„Dzieje Tristana i Izoldy”
© - artykuł chroniony prawem autorskim autor: Karolina Marlęga
„Dzieje Tristana i Izoldy” - streszczenie
I – DZIECIĘCTWO TRISTANA
Narrator twierdzi, że będzie to piękna opowieść o miłości i śmierci, w której główną rolę zagrali Tristan oraz Izolda. Zarówno w radości, jak i w smutku, nie przestawali się kochać, by w końcu opuścić ten świat w tym samym dniu: „on przez nią, ona przez niego”.
Gdy dawno, dawno temu panującego w królestwie Kornwalii króla Marka niepokoili nieprzyjaciele – ze wsparciem pospieszył mu natychmiast Riwalen, król ziemi lońskiej. Był bardzo pomocny: służył mu wiernie zarówno mieczem, jak i radą. Marek w nagrodę za lojalność i okazaną pomoc dał mu swą piękną siostrę – Blancheflor, którą „Riwalen miłował przedziwną miłością”. Pobrali się w tyntagielskim klasztorze i już rysowały się przed nimi piękne i spokojne perspektywy wspólnego życia, gdy do króla Lonii doszła wiadomość, iż jego dawny nieprzyjaciel – diuk Morgan – pustoszy jego ziemię. Król pospiesznie przygotował okręty i wraz z już wówczas ciężarną małżonką, opuścił ziemię kornwalijską. Przybywszy do ojczyzny, zostawił ukochaną pod opieką marszałka Rohałta, „którego wszyscy dla jego wierności wołali pięknym mianem Rohałt Dzierżący Słowo”, a sam, wraz z zebranym wojskiem i baronami, odjechał na wojnę.
Nowo poślubiona Blancheflor cierpliwie oczekiwała powrotu małżonka. Aż pewnego dnia dowiedziała się, że książę Morgan dopuścił się zdrady, w wyniku czego Riwalen zginał. Pozornie przyjęła tę wiadomość spokojnie: „nie płakała po mężu; nikt nie usłyszał krzyku ani lamentu”, lecz prawdziwy dramat rozgrywał się w jej sercu. Kobieta stała się słaba i wątła: „dusza żądała pilnym pragnieniem wydostać się z ciała”. Nie pomagały nawet pocieszenia Rohałta, królowa nie dopuszczała słów pokrzepienia do swego złamanego serca. W cztery dni po tragicznej wiadomości królowa urodziła syna. Wziąwszy maleństwo w ramiona, nadała mu imię Tristan, mówiąc: „Że więc przybyłeś na ziemię przez smutek, imię twoje będzie Tristan”, po czym ucałowała ukochane dziecko i … umarła.
Osieroconego chłopca przygarnął Rohałt Dzierżący Słowo. Aby uratować go przed niechybną śmiercią z rąk nikczemnego diuka Morgana, uznał Riwalenowego syna za własnego. Chłopiec rósł wraz z prawdziwymi dziećmi mężczyzny.
Gdy skończył siedem lat, nadszedł czas przekazania go spod kobiecych skrzydeł pod opiekę roztropnego nauczyciela, a zarazem dobrego koniuszego – Gorwenala. To właśnie on w krótkim czasie nauczył pojętnego i roztropnego Tristana „władać lancą, mieczem, tarczą i łukiem, miotać kamienne pociski, brać jednym skokiem co najszersze rowy”, jak również: „nauczył nienawidzić wszelakiego kłamstwa i zdrady, wspomagać słabych, dotrzymywać słowa; nauczył rozmaitych melodii, gry na harfie i sztuki myśliwskiej”. Gdy widziano szlachetnego i „pysznego” młodzieńca, szerokiego w ramionach i gibkiego w biodrach, o mocnym, wiernym i odważnym charakterze, wszyscy gratulowali Rohałtowi takiego syna, który „miłował Tristana jak syna, a tajemnie czcił jako pana”.
Pewnego dnia młodzieńca, który był radością i dumą Rohałta, porwali norwescy kupcy, którzy zwabiwszy Tristana na statek, uprowadzili go „jako piękną zdobycz”. Gdy płynęli ku nieznanym lądom, rozpętał się sztorm. Przez osiem dni morze prowadziło statek według swego planu, nie szczędząc marynarzom strachu przed roztrzaskaniem o skały i rafy. Gdy domyślili się, iż gniew morza wywołany był przez uprowadzenie młodzieńca, spuścili go na czółnie, mającym doprowadzić go do brzegu. Wówczas: „Natychmiast opadły wiatry i bałwany, niebo zabłysło”.
Po jakimś czasie, gdy Tristan dobił do piaszczystego wybrzeża, z wysiłkiem wdrapał się na brzeg i, ujrzawszy pusty step i bezkresny las, zaczął lamentować nad swoim położeniem, nad tym, że znajdował się z dala od Gorwenala, od swego ojca Rohałta, od ukochanej lońskiej ziemi. W pewnej chwili z rozmyślań wyrwał go odległy odgłos łowieckiego rogu i towarzyszące temu okrzyki. Na skraju lasu oczom zainteresowanego dźwiękami młodzieńca ukazał się piękny jeleń, pojawiła się również sfora psów oraz myśliwi. Zwierzę wydało ostatni dech i już po chwili mężczyźni „otrębywali zwycięstwo”. Gdy Tristan zdumiony ujrzał, jak łowczy nacina gardło zwierzęcia (jakby zamierzając odciąć mu głowę), sprzeciwił się kaleczeniu jelenia i, zachęcony do pokazania swego sposobu oprawienia zdobyczy: „ukląkł i odarł ze skóry jelenia, nim go poćwiartował; następnie pociął zwierzę na części, zostawiając, jak się godzi, kość pacierzową obnażoną do czysta; wreszcie oddzielił dróbka, wnętrzności, pysk, ozór i żyłę serdeczną”.
Zachwyceni myśliwi, obserwujący całą czynność, zapytali o godność i pochodzenie sprawnego młodzieńca. Tristan, który „umiał w porę mówić i w porę milczeć”, chytrze odparł, iż jego ojczyzną jest Lonia, a ojcem kupiec, którego potajemnie opuścił, chcąc poznać życie w innych krajach. Myśliwi zaproponowali mu pójście do króla Marka, ich pana. Po nauczeniu myśliwych, jak iść parami, aby pięknie się prezentować „wedle szlachetności sztuk zwierzyny sterczących na widłach”, wszyscy udali się w drogę do zamku. Po jakimś czasie ujrzeli bogaty, piękny pałac, który, choć wzniesiony nad morzem, był bardzo dobrze zabezpieczony przed napaścią. Tristan dowiedział się nazwy zamku – szedł do Tyntagielu nie wiedząc, iż jest spadkobiercą pięknego zamku. II – MORHOŁT Z IRLANDII |
||
---|---|---|
W wyznaczonym dniu młodzieniec, ubrany w pancerz i hełm ze stali, wsiadł sam do łodzi i popłynął ku Wyspie Świętego Samsona. Dobiwszy do brzegu, nogą wypchnął łódź na morze tłumacząc zdziwionemu rycerzowi, iż tylko jeden z nich powróci żyjący i jedna barka wystarczy, po czym obaj „zapuścili się w głąb wyspy”. Bitwa była bardzo zacięta: „po trzykroć zdawało się, że wiatr morski przynosi na wybrzeże wściekłe okrzyki”. Towarzysze Morhołta byli przekonani o zwycięstwie niepokonanego druha. Tristan dryfował siedem dni. Czasami, by pocieszyć swoje serce, brzdąkał w lutnię. „Wreszcie morze bez jego wiedzy zbliżyło go do brzegu” i rybacy, zdziwieni widokiem błądzącej barki i odgłosem słodkiej melodii z niej słyszanej, zanieśli bezwładnego bohatera swej współczującej pani, która jako jedyna mogła go ocalić. |
||
III – SZUKANIE PIĘKNEJ O ZŁOTYCH WŁOSACH Przygotował do drogi piękny statek, który suto zaopatrzył. Prócz Garwenala zabrał ze sobą stu najodważniejszych, młodych rycerzy włoskiego rodu, ubrawszy ich przedtem w stroje kupieckie (pod pokładem ukrył bogate szaty, godne posłańców możnego króla). W momencie, gdy sternik, po wypłynięciu na pełne morze zapytał, ku jakiej ziemi ma płynąć, Tristan ujawnił kierunek ich podróży. Nie wiedział jednak, że od czasu zabicia Morhołta, król Irlandii ścigał kornwalijskie statki, a schwytanych żeglarzy kazał wieszać na widłach. Po dobiciu do portu Weisefort, bohater przekonał ludzi, że wraz z towarzyszami przybyli w celach handlowych. Nie przewidział jednak jednego, że rycerze nie byli aktorami i nie potrafili wyzbyć się swych nawyków. Gdy całe dnie spędzali na zabawach i grze w szachy, Tristan zaczął się obawiać wykrycia ich prawdziwej tożsamości. |
