Wybór

Rozdział 1


Zygzaki błyskawic przecinały niebo gdzieś w oddali. Nadciągała burza.

Czarne szaty biegnącej postaci trzepotały na wietrze. Druga, niższa postać, przyspieszyła kroku, wyczuwając ścigającego. Gdy się przybliżył, niższa postać nagle zatrzymała się, podniosła wysoko głowę i obróciła się, aby spojrzeć mu w twarz.
- Nie może mnie pan zatrzymać. Już podjęłam decyzję. – oświadczyła spokojnie. Był to młody głos, kobiecy, pełen bólu.
Mężczyzna w czarnej szacie przystanął. – Chodź.
Widząc jej niezdecydowanie, uśmiechnął się drwiąco. – Myśli pani, że mi pani ucieknie? Proszę się nie martwić – odwrócił na chwilę wzrok w stronę ciemnego lasu. – Jeśli uważa pani, że to jest właściwa droga... nie będę zatrzymywał. Ale najpierw mnie pani wysłucha.
Niższa postać odrzuciła kaptur, wpatrując się w niego; wzmagający się wiatr targał jej niesforne, kręcone włosy.
- Dlaczego... dlaczego pana to obchodzi?
On też odrzucił kaptur i utkwił w niej czarne oczy. Jego cienkie, tłuste włosy ledwie powiewały.
- Chodź, dziecko.
- Nie jestem dzieckiem – w jej oczach błysnęły łzy. – Na tym polega problem.
Skinął głową. – Cóż za spostrzegawczość. Chodź – wyciągnął rękę – Proszę.
Prośba z jego strony była taką nowością, że odniosła zamierzony skutek – zaskoczona, posłuchała go, zrobiła krok w jego stronę i podała mu nieśmiało rękę.
- Nie będzie mnie pan zatrzymywał, kiedy pana wysłucham?
- Zgadza się. Teraz proszę za mną. – chwycił jej zimną dłoń i poprowadził od bram Hogwartu w kierunku zamku.
- Dokąd?
- Będzie pani mogła zadawać pytania, ale nie w tej chwili. Proszę powstrzymać się od mówienia, dopóki nie będziemy na miejscu – czarne oczy wpatrywały się w nią, gdy szli przez teren okalający zamek. Przytaknęła w milczeniu. Zadowolony z jej powściągliwości, wyjaśnił: - Czyli tam, gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał ani podsłuchiwał.
Po kilku minutach marszu doszli do muru zamkowego. Zmarszczyła czoło. Cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy. Machnął ręką w kierunku kamiennej ściany, mrucząc jakieś zaklęcie. Mur rozstąpił się, tworząc łuk, przez który przeszli, i parę minut później siedzieli w jego gabinecie, patrząc na siebie nawzajem w milczeniu. Czekał, aż ona pierwsza przerwie ciszę.

- Panie profesorze – jej głos był wciąż opanowany. – Co chciał mi pan powiedzieć?
- Opowiem pani pewną historię, panno Granger – odparł sponad splecionych dłoni. – Po prostu... historię. Ale najpierw sam zadam pani kilka pytań.
- Proszę.
- Naprawdę pani myśli, że może pani zemścić się, walcząc przeciw wyszkolonym śmierciożercom? – wciąż spoglądał na nią sponad splecionych palców. Nie odwracała oczu. – To było pytanie.
- Nie. Teraz... nie.
- W takim razie czy mogę spytać, dokąd się pani wybierała?
Nie odpowiedziała, ale spuściła wzrok. Oparł dłonie na biurku i pochylił się w jej kierunku. – Panno Granger. Hermiono. Zapytam raz jeszcze, zanim zastosuję Veritaserum. - Otworzyła usta, zaskoczona.
- Wiem dobrze, co chce pani powiedzieć, niech się pani nie trudzi. Dyrektor dał mi wolną rękę – Uśmiechnął się krzywo na widok jej szeroko otwartych oczu. – Tak. Trochę... deprymujące, prawda?
- Dlaczego...
- A jak pani myśli? – zapytał z wyższością w głosie, wpatrując się w nią, aż zaczęła się niespokojnie wiercić. – Chyba miała mi pani powiedzieć jaki był cel pani wyprawy dzisiejszego wieczoru? – obserwował z aprobatą, jak opanowała się i śmiało spojrzała mu w oczy.
- Nauka.
- Ach, tak – westchnął. – A gdzie pani zamierzała znaleźć tę... wiedzę, której pani poszukuje?
Znów zaczęła się niespokojnie kręcić. Trzasnął dłonią w biurko, aż podskoczyła.
- Oczekuję odpowiedzi, panno Granger!
Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, i zamknęła je znów. Usiadł z powrotem biorąc głęboki oddech.
- Jest mi wygodnie tu, gdzie siedzę. Proszę mnie nie zmuszać, żebym wstał i poszedł po fiolkę z eliksirem. – uśmiechnął się lekko. – Mógłbym pokusić się o zadanie bardziej osobistych pytań, niżby pani sobie życzyła. – Aha, teraz trafiłem, pomyślał z satysfakcją, widząc prawie zwierzęcy strach w jej oczach.
- Ja... no dobrze. Przyjaciel... zaofiarował się nauczyć mnie kilku rzeczy, które mogłyby mi się przydać.
- Przyjaciel – powtórzył beznamiętnie. Kiwnęła głową. Wziął do ręki pióro leżące na biurku i zaczął je obracać leniwie swoimi długimi palcami. Obojętnym tonem powiedział: - Zdaje sobie pani sprawę, że Wiktor Krum jest śmierciożercą? – Jej oczy utkwione były w piórze tańczącym w jego palcach. Gdy pióro znieruchomiało, podniosła wzrok. – Znów oczekuję odpowiedzi.
- Tak. – odpowiedziała, odwracając oczy.
- I zdaje sobie pani sprawę, że bez wątpienia chodzi mu tylko o to, żeby posłużyć się panią w celu pozbycia się tych członków Kręgu, którzy są wyżej od niego, i awansować w hierarchii? – przerwał na chwilę, czekając aż sens tych słów dotrze do niej. – Panno Granger!
- T-tak... – wyjąkała. Wyprostowała się i ciągnęła dalej już bardziej opanowanym głosem. – Zdawałam sobie sprawę... a przynajmniej podejrzewałam. Ale tak samo jak on zamierza wykorzystać mnie, ja mogę wykorzystać jego. – na widok zimnego błysku w jej oczach poczuł chłód. Taka młoda, tyle w niej bólu, taka... podobna do niego samego, w tym wieku. Widziała za dużo. Ledwie dosłyszał jej szept. – Ogień należy zwalczać ogniem.
- To chyba najbardziej idiotyczna rzecz, jaką pani dziś powiedziała, panno Granger. – stwierdził szyderczo. Spojrzała na niego zdziwiona. – Tak, nawet bardziej, niż udać się do śmierciożercy po wiedzę potrzebną, aby pomścić śmierć najbliższych.
- To... najlepszy sposób. Żeby walczyć z czarną magią, muszę się jej nauczyć. – oświadczyła Hermiona, głosem już nie tak zdecydowanym jak przedtem.
- To pani nie pomoże. Nie bez powodu te rzeczy są zakazane. Nie bez powodu nie uczy się ich w Hogwarcie – powiedział szorstko. – Ja się o tym przekonałem... – uśmiechnął się ponuro - ... na własnej skórze.

- Panie profesorze?... – cichy głos wytrącił go z zadumy, zamrugał oczami. Kiedy cisza stała się ogłuszająca, odezwała się znów; wiedział, że tak będzie. – Co się stało? Dlaczego... – przełknęła ślinę. Zebrała całą odwagę i zapytała: -Co pana popchnęło do śmierciożerców? Dlaczego stał się pan jednym z nich?
Patrzył na nią w milczeniu, potem wstał i odwrócił się plecami. – Z tego samego powodu, który panią kieruje.
- Ale... ja nie zamierzam...
- Nie?! – rzucił gwałtownie, odwracając się z powrotem do niej. Zadrżała, widząc go w furii. Przez chwilę oddychał głęboko, żeby się uspokoić. – Panno Granger. Nie ma czegoś takiego jak próbowanie czarnej magii. Ona jest... bardziej kusząca niż się pani wydaje. Nawet pani – uśmiechnął się słabo – zostanie wciągnięta.
Usiadł z powrotem i opuścił wzrok, mówiąc jakby do siebie samego: - Każdy krok wydaje się mały, dopóki nie zejdziesz tak głęboko, że nie widać już światła. I wtedy... dopiero wtedy... zdajesz sobie sprawę, co zrobiłeś. I ile będzie cię to kosztować, jeśli spróbujesz się wydostać. – Zamknął oczy.
– Niewielu jest chętnych żeby zaryzykować... niewielu potrafi się wydostać.
Milczała, wpatrując się w niego i usiłując powstrzymać drżenie rąk, złożywszy je na kolanach. - Czy dlatego Wiktor stał się śmierciożercą? – zapytała zachrypniętym głosem. – Zawsze go ciekawiła czarna magia... może dał się wciągnąć...
Otworzył oczy. – Być może. Nie mogę odpowiadać za pana Kruma. Najprawdopodobniej była również presja ze strony rodziny.
- Ojciec. – Było to stwierdzenie, nie pytanie. Skinął głową.
- Och... – zamknęła oczy. Czekał na następne pytanie. – Czy u pana też była presja ze strony rodziny, panie profesorze?
Roześmiał się ponuro. – Tak... ale nie tak, jak pani myśli. Miałem podobne powody jak pani. Chciałem – potrzebowałem – zemsty. Na kimś, kto miał o wiele większą wiedzę o czarnej magii niż ja. Wtedy.
- Więc szukał pan wiedzy. Uczyć się, po to żeby móc się zemścić.
- Zgadza się. – patrzył na własne palce, przeczesujące włoski pióra. – Nie tylko pani straciła kogoś bliskiego. - Uniósł oczy, obserwując jej reakcję.
Łzy napłynęły jej do oczu, odwróciła wzrok. – Ja... moi rodzice... i potem... Ron też... wszystko przez tę głupią ustawę... – Patrzył, jak z ogromnym wysiłkiem powstrzymuje łzy zbierając odwagę, jakby naciągała na siebie pelerynę. Lekko skinął głową z aprobatą. Głos jej drżał prawie niedostrzegalnie, kiedy zapytała: - Pan mówił o presji ze strony rodziny, ale nie tak, jak ja myślę. Panie profesorze... co to było? – Szeptem dokończyła: - Co pana pociągnęło do czarnej magii? Do... Voldemorta?
- Co mnie skłoniło do szukania wiedzy u osoby, którą uważałem za przyjaciela? – zapytał z naciskiem. Odwróciła oczy. – Powiem pani, panno Granger. Ale złoży mi pani przysięgę – przysięgę na różdżkę – że o tym, co pani usłyszy, nie będzie pani rozmawiać z nikim oprócz mnie lub profesora Dumbledore’a. – Niecierpliwym gestem nakazał jej wyciągnąć różdżkę. Ręce drżały jej lekko, gdy wypowiadała zaklęcie i słowa przysięgi. Różdżka zapłonęła niebieskim światłem i zgasła.

- Moje życie rodzinne... nie było idealne. Na pewno słyszała pani od Pottera. – spojrzał na nią znacząco, mając na myśli obrazy, uwolnione z jego umysłu podczas pewnej lekcji oklumencji z Potterem dwa lata wcześniej. Niewinny wyraz jej twarzy pozostał prawie niewzruszony. – Tak myślałem. – Mój ojciec był złym człowiekiem. Moja matka była słaba. On żerował na tym, a ja... znalazłem się na linii ognia. – urwał, a ona czekała cierpliwie.
– Matka była... dobrą kobietą. Powiedziałem, że była słaba. W gruncie rzeczy nie miała innego wyjścia, jak tylko zostać z nim. Nie miała własnych pieniędzy – ojciec ożenił się z nią dla jej nazwiska, które cieszyło się szacunkiem wśród czarodziejów czystej krwi. Przepił jej niewielki posag. Swoje pieniądze zresztą też. – dodał z goryczą, odrzucając pióro. – Nie mieliśmy nic przeciw - kiedy pił, był sympatyczny. Troskliwy ojciec, dobry mąż. – Uśmiechnął się lekko na widok jej zdziwionej miny. – W rzeczy samej, mój ojciec był wyjątkiem od reguły, jak to się mówi „dobry pijak”. Kiedy nie pił... wtedy wpadał w szał.

Utkwił w niej wzrok. Nie mrugała. – Całymi dniami patrzyłem na niewyobrażalne cierpienia mojej matki. Bicie, złowrogie zaklęcia, gwałty... tak, panno Granger, patrzyłem. Ojciec uważał to za pouczające. Rzucał na mnie zaklęcie unieruchamiające i zmuszał do patrzenia, jak znęcał się nad nią. Potwór, który był jej mężem i moim ojcem.
Nauczył mnie podstaw czarnej magii, zachęcając mnie do ćwiczenia... na zwierzętach, owadach, czymkolwiek. Przekonałem się wkrótce, że mnie to nie bawi, ale po jakimś czasie uznałem ją za pożyteczne narzędzie. Potężne narzędzie. Studiowałem, ile mogłem, a ojciec to popierał. Nie zdawał sobie sprawy, że uczyłem się po to, żeby któregoś dnia stanąć w obronie matki i zemścić się w jej imieniu. Wtedy... – urwał, a kobieta siedząca przed nim zastygła z wyrazem przerażenia na twarzy. – Kiedy przyjechałem do domu na wakacje po szóstym roku, urządził kolejny edukacyjny pokaz. A ja, jak głupi, sprzeciwiałem się, myślałem że już mam wystarczającą moc, że umiem już dosyć. Okazało się, że nie. W wyniku kary jakiś czas byłem nieprzytomny. Kiedy się ocknąłem, książki do czarnej magii były zamknięte pod kluczem, strzeżone przez zaklęcia pochodzące właśnie z nich. Byłem młody, głupi, zbyt pewny siebie... Za wcześnie odkryłem karty.

Kiedy wróciłem do Hogwartu, zwróciłem się do tych, którzy mogli mi pomóc. Przyjaciele, jak ich nazywałem, w większości już ukończyli szkołę, ale byliśmy w kontakcie. Chciałem wykorzystać ich wiedzę, nie zdając sobie sprawy, że stopniowo mnie wciągali. Powiedzieli mi, że istnieje taka grupa, w której mogę zrealizować wszystkie swoje pragnienia, nauczyć się wszystkich zakazanych rzeczy, i zdobędę wystarczającą moc, żeby stanąć przeciw człowiekowi, którego nienawidziłem najbardziej na świecie.
Naturalnie, nie miałem wątpliwości, że są bandą nawiedzonych wariatów. Sekta, naśladująca zaślepionego głupca. Zdawałem sobie sprawę, że byłoby głupotą przyłączyć się do nich, złożyć takie przysięgi, jakich wymagał przywódca... ale posiadali tę wiedzę, której pragnąłem. Nawet wtedy kusiło mnie to, co oferowali.
Nie skorzystałem jednak z rad przyjaciół. Uczyłem się dalej sam, czytając wszelkie dostępne książki czarnomagiczne, czekając na okazję. I wtedy... – opuścił głowę i dokończył bezbarwnym głosem – dowiedziałem się o śmierci matki.

- Proszę pana? – odezwał się nieśmiały głos.
Kontynuował, jak gdyby nigdy nic. – Miałem podejrzenia... uznano to za wypadek, ale nie uwierzyłem ani przez chwilę... Poszedłem na pogrzeb. Była zima, śnieg... wtedy zdecydowałem się skorzystać z tego, co już umiałem. Najpierw poczęstowałem ojca obficie alkoholem. Potem zajrzałem do jego umysłu. Jeśli ktoś ma dar, to legilimencja nie wymaga różdżki. Zobaczyłem przebłyski potwornych rzeczy. Między rozmaitymi wspomnieniami z jego zwyrodniałej świadomości, zobaczyłem moją matkę zamordowaną jego własnymi rękami.
Byłem ostrożniejszy po tej... nauce z poprzedniego lata. Obiecałem sobie, że nauczę się wszystkiego, co możliwe, i zemszczę się za śmierć matki. Dołączę się do tej grupy, wykorzystam ich, wydobędę od nich całą wiedzę, a potem wrócę do domu i dokonam zemsty. Morderca zapłaci. Ojciec zapłaci za to.
Zauważył z satysfakcją, że zdecydowanie widoczne w jej brązowych oczach zaczynało się chwiać. Westchnął w duszy, ciągnąc dalej opowiadanie.
- Wróciłem do domu, nikomu nic nie mówiąc. Zostałem ostrzeżony przez samego Dumbledore’a – widocznie wyczuwał moje zamiary. Jest niebezpiecznie spostrzegawczy. Byłem uprzejmy, mówiłem to, co trzeba, kompletnie lekceważąc ostrzeżenia. Byłem pewien, że nie wpadnę w tę ciemność, tak jak tylu innych zajmujących się czarną magią. Byłem pewien, że wykorzystam wiedzę tych fanatyków, a potem uda mi się jakoś wykręcić. Byłem inteligentny – bardziej inteligentny niż większość tych, którzy uczęszczali do tej szkoły przez dziesięciolecia. I nie robiłem tego dla osobistych korzyści, tylko z miłości – kochałem matkę bardzo mocno, i jej śmierć nie mogła pozostać bez odwetu. – Uśmiechnął się ironicznie. – Byłem porządnym człowiekiem, a porządni ludzie nie dają się skusić czarnej magii, prawda, panno Granger? - Pokręciła głową w milczeniu.

- Jest pani tak samo głupia, jak ja byłem – powiedział w zamyśleniu. – Pani rodzice nie żyją. Pani... kochanek nie żyje. Przeszła pani tyle w tak młodym wieku, tak samo jak ja.
Spuściła głowę. – Przyjaciel. Nie kochanek. – odparła zduszonym głosem. Uniósł brwi, okazując lekkie zdziwienie. – Jeden raz to jeszcze nie kochanek, panie profesorze. Był moim przyjacielem, próbował... – łkanie wyrwało się z jej piersi - mnie chronić. To... było w tę noc przed wysłaniem umowy małżeńskiej. A potem...
- Następnej nocy już nie żył – dokończył łagodnie. Spojrzała w górę, zaskoczona, że potrafi mówić tak łagodnie do kogokolwiek. – Przykro mi, dziecko... nie, jest pani kobietą, z powodu tych doświadczeń. Ale droga, którą chce pani pójść – nachylił się ku niej – nie przyniesie tego, czego pani pragnie.

- Jakie to było uczucie, panie profesorze? – spojrzała mu śmiało w oczy. Oparł się na krześle, zaniepokojony. – Jakie to uczucie, dokonać zemsty? – jej oczy znów miały wyraz determinacji.
- Przez jedną wspaniałą chwilę – jakbym podbił cały świat – odparł zachrypniętym głosem. – Wstała, oczy jej błyszczały. – A potem... pustka. Czarna magia – zaklęcia, klątwy – odbierają więcej niż się wydaje, i nie dają nic w zamian.
- Nic? Przecież pan się zemścił. Czuł się pan, jakby podbił cały świat – Hermiona była zmieszana. – Ja też chcę to czuć. Potrzebuję wypełnić czymś tę pustkę... to nic. - Łzy napłynęły jej do oczu; odwróciła się, żeby wyjść z gabinetu.
Wstał błyskawicznie, i położył dłoń na jej ramieniu. – Nie dostałem tego, czego naprawdę chciałem, panno Granger. – szepnął. Jego spojrzenie było szczere, intensywne. Stali tak przez dłuższą chwilę, zanim zdołał powiedzieć przez wyschnięte gardło: - Sądziłem, że chcę zemsty. Ale to nie tego naprawdę szukałem. Po tym, jak poświęciłem się, wpadłem w ciemność, zdałem sobie sprawę... gdy stałem nad jego ciałem, a Niewybaczalne, które rzuciłem, dopełniło związek z Czarnym Panem, i spowodowało, że Znak, który miałem wypalony, zaczął świecić... wtedy zrozumiałem.

Nie da się wskrzesić umarłych.

Różdżka wypadła z jej zmartwiałych palców. Złapał ją, gdy osuwała się na ziemię, i usiadł na podłodze trzymając ją na kolanach. Trzęsła się od łkania, a jej łzy wsiąkały w czarną szatę. Objął ją mocno, szepcząc uspokajające słowa, pocieszając ją, tak jak ktoś, kto stał przed takim samym wyborem.
Pogłaskał jej włosy – duma zmieszana z ulgą wywołała w nim tę nietypową dla niego czułość. Niewiele brakowało... wycofała się, porzucając pozornie łatwą ścieżkę. Jakby okrywając się peleryną, skupiła całą odwagę i zrobiła pierwszy krok na drodze o wiele trudniejszej.

- Co teraz ze mną będzie, panie profesorze? – spytała roztrzęsionym głosem, z twarzą wtuloną w jego szatę.
- Będzie dobrze, panno Granger. Hermiono. Będzie dobrze. – wyszeptał pocieszającym tonem. Po dłuższej chwili uspokoiła się, wtulając się w siłę, którą wyczuwała. Oparł głowę o biurko. Upłynęło jeszcze trochę czasu, i zasnęła.
Wstał ostrożnie, trzymając ją w ramionach, tak żeby jej nie obudzić – była wyczerpana. Podszedł do ukrytych drzwi i mruknął hasło, na które w ścianie utworzyło się przejście. Wszedł do swojego mieszkania i położył ją delikatnie na łóżku, przykrywając kołdrą, a ona przez sen wtuliła w nią policzek.
Podszedł do kominka w przyległym pokoju. Szczypta proszku Fiuu. - Gabinet Dyrektora - rozkazał, klękając przed ogniem i wsadził głowę w zielone płomienie.
Albus już czekał. – Severus? – beztroski ton kontrastował z napięciem w jego twarzy.
- Śpi.
- Pilnuj jej dobrze – poprosił dyrektor, wciąż z powagą na twarzy. – A czy... już zadecydowałeś?
- Tak. Zrobię to.

Rozdział 2

- Będziemy walczyć z tą ustawą o małżeństwach, córeczko, nie martw się... Nie mogą tego zrobić, jeśli trzeba, załatwimy z tym znajomym taty, pamiętasz, ten, który pracuje dla rządu...

- Kochanie, spokojnie, zaczekaj... włączyliśmy w to innych rodziców... Przynajmniej wiemy że nie doliczą ci do wieku tych wszystkich godzin od tego zmieniacza czasu... to już małe zwycięstwo...

- No tak, córeczko, dostajemy jakieś pogróżki, ale nie martw się... chcą nas zastraszyć...

Nie da się wskrzesić umarłych.

- No i powiedzieliśmy tym idiotom z Ministerstwa Magii, że w razie czego zabierzemy cię i przeniesiemy się do Francji, albo... gdzie była ta druga szkoła magii? Nieważne, wszędzie potrzebują dentystów... Tak, kochanie, wiemy, że chcesz skończyć szkołę... my też chcemy... wspieramy cię... pracujesz ciężko i masz świetne wyniki...

- Panno Granger, przykro mi, ale przynoszę straszną wiadomość. Proszę usiąść... tak, niestety, chodzi o pani rodziców... Mroczny Znak... uważamy, że to skutek... Tak mi przykro, że to się stało...

- Właśnie się dowiedziałem, Hermiono, strasznie mi przykro...

- Przykro mi...

Nie da się wskrzesić umarłych.

- Jako, że jest pani osobą dorosłą według naszego prawa, nie mogę nic zrobić... Ministerstwo jest pani oficjalnym opiekunem w świecie mugoli do osiągnięcia tam przez panią pełnoletności... standardowa procedura... Lucjusz Malfoy wykazał osobiste zainteresowanie, na pewno pani się domyśla...

- Ma pani 30 dni od tej propozycji zaręczynowej... jeśli otrzyma pani inne w tym czasie, może pani wybierać...

- Zrobię wszystko, żeby ci pomóc, Miona, nie martw się, ta fretka nie dostanie cię w swoje łapy... Nie, nie pytałem rodziców, wiem, że się zgodzą...

Nie da się wskrzesić umarłych.

- Proszę, podpisz tutaj... wiesz, to nie z powodu tej ustawy.. .ja tego chcę... Ja... chyba się w tobie zakochałem... wiem że ty nie czujesz teraz tego samego, ale może kiedyś...

Nie da się wskrzesić umarłych.

- Na pewno? Nie musisz... Pewnie że chcę! Marzyłem o tym tyle czasu... Jesteś pewna... Nie chcę cię skrzywdzić... nie chcę, żebyś myślała, że oczekuję od ciebie... Och Merlinie... Miona... to jest tak... och... Hermiono... kocham cię...

Nie da się wskrzesić umarłych.

- Nie, nie widziałem go... powiedział, że wybiera się po coś do Hogsmeade... Kiedy miał wrócić? Późno jest... pewnie, że pójdę, z tobą, przecież to też mój przyjaciel...

Nie da się wskrzesić umarłych.

- O Boże... Hermiono, nie patrz! Nie, nie patrz!

Nie da się wskrzesić umarłych.

- On... to moja wina, Harry... nie... oni... dlaczego... Zapłacą. Był moim przyjacielem... najlepszym przyjacielem... Zapłacą. Sprawię, że zapłacą.

- Każdy krok wydaje się mały...

- Pani rodzice nie żyją. Pani... kochanek... nie żyje.

Nie kochanek, przyjaciel.

Moja wina.

Nie mogę wskrzesić umarłych.


***
Wróciwszy do sypialni po rozmowie z Albusem, Severus stanął w drzwiach z założonymi rękami, wpatrując się w postać śpiącej kobiety. Jeden z niesfornych loków opadł jej na twarz i Severus stał przez dłuższą chwilę jak w transie, obserwując, jak porusza się przy każdym jej oddechu. Taka młoda. Obiecująca. Tak blisko złej drogi, nawet teraz.
Tyle kłopotu dla niego.

Trzeba będzie na nią uważać. Wojna zbliża się do decydującego punktu, i nie mogą sobie pozwolić na utratę żadnego ze swych atutów. A Hermiona Granger, Prefekt Naczelna i utalentowana czarownica, jest zdecydowanym atutem. Obie strony chciałyby zrobić użytek z jej genialnego umysłu, jej logiki, lojalności... przyjaźni z Harrym Potterem.

Jęknęła nagle przez sen, i dopiero teraz zauważył jej napięcie. Odrzuciła głowę na bok, włosy kleiły jej się do spoconego czoła. Zmarszczywszy brwi, podszedł i położył ostrożnie rękę na jej ramieniu, a drugą odgarnął jej włosy. Ku jego zaskoczeniu, uspokoiła się. Odsunął się szybko, jednocześnie uważnie ją obserwując. Spała dalej.
Odetchnął. Miał wątpliwości, jak zareaguje na jego dotyk w tych okolicznościach, chociaż jego wewnętrzny głos uznał za stosowne przypomnieć mu, jak wcześniej kurczowo się go trzymała. Wtedy nie wydawało się, żeby jej to przeszkadzało.
Ale to była niecodzienna okoliczność.
Jednak – uspokoiła się... i musiał przyznać, że uczennica śpiąca w łóżku swego nauczyciela to niewątpliwie niecodzienna okoliczność. Może nawet bardziej niezwykła od tej sceny w gabinecie.
Znów jęknęła, poruszając nogami, jakby biegła. Przysunął się znów, kładąc rękę na jej ramieniu. Uspokoiła się. Stał tak chwilę sztywno, niezdecydowany, po czym westchnął. Słowa dyrektora zabrzmiały w jego uszach: Pilnuj jej dobrze.

Zgadzał się w duchu z dyrektorem, że Hermiona może ponownie próbować opuścić zamek nocą. Na pewno poradziłaby sobie z każdą nieszkodliwą blokadą, którą mógłby założyć, a z kolei inne rodzaje blokad... nie chciał, żeby padła ich ofiarą. Musi po prostu ją obserwować, zwłaszcza, że wygląda na to, że przeżywa na nowo pewne... nieprzyjemne wydarzenia we śnie. Ale jak w takim razie ma jej pilnować? Dyrektor z pewnością nie byłby zachwycony, gdyby nauczyciel dzielił łóżko z uczennicą.
Nawet jeżeli, gdyby plan się udał, miałby być z nią zaręczony następnego dnia.
Gdy tak rozważał różne opcje, śpiąca kobieta westchnęła i obróciła się na bok, chwytając jego dłoń przez sen i przyciskając ją do policzka, jak dziecko ulubiony kocyk. Skrzywił się. Teraz już nie miał jak się wyswobodzić nie budząc jej, a nie miał ochoty rozmawiać o rzeczach, które powinny zaczekać do rana. Rzeczach, o których na pewno chciałaby rozmawiać, gdyby się obudziła.
W rzeczy samej, wolał ją taką. Cichą. Spokojną. Cudownie milczącą.
Z irytacją zsunął buty i wyciągnął różdżkę z kieszeni. Dobrze, że nie trzyma jego ręki od różdżki. Wycelował w siebie i mruknąwszy kilka słów zmienił szaty na parę wygodnych spodni. Potem odsunął się na tyle, na ile mógł nie budząc jej, i wskazał różdżką na stojące przy łóżku krzesło. Koncentrując się, wymamrotał zaklęcie potrzebne do tego, żeby transmutować krzesło w tapczan długości odpowiedniej do jego wzrostu. Modląc się w duchu, żeby nie zdrętwiała mu ręka, ułożył się wygodnie, utkwiwszy wzrok w śpiącej dziewczynie.

********************************

Obudził ją szmer głosów. Zamrugała parę razy, zdezorientowana wyglądem zasłony: jej czerń i zieleń stanowiła drastyczną odmianę po złocie i czerwieni kotar jej własnego łóżka. Również materac sprawiał wrażenie miększego, wygodniejszego, a samo łóżko było sporo większe niż jej własne, w pokoju Prefekt Naczelnej.
Przebiegając myślą wydarzenia ubiegłego wieczoru, zdała sobie sprawę, co się stało. Bogowie... zasnęłam na kolanach profesora Snape’a i to on mnie musiał tu położyć... to jego łóżko? Spałam w łóżku nauczyciela? Myśl ta kiedyś wywołałaby u niej szok; teraz stać ją było tylko na mętne zdziwienie.
Pamiętała, że prawie zdążyła się przebudzić, sny nawiedzały ją jak zwykle – strzępy rozmów, przebłyski wspomnień, nie ustające nigdy, nie dające spokoju. Później poczuła ciepło, które sprawiło, że obrazy i głosy cofnęły się na krótko. Ulga była jednak krótkotrwała; kiedy ciepło ją opuściło, koszmar wydawał się jeszcze gorszy. Wtedy powróciło znów, i zdawało się jej, że chwyciła się czegoś... czegoś co sprawiło, że świat wrócił do normy. Ciepło, spokój... po raz pierwszy od śmierci Rona – spała.
Zapomniała, jak się po prostu śpi.
Usiadłszy, ze zdumieniem zauważyła tapczan, przystawiony do łóżka. Pognieciona pościel wskazywała, że ktoś na nim ostatnio spał. Zmarszczyła czoło. Profesor Snape na pewno by nie... ale jeśli nie on, to kto? Zmieszana, pokręciła głową. Przeczołgała się na drugą stronę i zeszła z łóżka. Uświadomiła sobie wówczas, że wciąż ma na sobie szaty z poprzedniego wieczora. Nawet płaszcz, teraz kompletnie pognieciony, miała wciąż spięty przy szyi. Krzywiąc się, odpięła go i położyła na łóżku. Stopił się z czernią pościeli, różnica była tylko w fakturze materiału.
Dotykając swoich włosów, skrzywiła się znowu i rozejrzała się po pokoju. Miał dwie pary drzwi. Jedne były uchylone, i przez nie dochodziły ciche głosy, raz wznoszące się, raz opadające. Przypuszczając, że prowadzą one do salonu, podeszła cicho do drugich, z westchnieniem ulgi stwierdzając, że rzeczywiście skrywały one łazienkę.
Na tyle, na ile było to możliwe bez szamponu oraz kąpieli, starała się doprowadzić swój wygląd do porządku. Zaczarowała zagniecenia na ubraniu, a dwa kawałki pergaminu, znalezione w kieszeni, zamieniła w szczotkę do włosów i szczoteczkę do zębów. Podnosząc tę ostatnią, poczuła łzy cisnące się do oczu na myśl o tym, jak Ron dokuczał jej z powodu „obsesji na punkcie higieny jamy ustnej”.
Zapłacą. Sprawię, że zapłacą. Ręce jej się trzęsły. Nie da się wskrzesić umarłych. Szczoteczka upadła bezdźwięcznie na puszysty dywanik obok umywalki. Upłynęła chwila, zanim schyliła się, by ją podnieść. Odpychając wszelkie myśli, mechanicznie wykonywała zwykłe czynności. Podchodząc do drugich drzwi, zawahała się na chwilę. Głosy należały do profesorów Snape’a i Dumbledore’a. Kiedy miała już otworzyć drzwi i ujawnić się, usłyszała coś, co przykuło ją do miejsca.

- Powiedziałeś jej już o planie? – to był głos Dumbledore’a. Odsunęła się od drzwi, tak by widzieć mówiących. Widziała tylko tył głowy dyrektora i kawałek jego ucha – natomiast profesor Snape, stojący twarzą do niego, był całkowicie widoczny. Gdy rozmawiali, cały czas nerwowo gestykulował.
Po raz pierwszy widziała go bez obfitych szat nauczycielskich, i widok ten z jakiegoś powodu ją zaniepokoił. Był boso, w czarnych luźnych spodniach, i równie luźnej białej koszuli, wyciągniętej na wierzch. Nawet nie zapiął mankietów – Dumbledore musiał zjawić się wcześniej niż się spodziewał. Z pewnym wysiłkiem skierowała uwagę z powrotem na rozmowę.
- Nie. Ja... były inne rzeczy do omówienia, i zanim do tego doszedłem...
- Rozumiem. Co zrobi, twoim zdaniem? Czy sądzisz, że wasza rozmowa odniosła skutek? – zaskoczył ją wysiłek, z jakim mówił. Nigdy przedtem nie słyszała w głosie dyrektora... zmartwienia.
- Nie zgadywałbym, dyrektorze – Snape przeczesał ręką włosy, wciąż potargane od snu; gest ten sprawił, że wyglądał jakoś przystępnie. – Chyba tak. Będzie jej trudno, ale jest dzielna. O wiele dzielniejsza, niż ja byłem.
- Jej sytuacja jest inna. Ty byłeś tak wychowany, żeby studiować...
Przerwał dyrektorowi machnięciem dłoni. – Już o tym rozmawialiśmy.
- Ja cię nie winię, dziecko, za to co było. W twojej sytuacji...
- Tak, tak. - przerwał niecierpliwie Snape. Hermiona nie mogła dostrzec twarzy dyrektora, ale wydawał się zasmucony, kręcąc srebrną głowa i garbiąc się lekko. Snape wpatrywał się w niego przez chwilę, milcząc, po czym zapytał: - Co planujesz? Jak się do tego zabierzemy?
- Miałem nadzieję, że po waszej wczorajszej rozmowie, ty będziesz miał jakiś pomysł. W każdym razie lepszy, niż ja.- Hermiona zmarszczyła czoło. O czym oni mówią? – Sądziłem, że będę w stanie przewidzieć jej reakcje, ale pomyliłem się, strasznie się pomyliłem. Nigdy bym nie zgadł...

A czego się spodziewał? Moi rodzice zamordowani, potem mój jednodniowy narzeczony... najlepszy przyjaciel... och, Ron... a ja mam siedzieć sobie i pozwolić, żeby Malfoyowi się upiekło?

- No właśnie. I dlatego masz wśród personelu kogoś takiego, jak ja – stwierdził zimno Snape. – Żeby ci przypominał, jak ci, którzy nie noszą aureoli, reagują na nieszczęścia. – Hermiona podziękowała mu w duchu.
- Severus...
Snape przerwał mu, potrząsając głową. – Naprawdę myślałeś, że ona nic nie zrobi? Jest zdeterminowana, odważna, nigdy nie cofa się przed wyzwaniem, przerażająco inteligentna, przypomina mi...
- Ciebie – powiedział cicho Dumbledore – Zwłaszcza w ostatnim czasie, bardzo przypomina mi ciebie w tym wieku. – Severus milczał. Przypomniała sobie jego słowa z poprzedniego wieczoru: Jest pani tak samo głupia, jak ja byłem. – Przyznaję, że oświadczyny Weasleya były niespodzianką.
- To był głupi plan.
- Nie wiedzieli... skąd mieli wiedzieć, że skończy się...
Snape uniósł rękę, a rozpięty rękaw zsunął się z przedramienia. – Wiem, Albusie... ja tylko...
- Rozumiem. Powinniśmy byli coś wymyślić, ale wszystko potoczyło się tak szybko... Jej rodzice... Jestem starym głupcem – powiedział Dumbledore, kręcąc głową. – Nigdy nie przypuszczałem, że Lucjusz będzie działał na własną rękę. Byłem pewien, że mamy czas, mając wtyczki w obozie Voldemorta... Byłem pewien, że będzie czas na działanie, gdyby pojawiło się realne zagrożenie. Więc Lucjusz Malfoy działał na własną rękę? Dlatego profesor Snape nie wiedział o tym wcześniej.

- Ryzykował. Miał szczęście, bo Czarny Pan był zadowolony z rezultatu – powiedział Snape, przemierzając pokój tam i z powrotem. Światło płomieni z kominka prześwitywało przez cienką koszulę, zarysowując kontury ciała. Hermiona była zaskoczona, widząc szczupłą, muskularną figurę. Nigdy nie myślała w ten sposób o żadnym z nauczycieli, że jest... mężczyzną. A już na pewno nie o tym nauczycielu.
Z opóźnieniem usłyszała, jak mówi:
- ...nadzieję, że to samo stanie się z naszym planem, albo moje życie wisi na włosku.
- Myślę, że nie ma się czym martwić. Omawialiśmy to wielokrotnie od czasu zamordowania młodego Weasleya. Sądzę, że Voldemort będzie pod wrażeniem twojej pomysłowości.
- A Lucjusz spadnie o parę szczebli, jeśli wszystko się uda – Snape wreszcie usadowił się w fotelu naprzeciw dyrektora. – Im wyższą pozycję uda mi się zająć w Kręgu, tym cenniejsze informacje mogę uzyskać dla Zakonu – zaśmiał się ponuro. – Albo nam się uda, albo zginę. Tak czy tak, wygrywam.
- Severusie...
- To nie ma znaczenia, dyrektorze. Ona sama też może będzie wolała być martwa, gdy usłyszy jaki jest plan.
- Na pewno nie. – dyrektor wydawał się zdenerwowany. Zaskoczył ją lekki uśmiech na twarzy Snape’a – najwidoczniej próbował dokuczyć rozmówcy. – Na brodę Merlina, ty możesz wystawić na próbę cierpliwość... mógłbyś być przez moment poważny, proszę cię. To jedyna możliwość. Wiem, że to nie jest idealne rozwiązanie, ale...
Profesor Snape oparł głowę na fotelu. – Jestem tego świadom aż nadto dobrze.
Dyrektor westchnął, pochylając się do przodu. – Jak myślisz? Zastosuje się do planu?
- Z pewnością nie jestem ekspertem od... – urwał. – Może ją pan sam zapytać.
Poczuła skurcz w żołądku słysząc te słowa, wypowiedziane znajomym, jedwabistym głosem, którym dawał szlabany i odbierał punkty Gryffindorowi. Odsunęła się od drzwi, ale zdążyła dostrzec czarne oczy utkwione dokładnie w miejscu, gdzie stała w ciemności. Przecież nie mógł widzieć... Zamarła, gdy usłyszała: - Ona stoi tam za drzwiami i słyszy każde słowo.

Rozdział 3

Hermiona zastygła, przykuta do miejsca przez czarne oczy swego nauczyciela. Serce załomotało jej w piersi, gdy oczy te zwęziły się w wyrazie poirytowania.
- Proszę, panno Granger. Z pewnością ktoś, kto ma tyle tupetu, żeby wyruszyć pod osłoną nocy na spotkanie śmierciożercy, nie będzie...
- Dosyć – przerwał gniewnie Dumbledore. Łagodniejszym tonem dodał: - Wejdź, moje dziecko. W końcu rozmowa dotyczy ciebie.
Przełykając nerwowo ślinę, otworzyła szerzej drzwi. Zmarszczywszy czoło, wyprostowała się i podeszła do nich pewnym krokiem. Poczuła nieoczekiwany przypływ dumy, gdy profesor Snape skinął prawie niedostrzegalnie głową z aprobatą widoczną w oczach.
Dlaczego mnie to obchodzi, co on myśli? Znała odpowiedź, zanim pojawiło się pytanie. Ponieważ wie... wie, co zamierzałam zrobić. Wiedział lepiej, niż ja sama. I jeszcze dlatego... że on rozumie.

Żadna z tych myśli nie ujawniła się na jej twarzy. Zachowując pewność siebie, przeszła przez pokój i usiadła na wskazanym krześle. – Co się dzieje, panie dyrektorze, panie profesorze? Co to za plan? – zapytała bez wstępów, zyskując kolejne aprobujące skinienie głową.
- Jak się pani dziś czuje, panno Granger? – zapytał Dumbledore.
Przymrużyła oczy i zimnym głosem, jakim kiedyś nie ośmieliłaby się mówić do dyrektora, poprosiła:
- Panie dyrektorze. Proszę przejść do rzeczy. Wie pan, że słyszałam przynajmniej część rozmowy. Co to za plan?
- Widzi pan, dyrektorze?
- Hmm. Tak. Zdecydowanie przypomina mi ciebie, Severusie. – Snape i Hermiona oboje zmarszczyli czoła, a Dumbledore zaśmiał się. – Przepraszam. Ma pani rację, jak zwykle. Darujemy sobie grzeczności i... przejdziemy do rzeczy, jak to pani mówi.
- Ile pani słyszała? – zapytał Severus, świdrując ją wzrokiem. Czuła, jak jej pewność siebie kruszy się pod tym badawczym spojrzeniem.
- No... niewiele. Niewiele zrozumiałam. Może... – przerwała, biorąc głęboki oddech dla uspokojenia się. Jej umysł pracował teraz lepiej, niż ostatnio po tym, jak ujrzała... po tym, jak przestała normalnie spać.
Zapłacą. Sprawię, że zapłacą.
Po krótkiej przerwie ciągnęła dalej. – Może lepiej byłoby, gdyby pan zaczął od początku. To, co usłyszałam, było niejasne, szczerze mówiąc.
Profesor Snape zatrzymał na niej wzrok przez chwilę, po czym kiwnął głową.
– Dobrze. Dyrektorze?
Dumbledore pochylił się w fotelu spoglądając na Hermionę. – Zna pani oczywiście, ustawę o małżeństwach, wydaną przez Ministerstwo Magii? – Przytaknęła, zaciskając niecierpliwie wargi. Jak mogła nie znać? – Moje dziecko, miałem zacząć od początku.
- Pewnie się pani zastanawiała, dlaczego Lucjusz Malfoy był takim zagorzałym zwolennikiem tej ustawy, kiedy został zgłoszony jej projekt. Ostatecznie, nie jest on osobą, która popierałaby prawo zmuszające czarodziejów i czarownice z mugolskich rodzin do małżeństw z osobami z rodzin czarodziejskich.
Rzeczywiście się zastanawiała. Przez te wszystkie lata w Hogwarcie, Draco Malfoy nie ukrywał, jakie są poglądy jego rodziny na temat czarodziejów mugolskiego pochodzenia... na temat szlam.
- Ustawa ma na celu dwie rzeczy – ciągnął Dumbledore. – Oficjalna argumentacja jest taka: trzeba wnieść świeżą krew do społeczeństwa czarodziejów. W rodzinach czystej krwi odnotowano w ostatnich dziesięcioleciach spadek liczby urodzin, przy jednoczesnym zwiększeniu liczby przypadków wad wrodzonych oraz urodzeń tzw. charłaków. - Znów zacisnęła wargi w oczekiwaniu. W końcu każdy, kto miał oczy i uszy, wiedział już o tym.
- Drugi argument, nie ujawniany publicznie, to ochrona czarodziejów mugolskiego pochodzenia. Zważywszy, że szykuje się wojna, Ministerstwo ma nadzieję chronić ich przed atakiem, wiążąc ich z rodzinami czystej krwi. – Prychnęła, a Snape uśmiechnął się szyderczo:
- Lucjusz Malfoy był jednym z tych, którzy wysmażyli ten argument. Wciąż nie mogę uwierzyć, że ci kretyni z Ministerstwa dali się na to nabrać. Czarny Pan był niezmiernie zadowolony. – powiedział kwaśno. Dumbledore ciągnął, jakby nikt mu nie przerwał. – Argument Lucjusza nabrał znaczenia po śmierci pani rodziców, panno Granger.

Zapłacą. Sprawię, że zapłacą. Przykro mi... Nie da się wskrzesić umarłych.

- Panno Granger? – miękki głos wyrwał ją z zadumy. Zaskoczona, ujrzała, że Snape przygląda się jej z uwagą.
- Proszę dalej. – zaschło jej w gardle.
Dyrektor skinął głową z powagą. – Może nie zdawała sobie pani sprawy, ale pani rodzice stanowili realne zagrożenie dla tej ustawy. Udało im się opóźnić jej wprowadzenie, zorganizowali grupę rodziców o podobnych poglądach, grożąc ujawnieniem społeczeństwa czarodziejów w razie, gdyby została zatwierdzona... Zdumiewające, ale Ministerstwo zaczynało się już wahać. Gdyby żyli, to prawdopodobnie ustawa by nie przeszła – Hermiona spuściła głowę. – Tak, moje dziecko. Gdybym wiedział... Naprawdę mi przykro. Nastawialiśmy uszy na jakiekolwiek informacje o odwecie Voldemorta... nie spodziewaliśmy się, że Lucjusz Malfoy zadziała sam.

Powinien pan wiedzieć wszystko! Wielki Albus Dumbledore, który wszystko wie, wszystko może... Usiłowała stłumić bezsensowne myśli.
- Więc to był jego pomysł... chciał zabić moich rodziców. Ale... to wciąż nie ma sensu. Ta rodzina nienawidzi urodzonych z mugoli, dlaczego chciał tej ustawy, dlaczego chciał... – Urwała, nie wypowiedziawszy prawdziwego pytania: Dlaczego chciał mnie? Dlaczego chciał mnie dla Dracona?

Tym razem przemówił Snape. – Proszę pomyśleć, panno Granger. Za jednym zamachem, Lucjusz Malfoy osiągnął dwa cele: pozbył się najgroźniejszych przeciwników ustawy i wzmocnił argument o ochronie.
Dumbledore uchwycił jej zdumione spojrzenie. – Po śmierci pani rodziców, opór się załamał. Aspekt ochronny tej ustawy natychmiast stał się ważny dla innych rodziców w tej grupie. Większość powitała ją z entuzjazmem. No i... można powiedzieć, że Lucjusz osiągnął trzy cele. – przerwał, i wymienił spojrzenia ze Snape’em. Ten skinął powoli głową. Hermiona przenosiła wzrok z jednego na drugiego.
- Zasłużył na łaskę Czarnego Pana – odezwał się Snape. Widząc jej zaskoczoną minę, zacisnął długie, szczupłe palce na oparciach fotela i odetchnął z irytacją. Gdyby nie obecność Dumbledore’a, z pewnością rzuciłby kąśliwą uwagę. – Panno Granger, ta ustawa daje mu broń do ręki. Nakazuje swoim śmierciożercom wysyłać propozycje zaręczynowe do pewnych... strategicznych osób mugolskiego pochodzenia. Jestem pewien, że nie muszę wyjaśniać, dlaczego. – Utkwił w niej wzrok. Następne słowa zaparły jej dech w piersiach.
– A najbardziej strategiczna z nich wszystkich siedzi obecnie przede mną.

Zapadła ciężka cisza, przerywana tylko trzaskaniem ognia w kominku. Hermiona siedziała bez ruchu, przetrawiając to, co usłyszała do tej pory. Najbardziej strategiczna z nich wszystkich...
- Z powodu Harry’ego. – stwierdziła.
- Nie tylko. – powiedział cicho Snape, wpatrując się w płomienie tańczące w kominku. Dumbledore milczał, na jego twarzy malowało się napięcie.
Ręce drżały jej lekko, choć usiłowała je uspokoić siłą woli. – Jak to, nie tylko? Jaki inny powód...
- Pani powiązanie z Potterem jest głównym powodem, zgadza się. Ale poza tym.... Pani jest silna. Inteligentna. Mimo iż wykazuje pani obsesyjną potrzebę studiowania, magia jest pani naturalnym talentem. Jest pani czarownicą mugolskiego pochodzenia, nie wiedzącą wcześniej o istnieniu naszego świata, a jednocześnie jest pani najbardziej wybijającym się młodym umysłem wśród czarodziejów w Anglii. Może i na świecie. – Snape wpatrywał się w nią intensywnie. – Pani obala ich dogmat, panno Granger. – powiedział cicho.
- Ale przecież pan zawsze nazywał mnie... nigdy pan nie mówił... – odparła zdumiona.
Snape skrzywił się, kręcąc głową. – Proszę nie dementować tego, co przed chwilą powiedziałem o pani inteligencji, panno Granger. Proszę pamiętać, jaką gram rolę po wyjściu z tego mieszkania.
Zamknęła usta ze wstydem. Jasne, że nie mógł jej chwalić przed Ślizgonami – ani nigdzie. Mimo, iż Harry uważał inaczej, Mroczny Znak na przedramieniu nie był monopolem Slytherinu.
Coś jej nagle zaświtało. – Więc... naprawdę nie lubi pan Dracona? To część tej gry? A to znęcanie się nad Neville’em i Harrym...
Snape uśmiechnął się zimno. – Ma pani rację, jeśli idzie o młodego Malfoya. Pogardzam nim. Poza tym jednak jest pani daleka od prawdy. Co się tyczy Longbottoma i Pottera – nie znoszę uczyć kretynów i zadufanych w sobie głupków – zignorował naganę w oczach Dumbledore’a. – Longbottom jest zmorą mojego życia. A Potter...
- Wystarczy. – dyrektor westchnął, spoglądając z powagą na Hermionę. – Panno Granger, czy zastanawiała się pani, co teraz pani zrobi? Teraz, kiedy Ron nie żyje. Przez mój głupi plan.– Mam ograniczone możliwości, prawda? odpowiedziała z rezygnacją, wpatrując się w ogień. Spojrzała z powrotem na Dumbledore’a. – Mogę... opuścić świat czarodziejów...
- ... i w ciągu godziny zginąć, lub wpaść w ręce Malfoya – dokończył ostro Snape .
- Albo wyjechać z kraju, pojechać do Bułgarii... – uchwyciła spojrzenie Snape’a. – Ale to już nie wchodzi w rachubę. – Snape przytaknął, rozluźniając nieco dłonie zaciśnięte na oparciach fotela. – I jeszcze pozostaje propozycja Malfoya.
Snape wyprostował się i wbił w nią wzrok, ponownie kurczowo zaciskając palce.
Po chwili odezwał się Dumbledore. – To jest jedna z możliwości. Z tym że ona może mieć... nieprzyjemne konsekwencje dla pani, panno Granger. Bardziej, niż sobie pani wyobraża. – poprawił spokojnie szatę, sadowiąc się wygodnie w fotelu. Snape natomiast, w czasie gdy dyrektor mówił, wydawał się coraz bardziej podminowany – twarz wykrzywiał mu grymas, palcami bębnił wściekle po oparciach fotela.
- Jak to? Mogłabym się na coś przydać, mogłabym szpiegować..
- To nie wchodzi w grę, panno Granger – powiedział Dumbledore ze smutkiem.
- Dlaczego nie? Dlaczego nie mogę wykorzystać sytuacji i spróbować zrobić coś dla Zakonu, dlaczego...

Na te słowa Snape zerwał się z miejsca i błyskawicznym, płynnym ruchem znalazł się przed nią.
- Naprawdę tak bardzo pani zależy na tym, żeby Lucjusz i Draco używali pani jak gumowej lalki?!– krzyknął. – Niewolnicy…
- Severus! – zagrzmiał Dumbledore, marszcząc groźnie brwi. Wyskoczył z fotela zadziwiająco zwinnie. Gniew srebrnowłosego czarodzieja zdawał się pulsować w powietrzu. Hermiona zastygła w kącie, patrząc ze zdumieniem i nie bez szacunku, jak człowiek, przeciw któremu był skierowany, stał wyprostowany, bez drżenia, w obliczu najpotężniejszego czarodzieja na świecie. Przyszło jej do głowy, że bez wzbudzającego respekt stroju nauczyciela powinien wyglądać mniej efektownie. Był sztywny i spięty, emanowała z niego wściekłość, ale trzymał się pewnie, ze swoistą elegancją.
- Nie, Albusie! To, co robisz, nie ma sensu. Nie ma sensu osładzać jej sytuacji. Wyświadczasz jej w ten sposób niedźwiedzią przysługę. Może on nie zabije jej od razu, ale ta rodzina jest zdolna do znacznie gorszych rzeczy! Ona zasługuje na to, żeby wiedzieć. Nie jest dzieckiem, żeby ją rozpieszczać. Jej decyzja może zmienić przebieg wojny, a już na pewno zaważy na jej życiu – zniżył głos do szeptu – albo śmierci.

Hermiona wpatrywała się w nich szeroko otwartymi oczami. Pomimo, że wybuch Snape’a zaszokował ją, musiała przyznać, że jest mu wdzięczna. Przynajmniej on traktował ją jak osobę dorosłą, mówiąc jej jak wygląda sytuacja. To… rozpieszczanie... było całkowicie niesmaczne.
Zebrała całą odwagę. – Dziękuję, profesorze Snape – odezwała się spokojnym głosem. – Na pewno chciałabym wiedzieć, jakie są moje realne możliwości. Panie dyrektorze, doceniam to, co pan dla mnie robi, ale tak, jak powiedział profesor Snape, nie jestem już dzieckiem. To zostało mi odebrane, kiedy trzy ukochane osoby zginęły z mojego powodu. Żeby mnie chronić. - prawie zakrztusiła się przy ostatnich słowach i urwała na chwilę, usiłując odzyskać równowagę. Dwaj mężczyźni milczeli.
– Dlaczego panowie uważacie, że Malfoy nie zabiłby mnie po prostu? Przecież to zraniłoby Harry’ego najbardziej.
- Proszę mnie źle nie zrozumieć, panno Granger. Zabiłby panią... w końcu. – Snape opadł ponownie na fotel. Dumbledore poszedł za jego przykładem, mierząc ją wzrokiem.

Snape oparł głowę o fotel i wpatrywał się w nią nieruchomo. Chłodnym głosem oznajmił:
- Lucjusz wygłosił niezwykle porywającą mowę do Wewnętrznego Kręgu. Zamierza wykorzystać panią jako... pomoc naukową, że tak powiem... dla syna. Zniszczą panią wszelkimi możliwymi sposobami, a kiedy już nie będzie z pani żadnego pożytku ani rozrywki, Lucjusz w swojej szczodrości ofiarował się podzielić panią z innymi śmierciożercami. – Twarz Hermiony zbielała. – Dokładnie, panno Granger. A zakończył swoje wystąpienie niezwykle dramatycznym akcentem, przedstawiając, jak załamany będzie Chłopiec-Który-Przeżył, kiedy znajdzie pani okaleczone ciało, dekorujące bramy Hogwartu.
Ponownie zapadła cisza.
- Ale co... nie mam kogo poprosić... Ron... – głos Hermiony uwiązł jej w gardle, poczuła w oczach piekące łzy. Zamrugała ze złością, usiłując skupić się na obecnym problemie. – Ja... Harry by na pewno... ale ryzykowałabym tak samo, jak opuszczając kraj, prawda? Może nawet więcej... A Harry i tak stracił tyle bliskich osób, chyba by nie zniósł...
Dumbledore skinął głową. – To było rozważane, ale jak pani powiedziała, stwarzałoby dla pani jeszcze większe zagrożenie. Nic by ich nie powstrzymało, żeby dostać w swoje ręce żonę Harry’ego Pottera.
- Dlatego Ron i ja... nie będę narażać nikogo na takie ryzyko – dokończyła szeptem. – Już dość ludzi zginęło...
- I niestety, nie ma wątpliwości, że to co stało się z panem Weasleyem, stanie się z każdym innym kandydatem – stwierdził Snape.
Hermiona spojrzała w dół na swoje ręce, ciasno splecione na kolanach. Z wysiłkiem rozluźniła je, kładąc na poręczach krzesła. Podniosła wzrok na swoich rozmówców. – Więc na czym polega ten plan? – własny głos wydał się jej odległy.
Snape i Dumbledore popatrzyli na siebie nawzajem. W końcu Snape zrobił gest dłonią w stronę dyrektora, wykrzywiając usta z niechęcią.. – Panie dyrektorze? W pana ręce?
Twarz Dumbledore’a ściągnęła się i rzucił Snape’owi ponure spojrzenie. – Panno Granger... Voldemort życzy sobie, aby poślubiła pani śmierciożercę. Tak się składa, że właśnie mamy tu jednego z nich. – wskazał głową na Snape’a.

Zamarła w niedowierzaniu. Nigdy o tym nie pomyślała... profesor? Chcieli żeby wyszła za nauczyciela? Nie za jakiegokolwiek, ale za profesora Snape’a? Już miała zachichotać na myśl o reakcji Rona... ale przecież nie żył.
Czy to w ogóle ma jakieś znaczenie, co zrobi? Ron nie żyje, rodzice nie żyją... Zapłacą. Sprawię, że zapłacą. Kto jeszcze ma za nią umrzeć? Przynajmniej Snape potrafi się obronić, nie zabiją go, chyba że się dowiedzą że jest szpiegiem. A w tym wypadku zabiją go i tak, niezależnie od niej. Niezależnie od tego czy się z nią ożeni, czy nie. Jak przez mgłę dotarło do niej, że Dumbledore wciąż mówi.
- ...pomóc jeszcze w inny sposób, poza pani ochroną. Sądzimy, że Voldemort ucieszy się... – zignorował mruczenie Snape’a: „...mamy taką nadzieję, ze względu na mnie...” – z planu wykorzystania pani przeciw Harry’emu. Szpiegowania go, że tak powiem.
Hermiona milczała. Dumbledore westchnął lekko i dodał: - Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, wymierzymy cios Lucjuszowi, jednocześnie podnosząc pozycję Severusa w Wewnętrznym Kręgu.
Powinnam mówić do niego Severus? Jakie to dziwne...

Snape skinął głową. – W tej chwili jestem na samej krawędzi Wewnętrznego Kręgu. Użyłem całej mojej umiejętności w zakresie snucia intryg, żeby osiągnąć obecną pozycję. Trzy lata temu, kiedy Czarny Pan zebrał ponownie śmierciożerców, musiałem sprawdzić się przed nim – kiedy to mówił, jego i tak blada twarz stała się jeszcze bielsza – po raz kolejny. Zabrało mi to trochę czasu, jak się pani zapewne domyśla. Moim jedynym atutem było stanowisko w Hogwarcie. Podczas swojego pierwszego panowania, umieścił mnie tutaj jako asystenta, bym szpiegował Dumbledore’a. Nie wiedział, i naturalnie nie wie do tej pory, że jestem podwójnym agentem.

Znowu zaczął bębnić palcami po oparciu fotela, jedną nogą kiwał w górę i w dół. Hermiona zastanawiała się nad tym nietypowym brakiem opanowania. Może się denerwuje? Wpatrywała się w niego rozszerzonymi oczami. Profesor Snape. Jej przyszły mąż? Widziała go już rozwścieczonego ponad ludzkie pojęcie, widziała go zimnego i wyrachowanego, widziała nawet jak się uśmiechał w rzadkich przypadkach, ale żeby był nerwowy? Z powodu jej decyzji? Miała ochotę wybuchnąć histerycznym śmiechem.

Snape wstał i zaczął niespokojnie chodzić po pokoju. – Lucjuszowi udało się osiągnąć dość wysoką pozycję w Kręgu... organizując tortury mugoli, napady na rodziny mugolskiego pochodzenia... nie mówiąc już o jego twórczym pomyśle przeforsowania tej ustawy. Obrzydliwe. – Snape uśmiechnął się drwiąco i zmierzwił ręką włosy. Uderzyło ją znów, jak ten gest, nietypowy dla sztywnego i oschłego Mistrza Eliksirów, uczynił go bardziej przystępnym, bardziej ludzkim. – Naturalnie, ja nie mogę... albo raczej nie chcę... podwyższać swojej pozycji w Kręgu organizując tego typu akcje.
Twarz Dumbledore’a ściągnęła się na te słowa. Nieprzyjemne podejrzenie zrodziło się w umyśle Hermiony. Snape też wpatrywał się w dyrektora z wyrazem niesmaku na twarzy. Ledwie dosłyszała słowa młodszego czarodzieja: - Chociaż niektórzy może namawialiby mnie, żebym się do tego posunął... – Wciągnęła z sykiem powietrze, a Snape odwrócił się w jej stronę. Odczuła coś na kształt zrozumienia pomiędzy nimi. Dumbledore wykorzysta każdego, i wszystko, żeby odnieść zwycięstwo. Czy wykorzystuje ją po prostu, tak jak i wielu innych? Czy rzeczywiście ona ma na tym skorzystać?. Spuściła wzrok, zmieszana. Czy istnieje lepsze wyjście? Możliwość, której nie dostrzegła? Nie była w stanie myśleć... to było za wiele.

- Panno Granger... Hermiono. – usłyszała głos miękki jak jedwab. Ku swemu zdumieniu ujrzała, że profesor Snape przykucnął przed nią. Utkwił w niej czarne oczy – wiedzące, badawcze. – To jest dla pani najlepsze rozwiązanie. Szansa podniesienia mojego statusu w Kręgu, to tylko dodatkowa korzyść. Bonus, że tak powiem.
Siedziała tak w milczeniu, potem odwróciła się, odzyskując głos.
- Ja... to jest bardzo... nie tego się spodziewałam, kiedy mówiliście o planie, ale... – zamknęła oczy – wydaje się, że to jest najrozsądniejsze rozwiązanie. Jak już mówiłam, nie chcę ryzykować... – przełknęła ślinę – życia osób, na których mi zależy. Już dość ludzi za mnie zginęło – głos uwiązł jej w gardle na chwilę. Nie da się wskrzesić umarłych. – A... w tym przypadku, może uda się komuś pomóc... – przerwała i podniosła wzrok na Snape’a.

- Zgadzam się.

Odprężył się ledwo dostrzegalnie. W tej chwili umysł Hermiony doznał jasności, jakiej nie doświadczał od śmierci Rona. Tak długo był odrętwiały... aż do teraz.
- Nie chcę wchodzić w związek, partnerstwo... oparte na nierówności. Jestem wciąż pana uczennicą, profesorze – odwróciła wzrok od jego badawczego spojrzenia. – Nie chcę być w takiej... nierównej relacji z mężem. Niezależnie od tego, czy to ma być małżeństwo papierowe, czy prawdziwe.

W jej głowie trwała gonitwa myśli. Będzie musiało być prawdziwe, do pewnego stopnia, ustawa to gwarantowała. Lucjusz i inni członkowie Rady ds. Małżeństw w Ministerstwie Magii zrobili wszystko, żeby zapewnić „świeżą krew” następnym pokoleniom. Wiedzieli, że niektórzy będą próbowali obejść prawo zawierając papierowe związki z przyjaciółmi, więc uczynili skonsumowanie małżeństwa warunkiem koniecznym. Z tego, czego zdołali się dowiedzieć rodzice, podczas ceremonii urzędnik Ministerstwa oplatał nowożeńców specjalnie dobranym zestawem zaklęć. Aby kontrakt zachował ważność, a ona sama nie otrzymywała już innych propozycji, będą musieli... odwróciła oczy. Co mówiono rodzicom? Raz w miesiącu? Raz w tygodniu? Będę musiała... sypiać z profesorem Snape’em? Jak ja to przeżyję? W jej umyśle, zupełnie nieproszony, pojawił się obraz jego sylwetki na tle migoczących płomieni. Potrząsnęła głową i zepchnęła ten obraz, i skojarzenia, które nasuwał, na dno świadomości.

Obowiązek skonsumowania małżeństwa był powodem, dla którego chciała... być z Ronem, zanim wysłali umowę. To, że była do czegoś zmuszona, nie oznaczało, że nie można wykorzystać sytuacji. Jeśli mieli być razem na dobre i na złe, to dlaczego nie mieli spróbować tego dobrego? A co dobrego przyniesie jej małżeństwo z profesorem Snape’em? Znów jego postać stojąca przed kominkiem pojawiła się w jej umyśle. Chyba zwariowałam. Naprawdę mam za niego wyjść?
Snape wyprostował się, ale wciąż ją obserwował przymrużonymi oczami. Jakby ją oceniał.
- Panno Granger, przyznaję, że dla mnie również jest to kłopotliwe. Nie czułbym się komfortowo, będąc... żonatym z uczennicą. Sam przedstawiłem ten problem dyrektorowi przy omawianiu planu.
Profesor Dumbledore przytaknął. – Dokładnie, moja droga. Jest pani również świadoma, że musimy unikać wszelkich pozorów niestosowności w tej sytuacji. Nie możemy dać Malfoyom żadnego argumentu przeciw legalności waszego związku. Na szczęście Ministerstwo zrobiło coś, co akurat działa na naszą korzyść. – Snape – Severus? – prychnął z rozbawieniem, podchodząc do kominka. Dumbledore uśmiechnął się. – Zostałem upoważniony – a nawet zachęcony – by pozwolić uczniom, których dotyczą skutki ustawy, zdawać OWTM wcześniej. Ministerstwo chce umożliwić im opuszczenie Hogwartu jak najszybciej, aby zamieszkali ze współmałżonkami, dając im jednocześnie szansę ukończenia szkoły.

- Idźcie, bądźcie płodni i rozmnażajcie się. – zadrwił Severus, odwracając się od kominka. Dumbledore posłał mu druzgocące spojrzenie i Snape odwrócił się z powrotem z uśmieszkiem na ustach.
- Tak. Sądzę jednak, że możemy z tego skorzystać. Pani jest na pewno już przygotowana do egzaminów. – Oczy Dumbledore’a błysnęły po raz pierwszy w czasie tej rozmowy. – Nawet bez... dalszej nauki. Czy mam rację, że przeczytała już pani cały materiał na ten rok? – Hermiona zarumieniła się, zbyt skrępowana, żeby odpowiedzieć. Odwracając wzrok, zauważyła, że profesor Snape obserwuje ją, wciąż z tym uśmieszkiem.
W końcu przytaknęła. – Chciałabym jeszcze oczywiście trochę się pouczyć – zignorowała prychnięcie Snape’a – ale mogę podejść do nich wcześniej. Kiedy... ile czasu...
- Czy może pani przygotować się na piątek, panno Granger? To daje pani prawie tydzień. Jeszcze kilka osób będzie zdawać tego dnia i przyjeżdżają egzaminatorzy z Ministerstwa.
- W porządku. Ale co będę robić potem, panie dyrektorze? Chciałam kontynuować naukę po skończeniu Hogwartu, może zostać asystentem u któregoś z Mistrzów... – głos jej się załamał. To wszystko działo się za szybko.
- I tak też pani uczyni, panno Granger. – oznajmił Snape.
- W Hogwarcie jest kilku Mistrzów. Z pewnością pani kogoś wybierze. Może za wyjątkiem wróżbiarstwa – powiedział dyrektor z uśmiechem. Hermiona i Severus prychnęli jednocześnie i spojrzeli na siebie ze zdumieniem.
Usta czarnowłosego mężczyzny drgnęły w uśmiechu. – Podzielam pani wysoką opinię na temat wróżbiarstwa. Jeśli chodzi o pani studia – poza mną, w Hogwarcie jest jeszcze czworo Mistrzów: profesorowie Flitwick, McGonagall, Sinistra i Vector. Może pani rozpocząć naukę u kogoś z nich.
Usiadła, zamyślona. Sądziła że będzie miała cały rok na decyzję. Po śmierci rodziców i Rona, to wszystko wydawało się nieważne. Teraz desperacko chwyciła się tego tematu, jak ostatniej deski ratunku. Jeśli się skupi na wyborze dziedziny studiów, to nie będzie myślała o...

Nie da się wskrzesić umarłych.
Voldemort życzy sobie, aby poślubiła pani śmierciożercę.


- Nie musi pani decydować się w tej chwili. Ale proponowałbym to przemyśleć w ciągu tego tygodnia, gdy będzie pani przygotowywać się do owutemów. – powiedział Dumbledore łagodnie. – Powiadomię nauczycieli, że jest pani zwolniona z zajęć.
Skinęła głową. – Profesorze...? – zapytała nieśmiało, spoglądając na Snape’a.
- Może powinna pani mówić mi po imieniu, panno Gr... – Hermiono. –odparł z wysiłkiem.
- Dobrze, S-Severusie. Kiedy... głos odmówił jej posłuszeństwa. Opanowując się, usiadła prosto i spojrzała mu w oczy. – Kiedy... wyślemy tę umowę? Umowę małżeńską? – sprecyzowała niepotrzebnie.
Czy to jest rzeczywiste? Naprawdę to robię? Ale jaki mam wybór?

Westchnąwszy, odwrócił się i sięgnął po coś, co leżało na gzymsie kominka. Patrzyła, jak po raz kolejny płomienie przeświecają przez jego koszulę. Był szczupły, umięśniony, ale bez przesady, ładnie zbudowany... zaschło jej w ustach. O Boże, naprawdę to robię. Podał jej zwinięty pergamin.
- Zwlekanie nic nam nie da, panno G... Hermiono. – powiedział ostro. Dumbledore posłał mu znaczące spojrzenie. Uprzejmiejszym już tonem, Snape dodał: - Możemy wysłać umowę teraz, a sfinalizować ją, kiedy już zaliczysz owutemy.
Dumbledore obserwował ją z powagą, gdy czytała tekst umowy. Podniosła wzrok na Snape’a – Severusa, poprawiła się w myślach.

- Czy możesz mi podać pióro?

Rozdział 4

- Ma pani 30 dni od tej propozycji... jeśli otrzyma pani inne w tym czasie, może pani wybierać...

Dokonała wyboru.

W pokoju słychać było tylko skrzypienie pióra o pergamin, gdy Hermiona podpisywała umowę. Skończywszy, usiadła i wpatrywała się pustym wzrokiem w ich podpisy. Jej – równy i okrągły. Jego – ostry i kanciasty.
To była prawda.
Była zaręczona ze swoim profesorem. Z profesorem Snape’em.
Drgnęła lekko, kiedy ktoś delikatnie wyjął pióro z jej palców. Podniósłszy głowę, napotkała przyjazne oczy Dumbledore’a. Snape siedział bez ruchu na swoim miejscu przed kominkiem. Napięcie, które skumulowało się w nim w czasie rozmowy, opuściło go, gdy podpisywała umowę. Czy martwił się o nią, czy o siebie? Czy może o plan? Pokręciła głową. Nie. Uwierzyła mu, kiedy mówił, że to dla niej najlepszy wybór.
Szansa podniesienia mojego statusu w Kręgu, to tylko dodatkowa korzyść.
Z jakiegoś powodu brzmiało to prawdziwie. Przynajmniej ze strony Severusa, przyznała rzucając spojrzenie w stronę dyrektora. Bo jeśli chodzi o niego... nie była pewna. Podejrzewała, że pozycja jego szpiega w Kręgu jest dla niego tak samo ważna, jak jej bezpieczeństwo. Możliwe, że nawet ważniejsza. I musiała przyznać, że gdy patrzyło się na sprawy w wielkiej skali, było tak w istocie. Pierwszym i najważniejszym zmartwieniem Dumbledore’a była wojna. I oczywiście tak powinno być.

Jak do tego doszło? Ufam Snape’owi, a nie Dumbledore’owi? Zwariowałam?– pomyślała zdumiona, obserwując, jak dyrektor zwija pergamin. Zdała sobie sprawę, że to prawda. Ufała Snape’owi, przynajmniej w kwestii własnego bezpieczeństwa. W innych sprawach... nie była pewna. Może, z czasem...
Snape wstał leniwie z krzesła i podszedł po coś do swojego biurka. Kiedy wrócił, zobaczyła, że trzyma w ręku pieczęć. Zaciekawiło ją, jak wygląda. Może herb rodowy? Coś z symbolem Slytherinu? Albo coś innego, bardziej osobistego. Uderzyło ją, jak niewiele wie o cżłowieku, którego ma poślubić.
Ron, przeciwnie... znała go tak dobrze. Zapłacą. Sprawię, że zapłacą. Siedem lat przyjaźni, lato spędzane w Norze, wspólne chowanie się pod peleryną-niewidką Harry’ego, wspólne ferie na Grimmauld Place, Artur i Molly traktujący ją jak drugą córkę... Gdziekolwiek był Ron, czuła się jak... w domu. Po śmierci rodziców trzymała się tego... i jak to się skończyło. Moja wina.

- Panno Granger? – głos Dumbledore’a przywołał ją do rzeczywistości. Zarumieniła się lekko ujrzawszy, że obaj się jej przyglądają.
- Przepraszam, panie dyrektorze, zamyśliłam się. – wyjąkała. Czuła się jak idiotka pod ciemnym spojrzeniem swego nauczyciela. Już nie nauczyciela. Narzeczonego.
- Zupełnie zrozumiałe, moja droga – odparł Dumbledore. – Właśnie mówiłem, że kiedy wrócę do gabinetu, wyślę Fawkesa, żeby zaniósł to do Ministerstwa. Aha... na razie musi pani zostać tutaj, w mieszkaniu Severusa. – Otworzyła usta w zdumieniu.
- Dla pani bezpieczeństwa, panno... Hermiono – uciął Snape.- Ostatecznie, kazałaś wczoraj czekać śmierciożercy. Mógł przypuszczać, że coś cię zatrzymało, ale gdy nie pojawisz się dziś rano, pan Krum może zdecydować się przybyć do Hogwartu... po ciebie. – powiedział cicho. Zastanawiała się, czy mu odpowiedzieć, lecz gdy przeniosła wzrok na Dumbledore’a, zdecydowała się milczeć. Snape wpatrywał się w nią podejrzliwie.
- Tak, panno Granger. Severus strzeże swojego mieszkania silnymi zaklęciami – odezwał się dyrektor unosząc brwi. Snape wzruszył lekko ramionami i strzepnął lekceważąco palcami. Dumbledore uśmiechnął się. – Możesz zachować swoje sekrety. W każdym razie, będzie tu pani bezpieczniejsza niż gdziekolwiek indziej w zamku.
- Pan Krum to nie jedyne zagrożenie, Hermiono. Nie zapominaj, że kiedy tylko ten pergamin dotrze do Ministerstwa, Lucjusz Malfoy bez wątpienia dowie się natychmiast. Nie będzie zadowolony. – stwierdził Snape, spoglądając w dół na swoje dłonie, wciąż trzymające pieczęć. Nie będzie zadowolony. Ledwie powstrzymała prychnięcie. To było niedomówienie.
- Myślisz, że on się tu może zjawić? – zapytała, przenosząc wzrok na narzeczonego. Snape i Dumbledore wymienili spojrzenia. – Może. Raczej nie zaryzykuje bezpośredniej konfrontacji ze mną, przynajmniej nie tutaj, ale gdybyś miała to nieszczęście trafić na niego, albo jego syna – tu Snape nie mógł powstrzymać szyderczego uśmiechu – ta rodzina jest zdolna do wszystkiego. Klątwa Imperius jest strasznym narzędziem, a Lucjusz zawsze miał do niej smykałkę.
Odwrócił wzrok w kierunku ognia. Miała ochotę zadać pytanie, ale zmieniła zamiar, gdy zauważyła jego wolną dłoń zaciśniętą w pięść.

- Jestem pewien, że przyda się pani czas na naukę, panno Granger. Skrzaty domowe przeniosą pani rzeczy. Jeśli chodzi o weekend – powiedziała pani w swoim Domu, że odwiedza pani przyjaciela rodziny?
Kiwnęła głową, unikając rozczarowanego spojrzenia dyrektora. Co mówił Sn- Severus?
I dlatego masz wśród personelu kogoś takiego, jak ja. Żeby ci przypominał, jak ci, którzy nie noszą aureoli, reagują na nieszczęścia.

Pani rodzice nie żyją. Pani... kochanek... nie żyje. Nie da się wskrzesić umarłych.

Snape, - nie, Severus - odwrócił się i spoglądał na nią z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Odpowiedziała dyrektor owi, nie odrywając oczu od narzeczonego. – Tak, powiedziałam Harry’emu i innym, że wybieram się do przyjaciela mojego ojca na weekend. Spodziewają się mnie dopiero w poniedziałek rano.
- To bardzo dobrze. Do tego czasu podłączę pani pokój do mieszkania Severusa w sieci Fiuu. W tygodniu będzie pani wchodzić i wychodzić przez pokój Prefekt Naczelnej, żeby uniknąć pomówienia o niestosowność, zanim pani nie zakończy oficjalnie edukacji w piątek. Jednak moje zaufanie do młodego Malfoya jest bardzo niewielkie, i dlatego oczekuję, że pozostanie pani tutaj, za wyjątkiem posiłków.
Snape wykrzywił się. Dotarło do niej, że sytuacja nie była najwygodniejsza również dla ponurego i nietowarzyskiego Mistrza Eliksirów. Z jakiegoś powodu poprawiło to jej nastrój, na tyle, żeby zająć się obserwowaniem go, jak chodził w tę i z powrotem przed kominkiem. Tym razem, patrząc jak światło płomieni prześwituje przez cienki materiał, pozwoliła sobie zatrzymać wzrok, z podziwem i aprobatą. W końcu miał być jej mężem. A tu... miało być jej mieszkanie. Rozejrzała się krytycznie. W pokoju było nadal ciemno, chociaż przypuszczała, że jest już rano – nie było okien, tylko ogień na kominku i kilka świec czyniły wyłom w tej ciemności. Ku jej zdziwieniu, pokój sprawiał wrażenie... przytulnego, nie ponurego. Było jeszcze więcej nie zapalonych świec – dostarczą jej oświetlenia, kiedy będzie się uczyć.
- Dobrze, panie dyrektorze. I tak mam mnóstwo nauki, więc to będzie z korzyścią dla mnie. – powstrzymała uśmiech na widok irytacji na twarzy Snape’a.
- W porządku – uśmiechnął się dyrektor. – Ustaliliśmy wszystko, ale oboje jesteście bez śniadania, a Severus, ośmielę się powiedzieć, powinien się ogolić. – Niebieskie oczy błysnęły na widok ponurej miny Mistrza Eliksirów. – Kiedy będziesz gotów, wpadnij na chwilę do mojego gabinetu. Musimy porozmawiać.
Hermiona zmarszczyła czoło. – A czy ja nie powinnam być obecna, panie dyrektorze? W końcu dotyczy to mnie.
Snape obrócił się do niej, wykrzywiając wargi. – Nie wszystko dotyczy pani, panno Granger. Czy to naprawdę nie do wyobrażenia, że dyrektor i ja moglibyśmy mieć jakiś inny temat do rozmowy poza pani dostojną osobą? – rzucił ostro. Nie odwróciła oczu, choć jego drwiący ton wywołał w niej uczucie gniewu zmieszanego z zażenowaniem.
- Mam na imię Hermiona.
Spoglądał na nią przez chwilę z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, po czym skinął głową.
- Hermiono. – Zwrócił się do dyrektora: - Dyrektorze, co się tyczy pana polecenia z ostatniego wieczoru, jeśli będę wychodził...
Dumbledore machnął ręką lekceważąco. – Spokojnie, sądzę że zwykłe środki ostrożności, o których rozmawialiśmy, wystarczą. Nie będę cię długo zatrzymywał. – Wyraz twarzy Severusa wskazywał, że jest innego zdania, ale skinął krótko głową bez komentarzy. Powstrzymała się od mówienia, dopóki dyrektor nie wyszedł.

- Co... – urwała, gdy podniósł rękę.
- Panno... Hermiono. Zdaję sobie sprawę z pani godnej podziwu umiejętności prowadzenia obszernej konwersacji o każdej porze i w każdej sytuacji. Ja jednak nie jestem, jak to mówią, rannym ptaszkiem. – Zaśmiała się, na co odpowiedział ironicznym uśmiechem. – Tak. Proszę wstrzymać się z pytaniami, dopóki nie zjemy śniadania. I dopóki nie będę miał możliwości wykonać zwykłych porannych czynności. – powiedział, unosząc brwi. Kiwnęła głową, powstrzymując się od szerokiego uśmiechu. Ani rannym... ani popołudniowym… ani wieczornym… pomyślała, gdy wrzucał szczyptę proszku Fiuu do kominka, żeby skontaktować się z kuchnią.

Chwilę później siedzieli w milczeniu przy śniadaniu. Rozmowa o byle czym wydawała się niepotrzebna, zresztą po ostatnich dyskusjach nie miała ochoty na niezobowiązujące rozmowy o pogodzie. Rzucając ukradkowe spojrzenia na siedzącego naprzeciw mężczyznę, pomyślała, że raczej nie jest on amatorem pogaduszek. Ciekawiło ją, co naprawdę sądzi o całej tej sytuacji. Nie wydawał się zachwycony, chociaż trudno było wnioskować na podstawie jego dzisiejszych reakcji, jako że znał... plan... o wiele wcześniej niż ona.
Zastanowiła się wtedy czy jej decyzja skorzystania z oferty Wiktora – żeby ogień zwalczać ogniem – przeważyła szale. Czy były przedtem jakieś inne opcje? Zebrawszy odwagę, odstawiła filiżankę i zapytała:
- Czy były jeszcze jakieś inne plany... co do mojej osoby?
Przełknął kęs i usiadł obserwując ją. Milczała, zaciskając dłonie na krześle pod stołem. Skinął lekko głową.
- Początkowo chcieliśmy ukryć cię w Beauxbatons; to jednak nie wchodzi już w rachubę.
- Dlaczego... – zaczęła. Przerwał jej z poirytowaną miną.
- Naprawdę musisz pytać o takie rzeczy? Twoja wczorajsza... wyprawa tłumaczy jasno, dlaczego to jest niemożliwe. Nie pozwolimy, żeby twój umysł, determinacja, umiejętności... – przerwał, oddychając głęboko, i dokończył spokojniejszym tonem: - Ludzie tacy jak my łatwo dają się omamić czarnej magii. Byłoby to zbyt wielkie ryzyko, zbyt wielkie niebezpieczeństwo, gdyby twój intelekt, twoja logika, obróciły się przeciw nam. Gdyby zostały użyte jako broń. – Odwróciła wzrok.
- Twoja śmierć byłaby lepszym wyjściem.

Podniosła oczy. Patrzył na nią spokojnym, pewnym wzrokiem. Ogarnął ją chłód na myśl, że mówił prawdę. Dumbledore i Snape naprawdę uważają, że lepiej byłoby, gdybym zginęła, niż... potrząsnęła głową.
- Ale przecież Harry...
- Czułby się znacznie gorzej, gdyby jego najlepsza przyjaciółka zwróciła się przeciw niemu, pogrążając się w czarnej magii, niż gdyby została kolejną ofiarą Czarnego Pana. – przerwał szybko.
Milczała. W końcu była to prawda. Z logicznego punktu widzenia, ich rozumowanie było przekonujące. Gdyby zwróciła się w stronę czarnej magii i została wciągnięta... Każdy krok wydaje się mały. Czy sprawiłoby to, że Harry zmieniłby strony? Gdyby jego zrównoważona, pracowita przyjaciółka, głos rozsądku w ich triumwiracie, znalazła się po tamtej stronie, czy on też nie zechciałby ognia zwalczać ogniem? A wtedy, co stałoby się ze światem czarodziejów, gdyby Harry dał się omamić? Było tak blisko... o mały włos... gdyby nie interwencja Severusa.

Bez zastanowienia wyrzuciła z siebie: - Wiktor na mnie nie czekał. Nie wiedział, że przyjadę. – widząc jego pytające spojrzenie, ciągnęła: - Nie byłam pewna, czy dam sobie radę, a nie chciałam niczego obiecywać. On... prosił, żebym przyjechała do Bułgarii, do jego domu, jeśli się zdecyduję. – spuściła oczy. – Myślałam, że jestem pewna, ale wtedy... kiedy mi powiedziałeś... – przerwała i wyszeptała: - Dziękuję.
- Proszę bardzo. – odparł cicho. – Wydaje mi się, że przyniesiono już twoje rzeczy. A ponieważ mam rozkaz ogolić się, zanim pójdę do dyrektora, więc muszę cię opuścić. – I bez czekania na odpowiedź, wyszedł z pokoju.

************************

Wykąpany i ogolony, poczuł się znacznie bardziej sobą. Poranna dyskusja, i to nagłe rozluźnienie napięcia, które odczuł, gdy zaakceptowała plan, zdenerwowało go bardziej, niż chciał to okazać. Nie miał czasu rozważyć wszystkich skutków sytuacji. Wiedział, że ten czas nadejdzie, być może po nieuniknionym zebraniu dziś wieczorem, ale na razie czuł się na tyle zrelaksowany, na ile było to możliwe.

Zamknął oczy z westchnieniem. Nie ma wątpliwości, że kiedy tylko podpisana umowa dotrze do Ministerstwa, Lucjusz Malfoy będzie chciał, żeby Czarny Pan zwołał zebranie. Musi starannie obmyślić swoje posunięcia, swoje słowa. Musi wyjaśnić, dlaczego podkopał plany Lucjusza bez konsultacji z Kręgiem. Musi przekonać Czarnego Pana, że lepiej wykorzystać dziewczynę jako dobrowolnego szpiega, niż zniewolić za pomocą Imperiusa... że lepiej zmącić jej umysł i skłonić do zmiany stron, niż po prostu ją zabić, celem ukarania Chłopca-Który-Przeżył.

Prychnął wyciągając świeże ubranie z ciężkiej szafy z orzechowego drewna. Z pewnością Lucjusz powtórzy swoją porywającą przemowę o tym, jak załamany będzie Potter, kiedy znajdzie okaleczone ciało najbliższej osoby. Drugiej najbliższej osoby, poprawił Severus. Chłopak przeżył już coś takiego, gdy znaleźli zwłoki Weasleya na skraju Zakazanego Lasu.
Tak – jego własne wystąpienie, w którym wyliczy korzyści z nakłonienia dziewczyny do jego woli z użyciem ślizgońskiego sprytu i umiejętności, musi zrobić wrażenie większe niż żądza krwi. Nie powinno to być zbyt trudne. Plan jest naprawdę dobry, a Czarny Pan zawsze docenia sprytne plany. Może dlatego, że sam nie grzeszy subtelnością.

Zamykając szafę odnotował w pamięci, że trzeba będzie ją powiększyć – albo dostawić drugą, dla potrzeb przyszłej żony. Ubrany już kompletnie, podszedł do drzwi salonu i stanął w nich, obserwując w milczeniu swą... narzeczoną? Zirytowany pokręcił głową. Lepszym określeniem byłoby „kolec w boku”. Przypuszczał jednak, że nie byłoby to najuprzejmiejsze wyrażenie w odniesieniu do kobiety, którą miał poślubić za tydzień.
Leżała wyciągnięta na dywanie, przy kominku, zanurzona w książkach. Na pewno znała je na pamięć, ale przynajmniej miała zajęcie. Obserwował, jak drobna dłoń oderwała się od kartek książki i zatknęła kosmyk włosów za ucho. Oparł się o framugę. W jej niewielkim ciele zmieszane były zaskakująco sprzeczne elementy – młodość i dojrzałość, mądrość i naiwność, czystość i zepsucie. W rzeczy samej, skomplikowane połączenie.
W co się zaplątał? Małżeństwo z uczennicą? Przecież niedługo już nią nie będzie. Już nie jest, prawdę mówiąc. Dyrektor sam zwolnił ją z zajęć. Uniósł brew. Więc - już nie.

Snape celowo unikał zastanawiania się nad bardziej... osobistymi szczegółami ustawy o małżeństwach, której wymagania w tym względzie były dość rygorystyczne. Jest niewinna, nawet jeśli nie jest dziewicą. Pokręcił głową. Nie, to nie będzie raczej prawdziwe małżeństwo w sensie fizycznym – nie tak, jak by sobie życzył... ale może, z czasem... Przerwał tę myśl, gdy zauważył, jak przygryza dolną wargę, jak to zawsze robiła w czasie zajęć – skrzywił się przypominając sobie o jej młodym wieku. Lepiej nie myśl teraz o takich rzeczach, skarcił sam siebie. Zacisnął pięści w wyrazie frustracji.
Cholerny Dumbledore. Cholerny Lucjusz. Cholerny Krum.

Plan Dumbledore’a – ich plan – zdecydowanie nie był rozwiązaniem, którego by sobie życzył, ale miał nadzieję, że się powiedzie. Panna Granger – nie, Hermiona – mogła być straszną bronią dla każdej ze stron. A jeśli się dobrze domyślali, to małżeństwo i perspektywa manipulacji tą bronią wyniesie go wyżej w Kręgu. Mimo iż powiedział Hermionie prawdę, że jest to tylko dodatkowa korzyść, to przyznawał skwapliwie, że jest ona bardzo kusząca. Im wyżej był w Kręgu, tym był bezpieczniejszy.

Naturalnie, jeśli pomylili się w przewidywaniach, do rana będzie martwy.

Ściągnął brwi w zamyśleniu. Dziś rano drażnił się tylko z Dumbledore’em, i ten wiedział to dobrze. Snape nie pragnął śmierci – już nie – ale wytrącić z równowagi starego czarodzieja było bardzo łatwo. I przyjemnie, przyznał uśmiechając się do siebie. Oczywiście, bywały momenty, kiedy życzył sobie śmierci, zwłaszcza w bardziej ponurym okresie jego życia, zanim wrócił na stronę Dumbledore‘a jako szpieg. Ale teraz, pracując przez te wszystkie lata z takim wysiłkiem nad pokonaniem Czarnego Pana, chciał pozostać przy życiu, żeby cieszyć się owocami swojej pracy, jeśli zwyciężą.

Owoc jego pracy. Nie zamierzał się żenić, nie po tym koszmarze, jakim było małżeństwo jego rodziców. Ale... Blask płomieni odbijał się we włosach tej dziewczyny. Kobiety. One też były kompozycją różnorodnych elementów: puszysta masa loków połyskiwała brązem, czerwienią i czernią. Słowa Dumbledore’a powróciły do niego: Uważam, że naprawdę do siebie pasujecie. Może z czasem okaże się, że polubisz jej towarzystwo. Skwitował to wówczas lekceważącym komentarzem, ale teraz...
Nie. Irytuje go, nic więcej. Ona sama prawdopodobnie też widzi go w podobnym świetle. Zostali do tego zmuszeni, i choć zapewne jakoś sobie poradzą, nie wierzył, żeby wynikło z tego cokolwiek więcej niż partnerska zażyłość. Może przyjaźń. Spodziewanie się czegoś ponad to byłoby śmieszne. Idiotyczne.

Wszedł do pokoju. – Muszę teraz wyjść, dyrektor mnie oczekuje.- Wstała, otrzepując szatę.
- Niedługo wracam. W międzyczasie masz pozostać w mieszkaniu. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, przywołaj skrzata domowego, albo skontaktuj się z gabinetem Dumbledore’a przez sieć Fiuu. Tu jest proszek. – wskazał pojemnik stojący na gzymsie. – Nie próbuj przedostać się przez blokady – zaalarmują mnie i Albusa.
Skinęła głową, jakby się zgadzała, ale nie ufał jej do końca. Zwłaszcza, kiedy wyglądała tak potulnie. Lata sprzątania po rozróbach Koszmarnej Trójki wspominał jak zły sen... a ta dziewczyna nie patrzyła mu w oczy. Na pewno była w stanie rozbroić lub obejść blokady. Dumbledore mógł sobie myśleć, że wystarczą, ale Severus miał swoje podejrzenia co do tego, ile Hermiona nauczyła się poza programem.

Musi się upewnić, że nie planuje nigdzie wychodzić. Niebezpieczeństwo jest realne, ale to do tej pory nigdy jej nie przeszkadzało. A po ostatniej tragedii było w niej jeszcze więcej brawury. Nie mogą pozwolić sobie na to, żeby wychodziła na poszukiwanie swojego kumpla Pottera, albo tej Weasleyówny. Draco na pewno zostanie zaalarmowany przez ojca po otrzymaniu pisma przez Ministerstwo.
Jest na to tylko jeden sposób... no, może dwa... ale raczej nie byłaby zachwycona, gdyby jej zaaplikował Veritaserum. To, co zaraz zrobi, też jej się nie spodoba, ale... musi mieć pewność.

Podszedł do niej szybko i zanim zdążyła zareagować, jedną ręką uniósł jej podbródek. Patrząc ze skupieniem w jej oczy, wdarł się do jej umysłu. Zszokowana tym wtargnięciem, otworzyła usta, ale stała prosto, bez ruchu, gdy zagłębiał się w jej świadomość, aż… Oczy jej rozszerzyły się, gdy wreszcie coś napotkał… coś, co starała się ukryć – ale co? Usiłowała go odepchnąć.
Zmrużył oczy i ścisnął mocniej jej podbródek, koncentrując się. Brązowe oczy ciskały błyskawice... to było coś z dzisiejszego poranka. Przez jej twarz przemknął cień paniki. Zwiększył koncentrację dziesięciokrotnie, aż prawie mógł zobaczyć... nie tylko obraz, ale i towarzyszące mu emocje.
Zobaczył samego siebie, stojącego przed kominkiem… wyczuł jej podziw?... aprobatę?... Podobał się jej?...Niespodzianka, aczkolwiek pożyteczna... było coś jeszcze, w związku z jego głosem... usiłował uchwycić i tę myśl, ale nagle poczuł, że dostęp został zablokowany. Odsunął się.
Wpatrywali się w siebie nawzajem w milczeniu. Oczy Hermiony były pełne przerażenia i wstydu z powodu tego, co ujrzał, i emocji, które wyczuł. Pozwolił sobie na mały uśmieszek. To naprawdę ułatwi sprawy, bardzo ułatwi. Z przyjemnością zauważył, że czerwień na jej policzkach pociemniała. Zdecydował się trochę pobawić.
- No tak, to powinno uczynić sytuację trochę bardziej... znośną, prawda, panno Granger? – odezwał się cichym, miękkim głosem. Przerwał na chwilę, rozkoszując się zażenowaniem na jej twarzy, po czym przypomniał sobie tę ulotną myśl o jego głosie... Swoim najbardziej jedwabistym tonem dodał: - O przepraszam - Hermiono. – Ach, tak, zdecydowanie na to reaguje. Intrygujące.
Jej wyraz zażenowania zmieniał się we wściekłość, brązowe oczy mrugały wściekle - wciąż bez słowa. Zaśmiał się cicho. – Dobrze. Muszę iść. Wrócę za parę godzin. – Z tymi słowy wyszedł.

Rozdział 5

Hermiona wpatrywała się w zamknięte drzwi. Gniew walczył w niej ze wstydem. Zaciskając pięści wydała nieartykułowany okrzyk bezsilności. Policzki jej płonęły. O Boże... nie mogę uwierzyć, że on to widział...co teraz musi sobie o mnie myśleć...
Zwyciężył gniew. Jak śmiał? Bez słowa ostrzeżenia, po prostu chwycił jej podbródek, jakby była krnąbrnym dzieckiem i wdarł się do jej umysłu... wtargnął w najbardziej osobiste... jakim prawem... Łajdak. Którego zresztą poślubi za tydzień.

Nie wiedziała, jak długo tam stała, wpatrzona w drzwi, zanim powoli uspokoiła się i zaczęła rozważać sytuację. Jej wrodzona ciekawość wzięła górę. Usiłowała dociec, dlaczego to zrobił – Severus Snape, Opiekun Slytherinu i śmierciożerca – szpieg, nie robił niczego bez powodu. Więc co go skłoniło? Czego szukał?
Zmarszczyła czoło powracając myślą do wydarzeń – co się stało? Kazał jej zostać w mieszkaniu... pamiętała, jak stał przed nią, ubrany w znany jej, zapięty na mnóstwo guzików płaszcz z wysokim kołnierzem i czarną szatę, i nie mogła powstrzymać się od porównywania, jak inaczej wyglądał wcześniej... i co wtedy czuła. Zawstydzona swoimi myślami, odwróciła wtedy oczy... No tak. Musiało to wyglądać podejrzanie – był bardzo spostrzegawczy.
Musiał pomyśleć, że coś planuję, na przykład wyjść, znaleźć Harry’ego... a może nawet Wiktora?

Odetchnęła. To miało jakiś sens. Ale czy nie mógł najpierw jej zapytać? A kiedy zobaczył... tamto, czy musiał ją jeszcze upokarzać? Skrzywiła się przypomniawszy sobie jego słowa: No tak, to powinno uczynić sytuację trochę bardziej... znośną, prawda, panno Granger? Na samo wspomnienie poczuła gorąco na twarzy.
A do tego ten piekielny uśmieszek... i ten głos.
Potrząsnęła głową ze złością. Przynajmniej tę jedną myśl udało jej się ukryć. Westchnęła. To było tak kompletnie absurdalne. Dwadzieścia cztery godziny wcześniej, w żaden sposób nie pomyślałaby o nim inaczej, jak o często-denerwującym-ale-szanowanym nauczycielu. Na pewno nie o tym... że jest mężczyzną. A już na pewno nie atrakcyjnym.
Gdyby miała być całkowicie szczera ze sobą, to przyznałaby, że zawsze podobał jej się jego głos. Ale tylko w ten sposób, w jaki można podziwiać doskonały instrument muzyczny, nie jak coś... – podniecającego... – szepnęła do siebie, zakrywając twarz dłońmi. Bogowie – coś jest nie tak, pomyślała, przecież to profesor Snape!
Twój narzeczony, szepnął jej wewnętrzny głos. Powinnaś się do tego przyzwyczaić.

Ułożyła się z powrotem na podłodze, gładząc bezwiednie palcami puszysty dywan. Czy to było coś złego, że dowiedział się... że się jej podoba? Naprawdę ułatwi to wiele spraw. Nie mogła jednak powstrzymać się od zadania sobie pytania: czy ja się mu podobam?
Pewnie nie, pomyślała ponuro, skubiąc nitkę wystającą z dywanu. Nic na to nie wskazywało... ale w końcu nie znała go wystarczająco. Rona i Harry’ego, a nawet Wiktora, było bardzo łatwo rozszyfrować, ale nie miała specjalnego doświadczenia z innymi – przyjaciółmi, czy też nie. Zwłaszcza Ron był dla niej jak otwarta książka. Och, Ron...
Zamrugała oczami odpędzając łzy; ogarnęło ją poczucie winy. Siedzi sobie w mieszkaniu profesora Snape’a i martwi się, czy się mu podoba, kiedy tydzień... zaledwie tydzień temu... Ron zginął. Zamordowany.
Z jej powodu. Moja wina.A ona nic z tym nie robi, nic...
Nie da się wskrzesić umarłych. Nie wstrzymywała łez.

********************

Snape uśmiechnął się do siebie podążając schodami prowadzącymi w górę z lochów. Bardzo pouczające. Musi się później zastanowić, jak zrobić użytek z tej niespodzianki. Teraz jednak trzeba się skupić na tym, jak przeżyć wieczorne zebranie.
Obserwował z zadowoleniem, jak uczniowie rozstępowali się przed nim; uśmiechał się drwiąco, gdy kurczyli się ze strachu w obawie przed utratą punktów. Prychnął na tę myśl. Punkty Domów. Tak jak gdyby ta głupia rywalizacja cokolwiek znaczyła przy tym wszystkim, co się działo... chociaż musiał przyznać, że czasem dostarczała rozrywki. Zwlaszcza, kiedy mógł dokuczać McGonagall przez sześć lat z rzędu, gdy Slytherin dzierżył Puchar Domów... zanim pojawił się Potter i jego kompania. Pokręcił głową z niesmakiem. Stronniczość dyrektora w stosunku do tego chłopaka przyprawiała go o mdłości.
Potter i Spółka, westchnął zbliżając się do gabinetu Dumbledore’a. Koszmarna Trójka, Drużyna Marzeń, jak ich nazwał w czasie tej szopki z klubem pojedynków tego durnia Lockharta kilka lat temu, zmniejszyła się o jednego... i zależnie od reakcji Pottera na decyzję Hermiony, może w ogóle zniknąć.
Podał hasło z kwaśną miną. „Najlepsza Balonowa Guma Drooblesa”. Był przekonany, że dyrektor wybierał takie idiotyczne hasła tylko po to, żeby go zdenerwować. Wspinając się w górę obrotową klatką schodową, potrząsnął głową z wściekłością.

- Severus, proszę, wejdź! – zabrzmiał znajomy, wesoły głos Albusa. Wskazał Snape’owi krzesło naprzeciw siebie.
- Albusie.
Dumbledore usiadł z powrotem, żywe niebieskie oczy utkwił w rozmówcy. – Czy dostarczono już rzeczy panny Granger?
Snape zmarszczył się, poprawiając szaty gestem poirytowania. – Wiesz, że tak. Ona teraz leży tam na podłodze, czytając teksty, które zna na pamięć. Albo wciąż stoi z otwartymi ustami, gapiąc się na drzwi, i wymyśla, jakie ciekawe klątwy rzucić na mnie, kiedy wrócę – dodał w myśli.
- Rozumiem. – powiedział Albus tonem zadumy. - Umowa została wysłana. Przygotowałeś sobie już, co powiesz, na dzisiejszym nieuniknionym zebraniu?
- Chyba tak, dyrektorze – odparł Snape krótko, przeciągając dłonią po włosach. – Myślę, że Czarny Pan będzie otwarty na pomysł wykorzystania jej do szpiegowania Pottera. Będę podkreślał piękno tej zdrady, kiedy Potter dowie się, że ostatnia osoba spośród jego przyjaciół obróciła się przeciw niemu. Megalomanów pociągają takie rzeczy. Chociaż... jest jeden słaby punkt w tym planie. – Albus uniósł brwi pytająco. Snape odetchnął z irytacją. – Zastanawiałeś się nad tym, że ten chłopak mnie nienawidzi? I może znienawidzić pannę Granger...
- Hermionę. – przerwał Albus z błyskiem w oku.
Snape rzucił mu mordercze spojrzenie. – Myślałeś o tym, że może się zwrócić przeciw niej, kiedy się dowie o jej decyzji?
- Nie wierzę...
- Do diabła, Albusie! – warknął Snape. Zerwał się z miejsca i zaczął przemierzać pokój w tę i z powrotem. – Nie chciałeś też wierzyć, że panna Gr... – że Hermiona – zniży się do szukania wiedzy o czarnej magii, prawda? – Dyrektor milczał.
Severusa nawiedziła niepokojąca myśl.
- W gruncie rzeczy…
- Tak?
- Zastanawiam się, czy ona nie próbowała nauczyć sie czegoś… sama. - Snape zmarszczył czoło. Wyjaśniałoby to dziwne uczucie pokrewieństwa, którą czuł w stosunku do niej w ostatnich dniach. Nigdy wcześniej tego nie odczuwał, jeśli chodziło o Hermionę. Swój ciągnie do swego, pomyślał z goryczą. Właśnie to sprawiło, że rozmawiał z nią tak otwarcie poprzedniego wieczoru... jak z nikim do tej pory, oprócz Dumbledore’a.
Albus siedział nieruchomo, opierając podbródek na splecionych dłoniach, rozważając słowa Snape’a. Wreszcie westchnął, przebiegając myślą swoje sto pięćdziesiąt lat.
– Nie wiem, Severusie. Obawiam się, że to całkowicie prawdopodobne. Panna Granger zawsze była żądna wiedzy, niezależnie od tego, czy była zakazana, czy nie. Powinienem był to dostrzec jeszcze przed tobą. A czy... – starszy czarodziej urwał, biorąc głęboki oddech. – Czy wczoraj wieczorem miałeś okazję powiedzieć jej, jakie jest prawdziwe niebezpieczeństwo w tym... studiowaniu?
Severus pokręcił głową. – Tylko ogólnie. Pominąłem... ten temat. Na szczęście... nie było potrzeby mówić jej... o tym, żeby zawrócić ją z drogi. Przypuszczam... nawet jeśli zaczęła coś czytać, to nie mogła zajść daleko. Zauważylibyśmy objawy. Mogę powiedzieć z całą pewnością, że nie jest to w jej naturze... skutki byłyby widoczne.
Albus przytaknął w zamyśleniu. – Tak jak było u ciebie... za co uważali je twoi rodzice? – Severus nie odpowiedział i zaczął znów chodzić po pokoju. Usłyszał westchnienie Albusa.
- Severusie... to ty musisz uważać. Najbardziej bym nie chciał, żeby szukała drogi po omacku. – Snape przytaknął ostrożnie. –Jeśli ona wykaże ochotę, żeby zacząć, lub kontynuować naukę na własną rękę... musisz jej powiedzieć. Musisz jej powiedzieć, czym jest Zew Krwi.

Zatrzymał się, odwrócony plecami do dyrektora, usiłując się opanować. Musisz jej powiedzieć, czym jest Zew Krwi. Chociaż mówienie o tym nie było zakazane, to nie zachęcano do tego. Niewielu czarodziejów i czarownic, którzy nie zagłębili się w czarną magię, znali się na tym zagadnieniu. Albus Dumbledore był jednym z tych niewielu.
Severus miał nadzieję uniknąć... ale miał złe przeczucie, że Albus ma rację. Jeśli Hermiona już zaczęła, jeśli była możliwość, że Zew zaczął ją już opanowywać, nawet w najmniejszym stopniu... to trzeba ją ostrożnie prowadzić. Na szczęście, będzie miał okazję - ostatecznie, będą spędzać razem sporo czasu. Drżącą ręką odgarnął kosmyk włosów z twarzy zwracając się do starszego czarodzieja. – Tak, dyrektorze. Jeśli wykaże ochotę... zrobię tak.
Ku jego zaskoczeniu, Albus odetchnął z ulgą. – Dziękuję ci, chłopcze. Tylko ty możesz ja przez to przeprowadzić... – urwał, spoglądając na swoje dłonie. – Czy mówiłem ci to kiedykolwiek? Czy mówiłem ci, jak bardzo jestem pod wrażeniem, jak podziwiam to, że potrafiłeś odwrócić się, wytrzymać? To świadectwo twojej woli, twojej siły... Wydaje się, że w tym stuleciu tylko trzech ludzi potrafiło to uczynić. I przeżyć.
- Tak. – odparł Severus pustym głosem.

- Więc... – Albus oparł się w fotelu spoglądając na niego w ciszy. Po latach praktyki Severus potrafił odwzajemnić to spojrzenie spokojnie, bez emocji. – Ufam, że sam osądzisz, czy należy jej powiedzieć. W każdym razie mamy czas. Możesz poczekać, aż obecne... zamieszanie... wygaśnie.
Severus skinął głową i wrócił na swoje krzesło, mierząc srebrnowłosego czarodzieja zmęczonym spojrzeniem. – A co z Potterem? Jeśli zwróci się przeciw niej z powodu jej decyzji, to nasz plan spali na panewce.
- Rozumiem cię. Pomówię z nim, wyjaśnię sytuację. Chociaż moim zdaniem, nie doceniasz tego chłopca.
- A ja sądzę, że ty go przeceniasz, ale zobaczymy.- odparł Snape bezbarwnym głosem.

****************

Wezwanie nadeszło tuż po zmroku, tak jak się spodziewał.

Sprawdzał zadania domowe przy narożnym biurku, i usiłował nie zwracać uwagi na kobietę wyciągniętą na podłodze przed kominkiem. Popołudnie było pełne napięcia. Po rozmowie z Albusem udał się na obiad do Wielkiej Sali – lepiej, żeby nikt sobie nie przypomniał, że oboje opuszczają posiłki, kiedy już wszyscy dowiedzą się o umowie. Nie mogli sobie pozwolić na jakikolwiek pozór niestosowności, jak to oznajmił Dumbledore.
Wchodząc do mieszkania, zdziwił się, że nie skoczyła mu od razu do oczu z powodu tego, na co sobie pozwolił rano. Czuł się zmuszony nagrodzić ją za tę powściągliwość, tłumacząc się – nie przepraszając, naturalnie – ze swojego zachowania. Przytaknęła w odpowiedzi i stwierdziła, że doszła już do tego sama. Ale dziękuję za wyjaśnienie, panie profesorze, oznajmiła, uśmiechając się blado. Wciąż chłodna, wciąż spięta, ale i tak o wiele lepiej, niż się spodziewał. Nie robił żadnych uwag na temat tego, co wtedy zobaczył, i do końca popołudnia jej stosunek do niego trochę się ocieplił.
Nie był przyzwyczajony do dzielenia z kimkolwiek swojej osobistej przestrzeni, więc odczuł zadowolenie, że nie zawracała mu głowy całe popołudnie, jak się obawiał. Spędzili ten czas zajęci swoimi sprawami. Ustawił drugą szafę w sypialni i dokonał paru drobnych zmian w mieszkaniu dostosowując je do jej obecności, po czym zasiadł nad wypracowaniami trzeciego roku. Hermiona prawie cały czas poświęciła na naukę, za wyjątkiem układania swoich rzeczy w szafach i na półkach.
Zauważył kilka razy, że go obserwowała, ale nie komentował tego, choć w duchu był zadowolony. Biorąc pod uwagę, że Gryfoni statystycznie nie odznaczali się zdolnością udawania, szczere... przywiązanie byłoby bardzo korzystne dla planu. W porze kolacji zamówił posiłek z kuchni, który zjedli pogrążeni w swoich sprawach.

Godzinę później zaczął go palić Mroczny Znak. Wstał bez słowa i udał się do sypialni. Oparł głowę o szafę, przygotowując swój umysł na nadchodzące zgromadzenie. Kiedy tak stał, dotykając czołem chłodnego drewna, poczuł za sobą czyjąś obecność. – Panno Granger – odezwał się nie odwracając głowy.
- Hermiono – poprawiła cicho.
- Więc znów jesteśmy po imieniu? – zapytał ironicznie odwracając głowę w jej kierunku. – Hermiono.
Przez chwilę milczała. – Zostałeś wezwany?
- Trafna obserwacja – odparł chłodno, otwierając szafę. Szybko zmienił czarne szaty nauczycielskie na grubszy, cięższy ubiór śmierciożercy. Odwracając się do niej poczuł jak maska w wewnętrznej kieszeni obija mu się o nogę.
- Czy ty... czy to...- zaczęła, po czym przygryzła dolną wargę. Czekał, utkwiwszy w niej skupione spojrzenie. W jej brązowych oczach widać było niepokój. – Uważaj na siebie.
Skinął głową i, wiedziony impulsem, dotknął nieśmiało jej policzka. Ku jego zdumieniu, wtuliła policzek w jego dłoń. Zwalczył odruch i nie cofnął ręki. – Dobrze. – opuścił rękę. Przez chwilę stali tak w niezręcznej ciszy. Hermiona uśmiechnęła się nerwowo.
- I nie martw się... nie wybieram się nigdzie, kiedy ciebie nie będzie.
Odpowiedzią był uśmieszek i skinienie głowy. Mruknął zaklęcie, ujawniając małe pudełko ukryte na stoliku przy łóżku. Wyjął coś z niego i zwrócił się do niej z powagą. Wciąż stała niepewnie obok szafy. – Proszę, poinformuj dyrektora przez sieć Fiuu, że zostałem wezwany.
Otworzyła usta i zamknęła je bez słowa.
Patrzyła mu w oczy, gdy wyszeptał formułę aktywującą świstoklik. Poczuł znajome szarpnięcie w okolicy pępka i chwilę później znalazł się we Wrzeszczącej Chacie. Schował świstoklik do kieszeni i powoli nałożył srebrną maskę. Odetchnął głęboko, oczyszczając umysł, podciągnął rękawy szaty i płaszcza i dotknął Znaku deportując się.

Ukląkł natychmiast ze schyloną głową, czekając na pozwolenie. Słyszał głosy, z których jeden był podniesiony w gniewie. Lucjusz Malfoy. Zwalczył przebiegły uśmiech. Facet był wściekły, naturalnie.
Syczący głos Czarnego Pana przerwał tyradę Malfoya. – Severus. Dobrze, że przybyłeś. Wstań.
Starannie napełniając umysł uczuciami posłuszeństwa, lojalności i oddania, wstał powoli z podłoża pokrytego grubym piaskiem. Wyglądało to na jakiś opuszczony budynek. – Panie – odezwał się cicho, podnosząc wzrok.
- Wytłumacz, Severusie. – głos Czarnego Pana był zimny, ale na szczęście obojętny.
- Tak, panie. – Snape rozpoczął swoje wystąpienie. Mówiąc, zauważył, że niezbyt wielu śmierciożerców zostało wezwanych – tylko wyżsi rangą członkowie Wewnętrznego Kręgu. Nie wiedział, czy to dobry, czy zły znak. Patrząc w oczy Czarnego Pana czuł, że jego umysł jest sprawdzany podczas mówienia i z rozmysłem pozwolił wypłynąć starannie dobranym wizjom.

On sam, trzymający płaczącą Hermionę, wtuloną w jego szaty. Hermiona w gabinecie Dumbledore’a, po śmierci rodziców, gdy otrzymała propozycję Lucjusza w imieniu Dracona. – Nienawidzę go! Wolę umrzeć! Prędzej popełnię samobójstwo! - Znów Hermiona, wtulająca twarz w jego dotyk... prosząca go, żeby uważał, zmartwienie w jej oczach.
Zauważył z satysfakcją, że Czarny Pan skinął głową, i zakończył swoje wystąpienie:
- Uważam, że sytuacja wymaga delikatniejszego podejścia niż to zapewnia mało wyrafinowany plan mojego Brata. Subtelna manipulacja przyjaciółką Pottera, ostatnią bliską osobą da nam większe korzyści niż pokaz zwykłej brutalności. Tym bardziej, że przeprowadzona zostanie pod samym nosem Dumbledore’a, za jego wiedzą i zgodą. Pomyśl, panie – kiedy jej zdrada stanie się jawna, będzie to cios dla obu twoich największych wrogów. – zrobił pauzę dla efektu, po czym dodał: - Panie, chociaż byłoby to niezaprzeczalną rozkoszą widzieć tę szlamę błagającą o litość, gdy jej krew zostanie przelana w twoje imię, można jednak z niej zrobić lepszy użytek.
Czarny Pan w milczeniu wpatrywał się w Snape’a. Ten czując, że znów penetruje jego umysł, posłusznie ujawnił kolejne obrazy.

Dumbledore, w jego mieszkaniu, mówiący: - Panno Granger, Voldemort życzy sobie, aby poślubiła pani śmierciożercę. A tak się składa, że właśnie mamy tu jednego z nich. Hermiona, śpiąca w jego łóżku, przyciskająca jego dłoń do swojego policzka.
Przeplatał te obrazy mniej znaczącymi scenami z życia codziennego: odejmowanie punktów uczniom, urywki z dzieciństwa, prowadzenie lekcji...
Voldemort nagrodził go w końcu zdawkowym uśmiechem. Powstrzymał westchnienie ulgi.
Słuchający uważnie Lucjusz wydawał się rozumieć, że Czarny Pan popiera plan Snape’a i wystąpił do przodu. – Panie, wszyscy widzimy, że to dobry plan – powiedział uprzejmie, obchodząc ich tak, że znalazł się za plecami Snape’a, poza zasięgiem wzroku. – Czy jednak mój syn nie powinien być tym, który wykona to zadanie? Jest jej rówieśnikiem i nie zwróci na siebie takiej uwagi.
- Ta dziewczyna go nienawidzi, Bracie. Brakuje mu subtelności. A co najważniejsze, jest znacznie poniżej jej poziomu intelektualnego, żeby mógł wywiązać się z zadania. – zadrwił Snape, trzymając dłoń na różdżce, oczekując reakcji Malfoya. Nie śmiał oderwać oczu od Czarnego Pana. Drażnienie Malfoya było ryzykowne, ale przemyślane. Rozzłościć go, wytrącić z równowagi, nie pozwolić, żeby doszukał się wad w tym planie.

Reakcja była natychmiastowa. Zagryzł wargi, gdy zaklęcie dosięgło jego ramienia, tnąc skórę i mięśnie. Jakiś rodzaj klątwy przecinającej. Mając na uwadze pozycje, które obaj zajmowali w Kręgu, nie ośmielił się oddać. Stał pewnie – odzyskawszy równowagę – wciąż patrząc w oczy swojego pana i starając się nie zwracać uwagi na ostry ból w ramieniu.
Syczący głos przerwał milczenie. – Nie, Lucjuszu, Severus ma rację. Ta szlama pogardza twoim synem, jest nawet zdecydowana odebrać sobie życie, gdyby miała go poślubić. Wydaje się, że musisz go jeszcze wiele nauczyć, jeśli idzie o urok osobisty. – Uśmiechnął się zimno, a inni członkowie Kręgu roześmiali się. Tylko Severus i Lucjusz nie zareagowali.
Czarny Pan utkwił w Lucjuszu złowrogie spojrzenie. – Na pewno zdajesz sobie sprawę, że nie chciałbym zmarnować takiej szansy?
Snape odetchnął z ulgą, gratulując sobie w duchu wybrania odpowiednich wizji.
- Panie mój, ona z pewnością czuje to samo do...
- Kwestionujesz moją decyzję, Lucjuszu? – Czerwone oczy zabłysły złowieszczo, zwężając się do szparek. Snape nie potrafił zdusić przewrotnego uśmiechu i cieszył się, że twarz ma zasłoniętą maską.
- Nie, panie. Oczywiście, że nie. Jesteś mądry, panie, we wszystkim. – odparł szybko Lucjusz i ukląkł pośpiesznie, szurając butami po chropowatym podłożu.

