Sławomir Mrożek - „Na pełnym morzu”
OSOBY:
Gruby Rozbitek
Średni Rozbitek
Mały Rozbitek
Listonosz
Lokaj
Rzecz dzieje się w jednym akcie i w jednej dekoracji. Scena przedstawia tratwę na pełnym morzu. Trzej rozbitkowie w eleganckich czarnych garniturach, białych koszulach. Poprawnie zawiązane krawaty, białe rąbki chusteczek w kieszonkach marynarek. Siedzą na trzech krzesłach. Poza tym na tratwie znajduje się tylko kufer.
Rozbitkowie narzekają na głód - zapasy żywności zostały wyczerpane. Małemu zdaje się, że zostało jeszcze trochę cielęciny z groszkiem, ale Gruby zaprzecza. Sugeruje zarazem, że jedynym wyjściem z tej sytuacji będzie zjedzenie kogoś z nich. Jako, że żaden nie zechciał poczęstować sobą towarzyszy postanawiają zrobić losowanie.
Gruby: Będziemy losowali według następującego systemu: jeden z panów wymieni jakąś cyfrę. Potem drugi z panów jakąś inną cyfrę. Na końcu ja także wymienię głośno jakąś cyfrę. Jeżeli suma wszystkich trzech cyfr będzie nieparzysta - los padnie na mnie! Ja zostanę zjedzony. Jeżeli natomiast tak się zdarzy, że suma będzie parzysta, wówczas zostanie zjedzony któryś z panów.
Jako, że zaproponowany system nie spodobał się pozostałym rozbitkom, zadecydowano o wyborach. Gruby i Średni zaczynają spiskować przeciwko Małemu, co ten zauważa. Domaga się, by każdy mógł przeprowadzić „propagandę przedwyborczą”.
Jako pierwszy przemawia Mały. Mówi, że ma żonę i dzieci - „tłum” odrzuca jednak ten argument powołując się na dobro publiczne. Wtedy Mały mówi o swych ambitnych planach, o pracy nad sobą, o naprawianiu błędów. Ale i tym nie przekonał pozostałych.
Następnie przemawia Średni. Mówi, że interesuje go sztuka kulinarna - nie samo jedzenie (gdyż - jak stwierdził - mało, albo też wcale nie je), lecz przygotowywanie posiłków. Gruby bardzo entuzjastycznie reaguje na tę wypowiedź.
Jako ostatni przemawia Gruby. Mówi, że jest niestrawny - łykowaty, kościsty i cienki, ma dwa żelazne żebra, wyciętą wątrobę, nie jest też zupełnie pewien co do trychin. Obiecuje, że jeśli go nie wybiorą, to „wówczas ten drugi dostanie udko i polędwiczkę”. Tym razem Średni wiwatuje na jego cześć.
Nadszedł czas głosowania. Zapisują propozycję swojego kandydata na karteczkach, które wrzucają do cylindra. Okazuje się jednak, że w środku znajdują się cztery karteczki - wybory zostają unieważnione. Jako, że demokracja nie wyszła - Gruby proponuje dyktaturę dodając, że chętnie się podejmie funkcji nominowania. Mały zdecydowanie protestuje. Wtedy Gruby i Średni zaczynają mu wmawiać, że jest wspaniałym człowiekiem, szlachetnym, chcącym się poświęcać dla innych, solidarnym, skromnym, APETYCZNYM...Mały zaprzecza, by miał powołanie do takiej wielkości i domaga się sprawiedliwości. Gruby i Średni są oburzeni - że Mały zdradza zespół i depcze zaufanie kolegów.
