596

"Palikot to kłamca i oszust" Janusz Palikot ma olbrzymie długi związane z kampanią wyborczą. Jego wierzyciele nie zamierzają odpuścić i chcą się zrzeszyć, aby domagać się swoich pieniędzy. Wygrali nawet proces, ale Palikot jest bezkarny, bo chroni go immunitet. Nie wiadomo, o jaką kwotę dokładnie chodzi, bo pokrzywdzeni przez Palikota dopiero się organizują. – Jak odchodziłam, ta kwota była bardzo duża. Teraz jest podobno olbrzymia – twierdzi była działaczka Ruchu Poparcia Palikota Katarzyna Izydorczyk. – Czasem to są nawet niewielkie kwoty 300–500 zł. Ludzie nie chcą się bić z posłem o takie pieniądze – mówi działacz Andrzej Kwapis, któremu Palikot winien jest ponad 40 tys. zł. To pieniądze za remont biura, który wykonał Kwapis. Kiedy domagał się zapłaty, usłyszał tylko: „Ch... dostaniesz”. – Byłem u niego od samego początku, głównie jako złota rączka. Jest mi winien i za materiały, i za robociznę. Na wszystko są faktury. Gdy zapytałem o pieniądze, poklepał mnie po plecach i powiedział, że to przeciaż miała być praca społeczna. Palikot to kłamca i oszust! – denerwuje się Kwapis.

Tymochowiczowi też nie zapłacił Janusz Palikot ma też inne nieuregulowane rachunki. Za słynną stronę internetową z call center, badania opinii publicznej, doradztwo marketingowe czy wynajem biura przy ul. Widok w Warszawie. – Nie zapłacił człowiekowi, który przez trzy miesiące tworzył stronę internetową. Z lokalu przy ul. Widok uciekaliśmy w panice – przypomina sobie pan Sławomir, który od kilku tygodni razem z Kwapisem jeździ po Warszawie samochodem z plakatem nawołującym Palikota do zwrotu pieniędzy. – Gdy rozmawiałem z Piotrem Tymochowiczem (specjalista od marketingu politycznego, współtwórca m.in. sukcesu Samoobrony – przyp. red.), to mi mówił, że też nie dostał ani złotówki za ten cały PR – mówi Kwapis. Pieniędzy od Palikota domaga się także inny działacz ruchu Paweł Tanajno. To on na łamach tygodnika „Wprost” zdradził, jak wygląda rozliczanie. „W Ruchu obowiązuje zasada 50 na 50. Gdy jakaś firma upomina się o pieniądze, pada propozycja: możemy wam zapłacić albo połowę, albo wcale” – mówił Tanajno. – Wszystkie umowy, które zawierał Palikot na duże kwoty, są po prostu niepopłacone – uważa Katarzyna Izydorczyk.

12 tys. zł długu wobec prezesa Homo Homini O przekrętach lubelskiego posła pisze też dziennikarz Tomasz Machała, przywołując facebookowy wpis prezesa instytutu Homo Homini Marcina Dumy. „Mojej firmie Ruch Palikota jest winien ponad 12 tys., a termin płatności minął niemal dwa miesiące temu”. Sam Duma nie chce jednak rozstrząsać sporu i zamierza prywatnie rozprawić się z Palikotem. – A Palikot w mediach ogłasza nagle, że taki jest hojny i całą dietę poselską odda na cele społeczne – denerwuje się Andrzej Kwapis. – Tyle że on tę dietę będzie przekazywał na fundację swojego kolegi, Piotra Ikonowicza. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby następnego dnia pieniądze wracały na konto Palikota. – Albo na te lewe konta. Wszyscy wiedzą, że on wyprowadza pieniądze do rajów podatkowych – dodaje pan Sławomir. Mężczyźni nie mają wątpliwości, że pokrzywdzonych zacznie przybywać. – On stworzył ten cały Ruch Poparcia Palikota, żeby oszukiwać ludzi. Wystarczy spojrzeć na formalności. Co trzy miesiące zmieniała się nazwa organizacji. Stowarzyszenie Poparcia Palikota, Ruch Palikota, Ruch Poparcia Palikota, teraz ma być znowu nowa nazwa – wylicza Kwapis. "Gazecie Polskiej Codziennie" nie udało się dodzwonić do Janusza Palikota. Dziennikarze zwrócili się więc z pytaniami do rzecznika prasowego Ruchu Palikota Andrzeja Rozenka. Ten jednak odmówił „Codziennej” wypowiedzi w tej sprawie. Katarzyna Pawlak

Na kogo gra Janusz Palikot? Zapowiadana przez Janusza Palikota wojna o usunięcie krzyża z Sejmu ma na celu dokonanie dalszego podziału w społeczeństwie, umocnienie władzy Donalda Tuska i odwrócenie uwagi Polaków od spraw ważnych. “Uroczyście ślubuję rzetelnie i sumiennie wykonywać obowiązki wobec Narodu, strzec suwerenności i interesów Państwa, czynić wszystko dla pomyślności Ojczyzny i dobra obywateli, przestrzegać Konstytucji i innych praw Rzeczypospolitej Polskiej. Tak mi dopomóż Bóg” – te słowa wypowiedział Janusz Palikot w dzień zaprzysiężenia Sejmu VI kadencji jesienią 2007 roku. Ówczesny wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej nie dał się jednak poznać jako człowiek postępujący według zasad katolickich. Propagując legalizację aborcji i eutanazji, związki homoseksualne oraz rozdział państwa od Kościoła, Janusz Palikot stał się wkrótce guru wojującej lewicy i jedyną polityczną szansą dla niej. Jako nadworny błazen stał się z kolei osobą, która przy poparciu większości mediów ośmieszała wszystko, co polskie i normalne. Stał się też ważnym sprzymierzeńcem Donalda Tuska, bowiem przyciągnął głosy dziesiątków tysięcy antyklerykałów, odbierając je SLD. Teraz jednak, aby utrzymać poparcie tych ludzi, Janusz Palikot musi zrobić to, czego oczekują, czyli wywołać wojnę z katolicyzmem. Dla Donalda Tuska jest to sprzymierzeniec, który odwróci uwagę społeczeństwa od nieudolności tego rządu, kradzieży i marnotrawstwa publicznych pieniędzy oraz umacniania wpływów rosyjskiego lobby w Polsce. Taki właśnie jest cel politycznego istnienia partii Janusza Palikota. Partii, która – dodajmy – nie budziła „kontrowersji” w publicznych mediach.

Niepożądany krzyż Jeszcze nowy Sejm nie został zaprzysiężony, a Janusz Palikot – z pomocą przychylnych sobie mediów – już obwieścił światu, co będzie pierwszym celem działalności jego partii. – Trzeba dążyć do usunięcia krzyża z Sali Plenarnej polskiego Sejmu – zapowiedział na konferencji prasowej polityk. – Krzyż to symbol religijny, a nie państwowy i nie powinien wisieć w sali obrad polskiego Sejmu. Palikot zapowiedział, że sprawie nada bieg legislacyjny. Jeśli Sejm w głosowaniu nie zgodzi się na usunięcie krzyża, partia Palikota zamierza skierować sprawę do sądu, a gdy i ten nie podzieli jej stanowiska, odwołać się. – Jeśli polskie sądy nie zgodzą się na usuniecie krzyża z sali plenarnej, odwołamy się nawet do Strasburga – zapowiedział były wiceprzewodniczący PO. Tutaj wynik jest łatwy do przewidzenia. Łatwiej bowiem wyobrazić sobie niezapominajki rozkwitające na Saharze niż sędziów Trybunału Praw Człowieka wydających zgodę na pozostawienie katolickiego krzyża w miejscu publicznym. W końcu wszyscy pamiętamy, że 3 listopada 2009 roku strasburski trybunał uznał, iż obecność krzyży w klasach szkolnych narusza prawo do wolności wyznania.

Wojna z Bogiem Deklaracja Janusza Palikota o rozpoczęciu walki o usunięcie krzyża nie stanowi – jak łudzą się niektórzy – apogeum jego „kontrowersyjności” czy ośmieszania wartości chrześcijańskich. Jest to dopiero początek. Początek wojny z Panem Bogiem, na którą polskie lewactwo pod wodzą Palikota wkroczyło wiele miesięcy temu. Po usunięciu krzyża z Sejmu przyjdzie czas na kolejne prawne rozwiązania normujące marksistowską antykulturę. Partia Palikota i tacy jej bojownicy jak Wanda Nowicka czy Andrzej Rozenek (były wieloletni zastępca redaktora naczelnego „NIE” Urbana) będą teraz zaspokajać skrajnie lewicowy elektorat, realizując pozostałe wyborcze hasła. Nic tylko czekać, aż pojawi się inicjatywa całkowitej legalizacji aborcji i eutanazji. Wiadomo już nieoficjalnie, że Ruch Poparcia Palikota przygotował pakiet ustaw przeciwko dyskryminacji gejów i lesbijek, które doprowadzą do ich równouprawnienia według standardów eurosocjalistycznych. Będą więc całkowicie legalne „małżeństwa” pedalskie oraz – prawdopodobnie – możliwość wychowywania dzieci przez osoby tej samej płci. Będzie to kolejny etap w wojnie z cywilizacją chrześcijańską. Kolejny etap wojny o wyniszczenie duchowe i biologiczne resztek polskiego narodu.

Kolejne podziały Wygłupy Janusza Palikota będą miały łatwe do przewidzenia skutki. Po pierwsze: wywołają kontrowersje i dyskusje. Polacy – z typową dla siebie skłonnością do kłótni – będą się opowiadali „za” lub „przeciw” tezom Palikota, przy czym pozostaje nadzieja, że tych drugich będzie znaczna większość. Tym samym dojdzie do kolejnych podziałów w polskim społeczeństwie na „oszołomów” vel „moherów”, czyli tradycjonalistów i konserwatystów, przywiązanych do religii i kultury chrześcijańskiej, oraz „nowoczesnych”, którzy będą klękać przed swoim guru – Palikotem – i popierać go do grobowej deski. Ci ostatni w ogromnej większości nie będą oczywiście rozumieć, że działają jak leninowscy „pożyteczni idioci”. Będzie to już kolejny podział w polskim społeczeństwie dokonany przez ludzi Tuska. Podział, którego celem jest – powiedzmy to sobie jasno – wyszydzenie i wyśmianie tej części Polaków, która deklaruje przywiązanie do chrześcijańskich korzeni, patriotyzmu i normalności.

Odwrócić uwagę Działanie Palikota ma jeszcze jeden cel – ten sam, który przyświecał mu od pierwszego dnia jego politycznej kariery. To odwracanie uwagi od problemów ważnych. Gdy bowiem kontrowersyjny poseł pokazywał wibratory, kpił z Lecha Kaczyńskiego, wstępował do zespołu badającego katastrofę smoleńską czy też obiecywał legalizację narkotyków, to zawsze służyło to odciągnięciu uwagi od spraw istotnych. Palikot odciągał uwagę społeczeństwa głównie od dwóch spraw: od serwilizmu polskiego rządu wobec Rosji (widocznego na przykładzie śledztwa smoleńskiego, umów gazowych itp.) oraz od stanu finansów państwa. Licznik długu ustawiony na skrzyżowaniu Marszałkowskiej i Alej Jerozolimskich w Warszawie pokazuje już sporo ponad 800 miliardów i bije coraz szybciej. Niebawem dojdzie do 900 miliardów, a potem do jednego biliona. Ten poziom zadłużenia Polski jest efektem działań Tuska i jego „guru” ekonomii – Jana Vincent-Rostowskiego. Jednak tego tematu politycy PO boją się jak ognia i gdy tylko ktokolwiek mówi o finansach państwa, zaraz robią wszystko, aby odwrócić uwagę. Najbliższe miesiące rządów Tuska będą dla polskiej gospodarki katastrofalne: ceny wzrosną, powiększy się inflacja, zbankrutują kolejne dziesiątki firm itp. Palikot zrobi wszystko, abyśmy do ostatniej chwili nie zdawali sobie z tego sprawy.

„Nasz człowiek” W środowiskach PRL-owskiej bezpieki Janusz Palikot określany jest jako „nasz człowiek”. Człowiek, który odgrywa powierzoną mu rolę i zmierza do określonych celów. Palikot odszedł z PO wtedy, gdy partia ta zaczęła tracić poparcie i pojawiło się prawdopodobieństwo, że władzę w Polsce przejmie PiS. – Rolą Palikota było to, aby stworzyć Platformę-bis dla wojujących ateistów, którym nie po drodze było z takimi ludźmi jak Gowin czy Rocki – tłumaczy wpływowy emeryt z PRL-owskich służb specjalnych. – Platforma-bis zawsze wspierać będzie Platformę, niezależnie od tego, co publicznie będzie robił Janusz Palikot. Chodziło o to, aby pod innym szyldem zapewnić Donaldowi Tuskowi nieformalne poparcie dla niego i jego partii. Partii – jak wszystkie wpływowe ugrupowania polityczne w Polsce – stworzonej i kontrolowanej przez bezpiekę. Leszek Szymowski

Palikot czy SLD? Co dalej z lewicą? Gdziekolwiek zwrócić ucho tam wszyscy szepcą lub mówią głośno o końcu SLD, który miałby zostać trwale zastąpiony przez Ruch Poparcia Palikota, na czele z „mesjaszem lewicy”, czyli samym Palikotem. Szczerze mówiąc, uważam takie prorokowanie za przedwczesne. Po pierwsze – do następnych wyborów parlamentarnych mamy aż cztery lata. Dla dynamicznej rzeczywistości politycznej to bardzo dużo czasu i przez ten okres wszystkie pewniki mogą się kilkakrotnie zmienić, a wszystkie polityczne rachuby kilka razy obrócić o 360 stopni. To, że SLD jest dziś w kłopocie i defensywie, wcale nie znaczy, że będzie tak trwało przez całe cztery lata. Socjaliści nie są z góry skazani na klęskę i wypadnięcie z parlamentu. Co innego, gdyby kolejne wybory miałyby się odbyć za kilka miesięcy. Skoro jednak jest większość parlamentarna to SLD nie jest w tej chwili zagrożony, choć jego sytuacja jest trudna. W tej chwili ma do wyboru licytować się z Palikotem na antyklerykalizm (tu Palikot zawsze SLD przebije) lub stać się „przystawką” PO. A może wymyślą jeszcze inną strategię? Do rozgrywki wrócił wszak Leszek Miller – „konserwatysta PRL” (jak sam się kiedyś określił). Czyli lewica zwróciła się ku najbardziej cwanym i inteligentnym politykom ze swojego grona. Po drugie – wcale nie jest takie oczywiste, czy Ruch Poparcia Palikota przetrwa. Dziś działacze tej partii świętują wielki sukces, ale chyba trudno jest znaleźć strukturę bardziej niespójną niż to ugrupowanie. Aktywiści zostali zebrani naprędce, w pośpiechu. Nowych posłów chyba nic nie łączy: ani wspólne idee, ani losy polityczne, ani przyjaźnie. Więcej, klub parlamentarny RPP wydaje się składać z dwóch rodzajów ludzi, którzy nijak do siebie nie pasują. Człon pierwszy to elementy skrajnie lewicowe, głoszące rewolucję obyczajową, pochwalę problemów seksualnych, idee aborcyjne. Oto lewe skrzydło SLD, które Grzegorz Napieralski wyciął z list wyborczych, ponieważ przygotowywał się do koalicji z PiS lub PO. Postanowił więc usunąć z list wyborczych najbardziej ideowy lewicowy element, aby nie przeszkadzał mu uprawiać pragmatycznej polityki. Druga grupa parlamentarzystów RPP to lokalni biznesmeni, którzy – jak śmiem przypuszczać – w znacznej mierze sfinansowali kampanię wyborczą Ruchu Palikota. Mogą być antyklerykalni (i pewnie są), ale w kwestiach społeczno-gospodarczych bynajmniej nie są lewicowi. Jak zauważyli już dziennikarze, krytykują rząd Donalda Tuska raczej z pozycji wolnorynkowych niźli z socjalistycznych. Prawdę mówiąc, uważam potencjalnie ten elementy biznesowy za słaby punkt klubu parlamentarnego RPP, a stanowi on mniej więcej połowę tego klubu. Biznesmeni w naturalny sposób ciągną ku kręgom władzy, a nie do opozycji, ponieważ zależy im na licznych decyzjach typu administracyjnego, rodzących się bujnie i licznie w polskiej biurokracji. Ta zaś jest pod kontrolą partii rządzących. Jeśli – jak wielu spekuluje – Platforma Obywatelska rzeczywiście rozpocznie proces „kupowania” posłów, aby zwiększyć zaplecze rządowe, to grupa ta stanowi potencjalnie rokujące miejsce „narybku”. To są plusy – z punktu widzenia partii rządzących – rządzenia i kontroli administracji, systemu podatkowego i koncesyjnego. Myślę więc, że potencjalnie może się zdarzyć, iż klub Palikota będzie topniał w oczach. Inna sprawa, czy koniecznie oznaczać to będzie spadek poparcia dla samego Palikota. Bez złudzeń: wyborcy głosowali na niego, a nie na jego ekipę. Z drugiej jednak strony ewentualna spektakularna utrata posłów może działać demobilizująco na elektorat. Kwestią, nad którą należy się pochylić, jest także technika utrzymania poparcia przez Palikota. Jego strategia wydaje się prosta: radykalna polaryzacja opinii publicznej przy sprawach światopoglądowo-religijnych. Palikot oczywiście wie, że po jego stronie jest mniejszość, ale to mniejszość lewicowa i jeśli nawet stanowi kilkanaście procent elektoratu, to jest to właśnie tyle, ile mu potrzeba do politycznej egzystencji. Ale pytanie jest inne: czy przez cztery lata antyklerykalne paliwo wystarczy do utrzymania tego elektoratu? Czy przypadkiem nie będzie tak, że za rok ludziom kompletnie znudzą się hucpy wokół krzyży i stwierdzą, że z powodu krzyża nie przybywa im w garnku i w kieszeni? A wtedy Palikotowi nawet Tymochowicz nie pomoże, jeśli nie wymyśli nowego wizerunku partii. Pomijając wszelkie elementy nieprzewidywalne co do przyszłości politycznej, jedna jest rzecz raczej do przewidzenia: zbliżający się kryzys gospodarczy. Prawdę mówiąc, to warto samemu sobie zadać pytanie: czy liberalny program gospodarczy RPP (z podatkiem liniowym na poziomie 18% włącznie) przyciągnie rozdrażnionych socjalnie wyborców? Śmiem w to wątpić. O ile w demagogii dotyczącej mniejszości seksualnych Palikot miażdży klasyczną lewicę, to w przypadku demagogii socjalnej lewicę mogą próbować odbić zarówno SLD, jak i PiS. Pamiętajmy, że ta ostatnia partia w polskiej polityce siedzi niejako okrakiem: idee polityczne głosi prawicowe, a idee społeczno-gospodarcze jak najbardziej lewicowe. W razie gwałtownego kryzysu ekonomicznego, wzrostu bezrobocia może okazać się, że Palikot nie ma tym ludziom wiele do zaproponowania. Skoro obserwujemy przetaczające się przez cały świat lewicowe manifestacje „oburzonych”, to ja zupełnie nie widzę tych ludzi jako wyborców Janusza Palikota. Jeśli chcielibyśmy dokonać jakiego podsumowania naszych rozważań, to trzeba by powiedzieć tak: jak będzie wyglądała za cztery lata lewica w Polsce, tego przewidzieć nie sposób. Czasy są nazbyt burzliwe, a polska scena polityczna nazbyt dynamiczna, aby dziś już powiedzieć – a tak wielu czyni – że „SLD jest już trupem”. Może jest trupem, a może jeszcze nie jest. Osobiście deklaracje tego rodzaju uważam za mocno przedwczesne. W końcu może się tak zdarzyć, że gdy wszyscy ogłoszą już „śmierć postkomunistów”, to w następnych wyborach ci ostatni zrobią wszystkim niespodziankę i nagle zmartwychwstaną, choć jakby nie patrzeć, to negacja zmartwychwstania należy do kanonu lewicowości i „socjalizmu naukowego”. Adam Wielomski

Czy polscy towarzysze wiedzą, co czynią? Niemcy przyjadą w Święto Niepodległości do Warszawy. I bynajmniej nie w celu wspólnych obchodów uroczystości związanych z polskimi dążeniami do wyzwolenia i budowy niezależnego państwa. To będą lewacy i anarchiści zaproszeni przez polskie organizacje lewicowe w celu blokowania marszu patriotycznej młodzieży. Podkreślmy to: zaproszeni przez polskie organizacje lewicowe. „Udział niemieckich anarchistów w proteście przeciwko polskiemu marszowi niepodległości to swoisty chichot historii” – komentuje prof. Jan Żaryn. Może jednak opiszę rzecz po kolei: Organizatorami marszu, którego celem jest upamiętnienie uzyskania niepodległości przez Polskę w 1918 roku, są liczne organizacje, m.in. Młodzież Wszechpolska i Obóz Narodowo – Radykalny. Wśród popierających inicjatywę znajdziemy takie osoby jak: prof. Jan Żaryn, gen. Sławomir Petelicki, biskup Antoni Dydycz, Janusz Korwin – Mikke, Jan Pospieszalski i Paweł Kukiz. Hasłem tegorocznej manifestacji jest „11 tysięcy osób na 11 listopada, czyli 11.11.11″. Na stronie www.marszniepodleglosci.pl organizatorzy nawołują: „Spotkajmy się w Warszawie, by zamanifestować naszą narodową dumę i przywiązanie do suwerennego państwa polskiego. Niepodległa Polska to wartość bezcenna”. Przeciwnikami (że też tacy istnieją!!!) uroczystych obchodów polskiego zwycięstwa są liczne organizacje lewicowe i anarchistyczne, które zamierzają zorganizować kontrmanifestację. W ubiegłym roku usiłowali blokować marsz, więc interweniowała policja, zatrzymując kilkanaście osób z obu stron, m.in. Biedronia, przedstawiciela gejów, obecnego posła elekta. W tym roku lewacy polscy otrzymają wsparcie niemieckich i austriackich zadymiarzy, wśród których są członkowie ruchu redskins (czerwonych skinheadów). Aktualnie zwołują się w internecie na wyjazd do Warszawy, apelując: „Prawicowo – konserwatywny rząd i Kościół katolicki od lat utrzymują w Polsce klimat rasistowski, antysemicki i homofobiczny (…) Chcieliśmy zwrócić uwagę na ów problem i wezwać do wspierania naszych polskich towarzyszy w Warszawie 11 listopada 2011 roku”. Czy polscy towarzysze nie myślą? Czy nie mają pamięci? Czy się nie wstydzą? Zygmunt bialas

Prezydent Ahmadineżad: pieniądze z europejskich podatków od 60 lat trafiają do kieszeni syjonistów Podczas sobotniego spotkania z zagranicznymi gośćmi w Teheranie, prezydent Iranu dr Mahmud Ahmadineżad wyraził opinię, iż pieniądze z podatków płaconych przez narody Europy płyną wprost do kieszeni syjonistów. W zamian, syjoniści wspierają i finansują kampanie wyborcze określonych, wygodnych dla siebie partii i person w krajach Zachodu. Rozwijając temat syjonizmu, Jego Ekscelencja po raz kolejny stwierdził, że reżim izraelski jest bardzo skomplikowaną strukturą, trzymającą rękę na pulsie w zakresie władzy, finansów i mediów. Izrael jest według niego symbolem antyludzkiej ideologii syjonizmu, nietrzymającym się ani religii, ani etyki, a co za tym idzie, tylko udającym żydowskość. Powyższe uwagi zostały przez prezydenta wygłoszone w dniu, w którym w irańskiej stolicy zorganizowano konferencję, jakiej celem było ustanowienie Unii Prasowej Świata Islamskiego. Na konferencji pojawili się przedstawiciele 38 krajów. Mahmud Ahmadineżad nawoływał między innymi do rozwoju Unii, sformowania szerszego frontu mającego na celu przełamanie monopolu sił zachodnich mediów i podkreślenie wagi opinii muzułmanów w światowym obiegu informacji, a także zaznaczył, iż bezstronność i uczciwa obserwacja to fundamenty, na jakich powinny być budowane media. Z kolei irański minister kultury Mohammad Hosseini w rozmowie z Press TV stwierdził między innymi, że „Islamskie Przebudzenie” na Bliskim Wschodzie oraz rola mediów w tym wydarzeniu miały ogromną wagę, zaś głównym celem Unii Prasowej ma być pokazanie odmiennego oblicza wydarzeń opisywanych jednostronnie w mediach Zachodu.

Za: ettelaat.com

Brat Nathanael pisze: Syjonistyczny mord na Muammarze Kaddafim

Źródło : www.realzionistnews.com/?p=666

Data publikacji : 21.10.2011

Tłum. RX

Brutalny mord Muammara Kaddafiego popełniony przez „powstańców” na syjonistycznej smyczy jest przykładem na to, co dzieje się z przywódcami politycznymi, którzy stawiają opór żydowskim bankierom międzynarodowym. Kaddafi odmówił zgody na przejęcie przez rothschildowski, globalny kartel bankowy jego pięciu inicjatyw:

Unii Afrykańskiej z jedną wspólną walutą pod przewodnictwem Kaddafiego

Banku Centralnego Libii pod kontrolą Kaddafiego

Rezerwy złota o wielkości 150 ton pod kontrolą Kaddafiego

Libijskiego Przemysłu Rafineryjno-Paliwowego pod kontrolą Kaddafiego

Rezerw i Zasobów Wody Słodkiej „Blue-Gold” pod kontrolą Kaddafiego

W lipcu 2011 roku syn i prawdopodobny sukcesor Muammara Kaddafiego, Seif al-Islam, stwierdził, że nie chodzi jedynie o libijskie „czarne złoto” (ropa naftowa) bo to, czego pożądają, to przejęcie libijskiego „błękitnego złota” (woda), około 500 mil Nubijskiej Podpustynnej Warstwy Wodonośnej, która znajduje się pod powierzchnią terytorium libijskiego. Nubijska Warstwa Wodonośna jest jedynym źródłem wody słodkiej dostępnym w Afryce Północnej i dlatego jest celem tego, co stało się znane jako „wodne wojny”.. Francuskie firmy wodne, największe na świecie, Veolia i Suez SA, twierdzi al-Islam, pragną posiąść Nubijską Warstwę Wodonośną ponieważ zarobią niezliczone miliardy jako zysk z żywności wyprodukowanej dzięki tej wodzie. Zarówno Veolia jak i Suez SA oraz inne multinacjonalne korporacje są bez najmniejszych wątpliwości zasilane przez żydowski kapitał finansowy a Louis Dreyfus International, żydowsko-francuska firma będzie pośrednikiem w handlu żywnością. Al-Islam wykazuje, że każda pożyczka z Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego (obie instytucje kontrolowane przez syjonistyczne żydostwo) jest udzielana pod warunkiem sprzedaży przez naród-ofiarę swoich zasobów wody pitnej inwestorom prywatnym. Wygląda na to, że świadectwo Seif al-Islama przeciwko syjonistycznemu żydostwu zostało stłumione na zawsze bo podobno został otoczony przez „libijskich powstańców” na żydowskiej smyczy w dniu 20.10.2011, tego samego dnia kiedy schwytano jego ojca i bezlitośnie zamordowano. Głównym zagrożeniem dla międzynarodowego, żydowskiego kartelu bankowego ze strony Kaddafiego był jego plan wspólnej afrykańskiej waluty, opartego na złocie libijskiego dinara, który miał zastąpić powszechnie obowiązującego dolara amerykańskiego, brytyjskiego funta i francuskiego franka jako głównych walut Afryki (powinno być euro- tłum.). Żydowskie interesy bankowe były najwyraźniej zagrożone ponieważ dolar USA jest utrzymywany przez prowadzony przez żydów Federal Reserve Bank, funt brytyjski przez Centralny Bank Anglii, także żydowski a frank francuski przez żydowski Banque de France (powinna być mowa o euro-tłum.). Czy to jest jakieś zaskoczenie, że trzy główne siły inwazyjne na Libię to Ameryka, Wielka Brytania i Francja, których kupieni przez syjonistów przywódcy: Obama, Cameron i Sarkozy wychwalają brutalny i perwersyjny mord na libijskim przywódcy Muammarze Kaddafim? Nie, nie ma żadnej niespodzianki.

Syjonistyczna krwiożerczość Wzywając do akcji na lądzie, żydowski prezydent Council on Foreign Relations, Richard Haass, po przyznaniu, że napaść na Libię miała na celu pozbycie się Kaddafiego poprzez „zmianę reżimu”, chce teraz natowskiej okupacji Trypolisu. W szybkiej reakcji na krwiożercze apele Haassa, żydowski neokon Philip Zelikow, były amerykański doradca Departamentu Stanu i szef Komisji 9/11, napisał, że „upadek Kaddafiego” zainicjuje „demokratyczną wiosnę” (czytaj- żydowskie rządy marionetkowe) w świecie arabskim). Prowadząc syjonistyczną burdę, to była ta sama żydowska, brudna klika, która przyniosła nam wojnę iracką poprzez jej łgarstwa o „broniach masowego rażenia” w posiadaniu Saddama, teraz pod szyldem „Inicjatywy Polityki Zagranicznej wezwała w swym „Liście otwartym do republikanów” z czerwca 2011 roku do obalenia Muammara Kaddafiego. Nazwiska sygnatariuszy listu wyglądają jakby były z zaproszenia na Bar-Micwę, ale tym razem naprawdę na bardzo krwawą:

Elliot Abrams, John Podhoretz, Robert i Fred Kagan, Lawrence Kaplan, Robert Lieber, Michael Makowski, Eric Edelman, Kenneth Weinstein, Paul Wolfowitz, Randy Scheunemann.