Czarny Pan zbliżył się powoli do niego, utkwiwszy wzrok w pochylonej postaci. – Ta dziewczyna wie, że jesteś śmierciożercą. Lucjuszu. Wie o tym, odkąd skopałeś misję w Departamencie Tajemnic. To oczywiste, że wie również, po której stronie jest twój syn.
- Ale, panie, ona wie, że i Severus jest... - jasnowłosy mężczyzna przerwał, gdy ujrzał, że Czarny Pan unosi różdżkę. – Panie, nie chciałem...
- Crucio! – powiedział od niechcenia Voldemort i przytrzymał klątwę przez kilka minut, zanim opuścił różdżkę. Malfoy chwytał powietrze i trząsł się.
- Ona wierzy, że Severus jest szpiegiem Dumbledore’a. Ta szlama mu ufa. – ciągnął Czarny Pan i zaśmiał się zimno. – Severus potrafi manipulować... nawet już to zaczął, prawda? – Severus skłonił się, gdy poczuł utkwione w sobie spojrzenie. – Tak, panie. Mój pan jest mądry. – wymamrotał posłusznie. Strużka krwi, spływająca z ramienia, przeszkadzała mu bardziej niż ból.
- Tak, zacząłeś nią manipulować... chociaż bez mojego błogosławieństwa. Bez mojego... pozwolenia.
Poczuł zimną kulę w żołądku. Z wymuszonym spokojem odparł: - Panie, nie chciałem zmarnować nadarzającej się okazji. A ponieważ moja pozycja w kręgu nie pozwala mi prosić cię o obecność, nie mogłem skonsultować się z tobą. Czy to podziała? Czy złapie przynętę?

Wstrzymał oddech, wciąż zgięty w ukłonie, nie widząc twarzy Czarnego Pana. Czuł na sobie spojrzenie. Pot spływał mu po karku, na ramię, rozcięcie piekło. Po długim oczekiwaniu usłyszał syczący głos: - Wstań, Severusie. – Wyprostował się w napięciu, oczekując kary. Voldemort chwycił jego lewą rękę i podciągnął rękaw odsłaniając Mroczny Znak. Czując suchość w gardle, Snape napełnił ponownie umysł bezpiecznymi obrazami, uczuciami lojalności i posłuszeństwa. Długi, biały palec dotknął Znaku na jego przedramieniu. Znak zapiekł przez chwilę, gdy Czarny Pan mruknął zaklęcie. – Spójrz na mnie – zasyczał cicho, puszczając jego rękę. – Severusie Snape, mój szpiegu i wierny sługo... zajmij nowe miejsce w Kręgu, obok twego Brata Rudolfa.
- Dziękuję, panie – powiedział Snape i ukłonił się raz jeszcze, po czym zajął miejsce. Rudolf Lestrange skinął głową z szacunkiem, a on uczynił to samo, uśmiechając się z ulgą pod maską. Udało się. Był teraz członkiem wyższego szczebla w Wewnętrznym Kręgu.

Został zwolniony chwilę później. Natychmiast deportował się do Wrzeszczącej Chaty i odczekawszy chwilę, upewnił się, że nie jest śledzony. Uaktywnił świstoklik i po chwili znalazł się w gabinecie Dumbledore’a.
- Severus... – Albus wstał zza biurka z niekłamaną ulgą na twarzy. Jednak nie był taki pewny siebie, jak na to wyglądał, pomyślał Snape z ironią. – Jak przebiegło zebranie?
Na jego ustach pojawił się uśmieszek. – Dyrektorze, to oczywiste, że poszło dobrze, bo inaczej leżałbym teraz martwy w jakiejś opuszczonej chacie.
Brwi dyrektora ściągnęły się. – Severus! – skarcił go. Snape podszedł i wyciągnął długie ramię po cytrynowego dropsa. Usiadł, włożył cukierek do ust i wyszczerzył zęby. Albus spoglądał na niego przez chwilę, po czym wybuchnął śmiechem.
- Bardzo dobrze. Dobra robota, chłopcze. Czy... jest tak, jak się spodziewaliśmy? Czy...
- Podobał mu się plan? Awansował mnie? Zdegradował Lucjusza? Tak. Tak. I jeszcze raz tak.
Snape uśmiechał się znów; wysoki poziom adrenaliny w żyłach i ulga, którą odczuwał, sprawiały, że dziwnie kręciło mu się w głowie. Prostując plecy skrzywił się, gdy jeszcze jedno wspomnienie wieczoru dało o sobie znać. Czujne oczy Albusa dostrzegły grymas, gdy poruszył ramieniem.
- Lucjusz nie był zadowolony?
- Można tak powiedzieć.- zaśmiał się Snape bezbarwnie. – Próbował przekonać Czarnego Pana, że Draco może odgrywać rolę manipulatora. Musiałem wytrącić go z równowagi, więc powiedziałem coś, co mu się nie spodobało. Zareagował tak, jak się spodziewałem.
- Chcesz pokazać się Poppy? – na twarzy Albusa wyryta była troska.
- To prosta klątwa tnąca. – Snape pokręcił głową. – Niezbyt głęboko. Sam się tym zajmę, nie ma potrzeby jej przeszkadzać. Nie ma potrzeby, żeby ta nieznośna kobieta ćwiczyła na mnie swój instynkt macierzyński, pomyślał z drwiącym uśmieszkiem.
Uśmiech Albusa wskazywał na to, że się domyśla. – Dobrze. Ty wiesz najlepiej. – Snape kiwnął głową, wstając z miejsca. Zanim doszedł do drzwi, usłyszał za sobą głos Albusa. – A, i jeszcze jedno... zdaje się, że panna Granger studiowała zaklęcia lecznicze. Może posłużyć ci pomocą, jeśli ją uprzejmie poprosisz. – Severus zmierzył wzrokiem starego czarodzieja i obróciwszy się, bez słowa opuścił gabinet, ścigany jego śmiechem.

Rozdział 6

Wścibski, stary głupiec, pienił się Snape. Jego szaty łopotały, gdy schodził szybko po schodach prowadzących do mieszkania w lochach. Było już dobrze po ciszy nocnej, więc korytarze były cudownie puste. Dotarłszy do drzwi swojego – ich – mieszkania, zatrzymał się, aby zapanować nad złością. Gdy się uspokoił, zaczął zastanawiać się nad słowami Albusa.

Może coś w tym jest, pomyślał. Panna Granger rzeczywiście uczyła się niektórych zaklęć medycznych, przygotowując referat na szóstym roku... a z pewnością wolał, żeby to ona zajęła się jego raną, niż gdyby miał oddać się w ręce pani Pomfrey, która, aczkolwiek kompetentna, słynęła z tego, że każdego traktowała jak kapryśne dziecko. Z własnego doświadczenia wiedział, jak niewygodne jest leczenie trudno dostępnych części ciała. A rozcięcie było z tyłu ramienia.
Pokręcił zdecydowanie głową, prychnął sam do siebie i podniósł różdżkę zdejmując blokady. Sam kurował się niezliczoną ilość razy z ran znacznie poważniejszych niż takie proste rozcięcie. Nie potrzeba... nagle do głowy przyszła mu pewna myśl. Czarny Pan na pewno niedługo wezwie go, aby sprawdzić jego postępy. Przyda się kilka nowych obrazów. Musi udowodnić podejrzliwemu czarnoksiężnikowi, że sprawy posuwają się naprzód... tak, Albus miał chyba rację.

Wszedłszy do mieszkania, zsunął buty w przedpokoju. Nie zdziwił go widok Hermiony z książką, tym razem przy jego biurku. Zaskoczyła go natomiast ogromna ulga malująca się na jej twarzy.
- Wróciłeś!
- Bardzo trafne spostrzeżenie. – zauważył ironicznie. Ból w ramieniu zaostrzał się, chociaż reszta ciała odprężała się w znajomym otoczeniu. Ku jego zdumieniu, nie skomentowała jego złośliwej uwagi, ale wstała i podążyła za nim do sypialni.
- To twoja krew? – wyszeptała. Odwrócił się i przytaknął, widząc napięcie w jej twarzy.
- Może byłabyś tak dobra i pomogła mi przy tym małym prezencie od Lucjusza? – Snape zdjął ostrożnie wierzchnią szatę. Krew przesiąkła przez materiał i zaschła, utrudniając zdejmowanie kolejnych elementów ubrania. – W końcu otrzymałem go, broniąc pani honoru, panno Granger. – oznajmił sardonicznie, unosząc brew.
- Hermiono – poprawiła go bezwiednie, przyglądając się jego ramieniu. – Hmm. Trzeba będzie uważać zdejmując kolejne warstwy – klątwa tnąca? – Skinął głową. – Chodź do łazienki, będzie wygodniej.
W łazience posadziła go przed lustrem. Nie protestował. Jej odbicie w lustrze zmarszczyło czoło na widok zaschniętej krwi na płaszczu. – W obronie mojego honoru, mówisz?
- W rzeczy samej. Lucjusz uważał, że Draco będzie odpowiedniejszą osobą, żeby przeciągnąć cię na drugą stronę.
- Ach, tak – powiedziała nie podnosząc oczu.
- Taak – odparł przeciągle. – Oczywiście byłem zmuszony wskazać, że nie tylko odznacza się subtelnością i zręcznością na miarę Graupa, ale poza tym jego niższość intelektualna jest zbyt wielka, żeby się w ogóle do tego zabierał.
Uśmiechnęła się. – Zdaje się, że to miał być komplement.
- Proszę się nie przyzwyczajać do tego, panno Granger. – uśmiechnął się kpiąco.
Między jej brwiami pojawiła się pionowa linia, gdy napotkała jego wzrok w lustrze. A, to ją rozgniewało, pomyślał z rozbawieniem.
Poirytowanym tonem oświadczyła: - Wkrótce będę miała na nazwisko Snape, więc może byś się odzwyczaił od nazywania mnie panną Granger, Severusie?
Ucieszył się. Wiedział dobrze, że gniew można łatwo przekształcić w inne emocje. Czas wytrącić ją z równowagi.
- Dobrze. – powiedział cicho, obracając się, by spojrzeć jej w oczy z zamierzoną intensywnością. Uśmiechnął się w duchu, gdy zarumieniła się i wyjąkała: - No to... może powinieneś... rozpiąć płaszcz.

Zaczął zdejmować płaszcz, krzywiąc się ze złością, gdy materiał przywierał do zakrwawionej koszuli. Cholerny Lucjusz i jego bezwartościowy synalek, pomyślał z wściekłością.
Pochyliła się, próbując mu pomóc. – Ostatnia warstwa będzie sprawiała najwięcej trudności – powiedziała, jakby sama do siebie.
- Jestem tego świadom, panno... Hermiono.
Zmarszczyła czoło. – Słuchaj. Ja mówię, kiedy pracuję, więc albo sam się tym zajmij, albo ogranicz swój sarkazm do minimum, dobrze, Severusie? Brązowe oczy błysnęły. Zastanawiał się chwilę nad odpowiedzią, po czym uśmiechnął się lekko. – A ponieważ ja robię złośliwe uwagi, kiedy mnie boli, Hermiono, to wygląda na to, że jesteśmy w impasie.

Ku jego zdumieniu, zaczęła się śmiać. – Pojęłam. Nie będę zwracała uwagi na twoje docinki, jeśli ty zignorujesz moje gadanie. Ale ostrzegam – mogę być mało delikatna, jeśli przesadzisz.
Uniósł brwi z lekkim uśmiechem. Był zadowolony z jej reakcji – tylko nieliczni doceniali jego subtelne poczucie humoru, a jeszcze bardziej nieliczni czuli się na siłach z nim przekomarzać. Być może wspólne mieszkanie nie będzie aż taką udręką, jak się spodziewał.
- No dobrze, teraz może boleć, dopóki nie odkleimy koszuli... potem wyjdziemy na prostą, że tak powiem... chociaż oczyszczanie może być trochę nieprzyjemne... ale pewnie jesteś przyzwyczajony do większego bólu... – mruczała pod nosem, ściągając z niego płaszcz. Jej gadanina była denerwująca, ale przynajmniej niezbyt głośna. Zaczął rozpinać koszulę. Hermiona zajęła się precyzyjnym składaniem jego płaszcza, nie mogąc powstrzymać ciemnego rumieńca, który wypełzł jej na twarz. Obserwował tę odruchową reakcję z zainteresowaniem. Być może obraz, który ujrzał rano, nie był tylko kwestią przypadku... podobał się jej. Pomimo, iż nie był atrakcyjny w konwencjonalny sposób, zdawał sobie sprawę, że ma... jak to nazywali Rudolf i Lucjusz? Sex appeal?

Nie całkiem to rozumiał, ale efekty stały się widoczne, kiedy wszedł w wiek dorosły. Nie był obiektem westchnień zauroczonych uczennic, tak jak niektórzy z młodych nauczycieli – ale dorosłe, doświadczone kobiety... – pomyślał z uśmieszkiem, kończąc rozpinać guziki koszuli. Wciąż pamiętał pierwszą, która wolała jego niż Malfoya... on, z tym zakrzywionym nosem i bladą cerą... była zafascynowana jego głosem, przypomniał sobie. I była piękna. A Lucjusz był wściekły.
Było ich potem więcej, znacznie więcej. Kobiety, którym podobali się mężczyźni ponurzy, niebezpieczni... Snape obrzucił swoje odbicie krytycznym spojrzeniem. Atrakcyjny – na pewno nie, ale z pewnością ponury i humorzasty. Jako początkujący śmierciożerca został przydzielony do Malfoya, który z zaangażowaniem ukazywał mu zalety bycia w ich szeregach. Po zebraniach zabierał go w rozmaite miejsca uczęszczane przez takie kobiety – zwykle na ulicy Śmiertelnego Nokturnu i w podobnych okolicach.

Dziwnym trafem Lucjusz – prawdopodobnie najbardziej niebezpieczny i zły człowiek, jakiego Severus znał, poza samym Voldemortem – nie przyciągał ich uwagi. Ten uderzająco przystojny mężczyzna naturalnie fascynował kobiety w ogóle, ale te, które lubiły flirtować z ciemnością, bardziej otwarte na... eksperymenty... nie zauważały go z powodu jego urody. Wygląd naprawdę może mylić, zastanawiał się Snape. Przez te wszystkie lata bawiło go to niepomiernie, że amatorki tego, co ciemne i niebezpieczne, uważały go za pociągającego, pomijając anielsko przystojnego Lucjusza.
Uśmiechając się do swoich myśli, rozpiął mankiety i wyciągnął zdrowe ramię z rękawa. Hermiona wciąż miała rumieńce na twarzy, częściowo zapewne z zażenowania, jeśli przypomniała sobie obrazy, które widział w jej umyśle.
Nie, pomyślał, nie spodziewał się zrobić wrażenia na pannie Granger, przy całej jej młodości i niewinności. Niewinności? Zmarszczył brwi, obserwując, jak delikatnie odkleja tkaninę od rany. Przywarło dość mocno – kiedy pociągnęła, pojawiła się świeża krew. Zbladła, po chwili jednak powróciła do pracy z twardym wyrazem twarzy. Wracają wspomnienia, pomyślał, śledząc ją wzrokiem. Nie jest taka niewinna – cóż to za niewinność, studiować czarną magię, żeby zemścić się za śmierć najbliższych... cóż to za niewinność, zgodzić się wyjść za niego znając jego przeszłość? Swoją drogą, nie miała wyboru, przyznał spoglądając w dół na swoje ręce.

Znając jego przeszłość... Z wyrazem skupienia na twarzy odkleiła wreszcie koszulę ściągając ją do końca i przyglądała się rozcięciu krytycznym okiem. Znała jego przeszłość lepiej niż ktokolwiek z wyjątkiem Albusa Dumbledore’a. Wciąż był zdumiony, jak wiele jej wtedy powiedział – dopiero wczoraj wieczorem? – ale przypominała tak bardzo jego samego w tym wieku: gniew, paląca potrzeba zemsty, emanujący z niej ból i wściekłość. Strawi ją to, jeśli na to pozwoli. Zew Krwi... nie zniósłby tego.
O wiele lepiej, żeby umarła, niż poszła drogą, którą ja wybrałem.

Zmoczyła kawałek materiału i zaczęła oczyszczać ranę, znów mrucząc bez przerwy.
– Jakiekolwiek fragmenty obcych substancji powodują trudności w leczeniu... – brzmiało to jak cytat z podręcznika. Ta dziewczyna ma niewiarygodną pamięć. – Na pewno muszą tu być gdzieś skrawki koszuli i płaszcza. O właśnie, tu jest...
Obserwował w lustrze, jak blask świec odbijał się w jej włosach. Za tydzień będzie jego żoną. Teraz, kiedy miał czas się nad tym zastanowić, nie był pewien swojego zdania. Konieczność. Obowiązek. Abstrakcja. Niedługo ta abstrakcja zmieni się w surową rzeczywistość – prawdziwą, namacalną, nieuniknioną. Śledząc wzrokiem lekkie falowanie jej bioder, gdy poruszała się wokół niego, nie mógł powiedzieć z czystym sumieniem, żeby perspektywa ta napełniała go wstrętem.
Skrzywił się, gdy przycisnęła trochę za mocno. Niewątpliwie była jeszcze zła za tę poranną inwazję. Od kiedy odkrył, że... podoba jej się, nie potrafił całkowicie pozbyć się tej myśli. Gdy pojawiała się nieproszona, musiał wciąż przypominać sobie, że nadal jest niewinna – przynajmniej w tej dziedzinie – i raczej nie będzie otwarta na jego rzeczywiste pragnienia.
Musi się kontrolować, jeśli mają wywieść w pole Czarnego Pana. Kiedy potężny czarnoksiężnik zechce spenetrować jej umysł – a na pewno tak będzie – nie może w niej być żadnej rezerwy w stosunku do męża, który ma nią manipulować. Musi mu ufać bez zastrzeżeń. Jeśli nie uda im się go oszukać, oboje będą martwi.
Trzeba będzie w to włożyć trochę pracy. Niestety, Hermiona jest typową Gryfonką – jej emocje są bardzo silne i bardzo oczywiste. Nie wierzył, że potrafi je ukrywać, nawet po przeszkoleniu. Planował wprawdzie z nią pracować nad umiejętnością oklumencji, ale ukrywanie emocji znacznie przewyższa trudnością ukrywanie obrazów. Nie – poczuł ukłucie – najbezpieczniej będzie manipulować prawdziwymi uczuciami. Zmarszczył lekko brwi. Gdyby się w nim zakochała...
Wykrzywił wargi. Wystarczy, że go chociaż polubi. Jednakże, gdyby w grę wchodziły silniejsze uczucia... gdyby Czarny Pan sądził, że jej lojalność wobec Severusa Snape’a jest bezdyskusyjna, to nawet jeśli wyczuje, co naprawdę sądzi o śmierciożercach i ich zadaniu, będzie to zadowalające. Może nawet więcej – w końcu jest pewien wdzięk w zmąceniu czyjegoś umysłu tak, że osoba ta działa na korzyść tych, których nienawidzi. Tak, to zdecydowanie będzie dla niego pociągająca perspektywa.

Hermiona wciąż mruczała pod nosem wyciągając kolejny skrawek tkaniny, marszcząc się dziko. Nie będzie to łatwe, przy jej determinacji. Chociaż biorąc pod uwagę, co widział w jej umyśle dziś rano, nie powinno zapewne stanowić zbytniej trudności. Młodość często wiąże bliskość emocjonalną z bliskością fizyczną. I chociaż w pierwszej nie miał zbytniego doświadczenia, w tej drugiej posiadał spore umiejętności.
Tak – zadecydował, gdy oczyściła ranę i uniosła różdżkę, żeby ją zagoić. Stanowczo mogę to wykorzystać. Zważywszy na jej niewinność... no i dla wszystkich będzie to bezpieczniejsze, niż mieć nadzieję, że ukryje swoje uczucia przed jednym z największych mistrzów legilimencji w historii.
- Dziękuję – powiedział cichym, miękkim głosem, rozciągając mięśnie w wyleczonym ramieniu. Odnotował z zainteresowaniem jej przyśpieszony oddech i nie mógł powstrzymać się od lekkiego uśmieszku. Nie, nie będzie trudne. Dotknął delikatnie jej policzka, tym razem powoli obrysowując palcami kontur jej twarzy, zanim opuścił rękę.
- Nie ma sprawy. – odwróciła oczy od jego natarczywego spojrzenia. Zatoczył koło ramieniem, usiłując pozbyć się napięcia. Odnowione włókna mięśniowe są często sztywne z początku, wiedział z doświadczenia.
- Czy... coś ci jeszcze potrzeba? Powinnam... wracać do nauki.
Nie chcąc posuwać się za daleko, zwłaszcza, że była jeszcze uczennicą, poprzestał na tym i skinął głową. Utkwił wzrok w drewnianych panelach drzwi, które wychodząc zamknęła za sobą.

Uczennica. Już nie całkiem, ale jeszcze nie absolwentka. Owutemy zda za kilka dni, i wtedy będzie mógł swobodnie przystąpić do manipulacji. Westchnął, wstając z taboretu i włączając prysznic machnięciem różdżki. Manipulacje... był świadom swych umiejętności; doskonalił je starannie przez lata, a nauczycielki były chętne i entuzjastyczne. Nie cała jego wiedza zdobyta w karierze śmierciożercy była złowroga albo zakazana. Malfoy... Stłumił dreszcz, wchodząc pod ciepły strumień, spływający na głowę i kark. Severus zawsze wolał zgodne partnerki, podczas gdy Malfoy... jego barbarzyństwo mogło przyprawić o niestrawność nawet najbardziej zatwardziałego śmierciożercę. Może nawet i Czarnego Pana.
Potrząsnął głową, odpychając te wspomnienia. Dzięki Bogu, że porzuciła ten absurdalny pomysł przyjęcia propozycji Malfoya. Wciąż nie mógł uwierzyć, że miała tyle tupetu , by myśleć o szpiegowaniu go. Obszedłby się z nią z okrucieństwem przekraczającym wszelkie pojęcie. Jej umysł był zbyt cenny, by go stracić w tak okropny sposób.
Westchnął z irytacją, rozciągając mięśnie ramienia. Nie, Malfoyowie nie mają za grosz finezji.

**********************
Hermiona siedziała przy narożnym biurku, usiłując skupić uwagę na książce leżącej przed nią, a nie na mężczyźnie w drugim pomieszczeniu. W końcu zamknęła książkę, odrzucając pióro z poczuciem klęski.
Snape to prawdziwa zagadka, pomyślała. Raz sarkastyczny i niemiły jak zwykle, za chwilę drażni się z nią, to znów patrzy na nią jak na łamigłówkę do rozwiązania... Widząc to dziwnie wyrachowane spojrzenie, miała nieprzyjemne uczucie, że coś planuje, nie wiedziała jednak, co. I nie dowie się raczej, dopóki sam nie zechce jej powiedzieć, westchnęła. Była inteligentna i rozszyfrowywanie zagadek było jej mocną stroną, ale on zajmował się szpiegostwem i spiskowaniem jeszcze zanim się urodziła.

Zanim się urodziła. Zdała sobie sprawę z tego, co robi... poza faktem, że Snape miał, przez większość czasu, zimny i niesympatyczny sposób bycia, dodatkowo był od niej o dwadzieścia lat starszy. Ponad dwukrotnie. Pokręciła głową z niedowierzaniem. Wprawdzie społeczność czarodziejska inaczej oceniała różnice wieku niż mugole – biorąc pod uwagę średnią długość życia czarodziejów i czarownic, dwadzieścia lat różnicy nie stanowiło żadnego problemu. Wychowała się jednakw świecie mugoli i jej reakcje na wiele rzeczy były nadal mugolskie. Roześmiała się ponuro. Przynajmniej jest młodszy niż mój tata... był. O bogowie...

Zacisnęła powieki ze złością, powstrzymując napływające łzy. Gorączkowo uchwyciła się poprzedniej myśli. Więc jest o dwadzieścia lat starszy... Dumbledore ma ponad sto pięćdziesiąt lat, a wciąż jest energiczny, sprawniejszy nawet niż jej sześćdziesięcioletni wujek. Więc w sumie Snape wciąż jest młody według czarodziejskich standardów. Uśmiechając się zagadkowo, przyznała, że również młodo wygląda – pomijając liczne blizny. Zastanowiła się przez chwilę – niektóre były z pewnością śladami po klątwach, nieodpowiednio leczonych, ale inne wyglądały jak obrzędowe nacięcia – rytuały krwi, być może? Czytała trochę na ten temat w książkach, które przysłał jej Wiktor, ale nie zamierzała ujawniać tego przed Snape’em, po jego ostrzeżeniach. Profesor Snape. Kiedy ściągnęła koszulę z jego ramienia... Poczuła chłód na twarzy, gdy odkleiła tkaninę od rozcięcia, rozrywając na nowo ranę. Gęsta, ciemna krew odcinała się ostro od bladej skóry. Zatrzęsła się konwulsyjnie – ten wieczór w Zakazanym Lesie z Harrym... znalezienie leżącego ciała Rona... tyle tej krwi...
Zapłacą. Sprawię, że zapłacą.

Przycisnęła drżące dłonie do twarzy. Czy kiedykolwiek pozbędzie się tego wspomnienia? Wypływało ciągle na wierzch, zawsze, kiedy milczała, kiedy nic nie odwracało jej uwagi. A noce – noce były najgorsze... Z wyjątkiem ostatniej. Opuściła ręce. Na czym polegała różnica? Czy te koszmary powstrzymała... obecność profesora Snape’a? Kogoś, kto rozumiał, kto przeżył to samo, co ona, stał przed takim samym wyborem, przed tą samą pokusą.
Każdy krok wydaje się mały. Nasuwały się pytania – kiedy czytała książki od Wiktora, czy to był pierwszy krok? Czy za każdym razem, gdy do nich zaglądała, zapamiętywała zaklęcie, czy to były kolejne kroki? Czy może część jednego większego kroku, wciągającego ją nieubłaganie w przepaść? Pomimo ostrzeżeń Snape’a, palce ją swędziały, żeby zagłębić się w zakazane książki... wyciągnąć je z kufra... uczyć się, poznać wroga.
Zapłacą. Sprawię, że zapłacą.

Zatrzymała się nagle. Przeszył ją lodowaty dreszcz, gdy zdała sobie sprawę, że idzie nieświadomie do sypialni, gdzie stał kufer... jak gdyby ktoś ją wzywał. O bogowie... w co ja się wplątałam... Usiadła, roztrzęsiona, na brzegu łóżka, i dostrzegła, że tapczan, który Snape – Severus – wyczarował, był nadal przystawiony z drugiej strony. Miała szczerą nadzieję, że znów będzie tam spał. Hermiona Granger boi się książek – ależ Ron by się śmiał...
Nie wiedziała, ile czasu tak przesiedziała. W końcu wzięła się w garść i przebrała w „służbową piżamę”, jak mówiła matka. Uśmiechnęła się smutno. Wątpię, żeby mama miała na myśli taką sytuację, kiedy ją kupowałyśmy, pomyślała, spoglądając na czerwono-złoty jedwabny komplet. Przynajmniej była w miarę skromna – góra z krótkim rękawem i spodnie. Zwykle sypiała tylko w majtkach i luźnym T-shircie, ale nie była raczej skłonna paradować półnago po mieszkaniu swego nauczyciela – to znaczy, narzeczonego. Chociaż, gdyby sobie życzył... nie miałaby zdecydowanie nic przeciwko temu, przyznała, uśmiechając się przewrotnie.
Usłyszała, że prysznic został wyłączony i szybko wróciwszy do salonu, skuliła się w fotelu przy kominku. Miała wrażenie, że czegoś zapomniała – no, tak, - przypomniała sobie, pobiegła do swojej torby i przeszukawszy ją znalazła to, czego szukała.

- Herbaty? – podskoczyła, gdy usłyszała głos za plecami.
- Och – tak, dziękuję! – obróciła się do swojego przyszłego męża. O rany... Znów poczuła gorąco na policzkach, ogarniając wzrokiem jego postać – czarne, luźne spodnie z jakiegoś miękkiego materiału, narzucony bez wiązania szlafrok... też czarny...
Kiedy leczyła jego ramię, starała się skupić na swoim zadaniu, teraz jednak nic nie odwracało jej uwagi. Bogowie... wysoki, szczupły, wyraźnie zarysowana figura... Hermiono, jesteś gorsza niż nastolatek oglądający się za wilą, skarciła się, usiłując spojrzeć mu w twarz. Może nie zauważył... Za późno... – ujrzała, jak powstrzymuje uśmieszek.

- Co to? – wskazał na trzymany przez nią przedmiot, zawiązując szlafrok. Stłumiła westchnienie rozczarowania.
- Pigułki, profesorze, znaczy... Severusie. – Kiedy uniósł brew w wyrazie rozbawienia, przyznała: - Zgoda. Trudno jest przełamać siedmioletnie przyzwyczajenie.
- W rzeczy samej. – zauważył z uśmieszkiem na twarzy. Nalał herbatę do dwóch filiżanek przy małym stoliku. – Pamiętaj o tym, kiedy następnym razem pomylę się i nazwę cię panną Granger.
Uśmiechnęła się szeroko, usadowiwszy się w fotelu. – Może i tak, ale to nie znaczy, że tak należy robić. Nie uda ci się tak łatwo.
- Jasne – mruknął i usadowił się naprzeciw z filiżanką. – Co to za pigułki? Jakieś mugolskie lekarstwo? – zapytał kpiąco. Zachowywał się w typowy dla niego sposób i podniosło ją to na duchu. Profesor Snape bez swoich drwiących uśmieszków i uwag nie był po prostu... sobą. Rozsiadła się wygodnie i kiwnęła głową.
- A dokładnie pigułki antykoncepcyjne. – włożyła jedną do ust, popijając herbatą.
- Aha. – wydawał się odrobinę skrępowany i rzuciwszy jej pytające spojrzenie, odwrócił wzrok.
Roześmiała się, zdawszy sobie sprawę z jego zmieszania. Zakrztusiła się, gdy zrobił ponury grymas. – Nie, nie – wydaje ci się... ja nie... to znaczy... – Wykrzywił się jeszcze bardziej. Opanowała się i z wysiłkiem wyjaśniła: - Bierze się je co dzień, niezależnie od tego, czy... są akurat potrzebne. Dzienna dawka utrzymuje stały poziom hormonów, zapobiegając owulacji.
Twarz Snape’a rozjaśniła się. – Rozumiem. To chyba dość niewygodne – przecież możesz stosować eliksir? – Najpopularniejszy eliksir wystarczyło zażywać raz na miesiąc.
Obrzuciła go dziwnym spojrzeniem.
- Czy ty w ogóle czytałeś Ustawę o Małżeństwach?
- Wybrane rozdziały. Nie miałem czasu przestudiować jej dokładnie, jako że do tej pory nie odnosiła się do mnie. Zdajesz sobie sprawę, że Dumbledore nie informował mnie o swoim „planie B” do momentu, gdy znaleziono pana Weasleya. Wcześniej... Zanim zacząłem podejrzewać, jakie masz zamiary, zakładałem, że wyślą cię do Beauxbatons, jak już mówiłem.
- A dlaczego... zacząłeś mnie podejrzewać? – spytała nie odrywając wzroku od filiżanki. Przecież wydawało jej się, że postępuje ostrożnie.
Odstawił gwałtownie filiżankę, a Hermiona wyprostowała się w fotelu.
- Nie mam zamiaru rozmawiać o tym w tej chwili. – oznajmił.
Spoglądali na siebie nawzajem w napięciu. Wreszcie odezwał się uprzejmiejszym tonem:
- Miałaś mi powiedzieć, co przeoczyłem w tej przeklętej ustawie?

Przełknęła ślinę. – Tak. Klauzula... nie wolno używać żadnych magicznych środków antykoncepcyjnych – eliksirów, zaklęć – wszystkie dają się wykryć. Zaklęcie wykrywające jest rzucane w czasie ceremonii. Ale ja je przetestowałam i nie wykrywa mugolskich pigułek. One podwyższają poziom hormonów, nie wprowadzają nic obcego. Mama pomyślała o tym, gdy wszedł projekt tej ustawy. Spuściła oczy. Rodzice zawsze ją wspierali. To tak na wszelki wypadek, kochanie. Wiem, że chcesz się dalej uczyć, a przy dziecku... nie jest to niemożliwe, ale dużo trudniejsze. Nawet jeśli ta ustawa nie przejdzie, to i tak nie jest to zły pomysł. Zrobię ci większy zapas...
- Twoja matka była mądrą kobietą. – powiedział Severus łagodnie. Ten ton ją zaskoczył. Ten sam, którym mówił wczorajszego wieczoru, kiedy pytała, co się z nią stanie. Będzie dobrze, panno Granger. Hermiono. Będzie dobrze.
Obserwował ją obojętnym wzrokiem. Uśmiechnęła się słabo. Oparł się w fotelu i wpatrywał się w ogień. Poły szlafroka rozchyliły się o parę cali, odsłaniając cienką bliznę biegnącą ukośnie poprzez mostek. Wcześniej była prawie niewidoczna, teraz jednak gra świateł i cieni wyostrzyła jej zarys. Nie odwracając głowy, zapytał:
- Czy będą jeszcze jakieś inne... niespodzianki, jeśli idzie o zaklęcia?
Hermiona wierciła się w fotelu. – No... Zaklęcie Wierności, naturalnie...
- To logiczne, mając na uwadze, co chcą osiągnąć przez tę parodię prawa.
Tego popołudnia Hermiona spędziła trochę czasu przeglądając ustawę. Na jej twarzy pojawił się rumieniec, gdy pomyślała o najbardziej znaczącym, jej zdaniem, zaklęciu.
- Jeszcze jest... Zaklęcie Łoża... chodzi o odstępy w...
Nie odrywając oczu od ognia, Snape oznajmił ironicznie: - Wiedziałem o tym zaklęciu, panno... Hermiono. – Spojrzał na nią i zmrużył oczy. – Jakie są wymagane odstępy w czasie?
Na chwilę odwróciła wzrok, zaschło jej w gardle. – No... tygodniowe. A dokładnie przez trzy tygodnie na cztery, domyślam się, że z przerwą na... Nie mogę uwierzyć, że rozmawiam o tym z profesorem Snape’em, jakby to dotyczyło jakiegoś ... referatu na zajęcia.
- Taak. – mruknął przeciągle. – Z tego, co wiem, niektórzy głupcy uważają ten czas za… nieodpowiedni… na pewne sprawy.
Pytanie wyrwało się jej samo. – A ty nie? – Uniósł pytająco brwi. – Ty... tak nie uważasz? – wydusiła z siebie. Przez chwilę mierzył ją wzrokiem.
- Nie. – odparł. Wargi mu lekko drgnęły, gdy Hermiona otworzyła usta w zaskoczeniu. Pokręcił głową z zamyśloną miną. – Hermiono, jesteś bardzo młoda. Prawdopodobnie jest wiele rzeczy, które cię we mnie zaskoczą. I oczywiście na odwrót.
- Chyba masz rację.

Czarne oczy obserwowały ją przez chwilę. Dopił herbatę. –To był dzień pełen wrażeń. Chyba się położę.
Po chwili wahania przytaknęła. –Czy... śpimy dzisiaj w tym samym układzie, jak ostatnio?
Utkwił w niej wyrachowane spojrzenie. – Tak. Uważam, że to najodpowiedniejszy układ, jak na razie. Naturalnie do ślubu.
- To dobrze. – odetchnęła. Wyglądał na zdziwionego; zarumieniła się. – Mam na myśli... po prostu dobrze, że nie zamierzałeś spać na przykład na kanapie...
-- Hmm. Słyszałem o żonach, które wysyłają mężów na kanapy – zapewniam cię, ja nie zamierzam. – odparł jedwabistym głosem, a oczy mu błyszczały z rozbawienia.
- Nie o to mi chodziło – uśmiechnęła się i dodała z powagą: - To był... ostatniej nocy pierwszy raz od dawna po prostu spałam.
- Rozumiem. – Znów ten wyrachowany wyraz twarzy. Wyciągnął rękę. – Chodź.
Chwilę później leżała w łóżku. patrząc, jak zrzuca szlafrok i układa się na tapczanie. Powieki opadły jej jeszcze zanim zdążył szepnąć „Nox”.
Ledwie zasnęła, gdy usłyszała własny jęk. Złowrogie obrazy napływały falami... – Nie, nie mama... tato... – Wizje kłębiły się w jej głowie... Pierwsza strona „Proroka Codziennego” ze zdjęciem Mrocznego Znaku nad domem jej rodziców... Okaleczone ciało Rona... tyle krwi... Hermiono, nie patrz! Nie, nie patrz! Potrząsnęła głową, oddychając z trudem, zdezorientowana, półświadoma, serce waliło jej w piersi.
Ciepło... czyjaś dłoń na ramieniu. Uchwyciła się jej jak koła ratunkowego zaciskając na niej palce, przytulając ją. Zapadła z wdzięcznością w przynoszącą ukojenie ciemność. Jestem.

Następnego ranka Snape obudził się pierwszy. Leżał przez chwilę, przypatrując się kobiecie, która wciąż przyciskała do siebie jego rękę – podnoszącą się i opadającą się z każdym jej oddechem.
Zamyślił się. Pomimo słów Albusa, czuł, że odwlekanie rozmowy o prawdziwym niebezpieczeństwie czarnej magii jest ryzykowne. Jeśli zaczęła już czytać jakieś naprawdę złowrogie księgi, to może być... zmuszona... kontynuować. A w jej stanie emocjonalnym, może nie mieć siły oprzeć się i zostanie wciągnięta.
Delikatnie uwolnił rękę. Jest niedziela, żadnych zobowiązań, idealny czas na taką rozmowę. O konkretnych zagrożeniach. Po pierwsze, musi ustalić czy rozpoczęła „indywidualne studia”, a jeśli tak, to na ile zagłębiła się w temat. Jeśli już zaczęła musi ją prowadzić. Wiedza będzie dla niej przydatna, ale musi mieć przewodnika, żeby widzieć, jak daleko może pójść, kiedy przestać, zanim niebezpieczeństwo będzie zbyt wielkie. Zanim opanuje ją Zew.
Wyśliznął się z pościeli. Wróciwszy z łazienki zajął się zamówieniem śniadania z kuchni. Usłyszał, że się obudziła i kiedy podano śniadanie, pojawiła się w pokoju, dzielnie tłumiąc ziewanie. Skinął głową w geście powitania. Siadając, wyciągnęła sennie rękę po filiżankę. Obserwował ją spod zmrużonych powiek, czekając na właściwy moment. Widząc, że jest odprężona i zrelaksowana, zaatakował.
- Powiedz mi, Hermiono, ile z czarnej magii zdążyłaś się już nauczyć? – spytał niedbałym tonem. Z przyjemnością zauważył, jak pusta filiżanka wysuwa się z jej zmartwiałych palców i spada na podłogę. Brzęk tłuczonej porcelany był jedynym dźwiękiem w ciszy, która zaległa pokój.

Rozdział 7

W ciszy, która zapadła, Snape przyglądał się jej bez słowa. Kręciła się niespokojnie w miejscu. Te oczy... wiedzące i wyrachowane. W końcu nie wytrzymała.
- Skąd wiedziałeś?
Na jego twarzy malowała się satysfakcja. – Tak myślałem. Gdzie one są? – gdy nie odpowiedziała, zmarszczył czoło. – Książki, Hermiono. Przypuszczam, że Krum przysłał ci coś lekkiego do czytania? Nie ma innej możliwości, żebyś weszła w ich posiadanie. Kiedy zaczynałem tu uczyć, przeczesałem bibliotekę i usunąłem wszystkie tomy zawierające złowrogie zaklęcia.
Spuściwszy wzrok, zauważyła szczątki filiżanki na podłodze. Wyciągnąwszy różdżkę drżącą ręką, wyszeptała „Reparo” i kawałki porcelany połączyły się na nowo. Pochyliła się, podnosząc naprawioną filiżankę. – Tak. Wiktor przysłał mi parę książek.
- Gdzie one są? Muszę wiedzieć, do jakich tekstów miałaś dostęp.
- Są... w kufrze w sypialni. I...
- Tak?
Zastanawiała się, czy w ogóle odpowiadać, niepewna jego reakcji. Przypomniała sobie wówczas to uczucie, kiedy coś ją ciągnęło do tych książek. A przecież były niczym w porównaniu z tą jedną, ukrytą w jej pokoju... Przełknęła ślinę.
- Jest jeszcze jedna. Ona... coś w niej jest. Nie chciałam jej nawet dotykać. Przysłał ją dopiero parę dni temu. Pewnie jeszcze leży tam, gdzie ją schowałam, w pokoju Prefekt Naczelnej.
- Co to za książka? – w jego głosie słychać było naleganie, choć wyraz jego twarzy nie zmienił się.
- Nie jestem pewna. Raz ją otworzyłam, ale poczułam... coś złego. Schowałam ją, i od tej pory nie wyjmowałam – zadrżała lekko i odwróciła oczy. – Pewnie jest dla bardziej... zaawansowanych niż tamte poprzednie. Nie wiem... ale wydawało się, jakby była napisana krwią.

Zdawało jej się, że usłyszała, jak wciągnął powietrze. Jego twarz pozostała jednak obojętna.
- Sądziłam, że powinnam najpierw i tak przeczytać... łatwiejsze teksty, a zostawić bardziej szczegółowe zaklęcia na spotkanie z Wiktorem.
- Logiczne. – wyraz twarzy Snape’a był wciąż nieprzenikniony. Nagle przymrużył oczy. – Pokażesz mi dziś te książki. Wszystkie. – Kiwnęła głową w milczeniu. – A teraz pytam jeszcze raz: ile się nauczyłaś?
- Niewiele – tylko czytałam. Nie ćwiczyłam żadnych zaklęć, inkantacji, ani nawet ruchów różdżką. Nie ośmieliłam się. – Prawdę mówiąc, była przerażona. Jeżeli pomyłka w prostym zaklęciu skutkowała na przykład imponującym obłokiem dymu, to w przypadku złowrogich klątw... zatrzęsła się na tę myśl. Nie, nie chciała ryzykować. Między innymi z tego powodu zdecydowała się spotkać z Wiktorem; niektórych rzeczy bezpieczniej było uczyć się pod czyimś kierownictwem.
Droga, którą chce pani pójść... nie przyniesie tego, czego pani pragnie.
- Rozumiem. – obserwował ją uważnie przez chwilę. – A czy nie zaobserwowałaś jakichś dziwnych efektów ubocznych? Takich jak mdłości, choroba?
Teraz zmieszała się naprawdę. – Nie. Dlaczego?
- Gdyby tak się działo, musisz mi powiedzieć. – zażądał. Skinęła niepewnie głową. – To ogromne zagrożenie dla ciebie.
- Wiem... pamiętam, co wtedy mówiłeś. Naprawdę niczego nie ćwiczyłam. Tylko czytałam... to chyba bezpieczne, bo inaczej nikt przecież nie mógłby uczyć obrony przed czarną magią, prawda?
Czarne oczy pociemniały jeszcze bardziej. – Profesorze – Severus...o co chodzi? – zapytała nerwowo. – Przecież profesor Lupin na przykład, musiał studiować czarną magię, a przynajmniej zaklęcia, żeby mógł prowadzić zajęcia. A nie jest czarnoksiężnikiem.
Pokręcił głową, uśmiechając się gorzko. – Niestety, Hermiono, tutaj twoja logika cię zawodzi. Tak, Lupin studiował, całymi latami, jak każdy Mistrz Obrony przed Czarną Magią. I nigdy nie odczuł skutków. – przerwał i wpatrywał się w płomienie.

Nie chciała przerywać jego rozmyślania, ale zebrała całą odwagę, by zapytać:
- Dlaczego nie?
Snape westchnął. W jego oczach widoczne było zmęczenie. – Intencja, Hermiono. Intencja. – obracał widelec w palcach. – Ty zamierzałaś używać tych zaklęć... Ciemność wyczuwa twoje intencje. Lupin z kolei nie zamierzał ich używać, tylko nauczyć się obrony przed nimi.
Hermiona otworzyła usta. – Czarna magia... potrafi czuć? To bez sensu. – To było chore.
Severus znów pokręcił głową, kosmyk czarnych włosów opadł mu na twarz. Odgarnął go bezwiednie.
- Nie, nie potrafi... to nie jest dobre określenie. Ma wolę, ale niewiele poza tym. Ma więcej woli niż zwykła magia. To jest bardziej... uzewnętrznienie gniewu, pożądania, strachu... - Widząc jej zdziwione spojrzenie, westchnął z irytacją. – Hermiono, filozofowie czarodziejscy spierają się o to od tysięcy lat. Jest mnóstwo dzieł na temat jej natury, jeśli masz ochotę je przestudiować. Ja sam nigdy nie natknąłem się na teorię, która by wyjaśniała prawdziwą naturę czarnej magii. To prawda, że nie potrafi czuć, ale ma energię, ma wolę... Kiedy mówiłem, że jest kusząca... ta pokusa nie jest tylko w twoim umyśle. Jest jeszcze siła z zewnątrz. A oprócz tego jest przecież jeszcze Zew Krwi, który sam w sobie i tak jest znaczną siłą.
- Co?
Żywe spojrzenie czarnych oczu sprawiło, że wyprostowała plecy, aby móc je odwzajemnić.
- To jest prawdziwe niebezpieczeństwo w studiowaniu czarnej magii. Rzadko bywa omawiane. Niewielu ludzi, poza jej adeptami, jest w ogóle świadomych jego istnienia. Użytkownik czarnej magii, który ją zgłębia z zamiarem stosowania, który czytał jedną z Ksiąg Krwi – obserwował jej przerażenie z powagą – w końcu zostanie opanowany przez Zew.
Poczuła chłód. Zew Krwi... czy to było właśnie to, gdy wczoraj te książki ją przyciągały, a ona, nieświadomie, odpowiedziała... To nie były Księgi Krwi, ale ta w jej pokoju... Bogowie.... Wiktor przysłał mi książkę napisaną krwią... W co ja się wplątałam...

- Hermiono – jego głos wydawał się odległy.
- Hermiono! – trochę głośniej. Wciąż wpatrywała się pustym wzrokiem w stół, dłonie zacisnęła w pięści na kolanach. W końcu użył tonu zarezerwowanego dla wykładów i dla przywoływania uwagi niesubordynowanych uczniów: - PANNO GRANGER.
Siedem lat przyzwyczajenia. Odpowiedziała natychmiast. – Przepraszam, profesorze.
- Nie denerwuj się. Nie sądzę, żeby Zew cię już opanował, chociaż dobrze robisz bojąc się go – rzekł z powagą. – Reakcja chorobowa trwa zwykle około tygodnia, zanim ustąpi, zanim...
- Zanim co?
Zamiast odpowiedzieć, spoglądał na nią przymrużonymi oczami znad splecionych dłoni.
- Jako że akceptowanie go nie leży w naturze większości ludzi, ciało... albo dusza, jeśli wolisz... próbuje go odrzucić, oczyścić ciało z tej obrzydliwości. To jest przyczyną choroby. Mdłości, torsje, nie dające się powstrzymać za pomocą standardowych środków magicznych. Istnieją tacy, dla których jest on częścią ich natury od urodzenia, lub raczej ich natura go akceptuje. Ci ludzie nie przechodzą choroby. – Przerwał na chwilę.
W jej spojrzeniu była chciwa ciekawość – dowie się wreszcie, dlaczego czarna magia jest tak niebezpieczna. Wydawało się przecież głupotą pomijać całą dziedzinę teorii magicznej, nawet jeśli jest zakazana.
- Z całą pewnością, mogę stwierdzić, że nie jest on częścią twojej natury. Na pewno miałabyś oznaki choroby, gdyby Zew cię już opanował.
- Więc ta choroba... czy wtedy jest już za późno?
Severus skinął głową z aprobatą. – Doskonałe pytanie. Nie, choroba jest ostrzeżeniem. Jeśli pójdziesz dalej, będziesz kontynuować naukę – Zew stanie się częścią twojej natury. Choroba jest oznaką, że stoisz, chwiejąc się, na krawędzi przepaści. Jest sygnałem, żeby się wycofać z tej drogi. Uwierz mi, lepiej, żeby to nie stało się częścią ciebie.
- A ty... miałeś takie objawy?
- Tak.
- A czy jeszcze je masz?
- Nie.
- Więc... to jest częścią twojej natury. – Przypomniała sobie co mówił tamtego fundamentalnego wieczoru w gabinecie, jak ojciec zmuszał go do nauki czarnej magii. W tak młodym wieku... Powróciły do niej słowa Syriusza: Kiedy przybył do szkoły, znał więcej złowrogich zaklęć, niż połowa uczniów siódmej klasy.
- Tak.
- Jak... to znaczy, kiedy byłeś dzieckiem, czy wiedziałeś, co to za choroba?
Odwrócił wzrok, wstał i zaczął chodzić po pokoju. – Nie. Moi rodzice uważali to za typową chorobę wieku dziecięcego – zaśmiał się ponuro. – W sumie, w mojej rodzinie, to była rzeczywiście typowa choroba wieku dziecięcego. Czarna magia była uprawiana od pokoleń. Wszystkich chłopców opanowywał Zew.
- Ale... ty się przecież od niego odwróciłeś... – Skinął głową z wahaniem. – Jak?
Rzucił jej ostre spojrzenie. – Tak, odwróciłem się, w pewnym sensie. Ale wciąż jest częścią mojej natury, Hermiono. To się nie zmieniło. – Znów odwrócił wzrok.
- Teraz też to czujesz?
- Tak. Ale jestem w stanie nie reagować. Na ogół. Jednak, kiedy emocje biorą górę...- przejechał dłonią po włosach, robiąc wydech – To trudno opisać. To jest... potrzeba, pragnienie... Zmusza cię, żąda, żeby je nakarmić, nie dając prawie nic w zamian.
- Prawie? – spytała z naciskiem.
Uśmiechnął się słabo. – Powinienem staranniej dobierać słowa w twoim towarzystwie. Ale... tak, prawie nic.
- Zmuszasz mnie, żebym cię zapytała. – zmarszczyła się – co w takim razie daje ci w zamian? Musi być jakaś zapłata za... świadczone usługi – stwierdziła sarkastycznie. Zadrżał przy tych słowach, zaskakując ją. Profesor Snape i dreszcze? O Merlinie...
Każdy krok wydaje się mały.

- Czy zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego akurat te trzy – Imperius, Crucio i Avada Kedavra – te, a nie inne spośród złowrogich zaklęć nazwano Niewybaczalnymi? – Zastanawiała się, dokąd zmierza. – Zew daje pewien rodzaj ochrony rzucającemu jedno z tych trzech.
- Co masz na myśli?
- Użycie Niewybaczalnego przeciw komuś bez odpowiedniej ochrony wydziera kawałek duszy, Hermiono. Zew daje taką ochronę. Dlatego akurat te zaklęcia nazwano Niewybaczalnymi, a nie na przykład klątwę gotującą krew.
- Ale Harry... – wydyszała – rzucił... – urwała nagle, rumieniąc się.
- Jak zwykle, szybciej mówisz, niż myślisz – zakpił Snape. – Nie martw się, wiedziałem o ataku Pottera na Bellatrix w Departamencie Tajemnic. Ubawiło ją to, że nie był w stanie przywołać dosyć woli, intencji, żeby je rzucić poprawnie. – uśmiechnął się krzywo. – Ale i tak, odpowiadam z góry na twoje pytanie, wyrządziło ono krzywdę panu Potterowi. Nie zauważono tego efektu z powodu jego... emocjonalnej reakcji... na śmierć Blacka.
Poczuła gorąco na twarzy. Jak śmiał drwić z reakcji Harry’ego na śmierć Syriusza?
- Emocjonalna reakcja! – rzuciła. – Pewnie, że tak! Syriusz był ostatnim ogniwem łączącym go z rodzicami, z ojcem...
- Oszczędź mi patetycznych sformułowań, Hermiono. Słyszałem to od Albusa nie wiem, ile razy – machnął ręką. – Pozostaje faktem, że gdyby nie był tak głupi, żeby próbować rzucić Niewybaczalne, które dosłownie wydarło kawałek jego samego, to śmierć Blacka nie spowodowałaby tak głębokiego cierpienia, ani tak długotrwałego. – rzekł chłodno.

Hermiona zamknęła usta. Musiała przyznać, że reakcja Harry’ego wydawała jej się trochę... przesadzona, zwłaszcza tak długo po śmierci Syriusza. Z początku wyglądało to na uzasadnione, ale później... Nie można było przy nim nawet wymówić imienia jego ojca chrzestnego prawie do końca szóstego roku – prawie rok po tej stracie. Mówił tylko, że czuje się, jakby stracił część siebie samego. Zapadła w fotel, przytłoczona tą myślą. Rzeczywiście tak było - i nie chodziło tylko o obecność Syriusza.
A kiedy zginął Ron – w zeszłym tygodniu – jego reakcja była całkiem odmienna. Chciał o nim rozmawiać, wspominać stare dobre czasy, płakać zdrowymi łzami. Sądziła, że po prostu przyzwyczaił się do poczucia straty, był starszy, bardziej dojrzały... ale może było rzeczywiście tak, jak mówi Severus – może to Niewybaczalne stanowiło różnicę.

Siedziała przez chwilę w milczeniu, przetrawiając to, co jej powiedział. Coś nie pasowało do tej układanki. – A czy to nie powinno dać wszystkim do myślenia, jaka była prawdziwa tożsamość młodego Barty’ego Croucha? To znaczy, on nie używał Crucio ani Avada Kedavra akurat na ludziach, ale rzucił Imperiusa na niektórych uczniów.
.– Taka inteligentna i logicznie myśląca osoba jak ty potrafi się domyślić. – Severus uśmiechnął się kpiąco
- Moody… czy Zew… jest częścią jego natury?
- Bardzo dobrze, panno Granger. Gdybyś była nadal moją uczennicą, zdobyłabyś punkty dla Gryffindoru. Niestety, już nie jesteś. – powiedział z udawanym żalem. Miała ochotę pokazać mu język. – Tak, Moody jest jedną z tych trzech żyjących osób, które porzuciły Zew. W każdym razie Dumbledore zna trzy – może jest ich więcej.
- Więc... ty, Moody i kto jeszcze?
- To nie twoja sprawa, Hermiono. – uciął Severus. Nie spodziewała się od niego odpowiedzi.
Przypomniała sobie coś jeszcze. – A kiedy mówiłeś, że Zew trzeba karmić krwią? Przecież Crucio nie jest krwawą klątwą – stłumiła dreszcz.
Zaczął znów przemierzać pokój. – Krew jako taka nie jest konieczna, chociaż najlepiej go zaspokaja. Ale inne rzeczy też... wywołać strach, ból, odebrać niewinność..
- Niewinność?
- Dziewictwo, między innymi.
- Och. Właściwie kiedy byłam z Ronem, to nawet specjalnie nie krwawiłam... – skrzywiła się, zdawszy sobie sprawę że wypowiedziała tę myśl na głos.
Zatrzymał się, nie patrzył jednak w jej kierunku. Nieswoim głosem zapytał? – Czy to... był twój jedyny raz? Zaczerwieniła się. – Tak.
- O Merlinie... – wyszeptał. Nie była pewna, czy dobrze usłyszała, więc nie powiedziała nic.
- Zew karmi się wieloma rzeczami – odebranie niewinności, chodzi o sam akt zdemoralizowania, rozumiesz, zepsucie czegoś... niekoniecznie czystego, ale wystarczy, że zostawisz to mniej czystym, niż było... – znów urwał. Nie była pewna, co miał na myśli, a nie miała w sobie dość odwagi, żeby zapytać. – Ciemność nigdy naprawdę cię nie opuszcza – pozostaje częścią ciebie. Można powstrzymywać Zew, ale nie zawsze. Nawet ci, którzy się od niego odwrócili... wciąż musimy znajdować coś, co go zaspokoi, żeby pozostawał w uśpieniu.

- Dlatego tak się zachowujesz na zajęciach. – twarz Hermiony rozjaśniła się. Teraz miało to sens. – Wzbudzanie strachu, gniewu... – Spojrzał na nią ostro. – Zachowuję się tak, bo taki jestem, Hermiono. Nie twierdziłbym , że to przez Zew.
- Ale, skoro mówiłeś, że Zew jest częścią twojej natury, to skąd wiesz, że to nie jest po prostu nie rzucający się w oczy sposób zaspokajania go? – podniosła głos.
Nie odpowiadał, zwrócony twarzą do ognia. Widziała, że wypełnia go złość – stał sztywno, w napięciu.
- To ma sens. Musisz to przyznać – nalegała. Wciąż stał w miejscu. Obrysowywała wzrokiem kontur jego ciała. Ma naprawdę fajną figurę, przyznała. Giętki, umięśniony, ale bez przesady...
Zaskoczył ją kpiący głos. – Podziwia pani widok, panno Granger?
Oblała się szkarłatem, wstrzymując oddech z oburzenia. Przypomniawszy sobie jednak jego uwagę na temat pochopnego mówienia, ugryzła się w język. Pomyśl, Hermiono... dlaczego tak powiedział? Niczego nie robi bez powodu. Nagle doznała olśnienia. Próbował odwrócić jej uwagę! Chciał ją wytrącić z równowagi, odzyskać kontrolę. Jej stwierdzenie musiało być trafne – albo przynajmniej bliższe prawdy, niż chciał się przyznać. Usiłował ją zdenerwować, odciągnąć od niewygodnego tematu. No, profesorze, teraz ja pana wytrącę z równowagi.
Obrócił się do niej, sądząc, że milczenie jest oznaką porażki. Był ewidentnie zaskoczony, gdy wyszczerzyła zęby w przewrotnym uśmiechu.
– No tak, profesorze. Podziwiam.
Zesztywniał znów i wpatrywał się w nią bez słowa. Poczuła lekkie podniecenie na myśl o tym małym zwycięstwie.
- Severusie – pamiętasz, że jesteśmy po imieniu – zanim usiłowałeś zmienić temat zawstydzając mnie, oczekiwałam od ciebie odpowiedzi. – Czekała na złośliwą uwagę, bez nadziei, że pozwoli jej cieszyć się zwycięstwem, ale było słodkie, póki trwało.

Podskoczyła ze zdziwienia, kiedy zaczął się śmiać. Nie był to zimny, szyderczy śmiech – był głęboki, bogaty, pełny. Piękny dźwięk. Patrzyła oniemiała, jak odmienił jego twarz. Wciąż się śmiejąc, usiadł naprzeciw niej, wcześniej ukłoniwszy się lekko.
- Przepraszam, Hermiono. Masz oczywiście rację, chciałem zmienić temat. Dobrze. – znów to wyrachowane spojrzenie. – Byłaś bliska prawdy, zdaje się. Oczywiście, trudno powiedzieć, bo Zew jest częścią mojej natury od dzieciństwa. Ale ponieważ chcę być z tobą szczery, więc powiem ci prawdę, żebyś nie zaczęła uważać mnie za niezrozumianego bohatera romantycznego.
Roześmiała się, na co odpowiedział uśmieszkiem. – Ja naprawdę lubię zastraszać słabeuszy i smarkaczy, którzy pętają się po tych korytarzach. Więc jeśli to, że taki jestem, pomaga utrzymać Zew w uśpieniu, to osiągam dwa cele – zaspokajam i Zew, i własną potrzebę rozrywki.
Uśmiechnęła się, zadziwiona jego szczerością. Oczy wciąż błyszczały mu z rozbawienia. Sama czerń, nie wiadomo, gdzie jest granica między źrenicą a tęczówką. Można się zgubić. Zaciekawiło ją, skąd pochodzili jego przodkowie – pewnie z Włoch, sądząc po kształcie nosa, ale może również z Hiszpanii. Siedząc przy jego biurku poprzedniego dnia, zbadała dokładnie pieczęć – był to skrzydlaty smok, owinięty wokół sztyletu, otoczony przez jakiś skomplikowany wzór. Sądziła wtedy, że musi to być pieczęć rodowa.
Rozmyślania jej przerwał trzaskający odgłos w palenisku.
- Severus? Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam prośbę do panny Granger. –głos Dumbledore’a dobiegł z kominka. Rzuciła Severusowi pytające spojrzenie, zanim zwróciła się do dyrektora. – Tak, proszę pana?
- Rozmawiałem z panem Potterem o pani... sytuacji... i naturalnie martwi się o pani bezpieczeństwo, rozumie pani. – Zaklęła pod nosem, a Dumbledore udał, że nie słyszy.
– Chciałby z panią porozmawiać, jeśli to możliwe.
- Ja... tylko się przebiorę, a gdzie...
- Spotkacie się w pokoju Prefekt Naczelnej. Proszę się upewnić, że to pan Potter, zanim otworzy pani drzwi. – Zmarszczyła brwi. – To dla pani bezpieczeństwa. Wolałbym przysłać go tu, do lochów – głośne prychnięcie dobiegło z miejsca, gdzie siedział Snape – ale domyśla się pani, czemu tego nie zrobiłem. – dokończył z błyskiem w oczach.
Hermiona przytaknęła z uśmiechem. – Zaraz będę. Harry widywał mnie już w szlafroku, a jeśli tylko wpadnę przez Fiuu...
- Tak będzie dobrze. Pan Potter może zjawić się w każdej chwili. – Pożegnał się szybko i jego głowa znikła z kominka.
- Idź, Hermiono. Nie powinien na ciebie czekać. – Severus uśmiechnął się drwiąco.
- Chciałam cię tylko zapytać, czy mam wziąć tamtą książkę. – cieszyła się, że nie drżał jej głos. Usiadł sztywno i pokręcił głową.
- Nie. Lepiej, żebyś jej nie dotykała. Kiedy już skończysz z Potterem, wrócę z tobą po tę książkę. Jeśli jest taka, jak opisałaś... – przerwał na chwilę, i dokończył nieobecnym głosem – to mamy jeszcze o czym rozmawiać.
Kiwnęła głową i chwyciwszy garść proszku, znikła w kominku.

Wychodząc w pokoju Prefekt Naczelnej i otrzepując się, usłyszała, jak Harry wali w drzwi. Mamrocząc kolejne przekleństwo, podeszła do nich i pamiętając o ostrzeżeniu Dumbledore’a, rzuciła zaklęcie ujawniające. Zdecydowanie Harry – uśmiechnęła się na widok miny zielonookiego chłopaka.
- Hermiono... tak mi przykro.. – Harry natychmiast chwycił ją w ramiona. – To moja wina.
Odwzajemniła uścisk. – Gdzie tu jest twoja wina?
Spoglądał na nią przez chwilę oczami pełnymi niepokoju. – Gdybyśmy się nie przyjaźnili, nic z tego by się nie wydarzyło. Twoi rodzice, Ron... Snape.
- Harry, nie bądź idiotą – skarciła go, wskazując miejsce przy kominku, a sama usiadła naprzeciw. – Po pierwsze, moi rodzice zginęliby i tak, Lucjusz chciał ich zabić za opór przeciw ustawie. To nie miało nic wspólnego z tobą. A Ron... – głos załamał się jej na chwilę. – Ron... to była moja wina. Powinnam była wiedzieć, co się stanie.
Zapłacą. Sprawię, że zapłacą.
Pokręcił głową. – Nie. Kto mógł wtedy zgadnąć, że tak będzie? On... - Harry również miał trudności z mówieniem. Czekała cierpliwie, aż odzyska równowagę. – Prosił mnie, żebym z nim poszedł do Hogsmeade, ale nie poszedłem.. nie pamiętam dlaczego. Uczyłem się jakichś zagrywek w quidditchu, albo coś równie głupiego. Gdybym z nim poszedł... ale myślałem, że powinien sam wybrać pierścionek dla ciebie... – urwał nagle. Poczuła, jakby ktoś dźgnął ją nożem.
- Pierścionek? Po to poszedł do Hogsmeade? Sam? – zamrugała wściekle, powstrzymując łzy. – Mówiłam mu... nie chciałam...
- Wiem – Harry przysiadł koło niej, obejmując ją ramieniem. – To wszystko jest jakieś zwariowane. A teraz musisz wyjść za Snape’a. Cholera... kiedy to wszystko się popsuło? Przecież dopiero co byliśmy na Ceremonii Przydziału. Dopiero co warzyliśmy nielegalnie Eliksir Wielosokowy; dopiero co broniliśmy wilkołaka i jego przyjaciela we Wrzeszczącej Chacie... Kiedy to się zmieniło, przestało być zabawą? Kiedyś najbardziej martwiłem się, żeby nie dostać szlabanu, a teraz martwię się, żeby ktoś nie zamordował moich przyjaciół!

Hermiona objęła go mocno i siedzieli tak przez chwilę, pozwalając płynąć łzom.
- Nie wiem, Harry. Nie wiem. – powiedziała stłumionym głosem. – Może... wtedy, kiedy Voldemort powrócił... albo kiedy Lucjusz Malfoy został wypuszczony z więzienia udając, że jest szpiegiem Ministerstwa.
Harry odsunął się z kwaśną miną. – A ponieważ musieliśmy chronić Snape’a za wszelką cenę, Dumbledore nie mógł nic poradzić.
- Harry, Sev... Snape tyle robi dla Zakonu, dla naszej strony, nie zdajesz sobie sprawy... – Harry odwrócił głowę. – On tego nie chce, tak jak i ja. Ale zgodził się, żeby mnie chronić. Przecież wszystko, co robi, robi po to, żeby nas chronić.
- A wtedy, kiedy cię upokarzał z powodu twoich zębów?
Patrzyła na niego pustymi oczami. Siedział sztywno, zaciskając szczęki w dobrze znajomym wyrazie. – Harry, myślisz, że to ma teraz jakieś znaczenie? On naraża swoje życie raz po raz, po to żeby chronić ludzi, których nawet nie lubi. Ciebie też. To chyba o czymś świadczy.
- Taa... o tym, że ma za co pokutować – wycedził zimno Harry. – Słuchaj, ja doceniam to, co on robi dla ciebie. Tylko mam wrażenie, że on też coś z tego ma, jeśli wiesz, o czym mówię. Jakoś nie wydaje mi się, żeby robił to po prostu z dobroci serca. – wykrzywił wargi przy tych słowach.
Opadła na fotel w poczuciu klęski. – Czy to ma znaczenie? Jeżeli wynik końcowy jest ten sam?
- Nie wiem.
Milczeli przez jakiś czas, każde pogrążone we własnych myślach. W końcu odezwał się Harry. – Po prostu żałuję, że to nie mogę być ja. Chciałbym być tym, który by cię chronił. Jesteś moją ostatnią rodziną. Tak, jakbyś była moją siostrą, i trudno mi jest powierzać cię nauczycielowi, którego najbardziej nienawidzę. To wszystko. Wiem, że można mu ufać, ale... – usiłował znaleźć właściwe słowa. – Chciałbym, żebyś była szczęśliwa, nie tylko bezpieczna. Na tyle szczęśliwa, na ile to jest możliwe w obecnym stanie rzeczy.
Hermiona położyła dłoń na jego ramieniu. – Myślę... myślę, że tak będzie. Będzie dobrze. On... nie jest taki zły, jak myślisz, naprawdę.
- Jasne.
- Nie, naprawdę... – nalegała. – Jest w sumie nawet sympatyczny. Naprawdę się stara.
- Hermiono, czy ty zdajesz sobie sprawę, że będziesz musiała z nim sypiać?
Nie potrafiła powstrzymać rumieńca; odwróciła wzrok od utkwionych w niej zielonych oczu. – Wiem. Chyba... nie będzie problemu. – policzki jej płonęły.
- Nie będzie problemu? Czy ty wiesz, o kim rozmawiamy?!
- Wiem. – uśmiechnęła się nerwowo.
Harry przyglądał się jej z niedowierzaniem przez chwilę, po czym wybuchnął: - Ty... ty... nie wierzę!...Uważasz, że jest atrakcyjny! – Wzruszyła ramionami. Harry wytrzeszczył oczy.
– Nie wiem, Harry, przedtem nie myślałam o nim w ten sposób, ale... to znaczy, nie jest przystojny, ale coś w sobie ma... no... jest sexy. – Harry wydał odgłos, jakby się krztusił, gapiąc się na nią, jakby wyrosły jej dwie dodatkowe głowy. – No, jest! – broniła się. – Pamiętasz, co mówiły Lavender i Parvati, jak on się porusza... – Harry znów wyglądał, jakby miał się zaraz udusić. – no i bez tych szat... w sumie mają rację. Fajnie wygląda.
- Co?! – wrzasnął Harry. – Jak to, bez szat? Co on z tobą wyprawia!
Hermiona podniosła ręce, śmiejąc się. – Uspokój się, nic nie wyprawia! Nie nosi pełnych szat po domu, tak samo jak i ty nie masz teraz na sobie szkolnych szat. Nosi koszulę i spodnie.
Harry odetchnął. Zdecydowała nie wspominać nic o tym, jak Snape wyglądał bez koszuli.
- Zresztą, czy to ma znaczenie? I tak wkrótce się pobierzemy. Równie dobrze mogę się przyzwyczaić.
- Szkoda, że nie ma innego wyjścia. – westchnął Harry. – Tak bym chciał, żeby ta cholerna ustawa nigdy nie przeszła! – spuścił głowę. – Tak bym chciał, żeby żył Ron.
- Ja też.

Rozdział 8

Hermiona stała sama w pokoju Prefekt Naczelnej, wpatrując się w kominek. Rozmowa z Harrym przyniosła jej ulgę, ale jednocześnie okazała się męcząca. Z jednej strony, był jej przyjacielem i wiedział aż za dobrze z doświadczenia, co straciła. Z drugiej strony, w ciągu całej rozmowy siedziała jak na szpilkach, zastanawiając się, czy Dumbledore powiedział mu o jej zamiarze studiowania czarnej magii. Kiedy już była pewna, że Harry nic nie wie, musiała skupić się, aby nie zdradzić się sama.
Z tego, co mówił Harry, wynikało, że Dumbledore powiedział mu, zresztą zgodnie z prawdą, że Snape zatrzymał ją w piątek dla jej bezpieczeństwa. Dyrektor sprytnie zasugerował, że mieli doniesienia o szukających jej śmierciożercach i uważali, że powinna pozostać ukryta bezpiecznie w mieszkaniu profesora. Przy zagrożeniu, jakie stanowili Malfoyowie, było oczywiste, że pokój Prefekt Naczelnej nie był wystarczająco bezpieczny – a Harry nie miał lepszego pomysłu.

Kiedy wróciła do mieszkania Severusa, siedział przy narożnym biurku, sprawdzając prace domowe. Powstrzymała się od szerokiego uśmiechu, gdy pióro zaskrzypiało ostro po wypracowaniu jakiegoś nieszczęśnika – mogła sobie tylko wyobrazić te druzgocące komentarze.
- Pierwszy rok?
- Trzeci. – nie podnosił na nią wzroku. Nie chcąc mu przeszkadzać, znikła w sypialni, żeby się przebrać. Kiedy wróciła, siedział oparty na krześle, ściskając palcami nasadę nosa.
- Naprawdę nie mogę wyjść z podziwu, że oni pamiętają, jak się oddycha, skoro wykazują takie ograniczenie umysłowe na moich lekcjach. – mruknął. Nie mogła się powstrzymać.
- Z którego Domu? – Stłumiła chichot, kiedy obrzucił ja ponurym spojrzeniem, wstając z miejsca. Wygląda na to, że Slytherin. Inaczej powiedziałby mi z rozkoszą.
- Ufam, że spotkanie z Potterem było... konstruktywne?
- Można tak powiedzieć.
- Udało ci się przekonać Zbawcę Świata Czarodziejów, że nie przykułem cię w lochach i nie torturowałem? – zakpił Snape. Zamiast się zdenerwować, uśmiechnęła się lekko.
- No, nie wiem, czy go do końca przekonałam – Błysk w jego oku zdradzał rozbawienie. –Masz paskudną reputację.
- Jestem tego świadom. Starannie ją kultywuję od lat. – odparł, unosząc brew.
- Hmm. To ci się udało. Słuchaj, tak na poważnie... Harry jest moim przyjacielem, i pozostanie nim. To oczywiste, że się o mnie troszczy.
Severus skrzywił usta w ironicznym uśmieszku. – Z tego też zdaję sobię sprawę. Teraz chyba wrócimy do twojego pokoju po tę uroczą lekturę, którą ci przysłał inny twój przyjaciel? – Policzki Hermiony zaróżowiły się na te słowa. Zmarszczyła czoło, zła na siebie, za ten rumieniec, i za to, że dostrzegła, jaki to seksowny uśmieszek.
- To chodźmy – powiedziała ponuro, biorąc szczyptę proszku z gzymsu. Wchodząc w zielone płomienie, słyszała za sobą cichy, niski śmiech.

Prawdziwa Księga Krwi, pomyślał. Nie jest szczególnie stara... może nawet Wiktor Krum sam ją spisał? Skrzywił wargi z niesmakiem, przewracając strony. Uniósł wzrok, gdy Hermiona usiadła naprzeciw, nieśmiało zerkając na książkę z lękiem w oczach.
Nie bez powodu.

Przypomniał sobie własne zdumienie, kiedy wyszedł z kominka i natychmiast wyczuł jej obecność. Od razu wiedział, że nie mają do czynienia z kopią. Kopia też byłaby niebezpieczna, ale ta była spisana i oprawiona z użyciem starożytnych technik. Złowrogie zaklęcia konserwowały atrament, aby krew lśniła świeżością, jak wilgotne rubiny. Na ogół kopie sporządzano bez dodatkowych zaklęć. Tekst nadal spełniał swoją rolę, jeśli do przygotowania atramentu użyto zmieszanej krwi piszącego i ofiary; nie miał jednak aż takiej mocy. Złowrogie zaklęcia konserwujące same w sobie były tak wyczerpujące dla czarodzieja, że rzadko je stosowano. To była bardzo cenna książka. Pełna mocy – Zew dosłownie przemawiał z jej kartek. Słyszał jego syreni śpiew, wzywający go i bezwzględnie zdusił odpowiadający mu szum własnej krwi. Niepokojące było, że Krum przysłał egzemplarz takiej wartości pannie Granger – Hermionie. Dlaczego?
- O co chodzi? – Hermiona przygryzła dolną wargę. Zmarszczył czoło widząc, jak młodo wygląda.
- Musisz to robić? – warknął. Podskoczyła na krześle, irytując go. To ma być ta słynna gryfońska odwaga, pomyślał szyderczo. Pokręcił głową. To nie była jej wina, że był tak zdenerwowany, a jeśli będzie na nią wrzeszczał, nie pomoże to jego planom. Spojrzał jej w oczy. – Przepraszam, Hermiono.
Starał się, żeby to zabrzmiało szczerze, było to jednak trudne. Nie był przyzwyczajony do przepraszania kogokolwiek, a tym bardziej uczniów. Trudno.
- To bardzo... niezwykły egzemplarz. Zastanawiam się, dlaczego Krum ci go przysłał. – Wyjaśnił jej różnice między Księgami Krwi i z zadowoleniem stwierdził, że zrozumiała zagrożenie – zbladła jeszcze bardziej.
- Więc przysłał mi jedną z najpotężniejszych Ksiąg Krwi, jakie są? To dlatego wygląda, jakby to była świeża, płynna krew? Ciekawe... on mnie dość dobrze zna, może pomyślał, że się wycofam. Może chciał, żeby Zew opanował mnie szybko, zanim się zniechęcę?
Snape gładził palcem brzeg stronicy, rozmyślając. – Prawdopodobnie. Logiczne z jego strony. Miałaś wielkie szczęście, że natychmiast wyczułaś coś złego.

Nie odpowiadała, wpatrując się w książkę niewidzącymi oczyma. W końcu wykrztusiła:
- Czy myślisz, że Wiktor był... ee... piszącym?
Zauważył jej zmieszany wyraz twarzy. Zrozumiałe, biorąc pod uwagę, co jej przed chwilą powiedział o sposobie tworzenia takiej księgi. Większość krwi pochodziła od ofiary – człowieka, naturalnie – niewielka ilość od piszącego, a eliksir sporządzony z użyciem czarnej magii zapewniał że „atrament” nie ulegnie rozkładowi z biegiem czasu.
Obojętnym głosem odpowiedział: - Czy teraz do ciebie dotarło, co to znaczy, że twój przyjaciel jest śmierciożercą? Jedynym spadkobiercą w długiej linii adeptów czarnej magii? – Pochylając się do przodu, utkwił w niej wzrok. – Czy teraz widzisz zagrożenie?

Wprowadzając kogoś w czarną magię, nauczyciel zwykle zaczynał powoli – każde następne zaklęcie było odrobinę mniej niewinne od poprzedniego. Posuwano się ostrożnie, małymi kroczkami, aby nie przerazić ucznia. Każdy krok, zaklęcie, eliksir lub rytuał prowadził go nieubłaganie na skraj przepaści... aby Zew opanował go i sprawił, że się podda. Na ogół początkujący nie uczyli się z Ksiąg Krwi, dopóki nie przestudiowali innych, mniej złowrogich tomów. A dopóki Zew nie stał się częścią ich natury, sposób sporządzania tych Ksiąg pozostawał pilnie strzeżoną tajemnicą.

Hermiona wpatrywała się pustym wzrokiem w książkę leżącą przed nim. Czekał cierpliwie, aż dotrze do niej to, co powiedział. W końcu odezwała się: - Co to znaczy: „Zapłata ofiarowana. Krew przyjęta.” Czy to... - Zatrzasnął księgę ze złością.
- Przepraszam, ja tylko...
- Nie szkodzi, panno Granger. – powiedział, starając się opanować. – Powinienem wiedzieć... – Jej brązowe oczy były przejrzyste, lecz nieco zdenerwowane.
- Byłem zły na siebie, nie na ciebie. – Wstał, wciąż czując Zew przez oprawę książki, choć teraz, kiedy była zamknięta, efekt ten był nieco słabszy. – Muszę to odpowiednio schować. Zaraz wracam. – Jej oczy podążały za nim, gdy wszedł do przyległego gabinetu.
Zamykając drzwi za sobą, rzucił zaklęcie wyciszające i maskujące. Byłoby źle, gdyby panna Granger poznała system blokad, które będą strzec tej księgi. Pokusa może być dla niej za wielka, zwłaszcza, że jej emocje są ciągle rozchwiane po ostatnich tragediach.
Zabezpieczenie trwało tylko chwilę. Schował ją w tej samej ukrytej szafie, gdzie trzymał inne złowrogie księgi. Po założeniu odpowiednich blokad, Zew nie docierał już do niego. Kiwnął głową z satysfakcją. Hermiona nie przebije się przez te blokady; graniczyły one z czarną magią, a jedyna książka w zamku, która je zawierała, była właśnie zamknięta. Jedna z niewielu pożytecznych rzeczy, których nauczył się od ojca.

Otwierając z powrotem drzwi do pokoju, nie zdziwił się, widząc ją siedzącą nieruchomo, wpatrzoną w przestrzeń, zapewne zatopioną w myślach. Oparł się o framugę z założonymi rękami.
Nieczęsto się zdarzało, żeby uczniowie go zaskakiwali. Taki właśnie efekt wywołała jej bezczelna odpowiedź dziś rano, kiedy próbował wytrącić ją z równowagi. No tak, profesorze. Podziwiam. Pozory to nie wszystko, pomyślał, przypomniawszy sobie jej trafną uwagę o jego zachowaniu na lekcjach jako odpowiedzi na Zew. Bardzo mądra, jak na tak młody wiek. Zabrało mu to lata, żeby dojść do tego, że wzbudzający postrach sposób bycia, który prezentował w czasie zajęć był podświadomym sposobem, żeby zaspokoić Zew. Czy to dlatego, że nie był w stanie patrzeć obiektywnie, czy też Hermiona była nadzwyczajnie spostrzegawcza? Zdecydowanie, w niektórych sprawach wykazywała zdumiewającą spostrzegawczość, chociaż w innych... nie. Gdyby tak było, jej przyjaciel nie byłby teraz martwy.

Pokręcił lekko głową. Siedem lat była w jego klasie i nigdy nie zdał sobie sprawy, jak jest inteligentna. Nie chodziło o wiedzę z książek – dostrzegała powiązania, głębię – zadziwiająco wnikliwy umysł. Czoło przecięła mu pionowa linia. Aż za wnikliwy – słusznie uczynił, przystępując do uwodzenia jej emocji bardzo ostrożnie... na szczęście, wykazywała jeszcze typową dla młodego wieku naiwność. Za dziesięć, dwadzieścia lat... nikt nie będzie w stanie nią manipulować.
Jak długo będzie trwało to małżeństwo? Jeśli ustawa nie będzie zniesiona... Na pewno będzie, gdy Czarny Pan zostanie pokonany. Gdy to się stanie, jej aspekt ochronny nie będzie już miał zastosowania. Opór rodziców przeciw ustawie na pewno odżyje i... będzie mogła go opuścić. Znaleźć sobie kogoś młodego i głupiego. Kogoś, kto na nią nie będzie zasługiwał.
I kiedy tak stał obserwując ją, nie był pewien, co o tym myśleć.

***************

Tego samego wieczoru Hermiona siedziała w jednym z dużych foteli, wyglądając, jakby uczyła się do owutemów. W rzeczywistości jej uwaga skupiona była na Severusie siedzącym przy narożnym biurku i sprawdzającym zadania.
Ciemność nigdy cię nie opuszcza... pozostaje częścią ciebie... Zew można powstrzymać, ale nie zawsze...

Widziała jego twarz, gdy wchodzili do jej pokoju – wyczuł tę książkę, zanim jeszcze wyjęła ją z ukrycie. A kiedy mówił o tym, jaką ma moc, miała przedziwne uczucie, że wyczuwał Zew. Siedząc tam, naprzeciw niej. A jego reakcja, kiedy odczytała kawałek tekstu... Niewyobrażalne – przeprosił ją za swój gniew. Byłem zły na siebie, nie na ciebie. Odpowiedź bardzo do niego niepodobna.
Obserwowała go spod spuszczonych rzęs, trzymając głowę cały czas nisko nad książką. Miał na sobie zwykłą czarną koszulę z podwiniętymi rękawami. Uniósł lewą rękę, odgarniając cienki, czarny kosmyk za ucho, odsłaniając jednocześnie Mroczny Znak na przedramieniu. Poprzedniego wieczoru był czarny; teraz, kiedy Severus nie był wzywany, przypominał tatuaż. Błyszczący, krwistoczerwony tatuaż. Jak atrament w Księdze Krwi.
Wciąż trawiła ją ciekawość, co znaczył ten urywek: Zapłata ofiarowana. Krew przyjęta. Usiłowała wówczas odcyfrować resztę tekstu, ale do góry nogami był zbyt trudny do odczytania. A potem zatrzasnął książkę bez odpowiedzi. Ciekawe, dlaczego akurat ta fraza tak wpadła jej w oko. Może go zapyta później, gdy skończy już sprawdzać wypracowania.
Z westchnieniem powróciła do podręcznika. Tyle do przemyślenia – Zew Krwi, Snape porzucający go... poskramiający go... stale kuszony. Jestem w stanie nie reagować. Na ogół. Jednak, kiedy emocje biorą górę... Kiedy emocje biorą górę... Zwykle był tak opanowany, głos miał niebezpiecznie cichy, kiedy karcił uczniów. Na palcach jednej ręki mogła policzyć przypadki, kiedy widziała, jak stracił swą żelazną kontrolę.

Nagle zatkało ją. Wciągnęła powietrze, rzucając mu ukradkowe spojrzenie, czy przypadkiem nie słyszał. Wrzeszcząca Chata... Oczywiście! Zew Krwi. Stary wróg, Syriusz Black, skazany za morderstwo. Teraz widziała, jak bardzo pragnął go zabić. Daj mi tylko powód. Daj mi powód, a zrobię to, przysięgam. Snape usiłował zwalczyć Zew... nic dziwnego, że wpadł w taki szał, kiedy Syriusz uciekł. Zew pozostał bez odpowiedzi, więzień zbiegł... nic w zamian za powściągliwość. Kiedy emocje biorą górę...
Znów rzuciła mu ostrożne spojrzenie. Pamiętała, jak wtedy wyglądał. Błysk szaleństwa w oczach, zdawałoby się, że bez powodu. Teraz to wszystko układało się w całość. Z tym, że w przeciwieństwie do swojej poprzedniej obserwacji na temat jego zachowania w klasie, nie zamierzała raczej dzielić się tym nowym odkryciem. Nie byłby zachwycony, gdyby mu przypomniała jego rolę w tamtych wydarzeniach.

- Czy jest jakiś cel w tej nieustającej obserwacji, panno Granger? – Snape spojrzał znad wypracowania, które sprawdzał. Do diabła, jak on to robi, pomyślała. Jakby w odpowiedzi, posłał jej uśmieszek. Odetchnęła z irytacją.
- Jak ty to robisz?
Uniósł brwi, wciąż z tym uśmieszkiem na twarzy. – Jestem szpiegiem. To należy do zakresu obowiązków, że tak powiem. – Westchnął, odkładając pióro. – Zadaj to pytanie.
- Które?
Nagrodził ją cichy śmiech. Wstał i podszedłszy do niej, usiadł w fotelu naprzeciw. Śledziła go wzrokiem, podziwiając sposób, w jaki zdawał się płynąć przez pokój. Przedtem sądziła, że to wrażenie wywoływała obszerna szata, Lavender i Parvati miały jednak rację – on po prostu poruszał się w taki sposób, elegancki i płynny, co zresztą nie miało wcale wpływu na jego władczy skądinąd sposób bycia.

Jego uniesiona brew uprzytomniła jej, że się gapi. Pomimo gorąca na policzkach, nie odwróciła oczu. – Które pytanie?
Uśmiechnął się słabo. – Jestem pewien, że jest ich wiele i umierasz z niecierpliwości, ale chodzi mi o to, które zadałaś rano. O to, co widziałaś w Księdze Krwi.
Spoglądała w oczekiwaniu. – No i co to znaczy? „Zapłata ofiarowana. Krew przyjęta.” To jakiś rytuał?
- Tak.
Zorientowała się po chwili ciszy, że nic więcej nie zamierza jej powiedzieć. Zacisnęła wargi ze złością. – Nie męczy cię ta gra?
- Nie. – odparł z błyskiem rozbawienia w oku.
- Wiesz co, jesteś niemożliwy. Nie chcesz, nie odpowiadaj. – nie mogła powstrzymać uśmiechu. On naprawdę potrafi być czarujący. Nie mogę się doczekać, kiedy powiem to Harry’emu – ciekawe jaki wtedy wyda odgłos... – No dobrze – co to za rytuał?
Spoważniał nagle i pochylił się w fotelu. – To rytuał krwi. Sposób zakończenia.... konfrontacji. – Spuścił wzrok, przyglądając się własnym dłoniom. – Pokonany musi zaoferować zapłatę zwycięzcy. Naturalnie w rytuale krwi tą zapłatą jest krew. Zew się tego domaga. Dlatego: zapłata ofiarowana, krew przyjęta. To starożytna tradycja. Te słowa służą jako inkantacja – utkwił w niej czarne oczy. – Zapłata musi być dokonana, kiedy wymawia się te słowa.
- Zapłata... to pewnie na ogół...
- Tak, śmierć. Tylko to naprawdę zaspokaja Zew. On zmusza zwycięzcę do odebrania życia. Wtedy określa się to jako Obrzęd Krwi. To o tym miałaś nieszczęście dzisiaj przeczytać. Trudno... – urwał, i ciągnął dalej, starannie zachowując obojętny ton: - Trudno się temu oprzeć. Niezwykle trudno. Można po prostu wytoczyć krew tego drugiego, nie zabijając go. Ale wymaga to ogromnej siły woli.
- Ty... czy ty... – przerwała. Oczywiście, że tak. Powiedział jej tamtej nocy. Jego ojciec. Konfrontacja.
Każdy krok wydaje się mały.
- Widzę, że odpowiedziałaś sobie na swoje pytanie, ale dokończę, żeby uczynić zadość twojej wybujałej ciekawości. Tak, dokonałem Obrzędu Krwi na moim ojcu. I nadal mam po tym bliznę. – Pamiętała cienką, długą bliznę na mostku. – Byłem świadom twojej obserwacji wczoraj wieczorem.
- A inne... – przełknęła ślinę. Postanowiła wykorzystać tę jego nieoczekiwaną rozmowność. – Masz jeszcze inne blizny, widziałam. Niektóre z pewnością po klątwach, ale inne...
- Istnieje wiele rytuałów krwi. Różne rodzaje magii krwi. Nie mam zamiaru wszystkich dzisiaj omawiać, panno Granger.
Chwilę siedzieli w ciszy. – Robi się późno, a ja mam jutro rano lekcje.
- Ja jeszcze chwilę posiedzę, poczytam... – Przeszył ją spojrzeniem i wyszedł. Śledziła go wzrokiem. Narzeczony. Przewodnik po czarnej magii. Bardzo skomplikowany człowiek.

Zagłębiła się w podręcznik transmutacji. Transmutacja... gdzieś podświadomie rozważała wciąż, w jakiej dziedzinie podjąć studia. Interesowały ją wszystkie, co utrudniało decyzję. Wykluczyła eliksiry – układ Mistrz – asystent był nierówny, jak mało który. A chodziło przecież o to, aby uniknąć nierówności między nią a przyszłym mężem. Zaklęcia – intrygowały ją. Pamiętała wciąż ten dreszcz, który poczuła, gdy jako pierwszej udało jej się sprawić, że pióro unosiło się w powietrzu. Numerologia, chociaż ciekawa, nie była tak porywająca. Astronomia była zbyt... mugolska, jeśli można tak powiedzieć. A transmutacja... to było ekscytujące. I ambitne. A oprócz tego bardzo dobrze się jej pracowało z profesor McGonagall.
Nagle zaświtało jej coś jeszcze. W tej całej zwariowanej sytuacji najlepiej byłoby podjąć studia u kogoś, kto jest członkiem Zakonu. Nie będzie musiała się martwić, że nieopatrznie coś się jej wymknie, a poza tym profesor McGonagall bez wątpienia wie, jaka jest sytuacja między nią i Severusem.
Odprężyła się. Decyzja została podjęta. Poprosi profesor McGonagall o spotkanie jak najprędzej i zgłosi się na asystentkę. Z uśmiechem odłożyła książkę. Profesor Snape miał rację – jest późno, a sen jest zachęcającą perspektywą.

Chwilę trwało, zanim przyzwyczaiła się do mroku panującego w sypialni. Paliła się tylko jedna świeca, przypominając do złudzenia mugolską lampkę nocną. Wyrównany oddech słyszalny od strony tapczanu pozwalał sądzić, że Snape już śpi.
Zanim odkręciła wodę w łazience, żeby umyć zęby, rzuciła zaklęcie wyciszające. Wślizgując się pod kołdrę, gratulowała sobie właśnie w duchu, że udało się jej go nie obudzić, gdy usłyszała jedwabisty głos: - Zdaje się, że miałaś się jeszcze uczyć? – W miejscu, gdzie leżał, widać było tylko czarny cień – zdążyła wcześniej zgasić świecę.
- Poszłam za twoją radą. Jest późno, a poza tym sen jest dla mnie nadal pewną nowością. – odparła z nutą smutku w głosie. Mruknął coś w odpowiedzi i ku jej lekkiemu zaskoczeniu sięgnął do jej bliższej ręki. Ośmielona przez ciemność, splotła jego dłoń ze swoją. Była ciepła i gładka, o szczupłych palcach, lekko stwardniałych na końcach. Odprężyła się, gdy pogłaskał kciukiem wierzch jej dłoni, i zamknęła oczy.
- Dziękuję.
- Śpij.

********************

To był sen; wiedziała, że to sen. Mimo wszystko, była wniebowzięta: od tak dawna nie miała normalnych snów. Siedzieli z Ronem na brzegu jeziora, obserwując jak wielka kałamarnica przepływa obok pod wodą, marszcząc jej powierzchnię. Słońce odbijało się od drobniutkich fal, zapalając iskierki na wodzie.
- Tęsknię za tobą, Miona. Mam nadzieję, że Snape dobrze cię traktuje.
- Wiem, że go nigdy nie lubiłeś, ale się stara. Naprawdę – popatrzyła błagalnie na rudowłosego mężczyznę. – Będzie mnie chronił. Nie muszę się martwić, że stanie się to, co z tobą.
- Rozumiem. Jeżeli... zapewni ci bezpieczeństwo, polubię go. – Ron uśmiechnął się lekko.
- Dzięki, Ron – to naprawdę wiele znaczy, że tak mówisz. – Spojrzała w niebieskie oczy, w których błyszczało niezidentyfikowane uczucie. – O co chodzi, Ron?
Dotknął delikatnie jej policzka, uśmiechając się smutno.
- Jeśli zapewni ci bezpieczeństwo, to go polubię. Ale... jeśli uczyni cię szczęśliwą, to będę go uwielbiał.

ozdział 9

Hermiona leżała w łóżku, czując się niezwykle wypoczęta. Uczucie zmęczenia, prześladujące ją od śmierci Rona, ustąpiło, dzięki trzem z rzędu przespanym nocom. A to z kolei zawdzięczała człowiekowi leżącemu na tapczanie obok. Kto by przypuszczał, że jego obecność – jego dotyk – powstrzyma te koszmary? Wolną ręką odgarnęła włosy z twarzy, żeby widzieć go lepiej w półmroku. Leżał na boku, twarzą do niej, jego wyciągniętą rękę ściskała w swojej. Pierwszy raz obudziła się przed nim, i nareszcie mogła mu się swobodnie przyjrzeć.

Czytała kiedyś, że na twarzy śpiącej osoby odbija się jej dzieciństwo. Jeśli tak, to jego dzieciństwo musiało być trudne. Śpiący Snape wyglądał po prostu jak... śpiący Snape. Jego rysy twarzy były tak samo twarde i ostre, nos i kości policzkowe tak samo wystające... niektóre rzeczy jednak dostrzegała po raz pierwszy. Miał na przykład niesamowicie długie rzęsy, rzucające wygięte cienie na bladą twarz. Kiedy nie zaciskał ust ze złością, ani nie wykrzywiał ich szyderczo, nie były aż tak cienkie, jak się zdawało, kształtne... Odepchnęła tę myśl i kontynuowała oględziny.
Bez śladu zwykłego napięcia, wyglądał na odprężonego. Kiedy nie spał, całe jego zachowanie świadczyło dobitnie o jego potężnej samokontroli. Kiedyś zastanawiała się, po co mu tak ścisła samodyscyplina. Po rozważaniach, doszła wówczas do wniosku, że to efekt długich lat pracy na etacie szpiega. Teraz, gdy wiedziała, że cały czas balansuje nad przepaścią, zdała sobie sprawę ze swojej pomyłki.

Zew Krwi, westchnęła. Przynajmniej znała już ten element układanki, który nigdy do tej pory nie pasował... powód, dla którego zanim jeszcze Voldemort powrócił, Snape był tak samo paskudny i okrutny jak potem, kiedy podjął się na nowo roli szpiega. Oczywiście, próbowała go tłumaczyć przed Ronem i Harrym, przypominając im, że Snape i Dumbledore, a może również i inni, podejrzewali od dawna, że Voldemort nie umarł naprawdę, i dlatego Snape zmuszony jest podtrzymywać pozory na wszelki wypadek. Sama przed sobą musiała jednak przyznać, że to bardzo kiepski wykręt. Ron szydził z niej, ilekroć poruszała ten temat.

Ron. Sen wydawał się tak rzeczywisty. Tak jak gdyby on tam był, rozmawiał z nią... naturalnie, nie mógł. Poczucie winy ogarnęło ją jak fala. Gdyby tylko porozmawiali z jego rodzicami przed wysłaniem tej umowy, państwo Weasleyowie, jako członkowie Zakonu, ostrzegliby ich na pewno. Byłaby teraz bezpiecznie ukryta w Beauxbatons, a Ron... a Ron by nadal żył. Nie musiałaby słuchać, ze spuszczonymi oczyma, jak rodzina Weasleyów wylewa swoją rozpacz. Nie zobaczyłaby jego leżącego ciała, bezkrwistego, skóry białej, prawie błękitnej, z wyjątkiem szkarłatnych plam, jeszcze wilgotnych...
O Boże... Hermiono, nie patrz! Nie, nie patrz! Harry miał rację – nie powinna była patrzeć, ale coś ją zmusiło...
Zacisnęła powieki. Nie zauważyła dokładnie, w którym momencie ból przeobraził się w przerażające postanowienie... Zapłacą. Sprawię, że zapłacą.

Otworzywszy oczy, zdała sobie sprawę, że dziwnym trafem wpatruje się właśnie w bliznę na mostku Severusa. Obrzęd Krwi. Nie widziała jej w półmroku, ale wiedziała, że tam jest... cienka, ukośna linia, bledsza jeszcze od reszty ciała. Kiedy jej o tym opowiadał, czuła na zmianę zimno i gorąco. Zimno – strach, szok, obrzydzenie... potem ciepło – poczuła kuszenie, przyciąganie...
Zemścić się za śmierć ukochanych osób... obezwładnić przeciwnika i patrząc mu zimno w oczy przeciągnąć nożem po swojej skórze. Wypowiedzieć słowa... Zapłata ofiarowana. Krew przyjęta. Wiedziałby, co go czeka, tak, wiedziałby, a w tej trwającej wieczność chwili, kiedy czekałby na cios noża, na Niewybaczalne – wiedziałby czym jest strach.
To jest zemsta. Tego chciała. Niech zapłacą.

Oddychała ciężko, czerwona mgiełka zasnuwała jej pole widzenia; czuła przemożną chęć, żeby wstać, otworzyć kufer, wyjąć te książki, uczyć się, zdobyć moc, zdobyć całą potrzebną wiedzę... w końcu, co to szkodzi? To nie są Księgi Krwi, tylko zwykłe czarnomagiczne książki, zresztą całkiem niepozorne.
Każdy krok wydaje się mały. Słowa uderzyły w jej umysł jak lodowata fala, poskramiając to pragnienie. Zatrzęsła się z zimna pod ciepłą kołdrą, chwytając rękę Snape’a obiema dłońmi jak koło ratunkowe.

Ma energię, ma wolę...
Jest jeszcze siła z zewnątrz. A oprócz tego jest przecież jeszcze Zew Krwi...

Gdzieś w głębi jej umysłu rozległo się wołanie, jęk... pomocy...
Coś je zdusiło, spychając ten jęk, ten strach, na samo dno świadomości.

- Co się dzieje? – zaskoczył ją cichy głos, wciąż chropowaty od snu. Spoglądała na niego przez chwilę zdziwiona, aż zorientowała się, że wciąż ściska mocno jego rękę. Przygryzła wargi i rozluźniła uchwyt, odsuwając się. Czuła, że się rumieni, na szczęście w półmroku nie było tego widać.
- Przepraszam, nie chciałam cię obudzić.

Powiedz mu!!, przemknęło jej przez myśl. W tej samej chwili inna myśl odepchnęła tamtą. Dlaczego? Po co mówić mu o tych książkach... o ich przyciąganiu? On i tak to wie, sam mi powiedział. Dopóki nie czytam Księgi Krwi, Zew nie jest dla mnie zagrożeniem. Dlaczego nie miałabym uczyć się, czego tylko się da? Co to szkodzi? Głos Snape’a zabrzmiał znów w jej uszach. Każdy krok wydaje się mały.

Atramentowe oczy zwęziły się. Oprzytomniał. – Hermiono, o co chodzi?
Otworzyła usta, zamierzając mu powiedzieć wszystko, o tym jak ją wzywały... Już miała wymówić pierwsze słowo, gdy poczuła, jakby ktoś – coś – powstrzymywał jej język.
- Nie, nic... to tylko taka gonitwa myśli. Przepraszam. – Jakaś jej część usiłowała zmusić usta do współpracy, powiedzieć mu, jak silne jest to przyciąganie. Otworzyła usta, i ujrzała, jakby stojąc poza swoim ciałem, jak zamyka je i wstaje z łóżka. Poszła prosto do łazienki, czując na sobie ciężar jego wzroku.

Stała pod prysznicem, spływająca woda przywróciła ją do pełnej przytomności. Obserwowała, jak strugi wody znikają w odpływie, przebiegając myślą różne scenariusze. Jak by zareagował, gdyby mu powiedziała? Czy znów czekałaby ją długa rozmowa, a raczej przesłuchanie? Jaki to zresztą miało sens? Wiedział przecież, że te książki ją ciągnęły, sam jej powiedział, że tak będzie. Żadna niespodzianka.
Są... bardziej wciągające, niż myślisz.
Zakończyła poranne ablucje z przekonaniem, że głupotą byłoby zawracać mu głowę swoimi mało znaczącymi kłopotami. Nie ma potrzeby wracać do tego, o czym już rozmawiali. Zwłaszcza, że dziś ma przecież zajęcia od samego rana, a ona umówiła się z Harrym pod pokojem Prefekt Naczelnej, żeby razem pójść na śniadanie. Nie ma czasu na długie, wyczerpujące dyskusje. Tym bardziej, że za cztery dni zdaje egzaminy, i musi się uczyć.
Uśmiechając się do siebie, otworzyła drzwi łazienki, zadowolona ze swojej argumentacji. Zignorowała ledwie słyszalny głosik gdzieś w głowie, przypominający jej, że prawdziwą przyczyną, dla której mu nie powiedziała, była obawa że zabierze książki i schowa, dobrze strzeżone, tak jak Księgę Krwi. A coś w niej nie życzyło sobie tego.

********************

Stuk. Stuk. Stuk.
Z każdym stuknięciem płaskich obcasów na kamiennej podłodze, obawa Hermiony narastała. Przedtem nie przyszło jej to do głowy, jako że umysł miała zajęty czym innym, teraz zaś zdała sobie sprawę, że musi stawić czoła reszcie Gryfonów... całej szkole. Ile czasu upłynie, zanim wszyscy dowiedzą się, że jest zaręczona ze wzbudzającym strach Mistrzem Eliksirów? I jak na to zareagują?
Nie może im powiedzieć, jakie są prawdziwe powody jej decyzji –większość z nich nie wie nawet, że Snape jest eks-śmierciożercą, a co dopiero szpiegiem. Jak wytłumaczy, dlaczego woli mężczyznę starszego od niej o dwadzieścia lat od złotego chłopca Slytherinu? Czy Draco powiedział już reszcie Ślizgonów? A uczniowie, którzy mieli kogoś z rodziny lub przyjaciół w Ministerstwie? A ci, których rodzina lub przyjaciele pracują dla Voldemorta?

Stuk. Stuk. Stuk. Zbliżali się do holu wejściowego. Drzwi do Wielkiej Sali stały otworem, widać było uczniów kręcących się w środku. Może mnie nie zauważą tak od razu... Aby nie zwracać na siebie uwagi, miała na sobie szkolne szaty, chociaż w tym tygodniu była zwolniona z zajęć. Nie, jestem zwolniona z zajęć na zawsze. Zakończyła naukę w Hogwarcie w piątek, nawet o tym nie wiedząc. Inaczej wyobrażała sobie ten ostatni rok... a wtedy weszła ta przeklęta ustawa.

Odwracając uwagę od przykrych myśli, powiedziała na głos: - Harry, wybieram się dzisiaj do McGonagall porozmawiać o studiach. Ma wolne dziś rano.
- Fajnie. Cieszę się, że ją wybrałaś. Przynajmniej nie będziesz spędzać całego czasu ze Snape’em. – odparł ponuro. – No i możesz jej powiedzieć, jeśli on zacznie świrować.
Potrząsnęła głową, zirytowana ale i zadowolona ze zmiany tematu. – Harry, Dumbledore ma do niego zaufanie. A co ważniejsze, ja mu ufam. Nie będzie nic wymyślał. A jeżeli już, to sobie sama poradzę. – Popatrzyła na niego z powagą. - Tyle się... tyle się dzieje ostatnio, że to jest naprawdę dla mnie za dużo. Nie pogarszaj sprawy, proszę cię. – Tyle się zdarzyło rzeczy, o których nawet nie wiesz, Harry, a ja nie mogę ci powiedzieć...

Harry uprzejmie przybrał zawstydzoną minę i uśmiechnął się lekko. – Masz rację, przepraszam. Wiesz, że jestem z tobą, niezależnie od tego, jak masz na nazwisko.
- Dzięki, Harry – uśmiechnęła się niepewnie. – O Merlinie... co na to wszystko powiedziałby Ron?
Odpowiedź Harry’ego zaskoczyła ją. – Nie wiem, ale wiem na pewno, że przede wszystkim troszczyłby się o twoje bezpieczeństwo. A skoro w tej chwili Snape jest jedyną osobą, która może ci to zapewnić, to chyba by to zaakceptował. – Harry wyszczerzył zęby. – Ale na pewno by mu się to nie podobało!
Roześmieli się oboje. Harry nagle spoważniał i zapytał: - Jesteś gotowa? – Poczuła chłód złego przeczucia, widząc jego minę.
- A co mówią? Wszyscy już wiedzą?
- Nie... to znaczy, niektórzy tak. Ślizgoni, naturalnie... no i wiesz, ci, których rodzice pracują w Ministerstwie. Parę osób mnie wczoraj o to pytało, na przykład Susan Bones, Neville i inni.
- Jak mam im wytłumaczyć? – jęknęła. – Przecież nie mogę im powiedzieć prawdy!
- No, przynajmniej raz twoja naukowa sława działa na twoją korzyść... gdzie indziej niż w klasie. – Harry uśmiechnął się szeroko, widząc jej niedowierzanie.
- O czym ty mówisz?
Wzruszył ramionami – Powiedziałem im, że Malfoyowie trzymaliby cię pod kluczem, jak klacz hodowlaną, a ty chcesz skończyć szkołę, podjąć studia... A jeśli wyjdziesz za Snape’a, to będziesz tu mieszkać, będziesz miała dostęp do biblioteki, a on umożliwi ci dalszą naukę. Ktoś się dopytywał, dlaczego nie wybrałaś kogoś w swoim wieku, a wtedy – zdziwisz się – Neville odezwał się w twojej obronie.

Musiała wyglądać na zszokowaną, bo Harry kiwnął głową i ciągnął dalej: - Powiedział, że po tym, co stało się z Ronem, boisz się, żeby to samo nie przytrafiło się komu innemu... nikt nie wątpi, że to Lucjusz Malfoy stał za tą napaścią. Chyba wszyscy wiedzą, że jest śmierciożercą, nie wydaje mi się, żeby zbyt wiele osób dało się nabrać na tę bajeczkę o szpiegu. W każdym razie Neville podkreślił, że ponieważ Snape jest Opiekunem Slytherinu, to niewielu ludzi, łącznie z Malfoyami, ośmieli się wejść mu w drogę, prawda?
Przez chwilę wpatrywała się w niego, po czym uśmiechnęła się szeroko. – To rewelacyjne! Dzięki, Harry! Muszę podziękować też Neville’owi! – Chciała go uściskać, ale powstrzymał ją.
- Uważaj! Nie chciałbym, żeby twój narzeczony wściekł się na mnie... Słyszałem, że lepiej nie wchodzić mu w drogę, to potężny czarodziej, a do tego ma paskudny charakter i w ogóle... – oświadczył z powagą w głosie. Nie mógł jednak długo utrzymać poważnego wyrazu twarzy i wybuchnął śmiechem. Hermiona pokręciła głową i uderzyła go w ramię, uśmiechając się w odpowiedzi. Harry uścisnął ją krótko, mówiąc: - Jestem z tobą. Idziemy?
Wzięła głęboki oddech i oboje weszli do Wielkiej Sali.

- To ona!
- Gdzie?
- Tam, z Harrym Potterem... widzisz?
- Noo...
- Słyszeliście?
- Taaa... Snape... uwierzylibyście? Nawet nie myślałem, że jego interesują, no wiecie... ludzkie sprawy...
- Słyszałam, że jest wampirem!
- Nie bądź idiotką.
- Co? Nie słyszałem o tym... skąd wiesz?
- Słyszałem, jak Malfoy...
- Prefekt Naczelna... Musi być niezła, żeby go zadowolić.
- A myślisz, że oni...
- Może zwariowała po tym, co się stało z Ronem Weasleyem. To znaczy, żeby wyjść za Snape’a? To szaleństwo...


Ze wszystkich stron docierały do niej szepty, ale wsparcie, które czuła ze strony Harry’ego, sprawiło, że spływały po niej. Z przyjemnością wychwyciła kilka przyjaznych komentarzy wśród zszokowanych szeptów.

- Nie można mieć jej za złe, ten Malfoy jest paskudny...
- Mama pracuje w Ministerstwie, Malfoy w życiu nie był szpiegiem, założę się, że był zamieszany...
- Po tym, co się stało z jej chłopakiem...
- Snape jest bezpieczniejszy, na pewno... Malfoy nie podskoczy Opiekunowi Slytherinu...
- Współczuję jej, najpierw rodzice, potem przyjaciel...
- Oboje są inteligentni, ona trzyma nos w książkach, a on ten swój nochal w kociołkach, to o co chodzi?
- Będzie mogła zostać w Hogwarcie – to logiczne – a zresztą nie ma za dużego wyboru...
- Przynajmniej nie ryzykuje niczyim życiem...


Usiłowała zrobić coś z kulą, która uformowała się w jej gardle na widok znajomej rudowłosej osóbki. Ginny uśmiechnęła się, nie tak promiennie, jak kiedyś, ale jednak.
- Cześć. – Posunęła się, żeby zrobić im miejsce przy stole.
- Cześć – Hermiona poczuła, jak wraca jej apetyt i zabrała się ze smakiem do śniadania. – Jak tam? – Ginny przez chwilę wpatrywała się w talerz.
- W porządku. Na tyle, na ile może być. Mama i tata mi mówili.. czy ty... – urwała.
Hermiona przywołała uśmiech na twarz. – Wszystko w porządku. To naprawdę najlepsze wyjście.
- Wiem. Mama wytłumaczyła mi dogłębnie – Ginny przewróciła ironicznie oczami. – Chyba prawdę mówiąc, bardziej usiłowała przekonać siebie samą niż mnie. Naprawdę to nie jest dla ciebie problem?
Hermiona upiła łyk soku z dyni, wzruszając ramionami. – To znaczy – nie jest to idealne rozwiązanie, ale nie ma innych możliwości. Nie zniosłabym... – nie dała rady dokończyć zdania. Twarz Ginny była tak podobna... te piegi, ten szczery wyraz twarzy...
- Ginny wie. – powiedział Harry cicho. Ginny przytaknęła, kładąc dłoń na jej ramieniu.
- Naprawdę rozumiem, to wszystko ma sens. Ron... chciałby, żebyś była bezpieczna. Jeśli Snape potrafi to zapewnić, to... tak trzeba zrobić. – powiedziała z powagą. Hermiona nie mogła wydobyć z siebie głosu. Nagle uwagę jej odwróciło nadejście Lavender i Parvati. Westchnęła, gdy usiadły na swoich zwykłych miejscach naprzeciw niej.

- Cześć – odezwała się Lavender. – Już wiemy. O Merlinie, nie wierzę... po tym wszystkim co przeszłaś, naprawdę wolałaś Snape’a od Malfoya?! – Lavender, czy możesz mówić trochę głośniej? Jeszcze parę osób śpi w Wieży Ravenclawu i nie słyszeli!, pomyślała Hermiona ironicznie. Nawet bez oglądania się za siebie wiedziała, że odwracają się ku nim głowy, w oczekiwaniu na jej odpowiedź. Wzięła głęboki oddech.
- Tak, to prawda... – przypomniała sobie, co mówił Harry. – Chcę zostać asystentką, potem Mistrzynią... a Malfoyowie...
- Nie musisz się tłumaczyć. Uważamy, że dobrze zrobiłaś – oznajmiła Parvati z powagą. – Malfoy jest przystojny, ale... taki wstrętny. A ta jego rodzina... – wzdrygnęła się lekko.
Lavender przytaknęła. – Słyszałyśmy, co mówili Harry i Neville. – Hermiona posłała Neville’owi szczery uśmiech. – To ma ręce i nogi, ale mimo wszystko, Snape? – Lavender i Parvati wymieniły uśmieszki. Hermiona ledwo powstrzymała się od przewrócenia oczami, gdy Lavender nachylając się do niej starała się zrobić tajemniczy wyraz twarzy, co wyszło jej dość żałośnie. – Założę się, że to ma coś wspólnego z tym, o czym rozmawiałyśmy parę tygodni temu, co?

Hermiona poczuła, że czerwień pokrywa jej policzki pomimo starań, a triumfalne miny Lavender i Parvati świadczyły o tym, że to zauważyły. – Chyba nie chcę o tym teraz rozmawiać. –powiedziała cicho. Ginny obrzuciła dziewczyny twardym spojrzeniem i ucichły. Pod stołem Hermiona uścisnęła jej dłoń z wdzięcznością.
Lavender zachichotała. – Macie rację, to są babskie sprawy – pogadamy później, kiedy nie będzie chłopaków. – mrugnęła konspiracyjnie. Hermiona ugryzła się w język, żeby nie wypowiedzieć złośliwej uwagi.
- Muszę się uczyć do owutemów, zdaję w piątek. – Koleżanki wpatrywały się w nią w oczekiwaniu. Westchnęła. – Dobrze, umówimy się, obiecuję. Tylko... może po egzaminach.
- Nie ma problemu. – zgodziła się Parvati. – W ogóle dziwię się, że przyszłaś jeść, znając ciebie. – czarnowłosa dziewczyna pokręciła głową. – Po prostu nie wierzę, że wkrótce będziesz nazywać się Hermiona Snape, a nie Granger.
- Hermiona Snape... to brzmi jakoś tak... no, nie wiem. – powiedziała Ginny. – Dziwnie będzie, jak zmienisz nazwisko.
Hermiona rzuciła okiem na stół nauczycielski, napotykając spojrzenie czarnych oczu. Poczuła ukłucie na myśl, że wpatrywał się w nią. Odwrócił szybko wzrok, jakby czuł się niezręcznie. Dziwne – był uosobieniem pewności siebie. Rozmyślając o nim, odparła z roztargnieniem:
- Cieszę się tylko, że nie zmienię go na Malfoy.
- Twoja strata, Granger. – usłyszała za plecami przeciągając nienaturalnie sylaby. Zesztywniała. Zanim się odwróciła, popatrzyła na stół nauczycielski. Zobaczyła, jak McGonagall zwraca się do Snape’a, żeby przyciągnąć jego uwagę. Ogarnąwszy wzrokiem całą scenę, wstał natychmiast od stołu, z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.

- Coś ci muszę powiedzieć, Granger. – Próbowała zyskać na czasie ignorując go. Zastanawiała się gorączkowo, dlaczego wcześniej nie porozmawiała o tym z Severusem. Czy powinna udawać uprzejmość, żeby podtrzymać pozory manipulacji, czy powinna zachowywać się normalnie? Czy to nie narobi mu kłopotów ze śmierciożercami?

- Wynoś się, Malfoy. Ona nie chce z tobą rozmawiać. – warknął Harry.
Podjęła szybko decyzję. – W porządku, Harry. Jestem ciekawa, co on ma do powiedzenia. – wzięła głęboki oddech, żeby powstrzymać gniew, odwróciła się w stronę przystojnego blondyna.
Wpatrywała się w niego z kamiennym spokojem. Prawie się roześmiała na widok szyderczego grymasu wykrzywiającego mu twarz. Domyślała się, kogo próbował naśladować; niestety, brakowało mu wiele do oryginału.
Kątem oka ujrzała, jak Harry zacisnął pięści, aż mu palce zbielały. Położyła dłoń na jego ramieniu, czekając aż Draco się odezwie. Jasnoszare oczy Malfoya zwęziły się; nachylił się do niej szepcząc: - Bardzo bym chciał cię mieć, szlamo, zanim rzucą Zaklęcie Wierności. Musisz być niezła, skoro Snape’owi tak na tobie zależy, a z tego, co mówi ojciec, jest dosyć wybredny.
Nie odpowiedziała, ale miała taką ochotę go uderzyć, że aż drżały jej ręce. Odwróciła się, żeby go nie widzieć, w obawie, że nie wytrzyma i wymierzy cios w tę drwiącą gębę. Wciąż szeptał jej do ucha: - Jeśli jesteś wystarczająco dobra dla Opiekuna mojego Domu, to mnie to wystarczy. – przejechał palcem po jej ramieniu. Uchyliła się, ale złapał ją za ramię, zanim się odsunęła.
- Dosyć, Malfoy, puść ją! – Draco zignorował Harry’ego, dotykając ustami jej ucha. – Coś taka nieśmiała? Nie jesteś niewiniątkiem, wiem, że Weasley cię miał. A właśnie... wiesz co, szlamo? Czy wiesz, że twoje imię było jego ostatnim słowem? Czy... – Harry wstał i odepchnął go. Strząsnęła rękę Malfoya z ramienia, wpatrując się w szoku w jego twarz, którą wykrzywiał zimny uśmiech. Gryząc się w język, wstała, trzęsąc się od powstrzymywanej złości i bólu. Znajomy lodowaty głos za plecami przyniósł jej niesamowitą ulgę.
- Panie Malfoy.

Snape nie był w dobrym humorze. Skinął jej głową, wskazując oczami na drzwi. Szybko wyszła z Sali, słysząc jego rozkazujący głos: - Malfoy, pójdziesz ze mną. Potter... – zimny, gniewny głos został zagłuszony przez gwar uczniów, którzy byli świadkami tej sceny. Mimo, iż nie słyszała, co Severus powiedział Harry’emu, domyśliła się, że kazał mu za nią iść, gdy Harry pojawił się przy niej chwilę po tym, jak opuściła Salę.
- Hermiona...
- Nie chcę o tym rozmawiać. – odparła przez ściśnięte gardło. Wciąż słyszała szept Malfoya: Wiesz, że twoje imię było jego ostatnim słowem?
Harry rozsądnie zachował milczenie. Ujął ją pod ramię i zaprowadził do pokoju Prefekt Naczelnej. Wszedł za nią, zamknął i zablokował drzwi zaklęciem. Obrzucił ją poważnym spojrzeniem i powiedział bez wstępów: - Snape wysłał mnie za tobą. Chyba podejrzewał, że Malfoy coś knuje, poza tym, co jest oczywiste.
Hermiona usiadła na łóżku. Harry zapalił ogień w kominku i usiadł obok niej. – Co ten kretyn ci powiedział?
Otworzyła usta, ale nie była w stanie nic wykrztusić. Spoglądając w jego zielone oczy, uświadomiła sobie, że po prostu nie może mu powiedzieć... zdałby sobie natychmiast sprawę ze znaczenia słów Malfoya i rzuciłby się na niego. A to by nikomu nie pomogło.
- Typowe dla niego – odparła. – Nie chcę o tym rozmawiać.
- W porządku, nie nalegam – Harry wyglądał na zmartwionego. – Ale mam nadzieję, że kiedyś mi powiesz.
Z poczuciem winy powtórzyła mu pierwszą część tego, co usłyszała. Twarz Harry’ego przypominała gradową chmurę.
- Niech tylko dorwę tę fretkę...
- Harry, przestań, proszę! To mi nie pomoże – powiedziała ponuro. Oparła głowę na podciągniętych kolanach. – Skomplikuje tylko sprawy. Myślisz, że dlaczego mu nie przyłożyłam?
Zaskoczyło ich pukanie do drzwi. Zanim zdążyła zareagować, Harry rzucił zaklęcie ujawniające na drzwi, za którymi stały Lavender, Parvati i Ginny. Hermiona westchnęła, widząc jego pytające spojrzenie. – Wpuść je. Będę miała je już z głowy. A poza tym zaraz mają lekcje, to nie będą długo siedziały.
Dwie starsze dziewczyny minęły Harry’ego w drzwiach. Ginny trzymała się z daleka. Uśmiechnęły się do siebie nawzajem. Za chwilę cała czwórka stała nad nią półkolem, zasłaniając widok. Poczuła się odrobinę klaustrofobicznie.
- Na Merlina! – odezwała się Lavender. – Co Malfoy ci powiedział? – Zanim Hermiona zdążyła otworzyć usta, Parvati dołączyła entuzjastycznie. – Szkoda, że nie widziałaś twarzy profesora Snape’a – rany, ale był wściekły! - oczy błyszczały jej z podziwu.
Głos Ginny był cichszy i poważniejszy. – Nie wiem, co profesor Snape powiedział Malfoyowi, ale raczej nie musisz się już martwić, że będzie ci zawracał głowę. – Rudowłosa dziewczyna podskoczyła ze zdziwienia, gdy zza jej pleców dobiegł niski, aksamitny głos: - Mam taką szczerą nadzieję, panno Weasley. Chociaż nie liczyłbym na to.