Gruby pyta Średniego, czy ma matkę - ten odpowiada tym samym pytaniem. Gruby mówi, że „niemal od zarania jest sierotą”. Średni - że też, a właściwie to nigdy nie miał rodziców...Zapytany o to samo Mały odpowiada, że ma mamę, która pewnie go teraz opłakuje. Gruby mówi, ze z punktu widzenia sprawiedliwości sprawa jest jasna - że czas najwyższy, by Mały „spłacił moralny dług zaciągnięty wobec sierot”. Mały wyjaśnia, że być może jego matka też już nie żyje - bo bardzo źle się czuła kiedy wyjeżdżał. Gruby stwierdza, że nie ma na to dowodów. Razem ze Średnim zaczynają użalać się nad sobą.
Nagle Mały słyszy wołający o pomoc głos. Należy do Listonosza, który po wejściu na tratwę bardzo się uradował zobaczywszy Małego. Okazuje się, że ma dla niego depeszę. Ten odchodzi na bok i ją czyta. Z entuzjazmem mówi, że jego matka nie żyje. Gruby widzi w tym jakiś podstęp i zmowę Małego z Listonoszem. Mały poleca zapytać Listonosza, czy był z nim w zmowie. Gruby daje propozycję: jeśli Listonosz się przyzna - zjedzą Małego, jeśli zaprzeczy - zjedzą Listonosza. Gruby i Średni próbują przekupić Listonosza, lecz ten powołuje się na swój honor, skacze do wody i odpływa.
Mały mówi, że teraz wszyscy są sierotami. Gruby - że istnieje jeszcze inna sprawiedliwość - sprawiedliwość dziejowa - należy zapytać kim byli rodzice poszczególnych rozbitków. Mały mówi, że jego ojciec był kancelistą. Gruby odpowiada, że jego ojciec był prostym drwalem - a Średni ojca w ogóle nie miał, gdyż „jego matka poczęła go na skutek ciężkich zmartwień spowodowanych nędzą”. Sugeruje, że na Małym ma się spełnić sprawiedliwość dziejowa.
Znowu słychać głos - tym razem wołający: „panie hrabio, panie hrabio” - okazuje się, że to lokaj Grubego. Okazując swą radość informuje, że wszyscy w pałacu się o niego niepokoją. Gruby rozkazuje mu utonąć - lokaj jest posłuszny. Mały domaga się sprawiedliwości - wypomina Grubemu jego pochodzenie i majątek. Ten się wszystkiego wypiera. Razem ze Średnim wmawiają Małemu halucynacje i wariactwo - i z tych powodów powinien on być wyeliminowany ze społeczeństwa - najlepiej drogą spożycia go przez to społeczeństwo. Gruby poleca Średniemu nakrywać do stołu. Mały stwierdza, że jest zatruty, że towarzysze powinni poczekać. Oni ignorują to, co mówi. Gruby mówi, że „już czas”. Mały - że chce im dać pewną poradę kulinarną - stwierdza, że powinien umyć nogi. Myjąc nogi Mały przyznaje słuszność wszystkim poglądom Grubego - tego, co mówił o ofiarności, gotowości do poświęcenia, stwierdza swoją niedojrzałość, brak doświadczenia. Mówi, że przez tą sytuację stał się lepszym człowiekiem, który z własnego wewnętrznego przyzwolenia chce dać się zjeść innym - i to daje mu satysfakcję, poczucie wolności, swobody. Zapala się do wyjścia z wody, by towarzysze mogli go jak najprędzej spożyć - ale Gruby go przytrzymuje - sugerując, że prawą nogę też należy umyć. Kiedy wstaje dziękuje towarzyszom za to, że dzięki nim stał się lepszym człowiekiem, odnalazł w sobie ideały, których mu brakowało. Na koniec chce wygłosić krótką mowę o wolności, której pointa jest taka, że prawdziwa wolność to nie to samo co zwyczajna wolność. „ I dlatego właśnie...” - tę kwestię powtarza jak zepsuta płyta. W tym czasie do przysłuchującego się Grubego podchodzi Średni i mówi ze wzruszeniem, że w kuferku znalazła się cielęcina z groszkiem. Gruby odpowiada, że ma ją schować i nie przeszkadzać: „Czy pan nie widzi, że on już jest szczęśliwy?”
KONIEC