I oczywiście lider syjonistycznej, szczurzej sfory, żydowski neokon William Kristol, który najwyraźniej dyktuje politykę wojskową USA, co było słychać w wywiadzie udzielonym przez niego dla FoxNews : „Nie, my nie możemy pozostawić Kaddafiego u władzy i nie pozostawimy Kaddafiego u władzy.” Kristol i jego krwiożerczy kumple żydowscy teraz widzą jak ich marzenie spełnia się. Gwałcąc zarówno Prawo Międzynarodowe jak i zakaz Konwencji Genewskiej okaleczania jeńców wojennych, Muammar Kaddafi jest teraz martwy pomiędzy pomordowanymi ofiarami syjonistów.

http://stopsyjonizmowi.wordpress.com

Dwa fronty semantycznej wojny Zacznijmy od znaczeń słów. Jedno pokolenie wystarczyło komunistom, by ze święta Wszystkich Świętych, obchodzonego 1istopada zrobić święto zmarłych. Przez wojnę semantyczną rozumiem wojnę o znaczenie słów i wymowę faktów. Uważam także, że jest to pole, które tak zwana prawica, „nasi”, czy też „obóz niepodległościowy” jak to określił Jacek Karnowski, oddaje bez walki. Gorzej – nawet nie zauważa, że jest to główny teren nożowej rozprawy, po utraceniu, którego nic już nie jest ważne. I można sobie do upadłego ujawniać afery gospodarcze, pokazywać dokumenty, z których wynika, że Kiszczak to zdrajca, mówić ludziom samą prawdę, przekonywać ich do własnych, jakże słusznych racji. Nic to nie pomoże, bo na najbardziej podstawowym poziomie, na poziomie znaczenia poszczególnych słów i pojęć wszystko jest przegrane. Od czego zaczyna się ta rejterada, bo to nawet nie jest klęska. Od deklaracji o dobrej woli porozumienia i od wyciągania ręki do zgody. Trzeba sobie jasno powiedzieć – nie chcemy w obecnych warunkach żadnego porozumienia, nie chcemy zgody i nie będziemy rozmawiać w sytuacji, kiedy jednym medium, tak zwanym naszym, jest mocno nierozgarnięta gazeta Sakiewicza. Już lepiej milczeć. Stąd – powtórzę – bieganie do mediów i składanie tam rozmaitych deklaracji jest poważnym błędem. Od razu zaznaczę, że zdaję sobie sprawę z jałowości tych rozważań, bo nie ma takiego polityka, który zrezygnowałby z występów w telewizji i uwierzył, że one prowadzą do klęski. Toż on ma przecież rację i same mądrości do przekazania. Zastanawiajmy się jednak dalej, bo pointa dzisiejszego tekstu zaskoczy wszystkich. Zacznijmy od znaczeń słów. Jedno pokolenie wystarczyło komunistom, by ze święta Wszystkich Świętych, obchodzonego 1istopada zrobić święto zmarłych. Co roku przypominane Zaduszki, które przypadają 2 listopada nie przebijają się do świadomości ludzi, bo zwyciężyła nowa, świecka tradycja. To jest niby drobiazg, rzecz nieważna, ale tylko pozornie. Pozornie, bo to nie wy zastanawiacie się jak odwracać znaczenie pojęć, ale ci, którzy mają was za motłoch, bydło, a w najlepszym razie za tak zwany prosty lud lub handlowy target. Nie wiem, po co komunistom potrzebny był ten zabieg, być może po to, by kult ograniczyć kult świętych, nie jestem szczególnie precyzyjny, jeśli chodzi o rozważania religijne. Być może chodziło o coś innego, powinien się w tej sprawie wypowiedzieć ktoś bieglejszy ode mnie. Przed nami kolejne święto, którego znaczenie będzie odwrócone. Święto Niepodległości, które na naszych oczach i przy naszym wybitnym udziale stanie się niedługo świętem polskich faszystów pogardzanym i wyszydzanym w Europie. Myślę, że jest na tę okoliczność wyasygnowany specjalny budżet, a być może kilka niezależnych budżetów. Sprawa jest bowiem prestiżowa i polityczna. Ma także za cel odrąbanie nas od reszek świadomości historycznej, która się w tych biednych polskich głowinach kołacze. To ważna rzecz z punktu widzenia, tych co mają wobec nas poważne plany. Nie jest tak jak zdaje się niektórym przychodzącym tu komentatorom – jeśli o czymś nie wiecie lub nie słyszeliście, nie znaczy to wcale, że to nie istnieje. Istnieje jak najbardziej i objawia się w momentach dla was zaskakujących, pozorując spontaniczność. W jaki sposób odwrócone zostanie znaczenie i wymowa święta niepodległości? Poprzez krew. Inaczej się tego zrobić nie da i po to właśnie ludzie nieżyczliwi naszej ojczyźnie i naszej tradycji montują tę prowokację, po to zapraszają tu tych niczego nie rozumiejących durniów z Niemiec. I dziwi mnie doprawdy bojowa postawa „naszych”, szczególnie zaś naszych dziennikarzy, którzy nie wykonali ani jednego ruchu, by ostrze tej prowokacji stępić. Cały czas za to trwa podbijanie bębenka i nakręcanie koniunktury. Nikt nie napisał żadnego protestu, nie wysłał go do ambasady Niemiec, czy wręcz do Bundestagu, nikt nie zadzwonił do tych ludzi i nie próbował im wyjaśnić, w co się pakują. Nikt nie zmontował żadnej kontrprowokacji, która wyszydziłaby tę akcję, wyrwałaby jej żądło. Nikt nie skontaktował się z niemieckimi mediami i nie porozmawiał z ludźmi odpowiedzialnymi, którzy tam z pewnością są i nie próbował ich tą sprawą zainteresować. To są wszystko zaniechania, które stawiają nas w rzędzie kultur prymitywnych obok Aborygenów i Indian Mapuche z Chile, którzy za pomocą dmuchawek walczyli z osadnikami. Musimy opowiadać o swoim święcie i bronić go przede wszystkim w sferze jego rzeczywistego znaczenia, a nie dążyć do konfrontacji, czy czekać co się stanie i pisać wróżebne felietony. To są poważne sprawy, którymi powinni zająć się nasi dziennikarze i nasi publicyści, a także nasi politycy. Musimy wykorzystać wszystkie dostępne naszej cywilizacji sposoby, by obronić to święto. My zaś szykujemy się na jakiś uliczny Grunwald. Co się stało? Telefony w redakcjach się zepsuły? Nie znacie niemieckiego? To po angielsku z nimi pogadajcie. Ważne jest to nawiązanie kontaktu z Niemcami także z tego powodu, że ludzie za tę prowokację odpowiedzialni ustawili się w roli pośredników, właśnie w sferze najważniejszej, czyli semantycznej. To oni tłumaczą obcym czym jest nasze święto i to oni pokażą to święto w telewizji. Czy macie – mówię do ludzi, którzy na marsz się wybierają – odpowiednią ilość kamer, by wszystko co tam się będzie działo filmować i pokazywać w sieci? Macie, czy zamierzacie potem opowiadać, że zapomnieliście ich zabrać, albo baliście się, że ktoś jest zniszczy? Podkreślam – to jest teraz najważniejsza rzecz z punktu widzenia tego całego „obozu niepodległościowego”. I myślę właśnie, że nie od biedy byłoby, żeby to Karnowski właśnie zajął się tą sprawą. Oczywiście żartuję, tak zwani „nasi” są już tak wysoko, w takich intelektualnych diapazonach, że nie dla nich tego rodzaju zajęcia. Inni zaś nie wykonają żadnego ruchu, bo może się to nie spodobać nowemu naczelnemu Rzepy, albo ktoś ich opieprzy za zbyt długie rozmowy przez telefon z zagranicą. Tak to jest w tych redakcjach. Kiedy już zmienią znaczenia Święta Niepodległości na trwałe, kiedy już wszyscy będą wiedzieć, że 11 listopada to dzień faszysty polskiego, przyjdzie czas na ustanowienie nowego święta, lepszego. Myślę, że będzie to jakiś dzień pedała obchodzony 22 lipca na plażach w całym kraju. Dzień po przegranych wyborach napisałem, że od razu rozpocznie się akcja obtłukiwania PiS i próby przeciągania posłów z tej partii do PO lub innych ugrupowań. Pomyliłem się trochę. Zaczęło się coś innego. Oto mamy sprawę dwóch byłych prokuratorów, którzy nie mogą być posłami i jednego byłego bandyty, który posłem jak najbardziej być może. Piszący o tym koledzy skupiają się wyłącznie na aspekcie prawnym tej dziwnej przygody, ignorując całkowicie możliwości narracyjne jakie daje ten przypadek oraz aspekt moralny. Nie może być tak, z punktu widzenia zasad, że człowiek karany jest posłem, w dodatku karany za takie przestępstwa. Nie może on być tym posłem, w sytuacji kiedy mandatu odmawia się byłym prokuratorom, bo to znaczy, że – pomijając kwestię przepisów – że Polska jest państwem absurdów, prawnych i moralnych, których nie można tolerować. Tak jak nie można było tolerować prawnych absurdów Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Nam aspekt ten umyka, bo nam się wydaje, że rzeczywistość nasza obecna jest wieczna i nikt nie jest zainteresowany jej zmianą oraz nie poszukuje sposobów na dokonanie tej zmiany. Jeszcze raz powtórzę – z Sejmu wychodzą byli prokuratorzy, a pozostaje tam bandyta i wszyscy uważają, że to jest w porządku. Gdzie demonstracja przed Sejmem w obronie standardów? Gdzie te tysiące niezależnych autorytetów, o których pisał Karnowski? Takie rzeczy będą się – powtórzę – odbywały teraz bez przerwy, przy intensywnej propagandzie medialnej. Od wczoraj wałkuje się tu sprawę Jana Tomaszewskiego, tak jakby był on jednym człowiekiem w PiS, który ma coś za uszami, tak jakby partia składała się z samych aniołów. Wszyscy „nasi” posłusznie podchwytują tę fałszywą melodię i piszą o czystości moralnej i etyce, to jest kolejna semantyczna pułapka i kolejna rejterada. Michał Boni nikomu nie przeszkadza? Dlaczego nie wyciągnęli jakiegoś lokalnego kacyka z PiS, który jest umoczony? Jakiegoś faceta ze Śląska, na przykład? Tomaszewski jest na tyle zdecydowany i bezkompromisowy, że może zabrać się za sprawy PZPN poważnie i to jeszcze przed EURO 2012. Jest to jeden z nielicznych posłów PiS, o którym wiadomo, że nie będzie się ochrzaniał. Stąd wyciąga mu się ten PRON i tego konsultanta. Wobec zaniechania lustracji, wobec zakneblowania IPN tego rodzaju akcje będą powtarzane. To jest narracja uderzająca wprost w stare ciotki, czyli w najtwardszy elektorat PiS i na ten elektorat obliczona. Teraz czekamy co ujawnią procedury. Te bowiem, jak to już kiedyś tu pisaliśmy, ja i liczni komentatorzy, zastąpiły odruchy obronne i moralność. Jak sobie wyobrażają walkę z system tak zwani nasi? Ano wystarczy zajrzeć na stronę www.niezalezna.pl by wyrobić sobie jakie takie pojęcie o metodzie. Mamy tam nie strawne dyskusje pomiędzy Warzechą a Tekielim, mamy równie niestrawne wideo felietony naczelnego, mamy przedpotopowy wywiad Michnika z Kaczyńskim, mamy news o Wałęsie z roku 1991, mamy różne lamenty i wspomnienia. Czasem też mamy jakiegoś newsa, okrojonego z „mięsa”. W „Nowym Państwie” zaś publikują artykuł Sergiusza Piaseckiego z lat czterdziestych zatytułowany „Były poputczik Miłosz”. Gawęda trupów po prostu, w sam raz na Zaduszki. To są właśnie media, nasze media i nasza broń przeciwko włóczni złego. Powtórzę to jeszcze raz – wobec klęski na polu najważniejszym, na obszarze znaczeń, na nic się zdadzą wasze wysiłki w demaskowaniu ubekistanu i zaniechań III RP. Będziecie jedynie postrzegani jak stare, lamentujące baby. I nikt się nie zainteresuje tym co macie światu do przekazania. Jutro napiszę o zaniechaniach i błędach w rozumieniu historii albo o jeszcze jednym froncie walki o znaczenia faktów. Napiszę także o tym jak to rzutuje na nasze wszystkie niepowodzenia. Prawicowych, „naszych”, wybitnych i sławnych dziennikarzy i publicystów prosiłbym o to, by nie wykorzystywali treści publikowanych na tym blogu do podpierania nimi własnych wywodów, a jeśli już muszą, by robili to w jakimś dłuższym odstępie czasowym, tak bym tego nie mógł zauważyć. Nie zaraz po opublikowaniu tekstu. Dobrze? Możemy się tak umówić, czy nie? I nie piszcie mi, że jestem bezczelny i mam rozdęte ego. Popatrzcie na inne „ega” i posłuchajcie co mają do one powiedzenia. Coryllus

Idą trudne czasy, kryzys dotrze do nas w 2013 roku "Cuda się zdarzają, ale rzadko. Na cud bym nie liczył. Kryzys do nas przyjdzie. Trzeba przygotować się mentalnie na to, że idą trudne czasy" - mówi gość Kontrwywiadu RMF FM Krzysztof Rybiński. "Polska nie przeprowadziła wystarczających reform, w 2013, zielona wyspa przejdzie do historii. Zniesiemy to gorzej niż w 2009. Będziemy mieli recesje. Wielu Polaków straci pracę, zmaleje wartość oszczędności. Idą trudne czasy" - przewiduje Rybiński.

Posłuchaj Kontrwywiadu RMF FM

Konrad Piasecki: Tylko cud może nas uratować? Krzysztof Rybiński: Cuda się rzadko zdarzają. W przypadku takiej sytuacji, jaką mamy, na cud bym raczej nie liczył. Kryzys przyjdzie.

Kryzys przyjdzie do nas czy przyjdzie do Europy, a Polska wieś pozostanie zaciszna i spokojna? Kryzys przyjdzie do Europy, a ponieważ reform, które wzmocniłyby polską gospodarkę w minionych latach nie było w wystarczającej liczbie, to uderzy i w nas. Zielona wyspa przejdzie do historii.

Zielona wyspa stanie się mitem i pieśnią przyszłości. Ale czy jest tak, że następnym etapem tego kryzysu będzie nieuniknione bankructwo Włoch? Tak.

Nie da się tego uniknąć? Moim zdaniem skala problemu jest tak duża, że nie ma dzisiaj sensownych metod, które by zatrzymały nadchodzące, nieuchronne bankructwo Włoch. Świadczy o tym chociażby dzień, w którym ogłoszono wielki, kolejny sukces, po wielkim, kolejnym szczycie unijnym, gdzie co prawda giełdy poszły do góry - z różnych powodów - ale oprocentowanie obligacji włoskich osiągnęło rekordowy poziom, mimo że ECB te obligacje skupuje. Wyrok został wydany - Włosi są na ścieżce do bankructwa, to nie ulega żadnej wątpliwości.

No ale bankructwo Grecji spowodowało euforię światową. Giełdy poszły w górę, złotówka się umocniła, na parę dni świat zwariował. To może i bankructwo Włoch nikogo tak nie przerazi? Giełdy mają prawo do chwilowych euforii. Po poprzednim szczycie też przez chwilę szły do góry, a potem przyszedł sierpień i na giełdach nastąpiła masakra. Także ja oczekuję, że wszyscy policzą, zobaczą, że nie ma tyle pieniędzy w Europie, żeby nas uratować. Chińczycy za uszy też nas z tego nie wyciągną i będzie potężny krach finansowy.

Nie ma żadnego scenariusza ratunkowego dla Włoch i Europy? Jeżeli jedynym rozważanym scenariuszem jest dodrukowanie większej ilości pieniędzy, to tego nie ma, bo to tylko opóźnia problem i on narasta.

Albo wyciągnięcie ręki do Chińczyków. Albo wyciągnięcie ręki do Chińczyków. Ktoś, kto zna trochę ten region, to wie, że to nie jest sposób na rozwiązanie naszych problemów, dlatego że potrzeba biliona albo dwóch bilionów euro. I żadne sto miliardów - które i tak nie pojawią się szybko - tego problemu nie rozwiąże. Jest pomysł wprowadzenia nowego euro, ja go zgłosiłem. Ale to jest pomysł politycznie niepoprawny, więc o nim się nie mówi. To jedyny moim zdaniem pomysł, który by nas uratował.

Ale nowego euro ze strefą euro zmniejszoną o te państwa, które mają największe problemy? To jest pomysł, który utrzymuje strefę euro w obecnym kształcie, czyli w skrócie Niemcy wymieniają jedno stare euro na jedno nowe, Grecy dwa stare na jedno nowe, a Włosi półtora na jedno. I w ten sposób przeprowadzona jest dewaluacja i te kraje odzyskują konkurencyjność.

Czy zwykłego szarego Polaka, niemającego specjalnie dużych oszczędności - ale mającego jakieś oszczędności - ten kryzys, który pan wieszczy i nie tylko pan , jakoś dotknie? To jest taki kryzys, który tym razem bardzo potężnie dotknie polską gospodarkę.

W czym? Że będzie recesja, że będzie zmniejszające się zatrudnienie, że będą cięcia ulg podatkowych? Przewiduję, że roku 2013 w Polsce będzie recesja - być może bardzo dotkliwa. Z trzech powodów strefa euro będzie przechodziła recesję oraz cała Unia Europejska. Dwa - w tym roku wejdzie podatek od CO2 od przedsiębiorstw, i to bardzo dotkliwy dla przedsiębiorstw. Trzy - skala wydatkowań środków unijnych - te wielkie budowy zaczną się powoli kończyć i te miejsca pracy też znikną. Te trzy rzeczy na raz to będzie za dużo. Będziemy mieli recesję.

Ale z drugiej strony były takie lata kryzysu europejskiego, kiedy zielona wyspa była cały czas zielona. Rok 2009 na przykład.

To se ne vrati? To się nie powtórzy? Skala problemu jest dużo większa, teraz więc my ten kryzys zniesiemy znacznie gorzej niż ten w roku 2009. Przypomnę, że zadłużamy się w potwornym tempie. Dzisiaj Polska jest 10. najbardziej zadłużonym krajem świata - jak pokazują statystyki. To będzie kryzys zadłużenia kraju. Więc ten dziesiąty najbardziej zadłużony kraj mocno ucierpi.

"Będzie gorzej niż w 2009 roku, wielu Polaków straci pracę" Więc już nawet nie ma co pisać recept? Tylko trzeba się szykować na ciężkie czasy i kupować cukier i mąkę? Ja nie wiem, co trzeba kupować w trudnych czasach, ale trzeba się na to przygotować. Wielu Polaków straci pracę w tym kryzysie. Jak będzie recesja to firmy ograniczają zatrudnienie. Ci co mają oszczędności - realna wartość nabywcza ich oszczędności też się obniży. Idą takie trudne czasy - trzeba się na to mentalnie przygotować; żebyśmy nie byli nieprzyjemnie zaskoczeni.

Przyszłoroczny budżet bardzo się zmieni w porównaniu do tego co mamy dzisiaj? Zdecydowanie. Ten budżet jest wirtualny.

Wirtualny, napompowany optymizmem, który dzisiaj jest nieuzasadniony? Tak, budżet jest zbudowany na założeniu 4 proc. wzrostu. A jeszcze na tym wzroście podatki rosną bardzo szybko. Dwa lata temu mieliśmy tę samą sytuację - zakładano 4 proc. Było mniej niż 2. Dochody podatkowe były mniejsze o ponad 40 mld w porównaniu z planem. I teraz będzie - nie wiem czy w tej skali - ale podobnie. Trzeba będzie bardzo mocno ograniczyć plany dochodowe. A w związku z tym też pociąć wydatki, albo pozwolić na wzrost dziury budżetowej. A to już będzie groźne. Unia tego nie lubi, może nam pozabierać fundusz strukturalne.

To jak to się dzieje, że są agencje ratingowe, które wróżą, że podniosą nam ocenę. To jest tryb warunkowy - jak przeprowadzimy reformy odpowiednie, to wtedy rating pójdzie do góry. Druga agencja mówi, że jak nie przeprowadzimy, to rating pójdzie w dół. Nie sposób się z tym nie zgodzić. Będą reformy jest szansa, żeby utrzymać rating albo go poprawić. Ale czy te reformy będą? Na razie się nie zapowiada.

Premier na razie mówi, że reformy - tak, ale nie takie, które przyniosą oszczędności w odległej perspektywie, a póki co będą kosztowne. No to takie reformy właśnie są najważniejsze. Reformy polegające np. na wydłużeniu wieku emerytalnego, na zmianie sposobu, w jaki służby mundurowe dostają emerytury, dalsza reforma KRUS-u, ograniczenie wydatków socjalnych, które trafiają do osób, które wcale nie są biedne. Ta lista jest bardzo długa, a to się sumuje na kilkadziesiąt miliardów złotych. Tylko że trzeba mieć odwagę polityczną, żeby te reformy przeprowadzić. Czekamy na odważnego.

Krzysztof Rybiński, niedoszły Obywatel do Senatu. Obywatele postawili nie na Obywateli do Senatu, tylko na partie polityczne. To koniec tego bytu i ruchu? Nie wiem, trzeba zapytać ojców założycieli, czyli prezydentów miast.

A pan, jako wysłannik ojców założycieli - niedoszły wysłannik do Senatu - chciałby jakiegoś jego utrzymania czy powielenia w formie partyjnego życia? Osobiście spróbowałem wejść do polityki. Była to dosyć brutalna przygoda. Jestem zdumiony wyborami Polaków. Mimo że cały ruch w skali kraju dostał milion głosów, czyli chyba więcej od Palikota, no to jednak zawsze ktoś miał więcej, w tym jednomandatowym okręgu zawsze ktoś miał więcej...

Rybiński: Do Sejmu wchodzą krawaciarze Trzeba było do Sejmu startować, byłoby lepiej. Nie wiem, co zdecydują prezydenci. Dla mnie przygoda z polityką się nieodwołalnie kończy. Zajmę się edukacją i biznesem.

Bo polityka odmóżdża, jak twierdzą ci, którzy z niej odchodzą. Myślę, że w tym stwierdzeniu jest dużo prawdy. Polityka odmóżdża.

A chciałby pan takiego długiego marszu i tych Obywateli do Senatu, jako pierwociny długiego marszu prezydenta Dutkiewicza do prezydentury Polski? Moim zdaniem to jest niemożliwe. Polacy, wybierając do Sejmu, Senatu, nie kierują się programem wyborczym, tylko kierują się tym, kto się ładniej uśmiecha, kto ma znane nazwisko albo lepiej zawiązany krawat. No to będą krawaciarze w Sejmie, a nie mądrzy ludzie. Trudno, takie życie, taki kraj. Konrad Piasecki

Nowy prezydent Bułgarii: pierwszym krokiem odwołanie 38 ambasadorów - agentów służb komunistycznych Kandydat na prezydenta rządzącej centroprawicowej partii GERB (Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii) Rosen Plewnelijew uzyskał znaczną przewagę, otrzymał 52,2 proc. ważnych głosów - poinformowała w poniedziałek rzeczniczka CKW Ralica Negencowa. Rywal zwycięzcy Iwajło Kałfin, kandydat lewicy, otrzymał 47,4 proc. poparcia. Wyniki te zostały przedstawione po zliczeniu 98 proc. głosów. Rosen Plewnelijew zapowiedział, że jednym z pierwszych kroków, jakie podejmie, jako głowa państwa, będzie odwołanie 38 ambasadorów, którzy byli agentami dawnej służby bezpieczeństwa. "Szybko skończymy z przeszłością, żeby iść do przodu" - zapowiedział Plewnelijew. Sprawa odwołania ambasadorów pozostaje nierozwiązana od prawie roku. Obecny prezydent Georgi Pyrwanow odmówił podpisania odpowiednich dekretów, niezależnie od wniosku rządu i uchwały parlamentu w tej sprawie. Rosen Plewnelijew - technokrata, niedawny minister regionalnego rozwoju w gabinecie premiera Bojko Borysowa - określił, jako swój priorytet budowę nowoczesnego państwa. Prezydent ma być pragmatyczny, dynamiczny i ponadpartyjny - podkreślił Plewnelijew. Podczas konferencji prasowej po ogłoszeniu wstępnych wyników głosowania, Plewnelijew powiedział, że jego kolejne priorytety to reforma wymiaru sprawiedliwości, systemu ochrony zdrowia, systemu emerytalnego i administracji. Drugiej turze wyborów prezydenckich i samorządowych - jak i pierwszej - towarzyszyły liczne informacje o naruszeniach, przede wszystkich o kupowaniu głosów. Według bułgarskiego biura Transparency International liczba sygnałów o kupowaniu głosów wzrosła w porównaniu z pierwszą turą. Było to 32 proc. wszystkich skarg zgłoszonych do obserwatorów tych wyborów. MSW poinformowało, że otrzymało informacje o naruszeniach praw wyborczych obywateli, w 99 wypadkach wszczęto dochodzenia w sprawie podejrzeń o kupowanie głosów. Według obserwatorów kupowanie głosów nie mogło jednak zmienić wyników głosowania na prezydenta, lecz mogło wpłynąć na rezultat wyborów samorządowych. Dane z kilku dużych miast, w tym Płowdiw, Pernik, Plewen, Wraca pokazują, że różnica między zwycięzcami i przegranymi wynosi zaledwie kilkaset głosów. Lider opozycyjnej lewicy Sergiej Staniszew przyznając, że jej kandydat poniósł porażkę w wyborach na prezydenta, podkreślił:

"Nie jest hańbą przegrać wybory, hańbą jest wygrać je w taki sposób. Tak zmanipulowanych wyborów w Bułgarii jeszcze nie było. Zwycięstwo GERB (rządzącej partii Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii) jest nieuczciwe". Iwajło Kałfin, zastrzegając, że nie będzie kwestionował wyników głosowania, podkreślił, że wybory "nie miały nic wspólnego z europejskimi standardami i rzuciły cień na Bułgarię w oczach zagranicznych obserwatorów". Jednym z dowodów jest - według niego - fakt, że przez ponad 12 godzin po zakończeniu wyborów CKW nie publikowała żadnych wyników, nawet o frekwencji. "Te naruszenia trzeba jednak udowodnić. Jeżeli mają dowody, niech je przedstawią" - odpowiedział na zarzuty Plewnelijew. Z Sofii Ewgenia Manołowa, PAP, Sil

Rząd NIE „zalegalizuje” Marszu Niepodległości Miasto odrzuciło wniosek o REJESTRACJĘ Marszu Niepodległości w dniu 11 listopada a w zamian zalegalizowano lewaków z komunistycznej organizacji ANTIFA.

PROSIMY WSZYSTKICH O ROZSYŁANIE TEGO TEKSTU I NAGRANIA WSZĘDZIE GDZIE SIĘ DA!!! dziękujemy!!!

Jest to skandal na skalę globalną, żeby obecny lewicowy reżim państwowy pozwalał sobie na zablokowanie Patriotycznego Marszu Narodowego. Wniosek o zarejestrowanie marszu miasto odrzuciło a w zamian zalegalizowano lewicową Komunistyczną „ANTIFĘ”, która chce zablokować marsz! Czy teraz widzicie, czym jest ta „demokracja”? której tak naprawdę nie ma… pozwolono Niemieckiemu motłochowi blokować ulice Warszawy a Narodowcy następny wniosek o „legalizację” mogą złożyć dopiero 8 listopada.W ogóle, jakim prawem mamy „legalizować” coś co jest z samej definicji legalne. Przecież to Marsz Niepodległości i chcemy uczcić nasze Święto Narodowe. Jeśli miasto ponownie odrzuci wniosek o „zalegalizowanie” marszu, to wtedy policja spacyfikuje Patriotów??? Bo będą wtedy „nielegalni”??? Chyba właśnie chodzi o wszczęcie kontrolowanej rewolucji na wzór arabskiej wiosny.

http://www.rp.pl/artykul/10,741391-Marsz-Niepodleglosci-11-listopada—lewica-bedzie-blokowac.html

Sympatycy Porozumienia 11 Listopada skupiającego środowiska skrajnych lewicowców (bojówkarzy), którzy chcą zablokować marsz– już zarejestrowali w ratuszu cztery zgromadzenia. Wszystkie w czasie trwania marszu i w jego okolicach. Trzy na rogu ulic Marszałkowskiej i Pięknej w godz. 11.30 – 20 i jedno przy Marszałkowskiej nieopodal KFC w godz. 11 – 20. Zgromadzenia te są zaplanowane nieopodal pl. Konstytucji, na którym w Święto Niepodległości o godz. 15 zbiorą się Narodowcy. W skład „Porozumienia” wchodzi ok. 80 różnych organizacji i środowisk wspierających idee czynnej blokady marszu: Istnieje przypuszczenie, że dziennikarz Gazety Wyborczej włamał się na stronę internetową Marszu Niepodległości. Prokuratura została już poinformowana:

Więcej na http://marszniepodleglosci.nowyekran.pl/

Pytanie: ilu z dziesięciu przypadkowych przechodniów na ulicy to obchodzi? – admin

Ruch Palikota i kokaina z Peru Ruch Palikota prze na legalizację marihuany. A co z kokainą? Dwóch panów z Peru zainwestowało niedawno miliony w spółkę giełdową Green Technology, której założycielem, udziałowcem i prezesem był doradca Palikota, Piotr Tymochowicz. Słońce Peru?Peru to daleki kraj, do którego Tusk Donald odbył w maju 2008 swoja podróż życia. Peru to także rosnący w sile eksporter kokainy: http://online.wsj.com/article/SB1253579399348296…

Dwóch panów z Peru, Jose Carlos Vallejo i Gustavo Enhi De Aliaga, utworzyło 18 listopada 2005 roku spółkę Ev Capital Group LLC w Key Biscayne, Floryda, USA. Obaj sa dyrektorami spółki, nie ma innych pracownikow, obroty roczne spółki są poniżej 100 tys dolarów. Obaj panowie podaja za swój adres adres spółki: 687 Woodcrest Rd. Key Biscayne, MIAMI FL 33149. Spółka zarządzana jest przez lokalnego księgowego pana Williama Segala, 20801 Biscayne Blvd, # 304, Aventura, FL 33180. Kilka miesięcy później, 2 lutego 2006 roku, panowie Vallejo i Enhi De Aliaga utworzyli holding nieruchomości w Peru pod nazwa CONSORCIO EHNI VALLEJO RVV S.A.C., ulokowany w mieście Miraflores. Po podróży życia Donalda Tuska do Peru, panowie Vallejo i Enhi De Aliaga musieli stwierdzić, że zielona wyspa Polska jest krajem nieograniczonych możliwości. Na przełomie 2010 i 2011 spółka z Florydy panow Vallejo i Enhi De Aliaga zaczęła kupowac akcje spolki Green Technology (ex-Infinity SA), notowanej na rynku New Connect Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie. Dzisiaj Peruwiańczycy z Miami maja już 67% kapitału spółki. Spółka Green Technology (Infinity) zadebiutowała na giełdzie 6 lipca 2010, kurs akcji wynosił wtedy 1.10 PLN. Dzisiaj kurs akcji wynosi 13 groszy. Stały spadek kursu akcji nie wystraszył Peruwiańczyków, przeciwnie, dokupywali oni akcje spółki.Tak się składa, że założycielem, prezesem i udziałowcem spółki Green Technology (ex-Infinity) był Piotr Tymochowicz, doradca Leppera i Palikota, ktory odszedł ze spółki dwa tygodnie po jej wejściu na giełdę. Były Prezes Tymochowicz sprzedał więcej akcji, niż było w jego posiadaniu. W dokumencie informacyjnym podano, że Tymochowicz przed debiutem miał ponad 2,88 mln akcji (23,1 proc. ogółu walorów), z których 300,3 tys. zostało dopuszczonych do obrotu. W lipcowym komunikacie podano z kolei, że członek zarządu (w domyśle – Tymochowicz), sprzedał na rynku 330 tys. walorów. Wcześniej Infinity nie informowało jednak o dokupowaniu akcji przez szefa zarządu. Na początku spółka (Infinity) miała prowadzić wizjonerski portal i przechowywać DNA jego członków w sejfie w Szwajcarii. Drugie wcielenie spółki (Green Technology) poszło w energie odnawialne. A następnie w spółkę weszli za miliony Peruwiańczycy z Miami. W okresie przedwyborczym. Nowym prezesem Green Technology został w lipcu 2011 roku pan Miron Maicki, były prezes RUCH i doradca zarządu Bartimpeksu. Mamy nadzieję, że pan Maicki dogada się z Peruwiańczykami z Miami i czekamy na następne, trzecie wcielenie spółki Green Technology vel Infinity. Czekamy tez na następne owocne inwestycje Peruwiańczyków z Miami.

http://niepoprawni.pl

Jan Tomaszewski zapowiadał czystki w PZPN to go załatwili? Najlepszy polski bramkarz wszech czasów Jan Tomaszewski ma kłopoty? Do takiego wniosku można dojść po tym, co napisali „bezstronni” dziennikarze Newsweeka. Duet Śmiłowicz-Stankiewicz postanowił posłużyć się insynuacją o rzekomej współpracy z SB. W swoim artykule pytają, czy człowiek, który zatrzymał Anglię był konsultantem SB? No tak po takim pytaniu czytelność tekstu wzrasta. Oczywiście w samym artykule nie padają jakieś konkretne zarzuty dotyczące rzekomej współpracy Jana Tomaszewskiego z SB. Jest to raczej marnych lotów opowieść dwóch zblatowanych z „układem” pismaków, którzy dostali zlecenie...? Słynni ze swojej „bezstronności” dziennikarze donoszą, że dokopali się w IPN do dokumentów, które świadczą niby o tym, że Jan Tomaszewski był konsultantem SB. Stwierdzają, ze dowodem na to ma być zapis, jaki zachował się w dokumentach IPN. A w nim podobno czytamy –

Kategoria: konsultant, pseudonim »Alex«, podstawa pozyskania: dobrowolność, data pozyskania: 1986.07.28.” – czyli współpracownik?

