakrwawiony.

DAVIDSSON: Co takiego?

BREDSTR脰M: Mia艂 krew na r臋kawie i聽na twarzy. Jakby go opryska艂a.

DAVIDSSON: Co robi艂?

BREDSTR脰M: Mia艂 ze sob膮 tak膮… Nie bardzo wiem, jak to si臋 nazywa. Tak膮 taczk臋. Nie, taki w贸zek. Taki, jakich si臋 u偶ywa przy przeprowadzkach.

DAVIDSSON: W贸zek?

BREDSTR脰M: Tak, taki na dw贸ch k贸艂kach. A聽na nim sta艂 karton.

DAVIDSSON: By艂 w聽kuchni?

BREDSTR脰M: Nie, w聽salonie.

DAVIDSSON: Widzia艂e艣, co by艂o w聽tym kartonie?

BREDSTR脰M: Nie.

DAVIDSSON: Levina te偶 nie widzia艂e艣?

BREDSTR脰M: Nie.

DAVIDSSON: Co jeszcze widzia艂e艣?

BREDSTR脰M: Nic. Domy艣li艂em si臋, 偶e dzieje si臋 tam co艣 dziwnego i聽偶e najrozs膮dniej b臋dzie trzyma膰 si臋 z聽daleka. Nie chcia艂em, 偶eby kto艣 mnie tam zobaczy艂, i聽to w聽kradzionym samochodzie. Poza tym przecie偶 rozmawia艂em z聽nim kilka godzin wcze艣niej. Gdyby to wysz艂o na jaw, nie wygl膮da艂oby to dobrze. Je艣li wzi膮膰 pod uwag臋, 偶e teraz tu siedz臋, to mia艂em racj臋. No wi臋c wsiad艂em do samochodu i聽odjecha艂em.

DAVIDSSON: Je艣li to prawda, to dlaczego kiedy go potem znale藕li艣my, by艂 spalony?

BREDSTR脰M: Chcia艂em si臋 go pozby膰. I聽tak sta艂 ju偶 u聽mnie za d艂ugo. Wiedzia艂em, 偶e im d艂u偶ej u聽mnie b臋dzie, tym trudniej b臋dzie mi si臋 z聽tego wszystkiego wypl膮ta膰. Nikt nie chcia艂 kupi膰 tego g贸wna. To by艂a jedyna rzecz, kt贸ra wi膮za艂a mnie z聽Alvav盲gen, wi臋c pomy艣la艂em, 偶e r贸wnie dobrze mog臋 si臋 go od razu pozby膰. Nie zamierza艂em i艣膰 za kratki, a聽ju偶 na pewno nie za co艣, czego nie zrobi艂em.

DAVIDSSON: Je艣li tak ci zale偶a艂o na pozbyciu si臋 go, to dlaczego nie usun膮艂e艣 fa艂szywych tablic rejestracyjnych?

BREDSTR脰M: Nie pomy艣la艂em o聽tym. Zorientowa艂em si臋, dopiero kiedy go podpali艂em, a聽wtedy by艂o ju偶 za p贸藕no.

DAVIDSSON: Je艣li to prawda…

BREDSTR脰M: To j e s t prawda.

DAVIDSSON: Tak, s艂ysz臋, co m贸wisz. Tylko dlaczego, do diab艂a, nie powiedzia艂e艣 tego od razu?

BREDSTR脰M [d艂ugie milczenie]

DAVIDSSON: A聽mo偶e po prostu kto艣 ci臋 tego wieczoru uprzedzi艂? Nie chcia艂e艣 da膰 mu nauczki?

BREDSTR脰M: [d艂ugie milczenie] Nie wiem.

DAVIDSSON: Nie wiesz?

BREDSTR脰M: Nie wiem, jak by si臋 to sko艅czy艂o, gdyby Levin by艂 wtedy sam. Pewnie zale偶a艂oby to od niego, mo偶na tak powiedzie膰.

DAVIDSSON: M臋偶czyzna, kt贸rego, jak twierdzisz, widzia艂e艣. Czy on…

BREDSTR脰M: On naprawd臋 tam by艂. Widzia艂em go wyra藕nie. Gdyby艣 mi pokaza艂 jego zdj臋cie, na pewno bym go rozpozna艂. Ale powiem ci te偶, 偶e je艣li kiedy艣 faceta spotkam, to u艣cisn臋 mu r臋k臋 i聽zaprosz臋 na piwo. Za to, co zrobi艂.

TOVE NIGDY NIE LUBI艁A tego miasta. By艂o w聽nim co艣, co sprawia艂o, 偶e cz艂owiek czu艂 si臋 ma艂y, nic nieznacz膮cy. Pami臋ta艂a to uczucie jeszcze z聽czas贸w, kiedy zaczyna艂a prac臋. Cz艂owiek nigdy nie m贸g艂 by膰 sob膮. Markus to potrafi艂, a聽ona nie.

Sprawdza, kt贸ra godzina: zosta艂o jej jeszcze osiem minut. Sw臋dz膮 j膮 palce. Osiem minut. To si臋 nigdy nie uda.

Jeszcze nie podj臋艂a decyzji. Nie wie, jak si臋 sko艅czy jej spotkanie z聽Junkerem. My艣li o聽mamie, kt贸ra nie ma poj臋cia, 偶e w聽tej chwili dzieli je od siebie pi臋膰dziesi膮t mil ani 偶e Junker by艂 w聽Bruket. Powinna by艂a do niej zadzwoni膰.

Jeszcze siedem minut. Sprawdza s艂u偶bow膮 bro艅, wysiada z聽samochodu, przechodzi przez ulic臋, staje przy bramie i聽upewnia si臋, 偶e kamie艅 przytrzymuje drzwi, 偶e si臋 nie zamkn臋艂y. Wypala papierosa.

Dzwoni kom贸rka. Davidsson. Szlag, nie teraz. Ju偶 chce odrzuci膰 po艂膮czenie, ale nagle nachodzi j膮 niepewno艣膰 i聽zmienia zdanie.

-聽Halo?

Davidsson wzdycha g艂o艣no.

-聽To chyba jednak nie on, cholera. To nie Bredstr枚m. Mo偶e nawet chodzi艂o mu co艣 takiego po g艂owie, ale nie s膮dz臋, 偶eby to zrobi艂.

-聽Co?

Nieco niewyra藕nie, momentami wr臋cz be艂kotliwie, streszcza jej rozmow臋 z聽Bredstr枚mem. Tove wyobra偶a sobie, jak siedzi w聽domu w聽swoim fotelu, z聽nogami na podn贸偶ku i聽szklaneczk膮 koniaku albo whisky na stoliku, bezradny wobec niepoj臋tej g艂upoty 艣wiata.

Wypala papierosa niemal do filtra i聽upuszcza go.

-聽Bredstr枚m twierdzi, 偶e widzia艂, jak Fredrik Oskarsson przestawia meble w聽ogrodzie. Podobno widzia艂 nawet, jak sk艂ada parasol. Sk膮d by zna艂 takie szczeg贸艂y, je艣li tam nie by艂?

-聽A聽kiedy wr贸ci艂 do domu Levina, zobaczy艂 w聽艣rodku tego drugiego m臋偶czyzn臋 -聽powtarza Tove.

-聽Tak. Na r臋kawie koszuli mia艂 艣lady krwi. Sta艂 i聽pakowa艂 na w贸zek jaki艣 karton -聽ci膮gnie Davidsson. -聽Tak przynajmniej twierdzi Bredstr枚m. Nie potrafi臋 powiedzie膰, czy to prawda, ale musz臋 przyzna膰, 偶e kiedy mi to opowiada艂, poczu艂em w聽偶o艂膮dku dziwne 艂askotanie. Tak czy inaczej, Bredstr枚m szybko si臋 stamt膮d zwin膮艂, wi臋c nie wie, co si臋 sta艂o z聽tamtym facetem. No i聽oczywi艣cie nie wie te偶, kto to m贸g艂 by膰. Twierdzi te偶, 偶e widzia艂 jaki艣 samoch贸d na polance w聽lesie, ale z聽tak du偶ej odleg艂o艣ci, 偶e w艂a艣ciwie widzia艂 tylko 艣wiat艂a. Co nie zmienia faktu, 偶e w聽pobli偶u miejsca zbrodni by艂 samoch贸d, o聽kt贸rym nadal nic nie wiemy. Je艣li za艂o偶ymy, 偶e Bredstr枚m m贸wi prawd臋, to kto, do cholery, w聽nim siedzia艂?

Tove patrzy na zegarek. Jeszcze cztery minuty. Czuje to w聽czubkach palc贸w: zaraz co艣 si臋 stanie.

-聽Oczywi艣cie Bredstr枚m mo偶e k艂ama膰 -聽dodaje Davidsson nieco be艂kotliwie. -聽Pewnie tak jest. Ale nie wiem, musz臋 przyzna膰, 偶e mia艂em wra偶enie, 偶e jednak m贸wi prawd臋.

-聽Musz臋 si臋 roz艂膮czy膰.

-聽Co?

-聽Musz臋…

Nie ko艅czy, przerywa po艂膮czenie.

I聽nagle, jakby na potwierdzenie: strza艂. Przeszywa ciemno艣膰.

POWIETRZE. JEST W聽NIM CO艢 dziwnego: pierwsze wra偶enie to kliniczna czysto艣膰, jak w聽szpitalu, ale zaraz potem dochodzi jeszcze co艣: ciep艂a, przyjemna wo艅, jakby letniej trawy.

-聽Nie chc臋 ci臋 obrazi膰, ale nie wygl膮dasz najlepiej -聽m贸wi Goffman. Stoi w聽g艂臋bi mieszkania, plecami do mnie. -聽Mo偶esz zdj膮膰 buty? Dywan, na kt贸rym stoisz, jest r臋cznie tkany i聽kosztuje wi臋cej ni偶 twoje mieszkanie.

M贸wi to tak, jakby to by艂a najbardziej oczywista rzecz na 艣wiecie, wi臋c bezrefleksyjnie spe艂niam jego polecenie i聽nieco niezdarnie zdejmuj臋 buty.

Przechodz臋 przez hol. Jest w聽kuchni. Stoi pochylony nad kuchenk膮 i聽powoli miesza co艣 w聽rondelku d艂ug膮 ozdobn膮 艂y偶k膮. To st膮d dochodzi ten dziwny zapach.

Ma na sobie czarne d偶insy i聽koszul臋 w聽szaro-bia艂膮 kratk臋. R臋kawy koszuli ma podwini臋te. Jest opalony, szeroki w聽ramionach i聽tak wysoki, 偶e musi si臋 pochyla膰 nad kuchenk膮. Po raz pierwszy widz臋 go w聽innym ubraniu ni偶 garnitur.

-聽Sk膮d wiedzia艂e艣, 偶e to ja? -聽pytam.

-聽Nie wiedzia艂em. Podejrzewa艂em.

Staj臋 w聽drzwiach, opieram si臋 o聽framug臋. Jest mi troch臋 l偶ej.

-聽Dlaczego to zrobi艂e艣?

-聽By艂 twoim mentorem i聽przyjacielem, a聽kiedy艣, dawno temu, moim dobrym znajomym, koleg膮. -聽Jego wzrok pada na m贸j T-shirt. -聽Garfield. - Przekrzywia g艂ow臋. -聽You've cat to be kitten me right meow -聽m贸wi i聽zaczyna rechota膰. -聽Rozumiem. Bardzo zabawne.

-聽To nie jest m贸j T-shirt.

Odwraca si臋 i聽wygl膮da przez wychodz膮ce na ulic臋 okno.

-聽Jeste艣 sam?

-聽Tak.

-聽Napijesz si臋 herbaty?

-聽Nie, dzi臋kuj臋.

-聽S艂u偶y moim stawom. Tak przynajmniej twierdzi m贸j lekarz, chocia偶 za ka偶dym razem, kiedy go widz臋, mam do niego coraz mniejsze zaufanie. - Otwiera jedn膮 z聽szafek nad blatem, wyjmuje kubek i聽nape艂nia go. -聽Na pewno nie chcesz? Wygl膮dasz, jakby艣 tego potrzebowa艂.

