1035

O przyjęciu euro nie powinni decydować ani księgowi ani ignoranci

1. Tuż przed rozpoczęciem majowego weekendu wywiadu pod znamiennym tytułem „Polska pilnie do euro”, dziennikowi „Rzeczpospolita”, udzielił marszałek Senatu Bohdan Borusewicz. Marszałek w końcowej części wywiadu na pytanie dziennikarza „Co nam da to, że będziemy częścią strefy euro?”, odpowiada następująco: „Bezpieczeństwo. Polska musi wejść do strefy euro, bo wtedy całej Unii Europejskiej będzie zależało, żeby nas bronić”. I na kolejne „wielu ekonomistów sprzeciwia się szybkiemu wprowadzeniu euro w Polsce”, odpowiada jeszcze bardziej zdecydowanie: „decyzja o przystąpieniu Polski do strefy euro nie powinna być w rękach księgowych. To decyzja polityczna. Wejście do strefy euro wzmocni nasze bezpieczeństwo”.

2. Tak się złożyło, że w tym dniu uczestniczyłem w posiedzeniu inauguracyjnym Rady Programowej kierowanej przez prof. Piotra Glińskiego, która została powołana do dalszych prac nad programem Prawa i Sprawiedliwości przyjętym przez Kongres partii w lutym tego roku W tym posiedzeniu uczestniczyli eksperci z różnych dziedzin nauki w tym w szczególności liczna grupa ekonomistów między innymi profesorowie Ryszard Bugaj, Grażyna Ancyparowicz i Witold Modzelewski. Profesor Ryszard Bugaj miał krótkie wystąpienie na temat „Uwarunkowania rozwoju gospodarczego w Polsce” i rozpoczął je od skomentowania wywiadu marszałka Borusewicza dla Rzeczpospolitej. Konkluzją tego komentarza było stwierdzenie, „że o przyjęciu przez Polskę waluty euro rzeczywiście nie powinni decydować księgowi, ale tej niezwykle ważnej decyzji dla przyszłości naszego kraju nie powinni podejmować także ignoranci”.

3. Zwróciłem uwagę na ten komentarz prof. Bugaja, ponieważ w ostatnich tygodniach, ponowną dyskusję na temat wejścia Polski do strefy euro, próbują wywołać zarówno premier Tusk, minister Sikorski, a ostatnio także prezydent Komorowski, tym razem pod hasłem poprawy bezpieczeństwa naszego kraju w związku z agresją Rosji na Ukrainę, aneksji Krymu i intensywnych prób destabilizacji sytuacji w południowo-wschodniej części tego kraju. Rządzący używają dodatkowo argumentu, że kraje nadbałtyckie przyśpieszyły wejście do strefy euro, Estonia zrobiła to od 1 stycznia 2011 roku, Łotwa od 1 stycznia 2014 roku, a Litwa wejdzie to tej strefy od 1 stycznia 2015 roku, właśnie dlatego, że spodziewają się po tym kroku także poprawy swojego bezpieczeństwa. Rzeczywiście w strategiach bezpieczeństwa państw nadbałtyckich w szczególności w związku ze spodziewanym zagrożeniem ze strony Rosji, przyjmuje się, że wejście do strefy euro, będzie dodatkowym zabezpieczeniem przed agresją ze strony ich wielkiego sąsiada. Tyle tylko, że na dobrą sprawę nie bardzo wiadomo, dlaczego dla Rosji fakt posiadania przez jakiś kraj waluty euro, miałby być przeszkodą w agresji na niego w szczególności w sytuacji gdyby w tym kraju zagrożona była mniejszość rosyjska (a ta jest szczególnie liczna w Estonii i w Łotwie).

4. W Polsce w ostatnich latach w debacie na temat wejścia naszego kraju do strefy euro, przeważały obawy wynikające z analizy dramatycznej sytuacji w jaką popadły kraje południa Europy po 10 latach funkcjonowania w strefie euro. Wyrażał je publicznie najdobitniej prezes NBP Marek Belka, który często w wystąpieniach publicznych (w tym także podczas debaty nad corocznym sprawozdaniem NBP w Sejmie), wykazywał się sporym sceptycyzmem jeżeli chodzi o członkostwo naszego kraju w strefie euro. Jego wypowiedzi w tej sprawie można ująć w następujący sposób „Polska rozważy wejście do strefy euro wtedy, kiedy strefa euro uporządkuje swoje problemy ale ponieważ to uporządkowanie potrwa całe lata, więc na razie nie powinniśmy o tym myśleć”. Wprawdzie prezes Belka nie jest „człowiekiem z mojej politycznej bajki” ale w sprawie wejścia Polski do strefy euro jestem gotów przyznać mu w pełni rację, a z kolei wynurzenia marszałka Borusewicza dotyczące euro, skomentowałbym podobnie jak prof. Bugaj. Kuźmiuk

Ziemkiewicz: Święto Szklanych Paciorków W III RP poglądy, tak jak wiele innych towarów, najchętniej kupowane są w wielopakach. Kiedy ktoś mówi, że, na przykład, nie podoba mu się prowincjonalny proboszcz, którego rozdęte ego i ogromne parcie na szkło popchnęły do buntu przeciwko Kościołowi – to publika wie od razu, czy raczej, uważa, że wie, co także ów ktoś sądzi o Balcerowiczu, Unii Europejskiej, Po i PiS oraz katastrofie w Smoleńsku. I odwrotnie. Poglądy chodzą stadami i nie musimy pytać nikogo o nic poza tym, na kogo głosuje. Jako publicysta doświadczam tego zjawiska na różne sposoby. Twierdzę na przykład, że przedstawiane przez ekspertów Macierewicza dowody na zamach w Smoleńsku uważam za nieprzekonujące, samą w ogóle hipotezę o zamachu za mało prawdopodobną i wynikającą tylko z domniemania, że kto kłamie, ten ukrywa swą zbrodnię. Za każdym razem, gdy o tym piszę lub mówię, owocuje to po umownej prawej stronie enuncjacjami, że zapisałem się do PO, gardzę "sektą smoleńską" i popieram agresję Putina na Ukrainę. Z drugiej strony, wystarczy, że gdzieś tam przebije się jakaś moja krytyczna uwaga o PiS czy Kaczyńskim, w mediach, które zawsze ogłaszały mnie zaplutym oszołomem, nagle okazuję się być "prawicowym liderem opinii", wyraźnie kokietowanym, że gdybym tylko zdecydował się wejść na drogę Giertycha czy Michała Kamińskiego, napluł na Kaczora i zblatował się z Ekipą, to moja kariera może przebić sufit. Śmieszne to, ale co zrobić. "Pakietyzacja" poglądów jest jednym z wielu przejawów zdominowania debaty publicznej przez walkę plemion. A walka plemion jest nieodmiennie jednym z przejawów dekolonizacji. Bo ów podział, który wszyscy w Polsce dostrzegają, a nikt nie potrafi wyjść w jego opisie poza darcie szat, jest właśnie klasycznym podziałem neokolonialnym. W książce "Myśli Nowoczesnego Endeka" i kilku innych dokładnie opisywałem jego mechanizm i tam odsyłam zainteresowanych zrozumieniem sprawy - choć, gdyby nie sprzedaż owych książek, bliski byłbym desperackiego stwierdzenia, że takich, co chcą rozumieć, w ogóle już w Polsce nie ma, są tylko tacy, którzy chcą żeby tamtych, znienawidzonych, szlag wreszcie trafił. Problemem nie jest ten postkolonialny podział, i tak ma on znacznie łagodniejszy wyraz niż w byłej Jugosławii czy niektórych krajach afrykańskich. Problemem jest nasza bezradność wobec jego świadomego i celowego podsycania przez ośrodki, pracujące nad tym, żeby kraj postkolonialny zamienić z powrotem w kolonię. Muszę przyznać, że pod tym względem majowy długi weekend jest okresem wyjątkowo przygnębiającym. Dziesięć lat temu pisałem, że, biorąc pod uwagę szanse i zagrożenia, straty i zyski, lepiej wejść do Unii niż do niej nie wchodzić. Gdybym mógł cofnąć się w czasie, pewnie bym ponownie pisał to samo, ale z głęboką goryczą. Można było wtedy liczyć się - na zasadzie czarnego scenariusza - z tak niekorzystną ewolucją Unii, jaka faktycznie nastąpiła, ze stopniowym jej przekształcaniem w ideologiczno-biurokratyczną czapę bezradną wobec realnych wyzwań, a skuteczna jedynie w realizowaniu interesów silnych i bogatych państw oraz ich korporacji kosztem państw słabszych i biedniejszych. Taka obawa istniała, byłem jej świadomy. Natomiast do głowy mi nie przyszło, że tak daleko posunie się w Unii degeneracja samych Polaków. Że oferta stania się Białymi Murzynami Europy, obsypywanymi szklanymi paciorkami za wykonywanie najbrudniejszej roboty i protekcjonalnie klepanymi po plecach, albo i po tyłku, tak doskonale okaże się odpowiadać naszym oczekiwaniom. Tandetne, kretyńskie obchody, spoty reklamowe, baloniki i to ciągłe podkreślanie, że Unia nam wybudowała mostek, basen, kawałek dróżki, to ciągłe epatowanie wyliczaniem miliardów jakie nam daje (przy całkowitym przemilczaniu naszego w nią wkładu) ­- to już coś gorszego, niż nadęta propaganda, do jakiej nas przyzwyczaił już PRL, a III RP nic w tym względzie nie zmieniła. To po prostu żałosne, haniebne i głupie wyrzekanie się wszystkiego w zamian za obietnicę promocji w supermarkecie. Supermarkecie, który potem wszystkie zarobione na głupich tubylcach pieniądze wytransferuje poza miejscowym opodatkowaniem do siebie, wiedząc, że żaden polski głupol nie zastanowi się, jaki jest związek między poddaniem całej gospodarki kolonizatorom, a żałosnym stanem usług publicznych. A jeśli się nawet zastanowi - to inni tubylcy zakrzyczą go, żeby się zamknął, bo przecież Bwana Kubwa nam tyle daje kasabubu, kolorowych paciorków i szmatek z modnymi logo, że, no, jak można... Polska nie potrzebuje unijnych dopłat ani dyrektyw. Polacy potrafili, nawet za komuny, budować doskonałe autostrady (niestety, w Iraku), kształcić specjalistów i dokonywać wynalazków (choć, niestety, w realnym socjalizmie nie dawało się już ich wdrożyć) i większość unijnych dotacji bardziej dziś Polskę niszczy, korumpując i deprawując warstwy rządzące, niż nam pomaga. Tym, czego Polska potrzebuje, jest uczestnictwo na w miarę równych prawach w europejskim obszarze gospodarczym. Można było to osiągnąć w ostatnim dziesięcioleciu na warunkach znacznie lepszych, nie płacąc milionami obywateli, którzy zamiast na emerytury i dobrobyt Polski pracują dziś na dobrobyt krajów zachodnich, sprawiając, że sypnięte tu dotacje zwracają im się już teraz z nawiązką. Poparcie dla Unii sięgnęło - z niewielką pomocą Putina - 90 procent, triumfują namiestnicy naszego bantustanu, obiecując, że jeśli damy im te legendarne eurodiety, to wyżebrzą dla nas jeszcze więcej szklanych paciorków. Ja mimo wszystko widzę w tych statystykach powód do ostrożnego optymizmu. Jest więc coś, co się wymyka pakietyzacji i co łączy 90 procent Polaków: to jest przekonanie, że Unia Europejska jest czymś zupełnie innym, niż jest w istocie, i że nasze miejsce w niej jest zupełnie inne, niż naprawdę. Teraz trzeba jeszcze rozczarowania - a przyjdzie ono nieuchronnie - a 90 procent nabranych zamieni się w 90 procent wkurzonych. Tak, jak stało się to w dekadzie Gierka, która zaczęła się wielkimi nadziejami wobec niego, a skończyła 10 milionami w "Solidarności". Ziemkiewicz

Niemcy żądały od Tuska niszczenia polskich oligarchów ? Marcin Wikło w rozmowie ze Zdzisławem Krasnodębskim „ Niemieckie media milczą, więc je coś na rzeczy „..”Jeszcze w czasach Kohla była przecież wielka afera związana z  finansowaniem CDU. Były takie informacje, że sprawa dotyczyła także lat  80-tych i wspierania opozycji w krajach Europy Środkowowschodniej. Wtedy  całe Niemcy żyły tym problemem, to jest tak naprawdę początek drogi do kanclerstwa pani Angeli Merkel”..”Ona jako jedna z tak zwanych "dziewczyn Kohla" (Kohls Mädchen ) ' „...”Współczesna Polska cierpi na daleko idące uzależnienie od ośrodków zewnętrznych. Znamy oczywiście sprawę pożyczki dla SLD jesteśmy jakoś uzależnieni gospodarczo, część polskiej nauki jest uzależniona od subwencji. Pokutuje takie myślenie, że inni będą nasze sprawy załatwiać, będą też finansować naszą politykę. I nagle okazuje się, że partie polityczne, takie, jak PO także nie stroniły od bezpośredniego brania pieniędzy od zagranicznych partii politycznych. Tragikomiczny jest dodatkowo obraz tego, jak wyglądało przekazywanie tych pieniędzy.”...”Potwierdza to tę diagnozę, która mówi o niesuwerenności polskiej  polityki. PO i polityka rządu Tuska tak całkowicie bezkrytycznie  podporządkowane są polityce Berlina, że trudno nie pytać, dlaczego tak się dzieje. Czy to tylko sympatia polityczna, czy kalkulacja, czy polityczne strategie, czy są jakieś inne powody? Ta sprawa pokazuje, że  te związki były bardzo ścisłe od samego początku.”...”To oczywiście nie jest bardzo proste przełożenie. Nie odbywa się to na zasadzie jakiegoś szantażu. Bardziej bym się skłaniał w kierunku wdzięczności, powiązania, być może chęci ukrywania jakichś niewygodnych faktów. Nie wiąże się to zapewne wprost z jakimiś wymogami, ale niewątpliwie wskazuje na pewne ograniczenie polskiej suwerenności. Ale musimy jednocześnie zaznaczyć, że to są absolutnie standardy republiki bananowej.”.....”Pan zna realia niemieckie, jak Donald Tusk jest traktowany przez władze  CDU? Czy to jest równorzędny partner, czy raczej "nasz człowiek za Odrą"? "Naszym człowiekiem" już kiedyś nazwał go sam Władimir Putin. Zapewne to była tylko niezręczna forma wyrażenia uznania dla jego polityki. Ale wracając do Niemców, dla nich Donald Tusk jest wszystkim co najlepsze w Polsce. Niemieccy socjaldemokraci kochali SLD, CDU ceniła prof. Geremka i Unię Wolności, ale nigdy jeszcze nie było u nas polityka, który by Niemcom odpowiadał tak bardzo, jak Donald Tusk. „...(źródło )
Unia uratowała Polskę przed wariantem ukraińskim „...”Polska uniknęła gospodarki zoligarchizowanej, niezliberalizowanej, z zabagnionym systemem prawnym, dlatego dziś nie jesteśmy Ukrainą - powiedział członek zarządu Deloitte Business Consulting Rafał Antczak. „....” Dodał, że choć szansę na szybszy rozwój - jaką dało nam wejście w unijne szeregi - wykorzystaliśmy lepiej niż inne kraje, to zbyt szybko zachłysnęliśmy się sukcesem. Przypomniał, że w pierwszym okresie po akcesji zagraniczni inwestorzy byli mocno zainteresowani naszym rynkiem, ale w 2008 r. rozpoczął się globalny kryzys finansowy, który sprawił, że bezpośrednie inwestycje zaczęły się zmniejszać. Jego zdaniem nie zareagowaliśmy odpowiednio na nowe realia.- Od około roku napływ inwestycji bezpośrednich po prostu siadł. Mamy co prawda pojedyncze "wyskoki", jak ostatnia decyzja niemieckiego koncernu Volkswagen o budowie montowni aut, ale całościowo jest bardzo marnie z przyciąganiem kapitału długoterminowego - podkreślił Antczak.Jak tłumaczył, powodów odpływu inwestycji jest kilka. Jednym z nich jest silna konkurencja ze strony nie tylko państw Wspólnoty, ale też krajów spoza Unii, np. Azji.- Zaniechaliśmy też atrakcyjnych prywatyzacji i w efekcie kapitał zachodni wybierał sobie inne lokalizacje do inwestycji. Kolejny powód, to nasza sytuacja wewnętrzna, gdyż nie jesteśmy krajem bardzo przyjaznym dla inwestorów – ocenił.”... ( źródło)
Paweł Kowal w artykule opublikowanym w „Nowej Europie Wschodniej” zgłosił kontrowersyjny, ale wielce uzasadniony postulat, by uprawiać politykę nie tyle z siłami politycznymi na Ukrainie, ile z ich rzeczywistymi mocodawcami, czyli oligarchami. To klasa swingująca, raz patrząca w kierunku wschodnim, raz zachodnim, w zależności od doraźnych interesów, czego najlepszym przykładem najsilniejszy współczesny magnat Ukrainy Rinat Achmetow, mocno usadowiony w „ordynacji” donbaskiej „.....”Długofalowym gospodarczym oraz politycznym interesem czołowych sił oligarchicznych jest utrzymanie niezależności Ukrainy i najlepiej jej neutralności cywilizacyjnej pomiędzy Wschodem oraz Zachodem, ale jeśli okaże się to niemożliwe – marsz na Zachód. „...(więcej )
- Mamy nadzieję, że, z Bożą pomocą,nie będziemy musieli w miejsce demokracji wymyślać innych politycznych systemów, które należy wprowadzić, aby nasza gospodarka przeżyła - powiedział Orban już na konferencji Stowarzyszenia Pracodawców i Pracowników. „....”Zgromadzenie narodowe to nie jest kwestia woli, tylko siły. (...) To, co być może funkcjonuje w państwach skandynawskich, jednomyślność,u nas, w narodzie na pół azjatyckim, dokonuje się siłą.To nie wyklucza konsultacji, debaty czy demokracji, ale centralna siła jest konieczna - cytuje słowa Orbana agencja AFP. „. lipiec 2012 ( więcej )
Wojciech KrysztofiakBranie kasy w wolnej Polsce od partii innego państwa jest aktem „quasi-szpiegowskim”. Nikt nikomu nie daje kasy za darmo; tym bardziej CDU nie mogła dać Kongresowi Tuska pieniędzy za darmo. Coś musiało chyba być obiecane. Ale co? Tusk będzie musiał ostro tłumaczyć się przed wyborcami. Czy uda mu się rozbroić bombę Piskorskiego? Wyborcy zażądają od Premiera stania na dywaniku i tłumaczenia się. Jeśli jest niewinny, powinien bronić się. Co w tej sytuacji zrobi Tusk? „...”Jeśli Tusk jednak wziął kasę od CDU … Aby dać kasę Tuskowi, CDU musiała ukryć ją w kwitach. Skąd partia Angeli Merkel wzięła pieniądze dla Tuska? Czy są na to kwity? A jeśli nie ma, to wówczas CDU była wyłącznie pośrednikiem. Kto więc przekazywał kasę? Czy Gazprom?  Takie pytania musimy postawić. Kontekst łatwej zgody Rządu Polskiego na wybudowanie rury bałtyckiej, której obok Putina współwłaścicielem jest kapitał niemiecki, sugeruje domniemania idące znacznie dalej. Czy za niemiecką kasę została udzielona zgoda Rządu na gazociąg Nord Stream? Jeśli tak, to wówczas brakuje pojęć, aby opisać działalność Premiera.”...”Co zrobi Palikot i Kwaśniewski?Destabilizacja polityczna w Polsce po obwieszczeniu Piskorskiego jest pewna; wszystkie partie będą musiały zareagować. Komu dadzą wiarę – Piskorskiemu czy Tuskowi? Będzie starcie – na śmierć i życie obu bohaterów.” „...(więcej )
Rafał Tomańsk „znany ekonomista, laureat Nagrody Nobla, Paul Krugman, w bardzo krytycznych słowach opisał obecną sytuację gospodarczą w Szwecji. Według niego trajektoria szwedzkiego rozwoju zaczyna przypominać tą japońską, zmagającą się od lat z deflacją. Krugman napisał wprost: „Gwiazda odrodzenia gospodarczego stała się obecnie Japonią" „....”prezydent Obama rozpoczynał swoją podróż do Azji. „...”ale zabrakło zgody co do porozumienia się w sprawie dalszych prac nad strefą wolnego handlu, Partnerstwem Transpacyficznym, TPP. „....”16 miesięcy przywództwa Shinzo Abe najwięcej ujawniło pod względem PRowym. Premier jest widoczny, jeździ po świecie – nawet teraz rozpoczyna tournée po Europie – sprzedaje na świecie japoński atom (!) „....”z początkiem kwietnia podniesiono podatek konsumpcyjny „...(źródło )
Wiktor Orban „„Budujemy kraj, w którym ludzie pracują nie dla zysku obcokrajowców. Kraj, gdzie tonie bankierzy i zagraniczni biurokraci mają mówić, jak mamy żyć, jaką mamy mieć Konstytucję,kiedy możemy podnosić płace czy emerytury. Budujemy kraj, w którym nikt nie może narzucać Węgrom, by służyli interesom innych. „...”Na innowacje i badania przeznaczymy docelowo 4-5 proc. PKB.Kilka naszych uniwersytetów wprowadzimy do 200 najlepszych na świecie. „...”Stworzymy 10 tysięcy konkurencyjnych węgierskich przedsiębiorstw średniej wielkości wytwarzających także na eksport.Powołanie 15-20 węgierskich spółek działających w skali międzynarodowej,da siłę węgierskiej gospodarce, by zaznaczyła się na poziomie globalnym, a w tym samym czasie zadłużenie państwa zredukujemy do 50 proc. PKB.„...

http://naszeblogi.pl/36600-orban-deficyt-niewolnicza-praca-dla-lichwiarzy
„Tata Group - największemu indyjskiemu koncernowi. Należące do niego firmy działają w 40 krajach i zatrudniają 220 tys. osób. W ostatniej dekadzie koncern trzykrotnie zwiększył przychody (do 17,6 mld dol. od marca 2004 do marca 2005 r.) i spodziewa się, że w tym roku poszybują one aż do 24 mld dol., głównie dzięki sprzedaży samochodów, stali i usług doradztwa w branży IT. „....'Kiedy Jamsetji zaczął wycinać kawałek dżungli koło Kalkuty, by zrobić miejsce pod hutę Jamshedpur, Brytyjczycy kręcili nosami. Sir Frederick Upcott, komisarz ds. kolei, poprzysiągł, że "zje każdy kilogram szyn, które uda im się wyprodukować". Po śmierci Jamsetjiego banki z Londynu wycofały wsparcie dla firmy, więc jego spadkobierca R.D. Tata zwrócił się do hinduskich finansistów z ruchu Swadeshi (samopomocy). Otwarta w 1912 r. huta stali była pierwszą w Azji i trafiła na stalowy boom wywołany przez I wojnę światową. „....”R.D. Tata założył też miasteczko oparte na zasadach modnych wówczas w Europie. Firma wybudowała szkoły, kościoły, parki, szpital i mieszkania dla robotników. Socjaliści Sidney i Beatrice Webb, twórcy London School of Economics, doradzali mu w kwestiach higieny. Wyznaczając nowe standardy w Azji, Tata skrócił dniówkę do 8 godzin, zaoferował pracownikom darmową opiekę lekarską. Tego pakietu socjalnego trzymał się nawet w czasie kryzysu. W 1923 r., kiedy krytycy nazywali te wydatki socjalne stratą pieniędzy, R.D. zbywał ich, mówiąc, że mają mało wyobraźni. „.....”Jednak sukces koncernu może także zależeć od polityki władz. Szef Tata Group twierdzi, że Indie są dziś krajem, gdzie najwyżsi rangą urzędnicy podejmują właściwe decyzje, ale w ich realizacji przeszkadzają lobby biznesowe, prowincjonalni politycy i lewacy z rządzącej koalicji. To przepisy sprawiły, że Tata zrezygnowała np. z branży lotniczej, a Indie nie są w stanie konkurować z Chinami np. w branży tekstylnej. Dlatego firma coraz mocniej wchodzi na ustabilizowane rynki Europy i USA. Zakup marki Tetley zapewnił jej błyskawiczną rozpoznawalność od Seattle po Władywostok. „....”oncern kończy właśnie negocjacje na temat tworzenia od podstaw branży energetycznej, hutniczej i nawozowej w Bangladeszu. Kontrakt oceniany na 2,5 mld dol. ma być największą inwestycją w historii tego biednego kraju. Konglomerat rusza także do RPA. Tata wybudował tam szkoły dla cieśli i elektryków. Teraz grupa promuje tam "usamodzielnianie się czarnych", by mogli podnieść poziom życia. „...(źródło )
Mark Blyth„ 400 najbogatszych Amerykanów posiada więcej aktywów niż 150 milionów najuboższych Amerykanów...(więcej)
Ekonomiści typu noblista Krugman tyle nam mogą powiedzieć o tym co się tak naprawdę dzieje w gospodarce co dawni wykładowcy ekonomi socjalizmu .Same bzdury Krugman słynie z tego że co kilka miesięcy zapowiada upadek gospodarczy Chin . A opis obecnego ustroju gospodarczego przypomina sytuację w której ktoś opisując gospodarkę średniowiecznej Europy zapomina nam powiedzieć o tym że był to głownie system pańszczyźniany Na początku XIX wieku Rotschildowie dokonali niewidocznej an początku rewolucji w ustroju społecznym i zarazem gospodarczym Europy .Byli pierwszymi oligarchami .Posiadali pierwszy koncern finansowy Ta nowa klasa stal się ww miejsce arystokracji nowa klasą wyższa . Budowa ustroju oligarchiczno koncernowy na dobre rozpoczęła się w czasach kolejnictwa , hut, stoczni , później , ropy naftowej, samochodów, nafty , cementowani , elektryczności . I trwa do dzisiaj . Xza tym wszystkim stoją koncerny i ich właściciele, oligarchowie. Mamy dwa typy państw tego ustroju .Jedne posiadają rodzima klasę oligarchów . I tak w uproszczeniu mamy żydowski – anglosaskich w Anglii i USA ((oncerny ) ,pruskich w Niemczech ( koncerny ) , japońskich w Japonii , ( zaibatsu ,keiratsu ) koreańskich ( czebole) , hinduskich ( koncerny ). Własną klasę oligarchów posiada Rosja i wciąż Ukraina Wszędzie tam , gdzie nie powstałą rodzima klas oligarchów mamy do czynienie z krajami kolonialnymi, w których obca oligarchia kontroluje gospodarkę i kraj poprzez obce koncern. Robią to tak na bazie tak zwanego Konsensusu Waszyngtońskiego I takim krajem jest Polska. Toż ze nie mamy jak Ukraina , Niemcy , Rosja czy USA rodzimej polskiej klasy oligarchów świadczy najlepiej że jesteśmy krajem kolonialnym .Że kolaboracyjne rządy posłusznie działały na rzecz obcych rodów , niemieckich , angielskich oligarchów ni e dopuszczając do powstania narodowej , polskiej konkurencji .Sam system oligarchiczno – koncernowy jest zły i znajduje się w fazie upadku gospodarczo społecznego. Wszędzie tam , z wyjątkiem Indii ,gdzie ten ustrój społeczno gospodarczy panuje kraje przestają się rozwijać . Japonia, USA, Niemcy , Korea Południowa, RPA , Rosja Ukraina . Rozwijają się zaś te kraje , które w których z jakiś powodów oligarchia i jej koncerny nie przejęły władzy politycznej nad rządami Chiny i Afryka . W Chinach to ośrodek polityczny kontroluje ostatecznie gospodarkę i jej kierunki rozwoju . Wcześniej , czy później tylko kraje o takim lub zbliżonym modelu przetrwają Sytuacja na Węgrzech jest podobna jak w Polsce . Przed Orbanem rody oligarchów niemieckich zablokowały powstanie rodzimej , węgierskiej klasy oligarchów . Rody niemieckie i ich koncerny stały się taka zewnętrzną arystokracją Węgier Miało to jednak i dobre strony .Orban buduej silny ośrodek polityczny , a walka z oligarchami i ich koncernami jest równoznaczna walka narodowo wyzwoleńcza. Ponieważ na Węgrzech nie ma rodzimej oligarchii Orbanod razu buduje ustrój, w którym to ośrodek polityczny będzie tak jak w Chinach kontrolował gospodarkę Takie monopole jak elektrownie jądrowe, dostawy , energii, kontrola nad produkcja i kierunkami jego dystrybucji będą w rękach państwa . A co istotniejsze , aby kontrolować koncerny to pozbawić rody oligarchów, które kontrolują media,partie polityczne ,parlamenty i rządy t o pozbawić ich kontroli życia zwykłych obywateli . W Chinach zwykły mały przedsiębiorca chiński nie płaci podatku dochodowego , vat u, przymusowych ubezpieczeń społecznych , ani akcyzy w paliwie, czy energii I ja Polacy mają być ludźmi wolnymi, to następny rząd musi przywrócić ludziom wolność gospodarcza , ekonomiczną , tak jak w Chinach
Marek Mojsiewicz

Łukasz Warzecha dla WP.PL: Unia nie jest rajem Im więcej obowiązkowych zachwytów nad dziesięcioleciem polskiej obecności w UE, tym bardziej mam ochotę wejść w rolę malkontenta. Zarządzany odgórnie entuzjazm zaczyna za bardzo przypominać dawne 1-majowe zachwyty nad osiągnięciami obozu socjalistycznego - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Łukasz Warzecha. Można by spokojnie rozmawiać o tej dekadzie członkostwa w UE, gdyby istniała taka wola po stronie, mówiąc ogólnie, obozu rządowego. Tak jednak nie jest z bardzo prostego powodu: bo wszystko - nawet uchwała w sprawie kanonizacji Jana Pawła II - jest narzędziem w politycznej grze. Platformie i jej akolitom opłaca się karmić nas bezmyślnym euroentuzjazmem i dyskontować dla siebie 10. rocznicę wejścia do UE, ponieważ w ten sposób każdego, kto tego entuzjazmu uparcie nie chce wykazać, wpychają w buty eurosceptyka i przeciwnika Unii. Oczywiście naczelnym celem takiej operacji jest największa partia opozycyjna, której członkowie czasem nawet z taką narracją chętnie współpracują. Vide prof. Krystyna Pawłowicz, która dzieli się swoimi marzeniami, aby się Unia rozwaliła, a nas w niej nie było. Te marzenia mają z rzeczywistością równie wiele wspólnego, co wynurzenia Róży Thun o tym, że UE to świat idealny i raj. Będąc niedawno w Strasburgu, rozmawiałem z jednym a najciekawszych europosłów, brytyjskim deputowanym z Partii Konserwatywnej Danielem Hannanem. Ten pisarz i publicysta, otwarcie definiujący się jako eurosceptyk, zauważył: "Słowa 'obsesyjny' używa się zawsze wobec eurosceptyków. Nie rozumiem, dlaczego nie stosuje się go wobec unijnych biurokratów, którzy usiłują na przykład za wszelką cenę przepchnąć projekt traktatu konstytucyjnego, obojętnie ile razy byłby on odrzucany w referendach". Hannan nawiązywał w ten sposób do głosowań w Holandii i Francji, w których traktat konstytucyjny przepadł w roku 2005, ale i tak został wepchnięty europejskim narodom na siłę pod inną nazwą (jako traktat lizboński). Uwaga Hannana jest jak najbardziej słuszna. Kto jest bezkrytycznie zachwycony Unią, nieustannie gada o potrzebie dalszej integracji, uważa ją za raj na ziemi, a jeśli obywatele protestują przeciwko jakimś rozwiązaniom, twierdzi, że nie dorośli i jak się ich lepiej poinformuje, to na pewno zrozumieją, że to wszystko dla ich dobra - taki ktoś jest światłym, otwartym Europejczykiem. Kto mówi, że integracja poszła za daleko, że biurokracja europejska jest poza wszelką kontrolą, że UE to gra interesów, w której silniejsi forsują korzystne dla siebie rozwiązania i że bilans tej organizacji jest mieszany - ten jest oszołomem, chce wojny w Europie, a najpewniej jest po prostu faszystą. Jest to, mówiąc najoględniej, dość nierozsądne postawienie sprawy, a mówiąc wprost - zwykły intelektualny fałsz i propaganda. Podobnie jak propagandą jest Parada Schumana i rytualne zachwyty nad polskim członkostwem. Prawda jest taka, że Unia, jak każda stworzona przez ludzi struktura, ma swoje plusy i ma minusy. W moim akurat przekonaniu plusy wciąż lekko przeważają nad minusami, ale ten bilans w ostatnich latach coraz bardziej się wyrównuje. Z jednej strony mamy wielkie pieniądze z unijnych funduszy strukturalnych, ale z drugiej - ogromną część biznesu, żyjącą tylko z tych pieniędzy. Wszystkie te firmy upadną, gdy fundusze się skończą. Z jednej strony mamy strefę wolnego handlu i dobre zasady konkurencji, ale z drugiej coraz bardziej idiotyczne regulacje, dotyczące niektórych produktów i towarów (ze słynną krzywizną banana na czele), które pod pozorem absurdu promują interesy określonych producentów i lobbies. Dorzućmy do tego wielkie ilości antywolnościowej legislacji, w tym np. w kwestiach palenia tytoniu albo bezpieczeństwa na drogach. Dodajmy absurdalny i naprawdę obsesyjny nacisk na walkę z domniemanym ociepleniem klimatu, która kosztuje nas już gigantyczne pieniądze, a będzie kosztować jeszcze większe. Dodajmy fakt, że w korytarzach gmachów Komisji Europejskiej krążą bez skrępowania lobbyści, pozostający poza wszelką kontrolą i forsujący takie przepisy jak nakaz wycofania tradycyjnych żarówek - dziś już wiemy, że bezzasadny, szkodliwy i służący jedynie interesom firm, produkujących świetlówki "energooszczędne" (a faktycznie w fazie uruchamiania zużywające o wiele więcej energii niż tradycyjne żarówki). Dodajmy wreszcie plan strategiczny, w którym najsilniejsi członkowie UE, przede wszystkim Niemcy i Francja, bezwzględnie forsują wobec słabszych decyzje zgodne z ich interesami (widać to szczególnie w kwestiach energetycznych). Dodajmy zatem to wszystko do cukierkowego obrazu, którym jesteśmy na dziesięciolecie karmieni, a okaże się, że bilans jest - jako się rzekło - mieszany. Stwierdzenie tego faktu nie jest żadnym oszołomstwem, ale zwykłym realizmem. W przeciwieństwie do bezkrytycznych zachwytów i centralnie sterowanych wyrazów "spontanicznej" radości. Innym przejawem realizmu jest prosta konstatacja, że w obecnej sytuacji geopolitycznej akurat Polska nie mogłaby sobie pozwolić na pozostawanie poza Unią. Choć z drugiej strony spokojnie mogłaby to być Unia zbudowana nie według schematu euroentuzjastów, pokrzykujących o europejskim "narodzie" i o konieczności doprowadzenia do federacji, ale według pomysłu Davida Camerona, który w styczniu 2013 r. mówił o UE jako luźniejszym związku państw narodowych, w którym naprawdę nikt nikomu narzucać nie będzie. Zaś wizja Europy federalnej - niegdyś wysławiana także przez polskiego ministra spraw zagranicznych - jest jednym z potencjalnie najszkodliwszych i najbardziej oderwanych od rzeczywistości pomysłów, jakie sobie można wyobrazić. I jeszcze jedna ważna uwaga: 10 lat temu nie weszliśmy "do Europy", bo nigdy z niej nie wyszliśmy. Owszem, byliśmy z niej na siłę kilkakrotnie wyrywani przez rosyjskich okupantów - w wiekach XIX i XX - ale ta akcja się nie udała. Nie byliśmy w Azji. Kulturowo pozostawaliśmy krajem na wskroś europejskim, więc w 2004 r. wstąpiliśmy po prostu do międzynarodowej struktury, łączącej znaczną część państw naszego kontynentu, ale nie do Europy. Owo "wstępowanie do Europy" - jedna z najgłupszych fraz, jakie krążyły dekadę temu i pojawiają się nadal - jest tylko świadectwem potwornych kompleksów, które nadal charakteryzują część naszych elit. W szczególności tę część, która, wszedłszy do Parlamentu Europejskiego, rozdziawia ze zdumienia gębę jak przybysz z głębokiej prowincji i deklaruje, że oto znalazła się w raju.
Łukasz Warzecha

Czy będziemy kupowali rosyjski gaz z niemiecką „metką”?

1. Wczoraj odbyły się rozmowy premiera Tuska z goszczącym w Polsce unijnym komisarzem ds. energii Guentherem Oettingerem, który właśnie w naszym kraju ma pomagać Rosji i Ukrainie w porozumieniu się w sprawie dostaw gazu (do Polski przyjechali na te rozmowy minister ds. energii Rosji Aleksander Nowak i minister energetyki Ukrainy Jurij Prodan). Tusk po blisko 7 latach nic nie robienia, do tego stopnia rzucił się w wir zapewniania Europie i Polsce bezpieczeństwa energetycznego, że teraz wykorzystuje każdą okazję, żeby pokazać przynajmniej w mediach jak dużo robi w tej sprawie. Szef naszego rządu po rozmowach entuzjastycznie oświadczył, „że koncepcja unii energetycznej, którą przedstawił w ostatnich tygodniach, jest myśleniem w 100% zbieżnym z tym nad czym dzisiaj pracuje Komisja Europejska”, natomiast komisarz Oettinger dyplomatycznie stwierdził, że „polska propozycja spotyka się z naszym (unijnym) zainteresowaniem”.

2. Przypomnijmy tylko, że centralną zasadą przedstawionej przez Tuska europejskiej unii gazowej, powinno być powołanie jednej unijnej instytucji, która zajmowałaby się zakupem gazu dla wszystkich 28 państw członkowskich. Drugi jej filar to: w sytuacji zagrożenia dostaw dla jednego lub kilku krajów UE, pozostałe udzielają im pomocy poprzez mechanizmy solidarnościowe zgodnie z zasadą „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Kolejne rozwiązanie to rozbudowa infrastruktury gazowej na terenie UE między innymi chodzi o zbiorniki do magazynowania gazu, gazociągi, wszystko to finansowane aż w 75% ze środków unijnych. Wreszcie ostatni pomysł to, nie blokowanie przez unijne prawo wykorzystania własnych zasobów energetycznych poszczególnych krajów członkowskich w tym w szczególności węgla i gazu łupkowego.

3. Na pierwszy rzut oka te propozycje wyglądają nieźle, tyle tylko, że jak się wydaje są kompletnie nierealistyczne, szczególnie po zacieśnieniu przez ostatnie kilka lat energetycznych relacji rosyjsko- niemieckich, czego najdobitniejszym wyrazem było zbudowanie i oddanie do użytku Gazociągu Północnego, którym przesyłane jest z Rosji do Niemiec 55 mld m3 gazu ziemnego. Ten gazociąg ma być zresztą jeszcze rozbudowywany, spółka nim zarządzająca, w której jedną z głównych funkcji zarządczych sprawuje zresztą były kanclerz Niemiec Gerhard Schroder (ostatnio mimo prowadzonej przez Rosję wojny na Ukrainie i potępienia przez cały cywilizowany świat tej agresji, świętował on swoje 70-te urodziny w Sankt Petersburgu właśnie razem z Putinem), tylko na chwilę zawiesiła ten projekt, bo intensywnie poszukuje nabywców na Zachodzie na kolejne 55 mld m3 rosyjskiego gazu.