||
Tristan pożegnał rozmówczynię i po powrocie na statek po kryjomu przywdział zbroję i udał się w kierunku siedziby smoka. Po drodze minął uciekających pięciu wojowników (z jednym z nich, czerwonowłosym, zamienił kilka słów). Zobaczył zbliżającego się potwora o spiczastej głowie, czerwonych, płonących jak rozżarzone węgle oczach, dwóch rogach sterczących na czole, długich i kosmatych uszach, lwich pazurach, wężowym ogonie oraz ciele pokrytym łuską jak u gryfa. Po długiej i groźnej walce, w której bohater został pozbawiony zbroi i konia (zwierze skonało), oblany strumieniem zatrutych płomieni, serce smoka zostało przecięte na dwoje i bestia umarła. Tristan uciął jej język i schował go jako dowód w przewidywanej konfrontacji, a potem skierował się ku sadzawce w celu oczyszczenia gardła z gryzącego dymu. Nie zdążył jednak zatopić ust w zimnej wodzie, ponieważ upadł w wysokich trawach okalających jezioro. Po długich i dokładnych poszukiwaniach, Brangien wśród traw bagniska ujrzała błyszczący hełm rycerza. Perynis oddychającego jeszcze Tristana zaniósł po kryjomu do komnat jego towarzyszek. Izolda opowiedziała o wszystkim matce i powierzyła cudzoziemca jej troskliwej opiece. Gdy królowa rozbierała rannego rycerza, z jego spodni wypadł zatruty smoczy język. Po chwili bohater, ocucony za pomocą ziół, dowiedział się z ust zatroskanej matki o niechybnym losie czekającym Izoldę, jeżeli za dwa dnie nie dowiedzie on w bitwie kłamstwa kasztelana. Zobowiązał się stoczyć walkę, a kobieta dokładała wszelkich sił, by wzmocnić i uleczyć jego zatruty organizm: „nakarmiła go suto i nawarzyła skutecznych leków”. Zaintrygowana faktem, iż to ona była powodem szaleńczej walki młodzieńca z bestią, powstrzymała się od zadania śmiertelnego ciosu. Dowiedziała się od swego wybawcy o włosie, przyniesionym przez dwie jaskółki do jego ziemi podobno na znak pokoju i miłowania. Widząc na dowód tego włos wszyty w płaszcz Tristana, „ucałowała gościa w usta na znak pokoju i oblekła go w bogate szaty”. Co czuła wówczas Izolda, oszukana przez Tristana piękną opowieścią o złotym włosie, zdobyta i wzgardzona jednocześnie, oddana komuś innemu? Drżała ze wstydu i męki, podczas gdy ojciec złożył jej prawą rękę w prawicę młodzieńca, co było równoznaczne z przekazaniem jej nieznanemu kornwalijskiemu królowi. Pewnego dnia, jeszcze w trakcie rejsu, wiatry się uciszyły i żagle zwisły u masztu. Tristan postanowił więc dobić do najbliższej wyspy, aby dać chwilę wytchnienia znużonym morzem podróżnikom. Choć wszyscy wysiedli na ląd i jedna tylko Izolda wraz z młodą służącą zostały na statku, Tristan postanowił im towarzyszyć, mając nadzieję odzyskać sympatię przyszłej królowej. Ponieważ słońce bardzo ich grzało i poczuli pragnienie – chcieli się czegoś napić. Służebnica, poszukując jakiegoś napoju, odnalazła buteleczkę z magicznym trunkiem, którego pilnować miała Brangien. V – BRANGIEN WYDANA NIEWOLNIKOM
Pewnego dnia czterej baronowye zawołali króla Marka do sali narad i Andret, królewski siostrzeniec, poinformował go, iż: „Tristan miłuje królową, to dowiedziona prawda, i gadają już o tym szeroko po kraju”. Szlachetny król zachwiał się, nie mogąc i nie chcąc uwierzyć w usłyszaną historię. Gdy domagał się konkretnych zarzutów przeciw ukochanemu Tristanowi, poradzili mu, by uważniej obserwował parę: „Patrz, słuchaj, miły panie; może czas jeszcze” i, oddaliwszy się, zostawili go z podejrzliwymi i nękającymi jego dobre serce myślami. Izolda, zamknięta w zamku, także usychała z tęsknoty i wstydu, cały czas śledzona przez obcych. Cały dzień musiała udawać śmiech i wesele, by w nocy zaś: „trwać nieruchomo wyciągniętej przy boku króla Marka i przezwyciężać drgania członków i dreszcze gorączki”. Chciała uciekać do Tristana. Gdyby nie pomoc wiernej Brangien, zapewne wkrótce z tęsknoty rozdzierającej serca, opuściliby ten świat. Służka, nie bacząc na śmiertelne niebezpieczeństwo, przemknęła do domu wynajętego przez Tristana. Aby ocalić kochanków, nauczyła Tristana podstępu: pod zamkiem tyntagielskim rozciągał się rozległy sad, ubezpieczony silną palisadą. W miejscu najbardziej oddalonym od zamku, tuż obok pali, wznosiła się wysoka i prosta sosna, u stóp której tryskało żywe źródło, przebiegające przez sad i komnaty niewiast. Nienawidzący piękna i odwagi, „mały, zły człowieczek” po odprawieniu wszystkich czarodziejskich zaklęć kazał baronom zaprowadzić się przed oblicze króla. Poradził Markowi natychmiastowy, fikcyjny, tygodniowy wyjazd na dalekie polowanie, zapewniając: „Możesz mnie powiesić na widłach, jeśli tej nocy jeszcze nie usłyszysz, jakie pogwarki wiedzie Tristan z królową”. Król, wbrew sercu, usłuchał rady karła. W dalszej, udawanej rozmowie, para mówiła o dobroci władcy Kornwalii, o zdradzieckich baronach, podszeptujących mu kłamstwa. Izolda mówiła, iż miłowała Tristana jedynie jako krewnego swego męża, a „W górze, w gałęziach, król uczuł litość i uśmiechnął się łagodnie”. Prędko oddaliła się do komnaty, gdzie Brangien wzięła ją drżącą w ramiona. Gdy królowa opowiedziała jej całą przygodę, Brangien zaczęła ją pocieszać i zapewniać o sprawiedliwości Boga dla niewinnych. Tymczasem Tristan, pozostawiony pod wielką sosną, zawodził nad swoim nieszczęsnym losem. Gdy przeskoczył ogrodową palisadę, król powiedział do siebie z uśmiechem: „- Miły siostrzeńcze, błogosławiona niech będzie ta godzina! Wiedz, że daleka wędrówka, którą gotowałeś dziś rano, już skończona!”. A w dali, na leśnej polance, karzeł Frocyn wyczytał w gwiazdach, że król groził mu śmiercią: „(…) posiniał ze wstydu i strachu, odął się z wściekłości i uciekł chyżo ku ziemi walijskiej”. VII – KARZEŁ FROCYN O północy król wstał i wyszedł, a za nim podążył garbaty karzeł. W komnacie panował zupełny mrok. Tristan stanął prosto na łóżku, po czym, oszacowawszy odległość, skoczył i padł na łóżko króla. Niestety zapomniał o wydarzeniach poprzedniego dnia: „(…) w lesie kieł wielkiego dzika skaleczył go w nogę i na jego nieszczęście rana nie była przewiązana”. Od naprężenia skoku rana otworzyła się i zaczęła broczyć z niej krew, ale Tristan nie był świadomy śladów, które zostawiał na prześcieradle. Na zewnątrz Frocyn, „mocą swego czarnoksięstwa poznał, iż kochankowie są razem”. Zadrżał z radości i nakazał królowi udanie się do komnaty. W stronę zakochanych podążali korytarzem król, karzeł i czterech zauszników. Tristan, usłyszawszy kroki, zerwał się i przeskoczył na swoje łóżko: „Niestety, w przelocie krew obficie spłynęła z rany na mąkę”.