-聽Musz臋 ci臋 o聽co艣 spyta膰 -聽m贸wi臋. Chwiej臋 si臋 lekko, zn贸w opieram si臋 o聽framug臋.

Goffman unosi brwi.

-聽Tak?

Odzyskuj臋 r贸wnowag臋.

-聽Wiesz, dlaczego tu jestem. Wi臋c wiesz te偶, co chc臋 us艂ysze膰.

Goffman odstawia rondelek z聽powrotem na kuchenk臋, wysuwa szuflad臋, wyjmuje 艂y偶eczk臋 i聽wk艂ada j膮 do kubka. Miesza spokojnymi, powolnymi ruchami. 艢ledz臋 go wzrokiem. Ma d艂ugie, ko艣ciste palce. Pami臋tam, 偶e kiedy go zobaczy艂em pierwszy raz, pomy艣la艂em, 偶e ma palce jak kieszonkowiec i聽偶e nale偶y na nie uwa偶a膰.

-聽Rozumiem, 偶e chcesz wiedzie膰, gdzie by艂em osiemnastego czerwca wieczorem.

-聽Mi臋dzy wp贸艂 do dziesi膮tej a聽wp贸艂 do jedenastej.

S艂ysz臋 w艂asny oddech, s艂ysz臋, jak ci臋偶ko oddycham. 艢ciskam w聽kieszeni n贸偶 tak mocno, 偶e bol膮 mnie palce.

Lampa pod sufitem jest zapalona, daje 艂agodne, ciep艂e 艣wiat艂o, ale podkre艣la cienie wok贸艂 jego oczu.

-聽By艂em z聽moj膮 dobr膮 przyjaci贸艂k膮 Susann膮. Jedli艣my kolacj臋 w聽Sturecompagniet, tu偶 przed dziewi膮t膮 poprosili艣my o聽rachunek. Pami臋tam, bo spojrza艂em na dat臋, a聽tu偶 obok by艂a godzina. Potem przeszli艣my si臋 spacerem Sturegatan, w聽kierunku Valhallav盲gen. Nie pami臋tam dok艂adnie, kt贸rymi uliczkami szli艣my, ale w聽ko艅cu dotarli艣my tutaj.

-聽Masz ten rachunek?

-聽Nie.

-聽Susanna ma kom贸rk臋?

-聽Chyba ka偶dy ma kom贸rk臋?

-聽Mo偶esz do niej zadzwoni膰?

-聽Oczywi艣cie. -聽Goffman bierze kubek w聽obie d艂onie i聽ostro偶nie wypija 艂yk. -聽Chod藕 ze mn膮 do salonu. Tam mam kom贸rk臋.

-聽Id藕 przodem.

-聽Jasne.

Wycofuj臋 si臋 z聽kuchni w聽kierunku holu. Pod艂oga ucieka mi spod n贸g. Staj臋 w聽lekkim rozkroku, 偶eby nie upa艣膰. Musz臋 si臋 utrzyma膰 na nogach.

Morfina czyni mnie odwa偶nym, ale jej dzia艂anie szybko s艂abnie. Niech to szlag, a聽je艣li to on? Co wtedy? Jedyne, czym mog臋 si臋 broni膰, to niewielki n贸偶, kt贸ry mam w聽kieszeni.

-聽Powiedzia艂e艣, 偶e chcesz porozmawia膰. Nie mam nic przeciwko temu. Twoje zachowanie wskazuje na to, 偶e masz jakie艣 w膮tpliwo艣ci. Nie pierwszy raz kto艣 mnie o聽co艣 podejrzewa. Pewnie dlatego przyjmuj臋 to z聽takim spokojem. Ale wola艂bym, 偶eby艣 si臋 zachowywa艂 troch臋 grzeczniej. Jeste艣 w聽domu niewinnego cz艂owieka i聽powiniene艣 o聽tym pami臋ta膰. Poza tym… - Przygl膮da mi si臋, unosi swoje w膮skie brwi. -聽Poza tym to chyba jeste艣 na urlopie?

-聽Od kogo to wiesz?

Goffman rechocze, mija mnie z聽kubkiem w聽d艂oni.

-聽Mam sze艣膰dziesi膮t sze艣膰 lat, Leo, i聽nie zawsze pami臋tam, co kto mi m贸wi.

Salon jest du偶y, przestronny, na 艣cianach wisz膮 obrazy, sprawiaj膮 wra偶enie kosztownych. W聽jednym rogu stoi niewielkie biurko, na nim komputer, przy drzwiach na balkon. Z聽drugiej strony biurka stoi stara czarna torba, wygl膮da na sportow膮, tyle 偶e jest ze sk贸ry. Na starych filmach z聽takimi torbami zwykle podr贸偶uj膮 m臋偶czy藕ni. Pod艂og臋 salonu pokrywa du偶y dywan w聽kolorze ko艣ci s艂oniowej. Jedn膮 jego po艂ow臋 zajmuje kanapa z聽fotelami. Na niskim stoliku -聽szk艂o i聽ciemny metal -聽le偶y kom贸rka. Goffman opada na kanap臋, odstawia kubek i聽si臋ga po ni膮.

-聽Zaraz wszystko si臋 wyja艣ni. Rozgo艣膰 si臋, Leo -聽zwraca si臋 do mnie.

-聽Wol臋 sta膰.

-聽Nie wierz臋. -聽Przygl膮da mi si臋 zmartwiony. -聽Wygl膮dasz okropnie. Ale prosz臋, st贸j, je艣li chcesz.

Przyk艂ada kom贸rk臋 do ucha, sprawdza godzin臋 na zegarku, kt贸ry ma na r臋ku.

-聽Nie b臋dzie zadowolona. Na pewno j膮 obudz臋.

-聽Przykro mi -聽m贸wi臋 i聽nagle nachodz膮 mnie w膮tpliwo艣ci. Nie wiem, sk膮d si臋 bior膮, ale czuj臋, 偶e z聽ka偶d膮 sekund膮 s膮 coraz wi臋ksze. - Przepraszam, ale musz臋 to wiedzie膰 -聽dodaj臋.

Goffman spuszcza wzrok, patrzy na le偶膮ce na kanapie poduszki. Czuj臋, 偶e musz臋 usi膮艣膰. Kr臋ci mi si臋 w聽g艂owie.

-聽Rozumiem, 偶e mu… Cze艣膰, Susanna -聽m贸wi. -聽Tak, wiem. Rozumiem…

To nie on. To nie Goffman zabi艂 Levina. Jest za spokojny, za bardzo skupiony. Ale je艣li nie on, to kto, do cholery? Siadam w聽fotelu.

Bredstr枚m. Tak, to musia艂 by膰 on. Kiedy dochodzi do takiej zbrodni, motywem na og贸艂 jest zawiedziona mi艂o艣膰 albo ch臋膰 zemsty. Musz臋 go spyta膰 o聽Bredstr枚ma. Mo偶e co艣 o聽nim wie.

-聽Wiem, 偶e przeszkadzam -聽powtarza Goffman i聽poprawia poduszk臋. -聽Ale jest u聽mnie m艂ody cz艂owiek, kt贸ry chcia艂by zamieni膰 z聽tob膮 kilka s艂贸w. Chce co艣 sprawdzi膰. Chodzi o聽Charlesa. Tak. Nie, to nie potrwa d艂ugo. Zaraz ci go dam.

Nachyla si臋 nad stolikiem, podaje mi kom贸rk臋.

-聽Prosz臋.

Kiedy wstaj臋 z聽fotela, czuj臋 pulsowanie w聽karku, 偶ebra ci膮gn膮 i聽bol膮, jakby za chwil臋 mia艂y p臋kn膮膰.

-聽Dzi臋kuj臋. -聽Wzdycham ci臋偶ko, bior臋 od niego kom贸rk臋 i聽siadam w聽fotelu. -聽Halo?

Cisza.

-聽Halo?

Czekam, patrz臋 na kom贸rk臋, potem na Goffmana.

-聽Nikogo nie ma.

Palce. Spu艣ci艂em z聽oczu jego palce.

Poduszka, przechodzi mi przez g艂ow臋. Le偶a艂 pod poduszk膮. W聽jego prawej r臋ce widz臋 rewolwer, ma艂y, czarny.

-聽Naprawd臋 przyszed艂e艣 tu sam, Leo?

-聽Tak.

-聽K艂amiesz -聽m贸wi.

I聽STRZELA MI W聽PIER艢.

Tove przyk艂ada kom贸rk臋 do ucha, czeka, a偶 odezwie si臋 numer alarmowy. R臋ka jej dr偶y.

-聽Nazywam si臋 Tove Waltersson, jestem policjantk膮. Na Blanchegatan 14 kto艣 strzeli艂 do mojego kolegi.

-聽Do policjanta?

-聽Na Blanchegatan 14, na 脰stermalmie.

-聽Numer mieszkania?

-聽Nie wiem.

-聽Mamy tam… -聽Sekundy, kt贸re mijaj膮, wydaj膮 si臋 jej wieczno艣ci膮. -聽Mamy w聽pobli偶u patrol, b臋d膮 na miejscu za pi臋膰 minut.

Operator prosi, 偶eby si臋 nie roz艂膮cza艂a, przynajmniej do przybycia patrolu. Tove 艣ciska w聽r臋ku bro艅. Idzie wzd艂u偶 艣ciany. Rusza po schodach na pierwsze pi臋tro, czyta nazwiska na tabliczkach na drzwiach i聽idzie dalej.

Gdzie艣 wy偶ej kto艣 otwiera drzwi, a聽potem szybko je zamyka, ostro偶nie. Kto艣 wk艂ada do zamka klucz, przekr臋ca go.

Drugie pi臋tro jest puste i聽ciche, Tove idzie dalej, na trzecie.

K膮tem oka widzi, jak zamykaj膮 si臋 drzwi windy. Podbiega do nich, wstrzymuje oddech.

J e s t. M臋偶czyzna spogl膮da w聽lustro i聽ich spojrzenia si臋 spotykaj膮. Trwa to sekund臋. Starszy pan. Starszy od jej ojca. Ostre rysy i聽bystre spojrzenie.

Winda znika w聽szybie. Szlag! Zbiega po schodach, jest zdyszana. Dr偶膮 jej kolana.

Na dole winda zatrzymuje si臋 z聽ci臋偶kim westchnieniem, drzwi si臋 rozsuwaj膮. Odg艂os jego krok贸w zag艂usza jej w艂asne. Kiedy dociera na parter, widzi otwarte drzwi i聽m臋偶czyzn臋: znika w聽ciemno艣ci z聽torb膮 w聽jednej r臋ce i聽czym艣 czarnym i聽b艂yszcz膮cym w聽drugiej.

JEST NA ULICY, OTOCZONY d艂ugimi cieniami i聽wysokimi budynkami. Idzie szybko, skupiony, pustym chodnikiem. Pewnie jest przekonany, 偶e uda艂o mu si臋 uciec, 偶e teraz musi tylko da膰 si臋 poch艂on膮膰 miastu.

Tove pr贸buje dojrze膰, w聽jakim kierunku zmierza, czy gdzie艣 w聽pobli偶u czeka na niego samoch贸d. M臋偶czyzna si臋 odwraca, Tove unosi bro艅, wo艂a co艣. M臋偶czyzna si臋 zatrzymuje, przebiega przez ulic臋, ucieka mi臋dzy drzewa i聽krzaki na obrze偶ach parku.

W聽parku Tessina jest du偶o pustych przestrzeni: trawniki, alejki, 艣cie偶ki rowerowe, ale akurat w聽tym miejscu rosn膮 krzewy i聽roz艂o偶yste drzewa. Nieco dalej, w聽p贸艂nocnej cz臋艣ci, wida膰 ogrodzony niskim p艂otkiem plac zabaw. W聽takim miejscu cz艂owiek czuje si臋 niepewnie, nie bardzo wiedz膮c dlaczego.