Oczywiście to o niczym nie świadczy, ale "politruki" ciągnął swoją opowieść przytaczając kontekst historyczny. Postanawiają uwiarygodnić swoje znalezisko i przy okazji zdyskredytować posła elekta z ramienia PiS. No właśnie i tutaj jest sedno sprawy i prawdziwy powód ataku na Jana Tomaszewskiego. Przecież to on w trakcie minionej kampanii wyborczej mówił, że Jarosław Kaczyński jest jak Kazimierz Górski polskiej polityki. W tej sytuacji trzeba mu pokazać gdzie jest jego miejsce w szeregu, bo chwiejący się w posadach „układ” tego wymaga? Ktoś może powiedzieć, że jestem cięty na Newsweek’a, bo mi zlikwidowali bloga Fiatowiec na ich portalu, ale to nie prawda. Przecież prawdziwe intencje autorów można wyczytać pomiędzy wierszami. Mało tego nawet nie kryją się już z nimi w ostatnich zdaniach swojego paszkwilu i piszą – „Te kilka zachowanych dokumentów może przysporzyć Tomaszewskiemu sporo problemów. Jeśli IPN podważy jego oświadczenie lustracyjne, to grozi mu utrata mandatu. Co więcej, sprawy z przeszłości mogą wpłynąć na jego relacje z PiS, a przecież to dzięki Jarosławowi Kaczyńskiemu Tomaszewski został posłem.” – podkreślają Śmiłowicz i Stankiewicz. W tej sytuacji nie ma już wątpliwości, że ta prowokacja jest związana z tym, że Jan Tomaszewski ośmielił się powiedzieć, iż trzeba skończyć z PZPN. W swoich licznych wypowiedziach mówił wprost nawet, że PZPN to „układ”, który nie myśli o polskiej piłce, tylko o swoich partykularnych interesach. Jako nowo wybrany poseł ma zamiar walczyć o zmiany w PZPN, wprowadzenie do tego związku kuratora. A więc w tej sytuacji stał się niewygodny dla ludzi z tamtego „systemu”, którzy przejęli synekury, jaką jest m.in. PZPN po upadku PRL? Jana Tomaszewskiego załatwi teczkami PZPN, przy pomocy usłużnych dziennikarzy? A może to prawda i legendarny bramkarz był konsultantem SB? Trudno to jednoznacznie rozstrzygną i ta sprawą zapewne będzie się musiał zająć sąd.

Fiatowiec

Komunistyczną ANTIFE będzie ochraniał RAAF Jedni są równi wobec prawa inni bardziej. Nie powinniśmy takich rzeczy tolerować, ani pozwalać na wybielanie skrajnie lewicowych terrorystycznych wybryków.

Moje zdanie: Kochani jak wiecie obecnie Polską rządzą lewackie żydokomunistyczne świnie, które dogadały się przy okrągłym stole, że nigdy nie dopuszczą do głosu patriotycznych, prawicowych ugrupowań i to jest całkiem normalne z ich strony, że medialnie będą wspierać komunistyczną organizację ANTIFA, która chce sprowokować Polaków do zamieszek i wywołać kontrolowaną rewolucję na wzór tych arabskich. Zawsze tak było, że kiedy przestawali panować nad sytuacją na świecie to próbowali wprowadzić anarchie w państwach i następnie skłócali Narody między sobą. I dlatego 11 listopada zjeżdzają się Anarchiści sponsorowani przez Polskie lewactwo, aby wywołać konflikt i zmusić Polaków do wyjścia na ulicę. Również zdajemy sobie sprawę, że wśród prawicowego obozu będzie mnóstwo żydolewaków, którzy będą chcieli rozbić i skompromitować nas od środka. Dlatego takie osoby jak ja będą wyłapywać fałszywych prawicowców z tłumu, którzy będą skandować faszystowskie hasła... Nie możemy sobie pozwolić, aby lewak wziął do ręki transparent z napisem "jebać czarnych"i następnie udawał prawicowca i nas kompromitował swoimi faszystowskimi hasłami. Nasz Żydolewicowo-komunistyczny rząd już przygotował się do rewolucji i zamontował nowoczesne syreny w Warszawie, których działanie niszczy bębenki w uszach i zakupili nowe zabawki dla policji, czyli LRADy do pacyfikacji tłumu. A prezydent Komorowski podpisał już kilka miesięcy temu nowelizację ustawy o stanie wojennym i dostępie do informacji publicznej. Dlatego prosimy wszystkich o rozwagę w dniu 11 listopada, bo nie chcemy, aby smutny Pan w wąsiku kiedyś w telewizji wygłosił, że wprowadza stan wojenny i zablokował dostęp do jedynej niezależnej informacji, czyli internetu. Te kontrolowane rewolucje na świecie przybierają na sile i w Polsce Żydokomuna ma idealny moment do wprowadzenia Anarchii, ponieważ:

1) mamy kryzys finansowy wywołany przez globalnych lichwiarzy

2) mamy, przez zaplecze tego samego lichwiarskiego raka sztucznie wywołany, ruch tzw. „spontanicznie oburzonych”( pani dyrektor Blumsztajn patronuje ruchowi „oburzonych” w KORowskim liceum w Warszawie

3) mamy wyreżyserowaną przez lichwiarzy i przetrenowaną w Pn. Afryce praktykę „ulicznej demokracji”

4) mamy coraz bardzie radykalizujące się postawy Polaków przecierających oczy na widok skali dewastacji kraju i zubożenia społeczeństwa

5) mamy pełen hipokryzji, kłamstwa i bezradności rząd sklecony z kolejnej mutacji pomagdalenkowych przestępców 6) mamy idealną sytuację do wywołania chaosu społecznego, z którego wyłonią się „spontanicznie” tzw. „nowe , stare elity”. Tym razem ma się to odbyć w sztafarzu przejęcia władzy przez „tolerancyjnych, wielokulturowych, nieklerykalnych, nie nacjonalistycznych, nowoczesnych Eurpejczyków”.

źródło artykułu poniżej:http://www.onr.h2.pl/OLD/strona/articles.php?art=118

Skrajna Lewica, czyli cała prawda o Antifie Ten artykuł chciałem poświęcić jednej z organizacji o skłonnościach terrorystycznych i o charakterze skrajnie lewicowym ( lewackim). Antifa, czyli skrót od nazwy „Antyfaszystowska akcja”. Organizacja ta skupia głównie młodzież o poglądach anarchistycznych. Anarchizm zakłada walkę z systemem, państwem, policją, służbami porządkowymi. Ich celem jest państwo bez kontroli, w totalnym chaosie, każdy czyni co chce, czyli jednym słowem anarchii. Można zaobserwować, że to głównie organizacja młodzieżowa. Ich postulaty, czyli między innymi walka z faszyzmem, walka z państwem, walka z służbami porządkowymi to przejaw buntu młodzieńczego. Większość ich założeni poważnie narusza prawo min, poprzez głoszenie konieczności likwidacji instytucji państwowej. Bazują na hasłach tolerancji, równości, antyfaszyzmu. Sama ich absurdalna ideologia jak i powyższe ich hasła to nic innego jak przykrywka dla przestępczego charakteru organizacji. Na całym świecie stosują przemoc fizyczną, zastraszania i groźby wobec ludzi. Czyli atakują tych, co nie wyznają ich ideologii. Działaczy antify można spotkać na manifestacjach lewicowych, skrajnej lewicy (np. 1 maja) Biorą też udział w kontr manifestacjach, gdzie dopuszczają się przemocy fizycznej, katują swoje ofiary, czasem się zdarza, że dopuszczają się pobić ze skutkiem śmiertelnym. Ich plakaty nawołują do zabójstw i przemocy z skutkiem śmiertelnym. Jak wcześniej wspominałem ANTIFa jest anty państwowa. Na ich plakatach widać skandaliczne anty państwowe hasło „Rząd popiera faszyzm, faszyzm popiera rząd” Symbol czerwonej gwiazdy którym posługuje się antifa wiadomo jakiej dotyczy ideologii. Działacze bardzo często używają w miejscach publicznych kominiarek, kapturów z szalikiem i broni białej, raczej nie w celach pokojowych. Ich materiały propagandowe typu wizerunek Czeczeńskiego komunistycznego terrorysty można zaobserwować wszędzie gdzie istnieją Antifa używa również loga do złudzenia przypominającego logo RAF ( organizacji skrajnie lewicowej i terrorystycznej Frakcja Czerwonej Armii (niem. Rote Armee Fraktion, ang. Red Army Fraction, w skrócie RAF) - radykalna lewicowa organizacja terrorystyczna, ideologicznie związana z marksizmem, anarchizmem i Nową Lewicą, działająca w Niemczech od lat 70. XX wieku do roku 1998. W czasie swojej ponad 20-letniej historii zabili oni kilkanaście osób. Jesienią 1977 doprowadzili nawet do poważnego kryzysu państwa. (logo radykalnej Akcji Anty Faszystowskiej) Radykalna Akcja Antyfaszystowska (niem. Radikale Aktion Antifaschistische, ang. Radical Action Antifascist w skrócie RAAF) – nieformalna anarchistyczna organizacja zrzeszająca ludzi o poglądach antyfaszystowskich i walcząca z faszyzmem, szowinizmem, nacjonalizmem i seksizmem w społeczeństwie. W Polsce działa m.in. w Warszawie, Białymstoku, Szczecinie, Wrocławiu i Głogowie.Członkowie RAAF ochraniają anarchistyczne demonstracje i wiece. Opowiadają się za stosowaniem wszystkich dostępnych metod w walce, łącznie ze stosowaniem przemocy fizycznej, przez co są krytykowani przez inne organizacje antyfaszystowskie, które takich metod nie uznają. Skupiają się również na propagandzie, oraz pomocy członkom, którzy ponieśli konsekwencje ze względu na swoją działalność (aresztowania, pobicia). Logo organizacji nawiązuje do logo Frakcji Czerwonej Armii – lewicowej grupy terrorystycznej. Antifa i RAAF współpracują i swoimi poglądami i działaniami się niczym nie różnią od siebie. Z tym i organizacjami współpracuje stowarzyszenie „Nigdy Więcej”. Czyżby Panowie Pankowski i Kornak byli skrajnie lewicowi i popierali terroryzm? Dlaczego ci ludzie się wypowiadają, jako eksperci? O przeszłości kryminalnej pana Pankowskiego nie będę tutaj pisał. Tego typu wybryki i organizacje popiera współczesna lewica!!!. Oprócz skandalicznego charakteru organizacji, antifa bywa zazwyczaj wulgarni potrafi to publicznie, rzucają brzydkimi kolokwializmami, jak i w sposób wulgarny obrażają ludzi, postacie historyczne. Wniosek nasuwa się jeden, że prawo nie jest respektowane prawidłowo . Jedni są równi wobec prawa inni bardziej. Nie powinniśmy takich rzeczy tolerować, ani pozwalać na wybielanie skrajnie lewicowych terrorystycznych wybryków. MarszNiepodległości

Podziekowania. I wariacje n/t patataj Dziękuję wszystkim za życzenia z okazji frywolnej daty urodzin. Z tej okazji przypomniały mi się dawne lata. Czasami – jak zapewne robił ze mną Ojciec - sadzałem dzieci na kolano i robiłem im patataj – w rytm starej, XVIII-wiecznej wyliczanki:

Jedzie, jedzie pan, Pan! Na koniku sam, Sam!

A za panem chłop, Chłop, na koniku hop,Hop!

A za chłopem żyd, Żyd, Na koniku hyc, Hyc!

A za żydem żydóweczki Pogubiły patyneczki

A za nimi żydowięta Pogubiły pantoflęta Aj-waj-mir!

Pomyślałem o tym – i oczami ducha zobaczyłem następujące komentarze:

Korwin jak zwykle upowszechnia klasowe przesądy. Najpierw jedzie Pan - a dopiero potem chłop i Żyd. Wstyd, panie Korwin-Mikke – wstyd! A o robotnikach to Pan Szlachcic zupelnie zapomina! Zwolennik SLD

Korwin jak zwykle przemyca propagandę syjonistyczną. Polski pan i chłop jadą samotnie – a Żydowi towarzyszy liczna rodzina, obdarzona, jak widać sympatią Korwina. Tak by wyglądała Polska pod Pańskimi rządami, panie Mesjaszu Goldbergu – czy się mylę? Zwolennik NOP

U Korwina, jak zwykle: o panu i chłopie ledwo-ledwo, o żydach masa – a o księżach, którzy stanowili przecież ostoje polskości, dzięki którym polski naród przetrwał – oczywiście nic! Ksiądz dla Korwina nie istnieje. Dla nas nie istnieje odtąd Korwin-Mikke! Zwolennik PiS

Korwin, jak zwykle, ośmiesza Żydów. Pan i Chłop jadą sobie dostojnie – a Żydzi (pisani małą literą!) gubią pantofle. I te szydercze aj-waj-mir! Najgorsze tradycje przedwojennych brukowców anty-semickich. Wstyd! Zwolennik Partii Demokratycznej

Korwin, jak zwykle, ustawia kobiety, jako istoty drugiej kategorii. Pan, Chłop i Żyd jadą sobie na koniach – a nieszczęsne kobiety muszą za swoimi Panami i Władcami biegać piechotę. Na pewno na końcu drogi będą jeszcze molestowane seksualnie, – dlatego chytry Żyd im podsuwa kobiety swojej nacji. Najwyższa pora zakazać upowszechniania takich stereotypów! Zwolenniczka Polskiej Partii Kobiet.

Korwin szerzy tu swój konserwatyzm społeczny i obyczajowy. Społeczeństwo jawi mu się, jak w ciemnym feudalizmie, jako stanowe: Pan, Chłop i Żyd. A gdzie mieszczanin? Gdzie przedsiębiorca? Gdzie kupiec? Gdzie choćby nowoczesny farmer? Gdzie – pytamy p.Korwina-Mikkego?!? Zwolennik PO

Pan Korwin, na pierwszym miejscu umieszczając Pana, zapomniał, że cały dobrobyt kraju pochodzi z pracy chłopa. Od myszy, aż po Cesarza – wszyscy żyją z gospodarza! W dodatku chłopów było wielokrotnie więcej, niż Panów. Dlatego obraz przedstawiony przez Korwin-Mikkego fałszuje rzeczywisty stan społeczeństwa polskiego. Jest to zatruwanie młodych umysłów krzywdzącą dla chłopów polskich propaganda. Zwolennik PSL

Korwin-Mikke przyjmuje za pewnik, że Pan, Chłop i Żyd byli mężczyznami. A skąd mu o tym wiadomo? W dawnych czasach, gdy nie istniały operacje poprawienia płci, bardzo wielu interseksualistów, a nawet transseksualistów genderowych, zmuszonych było udawać mężczyznę. Najprawdopodobniej, więc co najmniej jedna z tych trzech postaci w ogóle nie była – wbrew stereotypowi, któremu ulega Korwin-Mikke - mężczyzną. Najwyższa pora na odrobinę prawdy o polskiej historii! Zwolennik Ruchu Palikota. JKM

Pomagierzy Jedną z ważnych przyczyn pozostawania bez pracy jest otrzymywanie wsparcia finansowego od członków rodziny pracujących za granicą. Darmocha demoralizuje zawsze i wszędzie. Wiemy już doskonale, że jedną z przyczyn trudności Afryki jest otrzymywana przez Murzynów pomoc. Po co pracować – jak można dostać za darmo?

Oczywiście ćwierćinteligenci z Platformy Obywatelskiej mimo to wmawiają w ludzi, że ratunkiem dla Polski jest 300 md €uro, które rzekomo ma nam dać bankrutująca Unia. Okazuje się jednak, że nie tylko państwowe darowizny wykańczają gospodarkę. Z badania Ankietowego Rynku Pracy 2011 przygotowanego przez Instytut Ekonomiczny NBP wynika, że jedną z ważnych przyczyn pozostawania bez pracy jest otrzymywanie wsparcia finansowego od członków rodziny pracujących za granicą. Darmocha demoralizuje zawsze i wszędzie. Kropka. Zresztą: co tu będziemy czekać na nowe przykłady? Już Hiszpania i Portugalia w XVII wieku uzyskały ogromne ilości złota z Nowego Świata – i w efekcie... spadły do III ligi państw. Kiedy wreszcie zrozumiemy, że dobrobyt pochodzi z pracy, a nie z dotacyj? JKM

Obsesja płci W dawnych, szczęśliwych czasach narodowcy biadolili, że w sprawy polskie wtrącają się starozakonni. Dziś, niestety, wtrącają się w nie ludzie, których od starozakonnych różni jedynie to, że utracili wiarę w Boga. „The International Herald Tribune” - gazeta, która bije na głowę nawet „Gazetę Wyborczą” pod wyżej wymienionym względem, po raz kolejny ośmieszyła Polaków. O ile, bowiem żydzi wyrażają się o Polsce na ogół z wielkim szacunkiem, jako o kraju, który pozwolił im kultywować swoją wiarę i obyczaje, nie zmuszając do asymilacji – o tyle Żydzi, którzy przestali być starozakonnymi, z Polski na ogół zwyczajnie drwią. O ile nie nienawidzą. Polaków często zdumiewa, że Żydzi amerykańscy znacznie częściej nienawidzą Polaków, niż Niemców. Tymczasem to zjawisko jest niesłychanie proste do wyjaśnienia. Otóż Niemcy istotnie krzywdzili Żydów tysiąc razy bardziej, niż Polacy, – ale Żydzi skrzywdzeni przez Niemców nie żyją. Natomiast Żydzi skrzywdzeni przez Polaków żyją – i doskonale pamiętają, że przez trzy miesiące oszczędzali, by wstawić w sklepiku wielką szybę wystawową – a jakiś chuligan im ją pałką rozwalił. I będą o tym pamiętać do końca życia. Otóż IHT podała informacje o wyborach w Polsce na VII kolumnie małym drukiem – natomiast na pierwszej podała, co? To, że w Polskim Sejmie zasiądą (tfu!) „geje”, idiotki-feministki i rozmaite odmieńce p. Palikota. A ponieważ IHT sprzedawana jest na całym świecie – to wszyscy teraz śmieją się z Polaków; a w szczególności z Krakowa. Z powodu Grodzkiej. I nie chodzi tu o ulicę. Przypominam, że o wyborze tzw. „Anny Grodzkiej”, – czyli „kobiety”, która spłodziła syna, jako mężczyzna - pisałem bez jakiejkolwiek złośliwości. Podkreślałem, że u posła nie jest istotne, jakie ma genitalia (i czy w ogóle je ma) tylko:, co ma w głowie. I podtrzymuję tę opinię. Tyle, że tzw. „Anna Grodzka” została wybrana nie, dlatego, że ma coś w głowie – tylko, dlatego, że jest dziwadłem Palikota. Przecież p.Janusz Palikot, dlatego wstawił to-to na pierwsze miejsce na swojej liście, że jest właśnie seksualnym dziwolągiem. A nie, dlatego, że np. świetnie orientuje się w ustawodawstwie! I teraz przechodzę do spraw poważnych. Otóż znam kobietę, która zajmuje się polityką – a przeszła transplantację wątroby. Jest to operacja znacznie bardziej skomplikowana, niebezpieczna i zagrażająca życiu, niż zmiana płci. Dlaczego nikt na świecie nie zajmuje się tym, że w Polsce startuje ktoś po przeszczepie wątroby – a zajmuje się tym, że startuje ktoś po przeszczepie genitaliów? Odpowiedź jest prosta:, Dlatego, że Lewica cierpi na obsesję płciową. Na taką obsesję cierpią zazwyczaj impotenci – nic, tylko gadają o płci. Wystarczy, więc popatrzeć, ile dzieci mają lewicowcy, a ile prawicowcy. I staje się jasne, kto o TYM tylko gada – a kto TO robi! JKM

Równia pochyła P.Janusz Palikot (...) po wyborze na posła oświadczył, że to koniec błazenady z penisami – zajmie się sprawami poważnymi. Niestety: zapomniał, że posłowie z Jego partii są w niej właśnie dla tych błazenad. P.Jerzy Urban, jeden z najbłyskotliwszych umysłów w Polsce, założył w swoim czasie „NIE”. Tygodnik ten osiągnął po niecałym roku ponad 700.000 sprzedaży. W dziedzinie gospodarki „NIE” walczyło z rozmaitymi nonsensami i łapownictwem – a w dziedzinie obyczajowej popierało jakieś dziwactwa – i walczyło z Kościołem katolickim. Po jakimś czasie „NIE” poszło na łatwiznę i robiło sobie wielkie „halo” coraz bezczelniej atakując księży. Ludziom się to znudziło: mamy w Polsce 150.000 księży, niech, co setny ma kochankę – i już p.Urban może o tym pisać co tydzień przez 10 lat... I „NIE” zeszło poniżej 100.000. P.Janusz Palikot zaczął podobnie. Po wyborze na posła oświadczył, że to koniec błazenady z penisami – zajmie się sprawami poważnymi. Niestety: zapomniał, że posłowie z Jego partii są w niej właśnie dla tych błazenad. W efekcie p.Palikot już zajmuje się upowszechnianiem aborcji wśród nastolatek (!) i „transseksualistami” Zaniedługo poparcie spadnie Mu też siedmiokrotnie.... Szkoda. JKM

O boJOWnikach - chyba po raz ostatni Parę tygodni temu odbyła sie w Warszawie demonstracja zwolenników Jednomandatowych Okręgów Wyborczych. Z relacją można zapoznać się tu:

http://www.asme.pl/131962515599088.shtml

Poszedłem na punkt zbiórki, powiedziałem kilka ciepłych słów (relacja już tu była: http://www.asme.pl/131938598925998.shtml) – bo imponują mi ci ludzie – ale w przemarszu udziału nie wziąłem. Bolała mnie noga – naprawdę – ale nie to był główny powód. Pokuśtykałbym, lekko się krzywiąc, gdyby było warto. Ale uznałem, że nie warto cierpieć dla tej akurat sprawy. Ja obiecywałem – i dotrzymam – że w razie czego będę za wprowadzeniem JOWów głosował – choć zraża mnie koncepcja, że (wg boJOWników) posłów powinno być dużo (by okręgi były małe). Jak tak – to może wprowadzić wybory pośrednie; czy to kłóci się z ideą JOWów? Pytam – bo boJOWnicy mocno spuścili z tonu. Dziesięć lat temu byli potęgą. Wtedy – nieoczekiwanie – w „Rzeczpospolitej” (czy „Gazecie Wyborczej”?) pojawił się List Otwarty podpisany przez paręset znanych osobistości domagający się wprowadzenia JOWów... Była to tajemnicza sprawa. Nie robili tego boJOWnicy. BoJOWnicy się od tego odcięli – podejrzewając (najprawdopodobniej słusznie!) że jak ktoś po cichu zmobilizował taką liczbę ludzi, to jest to inicjatywa jednej z bezpiek – a boJOWnicy iść ręka w rękę z bezpieką nie myślą. Jest to niezrozumiałe dla mnie rozumowanie. Jeśli jestem pewien słuszności obranej drogi – to choćby sam Diabeł mnie chciał w tym popierać, to pomoc, oczywiście, przyjmę. W Polsce panuje jednak dziwna zasada, że nie jest ważne, CO się robi – ważne: KTO to robi i z jakich pozycji... Ta inicjatywa błysnęła – i zgasła po kilku dniach. Do dziś nie wiem, kto to z'organizował... Od tej pory boJOWnikom najwyraźniej duch opadł. Stracili energię, stracili zapał – i „walczą” o JOWy niejako z przyzwyczajenia. Patrzę na nich z szacunkiem, jak na jednych z ostatnich, którzy wierzą w d***krację. Taki zacny relikt XX wieku. Tymczasem nadchodzi wiek XXI. Właściwie: już powinien nadejść: piękny wiek XIX zaczął się w 1815, po Kongresie Wiedeńskim, nieszczęsny XX po 1914, wybuchu Wojny Światowej. XXI za progiem – gdy zaczną bankrutować fundusze emerytalne... I nie będzie to Wiek D***kracji. Na pewno. JKM

Wrócić do normalności Przez jakiś czas będziemy żyli nieco bardziej zgodnie ze Słońcem... Właśnie wróciliśmy: mamy normalny czas. Jednak grozi nam, że za pół roku ONI znów wprowadzą ten komunistyczny, „letni”. Rosja tę głupotę już zniosła. Reszta Europy nadal wierzy w dogmaty Stalina, że człowiek powinien zmieniać przyrodę. A to rzeki zawrócić, a to czas zmienić... Tłumaczenie, że „czas letni” to głupota, jest poniżej godności człowieka myślącego. Niech jego zwolennicy tłumaczą, czemu w takim razie w czerwcu nie przesuwają czasu jeszcze o pół godziny – jak to takie dobre... A w ogóle to dawniej od wschodu słońca do zachodu było 12 godzin. Czyli: codziennie godziny nocne i dzienne miały inną długość. Zniesiono to, bo zegarmistrze nie umieli skonstruować takich zegarów. Dziś zegarki elektroniczne dałyby radę! A jeszcze 100 lat temu było naprawdę normalnie: w każdym mieście 12.00 była wtedy, gdy nad miastem Słońce było najwyżej. Zniszczyły to koleje i radio. Zegarki elektroniczne połączone z GPSem dałyby sobie radę i z tym! PS. A teraz zadanie – proszę szybko odpowiedzieć na pytanie: Hejnał Mariacki grany jest, gdy Słońce znajduje się w najwyższym położeniu nad:

A) Kościołem Mariackim w Krakowie?

B) Obserwatorium Astronomicznym UJ, Kraków-Zakamycze?

C) Warszawą?

D) Zgorzelcem?

JKM

Jakiś kolejny pacan? Jak ktoś chce się rozerwać, to w Radio „KonteStacja” niejaki „Claude mOnet” (tak się pisze; z ONET.pl?) zajął się tym, że jestem agentem:

- Nie wiem, czy jest, czy nie jest, ale to wszystko jest dziwne - mówił niejaki Claude mOnet. - On jest strasznie inteligentnym człowiekiem, to powinien wiedzieć, o co chodzi - ciągnął redaktor Kontestacji. - Skąd on wziął pieniądze na "Najwyższy Czas!"? Przecież potrzebne były olbrzymie pieniądze, żeby coś takiego wydawać. Przecież on nie miał takich pieniędzy. Zawsze unikał tego tematu - podkreślił radiowiec. Dodał, że właśnie tak można poznać agenta, iż nie wiadomo, skąd ma pieniądze. Jak tam Państwo zajrzycie, to donieście mi jeszcze, czyim jestem agentem, bo chciałbym jakąś pensję odebrać. A – i zawiadamiam: przez 10 lat z dochodów z „Najwyższego CZAS!”-u utrzymywałem nie tylko rodzinę, ale i kawałek UPRu... Również za „komuny” nie otrzymywałem żadnych subwencyj z zagranicy – a ze sprzedaży drukowanych „pod ziemią” książek „Officyny Liberałów” utrzymywałem jakoś rodzinę... A ponadto jestem jeszcze pedofilem, pederastą i pesymistą. Jakby sie kto pytał. JKM

Z frontu walki z bałwochwalstwem Nie ma nic gorszego, niż bałwochwalstwo. Może, dlatego, że chyba nie ma nic równie głupiego. Bałwochwalstwo, bowiem polega na tym, że człowiek zaczyna czcić, to znaczy - korzyć się przed swoimi własnymi wytworami, a nawet - składać im ofiary, np. ze swojej wolności. Proces odchodzenia od bałwochwalstwa, a nawet - od politeizmu został bardzo ładnie opisany w przez Tomasza Manna w książce „Józef i jego bracia”. Jest tam scena, jak Pan Bóg przygląda się Abrahamowi, a właściwie nie tyle jemu samemu, co procesowi myślowemu, przebiegającemu w jego głowie. Abraham myśli tak; skoro jest wielu bogów, to któryś z nich musi być najważniejszy. Skoro tak, to nie ma sensu oddawać czci bogom stojącym w hierarchii niżej. Lepiej od razu oddawać cześć temu najważniejszemu, największemu. Ale czy w tej sytuacji bogowie stojący niżej w hierarchii są jeszcze bogami? Skoro podlegają mocy i woli tego najważniejszego i najwyższego, to - powiedzmy sobie szczerze - jacy tam z nich „bogowie”? Skoro tak, to nie ma wielu „bogów”, a tylko ten Jeden, Najwyższy. Mann pisze, że obserwując ten proces myślowy w głowie Abrahama, Pan Bóg z zachwytu aż cmoknął się w palce. Ostatnio zostaliśmy ostrzeżeni przed „bałwochwalstwem rynku”. Ano, przyjmujemy to ostrzeżenie do wiadomości, a właściwie przyjęlibyśmy je z pokorą, gdyby nie dwie okoliczności. Wprawdzie bałwochwalstwo rynku jest możliwe, bo rynek też jest wytworem ludzkim, ale jeśli nawet ono występuje, to musi być ono chyba zjawiskiem niezwykle rzadkim. Trochę znam środowisko zwolenników wolnego rynku, ale nie spotkałem wśród nich ani jednego, który by uważał, że rynek jest omnipotentny, tzn. - że jest w stanie rozwiązać wszystkie problemy. Na przykład - problem zdrady małżeńskiej, albo braku wzajemnej miłości. Ci ludzie uważają tylko, że rynek dość dobrze rozwiązuje różne problemy gospodarcze, między innymi dzięki pewnej właściwości. Jeśli, dajmy na to chcę kupić buty za 300 złotych, to dla mnie buty przedstawiają wartość wyższą niż 300 złotych. W przeciwnym razie nigdy bym się w ten sposób nie zamienił. Z kolei dla sprzedawcy butów - odwrotnie. Dla niego 300 złotych przedstawia wartość znacznie większą niż buty - bo w przeciwnym razie nigdy by się w ten sposób nie zamienił. Zatem jeśli dochodzi do dobrowolnej transakcji, to znaczy, że obydwie jej strony - po pierwsze - uważają, że zrealizowana została zasada sprawiedliwości (sprawiedliwość jest to niezłomna i stała wola oddawania każdemu tego, co mu się należy - powiada Ulpian Domicjusz - a tu nawet każdy dostał to, co sam uważa, że mu się należy, więc już chyba lepiej nie można, neprawdaż?), a po drugie - każda ze stron ma subiektywne poczucie korzyści. Może to nie jest jakiś ideał, ale - powiedzmy sobie szczerze - czegoż chcieć więcej? I to jest pierwsza okoliczność, dla której ostrzeżenie przez „bałwochwalstwem rynku”, wprawdzie teoretycznie słuszne, wydaje się jednak szalenie przesadzone. Tym bardziej, że - po drugie - na świecie szerzy się epidemia całkiem innego bałwochwalstwa - bałwochwalstwa państwa - również będącego ludzkim wytworem - przed którą nie tylko nikt nie przestrzega, ale nawet można odnieść wrażenie, że wielu ludzi, a może nawet bardzo wielu, pada tej epidemii ofiarą. O ile, bowiem zwolennicy wolnego rynku - może z jakimiś bardzo nielicznymi wyjątkami, których, nawiasem mówiąc, nigdy w życiu nie spotkałem - nie uważają, by rynek był wszechmocny, to przekonanie o omnipotencji państwa jest bardzo rozpowszechnione. Żeby nie być gołosłownym, przypomnę wynurzenia pewnej naszej Umiłowanej Przywódczyni, która w rozmowie zamieszczonej nie tak dawno w ogólnopolskim dzienniku dała wyraz przekonaniu, że zboże rośnie, kury się niosą, krowy dają mleko, a słońce wschodzi i zachodzi dlatego, że odpowiednie urzędy wydały na to zezwolenia. Gdyby tych zezwoleń nie było, świat zatrzymałby się w bezruchu - aż do odwołania. To przekonanie musi podzielać wielu ludzi, skoro uważają, że najlepszym remedium na trapiące świat patologie, byłby rząd światowy. Jest to jednak dość ryzykowne, bo skoro mamy tyle paroksyzmów i zgryzot z jednym w końcu - powiedzmy sobie szczerze - prowincjonalnym i nieposiadającym większego, a prawdę mówiąc - żadnego ciężaru gatunkowego rządem pana premiera Tuska, to cóż dopiero musiałoby się dziać w przypadku rządu światowego? SM