4. Donald Tusk powinien więc przestać udawać, że jest w stanie cokolwiek załatwić w sprawie naszego bezpieczeństwa energetycznego na form UE, ponieważ interesy geopolityczne i gospodarcze dużej części krajów starej Unii, są rozbieżne z naszymi, co dobitnie potwierdza kryzys ukraiński. Premier Tusk powinien raczej dopilnować zakończenia budowy gazoportu w Świnoujściu i rozpoczęcia przyjmowania gazu skroplonego, który już zdaje za chwilę zacznie płynąć do naszego kraju, wszak to jeszcze minister Grad w 2009 roku podpisał umowę z Katarem, że już od 1 lipca 2014 roku będziemy odbierali jego dostawy. Należy także wrócić do zarzuconych przez rząd Tuska rozmów o budowie 200 kilometrowego gazociągu po dnie Bałtyku łączącego systemy gazowe Dani i naszego kraju (tzw. Baltic Pipe). Należy także intensywniej niż do tej pory, nie oglądając się na środki finansowe z UE na ten cel, rozbudowywać pojemności magazynowe na gaz ziemny i wewnętrzne sieci gazowe w Polsce. Wreszcie już na poważnie należy rozpocząć poszukiwania i wydobycie gazu łupkowego w Polsce, przyśpieszając choćby uchwalenie stosownej ustawy o pożytkach dla inwestorów z tego wydobycia, co być może zatrzyma ucieczkę z Polski wielkich światowych firm, które mają zarówno stosowną technologię jak i kapitał. Jeżeli tego wszystkiego nie zrobimy, to forsowanie pomysłu wspólnych zakupów gazu w UE, będące wyraźnie na rękę Niemcom, doprowadzi do tego, że będziemy skazani „na zawsze”, na zakup rosyjskiego gazu sprzedawanego nam tym razem z niemiecką „metką”. Kuźmiuk

Korwin Mikke nadstawia Putinowi własną d.... Oświadczenie w sprawie sytuacji na Ukrainie Janusz Korwin Mikke Prezesa Kongresu Nowej Prawicy „We wschodniej i na południowej Ukrainie wrze. Odpowiedzialny za to jest niewątpliwie Prezydent Federacji Rosyjskiej. W sprawie Krymu postąpił słusznie, osiągnął sukces – i najwyraźniej uznał, że może teraz wyciągnąć jakieś dodatkowe korzyści.Nikt nie chciał umierać za Wolne Miasto Gdańsk gdy 90% jego mieszkańców chciało przyłączenia do III Rzeszy – i nikt nie chce umierać za Autonomiczną Republikę Krymu gdzie 95% glosujących chciało przyłączenia do Federacji Rosyjskiej. Gdy jednak III Rzesza zaatakowała Polskę, niechętne wojnie państwa Zachodu jednak wojnę wypowiedziały.Dziś jest gorzej. Zarówno w Waszyngtonie, jak i w Brukseli istnieją potężne siły pragnące wojny – głównie dlatego, by ukryć gospodarczą katastrofę i nadciągające bankructwo tych państw. O czym otwarcie mówił już w 2011 roku p.Jacek Rostowski po powrocie z Brukseli.Jakakolwiek ingerencja Moskwy na Ukrainie może zostać uznana za casus belli. Państwa NATO niemal jawnie się do niej szykują, przede wszystkim nasilając iście goebbelsowską propagandę, wprowadzając amerykańskie okręty na Morze Czarne i samoloty w rejon Nadbałtyki. Dochodzą coraz liczniejsze sygnały, że władze III Rzeczypospolitej wysyłają rezerwistom wezwania do WKU. Rację może mieć p.Arseniusz Jaceniuk, samozwańczy premier z Kijowa, że „nadchodzi dziesięć decydujących dni, najbardziej niebezpiecznych w historii”.Kongres Nowej Prawicy wzywa władze III RP by nie mieszały się w ten konflikt. Żadne z państw NATO nie zostało przez nikogo zaatakowane, nie mamy więc żadnych zobowiązań traktatowych – i nie mamy interesu, by wtrącać się w wewnętrzne sprawy naszego sąsiada. To nie nasza wojna. Domagamy się ogłoszenia désintéressement i prowadzenia polityki ścisłej neutralności.”...(źródło )
Korwin Mikke „Przypominam, że Niemcy - to nasz jedyny poważny wróg, bo ma do nas poważne (choć doskonale ukrywane) pretensje terytorialne. Reżymowa (a także posiadana przez Niemców...) prasa skrzętnie ukrywa to, że Niemcy z Polską (podobnie jak Japonia z Rosją) nadal nie mają podpisanego traktatu pokojowego, że wprawdzie rozmaite traktaty i "deklaracje" uznają granicę na Odrze i Nysie - ale zgodnie z Konstytucją RFN Niemcy "istnieją nadal w granicach z 1938 roku" i w każdej chwili (pardon: w odpowiedniej chwili) ktoś zgłosić się może do Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe po orzeczenie, że traktaty, układy i deklaracje sprzeczne z Konstytucją RFN są nieważne. I Trybunał tak orzeknie - całkiem słusznie. Bo taki jest porządek prawny. Tylko w Polsce politycy robią sobie z Konstytucji śmichy-chichy.”…”! Jeśli to, co piszę, to strachy na Lachy - to dlaczego Niemcy nie zmieniają Konstytucji? Dlaczego kategorycznie odmawiają podpisania traktatu pokojowego? „ ….(więcej )
Filip Memches „Z tego wynika, że bój toczy się więc o Europę, w tym o dawne kraje bloku wschodniego. I tu dochodzimy do tego, jak Dugin postrzega Polskę. Jest ona w jego oczach na razie kordonem sanitarnym USA, a więc pionkiem w amerykańskiej grze przeciwko Rosji, a mogłaby realizować swoją – jak to określa – eurazjańską, sarmacką, romantyczną tożsamość, obcą zachodniemu racjonalizmowi i bliską tożsamości rosyjskiej. „...”Znamienne, że w ubiegłej dekadzie jedynym ugrupowaniem w Polsce, w którym myśliciel upatrywał formacji sprzyjającej Rosji, była Samoobrona. Wymieniał w tym kontekście ówczesnego posła tej partii Mateusza Piskorskiego. Przypomnijmy, w marcu bieżącego roku Piskorski udał się na Krym jako obserwator „referendum" o przyłączeniu półwyspu do Federacji Rosyjskiej. W roku 2008, tuż po wojnie rosyjsko-gruzińskiej, Dugin kokietował Polaków, stwierdzając, że trudna historia dała nam prawo do „rusofobii", tyle że „cywilizowanej", „umiarkowanej", „europejskiej", a więc reprezentowanej – jak podkreślał – przez Donalda Tuska, a nie Lecha Kaczyńskiego. Taki komunikat można było odbierać w kategoriach odczarowania języka używanego w sporach o stosunki polsko-rosyjskie. Przesłanie Dugina dało się interpretować następująco: możecie krytykować naszą politykę i nawet próbować bronić swoich interesów, ale pod warunkiem, że nie będziecie nam przeszkadzać w naszych poczynaniach. A rok później, gdy zbliżała się 70. rocznica agresji ZSRR na Polskę, myśliciel wyjaśniał, że procesy geopolityczne toczą się poza kategoriami moralnymi: Rosja zawsze będzie parła w kierunku zachodnim, a potęgi Zachodu w kierunku Rosji. I zapewniał, że na razie Rosji zależy na „odzyskaniu" wschodniej części Ukrainy, więc Polski nie będzie ruszać. Choć dla swojego dobra powinna się ona znaleźć w rosyjskiej strefie wpływów. „....”Aleksander Dugin uważa, że Polska powinna realizować swoją – jak to określa – eurazjańską, sarmacką, romantyczną tożsamość, obcą zachodniemu racjonalizmowi. W rosyjskiej strefie wpływów. „....”W połowie marca Dugin się zastanawiał: „Czy lider Europejskiego Kongresu Żydów Ihor Kołomojski, główny sponsor Swobody i Prawego Sektora, podobny jest do nazisty?". Na pytanie to udzielił dość frapującej odpowiedzi: „Nazizm stanowi tutaj tylko zewnętrzną warstwę procesu. Ta radykalna rasistowska ideologia wykorzystywana jest w czysto pragmatycznych celach – żeby zrealizować geopolityczne zadania (oderwać Ukrainę od Rosji). (...) Dziś nikt nie kryje tego, że przewrót w Kijowie organizowały USA. (...) Panującą ideologią w USA nie jest żaden faszyzm, ale liberalna demokracja". „...”. Jego zdaniem nazizm to wygodny wróg, do którego Rosjanie się przyzwyczaili. Ale – apelował myśliciel – trzeba dostrzec prawdziwe źródło zła. A według niego znajduje się ono w Waszyngtonie: „Naziści są wykorzystywani jako pionki w liberalnym spektaklu". „....”Antyamerykanizm i antyliberalizm to stałe motywy drogi życiowej Dugina. Wyznaczały one więc jego miejsce w rosyjskim życiu publicznym. „....”O zainteresowaniach, jakie w tamtych czasach miał myśliciel, świadczy działalność nieformalnej grupy – Czarnego Zakonu SS, którego ogłosił się Reichsführerem. „....”To wtedy zaczął drążyć temat okultyzmu, koncepcji filozoficznych i nurtów awangardy artystycznej towarzyszących narodzinom nazistowskiej dyktatury, co robił zresztą też po upadku komunizmu i rozpadzie ZSRR, kiedy na łamach założonego i redagowanego przez siebie czasopisma „Elementy" lansował idee niemieckiej rewolucji konserwatywnej okresu międzywojennego oraz europejskiej Nowej Prawicy, mającej swój początek w latach 60. ubiegłego stulecia. Fascynował się więc trendami odwołującymi się do pogańskiego i zarazem heroicznego dziedzictwa Starego Testamentu, które można było przeciwstawić „judeochrześcijańskim", liberalno-demokratycznym wartościom upadłych „ostatnich ludzi" (by użyć nietzscheańskiej figury retorycznej). „....”Dugina intrygowała aktywność Ahnenerbe (Dziedzictwo Przodków) – założonego przez Heinricha Himmlera w roku 1935 stowarzyszenia badawczego, które wspierało holenderskiego historyka Hermanna Wirtha w poszukiwaniu korzeni rasy aryjskiej, mających świadczyć o jej wyższości nad innymi rasami. Organizowano więc ekspedycje do takich miejsc jak Tybet, aby wykazać związki Niemców z najstarszymi tradycjami duchowymi ludzkości.Ale zainteresowania Aleksandra Dugina były znacznie szersze – rozciągały się od wierzeń cywilizacji starożytności po rozmaite przejawy kultury masowej. W jego książce „Tampliery proletariata" z roku 1997 możemy przeczytać chociażby o związkach rewolucyjnych zjawisk politycznych z satanistyczną gnozą brytyjskiego okultysty Aleistera Crowleya oraz twórczością muzyczną Davida Bowiego.”.....”W pierwszej połowie lat 90. razem z Eduardem Limonowem – kontrowersyjnym prozaikiem, który powrócił z emigracji na Zachodzie – oraz Jegorem Letowem – wokalistą punkowego zespołu Grażdanskaja Oborona – założył Partię Narodowo-Bolszewicką. Wszyscy trzej przemawiali wspólnym radykalnym głosem sprzeciwu wobec prozachodniego wektora ówczesnej kremlowskiej polityki. „.....”W roztaczanej przez niego wizji Rosja została rzucona na kolana – rezultaty zimnej wojny okazały się dla niej równie upokarzające jak siedem dekad wcześniej dla Niemiec postanowienia traktatu wersalskiego. Nie powinna zatem dziwić flaga nacboli. Jest taka sama jak III Rzeszy, tyle że zamiast swastyki widnieją na niej sierp i młot. „....”Aleksander Dugin w swoich poglądach nawiązuje do dorobku eurazjanizmu. Przedstawiciele tego nurtu w łonie międzywojennej emigracji rosyjskiej – między innymi Piotr Sawicki i Nikołaj Trubieckoj – byli przekonani o cywilizacyjnej odrębności Rosji wobec Starego Kontynentu, przejawiającej się w odporności na idee oświeceniowe i liberalną kulturę polityczną. Jednocześnie uważali oni, że z upływem czasu komunizm jako ideologia upadnie. Ich zdaniem w obliczu prawdziwego zagrożenia, jakie niesie „zgniły", materialistyczny Zachód, i konieczności odnowy uduchowionej rosyjskiej (eurazjańskiej) cywilizacji bolszewicy zmuszeni będą zawrzeć sojusz z dawnymi, kontrrewolucyjnymi elementami. Tożsamość cywilizacji rosyjskiej wyrasta – według Dugina – z dwóch odrębnych źródeł. Pierwsze z nich to pochodzące z Bizancjum prawosławie będące w fundamentalnym konflikcie z chrześcijaństwem zachodnim. Drugie sięga okresu, w którym ziemie ruskie były podbite przez Złotą Ordę. Dugin wymienia jeszcze inne ważne czynniki: kolonizację Syberii i Dalekiego Wschodu oraz to, że ludność słowiańska zamieszkująca tereny dzisiejszej Rosji na przestrzeni dziejów zmieszała się z narodami tureckimi i ugrofińskimi.”...”Dlatego myśliciel twierdzi, że azjatycka, stepowa, wschodnia część tożsamości Rosjan jest tak samo ważna jak europejska. I – sam będąc staroobrzędowcem, czyli wyznawcą zrodzonej w XVII wieku antyinstytucjonalnej herezji prawosławia – opowiada się przeciwko koncepcji rosyjskiego państwa narodowego, a za formułą wielonarodowościowego, wieloreligijnego i wielokulturowego imperium eurazjatyckiego. „...”Obecnie – zdaniem Dugina – Rosja wciąż musi stawiać czoła Zachodowi, a jej głównym wrogiem są USA. Rywalizacja Moskwy z Waszyngtonem to – jak argumentuje myśliciel – odwieczny konflikt cywilizacji Lądu z cywilizacją Morza. Dugin, idąc tropem Hegla i Carla Schmitta, wskazuje, że każde prawo zaczyna się od domostwa. „...”Należy też wspomnieć o dokumencie Ministerstwa Kultury Federacji Rosyjskiej z kwietnia 2014 roku, dotyczącym założeń nowej polityki kulturalnej państwa. Pada tam deklaracja: „Rosja to nie Europa i nie Azja. Rosja stanowi starożytną, samodzielną, samoistną cywilizację". „....Oznacza to tyle, że państwo, które szermuje na prawo i lewo oskarżeniami o faszyzm, samo czerpie z tradycji intelektualnych mających podobną co on genezę. Chodzi o pomysły polityczne posiłkujące się – jak najpierw w Republice Weimarskiej, a potem w III Rzeszy – urażoną dumą imperialną i postimperialnym resentymentem. Ich ilustracją są słowa Putina, w których nazwał krach ZSRR jedną z największych geopolitycznych katastrof XX stulecia. „...(źródło )
Marian Piłka: o Korwinie Mikke Bikiniarze polskiej polityki „ neokonserwatyści zrezygnowali z części wcześniej wyznawanych lewicowych poglądów na gospodarkę i państwo, powrócili do bardziej wolnorynkowych koncepcji gospodarczych, zaakceptowali realizm w relacjach międzypaństwowych i częściowo w stosunkach wewnętrznych. Ale neokonserwatyzm nie zmienił już ich poglądów na transcendentny wymiar ludzkiej natury i rzeczywistości, charakter państwa i sens polityki. Stąd nawet jeżeli doceniają znaczenie religii, to jest ocena natury socjologicznej, a nie światopoglądowej i filozoficznej. Po prostu neokonserwatyzm, czyli amerykańska "nowa prawica", to liberalizm, który pogodził się z częścią rzeczywistości doczesnej, ale zachował jadro swojego materialistycznego i indywidualistycznego widzenia świata, które w wielu zasadniczych kwestiach nadal rzutuje na charakter uprawianej polityki. To powoduje, że choć w konkretnych kwestiach jest możliwe porozumienie prawicy z neokonserwatystami, to jednak dzieli je zasadniczy spór co do charakteru państwa i sensu polityki. Co więcej, neokonserwatyści korzystając z wpływów medialnych, wypierają, w imię nowoczesności "nowej prawicy", tradycyjną prawicę, z jej dotychczasowych bastionów. I w ten sposób następuję po prawej stronie sceny politycznej przesuwanie się całej sceny politycznej w lewo. „.....”Podobne zjawisko widzimy także w Europie, z tym, że tu generalnie tradycyjna prawica na ogół znajduje się już po za sceną parlamentarną, a prawą stronę sceny politycznej zajmują partie liberalne, nacjonalistyczne, konserwatywne lub chadeckie, wszystkie bardziej lewicowe, niż prawicowe Za partie prawicowe w Europie Zachodniej są uznawane, nie te, dla których fundamentem ideowym jest klasyczna, czy chrześcijańska koncepcja państwa i polityki, ale te które jeszcze się opierają najbardziej skrajnym konceptom lewicy, ale już nie wyznają ani światopoglądu prawicowego, ani też nie walczą o przywrócenie prawicowej agendy. Dawniej byłby one uważane po prostu jako umiarkowana lewica, dziś zaś zajmują prawą stronę sceny parlamentarnej. Co więcej te procesy przesuwania partii uważanych za prawicowe na lewo, czy ich zastępowanie przez "nową prawicę" nie omijają także Polski. I nie dotyczy to nie tylko PO, ale także takiego zjawiska "kulturowego', bo trudno je nazwać politycznym, jakim jest "Nowa Prawica" Korwina Mikke. „....”Tylko że na ogół terminowanie w sekcie Korwina demoralizuje i uczy cynizmu, nie tylko politycznego, a młodzi ludzie jeżeli się nie rozczarowali do życia politycznego, to trafiają najczęściej do jeszcze bardziej cynicznej Platformy i tak już płyną z prądem w lewicowym kierunku. Doświadczenie pokazuje, że dla młodego pokolenia zafascynowanie Korwinem i jego bon motami, prowadzi na polityczne manowce. Dlatego ważne jest zrozumienie istoty tego co Korwin proponuje w życiu publicznym. „...”Otóż sama koncepcja Korwinowej prawicy jest fałszywa. Korwin uważa się za liberała, a liberalizm za esencję prawicy, a wszystko co jest sprzeczne z liberalizmem uważa za socjalizm. Otóż liberalizm ma się tak do prawicy, jak neokonserwatyzm do konserwatyzmu. To nie jest prawica, choć za prawicę pragnie uchodzić. Nie tylko w Polsce, mamy do czynienia z pojęciem prawicy sytuacyjnej, tzn, że za prawice uważa się te ugrupowania, które są na prawo od lewicy. W rzeczywistości, to stalinowska formuła prawicy. Bo dla komunistów, wszyscy na prawo od nich byli uważani za prawicę, także socjaliści, zwani w języku komunistycznym socjalfaszystami. To stalinowskie rozumienie prawicy przyjęło się także w postkomunistycznej Polsce, gdzie za prawice uważa się wszystkie ugrupowania stojące na prawo od postkomunistów, często nawet PO jest określana jako partia prawicowa. „....”Fundamentem prawicowej wizji rzeczywistości jest bowiem klasyczna koncepcja państwa i polityki zaadoptowana przez chrześcijańską filozofię polityczną. Właśnie chrześcijańska antropologia i socjologia wyznacza definicje prawicowości. Jej istotą jest przekonanie o naturalnej społecznej naturze człowieka doskonalącej się w różnorakich wspólnotach. Zaś państwo jest instytucją naturalną związaną z samą naturą osoby ludzkiej. Z tego wynika koncepcja dobra wspólnego, jako nadrzędnej kategorii politycznej, która jest rozpoznawana przez rozum, zdolny do rozpoznania prawa naturalnego, dobra i zła, zachowań sprawiedliwych i niesprawiedliwych, oraz, że postęp w życiu publicznym polega przede wszystkim na doskonaleniu cnót osobowych i moralnych. „.....”Rewolucja francuska, która jest paradygmatem współczesności, wybuchła właśnie przeciwko chrześcijańskiej wizji polityki, która choć w sposób ułomny legitymizowała podstawy starego porządku. U podstaw tej rewolucji leżała bowiem materialistyczna i mechanistyczna koncepcja człowieka, liberalna koncepcja "umowy społecznej', kwestionująca naturalny charakter wspólnoty państwowej i negująca dobro wspólne jako klasyczny cel polityki, oraz degradująca rozum z funkcji rozpoznawczej dobra i zła . To liberalizm z jego indywidualistyczną koncepcją człowieka, zakwestionował stary porządek i liberalizm jest pierwszą formułą lewicy we współczesnym świecie. „....”Natomiast klasyczna koncepcja państwa mówi, że wspólnota państwowa jest wspólnotą naturalną w której, dzięki cnotom doskonali się ludzka osoba, zaś pragnienie i osobiste interesy są podporządkowane rozumowi i dobru wspólnemu. „...”Thomas Hobbes zredukował znaczenie rozumu w ludzkim postępowaniu, odmawiając mu zdolności rozpoznawania dobra i zła, a zatem także wyznaczania ideału życia godziwego. Rozum został zdegradowany jedynie do kalkulacji w realizacji pragnień. Ta redukcja rozumu wyznaczyła charakter nie tylko polityki, ale także kultury współczesnej, otwierając wrota dla różnego rodzaju irracjonalizmów. Degradacja rozumu, a zawłaszcza odmowa przyznania mu zdolności do rozpoznania rzeczywistości, a zwłaszcza dobra i zła, i odrzucenie koncepcji dobra wspólnego stworzyło także podstawy relatywizmu moralnego tak charakterystycznego dla czasów współczesnych. „...”Liberalizm nie tylko zakwestionował klasyczną koncepcje państwa i polityki, ale stał się podstawą ekspansji różnych odmian socjalizmu. Wszystkie odmiany socjalizmu, poprzez komunizm, socjaldemokrację, nazizm, faszyzm, postmodernizm, "kulturę krytyczną', feminizm czy gender, mają swoje korzenie w liberalnej koncepcji człowieka i polityki. Karol Marks mówił o filozofii Tomasa Hobbes`a: "my wszyscy z niego".To dzieci liberalizmu. Przede wszystkim mają wspólna podstawę światopoglądową w postaci materialistycznego światopoglądu i wspólnej indywidualistycznej koncepcji człowieka. Także w marksizmie , jądrem tej ideologii jest indywidualistyczna koncepcja człowieka koncentrująca się jedynie na realizacji doczesnych pragnień. „....”Dlatego nazywanie przez Korwina-Mikke liberalizmu prawicą jest zupełnie nieuprawnione. Liberalizm jest przejawem lewicowej koncepcji państwa i polityki i jest podstawą wszelkich lewicowych dewiacji współczesnej polityki. „....”"Nowa Prawica" Korwina nie jest prawicą, jest liberalizmem, czyli jest jedną z form światopoglądowej i filozoficznej lewicy. I nie zmienia to faktu, że różne odmiany liberalizmu są często wzajemnie wrogie i skonfliktowane.W przypadku ideologii Korwina , jego liberalizm został wzmocniony darwinizmem politycznym. I nawet można powiedzieć, że reprezentuje skrajne antychrześcijańską, właśnie darwinowską, wersje liberalizmu politycznego. „...(źródło )
Janusz Korwin Mikke w polemice z Marianem Piłką „ Jedni np. twierdzą, że religię trzeba wprowadzić do szkół – drudzy (w tym ja) gwałtownie przeciwko temu oponowali (argumentując, że religia uczona w szkole zacznie być traktowana po prostu jako jeden z nudnych przedmiotów, zostanie oderwana od transcendencji właśnie; obecnie z przerażeniem obserwuję, że księża katecheci, przebywając w pokojach nauczycielskich, zaczynają nasiąkać panującymi tam poglądami!). Religii katolickiej zresztą świetnie by zrobiło, gdyby była teraz troszeczkę – jak za Gomułki na przykład – prześladowana. Dlatego p.Piłka ma rację, pisząc: „Stąd nawet jeżeli doceniają znaczenie religii, to jest ocena natury socjologicznej, a nie światopoglądowej i filozoficznej”. Dotyczy to i mnie, choć „neokoniem” nie jestem. Bo polityk jest po to, by rządzić państwem, a nie by roztrząsać zagadnienia światopoglądowe! „....”Gdyby przeczytał, co należy, to dowiedziałby się, że definiuję jako „Prawicę” ludzi zmierzających do przywrócenia klasycznej cywilizacji (u nas: europejskiej) – z naczelna jej zasadą: „Chcącemu nie dzieje się krzywda”. Kto neguje tę zasadę, jest zwolennikiem „państwa opiekuńczego” – nowoczesnej nazwy socjalizmu. Na pewno jest to definicja bardzo ostra. P. Piłka jej nie uznaje – do czego ma prawo (bo definicja to tylko definicja) – jednak zamiast podać własną, twierdzi, że to „chrześcijańska antropologia i socjologia wyznacza definicję prawicowości”. Z czego by wynikało, że przed narodzeniem Chrystusa Prawicy w ogóle być nie mogło „.....”Nie zauważa np., iż ostro zwalczam twierdzenie, że istnieje jakaś „umowa społeczna” i że polityka to realizowanie jakichś interesów indywidualnych lub grupowych. Twierdzę przecież, że mamy przestrzegać Zasad naszej cywilizacji. Jeśli to jest „nihilizmem”… „P. Piłka zarzuca mi, że propaguję prostackie recepty. Ja twierdzę, że to jego recepta jest prostacka: podążajmy zawskazówkami Boga (w praktyce: Kościoła); lecz człowiek wychynąwszy ze skalnej jaskini/ patrzy na p.Piłkę i pyta: „Którymi?”. ….”P. Piłka zauważa, że jestem darwinistą (bo jestem) i robi mi z tego zarzut. Bo zapominam, że jednostka jest cząstka wspólnoty – itd. Ależ prawa jednostki są jak najbardziej zgodne z interesem wspólnoty narodowej! Jeśli np. ktoś chce zaćpać się na śmierć, to jest to jego prawo – ale wspólnota na tym zyska, bo ewolucja polega na selekcji! Zwracam przy tym uwagę, że Chrystus w Kazaniu na Górze powiada: „I jeśli twoja prawa ręka powoduje twój upadek, odrąb ją i odrzuć od siebie. Bo lepiej dla ciebie, by zginął jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało poszło do piekła” (Mt 5-30). „.....(źródło )
Profesor Paweł Śpiewak „Zresztą program KPP był całkowicie sprzeczny z interesami Polski . W imieniu Polaków oddawano Niemcom cały Śląsk , Gdańsk , Pomorze Nadwiślańskie „....”Ale nie tylko polscy komuniści oddawali znaczne połacie swojego państwa sąsiadom .Hasła o oderwaniu Alzacji i Lotaryngii od Francji , Sudetów od Czechosłowacji , okręgu Kłajpedy od Litwy , Tyrolu od Litwy wysuwane były przez partie komunistyczne Francji , Woch, Litwy , Czechosłowacji „...” Zastanawiające jest to ,że partie komunistyczne w Europie robiły ustępstwa niemal wyłącznie na rzecz Niemiec i Rosji , faktycznie wspierając przedwojenny , XIX wieczny podział Europy „...(więcej)
Walter Laqueu „W przyszłym miesiącu w całej Europie odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego: czy to możliwe, że sukces FN powtórzą podobne mu ugrupowania w innych krajach i w miejsce dotychczasowej 10-procentowej reprezentacji przeciwników UE w nowym parlamencie znajdzie ich się 20 procent, a może nawet jedna czwarta? „....”Owszem, całkiem możliwe, że w wyborach do PE najsilniejszą partią w Holandii okaże się PVV. Na sukcesy mogą też liczyć skrajna prawica brytyjska i węgierska, być może również grecki Złoty Świt „....”Prawicowe ugrupowania w Szwecji i Norwegii, które rosną ostatnio w siłę, są przeciwne imigracji, ale nie mechanizmom demokracji. „....”Nie wszystkie ugrupowania faszystowskie lat 30. były tak radykalne i skłonne do posługiwania się terroryzmem jak partia Hitlera. „...”istnienie „figury wodza", istnienie partii ściśle zrośniętej z aparatem państwowym (i zakaz działania pozostałych), swoista, faszystowska ideologia, monopol partii na posługiwanie się narzędziami propagandy i terroru. W dzisiejszej Europie nie ma takich partii „....”Czy oznacza to, że Front i podobne mu partie maszerować będą teraz od sukcesu do sukcesu? „....”Jaką alternatywę może jednak zaproponować? Nie chce przecież proamerykańskiej (atlantyckiej) Europy, lecz kontynentu w pełni suwerennego, z własną armią, której trzon stanowić mają siły Niemiec, Wielkiej Brytanii i Francji – i zorientowanego na Rosję. „....”W sporze między Kijowem a Moskwą większość ugrupowań tego typu stanęła bowiem po stronie tej ostatniej, co wyjaśnia zdumiewającą wielu Europejczyków ewolucję postaw: oto rodzi się nowe przymierze między Rosją a europejską skrajną prawicą. Wielu obserwatorów nie kryło zdziwienia, że Władimir Putin, tak szczerze przejęty rozkwitem faszyzmu w Kijowie, nie waha się zacieśniać związków z partiami skrajnej prawicy z południa i zachodu Europy. „...”Co więcej, rosyjscy entuzjaści prezydenta z dnia na dzień przesuwają się ideologicznie coraz bardziej na prawo. To już nie kwestia konserwatyzmu obyczajowego: pod wieloma względami sytuują się dziś na prawo od francuskiego Frontu Narodowego. „....”Możemy się teraz spodziewać strumienia polityków skrajnej prawicy europejskiej spieszących do Moskwy: nie można wykluczyć nawet jej wsparcia finansowego dla części (zapewne nie wszystkich) tych partii. Zwykło się mawiać, że w polityce zdarzają się najbardziej nawet egzotyczne sojusze – ten jednak nie jest zbyt egzotyczny. Rosja ma za złe Europie wystarczająco dużo, by cieszyć się ze wzrostu ugrupowań, które podobnie jak ona nie lubią Brukseli, nie znoszą Stanów Zjednoczonych – i w dodatku są przychylne Moskwie. „....”Czy ta strategia ma szanse powodzenia? Miejmy nadzieję, że nie. Ani w Wielkiej Brytanii, ani we Francji czy w Niemczech nie sposób doszukać się entuzjazmu dla koncepcji niezawisłej armii europejskiej, którą te trzy potęgi miałyby utrzymywać i ponosić za nią odpowiedzialność (także finansową). Paryż i Berlin mogą nie lubić NATO, nie widzą dlań jednak alternatywy. Koncepty skrajnej prawicy są tam postrzegane jako fantazjowanie – i to chyba dobry punkt widzenia. „...”tłum. A. Konik Urodzony w 1921 roku autor jest legendą amerykańskiej publicystyki. W Polsce ukazały się m.in. jego „Ostatnie dni Europy. Epitafium dla Starego Kontynentu" (2008) „...(więcej )
Adam Wielomski „ Ukraina i jej zwolennicy bezustannie powołują się na zasadę „nienaruszalności granic” i dowodzą, że Krym jest ukraiński z tej racji, iż aktualnie należy do tego państwa, co stanowi ostateczne uzasadnienie jego przynależności. Rosjanie równie kategorycznie odwoływali się do innej formuły prawa międzynarodowego, a mianowicie do „prawa narodów do samostanowienia”, zamykając amerykańskim krytykom usta przez przywołanie skandalicznego casusu serbskiego Kosowa, które zostało oderwane od Serbii – i to nawet bez żadnego referendum w tej sprawie. Z punktu widzenia prawa międzynarodowego, które nie tworzy jakiegokolwiek zwartego systemu, obydwie argumentacje są równie uzasadnione. Każda ze stron odwołuje się do innej zasady – do tej, która jest jej na rękę. „...”Warto zobaczyć konflikt ukraińsko-rosyjski z jego perspektywy. Po pierwsze – klasyczne prawo narodów nie dyskryminuje, nie nadaje pejoratywnego znaczenia takim słowom jak „wojna” i „agresja”. Wojna jest prawowitym środkiem prowadzenia polityki, o ile jest prowadzona wedle zasad humanitarnych opisanych w prawie narodów, gdzie rozróżnia się cywili od żołnierzy i prowadzi wojnę wedle zasad opisanych ostatecznie w konwencjach haskich. Wypowiedzenie wojny nie jest niczym negatywnym. Potępiany jest zdradziecki atak bez wypowiedzenia wojny. „...”Na gruncie tradycyjnego prawa narodów Rosja powinna wypowiedzieć Ukrainie wojnę, po czym umundurowani rosyjscy żołnierze winni wkroczyć na Krym, do Charkowa, Doniecka i Ługańska i zajmować kolejne miasta, włącznie z Kijowem, aż Ukraina ugnie się i podpisze traktat pokojowy na narzuconych jej warunkach. Po drugie – co w tej sytuacji mogliby zrobić Amerykanie i pozostałe kraje wspierające Ukrainę? Sformułowana przez Grocjusza zasada prawa międzynarodowego głosi: „Między stanem wojny a stanem pokoju nie istnieją stany pośrednie” (Inter pacem et bellum nihil est medium). Klasyczne prawo narodów nie zna pojęcia „sankcji” stosowanych wobec „agresora” i osób nim rządzących. Nie jest znane tworzenie list proskrypcyjnych osób, którym gdzieś tam nie wolno wjeżdżać na zakupy. Znano tylko dwie możliwości: albo cicha lub otwarta akceptacja nowych linii granicznych, albo wypowiedzenie wojny w obronie napadniętego. Innymi słowy: Amerykanie powinni wysłać w obronie Ukrainy swoje samoloty, lotnictwo i czołgi i rozpocząć nową wojnę krymską – albo uznać nową linię granic powstałą pomiędzy Rosją a Ukrainą. Banowanie na Facebooku Władimira Putina przez Baracka Obamę nie mieści się w tradycyjnie pojętym prawie międzynarodowym, podobnie jak zakazy wjazdowe czy przejmowanie prywatnych kont polityków z wrogiego kraju. Co do tej ostatniej decyzji, to wskazać by także należało fundamentalną zasadę prawa narodów, że akty podmiotów prawno-publicznych (wojny między państwami, zmiany granic) nie mają wpływu na stan posiadania osób fizycznych. W czasie wojny zagarnąć można tylko mienie należące do wrogiego państwa, ale nie mienie prywatne należące do jego obywateli. Piszę to wszystko, aby wykazać, że współczesne prawo międzynarodowe jest kompletną ruiną tradycyjnego prawa narodów. Nie ma dziś już wojen – są „operacje pokojowe” i „misje stabilizacyjne”. „....(źródło )
Marian Piłka „Tylko że na ogół terminowanie w sekcie Korwina demoralizuje i uczy cynizmu, nie tylko politycznego, a młodzi ludzie jeżeli się nie rozczarowali do życia politycznego, to trafiają najczęściej do jeszcze bardziej cynicznej Platformy i tak już płyną z prądem w lewicowym kierunku. Doświadczenie pokazuje, że dla młodego pokolenia zafascynowanie Korwinem i jego bon motami, prowadzi na polityczne manowce. Dlatego ważne jest zrozumienie istoty tego co Korwin proponuje w życiu publicznym. „...”Fundamentem prawicowej wizji rzeczywistości jest bowiem klasyczna koncepcja państwa i polityki zaadoptowana przez chrześcijańską filozofię polityczną. Właśnie chrześcijańska antropologia i socjologia wyznacza definicje prawicowości. Jej istotą jest przekonanie o naturalnej społecznej naturze człowieka doskonalącej się w różnorakich wspólnotach. Zaś państwo jest instytucją naturalną związaną z samą naturą osoby ludzkiej. Z tego wynika koncepcja dobra wspólnego, jako nadrzędnej kategorii politycznej, która jest rozpoznawana przez rozum, zdolny do rozpoznania prawa naturalnego, dobra i zła, zachowań sprawiedliwych i niesprawiedliwych, oraz, że postęp w życiu publicznym polega przede wszystkim na doskonaleniu cnót osobowych i moralnych.” 'Natomiast klasyczna koncepcja państwa mówi, że wspólnota państwowa jest wspólnotą naturalną w której, dzięki cnotom doskonali się ludzka osoba, zaś pragnienie i osobiste interesy są podporządkowane rozumowi i dobru wspólnemu. „...” "Nowa Prawica" Korwina nie jest prawicą, jest liberalizmem, czyli jest jedną z form światopoglądowej i filozoficznej lewicy. I nie zmienia to faktu, że różne odmiany liberalizmu są często wzajemnie wrogie i skonfliktowane.W przypadku ideologii Korwina , jego liberalizm został wzmocniony darwinizmem politycznym. I nawet można powiedzieć, że reprezeuje skrajne antychrześcijańską, właśnie darwinowską, wersje liberalizmu politycznego. (źródło )
Janusz Korwin Mikke „ We wschodniej i na południowej Ukrainie wrze. Odpowiedzialny za to jest niewątpliwie Prezydent Federacji Rosyjskiej. W sprawie Krymu postąpił słusznie, osiągnął sukces „Stopień lizusostwa i Korwina Mike w stosunku do Putina jest żenujący . Korwin Mikke faktycznie popiera zajęcia całej Ukrainy przez Rosję a do tego Nawoływanie , aby Polska n ie budowała żadnych sojuszów jest najzwyklejsza kolaboracją z rządem Rosji. Korwin Mikke udaje ślepego i nie widzi ,że właśnie Niemcy i reszta Europy nie chcą wojny z Rosją. Serwilizm Korwina Mikke w stosunku do Putina jest posunięty do prawie zdrady stanu . Przecież Korwin Mikke dostrzegał ogromne niebezpieczeństwo jakie grozi Polsce ze strony Niemiec w związku z ich dążeniem do zmiany granic ustalonych po drugiej wojnie światowej . Jeśli teraz Korwin Mikke nie tylko akceptuje , ale wręcz entuzjastycznie popiera zmiany terytorialne i zachęca do zniszczenia całego pastwa . To czy może być lepszy prezent dla Niemiec Drugi poważny problem Z Korwinem Mikke jest jego lewacki totaliataryzm jeśli chodzi o kwestie stanowienia praw i rządzeniem państwem i niezbywalności praw przynależnych istocie ludzkiej . I Tutaj w bardzo wielu punktach rację ma Marian Piłka. Głównym argumentem za tym że Korwin Mikke posiada lewicowy , podobny do Hitlera pogląd na źródła prawa jest kwestia aksjologiczna. Państwo prawa co podnosi Fukuyama musi być skrępowane w swojej działalności prawodawczej. Fundament aksjologiczny powinien być niejako zewnętrzny. I tak politycy chrześcijańscy krępowani aksjologią chrześcijańska , muzułmańscy, islamska , Hindusi aksjologią religii hinduistycznej . Fukuyama twierdzi ,że bez tego ograniczenia nie może istnieć państwo prawa , a jedynie państwo totalitarne . Korwin Mikke nie odwołuje się do aksjologi chrześcijańskiej , a raczej do pozytywizmu Kelsna i legizmu chińskiego . Proszę zwrócić uwagę ,że Korwin Mikke nigdy nie odwołuje się do aksjologi chrześcijańskiej kodzie moralnym państw a, którym by rządził Korwin .W gruncie rzeczy Korwin Mikke podobnie jak tacy lewicowi obłąkańcy jak Stalin i Hitler uważa że sam mógłby stworzyć ustrój i prawo idealnego państwa . Jeśli państwo wątpliwości , to wystarczy spytać się go czy uważa nauczanie , aksjologię Jana Pawła II za właściwa do kształtowania prawa rodziny , oraz praw niezbywalnych istoty ludzkiej Zwolennicy formalnej koncepcji praworządności przyjmują, że praworządne są wszelkie działania organów państwa, które są zgodne z ustanowionych prawem. Sama treść prawa jest obojętna, a więc przyjmuje się, że przestrzeganie prawa jest wartością samoistną „...”Zwolennicy materialnej koncepcji praworządności twierdzą natomiast, że nie można ograniczać problemu praworządności jedynie do aspektów formalnych. Ich zdaniem istotna jest również treść prawa. Istotnym argumentem na rzecz takiego pojmowania praworządności są działania reżimów totalitarnych (państwa nazistowskiego czy państw komunistycznych), w których wiele czynów było wprawdzie zgodnych z obowiązującym prawem, ale prawo to było złe z moralnego punktu widzenia. PRL była uważana za państwo niepraworządne zarówno z punktu widzenia formalnej, jak i zwłaszcza materialnej koncepcji praworządności. „...(więcej )
Marek Mojsiewicz

Zbiednieliśmy przez Unię Przez dziewięć lat przed wstąpieniem do Unii Europejskiej Polska rozwijała się szybciej niż w ciągu dziewięciu lat członkostwa w UE Elity rządzące mówią o członkostwie Polski w Unii Europejskiej albo dobrze, albo wcale. Żadna poważna opozycja parlamentarna nie kwestionuje zasadności wejścia Polski do UE. Twarde liczby mówią jednak co innego. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w latach 1995–2004 średnie wynagrodzenie w Polsce po uwzględnieniu inflacji (czyli realnie) wzrosło aż o 56 proc., podczas gdy w latach 2004–2013 zaledwie o 18 proc. Kiedy byliśmy poza Unią, polska gospodarka rozwijała się szybciej. W ciągu dziewięciu lat przed wstąpieniem do UE PKB Polski wzrósł o 46,2 proc., podczas gdy w ciągu dziewięciu lat członkostwa zwiększył się o 38,8 proc. Poza Unią także szybciej wzrastały eksport i import. W latach 1995–2004 wartość handlu zagranicznego po uwzględnieniu inflacji wzrosła o 130 proc. (eksportu o 112 proc.), a w latach 2004–2012 zaledwie o 58 proc. (eksportu o 63 proc.). Fałszywe jest więc twierdzenie euroentuzjastów, że dzięki akcesji do UE możemy więcej eksportować, skoro eksport wzrastał niemal dwa razy szybciej, gdy byliśmy poza Unią.

Kto zarabia na wspólnym rynku W ciągu dziewięciu lat członkostwa w UE znacznie pogorszyły się też wskaźniki dotyczące finansów publicznych Polski. Łączny deficyt budżetowy w latach 1995–2003 wyniósł 256,5 mld zł, podczas gdy w latach 2004–2012 był ponad dwa razy większy – ponad 547 mld zł. Z kolei dług sektora instytucji rządowych i samorządowych – według danych GUS – wzrósł z niecałych 422,4 mld zł w 2004 r. do 886,8 mld zł w 2012 r., co oznacza wzrost o 110 proc. (po uwzględnieniu inflacji – 61 proc.). W relacji do PKB dług publiczny zwiększył się w tym czasie z 45,7 proc. PKB do 55,6 proc. PKB. Oczywiście polityka zadłużania państwa formalnie nie ma związku z akcesją do UE. Jest to pochodna ogromnego rozrostu biurokracji, jaki przyniosło członkostwo w Unii. Kontakty z Brukselą wymagały kompetentnych urzędników, a ponieważ takich nie było, zatrudniano nowych, nie zwolniwszy bynajmniej starych. Unia Europejska swoimi regulacjami napędza ceny. Wiele produktów bardzo podrożało tylko dlatego, że Bruksela wymusza minimum podatkowe (np. w wypadku akcyzy). Przed wejściem do UE polscy politycy zobowiązali się do stopniowego, ale znacznego podniesienia różnych podatków akcyzowych, o czym nie mówiło się wtedy w mediach. Tak jest w wypadku paliw czy papierosów. W znacznej mierze z powodu narzuconego przez Unię wzrostu akcyzy, wynikającego z dyrektywy energetycznej, a także konieczności dolewania biopaliw, od 2004 r. cena detaliczna benzyny bezołowiowej 95-oktanowej wzrosła prawie o 70 proc. (z 3,2 zł), a oleju napędowego aż o 90 proc. (z 2,8 zł). Czy ktoś jeszcze pamięta cenę benzyny w 1997 r., wynoszącą wtedy 1,5 zł za litr? Aktualnie ponad połowa ceny paliw to podatki. Z kolei w kosztującej 11–12 zł paczce papierosów ponad 9,5 zł (ok. 82 proc.) to akcyza i VAT. A warto pamiętać, że jeszcze w 2004 r., kiedy Polska zaczynała się dostosowywać do unijnych regulacji, paczka papierosów kosztowała średnio 4,6 zł. Oznacza to wzrost ceny w ciągu dziewięciu lat o ponad 150 proc.! Nie ma się więc co dziwić, że Polacy zarówno paliwo, jak i papierosy czy wódkę (w której cenie podatki stanowią ok. 66 proc.) masowo kupują z przemytu zza wschodniej granicy: z Rosji, Białorusi czy Ukrainy – tam jest znacznie taniej, bo tam nie ma Unii Europejskiej z jej regulacjami. Także unijne przepisy wymusiły wprowadzenie w Polsce akcyzy na węgiel, której wcześniej w ogóle nie było. Unię Europejską należy również obarczyć winą za wzrost cen produktów spożywczych. To wynik limitów w rolnictwie, które wymuszane są nierynkową wspólną polityką rolną. Na przykład cena mleka czy cukru podskoczyła od 2004 r. aż o 100 proc.! Limity produkcyjne cukru są coraz mniejsze, co powoduje z jednej strony zamykanie w Polsce cukrowni i braki na rynku, a z drugiej – napędza wzrost cen. Tylko w wyniku unijnych regulacji dotyczących cukru tracimy – jak twierdzi Marek Przeździak, sekretarz generalny Polbisco – Stowarzyszenia Polskich Producentów Wyrobów Czekoladowych i Cukierniczych – 2 mld zł rocznie. To wynik braku rynku i „reformy" z 2006 r., która zmniejszyła limity produkcyjne dla Polski z 2 mln ton do 1,4 mln ton rocznie. Podobne kwoty Unia stosuje choćby w wypadku produkcji mleka (za przekroczenie limitu w tym roku polscy rolnicy zapłacą Brukseli prawie 12 mln zł kary), masła i innych produktów rolnych czy też połowów ryb. Unijne przepisy wymagające od hodowców wymiany klatek dla kur spowodowały wzrost cen jaj co najmniej o 30 proc. Bruksela w jeszcze jeden sposób podnosi nam ceny towarów – poprzez cła na produkty spoza granic wspólnoty. To właśnie dlatego samochody sprowadzane z Japonii są takie drogie, a import sprzętu elektronicznego z Korei Południowej w ogóle się nie opłaca. Francuski ekonomista prof. Patrick Messerlin obliczył, że stosowane przez Unię Europejską cła, limity, dotacje i tym podobne środki przynoszą straty na poziomie aż 5–7 proc. PKB. Według danych samej Komisji Europejskiej dzięki wspólnemu unijnemu rynkowi gospodarki krajów członkowskich zyskują 120 mld euro rocznie, jednak z powodu wspólnotowych regulacji i harmonizacji podatkowej tracą 600 mld euro rocznie. Tracą jednak przede wszystkim kraje gorzej uprzemysłowione, jak Polska, a zarabiają te już rozwinięte, jak mające silny przemysł motoryzacyjny Niemcy, Francja, Włochy.