Lończyk przebiegł przez kaplicę, wdarł się na chórek, dostał do szyby we framudze, chwycił okno, otworzył i… skoczył. Bóg użyczył mu wówczas swej świętej łaski: wiatr wzdymał jego szaty, podnosił go i złożył na szerokim kamieniu u stóp skały: „Ludzie z Kornwalii dziś jeszcze nazywają ten kamień „Skokiem Tristanowym”. Przed kaplicą nieświadomi niczego strażnicy nadal oczekiwali swego więźnia, gdy tymczasem on uciekał, widząc z daleka płonący stos. Wizja skradającego rycerza bardzo podziałała na zauszników, którzy, słuchając słów kasztelana natychmiast pobledli. Dynas prosił o wydanie w jego ręce skrępowanej Jasnowłosej, ale król wziął go za rękę i „przysiągł na imię świętych, że uczyni natychmiast sprawiedliwość”. Wówczas kasztelan wstał i wyrzekł się służby Markowi, dosiadł rumaka i oddalił się „stroskany i markotny, z pochylonym czołem”. Izolda stała nieruchomo naprzeciw płomieni. Dokoła tłum, krzycząc, przeklinał króla i zdrajców. Łzy spływały jej po twarzy. W chwilę potem płaczący tłum widział już oddalającą się królową w ohydnym orszaku. Po krótkiej drodze, znaleźli się za miastem i skierowali drogą, przy której ukrył się Tristan. Spostrzegłszy dziewczynę, bohater spiął konia i ruszył z zarośli. Nakazał Iwonowi oddanie ukochanej, ale ten odpiął płaszcz i zachęcił towarzyszy: „Do kijów! do szczudeł! Oto chwila, aby okazać swą dzielność!”. Wówczas trędowaci odrzucili płaszcze, kołysząc się na chorych nogach dyszeli, krzyczeli, potrząsali szczudłami… Jedni powiadają, że Tristan zabił Iwona, a inni, że: „zbyt był waleczny, aby zabijać takie nasienie”. Ci drudzy twierdzą, że to Gorwenal upuścił srogą gałąź z dębu na głowę przywódcy grupy. Ogryn nie ustępował jednak. Namawiał młodzieńca na oddanie królowej „temu, kto ją zaślubił wedle prawa Rzymu”, na co ten oponował. Uważał, że Izolda nie jest już małżonką Marka, ponieważ ten wydał ją trędowatym. Ogryn usiadł, a u jego stóp płakała Izolda. Pustelnik powtarzał jej „święte słowa Pisma, ale ona, zapłakana, wstrząsała głową i nie chciała uwierzyć”. Ostrzegł Tristana, iż: „ten bowiem, który żyje w grzechu bez skruchy, jest umarły”. Tymczasem Łapaj, znalazłszy się w gąszczu, zaszczekał tak donośnie, iż usłyszeli i rozpoznali go z daleka Tristan, królowa i Gorwenal. Choć przelękli się wizją ścigających ich królewskich ogarów, zanurzyli się w gąszcz, na skraju którego Tristan przykląkł z napiętym łukiem. Ale gdy tylko Łapaj ujrzał i poznał pana, skoczył ku niemu, kręcąc głową i ogonem… „Następnie pobiegł ku Izoldzie Jasnowłosej, ku Gorwenalowi, koniowi nawet się ucieszył”. Tristan, uświadamiając sobie, że pies niechybnie zdradzi ich szczekaniem, poczuł wielką żałość. Zwrócił się o radę w sprawie zwierzęcia do Izoldy. Ta poprosiła o ocalenie Łapaja opowiadając o pewnym „leśniczym walijskim, który nauczył psa, aby bez szczekania tropił ślady zranionych jeleni” Wyraziła zapał nauczenia tej sztuki ich psa, na co Tristan, widząc swego pupila, uczuł litość i powiedział: „- Spróbuję; zbyt ciężko mi go zabijać”. Rozpoczęło się szkolenie psa. Nim upłynął miesiąc, Łapaj nauczył się polować niemo. Gdy tylko myśliwcy znaleźli pod drzewem kadłub bez głowy, uciekli przerażeni, bojąc się Tristana. Od tego czasu nikt już nie ważył się polować w tym lesie. Aby ucieszyć po obudzeniu serce swego pana, Gorwenal przywiązał głowę za włosy do sklepienia szałasu. Tristan obudził się i ujrzał wpółukrytą za liśćmi „głowę, która nań patrzyła”. Poznał Gwenelona i zerwał się przestraszony. Uspokoił go nauczyciel, zapewniając, że zabił tego nieprzyjaciela i już im nie zagrozi. Po chwili Tristan zaczął się weselić śmiercią znienawidzonego wroga. X – PUSTELNIK OGRYN W pewnym momencie, Izolda przypomniała sobie pustelnika zamieszkałego w lesie, Ogryna. Zaproponowała, by ponownie udali się do niego po radę. Zbudzili Gorwenala. Izolda siadła na koniu, którego Tristan prowadził za cugle, i wędrowali całą noc, bez słowa. XI – SZALONY BRÓD Zostawiwszy kochanków w pustelni, Ogryn powędrował o kuli aż do Mont, gdzie kupił „siwego futra, sukna lśniącego, gronostaju, płócien jedwabnych, purpury, szkarłatu i muślinu bielszego niż kwiat lilii, i dzianeta (rasowego konia) przybranego w rząd pozłocisty, idącego łagodnym truchtem”. Choć ludzie śmiali się, widząc jak na te osobliwe i wspaniałe zakupy trwoni długo ciułane grosze, „starowina władował na rumaka kosztowne materie i wrócił do Izoldy”, mówiąc, żeby przyjęła te podarki i była piękną w chwili, gdy uda się do Szalonego Brodu. Gdy dwie gromady znalazły się dość blisko, aby wymienić pokłony, jadący śmiało król wraz z Dynasem z Lidanu usłyszał od kłaniającego się Tristana, że oddaje mu Izoldę Jasnowłosą i prosi, by pozwolił mu bronić się przed całym dworem: „Skazano mnie bez sądu. Uczyń, bym mógł usprawiedliwić się bitwą; skoro ulegnę, spal mnie w ogniu z siarki; jeśli zwyciężę, zatrzymaj przy sobie; albo jeśli nie zechcesz zatrzymać, odejdę w daleki kraj”. Na wieść o pojednaniu „wielcy i mali, mężczyźni, niewiasty i dzieci wylegli ciżbą za miasto na spotkanie Izoldy i świadcząc wielką żałobę z powodu Tristana, witali radośnie odzyskaną królowę”. Aby uczcić ten dzień, król Marek „wyzwolił stu niewolnych oraz dał miecz i pancerz dwudziestu giermkom, których opasał własną ręką”. Gdy zapadła noc, Tristan spełnił obietnicą daną królowej i poszedł się do leśnika Orri, który ukrył go potajemnie. Powiedział, że wygnał z Kornwalii Andreta, Denoalena i Gondoina. Gdy Izolda chciała się dowiedzieć, co było powodem tej decyzji (podejrzewała, że chodziło o nią), Marek po długich prośbach opowiedział o rozmowie: „Utrzymywali tedy, że godzi ci się oczyścić przysięgą i próbą żarzącego żelaza” . Na koniec powiedział, żeby nie myślała o tym, lecz ona, drżąc, poprosiła króla, by zawołał baronów, by mogła oczyścić się przysięgą „dziesiątego dnia”. Zqżądała jeszcze, by Marek wezwał króla Artura, wielebnego Gowenema z Zyrfietem, marszałka Ke i stu mieszkańców ich rycerstwa: „Tam wobec nich chcę złożyć przysięgę, a nie jedynie przed twymi baronami (…) jeśli Artur i jego rycerze staną za rękojmię sądu, (baronowie) nie ośmielą się (szkalować jej imienia)”. Kiedy posłaniec wracał do Tyntagielu, spostrzegł w zaroślach tego samego leśnika, który niegdyś zdybawszy uśpionych kochanków, zdradził ich królowi. Pyszny szpieg pewnego dnia, będąc pijany, zaczął chwalić się swą zdradą. Tego dnia człowiek ten, wykopawszy w ziemi głęboką jamę, okrył ją zręcznie gałęźmi by łowić wilki i dziki. Gdy ujrzał sługę królowej skaczącego ku niemu, chciał uciekać. Ale Perynis był szybszy - popchnął go na brzeg pułapki, na brzeg grobu, który sam sobie wykopał. Młodzieniec roztrzaskał czaszkę leśnika i pchnął jego ciało w głąb jamy. XIII – GŁOS SŁOWIKA Gdy melodia zaczęła być coraz głośniejsza, Izolda, zastanawiając się, czego ukochany żądał, wyplątała się z objęć króla, narzuciła płaszcz podbity futrem na niemal nagie ciało i wymknęła się z komnaty. Gdy w końcu, ominąwszy dziesięciu śpiących strażników, przekroczyła próg - śpiewak umilkł. Pod drzewami, bez słowa, kochanek przygarnął ją do piersi: „ramiona ich zaplotły się mocno dokoła ciał i aż do świtu, jak gdyby związani pętami, nie popuścili się z objęć. Mimo króla i mimo stróżów kochankowie wiedli swe wesele i swoje miłowanie”. W tę noc ogarnęło kochanków szaleństwo… Tristan również zaczaił się na niego, tym razem za jabłonią. Ujrzał, jak baron szczuł psy, aby wytropiły z chaszczy dzika. Kiedy Denoalen znalazł się przy