Dalsze doskonalenie Jak już informowałem, 9 października wygrała demokracja - ale to nie znaczy, że nie może być lepiej. Demokracja - demokracją - ale ktoś przecież musi tym kierować - twierdził sekretarz powiatowego komitetu PZPR, którego w filmie Krzysztofa Zanussiego „Kontrakt” grał Janusz Gajos. Toteż wprawdzie dalsze doskonalenie tubylczej sceny politycznej następuje systematycznie z wyborów na wybory, ale co to, komu szkodzi wykorzystać do dalszego doskonalenia również okresy między wyborami? To nikomu nie szkodzi, a doskonalenia, zwłaszcza dalszego, nigdy za wiele, toteż nic dziwnego, że dalszy ciąg dalszego doskonalenia sceny politycznej nastąpił już po orgazmie zwycięstwa, kiedy to wszyscy wygrali i każdemu należy się nagroda. Niektórzy zrozumieli to dosłownie i dlatego w partiach rozpoczęły się powyborcze dintojry. Najpierw w Platformie Obywatelskiej i Sojuszu Lewicy Demokratycznej, gdzie były premier Leszek Miller, pędzi od sukcesu do sukcesu niczym tornado od oceanu do oceanu, a z kolei premier Tusk próbuje, zresztą po raz kolejny, okiełznać marszałka Grzegorza Schetynę. Nawiasem mówiąc, Leszek Miller, który coś tam przecież o kulisach sceny politycznej musi wiedzieć, twierdzi, że skoro premier Tusk porywa się na samego Grzegorza Schetynę, to musi być wyjątkowo silny. To bardzo ciekawe, bo skoro ten marszałek Schetyna taki silny, że porywanie się na niego dowodzi jeszcze większej, niemalże nadludzkiej siły, to skąd właściwie bierze się siła Grzegorza Schetyny? Z demokracji na pewno nie, bo z demokracji Grzegorz Schetyna dostał tylko 67 tys. głosów, a to w porównaniu do 274 tysięcy Donalda Tuska stanowi bardzo niewiele. Najwyraźniej siła marszałka Schetyny bierze się z jakiegoś czynnika niedemokratycznego, wśród których najbardziej prawdopodobnym są Siły Wyższe. Czyżby premieru Tusku znowu zamarzyła się jakaś emancypacja? Skoro tak, to finał zmagań z marszałkiem Schetyną może być niezwykle interesujący, a przede wszystkim - obfitujący w niespodzianki. Nie uprzedzajmy jednak faktów tym bardziej, że do powyborczej dintojry doszło również w Prawie i Sprawiedliwości, gdzie po występie harcownika Cymańskiego przemówił sam Zbigniew Ziobro, w charakterze płomiennego szermierza demokratyzacji. Przekładając to na język ludzki można odnieść wrażenie, że jeśli PiS-em kieruje prezes Kaczyński, to demokratyzacji nie ma, tymczasem gdyby kierownictwo PiS przejął Zbigniew Ziobro, to demokratyzacja by nastąpiła. Jeśli chodzi o prezesa Kaczyńskiego, to akurat może być prawda, natomiast ewentualne rządy Zbigniewa Ziobry wcale nie musiałyby być bardziej demokratyczne. Zresztą - mniejsza o to tym bardziej, że, w odróżnieniu od Leszka Millera, Zbigniew Ziobro żadnego spektakularnego sukcesu na razie nie odnotował. Przeciwnie - głosowanie na partyjnym konwentyklu pokazało, że z taką liczbą zwolenników, jaka zdecydowała ujawnić się w tajnym głosowaniu, na obalenie prezesa Kaczyńskiego wielkich szans nie ma. Inna rzecz, że prezes Kaczyński nie ma szczęśliwej ręki w doborze swoich faworytów; każdy z nich prędzej czy później go zdradza. Czy to będzie Kazimierz Marcinkiewicz, z którego prezes Kaczyński potrafił wystrugać nawet premiera, czy to Janusz Kaczmarek, co to miał być biczem bożym na „układ”, a tymczasem okazał się tego „układu” niezwykle zdyscyplinowanym funkcjonariuszem, czy wreszcie teraz - Zbigniew Ziobro. Ciekawe, jaką karę obmyśli mu teraz prezes Kaczyński i czy europoseł Ziobro będzie pokornie czekał na ukaranie, czy też wyprowadzi trzódkę swoich zwolenników z kaczyńskiej niewoli do jakiejś ziemi obiecanej. Co prawda w takie obiecanki nie zawsze można wierzyć, a los trzódki występującej pod szyldem Polska Jest Najważniejsza może posłużyć i za ilustrację i za przestrogę, a po drugie - to jakąż postać miałaby ta ziemia obiecana przybrać? Na razie nie wiadomo, ale bo też proces dalszego doskonalenia sceny politycznej dopiero się rozpoczął. Dalsze doskonalenie stworzyło w jednej strony okazję do demonstracji świadomej dyscypliny, a z drugiej - nowe zarzewie konfliktu. Mam oczywiście na myśli prokuratorów, w osobach Bogdana Święczkowskiego, Dariusza Barskiego, Krzysztofa Hetmana i Adama Jarubasa, którzy podjęli próbę urozmaicenia sobie stanu spoczynku piastowaniem mandatu poselskiego. Problem polega na tym, że art. 103 konstytucji stanowi, iż nie można łączyć stanowiska prokuratora z mandatem poselskim. Krzysztof Hetman i Adam Jarubas z PSL, kiedy tylko się o tym przepisie konstytucji dowiedzieli, posłusznie zrezygnowali z poselskich mandatów, podczas gdy Bogdanowi Święczkowskiemu i Dariuszowi Barskiemu mandaty musiał „wygasić” sam marszałek Schetyna, nie tylko osierocając 29 tysięcy nieutulonych w żalu wyborców, ale i demonstrując siłę. Oczywiście sprawa na tym się nie skończy, bo obydwaj prokuratorzy, chociaż w stanie spoczynku, odwołali się do niezawisłego Sądu Najwyższego, który nie tylko będzie musiał teraz odrzucić wszystkie protesty wyborcze i wyniki zatwierdzić, ale też rozstrzygnąć delikatną kwestię uczestnictwa prokuratorów w życiu politycznym naszego nieszczęśliwego kraju. Dotychczas, bowiem prokuratorzy uczestniczyli w życiu politycznym pośrednio, na życzenie swego politycznego mocodawcy eliminując jego politycznych przeciwników przy pomocy surowej ręki sprawiedliwości ludowej, więc inicjatywa panów Święczkowskiego i Barskiego niewątpliwie zmierzała do precedensowego rozszerzenia tego uczestnictwa również na formy bezpośrednie. Podobne dylematy muszą nurtować tajne służby; czy uczestniczyć w życiu politycznym pośrednio, poprzez swoich konfidentów, których trzeba wypromować na posłów, ministrów, premierów i prezydentów, czy też sięgnąć po te wszystkie splendory osobiście. Jak widzimy, dalsze doskonalenie politycznej sceny nie jest procesem ani łatwym, ani prostym. Przeciwnie - obfituje z rozmaite zasadzki i rodzi szereg rozterek i wątpliwości. Te rozterki i wątpliwości przenoszą się również do sfery medialnej, gdzie właśnie pan Hajdarowicz stał się wyłącznym właścicielem spółki Presspublica wydającej dziennik „Rzeczpospolita” - i wbrew poważnych ostrzeżeniom środowiska dziennikarskiego przed zmianą redaktora naczelnego „Rzepy” - właśnie redaktora Lisickiego wyrzucił. Wprawdzie nowy naczelny, Tomasz Wróblewski uspokaja, że razem z całą gazetą będzie stał na nieubłaganym gruncie konserwatywnego liberalizmu, ale to nie musi oznaczać niczego konkretnego od czasów, kiedy konserwatywnym liberałem okazał się nawet poseł Palikot. Skoro wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler uważany jest przez „młodych, wykształconych” za przedstawiciela prawicy i to w dodatku „skrajnej”, to tylko patrzeć, jak konserwatywnym liberałem okaże się również pan Sławomir Sierakowski. Na razie palikoty złożyły do marszałka Schetyny pierwszy wniosek o usunięcie krzyża z plenarnej sali Sejmu. Nie sądzę, by marszałek Schetyna się do tego pomysłu zastosował, więc jest wielce prawdopodobne, iż palikoty będą te wnioski kolekcjonowały przez najbliższe cztery lata, niczym w swoim czasie Chińczycy tak zwane „poważne ostrzeżenia” wobec USA. Pamiętam, że doliczyłem się aż 421 takich „poważnych ostrzeżeń”, a potem już straciłem rachubę. Oczywiście nie każdy daje się nabierać na wymyślane przez medialnych i artystycznych magików takie makagigi. Właśnie w Berlinie wycofano film Artura Żmijewskiego pod tytułem „Berek”, gdzie autor próbował pokazywać jakichś golasów tańcujących żwawo w komorze gazowej. Autor przygotował sobie mnóstwo rzewnych opowieści o tym, jakie to otchałnne treści te golasy ze sobą niosą - ale nie z Żydami takie numery! Berlińska gmina żydowska na żadne polskie blagi nabrać się nie dała i - jak wyjaśniła kurator imprezy Anda Rottenberg - Żmijewskiego z Berlina pogoniła. Tymczasem w naszym nieszczęśliwym kraju niezawisły sąd zrobił artystę nawet z uchodzącego za delegata Belzebuba na Polskę, a w każdym razie - na województwo pomorskie niejakiego Nergala. Stanisław August, ile razy udało mu się jakoś wybrnąć z kłopotów pieniężnych powtarzał za świętym Pawłem, że „zbawienie przychodzi od Żydów”. Ale bo też oni żadnymi politycznymi poprawnościami ani myślą się przejmować. To jest dobre dla głupich gojów, którzy zamiast zbawienia skazani są na dalsze doskonalenie politycznej sceny. SM

Sprostowanie Ach, muszę uderzyć się w piersi, przeprosić prof. Victora Claara i Czytelników za napisanie w felietonie: Kradzież podstępna i zuchwała - iż zajmuje się on propagowaniem Fair Trade. Wszystko oczywiście się zgadza, ale na tej samej zasadzie, jak odpowiedź Radia Erewań na pytanie słuchacza, czy to prawda, że na Placu Czerwonym w Moskwie rozdają samochody. Jak wiadomo, Radio Erewań odpowiedziało, że wszystko się zgadza, z tym jednak, że nie w Moskwie, tylko w Leningradzie, nie na Placu Czerwonym, tylko na Newskim Prospekcie, nie samochody, tylko rowery i nie rozdają, tylko kradną. Więc i pan prof. Victor Claar KRYTYKUJE Fair Trade i jeśli przy okazji go popularyzuje, to tylko w tym sensie, jak ksiądz z kościoła na Grzybowie popularyzował tzw. świadome macierzyństwo. Boy-Żeleński wspomina, że któregoś dnia do Towarzystwa Świadomego Macierzyństwa trafiła kobiecina z problemem. Urzędujące tam dobre panie zapytały ją, jak tu trafiła, od kogo dostała adres - a ona na to, że od księdza na Grzybowie. Okazało się, że ksiądz co niedziela grzmiał przeciwko Towarzystwu - ale zawsze podawał adres. Podobnie postępowały redakcje tzw. pism brukowych, publikujące interwencyjne notatki: „Jak długo jeszcze policja będzie tolerowała dom schadzek przy ulicy Widok 10, mieszkania 12, III piętro, dzwonić dwa razy?” SM

Marsz Niepodległości - będzie ostro! Pole bitwy wybrane. Obowiązek stawienia czola Lewicy przede wszystkim Przypominam, że Oddział Stołeczny KNP (pod wodzą nowego Prezesa, kol. Olafa Wojaka), "Liberalni" (pod wodzą kol. Konrada Rosińskiego), Koledzy ze wszystkich Oddziałów i "drużyny Korwina" - organizują nasze uczestnictwo w Marszu Niepodległości. Data nie podoba się ani nam, ani narodowcom - ale pole bitwy wybrane. Obowiązek stawienia czola Lewicy przede wszystkim. Proszę się odpowiednio przygotować i zebrać. Zbiórkę zrobimy osobno - przed terminem zbiórki Marszu. Podobno po stronie lewaków mają się pokazać bojowki AntiFy. AntiFa to takie GeStaPo - tyle, że (na szczęście) źle z'organizowane.By być ścisłym: w ogóle jeszcze nie z'organizowane. Godło AntiFy - na ilustracji. AntiFa powołuje się na korzenie anarchistyczne - ale Czarna Flaga schowana jest wstydliwie za dumnie się pyszniącą Czerwoną. Z resztek Czarnej można wykroić całkiem gustowną Swastykę - i umieścić pośrodku czerwonej flagi. To ukazałoby charakter tej organizacji. A ponadto jestem jeszcze pedofilem, pederastą i pesymistą. Jakby sie, kto pytał. JKM

01 listopada 2011 "Nazwa Halloween - jest najprawdopodobniej skróconym All Hallows ‘Eye - wigilia Wszystkich Świętych” (????) Tak napisano w lewicowej Wikipedii. Bardzo mnie to zdziwiło. Właśnie dzisiaj mamy święto Wszystkich Świętych - święto poświęcone ludziom, którzy swoje życie poświęcili pracy dla Kościoła i dla niego umierali. Byli męczennikami Kościoła i dlatego zostali świętymi. Umierali za wiarę w Chrystusa. Święto Wszystkich Świętych ustanowił papież Bonifacy IV, wtedy, gdy od cesarza otrzymał starożytną świątynię pogańską Panteon pod budowę kościoła pod wezwaniem Matki Bożej Męczenników... A był to rok 610. Święto obchodzono wtedy 13 maja. Papież Grzegorz III przeniósł go z 13 maja na 1 listopada w roku 731. I tak pozostało.. W poprzedniej komunie propagandyści używali nazw” Wszystkich Zmarłych”, albo Święto Zmarłych”(!!!!) Co było kompletnym absurdem, ponieważ 1 listopada Kościół Powszechny obchodził święto Wszystkich Świętych, a nie wszystkich, którzy zmarli.. I do tego ateistów i ludzie niewierzących.. Wszystko kompletnie pomieszali propagandowo, żeby wierni Kościoła nie mogli połapać się, o co w tym wszystkim chodzi. To tak jakby dzisiaj, w Dzień Zaduszny modlić się za duszę Adama Darskiego - ps. Nergal - bóg sumeryjski, gdyby oczywiście bóg Nergal odszedł już z tego świata i przebywał w piekle razem z Lucyferem. Nie wiem zresztą, czy bóg sumeryjski w ogóle ma duszę., skoro jest bogiem sumeryjskim... I czy mógłby przebywać w piekle, o którym w Kościele Powszechnym nie mówi się wiele, żeby nie powiedzieć wcale.. Hulaj dusza – piekła już nie ma, co zakreślono podczas Rewolucji w Kościele, czyli Soborze Watykańskim II. W Dzień Zaduszny (2-go listopada) modlimy się wyłącznie za dusze wszystkich wierzących w Chrystusa Pana, a nie za dusze wszystkich..(!!!!) Bo Dzień Zaduszny nie jest świętem wszystkich- tylko tych, którzy w Chrystusa wierzyli i po jego drodze kroczyli za życia ziemskiego, przechodząc do życia wiecznego.. Za tamtej komuny wszyscy mieli swoje ”święto”, ale święto propagandowe ustanowione przez Biuro Polityczne państwa socjalistycznego poza Kościołem Powszechnym.. Taki związek państwa z Kościołem, ale pod auspicjami państwa. Jeszcze kilka lat temu słuchałem każdego roku z ust pana Macieja Orłosia pos Teleekspres - w dniu Wszystkich Świętych, że mamy dzisiaj Dzień Zmarłych. (????) Co mnie denerwowało, bo była to komunistyczna propaganda, która dalej trwała, tak jak w 1989 roku- niby się komunizm skończył - ale Sejm uchwalał dalej budżet dla urzędu cenzury na Mysiej... Generał Kiszczak wraz z innymi oficerami prowadzącymi i robiącymi „zmiany”, zapomnieli usunąć budżet dla cenzury na Mysiej.. Wielkie niedopatrzenie ze strony ustanawiających nowy ustrój.. Kapitalizm kompradorski pełen ograniczeń, koncesji i zezwoleń.. Żeby od wolności się Polakom nie przewróciło w głowie.. Dochodzimy już do 600 koncesji w gospodarce!!!!! To jest wolny rynek! W Dzień Zaduszny organizowane są wystawy, spektakle czy przedstawienia poświęcone artystom zmarłym, ale tylko tym, którzy kroczyli drogą Chrystusa.. To nie jest Dzień Zaduszny dla ateistów i ludzi niewierzących.. Zobaczymy, co telewizja nam przygotuje.. Jakich artystów będą wystawy, spektakle i przedstawienia.. Być może samych ateistów.. Ponieważ żyjemy w czasach praw zwierząt, co oznacza, że niektórzy nasłani do Kościoła „kapłani” będą propagować fałszywkę, że zwierzęta mają dusze, i wtedy trzeba będzie odprawiać msze za „ zmarłe „ zwierzęta, które też powinny być chrześcijanami, skoro mają dusze.. I nie powinnyśmy ich jeść.. Skoro mają dusze i są naszymi braćmi - chreścijanami, to przecież braci się nie zjada, bo to jest kanibalizm. A kanibalizm Kościół Powszechny potępia.. Niektóre żelazka też mają dusze.. Jak twierdzi pastor - animal w PR1 Polskiego Radia - „pchły też mają dusze”.(???) Jak mają - to nie powinno się ich zabijać, tak jak much! Panie pastorze - animal.. Co to takiego pastor- animal? Znowu jacyś ekologowie podszywający się pod pasterzy Kościoła? Skoro zwierzęta mają dusze, to potrzebują również pastora... Najlepiej wybranego przez kongregację wiernych poprzez demokratyczny wybór.. Tak jak obecnie w protestantyzmie. Ale wybierają też poprzez synod lub generalną konferencję.. Zależy, w jakim zborze.. Ale demokratycznie jest nowocześnie.. Niech lud wybiera sobie proboszczów i biskupów.. Niech kandydaci na biskupów kleją plakaty wyborcze i rozrzucają wyborcze ulotki, opowiadają głodne kawałki podczas wyborczych bachanalii, niech rejestrują komitety wyborcze i zbierają podpisy poparcia pod swoją kandydaturą na biskupa.. Ale byłyby komedia! Tak jak dzisiaj w demokracji powszechnej. I nikt się nie śmieje, że to zwykłe jaja. 52 % ”obywateli” przykutych do państwa już nie chodzi na wybory, tylko patrzeć jak bachanalia będą obowiązkowe, a kilka % skreśla i wypisuje różne emocjonalne zdania - ale robi frekwencję... Może w przeszłości demokratyczne wybory będą, jak Kościół Powszechny się zdemokratyzuje dalej niż obecnie.. Bo już papieża wybiera się demokratycznie większością głosów podczas konklawe, które - jak twierdził Stanisław Lem – można doprowadzić do ludożerstwa. A nie tak jak kiedyś- żyjący papież wyznaczał swojego następcę. Są już demokratyczne rady parafialne... Ale wróćmy do Halloween.. Dynie, czarownice, nietoperze, czarne koty. Zombie- oto symbole Halloween. Pogańskie symbole niemające nic wspólnego z chrześcijaństwem. Chrześcijaństwo powstało na sprzeciwie wobec judaizmu. Wyznawca nauki Chrystusa - to chrześcijanin.. Pogańscy Druidzi, dziwaczne stroje i maski, odstraszanie złych duchów, czarownice w towarzystwie czarnych kotów przepowiadające przyszłość.. Wróżbiarstwo i magia.. Chrześcijaństwo jest wiarą w Chrystusa.. Parady -tzw. State Street Halloween Party odbywające się każdego roku w Nowym Yorku, jako parady homoseksualne w dzielnicy Greenwich Village - to obraza Boska.. Pederastia podnoszona do rangi cnoty.. Powinna się nazywać Homo Street Halloween Party. Halloween to dzień Szatana.. Dzień wiedźm i czarownic... Siłą rzeczy Halloween nie może być Wigilią Wszystkich Świętych.. Bo to kompletny nonsens, który wciska nam propaganda ustawiona przeciw chrześcijaństwu.. Żydzi na przykład nie obchodzą święta Wszystkich Świętych, bo niby, dlaczego, to nie są ich święci, ale palą na grobach zmarłych „znicze pamięci” a zamiast kwiatów przynoszą- kamienie. To ich cywilizacja - nie nasza.. Meksykanie mają „Dia de los Muertos”- Dzień Zmarłych, oparty o prekolumbijskie zwyczaje. Mają też „Dia de los Fieles Difuntos” ( Zaduszki). Mają też Wszystkich Świętych, czyli „Todos los Santos”.. Różne rzeczy są na tym Bożym świecie, ale żeby w encyklopedii wypisywać kompletne głupstwa.. Prawidłowo zdanie powinno brzmieć: „Nazwa Halloween nie jest skróconym All Hallows’s Eye- Wigilią Wszystkich Świętych”.. Jest sztucznie lansowanym” świętem” mającym zdyskredytować chrześcijaństwo, jako zabobon.. I dlatego każdego roku wciskają nam to pogańskie” święto” tumaniąc – niczego nie świadomą - młodzież.. Nawet tancerz z Mongolii, niejaki Bill - reporter- występujący u pana Majewskiego i w „Tańcu z gwiazdami”, powiedział, że nie wie, jakie to święto jest 1 listopada, ale życzy wszystkim ”Wesołych Świąt”.(???) A wesołego Halloween? Nie łaska.. Tyle lat w Polsce i nawet babcia grała w ”Potopie” a on nie wie, jakie to święto.. Pojętny w tańcu, a w tym, co go otacza – jakoś mniej.. Wesoły Bill! WJR

Gigant jednak na sprzedaż Kończą się ustalenia dotyczące sprzedaży PKP Cargo, ale związkowcy wciąż walczą o pozostawienie spółki w polskich rękach. Ważnym etapem na drodze do sprzedaży tej największej w Polsce kolejarskiej spółki zajmującej się przewozami towarowymi, a jednocześnie jednej z najbogatszych, przynoszącej największe dochody, jest uzgodniony przez związki zawodowe i zarząd pakiet gwarancji pracowniczych. Jego przyjęcie, jak zaznaczają przedstawiciele „S”, jest warunkiem prywatyzacji polskiego przewoźnika towarowego. Pakiet musi zostać teraz zaakceptowany przez odpowiednie organy korporacyjne PKP S.A. i PKP Cargo oraz Ministerstwo Skarbu Państwa.

To nie koniec negocjacji Henryk Grymel szef kolejarskiej „S” tłumaczy: – Pakiet podpiszemy dopiero wtedy, gdy prezes Cargo uzyska odpowiednie zgody. Gdybyśmy zrobili to teraz, uruchomione zostałyby procedury prywatyzacyjne, po czym PKP S.A. lub minister skarbu mógłby zakwestionować kształt pakietu i pracownicy Cargo zostaliby na lodzie. Co udało się ustalić? W dokumencie są zapisy, które dotyczą m.in. gwarancji zatrudnienia i premii prywatyzacyjnej. Pracownicy, którzy pracują w Cargo ponad 25 lat (a tych, jak zaznacza przewodniczący Grymel, jest prawie 70 proc.) dostaną gwarancję zatrudnienia do emerytury. Ci, którzy pracują krócej, będą mieli zagwarantowane zatrudnienie przez sześć lat. Premia prywatyzacyjna dla pracowników także będzie zależeć od stażu pracy. Pracujący krócej dostaną 80 proc. średniego wynagrodzenia w PKP Cargo, a ci pracujący najdłużej – jego dwukrotność. Wstępne ustalenia` zapisane w pakiecie gwarancji pracowniczych wcale nie oznaczają zgody „S” na sprzedaż spółki. A przede wszystkim na jej sprzedaż inwestorowi strategicznemu. – Sprzeciwiamy się przede wszystkim takiej formie prywatyzacji. Drugi pod względem rozmiarów przewoźnik kolejowy w Polsce jest siedmiokrotnie mniejszy od PKP Cargo S.A., nie stać go więc na zakup spółki. Na większościowy pakiet akcji PKP Cargo S.A. stać tylko kolej niemiecką lub rosyjską, które są i mają pozostać państwowe. Więc co to będzie za prywatyzacja, kiedy polską firmę państwową kupi zagraniczna firma państwowa? – mówi Henryk Grymel. Nikt nie chce ujawnić pracownikom, kto jest zainteresowany kupnem PKP Cargo, ale z pewnością są wśród nich najwięksi konkurenci spółki, czyli państwowa kolej niemiecka DB, państwowa kolej francuska SNCF oraz państwowe kolej rosyjskie RŻD. Miejsce państwa polskiego w roli właściciela PKP Cargo zajęłoby wtedy inne państwo. Lecz związkowcy wykazują też, że taki sam skutek będzie miała sprzedaż spółki inwestorowi finansowemu, bowiem tego typu inwestorzy po kilku latach działalności sprzedają udziały inwestorowi branżowemu (a tu znów wchodziłyby w grę koleje niemieckie lub rosyjskie).

Tylko giełda 19 października szefowie trzech największych central związkowych działających na kolei (Henryk Grymel z Solidarności, Stanisław Stolorz z Federacji Związków Zawodowych Pracowników PKP i Leszek Miętek z Konfederacji Kolejowych Związków Zawodowych) zwrócili się do premiera Donalda Tuska o wydanie dyspozycji ministrowi infrastruktury i prezesowi zarządu PKP S.A. w sprawie wstrzymania dalszych prac nad prywatyzacją PKP Cargo S.A., poprzez jej sprzedaż inwestorowi strategicznemu. Szefowie związków przekonują, że z wypowiedzi prezes PKP S.A. Marii Wasiak wynika, iż chce ona szybko dopuścić do badania stanu spółki (tzw. due dilligence) przez zainteresowanych zakupem Cargo jej głównych konkurentów rynkowych. Tymczasem przed wyborami sprawa była wyciszona. Związkowcy apelują do premiera o przyjrzenie się tej sprawie, bo w przeciwnym razie, działając metodą faktów dokonanych, prezes zarządu PKP S.A. doprowadzi do sytuacji, w której to premier będzie odpowiedzialny za przeprowadzoną prywatyzację. Związkowcy, zjednoczeni w walce o zachowanie Cargo w polskich rękach, uważają, że PKP Cargo może zostać sprywatyzowane jedynie przez giełdę, żeby udziały trafiły do wielu inwestorów. Dzięki temu, przy rozproszonym pakiecie polskie państwo nadal będzie mogło (nawet dysponując mniejszościowym pakietem akcji) skutecznie wpływać na decyzje w PKP Cargo.

Spółka nie gotowa Lecz przede wszystkim, zdaniem związkowców, PKP Cargo nie jest przygotowane do prywatyzacji, gdyż nie zostało, mimo ustawy, wyposażone w majątek konieczny do jego funkcjonowania. Związkowcy argumentują, że spółka nie ma wystarczającego majątku do samodzielnego prowadzenia działalności i zwracają uwagę, że w tej sprawie należy przeprowadzić niezależny audyt. Drugi argument to nieaktualna wycena spółki. Ich zdaniem wycena sprzed ponad roku uległa całkowitej dezaktualizacji. Może to narazić skarb państwa na ogromne straty. Związkowcy zwracają uwagę, że przez ostatni rok nastąpiła poważna zmiana warunków działania spółek kolejowych. Wprowadzane przez Unię Europejską przepisy obniżą o blisko 2/3 stawkę za dostęp do torów (obecnie torami zarządza niezależna spółka). Związkowcy szacują, że wynik finansowy Cargo tylko z tego powodu zwiększy się nawet o 800 mln zł netto. To zaś zwiększy wartość całej spółki do nawet 4 mld zł. A nie zostało to uwzględnione w wycenie. Związkowcy liczą na jej zaktualizowanie przez niezależnych ekspertów. Jak informują prezes Cargo Wojciech Balczun podczas obchodów 10-lecia spółki mówił o zysku netto wypracowanym przez 8 miesięcy tego roku na poziomie ponad 170 mln zł. Tymczasem MSP chce sprzedać pakiet kontrolny spółki za blisko dwa miliardy zł. To oznaczałoby, że inwestorowi pieniądze zwrócą się już po kilku latach działalności PKP Cargo jest drugim pod względem wielkości przewozów przewoźnikiem kolejowym w Unii Europejskiej. W Polsce jego udział w przewozach wynosi ponad 70 proc. Spółka przewozi ładunki dla wszystkich największych firm w kraju i transportuje większość surowców i materiałów z państw WNP. Ma, zatem wgląd, poprzez listy przewozowe, w specyfikacje obrotu handlowego (dane szczególnie wrażliwe) wszystkich branż polskiej gospodarki a poprzez swoje frachty przewozowe wpływa na jej konkurencyjność. We wrześniu spółka przewiozła 11 mln ton towarów. Po trzech kwartałach 2011 roku przewozy spółki wyniosły 98,86 mln ton, czyli 13,2 proc. więcej niż rok wcześniej (87,30 mln ton) i o 13 proc. powyżej planu (87,50 mln ton). Maciek Chudkiewicz

Będzie lustracja współpracownika Komorowskiego Wiceszef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Zdzisław Lachowski oświadczył, że w związku z artykułem „Gazety Polskiej” wystąpi do IPN o uruchomienie lustracji na podstawie złożonego wcześniej oświadczenia. „Gazeta Polska” ujawniła, że z dokumentów służb specjalnych PRL wynika, że Lachowski został zarejestrowany, jako tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Zelwer”. Gazeta zaznacza m.in., że Lachowski ostatnio przewodniczył obradom „okrągłego stołu” z udziałem przedstawicieli aparatu Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. Lachowski twierdzi, że w ramach procedury dotyczącej dopuszczenia go do informacji niejawnych, został pozytywnie zweryfikowany przez odpowiednie służby. „Niemniej, w świetle wyżej wspomnianych oskarżeń, postanowiłem wystąpić do IPN o uruchomienie lustracji na podstawie złożonego wcześniej oświadczenia” – napisał Lachowski. Dziś w TVN24 europoseł PiS Ryszard Czarnecki podkreślił – komentując sprawę doniesień dotyczących Jana Tomaszewskiego – że ostatnio w mediach tyle informacji o pośle-elekcie PiS, który zaprzecza, by był w latach 80 konsultantem SB, a nie ma słowa o Lachowskim. pap, niezalezna.pl

Prezydent Ahmadineżad: pieniądze z europejskich podatków od 60 lat trafiają do kieszeni syjonistów Podczas sobotniego spotkania z zagranicznymi gośćmi w Teheranie, prezydent Iranu dr Mahmud Ahmadineżad wyraził opinię, iż pieniądze z podatków płaconych przez narody Europy płyną wprost do kieszeni syjonistów. W zamian, syjoniści wspierają i finansują kampanie wyborcze określonych, wygodnych dla siebie partii i person w krajach Zachodu.

Rozwijając temat syjonizmu, Jego Ekscelencja po raz kolejny stwierdził, że reżim izraelski jest bardzo skomplikowaną strukturą, trzymającą rękę na pulsie w zakresie władzy, finansów i mediów. Izrael jest według niego symbolem antyludzkiej ideologii syjonizmu, nietrzymającym się ani religii, ani etyki, a co za tym idzie, tylko udającym żydowskość. Powyższe uwagi zostały przez prezydenta wygłoszone w dniu, w którym w irańskiej stolicy zorganizowano konferencję, jakiej celem było ustanowienie Unii Prasowej Świata Islamskiego. Na konferencji pojawili się przedstawiciele 38 krajów. Mahmud Ahmadineżad nawoływał między innymi do rozwoju Unii, sformowania szerszego frontu mającego na celu przełamanie monopolu sił zachodnich mediów i podkreślenie wagi opinii muzułmanów w światowym obiegu informacji, a także zaznaczył, iż bezstronność i uczciwa obserwacja to fundamenty, na jakich powinny być budowane media. Z kolei irański minister kultury Mohammad Hosseini w rozmowie z Press TV stwierdził między innymi, że „Islamskie Przebudzenie” na Bliskim Wschodzie oraz rola mediów w tym wydarzeniu miały ogromną wagę, zaś głównym celem Unii Prasowej ma być pokazanie odmiennego oblicza wydarzeń opisywanych jednostronnie w mediach Zachodu.