Tove traci go z聽oczu, zatrzymuje si臋. Pr贸buje nas艂uchiwa膰, ale nic nie s艂yszy, tylko w艂asny oddech. Zaczyna powoli i艣膰, wchodzi mi臋dzy drzewa na obrze偶ach parku, ociera si臋 o聽stare zmursza艂e pnie, czuje zapach listowia.

Wie, 偶e powinna si臋 rozlu藕ni膰, opuszcza ramiona i聽w艂a艣nie w聽tym momencie s艂yszy, jak co艣 przed ni膮 szele艣ci. Tam. Widzi go, zarys sylwetki. Wyszed艂 z聽k臋py drzew i聽biegnie przez trawnik z聽torb膮 w聽r臋ce, kieruje si臋 w聽stron臋 placu zabaw.

Tove oddaje strza艂 ostrzegawczy. Huk odbija si臋 echem od 艣cian pobliskich kamienic, wzbudza w聽niej strach.

Staje na trawniku, bierze g艂臋boki oddech i聽unosi bro艅 wy偶ej. Nisko, celuj nisko, powtarza sobie w聽my艣lach.

Strzela.

Widzi, jak prawa r臋ka m臋偶czyzny unosi si臋 w聽powietrze.

Torba. Trafi艂a w聽torb臋.

M臋偶czyzna puszcza torb臋, torba upada na traw臋.

Tove rusza za nim, biegnie, potyka si臋, pada na ziemi臋, asekuruje si臋 d艂o艅mi. Bro艅 wypada jej z聽r臋ki.

Wstaje. Strza艂 nadal d藕wi臋czy jej w聽uszach, czuje go w聽r臋kach. Mija torb臋. Kula przedziurawi艂a sk贸r臋, dziura wygl膮da jak usta. Tove stara si臋 nie my艣le膰 o聽tym, co si臋 sta艂o tam, na g贸rze, w聽mieszkaniu, nie zastanawia膰 si臋, czy Leo jest ranny, czy 偶yje.

M臋偶czyzna przeskoczy艂 przez niski p艂otek wok贸艂 placu zabaw i聽znikn膮艂 mi臋dzy hu艣tawkami i聽ma艂ymi domkami, niskimi, drewnianymi, w聽weso艂ych kolorach.

Co艣 b艂yska jej przed oczami, huk rozdziera powietrze. Reaguje automatycznie, kuca, chce ukl臋kn膮膰, schowa膰 si臋 za drabinkami, ale nie zd膮偶a.

Czeka艂a na to. Wie, 偶e musi zosta膰 ukarana za to, 偶e odwa偶y艂a si臋 opu艣ci膰 Bruket.

Ale nie spodziewa艂a si臋, 偶e czucie wyprzedzi d藕wi臋k. W聽u艂amku sekundy, kt贸ry mija, zanim rozlega si臋 drugi strza艂, czuje, jak jej lewa r臋ka eksploduje.

KREW, MAM KREW W聽USTACH.

Pluje. Musia艂a si臋 ugry藕膰 w聽j臋zyk albo w聽policzek. Nie potrafi powiedzie膰, nic nie czuje.

Pad艂a do ty艂u. Kto艣 dotyka jej r臋ki roz偶arzonymi w臋glami. Nie mo偶e zaczerpn膮膰 powietrza, oddech zatrzymuje si臋 jej w聽gardle, zaczyna jej brakowa膰 powietrza. Nie ma odwagi spojrze膰 na swoj膮 r臋k臋.

Panika. Czuje, 偶e zbli偶a si臋 atak paniki.

Wszystko wydaje jej si臋 krzywe, drzewa nachylaj膮 si臋 nad ni膮. Nie straci艂a r臋ki, ale kiedy pr贸buje ni膮 poruszy膰, przed oczami robi si臋 jej czarno: za chwil臋 zemdleje.

Zn贸w pluje: krew. Podnosi si臋 powoli. Czuje rw膮cy b贸l, promieniuje od palc贸w do karku. Nie jest w聽stanie ruszy膰 r臋k膮, musi si臋 oprze膰 o聽daszek male艅kiego domku, 偶eby zn贸w nie upa艣膰. Z聽broni膮 w聽r臋ku wkracza chwiejnym krokiem w聽otaczaj膮ce plac zabaw cienie.

Dociera do ogrodzenia. I聽wtedy zn贸w go widzi: wsiada do samochodu, niskiego citroena zaparkowanego przy brukowanej uliczce. Kiedy udaje jej si臋 pokona膰 ogrodzenie, m臋偶czyzna ju偶 dawno odjecha艂. Nie zapami臋ta艂a numeru rejestracyjnego.

I聽wtedy co艣 si臋 dzieje.

Rozlega si臋 wycie klaksonu, raz, potem drugi, tym razem d艂ugo. Kiedy wycie ustaje, jest ju偶 za p贸藕no.

* * *

Przy ko艅cu parku Askrikegatan drog臋 przecina niewielka uliczka. Zaskoczy艂a j膮, kiedy niespe艂na dwadzie艣cia minut wcze艣niej jecha艂a tamt臋dy samochodem.

Na jej ko艅cu stoi teraz pot臋偶na ci臋偶ar贸wka. Zdesperowany kierowca pr贸bowa艂 si臋 zatrzyma膰, wciska艂 hamulec, ale nie by艂 w聽stanie nic zrobi膰. Podczas kolizji zosta艂 wyrzucony do przodu, m臋偶czyzna siedz膮cy w聽samochodzie osobowym zawirowa艂 w聽kabinie. Na ziemi臋 padaj膮 odpryski lakieru i聽metalu, niekt贸re wielko艣ci paznokcia, inne znacznie wi臋ksze.

Tove chce biec, ale nie jest w聽stanie. Czuje, jak co艣 艂askocze j膮 w聽palce lewej d艂oni, dopiero po chwili u艣wiadamia sobie, 偶e to krew, krew z聽rany na jej r臋ce.

Nareszcie rozlega si臋 wycie syren, szybko przybiera na sile. Tove nadal jest sama, boli j膮 gard艂o, jakby przed chwil膮 g艂o艣no krzycza艂a. Mo偶e tak by艂o, nie pami臋ta. Robi si臋 jej ciemno przed oczami, wszystko staje si臋 niewyra藕ne.

M臋偶czyzna siedz膮cy w聽samochodzie krwawi. Dotyka r臋k膮 czo艂a, patrzy na palce, jakby nagle odkry艂 u聽siebie jak膮 u艂omno艣膰, dziwi si臋.

Tove kieruje luf臋 w聽jego stron臋, k艂adzie palec na spu艣cie.

-聽Wysiadaj! -聽stara si臋 przekrzycze膰 ha艂as. -聽Wysiadaj!

Nie wysiadaj. Prosz臋, nie wysiadaj z聽samochodu. Zrani臋 ci臋. Czuj臋, 偶e musz臋 kogo艣 zrani膰.

Gdzie艣 w聽oddali pojawiaj膮 si臋 艣wiat艂a. Mo偶e zatrzyma艂 si臋 jaki艣 samoch贸d. Tove nie potrafi powiedzie膰. Wie tylko, 偶e 艣wiat艂a s膮 mocne i聽bia艂e i聽wydobywaj膮 z聽mroku m臋偶czyzn臋, kt贸ry powoli wysiada ze swojego citroena. Jest oszo艂omiony, chwieje si臋, musi si臋 oprze膰 o聽mask臋.

Po chwili na murach dom贸w i聽na asfalcie pojawiaj膮 si臋 niebieskie 艣wiat艂a, m臋偶czyzna si臋 nie rusza, stoi oparty o聽mask臋.

Tove nie puszcza broni, oddaje j膮, dopiero kiedy kto艣 wyjmuje j膮 jej z聽d艂oni. Wtedy ju偶 nic nie czuje. Milknie, jakby zosta艂y z聽niej tylko ko艣ci i聽sk贸ra, i聽nagle przychodzi jej na my艣l, 偶e mo偶e w艂a艣nie co艣 si臋 ko艅czy.

MRUGAM.

ODDYCHANIE SPRAWIA mi b贸l, ale martwi nie oddychaj膮. Dociera do mnie, 偶e to tylko przystanek, kr贸tka przerwa. Kierowca stoi na brzegu jezdni. Mo偶e co艣 pije. Te偶 bym si臋 napi艂. Mam suchy j臋zyk, przywiera do podniebienia, wargi mam spierzchni臋te, napi臋te. Przed dalsz膮 podr贸偶膮 cz艂owiek powinien m贸c si臋 napi膰, po raz ostatni, i聽zobaczy膰 tego, kogo kocha.

Jestem w聽pokoju, w聽pokoju s膮 drzwi, a聽kiedy si臋 otwieraj膮, to nie wydaj膮 偶adnego d藕wi臋ku. Kierowca jest niski, ma wydatny brzuch, na zielony kombinezon naci膮gn膮艂 zabawny bia艂y fartuch.

-聽Leo -聽m贸wi. -聽Leo? S艂yszysz mnie?

Wyjmuje latark臋, 艣wieci mi w聽oczy.

S艂ysz臋 jaki艣 pisk. Co to mo偶e by膰? A聽mo偶e ten d藕wi臋k jest tylko w聽mojej g艂owie?

Czuj臋 b贸l w聽piersi.

-聽Leo? S艂yszysz mnie?

-聽Tak.

Pyta, czy wiem, gdzie jestem.

Mrugam.

-聽Nie.

M贸wi, 偶e jestem w聽szpitalu. W聽Karolinska. M贸wi te偶, 偶e nazywa si臋 Christopher 脜str枚m i聽偶e jest chirurgiem. Jest dwudziesty czwarty czerwca 2014 roku.

-聽Boli mnie -聽cedz臋 przez z臋by.

-聽Gdzie?

-聽Kiedy oddycham.

-聽W聽p艂ucach?

-聽Nie wiem.

Co艣 musi wisie膰 nad moj膮 g艂ow膮, bo jego wzrok ci膮gle w臋druje w聽tamt膮 stron臋.

Ju偶 wiem. To stamt膮d dochodzi ten pisk. Mo偶e to moje t臋tno? Brzmi jako艣 obco. Mo偶e to t臋tno kogo艣 innego?

Co艣 m贸wi, tak mi si臋 wydaje, ale nie jestem pewien. Jestem w聽drodze, moja podr贸偶 trwa. Najwy偶sza pora, 偶ebym st膮d odszed艂, przy ka偶dym oddechu czuj臋, jakby pr膮d przeszywa艂 moje cia艂o, moje plecy, r臋ce, a聽po chwili, nareszcie, ogarnia mnie ciemno艣膰. S艂ysz臋 jeszcze, jak kto艣 co艣 wo艂a, piszczenie przybiera na sile, staje si臋 bardzo intensywne i...

We wspomnieniach

We wspomnieniach czuj臋 si臋 starszy ni偶 teraz.

JEST JESIE艃, DAWNO temu, ju偶 drugi rok pracuj臋 w聽wydziale zab贸jstw. Id臋 wzd艂u偶 brzegu, Norr M盲larstrand, powietrze jest lekkie, chrz臋szcz膮ce. Wszystkie kolory s膮 bardziej intensywne ni偶 zwykle. Obok mnie idzie Levin, r臋ce trzyma w聽kieszeniach cienkiego rozpi臋tego p艂aszcza. Dobrze tak razem spacerowa膰. Obaj ca艂e przedpo艂udnie sp臋dzili艣my na przes艂uchaniach w聽sprawie zab贸jstwa w聽mieszkaniu przy Pipersgatan.

-聽Pozna艂e艣 kogo艣 -聽m贸wi.

Zapalam papierosa, Levin po偶膮dliwie 艣ledzi moje d艂onie.

-聽Sk膮d wiesz?

-聽Ubranie ci臋 zdradza. Nie pachniesz ju偶 tylko papierosami i聽proszkiem do prania. Pocz臋stujesz mnie?

Wyjmuj臋 papierosa, podaj臋 mu. Wk艂ada go do ust, pomagam mu go zapali膰.

-聽Jak ma na imi臋? Je艣li mog臋 spyta膰.

-聽Sam.