Preteksty do łupienia Od 2004 r. bardzo wzrosły w Polsce także ceny innych towarów, na które wpływ mają politycy. W tym czasie gaz ziemny dla końcowego odbiorcy podrożał aż o 121 proc.! Należy też zauważyć, że tylko ok. 49 proc. ceny gazu, jaką płaci polski odbiorca, wynika z kosztów zakupu paliwa gazowego. Reszta to opłaty sieciowe, abonamentowe i podatki. Nieco mniej, ale również znacznie, wzrosły ceny energii elektrycznej. Na podstawie starych rachunków wyliczyliśmy wzrost cen prądu w różnych regionach Polski. Przyjmując za stałą zużycie 500 kWh energii w ciągu sześciu miesięcy, otrzymaliśmy następujące wyniki: w Krakowie cena prądu od 2004 r. wzrosła o 60 proc., w województwie śląskim o 70 proc., a w Warszawie o 73 proc.

Według GUS 6,7 proc. polskiego społeczeństwa żyje w skrajnej biedzie, a 16–17 proc. w umiarkowanym ubóstwie. 71 proc. Polaków uważa, że sytuacja w kraju zmierza w złym kierunku

To skutek nie tylko pozostawania oligopolu rynku wytwarzania i przesyłu energii (oraz górnictwa dostarczającego węgiel) w znacznej mierze w rękach państwa, ale także działających w tym sektorze silnych związków zawodowych, wymuszających ciągłe podwyżki płac niezależnie od wydajności i uniemożliwiających zwolnienia oraz restrukturyzację zakładów.

Tymczasem Unia przykręca podatnikom śrubę swoją polityką walki z rzekomym globalnym ociepleniem, w tym poprzez zmuszanie do inwestycji w nieefektywne i bardzo drogie elektrownie wiatrowe czy słoneczne. Na dodatek za sprawą naszych polityków podatek akcyzowy od energii elektrycznej w Polsce jest dla firm dziesięciokrotnie (!) wyższy od unijnej stawki minimalnej, a dla pozostałych podmiotów pięciokrotnie. Obecnie akcyza i podatek VAT stanowią ok. 22 proc. ceny prądu. Natomiast cena samego prądu w rachunku za energię elektryczną stanowi zaledwie 39 proc., reszta to podatki i różne opłaty – dystrybucyjne, jakościowe, przejściowe i abonamentowe. A będzie jeszcze drożej! Krajowa Izba Gospodarcza przestrzega, że na skutek wprowadzenia wytycznych zawartych w unijnej „Energetycznej mapie drogowej 2050" ceny energii w hurcie do 2050 r. w porównaniu z 2005 r. wzrosną trzykrotnie, a ciepło sieciowe podrożeje czterokrotnie. Wyliczono, że koszty, jakie Polska poniesie, wdrażając tę unijną politykę, wyniosą 5 mld zł już w 2015 r., 13 mld zł w 2030 r. i aż 22 mld zł w 2050 r. Te wszystkie wydatki zostaną oczywiście przerzucone na ostatecznego odbiorcę prądu. W wielu miastach Polski od 2004 r. ceny wody i odprowadzania ścieków wzrosły o kilkadziesiąt procent, na przykład w niewielkiej Czeladzi w województwie śląskim niemal o 60 proc., a w Gdańsku o 55 proc. Ale to nie wszystko. Zgodnie z nową ustawą dotyczącą gospodarki odpadami komunalnymi, która też jest efektem wdrożenia unijnego prawa, od lipca 2013 r. obowiązek zajęcia się wywozem i zagospodarowaniem śmieci zostanie przeniesiony na gminy. Oznacza to znaczne podwyżki cen, nawet o ponad 50 proc. Tak naprawdę państwo wprowadziło kolejny podatek. Dotychczas mieliśmy wolny rynek. Sami wybieraliśmy firmę, której płaciliśmy za wywóz śmieci. Teraz o wszystkim będzie za nas decydowała gmina. Przetargi wygrają firmy, które już teraz są niemal monopolistami na rynku, więc wszystkie małe spółki pójdą „do piachu". – Ci, którzy sumiennie do tej pory podpisywali umowy na wywóz odpadów i opłacali ten wywóz, teraz zapłacą w podatku za tych, którzy nie będą tej opłaty wnosić – mówi Witold Wojtas z Forum Obywatelskiego Rozwoju. W wyniku tego w wielu wypadkach wywozem śmieci zajmą się spółki komunalne pozbawione konkurencji, co doprowadzi do monopolizacji rynku, a tym samym do spadku jakości usług i podwyżek cen.

Spada wartość naszych zarobków Od 2004 r. średnia płaca brutto w Polsce wzrosła o 54 proc. (z 2289 zł do 3521 zł). Jednak po uwzględnieniu inflacji wzrost płacy wyniósł zaledwie 18 proc. W tym czasie – według danych GUS – średnie ceny towarów i usług konsumpcyjnych, na które stosunkowo mały wpływ ma polskie i unijne ustawodawstwo, wzrosły o 31 proc. Oznacza to realny spadek cen w tym zakresie, choć niektóre towary żywnościowe znacznie podrożały. Na przykład ceny chleba bez uwzględniania inflacji wzrosły o 77 proc., wieprzowiny o 30 proc., drobiu o 48 proc., a wołowiny aż o 138 proc. Jednak mimo wszystko Polacy coraz mniej – w stosunku do zarobków – wydają na jedzenie, co upodobnia nas do bogatszych społeczeństw Zachodu. Podobnie w wypadku internetu, dostarczanego też przez sektor prywatny, który jest coraz tańszy nawet w cenach bezwzględnych, a działa coraz szybciej i lepiej. Dzięki unijnej liberalizacji transportu powietrznego korzystamy także z niższych cen biletów lotniczych oferowanych przez prywatne tanie linie lotnicze. Niestety, w większości sektorów gospodarki, na które duży wpływ mają państwo i Unia Europejska, sytuacja wygląda coraz gorzej – siła nabywcza naszych pieniędzy drastycznie spada. W 2004 r. za średnią pensję brutto można było kupić 1990 m sześc. gazu ziemnego (wraz z przesyłem), a w 2013 r. – w wyniku podwyżek – już tylko 1386 m sześc. Podobnie w 2004 r. za średnią krajową pensję w Warszawie można było kupić 5723 kWh energii elektrycznej (wraz z przesyłem), a w 2013 r. – już tylko 5103 kWh. W roku przystąpienia do UE za średnią płacę krajową Polak mógł kupić 818 litrów oleju napędowego, a w 2013 r. – tylko 663 litry tego paliwa. W 2004 r. za średnie wynagrodzenie można było nabyć 1761 bochenków chleba, 1761 litrów mleka, 208 kg wołowiny lub 1205 kg cukru, a dzisiaj już tylko 1531 bochenków chleba, 1354 litry mleka, 134 kg wołowiny lub 927 kg cukru. Jeśli chodzi o papierosy, to w 2004 r. za średnią pensję można było kupić 498 paczek, a teraz – 304. Jednym słowem – biedniejemy. Według najnowszych badań GUS 6,7 proc. polskiego społeczeństwa żyje w skrajnej biedzie, a 16–17 proc. w umiarkowanym ubóstwie. Z kolei z majowego sondażu Centrum Badania Opinii Społecznej wynika, że 71 proc. Polaków uważa, iż sytuacja w kraju zmierza w złym kierunku. I nie ma się co spodziewać, że nastąpi w tym zakresie jakiś przełom. W przeciwieństwie do Polski Islandia miała to szczęście, że mieszkańcy po nieudanych rządach lewicy, która pchała kraj w objęcia Brukseli, zreflektowali się i pod koniec kwietnia 2013 r. w wyborach parlamentarnych zagłosowali na eurosceptyczne partie prawicowe. Nowy rząd już zapowiedział wstrzymanie dalszych negocjacji akcesyjnych do momentu przeprowadzenia referendum w tej sprawie. A należy głęboko wątpić, że w aktualnej sytuacji Islandczycy zagłosują za przystąpieniem do Unii Europejskiej. Tym bardziej że unijna wspólna polityka rybołówstwa, która jest równie zgubna i antyrynkowa jak wspólna polityka rolna, zrujnowałaby bardzo ważną gałąź islandzkiej gospodarki – połowy ryb.

Powtórka z kolonializmu Integracja dwóch obszarów gospodarczych o tak różnych potencjałach gospodarczych musiała się skończyć źle dla Polski. To powtórka z kolonializmu. Jesteśmy dziś krajem, który dostarcza taniej siły roboczej zachodnim gospodarkom, a jednocześnie nie może realnie konkurować z zachodnimi krajami. Na wszelki wypadek nasze ambicje są hamowane przez absurdalne proekologiczne ograniczenia, których startujący przedsiębiorcy nie są w stanie spełnić. Rezygnując z własnej polityki celnej, straciliśmy szanse na odbudowanie własnego przemysłu. „Unia Europejska sama stworzyła problem osób bez pracy w takich krajach jak Polska. Najpierw reformy z początku lat 90. pozbawiły te kraje znacznej części przemysłu. A następnie, kiedy nie były do tego przygotowane, zintegrowano gospodarki tych państw z gospodarkami krajów rozwiniętych. W ten sposób stworzono armię bezrobotnych i ludzi pracujących poniżej kwalifikacji, czyli taki europejski »trzeci świat«" – napisał prof. Erik S. Reinert, wykładowca m.in. Uniwersytetu Harvarda, w wydanej w 2007 r. książce „How Rich Countries Got Rich... and Why Poor Countries Stay Poor" (Jak bogate kraje się wzbogaciły... i dlaczego biedne krają pozostają biedne). Na początku lat 90. prof. Milton Friedman, noblista, jeden z najwybitniejszych ekonomistów XX w., przestrzegał Polaków przed szybką integracją z UE, wskazując, że powinniśmy mieć „takie przepisy, jakie oni mieli, kiedy byli biedni, a nie takie, jakie mają teraz, kiedy są bogaci". Decydując się na kompletnie idiotyczną wspólną politykę rolną, której sens polega na dotowaniu i limitowaniu produkcji, straciliśmy szansę na stworzenie efektywnego rolnictwa. Nie jest tak, że nie były to znane fakty. – Korzyści z integracji pojawią się jednak dopiero w czwartym roku członkostwa. Przez pierwsze trzy lata PKB i zatrudnienie będą rosły wolniej niż w wypadku, gdyby Polska nie weszła do UE – twierdził Marcin Nowicki z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. – Pozytywne efekty będą skoncentrowane w latach 2009–2012 – dodawał. Wspomniane korzyści się jednak nie pojawiły, bo warunki integracji nie miały na celu stworzenia Polsce warunków rozwoju, ale raczej zapewnienie prosperity w krajach zachodnich, którym groziła recesja spowodowana m.in. czynnikami demograficznymi. Aby zrozumieć, jak kosztowna jest równouprawniona integracja różnych gospodarczo krajów, wystarczy podać, że wchłaniając NRD – najbogatsze państwo dawnej demokracji ludowej – Niemcy wpompowali w nie 2 bln euro (bez żadnych składek w zamian). Mimo to wschodnie Niemcy są wyludnionym krajem starszych ludzi, chętnie kolonizowanym przez Polaków. Skutkiem akcesji Polski do UE był wyjazd ponad 2 mln osób do pracy za granicą. Rocznie traciliśmy w ten sposób ok. 12 proc. PKB, czyli ok. 200 mld zł. Swoją pracą wyjeżdżający budowali zamożność innych państw. Polskich polityków nie interesowało to, że unijne przepisy spowodowały konieczność likwidacji polskiego przemysłu i brak możliwości jego odbudowy. Nikt nie przeprowadził przed akcesją rzetelnego bilansu przyjęcia przez Polskę unijnych przepisów. Bardziej liczyły się wysokie pensje, które mogą pobierać w europejskim parlamencie i podobnych instytucjach.

Tomasz Cukiernik

Między agresją a bezradnością Subotnik Ziemkiewicza Zapytałem paru osób bywałych, znających tamte ziemie i ludzi, jak, ich zdaniem, mieszkańcy wschodnich regionów Ukrainy odnoszą się do nadchodzącego (wtedy jeszcze nadchodzącego) konfliktu zbrojnego między ukraińskimi siłami porządkowymi a rosyjskimi siłami specjalnymi przebranymi za klientów sklepów surwiwalowych. Która ze stron jest im bliższa, w którym z państw woleliby żyć? Odpowiedzi, niezwykle zgodna i nie zaskakujące: zdecydowana większość ludzi zamieszkałych na tamtych terenach ma to gdzieś i najpewniej marzy tylko o tym, żeby ukryć się w krzakach i wyjść dopiero jak wszystko się – jakkolwiek, byle jak najszybciej ­– skończy. Jeden z moich rozmówców oszacował, że w najbardziej „prorosyjskich” regionach za wstąpieniem do Rosji może się aktywnie opowiedzieć około 10 procent, za pozostaniem w państwie Ukraińskim – mniej więcej tyle samo. A cała reszta głęboko nie wierzy, by jedno czy drugie mogło jakkolwiek poprawić los ich i ich bliskich, poza którym nic ich nie obchodzi. „Wyobraź sobie”, powiedział mi, „że tak się porobiło u nas na obszarach popegeerowskich, gdzieś w Koszalińskiem czy Gorzowskiem”. Jeśli jest to prawda (o niczym nie przesądzająca – w październiku 1917 poparcie dla bolszewików w najbardziej zrewoltowanym garnizonie piotrogrodzkim nie przekraczało 10 procent i tyle wystarczyło) to wojna w Słowiańsku i Doniecku zdaje się budzić więcej emocji w Polakach, niż w miejscu wypadków.

U nas w każdym razie stały się te wypadki pretekstem do równoległej wojny, polegającej na okładaniu się Putinem i zarzutem prorosyjskości. Właściwie to stara wojna, ale front nowy, a kiedy bijatyka przenosi się na nowe obszary, wkrada się w nią bezład i zabawne czasem przemieszanie pozycji walczących. Oto powstał nowy, ciekawy, choć raczej nie zawierany oficjalnie sojusz pomiędzy, umownie mówiąc, Gazetą Wyborczą a Gazetą Polską. Obie otrąbiły co sił w płucach, gdzie szukać putinowskich jaczejek (przy czym dla pierwszej ze wspomnianych gazet są owe jaczejki złem absolutnym od niedawna, a raczej znowu, po dłuższej przerwie, bo kiedyś już, do roku 2007, zły Putin był dla nich pałką do okładania Kaczyńskich - dla drugiej zaś od zawsze). Otóż szukać ich trzeba na skrajnej prawicy, w Polsce zaś zwłaszcza – w Ruchu Narodowym. „Nie ma większego prezentu dla Putina, niż ewentualna wygrana w eurowyborach francuskiego Frontu Narodowego i podobnych mu formacji!” – wzniosła okrzyk bojowy michnikowszczyzna. „Nie ma większych sojuszników Putina niż węgierski Jobbik, z którym utrzymuje ożywione kontakty Ruch Narodowy” – grzmią zgodnie media skłóconych o miejsce na dworze Prezesa redaktora Sakiewicza i braci Karnowskich. Może nawet nie zauważają, że znaleźli się w jednym chórze? Jak zwykle, gdzie zgodny chór – tam niewiele rozumu. Zamiast wraz z zagorzałymi wyznawcami i neofitami antyputinizmu unosić się oburzeniem na „skrajną prawicę”, zadajmy parę prostych pytań. Czy były kanclerz Gerhard Shroeder, który obściskiwał się z Putinem podczas gdy jego „separatyści” przetrzymywali w niewoli m.in. porwanego oficera niemieckiego, jest byłym liderem „skrajnej prawicy”, czy wzorcowej dla michnikowszczyzny SPD? Czy umysłowość francuskiego Olbrychskiego, pana Depardieu, który został podatkowym Rosjaninem i pieje zachwyty nad dobrym carem Władimirem, ukształtowała się w kręgach „skrajnej” czy choćby i nie skrajnej prawicy? A ów bodajże belgijski eurodeputowany, którego wywody, że „trzeba szanować interesy Rosji” i nie dawać jej potępieniem powodu do „eskalowania działań” cytowała niedawno „Wyborcza” z zażenowaniem – był może lepenistą albo haiderowcem? Jakby nie patrzeć, jakby nie liczyć, najwierniejszych sojuszników na Zachodzie ma od zawsze Rosja w partiach lewicowych. Niektóre – jak niemieccy „Zieloni” – wręcz po to zostały z jej mocnym poparciem stworzone, by zrealizować na Zachodzie sowieckie jeszcze interesy (w tym wypadku: propagować pacyfizm i zablokować rozwój energetyki atomowej, uniezależniającej Zachód od rosyjskich surowców). Nie tylko tam, oczywiście – również koncesjonowana, „umiarkowana” prawica jest ich pełna. Ale akurat ta część prawicy, która zawsze była przez michnikowszczyznę podawana nam za wzór ucywilizowania i europejskiego sznytu. A co do Jobbiku – to jednak, mimo sporej popularności, nie on rządzi na Węgrzech. Na Węgrzech rządzi Fidesz Orbana. Orbana, będącego dla działaczy i sympatyków PiS wzorem i marzeniem, Orbana, z poparciem dla którego jeżdżą do Budapesztu Kluby Gazety Polskiej. I to Orban, a nie Jobbik, nadał swemu krajowi mocno prorosyjski kurs, to on opiera na Rosji rozwój energetyki jądrowej i podejmuje inne strategiczne działania wpisujące Węgry w rosyjską strefę wpływów. Nie Jobbik, który może tylko, co najwyżej, gadać głupoty, a już na pewno nie polski Ruch Narodowy, który bynajmniej niekoniecznie podziela wszystkie poglądy jakie ktokolwiek na świecie wygłosi z pozycji nacjonalistycznych. Trzeba doprawdy dużej dozy złej woli, by dla celów partyjnej propagandy nie zauważać choćby tego, że między pseudoendekami szukającymi dziś swego miejsca u Komorowskiego a MW czy ONR istnieje programowa przepaść, a na poziomie personaliów – zdecydowana wrogość, i że np. z polskiej strony legitymizowali „wybory” na Krymie nie żadni narodowcy (nie są też takowymi byli działacze „Samoobrony”) tylko jeden członek SLD i jeden „Solidarnej Polski”, istniejącej już tylko dzięki poparciu Radia Maryja, do którego – nie do narodowców – należą sławne nadajniki na Uralu.  Redaktor Lisiewicz, tak gorliwy we wskazywaniu „polskojęzycznych Rosjan” i głosicieli „Kłamstwa Smoleńskiego, równego Kłamstwu Katyńskiemu” dalece bardziej przypomina historycznych agentów wpływu Ochrany, niż otwarcie rusofilscy publicyści „Myśli Polskiej”. Tak się składa – warto studiować historię – że Ochranie nigdy nie zależało na Polakach wzywających do ugody z Rosją czy nawet bezwarunkowej kapitulacji przed nią. Owszem, byli tacy, czasem naiwni, czasem cyniczni, niektórzy brali „pieniążek moskiewski”, ale nie od moskiewskich tajnych służb. Ochrana finansowała tylko tych, którzy głosili się najbardziej zajadłymi i nieprzejednanymi wrogami Rosji, i wszystkich atakowali jako zdrajców narodowej sprawy, zdrajców pamięci ofiar moskiewskiego terroru oraz zaprzańców. Dzisiaj też niekoniecznie jest w interesie Putina, żeby Polacy szukali realistycznego rozwiązania wschodniej łamigłówki. Na jego miejscu, starym i wypróbowanym od wieku sposobem, wzmacniałbym w Polszy raczej tych, którzy entuzjazm dla bojowników Majdanu czynią nadrzędnym względem polskiej racji stanu, i tych, którzy głoszą sławę Putina jako mocnego człowieka bez trudu i bez kary likwidującego wrogów Rosji „nawet w kiblu”, nawet gdy to prezydent kraju, formalnie, NATO-wskiego. Ogłaszać zamach na podstawie jakichś tajemniczego pochodzenia zdjęć otrzymanych z Rosji, nie możemy powiedzieć od kogo, które w chwili sprawdzenia okazują się kompromitującym cała opozycję „blefowaniem” – to zdecydowanie bardziej w interesie rosyjskich służb, niż peregrynacje pana Piskorskiego (nie tego, tego drugiego) czy Rękasa. Nie oskarżam nikogo. Apeluję o uświadomienie sobie reguł gry, w której – bardziej niestety jako przedmiot, niż podmiot – uczestniczymy. Rosja w tej grze, co zresztą zrozumiałe, szuka pionków i sprzymierzeńców gdzie może, i po lewicy, i na prawicy, wśród wyznawców wszystkich ideologii i światopoglądów. Niekoniecznie też uważa za korzystne dla siebie akurat to, co się innym korzystnym dla niej wydaje. A „jedyna słuszność” czy moralna wyższość jednych poglądów nad drugimi dla normalnego umysłu nie istnieją. Tkwimy między upadającym imperium Rosji, które w agresji szuka remedium na wewnętrzny rozkład, i nieudanym anty-imperium Wspólnej Europy, które potyka się o własne kończyny i nie jest zdolne do zasadniczych decyzji. Między bezsensowną przemocą i kamuflowaną bezradnością – nie ma tu łatwych rozwiązań, więc czynienie z imputowanej politycznym wrogom prorosyjskości pałki do okładania ich po głowach jest najgłupszym, co możemy w polskiej debacie publicznej robić. RAZ

Stronnictwa krzyżują szpadryny Literatura jak zwykle wyprzedza życie i gdyby tak Umiłowani Przywódcy, zamiast drżącymi palcami przeliczać wydojoną forsę, trochę czytali, to na pewno wzięliby sobie do serca przestrogę poety piszącego: „Niech sobie człowiek wiarę ma, czy nie ma, ale najgorzej, kiedy się nie trzyma tego, w co już raz wdepnął i próbuje, jaka się wiara lepiej dopasuje”. Gdyby tak, dajmy na to, członkowie Stronnictwa Pruskiego, gwoli przelicytowania pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego, nie próbowali umizgiwać się do Stanów Zjednoczonych, które na gwałt reaktywują w naszym nieszczęśliwym kraju Stronnictwo Amerykańsko-Izraelskie, to kto wie - może pan Paweł Piskorski nie przypomniałby sobie po 20 latach, że Kongres Liberalno-Demokratyczny brał jurgielt od Niemiec, a konkretnie - od CDU? Niestety zaczęli się umizgiwać, a co gorsza - podskakiwać zimnemu rosyjskiemu czekiście Włodzimierzowi Putinowi, toteż zasiedziałe w naszym nieszczęśliwym kraju od dziesięcioleci Stronnictwo Ruskie przeszło do natarcia i pan Paweł Piskorski przypomniał sobie o jurgielcie. Reakcja władz PO była charakterystyczna nie tylko dla tej formacji, ale dla zdecydowanej większości Umiłowanych Przywódców. Najpierw posągowa pani Kidawa-Błońska, najwyraźniej nie otrzymawszy od zacukanego premiera Tuska żadnych rozkazów, próbowała zbyć rewelacje pana Piskorskiego wyniosłym, wzgardliwym milczeniem, ale kiedy niezależne media temat podchwyciły, to znaczy - kiedy okazało się, że pan Piskorski nie jest żadnym kamikaze, że bynajmniej nie jest osamotniony, tylko chroni się za murami wpływowego przecież Stronnictwa Ruskiego, PO wydała z siebie beknięcie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, bo w tych czasach nie było przepisów o finansowaniu partii. Ano, jużci prawda; w XVIII wieku też nie było przepisów o finansowaniu partii i pewnie dlatego jurgieltnicy byli nie tylko bezkarni, ale i wpływowi. Zresztą mniejsza o to, bo dla każdego nieuprzedzonego obserwatora naszej politycznej sceny jest oczywiste, że Umiłowani Przywódcy, po tylu przejściach, mogą spierać się ze sobą już tylko o różnicę łajdactwa - co zresztą oddziałuje zaraźliwie na bezpośrednie ich otoczenie. Oto pochodząca ze świętej rodziny pani red. Dominika Wielowieyska skrytykowała przywódcę dziwnie osobliwej trzódki, czyli posła Palikota, że wytykając nieubłaganym palcem Platformie Obywatelskiej jurgielt, staje po stronie Jarosława Kaczyńskiego. Ale co tu się dziwić; skoro powiadają, że nawet właściciel z czasem upodabnia się, również fizycznie, do swojego psa, co uczeni nazywają mimetyzmem, to cóż dopiero musi się dziać w „Gazecie Wyborczej”, gdzie po staremu obowiązuje tzw. „świadoma dyscyplina”? A tu, jakby tego było mało, również pan europoseł Marek Migalski przypomniał sobie, jak to pan prezes Kaczyński domagał się od niego doli z apanaży europosła na rzecz PiS. Pan poseł Migalski nie w ciemię bity, natychmiast z PiS-u wystąpił, podobnie jak inni, niegdysiejsi faworyci prezesa Kaczyńskiego, więc ciekawe, jak to będzie teraz, to znaczy - który z faworytów obecnie stręczonych nam na Umiłowanych Przywódców w PE, po wyborach pana prezesa zdradzi. Znacznie ważniejsze jednak od zachowań Umiłowanych Przywódców będą losy konfliktu, jaki najwyraźniej rozgorzał między Stronnictwem Ruskim, a gwałtownie reaktywowanym Stronnictwem Amerykańsko-Izraelskim. W tym konflikcie rewelacje pana Piskorskiego skłonny jestem traktować jako pierwsze poważne ostrzeżenie, za którym mogą przyjść poważniejsze ciosy - bo warto pamiętać, że w notatce o stanie zasobów archiwalnych MSW, przedstawionej przez min. Macierewicza Umiłowanym Przywódcom 4 czerwca 1992 roku, była informacja, iż przed rozpoczęciem niszczenia akt MSW, wszystkie zostały zmikrofilmowane w trzech kompletach, z czego dwa są za granicą, a jeden w kraju. Wynika z tego, że spuszczone z łańcucha przez złego Putina Stronnictwo Ruskie może nieźle namieszać, bo w tych mikrofilmach jest mnóstwo tzw. „danych wrażliwych” - między innymi, kto, od kogo i ile forsy wziął i nawet - gdzie ją schował. Stanisław Michalkiewicz

„Jutro to dziś. tyle, że jutro” - takim mottem opatrzył swój film reżyser „ Seksmisji”. Autorem motta był pan Sławomir Mrożek, nieżyjący już dzisiaj dramaturg, wnikliwy obserwator życia, prześmiewca, człowiek ironii i sarkazmu. Przyjechał nawet do Polski po wieloletniej emigracji, ale jak zobaczył, że życie w Polsce już dawno przerosło jego wyobrażenia o totalitaryzmie, i o tym jak widział świat, jego spostrzeżenia dotyczące jednostki i władzy, jak przyjrzał się tej komediokracji odbywającej się na jego oczach- wyjechał na powrót za granicę. Ale my nadal musimy żyć w komediowym i demokratycznym państwie prawnym, w którym już prawie wszystko postawione jest na mrożkowej głowie. Nie znaczy to, że zrobił to Sławomir Mrożek. Nie, nie, nie.. To socjaliści pobożni i bezbożni, rządzący niepodzielnie Polską od tzw. przemian, czyli majstersztyku pana generała Czesława Kiszczaka przy Okrągłym Stole.. Ten to potrafił zrobić teatr! Umiejętnie pousadzał samych swoich przy Stole Dialogu. No i pan Lech Wałęsa przeskakując przez płot obalił komunizm. Do dzisiaj się tym szczyci. Co prawda, jakiś czas temu słyszałem jak powiedział, że płotu nie było, ale był mur. Na trzy i pół metra wysoki. Mając odpowiedni sprzęt można było go pokonać Ale kto wtedy miał sprzęt do pokonywania muru? Ale jak twierdziła pani Anna Walentynowicz, koleżanka związkowa pana Lecha Wałesy- pan Lech został przywieziony do Stoczni Gdańskiej motorówką Marynarki Wojennej. Ach! Motorówką? To kto zlecił przywiezienie pana Lecha Wałęsy do Stoczni motorówką i dlaczego? Mo i mamy od dwudziestu paru lat rządy wszelkiego rodzaju romantycznych socjalistów, którzy wszystkim chcą przychylić Nieba. Oczywiście socjal- komuniści rządzili i wcześniej, za towarzysza Jaruzelskiego, Gierka, Gomułki, Bieruta, a przed wojną rządzili towarzysze z Polskiej Partii Socjalistycznej- zwanej Sanacją. Towarzysze towarzysza Józefa Piłsudskiego, wcześniej z Polskiej Partii Socjalistycznej- Frakcja Rewolucyjna. W czasach gdy suwerennej Polski nie było- w latach 1939- 45 – też rządzili socjaliści, tyle, że narodowi. Wobec własnego narodu- Niemców. Nienarodowi wobec Polaków, czy Żydów, a także innych narodowości. Socjalista tym się charakteryzuje i łatwo go poznać, i nie tylko że stanowi brakujące ogniwo pomiędzy małpą a człowiekiem, że zawsze wymyśla utopijne teorie i próbuje je zaszczepić w realne życie, teorie, które nigdy się nie sprawdziły i nie sprawdzą, ale on jest uparty- i forsuje je nawet za cenę życia swojego i innych, i na ogół osiąga swój cel, chociaż pozostawia po sobie sterty ciał., które są ofiarami tych eksperymentów.. Te sterty ciał idą w miliony- w Czarnej Księdze Komunizmu wyliczono je na 180 milionów(!!!). A będzie jeszcze więcej, bo neokomunizm się rozszerza – jak zwykle skończy się stertami ciał. Bo jest to nieludzki system grabieży i odbierania człowiekowi jego naturalnego prawa do wolności. Towarzysz generał Wojciech Jaruzelski, będąc dowódcą 12 Dywizji Piechoty stacjonującej w Szczecinie, a był to rok 1957- jako pełnokrwisty socjalista, któremu nie mogło się pomieścić w głowie, że sklep może być prywatny, może być jedynie państwowy- zorganizował dla żołnierzy tzw. kąciki uczciwości(???) Eksperyment socjalizmu polegał na tym, że w takim kąciku leżały sobie spokojnie papierosy, słodycze, napoje, które żołnierz mógł sobie wziąć. zostawiając w sposób uczciwy pieniądze za wzięte dobra.(???). Bardzo fajny eksperyment pana generała, który oczywiście się nie udał- jak każdy socjalizm, oparty o utopijne traktowanie człowieka z pominięciem natury człowieka. Przypomina mi to socjalizm enerdowski. W latach siedemdziesiątych byłem w NRD i jeździłem, tramwajem do centrum Berlina. Zwróciło moją uwagę, wchodząc do tramwaju , że koło okna wisiał bęben z biletami zwiniętymi w żmiję- żmiję socjalizmu. Można było wziąć sobie bilet i wrzucić monetę za przejazd, ale można było wziąć bilet i nie wrzucić za niego monety – jechać” za darmo”. Towarzysze niemieccy za bilety wrzucali monetę, ale… Myślicie Państwo, że ja nie wrzuciłem?. Nie miałem tej świadomości co Niemcy, którzy już świadomość socjalizmem mieli naruszoną, bo według lewicy wszelakiej człowiek rodzi się i dobry i uczciwy. Widziałem, że niektórzy nie płacili za bilet i mało tego- jeszcze rozwijali żmiję socjalizmu biletowego. Poniewierała się ona po podłodze tramwaju. Tak właśnie wygląda socjalizm rozdawniczy oparty o fałszywą świadomość człowieka dobrego i uczciwego z natury. Taki” kącik uczciwość tramwajowej” istniał w tramwajach w NRD podczas budowy tam socjalizmu w latach siedemdziesiątych. Nie wiem, czy przypadkiem takich kącików nie budowano w socjalizmie niemieckim jeszcze w latach pięćdziesiątych? Bo skąd towarzysz generał Wojciech Jaruzelski zaczerpnął pomysł „ kącików uczciwości”, które wprowadzał w 12 Dywizji Piechoty w Szczecinie.? Może jechał wcześniej tramwajem w Berlinie? Jak jechał to czy go nie kusiło nie wrzucić marki za przejazd? Jak jest taka okazja, która zwykle powiększa szeregi złodziei? Dlatego w socjalizmie biurokratycznym jest tylu złodziei. Bo są wielkie okazje, żeby stać się złodziejem w ramach demokratycznego prawa, które sankcjonuje złodziejstwo. Po prostu decyduje większość! „Kąciki uczciwości” oparte były na „żołnierskim słowie honoru”. Nie wiem jak „ tramwajowe kąciki uczciwości w Berlinie” Może oparte były na” uczciwości niemieckiej”- na niemieckim słowie honoru. I ciekawostka: ówczesna reżimowa prasa żołnierska i inna nie zanotowała ani jednego przypadku ukradzenia czegokolwiek z „ kącika uczciwości”(???), ani papierosa, ani słodyczy, ani oranżady. Żaden „ kącik uczciwości” nie miał żadnego manka(!!!) Popatrzcie Państwo jaka była moralność w Ludowym Wojsku Polskim- szczególnie w 12 Dywizji Piechoty stacjonującej w Szczecinie, pod dowództwem towarzysza generała Wojciecha Jaruzelskiego. A ja mam następujący pomysł. Skoro towarzysz generał jeszcze żyje, można byłoby go – wobec obecnej budowy socjalizmu biurokratycznego- poprosić go o doradztwo w sprawie rozpropagowania” kącików uczciwości”- szczególnie w supermarketach, gdzie istnieją różnorodne zabezpieczenia przed kradzieżami- zupełnie niepotrzebnie, bo przecież” obywatele” są uczciwi i dobrzy. Gdyby tak wdrożyć na ich terenie „ kąciki uczciwości”- może pomysł komunistyczny by się przyjął. Nich każdy będzie miał według potrzeb i każdy według umiejętności. A jak niektórzy nie zapłacą- to co” Zapłacą za nich inni, którym można jeszcze wierzyć na obywatelskie słowo honoru. Socjalizm tu dziś , tyle, że jutro też..