Ettelaat.com

Mistrzowskie lądowanie polskiego pilota Boeing 767, który kilkadziesiąt minut krążył nad Warszawą, wylądował awaryjnie na lotnisku Okęcie bez wysuniętego podwozia. Dzięki lądowaniu mistrzowsko wykonanemu przez kapitana Tadeusza Wronę nikomu z 231 osób na pokładzie samolotu nic się nie stało. Boeing wyleciał z Newark k. Nowego Jorku około godz. 7.00 rano i planowo miał wylądować na Okęciu o godz. 13.35. Jednak w trakcie podchodzenia do lądowania okazało się, że pilot nie może wysunąć podwozia. Nie zadziałał system elektryczny ani rezerwowy, nie można było także opuścić podwozia ręcznie. W tej sytuacji zapadła decyzja o lądowaniu awaryjnym i samolot zaczął krążyć nad Warszawą, aby wypalić paliwo, gdyż ten typ boeinga nie ma instalacji do zrzucania benzyny. Końcówka lotu odbywała się w asyście dwóch F-16 z 32. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Łasku, które akurat wczoraj pełniły dyżur bojowy. W tym samym czasie straż pożarna i służby ratunkowe przygotowywały się do przyjęcia maszyny – na pasie startowym umieszczono warstwę piany, która miała uniemożliwić ewentualne zapalenie się boeinga, ponadto lotnisko zostało zamknięte dla innych samolotów, a policja wstrzymała również ruch samochodów przy alei Krakowskiej na odcinku od ul. 17 stycznia do ul. Szyszkowej. Rzecznik LOT Leszek Chorzewski poinformował, że samolot lądował praktycznie z pustymi bakami. – W związku z tym ryzyko zapalenia się samolotu było niewielkie. Iskry, które było widać w telewizji przy lądowaniu, to normalne tarcie metalu o asfalt. Na pasie była położona “poduszka” ze specjalnej substancji gaśniczej. Maszyna po wylądowaniu została standardowo również polana substancjami gaśniczymi – tłumaczył Chorzewski. Dodał, że lotnisko będzie zamknięte do godz. 8.00 w środę, gdyż boeing stanął w pobliżu skrzyżowania obu pasów startowych i dopóki nie zostanie usunięty z drogi startu i lądowania, żaden samolot nie może być przyjęty w Warszawie. Wszystkie loty będą kierowane np. do Krakowa, Katowic, Poznania czy Gdańska. Ale kilka godzin później Michał Marzec, dyrektor lotniska Chopina, powiedział, że port może być zamknięty znacznie dłużej, bo usuwanie samolotu może potrwać nawet kilkadziesiąt godzin. Dyskutowano na ten temat z przedstawicielami Boeinga podczas specjalnej telekonferencji i to Amerykanie mieli wskazać technologię usuwania maszyny z płyty lotniska. Wiele miało zależeć od oceny stanu technicznego samolotu, czy będzie on nadawał się do naprawy, czy też zostanie przeznaczony do kasacji. Ale dopóki 767 będzie stał na pasie, z Warszawy nie wyleci żaden samolot. Dlatego dyrektor Michał Marzec radził wszystkim osobom, które miały zaplanowane na dziś loty, aby skontaktowały się ze swoimi przewoźnikami. Dowiedzą się wtedy, czy i skąd odleci ich samolot. Część linii rezerwuje autokary, aby przewieźć pasażerów do Łodzi lub innych miast, skąd będą wykonywane ich rejsy. Nie będzie natomiast żadnych problemów komunikacyjnych z powodu uszkodzenia nawierzchni pasa. Andrzej Ilków, dyrektor Biura Bezpieczeństwa Operacji Lotniczych Lotniska im. Fryderyka Chopina, poinformował, że uszkodzenia drogi startowej przez boeinga są bardzo małe i zostaną szybko usunięte. Wśród pasażerów lotu z Newark był także o. Piotr Chyła CSsR, wikariusz prowincjała Warszawskiej Prowincji Redemptorystów. Tuż po lądowaniu relacjonował na antenie Radia Maryja wydarzenia, jakie rozegrały się na pokładzie. Ojciec Piotr Chyła powiedział, że pasażerowie 40 minut przed lądowaniem zostali poinformowani o tym, iż będzie to lądowanie awaryjne. Przyznał, że samo lądowanie było przeprowadzone przez pilota znakomicie, maszyna została posadzona miękko, nie odczuwało się żadnego silnego uderzenia o ziemię. Redemptorysta pochwalił także personel pokładowy za opanowanie i przygotowanie pasażerów do awaryjnego lądowania. Sami pasażerowie zachowywali się spokojnie, część z nich modliła się, o. Piotr Chyła udzielił także niektórym rozgrzeszenia. – Nie było paniki, wszystko było przeprowadzone bardzo dobrze. Myślę, że każdy z pasażerów przeżył swoje, to potężny ładunek przeżyć, ale przeżyliśmy, dzięki Bogu – mówił o. Piotr. Inni pasażerowie relacjonowali, że atmosfera rzeczywiście była nerwowa, ale piloci i stewardesy informowali ich o problemach i o tym, jak mają się zachowywać. To także ułatwiło ewakuację. Pasażerowie szybko opuścili uszkodzony samolot wyjściami awaryjnymi. Zostali oni skierowani do tzw. centrum pobytowego na lotnisku Okęcie. Tam wszystkich przebadano, a jedną z kobiet, która jest w ciąży, przewieziono do szpitala na obserwację. Bliscy, którzy czekali na członków swoich rodzin na Okęciu, musieli uzbroić się w cierpliwość, bo pasażerowie spędzili w centrum pobytowym około pięciu godzin. Wiele osób nie miało przy sobie nie tylko bagażu, rzeczy osobistych, ale także paszportów, które zostały w schowkach nad siedzeniami. Tymczasem wszyscy musieli przejść normalną odprawę Straży Granicznej i zidentyfikować swoje bagaże. Dopiero wtedy mogli opuścić lotnisko. Kapitan Tadeusz Wrona wylądował perfekcyjnie, w czym pomogło mu doskonale wyszkolenie i praktyka – na boeingach lata od 20 lat i ma na koncie 15 tys. godzin spędzonych w powietrzu. Jak podkreślają jego koledzy, pomogło mu także i to, że jest bardzo dobrym pilotem szybowców. Cały czas jest zresztą członkiem Aeroklubu Leszczyńskiego. On i drugi pilot Jerzy Szwarc zostali już przesłuchani przez Państwową Komisję Badania Wypadków Lotniczych. Inspektorzy PKBWL weszli wcześniej do samolotu i dokonali jego oględzin. Zadaniem komisji jest teraz ustalenie przyczyn zablokowania podwozia. Ma to ogromne znacznie nie tylko dla LOT, który ma pięć takich maszyn, ale i dla wielu innych linii lotniczych, gdyż Boeing od 1982 roku dostarczył do różnych państw ponad tysiąc modeli typu 767, z których większość wciąż lata. Półtorej godziny po szczęśliwym lądowaniu oświadczenie wydał prezydent Bronisław Komorowski, który chwilę wcześniej rozmawiał także z dowódcą załogi boeinga. – Myślę, że będę wyrazicielem opinii wszystkich w Polsce, jeśli, po pierwsze, zacznę od podziękowań – podziękowań przede wszystkim dla pilotów, dla całej załogi samolotu polskiego, dla wszystkich służb, które zabezpieczały lądowanie awaryjne – stwierdził prezydent. – To nie, że udało się, to zadziałał system – skuteczny system, zadziałały w pełni procedury, świetnie zadziałali i sprawdzili się ludzie – powiedział Komorowski. Awaryjne lądowanie Boeinga 767 na Okęciu prowokuje do postawienia na nowo pytania o bezpieczeństwo tych maszyn. W ostatnim czasie było kilka przypadków, gdy samoloty lecące do USA musiały z różnych powodów wrócić do Warszawy, choć żaden nie musiał awaryjnie lądować w takich warunkach jak wczoraj. Oczywiście nikt nie dopuści do tego, aby w powietrze wzbił się niesprawny samolot, bo jest on zawsze dokładnie sprawdzany przez mechaników i inżynierów, tym niemniej zdarzają się problemy w powietrzu. Joanna Modzelewska, przewodnicząca-pełnomocnik Związku Zawodowego Pilotów Liniowych PLL LOT SA powiedziała nam, że piloci nieraz zgłaszali problemy techniczne z samolotami, ale przez kierownictwo LOT były one ignorowane. Co więcej, karano pilotów za takie działania, degradując ich na niższe stanowiska, a nawet przesuwano do pracy biurowej, choć przecież sygnalizowali oni te problemy z troski o bezpieczeństwo lotów i pasażerów. – Mamy znakomitych pilotów, o czym świadczy lądowanie kapitana Tadeusza Wrony, zresztą członka naszego związku, który wylatał kilkanaście tysięcy godzin – mówi Joanna Modzelewska. – Tymczasem w ostatnim czasie warunki pracy pilotów znacznie się pogorszyły. Pilotom obcięto pensje o 20 proc., zabrano im także jeden dzień wypoczynku i mimo tego przemęczeni są w stanie dokonywać takich rzeczy – podkreśliła Modzelewska. Przewodnicząca związku dodaje, że piloci mają zakaz publicznego wypowiadania się w takich sprawach, podpisywali na żądanie zarządu specjalne dokumenty na ten temat. I sankcje nie ominęły nawet jednego z kapitanów, który o problemach z samolotami mówił podczas spotkania z posłami na posiedzeniu sejmowej komisji. Krzysztof Losz

Skromny człowiek – bohaterem Skromna, sympatyczna osoba – mówią przyjaciele o pilocie Tadeuszu Wronie, kapitanie Boeinga 767, który awaryjnie lądował na warszawskim Okęciu. Tadeusz Wrona jest jednym z najbardziej doświadczonych pilotów. Na Boeingach lata od 20 lat. Mistrzostwo pilota, majstersztyk – tak szczęśliwe zakończone lądowanie oceniają eksperci. Jak podkreślają, kapitalne znaczenie miał fakt, że Wrona jest szybownikiem. - Tadeusz Wrona przeprowadził to lądowanie awaryjne perfekcyjnie. Niestety, rzadko to się tak kończy. Wystarczy zły kąt natarcia, skrzywienie samolotu – powiedział dziennikarzom prezes LOT Marcin Piróg. Tadeusz Wrona ma 53 lata, jest absolwentem Politechniki Rzeszowskiej. W LOT pracuje od początku lat 80. W PLL LOT pracuje też jego brat. Jest szybownikiem Aeroklubu Leszczyńskiego. Dyrektor aeroklubu Andrzej Majchrzak powiedział PAP, że Wrona w barwach aeroklubu lata od 10 lat, regularnie bierze udział w szybowcowych mistrzostwach Polski. - Latał także w tym roku. W osiąganiu większych sukcesów w szybownictwie nie pozwala mu praca - dodał. - Jest rozsądnym pilotem, nie jest ryzykantem, co w szybownictwie mogłoby się skończyć tragicznie. Prywatnie jest bardzo skromną, sympatyczną, otwartą osobą – dodał Majchrzak. Jak podkreślił, Tadeusz Wrona może liczyć na uhonorowanie jego zasług również w Lesznie. - Z pewnością pogratulujemy mu w naszym gronie, może wypijemy kieliszek koniaku, ale na więcej nie będzie czasu. Gdy Tadeusz Wrona przyjeżdża do Leszna na mistrzostwa, to czeka go intensywny trening, czas mistrzostw i ucieka do pracy - powiedział. Emerytowany pilot PLL LOT kapitan Lech Kasprowicz mówiąc o awaryjnym lądowaniu Boeinga 767 podkreślił: “Szczęście w nieszczęściu, że trafiło na tego pilota”. – Oprócz tego, że to doświadczony pilot i wyjątkowo spokojny człowiek, to jeszcze doskonały szybownik. To tutaj miało pierwszorzędne znaczenie! Samolot wylądował precyzyjnie jak szybowiec – podkreślił. - Ten pilot lata na szybowcach dużo i bardzo dobrze, startuje w zawodach. A wiadomo, że na szybowcach się ląduje nie tylko na lotnisku, ale również na nieprzygotowanych polach, lepszych i gorszych. To miało kapitalnie znaczenie, że on jest szybownikiem – ocenił Kasprowicz. – Dlatego precyzyjnie wylądował, nie zrobił tzw. cyrkla, czyli samolot przed przyziemieniem nie zaczepił końcówką skrzydła czy silnikiem o podłoże. Gdyby o ziemię najpierw zahaczył np. gondolą silnikową lub tyłem kadłuba, gdzie jest płoza, powstałby taki kręcący moment jak przy cyrklu i samolot uderzyłby w ziemię nie w linii lotu, tylko bokiem. Wtedy samolot się łamie i niszczy, byłyby ofiary śmiertelne - zaznaczył. We wtorek o godz. 19.30 kpt. Wrona miał już ponad 3.100 fanów na Facebooku. Natychmiast po ujawnieniu nazwiska powstało kilka stron z jego fanami , a jeden z internautów napisał: „Lataj jak orzeł, ląduj jak Wrona! Tadeusz Wrona pochodzi z Nowej Soli. Przygodę z lotnictwem rozpoczął w Aeroklubie Ziemi Lubuskiej w latach 70. minionego wieku. W tym samym czasie szybowcami już latał Leszek Drygasiewicz, który nawiązał znajomość z nastoletnim Tadeuszem i ciepło go wspomina. - Tadeusz zgłosił się na szkolenie mając ukończone 16 lat, tego wymagał regulamin. Pamiętam, że zawsze chciał dużo latać, wykorzystywał każda okazję, by wsiąść do szybowca i spędzić w powietrzu jak najwięcej czasu. Od początku było widać, że ma talent. Bardzo szybko podnosił swoje umiejętności i piął się do góry, startował z sukcesami w zawodach. Po ukończeniu szkoły średniej dostał się na Politechnikę Rzeszowską i wyjechał. Potem dostał pracę w LOT i przeprowadził się do Warszawy – powiedział PAP Drygasiewicz.Drygasiewicz bardzo wysoko ocenia umiejętności Tadeusza Wrony. - Już jako nastolatek za sterami szybowca pokazał, że ma twardy charakter i jest opanowanym pilotem. W przelotach szybowcowych niejednokrotnie musiał lądować w przygodnych miejscach i nie pamiętam, by uszkodził przy tym szybowiec i cokolwiek mu się stało. Nie wszyscy to potrafili – dodał Drygasiewicz. Jak dodał, o poziomie wyszkolenia Wrony jako pilota szybowca świadczy fakt, że jako trzeci pilot w Aeroklubie Ziemi Lubuskie zdobył Złotą Odznakę z Trzema Diamentami, która jest potwierdzeniem wszechstronności pilota. W tamtych czasach, aby ją uzyskać, trzeba było osiągnąć pułap 5 tys. metrów oraz wykonać przelot zamknięty na dystansie 300 km i przelot otarty na dystansie 500 km. - Tadeusza już w młodym wieku cechował spokój i rozwaga. Nigdy nie wpadał w panikę, nie denerwował się. To sprawiało, że latał pewnie i można było na nim polegać - powiedział Drygasiewicz.Tadeusz Wrona co jakiś czas odwiedza Aeroklub Ziemi Lubuskiej. W 2007 roku przyjechał na uroczystości związane z jubileuszem 50-lecia Aeroklubu, a w tym roku był gościem szybowcowych Mistrzostw Polski w klasie standard, które odbyły się w czerwcu w Przylepie.PAP

Brat Nathanael pisze: Syjonistyczny mord na Muammarze Kaddafim

Źródło : www.realzionistnews.com/?p=666

Data publikacji : 21.10.2011

Tłum. RX

Brutalny mord Muammara Kaddafiego popełniony przez „powstańców” na syjonistycznej smyczy jest przykładem na to, co dzieje się z przywódcami politycznymi, którzy stawiają opór żydowskim bankierom międzynarodowym.Kaddafi odmówił zgody na przejęcie przez rothschildowski, globalny kartel bankowy jego pięciu inicjatyw:

Unii Afrykańskiej z jedną wspólną walutą pod przewodnictwem Kaddafiego

Banku Centralnego Libii pod kontrolą Kaddafiego

Rezerwy złota o wielkości 150 ton pod kontrolą Kaddafiego

Libijskiego Przemysłu Rafineryjno-Paliwowego pod kontrolą Kaddafiego

Rezerw i Zasobów Wody Słodkiej „Blue-Gold” pod kontrolą Kaddafiego

W lipcu 2011 roku syn i prawdopodobny sukcesor Muammara Kaddafiego, Seif al-Islam, stwierdził, że nie chodzi jedynie o libijskie „czarne złoto” (ropa naftowa), bo to, czego pożądają, to przejęcie libijskiego „błękitnego złota” (woda), około 500 mil Nubijskiej Podpustynnej Warstwy Wodonośnej, która znajduje się pod powierzchnią terytorium libijskiego. Nubijska Warstwa Wodonośna jest jedynym źródłem wody słodkiej dostępnym w Afryce Północnej i dlatego jest celem tego, co stało się znane, jako „wodne wojny”.. Francuskie firmy wodne, największe na świecie, Veolia i Suez SA, twierdzi al-Islam, pragną posiąść Nubijską Warstwę Wodonośną, ponieważ zarobią niezliczone miliardy, jako zysk z żywności wyprodukowanej dzięki tej wodzie. Zarówno Veolia jak i Suez SA oraz inne multinacjonalne korporacje są bez najmniejszych wątpliwości zasilane przez żydowski kapitał finansowy a Louis Dreyfus International, żydowsko-francuska firma będzie pośrednikiem w handlu żywnością. Al-Islam wykazuje, że każda pożyczka z Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego (obie instytucje kontrolowane przez syjonistyczne żydostwo) jest udzielana pod warunkiem sprzedaży przez naród-ofiarę swoich zasobów wody pitnej inwestorom prywatnym. Wygląda na to, że świadectwo Seif al-Islama przeciwko syjonistycznemu żydostwu zostało stłumione na zawsze bo podobno został otoczony przez „libijskich powstańców” na żydowskiej smyczy w dniu 20.10.2011, tego samego dnia, kiedy schwytano jego ojca i bezlitośnie zamordowano. Głównym zagrożeniem dla międzynarodowego, żydowskiego kartelu bankowego ze strony Kaddafiego był jego plan wspólnej afrykańskiej waluty, opartego na złocie libijskiego dinara, który miał zastąpić powszechnie obowiązującego dolara amerykańskiego, brytyjskiego funta i francuskiego franka, jako głównych walut Afryki (powinno być euro- tłum.). Żydowskie interesy bankowe były najwyraźniej zagrożone, ponieważ dolar USA jest utrzymywany przez prowadzony przez żydów Federal Reserve Bank, funt brytyjski przez Centralny Bank Anglii, także żydowski a frank francuski przez żydowski Banque de France (powinna być mowa o euro-tłum.). Czy to jest jakieś zaskoczenie, że trzy główne siły inwazyjne na Libię to Ameryka, Wielka Brytania i Francja, których kupieni przez syjonistów przywódcy: Obama, Cameron i Sarkozy wychwalają brutalny i perwersyjny mord na libijskim przywódcy Muammarze Kaddafim? Nie, nie ma żadnej niespodzianki.

Syjonistyczna krwiożerczość Wzywając do akcji na lądzie, żydowski prezydent Council on Foreign Relations, Richard Haass, po przyznaniu, że napaść na Libię miała na celu pozbycie się Kaddafiego poprzez „zmianę reżimu”, chce teraz natowskiej okupacji Trypolisu. W szybkiej reakcji na krwiożercze apele Haassa, żydowski neokon Philip Zelikow, były amerykański doradca Departamentu Stanu i szef Komisji 9/11, napisał, że „upadek Kaddafiego” zainicjuje „demokratyczną wiosnę” (czytaj- żydowskie rządy marionetkowe) w świecie arabskim). Prowadząc syjonistyczną burdę, to była ta sama żydowska, brudna klika, która przyniosła nam wojnę iracką poprzez jej łgarstwa o „broniach masowego rażenia” w posiadaniu Saddama, teraz pod szyldem „Inicjatywy Polityki Zagranicznej wezwała w swym „Liście otwartym do republikanów” z czerwca 2011 roku do obalenia Muammara Kaddafiego. Nazwiska sygnatariuszy listu wyglądają jakby były z zaproszenia na Bar-Micwę, ale tym razem naprawdę na bardzo krwawą:

Elliot Abrams, John Podhoretz, Robert i Fred Kagan, Lawrence Kaplan, Robert Lieber, Michael Makowski, Eric Edelman, Kenneth Weinstein, Paul Wolfowitz, Randy Scheunemann.

I oczywiście lider syjonistycznej, szczurzej sfory, żydowski neokon William Kristol, który najwyraźniej dyktuje politykę wojskową USA, co było słychać w wywiadzie udzielonym przez niego dla FoxNews : „Nie, my nie możemy pozostawić Kaddafiego u władzy i nie pozostawimy Kaddafiego u władzy.” Kristol i jego krwiożerczy kumple żydowscy teraz widzą jak ich marzenie spełnia się. Gwałcąc zarówno Prawo Międzynarodowe jak i zakaz Konwencji Genewskiej okaleczania jeńców wojennych, Muammar Kaddafi jest teraz martwy pomiędzy pomordowanymi ofiarami syjonistów.

http://stopsyjonizmowi.wordpress.com

Co dalej w Libii? Kurz po trwającej już przeszło pół roku wojnie domowej w Libii powoli opada. Sytuacja stała się na tyle przejrzysta, że amerykańscy urzędnicy wzmogli już swe wysiłki mające na celu identyfikację islamskich bojowników, którzy mogą stanowić zagrożenie, jeżeli opanują polityczną próżnię powstałą po obaleniu Kaddafiego. Antyterrorystyczne i wywiadowcze agencje w USA wyprodukowały w ostatnich tygodniach tony niejawnych dokumentów badających siły, rolę i działalność libijskich aktywistów islamskich. Niektóre z tych opracowań oceniają powiązania przywódców skierowanej przeciw Kaddafiemu rebelii z organizacjami islamskimi, sprawdzają ich rodowody i zastanawiają się, czy owe osoby, z których część publicznie wyrzekła się jakichkolwiek związków z fundamentalistami, dotrzymają swoich deklaracji i zobowiązań do walki z “wszelakim, także religijnym ekstremizmem”.

Amerykanie mają problem Przez te ponad pół roku walki rebeliantów z „oszalałym pułkownikiem” Amerykanie i ich natowscy partnerzy kompletnie bagatelizowali obawy, że bojownicy Al-Qaidy czy inni islamscy terroryści mogli zinfiltrować obóz przeciwników dyktatora lub najbardziej skorzystać z chaosu powstałego ze zmiany ośrodka władzy w Libii i ustanowić w nim swoje przyczółki. Możliwe, że na razie ekstremistyczne siły islamskie nie są jeszcze zdolne do samodzielnego dzierżenia władzy, ale w ocenie najlepszych ekspertów amerykańskiego rządu i tak niesamowicie się wzmocniły. – Tak, są olbrzymie obawy, że terroryści będą wykorzystywać polityczną niestabilność w tym kraju – przyznaje urzędnik Białego Domu, który bacznie monitoruje wydarzenia w Libii. Wtóruje mu inny pracownik administracji Obamy, uczciwie przyznający, że Amerykanie mają już teraz spory problem. A kolejny ekspert wywiadu mówi bez ogródek, że rząd USA wziął pod lupę nie tylko militarnych przywódców rebelii przeciwko Kaddafiemu, ale nawet członków Tymczasowej Rady Narodowej. Jednak ta „tytaniczna praca” tonących w produkowanych papierzyskach speców od wywiadu może nie być warta funta kłaków. Przyznają to zresztą oni sami, bo – jak zdradzają – zarówno podczas buntu przeciwko Kaddafiemu, jak i obecnie bardzo trudno było i jest zbierać informacje wywiadowcze na temat rebeliantów. Bruce Riedel, były analityk Centralnej Agencji Wywiadowczej, który jeszcze niedawno wspierał radami Baracka Obamę, szczególnie niepokoi się, że islamscy bojownicy mogą wykorzystać Libię jako trampolinę do rozprzestrzenienia swoich wpływów we sąsiednich państwach – w Algierii, Tunezji, a także w Egipcie. I tu im jeży się włos na głowie, bo przecież Egipt graniczy na Półwyspie Synaj z Izraelem oraz ze Strefą Gazy, która stale stanowi zalążek niepokojów i terroru wobec państwa żydowskiego. – Istnieją spore obawy, że kadry dżihadu będą teraz eksportować na zachód i wschód od Benghazi i Trypolisu zarówno swoje pomysły, jak i broń czy zaprawionych w walkach desperatów – konkluduje Riedel. Zarówno on, jak i obecni oficjele amerykańskiej administracji twierdzą, że jedną z priorytetowych kwestii jest to, czy islamiści mogli przejąć lub już przejęli oręż z ogromnych arsenałów Kaddafiego. A w szczególności czy w ich ręce dostały się rakiety typu ziemia-powietrze, które mogą zostać odpalone przeciwko samolotom odbywającym normalne rejsy pasażerskie.

Dżihad w sieci Amerykańskich wywiadowców intryguje także inna kwestia. Starają się zliczyć zarówno samych zadeklarowanych islamistów w Libii, jak i fundamentalistyczne frakcje polityczne, które wyłoniły się z niebytu w tym kraju. Eksperci USA i NATO oceniają, że chociaż Tymczasowa Rada Narodowa usiłuje organizować władzę i administrację, to jednak ma bardzo wątłe siły i wsparcie, więc „Libia wciąż pozostaje w politycznej próżni”. Pod koniec lata podległe dyrektorowi wywiadu narodowego USA Open Source Center, pozyskujące ze źródeł otwartych (monitoruje media publiczne i prywatne, w tym także internet) informacje interesujące dla amerykańskiego wywiadu, poinformowało, że „dżihadyści przejawiają wzmożoną aktywność na internetowych forach ekstremistów i snują tam plany, jak ustanowić w Libii państwo islamskie”. – Wielu dyskutantów na tych forach, upatrując w upadku Trypolisu jedynie wstępną fazę walki o nowe oblicze Libii, apelowało do mudżahedinów, by gotowali się do kolejnego etapu „świętego boju”. Tym razem przeciwko świeckim rebeliantom (a więc przeciwko Tymczasowej Radzie Narodowej). Ostatecznym celem ma być ustanowienie państwa islamskiego – analizują spece z Open Source Center. Eksperci dobrze wiedzą, że w przeszłości terroryści islamscy, korzystając z upadku władzy państwowej, wykorzystywali ową polityczną próżnię do konsolidacji swoich sił, poszerzania stref wpływów, dozbrajania się. Dlatego Stany Zjednoczone i ich sojusznicy jak ognia chcą uniknąć recydywy Afganistanu, w którym zanik władzy centralnej wywołał fenomen talibanu, a Al-Qaida mogła bez najmniejszych przeszkód tworzyć całą sieć na wpół oficjalnych obozów szkoleniowych dla terrorystów.

Pan Trypolisu Sen z powiek amerykańskich urzędników, ekspertów i analityków spędza także lęk, że liczne osoby z wojującą islamską przeszłością dostały się do najwyższych kręgów obecnej, rebelianckiej władzy w Libii. Jednym z takich przywódców „pod ścisłym nadzorem CIA” jest Abdel Hakim Belhadż. W terrorystycznym rzemiośle wprawiał się przed laty w Afganistanie, teraz dowodzi oddziałami rebelianckimi stacjonującymi w Trypolisie. Belhadż za knucie z talibami i Al-Qaidą został po 11 września 2001 roku aresztowany w Bangkoku wraz z żoną. Po przesłuchaniach agenci CIA bez skrupułów deportowali go wówczas do Libii i wydali w ręce oprawców Kaddafi ego. Belhadż miał jednak niesamowite szczęście. Przeżył w katowniach do 2010 roku i doczekał pomysłu syna dyktatora, Saifa al-Islama, który ubzdurał sobie, chyba na pohybel własnemu ojcu, jakiś plan „pojednania narodowego”. Islamista wyszedł na wolność i niecały rok później wzmocnił siły rebelii. Teraz Belhadż rozsiada się wygodnie w głębokim, skórzanym fotelu stojącym w głównym gabinecie wielkich koszar na lotnisku w Trypolisie. Jest jednym ze zwycięzców rebelii. Jego ludzie jeżdżą na patrole po całym mieście samochodami osobowymi i półciężarówkami wyposażonymi w broń automatyczną.W wywiadzie udzielonym parę tygodni temu dla Al Dżaziry Belhadż skarżył się jednakowo na „barbarzyńskie traktowanie” w areszcie CIA, jak i na „fizyczne i psychiczne katusze” w sławetnej katowni Kaddafiego w Abu Salim. Sypał też piasek w oczy dziennikarzom, zaklinając się, że z Al-Qaidą nic go nie wiązało i nie wiąże. A zagrożenia wzrostu siły islamistów jakby nie widział. – Libijczycy są na ogół umiarkowanymi muzułmanami, z umiarkowanym sposobem postępowania i rozumienia religii. Owszem, można znaleźć pewne elementy skrajne, różniące się w swym pojmowaniu roli islamu od głównego społecznego nurtu, ale w najmniejszy sposób nie wpływa to na działania zdecydowanej większości Libijczyków – mówił Belhadż.