-聽Jak…

-聽Jak Sam. Nie wiem, czy co艣 z聽tego b臋dzie, ale jest w聽niej co艣 poci膮gaj膮cego.

Nad naszymi g艂owami przelatuje du偶y ptak, skrzyd艂a faluj膮 bezd藕wi臋cznie, po chwili szybuje ju偶 nad wod膮.

-聽Poci膮gaj膮ce kobiety cz臋sto maj膮 kr贸tkie imiona -聽m贸wi Levin i聽pod膮偶a wzrokiem za ptakiem.

-聽To twoja teza?

-聽W艂a艣nie j膮 sprawdzam. Moje w艂asne do艣wiadczenie zdaje si臋 j膮 potwierdza膰.

-聽Masz na my艣li Els臋?

-聽Na przyk艂ad.

Rzadko o聽niej m贸wi. Wiem, 偶e s膮 ma艂偶e艅stwem od wielu lat, ale nie maj膮 dzieci. Nie wiem, czy dlatego, 偶e nie mog膮, czy po prostu nie chc膮.

-聽B膮d藕 ostro偶ny w聽mi艂o艣ci -聽m贸wi nagle. -聽Je艣li chcia艂by艣 pos艂ucha膰 jakiej艣 mojej rady, to proponuj臋, 偶eby艣 wybra艂 t臋.

Jest zima, wiele, wiele lat p贸藕niej. Ju偶 po Gotlandii, po tym, jak mnie zawieszono. Zaanga偶owa艂em si臋 w聽dochodzenie w聽sprawie morderstwa, z聽kt贸rym tak naprawd臋 nie mam nic wsp贸lnego. Zbli偶a si臋 Bo偶e Narodzenie, Levinowi zosta艂o niespe艂na p贸艂 roku 偶ycia. Stoj臋 na Kungsholmsgatan i聽nagle widz臋 go po drugiej stronie ulicy. Przez skrzy偶owanie przeje偶d偶a samoch贸d, Levin podnosi r臋k臋, samoch贸d si臋 zatrzymuje. Wsiada i聽samoch贸d rusza w聽kierunku szpitala S:t G枚ran. Nie widz臋 kierowcy, jest tak zimno, 偶e powietrze zamarza. Zamienia si臋 w聽male艅kie skrz膮ce si臋 pere艂ki.

Przez szyb臋 wpadaj膮 promienie s艂o艅ca, gor膮ce, o艣lepiaj膮ce. Siedz臋 obok Levina na tylnym siedzeniu, gdzie艣 jedziemy albo sk膮d艣 wracamy. Ju偶 nie pami臋tam. Pami臋tam natomiast, 偶e w聽radiu lecia艂 jaki艣 stary szlagier. Levin pod艣piewuje cicho: in the pines, in the pines, where the sun don't ever shine, I聽would shiver the whole night through.

1984 DO 2014.

Trzydzie艣ci lat w聽jednej sekundzie. Trzydzie艣ci lat, niemal po艂owa 偶ycia, a聽mimo to ledwie jeden oddech.

Jest osiemnasty czerwca, posta膰 za drzwiami jest wysoka, wygi臋ta w聽pa艂膮k. Tak wygl膮da kto艣, kto ma do wykonania stresuj膮ce zadanie. Dwa razy ju偶 niemal dotyka艂 palcem drzwi. W聽ko艅cu puka. I聽wtedy Charles ju偶 wie, 偶e to on.

-聽Dobry wiecz贸r, Charlie -聽m贸wi, wchodz膮c do domu. -聽Spodziewa艂e艣 si臋 mnie?

-聽Raczej nie.

Paul trzyma w聽r臋ku czarn膮 sk贸rzan膮 torb臋. Zamyka za sob膮 drzwi.

-聽Masz go艣ci?

-聽Nie, dlaczego tak s膮dzisz?

-聽Widz臋, 偶e jeste艣 sam, ale na ulicy przed domem stoi samoch贸d.

-聽Tak?

-聽Drogie ciemne volvo.

Charles wchodzi do kuchni, wygl膮da przez okno i聽przyznaje mu racj臋: pod p艂otem stoi samoch贸d, kt贸rego nie rozpoznaje.

-聽Dziwne. -聽Waha si臋. -聽Napijesz si臋 kawy?

-聽Bardzo ch臋tnie.

-聽Je艣li to nie twoje volvo, to gdzie zostawi艂e艣 sw贸j samoch贸d?

-聽W聽lesie jest ma艂a polanka. Tam go zostawi艂em.

Paul wysuwa jedno z聽dw贸ch kuchennych krzese艂, siada, odpina guzik koszuli, stawia torb臋 na pod艂odze.

-聽Tu rzeczywi艣cie jest bardzo gor膮co. Nie pami臋ta艂em o聽tym.

-聽Tak.

-聽Trudno do tego przywykn膮膰, prawda?

-聽Pewnie masz racj臋.

Ostatnio spotkali si臋 na zebraniu kierownictwa wydzia艂u jakie艣 dwa lata wcze艣niej, kiedy podj臋to decyzj臋 o聽przeniesieniu Junkera do dzia艂u dochodze艅 wewn臋trznych. Levin nagra艂 wszystko i聽zachowa艂 nagranie. Bo przecie偶 nie zawsze b臋dzie 艣wieci膰 s艂o艅ce.

Paul wydawa艂 mu si臋 w贸wczas bardziej energiczny, by艂 bledszy, a聽jednak jakby 偶ywszy. Teraz jest wychudzony, ma zapadni臋te policzki, wyra藕nie zaznaczone szcz臋ki, jak cz艂owiek chory.

Charles nape艂nia dzbanek wod膮, wlewa j膮 do ekspresu, wyjmuje kaw臋.

-聽Jak mnie znalaz艂e艣?

-聽Wiesz, jak to jest -聽rzuca Paul lekko. Zak艂ada nog臋 na nog臋, wygl膮da przez okno. -聽Uk艂adanki czasem wychodz膮.

Charles wk艂ada filtr do lejka i聽wsypuje pi臋膰 niewielkich miarek kawy.

-聽Rozmawia艂e艣 z聽Marik膮.

-聽Rozmawia艂em jak rozmawia艂em -聽m贸wi Paul. -聽Usi艂owa艂em.

-聽Kiedy u聽niej by艂e艣?

-聽Kilka dni temu.

-聽Jak ona si臋 czuje?

-聽Przypuszczam, 偶e jak zwykle.

Charles w艂膮cza ekspres, rozlega si臋 syk. D藕wi臋k jest przyjemny. Levin siada naprzeciwko Paula i聽nagle uzmys艂awia sobie, 偶e wszystko zatacza ko艂o. Czas musi by膰 ko艂em, my艣li, nie lini膮.

-聽Pr贸bowa艂a ci臋 zabi膰 -聽m贸wi Paul.

-聽Dziesi臋膰 lat temu.

-聽Ale pr贸bowa艂a. To nieprzyjemne.

-聽By艂a w聽psychozie.

-聽Bronisz jej.

-聽Nie, nie broni臋.

-聽Jak si臋 sko艅czy艂o to dochodzenie?

-聽Czemu pytasz?

-聽Z聽ciekawo艣ci. Zosta艂a skazana na pobyt w聽zak艂adzie zamkni臋tym. To wiem, ale nic wi臋cej nie znalaz艂em. 呕adnych zezna艅.

-聽Na pewno gdzie艣 s膮 jakie艣 papiery.

-聽Przekona艂e艣 ich, 偶eby wyciszyli spraw臋.

-聽Nie mia艂em wyboru.

-聽Domy艣lam si臋. Nie mam co prawda dzieci, ale wyobra偶am sobie, jak musia艂e艣 si臋 czu膰. Wiesz, dlaczego to zrobi艂a?

Charles nie odpowiada. Wstaje, podchodzi do szafki, wyjmuje dwie fili偶anki, stawia je obok sycz膮cego ekspresu. Zerka na stoj膮cy przy drodze samoch贸d. Podejrzewa, 偶e Paul sk艂ama艂, samoch贸d pewnie jest jego.

-聽Nie czujesz si臋 tu troch臋 dziwnie? -聽s艂yszy g艂os Paula.

-聽Owszem.

-聽On nadal tu mieszka?

-聽Kto?

-聽Bredstr枚m.

-聽Tak, mieszka tu. Pijesz czarn膮?

-聽Poprosz臋.

Nalewa kawy do fili偶anek. Dzbanek dr偶y mu w聽r臋ce, i聽nie tylko dlatego, 偶e jest ci臋偶ki. Stawia fili偶ank臋 przed Paulem.

-聽Zaraz wr贸c臋 -聽m贸wi. -聽Jest co艣, co chcia艂bym ci pokaza膰.

Charles wchodzi do sypialni, otwiera jeden ze stoj膮cych na pod艂odze karton贸w, wyjmuje z艂o偶on膮 na p贸艂 kartk臋.

Paul zosta艂 w聽kuchni, siedzi i聽nieruchomym wzrokiem wpatruje si臋 w聽swoje d艂onie. Charles k艂adzie przed nim kartk臋. Paul bierze j膮 do r臋ki, podnosi, zaczyna czyta膰. Trudno wyczu膰, czy jest zdziwiony.

-聽To orygina艂?

-聽Nie.

SIEDEMNASTEGO CZERWCA 1977 roku, w聽pi膮tek, trzy lata przed tym, jak Charles po raz pierwszy spotka艂 Paula, w聽Malm枚 przeprowadzono udan膮 rekrutacj臋. Informacj臋 przekazano w艂a艣ciwemu funkcjonariuszowi, kt贸ry nast臋pnie przedstawi艂 okoliczno艣ci werbunku i聽jego konsekwencje w聽raporcie przes艂anym szefowi wydzia艂u.

Zwerbowano niejakiego Jonathana Ekbloma, trzydziestopi臋cioletniego m臋偶czyzn臋, kt贸ry z聽偶on膮 i聽dwojgiem dzieci mieszka艂 w聽domku przy M枚llev氓ngen. Pracowa艂 na cle w聽Malm枚. Cztery miesi膮ce wcze艣niej, w聽lutym, odwiedzi艂 go w聽pracy kto艣 ze Sztokholmu. Powiedzia艂, 偶e chcia艂by zasi臋gn膮膰 informacji o聽tym, co s艂u偶by celne robi膮 z聽przekraczaj膮cymi granic臋 towarami maj膮cymi dotrze膰 do Niemiec Zachodnich.

Zasugerowa艂, 偶e ewentualna przysz艂a wsp贸艂praca mog艂aby si臋 finansowo op艂aca膰, zar贸wno samemu Ekblomowi, jak i聽firmie, w聽kt贸rej pracowa艂. Ale Ekblom podzi臋kowa艂 grzecznie za propozycj臋 -聽by艂 cz艂owiekiem uprzejmym - i聽odm贸wi艂. Pr贸b臋 ponowiono, zn贸w bez powodzenia.

Ekblom by艂 trudny. Nie szasta艂 pieni臋dzmi, wi臋c nie mia艂 偶adnych d艂ug贸w, nie zdradza艂 偶ony, nie figurowa艂 w聽偶adnym rejestrze, bo nie pope艂ni艂 偶adnego przest臋pstwa, i聽mia艂 porz膮dek w聽dokumentach.

Dlatego, chc膮c jednak rozwi膮za膰 spraw臋, si臋gni臋to po do艣膰 drastyczne metody, kt贸re wymaga艂y nieco zachodu.

Pi臋tnastego czerwca, w聽艣rod臋, kilkoro 艣wiadk贸w zezna艂o, 偶e widzia艂o, jak w聽sobot臋 umila艂 sobie wiecz贸r, pij膮c na um贸r w聽porcie z聽jakim艣 m臋偶czyzn膮. Potem wsiad艂 do samochodu i聽ruszy艂 do domu. Gdzie艣 w聽po艂owie drogi mi臋dzy portem a聽domem czeka艂 przy drodze patrol. Dw贸ch funkcjonariuszy: Ambj枚rnsson i聽Fant. Ambj枚rnsson siedzia艂 w聽radiowozie i聽rozwi膮zywa艂 krzy偶贸wk臋, wi臋c to Fant, dojrzawszy jad膮cy podejrzanym zygzakiem samoch贸d, postanowi艂 go zatrzyma膰.