Severus? Czwórka przyjaciół rozstąpiła się. Najwyraźniej przybył przez sieć Fiuu ze swojego mieszkania. Otrzepał z gracją proszek z rękawa szaty. Naturalnie, prezentował się w sposób typowy dla Mistrza Eliksirów, zgryźliwy grymas na twarzy i tak dalej, ale mimo to odczuła niewymowną ulgę. Ogarnęło ją ciepło, gdy zdała sobie sprawę, dlaczego się zjawił. Sprawdza, co ze mną.
- Dzień dobry, panie profesorze! – powiedziały unisono Lavender i Parvati. Hermiona nie mogła się powstrzymać od przewrócenia oczami. Dostrzegła błysk w oczach Severusa, gdy zauważył jej minę; grymas pozostał jednak na miejscu.
- Panno Brown. Panno Patil. Zdaje się, że mają panie zajęcia? A z tego, co sobie przypominam, nie odbywają się one w tym pokoju. – stwierdził chłodno, nie odrywając wzroku od Hermiony. Nie uszło to ich uwagi, i Hermiona skrzywiła się, widząc ich porozumiewawcze spojrzenia.
- Do zobaczenia na kolacji – zawołała Lavender, wychodząc.
- Profesorze, ja... – zaczął Harry. Snape przerwał mu ruchem ręki obrzucając go ostrym spojrzeniem. – Potter, ty i panna Weasley macie również zajęcia? – Harry i Ginny przytaknęli niechętnie. Severus zacisnął wargi ze złością. – W takim razie bądźcie tak uprzejmi – jego głos ociekał ironią – i zostawcie nas. Chciałbym porozmawiać z narzeczoną. - Dwoje Gryfonów stało nieruchomo. – Na osobności – warknął.

Spojrzała mu w oczy, gubiąc się w ich palącej czerni i ledwie zauważając, jak tamci wychodzą. Kiwnęła głową przytomnie, gdy Harry przypomniał, że spotykają się przed kolacją. Kiedy drzwi zamknęły się za nimi, Severus wyciągnął różdżkę i zablokował je.
- Co ci powiedział Malfoy? – można by przypuszczać, że wyglądał na... zmartwionego.
- Same świństwa, typowe dla niego. – Nie patrzyła mu w oczy i czuła na sobie ciężar jego wzroku. Zaczęła się niespokojnie wiercić. Nie mogąc znieść ciszy, wyszeptała: - On tam był.
- Wyjaśnij to. – zażądał.
- On tam był – powiedziała tym razem nieco głośniej – kiedy Ron został zabity. Ani iskierki w tych czarnych oczach. On wiedział, uświadomiła sobie. Albo podejrzewał. Łamiącym się głosem powtórzyła to, co mówił Malfoy o ostatnich słowach Rona. – I wtedy przyszedłeś.
- Rozumiem. – kolejne wyrachowane spojrzenie. Stukał w zamyśleniu palcem w podbródek. – Lucjusz mógł mu powiedzieć. Albo mógł blefować, ale... – Hermiona pokręciła głową. – Pozwól mi dokończyć. Jak mówiłem, mógł blefować, ale... zdziwiłbym się bardzo, gdyby Draco nie przyłożył ręki do morderstwa pana Weasleya.
Wstała i zaczęła chodzić po pokoju. W głowie jej szumiało od tego, czego się dowiedziała.
- Powinnam się domyślić, ale... on też jest przecież uczniem tak samo, jak ja. Jak można kogoś tak nienawidzić? Ron nic mu nie zrobił!
Snape nie spuszczał z niej oczu. Jego głos był pozbawiony wyrazu. – Wiesz, dlaczego.

Hermiona stanęła przed nim, wpatrując się nieruchomo w jego czarne szaty. – Tam było tyle krwi... nigdy nie widziałam... pewnie myślisz, że jestem głupia. – urwała. Wciąż miała przed oczami potworny widok. Zamknęła oczy – tylko się nie rozpłakać, nie rozkleić się przy nim.
Była zaskoczona, ale i wdzięczna, gdy otoczyła ją para silnych ramion. Trochę nieśmiało. Wtuliła się w niego, spragniona ciepła, które odpędziłoby te koszmary. Objął ją mocniej, a ona odwzajemniła uścisk, wyczuwając nawet przez szaty jego szczupłą figurę.
Stali tak chwilę w milczeniu. – To jest Zew, Hermiono. – usłyszała niski głos tuż przy swoim uchu. – A ja... widziałem już przedtem rzemiosło Malfoya. – nabrał powietrza i dokończył z goryczą: - Nawet jak na śmierciożercę, jest nienormalnie zwichnięty. A jego syn zdaje się iść w jego ślady. – Powoli gładził jej plecy. Zamknęła oczy. Nigdy przedtem nie sądziła, że znajdzie pociechę w jego ramionach. Odprężyła się, wdychając jego zapach; napięcie powoli ją opuszczało.
- Co jeszcze ci powiedział?
Natychmiast zesztywniała i wyczuła, że również ruchy jego rąk stały się bardziej automatyczne. Odsunęła się. Wyraz twarzy miał twardy i zimny. Poczuła zażenowanie wspomniawszy słowa szeptane przez Dracona. – To, co zwykle.
- Zrób mi tę przyjemność. – zażądał zmrużywszy oczy. Przełknęła ślinę, opuściła ręce i zacinając się nieco, opowiedziała mu o insynuacjach Malfoya. Severus położył dłonie na jej ramionach. Dostrzegła coś jak błysk gniewu w jego oczach, ale tylko przez chwilę. Pionowa zmarszczka na czole była jedyną oznaką jego nastroju.
- Tego się obawiałem. – zacisnął mocniej palce na jej ramionach. – Hermiono, musisz koniecznie trzymać się z daleka od Malfoya.
- Ale... myślałam, że Volde... znaczy, Czarny Pan... – poprawiła się, widząc jego dziwną minę – zaaprobował twój plan? Nie rozgniewa się, jeśli Draco to zepsuje?
Severus pokręcił głową, opuszczając ręce. Odczuła dotkliwie utratę tego kontaktu. – Może i tak. Ale Lucjusz na pewno tak to przekręci, żeby okazało się, że pomaga mi w moim zadaniu, bo mogę uratować cię przed jego synem. Twoja wdzięczność na pewno będzie bezgraniczna – rzekł szyderczo. Chodził po pokoju, a jego nauczycielska szata powiewała za nim. Nagle zatrzymał się przed nią. – Musisz pamiętać, że Lucjusz zawsze ma własne plany, a żaden z nich nie przyniesie ci nic dobrego. Więc... nalegam, żebyś do ceremonii ślubnej nigdzie nie chodziła bez towarzystwa któregoś z członków Zakonu. A zanim zrobisz się nadmiernie odważna, pamiętaj, że Draco nie jest jedynym zagrożeniem.
- Jak to?
Przeszył ją spojrzeniem. – Crabbe i Goyle wyszli kilka minut wcześniej, nim Draco podszedł do ciebie. Z pewnością czatowali gdzieś pod Wielką Salą.
- Dlatego posłałeś za mną Harry’ego. – zarumieniła się, widząc jego niecierpliwe spojrzenie. – Przepraszam.
- Potter jest denerwujący, ale jest potężnym czarodziejem. I członkiem Zakonu. – skrzywił się z irytacją przy ostatnich słowach, dając do zrozumienia, jakie jest jego zdanie na ten temat. – Nawet po ślubie wolałbym, żebyś nie chodziła sama. Jeśli mnie nie będzie, trzymaj się z Potterem, albo nawet z panną Weasley... zawsze trudniej jest poradzić sobie z dwiema ofiarami niż z jedną, a dodatkowo lęk przed odwetem z mojej strony powinien powstrzymać ewentualny atak.

Wolała nie pytać, skąd tak dobrze wie, że trudniej jest unieszkodliwić dwie ofiary niż jedną.
- Słuchaj, a Ginny... czy powinnam z nią rozmawiać na widoku? Nie wiem, co Vol... Czarny Pan myśli...
Rzucił jej przenikliwe spojrzenie. – Powinnaś każdego, poza oczywiście mną, traktować naturalnie. Nawet te dwie wariatki, które tu były. Powiem ci, kiedy trzeba będzie wprowadzić poprawki. Nie możemy wszystkiego zmieniać za szybko, bo nie będzie to wiarygodne. Na razie twoje przyjaźnie powinny pozostać bez zmian. Zwłaszcza z Potterem, przecież musisz być w stanie go szpiegować.
- Poza tobą, mówisz? W takim razie, jaki ma być mój stosunek do ciebie? – Hermiona nie mogła się powstrzymać od podchwytliwego pytania.
Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. – Podziw i uwielbienie?

Prychnęła, a on zaśmiał się krótko. – Na razie zaufanie. Powinnaś udawać, że masz do mnie absolutne zaufanie. Powiem ci również, kiedy to powinno się zmienić.
- To nie będzie trudne – mruknęła cicho, z trudnością wytrzymując intensywność jego spojrzenia. – Bo ja naprawdę ci ufam.
Przymknął oczy na chwilę, a kiedy je otworzył, nie była w stanie nic z nich wyczytać. Wstrzymała oddech, gdy pogłaskał palcem jej policzek. Potem odsunął się i rzekł szorstko:
- Zaraz mam zajęcia. Wracasz się uczyć?
Zaskoczyła ją zmiana w jego zachowaniu; potrząsnęła głową. – Chciałam porozmawiać z profesor McGonagall o studiach, ale jeśli uważasz...
- Nie, nie, w porządku. Odprowadzę cię, a potem ona wróci z tobą do mojego – naszego – mieszkania.
Gdy szli obok siebie korytarzem, wyczuwała aż nazbyt wyraźnie jego ciepło - odległość między nimi była mniejsza niż między nauczycielem a uczennicą. Chociaż nie dotykali się, od czasu do czasu czuła muśnięcie jego szat. Z zamyślenia wyrwał ją głos: - Uważam, że transmutacja to doskonały wybór.
- Sądziłam, że to dobry pomysł, bo profesor McGonagall jest członkinią Zakonu – powiedziała cicho, tak by nikt nie usłyszał, a głośniej dodała: - No i oczywiście mnie to interesuje. Zastanawiałam się jeszcze nad zaklęciami...
- Dobrze wybrałaś. – jego głos brzmiał szczerze. Poczuła ulgę; spodziewała się, że być może będzie sobie życzył, żeby wybrała eliksiry, mimo tego, co mówiła o nierówności.
- Dziękuję.

Byli już przed gabinetem McGonagall. Drzwi otworzyły się prawie natychmiast, gdy Severus zapukał.
- Dzień dobry, panno Granger. Severusie – mam nadzieję, że poradziłeś sobie ze skutkami dzisiejszego zajścia... – Severus skinął głową z uśmieszkiem, a McGonagall odetchnęła. – Dziękuję. W czym mogę pomóc, panno Granger?
- Chciałam porozmawiać o specjalizacji

Rozdział 10

Z płonącymi policzkami Hermiona zajęła wskazane krzesło. Świetny sposób, żeby zrobić na niej wrażenie. Gapić się na innego profesora tuż przed jej nosem.
Porozumiewawcze spojrzenie McGonagall sprawiło, że w duchu skrzywiła się ze wstydu. Starsza kobieta odetchnęła.
- Muszę powiedzieć, że bardzo mi przyjemnie, że chce się pani specjalizować w transmutacji. Sądziłam, że może wybierze pani eliksiry, zważywszy na obecną... sytuację.
Hermiona pokręciła głową. – To właśnie z powodu obecnej sytuacji nie wybrałam eliksirów. To nie byłby dobry pomysł... małżeństwo z kimś, kto jest swego rodzaju zwierzchnikiem.
Nauczycielka uśmiechnęła się. – Albus mówił mi, dlaczego zdecydowała się pani wcześniej zdawać OWTM. Bardzo mądrze – chociaż nie dziwi mnie to, zawsze odznaczała się pani mądrością ponad swój wiek. Mam nadzieję, że pani rozumie, że relacja mistrz – asystent jest zupełnie inna, niż nauczyciel – uczeń. Na przykład, proszę, żebyśmy mówiły sobie po imieniu, kiedy nie jesteśmy w klasie. Będziesz mi pomagać, a ja będę cię prowadzić. Będziesz pracować pod moim kierownictwem, ale bez mojego polecenia, że tak się wyrażę.
Hermiona uśmiechnęła się nieśmiało. –No to dobrze. – oznajmiła profesor McGonagall, i rozmowa skierowała się w stronę szczegółów specjalizacji. Kiedy już omówiły wszystkie wymagania i ustaliły oficjalną datę rozpoczęcia na następny tydzień, Hermiona odezwała się: - Ja... muszę się jeszcze pouczyć do owutemów. Chyba już pójdę. Dziękuję za rozmowę i za to, że przyjęła mnie pani na specjalizację.
Starsza czarownica oparła się wygodnie na krześle. – Hermiono, nie przejmuj się tak tymi egzaminami. Specjalizacja jest zupełnie od nich niezależna. Poznałam twoje umiejętności przez te wszystkie lata. Pamiętaj – kiedy już zostaniesz Mistrzynią, nikogo nie będą obchodziły te wyniki.
- Dziękuję, pani profesor – McGonagall uniosła brew. – To znaczy... Minerwo.

Minerwa spoglądała na nią przez chwilę, jakby ją oceniała.
- Może napijesz się herbaty? Chciałam porozmawiać jeszcze o paru sprawach, odkąd Albus powiedział mi... jaka jest sytuacja. Obiecuję, że nie zajmę ci dużo czasu.
Hermiona skinęła głową z wahaniem. – Dobrze, pani prof... Minerwo.
- Zmartwiłam się, gdy Albus powiedział mi, co zaszło w piątek. – Widząc ostrożne spojrzenie Hermiony, dodała: - Tak, wiem dokładnie. I chociaż nie pochwalam twoich działań... ani intencji... to nie znaczy, że nie rozumiem twojej motywacji. Jestem tylko wdzięczna, że Severus pomógł ci podjąć decyzję.
Hermiona miała ochotę zapaść się pod ziemię. Nie dość, że Snape i Dumbledore wiedzieli o jej nauce czarnej magii, to jeszcze McGonagall? Opiekunka jej Domu? I wicedyrektorka, nie zapominaj. Wiadomo było, że Dumbledore jej powie.
Widząc, że McGonagall oczekuje odpowiedzi, powiedziała: - Doceniam to, pani profesor.
- Mam na imię Minerwa, kochanie. – przypomniała jej nauczycielka, obrzucając ją kolejnym uważnym spojrzeniem. – Nie wstydź się, nie ty jedna czułaś tę pokusę, ale w końcu podjęłaś właściwą decyzję.
A co by sobie pomyślała, gdyby wiedziała o tych książkach? Gdyby wiedziała, co planuję? Zapłacą. Sprawię, że zapłacą. Zorientowała się, że Minerwa dalej mówi.

- ... kiedyś na ślubie wśród czarodziejów? – Pokręciła głową. – Tak myślałam. Pytałam Albusa, ale nie wiedział. Sama ceremonia nie jest skomplikowana, ale trzeba, żebyś wiedziała, jak wygląda. A przygotowania mogą onieśmielać kogoś niewtajemniczonego. Pozwól, że zaofiaruję ci pomoc – śmiem twierdzić, że po tylu ślubach, przy których pomagałam, znam się na tym trochę.
Hermionie kręciło się w głowie. Przy wszystkim, co się ostatnio działo, nie pomyślała nawet o przygotowaniach.
- O rety, nawet o tym nie myślałam. Proszę, jeśli mogłabyś mi pomóc... Pewnie powinnam coś przeczytać, ale nie mam na to czasu. – Minerwa roześmiała się.
- Zostaw to mnie. Po tylu ceremoniach wiem, co jest co, i z przyjemnością cię poinstruuję. Po pierwsze, musimy wybrać się na ulicę Pokątną po kilka rzeczy – suknia, naturalnie, no i wstęgi, które musisz wybrać.
Hermiona zamrugała oczami. To naprawdę się dzieje... Ciekawe, kiedy znajdą na to czas. Ona musi się uczyć, a McGonagall ma przecież zajęcia.

Jakby czytając w jej myślach, Minerwa ciągnęła dalej: - Proponuję w środę przed południem, jeśli ci pasuje, mam wtedy wolne. – Hermiona przytaknęła z roztargnieniem. To naprawdę się dzieje...
Panno Granger, Voldemort życzy sobie, aby poślubiła pani śmierciożercę. A tak się właśnie składa, że mamy tu jednego z nich
.
- Czy coś ci jest, dziecko? – zapytała Minerwa z zatroskaną miną. Wytrącona z zamyślenia, Hermiona odparła: - Nie, nie, w porządku. To wszystko.... jest za trudne. Kiedy profesor Dumbledore i Severus powiedzieli mi... że mam za niego wyjść... to było takie abstrakcyjne. A teraz rozmawiamy o sukniach, wstęgach... To najlepszy wybór dla pani.
- Severus jest dobrym człowiekiem – powiedziała Minerwa łagodnie, po czym uniosła brwi. – I chyba nie jest aż tak nieatrakcyjny dla ciebie, prawda?
- Nie, nie jest... – odparła cicho Hermiona, spuszczając oczy i usiłując się nie zarumienić.
- Nie ma powodu do zażenowania. Właściwie to nawet dobrze. Kiedy Albus mi powiedział... wiesz, możesz sobie wyobrazić, że się martwiłam. Severus jest dobrym człowiekiem, to prawda, ale nie jest szczególnie sympatyczny... ani nie jest typem, który podobałby się kobietom, chociaż potrafi oczywiście być czarujący, kiedy zechce. Oczywiście, że potrafi, pomyślała Hermiona, nie mogąc powstrzymać lekkiego uśmieszku.
Minerwa zaśmiała się. – Cieszę się, że odznaczasz się większą mądrością i dojrzałością, niż inne dziewczęta w twoim wieku. No i gustem.
- Eee... dziękuję.
- Mówię prawdę, kochanie. Aha, i jeszcze jedno... będziemy spędzać razem sporo czasu. Możesz ze mną porozmawiać na każdy temat. Nie jestem taka stara, żeby nie mieć zdania – jej znaczące spojrzenie nie pozostawiało wątpliwości, o jaki temat chodzi. – Wiem, że masz koleżanki w swoim wieku, ale gdybyś potrzebowała rady doświadczonej kobiety – możesz przyjść do mnie. Severus jest... bardzo skomplikowanym mężczyzną.
- Wiesz co... to chyba delikatnie powiedziane.

**************

Wieczorem przy kolacji Severus od razu ogarnął wzrokiem stół Gryffindoru, gdy tylko wszedł przez małe drzwi za stołem nauczycielskim. Hermiona już tam siedziała, między panną Weasley a Potterem. Przeszukał oczami stół Slytherinu, odnotowując z satysfakcją przyciszone zachowanie Malfoya i jego dwóch kumpli. Dziś już nie będzie raczej niczego próbował... chociaż nie można mieć nadziei, że zachowa powściągliwość przez resztę tygodnia. Młody Malfoy okazał się tak samo odporny na zdrowy rozsądek, jak jego ojciec, a pokusa w postaci panny Granger może być zbyt wielka przy jego braku samokontroli. Severus nie przesadzał, kiedy mówił Czarnemu Panu, że chłopakowi brakuje subtelności i inteligencji.

Westchnął. Rzeczywiście, stanowiła pokusę. Poza korzyścią, którą przedstawiała dla Czarnego Pana, była pociągająca. Ze swoją apetyczną kobiecą figurą, którą zarejestrowały jego oczy w czasie weekendu, a jego ciało zarejestrowało również dziś, kiedy ją przytulał... Zdecydowanie odsunął tę myśl. Siadając obok Minerwy, przywitał się krótko, po czym skierował uwagę znów na stół Gryffindoru. Widział, jak Hermiona rozmawia z Longbottomem, uśmiechając się do niego. Severus słyszał o tym, jak Longbottom i Potter bronili z pasją jej decyzji, i tym razem poczuł wdzięczność wobec nich. Zaskoczyło go, jak dobrze Potter przyjął tę informację – chociaż nie wiadomo, jak zareagowałby, gdyby Albus nie przygotował go na ten cios.

Podnosząc do ust filiżankę, zauważył, jak Hermiona odrzuca do tyłu pasmo gęstych, niesfornych włosów. Dziś rano zachowywała się dziwnie... ewidentnie coś ją poruszyło – gorączkowo ściskała jego rękę, przywodząc na myśl tamten wieczór, gdy wtulona w niego, wypłakiwała strach i bezsilność. Trudno uwierzyć, że to było zaledwie trzy dni temu. Bezwiednie obracał w palcach widelec. Zastanawiało go to dziwne pokrewieństwo, które odczuwał w stosunku do niej w zeszłym tygodniu. Tego ranka, gdy go obudziła, odczuwał ją bardzo mocno. Pobieżne zainteresowanie czarną magią nie wywołałoby u niego takiej reakcji. Zmrużył oczy. Twierdziła, że nie przeczytała nic więcej z Księgi Krwi i odruchowo w to uwierzył, ale przecież nie mógł mieć pewności? Odrzucił tę myśl. Miałaby z pewnością oznaki choroby.

Minerwa przerwała jego rozmyślania. – Dobrze wygląda. O niebo lepiej, niż tydzień temu, prawda?
Gapił się na Hermionę, a co gorsza, został przyłapany.
Zacisnął wargi ze złością. – W rzeczy samej, pewien jestem, że to dzięki wyjaśnieniu dylematu związanego ze specjalizacją. – Minerwa zaśmiała się cicho. – Mam przeczucie, że to raczej dzięki czemuś innemu. – Zdenerwowały go błyski w jej oczach, niepokojąco podobne do tych u Albusa. Cholerni Gryfoni. Wbił wściekłe spojrzenie w talerz, atakując jedzenie widelcem trochę zbyt gwałtownie. – Cieszę się, że ta cała sytuacja tak cię bawi.
Poczuł jej dłoń na ramieniu. Miała poważną minę. – Chciałabym z tobą porozmawiać na temat tej sytuacji, jak to nazywasz. Niektóre sprawy...
- Jasne, że się martwisz. Jedna z twoich ukochanych Gryfonek wkrótce zwiąże się z Opiekunem Slytherinu. Mogę sobie tylko wyobrazić to syczenie i warczenie w gabinecie Albusa, kiedy ci powiedział. – zadrwił.
Wyraźnie ubawiona, pokręciła głową. – Tym razem nie zgadłeś, młody człowieku. To była dla mnie ulga. - Spojrzał na nią z niedowierzaniem. - A jeszcze większa, gdy zobaczyłam was oboje dziś rano i porozmawiałam z panną Granger. Jednak... – spoważniała. – Jak mówiłam, martwię się trochę. Ale to nie jest odpowiednie miejsce. Mógłbyś do mnie wpaść jutro? Na przykład w porze obiadu?
Severus westchnął; nie dało się tego uniknąć. Ma jutro sprawy do załatwienia, ale im prędzej uwolni Minerwę od jej zmartwień, tak żeby zajęła się swoimi sprawami, tym lepiej.
- Dobrze. – Minerwa skinęła głową z zadowoleniem i oboje zajęli się kolacją.

Kątem oka uchwycił ruch przy stole Slytherinu. Malfoy wstał; nadal wydawał się zastraszony i wychodząc nawet nie spojrzał na stół Gryfonów... chociaż Severus zauważył, że Potter obserwuje go z niebezpiecznym błyskiem w oku. Tak, panna Granger musiała go poinformować o pogróżkach Malfoya. I dobrze, bo może Potter potraktuje zagrożenie poważnie. Mimo, iż Draco i jego goryle nie odznaczali się mądrością ani zręcznością, wszyscy trzej byli w stanie rzucić przyzwoitego Imperiusa. Ta klątwa była szczególnym talentem rodziny Malfoyów.

Przynajmniej Dumbledore zmodyfikował zaklęcia strzegące zamku i terenu wokół niego po porażce związanej z powrotem Czarnego Pana, gdy Potter był na czwartym roku. Świstokliki nie autoryzowane osobiście przez dyrektora nie działały, a każdy, kto by ich użył, zostałby przekierowany wprost do jego gabinetu. Zmniejszało to znacznie ryzyko porwania, a Malfoy, będąc członkiem rady nadzorczej, dobrze o tym wszystkim wiedział.
Trzeba zacząć z Hermioną lekcje oklumencji, jak tylko zda owutemy. W końcu będzie musiała pojawić się na którejś z imprez towarzyskich w gronie śmierciożerców, choć będzie starał się odwlec to jak najdłużej się da. Na razie miał nadzieję, że uda mu się przekonać Czarnego Pana, że jest zbyt przerażona, zbyt zszokowana... że gdyby ujrzała swych wrogów za wcześnie, pokrzyżowałoby to ich starannie opracowane plany.

Hermiona podniosła głowę. Tym razem nie odwracał wzroku, i udało mu się dostrzec w jej oczach coś, co widział już rano, gdy mówiła, że mu ufa. Głupia dziewczyna, pomyślał, ledwie powstrzymując drwiący uśmieszek. Nie ma pojęcia, z kim ma do czynienia. Mimo to, wewnętrzny głos mówił mu, że rzeczywiście może mu ufać, przynajmniej w kwestii bezpieczeństwa. Z drugiej strony, zaufanie w sferze uczuć... Hermiona odwróciła oczy i nawet z tej odległości dojrzał ciemny rumieniec zalewający jej twarz. Westchnął i zajął się kolacją. Ta dziewczyna ma emocje wypisane na czole. Typowe dla Gryfonów w młodym wieku. Z biegiem lat staje się to mniej widoczne, tak jak w przypadku dyrektora. Teraz jednak nie można liczyć, że będzie w stanie sfabrykować potrzebne emocje, niezależnie od treningu w oklumencji. Jej reakcje muszą być prawdziwe, niewymuszone, bo inaczej Czarny Pan natychmiast to wykryje.

Manipulacje na tym froncie idą nie najgorzej. Może trzeba będzie pójść trochę dalej, żeby nie denerwowała się zbytnio, gdy przyjdzie do skonsumowania małżeństwa. Naturalnie, nie może posuwać się za daleko. Mimo, iż byłoby to rażącą hipokryzją, Albus pozbawiłby go głowy – oraz być może innych cennych części ciała – gdyby przespał się z Hermioną przed ceremonią zaślubin. Nie mówiąc o tym, że musi zdobyć jej zaufanie, a nie wystraszyć. Jeden raz to jeszcze nie kochanek, profesorze. Potarł nos, zirytowany. Jeden raz to tyle, co nic. Bardziej niewinna, niż przedtem przypuszczał. Tak, musi trochę ją oswoić, bo w noc poślubną będzie potwornie nerwowa. Szkoda, że nie pocałował jej dziś rano w pokoju Prefekt Naczelnej. Wtedy sądził, że to za wcześnie i nie będzie wyglądało wiarygodnie; z drugiej strony, spojrzenie, które mu posłała, gdy wychodził od McGonagall, pozwalało to kwestionować. Może dziś wieczorem, jeśli nadarzy się okazja...

Ścisnął palcami nasadę nosa, czując nadchodzący ból głowy. Eliksir przeciwbólowy. Już odsuwał krzesło, żeby wyjść, gdy uwagę jego przykuło niewielkie poruszenie przy stole Gryffindoru. Zwykła brązowa sowa frunęła wzdłuż stołu, bardzo nisko z powodu paczki przywiązanej do nóżki. Paczki w kształcie książki. Pełen złych przeczuć, obserwował, jak sowa ląduje przed panną Granger, a ona automatycznym ruchem uwalnia sowę od ciężaru. Nawet z daleka zauważył strach w jej oczach. Krum.
Ze znaczącą miną skinął głową w stronę drzwi. Potter i dziewczyna Weasleyów wstali również i we troje opuścili Wielką Salę. Odczekawszy chwilę, Severus wymknął się przez drzwi dla nauczycieli, przemierzając hol wejściowy i kierując się w stronę lochów.

****************
Wychodząc z kominka, ujrzała czekającego na nią Severusa. Skinął rozkazującym gestem, aby położyła paczkę na stole. Nie odważyła się dotąd jej otworzyć i wpatrywała się tylko, jakby bała się, że paczka ją zaatakuje.
- Czy planuje pani ją otworzyć, panno Granger, czy zamierza pani podziwiać ją tylko z daleka? – znajomy sarkastyczny ton przebił się przez jej strach.
- Mam na imię Hermiona – odparła ze złością. – Wolałam, żebyś to ty ją otworzył. Jeżeli... – gniew opuścił ją, pozostawiając uczucie dziwnej pustki. – jeśli to następna Księga Krwi... mówiłeś, żebym nie dotykała...
Pokręcił głową. – Mało prawdopodobne, żeby Krum przysłał ci kolejną tak cenną i rzadką książkę. A jeśli podejmiesz wysiłek i skorzystasz z twej słynnej inteligencji, to będziesz wiedziała, dlaczego nie marzę o otwieraniu tego samemu.
Przez chwilę wpatrywała się w niego, zanim doznała olśnienia. – Wiktor mógł ją zaczarować, żeby reagowała tylko na mój dotyk? No dobrze. – rozdarła papier. Oprócz książki wypadł mały kawałek pergaminu. – Pamiętnik? – zmieszanie na jej twarzy ustąpiło miejsca podejrzliwości. Snape sięgnął po pergamin, przebiegł go oczyma, a potem przeniósł wzrok na pamiętnik. Na jego czole pojawiła się pionowa zmarszczka, gdy wyciągał różdżkę.
Mruknął zaklęcie ujawniające, które ku jego niezadowoleniu nie przyniosło efektu. Zmarszczył się jeszcze bardziej i wyszeptał inne zaklęcie. Tym razem zadziałało. Pamiętnik rozjarzył się krwistoczerwonym światłem. Snape zadowolony kiwnął głową. Otworzyła już usta, ale zanim zdążyła o cokolwiek zapytać, stwierdził: - To może się nam przydać.
- Co to jest? Co to za światło? Czy ten pamiętnik jest jakoś zaczarowany? Co to za inkantacja, nie znam jej...

Snape skwitował prychnięciem ten nawał pytań. – Po jednym, proszę. Tak, pamiętnik jest zaczarowany. Nie wiem do końca, w co gra Krum, ale trzeba uważać. Muszę mu się przyjrzeć na następnym zebraniu. Stał przez chwilę w zamyśleniu, a Hermiona gryzła się w język, powstrzymując pytania cisnące się na usta. W końcu odezwał się. – Cokolwiek napiszesz w tym pamiętniku, będzie powielone w drugim – zakładam, że jest w posiadaniu Kruma, chociaż...
- Chociaż co?
- Nie ma znaczenia. A ta inkantacja – mam nadzieję, że to było twoje ostatnie pytanie – to zaklęcie ujawniające, silniejsze od tych, których się uczyłaś. Chyba, żebyś je znalazła w jednej z książek, które twój przyjaciel, pan Krum, przysłał ci poprzednio.
- To czarna magia? – Przytaknął i opadł na kanapę, wciąż wpatrując się w zagadkowy pamiętnik.
- W końcu swój ciągnie do swego... – Zmieszała się na to stwierdzenie, ale zanim zdążyła poprosić o wytłumaczenie, dokończył: - Zaklęcie powielające było ukryte pod czarnomagicznym zaklęciem... kryjącym, można tak powiedzieć.
- A jak nam się to może przydać? – Zamiast odpowiedzi uniósł brew. Hermiona wciągnęła powietrze. – Myślisz, że on mnie... nas... szpieguje?
- Moment, który wybrał, nasuwa podejrzenia.

Usiadła obok niego na kanapie. – Myślisz, że możemy mu dostarczać fałszywych informacji?
- Ach, więc widzę, że nie jesteś całkiem pozbawiona przebiegłości?
- Nie, nie całkiem. – Snape rzucił jej ubawione spojrzenie, na które odpowiedziała uśmiechem. – Co mam zrobić? Odpisać mu?
Skinął powoli głową. – Tak, krótko. Napisz tylko, że uczysz się do egzaminów i więcej napiszesz w przyszłym tygodniu... i podziękuj naturalnie za wspaniały prezent. – uśmiechnął się kpiąco przy ostatnich słowach.
- Dobrze. Chyba i tak nie potrafiłabym wymyślić nic przekonującego... nic przebiegłego w tej chwili. Tyle się dzieje... egzaminy, i ta uroczystość...
- Tak. Rzeczywiście, trzeba ustalić pewne sprawy. Czy zapoznałaś się...
- Wiem, Minera zabiera mnie w środę na Pokątną. To bardziej złożone, niż myślałam... – wpatrywała się w swoje kolana, przygryzając wargi.
- Jest skomplikowane, ale nie aż tak, zwłaszcza, jeśli ma się przewodnika. Cieszę się, że Minerwa ci pomoże.
- Nie zwracałam przedtem uwagi na wymagania – nie sądziłam że będą mnie dotyczyły, jeszcze przez długi czas...
- Hermiono... – miękkość w jego głosie przyprawiła ją o przyśpieszone bicie serca. Biorąc ją za rękę, utkwił w niej nieprzeniknione spojrzenie. – Wiem, że to nie jest idealna sytuacja dla nas obojga, ale obiecuję ci, że zrobię, co tylko mogę, żeby uczynić to jak... najmniej przykrym. Zaufaj mi. – mówiąc to pochylił głowę w jej stronę. Nieświadomie oblizała usta.
- Już mówiłam, że ci ufam... ale i tak dziękuję.

Znajomy wyraz wyrachowania pojawił się na moment, ale znikł, zanim zdążyła go przeanalizować, a zastąpił go inny, który sprawił, że nie była w stanie w ogóle myśleć, nie mówiąc o analizowaniu czegokolwiek. Wstrzymała oddech. Nachylił się powoli, tak, że mogła w razie czego się odsunąć – ale nie miała zamiaru. Przymknęła oczy, czując delikatne muśnięcie jego warg, ciepłych i gładkich, bardzo delikatne – raz, drugi... niewinne, ale przyprawiło ją o większy zawrót głowy, niż jakikolwiek tak zwany namiętny pocałunek, jaki pamiętała. Unosiła się, płynęła... zacisnęła palce na jego dłoniach, czując podniecone trzepotanie w żołądku, gdy odwzajemnił uścisk.
Powoli odsunęli się od siebie; kiedy otworzyła oczy, zauważyła, że znów się jej przygląda tym wyrachowanym spojrzeniem i ogarnęła ją jakaś niepewność. Musiał to wyczuć, bo pogłaskał dłonią jej policzek, i znów zamknęła oczy.
- Postaram się.

***********

Obudziwszy się rano stwierdziła, że opiera się policzkiem na jego piersi. Chciała się wycofać, ale odkryła, że obejmuje ją jednym ramieniem. Wciąż oddzielała ich pościel, chociaż Severus był przykryty tylko do połowy ciała, co pozwalało cieszyć się widokiem.
Obserwowała jak w transie, jak jej własna dłoń spoczywająca na jego klatce piersiowej unosi się i opada z każdym oddechem. Pamiętała dokładnie wczorajszy wieczór i lekki dotyk jego warg – wspomnienie tej niewinnej pieszczoty wywołało szum w jej krwi. Jeśli zareagowała tak na zwyczajny pocałunek, to jak będzie, kiedy... będą razem sypiać? Kochać się...? jeśli można tak powiedzieć, w ich sytuacji. Myśl ta wprawiła ją w zakłopotanie. On jest w końcu mężczyzną, a nie nastolatkiem. Nie ma wyjścia, pomyślała, musi sobie jakoś dać radę. Z Ronem było przyjemnie, ale też trochę niezręcznie, jako że dla obojga stanowiło to nowość. Trochę bolało, ale nie tak, jak straszyły niektóre koleżanki. Jak to będzie z kimś, kto nie jest tak niedoświadczony jak ona? Z kimś, kto nie jest Ronem?
Zacisnęła powieki. Przynajmniej tego ranka tamte książki nie wzywały jej tak wyraźnie. Być może dzięki oparciu, którym były jego ramiona, jego oddech.
Wolałaby, żeby spali w tym samym łóżku... druga jej ręka wpadła w przerwę między materacami. Westchnąwszy, przytuliła się mocniej, udając, że śpi. Rytm jego odddechu zmienił się; wyczuła, że się budzi. Poczuła na sobie wzrok. Miała tylko nadzieję, że włosy nie potargały się jej za bardzo i nie wygląda to zbyt śmiesznie.
- Nie śpisz? – odezwał się zaspanym głosem.
- Nie, odpoczywam sobie.
- Rozumiem. Nie chciałbym zakłócać ci odpoczynku, ale chyba oboje mamy sprawy do załatwienia?
- Chyba tak. – przeciągnęła palcem wzdłuż cienkiej blizny. Nieoczekiwanie zacisnął dłoń na jej przegubie, wstrzymując jej rękę. – Przepraszam. – Obrzucił ją chłodnym spojrzeniem i skinął głową. Wyplątała się niezgrabnie z jego objęć i znikła w łazience.
Nic nie rozumiała. Czasem jest taki inny... a potem wraca do normy. Pokręciła głową. Rzeczywiście skomplikowany, Minerwo. Przynajmniej nie będzie nudno.

Ubrała się szybko i zamierzała wyjść, gdy przypomniała sobie coś jeszcze i zatrzymała się przed kominkiem. Snape wkładał właśnie szatę nauczycielską, wybierając się na śniadanie.
- Severus? Lavender, Parvati i Ginny chcą się ze mną dzisiaj spotkać.
- Miałem wrażenie, że spotykacie się na posiłkach.
- Lavender i Parvati chcą mi urządzić babski wieczór – westchnęła. – Naprawdę łatwiej jest poddać się im, niż walczyć. Im wcześniej będę mieć je z głowy, tym lepiej. Chciałam umówić się z nimi w piątek po owutemach, ale zdążą mnie wcześniej doprowadzić do szału. – Mruknął coś pod nosem, wygładzając rękawy szaty. – Może dzisiaj wieczorem... Harry odprowadzi nas po kolacji do mojego pokoju. – brnęła dalej. – Może tak być?
- Pyta mnie pani o pozwolenie, panno Granger? Jaka miła zmiana...
- Nie przyzwyczajaj się – odparła szybko. – To tylko do ślubu. – Odpowiedzią był uśmieszek. Sprawiał, że wyglądał... niebezpiecznie? pociągająco? – Hmm. Muszę się tym nacieszyć, póki trwa.
Nagle spoważniał. – Zawiadom mnie lub Minerwę przez kominek, gdybyś zechciała gdziekolwiek iść, na przykład do pokoju wspólnego.
- To może powinnam je tu zaprosić?.
Pokręcił głową. – Przypominam, że staramy się zachować dyskrecję, panno Granger. Nie możemy sobie pozwolić na jakiekolwiek pomówienia o niestosowność.
Uśmiechnęła się w duchu na wspomnienie wczorajszego wieczoru. Czy to też było niestosowne? Uniósł brew, i przez głowę przemknęło jej podejrzenie, że czyta w jej myślach.
- Twój pokój jest bezpieczny. Obłożyłem go mocnymi zaklęciami, zresztą Albus też.
- Dziękuję, ale i tak Harry będzie stał na zewnątrz. – Kiedy Harry to zaproponował, śmiała się z jego nadopiekuńczości. Teraz zaskoczyło ją to, że Severus z powagą skinął głową.
- Dobrze. Mimo to i tak opuść pokój przez kominek, zanim one wyjdą. – Przytaknęła z roztargnieniem, zaskoczona, gdy chwycił ją za ramię z bardzo stanowczą miną.
- Zagrożenie naprawdę istnieje – czy ten wyskok Malfoya niczego cię nie nauczył? Chcę, żebyś uważała.
- Dobrze. – wykrztusiła.
- Upewnij się. – polecił, a ostry ton ostrzeżenia złagodził, dotykając jej ręki. Wstrzymała oddech, gdy pochylił się i musnął lekko jej usta kolejnym delikatnym pocałunkiem. – Do zobaczenia wieczorem, panno Granger.
- Mam na imię Hermiona. – usiłowała odzyskać równowagę.
Znów ten dobijający uśmieszek. – Wiem.

*****************

- Ona jest młoda i niewinna. Wiem, że jesteś przyzwyczajony do innego typu kobiet...
Snape był zirytowany. Przyszedł, tak jak chciała, do jej gabinetu w porze obiadu, i od razu zaczęła go denerwować.
- Naprawdę? Ależ mnie zasmuciłaś tą informacją. Będę musiał w takim razie schować łańcuchy i skórzane pasy. Jaka szkoda... Czy ta kobieta uważa mnie za kretyna czy za ślepca? Nie skrzywdzę jej. Proszę, zaprzestań już tego gadania.
McGonagall zacisnęła wargi. – Dobrze wiesz, o czym mówię.
- Zapewniam cię, że nie zamierzam stosować przy tej dziewczynie żadnych uwodzicielskich taktyk typowych dla śmierciożerców. – burknął. – Może nawet daruję sobie rytuał wspólnoty krwi. Ale jeśli dręczy cię coś jeszcze, to proszę, oświeć mnie.
- To nie jest dziewczyna, miej to na uwadze. Nie interesuje mnie fizyczny aspekt waszego związku... powiem tylko tyle, że możesz być zaskoczony – dziewczęta z Gryffindoru nie grzeszą nieśmiałością. – uśmiechnęła się lekko, widząc, jak przewrócił oczami. – Och tak, pamiętam te... łańcuchy i skórzane pasy, mówiłeś? Tak... naprawdę mi się podobało.

Obraz, który to stwierdzenie wywołało w umyśle Severusa, spowodował, że zbladł jak ściana. Jakby czytając w jego myślach, Minerwa roześmiała się w zaskakująco młodzieńczy sposób.
- Och – gdybyś mógł widzieć własną minę! Myślałeś, że tylko pewien typ interesuje się takimi rzeczami? – Wpatrywał się w nią z niedowierzaniem. – Chociaż zapewne na razie byłoby to zbyt wiele dla panny Granger; ostatecznie, to nie ona jest najbardziej doświadczona na siódmym roku.
- Nie, sądzę, że to panny Brown i Patil dzierżą ex aequo ten zaszczytny tytuł.
- Nie zapominaj o własnym Domu... Jestem pewna, że panna Parkinson stanowi poważną konkurencję. – Nie odpowiedział; gotów był się założyć o wiele galeonów, że panna Parkinson jest poza wszelką konkurencją.
- Ale teraz mówię poważnie. Nie interesuje mnie fizyczny aspekt, jako że z pewnością nie będzie z tym problemu. Natomiast moją troską jest strona emocjonalna – przerwała na chwilę i westchnąwszy ciągnęła: - Ty jesteś dokładnie takim typem, w którym naiwna dziewczyna może się zakochać. Ten twój chłód, pewność siebie, nawet ten niesympatyczny sposób bycia... dla niejednej wizerunek „niegrzecznego chłopca” okazuje się pociągający.
Skrzywił się, kręcąc głową z niesmakiem.
- Możesz sobie drwić, ile chcesz, ale wiem o kobietach więcej od ciebie. O kobiecych emocjach – poprawiła się, widząc, że Severus otwiera usta. Skwitował to uśmieszkiem. – Po prostu nie chcę, żeby stała jej się krzywda, po tym co przeszła. Bądź ostrożny, proszę cię.
Minerwa była spostrzegawcza.

- Wezmę pod uwagę twoje rady – powiedział powoli. – ale zapamiętaj... zrobię to, co muszę, aby utrzymać ją przy życiu i z daleka od Czarnego Pana. Jeśli będę musiał podkręcić jej emocje, żeby ten zabieg się udał, to zrobię to. I będę zmuszony prosić cię, żebyś nie ingerowała.
Wyglądała na zmieszaną. W końcu skinęła głową. – Rozumiem... i nie mogę powiedzieć, żebym ci nie współczuła...
- Ciekawe, dlaczego mam taką pewność, że jest tam jakieś „ale”.... – mruknął Severus. Minerwa rzuciła mu druzgocące spojrzenie.
- Ale... zignorowała jego uśmieszek – miałam to dziecko w moim Domu, pod swoją ochroną przez siedem lat. Nic nie poradzę, że obchodzi mnie jej dobro, w każdym znaczeniu tego słowa. – Wicedyrektorka westchnęła znów, spoglądając przez okno. – Po prostu zrób, co w twojej mocy. Proszę.
- Naturalnie. – zapewnił ją.
Poruszyła go troska, widoczna w jej oczach. Wstał i zaczął chodzić po pokoju. – Słuchaj. Nie będę składał jej... Hermionie... żadnych obietnic ani deklaracji, które nie byłyby prawdziwe. Jak wiesz, nie mam żadnej kontroli nad jej uczuciami, jak bardzo bym się nie starał. Zrobię to, co muszę i nic więcej. – pokręcił głową z poczuciem klęski i opadł z powrotem na krzesło. – Czy masz jeszcze jakieś inne cenne informacje, którymi chcesz mnie obdarować?
- Nie, tylko kilka pytań – zaśmiała się na widok jego miny. – Ale nie aż tak bolesnych. Z tego, co mówił Albus, uroczystość będzie w sobotę, tak? Im wcześniej, tym lepiej, zwłaszcza, że Malfoy wciąż węszy. – Snape skinął głową. – Dobrze. Wybieram się jutro z panną Granger na ulicę Pokątną, żeby zakupić to, co potrzebne.
- Mówiła mi. A zanim zaczniesz mnie nagabywać, to pozwól mi powiedzieć, że ja sam się tam wybieram dziś po południu. Co jeszcze chcesz usłyszeć? Wszystko ustalone. Albus będzie oczywiście przewodniczył ceremonii. Odbędzie się w sobotę rano. Zdaje się, że ustalił, że później ma być przyjęcie dla uczczenia tej okazji, a potem...
- Potem zrobisz to, co musisz.
- Dokładnie.

*******************

Przy kolacji Hermiona nie była w stanie oderwać od niego oczu. Usiłowała robić to niepostrzeżenie, ale zbyt często napotykała jego wzrok. Wynikało z tego, że on również musiał ją obserwować. Za każdym razem odczuwała ukłucie podniecenia, i w końcu pozwoliła sobie na nieśmiały uśmiech. Skinął głową w odpowiedzi.
Wciąż odtwarzała w myślach pocałunki z poprzedniego wieczoru i dzisiejszego rana – powracały do niej w najmniej odpowiednich momentach. Na przykład wtedy, gdy próbowała rozwiązać skomplikowane zadanie z numerologii, lub kiedy usiłowała przysłuchiwać się bezsensownemu paplaniu Lavender i Parvati.

- Hermiona! – oburzony głos wyrwał ją z zamyślenia. Odwróciła się do Lavender z poczuciem winy wypisanym na twarzy. Ustąpiło ono natychmiast miejsca złości, gdy dostrzegła porozumiewawcze spojrzenia siedzących naprzeciw koleżanek.
- No właśnie. Musimy pogadać. Skończyłaś już? – Westchnęła, odsuwając talerz. Ginny posłała jej współczujące spojrzenie, a na jej ustach błąkał się lekki uśmieszek. – Chodźmy. – Z Harrym w roli ochroniarza opuściły Wielką Salę.

W pokoju Prefekt Naczelnej, Lavender i Parvati zaczęły natychmiast mówić jedna przez drugą:
- No dobra, opowiadaj. Pocałował cię?
- Dlaczego go wybrałaś?
- Pamiętasz, co mówiłyśmy w zeszłym tygodniu?
- A widziałaś go bez szat?
- Nie mogę uwierzyć, że wychodzisz za Snape’a!

Hermiona jęknęła w duchu. – Po jednym, dziewczyny! Słuchajcie – wiecie, dlaczego go wybrałam. Nie było specjalnego wyboru. Nie mogłam pozwolić, żeby ktoś jeszcze... – urwała, spoglądając na Ginny ze łzami w oczach. Lavender i Parvati uprzejmie zrobiły zawstydzone miny.
- Przykro nam... wiemy, dlaczego go wybrałaś. To nie tak... nam też brakuje Rona. Wiemy, że byliście sobie bliscy...
- Ale go nie kochałaś – zaskoczył je cichy, spokojny głos. Ginny patrzyła Hermionie w oczy. – Nie kochałaś go, przynajmniej nie w ten sposób. On to wiedział, nie czuj się winna. Jeśli będziesz szczęśliwa... tego właśnie by chciał, wiesz o tym.
Hermiona spuściła wzrok. – Nie wiem... czy to jest teraz możliwe...
- Snape jest aż taki zły? To znaczy, na lekcjach jest wredny, i w ogóle, ale jeśli będziesz jego żoną, to nie może być taki cały czas, prawda? – Parvati zmarszczyła czoło.
- Nie, nie jest zły... Znaczy, ciągle jest Snape’em, ale jest też Severusem. Stara się. Wiem, że to... nie jest też łatwe dla niego.
- No to dlaczego to robi? – zapytała Parvati.
- Dumbledore go prosił, prawda? – odezwała się cicho Ginny. Hermiona powoli skinęła głową.
- Och... – wydyszała Lavender. – Więc on nie... a ja myślałam, że po prostu chce mieć młodą żonę. A ty masz głowę...
- Dziewczyny, on to robi, żeby mnie chronić. Jest Opiekunem Slytherinu, oprócz profesora Dumbledore’a nikt inny nie zapewni mi bezpieczeństwa – i samemu sobie. Od Malfoyów i od... Voldemorta.

Po chwili milczenia Parvati uśmiechnęła się znacząco. – Może i wyświadcza ci przysługę, ale sam też coś z tego będzie miał. Widziałam, jak na ciebie patrzy w czasie posiłków. Podobasz mu się.
- Naprawdę? – Hermiona podniosła raptownie głowę i natychmiast skarciła się w myślach za tę słabość; jednak zamiast ją wyśmiać, obie przytaknęły z powagą.
- Tak. A jak inaczej? Jesteś młoda, nieźle wyglądasz, może przydałby się makijaż, i gdybyś coś zrobiła z tymi włosami... no, ale on z kolei nie powinien krytykować niczyich włosów. – oświadczyła rozsądnie Lavender.
Parvati wyszczerzyła zęby w uśmiechu. – Założę się, że ma spore doświadczenie – mama mówiła, że miał powodzenie, kiedy był młodszy... – Hermiona powstrzymała prychnięcie. Gdyby ona wiedziała.
Starała się nie patrzeć na Ginny. Lavender uśmiechnęła się przewrotnie.
- Pomyśl tylko, jeśli robi tak dobry użytek ze swego języka w łóżku, jak wtedy, kiedy obraża uczniów...
- Lavender! – krzyknęła zszokowana Hermiona. Przygryzła wargi. Oczy Parvati rozszerzyły się. – Chyba nie jesteś dziewicą? – Hermiona pokręciła głową. – To znaczy? Czy ty i Wiktor... – Zaprzeczyła szybko. – No więc Ron?
- Raz. – jej własny głos brzmiał pusto. Spojrzała nieśmiało na Ginny, zamierzając wyjaśnić, ale Ginny przerwała jej, mówiąc: - Wiem. Ron mi powiedział... – uśmiechnęła się. – Przynajmniej nie umarł w cnocie... zawsze się o to martwił...
Parvati i Lavender wymieniły spojrzenia. – No więc, ty i Ron... po tym jak wysłaliście umowę, to był ten jedyny raz? – odezwała się Lavender. – Rety... Snape... no wiesz, jest dorosłym mężczyzną, nie nastolatkiem... czy jesteś pewna...
Słyszała z ich ust własne zmartwienia i w niczym nie zmniejszało to jej niepokoju.
- A mam jakiś wybór?
Po chwili odezwała się Parvati. – Będzie dobrze. To nie jest źle, że jest doświadczony, tym lepiej dla ciebie.
- Lepiej, niż z niezręcznym chłopakiem. – dodała Lavender.
– Zwróć uwagę, jak on się porusza – bogowie, ten facet po prostu emanuje seksem, no nie?
- No i to całe zachowanie – zły, wredny... – to jest sexy. Nie każdy to widzi...
- Wiecie co, to jest dziwne. To w końcu mój narzeczony. Czy ja powinnam w ogóle tego słuchać? – Hermiona zaczerwieniła się.
- To są babskie pogaduszki. – skarciła ją Parvati. Ginny tylko przewróciła oczami, wywołując uśmiech na twarzy Hermiony.
- No to chyba wystarczy tych pogaduszek na dziś. Ja mam jeszcze trochę nauki, a Harry, biedak, umiera tam z nudów na korytarzu.
Koleżanki wstały. – Musimy umówić się na ploty po ślubie i powiesz nam, jak było. – Hermiona znów się zarumieniła. – No, nie wiem, to dość osobiste... – Parvati i Lavender przewróciły oczami i skierowały się do drzwi, a Ginny podążyła za nimi.

On jest dorosłym mężczyzną, nie nastolatkiem... czy jesteś pewna... Teraz miała nowe zmartwienie na głowie. Z westchnieniem wrzuciła garść proszku Fiuu do kominka i weszła w zielone płomienie.

Rozdział 11

Następnego rana Hermiona starała się skupić na nauce do egzaminów, ale jedyną rzeczą, o której była w stanie myśleć, był delikatny dotyk jego ust, na przemian z urywkami wczorajszych rozmów z koleżankami.
Pomyśl tylko, jeśli on robi tak samo dobry użytek ze swego języka w łóżku, jak wtedy, kiedy obraża uczniów...
Z jękiem zatrzasnęła podręcznik do zaklęć. Trzymała głowę w dłoniach, dopóki nie rozbolały ją łokcie od opierania się na podłodze. Rzuciwszy okiem na zegar, stwierdziła, że do spotkania z Minerwą zostało pół godziny. Nie ma sensu wracać do książki... zanim zdołam się skupić, trzeba będzie wychodzić. Zwykle nie miała problemów z koncentracją, ale przy tym wszystkim, co się ostatnio działo... Może kiedy wróci z wyprawy na Pokątną, będzie w stanie zająć się nauką, mając z głowy przygotowania.

Pół godziny. Najlepiej zrobi, jak się odpręży. Przewróciła się na plecy, oddychając powoli. Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy zaczęły ją oplątywać cieniutkie niteczki pragnienia, drażniąc zmysły. Gdy pozwoliła myślom błądzić swobodnie, nieubłaganie przywołały obrazy, które próbowała zapomnieć. Pragnienie wypłynęło na wierzch, pochłaniając ją.
O Boże, Hermiono, nie patrz! Nie, nie patrz!
Zapłacą. Sprawię, że zapłacą
.
Usiadła, chwytając powietrze. Czuła znów przyciąganie tych książek, nie tak silne, jak poprzedniego dnia, ale jednak, pragnienie szumiało w jej żyłach. Siedziała tak chwilę, spierając się ze sobą. Nie warto, powtarzała sobie. Jakiś głos w jej głowie odpowiadał: A co to szkodzi? To przecież nie są Księgi Krwi.
A jeśli wejdzie Severus?
Ma teraz lekcje. A nawet, gdyby wszedł, to mogę mu powiedzieć, że szukam tego zaklęcia ujawniającego, którego użył.

Dlaczego nie skorzystać z czegoś, co ma do dyspozycji? Co to szkodzi, przeczytać łatwiejsze teksty? Wszyscy mówią jej, że jest silna... czy nie dlatego Voldemortowi tak na niej zależy? Przecież łatwo może odeprzeć pokusę, skoro została ostrzeżona przed prawdziwym zagrożeniem. Nauczy się czegoś pożytecznego, na wszelki wypadek. Tylko odrobinę... będzie bezpieczna, gdy nie grozi jej Zew... Dopiero, gdy poczuła pod palcami gładką skórzaną oprawę, uświadomiła sobie, że siedzi na podłodze w sypialni przed otwartym kufrem.
Każdy krok wydaje się mały.

Potrząsnąwszy głową z determinacją, wyjęła obie książki. Sięgnęła do najwyższej półki w swojej szafie i wepchnęła je głęboko, przykrywając je stertą letnich ubrań. Z zadowoleniem zamknęła szafę i usiadła przed toaletką, którą Severus ustawił dla niej w pokoju. Nieświadomie dotknęła ust i uśmiechnęła się do siebie. Kiedy podziękowała mu za ten dodatkowy mebel, skwitował to drwiącą uwagą o wiecznie strojących się kobietach. Uśmiechnęła się szeroko na wspomnienie jego lakonicznego komentarza: Uważałem to za konieczność, jeśli chcę mieć rano dostęp do łazienki. W pogodniejszym już nastroju chwyciła szczotkę do włosów. Musi jakoś wyglądać, wybierając się na Pokątną.

*****************

Jakiś czas później razem z Minerwą szły ulicą Pokątną. Odwiedziły bank Gringotta, gdzie Hermiona pobrała spory zapas galeonów ze swojej skrytki. Po śmierci jej rodziców, Ministerstwo zostało jej prawnym opiekunem w świecie mugoli, a ponieważ była pełnoletnia jako czarownica, cały majątek i wymienione mugolskie pieniądze przeniesiono do jej skrytki u Gringotta. Bawiła się sakiewką spoczywającą w jej kieszeni, słuchając, jak Minerwa opisuje przebieg ceremonii zaślubin.
- Więc nie widzimy przedtem obrączek ani wstęg drugiej osoby? – zapytała, gdy Minerwa zrobiła przerwę w monologu. Przywodziło jej to na myśl mugolskie zwyczaje, zabraniające panu młodemu oglądania sukni panny młodej.
- Ani strojów. To tradycja.
- Fajny pomysł. U mugoli jest tak samo, jeśli chodzi o stroje. Ale obrączki na ogół wybiera się wspólnie.
- To bywa naprawdę ciekawe – czasem można przeżyć szok na widok tego, co wybrała druga osoba. I każde z was przynosi dwie wstęgi – cztery to tradycja. Są pary, które biorą nawet sześć, ale to raczej uważane jest za brak gustu. Jeśli wybierasz tylko dwie główne siły, to zastanowisz się głębiej nad tym, co wnosisz do małżeństwa.

Hermiona zapatrzyła się w przestrzeń. – Nie wiem, co jeszcze mogę wnieść poza ciężarem dla niego. Jest na to jakiś kolor? – zapytała ironicznie. – A kolor, który oznacza pomoc w zadaniach szpiega? – powiedziała cicho, żeby nikt poza Minerwą nie słyszał.
Starsza czarownica otoczyła ją ramieniem. – Panno Granger. Hermiono. Na pewno znajdziesz inne rzeczy, które masz do zaoferowania. Nie umniejszaj znaczenia przyjaźni. Jest bardzo niewiele osób, którym on ufa, ale jeśli mogę powiedzieć... myślę, że ty mogłabyś się stać taką osobą. – Hermiona pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Słuchaj, nie ma nikogo, kto choć w części mógłby go zrozumieć. A wy dwoje macie ze sobą coś wspólnego, ale o tym kiedy indziej... W każdym razie ważne jest, że Severus będzie wiedział, że go nie osądzasz. Chociaż ja i Albus zapewnialiśmy go wielokrotnie, że tego nie robimy, to z pewnością nam nie wierzy.
To, co mówiła Minerwa, miało sens. Hermionie też tak się wydawało.
- Kiedy już będziemy u Madame Malkin, powtórzę ci jeszcze raz znaczenie każdego koloru, ale najpierw obrączka. – wprowadziła ją do małego sklepiku.

McGonagall wytłumaczyła właścicielowi, czego szukają. Niski mężczyzna zniknął na chwilę pod ladą i pojawił się znowu, z pustą tacą w rękach.
- Jaki metal panienka sobie życzy?
Zastanowiła się chwilę. Złoto mu raczej nie pasuje, poza tym narażone jest na zniszczenie przez różne składniki eliksirów. Srebro z kolei wchodzi w reakcje z wieloma eliksirami, zwłaszcza tojadowym, który warzy co miesiąc dla Remusa.
- Platyna.
Machnięciem różdżki zapełnił tacę różnymi rodzajami pierścieni. Wiele z nich odrzuciła od razu – nie wyobrażała sobie Severusa Snape’a noszącego obrączkę wysadzaną szlachetnymi kamieniami. Uwagę jej przykuł prosty krążek pośrodku tacy – skromny na pierwszy rzut oka, ale gdy uniosła obrączkę, światło padające z okna ujawniło subtelnie wygrawerowany wzór z celtyckich symboli.
- Ma panienka oko do subtelności. Wspaniały wybór. – Hermiona dostrzegła aprobatę McGonagall i poprosiła o zapakowanie obrączki.
- Znów muszę to powiedzieć – odezwała się Minerwa, gdy szły w stronę sklepu Madame Malkin – masz w sobie więcej dojrzałości i gustu, niż inne dziewczęta w twoim wieku. Świetny wybór, jak znam Severusa.
- Przyznam się, że kusił mnie złoty pierścień z olbrzymim rubinem, ale chyba by nim we mnie rzucił...
- Chciałabym to zobaczyć – Severus Snape w kolorach Gryffindoru... ale niestety złoto mu nie pasuje.
- I nie nadaje się do pracy przy eliksirach.

Sklep Madame Malkin był raczej pusty o tej porze i właścicielka pojawiła się natychmiast, uśmiechając się szeroko na widok Minerwy.
- Profesor McGonagall! Potrzebuje pani pewnie szaty wyjściowej?
- Nie tym razem. Panna Granger przygotowuje się do ceremonii zaślubin. – Hermiona uśmiechnęła się, gdy właścicielka obrzuciła ją przenikliwym spojrzeniem.
- Ślub? Cudownie! Proszę za mną, zobaczymy, co mamy dla pani. – Madame Malkin poprowadziła ją w głąb sklepu. – Szuka pani czegoś tradycyjnego, czy raczej jest pani typem nowoczesnym? – ton jej głosu nie pozostawiał wątpliwości, co sądzi na temat „nowoczesności”.
- Coś tradycyjnego poprosimy. Łączy się ze starą rodziną czystej krwi.
- Ach, tak? – Pani Malkin przyjrzała się Hermionie uważnie, po czym machnęła różdżką w stronę jednej z dużych szaf, która wypełniła się sukniami i pelerynami we wszystkich kolorach.
- O rany... te wszystkie kolory są tradycyjne? – widząc dziwne spojrzenie właścicielki sklepu, wyjaśniła: - Mugolskie kobiety zwykle noszą białe albo kremowe...
Minerwa uśmiechnęła się. – Białe. W kremowym nie będzie ci do twarzy.
Kolejne machnięcie różdżką Madame Malkin opróżniło szafę z pozostałych kolorów. Minerwa przeglądała uważnie suknie przesuwając je krótkimi ruchami różdżki. Zatrzymała się przy jednej, po czym pokręciła głową.
- Ładna. – odezwała się Hermiona.
- Tak, i nawet by ci pasowała, ale za cienki materiał. Masz kobiecą figurę, a kiedy nie ma się nic pod spodem, góra musi być sztywniejsza.
- Nic?
Madame Malkin przyjrzała się jej. – Pewnie nigdy nie brała pani udziału w ceremonii? Nic pod spodem, bez butów, żadnych zaklęć, ani innych magicznych zabiegów. To tradycja – jedność z przyrodą i niezakłócanie naturalnego przepływu magii.
- Tradycja. – powtórzyła Hermiona zdrętwiałym głosem.
Minerwa dalej przeglądała suknie. – A ta?
Długa, zwiewna suknia, wykończona delikatnym srebrnym haftem, miała usztywnioną górę bez rękawów i wyglądała bardzo elegancko. Madame Malkin wyciągnęła ją z szafy. Materiał układał się pięknie, podobny do jedwabiu, ale nie tak cienki ani przejrzysty.
- Tak, ta jest śliczna. – machnęła różdżką i ubranie Hermiony zostało zastąpione przez suknię. Pani Malkin w skupieniu dopasowywała ją przeciągając różdżką nad tkaniną, w końcu odsunęła się.
- Idealna. – Minerwa spojrzała z podziwem. Poprowadziła Hermionę do lustra. Suknia rzeczywiście była doskonała i Hermiona musiała się uśmiechnąć do swojego odbicia. Dopasowana górą i w talii, rozszerzana dołem, biała tkanina powiewała przy każdym ruchu. Z tyłu dekolt sięgał do połowy pleców, a zapięcie stanowiły trzy perłowe guziki.
- Idealna – powtórzyła. Madame Malkin dobrała jej białą pelerynę, również wykończoną srebrnym haftem. – Zdecydowanie, biorę ten komplet.
Trochę czasu zabrało jej jeszcze wybranie kolorów wstęg, miała bowiem świeżo w pamięci nauki Minerwy na temat znaczenia każdego z nich. Gdy właścicielka sklepu pakowała zakupy, Minerwa szepnęła: - Świetnie, panno Granger. Dobrze wybrałaś.
Hermiona zapłaciła i gdy wychodziły ze sklepu, odezwała się: - Dzięki za pomoc.
- Nie ma sprawy, kochanie. Może zatrzymamy się gdzieś na obiad? – Burczenie w żołądku przypomniało Hermionie, że niewiele dziś jadła, i chwilę później siedziały w Dziurawym Kotle, pochłaniając obiad.

Rozmowa, jak można było się spodziewać, zeszła w końcu na Severusa.
- Był straszliwie niezgrabny jako chłopiec – opowiadała Minerwa, zapatrzona w przestrzeń. Kiedy wrócił jako nauczyciel, byłam mile zaskoczona. Przestał być niezręczny –zaczął panowac nad własnym ciałem, nabrał naprawdę imponującej prezencji. Kto by uwierzył, że ten chłopak nabierze takiej płynności ruchów. – Hermiona przełknęła ślinę. To właśnie było w nim najbardziej zniewalające.
- W czasie pojedynku wygląda naprawdę pięknie.
- Pamiętam ten pojedynek z Lockhartem, kiedy byłam na drugim roku. Nawet ja to zauważyłam, chociaż wtedy nie wydawał mi się atrakcyjny.
Minerwa uśmiechnęła się przewrotnie. – Słyszałam o tym incydencie. Szkoda, że mnie nie było, to musiał być widok...
- Tak, jak mówiłam, nie zwracałam na to uwagi – podkochiwałam się w Lockharcie.
- Jak większość...
- Miałam tylko dwanaście lat. – Hermiona przerwała na chwilę, zbierając odwagę, zanim zapytała: - Czy Severus zawsze miał... taki głos?
- Potrafi hipnotyzować głosem, prawda? Częściowo to naturalny dar, częściowo praktyka. Miał materiał, kiedy jeszcze był uczniem, ale po opuszczeniu Hogwartu wygładził go, rozwinął... jak już mówiłam, wyszkolił się. Naturalnie, nie pochwalam takich metod szkolenia, ale dowodzi to tylko, że żadne doświadczenie nie jest całkowicie negatywne.

Hermiona przytaknęła, zrozumiawszy ukryte znaczenie słów Minerwy. Ustawa o małżeństwach, wybór pomiędzy Draconem a profesorem Snape’em – nawet to nie było do końca negatywnym doświadczeniem. Bardziej negatywne niż pozytywne, to jasne, ale miało też swoje zalety. Pozna lepiej Severusa. Czasem wydaje się zupełnie kimś innym, niż ten, którego znała z lekcji.
- Czasami wydaje mi się, że on jest, no nie wiem... kim innym? Może każdy tak ma, tylko trudno mi pogodzić profesora Snape’a z Severusem.
- Każdy z nas jest kimś innym w różnych sytuacjach. – odparła Minerwa po namyśle. – Esencja pozostaje jednak ta sama.
- W takim razie jego esencja to sarkazm. To jest zawsze obecne.
- Tak. Bez swoich złośliwości po prostu nie byłby sobą. I bez tych swoich humorów.
- Ciekawe, jak to będzie, mieszkać z nim? Jest okropnie humorzasty. Przez ten tydzień był w porządku, ale na pewno mu przejdzie. – Minerwa zaśmiała się. – Przynajmniej się kontroluje. – westchnęła Hermiona.
Starsza czarownica przez chwilę mierzyła ją wzrokiem. – Jestem przekonana, że poradzisz sobie z jego złością. A jeśli nie, to zawsze możesz odwołać się do... jak to powiedzieć? Typowo kobiecych sposobów perswazji.
- Obawiam się, że łzy nic nie dadzą. – uśmiechnęła się Hermiona. – Moja mama tak robiła, kiedy ojciec... Łzy raczej nie wzruszą profesora Snape’a.
- Nie, tylko by się zdenerwował. Zresztą nauczyciele mają często do czynienia z płaczem, po jakimś czasie to już nic nowego. – Oczy Minerwy błyszczały wesoło. – Pamiętaj, że cały czas jest mężczyzną.
- To znaczy?
- Większość mężczyzn jest wrażliwa... Jesteś ładna, wykorzystaj to.
Aluzja spowodowała, że policzki Hermiony zaróżowiły się mocniej. – On... nie wiem, czy to by zadziałało.
- Czemu nie?
- On jest... znacznie bardziej doświadczony. – powiedziała szybko, obracając w palcach widelec. To mało powiedziane.
- W takim razie masz po swojej stronie element zaskoczenia. – Minerwa uniosła brwi i przyglądała jej się z powagą. – Denerwujesz się? Wiem, że to łatwo powiedzieć, ale nie ma po co. Zatroszczy się o ciebie, a potem ty czasem będziesz mogła przejąć inicjatywę.
Kolor policzków Hermiony ewoluował w kierunku palącej czerwieni. – Nie mogę uwierzyć, że właśnie omawiam życie seksualne moje i mojego byłego nauczyciela eliksirów z moją byłą nauczycielką transmutacji.
Minerwa roześmiała się.

***********************

Resztę dnia i cały następny spędziła zatopiona w książkach, powtarzając z zapałem materiał. Wciąż czuła przyciąganie złowrogich tomów, ale świadomość, że ma tylko dwa dni na naukę, przyćmiła wszystko inne. W piątek rano obudziła się przed świtem i uwolniwszy się z objęć Severusa, wyczołgała się z łóżka. Potrafiła już poruszać się tak, żeby go nie zbudzić. Szybko umyła się i wyśliznęła z sypialni. Usiadłszy przy jego biurku, rozłożyła książki – do egzaminów zostało jeszcze kilka godzin, które postanowiła wykorzystać na powtórkę.

Nie wiedziała, ile czasu upłynęło, zanim usłyszała cichy głos: - Masz coś przeciwko temu, żeby dziś jeść tutaj? Niestety, nie można ufać Malfoyowi – na pewno już się dowiedział, że ceremonia zaplanowana jest na jutro. Dumbledore zwlekał z zaproszeniem przedstawiciela Ministerstwa aż do wczorajszego wieczora, żeby udaremnić ewentualne plany Malfoya.
- Dobrze, będę miała więcej czasu na naukę. – dostrzegła drwiący uśmieszek Severusa i odrzuciła pióro. – O co chodzi?
- Mówiłem ci, że zdałabyś te egzaminy, nie zaglądając w ogóle do książek. – zirytował się, podchodząc do kominka, żeby zamówić z kuchni śniadanie.
- Może i tak – wzruszyła ramionami – ale chcę zdać je dobrze, a nie tylko zdać. Pozwól mi mieć swoje dziwactwa. Jeden Merlin wie, ile ty masz własnych. – odgryzła się.
Z opóźnieniem zdała sobie sprawę, co mówi, i już chciała go przeprosić, gdy zauważyła cień uśmiechu na jego twarzy.
- Dobrze. Poinformuję Pottera, że jego usługi nie będą dziś potrzebne.

Znów zanurzyła się w podręcznikach. Zobaczywszy śniadanie, podniosła się z krzesła, ale powstrzymał ją władczym gestem.
- Pozwalam pani na małe dziwactwo, panno Granger. Proszę. – oznajmił stawiając tacę na biurku. Na jej podziękowanie odpowiedział lekceważącym machnięciem ręki. – Do zobaczenia wieczorem. Postaraj się niczego nie rozlać.
- Tak, panie profesorze. – wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Lubię ten zwrot. Ostatnio odnotowałem zdecydowany brak szacunku z twojej strony – zauważył. Piekielny uśmieszek. Założę się, że wie o tym. – Czy może do tego też powinienem się przyzwyczaić?
- Mniej więcej.
- Tak sądziłem. – nachylił się nad biurkiem całując ją delikatnie.
W duchu przeklinała go i błogosławiła jednocześnie – jak miała się zająć nauką, kiedy on tak się zachowywał? Był... miły, i do tego pocałował ją. – Do zobaczenia. I powodzenia.
- Kiedy wyszedł, pochyliła się nad książkami i śniadaniem, usiłując zapomnieć o tej krótkiej wymianie zdań.

***************************

Wiele godzin później wyszła z kominka, całkowicie wykończona. Egzaminy wyczerpały ją, ale miała wrażenie, że poszło jej dobrze. Łatwo rozszyfrowała dwóch z egzaminatorów, i widać było, że jej umiejętności praktyczne zrobiły na nich wrażenie. Pozostałe testy również zaliczyła raczej dobrze. Może nie tak, jak mogłaby, mając jeszcze kilka miesięcy zajęć i powtórek, ale zadowalająco.
Westchnęła, zdejmując wierzchnią szatę i opadła na kanapę. Miała wrażenie, jakby ktoś zdjął z jej barków olbrzymi ciężar. Siedziała tak dłuższy czas z rozkosznie pustą głową, aż oczy same jej się zamknęły.
Kiedy Severus wrócił do domu po ostatniej lekcji, zastał ją śpiącą na kanapie i nie mógł powstrzymać uśmiechu. Kierując się w stronę kominka, żeby zamówić kolację, wyczarował koc i przykrył ją.
Ściągnął wierzchnią szatę i usiadł w fotelu naprzeciw niej. Oparłszy podbródek na dłoni, obserwował ją – wyglądała bardzo młodo, gdy leżała taka skulona. I tak niewinnie. Pamiętał dobrze własną reakcję na wiadomość, że Weasley nie tylko był jednorazową przygodą, ale w ogóle jej jedyną. Dlaczego Merlin uznał za stosowne pokarać go niedoświadczoną, nerwową dziewczyną, tego nie wiedział. Z drugiej strony, sam przed sobą przyznawał, że mogło być o wiele gorzej. Przychodziły mu do głowy rozmaite czarne scenariusze... Pansy Parkinson, albo jedna z tych pustogłowych idiotek, z którymi Hermiona uporczywie się spotykała, albo jeszcze gorzej – jakaś Puchonka... Zatrząsł się na tę myśl.

Gdy pojawiła się kolacja, pochylił się nad Hermioną. Nie chciał jej budzić, ale przecież musiała coś jeść.
- Hermiono. – potrząsnął jej ramieniem. Zamrugała, rozglądając się w oszołomieniu. – Długo spałam?
- Ponieważ nie wiem, kiedy wróciłaś, to nie mogę odpowiedzieć. Ale teraz musisz coś zjeść.
Przy kolacji Severus wypytywał ją o egzaminy; w końcu rozmowa zeszła na jego własne owutemy, a potem z kolei na jego szkolne lata w Hogwarcie.
- Byłem dość... niezręczny jako nastolatek. To niedomówienie, pomyślał z ironią.
- A co spowodowało zmianę? Śmierciożercy?
- W pewnym sensie, nie całkiem. – Przechyliła głowę z zaciekawieniem w irytujący sposób.
- A dokładnie Lucjusz Malfoy. Został mi przydzielony jako instruktor, kiedy do nich dołączyłem. Uznał za stosowne udzielać mi instrukcji również w kwestiach wykraczających poza wymagania Czarnego Pana. Na temat kobiet, wyglądu zewnętrznego i innych rzeczy. Z czasem dostosowałem jego wskazówki do swoich indywidualnych potrzeb. A czy zwróciłaś uwagę, jak młody Malfoy zmienił swój sposób bycia w tym roku?
- Stał się z aroganckiego pewny siebie, w każdym razie jeśli chodzi o sposób prezentowania się. Ale gębę ma bezczelną, jak zawsze. Dostał Znak tego lata?
- Zgadza się. Draco otrzymał Mroczny Znak i Lucjusz zaczął go szkolić. – Severus zapatrzył się w filiżankę. – Jakkolwiek Lucjusz Malfoy jest ohydny, to nie można mu odmówić pewnej elegancji. Jego aparycja robi wrażenie. Wątpię, czy Draco kiedyś choćby w części będzie do niego podobny pod tym względem.
- A ja uważam, że on próbuje naśladować ciebie, a nie Lucjusza. – Severus wydawał się zaskoczony. Chociaż istotnie dało się zauważyć pewną rywalizację między ojcem a synem.
- Usiłował wtedy, wiesz... To było żałosne. Nie ma odpowiedniego głosu. A w jego wykonaniu Firmowy Uśmieszek Snape’a jest do kitu. On jest po prostu za przystojny. – oświadczyła tonem pełnym pogardy.
Severus roześmiał się. Firmowy Uśmieszek Snape’a? – No, przynajmniej zgadzamy się w jednym – nie ma obawy, że ktoś mnie nazwie przystojnym. Niektórym kobietom, ku rozpaczy Lucjusza, i zapewne Dracona, nie podobają się przystojni faceci. To było naprawdę ciekawe, widzieć jego reakcję, kiedy trafialiśmy akurat na ten typ po zebraniach.
- Po zebraniach? Ja myślałam... słyszałam... – urwała z niepewną miną. Zmarszczył czoło, zanim domyślił się, co próbowała powiedzieć. Prychnął pogardliwie. – Te śmieszne pogłoski. Mitologia otaczająca śmierciożerców i nasze tajne spotkania jest godna pożałowania. Masowe tortury, orgie, dziesiątki ofiar – może coś pominąłem? – Hermiona zarumieniła się ze wstydu.
- Skąd ludziom przychodzą do głowy takie głupie pomysły? Jaki to ma sens?
- A jaki sens ma idea, że urodzeni w mugolskich rodzinach są niższym gatunkiem?
- Trafne spostrzeżenie. – przyznał Severus. Uchwyciwszy jej spojrzenie, powiedział:
- Zapewniam cię, że Czarny Pan nie wzywa nas po to, żeby oglądać masowe orgie. – wykrzywił się drwiąco. – Nie, niestety, zebrania są wypełnione rozkazami i instrukcjami, dyskusjami na takie tematy, jak na przykład przejęcie kontroli nad światem. Nie ma czasu na oddawanie się czynnościom, o których mówią plotki. To grupa jak każda inna, chociaż cel ma bardziej złowrogi niż na przykład klub quidditcha. A po zebraniach spotykają się towarzysko, żeby się odprężyć, chociaż śmierciożercy na ogół pojawiają się w miejscach takich, jak Śmiertelny Nokturn, raczej niż Dziurawy Kocioł.
- I to właśnie tam się szkoliłeś, jak przypuszczam?
Skinął powoli głową, wpatrując się w wielkie brązowe oczy, uderzony po raz kolejny ich niewinnym wyrazem. Przypomniał sobie, że musi być bardzo ostrożny w ich intymnych kontaktach, żeby jej nie wystraszyć. Ku jego zdziwieniu, nie dopytywała się więcej o jego przeszłość.
- Ale czy... znaczy, w czasie ataków, nie na zebraniach, czy nie jest tak, że ktoś daje się ponieść? Przecież Zew musi być wtedy mocno odczuwalny?

Przyglądał się jej przenikliwym wzrokiem. Zbyt spostrzegawcza, powinien o tym pamiętać.
- Rzeczywiście, niektórzy niżsi rangą wykorzystują często sytuację podczas napadów. Czarny Pan jednak ceni sobie powściągliwość i koncentrację, a akty seksualne raczej ją zaciemniają. Malfoy jako jedyny z Wewnętrznego Kręgu bierze udział w tego rodzaju akcjach. – Znów przygryzła dolną, wargę; spodziewał się nawału pytań.
- Jeśli Czarny Pan ceni powściągliwość, to dlaczego im na to pozwala?
Severus pokręcił głową. – Im bardziej wygląda to na typowy mugolski napad, tym większa szansa, że Ministerstwo nie będzie węszyć. Na ogół stosowana jest klątwa Imperius, chociaż niektórzy, tak jak Malfoy, preferują... bardziej klasyczne podejście. – podniósł do ust filiżankę, unikając jej wzroku i mając nadzieję, że to ostatnie pytanie. Potrafiła być męcząca.
Nie było ostatnie. – Draco jest podobny do ojca, prawda? – Zesztywniał na chwilę.
- Tak, ale bez jego inteligencji. Nie zajdzie nigdy wysoko w ich hierarchii, niezależnie od tego, czego Lucjusz by sobie życzył.
- To w jaki sposób Lucjusz zaszedł tak wysoko, skoro Czarny Pan tak ceni powściągliwych?
Severus stukał palcami w filiżankę. – On jest szczególnym przypadkiem. Jego pieniądze, koneksje… a dodatkowo, pomimo swego gustu, jest inteligentny.
- Szczególny przypadek? Tak jak ja miałam być? Obiecał innym, że podzieli się mną w czasie zebrania, tak?
Nie po raz pierwszy Severus życzył sobie, żeby miała słabszą pamięć, albo wolniej łączyła ze sobą fakty.
- Czasem znajdzie się ktoś zaangażowany w osobistą vendettę i wtedy zwołuje się specjalne zebranie w tym celu. Ale niezbyt często, zwłaszcza, jeśli chodzi o czarodziejów. Czarny Pan pragnie rozsiewać strach, a nie spowodować, że cała społeczność czarodziejska chwyci za broń. I nie interesuje go wygranie wojny po to, żeby rządzić garstką ludzi. – Podniósł znów filiżankę, z uśmieszkiem na ustach. – Nie mówiąc o tym, że większość żon śmierciożerców raczej nie ufa swoim mężom, z oczywistych powodów. Zaklęcie Wierności jest powszechnie stosowane w ich małżeństwach. Chociaż Malfoy wynalazł sposób, jak je na krótki czas anulować, albo raczej zasłonić.
- W takim razie dlaczego Draco mówił, że chce mnie... mieć przed rzuceniem tego zaklęcia? – głos Hermiony był spokojny, ale Severus poczuł przypływ gniewu na to wspomnienie i zmrużył oczy. Jeśli kiedyś nadarzy się okazja, zabije go z przyjemnością. Odstawił filiżankę, oddychając głęboko, żeby się uspokoić.

- Sądzę, że Lucjusz i Draco mieli nadzieję, że Czarny Pan zmieni zdanie, gdy przekonają go, że naprawdę pociąga cię Draco. Jeden szybki Imperius i mieliby potrzebne obrazy do pokazania. Pozycja Lucjusza w Kręgu znów by się podniosła, zwłaszcza, gdyby udowodnił, że ja kłamałem. – Podszedł do kominka i zapatrzył się w ogień.
- Ale jeśli potrafi je złamać, to czemu nie może zrobić tego samego po naszym ślubie? – stanęła obok niego przy kominku.
- Dlatego, że kiedy Zaklęcie Wierności zostaje zasłonięte, ta zasłona jest jak warstwa przykrywająca pierwotne zaklęcie. Każde inne, które zostanie rzucone, ściera tę warstwę, ujawniając je. Dlatego Draco nie mógłby jednocześnie rzucić na ciebie Imperiusa w tym przypadku. Musiałabyś to zrobić z własnej woli. – Hermiona prychnęła głośno z wyrazem obrzydzenia na twarzy.
- Dokładnie. Dlatego był tak zdeterminowany, żeby dopaść cię przed ceremonią. Inaczej plan się nie uda.
- Co za ulga. – Hermiona spuściła niepewnie oczy.
Wyuczonym ruchem delikatnie uniósł jej podbródek. – To prawda. – potwierdził, zadowolony z efektu, jaki wywarło na niej to stwierdzenie. Czasem to wszystko wydaje się aż za łatwe, pomyślał, pochylając się, żeby ją pocałować, tym razem pozwalając sobie nieco przedłużyć tę przyjemność. Zdziwił się nieco, kiedy zarzuciła mu ręce na szyję w mocnym uścisku.
Jej bliskość wywołała przewidywalną reakcję. Odsunęła się trochę – dostrzegł obawę w jej oczach, wyczuł napięcie. – Nie denerwuj się, nie chcę cię przestraszyć. Z pewnością nie. To nie przyniosłoby żadnych korzyści. Powiedziałbym, że nie zrobię nic, czego byś sobie nie życzyła, ale niestety, nie do końca to ode mnie zależy.
- Nie chodzi o to, że nie chcę... – Pogładził jej plecy uspokajającym gestem, niezwykle ciekaw, co chciała powiedzieć.
- Ja... ty masz znacznie większe doświadczenie.
Ach, o to chodzi. Ciekawe – ona martwi się tym samym, tyle, że z drugiej strony – Zdaję sobie z tego sprawę i niczego od ciebie nie oczekuję. – Po chwili dodał kpiąco: - Za to nie ma stopni.
Spuściła znów oczy, jej kręcone włosy dotykały jego twarzy. – Chyba lepiej będzie, jak pójdę już spać.
- Tak, jutro wiele przed nami.
Tak, jak się spodziewał, uchwyciła się tego stwierdzenia. – Zgadza się, umówiłam się z Minerwą dosyć wcześnie. Mówi, że jest trochę przygotowań przed uroczystością.
- Dla nas obojga. Mnie pewnie już nie będzie, kiedy wstaniesz. – Uniósł rękę powstrzymując pytanie. – To tajemnica.
Udał się za nią do sypialni. Nie mógł się powstrzymać od śledzenia wzrokiem kształtu jej ciała, delikatnego falowania jej bioder, i stwierdził nieoczekiwanie, że nie może się doczekać następnego wieczoru. Naturalnie, zrobi to, co musi, ale jeśli to, co musi, i to, czego chce, są akurat jednym i tym samym, to kimże jest, żeby miał narzekać?

*************************

Kiedy się obudziła, Severusa już nie było. Przypomniała sobie, co mówił o przygotowaniach. Pognieciona pościel na tapczanie uświadomiła jej, że nie będzie on już potrzebny. Będą dzielić łóżko i dziś, i w dającej się przewidzieć przyszłości. Usiadła na brzegu łóżka. Mimo jego wczorajszych zapewnień, nie mogła poradzić sobie z obawą. Przyzwyczaiła się już do tego, że przed każdym nowym przedsięwzięciem zbierała wiadomości na ten temat. Pamiętał reakcje innych uczniów, gdy okazało się, że przeczytała „Historię Hogwartu”, zanim jeszcze znalazła się w czarodziejskiej szkole – musiała wszystko wiedzieć wcześniej. Tym razem jednak nie było z czego skorzystać. Zachichotała, wyobrażając sobie tytuły: „Zwyczaje i rytuały godowe śmierciożerców” albo „ Ty i twój były śmierciożerca – szpieg; poszukiwanie obustronnej satysfakcji”, albo jeszcze lepiej: „Severus Snape: co jest prawdą, a co grą?”
Przypuszczała, że nie jest dla niego całkowicie wstrętna. Zauważyła jego reakcję na ich wczorajszy pocałunek – nawet tak niewinny kontakt przywołał go w stan gotowości. Przynajmniej wiadomo, że powoduje jakiś efekt, pomyślała, rumieniąc się. A co dopiero w drugą stronę...

Rozejrzała się po mieszkaniu. Nie było go już, ale z uśmiechem powitała zostawione dla niej śniadanie. Zjadłszy je, przeczesała tylko włosy szczotką, pamiętając polecenia Minerwy. Spojrzenie na zegar uświadomiło jej, że już czas. Szczypta proszku Fiuu – i już stała w saloniku Minerwy, rozglądając się z zainteresowaniem. W środku było podobnie, jak w jego – ich – mieszkaniu, za wyjątkiem kolorystyki. Minerwa powitała ją uśmiechem i zagoniła do łazienki.
Cztery godziny później przygotowania były zakończone. Wszystko naturalne i tradycyjne, pomyślała. Usta zabarwione miksturą z soku owocowego, lekko podkreślone oczy, rozmaite specyfiki na skórze i włosach, na głowie elegancki kok, przytrzymywany, zdawałoby się, przez setki szpilek. Odbicie w lustrze było fascynujące.

Nadszedł czas. Minerwa poprowadziła ją tajemnymi korytarzami na dziedziniec, który, jak powiedziała, był strzeżony przed nieproszonymi gośćmi. Dumbledore pomyślał o wszystkim. Minerwa poświęciła wcześniej sporo czasu na wyjaśnienie jej przebiegu ceremonii i znaczenia wypowiadanych słów, dodając z westchnieniem, że dyrektor niewątpliwie pozmienia niektóre standardowe zwroty według własnego pomysłu.
Przeszły przez magiczną barierę na dziedziniec, ogrzany za pomocą czarów. Hermiona zdjęła buty i uniosła głowę, ogarniając wzrokiem krąg ludzi, którzy zgromadzili się jako świadkowie tego wydarzenia. Członkowie Zakonu Feniksa, przyjaciele, kilkoro nauczycieli. Uśmiechnęła się widząc Harry’ego stojącego z lewej strony z Ginny, Parvati i Lavender. Wiedziała, że Severus podejdzie z drugiej strony i krąg się rozstąpi przed nim dopiero, kiedy ona stanie przed ołtarzem.
Kiedy zbliżyły się do kręgu, dwie osoby rozstąpiły się, robiąc im przejście: Remus Lupin i Kingsley Shacklebolt, członkowie Zakonu i ludzie, których zaliczała do przyjaciół. Minerwa zatrzymała się obok Kingsleya i uścisnęła jej rękę.
- Idź, dziecko. – Hermiona wzięła głęboki oddech, a Remus mrugnął do niej zachęcająco. Trawa łaskotała ją w stopy. Dwaj znudzeni przedstawiciele Ministerstwa stali z boku, nie rzucając się w oczy.
Dumbledore również miał bose stopy pod wspaniałą, ciemnogranatową szatą, przetykaną złotymi nićmi, i naprawdę wyglądał na potężnego czarodzieja, którym był w istocie. Uśmiechnął się, a ona odwzajemniła uśmiech. Stojąc twarzą do ołtarza, kątem oka zauważyła ciemną postać, która stanęła koło niej. Zanim zdążyła się przyjrzeć, Dumbledore rozpoczął ceremonię.

- Hermiono i Severusie, wiedzcie, że odkąd ścieżki waszego życia się skrzyżowały, stworzyliście więzy między sobą. Obietnice, które złożycie i więzi, które zostaną tu zawiązane, przetrwają lata i wzmocnią wasz związek. Z pełną świadomością deklarujecie zamiar połączenia waszych rąk. Czy pragniecie tego małżeństwa?
Jej głos zmieszał się z niskim, aksamitnym tonem w tradycyjnej odpowiedzi:
- Tak, pragniemy tego.
Dumbledore skinął głową z powagą. – Czy wybraliście wstęgi symbolizujące to, co wnosicie do tego związku?
- Tak.
Podali je dyrektorowi. Z ciekawością przyjrzała się, jakie kolory wybrał Severus. Srebrny – oznaczający między innymi ochronę, nie zaskoczył jej, ale na widok drugiej otworzyła usta ze zdumienia. Była czerwona. Ten sam kolor, który wybrała dla siebie. Odwaga, siła, namiętność... rzuciła ukradkowe spojrzenie na przyszłego męża. On również utkwił palące spojrzenie w jej wstęgach. Dyrektor z powagą ujął je w ręce. Automatycznie obróciła się twarzą do Severusa.
Włosy miał związane z tyłu czarną wstążką; czarny strój złożony z koszuli i spodni z bardzo delikatnej tkaniny uzupełniała peleryna, również czarna, z bardziej luksusowego materiału, niż do tej pory widziała, ozdobiona celtyckimi symbolami, wyhaftowanymi srebrną nicią, tak samo jak na brzegu koszuli. Ucieszyła się widząc, że Colin Creevey robi zdjęcia; bardzo chciała zobaczyć, jak wyglądają razem – powiewna biel obok powiewnej czerni. Uświadomiła sobie, że Severus również się jej przygląda, jednak z jego spojrzenia nie mogła nic wyczytać.

- Węzły tu zawiązane zostaną utworzone przez wasze przysięgi. Los waszego małżeństwa trzymacie bowiem we własnych rękach. Jako symbol obietnic, które złożycie, nałóżcie sobie obrączki.
Ta część ceremonii przypomniała Hermionie mugolskie śluby, które widziała. To naprawdę się dzieje. Drżącą ręką wyciągnęła obrączkę i nałożyła ją na jego lewą dłoń, a on uczynił to samo. Ciężka platyna zabłysła w słońcu, ukazując wygrawerowane symbole. Widok obrączki nakładanej na jej palec wywołał w niej szok – była bliźniaczo podobna do tej, którą sama wybrała. Jaka szansa, że to przypadek? Ciekawa jego reakcji, obserwowała go uważnie. Widząc obrączkę na swoim palcu, obrzucił Hermionę badawczym spojrzeniem. Albus uśmiechnął się, jakby zadowolony z siebie.
- Złączcie ręce.

Prawa ręka z prawą, lewa z lewą, dłonie z obrączkami na wierzchu. Hermiona przypomniała sobie odpowiedź Minerwy na pytanie, dlaczego trzeba złączyć obie pary rąk: uśmiechnęła się tylko i poleciła jej spojrzeć na to z góry. Ósemka, symbol nieskończoności.
Zamknęła na chwilę oczy, usiłując uspokoić swój oddech. Poczuła uspokajający uścisk jego dłoni; otworzywszy oczy, ujrzała cień znajomego uśmieszku.

- Czy chcecie traktować siebie nawzajem z szacunkiem i honorem i nigdy nie naruszyć tego honoru?
- Chcemy. Ja już go szanuję.
Albus zawiązał błękitną wstęgę wokół ich rąk i przegubów. – Połączenie zostało dokonane.
- Czy chcecie dzielić wzajemnie swój ból i pragniecie go koić?
- Chcemy. On to właśnie robi, kiedy przytula mnie we śnie, odpędza te koszmary...
Srebrna wstęga została udrapowana w identyczny sposób. - Połączenie zostało dokonane.
- Czy chcecie dzielić swoje ciężary i podnosić się wzajemnie na duchu?
- Chcemy. Ciekawe, czy będzie chciał się ze mną dzielić? A może to ja jestem jedynym ciężarem?
Czerwona wstęga podzieliła los poprzednich. Hermiona wpatrywała się jak zauroczona, jak jej końce powiewają w lekkim wietrze, jak tańczące płomienie. - Połączenie zostało dokonane.
- Czy chcecie dzielić razem swój śmiech, szukać w życiu jasnych stron i dobra w sobie nawzajem?
- Chcemy. Może uda mi się częściej słyszeć, jak się śmieje. Nigdy nie sądziłam, że to taki piękny dźwięk.
Ostatnia wstęga, również czerwona, oplotła ich ręce. - Połączenie zostało dokonane.
Albus ujął w ręce końce błękitnej wstęgi i zawiązał węzeł. – Jesteście związani błękitem. Hermiona pragnie wnieść do tego małżeństwa szczerość, zrozumienie, cierpliwość i lojalność.
Spojrzenie Severusa było dziwnie łagodne. Dyrektor zawiązał końce srebrnej wstęgi.
- Jesteście związani srebrem. Severus pragnie wnieść w ten związek bezpieczeństwo, inspirację, twórczość i potęgę podświadomości.
Bezpieczeństwo – prawdziwość tego stwierdzenia była niezaprzeczalna. Albus związał razem cztery końce czerwonych wstęg i przerwał na chwilę, spoglądając na nich oboje. – Jesteście związani czerwienią. Oboje pragniecie wnieść w to małżeństwo pasję, wolę, odwagę i siłę. Niech ten główny kolor przysporzy waszemu związkowi siły i pasji. Hermiono i Severusie – tak jak związane są wasze ręce, tak wasze dusze połączone są w związku opartym na honorze i zaufaniu. Ponad wami jest słońce, pod wami ziemia, i tak jak słońce, wasze małżeństwo niech będzie źródłem światła; tak jak ziemia, mocnym fundamentem. Jesteście częściami jednej całości, mężem i żoną. Niech bogowie świętują razem z wami.
Z tymi słowy Albus odsunął się, a urzędnicy Ministerstwa podnieśli różdżki. Snape przyciągnął ją do siebie związanymi rękami, pochylając się, żeby ją pocałować. Prawie nie dostrzegała błysków białego i żółtego światła z rozmaitych zaklęć rzucanych na nich w tym momencie. Nic się nie liczyło.

Kiedy odsunęli się od siebie, Albus zdjął wstęgi i położył je na ołtarzu. Ze zdumieniem zauważyła, że urzędników Ministerstwa już nie ma – ciekawe, ile czasu stali tak, nie zwracając uwagi na otoczenie.
- Chodź, chyba niektórzy chcą z tobą porozmawiać. – Obróciwszy się, zobaczyła grupkę przyjaciół, zmierzających w ich stronę. Harry uśmiechnął się odrobinę smutno, wywołując w niej lekkie ukłucie żalu. Z proszącym spojrzeniem pociągnęła Severusa za ramię, na co on przewrócił tylko oczami i dał się poprowadzić w tamtą stronę.
- Harry, ja... – przerwał jej dziwny gardłowy dźwięk, dochodzący od Lavender. Harry natychmiast odwrócił się w jej stronę i wbił w nią wzrok, jakby spodziewając się czegoś.
- Dobrze się czujesz?
Nagle oczy Lavender uciekły w głąb czaszki i zacisnęła palce na ramieniu Hermiony.
- Panno Brown! Panno Patil, proszę się uspokoić! – syknął Severus, zanim Parvati zdążyła wrzasnąć. Wszyscy zamilkli, gdy Lavender zaczęła mówić nienaturalnie niskim głosem:

- Kluczem do zwycięstwa światła nad cieniem jest krew przyjaciela związana w czerwieni. Z ciemności w światło, z rozpaczy w nadzieję, z jelenia w ostrze, z ostrza w ciało. Zdrada niesie nadzieję, lojalność – ruinę. Obrzęd Krwi pokona cień, przynosząc śmierć Czarnego Pana.

Na chwilę zapanowała cisza, po czym Harry chwycił Lavender za ręce, odciągając ją od Hermiony. Jasnowłosa dziewczyna zamrugała oczami i skupiła wzrok na młodej parze.
- Moje gratulacje, Hermiono, profesorze.
- Panno Brown?
- Słucham? – Lavender rozejrzała się pytająco, zmieszana widokiem ich zdumionych min. – O co chodzi?
- Masz pojęcie, co właśnie powiedziałaś? – zapytał Harry. – To znaczy, przed „o co chodzi?”
- O czym ty mówisz? Właśnie mówiłam ci, że Hermiona pięknie wygląda, a potem złożyłam im gratulacje. – zdziwiła się Lavender. Coś jej jednak nie pasowało. – Ale jak się tu znaleźliście tak szybko? Byliście przed ołtarzem...
Parvati odzyskała nareszcie głos. – Właśnie wygłosiłaś przepowiednię! Profesor Trelawney miała rację – masz dar! – Oczy Lavender rozbłysły i obie aż zapiszczały z podniecenia. Severus spoglądał na nie krzywiąc się z niesmakiem, a Hermiona przewróciłaby pewnie oczami, gdyby uwaga jej nie była skupiona wciąż na tajemniczych słowach. Poczuła zimny dreszcz. Harry miał dziwny wyraz twarzy – szok pomieszany ze strachem.
Krew przyjaciela związana w czerwieni... Jesteście związani czerwienią…
Musiał dojść do tego samego wniosku. Otworzyła usta, ale Severus powstrzymał ją.
- Albusie – stary czarodziej stał za nimi. – słyszałeś?
- Tak.
- Czy wie pan, co to znaczy? – zapytała Ginny, ze wzrokiem wlepionym wciąż w Hermionę.
- Tego nie wiem, panno Weasley. Chociaż niektóre części wydają się jasne... – utkwił w Hermionie poważne spojrzenie niebieskich oczu. Była wdzięczna Severusowi, czując wciąż jego rękę na ramieniu. – To dla mnie wielka ulga, że wybrała pani tę drogę. Przynosi nam pani nadzieję. Krew przyjaciela, związana czerwienią... – spojrzał znacząco na wstęgi, leżące na ołtarzu.
- Związana... przyjaźnię się z Harrym, ale skąd ja mam mieć klucz? – poczuła skurcz w żołądku. Snape otoczył ją ramieniem.
- Spokojnie. – rzucił dyrektorowi druzgocące spojrzenie. – Albusie, wiesz, że przepowiednie są w najlepszym razie niejasne, a w najgorszym – całkowicie mylne. Zanim wyciągniemy pochopne wnioski, powinniśmy przeanalizować słowa panny Brown. To bardzo tajemnicza wypowiedź.
Harry odprężył się na te słowa, a Ginny przytaknęła entuzjastycznie. Parvati i Lavender wciąż były zajęte sobą, rozkoszując się nowo odkrytym talentem Lavender.
- Oczywiście, wybaczcie. – Albus rozejrzał się wokół i odetchnął z ulgą. – Przynajmniej wiadomo, że przedstawiciele Ministerstwa wyszli, zanim panna Brown zaczęła mówić.
- W rzeczy samej, nie byłoby dla nas dobrze, gdyby Malfoy to usłyszał. Wyciągnąłby te same wnioski. – Snape rozejrzał się z ponurą miną. – Kto jeszcze mógł słyszeć? Ty miałeś lepszy ogląd sytuacji.
- Tylko najbliżej stojące osoby. Kiedy rozpoznałem oznaki, rzuciłem zaklęcie wyciszające wokół was. Więc Harry, panna Weasley, panny Brown i Patil, no i wy dwoje.

Severus utkwił wzrok w dyrektorze, nie mrugając oczyma. Hermiona zastanawiała się, co w ten sposób usiłuje mu powiedzieć.
- Nie – Dumbledore pokręcił głową. – Rozumiem twoje zatroskania, ale nie zgadzam się na Obliviate. Jeśli uświadomimy pannie Patil powagę sytuacji, na pewno przekonamy ją, aby milczała.
- To może przysięga na różdżkę, dla pewności? Od obydwu, panie profesorze? Parvati i Lavender nie mają zwyczaju trzymać języka za zębami, a nie chcę, żeby Hermiona ryzykowała. – głos Harry’ego brzmiał jak stal, a wyraz twarzy miał twardy i nie znoszący sprzeciwu. Nigdy przedtem nie przypominał jej Severusa.
- Zgadzam się z tobą, Potter – odezwał się Snape z tym samym wyrazem twarzy. – Ja również nie chcę uzależniać życia Hermiony od ich zdolności do zachowania tajemnicy.
- Dobrze. – Dyrektor przywołał dwie przyjaciółki i wytłumaczył im powagę sytuacji, przedstawiając ją tak, jakby to one same były w niebezpieczeństwie, gdyby Voldemort się dowiedział. Nie skłamał ani razu, ale pozostawił tyle sugestii, że wyciągnęły własne wnioski i zgodziły się złożyć przysięgę.
- Nawet profesor Trelawney. – odezwał się chłodno Harry.
- Nikomu, w żadnej formie. – poprawił Severus jeszcze zimniejszym tonem. Skuliły się pod jego spojrzeniem, szybko wyciągnęły różdżki i wypowiedziały zaklęcie, po czym przysięgły nie wspominać o proroctwie Lavender nikomu poza dyrektorem Harrym lub Severusem. Różdżki rozjarzyły się na moment niebieskim światłem i zgasły.
Dopiero wtedy Hermiona zorientowała się, że Severus nie zażądał przysięgi od Ginny. Jak gdyby czytając to pytanie z jej oczu, nachylił się do jej ucha.
- Panna Weasley ma znacznie więcej rozumu niż one, a poza tym mając prawie całą rodzinę w Zakonie, i tak będzie włączona w dyskusje o tej przepowiedni. – Przytaknęła, starając się nie czuć jego ciepłego oddechu na szyi.
- Dobrze, wszystko już ustalone, teraz chyba czeka na nas uczta! – Albus znów mrugnął, patrząc na nich. Hermiona skrzywiła się w duchu – na pewno wyobrażał sobie, że Severus szepcze jej jakieś słodkie słówka. Widząc jego zirytowaną minę omal nie zachichotała. Musiał pomyśleć o tym samym.

Uczta przeciągała się ponad jej oczekiwania; z drugiej strony cieszyła się z tego, jako że z każdą godziną czuła większy niepokój. Co gorsza, kiedy Colin i jego brat Dennis zaczęli stukać widelcami o kieliszki, Albus, zapoznawszy się z mugolską tradycją, nalegał, aby uczyniono jej zadość, denerwując Snape’a. Nie, żeby miała coś przeciwko całowaniu się, ale to trzepotanie w żołądku...
Wszyscy obecni członkowie Zakonu podchodzili, żeby z nimi porozmawiać. Kiedy Molly i Artur ucałowali ją, przez chwilę nie mogła wydobyć z siebie głosu. – Uważaj na siebie, i bądź szczęśliwa. – szepnęła matka Rona. Powiedziała również coś na ucho Severusowi, a on skinął głową z powagą, zamiast uśmiechnąć się drwiąco. Łzy, które zebrały się w jej oczach, osuszyło nadejście Hagrida. Nie mogła się nie roześmiać, kiedy półolbrzym chwycił ją w swoje potężne objęcia.
Mniej więcej o zmierzchu uczta zaczęła zbliżać się ku końcowi.
- Jeśli chcesz, możemy już iść.

Chwilę później znaleźli się w mieszkaniu. – Chyba rozpuszczę włosy. – powiedziała nerwowo. Wieszając pelerynę w szafie, uśmiechnęła się przy dotknięciu delikatnego materiału. Usiadła przed lustrem, żeby wyciągnąć szpilki z włosów. Popatrzyła na swoje odbicie, nie wiedząc, gdzie zacząć; zabolało ją, gdy wyciągnęła jedną pod niewłaściwym kątem.
- Pomogę ci. To trudno zrobić samemu, z lustrem czy bez. – On też pozbył się peleryny.
Patrzyła jak urzeczona, jak stojąc za nią, wyciąga powoli szpilkę z jej włosów, rozprostowując skręcone pasmo.
- Minerwa musiała chyba wetknąć w ten kok ze sto szpilek... dziwiłam się, że nie użyła zaklęcia, ale podobno to...
- Tradycja.
- Tak.
Kolejne pasemko, szczupłe dłonie o długich, zręcznych palcach. Kto by przypuszczał, Mistrz Eliksirów... Skupiony na swoim zadaniu, odprężony, spokojny. Blask świec odbijający się od gładkiej powierzchni jego włosów. Nieprzenikniony wyraz twarzy, wyrachowane spojrzenie w lustrze. Powinna je jakoś rozszyfrować... Kolejne wyciągnięte szpilki, pieszczotliwy dotyk palców na karku, wstrzymuje oddech...
- Masz naprawdę piękne włosy. – jeszcze nie słyszała takiego tonu w jego głosie. Koniec ze szpilkami, ręce zanurzone we włosach, dreszcz na plecach. Miękki materiał ocierający się o skórę, ciepłe dłonie na ramionach, pod ramiączkami sukni.
- Hermiona...
Można powiedzieć, prawie przyjacielski pocałunek... delikatny, ciepły, drażniący; kolejne, odrobinę mocniejsze. Lekki jak piórko dotyk w kącikach ust, dłonie obejmujące jej twarz. Jest niesamowity... Bliżej, jeszcze bliżej. Ramiączka sukni zsuwające się po kolei, leciutkie pocałunki na odkrytej skórze, drżące dłonie pod jego koszulą, fantastycznie przewrotne myśli... Pomyśl tylko, jeśli robi tak dobry użytek ze swego języka w łóżku, jak wtedy, kiedy obraża uczniów...

Spojrzenie w lustro. Czarna koszula i włosy kontrastujące z jej suknią i jasną karnacją. Jej zadowolony, senny wyraz twarzy, Ładnie wyglądamy razem... Pierwszy guzik na plecach sukni, uderzenie chłodnego powietrza, oczekiwanie zmieszane z napięciem, na wspomnienie nalegań McGonagall, że nie może być nic pod spodem... Niezręczna manipulacja przy guzikach jego koszuli, nie ma wprawy, ale i tak nieźle jej idzie, przesuwa dłońmi po gładkiej, ciepłej skórze, lekkie drżenie mięśni pod jej palcami, kolejne dwa guziki sukni. Ciężki materiał opada natychmiast, zimne powietrze... Wciąż zapięte mankiety, ale to nic, naprawił to od razu, koszula ląduje na podłodze, dłonie obejmujące jej piersi, przyśpieszony oddech, suknia ześlizguje się po biodrach i udach, znów te nerwy...
- Wiesz co, ja...
- Powiedz mi... albo pokaż... co byś chciała. – aksamitny szept tuż koło ucha, przeciągnął wargami po jej szyi, odrzuciła głowę do tyłu, trudno jest myśleć...
- Jeśli czegoś nie chcesz, powiedz mi...
Jego usta wędrują, po twarzy, podbródku, znów w zagłębieniu szyi.
– Jeśli chciałabyś, żebym coś zrobił... powiedz mi. – Tak blisko, dosłownie w odległości centymetrów, czarne studnie. Ciepły oddech, tuż koło ucha. – A gdybyś chciała... żebym coś powtórzył...

- Proś.

Jak zaklęcie... nigdy nie słyszała czegoś takiego... ach, to wrażliwe miejsce za uchem, którego dotknął delikatnie językiem, niesamowite uczucie, niepotrzebnie się martwiła, że jest bardziej doświadczony, teraz już wiadomo, na czym to polega – potrafi wyzwolić w niej każdą reakcję, jaką tylko chce, za wiedzą... i zgodą... entuzjastyczną zgodą... znów te ręce... wszelkie myślenie stało się niemożliwe.

Rozdział 12

Obudziwszy się, Severus doszedł do wniosku, że częściowo przykrywa go czyjeś ciało. Masa loków pozwalała łatwo zidentyfikować jego właścicielkę w każdej sytuacji. Bezwiednie pogładził jej ramię i plecy, kontemplując miękkość skóry. Poprzedniego wieczoru czuł się, jak gdyby tonął w niej, była uosobieniem miękkości. Mimo, iż poznał w życiu wiele kobiet, żadna nie była tak świeża, jak ta. Nie potrafił już nazywać jej dziewczyną.
Zaskoczyła go mile jej spontaniczność. Wprawdzie i tak zachowywał się powściągliwie, i chociaż nie miał wątpliwości, że ostatni wieczór spędziła przyjemnie, nie chciał jednak posuwać się za daleko. Na razie, poprawił się z uśmieszkiem. Entuzjastyczny odzew na jego polecenia pozwalał przypuszczać, że być może realizacja jego rzeczywistych pragnień będzie możliwa. W swoim czasie, naturalnie.
Dłoń spoczywająca na jego piersi poruszyła się. Znieruchomiał. Odprężył się, gdy się zatrzymała. Pamiętał, jak poprzedniego dnia dotknęła blizny po Obrzędzie Krwi i Zew prawie przejął nad nim kontrolę, zanim zdał sobie sprawę, co się dzieje. Nigdy przedtem nie budził się tak szybko i gwałtownie, za wyjątkiem sytuacji, kiedy Severus czuł w nozdrzach zapach krwi. Zszokowany, odciągnął wtedy jej rękę, ale zdążył usłyszeć rozkaz, który zabrzmiał, nieproszony, w jego głowie.

Zwiąż ją ze sobą.
Zew rzadko odzywał się tak bezpośrednio. Dlaczego?
A ostatniej nocy, kiedy znów niechcący dotknęła dłonią blizny, rozkaz zabrzmiał ponownie: Zwiąż ją ze sobą. Mruknął coś i zamknął oczy, skupiając się na powstrzymaniu go. Na szczęście, uczucie przymusu szybko ustąpiło; gdyby nie to, prawdopodobnie nie byłby w stanie się kontrolować i wtedy jego starannie obmyślane plany i ostrożne manipulacje ległyby w gruzach.

Co obudziło Zew? Żałował, nie po raz pierwszy zresztą, że tak mało dokonano badań nad jego naturą. Ci, których część stanowił, nie cieszyli się z przesłuchiwania na temat jego efektów. Wiedza Severusa pochodziła z różnych źródeł: pamiętników, własnych doświadczeń i obserwacji innych adeptów czarnej magii. Był aż nadto świadom, że wiedza ta jest pobieżna, choć i tak jego badania były bardziej obiektywne niż innych.

Westchnął i pogłaskał znów jej ramię, delektując się jego ciepłem i gładkością. Wczorajszy dzień dostarczył mu wielu niespodzianek. Na przykład kolory jej wstęg. Czerwień. Sam dokonał bardzo przemyślanego wyboru, ona z pewnością też. Odwaga, siła, namiętność – Zew się tego domagał, jak również jego własna osobowość. Na pewno nie jest uległy, i nigdy nie będzie.
Spodziewał się czerwieni. Niewątpliwie odznacza się odwagą, siłą woli i pasją, zwłaszcza w obronie tych, których uważa za bezbronnych, na przykład Longbottoma. Albo te niefortunne próby wyzwolenia skrzatów domowych. Ostatnia noc przekonała go, że pasja ta objawia się również na inne sposoby. Nie, czerwień nie była zaskoczeniem, ale błękit? Zrozumienie? Lojalność? Początkowo był zaskoczony, jednak po przemyśleniu – pasowało. Odznacza się wielką lojalnością, jak przystało na Gryfonkę. Poza tym, niewielu ludzi jest w stanie zaoferować mu zrozumienie – ci, którzy wciąż są po stronie Światła, mimo kuszenia przez Ciemność. Ona jest jedną z tych niewielu.
No i ma do niego zaufanie. A on? Nie ma to wprawdzie wielkiego znaczenia, ale zapewne byłoby dobrze dodać kogoś do tej krótkiej listy osób, którym ufa. Powstrzymał prychnięcie. Warunkowym zaufaniem darzy kilka osób, głównie członków Zakonu, ale całkowite zaufanie? Tylko do siebie. Faktycznie, bardzo krótka lista.

Poruszyła się. Wolną ręką chwycił dłoń leżącą na jego piersi, i obrączka na jego palcu znalazła się w zasięgu wzroku. Kolejna niespodzianka – wybrali identyczne. Wcześniej przeszła mu przez głowę potworna myśl, że Minerwa zechce zabawić się jego kosztem i namówi Hermionę na coś zupełnie nieodpowiedniego, coś w złocie i czerwieni. Najwyraźniej jednak rozsądek przeważył, albo Minerwa rzeczywiście wykazała odrobinę współczucia.

- Dzień dobry. – powiedział cicho, gdy Hermiona podniosła głowę. Powstrzymał uśmieszek na widok czerwonej plamy odciśniętej na jej policzku.
- Dzień dobry. – uśmiechnęła się nieśmiało, wciąż zaspana. Wyczuł jej napięcie i postanowił rozładować sytuację; w końcu czeka ich jeszcze wiele takich poranków, a nie ma sensu zaczynać od niezręczności. Pogłaskał jej policzek; odprężyła się od razu. Nawet najprostszy gest daje fantastyczne efekty. Z drugiej strony, musiał uznać za nowość, że gesty te były jego własną inicjatywą, a nie skutkiem jej niedoświadczenia.
Dotknął ustami jej czoła. – Gotowa na śniadanie? Chyba trochę dzisiaj zaspaliśmy.
Przytaknęła i wyplątawszy się z jego objęć wyśliznęła się z łóżka. Wstała rumieniąc się lekko, świadoma własnej nagości oraz pary oczu śledzącej jej ruchy. Nie mógł na to nic poradzić: miała właśnie tak wyrzeźbione ciało, jak się spodziewał, gdzieniegdzie parę piegów na gładkiej skórze. Zauważył wczoraj takie właśnie piegowate miejsce na udzie i teraz uśmiechnął się, widząc je znowu.
Rozczarowała go odrobinę, zakładając szlafrok po drodze do łazienki. Oparł głowę z powrotem na poduszce i odetchnął głęboko. Z całą pewnością jest to denerwujące. Zakłócenie schematu dnia, inwazja na jego prywatność, smutny koniec życia w odosobnieniu. Pomimo to, musiał przyznać, że cała ta sytuacja ma swoje plusy.

************************

Hermiona przyglądała się pamiętnikowi leżącemu na stole.
- Myślisz, że powinnam dzisiaj zacząć w nim pisać? To by było sensowne, mówię o momencie rozpoczęcia. – Przyłożyła obie dłonie do serca i dramatycznym tonem oznajmiła: - „Pamiętnik młodej mężatki”.
Severus uniósł brew, słysząc frywolny tytuł. – Trochę przesadzone, ale zapewne typowo kobiece. A może typowe dla Gryffindoru. – uśmiechnął się, widząc jej minę. – Ale w pewnym sensie uzasadnione.
- Co mam napisać? Powinnam być w siódmym niebie, czy może zła, zrozpaczona? – Pokręcił głową. – Musi brzmieć naturalnie. Z tym, że naszym obecnym celem jest podkreślić, że jeszcze jest za wcześnie, żebyś stanęła przed Czarnym Panem.