Wyklęty salon piękności Libia stoi na rozdrożu. Równie dobrze może się rozwijać na wzór tureckiego, demokratycznego modelu. Ale też może skierować się w stronę zbliżoną do irańskiej teokracji. W Libii walczyły całe brygady zatwardziałych islamistów. Zresztą nawet dziesiątki lat przed tegorocznymi „rewolucjami” w Afryce Północnej byli oni najlepiej zorganizowaną opozycją zarówno w Libii, jak i w Tunezji czy Egipcie. Ich przywódcy byli zamykani w więzieniach, torturowani, mordowani. Islamiści zapłacili wysoką cenę, ale pozyskali też tysiące zwolenników. Mają także większe środki finansowe niż inne, podzielone ugrupowania opozycyjne. Dlatego nie ma się co dziwić, że znają swą siłę i czują, że władza jest na wyciągnięcie ręki. W niektórych dzielnicach Trypolisu już ją przejęli. Wprowadzają religijne edykty i fatwy. Kobietom już zabroniono pojawiania się samotnie na ulicach. Niektóre salony piękności zostały zamknięte, a przestrzegania nowego porządku pilnują członkowie samozwańczej policji religijnej. – Ci ludzie mają dobrą łączność i sprecyzowany plan. To czyni ich szczególnie niebezpiecznymi. Teraz wszystko zależy od tego, jak społeczeństwo zareaguje na te zmiany. Jeśli nie będziemy w stanie odeprzeć tych ludzi, wkrótce doświadczymy na własnej skórze standardów życia takich jak w Iranie czy pod rządami talibów – dramatyzuje Fathi Bin Issa, redaktor naczelny nowej gazety „Arus al-Bahr”. Kiedy więc islamista mówi o państwie świeckim, chyba nie należy mu tak do końca wierzyć. Jego zapewnienia nie przełamują nieufności Zachodu. Tajne dokumenty brytyjskiego wywiadu, dosłownie „wyduszone” przez rebeliantów od pojmanych byłych szpiegowskich doradców Kaddafiego, pokazują, że Brytyjczycy bacznie obserwowali mieszkających na Wyspach Libijczyków podejrzanych o popieranie fundamentalizmu islamskiego już od paru ładnych lat. Szczególnie pod lupę wzięto ludzi powiązanych z Libijską Islamską Grupą Bojową (LIFG), która stanowiła trzon walczącej przeciw Kaddafi emu sieci muzułmańskich bojowników. Z dokumentów pozyskanych przez Agencję Reutera wynika, że jeszcze podczas wizyty w Trypolisie w lutym 2005 roku przedstawiciele brytyjskiego wywiadu wyrażali obawy, że terroryści z Islamskiej Grupy Bojowej stają się coraz bardziej wojowniczy, ponieważ są ściśle powiązani z Al-Qaidą. Teraz spece od brytyjskiego wywiadu przypatrujący się aktywności LIFG twierdzą, że zrezygnowała ona ze stosowania przemocy. Nie oznacza to jednak, że wszyscy członkowie podporządkowali się nowej strategii. Wielu zapaleńców mogło przeflancować się do Al-Qaidy. Istnieje także obawa, że nowi, młodzi członkowie grupy mogą nie rozumieć strategii „starych”. I te terrorystyczne żółtodzioby, bardziej skore do bitki niż do pomyślunku, są szczególnie niebezpieczne. Nie opadły z nich jeszcze emocje boju z Kaddafim. Teraz kusym okiem spozierają na powiązania kształtującego się nowego reżimu z Zachodem. Jeśli uznają, że relacje te są zbyt bliskie, mogą dać upust swojemu gniewowi i dojdzie do nowej jatki. Olgierd Domino

Rafał Ziemkiewicz poza "Rzeczpospolitą"? Piotr Semka ogłosił niedawno zakończenie współpracy z konserwatywną gazetą Tomasza Wróblewskiego. Czy następny będzie Rafał Ziemkiewicz? W ostatnim odcinku "Antysaloniku" Rafał Ziemkiewicz zasugerował, że następnego odcinka może już nie być. Przypomina się od razu historia z "Antysalonem", z tą różnicą, iż wtedy sprawa była jasna - Ziemkiewicz zapowiedział ostatni odcinek. Teraz fani autora "Michnikowszczyzny" wciąż mogą się łudzić. "Antysalon" cieszył się sporą popularnością, dlatego Ziemkiewicz postanowił kontynuować wydawanie programu na internetowej stronie "Rzeczpospolitej". Po Katastrofie Smoleńskiej popularność prawicowych gazet ("Nasz Dziennik", "Uważam Rze", "Rzeczpospolita", "Gazeta Polska") znacznie wzrosła, przewyższając w sprzedaży "Politykę", "Newsweek", a nawet pismo samego Tomasza Lisa - "Wprost". Właśnie w tym czasie doszło do organizacyjnych zmian w gazecie; nieoczekiwanie pojawił się nowy właściciel, w końcu nastąpiła zmiana zespołu redakcyjnego - ówczesny redaktor naczelny Paweł Lisicki został zastąpiony przez Tomasza Wróblewskiego. "Rzeczpospolita”, jako nieliczna z liczących się gazet prezentowała krytyczny stosunek do obecnej władzy. Według Ziemkiewicza PO chce zamknąć usta nieposłusznym dziennikarzom:

"To, co w kraju normalnym byłoby wielkim biznesowym atutem, w III RP wręcz przeciwnie. Grono publicystów, które zgromadził w "Rzeczpospolitej" Paweł Lisicki, i które zapewniło sukces "Uważam Rze", czytelnika po prostu, jak wieść niesie, doprowadza do pasji. A to ma swoje konsekwencje, które delegaci ministra Grada do spółki "Presspublika" wielokrotnie tłumaczyli brytyjskiemu właścicielowi, zanim nie zdecydował się wreszcie odsprzedać swych udziałów innemu, zaakceptowanemu przez wspomnianego ministra inwestorowi: antyrządowa linia pisma odstrasza reklamodawców. Czy to trudno zrozumieć? Na Białorusi, kiedy jeszcze wychodziły tam opozycyjne gazety, też nikt się w nich nie reklamował. Byłoby to oczywistym proszeniem się o nieszczęście. Chcecie mieć rano gości z CBA? Czterdzieści siedem kontroli w firmie? Kłopoty z urzędem skarbowym, gminnym, regulatorem waszej branży, prokuraturą, i, no, w ogóle, kłopoty? Zapraszamy do reklamy". Ziemkiewicz słusznie zauważa, że czymś dziwnym jest zmiana zespołu w momencie, kiedy gazeta święci komercyjny triumf. Jeżeli tak jest, jak próbuje się nam wmówić, iż na rynku mediów komercyjnych najważniejsza jest sprzedaż oraz popularność, to w takim razie o co chodzi? Kiedy PO zdobyła władzę w mediach publicznych, natychmiast podziękowano za pracę dziennikarzom związanym z "Rzeczpospolitą" (Pospieszalskiemu, Wildsteinowi, Lichockiej). Teraz najprawdopodobniej wyrzuci się ich z samej "Rzeczpospolitej". Dziennikarze próbowali protestować, ich spotkanie manifestacyjne zostało poprowadzone przez samego Pawła Kukiza, który głosował na Platformę Obywatelską. W takim razie pytaniem zasadniczym jest, czy obecna władza próbuje cenzurować dziennikarzy? Czy najbardziej krytyczni dziennikarze, do których zalicza się Ziemkiewicz, niedługo znajdą się poza "Rzeczpospolitą"? Radzio

Kredyt a moralność lichwiarza Branie procentów od pożyczonych pieniędzy jest niedozwolone. Jest niedozwolone, bo jest niesprawiedliwe, a niesprawiedliwe jest dlatego, że sprowadza się do sprzedaży czegoś, co nie istnieje

Gdybyśmy wprowa­dzili Kre­dyt Spo­łeczny w życie, wtedy zlikwi­dowaliby­śmy biedę. „Zaczynamy w mojej diecezji kru­cjatę od drzwi do drzwi, żeby modlić się na Ró­żańcu i roz­prowadzać ideę Kredytu Społecz­nego w każdej rodzinie”. biskup Carlos Garfias Merlos, 2004

Lichwa wg Św. Tomasza z Akwinu … Zagadnienie pożyczek procentowych jest, być może, jeszcze bardziej od poprzednich złożone. Jest rzeczą godną uwagi, iż św. Tomasz posługuje się zawsze jednym tylko terminem usura na oznaczenie zarówno tego, co my nazywamy odsetkami, jak i tego, co nazywamy lichwą. W najbardziej ogólnym znaczeniu procent jest ceną zapłaconą za użytkowanie jakiegoś dobra: pretium usus, quod usura dicitur. Pojęcie to wiąże się ściśle z pojęciem pożyczki i długu. Gdy potrzebuję pewnej sumy pieniędzy, pożyczam ją od kogoś, kto mi ją pożycza. Jeśli żąda wynagrodzenia za czasowe użytkowanie tych pieniędzy, suma, której żąda, jest usura, procentem. Otóż zdaniem św. Tomasza branie procentów od pożyczonych pieniędzy jest niedozwolone. Jest niedozwolone, bo jest niesprawiedliwe, a niesprawiedliwe jest, dlatego, że sprowadza się do sprzedaży czegoś, co nie istnieje: quia venditur id quo non est. Są rzeczy, których użytkowanie pociąga za sobą ich zniszczenie. Zużywa wino, kto je wypija; zużywa chleb, kto go zjada. W takich wypadkach nie można oddzielić użytkowania rzeczy od samej rzeczy: kto posiada jedno, ten posiada i drugie. Widzimy to na przykładzie sprzedaży. Gdyby ktoś chciał sprzedawać osobno wino i osobno prawo do wypicia tego wina, sprzedawałby dwukrotnie tę samą rzecz lub też sprzedawałby coś, co nie istnieje. Tak czy inaczej dopuściłby się niesprawiedliwości. Zupełnie tak samo ma się rzecz, gdy chodzi o pożyczkę. Jeśli komuś coś pożyczam, to właśnie w tym celu, aby mu to służyło. Jeśli pożyczam wino, to po to, aby je wypił. Toteż jedyną rzeczą, której mogę się spodziewać w zamian, jest zwrot równowartości pożyczonego wina, ale nie ma żadnego słusznego powodu by uważać, iż pożyczającego obowiązuje ponadto zapłacenie za to, że je wypił. Pieniądz jest właśnie jedną z tych rzeczy, których używanie pociąga za sobą ich zniszczenie. Wino jest na to, aby je pić, pieniądze są na to, aby je wydawać. Jest to prawda w znaczeniu dosłownym, bo pieniądz jest wynalazkiem ludzkim i zadaniem jego jest umożliwienie wymiany. Jeśli pożyczamy komuś pieniądze, pozwalamy mu posługiwać się nimi, czyli wydawać je. Żądanie, aby oprócz zwrotu pieniędzy dodawano nam jeszcze odszkodowanie za możność użytkowania ich, równa się żądaniu dwukrotnie tej samej sumy. Św. Tomasz z pewnością nie przewidywał zawiłości nowoczesnych operacji bankowych. Pozwoliło mu to na nieustępliwe trwanie przy tej zasadzie. Miał, bowiem na myśli zupełnie nieskomplikowany przypadek, gdy człowiek wypłacalny, potrzebując pieniędzy, zwraca się do zasobniejszego sąsiada, którego pieniądze - gdyby ich nie pożyczył - spoczywałyby w skrzyniach. Dlatego św. Tomasz jest nieugięty wobec klasycznego zastrzeżenia, że pożyczając pieniądze traci się to, co można by przy ich pomocy zarobić. Niewątpliwie jest tak, odpowiada św. Tomasz, nikt jednak nie ma jeszcze w ręku tych pieniędzy, które mógłby zarobić, a być może nigdy ich nie zobaczy. Sprzedawać pieniądze, które można by zarobić, to sprzedawać coś, czego się jeszcze nie ma i czego się być może nigdy nie będzie miało. Zarzut ten nie trafiał, więc do przekonania św. Tomaszowi, niemniej przewidział on inny zarzut, któremu sam przyznał pewne znaczenie. Przypuśćmy, że pożyczając pieniądze wierzyciel zostanie rzeczywiście poszkodowany, czyż nie przysługuje mu wówczas prawo do pewnego wynagrodzenia? Owszem, odpowiada św. Tomasz, lecz nie jest to sprzedaż użytkowania pieniędzy, a odszkodowanie za poniesioną stratę. Jest to tym bardziej słuszne, że niekiedy dłużnik dzięki otrzymanej pożyczce unika poważniejszych strat, niż te, które poniósł wierzyciel; pożyczający może, więc bez trudu dzięki unikniętym stratom wynagrodzić stratę wierzycielowi. Co więcej, nawet św. Tomasz wierny swej zasadzie utrzymuje stanowczo, iż nie wolno sprzedawać prawa do użytkowania pożyczonych pieniędzy; ale są inne jeszcze sposoby użytkowania pieniędzy niż ich wydawanie. Można na przykład złożyć pieniądze w zastaw, co nie jest równoznaczne z wydawaniem ich. W podobnym wypadku użytek uczyniony z pieniędzy jest czymś od samych pieniędzy odrębnym, toteż może być sprzedany oddzielnie, wskutek czego pożyczający ma prawo do otrzymania więcej, niż pożyczył. Niejedna pożyczka na procent, w formie, w jakiej są one dziś praktykowane, znalazłaby w tym rozróżnieniu pewne uzasadnienie. Jednakże św. Tomasza obchodzą nie wierzyciele - cała, bowiem jego życzliwość jest po stronie pożyczających. Nieubłagany dla lichwiarzy rozgrzesza tych, co korzystają z ich usług. Cała niesprawiedliwość lichwiarstwa zdaniem św. Tomasza - obarcza lichwiarza, pożyczający jest tu tylko ofiarą. Człowiek biedny potrzebuje pieniędzy; jeśli poza lichwiarzem nie znajdzie nikogo, kto by mu je pożyczył, zmuszony jest przystać na warunki, które zostaną mu narzucone. Najgłębszą nienawiść żywią do grzechu lichwy ci, którzy muszą korzystać z jej usług. Nie lichwy, bowiem chcą, ale pożyczki. Polonia

Ekonomia, głupcy! Jedynym wyjściem z kryzysu w eurostrefie jest projekt nowej unii monetarnej oparty na kryteriach ekonomicznych, a nie politycznych - ocenił dyrektor badań w brytyjskim ośrodku badawczym RUSI (Royal United Services Institute) Jonathan Eyal W komentarzu opublikowanym przez ten renomowany ośrodek, Eyal pisze o ekonomicznych i politycznych skutkach kryzysu zadłużenia eurostrefy oraz załamania się przyjętego na poprzednim europejskim szczycie pakietu ratunkowego. - Jedynym sposobem przełamania impasu jest nowy projekt unii monetarnej, tym razem oparty na zasadach ekonomii, a nie polityki. Jej członkowie będą musieli zrezygnować z pełnej kontroli nad polityką finansową, która będzie ustalana na płaszczyźnie ogólnoeuropejskiej. Będą musieli nadal spłacać swoje wielkie długi. Niektórym się to uda, a innym nie. Będzie to darwinowski dobór naturalny - napisał. Jak widać, ekspert nawołuje do powrotu do zdrowych zasad – przyznacie Państwo, że to rzadkość? Czy jednak, jego zdaniem, oznacza to koniec wspólnej waluty? - Nie będzie tak, że euro zwyczajnie się załamie, torując drogę powrotowi narodowych walut. Zamiast tego, niektóre kraje, głównie Południa, zostaną zmuszone do wyjścia z systemu. Niemcy, Austria, Holandia i Finlandia, których finanse są w dobrym stanie, a gospodarki konkurencyjne, nadal będą posługiwać się euro - ocenił. Czyli odwieczny podział na bogatą Północ i biedne Południe utrzymuje się także w skali Starego Kontynentu. Według Eyala nie da się dłużej odkładać trudnych decyzji, choć - jak pisze - europejscy politycy dorastający w czasach prosperity nie są przygotowani na ich podejmowanie. Wskazuje na trudne społecznie decyzje dotyczące świadczeń socjalnych, emerytur, ograniczania konsumpcji, banków wymagających ochrony. Wszystko to nie uchroni Europy przed dłuższym okresem zaciskania pasa i spadku gospodarczego, co Eyalowi nasuwa skojarzenia z sytuacją Japonii, gdzie po wielkim krachu na rynku nieruchomości mówi się o tzw. straconej dekadzie. Porównania z Wielkim Kryzysem z lat 30. XX w. uznaje Eyal za zawodne w tym sensie, że wyjście z tamtej depresji wymagało zwiększenia roli państwa, a pokonanie obecnego kryzysu - jej ograniczenia. Przyszły europejski model nie będzie już opierał się na założeniu, że państwo troszczy się o obywatela "od kołyski po grób", bo państwa nie będzie na to stać. UE przestanie być kojarzona z systematycznym przyrastaniem dobrobytu i stanie się synonimem stagnacji. W polityce do większego głosu dojdą ugrupowania populistyczne. "Nic nie przygotowało europejskich polityków na wydarzenie, które okazało się największym europejskim kryzysem od 50 lat. Wszystkie ich historyczne założenia i finansowe modele topnieją w oczach. Wygląda na to, że Europejczyków czekają długie lata oszczędności i gospodarczego spadku bez względu na to, co teraz zrobią" - napisał Eyal w konkluzji. "Ironią jest to, że projekt euro, w założeniu mający doprowadzić do ściślejszej europejskiej federacji, przejdzie do historii jako krok idący zbyt daleko, wydarzenie, które zburzyło europejski pokój" - podsumował. Załamanie się uzgodnionego w Brukseli pakietu ratunkowego dla eurostrefy Eyala nie dziwi: skazywał Greków na bolesne reformy i długie lata wyrzeczeń, nie rozwiązując problemu zadłużenia kraju. Druss

Brazylijska kapibara – waluta alternatywna Kiedy ludzie przestają ufać obecnym walutom, rośnie popularność złota. Oczywiście wśród tych, których stać na jego zakup. A ci, których na niewiele stać, zaczynają korzystać z nowo powstałych „walut”. W taki oto sposób pojawiły się na rynku na przykład brazylijskie kapibary. Może i bankrutująca Grecja skorzysta z tego pomysłu? Tak naprawdę trudno kapibarę nazwać walutą bez cudzysłowu, gdyż nie jest używana w całym kraju, nie mówiąc już o wymienialności międzynarodowej. Aby nie drażnić walutowych normalizatorów, przyjmijmy, więc, że jest to po prostu waluta alternatywna. Jej nazwa pochodzi od żyjącego w Brazylii i w większości krajów Ameryki Południowej największego na świecie gryzonia o nazwie kapibara, którego waga może dochodzić aż do 65 kilogramów. Dla Latynosów jest to ważne zwierzę łowne ze względu na jego skórę i mięso. Jak czytamy na stronie internetowej ogrodu zoologicznego w San Diego, z uwagi na fakt, że stworzenie to dużo czasu przebywa w wodzie, w XVI wieku bullą papieską zostało zakwalifikowane do kategorii ryb. Dzięki temu lokalni katolicy mogą, więc spożywać mięso kapibary w okresie postu. Kapibary są mocne, lubią tarzać się w błocie i świetnie pływają. Być może już to wróży im niezłą karierę na rynku walutowym. Patrząc na zdjęcie tego zwierzęcia, można odkryć intencje pomysłodawcy banknotów. Od razu nasuwa się, bowiem pytanie, czy te siekacze będą w stanie wygryźć brazylijskiego reala. Pewnie nie, przede wszystkim, dlatego, że są z nim związane, ale może uda im się choć wgryźć w brazylijski rynek pieniężny. Nie ma przecież powodu, dla którego musiałby istnieć w Brazylii tylko jeden system walutowy. Początki alternatywnych walut oczywiście do łatwych nie należą, co nie znaczy, że trudności są nie do przezwyciężenia. Jak pokazuje doświadczenie kapibar, taka waluta nie musi być zawsze tępiona jak szkodnik przez dany Bank Centralny. Może być przez niego nawet wspierana.

Kapibara wygryza reala? Przy tworzeniu alternatywnej waluty można mieć dużo zabawy. Kto wie, takie banknoty mogą się stać dziełami sztuki, a może nawet z czasem osiągnąć dużą wartość kolekcjonerską. W przypadku kapibary jej nazwa została wybrana w drodze głosowania przez mieszkańców rolniczej miejscowości Silva Jardim w Brazylii, znajdującej się około 100 km od Rio. To oni zatrudnili również artystę do zaprojektowania wyglądu banknotu – czytamy w „Wall Street Journal”. Oprócz wizerunku zwierzęcia, na banknocie znajdują się różnego typu zabezpieczenia, takie jak numer seryjny, znaki wodne czy hologram. Wszystko wygląda tak jak na typowych banknotach pieniężnych. Obecnie kapibar nie ma w obiegu zbyt wiele, więc aby móc się nimi posługiwać, należy je nabyć w specjalnie do tego celu utworzonym Banku Kapibar. Jak dotąd wyemitowano ich 50 tysięcy. Jako zabezpieczenie Bank trzyma ich równowartość w 50 tys. reali w tradycyjnym banku. Wartość jednej kapibary równa jest bowiem jednemu brazylijskiemu realowi. Kapibary zdają się jednak mieć czasem wyższość nad realami, gdyż przy transakcjach przy użyciu tych pierwszych można spodziewać się specjalnych zniżek. Intencją pomysłodawców było bowiem zachęcenie 23 tys. mieszkańców Silva Jardim do wydawania pieniędzy we własnej społeczności i pobudzenie lokalnego handlu. Jak czytamy w „Wall Street Journal”, ludzie płacą kapibarami za różne usługi, np. wizytę u fryzjera, dania w restauracji, a nawet wrzucają je na tacę w kościele. Wydają je również w supermarkecie, a nawet płacą swoim pracownikom. Aby jeszcze bardziej rozszerzyć użycie tej lokalnej waluty, mer miasta, Marcello Zelão, zaplanował nawet otwarcie Megasklepu Kapibary, gdzie lokalni wytwórcy mogliby sprzedawać swoje produkty tylko za kapibary. Jak tłumaczył, mieszkańcy Silva Jardim pracują zwykle w bogatszych miastach i tam właśnie wydają swoje pieniądze. Kapibary z lokalnymi zniżkami mają właśnie temu zapobiec. Aby tak się stało, są celowo drukowane tylko w małych nominałach, aby ułatwiać ich wydawanie, a nie gromadzenie.

Skąd wzięły się kapibary? Na pomysł tworzenia alternatywnych walut wpadł Joaquim Melo, młody aktywista społeczny, dziś prezes Palmas Bank Institute of Solidarity Development and Socioeconomics. Przejęty losem bliźnich Melo w trakcie studiów teologicznych pracował w biednych dzielnicach różnych miast Brazylii. Choć po latach zrezygnował ze stanu kapłańskiego, nadal zajmował się działalnością społeczną, jako osoba świecka. Pomysł tworzenia nowej waluty miał być for-mą pomocy dla lokalnej ludności. Do dziś widać, że alternatywne pieniądze pojawiają się właśnie tam, gdzie ludzie praktycznie nie mają, czym płacić z powodu kryzysu gospodarczego. Pierwszą lokalną walutą Brazylii stały się wymyślone przez niego palmy, którymi płacono w 30-tysięcznej miejscowości Conjunto Palmeiras. W 1998 roku rozwiązanie to spotkało się niestety z negatywną, a nawet agresywną odpowiedzią władz, które wysłały policję w celu konfiskaty jeszcze niewydrukowanych banknotów. Melo zdołał jednak przekonać władzę, że palmy nie stanowią żadnego zagrożenia dla reala, gdyż przecież funkcjonują razem z nim, a właściwie są nie tyle formą pieniędzy, co kuponów. W 2005 roku władza zaprzestała walki z palmami, a nawet pomogła Melo utworzyć lokalne filie tych społecznych banków. I tak sprawa kręci się do dziś. Podobne formy płatności w papierowej formie pojawiają się w różnych miastach i dzielnicach, szczególnie biednych. Oprócz kapibary w Brazylii funkcjonują 62 formy pieniądza nazywane sympatycznie na cześć słońca, kaktusa, brazylijskiego orzecha lub skrótowcem od nazwy miasta, w którym są używane (np. Cidade de Deus – CDD). Rozwiązania Melo, pioniera alternatywnych walut społecznych, zostały uznane za zupełnie wyjątkowy system na świecie. I rzeczywiście stają się popularne i pojawiają tam, gdzie przychodzi kryzys.

Alternatywne waluty na świecie Według japońskiego eksperta międzynarodowych systemów walutowych, Miguela Yasuyuki Hiroty, który zajmuje się ich badaniem i propagowaniem na świecie, istnieje około 5 tysięcy rozmaitych systemów barterowych. Nie wszystkie oczywiście oparte są na alternatywnych walutach, w wielu można po prostu wymieniać dobra lub/i usługi. Jednym z najbardziej popularnych przykładów tej drugiej kategorii są banki wymiany czasu, gdzie ludzie wymieniają się swoją wiedzą czy umiejętnościami. Inne funkcjonują bardziej na zasadzie wymienialnych kuponów, przypominających z wyglądu banknoty pieniężne. Kapibary należą do tych najbardziej zbliżonych do prawdziwych walut. W artykule „Social Currency Systems Emerge to Supplement Money in Argentina” Global Press Institute czytamy za to, że różne formy barteru czy walut funkcjonują w całej Ameryce Południowej, a nawet są regulowane i promowane nie tylko w Brazylii, ale także w Wenezueli i Ekwadorze. Pojawiają się również poważne walutowe eksperymenty w Peru i Kolumbii, a Boliwia i Urugwaj też mają zamiar z nich skorzystać. Wygląda na to, że władza nie widzi sensu z nimi walczyć. Adela Plasencia, autorka książki „Social Currency and Supportive Markets”, uważa, że takie społeczne systemy walutowe nie zastępują, ale mogą uzupełniać te konwencjonalne. Do tego wspomagają rozwój lokalny, a przez to również mają wpływ na ograniczenie bezrobocia. Bezrobocie w Brazylii wynosiło kiedyś ponad 20%, dziś jest rekordowo niskie – na poziomie 6%. Co na to powie Grecja, borykająca się z 15-procentowym bezrobociem, a wśród młodych (15-24-letnich) aż 25-procentowym, które zapewne jeszcze wzrośnie?

Dobra rada dla Grecji? Być może Grecy powinni posłuchać eksperta The New Economics Foundation, według którego szczególnie doświadczenie Brazylii może być odpowiedzią na skutki kryzysu. David Boyle z tego brytyjskiego think tanku przypomina, że lekcji walutowych powinniśmy szukać w czasach średniowiecza, kiedy oprócz monet srebrnych i złotych w obiegu znajdowały się również monety cynowe, pozornie nic nie warte, dzięki którym ludzie mogli dokonywać wszelakich transakcji. W swoim artykule „What Greece can learn from Brazil” Boyle pisze, że argentyńskie doświadczenie z bankructwem oraz eksperymenty z alternatywnymi walutami w Brazylii i Urugwaju mogą przydać się zrujnowanemu społeczeństwu Grecji. Kiedy nie będzie tradycyjnych pieniędzy, trzeba będzie wymyślić lokalne formy wymiany – pisze ekspert brytyjskiej fundacji. Latynosi coś o nich wiedzą. Boyle wyjaśnia, że argentyński eksperyment był nawet całkiem udany, gdyż aż 2 miliony ludzi posługiwało się kuponami aż do momentu, kiedy zaczęto je masowo podrabiać. Przyczyną upadku tego systemu był również zapewne fakt, że z Globalnymi Klubami Barterowymi walczył Międzynarodowy Fundusz Walutowy oraz Bank Centralny. Taka sytuacja powtarzała się w innych krajach Ameryki Południowej, gdzie banki centralne – tak jak wszędzie – roszczą sobie prawo do utrzymania monopolu na pieniądze. Jak wiemy, w Brazylii aż tak źle już nie jest. Jak pisze Boyle, jest tam około 51 banków lokalnych waluty społecznej, które nie tylko emitują banknoty, ale również przyznają nisko oprocentowane kredyty. Na rok 2012 przewiduje się w Brazylii otwarcie 300 nowych placówek tego typu. Może więc kapibary jednak zadomowią się w Brazylii na stałe? Natalia Dueholm

KACZYŃSKI CZY ZIOBRO ? Europoseł Zbigniew Ziobro napisał list do Prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Rozgorzała dyskusja, czy Ziobro jest zdrajcą, czy reformatorem. Więc jeszce raz powrórzę to, co napisałem kilka dni temu:

Tytuł główny mojej notki należy uzupełnić podtytułem: „Co powinno się zmienić w kontaktach między elektoratem a strukturami partyjnymi PIS różnych szczebli?„. Nie ukrywam, iż liczę na to, że komentatorzy dadzą odzew na tak postawione pytanie. Wybory za nami. PIS przegrał, SLD przepadło z kretesem, Platforma wyszła na swoje, PSL się przepchnął, a wygrał Palikot. Czas więcna podsumowanie.Przed siedmioma miesiącami zdecydowałem się na założenie bloga. Bezpośrednim powodem tej decyzji nie było wspieranie PISu, jak wielu niesłusznie uważa, lecz próba ratowania Polski przed katastrofą, do której moim zdaniem mogą doprowadzić rządy Donalda Tuska i jego Platformy. Ale nie ma też, co ukrywać, że niejako przy okazji, odwaliłem kawał solidnej roboty dla PISu, o czym, choć im to z trudem przechodziło przez gardło, mówili mi ze swoistym „poszanowaniem” nawet działacze Platformy. W czasie siedmiu miesięcy zamieściłem na moim blogu 138 tekstów. Do nich napisaliście Państwo ponad tysiąc komentarzy, za co Wam z całego serca dziękuję. Odpowiedziałem na prawie każdy z nich, co nie było łatwe, ale jakoś dałem radę. W tym czasie odwiedziliście mnie Państwo na blogu ponad sto osiem tysięcy razy, za co dzięki przeogromne. Ale nie statystyki są ważne. Najważniejszym jest to, że chyba się ze mną zgodzicie, iż udało mi się przy Waszym udziale stworzyć wokół mojego blogu coś w rodzaju „rodziny” szanujących się wzajemnie ludzi, których łączy współmyślenie w trosce o losy Polski i Polaków. Krakowianie zauważyli z czasem moją działalność na blogu. Komentowali, plotkowali przy kawiarnianych stolikach, telefonowali, zaczepiali na ulicy, a im bliżej było do wyborów tym bardziej zajadłe były te dyskusje. Szeregowi zwolennicy PISu gorąco mi dziękowali, a wielu mówiło, że drukują moje teksty i rozdają przyjaciołom i znajomym. Zaś sympatycy Platformy krytykowali mnie z furią, straszyli ostracyzmem, niektórzy się śmiertelnie obrazili, a ci z kręgów akademicko – biznesowo – „ideowych” popadli w stan nieskrywanej i niepohamowanej histerii. Moją działalność publicystyczną w Internecie zauważono także za granicą. Londyńska prasa drukowała moje artykuły, a Kluby Gazety Polskiej z Wiednia i Essen wielokrotnie dziękowały mi za teksty i zapraszały do siebie. Przysyłano mi zdjęcia i relacje z zebrań, na których kserowano moje artykuły celem ich rozkolportowania wśród tamtejszej Polonii.Niestety, nie mogę tego samego powiedzieć o lokalnych prominentach PISu, którzy zdawali się nie zauważać mojej działalności. Żadnemu z nich nigdy nie przyszło do głowy by dać jakikolwiek wyraz aprobaty dla mojej działalności. Ani jednego życzliwego słowa. Całkowity brak reakcji. Kompletne i zamknięte na ewentualnych konkurentów désintéressement. Powiem więcej. Kiedy starsi ludzie prosili by moje, co ważniejsze teksty przedrukowała prasa prawicowa, gdyż tyle o nich słyszeli, lecz nie mają dostępu do Internetu, nie podjęto tematu. A gdy na prośbę tychże wysłałem do Gazety Polskiej kilka tekstów moim zdaniem ważnych dla wyborów, redakcja nawet nie raczyła odpowiedzieć. To samo się tyczy lokalnej prasy. Dlaczego o tym piszę? Bo ja Proszę Państwa się nie zraziłem i jak sami byliście świadkami walczyłem do końca. Niestety obawiam się, że w podobnych okolicznościach, wielu innych mogło się jednak zrazić. Proszę mnie dobrze zrozumieć. Ja się broń Boże nie uskarżam, bo moja działalność była z założenia altruistyczna. Tylko chciałbym powiedzieć bez ogródek, że partia, której struktury lokalne nie chcą dostrzec tych, którzy jej sprzyjają ma niewielkie szanse by wygrać wybory. Sam Prezes Kaczyński nie uciągnie. Lokalne struktury PIS muszą się otworzyć na zaangażowanych ludzi z inwencją i pomysłami. Bo na dłuższą metę, kilku „użytecznych idiotów” nie załatwi sprawy. Krzysztof Pasierbiewicz

Wielki sukces Polski na arenie międzynarodowej Prezydent spotkał się z delegacją rabinów Prezydent Bronisław Komorowski spotkał się w Pałacu Prezydenckim z przedstawicielami Konferencji Europejskich Rabinów, która po raz pierwszy w swojej historii odbywa się w Polsce, w Warszawie – poinformowano na stronie internetowej prezydenta. Do spotkania doszło w poniedziałek, przy okazji 27. Zjazdu Naczelnych Rabinów Europy, który odbywa się w stolicy w dniach 31 października – 1 listopada; to największe zgromadzenie rabinów w Polsce od czasów drugiej wojny światowej. W skład delegacji, z która spotkał się prezydent weszli

naczelny rabin Polski Michael Schudrich,

naczelny rabin Moskwy Pinchas Goldschmidt,

naczelny rabin Francji Gilles Bernheim,

naczelny rabin Ukrainy Yaakov Dov Bleich,

przewodniczący Najwyższego Sądu Rabinicznego w Europie Dayan Chanoch Ehrentreu oraz

członek Konferencji Europejskich Rabinów Igor Shamis.