I聽tak si臋 sta艂o. Kierowc臋 odwieziono na komisariat i聽pozwolono odespa膰 kaca w聽celi. Gdyby funkcjonariusze byli nieco bystrzejsi, pewnie poprosiliby kogo艣 o聽pobranie nieszcz臋艣nikowi krwi do badania. By艂oby to rozs膮dne posuni臋cie, poniewa偶 Ekblomowi nigdy wcze艣niej nie zdarzy艂o si臋 si膮艣膰 za kierownic臋 po wypiciu alkoholu, a聽nic nie wskazywa艂o na to, 偶eby akurat tego dnia mia艂 jaki艣 szczeg贸lny pow贸d do 艣wi臋towania. Jedynym wyt艂umaczeniem by艂o to, 偶e kto艣 mu poda艂 prochy, najprawdopodobniej m臋偶czyzna, z聽kt贸rym widziano go w聽porcie i聽z聽kt贸rym pono膰 pi艂 alkohol.

Ale tak si臋 nie sta艂o.

Na obron臋 Ambj枚rnssona i聽Fanta nale偶y doda膰, 偶e kiedy zjawili si臋 na komisariacie, zrobi艂o si臋 ma艂e zamieszanie. Szef zmiany sta艂 przed tablic膮 i聽przygl膮da艂 si臋 skrzy偶owaniu z聽napisem MIEJSCE ZDARZENIA -聽tak wynika艂o z聽raportu z聽zatrzymania -聽i聽zastanawia艂 si臋, co, do licha, robili tam Ambj枚rnsson i聽Fant. Funkcjonariusze zeznali, 偶e zostali wezwani przez radio i聽odkomenderowani w艂a艣nie w聽to miejsce. Kiedy szef za偶yczy艂 sobie nazwiska tego, kto ich wezwa艂, Ambj枚rnsson spojrza艂 pytaj膮co na Fanta, a聽on odwzajemni艂 jego zdziwione spojrzenie. Jak to si臋 cz臋sto zdarza, nikt nic nie wiedzia艂.

O聽艣wicie do Ekbloma przyszed艂 go艣膰, jedyny podczas jego dwunastogodzinnego pobytu w聽celi. By艂 to m臋偶czyzna, z聽kt贸rym pi艂 w聽porcie.

C贸偶 za dziwny zbieg okoliczno艣ci, stwierdzi艂, wyjmuj膮c raport sporz膮dzony przez Ambj枚rnssona i聽Fanta.

A聽potem sprawy potoczy艂y si臋 tak, jak zawsze si臋 tocz膮 w聽takich przypadkach:

-聽Ten raport, podobnie jak wynikaj膮ce z聽niego konsekwencje, mo偶e przesta膰 istnie膰. Je艣li zgodzisz si臋 wykonywa膰 dla nas drobne us艂ugi: co艣 komu艣 przekaza膰, od czasu do czasu sprawdzi膰 jak膮艣 wiadomo艣膰, skontaktowa膰 si臋 z聽nami, je艣li zauwa偶ysz na cle interesuj膮cy nas samoch贸d albo cz艂owieka. Nie obci膮偶y ci臋 to zbytnio czasowo, a聽dla nas b臋dzie bardzo cenne. A聽je艣li odm贸wi?

No c贸偶… Wtedy czekaj膮 go k艂opoty.

PAUL K艁ADZIE KARTK臉 na stole.

-聽Od jak dawna wiesz? -聽pyta.

-聽Od jakiego艣 czasu. Nie by艂o 艂atwo do tego dotrze膰.

-聽Od jak dawna si臋 domy艣la艂e艣?

-聽Od dawna. -聽Charles sk艂ada kartk臋 i聽chowa j膮 do kieszeni d偶ins贸w. - Powiedzia艂e艣 wtedy, 偶e b臋dziesz nocowa艂 w聽hotelu, ale wsiad艂e艣 do samochodu, skoro us艂ysza艂e艣 przez policyjne radio o聽patrolu. Potem zacz膮艂em si臋 zastanawia膰, co ten patrol tam w聽og贸le robi艂.

Zdarza艂o si臋, 偶e miejscowi geniusze ustawiali si臋 przy drodze i聽zatrzymywali samochody, nawet na bocznych drogach. Tak naprawd臋 to w艂a艣nie tam notowano najwi臋cej zatrzyma艅. Ale w聽ci膮gu tych kilku lat, kt贸re sp臋dzi艂 w聽Bruket, nigdy si臋 nie zdarzy艂o, 偶eby jaki艣 patrol sta艂 przy drodze o聽tej porze!

-聽Nie nale偶y ufa膰 przeczuciom.

-聽I聽dlatego to robisz? 呕eby mnie ukara膰?

-聽Co robi臋?

-聽Widzia艂em, 偶e si臋 logowa艂e艣 w聽archiwum. Wiem, czym si臋 zajmowa艂e艣 wiosn膮.

Charles wypija 艂yk kawy.

-聽I聽dlatego tu jeste艣?

-聽Nie chc臋, 偶eby艣 pope艂ni艂 powa偶ny b艂膮d. -聽Paul rozk艂ada r臋ce. -聽Masz sze艣膰dziesi膮t siedem lat. Je艣li wzi膮膰 pod uwag臋 tw贸j tryb 偶ycia, pewnie zosta艂o ci jeszcze dobre dwadzie艣cia. Chcesz je sp臋dzi膰 w聽celi? Przepraszam za s艂ownictwo, ale to by by艂o idiotyczne, Charlie.

Charles przygl膮da si臋 jego d艂oniom. Zauwa偶y艂, 偶e trzyma je z艂o偶one na kolanach. Nie tkn膮艂 te偶 kawy.

Zbi贸r dokument贸w, kt贸ry tworzy w聽swoim komputerze, dokument po dokumencie, zdj臋cie po zdj臋ciu, to wszystko, co mu zosta艂o. To jedyne, co mo偶e pokaza膰, 偶eby udowodni膰, co si臋 wtedy sta艂o. Jego jedyna szansa, 偶eby co艣 jeszcze naprawi膰.

-聽Najwy偶sza pora wyja艣ni膰 niekt贸re sprawy -聽m贸wi, staraj膮c si臋, 偶eby jego g艂os brzmia艂 pewnie. -聽Pora, 偶eby艣my zap艂acili za to, co zrobili艣my.

-聽To by艂y inne czasy, Charlie. Inne 偶ycie.

-聽Czasy mo偶e by艂y inne, ale 偶ycie to samo. Jeste艣my tymi samymi lud藕mi. I聽powiem ci szczerze, 偶e w膮tpi臋, 偶eby艣 tu przyszed艂 z聽tak szlachetnego powodu, jak pr贸bujesz mi wm贸wi膰.

-聽Nie usi艂uj臋 ci wm贸wi膰 niczego, co nie jest prawd膮. Ale je艣li doprowadzisz to, co, jak podejrzewam, robisz, do ko艅ca, a聽potem to wszystko trafi w聽niepowo艂ane r臋ce, to… C贸偶, nie tylko tobie przyjdzie za to zap艂aci膰.

-聽Wiem. Tobie te偶.

-聽Ale nie tylko nam dw贸m. Innym te偶, a聽wielu z聽nich nadal 偶yje. Gdzie zamierzasz to wys艂a膰?

-聽Co zamierzam wys艂a膰?

-聽Wiesz, o聽co mi chodzi. Te papiery: dokumenty, zdj臋cia.

-聽Jeszcze nie zdecydowa艂em.

-聽K艂amiesz coraz gorzej. -聽Paul si臋 u艣miecha. -聽Ja -聽zaczyna i聽przerywa, jakby nagle zmieni艂 zdanie. -聽Nie wiem, co powiedzie膰. Jest mi naprawd臋 bardzo przykro z聽powodu tego, co si臋 sta艂o z聽Ev膮.

Charles mruga. Nawet teraz, tyle lat p贸藕niej, czuje, 偶e piek膮 go powieki.

-聽Nigdy nie chcia艂em, 偶eby… -聽zaczyna zn贸w Paul. -聽Nie wiedzia艂em, 偶e ona… Pr贸bowa艂em ci pom贸c. Chcia艂em, 偶eby艣cie ty i聽Marika… 呕eby艣cie mogli dalej 偶y膰.

-聽To mia艂a by膰 kopia zwerbowania Ekbloma.

-聽Takie dzia艂ania odpu艣cili艣my sobie, jeszcze zanim do nas do艂膮czy艂e艣. Ekblom by艂 ostatnim przypadkiem. Metoda by艂a zbyt ryzykowna, wymaga艂a udzia艂u zbyt wielu ludzi z聽zewn膮trz. Ale wtedy… C贸偶, nie mia艂em wyboru, Charlie. -聽Paul m贸wi niemal szeptem, jakby gra艂 g艂osem. Kto艣, kto go nie zna, m贸g艂by to wzi膮膰 za skruch臋. -聽Zmusili mnie. Wiedzia艂e艣 za du偶o, tak偶e o聽sprawie Lichtera. To by艂 jedyny spos贸b.

-聽Mog艂e艣 u偶y膰 przeciwko mnie Bredstr枚ma.

Paul prycha.

-聽To by by艂o za ma艂o. Zawsze by艂e艣 praworz膮dny. Ale wypadek… To, 偶e ona tam by艂a, na tej drodze, z聽rowerem i聽Marik膮, ja nigdy… Pr贸bowa艂em ci tylko pom贸c.

-聽Pozwoli艂e艣 mi wierzy膰, 偶e to by艂a moja wina -聽m贸wi Charles powoli. Zaczyna 偶a艂owa膰, 偶e nie ma przy sobie broni.

-聽Powiedzia艂e艣, 偶e w艂a艣ciwie od pocz膮tku mnie podejrzewa艂e艣. Dlaczego mnie nie spyta艂e艣? Powiedzia艂bym ci prawd臋. Wtedy tak.

Charles nie m贸wi tego g艂o艣no, ale wtedy nie mia艂 nikogo poza nim. A聽on o聽tym wiedzia艂 i聽wykorzystywa艂 to.

-聽Dosypa艂e艣 mi proch贸w.

-聽Ale piwo wypi艂e艣 ty.

-聽Wsypa艂e艣 mi co艣 do niego.

-聽Nie.

-聽Nie k艂am! -聽wrzeszczy tak g艂o艣no, 偶e sam jest zaskoczony. Jego z艂o艣膰 pochodzi z聽jakiego艣 nieznanego mu miejsca w聽trzewiach. -聽Nie k艂am, Paul! Znowu k艂amiesz.

Oddycha gwa艂townie.

-聽To by艂o trzydzie艣ci lat temu, Charlie.

-聽Od powrotu jestem na jej grobie kilka razy w聽tygodniu. Wiedzia艂e艣, 偶e ma gr贸b tu, na cmentarzu?

-聽Tak -聽m贸wi Paul.

-聽Jasne. -聽Charles z聽trudem t艂umi 艣miech.

Kiedy wybra艂 si臋 na cmentarz po raz pierwszy, d艂ugo szuka艂 grobu. By艂 ukryty w聽zacienionym rogu zadziwiaj膮co du偶ego cmentarza. Na kamieniu widnia艂 napis: EVA LEVIN. Otworzy艂 usta, 偶eby to powiedzie膰 na g艂os, ale z聽jego krtani nie wydoby艂o si臋 偶adne s艂owo.

-聽Kiedy si臋 dowiedzia艂em, 偶e pozna艂e艣 Els臋… -聽ci膮gnie Paul. -聽Nie pami臋tam, kto mi o聽tym powiedzia艂, ale ucieszy艂em si臋, kiedy to us艂ysza艂em. Prze偶yli艣cie razem sporo dobrych lat.