Wciągnęła gwałtownie powietrze, zaskoczona jego niedbałym tonem. Spojrzał na nią ostro. – Chyba musiałaś się spodziewać, że w końcu zażąda, żebyś się zjawiła?
- Wiem, to logiczne, ale po prostu nie myślałam o tym. Ale on przecież jest świetny w legilimencji, co będzie, jeśli... Nie chcę ujawnić naszego planu, ani zdemaskować ciebie. – W żołądku Hermiony uformował się supeł.
- I dlatego właśnie zaczniemy w tym tygodniu lekcje oklumencji. Nie musisz blokować całej swojej wiedzy o mojej działalności. Czarny Pan wie, że Dumbledore uważa mnie za swojego szpiega, i wie również, że tylko dlatego ty zgodziłaś się na to małżeństwo. Jedyne rzeczy, które musisz chronić, to moja znajomość oklumencji oraz przepowiednie, może ewentualnie coś jeszcze. – dalej bawił się widelcem. – Będę jednak starał się opóźnić to, jak tylko się da. Im więcej zdołasz się nauczyć, tym lepiej. – spojrzał na nią znacząco. – Ten pamiętnik może okazać się przydatny jako taktyka opóźniająca. Musimy przekonać czytającego, że zaczynasz mi ufać, ale wciąż masz obiekcje, zwłaszcza co do mojej znajomości ze śmierciożercami.
Zauważyła, że powiedział „czytającego”, a nie „Wiktora”. – Więc uważasz, że Wiktor, czy ktokolwiek to czyta, donosi Vol... Czarnemu Panu? – Skinął głową.
Hermiona przygryzła wargę. – Musi być widać, że robisz postępy, ale nie aż takie, żeby mogli ryzykować, że mnie przerażą, wzywając do niego?
- Bardzo dobrze, panno... Hermiono. – skrzywił się lekko, zapewne z powodu przejęzyczenia. Już nie jestem panną Granger, pomyślała, z zadowoleniem powracając w myślach do poprzedniego wieczoru.
- ... napisać coś, co będzie wyrażało właściwą treść.
- Zacznę dzisiaj.
Severus wydawał się zatopiony w myślach, obserwując widelec. – Severus?
- Powinnaś też wspomnieć, że zabrałem ci książkę. – Nie musiała pytać, którą. Te kilka słów, które wtedy ujrzała, błyszczących atramentem... Zapłata ofiarowana. Krew przyjęta. Ciekawe, dlaczego wtedy akurat te słowa przykuły jej uwagę, dlaczego akurat Obrzęd Krwi?
- Napiszę. Może być ciekaw, czemu nie opanowuje mnie Zew. – dodała tonem zadziwiająco spokojnym, biorąc pod uwagę burzę, która szalała w jej żołądku. – Więc tak: zabrałeś książkę, ufam ci, ale boję się towarzystwa, z którym się spotykasz. Dlatego nie wiem, czy powinnam ci ufać, mniej więcej tak?
- W skrócie. Nie wiem, co jeszcze kobiety zwykle piszą. Niech to będzie jak najbardziej naturalne. Gdyby nabrał podejrzeń...
- Wiem. – Obserwowała jego palce, w których obracał widelec i zarumieniła się lekko na myśl, co jeszcze potrafią. Poprzedni wieczór przeszedł jej najśmielsze oczekiwania i nie mogła się doczekać powtórki. Spychając na bok tę myśl, dostrzegła jego przenikliwy wzrok. Spojrzał w dół na swoje dłonie, znów na nią – uśmieszek na jego twarzy rósł razem z jej rumieńcem. Czy on musi być tak piekielnie spostrzegawczy?

- Wiesz co... – w panice szukała jakiegoś tematu – właściwie to przydałyby mi się jakieś odpowiednie szaty, mam tylko te, oprócz szkolnych i wyjściowych, a szkolnych chyba nie powinnam już nosić.
Zaakceptował zmianę tematu. – Tak, zwłaszcza, jeśli Minerwa będzie potrzebować twojej pomocy na zajęciach. Musisz wzbudzać szacunek, twój wiek działa na twoją niekorzyść.
- A ty zacząłeś uczyć w młodym wieku, prawda? – Uniósł brwi. – No dobrze, głupie pytanie, wiem, że tak. Szybciej mówię, niż myślę. – Potwierdził to uśmieszkiem.
- Mógłbyś chociaż udawać, że się nie zgadzasz!
- Nie widzę powodu. – Znów te piekielne brwi.
- Nazywa się zwyczajna uprzejmość.
- Nie jestem zwyczajny.
Przewróciła oczami. – Mów do mnie jeszcze. – Powinnam była sobie kupić, kiedy byłam ostatnio z Minerwą na Pokątnej, ale wtedy byłam zaabsorbowana czym innym. Może wybierze się ze mną jeszcze raz.
- Nie. Ja pójdę z tobą. Mam sprawy do załatwienia, może być dzisiaj. Będziesz miała okazję odebrać swój klucz do skrytki.
- Do skrytki? Zapomniałam o tym.
- Coś podobnego, wszystkowiedząca mądrala o tym nie pomyślała.
- Przestań. – Nie mogła jednak powstrzymać uśmiechu. Zaczynała powoli rozumieć jego poczucie humoru. Większość tych złośliwych uwag podczas lekcji była zabawna, jeśli spojrzeć obiektywnie.
- Chciałabym też wstąpić do „Esów i Floresów” po książki do transmutacji. Minerwa umówiła się ze mną pod koniec tygodnia, ale chcę już zacząć, no i muszę czymś się zająć, kiedy ty będziesz zajmował się terroryzowaniem uczniów.
- Dobrze. Trzeba się przygotować. – przytaknął z błyskiem rozbawienia w oku, przeciągając dłonią po podbródku. Wstał, a luźne poły szlafroka rozchyliły się, ukazując ukośną bliznę. Hermionę swędziały palce. Dotknąć go. Odwróciła oczy. Przedtem sądziła, że hormony dadzą jej spokój po skonsumowaniu małżeństwa. Niestety, było znacznie gorzej. Wredny nauczyciel eliksirów... kto by mógł przypuszczać, że okaże się tak utalentowanym kochankiem? No, może tylko Parvati i Lavender.

Godzinę później stali przy ladzie w banku Gringotta, a goblin przyglądał się im podejrzliwie. Nie było w tym nic dziwnego, gobliny zawsze traktowały wszystkich podejrzliwie. Podał jej srebrny kluczyk i wskazał gestem innego goblina, który zaprowadził ich do jednego z wózków. Na widok wózka Hermiona poczuła skurcz żołądka – nienawidziła szczerze tych przejażdżek, nie będąc fanką dużych wysokości. Podczas swojej pierwszej jazdy krętymi tunelami popełniła błąd i wychyliła się z wózka na zakręcie. Wydawało się, że pod szynami nie ma nic.

Zacisnęła powieki, zanim jeszcze wózek ruszył. Była na tyle wdzięczna Severusowi za to, że objął ją ramieniem, że zignorowała jego cichy, pogardliwy śmiech. Uczepiła się go obiema rękami i puściła dopiero wtedy, gdy rozchybotany wózek się zatrzymał. Odczekała chwilę, aż jej żołądek dojdzie do siebie, a otworzywszy oczy, ujrzała rozbawione spojrzenie Severusa, niemalże słysząc: „To ta gryfońska odwaga”.
- Czy już gotowa? – zapytał przeciągle, unosząc brwi. Miała ochotę go uderzyć, ale przyjęła pomoc przy wysiadaniu.
Kiedy otworzył drzwi do skrytki, zdumiała się na widok jej zawartości. – Mówiłeś, że twoja rodzina nie jest zamożna... – urwała, przeklinając swój długi język i czekając na złośliwą uwagę. Nie doczekała się.
- Bo nie jest. To nagromadzone przez lata... wynagrodzenie za ryzyko, jako dodatek do normalnej pensji nauczyciela i Opiekuna Domu. – Właściwie nie było to zbyt dziwne, nie prowadził przecież wystawnego trybu życia i nie miał rodziny na utrzymaniu, wydawało się więc logiczne, że udało mu się trochę odłożyć. Skrytkę wypełniały sterty monet, przedmioty użytkowe, niezidentyfikowane kształty przykryte tkaniną, oraz książki, całe stosy książek.

Skusił ją tom leżący na wierzchu sterty przy wejściu – niewiele myśląc, wyciągnęła rękę. Długie palce chwyciły jej przegub, zanim dotknęła popękanej skórzanej oprawy.
- Powściągnij swoją wybujałą ciekawość, moja droga. Proponowałbym, żebyś nie dotykała żadnej z tych książek bez mojego polecenia. Trzymam tu bardziej złośliwe książki mojego ojca. Potrafią się dość skutecznie bronić. – tym razem jedwabisty ton brzmiał raczej złowrogo.
- Och... – wycofała rękę, czując znajome trzepotanie w żołądku, kiedy delikatnie pogłaskał wnętrze jej dłoni. Odwróciła wzrok i ujrzała pod ścianą zawartość własnej skrytki, nieco mniejszych rozmiarów.
- Szybko im poszło.
- Gobliny pracują bardzo wydajnie. Ministerstwo też, w takich sprawach. – odparł z roztargnieniem, napełniając sakiewkę galeonami.

Ministerstwo musiało przenieść wszystko od razu po ceremonii. Klauzula o podziale majątku – przejrzała ją tylko, skupiając się na innych zagadnieniach. Teraz jednak ogarnęły ją złe przeczucia: jaka jest gwarancja, że współmałżonek otrzyma dostęp do skrytki? Majątek przeniesiono automatycznie, ale nie utworzono automatycznie drugiego klucza. Goblin, którego o to poprosili, miał dziwną minę, zapewne nie był to częsty przypadek. Nie wyobrażała sobie Dracona wręczającego jej klucz do skrytki. A co z innymi, którzy wchodzili w rodziny czystej krwi? Czeka ich niewolnictwo, w gruncie rzeczy. I nic nie można z tym zrobić, nie demaskując Severusa.
Zacisnęła pięści, przysięgając w duchu, że dołoży wszelkich starań, aby Voldemort został pokonany najszybciej, jak się da. Wtedy natychmiast zajmie się zorganizowaniem nacisku na Ministerstwo, żądając zniesienia ustawy, która była prawnym usankcjonowaniem niewolnictwa. W przeciwieństwie do nieszczęsnej kampanii WESZ, tym razem się uda. Poradzi sobie z pogróżkami ze strony chciwców, którzy polują na pieniądze czarodziejów z mugolskich rodzin. Proszę bardzo. Zresztą, kto zechce zadzierać z jej mężem, byłym śmierciożercą? A jeśli myślą, że to on jest zły... Na jej usta wypełzł złośliwy uśmiech. Nie mogła się doczekać.

Po kolejnej przejażdżce wózkiem, po której Severus stwierdził, że do końca życia pozostaną mu ślady jej zaciśniętych palców, udali się do Madame Malkin. Kiedy oboje weszli do sklepu, brwi właścicielki ze zdumienia uniosły się aż do linii włosów. Hermiona miała ochotę się roześmiać, przypomniawszy sobie, że przecież McGonagall nie sprecyzowała, z którą to mianowicie rodziną czystej krwi zwiąże się Hermiona. Madame Malkin powstrzymała się jednak od komentarza.
Wizyta w sklepie nie trwała długo. Źle skrywane zniecierpliwienie Severusa zmusiło Hermionę do pośpiechu. Słysząc jego trzecie z kolei westchnienie, przewróciła oczami.
- Słuchaj, za tydzień jest wyjście do Hogsmeade, wezmę teraz tylko te szaty, a w sobotę wybiorę się z Ginny po resztę rzeczy.
- Chętnie zaczekam... jeśli to konieczne. – Ostatnie słowa wycedził tak, że odebrało to całą szczerość wypowiedzi. Widać było, że czeka tylko dlatego, żeby nie chodziła nigdzie sama.
- Z Ginny będzie fajniej. Nie będzie tak mruczeć za moimi plecami, żebym się pośpieszyła.
- Ewidentnie ma o wiele wyższy poziom odporności na nudę. – zakpił Severus.
- Nie, ma tylko o wiele wyższy poziom uprzejmości. – wymamrotała. Mruknął coś w odpowiedzi, ale wydało się jej, że dostrzegła cień uśmiechu.

W „Esach i Floresach” zeszło im sporo czasu. Hermiona przeglądała najnowsze tytuły z zaawansowanej transmutacji, podczas gdy Severus zagłębił się w dział eliksirów. Wybrała kilka pozycji i ruszyła w jego kierunku, zatrzymała się jednak przy półce z napisem Obrona Przed Czarną Magią. Przebiegła wzrokiem po tytułach: „Broń się przed czarną magią”, „Ilustrowana historia złowrogich zaklęć”. Ten tytuł przyprawił ją o dreszcz. Ilustrowana historia? Wzrok jej padł na cienką książkę, zatytułowaną „Pokusa czarnej magii”.
Jest bardziej wciągająca, niż myślisz.
Już chciała zdjąć ją z półki, gdy usłyszała głos za plecami: - Na ten temat nie mają tu niczego ciekawego. Jeśli sobie życzysz, mam ciekawe pozycje w mojej prywatnej bibliotece.
Odczuła pewną ulgę, widząc, że nie zauważył tytułu. Mógłby zadawać jej pytania, na które nie miała ochoty odpowiadać.
- Już wybrałaś?
- Biorę te.
Wyciągnął po nie rękę. – Przecież ty nie masz nic wspólnego ze zwyczajną uprzejmością?
- Twoja słynna pamięć już cię zawodzi w tak młodym wieku... Jeśli sobie przypominasz, mówiłem, że nie jestem zwyczajny.
- Hmm.
- Nie życzę sobie, żeby idioci, którzy tu pracują, pomyśleli, że traktuję cię jak skrzata domowego.
- No tak, teraz rozumiem. Wiedziałam, że musi być jakiś ukryty powód.
Zapłacił za zakupy, tak jak i przedtem. Kiedy zaprotestowała w sklepie Madame Malkin, odparł, że przecież czeka ją wycieczka do Hogsmeade, dodając pogardliwy komentarz na temat, jakich spustoszeń w sakiewce mogą dokonać dwie kobiety. Zachichotała, ale przestała się sprzeciwiać.
- Jakie sprawy masz do załatwienia?
Spojrzał z ukosa i pokręcił głową, po czym poprowadził ją do sklepu Ollivandera.

Właściciel sklepu przeszył Hermionę wzrokiem. – Wierzba, dziewięć i pół cala, włos jednorożca, zgadza się? – Zdziwiła się, kiedy wstał od swojego warsztatu i podszedł do niej, rzucając Severusowi znaczące spojrzenie. – I dalej działa? Czasem, kiedy czarownica lub czarodziej zaczyna się specjalizować w... innych rzeczach... okazuje się, że różdżka przestaje być odpowiednia. Zastanawiam się, czy tak jest też w pani przypadku. – Severus przenosił wzrok z jednego na drugie. Hermiona była przykuta do miejsca przez niesamowite, okrągłe jak tarcza księżyca oczy Ollivandera. Odsunął się. – Może i nie. – Severus patrzył na niego z czymś na kształt obawy w oczach.
- Myślałem... ale to nie ma znaczenia. Proszę. – podał Severusowi kawałek pergaminu.
- Dziękuję.
Rzuciwszy obojgu jeszcze jedno przeszywające spojrzenie, Ollivander powrócił do swojego warsztatu.

**************************

Hermiona ziewnęła. Czuła się zmęczona pomimo obudzenia się o późnej porze. Gdy wrócili do Hogwartu, Severus wydawał się pogrążony we własnych myślach. Zapytała go o pergamin, który dostał od Ollivandera, ale kiedy odmówił odpowiedzi, uznała, że ma to związek z jego obowiązkami szpiega, i przestała nalegać.
Poinformował ją, że w związku z przepowiednią Lavender, prawdopodobnie zostanie zwołane zebranie Zakonu. Na jej pytanie, czy zostanie dopuszczona, skrzywił się:
- Tak. Albo cię zaproszą, albo sam cię zabiorę, żeby uniknąć później tysięcy pytań.
Unikając konfrontacji z jego nastrojem, zajęła się nowymi książkami do transmutacji, podczas gdy Severus sprawdzał prace uczniów.
Po kolacji siedziała na kanapie pisząc w pamiętniku. Severus usiadł obok i czytał jej przez ramię.
- Możesz sam napisać, jeśli wolisz.
- Obawiam się, że moje zdolności aktorskie, w mowie czy piśmie, nie sięgają aż tak daleko, żebym potrafił udawać dziewczynę w twoim wieku.
- Martwiłabym się, gdyby tak było. – pióro dalej skrobało po stronie.

Dalej jestem wstrząśnięta tym wszystkim, to było tak szybko! W jednym momencie zastanawiam się, co mogę zrobić, żeby nie wpaść w ręce Malfoya, poza rzuceniem się z Wieży Astronomicznej, a za chwilę profesor Snape – Severus – i Dumbledore przychodzą do mnie z tym planem. Mówią, że jest szpiegiem... wierzę im, ale trochę mnie to martwi, to znaczy, on zawsze spotyka się z Malfoyami na zebraniach, udaje, że się z nimi przyjaźni. A jak będę musiała też się z nimi spotkać? Nie wiem, czy potrafię się powstrzymać – a jak go wydam? Po tym, co się stało, nie chcę widzieć ojca Dracona. Dracona też nie chcę widzieć, ale nic na to nie poradzę, skoro jest tu w szkole.”

- Dobrze napisane. – Severus przebiegł wzrokiem po poprzedniej stronie. – Widzę, że wspomniałaś też o książce. Zdenerwowałaś się, prawda?
- Muszę udawać, że tak. Każdy wie, że jestem molem książkowym, więc jak śmiałeś mnie tak potraktować? – uśmiechnęła się. – Wiesz co? Napiszę do Wiktora, obiecałam mu dłuższy list. Powinnam mu też napisać o tej książce?
- Niezły pomysł. – Severus przeciągnął dłonią po włosach i zamknął oczy.
- Męczące, prawda? Zawsze myśleć o tym, co ktoś planuje, przewidywać wszystkie możliwe skutki? Nie chodzi mi tylko o samo szpiegowanie, ale wszystko, co się z tym wiąże.

Otworzył powoli oczy. Maska, którą zwykle przykrywał emocje, opadła chwilowo i patrzył na nią zupełnie szczerze. – Nie mogę sobie pozwolić na zmęczenie. – Machnął ręką lekceważąco, a maska powróciła na swoje miejsce. – Gram w to już od tylu lat. Nigdy nie da się odpocząć, nawet po pierwszej klęsce Czarnego Pana, musiałem tańczyć tak, jak zagrał Malfoy, utrzymywać kontakty z innymi śmierciożercami...
- A Malfoy zawsze podejrzewał, że to nie był koniec? Cały czas pracował dla sprawy?
- Nie. Największym jego pragnieniem było, żeby Czarny Pan umarł na zawsze. Marzył, że zajmie jego miejsce. Nie domyślasz się jeszcze, jakie są jego ambicje? Ale my, którzy mamy Mroczny Znak, wiedzieliśmy, że to nie koniec, połączenie nie zostało całkowicie zerwane. Ja miałem tylko nadzieję, że jest zbyt słaby, żeby powrócić w cielesnej postaci. Pettigrew zniszczył tę nadzieję.

Ugryzła się mocno w język. Gdyby wysłuchał ich wtedy we Wrzeszczącej Chacie, Pettigrew nigdy by nie uciekł, żeby połączyć się ze swoim panem. Z drugiej strony, Voldemort na pewno znalazłby sobie innego sługę. A biorąc pod uwagę Zew burzący się we krwi Snape’a, mogła być tylko wdzięczna, że wtedy nie pozabijał ich na miejscu.
Jestem w stanie nie reagować. Na ogół. Jednak, kiedy emocje biorą górę... Albo przynajmniej zabiłby Syriusza i wtedy Harry nigdy już by mu nie zaufał, a Zakon nie mógłby korzystać z jego szpiegowskiej działalności. Tyle zmiennych. To tak, jak z domkiem z kart – poruszyć jedną, a zawali się cały.
- Przynajmniej przepowiednia Lavender daje jakąś nadzieję.
Spojrzał na nią dziwnym wzrokiem i otworzył usta, jakby chcąc coś powiedzieć, ale zamknął je i wyciągnął rękę. – To był wyczerpujący dzień, chodź. – Serce biło jej nierówno. Wejdą do sypialni, i co? Obowiązek jest raz na tydzień, ale nie ma przecież ograniczeń – ale jeśli nie zechce, albo będzie zmęczony? Może wystarczy, jeśli sama zacznie? A jeśli ją wyśmieje?
Obserwowała, jak zrzuca szlafrok i kładzie się do łóżka. Jak go zapytać? A jeśli ona mu się wcale nie podoba, może tylko udaje, żeby było łatwiej? Odrzuciła tę myśl. Raczej nie udawał. Nie czuła się jednak na siłach wyjść z propozycją. Szkoda tylko, że ma tak niewielką wiedzę o mężczyznach, przynajmniej w tej dziedzinie.
Opierając głowę na ramieniu Severusa, zamknęła oczy; poczuła ulgę, kiedy przytulił ją do siebie. Trzeba może będzie poprosić o radę Lavender.

**************************

Severus obudził się pierwszy. Hermiona nie miała żadnych porannych zajęć w najbliższych dniach i fakt, że miał łazienkę na wyłączność, cieszył go niezmiernie. Wprawdzie nie spędzała tam szczególnie dużo czasu – jak na kogoś w jej wieku, uwijała się szybko – jednak konieczność przystosowania się do obecności drugiej osoby była sama w sobie nowością, i to niezbyt przyjemną. Może uda się namówić ją na wspólny poranny prysznic, to by z kolei mogło być znacznie przyjemniejsze, pomyślał uśmiechając się przewrotnie. Nie. Wszystko w swoim czasie.

Szykował się do wyjścia na śniadanie, gdy usłyszał trzaskanie w kominku.
- Dyrektorze?
- Dzień dobry. Jest Hermiona?
- Śpi. Potrzebujesz czegoś?
- Nic pilnego. Poproś ją, żeby wpadła do mojego gabinetu, kiedy już wstanie. Chciałbym porozmawiać o zmianie jej pozycji w szkole. Mam nadzieję, że wszystko w porządku?
- Tak.
- Dobrze. W piątek zwołam spotkanie Zakonu w związku z rozwojem sytuacji.
- Moim zdaniem, Hermiona powinna w nim uczestniczyć.
- Zgadzam się. Teraz, kiedy ukończyła szkołę, chciałbym ją wprowadzić do Zakonu, za jej zgodą, naturalnie.
- Nie czekałeś tak długo w przypadku Pottera, z tego, co pamiętam. – Kiedy dyrektor otworzył usta, przerwał mu ruchem ręki. – Wiem, wiem. Jego sytuacja to co innego.
- Tak.
Na chwilę zapadła cisza. – Do zobaczenia na śniadaniu.
Potter to zawsze co innego. To niesamowite, że jeszcze nie przebił nosem sufitu. Chociaż i tak wysoko go zadziera, pomyślał wracając do sypialni.

Hermiona ściskała przez sen jego poduszkę. Dobrze, że te koszmary ustępują. Tylko wieczorem wydaje się niespokojna – nic nie mówi, ale zawsze czeka, aż on pierwszy się położy, a oprócz tego, stara się zawsze zasypiać, dotykając go. Wczoraj wieczorem, kiedy ją przytulił, jej bliskość zmieszała mu krew. Był wprawdzie zdecydowany zaczekać, nie wywierać presji, niemniej jednak upłynęło sporo czasu, zanim zdołał zasnąć.
Usiadł ostrożnie na łóżku, dotykając jej ramienia. Można było naturalnie zostawić pergamin, ale i tak chciał z nią porozmawiać. Zamrugała oczami, odgarniając włosy z twarzy.
- Nienawidzę tych włosów.
- Mnie się podobają. Mówiłem ci już.
- Chciałeś tylko być miły.
- Od kiedy jestem miły? Albo okazuję, jak to się nazywa, zwyczajną uprzejmość?
- Prawda. – zaśmiała się, siadając i odgarniając znów włosy. – Byłoby łatwiej, gdyby były gładkie, jak u Lavender czy Parvati.
- Łatwe znaczy nudne. Twoje włosy mają charakter, ty też. To właśnie czyni tę sytuację... znośną.
Pogłaskał jej policzek. – Nie chciałem cię budzić, ale dyrektor prosił, żeby ci coś przekazać.
- Aha...
- Masz się zjawić w jego gabinecie, kiedy wstaniesz.
- Coś nie tak?
- Zrobiłaś się ostatnio cyniczna, moja droga, chociaż masz rację – zwykle wizyta w jego gabinecie oznacza, że coś jest nie tak. Tym razem jednak chce porozmawiać o twojej pozycji jako absolwentki.
- Aha.
- Jesteś zadziwiająco elokwentna po przebudzeniu.
- Sam narzekałeś tydzień temu, że potrafię rozmawiać na każdy temat, o każdej porze i dowolnie długo.
- Czasem żałuję, że masz taką pamięć.
Wstała z łóżka. – Mama mówiła, że nie można mieć wszystkiego, co się chce.
Wyczuł zmianę atmosfery i zdecydował się to wykorzystać, ujmując w dłonie jej twarz pieszczotliwym ruchem. – Czasami można. – Delikatny pocałunek szybko nabrał intensywności. Severus przeklinał w duchu niesprawiedliwy plan zajęć. Lekcje z samego rana w poniedziałek, też coś.
Odsunął się i pogłaskał znów jej policzek. – Przykro mi, ale mam zajęcia. Muszę pojawić się na śniadaniu, bo uczniowie nie dadzą mi żyć, jak zaczną zgadywać, dlaczego nie przyszedłem.
- To lepiej idź.
Zanim wyszedł, nie mógł się oprzeć, żeby nie pocałować jej jeszcze raz.

**********************

Drogi Wiktorze,
U nas wszystko w porządku. Ślub był wspaniały, chociaż dla kogoś, kto widział tylko mugolskie uroczystości, wyglądało to trochę dziwnie. Wciąż jestem w szoku po tych ostatnich tygodniach, i nie mogę uwierzyć, że jestem teraz panią Snape. Pewnie czytałeś w gazecie, ale jeśli nie, to wyjaśniam, że po tym, jak Ron został zamordowany, profesor Snape zaofiarował się mi pomóc. Nie wytrzymałabym zaręczyn z Malfoyem, a co dopiero ślubu. Więc zgodziłam się. Chyba nikt inny w gruncie rzeczy nie jest w stanie przeciwstawić się tej rodzinie, a ja bym nie zniosła, gdyby komuś jeszcze stała się krzywda z mojego powodu. Na razie jest lepiej niż myślałam, ale wolę być ostrożna.
Dzięki za ostatnią książkę. Muszę powiedzieć, że nie miałam za bardzo możliwości jej przeczytać, bo Severus (tak ma na imię profesor Snape) zabrał mi ją. Nie wiem, jak ją znalazł, ale podejrzewam, że coś wyczuł. I teraz jest dobrze zabezpieczona. Mówi, że to niebezpieczne. To trochę głupie, nie uważasz? Wszystko jest niebezpieczne, jak się spojrzy w taki sposób. To tylko narzędzie, można go używać dobrze albo źle. To znaczy, to jest tak, jakby pochować wszystkie noże, żeby ktoś się nie skaleczył, a nie pomyśleć, że trzeba czymś pokroić jedzenie. Czy to ma sens? Pewnie nie. Ale mam wciąż te dwie poprzednie książki w kufrze, a ta ostatnia jest strzeżona przez blokady, takie których nie znam.
Muszę uciekać, mam spotkanie z dyrektorem, chodzi o moje stanowisko w szkole jako absolwentki i przyszłej asystentki w transmutacji. Odpisz, jak znajdziesz chwilę, i dzięki za pomoc.

Pozdrawiam
Hermiona.


Złożyła list i wsunęła do kieszeni, zamierzając wybrać się do sowiarni po wizycie u dyrektora. Wrzuciła szczyptę proszku do kominka, mówiąc: - Gabinet dyrektora. – Wsadziła głowę w płomienie. – Panie dyrektorze, czy już mogę?
- Proszę bardzo.
Kilka minut później siedzieli naprzeciw siebie, omawiając jej wprowadzenie do Zakonu. – To dla mnie zaszczyt, panie dyrektorze.
- Możesz mi mówić po imieniu, moja droga.
- Trochę potrwa, profesorze, zanim się przyzwyczaję. – uśmiechnęła się szeroko. – To było wystarczająco dziwne, żeby nazywać profesora Snape’a – Severus, teraz Minerwa chce, żebym jej mówiła po imieniu. Może najpierw przyzwyczaję się do tych dwóch, dyrektora zostawię na potem.
Dumbledore zaśmiał się. – Dobrze powiedziane, małymi kroczkami, tak? W piątek wieczorem mamy spotkanie Zakonu. – dodał z powagą. – Będziemy omawiać przepowiednię i jej możliwe znaczenia. Wtedy też oficjalnie cię wprowadzimy.
- Tak, proszę pana.
- Teraz porozmawiajmy o twojej pozycji. Jako asystentka, masz dostęp do całej biblioteki – zaśmiał się znów, widząc iskierkę w jej oczach. – i cisza nocna cię nie dotyczy. Z tym, że twój małżonek może mieć coś do powiedzenia, jeśli go nie poinformujesz, dokąd się wybierasz. Nadal nie jesteś bezpieczna.
- Wiem, profesorze. Prosił mnie, żebym w miarę możliwości nie chodziła sama.
- Tak, dwie ofiary znacznie trudniej unieszkodliwić niż jedną, jak to mawia Severus. I ma absolutną rację – głos dyrektora był twardy jak stal. – Możesz mu zaufać, dziecko.
- Wiem. – znów to przeszywające spojrzenie.
- Więc kiedy już rozpoczniesz oficjalnie specjalizację, będziesz w czasie posiłków siedzieć razem z innymi asystentami przy stole nauczycielskim. – Profesor Sinistra miała asystentki. – Ale na razie myślę, że możesz pozostać przy stole Gryffindoru z przyjaciółmi.
Zmarszczyła czoło. – Panie profesorze, a kto teraz jest Prefekt Naczelną? Do tej pory nie przyszło mi do głowy...
- A tak, Susan Bones została wybrana dziś rano. – Hermiona kiwnęła głową. Susan była dobrą kandydatką, i do tego czystej krwi. – Na pewno zdajesz sobie sprawę, że jako asystentka profesor McGonagall, masz wstęp do pokoju wspólnego Gryffindoru.
Uśmiechnęła się z ulgą. Była pewna, że będzie dla niej niedostępny, skoro nie jest już uczennicą – w każdym razie bez towarzystwa kogoś z Gryfonów. Teraz będzie mogła spotkać się z Ginny albo Harrym, żeby pogadać, albo nawet z Lavender czy Parvati.
- Dziękuję, panie dyrektorze. Czy mogę już iść? Chciałabym rozejrzeć się po Dziale Ksiąg Zakazanych w bibliotece, teraz kiedy już mi wolno.
- Proszę bardzo. – Niebieskie oczy błysnęły. – Na pewno będzie to ekscytujące, być tam z pozwoleniem, dla odmiany, prawda?

**********************

Większość dnia spędziła w bibliotece, przeglądając książki, które kiedyś czytała w ukryciu pod peleryną-niewidką Harry’ego, rzucając co chwilę spojrzenia za siebie, czy przypadkiem nie nadchodzi Filch. Pani Pince powitała ją skinieniem głowy. Hermiona była tam stałym gościem i zdążyła zaprzyjaźnić się z bibliotekarką.
Wchodząc do Wielkiej Sali na kolację, dostrzegła ulgę na twarzy Harry’ego.
- Martwiłem się, kiedy nie przyszłaś ani na śniadanie, ani na obiad.
- Dlaczego?
- On był. – Harry wskazał głową na stół nauczycielski. – Wszystko w porządku?
- Oczywiście. Po prostu zaspałam, a potem byłam u Dumbledore’a porozmawiać o moim stanowisku, a potem, w bibliotece, straciłam poczucie czasu. – Harry przyglądał jej się zmrużonymi oczami. Miała ochotę go ofuknąć, ale powstrzymała się. Martwi się o nią, i z pewnością obwinia samego siebie za wszystko.
- Cześć, Hermiona, jak leci? – Ginny przysiadła się obok, z zatroskaną miną.
- Słuchajcie, jest w porządku, uwierzcie mi. – powiedziała błagalnie. – Severus dobrze mnie traktuje, nie torturuje mnie ani nie bije. – Ginny przewróciła oczami, a Harry uśmiechnął się. – Przepraszam, nie miałem tego na myśli. Po prostu chcę, żebyś była zadowolona.
- Jestem, na tyle na ile się da. Ciągle... to ciągle powraca, minęło dopiero kilka tygodni. Ale znajduję sobie zajęcia.
- Naprawdę? – Lavender i Parvati pojawiły się w tym momencie. Hermiona skupiła się na oddychaniu, powstrzymując się od uwag.
- Tak. Byliśmy wczoraj na Pokątnej, kupiłam sobie nowe książki do transmutacji, a dzisiaj byłam w bibliotece... – Lavender i Parvati jęknęły jednogłośnie i odwróciły się w stronę Seamusa, który opisywał właśnie jakąś szczególnie pasjonującą randkę. Hermiona pochyliła się do ucha Ginny. – A w sklepie Madame Malkin zrobił się strasznie niecierpliwy i powiedziałam mu, że wybiorę się z tobą dokończyć zakupy w Hogsmeade. To w ten weekend, prawda?
Na twarzy Ginny pojawił się szczery uśmiech. – Fantastycznie. Już dawno chciałam cię wystroić.
Hermiona zaśmiała się. – I pomyśleć, że wolałam iść z tobą, niż z tymi dwiema, żeby uniknąć właśnie tego. – Ginny wyszczerzyła zęby.

Spędziwszy trochę czasu w pokoju wspólnym, Hermiona wróciła do lochów. Severus sprawdzał prace. Hermiona zajęła się lekturą.
- Nie powinieneś tyle zadawać. – Kilka godzin później w dalszym ciągu zajęty był tym samym. – Nie miałbyś tyle sprawdzania. – powiedziała, kartkując rozdział o transmutacji świstoklików z zachowaniem właściwości teleportacji.
- Nie powinienem być nauczycielem, to wtedy nie miałbym codziennie do czynienia z głąbami. Niestety, ta opcja jest niemożliwa.
Zdążyła się już przyzwyczaić do jego nastrojów i uśmiechnęła się tylko. Lubiła go tak samo, kiedy był opryskliwy, jak wtedy, kiedy był uprzejmy. – Codziennie nie masz z nimi do czynienia. Masz wolne weekendy.
Prychnął , uśmiechając się drwiąco. – Na ogół w weekend mam dyżury, jeśli Albus czegoś dla mnie nie wymyśli. Albo nadzoruję szlabany.
- To może teraz, kiedy jesteś żonaty, profesor Dumbledore nie będzie cię tak obciążał. – Severus zmrużył oczy. – Możesz przecież udawać.
- Taktyka rodem ze Slytherinu.
- Po prostu zdrowy rozsądek.
- I znowu cecha typowa dla Ślizgonów. – Prychnęła głośno. – Czyżbyś się nie zgadzała?
- Nie – odparła. – Niestety, niektórzy z twojego Domu zaprzeczają twojej argumentacji. – Uniósł brwi. – Malfoy junior. – odliczała na palcach. – Jeśli nie zdradziłby się tak wcześnie, nie byłabym teraz tak ostrożna. – Skinął niechętnie głową. – Crabbe i Goyle. Chyba nie muszę wyliczać przykładów? – Skrzywił się, siadając obok niej.
- Longbottom, postrach kociołków. Warzenie eliksirów to w dużej mierze zdrowy rozsądek. – zaatakował, zanim zdążyła powiedzieć cokolwiek na obronę Neville’a. – Potter. Ta klęska w Ministerstwie Magii pod koniec piątego roku powinna wystarczyć, chociaż jest długa lista dowodów na jego brak rozsądku. – Wzruszyła ramionami.
- To dwa. Ja wymieniłam trzy, i jeszcze nie skończyłam.
- Ale mój ostatni przykład przebije wszystkie twoje. Hermiona z domu Granger, obecnie Snape. Kolejny okaz gryfońskiego braku rozsądku.
- Tak?
- Ukradłaś składnik z moich zapasów, a potem zamieniłaś się w kota, jeśli dobrze pamiętam. Nawet nie sprawdziłaś, czy dodałaś odpowiedni włos. Coś podobnego.
- Ale przecież pani Pomfrey mówiła, że nikt się nie dowie... – Hermiona była w szoku.
Uśmiechnął się przewrotnie. – Daj spokój. A kto według ciebie warzył eliksiry, które musiałaś zażywać, żeby wrócić do własnej postaci?
- Och.
- Więcej elokwencji.
- Nie jesteś szczególnie miły, wiesz? – zapytała z udawaną powagą.
- Ktoś mi chyba kiedyś mówił.
- No to, skoro już wiesz... – wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Wyciągnął rękę. – Idziesz spać?

Kiedy leżała już obok niego, przez głowę przebiegały jej podobne myśli, jak poprzedniego wieczoru. Usiłowała właśnie zdecydować, czy powinna działać pod wpływem impulsu, kiedy wyczuła jego równy oddech. Spał. Problem rozwiązał się sam. Przytulając się do niego, zamknęła oczy. Wsłuchując się w jego oddech jak w kołysankę, uprzytomniła sobie, że po raz pierwszy od śmierci swoich rodziców czuje się zadowolona. Może niekoniecznie szczęśliwa, ale na pewno zadowolona.

************************

- No to jak było? – Lavender i Parvati wpatrywały się w nią w oczekiwaniu. Nie mogła powstrzymać rumieńca. Osaczyły ją po obiedzie, nalegając, żeby przyszła do ich pokoju na „ploty” przed kolacją. Teraz żałowała, że nie poczekała, aż Ginny będzie mieć okienko.
- No... to znaczy...
- Wiedziałam! – triumfowała Lavender, klaszcząc w ręce. – Fajnie było? – Hermiona uśmiechnęła się przebiegle i kiwnęła głową.
- Pewnie, tylko spójrz, jak on się porusza... – zgodziła się Parvati.
- To co? Miałaś?
- Co?
- No wiesz. – Lavender i Parvati wymieniły zirytowane spojrzenia. – Miałaś orgazm?
- A tak, nawet niejeden.
Zapiszczały i podskoczyły podekscytowane na łóżku.
- Jak to dobrze, że już nie chodzę na eliksiry – nie mogłabym się skupić! – wykrzyknęła Lavender.
- A co w tym takiego dziwnego?
- Ty to masz szczęście. – Parvati pokręciła głową. – No, tak też mi się wtedy wydawało... – Hermiona też się roześmiała.
- Wtedy? Nic nie było od tamtego czasu? – Lavender obrzuciła ją przenikliwym spojrzeniem. Hermiona wzruszyła ramionami. – O co chodzi?
- No, jakby facet potrafił zafundować mi dwa za jednym posiedzeniem, to nie dałabym mu spokoju.
- To znaczy... zastanawiałam się, ale nie wiem... on nie próbował od tamtego czasu... Niedługo sobota, a z umowy wynika raz na tydzień. – Hermiona wpatrywała się we własne dłonie.
Parvati potrząsnęła głową z niedowierzaniem. – Jeśli jest tak fajnie, to po co czekać? – Hermiona skubała narzutę. – Nie wiem, jak... może on wcale nie ma ochoty, nie próbował od tamtej pory...
- Zaczekaj. Wiesz co? Założę się, że nie chce wywierać na ciebie presji. Czeka na sygnał od ciebie.
- Jak to?
- Daj mu jakiś sygnał! To nie jest fair, zwalać wszystko na niego.
Hermiona poczuła gorąco na policzkach na myśl o wyjściu z taką propozycją. – Nie umiem... on... onieśmiela mnie.
- Przejdzie ci. Słuchaj, nie musisz tak prosto z mostu, daj mu jakiś dyskretny sygnał i poczekaj. – Lavender odetchnęła z irytacją na widok zmieszanej miny Hermiony. – Chyba śpicie w jednym łóżku, prawda? Możesz się po prostu przytulić, wiesz, tak żeby mógł cię pocałować, pogłaskać go po ramieniu...
- No i wiesz, tak żeby twoje piersi dotykały...
- Nic na siłę, tak, żeby ci nie było przykro, jeżeli będzie zmęczony.
- Może i tak zrobię...
- Nie marnuj czasu! Nawet dwóm doświadczonym osobom nie od razu się udaje, a ty...
- Ona ma rację, to tak, jakbyś szła po ulicy z lodami w ręku i pozwoliła, żeby się roztopiły, zamiast je zjeść. Nie obrażaj tych, które nie mają tyle szczęścia, co ty. – oświadczyła Lavender z udawaną powagą. Hermiona roześmiała się.
- Zanim zdobędę się na odwagę, to może trochę potrwać.
- Kobieto, przecież jesteś z Gryffindoru! – wykrzyknęła Parvati surowym tonem.
Hermiona wzruszyła ramionami. – Gryfonka, która sypia z Opiekunem Slytherinu. Przestań, Parvati. Pamiętasz, jak na piątym roku zmusiłaś mnie, żebym poprosiła go o dodatkowe nogi chrząszczy, bo tak cię onieśmielał? Jeśli nawet nie mogłaś zdobyć się na to, żeby poprosić o składniki do eliksiru, to myślisz, że łatwo będzie... no wiesz. – Policzki Parvati pociemniały. – No dobra, masz rację.
- Ani słowa nikomu, dziewczyny! – Hermiona zmarszczyła czoło. Może powinniście złożyć przysięgę na różdżki?
- W takich sprawach możesz nam zaufać – oświadczył Parvati lekko urażonym tonem. – A zresztą i tak nikt by nie uwierzył. To prawda. Sama bym nie uwierzyła, gdyby ktoś mi opowiadał.
- Chodźcie, idziemy na kolację. – zarządziła Lavender.

Wchodząc do Wielkiej Sali, Snape skinął głową Minerwie, po czym zajął swoje zwykłe miejsce. Automatycznie przeszukał wzrokiem stół Gryfonów.
- Jak leci? – zapytała. Skinął ostro głową. Usta Minerwy drgnęły. – Aż tak? A panna Grang... znaczy Hermiona, ma się całkiem nieźle. – zobaczył Hermionę wchodzącą w towarzystwie panien Brown i Patil. Kręciła głową, podczas gdy tamte chichotały, ale minę miała rozbawioną. Ciekawe, o czym rozmawiają, pomyślał, ale spojrzenia koleżanek Hermiony pozwalały łatwo zgadnąć. Dobrze, że przynajmniej nie chodzą już na jego zajęcia. Większość uczniów była tak zdegustowana na myśl, że Mistrz Eliksirów mógł w ogóle być w intymnym związku z kobietą, że starali się nie patrzeć mu w oczy. Na jego ustach pojawił się uśmieszek.

Kolacja przeszła bez wrażeń. Potter zaskoczył go trochę, kiedy wchodząc do Sali z szacunkiem skinął mu głową na powitanie. Snape uniósł brwi. Chłopak stał się w ostatnim czasie nieco bardziej znośny, choć nadal stanowił zadrę. Zawsze lekceważył zagrożenie, jakie niosły ze sobą jego czyny, ale teraz przynajmniej był bardziej świadom tego, co grozi jego przyjaciołom, niż dwa lata temu.
Wymieniwszy z Minerwą kilka niezbędnych uprzejmości, Severus zamierzał właśnie wrócić do lochów i dokończyć sprawdzanie prac, kiedy ujrzał Malfoya podchodzącego do Hermiony. Siedząc tyłem, nie widziała go aż do chwili, kiedy położył przed nią małą paczuszkę i szepnął coś do jej ucha. Severus zmrużył oczy, obserwując, jak zmierza do głównego wyjścia.
Hermiona siedziała nieruchoma i sztywna. Kiedy podniosła rękę, żeby dotknąć pudełka, Potter, ku zadowoleniu Severusa, powstrzymał ją. Kiwnęła głową i zwróciła przerażony wzrok w jego stronę. Cholerny Malfoy, co tym razem jej powiedział? Wizja spokojnego wieczoru nad książką prysła w tym momencie. Z irytacją odsunął krzesło i podszedł do stołu Gryffindoru, nie zwracając uwagi na szepty uczniów.
- Skończyłaś już?
- Tak. – odsunęła w połowie pełny talerz. – To cześć, widzimy się jutro. – Potter wręczył Severusowi pudełko. – Na wszelki wypadek, panie profesorze.
- Zgadzam się z tobą, Potter. – Severus ukrył je w kieszeni szaty.

- No i co jest w tym pudełku? – zapytała, kiedy znaleźli się w mieszkaniu.
- Zaczekaj tu. – W małym gabinecie obok, zablokował drzwi i rzuciwszy kilka różnych zaklęć osłaniających i ujawniających, otworzył pudełko. Zawierało prosty złoty krążek, poplamiony czymś z jednej strony. Zaschnięta krew. Miał podejrzenia, do kogo należała obrączka, ale Hermiona musi je potwierdzić.
Sprytny pomysł. Hermiona wydawała się weselsza w ostatnich dniach. Lucjusz nie mógł sobie na to pozwolić, musiał ją wytrącić z równowagi, osłabić budzące się zaufanie. Nie ma lepszego sposobu, jak przypomnieć o bólu, zasugerować, że może Severus osobiście odegrał jakąś rolę w morderstwie jej rodziców. Naturalnie, dziś już nici z odpoczynku. Brakowało mu spokojnych wieczorów, spędzanych sam na sam z książką, lub po prostu przy kominku. Gdyby nie intrygi Malfoya, dalej mógłby mieszkać sam.

Tak, jak się spodziewał, Hermiona stała tuż za drzwiami, z oburzoną miną. Uniósł rękę, kiedy otworzyła usta.
- Zanim wygłosisz dramatyczną przemowę, pozwól sobie powiedzieć, że chciałem cię po prostu chronić przed ewentualnymi klątwami. Zawartość tego pudełka jest bezpieczna, w pewnym sensie. Co ci powiedział Malfoy, wręczając ten prezent?
- Że... że to prezent ślubny, i żebym zapytała ciebie o więcej szczegółów. Wynikało z tego, że byłeś razem z nim, kiedy wszedł w jego posiadanie. – mówiła spokojnie, ale w jej oczach widać było obawę.
- Rozumiem. Idioci. Malfoyowie chcą podkopać twoje zaufanie do mnie, obniżyć moją pozycję w oczach Czarnego Pana. Jeśli wykażą, że moja manipulacja jest nieskuteczna, Lucjusz wybije się w górę, a ja spadnę.
- Męczy mnie bycie pionkiem w tych przepychankach.
- Mnie też. W końcu robię to dłużej niż ty.
- Co jest w środku? – Hermiona zmrużyła oczy. Wręczył jej pudełko. – Mam podejrzenia, ale muszę je potwierdzić.
Potwierdzenie było natychmiastowe. Kolana ugięły się pod nią, oczy napełniły się łzami. Zdążył ją złapać w ostatniej chwili. Z całą pewnością nie będzie to spokojny wieczór. Posadziwszy ją na kanapie, usiadł obok. Odczuł irracjonalną dumę, gdy przestała płakać i wpatrywała się w obrączkę gniewnym wzrokiem.
- To obrączka mojej mamy. – powiedziała bezbarwnym głosem. Pogłaskał jej ramię. – Dlaczego akurat teraz?
- Chyba zaczynałaś wyglądać na zadowoloną. Lucjusz boi się o swoją pozycję w Wewnętrznym Kręgu, a ty adaptujesz się aż za dobrze, przynajmniej dla oczu postronnych. Był pewien, że nienawidzisz mnie na tyle, że będziesz niepocieszona na myśl o małżeństwie ze mną. A kiedy to okazało się nieprawdą...
- Ja tak właśnie nienawidzę jego syna. No i jego samego, oczywiście. – zadrżała lekko. – Zeskoczyłabym z Wieży Astronomicznej, gdybym miała wyjść za tego kretyna... albo może raczej zepchnęłabym jego.
Severus zdusił uśmiech. – To nie byłoby dobre rozwiązanie.
- Które?
- Żadne z nich. – spojrzał na nią z powagą. – Lucjuszowi nie należy wchodzić w drogę. W żadnym wypadku nie jest tak słaby i mało inteligentny, jak jego syn.
Przeniosła wzrok na obrączkę. – Czy to jest normalne, że bardziej życzę sobie jego śmierci, niż Vol... Czarnego Pana? – Zaskoczyła go zimna furia, czy też raczej nienawiść na jej twarzy. Można by powiedzieć, że opanował ją Zew.
- Ty masz z nim osobiste porachunki. Zamordował nie tylko twojego przyjaciela, ale i rodzinę. Powiedziałbym, że to zrozumiałe, ale pamiętaj, że w razie klęski Czarnego Pana Malfoy straci swoje wpływy. Jeśli przeżyje.
Nie powiedział tego na głos, ale wiedział, że jeśli tylko Czarny Pan przegra, sam natychmiast zajmie się Lucjuszem. Do diabła z Azkabanem.

Rozdział 13

- Jak?
Wydawało się, że słowo odbija się echem od ścian w ciemności sypialni. Hermiona skuliła się pod kołdrą, przytulona do męża. Usiłując opanować drżenie rąk, zaczęła delikatnie skubać palcami włoski na jego klatce piersiowej. Poruszył się lekko, ale nie powstrzymał jej. Pamiętając jego reakcję, starała się omijać bliznę biegnącą poprzez mostek.
- Słucham? – wydawał się zmęczony. Zrobiło jej się przykro, ale musiała koniecznie wiedzieć. Odkąd zobaczyła obrączkę, coś nie dawało jej spokoju, coś, czego dotąd musiała nie zauważyć. Teraz uświadomiła sobie z całą jasnością: przedtem zakładała, że rodziców zabito przy użyciu Avada Kedavra. Ale przecież nie byłoby krwi.

Nie była to szybka, lekka śmierć, jak uwierzyła. To, co stało się z Ronem... czy tu było podobnie? Czy tak samo było w tym tyle okrucieństwa?
- Jak zginęli?
Odpowiedzią była cisza. Uniosła głowę: leżał z otwartymi oczami, wpatrując się nieruchomo w ciemność.
- Nie ma pewności. Mieliśmy tylko raporty, bez szczegółów.
- Co było w tych raportach? Z tego, co mówił Dumbledore, wynikało, że użyto Avada Kedavra, ale nie mogło przecież tak być...
Westchnął ciężko. Widać było, że nie chce mówić. Czekała cierpliwie, aż się odezwie.
- Użyto, na końcu. Lucjusz... Hermiono, nie potrzebujesz tego wiedzieć.
- Ale chcę. – własny głos wydawał jej się zimny. Muszę wiedzieć, czy było tak, jak z Ronem.
- Nie znam szczegółów, poza końcową klątwą.
Oparła z powrotem głowę na jego piersi, wpatrując się we własne palce. – Czy przedtem, Obrzęd Krwi...
- Nie. Lucjusz nie dokonałby Obrzędu na mugolach. Chyba żaden czarodziej by tego nie zrobił. – gładził jej plecy kolistym, uspokajającym ruchem. Odprężyła się, zbierając jednocześnie odwagę do następnego pytania. Nie bała się jego reakcji, ale tego, czego może się dowiedzieć.
- Ale Ron był ofiarą Obrzędu Krwi, prawda?
Jego ręka znieruchomiała. Drugą ręką uniósł jej twarz, tak że patrzyła prosto w oczy czarniejsze niż ciemność w kątach pokoju. Skinął głową z powagą i przytulił ją mocno. Odetchnęła głęboko, wdychając jego zapach.
– Dziękuję, że mi powiedziałeś.

*********************

Obrączka, która była teraz w jej posiadaniu, oraz nowo zdobyte informacje sprawiły, że koszmary powróciły. Kiedy Severus wstał z łóżka, jej śpiący umysł zalały znów wspomnienia i urywki rozmów.

- Mamo, ja też taką dostanę?
- Kiedyś tak, kochanie, ale jeszcze nie tak szybko.
- Ale ja chcę teraz! – tupnięcie nogą.
- To nałóż moją, dopóki nie skończę zmywania
.

Śmiech matki, gdy pięcioletnia Hermiona włożyła obrączkę na kciuk. I tak była za duża, ześliznęła się z brzękiem na posadzkę. Czysty dźwięk stał się chrapliwy, ostry, bolesny... jęknęła, rzucając głową na poduszce, uwięziona we własnej świadomości. Coś, co nie było jej wspomnieniem, pojawiło się w jej umyśle – krzyk jej matki, gdy śmierciożercy wdarli się do domu, w którym się wychowała.

Obudziła się z walącym sercem, czerwona mgiełka pojawiła się w polu widzenia. Zapłacą. Sprawię, że zapłacą. Przyciąganie, które czuła, zanim schowała złowrogie książki, powróciło znów z całą siłą; czuła pulsowanie w żyłach, tęsknotę niemal fizyczną, jak czyjaś obecność, jak ręce ciągnące ją dokądś... Odpłaci się Draconowi i jego ojcu za ten ból, za swoją matkę. Drżące palce były wilgotne od łez. Nie możesz wskrzesić umarłych.
Nie, zgodziła się. Ale mogę sprawić, że tamci zapłacą.
Każdy krok wydaje się mały.


Skuliła się pod kołdrą, ściskając poduszkę w ramionach. Musi gdzieś wyjść na jakiś czas. Planowała wprawdzie poleniuchować w łóżku, potem zająć się nowymi podręcznikami transmutacji. Ustaliła z profesor McGonagall, że następnego dnia oficjalnie rozpocznie swoją specjalizację. Ale teraz... Pójdzie na śniadanie, potem do biblioteki, cokolwiek, byle tylko wydostać się z tego mieszkania, dalej od pokusy, od przyciągania. Coś na odwrócenie uwagi...
Ale przecież to w końcu nic złego, to nie są Księgi Krwi, wtrącił się rozsądnie brzmiący głosik w jej głowie.
- Nie! – odezwała się głośno, zrzucając kołdrę. Wyczołgując się z łóżka, usłyszała, że prysznic został wyłączony. Dobry moment, pogratulowała sobie, wyciągając ubranie z szafy. Rzuciwszy je na łóżko, usiadła przed lustrem i zaczęła atakować włosy szczotką.

- Nie spodziewałem się, że wstaniesz tak wcześnie. – Drgnęła lekko; nie widziała, kiedy wyszedł z łazienki.
- Pomyślałam sobie, że pójdę na śniadanie, potem poszperam w Dziale Ksiąg Zakazanych... – obróciła się w jego stronę. Miał na sobie tylko cienki zielony szlafrok. Proszę bardzo, coś na odwrócenie uwagi. Wprowadzenie w życie rad Lavender z pewnością posłużyłoby temu celowi, ale zaraz zaczynają się lekcje, za mało czasu. Może wieczorem...
- Rozumiem. - brzmiało to podejrzliwie. Właśnie zapinał spodnie, i widząc jej spojrzenie, posłał jej uśmieszek. Wciąż czuła się lekko skrępowana, ale powoli zaczynała się przyzwyczajać. Trudno. Uśmiecha się arogancko, ale... Zmierzyła go wzrokiem, usiłując zachować powagę na widok jego zdziwienia. Kiedy wyciągał koszulę z szafy, zauważyła znów równoległe blizny na prawym boku.
Istnieje wiele rytuałów krwi. Różne rodzaje magii krwi. Skąd ma te blizny, jakich jeszcze rytuałów dokonywał – albo był ofiarą? Nie pytała, z pewnością nie będzie bardziej skłonny odpowiadać, niż wtedy, gdy zapytała go o to po raz pierwszy.

- W gabinecie zostawiłem Eliksir Spokojnego Snu, gdybyś potrzebowała. Szafka jest tak zaczarowana, że możesz ją otwierać. – powiedział, nie odwracając głowy. Widząc jej zdumienie, dodał z irytacją: - Gdybyś na przykład chciała się położyć, kiedy mnie nie będzie. Zdaję sobie sprawę, dlaczego nie znajdujesz się obecnie w objęciach Morfeusza. – dokończył, zakładając koszulę i płaszcz.
- Och. Dzięki. Nie miałam ich, znaczy tych snów, aż do dzisiaj.
- Dowcip Malfoya, bez wątpienia. – Pokręcił głową, poprawiając mankiety koszuli. – Pamiętaj, że pierścionek niczego nie zmienia. To co się stało, już się stało, i prezent od Malfoya nie zmienia tego ani na lepsze, ani na gorsze.
Przytaknęła w milczeniu. Dlaczego musi być taki konkretny w takich sprawach? Dlatego, że sam przez to przechodził, a nawet gorzej, jego własny ojciec to zrobił... - skarciła się w myślach.
– Wiem. – Odłożyła szczotkę. – Między innymi dlatego idę na śniadanie, nie chcę, żeby Malfoy myślał sobie, że to zrobiło na mnie jakieś wrażenie.
Severus przytaknął z aprobatą, nakładając szatę nauczycielską. Nagle coś jej zaświtało.
- Severus?
- Tak?
- Czy powinnam... jak mam o tym napisać w pamiętniku? Czy powinnam być zdenerwowana i bardziej znienawidzić Malfoyów, czy może raczej potraktować go z wyższością?
- A jak myślisz? – Obrócił się do niej. Wyglądał tak bardzo jak profesor, że od razu usiadła prosto, i natychmiast poczuła się głupio. – Znasz cel tak samo jak ja: jaka odpowiedź jest najlepsza?

Test. Zawsze była dobra w rozwiązywaniu testów. Zastanowiwszy się przez chwilę, odparła:
- To ma służyć opóźnianiu, prawda? Mogę udawać dzielną przed wszystkimi, ale w środku jestem rozbita. Teraz jeszcze bardziej boję się spotkania ze śmierciożercami, bo nie wiem, jak zareaguję, i jeszcze bardziej nienawidzę Malfoya.
Skinął głową z zadowoleniem. No, to wizerunek profesora został zniszczony... nie pamiętam, żeby kiedykolwiek patrzył z aprobatą na któregoś z Gryfonów.
- Bardzo dobrze. Podczas, gdy przed wszystkimi udajesz dzielną, nie pisz nic o tym w listach do Wiktora.
- A kiedy zaczniemy naukę oklumencji, panie profesorze?
Spojrzał na nią dziwnie. – Planowałem dziś wieczorem, ale niestety byłem zmuszony dać szlaban, więc będę zajęty. Zaczniemy jutro wieczorem, po kolacji.
Hermiona przekrzywiła głowę z ciekawością – Ciekawe, co takiego spowodowało osobisty szlaban z Mistrzem Eliksirów, zwykle przecież zwalasz je na Filcha. Kto to był?
Severus wykrzywił się wściekle. – Dennis Creevey wyobrażał sobie, że jego obecność na naszym ślubie upoważnia go do bardziej... swobodnego zachowania w stosunku do mnie. Czułem się w obowiązku wyprowadzić go z błędu.
- O rany... – Hermiona przygryzła wargę. Biedny Dennis.
- Tak. Ręczne szorowanie kilkudziesięciu kociołków powinno mu pomóc ujrzeć sprawy we właściwym świetle. – odparł zimno.
- Kilkudziesięciu? – zapytała ze współczuciem. – To strasznie dużo.
- Właśnie.
- Może powinieneś... No wiesz, on jest naprawdę jeszcze dzieckiem...
Przerwał jej gniewnym spojrzeniem. – Może powinnaś zostawić swoje cenne uwagi dla Minerwy. Jesteś moją żoną, a nie asystentką, jak wiesz. – wycedził. – Zapewniam cię, że jestem w stanie doskonale radzić sobie sam.
Zaczerwieniła się. Miał rację. – No dobrze, przepraszam. – Spięła włosy na czubku głowy. – To do zobaczenia. – Nie otrzymawszy odpowiedzi, uniosła głowę i zobaczyła w lustrze, że przygląda się jej z dziwną miną. – To po to, żeby nie zmoczyły się pod prysznicem. – roześmiała się. – Inaczej będę miała szopę na głowie.
- Mam – mamy przecież wannę – zaśmiał się, widząc jej spojrzenie pełne nadziei. – Chodź. – Zaprowadził ją do łazienki i machnął różdżką w stronę jednej ze ścian. Ściana rozstąpiła się, ukazując dużą wannę, wpuszczoną w podłogę i wyposażoną w mnóstwo kranów. Zrozumiała, dlaczego oddzielono ją od reszty łazienki – nocna wizyta w toalecie mogła skończyć się tragicznie.
- Jeszcze większa niż w łazience prefektów! – wykrzyknęła. – Czemu mi nie powiedziałeś wcześniej?
- Nie przyszło mi do głowy. Wolę prysznic. – wzruszył ramionami. Hermiona pokręciła głową.
- Nie ma, jak wymoczyć się w gorącej kąpieli po ciężkim dniu. Nie wiesz, co tracisz. – odwróciła się do niego z uśmiechem. Prześliznął się wzrokiem po jej postaci, unosząc brwi. – Może kiedyś mogłabyś... zademonstrować mi, co tracę.
Obraz, który pojawił się w jej umyśle, sprawił, że poczuła gorąco na policzkach i skinęła tylko głową z uśmiechem.
– Do zobaczenia na śniadaniu. Przyjemnej kąpieli. – z tymi słowy wyszedł.
Potrząsnęła głową, biorąc głęboki oddech. Trudno uwierzyć, że jeszcze dwa tygodnie temu w ogóle nie dostrzegała faktu, że jest mężczyzną, a teraz w jego towarzystwie była tego aż nadto świadoma. Uśmiechając się z goryczą, machnęła różdżką w stronę kranów nad wanną. Z przyjemnością zanurzyła się w pianie pachnącej cynamonem i wanilią i z westchnieniem zamknęła oczy. Ginny i dziewczyny będę mi zazdrościć, kiedy im powiem...

**************************

Kiedy w pełni odprężona szła na śniadanie, usłyszała, jak ktoś głośno woła ją po imieniu. Obróciła się w stronę nadbiegającego Harry’ego, usuwając się z tłumu uczniów pod ścianę korytarza.
- Wszystko w porządku?
- Jasne, mówiłam ci przecież, jest OK. Jak na Severusa Snape’a, jest po prostu sympatyczny.
Harry pokręcił głową. – Nie o to mi chodzi, mówię o tym, co Malfoy ci dał.
- Ach, to... – poczuła skurcz w żołądku. Zdążyła zepchnąć te myśli na bok podczas kąpieli, mając umysł zaprzątnięty znacznie przyjemniejszymi sprawami, ale teraz... Odwróciła wzrok. – To była obrączka mojej mamy. Musiał mu ją dać jego ojciec. A na niej... – głos uwiązł jej w gardle.
- Przepraszam, nie powinienem był pytać. – Harry położył dłoń na jej ramieniu.
- Nie, w porządku, Harry. Masz prawo wiedzieć, byłeś tam, kiedy mi to dał. Ja... – nabrała powietrza. - W porządku, naprawdę, obrączka niczego nie zmienia. Co się stało, to się stało, to nic nie zmienia ani na lepsze, ani na gorsze.
Harry pokręcił głową, uśmiechając się smutno. – Jesteś niesamowita, wiesz?
Nachyliła się do niego z przebiegłym uśmiechem. – To Severus powiedział. Chociaż sformułował to chyba trochę lepiej.
- Snape? – Twarz Harry’ego ściągnęła się. – A co on może wiedzieć o tym, co ty przeżyłaś?
Hermiona zmarszczyła czoło. – Więcej niż myślisz. Nie mogę ci więcej powiedzieć. Po prostu zaufaj mi, on to naprawdę rozumie, dobrze? - Lepiej niż ktokolwiek inny.
Odwrócił wzrok zmieszany. – Więc on... – zmierzwił ręką włosy – zachowuje się inaczej, kiedy jesteście sami?
- Niezupełnie. – uśmiechnęła się lekko. – On naprawdę jest taki zgryźliwy i złośliwy. Ale przyzwyczaiłam się do tego, a poza tym rzeczywiście zachowuje się trochę inaczej, kiedy jesteśmy sami. Nie przypuszczałam, że będziemy tyle ze sobą rozmawiać. To znaczy wtedy, kiedy nie ma humorów.
Harry skrzywił się. – Rozmawiać ze Snape’em. Jakoś nie umiem sobie tego wyobrazić.
Nie mogła się powstrzymać, dla Harry’ego temat był wyraźnie krępujący. – Oczywiście, że rozmawiamy. Myślałeś, że spędzamy cały czas na całowaniu się? – zapytała niewinnie.
– Nawet mi nie sugeruj takich rzeczy! – Harry był przerażony; wyglądał, jakby miało go zemdlić. Stłumiła złośliwy uśmiech, dodając lekkim tonem: - No, ale faktycznie jest w tym niezły.
- Hermiona! – wrzasnął w panice Harry, zakrywając dłońmi uszy. Wybuchnęła śmiechem, a on dołączył się po chwili, po czym wziął ją pod rękę i wprowadził do Wielkiej Sali.
Wciąż się śmiejąc, rzuciła spojrzenie w kierunku stołu nauczycielskiego. Mrugnęła do Severusa, a on skinął głową z aprobatą. Widok Dracona, siedzącego przy stole Slytherinu, sprawił jej ogromną przyjemność: na jego twarzy malowało się zaskoczenie zmieszane z rozczarowaniem. Założę się, że spodziewał się zastać mnie we łzach. Niestety, Draco – niedoczekanie twoje.

*******************************

Tego dnia wszystkie rozmowy toczyły się na temat quidditcha. W sobotę Gryffindor miał grać ze Slytherinem, i nikt nie mówił o niczym innym. Nawet Lavender i Parvati wsłuchiwały się w słowa Harry’ego i Ginny przy kolacji, gdy opisywali świeżo przećwiczone manewry. Od stołu Ślizgonów również dobiegał szmer podnieconych głosów, zapewne na ten sam temat.
Wróciwszy do mieszkania przebrała się w piżamę, odnotowując w pamięci, że trzeba będzie uzupełnić garderobę w tym zakresie podczas wizyty w Hogsmeade. Może przyda się coś bardziej... intrygującego niż zwykła koszulka i spodnie.
Uśmiechnęła się do siebie. Biedny Dennis. Przy kolacji Severus wydawał się być w podłym nastroju, i nie potrzeba profesor Trelawney, żeby przewidzieć mnóstwo kociołków do szorowania w najbliższej przyszłości młodszego Creeveya. Skrzywiona twarz Severusa wskazywała na to, że raczej wróci późno. Przynajmniej tym razem nie wyładuje swoich humorów na mnie, pomyślała z satysfakcją. Skuliła się na fotelu i zatopiła się w nowej książce do transmutacji. Nie zwracała uwagi na upływający czas, do momentu gdy pewne zdanie przykuło jej uwagę.
„Transmutacja wyrobów ze złota, na przykład obrączki, wymaga dużej umiejętności...”
Potrząsnęła głową. Na przykład obrączki... Zatrzasnęła książkę i podeszła do biurka, gdzie leżał pamiętnik. Z westchnieniem sięgnęła po pióro.

Wiktor nigdy się nie dowie, jak bardzo przydaje mi się ten pamiętnik. Tyle się dzieje, a chociaż mogę czasem porozmawiać z Severusem o różnych sprawach, to jednak nie o wszystkim. No i nie chcę mu zawracać głowy. Ciekawe, czy dalej przyjaźni się z Malfoyami? A jeśli tak? Mam do niego zaufanie, ale do nich na pewno nie. Zwłaszcza po tym wczorajszym dowcipie Malfoya.
Obrączka mojej mamy. I jeszcze ta krew. Trzeba być ostatnim łajdakiem, żeby zrobić coś takiego, trzeba być Malfoyem. Nawet nie mogę sobie wyobrazić, żebym wytrzymała w tym samym pomieszczeniu z Draconem, a co dopiero z Lucjuszem. Wprawdzie nie wydaje mi się, żeby Draco był zamieszany w morderstwo moich rodziców, ale Lucjusz na pewno, założę się. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym go teraz zobaczyła. Przed wszystkimi robię dobrą minę do złej gry, ale ta obrączka naprawdę mnie pognębiła. A może Severus naprawdę jest przyjacielem Lucjusza? Co mam zrobić? Nienawidzę Malfoya coraz bardziej. Ich obu. Całej trójki, do diabła, przecież Narcyza nie może być niewiniątkiem, mając takiego męża i syna. A jeśli Severus zmusi mnie, żebym się z nimi spotkała? Nie wiem, czy wytrzymam, żeby nie rzucić w nich jakimś złośliwym zaklęciem.


Zamknęła pamiętnik i oparła głowę na dłoniach. Złośliwym zaklęciem? Albo jeszcze gorzej... Ale nic gorszego nie potrafi. Wprawdzie niektóre zaklęcia w książkach od Wiktora wyglądały obiecująco... Może powinna rzucić okiem, czy dobrze jej się wydaje, może prostsze zaklęcia będą bezpieczne, może...
Każdy krok wydaje się mały.
O, bogowie. Stała przed szafą. Uklękła na podłodze, trzymając się za ramiona. Skąd to uczucie? Skąd się to wzięło, że tak bardzo chce otworzyć te książki, czytać, przygotować się, a jednocześnie tak bardzo chce ukryć je na zawsze, wepchnąć w najgłębszą dziurę, zasłonić umysł i duszę od okropności, które czekają na nią, jeśli ześliźnie się po tym stromym zboczu, tak głęboko, że nie widać światła; jeśli pozwoli, by ją opanował Zew.

Ale przecież jest bezpieczna, prawda? Nie czytała, w gruncie rzeczy, Księgi Krwi. Tak mówił Severus, a on przecież wie. Szumiało jej w uszach, potrząsnęła głową, żeby pozbyć się tego szumu. Jakby słyszała dwa głosy naraz – swój własny i jeszcze jeden, coś, co nakazywało jej otworzyć te książki. Zapłacą. Sprawię, że zapłacą. Wstała i otworzyła szafę. Nie da się wskrzesić umarłych. Zatrzasnęła drzwi.- Nie! Jeśli to zrobię, to z własnego wyboru, decyzja należy do mnie, żadnych wpływów z zewnątrz, rozumiesz?
Roześmiała się. Ależ to absurdalne, wpływ z zewnątrz? Zwariowała? Usiadła przed toaletką, przeczesując palcami splątane włosy. Znów zaczęła się śmiać prawie histerycznie. Niektóre rzeczy w życiu się nie zmieniają: na przykład krzaczaste, potargane włosy.
Coś na odwrócenie uwagi... Spróbowała je rozczesać, szykując się do snu, ale bez skutku. Szczotka zaplątała się w niesfornej masie.
- Nienawidzę ich! – jęknęła bezsilnie. – Nienawidzę! Tym razem je obetnę. – Szczotkowanie nie przynosiło żadnych efektów. Litania, którą tyle razy powtarzała, przybrała na sile.
- Nie cierpię ich! Mam już dosyć! Ścinam je!
- Nie.
Stał oparty o framugę. Coś na odwrócenie uwagi...

**************************
- Nie.
Severus zdał sobie sprawę, że powiedział to na głos, dopiero, kiedy odwróciła się z nieskrywanym zdumieniem w oczach. A może czymś jeszcze oprócz zdumienia.
- Nie wiedziałam, że już wróciłeś!
Zastanowił się przez chwilę. Wprawdzie odezwał się niechcący, ale to tylko pomoże jego planom. Podszedł bliżej.
- Nie obcinaj. – powiedział miękko. Wpatrywała się w niego z rozchylonymi ustami, usiłując domyślić się jego zamiarów. Wyjął szczotkę z jej ręki. – Usiądź – wskazał miejsce w końcu łóżka. – Tu jest znacznie wygodniej. – Zdjął wierzchnią szatę i płaszcz, potem schylił się, ściągając buty i skarpetki.
Usadowił się za nią, opierając się plecami o ściankę łóżka, i zaczął powoli przesuwać szczotką po jej włosach, rozczesując splątane pasma, później tylko przeciągając palcami, kontemplując różne kolory i faktury. Odchyliła głowę, poddając się masażowi.

...mruczy jak kot. Wtula się w niego plecami, ociera się, głaszcząc pieszczotliwie jego ramię, czy ona ma w ogóle pojęcie, co robi?
- Severus? – zaintrygował go dziwnie nieśmiały ton głosu.
- Tak?
Nerwowo obraca w palcach guzik jego koszuli. – Czy... musimy czekać do soboty?

Uczucie triumfu. Zamiast odpowiedzi, pochylił się, całując ją, ależ ona ma gładką skórę...
Taka spontaniczna... bogowie, próbować, smakować... zedrzeć ten cienki materiał, który tylko przeszkadza, przewrócić ją, przygwoździć, jest tyle możliwości...
Trudno wytrzymać, niecierpliwe pocałunki, jej palce przy guzikach koszuli, dłonie przebiegające w różnych kierunkach... blizna na piersi.
Zew obudził się tak szybko, że nie był w stanie nic zrobić.

Zwiąż ją ze sobą.
Naznacz ją.


Czerwona mgiełka zaczęła zasnuwać mu pole widzenia, powstrzymywał się, żeby nie zacisnąć zębów na jej szyi, usłyszał szybki oddech. Zadrżał, usiłując przywołać całą siłę woli.

ZWIĄŻ JĄ ZE SOBĄ.
Siłę woli...
Nie!

Odrzucił głowę do tyłu, oddychając ciężko, i chwycił ją za ręce, zanim dotknie ponownie blizny, zanim znów obudzi Zew.
- Severus? – w jej oczach widać było niepewność. Oparł czoło na jej ramieniu. – Po prostu... usiłuję odzyskać samokontrolę.
Znów nachylił się, całując ją powoli, dokładnie, wyczuwając, jak bardzo jej się spieszy.
- Niecierpliwa? – uśmiechnął się, unosząc brew starannie przemyślanym ruchem.

Nie byli to już Hermiona i Severus, genialna czarownica mugolskiego pochodzenia i szpieg-śmierciożerca, byli kobietą i mężczyzną, skórą i oddechem, potem i śliskością, ruchem i gorącem, jednym ciałem, jednomyślnie falującym, wymykającym się spod kontroli...

Chwytając powietrze, przewrócił się na bok, pociągając ją za sobą, wplótł palce w jej włosy, przytulając je garściami do twarzy, wdychając ich zapach. Sennym ruchem wyciągnął rękę po różdżkę leżącą na stoliku przy łóżku, wyszeptał zaklęcie porządkujące i zgasił światło.

Rozdział 14


- Po zajęciach szóstego roku będzie trzeba pozamieniać sporą ilość kolorowych kul z powrotem w chomiki. Przygotuj się na ciężką pracę po południu.
Hermiona uśmiechnęła się. Przedpołudnie spędziła w gabinecie Minerwy, przeglądając notatki i konspekty, w czasie gdy Minerwa prowadziła lekcje.
- Jeśli będziemy miały szczęście. Podejrzewam, że większość kul będzie włochata, a niektóre mogą nawet mieć łapki.
- Najprawdopodobniej. Zmiana koloru to najtrudniejsza część zadania. Ruchy różdżką są dość skomplikowane.

Ruchy różdżką... Hermiona przygryzła wargę, zastanawiając się, czy zadać pytanie, trapiące ją od czasu pobytu na ulicy Pokątnej. – A propos różdżek... czy to się często zdarza, że ktoś zmienia różdżkę, kiedy staje się dorosły? Na przykład, kiedy zaczyna się w czymś specjalizować?
- Raczej nie – Minerwa świdrowała ją wzrokiem. – A skąd ci to przyszło do głowy?
- Tak sobie... – Hermiona wzruszyła ramionami. – Pamiętam, jak pan Ollivander mówil o rozmaitych różdżkach, na przykład matki Harry’ego, że była dobra do rzucania uroków, i tak dalej.
- Aha – z twarzy Minerwy znikło napięcie. – Nie, pomijając jakieś wypadki, to nie wiem nic o tym, żeby ktoś zmieniał różdżkę, kiedy... chociaż niezupełnie.
Nauczycielka transmutacji pokręciła głową, utkwiwszy w Hermionie przenikliwe spojrzenie.
- O co chodzi?
Minerwa odwróciła się do okna. – Niektóre są wrażliwe na pewne... inkantacje. Ale nie ma ich w programie.
- Czarna magia.
- Tak. Ale to się rzadko zdarza. Większość różdżek nadaje się do każdego rodzaju zaklęć. Tylko niektóre, zwłaszcza te z rdzeniem z włosa jednorożca... – Hermiona poczuła, jak jej żołądek zawiązuje się w supeł. Rdzeń z włosa jednorożca...
- Grindelwald musiał wymienić różdżkę, kiedy... zmienił strony.
- Aha. – odezwała się Hermiona z wysiłkiem. Wierzba, dziewięć i pół cala, włos jednorożca, zgadza się? I dalej działa? Czasem, kiedy czarownica lub czarodziej zaczyna się specjalizować w... innych rzeczach... okazuje się, że różdżka przestaje być odpowiednia. Zastanawiam się, czy tak jest też w pani przypadku.
Skąd Ollivander wiedział, że czytała czarnomagiczne książki? A może zauważył jakiś inny sygnał, tak samo jak Severus?
Każdy krok wydaje się mały.

Głośne burczenie w żołądku wyrwało ją z zamyślenia. – Pora na obiad, młoda damo. – zaśmiała się Minerwa. – Nie dziwię się, że jesteś głodna, nie widziałam cię na śniadaniu. Dziwnym trafem, Severus też nie przyszedł.
Hermiona nie mogła powstrzymać uśmiechu ani rumieńca, zapominając natychmiast o słowach Ollivandera. Nie umiała powiedzieć, kto zaczął dziś rano, ale finał był taki, że czasu wystarczyło tylko na szybki prysznic i zamówione z kuchni śniadanie. – Jedliśmy śniadanie... u siebie.
- Znaczy, że wszystko w porządku od tej strony? – zapytała Minerwa, gdy szły korytarzem. Hermiona skinęła głową z lekkim zażenowaniem. – To dobrze.
- Też tak uważam.

**************************
Reszta dnia upłynęła szybko. Po zajęciach okazało się, że faktycznie czekała na nie duża ilość brązowych kul pokrytych futerkiem, które musiały z Minerwą zamienić z powrotem w chomiki. Aż tyle, że zajęło im to cały wieczór.
- Ach, więc Minerwa w końcu cię wypuściła. – odezwał się Severus, gdy zmęczona wyszła z kominka, otrzepując szatę. Siedział w fotelu z książką i filiżanką herbaty, ubrany w piżamę, i wyglądał na całkowicie odprężonego. Zdała sobie sprawę, jak bardzo jej brakowało jego towarzystwa. Poza przypadkowymi, lub też mniej przypadkowymi spojrzeniami, nie spotkali się ani razu od poranka. Ale za to jakiego poranka... Jeśli chodzi o mnie, pomyślała, to mogę codziennie przegapiać śniadanie. Albo przynajmniej wcześniej się budzić.
- O czym dokładnie pani myśli, panienko? – zapytał, unosząc brew. Czy on koniecznie musi to robić?
- Hmm. To tajemnica. – oświadczyła z przekonaniem, zdejmując wierzchnią szatę, zanim opadła, zmęczona, na kanapę.
- Już niedługo, moja droga – zaśmiał się Severus. – Zaczynamy naukę oklumencji, jeśli jeszcze pamiętasz. – Hermiona westchnęła, zamykając oczy. – Pamiętam. Daj mi tylko parę minut odsapnąć. Powiedziałabym, że jestem zbyt zmęczona, ale domyślam się, że muszę umieć sprawdzić się w niekorzystnych warunkach?
- Słusznie. Czarny Pan nie czeka, aż odpoczniesz, żeby wtargnąć do twojego umysłu. Chociaż, w przeciwieństwie do mnie, zostaniesz uprzedzona, zanim cię wezwie.
- Kiedy... czy wiesz, ile czasu... zanim będzie chciał koniecznie zobaczyć twoją świeżo poślubioną żonę? – zapytała z obawą, chociaż znała odpowiedź.
- Nie wiem. Może będę miał lepsze rozeznanie po najbliższym zebraniu. – odparł rzeczowo. Otworzyła usta, ale powstrzymał ją ruchem ręki. – Zanim zapytasz, a musisz wiedzieć, że rozważam ustalenie limitu pytań na jeden wieczór – Hermiona uśmiechnęła się od ucha do ucha – spodziewam się wezwania w przyszłym tygodniu.
- One są co kilka tygodni?
- Nie.
Przyzwyczajona do jego opryskliwości, zacisnęła usta, posyłając mu znaczące spojrzenie. Odstawił filiżankę. – Raz w miesiącu, albo według potrzeby. Ostatnie było tylko dla Wewnętrznego Kręgu, jako bezpośredni skutek umowy małżeńskiej, którą wysłałem.
- No tak – po chwili milczenia zdecydowała się rozładować nieco atmosferę. – Więc jaki limit pytań zamierzasz mi przyznać?
Kąciki warg Severusa drgnęły; odchylił głowę do tyłu, znów z tym dziwnym wyrachowanym spojrzeniem. – Hmm. Trudne pytanie. Zobaczmy... – odłożył książkę, przenosząc się na sofę tuż obok niej. – Ile warte jest dla ciebie jedno pytanie?
Bogowie, ten głos... Z uśmiechem, wyrażającym większą pewność siebie, niż faktycznie odczuwała, odparła: - To zależy. Jaki jest obecny kurs?
Uśmiechnął się szeroko. – To już jest pytanie samo w sobie, moja droga. Obawiam się, że pogrążasz się w długach za każdym razem, kiedy otwierasz usta.
Mimo rumieńca wypełzającego na policzki, zdecydowała się grać dalej. – To może mogłabym w ten sposób coś zrobić, żeby je spłacić?
- Być może. – nachylił się, patrząc jej w oczy, gdy objęła go za szyję, przyciągając bliżej.
Kiedy odsunęli się od siebie, znajdowała się praktycznie na jego kolanach; oboje oddychali nierówno. – Mimo, iż ten sposób spłaty zadłużenia wygląda niezmiernie obiecująco, mamy zadanie do wykonania. – pogładził jej plecy. Przytaknęła z westchnieniem, wstając niezręcznie. – Już, tylko się przebiorę. To gdzie to zrobimy? Mam na myśli oklumencję. – wyjaśniła, widząc jego uśmieszek. Ten facet nigdy nie ma dosyć. Ale ja też nie.

W sypialni przebrała się szybko w piżamę, sprawdzając przy okazji, czy książki na najwyższej półce w dalszym ciągu ukryte są pod stertą letnich ubrań. Czasem skrzaty domowe zabierały do prania rzeczy, które w opinii większości ludzi, nie były wcale brudne. Złowrogie książki pozostawały jednak ukryte. Wróciła do salonu z różdżką w ręku.
- Nie będzie ci potrzebna.
- Ale przecież, kiedy uczyłeś Harry’ego...
Severus skrzywił się drwiąco. – Bardzo cię proszę, nie przypominaj mi tej porażki. Nie mam pojęcia, czym zawiniłem dyrektorowi, że ukarał mnie każąc mi spędzać więcej czasu z Potterem, niż to absolutnie konieczne. – Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, dokończył: - Daruj sobie. Potter obecnie daje się tolerować, ale w wieku piętnastu lat był nie do zniesienia. Nie zaprzeczaj, bo widziałaś to lepiej niż inni.
- Więc nie potrzebuję różdżki. – zmieniła temat.
- Nie. Twoja sytuacja jest inna, ty staniesz twarzą w twarz z Czarnym Panem, ale bez powiązania z jego umysłem, jakie ma Potter. On będzie używał legilimencji bez różdżki, ma ona mniejszą moc, ale łatwiej nią sterować.
Hermiona zmarszczyła czoło. – Więc będzie mógł przeszukać moją pamięć, żeby znaleźć to, czego szuka, nie tak przypadkowo?
- Właśnie. – przytaknął, już bez śladu złości.
- Ale musi się znajdować blisko mnie.
- Kontakt wzrokowy jest do tego niezbędny.
Zmarszczyła się jeszcze bardziej. – To dlatego tak mnie wtedy przytrzymałeś, żeby mi patrzeć w oczy.
- Tak. Ale Czarny Pan nie będzie zawracał sobie głowy; po prostu zabije cię, jeśli będziesz unikała jego wzroku, tak jak wtedy ze mną, z taką miną winowajcy. A teraz, jeśli już przeszedł ci ten twój dziecinny napad złości, możemy przejść do rzeczy.
- Mój dziecinny... – Hermiona była zdumiona i oburzona jednocześnie. Ugryzła się jednak w język. Sprawdza ją, czy umie nad sobą panować, czy potrafi ukryć wzburzenie? Z wysiłkiem przybrała neutralny wyraz twarzy, za co nagrodził ją skinieniem głowy.
- Bardzo dobrze. – chodził wokół niej, przemawiając tonem wykładowcy. – Musisz znakomicie kontrolować swoje emocje. Czarny Pan jest mistrzem legilimencji emocjonalnej. Ja jestem bardziej ukierunkowany na obrazową, ale on i profesor Dumbledore są jednakowo mocni w jednej i drugiej. Blokowanie obrazów w umyśle za pomocą oklumencji jest znacznie łatwiejsze, niż blokowanie emocji. Nie zdążysz się nauczyć ukrywać emocji, ani tym bardziej produkować fałszywych, więc musisz panować nad sobą cały czas.
- A ty umiesz tworzyć fałszywe uczucia, fałszywe obrazy? Remus mówił, że jesteś mistrzem.
- Potrafię ujawniać wybrane obrazy lub ich fragmenty, ale niewielu jest w stanie wytworzyć wiarygodne fałszywe obrazy. Ja nie ryzykowałem czegoś takiego – przerwał, spoglądając na swoje dłonie. – Blokuję wszystkie obrazy i emocje, a kiedy Czarny Pan patrzy mi w oczy, pozwalam wypłynąć tym, które chcę, żeby widział. Oczywiście, żeby wyglądały na przypadkowe, przeplatam je z prawdziwymi – ze szkoły, z dzieciństwa, rozumiesz.
- Ale mówiłeś, że nie będę miała czasu się nauczyć.
- Nie będziesz. Potrzeba na to wielu lat. Ale mogę cię nauczyć ukrywać te, których nie chcesz pokazywać. Masz pewien surowy talent, w gruncie rzeczy.
- Wtedy... kiedy wypchnęłam cię z mojego umysłu?
Severus przytaknął. – Zobaczymy teraz, jak sobie poradzisz, kiedy nikt cię nie prowokuje. – oznajmił chłodno, stając przed nią i utkwił w niej wzrok.

*************************

Obudziła się, czując czyjąś rękę na ramieniu. – Hermiono.
- Śpię. – wymamrotała, wtulając się w poduszkę. Wczorajsza lekcja wyczerpała ją, ale poczyniła pewne postępy. W każdym razie nie zobaczył niczego kompromitującego, więc oceniła ją jako udaną.
- Hermiono! – głos wydawał się zdenerwowany.
- Co? – zapytała, nie otwierając oczu.
- Obudź się.
Obróciła się, mrucząc coś, i otworzywszy oczy ujrzała Severusa stojącego nad nią, z grymasem na twarzy. – Która godzina?
- Ta, o której musisz wstać, ubrać się i iść na śniadanie.
- Och. - usiadła, wciąż zaspana. – Czemu jesteś już gotowy do wyjścia? – Zastanawiała się przez chwilę, czy jej odpowie. Podchodząc do szafy odparł: - Muszę iść do pani Pomfrey przejrzeć zapasy eliksirów leczniczych.
Dopiero teraz, rzuciwszy okiem na zegar, uświadomiła sobie, jak jest późno. Wystarczy jej czasu tylko na szybki prysznic. Nie miała ochoty zwracać na siebie uwagi, spóźniając się na śniadanie, tym bardziej, że siedziała teraz przy stole nauczycielskim i czuła się wystarczająco wystawiona na spojrzenia.
- Dlaczego wcześniej mnie nie obudziłeś? – zeskoczyła z łóżka.
- Nie chciałem, smacznie spałaś.
- Nie wierzę. Po prostu chciałeś mieć prysznic dla siebie. – stwierdziła ze złością, ziewając
- Gdybym wiedział, że jesteś zainteresowana dzieleniem ze mną prysznica, obudziłbym cię natychmiast. – odparł z uśmieszkiem, obrzucając ją dziwnym spojrzeniem i włożył szatę nauczycielską. Hermiona uśmiechnęła się. – Pamiętaj o tym. – oznajmiła bezczelnie, podchodząc i całując go w szyję. Szybszy oddech nie uszedł jej uwagi.
- Widzimy się na śniadaniu.
– Wyjdź przez kominek w gabinecie Minerwy.
- Wiem – denerwowało ją to przypominanie, czuła się jak głupiutka panienka, którą trzeba wybawiać z opresji. – Miłego spotkania.
- Denerwujesz się? – zaśmiał się widząc jej grymas. – Do zobaczenia. Pamiętaj – nie chodzi o to, że nie jesteś w stanie się bronić, ale o to, żeby nie dopuścić do sytuacji, w której będziesz musiała. Ta ostrożność raczej nie jest przesadna. Malfoy ci groził. Pomyśl, co będzie z twoim przyjacielem Potterem, jeśli tobie coś się przytrafi?
Spuściła wzrok, czując jak złość ustępuje.
- Właśnie. Muszę iść. – lekko musnął wargami jej usta. – Dobrze. – pocałowała dłoń dotykającą jej twarzy.

***************************

Siedziała przy stole nauczycielskim, rzucając tęskne spojrzenia na przyjaciół z Gryffindoru. Brakowało jej wspólnych posiłków z Harrym i Ginny, a nawet Lavender i Parvati, rozumiała jednak potrzebę budowania autorytetu, zwłaszcza, że miała pomagać Minerwie w prowadzeniu lekcji.
Nie czułaby się tak samotna, gdyby dwie asystentki od astronomii czasem się do niej odezwały. Były jednak pogrążone w dyskusjach o tabelach gwiezdnych albo ustawieniach teleskopów, a żaden z tych tematów nie wzbudzał jej zainteresowania. Po obowiązkowych powitaniach, większość posiłków spędzała sam na sam z własnymi myślami.

Severus zjawił się wkrótce po niej, wchodząc przez drzwi dla personelu w towarzystwie pani Pomfrey. Napotkawszy wzrok Hermiony, na jej przyjazny uśmiech odpowiedział szybkim skinieniem głowy. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Prezentując się jako Mistrz Eliksirów, w wielkiej Sali, nie mógł absolutnie w obecności uczniów pozwolić sobie na uśmiechy, nawet do własnej żony. A może zwłaszcza do niej. Ciekawa była, jak zachowują się uczniowie, od kiedy ich małżeństwo stało się faktem powszechnie znanym. Słyszała, naturalnie, o Dennisie, ale czy inni odważają się powiedzieć cokolwiek w zasięgu jego uszu? Pewnie nie.
Rozważania przerwały jej nadlatujące sowy z pocztą, witane okrzykami uczniów i gubiące pióra nad stołami. Kilka sów skierowało się ku stołowi nauczycielskiemu, a jedna wylądowała przed nią. Zesztywniała na moment. Tylko list, żadnych podejrzanych pakunków. Odpowiedź Wiktora. Poczęstowała sowę kawałkiem tosta, zanim ptak odleciał. Severus skinął jej głową i odwrócił się z powrotem do McGonagall.
Koperta zawierała dwa kawałki pergaminu. Pierwsza strona była odpowiedzią na jej list, tak jak się spodziewała, natomiast druga... wstrzymała oddech. Inkantacje, opisy ruchów różdżką, zaklęcia. Zaklęcia łamiące blokady.
Severus był wciąż zajęty rozmową z Minerwą, dołączyła do nich również pani Hooch, co pozwalało wnioskować, że dyskusja dotyczy jutrzejszego meczu quidditcha. Odetchnęła z ulgą. Powinien zobaczyć ten pergamin. Coś jednak nakazywało jej zachować go w tajemnicy. Zresztą dlaczego odmawiać sobie tej wiedzy? Może się przyda... nie dla zemsty, ale może dla obrony kogoś bliskiego. Byłaby głupia odrzucając taką możliwość. Zapłacą. Sprawię, że zapłacą.
Starając się zachować neutralny wyraz twarzy, złożyła pergamin pełen zaklęć i schowała do kieszeni. Severus nie zauważył niczego niezwykłego. Przebiegła wzrokiem list, upewniając się, że nie ma wzmianki o drugiej stronie. Na pewno będzie chciał go przejrzeć, żeby mogli zaplanować odpowiedź.

****************************

Po kolacji Lavender i Parvati przyszły zabrać ją z gabinetu Minerwy, dokąd udała się po zadania do sprawdzenia na weekend. Spojrzała błagalnie na Minerwę, ale czarownica tylko przytaknęła, stwierdzając, że przed wieczornym zebraniem Hermiona ma właśnie szansę nadrobić zaległości towarzyskie. Severus był umówiony z dyrektorem przed spotkaniem Zakonu, więc nie mógł posłużyć jako wymówka. Z rezygnacją dała się zaprowadzić rozentuzjazmowanym czarownicom do pokoju wspólnego. Ginny siedziała przed kominkiem i Hermiona odetchnęła z ulgą, kiedy weszła razem z nimi do dormitorium dziewcząt. Potrzebowała rozsądnie myślącej osoby w towarzystwie. Parvati i Lavender usiadły na łóżku naprzeciw nich, i rozpoczęły przesłuchanie.

- No i?
Widząc uśmieszek Hermiony, wyszczerzyły zęby i zaczęły mówić jedna przez drugą:
- Kiedy?
- Jak?
- A zrobiłaś tak, jak mówiłyśmy?
- I było tak fajnie, jak za pierwszym razem?
Rzuciwszy okiem w kierunku Ginny, Hermiona dostrzegła, jak przewraca oczami. Uniosła ręce. – Powoli, dziewczyny. Zastosowałam się do waszych rad, ale wybrałam bardziej bezpośrednie podejście.
Parvati wciągnęła powietrze. – Tak po prostu wzięłaś i...
- Nie! – krzyknęła Hermiona, czerwieniąc się. Ginny zachichotała. Zdrajczyni. – Nie, Parvati, po prostu zapytałam, czy musimy czekać aż do soboty.
Lavender przekrzywiła głowę. – Tak po prostu go o to zapytałaś?
Hermiona wzruszyła ramionami, nie mogąc powstrzymać uśmiechu zażenowania. – No, niezupełnie, bo on rozczesywał mi włosy... – urwała, widząc jak zszokowane koleżanki wstrzymały oddech. – No co?
- Włosy? – Lavender i Parvati spojrzały po sobie z uśmieszkiem. – To ty nie tylko mu się podobasz. On jest zauroczony.
- Nie bądź głupia. – teraz Hermiona przewróciła oczami. Zwróciła się do Ginny, szukając wsparcia, ale widok jej szeroko otwartych oczu upewnił ją, że nie ma czego szukać.
- No naprawdę, a jak inaczej to wytłumaczysz? – nalegała Lavender.
Hermiona westchnęła. – Po prostu chce, żebym się dobrze czuła, w końcu naprawdę znamy się dopiero od kilku tygodni.
- Prawdziwa miłość nie potrzebu...
- Parvati! Przestań czytać te romanse! – roześmiała się Hermiona. – Słuchaj, dogadujemy się lepiej, niż się spodziewałam, i jestem pewna, że mu się podobam, ale nic więcej. Za wcześnie.
- Zgadzam się. Ale przewiduję coś więcej w przyszłości – dodała Lavender. – Założę się, że gdybym mogła przestudiować wasze dłonie, to dowiedziałabym się więcej.
- Jasne. Dowiedziałabyś się, że oboje mamy bladą skórę i często brudzimy palce atramentem. – na te słowa Ginny zachichotała, a dwie adeptki wróżbiarstwa popatrzyły na siebie nawzajem umęczonym wzrokiem. – Po prostu nie chce, żebym się czuła skrępowana.

Ginny spoważniała. – Mnie się tak nie wydaje. To do niego niepodobne. – powiedziała powoli.
Hermiona pokręciła głową. Mimo wszystkiego, co mówiły, była przekonana, że właśnie tak jest. Kilka razy miała przeczucie, że Severus w jakiś sposób się kontrolował, a nawet poza sypialnią widać było, że usiłuje traktować ją bardziej przyjaźnie. Jeśli można w ogóle użyć takiego słowa w odniesieniu do niego. Ginny ma rację. Dlaczego zadaje sobie trud?
Wzruszyła ramionami, postanawiając rozprawić się później z tą myślą. – Może tak jest łatwiej. Nie jest specjalnie przyjemnie mieszkać z kimś, kto wciąż ci skacze do gardła, albo kto trzęsie się jak listek, jak się do niego odezwiesz. On sam na tym korzysta, jeśli jest dla mnie uprzejmy.
Parvati prychnęła. – Korzysta nie tylko w ten sposób. Jak się ludzie na siebie złoszczą, to mniej bzykają, nie?
- Parvati! – krzyknęła zdumiona Ginny. Odwróciwszy się, Hermiona ujrzała jej szeroki uśmiech.
Lavender miała inne zdanie. – Nieprawda, gniewny seks może być super. Żadnych barier, no wiecie. – blondynka wyszczerzyła przebiegle zęby. Hermiona przekrzywiła głowę z ciekawością.
- Mówię poważnie. Pamiętam, jak pokłóciłam się z Seamusem jakiś miesiąc temu, był wściekły, a ja próbowałam jakoś to zakończyć – i było niesamowicie. Dziki i bez zahamowań.
Słysząc znów chichot Ginny, Hermiona miała mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyła się, że Ginny się odpręża i dobrze bawi, ale z drugiej, nie miała ochoty osobiście występować w roli katalizatora takiej zabawy.
Oczy Ginny zabłysły figlarnie. – To prawda. Dean i ja... no, nieważne. Ale możecie sobie wyobrazić – biorąc pod uwagę temperament profesora Snape’a?
Lavender uśmiechnęła się od ucha do ucha. – Taak. Dziki i bez zahamowań to nic w porównaniu z nim.

******************************
Severus wśliznął się cicho do pokoju, w którym odbywało się zebranie. Wcześniej był zmuszony zająć się jakimś problemem w Slytherinie, w związku z czym był spóźniony. Pozostali członkowie Zakonu siedzieli już na swoich miejscach. Hermiona zarezerwowała dla niego miejsce obok siebie i teraz uśmiechnęła się na powitanie.
- Kłopoty w Slytherinie? – zapytała, nachylając się.
Mruknął coś pod nosem i spojrzał na nią kwaśno. – Nie musisz się tak cieszyć, moja droga. Wiesz, że nie lubię odejmować punktów własnemu Domowi.
Zaśmiała się cicho. – Widziałyśmy z Minerwą, jak ubyło punktów w klepsydrze. Prof... Albus nam powiedział, co się stało.
- Ach, tak? A czy... – syknął Severus, ale urwał, słysząc jak Dumbledore odchrząknął.

- Dziękuję wszystkim za przybycie. Wiem, że to nie jest nasz zwykły termin, ale jest pewna sprawa do omówienia. Nie zebrałem wszystkich, tylko tych, których uważałem za potrzebnych, biorąc pod uwagę okoliczności.
Siedzący po drugiej stronie Kingsley Shacklebolt uśmiechnął się szeroko; Severus też nie mógł powstrzymać uśmieszku. Mundungus Fletcher, jakkolwiek cwany, nie przydałby się specjalnie przy rozszyfrowywaniu przepowiedni.
- Jest jeszcze jeden cel naszego zebrania. Za zgodą kierownictwa Zakonu, mianuję Hermionę Snape członkinią Zakonu Feniksa. – Podczas, gdy dyrektor wygłaszał standardowy zwrot powitalny, Severus prześliznął się wzrokiem po pokoju. Ci, których się spodziewał, byli obecni. Alastor Moody również.
Zesztywniał, kiedy jego wzrok zatrzymał się na postaci starego aurora. Szalonooki Moody wpatrywał się intensywnie w Hermionę, z dziwnym wyrazem twarzy. Czy Moody też wyczuwa to powiązanie? Westchnął z irytacją. Gdyby pozostawał z nim w lepszej komitywie, mogliby się umówić na rozmowę po spotkaniu. A tak...
- A teraz do rzeczy. – oznajmił Albus. Machnięciem różdżki nakreślił płonącymi literami słowa przepowiedni na ścianie, przyciągając uwagę wszystkich obecnych.

Kluczem do zwycięstwa światła nad cieniem
Jest krew przyjaciela związana w czerwieni.
Z ciemności w światło, z rozpaczy w nadzieję,
Z jelenia w ostrze, z ostrza w ciało.
Zdrada niesie nadzieję, lojalność – ruinę.
Obrzęd Krwi pokona cień,
Przynosząc śmierć Czarnego Pana.


Bill Weasley pochylił się na krześle, marszcząc brwi. Potter kręcił głową, odczytując raz po raz tekst. Siedzący obok niego Lupin położył mu uspokajająco dłoń na ramieniu. Severus powstrzymał się od prychnięcia. Tyle ludzi podlizuje się Potterowi, pomyślał, że robi się niedobrze. A ta przepowiednia w ogóle nie mówi o nim ani słowa, jeśli dobrze mu się wydaje. Pomimo tego, co sam mówił wcześniej do Albusa, był pewien, że dotyczy Hermiony.
Obserwował ją kątem oka. Wydawała się spokojna i opanowana, ale palce jej zbielały od zaciskania na oparciach fotela. Kontroluje emocje coraz lepiej, ale jeszcze wymaga pracy, doszedł do tego wniosku po ostatniej lekcji. Mimo wszystko, stwierdził, że widok jej zdenerwowania nie sprawia mu żadnej przyjemności.
I to stwierdzenie go zaskoczyło.

Na chwilę zesztywniał, podczas gdy jego umysł działał na pełnych obrotach. W końcu rozluźnił się. Naturalnie, że nie urządza go jej zdenerwowanie. Przecież mieszkają razem. Pocieszanie płaczących niewiast nie stanowiło czołowej pozycji na liście rzeczy do wykonania dziś wieczorem. W rzeczy samej, na górze tej listy było zupełnie co innego.
Głos Pottera przywrócił go do rzeczywistości. – Panie profesorze, chociaż bardzo bym nie chciał, żeby tak było... myślałem nad tym cały tydzień i doszedłem do wniosku, że druga linijka musi odnosić się do Hermiony.
Skinęła głową. Lata czytania z ludzkich twarzy pozwalały Severusowi zgadnąć, że jej opanowanie jest powierzchowne, nawet gdyby nie widział jej zaciśniętych palców. Oddychała trochę za szybko, za płytko, źrenice miała bardziej rozszerzone, niż na to pozwalało światło w pokoju.
- Dyrektorze, uważam, że Potter ma rację. – jedną ręką pogłaskał dłoń Hermiony. Drgnęła zaskoczona.
- Ja też. Czy ktoś ma inne pomysły? – Dumbledore rozejrzał się po zebranych.
Oczom Severusa nie uszedł uśmiech błąkający się w kącikach ust Hermiony, ani lekki rumieniec na widok ich splecionych palców.
Kingsley pokręcił głową. – Albusie, to jest jedyna linijka, poza ostatnią, którą rozumiem. Głównym kolorem wstęg Severusa i Hermiony był czerwony.
- No i ta „krew przyjaciela” ewidentnie odnosi się do Hermiony – stwierdził Lupin, wzruszając ramionami. – Jeśli rzeczywiście chodzi o przyjaźń z Harrym.
Severus oparł się w fotelu. – Niewątpliwie chodzi o Hermionę. Osób, których nazywam przyjaciółmi, albo którzy mnie tak nazywają, jest naprawdę niewiele, Lupin. – Z tonu jego głosu można było wnioskować, że ten stan rzeczy w zupełności mu odpowiada.
- A co z resztą tekstu? – twarz Molly Weasley była blada, ale stanowcza.
- Część jest dość oczywista, wydaje mi się, że to takie zapchaj-dziury – odezwała się Tonks. – Na przykład „z ciemności w światło”. Ale z kolei to „z jelenia w ostrze, z ostrza w ciało”?

Ciszę, która zapadła, przerwał okrzyk Hermiony.
- Harry! Jeleń! Rogacz!
Lupin spojrzał na nią dziwnie. – James?
- Nie, Remus, nie jego ojciec, jego patronus!
Błysk w niebieskich oczach Albusa dał się zauważyć nawet z końca pokoju. Potter odwrócił się do słów świecących wciąż na ścianie, poruszając ustami w ciszy. – To ma jakiś sens – odezwał się. – Ale do czego mój patronus? Przeciw Voldemortowi, jak? I co to za ostrze?
Hermiona przygryzła wargę. – Nie wiem.
- Doskonały początek, Hermiono. Najbardziej prawdopodobny wniosek. Czy jednak oznacza to, że Voldemort uzyska kontrolę nad dementorami, czy coś innego... – Dumbledore kręcił głową.

- Obrzęd Krwi pokona cień – zacytował Moody zachrypniętym głosem. Severus uchwycił spojrzenie starego aurora. Jakby próbował mu coś powiedzieć. No tak, Moody jest, poza nim samym, jedyną osobą rozumiejącą, na czym naprawdę polega Obrzęd Krwi. I jedyną, poza nim, która może go dokonać.
Ku zdziwieniu Severusa, do rozmowy wtrącił się Hagrid. Półolbrzym na ogół milczał podczas zebrań, o ile nikt go nie pytał.
- No, nie wiem, co znaczy ta przepowiednia, profesorze, ale ja to bym się martwił o naszą Hermionę, jak Sami-Wiecie-Kto się dowie.
Na czole Hermiony pojawiła się pionowa linia. – Dziękuję za troskę, ale dam sobie radę. Powinieneś się raczej martwić o Harry’ego. Mnie już wystarczy strażników... – Severus wyczuł, że nabiera rozpędu i wszedł jej w słowo. – Pomyśleliśmy o tym. Nie składamy jej w katalogu Ministerstwa, jak na razie, i mogę cię zapewnić, że nawet, gdyby Czarny Pan się o niej dowiedział, to uczynię wszystko, żeby wprowadzić go w błąd. Hermiona jest bezpieczna.
Paznokcie Hermiony wbijały się w jego rękę, dość boleśnie, ale był przyzwyczajony do większego bólu. Na przykład klątwy tnące Malfoya. Zachował kamienną twarz, powstrzymując się, żeby się nie roześmiać, widząc jej niezadowolenie z braku reakcji.

- Jedynymi osobami wiedzącymi o istnieniu przepowiedni, poza tu obecnymi, są Ginny Weasley i dwie młode damy, które złożyły przysięgę na różdżkę, że z nikim nie będą o tym rozmawiać, poza mną, Harrym i Severusem – powiedział Dumbledore uspokajająco, a Hagrid kiwnął głową z zadowoleniem. – Przypominam o nadzwyczajnej tajności tej przepowiedni. Jak mówił Severus, nie składamy jej w Ministerstwie. Za dużo tam oczu i uszu Voldemorta, z których Lucjusz Malfoy jest najwyżej postawiony.
- Z tych, o których wiemy. – dodał chłodno Severus.
- Z tych, o których wiemy.

Dalszą część spotkania wypełniły rozważania nad resztą przepowiedni, oraz informacje uzyskane na ostatnich zebraniach śmierciożerców. Naturalnie, dla Severusa nie stanowiły one żadnej nowości, dla Hermiony zresztą też, jako że informował ją na bieżąco. Ogłoszono koniec spotkania, ustalając, że wszyscy będą zastanawiać się dalej nad przepowiednią. Prawdopodobnie bez skutku, w ocenie Severusa. Doświadczenie nauczyło go, że proroctwa dają się zrozumieć wyłącznie po fakcie, i rzucają niewiele światła na sytuację, zanim ona nie zaistnieje.

- Teraz nastąpi nieuchronna część pod tytułem „pogawędki towarzyskie”. Ja na ogół wychodzę... – oznajmił, pochylając się do ucha Hermiony. Przerwała mu. – A ja chcę pogadać z Weasleyami i Harrym, zanim... – Severus uniósł tylko brew, i ucichła. Z zadowoleniem dokończył:
- Jak mówiłem, na ogół wychodzę, ale zostanę, jeśli koniecznie musisz z kimś porozmawiać.
Uśmiechnęła się bezczelnie i puściła jego rękę, wstając z miejsca. Kiedy się oddaliła, stwierdził – ku swemu zdziwieniu – że utrata kontaktu sprawiła mu przykrość.

Rozdział 15 - część 1, ponieważ jest dość długi.


Hermiona pędziła w górę schodami prowadzącymi do holu wejściowego. Była już spóźniona na spotkanie z Ginny, a miały przecież wrócić z dużym zapasem czasu przed rozpoczęciem meczu. Większości uczniów wyższych klas się nie śpieszyło.
- No, nareszcie! Myślałam, że zapomniałaś.
Hermiona uśmiechnęła się z wysiłkiem, usiłując uspokoić oddech. Muszę zacząć ćwiczyć.
- Jasne, że nie. Po prostu trochę mi zeszło dziś rano – zignorowała rozbawione spojrzenie Ginny. Gdy opuściły zamek, udając się w kierunku Hogsmeade, minęła je grupa rozentuzjazmowanych trzecioklasistów. Hermiona pokręciła głową, przypominając sobie, jak sama była podekscytowana, mogąc opuścić teren Hogwartu w trzeciej klasie.
Ginny obrzuciła ją przebiegłym spojrzeniem i odezwała się beztrosko: - No więc zauważyłam, że nie przyszłaś na śniadanie. Profesor Snape też nie.
- Jedliśmy u siebie.
- Ja myślę – odparła Ginny z uśmiechem. Hermiona przewróciła tylko oczami.
- Wiesz, że mówisz zupełnie, jak Lavender i Parvati? – na widok miny przyjaciółki wybuchnęła śmiechem. – No dobra, może nie aż tak, wyluzuj się.

Zatrzymawszy się na chwilę w Miodowym Królestwie, skierowały się do celu: "Wesołe Szmatki - Odzież Czarodziejska". Hermiona wybierała ubrania odpowiednie do jej nowego stanowiska, a Ginny poddawała je ostrej krytyce.
- No nie, w tym będziesz wyglądała jak babcia, odłóż to – zarządziła, przesuwając szybko wieszaki. Hermiona uśmiechnęła się. Co za szkoda, że Weasleyowie nie są zamożniejsi; Ginny naprawdę ma nosa do zakupów.
- Przymierz te – Ginny obróciła się do niej z naręczem różnych szat.
- Tak, proszę pani – Hermiona została wepchnięta do przymierzalni.
Wskazane przez Ginny szaty zostały rzeczywiście zakupione, ku jej zadowoleniu. Hermiona wybrała jeszcze kilka piżam i koszul nocnych, nie zwracając uwagi na uniesione brwi przyjaciółki. Kiedy stały już przy ladzie, rudowłosa czarownica znikła na chwilę w głębi sklepu, po czym zjawiła się, niosąc trzy powłóczyste kawałki jedwabiu.
- Jeszcze to.
- Ginny, one są...
- Weź. Jesteś młodą mężatką, sama mówiłaś... – Właściciel przyglądał się im z niekłamanym zainteresowaniem. Ginny posłała mu wściekłe spojrzenie. – Pamiętasz tę rozmowę z Parvati i Lavender?
Hermiona z westchnieniem dołożyła koszulki do zakupów. O rany, czy może być coś bardziej skąpego? Przynajmniej podobał się jej kolor.

Okazało się, że zakupy zajęły im większość czasu. Wstąpiły na chwilę do sklepu Zonka przywitać się z Fredem i George’em, a na koniec udały się pod Trzy Miotły na kremowe piwo.
- No i jak tam „gniewny seks”? – zapytała Ginny z oczyma błyszczącymi wesoło. Hermiona wykrzywiła się demonstracyjnie.
- Nie, mnie w sumie aż tak bardzo na tym nie zależy. Wydaje mi się tylko, że to wszystko jest jakby bardziej dla mnie, niż dla niego, rozumiesz?
- Ja zawsze chodziłam z chłopakami w moim wieku, więc nie rozumiem.
- Aha...
Ginny zaczęła się śmiać. – Żartowałam. Dean jest taki, to znaczy był kiedyś. Tak się martwił o moje samopoczucie, że nie potrafił się odprężyć. Zresztą to jedyny facet, z którym spałam.
Hermiona pokręciła głową. – To nie to. Severus wydaje się być na luzie, ale wygląda, jakby się kontrolował. A ja chcę sprawić, żeby stracił kontrolę, chcę wiedzieć, że to potrafię.
Ginny popatrzyła na nią z powagą, odstawiając piwo. – No, nie wiem. Naprawdę chcesz, żeby przestał nad sobą panować? No wiesz, on był śmierciożercą i nadal za takiego uchodzi.
- Te plotki są wyolbrzymione.
Ginny obrzuciła ją sceptycznym spojrzeniem. – Nawet, jeśli tak jest, to nie sądzę, żeby to towarzystwo było szczególnie pruderyjne. Założę się, że mają różne dziwne pomysły. Wiesz co, może to i dobrze, że on się kontroluje.
- Może i tak, ale chcę się dowiedzieć – zaśmiała się, widząc minę Ginny. – Wiem, że mi nie uwierzysz, ale on naprawdę nie jest taki okropny, jak ludzie myślą. No i... według mnie jest całkiem sexy.
- To fajnie, że jesteś zadowolona, nie zrozum mnie źle, ale jak dla mnie to nie jest szczególnie przystojny.
- Przystojny? – powtórzyła szyderczym tonem Hermiona. – Przystojny to jest Malfoy. Mnie to nie interesuje. – Młodsza czarownica wierciła się na krześle.
- W porządku, Ginny, wiem, że nie jest śliczny. Teraz mi na tym nie zależy, może kiedyś, jak miałam dwanaście lat... Severus jest intrygujący.
- No, ty zawsze miałaś słabość do ponurych facetów z długimi nosami.
- Może. Wiktor jest moim przyjacielem – Hermiona wzruszyła ramionami.
- To teraz.
- To nigdy nie był wielki romans.
- Ale on ci się podobał.
- Z początku nie, dopiero kiedy go lepiej poznałam. Ale Severus jest trochę inny, ja go już znałam, przynajmniej z jednej strony, zanim...
- Zanim zaczął ci się podobać.
- Tak.
Odgłosy baru, raz głośniejsze, raz cichsze, wypełniły ciszę, która zapadła między nimi. Ginny spojrzała prosto w oczy Hermiony. – Zakochałaś się.
- Co?
- Zakochałaś się.
- No to co? W końcu to mój mąż.
- Ale... – Ginny przerwała. Hermiona zachęciła ją ruchem ręki. – Czy to jest tylko... fizyczne?
Hermiona wybuchnęła śmiechem. – Najpierw mi mówisz, jaki jest brzydki, a potem uważasz, że jeśli żywię do niego jakieś uczucia, to dlatego, że pociąga mnie fizycznie?
- Dla ciebie nie jest brzydki.
Hermiona przestała się śmiać. – Nie, to nie jest tylko chemia. On jest inteligentny. I naprawdę może być zabawny, kiedy się przyzwyczaisz do jego poczucia humoru. Potrafi być czarujący. Fascynuje mnie. I nie oczekuje... że będę kims innym, niż jestem, no i dobrze. Po prostu go lubię.
- W porządku – Ginny zajęła się swoim piwem. – Cieszę się, że go lubisz. – Widząc jej zamglone oczy, Hermiona przełknęła ślinę. – Wiesz, że byłabym szczęśliwa z Ronem. To nie...
- Nie martw się, wiem – Ginny odetchnęła, spuszczając głowę. – Tęsknię za nim.
- Ja też – szepnęła Hermiona. – Czasem, kiedy dzieje się coś śmiesznego, myślę sobie, że muszę powiedzieć o tym Ronowi albo napisać do rodziców. Dziwne.
- Wiem... Słuchaj, musisz koniecznie na siebie uważać – Ginny wpatrywała się w nią stanowczym wzrokiem. Hermiona przewróciła oczami.
- Już mam trochę dosyć. Nie jestem bezbronnym dziewczęciem. Potrafię się o siebie troszczyć.
- Jasne. Zwłaszcza w zetknięciu z uzbrojonymi śmierciożercami. Właśnie to chciał zrobić Ron i zginął. Niech to nie idzie na marne.
Hermionę ogarnęło poczucie winy; poczuła łzy cisnące się do oczu i zrobiła kilka głębokich wdechów, żeby się opanować. Po chwili odezwała się cicho: - Będę uważać. Ale nie zamierzam przestać żyć.
- Nikt tego od ciebie nie wymaga.
- Może ty nie. Ale Harry nie chciał nawet, żebym tu z tobą przychodziła. Gdyby nie ten mecz, to na pewno poszedłby z nami. No i gdybym nie skoczyła mu do oczu, kiedy to zaproponował.
Ginny skrzywiła się. – W stosunku do mnie też jest nadopiekuńczy. To chyba reakcja na...
- Ja to rozumiem, ale i tak mnie to denerwuje.
- Chyba się już przyzwyczaiłam. Jak się ma tylu starszych braci... ja to przerabiam od urodzenia – Ginny uśmiechnęła się lekko.
- Prawda.
Przez jakiś czas obie siedziały zamyślone. Gwar rozmów działał uspokajająco.
- Hermiona? Jak to było? Szybko?
Zmartwiała. O Boże... Hermiono, nie patrz! Nie, nie patrz! Uświadomiwszy sobie, że za długo milczy, odchrząknęła. – No więc... to...
Ginny wpatrywała się w stół, wyglądała na przybitą.
- Więc nie było szybko.
- Nie wiem. Może i było... – Hermiona przypomniała sobie własne pytanie zadane Severusowi. Ale Ron był ofiarą Obrzędu Krwi, prawda? I jego poważne skinienie głową.
- Powiedz mi. Inni chcą mnie chronić, zwłaszcza Harry, ale ty tam byłaś. Zasługuję na to, żeby się dowiedzieć. To był mój brat.