WJR

Handełesy nowojorskie i tubylcze o Janie Pawle II Jeszcze nie ucichły echa chórów anielskich towarzyszących kanonizacji Jana Pawła II, a nawet zanim jeszcze te chóry zaśpiewały, bo niemal w przeddzień rzymskich uroczystości, dała głos pani Maureen Dowd. Pani Dowd, pochodzenia irlandzkiego, absolwentka katolickiego uniwersytetu w Waszyngtonie napisała w „New York Times” – żydowskiej gazecie dla Amerykanów, którzy chlipią z niej swoją intelektualna zupę, podobnie jak polscy półinteligenci chlipią z żydowskiej gazety dla Polaków pod redakcją pana redaktora Adama Michnika – że Jan Paweł II, to był nawet klawy gość, ale jaki tam z niego święty! Najwyraźniej ścisły redakcyjny sanhedryn „New York Times’a” musiał uradzić, żeby całą tę kanonizację olać. Wprawdzie „NYT” został założony przez goja, ale w 1896 roku odkupił go żydowski wydawca Adolf Ochs i od tamtej pory pismo jest w szponach żydowskich. Prawnuk Adolfa, Artur Ochs Sulzberger Jr jest dyrektorem generalnym i zarazem wydawcą „NYT”, a przez New York Times Co kontroluje m.in. 33 innych gazet oraz siedem stacji radiowych i telewizyjnych. Ponieważ jest rozkaz, żeby wszelkie spostrzeżenia o dominującej roli Żydów w mediach i finansach traktować jako zbrodniczy antysemitismus, ścisły redakcyjny sanhedryn stara się, oczywiście w miarę możności, unikać zbędnej ostentacji, toteż chętnie wysługuje się rozmaitymi szabesgojami, podobnie zresztą, jak to robią w żydowskiej gazecie dla tubylczych Polaków. Ci szabesgoje są niekiedy znacznie bardziej gorliwi od prawdziwych Żydów, którzy niczego nie muszą sobie udowadniać, podczas gdy nawet takie mechesy, jak rosyjski polityk narodowości prawniczej („matka Rosjanka, ojciec prawnik”) Włodzimierz Wolfowicz Żyrynowski, musi pić więcej wódki niż normalni Rosjanie, no i być bardziej od nich rosyjski. Cóż dopiero goje! Taki na przykład pan red. Stasiński komentując zerwanie współpracy z Joanną Szczepkowską napisał, że „nigdy nie wydrukowalibyśmy felietonów o podobnych treściach”. Chodziło mu o uwagę Joanny Szczepkowskiej, że teatrami w Polsce rządzi lobby homoseksualne. Taka opinia może być prawdziwa albo nie – ale Stasiński nie wydrukowałby jej „nigdy”, to znaczy – nawet wtedy, gdyby to była prawda. Zawsze uważałem, że ta cała „Gazeta Wyborcza” to kupa gówna, a ścisłe kierownictwo – to banda totalniaków, którzy powysysali totalniactwo z mlekiem ojców i matek. Wprawdzie chętnie drapują się w płaszcze Konrada, ale co z tego, skoro co i rusz spod tych draperii wyłażą im stalinowskie cholewy? („Śmieją się karalusze wąsiska i cholewa jak słońce rozbłyska” – tak Mandelsztam pisał o Józefie Stalinie). Nawiasem mówiąc, skąd sanhedryn „NYT” wie, że Jan Paweł II nie jest święty? Pani Dowd sugeruje, że dlatego nie jest, bo za jego pontyfikatu miały miejsce pedofilskie skandale. Ale co to znaczy, że ktoś jest „święty”? To znaczy, że jest to człowiek zbawiony. A ponieważ, zgodnie z zasadami religii katolickiej, o tym, kto jest zbawiony, a kto nie, decyduje Pan Bóg według Swego uznania, więc nowojorskie handełesy, nawet gdyby były wydęte ze szczerego złota i wysadzane brylantami, nie mają tu nic do gadania. Nie mają – ale za pośrednictwem wynajętych szabesgojów, gadają jak najęci w nadziei, że amerykańscy czytelnicy się na to nabiorą. Ale mniejsza o Amerykanów, bo dopiero teraz możemy lepiej zrozumieć, skąd biło źródło natchnienia dla biłgorajskiego filozofa i jego dziwnie osobliwej trzódki, no i dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Okazuje się, że po staremu Żydzi im radzą; pan Hartman został oficjalnym konsyliarzem posła Palikota, który w związku z tym, wraz ze swoją trzódką ćwierka z koszernego klucza – no a w przypadku tak zwanych „Chamów”, których nie tylko ideowym spadkobiercą jest SLD, a zwłaszcza – jego przewodniczący Leszek Miller, to już taka tradycja; „Chamami” zawsze dyrygowały „Żydy” – i dlatego właśnie żydokomuna nie jest żadnym epitetem, tylko określeniem ścisłym. To jest ten szankier, który na podobieństwo nowotworu wyrósł na ciele narodu polskiego i obawiam się, że bez jakiejś operacji chirurgicznej nie tylko się go nie pozbędziemy, ale w dodatku w końcu doprowadzi on naród polski do zapaści. Taki nowotwór, podobnie jak tasiemiec uzbrojony, nie wie, że doprowadza do śmierci swego żywiciela – a czyż potomkowie ubeckich dynastii, które niczym „grzyb trujący i pokrzywa” reprodukują się w kolejnych pokoleniach, są mądrzejsi od uzbrojonego tasiemca? Nic na to nie wskazuje, jest akurat odwrotnie – na co wskazuje mnóstwo poważnych poszlak, przede wszystkim – stan naszego nieszczęśliwego kraju. Bo oto zanim jeszcze umilkną echa chórów anielskich towarzyszących kanonizacji Jana Pawła II, nasi okupanci będą triumfalnie obchodzili 10 rocznicę Anschlussu, kiedy to, ukrywając się za parawanem referendum akcesyjnego, poddali nasz nieszczęśliwy kraj pod władzę Eurokołchozu, którego kierownikiem politycznym są, jak wiadomo, Niemcy, mający względem państwa polskiego własne projekty. Między innymi – projekt „Mitteleuropa” z roku 1915, który przewidywał ustanowienie w Europie Środkowo-Wschodniej niemieckich protektoratów, o gospodarkach niekonkurencyjnych wobec niemieckiej, tylko peryferyjnych i komplementarnych. Po odzyskaniu przez Niemcy swobody ruchów w Europie, co nastąpiło 12 września 1990 roku, kiedy to w Moskwie podpisany został traktat „2 plus 4” i po unieszkodliwieniu Heksagonale, polityczną próżnię w Europie Środkowej, jaka pojawiła się na skutek ewakuacji imperium sowieckiego, zaczęły wypełniać Niemcy, stwarzając w ten sposób polityczne warunki dla realizacji projektu „Mitteleuropa”. I jeśli jacyś poczciwcy dzisiaj się dziwują, dlaczegóż to Polska nie jest w stanie samodzielnie wyprodukować nawet aspiryny, to nie tylko powinni wiedzieć, że właśnie dlatego, że to nie przypadek, tylko intencjonalne działanie państwa poważnego, kształtującego politykę Polski za pośrednictwem swojej agentury – ale również wiedzieć, komu to zawdzięczają. A zawdzięczają to tym, którzy w roku 2003 agitowali za Aschlussem – że to niby Unia sypnie złotem i znowu będzie jak za Gierka – a 1 kwietnia 2008 roku głosowali za ratyfikacją traktatu lizbońskiego – bo w tej sprawie zarówno prezydent Lech Kaczyński, jak i typy spod ciemnej gwiazdy zasiadające w Sejmie już narodowi referendum pożałowali – traktatu spychającego Polskę na równię pochyłą, na końcu której jest utrata niepodległości – bo polityczna suwerenność jest na skutek postanowień tego traktatu systematycznie wypłukiwana cały czas. Dość przypomnieć, że już od 1 listopada tego roku w Radzie Unii Europejskiej, a więc organie władzy ustawodawczej UE (bo Parlament Europejski jest tylko demokratycznym kwiatkiem do biurokratycznego kożucha), glosowanie będzie odbywało się systemem tzw. podwójnej większości, co w praktyce oznacza, że Polska może zostać przegłosowana, czyli – zmuszona do przyjęcia reguł, które wcześniej uzna za sprzeczne z własnym interesem państwowym. Dobrze jest o tym pamiętać zwłaszcza teraz, kiedy ci sprzedawcy Ojczyzny nie tylko stręczą swoich faworytów, ale kiedy gołym okiem widać, jak agentura w niezależnych mediach głównego nurtu aż wyłazi ze skóry, by utrzymać ich monopol na politycznej scenie. SM

Widmo korwinizmu krąży po Polsce! Ostatni wiraż przed wyborami Widmo krąży po Europie – widmo korwinizmu. Na razie krąży tylko po Polsce – ale przecież p. Maksym Verhagen powiedział wyraźnie, że w całej Europie podnoszą głowę ruchy prawicowe, które chcą zniszczyć 60 lat dorobku wspólnotowego Czyli są ludzie gotowi przyjąć prostą i jasną filozofię. Bo – jak słusznie zauważyła w piątek p. prof. Jadwiga Staniszkisówna – „Korwin-Mikke jest bezbłędnie logiczny, jest skrajnie konserwatywny i skrajnie liberalny”. Tylko doktryna logiczna może się ostać – i tylko doktryna skrajna może się przebić przez uniobełkot. I bełkot nie tylko unijny. Przecież „korwinizm” atakuje całą nowomowę, całą politpoprawność. A ta poprawność przebija się już wszędzie – bo przecież nauczana jest w szkołach. Ostrzegałem, że wprowadzenie religii do szkół będzie miało negatywne efekty – a jednym z nich jest to, że katecheci, przebywając w jednym pokoju nauczycielskim z członkami ZNP i NSZZ „S” Nauczycielstwa, zaczynają mówić ich językiem! I ta zaraza rozłazi się dalej. Także w piątek dość rozsądnie mówiono „korwinizmie” w Loży Prasowej TVN24 – wyrywając sobie włosy, że słupki przebijają próg; pocieszając się, że na ogół przed wyborami JKM miał lepsze notowania niż wyniki (zawsze było odwrotnie…) – ale też zauważając, że KNP odbiera głosy RN i PiS. Przedstawiciel „Gazety Wyborczej” twierdził nawet, że „taka jest rola Korwin-Mikkego” – zupełnie jakbym był czyimś agentem, mającym do spełnienia określoną rolę. Ciekawe, że dyskutanci całkowicie powstrzymali się od sugestii, iż jestem agentem rosyjskim – choć napomknęli półgębkiem, że KNP zajmuje w sprawie Ukrainy zupełnie inne stanowisko niż cała „klasa polityczna”. Być może w ich środowisku „agent rosyjski” to nie jest obelga, tylko honor… Dyskusja na niższym poziomie odbyła się u p. Jacka Żakowskiego. „Ze zdumieniem i smutkiem odnotowano odrodzenie w sondażach KNP”. – Ta Nowa Prawica Janusza Korwina-Mikke to się odradza w sondażach co wybory, a później… [ale aż tak? – dopytywał Żakowski] …no tak, oni gdzieś tak wokół tych 4% zawsze mają w sondażach (!!!), natomiast Korwin generalnie, bez względu jaką formację reprezentuje, później w wyborach ma wynik słabszy. Ja nie wierzę w tę Nową Prawicę – powiedziała p. Renata Grochal, dziennikarka „Gazety Wyborczej”. Wszystkich pocieszył Tomek Wołek: „Co do Korwina, istnieje zawsze pewna kategoria – młodych głównie – ludzi, którzy szukają gotowych odpowiedzi na rozmaite pytania, i Korwin im takich odpowiedzi dostarcza, mieszając im w głowach, no i oni jakiś czas idą za tym szczurołapem, ale nie trwa to długo”. Proszę tu odnotować, że udzielanie jasnych i prostych odpowiedzi to „mieszanie młodym ludziom w głowach” – natomiast „udzielanie odpowiedzi mętnych i niejasnych” widocznie jest rozjaśnianiem młodym ludziom w głowach. Zwracam uwagę, że śp. Aleksander Macedoński ze słynnym węzłem gordyjskim postąpił też w sposób jasny i prosty. Choć ja osobiście jestem raczej zwolennikiem rozplątywania węzłów – w końcu na matematyce specjalizowałem się w topologii… Jest zupełnym nonsensem analizowanie wypowiedzi reżymowych pismaków. Celem ich słowotoku nie jest udowodnienie czy wypowiedzenie czegoś, lecz przekonanie czytelników, słuchaczy (a także samych siebie…), że potwór Korwin-Mikke za chwilę zniknie jak sen-mara – a w ogóle jest to człowiek o poglądach nienormalnych, a właściwie nawet kryminalnych. Ci ludzie tak wrośli w mówienie nowomową, w politpoprawność, że powiedzenie, iż dzieciom można przylać w tyłek, uważają za nieprzyzwoite – i nawet nie chcą użyć nieprzyzwoitego słowa „klaps”. Natomiast słowa, które ja uważam za nieprzyzwoite, wymawiają bez żadnej żenady. Co raz jeszcze dowodzi, że są to już ludzie innej, gorszej cywilizacji. Zresztą ta cywilizacja wypracowała już sobie własne słownictwo. Nie mówi się „płeć”, tylko „sex” albo „gender”; nie mówi się „inwalida” ani „kaleka”, tylko „niepełnosprawny” – a już do skrętu wątpi doprowadzają mnie uwagi, że dziś już terminy „debil”, „idiota”, „kretyn” czy „imbecyl” nie są „naukowe” – bo… jakaś organizacja skreśliła je z listy terminów naukowych! Co jest istotne: używający tych terminów nie jest oskarżany o to, że jest „nienowoczesny” – tylko o to, że obraża wspomnianych „debilów”, „idiotów”, „kretynów” czy „imbecyli” itd., nazywając ich „debilami”, „idiotami”, „kretynami” czy „imbecylami”. Ciekawe przy tym, że jeśli np. „imbecyl” jest dziś opisywany jako „niepełnosprawny umysłowo w stopniu średnim” – to nazwanie kogoś „niepełnosprawnym umysłowo w stopniu średnim” nie jest obrażeniem go. Przypominam jednak, że gdy zaczęła się dyskusja na temat stwierdzenia, że nie ma żadnej „p. Anny Grodzkiej” – jest tylko stary komuch, p. Krzysztof Bęgowski, który robi z siebie małpę – i wyśmiano mnie na portalu „Wirtualna Polska”, to 90% internautów stanęło po mojej stronie; natomiast na interia.pl, gdzie zaatakowano mnie znacznie ostrzej, też jeszcze popierało mnie 60%. Z czego wniosek, że te wszystkie ataki robią mi w gruncie rzeczy dobrze… Sądzę więc, że będzie dobrze. A może nawet bardzo dobrze. Z drugiej jednak strony: gdy WSZYSTKIE media francuskie wsiadły na p. Jana Marię Le Pena, to w drugiej turze wyborów prezydenckich, gdzie miał tylko jednego konkurenta, uzyskał on mniej głosów, niż w pierwszej. Takiego ataku nie należy lekceważyć. Warto jednak odnotować, że wielu dziennikarzy zaczęło myśleć. Lewica reżymowa zauważa, że odbieram głosy PiS-owi. Prawica zauważa, że odbieram głosy Ruchowi p. Janusza Palikota i PO. Jestem więc w pewnym sensie pożyteczny. Szczerze pisząc: wcale nie chcę być użytecznym dla kogokolwiek z establishmentu – jednak z drugiej strony dobrze jest mieć cichych sojuszników. Ostatecznie jeśli przeskoczymy SLD (a w niektórych sondażach dzielą nas już tylko 2 punkty procentowe), będziemy musieli mieć zdolność koalicyjną. Proszę też pamiętać, że nieustannie podkreślam, iż nasza kompradorska „klasa polityczna” w porównaniu z tymi Wielkimi Durniami i Złodziejami z Brukseli jest nieco lepsza. Co jakiś czas przypominam też dyskretnie, że za rok, po wyborach parlamentarnych, postaramy się powsadzać co większych kryminalistów z tej „klasy” do więzień – ale jeśli my tego nie zrobimy, to w następnych wyborach mogą przyjść narodowcy, którzy ich po prostu fizycznie wyrżną. Bo chłopaki z Rodłem na ramieniu cackać się z nikim nie zwykli. P. Marian Kowalski otwarcie pisze, że w tej chwili dominuje Kongres Nowej Prawicy; jest on jednak oparty o osobowość JKM – i kiedy mnie zabraknie, przyjdzie pora na narodowców. Cóż, jeśli nie uda nam się wywrócić Polski na prawą stronę – to może być interesująco. Chciałbym na zakończenie przypomnieć „sprawę Dreyfussa”. Trzęsąca Francją generalicja, która doprowadziła do jego skazania, przez długi czas zamiatała sprawę pod dywan i tłumiła krytykę wyroku sądowego. W pewnym jednak momencie zaczęli w prasie atakować zwolenników niewinności kpt. Dreyufussa. Wtedy śp. Emil Zola powiedział: „Mówią – a więc są zgubieni”. Do tej bowiem pory stosowano w stosunku do nas zasadę Totschweigen – „Zamilczeć na śmierć”. Coś się zmieniło: od kilku dni WSZYSCY uznali, że nie można już dłużej udawać, iż Korwin-Mikke nie istnieje, a KNP to jakaś KaNaPa. Jak mówił Mohandas Karamćand Gandhi: „Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz”. Weszliśmy na przedostatnią prostą – potem będzie już tylko bieg po zwycięstwo. JKM

„Język Moskwy” z powodu „poddania się paraliżowi strachu”?

1. Premier Tusk po blisko 6 latach przyjaźni z Władimirem Putinem, w ostatnich miesiącach przestał o tych dobrych relacjach mówić, a nawet więcej, coraz częściej określa prezydenta Rosji mianem agresora, który prowadzi na Ukrainie wojnę. Wczoraj nawet w krótkim wywiadzie, którego udzielił po spotkaniu z obchodzącym swoje 100 urodziny kombatantem walczącym w wojnie obronnej we wrześniu 1939 roku, stwierdził wręcz, że wszystko co się dzieje na południowo-wschodniej Ukrainie, dzieje się przez Putina. Powiedział między innymi „każdy kto ma rzeczywiste pojęcie o tym, co się dzieje na Ukrainie i nie jest poddany paraliżowi strachu, powinien wyraźnie powiedzieć, że dzisiejszym problemem Ukrainy i tej części świata jest zaangażowanie Władimira Putina. Zwracam uwagę szczególnie na to stwierdzenie „i nie jest poddany paraliżowi strachu”, bowiem jak się wydaje niektórzy ministrowie jego rządu (Sikorski, Sienkiewicz), a także prezydent Komorowski z tego paraliżu nie mogą się jakoś wyzwolić.

2. Minister Sikorski już podczas trwania protestów na kijowskim Majdanie, twierdził, że Ukrainy nie ma co „ciągnąć” do Europy „bo jest przeżarta korupcją”, a później w czasie negocjacji ukraińskiej opozycji z ówczesnym prezydentem Janukowiczem „zachęcał” ją do zawarcia porozumienia, stwierdzeniem, że jeżeli go nie podpiszą „będą martwi”. Od jakiegoś czasu mówi już trochę inaczej, to co się dzieje na Ukrainie nazwał wojną, stwierdził nawet, że rakiet jakich użyli nieoznakowani ludzie, którzy zestrzelili dwa ukraińskie śmigłowce, nie można przecież kupić w sklepie z militariami, „odważnie” nawiązując do wypowiedzi Putina, który sugerował ,że tzw. oddziały samoobrony na Krymie, mundury wojskowe miały ze sklepów survivalowych. Ale niejako przy okazji określił Ukrainę jako „państwo słabe”, które wprawdzie ma monopol na używanie siły na swoim terytorium ale przy tym może popełnić błąd i dostarczyć Rosji pretekstu do ponownej bezpośredniej agresji tym razem w części południowo-wschodniej.

3. Także minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz, który powinien znać Rosję i jej imperialne dążenia zwłaszcza pod rządami prezydenta Putina (przecież przed objęciem teki ministra był ekspertem Ośrodka Studiów Wschodnich), co jakiś czas w sprawie Ukrainy, mówi językiem ministra Ławrowa. Ostatnio był łaskaw powiedzieć, „że władze w Kijowie nie kontrolują całego terytorium swojego państwa” co oczywiście jest stwierdzeniem prawdziwym, tylko bez wyjaśnienia z jakiego to się dzieje powodu, jest wpisywaniem się w rosyjską narrację. Niejako przy okazji tylko przypomnę, że podobnie argumentowali i Stalin i Mołotow, kiedy wojska Rosji Sowieckiej po agresji na Polskę 17 września 1939 roku, zajmowały nasze terytoria na wschodzie kraju.

4. Wczoraj do tego duetu ministrów rządu Tuska, dołączył także prezydent Komorowski, który w kilku wywiadach i przemówieniach z okazji 223 rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja, obciążał Rosję za to co się dzieje za naszą wschodnia granicę ale dostawało się także Ukrainie. Ukraina nie wykorzystała swojej szansy, którą stworzyła jej „pomarańczowa rewolucja w 2004 roku”, a prezydent Janukowicz i jego administracja w sposób bezprecedensowy osłabili swoje państwo. Tyle tylko, że jeszcze niedawno można było przeczytać na stronach Kancelarii prezydenta, że Komorowski z Janukowiczem spotkali się przynajmniej kilkadziesiąt razy i trudno wręcz uwierzyć, że dopiero teraz prezydent naszego kraju zorientował się jakie skutki dla Ukrainy przyniosła prezydentura Janukowicza. Wydarzenia w Odessie, prezydent Komorowski był uprzejmy skomentować następująco „ to grozi chaosem i utratą kontroli przez władze w Kijowie nad sytuacją na wschodzie i południu kraju”. Takie stwierdzenie bez jasnego powiedzenia, że sprawcą rozlewu krwi i prawie 50 ofiar śmiertelnych była Rosja i jej najemnicy, jest dokładnie taką narracją jakiej życzyłaby sobie w tej sprawie Rosja. Nie wiem czy to co mówią czasami w sprawie Ukrainy, ministrowie Sikorski i Sienkiewicz, a także sam prezydent Komorowski, wynika „z poddania się paraliżowi strachu” jak to zgrabnie (choć chyba nieświadomie) ujął premier Tusk, czy też z jakiś jeszcze innych powodów, których możemy się tylko domyślać ale dobrze byłoby, żeby jednak rządzący w naszym kraju nie opisywali sytuacji za naszą wschodnią granicą „językiem Moskwy”. Kuźmiuk

Nim ochłoną ze zdumienia Pełniący obowiązki prezydenta Ukrainy pan Turczynow i premier Arszenik Jaceniuk przyznali, że Kijów nie kontroluje sytuacji co najmniej w dwóch obwodach na wschodzie Ukrainy. A nie kontroluje, bo nie może liczyć ani na swoich urzędników, ani na tamtejszą milicję, ani na Gwardię Narodową, ani nawet na Służbę Bezpieki Ukrainy, które albo biernie oczekują rozwoju wypadków, to znaczy - kto ostatecznie weźmie górę i komu trzeba będzie się zameldować, albo wręcz przechodzą na stronę „separatystów”, którzy w związku z tym przejmują inicjatywę nie tylko w tych „co najmniej dwóch” obwodach, ale również w innych wschodnich prowincjach. Ta deklaracja wyjaśnia przyczyny, dla których władze w Kijowie próbowały wciągnąć na Ukrainę oddziały wojskowe z państw NATO, a w ostateczności - „błękitne hełmy” z ONZ. Ale amerykański sekretarz stanu John Kerry oświadczył, że NATO nie odda „ani guzika” - ale tylko z terytorium Paktu, do którego Ukraina nie należy między innymi dlatego, że stanowczo nie życzą sobie tego Niemcy. Widać wyraźnie, że strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie jak dotąd wytrzymuje wszystkie próby niszczące, które zaaplikowały mu Stany Zjednoczone w ramach aktywnej polityki w Europie Środkowo-Wschodniej, do której właśnie powróciły po raz kolejny po sławnym „resecie”, czyli deklaracji prezydenta Obamy z 17 września 2009 roku. Najwyraźniej we wschodnich obwodach Ukrainy powtarza się scenariusz krymski z tą może różnicą, że tutaj Rosja raczej powstrzyma się, przynajmniej na początku, przed inkorporacją wschodnich obwodów do terytorium Federacji, zadowalając się umacnianiem miejscowych „republik”, za pomocą których przebije sobie korytarz do Krymu bez konieczności oficjalnego wprowadzania tam własnych wojsk - o czym wielokrotnie zapewniał Amerykanów rosyjski minister obrony Sergiusz Szojgu. Te „republiki” nie będą oczywiście uznawane przez większość państw, podobnie jak Południowa Osetia, czy Abchazja, ale to nie jest konieczne dla istnienia korytarza do Krymu, a przede wszystkim - dla przejęcia przez Rosję de facto kontroli nad uprzemysłowionymi obwodami Ukrainy, a więc do faktycznego rozbioru tego państwa. Taka perspektywa skłania do zastanowienia, czy przypadkiem kijowski Majdan, którym tak się podniecali nasi Umiłowani Przywódcy, nie narodził się z inicjatywy ruskich szachistów, którzy przecież nie od dziś potrafią grać na wielu fortepianach jednocześnie, w odróżnieniu od naszych Umiłowanych Przywódców, co to z uporem maniaka uderzają w jeden klawisz - albo w ten, albo w tamten. Starożytni Rzymianie powiadali: „is fecit cui prodest”, co się wykłada, że zrobił ten, kto skorzystał. Jak dotąd najwięcej na ukraińskim przewrocie skorzystała Rosja, która nie tylko przejęła Krym i nie musi teraz martwić się o dzierżawę bazy morskiej w Sewastopolu, ale wobec postępującej utraty kontroli nad wschodnimi prowincjami przez Kijów, wypełnia próżnię polityczną również i tam. Zarówno pełniący obowiązki prezydenta pan Turczynow, jak i premier Arszenik Jaceniuk wyszli na tym przewrocie jak Zabłocki na mydle, bo wprawdzie mianowali się dygnitarzami, ale właśnie kompromitują przed społecznością międzynarodową nie tylko siebie, ale - co jest niewątpliwie znacznie gorsze i potencjalnie brzemienne w skutki - całe ukraińskie państwo, które nie tylko coraz bardziej demaskuje się jako pseudonim sitwy skorumpowanych królewiąt zwanych „oligarchami”, ale również - jako rodzaj „państwa sezonowego”. Myślę, że warto zatrzymać się na moment nad owymi „oligarchami”, a zwłaszcza podjąć próbę odpowiedzi na pytanie o ich związki z sowieckimi tajnymi służbami. Czy na przykład taki pan Piotr Poroszenko, który okazał się „głównym sponsorem Majdanu”, a obecnie wystawił swoja kandydaturę w zaplanowanych na 25 maja wyborach prezydenckich nie miał aby jakichś bliskich spotkań III stopnia z KGB? Przebieg jego dotychczasowej politycznej, a również i biznesowej kariery może na to wskazywać. Zatem nie można również wykluczyć, że pan Piotr Poroszenko zasponsorował kijowski Majdan w sekretnym porozumieniu z ruskimi szachistami, którym taki właśnie pretekst był potrzebny do dokonania rozbioru Ukrainy, w następstwie którego pan Poroszenko może liczyć na udzielne księstwo w postaci porozbiorowej resztówki. Dokładnie tak właśnie kombinował sobie w okresie „potopu” szwedzkiego książę Janusz Radziwiłł, który dla swoich kombinacji wymyślił pozory patetycznych patriotycznych uzasadnień, którymi uwiódł pana Kmicica. Czyżby zimnemu ruskiemu czekiście Putinowi w ten sam sposób udało się wyprowadzić w pole nie tylko „aktywistów Majdanu”, ale i naszych Umiłowanych Przywódców, że ci - oczywiście „bez swojej wiedzy i zgody” - wystąpili w roli pożytecznych idiotów? Tego też wykluczyć się nie da. „Rozgrywka z nimi to nie żadna polityka. To wychowanie dzieci, biorąc rzecz en masse” - śpiewał Jacek Kaczmarski w piosence „Rejtan, czyli raport ambasadora” - oczywiście Ottona Magnusa von Stackelberga, który w raporcie przesłanym Katarzynie tak charakteryzuje Polaków: „La liberte polonaise n’ayant jamais porte que sur l’imagination... a accoutume la nation au seul culte de l’appareil exterieur” - co się wykłada, że wolność polska zawsze skierowana w stronę wyobraźni, przyzwyczaiła naród do kultu działań zewnętrznych, a ściśle biorąc - do kultu pozorów. Ale wychowanie dzieci obejmuje również ich karcenie i jeśli z tego właśnie punktu widzenia spojrzymy na rewelacje ogłoszone niedawno przez byłego dygnitarza Kongresu Liberalno-Demokratycznego i Platformy Obywatelskiej Pawła Piskorskiego, to można nabrać podejrzeń, że oto Stronnictwo Ruskie przystąpiło do karcenia Umiłowanych Przywódców naszego nieszczęśliwego kraju. Mianowicie pan Piskorski przypomniał sobie, jak to w początkach lat 90-tych, kiedy to światło nie było jeszcze oddzielone od ciemności, niemiecka CDU futrowała finansowo Kongres Liberalno-Demokratyczny markami, które „aferałowie” wymieniali następnie po kantorach, w ten sposób wstępnie forsę przepierając. Tym razem niezależne media głównego nurtu zamiast zamilczeć roztropnie, podniosły hałasy, co oznacza, że pan Piskorski chyba nie działa samotnie. W tej sytuacji premier Tusk wszystkiemu zaprzeczył, a w szczególności - że KL-D otrzymał od CDU jakąś „pożyczkę”. Na to pan Piskorski przytomnie replikował, że on nie mówił o żadnej „pożyczce”, tylko o darowiznach. W ten oto sposób dyskurs polityczny niebezpiecznie zbliżył się do „danych wrażliwych”, na co podczas przesłuchania u resortowej „Stokrotki” w TVN zwrócił uwagę Aleksander Kwaśniewski. Po pierwsze - zeznał, to wszystko wydarzyło się dawno, a poza tym, a właściwie nie tyle „poza tym”, co przede wszystkim - „tak nie można”. Ano, jużci prawda; pan Aleksander Kwaśniewski, kiedy tylko na skutek karygodnej lekkomyślności naszego mniej wartościowego narodu tubylczego został prezydentem Rzeczypospolitej, natknął się na publikację w tym samym tygodniku „Wprost”, który teraz wdał się w rozmowę z panem Piskorskim, a która wtedy dotyczyła krociowych sum, jakie PZPR kradła z Przedsiębiorstwa Eksportu Wewnętrznego „Pewex” i lokowała na kontach w szwajcarskich bankach. Ile tego mogło być, na to wskazywała informacja, że w latach 1988-89, kiedy dyrektorem Pewexu był Marian Zacharski, PZPR wykorzystała 800 zezwoleń dewizowych, realizując zatem więcej niż jedno dziennie, zaś przykładowy transfer z jednego dnia obejmował 22 mln franków szwajcarskich i 750 tys. dolarów. I tak dzień w dzień przez co najmniej 18 lat - bo tyle lat istniał Pewex. Kto do tych pieniędzy ma dostęp, jaki robi z nich użytek i tak dalej - o tym sza. Aleksander Kwaśniewski bowiem zareagował na tamtą publikację pogróżką, że jeśli jeszcze chociaż jedno słowo ktoś na ten temat piśnie, to on zarządzi „lustrację totalną”. Na takie dictum Jacek Kuroń i prof. Karol Modzelewski napisali do prezydenta Kwaśniewskiego list z propozycją, by już się nie kłócić, byle tylko premier Józef Oleksy, właśnie oskarżony o szpiegostwo na rzecz Rosji, podał się do dymisji. I tak się stało - co pokazuje, że tajemnice III Rzeczypospolitej są przez naszych Umiłowanych Przywódców strzeżone w porozumieniu ponad politycznymi podziałami, podobnie jak wznoszą się oni ponad polityczne podziały, kiedy idzie o sprawy naprawdę dla naszego nieszczęśliwego kraju istotne. Mam tu na myśli zarówno Anschluss do Unii Europejskiej, jaki nastąpił 1 maja 2004 roku, jak i ratyfikację traktatu lizbońskiego. Czy jednak III Rzeczpospolita ma jakieś tajemnice wobec zimnego rosyjskiego czekisty Putina? Myślę, że przed nim żadnych tajemnic ona nie ma i dlatego rada, jaką Jacek Kaczmarski wkłada w usta ambasadora Stackelberga: „Dlatego radzę; nim ochłoną ze zdumienia, tą drogą dalej iść; nie grozi niczym to! Wygrać, co się da wygrać! Rzecz nie bez znaczenia, zanim nastąpi europejskie qui pro quo” - jest niestety, a właściwie właśnie nabiera coraz większej aktualności. Stanisław Michalkiewicz

05/05/2014 „Jesteśmy swoimi własnymi Hunami” - twierdzi Bertrand de Jouvenel w swoim „Traktacie o władzy”, który akurat mam przyjemność czytać. Twierdzi, że barbarzyńcy już nie są potrzebni- stajemy się sami swoimi własnymi Hunami. Stajemy się barbarzyńcami. Wystarczy spojrzeć na współczesną Europę przeżartą socjalizmem, biurokracją, beznadzieją , starzejącą się w oczach, upadającą i nie mającą siły konkurować ze światem opartym o inne cywilizacje. Ociężała socjalistyczna Europa na ma siły się dźwignąć, żeby podołać rynkom :chińskim indyjskim, brazylijskim. Inne cywilizacje będą nas kolonizować. To tylko kwestia czasu. A władze szwedzkiego Goteborga tymczasem chcą pilotażowo skrócić dzień pracy swoich pracowników do sześciu godzin przy zachowaniu dotychczasowego wynagrodzenia. Ten pilotażowy eksperyment ma zwiększyć wydajność pracowników i ograniczyć urlopy zdrowotne, a w konsekwencji-„ zaoszczędzić pieniądze podatników”(???). Pracownicy miejskich wydziałów i jednostek, chodzi nie tylko o urzędników, ale również o opiekunów starszych osób- zostaną podzieleni na dwie grupy, z których jedna będzie pracowała na dotychczasowych zasadach- osiem godzin dziennie, a druga tylko sześć godzin. Ma to być test i sprawdzenie, czy mniejszy wymiar czasu wpłynie pozytywnie na wydajność pracowników, a także na liczbę dni spędzanych na urlopach zdrowotnych. Czy to nie ciekawy eksperyment, żeby nic się nie zmieniło? Urzędnicy mają mieć te same wynagrodzenia pochodzące z podatków” obywateli” mieszkających w Goeteborgu, ale będą mniej pracować- to znaczy obijać się po urzędzie, tak jak w każdym socjalizmie, czy to szwedzkim, czy to polskim, czy to socjalizmie amerykańskim,. Wszędzie olbrzymie biurokracje, które nie dość, że przeżerają wielkie budżety gmin czy państw, paraliżują życie ludzi mieszkających pod okupacją próżniaczej klasy biurokratycznej, to jeszcze robią sobie eksperymenty polegające na tym, żeby pokombinować tak, żeby wszystko pozostało po staremu, a niektórzy i tak w konsekwencji będą mniej przesiadywać po urzędach. Ale dostaną te same pieniądze. To nie lepiej ich wszystkich powysyłać na urlopy urzędnicze, polikwidować przepisy do których są przypięci, i uwolnić „ obywateli” od ciężaru urzędniczego demokratycznego państwa prawnego- w tym przypadku Szwecji? Wiadomo nie od dziś, że przy pewnym poziomie próżniaczej klasy urzędniczej, poziomie- jak mówi propaganda” zatrudnienia”- zbita w masę urzędniczą klasa żyje własnym życiem urzędniczym zamkniętym we własnym kręgu możliwości utrzymania się na powierzchni życia pozaurzędniczego i nie potrzebuje nic do swojego szczęścia, poza oczywiście pieniędzmi dopływającymi regularnie do zamkniętego układu utworzonego dla potrzeb szlachty urzędniczej. Żeby tylko były pieniądze na „ wynagrodzenia” i żeby przypadkiem ich nie zabrakło. Wtedy dopiero byłby ambaras. Te tysiące urzędników w Polsce to jest wielkie utrapienie dla przedsiębiorców i ludzi żyjących z pracy w sektorze prywatnym, traktowanym przez socjalistyczne państwo jak dojna krowa. Ile pieniędzy by socjalistyczne państwo nie zabrało ludziom ciężko pracującym i organizującym prace innym- to wszystko mało. Potrzeb urzędniczych nie da się zaspokoić nigdy, bo potrzeby próżniaczej klasy urzędniczej są nieograniczone. Ile by nie zabrali, zawsze jest za mało! Nawet gdyby im się udało- poprzez demokratyczne ustawy sejmowe- zabrać nam wszystko, to i tak jeszcze będą wkładać swoje łapska głębiej do naszych kieszeni. W demokracji socjalistyczne państwo zawsze jest łupem dla demokratycznych szajek urzędniczych. Tak jest w całej Europie socjalistycznej, tak było w socjalizmie niemieckim za rządów Narodowo- Socjalistycznej Partii Robotniczej Niemiec pod wodzą socjalisty- Adolfa Hitlera. Po dojściu do władzy narodowych socjalistów zajęto się ubikacjami, w których umieszczano tabliczki z napisami , jak ciągnąć za łańcuszek w przypadku krótkiego pobytu, i jak ciągnąć za łańcuszek w przypadku dłuższego pobytu. Po krótkim pobycie- tylko siusiu-, łańcuszek w prawo, mniej wody spłynie, przy dłuższym pobycie, kupka– łańcuszek w lewo- więcej wody spłynie(???) Bardzo mi się to podoba, ale nieraz… No właśnie, jak się tak stanie, że kupka się zaczepi i przyklei do klozetu, to wtedy nie wiadomo, czy ciągnąć łańcuszek w lewo, czy może w prawo, i czy można skorzystać z wody drugi raz- i czy będzie to mieściło się w oczekiwanej oszczędności oczekiwanej przez Narodowo Socjalistyczną Partię Niemiec? Obecnie i teraz- jak nie rządzi Europą Narodowo- Socjalistyczna Partia Niemiec- Komisja Europejska przemyśliwuje jakby tu ograniczyć zużycie wody przy spółkowaniu, pardon- spłukiwaniu. Jest nawet pomysł, żeby zbiornik wody do spłukiwania ograniczyć do 0,5 litra znajdującej się w nim wody. Jakoś zarówno” naziści” jak i Europejczycy” nie mogą dać spokoju tym wszystkim którzy- na własny rachunek- chcą spuszczać ekskrementa na przykład dwoma litrami wody, za które chcą dobrowolnie zapłacić. No bo instrukcja mycia rąk już na dobre zagościła w „ miejscach publicznych” i w miejscach gdzie prowadzi się działalność gospodarczą. Za jej brak można zostać ukaranym mandatem karnym w jego wysokości 150 złotych(????) W instrukcji jest dokładnie opisane jak się w sposób właściwy myje ręce, jak ktoś nie wie- zapraszam do czytania instrukcji. Przekona się, że to co do tej pory robił ze swoim rękoma to nie jest żadne mycie rąk. To jest rozmazywanie mydła, a ręce jak były brudne, tak nadal są. Szkoda, że nie ma żadnej służby państwowej, która zajmowałaby się sprawdzaniem, czy” obywatel” ręce umył dobrze, czy tylko rozmazał mydło .Jak zwykle mam już roboczą nazwę- Państwowa Inspekcja Mycia Rąk. Zawsze jak gdzieś myję ręce, mam problem ze zrozumieniem czy zaczepia się lewy kciuk lewej dłoni, czy zaczepia się najpierw prawy kciuk prawej dłoni, żeby umyć dokładnie lewą, a przy okazji zacząć myć prawą, żeby konsekwentnie dotrzeć do instrukcyjnego umycia dłoni obu w sposób właściwy., a więc zgodny z instrukcją wymyśloną w gabinecie Komisji Europejskiej, a może na posiedzeniu Rady Unii Europejskiej, nie mylić z Radą Europy., bo to zupełnie inne gremium. Tylko patrzeć, jak w restauracjach, kawiarniach, na zapleczach kuchni i barów szybkiej obsługi pojawią się obowiązkowo instrukcje mycia nóg i instrukcje kąpieli w wannach i pod prysznicami. Dlaczego nie? Wielu” obywateli” nie wie jak się powinien kapać zgodnie z instrukcją wymyśloną, nie przez NSDAP, ale w kręgach Komisji Europejskiej. Jak już ta sprawa zostanie załatwiona, czas na instrukcje umieszczane w prywatnych domach obowiązkowo i zgodnie z demokratyczną ustawą. Bo demokracja zawsze nad wyraz i musi być pomocna, żeby zniewalać miliony ludzi. Być może „ jesteśmy swoimi własnym Hunami”, ale rządzą nami czerwoni Hunowie, którzy narzucają nam jak mamy postępować w swoim życiu, i co robić z własnymi pieniędzmi. Ile wody powinniśmy mieć w swojej spółeczce, jak myć ręce, jak wychowywać dzieci i jak mamy myśleć. „Nawet państwo policyjne, ten najmniej znośny atrybut tyranii wzmacnia się w cieniu demokracji”- napisał Bertrand de Jouvenel… i o tym trzeba uczyć młodzież! WJR

Czy są jeszcze sędziowie w Warszawie?

1. „Są jeszcze sędziowie w Berlinie” miał powiedzieć król pruski Fryderyk Wielki, kiedy przyniesiono mu wyrok sądu, który rozstrzygał na korzyść młynarza z Sans-Souci. Chodziło o wyrok w sprawie, którą wniósł wspomniany młynarz przeciwko królowi w sytuacji, kiedy został przez urzędników królewskich pozbawiony młyna tylko dlatego, że nadmiernie hałasował, czym przeszkadzał rodzinie królewskiej. W najbliższy wtorek i środę (5 i 6 maja) Trybunał Konstytucyjny, zajmie się po blisko 2 latach od uchwalenia nowelizacji ustawy o emeryturach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, skargami na nią złożonymi przez OPZZ, NSZZ „Solidarność” i klub parlamentarny Prawo i Sprawiedliwość. OPZZ podnosi w swoim wniosku niezgodność uchwalonej ustawy z Konstytucją RP między innymi „poprzez zmianę reguł gry podczas jej trwania”, „Solidarność” niezgodność z prawem międzynarodowym, które Polska ratyfikowała, Prawo i Sprawiedliwość poważne zastrzeżenia do procedury uchwalenia tej ustawy, a także przymus pracy do 67 roku życia zarówno kobiet jak i mężczyzn. Zobaczymy więc czy są jeszcze sędziowie w Warszawie, mimo tego, że parę miesięcy temu przewodniczący TK prof. Rzepliński, pytał rząd Donalda Tuska o skutki ewentualnego uchylenia tej nowelizacji i otrzymał odpowiedź, że byłoby ono druzgocące dla budżetu państwa i finansów publicznych.

2. Przypomnijmy tylko, że nowelizacja ustawy emerytalnej uchwalona przez Sejm w maju 2012 roku i podpisana przez prezydenta Komorowskiego w już czerwcu, spowodowała nie tylko jak się powszechnie sądzi wydłużenie wieku emerytalnego o 2 lata dla mężczyzn i o 7 lat dla kobiet (dla kobiet pracujących w rolnictwie aż o 12 lat) i wprowadzenie skandalicznie niskich emerytur częściowych ale także znaczące pogorszenie dostępu pracowników do systemu emerytalnego. Otóż po majowej nowelizacji wielu osobom, które weszły na rynek pracy po roku 1989, grozi utrata prawa do gwarantowanych minimalnych emerytur, rent rodzinnych i wdowich. Do tej pory kobieta miała prawo do emerytury minimalnej mając 14 lat składkowych i 6 nieskładkowych, po zmianach aby otrzymać emeryturę minimalną, musi mieć 30 lat stażu składkowego (jest to więc wydłużenie okresu składkowego aż o 16 lat). Z kolei mężczyzna do tej pory miał prawo do emerytury minimalnej mając 17 lat składkowych i 8 lat nieskładkowych, po zmianach aby ją uzyskać musi dysponować aż 35 stażem składkowym (wydłużenie stażu składkowego o 18 lat). W sytuacji kiedy na rynku pracy już blisko 50% osób jest zatrudnionych na tzw. umowy śmieciowe (od których w dużej części nie odprowadza się składek ubezpieczeniowych), przy równie powszechnym zatrudnianiu na czarno, nietrudno sobie wyobrazić jak trudno będzie w przyszłości wykazać się 30- letnim stażem składkowym w przypadku kobiet i 35- letnim w przypadku mężczyzn.

3. Równie poważne wątpliwości pojawiają się także w związku z wysokością przyszłych emerytur, po tej tzw. reformie.

Po wydłużeniu wieku emerytalnego na stronie internetowej ministerstwa finansów umieszczono tzw. kalkulator emerytalny, który informował na przykład, że kobieta która przepracuje 26 lat i będzie zarabiała w całym tym okresie 2900 zł brutto w wieku 63 lat uzyska świadczenie w kwocie około 1800 zł (a więc aż 85% ostatniego wynagrodzenia netto) ale po wydłużeniu aktywności zawodowej do 67 lat, jej emerytura wyniesie już blisko 2450 zł i będzie stanowiła aż 106% obecnych zarobków netto. Niestety te wyliczenia nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Otóż nowy system emerytalny uchwalony w 1998 roku (zdefiniowanej składki) doprowadził do tego, że średnia stopa zastąpienia (czyli relacja przyszłego świadczenia do ostatniego wynagrodzenia) uległa obniżeniu z obecnych około 60% do 36% i to brutto, a więc przed opodatkowaniem emerytury podatkiem dochodowym od osób fizycznych (około 29% netto). Nie ulega więc wątpliwości, że emerytura wypłacana „na rękę” w wysokości około 30% ostatniego wynagrodzenia, będzie świadczeniem wręcz głodowym.

4. Trybunał będzie miał trudny orzech do zgryzienia także dlatego, że większość koalicyjna Platformy i PSL-u odrzuciła wniosek o referendum w sprawie wydłużenia wieku emerytalnego, złożony przez NSZZ „Solidarność” poparty aż 1,5 milionem podpisów, a procedowanie samej nowelizacji ustawy o emeryturach w Sejmie, było wręcz skandalicznie.