Charles nie odpowiada. Nigdy nie kocha艂 Elsy, w聽ka偶dym razie nie tak, jak kocha艂 Ev臋. Ale Elsa kocha艂a jego. Kocha艂a go, a聽on… On jej potrzebowa艂. Nikt nie zas艂u偶y艂 na samotn膮 staro艣膰. A聽potem pokona艂 j膮 rak i聽zn贸w by艂 sam. I聽tak ju偶 zosta艂o.

-聽Mog臋 je przynajmniej zobaczy膰? -聽pyta Paul.

-聽Co?

-聽Dokumenty. 呕ebym wiedzia艂, co mnie czeka.

-聽Wola艂bym ci ich nie pokazywa膰. -聽Charles wypija 艂yk kawy. Ma za sob膮 d艂ugi dzie艅, czuje zm臋czenie w聽skroniach, pod powiekami, w聽ramionach. - Stoj膮 przy komputerze.

-聽Poka偶 mi gdzie.

Charles wstaje, idzie przed nim do gabinetu, podchodzi do biurka, na kt贸rym stoi laptop i聽skaner. Paul podchodzi do karton贸w stoj膮cych obok biurka i聽zaintrygowany zagl膮da do nich.

WYJMUJE Z聽KARTONU zdj臋cie, czarno-bia艂e.

Charles przypomina sobie, 偶e zrobi艂 je z聽du偶ej odleg艂o艣ci, stoj膮c obok Paula w聽wiosennym cieple. Dwudziestego dziewi膮tego maja 1985 roku. D藕wig wydobywa z聽kana艂u bia艂e renault TS. Je艣li si臋 zmru偶y oczy, wida膰 w聽kabinie sylwetki dw贸ch kobiet.

-聽Pami臋tam ten dzie艅 -聽m贸wi Paul. Zamy艣lony stuka palcami w聽zdj臋cie i聽pozwala mu spa艣膰 do kartonu.

Ustalono, 偶e zgin臋艂y w聽wypadku, ale drobne szczeg贸艂y sprawi艂y, 偶e zacz臋to snu膰 domys艂y: dlaczego za kierownic膮 siedzia艂a Falck, skoro samoch贸d nale偶a艂 do Gr盲ns? Dlaczego w聽ich p艂ucach znaleziono czyst膮 wod臋 z聽kranu, a聽nie brudn膮 z聽basenu portowego? I聽sk膮d si臋 wzi臋艂o dziwne otarcie z聽boku samochodu? Dlaczego Lena nie mia艂a na szyi 艂a艅cuszka? Dlaczego znaleziono go potem przy nabrze偶u? Pyta艅 by艂o du偶o.

Wszcz臋to dochodzenie, ale 艣ledczy z聽za艂o偶enia nieszczeg贸lnie si臋 do niego przyk艂adali, a聽kontrol臋 nad nim sprawowali ludzie maj膮cy pot臋偶ne powi膮zania.

Paul bierze do r臋ki kolejne zdj臋cie: zrobiono je w聽pobli偶u ambasady NRD. P贸艂 roku wcze艣niej, w聽listopadzie 1984. Wida膰 na nim wyra藕nie dwie postaci: Johanna Krausa i聽Charlesa. Zdj臋cie zrobi艂a Cats.

Kiedy w艂o偶yli ich cia艂a -聽jej i聽Leny Gr盲ns -聽do samochodu, kt贸ry potem zepchn臋li do kana艂u, wr贸cili do mieszkania Falck. Szukali zdj臋膰 i聽materia艂贸w, jakie zgromadzi艂a z聽my艣l膮 o聽artykule, kt贸ry nigdy nie ujrza艂 艣wiat艂a dziennego. Paul jest przera偶ony, Charles odr臋twia艂y, patrzy przed siebie pustym wzrokiem, w聽g艂owie te偶 ma pustk臋.

Pal膮 wszystko z聽wyj膮tkiem drugiej odbitki zdj臋cia, kt贸r膮 Charles znajduje w聽pude艂ku po butach w聽garderobie. Kiedy Paul na chwil臋 odwraca si臋 do niego plecami, sk艂ada j膮 i聽chowa do kieszeni p艂aszcza.

1984 DO 2014. TRZYDZIE艢CI LAT w聽jednym oddechu. Tak dawno temu, a聽jednak nie.

Paul przez chwil臋 sprawdza inne dokumenty, wyjmuje jakie艣 kartki, czyta, a聽potem obaj wracaj膮 do kuchni.

Charles patrzy na niego, wie, 偶e musi si臋 wzi膮膰 w聽gar艣膰. Bo za chwil臋 - czuje to pod sk贸r膮 -聽przekroczy granic臋 w艂asnej wytrzyma艂o艣ci.

Siada na krze艣le. Pije kaw臋.

Przed domem stoi samoch贸d, ciemny i聽pusty.

-聽Ciebie te偶 sprawdza艂em -聽m贸wi Charles, jakby si臋 przyznawa艂 do winy. - W聽archiwum.

-聽Wiem.

-聽Ale nic nie znalaz艂em.

-聽Wiem.

Charles zdaje sobie spraw臋, 偶e koniec jest ju偶 blisko, a聽on wci膮偶 nie zada艂 pytania, kt贸re dr臋czy go od lat.

-聽Kiedy艣 wspomnia艂e艣, 偶e robisz to wszystko, bo dawno temu, kiedy potrzebowa艂e艣 pomocy, otrzyma艂e艣 j膮. Gert, tak chyba mia艂 na imi臋.

-聽Tak?

-聽Dlatego potem pomog艂e艣 mnie. Tak powiedzia艂e艣.

Paul powstrzymuje si臋 od mrugania.

-聽I?

-聽Kto ci pom贸g艂 i聽w聽czym?

Paul milczy.

-聽Wiem -聽ci膮gnie Charles -聽偶e dorasta艂e艣 w聽rodzinie zast臋pczej pod Uppsal膮. To tam si臋 spotkali艣cie. Ty i聽Gert. Musia艂e艣 by膰 ma艂ym ch艂opcem.

-聽Po co mnie teraz o聽to wypytujesz?

-聽Chc臋 wiedzie膰. Zanim… Chc臋 wiedzie膰, jak to si臋 zacz臋艂o.

-聽To nie musi si臋 sko艅czy膰 katastrof膮, Charlie.

Tym razem to Charles milczy.

-聽Mia艂em siedemna艣cie lat, kiedy si臋 poznali艣my -聽m贸wi w聽ko艅cu Paul. - Mieszka艂em ju偶 od czterech lat na wsi, w聽du偶ym gospodarstwie. Pewnego dnia pojecha艂em do miasta i聽wr贸ci艂em uzbrojony w聽艣rut贸wk臋 i聽n贸偶 my艣liwski. Chcia艂em zabi膰 przybranego ojca, jego dw贸ch biologicznych syn贸w i聽dw贸ch przysposobionych. Min臋艂o troch臋 czasu, zanim dotar艂o do mnie, 偶e tylko dw贸ch jest jego prawdziwymi dzie膰mi, bo wszystkich traktowa艂 jednakowo, jak w艂asne. A聽mnie… Przypuszczam, 偶e by艂o tak dlatego, 偶e zjawi艂em si臋 jako ostatni. Mia艂em ju偶 trzyna艣cie lat. No wi臋c mnie zawsze traktowa艂 jak psa. -聽艢ci膮ga wargi, wygl膮daj膮 jak w膮ska kreska. -聽Gert wypatrzy艂 mnie w聽Uppsali. By艂 wtedy inspektorem policji. Rzuci艂em mu si臋 w聽oczy, nie podoba艂a mu si臋 moja torba i聽pewnie ja sam. Wi臋c pojecha艂 za mn膮 na wie艣.

-聽I聽ci臋 powstrzyma艂?

-聽To zale偶y, co masz na my艣li. Na pewno nie dopu艣ci艂 do tego, 偶ebym zabi艂 dzieci. I聽chyba s艂usznie, przynajmniej z聽p贸藕niejszej perspektywy. Dzieciaki by艂y okropne, ale to wszystko by艂a jego wina.

-聽Zabi艂e艣 swojego przybranego ojca.

-聽Uzna艂em to za usuni臋cie szkodnika. Gert tak偶e, w聽pewnym sensie. Wiedzia艂, co si臋 dzieje w聽tym gospodarstwie, wiedzia艂 o聽przemocy, o聽molestowaniu, ale by艂 bezradny. Nie by艂o 偶ad-nych dowod贸w. Tak czy inaczej, pom贸g艂 mi. Sprawi艂, 偶e wszyst-ko wygl膮da艂o na zwyk艂e w艂amanie, a聽ja nie ponios艂em kary.

-聽Ale za偶膮da艂 czego艣 w聽zamian?

-聽Znacznie p贸藕niej, kiedy ju偶 trafi艂em do s艂u偶b. Podejrzewam, 偶e dopiero wtedy znalaz艂 dla mnie zastosowanie. By艂 ju偶 wtedy w聽kierownictwie, wilk w聽owczej sk贸rze. Prawicowy ekstremista, nienawidz膮cy Palmego, w聽Szwecji rz膮dzonej przez Palmego.

-聽Mog艂e艣 si臋 nie zgodzi膰.

Paul przekrzywia g艂ow臋.

-聽Zastan贸w si臋, co m贸wisz. Kto jak kto, ale ty powiniene艣 wiedzie膰, 偶e to nie takie proste. Poza tym to nie z聽tego powodu robili艣my to, co robili艣my. Ty i聽ja. Z聽drugiej strony, je艣li chcesz wiedzie膰, kiedy wszystko si臋 zacz臋艂o, to pewnie w艂a艣nie wtedy. Ale 偶ycia nie mo偶na zredukowa膰 do czego艣 tak banalnego jak dzieci艅stwo. Zrobi艂em to, co zrobi艂em, dlatego 偶e mog艂em to zrobi膰. 呕e chcia艂em to zrobi膰. 呕e na tym zarobi艂em. -聽Mruga. -聽Proste, prawda?

-聽Gert 偶yje?

-聽Umar艂 na raka kilka lat po zab贸jstwie Palmego.

Charles nie wie, co powiedzie膰. Nagle przychodzi mu co艣 do g艂owy:

-聽Na czyje polecenie tu jeste艣?

-聽Zastan贸w si臋, a聽sam do tego dojdziesz. Ludzie s膮 inni, czasy s膮 inne, ale organizacja ta sama. Musisz sobie da膰 z聽tym spok贸j.

-聽Nie zamierzam. Powinienem by艂 to zrobi膰 dawno temu.

Gdyby tylko nie by艂 takim tch贸rzem.

Paul wstaje, otwiera torb臋, wyjmuje z聽niej rewolwer, zimny, czarny. Wyci膮ga magazynek, sprawdza, 偶eby mie膰 pewno艣膰, 偶e jest na艂adowany, i聽odk艂ada na miejsce.

Wstaje.

-聽Prosz臋, Charles, je艣li nie ze wzgl臋du na mnie, to zr贸b to dla Mariki. Odpu艣膰 to sobie.

-聽Zabawne, w艂a艣nie chcia艂em ci powiedzie膰 co艣 podobnego.

Paul sprawia nagle wra偶enie bardzo zm臋czonego. Unosi r臋k臋, rysy jego twarzy si臋 wyostrzaj膮.

G艂臋boka lufa rewolweru jest tak czarna, 偶e dopiero kiedy Charles spogl膮da w聽jej g艂膮b, czuje dr偶enie w聽piersi.

Byli towarzyszami broni. Zdrada mia艂a korzenie w聽k艂amstwie, kt贸re podzieli艂o przyjaci贸艂.

Zawsze wierzy艂, 偶e kiedy艣 w聽jego 偶yciu zdarzy si臋 d艂ugie lato i聽偶e wtedy zakocha si臋 w聽kim艣, kogo nigdy nie skrzywdzi. Wtedy b臋dzie ju偶 starszy, b臋dzie potrafi艂 wyci膮gn膮膰 wnioski ze swoich b艂臋d贸w. Zaakceptuje siebie takim, jaki jest, i聽zrobi wszystko, 偶eby sp臋dzi膰 reszt臋 偶ycia u聽boku ludzi, kt贸rzy b臋d膮 dla niego wa偶ni. Ale lata mija艂y i聽chwila, na kt贸r膮 czeka艂, nigdy nie nadesz艂a. Jego nadzieje uton臋艂y w聽jakim艣 mrocznym zak膮tku jego duszy, tam, gdzie skrywa si臋 to, w聽co kiedy艣 si臋 wierzy艂o. Dopiero teraz, kiedy rozumie, 偶e jest ju偶 za p贸藕no, dawne nadzieje wracaj膮 i聽k艂ad膮 si臋 przy jego sercu, jak 偶al. Jego 偶ycie nie by艂o takie, jakie sobie wymarzy艂. To by艂o to, co mu zosta艂o.

