Indianie Ajmara

Indianie Ajmara

W czasie mojego pobytu w Andach (czerwiec-sierpień 2001, kwiecień-maj 2002) przebywałam głównie wśród Indian Ajmara, zamieszkujących okolice Jeziora Titicaca.

Indianie andyjscy od czterystu lat - od podboju przez Pizarra - są na pozycji chłopów pańszczyźnianych, bez możliwosci edukacji (za droga), w ogóle możliwości ,,wybicia się''. Szkoły po wsiach istnieją, a jakże, przy czym nauczyciele z reguły nie znają języka ajmara i nauka odbywa się wyłącznie po hiszpańsku (przypuszczam, że chodzi o pozbawianie Indian ich własnej kultury). Program tych szkół jest żałosny, zasadniczo chodzi w nim o to, żeby nauczyć Indian czytać, pisać i dodawać, generalnie wyszkolić ich na dobrych kierowców, krawców, gosposie domowe. To z czym taki Indianin wychodzi z tej szkoły to o wiele za mało by móc wstąpić na uniwersytet (nawet przy założeniu że znalazłyby się pienądze na wyższą edukację).

Dziwnym z punktu widzenia Europejczyków jest co najmniej jeden aspekt kultury Indian Keczua i Ajmara - niezdolność do bogacenia się. Każde zaoszczędzone pieniądze wydaje się podczas różnego rodzaju świąt: od zgromadzonej fortuny ważniejszy jest szacunek społeczności, zdobywany przez tańczenie w najdroższym stroju na Entrada del Gran Poder (vide moje sprawozdanie z Boliwii z 31 maja 2002), przez ofiarowanie obrazowi Matki Boskiej z parafialnego kościoła szaty droższej niż poprzednik, przez wyprawienie wesela huczniejszego niż wszystkie poprzednie w wiosce, etc, etc. Jedyni, którzy wyszli z tego zaklętego kregu to ludzie, którzy przenieśli sie ze wsi do miasta - z reguły ceną tego jest pozbawienie się identyfikacji kulturowej.

W Boliwii przeprowadzono w połowie XX wieku reformę rolną, dzieki czemu część ziemi przeszła na własność Indian. Jednak w niektórych miejscach Kreole (=potomkowie Hiszpanów z żadną albo minimalną domieszką krwi indiańskiej) do dzisiaj są panami feudalnymi, a Indinie ich poddanymi. Ja taki przykład poznałam w wiosce Siripaca na półwyspie Copacabana, gdzie w czasie reformy rolnej największa i najżyźniejsza część ziem została w rękach kreolskiego feudała (reforma go nie ,,ruszyła'' bo był bohaterem wojennym).

Nowym problemem, który pojawił się w indiańskich społecznościach, są podziały religijne. Od jakichś kilkunastu czy kilkudziesięciu lat pojawiają się w Andach protestanccy misjonarze.

Pierwszym religijnym wstrząsem bylo oczywiście pojawienie się katolicyzmu, który tępil wszelkie pogańskie praktyki, ale mimo wszystko obie religie - nowa i dawna - potrafiły się jakoś zintegrować i dawne praktyki religijne przetrwały (vide mój artykuł w kwartalniku Tawacin, nr 3 2001). Misjonarze protestanccy nakazują całkowicie zrywać z tradycją, zakazują uczestniczenia w tradycyjnych obrzędach, zakazują żucia koki, zakazują spożywania alkoholu - co z jednej strony jest dobre, bo chroni od popadania w alkoholizm, ale z drugiej zamyka drogę do społecznego picia (które można porównać do "wypalania Fajki Pokoju":). Protestantyzm zaczyna dzielić rodziny, protestanci zrywają z tradycją i najprościej rzecz ujmując pozbawiają się identyfikacji kulturowej - już nie są Indianami, ale tak samo nie są przeciez Kreolami, Europejczykami czy Amerykanami (lwia część misjonarzy przybywa z USA).