nim, Tristan stanął naprzeciw wroga. Zdrajca na próżno chciał uciekać: „nie miał czasu ani krzyknąć”. Tristan ściął mu głowę, obciął wiszące dookoła twarzy warkocze, które następnie schował do spodni (chciał je pokazać Izoldzie, aby ją ucieszyć). Wytarł i schował miecz, przykrył trupa pniem drzewa i, zostawiwszy krwawiące ciało, „pośpieszył z kapturem na głowie ku miłej”, myśląc o Gondoinie. Ten wyprzedził go w drodze do tyntagielskiego zamku: „wdrapawszy się na wysokie okno wbił pręcik głogu w zasłonę, rozsunął lekko połacie materii i patrzał do wnętrza pięknie wysłanej komnaty”, lecz ujrzał jedynie Perynisa oraz Brangien trzymającą grzebień, którym właśnie skończyła czesać królową o złotym warkoczu. Perynis miał ukryć ciało Gondoina w lesie tak, by król nigdy się nie dowiedział o tym zajściu. Gdy, słuchający tego w milczeniu Tristan zapytał, jak będzie teraz żyć, usłyszał od ukochanej: „(…) życia nasze są splecione i spojone z sobą. A ja, jakoż będę mogła żyć? Ciało ostaje tu, ty masz moje serce”. Rozstali się z zapewnieniem, iż jeżeli kiedykolwiek królowa ujrzy pierścień z zielonego jaspisu, uczyni to, o co Tristan poprosi przez posłańca. Wymienili się błogosławieństwami: „- Miła, niechaj Bóg urodzony w Betlejem ci odpłaci! - Miły, niech Bóg cię strzeże!”. Pewnego dnia, gdy siedział przy boku młodego księcia, w jego sercu wezbrała taka boleść, iż wzdychał nic o tym nie wiedząc. Aby uśmierzyć jego mękę, książę „nakazał przynieść do poufnej komnaty swą ulubioną zabawę, która jakowymiś czarami, w godzinach smutku, zachwycała jego oczy i serce”. Na stole umieszczono zaczarowanego pieska Milusia, podarunek od zakochanej w księciu wróżki z Wyspy Awalońskiej: „Nikt nie potrafiłby znaleźć dość zmyślnych słów, aby opisać jego naturę i piękność”. Po otrzymaniu błogosławieństwa od władcy, rycerz rozprawił się z olbrzymem, którego dopadł w legowisku: „Długo walczyli wściekle. Wreszcie męstwo odniosło górę nad siłą, zwinny miecz nad ciężką maczugą”. W końcu Tristan, uciąwszy prawą pięść olbrzyma, przyniósł ją księciu i w nagrodę zażądał zaczarowanego Milusia. Choć władca Galii oferował mu nawet swą siostrę i połowę królestwa, bohater nie zmienił zdania i zabrał „radość oczu i wesele serca” księcia. XV – IZOLDA O BIAŁYCH DŁONIACH Gdy ojciec, opierający się oddać dziecko wasalowi, odmówił - hrabia Ryjol próbował uprowadzić ją siłą: „Mnogo ludzi poległo w tej sprzeczce”. Obecnie diuk Hoel toczył wojnę z wielkim trudem. Mimo to ostatni zamek, Karheń, opierał się nadal: „mury bo są mocne i mocne też serce syna diuka Hoela, Kaherdyna, śmiałego rycerza”. Na koniec rozmowy Tristan zapytał o odległość dzielącą ich od wspomnianego zamku (dwie mile). Potem cała trójka rozstała się i udała na spoczynek. Rankiem, kiedy pustelnik odśpiewał modlitwy i zjedli pierwszy posiłek, Tristan pożegnał „cnotliwego męża i ruszył w stronę Karhenia”. Powitano go z ogromną czcią. Kaherdyn oprowadził gościa po murach i warownych wieżach, za którym byli czujni strzelcy z kuszami i procami. Z blanków muru ukazał Tristanowi w oddali na równinie „namioty i flagi zatknięte przez hrabiego Ryjola”. Po powrocie na próg zamku, Kaherdyn zaprowadził Tristana do komnaty swojej matki i siostry. Gdy weszli do pokoju, zastali panie zdobiące złotogłowiem angielski atłas i śpiewające piosnkę miłosną o Pięknej Doecie opłakującej niewracającego Doona. Widząc to, Tristan zerwał się natychmiast z błyszczącym mieczem w dłoni i nazwał hrabiego tchórzem: „- (…) hańba temu, kto niecha jeźdźca, aby znęcać się nad koniem! Nie wyjdziesz żyw z tego miejsca”. Gdy bohater, atakując Ryjola, zabił jego konia, zaczęli walczyć na ziemi. Wreszcie Tristan ugodził przeciwnika „w guz hełmu”, a gdy to nie uśmierciło wroga – „rozwalił hełm, przeciął czapę i otworzył czaszkę”. Jako że Ryjol błagał o łaskę i darowanie życia, Lończyk przyjął jego miecz. Wziął go w porę, bowiem ze wszystkich stron Nantejczycy śpieszyli na pomoc swemu panu. Ale spóźnili się – Ryjol był w niewoli: „Przyrzekł udać się do więzienia diuka Hoela, przysiąc mu na nowo hołd i wiarę i odbudować spalone wsie i grody. Na jego rozkaz bitwa uciszyła się i orszak się oddalił”. Co najdziwniejsze w tej historii? Tristan natychmiast się zgodził! Ustalono zaraz dzień i porę zaślubin, na które zaproszono wielu gości: „Wobec wszystkich, u bramy klasztoru, wedle prawa świętego Kościoła, Tristan zaślubia Izoldę o Białych Dłoniach. Wesele było huczne i bogate”. Gdy wydała lekki krzyk i popędziła konia śmiejąc się donośnym i jasnym śmiechem, zdziwiony Kaherdyn, po dogonieniu niewiasty - zapytał ją o powód śmiechu. Usłyszał wówczas, iż woda, która na nią trysnęła, „odważyła się na więcej, niż kiedykolwiek odważył się śmiały Tristan”. Po tym wyznaniu poczuła, iż rzekła zbyt wiele… Nieustępliwy Kaherdyn tak długo męczył ją pytaniami, że wreszcie wyznała prawdę o swych zaślubinach. Wówczas Tristan zrównał się z nimi i wszyscy troje jechali w milczeniu aż do myśliwskiego domku, gdzie zatroskany brat poprosił szwagra o chwilę szczerej rozmowy. Jego uczucia i propozycje spotykały się z odrzuceniem, choć był to piękny rycerz: „wyniosły i dumny, kwiecisty w mowie, ale więcej wart w komnatach niewieścich niż w bitwie”. Zaskoczył Izoldę, gdy nuciła swą smutną piosenkę. Gdy ponownie spotkał się z odrzuceniem, wyznając jej miłość, złamał jej serce wiadomością, że: „Tristan, twój przyjaciel, stracony dla ciebie, pani Izoldo. Pojął żonę w innej ziemi. Odtąd możesz szukać pociechy gdzie indziej, on bowiem wzgardził twą miłością. Pojął z wszelką paradą żonę, Izoldę o Białych Dłoniach, córkę diaka Bretanii”. Odszedł pogniewany, zostawiając płaczącą Izoldę Jasnowłosą. Ugościł Tristana, Gorwenala, Kaherdyna i jego giermka. Tristan opowiedział o swoich przygodach po opuszczeniu Kornwalii, a potem Dynas udał się do Tyntagielu: „aby wywiedzieć się o nowiny na dworze”. Dowiedział się, iż za trzy dni królowa i król wraz z całym orszakiem i wszystkimi giermkami i myśliwymi mieli opuścić dwór i udać się do zamku Białej Równi, gdzie przygotowano dla nich wielkie łowy. Wówczas Tristan powierzył kasztelanowi pierścień z zielonego jaspisu i poselstwo. Królowa słuchała przez chwilę, myśląc o drugiej Izoldzie, i postanowiła wypełnić obietnicę: „- Rzekłam: ani wieża, ani warowny zamek, ani zakaz królewski nie przeszkodzą mi spełnić życzenia przyjaciela”. Mieli się spotkać na drodze, gdy dwór będzie udawał się na Białą Równię. Tristan miał być w krzakach głogu. Trzeciego dnia, gdy cały dwór Marka przygotowywał się do wyruszenia z Tyntagielu, Tristan, Gorwenal, Kaherdyn i jego giermek ubrali „pancerze, wzięli miecze i tarcze i tajemnymi ścieżkami puścili się ku oznaczonemu miejscu”. Na Białą Równię prowadziły dwie drogi przez las: jedna piękna i dobrze ubita (którą miał przejeżdżać orszak), druga kamienista i opuszczona. Przy tej też drodze Tristan i Kaherdyn pozostawili giermków, aby czekali na swych panów, strzegąc koni i tarcz. Sami ukryli się w leśnych chaszczach, przed którymi Tristan położył „gałązkę leszczyny, do której umocowany był pęd wiciokrzewu”. Następnie, złożywszy pieska z powrotem w kołyskę, obróciła się w stronę głogowego krzaku i powiedziała głośno, by ptaszyny, które sprawiły jej radość piosenką, poleciały za nią do zamku Świętego Łubina, w którym to miała się samotnie zatrzymać (powiedziała, że Marek będzie jechał aż do Białej Równi). Zakończyła mowę zachętą dla „ptaków”: „dziś wieczór nagrodzę was sowicie jako dobrych minstrelów”. Zawołała Perynisa, wiernego służkę i powtórzyła mu nowiny, które przyniósł Bleheri. Nakazała, by poszukał Tristana na opuszczonej drodze, wiodącej z Tyntagielu do zamku Świętego Łubina, i powiedział mu, że nie pozdrawia go i zabrania się zbliżać: „(…)bo go każę przepędzić strażnikom i sługom...”