Prezydentowi podczas spotkania towarzyszyli b. premier Tadeusz Mazowiecki oraz ministrowie w Kancelarii Prezydenta Dariusz Młotkiewicz, Irena Wóycicka, Jaromir Sokołowski i Maciej Klimczak.

Rozmawiano na temat problemów nurtujących społeczności żydowskie w Europie, m.in. na temat kryzysu tożsamości i wzrost nietolerancji obserwowanego od kilku lat w krajach starej UE. Prezydent mówił, że kryzys ten wystąpił w państwach, które do tej pory były wzorem, jeśli chodzi o stosunki wieloetniczne. „W związku z tym faktem nikt w Polsce nie czerpie żadnej satysfakcji, zwłaszcza, że problemy braku tolerancji dotyczą również Polski” – podkreślił Bronisław Komorowski. Wyraził nadzieję, że stosunki polsko-żydowskie zawsze będą cechować się wysoką dynamiką i że nigdy nie zostaną zastąpione przez obojętność. Przypomniał też, że w Warszawie budowane jest Muzeum Historii Żydów Polskich, które „ma stać się pełnym krytycznej refleksji miejscem o polsko-żydowskich relacjach”. Naczelny rabin Polski Michael Schudrich w delegacji podziękował prezydentowi za spotkanie i możliwość przedstawienia problemów nurtujących społeczności żydowskie w Europie. Powiedział, że konferencja rabinów odbywa się w Warszawie, która „jest miejscem niezwykle związanym z historią Żydów”. Dodał, że Polska może służyć, jako wzór dla Europy, jak poprawnie układać stosunki ze społecznością żydowską. Podczas dwudniowego spotkania w Warszawie rabini mają się spotkać m.in. z przedstawicielami polskiego rządu oraz odbyć 27 zjazd Konferencji Rabinów Europejskich. Mają omówić polityczne wyzwania, z którymi spotyka się judaizm w Europie, ze szczególnym uwzględnieniem kwestii szechity czyli uboju rytualnego. Dla społeczności żydowskiej jest to jeden z największych problemów, od kiedy do holenderskiego parlamentu trafił projekt ustawy zakazującej uboju rytualnego zwierząt.

http://info.wiara.pl/

W notce prasowej nie wspomniano, czy odbyła się również tradycyjna ceremonia całowania starszych braci w odwrotną część ciała, która podniosła by jeszcze wyżej rangę tego niezwykle ważnego wydarzenia, ale nie będziemy chyba w błędzie, jeśli założymy, iż miała ona, jak zwykle, miejsce. – admin.

LO16 – sabotaż czy wypadek? Sprawa uwięzionego dziennikarza i blogera Bogdana Goczyńskiego – nowe fakty:

>Wczorajsza (31X) rozmowa telefoniczna z więzienia

>Artykuł Rebeliantki: Młyny sprawiedliwości mielą powoli – cd udręki Bogdana Goczyńskiego

Otwieram osobny wpis do dyskusji na temat dzisiejszych wydarzeń na Lotnisku Okęcie. Aby nie sięgać do poprzednich wpisów, kopiuję poniżej najciekawsze komentarze, które się już pojawiły na blogu. Osobiście, nie wierzę w takie awarie, system otwierania podwozia jest jednym z najważniejszych i najbardziej niezawodnych we współczesnych samolotach. Pamiętajmy też, że niedawno zdarzył się dziwny wypadek ze stłuczoną szybą w samolocie LOT. Moja znajoma, która leciała tym samolotem twierdzi, że nie był to zwykły wypadek.

Ciekawska 1 Listopad 2011 o 3:32 pm

Kłopoty Boeinga nad Warszawą. Nie może wylądować

http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/warszawa/klopoty-boeinga-nad-warszawa-nie-moze-wyladowac,1,4895701,region-wiadomosc.html

http://www.flightradar24.com/

Mieszkam 20 km od Wa-wy. Nad moją okolocą bardzo nisko krążą wojskowe samoloty, trochę strach.

zenobiusz 1 Listopad 2011 o 5:11 pm

Około godzinę po planowanym czasie lądowania pilotowi, kpt Wronie, udało się sprowadzić maszynę na ziemię. Na pokładzie było 230 osób. Nikt nie został ranny. Niektórych pasażerów z pokładu samolotu odbierały karetki pogotowia, ale miało to związek wyłącznie ze stresem, który przeżyli pasażerowie.

http://www.rp.pl/artykul/10,742863.html

Mariusz 1 Listopad 2011 o 7:06 pm

Były również 3 Migi – wyleciały z Mińska (mieszkam w Wesołej na ścieżce) tuż nad naszymi głowami. Na niewielkiej wysokości przeleciał też tenże Boening 767- podwozie zamknięte. Kilka minut później wylądował. Przed jego lądowaniem wróciły do bazy. Piloci Lo16 zgłosili awarię centralnego układu hydraulicznego tuż po starcie. Klapy udało się otworzyć elektrycznie. Pomimo 3 niezależnych możliwości otwarcia – podwozia nie udało się otworzyć

(1. hydraulicznie, 2 mechanicznie, 3 grawitacyjnie po odcięciu poprzednich) .

Eksperci w TVP INFO mocno zdziwieni. Wygląda na to że podwozie zostało zablokowane. Piloci do tego czasu są przetrzymywani w kokpicie samolotu. Helikoptery latają nad głową non stop.

Ta sytuacja obnażyła kłamstwo smoleńskie:

1. polscy piloci są dobrze wyszkoleni

2. samolot uderzając o beton jest praktycznie bez uszkodzeń

3. w TVP INFO puszczono na antenie krótkie fragmenty rozmowy wieży z załogą, dlaczego nie wolno puścić rozmowy załogi TU 154 przed katastrofą smoleńską ?

Dlaczego podwozie się nie otworzyło? Nawet eksperci nie rozumieją co się mogło stać. Możemy zadawać wiele pytań, niestety, trudno mieć nadzieję, że na wszystkie otrzymamy odpowiedzi. Siły, które kontrolują globalnie współczesny świat mają macki wszędzie, i każda próba obnażenia ich satanistycznych działań spotyka się z gwałtowną kontrreakcją. Przykładem jest choćby zabójstwo Prezydenta Kennedy’ego, po którym w tajemniczych okolicznościach zginęło lub zmarło ponad 100 niewygodnych osób (>link).

hjk 1 Listopad 2011 o 8:56 pm

Smród z „wyczynem” lądowania – narazili zycie pasazerów wg tego komentarza:

„Po pierwsze to tak sie sklada, ze resztki paliwa zrzucil nad lotniskiem w Warszawie.. (wiec chyba jednak, jak kazdy samolot pasazerski, taka wlasnie funkcje posiada), po drugie informacje o niesprawnym podwoziu kapitan zglosil 10 minut po starcie, co oznacza ze mogl spokojnie zawrocic i wyladawac na Newarku. Procedura wylewania substancji gaszacej na pas trwa kilkadziesiat minut wiec w tym czasie bez problemu mozna kolowac nad lotniskiem. Kazdy logicznie myslacy czlowiek jest chyba swiadomy, ze lot do Polski byl narazeniem zycia pasazerow. Poniewaz skoro podczas standardowej kontroli, przeprowadzanej przed starem, nie wykryto usterki podwozia oznaczac to moglo ze kontrola zostala przpeprowadzona z pominieciem standardowych procedur i rownie dobrze inne systemy takze mogly byc uszkodzone. Przy tak dlugich lotach nie mozna sobie pozwolic na takie ryzyko. Jedyne co zostalo zrobione poprawnie to samo londowanie awaryjne, wiec chwala pilotowi, ze potrafil ten trudny manewr wykonac. Ale jak napisal sprawca tego watku, najprawdopodowniej z przyczyn finansowych, narazono zycie ponad 200 osob. Zreszta nie pierwszy raz.. czesto latam na tej trasie i kilka razy zamiast ladowac na JFK, gdzie byly o wiele lepsze warunki atmosferyczne, ze wzgledy na koszty obslugi, nasz wspanialy LOT wybieral ladowanie przy zerowej widocznosci i rozpoczynajacej sie burzy na planowanym Newarku.. Moze po tej sytuacji ktos w koncu sie ta sprawa zainteresuje…”

http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/warszawa/static,forum.html?discId=0&threadId=93096011&discPage=18&AppID=15

Stirlitz 1 Listopad 2011 o 8:01 pm

Czy ktoś się domyśla o co chodzi ? dlaczego myśliwce patrolują niebo po wylądowaniu Boeinga ?

http://www.youtube.com/user/civiltv#p/u/1/7b4aqbiMUqEStirlitz 1 Listopad 2011 o 8:16 pm (…) dzisiejsze lądowanie to niebyła usterka…samolot ma 3 niezależne systemy otwierania podwozia , każdy działa niezależnie jeśli nawali inny, dodaj do tego że na loty atlantyckie samolot jest super szczegółowo testowany i dodaj kilkanaście samolotów wojskowych i helikopterów nad Warszawą; zobaczycie śledztwo będzie szczegółowe a w trakcie najbliższych dni poznamy inny punkt zapalny , jakiś atak polityczno-gospodarczy na Polskę z zewnątrz

Próba dokonania rytualnej zbrodni? Na tym blogu analizowane są m.in. „dokonania” satanistycznej sekty zwanej Illuminati. Z dystansem podchodzę do symboliki liczbowej, która może odgrywać rolę w decyzjach Illuminati, jednak kilka dat, które utknęły nam w pamięci nosiło znamiona szczególnych z punktu widzenia rytualnego. Taką najsłynniejszą jest 9-11-2001. Występują w niej liczby okultystyczne 3 (jako suma cyfr roku), 9 i 11 (zob: http://www.theforbiddenknowledge.com/hardtruth/destruction_of_the_trade_centers.htm)

Dzisiejsza data też zawiera liczby okultystyczne 11 i 13 (jako suma cyfr roku 2+0+11), choć nie mogę nigdzie upchać tej 1-ki. Może ktoś z was to rozszyfruje.

Zamach na PLL LOT? Bardzo możliwą przyczyną zamachu mogła by być próba obniżenia wartości rynkowej firmy po to by ją bardzo tanio przejąć. Niedawno doszło do założenia przez pracowników LOT spółki LOT Air. Ma być to preludium do przejęcia przewoźnika właśnie przez pracowników firmy. (zob: http://wyborcza.biz/biznes/1,100969,10137126,_PB___Pracownicy_chca_przejac_stery_w_PLL_LOT.html)

Komuś może bardzo zależeć na tym by do tego nie doszło – do ewentualnego kupna firmy nie było chętnych, przynajmniej za oferowaną stawkę. Być może ktoś zdecydował, że najlepszą formą obniżenia wartości firmy byłby „wypadek”? Oczywiście, są to tylko spekulacje, ale znając sposoby mafii bankierskiej, nietrudno coś podobnego wymyślić.

Wstęp do tragedii 11.11.2011? Ta niebezpieczna data szczególnie dotyczy Polski.11 listopada obchodzimy Święto Niepodległości, a globalistycznej mafii na pewno nie zależy na tym, by któryś z narodów był niepodległy. Dzisiejsza „awaria” mogła być zapowiedzią tego co nas może czekać 11 listopada – dyskutowaliśmy już na blogu na temat zlotu globalistycznych organizacji by zakłócić NASZE ŚWIĘTO. Jestem pewien, że tamte organizacje mają globalistycznych sponsorów, którzy na podobieństwo nazistowskiego kolaboratora i „mordercy Rosjan” Sorosa http://www.vnnforum.com/showthread.php?t=28756

robią wszystko by wprowadzić zamęt do społeczeństw, które żyją we względnym spokoju. Sataniści lubią symbolikę, mają też swoją „etykę”, polegającą na tym m.in., że każdy ważny ruch z ich strony musi być zapowiedziany. Zamach smoleński był moim zdaniem zapowiedziany „zamachem z różą„, który miał miejsce równo miesiąc przed 10 kwietnia 2011 roku. Za dokładnie 10 dni będziemy mieć 11 listopada, do tego mamy Święto Zmarłych. Czyż nie może być lepszej okazji dla Illuminatów by dać znać o sobie? Szatan przegrał. Jakby się nie patrzeć na to wydarzenie, stał się cud. W dniu Wszystkich Świętych na pokładzie był ksiądz Redemptorysta z relikwiami bł. Jana Pawła II. Przed momentem w TV Trwam był wywiad z tym księdzem – dwukrotnie rozgrzeszył wszystkich na pokładzie samolotu. Stwierdził, że wierzy w to iż obecność relikwii bł. Jana Pawła II mogła mieć kluczowe znaczenie. Monitorpolski's Blog

Recenzja filmu Obejrzałam ”Bitwa Warszawska 1920″ i jestem rozczarowana Bitwa pod Warszawą w 1920 r. to jedna z 18-stu najważniejszych bitew, gdzie rozstrzygnęły się losy cywilizacji: turańskiej, łacińskiej i bizantyjskiej. Dzięki Polakom w Europie została ocalona cywilizacja łacińska, a Polska utrzymała niepodległość. Widzowie zasługują i oczekiwali widowiska historycznego, bo odparcie spod Warszawy armii gen. Tuchaczewskiego i Budionnego, wielka mobilizacja narodu polskiego stały się podstawą niepodległej egzystencji i etosu II Rzeczpospolitej. Jedynym walorem filmu jest to, że został zrealizowany w technologii 3D trójwymiarowej, pierwsza tego rodzaju polska produkcja kinowa. Twórcy postarali się zrobić film z rozmach i dbałością o szczegóły. Niestety bardzo słaby scenariusz Jerzego Hoffmana nie rekompensuje tych zalet. Główne wątki filmu to romans miłosny Janka i Oleńki w stylu szmirowatego serialu telewizyjnego „Love story” oraz ubrązowanie marszałka Piłsudskiego, zresztą moim zdaniem fatalnie zagranego przez Daniela Olbrychskiego. Piłsudski był człowiekiem całkiem dużego kalibru. Był to człowiek o wielkich zdolnościach i talencie, także i o wielkich osobistych ambicjach, a tego odtwórca głównej roli zupełnie nie pokazuje. W ogóle nie wczuwa się w osobowości i psychologie historycznej postaci. „Krwawa jatka” to stały element filmów wojennych; martyrologia, cierpienie, hart ducha żołnierza, ale bez wskazywania na prawdziwe powody i prawdziwych wichrzycieli.’ „Najdzielniej bija króle, najgęściej giną chłopi” Film przedstawia rolę Piłsudskiego w zupełnie zakłamanym świetle, a role prawdziwych bohaterów, rzeczywistych twórców zwycięstwa pod Warszawą, czyli generała Rozwadowskiego i Hallera ograniczone są do kilkusekundowych epizodów, a o Romanie Dmowskim i Wersalu film w ogóle nie wspomina. Główne postacie filmu Janek, Oleńka i Piłsudski wypadli tuzinkowo. Za to rozbudowany jest do nieproporcjonalnie dużych rozmiarów watek miłosny i obyczajowo – kabaretowy ówczesnej pańskiej Warszawki.. Aktorsko najlepiej wypadli Czarne charaktery Czekista komisarz Bykowski i kapitan żandarmerii Kostrzewa. Ksiądz Skorupka wypadł dobrze. Sofia Nikołajewna , żona carskiego oficera pokazała charakter zabijając swojego prześladowcę , zbira Bykowskiego, w odróżnieniu od Janka Krynickiego. Chwile prawdy to epizody z wizyty w Belwederze delegacji Wielkopolan z ks. Stanisławem Adamskim oskarżającym Marszałka najzwyczajniej o zdradę, oraz sam Piłsudzki przyznający, że na Kijów idzie po to, aby zdobyć Ukrainę dla Petlury, bo przecież nie dla Polski. Ze względu na znaczenie bitwy Warszawskiej warto te zniekształcenie wyprostować. Wyprawa Kijowska była wielkim nieporozumieniem tak politycznym, jak i wojskowym. Była w istocie aktem wrogim i antypolskim. Była samowola Marszalka i skończyła się tragicznie, a kulminacja tego była Bitwa Warszawska. Wbrew woli i potrzebą narodu i państwa Polskiego, i wbrew woli mocarstw sprzymierzonych, aliantów zachodnich, Piłsudski rozciągnął front zamiast skoncentrować obronie przed nawałnicą bolszewicką, nadciągająca tradycyjnie przez Bramę Smoleńską. Piłsudski był instrumentem tajnej polityki pruskiej i pruską antypolską politykę realizował. Federalizacja Piłsudskiego, to było nic innego jak pruska koncepcja tworzenia państw buforowych , które wcześniej nie istniały Łotwy , Litwy ,Białorusi i Ukrainy. Ukrainę chciał Piłsudski zdobyć dla Petlury , ale nie dla Polski.

Brat Petlury był w wojsku Piłsudskiego kapitanem 12 sierpnia, kiedy patrole nieprzyjaciela znajdowały się już w pobliżu Radzymina, Józef Piłsudski przyjechał do premiera rządu Wincentego Witosa i w obecności Ignacego Daszyńskiego i Leopolda Skulskiego złożył na piśmie rezygnację z funkcji Naczelnego Wodza i Naczelnika Państwa, po czym wyjechał z Warszawy. Tak więc naród i wojsko pozostawały bez najważniejszej osoby w państwie. Tylko przytomności umysłu premiera Witosa zawdzięczają Polacy swoje ocalenie, bo nie ujawnił on listu, tym samym zapobiegł załamaniu żołnierzy. Po wyjeździe Piłsudskiego funkcję naczelnego wodza do 18 sierpnia pełnił de facto były wybitny oficer w armii austriackiej, szef sztabu gen. Rozwadowski. W dniach 12-15 sierpnia 1920 r. rozegrała się decydująca bitwa o Warszawę. 13 sierpnia generałowie Rozwadowski, Haller i Weygand zdecydowali, że 14 sierpnia podejmą bardzo ryzykowne, grożące nawet upadkiem Warszawy, działania zaczepne siłami 5. armii nad Wkrą. I kontruderzeniem znad Wieprza. Twórcą planu był gen. Tadeusz Rozwadowski szef sztaby w armii gen. Hallera. Dowodzili polscy generałowie: Rozwadowski, J. Haller, Wł. Sikorski, ,K. Sosnkowski, Franciszek Latinik. Piłsudski miał dowodzić IV armia znad Wieprza, ale Piłsudskiego tam niw było

Piłsudski NIE BYŁ ŻADNYM ZWYCIĘZCĄ BITWY POD WARSZAWĄ W 1920, NIE BYŁ DOWODZĄCYM, NIE BYŁ W OGÓLE NA POLU BITWY POD WARSZAWA. Bitwa o Warszawę w 1920 rozegrała się 12,13, 14, a 15 sierpnia już było praktycznie po bitwie.

• 13 i 14 sierpnia Piłsudski był w drodze do i w Boboli – 440 km (trzy dni jazdy) od pola bitwy – był u kochanki Szczerbińskiej, która potwierdza to w swoich pamiętnikach.

Po południu 14 sierpnia Gen. Rozwadowski usiłował nawiązać kontakt telefoniczny z Piłsudskim. Odebrał szef sztabu Piłsudskiego płk. Stachewicz, bo Piłsudskiego przecież nie było. Rozwadowski żądał przyspieszenia ataku IV armii znad Wieprza, bo termin 16 sierpnia stawał się nieaktualny z powodu sukcesów polskiej armii na odcinku północnym frontu.

• 15 sierpnia Piłsudski był w odległości 120 km (dzień jazdy) od pola bitwy na chrzcinach w Puławach, gdzie był ojcem chrzestnym Jozefa Stefana Minkiewicza.

• Piłsudski nie był dowodzącym w bitwie pod Warszawa – przyjął rozkazy od dowodzącego, którym był gen Rozwadowskiego –na rozkazie nr 10,000 gen. Rozwadowskiego z 10 sierpnia widnieje podpis Piłsudskiego potwierdzający przyjęcie rozkazu i przez Piłsudskiego. 12 sierpnia złożył rezygnacje z funkcji Naczelnego Wodza na ręce ówczesnego premiera Witosa, ( co ujawnia Witos w swoich pamiętnikach) i wyjechał do Boboli. Piłsudski nie wykonał rozkazu z uderzeniem oskrzydlającym znad Wieprza. Po prostu zdezerterował!!! Nie ma potrzeby odwoływać się do literatury krytycznej wobec Piłsudskiego. Sięgnijmy do jego WŁASNYCH, PIŁSUDSKIEGO pamiętników

*W swoich własnych pamiętnikach „Rok 1920” Piłsudski pisze (strona 216)

„Dnia16 sierpnia rozpocząłem atak” (a wiec dwa dni po bitwie – Bolszewicy już byli w pełnym odwrocie; 16 sierpnia już było po mszy dziękczynnej w Radzyminie w intencji „Cudu nad Wisłą”, popołudniowe gazety już zdążyły opisać szczegóły mszy [pamiętniki gen.Hallera] – a Piłsudski dopiero zaczyna atak)

„Dzień 17.08 nie przyniósł mi wyjaśnienia zagadek.” Spędziłem znowu dzień cały w samochodzie, szukając śladów tajemnicy „ (Gdzie jest moje wojsko? Gdzie jest nieprzyjaciel?) „ I dalej:

„Gdym pod wieczór (17 sierpnia) wracał ku zachodowi po pięknej szosie od łukowa w stronę Garwolina , wydawało mi się , że jestem gdzieś we śnie., w świecie zaczarowanej Bajki (…) Pod tym wrażeniem przyjechałem wieczorem do Garwolina . Pamiętam jak dziś te chwilę, gdy pijąc herbatę obok przygotowanego do snu łóżka, zerwałem się na równe nogi, gdym wreszcie usłyszał odgłos życia, odgłos radości. Głuchy odgłos armat dolatujący gdzieś z północy . Więc nieprzyjaciel jest (…) Gdzieś kolo Kobieli , czy trochę dalej, bila się w nocy moja 14 dywizja” (koniec cytatu) Tymi wpisami we własnym pamiętniku Piłsudski sam siebie kompromituje.

17 sierpnia gdy bolszewicy byli odepchnięci 100 km od warszawy Piłsudski nie wie dokładnie, gdzie jest jego Armia , nie dowodzi, popija sobie herbatkę i kładzie się do łóżeczka. Warto skonfrontować to z postawą gen. Rozwadowskiego, który całe dnie podczas bitwy DOWODZIŁ Z SIODŁA objeżdżając oddziały, a noce poświęcał na pracę sztabową analizując dynamicznie zmieniającą się na froncie sytuacje. Spał dwie godziny na dobę. Piłsudski podpisał rozkaz, ale nie dowodził. Zdezerterował!! W całości podsumowując recenzje, film Jerzego Hoffmana to drogie GNIOT. Polacy, polski i zagraniczny widz zasługują na wiele lepszą ekranizację tak ważnego historycznego wydarzenia. Dla bardziej WYTRWAŁYCH CZYTELNIKÓW zainteresowanych tematem trochę więcej szczegółów o Bitwie Warszawskiej i odniesienie do współczesnej sytuacji Polski. Plan polski przewidywał związanie sił bolszewickich pod Warszawą oraz koncentrację grupy manewrowej w sile pięciu dywizji do uderzenia znad Wieprza. Decydującą rolę odegrał rozkaz nr 8358/III, który był w istocie planem bitwy warszawskiej. Zawierał on wykonanie dwóch wielkich założeń operacyjnych: ustabilizowanie porwanego frontu polskiego i dokonanie takiego podziału sił i środków, aby wycofać z działań część sił i użyć je w rozstrzygającym uderzeniu. Za koncepcją tą opowiedział się gen. Jordan Rozwadowski, który 22 lipca objął stanowisko szefa sztabu po gen. Stanisławie Hallerze, i przedstawiciel Francuskiej Misji Wojskowej, gen. Maxime Weygand. Po przegrupowaniu sił nieprzyjaciela w nocy z 8/9 sierpnia gen. Rozwadowski opracował historyczny Rozkaz operacyjny specjalny nr 10 000, który przewidywał dwuskrzydłową akcję zaczepną. Manewr ten właściwie decydował o losie bitwy, a więc także o losie narodu i państwa. Określił w nim precyzyjnie zadania dowódców i oddziałów, uwzględniając ich funkcje manewrowe, obronne i uderzeniowe. W tej dwuskrzydłowej ofensywie Piłsudski miał dowodzić grupą znad Wieprza. Ale tu Piłsudskiego nie było. Po zamachu majowym Józef Piłsudski rozliczył najbardziej zasłużonych generałów w bitwie warszawskiej, ponieważ w czasie przewrotu bronili legalnych władz: prezydenta i rządu. Od prokuratora wojskowego i prezesa Sądu Najwyższego zażądał wykazu spraw dotyczących generałów: Sikorskiego, Jaźwińskiego, Zagórskiego i Rozwadowskiego. W wyniku postępowania sądowego Zagórski zaginął bez wieści, Rozwadowski zapłacił więzieniem na Antokolu i przedwczesną śmiercią, a Sikorski został usunięty z wojska. Prof. Tadeusz Ostrowski, zapytany o przyczynę zgonu gen. Rozwadowskiego, odpowiedział Emilii Jędrzejowiczowej, że mógł nią być podany w potrawie drobno posiekany włosień. Piłsudski od początku wojny był instrumentem politycznym w rekach niemieckich. Pod koniec I WŚ był przez Niemców internowany w komfortowych warunkach w Magdeburgu, aby w krytycznym momencie odzyskania przez Polskę niepodległości, 11 listopada 1918, po klęsce Niemiec w I wś, przejąć władzę , tryumfalnie i uzurpatorsko od Niemieckiej Rady Regencyjnej. Przegrane Niemcy wysłali Lenina do Rosji, aby robił rewolucję bolszewicką, a Piłsudskiego do Polski, aby kontrolował Polskę w interesie Niemieć. Piłsudski był AGENTEM NIEMIECKIM posłusznym wykonawca ich rozkazów i realizował ich Politykę osłabiania terytorialnego, gospodarczego, militarnego Polski. W czasie wojny, przed zakończeniem, od dnia odzyskania niepodległości, poprzez zamach majowy 1926r. do klęski wrześniowej 1939 r. i agresji na Polskę przez zbrodniczą, nazistowska Trzecia Rzeszę niemiecką. Dojście Piłsudskiego do władzy 11 listopada 1918, zamach majowy, klęski w 1939 r. to temat osobnych artykułów. Dość powiedzieć, że po zdobyciu Krakowa w 1939 r. Niemcy wystawili wartę honorową przy grobie Piłsudskiego.. Mason 30 stopnia, Rycerz Kadosz.To nieprawda, że temat jest wyłącznie historyczny. Jest to temat niezwykle aktualny,, bo ta sama formacja ideowa i polityczna zagraża cały czas Polsce. Neonaziści stają się coraz bardziej agresywni. AGRESJA NA POLSKĘ TRWA WSPÓŁCZEŚNIE i przyjmuje najróżniejsze formy. Wręcz polityka rewanżyzmu niemieckiego jest oficjalną doktryną polityczną Niemieckiej Republiki Federalnej. Współcześnie Donald Tusk finansowane ma wybory przez fundacje niemieckie i otrzymał nagrodę Karola Wielkiego. Może ktoś mi powie, za co? Kilka cytatów.

RZECZPOSPOLITA z lutego 1993 (1/46):

W grudniu 1990 w budynku Związku Wypędzonych w Bonn odbyła się tajna narada poświecona metoda walki o odzyskanie ziem, które po roku 1945 są w posiadaniu Polski Czechosłowacji i ZSRR. W naradzie brał udział wysokiej rangi urzędnik kanclerza Kohla i przedstawiciele MSW I MSZ RFN-u. Ustalono wówczas, że Niemcy zastosują w Polsce dwa warianty tzw. „FRIEDENSPLAN” (pokojowy) I „KRIEGSPLAN” (wojenny), aby odzyskać stracone na rzecz Polski ziemie w ciągu 10-15 lat. Przyjęto tam, ze razem z realizacja pokojowego sposobu ponownej kolonizacji, będą przygotowane i tworzone tajne struktury na naszych Ziemiach zachodnich „Schlesischrebellion” – Bunt Śląski.

POKOJOWY PLAN Niemców polega na tym, aby powiązać Polskę z gospodarka RFN układami, ale takimi gdzie prawo wyłącznego decydowania będą mieli Niemcy. Trzeba stworzyć 6-7 tysięcy małych firm gdzie dyrekcja i kadra kierownicza będzie w rekach niemieckich. Ludzie ci będą oswajali się z nowymi warunkami i przygotowywali zakłady, aby w przyszłości polskie zakłady zastąpić wyłącznie Niemcami.

KANCLERZ NIEMIEC Schroeder na Zjeździe wypędzonych w Berlinie 2001:

„Nie drażnijcie ofiary, która sama pcha się w nasze ręce. Zawierzcie mej metodzie, ja wam dostarczę wschodnie Landy, w ten sposób, że ich dzisiejsi administratorzy, czyli Polacy, będą nam jeszcze wdzięczni, że zostali wreszcie Europejczykami.”