Z powodu biedy coraz więcej Indian emigruje z rodzinnych wiosek do miast, przede wszystkim do El Alto (bliźniacze miasto stolicy Boliwii La Paz), niestety ci, co się przenoszą do miast też na ogół tracą swoją kulturę, jezyk, obyczaje na rzecz europejskich. Pierwsze pokolenie imigrantów w dużych miastach mówi językiem ajmara. Ich dzieci urodzone w mieście, mówią już tylko po hiszpańsku. Kobiety urodzone na wsi używają na co dzień swojego tradycyjnego stroju. Ich córki urodzone w mieście noszą się po europejsku. Powodem zanikania tradycyjnej kultury jest przede wszystkim dyskryminacja. W La Paz, stolicy kraju, w którym około połowa mieszkańców to Indianie, istnieją np. hotele i restauracje do których osoba w tradycyjnym stroju nie ma prawa wstępu. Portier, który jej tego broni, ma tak samo ciemną ,,indiańską'' twarz. Ale jego strój jest europejski, więc lepszy, wyższy.... W Boliwii, jeśli chcesz kogoś obrazić, zwyzywać czy spotwarzyć, po prostu powiedz o nim Indio (Indianin)... (1).

I tak przez te dwa wspomniane przeze mnie czynniki - przenoszenie się do miast i zmiana wiary - produkują masy sfrustrowanych biedaków, tkwiących w próżni między kulturą indiańską, do której się już nie przyznają, a środowiskami europejskimi, do których pomimo wszystko się ich nie dopuszcza...

Innym ważnym aspektem życia Indian z Andow jest, niestety, terroryzm. Cóż, jak ktoś od czterystu lat jest na pozycji prawie-że niewolnika, jak tego kogoś nikt nie slucha, kiedy prosi o lepsze warunki bytu, dostęp do edukacji, medykamentów (na 10 urodzonych dzieci przeżywa 3 - insza inszość, ze dzięki temu te troje to już są osoby o żelaznym zdrowiu, których żadna choroba się nie ima), no i ZIEMI - - - to w koncu tego kogoś trafia szlag. Stąd na przykład działalność Świetlistego Szlaku (Sendero Luminoso; zostal zgnieciony za czasow prezydenta Alberto Fujimori, ale chodza sluchy, ze sie odradza) na południu Peru czy ruchu Tupac Amaru (ci, co uwięzili ludzi w japońskiej ambasadzie parę lat temu). Wszystkie te ugrupowania są mniej lub bardziej komunizujące, i wszystkie dzielnie walczą między sobą, co potęguje totalny bałagan.

Swietlisty Szlak wyszkolił swojego nastepcę - ruch Tupac Katari w Boliwii. Jak dotąd nie bylo żadnych zbrojnych akcji, ale podobno ludzie Tupac Katari są już w całej Boliwii i szkolą się aby w bliżej nieokreślonej przyszłości rozpocząć działania terrorystyczne czy rewolucję. Jak rozmawiałam z Indianami Ajmara z półwyspu Copacabana, zgadzali się, że wojna jest złem, ale mówili, że nie widzą już innej drogi na poprawę swojego losu niż przez przemoc (to było jeszcze zanim Evo z Mallku weszli do parlamentu). Więcej o Tupac Katari i ich liderze Mallku Felipe Quispe znajdziesz na stronie http://www.tupackatari.org.

Jedyna alternatywą rewolucji jest edukacja Indian, aby umieli czytać i pisać, aby mieli dostep do konstytucji, znali swoje prawa i umieli się dopominać o ich stosowanie, aby wstępowali na uniwersytety, aby mogli zdobywać edukację konieczną do zajmowania wysokich stanowisk w rządzie etc. Obecny rząd takim czymś nie jest zainteresowany. Na terenie Boliwii, przynajmniej w okolicach La Paz, działa system darmowych szkół dwujęzycznych (ajmara+hiszpański) szkół wieczorowych dla Indian, sponsorowany przez katolicką rozgłośnię Radio Święty Gabriel i przez Miedzynarodowy Projekt Archeologiczny Yaya-Mama. To są szkoły na poziomie podstawowej-średniej. Jak dotąd jedyne dostępne Indianom źródło wyższej edukacji to stypendia oferowane przez uniwersytety kubańskie. Indianie wychodzą z tych uniwersytetów z dużą wiedzą, no ale też mocno przesiąknięci komunistyczną ideologią. (Na uniwersytet boliwijski czy Indianin ma małą szansę się dostać, bo za studiowanie na nich trzeba płacić).