Szwecja. Zacz膮艂 si臋 ba膰 ludzi i聽nigdy nikomu nie zaufa艂.

G艁OSY. G艁OSY W聽CIEMNO艢CI.

M贸wi膮 o聽mnie. Trac臋 przytomno艣膰, a聽potem odzyskuj臋, g艂osy mieszaj膮 si臋 z聽ostrymi d藕wi臋kami, strza艂 z聽bicza, 艂y偶ka, kt贸r膮 kto艣 miesza co艣 w聽rondelku, i聽g艂os, kt贸ry w聽nieznanym mi dialekcie m贸wi: je艣li jeszcze raz ci臋 zobacz臋, to ci臋 zabij臋.

G艂osy obok mnie. Kto艣 m贸wi: p艂uca si臋 zapadaj膮, intubacja. Nie rozpoznaj臋 nikogo.

-聽A聽teraz?

-聽Stan jest stabilny, od dwunastu godzin. Nadal krytyczny, ale stabilny. Oddycha samodzielnie.

-聽Jeste艣cie pewni? Wygl膮da kiepsko.

G艂os. Sam.

Nie jest ju偶 ciemno. To ja zamkn膮艂em oczy. W聽pokoju jest jasno, razi mnie 艣wiat艂o.

Nie jestem pewien, czy wymawiam jej imi臋, ale chyba tak, bo jaki艣 d藕wi臋k wydobywa mi si臋 z聽gard艂a. Otwieram oczy i聽widz臋 jej twarz. Kosmyki jej w艂os贸w muskaj膮 moje policzki. Brakowa艂o mi tego, chc臋, 偶eby ta chwila trwa艂a jak najd艂u偶ej, ale Sam zak艂ada w艂osy za ucho, widz臋, 偶e pr贸buje si臋 u艣miechn膮膰.

-聽Czeka ci臋 intubacja -聽m贸wi. -聽Musisz oszcz臋dza膰 struny g艂osowe.

Opuszki jej palc贸w dotykaj膮 moich warg.

-聽Jaki dzisiaj jest dzie艅?

-聽Jaki dzisiaj jest dzie艅? 艢roda. 艢roda, dwudziesty pi膮ty.

-聽Czerw…

-聽Czerwca. Utrzymywali ci臋 w聽艣pi膮czce.

Dopiero teraz widz臋, jaka jest przera偶ona. Chc臋 jej powiedzie膰 co艣, co j膮 uspokoi, ale nie wiem co.

-聽Przepraszam.

Kr臋ci g艂ow膮.

-聽Wszystko jest w聽porz膮dku. Nic si臋 nie b贸j. Wszystko jest w聽porz膮dku.

-聽Jak si臋 miewa Kit?

U艣miecha si臋 艂agodnie.

-聽艢wietnie.

Z聽jakiego艣 powodu to dla mnie wa偶ne. Dopiero teraz dociera do mnie, 偶e jednak sobie poradzimy, i聽po policzkach zaczynaj膮 mi p艂yn膮膰 艂zy. Sam wyciera je ostro偶nie kciukiem.

-聽Boli -聽m贸wi臋.

Wk艂ada mi co艣 do r臋ki.

-聽Masz. Przekona艂am ich, 偶e sam powiniene艣 sobie dawkowa膰 leki przeciwb贸lowe.

-聽To brzmi niebezpiecznie.

Dotyka r臋k膮 mojego policzka.

-聽Nie martw si臋.

-聽Jestem zm臋czony.

-聽艢pij. -聽Przesuwa d艂o艅, dotyka mojej r臋ki. -聽B臋d臋 tu, kiedy si臋 obudzisz.

I聽to jest chyba jedyna rzecz, kt贸ra ma dla mnie znaczenie.

-聽WIESZ… -聽ODCHRZ膭KUJ臉, prze艂ykam 艣lin臋. -聽Goffman…

-聽Twoja kole偶anka go zatrzyma艂a.

Dosta艂em co艣, co chyba ma by膰 kanapk膮. Smakuje jak metal. Robi mi si臋 niedobrze, ale zmuszam si臋 do jedzenia. Sam twierdzi, 偶e to wa偶ne.

Moja kole偶anka. Tove.

-聽Gdzie ona jest?

-聽Twoja kole偶anka?

-聽Tak.

-聽Wczoraj zosta艂a wypisana.

-聽Jest ranna?

-聽W聽r臋k臋. -聽Sam zaciska usta, w膮ska blada kreska. -聽Niewiele wi臋cej wiem.

Przygl膮dam si臋 kanapce.

-聽Smakuje jak…

-聽Wiem. Te偶 tak膮 zjad艂am.

-聽A聽ju偶 my艣la艂em, 偶e to ze mn膮 co艣 jest nie tak.

Sam kr臋ci g艂ow膮 i聽艣mieje si臋. Cieszy mnie to.

Mama i聽brat te偶 u聽mnie byli. Na stoliku w聽rogu pokoju stoj膮 bukiety kwiat贸w.

-聽Od kogo jest ten? -聽pytam.

-聽Kt贸ry?

-聽Ten najwi臋kszy.

-聽Od Gabriela.

-聽Naprawd臋?

-聽M贸wi艂, 偶e… co艣 zasz艂o mi臋dzy nim a聽Grimem.

-聽Co?

-聽Nie wiem.

-聽To dobrze. I聽tak nie mia艂bym si艂y tego s艂ucha膰.

-聽Tak podejrzewa艂am.

Czas mija. Zjadam kanapk臋. Pytam, gdzie jest moja kom贸rka, Sam idzie po ni膮. My艣l臋 o聽Levinie.

Sam wraca z聽kom贸rk膮, pr贸buj臋 wyci膮gn膮膰 do niej r臋ce. S膮 ci臋偶sze ni偶 zazwyczaj, ruszam si臋 wolniej, ale jestem w聽stanie j膮 chwyci膰. Wybieram numer. W聽tym momencie odzywa si臋 kom贸rka Sam.

-聽Z聽galerii. Pomy艣la艂am, 偶e zjem z聽nimi lunch. Mog臋 ci臋 zostawi膰 na godzin臋?

-聽Jasne.

艢ciska mi d艂o艅 i聽zanim wyjdzie, przyciska jeszcze wargi do mojego czo艂a. Potem si臋 u艣miecha. Wci膮偶 nic nie powiedzia艂a o聽mojej twarzy.

Zostaj臋 sam z聽kom贸rk膮 w聽r臋ku, przyk艂adam j膮 do ucha. S艂ysz臋, jak wybrzmiewaj膮 kolejne sygna艂y.

Kiedy odbiera i聽si臋 przedstawia, jej g艂os brzmi tak, jakby by艂a gdzie艣 daleko.

-聽Cze艣膰 -聽m贸wi臋 i聽nie wiem co dalej. -聽Jeste艣 w聽Sztokholmie?

-聽Nie, w聽domu.

-聽To dobrze.

-聽Jak si臋 czujesz?

-聽Dobrze. Tak mi si臋 wydaje.

-聽Pr贸bowa艂 ci臋 zabi膰. Nie mo偶esz si臋 czu膰 dobrze.

-聽Nie s膮dz臋, 偶eby… -聽zaczynam i聽po chwili dodaj臋: -聽Nie s膮dz臋, 偶eby chcia艂 mnie zabi膰. Wtedy strzeli艂by mi w聽g艂ow臋. -聽Milcz臋. Nie wiem, co powiedzie膰. -聽A聽co z聽tob膮?

-聽To znaczy?

-聽Jak si臋 czujesz?

-聽Boli mnie r臋ka, ale poza tym w聽porz膮dku.

-聽Dzi臋kuj臋. Za to, 偶e go zatrzyma艂a艣.

-聽Prawd臋 m贸wi膮c, to nie ja go zatrzyma艂am -聽m贸wi. -聽Tylko ci臋偶ar贸wka.

-聽Co?

-聽Nie, nic.

-聽Ci臋偶ar贸wka?

-聽B臋dziesz musia艂 kogo艣 o聽to spyta膰.

-聽Spytam. -聽Czekam na co艣, nie bardzo wiedz膮c na co. -聽Masz dokumenty Levina? Pliki d藕wi臋kowe?

-聽Mam. Nie ods艂ucha艂am ich jeszcze. Upewni艂am si臋 tylko, 偶e nikt inny ich nie ma. Gabriella Halvardsson si臋 odezwa艂a. Spyta艂a, czy mo偶e je ods艂ucha膰.

-聽Pozwolisz jej?

-聽Najpierw chcia艂am spyta膰 ciebie, co o聽tym s膮dzisz.

Zamykam oczy. Chcia艂bym, 偶eby by艂 przy mnie, 偶ebym m贸g艂 z聽nim porozmawia膰.

-聽Nie wiem -聽m贸wi臋. -聽Jeszcze nie wiem.

-聽Znale藕li jeszcze jeden w贸zek. W聽domu Goffmana, w聽piwnicy. Podejrzewaj膮, 偶e to w贸zek Levina, 偶e Goffman przewi贸z艂 na nim kartony do swojego samochodu, kt贸ry prawdopodobnie sta艂 na pobliskiej polance, w聽lesie na ty艂ach Alvav盲gen. S枚derlund, technik, zrobi艂 zdj臋cia 艣lad贸w opon. Widzia艂e艣 je?

-聽Tak -聽m贸wi臋. I聽nagle wraca wspomnienie: stoj臋 z聽Tove na trawniku w聽mroku za domem Levina i聽patrz臋 na ciemny las. By艂o w聽nim co艣 przera偶aj膮cego. -聽Tak -聽powtarzam. -聽Mam wra偶enie, 偶e tak.

-聽Wst臋pna analiza wykaza艂a, 偶e to mog膮 by膰 艣lady opon samochodu Goffmana. Wi臋c pewnie tam zostawi艂 samoch贸d i聽stamt膮d przyszed艂 do domu. Ale ani karton贸w, ani 偶adnych dokument贸w nie znaleziono, a聽Goffman milczy. Podejrzewaj膮, 偶e usi艂owa艂 je spali膰, niewykluczone, 偶e mu si臋 uda艂o. Razem z聽komputerem, kom贸rk膮 i聽skanerem.

-聽Dzi臋kuj臋.

-聽Pomy艣la艂am, 偶e ci臋 to zainteresuje -聽m贸wi. Milknie, ale po chwili zn贸w si臋 odzywa: -聽Jest co艣, nad czym si臋 zastanawia艂am, kiedy le偶a艂am w聽szpitalu.

-聽Co?

-聽My艣la艂am o聽tym, co Bredstr枚m powiedzia艂 podczas przes艂uchania o聽wypadku Evy Levin. Powiedzia艂, 偶e rzadko siada艂a za kierownic膮. I聽偶e nie ma 艣wiadk贸w, kt贸rzy widzieli j膮 w聽samochodzie tego wieczoru, kiedy zgin臋艂a. Rozmawiali艣my o聽tym w聽czwartek podczas narady w聽sprawie 艣ledztwa. Wcze艣niej si臋 tym nie zajmowa艂am, bo Davidsson twierdzi艂, 偶e wypadek nie budzi艂 偶adnych w膮tpliwo艣ci. Ale teraz, kiedy le偶a艂am w聽szpitalu… -聽Urywa, s艂ycha膰, 偶e si臋 waha. -聽Sama nie wiem. Tak mi przysz艂o na my艣l.

-聽Co?