116 KONSTYTUCJI NIEMIEC, która jest Wciąż obowiązująca. Treść artykułu, jest stanem agresji prawnej wymierzonej przeciwko Polsce Wynika to z preambuły, z art. 16, art 23, ART 116 I ART. 146 USTAWY ZASADNICZEJ (..). RZESZA NIEMIECKA ISTNIEJE NADAL (..) , co powinno być rozumiane, jako ISTNIENIE RZESZY W JEJ STARYCH GRANICACH Z 1937 ROKU. (.) Orzeczeniu niemieckiego Federalnego Trybunału Konstytucyjnego z dnia 26 Lutego 1980 r., stwierdza, że – (…) Pozostałe terytoria, które wchodziły w skład Rzeszy Niemieckiej w granicach z 31 grudnia 1937 roku, NIE SĄ DLA RFN ZAGRANICĄ. Integracja Europy, polityczny wynalazek Adenauera i Schumana, udoskonalony przez Franza Josefa Straussa, wskazała Niemcom siebie, jako jedyną bezpieczną drogę do osiągnięcia przez Niemców kierowniczej roli w Europie bez granic, w Europie będącej nową formułą nordyckiej przestrzeni życiowej, w której Niemcy ostatecznie znajdą dla siebie miejsce i – według Straussa, MOŻLIWOŚĆ POŻYTECZNEGO WYŁADOWANIU SWOJEGO NIESŁYCHANEGO ZASOBU ENERGII. Europa, która ma stać się ojczyzną narodu niemieckiego, nie może skończyć się ani na Łabie, ani też na Odrze. W niej musi zostać zrealizowane europejskie prawo do ojczyzny, które (…) zezwala Niemcowi (…) znaleźć miejsce osiedlenia i pracy wszędzie tam, gdzie mu się podoba, jako pełnoprawnemu obywatelowi. Dopiero ten, kto będzie mógł żyć i działać tam gdzie mieszkali jego ojcowie, potrafi uznać w takiej Europie swoją ojczyznę – tak czołowy polityk bawarskie partii CSU w lalach (60-ch – Franz Josef Strauss, w swojej doktrynie integracyjnej sprecyzował, czyli — dokładnie opisał – pierwszą „naturalna potrzebę” Niemców w przyszłej zjednoczonej Europie. Wypowiedź Romana Herzoga prezydenta Niemiec, nawiązuje do obietnicy Konrada Adenauera – kanclerza Niemiec, danej w roku 1961 na zjeździe Ziomkostwa Śląskiego, że:

„Jedność Europy przyniesie też spełnienie waszych życzeń i żądań. Każdy krok. jaki uczynimy najpierw w kierunku integracji Europy Zachodniej jest jednocześnie krokiem naprzód ku drodze do waszych stron ojczystych”. Anarchiści wzywają Niemców na pomoc

http://narodowcy.net/anarchisci-wzywaja-niemcow-na-pomoc/2011/10/14

Jak czytamy na stronach niemieckich bojówek anarchistycznych, grupy lewackich ekstremistów zza Odry skrzykują się, by 11 listopada atakować warszawski Marsz Niepodległości. Nie zapominajmy o Niemcach

http://www.bibula.com/?p=46077

Panom już dziękujemy Elżbieta Jakubiak: PiS ma być wehikułem do wyniesienia Zbyszka Ziobry do prezydentury. Mnie nie wyrzucił Jarosław Kaczyński, a właśnie on. Zaraz po wyborach prezydenckich rozpoczął nakręcanie złej atmosfery i podjął starania o przejęcie partii, bo przegrane wybory były Ziobrze i Kurskiemu na rękę, żeby mogli zacząć przejmować PiS i to się teraz dzieje. Zadziwiające było to, że Ziobro nie włączał się w kampanię wyborczą Jarosława Kaczyńskiego. Zbigniew Ziobro nigdy nie bierze odpowiedzialności, woli rozliczać. To wypowiedź sprzed ledwie roku, kiedy to PiS, także głosem Ziobry, wyrzucał z partii Elżbietę Jakubiak. Sam Ziobro wtedy tę decyzję partii, podjętą z inicjatywy samego Kaczyńskiego usprawiedliwiał w mediach. Z dużym prawdopodobieństwem można chyba przyjąć, że dzisiaj Ziobro ma duże szanse podzielić los Jakubiak - za to samo, w taki sam sposób. I na pewno też znajdą się "koledzy", którzy będą chcieli i potrafili przekonywać opinię publiczną, że tak było trzeba a Ziobro sam sobie winien. Wystarczył rok aby historia zatoczyła koło i Ziobro oberwał z tej samej broni, której podobno sam chętnie używał. Podobno, bo przecież nikt nie wie co się tam naprawdę dzieje, a kolejne walki buldogów, czy też bulterierów, pod dywanem są kompletnie nie zrozumiałe. I właśnie niewytłumaczalność tego co się od blisko półtora roku dzieje w PiSie uderza mnie najbardziej. Bo dzisiaj ci sami ludzie, którzy poświęcili ubiegły rok przekonywaniu, że PiSem rządzi Ziobro a Kaczyński jest właściwie marionetką w jego rękach, najgłośniej lamentują nad losem tegoż samego Ziobry, ostatniego reformatora, ideowca brutalnie wyrzucanego z partii, którą nie wiedzieć kiedy przestał rządzić, bo teraz znowu tym złym jest Kaczyński. Może jestem mało bystra, ale naprawdę nic z tego nie rozumiem i chciałabym, żeby ktoś mi przystępnie wytłumaczył, może któryś z polityków i komentatorów przekonujących mnie przez ostatni rok o wszechwładzy Ziobry stojącego za każdą złą decyzją Kaczyńskiego, co się właściwie stało. Kiedy, w którym momencie ostatnich 12 miesięcy, a przede wszystkim dlaczego, PiS przestał być "wehikułem do wyniesienia Zbyszka Ziobry do prezydentury", a sam Ziobro stracił kontrolę nad PiSem i Kaczyńskim, którym jeszcze rok temu sterował. Nie oczekuję już nawet jakiegoś przekonującego wyjaśnienia, ale niech będzie jakiekolwiek. Niewytłumaczalność tego co się dzieje w PiSie, i z PiSem, brak jakiejkolwiek logiki, począwszy od wyrzucenia Jakubiak i łatwego pogodzenia się ze stratą "muzealników", każe się zastanowić czy ten coraz bardziej dziwny byt można jeszcze traktować jak partię dążącą w jakiejś realnej perspektywie do władzy, czy jest to już tylko grupa facetów nie aspirująca do żadnego wpływu na rzeczywistość, w całości pochłonięta walką o to kto będzie dowodził Titanikiem. Nie wiem jak Wy, ale ja w tej walce nie kibicuję nikomu, bo niezależnie od tego kto ją wygra, dla mnie nic z tego zwycięstwa nie wyniknie. Czas najwyższy pożegnać się ze złudzeniami, że mamy poważną partię opozycyjną, że jest komu władzę rozliczać, bo jedyne rozliczenia na jakie PiS ma ochotę i siły to wewnętrzne przepychanki kto komu większe świństwo zrobił - Ziobro pisząc list, czy Kaczyński zawieszając go za to. Kogo to obchodzi? Jedyny plus tego co się teraz dzieje z opozycją jest chyba taki, że jak już PiS się całkiem pożre, jak się chłopaki wespół w zespół sprowadzą na pozycje jeszcze mniej znaczące niż SLD (a siły partii nie mierzy się liczbą mandatów, tylko możliwością wpływania na rzeczywistość - dzisiaj to Palikot jest silniejszy niż Kaczyński), media przestaną się tak bardzo bać - moim zdaniem już od dawna nierealnego - powrotu PiSu do władzy i wezmą się wreszcie za solidne rozliczanie tych, którzy u władzy są, i dzięki PiSowi jeszcze długo pozostaną. A o to w końcu chodzi - żeby miał, kto władzy patrzeć na ręce. PiS tego nie robi już od dawna, w każdym razie nie umie tego robić skutecznie. Z mojej perspektywy szarego wyborcy jest, więc opozycją bezużyteczną. I najwyraźniej taką chce pozostać. Szykuję, więc popcorn i czekam na dzisiejszy spektakl z wyrzucania Ziobry. Wybranie do rozprawy z nim dnia, kiedy jego żona jest jeszcze w szpitalu z dwudniowym noworodkiem najlepiej świadczy o samobójczych skłonnościach w tej partii. Kataryna

PiS bez Ziobry Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że koniec końców Zbigniew Ziobro odejdzie z PiS wraz z grupą lub grupką wspierających go polityków. To nie pierwsze odejście z partii Jarosława Kaczyńskiego, ale pierwsze, po którym odchodzących znaczna część elektoratu PiS-u będzie szczerze żałować. Nie zmieni to jednak wiele – PiS nadal będzie najsilniejszą partią opozycji z szansą na zwycięstwo za cztery lata Wypada żałować, że ambitnemu i zdolnemu politykowi zabrakło cierpliwości – wszystko wskazuje, że właśnie zniszczył perspektywę na to, by zostać jednym z liderów PiS-u. Popularność i dorobek Zbigniewa Ziobry w walce z przestępczością budują wyrazisty w elektoracie prawicowym wizerunek uczciwego i ambitnego polityka, który nie obawia się walki.

Bez wsparcia Za tę wolę energicznego działania często obrywał we własnych szeregach, czasem słusznie, czasem nie. Kilka miesięcy temu głośno np. krytykował na forum Parlamentu Europejskiego Donalda Tuska. Powiedział, przytaczając konkretne przykłady, podczas debaty otwierającej polską prezydencję o świadomym i celowym ograniczaniu wolności słowa w Polsce przez rządzących. Zwrócił uwagę na poważny problem, na który politycy europejscy są wyczuleni – wolność słowa to jedna z podstaw kanonu zasad demokratycznych. Temat z tego właśnie powodu bardzo niewygodny i niebezpieczny dla rządzącej PO. Gdyby został podjęty na forum międzynarodowym, rząd Tuska musiałby się z tych zarzutów tłumaczyć. Ziobro dostał więc za to lanie, jakie urządziły mu w Polsce prorządowe media i zblatowani politycy PO, SLD, PSL, oberwał jednak także we własnych szeregach. Na nic się zdały zapewnienia polityka, że swoje wystąpienie uzgodnił z prezesem Jarosławem Kaczyńskim, w świat poszedł komunikat – także dlatego, iż jego partia nie stanęła wówczas za nim murem – że się wygłupił i tyle.

Grupa Lipińskiego Tajemnicą poliszynela jest, że od lat toczy się w PiS spór między grupą działaczy i pracowników aparatu partii uosabianą z Adamem Lipińskim, długoletnim i zaufanym współpracownikiem Jarosława Kaczyńskiego, a „ziobrystami”, którzy poczynania grupy Lipińskiego otwarcie kontestują. Ostatni tydzień kampanii do parlamentu przyniósł co najmniej kilka argumentów dla „ziobrystów”, by krytykować decydujących o linii kampanii ludzi Lipińskiego. Choćby sprawa fatalnej autoryzacji wywiadu dla tygodnika „Newsweek”. Odpowiadający za nią Adam Hofman pozwolił, by w opublikowanej rozmowie padło słynne już niedopowiedzenie sugerujące, że Angela Merkel mogła mieć związki ze Stasi. Innym błędem, który został poddany krytyce, było przyjęcie zaproszenia przez Jarosława Kaczyńskiego do programu Tomasza Lisa. Wprawdzie Lis skompromitował się dziennikarsko (wobec tych, którzy żywili jeszcze złudzenia co do standardów, jakie reprezentuje), ale Kaczyński wybierając się do niego, chcąc nie chcąc, ów styl legitymizował. Oczywiście można uznać, że była to decyzja słuszna, bo program Lisa jest nadawany w porze wysokiej oglądalności, ale należy zapytać, czy gdyby ten program prowadził – ot, wyrazisty przykład – Jerzy Urban, to sztab także zasugerowałby liderowi w nim udział? Przez dwa dni media ze smutkiem analizowały kompromitację Lisa, ale trzeciego dnia udało się mainstreamowi tę tendencję odwrócić. Polacy usłyszeli, że „Kaczyński pokazał swoją prawdziwą twarz”, a – jak wiadomo z tych samych mediów – jest to twarz „straszna”. Po raz kolejny okazało się, że nie liczą się fakty, lecz wtłaczana do głów Polaków zbitka pojęciowa, przywołująca ugruntowany latami propagandy stereotyp. To zaledwie dwa przykłady z całej serii błędów, jakie popełniło PiS pod koniec kampanii, i nie za wszystkie odpowiadają ludzie związani z Adamem Lipińskim. Jednak zdaniem „ziobrystów” to właśnie ta grupa otoczyła prezesa szczelnym kokonem i doprowadziła do popełnienia brzemiennych w skutkach omyłek, uniemożliwiając teraz dyskusję na temat zmian w funkcjonowaniu partii i atakując ludzi Ziobry, by odwrócić uwagę od własnej odpowiedzialności. Ten sposób myślenia można zrozumieć – jedna z pierwszych reakcji Adama Hofmana po wyborach, obarczająca odpowiedzialnością za wynik wyborczy PiS „Gazetę Polską”, była niczym innym, jak tylko odwracaniem uwagi od własnych błędów.

Gra na rozłam O ile jednak można zrozumieć żal Zbigniewa Ziobry, który był konsekwentnie odsuwany od faktycznego wpływu na przebieg kampanii, o tyle trudno zrozumieć jego obecne działania. Festiwal wypowiedzi medialnych, w których nie cofnął się przed zapowiedzią stworzenia nowej partii na prawicy, wskazuje, że polityk ten dąży de facto do rozłamu. I choć wprawdzie nie atakuje bezpośrednio Jarosława Kaczyńskiego, lecz jedynie mówi publicznie o „potrzebie zmian w partii”, ustawia się w roli rywala i lidera opozycji wobec prezesa PiS. Zdaje sobie sprawę, że – tak jak to się dzieje także w PO – lider wewnętrznej opozycji ma w takiej sytuacji dwa wyjścia: zwyciężyć politycznie albo zginąć. Być może Ziobro przecenił swoje wpływy w PiS i własną popularność, ale moment na to, by zwyciężyć, wybrał co najmniej o kilka lat przedwcześnie. Może dziś zatem tylko zostać wyrzucony z partii, pociągając za sobą kilku lub kilkunastu najbardziej zdeterminowanych czy też najgorliwiej wypychanych przez otoczenie lidera PiS zwolenników. I być może na to właśnie liczy. Jednak perspektywa budowania nowej formacji ze środowiskiem dawnej Ligii Polskich Rodzin czy rozłamowców z ugrupowania Polska Jest Najważniejsza, cieszących się – co pokazały wyniki wyborów – fatalną w elektoracie prawicowym opinią, może być drogą w polityczny niebyt.

Zdeterminowani wyborcy Warto też pamiętać, że wyborcy PiS-u to niezwykle zdeterminowany elektorat, odporny na propagandę medialną, myślący samodzielnie i posiadający pewien rodzaj instynktu, intuicji, które po latach rozłamów partii prawicowych każą trzymać się tego, kto reprezentuje ich system wartości i ten sam sposób postrzegania interesu narodowego. Ostatnie wybory pokazały również i to, że tym liderem jest dla ponad 4 mln Polaków Jarosław Kaczyński. Ten swoisty, bo emocjonalny także związek scementowała katastrofa smoleńska. Jest mało prawdopodobne, by dotychczasowi wyborcy PiS porzucili Jarosława Kaczyńskiego dla wciąż postrzeganego jako młodego, uczącego się dopiero polityka, Zbigniewa Ziobry, który takich uczuć – zaufania, lojalności i solidarności – w wyborach nie budzi. Czy się to komuś podoba, czy nie, to Jarosław Kaczyński wciąż jest tym, który może być lokomotywą prawej strony. Póki, co, nikogo innego nie ma. (...) Joanna Lichocka

W TROSCE O PRAWDĘ HISTORYCZNĄ Nikomu nie trzeba dziś tłumaczyć, czym jest poprawność polityczna – znamy ją aż za dobrze. Szczególnie wiele rozprawia się na jej temat w środowiskach konserwatywnych, prawicowych, katolickich, narodowych czy po prostu patriotycznych. I nic dziwnego, ponieważ poprawność polityczna jest systemem stworzonym do walki z tymi właśnie żywiołami. Podobnego zainteresowania owych środowisk nie budzi natomiast najwyraźniej zjawisko, które daje się dziś coraz wyraźniej obserwować także na polskim gruncie. Zjawisko to nazwiemy tutaj roboczo „drugą falą” poprawności politycznej (nawiązując, nie bez sarkazmu, do modnego współcześnie postmodernistycznego żargonu). Nie widać, by ktokolwiek spośród wspomnianych podejmował próby jego opisania ani poddania pod dyskusję we własnych kręgach. To również nic dziwnego. Ludzie, którzy w gruncie rzeczy lubią o sobie myśleć, a jeszcze bardziej mówić, jako o ofiarach poprawności politycznej, (bo pozwala im to poczuć patos bycia prześladowanym, a także chwalić się byciem prześladowanym przed innymi) nie dopuszczą do siebie myśli, że i wśród nich w zmodyfikowanej nieco formie obowiązuje poprawność polityczna – ani tym bardziej nie będą się do tego głośno przyznawać.

Poprawność polityczna po prawicowemu Pierwsza fala poprawności politycznej to poprawność polityczna, którą wszyscy jako taką rozpoznajemy – ta wykreowana przez liberałów i (inną) lewicę, służąca im do rozprawiania się z ideowymi przeciwnikami. Druga fala poprawności politycznej to jej swoista, wewnątrzśrodowiskowa wersja, przyjęta i respektowana w ugrupowaniach nie kojarzonych z poprawnością polityczną pierwszej fali, a definiujących się jako prawicowe bądź narodowe (jedno nie musi iść w parze z drugim, toteż traktujemy te dwa nurty rozłącznie). Znakomity badacz współczesnych idei politycznych dr Jarosław Tomasiewicz (ur. 1962) wyliczył cztery elementy prawicowej wersji political correctness, zauważalne w politycznym krajobrazie Polski: „wolny rynek w gospodarce, służalczy okcydentalizm, cepeliowy patriotyzm, katolicyzm zredukowany do obrzędowości”. Nachalne wmawianie, iż „poza wolnym rynkiem nie ma zbawienia”, iż na płaszczyźnie gospodarczej konserwatyzm czy prawicowość przejawia się poparciem dla liberalizmu, kwestionowanie istnienia jakichkolwiek ustrojów ekonomicznych alternatywnych w stosunku do liberalno-kapitalistycznego.

Służalczy okcydentalizm – przeświadczenie, że miejsce Polski jako podmiotu geopolitycznego może być jedynie w bloku zachodnim (definiowanym węziej lub szerzej) – inne orientacje geopolityczne nie istnieją, a gdyby nawet istniały, obiór którejś z nich oznaczałby „zdradę”.

Cepeliowy patriotyzm – taki, który w całości wyżywa się w gestach i hasłach, udziale w pochodach, okrzykach wznoszonych na manifestacjach i przywiązaniu do najbardziej wyświechtanych symboli historycznych, oraz w powtarzaniu ogólnikowych komunałów o tym, jak ważne i dobre jest bycie „patriotą”. Ucieka natomiast od podejmowania jakiejkolwiek pracy koncepcyjnej.

Katolicyzm zredukowany do obrzędowości, tzn. taki, który nie przekłada się na żadne koncepcje ustrojowe, społeczne ani ekonomiczne, a domaga się co najwyżej „wolności wyznania” w ramach nowoczesnego, świeckiego, demokratycznego i „neutralnego światopoglądowo” państwa. Na płaszczyźnie ekonomicznej dochodzą do tego nierzadko buńczuczne twierdzenia, iż katolik pod (rzekomą) groźbą popadnięcia w niezgodę z nauczaniem Kościoła ma obowiązek hołdować zachodniej ideologii „wolnego rynku”, ponieważ amerykańskie szablony free economy oraz free enterprise to jedyne modele ekonomiczne zgodne z chrześcijaństwem. Rozpatrzmy teraz kilka charakterystycznych przejawów drugiej fali poprawności politycznej obserwowalnych w praktyce.

Bez skojarzeń proszę! Od szeregu lat środowiska prawicowe bądź narodowe, które w swoim mniemaniu chcą coś osiągnąć, nerwowo tropią u siebie samych i rugują określone elementy i motywy. Konkretniej, wprawiają je w niepokój te elementy i motywy, które „wywołują skojarzenia z przeszłością”, tzn. mogłyby zostać przedstawione przez media jako dowód na kontynuację przez dane środowisko tradycji politycznych faszyzmu. Wiadomo – rozumują patriotyczne gremia – komu media zdołają przyprawić etykietkę faszysty, ten w działalności publicznej już nic nie zwojuje, więc trzeba nieustannie dokładać wszelkich starań, by przypadkiem nie dać im do tego pretekstu. Medialna władza przypinania faszystowskiej łatki wywołuje w patriotycznych ugrupowaniach zwyczajny strach. Poddanie się temu, nieartykułowanemu wprost, naciskowi owocuje zaś, również nie wypowiedzianym wprost, uzależnieniem od producentów medialnej papki: ulegający mu prawicowcy czy nacjonaliści starają się wyprzedzać tok myślenia redakcyjnych szantażystów, zawczasu rozpoznać elementy estetyczne lub symboliczne, które mogłyby zostać napiętnowane jako „kojarzące się” i czym prędzej się od nich odciąć. W ten sposób pozwalają u siebie wyrabiać nawyk autocenzury. Ich przedstawiciele wykorzystują każdą swoją wypowiedź adresowaną do mediów, aby zapewnić (nawet nie pytani), że naprawdę, ale to naprawdę nie mają nic wspólnego z faszyzmem i wyliczyć możliwie wiele potwierdzających to faktów. Największą faszystowską zbrodnią dla dziennikarzy i ich pryncypałów pozostaje niezmiennie tzw. rzymskie pozdrowienie, toteż wśród grup identyfikujących się jako narodowe posłusznie zapanowała ostatnio moda na wypowiadanie się o nim z wystudiowanym niesmakiem. Podobny los spotkał uniformy organizacyjne, bo przecież umundurowaną organizację społeczną czy polityczną dla każdego znającego fach pismaka z daleka czuć faszyzmem (czyli premią za dobry materiał). By nie pozostać gołosłownym, przypomnijmy mocno nagłośnioną przez media manifestację narodowców w stolicy jesienią ubiegłego roku. Jej organizatorzy wdali się wcześniej z „Gazetą Wyborczą” (pod pozorem wywiadów i innych wypowiedzi) w faktyczne negocjacje dotyczące tego, jaki ma być jej przebieg. Ze swej strony złożyli zapewnienia, że przed rozpoczęciem manifestacji dokonają cenzury niesionych przez uczestników flag i transparentów oraz skandowanych haseł, by przypadkiem nie zaplątały się tam elementy „mogące się kojarzyć” – nie wspominając o czuwaniu, by ktoś przypadkiem nie wykonał rzymskiego pozdrowienia. Uczestników z kolei instruowali, by „mogące się kojarzyć” ubiory zastąpili garniturem i białym kołnierzykiem. (Nie wiadomo, czy zalecali również zapuszczenie włosów na łysych głowach, a w przypadku braku takiej naturalnej możliwości zaopatrzenie się w tupety bądź czapki, bo przecież doskonale wiadomo, z czym kojarzą się łyse głowy.). Podjęte ostentacyjnie przez organizatorów starania miały oczyścić ich inicjatywę i ich samych przed surowym trybunałem mediów, tymczasem wywołały tylko uszczypliwe komentarze niektórych dziennikarzy. Nadgorliwa dbałość o poprawność polityczną własnego, jak to się teraz mówi, „wizerunku” czy „przekazu” na inne komentarze chyba nie zasługuje, niezależnie od zabarwienia i kierunku owego „przekazu”.

Tylko bez kontrowersji! Niechęć do znoszenia konfrontacji z mediami sprawia, że środowiska czy to prawicowe, czy nacjonalistyczne uciekają w swej działalności w tematy możliwie nie kontrowersyjne, a więc przede wszystkim historyczne. Tożsamością ideową wspomnianych nurtów staje się w rezultacie czczenie na przykład powstań śląskich albo czynu zbrojnego polskiego podziemia podczas II wojny światowej i po jej zakończeniu: Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych, „żołnierzy wyklętych” itd., a od biedy przynajmniej ogólnikowe „świętowanie odzyskania niepodległości”. Tematy owe są relatywnie bezpieczne, ponieważ jako zamknięte kwestie historyczne dają się eksploatować bez ryzyka podrażnienia obozu lewicowo-liberalnego i rozjuszenia jego medialnej „policji myśli”. A nawet, gdyby stało się inaczej, przed atakiem mediów zawsze można wtedy zasłonić się wytłumaczeniem, że ci wszyscy czcigodni ludzie – powstańcy, partyzanci, żołnierze – walczyli „o wolność”, w domyśle: więc ich czczenie jest usprawiedliwione na gruncie paradygmatu liberalnego. W tym miejscu należy poczynić pewną dygresję. Nie ma nic złego w kultywowaniu zbiorowej pamięci o dziejach własnej wspólnoty narodowej i politycznej. Naród bez pamięci historycznej nie jest narodem – zauważył słusznie romantyczny filozof, teoretyk literatury i poeta Kazimierz Brodziński (1791-1835). Niemniej, urządzanie obchodów związanych z historycznymi wydarzeniami, postaciami czy ruchami nie stanowi żadnej formuły działalności dla podmiotów aspirujących do miana organizacji politycznych czy społecznych. Jeszcze w XIX wieku konserwatyści krakowscy, zwani też Stańczykami, ukuli złośliwe określenie obchodomania. Służyło ono krytyce stronnictwa tromtadratów („patriotycznych” demokratów), którzy nie zajmowali się w zasadzie niczym poza nieustannym organizowaniem obchodów rocznic historycznych. Zaczynali w styczniu od rocznicy powstania styczniowego i tak przez cały rok na okrągło aż do listopada-grudnia, czyli rocznic wydarzeń związanych z powstaniem listopadowym. Jak wskazywali Stańczycy, urządzanie co chwilę obchodów historycznych maskowało u tromtadratów brak jakiegokolwiek uchwytnego programu politycznego, a miało tę zaletę, że pozwalało łatwo zyskać popularność poprzez nieustanne wywoływanie zbiorowych emocji i odwoływanie się do nieskonkretyzowanego i ogólnikowego (dlatego pasującego wszystkim bez wyjątku) „patriotyzmu”. Podobnie i dziś, szereg środowisk nacjonalistycznych i/lub prawicowych swoim zafiksowaniem na kwestiach czysto historycznych, takich jak NSZ czy „żołnierze wyklęci”, zdradza własną bezprogramowość. Nie mają one żadnych własnych koncepcji, żadnych wypracowanych przez siebie propozycji odpowiedzi na wyzwania, jakie epoka stawia przed naszym państwem i narodem, dlatego ześrodkowują swą działalność na czczeniu rocznic urodzin Dmowskiego, śmierci Mosdorfa czy powstania Obozu Wielkiej Polski (wyliczenie przykładowe). Bezpiecznie zamknięte w przeszłości (zwykle w tym celu nieco wyidealizowanej), nie muszą artykułować żadnej własnej wizji politycznej, ekonomicznej czy społecznej tego, czym Polska powinna być dzisiaj i jutro.

My też bądźmy ofiarami! W miarę rozwoju drugiej fali poprawności politycznej, prawicowe gremia coraz częściej sięgają też po wyeksploatowany przez lewicę manewr, polegający na publicznym przedstawianiu siebie jako ofiar obecnego systemu czy stanu spraw, przyjmowaniu pozy grupowego obiektu prześladowania, bądź, mówiąc modniej i poprawniej politycznie, „dyskryminacji”. Siła owego manewru tkwi w fakcie, że zwykli, posłuszni zjadacze gazetowo-telewizyjnej papki odruchowo współczują tym, których pokazuje się w mediach jako ofiary, i są gotowi poprzeć ich roszczenia. Rozmaite środowiska mieszczące się w obrębie luźno pojętej prawicy podejmują więc coraz staranniej wyreżyserowane próby przekonania telewidzów i czytelników gazet, że „my też jesteśmy ofiarami” lub „to my jesteśmy prawdziwymi ofiarami”, starając się pozyskać tym ich sympatię metodą brania na litość. Ostatnio w takich próbach lubują się środowiska katolickie, ale nie tylko one podchwyciły wspomniany dyskurs. Pojawia się on również w środowiskach nacjonalistycznych, w postaci na przykład demonstracji-protestów przeciw prześladowaniu nacjonalistów przez obecne państwo; uczestnicy tych nacjonalistycznych manifestacji czysto liberalnym językiem domagają się poszanowania „wolności słowa” i „prawa do wyrażania własnych poglądów”, potępiają „łamanie praw obywatelskich” w tym zakresie, a nawet prezentują się jako zagrożona „mniejszość o poglądach innych, niż ma większość społeczeństwa”.

Bananowa prawica? W taki oto sposób ugrupowania pozujące chętnie na antagonistów poprawności politycznej niepostrzeżenie poddają się jej strychulcowi. Czym skutkuje przyjmowanie przez nie wyżej wyliczonych (jak to się dzisiaj modnie nazywa) „strategii”? Autocenzurą, jałowością, bezpłodnością. A w konsekwencji – brakiem potencjału zmiany status quo. Środowiska, które zakładają, iż dla osiągnięcia czegokolwiek muszą przekonać społeczeństwo, że nie są tym, kogo pokazuje się jako zagrożenie obecnego porządku rzeczy, prędzej czy później obiorą sobie za cel po prostu wywalczenie dla siebie znośnego miejsca w ramach republiki koleżków. Kto zabiega o to, by przypadkiem nie stać się niepopularnym, skończy jako zakładnik modnych form i tematów; wiecznie starający się pokazać, że nie jest tym gorszym-zapóźnionym; niewiarygodny ani dla zwolenników, ani dla przeciwników tego, z czym zobowiązywał się walczyć. Niniejszemu wywodowi można postawić zarzut: krytyka zawsze jest tą łatwiejszą częścią rozumowania, ale jaki kierunek powinny obrać środowiska konserwatywne, prawicowe, narodowe czy patriotyczne, skoro powyższy prowadzi donikąd? Na to pytanie próbowałem już jednak odpowiedzieć gdzie indziej, w szkicach „Inną drogą” i „Bractwo Kapłańskie św. Spokoju”. Adam Danek

Od Redakcji [Legitymizm.org]: Zaniepokojonych – być może – Czytelników Portalu informujemy, że publikacja powyższego artykułu nie oznacza, że w jakikolwiek sposób zmieniliśmy nasze poglądy na wolną gospodarkę, poglądy, które zostały jednoznacznie określone w Manifeście Ekonomicznym OMP. Text pana Adama Danka traktujemy jako artykuł dyskusyjny, z niektórymi jego punktami możemy się zgadzać, z innymi nie. Jesteśmy przekonani, że wolna gospodarka najlepiej łączy możliwości rozwoju i życia w dobrobycie z wymogami Dekalogu. Jakiekolwiek ingerencje w nią oznaczają, że aby na mocy decyzji urzędnika komuś dać, trzeba najpierw komuś innemu ukraść. Jest jeszcze jeden aspekt zagadnienia – jeżeli przyjmiemy za swoją lewicową wizję gospodarki, co będzie nas różnić od lewicy?

http://www.legitymizm.org/

Wielka manifestacja francuskich katolików i nacjonalistów w obronie Chrystusa Ponad 5000 osób wzięło udział w sobotę 29 października 2011 roku w wielkiej manifestacji przeciwko chrystianofobii, która przeszła ulicami Paryża. Organizatorem był Instytut Civitas, ale do udziału zachęcało wiele różnych organizacji, stowarzyszeń i ruchów. Bezpośrednią inspiracją do organizacji wydarzenia była obrazoburcza „sztuka” teatralna włoskiego reżysera Romeo Castellucciego pt. „O twarzy. Wizerunek Syna Boga” wystawiana w Théâtre de la Ville. W czasie owego „spektaklu” olbrzymie płótno przedstawiające twarz Jezusa Chrystusa jest obrzucane ekskrementami i towarzyszy mu napis „Nie jesteś moim pasterzem”. Przeciwko bluźnierczym ekscesom oraz forsowanej przez demoliberalny reżim laicyzacji wystąpili wspólnie katoliccy tradycjonaliści spod znaku Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X, monarchiści z l’Action Française a także, co nas szczególnie cieszy, liczni nacjonaliści/narodowi radykałowie z wielu różnych formacji: Frontu Narodowego, Renouveau Français, Nouvelle Droite Populaire, Groupe Union Défense (tak, tak, GUD is back), Jeunesses Nationalistes, Parti Anti Sioniste czy Troisième Voie. Warto też wspomnieć o obecności muzułmanów z Centrum Szyickiego „Zahra” oraz stowarzyszenia „Forsane Alizza”. Ludzie o często odmiennych poglądach politycznych stanęli w tym dniu razem w obronie tego, co fundamentalne, ponadczasowe i najważniejsze. Stanęli w obronie Wartości, które zbudowały Europę, a które dziś są podważane i atakowane przez demoliberalny „Nowy Wspaniały Świat”. Jest integralną częścią naszej politycznej tradycji, że człowiek w sposób oczywisty złożony jest z Ducha i Materii, i że pierwszeństwo ma Duch. Bez szerzonej przez jednostkę duchowej rewolucji – metody oczyszczenia i doskonalenia się przez całe życie – nasi bojownicy nie będą różnili się w sposób znaczący od degeneratów, którzy przyczynili się do rozrostu potworności gnębiących ten świat i którzy działali na podstawie czysto materialistycznej koncepcji życia i historii. Jeśli Europa ma odnaleźć na nowo swoją Misję i Przeznaczenie, musi powrócić do Wiary.

Deklaracja Trzeciej Pozycji Redakcja portalu Nacjonalista.pl i środowisko Narodowego Odrodzenia Polski od lat głosi konieczność walki z systemem demoliberalnym na drodze Rewolucji Narodowej, którą pojmuje jako całkowitą przebudowę życia społeczno-gospodarczego i politycznego zgodnie z odwiecznymi wartościami cywilizacji łacińskiej. Narodowa rewolucja bez Wartości i gotowości do ich publicznej obrony, narodowy rewolucjonista pozbawiony szacunku dla tradycji i religii – to bezzębne tygrysy skazane na porażkę. Postępujemy więc odmiennie i wiemy, iż ostateczne zwycięstwo należy do Nas. Christus Vincit, Christus Regnat, Christus Imperat. (WT)

http://www.nacjonalista.pl (tamże zdjęcia i wideo z manifestacji)


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
596 597
596 BHP w rolnictwie podstawy i Nieznany (2)
(596) bibliografia zalacznikowa przypisy
596
596
596
596
Merton R.-'struktura spoleczna i anomia'-s.583-596-not, Socjologia różne
596
596
596
D 596
596
596 0014
596 0005
ICD 8 596 39 991 200 ZR CS
596

więcej podobnych podstron