Patrząc w oczy rudej czarownicy – przyjaciółki – siostry Rona – Hermiona stwierdziła, że nie potrafi skłamać, nawet po to, żeby oszczędzić jej bólu, wiedząc aż za dobrze, że usłyszeć prawdę jest znacznie lepiej, niż pozostawać w niewiedzy. Lepiej, niż pozwolić swojej wyobraźni podsuwać coraz to nowe potworne obrazy, za każdym razem, kiedy ośmielasz się o tym pomyśleć.
Zacinając się trochę, powiedziała prawdę. Nie całą – przemilczała niebieskawy odcień jego skóry, ilość ran. Powiedziała o krwi, ale przemilczała jej ilość. Wspomniała też o narzędziu zbrodni. Ginny podchwyciła to natychmiast.
- Czarnomagiczny sztylet?
Hermiona przełknęła ślinę. – Severus tak uważa.
- Magia krwi – Ginny kiwnęła głową. – Jedna z ulubionych rzeczy Toma... – Hermiona rzuciła jej zatroskane spojrzenie. Przyjaciółka rzadko wspominała o tym, czego dowiedziała się od Toma Riddle’a, co przeżyła w czasie incydentu z dziennikiem, kiedy była w pierwszej klasie.
- Dzięki, że mi powiedziałaś.

Nagle uwagę Hermiony przykuło odbicie znajomej jasnowłosej głowy w lustrze nad barem. Malfoy. Uchwyciwszy wzrok Ginny, skinęła ledwo zauważalnie głową w kierunku drzwi, przez które właśnie wszedł Draco ze swymi dwoma cieniami. Wstały jednocześnie, zbierając swoje rzeczy i położyły pieniądze na stole. Nie udało się, pomyślała Hermiona z irytacją, widząc podchodzącego Dracona.
- Już idziesz, Granger? – usiłował przywołać na twarz pogardliwy uśmieszek. Hermiona zmrużyła oczy.
- Chodźmy już – Ginny pociągnęła ją za rękaw.
Nie będzie się wycofywać. W miejscu publicznym, przy tylu świadkach Malfoy nic nie może zrobić, nawet mając wsparcie dwóch kolegów. A poza tym ma przed sobą mecz quidditcha, co znacznie ogranicza jego czas przeznaczony na porwania i tortury.
- Wydaje mi się, że musisz chyba potrenować przed meczem. A po drugie, nie nazywam się Granger, nie pamiętasz? – odparła zimno. Zaskoczył ją złowrogi błysk w jego srebrnoszarych oczach; powstrzymała się przed zrobieniem kroku w tył.
- Jasne. Widzimy się w Hogwarcie – kolejny wściekły błysk. – Pani Snape.
Ginny wzięła Hermionę za ramię i wyprowadziła z pubu. Posłuchała bez oporu. Odwróciła głowę tylko raz, widząc Dracona gapiącego się na nie z dziwnie rozczarowanym wyrazem twarzy.

***************************

Zestaw szat zakupionych przez Hermionę za namową panny Weasley wprawił Severusa w zadowolenie. Tym bardziej, że nie będzie już musiał towarzyszyć jej w zakupach, a nawet Czarny Pan nie dysponuje wieloma torturami gorszymi niż to.
Uniósł brew na widok kilku kawałków jedwabiu, które schowała w szafie bez pokazywania. Widać panna Weasley namówiła ją na coś mniej zwyczajnego, jednak rumieniec na twarzy żony pozwalał zgadnąć, że upłynie jeszcze trochę czasu, zanim te wpływy przyniosą mu jakieś wymierne korzyści.
Następne dni upłynęły spokojnie, jeśli pominąć fakt, że Severus doceniał coraz bardziej „bonusy” wynikające z planu obmyślanego przez dyrektora. Hermiona okazała się otwarta na propozycje, dzięki czemu poranne prysznice zyskały nowy wymiar. Wciąż jednak się kontrolował, nie chcąc kusić złego. Mimo wszystko podejrzewał, że to, czego życzył sobie Zew Krwi, odbiega znacznie od jej wyobrażeń.

Siedział przy biurku, obserwując ją, jak sprawdza wypracowania drugoklasistów. Wstawił wprawdzie dla niej osobne biurko, ale wolała leżeć na dywanie przed kominkiem. Uśmiechnął się lekko, gdy potrząsnęła głową, co groziło rozsypaniem się wysoko upiętych włosów. Niesamowicie wysoko.
- Czy oni zgłupieli do końca? Chyba nawet nie otworzyli książek – warknęła.
- Ja sobie zadaję to pytanie każdego dnia.
Uniosła głowę, z rumieńcem na twarzy. – Przepraszam, wyrwało mi się.
- Nie szkodzi. W zupełności cię rozumiem.
Poczuł palący ból w przedramieniu.
– Wzywa mnie.
- Och... Mówiłeś, że to będzie wkrótce... – zerwała się z podłogi i weszła za nim do sypialni.
- Tak. Zawiadom dyrektora. Nie mogę się spóźnić tym razem – wyciągał z szafy ubranie śmierciożercy.
- Uważaj na siebie.
Dotknął jej policzka, pochylając się, żeby ją pocałować. Zarzuciła mu ręce na szyję w mocnym uścisku, twardy brzeg maski spoczywającej w kieszeni wbijał mu się w udo. Zamrugał ze zdziwieniem, obejmując ją. Trzęsła się.
- Hermiona...
Odsunęła się. – Będę czekała. Uważaj.
- Dobrze. – spojrzał na nią z ciekawością. – Hermiono, o co...
- Szkoda, że nie mogę nic zrobić... żeby pomóc.
- Możesz. Zawiadom dyrektora.
- Nie, chodzi mi o pomoc przy tym – pokręciła głową, wskazując na szaty śmierciożercy. – Chyba nie nadaję się do tego, żeby siedzieć w domu, kiedy mężczyźni idą na wojnę.
Severus pokręcił głową, wyjmując świstoklik z ukrytego pudełka na nocnym stoliku. – Mam nadzieję, że będziesz mogła grać tę rolę tak długo, jak się da. Niedługo zażąda również twojej obecności.
- Wtedy będzie łatwiej.
- Może tobie – odparł ironicznie, obracając w palcach świstoklik, który miał go przenieść do Wrzeszczącej Chaty. – Wrócę.
- Idź.

Chwilę później aportował się pośrodku jakiegoś pola. Żadnych budynków w zasięgu wzroku. Gwiazdy świeciły jasno, z pewnością było to daleko od jakiegokolwiek mugolskiego miasta. Obecnych było tylko kilku członków Wewnętrznego Kręgu, co napełniło go ulgą. Będzie mógł złożyć raport z zachowaniem względnej dyskrecji, a im mniej słuchaczy, tym lepiej.
Czarny Pan przywołał go do siebie. Severus ukląkł przed czarnoksiężnikiem, czując, jak wilgoć z nasiąkniętej deszczem ziemi przesącza się przez materiał.
- Panie.
- Wstań, Severusie. Domyślam się, że nasz mały projekt idzie dobrze?
- Na to wygląda, panie.
Spojrzał w czerwone, wąskie jak szparki oczy, starannie ukazując wybrane obrazy. Prowadzenie zajęć. Hermiona, rozciągnięta pod nim, odrzucająca głowę do tyłu, prosząc go... On sam, przytulający ją w pokoju Prefekt Naczelnej. Hermiona oczyszczająca jego ranę po ostatnim zebraniu. Obiad z Minerwą. Sowa niosąca pocztę. Karcenie dwóch Ślizgonów z drugiego roku w pokoju wspólnym. Hermiona, pytająca, czy muszą czekać do soboty...
- Bardzo dobrze. Wygląda na to, że dziewczyna zaczyna poddawać się twojej woli. A kiedy już będzie całkowicie pod twoim wpływem – ciekaw jestem, jak zareaguje Potter widząc, po której ona jest stronie.
- Tak, panie – Severus pochylił głowę. – Jeszcze zanim to nastąpi, ona będzie dla nas źródłem informacji. Zdarza się, że w mojej obecności wspomina o różnych rzeczach, jej zdaniem mało znaczących. Potter boi się coraz bardziej. Obawia się, że teraz, kiedy kończy szkołę, urośniesz w siłę i będzie musiał stawić ci czoła. Ten lęk go osłabia, panie.
Czarny Pan uśmiechnął się z aprobatą. – Bardzo dobrze, Severusie. Twój plan, jeśli się powiedzie, będzie świadectwem twojej lojalności.
- Dziękuję, panie.
- Musisz ją do mnie przyprowadzić, żebym mógł zobaczyć prawdę w jej oczach.
- Jeszcze za wcześnie, panie.
Spojrzał mu w oczy, pozwalając wypłynąć kolejnym obrazom. Hermiona, płacząca nad obrączką swojej matki. Znów Hermiona, stojąca przed nim, mówiąca drżącym głosem: ”On tam był, kiedy Ron został zabity.” Potter, odpychający Dracona, gdy ten nachylił się, szepcząc coś do ucha Hermiony.
- Zdarzają się jednak przeszkody. Nie chciałbym, żeby jej zaufanie do mnie zostało tak wcześnie zachwiane, gdy spotka swoich wrogów.
- Więc zna tożsamość zabójców rodziców i chłopaka.
- Tak, panie. Przynajmniej jednego z nich – Severus schylił głowę, żeby ukryć wyraz triumfu. Jeśli Czarny Pan potraktuje próby mieszania się do planu przez Lucjusza w taki sposób, jak się spodziewa… Nie było mu jednak dane się cieszyć.
- Udało ci się dzięki temu wykorzystać jej chwiejność?
- Oczywiście, panie – Severus pienił się w duchu. Cholerny Lucjusz, musiał rozmawiać z Czarnym Panem przed zebraniem, a przynajmniej przed jego przybyciem. Teraz nie pozostawało mu nic innego, jak przyłączyć się do gry.
- Severusie, Lucjuszu, zasługujecie na pochwałę.
Czarny Pan skinął na Pettigrew. Były Gryfon podszedł, a jego pan dotknął Znaku na jego przedramieniu, wzywając niższych rangą śmierciożerców.
Severus przygotował się na długie czekanie. Zauważył również, że Rudolf robi to samo. Był to zwykły dzień tygodnia i wielu z nich musiało uwolnić się od swoich zajęć. Wiedział jednak, że trzy osoby powinny pojawić się natychmiast. Tak też się stało: Draco i jego dwaj przyboczni aportowali się z trzaskiem. Nawet w maskujących szatach dziedzic Malfoyów wyróżniał się szczuplejszą posturą. Zdjął łańcuszek zmieniacza czasu z szyi kolegów i zajął swoje miejsce na obrzeżach kręgu.
Lucjusz postarał się o zmieniacz czasu po to, aby trzej chłopcy mogli być obecni na zebraniach, nie wzbudzając podejrzeń Dumbledore’a. Po zakończeniu spotkania wrócą do tego momentu, w którym opuścili szkołę, pozostawiając nauczycieli w nieświadomości.

Zebranie przeciągało się w nieskończoność i tylko ścisła dyscyplina pozwalała Severusowi zachować pionową postawę i skupiać uwagę. Kątem oka widział, jak młody Malfoy przestępuje niecierpliwie z nogi na nogę. Uśmiechnął się drwiąco pod maską. Bez wątpienia głupi chłopak był przekonany, że te żałosne pogłoski o czarnych rytuałach to prawda, mimo tego, co słyszał od ojca.
Czarny Pan przemawiał do swych zwolenników, powtarzając standardowe frazesy. Okazało się, że grupa nowicjuszy przejdzie inicjację na następnym spotkaniu. Severus skrzywił się w duchu z niesmakiem. Z całą pewnością któryś z nowo zwerbowanych będzie na tyle głupi, żeby odezwać się w złym momencie, albo powiedzieć coś niestosownego, i spotka go szybki koniec. Czarny Pan nie toleruje głupców. Wzrok Severusa powędrował ku Draconowi. No chyba, że ich ojcowie są bogaci i wpływowi, poprawił się z drwiącym uśmiechem.

Zebranie dobiegło końca. Czarny Pan zostawił śmierciożerców, aby mogli spotykać się według uznania. Pettigrew – jego oczy i uszy – pozostał jednak na miejscu. Severus zastanawiał się, nie po raz pierwszy zresztą, jaki był jego cel, gdy przyłączał się do czarnoksiężnika. Za swoją lojalność otrzymywał niewiele poza tym, że pozostawał przy życiu. A z tego, co Severus widział, nie było to szczególnie ciekawe życie. Stanie na obrzeżach, przyglądanie się, jak inni rozmawiają... nawet jego własny przewodnik, przydzielony mu, kiedy do nich dołączył, zdawał się go nie zauważać.

Severus pokręcił głową. Przemieszczał się między zebranymi, zamieniając od czasu do czasu z kimś kilka słów, kierując się w stronę Wewnętrznego Kręgu. Zazwyczaj opuszczał zgromadzenie zaraz po odejściu Czarnego Pana, teraz jednak jego pozycja w hierarchii wymagała stosowania się do pewnych reguł. Pozostawanie w centrum grupy i bycie na bieżąco z najświeższymi plotkami może mu tylko pomóc.
Podchodząc do grupy członków Wewnętrznego Kręgu, Snape zauważył Wiktora Kruma stojącego z brzegu, zaangażowanego w rozmowę z Draconem Malfoyem. Draco mówiąc marszczył czoło, a Wiktor spojrzał na Severusa z niebezpiecznym błyskiem w oku. Ich oczy spotkały się na ułamek sekundy, po czym odwrócił wzrok, zanim Severus zdążył cokolwiek wyczytać z jego umysłu.
Obserwując sztywną postawę Bułgara, poczuł lęgnące się w duszy podejrzenie. Zatopiony we własnych myślach, nie usłyszał nadchodzącego Lucjusza.
- No, Severusie, jak tam układają się sprawy z twoją szlamowatą małżonką?
- Zadowalająco – ton Severusa był chłodny i szorstki. – Byłoby łatwiej, gdyby twój syn przestał dawać jej dowody życzliwości, że tak się wyrażę.
Lucjusz roześmiał się. – Och, nie musisz mi dziękować. W końcu popchnęło ją to w twoje ramiona, czyż nie tak?
- Być może.
Oczy Lucjusza dziwnie rozbłysły. – Nie być może, przyjacielu. Zapominasz, że zasiadam w Radzie do spraw Małżeństw i jestem świadom, że bardzo gorliwie wypełniasz wymagania Zaklęcia Łoża – zaśmiał się krótko. – Widzę, że twoje siły witalne nic nie ucierpiały z upływem lat.
Snape wykrzywił wargi pod maską, ale odparł spokojnym głosem: - Ona stanowi satysfakcjonującą rozrywkę. Muszę przyznać, że doceniam korzyści uboczne.
- Ona na pewno też – dodał Lucjusz łagodnie.
- Oczywiście. Próbuję nią manipulować. Młodzi ludzie często dają się oszukać, myśląc, że pociąg fizyczny równa się zaangażowaniu emocjonalnemu. Potrzebne mi jest jej zaufanie, a nie strach. To dość proste, ale jeśli chciałbyś, żebym ci wytłumaczył, to chętnie pomogę ci zrozumieć – Severus wiedział, że Lucjusz nie widzi jego uśmieszku. – Obiecuję mówić wolno.
Lucjusz zmrużył oczy. Po chwili roześmiał się. – Ach, Severusie, jak ja zawsze lubiłem twoje poczucie humoru. Słuchaj – dodał pojednawczym tonem – dosyć o tej szlamie. Widzę, że panujesz nad sytuacją, chociaż może będę chciał ci znów trochę pomóc. Nie, nie dziękuj, przyjacielu. – jego oczy były zimne. Severus powstrzymał się od protestów. Drażnienie Malfoya jest bezcelowe, trzeba tylko ostrzec Hermionę, że mogą nadejść nowe „prezenty”.
- A wracając do przyjemniejszych spraw, nie miałem jeszcze okazji złożyć ci gratulacji z okazji wspaniałego meczu, który drużyna twojego Domu rozegrała w ubiegły weekend. Miło widzieć, jak Slytherin znów zwycięża.
Severus pozwolił sobie na szerszy uśmiech pod maską. – Tak, to prawda. Muszę przyznać, że twój syn spisał się wspaniale. Naturalnie twoje wsparcie przyczyniło się do zwycięstwa. Polityka. Mimo wszystko, dowartościowanie Lucjusza może przynieść korzyści – jeśli będzie w dobrym nastroju, może coś mu się wymknie. I nie będzie miał podejrzeń co do jego lojalności.
- A tak, nowe miotły. Nie ma sprawy, przyjacielu. Jeśli tylko mogę w czymś pomóc, oczekuję, że mnie poinformujesz.
Rozkaz, nie prośba. Severus przytaknął.
- Jakkolwiek bardzo przyjemnie się z tobą rozmawia, Lucjuszu, muszę teraz wrócić złożyć raport Dumbledore’owi – pozwolił sobie na nutkę rozbawienia w głosie. Lucjusz zaśmiał się z aprobatą.
- Naturalnie, złóż raport i wracaj do swojej zabawki. Baw się dobrze. Do zobaczenia.
Baw się dobrze... Tak, Lucjuszu, możesz być pewien.

ROZDZIAŁ 15 cz.2


Muszę koniecznie pamiętać, żeby jeszcze raz podziękować Wiktorowi za ten pamiętnik. To najbardziej przemyślany prezent, jaki kiedykolwiek dostałam – niesamowite, skąd on wiedział, co jest mi potrzebne, przy tym wszystkim co się dzieje. To się nazywa przyjaciel.

Tydzień minął szybko – drugi tydzień mojego małżeństwa. Dziwnie się czuję, jak sobie pomyślę – dwutygodniowa „rocznica” ślubu. Z Severusem układa mi się dobrze, zadziwiająco dobrze. Z drugiej strony Draco jest tak samo wkurzający, jak przedtem. Kiedy go widzę w szkole, i wiem, że miał coś wspólnego ze śmiercią Rona... naprawdę trudno to znieść. Jedyna rzecz, która pozwala mi wytrzymać podczas posiłków, to wspomnienie, jak wyglądał, kiedy mu dołożyłam na trzecim roku... piękne wspomnienie. Ciągle pamiętam twarz Rona, kiedy to zrobiłam. Szkoda, że raczej nie będę miała następnej okazji, chyba że wypadnie z łask Czarnego Pana. Wtedy mogłabym ubłagać śmierciożerców, żeby mi pozwolili dopaść go najpierw. To się oczywiście nigdy nie stanie, ale mogę chociaż pomarzyć.
Dziwne, zaczynam używać nazwy „Czarny Pan”, zamiast „Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać”, albo „Voldemort”. Pewnie zaraziłam się od Severusa.

Między mną a Harrym wciąż jest jakieś napięcie. Powoli sprawy wracają do normy sprzed mojego ślubu. Wiedział, że tak musi być, ale nie był specjalnie szczęśliwy z tego powodu. Wiktor był znacznie bardziej życzliwy... no, ale to nie on nienawidzi Severusa od lat. Harry jeszcze się nie nauczył, że wygląd zewnętrzny nie świadczy o człowieku, tak samo jak grupa, do której należy. Wprawdzie nie mogę się zgodzić z zasadami, które wyznają śmierciożercy, ale biorąc każdego z osobna, to są przecież ludzie. No, może z wyjątkiem Malfoyów... to jest specjalny gatunek. A Severus jest szpiegiem, nie jest naprawdę śmierciożercą. Nie wiem, dlaczego Harry ciągle mu nie ufa, bo ja, naprawdę – tylko tutaj mogę to napisać – ufam mu bardziej niż komukolwiek innemu.
A to coś znaczy.

W ciągu ostatnich tygodni staliśmy się sobie o wiele bliżsi. Naprawdę wydaje mi się, że on mnie rozumie. Naturalnie, pozostaje wciąż tak samo wredny, w końcu jest sobą... i w sumie mi się to podoba. Nawet fajnie jest się z nim kłócić, bo nie tak łatwo go urazić, jak na przykład Harry’ego, więc mogę po prostu mówić, co myślę, nie muszę się gryźć w język.
Od strony... fizycznej, jest niesamowicie, po prostu niesamowicie. Nadal nie jestem zbyt śmiała, bo w końcu on ma znacznie większe doświadczenie, ale coraz łatwiej mi jest wychodzić z propozycją, pewnie dlatego, że nie muszę się bać, że odmówi! Przynajmniej jak do tej pory... W ostatnich dniach, kiedy sama myśl o seksie mnie odrzucała, był naprawdę wyrozumiały. Może dla niego to nie problem, ale jak mam okres, to nie mam ochoty. Pewnie niedługo wrócimy do wspólnych pryszniców i tym podobnych.


Trudno powiedzieć – nie wiem sama, co myśleć na temat Severusa. Szanowałam go zawsze, teraz nawet go lubię, ale kiedy tak sobie leżę w nocy obok niego, to mam wrażenie, że może jest coś więcej. Ale po prostu nie wiem, to by było za szybko.
Boję się. Severus mówił, że Czarny Pan będzie chciał w końcu mnie zobaczyć. Nie boję się – naprawdę – jego samego, ale jak mam stanąć twarzą w twarz z Malfoyami? To nie byłby dobry pomysł, rzucić zaklęciem w wysokiego rangą śmierciożercę w obecności Czarnego Pana. Zarobiłabym Avada Kedavra, na sto procent. Chociaż, może warto byłoby, gdybym mogła pociągnąć Malfoya ze sobą... ale wtedy Severus wpadłby w tarapaty, a nie zniosłabym, gdyby coś miało mu się stać.


Hermiona z westchnieniem zamknęła pamiętnik, przecierając oczy. Dobrze, że jest sobota. To był ciężki tydzień, pod wieloma względami. Severus chodził podminowany od swojego ostatniego wezwania i upierał się, żeby co wieczór ćwiczyli oklumencję. Przychodziłoby jej to łatwiej, gdyby nie była tak wymęczona pracą nad teorią wyższej transmutacji.
Wybrała transmutację cieczy i gazów jako swój główny przedmiot specjalizacji – dziedzinę wprawdzie fascynującą, ale, jak ostrzegała Minerwa, najtrudniejszą w całej tej nauce. Jak na razie, wyglądało na to, że tak jest naprawdę. Pracowała cały tydzień, zanim udało się jej zamienić filiżankę wody w twardą kulę, a i to było tylko częściowym sukcesem. Minerwa była zachwycona jej postępami, mimo iż kula wciąż topniała po kilku minutach. Jednak zamrożona woda zachowywała się jak każde inne ciało stałe w czasie transmutacji, a to tylko wzmagało ciekawość Hermiony. Zdecydowała, że przy okazji następnej wizyty na ulicy Pokątnej z Severusem wybierze się do miasta po mugolskie podręczniki do fizyki i chemii. Może przyda się przestudiować strukturę molekularną cieczy i ciał stałych.

Uczta w Noc Duchów odbyła się poprzedniego wieczoru. Przez cały czas siedziała spięta, martwiąc się, że Czarny Pan może wezwać Severusa w trakcie lub po uczcie. Rytuały krwi, wykonane w tę noc, odznaczały się podobno największą mocą.
Pod koniec uczty udało się jej wreszcie odprężyć, i właśnie znajdowała się w środku miłej konwersacji z asystentkami profesor Sinistry, gdy ujrzała, jak Severus nagle wstaje od stołu. Wytłumaczywszy się szybko, z duszą na ramieniu pobiegła do mieszkania, gdzie zastała go zażywającego eliksir od bólu głowy. Kiedy dowiedział się, co ją trapi, potrząsnął głową.
- Wszyscy aurorzy są dziś w pogotowiu. Czarny Pan nie zdecyduje się zwołać zebrania w Samhain, zwłaszcza po tym, co się wydarzyło, gdy ostatni raz próbował w tę noc dokonać czegoś znaczącego.
Hermiona przełknęła ślinę. Tej nocy rodzice Harry’ego zostali zamordowani, i w tę noc również świat czarodziejski – z wyjątkiem nielicznych – uwierzył, że Czarny Pan został pokonany przez Harry’ego Pottera. Zmieniła zręcznie temat, i zajęli się planowaniem następnego zapisu w pamiętniku, po czym poszli spać.

Teraz, w świetle wczesnego poranka, siedziała oparta na kanapie, ułożywszy pamiętnik na poduszce obok siebie. Obudziła się godzinę temu i nie była w stanie zasnąć. Po pół godzinie leżenia obok męża, wyplątała się z jego objęć i postanowiła zająć się pamiętnikiem. Mówiła przedtem Severusowi, że niektóre dziewczyny piszą co dzień, ale ona miała zwyczaj robić to tylko wtedy, kiedy w głowie kłębiło się jej od natłoku myśli. Ostatni zapis pochodził sprzed dwóch tygodni, po tym, jak razem z Ginny natknęły się na Dracona w Hogsmeade.

Zadziwiało ją, że w tak dużym stopniu treść wpisu w pamiętniku jest zgodna z prawdą. Tak, jak gdyby Severus manipulował nią za jej wiedzą. Pokręciła głową, marszcząc czoło. Rozmyślania przerwał jej miękki głos dochodzący od strony drzwi.
- Incendio.
Ogień w kominku zapłonął natychmiast. Obróciła się w stronę Severusa, widząc, że wciąż ma na sobie tylko te luźne spodnie, w których sypiał. Jeśli sypiał w czymkolwiek.
- Dzień dobry – przywitała go. Rzucił okiem na pamiętnik leżący obok niej. – Nie możesz spać?
- Obudziłam się godzinę temu i nie mogę zasnąć. W końcu się poddałam i pomyślałam sobie, że napiszę coś w pamiętniku i będę miała z głowy.
- Rozumiem. Żadnych snów?
- Nie. W każdym razie żadnych przykrych snów.
Nie, sny nie były przykre… Zarumieniła się lekko, przeklinając w duchu tę swoją przypadłość. Ujrzawszy jego uśmieszek, zaczęła również przeklinać jego zdolność do czytania z wyrazu jej twarzy.
- Ach, tak – zauważył lekkim tonem, odkładając pamiętnik na stół, zanim sam usiadł na kanapie. – Nic przykrego. Ciekawe. W takim razie co ci się śniło?
- O nie, to tajemnica, nie powiem – uśmiechnęła się, widząc jego uniesioną brew.
- Może uda mi się jakoś… nakłonić cię do mówienia? – odparł cicho, pochylając głowę do nieśpiesznego, delikatnego pocałunku. Kiedy się odsunął, zaskoczyło ją jego spojrzenie.
- Ale… ja…
- Nie przeszkadza mi, jak już mówiłem. Ale jeśli to dla ciebie problem…
- To znaczy… byłoby trochę bałaganu… - urwała, widząc, jak wstrzymał oddech. Otworzyła usta, zaskoczona. – Och… to Zew…
Zesztywniał i obrzucił ją przenikliwym spojrzeniem, zanim się odsunął.
- Dlatego ci nie przeszkadza, prawda? Zew… czy to by coś dało…
Potrząsnął głową. – Wszystko, co robimy, pomaga zaspokoić Zew, biorąc pod uwagę twoje niewielkie doświadczenie. Chociaż czasem domaga się więcej… - zmarszczył czoło.
- Gdyby to miało coś pomóc, to może…
- Nie – uciął ostro. Spojrzała na niego zmieszana. – Jest o wiele za wcześnie na wyczerpujące dyskusje o tym, czego domaga się Zew Krwi.
- Wytłumacz chociaż, dlaczego? Wczoraj próbowałeś…
- Mam tę świadomość – odparł, przeciągając dłonią po włosach. – Zew czasem działa subtelnie. Tak subtelnie, że nawet ja nie potrafię tego wykryć… podczas gdy przy innej okazji słyszę, jak krzyczy o swojej obecności w moich żyłach.
- I to była taka okazja?
- Zgadza się. Zidentyfikowany łatwo poskromić, - dodał lekkim tonem, wstając z kanapy. – Chociaż, jeśli dam się skusić – gdy w grę wchodzi Niewybaczalne albo krew – to następnym razem jest znacznie trudniej.
- Aha… - Hermiona przygryzła wargę, myśląc gorączkowo. Za każdym razem, kiedy Severus wspominał Zew, pojawiały się nowe informacje. Ciekawe, ile jeszcze jej nie powiedział. Obserwowała, jak wkłada głowę do kominka, żeby zamówić śniadanie z kuchni. Kiedy się wyprostował, zebrała odwagę i zapytała:
- Co jeszcze... co jeszcze mógłbyś mi o nim powiedzieć? Za każdym razem, kiedy o tym mówisz, sprawa wygląda na coraz bardziej złożoną.
Przez chwilę stał spięty, po czym nabrał powietrza i odwrócił się w jej stronę.
- Chciałabyś, żebym ci przekazał, w formie jednej prostej lekcji, wiedzę zebraną przez dziesiątki lat doświadczenia i badań? Powinnaś wiedzieć, że nie da się tego zrobić. Będę ci mówił o różnych rzeczach, w miarę jak przychodzą mi do głowy. O tych rzeczach, o których według mnie powinnaś się dowiedzieć.
- O tych, o których według ciebie powinnam się dowiedzieć – powtórzyła ponuro.
- Tak jest.
Szorstki ton głosu pozwalał domyśleć się, że nic więcej nie uzyska. Oparła plecy, próbując się odprężyć. Nagle twarz rozjaśnił jej przebiegły uśmiech.
- Dobrze. Możesz mi to wynagrodzić, jeśli zabierzesz mnie dziś do mugolskiej części Londynu.
Wykrzywił się, ale nie zaprotestował. Uśmiechnęła się triumfalnie.

*************************

- Skoncentruj się – rzucił ostro Severus. Od jego ostatniego wezwania upłynęły dwa tygodnie, a wycieczka do Londynu miała miejsce tydzień temu. Jego cierpliwość zmniejszała się z każdą lekcją, chociaż Hermiona czyniła stałe postępy.
- Koncentruję się! Udało mi się ukryć przed tobą większość obrazów z dzisiejszego dnia – zaprotestowała, krzywiąc się w wyrazie frustracji. – A jeśli tak wygląda twoja cierpliwość, to bardzo bym nie chciała się dowiedzieć, jak to jest, kiedy jesteś niecierpliwy. Chociaż nie, przecież widziałam, jak mogłabym zapomnieć?
- Rzeczywiście! To w takim razie nie wiesz jeszcze, jaki umiem być niecierpliwy. Która jest godzina? Przecież nie mogę oszukiwać Czarnego Pana w nieskończoność, bez poddawania swojej lojalności w wątpliwość – czarne oczy ciskały błyskawice. – Wybacz mi, ale nie uważam za konstruktywne, żeby cię rozpieszczać w czasie lekcji.
- Przecież cię zablokowałam, nie wiem, czemu się tak denerwujesz. Potrafię to robić – odparła, odgarniając włosy z twarzy.
- Potrafisz? - Severus zbliżył się do niej, jak kot skradający się do ofiary. Bezwiednie zrobiła krok w tył. – W takim razie udowodnij to. Zablokuj wszystkie wspomnienia, powiedzmy, o tym mieszkaniu.
- Ale jestem tu cały czas, to jak mam…
- Powiedziałaś, że potrafisz – uciął. – I udało ci się zablokować wszystkie obrazy gabinetu Minerwy. Więc zobaczmy, jak daleko potrafisz to rozciągnąć, dobrze? – z tymi słowy utkwił w niej wzrok. Poczuła, jak przegląda obrazy w jej umyśle.

Po prostu zablokować... zablokować... uda mi się... Skoncentrowała się, aż pot wystąpił jej na czoło. Czuła, jak przeszukuje jej wspomnienia, nie czekając, aż obrazy same wypłyną. Koniecznie chce udowodnić, że nie miała racji, tak? Nie pozwoli na to. Skup się…
Obrazy napływały. Ginny i Hermiona, śmiejące się w barze Pod Trzema Miotłami. Matka, śpiewająca przy zmywaniu naczyń. Krzywołap, usiłujący trzepnąć muchę łapą. Severus, przytulający ją w pokoju Prefekt Naczelnej. Szczeniak, którego miała w dzieciństwie, hasający wesoło po podwórku, gdy uganiała się za nim ze śmiechem. Draco, kładący pudełko przed nią w Wielkiej Sali…
ŁUP!

Drgnęła, tracąc koncentrację. Obrazy napłynęły falą, zanim zdołała je powstrzymać. Dumbledore i Severus w salonie, omawiający plan. Severus, pokazujący jej wannę. Hermiona wkładająca książki do czarnej magii na górną półkę w szafie, przykrywająca je ubraniami. Severus, rozplatający powoli jej włosy…
- Co to było? – syknął Severus.
- Nie wiem, jakiś hał...
- To ja go spowodowałem, niemądra dziewczyno, żeby sprawdzić, jak mocno się koncentrujesz! – zmrużył oczy i chwycił ją za ramiona, przyciągając bliżej.
- Po co chowałaś te książki? – wysyczał.
O bogowie, zobaczył to.
- No... po prostu chciałam.
Twarz Severusa przypominała gradową chmurę. – Nie próbuj ukrywać przede mną czegokolwiek!
- Nie ukrywam! – krzyknęła, próbując uwolnić się z jego uchwytu.
- Nie? Zapomniałaś że potrafię odczytywać emocje towarzyszące obrazom, głupie dziecko? – w jego jedwabistym głosie pobrzmiewała stal.
- No... ale co w tym takiego strasznego? Ile rzeczy ty przede mną ukrywasz?
- To nie ma żadnego znaczenia!
Po chwili ciągnął dalej opanowanym głosem. – Pozwoliłem ci zatrzymać te książki, bo są łatwe, żebyś mogła zaspokoić swoją ciekawość. Nie chciałem, żebyś wymykała się na Śmiertelny Nokturn za moimi plecami, po to, żeby kupić inne, o większej mocy. Sądziłem, że będziesz na tyle przytomna, że poprosisz mnie o radę, jeśli pokusa okaże się zbyt wielka. Okazało się, że się myliłem – jego oczy znów błysnęły. – Powinienem był zażądać przysięgi na różdżkę, i zrobiłbym tak, gdybym wiedział, jakim głupim dzieckiem się okażesz.
- Nie jestem dzieckiem!
- Racja. Jesteś kobietą, która zachowuje się jak dziecko, to jeszcze gorzej! Używaj tego swojego mózgu, kobieto! Dlaczego mi nie powiedziałaś?! – w jego głosie dał się wyczuć gniew, ale i coś jeszcze oprócz gniewu.
Powiedz mu wszystko!
Nie. Wprowadzi jeszcze więcej ograniczeń, a ty potrzebujesz tej wiedzy.
Każdy krok wydaje się mały.
Jeśli chcesz, żeby oni zapłacili, musisz zdobyć tę wiedzę.
Zapłacą. Sprawię, że zapłacą.


- Ja… nie myślałam, że to ma jakieś znaczenie, nie kusiły mnie aż tak bardzo... i wiedziałam, że tak zareagujesz... – plątała się, gorączkowo szukając w myślach czegoś, co pomoże go ułagodzić.
- No i miałaś rację, do cholery! Jeśli tak cię do nich ciągnie, że musisz je chować!
- Nie, wszystko jest w porządku! Nie musiałam koniecznie ich chować. I nie wyciągałam ich od tego czasu. Naprawdę, cały czas tam leżą. Czasem czuję taką potrzebę, ale nie jest silniejsza ode mnie – Hermiona czuła obrzydzenie do siebie, słysząc we własnym głosie błagalną nutę.
Severus stał nieruchomo przez chwilę, po czym znów utkwił w niej wzrok.
- Nie mówiłem ci, jak subtelnie działa Zew?
Spojrzała na niego zdumiona. – Ale przecież... musiałabym przeczytać Księgę Krwi, żeby mnie opanował, a nie czytałam!
- A skąd mogę mieć pewność, zwłaszcza teraz? Skąd wiem, że tego też przede mną nie ukrywasz? – rzucił. Zszokowana, poczuła narastającą złość.
- No to zobacz! Zajrzyj sobie do mojego umysłu. Zobaczysz, że widziałam ją dwa razy. Raz, kiedy ją dostałam, i wtedy przeczytałam tylko dwa zdania, a drugi, na twoim biurku, i wtedy przeczytałam tylko jedno!
- Jedno ze zdań o największej mocy, Obrzęd Krwi...
- Kurczę, Severus! Nigdy nie miałam tej choroby, prawda? Czy nie musi tak być? Przecież to jest znak. A może jest coś jeszcze, czego według ciebie nie powinnam się dowiedzieć? Jakoś nie miałam ochoty, żeby pójść i kogoś zamordować, chyba tylko Malfoya. Ale to bardziej dlatego, że to obleśny parszywiec, który zasługuje na śmierć, a nie ze względu na Zew! – teraz krzyczała naprawdę głośno. Obrzucił ją chłodnym spojrzeniem.
- Zajrzałbym. Pozwolisz? – zapytał drwiącym tonem.

Kiwnęła głową i spojrzała mu w oczy, przywołując w myślach te dwie chwile, kiedy widziała Księgę Krwi. Wspomnienia przelatywały przez jej umysł. Zabiera paczkę do pokoju, rozwija papier. Siedzi na łóżku, otwierając książkę, spogląda na pierwszą stronę, czerwone litery błyszczą w świetle świec. Uczucie czegoś złego, skręcające żołądek. Zatrzaskuje książkę i chowa ją, okładając zaklęciami, głowa jej pęka. Siedzi razem z Severusem, gdy on przebiega oczami stronice, widzi jedną stronę, do góry nogami, jedną linijkę. Zaciśnięty żołądek. Severus zatrzaskuje księgę…
Odwrócił wzrok. Wypuściła powietrze, drżąc lekko, zapominając o gniewie. W pamięci miała to okropne wrażenie czegoś złego. Milczeli przez chwilę, zanim Severus przerwał ciszę.
- Wydaje się, że mówisz prawdę. Nie jesteś aż tak dobra w oklumencji, jak na razie. Niemniej jednak zabiorę te książki i schowam.
Otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale przerwał jej ruchem ręki. – Dla bezpieczeństwa. Gdybyś chciała je przeczytać, to nalegam, żeby to było w mojej obecności.- Znów próbowała się odezwać, ale nie dał jej dojść do słowa.
- Daruj sobie. Ja naprawdę lepiej rozumiem zagrożenie. Dlaczego mi nie powiedziałaś?
Hermiona nie odpowiedziała, stojąc z założonymi rękami, nie patrząc mu w oczy, w nadziei, że złość mu wkrótce przejdzie. Jej własny słuszny gniew opuścił ją, pozostawiając tylko obezwładniające poczucie winy. Wiedziała, że miał rację. Jej własny umysł domagał się tyle razy, żeby mu wszystko powiedzieć, ale wtedy budził się ten inny głos.
- Nie mam pojęcia, dlaczego zdecydowałaś się to ukryć.
Odwróciła wzrok od spojrzenia czarnych oczu. – Przepraszam... powinnam była ci powiedzieć. Ale nigdy sobie tego wyraźnie nie życzyłeś, a ja po prostu nie myślałam, że to takie istotne.
- Głupota. Nigdy bym się nie spodziewał, że akurat ty zrobisz coś tak absurdalnego! Może jedna z tych bezmózgich wariatek, które nazywasz przyjaciółkami, ale nie ty! Jest trzech ludzi na świecie, którzy mogą odpowiedzieć na twoje pytania o Zew, nie zabijając cię, i jeden z nich jest twoim mężem! Dlaczego nie zapytałaś?!
Widząc, że zaczyna nabierać rozpędu, w akcie desperacji przypomniała sobie rady McGonagall z rozmowy na ulicy Pokątnej.
- Wiem, że masz rację. Proszę cię, zapomnijmy o tym, dobrze? – przysunęła się blisko, a kiedy nie odepchnął jej od siebie, podniosła głowę, żeby go pocałować. Odczuła ulgę, kiedy oddał pocałunek, najpierw niechętnie, ale po chwili z większym entuzjazmem, czując dotyk jej dłoni. Nagle odsunął się, przyglądając się jej. Opuściła ręce, czując się jak idiotka. On wie, co robię… ale dlaczego w ogóle zareagował? Chyba że…
Na jego twarzy pojawił się uśmieszek. – Widzę, że twoje poczucie winy nie jest aż tak wielkie, żebyś nie miała potrzeby odwołania się do swych kobiecych wdzięków. – Po tej kąśliwej uwadze poczerwieniały jej policzki.
Przyglądał się jej z uniesionymi brwiami, w milczeniu. Starała się nie wiercić ze zdenerwowania. – Naprawdę myślałaś, że mnie nabierzesz? Że zapomnę o tym, co zrobiłaś i dam ci spokój?
Jego ton pełen wyższości wywołał w niej oburzenie. Odetchnęła głęboko, po czym oznajmiła śmiało:
- Ale działa, prawda?
Rzucił jej przenikliwe, bezczelne spojrzenie.
- Tylko dlatego, że ja tego chcę, droga żonko. Pamiętaj.
Rzeczywiście, pomyślała. Zobaczymy. Po trzech tygodniach wspólnego sypiania miała już jakieś pojęcie o jego reakcjach. Przysunąwszy się znów, dotknęła jego policzka. Obserwował ją podejrzliwie, ale nie odsunął się.
- Tak, rozumiem. To znaczy, że będzie taki czas, że nie podziała? Że nie będziesz tego chciał? Wtedy, kiedy cię dotykam... – przesunęła palcami po jego szyi, lekko przeciągając paznokciami po skórze, wstrzymując uśmiech, gdy odnotowała lekko przyśpieszony oddech – całuję... – dotknęła ustami wrażliwego miejsca nad obojczykiem – i to nie będzie działać tak samo?
Podniosła głowę, spoglądając na niego wyzywająco. Nie potrafiła domyślić się, jakie emocje zdradza błysk w jego oczach. Przełknęła ślinę. – Możesz sobie wyobrazić taką sytuację... kiedy czujesz mój oddech na skórze... jak się do ciebie przytulam.... – objęła go za szyję, uśmiechając się lekko, wyczuwając jego podniecenie – i nie będziesz tego chciał? – szepnęła, uchylając się szybko, gdy spróbował ją schwytać, obserwując z satysfakcją, jak usiłuje odzyskać panowanie nad sobą. Tylko mrugnięcie powieki, lekkie rozszerzenie nozdrzy zdradzało jakąkolwiek reakcję. Uniósł brwi.

- Trafiony – szczery uśmiech rozjaśnił mu twarz. Zastygła w zdumieniu. Korzystając z tego, chwycił ją, przyciskając mocno do siebie. Uśmiech zniknął, a zastąpił go wyraz, którego nie dało się odczytać.
- Zdajesz sobie sprawę, że wciąż jestem na ciebie zły – jego głos był cichy, ale twardy i stanowczy. Poczuła dreszcz emocji na wspomnienie słów Lavender i Ginny – może teraz nie będzie się powstrzymywał, może teraz, jak go zachęcić... zarzuciła mu ramiona na szyję.
Palący, gwałtowny pocałunek, zaborczy i namiętny. Tego właśnie chciała… Severus, taki, jaki jest naprawdę, nieokiełznany, otwarty, nie panujący nad sobą...
Pociągnął ją na podłogę, na dywan. Jej głodne usta, ręce przy guzikach koszuli, o wiele zręczniejsze, bardziej wprawne, niż przedtem, teraz ona na górze... dłonie przebiegające po jego piersi, kciuki zetknięte ze sobą nad mostkiem... chwycił ją, przeciągając zębami po skórze szyi i ramienia... zatrzymał się, próbując zapanować nad swoim oddechem.
- Nie… nie zatrzymuj się...
- Tylko... staram się odzyskać samokontrolę.
- Nie... ja chcę... żebyś się nie kontrolował – popatrzyła na niego poważnie. Pokręcił głową.
- Tak ci się tylko wydaje. Naprawdę.
Znów pocałunki, dokładne i metodyczne, szybkie ruchy języka, znów to miejsce za uchem... Tak, czy owak, warto…

Odpoczywali, leżąc na dywanie. Wciąż opierała się na jego piersi.
- Jestem… byłem zły, ponieważ mnie to obchodzi – powiedział ledwie dosłyszalnym głosem, głaszcząc jej plecy. – Wiem, jak łatwo jest dać się wciągnąć. A ja… nie chciałbym, żeby to się stało z tobą. – Zaskoczyła ją ta nagła szczerość w jego głosie. Tym tonem jeszcze do niej nie mówił.
Pocałowała go leniwie, powoli. – Dziękuję. Przepraszam, że ci nie powiedziałam o tych książkach. Czułam to… to przyciąganie, ale nie aż tak mocno, żebym nie mogła wytrzymać. Sądziłam, że to dla ciebie żadna nowość.
- Wszystko, co ma związek z Ciemnością, ma znaczenie. Ty masz w sobie moc, twoje emocje są surowe. Im jesteś silniejsza, tym większa pokusa.
- Dlaczego? – uniosła głowę.
- To tak, jak z magnesem i opiłkami żelaza. Twoja moc magiczna działa jak magnes. Przyciąga do ciebie Zew, jego wolę i energię.
- Ale ja w porównaniu z Harrym to nic...
Skinął powoli głową, nie spuszczając z niej wzroku. Odetchnęła. – To dlatego to było takie ważne, żebym nie wpadła w Ciemność? Harry też mógłby dać się skusić...
- Potter miałby znacznie większe trudności z oparciem się pokusie. Jest potężnym czarodziejem, bardziej, niż sobie zdaje sprawę. Wywołać patronusa na trzecim roku… to się prawie nie zdarza.
Stęknął lekko. – Chyba musimy przenieść się do sypialni.
- Mnie jest całkiem wygodnie.
- Jestem za stary, żeby leżeć tak na podłodze. Może chcesz się zamienić? Nie? To wstawaj.
Podniosła się ze śmiechem. – Chodź, dziadku – powiedziała, wyciągając rękę, żeby pomóc mu wstać. Obrzucił pogardliwym spojrzeniem podaną mu kończynę i wstał, ignorując pomoc.
- Szlachetny gest, moja droga, ale niezbyt rozsądny. Nie masz tyle siły, żeby mnie podnieść.
- Jestem silniejsza, niż ci się wydaje.
- Z pewnością, ale nie na tyle, żeby mnie udźwignąć. Ale za to ty... – obrócił się nagle, chwytając ją na ręce – nie stanowisz żadnego problemu.
Ich śmiech zmieszał się, kiedy wnosił ją do sypialni.

Rozdział 16


- Jest tak, jak myśleliśmy, dyrektorze – Severus opadł ciężko na krzesło naprzeciw biurka Dumbledore’a, chowając do kieszeni świstoklik, który sprowadził go do gabinetu po zebraniu śmierciożerców.
- Więc zbiera zwolenników. Rekrutacja przebiega pomyślnie? – w oczach dyrektora widać było jego wiek. Severus przytaknął z niechęcią.
- Owszem. Zwłaszcza Krum zasłużył sobie na uznanie, ponieważ sprowadził licznych nowych członków grupy. Na następnym zebraniu spodziewamy się nowej... partii.
- Domyślam się, że następne zebranie odbędzie się niedługo? – Severus tylko odetchnął i wykrzywił się do swoich dłoni.
- Doceniam wysiłek, który w to wkładasz. Nie myśl, że nie zdaję sobie sprawy, jakie to trudne...
- Nie ma pan pojęcia, dyrektorze. Krew... ja nie mogę... – przerwał, oddychając ciężko. – Zawsze jest to trudne, kiedy jest krew, albo... Jeśli będę zmuszony rzucić Niewybaczalne, będzie mi jeszcze trudniej zdusić Zew. Teraz, kiedy mam wyższą pozycję w Kręgu, ten zaszczyt może przypaść mnie.
- Alastor...
- Połączenie występujące u Alastora Moody’ego zostało utworzone przez Zaklęcie Niewybaczalne, a nie przez Obrzęd Krwi. To różnica, jak obaj już wyjaśnialiśmy – Albus zmarszczył czoło. – Jak próbowaliśmy wyjaśnić. To prawie niemożliwe, żeby ktoś, kto tego nie doświadcza, mógł to zrozumieć.
Albus skinął powoli głową z poważną miną.
- Jak mogę ci pomóc?
- Moje lekcje. Jeśli zajdzie potrzeba, ktoś będzie musiał mnie zastąpić przez dzień lub dwa – zmrużył oczy. – Pewnie pan.
W oczach starszego czarodzieja znów zamigotały iskierki. – Naturalnie. Zapominasz, że posiadam dość sporą wiedzę o eliksirach.
- Pan i pański przyjaciel Flamel. Pamiętam. Ale pan będzie ich rozpieszczał.
- Lepszy nauczyciel, który rozpieszcza, niż taki, który usiłuje zwalczyć Zew Krwi – odparł Albus ostrym tonem.
- Oczywiście, dyrektorze – skrzywił się Severus. Przeciągnął dłonią po włosach, marząc o tym, żeby spotkanie już się skończyło. Tyle rzeczy trzeba jeszcze przedyskutować, zaplanować, zanim Zakon zbierze się następnego wieczoru. Dzięki Merlinowi, że jest piątek wieczór. – Stąd właśnie moja propozycja. Już i tak jest mi trudno... – pokręcił głową i dokończył: - Podejrzewam, że niedługo przypadnie mi w udziale zaszczyt wymierzenia kary któremuś z nowicjuszy. Nie mogę odmówić bez zwrócenia na siebie uwagi.
- Jak często... – Severus potrząsnął głową z goryczą. – Zawsze, kiedy przychodzi nowa grupa, znajdzie się przynajmniej jeden, który nie umie trzymać języka za zębami. Albo spojrzy na Czarnego Pana arogancko, zresztą nie ma znaczenia. To głupcy, i to na ogół rozpuszczeni, a najgorsi są czystej krwi.
Albus westchnął, spoglądając przez okno. Fawkes kręcił się na swojej żerdzi, w pokoju słychać było tylko szelest jego piór.
- Wyobrażam sobie. Przyjmuje czarodziejów półkrwi?
- Tak sądzę.
- Ilu udało ci się rozpoznać?
- Kilku. O dwóch wiedziałem wcześniej.
- Widzę, że informacje Ollivandera się przydają.
- Tak.
- Będzie zadowolony.
Snape pokręcił głową, powstrzymując prychnięcie. Raczej nie będzie. Ollivander pomagał im z poczucia obowiązku wobec dyrektora, ale on sam nie widział nigdy, żeby był zadowolony z czegokolwiek. Wydawał się zajmować neutralne stanowisko w kwestii wojny, do momentu, kiedy Severus ukazał mu, jakie straty poniesie jego firma razem z utratą klientów mugolskiego pochodzenia. Z drugiej strony, działalność polegająca na wymianie różdżek z włosem jednorożca na inne zwiększyłaby jego sprzedaż. Z tego, co mówiła Minerwa, Ollivander pozostawał tak samo neutralny podczas konfliktu z Grindelwaldem. Dlaczego o nim myślę? Był zły sam na siebie, że przedłuża spotkanie.
- Albusie... – bał się ujawnić tę informację, ale unikanie tego było bezcelowe. – Blaise Zabini był jednym z nowicjuszy.
- Tak, wiem.
Severus zacisnął wargi.
- Tak?
- Uznałem za stosowne umieścić trochę nowych kontaktów w obozie Voldemorta. Ochotników, naturalnie. Pan Zabini zgłosił się do mnie.
Severus poczuł, jak narasta w nim gniew.
- Zabini to dziecko. Nie ma pojęcia, w co się pakuje.
- Dałem im myślodsiewnię jako środek ostrożności przed zebraniem.
Nie mógł dłużej wytrzymać.
- Myślisz, że to wystarczy? A jeżeli on odkryje moją funkcję przez któregoś z tych idiotów? Jeśli Czarny Pan zobaczy w ich umysłach moją podwójną rolę?
- To się nie zdarzy. Zabini i tamci nie wiedzą, że jesteś w to zaangażowany. Ja go uczę prywatnie od jakiegoś czasu, ma talent do oklumencji.
- Mógłbyś mi chociaż powiedzieć wcześniej, żebym ich unikał. Nie byłoby to szczególnie rozsądne, żeby któryś z twoich młodych szpiegów mnie rozpoznał, a zwłaszcza Zabini. Co ty sobie wyobrażasz? To dziecko, uczeń!
Albus wciąż patrzył na niego ze spokojem. Severus wstał od biurka, wydając z siebie nieartykułowane warczenie.
- To za dużo dla niego! Czy wiesz, że Czarny Pan wymaga, żeby się ukrywał, szpiegował swoich kolegów? A jeśli go złapią? Przemyślałeś to? Czarny Pan trzyma w tajemnicy moją tożsamość poza Wewnętrznym Kręgiem. A co będzie, gdy Zabini dowie się, że Opiekun jego Domu jest śmierciożercą wysokiej rangi?
- Zwykłe Obliviate...
- Nie będzie czasu, do diabła!
- Uspokój się.
- Mam się uspokoić? Wiesz, na jakie ryzyko wystawiasz Zakon?

Zapadła cisza. Wrócił na miejsce i pokręcił głową ze zmęczeniem. – Nieważne. I tak zawsze zrobisz tak, jak chcesz, niezależnie, kto na tym ucierpi.
- Severus...
- Nie. Oszczędź mi – przerwał mu ruchem ręki. Znów niewygodna cisza.
- W następnej grupie może być paru. Raczej nie chciałbym ci wyjawiać ich tożsamości, z oczywistych powodów. – Severus potrząsnął tylko głową. – Mam do ciebie zaufanie, ale gdybyś został zdemaskowany... A tak będziemy chociaż mieli nasze oczy i uszy.
Snape potarł oczy. – Rozumiem cię. Wybacz mi ten wybuch. Nie spodziewałem się ujrzeć tam Zabiniego. Jego rodzina opierała się Czarnemu Panu, chociaż bez rozgłosu.
- Jesteś wykończony, chłopcze.
- Trafne spostrzeżenie – Severus oparł głowę i zamknął oczy.
- Ale nie aż tak wykończony, żebyś nie mógł się ze mną droczyć, jak widzę – odparł ironicznie Albus. Snape otworzył jedno oko. – Nie wiem, czy to jest jakąś pociechą, ale wśród pozostałych ochotników nie ma uczniów – zakończył dyrektor. Severus machnął lekceważąco ręką.
- Pozwolisz, że coś dodam. Czarny Pan zbiera armię, ale nic nam nie mówi o swoich dalszych planach. Na razie mamy czas, kiedy on kontynuuje rekrutację. Ale potem... mam przeczucie, że zaatakuje przed końcem roku szkolnego. Może nawet znacznie przed końcem.
- Zgadzam się.
Najtrudniejsza rzecz jeszcze nie została powiedziana.
- Sądzę, że zamierza uderzyć wprost na Hogwart.

Wiekowy czarodziej nie odpowiadał. Skinął tylko głową.
- Dobranoc.
Severus wstał bez słowa i opuścił gabinet, czując dziwną pustkę w umyśle. Ten dzień i tak dłużył się ponad miarę, jeszcze zanim Znak zapiekł go, kiedy siedział przy stole nauczycielskim. Spojrzał na Hermionę, a ona kiwnęła głową, pojmując bez słów. Następne wezwanie będzie prawdopodobnie niedługo, za tydzień lub dwa.

Westchnął, podchodząc do drzwi swojego – ich – mieszkania. Powiedział wprawdzie Hermionie, żeby poszła spać, jeśli długo nie będzie wracał, ale teraz stwierdził, że liczy na to, że jeszcze nie śpi. Przydałaby się jakaś rozrywka... A poza tym, dziwne, ale miał ochotę z nią porozmawiać. Może w końcu zaczyna się przyzwyczajać do dzielenia z kimś swojej prywatności.
Wchodząc do salonu, odnotował z satysfakcją, że Hermiona jeszcze nie śpi, a poza tym ma na sobie całkiem atrakcyjną nocną koszulę, długości do kolan, ale teraz, kiedy siedziała w fotelu, ledwo przykrywającą jej uda.
- Cześć – podniosła wzrok.
Skinął głową na powitanie, po czym zdjął wierzchnią szatę i opadł na kanapę. Nauczyła się już czekać z pytaniami, dopóki się nie odprężył, ale teraz wyczuwał, że rozpiera ją ochota, żeby je wypowiedzieć.
- Słucham pytań.
Zaśmiała się. – Mógłbyś po prostu mi powiedzieć wszystko po kolei bez mojego przepytywania. Myślałeś o tym? – rozprostowała nogi. Nie mógł nie zauważyć tego piegowatego miejsca na jej udzie. Zniknęło szybko, ale w zasięgu wzroku pozostawało jeszcze wiele innych obszarów.
- Severus?
Przeniósł wzrok na jej twarz, unosząc brew, widząc, jak się rumieni. Bawiło go to, że wciąż reaguje w ten sposób – wyraźne świadectwo młodości i niewinności. Niewinność wprawdzie wykruszała się powoli, ale wciąż pozostawała na swoim miejscu. Gdyby jednak poszedł za tym, czego domaga się Zew... Pokręcił głową. Nie. Musi nad sobą panować, inaczej dotychczasowe manipulacje okażą się bezowocne. Mimo, iż okazała się bardziej otwarta, niż przypuszczał, z pewnością przekracza to jej tolerancję.
- Podziwiasz widok? – zapytała bezczelnie, wciąż różowa na twarzy, ale z łobuzerskim błyskiem w oku.
- Taak. Zdecydowanie.
- No to może, jeśli zrobisz to, o co prosiłam, to ja też spełnię jakieś twoje prośby.
Uniósł brwi. – Naprawdę? Dobrze. Poza tym, że przybyło nowych śmierciożerców, na zebraniu nie działo się nic szczególnego.
Wstała i podeszła do niego; nie spuszczał wzroku z jej bioder.
- No i oczywiście standardowa retoryka na temat nikczemnych szlam.
- Oczywiście. Wyglądałeś jak cień, kiedy tu wszedłeś. Było ciężko? Dużo z nich rozpoznałeś? – usiadła obok niego. Popatrzył na nią, jakby zgadując.
- Tak – widział, że szuka jego wzroku; odetchnął powstrzymując grymas. – Na oba pytania.
- Aha.
- Prawdopodobnie zostanę wezwany w ciągu tygodnia lub dwóch. Jego starania rekrutacyjne idą bardzo pomyślnie. To dobrze, zważywszy, że straciliśmy już trzech z tej grupy – powiedział z goryczą. Odczuł ulgę widząc, że Hermiona nie dopytuje się o szczegóły. Wyjaśniał jej wcześniej, co się dzieje, kiedy nowo przyjęty odezwie się nie pytany, lub zrobi coś głupiego w obecności Czarnego Pana. Dlatego inicjacja była przeprowadzana we względnej izolacji od głównej grupy śmierciożerców. Zanim rekrutom pozwolono stanąć przed Czarnym Panem, wokół grupy najwyższych rangą członków Wewnętrznego Kręgu rzucano silne zaklęcie wyciszające.
- Jakieś niespodzianki? – przysunąwszy się, zaczęła masować mu kark, lekko zahaczając paznokciami o skórę głowy
- Niewiele. Jeden, który, jak sądziłem, wydostał się spod wpływu ojca – Severus pochylił głowę. – To nie było przyjemne spotkanie.
- Może pomogłabym ci zapomnieć – szepnęła. Drgnął, czując jej oddech koło ucha. – Coś na odwrócenie uwagi?
- Jak najbardziej – objął ją, przyciągając bliżej. – Jak najbardziej, w rzeczy samej.

*********************************

Hermiona starała się nie okazywać irytacji. Zebranie przeciągało się. Zakon spotykał się regularnie i na koniec każdego spotkania jego członkowie głowili się nad znaczeniem przepowiedni. To zebranie niczym się nie różniło – Severus zdał relację z wczorajszego zgromadzenia śmierciożerców, przedstawił swoje podejrzenia co do ataku Voldemorta, a potem rozmowa zeszła na przepowiednię. Kiedy zgadywanie dobiegło końca, Dumbledore podziękował zebranym za udział. Wstali, rozmawiając ze sobą w małych grupkach – wszyscy, z wyjątkiem Alastora Moody’ego. Hermiona widziała, jak podczas dyskusji nad proroctwem spoglądał często w ich kierunku i od czasu do czasu mamrotał coś pod nosem. Teraz wpatrywał się w Severusa dziwnie podejrzliwym wzrokiem.
- O co mu chodzi? – zapytała szeptem. Severus spojrzał na nią zdziwiony i pokręcił głową.
- Później.
Skrzywiła wargi ze złością, słysząc tak lakoniczną odpowiedź. Nie zamierzała prowadzić dyskusji w tym miejscu, ale była zdecydowana wyciągnąć od niego odpowiedź, zanim odwróci jej uwagę.
Zauważyła Moody’ego i Albusa zbliżających się do nich.
- Severusie, Alastor i ja chcemy z tobą porozmawiać. Hermiono, wybaczysz nam?
Zmarszczyła lekko czoło. – Oczywiście.
- Chodź ze mną – Minerwa stanęła obok niej. – Mam do omówienia kilka spraw związanych z szóstą klasą. To nie potrwa długo, a potem wrócisz przez mój kominek. – Przytaknęła i lekko uścisnęła dłoń Severusa.
- Do zobaczenia – twarz miał ściągniętą, a wzrok utkwiony w Moodym.
- Dobranoc.
Moody skinął głową, wpatrując się w nią z bardzo niepokojącą miną.

Magiczne oko nie pomaga, stwierdziła, idąc razem z Minerwą do jej gabinetu. Te podejrzane spojrzenia, które Moody rzucał raz po raz Severusowi, też w niczym nie pomagały. Czyżby podejrzewał go o dwulicowość? Po tym wszystkim, co się działo, po tym, co przeszedł, aby zapewnić Harry’emu bezpieczeństwo? Odpowiedziała automatycznie na pożegnanie Minerwy i wyszła z kominka.
Dlaczego Moody chciał rozmawiać z Severusem sam na sam? Nie, niezupełnie, w obecności Dumbledore’a. Stary auror najwidoczniej nie ufa Severusowi, więc raczej nie było to coś, co chciał zachować w tajemnicy przed resztą Zakonu. Może w takim razie chce uzyskać od niego informacje o czymś, co...
Olśniło ją. No jasne, Zew Krwi. Severus mówił, że Moody jest jednym z tych trzech ludzi, którzy go odrzucili, panując nad nim, a nie pozwalając, żeby ich pożerał. Może chciał porozmawiać na temat Obrzędu Krwi, wspomnianego w przepowiedni. Kiedy omawiali ten ustęp, mruczał coś pod nosem. To na pewno to.
Zadowolona ze swojego rozumowania, przebrała się w piżamę, którą kupiła w Hogsmeade razem z Ginny. Uśmiechnęła się. Ginny ma wyczucie, jeśli chodzi o kolory. Zarumieniła się, myśląc o innych zakupach, do których została namówiona. Nie tylko, jeśli chodzi o kolory, pomyślała ironicznie. Nie miała jeszcze na sobie żadnej z tych koszulek, właściwie nie wiadomo dlaczego. Były trochę zbyt śmiałe. Zresztą wszystko było trochę zbyt śmiałe.
Pokręciła głową, spoglądając na najwyższą półkę w szafie. Książki były teraz oczywiście ukryte i strzeżone blokadami. Nie zdecydowała się na razie ich czytać, czułaby się skrępowana w obecności Severusa. Przyciąganie było osłabione przez blokady. Na szczęście. A może tylko dzięki świadomości, że są poza jej zasięgiem.
Ależ nie są. Masz sposób na złamanie blokad.

Wciągnęła gwałtownie powietrze, zamykając szafę trzęsącymi się rękami. Skąd ta myśl? Jej wzrok powędrował w stronę kufra, gdzie spoczywał pergamin od Wiktora – pergamin pełen zaklęć łamiących blokady. Ma sposób, rzeczywiście. Gdyby potrzebowała kiedyś tych książek... Gdyby to okazało się konieczne...
Potrząsając głową, jakby dla oczyszczenia umysłu, podeszła do swojej torby i wyjęła pigułki. Była niezmiernie wdzięczna matce za przezorność. Gdyby nie to, całkiem prawdopodobne, że byłaby teraz w ciąży. Poczuła dreszcz. Może w przyszłości pomyśli o dzieciach, ale nie tak szybko, nie teraz. Dopiero, kiedy jej kariera zawodowa się rozwinie. Stać ją na to, żeby zaczekać – długość życia czarownic sprawiała, że dłużej zachowywały płodność. Miała zresztą przeczucie, że być może nigdy nie zdecyduje się na dzieci. Severus raczej nie będzie miał nic przeciw temu, w końcu nie wydawał się szczególnie ojcowskim typem.

Zaparzywszy herbatę, postawiła dla niego drugą filiżankę. Z pewnością będzie w złym nastroju po spotkaniu z Moodym i Albusem, i lepiej, żeby był odprężony, zanim zacznie go wypytywać. Wprawdzie zdążyła się przyzwyczaić do jego humorów, potrafiła nawet czasem wyciągnąć go ze złego nastroju, dziś jednak brakowało jej na to energii.
Powinna właściwie posiedzieć trochę nad którymś z mugolskich podręczników chemii, kupionych w Londynie, ale nie da rady się skoncentrować. Usiadła na kanapie z filiżanką w ręku, wpatrując się w płomienie i zastanawiając się, ile czasu Moody i Albus każą jej czekać.
Nie trwało to długo. Severus zjawił się po mniej więcej kwadransie.
- Tak szybko? Nie pogadaliście sobie.
Nie odpowiedział. Czekała cierpliwie, gdy się przebierał, zastanawiając się, czy zostanie już w sypialni. Wrócił.
- Nie za dobrze się rozmawiało, co? – Prychnął w odpowiedzi. – Zrobiłam herbaty.
- Widzę. Jestem pewien, że umierasz z ciekawości.
- Oczywiście.
- Oczywiście. To, o czym mówiliśmy, miało niewielkie znaczenie.
- Chodziło o ten fragment o Obrzędzie Krwi? – Hermiona upiła łyk herbaty. Usiadł obok niej.
- Tak. Przede wszystkim.
- Co na ten temat sądzi Moody?
Severus machnął ręką. – Tego nikt naprawdę nie wie, moja droga. Moody uważa, że to ja powinienem dokonać Obrzędu Krwi, jako że jestem już splamiony... – urwał, marszcząc czoło. – Nie mam pojęcia, czemu tak się upierają, żeby rozszyfrować tę zagadkę. To się na nic nie przyda. Jeśli proroctwo jest prawdziwe, to spełni się niezależnie od tego, czy będziemy mu pomagać, czy przeszkadzać.
Hermiona nie dała się nabrać na zmianę tematu. Zdała sobie jednak sprawę, jak bardzo musiał być zmęczony, skoro robił to w tak widoczny sposób.
- Jak to już splamiony? Dlaczego Moody ci nie ufa?
- Już mówiłem, Obrzęd Krwi. Zew – w jego głosie słychać było irytację, nie zniechęciła się jednak.
- Proszę cię, wytłumacz mi. Przecież Zew jest też częścią natury Moody’ego, więc dlaczego ty?
- Przez Obrzęd Krwi. Ja dokończyłem... jak mam ci to wytłumaczyć? – westchnął, odstawiając filiżankę. – Kiedy Zew staje się częścią czyjejś natury, to dzieje się to w różnym stopniu.
- Ale ty nigdy...
- Nie przerywaj.
Ugryzła się w język, starając się zachować spokój. Nareszcie dowie się czegoś więcej.
- Zew dopiero wtedy może się zagnieździć, kiedy rzuca się Avada Kedavra na drugiego człowieka. Albo kiedy dokona się Obrzędu Krwi – Severus potarł nasadę nosa. – Jest obecny, ale tylko śladowo, oczekuje, ale nie może się zadomowić, dopóki nie nastąpi jedno z tych dwóch. Dlatego Czarny Pan powiązał Niewybaczalne z Mrocznym Znakiem. To imitacja połączenia, jakie stwarza Zew. Taki ukłon w jego stronę. Nie był w stanie powiązać Znaku z Obrzędem, i dlatego... dlatego Znak zaczął mnie piec dopiero wtedy, kiedy rzuciłem klątwę na ojca.
- Ale przecież Obrzęd... po co jeszcze...
- Tak. Młodość, nadgorliwość, być może. Dokonałem Obrzędu Krwi, ale potrzebowałem... chciałem więcej. Kiedy się otworzysz na Zew, ta potrzeba staje się niewymierna. Chciałem sprawić, żeby zapłacił.
Hermiona skamieniała, słysząc zimny, bezbarwny ton, którym powtarzał myśl, tak często pojawiającą się w jej własnym umyśle.
- Rzuciłem Crucio, po to żeby ostatnie tchnienie wydawał w bólu. Obrzęd Krwi dopełnił mojego połączenia z Zewem. Crucio dopełniło połączenia z Czarnym Panem. Byłem stracony.
- Ale przecież wróciłeś z tej drogi... – Severus milczał. Przełknęła ślinę. – Na czym polega różnica? Czy Moody...
- Moody dopełnił swojego połączenia przez użycie Avada Kedavra. To nie tworzy takiej silnej więzi. Nie otwiera cię tak zupełnie na Zew. Ja go czuję cały czas. Nie dręczy Moody’ego tak samo jak mnie. Ja muszę wkładać więcej wysiłku, żeby utrzymać go w uśpieniu. I dlatego Moody nie ufa mi do końca. Ma rację. To niezwykle trudne, i on o tym wie.
Hermiona wzięła głęboki oddech.
- Więc ty...
- Jestem jedyną osobą po stronie Światła, która ma najpełniejsze możliwe powiązanie z Ciemnością.

- Ale to nie ma sensu. Jak on może być częścią twojej natury bardziej niż...
Pokręcił głową z irytacją. – Filozofowie spierają się o to przez setki lat. Główna szkoła głosi, że uprawiając czarną magię, czytając Księgę Krwi, tworzysz rodzaj pomostu, z początku cienki jak nitka. Choroba następuje, gdy Zew zaczyna przesączać się w ciebie. Jeśli pomost nie jest używany, wzmacniany, to w końcu się rozpada. Jeśli natomiast rozbudowujesz go, opanowujesz coraz lepiej czarną magię, poszerza się, wpuszczając Zew do twojej świadomości. Dopiero klątwa uśmiercająca lub Obrzęd Krwi finalizują budowę mostu, czynią go trwałym. Przy Avada Kedavra ten trwały pomost jest słabszy. Obrzęd – bezpośrednio powiązany z Zewem, znacznie starszy niż Zaklęcia Niewybaczalne - tworzy najbardziej solidny pomost. Kiedy zostanie on już utworzony, nie można go zmienić ani zmodyfikować.
- To znaczy, że jeśli ktoś, kto ma taki słabszy pomost, wykona Obrzęd Krwi, to nie zmieni to samego pomostu?
- Nie. Nie można zmienić istniejącego powiązania. W każdym razie taka jest teoria.
- A ponieważ Moody nigdy nie dokonał Obrzędu Krwi, to boi się, że ta teoria może okazać się nieprawdziwa? A ty masz już i tak najtrwalsze połączenie... – Hermiona przygryzła dolną wargę. – Przepraszam, głośno myślę.
- Najwidoczniej.
Na widok jego uśmieszku serce zabiło jej szybciej. Jak to możliwe, że przychodzi mu to tak łatwo?
- Do łóżka?
- Głośno myślisz? – uniósł brew.
- Nie. Składam ci propozycję. Wprost.
Uśmiechnąwszy się przewrotnie, wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni.

****************************

Drogi Wiktorze,
trudno uwierzyć, że jestem mężatką już od ponad miesiąca. Czas leci strasznie szybko, może przez te wszystkie zmiany – nie chodzi mi tylko o małżeństwo. Od tej strony wszystko jest w jak najlepszym porządku, stworzyliśmy coś w rodzaju przyjaźni – może i ciut więcej, czas pokaże. Zaczynam go coraz bardziej lubić. Chociaż i tak to wszystko jest dziwne. Cieszę się, że zdecydowałam się zdawać owutemy wcześniej, żeby skończyć szkołę przed ślubem. Nie wiem, jak wyglądałoby nasze małżeństwo, gdyby Severus znajdował się na uprzywilejowanej pozycji. Na pewno nie czułabym się z tym za dobrze, zresztą on też nie. Jak wiesz, nie potrafię siedzieć cicho, kiedy ktoś mnie denerwuje. (Przy okazji, naprawdę jest mi przykro, że wtedy cię uderzyłam zeszłego lata. Wiem, że żartowałeś, ale trafiłeś na mój zły humor.)

Moja praca idzie nieźle, naprawdę fajnie jest, jak się pozna Minerwę trochę lepiej. Jak wiesz, zdecydowałam, że moim głównym przedmiotem studiów będzie transmutacja cieczy i gazów. Idzie mi wolno, ale jakiś postęp jest. Udało mi się trochę dokształcić w mugolskiej fizyce i chemii i wydaje mi się, że może znalazłam jakiś klucz, ale to wymaga jeszcze mnóstwo pracy. Na razie umiem zamienić wodę w szklance w kulkę, która zachowuje swoją formę całą noc, zanim się roztopi. Jest to z pewnością jakieś udoskonalenie, Minerwa w każdym razie jest pod wrażeniem.
Pomagam jej w prowadzeniu zajęć z niższymi klasami – pierwszy rok – naprawdę są fajniejsze, niż sądziłam. Na pewno lepsze to niż sprawdzanie ich zadań! Miałyśmy tylko kilka wypadków, na przykład jedna ze Ślizgonek usiłowała zmniejszyć sobie nos. Nie wiem dlaczego, no ale ja mam słabość do dużych nosów (to chyba dobrze?). Minerwa szybko go poprawiła i wysłałyśmy ją do skrzydła szpitalnego.
Niedługo pora obiadu. Umówiłam się z Severusem u niego w gabinecie. Idziemy razem na lunch, a potem na Pokątną. Mimo, że mieszkamy razem, to nie mamy dla siebie zbyt dużo czasu. Po prostu jesteśmy zajęci. Zwłaszcza, że on jest Opiekunem Domu – Ślizgoni zawsze coś zmalują, nawet w weekendy. Na przykład wczoraj wieczorem... ale napiszę o tym następnym razem, jak się więcej dowiem. Kiedy wrócił, nie był szczególnie zadowolony.

Mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku. Uważam, że powinieneś przyjąć tę posadę trenera. Już dosyć długo byłeś zastępcą, a znasz się na quidditchu jak mało kto. Po prostu masz naturalny dar.

Trzymaj się.
Twoja przyjaciółka Hermiona.


****************************

Kilka godzin później siedzieli przy stoliku w Dziurawym Kotle, kończąc obiad. Ku zdumieniu Hermiony, Severus okazał się bardzo dobrze zorientowany w najświeższych informacjach i plotkach z życia szkoły, lepiej nawet niż Lavender i Parvati, i opowiadał je w tak dowcipny i złośliwy sposób, że nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
- A oto para, o której się mówi! – dobiegł ją niski głos zza pleców. Wciąż roześmiana po ostatniej ciętej uwadze na temat najnowszego Puchońskiego Przystojniaka, odwróciła się, widząc Kingsleya Shacklebolta.
- Kingsley! Miło cię widzieć! – zawołała. Severus oparł plecy, obrzucając Kingsleya spokojnym spojrzeniem.
- Ciebie też. Radość dla oczu – Kingsley puścił do niej oko. Podziękowała. Przeniósł wzrok na Severusa. – A on tego nie docenia. Szczęściarz.
Severus zmrużył oczy. – Chyba powinieneś zajmować się ściganiem czarnoksiężników, Shacklebolt?
Kingsley zaśmiał się. – Dobrze wiedzieć, że małżeństwo w ogóle cię nie zmiękczyło, Snape.
- To na razie tylko miesiąc, daj mi trochę czasu – Hermiona spodziewała się później szyderczych uwag, ale nie mogła się powstrzymać. Kingsley roześmiał się dźwięcznym basem. Severus się nie śmiał. Rzucając mu ukradkiem spojrzenie, zauważyła, że przygląda się jej z wyrazem dziwnego zamyślenia w przymrużonych oczach. Zamienili kilka słów i auror wyszedł.

*************************

Wkrótce potem, gdy szli w kierunku „Esów i Floresów”, Severus z uśmieszkiem nachylił się do jej ucha.
- Czy twoim celem jest zmiękczyć mnie, jak mówił Kingsley?
Hermiona roześmiała się. – Nie. W gruncie rzeczy raczej lubię cię takim, jaki jesteś.
Westchnął w duchu. Ona nie wie, jaki jest naprawdę. Starał się być dla niej uprzejmy, a to nie leżało z pewnością w jego naturze. Mimo to doszedł do wniosku, że przychodzi mu to łatwiej, niż się spodziewał. Pokręcił głową. Naturalnie, że sam też czerpie pewne korzyści z sytuacji, a to bardzo pomaga. Przemieszczenie w tłumie popchnęło ją w jego stronę, przyciskając ich do siebie na chwilę, zanim ścisk się rozluźnił. Tak, korzyści uboczne, wynikające z całej tej sytuacji, są z całą pewnością atrakcyjne.

Zbliżali się do księgarni. Hermiona uśmiechała się lekko; zastanowił się przez moment, o czym myśli. W księgarni skierowała się od razu w stronę działu transmutacji. Zatrzymał się przy drzwiach, rozważając, czy to dobra chwila, żeby szybko wpaść do Ollivandera i załatwić sprawy w czasie, gdy ona przegląda książki. Wydawało się to bezpieczne, ale... Nagle mignęła mu postać Kingsleya. Auror zbliżył się, zauważywszy Severusa.
- Shacklebolt, będziesz tu jeszcze przez kilka minut? – Przytaknął, zaciekawiony. – Mam sprawę do Ollivandera, wiesz, o co chodzi. A Hermiona jest tutaj... czy mógłbyś...
- Oczywiście.
Severus kiwnął głową i opuścił księgarnię.

- Snape – odezwał się Ollivander zza warsztatu. – Jeszcze momencik.
Severus obserwował w milczeniu, jak rzemieślnik ostrożnie umieszcza pojedynczy włos jednorożca w wydrążonym wnętrzu różdżki. Wyglądała na mahoniową. Zmarszczył czoło, zastanawiając się, czy jej przyszły właściciel będzie musiał zmienić ją kiedyś na inną, czy jego nazwisko pojawi się na liście.
- A gdzie jest pani Snape?
- Chciałem porozmawiać w cztery oczy, jeśli masz chwilę czasu.
- Spodziewałem się – odparł tajemniczo Ollivander, kiwając palcem, aby się zbliżył. – Ale najpierw... – pogrzebawszy w kieszeniach, wyciągnął zwinięty pergamin i podał go Severusowi. – Twoja żona zmieniła się trochę od czasu, kiedy kupowała u mnie różdżkę. Wyczułem zmianę...
Severus znów zmarszczył czoło. Czy Ollivander wyczuł to samo, co on? Czy to Zew? Czy to w ogóle możliwe, żeby nie przechodziła choroby? Ale innych znaków też nie było widać...
- Wyczuwasz coś? Ostatnio mówiłeś o jej różdżce.
- Czułem coś z początku, ale potem się ulotniło – Ollivander wzruszył ramionami, spoglądając znad warsztatu.
- Dla mnie nie... Ja wciąż to czuję.
- Cały czas czujesz Zew, prawda? Dlaczego tu miałoby być inaczej? – Ollivander podniósł na niego swoje okrągłe, księżycowe oczy. Severus skrzywił się.
- Zew nie mógł jej opanować, wiedziałbym...
- Wiem, wiem. To nie to. Zew wytwarza zupełnie inną aurę. To tylko uczucie pokrewieństwa. Przez krótką chwilę. Niezwykłe – przerwał na chwilę. – A jak tam twoja samokontrola?

Cholernie spostrzegawczy. Jak zawsze... Severus przełknął ślinę. Ollivander był małomówny, a kiedy się odzywał, zawsze było to coś znaczącego.
- Na włosku.
Starszy czarodziej skinął głową i usiadł wygodnie.
- Uważaj. Strzeż się. Może przyjść na ciebie w najdziwniejszym momencie.
- Jestem tego świadom.
- Słuchaj mnie, chłopcze – ja mam z tym do czynienia dłużej, niż ty, i wciąż żyję – rzucił ostro. Severus ugryzł się w język i niechętnie skinął głową. – Twoje powiązanie jest mocniejsze nawet od mojego. Uważaj. Chociaż... są pewne środki, zapewniające ochronę, które...
- Nie.
Ollivander uniósł brwi. Severus odetchnął. – Wiesz, jak to jest. Jeśli się poddam...
- Możesz nie mieć wyjścia, Snape. A dziewczyna może na tym skorzystać.
- Nie.
Ollivander wzruszył ramionami i zabrał się na nowo do pracy. Po chwili Severus westchnął.
- Dziękuję.
Wytwórca różdżek podniósł wzrok.
- Pomyśl o tym, co mówiłem, młody przyjacielu. Są rzeczy, których nie da się kontrolować.

Rozdział 17 cz. 1

- Więc wydaje ci się, że będziesz mogła zamienić powietrze w coś innego?
Hermiona przytaknęła. – Jeśli znajdę sposób, żeby wyizolować pewną ilość gazu, na przykład powietrza, to może uda mi się poddać go kompresji i stworzyć ciało stałe przy pomocy transmutacji. To trochę podobnie, jak przy transmutacji cieczy, przynajmniej w teorii.
Rozejrzała się po księgarni, zastanawiając się, gdzie zniknął Severus. Wcześniej, kiedy skończyła przeglądać dział transmutacji, pojawił się Kingsley Shacklebolt i zaczął rozmowę. Mimo sympatii, jaką darzyła ciemnoskórego aurora, odczuwała zrozumiałą frustrację, gdy uparcie odmawiał informacji co do miejsca, w które udał się jej mąż.
- Fascynujące. A co... O, już przyszedł. Pozałatwiałeś sprawy? – Severus skinął głową.
- Sprawy?
- Ollivander – odparł szorstko. – Skończyłaś już?
Hermiona rzuciła mu zdziwione spojrzenie. Zapyta go później, nie przy ludziach. Jest kilka rzeczy, których chciałaby się dowiedzieć o ekscentrycznym wytwórcy różdżek.
- Miło się z tobą rozmawiało. Naprawdę myślę, że do czegoś dojdziesz – Kingsley odchrząknął, widząc spojrzenie Severusa. – Muszę jeszcze czegoś poszukać. Do zobaczenia.
- Do widzenia, Kingsley – pożegnała się. Severus tylko kiwnął głową. Kierując się do wyjścia, zauważyła młodego człowieka stojącego obok sterty książek, w dziale czarnej magii. Adrian Pucey, Ślizgon, ubiegłoroczny absolwent. Ujrzawszy Severusa wciągnął gwałtownie powietrze. Hermiona zdziwiła się, widząc jego minę pełną przestrachu. Widocznie nawet niektórzy członkowie jego własnego Domu mieli jakieś zatargi z profesorem Snape’em.

Severus pozostawał dziwnie milczący przez resztę czasu spędzonego na Pokątnej. Nie zaprotestował nawet, gdy Hermiona namawiała go na wycieczkę do mugolskiej księgarni po nowe podręczniki do fizyki. Gdyby kupowanie ubrań sprawiało jej większą przyjemność, pokusiłaby się może o sprawdzenie, jak daleko rozciąga się jego spolegliwość i zaciągnęła go do mugolskich sklepów z odzieżą. Skompletowała szybko to, co jej było potrzebne i wrócili do Hogwartu.
Nie była pewna, czy to jeden z tych jego zgodnych nastrojów – taki, który razem z Ginny ochrzciły mianem „maska” – czy po prostu był rozkojarzony. Kiedy ostatnio rozmawiała z Ginny, wymyśliły ten termin na wytłumaczenie sytuacji, kiedy zachowywał się w sposób nietypowy dla siebie, prawdopodobnie po to, żeby nie czuła się skrępowana. Nie dzieliła się z nim tymi obserwacjami, nie wiedząc, jak długo zamierza podtrzymywać tę grę. Ostatecznie, po co przyspieszać koniec tego, co miłe. Z drugiej strony, lubiła go tak samo, kiedy był „normalny” – może nawet bardziej.

Kiedy wrócili do domu, usiadła obok niego na kanapie. Zdecydowała się na bezpośrednie podejście do sprawy. Był odprężony i nie tak czujny. Nie będzie lepszego momentu.
- Ollivander jest tą trzecią osobą, prawda? – Zesztywniał. – Więc mam rację – oznajmiła triumfalnie. – Na jego twarzy pojawił się grymas.
- Nie denerwuj się tak – Hermiona powstrzymała uśmiech. – Nie wszyscy Gryfoni są tacy tępi, jak ci się wydaje.
- Najwidoczniej.
- Co robi dla Zakonu? – po jego minie domyśliła się, że spodziewał się innego pytania. Pewnie nie odpowie. W końcu się odezwał
- Właściwie nie pracuje dla Zakonu. W tej chwili tylko nam pomaga. Przyjaźnimy się, Ollivander i ja.
- Pomaga... – Hermiona nabrała powietrza. – Te pergaminy, które ci daje, to listy osób, które musiały zmienić różdżki?
Odwrócił się raptownie, z zagadkowym wyrazem twarzy.
- Z czego wnioskujesz?
Oparła się na poduszkach i przez chwilę spoglądała w milczeniu.
- Z tego, co mi powiedział, kiedy tam byłam. Zaciekawiło mnie to, więc zapytałam Minerwę, czy zmienia się różdżki, kiedy ktoś staje się dorosły i specjalizuje się w jakiejś dziedzinie.
- Nie pomyślałaś o tym, żeby zapytać mnie? – w jego głosie brzmiała gniewna nuta. Położyła mu dłoń na ramieniu, powstrzymując zapowiadającą się tyradę.
- To nie było celowe. Przyszło mi do głowy, kiedy ona mówiła coś o ruchach różdżką w pierwszym dniu mojej pracy. Zamierzałam cię zapytać, jak wróciliśmy wtedy z Pokątnej, ale miałeś swój humor...
- Humor – powtórzył.
- No, byłeś wkurzony, napad złości, cokolwiek to było, ty to miałeś. A ja nie byłam jeszcze do tego przyzwyczajona, to było dzień po ślubie. Teraz nie zwracałabym uwagi i zapytałabym cię mimo wszystko.
- Więc zdążyłaś się do mnie przyzwyczaić? – obrócił się do niej z uśmieszkiem. Serce jej podskoczyło.
- Powiedzmy, że zdążyłam przyzwyczaić się do twoich humorów.
- Tak? – przysunął się bliżej. – Trzeba będzie wymyślić coś innego, żeby trzymać cię w pogotowiu. – objąwszy ją, posadził sobie na kolanach, sięgając do jej ust. Przełożyła nogę tak, że siedziała okrakiem na jego kolanach. Odsunęła się po chwili, lekko zdyszana, uśmiechając się. – Nie skończyłam.
Zmrużył oczy. Tylko lekkie drgnienie warg zdradzało jego rozbawienie.
- Myślałem, że wystarczająco udało mi się odwrócić twoją uwagę.
- To trudne.
- Jak widać – ujął w dłonie przeguby jej rąk, przyciągając ją do siebie. Zamruczała, czując jego usta na szyi, dotknięcie języka za uchem...
- Severus…
- Mhm?
Okazując nadzwyczajną siłę woli, odsunęła się ponownie.
- Później, obiecuję. Najpierw odpowiedz na moje pytania.
Odetchnął, zaciskając usta z irytacją. – Obiecujesz.
- Tak, przecież mi ufasz, prawda? – zapytała lekkim tonem, uśmiechając się. Nie spodziewała się, że nagle znieruchomieje, z tym dziwnym, badawczym wyrazem w oczach. Cisza między nimi stawała się słyszalna, coraz głośniejsza, aż w końcu Hermiona poczuła się zmuszona coś powiedzieć. Nie zdążyła.
- Tak.

Zdając sobie sprawę, że właśnie wydarzyło się coś znaczącego, skinęła głową z powagą, nie wiedząc, co powiedzieć. Oszczędził jej decyzji.
- Więc czego tak zdecydowanie pragniesz się dowiedzieć?
- Ollivander daje ci listę. W czym to pomaga? Ile tam może być nazwisk? To tylko ci, którzy mieli różdżki z włosem jednorożca, prawda?- zasypała go pytaniami.
Uniósł brwi. – Na liście jest tylko kilka nazwisk, ostatnio dwa lub trzy na miesiąc. A to znacznie więcej niż zwykle.
- Teraz wkłada więcej starania w rekrutację?
- Zgadza się. Masz rację, tylko różdżki z włosem jednorożca trzeba zastępować innymi, i tylko wtedy, kiedy właściciel dochodzi do złowrogich zaklęć – westchnął, a na jego czole uformowała się pionowa linia. – Każde nazwisko mi się przydaje – mogę się przygotować, obserwować tych, którzy są bliscy zwrócenia się do Czarnego Pana. W zależności od tego, kto to jest, można czasem ich zatrzymać, zanim do niego dołączą – skrzywił się. – Ale to się rzadko udaje, naturalnie.
Kiwnęła głową. – Dlatego, że Czarny Pan może im dać to, czego pragną – możliwość zgłębiania tego, co jest ich obsesją.
- Bardzo dobrze. – W ułamku sekundy przycisnął ją znów do siebie.
- Nie jestem pewna, czy to było moje ostatnie pytanie – zaprotestowała bez przekonania
- Było ostatnie – mruknął, skubiąc lekko wargami jej obojczyk.
- No dobrze.

******************************

Było tuż po ciszy nocnej. Ciemny kształt przesuwał się bezszelestnie korytarzami w lochach. Severus trzymał się w cieniu, gotów w razie potrzeby przywrzeć do ściany, żeby ofiary miały czas dać się złapać na gorącym uczynku, zanim odkryją jego obecność. Na tę myśl uśmiechnął się złośliwie. Do tej pory zawsze lubił nocne dyżury na korytarzach. Można było natknąć się na niczego nie podejrzewającą parę poszukującą odosobnienia, dopaść zbłąkanych uczniów, którzy stracili poczucie czasu... Tym razem jednak życzył sobie tylko, żeby szybko zakończyć dyżur i wrócić do domu – do Hermiony.

Słysząc znajomy głos, zapadł w cień i szybko rzucił na siebie Zaklęcie Kameleona. Jeśli głos należy do osoby, której się spodziewa... Tak. Chwilę później pojawili się Draco Malfoy i Gregory Goyle. Pogratulował sobie w duchu przezorności, gdy zatrzymali się dokładnie przy nim, kontynuując rozmowę.
- Draco, to idiotyczne. Granger cię nie znosi. Nigdy nie zosta...
- Słuchaj, Goyle, ja wiem, że ta szansa przepadła – głos Dracona brzmiał dziwnie pusto. Severus zmrużył oczy, wpatrując się z zaciekawieniem w Malfoya. Więc Draco naprawdę interesuje się Hermioną? Intrygujące.
- Warto było wypróbować plan ojca. Po prostu tym razem się nie udało, Snape się wmieszał i wszystko zepsuł.
- No, plany twojego ojca w ogóle nie za bardzo się udają, co? Z tą obrączką też na nią nie podziałało – była po tym tak samo wesoła, jak zawsze.
Severus uniósł brwi. Goyle myśli czasem samodzielnie? Trzeba to zapamiętać.
Draco zaśmiał się zimno, z wyższością. – Goyle, dlatego właśnie masz mnie, żebym za ciebie myślał. Ona tylko udawała. Podziałało, podziałało, tyle że nie pokazała tego po sobie.
- A skąd wiesz?
Na te wyzywające słowa twarz Dracona stężała i Severus natychmiast pomyślał o Lucjuszu. Wyglądają niezwykle podobnie.
- O niektórych rzeczach, które się dzieją, to nawet ty nie wiesz, i nie bez powodu. Ojciec i ja mamy swojego szpiega, kogoś, kogo Granger uważa za przyjaciela. – Severus zacisnął wargi. Domyślał się tego, ujrzawszy Wiktora i Dracona rozmawiających z zaangażowaniem na ostatnim pełnym zebraniu. Przynajmniej teraz to potwierdzone.
- Aha.
- Teraz rozumiesz?
Goyle pokręcił głową. – Nie wiem, ale lepiej, żebyś się od niej odczepił. Masz obsesję na jej punkcie, od kiedy oberwałeś od niej na trzecim roku, ale daj sobie spokój. Zostaw ją i Snape’a w spokoju. Mieszasz się do rzeczy, które cię przerastają.
Oberwał od niej na trzecim roku? Muszę ją później zapytać...
Ręka Dracona śmignęła w powietrzu, chwytając kołnierz rozmówcy. – Przerastają? – Draco zaśmiał się szyderczo, puszczając kolegę. – Nie masz bladego pojęcia, o czym mówisz. Ojciec wszystko zaplanował. Ona straci zaufanie do Snape’a, jego plany padną, on sam zleci na łeb, a my pójdziemy w górę. Proste. A potem, jeżeli będę chciał małej nagrody, to kto mi zabroni?
- Snape.
- Nie będzie wiedział. Już ci mówiłem, o wszystkim pomyśleliśmy. Chodź, już po ciszy nocnej. Lepiej, żeby nas Severek nie nakrył – dodał jadowitym tonem.
- Pewnie jest zajęty... no, nieważne.
- Nareszcie widać, że masz trochę rozumu. Tak trzymaj.
Głosy cichły w miarę, jak oddalali się korytarzem.

******************************

W piątek Mroczny Znak zaczął piec Severusa zaraz po kolacji. Syknął, a Hermiona podniosła wzrok.
- Wzywa mnie.
Szybko zebrał swoje rzeczy i przytulił ją mocno. Ostatnio zawsze tak robił.
- Powiedz Albusowi. I nie czekaj na mnie – to kolejna inicjacja rekrutów, pewnie wrócę późno.
- Będę się martwić.
- Tym razem nie ma potrzeby – zmarszczył czoło. – Idź spać – pocałował ją szybko i uaktywnił świstoklik.
Niecałą godzinę później stał razem z innymi członkami Wewnętrznego Kręgu, obserwując, jak nowo zwerbowani podchodzili po jednym do Czarnego Pana. Zauważył, jak stojący obok Rudolf przestępuje z nogi na nogę i uśmiechnął się do siebie pod maską. Nie tylko on jeden się nudzi.
Widok jednego z nowicjuszy otrzeźwił go natychmiast.
Adrian Pucey. Cholera. Chłopak, cały drżący, podchodził właśnie, aby go przedstawiono Czarnemu Panu. Severus przypomniał sobie, jak spotkał go na Pokątnej, wtedy, kiedy odwiedził Ollivandera. W dziale czarnej magii. Pewnie dlatego wtedy Pucey spojrzał na niego z takim przestrachem.
Był dobrym uczniem i dobrym ścigającym. Jego rodzina należała do tych, które przeciwstawiały się Czarnemu Panu w poprzedniej wojnie, chociaż na tyle dyskretnie, żeby nie zwracać jego uwagi. Severus był pewien, że Pucey nie należał do tych ze Ślizgonów, którzy ulegli pokusie. Nagle przyszła mu do głowy niemiła myśl: może chłopak jest jednym z tych głupków od Dumbledore’a? Myśli, że gra w niebezpieczną grę? Niech szlag trafi Dumbledore’a, że mu nie powiedział, nie ostrzegł. Tu nie ma miejsca dla tego dzieciaka.
Pieniąc się tak w duchu, nie zwrócił uwagi, gdy Pettigrew wypowiadał nazwisko i przedstawiał Puceya członkom Wewnętrznego Kręgu. Chłopak spojrzał na niego, a Severus odwrócił oczy... za późno. Z przerażeniem usłyszał, jak z ust Ślizgona wyrwało się niechcący:
- Profesor Snape?!
Zamknął oczy na moment, po czym obrócił głowę w stronę Czarnego Pana. Wyraz zimnych, czerwonych oczu jasno dawał do zrozumienia, co się stanie.
Chłopak umrze.
Nie ma litości dla zbyt długich języków. Dodatkowo, będąc nowicjuszem, popełnił fatalny błąd: wyrwało mu się nazwisko jednego z członków Wewnętrznego Kręgu. Umrze. A Severus, jako strona poszkodowana, będzie miał prawo zająć się tym osobiście. To zaszczyt, móc ugasić pragnienie w taki sposób.
Poczuł niezwykłą ulgę, kiedy Lucjusz wystąpił do przodu, wyciągając różdżkę.
- Pozwól, panie.
Zrozumiał jego zamiary, kiedy ujrzał, jak Lucjusz posyła lawinę zaklęć i klątw w kierunku ofiary. Skrzywił się. Krew wsiąkała w ziemię. Czuł gdzieś głęboko w sobie budzący się szum. Niech go szlag... Sprytnie kombinuje. Lucjusz wie, że Czarny Pan wezwie Severusa, aby dokończył, a połączenie Niewybaczalnego ze świeżą krwią spowoduje, że Zew obudzi się gwałtownie, tak, że będzie prawie niemożliwy do opanowania przez najbliższe godziny. A on będzie musiał wrócić do Hermiony. Nie, Lucjusz nie jest głupi.
Zew był wygłodniały... emocje biorą górę...
Krzyki Puceya ucichły. Czarny Pan podniósł rękę. – Lucjuszu, przestań. To prawo Severusa.
- Tak jest, panie – i zanim Severus zdążył zareagować, Lucjusz ze złośliwym błyskiem w oku schylił się i podniósł nieszczęśnika z ziemi, popychając go w kierunku Snape’a. Zbyt osłabiony przez klątwy i utratę krwi, Pucey oparł się ciężko o niego, chwytając się jego szat. Jedną ręką omal nie strącił mu maski z twarzy.
Krew przesiąkła przez szatę, nasączając koszulę, gorąca, pulsująca życiem, magią... Zew podniósł się natychmiast, prawie nie do powstrzymania. Warknąwszy coś, Severus odepchnął chłopaka, krzywiąc się, gdy ten pociągnął go za szatę i kaptur. Był prawie bez życia, ale jeszcze nie całkiem.
- Zostawiłem ostatni ruch dla ciebie. Odpowiedz. Odpowiedz na Zew – odezwał się Lucjusz wielkodusznie, jakby obdarowywał go prezentem, a nie wypełniał rozkaz.
Severus nie był w stanie się opanować, czuł w nozdrzach zapach krwi, jej ciepło, jak pieszczotę na skórze. Podniósł różdżkę.
- Avada Kedavra.

Błysk zielonego światła. Poczuł wzbierającą w sobie moc... jakby posiadł cały świat. Zamknął oczy, rozkoszując się tym uczuciem. Zew śpiewał swoją pieśń w jego żyłach, płonąc, dzwoniąc... pragnąc, żądając więcej...

- Chyba dawno go nie karmiłeś? – spytał cicho Rudolf. Severus natychmiast otworzył oczy. Przytaknął, oddychając z lekkim drżeniem. Poprawił maskę i wsunął pod kaptur włosy, zwichrzone ręką Puceya. Patrzył w odrętwieniu, jak Lucjusz ciągnie zwłoki na bok, gdzie spoczywała Nagini. Ogromny wąż zwykle wolał żywą ofiarę, ale zadowalał się także świeżo uśmierconą. Rudolf mówił dalej:
- ... nie powinieneś pozostawiać go tak długo...
Przełknął ślinę w zaschniętym gardle. – Wiem, przyjacielu. Obecne... okoliczności tego wymagają. Naturalnie, znajduję jakieś ujścia ale dawno nie rzucałem jednego z tych trzech.
Rudolf przytaknął ze zrozumieniem. Lata spędzone w Azkabanie, kiedy nie mógł odpowiedzieć na Zew, doprowadziły go prawie do szaleństwa. Bellatrix nie miała tyle szczęścia - rozum opuścił ją na długo, zanim ją zwolniono.
Severus skupił się na spokojnym oddychaniu, w czasie gdy pozostali nowoprzyjęci podchodzili po kolei. Nie słyszeli odgłosów zza osłony zaklęcia wyciszającego, wszyscy jednak widzieli, jak ukarano młodego człowieka i niejeden patrzył szeroko otwartymi oczami, jak Nagini delektuje się kolacją. Nie trzeba dodawać, że reszta zebrania przebiegła spokojnie i gładko.

Rozdział 17 cz. 2

Krew jeszcze nie wyschła, zdążyła tylko ostygnąć, gdy Severus przeniósł się za pomocą świstoklika do Wrzeszczącej Chaty, a stamtąd do gabinetu Dumbledore’a. Podszedł do jego biurka, dysząc ze wściekłości.
- Severus! Jak...
- Do cholery, nie powiedziałeś mi! Dlaczego? Wiesz, co musiałem zrobić?! Nie patrzyłbym na niego, nie pozwoliłbym, żeby spojrzał mi w oczy! Pucey mnie rozpoznał! Wypowiedział na głos moje nazwisko! W zeszłym roku był w moim Domu!
Stary czarodziej pochylił głowę. – Powiedziałbym ci, gdybym mógł. Nie znałem jego decyzji. Dostałem sowę tuż po twoim wyjściu.
Snape pokręcił głową. Stał przy biurku, oddychając płytko. Albus zmrużył oczy.
- Severusie, naprawdę... Jeśli był tak lekkomyślny, to i tak by zginął...
- Ale nie z mojej ręki! –Severus zaczął przemierzać gabinet w tę i z powrotem
- Uspokój się. Zrobiłeś, co musiałeś. Byłeś tylko narzędziem, nie pomysłodawcą.
- Czy ty nic nie rozumiesz? Kiedy Zew zostanie nakarmiony krwią... śmiercią... jest jak żywa istota. Niewybaczalne... to tak, jak jedna szklaneczka whisky ściąga alkoholika z powrotem na dno.
- Mamy szczęście, że jest weekend, nie ma lekcji. Proszę – dyrektor postawił na stole z głuchym stuknięciem butelkę Ognistej Whisky. Severus wpatrywał się w niego z niedowierzaniem. – Wiem, że po tym, jak twój ojciec... że na ogół nie pijesz. Ale może to pomoże go ogłuszyć. Moody mówi...
- Niech go szlag trafi!
- Weź to. Podziel się z kimś... - Dumbledore urwał, spoglądając na niego z powagą. – Uważaj.
Severus natychmiast domyślił się, o co chodzi. – Pewnie śpi. I tak bym jej nie skrzywdził. Tak daleko nie zaszedłem.
Naprawdę?
Zwiąż ją ze sobą.
Nie skrzywdziłby jej, ściśle biorąc...

Zamknął powieki i zacisnął pięści. Zew obudził się, więcej nawet... Nie dziś, Merlinie, nie dziś... ona musi teraz spać... nie wytrzymam...
Głos Albusa przedarł się przez jego rozmyślania.
- Wiem, że nie zrobiłbyś jej nic złego. Ośmielę się powiedzieć, że chyba ją polubiłeś? – Severus posłał mu jadowite spojrzenie i zaczął znów chodzić w tę i z powrotem. – Możesz sobie zaprzeczać. Nie dziwi mnie to – jest inteligentna, ładna i bardziej do ciebie podobna, niż sam byś przyznał.
- Tak, tak – Severus oddychał z trudnością. Zew, obudzony zapachem krwi, którą przesiąkło jego ubranie, teraz natarczywie domagał się podtrzymania. Tak, jak narkoman, który poczuje smak swojej trucizny po długim okresie postu, tak on w takich chwilach był kompletnie bezbronny. Musi się pozbyć tej szaty i koszuli.
- Dam ci listę nazwisk, jak tylko będę w stanie korzystać z myślodsiewni. Muszę iść.
- Idź, dziecko. –
Severus obrócił się na pięcie. – Zaczekaj, weź to. Zatrzymaj na później, jeśli chcesz, ale weź, proszę cię. – Albus wyciągnął rękę, trzymając w niej butelkę. Severus przyjął ją niechętnie.
- Dobranoc. Jeśli będziesz mnie potrzebował w poniedziałek na zastępstwo, daj znać przez kominek albo przez sowę – dodał dyrektor.

Zatrzasnąwszy za sobą drzwi, Snape wyszeptał Zaklęcie Kameleona. Było już dobrze po ciszy nocnej, ale nie stanowiło to przeszkody dla żądnych przygód uczniów. W kilka minut znalazł się w mieszkaniu i odetchnął z ulgą. Ściągnął buty i skarpetki, zrzucił z siebie szatę. Wciąż wyczuwał krew... krew swojego byłego ucznia... Ciemność, którą miał w sobie, budziła się stopniowo, oddychał nią. Wszedłszy do salonu, zdarł z siebie koszulę, wrzucając ją razem z szatą do paleniska. Płomienie zakrztusiły się przez moment, zanim strawiły tkaninę, pozostawiając tylko strzępy. Severus odetchnął, drżąc lekko i oparł się o ścianę obok kominka. Zacisnął pięści, napinając mięśnie, starając się hamować...
Poczuł ciepłe dłonie na plecach. Odskoczył, uciekając przed jej dotykiem.
Zwiąż ją ze sobą.
Już nie sączący się szept, ale jasny, wyraźny rozkaz zabrzmiał w jego umyśle. Bogowie, chce tego... Rozluźnił pięści, prawie wyciągając ręce, żeby ją chwycić.
Nie! Nie, ona musi stąd wyjść, nie dam rady, dopóki tu jest, nie potrafię się kontrolować... Ciemność podnosiła się, próbując jej dosięgnąć przez jego ręce.
Naznacz ją.
Nie! Cała jego praca pójdzie na marne.
- Idź stąd. Mówiłem ci, żebyś nie czekała. Idź spać – odzyskał w końcu głos.
- Chciałam zobaczyć... jak się czujesz. Czy...
- Idź do łóżka.
Podeszła bliżej. Dostrzegł zmieszanie w jej oczach, kiedy się odsunął.
- Chcę ci pomóc.

Ciemność pragnęła jej odpowiedzieć, domagała się – schwytać ją, wykorzystać... rytuał wspólnoty krwi... związać ją ze sobą... podzielić Zew, słuchaj... Zwiąż ją ze sobą.
Nie! Jest przyzwyczajona do jego delikatności, starannie powstrzymywał ciemną stronę, Zew... żelazna wola...
Żelazna wola. Czy mówiłem ci to kiedykolwiek? Czy mówiłem ci, jak bardzo jestem pod wrażeniem, jak podziwiam to, że potrafiłeś odwrócić się, wytrzymać? To świadectwo twojej woli, twojej siły...
Świadectwo woli, rzeczywiście... Dziś żelazo jest kruche i słabe... dotyk jej palców na nagiej skórze prawie przesądzał o klęsce.
- Nie możesz pomóc.
Zmarszczyła czoło. – Mogę. Nie wiem, co się stało, ale to jasne, że nie jesteś z tego zadowolony. Chcę, żebyś przestał o tym myśleć, odwrócić twoją uwagę.
Jęknął w duchu. Ona tego chce, pozwól jej... niech nakarmi Zew, zwiąż ją ze sobą.Nie! Zniszczy wszystkie manipulacje, przestraszy ją... coś innego go wzywało, nie tylko Zew, nie tylko jej ciało, jego własne obudzone pragnienie, przebiegające przez niego fale... Czerwona mgiełka pojawiła się w polu widzenia. Zwiąż ją ze sobą.
Chwycił ją za ramiona, przyciskając do ściany. Czuł, że drżą mu ręce. – Nie! Nie dzisiaj. Zew... musisz stąd wyjść, nie potrafię...
Nie potrafił się powstrzymać, nachylił się, całując ją mocno, brutalnie, atakując jej wargi zębami. Syknęła z bólu. Zebrał jakoś strzępy samokontroli i odsunął się.
- Rozumiesz? – wyszeptał zachrypniętym głosem. – Nie mogę dać ci... twój czuły kochanek zniknął. Ostrzegam cię. Nie potrafię się powstrzymywać. Zew... – patrzył jej w oczy, słysząc, jak jego krew, zdradziecka krew, śpiewa, żąda, posunąć się do ostateczności, posiąść ją, zniszczyć niewinność, czerwona mgła zagęszczała się. Cholera!
Zamknął oczy i odwrócił głowę, zmuszając się do mówienia. – Nie chcę cię skrzywdzić.
- Nie skrzywdzisz. Chcę ci pomóc. Jestem silniejsza, niż myślisz.
Nieświadomie zacisnął mocniej uchwyt na jej ramionach, oddychając szybciej, prawie nieprzytomny z podniecenia; jeśli ona tu zostanie, to wszystkie plany spełzną na niczym – zobaczy, jaki jest naprawdę, żadne manipulacje tego nie zmienią... jeśli ją naznaczy, zwiąże ze sobą krwią... Opuścił ręce.
- Idź do sypialni.
Nie posłuchała, przysunęła się bliżej.
- Idź stąd, kobieto!
- Nie.
Czerwona mgiełka powróciła.
- Idź do pokoju! I zamknij drzwi na klucz!
Chwycił ją mocno za ramiona i popchnął. Nareszcie zobaczył w jej oczach strach. Rozcierała ramię, gdzie ślady jego palców odcinały się na skórze. Poczuł zimny dreszcz. Ojciec... sam wcale nie jest lepszy. Nie będę taki jak on. Zew mnie nie opanuje, pomyślał z wściekłością. Ona musi stąd uciekać, zanim... Nie będę taki jak ty! Czarne oczy ciskały błyskawice.
- Idź stąd, do cholery!
Uciekła.

Kiedy zamknęła za sobą drzwi, sięgnął po butelkę Ognistej Whisky i przyglądał się jej przez chwilę. Do wszystkich diabłów, ja nie będę taki, jak on! Obróciwszy się, cisnął butelkę do kominka. Roztrzaskała się, a płomienie, nasycone zaczarowanym alkoholem, strzeliły w górę. Nieartykułowany okrzyk wyrwał się z jego gardła. Podszedł chwiejnym krokiem do kominka, przyciskając czoło do zimnego marmuru, zaciśnięte pięści opierając o ścianę. Skupił się na oddychaniu, usiłując przywołać tę siłę woli, której Dumbledore był tak pewien. Bogowie, pokusa, aby zniszczyć jej niewinność, była naprawdę wielka. Nawet tak nieznaczna utrata kontroli wystraszyła ją, tak blisko zrujnowania planów... Uderzył pięściami w marmur, zaciskając powieki. Od czasu tego incydentu z Syriuszem Blackiem we Wrzeszczącej Chacie nie zdarzyło mu się stracić panowania nad sobą. Wtedy odczuwał Zew naprawdę mocno, a tym razem jeszcze mocniej, ale teraz nie domagał się krwi i śmierci. Może krwi, ale w inny sposób... Zwiąż ją ze sobą. Naznacz ją.

Nie wiedział, jak długo tak stał. W pewnej chwili poczuł znajome dłonie na plecach. Zesztywniał, prostując się, czerwona mgiełka powróciła, ciemność, pokusa... Ile jeszcze może walczyć? Przegra... Do diabła, ostrzegał ją, a mimo wszystko zdecydowała się kusić Zew.
- Ostrzegałem cię – szepnął ochryple. – To, co było do tej pory, to nic w porównaniu z tym, co chcę, co muszę zrobić....mówiłem, że kiedy emocje biorą górę, kiedy rzuca się Niewybaczalne... – jego słowa stawały się coraz bardziej urywane. – Naprawdę odczuwam Zew bardzo mocno, nie będę się kontrolować. Dlaczego to robisz? – odwrócił głowę w jej stronę.
Natychmiast tego pożałował. Przebrała się, wbrew wszelkiemu rozsądkowi, w delikatną, satynową koszulkę na cienkich ramiączkach, które aż prosiły się, by je zerwać... Przesunął wzrokiem w dół, gdzie tkanina kończyła się w połowie uda, słyszał szum krwi w uszach...
- Pomogę ci – wyszeptała, opierając dłonie na jego ramionach. Odwrócił głowę; samokontrola wisiała na cieniutkiej, strzępiącej się niteczce.
- Ostrzegałem.
Są rzeczy, których nie da się kontrolować.
- Wiem – jej głos brzmiał pewnie. Wyobraził sobie, jak wygląda, determinacja w oczach, buntowniczo wysunięty podbródek. – Jestem twoją żoną. Pamiętasz przysięgi? Czy chcecie dzielić wzajemnie swój ból i pragniecie go koić? Przysięgałam. Chcę pomóc.
Coś w nim pękło.

Jak wąż atakujący ofiarę, okręcił się dookoła, chwycił ją, popchnął w kierunku ściany, przyciskając do niej. Obok nich w kominku płonąca szczapa pękła na pół, rozsypując wokół snop iskier.
- Nie mogę... – zaskoczyło go, gdy w odpowiedzi na jego gwałtowny pocałunek wplotła palce w jego włosy. Bogowie, pragnął jej, potrzebował, żeby zaspokoić żądzę krwi, Zew, konieczność...
Więzy krwi, magia krwi... posiądź, zwiąż ze sobą, naznacz...
Powinna była tam zostać, a nie przebrać się w coś, co wyglądało jak wyobrażenie czystości czekającej, aż ktoś ją zmąci. Bliski klęski, oparł się czołem o jej czoło, usiłując rozpaczliwie odzyskać choć odrobinę samokontroli.
- Chcę ci pomóc. Chcę ciebie. I chcę tego.
Przycisnął ją do siebie. – Nie dam rady nad sobą panować, rozumiesz, jestem zmuszony... dlaczego? Dlaczego wystawiasz się na ból?
- Zrobię, co mogę, żebyś o tym nie myślał, żeby uspokoić Zew. I chcę odczuć to, jaki naprawdę jesteś – całą tę pasję, to nie może być tylko sam gniew – szeptała, całując jego policzki, usta, leciutkie muśnięcia, rozpalające krew.
- Ale większość tak... – jego oddech był nierówny.
- Nie całkiem – pogłaskała jego policzek.
- Dlaczego wystawiasz się na ból?
- Nieważne. Nie chcę, żebyś się kontrolował, mówiłam ci wcześniej, i dalej tak myślę – ja chcę tego – ciebie...
- Dlaczego? – szeptał pomiędzy mocnymi, gorączkowymi pocałunkami – dlaczego to robisz? Nie potrafię dzisiaj... Wezmę cię i naznaczę... zwiążę cię ze sobą... będziesz należała do mnie... Tego chcesz?
- Tak!
- Dlaczego?!
- Dlatego, że mi na tobie zależy... och.... Dlatego, że cię kocham. Ciebie. Takiego, jaki jesteś, nie tylko tego czułego kochanka, jak to mówiłeś – nie tylko tę maskę, którą zakładasz na mój użytek... Chcę wreszcie zobaczyć, jaki jesteś, chcę... muszę się przekonać...

Wpatrywał się w nią z niedowierzaniem, twarz przy twarzy, głos nabrzmiały pragnieniem.
- Ten, który krzyczał z wściekłości, gdy uciekł Syriusz Black... ja chcę odczuć taką pasję... ten wstrętny, złośliwy łajdak... wściekłość, furia, pragnienie... ten, którego kocham, w całości...
Wpatrzył się w nią przez ułamek sekundy, zanim dotarła do niego treść jej słów. To nie dzięki jego manipulacjom, tej masce, którą zakładał dla niej… Sprytna, sprytna dziewczyna, że go przejrzała... Ta niesamowita, dzika kobieta naprawdę pragnie jego samego... niewiarygodne... coś głęboko w piersi zaczęło go piec, unicestwiając ostatnie, poszarpane strzępy samokontroli.
- Naznaczę cię jako moją… Vocatus respondebitur.
- Tak... proszę....
Pochyliwszy się przerzucił ją sobie przez ramię i zaniósł do sypialni.

Mroczny, niebezpieczny, namiętny... wreszcie przekona się, jak to jest być w jego władzy, jaki jest naprawdę, pozna go do końca, szybkie uderzenia serca, rzucił ją na materac, zaborcze pocałunki, chwyciwszy rękami i zębami cienki materiał, rozdziera go z zadziwiającą siłą, szaleństwo w jego oczach… Nieokiełznany, dziki, pozbawiony samokontroli, niewiarygodne, fantastyczne doświadczenie, nigdy nie poznała go z tej strony – zawsze tak chłodny, spokojny, kierujący się chłodnym intelektem. Dowie się wreszcie, jaki jest prawdziwy Severus – człowiek pełen pasji, namiętności, którego gniew napawa innych strachem, którego emocje są tak silne, że trzyma je cały czas pod żelazną kontrolą...

Czuje jego zęby na szyi, szorstkie, niecierpliwe ruchy jego rąk, przecież to boli, może coś jest z nią nie tak, niesamowite uczucie, chwyciwszy ją za przeguby, związuje je kawałkiem satyny, pociąga ją wyżej ku brzegowi łóżka, przywiązuje jej ręce, pozbywa się reszty własnego ubrania... jego oddech tuż przy uchu, pisnęła, gdy ugryzł miękki płatek. – Muszę spróbować... muszę cię naznaczyć... Zgadzasz się?
- Och, tak...
Wędruje dalej po jej ciele, palcami, dłońmi, wargami... szepcząc coś cicho, w dół, nieubłaganie dalej… Znajome i nieznajome zarazem… jego długie czarne włosy rozsypane na jasnej skórze jej uda... Znów coś szepcze, chyba zaklęcie...
Wbija zęby w delikatną skórę po wewnętrznej stronie uda, krzyk, przeszywający ból. W co ja się wplątałam... pieszczota jego dłoni, myśli roztrzaskują się na kawałki... Severus wciąż coś szepcze, dotyka rany językiem, ciemna krew... Naznaczył mnie, bogowie... Nienaturalne uczucie gorąca, promieniujące od ugryzienia, szkarłatne znaki na piersiach, krew na jego policzku...
Magia, to magia... plecy wygięte w łuk, opada z powrotem na łóżko, spazmatycznie urywany oddech...
Severus przesuwa palcem po śladzie na jej udzie, dotyka jej ust... jego oczy nareszcie szczere, prawdziwe, płonące pragnieniem. Dotknęła językiem kącika warg – ciepła, lekko piekąca... Rozwiązuje jej ręce.
- Jesteś moja... moja...
Odrzuca głowę do tyłu..., ból w jakiś sposób przekształca się w zaostrzającą się rozkosz, napięcie intensywniejsze niż przedtem, prawie nie do zniesienia, znak pali coraz goręcej...
- Hermiono... teraz twoja kolej... – więc posłusznie wbija paznokcie w jego plecy, zatapia zęby w jego ramieniu, z początku wahając się, ale słysząc pomruk aprobaty, mocniej, czuje smak krwi w ustach... jej własna krew śpiewa w odpowiedzi...
- Pocałuj mnie.
Nie do wyobrażenia, krew w żyłach śpiewa głośniej, wymyka się spod kontroli, gorąco, rozchodzące się po ciele od stóp... Severus dotyka swojego ramienia, potem znaku na jej udzie, gorąco zwielokrotnione... widzi, jak znów coś szepce bezgłośnie... bogowie, to zaklęcie... ukłucie bólu, płomień rozprzestrzeniający się w żyłach, krzyk wyrywający się z gardła, dreszcze przebiegające po ciele, ślady paznokci na jego plecach, zaczerpuje powietrza wielkimi łykami... ściany wibrują, płynny ogień w żyłach dociera do mózgu i wszystko zapada się w ciemność...