. Niebawem królowa pożałowała swego postępowania. Gdy dowiedziała się od Dynasa z Lidanu, iż Tristan odjechał w żałobie, zaczęła wierzyć słowom Perynisa: „Jak to - myślała - ja ciebie wygnałam, ciebie, Tristanie, przyjacielu! Będziesz mnie nienawidził odtąd i nigdy cię już nie ujrzę! Nigdy nie dowiesz się nawet o mym żalu ani o tym, jaką karę chcę sobie nałożyć i ofiarować ci jako drobny zakład mej skruchy.” Od tego dnia, aby ukarać się za swój błąd i szaleństwo, Izolda Jasnowłosa nosiła na ciele włosiennicę. Zamienił się więc na suknie z rybakiem odzianym w sukmanę z wielkim kapturem, obciął piękne jasne włosy tuż przy głowie, „jakoby w znak krzyża”, posmarował twarz płynem z magicznego ziela: „i natychmiast kolor i wygląd twarzy odmieniły się tak osobliwie, iż żaden człowiek w świecie nie zdołałby go poznać”. Na koniec wyrwał z żywopłotu gałąź kasztana, z której zrobił sobie maczugę i zawiesił na szyi, po czym boso ruszył prosto do zamku. Na to imię Izolda westchnęła i, mimo opowieści Tristana o ich przeszłym wspólnym życiu (o wyleczeniu po walce z Morhołtem, po zabiciu smoka, o kąpieli, gdy chciała go zabić jego własnym mieczem, o Opowieści o Złotym Włosie), zagniewana wyrzucała nędzarza z komnaty. Tristan poznał ją, upuścił maczugę i poprosił o litość, na co niedowierzająca Brangien nazwała go „szpetnym szaleńcem” i, nie słuchając jego opowieści o wypiciu magicznego napoju - pomieszana pomknęła do komnaty Izoldy. Szaleniec puścił się za nią, wołając: "Litości!", po czym wszedł do pokoju i rzucił się ku ukochanej z wyciągniętymi ramionami, chcąc ją przycisnąć do piersi. Rozstali się z obietnicą, że już wkrótce spotkają się w kraju Żywych: „Zabierz mnie w kraj szczęśliwy, o którym niegdyś mówiłeś, w kraj, skąd nikt nie wraca, gdzie najwyborniejsi śpiewacy śpiewają pieśni bez końca” oraz z przyrzeczeniem, że Izolda przyjdzie, gdy tylko ją zawoła. Gdy wyszedł od ukochanej, rzucili się na niego szpiedzy. Ale on wybuchnął śmiechem i, nic sobie nie robiąc z ich gróźb, bez pośpiechu oddalił się, tańcząc. Gdy Tristan wyznał, że traci życie i chce ujrzeć przed śmiercią Izoldę Jasnowłosą, Kahedrym zobowiązał się przywieść Irlandkę: „Tak, przyjacielu, dla twej miłości ważyłbym się i na śmiertelną przygodę. Żaden wstręt, żadna męka nie przeszkodzi mi uczynić, co będzie w mej mocy”. Tristan dał mu pierścień - znak między kochankami. Karhedry po przybyciu do jej ziemi miał dostać się na dwór jako kupiec i tak przedstawić jedwabne materie, by ujrzała ten pierścień. Lończyk był pewien, że Izolda wówczas znajdzie już taki podstęp, by pomówić z posłańcem na uboczu. Miał jej wówczas powiedzieć, „aby wspomniała na minione rozkosze i wielkie niedole, i wielkie smutki, i radości, i słodycze naszej miłości szczerej i czułej. Niech wspomni napój, który piliśmy społem na morzu - ha, to śmierć własną wypiliśmy w pucharze! Niech wspomni przysięgę, którą uczyniłem, iż nie będę miłował nikogo prócz niej: dotrzymałem tej przysięgi”. Myśliwy odpowiedział, że to statek kupca z Bretanii, który wczoraj ofiarował jej złotą klamrę. Poszli więc odebrać ptaka do znajomego kupca. Kaherdyn przerzucił deskę na kształt mostku ze statku na brzeg i wyszedł na spotkanie królowej, zapraszając obydwoje na statek. Gdy Izolda przeszła po desce i weszła na statek, Andret chciał iść za nią. W tym momencie Kaherdyn uderzył go wiosłem i strącił z deski do morza, a potem zanurzył go pod wodę: „- Umieraj, zdrajco!”. Tymczasem w karheńskim zamku Tristan usychał, żyjąc jedynie dzięki temu, że czekał przybycia ukochanej. Każdego dnia posyłał kogoś na brzeg, aby śledzić, czy statek wraca i pod jakim żaglem. Niebawem kazał się zanieść na urwiska Penmarchu „i tak długo, jak długo słońce jaśnieje jeszcze nad widnokręgiem, patrzył daleko na morze”. Kiedy król Marek dowiedział się o śmierci kochanków, przybył do Bretanii i kazał zbudować dwie trumny: „jedną z chalcedonu dla Izoldy, drugą z berylu dla Tristana”. Przewiózł ciała do Tyntagielu i złożył je w dwóch grobach. Ale w nocy z grobu Tristana wyrósł „zielony i liściasty głóg o silnych gałęziach, pachnących kwiatach”, który wznosząc się ponad kaplicę, zanurzył się w grobie Izoldy. Choć miejscowi ludzie ucięli głóg: „nazajutrz odrósł na nowo, równie zielony, równie kwitnący, równie żywy, i znowuż utopił się w łożu Izoldy Jasnowłosej”. Gdy trzykrotne zniszczenie głogu się nie powiodło i donieśli o cudzie królowi Markowi, ten zabronił odtąd go ucinać. |
Czas i miejsce akcji „Dziejów Tristana i Izoldy”
MIEJSCE AKCJI
Akcja poematu rycerskiego rozpoczyna się w Kornwalii – miejscu ślubu rodziców Tristana. W miarę rozwoju fabuły, przenosimy się wraz z głównym bohaterem do Lonii, ojczyzny jego ojca. Tristan opuszcza ją w wieku kilkunastu lat, porwany przez norweskich kupców, i ponownie wita brzeg Kornwalii, a dokładniej – zamek Tyntagiel.
Potem wydarzenia rozgrywają się między innymi w Irlandii (np. port Weisefort), Bretanii (zamek Karheń) i w Galii (na ziemi diuka Żylenia). Istnienie większości wymienionych miejsc nie zostało potwierdzone historycznie, to znaczy nie istniał kornwalijski zamek o nazwie Tyntagiel, jak również władcy w nich panujący również nie zapisali się na kartach historii (a szkoda, bo tak ogromna miłość i zacięta obrona terytorium, jaką przedstawiał diuk Hoel, władca Bretanii, byłaby doskonałym udokumentowanym przykładem waleczności). Ogólniej mówiąc, akcja rozgrywa się w północnej Francji, południowej Anglii, w krainach położonych po obu brzegach Kanału La Manche.
CZAS AKCJI
Akcja toczy się w średniowieczu, jednak w bliżej nieokreślonym czasie. Na wczesny charakter tej epoki wskazują opisane na kartach utworu walki o terytoria, których granice bardzo szybko ulegały zmianie (np. walka diuka Hoela i hrabiego Ryjola o Karheń). Z kolei o innej cesze, a mianowicie o panującym chrześcijaństwie, dowodzą częste prośby bohaterów do Boga, jak również postać pustelnika Ogryna, ascety żyjącego w ubóstwie i wychwalającego katolickie prawdy wiary, czy pomysł sądu bożego.
Elementy baśniowe w „Dziejach Tristana i Izoldy”
„Dzieje Tristana i Izoldy” to nie tylko literackie świadectwo średniowiecznych obyczajów, lecz także przejaw zainteresowania w tym czasie światem baśniowym, zaludnionym przez takie postacie jak olbrzymy, karły czy smoki.
Aby rycerz mógł dowieść swej odwagi i męstwa, musiał wielokrotnie walczyć z dużo silniejszymi, groźnymi stworami. Tristan stoczył takie dwie walki: pierwszą, by zdobyć dla swego wuja rękę Izoldy Jasnowłosej – ze smokiem nękającym Irlandię, a drugą, aby móc ofiarować ukochanej zaczarowanego pieska Milusia, kojącego wszystkie ludzkie zgryzoty (kolejny element baśniowy) – z olbrzymem Urganem Włochatym, nękającym mieszkańców Bretanii.
Na uwagę zasługują ciekawe opisy przeciwników Lończyka. Oto cytat opisujący wygląd smoka: „Pochodzi od bydlęcia srogiego, najszpetniejszego, jakie było kiedy na świecie. Każdego dnia wypełza z jamy i sadowi się u bram miasta. Nikt nie może tamtędy wyjść, nikt nie może wejść, póki nie wydadzą smokowi młodej dziewczyny; a kiedy ją już ma w pazurach, pożera ją śpieszniej, niżbyście zdołali odmówić jedną ojczenaszkę”.