Czy mimo presji rządu Tuska, a jak się wydaje także i Kancelarii prezydenta Komorowskiego, okaże się w najbliższym czasie, że są jeszcze sędziowie w Warszawie? Kuźmiuk

Oleksy chce SLD przekształcić w partię chrześcijańska Guy Sorman napisał " W Europie tradycyjna rola elit - szlachty, wysokiego duchowieństwa ,urzędnikow państwowych , inteligencji - jest zapewnienie  pomyslnosci narodu. By osiągnąć ten cel, tworzą totalitarne ideologie,pełne obietnic  spokojnego , szczęśliwszego jutra." ...(więcej )
Jan Bodakowski „Jan Paweł II w swoich encyklikach potępiał socjalizm i trzecią drogę. W encyklice „Centisimus annus” z roku 1991 nawoływał kraje postsowieckie do przyjęcia gospodarki wolnorynkowej. Przestrzega przed opieką państwa, która uzależnionych od niej demoralizuje. W encyklice „Sollicitudo rei socialis” z 1987 roku Jan Paweł II pisał że prawo do indywidualnej inicjatywy gospodarczej jest wyrazem twórczej podmiotowości człowieka. Godności wywodzącej się z jego wolności. Papież polak nawoływał do zasady pomocniczości i ograniczenia rządu. Papież głosił że rynek daje wybór będący wyznacznikiem wolności niezbędnej dla zachowania ludzkiej godności. W swoich encyklikach pisał o niezbywalnym prawie do prywatnej inicjatywy gospodarczej, która jest wyrazem podmiotowości i godności człowieka. Dla Jana Pawła II wolność ekonomiczna była aspektem wolności ludzkiej. Wolny rynek był dla Jana Pawła II lepszy nie ze względu na swoja efektywność, ale ze względu na swój fundament moralny. ….(więcej )
Józef Oleksy „ W sejmowej uchwale dotyczącej Jana Pawła II chodziło o odniesienie się do wspaniałej, wielkiej postaci. Gra o to, kto będzie bardziej pryncypialny w egzekwowaniu świeckości państwa, była niesmaczna „..'Dlaczego posłowie Sojuszu nie wzięli udziału w głosowaniu nad uchwałą dotyczącą Jana Pawła II? To była niezrozumiała taktyka. Patrząc na to z boku, byłem zdezorientowany. Nie przekonuje mnie tłumaczenie, że jest to sprawa obrony świeckości państwa. W tej uchwale nie chodziło przecież o kanonizację, tylko o odniesienie się do osoby niezwykłej, wspaniałej, którą świat uznał za wielką postać. To wystarczyło do podjęcia uchwały na cześć Jana Pawła II. Gra o to, kto będzie bardziej pryncypialny w egzekwowaniu świeckości państwa, była niesmaczna. Śmieszą mnie zrywy faryzejskiej pryncypialności, które trwają tylko chwilę. To jest wynik tego, że demokracja rezygnuje ze świata wartości. Już chyba wszyscy zdają sobie sprawę, że polityka jest coraz bardziej pustą grą na słowa, na emocje, na prężenie muskułów i na własną chwałę polityków.”...”Prawica jednak stara się trwać przy wartościach. Opozycja zdążyła zmęczyć wyborców ciągłymi atakami na rząd Tuska. Należało tę krytykę rozłożyć w czasie I bardzo dobrze, bo gdyby nikt o nich nie przypominał, to byłoby całkiem źle. Natomiast prawica prezentuje wartości selektywnie.”...”Sekretarz generalny SLD Krzysztof Gawkowski niedawno chciał wprowadzać do doktryny waszej partii nurt chrześcijański. Jak to się ma do zachowania w sprawie uchwały o Janie Pawle II? Rzeczywiście był taki pomysł, któremu sprzyjałem, ale chyba został zarzucony. Uważam, że Gawkowski wykazał się odwagą i otwartym myśleniem. Niestety, nie u wszystkich zyskał uznanie. Szkoda, że nie podjęto w SLD dyskusji na ten temat.”....”Socjaldemokracja europejska budowała dużą część swojego programu społecznego na gruncie doktryny chrześcijańskiej. Na początku lat 90. za czasów SdRP współpracowałem z niemiecką SPD, robiliśmy dobre konferencje i seminaria. Najpierw moim partnerem był Günter Verheugen, który używał sformułowania „dyktat amerykański w Europie", a ja mu mówiłem: Günter, przestań, nawet u nas już się tak nie mówi. Później zastąpił go Wolfgang Thierse, późniejszy szef Bundestagu. Wówczas był on w prezydium SPD przedstawicielem krajowego związku katolików niemieckich. I co się złego działo? Nikomu to nie przeszkadzało. Było to dopełnienie partii. Ja naprawdę traktuję ten nurt chrześcijański na lewicy poważnie, choć pewnie wielu uważa, że byłoby to coś profanującego dla partii. „...”Zostanie pan zapamiętany jako  ten premier z lewicy, który klęczał  na Jasnej Górze. Bo uważam, że nurt myśli chrześcijańskiej ma prawo bytu. Przecież w Polsce wszyscy na pogrzeby i śluby chodzą do kościoła. Dlatego choć osobiście nie jestem praktykującym katolikiem, nigdy nie będę antyreligijny. Nie można się wtrącać w to, co dla ludzi jest ważne.”...”Zamiast nurtu chrześcijańskiego jest zdecydowany zwrot SLD ku przeszłości. Podejmowane są kontrowersyjne próby dowartościowania byłych funkcjonariuszy WSI czy SB. To dobry pomysł? Lewica ma wyrzuty sumienia, że w rozterce przełomu dziejowego za mało stanowczo broniła dorobku PRL. Rzecz nie idzie o to, żeby rewidować przeszłość, tylko o to, żeby wyprostować własny stosunek do przeszłości”...(źródło)
Prof. Michael Novak „Od czasów Jana Pawła II mamy jakby nowy impuls w nauczaniu społecznym Kościoła. Kluczowy do niej wkład Jana Pawła II dotyczy wyjaśnienia, jaka jest przyczyna bogactwa nie indywidualnego, ale narodów. Dokładnie to samo pytanie stawiał Adam Smith.”...”Wiedza, umiejętności, kreatywność. Społeczeństwa nie bogacą się poprzez pracę w sensie marksistowskim, czyli przez niewolniczą pracę robotników w przemyśle ciężkim. „.....” „Nawet w Ameryce coraz więcej ludzi szuka dziś bezpieczeństwa, a nie wolności. Jeszcze 20 lat temu było inaczej „....”Koncentracja na bezpieczeństwie jest formą socjalizmu, łagodną, ale jednak socjalizmu. A z socjalizmem jest tak, że działa dopóty, dopóki korzysta z cudzych pieniędzy.”...”Bycie kreatywnym jest ideą chrześcijańską. Nie znajdzie się jej w hinduizmie, buddyzmie, w islamie. W tym sensie Max Weber miał rację, że chrześcijaństwo jest podstawą kreatywności, „....”Katolicyzm dostarcza najlepszej teorii do dynamizmu ekonomicznego „....(więcej)
Wikipedia „ Socjalizm chrześcijański (socjalchadecja) – jeden z nurtów socjalizmu utopijnego z okresu XIX wieku. W duchu chrześcijańskim krytykował efekty kapitalizmu. Domagał się sprawiedliwego społecznie podziału zysków, m.in. dzielenia się majątkiem z najuboższymi warstwami ludności. Socjalizm chrześcijański odrzucał ideę walki klas i postulował solidaryzm społeczny. Współczesny program socjalizmu chrześcijańskiego demokratyzuje i deutopizuje ten system. Łączy niektóre zasady chadecji, takie jak przywiązanie do tradycyjnych wartości i uważanie wiary za fundament istnienia i życia, z zasadami socjalizmu, jak równość społeczna i wyrównywanie szans krzywdzonych ludzi, niezależnie od ich pochodzenia czy "klasy społecznej", jak to głosił oryginalny socjalizm.
Do znanych przedstawicieli nurtu należeli:

Ideały socjalistyczne (ściśle anarchistyczne, patrz: chrześcijański anarchizm) z chrześcijaństwem łączył również Lew Tołstoj, choć sam odżegnywał się od tych doktryn nie nazywając siebie anarchistą. Współcześnie chrześcijaństwo z socjalizmem próbują połączyć teoretycy teologii wyzwolenia – aktywiści brytyjskiego Christian Socialist Movement (Ruch Chrześcijańskich Socjalistów)....(źródło )

Rafal Ziemkiewicz” Teologia uczy, że Szatan me może nic stworzyć – potrafi jedynie małpować dzieła boskie, kopiować je i przepoczwarzać. Jeśli więc ktoś wierzy w istnienie Szatana – a taka wiara na pewno nie jest bardziej śmieszną, niż wiara w istnienie Boga – to za typową dla niego robotę uznać musi socjalizm, będący przecież niczym innym, niż przepoczwarzeniem chrześcijaństwa. „...(źródło )

Ks. Wiktor Cathrein SI „Że tak zwany socjalizm naukowy z natury swojej jest niereligijny, a nawet antyreligijny, o tym nie możemy powątpiewać już ze względu na znaną nam materialistyczną teorię dziejów, jedną z głównych jego podstaw.  „...”Ponieważ całe wychowanie młodzieży, wedle socjalistów ma być powierzone państwu, wynika stąd, że religia winna być w nim zupełnie pominięta, że musi ono być ateistyczne. Jakoż program erfurcki wyraźnie domaga się „świeckiej (tj. zupełnie bezreligijnej) szkoły” „...”Pozorne przeto uznanie i dopuszczenie religii, jako „sprawy prywatnej” jest oczywistą ułudą. Socjaliści po prostu nie chcą sobie zrazić tych ludzi, którzy jeszcze zachowali w głębi serca jakieś uczucia religijne, żądają tedy od nich na pozór tylko wyrzeczenia się publicznego kultu religijnego, pozostawiając im rzekome prawo zachowania religii w głębi duszy. Naprawdę zaś socjalizm w wewnętrznej swej istocie wrogi jest wszelkiej religijności, skoro ta odwodzi wzrok człowieka od ziemi, zwraca go ku niebu, skoro poucza, że nie samym chlebem człowiek żyje. Nie dziw też, że najwybitniejsi socjaliści otwarcie wyznają swą nienawiść dla religii i lubują się w najdzikszych bluźnierstwach przeciw Bogu. „....”W jednym z je go numerów wydanych podczas świąt Bożego Narodzenia (1890, nr 301), obwiniane jest chrześcijaństwo, że nie spełniło żadnej ze swych obietnic. „Wiemy, powiedziano tam, że chrześcijaństwo nie przyniosło nam zbawienia. My, socjaliści, nie wierzymy w Zbawcę, wierzymy w zbawienie. Nie człowiek, nie Bóg w ludzkiej postaci, nie Zbawiciel ocali ludzkość od zguby, zbawi sama siebie ludzkość pracująca”. „....”W początkach stycznia 1897 roku filia szarlotenburska socjaldemokratycznego związku murarzy powzięła następujące postanowienie: „Jeśli w pogrzebie jakiegoś towarzysza związkowego uczestniczy duchowny, to zmarłego nie należy uczcić wieńcem”. „...”3 lutego 1893 roku K. Bachemowi, posłowie z demokracji socjalnej odpowiedzieli przecząco w izbie na pytanie kategoryczne: czy wierzycie w życie pozagrobowe. Skoro 13 marca 1900 roku poseł Grober oświadczył: „Wszyscy musimy odpowiadać przed obliczem wszechwiedzącego Boga”, socjalni demokraci wybuchli zbiorowym, szyderczym śmiechem i pogardliwymi krzykami. Takiż śmiech dał się słyszeć, gdy 4 marca 1904 roku dr Stocker nazwał w parlamencie Chrystusa „Synem Bożym”. „...”Karol Marks w swoich pismach nie pomija żadnej sposobności, pozwalającej na jawną lub ukrytą wycieczkę przeciwko chrześcijaństwu. Religię poczytuje on za odwróconą „świadomość świata”, za „fantastyczną realizację jestestwa ludzkiego”. Człowiek czyni religię, nie religia człowieka”. „Religia jest to duch bezdusznych stanów człowieczeństwa; jest to opium ludu”. „Zniesienie religii, jako złudnego szczęścia ludu jest przyczynkiem do rozwoju szczęścia rzeczywistego”. „Religia jest złudnym słońcem, obracającym się dokoła człowieka, dopóki on sam dokoła własnej swej istoty nie pocznie się obracać”. „Po dobnie jak w religii człowiek opanowany jest przez twór własnej głowy i w kapitalistycznej wytwórczości panuje nad nim twór własnych jego rąk”. Marks sam chciał opracować po niemiecku osławioną książkę Morgana, wyprowadzającą początek rodziny ze stanu czysto zwierzęcego, ponieważ jednak planu tego nie mógł urzeczywistnić, przekazał go swojemu przyjacielowi, Engelsowi, który go istotnie wypełnił w swej Krytyce partyjnego programu demokracji socjalnej. Zaleca on partii robotniczej, aby stanowczo oświadczyła, iż w sumieniu swoim wyzwoliła się z wszelkich strachów religijnych. „...”Bebel wraz z płochym Heinem pozostawia niebo „aniołom i wróblom”. Teologia według niego pozostaje w jawnym przeciwieństwie do wiedzy przyrodniczej i zupełnie ma być usunięta z życia społeczeństwa przyszłości. Przeświadczenie, że niebo znajduje się na ziemi i że śmierć jest końcem wszystkiego, umożliwi ludziom przyszłym życie zgodne z przyrodą. „Nie bogowie stworzyli ludzi, lecz ludzie stworzyli bogów i Boga”. „Wiedza przyrodnicza uczyniła mitem historię stworzenia, astronomia i fizyka uczyniły niebiosa przestworem powietrza”. Na posiedzeniu parlamentu 31 grudnia 1881 roku dzisiejszy przywódca demokracji socjalnej wyraźnie oświadczył: „W dziedzinie politycznej dążymy do republiki, w dziedzinie ekonomicznej do socjalizmu, a w tym, co się nazywa dziedziną religijną, do ateizmu”. ….”Liebknecht oświadczył na sejmie partyjnym w Halle: „Co do mnie, z religią dawno się już załatwiłem. Pochodzę z cza sów, gdy studenci niemieccy wcześnie wtajemniczani byli w za sady ateizmu... Wiedza jest przeciwniczką religii... nauka dba o dobre szkoły, będące najdzielniejszym środkiem przeciwko religii”. Bebel jest przekonany, że zależność religii od warunków ekonomicznych jest oczywista tak dalece, że zbyteczną jest na wet wszelka walka przeciwko religii. Możemy spokojnie pozo stać na gruncie socjalizmu i tym samym już przezwyciężyć głupotę mas, o ile ten wciela się w religijne formy i dogmaty”. „...”Dietzgen w swoim bluźnierczym przemówieniu o religii demokracji socjalnej tak się wyraża: „Jeśli religia polega na wierze w pozaświatowe, nadziemskie istoty i siły wyższe, duchy i bóstwa, to demokracja bezreligijną być musi. Na miejsce religii stawia ona niemożliwość osiągnięcia doskonałości przez jednostkę i wynika stąd konieczność podporządkowania jej zbiorowości społecznej. Kulturalne społeczeństwo ludzkie jest to najwyższa istota w jaką wierzymy. Nadzieja nasza polega na socjaldemokratycznym ukształtowaniu tego społeczeństwa. Przez nie dopiero stanie się prawdą miłość, o której tylko dotąd marzyli fantaści religijni”.Wedle dr Rudta, otwarcie przyznającego się do ateizmu przyrodniczo-humanitarnego, pogląd obecnej epoki, osiągnąwszy prze wagę w walce swej z religią, utoruje drogi, na których rozum ludzkości dojdzie do zwycięstwa nad kłamstwem i tyranią we wszelkiej postaci. „Nie o litość i łaskę niebios błagamy, lecz sprawiedliwość i szczęście tu na ziemi mieć chcemy.”I Hoffmann nie zna bardziej utopijnej utopii aniżeli wiara w Trójcę Bożą, w uczłowieczenie Boga, w nieśmiertelność i w zbawienie wiekuiste.Kautsky w „Neue Zeit” (1921, I, s. 506) ganił socjalistów francuskich, a szczególnie Jauresa, z powodu nie dość radykalnego stanowiska w ich walce przeciwko kongregacjom. Mówi on, że przekłada niemiecki sposób walki przeciwko Kościołowi, jako daleko skuteczniejszy. Jednostronne zwalczanie kongregacji jest tylko obcinaniem gałęzi drzewa, pozwalające mu jeszcze bujniej się rozwijać, do korzenia samego trzeba siekierę przyłożyć, a to może być dokonane li tylko przez odjęcie klerowi wszelkiego poparcia ze strony państwa.”...”Malon, główny przywódca socjalistów francuskich, który Kapitał Marksa na język francuski przełożył, mówił na swym łożu śmierci: „Umieram w mej wierze panteistycznej, rewolucyjnej, socjalistycznej”. „...”Na sejmie partyjnym niemiecko-austriackiej demokracji socjalnej w Linzu (30 maja 1898 roku) powzięta została następująca rezolucja na wniosek Pernerstorfera. „Demokracja socjalna jest najzupełniejszym przeciwieństwem klerykalizmu rzymskie go, jako zwolennika surowego autorytetu niezmiennego dogmatu i absolutnej niewoli duchowej. Zachowujemy stanowisko wątpiące wobec wszelkiego autorytetu, nie znamy niezmiennych dogmatów i jesteśmy przedstawicielami prawa oraz wolności sumienia (!). W tej olbrzymiej walce, jaką toczy demokracja socjalna nie cofnie się ona przed wszelkimi potęgami ziemi, nie cofnie się i przed potęgami piekła. Oprócz walki o prawa ekonomiczne klasy robotniczej, walczymy też o najwyższe dobra duchowe ludzkości. I ta tysiącletnia walka między światłem i ciemnością rozstrzygnięta będzie na korzyść światła, na korzyść demokracji socjalnej”. Wniosek ten wedle sprawozdania berlińskiego „Vorwarts” przyjęty został „burzliwymi oklaska mi”. Na sejmie partyjnym demokracji socjalnej w Gratzu 2 września 1900 roku Ellenbogen wskazał, jako zadanie austriackiej demokracji socjalnej „walkę przeciwko ogłupiającemu lud klerykalizmowi” („Koelnisch Volkszeitung” 1900, nr 810). W dniu 23 kwietnia 1901 roku oznajmia Pernerstorfer w sejmie austriackim: „Rzymski fetyszyzm nie jest wcale religią”. Na hiszpańskim kongresie socjalistycznym w Madrycie w dniu 21 września 1899 roku postanowione zostało wykluczenie wszelkich towarzyszy wyznających jakąkolwiek religię pozytywną. To postanowienie, według „Vorwarts” (1899, nr 225), miało być odpowiedzią na zelotyzm średniowieczny klerykałów hiszpańskich. Socjalista angielski Belfort Bax, pisze: „Jasno się teraz okazuje, w jakim znaczeniu socjalizm nie jest religijnym. Pogardza on innym światem ze wszystkimi jego teatralnymi rekwizytami, tj. z tym wszystkim, na czym się obecnie religia opiera. Jasnym jest też, w jakim znaczeniu socjalizm nie jest niereligijny. Sprowadza on religię z nieba na ziemię”. W innym miejscu zaznacza Bax, jako rzecz zupełnie naturalną, iż socjalista odrzuca z oburzeniem ciągłe powoływanie się na jakiegoś legendowego syryjczyka z pierwszego stulecia, jako na ideał wszelkiej doskonałości.Źródła socjalizmu. Stosunek socjalizmu do liberalizmu”..
Powyższy tekst jest fragmentem książki Socjalizm i komunizm potępione przez papieży.
Komunizm a religia
Socjalizm potępiony przez papieży
Socjalizm – wróg religii
Szkoła socjalistyczna ...(źródło )
Jan Paweł II często i wyraźnie krytykował "spuszczony ze smyczy" kapitalizm. Ostrzegał przed jego licznymi zagrożeniami: uprzedmiotowieniem człowieka i groźną pułapką ciągłego pożądania. Michał Łuczewski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego i wicedyrektor Centrum Myśli Jana Pawła II udzielił wywiadu „Dziennikowi Gazeta Prawna”.Według Łuczewskiego znamienna dla myśli ekonomicznej Jana Pawła II jest encyklica Centesimus annus, opublikowana 1 maja 1991 roku – dokładnie w 100 lat po Rerum Novarum Leona XIII, która była fundamentem nauki społecznej Kościoła w XX w. W piśmie tym możemy odnaleźć „Z jednej strony radość z tego, że upadł system komunistyczny. Ale z drugiej rezerwę wobec kapitalizmu” – mówi Łuczewski.„Bo papież – wbrew temu, co mówili niektórzy komentatorzy – nie udzielił wtedy wolnemu rynkowi bezwarunkowego poparcia. Napisał za to, że kapitalizm jest do zaakceptowania wówczas, jeśli będzie rozumiany jako system wspierający wolną przedsiębiorczość oraz rozwój człowieka. Wojtyła wyraźnie opisał też w encyklice zagrożenia płynące z radykalnej ideologii kapitalizmu” – kontynuuje socjolog.Zdaniem Łuczewskiego Jan Paweł II uważał, że w kapitalizmie „człowiek przestaje być celem, a staje się środkiem”. „ekonomia, gdy przestaje służyć człowiekowi, nie może być już usprawiedliwiona z punktu widzenia nauki Kościoła” – powiedział badacz. „Chodziło o to, że dobrze skonstruowana gospodarka prowadzi do dobra człowieka”.Jan Paweł II w „Centesimus Annus” ostrzegł, że „radykalna ideologia kapitalizmu łatwo uznaje za naturalne niepokojące zjawiska i nie pozwala zadawać pewnych pytań, ślepo wierząc w „swobodną grę sił rynkowych”. Jest też w niej sformułowanie, że człowiek często „dusi się pomiędzy dwoma biegunami: państwem a rynkiem”.Ojciec Święty Jan Paweł II powtarzał według Łuczewskiego przykazanie „nie pożądaj”. Podkreślał, że stanowi ono krytykę konsumpcjonizmu. Kapitalizm często stawał się według papieża Polaka po prostu pułapką opartą na mechanizmie pożądania.Polacy jednak nie chcieli wtedy słuchać Jana Pawła II. Zamiast chwalić ich dążęnia, papież „ciągle kręcił nosem”. Był „zgorzkniałym starcem, który nie rozumie nowych czasów i wyzwań”. „Krytykuje owieczki za to, że bezrefleksyjnie kupują ideologię liberalną, europejską i kapitalistyczną. I się w niej zatracają” – mówił „DGP” Łuczewski.”...(źródło )
Ryszard Bugaj „„Kulturowe cele zachodniej lewicy pana nie pociągają? One wynikają z historycznych zaszłości: skoro Kościół był po stronie tronu, walczymy z Kościołem. To jest już nieaktualne, nawet jeśli dziś brakuje mi, zwłaszcza w Polsce, społecznego zaangażowania Kościoła na wzór tego, co proponował Jan XXIII, a potem Jan Paweł II. Opowiadam się jednak za jakimś sojuszem lewicy i katolików, na wzór Ameryki Łacińskiej, choć bez przegięć teologii wyzwolenia. A w Polsce razi mnie, gdy ludzie typu Magdy Środy wyśmiewają się z moherowych beretów. To plebejska publiczność, o której interesy trzeba się upominać.” SLD i Ruch Palikota to lewica?To moja smutna porażka, że tak je wszyscy nazywają. I nie chodzi mi już nawet o to, że SLD wywodzi się z PZPR, choć fakt, że żąda dziś rozliczenia IV RP, to ponury paradoks. To zresztą paradoks nie tylko Leszka Millera, ale też na przykład „Gazety Wyborczej", która konsekwentnie przeciwdziałała rozliczaniu PRL. Ale te formacje zaprzeczają mojej wizji polityki. SLD ani Palikot z bliską mi tradycją socjaldemokratyczną nie mają nic wspólnego. „Krytyka Polityczna" publikuje książki czy artykuły nawołujące do zwrotu w polityce społeczno-gospodarczej. W pana duchu. Zauważam to i odróżniam Sierakowskiego od komunistów. Ale on w sprawach społeczno-gospodarczych jest we mgle. Choć przynajmniej czasem się nimi zajmuje. Wcześniej interesował się tylko homoseksualistami i rozprawą z „tym cholernym państwem narodowym". Nie jestem jednak skłonny zgodzić się z „Krytyką...", gdy akceptuje każdego, niezależnie od przeszłości. Problem wiarygodności w polityce to kluczowa sprawa. A Leszek Miller, najbardziej liberalny polski premier, wyjmuje dziś z kapelusza socjalne postulaty. Trudno sobie wyobrazić większy cynizm. Palikot nie wygrywa w tej konkurencji? I ta jego menażeria, ten Rozenek. To wice-Urban, redagujący gazetę, która była rynsztokiem. W roku 1995 powiedziałem coś krytycznego o SLD i zaraz „Nie" zamieściło moją podobiznę, jak wychylam się z pękniętej prezerwatywy. Przypomina mi się ten styl, gdy widzę mego dawnego kolegę Seweryna Blumsztajna z plakatem „P..., nie rodzę". Ale Blumsztajn to symbol otwarcia się „Wyborczej" na lewo, także w sprawach gospodarczych. Nie czuje pan satysfakcji, gdy dziennikarze rodem z „Krytyki Politycznej" nawołują w „Wyborczej" do prospołecznego otwarcia? Sam pisałem coś takiego już dawno temu i wtedy to się nie mogło u Michnika ukazać. Tak, czuję satysfakcję, ale to satysfakcja gorzka. I widzę w tym szukanie ideologii dla najbardziej obskurnych środowisk. „Gazeta Wyborcza" to w istocie partia z dożywotnim liderem. Kiedyś stawiała na alians Unii Wolności z SLD, dziś stawia na Palikota. Ja na to patrzę z odruchem wymiotnym, który bynajmniej nie dotyczy tylko Palikota. Kogo jeszcze? Kiedyś oglądałem Adama Michnika u pana Wojewódzkiego. Wyłączyłem, kiedy Woje- wódzki zapytał: „Słyszałem, że policja dzwoniła do pana, kiedy pan ruchał". Michnik nie odpiął mikrofonu, nie wyszedł. Rechotał. To po prostu szambo. Ale to nie przeszkadza „GW" pro- wadzić  krucjaty przeciw IV RP pod  pryncypialnymi hasłami. Kaczyński nie jest dla mnie wzorcem demokracji, ale w 2007 roku Michnik oskarżał go gołosłownie o zamiar sfałszowania wyborów. Doceniam prospołeczne teksty w „Wyborczej", ale tam nic się nie ukazuje bez celu. Z „Krytyką Polityczną", a także z „Gazetą Wyborczą" dzieli pana stosunek do państwa narodowego. Jacek Żakowski ogłasza, że Unia Europejska to najważniejszy lewicowy projekt. Nie zgadzam się z tym, choć naturalnie europejska klasa polityczna umie zabiegać o swój wizerunek – nawet finansując swoich krytyków – ze wspólnych podatków. Dlatego opinia o Unii jest lepsza w elitach niż u zwykłych ludzi. Ja jednak nie wyobrażam sobie demokracji poza państwem narodowym. Ona zawsze jest zanurzona w tradycji, w kodach kulturowych. Europa nie stanie się Stanami Zjednoczonymi. Przy wszystkich fasadach w postaci „silniejszego" Parlamentu Europejskiego będzie rządzona przez duet Merkozy. „...(więcej )
Henryk M. Broder to jeden z najbardziej opiniotwórczych publicystów w Niemczech „Unia zagraża wolności i demokracji, jest jak Titanic, który płynie ku katastrofie. „.....”Unia Europejska czci sama siebie tak, jak czcił siebie Komitet Centralny Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego.”......”Zdaniem Brodera, Unia Europejska nie rozwiązuje żadnego z problemów dzisiejszych mieszkańców Europy, co więcej, jak pokazuje m.in. kryzys w strefie euro, sama jest problemem. Podkreślił, że od upadku realnego socjalizmu UE jest najbardziej zmasowaną próbą ubezwłasnowolnienia obywateli i odebrania społeczeństwom zdobyczy demokracji.  I czeka ją rychła katastrofa, tak jak słynnego Titanica. - Życzę państwu miłej podróży „......” reaguję alergicznie na słowo „pokój”. Nie dlatego, żebym był za wojną, ale dlatego, że „pokój” stał się uniwersalnym alibi, z pomocą którego można usprawiedliwić każde barbarzyństwo. Także wzniesienie muru berlińskiego prezentowano nam jako środek w celu wprowadzenia bądź zachowania pokoju, w każdym razie jako coś nieuchronnego, dziś byśmy powiedzieli – bezalternatywnego”... (więcej )
Jakub Woziński „świecie protestanckim państwo zyskało ogromną przewagę kosztem sił społecznych, co najlepiej pokazuje przykład Prus, gdzie obywatele byli traktowani niczym parobkowie.”...”wolnorynkowa ekonomia narodziła się znacznie wcześniej. W XVI w. w Salamance działała prężna szkoła ekonomiczna, której przedstawicielami byli przede wszystkim katoliccy duchowni.”...”Protestanckie państwo opiekuńcze”....”W Polsce teoria Webera zyskała wielkich entuzjastów szczególnie w środowiskach katolickiej lewicy (m.in. środowiska „Tygodnika Powszechnego"), której teza o większej zgodności protestantyzmu z instytucjami wolnorynkowymi służy do krytyki katolicyzmu i potrzeby jego reformy zgodnie „z duchem czasu". Tymczasem prawda przedstawia się zgoła odmiennie. Katolicki świat właśnie dlatego znalazł się w kryzysie, że bezwiednie zaakceptował wiele instytucji społecznych o protestanckim rodowodzie: państwową opiekę społeczną, przymus szkolny oraz koncepcję wszechmocnego państwa. Zamiast mieć niesłuszne kompleksy wobec protestantów, katolicy powinni powrócić do swych źródeł i odrzucić szkodliwą narośl religijnej reformy, którą przeniknięty jest nasz świat. Nie wolno także zapominać, że Weber był obywatelem Prus, gdzie protestantyzm miał wyróżniony status. „.....”Laborystyczna teoria wartości”.....”Weber podkreślał, że u źródeł kapitalizmu leżą uwydatniana w świecie protestanckim ciężka praca oraz oszczędność. Ta cecha zreformowanej religii, zamiast sprzyjać kapitalizmowi, przyczyniła się w istocie do zrodzenia idei socjalizmu”....”Zwolennikiem laborystycznej teorii wartości był m.in. Adam Smith, tak jak większość protestanckich ekonomistów, a od Smitha przejął ją... Karol Marks. Socjalistyczny zapał do budowania wielkich hut, kombinatów, elektrowni czy też kopalni wynikał właśnie z protestanckiego kultu pracy fizycznej oraz przekonania, że tylko ona jest w stanie tworzyć wartość. Doświadczyliśmy tego w czasach PRL, gdy zgodnie z marksizmem-leninizmem wznoszono w naszym kraju wielkie kompleksy fabryczne w przekonaniu, iż dzięki nim prześcigniemy Zachód, gdzie wartość tworzono przede wszystkim za pomocą pracy umysłowej. Ta sroga pomyłka miała swoje źródło właśnie w czasach reformacji. „....”Za radą Marcina Lutra i Filipa Melanchtona już w XVI w. niemieckie miasta i państwa zaczęły wprowadzać przymusową edukację szkolną. W krajach katolickich nauka była wciąż dobrowolna, a mimo to korzystały z niej masy młodzieży, szczególnie w bezpłatnych szkołach jezuickich. „.....”W rzeczywistości jednak rewolucja przemysłowa dokonywała się na całym kontynencie, także w Belgii, Francji, katolickiej części Niemiec czy też w północnych Włoszech.”...”Podstawowy błąd Webera polegał na tym, że znacznie zawężał rozumienie kapitalizmu i ograniczył go przede wszystkim do rewolucji przemysłowej. Tymczasem elementy systemu społecznego, w którym wiodącą rolę odgrywał kapitał pieniężny lokowany w najbardziej rentowne i innowacyjne przedsięwzięcia, był obecny w Europie już znacznie wcześniej, nim jeszcze Marcin Luter wystąpił ze swoim programem religijnym. Jak wskazywali niektórzy ekonomiści, m.in. Murray Rothbard oraz Joseph Schumpeter, kapitalizm pojawił się już wcześniej we włoskich miastach-republikach późnego średniowiecza. W Mediolanie, Florencji, Genui czy też Wenecji kwitły handel, rzemiosło oraz prężny rynek pieniężny, który czynił z północnych Włoch najbogatszą część kontynentu. „.....”Marcin Luter i inni reformatorzy byli zwolennikami silnej władzy państwa, dlatego nalegali, aby władcy pozbawili Kościół wielu instrumentów społecznego oddziaływania. Państwa, które za oficjalną religię uznawały protestantyzm, likwidowały więc zakony, a Kościołowi odbierano mienie. Od wieków klasztory pełniły rolę przytułków dla ubogich i chorych, lecz nagle w krajach protestanckich przestano się nimi opiekować. Dlatego zarządzono, że odtąd pobierany będzie podatek na rzecz ubogich (tzw. poor law), przekazywany następnie zborom, których obowiązkiem od tej pory miała być opieka nad potrzebującymi. Kraje protestanckie wprowadziły więc jako pierwsze instytucję państwa opiekuńczego i rozwijały z każdym kolejnym rokiem zakres państwowych świadczeń. Pierwsze przymusowe ubezpieczenia społeczne narzucił w latach 80. XIX wieku protestancki kanclerz Prus Otto von Bismarck. Jeżeli więc Europa upada dziś pod ciężarem wielkich długów zaciągniętych dla utrzymywania państwa opiekuńczego, winić za to należy przede wszystkim protestantyzm. „.....”wolnorynkowa ekonomia narodziła się znacznie wcześniej. W XVI w. w Salamance działała prężna szkoła ekonomiczna, której przedstawicielami byli przede wszystkim katoliccy duchowni. W późniejszych wiekach wolnorynkowa ekonomia kwitła przede wszystkim także w krajach katolickich, o czym świadczy chociażby francuski fizjokratyzm. Historycy myśli ekonomicznej rzadko wspominają dziś też o takich postaciach jak choćby Richard Cantillon czy Jean-Baptiste Say, których gospodarczy leseferyzm nie znajdował odpowiedników w świecie protestanckim. Jakby tego było mało, najbardziej wolnorynkowa szkoła ekonomii pojawiła się w katolickiej Austrii, stąd – pomimo innych korzeni jej autorów – nazywana jest austriacką. „.....”Aby więc nie dać Bogu powodu do potępienia, Luter i Kalwin zalecali, aby każdy człowiek poświęcał się przede wszystkim pracy. „....”Negacja prawa naturalnego”....Filozofowie społeczni wskazują na kluczowy wpływ, jaki w dziedzinie zrozumienia zasad wolności gospodarczej miała koncepcja prawa naturalnego. Świat katolicki już w pierwszym tysiącleciu głosił przekonanie, że istnieje zestaw zasad moralnych, których nie może złamać żadne państwo. Jednym z najważniejszych punktów reformacji była negacja prawa naturalnego i stwierdzenie, że nie istnieje żadne prawo poza tym, które stanowi państwo. W wyniku tej zmiany w świecie protestanckim państwo zyskało ogromną przewagę kosztem sił społecznych, co najlepiej pokazuje przykład Prus, gdzie obywatele byli traktowani niczym parobkowie. Prusy miały mizerny wkład w rozwój przemysłu i gospodarki, a wszystkie tereny przemysłowe (Śląsk, Zagłębie Ruhry) zdobyły w wyniku wojen, nie własnej pracy.”... (więcej )
Stephan Hawkins „ Sztuczna inteligencja może być największym błędem ludzkości” ...”Stephen Hawking ostrzega, że superinteligentne maszyny, które tak bardzo chcemy stworzyć mogą, być... ostatnim wytworem ludzkości. „...”Spoglądając w przyszłość, nie dostrzegam fundamentalnych ograniczeń tego, co moglibyśmy osiągnąć.  Nie ma prawa fizyki, ograniczającego zorganizowanie cząstek w sposób, który umożliwi wykonywanie obliczeń o wiele bardziej skomplikowanych od tych, jakie wykonuje ludzki mózg. Ta zmiana może rozegrać się jak w filmie. Choćby tak, jak przedstawił to Irving Good w 1965 maszyny z superludzką inteligencją, nieustannie ulepszające swoje projekty. Mogłoby to wywołać coś, co Vernor Vinge nazwał "osobliwością technologiczną" ...”Można sobie wyobrazić technologię, która przechytrzyłaby rynki finansowe, przerosłaby możliwościami ludzkich wynalazców, wywiodłaby w pole światowych przywódców i stworzyłaby broń, której nie będziemy nawet w stanie zrozumieć. Podczas gdy krótkoterminowy rozwój sztucznej inteligencji zależy od tego, kto ją kontroluje, na dłuższą metę chodzi o to, czy sztuczną inteligencję w ogóle da się kontrolować.'...”Zatem w obliczu ewentualnych acz nieprzewidywalnych możliwości i zagrożeń eksperci robią, co mogą, by osiągnąć najlepsze rezultaty, prawda? Błąd. Jeśli przeważająca nad nami obca cywilizacja prześle nam wiadomość: "Przybędziemy za kilka dekad", odpowiemy: "Dobrze, dajcie znać, kiedy dotrzecie, zostawimy wam otwarte drzwi"? Prawdopodobnie nie, ale w mniejszym lub większym stopniu właśnie tak postępujemy ze sztuczną inteligencją. Potencjalnie stoimy w obliczu czegoś najlepszego lub najgorszego w historii ludzkości. Niewiele poważnych badań jest poświęconych temu zagadnieniu. [...] Każdy z nas powinien spytać sam siebie, co można zrobić, jeśli chodzi o sztuczną inteligencję, by osiągnąć korzyści, unikając niebezpieczeństw.”...”Ale czy wyobrażacie sobie, że za kilkadziesiąt lat świat zostanie przejęty przez maszyny, których działania nie będziemy nawet w stanie zrozumieć, gdyż powstaną w tajemnicy przed nami, stworzone przez superkomputery, które z taką wiarą w przyszłość dziś projektujemy? (źródło )
Włoska firma OSVehicle chce zrewolucjonizować przemysł samochodowy. Tabby, to auto które można samemu złożyć w ciągu 60 minut. Jak mówią twórcy jest to ekologiczny i tani samochód, na które każdy może sobie pozwolić. „...