Zanim straciła przytomność, usłyszała jakby przez mgłę jego szept: Ad Sanguinis Vocatum Responde. - Moja, moja...

**************************

Obudziła się w wannie, pokryta mydlaną pianą.
- Severus?
Usłyszała, jak coś mruknął w odpowiedzi, i zdała sobie sprawę, że opiera się o niego. – Co...
- Pomyślałem, że lepiej będzie zmyć tę krew.
- Mhm... – zamruczała z aprobatą. Ręka obmywała delikatnie jej piersi. – Dobry pomysł.
Przez chwilę siedziała w milczeniu.
- Wiesz co... to było... niesamowite
Zaśmiał się cicho. – Cieszę się. Bałem się, że ci się… nie spodoba.
- Możesz być pewien, że mi się podobało.
Po chwili ciszy zebrała siły, żeby zapytać: - Co to była za inkantacja? A to ugryzienie?
Na moment znieruchomiał, potem otoczył ją ramieniem. – Naznaczyłem cię.
- Ale to musi mieć jeszcze jakieś znaczenie poza tym, co wcześniej mi się wydawało. Czy to... magia krwi?
- Tak.
- Czy Zew ma z tym coś wspólnego?
- Tak – jego odpowiedzi były lakoniczne, ale bez złości. Ruch jego rąk działał uspokajająco. Przynajmniej teraz czuł się bardziej odprężony w jej towarzystwie.
- Czy to niebezpieczne?
- Nie, to było pomyślane jako środek bezpieczeństwa – odparł cicho. – To starożytne zaklęcie – rytuał wspólnoty krwi. Jesteśmy teraz związani. – Wtulił twarz w jej włosy, oddychając głęboko. – Ostrzegałem cię.
- I cieszę się, że cię nie posłuchałam – uśmiechnęła się leniwie. Uniosła nogę, żeby obejrzeć znak po ugryzieniu. Ku jej zdumieniu, zagoił się zupełnie, pozostawiając srebrzystą bliznę w kształcie nierównego koła. Nie to jednak wywołało w niej szok. Pośrodku koła widniał krwistoczerwony tatuaż przedstawiający skrzydlatego smoka i sztylet... identyczny z symbolem na pieczęci Severusa.
- To twoja pieczęć.
- Tak.
- Środek bezpieczeństwa, mówisz? Powinnam pewnie ci podziękować. Aha, i jeszcze jedno... – obróciła się do niego.
- Mhm? – błądził po jej ciele łakomym wzrokiem.
- Nie kontroluj się już więcej.
Jest jeszcze wiele innych pytań, które chciała zadać, ale nie teraz. Oplotła ramionami jego szyję. Odwzajemnił pocałunek z entuzjazmem.

Rozdział 18


Severus wylegiwał się w łóżku, gapiąc się na kotary zasłon ponad nim. Po ostatnim meczu Slytherin/Gryffindor Hermiona zmieniła kolory z czarnego i zielonego do głębokiego purpurowego. Szydził z niej oczywiście, ale tak naprawdę, wysoce go to bawiło. Westchnął, zdając sobie sprawę, że ta linia myśli była tylko drogą jego umysłu, który chciał uniknąć tego, co stało się noc przedtem.
Próbował sprzeciwić się żądaniom Zewu, ale jego samokontrola była zbyt słaba. Kruchy i słaby. Czy było to efektem tych minionych tygodni, odkąd ta młoda kobieta weszła do jego komnat, do jego życia? Od kiedy ta młoda kobieta weszła do jego komnat, do jego prywatnego życia? Potrząsnął głową. Teraz to się liczyło.
Jakakolwiek była tego przyczyna, jedno było pewne - on stracił panowanie nad sobą noc wcześniej, i Zew nim zawładnął.
Spojrzał na Hermionę i znów westchnął. Chciał chronić ją Przed Zewem tak bardzo jak to możliwe… Jaki efekt może mieć naznaczenie jej? Jakie skutki wynikną z rytuału krwi, teraz, gdy czuje ona pociąg do Mrocznych Sztuk? Jak zamknięta była na jego przyciąganie i czy rytuał krwi pomógłby Zewowi w pozyskaniu jej? Potrząsnął głową. To było głupie ryzyko… Jeśli tylko by go posłuchała i została w pokoju… Słowa sprzed tygodnia ponownie rozbrzmiały w jego umyśle:

Możesz nie mieć wyboru, Snape. To mogłoby pomóc dziewczynie.
Niektóre rzeczy nie mogą być kontrolowane.


Bogowie.
Co on zrobił? Poddał się Zewowi… Pozwolił mu działać… I czym to się skończy? Jaka będzie z tego korzyść? Jego oczy zwęziły się, gdy znajome pytanie wtargnęło do jego umysłu. Pytanie, które odkładał od momentu, kiedy po raz pierwszy w jego głowie pojawiły się żądania Zewu.
Dlaczego Zew chciał, aby połączyli się razem?
Noo… - poprawił się cicho - …nie dokładnie razem. Kiedy przyłączył ją do siebie, to nie wymógł wtórnego połączenia, które zainicjował, kiedy kazał jej rysować swoją krwią. Nieświadomie przeciągnął palcami po swoim ramieniu, czujące gładką bliznę po zębach Hermiony. Nadal nie do końca wiedział, co kazało mu ją do siebie przyłączyć… I był pewien, że ona nie zdaje sobie sprawy z implikacji.
Sam do końca nie był pewny, czy i on dobrze je rozumie.
Wiele lat studiował Księgę Krwi oraz uczył się łączenia krwi w rytuałach. Nie miał pojęcia, że nawet podczas początkowego jej badania płacił wielką cenę za uwagę poświęconą każdemu rytuałowi, przyjmując, że nie miał zamiaru używać go w przyszłości. Jako wynik miał tylko niewyraźne wspomnienia rytuału i pokonującej go żądzy z poprzedniego wieczoru, to byłoby niemożliwe wystąpić bez pomocy Zewu - nawet gdyby pamiętał ścisłe zaklęcia i kolejne etapy rytuału.
Nie był bliski końca, kiedy czuł jej paznokcie na swoich plecach, odwołał możliwość wtórnego złączenia. Myśląc, wprowadził to…
…ale nadal nie był pewny dlaczego.
Była jedna rzecz, którą wiedział na pewno - zrobił to, jakkolwiek Czarny Pan nie może nigdy dowiedzieć się o drugim połączeniu. Wątpił, aby patrzył uprzejmie na swojego ‘lojalnego' sługę noszącego znak krwi szlamowatej wiedźmy.
Leżąca obok niego młoda kobieta westchnęła i poruszyła się we śnie, powodując, że masa poplątanych włosów opadła poprzez jej twarz na rzęsy. Ostrożnie, odgarnął włosy w tył i uśmiechnął się nieznacznie. Rzeczywiście były one niezdyscyplinowanym bałaganem na jej głowie… Dzikie, nieposkromione… Tak różne od jego własnych mizernych kłaków.
Było jej z nimi do twarzy.
Gapił się na w swoją żonę. Nadal był zdumiony jak łatwo przyszło jej wtargnięcie w jego życie… Czasami odczuwał, jakby ona zawsze tam była – chwilami był oszołomiony jak mogła przyjść i zamieszkać w jego mieszkaniu…oraz życiu. Pewne rzeczy były oczywiście trudne do odzwyczajenia … przedtem zawsze żył samotnie. To było, jakkolwiek, bardziej gładkie przejście niż tego oczekiwał. Jednakże są również korzyści uboczne. Po pierwszym tygodniu odkrył, że ona też chciała mieć prywatny czas i przestrzeń. Ciche czytanie, kiedy ona wyciągała się na dywanie lub skulona siedziała na fotelu stało się dla nich standardową praktyką. Niechętnie przyznawał, że był naprawdę czuły względem niej.
Pilnie unikał myślenia o słowach, które wypowiedziała przed ich połączeniem w rytuale krwi.
Wyprostował plecy, gapiąc się znów na kotary łóżka. Zew milczał, zaspokajany chwilowo, i to go martwiło. Ogólnie po spełnieniu rytuału krwi Zew był przebudzony, potrzebujący… gorszy niż po rzucaniu Niewybaczalnym. Więc dlaczego teraz to było drzemiące?
Ponieważ osiągnęło to co chciało osiągnąć… Używając mnie jako narzędzia. Ale do jakiego celu?

* * * * * *

Hermiona patrzyła jak Severus usiadł obok niej na kanapie. Właśnie skończyli śniadanie – zjedzone w ich komnatach i teraz odprężali się przy filiżance herbaty. Dziewczyna zawiesiła wzrok na jego klatce piersiowej, gdzie szata rozchyliła się nieznacznie… Otrząsnęła umysł, starając się skupić swoją uwagę na pytaniu, które błąkało się po jej głowie od momentu, kiedy się obudziła.
- Co możesz mi powiedzieć o naznaczeniu?
Severus przesunął się niewygodnie.
- To jest…magia ochronna. Starożytna.
- To mi już powiedziałeś – jakie są skutki? Czy to jest trwałe? - Hermiona zwęziła oczy. Dlaczego był tak niezdecydowany, aby jej o tym powiedzieć?
Severus zawahał się .
- Nie jestem pewny wszystkich skutków… Minęło dużo czasu odkąd studiowałem ten rytuał.
Hermiona spojrzała na niego nie dowierzając mu.
- Ale… Jak … Jak mogłeś go spełnić?
- Zew – spojrzała na niego uważnie, a on zmarszczył brwi w odpowiedzi - kierował mną. To wymagało… - jego głos zamilkł, a on sam zapatrzył się w ogień.
Hermiona chciała szybko dowiedzieć się reszty.
- Dlaczego? Dlaczego Zew tego pragnął?
- Nie wiem. – Niemalże namacalna cisza zapadła między nimi.
- To jest… Jest tam w książce, że mogę…
Uciął zanim zdołała dokończyć swoją myśl.
- Nie - Severus wstał z krzesła i zaczął chodzić po komacie - To jest… To pojawia się tylko w Księdze Krwi. To jest rytuał krwi Hermiono i to dokładnie wiązany z Zewem. –Mówiąc to nie patrzył jej w oczy - I to jest trwałe.
- Rozumiem - powiedziała powoli. Spojrzał na nią twardo, lecz ona odparła to spojrzenie.
- Ostrzegałem cię
Hermiona wypuściła powietrze
- Już zakończyliśmy ten temat Severusie. W porządku. Więc to służy do ochrony… Jak?
Severus przeczesał ręką włosy, rozczochrując je.
- Nie jestem pewny… Muszę przestudiować skutki. Ale z tego, co pamiętam, ekstremalna emocja uaktywni połączenie. Strach, ból… Będę wiedział, jeżeli którakolwiek z tych emocji będzie cię przytłaczała, albo …
- Albo co?
Severus potrząsnął ostro głową.
- Będę mógł się aportować do miejsca, w którym przebywasz, jeśli poczuję którąś z tych emocji poprzez nasz związek.
Hermiona popatrzyła na niego podejrzliwie. Był to przecież „niezachwiany” Severus Snape, doskonały Ślizgon, rzadko robiący werbalne błędy. Co miał wcześniej na myśli?
- Co chciałeś powiedzieć wcześniej? Albo co?
Severus zamknął oczy i wziął głęboki oddech.
- Albo jeśli człowiek – inny niż ja - dotknie znaku, zostanę… zaalarmowany.
Dziewczyna wstrzymała oddech, wstrząśnięta implikacjami.
- Więc oznakowałeś mnie… Jak w gospodarstwie rolnym zwierzę, to chcesz mi powiedzieć?
Naznaczyłeś mnie… Jako swoją własność?
- Wiedziałem, że tak zareagujesz – zatrzymał się zanim zaczął kontynuować - Dlaczego to tak bardzo cię martwi? Czy może planujesz, aby inny mężczyzna dotykał twojej nagiej skóry po wewnętrznej stronie uda?
Potrząsnęła gwałtownie głową.
- Oczywiście, że nie… To tylko ten pomysł… Żeby kobietę traktować jak własność…
- Ja nie traktuję cię jak własność Hermiono – odwrócił od niej twarz i znów zaczął wpatrywać się w kominek, ale ona praktycznie mogłaby usłyszeć jak przewraca oczami. Wydęła wargi w rozdrażnieniu.
- Słyszałam ciebie, wiesz? Zanim… zemdlałam
Jego ramiona napięły się i odwrócił się ku niej. Jego twarz wyrażała rezerwę.
- Co słyszałaś?
- Słyszałam ja mówiłeś „moja”.
Czy w jego oczach zauważyła błysk ulgi?
- Nie obchodziło cię to wczoraj, dlaczego obchodzi cię to teraz?
Jego ton był pełen cierpliwości i to ją rozwścieczyło. Jej głos drżał od tłumionych emocji, gdy odpowiadała.
- Być może, dlatego że miałam czas pomyśleć o tym trochę więcej… Nie…To nie to. To jest… To jest po prostu niesprawiedliwe. Ty naznaczyłeś mnie, ale ja nie naznaczyłam ciebie…
Zmarszczyła się czoło patrząc na swoje dłonie. Jedwabisty szept odpowiedział jej.
- Tak myślisz?
Popatrzyła zaskoczona w górę, kiedy usiadł koło niej.
- Z tylko twoją krwią, to byłoby proste naznaczenie, Hermiono. Znak własności - Jej twarz zasnuła się oburzeniem i otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale zatrzymała się, gdy uniósł rękę – Tylko z twoją krwią.
Zmarszczyła nieznacznie brwi i wtedy zdała sobie z tego sprawę.
- Ale ty również kazałeś mi rysować swoją krwią…
Jego oczy błysnęły, kiedy ściągnął szlafrok ze swojego ramienia. Na jego ciele nie było symbolu takiego, jaki ona miała, ale srebrzysta blizna była widoczna. Natychmiast dotknęła swojej wargi. Poczuła się głupio.
- Och - powiedziała zmieszana.
Wykrzywił szyderczo usta i odwrócił od niej wzrok
- I teraz widać jak bardzo mi ufasz – jego głos brzmiał dziwnie, jakby z rozczarowaniem i ta myśl raniła ją bardziej niż mógłby sobie wyobrazić.
- Severusie, wiesz, że ci ufam. Inaczej nigdy bym się na to nie zgodziła… i na pewno nigdy nie wyszłabym z pokoju ostatniej nocy. Ja nawet bardziej niż ci ufam… Jak powiedziałam ostatniej nocy. – wzięła głęboki oddech. Ulżyło jej, gdy stanęła z nim twarzą w twarz, jej wyraz… - Ale kiedy dajesz mi tylko połowę wyjaśnień związanych z czymś takim…Czego się spodziewałeś…
Zatrzymała się, w momencie, kiedy położył swój długi palec na jej wargach.
- Wiem. Tłumaczyłem to raczej surowo.
Kiwnęła lekko głową wiedząc, że są to przeprosiny, które chciała dostać. Przesunął gładko ręką po jej policzku, a ona utkwiła w nim pytające spojrzenie. Podniosła jedną rękę by móc śledzić bliznę na jego ramieniu – jej znak. Nie przegapiła delikatnego dreszczu, który go przeszył, gdy dotknęła jego skóry, ani nagłej intensywności jego wzroku.
- Co to robi? Czy też będę mogła czuć twoje emocje, kiedy będą silne? – kiwnął głową. Z przyśpieszonym oddechem notowała jego spojrzenie – nagi głód. Przysunęła się do niego bliżej, naciskając na niego swoim ciałem, dalej obrysowując opuszkami palców jego bliznę. – Myślę, że czuję coś teraz – powiedziała zalotnie
Jego wargi wygięły się w chytrym uśmieszku
- To nie są moje emocje, moja droga
- Wiem

* * * * * *

Tego dnia Severus wykorzystując przekonanie dyrektora, że nadal jest pod władzą Zewu, poinformował go, że lepiej będzie, gdy ktoś inny poprowadzi jego lekcje, aż do końca weekendu. Gdy tylko wyciągnął głowę z kominka, Hermiona obrzuciła go zaciekawionym spojrzeniem.
- Myślałam, że lubisz swoje obowiązki - łapanie łobuzujących uczniów, zabieranie punktów innym domom i takie tam.
- Lubię, ale teraz… - zatrzymał się niemal niedostrzegalnie - …mam inne rzeczy na głowie -
To jest tylko rozrywka od tego, na czym muszę się skupiać.
Była pewna, że to nie była jego pierwsza myśl, ale nie dociekała, co chciał powiedzieć najpierw. Mówił jej, o czym rozmawiali na ostatnim zebraniu, a ona nie chciała, aby wpadł w ponury nastrój, z którego dopiero co go wyciągnęła. Z figlarnym uśmiechem odpowiedziała:
- Myślę, że polubiłeś rozrywki.
Przyciągnął ją do siebie by szybko pocałować.
- Mmm... Masz rację. Ale nie takiego rodzaju.
Chciała pogłębić kontakt, ale on się nie poruszył.
- O co chodzi Severusie?
Westchnął i popatrzył na nią.
- Nie wiem jak długo jeszcze będziemy zdolni powstrzymywać Czarnego Pana. Zanim zostaniesz wezwana, chciałbym mieć jakiś solidny dowód…Twojej wartości…Dla niego.
Hermiona nachyliła głowę.
- Jak sądzę te informację mają dotyczyć Harry’ego, prawda? – kiwnął głową. - Dobrze, powinnam dostarczyć ci jakichś informacji, lub… Jeszcze lepiej… Dlaczego nie porozmawiamy z Harry’m? Mógłbyś przysłuchiwać się naszej rozmowie i pokazać przez to nie tylko, że jestem potrzebna, ale jeszcze jak bardzo ci ufam.
- Możemy dzięki temu wprowadzić Czarnego Pana w błąd…- pochylił się nad nią i ją pocałował – Z czasem widzę w tobie coraz więcej ślizgońskich cech moja droga.
- Wezmę to za komplement – powiedziała miękko.

* * * * *

W poniedziałek wieczorem pożałowała swojej sugestii. Po względnie rozluźniającym weekendzie ona i Severus musieli wrócić do swych awanturniczych studentów i sprawdzania zadań. Ale o wiele trudniejszą częścią tego dnia było wieczorne spotkanie z Harry’m i Severusem. Chwila, w której mieli spotkać się w sali eliksirów nie wyszła tak „po prostu”. Po napiętym początku i kilku sarkastyczny uwagach – z obu stron – była gotowa rwać sobie włosy z głowy.
- To jest czas, w którym musimy podkreślić użyteczność Hermiony dla Czarnego Pana, Potter. Myślałem, że byłbyś skłonny pomóc nam w tym, ale oczywiście zbyt bardzo polegałem na tej wychwalanej lojalności i odwadze Gryffindoru.
Zielone oczy Harry’ego błysnęły gniewnie, gdy spojrzał na Severusa. Hermiona potrząsnęła głową i zirytowana wypuściła powietrze. Oboje zaczynali być śmieszni… jeśli Severus wstrzymałby tylko te swoje sarkastyczne komentarze – takie jak ten – wtedy Harry nie burzyłby się tak bardzo. Natomiast gdyby Harry spróbował dać sobie na wstrzymanie, wtedy Severus nie robiłby tych szydzących komentarzy… Obaj byli śmiesznie uparci, nie chcąc się wstrzymać nawet o cal…
Widząc, że usta Harry’ego układają się już do rozgniewanej riposty, zrozumiała, że nie zniesie tego więcej. Wściekła obróciła się do kolegi.
- To jest śmieszne. Po pierwsze - Harry, po prostu przestań. Severus próbuje pomóc nam obojgu. Wszystko, o co cię prosi to tylko ta sceniczna dyskusja, którą mógłby bezproblemowo podsłuchiwać. Nie prosi o wiele. - Hermiona wiedziała, że powinna była przestać po tej wypowiedzi, ale obróciła się do Severusa i zobaczyła jego wyraz twarz, napawający się sytuacją. Zaopatrzona w paliwo przez wznowioną irytację, wypluła do niego - I Severus – być może, jeśli ty powstrzymałbyś się od mówienia do niego tak jak na pierwszym roku byłby bardziej otwarty na twoje sugestie.
Obaj mężczyźni patrzyli na nią zwężonymi oczami i mieli tak podobne wyrazy twarzy, że Hermiona nie wytrzymała i wybuchła śmiechem. Twarz Harry’ego rozluźniła się na ten dźwięk i sam nawet cicho zachichotał, ale twarz Severusa stawała się bardziej grzmiąca. Patrzył groźnie, kiedy spotkała jego wzrok objęła go lekko i ulżyło jej, gdy wreszcie przestał się marszczyć i kiwnął głową. Westchnęła w duchu. Prawdopodobnie wolałby spędzić resztę wieczoru w domu, ale oni nigdy tego nie skończą, jeśli ci dwaj będą się ciągle kłócić.
- Możemy teraz zaczynać?
- Pewnie.
- Oczywiście.
- Dobrze. Severus, idź do swojego biura. Harry, zostań tutaj. – ku jej zaskoczeniu obaj mężczyźni wykonali jej polecenia.

Koniecznie muszę zapamiętać ten ton głosu…

* * * * * *

W piątek wieczorem, tydzień po śmierci Adriana Puceya, Severus został wezwany na spotkanie do Wewnętrznego Kręgu. Natychmiast po ukazaniu się na zabłoconym polu, Czarny Pan zawołał go, aby zdał sprawozdanie w związku z Hermioną. Kiedy tylko klęknął na wilgotnej ziemi, od razu zaczął mówić.
- Wstań Severusie. - z drobnym grymasem, podciągnął kolana z zabłoconej ziemi i wstał. Wielu Śmierciożerców było tradycjonalistami i nosili tylko szaty z nie sięgającymi kolan spodniami, ale Severus szybko nauczył się wartości dodatkowej warstwy między jego skórą, a ziemią. - Jej ufność urosła w takim razie?
- Tak, mój Panie. Podsłuchałem ją, gdy rozmawiała ze swoim przyjacielem Potter’em – ona jest… dla niego ważna...
Czarny Pan zaśmiał się, a zimny dźwięk wywołał gęsią skórkę na plecach Severusa.
- Twoja młoda żona jest inteligentna Severusie, tak jak mówiłeś. Ona powinna być ważna dla jej młodego przyjaciela - czerwone oczy zwęziły się - Ale… czy ich związek nie pokona jej ufności do ciebie? Chcę, aby przekonała się do twojego toku myślenia Severusie.
- Mój Panie, to będzie najbardziej trudne… - Severusowi zaschło w gardle. – Ona może zrozumieć moją lojalność względem ciebie, bo mi ufa, ale zrozumieć całą naszą misję…obawiam się, że na to jest jeszcze za wcześnie. Szczególnie po śmierci jej rodziców.
Czarny Pan nie odezwał się, ciągle patrząc na Severusa, on natomiast wstrzymał oddech do momentu, aż potężny czarodziej powoli nie skinął głową.
- Przyprowadzisz ją przed moje oblicze.
Severusowi krew zmroziła się w żyłach. To był moment, którego się bał. Koniec ze zwodzeniem. Jego młoda żona - jego młoda mugolska żona, która mu ufa – przeciw jakiejkolwiek logice – stanie przed Czarnym Panem. Jego żołądek skręcił się na tę myśl.
- Mój Panie spotkanie w miejscu takim jak to – gestem wskazał błotniste otoczenie – wywoła jedynie strach i bunt w jej sercu. I chociaż jestem pewny, że przemyślałeś już ten problem, to czuję, że muszę o tym wspomnieć… Zabini…
Czarny Pan kiwał głową.
- Oczywiście. Dziewczyna jest zbyt spostrzegawcza, na pewno rozpoznałaby wielu z nowych rekrutów. Miałem na myśli bardziej… Smaczne położenie… Zebranie Wewnętrznego Kręgu powinno wystarczyć.
- Jesteś mądry mój Panie - powiedział Severus kłaniając się nisko i wzdychając z ulgą. MacNair organizował coroczny obiad dla wyższych rangą. Im mniej Śmierciożerców tym lepiej dla Hermiony. Będzie mogła łatwiej znieść tę sytuację.
- Czego dowiedziałeś się o Potterze?
Severus spojrzał w górę i napotkał oczy Lorda
- Coraz bardziej się boi, mój Panie… I wierzę, że twój atak będzie zaskoczeniem. Nie spodziewa się żadnego ruchu z twojej strony przed końcem roku szkolnego. Stary głupiec sądzi tak samo.
Poczuł, że Czarny Pan sprawdza jego umysł, więc pozwolił wypłynąć niektórym obrazom… Nadzoruje mecz Quidditcha … „Podsłuchuje” rozmowę między Hermioną i Potterem… Odbiera punkty Longbottomowi po tym jak wysadził kolejny kociołek… Hermiona mówiąca, że mu ufa… Potter potrząsający jego ręką i mówiący, że nie jest takim ”złym owocem”… dyskusja z Hermioną…Wraz z obrazami napełnił swój umysł uczuciami lojalności, dumy ze swojego Mistrza… pogardy dla głupiego chłopca, który śmiał się im przeciwstawić…
Czarny Pan cofnął się i uśmiechnął zimno.
- Zadowoliłeś mnie mój sługo. Twój plan idzie dobrze – ona ufa tobie, a Potter nawet zaczyna cię lubić… Ciebie, mój wierny sługo… Bardzo dobrze. Potrzeba nam więcej sprytnych umysłów, im bliżej do naszego ataku.
Severus wstrzymał oddech. Jak przedtem, Czarny Pan chwycił jego lewe ramię podciągając rękaw by ukazać Mroczny Znak. Pojedynczy biały palec kreślił Znak na jego przedramieniu, co paliło dzikim ogniem… Ledwie wytrzymywał ten ból. Ostatnie podniesienie rangi nie bolało tak bardzo… Wiedział, że to było obietnicą tego, jak dużo więcej będą wymagać od niego jako członka stojącego wyżej.
Po krótkim zaklęciu Czarny Pan uwolnił jego rękę i cofnął się.
- Severusie - mój szpiegu, mój lojalny sługo. Zajmij swoje nowe miejsce w Wewnętrznym Kręgu obok twojego brata Lucjusza.
Severus skłonił się głęboko.
- Dziękuje ci, mój Panie. Żyję by służyć.
Z triumfalnym uśmiechem – schowanym za maską – ruszył na swoje nowe miejsce w Kręgu. Nie przegapił wściekłego błysku w oczach blond mężczyzny, gdy go mijał. Nie, Lucjusz nie był zadowolony z tego obrotu wydarzeń. Szczególnie po tym jak dowiedział się od syna, że jego relacje z Hermioną nie ucierpiały po ostatnim zebraniu, gdy wrócił z tak aktywnym Zewem. Niechętnie spojrzał w oczy blondyna i zobaczył, że w przyszłym czasie może się spodziewać kolejnych prób sabotażu jego planu.
Jeden krok bliżej. Zajmował teraz w Kręgu pozycję równą Lucjuszowi, i ta jego nowa pozycja była zarazem bardziej bezpieczna i niebezpieczna niż kiedykolwiek.

* * * * * *

W końcu się zdarzyło.
Będę musiała zobaczyć się z Czarnym Panem osobiście Twarzą w twarz.
Tak naprawdę czuję się odrętwiała. Wiedziałam, że to się zdarzy ,w końcu Severus ostrzegał mnie przed tym, ale tak naprawdę nie zdawałam sobie sprawy z upływu czasu - odkąd zaczęłam „nowe życie” po prostu prześliznął się przez moje palce. Być może, dlatego że spodziewałam się, iż będzie to o wiele trudniejszy okres. Severus wprawił mnie w zdumienie. Był tak różny od tego, czego się spodziewałam – och, on jest nadal draniem. Szydzenie, uśmiechanie się z niesmakiem… ale on jest MOIM draniem. I teraz wiem, że mogę mu ufać, spędzanie z nim czasu to zabawa. On nie jest taki, jaki był przez te wszystkie lata podczas zajęć. Spodziewałam się, że chce poznać mnie lepiej tylko po to, aby mieć broń przeciwko Harry’emu, ale im więcej się o sobie dowiadujemy tym lepiej się rozumiemy… Tak wiele jego komentarzy, które inni uważają za złośliwe są w rzeczywistości dosyć zabawne. Harry ciągle tego nie dostrzega, ale nie można się temu dziwić - Harry… On się boi. Wie, że koniec tego roku prawdopodobnie będzie końcową konfrontacją. Przynajmniej w końcu zaczyna lubić Severusa. Oni obaj są dla mnie ważni – Severus nie jest złym draniem jak myśli Harry, a Harry nie jest takim niekompetentnym idiotą, za jakiego uważa go Severus… och, w porządku. Severus nadal tak uważa, ale jest lepiej. Trochę lepiej. W porządku, nie bardzo lepiej, ale on stara się być uprzejmy.
Śmieję się, gdy to pisze.
Dobrze, tak czy owak, za parę tygodni będę uczestniczyła w obiedzie ze Smiercożercami w domu jednego z nich. Lucjusz Malfoy tam będzie, ale Dracona na szczęście nie. Być może patrzenie na jednego z nich będzie łatwiejsze… ale prawdopodobnie nie. Severus groził, że weźmie moją różdżkę, jeśli będę próbowała zrobić coś temu draniowi. Może mieć powód żeby to zrobić. Nie chcę narazić ani jego pozycji, ani jego życia, naprawdę, ale trudno będzie nie zareagować, gdy Malfoy coś do mnie powie, lub jeśli będzie grać współczującego, szydząc pod nosem z małej „szlamy” która „straciła” swoich rodziców i chłopaka. Severus próbuje powiedzieć mi, że nie wszyscy Smierciożercy są źli, oni są tylko zwykłymi ludźmi, którzy próbują zachować czarodziejską kulturę, ale jak mogę w to wierzyć, kiedy Malfoy jest jednym z nich? Czy może człowiek taki jak Malfoy to tylko nienormalny odchył?
Trudno powiedzieć.


Hermiona westchnęła z ulgą i zamknęła dziennik. Ona i Severus omówili co napisze w dzienniku po spotkaniu wczoraj wieczorem. Cały czas o tym myślała… sztuczka musiała zawierać naturalną nutę, to miało być coś, co młoda kobieta faktycznie napisałaby w osobistym dzienniku.
Spojrzała na zegar, nadal miała troszeczkę czasu do kolejnego wyjścia z Ginny na zakupy do Hogsmeade. Czekała na to, bo ostatnio nie miały czasu na rozmowy. Harry chciał iść z nimi, lecz Ginny zagroziła mu kilkoma sprytnymi urokami jeśli nie da im chwili spokoju.
Skrzywiła się trochę, kiedy złapał ją skurcz. To powinien być ostatni dzień jej okresu, nareszcie. Był on zarówno zły i dobry… Severus nalegał na kilka tur badawczego seksu podczas jej okresu i musiała przyznać, ze było przyjemnie. Szczególnie dzikość wynikająca z ich połączenia… Uśmiechnęła się na tę myśl.
Severus wyszedł wcześniej aby przypilnować trening Quidditcha Ślizgonów, podobno doszło do jakiegoś sporu między dwoma zawodnikami. Miała nadzieję, że będą zachowywali się dobrze, gdyż ostatnia rzecz, jakiej jej trzeba na sobotni wieczór to zdenerwowany Severus. Potrząsnęła głową, podniosła płaszcz i wyszła na spotkanie z Ginny i Harrym przy wejściu do Wielkiej Sali.

- Nie widziałam cię na śniadaniu w tym tygodniu - skomentowała Ginny gdy schodzili wytartą ścieżką do Hogsmeade. Harry popatrzył z ukosa na młodszą koleżankę i Hermiona musiała ugryźć się w język by nie wybuchnąć śmiechem. Psotne spojrzenie rudowłosej przyjaciółki potwierdziło podejrzenia Hermiony, próbowała pozbyć się Harry’ego.
Grajmy dalej - zdecydowała Hermiona.
- Wiesz, byliśmy… Zajęci, podczas poranków w tym tygodniu, Ginny. Jeśli ty wiesz, co mam na myśli – powiedziała sugestywnym głosem, a grymas Harry’ego skwitowała wewnętrznym uśmiechem.
- Wiesz, że cię nie oskarżam. Czy on rzeczywiście…?
- W porządku – wiem, co kombinujecie – przerwał im Harry. Hermiona i Ginny obróciły się i spojrzały na niego z identycznie uniesionymi brwiami – I to skutkuje. Zostawię was same jak tylko dojdziemy do Hogsmeade – tak czy siak chciałem odwiedzić sklep Quidditcha.
- Nie zapomnij odwiedzić Freda i Georga. Tęsknili za tobą – powiedziała Ginny, a Harry kiwnął głową. Reszta spaceru została wypełniona dyskusjami na temat najróżniejszych wynalazków bliźniaków… z oczywistą ulgą Harry’ego.
Gdy tylko doszli do Hogsmeade, Harry zostawił je same. Spędziły przyjemny ranek spacerując i bezczynnie paplając. Ostatecznie weszły do Trzech Mioteł i zamówiły dwie butelki kremowego piwa.
- Więc, jak idzie z dużym nietoperzem? - zapytała Ginny, gdy usiadły. Hermiona wywróciła oczami.
- Tak. Więcej niż w porządku, naprawdę - Ginny upiła łyk kremowego piwa i uniosła brwi w cichym pytaniu. Hermiona uśmiechnęła się lekko - tamta rzecz, która dotyczyła… teraz jest w porządku.
- Na prawdę? - Ginny uśmiechnęła się do niej - Więc… miałyśmy rację? Dziki i nieposkromiony?
- To nawet nie jest bliskie określenie, Ginny.
- Hmm... Jestem szczęśliwa za ciebie. Jeśli ty jesteś szczęśliwa.
- Jestem.
Siedziały w ciszy dopóki Ginny nie powiedziała:
- A jak tam twoje praktyki? Słyszałam od jakiegoś pierwszoroczniaka, że jesteś taka sama jak twój mąż.
Hermiona wybuchła śmiechem.
- Och na prawdę, tak sądzą? Będę musiała powiedzieć o tym Severusowi, będzie dumny.
- Najprawdopodobniej – powiedziała Ginny. – Rzeczywiście wywarłaś na nich wrażenie. Co zrobiłaś tydzień temu? Wszyscy zachwycali się tym w Pokoju Wspólnym. Jesteś ewidentnie nie tylko genialna, ale i przerażająca - serce Hermiony zadrżało na ten komentarz, a Ginny spojrzała na nią z konsternacją.
Potrząsnęła głową niezdolna mówić dopóki Ginny nie złapała jej za rękę.
- Wszystko w porządku… tylko przypomniało mi się, że Ron tak kiedyś do mnie powiedział.

Zapłacą. Sprawię, że zapłacą.

- Genialna, ale przerażająca – szepnęła Ginny. Hermiona kiwnęła głową, a usta jej przyjaciółki ułożyły się w półuśmiechu - Miał rację, wiesz.
Wybuchła śmiechem zanim zdążyła się powstrzymać, była zaskoczona, gdy usłyszała jak Ginny się przyłączyła. Po kilku momentach Hermiona potrząsnęła głową i wzięła łyk kremowego piwa.
- Przepraszam za to. To tylko uderza w najbardziej niespodziewanych momentach…
- Wiem, co masz na myśli - Ginny przerwała obserwując jak piątka czwartorocznych idzie do baru – Więc… Co zrobiłaś Panno - Wiem - To - Wszystko?
Hermiona wzruszyła ramionami .
- Minerwa kazała mi zrobić manifestację tematu moich badań. Umiem transmutować ciecze, ale gazy nadal sprawiają mi kłopoty. Nie mogę złączyć cząsteczek…
- To jest coś związanego z mugolską nauką?
- Och, prawda – przepraszam. Zapomniałam, że nigdy nie uczyłaś się czegoś takiego. Kupiłam trochę mugolskich książek, kiedy byłam w Londynie z Severusem. Powiem krótko, zamierzam transmutować powietrze w kulę.
Ginny uniosła brwi w zdziwieniu.
- Kula? Solidna kula? - Hermiona kiwnęła głową – To zdumiewające! I zrobiłaś to z pomocą mugolskiej nauki?
- Tak, to pomaga mi z teorią. Gdybym tylko znalazła sposób by zagęścić cząsteczki na stałe. Moje powietrze staje się ciałem stałym tylko na krótki czas, potem znów robi się z niego gaz.
- Świetna rzecz, nie dziwię im się, że byli tacy podekscytowani
Hermiona kiwnęła głową, skrzywiła się, gdy złapał ją kolejny skurcz. Ginny spojrzała na nią z niepokojem.
- Wszystko z tobą w porządku?
- Tak, tylko skurcze.
Ginny uniosła brew.
- Ale myślałam, że nie byłaś na śniadaniach bo wy…
Hermiona czuła, że jej policzki robią się gorące w miarę jak ściszała głos.
- On… uhm, on nie ma nic przeciwko. On… on lubi to, naprawdę…
Następne słowa Ginny spowodowały, że Hermiona upuściła swoje kremowe piwo.
- Och, racja. Zew Krwi.

Rozdział 19


- Och, racja. Zew Krwi.
Hermiona usiadła ogłuszona, Ginny wyciągnęła różdżkę i sprzątnęła rozlane kremowe piwo ze stołu.
- Powinnaś być bardziej ostrożna, Hermiono.
- Jak… co… ja…
Ginny uśmiechnęła się nieznacznie.
- Myślałam, że profesor Snape omówił to z tobą, w końcu z nim żyjesz.
Hermiona potrząsnęła głową.
- Ale… ty… jak ty… - Hermiona zaniemówiła, zirytowana własną niezdolnością do wypowiedzenia czegokolwiek. Ale to był taki szok…Zdrętwiała na chwilę słysząc jeden wyraz.
- Tom.

Magia krwi. To była jedna z ulubionych rzeczy Toma…

Pamiętnik. Oczywiście. Ale jak dużo Ginny wiedziała? Jak dużo ona mogła wiedzieć? Ginny zaczęła mówić, jakby słysząc niewypowiedziane pytanie Hermiony. Mówiła cicho, by uniknąć wścibskich słuchaczy.
- Dużo się od niego nauczyłam. Nie pamiętam całości… to przebłyski – obraz tutaj, fraza tam… bardziej zapamiętuję emocje. Co Tom czuł, kiedy myślał o pewnych rzeczach… - Ginny ciągnęła dalej, patrząc w swoje kremowe piwo. - Zawładnął mną, użył mnie do wykonania magii krwi…
- Pani Norris – Hermiona odetchnęła. – Ostrzeżenie… wypisane krwią…
Ginny kiwnęła głową.
- To był rytuał krwi. To zostało stworzone, aby kreować strach i podejrzenie. Ja… walczyłam z nim… Chciał, abym użyła ludzkiej krwi, ale ja nie mogłam… - jej głos stał się szorstki i zatrzymała się na chwilę, by oczyścić gardło przed kontynuowaniem. – Kiedy byliśmy już u końca, on nie tylko mnie posiadał. Byliśmy jedną osobą. Nie wiem jak dużo ludzi zdaje sobie z tego sprawę. Dzieliliśmy energię życia… moją… dopóki Harry nie zabił go, oczywiście. Znaczy, dopóki Harry nie zniszczył pamiętnika… to było połączeniem.
- Bogowie, Ginny…
Ginny wzruszyła ramionami.
- Powinnam być wdzięczna, naprawdę. To, co się od niego nauczyłam… co czułam przez niego, przez Zew… To była jedna z rzeczy, która trzymała mnie z daleka od czarnej magii po śmierci Rona. Byłabym kuszona tak czy inaczej.
Hermiona przymarzła do krzesła niezdolna spojrzeć przyjaciółce w oczy. Rozmowy dookoła toczyły się normalnym rytmem, nieświadome mrocznej dyskusji toczonej między dwiema młodymi czarownicami w kącie.
- Więc uczyłaś się… uczyłaś się o Zewie od Toma. Z pamiętnika. Ale on był nadal młody, kiedy go zrobił, był już…
- Już. Uczył się od kiedy był młody… nie wiem jak młody. Studiował to na własną rękę, robił to z jakimiś… przyjaciółmi… oni pomogli mu nauczyć się Magii Krwi. Ale potem… poczułam, że coś się zdarzyło. Być może próbowali go zdradzić? Nie wiem. Tak czy owak wiem, że potem przysiągł, że każdy z jego zwolenników będzie musiał odpowiadać na Zew i przypieczętuje to Krwią Lojalności.
- Krwią Lojalności?
- Mówiłam ci, nie znam wszystkich szczegółów, Hermiono. Pamiętam jedynie przebłyski w moim umyśle, obrazy, o których on wtedy myślał. Dwie równoległe blizny, na czyimś prawym boku.
Hermiona wstrzymała oddech, a na jej twarzy odmalował się wysiłek.

Dwie równoległe blizny, na czyimś prawym boku.

Obraz Severusa błysnął w jej umyśle, obraz równoległych linii blizn znajdujących się na jego prawym boku… Pamiętała, jak o to zapytała, oraz jego lakoniczną odpowiedź.

Jest dużo rytuałów krwi. Dużo magii krwi.

Ale na jego prawym boku znajdowały się cztery blizny, była tego pewna. Co to znaczyło? Czy to była tylko Krew Lojalności, czy coś jeszcze?
Zdała sobie sprawę, że milczała zbyt długo, potrząsnęła głową, by pozbyć się z niej obrazów i spojrzała na Ginny. Przyjaciółka patrzyła na nią uważnie. W końcu Hermiona zapytała:
- Co… co to robi? Krew Lojalności?
Ginny popatrzyła na zatłoczone pomieszczenie, zanim odpowiedziała cicho.
- Widziałam tylko obrazy z umysłu Toma. Ale Remus powiedział mi…
- Remus? Mówiłaś o tym z Remusem?
Ginny potrząsnęła głową, krzywiąc nieznacznie usta.
- Wielki Merlinie, Hermiono, ktoś tak inteligentny… Najbardziej potężny czarnoksiężnik objął mnie w posiadanie, zmusił mnie do wykonania rytuału krwi i… i do innych rzeczy, posiadł moją życiową energię. Czy naprawdę sądzisz, że Dumbledore pozwolił mi podążać swoją własną radosną drogą po tym wszystkim?
Hermiona mrugnęła oczami i potrząsnęła głową.
- Ja… ja sądzę, że nigdy nad tym nie rozmyślałam. Nie pomyślałam…
- Nikt nie pomyślał - Ginny przerwała jej. Obie były przez chwilę cicho, aż w końcu Ginny wypuściła oddech. – To znaczy… nikt nie miał o tym wiedzieć Hermiono. W porządku. W każdym razie po tamtym… incydencie… widziałam się z Dumbledorem. On odwiedził Norę tamtego lata. W następnym roku szkolnym rozmawiałam z profesorem Lupinem. Rozmawialiśmy bardzo często - Ginny odwróciła znowu oczy. – Ja... ja nadal z nim rozmawiam. Czasami. Kiedy tego potrzebuję. On jest… Remus jest bardzo otwarty. I wie bardzo dużo o tym – czarnej magii. I jej skutkach.
- Jak doradca… - mruknęła Hermiona. Ginny spojrzała na nią dziwnie, a Hermiona potrząsnęła swoją głową. – Mugolska nazwa, przepraszam. To ktoś, kto rozmawia z kimś o rzeczach, na których się zna.
- Och. W każdym razie małe skrawki obrazów i uczuć Toma… zapytałam o nie Remusa. Niektórych rzeczy nie mógł – lub nie chciał – mi powiedzieć, ale inne… jak Krew Lojalności… - wstrzymała głos.
Hermiona odchrząknęła.
- Co… co on o tym powiedział, Ginny?
- To jest sposób zastawiania lojalności, wiążącego zastawienia. Myślę, że kary są… surowe. Osoba, która zastawia swoją krew, przyrzeka, że nie będzie składała tej przysięgi innym, i że nie zabije osoby, której to obiecuje – to są te dwa cięcia. Przypuszczam, że Avada Kedavra rzucona na niego przez któregoś ze Śmierciożerców nie działa na niego.
To, jak ta młoda czarownica opisała ten mroczny Rytuał Krwi, ochładzało sprawę.
- Dobrze. To… to ma sens. - Umysł Hermiony skupił się na rozważaniu implikacji. Nic dziwnego, że Czarny Pan pozwala swoim Śmierciożercom być uzbrojonym w swojej obecności… inaczej mogłoby to być dla niego ryzykowne. Przypomniała sobie wzmiankę Severusa o tym, że nowe osoby musiały oddać swoje różdżki przed zbliżeniem się do Czarnego Pana. Hermiona poruszyła się niewygodnie na swoim krześle na myśl o Adrianie Puceyu.
- Remus nie powiedział mi zbyt wiele o Zewie Krwi. Wszystko, co wiem - wszystko, co czuję – pochodzi od… od Toma. Pamiętam jego… satysfakcję… kiedy zobaczył krew, dotknął jej… zmusił mnie do jej dotknięcia – oczy Ginny zdawały się być przybite tymi myślami. – Cholera. Chciałabym, żeby Remus powiedział mi o tym więcej, ale on tego nie zrobi.
- Remus prawdopodobnie nie wie zbyt wiele - powiedziała spokojnie Hermiona.
Ginny spojrzała na nią dziwnie.
- Hermiono, co ty o tym wiesz? Jak dużo wiesz?
- Zbyt dużo – Hermiona walczyła z samą sobą. Rozmowa z kimś o tym sprawiłaby jej ulgę… Z kimś, kto mógłby ją zrozumieć, kto mógłby pomóc jej w obecnej sytuacji. Przez chwilę na zmianę otwierała i zamykała usta, kiedy Ginny położyła swoją rękę na jej dłoni.
- Hermiono. Nie będę cię osądzać. Powinnaś to wiedzieć.
Hermiona spojrzała w oczy przyjaciółki i ujrzała w nich prawdę. Nagle uświadomiła sobie, że dosłownie widzi w nich prawdę… Severus mówił jej kiedyś, że jeśli będzie dużo ćwiczyła, będzie umiała posługiwać się Leglimencją przynajmniej w podstawowy sposób. Zahipnotyzowana szczerym wzrokiem przyjaciółki i własnym odkryciem, zaczęła mówić.
Jej głos zawiódł ją, powodując, że nie zdołała dokładnie wyjaśnić pojęcia Zewu, ale ogromna ulga jaką czuła, gdy słowa płynęły z jej ust, wzmacniała ją. Ginny słuchała cicho, głaszcząc jej rękę, gdy załamywała głos. Kiedy powiedziała wszystko, Ginny patrzyła na nią współczująco przez dłuższą chwilę.
- Hermiono, tak mi przykro, że to wszystko się zdarzyło. Jestem zadowolona… bardzo zadowolona, że Snape zatrzymał cię tamtej nocy. Bogowie… kiedy pomyślę, co mogłoby się zdarzyć…
- Cieszę się… że nie potępiasz mnie...
Ginny pokręciła stanowczo głową.
- Jak bym mogła? Jedyną rzeczą, która powstrzymała mnie przed zrobieniem tego, czego nauczyłam się od Toma... zagrożenie… och, Hermiono.
Hermiona uśmiechnęła się nieznacznie.
- Czuję się świetnie. Nadal odczuwam czasami tę pokusę, ale… to już tak nie przytłacza.
Ginny kiwnęła głową, poczym po raz ostatni uścisnęła jej dłoń i uwolniła ją ze swego uścisku.
- Zastanawia mnie, dlaczego zmienili oryginalny plan względem ciebie.
Hermiona zwęziła oczy.
- Skąd wiesz…?
Ginny uśmiechnęła się.
- Uszy Dalekiego Zasięgu… Mama sądzi, że gdy nie ma Freda i Georga, to nikt nie podsłuchuje i nie jest już taka ostrożna.
Hermiona zachichotała, a Ginny znów się uśmiechnęła. Po chwili jednak kontynuowała dalej już poważnym tonem.
- Słyszałam jak rozmawiali noc po… po pogrzebie. Dumbledore, Snape, mama i tata. Chłopców nie było w domu, ale ja byłam w swoim pokoju, pewnie myśleli, że śpię. Słyszałam jak rozmawiali o Beauxbatons i to brzmiało jakby uzgadniali transakcję.
- Och - Hermiona cofnęła się lekko. – Myślę, że to było to, o czym mówił mi Severus. Ale w takim razie… więc... Severus skądś wiedział, nie powiedział mi skąd, że czytam i uczę się. Musiał widzieć, jak wychodzę, albo ustawili straże, by wiedzieć czy opuszczam zamek… Byłam na drodze do… - Hermiona zatrzymała się nie wiedząc, czy Ginny wie o Wiktorze. Zdecydowała, że zachowa tę informację dla siebie i kontynuowała gładko galej – by uczyć się więcej. W Hogwarcie nie ma tak naprawdę żadnych mrocznych ksiąg.
Ginny spojrzała na nią tak, jakby doskonale wiedziała, że Hermiona powiedziała zupełnie co innego niż zamierzała powiedzieć. Hermiona odetchnęła z ulgą, gdy przyjaciółka nie wypytywała jej o to dalej.
W cichym porozumieniu rozmawiały na lżejsze tematy, dopóki nie nadszedł czas, by spotkać się z Harrym i razem wrócić do zamku.

* * * * *

- Ale… czy Czarny Pan nie mógłby teraz uzyskać dostępu do jej umysłu? Oni byli połączeni…
Severus potrząsnął głową, a ona zmarszczyła czoło w odpowiedzi. Nie było go w ich komnatach, kiedy wróciła, co dało jej dużo czasu na przemyślenie sytuacji Ginny. Gdy tylko wrócił, natychmiast powiedziała mu o swojej rozmowie.
Wziął oddech, a ona czekała niecierpliwie na to, co powie.
- Czarny Pan nigdy nie był połączony z panną Weasley. Tom Riddle siedemnastolatek był tylko odbiciem. Kopią.
- Więc… Czarny Pan nie mógł wyczuć, co działo się z pamiętnikiem? – Hermiona nie mogła uwierzyć.
- Pamiętnik… Zostawił ich całkiem sporo. Jestem w posiadaniu jednego, który jest dobrze chroniony. Pamiętniki są… podobne do czarodziejskich obrazów. Fragment zawierający emocje i osobowość osoby z konkretnego miejsca w czasie. Obrazy, odbicia, nie rosną i nie mają związku z faktycznym życiem – zrobił pauzę, podszedł do kominka i machnął różdżką, natychmiast gasnące iskierki zamieniły się w duży płomień. – Czarny Pan nie ma żadnego wpływu na pamiętnik, tak jak Dumbledore nie ma wpływu na swoje wizerunki na kartach z czekoladowych żab.
- Och – Hermiona przygryzła wargę, nie umknęło jej uwadze, że Severus zmarszczył brwi na ten widok. Wspomniał jej raz, że przypomina mu to uczniów. – To ma sens.
Severus usiadł koło niej i rozpiął kilka guzików przy kołnierzu swojej szaty.
- Chociaż… to, czego dowiedziała się o Tomie Riddle’u może być użyteczne. Porozmawiam o tym z Dumbledorem.
Hermiona wzięła oddech, jej oczy powędrowały do rozpiętej koszuli, zza której wyglądała blizna po Rytuale Krwi.
- Severus… ona wie o Zewie. – Mężczyzna zesztywniał. – Ale tylko ogóły. Remus nie powiedział jej o tym zbyt wiele.
- Nie był zdolny do… ci, którzy nie doświadczyli tego, nie wiedzą dużo. Nie znają przynajmniej szczegółów. Byłbym naprawdę zdziwiony, gdyby wiedział więcej niż to, że istnieje coś takiego, i że stanowi zagrożenie.
Powiedział to z szyderstwem i Hermiona powstrzymała westchnienie.
- Ona zna uczucia, obrazy z pamięci Toma… ona je pamięta, Severus – Hermiona wzięła oddech zanim kontynuowała. – Pamięta więcej niż tylko to. Mówiła, że obiecał sam sobie, że każdy, kto się do niego przyłączy, będzie musiał być opanowany przez Zew… i będzie musiał spełnić rytuał Lojalności Krwi.
Severus odwrócił od niej oczy.
- Tak.
- Opisała mi wizję, obraz, który dostał się do jej umysłu, kiedy Czarny Pan myślał o rytuale Lojalności Krwi. Dwie równoległe blizny. Na prawym boku jakiejś osoby.
Severus nie poruszył się, jego oczy zwrócone były na ogień w kominku. Odbicie płomieni migotało w jego oczach, pozwoliła uśpić się przez ten hipnotyczny taniec. Niskim, ostrożnym głosem zapytała:
– Komu obiecałeś swoją lojalność, Severusie?
Ściągnął wargi i spojrzał na nią nachmurzony.
- O czym myślisz? – słowa były niemal sykiem.
- To mógłby być twój opis. Tylko że ty masz cztery blizny, a nie dwie. Przyjmuję więc, że dwie z nich były dla Vol... Czarnego Pana.
Ledwo dostrzegalnie kiwną głową.
- Tak.
- Komu zastawiłeś swoją Krew Lojalności? Poza Czarnym Panem?
- Profesorowi Dumbledore’owi. Kiedy przyszedłem do niego po… śmierci mojego ojca.
Hermiona patrzyła się na niego wstrząśnięta.
- On… poprosił cię o wykonanie Mrocznego Rytu…
Severus prychnął.
- Oczywiście, że nie. Jest Gryfonem, ufa mi. Ale czułem potrzebę udowodnienia mu mojej lojalności.
- Och – Hermiona przerwała na chwilę, walcząc z samą sobą, zanim zaczęła.
- Jak…
Była zaskoczona gdy jej przerwał..
- „Na ból krwi i zemstę Zewu, twoja krew nie będzie rozlana przez moją rękę, ani twoje życie odebrane przez moją rękę.” – Spojrzał na nią – To jest zastaw. Przypieczętowany przez krew.
Hermiona poczuła jak jej serce zamiera w jej piersi.
- Co… co to jest ból krwi? Co... co to zemsta Zewu?
Nie odpowiedział.
– Severus? – Nieświadomie jej głos stał się trochę ostry, ale nie mogła na to nic poradzić.
Moody…

Sądzi, że jestem jedynym, który może wykonać Rytuał Krwi, to znaczy jako jedyny jestem już splamiony.

Miała ochotę nim potrząsnąć, jej serce biło szybko. Dotknęła jego ramienia, kiedy przemówił jego głos był czysty.
- Wedle upodobania. Czyjąkolwiek krew przelałeś i komukolwiek zadałeś śmierć, będą one wymierzone wam w odwecie.
Podskoczyła, gapiąc się na niego z przerażeniem.
- Ale… wtedy… Rytuał Krwi… proroctwo… Moody… - wysapała potrząsając głową. – Nie możesz! Nie możesz tego zrobić!
- Mogę nie mieć wyboru.
Gdy spotkała jego wzrok, jego oczy były zimne.
- Severus, nie!
- Hermiono. – W jego głosie pobrzmiewała twarda nuta. – Zrobię. To. Co. Będę. Musiał.
Nigdy nie słyszała w jego głosie tak nieustępliwego tonu. Poczuła jak w jej klatce piersiowej serce zamienia się w lód. Łzy cisnęły się jej do oczu, więc odwróciła twarz, aby ich nie widział.
Och, Bogowie… Moody musi spełnić ten Rytuał… on MUSI to zrobić!
Lub…
Z nagłym postanowieniem mrugnęła pozbywając się jakichkolwiek śladów łez i spojrzała na Severusa. Jego ponury wyraz twarzy złagodniał trochę, gdy pociągnął ją do siebie na kolana. Uczyniła cichy ślub, gdy odnalazła swoimi ustami jego.

Jeśli Moddy tego nie zrobi… wtedy zrobi to ktoś inny. I nie będzie to Severus.

* * * * * *

Hermiona westchnęła i pomasowała bolącą głowę, gdy usiadła w ich komnatach po piątkowych zajęciach. Była wyczerpana. Tydzień zaczął się dobrze – był raczej odprężający, rzeczywiście. Parę wieczorów spędziła nawet w pokoju wspólnym Gryffindoru rozmawiając z Nevillem, Harrym i innymi. Seamus unikał jej, ale przeważnie reszta była nastawiona do niej pozytywnie. Lavender powiedziała jej w zaufaniu, że Seamus myśli, że Hermiona opowiada Severusowi o tym, co się dzieje w wieży Gryffindoru, na co roześmiała się głośno. Jakby Severus troszczył się o to, co robią Gryfoni.
Ale tydzień minął szybko. Zostało jedynie dużo papierów do sprawdzenia, a pogoda była straszna, przez co studenci, szczególnie ci awanturniczy, nie mogli wyjść i się wyszaleć. Tego popołudnia pomagała Minerwie z pierwszym i drugim rokiem Slytherinu i określenie jakoby była nimi poirytowana byłoby poważnym niedopowiedzeniem. Przynajmniej zmieniła kolory ich łóżka z barw Slytherinu, inaczej byłaby zmuszona podrzeć kotary na drobniutkie kawałki. Potarła bolącą głowę mocniej.
- Zdajesz sobie sprawę, że mamy eliksir na ból głowy? Jestem w końcu Mistrzem Eliksirów.
Podniosła głowę i spojrzała groźnie na swojego męża.
- Mam dość. To był twój trzeci szyderczy komentarz odkąd wróciłam do domu. Wiesz co, zapomnijmy, że chciałam cię poznać, w porządku? Udawajmy, że nigdy tego nie powiedziałam, i postaraj się być choć przez chwilę miły.
Uniósł brwi i parsknął.
- Muszę przyznać, że raczej się cieszyłem z zawieszenia… grzeczności.
- Więc szkoda.
Chciała dalej marszczyć czoło, ale to było trudne, gdy widziała jego lekki uśmiech.
- Myślałem… że chciałaś mnie takim, jakim rzeczywiście jestem. Tego chciałaś… całego mnie, sądzę, że tak to ujęłaś – jego uśmieszek rósł powoli. – Popraw mnie, jeśli się mylę, moja droga.
- To prawda. Cały ty. Z twoimi złośliwościami. Ale nie wtedy, kiedy miałam dwie ostatnie lekcje z twoimi Ślizgonami!
Na to stwierdzenie roześmiał się na głos… A ona nie mogła już dłużej utrzymać swojej nachmurzonej miny, jej usta ułożyły się w pół uśmiechu, ale była zdecydowana, aby nie urósł on do pełnego uśmiechu.
- Wystarczy, Hermiono, rozumiem. I zgadzam się. Musiałem skazać jednego drugoklasistę na spędzenie tego wieczoru ze mną. I oczywiście jednego Gryfona.
Uniosła brwi zaciekawiona.
- Nie dajesz zwykle w piątek szlabanów – co się więc stało? Co zrobił mały Ślizgoński potwór?
- Tsk, tsk. Taka przekorność, pani Snape?
Parsknęła na te słowa.
- Ty masz jej aż w nadmiarze, biorę przykład z ciebie.
Wstał zza biurka i usiadł obok niej, patrząc w jej oczy.
- Pokłócili się przed klasą eliksirów. W sposób godny pożałowania jeden dom zwalał winę na drugi, więc byłem zmuszony dać im obu szlaban.
Usiłował powstrzymał uśmieszek zadowolenia, ale bez powodzenia. Ten uśmieszek powiedział jej, że bardzo dobrze wiedział, kto był agresorem w tej sprzeczce.
Niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią.
Z jakiegoś powodu nie mogła się powstrzymać, uśmiechnęła się w myślach. Jej uśmiech urósł, gdy wyobraziła sobie reakcję Harry’ego na pomysł, że zaczynała myśleć jak Severus, przeciwko Gryffindorowi. Nie mogła tego wytłumaczyć, ale to było takie… takie Severusowate.
Kiedy zdała sobie sprawę, że się uśmiecha, jej zły nastrój zniknął, nachyliła się lekko i obserwowała swego męża w zamyśleniu. Zdała sobie sprawę, że był tak dobry w odgadywaniu jej nastrojów, jak ona jego.
- Severus, ja…
Przerwała niezdolna wypowiedzieć słów, które tak łatwo wypowiedziała noc przedtem, w noc, kiedy ją naznaczył. Zanim powiedziała coś więcej przyciągnął ją do siebie i nakrył jej usta swoimi.
Pocałunek był lekki, niemal drażniący, ale szybko urósł w bardziej… nie była świadoma, że się do niego przysuwa, dopóki nie zdała sobie sprawy, że siedzi okrakiem na jego kolanach. Jej ciało naciskało na jego, a ich pocałunki stawały się coraz bardziej intensywne. Zadrżała gdy przeciągnął ręką po jej skórze, przyciągając ją jeszcze bardziej… i wtedy poczuła jak jego uchwyt słabnie i odsuwa się delikatnie od niej.
- Czasami jestem zdumiony... jak łatwo weszłaś do mojego życia… Ja nigdy… - zatrzymał się na chwilę i westchnął. – To jest… nie tego się spodziewałem.
- Ja też się tego nie spodziewałam.
Zamknęła oczy, gdy dotknął lekko jej policzka. Jego głos był miękki, gdy do niej przemawiał.
- Jak przyjemne jest nasze aktualne położenie, sądzę jednak, że niestety musimy iść do Wielkiej Sali na posiłek.
Hermiona otworzyła oczy.
- Tak. I masz szlaban – uśmiechnęła się i pochyliła, by pocałować go po raz ostatni. – Jak późno będziesz?
- Mmm. To może być najkrótszy szlaban jaki kiedykolwiek dał Mistrz Eliksirów

* * * * * *

Hermiona skubała swój deser, obserwując Wielką Salę. Obok niej, dwie asystentki Sinistry znów były pogrążone w debacie na temat ruchów planet zeszłej nocy. Odwróciła się od nich, gdy tylko zaczęły swoją konwersację. Kiedy jej oczy napotkały stół Slytherinu, ujrzała Dracona patrzącego na nią z dziwnym, smutnym wyrazem twarzy. Ich oczy spotkały się i chłopak znów odzyskał swój zwykły, kwaśny wyraz twarzy zanim się odwrócił.
Odruchowo spojrzała na Severusa, on także skanował stół Slytherinu i Gryffindoru z niezbyt zadowoloną miną. Powstrzymała uśmiech, nienawidziła szlabanów, zwłaszcza gdy przeszkadzały… przez dłuższy czas…. W końcu spojrzał na nią i jego brwi uniosły się nieznacznie. Uśmiechnęła się, gdy wychodził z Wielkiej Sali. Jak prawdziwy Mistrz Eliksirów, z szatami powiewającymi za nim, stawiając duże kroki.
Odłożyła swój widelec i westchnęła. Chyba wróci do ich komnat… Rzeczywiście powinna wziąć jeden z eliksirów na ból głowy i zaczekać na Severusa. Już wstawała, kiedy jasnobrązowa sowa wleciała do Wielkiej Sali i wylądowała przed nią.
- W porę.
Odwiązała list od sowiej nóżki i podsunęła jej resztki swojego deseru. Otworzyła szybko kopertę i ujrzała gruby pergamin pokryty śmiałym odręcznym pismem. Wiktor. Schowała kopertę do szaty, zdecydowana otworzyć ją potem, powiedziała wszystkim dobranoc i wyszła z Wielkiej Sali. Po wypiciu eliksiru na ból głowy zrobiła sobie herbatę i zatopiła się w swoim ulubionym fotelu z westchnieniem ulgi. Kiedy usiadła, coś zaszeleściło w jej szacie i przypomniała sobie o kopercie.
Wyciągnęła ją z kieszeni zaciekawiona. Na pierwszy rzut oka wyglądało to na odręczne pismo Wiktora, ale po głębszym przyjrzeniu się… Marszcząc nieznacznie brwi, rozdarła kopertę i wyciągnęła list. Była to krótka wiadomość.
~
Zwracam ci to – wierzę, że miało to zostać podarowane tobie. Czy wiedziałaś, że twoje imię było ostatnią rzeczą jaką powiedział? Taki tragiczny koniec… taka niepotrzebna ofiara.
Jest tu też coś należące do jednego z atakujących. Być może ufasz niewłaściwej osobie, pani Snape. Jest wiele osób skłonnych ci pomóc, jeśli szukasz zemsty.

~
Nie było podpisu. Wstała, drżącymi rękami upuściła kopertę. Spadła na dywan bardziej ciężko niż powinna, więc rzuciła kilka ujawniających zaklęć zanim zdecydowała się ją znowu podnieść. Zbierając resztki odwagi uniosła kopertę i wyciągnęła znajdujący się w niej przedmiot.

Och, Bogowie… nie…

Kolejny pierścionek.
Zaręczynowy pierścionek.
I ona wiedziała. Ona wiedziała, że to nie była sztuczka… mogła wyczuć obecność… przelotną …

- …jeśli tylko poszedłbym z nim… ale sądziłem, że sam powinien wybrać dla ciebie pierścionek…
- Pierścionek? On… dlatego poszedł do Hogsmeade? Sam? Mówiłam mu, żeby tego nie robił… nie chciałam…


I… Bogowie… krew. Zasuszona krew. Tylko mała plama, jak na pierścionku jej matki… jakby brązowa farba. Czy… miał to w kieszeni, kiedy go znaleźli, kiedy go torturowali, aż do śmierci? Czy może trzymał go w ręce, gdy go zaatakowali, upuścił go walcząc rozpaczliwie o własne życie z… z kim?
Jest tu też coś należące do jednego z atakujących.
Z jej oczu kapały łzy, uniosła pierścionek bliżej. W zasuszonej krwi tkwił długi czarny włos. Wiedziała do kogo należał.
I ona wiedziała. Ona wiedziała, że to była sztuczka. Chcieli aby znienawidziła człowieka, który zabił jej kochanka, jej kolegę.
Człowieka, którego kochała.
Jak zdobyli jego włos? Spokojnie, powoli pokonywała odrętwienie, przyjrzała się bliżej pierścionkowi i jej podejrzenia się potwierdziły. Włos faktycznie nie został wetknięty do zasuszonej krwi, ale musiała pochwalić Malfoya: słaby urok który zastosował omamiłby niejednego człowieka. Szczególnie przemęczoną osobę, która mogłaby rzucić tylko okiem na pierścionek i wybiec w panice z pokoju…
Ale ona nie zamierzała uciekać. Nie teraz.
Zapłacą. Sprawię, że zapłacą.
Jej palce zwinęły się dookoła pierścionka, formujące pięść. Jak długo będzie musiała akceptować ich drwiny, ich dobrze wymierzone ataki?

Masz sposób, aby złamać jego blokady.
Tak, miała. I mogłaby użyć tych zaklęć.
Dziwna mgła przesłoniła jej oczy i nagle znalazła się w sypialni, gwałtownie otwierając swój kufer i wyciągając pergamin, który dostała od Wiktora parę tygodni temu… Pergamin z zaklęciami łamiącymi blokady.
Cichy głos odezwał się w głębi jej umysłu…
Każdy krok wydaje się mały.
Poczuła jakby wzrastała w niej jakaś siła i poruszała jej kończynami, karząc jej biec tam, gdzie Severus schował Mroczne Księgi. Zwęziła oczy i zaczęła rzucać zaklęcia łamiące blokady. Już po kilku inkantacjach zabezpieczenia opadły. Chwyciła pierwszą książkę jaką rozpoznała, pierwszą jaką przysłał jej Wiktor. Instynktownie przerzucała pierwsze strony z mniej szkodliwymi czarami, zmierzając do końca książki.
Zapłacą. Sprawię, że zapłacą.
Znajdzie przekleństwo… przekleństwo na Malfoya… potem rzuci proste Obliviate, Draco nigdy nie będzie wiedział, kto go zaatakował… ale ona będzie. O tak, ona będzie wiedziała. To było jak swędzenie, błagające o podrapanie, jak tylko zaczęła czytać, jej umysł zaczął wirować, czuła jak pokusa stawała się silniejsza z każdym słowem, jakie przeczytała.
Chwyciła różdżkę, jej ręka poruszała się z własnej woli. To była jej moc, wiedziała to, ona czuła to… Czerwona mgiełka przesłaniała jej wzrok, gdy z coraz większą furią wypuszczała powietrze. Machała różdżką, ćwicząc ruchy przed rzuceniem zaklęcia… jej wargi poruszały się… wściekłość rosła… czerwony… strach… mgiełka… za dużo…
…jej żołądek skręcił się, a różdżka spadła na podłogę z hałasem. Upadła na kolana i poczołgała się do łazienki, gdzie zaczęła wymiotować, pot i łzy mieszały się tworząc błyszczącą maskę na jej twarzy.

* * * * * *

Severus patrzył na niedawno wyczyszczony kociołek, na jego twarzy odbijało się szyderstwo z dwóch uczniów siedzących przed nim, kiedy to poczuł. Kiedy poczuł gorąco rozchodzące się ze znaku.
Strach… złość… ból…
Zbyt wiele. I coś jeszcze, coś czego nie mógł zidentyfikować…
- Wynocha – syknął. Dwaj uczniowie popatrzyli na niego z zaskoczeniem. – Koniec szlabanu. Wyjść. Natychmiast! – zagrzmiał.
Wybiegli natychmiast.
Gdy tylko oni zniknęli, podążył do swoich komnat. Przebiegł wzrokiem po bibliotece i szybko zauważył księgę czarnej magii i jej różdżkę leżące na podłodze. Zauważył pergamin, kontynuował rekonesans… Hermiona.
Znalazł ją leżącą na podłodze w łazience. Drżała, pot spływał po jej skórze, wszędzie były jej wymiociny, podszedł bliżej. Machnął różdżką oczyszczając łazienkę i przyklęknął, mroczne podejrzenie rosło w jego umyśle, sprawiając, że robiło mu się coraz zimniej.
- Accio żółta butelka!
Uniósł rękę i złapał butelkę eliksiru na nudności, uniósł jej głowę i wlał do ust standardową dawkę.
Powinno pomóc, chyba że…
Uwalniając się z jego uchwytu z zadziwiającą siłą, przechyliła się i znów zwymiotowała. Jak to możliwe?
Choroba…
Ale ona czytała tylko kilka inkantacji – to niemożliwe! Jak mogła być tak podatna? Był w jej umyśle, wiedział, że nie czytała nic więcej z Księgi Krwi.
Skąd w takim razie miała chorobę?
- Tak mały fragment, który przeczytałaś, nie powinien tego spowodować, Hermiono.
- Nie wołałam ciebie! - Jej głos był słaby, ale i tak słyszał w nim jad.
- Wiem! – odwarknął. Bardziej łagodnie dodał. – Poczułem to… pamiętasz?
- Sądzę… już czuję się lepiej. To mija… może to był tylko ten napój od bólu głowy.
Podniosła się drżąc, a on uniósł brew. Dobrze pamiętał swoją własną chorobę, nie mógł się ruszyć z łóżka przez kilka dni. Coś było nie tak… czegoś brakowało. Może się myli, może to nie jest choroba Zewu.
Severus potrząsnął głową. Nie. On czuł to - pokrewieństwo… było silne, silniejsze niż zwykle. Czuł to… głęboko w kościach, wiedział to.
- Widziałem książkę, Hermiono. Widziałem twoją różdżkę. Co się stało? Dlaczego złamałaś moje blokady? – w miarę jak mówił był coraz bardziej poruszony.
- Pierścionek. - Jej głos był dziwnie płytki.
- Pierścionek?
- Pierścionek Rona… mój pierścionek… kupił go dla mnie… mam… tutaj. Jest tutaj. Malfoy przesłał to… jak tylko wyszedłeś. Sowa. List.
Powoli otworzyła zaciśniętą pięść i zobaczył pierścionek. Jakaś zasuszona krew zmieszała się z potem na jej dłoni, barwiąc ją na czerwono. Zmysł przeczucia napełnił go, gdy delikatnie sięgnął po pierścień.
Gdy go dotknął, wypuścił z sykiem powietrze. Ogladał go ze zwężonymi oczami. Coś… gdy go dotykał czuł w myślach jakby łaskotanie… wydawał się jakiś znajomy… znajomy. Krew… czuł tą krew już przedtem. Nagle włożył pierścionek z powrotem do jej ręki i podszedł wielkimi krokami do miejsca, gdzie schował niebezpieczne księgi. Gdzie trzymał Księgę Krwi.
- Zostań na miejscu – nakazał wściekły, gdy Hermiona podnosiła się, by iść za nim.
- Nie. Co…
- Nie zmuszaj mnie, abym cię związał Hermiono. Wrócę za moment – warknął.
Zamknął za sobą drzwi do biura i wyciągnął Księgę Krwi, rzuciwszy uprzednio kilka zaklęć na blokady, które założył. Gdy jej dotknął… tak. Ta sama. Ta sama esencja… z drobną różnicą… Krew piszącego była zmieszana z krwią ofiary.
Wiktor był piszącym.
Pan Weasley był ofiarą.
Krew młodego człowieka – kochanka, mężczyzny, który odebrał jej dziewictwo… zmieszana z krwią innego człowieka, człowieka, który stworzył tę książkę… który był piszącym… który umiał stworzyć atrament według starożytnej tradycji, używając starych zaklęć…
Merlinie.
Jakie były skutki? Krew kochanka zmieszana z krwią przyjaciela, Zew związywany z atramentem przy użyciu czarnej magii… Czyżby takie połączenie ułatwiało Zewowi dotarcie do niej? Jego krew zamarłą mu w żyłach. Czy to może przyśpieszyć działanie?
To wiele by wyjaśniało.
Westchnął głęboko, wiedział, że musi być pewny o identyczności krwi – potrzebował niezaprzeczalnego dowodu dla Dumbledore’a. Wziął książkę i niechętnie wyszedł z pokoju. Hermiona gapiła się na niego w szoku, jej nawiedzone oczy zahaczyły o książkę, kierując się do jego twarzy. Niemalże widział jak jej ręce drżą, gdy książka znajduje się w jej pobliżu, warknął z frustracji. Uspokój się…
Ignorując jej pytania, położył książkę na swoim biurku i zabrał jej pierścionek. Umieścił go na skraju książki, wyciągnął różdżkę i wyraźnym głosem rzucił ujawniający urok.
Obie książka i pierścionek rozjarzyły się przejrzystym czerwonym światłem.
A więc potwierdzone.
Usiadł ciężko na krześle, wpatrując się w pierścionek. Implikacje…
- Co to jest ? – jej głos drżał lekko. Nie odwrócił spojrzenia od książki.
- Czy po raz pierwszy jesteś chora podczas czytania tych książek?
- Co? Tak, Severusie – mówiłam ci. Ja nie... nie czytałam dużo tych książek. Coś… coś kierowało mną dziś wieczorem…
Stanęła obok niego, wpatrując się w pierścionek.
- Co to jest, Severusie? Mów do mnie… Dlaczego pierścionek Rona jest… we krwi…
Szybko wstał, by ją podtrzymać, gdy zdała sobie z czegoś sprawę i jej kolana odmówiły posłuszeństwa.
Otoczył ją swymi ramionami Trzymał ją mocno, starając się ją wesprzeć… Szepnął wprost do jej ucha:
- Dlatego tak bardzo to odczuwasz, gdy czytasz nawet mały fragment książki.
Odsunęła się lekko.
- Ja… myślisz, że… jestem…
- Jesteś połączona z piszącym i ofiarą… Przyjaciółka jednego i kochanka drugiego.
Widział, jak jej usta otwierają się, by go skrytykować za użycie tego słowa, przerwał jej zanim zaczęła.
- Wiem, co chcesz powiedzieć, ale Zew Krwi wyczuwa te relacje na swój sposób. Pan Weasley odebrał ci dziewictwo. Jesteś z nim związana przez krew.
- Jak… tak jak jestem związana z tobą?
Potrząsnął głową.
- Nie tak silnie Hermiono. Ale… jednak związana. To tłumaczy, dlaczego się tak czułaś.
- Czy… czy Zew już… czy… czy jest za późno? Jestem…
- Nie! Nie… przecież ci mówiłem, tylko Niewybaczalne lub Rytuał Krwi są końcowym krokiem do zaakceptowania Zewu. Ale… sądzę, że się skutecznie opierasz. Pociąg jaki czujesz, twoja zemsta…
- Zapłacą. Sprawię, że zapłacą.
To był ledwo słyszalny szept, gdy odwróciła od niego głowę.
Zesztywniał momentalnie
- Co powiedziałaś?
Wstał, odwrócił ją do siebie i uważnie spojrzał w oczy. Wyglądały… jakby otoczone czerwienią… nawiedzone…
- Ta myśl chodzi mi po głowie, od kiedy zobaczyłam Rona… nie, to nieprawda. Od kiedy otworzyłam książkę… tę książkę… Och, Bogowie…
Severus zamknął na chwilę oczy. Zew… dobrze pamięta swoje własne myśli dotyczące jego ojca - ciało leżące bez życia… chcę, żeby zapłacił. To dużo wyjaśniało.
Jakby polecenia Zewu.
Nie zdawał sobie sprawy, że powiedział to na głos, dopóki nie usłyszał ciężkiego oddechu Hermiony. Spojrzał na nią i pokiwał głową.
- Zew… od tamtego ranka, gdy po raz pierwszy dotknęłaś mojej blizny chciał naszego pokrewieństwa… To nie znikało, dopóki nie naznaczyłem ciebie. Z początku nie rozumiałem dlaczego… ale teraz…
Zatrzymał się nagle, widząc jak jej oczy się rozszerzają. Kiwnęła nieznacznie głową i kontynuował.
- Zew w mojej krwi wyczuł cię szczególnie, gdy dotykałaś blizny. On szukał ciebie… Chciał cię połączyć z kimś, kto ma w sobie Zew…
- Ale nigdy mi nie mówiłeś, że to dlatego tak szybko chwyciłeś mój przegub. Jak często to… powstaje?
Obserwował ją przez chwilę zanim odpowiedział.
- Za każdym razem, gdy dotykałaś blizny. I wtedy, w tę noc… noc, w którą cię naznaczyłem… tego nie dało się powstrzymać. Żądanie… nie mogłem się mu sprzeciwić. To chciało, abym cię do siebie przyłączył.
- Ale dlaczego?
- Nie jestem pewny… Ale myślę… jeśli to mogłyby łączyć ciebie z Zewem, to jest bardziej prawdopodobnie, że ty nie będziesz musiała go mieć w sobie…
Severus westchnął i przeczesał ręką włosy, patrząc się w ogień. Kiedy przemówił, jego głos był odległy nawet dla jego własnych uszu.
- To głupie, ale chęć życia pomnaża to. Dzięki temu jest silny. Dlatego jest silny.
- Tak… To jest we mnie? – jej głos drżał lekko, gdy to mówiła.
- Tak. Ale ty się jeszcze opierasz. Zdecydowanie byś zauważała, z drugiej strony… zmiany emocji jakich byś doświadczała, byłyby widoczne dużo wcześniej.
Obracając do niej twarz spojrzał jej głęboko w oczy.
- Hermiono. Musisz unikać uczenia się czegokolwiek więcej. To jest już niebezpieczne dla ciebie, nawet bardziej nieszkodliwe tomy pozwolą Zewowi rosnąć. To dlatego – myślę – czułaś dziś chorobę. To było zwiększone być może dlatego, że byłaś związana zarówno z piszącym jak i z ofiarą.
Patrzyła na niego buntowniczo, ale on spokojnie wytrzymał jej spojrzenie, dopóki się nie zgodziła. Stanęła obok niego krzyżując ramiona i patrząc się w ogień, drżąc tylko nieznacznie. Patrzył na jej twarz, płonący ogień malował jej rysy na pomarańczowo i żółto… Na policzkach na czerwono.
Jak krew.

* * * * * *

Severus zaprowadził ją do łóżka, lekceważąc jej przeprosiny za złamanie zaklęć strzegących książek.
- Zew jest silny… dobrze to wiem Hermiono. To nie była twoja słabość – okazałaś większą siłę woli niż można by się było spodziewać, szczególnie, że nie wiedziałaś, co się właściwie dzieje. Powinienem być rozważniejszy… - potrząsnął zdecydowanie głową, odmawiając dalszej dyskusji dopóki się nie prześpi. Zgodziła się, zbyt osłabiona przez chorobę, by znaleźć jakąkolwiek siłę na spieranie się z nim.
Zwinęła się z wdzięcznością przy jego boku, rozluźniając się, gdy głaskał ją uspokajająco po włosach.
Spać. Tak. Jutro. Już jutro to przedyskutują, zapyta się… dowie się wszystkiego, czego będzie mogła… Tak zmęczona…
Zasnęła.
Gorączkowe sny wstrząsnęły jej umysłem, nie strach, nie wspomnienia, ale coś… nerwowość, niepokój, jej umysł wiedział coś, czego ona nie… Jej umysł pragnął jej coś przekazać… Przez jej głowę przewijało się wiele myśli.
Gardłowy głos młodej kobiety, recytujący proroctwo… Klucz do światła powoli zwyciężał cień.
Krew przyjaciela związana w czerwieni.
Usiadła zaspana z walącym sercem.
Krew przyjaciela.
Związywana w czerwieni.
Severus natychmiast był koło niej, oplatając ją ciasno ramionami.
- Co się stało, Hermiono?
- Krew przyjaciela… Krew przyjaciela, związywana w czerwieni! Księga Krwi jest czerwona – związana czerwienią – krwią… Ron jest przyjacielem, nie ja! Klucz jest w tamtej książce!

Rozdział 20

Severus zamrugał oczami usiłując rozproszyć resztki snu, histeryczne krzyki żony odbijały się echem w jego głowie: "Krew przyjaciela … Krew przyjaciela, związana w czerwieni! Księga Krwi, jest czerwona – zamknięta w czerwieni – krew Rona … Ron jest przyjacielem, nie ja! Klucz jest w tej książce!”
Wypuścił z sykiem powietrze, przytulając ją mocniej.
O Merlinie.
Miała rację. Cały czas interpretowali proroctwo niepoprawnie, przyjmując, że odnosiło się do Hermiony. Ale wydarzenia dzisiejszego wieczoru… Oczywiście, to była Księga Krwi, zawierająca krew Weasley’a. Klucz był w książce, nie w krwi jego żony. Przez ciało Severusa przebiegła fala ulgi i jego ręce rozluźniły się nieznacznie. Ulga, że to nie Hermiona, że nie ona ma zrobić to, co musi być zrobione. Dostał do ręki nowe argumenty, które pomogą utrzymać ją z dala od pola bitwy.
- Sadzę, że masz rację Hermiono - powiedział miękko. - Klucz musi być w tej Księdze.
Poczuł jej gorące łzy spływające po jego klatce piersiowej.
- Będzie dobrze Hermiono. Będzie dobrze.
Znajome słowa spowodowały, że cofnął się myślami do pamiętnego wieczoru… Jej zaczerwienione oczy ciskające błyskawice, jego irytacja spowodowana jej ignorancją, niechętny podziw dla jej odwagi, jego zdesperowana próba zawrócenia jej ze ścieżki, którą w swej naiwności chciała podążać. Dziękował bogom, że posłuchała.
Alternatywa… Potrząsnął głową nieznacznie, przełykając konwulsyjnie ślinę. Na szczęście nie musiał wykonać tego, do czego został zmuszony w tę noc. Noc, w którą usiadła w jego biurze, wyznając tępo cel jej ucieczki - by nauczyć się Czarnej Magii, zaatakować tych, którzy byli jej mistrzami... zemścić się.
Słowa, które wypowiedziała z takim przekonaniem… Jedyną metodą, aby zwalczyć ogień jest ogień. Jego ręce, nadal obejmujące ją zadrżały, kiedy przypomniał sobie własną odpowiedź.
To chyba najbardziej idiotyczna rzecz, jaką pani dziś powiedziała, panno Granger. I teraz wiedział, że się mylił. Największa siła czarnej magii ich czasów - Czarny Pan - i klucz do pokonania tej siły tkwił w najsilniejszej z książek czarnej magii - Księdze Krwi. Napisanej krwią przyjaciela… Przepowiednia pokazała, że Hermiona miała rację. Jedyną metodą, aby zwalczyć ogień jest ogień.
Oboje spali tej nocy wyjątkowo niespokojnie. Rano Severus stwierdził, że chce jak najszybciej porozmawiać z dyrektorem. Obserwował ją, jak skubała śniadanie zamówione z kuchni. Zauważył dziwny cień w jej oczach, nie wiedział czy to skutek choroby, czy efekt próby czytania Księgi Krwi.

- Więc Wiktor tam był. Kiedy Ron został zabity - urwała na moment. - On… on działa w porozumieniu z Malfoy’ami, nieprawdaż? I był tam?
Severus postawił filiżankę na stoliku. Rzucił jej gniewne spojrzenie.
- Wszystko na to wskazuje. Nie wiem, czy działa na własną rękę czy wykonuje rozkazy... myślę, że to i to.
- Chyba masz rację - przytaknęła cichym głosem, bawiąc się nerwowo kosmykiem włosów. Nagle zamarła wpatrując się w swój palec owinięty włosami. - O Bogowie… Zapomniałam… Jak mogłam… - popatrzyła na niego przerażonym wzrokiem. - Severus – twój włos…
- O czym ty mówisz?
- Twoje włosy – oni próbowali… Czekaj - zerwała się i wyszła na chwilę do sypialni.
Po chwili wróciła z pergaminem w ręku. Podała mu list i z niepokojem przyglądała się jego twarzy, kiedy czytał.
- Twoje włosy były na pierścionku. Przymocowane urokiem i ja… ja wiedziałam, że były twoje, jakoś…
Zamarł, jego umysł przeszukiwał wspomnienia. Nie miał wątpliwości co do faktu rozpoznania włosa przez Hermionę, to musiał być jeden ze skutków ubocznych naznaczenia. Ale jak… On był zawsze bardzo ostrożny, a w szczególności Lucjusz... Jak?
Przed jego oczyma pojawiły się obrazy… Adrian Pucey, czepiający się Severusa… Krew chłopca przesiąkająca przez jego szaty, ręce zawadzające o maskę, chwytające jego włosy uwolnione spod kaptura…
… i Lucjusz, ciągnący ciało chłopca do Nagini…
- Lucjusz wziął je z ręki Pucey’a, bez wątpienia.
Hermiona pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Wtedy…
- Tak. Lucjusz może ich użyć do eliksiru wielosokowego… Jestem pewny, że nie wysłał tobie jedynych włosów - Severus zmarszczył brwi, przetrawiając tę nową informację.
Przytaknęła.
- Ja… Ja nie jestem pewna jak, ale wiedziałam, że były twoje.
- Więź krwi, prawdopodobnie - odpowiedział roztargnionym głosem, przyglądając się z uwagą pergaminowi. - To wydaje się być pismem Lucjusza, chociaż mógł to również pisać Draco. Mają raczej podobne charaktery pisma…
- Czyli jedno z dwojga - stwierdziła cierpko.
Severus popatrzył na nią poważnie i skinął głową, odkładając pergamin na stół.
- Te włosy stanowią problem, Hermiono. Wierzę, że byłaś w stanie rozpoznać je poprzez więź krwi, która nas łączy, ale... - przez jego twarz przebiegł skurcz, kiedy uświadomił sobie niebezpieczeństwo. Eliksir wielosokowy stwarzał realne zagrożenie. Podzielił się z nią swoimi przemyśleniami.
Hermiona wzruszyła ramionami.
- Dobrze, najprostsza rzecz na świecie – słowo kod. Jeśli będę coś podejrzewać, poproszę cię o te słowo.
Popatrzył na nią z zakłopotaniem. Westchnęła.
- Domyślam się, że to jest wyłącznie mugolski zwyczaj. To ma chronić dzieci przed porwaniem – rodzice ustalają słowo kod z nimi, tak że jeśli ktoś, kogo nie znają przyjdzie i stwierdzi, że został wysłany przez rodziców, dzieci mogą się upewnić co do prawdziwości osoby.
Severus myślał chwilę. Pomysł był niezły… Mogli wybrać słowo, jakiego nie domyśliłby się żaden Śmierciożerca. Może jakieś typowo mugolskie wyrażenie. I jeśli oszust nie będzie znał słowa, to miał nadzieję, że emocje Hermiony zapłoną wystarczająco, by go zaalarmować
- Intrygujące… To może się udać.
- Dobrze. Może Eastenders?
- Słucham?
Hermiona roześmiała się.
- To jest taki mugolski serial… serial telewizyjny. Opera mydlana - zachichotała widząc wyraz jego twarzy i potrząsnęła głową. - Mniejsza o to. Nie masz zielonego pojęcia o czym mówię.
- I jestem za to wdzięczny - zadrwił. Miał okazję oglądać telewizję podczas wypadów do mugolskiego Londynu, ale nie pamiętał szczegółów. To było coś podobnego do czarodziejskich obrazów, ale postacie nie mogły rozmawiać z widzem, więc jaki był cel w jej oglądaniu?
Spoważniała i odkaszlnęła.
- Severusie… Jeżeli źle odczytaliśmy tę część proroctwa, to co…
Złapał ją za rękę przerywając jej.
- Zaczekaj… Musimy pójść porozmawiać z Dumbledore’m. Bezsensownym jest omawiać ten temat w tej chwili, Hermiono.
Patrzył na nią surowo, ona mogła zacząć niewygodny temat, a on nie był w nastroju, by przejść przez to tego ranka. Będzie jeszcze spotkanie paru członków zakonu w celu przedyskutowania nowej teorii. I niewątpliwie mniejsze, zwołane, by omówić implikacje Zewu budzącego się w Hermionie. Spotkanie trzech. Przez moment nie chciał informować dyrektora o jej Zewie, ale to byłoby zbyt niebezpieczne, Albus musi wiedzieć. Jeśli jemu przytrafi się... coś, ktoś powinien ostrożnie kierować Hermioną.
- W porządku - usłyszał rozdrażniony głos Hermiony.
Zew Hermiony. Odetchnął głęboko. Pamiętał aż za dobrze jej zeszłotygodniową reakcję na wiadomość o rytuale Lojalności i miał niepokojące przeczucia, co do jej zamierzeń. Wiedział, co zamierzała zrobić w wypadku, jeśli Moody odmówi wykonania rytuału krwi.
Przeklęci Gryfoni. Nie było wyraźnie powiedziane, że rytuał będzie potrzebny… Przepowiednie nigdy nie były jednoznacznie, chociaż… nie miał żadnej innej teorii co do jej znaczenia. Rytuał krwi pokona cień…
- Bezsensowne, Severusie? - uśmiechnęła się pod nosem, kiedy rzucił jej groźne spojrzenie.
Bezczelna.
- To jest… trudne… Przestać o tym myśleć.
- Wiem. Mam ten sam problem - Hermiona ugryzła kawałek tostu i rozsiadła się na fotelu. Severus przyglądał jej się z namysłem. Było coś jeszcze o czym musiał z nią porozmawiać – było ważne, by unikała kuszenia przez Zew.
- Hermiono… - zeczerpnął oddechu zanim zaczął kontynuować. - Nie możesz nigdy rzucić Niewybaczalnego i wykonać Rytuału Krwi. Wyjaśniłem ci dlaczego – im silniejszy czarodziej, tym większa pokusa, Zew krąży teraz wokół ciebie – czekając… Nie będzie chciał, by nić się postrzępiła. Chce się wprowadzić, stać się częścią ciebie… Będzie cię popychał do wzmocnienia mostu, uzupełnienia powiązania. Im więcej się nauczysz, tym pragnienie będzie większe.
Zauważył jej osobliwy wyraz twarzy.
- Głos…
Severus natychmiast stał się czujny.
- Głos?
Hermiona spojrzała na niego niewidzącym wzrokiem.
- Czasami są to skrawki wspomnień, pamięć o rzeczach i słowach, które powiedziałam... czasami jeszcze coś. Jak powiedziałam ci ostatniej nocy – słyszę to czasami - Zapłacą. Sprawię, że zapłacą.
Poczuł jak jeżą mu się włosy na skórze od wrażenia nagłego chłodu, ale ona mówiła dalej.
- I wtedy słyszę również inny głos... Twój głos... I potrafię się oprzeć.
Zmarszczył brwi w zakłopotaniu.
- Mój głos?
- Tak. Każdy krok wydaje się mały. To… pomaga mi opierać się pragnieniu... Ale to staje się czasami silniejsze. Pragnienie. Ja - ja nie wiem, czy mogę oprzeć się temu. Bardzo rzadko jest aż tak silne i nie czuję tego przez cały czas. Ale ubiegłej nocy… - zatrzymała się i uciekła wzrokiem.
- Teraz jesteś w stanie oprzeć się temu, Hermiono. Możesz oprzeć się pragnieniu. Ale jeśli uzupełnisz powiązanie, to zaspokoisz Zew i on zyska nad tobą kontrolę. Jeśli rzucisz Niewybaczalne lub wykonasz Rytuał Krwi, wtedy Zew stanie się częścią ciebie.
- Czy ty... - spojrzała Severusovi w oczy. – Czy ty czujesz to przez cały czas? Pragnienie?
Skinął gwałtownie głową, jego środkowy palec ślizgał się po krawędzi filiżanki.
- Tak. Czasami to jest silniejsze niż zwykle, ale zawsze jest. Obecność, w mojej krwi, w moim umyśle. Potrzeba zaspokojenia Zewu. Jak wiesz, są rzeczy, które pomagają... Pozwalają utrzymać Zew w uśpieniu. Ale on nigdy cię nie opuszcza, zawsze pozostaje częścią ciebie.
- Nie czuję tego stale, zwykle...
- To zmieniłoby się, jeśli uzupełniłabyś powiązanie. Jeśli chętnie otworzyłabyś się na Zew, przyjęła to, co oferuje. Wtedy… nie ma powrotu.

* * * * * *

Oddech Hermiony urywał się, kiedy kończyła opowiadać Dumbledore’owi o wczorajszym wieczorze i jej odkryciu. Krew przyjaciela… Ron nie zasłużył na to. Zrobił to dla niej… Jego szczera natura…Jego jedyną zbrodnią był zły dobór przyjaciół. Chciał ją chronić, nie myślał o własnym bezpieczeństwie. Delikatny dotyk dłoni zaskoczył ją, wiedziała, co Severus sądził o publicznym okazywaniu uczuć i uśmiechnęła się z wdzięcznością.
Siedzący za biurkiem dyrektor westchnął i przetarł oczy. Hermiona spojrzała na starego czarodzieja i zdziwiła się widząc jego zmęczony wzrok. Uświadomiła sobie prosty fakt – Albus spędził większość życia na wojnie. Najpierw Grindelwald, później Voldemort… i, teraz… odpowiedzialność, powodzenie teraźniejszej wojny.
- Dyrektorze? Albusie?- odezwała się niepewnie. Severus wstał i podszedł do okna z obojętnym wyrazem twarzy.
Ignorując ją, dyrektor przeniósł wzrok na młodszego czarodzieja.
- Jesteś pewny, że to jest krew Weasley’a?
- Tak. - Severus nie odwracał wzroku od okna.
- Krew przyjaciela… - Dumbledore westchnął ciężko, wstał zza biurka i ruszył w kierunku kąta, gdzie stała myślodsiewnia. Przeniósł ją na biurko, wyciągnął różdżkę i wymruczał zaklęcie. Hermiona uniosła brwi.
Widząc jej reakcję, Albus uśmiechnął się nieznacznie i pokiwał głową.
- Widzę, że Harry poinformował cię o mojej myślodsiewni…Uważam, że to najlepsze wyjście w naszej sytuacji, niebezpiecznym jest trzymanie takich informacji w pamięci.
- Przepowiednia - stwierdził Severus bezbarwnym tonem. Albus kiwnął głową i zwrócił ostre spojrzenie na Mistrza Eliksirów.
- Musimy porozmawiać z Moody’m, Severusie, o nowym znaczeniu przepowiedni.
Hermiona zmarszczyła brwi i pochyliła się do przodu, obserwując jak Dumbledore przykłada różdżkę do skroni i przenosi srebrzyste nitki wspomnień do naczynia.
- Profesorze, a co z pozostałymi członkami Zak...
- NIE.
Skierowała pytające spojrzenie na męża, Severus patrzył na Dyrektora znaczącym wzrokiem.
Starszy czarodziej przytaknął.
- Severus ma rację. Nikt z Zakonu nie może wiedzieć... I może powinienem to podkreślić: Harry nie może się dowiedzieć.
Severus parsknął szyderczo.
- Podkreśl to wyraźnie, Albusie. Hermiona musi cię dobrze zrozumieć, dlaczego nie może podzielić się tym odkryciem ze swoim drogim przyjacielem.
Hermiona skrzywiła się słysząc ton męża, popatrzyła na dyrektora oczekując wyjaśnień.
- On nie może się dowiedzieć. Zew… Księga Krwi… ona mogłaby ujawnić... Harry nie może wiedzieć o twoim zainteresowaniu.
- To nie jest już tylko zainteresowanie - rzucił wściekle Severus, posyłając w stronę dyrektora spojrzenie, pod którym inni drżeli ze strachu, ale na Dumbledorze nie wywarło najmniejszego wrażenia.
- Tak. Hermiono, Harry nie może, powtarzam, wiedzieć o twoim rosnącym powiązaniu z Czarną Magią. O Twoim Zewie…
Hermiona popatrzyła gniewnie na obu czarodziejów.
- Więc jeszcze raz zdecydowałeś się zataić przed nim prawdę. Kiedy zaczniesz traktować Harry’ego jak dorosłego? Przyszłość czarodziejskiego świata spoczywa na jego barkach, a ty nie udzielasz mu ważnych… kluczowych informacji.
- To jest konieczne, moje dziecko.
- Na tę chwilę to jest konieczne - potwierdził Severus. Popatrzyła na niego spod zmarszczonych brwi. - Zaufaj nam.

Wpatrywała się w męża, kiedy usłyszała ponownie dyrektora, mówiącego:
- Przed finalnym starciem powiem mu. Ale teraz nie możemy ryzykować, że Harry zwróci się ku Czarnej Magii… Bez względu na cenę.
Nagła intensywność spojrzenia Severusa sprawiła, że zabrakło jej tchu. Bez względu na cenę.
Przez jej myśli przebiegło wspomnienie tamtej rozmowy.
„ - Ale przecież Harry…
- Czułby się znaczniej gorzej, gdyby jego najlepsza przyjaciółka zwróciła się przeciw niemu pogrążając się w Czarnej Magii, niż gdyby została kolejną ofiarą Czarnego Pana.”


„Bez względu na cenę”

„Twoja śmierć byłaby lepszym rozwiązaniem”

„Nie można wskrzesić umarłych”

Kolejne wspomnienie.
„Dlatego tak ważne jest, bym nie zwróciła się ku Czarnej Magii. Bo Harry też mógłby zostać wciągnięty…”
„Harry’emu trudniej byłoby oprzeć się temu. Jest potężnym czarodziejem. Potężniejszym niż sobie uświadamia”

Mieli rację... jak zwykle. Nie mogą ryzykować. Przygnębiła ją konieczność utrzymywania tajemnicy przed Harry’m… Jej przyjacielem…

- Oprócz jego siły stanowiącej przynętę dla Zewu, jest jeszcze jego powiązanie z Voldemortem - powiedział Dumbledore. - Nie wiemy jakie to mogłoby mieć skutki.
- Nie mówiąc o skutkach rzucenia Crucio podczas tego fiaska w Ministerstwie - wtrącił ironicznie Severus.
Dumbledore spojrzał na niego z wyrzutem i zwrócił się do Hermiony.
– Fakt. Harry Potter nie powinien być kuszony przez Zew.
Potrząsnęła głową.
– Ale Harry jest uparty… Mógłby oprzeć się pragnieniu. Jestem pewna. A teraz potrzebujemy kogoś, kto wykona rytuał Krwi… Dlaczego to nie może być on?
- Nie, Hermiono. Nie możemy ryzykować – uciął stanowczo Albus. Otworzyła usta, by zaprotestować, kiedy dyrektor uniósł rękę.
– Wiem, co myślisz. Ale tylko w połowie masz rację. Mylisz się sądząc, że kalkuluję na zimno, to tylko część prawdy.
Spod okna dobiegł głos Severusa.
– Harry nie byłby w stanie oprzeć się kuszeniu z wiadomych powodów. Gdyby spróbował, doprowadziłby się do obłędu.

„Do obłędu?”

Uderzyły ją wcześniejsze słowa Albusa: „Mylisz się sądząc, że kalkuluję na zimno”

Nie wierzyła w słowa starszego czarodzieja, ale zaufała Severusowi. Dotarły do niej rozmiary zagrożenia, w przypadku skuszenia Harry’ego.
Przełknęła ślinę.
– Tak… Domyślam się, że to ja, Moody oraz Seveus będziemy musieli znaleźć klucz w Księdze.
- Nie. Tylko Moody i ja.
Ku jej zaskoczeniu Dumbledore przerwał mu.
– Severusie, być może…
- Nie – syknął, jego głos drżał od powstrzymywanej furii.

Hermiona zerknęła na dyrektora, ale Albus dyskretnie pokręcił głową. Zrozumiała, że to nie był właściwy czas na tę dyskusję.
Cisza w pokoju stała się namacalna. Hermiona spuściła wzrok na swoje ręce i przygryzła wargę. Wiedziała, że lepiej zacząć temat teraz, niż czekać bez końca aż poziom determinacji i wściekłości Severusa osiągnie najwyższy stopień, przy Albusie przynajmniej będzie się lepiej kontrolował. A temat z pewnością zostanie poruszony.

„Jeśli powiązanie nie zostanie utrwalone, a most jest słaby, to w końcu się rozpadnie”
Wiedziała, że Severus miał nadzieję, że jej wiotki most się rozpadnie, że uniknie Zewu.
Pytanie, czy niepokoił się o nią czy po prostu nie chciał zajmować się konsekwencjami jej powiązania. Miała nadzieję, że to pierwsze.
Ale, wiedząc co być może będzie zmuszona zrobić jeśli dojdzie do finalnego starcia i ktoś będzie musiał wykonać rytuał Krwi... Jeśli Moody odmówi wykonania, Severus będzie zmuszony zrobić to, co musi być zrobione. Nie może stracić Severusa. Jeżeli on zignoruje rytuał Lojalności i wystawi się na zemstę Zewu, zrobi wszystko co w jej mocy, by go powstrzymać. I dlatego nie może dopuścić by jej most się rozpadł.
Dopilnuje, by tak się nie stało.

* * * * * *

Późnym wieczorem Hermiona obserwowała Severusa, jak wślizgiwał się do łóżka. Mimo nerwowego poranka, reszta dnia upłynęła spokojnie.
Severus zajął się sprawdzaniem prac domowych, a ona dołączyła do przyjaciół w pokoju wspólnym Gryffindoru. Seamus i Lavender byli zajęci sobą, Parvati bez towarzystwa Lavender łatwiej się było pozbyć i Hermiona miała więcej czasu na rozmowę z Ginny. I Harrym.
Harry. Zawsze kiedy na niego spojrzała, stawała jej w pamięci poranna rozmowa. I chociaż zachowywał się normalnie, miała wrażenie, że ma winę wypisaną na czole. Miała to samo uczucie, jak wtedy podczas ich rozmowy w pokoju Prefekt Naczelnej, po ostrzeżeniach Severusa dotyczących Czarnej Magii.
Wskutek tego wróciła do domu wcześniej niż myślała. To pozwoliło jej zająć się projektem z transmutacji. Potrafiła już transmutować kłębek dymu w małą kulkę, i jeśli nie ścieśniała cząsteczek zbyt mocno, to kulka osiągała rozmiary piłki do golfa. Severus był pod wrażeniem jej umiejętności, chociaż nie był szczególnie uzdolniony w tej dziedzinie. Był jednym z niewielu czarodziei wyjątkowo biegłym w magii, lecz nie w transmutacji.

Jeszcze przez chwilę milczała, kiedy układał się wygodnie na łóżku. W końcu musiała wypowiedzieć myśl, która krążyła jej po głowie od porannego spotkania z dyrektorem.
Bez względu na cenę.
Musiała wiedzieć.
Twoja śmierć byłaby lepszym wyjściem.
- Okłamałeś mnie, mam rację? - Spojrzał na nią zwężonymi oczami. - Severusie… Powiedziałeś, że lepiej gdybym umarła niż zwróciła się przeciwko wam. Powiedziałeś też, że jeśli cię wysłucham i nadal będę chciała… to pozwolisz mi odejść. Nie mogłeś pozwolić mi odejść, prawda?
- Tak – szepnął prawie niedosłyszalnie bez znajomej nuty sarkazmu.
- I jaki był wtedy plan? - Usiadła na krawędzi łóżka patrząc na jego wahanie czy odpowiedzieć
- Dumbledore usiłowałby rozmawiać z tobą. I jeśli nadal chciałabyś… – w miarę mówienia jego głos zamierał.
Ze stoickim spokojem kiwnęła głową zaskakując samą siebie.
– Jeśli nadal nalegałabym, zostałeś upoważniony by mnie zabić – stwierdziła fakt.
Zesztywniał i przez pełną napięcia chwilę przyglądał się jej twarzy zanim stwierdził obojętnym tonem.
– Tak.
Z tym jednym słowem znak na jej udzie spłonął i poczuła falę emocji… I wiedziała – to była więź krwi… Strach, gniew i rozpacz? Szalejące, dzikie… Bogowie, jak mu się udaje zachować ten obojętny wyraz twarzy? myślała w podziwie. Wyciągnęła rękę i dotknęła znaku na jego ramieniu, obrysowując lekko koniuszkiem palca, uśmiechnęła się nieznacznie, czując jak targające nim emocje opadają.
Kiwając głową z zadowoleniem, zaklęciem zgasiła świece i wsunęła się pod kołdrę przytulając się do niego.
Nie była pewna czy usłyszał jak szepcze „Dziękuję”.

Rozdział 21

„Jeśli nadal nalegałabym… zostałeś upoważniony, by mnie zabić?”
"Tak."

Severus westchnął cicho wpatrując się w kotary łóżka. Powinien wiedzieć, że jej logiczny umysł dojdzie do tego wniosku… Poprawnego wniosku. On i Dumbledore faktycznie analizowali każdy możliwy rezultat i scenariusz jej sytuacji. Mieli niewielki wybór - albo zawrócić ją z tej ścieżki albo usunąć ją całkowicie.
Zrobiliby to, co muszą.
Największym zaskoczeniem dla niego była emocja, którą wyczuł przez więź. Ulga. Jej emocje były zbyt… pomieszane, kiedy szeptała „Dziękuję”. Na pewno ogromna ulga. Jednak do końca nie wiedział, czy to były jej odczucia czy jego własne.
Nadal był zmieszany po jej podziękowaniu. Za co mu dziękowała? Za to, że jej powiedział, czy za to, że… był gotowy zrobić to, co musiał.
Wydawało się, że zrozumiała ich położenie i dylemat. Nie mogli pozwolić, aby pogrążyła się w Czarnej Magii. A jednak... Wbrew ich wysiłkom. Zew już miał oparcie i nie będzie chciał, by jej cienki most się rozpadł. Kiedy jej emocje wezmą górę... będzie kusił ją, by sięgnęła po więcej… by rzuciła Niewybaczalne.
Lub wykonała Rytuał Krwi.
Zmarszczył czoło i spojrzał na nią. Spała, oddychając spokojnie. Wiedział, co planowała, to było aż nadto wyraźne od ich rozmowy o jego Rytuale Lojalności. Nigdy nie pozwoli jej na takie poświęcenie, na świadome wpuszczenie do jej umysłu i duszy, otwarcie się na Zew… Tę walkę mogłaby przegrać… Hermiona była silna, ale nie był pewien czy wystarczająco silna, by kontrolować emocje z pełnym powiązaniem Zewu…
Ollivander i Moody, obaj sfinalizowali powiązanie poprzez Niewybaczalne. Czuli Zew sporadycznie, ale nawet to wykorzystywało do granic możliwości ich siłę i determinację. On natomiast czuł Zew przez cały czas, mniej lub bardziej, ale zawsze tkwił w nim. Czekając na odpowiednią chwilę. Zastanawiał się czy utrzymywał Zew w uśpieniu dzięki sile i determinacji… Czy to był zwykły upór i zaciętość z jego strony.
Ale… być może ona była wystarczająco uparta.
Być może.

*******

- Miałem wrażenie, że istotą waszego pomysłu było powstrzymanie jej od pogrążenia się w Czarnej Magii – zauważył cierpko Moody, spoglądając podejrzliwie na Severusa.
Severus przygryzł wargi przemilczając odpowiedź pod wpływem surowego spojrzenia dyrektora.
- Severus nic nie mógł zrobić, Alastorze. Hermiona zdążyła przyjrzeć się Księdze zanim uświadomiliśmy sobie zaangażowanie Kruma w jej pisaniu.
Moody potrząsnął głową.
- Krew przyjaciela… Przeklęty bękart. I do tych szumowin zdecydowałeś się dołączyć, Snape? Och, zapomniałem… Teraz jesteś zreformowany. Zreformowany Śmierciożerca.
- Alastorze! – Severus dawno nie słyszał takiej furii w głosie Dumbledore’a, drgnął kiedy zobaczył wściekłość na twarzy dyrektora. Moody zacisnął usta zanim skinął głową w jego stronę w geście przeprosin. Severus przyjął zimno ten gest, zastanawiając się – nie pierwszy raz – jak mógł dać się wystrychnąć na głupka przez Barty’ego Croucha. Tamten człowiek był zbyt uprzejmy, by być prawdziwym Moodym. Spychając tę myśl, odchrząknął oczyszczając gardło z goryczy. Im wcześniej będzie mógł opuścić biuro dyrektora tym lepiej.
- Ona nie ma jeszcze Zewu w sobie, Moody, tylko cienki pomost.
Moody przytaknął powoli.
– Ale jeśli rzuci Avadę…
- Tak. Lub jeśli wykona Rytuał Krwi – wtrącił Severus zniecierpliwionym tonem. – Hermiona jest świadoma niebezpieczeństwa.
Twarz starego Aurora wyrażała umiarkowane zainteresowanie. Więc on martwił się o swoją gryfindorską zabawkę.
– Może być świadoma… Ale pokusa będzie wielka. Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Czy ona jest wystarczająco silna?
Dumbledore zerknął przelotnie na Severusa.
- Wierzę, że jest, Alastorze.
Severus poprawił się na fotelu, z roztargnieniem gładząc kciukiem obrączkę.
– Jest wystarczająco silna. Jednak… mogą wkrótce nadejść dla niej bardzo trudne… Chwile -
zauważył zrozumienie w spojrzeniu dyrektora. – Stanie twarzą w twarz z mordercą jej rodziców… By nie wspomnieć o może nie zabójcy, lecz inicjatorze morderstwa jej przyjaciela Weasley’a.
Moody uniósł brwi.
– O czym on mówi, Albusie?
Albus westchnął ciężko.
- Nie mogliśmy tego uniknąć. Tom Riddle chce, by stanęła przed nim.
- Na spotkaniu śmierciożerców? – zapytał szorstko Moody, a jego magiczne oko spoczęło na Severusie.
Przełknął ślinę.
– Nie. Udało mi się… wyperswadować… Czarnemu Panu ten pomysł. W piątek jest coroczny obiad Wewnętrznego Kręgu u Macnaira.
Auror skierował ponownie wzrok na dyrektora.
– Impreza śmierciożerców. Powinniśmy skorzystać z okazji i wyłapać wszystkie szumowiny od razu.
Severus parsknął szyderczo.
- Wiesz, że to nie jest możliwe, Alastorze – odpowiedział dyrektor zmęczonym głosem. - Trzeba czekać, aż zaatakują. Bitwa musi się rozegrać na naszym terenie. Konieczne jest, by Harry został przygotowany. Przepowiednie – obie – muszą się spełnić. Teraz Tom Riddle ma umrzeć. Raz na zawsze.
- I oprócz tego, Moody – dodał Severus szyderczo – Macnair tak zabezpieczył swój dom, ustawił tyle pułapek, że atak jest niemożliwy. Ma wiele stref ochronnych zabezpieczonych zaklęciami i urokami. Nawet jeśli zaangażujesz wszystkich łamaczy uroków, to zajmie to zbyt wiele czasu i element zaskoczenia masz z głowy.
Moody przesunął się niewygodnie i warknął.
– Dobrze więc, Albusie. Co teraz?
- Myślę, że powinniśmy spojrzeć jeszcze raz na przepowiednie i zobaczyć czy nie ma innych interpretacji.
Moody prychnął niedowierzająco. Przynajmniej raz Severus zgodził się z nim. Stary auror potrząsnął głową.
Rytuał Krwi pokona cień. Chciałbym wiedzieć czy jest inna możliwa interpretacja tej frazy.
Severus oparł się na krześle i zwrócił twarz w stronę okna. Usłyszał jak Albus mówi:
– Alastorze, musimy wziąć pod uwagę wszystkie możliwości. Nawet jeśli wydaje się, że dana fraza nie posiada innych znaczeń.
- Wiesz, co o tym myślę, Dumbledore – warczał dalej Moody. – Teraz jestem w stanie kontrolować Zew. Lecz jeśli wykonam Rytuał Krwi… Kto wie, jakie byłyby tego skutki
- Pomost nie może zostać zmieniony, jeśli już sfinalizowałeś związek – warknął Severus, wbijając w Moody’ego pogardliwy wzrok.
Stary auror odwzajemnił spojrzenie.
– To jest teoria. Jestem pewny że zrozumiesz, że nie chcę jej sprawdzać na sobie. Nie mam zaufania, co do teorii zawartych w tych kilku książkach napisanych przez mrocznych czarodziejów
- To nie jest już tylko teoria, Moody. Udowodniono ją w praktyce. Wystarczy spojrzeć na Lestrange’ów. Rodolphus sfinalizował związek poprzez Niewybaczalne, później wykonywał Rytuały Krwi. Jeśli pomost zmieniłby się poprzez Rytuał, to po latach spędzonych w Azkabanie popadłby w szaleństwo tak jak Bellatrix. Ona sfinalizowała związek przez Rytuał Krwi.
- Wybacz mi, ale nie zamierzam ryzykować utraty duszy, polegając na słowach jakiegoś śmierciożercy.
- Wystarczy panowie – dyrektor przerwał ciszę, która zapadła po słowach Moody’ego.
- A Ollivander?
Severus potrząsnął głową.
– Nie. Chce pozostać neutralny po tym, jak brał udział w konflikcie z Grindewaldem. Już i tak robi więcej niż zamierzał, dając nam listy z nazwiskami.
Dumbledore nie wydawał się zdziwiony.
– A Herm... – urwał, widząc zimny błysk w oczach młodszego czarodzieja. Tym razem ciszę przerwał chichot Moody’ego. Zaskoczony Severus spojrzał na aurora.
– Jesteś bardziej z nią związany niż przypuszczałeś, co Snape? – spytał z nieprzyjemnym uśmiechem. Severus zignorował jego słowa.
Dumbledore chrząknął głośno.
– Dobrze. Wrócimy jeszcze do tego tematu. Tymczasem… Miałeś okazję przejrzeć Księgę, Severusie?
- By znaleźć ten mityczny klucz? Albusie, jest wiele rodzajów Rytuałów w Ksiegach Krwi. Po za tym nie ma dwóch identycznych Ksiąg – Severus potrząsnął głową z rezygnacją i ponownie skierował wzrok w stronę okna.
- Musimy wtajemniczyć jeszcze kogoś, przyda się więcej umysłów. Proponuję Lupina i Shackelbolta
Severus odwrócił głowę, by popatrzeć na starszych czarodziejów, napotkał wzrok Dumbledore’a. Lupin. Człowiek, który wedle ogólnej opinii był mistrzem obrony przed Czarną Magią. Niechętnie kiwnął głową.
- Zamierzasz powiedzieć im też o Hermionie?
- To są rozsądni ludzie, Severusie.
- Shacklebolt to auror.
- I członek Zakonu. Jego lojalność wobec mnie jest na pierwszym miejscu.
Moody opadł na krzesło. Severus skinął głową. „Shacklebolt i Lupin. Obaj wydawali się lubić Hermionę, może lepiej by było, żeby wiedzieli. Jeśli on będzie musiał uczestniczyć w ostatecznym starciu… jeśli będzie zmuszony wykonać Rytuał… Hermiona będzie potrzebowała wszelkiego możliwego wsparcia, by móc oprzeć się kuszeniu przez Zew”.
Jakby czytając w jego myślach, Albus stwierdził:
– Oni obaj nie pozwolą, by stała jej się krzywda, Severusie. Powinieneś to wiedzieć.
Młodszy czarodziej spojrzał na niego ciężkim wzrokiem.
- Wydaje się, że ogromnie zależy ci na tej dziewczynie, o której twierdziłeś, że będzie dla ciebie tylko ciężarem, co Snape? Zalazła ci za skórę? – Moody zarechotał nieprzyjemnie.
Severus potrząsnął głową, wydymając pogardliwie usta.
– Wierz w co chcesz, Moody.
- Dobrze, Alastorze. Powiadomisz Kingsley’a i Remusa o spotkaniu w tym tygodniu. Powinniśmy teraz przygotować się do naszego sobotniego spotkania.
Moody przytaknął, wstał z fotela i podszedł do Severusa. Ten uniósł brew. „Czego znowu ten stary głupiec chce?”.
- Hermiona jest dobrą dziewczyną, Severusie. Troszcz się o nią. Jeżeli ktoś może pomóc jej oprzeć się Zewowi, to tylko ty.
Nie czekając na odpowiedź, Moody ruszył ku wyjściu. Severus nie mógł oderwać wzroku od pleców starego aurora, dopóki nie zamknęły się za nim drzwi. Czyżby Moody w końcu mu zaufał?
Wzdrygnął się, kiedy usłyszał chrząknięcie Albusa.
– Severusie… Myślę, że…
Severus skulił się w sobie, przygotowując się na następne słowa dyrektora.
– Hermiona powinna ci pomóc w poszukiwaniu klucza.
W Severusie zawrzało, odczekał chwilę aż opanuje gniew i dopiero odpowiedział:
- Absolutnie nie. Nie usłyszałeś nic z tego, o czym rozmawialiśmy z Moody’m? Już dokonała odkrycia dotyczącego przepowiedni. Dwóch odkryć. Naprawdę, czasami mam wrażenie, że ją traktujesz jak wyrocznię…
- Nie
- Severusie.
- NIE.
- To powinien być jej wybór.
- Psiakrew, Albusie!- syknął Severus, podnosząc się z krzesła i podchodząc do biurka dyrektora.
- Severusie, to może być naszą jedyną szansą na zwycięstwo. Już udowodniła, że posiada zdolności widzenia tego, co ukryte odszyfrowując tę przepowiednię. Hermiona ma największe szanse, by znaleźć klucz tkwiący w Księdze.
Twarz Severusa drgnęła w nerwowym grymasie, kiedy podchodził do okna. Zacisnął ręce na parapecie i wpatrzył się w widok za oknem.
Zew już tworzył w niej pomost… Jeśli będzie studiować Księgę Krwi… szczególnie tę Księgę… most się umocni, urośnie… ogromny. I jeśli to zostanie sfinalizowane…
Głos Dumbledore’a brzmiał twardo kiedy mówił:
- To jest wojna, Severusie.
Gwałtownie obrócił głowę.
– Naprawdę uważasz, że nie zdaję sobie z tego sprawy? Całe moje życie zostało ukształtowane przez tę przeklętą wojnę, po trzykroć przeklętą, znosiłem nieopisany ból i cierpiałem dla tej wojny. Ale widać niewystarczająco. Teraz chcesz, bym zaryzykował jedyną dobrą rzecz… - Severus zatrzymał się przerażony, jak bardzo się odkrył. Odwracając się znowu w stronę okna, zacisnął ręce na parapecie z taką siłą, że zbielały mu knykcie.
- Zależy ci na niej.
Severus nadal opierał się o parapet. Podniósł głowę na chwilę i zerknął na Albusa zanim znów wpatrzył się w widok za oknem, jego szczęki drgały konwulsyjnie. Nie odpowiedział.
- To jest jej wybór, Severusie – usłyszał delikatny głos Dumbledore’a.
Oderwał się gwałtownie od parapetu.
– Będziesz manipulować nią tak, aby twój wybór stał się jej wyborem. Robiłeś to samo ze mną wystarczająco często. Opiekun Slytherinu wmanewrowany przez trzęsącego się starego Gryfona, jakie to żałosne. - Dumbledore otworzył usta, ale Severus machnął ręką. – Oszczędź mi tego, Albusie.
Z tymi słowami wyszedł z pokoju, pozwalając, by drzwi zamknęły się za nim z hukiem.