Elementem, którego w tym projekcie szkolenia Indian na profesjonalistów brakuje, sa wyksztalceni ochotnicy, którzy znaliby dobrze hiszpański (a najlepiej ajmara też), i chcieliby spelniać rolę nieszczęsnej Siłaczki - wśrod peruwiańskich/boliwijskich elit brakuje chętnych...

Indianie boliwijscy stają się jednak coraz bardziej bardziej hardzi, i coraz głośniej zaczynają się domagać swoich praw. Mają swoich dwóch liderów - Mallku ("przywódca" w jez. ajmara) Felipe Quispe, Indianina Ajmara, o ktorym można też trochę poczytać w moich sprawozdaniach z ubiegłego roku oraz Evo Morales, Indianina Keczua, przywodcę obrońców świetej dla Indian rośliny koki (która ma z kokainą tyle wspólnego co winogrona z winem - liście koki możesz jeść kilogramami i ujawnia sie tylko jej lecznicze działanie, a dopiero wydestylowana kokaina prowadzi do halucynacji i uzależnienia; więcej o właściwościach koki - po angielsku, po hiszpańsku). Obydwaj kandydowali w ostatnich wyborach prezydenckich - Evo dostał sie na drugie miejsce, między nim i kandydatem popieranym przez ambasade USA (która zachowuje sie tak, jakby miała prawo do decydowania, kto będzie rządzić w demokratycznej? niezawisłej? Boliwii) wybierał parlament, no i wybrał faceta popieranego przez USA. Przy czym cała ta sprawa dziwnie wygląda, polecam przypis w moich relacjach z Boliwii z roku 2002. Ale przynajmniej Evo i Mallku ze swoimi ugrupowaniami są w parlamencie, połączyli sią i razem mają 27 procent (21 pochodzi od Evo a 6 od Mallku - ten ostatni jest zbyt radykalny, to mu obcina głosy). Evo jest w parlamencie już drugi raz, za poprzedniej kadencji wywalono go z powodów politycznych (obrona koki). Może i dobrze, że Evo nie został prezydentem, tak to będzie miał szansę nieco się "wyrobić" (będąc na jakże wygodnym stanowisku krytykującej każde potknięcie rządu opozycji:), no i zobaczymy co będzie dalej...

(1)Ponieważ jednak od czasu do czasu zachodzi potrzeba, by wyrazić się w jakiś nieobelżywy sposób o indiańskiej ludności Boliwii, używa się do tego celu słowa Indígena (jakby ,,tubylec'').


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
śpiewanki, Konspekty zbiórek harcerskich, Zajęcia z obozu indiańskiego dla drużyny
Indianie Hopi
Corn Alphabet Indian Corn
INDIANIN 1, METODYKA, ZABAWY TEMATYCZNE
Indiana Jones i Tajemnica Dinozaura
cykl Indianin 4, ZHP - przydatne dokumenty, Cykle
w krainie indian U5V4DM2UTMGV5XOA3LAM2GD2JUVRFCWIYLIJB4I
Indianie Ameryki id 212725 Nieznany
Indianki w Armii USA
Test gastro - indianistyka, testy - gastroenterologia
Indiański horoskop dla twojego dziecka
60 Konwencja Kongresu Indian amerykańskich
INDIANIE TAINO
Plemiona Indian Ameryki Południowej(1)
Indianie Anasazi
Bostwa Indian Ameryki Polnocnej
Indiańscy kosmonauci
nOTATKI Attlee’s reform & Indian emigration

więcej podobnych podstron