( film źródło )
Oleksy „”Sekretarz generalny SLD Krzysztof Gawkowski niedawno chciał wprowadzać do doktryny waszej partii nurt chrześcijański. Jak to się ma do zachowania w sprawie uchwały o Janie Pawle II? Rzeczywiście był taki pomysł, któremu sprzyjałem, ale chyba został zarzucony. Uważam, że Gawkowski wykazał się odwagą i otwartym myśleniem. Niestety, nie u wszystkich zyskał uznanie. Szkoda, że nie podjęto w SLD dyskusji na ten temat.”....”Socjaldemokracja europejska budowała dużą część swojego programu społecznego na gruncie doktryny chrześcijańskiej.....(źródło)
Ryszard Bugaj „„Kulturowe cele zachodniej lewicy pana nie pociągają? One wynikają z historycznych zaszłości: skoro Kościół był po stronie tronu, walczymy z Kościołem. To jest już nieaktualne, nawet jeśli dziś brakuje mi, zwłaszcza w Polsce, społecznego zaangażowania Kościoła na wzór tego, co proponował Jan XXIII, a potem Jan Paweł II. Opowiadam się jednak za jakimś sojuszem lewicy i katolików, na wzór Ameryki Łacińskiej, choć bez przegięć teologii wyzwolenia. A w Polsce razi mnie, gdy ludzie typu Magdy Środy wyśmiewają się z moherowych beretów. To plebejska publiczność, o której interesy trzeba się upominać.”.....(więcej )
Bezczelność lewaków nie ma granic. Za chwile SLD z Oleksym i Millerem na czele zacznie obradować pod portretem Jana Pawła II . A kto wie ,co zrobi palikociarnia . W swoich tekstach postuluję , aby filozofie Jana Pawła II uznać za aksjologiczne źródło prawa jakie ma być stanowione w Polsce . Zakusy Bugaja , Oleksego , Ziobry i innych , aby Polacy wierzący Polacy zaczęli utożsamiać chrześcijaństwo z socjalizmem są obrzydliwe . I pokazują że mam rację. Dzisiaj mało kto jest w stanie docenić geniusz i wielkość Wojtyły . Weźmy twierdzenia socjalistów ,że nasz papież potępia kapitalizm. I wolnorynkowców ,że potępia socjalizm . Chyba powinna zachodzić jakaś sprzeczność . 200 lat temu nie było ani socjalizmu, ani kapitalizmu . I za dwieście lat nie będzie ani kapitalizmu , ani socjalizmu .Ludzkość wymyśli jakieś nowe formy organizacji gospodarki. A ci którzy wierzą ,ze kapitalizm będzie wieczny , czy socjalizm to się grubo mylą Zacznijmy od tego , czy papież miał prawo patrzeć krzywo na uwielbiany tak przez Korwina Mikke ustrój. Od drugiej połowy XIX wieku ustrój Ameryki przekształcił się .Powstałą rody rządzącej klasy oligarchów i koncerny jako rdzeń aktywności gospodarczej . Własność prywatna zaczęła koncentrować się w rękach nielicznych . To samo stało się z władza polityczna . Jan Paweł II skoncentrował się nie ważne jak to nazwiemy ekonomią człowieka, rodziny, ustrojem gospodarczym człowieka i rodziny . I ich ochroną przed zakusami zarówna państwa jaki oligarchów . A święte prawo własności dla oligarchów nie tylko nie gwarantuje wolności gospodarczej dla rodziny ,ale jest tej wolności zagrożeniem. Dlatego tak ważne jest nauczanie Jana Pawła II w tej kwestii . Po pierwsze rodzina ma prawo do owoców swojej j pracy .Po drugie rodzina ma prawo do godnego życia , czyli dotąd nie można rodziny obłożyć podatkami , dopóki rodzina nie zaspokoi swoich potrzeb . Po trzecie, przyrodzona godność istoty ludzkiej wyklucza takie formy opodatkowania, który tej godności uwłaczają . A takim podatkiem jest podatek dochodowy ze swoimi procedurami i kontrolami, czy przymusowe ubezpieczenia społeczne. Korwin Mikke chce utrzymać VAT i podnieść jego wysokość do 25%. A VAT i procedury i kontrole z nim związany jest podatkiem uwłaczającym godności ludzkiej Za 200 lat ludzie, którzy już podbiją nasz układ słoneczny będą żyli być może w jakimś ustroju gospodarczym, w którym własność będzie należała do rodu i nie będzie zbywalna Oczywiście pewnie będzie coś innego. Kapitalizmu i socjalizmu takiego jaki znamy nie będzie. Ale na pewno nauczanie Jana Pawła II będzie rodzinie jeszcze bardziej potrzebne, aby zagwarantować jeji jej członkom wolności ekonomiczne i osobiste Marek Mojsiewicz

06/05/2014 „Co myśli wyedukowany idiota” - taki tytuł nosi artykuł o Januszu Korwin- Mikke, autorstwa pani redaktor Aleksandry Pawlickiej, w ostatnim numerze lewicowego tygodnika” Newsweek”. Jest też wstępniak pana redaktora Tomasza Lisa, pod tytułem ”Pajac protestu”. Zajmijmy się Panen redaktorem Tomaszem Lisem. Pan redaktor posiłkuje się stwierdzeniem prezesa, że:” lepszy niż idiota wykształcony jest idiota niewykształcony”. A moim zdaniem najlepszy dla władzy jest „ pożyteczny idiota”.- według określenia samego Lenina, ideowego twórcy tego bałaganu. Lenin zrobił bałagan w Rosji radzieckiej, a jego wyśmienici uczniowie robią bałagan w Polsce, będącej częścią innego państwa, które nazywa się Unia Europejska, a skonstruowanego przez socjalistów trockistów-„pożytecznych idiotów”

Oczywiście prezes ma rację! W obecnym systemie kształcenia i szkolnictwa państwowego, które kształci głównie idiotów, mam na myśli nauki tzw.humanistyczne- ci wszyscy, którzy obronią się w jakiś sposób przed zmasowaną propagandą, która zalewa umysły młodych ludzi prądem lewicowym uczącym, że najlepsze są nieudane powstania, bohaterami są jacyś powiązani z masonerią osobnicy, równouprawnienie, sprawiedliwość społeczna, najlepszą formą organizacji ludzkiej jest socjalizm europejski, że wysokie podatki to dobrze dla wszystkich- dla „obywateli” i dla gospodarki, że rozdawania gór złotych pieniędzy to dobro i będzie jeszcze nam wszystkim lepiej jak biurokracja więcej rozda. Oczywiście im więcej biurokracji- to ma się rozumieć lepiej, nie tylko dla biurokracji, ale dla nas wszystkich. Jak umysł człowieka zostanie przepuszczony przez magiel tej głupoty i wariactwa, to nie dziwota, że „obywatele” dostają małpiego rozumu. Tym bardziej, że wszyscy jesteśmy małpami, od czasu jak pan Dani Alves zjadł banana w proteście przeciw rasizmowi na stadionie. Pomaga im w tym wszystkim pan redaktor Tomasz Lis, może jeszcze czytelnicy” Newsweeka” pamiętają, jak w nocy 1992 roku , gdy pan Lech Wałęsa przybył do Sejmu, żeby obalić rząd premiera Olszewskiego, pan redaktor Tomasz Lis powiedział do prezydenta” Niech nas Pan Ratuje”(!!!!) No pewnie! Swoich trzeba ratować, a teraz po uratowaniu służy się swojemu Panu, i całemu układowi, który firmuje ten Pan- jak tylko człowiek uratowany potrafi. Teraz pisuje propagandowe artykuły przeciw człowiekowi, który opisuje nienormalność socjalizmu od lat i wskazuje recepty na to, żebyśmy wyszli z tej głupoty. Widocznie panu redaktorowi Tomaszowi Lisowi nie zależy na wyjściu Polski z głupoty, i twierdzi, że” komikiem poprzedniego etapu był Palikom. Komikiem etapu bieżącego jest najwyraźniej Korwin- Mikke” A komikiem wszystkich etapów jest pan redaktor Tomasz Lis. I oczywistym jest, że jak ktoś się nie zetknął z propagandą uprawianą przez państwową oświatę, może być najwyżej „ idiotą niewykształconym”, a ten jest na pewno lepszy od „idioty wykształconego”- to jasne Idiota to idiota- ale jednak subtelna różnica istnieje. Na korzyść idioty niewykształconego. Pełno jest natomiast wykształciuchów, którzy o prawdzie nie chcą słyszeć. Wolą karmić się propagandą dla wykształciuchów. Pan redaktor pisze tak:” Poparcie dla partii Korwina rośnie. Wielu to oburza. Jakim prawem zrzędzą, ktoś popiera gościa wyglądającego na ekscentrycznego właściciela upadającego lunaparku. Zamiast się oburzać, lepiej jednak pomyśleć i starać się zrozumieć”.(???) Popatrzcie państwo! „Ekscentryczyny właściciel upadającego lunaparku”. Czy to nie piękna propagandowa zbitka? Znam Pana Janusza od lat, i nie przysłoby mi do głowy porównywać go z „ ekscentrycznym właścicielem upadającego lunaparku”(???) Tak jakbym porównał pana redaktora Lista Tomasza do wesołego błazna upadającej III Rzeczpospolitej, który za wszelką cenę próbuje rozweselić widownię, ale widownia już wychodzi z przedstawienia. Już ma dość tych okrągłostołowych jaj, robionych sobie z 40 milionów ludzi, z których prawie trzy miliony wyjechało , odwróciwszy się od takich” dziennikarzy” jakim jest pan redaktor Tomasz Lis. Jak również inni „ dziennikarze”- że przypomnę Panią Monikę Olejnik. I co jeszcze pisze propagandysta redaktor Tomasz Lis w artykule wstępnym „Pajac protestu”?” Wyglądający na pajaca i wizerunek pajaca dzielnie pielęgnujący Korwin jest dość powszechnie lekceważony. Niesłusznie. Za kilka tygodni może nie wejść do europarlamentu. Ale wcale bym się nie zdziwił, gdyby jego partia uzyskała nawet 10 procent, a przyszłym roku w wyborach parlamentarnych, nawet 15 procent. Jeśli Lepper czy Giertych mogli dostać po 10 to dlaczego Korwin nie może uzyskać 15?” No tak, to jest powszechnie lekceważony, czy też nie jest powszechnie lekceważony z poparciem powiedzmy 15%- a może i dwadzieścia ? A może nawet 30%? Wszystko zależy od fali, która może nas wznieść na wyżyny fałszywej demokracji Ku zmartwieniu pajaca polskiego ” dziennikarstwa’, pana redaktora Tomasza Lisa. „Korwin ze swoją homofonią, ze swym antyfeminizmem, mizoginizmem, osiedlowym liberalizmem i ucylindrowanym soft faszyzmem jest figurą mało estetyczną. Ale intrygującą. Pajac? Owszem. Nie pierwszy to jednak pajac, któremu nieźle idzie w polityce. Włoski komik Beppe Grillo rozpoczął polityczna karierę od zorganizowania w całych Włoszech ogromnych wieców pod wiele mówiącym hasłem” Dzień odpieprz się!”. W ostatnich wyborach dostał 25% poparcia. Sporo młodych Polaków, którzy chętnie zignorowaliby wybory europejskie, pójdzie na nie, by glosując na Korwina, powiedzieć” odpieprzcie się” i Tuskowi, i Kaczyńskiemu. I MiIllerowi i Palikotowi”(!!!!) Ale dlaczego pan redaktor Tomasz Lis, wymienionych przez siebie Panów nie nazywa „pajacami”? Byłoby to z pewnością bardziej adekwatne do tych postaci, niż do postaci pana Janusza, który tylko reprymenduje sytuacje tworzone przez dwadzieścia pięć lat, przez pajaców politycznych, okłamujących naród i zaklinających rzeczywistość. I doprowadzających Polskę do stanu upadku i wielkiego zadłużenia.” Niektórzy ostrzegają, że Korwin w Parlamencie Europejskim popsuje wizerunek Polski. Nie ma co histeryzować. Europa rzeczywiście ma powody, by bać się rosnących w siłę populistów. Ale prawdziwych, a nie pluszowych”(???) Ach, pluszowych? No to pozostaje aresztować panie redaktorze Lis, pana Janusza- i nas wszystkich , szefów okręgów Nowej Prawicy, i oddziałów Nowej Prawicy, a potem wszystkich członków, których liczba systematycznie rośnie i będzie rosła, bo „obywatele’ mają już dość tych jaj różnych pajaców, którzy robią sobie jaja z narodu i z państwa. CI pajace zabetonowanego systemu tych samych jajarzy od lat, którzy nie mają żadnych pomysłów na Polskę, tylko obsiąść i czekać aż dogorywająca upadnie. Spróbujemy temu przeciwdziałać! Bóg z nami! A co myśli wyedukowany idiota? To co zwykle mówi! WJR

Trzyprocentowy wzrost gospodarczy wywołuje euforię rządzących

1. Wczoraj Komisja Europejska opublikowała prognozy wzrostu gospodarczego dla wszystkich krajów członkowskich na najbliższe 2 lata i ponieważ przewidują one dla Polski wzrost gospodarczy o 0,3 punktu procentowego wyższy niż do tej pory prognozowano, minister finansów Mateusz Szczurek popadł wręcz w euforię. Stwierdził, że prognozy KE stwierdzające, że w 2014 wzrost PKB w Polsce wyniesie 3,1% (przewidywano 2,9%), a w roku 2015 wyniesie 3,4% (przewidywano 3,1%) są jednak zbyt konserwatywne i wzrost będzie jeszcze wyższy i wyniesie odpowiednio 3,6% i 3,7%.

2. Przypomnijmy tylko, że jakiś czas temu GUS ogłosił wstępne dane dotyczące wzrostu gospodarczego za 2013 rok. Wzrost PKB w porównaniu do roku 2012 (w cenach stałych z poprzedniego roku) wyniósł tylko 1,6%. Co więcej w dużej mierze wzrost ten został zrealizowany tylko dzięki eksportowi netto, bowiem konsumpcja wzrosła w porównaniu z rokiem poprzednim o 1,1% (w tym indywidualna zaledwie o 0,8%), a akumulacja brutto nawet zmniejszyła się w stosunku do roku poprzedniego aż o 5% w tym nakłady na środki trwałe (czyli inwestycje) zmniejszyły się o 0,4%. Teraz zdaniem Szczurka ma być lepiej, bo „ruszy” bardziej zdecydowanie konsumpcja i inwestycje tyle tylko, że nie bardzo wiadomo jakie czynniki mają to spowodować. Niestety wszystko wskazuje na to, że rząd Tuska doprowadził do tego, że polska gospodarka będzie rozwijała się w tempie około 2-3% PKB rocznie, a taki wzrost jak wiadomo, nie rozwiązuje żadnych naszych problemów, nie podnosi poziomu życia większości Polaków, nie tworzy stabilnych, nowych miejsc pracy, wręcz zmniejsza z roku na rok poziom zatrudnienia w gospodarce.

3. Przypomnijmy także, że Donald Tusk przejmując władzę na jesieni 2007 roku z rąk Jarosława Kaczyńskiego, przejmował rozpędzoną gospodarkę, o wzroście wynoszącym 6,8% PKB. Jeszcze w 2008 roku to rozpędzenie, dało średnioroczny wzrost gospodarczy wynoszący blisko 5% PKB, a później był już zjazd po równi pochyłej do poziomu 0,5% PKB w I kwartale 2013 roku. Kolejne kwartały były już nieco lepsze ale cały rok 2013 pod względem poziomu wzrostu PKB, był jednym z najgorszych w ostatnim 20-leciu.

4. Oczywiście od rządzących i wspierających ich ekspertów słyszymy, że ten gwałtowny spadek wzrostu PKB, to skutek kryzysu w strefie euro, choć wszyscy doskonale wiedzą, że tzw. wskaźnik eksportu netto, wpływa na polskie PKB średniorocznie zaledwie w 1/3, a w 2/3 o tym wzroście stanowią czynniki krajowe, takie jak konsumpcja i inwestycje.

Natomiast na kształtowanie się poziomu konsumpcji i inwestycji decydujący wpływ mają decyzje rządowe, a te od kilku lat szkodzą obydwu tym składnikom wzrostu PKB. Wręcz zadziwiający, jest notowany od 2 lat spadek inwestycji publicznych (wg. projektu budżetu będzie on także kontynuowany w 2014 roku),w sytuacji kiedy do Polski w latach 2007-2013 „weszło” około 400 mld zł środków z budżetu UE.

5. Pod koniec 2013 roku Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW), opublikował raport dotyczący wzrostu gospodarczego w krajach Europy Centralnej, Wschodniej i Południowowschodniej w latach 2013-2017, z którego wynika, że potencjalny średnioroczny poziom wzrostu gospodarczego w Polsce wyniesie ok. 2,5%. Niestety MFW potwierdza to co od kilku lat jest widoczne w naszym kraju gołym okiem, rząd Tuska wpędził polską gospodarkę w pułapkę niskiego wzrostu i wszystko wskazuje na to, że przez najbliższe kilka lat z niej nie wyjdziemy.

6. Tak niski wzrost gospodarczy w sytuacji kiedy już w 2014 roku ma rozpocząć się realizacja projektów w ramach nowej perspektywy finansowej, w której Polska ma uzyskać blisko 500 mld zł środków unijnych, jest wręcz zatrważający. Niestety nie ma w Polsce ciągle poważnej debaty dotyczącej wymienionych wyżej i innych strategicznych problemów, a rządzący Polską od blisko 7 lat prominentni politycy z Platformy i PSL-u, nie chcą w ogóle na ten temat rozmawiać. Im jest dobrze, teraz znowu obiecują, że przy pomocy środków europejskich z nowego budżetu UE na lata 2014-2020 rozpędzą gospodarkę ale, że miliony młodych Polaków nie widzą swoich szans rozwojowych w Polsce, i znowu masowo wyjeżdżają z naszego kraju (w 2013 wyjechało ich znowu około 500 tysięcy), w ogóle ich nie interesuje. Kuźmiuk

Schulz obiecuje koncernom znormalizować euro robola Krzysztof Rybiński „ Tani jak Polak „...”Polska stała się Chinami Europy „..”W porównaniu z innymi krajami mamy bardzo tanich pracowników. „...”W 2012 roku Polska była najbiedniejsza spośród wszystkich krajów OECD, Polacy przeciętnie zarabiali rocznie równowartość 13 tysięcy dolarów. Przed nami byli: Węgrzy (13 400), Estonia (15 100), Słowacy (15 300), Czesi (16 000). W nękanej od kilku lat kryzysem i recesją Grecji przeciętne wynagrodzenie roczne wynosiło 25 500 dolarów. Z polskiej perspektywy to nie wygląda na kryzys. Najbogatsi Szwajcarzy zarabiali przeciętnie 90 tysięcy dolarów rocznie. „..”z powodu szybkiego starzenia się społeczeństwa, żeby wypłacać nawet głodowe emerytury, trzeba będzie podnosić składki ZUS „...”Jeżeli narzuty na płace są wysokie (PIT, ZUS pracownika, ZUS płacony za pracownika przez pracodawcę), to powstaje mniej miejsc pracy, bo pracownik jest droższy. „....”To oczywista oczywistość. Według raportu OECD Taxing Wages najwyższe narzuty na płace wśród krajów OECD były w rozwiniętych krajach Unii Europejskiej (dane dotyczą modnego ostatnio w kręgach unijnych modelu rodziny, czyli singla zarabiającego średnią płacę w danym kraju). Prowadzi Belgia (55,8 proc.), drugie miejsce zajmują Niemcy (49,3 proc.), potem Austria, Węgry i Francja (49 proc.) i Włochy (48 proc.). Szwecja i Finlandia, które intuicyjnie podejrzewalibyśmy o przewodzenie w tej kwalifikacji, zajmują dopiero kolejne miejsca z wynikiem 42–43 proc. Nasi południowi sąsiedzi mają te koszty na poziomie 41–42 proc., w Polsce wynoszą 36 proc., w Wielkiej Brytanii i USA 31 proc. „...”Polska niestety nie ma ani wysokiej innowacyjności, ani wielu globalnych firm, wręcz przeciwnie – w obu obszarach ma bardzo słabe wyniki. „..(źródło )

Martin Schulz „Zagrożona Unia „...”Ugrupowania ksenofobów i eurofobów zyskują poparcie w niemal wszystkich krajach UE „...”Dlatego chcę zostać przewodniczącym Komisji Europejskiej, który za pięć lat będzie mógł powiedzieć, że zajęliśmy twarde stanowisko w kwestii zaniżania płac, że umieściliśmy odpowiednie „łatki" w przepisach regulujących zatrudnienie i że wprowadziliśmy w całej Unii zasadę jednakowej płacy za jednakową pracę wykonywaną w tym samym zakładzie. „....”Granice są obecne między państwami, lecz przebiegają również w ich obrębie: granice, które rozdzielają ubogich i bogatych, niewykształconych i wykształconych, granice językowe i te, które pojawiają się w ludzkich umysłach. „...”Najbardziej postępowy model życia”....” stworzyliśmy jedyną swego rodzaju społeczność w dziejach ludzkości, doświadczenie Unii jest doświadczeniem sukcesu. Zaprowadziliśmy najbardziej postępowy model życia społecznego na świecie. „...”Populiści starają się wzniecić panikę, strasząc tzw. łowcami okazji, którzy mieliby jakoby doprowadzić do upadku systemy opieki społecznej w goszczących ich krajach. To godna pożałowania kampania, w której mamy do czynienia z przeinaczaniem faktów, ich pochopnym uogólnianiem, wreszcie głoszeniem i powtarzaniem kłamstw do chwili, gdy ludzie wezmą je za dobrą monetę. „...”Skomplikować działanie fałszerzom „..”Mobilność obywateli Unii może się okazać obciążeniem dla szkolnictwa, systemu mieszkań komunalnych i infrastruktury niektórych miejscowości UE i zamieszkujących je społeczności. Te miasta i te społeczności muszą otrzymać pomoc – zarówno od swoich rządów, jak i od UE. Pragnę postawić tę kwestię jasno: prawo unijne nie chroni tych, którzy postanawiają nadużyć systemu, ubiegając się na przykład o zasiłek na dziecko w kilku krajach lub uzyskując prawo stałego pobytu na podstawie podrobionych dokumentów lub fałszywych małżeństw. Nie możemy pozwolić, by garstka ludzi, która nie przestrzega reguł, rzucała cień na reputację wszystkich obywateli Unii Europejskiej pracujących, studiujących lub spędzających lata emerytury w innych niż macierzyste państwach. Zamierzam możliwie najbardziej skomplikować życie fałszerzom – i możliwie najbardziej ułatwić je tym, którzy korzystają z uzasadnionego prawa do przemieszczania się. „....”Mamy też do czynienia z innym problemem, świadomie ignorowanym przez populistów: z sytuacjami, gdy mobilni pracownicy harują miesiącami w rzeźniach za dwa i pół euro za godzinę lub podejmują ciężką pracę na budowach jako fikcyjnie samozatrudnieni. Wiele pozbawionych skrupułów firm i przedsiębiorców w godny pożałowania sposób nagina prawo i wystawia na pośmiewisko prawa pracownicze oraz standardy społeczne. „.....” Nigdy nie przestają mnie zdumiewać rozmówcy bez reszty przekonani, że powstanie Unii Europejskiej jest aktem nieodwracalnym. W rzeczywistości jest wręcz przeciwnie: projekt ten nigdy nie był aż tak zagrożony, to zaś ogranicza nasze szanse konkurowania na rynkach światowych i stawia pod znakiem zapytania trwałość naszych demokracji, naszych fundamentalnych praw i naszego modelu społecznego. „.....”Pamiętajmy, że tylko wspólnie jesteśmy wystarczająco silni, by konkurować ze światowymi potęgami. „...””Autor jest niemieckim politykiem, eurodeputowanym SPD, przewodniczącym grupy socjalistycznej w europarlamencie, przewodniczącym Parlamentu Europejskiego „...(źródło )
Profesor Michał Wojciechowski „ Zagrożeniem dla wolności Kościoła jest narzucanie mu wymogów politycznych i modnych poglądów. Równości jest w nim bowiem więcej niż w zbiurokratyzowanych demokracjach „....”Przede wszystkim jednak postępowcy mieli nadzieję, że katolicyzm „zreformowany" przyjmie hasła zlaicyzowanej i zdemoralizowanej kultury europejskiej, że się do niej dopasuje. I tak bywa do dziś, co widać po sposobie przedstawiania wypowiedzi papieża Franciszka, rzekomo idących w tym kierunku. „....”Kościół w Polsce przez długi czas miał wybitnego przywódcę, kogoś, kto aktywnie uczestniczył w soborze i odwoływał się do niego w swoich wypowiedziach i działalności. Na obecny kształt Kościoła w Polsce wpłynął decydująco. Chodzi o rolę Jana Pawła II i jego „pokolenia", dobitnie przypomnianą przez kanonizację papieża. „....”Mimo to religijność Polaków słabnie. Podaje się, że od 1980 roku odsetek uczestniczących w mszy niedzielnej spadł o 11 punktów procentowych. Bardziej w miastach niż na wsi, co świadczy o niezłym stanie katolicyzmu ludowego. Mimo masowości katechizacji spadek religijności jest największy wśród młodych, choć nie pod każdym względem – np. młodsze roczniki bardziej sprzeciwiają się aborcji. Obyczaje oddalają się od wzorów chrześcijańskich, o czym świadczy choćby odsetek rozwodów „...”Przede wszystkim jednak niedługo po zmianach ustrojowych zaczęła się nagonka medialna na Kościół (większa niż u schyłku komunizmu). Jej celem jest odgórna laicyzacja społeczeństwa polskiego, wbrew jego woli i tradycji „...”Kampanię przeciw Kościołowi poprowadziła lewica –  i postkomuniści, i ta jej część, która, będąc kiedyś w opozycji do PZPR, za jej rządów schlebiała Kościołowi z przyczyn taktycznych. Do nich dołączyła rządowa biurokracja i w ogóle media. Obie te siły odbierają bowiem Kościół jako konkurencję w sferze władzy: władzy państwa i władzy nad umysłami. Wiara stanowi przeszkodę dla wpływów polityków i dziennikarzy. „....”w 1990 roku mogłem nawet w „Gazecie Wyborczej" porównać antyklerykalizm do antysemityzmu – gdyż istotnie kopiuje on propagandę nazistowską, która oskarżała Żydów o nadmierne wpływy, bogactwo i występki seksualne, w tym pedofilię. Dziś taka antyklerykalna mowa nienawiści się upowszechnia.”....”Ochrzcić Lewiatana? W społecznościach zachodnich chrześcijaństwo traci na znaczeniu na skutek ekspansji biurokratycznego państwa i mediów pretendujących do rządu dusz. Opanowały one gros przestrzeni publicznej. Po prostu, mimo sloganów o demokracji, mamy coraz mniej wolności i coraz mniej przestrzeni do oddolnej samoorganizacji i samodzielnego wyboru.”....”W tej sytuacji błędem wielu katolików jest aprobata dla tego systemu. Chwalą państwo rzekomo opiekuńcze mimo jego biurokratycznych, totalnych i laicyzacyjnych aspektów. Wierzą w pozory demokracji w ustroju biurokratycznym. Zachodnim chadekom się wydaje, że Lewiatana można opanować czy ochrzcić, a tymczasem mu ulegają. Księża dają się manipulować politykom, takim, co to odwiedzają biskupów przed wyborami. Tymczasem współpraca z państwem z reguły kończy się uzależnieniem Kościoła od polityki. „...”Dla wolności w naszej części świata Kościół zrobił więcej niż ktokolwiek inny, a wiara ze swojej natury jest dobrowolnym wyborem. Zagrożeniem dla wolności Kościoła jest narzucanie mu wymogów politycznych i modnych poglądów. Równości jest w nim więcej niż w zbiurokratyzowanych demokracjach, chociaż ludzie są przecież nierówni pod względem moralnym i intelektualnym. „....” Aparat państwowy przejmuje dziś coraz więcej władzy, a obywatelom obiecuje, że zatroszczy się o ich sprawy. Ci to aprobują, zajmując postawę bierną i roszczeniową. Ta zaraza przerzuca się na Kościół. „...”Zasadniczą szansą Kościoła jest to, czego w przeregulowanym społeczeństwie brakuje: wolność działania i oddolne, osobiste zaangażowanie. Wymaga to wyraźnego sprzeciwu wobec przerostu państwa i raka biurokracji. Jeszcze raz trzeba stanąć po stronie obywateli, gnębionych i wyzyskiwanych przez rządzące sitwy. Upominać się o prawa wierzących w zawłaszczanej przez laicyzm przestrzeni publicznej. Upominać się o zdrowe prawodawstwo rodzinne. Zresztą prawdziwe chrześcijaństwo zawsze budziło sprzeciw i sprzeciwiało się panującym złym porządkom. „...(źródło )
Coryllus „Nie dlatego bynajmniej, że socjaliści wstydzą się swoich zbrodni, ale dlatego, że za tym procederem stoją banki, które są rzeczywistymi mocodawcami panów nazywających siebie socjalistami. „.... (więcej)
Krzysztof Urbański „Mokry Księżyc Gazowego giganta”... „ Na Ganimedesie, największym księżycu Jowisza, są warunki do życia -”...”Skalistego Ganimedesa obiegającego gazowego Jowisza  spowija wiele warstw lodu przedzielonych oceanami płynnej wody. Do takiego wniosku doszli badacze pracujący w Laboratorium Napędu Odrzutowego (JPL) NASA.
Ganimedes może być zbudowany jak wielowarstwowa kanapka – opisuje dr Steven Vance z JPL.”....(źródło )
Profesor teologii Michał Wojciechowski „ Zagrożeniem dla wolności Kościoła jest narzucanie mu wymogów politycznych i modnych poglądów. Równości jest w nim bowiem więcej niż w zbiurokratyzowanych demokracjach „...W tej sytuacji błędem wielu katolików jest aprobata dla tego systemu. Chwalą państwo rzekomo opiekuńcze mimo jego biurokratycznych, totalnych i laicyzacyjnych aspektów. Wierzą w pozory demokracji w ustroju biurokratycznym. Zachodnim chadekom się wydaje, że Lewiatana można opanować czy ochrzcić, a tymczasem mu ulegają. Księża dają się manipulować politykom, takim, co to odwiedzają biskupów przed wyborami. Tymczasem współpraca z państwem z reguły kończy się uzależnieniem Kościoła od polityki. „....”Aparat państwowy przejmuje dziś coraz więcej władzy, a obywatelom obiecuje, że zatroszczy się o ich sprawy. Ci to aprobują, zajmując postawę bierną i roszczeniową. Ta zaraza przerzuca się na Kościół. „....”Zasadniczą szansą Kościoła jest to, czego w przeregulowanym społeczeństwie brakuje: wolność działania i oddolne, osobiste zaangażowanie. Wymaga to wyraźnego sprzeciwu wobec przerostu państwa i raka biurokracji. Jeszcze raz trzeba stanąć po stronie obywateli, gnębionych i wyzyskiwanych przez rządzące sitwy. Upominać się o prawa wierzących w zawłaszczanej przez laicyzm przestrzeni publicznej. Upominać się o zdrowe prawodawstwo rodzinne. Zresztą prawdziwe chrześcijaństwo zawsze budziło sprzeciw i sprzeciwiało się panującym złym porządkom. „...(źródło )
Socjalista Martin Schulz” Najbardziej postępowy model życia”....” stworzyliśmy jedyną swego rodzaju społeczność w dziejach ludzkości, „...”Zaprowadziliśmy najbardziej postępowy model życia społecznego na świecie.”....” z sytuacjami, gdy mobilni pracownicy harują miesiącami w rzeźniach za dwa i pół euro za godzinę lub podejmują ciężką pracę na budowach jako fikcyjnie samozatrudnieni. Wiele pozbawionych skrupułów firm i przedsiębiorców w godny pożałowania sposób nagina prawo i wystawia na pośmiewisko prawa pracownicze oraz standardy społeczne.”...(źródło
To co planuje Schulz nie tylko wielka wizji zarządzanie silą roboczą w interesie koncernów , czyli znormatyzowania wszystkich roboli w Europie. To co planuje ma jeszcze bardziej wzmóc potęgę rody oligarchów pruskich . Ta sama płaca za tą samą pracę . Jeżeli wszędzie w Europie źródło robocze wszędzie w Europie pracujące w jakiejkolwiek fabryce samochodów będzie zarabiało tyle samo , to produkcja zostanie przeniesiona do centrum, czyli do Niemiec,ponieważ inne czynniki , na wola polityczna , przykład stopy procentowe, logistyka ,koncentracja ludności będą działały na korzyść centrum . Każdy rodzaj pracy, każdy zawód pracy z metką , każdy robotnik z kodem kreskowym . Obłęd .A jednak. Schulz mówi o najbardziej postępowym modelu życia . A co jest istotą tego najbardziej postępowego modelu życia społecznego na świcie . Zapierdalanie do małego aż po grób w fabrykach koncernów . Im więcej jest bogactwa wytworzonego, tym większa koncentracja majątku następuej i tym mniej maja warstwy pracujące .Pomimo coraz większych gospodarek socjaliści nie mówią rozwoju badan naukowych , zwiększeniu liczby naukowców , intelektualistów , zmniejszeniu , okresu pracy i obniżeniu wieku emerytalnego . Coraz bogatszy świat powinien być światem coraz barwniejszym . Ale tak nie jest. Coraz większe bezrobocie, problemy z utrzymaniem dzieci i rodzin. Zmuszaniem młodych ludzi do porzucania nauki i rozpoczynania wcześnie pracy. Socjalistyczny raj . Raj niewolników I tutaj pochylmy się nad tekstem Wojciechowskiego, który przedstawia chrześcijaństwo jako oazę wolności , bunt przeciwko totalitarnemu systemowi i bandyckiemu -państwu , jedyną siłę w Europe , które może przeciwstawić się zrobieni z ludzi niewolników Sztekst Wojciechowskiego polecam szczególnie ludziom z otoczenia Kaczyńskiego , Jurka, Piłki, Ziobry ,Kurskiego Kaczyński powinien zrozumieć na przykładzie Kluzik Rostowskie ,że nie powinien iść na żaden kompromisy z socjalistami , z ludźmi o lewicowych poglądach . Jak się teraz czuje Kaczyński , który tylko dlatego że jest człowiekiem dobrym i tolerancyjnym wylansował lewaczkę Kluzik Rostkowską . To dzięki miękkości Kaczyńskiego w stosunku do znajdujących się wokół niego socjalistów ta lewaczka seksualizuje w tej chwili szkołach polskie dzieci. Najwyższy czas pognać lewicowców z PiS. Marek Mojsiewicz

Potiomkinowskie makagigi Jak wiadomo, od czasu Anschlussu Polski do Unii Europejskiej, a prawdę mówiąc, od początku sławnej transformacji ustrojowej, nasi Umiłowani Przywódcy prowadzenie prawdziwej polityki mają surowo zakazane. Oczywiście jest to nie tylko największą tajemnicą państwową, ale dla skuteczniejszego jej ukrycia, prowadzone są również operacje dezinformujące, których celem jest pokazanie, jakie to Umiłowani Przywódcy prowadzą polityki - i tak dalej. Ostatnio taką operację dezinformującą wykonał prof. Leszek Balcerowicz, chwaląc swój „plan Balcerowicza”, wobec którego - jak głosili ówcześni propagandziści - „nie było alternatywy”. Tymczasem prawda była taka, że wspomniany plan nakreślił dla naszego nieszczęśliwego kraju duet złożony ze słynnego finansowego grandziarza Jerzego Sorosa i słynnego ekonomisty Jeffreya Sachsa, którzy wobec naszego nieszczęśliwego kraju mieli własne plany. Zatem - nie żaden „plan Balcerowicza”, bo pan prof. Balcerowicz tylko go na gruncie tubylczym firmował, po drugie - wcale nie ma się czym chwalić, no i po trzecie - wcale nie jest prawdą, że wobec tego planu „nie było alternatywy”. Takie głupstwa mógł po Michniku powtarzać tylko ówczesny premier Tadeusz Mazowiecki po pierwsze dlatego, że zawsze znany był z „postawy służebnej”, a po drugie - że chyba do końca życia myślał, że bogactwo narodów bierze się stąd, iż pieniądze rozmnażają się na tacy. Przypominam tedy, że „plan Balcerowicza” zawierał w sobie ustawę o uporządkowaniu stosunków kredytowych, która wprowadzała tzw. zmienną stopę oprocentowania kredytów; jeśli umowa z bankiem przewidywała, dajmy na to, 4 proc. rocznie, to zmienna stopa - już 40 proc. miesięcznie. Ustawa ta uruchomiła przepływ pieniędzy od zagrożonych bankructwem kredytobiorców, którzy bardzo często musieli się wyprzedawać, by spłacić taki dług. Opowiadał mi w Australii pan Jan Michalak, jak to w swojej rodzinnej wsi w Wielkopolsce został zaatakowany widłami przez znajomego rolnika, który wiedział, iż był on działaczem Solidarności na Śląsku i z tego tytułu uznał go winnym swojego bankructwa spowodowanego „planem Balcerowicza”. Ten rolnik musiał bowiem sprzedać nie tylko wszystkie maszyny, które kupił na kredyt, ale nawet część gruntów. Można powiedzieć, że pan prof. Balcerowicz był akuszerem „Samoobrony”. Drugim, równoległym elementem „planu Balcerowicza” było podwyższenie oprocentowania lokat w bankach komercyjnych, a trzecim - stabilizacja kursu walutowego na poziomie 9 500 zł za dolara. Pieniądze wyssane od polskich kredytobiorców pozwoliły sfinansować to podwyższone oprocentowanie. Dzięki temu finansowi grandziarze z całego świata, przede wszystkim ze wschodniego wybrzeża USA, przybywali do Polski z dolarami, które po kursie 9500 zł wymieniali na złotówki. Te lokaty złotówkowe umieszczali w bankach i po roku wycofywali ze stuprocentowym przebiciem, po czym wymieniali złotówki na dolary po takim samym, stabilnym kursie i wracali wzbogaceni do domu. W ten sposób pan prof. Balcerowicz przetrącił kręgosłup zalążkowi polskiej klasy średniej - bo kredytobiorcami byli wtedy w Polsce bogatsi chłopi i drobni przedsiębiorcy. Celem tego okaleczenia było z jednej strony wyeliminowanie konkurencji dla uwłaszczonej nomenklatury, która nadal się uwłaszczała między innymi na Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Dość powiedzieć, że wywiad wojskowy wydoił wtedy państwo polskie na co najmniej 1,7 miliarda dolarów, podczas gdy długów wykupiono tylko za 60 milionów dolarów. Resztę rozgrabiła komunistyczna soldateska, której takie osobistości jak pobożny pan premier Tadeusz Mazowiecki, czy uchodzący za ekonomicznego alchemika prof. Leszek Balcerowicz byli potrzebni w charakterze listków figowych. Drugim celem tego wdeptania w ziemię zalążka polskiej klasy średniej było stworzenie żerowiska dla zagranicznych grandziarzy, którzy potem „rozważali” przyznanie prof. Balcerowiczowi Nagrody Nobla, ale w końcu musiał obejść się smakiem. W ten sposób CIA odebrała sobie forsę, jaką wcześniej wyłożyła na finansowanie podziemnej „Solidarności”. Te transfery - kontrolowane zresztą przez SB za pośrednictwem konfidenta (TW „Franciszek”) Jerzego Milewskiego, który kierował Biurem Koordynacyjnym Solidarności w Brukseli, a który potem został u prezydenta Lecha Wałęsy szefem BBN - nadal uchodzą za „dane wrażliwe”, bo jużci - ujawnienie, ile forsy ktoś wziął, gdzie schował i dlaczego potem ćwierkał zawsze z tego samego klucza, również i dzisiaj byłoby kompromitujące dla wielu autorytetów moralnych. Dlatego właśnie ustawa o ujawnieniu dokumentów UB i SB z lat 1944 -1990 została z inicjatywy prezydenta Lecha Kaczyńskiego zmieniona nowelą przywracającą procedury markujące lustrację. O TW „Franciszku” różne ciekawostki opowiedziała mi mieszkająca w Australii pani Krystyna Ruchniewicz-Misiak, którą Jerzy Milewski przy pomocy Lecha Wałęsy z założonego przez nią Biura w Brukseli usunął. I wreszcie - wobec „planu Balcerowicza” alternatywa była. Przedstawił mu ją Janusz Korwin-Mikke, sugerując, by ściągnięcie tzw. „nawisu inflacyjnego”, to znaczy - usuniecie z rynku masy pieniądza bez pokrycia, który u schyłku pierwszej komuny był przez rząd drukowany bez opamiętania - więc by ściągnięcie tego „nawisu” dokonało się ekwiwalentnie. Wprawdzie rząd nie miał zbyt wiele towarów na wymianę, ale jeden miał w wielkiej obfitości, mianowicie własność. Przed komunalizacją własności państwowej można było za gotówkę sprzedać mnóstwo domów, placów, mieszkań, sklepów itp. W ten sposób „nawis” zostałby ściągnięty, ale obywatele mieliby własność. Prof. Balcerowicz chyba jednak nie miał na taką operacje pozwolenia od swoich mocodawców z razwiedki, toteż ściągnął „nawis” bezekwiwalentnie. W rezultacie ludzie zostali pozbawieni pieniędzy bez żadnego ekwiwalentu, więc uznali, że rząd ich okradł. I wielu obywateli, podpuszczanych zresztą przez szeptana propagandę, jaką soldateska nieustannie prowadzi, uważa, że okradła ich „Solidarność”, a nie komunistyczne tajne służby, które zresztą wszystko, czego się dotkną, obracają w gówno, bez pożytku dla naszego nieszczęśliwego kraju. Przypominam o tym wszystkim, bo z okazji nadchodzących rocznic media będą pełne rozmaitych nadymanek Umiłowanych Przywódców, a w tej sytuacji niech ta szpilka wypuści z nich nagromadzone gazy. Ponieważ, jak wspomniałem prowadzenie prawdziwej polityki mają surowo zakazane, muszą kombinować i wykazywać się w sferze rozrywkowej. Ponieważ rzeczywistość, mimo rozpościeranych przez reżymowe telewizje potiomkinowskich zasłon, jednak czasami brutalnie się przez nie przebija, Umiłowani Przywódcy, którzy rzeczywistości sprostać już nie mogą, koncentrują się na odpowiedniej jej interpretacji. Nie mając sposobów na powiększenie Produktu Krajowego Brutto w rzeczywistości, próbują powiększyć go na papierze, włączając do PKB tzw. „szarą strefę” a więc - gigantyczną gospodarczą konspirację, w której chroni się przed fiskalnym wyzyskiem naszych okupantów co najmniej 50 procent, jeśli nie więcej obywateli. Warto dodać, że „szara strefa” jest w zasadzie następstwem idiotycznych i złodziejskich reguł, które Umiłowani Przywódcy na polecenie naszych panów gangsterów uchwalają w Sejmie w postaci ustaw. Żeby odblokować znaczną część narodowego potencjału gospodarczego, wystarczyłoby te idiotyczne lub złodziejskie prawa zastąpić normalnymi - ale wtedy trzeba by rozpędzić znaczną część, jeśli nie większość zaplecza politycznego, które podczas wyborów tyle musi się napracować, żeby ludziom zrobić z mózgu wodę. Bez tego zaplecza Umiłowani Przywódcy nie mogliby być Umiłowanymi Przywódcami, więc nie mogą pozwolić na jego rozpędzenie, no a poza tym na zmianę ekonomicznego modelu państwa nie pozwolili by im nasi okupanci. Stanisław Michalkiewicz

07/05/2014 „Nawet państwo policyjne ten najmniej znośny atrybut tyranii , wzmacnia się w cieniu demokracji”- pisał Bertrand de Juvenel w swoim” Traktacie o władzy”.. A co się nie wzmacnia w cieniu demokracji? Przede wszystkim głupota wszechpanująca, i te grasujące gangi. W demokracji państwo jest łupem dla szajek demokratów, które obsadzają państwo. Nie mają żadnych skrupułów, żeby państwo zawłaszczyć, obsiąść i doić. Demokracja sprzyja pasożytnictwu państwowemu. Im większy aparat biurokratyczny demokratycznego państwa prawnego, tym większe złudzenie dla szajek demokratów, które to państwo obsadziły. Demokratyczne szajki mają wtedy poczucie, że zawładnęły państwem, a co za tym idzie – nami.-„ obywatelami” demokratycznego państwa prawnego. I do tego rasowi demokracji pragną oddzielenia państwa od Kościoła. Żeby członkowie szajek demokratycznych nie mieli skrupułów moralnych i etycznych w swoim postępowaniu. Moralność w instrumentalnym traktowaniu państwa nie jest demokratom potrzebna. W ogóle moralność nie jest im do niczego potrzebna. Trzeba usunąć wszelkie bariery, które stoją na drodze bezwzględnego, łupieżczego, nieskrępowanego niczym rabunku, jaki odbywa się na naszych oczach na trupie demokratycznego państwa prawnego. Precz z Kościołem w trupim życiu demokratycznego państwa prawnego. Jak sępy kołują, szczególnie przed bachanaliami, nad padliną rozkładającego się demokratycznego państwa prawnego. Jeszcze coś muszą zrobić z Kościołem, ostateczną przeszkodą w realizacji swoich rabunkowych celów. Żeby nikt im nie przeszkadzał, i żeby niemoralnego postępowania nie nazywać niemoralnym. Co w sprawie Kościoła powiedział pan prezydent Bronisław Maria Komorowski w ostatnią niedzielę, czwartego dnia maja Roku Pańskiego 2014, kiedyś członek Platformy Obywatelskiej Unii Europejskiej, a obecnie” bezpartyjny”? ”Niezależność Kościoła od państwa i niezależność państwa od Kościoła jest fundamentem dobrego funkcjonowania Kościoła w Państwie demokratycznym. Komunizm był wrogiem Kościoła. To był czas wrogiego, a nie przyjaznego rozdziału. Dzisiaj wolność wyznania i sumienia jest jednym z fundamentalnych praw człowieka w demokracji”(???) W poprzednim komunizmie był wrogi rozdział Kościoła od państwa, a obecnie jest przyjazny rozdział Kościoła od państwa. Ale rozdział od państwa dziesięciorga przykazań musi być. Wtedy państwo nie było demokratyczne, choć odbywały się wybory systematycznie, lud chodził i wybierał swoich reprezentantów, którzy budowali poprzedni socjalizm, i który- powiedzmy sobie szczerze- spowodował bankructwo państwa. Bo ustroje upadają nie dlatego, że są socjalistyczne, albo biurokratyczne- upadają- bo bankrutują. Tak samo zbankrutuje obecny model państwa socjalistyczno- biurokratycznego. Wykończy państwo socjalizm.! Na razie socjaliści będą oddzielać państwo od moralności dziesięciu przykazań. No pewnie! Skoro państwo oparte j jest na kradzieży, to państwu nie jest potrzebna moralność łacińska, no bo po co? Ktoś mógłby się dopatrzeć, że dziwne to państwo, które sankcjonuje demokratycznie coś tak okropnego jak kradzież? No i co to za państwo, w którym fundamentem jest kradzież? I dlatego między innymi trzeba oddzielić państwo od Kościoła. Będzie łatwiej sankcjonować kradzież. Podobnie jest z konstruowaniem człowieka w probówkach. Bo najlepiej- według socjalistów- robić ludzi w probówkach, przy pomocy pensety, a nie tradycyjnie- jak Pan Bóg przykazał. Inżynierowi społeczni mają pomysł, żeby konstruować ludzkość, a nie żeby się ona rozmnażała sposób naturalny, zgodny z naturą, a nie zgodny z widzimisię planistów socjalistycznych. Jak tak dalej pójdzie i państwo będzie dopłacać do konstruowania ludzi w probówkach, to wkrótce hodować się będzie ludzi jednakowych, sklonowanych zgodnie ze sztuką inżynierii społecznej. Ponieważ Kościół jest przeciw to jak najszybciej trzeba oddzielić Kościół od państwa. Tak jak proponuje pan prezydent Bronisław Maria Komorowski. Ponieważ Kościół nie akceptuje podnoszenia do rangi cnoty ułomności pod nazwą homoseksualizmu- to należy oddzielić jak najszybciej Kościół od państwa, żeby można było zalegalizować demokratycznie związki partnerów homoseksualnych i żeby sodomia i gomoria zapanowała jak najszybciej. W ogóle Kościół nie jest socjalistom potrzebny do niczego. No bo do czego? Jak tylko przeszkadza wprowadzać postępowość na każdym froncie walki z normalnością. Przeszkadzać konstruować Nowego Wspaniałego Człowieka w probówce?- też pomysł! I dlatego trzeba jak najszybciej oddzielić Kościół od państwa, żeby państwo jak najszybciej stało się niemoralne. Bo czy niemoralne państwo socjalistyczne musi być moralne i etyczne? Lepszy jest chaos moralny- róbta co chceta To samo z zabijaniem nienarodzonych.. Lewica zabójcza wymyśliła termin” płód”, że to niby nie jest człowiek i do kilku tygodni życia, nie jest to człowiek, Tak twierdzą ideolodzy lewicy. Pierwsze cztery tygodnie życia człowieka to nie jest życie, ale przebywanie płodowe w łonie matki, i wtedy można człowieka zabić, w imię wygody kobiety, spraw społecznych, komplikacji życiowych spowodowanych pojawieniem się nowego życia. Barbarzyństwo puka do drzwi Europy coraz głośniej. Lewicowców nie przeraża nawet demografia. Im mniej ludzi- tym oczywiście lepiej, bo w ogóle ludzi jest za dużo, bo gdyby było mniej- oczywiście byłoby lepiej. Wszytskim! Ponieważ Kościół się sprzeciwia trzeba jak najszybciej oddzielić Kościół od państwa. Eutanazja- to kolejny problem. Kościół się sprzeciwia zabijaniu starszych ludzi, żeby” nie usypiać staruszków”, bo życie jest darem Boga, i tylko Bóg może człowiekowi zabrać życie, chyba, że zabił innego człowieka, i wtedy od ołtarza mego weźmiesz go i zabijesz. Dlatego jak najszybciej należy oddzielić Kościół od państwa. I koniecznie dziesięć przykazań wyrzucić na śmietnik historii, oczywiście przed oddzieleniem Kościoła od państwa. I pom,ować rozwiązłość na każdym szczeblu zycia człowieka. Wychowanie seksualne od przedszkola do Opola. Niech niemowlaki się masturbują i uprawiają seks w przedszkolach. „Gwiazdy” im pokażą jak to się robi- i dlatego trzeba jak najszybciej oddzielić Kościół od państwa.. niech państwo wprowadzi moralność państwową, czyli nihilizm- róbta co chceta Dzisiaj mamy 7 maja. Właśnie w tym dniu w roku 1429, francuska bohaterka narodowa Joanna d’ Arc na czele niewielkiej armii wyparła Anglików spod Orleanu.. Pomimo odniesionych ran poprowadziła zwycięski atak na główne umocnienia Anglików, którzy od miesięcy oblegali 30 –tysięczne miasto nad Loarą- ostatnią przeszkodę przed inwazją na południe i wschód kraju. Następnego dnia Anglicy zawrócili i pomaszerowali na północ. My konserwatyści, mamy dzisiaj też swojego wroga! Jest to wszelka lewica próbująca wywrócić wszystko do góry nogami oddzielić Kościół od państwa, żeby móc szabrować, niszczyć, relatywizować, zabijać. Francuscy narodowcy na swoim patriotycznym sztandarze mają Joannę d’Arc, jako symbol uporu i walki o wartości łacińskie. I nie chodzi o te dwanaście gwiazdek na fladze państwa o nazwie Unia Europesjka. Państwa nie ma- ale flaga jest! WJR

Tusk w Katowicach dmucha już „na gorące”

1. Premier Tusk już w poniedziałek pojawił się niespodziewanie w Katowicach na posiedzeniu zwołanym przez wojewodę śląskiego w sprawie przyszłości Kompanii Węglowej, wystraszony protestami, które odbyły się tydzień wcześniej. Górnicy bowiem zapowiedzieli, że jeżeli rząd nie zajmie się problemami górnictwa węglowego w Polsce, to w ostatnim tygodniu kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego, przyjadą do Warszawy i będą upominali się o przyszłość tej gałęzi gospodarki, protestując na ulicach stolicy. Ponieważ premier Tusk doskonale wie, że takich protestów nawet w zaprzyjaźnionych mediach nie da niczym przykryć, zdecydował się spędzić aż 2 dni na negocjacjach w Katowicach i upuścić chociaż trochę pary spod pokrywy buzującego już nieźle górniczego kotła.