********

Kiedy żołądek Hermiony przestał wirować po podróży świstoklikiem, rozejrzała się wokół. Stali pośrodku pola, niedaleko widać było kilka powozów.
– Co...
- Resztę drogi do rezydencji Macnaira odbędziemy powozem. To stała taktyka czystokrwistych. Ograniczenie możliwości wykrycia dokładnego położenia, śmiem twierdzić – wyjaśnił szyderczo.
- I uniknięcia ataku – mruknęła cicho. Severus posłał jej wyrachowane spojrzenie.
– Tak. Macnair nie jest zbyt… ufny... Można tak powiedzieć.
Hermiona, słysząc to, uśmiechnęła się.
– Dobrze więc, chodźmy poudawać elitę.
Siedząc w jadącym powozie, Hermiona przypominała sobie instrukcje Severusa. „Czarny Pan zjawi się na obiedzie, jednak nie wcześniej niż dwie godziny od ich przybycia.
Muszą mieć czas, by poudzielać się towarzysko (szyderstwo, które towarzyszyło temu stwierdzeniu było jednym z najlepszych, jakie widziała w jego wykonaniu).
Utrzymuj kontakt wzrokowy, ale niezbyt śmiało. Jednakże nie unikaj go, to by było zbyt podejrzane. Pamiętaj, że mi ufasz. I nie próbuj rzucać klątwy na Malfoy’a.”

Oprzeć się ostatniemu rozkazowi będzie nad wyraz trudno.

„Wystrzegaj się Lucjusza, Hermiono. Prawdopodobnie będzie chciał wyprowadzić cię z równowagi zanim przybędzie Czarny Pan. Nic nie sprawiłoby mu większej przyjemności, jak podważyć moją pozycję w Kręgu i oczach Czarnego Pana.”
Kiwnęła głową do siebie. ”Tak. Oprzeć się ostatniemu rozkazowi będzie nad wyraz trudno.”

Masywne marmurowe schody wywarły na Hermionie odpowiednie wrażenie, ale reszta rezydencji była za bardzo przeładowana luksusem. Widząc uszczypliwe spojrzenie Severusa, zrozumiała, że podzielał jej opinię.
- Macnair’owie zawsze byli… ostentacyjni – wyszeptał jej do ucha. Zwalczyła szeroki uśmiech, przyglądając się strasznemu żyrandolowi. Ciężki kryształ, złoto i srebro, z falującymi srebrnymi wężami okręconymi dookoła każdej świecy. Potrząsnęła głową.
- Przesadzili z tymi wężami, nieprawdaż? - Spytała półgłosem. - Klamka, poręcz, żyrandol, wszędzie węże, to zaczyna się robić nudne, niektóre nawet zaczarowane tak, by się ruszały.
Severus parsknął.
- Powinnaś zobaczyć rezydencję Malfoy’a.
- Wolałabym nie.
W końcu dotarli do pokoju wskazanego przez skrzata domowego. Hermiona odwróciła się do Severusa, czując na sobie jego intensywny wzrok. Jego czarne oczy jeszcze bardziej pociemniały, gdy pytał:
– Jesteś gotowa?
Przełykając, konwulsyjnie skinęła głową.

Właściwie nawet miło spędzała czas. Inni goście może nie byli zbyt przyjaźni, lecz wystarczająco grzeczni i zainteresowani rozmową z nią. Oczywiście najbardziej interesowała ich jej przyjaźń z Harrym. Każdy po pierwszych pięciu minutach rozmowy pytał o to. Ale i tak było o wiele lepiej niż się spodziewała. Rozmawiała właśnie z pulchną kobietą w purpurowej aksamitnej sukience, kiedy ta urwała nagle w połowie zdania, spojrzała ponad ramieniem Hermiony i szybko odeszła. Hermiona patrzyła za nią zmieszana. Nagle zza jej pleców dobiegł gładki głos. Głos, który znała aż za dobrze. Słyszała go w snach… w najgorszych koszmarach…
- Nie miałem okazji by złożyć ci moje kondolencje po stracie rodziców i przyjaciela
Ostrożnie rozluźniła szczęki i obróciła się twarzą do Lucjusza Malfoy’a. Kiwnęła głową, niedowierzając własnemu głosowi. Wydawał się rozbawiony jej wysiłkami, by utrzymać nad sobą kontrolę, uśmiechnął się z okrutnym wyrazem twarzy, rujnując obraz zimnej elegancji, który był jego wizytówką.
Odejdź… proszę, odejdź…

- Tak bardzo ci współczułem, kiedy usłyszałem… Taka tragedia – jego głos zamierał i uśmieszek zamienił się w paskudny uśmiech. – Taki tragiczny koniec… Taka niepotrzebna ofiara…
Taki tragiczny koniec… Taka niepotrzebna ofiara.
Słowa prosto z listu, który został dołączony do pierścionka z krwią Rona… Czuła jak krew odpływa jej z twarzy… Jak Zew zaczyna wrzeć w żyłach… gorący… Krew zaczęła płonąć… Ręka ukryta w kieszeni szaty, zacisnęła się dookoła różdżki…
Nie… nie teraz…
Czerwona mgiełka zaczęła zasnuwać jej wzrok…
Zrób to… Zasługuje na to… Czerwona mgła… Znajoma, teraz… prawie pożądana…

Każdy krok wydaje się mały.

Nie!
Usiłowała odzyskać kontrolę, zamykając oczy i odwracając się od Malfoy’a.
Lucjusz jeszcze mówił coś, czego nie mogła dosłyszeć... W uszach słyszała bicie własnego serca… Słyszała jak jej krew śpiewa w żyłach…
Dotknięcie na łokciu spotęgowało wrażenie. Czerwona mgła powróciła, jej oczy były pełne furii, ręka zacisnęła się z powrotem na chłodnej różdżce. Kiedy zorientowała się, kto stał przed nią, wydała westchnienie ulgi…
Coś głęboko w niej zawyło z frustracji…

Severus nie chciał zostawiać Hermiony samej, ale żeby podtrzymać pozory oboje musieli wmieszać się w tłum, przynajmniej na krótko. Jeśli inni zobaczyliby, że trzyma ją na krótkiej smyczy, to doszliby do wniosku, że jego władza nad nią jest słaba. Lub że Hermiona mu nie ufa. Nie mogli ryzykować.
Obserwował ją spod przymkniętych powiek przez cały czas, kiedy rozmawiał z innymi śmierciożercami. Na szczęście to było małe zebranie – zwołane wyłącznie, jak przypuszczał, dla Hermiony, tak więc mógł mieć ją ciągle w zasięgu wzroku. I całe szczęście, rozmawiał właśnie z Rodolphusem, kiedy zauważył jak Lucjusz zbliża się do Hermiony. Niedobrze, chociaż Rodolphus raczej go lubił, on i Severus zawsze mieli dla siebie pewien rodzaj szacunku, coś w stylu przymierza. Ostrożna przyjaźń może…
Był świadomy, że w oczach osoby postronnej wydawałoby się to śmieszne, ale taka była prawda.
Lucjusz powiedział coś do Hermiony, brwi Severusa zbiegły się w jedną linię. Rodolphus podążył za jego spojrzeniem i potrząsnął głową.
– Uważaj na niego, Severusie. Chciałby być świadkiem twojej porażki. To chyba jego największe pragnienie.
Nie odwracając wzroku od Lucjusza, Severus kiwnął głową.
– Zgadza się, bracie. Niestety, muszę cię na chwilę zostawić, zauważyłem…
Nagle jego znak krwi spłonął. Czuł Zew podnoszący się w jej krwi, czuł przez więź… To nie było cierpienie… To był gniew… Nie czekając na odpowiedź Rodolphusa, ruszył szybko w stronę Hermiony i Lucjusza. Prawie podskoczyła, kiedy dotknął jej łokcia, by zwrócić jej uwagę. Zauważył jej zesztywniałą rękę i wiedział, że miała dłoń kurczowo zaciśniętą na różdżce.
- Chodź, Hermiono – powiedział, obojętnie zerkając na Lucjusza. – Nie czuła się najlepiej dziś rano.
- Naturalnie. Może powinieneś zabrać ją do jednego z prywatnych pokoi, by mogła odpocząć przed pojawieniem się Czarnego Pana.
Głos blondyna wyrażał nieszczerą troskę. Severus kiwnął chłodno głową i skierował ją w stronę pokoi po drugiej stronie korytarza. Nadal drżała, wszystkie jej mięśnie były napięte do granic możliwości i czuł jak Zew nadal wścieka się w niej… Jeszcze sporadycznie, jeszcze niezdolny, by mieć nad nią kontrolę, ale spotęguje się… Jeśli jej emocje nie opadną… Jeśli nie zostanie zaspokojony…

Ale co robić? Nie może pozwolić, by stanęła przed Czarnym Panem z aktywnym Zewem kierującym jej odruchami… To byłoby katastrofalne w skutkach. Nigdy nie byłaby w stanie opanować emocji, utrzymać kontroli koniecznej do oklumencji z tak szalejącym Zewem. Zew musiał zostać zaspokojony zanim wrócą do głównego pokoju. Mieli jeszcze jakąś godzinę, może trochę więcej zanim zjawi się Czarny Pan. Podjął szybką decyzję, obejmując ją ramieniem i przyspieszając kroku.
- Chodź.
Weszli do małego pokoju, jednego z prywatnych salonów. Zamknął drzwi, rzucając liczne zaklęcia wyciszające.
Obszedł pokój i zatrzymał się przed nią
- Opanuj emocje Hermiono – syknął. – Nie możesz dziś już popełnić żadnej pomyłki.
Mieli tę jedną szansę, by się opanowała.
Kiwnęła głową, ale widział drżenie jej rąk, czuł jak w jej wnętrzu buzuje gniew… Przeplata się z Zewem…
Po chwili zacisnęła oczy i potrząsnęła głową.
– Nie potrafię… Nie wiem jak…
Uśmiechnął się z afektacją i przyciągnął do siebie, sięgając do jej ust.
Jej palce wplotły się w jego włosy, skrzywił się kiedy niezręcznie szarpnęły.
Oderwał się od niej na chwilę i zobaczył mgłę zasnuwającą jej oczy, potrzebę… Mógł to zarówno widzieć jak i czuć przez więź…
- Tak… Załagodź to… Zaspokój Zew… Jeśli tego nie zrobisz, nie uwolnisz się od niego…
- Jak?
- Powodując ból, strach… Zbrukanie niewinności… Chociaż to mogłoby być trudne. Myślę, że możesz trzymać się powodowania bólu, moja droga - odpowiedział z niegodziwym uśmiechem. „Och, tak… Pragnął tego. Czuł, jak jego własny Zew podnosi się w jego krwi w oczekiwaniu.”
- Nie chcę cię zranić – szepnęła ochryple, jej dłonie przesuwały się gorączkowo po jego szatach.
- Ale ja chcę – warknął, zbliżając się ponownie do jej ust.
Popatrzyła na niego zachmurzonymi oczyma i ściągnęła jego ubranie, upuszczając je niecierpliwym ruchem na podłogę. Wspięła się na palce i liznęła znak więzi krwi… To było jak wybuch… Jego pragnienie… Nagle błyskawicznym ruchem zdarł z niej sukienkę, teraz oboje oddychali ciężko.
Musiał pozwolić rozładować jej agresję… Musiał pozostać bierny, tak bierny jak to możliwe, musiał pomóc złagodzić to napięcie… Miał nadzieję, że tym razem inicjatywa będzie należeć do niej… że nie będzie się kontrolować.
I jego nadzieje spełniły się, kiedy rzuciła się na niego, praktycznie wrzeszcząc z mieszaniny gniewu i pożądania.
Usta, języki, zęby… Został przyciśnięty do ściany, złapała go za przeguby rąk, by nie mógł nimi ruszać, kiedy klękała przed nim. Był zaskoczony jej siłą... Po chwili nie był w stanie myśleć.
Nabrała doświadczenia od czasu ślubu, nie był w stanie powstrzymać jęku.
- Hermiono…
Zdusił kolejny jęk, kiedy przeniosła głodne usta powyżej jego ud, kąsając, ssąc, liżąc ślady ran zadanych przez jej zęby. Syknął z mieszaniny bólu i przyjemności i wczepił ręce w jej włosy.
Nie miał już obaw, że będzie się kontrolować, czuł przez więź jak jej gniew zmniejsza się i zostaje zastąpiony przez coś innego... Powoli podniosła się z kolan, ocierając o niego zmysłowym ruchem.
Bycie biernym partnerem nie leżało w naturze Severusa, błyskawicznym ruchem okręcił się dookoła i przygniótł ją do ściany, sięgając brutalnie do jej ust. Jej szorstkie ruchy rąk, nerwowe ukąszenia, przypomniały mu o ich problemie i odsunął się nieznacznie.
- Hmm. Nie ruszaj się – szeptała wyślizgując się spod niego i sięgając do swoich szat. – Tak, tutaj jest… To powinno trochę ułatwić sprawy…
Odwróciła się do niego z niegodziwym błyskiem w oczach.
– Mówiłam ci, że pracuję nad lotną transmutacją… Zobaczymy czy przyda nam się dziś wieczorem.
Popchnęła go na dywan i pochyliła nad nim. Jej usta, dłonie znowu zaczęły wędrówkę po ciele męża, sprawiając, że odrzucił głowę w tył z bezsilnym jękiem. Dzikim wzrokiem zerknęła na jego twarz wykrzywioną z rozkoszy. Usiadła na nim okrakiem… drażniąc…
Kiedy spróbował sięgnąć po nią rękami, by móc kontrolować jej ruchy, potrząsnęła głową. Chwyciła jego ręce podnosząc do góry.
– Nie ruszaj się - rozkazała. Usłuchał.
Zbyt późno zauważył różdżkę w jej dłoni. Szybko machnęła dłonią i wymamrotała zaklęcie. Poczuł jak coś oplata jego przeguby, pociągnął, by sprawdzić, zmarszczył brwi kiedy jego dłonie ani drgnęły. Miał wrażenie, że to nie był metal, ale nie potrafił zidentyfikować tej dziwnej substancji… Włosy Hermiony opadły mu na twarz, kiedy pochyliła się, by wyszeptać mu do ucha:
– To tylko kajdany mój drogi… Odczuwam potrzebę kontroli… teraz – przygryzła płatek jego ucha. – To jest to, co odkryłam… Z gazu w ciało stałe… Z powietrza do kajdan.
Był spętany powietrzem?
Nie był w stanie dalej myśleć, jej drapiące paznokcie… Ostre zęby, łagodzące wargi i język, spowodowały, że jęknął prosto w jej gorące usta.
Jeszcze przez chwilę bawiła się nim… Zanim pozwoliła mu zatopić się w jej miękkim wnętrzu…
Kajdany puściły, kiedy opadła na niego, wtulił twarz w jej włosy, wdychając ich zapach.

Po dłuższej chwili poruszyła się.
– Domyślam się, że musimy już tam wrócić.
-Hmm. Tak. - Severus zerknął na zegar na ścianie. – Czarny Pan prawdopodobnie niedługo się pojawi.
Wstali niechętnie, Hermiona zachichotała.
– To jest wariactwo, mam stanąć przed Czarnym Panem, a jedyne o czym myślę, to jak bardzo czuję się odprężona.
- Lepsze to niż być kuszonym przez Zew – stwierdził sucho. – Przypomnij sobie lekcje, Hermiono. Żadnych pomyłek.
Jej twarz natychmiast spoważniała i kiwnęła głową. Sięgnęła po różdżkę, by kilkoma szybkimi zaklęciami doprowadzić się do porządku.
- Jak wyglądam? - spytała, widząc jak podnosi rękę, by poprawić jej włosy.
- Jakbyś właśnie skończyła molestować męża w bocznym pokoju podczas przyjęcia – skomentował, sięgając po lok, który wymknął się z koka.
- Mmm. Daj, ja poprawię - odpowiedziała, przesuwając się do małego lustra wiszącego blisko drzwi i poprawiając niesforne włosy. - A teraz? Jesteśmy gotowi?
Krótko skinął głową, wziął ją za rękę i wrócili do głównego pokoju.
Czerwone oczy. Harry powiedział jej… Severus wspomniał przelotnie… Ale nie robiło to na niej wrażenia, dopóki nie zobaczyła na własne oczy…
Czarny Pan miał czerwone oczy.
Zdusiła lekkie drżenie, kiedy jego spojrzenie zawadziło o nią. Usiadł na honorowym miejscu i zaczął jeść. Obserwując. Jego spojrzenie zbyt często spoczywało na niej, by mogła czuć się spokojnie. Obok niej Severus zachowywał obojętny wyraz twarzy. Mogła mieć tylko nadzieję, że jej też się udało, przynajmniej w połowie. Severus powiedział, że musi zablokować emocje tylko kiedy Czarny Pan będzie patrzył jej w oczy, ale wolała nie ryzykować.
Po obiedzie miała być formalnie przedstawiona. Bogowie… Prawie podskoczyła, kiedy poczuła ciepłą dłoń przesuwającą się po jej nodze. Severus. Pomagał jej się odprężyć… Użyczał jej swojej siły.
Biorąc głęboki wdech, skoncentrowała się na posiłku.
Po obiedzie odbyło się jeszcze inne spotkanie zanim Czarny Pan poprosił ją przed siebie.
- Podejdź do mnie, moja najnowsza córko.

Córka? W co on się bawi? Jestem brudną szlamą!

Jakby czytał w jej myślach.
- Jako żona jednego z moich synów, jesteś moją córką – syknął. Hermiona skłoniła głowę z szacunkiem i podeszła do Czarnego Pana, starając się nie zadrżeć, kiedy spojrzał jej w oczy.
Ostrożnie zablokowała szkodliwe obrazy. I pozwoliła wędrować mu przez resztę jej pamięci. Severus, uśmiechający się delikatnie do niej… Jak radzi Harry’emu odprężyć się, zaufać Severusowi… Mówiąca Severusowi, że mu ufa… Rrozmowa z Ginny, kiedy odkryła, że zakochała się we własnym mężu… Harry, mówiący jej o swojej obawie, że ona może mieć rację, nie ufając Dumbledore’owi… Szydząca twarz Lucjusza i jej obrzydzenie, które czuła … I wtedy, zupełnie nieoczekiwanie, przyszedł końcowy obraz, moment, kiedy otwierała kopertę z pierścionkiem Rona, jej nudności, strach i ból przelewający się przez nią… Nie mogła więcej wytrzymać jego spojrzenia. Z najwyższą siłą woli spuściła oczy i klęknęła.
- Mój Panie.
- Wstań.
Podniosła się, ale nadal miała spuszczone oczy.
- Spójrz na mnie, córko.
Niechętnie podniosła oczy. Jego twarz była pełna zimnej furii, poczuła falę strachu.
- Jest tutaj ten, który spowodował twój wielki smutek – zasyczał. – Nie jest tak?
- E… tak… - zająknęła się. Jej strach został zastąpiony przez zakłopotanie.
- Lucjusz - powiedział Czarny Pan, kierując spojrzenie czerwonych oczu na blondyna stojącego obok Severusa.
Lucjusz podszedł natychmiast i klęknął.
- Wstań.
Kiedy wstał, bladoniebieskie oczy napotkały dzikie czerwone oczy i Lucjusz zamarł.
- Działałeś we własnym interesie wystarczająco długo, mój synu. Wiem, że mówiłem ci, byś zostawił panią Snape w spokoju.
Hermiona nie mogła się powstrzymać, by nie zerknąć na Severusa, ale jedyną oznaką jego szoku było drobne zmarszczenie brwi. Kiedy spojrzał na nią, szybko wróciła wzrokiem do sceny rozgrywającej się przed nią.
- Mój Panie… Ja chciałem tylko…
- Jesteś pewien, że to dobry powód, by zignorować moje rozkazy, Lucjuszu?- czerwone oczy lśniły. Lucjusz potrząsnął głową. - Zdenerwowałeś mnie. Chcę zyskać zaufanie mojej nowej córki, a nie podkopywać je głupimi pokazami.
- Mój Panie… Chciałem tylko zwrócić rzeczy należące do niej.

Crucio.

Hermiona mimowolnie cofnęła się od człowieka skręcającego się na podłodze. Spojrzała na niego z pogardą i lekko uśmiechnęła, kiedy wrzasnął z bólu. Kiedy jego mięśnie zaczęły drgać konwulsyjnie, poczuła jak uśmiech rośnie na jej twarzy.
W pokoju panowała śmiertelna cisza. Czuła zakłopotanie innych członków Wewnętrznego Kręgu… To było prawie namacalne.
- Niech to będzie lekcją dla was wszystkich. Działanie bez porozumienia ze mną podejmujecie na własne ryzyko. Moje słowo jest prawem. – Czarny Pan spojrzał na człowieka, który nadal klęczał i usiłował złapać oddech. Potężny mroczny czarodziej schylił się, odsłonił lewe ramię Malfoy’a i dotknął znaku.
Lucjusz wrzasnął.
Człowiek, który kiedyś nazywał się Tom Riddle podniósł się powoli.
- Nadal jesteś członkiem mojego Wewnętrznego Kręgu, Lucjuszu. Zaledwie. Nie zawiedź mnie znów.
- Tak, mój Panie - Lucjusz trzymał oczy spuszczone, aż Czarny Pan się oddalił. Kiedy podniósł głowę, patrzył prosto na Severusa.
Hermionę uderzyła czysta nienawiść widniejąca w tych bladoniebieskich oczach.

Rozdział 22

Severus milczał w drodze powrotnej do punktu aportacji, wyczuwała ciężką atmosferę i również wolała się nie odzywać. Wiedziała, że dyskusję na temat dzisiejszego wieczoru lepiej odłożyć do momentu powrotu do domu.
Ponieważ wóz toczył się dalej, miała chwilę czasu, aby przemyśleć dzisiejsze wydarzenia. Albo raczej próbowała. W momencie kiedy przypominała sobie o konfrontacji z Czarnym Panem, stawały jej przed oczyma zimne bladoniebieskie oczy Lucjusza płonące nienawiścią. Oczywiste było, że obwiniał Severusa za swoją degradację. Pytanie tylko co zamierzał z tym zrobić.
Zerknęła w stronę Severusa zaniepokojona nienaturalną sztywnością jego sylwetki. Zastanawiała się o czym myślał.
Jego czarne, lśniące oczy utkwione były w jednym punkcie odkąd wsiedli do powozu.
Przypominało to jeden z jego nastrojów, w które popadał po jakimś szczególnie ciężkim spotkaniu śmierciożerców.
Czarny Pan opuścił spotkanie wkrótce po zdarzeniu z Lucjuszem. Severus odczekał chwilę i wymówił się od dalszego uczestnictwa. Zostali pożegnani paroma sztucznymi uśmiechami i nieszczerymi życzeniami ponownego spotkania. Chociaż... musiała przyznać, że słowa Rodolphusa Lestrange’a brzmiały prawie szczerze. Wyczuła pozytywną relację między Severusem a Lestrange’m... Może to była przyjaźń. Jeszcze raz zerknęła na męża i po raz pierwszy pomyślała, że to dobrze, że ma przyjaciela w Wewnętrznym Kręgu.
I wtedy uderzyła ją straszna prawda...
Neville.
Jedyny człowiek, który jak uważała coś sobą reprezentował, był człowiekiem bezlitośnie torturującym rodziców Nevilla. Potrzasnęła głową, by pozbyć się uczucia goryczy. Rodolphus był odpowiedzialny za szaleństwo Longbottomów.
Bogowie… Jak żywa stanęła jej przed oczami scena w Św. Mungu, kiedy zobaczyła rodziców Nevilla... Zakłopotanie przyjaciela prezentem od matki - srebrnym papierkiem po gumie do żucia.
I on był przyjacielem Severusa?
Prawdopodobnie wyczuwając jej nagły niepokój przez ich więź krwi, Severus spojrzał na nią po raz pierwszy odkąd wyszli z Rezydencji Macnair’ów. Potrząsnęła cicho głową i Severus tylko uniósł brew zanim wbił wzrok z powrotem w ciemność za oknem.
Siedziała przez chwilę nieruchomo i wróciła myślami do Lestrange’a. Dlaczego zareagowała tak gwałtownie akurat na to? Prawie każda osoba w tym pokoju zrobiła rzeczy, które jej wydawały się odrażające i zaakceptowała je. Zaakceptowała też fakt, iż Severus również robił tego typu rzeczy. Niewybaczalne... Tortury mugoli... Jak Czarny Pan dręczył Harrego w tę noc, kiedy odzyskał ciało...
Bezwzględność.
Została nią otoczona dzisiejszej nocy. I czyż nie była nadal? Popatrzyła na ciemną sylwetkę jej męża, ledwo odznaczającą się na tle księżyca wpadającego przez okno powozu, widać było tylko krótkie przebłyski bladej skóry i lśniących oczu.
Westchnęła cicho i spojrzała na swoją obrączkę.
Obrączki… Krew… Czarna Magia… Zew…
Zapłacą. Sprawię, ze zapłacą.
Nie tylko została otoczona przez bezwzględność …
Bezwzględność tkwiła w niej samej.
Była jej częścią.


****
Dla Severusa jazda powozem stanowiła dobrą okazję do przemyślenia wydarzeń wieczoru, zanim Hermiona zasypie go pytaniami. Przyglądał się krajobrazowi za oknem, analizując dzisiejszy wieczór pod różnymi kątami, wybierając obrazy na następne spotkanie śmierciożerców. Nagle poczuł strumień niepokoju płynący przez więź i zerknął na Hermionę. Światło księżyca oświetliło jej twarz nieziemskim blaskiem, wyglądała prawie... eterycznie. Spokojnie. Ten wyraz twarzy kłócił się z niepokojem napływającym przez więź, który oderwał go od swoich myśli. Widząc jej nieznaczne potrząśnięcie głową, zdusił rozdrażnienie i ponownie skierował wzrok za okno.
Jeśli tylko byłaby zdolna kontrolować swoje emocje...
Jak może marzyć o kontrolowaniu Zewu z jej emocjami... Takie surowe... Buzujące pod skórą, czekające na moment by wybuchnąć...
Zamknął oczy na chwilę i potrząsnął głową. Jej brak kontroli nad emocjami dzisiejszego wieczoru miał straszliwe konsekwencje...
Nie, żeby dla niego – Severus był raczej zadowolony z jej agresywności. „To mało powiedziane” – ale dla niej... Z aktywnym Zewem skosztowała krwi... Jego krwi... Znał tego skutki... Most umacniał się... Stopniowo.
To nie mogło się powtórzyć. Ale, jeśli stanie przed Czarnym Panem z rozchwianymi uczuciami, z Zewem szalejącym w jej krwi, nie będzie zdolna zablokować niebezpiecznych obrazów.
Zostałaby zabita. Natychmiast.
Zamiast tego… mogła zaspokoić Zew, lecz wzmocniła związek... Zew otrzymał to, co chciał i wycofał się...
W następstwie mogła stanąć przed Czarnym Panem i przeżyć, co więcej wykonał gest w jej stronę.
Mogła patrzeć na wroga, który spowodował jej wielki smutek, wijącego się z bólu u jej stóp... Severus rozkoszował się tę wizją, uśmiechnął się z satysfakcją, kiedy obejrzał ją raz jeszcze w pamięci. Intensywne uczucie strachu na widok wściekłego spojrzenia Czarnego Pana przekształciło się w przyjemność na widok wroga skręcającego się pod różdżką Czarnego Pana. I co najważniejsze, Lucjusz drastycznie spadł w szeregach.
Był świadomy zupełnej ciszy towarzyszącej temu wydarzeniu. Mógł prawie usłyszeć myśli śmierciożerców – przez szlamę? Chociaż Czarny Pan wyjaśnił, że to kara za zignorowanie wyraźnych rozkazów, Severus nie miał wątpliwości, że większość uczestników widzi w tym winę młodej wiedźmy mugolskiego pochodzenia. I w konsekwencji samego Severusa.
Szczególnie Lucjusz. Wiedział, że Malfoy będzie chciał się zemścić za swoje upokorzenie. Spojrzenie pełne nienawiści mówiło same za siebie.
Tak, musiał być przygotowany na wszystko, szczególnie teraz.
Rozsiadł się wygodnie, pozwalając sobie na trochę odprężenia po raz pierwszy odkąd wsiedli do powozu. Zaczął zastanawiać się nad kolejnym wpisem do pamiętnika Hermiony, może małe szyderstwo specjalnie dla Lucjusza? Nie, to nie byłoby mądre, trzeba odczekać jakiś czas.

*****

W końcu wóz się zatrzymał i aportowali się u bram Hogwartu. Wyglądali jak zwyczajna para wracająca wieczorem z Hogsmeade czy Pokatnej. Hermiona uśmiechnęła się nieznacznie. W najśmielszych marzeniach - po tym jak dwóch czarodziei przedstawiło jej plan - nie przypuszczała, że będą w stanie tak dobrze się dogadywać i rozumieć. A już z pewnością, że zakocha się właśnie w tym człowieku.
Żałowała tylko, że prawdopodobnie nigdy się nie dowie, jakie są jego uczucia względem niej. Chociaż… powiedział, że jej ufa. A w ustach takiego człowieka, jakim był Severus to znaczyło więcej niż jakiekolwiek uczucie. Nie chodziło o to, aby zasypywał ją kwiatami i pisał listy miłosne.
Merlinie broń...
Jeśli kiedykolwiek Severus przyniósłby jej kwiaty, niepotrzebne by było żadne słowo kod, aby potwierdzić jego tożsamość, od razu wiedziałaby, że to oszust. Nie, on nigdy nie przyniósłby jej kwiatów. I całe szczęście. Nie znosiła pustych sentymentalnych gestów.
Ale… byłoby miło, gdyby odwzajemnił jej uczucia...
Wzdychając cicho, ujęła zaofiarowaną rękę i ruszyli do domu. Uśmiechnęła się pod nosem, widząc jego kwaśną minę na widok zbroi śpiewającej cicho melodię „Jingle Bells”.
Boże Narodzenie nie wydawało się być jego ulubionym świętem.
Nagle dotarło do niej, że już jest początek grudnia. W tym tygodniu McGonagall zbierała podpisy uczniów, którzy zostawali na święta w szkole. Zastanowiła się przez chwilę, czy Harry zostanie, czy przyjmie zaproszenie Weasley’ów do Nory. Tak czy owak wkrótce musi kupić prezenty, dla niego i Severusa. Przygryzła wargę, w Hogsmeade nie znajdzie odpowiednich, a to znaczyło podróż na Pokątną.
Nie może poprosić Severusa, by jej towarzyszył, a Ginny czy Harry jako uczniowie nie mogli. Może Minerwa, albo Remus znaleźliby trochę czasu.
Jak tylko weszli do mieszkania zepchnęła na bok myśli o świętach. Czy to był jakiś rodzaj mechanizmu obronnego jej umysłu, myślenie o wszystkim innym, a nie o tym, co ją naprawdę nurtowało? Weszła do sypialni, kopniakiem zrzuciła buty, rzuciła się na łóżko zamykając oczy i oddychając z ulgą.
Czuła uginającą się poduszkę, kiedy usiadł obok. Obróciła twarz w jego stronę.
Przyglądał się jej z dziwnym wyrazem w oczach.
– Co jest? - spytała
Gapił się jeszcze przez chwilę, wyciągnął różdżkę i machnął w stronę kominka. Strzelające iskry podkreśliły niepokojące błyski w jego czarnych oczach, sprawiając, że zadrżała. Nie odwracając wzroku od ognia spytał pustym głosem.
– Powiedz mi, co zobaczył Czarny Pan. Co spowodowało, że... ukarał Malfoy’a?
Instynktownie zesztywniała i usiadła prosto. Słuchał uważnie, jego brwi zmarszczyły się nieznacznie gdy koncentrował się na jej słowach. Po opisaniu obrazów, które zobaczył Czarny Pan i towarzyszących temu emocji, spuściła wzrok na swoje dłonie.
- Nie chciałam, by zobaczył ten ostatni obraz... Ale nie zablokowałam go... Ja tylko...
Severus obrzucił ją rozbawionym spojrzeniem.
– Hermiono, to były najlepsze obrazy jakie mogłaś wybrać, jak powtarzałem podczas lekcji, mieliśmy za mało czasu, by nauczyć cię pokazywania tylko określonych obrazów. Większość ludzi musi ćwiczyć tę umiejętność latami. Nawet, by blokować szkodliwe… Na to też potrzeba wielu miesięcy. Mieliśmy naprawdę dużo szczęścia, że okazałaś się tak pojętną uczennicą
- Och… Myślałam... – urwała, kiedy usłyszała głęboki głos męża.
- Nie martwi mnie twoja zdolność Oklumencji Hermiono – stanął przed nią z poważnym wyrazem twarzy, zmarszczyła brwi w zakłopotaniu, kiedy cicho kontynuował. – Martwi mnie twoje powiązanie z Zewem. I twoja samokontrola… A może raczej jej brak.
Czuła rumieniec wypływający na jej twarz i spuściła oczy na ręce, zatrzymała wzrok na obrączce. Płomienie odbijały się od krążka ciepłym blaskiem… Kontrast między chłodną, białą platyną, a rozpłomienionym pomarańczowym odbiciem zahipnotyzował ja na chwilę.
- Jestem w stanie… To było nieznane otoczenie, Severusie, i nie spodziewałam się…
- Nie będziesz znała dnia ani godziny, Hermiono. Zawsze będziesz musiała być gotowa. To, co zrobiliśmy… to, co zmuszeni byliśmy zrobić… Twój most powiększa się…
Hermiona kiwnęła głową. Zrozumiała, że w chwili kiedy skosztowała jego krwi, Zew na moment wniknął w nią, silniejszy niż kiedykolwiek, choć natychmiast się wycofał… Jej pragnienie zostało zaspokojone.
- Dlaczego kazałeś mi… skosztować?
- To była jedyna droga, by Zew został zaspokojony. By zdążył się wycofać, zanim pojawi się Czarny Pan. Zaufaj mi, Hermiono, wolałbym, żebyś uległa Zewowi niż widzieć jak jesteś torturowana aż do śmierci przez Czarnego Pana. I to nie ma żadnego związku z tym, że ja również bardzo szybko zostałbym zabity, jeśli Czarny Pan zobaczyłby wszystko, co wiesz.
- Och - przesunęła się trochę, poprawiając szaty. – Czy… zawsze tak będzie? Jeśli… jeśli skosztuję krwi?
Severus potrząsnął głową.
– To nie jest pewne. Wierzę, że tak. To wzmocni związek, nawet jeśli Zew się wycofa… – przełknęła głośno ślinę, słysząc to. – Twój pomost zwiększa się… Nie powinnaś więcej czytać książek o Czarnej Magii… Nie możeszrzucić Niewybaczalnego ani wykonać rytuału Krwi… Choć pokusa będzie wielka.
Hermiona zmarszczyła nagle brwi.
- Skoro nie sfinalizuję powiązania, to jakie znaczenie ma wielkość mostu?
Severus zamknął oczy na chwilę, wypuszczając ze świstem powietrze.
- Jeśli kiedykolwiek zdarzy się, że sfinalizujesz powiązanie… to im mniejszy pomost, tym lepiej… Zaufaj mi - jego głos zabrzmiał dziwnie pusto.
Skinęła powoli głową. To miało sens… Szczególnie odkąd podejrzewała, że Moody odmówi wykonania Rytuału Krwi. I od chwili, kiedy postanowiła, że to nie Severus… poświęci się.
Zrobi. To. Co. Musi.

*****

Severus potrzasnął głową, siadając na krześle, przetarł oczy zanim spojrzał na człowieka siedzącego naprzeciwko. Alastor Moody w jego mieszkaniu, czy ktokolwiek uwierzyłby?
Moody również nie wydawał się zachwycony tą sytuacją, choć zgodził się z Dumblerore’em dość szybko. Faktem jest, że mieszkanie Severusa miało najlepsze zabezpieczenia – może za wyjątkiem biura dyrektora – przeciw podsłuchowi i innym nieprzewidzianym zaklęciom.
Po rozważeniu każdej możliwości, stwierdzili, że bezpieczniej studiować Księgę tam, gdzie była i dlatego Moody siedział teraz na krześle.
Severus prawie skończył przepisywać Księgę w pięciu kopiach. Dopiero jutro mieli się spotkać z Lupinem i Shackelbolt’em, ale chciał mieć kopię dla Hermiony już dziś. Nie chciał, by ominęła jego blokady i sama zaczęła czytać. Znając ją, byłaby do tego zdolna.
Dumbledore, tak jak zapowiedział, zwrócił się z prośbą do Hermiony, by pomogła im przejrzeć Księgę. Jak można było się spodziewać, uzyskał jej entuzjastyczną zgodę, chciała nauczyć się więcej.
Moody spojrzał na niego podejrzliwie.
– Tak, widzę że kończysz przepisywanie, wcześnie zacząłeś, co?
Severus zerknął na starszego czarodzieja i zmarszczył brwi. Sięgnął po pióro i bawił się nim przez chwilę, zanim ujął w szczupłe palce, by kontynuować przepisywanie.
- Hermiona jest… chętna… zacząć. Nie chcę, by zaczęła czytać w oryginale.
- A propos… Gdzie twoja młoda żona? – warknął Moody, głosem przyprawiającym Severusa o ból w uszach.
- Wyszła – odpowiedział krótko.
- Uroczy jak zawsze – skomentował Moody z krzywym uśmiechem. – Czyżby miała dość twoich szyderstw i poszła poszukać sobie młodego samca z lepszym usposobieniem?
Severus przewrócił oczami i syknął przez zęby.
– Odpowiadam tylko w nadziei, że się w końcu przymkniesz, Moody. Jest z Minerwą.
- Hmm. Słyszałem, że jej asystencki projekt posuwa się do przodu. Bardzo dobrze. Może uzyskać tytuł Mistrza znacznie szybciej niż się spodziewa, jak rozumiem.
- Tak.
- Jak myślisz, co ona wtedy zrobi? Chociaż to raczej nie ma dla ciebie znaczenia. Do tego czasu finałowa bitwa powinna być przeszłością i będziesz wolny. Ta idiotyczna ustawa przestanie obowiązywać, będziesz wolny i znowu sam – Moody posłał w jego stronę nieprzyjemny uśmiech. – Jestem pewien, że ci to odpowiada, co Snape?
Severus zignorował słowa starego Aurora, przeniósł swoją uwagę z powrotem na pergamin i ponowił przepisywanie. Swędziała go ręka, by sięgnąć po różdżkę, ale zdusił to pragnienie.
- Lub być może ta myśl nie sprawia ci przyjemności?
Severus podniósł głowę.
– Moody, po prostu powiedz, co masz na myśli. Twoje tak zwane subtelne aluzje przyprawiają mnie o ból głowy.
Moody uniósł brwi.
– Zależy ci na niej, Snape, przyznaj się. Z jakiego innego powodu obchodziłoby cię czy ulegnie Zewowi czy nie? Wyobraź sobie jaki to byłby element zaskoczenia, jeśli to ona… wykonałaby rytuał Krwi. Jak to by nam pomogło w ostatecznym starciu. Myślałeś o tym?
- Myślałem – odpowiedział Severus zimno.
Moody walnął pięścią w biurko.
– Więc dlaczego pozwalasz, by uczucia zaćmiły twój zdrowy rozsadek, Snape?
Twarz Severusa pozostała niewzruszona, kiedy w jego umyśle trwała gorączkowa gonitwa myśli. O Bogowie… Co on robił? Ignorował oczywiste korzyści z powodu… swojej słabości… do Hermiony. Potrząsnął ostro głową. Nie. Za dużo ryzyka, jeśli ona ulegnie Zewowi. Jest zbyt uczuciowa… Zew może nią zawładnąć. Nawet Dumbledore to zauważył. Przekonywał sam siebie.
Moody usiadł i pochylił się w stronę młodszego czarodzieja, jego magiczne oko zdawało się przewiercać Severusa na wylot.
- Hermiona jest silna, potrafiłaby utrzymać Zew w uśpieniu. Jest Gryfonką.
- Tak. Pettigrew też był – warknął Severus, wytrzymując spojrzenie Mooy’ego.
- Ona nie jest taka, jak ten szczur Pettigrew, Snape. I myślę, że będziemy potrzebować jej pomocy. Na Merlina, człowieku, ona chce to zrobić - po tych słowach Moody wyszedł z mieszkania i trzasnął drzwiami.
- Właśnie tego się boję – wyszeptał Severus miękko do pustych ścian.

*****

- Zrobiłyśmy dzisiaj kawał dobrej roboty, Hermiono. Uważam, że przygotowałyśmy już wszystko do egzaminów – powiedziała z satysfakcją Minerwa, przeciągając się. Wyglądała jak kot i Hermiona musiała zdusić uśmiech, kiedy przypomniała sobie animagiczną postać profesorki.
- To dobrze. Teraz bardziej oczekuję przerwy świątecznej niż kiedy byłam uczniem.
Minerwa roześmiała się.
- Pamiętam to uczucie. Uczniowie stają się trochę rozdrażnieni im bliżej wakacji. Nie mogą się doczekać większej ilości wolnego czasu. Chociaż zastanawiam się, ilu z nich pozostanie podczas przerwy w Hogwarcie, teraz, kiedy Voldemort rośnie w siłę. Ostatnio było sporo ataków na rodziny mugoli i czarodziejów popierających Dumbledore’a. Na szczęście żaden z ataków na rodziny czarodziei nie skończył się śmiercią, mugole niestety nie mieli tyle szczęścia. Severus poinformował zakon o nowoprzyjętych członkach i przeprowadzonych inicjacjach.
- Wracając do świąt Minerwo… Zastanawiam się czy będziesz miała czas, by towarzyszyć mi w świątecznych zakupach na Pokątnej. Chciałam kupić coś Severusowi.
Szeroki uśmiech rozlał się na twarzy profesor.
– Z przyjemnością, Hermiono. Myślę, że w pierwszym tygodniu przerwy byłoby w sam raz. Muszę kupić parę prezentów… dla kilku osób. Tak szczerze, co kupić Dumbledore’owi pod choinkę?
- Skarpety?
- Co roku kupuję mu skarpety. No nic, jestem pewna, że coś wymyślimy. No, jeszcze tu jesteś? Jest sobota, idź i odpręż się.
Po krótkiej wizycie w pokoju wspólnym Gryffindoru, Hermiona wróciła do lochów, mając nadzieję, że Severus będzie sam. Lubiła Moody’ego, ale była zbyt zmęczona, by zabawiać gościa, zresztą miała spotkać się z nim jutro na zebraniu.
Pochlebiło jej, że Dumbledore zwrócił się do niej z prośbą o pomoc w szukaniu klucza. Oczywiście chętnie się zgodziła… Severus był zdeterminowany trzymać ją od tego z daleka, dlatego czuła się trochę zniechęcona.
Nie był zadowolony, zgodził się niechętnie, chociaż postawił warunek. Nie może czytać oryginału, tylko kopie.
Nie miała żadnego kontrargumentu.
Severus wyjaśnił jej moc Zewu emanującego z Księgi Krwi i dlaczego Wiktor wysłał ją jej… I chociaż to nie miało żadnego sensu… wyczuła coś w Księdze… Coś nie do końca złowrogiego... Być może to był Zew usiłujący sięgnąć po nią… Być może coś jeszcze. Prawdopodobnie nigdy się nie dowie.
Powiedziała Severusowi o wszystkich swoich odczuciach z wyjątkiem tego.
Po całym dniu spędzonym z Moody’m na poszukiwaniu klucza, Severus był na krawędzi… Dziki… Bardziej agresywny i zgryźliwy niż normalnie. Miała nadzieję, że mu przejdzie, zanim doprowadzi ją do szału, chociaż z drugiej strony jeśli odpowiednio to wykorzysta…
Uśmiechnęła się przebiegle.
- Severusie? – zawołała miękko wchodząc do gabinetu. Z sypialni dobiegał stłumiony dźwięk, coś jakby… chlupotanie? To nie mogło być… Szybkim krokiem ruszyła do łazienki i zatrzymała się w drzwiach

Och, to jest zbyt dobra okazja ,by jej nie wykorzystać.

Zadrżała z oczekiwania
Severus siedział w wannie, oparł głowę na krawędzi, końcówki czarnych włosów falowały na powierzchni wody. Patrzyła, jak jego szczupła klatka piersiowa znika pod wodą i nieświadomie oblizała usta.
Drgnęła na dźwięk jedwabistego głosu.
– A więc? Dołączysz do mnie, czy masz zamiar spędzić noc na gapieniu się?
Zachichotała i usiadła na wannie.
– Trudne pytanie.
- Hmm. Wyobraziłem sobie ciebie w wannie i...
Uśmiechnęła się i powolnymi ruchami zaczęła ściągać ubranie… świadoma jego wzroku utkwionego w jej ciele.
- Jeżeli myślałeś o mnie, to dlaczego w wannie nie ma piany?
Spojrzenie nabrało intensywności.
– Odmawiam siedzenia w wannie pełnej piany – parsknął lekceważąco i nie mogła nie roześmiać się.
Bogowie… jak ona kocha tego człowieka…
I nie straci go, już ona tego dopilnuje.

Przyklęknęła na krawędzi, schylając się do pocałunku.
– Och, naprawdę? – szepnęła cicho. Machnęła różdżką i z jednego z kurków spłynęła piana, szybko pokrywając powierzchnię wody. To jest bardziej skuteczne niż mugolskie jacuzzi, pomyślała z satysfakcją.
Uśmiechnęła się, widząc jego zwężone oczy i już miała zamiar to skomentować, kiedy szarpnął ją za ręce i wylądowała na nim. Potrząsnęła głową, by oczyścić się z piany i napotkała jego kpiące spojrzenie.
– Poprawka. Odmawiam siedzenia w wannie pełnej piany… samemu.
Pchnął ją na przeciwległą ścianę wanny i zaatakował jej chętne ciało.

******

Następnego dnia sfrustrowana Hermiona siedziała w Pokoju Życzeń. Pięć osób przez wiele godzin przekopywało się przez ogromne ilości czarnomagiczych zaklęć i Rytuałów z nikłym skutkiem. Rozejrzała się wokół i wszędzie napotykała takie same zrezygnowane spojrzenia.
Cieszyła się, że wczorajszego wieczoru Severus znalazł jej zajęcie i nie pozwolił marnować czasu na bezsensowne poszukiwania. Mając dość, upuściła pergamin na stół i wstała.
- Hermiono? - spytał Remus. – Wszystko w porządku?
Potrząsnęła głową głośno myśląc.
– Coś jest źle. Idziemy nie w tym kierunku.
- Doprawdy? – warknął Moody.
Obróciła się w stronę siedzących mężczyzn i napotkała spojrzenie Severusa.
– Tak, pani Snape, może nas pani uświadomi... Co pani odkryła w naszym małym projekcie - uniósł sardonicznie brew. Był tak samo rozdrażniony jak ona.
- Dobrze, może najpierw… Które zaklęcia są unikalne dla tej Księgi?
- Większość, moja droga, jeśli chcesz wiedzieć – uświadomił ją Moody. – Jak wcześniej mówiliśmy, nie ma dwóch identycznych Ksiąg, każda zawiera coś wyjątkowego... własnego.
Hermiona zmarszczyła brwi i zerknęła na Remusa i Kingsley’a. Nie miała, pojęcia czy wiedzieli, kto pisał tę Księgę, a ona raczej nie chciała ich uświadamiać.
– Skąd... piszący... zna zaklęcia potrzebne do napisania?
Severus rozsiadł się i przeczesał ręką włosy.
– Piszący wpada w trans, to Zew prowadzi jego rękę.
- Och - Hermiona zamarzyła o drinku i Pokój Życzeń natychmiast spełnił jej życzenie. Na stole ukazała się butelka Ognistej Whisky i pięć szklanek. Zachichotała i potrząsnęła głową, koncentrując się na butelce wina.
Moody chwycił Ognistą Whisky i ponalewał do szklanek.
– Czasami pojawiają się nowe zaklęcia, nie zawsze, ale to zależy od Księgi.
- I od użytych zaklęć oraz jak bardzo i czy w ogóle Zew jest obecny w... atramencie. Zbyt wiele zmiennych, Hermiono – dodał Severus.
- Nowe zaklęcia... – Hermiona usiadła na krześle i upiła łyk wina...
Severus utkwił w niej wzrok.
– Nowe zaklęcia... Takich właśnie użył Czarny Pan, by zapewnić sobie nieśmiertelność. Napisał wiele Ksiąg Krwi, mając nadzieję, że Zew ujawni coraz to nowe zaklęcia, rytuały i eliksiry potrzebne do zrealizowania jego marzeń o nieśmiertelności.
- I jedno z nich musiało zadziałać. Niestety, nie wiemy jakie – skomentował sucho Kingsley, kiwając głową w stronę Moody’ego w podziękowaniu za drinka. Remus potrząsnął głową w grzecznej odmowie.
Hermiona potarła palcami nos, usiłując się skupić. Gdzieś na krawędzi umysłu zaczęło jej się formować pytanie... Co to było. To było to!
- Co poszło źle za pierwszym razem? Dlaczego nie umarł?
- Jego ciało umarło, ale jego dusza przeżyła... Jakoś – stwierdził stanowczo Remus.
- Czy w Księdze są zaklęcia lub rytuały, by zabić duszę?
Kingsley zmarszczył brwi.
– Chyba tak... Ale co, jeśli on jest teraz w pełni nieśmiertelny? Nie wiemy jakich użył, by powrócić.
Hermiona przygryzła wargę.
– No tak, ale... Czy jest jakiś sposób... zaklęcie, nie wiem... które może powstrzymać duszę przed powrotem do ciała? Czy coś w tym stylu?
W pokoju zapadła cisza.
- Wiesz, myślę, że ona ma rację, Snape - powiedział Moody chrapliwym głosem, Hermiona skrzywiła się widząc jak pociąga kolejny łyk Ognistej Whisky. Nic dziwnego, że jego głos brzmi tak, jeśli torturuje gardło taką ilością alkoholu.
- Oczywiście, że ma rację. Przecież ona zawsze ma rację – stwierdził kwaśno Severus, ale Hermiona wyczuła w jego głosie malutkie nutki dumy.
Pięcioro osób powróciło do pracy z nowym entuzjazmem.

ROZDZIAŁ 23

- Dziś popołudniu Ginny wyjeżdża do domu na święta, chcę się rano pożegnać.
- Potter jedzie razem z nią? – Hermiona skinęła głową i Severus przymknął oczy z zadowoleniem. – To najlepsza wiadomość jaką dziś usłyszałem.
- To jest jedyna wiadomość jaką dziś usłyszałeś – rzuciła sucho, przesuwając wzrokiem po ciele męża. Miał na sobie tylko spodnie, mogła więc podziwiać jego smukłą sylwetkę, lekko potargane włosy i zmęczony wzrok. „No cóż, żadne z nas nie spało wiele tej nocy”. Choć przeważnie ich brak snu był spowodowany przyjemniejszymi sprawami, to nie było tak tym razem, prawie całą noc spędzili na studiowaniu Księgi. Tak, prawie całą. Uśmiechnęła się w duchu.

Nareszcie opadło nieco zamieszanie wywołane przez wyjeżdżających uczniów, dziś nareszcie wsiądą do Hogwardzkiego Expresu. Z wyjątkiem paru szczególnych. Niektórzy rodzice nalegali, by samemu odebrać swoje dzieci, Hermiona nie winiła ich za to w obecnym stanie wojny. Harry i Ginny jadą do Nory eskortowani przez całą rodzinę Weasley’ów, a Lucjusz przyjeżdża po Dracona oraz jego goryli, przecież jako szpieg Ministerstwa obawiał się o bezpieczeństwo syna.
Uśmiechając się, sięgnęła po filiżankę herbaty.
– Ale Harry nie zostanie tam przez całą przerwę - powiedziała rozbawionym tonem. – Wróci zaraz po świętach.
Zgodnie z jej oczekiwaniami, Severus zmarszczył groźnie brwi.
– Tak będzie łatwiej zwołać zebranie Zakonu - Severus tylko chrząknął, nie komentując. Był przeciwny przerwom dłuższym niż tydzień w zebraniach Zakonu, ale nie on tu rządził. Ich badania będą kontynuowane, już znaleźli pewne obiecujące zaklęcia i rytuały, problem polegał na wybraniu najbardziej odpowiednich.

Oraz kiedy i co powiedzą Harry’emu.

******

Jezioro migotało w zimnym świetle poranka, wiatr marszczył powierzchnię wody.
Hermiona zahipnotyzowanym wzrokiem wpatrywała się w taflę wody, kiedy usłyszała głos Ginny.
- Piękne, nieprawdaż? To zawsze była jego ulubiona pora roku.
Hermiona kiwnęła głową. Pamiętała... podekscytowanie w niebieskich oczach, spowodowane zbliżającymi się świętami, przymilny wyraz twarzy, kiedy usiłował przekonać ją i Harry’ego, by wyszli z nim rozegrać bitwę na śnieżki.
Taki pełen życia... jak oni wszyscy... kiedyś byli. Teraz czuła się jak inna osoba, starsza, mądrzejsza… mroczniejsza. Ścisnęło ją w piersi, kiedy przypomniała sobie słowa Harry’ego po usłyszeniu wieści o jej małżeństwie: ”Kiedy to wszystko się popsuło? Przecież dopiero co byliśmy na ceremonii przydziału. Dopiero co warzyliśmy nielegalnie Eliksir Wielosokowy; dopiero co broniliśmy wilkołaka i jego przyjaciela we Wrzeszczącej Chacie... Kiedy to się zmieniło, przestało być zabawą? Kiedyś najbardziej martwiłem się, żeby nie dostać szlabanu, a teraz martwię się, żeby ktoś nie zamordował moich przyjaciół!„
Potrząsnęła nieznacznie głową.

Kiedy to się wszystko popsuło.

Przywołała na twarz uśmiech i obróciła się do Ginny.
– Pamiętam... Zawsze tak bardzo kochał czas wolny. Myślę, że wszyscy uczniowie go kochają.
Oczy Ginny zwróciły się w stronę jeziora, potrząsnęła powoli głową.
– Nie... nie wszyscy. Tom określał je jako puste dni... nienawidził ich. Nienawidził czasu wolnego.
Hermiona zmarszczyła brwi.
- Ale… Dobrze, wiem że nienawidził sierocińca... Ale Harry i ty twierdziliście, że zostawał w szkole podczas przerw, z wyjątkiem wakacji.
Ginny kiwnęła głową.
– Zostawał... Ale żaden z jego przyjaciół nie. To powodowało, że jeszcze bardziej odstawał od kolegów, wiesz, w Slytherinie byli głównie czarodzieje czystej krwi... Oni zawsze jeździli do domu. A potem wracali z opowieściami o prezentach... Nienawidził tego.
- Och, domyślam się, że za Wielkanocą również nie przepadał?
Ginny parsknęła.
– Mało powiedziane.
Hermiona odetchnęła głęboko i usiadła na ziemi. Była wilgotna i zimna, ale przynajmniej wolna od śniegu.
– To dziwne... Widziałam ich wszystkich wtedy... I zrozumiałam, że oni też są ludźmi. Ilu ludzi, tyle dróg. Nawet Czarny Pan... był chłopcem, cierpiącym z powodu, że jest inny niż koledzy... Dziwnie myśleć o nim w ten sposób.
- Wiem – przyjaciółka siadła obok Hermiony, otulając nogi płaszczem. – Cieszę się, że rozumiesz. Remus zrozumiał, ale myślę, że nie wszystko. Tom już wtedy... był zły, ale nadal pozostawał człowiekiem. Mogłam wyczuć jego emocje, uczucia... nie wiem... obrazy. I trudno jest... spisać go na straty. Ciężko jest myśleć o tym, kim się stał.
Hermiona gapiła się na fale na jeziorze. Kałamarnica podniosła leniwie mackę do góry i gwałtownie opuściła. Słońce zabłysło w spadających kroplach wody. Uśmiechnęła się przelotnie, kiedy macka znowu powędrowała w górę.
– Tak, to jest trudne... To jest trudne, ponieważ widzimy w nich coś, co sami posiadamy. I to jest przerażające, że tylko nasze wybory sprawiają, że wybieramy różne drogi. Choć mogliśmy podążać tą samą... czynić to samo zło... - jej głos zamarł i westchnęła ciężko.

„Każdy krok wydaje się mały, dopóki nie zejdziesz tak głęboko, że nie widać już światła. I wtedy... dopiero wtedy... zdajesz sobie sprawę, co zrobiłeś."

- Dokładnie – wyszeptała Ginny, nagle gwałtownie potrząsnęła rudą głową i uśmiechnęła się dziwnie. – Przepraszam, Hermiono, ale ostatnio nie mogę pozbyć się Toma.
- Co masz na myśli, Ginny?
Przyjaciółka odwróciła głowę.
– Sny. Wspomnienia. Nie mogę zamknąć oczu bez... Może dlatego, że to ostatni rok? Ostatni rok Harry’ego… i nie mogę przestać myśleć, że Tom – zacisnęła usta – znaczy Voldemort, nie spróbuje czegoś przed końcem roku.
- To ma sens… z proroctwem Lavender…
- Tak. Harry... No cóż, też ma więcej wizji - Hermiona rzuciła młodszej czarownicy zaciekawione spojrzenie. Ginny wzruszyła ramionami. – Nie chciał cię martwić, sama masz sporo problemów. To nie koszmary... Są jakieś inne. Jak moje... pełne wspomnień i wypełnione pragnieniem.
Hermiona kiwnęła głową.
- Też miałam takie... sny pełne wspomnień, ale teraz, kiedy Severus jest ze mną… – urwała i wzruszyła ramionami. Ginny pokiwała głową z uśmiechem.
- Wiem… Kiedy Dean jest blisko, też ich nie mam.
Hermiona teatralnym gestem uniosła brwi.
– Naprawdę, panno Weasley? Czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć? A te twoje świętoszkowate gadanie podczas godzin spędzanych w pokoju wspólnym?
Ginny oparła głowę na kolanach i wybuchnęła śmiechem.
– Och, Merlinie… Hermiono… Świętoszkowate? Mówisz jak pani Pince!
Hermiona dołączyła do niej, ale po chwili naszła ją pewna myśl i spoważniała.
– Ginny… Dean ma rodziców mugoli i co…
Ginny odwróciła głowę.
- Wiem. Jak tylko uzyskam pełnoletność, wyślemy umowę małżeńską. Dotychczas byliśmy szczęśliwi.
Hermiona poczuła ból w środku. Tak przyzwyczaiła się do swojej sytuacji, że nie pomyślała, co mogą przeżywać inni uczniowie. Koledzy z roku. Wiedziała oczywiście, że inni studenci zdawali wcześniej OWUT-emy i wzięli ślub, większość na szczęście z własnymi wybrankami.
Myśl, że Ginny także musi wcześniej dorosnąć przez tą bezsensowną ustawę… To było więcej niż Hermiona mogła znieść. Zaschło jej w gardle, kiedy spytała.
– A jeśli jakaś czystokrwista rodzina cię uprzedzi?
Ginny westchnęła.
- Poproszę rodziców o pozwolenie, żeby podpisać kontrakt wcześniej. Prawdopodobnie nie będą się sprzeciwiać.
- A co myślą o pomyśle wysłania kontraktu po uzyskaniu przez ciebie pełnoletności?
Ginny przesunęła się niewygodnie.
- Ja… Nie, nie powiedziałam im. Ale myślę, że mama wie.
Hermiona miała właśnie odpowiedzieć, kiedy usłyszała za plecami trzask łamanej gałązki. Zanim zdążyła się odwrócić, usłyszała niski głos. A może to były dwa głosy?
- Stupefy.
Wszystko pochłonęła ciemność.

Hermiona płynęła, śniła… Blondyn powiedział…
Wstań… Nic nie mów… Chodź z nami…
Oczywiście, dlaczego nie, jakiś miły głos w jej głowie mówił, by poszła za tymi dwoma młodymi chłopakami do szkoły i weszła do opuszczonej klasy. Nie musi siedzieć na zimnej ziemi, nie musi rozmawiać, tylko podążać za tymi dwoma…
Jej umysł był przyjemnie pusty. Tylko… jakieś przebłyski… coś próbowało jej powiedzieć, że to nie jest normalne – ani normalne, ani bezpieczne – ale nie zwracała na to uwagi. Nie potrafiła się skupić.
Słyszała rozmowę dwóch młodych ludzi.
- Masz to?
- Jasne, idioto. Jest tu.
- W porządku.
Chwila ciszy.
- Tylko pamiętaj, nie przesadź. Czarny Pan…
- Wiem, co powiedział Czarny Pan, Goyle. Nie mam zamiaru ryzykować pozycji mojej i mojego ojca przez jakąś szlamę.
- Wiem, że nie chcesz przesadzić Draco, ale czasami… tracisz kontrolę. Szalejesz.
- Martw się o siebie, Goyle. Jedyne, co muszę zrobić, to pokazać jej, co jest w środku i wszystko będzie w porządku.
Przez chwilę zastanawiała się, o czym oni mówią, ale ta myśl tylko przemknęła przez mgłę w jej umyśle… Tak odprężona, tylko płynęła nie myśląc, nie czując… Żadnej odpowiedzialności, presji… Tak zrelaksowana…

- Siadaj. Popatrz tutaj, Granger.
Usiadła. Zatrzymała się na chwilę. Granger? W klasie nie było nikogo o takim nazwisku… Kiedyś ona nazywała się Granger, ale to było dawno… Płynęła dalej, czekając na następny rozkaz… Na skraju mgły jakiś głos wrzeszczał, ale ona nie wiedziała dlaczego. Dlaczego nie przestaje wrzeszczeć? Dlaczego nie pozwoli jej się odprężyć?
- Zaklęcie słabnie. Imperio!
Ach, tak lepiej… Wrzask umilkł… Płynęła…
- Draco, ona nie jest już Granger tylko Snape, może dlatego nie posłuchała rozkazu?
- Możliwe - usłyszała gniewny głos. - Teraz bądź cicho, Goyle. Hermiono, spójrz w myślodsiewnię. Musisz to zobaczyć. Wtedy zdejmę Imperiusa i odbędziemy małą pogawędkę. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi.
Hermiona kiwnęła głową, ale irytujący głos powrócił… Przyjaciele? Ty nie jesteś moim przyjacielem! Och, ale co ten głupi głos mógł wiedzieć? Oczywiście, że byli jej przyjaciółmi… Płynęła… To było takie relaksujące… Takie miłe… Musieli być jej przyjaciółmi. Pochyliwszy głowę, spojrzała w myślodsiewnię.
Jakieś dziesięć minut później wyprostowała się… Nadal płynęła, jej umysł nie był w stanie lub nie chciał myśleć o obrazach, które zobaczyła w naczyniu.
Jej mąż, jej martwy przyjaciel… Nóż… Krew… Pojedyncza rana na jego klatce piersiowej… Coś było nie tak, ale zanim zdołała schwytać tę myśl… Płynęła znowu… Głos mówił, że powinna zastanowić się nad tym, co widziała, oprzeć się otulającej ją mgle… Ale dlaczego? Tak miło być odprężoną… Płynąć…
- Myślisz, że Vincent poradził sobie z tą dziewczyną Weasley’ów?
- Oczywiście. Dałem mu określone instrukcje. Miał rzucić Obliviate i odprowadzić ją pod wieżę Gryfonów. Powinna być teraz w pokoju wspólnym.
Hermiona czuła jak jej kąciki ust unoszą się z zadowolenia… Taka odprężona… I wtedy głos w jej głowie stał się głośniejszy… Domagał się wysłuchania… I nagle dotarło do jej świadomości. Myślisz, że Vincent poradził sobie z tą dziewczyną Weasley’ów?

Dziewczyna Weasley’ów… Obliviate…

Głos już nie był mały, był ogromny, wrzeszcząc w niej, przywracając świadomość… Niebezpieczeństwo, jej przyjaciółka…
O bogowie!
Ginny!


- Nie!

Hermiona zerwała się z krzesła, jakby ktoś oblał ją zimną wodą. Obracając się w stronę Dracona i Goyle’a instynktownie wyciągnęła różdżkę. Obrazy myślodsiewni zaatakowały jej myśli i ręka Hermiony zaczęła drżeć. Severusem był oczywiście Lucjusz… Ale kto zagrał Rona? Może jakiś biedny mugol?

Na twarzy Goyle'a widać było strach.
– Rozbiła… rozbiła twojego Imperiusa, Draco…
- Widzę – Draco popatrzył na nią ostrożnie. – Spokojnie, Gran…
- Snape.

Draco drgnął z gniewu, zanim zmusił się do wyrażenia współczucia.
– Tak mi przykro, Hermiono… Wiem, że nie wiedziałaś, że Snape miał w tym swój udział, myślałaś, że wcześniej chcieliśmy cię oszukać. Ale teraz już wiesz, prawda? Widziałaś w myślodsiewni… Widziałaś, co on zrobił.
Oczy Hermiony zwęziły się niebezpiecznie. Goyle przesunął się do przodu i dziewczyna zamarła, myśląc intensywnie. Z jednym poradziłaby sobie bez problemu, ale z dwoma mogą być kłopoty. Być może powinna grać na zwłokę… Zrobiła zakłopotaną minę.
– Ja… ja widziałam – jąkała się. – Dlaczego… ale dlaczego powinnam ci wierzyć? Co, jeśli…
- Hermiono, tak mi przykro. Nie chciałem ci tego pokazywać, ale zignorowałaś nasze ostrzeżenia… Do końca mieliśmy nadzieję, że nie będziesz musiała tego oglądać. Wiem, że to było bolesne dla ciebie. Nie chciałem byś oglądała swojego męża w tym stanie.
Starała się nie pokazać, jakie wrażenie zrobiły na niej słowa Malfoy’a. Więc Draco nie wiedział, że była z Harrym, kiedy znalazł Rona. Co za idiota. Wiedziała, że cięcia były różne. Linie krwi na jego ciele, brzytwa rozcinająca skórę Rona… Wzory były inne niż pojedyncze pchnięcie, które widziała w myślodsiewni. Zbyt różne.
- Wiem, że ufasz Snape’owi i nie masz żadnego prawdziwego powodu, by mi zaufać, ale to nie jest oszustwo. On… Snape… poprowadził grupę, która zaatakowała Weasley’a. Wiem, co Weasley o tobie myślał…
Dalsze słowa Malfoy’a zagłuszył szum krwi w uszach. Ledwo powstrzymywała wściekły wrzask… Wiesz, co Ron o mnie myślał? Ty bękarcie! Ty pieprzony bękarcie… Morderca… Zapłacisz. Zapłacisz.
Błyskawicznym ruchem podniosła różdżkę. Cały gniew, wściekłość szalejącą w jej sercu i krwi zawarła w tej jednej inkantacji.

- Crucio!

Strumień energii płynący przez nią, spływający do różdżki… karmił Zew… Jej krew śpiewała…
I wtedy poczuła, jak jej różdżka zamiera…
Nic się nie wydarzyło.
Energia została wchłonięta, albo zmieniona… Zaklęła w duchu, przypominając sobie rozmowy z Minerwą i Severusem o używaniu czarnomagicznych zaklęć różdżką z rdzeniem włosów jednorożca. Jak mogła być tak głupia i zapomnieć?

- Expelliarmus!

Usłyszała świst powietrza i jej różdżka wyrwała się z ręki. Została odrzucona pod kamienną ścianę. Przez chwilę nie była w stanie się podnieść. Jej krew zawrzała… Czerwona mgiełka zasnuła kąciki jej oczu… Z dzikim wrzaskiem rzuciła się na Dracona, zanim zdążył zareagować. Goyle stał bezczynnie z otwartymi ustami… Żaden z nich nie spodziewał się fizycznego ataku.
Poczuła głęboką satysfakcję, kiedy jej paznokcie rozorały policzek Dracona, aż trysnęła krew. Drugą ręką chwyciła go za przegub i wykręciła… Jego zaciśnięta ręka rozluźniła się i różdżka z cichym stukotem spadła na podłogę. Zaklęła dziko, planowała tak przekręcić rękę Malfoy’a, by odebrać mu różdżkę. Głupiec musiał być tak zaskoczony jej atakiem, że rozluźnił dłoń. Warcząc, kopnęła różdżkę do przeciwległego kąta pokoju i wtedy zauważyła własną różdżkę na podłodze, nie dalej niż dwa kroki od nich.
Draco był szybszy, złapał ją od tyłu i podciął nogi, przewracając na podłogę.
- Goyle!
Draco złapał Hermionę za kostkę i odciągnął do tyłu z dala od różdżki. Wierzgnęła nogami, trafiając Malfoy’a w ramię. Wykrzywił się z bólu, teraz chwycił obie kostki, gniotąc kości z całej siły. Kątem oka widziała jak twarz Goyle’a zbladła.
- Draco! Co ty… nie rób tego! Powstrzymaj to, kontroluj się, człowieku!
- Ja… ja nie mogę… - w zimnych oczach blondyna zawrzało. Hermiona wiedziała, że to Zew wścieka się w nim. – Nie chcę tego kontrolować. Zasługuję na coś po tym wszystkim… - oczy Dracona zwęziły się, Hermiona poczuła jak nierówne kamienie podłogi ranią jej skórę na plecach, kiedy pociągnął ją ku sobie. Jej szaty podwinęły się do góry, trąc o podłoże, Draco omiótł ją spojrzeniem, co przyprawiło ją o dreszcz strachu… Była w mniejszości, nieuzbrojona i częściowo rozebrana.

Goyle sięgnął i chwycił ramię Dracona, szarpiąc go do tyłu.
– Psiakrew, Draco, to jest głupie! Nie kontrolujesz się; nie taki był plan! Wiem, że twoje powiązanie jest silniejsze niż moje, ale na Merlina, opanuj się!
Kiedy Goyle mówił, Hermiona skorzystała z okazji, by kopnąć blondyna w twarz, nie było to celne kopnięcie, ponieważ miał twarz zwróconą do kolegi, ale wystarczyło. Puścił jej kostki, odruchowo przeniósł ręce na twarz i stracił oparcie, gdy Hermiona rzuciła się na ślepo w stronę różdżki. Nie była w stanie racjonalnie myśleć… Czerwona mgła zaciemniła jej wzrok… Zemsta… Krew… Zapłaci. Sprawię, że zapłaci.
Wtedy usłyszała krzyk.
- Chrzanić plan! Jedno Obliviate więcej…
Została rzucona na ziemię, trzasnęła głową o ostry kamień… Obróciła się na plecy i kopnęła. Uśmiechnęła się, słysząc bolesny jęk. Nim zdążyła wykorzystać chwilową przewagę, dwie ręce zacisnęły się na jej udach, przygważdżając do podłogi.

Piekący żar… Znak krwi… I wtedy…

- Przestań, Draco! To nie jest atak na jakichś mugoli - Goyle chwycił rękę Dracona, odciągając go jeszcze raz. Zerknął na nią i opadła mu szczęka. – O Merlinie… Merlinie… Zostaw ją Draco, musimy iść… Ona jest oznaczona. Snape ją naznaczył!
Hermiona patrzyła jak paniczny strach ściera wściekłość i krwiożerczość z twarzy Dracona, pomagając jej tym samym stłumić Zew we własnej krwi. Odepchnął się od niej, upadając na podłogę. Sięgnęła za siebie i złapała różdżkę. Draco nie spuszczał z niej wzroku, nawet kiedy wstał i ruszył do kąta po własną różdżkę. W ciszy, która zapadła słychać było tylko jego ciężki, urywany oddech. Słyszała jak szepce nienaturalnie niskim głosem
- Och, bogowie… Nie… Snape… naznaczył ją… Ale to szlama!
- Chodź, Draco, mówiłem ci, byś jej nie dotykał! Musimy stąd wyjść!
Drzwi otworzyły się z hukiem.

- Za późno – w jedwabistym głosie dźwięczał lód.

Hermiona zacisnęła dłoń na różdżce.
- Stupefy - powiedziała chłodno, w tej samej chwili, kiedy Severus rzucił własny urok. Goyle został obwiązany znajomymi czarnymi pędami, Draco upadł na ziemię tracąc przytomność.
Jej adrenalina opadła. Cofnęła się odruchowo, aż poczuła na plecach chłodny kamień, kolana jej się zatrzęsły i opuściła się po ścianie na podłogę, nie zwracając uwagi na podwijające się szaty. Wpatrzyła się ponuro w swoje nagie kolana. Severus był przed nią prawie natychmiast i kiedy podniosła głowę, zobaczyła, że musiał opuszczać ich mieszkanie w ogromnym pośpiechu. Jego koszula pod płaszczem nie była w pełni zapięta. Pisk Goyle’a był jedynym dźwiękiem w pokoju. Severus kucnął przed nią, co spowodowało, że jego koszula się rozchyliła. Zadrżała, kiedy zobaczyła rękojeść noża sterczącego zza pasa jej męża.
- Jesteś ranna? – zapytał stalowym głosem. Przez więź wyczuwała wściekłość, gniew… opleciony nitkami strachu i coś jeszcze, czego nie potrafiła zidentyfikować…
Szybko potrząsnęła głową.
- Nie… Naprawdę… Oni nic nie zrobili… Nie taki mieli zamiar bynajmniej. Znów chcieli zrobić ze mnie głupka… Myślodsiewnia, włosy… Chcieli sprawić, bym pomyślała, że zabiłeś Rona… Ale wtedy Zew ogarnął Dracona… Ogłuszyli Ginny i mnie… Goyle starał się, ale wyrwał mi różdżkę i… - urwała, widząc zmieszanie na twarzy Severusa. Zrozumiała, że plecie bez sensu, zamknęła usta i potrząsnęła głową. - Cieszę się, że przyszedłeś.
- Jak wszedłem wyglądało, że panujesz nad sytuacją - Severus szybko rozpiął płaszcz i przykrył ją, zostając tylko w częściowo zapiętej koszuli. Nie mogła oderwać oczu od blizny biegnącej przez jego mostek. Obrysował delikatnie palcem jej twarz i zatrzymał się nagle, widząc jak czerwienieje od krwi.
- Krew. Zranili cię.
Zmieszała się na chwilę, zanim przypomniała sobie, że uderzyła głową o podłogę, kiedy Draco rzucił się na nią.
- Myślałam… Nie czułeś tego przez znak? – spojrzała w dół na swoje udo, podążył za jej wzrokiem i zamarł. Jej znak zapłonął żywym ogniem, wzrastającym z każdą chwilą. Im dłużej Severus gapił się na jej udo, tym żar stawał się intensywniejszy.
- Severusie? Co ty… - jej głos załamał się, kiedy zrozumiała, że nie odrywał wzroku od jej znaku krwi… Czuła fale furii, teraz gorącej, wyciekającej z niego. – Co… - popatrzyła w dół, idąc za jego spojrzeniem i dokładnie się przyjrzała. Och, bogowie… Purpurowe znaki… w kształcie palców… po wewnętrznej stronie uda. Zawsze łatwo robiły jej się sińce.
Podniosła wzrok i napotkała intensywne... płonące spojrzenie czarnych oczu.
- Który to zrobił? Który z nich odważył się ciebie tknąć?
Który z nich odważył się ciebie tknąć… Wiedziała dokładnie, co miał na myśli mówiąc to, przełknęła ślinę niezdolna, by odpowiedzieć. Ale kiedy jej spojrzenie powędrowało w stronę nieprzytomnego Malfoy’a... wiedział. Wstał z niebezpiecznym błyskiem w oku. Obrócił się w stronę Dracona, wyciągnął różdżkę i syknął.
- Enervate.

Młody Malfoy przez kilka chwil mrugał oczami, zanim oprzytomniał i uświadomił sobie swoje rozpaczliwe położenie.
Po omacku cofał się przed sunącym w jego stronę Severusem.

- Expelliarmus!

Różdżka Dracona, którą trzymał, bezużytecznie wypadła z jego ręki, kiedy odrzuciło go na przeciwległą ścianę. Hermiona patrzyła jak mięśnie na plecach Severusa tężeją i wiedziała, że ta zemsta będzie szybka...

Kiedy emocje biorą górę, jest trudno utrzymać kontrolę.

Jak atakujący wąż, Severus jedną ręką chwycił Dracona za szaty, poderwał z podłogi i cisnął o stół. Drewno skrzypnęło pod ciężarem. Oczy Dracona utkwione były w Severusie... jak wyciągał sztylet zza pasa. Długie białe ostrze błysnęło niebezpiecznie w świetle świec. Blade niebieskie oczy rozszerzyły się ze strachu, kiedy Severus przystawił nóż do własnej piersi i przeciągnął w poprzek mostka cienką linię krwi... Jego przerażający wzrok sprawił, że blondyn nie był w stanie się poruszyć.
Och, bogowie… Nacięcie było tuż pod wcześniejszą blizną… Blizną rytuału Krwi, wykonanego, kiedy zabijał swojego ojca. Słyszała jak mówi twardym i zimnym głosem, jakiego nigdy wcześniej nie słyszała…

- Zapłata ofiarowana. Krew przyjęta.

- Nie, proszę! Proszę! Nie! - Draco zaczął wrzeszczeć. Żołądek Hermiony skręcił się ze strachu… Rozpoznała początek rytuału, aż za dobrze… Zapłata ofiarowana. Krew przyjęta. Zew… Rytuał Krwi… Severus powoli podnosił nóż, wrzaski Dracona stały się urywane, kiedy szlochał i błagał o litość. Scena ta była tak nierzeczywista, iż Hermonie wydawało się, że ogląda film klatka po klatce w zwolnionym tempie.

Zapłata musi zostać spełniona, kiedy słowa zostaną wypowiedziane…

Wrzask dobiegający od strony Goyle’a sprawił, że wróciła jej przytomność umysłu.
Z gardła wyrwał się jej rozdzierający krzyk.
- Nie! Nie, Severusie! Zamkną cię w Azkabanie. Błagam, nie rób tego!
Wstrzymał rękę, słysząc jej krzyk, ale się nie odwrócił. Dyszał ciężko, jego czarne oczy jeszcze bardziej pociemniały, kiedy spojrzał na młodego człowieka wijącego się w jego uścisku. Severus zadrżał... Usiłował poskromić Zew, Hermiona zacisnęła pięści na kolanach... modląc się, by odniósł sukces, przejął kontrolę... Wrzaski Dracona nadal dzwoniły jej w uszach, łzy mieszały się ze śluzem spływającym z nosa. Bogowie... za późno… Już zaczął rytuał… Zew był zbyt silny… Czuła jak wścieka się w nim… Nieposkromiony…

Jest trudno oprzeć się temu. Niezmiernie trudno. Można... upuścić krew zamiast zabić. Ale na to potrzeba ogromnej siły woli...

- Błagam, Severusie! – Hermiona szlochała rozpaczliwie. Myśląc intensywnie, co powiedzieć, by jej słowa przedarły się przez jego wściekłość i powstrzymały pragnienie krwi, krzyknęła:
- Nie zostawiaj mnie! Nie mogę cię stracić!!!
Drgnął, słysząc jej słowa i poczuła przypływ nadziei.
- Którą ręką ją dotknąłeś? Którą ręką dotknąłeś mojego znaku? - wysyczał Severus przez zaciśnięte zęby. Draco nadal błagał o litość, Severus zwiększył nacisk na szyi blondyna. – Którą ręką?
- Le… le… lewą – wyjąkał Draco przez łzy.
- Rozmowa krwi, przez krew. Krew musi dostać odpowiedź. - Severus wzniósł nóż nad ciałem Dracona, chwytając jednocześnie za jego lewy przegub, unieruchamiając go.
Wrzask Dracona zmieszał się z wrzaskiem Hermiony, kiedy Severus błyskawicznym ruchem, zbyt szybkim dla oka, opuścił nóż. Hermiona zacisnęła powieki na dźwięk ostrza przebijającego tkankę i kość, usłyszała jeszcze głuchy odgłos, kiedy nóż wbijał się w drewno. Wrzaski Dracona zmieniły tonację, przechodząc z przerażenia w nieopisany ból, kiedy spojrzał na swoją dłoń przybitą do stołu.
Severus skierował nóż prosto przez dłoń chłopca z taką siłą, że rękojeść nadal drżała nieznacznie, a końcówka ostrza, jego zimna biała powierzchnia, teraz zmatowiała od krwi, wystawała pod stołem. Hermiona cała się trzęsła, usiłując zapanować nad wirującym żołądkiem i atakiem nudności. Gorączkowo starała się obliczyć siłę potrzebną, by przebić kość, ścięgna i dwucalowe drewno...

Bogowie...

Severus machnął różdżką w kierunku Goyle’a, oswabadzając go z więzów. Chłopak nie ruszył się z miejsca, dopóki Severus nie odwrócił się tyłem do szlochającego blondyna i nie ruszył w stronę Hermiony. Dotknął miękko jej policzka. Spojrzała na jego kark, gdzie trysnęło parę kropli krwi Dracona… Jej oczy powędrowały do długiej linii krwi na jego torsie, prawie idealnie równoległej do cienkiej białej blizny biegnącej przez mostek. Zaczęła drżeć gwałtownie, uświadamiając sobie, co mogło się zdarzyć... I co w konsekwencji się zdarzyło… Severus zamruczał uspokajająco, oplatając ją rękami. Ku swojemu zaskoczeniu odprężyła się.

Hermiona usiłowała ogarnąć zamęt panujący w jej myślach: brutalna rzeczywistość dzisiejszych wydarzeń, wrzaski chłopaka nadal przybitego do stołu, kiedy Severus wziął ją na ręce i ruszył w kierunku wyjścia. Tuż przed wyjściem na korytarz zatrzymał się i zwrócił do Goyle’a.
- Zajmij się swoim przyjacielem. Lucjusz zaraz tu będzie.
Goyle tylko skinął głową.
Severus rzucił na nich zaklęcie kameleona i szybkim krokiem ruszył korytarzem.
Trzymał ją pewnie, miękko. Ponieważ zależało mu by jak najszybciej dotrzeć do mieszkania, przesunął ją tylko wygodniej i zanurzył usta w jej włosach.

Merlinie… Jak to możliwe, że to jest ten sam człowiek? Jak jeden człowiek może mieć aż tak różne oblicza. On skierował ten nóż prosto na Dracona… Och, bogowie… Chciała zrozumieć jego zagadkowe zachowanie… Pogodzić delikatność z jaką ją trzymał oraz obejmował, kiedy pocieszał... z widokiem jego twarzy zimnej, zaciętej, pełnej furii w chwili, kiedy przebijał nożem rękę młodego człowieka.

Rękę, która ją tknęła...

Ciemność nigdy naprawdę cię nie opuszcza... Zawsze jest z tobą... Zew może zostać odparty... Ale nie zawsze.

Rozdział 24

- Wiem, że to będzie trudne, ale musisz spróbować oprzeć się temu, Hermino, obiecaj mi…
- Ja… - przełknęła – spróbuję, ale…
- Dobrze – powiedział, wstając z krzesła.
Westchnęła i opadła z powrotem na tapczan, obserwując Severusa w milczeniu. Bolała ją głowa od nadmiaru myśli po wydarzeniach dzisiejszego ranka. Kiedy wrócili do mieszkania spytał z wściekłością, dlaczego poszła na to cholerne spotkanie sama, podkreślił, że sama jest sobie winna. Stworzyła idealną okazję, której nie mogli zignorować. Próbowała powiedzieć mu o Ginny i o tym, co powiedział Draco, ale dalej się wydzierał, w końcu sama zaczęła wrzeszczeć, bliska histerii.
Severus szybko skontaktował się z Dumbledorem. Minerwa i pani Pomfrey błyskawicznie sprawdziły co z jej przyjaciółką, na szczęście Crabbe zastosował się do rozkazów młodego Malfoy’a. Rzucił na Ginny Obliviate i odprowadził pod wieżę Gryfonów. Ginny zapamiętała tylko, że rozmawiała krótko z Hermioną i wróciła do pokoju wspólnego, aby się spakować.
Zdecydowali, że nie poinformują młodej czarownicy o rzeczywistych wydarzeniach. Hermiona nie miała pojęcia, jak wytłumaczyli przyjaciółce fakt, że opiekunka domu i szkolna pielęgniarka specjalnie fatygowały się do niej z pytaniem o jej poranne czynności. W tej chwili to nie miało znaczenia, Ginny i Harry będą bezpieczni w Norze.
Po burzliwej popołudniowej rozmowie z dyrektorem zdecydowano również o nie wyciąganiu konsekwencji wobec winowajców. W normalnej sytuacji ta decyzja wzbudziłaby jej gniew, ale zdawała sobie sprawę, że to konieczne.
Lucjuszowi z pewnością nie spodobało się to, co Severus zrobił z jego synem, ale tą decyzją wytrącili mu argumenty z ręki, Severus mógł powiedzieć, że to on przekonał Dumbledore’a, by Draco uniknął kary. Kolejny raz udowodniłby swoją lojalność względem Czarnego Pana. Nieznacznie potrząsnęła głową. Severus potrafił każdą sytuację obrócić tak, by przyniosła korzyści jemu i jego pozycji w Kręgu.
Nawet ich małżeństwo.
Powróciły słowa, które wypowiedział, wydawałoby się tak dawno temu:
To jest najlepsze rozwiązanie dla pani. Możliwość podniesienia mojej pozycji w Kręgu to tylko dodatkowa korzyść. Bonus, że tak powiem…
Korzyści dodatkowe dla niego. Korzyści z ich małżeństwa… Korzyści z prób Malfoy’a, by zachwiać jej zaufaniem do niego… Nawet korzyści z jej uczucia. Dziwne uczucie skręciło jej żołądek. Była pewna, że… coś… do niej czuł, ale szybkość z jaką jego delikatność przeszła we wściekłość… nie potrafiła tego rozszyfrować. Ale czy kiedykolwiek potrafiła go rozszyfrować? Severus był mistrzem manipulacji.
Ale… powiedział, że jej ufa. To było tak proste stwierdzenie, że wiedziała, że to była prawda.

Więc ufał jej. I czuł coś do niej. Chciałaby jeszcze… nie bądź głupia, Hermiono. Miałaś pełną świadomość czego się spodziewać, kiedy podpisywałaś kontrakt. Wchodziłaś w to małżeństwo z otwartymi oczami, zmitygowała się… nigdy nie oczekiwała, że chciałby być z nią… Ale to było zanim zakochała się we własnym mężu.
Zepchnęła głęboko głupie marzenia, kiedy usłyszała jak Severus kontynuuje dziwnie chrapliwym głosem.
– Mówiłem już wcześniej, ale powtórzę jeszcze raz, jesteś uparta, więc wykorzystaj to, Zew będzie chciał byś rzuciła Niewybaczalne lub… wykonała rytuał Krwi.

Rytuał Krwi.

Zapłata ofiarowana, krew przyjęta.

Severus był tak blisko… tak blisko wykonania… i powstrzymał się. Dzięki niej.
- Severusie, byłeś w stanie się oprzeć… widziałam… wiem jak dużo Zew żądał… czułam przez więź – wyszeptała.
Obrócił gwałtownie głowę, czarne włosy opadły mu na twarz zasłaniając oczy.
– To było ledwie dotknięcie i minęło razem z Draconem. Gdybyś nie… - urwał i podszedł do niej. - Ja nie odczułem konsekwencji swojego czynu. Zew już jest częścią mnie. Ale ty… to uzupełniłoby powiązanie.
- Ale, Severusie … Rytuał Krwi… Jeśli Moody odmówi, to ktoś musi…
- Nie – Severus wyprostował się, groźny, onieśmielający. Mistrz Eliksirów.
- Jeśli Moody nie zgodzi się wykonać rytuału, wtedy zrobię to, co muszę. Pamiętaj, że przepowiednie z reguły nie są jednoznaczne i zawsze istnieje możliwość, że źle odczytaliśmy słowa proroctwa.
– Nie widzę innej możliwości – warknęła.
Uniósł brew i popatrzył kpiąco.
– Wszystkowiedząca mądrala nie pomyślała? Kto powiedział, że rytuał Krwi musi być wykonany na Czarnym Panu? Pomyślałaś o tym, moja droga żono?
Zmarszczyła brwi. To możliwe…
Uśmiechnął się z satysfakcją, widząc jej zmieszanie.
– No właśnie – strzepnął lekceważąco palcami. – I tak ciebie tam nie będzie, Hermiono, więc ta dyskusja nie ma sensu.
- CO? - wrzasnęła. Nie mówił poważnie… Nie ma mowy… Nagle poczuła coś przez więź, jakąś nieznaną emocję… minęło.
- Jeśli postawię na swoim, nie będzie cię tam.
Jeśli postawi na swoim? Przerwała domysły na temat jego emocji, kiedy dotarło do niej, co powiedział.
Zerwała się z tapczanu i zacisnęła pięści.
– A jeśli nie postawisz na swoim?
Severus przysunął się bliżej, tak blisko, że czuła gorąco bijące z jego ciała. Przyglądał się jej przez chwilę. Znowu… więź… ta dziwna emocja. Cisza się przeciągała, nie wykonał żadnego ruchu, tylko utkwił w niej intensywne spojrzenie czarnych jak bezdenne studnie oczu.
Powściągnęła gniew i jeszcze raz spróbowała zidentyfikować tę emocję… Determinacja? Chęć ochrony? Coś jeszcze? Wciągnęła gwałtownie powietrze, kiedy wyczuła zmianę… znajome… pragnienie.
- Zawsze stawiam na swoim. – usłyszała głęboki jedwabisty głos... przeklęty seksowny głos… i wiedziała, zanim poczuła jak jego ręka oplata ją w talii i przyciąga ciasno do niego, że przegrała tę bitwę.

******

Zgodnie z wcześniejszą rozmową, pierwszego dnia przerwy świątecznej wybrała się z Minerwą na Pokątną. Spotkały się w Wielkiej Sali na śniadaniu. Hermiona otrzymała ranną pocztą szalony list od Harry’ego, zachichotała po przeczytaniu i szybko wysłała odpowiedź.

- Coś zabawnego od pana Pottera? – spytała Minerwa.
Uśmiechnęła się.
– Zdał sobie sprawę, że nie ma zielonego pojęcia, co kupić Ginny i pani Weasley na prezent i chciał się poradzić kobiety.
Minerwa roześmiała się.
– Nie powinien się tym przejmować. Myślę, że spodoba im się wszystko, co dostaną od pana Pottera, obojętnie, co by to nie było.
Hermiona przytaknęła.
– Tak, ale wiesz jaki jest Harry.
- Rzeczywiście. - Minerwa uniosła brew, otarła usta serwetką. – Jesteś gotowa?
Hermiona uśmiechnęła się i kiwnęła głową.

Cztery godziny później Hermiona była wyczerpana. Minerwa była niezmordowana w kupowaniu, to nie jest coś, czego można się spodziewać po wiekowej czarownicy. Powiedziała to starszej koleżance.
- Och, powinnaś mnie widzieć kiedy byłam w twoim wieku, Hermiono. Teraz to jest nic, nawet pominęłyśmy parę sklepów – roześmiała się Minerwa.
Hermiona rozejrzała się wokół ze znudzeniem i stwierdziła, że stoją przed wejściem do Esów i Floresów. Zrozumiała, że ma doskonałą okazję, żeby zatroszczyć się o pewną sprawę, o której myślała od dwóch dni. Od chwili kiedy nie udało jej się rzucić wiadomego zaklęcia. W księgarni samemu można się by zgubić, a co dopiero drugą osobę. Mogła wyskoczyć do Ollivandera i wrócić zanim Minerwa się zorientuje...
- Minerwo, nie będziesz miała nic przeciwko temu, że wejdę na chwilę do księgarni? Muszę zerknąć na parę książek... I nie wiem jak długo mi zejdzie.
Minerwa uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Oczywiście, Hermiono, nie śpiesz się, też muszę obejrzeć jeszcze parę rzeczy.
Hermiona zaśmiała się pod nosem. „Obejrzenie paru rzeczy” w wykonaniu Minerwy znaczyło co najmniej godzinną rundę intensywnych zakupów.
Chwilę później Hermiona wymknęła się z księgarni, rzuciła na siebie zaklęcie kameleona i szybkim krokiem ruszyła w stronę sklepu Ollivandera.
Cicho wślizgnęła się do środka, nie chcąc przeszkadzać temu dziwnemu czarodziejowi skupionemu na pracy przy nowej różdżce.
- Ach. Witam panią, pani Snape. – Zaskoczył ją, nawet nie podniósł oczu znad stołu.
- Panie Ollivander… skąd pan wiedział, że to ja?

Niesamowite księżycowe oczy oderwały się od biurka i zerknęły w jej stronę. Z grymasem poirytowania stary czarodziej strzepnął palcami, chwycił różdżkę i wskazał na nią. Cofnęła się zakłopotana i złapała za własną różdżkę zdając sobie sprawę, że nie zdąży.

- Finite Incantatem.

Poczuła jak spada z niej zaklęcie kameleona i westchnęła nad własną głupotą.
- Och, przepraszam, panie...

- Tak, chciałaś się dowiedzieć skąd wiedziałem, że to ty? Zew... młoda damo. Ciągnie swój do swego. Kiedyś i ty będziesz w stanie to wyczuć. Powinowactwo... będziesz je wyczuwała.
- Powinowactwo? Co…
- Nie masz wiele czasu do dyspozycji, nieprawdaż? I myślę, że masz do mnie jakąś prośbę – spojrzał na nią bystro. – A może się mylę?
Hermiona potrząsnęła głową. „Ten człowiek był prawie tak tajemniczy jak Trelawney".
- Uhm… tak. Mam. Ja … - wzięła głęboki wdech – potrzebuję nowej różdżki.
Ollivander pokiwał głową.
– Na poprzednią nadepnął hipogryf? Pojedynek? A może wpadła do jakiegoś żrącego eliksiru?
Zmarszczyła brwi.
- Uhm… nie. Czy pamięta pan, jak pan powiedział, kiedy ja...
- Oczywiście, że pamiętam. Proszę, usiądź tutaj – wskazał Hermionie stołek po drugiej stronie biurka.
Usiadła na krześle i patrzyła jak chodzi między półkami i wyciąga podłużne pudełka.
– Proszę – powiedział, otwierając pierwsze z nich. – Spróbuj tej.
Ujęła różdżkę, zauważając, że była prawie identyczna jak aktualna z wyjątkiem rdzenia oczywiście.

- Lumos.

Migotanie światła i nic więcej.
- Hmmm... A może...ta?
Ta była już zupełnie taka sama jak jej własna. Spojrzała pytająco na starszego czarodzieja, ale tylko machnął ręką, że ma spróbować. Wzruszyła ramionami i zgodnie z jego życzeniem machnęła.
Po wypróbowaniu trzech, identycznych różdżek poczuła wreszcie ciepło rozchodzące się po ciele. Światło było oślepiające, znacznie mocniejsze niż z aktualnej różdżki.
- Ach, tak. Jesion. Dziewięć i pół cala. Rdzeń z włókna serca smoka… Bardzo dobrze.
- Jest doskonała. Jak dużo... - urwała i zaklęła pod nosem. Nie miała przy sobie tylu galeonów, by starczyło na różdżkę, a nie mogła wziąć jej na rachunek Gringotta... W księgach ukazałby się zapis transakcji i Severus szybko by się zorientował, co zrobiła.
- Severus nie może się dowiedzieć – mamrotała do siebie. - Muszę przyjść tu jeszcze raz... Ale kiedy i jak? Zwłaszcza teraz po ataku Dracona... Severus stał się jeszcze bardziej paranoiczny.
- No tak, to utrudnia sprawę, prawda pani Snape? - pan Ollivander przypatrywał się Hermionie w milczeniu.
Przygryzła wargę i skinęła potakująco głową. Chciała odłożyć różdżkę do pudełka, kiedy szczupła, stara dłoń powstrzymała ją. Spojrzała z zaskoczeniem na starego czarodzieja.
- Niech mi pani wyjaśni, młoda damo, dlaczego potrzebuje pani nowej różdżki. Nie wyczuwam w pani pełnej obecności Zewu. Nie uzupełniła pani powiązania. To... dlaczego teraz?
Przez kilka długich uderzeń serca wpatrywała się w Ollivandera. W końcu zdecydowała się powiedzieć mu tyle, ile mogła bez wchodzenia w szczegóły. Opuściła wzrok i zauważyła, że jego szczupłe palce przykryły jej dłoń zaciśniętą na różdżce... wzięła głęboki wdech.
– Jest coś... co być może będzie zmuszony zrobić... Ale on... nie może... ponieważ jeśli wykona tę rzecz, to... to skończy się ona jego śmiercią. I jeśli do tego dojdzie, ja muszę być gotowa... gotowa zrobić to dla niego. Ale jeśli się dowie, że przygotowuję się do tego, to on... No cóż, nie będzie zadowolony... I będzie chciał mnie uchronić... przed tym, co chcę zrobić - Hermiona spojrzała bezpośrednio na starego wytwórcę różdżek. – Przepraszam, ale nie mogę wyjaśnić dokładniej – szepnęła.
Ollivander przez dłuższą chwilę wpatrywał się w nią w milczeniu, usiłowała nie wiercić się pod jego badawczym wzrokiem. Musiał zobaczyć w jej oczach coś, co mu się spodobało, ponieważ skinął poważnie.
– Jest twoja. Idź już.
Hermiona otworzyła usta ze zdumienia i rozluźniła palce na różdżce.
– Przepraszam, co?

Ollivander podniósł obie ręce i delikatnie owinął jej palce dookoła kawałka ciepłego drewna
– Idź już, młoda damo. Różdżka jest twoja.
Wstała powoli, kiedy niecierpliwym machnięciem ręki wskazał na drzwi. Otworzyła usta, by zaprotestować, ale potrząsnął głową.
– Severus jest moim starym przyjacielem. Myślę, że wiem, co zamierzasz zrobić i jeśli mam rację... po prostu idź.
- Dziękuję.
Skinął niecierpliwie głową i usiadł za biurkiem, uważając tym samym transakcję za zakończoną. Hermiona ruszyła w stronę drzwi, kiedy usłyszała jak woła za nią.
- Hermiono – zamarła w pół kroku. Zawołał ją po imieniu… Nawet nie przypuszczała, że zna jej imię!
- Tak, panie Ollivander?
Nie odpowiadał przez chwilę i zaniepokoiła się. Miała jeszcze trochę czasu, by wrócić do księgarni zanim Minerwa zacznie jej szukać, ale nie chciała tu dłużej zostać.

- Bądź gotowa.

*******

W środę wieczorem nadeszło wezwanie.
Hermiona obserwowała go jak wyciągał z szafy ciężkie czarne szaty, w jej oczach było więcej zaniepokojenia niż zwykle. Severus wielokrotnie zapewniał ją, że nie poniesie żadnych konsekwencji za swój czyn na młodym Malfoyu, ale nie potrafiła tak do końca uwierzyć w jego zapewnienia.
Kiedy pewnym krokiem podchodził do biurka, by odszukać świstoklik, usłyszał jak Hermiona pociąga nosem. Westchnął, zdusił rozdrażnienie i podszedł do niej.
– Hermiono, przestań. To jest normalne zebranie dla Wewnętrznego Kręgu i prawdopodobnie będzie następne dla reszty w tym tygodniu.
Kiwnęła niepewnie głową i podeszła bliżej, objął ją rękami i westchnął, kiedy wtuliła się w jego ciało. Miał nadzieję, że spotkanie nie będzie trwało zbyt długo…
- Severusie, ja... – usłyszał jej niepewny głos i zesztywniał. Musiała to wyczuć, ponieważ mocniejszym już głosem dodała. – Bądź ostrożny.
- Będę. Zawiadom Albusa – pocałował ją miękko we włosy i wypuścił z objęć.
Ostatnią rzeczą, którą widział aktywując świstoklik były jej czekoladowe oczy zachodzące łzami od nadmiaru emocji.

Kilka minut później klęczał na twardej, szorstkiej podłodze.
- Mój Panie.
- Wstań, Severusie.

Wstał i pozwolił, by Czarny Pan przejrzał starannie wybrane obrazy w jego umyśle. Szybko wyjaśnił Czarnemu Panu szczegóły zdarzenia z udziałem Dracona.
- Byłem w stanie powstrzymać starego głupca od ukarania chłopców, ale nie było to łatwe.

- Widzę, Severusie - spojrzenie czerwonych oczu przybrało na sile… Potrzebował całej swej silnej woli, by móc się znowu skupić… na czymkolwiek. Napełnił umysł oburzeniem, że została naruszona jego własność, strachem, że to zawróci ją ze ścieżki Czarnego Pana… Wyraz jej twarzy, kiedy wszedł do pokoju… Rozmowa z Dumbledorem, kiedy usiłował przekonać go, by nie karał chłopców oraz nie informował Weasley’ówny...
Kiedy w końcu Czarny Pan opuścił jego umysł, zachwiał się, oddychając ciężko. Wiedział, że inni członkowie Kręgu, łącznie z Malfoy’em, zjawili się, kiedy Czarny Pan sprawdzał jego umysł.
– Bardzo dobrze, Severusie. Kolejny raz dowiodłeś swojej lojalności.
- Żyję, by służyć, mój Panie – odpowiedział, kłaniając się nisko i zajął swoje miejsce w Kręgu.
Czarny Pan ruszył wzdłuż Kręgu, przyglądając się w zamyśleniu każdemu z członków. Zatrzymał się przed Malfoy’em.
– Lucjusz. Masz jakieś… wątpliwości, co do tego, jak Severus postąpił z twoim synem?
- Żadnych, mój Panie – Lucjusz skłonił się tak nisko, że jego nos prawie dotykał ziemi. Severus parsknął szyderczo pod maską. Jak szybko potężny upadł… Nie zdziwiła go odpowiedź Lucjusza. Blondyn był świadkiem aprobaty Czarnego Pana, i wiedział, że Severus mógł ukarać chłopaka. Był zadowolony, że nie został bez spadkobiercy. Zszokowały go następne słowa Malfoya.
– Jednak, mój Panie… jestem zaniepokojony jego sentymentem do tej szlamy.
Severus wciągnął powietrze. Pozostali członkowie Kręgu poruszyli się niespokojnie, zastanowił się, ilu z nich miało podobne myśli. Czas odwrócić ich uwagę.

Zaczął się śmiać.

Bardzo głośno.

Czarny Pan obrócił się twarzą do niego.
– Severusie, chcesz odpowiedzieć swojemu bratu?
Severus wystąpił naprzód.
– Mój Panie, ta szlama jest tylko drogą by służyć tobie. I… czasami zachwycającym odwróceniem uwagi. Chętnie zabiję ją, jeśli sprawi ci to przyjemność, Panie.
Jego dłonie zaczęły się pocić, ale stał niewzruszony.
- Ale ty… naznaczyłeś ją krwią! Związałeś jej brudną krew ze swoją –
Lucjusz zapomniał się i podniósł głowę by spojrzeć na Severusa. Kiedy Czarny Pan obrócił się do niego, szybko schylił głowę.
– Mój Panie, jak tylko podążam za twoimi naukami - Czarny Pan zaśmiał się zimno. Mimo iż Severus słyszał ten śmiech wiele razy, czuł jak zimny pot spływa mu po kręgosłupie.
- Szlama jest własnością Severusa. Miał prawo oznaczyć swoją własność, Lucjuszu. I całe szczęście, że zrobił to, ponieważ twój syn nie był w stanie kontrolować Zewu w jej obecności. Powinienem się zastanowić czy przypadkiem twój syn nie żywi sentymentu do szlamy?
- Nie, nie. Oczywiście, że nie, mój Panie. Żyję, by służyć.

Czarny Pan obserwował Lucjusza przez parę sekund. Po chwili rzekł:
– Wstań, Lucjuszu. Twoje zaniepokojenie nie było tak do końca nie na miejscu. Gdybym nie zobaczył prawdy w oczach twego brata, byłbym zmuszony poczynić odpowiednie kroki, by poprawić sytuację. Ponieważ to staje się… Twój syn ma być obecny na następnym spotkaniu. Życzę sobie… porozmawiać… z nim.
Lucjusz zgiął głowę w uznaniu.
– Tak, mój Panie.
- Teraz, moi lojalni słudzy… mój Wewnętrzny Kręgu. Wasze wysiłki rekrutacyjne były owocne. Z taką ilością zwolenników jestem w stanie utrzymać kontrolę nad czarodziejskim światem – Severus wstrzymał oddech. – Nadchodzą puste dni, a wraz z nimi zbliża się ostateczna bitwa i po niej będziemy rządzili światem czarodziejów. Pod moim przywództwem. A wy, którzy jesteście moim Wewnętrznym Kręgiem, zbierzecie plony… Bądźcie gotowi. Bądźcie gotowi.

- Tak, Panie.

Czarny Pan aportował się, Severus stał przez chwilę, gapiąc się na miejsce, gdzie jeszcze przed momentem stał potężny czarodziej.
Usłyszał cichy syk.
- Bądź ostrożny, Severusie...
Kiwnął głową nieznacznie i odwrócił się do śmierciożercy stojącego obok.
– Bracie Rodolphusie.
- Bracie Severusie. Czy mówiłem ci najnowsze wieści o stanie zdrowia Belli? Nie? Przejdźmy się. – Powiedział, kierując Severusa w bardziej oddalony kąt stodoły. Rzucił szybko zaklęcie wyciszające, by uniknąć podsłuchiwania.
Severus uniósł brew, choć wiedział, że Rodolphus nie zdoła tego zobaczyć.
– A więc bracie, jak zdrowie twojej żony? Albo to był tylko wybieg?
Rodolphus odwrócił wzrok.
– Tak. Nie wierzę, że ona kiedykolwiek odzyska zdrowie psychiczne. Sam Czarny Pan próbował… – mężczyzna popatrzył na Severusa, jego oczy lśniły figlarnie zza maski. - Bella nadal jest… jak ty to powiedziałeś? A tak, zachwycającym odwróceniem uwagi.
- Jej apetyty nie zmniejszyły się?
- Wcale, przyjacielu. Wcale. - Rodolphus potrząsnął głową nieznacznie. - Ale nie o tym chciałem z tobą rozmawiać. Uważaj na Lucjusza. Nie zaakceptował tego, co zrobiłeś z jego synem, jakby mogło się wydawać.
Severus parsknął.
- Jakoś nie jestem tym zaskoczony.
Zdziwił się, kiedy Rodolphus chwycił go za ramię.
– Severusie, posłuchaj mnie. On chce się zemścić. Narcyza przyszła odwiedzić Bellę, część udało mi się podsłuchać. Planuje coś dużego. Tym razem przeciw tobie, a nie twojej szlamie.
Severus spojrzał na niego nieufnie.
– Dlaczego? Dlaczego chce zaryzykować gniew Czarnego Pana?
Rodolphus puścił jego ramię i patrzył na niego przez chwilę.
– Mogę tylko spekulować, naprawdę nie wiem nic więcej… Ale być może ma coś, co może zaoferować Czarnemu Panu… Jakąś informację, która spowoduje, że stracisz przychylność Czarnego Pana.
Krew Severusa zamarzła. „Czy Malfoy odkrył jego rolę podwójnego agenta? Czy Rodolphus coś podejrzewa?”.
- Nie chcę wiedzieć, Severusie. Jesteś moim przyjacielem już tyle lat. Ale jeśli jest coś, co chcesz ukryć, to dobrze zatrzyj ślady. I zaatakuj pierwszy.
Severus kiwnął poważnie głową. Odpowiedział ostrożnym tonem.
– Nie mam nic do ukrycia, przyjacielu, ale dziękuję. Będę ostrożny i gotowy, by uderzyć pierwszy.
- Dobrze. To może zostać poddane dyskusji, o ile Czarny Pan zrealizuje swój plan. Teraz lepiej zmieszajmy się z resztą.
Rodolphus zdjął zaklęcie wyciszające i zostawił Severusa samego.

******

- Twoja lojalność nie była omawiana?
- Nie. Ale obawiam się, że jest gotowy do zaatakowania. I… - głos Severusa zamarł. Nie był pewny czy może zwrócić się z tym problemem do dyrektora. Ale nie wiedział, jak dużo czasu im zostało.
- Tak?
Severus wypuścił ze świstem powietrze.
– Rytuał Krwi… ponieważ zbliża się… coraz bardziej uświadamiam sobie… Albusie, chcę powierzyć ci opiekę nad Hermioną, jeśli będę zmuszony wykonać Rytuał na Czarnym Panu. Zgadzasz się?
Albus przyglądał mu się z zamyślonym wyrazem twarzy. Severus czuł jak jego żołądek zaciska się.
- Albusie?
- Moody ze mną rozmawiał, Severusie. I wpadliśmy na pewien pomysł.
- O Merlinie – jęknął szeptem.- Przez cały czas robiłeś ze mnie głupka. Co z twoim twierdzeniem, że powinna być trzymana z dala od tego wszystkiego przez wzgląd na małego, biednego Harry’ego Pottera?
- Udowodniła, że jest godna najwyższego zaufania - powiedział Albus zdawkowo, strzelając balonem z gumy Drooblesa.
- Tak.
- Chciałbym z nią porozmawiać jutro rano
- Albusie, proszę, nie rób tego. Nie rozumiesz…
Dyerktor pochylił się do przodu.
– Odpręż się, moje dziecko. Ostateczną decyzję pozostawię Hermionie. I to tylko w ostateczności, jeśli Moody odmówi. Myślę, że do tego czasu przepowiednia zostanie całkowicie odczytana i on zrobi to, co musi.
Albus przeżuwał gumę przez chwilę i rozkoszował się jej słodkim smakiem. Po kilku sekundach ciszy powiedział.
– To jest tylko jeden krok więcej na drodze, którą już wybrała, Severusie. Ty sam zgodziłeś się uczyć ją zaklęć i rytuałów, które sam zbadałeś. Nie ma chyba większej różnicy, prawda?
Severus zerwał się z krzesła i zaczął przemierzać pokój niespokojnym krokiem.
- Nie ma większej różnicy? Nie masz pojęcia, o co ją prosisz, starcze. Nie ty podnosiłeś ją z podłogi, drżącą, spoconą, kiedy Zew zaledwie rozpoczął sączyć się w nią... Tylko rozpoczął, Albusie! Hermiona nie ma pojęcia... żadnego pojęcia, że będzie dużo gorzej, jeśli uzupełni powiązanie.

Dyrektor patrzył na młodszego czarodzieja, jakby go oceniał.
– Dlaczego ta sprawa ma dla ciebie tak wielkie znaczenie, Severusie? Wiem, że lubisz tę dziewczynę , ale popadasz w skrajności...
Severus zatrzymał się i rzucił w stronę Albusa groźne spojrzenie.
– Do czego zmierzasz, starcze? Zresztą, mniejsza o to. Nigdy nie pomyślałeś, że być może nie chcę tkwić w małżeństwie z kimś, kto otworzył się na Zew? I że nie skaczę z radości na myśl o tym, że będę zmuszony dzielić z nią łóżko?
Brwi Albusa uniosły się w górę. Severus potrząsnął głową. To nie była tak do końca prawda, jeśli nie kłamstwo, i zrozumiał, że stary czarodziej wiedział o tym. Jaka rzeczywiście była prawda, Severus nie miał pojęcia, a gabinet dyrektora nie był najlepszym miejscem, by się nad tym zastanawiać. Na szczęście dyrektor nie naciskał.
- Ty byłeś w stanie oprzeć się temu. Odwrócić się. Hermiona może zrobić to samo. Dałeś jej za mało...
- Naprawdę myślisz, że dałem radę? To jest niemożliwe, Albusie.. Zew zawsze jest obecny... wścieka się... pod skórą... jest bardziej uwodzicielski niż tysiące wili.
- Ale ignorujesz to. Kontrolujesz Zew.

Chwila ciszy.
- Tak.
„Jak wyjaśnić, jakie to jest trudne? Jaki wysiłek trzeba włożyć, by zatrzymać się na krawędzi... Zaspokoić Zew na tyle, by nie przejął nad nim kontroli.”
- Hermiona może zrobić to samo.
- Masz taką nadzieję.
- Severusie, Hermiona nadal może odmówić. Ma do tego prawo.
- Ale nie odmówi.
Albus machnął ręką.
– Tak. Mam nadzieję, że nie.
- Albusie.
- Severusie, zrozum, jest możliwość, aby wygrać tę wojnę tak, by Tom Riddle był martwy, a ty nadal żywy. Wykorzystam to. Wiem, że będziesz się starał odwieść ją od tego, ale to może być konieczne, obojętnie jak bardzo chcesz, by tego uniknęła.
Severus zacisnął wargi.
– Jak chcesz.
- Porozmawiam z nią jutro. Sam.
Ignorując niezbyt subtelną aluzję dyrektora, Severus mruknął „dobranoc” i wyszedł.

********

List z prośbą dyrektora o spotkanie sowa przyniosła zaraz rano. Powiedziała o tym Severusowi, który stwierdził tonem nie znoszącym sprzeciwu, że będzie jej towarzyszył. Spojrzała na niego podejrzliwie, ale z wdzięcznością, że nie pytał w jakim celu to spotkanie.

- Ach, Hermiono, cieszę się, że mogłaś przyjść. – Spojrzenie Albusa straciło nieco blasku, kiedy zobaczył wchodzącego za nią Severusa. – Severusie.
- Dyrektorze – odparł zimnym głosem. Nie było żadnego przebaczenia dla Albusa, za to co chciał zrobić. Nie od niego.
Hermiona słuchała w skupieniu, marszcząc nos, kiedy dyrektor wyjaśniał jej swoje przemyślenia na temat rytuału Krwi. Severus musiał z całych sił powstrzymywać się od wtrącania, szczególnie kiedy widział, jak na twarzy Hermiony pojawia się determinacja.
- Zrobię to.
Severus nie mógł dłużej utrzymać języka za zębami.
– Nie. To nie powinnaś być ty Hermiono. Moody...
- To powinnam być ja! – Oczy błyszczały jej z podekscytowania. – Oni nigdy by nie podejrzewali. To byłoby idealne…
- Nie. Nie pozwolę na to.
- TY nie pozwolisz?
Na szczęście Albus wtrącił się, zanim nabrała rozpędu.
– Uspokój się, dziecko – Severus oparł się wygodnie tylko po to, by zaraz się zerwać, kiedy usłyszał kolejne słowa dyrektora. – To jest dobry plan, Severusie. Hermiona byłaby naszą tajną bronią. Tylko w ostateczności, oczywiście.
- Nie.
- Sev...
- NIE. Zgodziłem się uczyć ją zaklęć, uroków i rytuałów, ponieważ musieliśmy znaleźć coś, co mogłoby zabić lub uwięzić duszę, ale to... to zbyt wiele.
- Hermiona jest silna. Będzie w stanie odwrócić się tak jak ty.
- I cały czas walczyć z tym? Zwariowałeś?
- Severusie. Zrobię. To. Co. Będę. Musiała.
Severus spojrzał na Hermionę. Jej oczy płonęły gorączkowo, ale czuł przez więź, że była tak samo... zadowolona?... jak wściekła. Jego oczy zwęziły się, kiedy usiłował zrozumieć. Wstała i podeszła do niego.
– Severusie, wiem, że chcesz mnie chronić. Ale ja chcę ochronić ciebie. Nie mogę pozwolić, byś to zrobił. Po prostu nie mogę - potrząsnęła głową i jej rozwichrzone włosy posypały się na twarz. - Ja... Dyrektorze, zrobię to, jeśli będę musiała. Severusie – spojrzała w górę, jej oczy były pełne usilnej prośby. – Obiecuję ci, że zrobię to tylko wtedy, jeśli rytuał będzie miał być wykonany na Czarnym Panu i jeśli Moody odmówi... Wtedy to zrobię. – Odwróciła się i spojrzała na dyrektora. – Teraz wybaczcie mi, ale muszę już iść. Umówiłam się z Harrym, idziemy do Hogsmeade.
- Hermiono – Severus podjął ostatnią próbę, ale ucięła krótko.
– Do widzenia, Severusie. Zobaczymy się później.