-聽Wygl膮da na to, 偶e kiedy Levin siedzia艂 w聽barze w聽Bruket i聽pi艂 piwo, Eva wzi臋艂a ich samoch贸d, 偶eby pojecha膰 po Marik臋, kt贸ra mia艂a nocowa膰 u聽kole偶anki, ale potem zmieni艂a zdanie. Bredstr枚m twierdzi, 偶e Eva mia艂a co prawda prawo jazdy, ale bardzo rzadko je藕dzi艂a. I聽to si臋 zgadza. Sprawdzi艂am, odnotowano to w聽materia艂ach ze 艣ledztwa. M贸wi艂a o聽tym jedna z聽jej kole偶anek ze sklepu. Ale tego wieczoru wsiad艂a do samochodu. Mo偶e 艂atwiej jej by艂o pojecha膰 po Marik臋 samochodem. To brzmi prawdopodobnie. I聽to r贸wnie偶 odnotowano w聽protokole: 偶e je艣li w聽og贸le siada艂a za kierownic膮, to 偶eby zawie藕膰 gdzie艣 c贸rk臋. Nie znalaz艂am natomiast nic o聽tym, 偶eby kto艣 j膮 widzia艂 w聽tym samochodzie, nawet rodzice kole偶anki, u聽kt贸rej by艂a Marika. Nikt tego co prawda nie dr膮偶y艂, zadawano raczej rutynowe pytania, ale faktem jest, 偶e tego wieczoru nikt nie widzia艂 samochodu. Dziwne, prawda?

Tak, to prawda. Dziwne. Nie wiem, co powiedzie膰.

-聽Mo偶e to nie ma wi臋kszego znaczenia -聽ci膮gnie Tove. -聽Bo nawet je艣li sta艂o si臋 wtedy co艣 innego ni偶 to, co jest w聽protokole, to nie musi to znaczy膰, 偶e Bredstr枚m mia艂 racj臋.

-聽Ale to i聽tak dziwne. Jeste艣 na komendzie?

-聽Na cmentarzu.

-聽Ach tak.

-聽Po raz pierwszy.

Potem 偶adne z聽nas nic ju偶 nie m贸wi. Pr贸buj臋 sobie wyobrazi膰, jak chodzi mi臋dzy grobami w聽cieniu drzew. Mo偶e wie, kt贸ry jest jego, a聽mo偶e go szuka, mo偶e sprawdza wszystkie groby po kolei. Pr贸buj臋 sobie wyobrazi膰 kamie艅 na jego grobie: jaki ma kszta艂t, czy jest du偶y? Czy na grobie le偶膮 kwiaty? Mo偶e Tove te偶 jakie艣 przynios艂a.

Roz艂膮cza si臋 i聽dociera do mnie, 偶e nie wiem, co si臋 naprawd臋 przydarzy艂o Evie Levin.

Zwi臋kszam dawk臋 morfiny i聽po chwili przestaj臋 my艣le膰.

艢NI臉. SYLWETKI S膭 ZAMAZANE, rozpadaj膮 si臋. Kiedy odwiedzi艂 mnie lekarz prowadz膮cy, nie chirurg, tylko jaki艣 inny, wspomnia艂, 偶e podaj膮 mi mikstur臋 lek贸w, kt贸ra mo偶e mie膰 wp艂yw na moje sny. A聽mo偶e to morfina tak na mnie dzia艂a? Chyba za bardzo zwi臋kszy艂em dawk臋.

Pewnie tak. 艢ni臋, ale potem nie pami臋tam o聽czym. Jestem niespokojny, chc臋 si臋 obudzi膰, ale nie jestem w聽stanie. Drzwi s膮 zamkni臋te, ale zza nich dochodz膮 jakie艣 odg艂osy. Co艣 si臋 rusza.

Widz臋, jak kto艣 ostro偶nie naciska klamk臋, i聽w聽ko艅cu drzwi si臋 otwieraj膮. I聽wiem, 偶e w艂a艣nie na t臋 chwil臋 czeka艂em. Bardzo si臋 ciesz臋, 偶e zn贸w mog臋 si臋 spotka膰 z聽moim przyjacielem.

Wchodzi do pokoju i聽u艣miecha si臋 do mnie.

-聽Leo -聽m贸wi. Podchodzi do krzes艂a, na kt贸rym przed chwil膮 siedzia艂a Sam. -聽M贸wi艂em, 偶e wkr贸tce si臋 zobaczymy. -聽Siada na krze艣le. -聽Czeka艂e艣 na mnie?

-聽Tak.

-聽Nie zostan臋 d艂ugo.

-聽Rozumiem. Kr贸tka chwila we 艣nie jest lepsza ni偶 nic.

Na twarzy Grima wida膰 zdziwienie, kt贸re jednak szybko zamienia si臋 w聽co艣, czego nie potrafi臋 nazwa膰.

-聽Tak, mo偶e tak.

-聽Jak ci si臋 uda艂o wyj艣膰? -聽pytam.

-聽No wiesz, zawsze znajdzie si臋 kto艣, kto mi pomo偶e. -聽U艣miecha si臋.

-聽Kto?

-聽Gabriel.

-聽Nie rozumiem tego -聽m贸wi臋. -聽On do mnie strzela艂. Goffman strzela艂 do mnie.

-聽S艂ysza艂em.

-聽Boj臋 si臋. By艂em przekonany, 偶e umr臋. Ja… Sam… Nie wiem… -聽艁zy. Zn贸w 艂zy, kt贸rych nie jestem w聽stanie powstrzyma膰. Co艣 jest nie tak. Jakby jaka艣 tama we mnie zaraz mia艂a pu艣ci膰. -聽Kit…

-聽Wszystko jest w聽porz膮dku, Leo.

Nachyla si臋, czuj臋 zapach mojego najlepszego przyjaciela i聽przez chwil臋 zn贸w jest lato: le偶ymy na plecach na dachu wie偶y ci艣nie艅 w聽Salem i聽wpatrujemy si臋 w聽bezchmurne niebo. Podobno wieczorem ma by膰 g臋sta mg艂a, ale na razie niebo jest przejrzyste. Grim odwraca si臋 do mnie, mru偶y oczy w聽ostrym s艂o艅cu. M贸wi, 偶e je艣li kiedy艣 b臋dziemy musieli si臋 rozdzieli膰, to b臋dzie mu mnie brakowa艂o.

Nagle wszystko sobie przypominam.

-聽Chcesz mnie zrani膰?

-聽Nie.

Nie mam odwagi na niego spojrze膰, a聽chcia艂bym. Tym razem s艂owa nie wystarcz膮. K艂adzie d艂o艅 na mojej r臋ce i聽patrzy na mnie.

-聽Wszystko w聽porz膮dku, Leo. Oddychaj.

-聽Boli. W聽piersi…

Grim 艣ledzi wzrokiem cienki w臋偶yk, kt贸ry prowadzi od grzbietu mojej d艂oni do czego艣 za mn膮. Rozgl膮da si臋, schyla. Zdejmuje d艂o艅 z聽mojej r臋ki. Miejsce, gdzie mnie dotyka艂, jest ciep艂e. Brakuje mi jego dotyku. Dawa艂 mi poczucie bezpiecze艅stwa, mimo wszystko.

Grim podaje mi regulator, kt贸ry pozwala mi dowolnie dawkowa膰 艣rodki przeciwb贸lowe.

-聽Spad艂. Le偶a艂 na pod艂odze -聽m贸wi i聽wciska guzik.

-聽Jeszcze -聽prosz臋. -聽Wi臋cej.

Zwi臋ksza dawk臋, a聽potem k艂adzie regulator na 艂贸偶ku obok mojej r臋ki i聽rzuca szybkie spojrzenie na zamkni臋te drzwi.

-聽Czy to nie jest zbyt realistyczne jak na sen? -聽pyta.

Chce, 偶ebym si臋 obudzi艂, my艣l臋. Ale ja nie chc臋. Chc臋 tu zosta膰. Kr臋c臋 g艂ow膮.

-聽Wszystko jest takie niewyra藕ne, jak kartka, kt贸ra zaczyna si臋 pali膰 na brzegach.

-聽Tak, niestety rzeczywisto艣膰 nie pali si臋 tak 艂atwo.

U艣miecha si臋, a聽ja mam ochot臋 si臋 roze艣mia膰.

-聽W艂a艣nie.

-聽Je艣li zn贸w znikn臋, Leo…

-聽Nie r贸b tego, nie znikaj. -聽Szukam jego d艂oni, ale nie znajduj臋 jej. Morfina robi swoje, 偶ycie staje si臋 spokojne, jakby zanurzone w聽cudownej szarej mgle. -聽Nie chc臋.

-聽Nie szukaj mnie. Chcia艂bym, 偶eby艣 zostawi艂 mnie w聽spokoju. Mo偶esz?

-聽Przykro mi z聽powodu tego, co si臋 sta艂o -聽m贸wi臋.

-聽Wiem. I聽zostawi臋 ci臋 w聽spokoju. Nie b臋d臋… -聽Mruga, nie ko艅czy. -聽Je艣li nic nie zrobi臋, mo偶e si臋 to dla mnie 藕le sko艅czy膰. Musisz mi uwierzy膰. Tym razem musisz mi zaufa膰, Leo.

-聽Nie rozumiem.

-聽Powiedz, 偶e mi ufasz.

-聽Ja… -聽Nie ko艅cz臋, ale wiem, 偶e to prawda. Dopiero teraz dociera do mnie, jak wiele dla mnie znaczy艂. I聽jak bardzo b臋dzie mi go brakowa膰, je艣li tym razem naprawd臋 rozp艂ynie si臋 w聽powietrzu. -聽Ufam ci.

-聽Dobrze -聽m贸wi Grim i聽spogl膮da na drzwi. -聽Chyba musz臋 ju偶 i艣膰.

-聽Po co przyszed艂e艣?

U艣miecha si臋.

-聽呕eby si臋 po偶egna膰.

-聽Nie! -聽Wyci膮gam do niego r臋k臋, boj臋 si臋. -聽Nie. Dlaczego?

Bierze moj膮 d艂o艅, na chwil臋 nasze palce si臋 dotykaj膮. Chc臋 go zatrzyma膰, ale nie mam do艣膰 si艂y. Logika snu jest zbyt pot臋偶na, 偶ebym m贸g艂 si臋 jej przeciwstawi膰.

MAM WRA呕ENIE, 偶e si臋 zdrzemn膮艂em, ale nie jestem pewien. Co艣 jednak musia艂o si臋 wydarzy膰, bo kiedy otwieram oczy, 艣wiat艂o, kt贸re wpada przez okno, nagle wydaje mi si臋 inne. Mam wra偶enie, 偶e na zewn膮trz jest bardzo gor膮co, i聽ciesz臋 si臋, 偶e nie musz臋 tam by膰.

Czuj臋, 偶e mam co艣 w聽r臋ce: sztywn膮 z艂o偶on膮 kartk臋. Jej brzegi dotykaj膮 mojej d艂oni. Rozk艂adam j膮.

偶egnaj, leo

przynajmniej

do nast臋pnego razu

0x08 graphic



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Klamca i jego kat Christoffer Carlsson
Klamca i jego kat Christoffer Carlsson
k膮t Q i jego nast臋pstwa, metody diagnostyki funkcjonalnej
K膮t 艣ci臋gnowo kostny i jego rola na rozwijany moment si艂y
k膮t Q i jego nast臋pstwa, metody diagnostyki funkcjonalnej
Allan Christian B (na podstawie jego my艣li) 呕ycie bez pieczywa jad艂ospis
Przedmiot PRI i jego diagnoza przegl膮d koncepcji temperamentu
BANK CENTRALNY I JEGO FUNKCJE
Eutanazja ulga w cierpieniu czy brak zrozumienia jego sensu
Laser i jego zastosowanie
ZACHOWANIE ZDROWOTNE I JEGO ZWI膭ZEK ZE ZDROWIEM
Christmas around the world
potencjal spoczynkowy i jego pochodzenie
Doradztwo i jego prawny element procesu decyzyjnego
Wyklad 10 Wypalenie zawodowe i jego konsekwencje

wi臋cej podobnych podstron