2. Wczoraj odbył się nawet „szczyt węglowy” z udziałem zarówno premiera Tuska, dwójki wicepremierów Bieńkowskiej i Piechocińskiego, ba uczestniczył w nim także szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz i szef katowickiej delegatury ABW (mają walczyć z patologiami w obrocie węglem), byli także eksperci z tej branży i przedstawiciele największych związków zawodowych. Nie bardzo wiadomo jak przebiegała w rzeczywistości dyskusja na tym szczycie, bo o ustaleniach informował na konferencji prasowej tylko premier Tusk, który pozwolił sobie nawet na stwierdzenie „w sprawie węgla pomiędzy rządem i związkami jest pełna symbioza interesów”. Związkowcy wychodzący z rozmów, nie wyglądali na zadowolonych i twierdzili, że dopiero czas pokaże jakie są naprawę zamierzenia rządu w stosunku do górnictwa, a w szczególności do przyszłości Katowickiej Kompanii Węglowej.

3. Rzeczywiście szef rządu, operował na konferencji prasowej zgrabnymi sloganami, które jak sądzę miło brzmiały dla uszu górników ale wypowiadane przez premiera Tuska po blisko 7 latach rządzenia w Polsce, musiały budzić ich poważne wątpliwości. Tusk mówił o niektórych wspólnych rekomendacjach takich jak: potrzeba promocji i ochrony polskiego węgla, wypracowanie wspólnych strategii kopalń i elektrowni w których dominujący udział ma Skarb Państwa przy czym ważnym ich elementem powinno być połączenie bezpieczeństwa energetycznego z bezpieczeństwem pracy, wreszcie wprowadzenie ograniczeń importu węgla do Polski i działań fiskalnych w wyniku których polski węgiel powinien być tańszy. Wszystkim tym rekomendacjom nic tylko przyklasnąć, tyle tylko, że brzmią one kompletnie niewiarygodnie po 7 latach rządzenia podczas których dla górnictwa zrobiono bardzo niewiele, a jeszcze w 2012 roku z Kompanii Węglowej minister Rostowski ściągnął około 500 mln zł dywidendy. Zresztą jak tu wierzyć premierowi Tuskowi w jakieś strategiczne działania wobec górnictwa i Kompanii Węglowej jeżeli na jej czele stawia się człowieka, który wprawdzie jest z branży ale tak się składa jest kandydatem Platformy do Parlamentu Europejskiego w województwie lubelskim.

4. Nie można wierzyć zapewnieniom Tuska także z jeszcze jednego najważniejszego chyba powodu. 21 marca zakończyło się posiedzenie Rady Europejskiej i niestety premier Donald Tusk podpisał się pod wszystkim konkluzjami zaproponowanymi przez unijnych urzędników. Zasadnicza część tych konkluzji, dotyczyła zaostrzenia polityki klimatycznej UE już do roku 2030, choć narracja jaka pojawiła się w mediach w Polsce sugeruje, że nic się nie stało, bo nie przyjęto jeszcze wyższego celu redukcyjnego (wynoszącego aż 43% redukcji CO2 w stosunku do roku 2005). Niestety rzadko kto zwrócił uwagę, że w konkluzjach Rady znalazła się jednak zgoda na nowy centralny system obrotu pozwoleniami na emisję CO2 (MSR), co niechybnie oznacza podwyższenie ich ceny do takiego poziomu, że produkcja energii z węgla staje się nieopłacalna. Dotychczasowy rynkowy system handlu emisjami ETS, zastąpiono centralnie planowaną sprzedażą uprawnień tzw. MSR (Market Stability Reserve), polegającą na tym, że pula uprawnień do emisji CO2 będzie zmniejszana corocznie o 12%, a to oznacza pogorszenie opłacalności energetyki opartej na węglu (a nawet jej nieopłacalność) albo gwałtowny wzrost cen energii w Polsce zarówno dla przedsiębiorców jak i gospodarstw domowych. Tusk więc dmucha w Katowicach już „na gorące” z nadzieją, że uda się nie pozwolić na zapłoniecie problemów górniczych 19 maja w Warszawie, bo wtedy poważnie zagrożony byłby wynik Platformy w eurowyborach. Kuźmiuk

Is fecit cui prodest Wprawdzie wiceprezydent Biden próbował podkręcać władze w Kijowie do większego zdecydowania wobec „separatystów” we wschodnich prowincjach Ukrainy obietnicami korzyści majątkowych w postaci 50 milionów dolarów pod pretekstem „przeprowadzenia reform” i nawet początkowo wydawało się, że swój cel osiągnął, bo pan Turczynow ogłosił „wznowienie operacji antyterrorystycznej”, ale sytuacja wygląda tam tak, jak i przed „wznowieniem” - co utwierdza mnie w podejrzeniach, że to „wznowienie” podobnie jak inne postanowienia władz w Kijowie pozostają raczej na papierze. Stwarza to, nawiasem mówiąc, potężny dysonans poznawczy dla funkcjonariuszy nie tylko niezależnych, ale nawet tak zwanych „niepokornych” mediów, którzy na dźwięk znajomej trąbki wiadomego Stronnictwa natychmiast zameldowali się w karnych szeregach „Propaganda Abteilung” i w przerwach między zachwytami nad „aktywistami Majdanu” nie szczędzą słów potępienia dla „separatystów” i ich moskiewskiego herszta - zimnego rosyjskiego czekisty Putina, wieszcząc mu nieuchronną zgubę. Jak tam będzie tak tam będzie, ja natomiast korzystam z okazji, jaką jak zwykle stwarzają mi drodzy Czytelnicy. Oto jeden właśnie zwrócił mi uwagę na niestosowność identycznego traktowania „aktywistów Majdanu” i „separatystów”. Co prawda nie wyjaśnił, dlaczego tak nie można, ale domyślam się, że ze względu na niewątpliwą etyczną wyższość „aktywistów” nad „separatystami”. Niestety ja nie jestem o tej wyższości do końca przekonany, a to ze względu na informację, jaką „z miedzianym obliczem oszusta” podali funkcjonariusze niezależnych mediów, kiedy swoją kandydaturę w ukraińskich wyborach prezydenckich zaplanowanych na 25 maja zgłosił Piotr Poroszenko, tamtejszy oligarcha, zwany „królem czekolady”. Okazało się mianowicie, że był on „głównym sponsorem Majdanu”. Wynika z tego, że oprócz niego byli również inni, pomniejsi sponsorowie, ale przede wszystkim wynika z tego, że Majdan był sponsorowany! To z kolei oznacza, że w kłamliwych doniesieniach („oni kłamią, my mówimy prawdę!”) moskiewskich podżegaczy wojennych, co to rozpowszechniali fałszywe pogłoski o wynagrodzeniach pobieranych przez „aktywistów” i werbowników kolejnych „aktywistów” na kijowski Majdan, mogło być ziarenko prawdy. A w takiej sytuacji nie można wykluczyć, że ten cały Piotr Poroszenko zwyczajnie kupił sobie polityczny przewrót, dla niepoznaki wystawiając na plan pierwszy boksera wagi ciężkiej pana Kliczkę, byłego szefa bezpieki przy pięknej Julii Tymoszenko pana Turczynowa, no i pana Arszenika Jaceniuka, co to za czasów skorumpowanych tyranów siedział w finansach, a potem już tylko awansował i awansował - jak nie z ramienia jednej partii, to z ramienia drugiej. Czy Piotr Poroszenko sponsorował kijowski Majdan z własnych funduszy, czy tylko występował w charakterze postillon d’amour jakichści Mocy - tego, ma się rozumieć, nie wiem, ale skoro nawet w naszym nieszczęśliwym kraju Kongres Liberalno-Demokratyczny był sponsorowany przez niemiecką CDU, to nie można wykluczyć, że i na Ukrainie też ktoś mógł wpaść na taki sam pomysł. Chodzi o to, że - jak wyjaśnili nam przedstawiciele środowiska autorytetów moralnych - za czasów KL-D nie było jeszcze przepisów normujących finansowanie partii politycznych, więc nie było też zakazu przyjmowania pieniędzy z zagranicy. To święta prawda, podobnie jak i ta, że przepisów zabraniających przyjmowania subwencji z zagranicy nie było również w wieku XVIII. Jaka szkoda, że ówczesne autorytety moralne nie podsunęły tego wyjaśnienia ówczesnym jurgieltnikom, którzy - jak się dzisiaj okazuje - nic złego nie zrobili. Wróćmy jednak do naszego pana Piotra Poroszenki, który nawet jeśli występował tylko w charakterze postillon d’amour Mocy pragnących zachować anonimowość, to też musiał mieć w tym jakąś kalkulację. Jaką - tego możemy się domyślać po zgłoszeniu przezeń swojej kandydatury na prezydenta Ukrainy. Jak powiadają wymowni Francuzi, l’appetit vient en mangeant - co się wykłada, że apetyt rośnie w miarę jedzenia - więc i panu Poroszence mogła przejeść się czekolada i zapragnął zakosztować smaku prezydentury. To tylko Donald Tusk, kiedy czyjaś potężna ręka postawiła mu szlaban na kandydowanie w wyborach prezydenckich w 2010 roku, ratował twarz kręcąc nosem że „kwaśne winogrona” i „żyrandole” - ale z reguły bywa tak jak, to zauważył pan Zagłoba: „Pokaż mu koronę i róg gronostajowego płaszcza, to możesz go pod włos głaskać jak charcie szczenię, a jeszcze ci się ugnie i sam krzyża nadstawi. (...) Najpoczciwszemu oczy z pożądliwości na wierzch wyliżą, a trafi się szelma, jako był książę wojewoda wileński, to i ojczyznę zdradzić gotów.” Ha! Czy przypadkiem pan Zagłoba nie wskazuje nam zza grobu właściwego tropu? Oto Związek Sowiecki nie bez słuszności uważany był za państwo totalitarne, to znaczy, że bezpieka za pośrednictwem agentury kontrolowała wszystkie aspekty życia - również kluczowe segmenty gospodarki. Nie zmieniło się to nawet po rozpadzie Sojuza, bo przecież III Rzeczpospolita nastała kilka lat wcześniej, a kapitalizm kompradorski, w którym dostęp do rynku i pozycja na nim zależy od przynależności do bezpieczniackiej sitwy, trwa i u nas już od lat ponad dwudziestu. Skoro nawet u nas, to cóż dopiero - na Ukrainie? Czy pan Poroszenko należy do sitwy? Ależ owszem, czemu nie? Karierę polityczną rozpoczynał w ukraińskim odpowiedniku naszego SLD, wspierającym Leonida Kuczmę, potem robił karierę w Partii Regionów uczestnicząc nawet w rządzie premiera Azarowa przy prezydencie Janukowyczu - ale po kilku miesiącach, ni z tego, ni z owego, dlaczegoś zasmakował w „niezależności”, by w końcu zostać „głównym sponsorem Majdanu”, a wkrótce - kto wie - może nawet prezydentem Ukrainy. No dobrze, ale czy całej Ukrainy, czy tylko jej zachodniej części, która pozostanie po secesji wschodnich prowincji? Tego, ma się rozumieć, nie wiemy - ale czy aby na pewno nie wie tego również pan Piotr Poroszenko? Za to już głowy bym nie dał, zwłaszcza w sytuacji gdy powszechnie wiadomo, że ruscy szachiści potrafią grać na wielu fortepianach jednocześnie, a w prowokacjach są szczwani, jak mało kto. Jak na razie bowiem przewrót dokonany na Ukrainie za sprawą Majdanu sponsorowanego przez pana Poroszenkę wychodzi na zdrowie Moskwie; bez jednego strzału przejęła Krym z największą na Morzu Czarnym bazą w Sewastopolu, a jeśli „wznowiona operacja antyterrorystyczna” we wschodnich prowincjach będzie przebiegała tak jak dotychczas, to tylko patrzeć, jak bez otwartej interwencji Rosja otworzy sobie do Krymu korytarz za pośrednictwem rosyjskojęzycznych ludowych republik. No to co to komu szkodzi, jak pan Piotr Poroszenko zostanie prezydentem na Kijowie - oczywiście do następnego Majdanu, który pewnie już ktoś tam zaczyna sponsorować?

Stanisław Michalkiewicz

Pogrobowcy Hilarego Minca 30 kwietnia zmarł w Warszawie Mieczysław Wilczek, postać pod koniec życia niesłusznie zapomniana, między innymi z tego powodu, że w miarę upływu czasu pojawia się coraz więcej bohaterów, co to „obalili komunizm”. Na pierwszym miejscu jest oczywiście Kukuniek, któremu na starość uderza do głowy coraz więcej wody sodowej. Można to było zauważyć już przed 9 laty, po śmierci Jana Pawła II. Z okazji tego wydarzenia rozmaite telewizje publikowały reportaże o zmarłym papieżu, w których siłą rzeczy pojawiały się różne akcenty polskie. Przypadkowo obejrzałem reportaż przygotowany przez telewizję portugalską. Koncentrował się on oczywiście wokół pielgrzymek Jana Pawła II do Fatimy, ale autorzy przeprowadzili też rozmowę z Lechem Wałęsą, który do kamery mówił po polsku, więc nie można tego przypisać błędnemu tłumaczeniu. Powiedział wtedy, że w swojej walce z komunizmem „nie miał ludzi”, wobec czego „obalił komunizm z żoną i dziećmi”. Wracając do świętej pamięci Mieczysława Wilczka, to największą, a w każdym razie - bardzo dużą zasługę w obaleniu komunizmu trzeba przypisać właśnie jemu. Wprawdzie prof. Bogusław Wolniewicz słusznie twierdzi, że komunizm wcale nie został „obalony”, a tylko „mutuje”, to jednak Mieczysław Wilczek niewątpliwie zakończył egzystencję pewnej komunistycznej mutacji to znaczy - „socjalizmu realnego”. Nazwa ta pojawiła się w latach 70-tych i można było wyczuć w niej melancholijną nutkę rezygnacji: jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Socjalizm realny pojawił się w naszym nieszczęśliwym kraju oczywiście za sprawą Józefa Stalina, który gospodarczym dyktatorem Polski zrobił Hilarego Minca, jednego z trójcy wszechmogących Żydów, delegowanych przez Ojca Narodów dla tresowania mniej wartościowego narodu tubylczego w demokracji socjalistycznej. Hilary Minc miał swój gospodarczy ideał, wyrażający się w formule „planu doprowadzonego do każdego stanowiska pracy”. Żeby ten ideał mógł się ziścić, „centralny planifikator”, czyli władza polityczna, musiała mieć pełnię władzy gospodarczej, między innymi decydować o każdym „stanowisku pracy”. No i decydowała - na przykład nawet ilu szewców czy krawców ma być w mieście - nie mówiąc już o poważniejszych sprawach. W rezultacie na każde gospodarcze przedsięwzięcie potrzebne było pozwolenie władzy. To znaczy - było potrzebne dopóki nomenklatura, czyli środowisko władzy nie uwłaszczyło się na rozkradanym pod osłoną „surowych praw stanu wojennego” wprowadzonych przez „człowieków honoru”, majątku państwowym. Dopóki nomenklatura nadzorowała przedsiębiorców, chciała, by ci musieli jeść jej z ręki. Kiedy jednak się uwłaszczyła, nie chciała mieć nad sobą żadnego nadzorcy. I tej potrzebie wyszedł naprzeciw Mieczysław Wilczek, podsuwając generałowi Jaruzelskiemu projekt ustawy o działalności gospodarczej. Jak sam opowiadał kiedyś Januszowi Korwinowi-Mikke i mnie, generał Jaruzelski stawiał mu tylko jeden warunek - żeby w tej ustawie nie było „nic przeciw socjalizmowi”. Toteż Mieczysław Wilczek rozmontował realny socjalizm - ale bez użycia tego słowa. Ten demontaż polegał na tym, że ustawa o działalności gospodarczej skonstruowana została zgodnie z zasadą, że dozwolone jest wszystko, co nie jest zakazane. („Podejmowanie i prowadzenie działalności gospodarczej jest wolne i dozwolone każdemu na równych prawach”, a „Podmioty gospodarcze mogą dokonywac czynnosci oraz działań (...) które nie są przez prawo zabronione”) Pozwolenia (koncesje) na wykonywanie działalności gospodarczej nie były już potrzebne, z wyjątkiem 11 przypadków, których wspólnym mianownikiem było albo ryzyko sprowadzenia niebezpieczeństwa powszechnego: (np. obrót bronią, amunicją, materiałami wybuchowymi, wytwarzanie i obrót truciznami), albo znaczenie dla gospodarki narodowej (np. wydobywanie kopalin). Podejmujący działalność gospodarczą musiał tylko zawiadomić o tym urząd skarbowy - i to wszystko. Tym jednym pociągnięciem pióra Mieczysław Wilczek zlikwidował „socjalizm realny” w gospodarce. Warto zwrócić uwagę, że ustawa ta, uchwalona w październiku 1988 roku, weszła w życie 1 stycznia 1989 roku, a więc na ponad miesiąc przed rozpoczęciem widowiska telewizyjnego pod tytułem „Obrady okrągłego stołu”, które rozpoczęło się - jak pamiętamy - 6 lutego 1989 roku, a więc w sytuacji gdy już było, jak to się mówi - „po herbacie”. Wspominam o tym dlatego, że przy okazji 25 rocznicy rozpoczęcia tamtego telewizyjnego widowiska, statystujące w nim osoby strasznie się nadymały, czego to nie zrobiły dla Polski i w ogóle. Więc na wieczną ich hańbę przypomnę, że jak tylko banda wyposzczonych gołodupców została dopuszczona przez razwiedkę do koryta, natychmiast zaczęła „nowelizować” ustawę Wilczka, niekiedy nawet kilka razy w roku, w ten sposób, że do istniejących pierwotnie 11 przypadków koncesjonowania działalności gospodarczej co i rusz dodawała nowe. W rezultacie po 10 latach, kiedy to niby budowany był w naszym nieszczęśliwym kraju „kapitalizm”, koncesje, licencje, zezwolenia i pozwolenia, a więc różne formy reglamentacji, zostały przywrócone w 202 OBSZARACH działalności gospodarczej - czemu towarzyszyła narastająca biurokratyzacja gospodarki. Krótko mówiąc - pod osłoną wolnorynkowej retoryki „socjalizm realny” został w naszym nieszczęśliwym kraju przywrócony, również przy wydatnym udziale ugrupowań tzw. „antykomunistycznych”, a nawet „prawicowych”, które jeszcze i dzisiaj uwodzą łatwowierną część opinii publicznej, próbując również uzurpować sobie monopol na patriotyzm. Stanisław Michalkiewicz

08/05/2014 Socjalim i wypaczenia- NIE! Ile tych jaj jeszcze zniesie ten wypaczony socjalizm biurokratyczny, w którym nam przyszło żyć? Czwarta izba parlamentu- Trybunał Konstytucyjny orzekł, że arbitralne podniesienie wielu emerytalnego przez demokratyczny Parlament dla „ obywateli” – niewolników demokratycznego państwa prawnego- jest zgodne z Konstytucją? Ciekawa z jakim artykułem jest to orzeczenie zgodne i czy orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego są zgodne ze zdrowym rozsądkiem? Bo tego akurat nie bada Trybunał Konstytucyjny, który jak najszybciej powinien być zlikwidowany, jako szkodliwy. Zresztą jak ma być szalejąca demokracja- to powinien być wybieralny przez demokratyczny lud, a nie ustawiany politycznie przez różne polityczne gremia desygnujące z różnych politycznych klik, kto będzie pobierał duże pieniądze w Trybunale, przegłosowując się wzajemnie. Skoro podniesienie wieku emerytalnego arbitralnie przez Sejm nie będąc zgodne ze zdrowym rozsądkiem, jest zgodne z Konstytucją, której ustępy nie są zgodne z innymi ustępami, a te- jeszcze z innymi, a całość nie ma żadnego sensu logicznego zawartego w różnych sprzecznych ze sobą artykułach- to na jakiej podstawie prawnej można podnosić wiek emerytalny w zależności od potrzeb finansowych demokratycznego państwa prawnego? Sam jestem ciekawy na jakiej podstawie prawnej? Zbitka propagandowa, że” dla bezpieczeństwa systemu emerytalnego” mnie nie przekonuje. Bo równie dobrze, dla „ bezpieczeństwa systemu emerytalnego” można wymordować emerytów, żeby ratować system emerytalny, którego uratować się nie da, bo jest to kompletny bankrut, do którego dopłacamy dodatkowo jako podatnicy coś około 50 miliardów złotych rocznie, a wobec malejącej liczby płacących, można spodziewać się większych dopłat, a co za tym idzie – większych podatków. Rabunek dopiero przed nami! Łagodność procedury maskuje potworność zasady. A potworność zasady polega na przymusie ubezpieczeniowym. A kto zabroni politycznemu Trybunałowi Konstytucyjnemu w przyszłym miesiącu podnieść wiek emerytalny na lat siedemdziesiąt pięć, po uprzednim podniesieniu wieku emerytalnego przez Sejm, żeby ratować system emerytalny- „ dla bezpieczeństwa systemu emerytalnego”. Można podnosić wiek w nieskończoność, tak, żeby żaden potencjalny emeryt nie dostał ani grosza emerytury w ciągu swojego pracowitego życia, nich sobie załatwi „ świadczenie” po śmierci, u samego Pana Boga. Chociaż Pan Bóg nigdy by nie wpadł na ten szatański pomysł, żeby obłożyć człowieka, którego stworzył- przymusowym ubezpieczeniem państwowym za życia, a potem, żeby próbował się wymigiwać od płacenia. Eutanazja też byłaby rozwiązaniem, bo” staruszków trzeba usypiać”, żeby nie blokowali rozwoju socjalizmu biurokratycznego i marszu ku świetlanej przyszłości, która- jak twierdziła Ayn Rand- musi być budowana w socjalizmie na stertach z ludzkich ciał. Eutanazja i aborcja są tutaj przydatne- one rozwiążą ostateczną kwestię „obywateli” demokratycznego państwa prawnego. To znaczy może się okazać, że zabraknie „ obywateli”. I panowie biurokratyczni będą musieli pracować sami na siebie. To będzie dla nich najgorsza rzecz, jaka ich spotkała w życiu. Do tego mogą doprowadzić” działania naprawcze” systemu emerytalnego, którego fundamentem jest przymus. Skoro ten system przymusu państwowego ubezpieczeń jest dobry, to dlaczego oparty jest o przymus? Jak” obywatele” coś lubią, to sami sobie kupują to co lubią. Nie potrzeba przymusu. A jak czegoś nie lubią- to państwo musi na nich nałożyć przymus, oczywiście dla ich dobra, którego mają coraz mniej. I musza polubić płacenie kolosalnych sum na utrzymanie tego przymusowego nonsensu. Miłość systemu pod przymusem, i jeszcze do tego świergolenie, tak jak w sowieckich łagrach, jak to opisuje Sołżenicyn.” Obywatele” powinni się cieszyć, że płacą ponad tysiąc złotych miesięcznie na ten nonsens- za obietnicę” świadczenia”: na starość. Tym bardziej, że otrzymywanie” godnej” emerytury oddala się systematycznie z roku na rok, bo system trzeszczy w szwach, a z obietnic państwowych nie da się żyć na starość.. W ogóle z obietnic nie da się żyć, nie tylko podczas starości, ale także w młodości- a co dopiero z obietnic biurokratycznego państwa prawnego, które nie ma innych pieniędzy, oprócz tych, które zrabuje swoim” obywatelom”. Słowo” swoim” użyłem w pełni świadomości przynależności obywatelskiej do demokratycznego państwa prawnego. Człowiek w socjalizmie jest własnością demokratycznego państwa prawnego.

Wszystko to jak to w bywa w bajkach, może się skończyć źle, straszny wilk pożre Czerwonego Kapturka, i co na to Europejskie Centrum Bajki w Pacanowie, gdzie właśnie odbywają się uroczystości poświęcone Koziołkowi Matołkowi, patronowi tej miejscowości. Odbywają się hucznie, bo Unia Europejska” daje” pieniądze na tego typu działalność kulturalną. Nie wiem w jakiej wysokości- ale daje. Prawdopodobnie z naszej unijnej składki która wynosi 5 miliardów euro rocznie. W Europejskiej Stolicy Bajki z samego rana toczy się bajkowe życie kilku działaczy, którzy za unijne pieniądze zajmują się bajkami, inscenizacja, poprzebierali się za Koziołka Matołka., o oczywiście po wpłaceniu wcześniej składki- nie jest tego wiele, przyznacie Państwo,. 20 miliardów zloty- stać na to demokratyczne państwo prawa, jakim jest Polska. Pamiętam jak pan minister Waldemar Dąbrowski swojego czasu minister naszej kultury, dziedzictwa narodowego i Koziołka Matołka, poleciał helikopterem na uroczystości urodzinowe Koziołka Matołka, które wtedy odbywały się w Łodzi. Poleciał helikopterem, żeby zdążyć, i żeby przypadkiem się nie spóźnić. Byłoby to wielka obraza dla zebranych gości. Poleciał helikopterem i nic się nie zdarzyło, tak jak w przypadku pana Leszka Millera, którego helikopter spadł pod Baniochą niedaleko Piaseczna, na leśne drzewa. Na całe szczęście panu Leszkowi nic się nie stało dzięki pilotowi, który okazał się niezłym akrobatą, ale wcześniej zapomniał włączyć urządzenia odmrażającego. Może i zapomniał, ale pana Leszka Miksera uratował i dzięki temu możemy nadal wysłuchiwać banialuk spod Baniochy pana Leszka na tematy wszystkie i oglądać go nadal w telewizji na śniadanie, w obiad i na kolację. On tez jest przeciw podniesieniu wieku emerytalnego, przynajmniej werbalnie, bo lud jest zdenerwowany i można przyciąć na tej sprawie trochę demokratycznych emocjonalnie głosów. Przecież, gdyby był znowu premierem zrobiłby dokładnie to samo co zrobił pan premier Donald Tusk, kiedyż liberał werbalny, a dzisiaj socjalisty praktyczny- twierdzi nawet, że mniej socjalista, a bardziej socjaldemokrata. Jak twierdził towarzysz Stalin, socjaldemokracja to skrzydło faszyzmu, nie pamiętam już czy prawego faszyzmu, czy może lewego? W każdym razie faszyzmu, który między innymi objawia się w podtrzymywaniu faszyzmu ubezpieczeniowego opartego na przymusie. A więc: socjalizm nie! Wypaczenia- nie! Tak mi się marzy atmosfera ubezpieczeniowej wolności, a Państwu? WJR

Są sędziowie w Warszawie, niestety tylko sześciu

1. Wczoraj Trybunał Konstytucyjny ustami swego przewodniczącego sędziego Andrzeja Rzeplińskiego ogłosił, że orzeka zgodność z Konstytucją RP o zmianie ustawy z 11 maja 2012 roku o rentach i emeryturach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych oraz niektórych innych ustaw. Trybunał orzekał w pełnym 14 osobowym składzie, przy czym aż 5 sędziów (Zbigniew Cieślak, Mirosław Granat, Teresa Liszcz, Marek Kotlinowski Marek Zubik), zgłosiło votum separatum w wielu punktach tego orzeczenia, a jeden (Wojciech Hermeliński), zdanie odrębne w jednym punkcie orzeczenia. A więc naprawdę niewiele brakowało do tego aby przeważyło stanowisko w Trybunale, że wiele przepisów tej ustawy jest jednak niezgodne z Konstytucją RP i rządząca koalicja Platformy i PSL-u znalazłaby się w niezwykle trudnym położeniu. Jak się wydaje na stanowisko większości sędziów Trybunału, miało duży wpływ wystąpienie rządu przesłane do Trybunału przez rząd Tuska, będące odpowiedzią na pytanie przewodniczącego Trybunału Andrzeja Rzeplińskiego o skutki finansowe zakwestionowania przez trybunał ustawy o podniesieniu wieku emerytalnego i ustawy o OFE. Rząd stwierdził wprost, że zakwestionowanie obydwu ustaw, wręcz zrujnuje budżet i szerzej finanse publiczne i wprawdzie w uzasadnieniu do wyroku ta kwestia nie była poruszana ale to ona jak się wydaje, ostatecznie przeważyła.

2. Przypomnijmy tylko, że nowelizacja ustawy emerytalnej uchwalona przez Sejm w maju 2012 roku i podpisana przez prezydenta Komorowskiego w już czerwcu, spowodowała nie tylko jak się powszechnie sądzi wydłużenie wieku emerytalnego o 2 lata dla mężczyzn i o 7 lat dla kobiet (dla kobiet pracujących w rolnictwie aż o 12 lat) i wprowadzenie skandalicznie niskich emerytur częściowych ale także znaczące pogorszenie dostępu pracowników do systemu emerytalnego. Otóż po majowej nowelizacji wielu osobom, które weszły na rynek pracy po roku 1989, grozi utrata prawa do gwarantowanych minimalnych emerytur, rent rodzinnych i wdowich. Do tej pory kobieta miała prawo do emerytury minimalnej mając 14 lat składkowych i 6 nieskładkowych, po zmianach aby otrzymać emeryturę minimalną, musi mieć 30 lat stażu składkowego (jest to więc wydłużenie okresu składkowego aż o 16 lat). Z kolei mężczyzna do tej pory miał prawo do emerytury minimalnej mając 17 lat składkowych i 8 lat nieskładkowych, po zmianach aby ją uzyskać musi dysponować aż 35 stażem składkowym (wydłużenie stażu składkowego o 18 lat). W sytuacji kiedy na rynku pracy już blisko 50% osób na rynku pracy jest zatrudnionych na tzw. umowy śmieciowe (od których w dużej części nie odprowadza się składek ubezpieczeniowych), przy równie powszechnym zatrudnianiu na czarno, nietrudno sobie wyobrazić jak trudno będzie się w przyszłości wykazać się 30- letnim stażem składkowym w przypadku kobiet i 35- letnim w przypadku mężczyzn.

3. Wyrok TK przesądza, że uchwalona blisko 2 lata temu obowiązuje w pełni (Trybunał orzekł, że niezgodne z Konstytucją jest tylko rozwiązanie pozwalające kobietom po ukończeniu 62 lat przechodzić na tzw. emerytury częściowe, podczas gdy mężczyźni mogą przejść na takie emerytury dopiero po ukończeniu 65 roku życia). W tej sytuacji wypada przypomnieć, że w programie Prawa i Sprawiedliwości przyjętym w lutym tego roku przez Kongres, znajduje się twardy zapis mówiący o tym, że przywrócenie poprzedniego wieku emerytalnego (60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn), będzie jednym z pierwszych posunięć rządu tworzonego przez naszą partię po wygranych wyborach parlamentarnych na jesieni 2015 roku. Zapisaliśmy także przeprowadzenie referendum w sprawie powrotu do solidarnościowego systemu ubezpieczeń społecznych czyli systemu zdefiniowanego świadczenia i zastąpienie nim, obecnie obowiązującego systemu zdefiniowanej składki. Kuźmiuk

Prof. Jadwiga Staniszkis: do namysłu przed kanonizacją Jana Pawła II Znów czytam "Dzienniki" Mirona Białoszewskiego pisane jeszcze w czasach komunizmu. Świat sprowadzony do szczegółu. Kręcący się wokół sztuki, uczuć i własnego ego. Bez uogólnień i historii, bo te zawłaszczyła ideologia. Teraz, w dobie "demokracji medialnej" też brak teoretyzowania na własny temat. Ale dziś to nie unik, ale – brak języka. Króluje bezalternatywna klisza "normalności" (zamiast marksistowskiej "konieczności"). Zawłaszczona przez władzę, wyzuta z głębszych znaczeń. Towarzyszy jej bezczelny cynizm. PO, kradnąc PiS-owi program, twierdzi, że dopiero w jej wykonaniu (i w nowym kontekście – Ukraina) nabiera on sensu. A bezradność PiS-u tworzy wrażenie, że – po raz kolejny – ktoś od wewnątrz psuje kampanię tej partii. W medialnym chaosie nie przebija się wołanie Jarosława Kaczyńskiego o prawdę i przełamanie strachu. I próby upomnienia się o inne, fundamentalne wartości. Warto je przypomnieć. Według Johna Rawlsa, liberała który uznał, że sam rynek nie wystarcza, "sprawiedliwość" ma trzy wymiary:
- po pierwsze, taką strukturę dochodów i społecznych zabezpieczeń, że najsłabsi mają zagwarantowane choćby minimalne (konieczne do przetrwania) dochody, nawet przy – teoretycznie – najgorszym scenariuszu (kryzys);
- po drugie, że reguły systemowej logiki są fair i nikt nie korzysta ze specyficznych (oprócz wymienionych wyżej) ułatwień. Nie ma możliwości przerzucania kosztów własnych działań na innych;
- i, po trzecie, istniejące (i nieuchronne) zróżnicowania są uznane za godziwe i usprawiedliwione tylko wtedy, gdy wynikają z wkładu własnej pracy (także tej intelektualnej). Bądź – wkładu własnych środków. "Sprawiedliwość" w tym ujęciu to proces, z ciągłym wysiłkiem, aby sprostać tym standardom. Społeczna nauka Kościoła (od papieża Leona XIII sprzed ponad stu lat do Jana Pawła II) uzupełnia to stanowisko podkreślając godność pracy. Oraz – potrzebę harmonizowania odmiennych wartości często wchodzących wobec siebie w konflikt. W tym różnych form własności z których każda, oprócz ekonomicznych, ma również skutki społeczne. Bo generuje – odmienne – relacje. W tym – różne fundamenty bezpieczeństwa, sposoby radzenia sobie z ryzykiem i/lub – odmienne szanse rozwoju. Indywidualnego i tego w sferze tzw. dóbr publicznych. Harmonia i solidarność, oraz – wolność, wyprowadzana z "transcendentalnej godności osoby ludzkiej" i realizowana w ramach sprawiedliwego prawa – to była oś przesłania Jana Pawła II do Polaków. W czasach Solidarności i potem. Niepodzielność wolności (politycznej, ekonomicznej, religijnej i kulturowej ) stanowiła fundament tej, zapomnianej już w naszym kraju, koncepcji. Bo kiedy dziś z podziwem i szacunkiem oglądam w telewizji wypowiedź porucznika Wosztyla z Jaka 40 który – przełamując strach (a ten, kto żył w komunizmie pamięta i rozpoznaje te symptomy ) – relacjonuje swoje wrażenia ze Smoleńskiego lotniska w momencie katastrofy (i określa jako "niehonorowe" naciski w tej kwestii swoich przełożonych) to mam poczucie, jak daleko system, w którym żyjemy, odszedł od ideałów (a może tylko – utopii) Solidarności. I jak bardzo zapomniano nauczanie Jana Pawła II. Przecież to on podkreślał, że tęsknota do prawdy i dobra powinna być wektorem naszych działań. Bo to, nigdy do końca nie spełnione, dążenie, wydobywa z nas "właściwego człowieka". Moja krytyczna ocena dzisiejszej Polski łączy się z faktem, iż instytucje i procedury nie ułatwiają takich dążeń. Odwrotnie – rządzą się strachem i wygodnictwem, nagradzają oportunizm. Godność pracy jest łamana, także przez tworzone prawo, które daje fory tym którzy – legalnie – stosują w firmach niższe standardy. Przenoszą reguły szarej strefy do oficjalnej działalności. Ponoszą niższe koszty i wygrywają zgodnie z ustawą o zamówieniach publicznych. Absurdalne z perspektywy meandrów pracy naukowej (która powinna zawierać prawo do błędów, pozornie "bezproduktywnego" namysłu i – bezinteresownej ciekawości) reguły narzucone przez Kudrycką niszczą inteligencki etos. Dobrze że Solidarność dogadała się z Komitetem Obrony Humanistyki: to przełamie odium 1968 roku, gdy robotnicy atakowali studentów. Dziś mamy wspólny interes. Chodzi o rozwój Polski. I sprawiedliwość. Bo nieprofesjonalna, upartyjniona i nieefektywna administracja państwowa (ok. 650 tysięcy osób) ma dochody wyższe niż ludzie w gospodarce, w nauce i w kulturze. To model Trzeciego Świata. A równocześnie zapomniano już apele Jana Pawła II o stworzenie warunków do godności, sprawiedliwości i wolności. Z codziennym wysiłkiem, aby te – odmienne wartości – harmonizować traktując je, jako wektor działania, i państwa, i społeczeństwa.    
Prof. Jadwiga Staniszkis