Negatywną postacią jest w poemacie również nikczemny, złorzeczący karzeł Frocyn. To on był autorem podstępu z rozsypaniem mąki między łóżka kochanków, w wyniku którego zostali pojmani. Nienawidzący piękna i odwagi, „mały, zły człowieczek” doskonale znał się na tajemnych sztukach (podobno potrafił nawet wyczytać w gwiazdach w dniu urodzenia dziecka jego przyszły los).
Tragiczną rolę w utworze spełnił magiczny napój, sporządzony z tajemniczych ziół i mikstur przez matkę, by jej córka i jej mąż poczuli do siebie bezgraniczną miłość. Niestety, trunek wyrządził tylko szkody, a jego zaczarowana moc przyniosła bohaterom zamiast miłości – nieszczęście i grzech.
Średniowieczni ludzie tak bardzo wierzyli w czary i magię, iż nawet posądzali swych wrogów o posiadanie magicznych umiejętności. Oto fragment wypowiedzi jednego z Tristanowych zdrajców, mówiący o rzekomych tajemnych mocach rycerza, interpretując po prostu losy jego życia: „Czarownicy potrafią to, mówią ludzie. A potem, w jakim kraju, jakie diabelskie sztuki mogły znaleźć lekarstwo na jego rany? Nie ma wątpienia, że to czarnoksiężnik. Tak, barka jego była zaczarowana i takoż miecz i lutnia jest zaczarowana, która codziennie sączy truciznę w serce króla Marka! Jak on umiał opętać to serce urokiem i potęgą czarów! Będzie królem, panowie, a wy będziecie ziemie swoje brać lennem od diabelskiego pachołka!”.
Zwieńczeniem baśniowych wydarzeń i postaci w utworze jest motyw odrastającego głogu, wyrosłego z grobu Tristana i zagłębiającego się, mimo ścinania, w mogiłę Izoldy: „nazajutrz odrósł na nowo, równie zielony, równie kwitnący, równie żywy, i znowuż utopił się w łożu Izoldy Jasnowłosej”, będącego odtąd uniwersalnym symbolem miłości silniejszej niż śmierć.
Z perspektywy człowieka żyjącego w dwudziestym pierwszym wieku, czasy odległe o około dziewięć wieków przypominają fantastyczne filmy. Trudno nam dziś uwierzyć w świat, w którym zamki stawiali olbrzymi („(…)główną zaś jego wieżę, niegdyś wzniesioną przez olbrzymów, zbudowano z wielkich i pięknie odrobionych ciosów ułożonych jak szachownica z pól zielonych i lazurowych”), doradcami króla były karły, czy w informację, że po wypiciu podejrzanego wina można było stracić zmysły dla drugiej osoby. Ale z drugiej strony, któż nie chciałby dziś mieć pieska z zaczarowanym dzwonkiem u szyi – panaceum na wszystkie smutki: „taka bowiem była cudowna cnota dzwoneczka, iż serce, słysząc to tak lube, wesołe, jasne dzwonienie, zapominało wszystkiego bólu”…
Obraz fatalnej miłości w „Dziejach Tristana i Izoldy”
W utworze mamy przykład jednego z najbardziej dramatycznych trójkątów miłosnych, skutków miłości zrodzonej z magii, przeklętej, fatalnej. Tragiczny skutek pomyłki - wypicia napoju miłosnego - zmienia wzorowego rycerza w wiarołomcę i grzesznika, a dobrze wychowaną potomkinię królów w zwykłą cudzołożnicę, wykorzystującą spryt i podstęp w dążeniu do spełnienia.
Można zastanawiać się nad prawdziwością uczucia łączącego Tristana i Izoldę. Czyż nie przywykliśmy do miłości zrodzonej z fascynacji i „magnetyzmu serc”? Karmieni Szekspirowskim dramatem „Romeo i Julia” czy „Lalką” Bolesława Prusa, przywykliśmy do myśli, że miłość to fascynacja drugim człowiekiem i gotowość całkowitego poświęcenia. Pozornie tak jest też w średniowiecznych „Dziejach o Tristanie i Izoldzie”. Pozornie…
W przeciwieństwie do osadzonych w rzeczywistych realiach książek, romans ten zrodził się wskutek magicznego pierwiastka, ingerencji tajemnych ziół i mikstur. Z drugiej strony, czyż miłość to nie magia i tajemnica? To właśnie zachwyca w legendzie. Możemy miłosny napój interpretować dosłownie, lub bardziej metaforycznie – jako symbol strzały Amora, trafiającej nas przynajmniej raz w życiu.
Innym elementem tej historii godnym zastanowienia jest fakt, czy gdyby nie jej fatalny koniec, to nadal interesowałby nas związek cudzołożników. Załóżmy, że Tristan i Izolda nie zginęli, a na ich grobach nie wyrósł symboliczny głóg, łączący ich dusze na wieki. Żyliby dalej w kłamstwie i grzechu. Izolda nadal udawałaby wzorową żonę, tak naprawdę gotową w każdej chwili opuścić dobrego męża („nie uwierzę mu póty, póki nie pokaże tego pierścienia. Ale skoro go zobaczę, żadna powaga, żaden zakaz króla nie przeszkodzą mi uczynić tego, co zlecisz, będzieli to rozsądek czy szaleństwo”), a Tristan dalej wypierałby się przez Bogiem i samym sobą swego występku. Król Marek, człowiek wielkiej szlachetności i wyrozumiałości, nadal byłby karmiony uśmiechami i wspólną grą w szachy z cudzołożną żoną, a Izolda o Białych Dłoniach, kobieta skromna i uległa, dalej wierzyłaby w śluby czystości złożone przez głównego bohatera.
Tragizm opowieści nie polega na jej tragicznym końcu, lecz na tragicznym przebiegu. Miłość, choć piękna i dodająca skrzydeł ze swej natury, tu jest tylko, lub aż, uczuciem skażonym od początku piętnem tragizmu. Od chwili, gdy bohaterowie wypili na statku miłosny (tak naprawdę śmiertelny) napój wiedzieli, jaki los ich czeka: los wygnańców, kłamców, cudzołożników.
Kwestią godną próby rozstrzygnięcia jest odpowiedź na pytanie, czy kochankowie byli odpowiedzialni za swe postępowanie, czy tylko biernie spełniali swe wyniszczające pragnienia, byli niewolnikami swych żądzy… Rolę współczującego obserwatora przyjął narrator. Swymi częstymi uwagami o boleściach i niedoli kochanków, wziął ich w obronę: „Nie wiernej Brangien, ale siebie samych kochankowie winni się obawiać. Ale w jaki sposób pijane ich serca umiałyby być czujne? Miłość ich przypiera, tak jak pragnienie pcha ku strumieniowi dogorywającego jelenia lub jak krogulec, nagle wypuszczony po długim poście, rzuca się na ofiarę. Niestety! Miłości nie da się ukryć”.
Tak naprawdę Tristan i królowa, będąc zmuszonymi do tłumaczenia się z potajemnych schadzek i spotkań, nigdy nie wyrazili skruchy, nigdy też nie przyznali się do miłowania „występną miłością”. Dla nich była to po prostu wewnętrzna potrzeba tak silna, że prowadząca do śmierci: „Kochankowie nie mogli żyć ani umrzeć jedno bez drugiego. W rozłączeniu nie było to życie ani śmierć, ale i życie, i śmierć razem”.
Czarodziejski napój nie przestał działać nawet po ich śmierci: „Wpodle kaplicy, po prawej stronie absydy, pochował ich w dwóch grobach. Ale w nocy z grobu Tristana wybujał zielony i liściasty głóg o silnych gałęziach, pachnących kwiatach, który wznosząc się ponad kaplicę, zanurzył się w grobie Izoldy. Ludzie miejscowi ucięli głóg: nazajutrz odrósł na nowo, równie zielony, równie kwitnący, równie żywy, i znowuż utopił się w łożu Izoldy Jasnowłosej. Po trzykroć chcieli go zniszczyć, na próżno. Wreszcie donieśli o cudzie królowi Markowi. Król zabronił odtąd ucinać głóg”.
Czy ten średniowieczny romans to przykład dworskiej, idealnej miłości? Zdecydowanie nie. To przykład miłości fatalnej, przeklętej. Co ciekawe, w dwunastowiecznym utworze związek dwojga miłujących się ludzi nie opierał się jedynie na platonicznych dowodach swego uczucia. Przeciwnie – autor kilka razy wspomina o fizycznych aspektach tego pożądania: „Padła zemdlona na pierś przyjaciela. Kiedy przyszła do siebie, Tristan trzymał ją w objęciu, całował oczy i lica. Wchodzi z nią pod zasłoną. W ramionach swych dzierży królowę (…)”.
