Damian Racławski
Dziennikarstwo i komunikacja społeczna
Rok II
Grupa 4
Step Up 4 Revolution – ładnie i kolorowo, ale przede wszystkim nudno i przewidywalnie
Przed nami ostatnia (jak na razie) część filmu tanecznego Step Up 4 –Revolution. Filmu, który miał dać całkiem nowe światło i spojrzenie na kino taneczne. Niestety zupełnie nie udźwignął pokładanych w nim nadziei. Co prawda film Scotta Speera zasypuje nas efektami, ładnymi obrazkami i ciekawą aranżacją, ale jest to raczej zasłona dymna, by za bardzo nie zagłębiać się w sens opowieści.
Ostatniej część tanecznej historii bliżej do bardzo przeciętnej trójki, niż do ciekawego Step Up 2. Na pewno warto docenić pomysł twórców. Wykorzystanie flash mobów tanecznych było bardzo ciekawym posunięciem. Czymś nowym i intrygującym. Niestety potencjał pomysłu został stłamszony, a właściwie zabity, przez bardzo słabą fabułę. Nie za bardzo potrafimy się w niej odnaleźć. Banalna historia Step Up-u: dziewczyna Emily (Kathryn McCormick)chce zostać profesjonalną tancerką, a pomaga jej w tym świetny tancerz i wyrzutek Sean (Ryan Guzman). Rosnące między nimi uczucie to zakazana miłość ponad podziałami. Ona piękna i bogata – córka wielkiego biznesmena, on skromny, zbuntowany, ale szalenie utalentowany… Standard. Ale w międzyczasie poznajemy ekipę głównego bohatera, która chce wygrać konkurs na Youtube poprzez nagrywanie i wysyłanie swoich flash mobów. Założenie ciekawe lecz nijak ma się do całej historii. Do tego jedynie w restauracji wspomniana sztuka robi spore wrażenie. Reszta występów ma świetne tło, ale taniec nie zachwyca tak mocno. Jednak mimo wszystko części taneczne mocno podwyższają poziom filmu (co nie jest takie oczywiste, gdyż paradoksalnie w części trzeciej, właśnie układy taneczne były najsłabszym elementem filmu) .
W końcówce Step Up 4 dowiadujemy się co w tytule znaczyło słówko „Revolution”. Jest to bunt młodych mieszkańców dzielnicy przeciwko biznesmenowi (ojcu Emily), który ich rodzinne miejsce chce zamienić na luksusowe apartamenty. Jak to w amerykańskich filmach bywa zły bogacz opamiętuje się w porę i naprawia swój błąd. Jeśli jeszcze tak skończyłby się ten film, to miałby jakąś puentę. Ale ostatnie sceny zupełnie burzą sens historii. The Mob (Ekipa) swój sprzeciw wyraża tańcem, a po skończonym występie zgłasza się do nich jeden z największych koncernów i proponuje udział w kampanii reklamowej. Panuje wielka radość, że udało się otrzymać dobrą ofertę. Ale czy był im ona potrzebna? Przecież Ci młodzi ludzie mieli dość pieniędzy, by posiadać wymyślne sprzęty, auta, skomplikowane kostiumy. Pieniądze nie stanowiły więc dla nich problemu, a jednak zostały wykorzystane jako cel prezentowanych flash mobów.
Nie rozumiem, więc o co cała rewolucja i walka przeciwko korporacji, skoro w finale i tak nagrodą jest awans do znienawidzonego świata. Step Up 4 tak naprawdę nie ma określonego przesłania jest połączeniem scen tańca z banalnym i mało spójnym scenariuszem. O ile pierwsza część połączenia pozostawia pozytywne odczucia, o tyle druga nie pozostawia złudzeń, że na dobry film o nowoczesnym tańcu trzeba będzie jeszcze poczekać.