Putin podkulił ogon jak ostatni kundel Grzegorz Braun”Dla nas wszystkich – Polaków i Ukraińców, Litwinów i Rumunów, dla wszystkich mieszkańców międzymorza bałtycko-adriatycko-czarnomorskiego – przewidziany jest jeden wspólny scenariusz: kondominium rosyjsko-niemieckie pod żydowskim zarządem powierniczym. „...” Dostrzeganie inspiratorów wojny ukraińskiej tylko na Kremlu - to dowód poważnej wady wzroku „ iarki mnie przechodzą, kiedy naraz wszyscy zaczynają mówić jednym głosem - i media zależne od Adama Michnika, i media zależne od Adama Lipińskiego; kiedy nagle na podobną nutę zaczynają grać sprawozdawcy i komentatorzy Torunia, i Wiertniczej, a lider opozycji oklaskuje premiera – i odwrotnie – a wszystko to w ramach zjednoczonego frontu anty-putinowskiego. Funkcjonariusz zbrodniczej organizacji Włodzimierz Putin nie jest bohaterem mojego romansu – co, jakby się kto pytał, jasno wynika z moich filmów (np. „Defilada zwycięzców”, „Marsz wyzwolicieli”, „Transformacja – od Lenina do Putina”). Ale dostrzeganie inspiratorów wojny ukraińskiej tylko na Kremlu - to dowód poważnej wady wzrok „...” Kto przekonuje dziś Polaków, że tylko Rosja zagraża wolności narodów w naszej części świata – ten jest albo nie dość bystry, albo nie dość szczery. Warto dostrzegać aktywną rolę i interesy także innych imperiów – np. niemieckiego, które wszak od stu lat usiłuje w kolejnych podejściach realizować koncepcję „gospodarki wielkiego obszaru” w Mitteleuropie. Pilne geostrategiczne interesy imperium amerykańskiego splatają się tu również z tradycyjnymi aspiracjami „mocarstwa anonimowego”, którego agendy działają pod różnymi szyldami, np. Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Ten ostatni jest wszak w nieustannej potrzebie poszerzania swych terenów łowieckich, a raczej pasterskich – bo chodzi przecież o nowe stada owiec, które można będzie strzyc do gołej skóry. „....”Jedyna rada na to: starać się nie zapominać, skąd komu tutaj nogi wyrastają, kto kim był i co wygadywał na poprzednim etapie. Warto np. sprawdzić, kto w ramach spotkań tzw. Klubu Wałdajskiego bywał na daczy Putina [m.in. Adam Michnik]. Warto odświeżyć pamięć propagandy „pojednania” zaraz po zamachu smoleńskim i w dniach wizyty patriarchy Cyryla [TW KGB „Michajłow”]. Nie powtarzajmy starych błędów – takich jak te, które popełniały polskie rządy w Londynie od lata 1941 godząc się pod wpływem nacisków naszych aliantów na uproszczoną narrację, w której jedynym wrogiem cywilizowanego świata jest Hitler. Pewnie, że był – ale nie tylko on przecież. Zresztą nie przypuszczam, by niesnaski na linii Waszyngton-Moskwa miały potrwać dłużej. Amerykanie potrzebują przecież rosyjskiego zaangażowania po swojej stronie w przyszłej wojnie z Chinami. Przypuszczam więc, że Ukraina, to tylko sposób na zajęcie dogodniejszej pozycji negocjacyjnej. W przypuszczeniu tym umacnia mnie np. „Zbig” Brzeziński publicznie wyrażający rozczarowanie, że Ukraińcy za słabo się biją – podczas gdy w Waszyngtonie nikt nie ukrywa, że żadnego realnego zaangażowania w ten konflikt się nie przewiduje. „....”Może więc istotnie zależy niektórym na tym, by Rosjan zmiękczyć, by np. wymienić tego Putina (na jakiegoś innego „Putina”) – ale tak, czy inaczej nowa Jałta nastąpi szybciej, niż się spodziewają koleżanki i koledzy z „Gazety Polskiej”. …..”Do Polski przybyli nowi „goście” - spadochroniarze armii Stanów Zjednoczonych. Jak Pan odczytuje ich „wizytę”?
Jeszcze kilkanaście lat temu ucieszyłbym się pewnie jak dziecko. Ale dziś, po tym jak Biały Dom zdążył nas znów kilkakrotnie „wykorzystać i porzucić” – uwikłać nas na własny koszt w misje żandarmeryjne, po to, by ostatecznie w ramach „resetu” podać Moskalom i Prusakom na tacy – trudno o bezkrytyczny entuzjazm. Można oczywiście przyjąwszy za dobrą monetę deklaracje prezydentów liczyć na to, że to trwały zwrot w polityce amerykańskiej – i że dzięki temu będziemy mogli podnieść naszą armię na wyższy poziom. Ja jednak nie znajduję powodów, by z góry kategorycznie odrzucać hipotezę, że rzeczywiste cele obecności amerykańskiej w naszym rejonie na kolejnym etapie mogą okazać się nie całkiem tożsame z celami dziś deklarowanymi – że za parę lat okaże się, że Imperium Amerykańskie stoi tu na straży jakiejś całkiem innej, nie polskiej racji stanu. „...”W tej sytuacji dobrze byłoby mieć w Warszawie polski rząd, który nie sprzeda nas po raz kolejny „za garść dolarów” w jakichś Kiejkutach „...”Jest kilka czynników, które mogą ten scenariusz zmienić. Po pierwsze – w najgłębszym sensie i w najszerszym planie dziejowym – takim czynnikiem jest i będzie Tradycja katolicka. Jedynie trwanie przy Niej może przybliżyć realizację „dyrektywy fatimskiej”, tj. dokonanie się koniecznego dla uratowania świata nawrócenia Rosji. „..( źródło )
„USA pozytywnie przyjęły apel prezydenta Rosji do prorosyjskich separatystów na wschodzie Ukrainy o przełożenie referendum w tym regionie. - To konstruktywny krok - powiedziała rzeczniczka Departamentu Stanu Jen Psaki, dodając, że oczekiwania wobec Władimira Putina są jednak większe. „...”Władimir Putin wezwał wczoraj separatystów na wschodzie Ukrainy, by przełożyli referendum niepodległościowe planowane na 11 maja. W czasie konferencji po spotkaniu z przewodniczącym OBWE Didierem Burkhalterem w Moskwie prezydent Rosji oświadczył, że odłożenie referendum umożliwi "stworzenie warunków niezbędnych do dialogu". Putin oświadczył także, że Rosja wycofała swoje wojska z granicy z Ukrainą.”....(źródło )
„Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej umieściło na swojej oficjalnej stronie internetowej tekst, w którym odpowiedzialnością za rozpętanie II wojny światowej obarczono Polskę.”..”T"Dążąc do zapewnienia sobie statusu wielkiego mocarstwa, Polska w żadnej mierze nie chciała zostać młodszym partnerem Niemiec. 26 marca 1939 roku Polska ostatecznie odrzuciła niemieckie roszczenia" - wskazuje rosyjski historyk.„...”tekst ukazał się w dziale "Encyklopedia Wojskowa", w rubryce "Historia - przeciwko kłamstwu i fałszerstwom". Jego autorem jest pułkownik Siergiej N. Kowalow z Instytutu Historii Wojennej Ministerstwa Obrony FR."Wszyscy, którzy bez uprzedzeń studiowali historię II wojny światowej, wiedzą, że rozpoczęła się ona z powodu odmowy przez Polskę spełnienia niemieckich roszczeń. Jednak mniej znane jest to, czego od Warszawy chciał Adolf Hitler" - pisze Kowalow. „...”A żądania Niemiec były dość umiarkowane: włączyć wolne miasto Danzig (obecnie - Gdańsk) do III Rzeszy oraz wyrazić zgodę na budowę eksterytorialnej autostrady i drogi kolejowej, które połączyłyby Prusy Wschodnie z podstawową częścią Niemiec" - dodaje wojskowy historyk.W jego ocenie, żądania te "trudno uznać za nieuzasadnione"."Zdecydowaną większość mieszkańców Danzig, oderwanego od Niemiec na mocy Traktatu Wersalskiego, stanowili Niemcy szczerze pragnący zjednoczenia z historyczną ojczyzną. Zupełnie naturalnym było też żądanie dotyczące dróg. Tym bardziej, że na ziemie rozdzielającego dwie części Niemiec "polskiego korytarza" się nie targano" - wyjaśnia Kowalow...(źródło)
Aleksander Dugin „Jestem przekonany, że Rosja nie odda Południowego Wschodu. Jest ku temu wiele powodów. Głównym jest ten, że odżegnując się Południowego Wschodu, Rosja utraci Krym. Zaś procesy rozpadu w samej Rosji rozpoczną się nawet wcześniej. W dzisiejszych okolicznościach, potrzebne jest nam pełne zwycięstwo i usunięcie junty, po prostu żeby zachować status samodzielnego suwerennego państwa.”..."W Rosji toczy się zacięta wewnętrzna walka. Putin otoczony jest przez tych, których my nazywamy „szóstą kolumną”. Nie są to jego przeciwnicy, tylko jego zwolennicy, są jednak włączeni w zachodnie sieci wpływu. Są to liberałowie, starający się zachować związki z USA. Jest to także skorumpowana elita, posiadająca konta bankowe na Zachodzie. Dokonują oni systematycznego sabotażu. Stanęli po stronie Putina przeciw jego otwartym wrogom, przeciwko piątej kolumnie. To właśnie oni nadzorowali stosunki z Ukrainą”...”To jedna sieć tego samego proamerykańskiego, atlantyckiego towarzystwa. Ręce i nogi Putina są związane przez szóstą kolumnę. Może on działać jedynie w najbardziej ekstremalnych sytuacjach. W pozostałych okolicznościach jest blokowany. W ostatnim jednak momencie się budzi. Mam nadzieję, że obudzi się i teraz. Dlatego, że spać dalej byłoby zbrodnią... Wszystko wówczas jednocześnie się zawali. Jego osiągnięcia są dość kruche. Szósta kolumna do dziś przenika wokół niego wszystko. „....”Różnica między Rosją a Zachodem (w tym także Polską) jest następująca: w Europie elita jest atlantycka i na jej czele stoją również atlantyccy przywódcy. W Rosji elita także jest atlantycka, tylko Putin jest inny. To prawdziwy Rosjanin. To szansa. To jednak tylko, niestety, szansa, nic ponadto „....”Zgadzam się, że pojawiają się nowi aktorzy. I to nie tylko pośród Ruskich na Południowym Wschodzie, ale także na Zakarpaciu i nawet na Ukrainie Zachodniej. Żyją tam przecież wspaniali ludzie, Ukraińcy, nie zaś jedynie proamerykańska neonazistowska hołota, jak ta z „Prawego Sektora”. „....”Na razie jednak mamy czas wojny. Praktycznie takiej, jak Wielka Ojczyźniana. Przecież junta nie zrobiła tego samodzielnie, są za nią Waszyngton, Bruksela. To bitwa egzystencjalna, Endkampf. „....”W ukraińskim dramacie, z teoretycznego punktu widzenia, dla wszystkich konserwatywnych sił Europy i USA stały się doskonale widoczne dwa czynniki: fundamentalne przeciwieństwo między Trzecią Drogą i Czwartą Drogą; przeważająca rola geopolityki nad klasycznymi ideologiami nowoczesności. Po stronie Rosji, Putina i Eurazji stoją zwolennicy Czwartej Drogi. Po stronie „Prawego Sektora” - zwolennicy Trzeciej Drogi. Czwarta Droga to podsumowanie analizy ideologicznej historii XX wieku z perspektywy narodowego bolszewizmu, Nowej Prawicy (A. de Benoist), syntezy prawicy z lewicą. To pełne zerwanie z faszyzmem i radykalny antyliberalizm. Przy tym zerwanie z faszyzmem następuje w najważniejszym punkcie: odrzucenia wszelkich form rasizmu, szowinizmu, eurocentryzmu. Tymczasem „Prawy Sektor” to ohydna karykatura historycznego faszyzmu, wyjaskrawiająca najbardziej odpychające jego strony. Ci, którzy w Europie popierali „Prawy Sektor”, przestali istnieć jako siła rewolucyjna. To pożyteczni idioci i będą oni również w Europie grać tą samą prowokacyjną antyeuropejską i proamerykańską rolę, jak na Ukrainie. Rzecz nie w tym, czy jest się po stronie Kijowa czy Moskwy. Teoretycznie ukraińscy nacjonaliści mogliby okazać się innymi. I wówczas tego argumentu by nie było. Ze swojej strony zupełnie nie odczuwam żadnej nienawiści do Ukraińców. Wielu z nich było wcześniej zwolennikami Czwartej Teorii Politycznej, Rewolucji Konserwatywnej i tradycjonalizmu. Początkowo myślałem, że możliwy jest ideologiczny sojusz także w bitwie, jak w przypadku templariuszy i islamistów „....”Ścisły sojusz syjonistycznego bankiera Kołomojskiego z przywódcą ukraińskich neonazistów Jaroszem jest symbolem końca Trzeciej Drogi. Odtąd wszyscy, którzy popierają Trzecią Drogę, podczas gdy jest Czwarta, są po prostu marionetkami tych wszystkich kołomojskich bankierów i ich amerykańskich patronów. „....”Po drugie i nie mniej ważne: w pełni rację mieli Thiriart i wspomniany de Benoist co do wyższości geopolityki nad wszystkim pozostałym. Istnieją tylko dwie partie – atlantyści (USA, świat jednobiegunowy, światowa oligarchia) i eurazjaci (kontynentaliści, świat wielobiegunowy, różne modele ekonomiczne). „...”Dlatego dziś nadszedł koniec Rimlandu, podwójnej tożsamości Europy, jako strefy brzegowej. Jeśli Europa chce być biegunem, chce być europejską Europą, musi być z Rosją. Żeby stać się wolną. Jeśli nie wybierze ona Rosji, będzie nią manipulowała cywilizacja Morza, i stanie się ona przedmiotem polityki amerykańskiej. „...”est to także prawdą w odniesieniu do Polski; jeśli nie z Rosją, to z Waszyngtonem. Ale jak tu mówić wtedy o jakimkolwiek Chrystusie Europy? Naprawdę nie widzicie, że Zachód to czysta cywilizacja antychrysta? Geniusze polskiej tożsamości, w szczególności Hoene-Wroński i inni polscy mesjaniści, świetnie to rozumieli. Tak, Polacy są inni, niż Rosjanie. I między nami było wiele nieporozumień. Często my, Rosjanie, byliśmy nie tylko nietaktowni czy też niesprawiedliwi wobec Polaków, ale też zbrodniczy. To smutne, ale tak właśnie jest. Rywalizowaliśmy jednak ze sobą niemal jak równi, i były momenty, kiedy to Polska brała nad nami górę. Polacy byli na Kremlu. Czuli się na Rusi, jak w domu. Mimo wszystko, trzeba znaleźć siły by to przezwyciężyć. Z nacjonalistami ukraińskimi się to nie udało. Niestety. To po prostu degeneraci. Jestem przekonany, że w przypadku polskich patriotów wszystko będzie inaczej. Choć na pewno degeneratów i w Polsce nie brakuje, tak jak i w samej Rosji pełno jest nacjonalistów-degeneratów. Również bowiem w Rosji są pokraki popierające „Prawy Sektor”, jakkolwiek dziwacznie by to nie zabrzmiało. To właśnie koniec Trzeciej Drogi. Nie tylko dla Europy, ale również dla Polski i dla Rosji. „.....”Jestem przekonany, że Rosja nie odda Południowego Wschodu. Jest ku temu wiele powodów. Głównym jest ten, że odżegnując się od Południowego Wschodu, Rosja utraci Krym. Zaś procesy rozpadu w samej Rosji rozpoczną się nawet wcześniej. W dzisiejszych okolicznościach, potrzebne jest nam pełne zwycięstwo i usunięcie junty, po prostu żeby zachować status samodzielnego suwerennego państwa. Putin kategorycznie tego nie chciał. Koszty będą kolosalne, jednak Waszyngton postawił nas wobec takich radykalnych okoliczności. Narzucił nam tę wojnę, i nie mamy innego wyjścia, jak ją wygrać. Zatrzymać Rosję na Południowym Wschodzie może tylko przewrót państwowy. Putin jest realistą i nie może nie rozumieć, że pozostawienie wszystkiego takim jakie jest na Południowym Wschodzie, oznacza podpisanie na samego siebie i na swoją politykę wyroku śmierci. I ma pan rację: jeśli nie usuniemy junty i nie wygramy wojny, w kolejnym etapie szósta i piąta kolumna w samej Rosji, jednocząc się, rozpocznie realizację ukraińskiego scenariusza w Moskwie. „...(źródło )
„Znany rosyjski historyk i religioznawca prof. Andriej Zubow powiedział we wtorek w Gdańsku, że jeśli władze jego kraju nie dokonają zmiany swojej polityki, to w Rosji może dojść do rewolucji podobnej jak na Ukrainie. „..”Oczywiście chciałbym, żeby w Rosji nie było rewolucji, ale jeśli władza będzie się upierała, jeżeli sankcje zachodnie będą się pogłębiały, jeżeli naród zacznie popadać w nędzę i korupcja będzie się pogłębiać, to scenariusz ukraiński jest możliwy w Rosji. Ale zadaniem każdej zdroworozsądkowej władzy i opozycjijest  to,  aby do tego nie dopuścić „.... ”To, co się stało na Ukrainie - te dziesiątki ofiar na Majdanie, Odessie i na wschodzie - to jest tragedia. I to strasznie komplikuje przyszły proces drodzenia Ukrainy. Tu jest bardzo wiele winy władz rosyjskich, które zainicjowały i stymulowały wiele tych procesów. Każda kropla krwi przelana odbija się potem czkawką. Nie chcę, żeby Ukraina stała się workiem ze szkieletami „...”Rosja w tej chwili nie tylko nie ma sojuszników, ale i też jest bardzo słaba w dużej mierze przez obecną plutokrację (forma rządów, w której władzę sprawują ludzie najbogatsi - PAP). Jest to państwo, które właściwie prowadzi tylko gospodarkę surowcową i praktycznie większość towarów - od samochodów do komputerów - jest przywożona z krajów wysoko rozwiniętych. Ten kraj nie jest w stanie sprzeciwiać się całemu światu zachodniemu. Ten reżim totalitarny nie ma właściwie żadnych perspektyw „...(źródło )
„Przypadkowe odkrycie potwierdza istnienie najcięższego pierwiastka. Skuteczniejszy niż dotychczas system diagnozowania nowotworów.”...”Szukali numeru 119, potwierdzili 117 Pierwiastek 117 to najcięższy ze znanych pierwiastków. Został wytworzony sztucznie, a jego istnienie ostatecznie potwierdzono dzięki krzemowym detektorom z Instytutu Technologii Elektronowej  (ITE) w Warszawie.Pierwsze informacje o wytworzeniu i zaobserwowaniu pierwiastka 117 pojawiły się w 2010 roku. Pochodziły z rosyjskiego Zjednoczonego Instytutu Badań Jądrowych w Dubnej. Zgodnie z przyjętą praktyką naukową wymagało to niezależnego potwierdzenia. Właśnie dokonano tego w niemieckim Instytucie Badań Ciężkich Jonów, a wykorzystano w tym celu polskie detektory.W eksperymencie brało udział 72 naukowców z 12 państw, w tym z Polski. - Procedura uznawania nowych pierwiastków polega na tym, że eksperyment powinien być potwierdzony w laboratorium macierzystym oraz innym, niezależnym - mówi gość Jedynki mgr inż. Maciej Węgrzecki, główny twórca detektorów, kierownik zespołu zajmującego się detektorami krzemowymi w ITE. - Odkrycie miało miejsce w Dubnej, a potwierdzenie w Darmstadt. Co zabawne, głównym celem niemieckiego badania nie było potwierdzone istnienie tego pierwiastka. Wydarzyło się przypadkiem przy próbie odkrycia pierwiastka nr 119...(źródło
„W ubiegłym roku Moskwa wydała na zbrojenia 88 miliardów USD „...”Pekin w ubiegłym roku zanotował przyrost środków o 7,4 proc. - do 188 miliardów USD. „....”Rosja wciąż nominalnie przeznacza na siły zbrojnie siedmiokrotnie mniej niż USA„....”W samej Arabii Saudyjskiej wydano na ten cel o 14 proc. więcej, czyli 67 miliardów USD. „....”po raz pierwszy od 10 lat Moskwa przeznaczała na siły zbrojne większą część swojego PKB (4,1 proc.) niż Stany Zjednoczone (3,7 proc.). „...”Ogłoszony przez Kreml w 2011 roku wielki program zbrojeniowy ma do 2020 roku pochłonąć przeszło 650 miliardów USD. Dzięki niemu rosyjska armia ma wymienić na nowe ponad dwie trzecie uzbrojenia.„...”Z kolei Afryce przyrost nakładów na obronność wyniósł 8 proc, najwięcej ze wszystkich regionów. Angola zwiększyła wydatki na armię aż o 36 proc., przeganiając pod tym względem dotychczasowego lidera w Afryce subsaharyjskiej - Republikę Południowej Afryki. W tym samym czasie Algieria w 2013 roku stała się pierwszym afrykańskim krajem, którego budżet obronny przekroczył sumę 10 miliardów dolarów.„...”Pentagon to nadal niekwestionowany hegemon, który na armię wydaje mniej więcej tyle, co kolejne dziesięć państw z największymi budżetami wojskowymi na świecie.

http://naszeblogi.pl/45862-obama-grozi-rosji-wojna-i-starciem-militarnym-z-usa )
Wydatki na zbrojenia

1. USA - 682 mld dol.
2. Chiny - 166 mld dol.
3. Rosja - 90,7 mld dol.
4. Wielka Brytania - 60,8 mld dol.
5. Japonia - 59,3 mld dol.
6. Francja - 58,9 mld dol.
7. Arabia Saudyjska - 56,7 mld dol.
8. Indie - 46,7 mld dol.
9. Niemcy - 45,8 mld dol.
10. Włochy - 34 mld dol ….(źródło )
Wikipedia Plutokracja (gr. πλουτοκρατία plutokratia "rządy bogatych", od wyrazów πλοῦτος plutos "bogactwo" + κρατέω krateo "rządzę") – system sprawowania rządów, w którym podstawową zasadą władzy jest bogactwo.
Termin plutokracja jest używany w dwóch znaczeniach. W pracach dotyczących historii plutokracja jest polityczną kontrolą oligarchii bogatych. Przykładami plutokracji były niektóre miasta-państwa w starożytnej Grecji czy włoskie republiki kupieckie Wenecji, Florencji i Genui. Plutokracje wyrastają zwykle na danym terytorium po okresie anarchii (bezrządu). Plutokracja jest blisko spokrewniona z arystokracją jako formą rządzenia, gdyż generalnie bogactwo i wysoki status społeczny są związane ze sobą. Drugie znaczenie ma charakter pejoratywny i odnosi się do wpływu, jaki wywierają bogaci na procesy polityczne we współczesnych państwach. Wpływ ten może być "pozytywny" (finansowy "wkład" lub, nierzadko, łapówka) względnie "negatywny" (odmowa płacenia podatków, zagrożenie przeniesieniem zyskownych gałęzi gospodarki w inne miejsce itp.). Odnotowuje się liczne przypadki finansowego nacisku bogatych ludzi na rządy w celu uzyskania korzystnej legislacji. Większość zachodnich demokracji parlamentarnych dopuszcza gromadzenie przez partie polityczne datków od prywatnych osób (bezpośrednio lub za pośrednictwem specjalnych funduszy), ale chociaż nie powinno to mieć żadnego wpływu na procesy legislacyjne, jest mało prawdopodobne, aby wszyscy politycy byli odporni na tego rodzaju wpływy”...(źródło )
Aleksander Dugin...„Jestem przekonany, że Rosja nie odda Południowego Wschodu. Jest ku temu wiele powodów. Głównym jest ten, że odżegnując się od Południowego Wschodu, Rosja utraci Krym. Zaś procesy rozpadu w samej Rosji rozpoczną się nawet wcześniej.”...”Po drugie i nie mniej ważne: w pełni rację mieli Thiriart i wspomniany de Benoist co do wyższości geopolityki nad wszystkim pozostałym. Istnieją tylko dwie partie – atlantyści (USA, świat jednobiegunowy, światowa oligarchia) i eurazjaci „...”Dlatego dziś nadszedł koniec Rimlandu, podwójnej tożsamości Europy, jako strefy brzegowej. Jeśli Europa chce być biegunem, chce być europejską Europą, musi być z Rosją. Żeby stać się wolną. Jeśli nie wybierze ona Rosji, będzie nią manipulowała cywilizacja Morza, i stanie się ona przedmiotem polityki amerykańskiej. „....”Jest to także prawdą w odniesieniu do Polski; jeśli nie z Rosją, to z Waszyngtonem. Ale jak tu mówić wtedy o jakimkolwiek Chrystusie Europy? Naprawdę nie widzicie, że Zachód to czysta cywilizacja antychrysta? „...(źródło )
Grzegorz Braun „ Dla nas wszystkich – Polaków i Ukraińców, Litwinów i Rumunów, dla wszystkich mieszkańców międzymorza bałtycko-adriatycko-czarnomorskiego – przewidziany jest jeden wspólny scenariusz: kondominium rosyjsko-niemieckie pod żydowskim zarządem powierniczym. „..(źródło )
Nikt nie zrobił tyle dobra dla Ukrainy i Polski co ten przygłup rządzący Rosja, Putin. Służby specjalne Polski powinny roztoczyć nad nim troskliwą opiekę i czuwać , aby nikt go od władzy w Rosji nie odsunął .Zaraz wyjaśnię dlaczego.
Najpierw proszę przeczytać uważnie tekst Brauna i Dugina . Braun jest polskim patriotą , a Dugin rosyjskim szowinistą. Pomimo to geopolityczna diagnoza obu jest prawie identyczna Ci, którzy czytają mój blog systematycznie zapewne zauważyli ,z Braun powtarza w dużej mierze moja ocenę sytuacji . Aby państwu nie zaciemniać obrazu i dać czas na przemyślenia powtórzę w telegraficznym skrócie moje tezy Zarówno Braun jak i Dugin piszą o istnieniu rodów oligarchów jako o patologi, która jest zagrożeniem dla społeczeństwa System społeczno gospodarczym który panuje wszędzie od Rosji począwszy poprzez Ukrainę , Polskę cała Europę na USA kończą jest systemem plutokratycznym . Na obszarze byłej cywilizacji chrześcijańskiej istnieją trzy ośrodki klasy oligarchów .Oligarchowie Stanów Zjednoczonych , oligarchowie pruscy kontrolujący Niemcy i marzący o kontroli nad cała Europą oraz oligarchowie rosyjscy . System ten opiera się i jest ściśle związany z powstaniem banków i koncernów, w XIX wieku . Dziedziczne rody oligarchów, takich jak Roshtschildowie posiadają i kontrolują wszystkie koncerny , czyli praktycznie całą gospodarkę, do tego kontrolują media, uniwersytety , a dzięki demokracji fasadowej kontrolują parte polityczne , rządy . Systemem, który służy interesom plutokracji jest socjalistyczne państwo totalne , które poprzez manipulacje, propagandę i pranie mózgu nie dopuści do buntu klasy roboli . System ten jest w fazie totalnego upadku , który za chwile przerodzi się w błyskawiczną katastrofę. Skąd wiemy że Zachód ulegnie katastrofie gospodarczej politycznej i cywilizacyjnej . Ponieważ wiemy to z porównania . Chiny, Indie, Afryka zaczynają nie tylko doganiać , ale prześcigać Europe . Nigeria , która znamy z porwania 300 dziewcząt przez fanatyków islamskich za 8 – 10 lat prześcignie Polskę w PKB na głowę liczone w sile nabywczej . Już w tej chwili czarni Afrykanie w Botswanie maja wyższy PKB na głowę niż Polacy . W tym roku Polacy stali się tańszymi robolami niż Chińczycy . Sukces Tuska . Jeśli nie będzie szybko wojny po której oligarchia Stanów Zjednoczonych przejmie kontrolę nad Chinami to Chiny i jej klas polityczna i gospodarcza staną się hegemonem całej kuli ziemskiej . Już w tej chwili Chiny wydają na zbrojenia jedna trzecią tego co USA . Uwzględniając parytet siły nabywczej i wydatki niejawne może to być już 70 procent . Za 5 , 7 lat Chiny będą pod względem wydatków pierwsza potęga militarną globu . Aby móc rozpocząć wojnę z Chinami USA muszą uporządkować swoje sprawy na tyłach ,czyli stać się hegemonem Europy i ...Rosji Ponieważ ustrój, system plutokratyczno socjalistyczny upada z przyczyn strukturalnych , nie ominęło to ani Rosji , ani Niemiec . I one postanowiły uporządkować swoje sprawy .Niemcy chciały ostatecznie zostać hegemonem IV Rzeszy czyli Unii Europejskiej , są Rosja odbudować stan terytorialny Rosji czasów ZSRR Oligarchowie z USA chcą kontrolować Europę i Rosję , a tym celu muszą zlikwidować pozycję oligarchów niemieckich i rosyjskich . Części z nich pozwolą zachować majątki i pozycje , ale jako podmioty drugorzędne. USA niby się wycofały z Europy i sprowokowały sojusz rosyjsko niemiecki do awantury na Ukrainie. Po czym gwałtownie powróciły do Europy .Przejmą kontrolę nad energetyka europejska, dzięki unii celnej zdobędą strategiczną przewagę handlową i przemysłowa. A to oznacza polityczny koniec Niemiec i hegemonem politycznym w Unii zostaną USA. Pozwoli im to wykorzystać potencjał gospodarczy i militarny państw Unii do wojny z Chinami Putin po tym jak podwinął ogon ma dni policzone. Cele amerykańskie w Rosji to wymuszenie na niej przyjecie Konsensusu Waszyngtońskiego, jako ustroju państwa rosyjskiego ,czyli likwidacja suwerennego ośrodka władzy politycznej ,oraz przejęciu przez rody oligarchów USA gospodarki Rosji w drodze ekspansji należących do nich koncernów Oligarchowie Rosji , a szczególnie ci nie będący Rosjanami w zamian za pozostawienie majątków pewnie już się dogadują z rodami oligarchów amerykańskich. I tak powstanie blok polityczno gospodarczo militarny Rosji , Europy i USA kontrolowany przez oligarchów USA . I ten blok stanie do wojny z Chinami Marek Mojsiewicz

Remanenty ukraińskie i okupacyjne Jeszcze Czytelnicy nie zdążyli się zadumać nad przypuszczeniami zawartymi w przeznaczonym dla „Naszej Polski” felietonie: Is fecit cui prodest - w szczególności nad przypuszczeniem, że i przeciwko panu Piotrowi Poroszence ktoś może już zaczyna sponsorować Majdan - a rzecz właśnie się wyjaśniła. Oto piękna (no, może już nie taka, jak kiedyś, chociaż nadal niczego sobie, więc szkoda, że pan prezes Kaczyński nie chce poświęcić się dla Polski i poprzez małżeństwo z Julią Tymoszenko założyć dynastii) - więc oto piękna Julia Tymoszenko właśnie oświadczyła, że jeśli przegra zaplanowane na 25 maja wybory prezydenckie, to na Ukrainie dojdzie do „nowej rewolucji”! Jednocześnie Służba Bezpieki Ukrainy poinformowała, że życiu Julii Tymoszenko „zagraża niebezpieczeństwo”. Z czyjej strony jej zagraża - tego ukraińska bezpieka taktownie nie wyjaśnia, więc nie można wykluczyć, że to zagrożenie nadchodzi ze strony Piotra Poroszenki, „głównego sponsora Majdanu”, który najwyraźniej na tym etapie, to znaczy - kiedy już zostanie ukraińskim prezydentem - żadnej „nowej rewolucji” sobie nie życzy. Warto w związku z tym już teraz zastanowić się, po której stronie w tym konflikcie opowie się nasz nieszczęśliwy kraj. Jeśli pan Poroszenko wygra wybory, to nieubłagane reguły demokracji nakazywałyby stanąć za panem Poroszenką, który za polityczny przewrót na Ukrainie uczciwie zapłacił, a poza tym - jest tzw. „naszym sukinsynem”, w odróżnieniu od Wiktora Janukowycza, który był sukinsynem jakimś takim nie naszym. Z drugiej jednak strony piękna Julia Tymoszenko też jest naszym sukinsynem, a nawet więcej - bo nie tylko naszym, sądząc z presji, jaką zarówno Unia Europejska, jak i Stany Zjednoczone wywierały na prezydenta Janukowycza, by wypuścił ją z turmy. Jeśli tedy Ameryka rozkaże zakochać się w Julii Tymoszenko, to co zrobi Aleksander Kwaśniewski, Donald Tusk, czy Radosław Sikorski? Myślę, że Aleksander Kwaśniewski natychmiast zakocha się w kim tam będzie trzeba, zwłaszcza, że wobec CIA ma pewne zobowiązania choćby w tytułu tych 15 milionów dolarów za usługi kuplerskie i stanie na świecy w Kiejkutach wypłaconych w gotówce, która gdzieści rozpłynęła się bez śladu. Z premierem Tuskiem i ministrem Sikorskim może być trudniej, bo wprawdzie też można zapukać do ich serduszek, ale wydaje mi się, że kluczyk do nich przechowuje Nasza Złota Pani z Berlina wraz z innymi depozytami Stronnictwa Pruskiego. Jak ona każe, to się zakochają, a jak nie każe - to dochowają wierności panu Poroszence. No a co zrobi pan prezes Jarosław Kaczyński? Przed nim otwarłaby się wtedy kolejna szansa na małżeństwo z Julią Tymoszenko i założenie dynastii. Czy jednak pan prezes zdecyduje się na to poświecenie dla Polski, czy też po staremu będzie wolał poszarpywać za nogawki premiera Tuska? Poparcie Jarosława Kaczyńskiego, a zwłaszcza jego małżeństwo z Julią Tymoszenko nadałoby ukraińskiej rewolucji nowe impulsy, a jeszcze jedna, zwłaszcza udana rewolucja, na pewno Ukrainie nie zaszkodzi. Co tu ukrywać - szykuje się potężny dysonans poznawczy, w obliczu którego Stronnictwo Ruskie może tylko zacierać ręce z uciechy. A jak będą musieli gimnastykować się nie tylko koledzy z niezależnych, ale również - z tzw. „niepokornych” mediów, bo - jak zauważył Grzegorz Braun - media niezależne słuchają się Adama Michnika, podczas gdy „niepokorne” - Adama Lipińskiego! Na koniec chciałbym jeszcze podzielić się informacją nadesłaną przez pana Piotra Kumelowskiego, któremu znajomy miłośnik kolei udostępnił Kursbuch Polen GG, ważny od 2 listopada 1942 roku. Według tego rozkładu jazdy, jedyny poranny pociąg osobowy z Warszawy Hbf odchodził o godzinie 7.08, a przybywał do Lublina o godzinie 12.07. Pozostałe pociągi odchodziły o zupełnie innych porach. Co prawda Jan Karski od jesieni 1942 roku był już na Zachodzie, ale rozkłady jazdy w GG chyba nie zmieniały się w jakiś zasadniczy sposób, więc i przed 2 listopada 1942 roku pociągi do Lublina mogły odchodzić z Warszawy o podobnych porach. Jeśli zatem Jan Karski ze znajomym Żydem wyjechał z Warszawy „wczesnym rankiem”, to najprawdopodobniej takim właśnie pociągiem, więc tym bardziej nie mógł dotrzeć do Bełżca tego samego dnia „wkrótce po dwunastej w południe”. Jeden z Czytelników sugeruje, że zamiast do Bełżca, Jan Karski najprędzej mógł dotrzeć do położonego znacznie bliżej Lublina (37 km) obozu w Trawnikach. Niemcy szkolili tam członków załóg dla innych obozów, tzw. Trawniki Manner, rekrutujących się głównie z jeńców sowieckich - co by tłumaczyło obecność tam Estończyków. W Trawnikach był też obóz koncentracyjny dla zakładników ujętych podczas operacji antypartyzanckiej na Lubelszczyźnie, z tym jednak, że nie byli to Żydzi, tylko Polacy z powiatów chełmskiego, krasnostawskiego, zamojskiego i hrubieszowskiego. To z kolei nie zgadza się z relacją Jana Karskiego, który nie widział żadnych Polaków, tylko samych Żydów. Żydzi owszem, również byli w obozie w Trawnikach, ale wykorzystywani byli do pracy w zakładach przetwórczych futer, zakładach szczotkarskich i przy przerobie szczeciny. Tymczasem z relacji Jana Karskiego wyłania się zupełnie inny obraz. Wprawdzie Żydzi z Trawnik zostali zlikwidowani w ramach operacji „Dożynki” (Erntefest) - ale dopiero w listopadzie 1943 roku, podczas gdy Jan Karski od jesieni 1942 roku przebywał już na Zachodzie, więc widzieć tego nie mógł. Tym bardziej intrygujące staje się pytanie, gdzie naprawdę był - jeśli w ogóle był - i co widział - jeśli w ogóle widział - Jan Karski? Stanisław Michalkiewicz

W (przed) Dzień Pobiedy Jeszcze chyba nigdy nie było tyle zamieszania na ósmego maja, co w tym roku. Nie chodzi już nawet o to, że tego dnia przypada dzień świętego Stanisława, jednego z patronów Polski, który już za komuny wzbudzał niechęć ówczesnych „państwowców”, uważających, że za swoje łajdactwa i błazeństwa powinni być wyłącznie podziwiani. Dzisiaj tę linię polityczną kontynuuje dziwnie osobliwa trzódka biłgorajskiego filozofa, który wprawdzie próbuje podlizywać się potężnym ubeckim dynastiom, ale bezskutecznie, bo te najwyraźniej dostały rozkaz popierania Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Nie chodzi też nawet o to, że 8 maja przypada sławny Dzień Pobiedy. To znaczy - właściwie nie wiadomo, czy przypada on 8, czy 9 maja. Za komuny przypadał 9 maja, zgodnie z kalendarzem moskiewskim, no ale teraz, kiedy Ameryka znowu kazała nam gniewać się na zimnego rosyjskiego czekistę Putina, to Dzień Pobiedy trzeba by obchodzić 8 maja. Gdybyśmy nie musieli gniewać się na złego Putina, to kto wie - może nawet generał Jaruzelski, chociaż choreńki, zwlókłby się z łoża boleści i pogalopował do Moskwy, może nawet w towarzystwie pana prezydenta Komorowskiego, który przecież nie odważyłby się nie przyjąć uprzejmego zaproszenia. Ale w tym roku zimny rosyjski czekista Putin urządza defiladę zwycięstwa na Krymie, więc nawet generał Jaruzelski pewnie by tam nie pojechał, nawet gdyby był zaproszony. Zresztą, powiedzmy sobie otwarcie i szczerze - czy z naszej strony byłoby taktownie świętować Dzień Pobiedy, mniejsza o to, czy 8, czy 9 maja, czy w Moskwie, czy na Krymie, skoro Nasza Złota Pani najwyraźniej nie życzy sobie żadnej ostentacji? Skrytykowała z tego powodu zimnego rosyjskiego czekistę, że urządza defiladę, podczas gdy tego dnia należałoby raczej wspominać bezprzykładne cierpienia. No i słuszna jej racja, bo czy Niemcy mają jakiś powód do radości 8 albo 9 maja? Jasne, że nie mają, a w tej sytuacji również i nasz nieszczęśliwy kraj powinien zachować powściągliwość tym bardziej, że tak naprawdę, to przecież wcale nie wiadomo, czy Polska wygrała tę wojnę, czy nie. Wprawdzie niby była członkiem zwycięskiej koalicji, ale Anglicy nie zaprosili polskich żołnierzy na defiladę zwycięstwa. Dlaczegóż mieliby ich zapraszać, skoro Winston Churchill kilka miesięcy wcześniej w Jałcie sprzedał Polskę Józefowi Stalinowi? W takiej sytuacji bardziej przystoi nam, zgodnie z rozkazem Naszej Złotej Pani, rozpamiętywać niewymowne cierpienia - również te, których naród nasz doświadczał już po zakończeniu wojny, kiedy to rozpoczęła się sowiecka okupacja Polski. W spadku po tej okupacji odziedziczyliśmy polskojęzyczną wspólnotę rozbójniczą, z którą tradycyjny naród polski musi dzielić obecne terytorium państwowe, a której reprezentanci, wywodzący się z potężnych ubeckich dynastii, tworzą Stronnictwo Ruskie. Ale nie tylko dlatego powinniśmy poddać się sugestii Naszej Złotej Pani. Dodatkowym powodem jest spektakularne potwierdzenie istnienia w naszym kraju potężnego Stronnictwa Pruskiego. Z rewelacji przedstawionych przez pana Pawła Piskorskiego wynika, że zostało ono utworzone za pieniądze niemieckiej razwiedki, które dla zachowania pozorów przyzwoitości, przekazywała CDU, zaś samo Stronnictwo Pruskie raz nazywało się Kongresem Liberalno-Demokratycznym, innym razem znowu „Platformą Obywatelską”, ale bez względu na aktualną nazwę zawsze pamiętało, skąd wyrastają mu nogi. Ciekawe, że rewelacje pana Piskorskiego pośrednio potwierdził pan Jan Maria Rokita nadmieniając, że w owych czasach robili tak „wszyscy”. Miło mi z tak kompetentnych ust uzyskać potwierdzenie mojej ulubionej hipotezy, że nie można być w Polsce skutecznym politykiem, nie będąc niczyim agentem. Oczywiście pan Rokita jak zwykle przesadza mówiąc, że tak robili „wszyscy”. Kto tak robił, to dziś rozpiera się w centrum politycznej sceny, a kto tak nie robił, ten wegetuje gdzieś na marginesie, w charakterze politycznego planktonu. Teraz zresztą szykują się wielkie zmiany, bo właśnie Amerykanie gwałtownie reaktywują u nas Stronnictwo Amerykańsko-Izraelskie, ale - jak mawiał książę Salina - „trzeba wiele zmienić, żeby wszystko zostało po staremu”. Mamy zatem Stronnictwo Ruskie, Stronnictwo Pruskie i Amerykańsko-Izraelskie, ale jak dotąd w centrum politycznej sceny nie ma Stronnictwa Polskiego. Czyż w takiej sytuacji przystoi nam świętować Dzień Pobiedy? Stanisław Michalkiewicz


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
1035
1035
1035
1035
1035 dynata antique CJDWUVFDE5BNTZELJ7GT2YBCJMCNFP2TOPRJADQ
Dz U 2000 93 1035 wersja 00 11 18
1035
1035
1035
1035
1035
A 1035
1035
DzU04 101 1035
#1035 Using a Self Checkout Machine
Braun Jackie Harlequin Romans 1035 Słońce nad winnicą
BTS 1035 0007975

więcej podobnych podstron