„Mi-nis-tra-re, mi-nistrare, ministra-re". Julka przez chwilę przysłuchiwała się dziwnym odgłosom z pokoju brata, a potem wbiegła do kuchni, gdzie siedzieli rodzice i zawołała: - Tomkowi coś się dzieje! Cały czas powtarza tylko jedno słowo, jakieś mistrare. To chyba po japońsku?
Tata zapukał do pokoju syna. - Można? - zapytał. - Proszę - odpowiedział Tomek i dodał - właśnie przygotowuję się do zbiórki ministranckiej. Julka zapytała: - A to „mistrare"? To także na zbiórkę? Tomek ucieszony, że może czymś zaimponować siostrze odpowiedział: - Nie „mistrare", ale „ministrare". To łacińskie słowo, które znaczy „służyć". Stąd nazwa ministrant. Julka wdrapała się tacie na kolana. - Tato, czy ty też byłeś ministrantem? - zapytała. - Tak, córeczko, i pamiętam, jak ksiądz mówił, że ministrant jest pomocnikiem przy sprawowaniu Mszy św. Cieszę się bardzo, że oboje z Tomkiem należycie do służby liturgicznej.
Julka też jest służbą liturgiczną? - zdziwił się Tomek.
Tak, ona także, należąc do scholi. Julka poczuła się ważna.
- Uczestnicząc w liturgii - kontynuował tata - mamy ją współtworzyć. Wy spełniając swoje posługi pokazujecie, że to sprawa całej wspólnoty parafialnej.
Julka i Tomek poczuli, że każda ich obecność przy ołtarzu jest zaszczytem. Wieczorem modląc się, dziękowali Panu Bogu za rodziców, którzy potrafią ukazać im życie chrześcijanina z najpiękniejszej strony.
s. Małgorzata
Dominik 33 (2005) s. 6