Tristan - charakterystyka
Ten pierwszoplanowy bohater jest synem króla Lonii i siostry króla Kornwalii – Blancheflor. Od początku jego życia los nie potraktował go łaskawie, odbierając, jeszcze przed przyjściem na świat, ojca, a w chwilę potem matkę. Kobieta, nie mogąc znieść smutku po stracie ukochanego męża oraz samotności w obcym kraju – wydała go na świat i umarła. Przed śmiercią zdążyła mu jeszcze nadać dużo mówiące imię – Tristan: „- Synu - rzekła - długo pragnęłam cię ujrzeć; i widzę najpiękniejszą istotę, jaką kiedykolwiek niewiasta nosiła w żywocie. Smutna zległam, smutne jest to pierwsze święto, które ci wyprawiam, z twojej przyczyny smutno mi jest umierać. Że więc przybyłeś na ziemię przez smutek, imię twoje będzie Tristan. Rzekłszy te słowa ucałowała go i, ucałowawszy, natychmiast umarła”. Aby uchronić chłopca przed niechybną śmiercią z rąk zabójcy jego ojca, pustoszącego ziemię lońską, zaufany rodziny – Rohałt Dzierżący Słowo – wziął „dziecko smutku” na wychowanie, udając jego prawdziwego ojca.
Tristan do siódmego roku życia rósł wśród rodziny, a po ukończeniu tego wieku został przekazany na nauki do Gorwenala, dobrego koniuszego. To właśnie on w krótkim czasie nauczył pojętnego i roztropnego chłopca „władać lancą, mieczem, tarczą i łukiem, miotać kamienne pociski, brać jednym skokiem co najszersze rowy”, jak również: „nauczył nienawidzić wszelakiego kłamstwa i zdrady, wspomagać słabych, dotrzymywać słowa; nauczył rozmaitych melodii, gry na harfie i sztuki myśliwskiej”.
Spokój następcy lońskiego tronu został zakłócony porwaniem przez norweskich kupców, w wyniku czego trafił do Kornwalii, ojczystej ziemi swej zmarłej rodzicielki, pod opiekuńcze skrzydła wuja Marka. To właśnie od tego momentu poznajemy rycerskie umiejętności i wychowanie młodzieńca: potrafił znakomicie oprawić ciało martwego jelenia, kojąco i tkliwie grać na lutni, nie bał się olbrzymiego rycerza Morhołta, nękającego Kornwalię (tylko on podjął się odważnie walki: „- Próżno król Marek chciał go odmówić. Był tak młodym rycerzem, na co zdało mu się męstwo? Ale Tristan dał zakład Morhołtowi, Morhołt zasię przyjął go”). W późniejszej akcji książki także dawał przykłady swego męstwa: by zdobyć dla swego wuja rękę Izoldy Jasnowłosej, pokonał groźnego smoka, a aby zdobyć dla niej czarodziejskiego pieska Milusia, kojącego wszystkie zmartwienia – zabił olbrzyma Urgana Włochatego, ściągającego z Galii haracz.
Autorzy legendy bardzo mocno podkreślili w utworze oddanie rycerza swemu wujowi, królowi Markowi: „- Tak czynił trzy lata, w ciągu których wzajemna czułość wzrastała w ich sercach. W dzień Tristan towarzyszył Markowi na sądy lub łowy, zasię w nocy, ponieważ sypiał v komnacie królewskiej wśród jego poufałych i wiernych, brząkał mu na lutni, kiedy król był smutny, aby uśmierzyć zgryzoty”. Aby nie opuszczać jedynego krewnego, zdecydował się zostawić swą ukochaną Lonię i służyć mu w Kornwalii. To dla dobra tego kraju i dla spokoju Marka przystąpił do walki z niepokonanym irlandzkim rycerzem – Morhołtem. Nie chcąc, by baronowie mogli dalej rozpowiadać, że jego miłość i poświęcenie dla wuja jest interesowne, zobowiązał się przywieść królowi właścicielkę złotego włosa, przyniesionego przez jaskółki, i tym samym, zrzez się ewentualnego tronu (przypadłego w wypadku urodzenia dziecka prawowitemu i pierworodnemu spadkobiercy). Wielokrotnie narażał życie dla dobra Kornwalii, którą ukochał jak swoją ziemię.
Jak przystało na średniowiecznego rycerza, Tristan nie obawiał się spojrzeć śmierci w oczy. Przeciwnie, oczekiwał jej z godnością, czego przykładem może być prośba spuszczenia rannego po walce z Morhołtem na pełne morze, beż wioseł czy żagla: „Wreszcie Tristan kazał się przenieść do szałasu zbudowanego na stromym wybrzeżu; tam, leżąc naprzeciw fal, czekał śmierci. Myślał: "Opuściłeś mnie tedy, królu Marku, mnie, którym ocalił cześć twej ziemi? Nie; wiem o tym, zacny wuju, że oddałbyś życie w zamian za moje; ale co poradzi twoja tkliwość? Trzeba mi umierać! Lubo jest wszakże oglądać słońce i serce moje jeszcze jest krzepkie. Chciałbym się puścić na szerokie morze...”.
Inną cechą młodzieńca był spryt i umiejętność władania słowem: „umiał w porę mówić i w porę milczeć”. Bez większego wysiłku potrafił przekonać Izoldę Jasnowłosą, by zaniechała na nim zemsty za śmierć wuja, czy tak pokierować galijskim księciem, by ten oddał mu ukochanego pieska Milusia.
To jedno oblicze bohatera. Z drugiej strony ten niezwyciężony w walce rycerz jest pokonany przez fatalną miłość, która zmusiła go siłą wypitego czarodziejskiego napoju do zmiany wyznawanych dotąd zasad, która zmieniła jego postępowanie względem miłowanego wuja. Po wypiciu miłosnego napoju, wypowiedział słowa świadczące o tym, iż przewidywał, co od tej pory go czeka: „(…) miły wuju, czemuż od pierwszego dnia nie wygnałeś precz zbłąkanego dziecka, przybyłego, aby cię zdradzić? (…) Izold jest twoją żoną i nie może mnie kochać”.
Choć wiedział, że postępował karygodnie, odtąd wiedziony pragnieniem połączenia się z ukochaną, robił wszystko, by tego dokonać: kłamał, udawał, oszukiwał wuja, łamał raz dane słowo. Co najgorsze, był gotów walczyć z każdym, kto twierdził, że miłował królową występną miłością, by dowieść swej niewinności. A przecież wiedział, że był winien… W swej obronie często powoływał się na imię Boga. Przykładem może być fragment, gdy po zdemaskowaniu ich związku przy pomocy mąki, prosił króla o łaskę: „Litości dla królowej, jeśli bowiem jest na twoim dworze człowiek dość śmiały, aby podtrzymać kłamstwo, iż ją kochałem występną miłością, gotów mu jestem stanąć do oczu na udeptanej ziemi. Królu, łaski dla niej w imię Boga, Pana Naszego”.
Do ciągłych kłamstw popychała go bezgraniczna miłość do królowej, będąca skutkiem wypicia czarodziejskiego napoju. To tym faktem często usprawiedliwiał się cudzołożący bohater. Kochał Izoldę do tego stopnia, iż jej życie i dobro było dla niego ważniejsze, niż wszystko inne. Przykładem tego może być fakt, iż Tristan, wiedząc, iż rozłąka z ukochaną będzie dla niego męką, poprosił króla o ponowne przyjęcie wyniszczonej leśnym życiem żony. Sam zadeklarował, że wyjedzie i nigdy nie wróci (choć i tak nie spełnił przyrzeczenia i nie zaniechał spotkań).
Nie znał poczucia winy czy skruchy. Wierzył w to, że Bóg rozumie jego grzeszne postępowanie, wynik tragicznej pomyłki na statku. Pokutą były dla niego nie wyrzuty sumienia, lecz oddalenie od ukochanej. Aby zabić pustkę po jej stracie, ożenił się z Izoldą o Białych Dłoniach, którą skrzywdził, i która to przyczyniła się potem do jego śmierci.
Nic nie dawało mu ukojenia: „Z dala od niej czuł, iż śmierć jego jest pewna i bliska: raczej umrzeć od jednego razu niż konać dzień po dniu”, w ciągłym pragnieniu śmierci spowodowanym oddaleniem od Izoldy towarzyszyła mu nieustająca nadzieja na zobaczenie królowej. Pod koniec utworu, nie mogąc już znieść pustki, przebrał się nawet za szaleńca, by choć kilka chwil spędzić w ukochanych ramionach. Gdy umierał, jedyną myślą, która mu towarzyszyła, była także chęć ujrzenia ukochanej: „jeśli żyje jeszcze, to tym że czeka”.
Postać Tristana pokazuje, jak ogromna, niezwyciężona potęga miłości pokonała zasady wyznawane przez wzorowego średniowiecznego rycerza.
Wzory parenetyczne, zaczerpnięte z utworu: wzór idealnego władcy – król Marek (sprawiedliwy, opanowany, waleczny), wzór ascety – pustelnik Ogryn (prowadzący skromne życie, by jeszcze bardziej wielbić Pana, nie rozpraszając się na ziemskie dobra czy przyjemności). |
---|
Ten bohater stanowi parenetyczny, propagowany w średniowieczu wzór rycerza. Prócz tego, że odznaczał się walecznością, odwagą, tężyzną fizyczną, to jeszcze dysponował wieloma umiejętnościami, takimi jak gra na lutni, władanie mieczem i łukiem, doskonała jazda konna.
Izolda Jasnowłosa - charakterystyka
Ta zdumiewającej urody bohaterka („droga rozjaśniła się, jak gdyby słońce spłynęło nagle przez listowie wielkich drzew, i ukazała się Izold Jasnowłosa”) była córką króla Irlandii i siostrzenicą rycerza Morholta. Od swej matki, znającej sztukę uzdrawiania ludzi poprzez zioła oraz potrafiącej przyrządzać magiczne napoje, nauczyła się wszystkich tych umiejętności. Poznaliśmy ją, gdy opłakiwała swego martwego wuja, gdy poprzysięgała zemścić się na jego mordercy – Tristanie Lończyku. Nie wiedziała jeszcze wtedy, iż to właśnie z nim dopuści się cudzołóstwa i grzechu.
Działała pod wpływem czarodziejskiego napoju, sporządzonego przez jej matkę. W imię miłości dopuściła się wielokrotnej zdrady szlachetnego małżonka, wiarołomstwa, a nawet próby zamordowania swej wiernej służącej. Swym zachowaniem wpisała się w stereotyp kobiety zmieniającej zdanie, zazdrosnej i kierującej się emocjami. Gdy dowiedziała się o ślubie ukochanego z inną, nie mogła mu wybaczyć zdrady ich uczucia. Reagowała w sposób gwałtowny i nieprzewidywalny, czego dowodem jest scena, gdy dowiedziawszy się o tym, że Tristan był znienawidzonym mordercą jej wuja, nie zawahała się i zagroziła mu mieczem (choć siedział bezbronny w wannie).
Szczęścia nie dawały jej piękne stroje i klejnoty, dworski uczty, miłość ludu i męża. Spokój i spełnienie odnajdywała jedynie w ramionach ukochanego Lończyka. Takie chwile porównywała to przebywania w zaczarowanym zamku: „Tristanie (…) czyż żeglarze nie upewniają, że zamek tyntagielski jest zaczarowany i że czarnoksięską mocą, dwa razy do roku, w zimie i w lecie, ginie i znika oczom? Teraz tak zginął. Czyż nie tu jest ów zaczarowany sad, o którym mówią śpiewki harfiarzy: mur z powietrza zamyka go ze wszystkich stron; kwitnące drzewa, ziemia pachnąca; bohater żyje w nim nie starzejąc w ramionach swej miłej i żadna wroga siła nie może skruszyć muru z powietrza (…)”.
Gdy doszło do próby gorącego żelaza, z której udało jej się wyjść cało dzięki podstępowi (przysięgła, że jedynymi mężczyznami trzymającymi ją w ramionach byli król Marek i pielgrzym - przebrany Tristan - który przeniósł ją przez wodę na brzeg), umocniła się w wierze, że Bój pochwala jej postępowanie i całkowicie rozgrzeszyła siebie z wszystkich popełnianych grzechów.
Władca Kornwalii na początku utworu oddawał swą ukochaną siostrę w ręce Riwalena. W kilka lat później, chyba przez boski plan, zjawił się na jego dworze Tristan – owoc małżeństwa tamtej dwójki. Od tej chwili król obdarzył go szczerą miłością, której nie mogły zniszczyć nawet ciągłe donosy i oszczerstwa baronów, traktował Tristana jak prawdziwego syna.
Bardzo kochał swą żonę, o istnieniu której doniosły mu jaskółki, przynosząc pewnego dnia jej złoty włos. Niektórzy twierdzili, że Brangien nie wyrzuciła do morza reszty magicznego wina, lecz podała je Markowi, który wypił wszystko. Inni z kolei wierzyli w cudowną miłość króla do królowej, w uczucie tak silne, iż mimo nadludzkich starań – nie mógł wygnać Izoldy ze swego zranionego serca: „Ani trucizna, ani czary, jedynie tkliwa szlachetność serca natchnęła w nim tę miłość”.
Gdy dowiedział się o zdradzie siostrzeńca i małżonki, był bardzo surowy: chciał ich spalić na stosie, choć dworzanie i lud nalegali na sprawiedliwy sąd. Nie poddawał się sugestiom innych, kierując się własnym kodeksem wzorowego władcy, nie było w nim żadnych przerysowanych cech zdradzanego męża. Choć na każdym kroku donoszono mu o kolejnych spotkaniach kochanków, próbował ich zrozumieć.
Przykładem tego może być przyjęcie Izoldy po jej ucieczce do moreńskiego lasu. Na koniec utworu, kiedy dowiedział się o śmierci kochanków, przewiózł ciała do Tyntagielu i złożył je w dwóch grobach. Gdy wyrósł na nich głóg, którego trzykrotne zniszczenie się nie powiodło - zabronił dalszych prób. Można to interpretować jako wybaczenie najbliższym mu ludziom, którzy tak bardzo go skrzywdzili. To cecha wielkiego władcy.
Charakterystyka pozostałych bohaterów „Dziejów Tristana i Izoldy”
Zdrajcy (Gwenelon, Gondoin, Denoalen, Andret)
Negatywne postaci utworu, spiskujące i śledzące kochanków przez cały czas (to oni między innymi szantażem zmusili króla do poddania Izoldy próbie gorącego żelaza). Choć kilkakrotnie dostali możliwość udowodnienia swej mężności i walki ze zniesławianym przez nich Tristanem, to jednak cały czas byli tchórzami. Pragnęli ujrzeć Tristana wygnanego lub wydanego na śmierć i takie same męczarnie królowej. Jeden fakt tylko przeszkadzał im w ujawnieniu poznanej prawdy – lękali się gniewu Tristana. Wszyscy zginęli (Gwenelona zabił Gorwen, Gondoina i Denoalena Tristan, a Andreta – Karhedryn).
Brangien
Była wierna służącą i powiernicą Izoldy Jasnowłosej, a później i Tristana. Gdy przez swą nieuwagę doprowadziła do wypicia przez tę parę miłosnego napoju, którego miała pilnować – poświęciła swe dziewictwo, udając w poślubną noc królowej z Markiem jego żonę. Swą wierność i miłość potwierdziła także wówczas, gdy nękana podejrzliwymi myślami Izolda kazała ją zabić. Brangien nie była zła czy rozczarowana. Swym oprawcom kazała przekazać królowej wyrazy miłości i pozdrowienia. Od chwili, gdy potem padły sobie w ramiona, były do końca utworu zaufanymi powiernicami.
Kahedryn
Był bretańskim księciem, bratem Izoldy o Białych Dłoniach, ale przede wszystkim zaufanym i oddanym przyjacielem Tristana. Razem walczyli w obronie Karhenia, razem też pojechali w niebezpieczną podróż do Tyntagielu. Choć dowiedział się od siostry o tym, że Tristan z nią nie śpi, nie czuł, poznawszy historię przyjaciela, gniewu. Przeciwnie, od tego momentu jeszcze bardziej starał się mu pomóc. Nie bacząc na niebezpieczeństwo, zobowiązał się przywieść umierającemu druhowi jego ukochaną.
Izolda o Białych Dłoniach
Córka diuka Hoela, władcy Bretanii, poślubiła Tristana. Miała nadzieję na stworzenie prawdziwej i szczęśliwej rodziny, lecz nie było to jej dane. W noc poślubną usłyszała od męża o jego rzekomych ślubach złożonych Matce Boskiej. Przyjęła tę informację spokojnie, lecz nie bez rozczarowania (choć zakończyła bolesną rozmowę zapewnieniem, że „ścierpi to łagodnie”, to gdy rano służebnice „oblekały jej zapaskę niewiast poślubionych”, uśmiechnęła się smutno i pomyślała, że nie będzie miała prawa do tej „ozdoby”).
Ale gdy poznała prawdziwy powód niechęci i chłodu prawowitego małżonka, podsłuchując jego rozmowę z Karhedrynem, wówczas zranione serce poprzysięgło zemstę: „Gniew niewieści to rzecz straszliwa i niechaj każdy go się strzeże! Kędy kobieta najwięcej kochała, tam też mścić się będzie najokrutniej. Miłość kobiet przychodzi szybko i szybko też przychodzi ich nienawiść; a nieprzyjaźń, skoro raz przyjdzie, dłużej trwa aniżeli przyjaźń. Umieją powściągać miłość, ale nie nienawiść”.
Gdy statek z Izoldą Jasnowłosą dobijał do brzegu i Tristan zapytał się o kolor żagla, bez zastanowienia odpowiedziała, że ma barwę czarną, co było równoznaczne z brakiem ukochanej na pokładzie. Przez swą nienawiść (nie mówię, że nie nieuzasadnioną – została przecież oszukana i skrzywdzona), doprowadziła do śmierci bohatera.