Kiedy zamknęły się za nią drzwi, zapadła nieprzyjemna cisza. Dwóch mężczyzn spoglądało na siebie w milczeniu, dopóki Severus nie parsknął.
– Świetnie, Albusie. Oczywiście jesteś z siebie bardzo zadowolony. Zmanipulowałeś moją żonę tak, że zrobi to, co ty chcesz. Po prostu świetnie – szydził. – Jak rozumiem, gratulacje będą jak najbardziej na miejscu. Jeszcze raz zostałem wmanewrowany przez starca.
Albus zignorował jego szyderstwo.
- Musisz jej pomóc poradzić sobie z tym, Severusie, bez względu na twoje własne uczucia. Hermiona robi to, by chronić ciebie. Będzie potrzebowała twojego kierownictwa.
- Mam nią kierować? Dotychczas jedyne, co mogłem zrobić, to nie pozwolić, by wykonała ten przeklęty rytuał lub rzuciła Avadę. To ty... ty chciałeś bym ją chronił. Chroń ją przed Czarną Magią, Severusie. Za wszelką cenę! Pamiętasz, Albusie?
Dyrektor westchnął ciężko, zmęczenie widoczne na jego twarzy rozwścieczyło Severusa. Jak on śmie być zmęczony? Nie miał prawa być zmęczony.
– Severusie, ona jest silna.
- Tak, tylko czy wystarczająco?
- Będzie – Albus rozsiadł się wygodnie i spojrzał dziwnym wzrokiem na młodszego czarodzieja. – Dziecko, wiesz, że zrobiłaby to również bez namowy z mojej strony. I zdajesz sobie sprawę, że to jest konieczne. To może przeważyć szalę zwycięstwa na naszą stronę. Sama wybrała tę drogę... i musisz przyznać, że jest chętna.
- Oczywiście, że jest chętna, wymachiwałeś jej przed nosem marchewką i wiedziałeś, że nie będzie w stanie się oprzeć. Jej lojalność względem przyjaciół, Pottera jest... taka Gryfońska. Martwi się o Pottera, będzie go chronić bez względu na cenę.
Dyrektor zerknął z ukosa na Severusa.
– Martwi się o Harry’ego? Tak, jestem tego pewny. Ale uważam, że bardziej martwi się o ciebie. Chce pomóc, abyś TY był bezpieczny.
Severus wymamrotał coś pod nosem i płynnym krokiem podszedł do okna, nie był w stanie patrzeć na dyrektora ani chwili dłużej.
- To jest prawda, Severusie.
- Nie chcę jej ochrony - jego ręce zacisnęły się w pięści. – Chcę, by ona była bezpieczna.
- Więc dopilnujesz tego.
Severus opuścił głowę i zrezygnowanym krokiem podszedł do biurka.
– Albusie...
- Nie, synu. To jej decyzja. Będzie potrzebowała twojego wsparcia, kiedy sfinalizuje powiązanie.
- A co, jeśli będę akurat w środku bitwy? – Poczuł gorycz w ustach, wymawiając te słowa. Bogowie, robił się miękki. – Co wtedy stanie się z nią?
- Myślę, że wtedy będziesz tylko musiał nie dać się zabić.
Severus gapił się na dyrektora przez chwilę, zanim powiedział słowa, wypowiadane już tyle razy wcześniej.
– Niech cię szlag, Albusie.
Ale ten jeden jedyny raz zostały powiedziane bez zwykłej furii.

******

Hermiona odetchnęła głęboko, wchodząc z Harrym do Trzech Mioteł. Wcześniejsze zakupy w towarzystwie przyjaciela pomogły jej się odprężyć po pełnym napięcia porannym spotkaniu. Co było niezwykłe, Harry dostosował się do jej nastroju i zapytał tylko raz, czy wszystko w porządku i czy nie może jakoś pomóc.

Jej przyjaciel dojrzał.

Do pewnego stopnia, poprawiła się, widząc jego entuzjazm w sklepie Zonka, podczas pokazu nowych sztuczek.
Usiedli przy stoliku i Harry uśmiechnął się do niej.
– Niedobrze, weszłaś ze mną do Zonka, Miona. Teraz nie mogę ofiarować ci żadnej z tych czekoladek.
Hermiona przewróciła oczami.
– Jakbym kiedykolwiek zjadła czekoladę z Miodowego Królestwa, Harry. Jestem wyrafinowaną kobietą.
- Taaak? Wyrafinowana kobieta? Przyglądałaś się ostatnio tłustym włosom swojego męża? - Hermiona klepnęła go żartobliwie po ręce.
– Przestań, Harry. A więc... komu planujesz dać transmutowane czekoladki?
- Nie mogę powiedzieć. Ostrzegłabyś ich.
- Prawdopodobnie masz rację.
- Wiem, że mam rację.
Madame Rosmerta przyniosła im zamówione drinki, Hermiona kiwnęła głową w podziękowaniu, a Harry gapił się na Rosmertę bez zażenowania.
– Harry, to są piersi. Widziałeś je już kiedyś.
- To nie są tylko jakieś tam piersi. Hermiono, wyraźnie nie jesteś w stanie docenić...
- Najwyraźniej. – odparła sucho – Małe ostrzeżenie, nie dawaj przypadkiem tych czekoladek Mcgonagall. Wiesz, co myśli o używaniu transmutacji do głupich żartów.
- Tak, wiem - prychnął – A propos, jak tam twój projekt? Młodsze roczniki rozpływają się z zachwytu nad twoimi zdolnościami. Co dokładnie robisz?
Hermiona uniosła głowę.
– Myślałam, że ci mówiłam. – Harry wzruszył ramionami, westchnęła – Dobrze. Łatwiej będzie zademonstrować. Patrz.
Wyciągnęła różdżkę i wysłała chmurę dymu w powietrze; skoncentrowała się i przetransmutowała ją w długi pręt. Chwyciła go i położyła przed Harry’m na stole. Ostrożnie wziął pręt do ręki – Właśnie to jest to, co robię. Zwykle w klasie robię kulkę. Miałam problemy z wygenerowaniem dymu z powietrza, aż do zeszłego tygodnia.
- Miona ! Zrobiłaś to, bogowie, naprawdę to zrobiłaś ! Zrozumiałaś!
Hermiona zerknęła na Harry’ego.
– No tak, ale nie przypuszczałam, że będziesz tym aż tak podekscytowany…
- Zrozumiałaś to! Klucz, jeleń do ostrza, Patronus… to jest jak magiczny dym, prawda? Możesz stransfigurować go w ostrze!
- Och! - Hermiona siedziała nieruchomo, gorączkowo zastanawiając się nad słowami Harry’ego.

Ma rację, to na pewno to.

Harry spojrzał na nią, jego zielone oczy świeciły z podekscytowania.
– Wspaniale! To jest odpowiedź. Jestem tego pewny. Czuję to!
- W porządku, Mr Trelawney, - powiedziała uśmiechając się szeroko - Ale myślę, że będziemy musieli przetestować tę teorię, a nie możemy tego zrobić tutaj. Może po twoim powrocie z Nory?
- Doskonale.
Spojrzeli na siebie podekscytowanym wzrokiem

******

Kiedy wróciła do domu parę godzin później, była zaskoczona widokiem Severusa w gabinecie. Siedział nieruchomo, wpatrując się w płomienie; ich blask odbijał się w jego ciemnych włosach i czarnych oczach.
- Myślałam, że miałeś iść na spotkanie.
- Pójdę. – spojrzał na nią i wziął głęboki wdech – Hermiono, nie rób tego.
Nie musiała pytać co ma na myśli. Wiedziała, że będzie chciał porozmawiać o jej decyzji, którą podjęła rano w biurze Dyrektora i bała się tej rozmowy. Zbierając całą swoją odwagę, wyznała:
- Muszę, Severusie.
Jego twarz pociemniała.
– Cały czas chciałaś to zrobić. Nie miałaś zamiaru próbować oprzeć się, zerwać mostu, nieprawdaż?
- Miałam! I nadal mam. Ale jeśli Moody odmówi…
- Nie kłam!
- Nie kłamię – zacisnęła szczęki, z trudem panowała nad gniewem.
Bękart, bękart, bękart, dlaczego nie potrafi zrozumieć?
Wstał z krzesła, na jego twarzy malowało się szyderstwo.
– Udajesz, że zależy ci na mnie, zyskałaś moje zaufanie, a potem odwracasz się ode mnie.
- Nie odwracam się od ciebie! To co chcę zrobić, co zrobię dla ciebie… Chcę to zrobić ponieważ cię kocham!
Zapadła cisza, przerywana tylko ich ciężkimi oddechami. Zadrżała. Nigdy, z wyjątkiem nocy kiedy ją naznaczył, nie wypowiedziała tych słów, za każdym razem gdy próbowała powstrzymywał ją. A teraz, kiedy w końcu powiedziała, nie wydawał się zadowolony. Ale musiała sprawić by zrozumiał. – Nie mogę ci pozwolić, byś wykonał rytuał na Czarnym Panu. Zginiesz, jeśli wykonasz ten rytuał. Nie mogę, nie chcę cię stracić. Nie rozumiesz? Kocham cię, Severusie.
Przez chwilę patrzył na nią szeroko otwartymi oczami, prawie mogła zobaczyć jego prawdziwe uczucia - nagle znajoma, zimna maska znowu wróciła.
Zacisnął usta.
– Młodzi często mylą zażyłość fizyczną z emocjonalną.

Poczuła się jakby pchnął ją nożem. Przez kilka uderzeń serca stała z otwartymi ustami, zanim była w stanie cokolwiek powiedzieć.
- Ty zasrany sukinsynu!– syknęła
- Nigdy niczego nie obiecywałem, moja droga. Wiedziałaś o tym, kiedy decydowałaś się na to małżeństwo. – Zakpił.
Zniknął człowiek, który miał dla niej tyle delikatności, wrócił zimny łajdak. Dyszący zemstą. Miała ochotę rzucić się na niego z pazurami, pogryźć, rzucić klątwę, zrobić coś, cokolwiek, by zedrzeć tę zimną maskę. Jej własna wściekłość szalała w niej tak gwałtownie, że nawet jeśli jego emocje były takie same, nie byłaby w stanie wyczuć tego przez więź.
Severus cofnął się nagle, być może wyczuwając jej złość. Z wielkim wysiłkiem zamknęła oczy zaciskając powieki i skoncentrowała się na powściągnięciu gniewu. Opanowała się i stwierdziła półgłosem:
– Nie miałam wyboru, Severusie. Wiedziałam, że jesteś łajdakiem, ale nadal nie miałam wyboru.
Gapił się na nią bez słowa. Po chwili odwrócił się na pięcie i wyszedł z mieszkania. Kiedy usłyszała, jak drzwi zamknęły się za nim osunęła się na kolana i zasłoniła twarz rękami.
Siedziała na kanapie, wpatrując się ponuro w ogień, kiedy wrócił. Przez dwie godziny zastanawiała się nad ich wcześniejszą rozmową.
Kiedy usłyszała, jak wchodzi go gabinetu, podniosła głowę.
– Severusie, przepraszam. Nie powinnam nazwać cię bękartem. Ja…
- To bez znaczenia. – Odparł krótko.
Obojętny ton jego głosu na nowo wzbudził w niej gniew. Wstała i podeszła do niego.
- Bez znaczenia? Bez znaczenia? Nie obchodzi cię, co myślę? Nie ma dla ciebie znaczenia, że nazwałam cię bękartem? Albo obchodzę cię tylko jako pionek w tej grze? Jako coś, co może podnieść twój status w Wewnętrznym Kręgu? Kiedyś myślałam, że tak jest, ale ostatnio nie jestem już taka pewna.
- To nie jest odpowiedni czas na tego typu dyskusję. – Znów ten ostry ton.
- Wręcz przeciwnie, to jest doskonały czas! – Wrzasnęła.
Płonące spojrzenie, nareszcie, nareszcie zaczęła przedzierać się przez tę jego maskę.
- Trwa wojna, Hermiono, a ty martwisz się zabawą w małżeństwo!
Zatchnęło ją.
– Martwię się zabawą w małżeństwo? Zabawa w małżeństwo? To jest to, co robisz? Tym jestem dla ciebie? Zabawką? Czymś, czym można się bawić, szturchnąć i patrzeć, jak zareaguje? Jakimś eksperymentem pod tytułem „życie rodzinne”? Do diabła, Severus…więc nie mam dla ciebie żadnego znaczenia?
Jego twarz pozostała niewzruszona.
Objęła się rękami i zamknęła oczy by się nie załamać.
– To jest to, prawda? Nic dla ciebie nie znaczę…
Nagle poczuła błysk emocji, wiedziała, że nie był jej - to musiało pochodzić z więzi. Od niego.
Otworzyła oczy i spojrzała na niego z zaskoczeniem.
- Myślisz, że nic….Na Merlina, kobieto, co chcesz żebym powiedział?! – wrzeszczał, czarne oczy błyskały wściekle. – Chcesz bym powiedział, że nie mogę żyć bez ciebie, że nie chce rozwodu, ponieważ nie mogę wyobrazić sobie siebie bez ciebie, a jak siedzę na spotkaniach to jedyne, o czym myślę, to kiedy się wreszcie skończy by móc porozmawiać z tobą, dotknąć cię… Chcesz usłyszeć jak podziwiam twoją odwagę, twoją wytrwałość, że jesteś wszystkim czego chcę…- urwał na chwilę i chwycił za lewe ramię, krzywiąc się nieznacznie.
Hermiona przełknęła ślinę, kiedy utkwił w niej płonący wzrok i zniżył głos do zjadliwego szeptu:
– I jak bardzo jestem przerażony, przerażony jak jeszcze nigdy w życiu, że mogłoby ci się coś stać? I że cię kocham? To chcesz usłyszeć?
Potrząsnęła głową; cała się trzęsła. Jego wcześniejsze słowa zraniły ją, ale wtedy nie wiedziała, że potrafi zranić ją jeszcze bardziej. Jej serce zamarło i łzy wezbrały się w jej oczach. Nie chciała, by zobaczył jak płacze, odwróciła się tyłem i głosem grubym od łez wyszeptała:
– Tylko jeśli to byłaby prawda, sukinsynu. Tylko jeśli to prawda.
Poprzez swój ból, czuła dziwną emocję pochodzącą z więzi, tą, którą już kiedyś czuła i której nie potrafiła zidentyfikować. Usłyszała szelest szat, kiedy się poruszył; zacisnęła powieki czekając na trzask drzwi.
Nie nadszedł.
Zamiast tego poczuła lekkie muśnięcie na włosach i szept w uchu.

To jest prawda.

Trzy słowa nigdy nie znaczyły więcej niż w tej chwili. Jej serce zaczęło łomotać.
To jest prawda.
Odwróciła się, ale on już się cofnął. Obrócił się na pięcie i szybkim krokiem wszedł do sypialni.
Kiedy stanęła w drzwiach, wyjmował właśnie ubranie śmierciożercy z szafy. Przypomniał jej się moment, jak złapał się za ramię.

Nie, nie teraz, dlaczego właśnie teraz?

- Zostałem wezwany. – Chciała swoim zwyczajem przytulić się do Severusa, ale jego dziwne, zdystansowane spojrzenie zatrzymało ją w pół kroku. – Zawiadom Dumbledore’a.
Kiwnęła ostrożnie głową, nie wiedząc jak zareagować na dziwny nastrój Severusa.
Z gorąca w lodowany chłód.
Podszedł do stolika stojącego obok łóżka i zabrał świstoklik. Nie była w stanie dłużej się powstrzymywać, podeszła i objęła go. Przytulił ją mocno; poczuła, jak przez więź płynie emocja, dotychczas bezimienna.
- Uważaj na siebie, Hermiono. – Puścił ją i uaktywnił świstoklik.
Po chwili już go nie było.
Cichy szept owionął pokój:
– Uważaj na siebie, kochany.

Rozdział 25

Blondyn wrzasnął.

I znów.

Teraz wrzaski były już spokojniejsze, z początku oszalałe, przerażające… wwiercające się w uszy. Teraz bardziej ochrypłe, lecz nadal przeraźliwe.
Członkowie Wewnętrznego Kręgu stali nieruchomo obserwując młodego Malfoy’a wijącego się z bólu, jego ręce na przemian zaciskały się w pięści i splatały w błagalnym geście.
Raz za razem.
Reszta zgromadzonych śmierciożerców okazywała lekką nerwowość, spoglądając z ukosa na swoich sąsiadów, zanim ich spojrzenia powracały z powrotem do źródła wrzasków.

Z wyjątkiem jednego z nich.

Nienaturalnie sztywny, wysoki śmierciożerca patrzył na Malfoy’a mrocznym spojrzeniem pełnym gniewu. Napięcie emanujące z jego postaci było namacalne. Severus zauważył jego opuszczone po bokach ręce zaciśnięte w pięści. Śmierciożerca obrócił nagle głowę i czarne oczy napotkały mroczne spojrzenie.
Wiktor Krum.

Intrygujące. Taka wściekłość... Pytanie tylko przeciw komu skierowana, czyżby przeciw Malfoy’owi?

Oczy Severusa zwęziły się, już chciał sięgnąć do umysłu Kruma, ale chłopak odwrócił wzrok zanim Severus spróbował odkryć prawdę.
Czarny Pan opuścił różdżkę.
– Niech to będzie lekcją dla wszystkich. Zew musi zostać zaspokojony. Jest silny. – Wśród śmierciożerców słychać było pomruki zrozumienia. Oczy Czarnego Pana zapłonęły. – Ale silniejsza musi być lojalność wobec braci. Jesteście związani razem poprzez moje więzy w jednym celu. Nie pozwólcie, by osobiste porachunki stały wam na drodze do celu. Albo będziecie musieli znieść mój gniew.
- Tak, mój Panie – odpowiedzieli jednym głosem. Nawet Draco.
Władczym gestem Czarny Pan skinął na Pettigrew, by odciągnął Dracona na zewnątrz Wewnętrznego Kręgu. Srebrnoręki czarodziej bezceremonialnie zrzucił Malfoy’a na ziemię, patrząc z widoczną przyjemnością jak młody człowiek z wysiłkiem usiłuje stanąć na nogi. W końcu mu się udało, stał drżąc na całym ciele, Pettigrew wrócił na swoje miejsce za Czarnym Panem.
- Moi lojalni śmierciożercy, wkrótce zrealizujemy nasze plany. Potter jest słaby, przestraszony… Nie spodziewa się ataku. Zaskoczymy chłopca zanim będzie miał szansę przypomnieć sobie swoją… gryfońską odwagę - ostatnie dwa słowa wypowiedział lekceważąco i pogardliwie, wśród śmierciożerców przetoczyły się wzgardliwe śmieszki. – Czas się zbliża, moi lojalni słudzy. Zanim puste dni upłyną, zostaniecie wezwani, by przynieść śmierć naszym wrogom.
Czarny Pan zamilkł i omiótł spojrzeniem zebranych, patrząc każdemu w oczy. Czekając na swoją kolej Severus napełnił swój umysł uczuciami podekscytowania i lojalności. Zaspokojony Czarny Pan przeniósł wzrok na następnego. Kiedy umysł każdego z członków został przeegzaminowany zwrócił się do nich:
– Kiedy wasze znaki zapłoną na zielono, macie się natychmiast aportować u mojego boku. Gotowi do walki.

I zniknął.

Wybuchło nieuniknione zamieszanie. Chociaż tłum irytował Severusa, musiał przyznać, że miał swoje plusy. Mógł porozmawiać z Rodolphusem nie obawiając się podsłuchania. Uniósł brew pod maską, kiedy zobaczył Kruma zmierzającego w stronę młodego Malfoy’a sztywnym krokiem. Może teraz dowie się przeciw komu był skierowany jego gniew. Severus nie mógł dosłyszeć słów, które padły jako pierwsze, podszedł bliżej kiwając głową w geście pozdrowienia do mijanych śmierciożerców. Omiótł wzrokiem tłum, zobaczył Lucjusza pogrążonego w dyskusji z Macnairem po drugiej stronie kręgu. Uspokojony, podszedł jeszcze bliżej i zatrzymał się, kiedy zobaczył jak pięść Kruma chwyta Draco za kołnierz. Okręcił dłoń wokół jego szaty i przyciągnął bliżej.
Severus był dostatecznie blisko, by usłyszeć jak Krum syczy z wściekłością.
– Nigdy więcej jej nie dotykaj. Albo ta dziura na twojej ręce będzie wyglądała jak zadrapanie kiedy z tobą skończę.
- A co cię to w ogóle obchodzi? – arogancki ton byłby efektywniejszy, gdyby głos chłopaka nie drżał.
- Nie musisz się o to martwić, Draco. Pamiętaj, jeśli znowu jej dotkniesz, to… cię… zabiję. Puścił szaty Malfoy’a i wmieszał się w tłum.
Severus zmarszczył brwi. Kim dla Kruma była Hermiona? Był jej przyjacielem i chciał ją chronić? A może coś więcej? Może… pamiętał wściekłość Karkarowa, kiedy Krum wybrał ją na partnerkę na ten śmieszny bal podczas Turnieju Trójmagicznego. Wtedy myślał, że to zwykły młodzieńczy bunt ze strony Viktora… Ale być może się mylił.
Przerwał te rozważania, kiedy usłyszał obok siebie głos Rodolphusa.
- Interesujące.
- Dosyć.
- Przejdźmy się, przyjacielu.
Rozejrzeli się wokoło i ruszyli, aby oddalić się od innych członków Wewnętrznego Kręgu.
- Więc… ostateczne starcie jest blisko.
- Tak. – Odparł Severus cichym i spokojnym głosem. Zanim Czarny Pan wezwał resztę śmierciożerców, wyjawił Wewnętrznemu Kręgowi plany nadchodzącej bitwy. Mniej znaczący śmierciożercy zostaną wysłani do Hogsmeade, by odwrócić uwagę od prawdziwego natarcia na Hogwart. Czarny Pan nie weźmie udziału w walce, poczeka aż przełamią opór i dopiero wtedy aportuje się, by stanąć przed Dumbledorem (jeśli oczywiście nadal by żył) i ostatecznie przed Potterem. O Potterze wspomniał machinalnie, lekceważąc go.
Severus musiał przyznać, że to był bardzo dobry plan... o ile nie mieli szpiega w środku – pomyślał wtedy szyderczo.

Rodolphus szybko rzucił uciszający urok i powiedział.
- Lucjusz przez cały czas, kiedy jego syn był karany, gapił się na ciebie. Nie mogłeś tego zobaczyć, ale widać było, że wini cię, Severusie.
Severus zwrócił się do Rodolphusa.
- Czy słyszałeś jeszcze jakieś wieści od naszej ostatniej rozmowy?
- Żadnych, przyjacielu. Narcyza znowu odwiedziła Bellę, ale nie byłem w stanie porozmawiać z nią na ten temat. Bardzo rzadko… ma przebłyski świadomości, jak wiesz. Nie potrafię zrozumieć jej bełkotu. Jeśli czegoś się dowiem natychmiast, wyślę sowę.
- Dziękuję, przyjacielu, ale bądź ostrożny, ktoś może przechwycić sowę.
Rodolphus zerknął na Severusa.
– Zapomniałeś z kim rozmawiasz? Kiedy będę miał jakieś informacje, przekażę ci je osobiście. Wyślę sowę z wiadomością o miejscu spotkania, jeśli zrozumiem coś z majaczenia Belli
- Rozumiem – Severus zauważył napięcie na twarzy mężczyzny. – To prawdziwe nieszczęście, że Bella nie jest w stanie oprzeć się Zewowi… ale można to było przewidzieć. Była silną kobietą, ale powiązanie poprzez rytuał krwi…
Rodolphus skinął krótko głową.
– Tak. Rozumiesz to lepiej niż kiedyś, nieprawdaż? – westchnął. - Najgorzej… najtrudniej jest wtedy, kiedy ma te swoje okresy normalności. Jest znowu taka jak dawniej… i nagle szaleństwo powraca. Ale nadal jest dobrze, mieć kogoś, z kim można porozmawiać – oczy Rodolphus’a rozbłysły. – Nie jest tak, przyjacielu?
- Nie… nie jestem pewny do czego zmierzasz.
- Przestań, Severusie… Twoja żona… przywiązałeś się do niej, prawda? Nie mogę wyobrazić sobie ciebie umieszczającego na niej znak krwi, jeśli nie miałeś dla niej pewnego rodzaju… czułości. Ona jest straszną wiedźmą.
- Jest – potwierdził ostrożnie.
Rodolphus odwrócił głowę.
– Muszę przyznać, że polubiłem ją bardziej niż oczekiwałem. Czułem coś dziwnego… powinowactwo i w pierwszej chwili myślałem, że to twój wpływ i wtedy poczułem jeszcze coś… ona ma w sobie Zew, prawda? - Severus zamarł i Rodolphus roześmiał się.- Nie martw się, przyjacielu, twój sekret jest bezpieczny. Powiązanie nie jest kompletne i inni będą myśleli, że to twój wpływ. Podziwiam twoją przebiegłość, przyjacielu. Jeśli zamierzasz zatrzymać ją, kiedy Czarny Pan zwycięży jej powiązanie, będzie działać na twoją korzyść.
- Przejrzałeś mnie, bracie – fala ulgi przebiegła przez jego ciało, kiedy uświadomił sobie, że to, co powiedział Rodolphus mogło się udać. Jeśli inni dali się nabrać, to jeśli Czarny Pan zatriumfuje… będzie mógł zatrzymać Hermionę, bezpieczną pod jego wpływem.

Jeśli jego rola szpiega nie zostałaby odkryta, oczywiście.

******

- Musimy wszystko zaplanować, dyrektorze. Nie możemy czekać do końca przerwy świątecznej.
Albus westchnął i rozsiadł się w fotelu.
– Dobrze, zrobimy jak mówisz. Zwołam rano najważniejszych członków Zakonu i zaplanujemy obronę.
Severus kiwnął głową i wahał się przez moment, zanim powiedział:
– Potter powinien dowiedzieć się wszystkiego.
Albus podniósł brwi i Severus wykrzywił się szyderczo, widząc lekko wstrząśnięty wyraz twarzy starego człowieka.
- Zew. Hermiona. Zaklęcia. Rytuał Krwi. Musi wiedzieć wszystko, co planujemy. Wszystko.
Dumbledore przyglądał się Severusowi przez dłuższą chwilę.
– Myślisz, że ostateczna bitwa jest blisko? – Severus kiwnął głową, wstrzymując oddech. – No więc dobrze. Zdajesz sobie sprawę z konsekwencji? Harry prawdopodobnie nie przyjmie tych rewelacji zbyt dobrze.
- To była pana decyzja, dyr…
- A ty przyznałeś mi rację – przerwał mu Albus gorączkowo, napięcie ostatnich wydarzeń dało się we znaki również jemu.
Severus uśmiechnął się z afektacją, cieszyło go, że potrafi wyprowadzić Albusa z równowagi.
– Oczywiście, że tak. Wtedy to było konieczne. Jednakże przebić się przez twardą czaszkę Pottera nie będzie łatwo, dlatego uważam, że powinien się dowiedzieć jak najszybciej.
Dyrektor patrzył na niego przez chwilę rozdrażnionym wzrokiem i Severus był pewien, że zastanawia się czy nie zignorować jego słów.
Wtedy dyrektor westchnął i potrząsnął głową, uśmiechając się nieznacznie.
– Powiedzieć mu tak szybko jak to możliwe? Dać mu czas, by zrozumiał i uspokoił się przed atakiem Toma?
- Dokładnie.
Albus kiwnął głową powoli.
- Zgadzam się, Severusie – pochylił się do przodu, wbijając w Severusa spojrzenie niebieskich oczu. – Po jutrzejszym spotkaniu, ty, twoja żona i ja siądziemy z Harry’m i przedyskutujemy… zdarzenia, które zaszły.
- Dobrze. Jeśli to wszystko…
Albus kiwnął głową i machnął ręką w stronę drzwi.
– Idź, dziecko.

Severus szedł w stronę lochów, w miarę zbliżania się do ich mieszkania zwalniał krok. Dopóki był na spotkaniu śmierciozerców, nie myślał o wcześniejszej rozmowie z konieczności, ale teraz… musiał stanąć przed Hermioną po… jego wyznaniu. Nie żałował swojej szczerości, ale nie był pewien, co jej teraz powiedzieć.
Biorąc głęboki oddech, otworzył drzwi.

******

Hermiona siedziała, gapiąc się na kominek, mocno oplotła kolana rękami. Nieustannie myślała o wcześniejszych słowach Severusa i była przerażona, że coś się stanie na zebraniu śmierciożerców… No dobrze, zawsze była tym przerażona, ale tym razem jej strach był o wiele większy.

Dlaczego? Dlaczego on został wezwany właśnie wtedy? Właśnie kiedy powiedział mi…

Dźwięk otwieranych drzwi wyrwał ją z zamyślenia i zerwała się na równe nogi, wydawało się, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Widziała jak stoi w wejściu, czarny kolor jego szat odcinał się na tle szarej poświaty z korytarza. Zdusiła pragnienie, by podbiec do niego, obserwując go przez chwilę niepewna jego nastroju. Zwykle jak wracał ze spotkań czekała, aż zmieni szaty na zwykłe i usiądzie w fotelu.
Nie dzisiaj wieczorem, zdecydowała.
Szła powoli w jego kierunku, patrząc mu w oczy, by sprawdzić czy to dziwne odpychające spojrzenie wróciło. Nie. Stał nieruchomo, patrząc na nią, kiedy uniosła ręce i splotła je na jego szyi.
– Severusie…
Objął ją rękami w zadziwiająco silnym uścisku, jej stopy oderwały się od ziemi, kiedy sięgnął do jej ust. Nie wiedziała czy to jej wyobraźnia, ale czuła coś w tym pocałunku, czego wcześniej, przed jego wyznaniem, nie było, coś przepływało między nimi.
Zastanawiała się nad tym przez chwilę, zanim jego ręce ślizgające się po jej skórze wyparły wszystkie myśli.
Prawie wszystkie. Jedna jedyna uporczywie krążyła po jej głowie i spłynęła do ust.
– Kocham cię.
Gapił się na nią, jego oczy płonęły blaskiem i jej żołądek ścisnął się pod wpływem intensywności tego spojrzenia. Pożerało ją, ale też coś dawało… Czuła, jakby to była energia płynąca między nimi i uświadomiła sobie, że to była energia… przez więź… emocja… i jej krew zaśpiewała, kiedy rozpoznała ją.
Nie powiedział słów; nie oczekiwała, że to zrobi. Ale kiedy pociągnął ją na dywan, jego oczy… ręce… i jego ciało powiedziało jej…

On ją kochał.

********

Hermiona popatrzyła na Severusa, zobaczyła jak jego szczęki zaciskają się w znajomym wyrazie. Niewiele brakuje, aby stracił nad sobą panowanie.
– Tak, Fletcher. Atak jest blisko. Kiedy znak zapłonie na zielono, mamy aportować się przy nim gotowi do walki.
Mundungus zadawał pytanie za pytaniem, często powtarzając te same i Severus był na skraju cierpliwości, Hermiona również, jeśli być szczerym.
Na szczęście wtrącił się Albus, zanim Fletcher zirytował Severusa jeszcze bardziej.
– I my również musimy przygotować się do walki, mój przyjacielu. Dlatego zwołałem was dzisiaj. Musimy zaplanować obronę… Mam powód sądzić, że Voldemort uderzy bezpośrednio na Hogwart.
Minerwa spytała.
- A co będzie z uczniami? Oni są na pierwszym miejscu.
Dyrektor kiwnął poważnie głową.
– Tak, Minerwo, chciałbym byś pokierowała ewakuacją, jak tylko Severus nas zaalarmuje.
Zaczęła się dyskusja, które sekretne przejścia będą najbezpieczniejsze. Oczy Harry’ego rozjaśniły się, kiedy usłyszał, że tylko paru z nich nie ma na jego mapie, i Hermiona musiała zagryźć usta, by powstrzymać uśmiech.
Severus przerwał.
– Pamiętajcie, że w Hogsmeade będzie pełno śmierciożerców. To zbyt niebezpieczne, by wyprowadzać tamtędy uczniów, dopóki bitwa się nie skończy.
- A świstokliki? – spytała Tonks podnieconym głosem, Hermiona uniosła brwi.
- Doskonała sugestia, Tonks - uśmiechnęła się Minerwa.
Hermiona skinęła powoli głową.
- To ma sens… Ale zorganizowanie tego wydaje się niemożliwe. Nie możemy na tyle ufać uczniom, a świstokliki muszą być wcześniej przygotowane.
- A może wykorzystamy oba pomysły? Ukryjemy duże świstokliki w przejściach, w ten sposób nie będzie problemu z uczniami.
- Uczniowie nie będą mieli okazji, by zgubić świstoklik – zauważyła Hermiona i spojrzała na Harry’ego, zanim dodała – i powstrzyma ich od… eksperymentowania… z nimi, zanim będą potrzebne.
Severus zerknął na nią sucho.
- Bardzo słuszna uwaga, Remusie. I Hermiono - powiedział Dumbledore, w jego niebieskich oczach błyskały iskierki rozbawienia. - A więc… zaalarmuję Zakon, kiedy Severus zostanie wezwany.
Dyskusja na temat obrony szkoły rozpoczęła się na nowo.
Hermiona słuchała jednym uchem przygotowań, ale nie była w stanie przestać myśleć o słowach dyrektora… Kiedy Severus zostanie wezwany... Bogowie… grał tak niebezpieczną rolę… wydawało się niemożliwym, by wyszedł z tego żywy.
Zerknęła na męża, jak słuchał skoncentrowany różnych obronnych strategii i poczuła zimną drzazgę strachu przebijającą jej serce.
Dlaczego teraz? Dlaczego teraz, kiedy właśnie odkryliśmy co do siebie czujemy? Ale zaraz pomyślała logicznie: A kiedy byłby ten lepszy czas? Wiedziałaś co czujesz przez cały czas, on prawdopodobnie też, ale nie przyznawał się do tego nawet przed samym sobą. Rozmowa o tym nie powinna niczego zmienić.
Ale zmieniła.

Jej uwaga powróciła do dyskusji, kiedy Bill Weasley głośno zapytał.
- Wkrótce, powiedziałeś. Ale kiedy? - W jego jasnych niebieskich oczach – Bogowie, tak jak u Rona - było widoczne zainteresowanie. - Masz jakieś przypuszczenia?
Severus potrząsnął głową.
- Dwa razy Czarny Pan wspomniał, że czas się zbliża. Zanim puste dni, jak on to powiedział, upłyną, zaatakujemy i czarodziejski świat upadnie przed nim na kolana… i tak dalej i tak dalej - machnął lekceważąco ręką.
Hermiona wstrzymała oddech.
- Typowe megalomańskie trucie nie, Severusie? – oczy Tonks zamigotały rozbawieniem.
Hermiona uśmiechnęłaby się, ale jej umysł był zbyt zajętym intensywnym myśleniem… Puste dni… A co, jeśli to miało większe znaczenie niż myślał Severus?
- Puste dni, powiedział? Dwa razy? - spytała. Severus obrócił się, by popatrzeć na nią i zmarszczył pytająco brwi. - Severusie? Dwa razy powiedział, że zanim puste dni upłyną zaatakuje?
- Tak, ale może źle…
- Wakacje - wypuściła gwałtownie oddech. – Zaatakuje podczas przerwy świątecznej. O Merlinie…
W pokoju zapadła cisza, wszystkie oczy zwróciły się na nią.
- Hermiono? Co… - zaczął Severus.
Potrząsnęła głową.
- Przyjaciel… powiedział mi, że Tom Riddle nazywał zimowe wakacje pustymi dniami. Nie wiem, czy to coś znaczy, ale…
Albus westchnął i poprawił się w fotelu.
- Nie przypomniałbym sobie tego bez twojej pomocy, Hermiono, ale teraz… Nasz wzajemny przyjaciel… wspomniał mi o tym.
Hermiona spojrzała na Remusa i zobaczyła zrozumienie świtające w jego oczach.
W pokoju nadal było cicho, dopóki Albus nie wstał.
- Dobrze. To niczego nie zmienia, obojętnie czy uderzy za tydzień czy w przyszłym miesiącu. Nasze plany się nie zmieniają. Bądźcie ostrożni i przygotowani.
Słychać było ciche pomruki, kiedy członkowie Zakonu wychodzili. Dumbledore dał znać ręką Harry’emu i czterech z nich zostało, by porozmawiać na osobności.
Zgodnie z oczekiwaniem Harry nie był zadowolony, kiedy dyrektor skończył mówić. Usiadł, oparł łokcie na kolanach, gapiąc się pustym wzrokiem w podłogę.
– I nic mi pan nie powiedział.
To było stwierdzenie, nie pytanie.
Albus kiwnął poważnie głową.
- Niebezpieczeństwo było zbyt wielkie, Harry.
Harry uniósł głowę.
– Niebezpieczeństwo? A co z niebezpieczeństwem, na które mnie pan naraził, nie mówiąc mi prawdy? Co z nim?
- Nikt cię nie okłamał, Potter - wycedził Severus. Hermiona rzuciła mu groźne spojrzenie, mógłby nie zrażać nadal Harry’ego do siebie.
- Harry, przepraszam. Tylko nie wiedzieliśmy, czy to będzie bezpieczne, żebyś wiedział o moim powiązaniu. A nawet, jeśli to było bezpieczne…
- Bezpieczne? Bezpieczne? Co, jeśli Voldemort uderzyłby wcześniej? Co wtedy? I poszedłbym, ślepy, głupi… myśląc, że ty byłaś kluczem…
- To nie jest coś, z czego jestem dumna, w porządku? – warknęła i natychmiast pożałowała, widząc zranione spojrzenie zielonych oczu. - Harry… przepraszam. To nie jest… to jest krępujące. Byłam słaba. A teraz… no cóż. Prawdopodobnie nadal jestem kluczem. Być może przepowiednia miała podwójne znaczenie.
- Co masz na myśli? Myślałem… myślałem, że to ta książka z Rona... – odchrząknął – pisana jego krwią. Myślałem, że to jest klucz.
Severus wstał i wolnym krokiem podszedł do okna.
– Potter, jest troje ludzi, którzy mogą wykonać rytuał Krwi podczas ostatecznej bitwy – jego ramiona zesztywniały, kiedy dokończył napiętym głosem - i dwoje z nich jest w tym pokoju. Harry zmarszczył brwi. - Ty… musisz być… musisz być otwarty na Zew, by wykonać rytuał Krwi. Hermiona i ja możemy – wyjaśnił sucho i tylko Hermiona wiedziała, jak dużo kosztowały go te słowa… Emocje płynące przez więź groziły wylaniem.
- Ale Severus nie może. Nie przeciw Czarnemu Panu, Harry. Właśnie dlatego jestem gotowa to zrobić, dlatego nadal mogę być kluczem. W pewnym sensie - widząc zakłopotany wzrok przyjaciela, szybko wyjaśniła znaczenie rytuału Lojalności, który na polecenie Czarnego Pana wykonał każdy ze śmierciożerców.
- Widziałem to. Raz widziałem jego wykonanie – stwierdził Harry osobliwym tonem. – Pan… to zrobił?
Severus odwrócił się od okna i spojrzał na Harry’ego.
- Dwa razy. Raz na rozkaz Czarnego Pana - czarne oczy przesunęły się na dyrektora. – Drugi raz przez moją własną determinację.
– To nie było konieczne, Severusie. Zaufałem ci bez tego.
Severus obrócił się z powrotem do okna.
- To było konieczne, dyrektorze.
- Merlinie - Harry wypuścił powietrze ze świstem. – To wyglądało… eee na bolesne.

Miękki chichot.

– I było, Potter. Ale powinieneś wiedzieć, że przeważnie… człowiek robi to, co musi.
Harry przyglądał się czarno ubranemu czarodziejowi w zamyśleniu. Bez złości.
- No cóż. Wygląda na to, że jesteśmy przygotowani. Mam ostrze Patronusa - poklepał kieszeń szaty z uśmiechem, patrząc na Hermionę. Podzielili się ich odkryciem na początku spotkania Zakonu. - Mamy przygotowane zaklęcia, by zamknąć jego duszę w ostrzu i wiemy kto musi wykonać rytuał Krwi.
- Chciałbym, aby to było takie proste, Potter. Musimy uniknąć zaangażowania Hermiony za wszelką cenę – warknął Severus, odchodząc od okna.
- Severusie…
- Nie! Powiemy mu wszystko. Potter, Zew nie będzie trwałą częścią osoby, jeśli ta nie rzuci Avady i nie wykona rytuału Krwi. Te dwie rzeczy utrwalają powiązanie z Zewem.
Harry obrócił głowę, by spojrzeć na Hermionę, ale ona utkwiła oczy w mężu.
– Pozwól, że zacytuję twoje wcześniejsze słowa, Severusie. Zrobię. To. Co. Muszę. Pozostanę blisko Harry’ego w bitwie.
- I tutaj widzisz jej upór w całej okazałości, Potter.
Harry tylko się uśmiechnął.
- Jestem do tego przyzwyczajony, sir.
Severus parsknął w odpowiedzi.

*********

Następny dzień nadszedł wyjątkowo szybko. Pomimo świątecznego nastroju, członkowie Zakonu wyczuwali napięcie wiszące w powietrzu. Uczucie niepewności, oczekiwania. Świstokliki zostały przygotowane, wystarczająca ilość dla wszystkich uczniów, jeśli teoria, że Czarny Pan uderzy podczas przerwy okazałaby się fałszywa. Zostały schowane w przejściach. Wszystkie plany dotyczące ewakuacji zostały wykonane. Lupin, Moody i paru innych członków Zakonu przybyło do zamku, by pomóc w przygotowaniach.
Nastrój podniecenia wisiał w powietrzu.

- Powiedziałam ci, Severusie, nie ma sensu sprzeczać się o to. Zostanę blisko Harry’ego.
Przechodzili przez to kolejny raz i Hermionie na samą myśl robiło się niedobrze. Wpatrywała się w Severusa wściekłym wzrokiem, kiedy usiadł w fotelu naprzeciwko niej.
- Dlaczego? Dlaczego nie pójdziesz z Minerw…
- Minerwa nie odejdzie, ty wyniosły nietoperzu! Ona tylko zaprowadzi uczniów do przejść, by dopilnować czy prefekci wiedzą, co robić, i dać im świstokliki.
Severus spojrzał groźnie.
- To nadal byłoby bezpieczniejsze.
- O czym ty myślisz? Przestań, Severusie. Żaden ze śmierciożerców nie zaatakuje Harry’ego, zostawiając tę przyjemność Czarnemu Panu. A ja rzucę na siebie zaklęcie niewidzialności i…
- Co?
Hermiona przewróciła oczami.
– Fawkes też będzie. Dumbledore poprosił go, by towarzyszył Harry’emu, wiesz?
Severus uniósł brew.
- Naprawdę? – długim palcem popukiwał się w usta, kiedy myślał nad słowami żony. – To się robi sensowne…
Stłumiła triumfalny uśmiech, wstała z kanapy i stanęła nad nim.
– Oczywiście, że tak. Pomyślałam o wszystkim.
Parsknął.
– Chcę, byś była bezpieczna.
- A ja chcę, byś ty był bezpieczny. Ale oboje musimy spojrzeć prawdzie w oczy… to jest wojna. Wiedzieliśmy o tym, zanim wzięliśmy ślub. To dlatego wzięliśmy ślub – obwiodła palcem jego twarz i płatek ucha, zanim przejechała delikatnie paznokciami po karku.
- Mmm - Severus zamknął oczy. - Początkowo, tak. Ale jeśli teraz mielibyśmy to powtórzyć, to śmiem twierdzić, że znalazłoby się parę innych powodów.
- Och?
- Tak. A teraz lepiej przestań albo spóźnimy się na obiad, a krótka sprzeczka nie będzie wiarygodnym wytłumaczeniem.
Ponieważ niewielu profesorów pozostało w zamku na święta, wszyscy członkowie Zakonu mieli obowiązek pojawiać się na posiłkach w Wielkiej Sali. Hermiona niechętnie kiwnęła głową i poprzestała na szybkim pocałunku.
Flitwick i McGonagall byli jedynymi obecnymi profesorami, kiedy weszli do Wielkiej Sali parę minut później. Na szczęście podczas wakacji nie było wyznaczonych miejsc przy posiłkach i Hermiona mogła usiąść obok Severusa. Czuła, jak jej napięcie zmniejsza się, kiedy rozmawiała z Minerwą o planach lekcji i innych błahych tematach. Kiedy większość uczniów odeszła od stołu, Minerwa pochyliła się do Hermiony.
– Prawie żałuję, że atak nie rozpocznie się teraz, przed powrotem innych studentów. Ewakuacja byłaby łatwiejsza.
- Wiem, o co ci chodzi, Minerwo – Hermiona spojrzała na swój talerz i przesunęła jedzenie widelcem. Obok niej, przed Severusem, usiadła sowa. Zerknęła na niego, ale potrząsnął nieznacznie głową i złamał pieczęć na liście. - Mam nadzieję, że to nastąpi jak najszybciej… nie mogę znieść tego pełnego napięcia oczekiwania.
Severus zesztywniał nagle i wepchnął list do kieszeni szaty. Pochylił się do Hermiony i wyszeptał jej do ucha.
– Muszę iść. Zawiadom dyrektora, że Rodolphus poprosił mnie o natychmiastowe spotkanie… Ma informacje o Malfoy’u.
- Co?
Severus szybko powiedział jej o jego rozmowie z Rodolphusem i to ją zmroziło. Malfoy zdecydował się uderzyć w Severusa… Jeśli Rodolphus dowiedział się, co zamierzał, to byłoby bezcenne.
- Nie wiem, Hermiono. Zostań w domu, skontaktuję się z tobą przez kominek, jeśli będę mógł, jeśli nie, zobaczymy się po powrocie. Uważaj na siebie.
- Bądź ostrożny – szepnęła, kiedy wstał i szybkim krokiem wyszedł z Wielkiej Sali.
Hermiona siedziała przez chwilę w milczeniu, czekając aż serce wróci do normalnego rytmu, zanim odłożyła serwetkę. Pożegnała się z Minerwą.
Już w korytarzu ruszyła biegiem do mieszkania i skontaktowała się z Albusem. Odpowiedział natychmiast i teraz kiwał głową w zamyśleniu, usłyszawszy jej wiadomości. – To może trochę dziwnie zabrzmieć, ale są starymi przyjaciółmi. Jeśli komuś miałby zaufać, to Rodophusowi.
- Tak, Albusie. Wiem.
- Dobrze. Teraz odpręż się, moje dziecko.
Niechętnie wyciągnęła głowę z kominka, podeszła do kanapy i usiadła sztywno.
Miała złe przeczucia na temat tego spotkania, ale nie wiedziała dlaczego.
Czekała.
Dwie godziny później usłyszała otwierające się drzwi i oznajmiający głos.
– Żono, przyniosłem ci prezent.
Na dźwięk znajomego głosu poczuła falę ulgi… Dopóki nie wstała i nie obróciła się… Zobaczyła go. Zobaczyła ich. Jej mąż popchnął do przodu drugiego mężczyznę. Widziała blond włosy… długie włosy… i serce stanęło jej w gardle. Dlaczego?
Severus przewidział jej pytanie.
- Prezent… podoba ci się?
Szorstkim ruchem Severus pchnął Lucjusza Malfoy’a na podłogę. Oczy człowieka były nieprzytomne, szkliste spojrzenie wyjaśniło Hermionie czemu śmierciożerca zachowywał się tak spokojnie.

Imperius…

- Severusie, ja…
- Zaatakował mnie po moim spotkaniu z Rodolphusem. Ale byłem w stanie zyskać przewagę… i teraz… mam dość jego ciągłych ataków na mnie.
- Dlaczego… dlaczego przyprowadziłeś go tutaj? – szeroko otwartymi oczami gapiła się na Lucjusza… w jej krwi zaczął podnosić się Zew, kiedy nieoczekiwanie obrazy śmierci Rona zasłoniły jej wizję.
Głos Severus zabrzmiał z daleka.
– Zaspokój Zew szl… Hermino.

Nie, to nie jest właściwe... co jest… nie była w stanie myśleć… czerwona mgła zasnuwała jej oczy… to nie ma sensu…

- Ale, Severusie…
Odpowiedział dziko.
– Powiedział Hermiono… dałem mu Veritaserum i powiedział. Powiedział, co zrobił twojej matce przed śmiercią. Uśmiechał się, kiedy o tym mówił… myślał, że mnie tym zrani, nie wiem… zabiłbym go na miejscu, ale to ty zasługujesz na ten honor.
Gapiła się na jego twarz, ale oczy były bez wyrazu… jak lustro, nie wpuszcza niczego i odbija wszystko z powrotem.
Myśli Hermiony wirowały. Powiedział mi, co zrobił twojej matce… ale co? Co mogłoby być tak straszne, że Severus właściwie przyniósł Malfoy’a tutaj i pozwala… nie, zachęca ją, by się zemściła? To musiało być coś przerażającego… strasznego…
Jak gdyby morderstwo nie było wystarczająco straszne?
Jej oddech przyśpieszył, kiedy patrzyła na człowieka klęczącego przed nią. Była blisko… tak blisko… by wyciągnąć różdżkę i szepnąć te dwa słowa, Avada Kedavra… Ale to nie byłaby sprawiedliwość.

NIE, to nie byłaby sprawiedliwość… chcę, by zapłacił... i on… on zapłaci… sprawię, że zapłaci.

Czerwona mgła urosła i jej ręka zadrżała, kiedy chwyciła różdżkę. Ona wiedziała …wiedziała, że Severus nie pozwoli jej rzucić zaklęcia, które tak bardzo chciała rzucić… ale były inne. Och, tak, były inne. Crucio, zaklęcia krojące na plasterki, inne ciemne zaklęcia… tak dużo. Tak dużo.
Podniosła różdżkę, czując jak Zew pulsuje w niej. Głos wrzasnął w jej głowie… zrób to! To jest coś, co widziałaś w snach… twój mąż ofiarowuje ci prezent! Zrób to! Spraw by wrzeszczał z bólu! By poczuł choć trochę tego bólu, który ty czujesz…
Jej ręka drżała. Inny głos podniósł się w jej umyśle, ale dlaczego? Jak? Tak zimny… jak on może być tak zimny… Co Malfoy zrobił… co on zrobił… co powiedział pod wpływem Veritaserum?

Pierwszy głos powrócił: Jak bardzo chcesz, by cierpiał za to, co zrobił?

Potrząsnęła głową, mrugając, by strzepnąć pot napływający jej do oczu. Ale jeśli to jest takie okropne, co Severus usłyszał… to dlaczego… nie czuję niczego przez więź? Niesmak, wstręt… cokolwiek? Nie ma niczego… tylko… pustka…
Coś było nie tak.

Musiała wiedzieć.

- Severusie… zwolnij zaklęcie Silencio… chcę wiedzieć. Muszę wiedzieć. Chcę usłyszeć to z jego własnych śmierdzących ust – jej głos brzmiał zimno, ale pewnie.
Severus gapił się na nią przez chwilę zwężonymi oczami, zanim kiwnął głową i odwołał zaklęcie szybkim ruchem różdżki. Zanim zdążyła zapytać, chwycił Lucjusza za włosy i zażądał.
- Powiedz jej o czym rozmawialiśmy wcześniej! Jak Lucjusz Malfoy zniszczył ciało jej matki. Powiedz jej.
Lucjusz zakołysał się, zaczął marszczyć brwi i Hermiona przyjrzała się mu dokładniej. Ten człowiek wyglądał, jakby czuł się winny! Jak to możliwe?
Usta Severusa wykrzywił szyderczy grymas.
– Zrób to, Hermiono. Zaufaj mi… zasłużyłaś na to. Crucio, Avada Kedavra.
"Avada Kedavra?" Tym razem Hermiona zmarszczyła brwi. Po tych wszystkich rozmowach, że powinna tego unikać? Coś było nie tak… a jednak… jej wróg klęczał przed nią… to byłoby takie łatwe, takie proste…
Severus popatrzył na nią dziwnie.
– Czy to nie jest twoje największe życzenie? Po tym co zrobił? - wzruszył ramionami spokojnie. – No dobrze. Mogę rzucić końcowe zaklęcie. To będzie przyjemność, wierz mi. Ale ostateczną zemstą byłoby zobaczyć jak wije się pod Crucio rzuconym ręką mojej żony.
Hermiona zwróciła wzrok na Lucjusza, patrząc w jego zimne niebieskie oczy. Ale… nie były zimne… płonęły dziwnym wewnętrznym ogniem… coś… było coś, co chciał jej powiedzieć.
Ale co on mógłby powiedzieć, by poprawić swoją sytuację? Był jej prezentem… prezentem od męża, mogła zrobić z nim co tylko chciała…

Zrób to.
Spraw by zapłacił.


Podniosła różdżkę, kierując ją na blondyna. Lucjusz potrząsnął głową i gwałtownie wypuścił powietrze.

Nie możesz wskrzesić umarłych.

Nagle poczuła wstrząs przez więź… strach, gniew… i tą inną emocję… była tak silna, że prawie ją zadusiła… z najwyższym wysiłkiem opanowała Zew. Zerknęła szybko w stronę Severusa i zauważyła z zakłopotaniem, że jego twarz pozostała bez wyrazu. Żadne błyski nie pojawiły się w lśniącym czarnym kolorze jego oczu…
Marszcząc czoło, wróciła spojrzeniem do Lucjusza. Jej różdżka nadal była wycelowana w niego, widziała walkę na jego twarzy… tak naprawdę było widać tylko napięcie… nagle blondyn krzyknął i rzucił się do przodu.

O Merlinie.
Imperius został rozbity.


Lucjusz nadal leżał, jego pierś unosiła się, kiedy chwytał gwałtownie powietrze. Cofnęła się w szoku. Severus podniósł różdżkę, ale zanim zdążył wypowiedzieć zaklęcie Lucjusz wrzasnął.

- Eastenders!

Szybko jak błyskawica, Hermiona podniosła różdżkę i wrzasnęła.

– Stupefy!

Twarz ciemnowłosego człowieka wyrażała zaskoczenie na moment, zanim uderzyło go jej zaklęcie. Upadł ciężko na podłogę, a Hermiona rzuciła się w stronę blondyna.
- Finite Incantatem – wyszeptała, klękając obok niego. Intensywna fala ulgi zalała ją przez więź, kiedy go obejmowała. Tors był obszerniejszy niż przywykła, ale nie obchodziło jej to.
- Severusie? - blondyn kiwnął głową i oparł się o nią. Zamknęła oczy i spróbowała powstrzymać drżenie. - Jesteś ranny? Bogowie… powinnam wiedzieć…
- Wiedziałaś, widziałem. Wiedziałaś, że coś było nie tak – powiedział, kaszląc.
- Wielosokowy…
- Tak - odetchnął. Zacisnęła ręce dookoła niego.
- Sprytnie… zamienić się rolami.
- Rzeczywiście.
- Jak długo jeszcze?
Wzruszył niepewnie ramionami, rozluźniła ucisk.
– Nie jestem pewny… ale już nie długo. Miał… małe… problemy zmuszając mnie do zdjęcia zaklęć ochronnych z mieszkania.
- Więc dlatego… Imperius.
- Dał mi wcześniej Veritaserum. Już nie działa, ale dowiedział się o tobie. O Zewie. I o wielu innych sprawach.
- Musimy go zabić.
Blond głowa zatrzęsła się z szoku.
– Nie, nie możemy. Czarny Pan wiedziałby natychmiast. I sprawdzałby mnie, chcąc poznać prawdę. Crabbe i Goyle, widzieli mnie z nim jako ostatni.
- Co się stało?
- List od Rodolphusa był sfałszowany. Lucjusz musiał usłyszeć, albo być może… być może Narcyza usłyszała to od Belli…
- Bella nie jest obłąkana?
- Ma chwile świadomości, jak powiedział Rodolphus. I wspomniał, że nadal rozmawia z nią… jest jego odwróceniem uwagi.
- Och - Hermiona przygryzła wargę. - No i co się stało?
- Nie ma dużo do opowiadania, moja droga. Trzech przeciw jednemu, byłem głupcem. Wzięty przez zaskoczenie – zmarszczył brwi. – Chciałbym móc go zabić.
- Nie możesz… jeszcze nie. Więc będzie musiał zostać tutaj.
- Nie. Nie tutaj - jego włosy zaczynały ciemnieć i Hermiona uśmiechnęła się z ulgą. To było bardzo trudne rozmawiać z nim, kiedy miał twarz Lucjusza Malfoy’a. Oderwał się od niej z jękiem i wstał. - W jednej z opuszczonych klas… zablokuję drzwi i zwiążę go.
Po chwili znowu stał przed nią jej mąż we własnej postaci.
- O wiele bardziej wolę cię takiego – powiedziała z ulgą, widząc znajomą sylwetkę.
Człowiek na ziemi też się zmieniał, włosy się wydłużały i rozjaśniały, kurczył się nos… Hermiona wiedziała, że człowiek na podłodze był przystojny za dwóch, ale nie miał tej imponującej elegancji i płynności ruchów jej męża. Nawet wtedy zza czarnych oczu widziała jego.
Severus wyjął swoją różdżkę z rak nieprzytomnego człowieka i rzucił Mobilicorpus.
Doszli do opuszczonej klasy niedaleko ich mieszkania i Severus bezceremonialnie opuścił mężczyznę na ziemię, zanim oplątał go czarnymi pętami. Hermiona uśmiechnęła się i chciała skomentować to brutalne traktowanie, kiedy dziwne zgrzyty zaczęły dochodzić ze ścian pokoju.
– Co…
Nagle ohydny skrzeczący hałas przeszedł przez zamek. Hermiona zatkała uszy rękami, na próżno usiłując stłumić dźwięk… brzmiało to, jakby sam zamek wrzeszczał…
- Co to jest? - wrzasnęła przez ogłuszający dźwięk.
Severus radził sobie niewiele lepiej. Skrzywił się i gwałtownie chwycił jej rękę.
– Zaklęcia ochronne opadają! Biegnij, zawiadom Dumbledore’a i Minerwę. Zostałem wezwany.
- Teraz? – spytała głupio, kiedy chwycił ją za rękę i wywlókł z pokoju, obracając się, by rzucić blokady na drzwi
- Teraz! Idź! - Cofnął się, by odejść, zanim opuścił rękaw zdążyła zobaczyć jego znak. Płonął na zielono, przełknęła. To jest to. Zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała mocno.
- Kocham cię – szepnęła w jego usta. – Bądź ostrożny.
- Będę – oparł czoło o jej głowę i wbił w nią wzrok. Lśniące czarne oczy, bezdenne otchłanie. – Zrób to, co musisz. Ale musisz przeżyć. Musisz – wciągnęła powietrze, kiedy wwiercił się w jej oczy jeszcze bardziej intensywnym spojrzeniem. – Wrócę, jak tylko będę w stanie. Trzymaj się blisko Pottera i nie zapomnij pl…
- Wiem, Severusie… idź!
Kolejny pełny napięcia uścisk, wtedy usłyszała szept wyślizgujący się z jego ust…

- Moja miłość.

Mrugając, by powstrzymać łzy, patrzyła jak wyciąga różdżkę i aportuje się bez problemu. Zaklęcia ochraniające Hogwart opadły. Obracając się na pięcie, wyjęła własną różdżkę i ruszyła biegiem do biura dyrektora, mając nadzieję, że nadal tam był.

Zaczęło się.

Rozdział 26


Hermiona biegła przez korytarze do biura dyrektora. Po drodze minęła paru Ślizgonów, kręcących się bezradnie przed ich pokojem wspólnym, wrzasnęła, by wrócili do siebie i czekali na instrukcje. Chwilę później zobaczyła Remusa biegnącego, by zaprowadzić uczniów do przejść i odetchnęła z ulgą. Dotarła wreszcie do chimery przy biurze Albusa, biegiem ruszyła po schodach, dysząc ciężko z impetem wpadła do pokoju. Harry już tam był, niespokojnym krokiem przemierzał biuro. Fawkes siedział na jego ramieniu, machając skrzydłami usiłował utrzymać równowagę, kiedy Harry obrócił się gwałtownie w jej stronę. W oczach feniksa widać było wyraźne rozdrażnienie i Hermiona musiała powstrzymać histeryczny chichot.
- Snape został wezwany, prawda?
Otrzeźwiała.
– Tak… Jego znak zapłonął na ziel...
- Domyśliłem się. Moja blizna boli, nawet tarcza, której używam nie pomaga. Jest gotowy i podniecony.
Dumbledore wyciągnął głowę z kominka.
– Hermiono, jak dobrze cię widzieć.
Wstał i otrzepał szaty. Lśniący proszek Fiuu spłynął powoli na podłogę.
- Dyrektorze, jak oni złamali zaklęcia chroniące szkołę? Myślałam, że to niemoż...
- Nie wiem, pani Snape - powiedział Albus, marszcząc czoło. – Severus mówił, że były aluzje na ten temat, ale nie wiedział, jak Tom ma zamiar to zrobić.
- Bogowie…
- To nie jest całkowicie niespodziewane. Zaklęcia tego biura i jak się domyślam w Severusa – waszym - mieszkaniu nie zostały złamane. Czyli te, które były nakładane oddzielnie od zamkowych.
- Więc będziemy tu siedzieć, ślepi, czekając aż przyjdą po nas?
Dyrektor potrząsnął głową i gestem kazał Harry’emu podejść do biurka. Na biurku leżało mnóstwo szkieł powiększających. Hermiona uniosła brwi w geście zaskoczenia, każde z nich pokazywało inną część Hogwartu. Widziała Minerwę, jak biegnie do pokoju wspólnego Ravenclawu, w innym jak Filch usiłuje zamknąć główne wejście.
- Minerva już organizuje ewakuację uczniów.
- Widziałam Remusa idącego do pokoju wspólnego Ślizgonów, jak biegłam tutaj. Więc teraz...
- Czekamy. – odparł twardo Harry.

****

- Moi lojalni słudzy, nadszedł czas bitwy. Wkrótce otrzymacie swoją nagrodę. Uczyńcie wszystko, bym był z was dumny. Rozsławcie moje imię. Nadeszła chwila, w której przejmiemy władzę w nasze ręce. Oczyścimy czarodziejski świat ze szlam i innych głupców, przywrócimy czystość magii oraz krwi.
Po tych słowach rozległy się aprobujące pomruki. Severus uśmiechnął się ponuro pod maską. Przybył jako pierwszy, dzięki rozbiciu zaklęć antyaportacyjnych wokół zamku.
Czarny Pan okazał duże niezadowolenie, kiedy stwierdził brak Lucjusza.
Draco przybył wraz z resztą śmierciożerców i teraz gapił się na niego z czystą nienawiścią. To prawdopodobnie reakcja na karę, którą chłopak otrzymał z rąk Czarnego Pana, ale cień wątpliwości krążył mu po głowie… A jeśli Lucjusz i Draco związani są przez rodzinny rytuał krwi?
Nie byłby zdziwiony.
Jeśli nawet, ten rodzaj rytuału nie przeniósłby nic więcej jak tylko ekstremalny ból... Nie było to pełne powiązanie jakim był połączony z Hermioną. Przypomniał sobie, że Lucjusz nie odniósł żadnych obrażeń, które mogłyby się przenieść poprzez więź... Nawet przez więź, jaką zapewne był połączony z Narcyzą. W tej chwili Lucjusz leżał nieprzytomny w pustej klasie, zabezpieczony zaklęciami.
Severus odprężył się nieznacznie i uśmiechnął z pogardą wracając do słuchania drażniącej przemowy Czarnego Pana. Temu człowiekowi naprawdę brakowało subtelności. Ale na tej grupie nie robiło to większego wrażenia. Pierwszy oddział śmierciożerców ruszył do Hogsmeade.
Severus przygotował się na czekanie. Kiedy otrzymają pierwsze sprawozdania z pola walki, Wewnętrzny Krąg zostanie wysłany do Hogwartu, by przygotować drogę dla Czarnego Pana. Tylko czterech z nich zostanie z nim dla ochrony.
Po półgodzinie nadeszły pierwsze wieści. Miasto opierało się, aurorzy przybyli z posiłkami, ale wszystko szło zgodnie z planem. Severus ledwie powstrzymał ironiczne parsknięcie. A który z posłańców byłby na tyle głupi, by przynieść złą wiadomość Czarnemu Panu. Nawet jeśli każdy śmierciożerca zostałby zabity, to Czarny Pan prawdopodobnie i tak usłyszałby, że wszystko "idzie zgodnie z planem”.
Kiedy posłaniec został odesłany z powrotem na pole bitwy Czarny Pan zwrócił swe czerwone oczy na Pettigrewa.
Severus zmarszczył brwi. To było dziwne… Niestety, stał zbyt daleko, by usłyszeć wymianę zdań. Z drżeniem przyglądał się, jak Glizdogon się deportuje, zastanawiając się, jakie zadanie wyznaczył temu człowiekowi Czarny Pan.

Miał tylko nadzieję, że to nie było nic, co zagrażałoby planom Albusa.

****

Hermiona biegła do lochów, ściskając w lewej ręce fiolkę z eliksirem, który dostała od dyrektora. Kiedy minęła pokój wspólny Slytherinu zwolniła z ulgą. Uczniowie byli bezpieczni... Z dala od tego piekła. Oglądali przez szkła, jak świstokliki przenosiły uczniów. Dopiero wtedy Dumbledore pozwolił jej pójść, wykonać to zadanie.
Opowiedziała Albusowi i Harry’emu o konfrontacji z Lucjuszem. Poprzez zaklęcia rzucone przez Severusa nie byli w stanie zobaczyć, co się dzieje z Malfoy’em, ale Hermiona była przekonana, że nadal jest nieprzytomny. Jej oszałamiacze zawsze były bardzo skuteczne i długotrwałe. Dyrektor zaproponował jednak pewniejszy sposób utrzymania Lucjusza w nieświadomości, ponieważ nie mogli dopuścić, by wrócił do Czarnego Pana. Ceną było życie Severusa.
Hermiona zapomniała, że dyrektor był znakomitym warzycielem eliksirów. Nie wiedziała, jak to możliwe, skoro nawet na kartach z czekoladowych pisano o jego osiągnięciach w wykorzystaniu smoczej krwi. Kiedy stary czarodziej wyciągnął fiolkę z swoich szat i wcisnął w rękę była zaskoczona, zanim wrócił jej zdrowy rozsądek.
- To jest eliksir nasenny. Jeśli podasz mu pełną dawkę – trzy krople- nie obudzi się, zanim nie dostanie antidotum. Mniejsza dawka nie uśpi go dostatecznie, większa... No cóż. Proszę pamiętać, tylko trzy krople. Jeśli Malfoy zaśnie na zawsze, to niestety nie będzie uznany przez Wizengamot za ofiarę wojny. Pamiętaj.
Hermiona skrzywiła wargi z rozdrażnieniem. Pomyślała, jakie to byłoby proste rozwiązanie... Kusiło ją... Ale słowa Albusa odbiły się echem w jej głowie: „Tylko trzy krople, Hermiono. Pamiętaj... Prawdopodobnie będziemy potrzebowali jego zeznań, kiedy to wszystko się skończy.
Harry nie był zadowolony, że Hermiona ma pójść sama, ale zbyła jego obawy z pomocą Albusa. Wzięła ze sobą jedno ze szkieł i w razie zbliżającego się niebezpieczeństwa aportuje się w bezpieczne miejsce. Zgodziła się, że Harry powinien trzymać się z dala od walk, dopóki Czarny Pan się nie zjawi. Byłoby bez sensu tracić siły przed konfrontacją z Czarnym Panem, mógł zostać zraniony, psychicznie lub fizycznie, a to groziło załamaniem planów.
Hermiona dotarła w końcu do opuszczonej klasy. Szybko usunęła najważniejsze blokady i weszła do sali, przyglądając się człowiekowi leżącemu na podłodze. Nadal leżał bez ruchu, ale wiedziała, że lada chwila może oprzytomnieć. Czarodziej o takiej mocy szybko doszedłby do siebie po odzyskaniu świadomości. Nie można dać mu takiej ilości czasu.
Klękając obok blondyna, szepnęła zaklęcie, by usunąć czarne sznury z jego ust. Wpatrzyła się w jego pełną dystynkcji postać, nadal był elegancki, nawet leżąc na brudnej podłodze. Pełen wdzięku. Zimny. Śmiertelnie niebezpieczny. Bezwzględny. Ręka Hermiony zaczęła drżeć i musiała odwrócić wzrok, by wypchnąć z umysłu niebezpieczne myśli... O jego zbrodniach.
O zemście.

Zapłaci. Sprawię, że zapłaci.


Walczyła ze sobą, potrząsając głową, usiłując odeprzeć pragnienie.

Nie!

Z determinacją chwyciła korek i odkręciła.

Tylko trzy krople…

Podnosiła fiolkę do ust Malfoy’a, kiedy usłyszała szmer za plecami. Błyskawicznie odwróciła się unosząc różdżkę... Ale nie zdążyła.
- Expelliarmus!
Siła zaklęcia rzuciła ją na podłogę, fiolka i różdżka wypadły jej z rąk. Jęknęła z bezsilności. Dlaczego nie pomyślała? Przecież nie było już zaklęć ochronnych wokół zamku i każdy bez problemu mógł się tu aportować. Dlaczego nie usunęła wszystkich blokad Severusa? Teraz Harry i Albus nie byli w stanie jej pomóc. Nie wiedzieli, co się dzieje w tej klasie.
Ale… skąd Draco wiedział gdzie przyjść? Miał być w Hogsmeade, nie tutaj...
Ręka Dracona chwyciła ją za włosy i podniosła ją w górę, ucinając te bezwładne myśli.
- Co robisz mojemu ojcu, szlamo?.
Kiedy nie odpowiedziała, przycisnął ją plecami do ściany.
– Co mu zrobiłaś? Czułem... czułem to przez więź.
Gapiła się na niego, z szeroko otwartymi oczyma. Więź? Przypomniała sobie, co czytała… Naznaczenie nie było przeznaczone tylko dla kochanków… Były odmiany – dla rodzin, przyjaciół…Rzadko używane, ale Malfoy’owie byli tradycyjną rodziną.
Rzucił szybkie spojrzenie do pustej fiolki po eliksirze. Jej zawartość wylała się, kiedy upadła i fiolka wypadła jej z ręki.
– Masz szczęście, szlamo, że mam mało czasu, muszę wrócić do Hogsmeade, zanim zauważą moją nieobecność. Powiedz tylko, co dałaś mojemu ojcu i jak to zniwelować.
Zamarła. Powinna mu powiedzieć, że jeszcze nie zdążyła? Uwierzyłby? A może grać na zwłokę, udając, że antidotum jest...
Ścisnął ją mocno za ramiona i potrząsnął. Zacisnęła zęby, by nie krzyczeć, kiedy jej głowa uderzała o ścianę.
- MÓW NATYCHMIAST!

- Powiedziałem ci kiedyś, że jeśli jeszcze raz ją dotkniesz, to cię zabiję.

Wiktor. Poczuła falę ulgi. Draco puścił ją natychmiast i odwrócił się do drugiego śmierciożercy, ale zanim wykonał cały obrót klątwa tnąca dosięgła jego ramienia. Chrząknął z bólu i zatoczył się na ścianę. Hermiona skorzystała z okazji i podniosła różdżkę. Cofnęła się i obserwowała obu chłopców.
- Śledziłeś mnie? – Draco usiłował parsknąć szyderczo, ale ból po klątwie sprawił, że wypadło to słabo.
- TAK. Widziałem jak aportujesz się z Hogsmeade. Bardzo łatwo wytropić twój poaportacyjny ślad. Nawet nie starasz się go ukryć.
Blondyn zmarszczył brwi, widząc zimne spojrzenie kolegi.
- Słuchaj, Wiktorze, nie przyszedłem po to, by ją zranić. Przyszedłem po mojego ojca i ona już tu była. Nie zamierzałem jej skrzywdzić.
- Ale już to zrobiłeś!
Draco przełknął ślinę. Hermiona przysunęła się bliżej ściany, by w razie potrzeby uskoczyć w cień.
- Krum, ja nie miałem zamiaru. Ja nie... ona... Zew... to było zbyt wiele. Przecież rozumiesz, rozumiesz lepiej niż ktokolwiek inny... Widziałeś jak uzupełniłem powiązanie poprzez Weasley’a. Byłeś tam.
- Twierdziłeś, że jej pragnąłeś. Pragnąłeś jej podobno przez lata, a potem zrobiłeś te wszystkie rzeczy by ją zranić. Okłamałeś mnie, Draco.
- Wiedziałeś o pierścionkach...
- Nie chodzi o pierścionki, głupcze. Co się zdarzyło, kiedy Zew przejął kontrolę... kiedy próbowałeś... - Wiktor urwał i wściekły blask zapłonął w jego oczach. Hermiona czuła jak zbiera się... rośnie w nim.... to było powinowactwo, o którym mówił Ollivander. Bogowie... Czuła Zew rosnący w Wiktorze! Wiedziała, co się za chwilę wydarzy, wiedziała z całą pewnością.

I nie miała zamiaru powstrzymywać Wiktora.

Severus nie mógłby jej obwiniać. Ona mogłaby dotrzymać obietnicy danej Severusowi. I otrzymałaby swoją zemstę.
- Wiktorze, zaczekaj! A co… co… a twoja lojalność wobec braci, pamiętasz? Pamiętasz, co mówił Czarny Pan? Wiktor! – argumentował rozpaczliwie Draco.
Wiktor uniósł swoją różdżkę i nabrał powietrza.

- Avada…

- WIKTOR!

- …Kedavra.

Zielony błysk… Czuła pragnienie… Chciała poczuć jak to jest... Czuć satysfakcję, władzę.
Zacisnęła zęby…
Draco padł na ziemię, nieruchome oczy wpatrzone były w sufit.
Z zewnątrz wyglądało to tak spokojnie, tak cicho, ucywilizowanie, zabić bez emocji. Ale prawda… prawda była tak inna… Teraz wiedziała… Czuła… Zew szalejący w jej krwi... Użyła całej swej determinacji, by kontrolować się, zdusić pragnienie. Nie mogła pozwolić, by Zew przejął kontrolę, nie teraz, kiedy Harry jej potrzebował... Spojrzała na Wiktora nawiedzonym wzrokiem i wtedy zrozumiał. Wiedział aż za dobrze, przez co przechodziła. Jej przyjaciel.
Jej przyjaciel i jej niszczyciel… I jej zbawiciel. To było zbyt wiele, zbyt pomieszane...
Podszedł do niej szybkim krokiem, ściągając maskę.
– Hermino, musimy wyjść. Musimy. Voldemort zaraz się dowie... Odczuje, że jego śmierciożerca został zabity w Hogwarcie i wyśle kogoś, żeby to sprawdził.
Hermiona kiwnęła głową i już miała wyjść z cienia, kiedy Wiktor zaklął szeptem i owinął ją swoim płaszczem, przyciągając do ściany. Wymruczał zaklęcie niewidoczności. Z bijącym sercem wyjrzała przez szparę w jego płaszczu, nabrała powietrza, by zapytać… Kiedy coś usłyszała.
Kroki.
Ktoś nadchodził...
Biła się z myślami. A jeśli to nie był sługa Voldemorta? Jeśli to ktoś z Zakonu? Czy wydać Wiktora? Czy będzie tak samo lojalna względem niego? Czy zdradzi Zakon, by zapewnić mu bezpieczeństwo? Zdrada przynosi nadzieję, lojalność przynosi ruinę. Ale czyja lojalność? Co ma zrobić? Bogowie… Wbrew rozsądkowi zaczęła się modlić, żeby to był smierciożerca.
Miała nadzieję, że Severus!
Ta nadzieja została zniszczona, kiedy zobaczyła, kto wszedł do klasy. Przycisnęła się do Wiktora i ostrożnie przesunęli się głębiej w cień. Czuła gwałtowne bicie serca Wiktora na swoich plecach. Osoba, która weszła miała na sobie maskę, ale i tak od razu wiedziała, kim była. Te pokraczne ruchy i przygarbiona sylwetka mogła należeć tylko do Petera Pettigrew. Pettigrew zatrzymał się, z jego gardła wydobył się dziwny dźwięk, kiedy dostrzegł ciało Dracona leżące na ziemi. Kolejny dźwięk, kiedy zobaczył Lucjusza.
– Tu jesteś, nasz pan był bardzo niezadowolony, kiedy nie zjawiłeś się na jego wezwanie.
Pettigrew skierował różdżkę na starszego Malfoy’a i oswobodził go. Hermiona była zaskoczona widząc, że nie przywrócił mu świadomości, Pettigrew tylko stał i chichocząc patrzył w dół na blondyna. – Myślałeś, że ja nigdy nie słyszę, co o mnie mówisz, co Lucjuszu?
Podniósł nogę i kopnął leżącego czarodzieja.
– Nie będziesz miał powodu do śmiechu, kiedy obudzisz się z połamanymi żebrami, co? – kolejne kopnięcie srebrnorękiego czarodzieja. – Gdyby nie to, że Czarny Pan oczekuje na ciebie, zabiłbym cię tu i teraz, ale niestety... - ze wzruszaniem ramion podniósł różdżkę. – Ene...
Pettigrew zatrzymał się nagle i obrócił głowę. Hermiona mogła sobie wyobrazić jak jego nos marszczy się i drgają uszy, jak szczurowi, kiedy zwietrzy człowieka. Nagle zniknął, i gdzie przed momentem widać było czarodzieja, siedział szczur. Przez chwilę nieruchomo tkwił w miejscu, a potem wybiegł z klasy. Hermiona zmieszana potrząsnęła głową i wtedy usłyszała. Kroki, więcej niż jednej osoby... I charakterystyczne trzaski aportacji... Wiktor obrócił ją twarzą do siebie.
– Musimy iść. Bądź ostrożna.
Skinęła głową i machnęła różdżką, w momencie aportacji patrzyła w ciemne oczy błyszczące dziwnym blaskiem. Była prawie pewna, że widziała w nich... czułość.
Z cichym pyknięciem pojawiła się przed chimerą, drzwi otworzyły się przed nią automatycznie i biegiem ruszyła po schodach. Oczekiwała, że zasypią ją pytaniami, ale Harry nawet się nie odwrócił, kiedy wpadła do pokoju.
- Albusa nie ma, poszedł spotkać się z pozostałymi członkami Zakonu i będą na swoich pozycjach. Nawet zobaczył się ze Snape’em. - Harry wskazał na szkło w prawym dolnym rogu. – Wygląda na to, że plany się nie zmieniły.
Plan.
Severus miał pilnować korytarza prowadzącego do biura dyrektora i wprowadzać w błąd nadchodzących śmierciożerów... lub... zająć się nimi.
Dyskretnie, oczywiście.
Hermiona odetchnęła głęboko i powstrzymała pragnienie, by biec i dołączyć do męża.
- Więc Wewnętrzny Krąg przybył.
- Tak. A my siedzimy tu jak kołki, tylko patrząc – powiedział Harry z nieopisaną goryczą.

******

- Silencio.

Z pełnym satysfakcji westchnięciem Severus wrócił na swój posterunek. Bezsensownie kolędujące zbroje nareszcie ucichły i teraz był zdolny się skoncentrować.
Udało mu się już wysłać kilku śmierciożerców w inną część zamku, gdzie dyżur pełnili członkowie Zakonu.
Cofnął się w cień i oczekiwał następnej ofiary. Miał nadzieję, że inni byli… zajęci.
Członkowie Zakonu i zaufani aurorzy, których zebrał Dumbledore znacznie przewyższali liczbę członków Wewnętrznego Kręgu… Severus zapomniał wspomnieć o tym małym szczególe swojemu mistrzowi.
Usłyszał kroki, ktoś kierował się w stronę korytarza. Severus zamarł, kiedy rozpoznał nadchodzącego śmierciożercę. Nie, nie on… Ktokolwiek, byle nie on.
Rodolphus.
Severus wypuścił gwałtownie powietrze. Więc to tu. To w tym miejscu i momencie zostanie przetestowana jego lojalność. Dumbledore prosił, aby powstrzymał śmierciożerców chcących wejść do tego korytarza, wtedy chętnie się zgodził. Ale nie przewidział takiej sytuacji. Utkwił oczy w Rodolphusie i nie zauważył innego śmierciożercy wychodzącego z bocznej klasy.
Błąd ten okazał się bardzo kosztowny.

- Expelliarmus.

Różdżka Severusa została wyrwana z ręki, a on sam uderzył plecami o ścianę, ledwo utrzymując równowagę.
- Lucjuszu! – wrzasnął Rodolphus, zrobił dwa szybkie kroki i odepchnął blondyna. Malfoy nie miał na sobie szat ani maski śmierciożercy i widać było jego szalony wzrok.- Co robisz?
- Z drogi, Rodolphusie.
- Nie, Lucjuszu, obojętnie, jakie osobiste por…
- On jest zdrajcą! – wrzasnął Lucjusz, opryskując Rodolphusa śliną.

Severus wstrzymał oddech. To był… jego koniec. Mógłby być przynajmniej torturowany przez Czarnego Pana, a nie zginąć od zwykłej Avady Malfoy’a
Rodolphus gapił się z niedowierzaniem na blondyna.
– Jesteś szalony. Ty…
Z dzikim warkotem Lucjusz odepchnął zawadzającego mu mężczyznę, sięgnął za pas wyciągając sztylet i pchnął Severusa. Severus instynktownie odskoczył. Uderzył plecami w ścianę i nóż zahaczył o jego płaszcz. Sztylet rozerwał tkaninę.

No cóż, robi się coraz bardziej interesująco.

Chłodny kamień uciskał jego plecy, wiedział, że musi odsunąć się jak najdalej od ściany. Oderwał się gwałtownie od muru i okręcił wokół Lucjusza, kiedy ten kolejny raz podnosił sztylet. Usiłował uniknąć ciosu skręcając ciałem, ale spóźnił się o ułamek sekundy. Nóż rozerwał jego koszulę i sięgnął skóry. Severus syknął, czując palący ból wzdłuż piersi.

- Psiakrew, Lucjuszu. Uspokój się – Rodolphus chwycił rękę Malfoy’a i odciągnął z dala od Severusa. Silnym chwytem ścisnął przegub. Sztylet wyślizgnął się z ręki blondyna i z głośnym brzękiem spadł na kamienną podłogę. - Czarny Pan wydał konkretne rozkazy, Malfoy. Skontroluj Zew. Na Merlina, człowieku, przypomnij sobie jego słowa!
Ale Lucjusz był zbyt ogarnięty przez Zew, by posłuchać. Z nadludzką siłą odepchnął Rodolphusa i sięgnął po różdżkę.
Severus odetchnął głęboko i przygotował się na nieuniknione.
- Czekałem na tę chwilę, przyjacielu, szkoda, że twoja szlama nie może tego zobaczyć… Avada…

- Avada Kedavra.

Zielony błysk, dźwięk… Severus czuł… czuł podnoszący się Zew… i nic.

Otworzył oczy i zobaczył Rodolphusa stojącego nad ciałem Malfoy’a. Oczy blondyna były puste. Zimne.
Martwe.
Rodolphus zdjął maskę i spojrzał na Lucjusza. Severus podniósł swoją różdżkę i chrząknął nieznacznie, kiedy na skutek ruchu cięcie na torsie zapiekło. Nie było na szczęście głębokie, ale bolesne. Musiał odciągnąć stąd Rodolphusa, zanim którykolwiek z członków Zakonu zajrzałby tutaj.
Zanim zostałby zmuszony zrobić coś, co zdradziłoby ich przyjaźń.
Zdjął maskę i z proszącym wyrazem twarzy zwrócił się do kolegi.
– Rodolphusie, musisz…

- Proszę, proszę, i co my tutaj mamy?

Severus zamknął oczy ze zgryzoty. Tylko jeden głos brzmiał tak chrapliwie… Tylko jedna osoba stawiała tak hałaśliwe kroki.

Alastor Moody.

Nie było już żadnego sposobu, by oszczędzić Rodolphusa. Żadnego. Bogowie mieli przewrotne poczucie humoru. Bez wątpienia.

Uniesiona różdżka – Szalonooki Moody. To jest nagroda, nieprawdaż Severusie?

Moody milczał, jednym okiem spoglądał na Severusa, podczas gdy jego magiczne oko spoczęło na drugim mężczyźnie.
Severus zawahał się przez moment, ale decyzja została już podjęta. Lata temu, kiedy klęczał obok ciała ojca, a czarny znak zapłonął na jego ramieniu.

Nie możesz wskrzesić umarłych.

… kiedy klęknął przed Dumbledorem i pociągnął dwie dodatkowe linie krwi na swoim boku.
„Raz, kiedy było to wymagane przez Czarnego Pana i drugi raz przez moją własną determinację”
… kiedy szeptał przeciwzaklęcia, by utrzymać chłopca na miotle.

Zrobię. To. Co. Muszę.

… i teraz, kiedy stał przed przyjacielem i starym wrogiem z uniesioną różdżką.

- Expelliarmus.

Różdżka Rodolphusa wyrwała się ręki i z głośnym stukotem potoczyła się po kamieniach. On sam zatoczył się na ścianę. Przez chwilę gapił się na Severusa zdumionym wzrokiem, zanim w jego spojrzeniu zaświtało zrozumienie. Severus przygotował się na wyrzuty… oskarżenia… Ale one nigdy nie nadeszły.
Rodolphus oparł głowę o ścianę i roześmiał się.
Pełny bogaty śmiech… Pełen młodzieńczej przyjaźni, lojalności… Braterstwa.
Moody wyglądał, jakby go spetryfikowano, kiedy przyglądał się tej scenie.
Śmiech przycichł.
– Bardzo dobrze, Severusie. Bardzo dobrze. Gratuluję. Zrobiłeś głupców z nas wszystkich.
- Nie zmuszaj mnie, bym to zrobił, Rodolphusie
- Nie masz wyboru, Severusie. Albo raczej ty już dokonałeś wyboru – Rodolphus odepchnął się od ściany. – Zrób to.
- Mógłbyś... - Severus urwał, nie było sensu kontynuować…
Rodolphus nie mógłby zawrócić… Już nie… Nie po tych okrucieństwach, w które był zaangażowany. Azbakan też nie był wyjściem. A jeśli nawet… Przypomniał sobie słowa przyjaciela...”To było przerażające, codziennie. Nicość. Śmierć byłaby lepszym wyjściem. Wolałbym popełnić samobójstwo niż tam wrócić”.
Rodolphus skinął głową.
– Rozumiesz przyjacielu, prawda? Bracie. Zrób. To. Ostatni pokaz przyjaźni. Nie pozwól, bym wpadł w ich łapy.
Severus kiwnął głową i podniósł różdżkę.
- Avada Kedavra.
Zielony błysk… Ale tym razem Zew pozostał spokojny… Jedynym głosem w umyśle Severusa było echo jego własnych słów… Głos wypowiadający przekleństwo… Zabijające jego starego przyjaciela… Avada Kedavra… I jego własny szept.

Żegnaj, Bracie.

Stał i patrzył na ciało Rodolphusa. Obrócił się dopiero, kiedy usłyszał stukot nogi Moody’ego

- Przeklęty śmierciożerca.

Severus spojrzał na niego dzikim wzrokiem, ale Moody wytrzymał jego spojrzenie.
– Zło i śmierć… Tak właśnie on żył, Snape. Pod dyktando Zewu.
Pod dyktando Zewu. Dokładnie.
- Też mogłem tak żyć – szepnął Severus.
Moody przyglądał mu się przez chwilę, zanim zachrypiał:
– Tak.
Nagły ostry ból w lewym ramieniu odwrócił jego uwagę.
– Zostałem wezwany.
- Więc idź.
- Powiedz Hermionie…
- Wiem, co jej powiedzieć, człowieku. Idź!
Severus machnął różdżką, by aportować się przy boku Czarnego Pana.
- Mój Panie.
Wiał coraz silniejszy wiatr.
- Wstań, Severusie – usłyszał głos Czarnego Pana. Severus, posłusznie wyprostował się, przygotowując do najazdu na jego umysł… Był rozkojarzony emocjonalnie po zdarzeniu z Rodolphusem. Chwycił powiewające strzępy płaszcza. Czuł podmuchy zimnego powietrza na ciele i serce zamarło mu ze strachu. Strzępami koszuli usiłował osłonić zdradzieckie blizny na boku.
- Jak bitwa, Severusie?
- Dobrze, Mój Panie. Trzeba czasu, by unieszkodliwić członków Zakonu, ale posuwamy się do przodu. Wszystko zgodnie z planem.
- Rozumiem – Czarny Pan uniósł różdżką podbródek Severusa, spoglądając na niego zimno. – Otrzymałem sprawozdanie z Hogsmeade, ale ani słowa z Hogwartu – utkwił czerwone spojrzenie w Severusie. – Wiesz może dlaczego?
- Nie, mój Panie.
Czarny Pan kiwnął głową w zamyśleniu.
– Severus, mój lojalny sługa… Komu jeszcze służysz?
- Nikomu, mój Panie - Severus zgiął głowę w ukłonie, w jego umyśle trwała gorączkowa gonitwa myśli.
- Interesujące – Czarny Pan machnął ręką w kierunku zamku. – Glizdogon, mój sługa, nie wraca. Lucjusz Malfoy nie żyje. Rodolphus Lestrange martwy. Draco Malfoy martwy. To akurat nie ma znaczenia, jako że nie był członkiem Wewnętrznego Kręgu, ale został zabity w Hogwarcie. A jednak twierdzisz, że wszystko idzie zgodnie z planem.
- Nie miałem pojęcia…
- Nie miałeś pojęcia – Czarny Pan syknął. – A stajesz przede mną żywy. Miałeś być w zespole z Rodolphusem, czyż nie?
Severus przełknął ślinę.
– Tak, mój Panie.
Czarny Pan długim białym palcem uniósł podbródek Severusa, by spojrzeć mu w oczy. Kiedy kościsty palec dotknął skóry Severusa, poczuł jak ochronne blokady Czarnego Pana otaczają jego ciało. Te zaklęcia muszą zostać złamane zanim spróbują zamknąć duszę potwora w ostrzu patronusa. Miał nadzieję, że Hermiona pamięta o tym szczególe.
Wtargnięcie do jego umysłu było brutalne, mocne, nie był przygotowany, bariery ledwie wytrzymały ten atak. Mistrz legilimencji… Emocjonalnej legilimencji… Przeciw mistrzowi obrazowej oklumencji.
Bogowie…
… obrazy pozostały bezpieczne, ale bariera emocjonalna puściła… na chwilę... Severus błyskawicznie opanował emocje, ale ta mała chwila wystarczyła.
Wystarczyła.
Czarny Pan wyczuł to. Emocję definiującą to spotkanie… Strach. Strach Severusa, kiedy usiłował zasłonić blizny.
Oczy Czarnego Pana zwęziły się i wycofał się z umysłu Severusa, zostawiając czarnowłosego czarodzieja bez tchu.
- Komu jeszcze służysz?
- Nikomu, mój Pa...
Gwałtownym ruchem kościstej ręki Czarny Pan zerwał z Severusa zniszczony płaszcz. Przez ciało Severusa przebiegła fala paniki, usiłował się cofnąć. Czarny Pan zrywał z niego strzępy koszuli. Wiatr unosił kawałki materiału.
- Panie, Dumbledore zażądał…
- Cisza! – wrzasnął Czarny Pan. – Co jeszcze ukrywasz, mój lojalny sługo?
Severus usiłował potrząsnąć głową, ale nie był w stanie się ruszyć, kiedy wzrok Czarnego Pana powędrował w kierunku jego lewego ramienia. Pozostałe strzępy koszuli nie osłaniały doskonale widocznego teraz znaku krwi. Na to nie miał żadnego wyjaśnienia, żadne wymówki nie przekonają Czarnego Pana... Własność szlamy... jak uszczypliwie zauważył Lucjusz, kiedy napoił go veritaserum... Ostateczny dowód jego zdrady.
- Szlama cię naznaczyła? I ty na to pozwoliłeś? – kościstym palcem dotknął znaku. Piekący ból rozszedł się po ciele Severusa, przygryzł policzek, by nie wrzasnąć i poczuł w ustach smak krwi.
- Mój... mój Panie – zaczął Severus, wiedząc, że to i tak było daremne, ale musiał spróbować. Zaszedł tak daleko... Przeżył... I przez nóż Malfoy’a wszystko runęło. A jednak mu się udało…Zabił mnie... Brawo, Lucjuszu... Brawo.

- Crucio!

Upadł na ziemię, czując jak każdy nerw staje w płomieniach, powtarzając w myślach jedną myśl... Raz po raz...
Bogowie, Hermiona… Błagam, niech ona nie przychodzi...

******

- Harry, zaczekaj! Kiedy Severus wróci dowiemy się, kiedy Czarny Pan ma zamiar aportować się do zamku. Do tego czasu powinniśmy zostać tutaj, tak kazał nam Moody – Hermiona próbowała brzmieć przekonująco, ale trudno jej było zignorować emocje, które wyczuwała przez więź. Desperacja nie była niespodzianką, ale była jeszcze inna, którą bardzo rzadko wyczuwała.
Strach.
- Mam dość, Hermiono! Mam dość czekania, kiedy zaatakuje. Powinniśmy... – urwał nagle, sięgając ręką do czoła i krzywiąc się z bólu.
- Harry, co się dzieje? Co z twoją bli... - słowa utknęły Hermionie w gardle kiedy poczuła falę nieopisanego bólu pochodzącą z więzi... Jej znak spłonął pozbawiając ją tchu.
– Bogowie, Severus...
- Jest z Voldemortem! – krzyknął Harry, pocierając bliznę. – Co się stało?
- Harry, znak krwi, muszę iść do niego, on cierpi, on...
Dwoje silnych rąk chwyciło ją za ramiona, Harry zajrzał jej głęboko w oczy. Nie była w stanie odwrócić wzroku, przyszpilona przez zielone oczy... Tak piękne, tak zdecydowane.
- Jak ta więź działa? Wiesz gdzie on jest? Jesteś w stanie iść do niego?
- Tak! Tak! Och, Bogowie... Bogowie....
- Możesz aportować nas oboje?
Fawkes usiadł na jego ramieniu i wbił pazury w ciało.
- Tak!
Harry skinął głową i zarzucił im na ramiona pelerynę niewidkę. Może przez chwilę nie zostaną dostrzeżeni przez śmierciożerców.
– W porządku, jesteś gotowa? Zaklęcia pamiętasz?
- TAK!
- Trzymaj się mnie! - Harry objął ją rękami tak, że patrzyła prosto na pazury Fawkes’a. Miała nadzieję, że Feniks aportuje się wraz z Harrym, ale na wszelki wypadek złapała za jeden pazur. Drugą ręką machnęła różdżką i zniknęli z cichym pyknięciem.
Pole.
Stali na pustym polu.
Pustym z wyjątkiem kilku sylwetek widocznych w oddali. Okazało się, że Voldemort rzucił wszystkie swoje siły na Hogsmeade i Hogwart zatrzymując tylko czterech do ochrony. Czterech... Z nimi poradzą sobie bez problemu. Hermiona szybko uniosła różdżkę i utworzyła pole antyaportacyjne wokół śmierciożerców i parę podstawowych tarcz ochronnych dookoła siebie i Harry’ego... Jak tylko Czarny Pan rozpozna Harry’ego, napuści swoich sługusów na chłopaka.
Nie zamierzała się wtrącać.
Kolejna fala bólu przepłynęła przez znak, obróciła głowę i zobaczyła swojego męża zwijającego się na ziemi pod przekleństwem Czarnego Pana.
Crucio.
- Hermiono, trzymaj pelerynę. Zaczekaj na odpowiedni czas... Muszę go rozbroić zanim, zaatakuję ostrzem – szeptał Harry.
Skinęła głową.
- Pamiętasz zaklęcie, by uwięzić jego duszę w ostrzu, Harry?
- Tak. Oraz te drugie, by oddzielić duszę od ciała... Ale najpierw musisz zdjąć z niego ochronne tarcze. Jesteś gotowa?
- Idź już, Harry!
Harry ruszył biegiem w stronę sylwetek dwóch śmierciożerców. Hermiona, nadal pod peleryną niewidką, trzymała się blisko niego. Fawkes leciał ponad ich głowami, czekając na chwilę, kiedy będzie potrzebny.
- Drętwota!
- Drętwota!
Dwóch strażników osunęło się na ziemię, pozostała dwójka była tak skupiona na przyglądaniu się torturze, że żaden z nich nie zauważył upadających kolegów. Nawet nie wiedzieli, co ich trafiło.
Poszło zbyt łatwo. Zdecydowanie zbyt łatwo.
Czarny Pan odwrócił się od Severusa i uśmiechnął zimno do podchodzącego chłopaka. Nie był zaskoczony.
– Witaj, Potter.
Severusem wstrząsał kaszel, mięśnie jego pleców drżały. Hermiona chciała podbiec do niego, ale nie ośmieliła się... Musiała czekać... Czekać na odpowiedni czas. Kurczowo trzymała poły peleryny, by dący wiatr nie zdradził jej obecności. To było dziwne, przed nią toczył się zacięty pojedynek, a ona wyłapywała tylko drobiazgi, małe szczegóły zaprzątały jej głowę zamiast skupić się na tym, co ważne. Kępki trawy wypalonej chybionymi zaklęciami... Błysk czerwonych piór Fawkesa, który zmagał się z porywającym wiatrem... Łopoczące szaty walczących… Mały, żółty, dziko rosnący kwiat, gnący się w podmuchach wiatru, oczekujący na powrót wiosny...
Ta walka nie powinna się toczyć za dnia. Miała być rozegrana nocą, o zmierzchu... Nie powinno świecić słońce, takie radosne zółto-niebieskie niebo nie powinno być tłem dla takiego koszmaru...
Krążyła ostrożnie wokół walczących, nie spuszczając z nich wzroku. Kątem oka widziała jak Severus odczołgał się z dala od pojedynkujących i ukrył za jednym z nieprzytomnych śmierciożerców.
Oboje walczący byli zdumiewająco potężni.....nigdy nie uświadamiała sobie rozmiaru potęgi Harry’ego. Był szybszy niż błyskawica, wiele z jego zaklęć nie zostało wypowiedzianych, wystarczyła tylko siła woli.
Bogowie … ona sama posiadała wiedzę z książek i była potężną czarownicą, ale to....ta surowa zdolność przeraziła ją zupełnie.
Broń. Naostrzył i przygotował się do ostatecznego natarcia.
Do tego był przygotowywany.
Teraz okaże się, co warta jest ta broń. Dwa szybkie zaklęcia i bariery ochronne Czarnego Pana zaczęły pękać, jeszcze jedno i Harry przedarł się przez osłony.

"Expelliarmus!"

Różdżka Czarnego Pana wyrwała mu się z ręki, warknął i usiłował ją złapać. Hermiona cała zapłakana rzuciła się naprzód nie dbając już o zachowanie niewidzialności - Accio! Różdżka Chwilę później trzymała w ręku różdżkę Voldemorta.
- Teraz Hermiona! Teraz! – wrzasnął Harry podbiegając do czarodzieja z przygotowanym ostrzem patronusa. Widziała jak poruszają się jego usta wypowiadające zaklęcie, kiedy przytknął różdżkę do ostrza. Zaklęcie wiążące duszę Czarnego Pana w ostrzu….muszą oddzielić ją od jego ciała….ale najpierw muszą całkowicie znieść osłony jakimi otoczył się Czarny Pan.
Czytała w księgach o najpotężniejszych barierach ochronnych, a Severus mówił, że on użyje ich wszystkich. Musi być wystarczająco blisko, najlepiej tuż przy nim by zniwelować ochronę. Ostrożnie, widząc, że uwaga potwora skupia się na Harry’m, rzuciła się do przodu krzycząc zaklęcie i przytykając różdżkę do ramienia Czarnego Pana.
W następnym momencie Harry cisnął ostrze w pierś Voldemorta wypowiadając zaklęcie by rozpocząć rytuał….oddzielić duszę od ciała. Zielono- niebieskie światło zaczęło się formować na torsie Czarnego Pana i słychać było żałosne zawodzenie wyniszczonego ciała…..światło oddaliło się od ostrza i ciało Czarnego Pana zaczęło opadać do tyłu machając bezwładnie ramionami…..
… i skóra Hermiony przeszła w kontakt z jego…..
… zielonkawo - niebieski ogień zasłonił jej wizję i poczuła się jak…napełniona…jakby wślizgiwała się w nią oleista mgła……
Niedobrze! To nie powinno się było zdarzyć!
Dusza została rozdzielona.
Ale nie była jeszcze związana z ostrzem…..będzie oddzielona na zawsze dopóki nie zakończą rytuału by związać ją w ostrzu…….
Lub nie zwiąże się ze mną!
Rozpaczliwie zmagała się z mgłą – Harry! Nie! Nie rzucaj zaklęcia! On jest….- jej gardło zacisnęło się kiedy poczuła jak wypełnia ją obca istota…. Na chwilę przejmując kontrolę na ciałem….na krótką chwilę….
- Dziękuję za nowe ciało chłopcze – to był głos Hermiony….a jednak nie jej… Harry popatrzył na nią przerażony… Hermiona zebrała wszystkie siły i odzyskała władzę nad głosem- Nie mogę… nie potrafię go wypchnąć, Harry! Ostrze! Musisz uwięzić go w ostrzu! Harry wyciągnął ostrze z martwego ciała Voldemorta.
- Jest już przygotowane, pchnij mnie i zakończ zaklęciem! – Hermiona walczyła, aby nie utracić kontroli na ciałem…..jej głos przycichł kiedy traciła siły – Zabij mnie Harry….miecz…zwiąż…..
- NIE! – kątem oka widziała jak Severus usiłuje stanąć na nogi.
Istota w jej ciele przejęła kontrolę odzywając się jej głosem- Nie, głupia dziewczyno…zostań tam gdzie twoje miejsce – to coś próbowało zmusić ją by się wycofała, ale walczyła, pazurami wczepiając się w jej umysł, przywołując całą siłę woli by utrzymać się na wierzchu.
- Miecz jest zaklęty by związać duszę Voldemorta, ale Hermiona, co jeśli zwiąże również Twoją! – krzyknął Harry oszalałym głosem.
- Nie zwiąże Harry! Zrób to - nalegała
- NIE! – wrzasnął Severus.
Powoli obróciła głowę by spojrzeć na niego.
Hermiona patrzyła na męża oczami, nad którymi szybko przejmowała kontrolę obca dusza…..zielona mgła rosła…jej własna dusza kurczyła się…tonęła…dusiła się…i nagle…. … czerwone zamglenie zaczęło rosnąć….wzrastało…..jej dusza nabrała drugiego oddechu….czerwona mgła zwarła się z zieloną i rozpychała się…
Hermiona znowu przejęła kontrolę, drżącą ręką chwyciła ostrze. Harry gwałtownie nabrał powietrza potrząsając głową, podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem i zobaczyła krew spływającą jej palców. Ból…Bogowie ból…Zew…czerwona mgła….Zew! Pomagał jej….ratując ją…i w zamian, wiedziała…. czego oczekiwał w zamian…ból, krew, rytuał Krwi, Zew….
Sfinalizuj most …
Sfinalizuj związek …
Przyciągnęła ostrze do swojej piersi, jej głowa chwiała się na wszystkie strony, kiedy Voldemort usiłował przejąć kontrolę... za każdym razem kiedy czerwona mgła zdawała się cofać pod naporem zielonej....zaciskała rękę na ostrzu by świeża krew spływająca z rozcięcia wzmocniła Zew.
Szarpnięciem drugiej ręki rozdarła szaty, wystawiając ciało na chłodne powietrze, przyciągnęła końcówkę ostrza do piersi i przeciągnęła linie krwi poprzez mostek. Gdzieś za sobą usłyszała wrzask Severusa....ale nie potrafiła rozróżnić słów......usiłujący złapać oddech Harry....Harry...Wybawca czarodziejskiego świata … spojrzała w jego zielone oczy i uśmiechnęła się.
- Płatność zaoferowana. Krew przyjęta. – zaintonowała czując Zew... jego zniecierpliwienie – Zrób to Harry. Musisz mnie zabić.
- Hermiona!
Łzy? Zielone oczy całe we łzach....głupi chłopak … te oczy są tak piękne... piękne … tak zielone … zielone … zielone…
Z jej gardła wydobył się głos, chrapliwy, nierówny. – Nie chłopcze, nie chcesz widzieć swojej przyjaciółki martwej prawda? Tym bardziej zabitej z Twojej własnej ręki. Nie zdradzisz jej w ten sposób....lojalny Harry Potter.
Hermiona walczyła... walczyła z zieloną mgłą....jej głowa obróciła się w stronę Severusa – Snape, zdrajca....Ta szlama wiele dla ciebie znaczy nieprawdaż? Pomóż mi a zwrócę Ci ją.... Wzrok Severusa dał jej siłę, której potrzebowała aby zepchnąć Voldemorta w dół....rozszalała czerwona mgła zaczęła rozpraszać zieloną...- Harry proszę, nie jestem w stanie dłużej walczyć – Harry potrząsnął głową w sprzeciwie – Harry posłuchaj mnie! Zdrada przynosi nadzieję, lojalność ruinę....przepowiednia...to musi być to....ostrze nadal jest zaklęte....zwiąż go w nim....zrób... zrób to.
Patrzyła jak Harry zamyka oczy i opuszcza głowę. Zacisnął ręce na jej zakrwawionych palcach trzymających ostrze. – Wybacz Severusie - wyszeptał.
- NIE !!! – rozpaczliwy wrzask Severusa przerwał ciszę. Kątem oka widziała jak wstaje i rzuca się w ich kierunku.
Za późno.
Chwila niezdecydowania. Szybkie pchnięcie. Dziwne ssące uczucie...zielonkawo - niebieski ogień opuszcza jej ciało i zostaje wchłonięty przez ostrze.....płonąc....
I nagle ssące uczucie mija.....
W jego miejsce pojawił się ból....ból jakiego jeszcze nigdy nie odczuwała....
Zielone oczy wypełnione łzami....
Zaczęła opadać....pchnięta ostrzem rękami przyjaciela....
Czarne oczy utkwione w jej twarzy... opadała.....
Jej palce ślizgały się po dziwnie ciepłej rękojeści ostrza..... śliskiej od krwi.....upadła....

Jakby płynęła.....uderzyła o ziemię, końcówka ostrza przebiła plecy.... palce zacisnęły się na zakrwawionym mieczu tkwiącym w jej ciele..........
Trzęsąca się ręka sięgnęła do......wypełniona krwią... krew... spływająca krew ....kapiąca....czerwona mgła wzrosła....własną ręką chwyciła rękojeść i wyciągnęła z piersi...
Wyślizgnęło się z ciała z cichym mlaśnięciem... znów zapłonął ból – Harry, Harry sfinalizuj to...zaraz....zrobiłeś to....byłam przy tym....jestem....Czarny Pan nie żyje...Czarny Pan.....

Została podniesiona....znów płynęła....ale ziemia była tak miękka, tak przyjemna..... jak miło jest płynąć, ale ktoś coś mówi....niech przestanie....ciemność jest tak ciepła, otulająca......

Zdławiony głos, - Hermiona....moja miłości....trzymaj się......

Trzymać się....ale czego? Sięgnęła i dotknęła bladej twarzy, jej oczy otwarły się szeroko kiedy zobaczyła krew... na ręce....krew....czerwona mgła znów wzrosła, dała jej siłę....znów zobaczyła krew... krew w locie....usiadła na jej piersi i zaśpiewała....
Krew śpiewała, śpiewała i płakała dla niej....kryształowa łza kapnęła na jej ciało … krew płacze dla mnie....dlaczego?

Zapłacili. Sprawiłam, że zapłacili.

Znów mogła oddychać....nabrała powietrza i zakaszlała....mrugnęła kiedy skrzydła załopotały jej przy twarzy.
Fawkes.
Łzy feniksa.
Zaczęła się śmiać. Śmiała się aż po policzkach popłynęły jej łzy.
Ktoś jeszcze się śmiał … nie, chwila. Nie...nie śmieje. Ciało, o które się opierała trzęsło się....Severus....trząsł się ze szlochu. Jej śmiech zamarł, ale na twarzy pozostał uśmiech...reszta uśmiechu, tak jak reszta czerwonego zamglenia na krańcach jej umysłu przypominająca o sfinalizowanym połączeniu.
Z cichym jękiem uniosła się i obróciła aby objąć męża tak mocno jak tylko pozwoliły jej osłabione mięśnie. Czuła się jakby została stratowana przez rozszalałego Hipogryfa. Jakby została uderzona stoma tłuczkami. Czuła się....
… czuła się cudownie.
Severus przeżył. Harry przeżył. Ona nie umarła.
Ręce Severusa zacisnęły się dookoła niej i wysapała uśmiechając się – Powiedziałeś, że lepiej bym umarła niż poszła drogą, którą Ty wybrałeś.- jej śmiech zamienił się w kaszel
Nie odpowiedział tylko potrząsnął głową i objął ją mocniej.
-Severus … czuję to. Nawet teraz … zawsze tak będzie?
- Bogowie … nie wiem. Nie wiem.- Severus otworzył oczy i gapił się na nią, w jego spojrzeniu nadal była nieufność połączona z niedowierzaniem – Nikt wcześniej nie wykonał Rytuału Krwi na sobie. To, co wiem....Bogowie, Hermiona.... będziesz. Prawdopodobnie będziesz to czuła cały czas, to jest nieznośne?
- Nie … tylko … jest.
Severus odetchnął z ulgą – Litologia została uzupełniona, ale most był słaby – spojrzał na nią wściekłym wzrokiem. Przełknęła, zmieszana zmianą jego zachowania – Kocham Cię rozumiesz? Kocham... Bogowie... Nigdy więcej nie próbuj tego robić....

- Postaram się – uśmiechnęła się i chciała jeszcze coś powiedzieć, kiedy usłyszała za plecami:

„ Stupefy”

Wypuszczając Severusa z objęć obróciła się i zobaczyła padające ciało Harry’ego. Bogowie… co znowu? Nie miała siły, by sięgnąć po różdżkę, Severus przesunął się tak by zasłonić ją przed zbliżającą się osobą.
Czarna sylwetka zatrzymała się przy nieprzytomnym ciele Harry’ego i ściągnęła maskę. Viktor.
- Ach, czyż to nie wzruszające?
Hermiona odzyskała głos - Viktor - co robisz? Dlaczego ogłuszyłeś Harry’ego? Co…
Przerwał jej. – Co robię? No cóż, byliście uprzejmi usunąć moje dwa największe problemy, teraz muszę zająć się ostatnim - zimne oczy przesunęły się na Severusa – najbardziej osobistym. – podniósł różdżkę.
Oczy Hermiony rozszerzyły się, kiedy zrozumiała... motywację Viktora. – Nie!
Przesunęła się do przodu osłaniając męża swoim ciałem. Zaprotestował gniewnie, próbując zepchnąć ją z siebie, ale trzymała mocno...wiedziała...miała nadzieję, że Viktor nie zaatakuje kiedy ona znajduje się na linii ognia. Wyciągnęła szyję by lepiej widzieć i odetchnęła z ulgą widząc jego niezdecydowanie. Severus musiał to zauważyć, gdyż przestał ją odpychać.
Ręka Viktora zadrżała – Zejdź z linii strzału. Zostałaś do tego zmuszona, a ja mogę Ci pomóc.
Hermiona potrząsnęła głową. – Nie, Viktor … Nie. To był mój wybór. Będziesz musiał zabić także mnie.
Oczy Viktora pociemniały i Severus ścisnął mocniej różdżkę - Zejdź ze mnie Hermiono...
- Nie, Severus, - powiedziała obracając się by spojrzeć mu w oczy – On uratował mi życie. Zabił Draco. Nie rób tego.
Severus zwęził oczy, ale skinął niezadowolony głową.
- Znów cię uratuję Hermiona. Chodź ze mną. Już nie musisz być lojalna względem niego.
- Nie Viktor! Jeśli on umrze ja zginę razem z nim – Spojrzała na Viktora – Kocham go!

Viktor znów się zawahał....jego ręka drżała....mrugnął szybko oczyma....powstrzymując łzy? Bogowie … nie wiedziałam … nie wiedziałam … ale co by to zmieniło gdybym wiedziała? Powoli, Viktor opuścił rękę i potrząsnął głową – Znasz mnie zbyt dobrze. Ja tylko chciałem być z Tobą..... jeśli byłaby jakaś możliwość, żebym mógł......ale… – Zaśmiał się głucho – Zawsze miałem pod wiatr, Hermiona. Żegnaj.
Obrócił się i podszedł do ciała Czarnego Pana. Ku ich zaskoczeniu schylił się i podniósł trupa. Stanął przed Severusem z ciałem dawnego mistrza na ramieniu – Dbaj o nią!
Severus tylko kiwnął głową i oboje patrzyli jak Viktor deportuje się z ciałem Voldemorta. Pole było ciche, z wyjątkiem wyjącego wiatru. Hermiona słyszała własny oddech i bicie serca Severusa, kiedy ponownie ją objął.
Ciszę przerwał głośny łopot skrzydeł. Fawkes zerknął na nich z wyrzutem, usiadł na piersi Harry’ego i zaśpiewał.
Pieśń feniksa otuliła ich, pobudziła wyczerpane siły.
Harry otworzył oczy, kiedy jęknął i wstał chwytając się za głowę, Fawkes usadowił się na jego ramieniu.
Severus parsknął szyderczo – Nie bądź taki zadowolony z siebie, ptaku. On został tylko ogłuszony.
Fawkes popatrzył na niego z iskierkami rozbawienia w oczach i zniknął z cichym pyknięciem. Hermiona zmarszczyła brwi, piosenka feniksa ożywiła jej otumaniony umysł
- Viktor się aportował….teraz Fawkes…..a moje zaklęcia antyaportacyjne?
- Opadły jak tylko Voldemort… - Harry urwał – również bym się aportował, ale jestem cholernie pewny, że bym się teraz rozszczepił. Twój były chłopak serwuje strasznie mocne oszałamiacze Hermiono.
- Jestem pewien, że feniks poleciał po pomoc – odparł sucho Severus mocniej obejmując Hermionę. Zamknęła oczy i wtuliła się w męża.

- To już koniec koszmaru prawda? Naprawdę koniec

- Tak, Potter. To już koniec. – stwierdził Severus bez zwykłej złośliwości w głosie. – i jestem znacznie szczęśliwszy niż miałem nadzieję kiedykolwiek być.
Hermiona uniosła głowę i zatonęła w czarnych, płonących ciepłym blaskiem oczach…..jej kochanka, przyjaciela, mentora….jej męża.
Głośne trzaski ogłosiły nadejście magomedyków, aurorów i członków zakonu, ale Hermiona i Severus nie zwrócili na nich uwagi, ponieważ ich usta spotkały się w pełnym radości pocałunku .
I jestem znacznie szczęśliwszy niż miałem nadzieję kiedykolwiek być.

„Kluczem do zwycięstwa światła nad cieniem
jest krew przyjaciela związana w czerwieni.
Z ciemności w światło, z rozpaczy w nadzieję,
Z jelenia w ostrze, z ostrza w ciało,
Zdrada niesie nadzieję, lojalność- ruinę.
Obrzęd Krwi pokona cień, przynosząc śmierć Czarnego Pana”.

EPILOG

Kluczem do zwycięstwa światła nad cieniem…

Minęły dwa dni od ostatecznej bitwy.
Dwa dni i biuro dyrektora wyglądało dokładnie tak jak zawsze, z wyjątkiem szkieł powiększających, nadal leżących na biurku. Fawkes siedział na swoim drążku. Miska sorbetu cytrynowego stała na biurku, kusząc swoim zapachem.
Dwa dni i tak wiele zmian. Hogsmeade powoli było odbudowywane, ale to trwało. Nawet z pomocą magii. Niestety, niektórych rzeczy nie dało się odbudować. Ciążyła im śmierć przyjaciół i znajomych, ale nie mogli nic zrobić, by temu zapobiec. Dzięki informacjom Severusa ministerstwo było w stanie wysłać znaczącą liczbę aurorów, aby chronić miasto. Dwa dni i Hermiona była wstrząśnięta nowym planem Dumbledore’a. Nie było to nieprzyjemne uczucie, niemniej jednak szok. Przyszła do biura Albusa na umówione spotkanie i odczuła lekkie zdziwienie na widok Minerwy siedzącej na krześle przed biurkiem. Uśmiechnęła się i usiadła na miejscu obok. Najlepiej nie zastanawiaj się nad tym. Skarciła się w myślach.
- To jest jego ostateczna decyzja… przynajmniej tak twierdzi. – W głosie Minerwy słychać było nutki rozbawienia, kiedy mrugnęła do dyrektora. Albus próbował spojrzeć groźnie, ale nie całkiem mu się to udało.
Zerkając na Minerwę, potrząsnęła głową.
- Ale…
- Z końcem przyszłego roku szkolnego Minerwa zostanie dyrektorem Hogwartu. Jeśli jesteś zainteresowana, to stanowisko nauczyciela transmutacji jest twoje. – Słaby głos Dumbledore’a zaniepokoił ją, chociaż pani Pomfrey zapewniała ich, że nie ma powodów do obaw.
Przynajmniej został wypuszczony ze skrzydła szpitalnego i teraz siedział za swoim biurkiem. Hermiona, której kazali nie ruszać się z łóżka, aby doszła do siebie po własnych zranieniach, nie miała okazji odwiedzić Albusa w szpitalu. Na szczęście. Nie była pewna, jak zniosłaby widok tego potężnego czarodzieja leżącego pod białymi prześcieradłami, wyglądającego tak krucho bez tych wspaniałych szat. Odwiedził go Severus i kiedy zapytała, odrzekł: „Wygląda tak staro. Nie lubię tego”. Chociaż jego głos brzmiał beznamiętnie, czuła przez znak buzujące pod skórą emocje. Była naprawdę wdzięczna, że nie musiała go oglądać w takim stanie. Wystarczająco trudny był widok rannego Remusa.
Wilkołak spełnił w końcu swoje największe pragnienie – Pettigrew zginął. Z ręki Remusa, który sam o mało nie przypłacił tego życiem. Hermiona nadal nie znała bliższych szczegółów, ale Pettigrew zrobił coś tą swoją srebrną ręką, raniąc Lupina bardzo dotkliwie. Pani Pomfrey początkowo chciała go przenieść do Świętego Munga, ale odmówił. Hermiona doskonale go rozumiała. W Świętym Mungu nie mogli zrobić nic ponad to, co zrobiła pani Pomfrey. Nie byli w stanie przywrócić sprawności uszkodzonej ręce.
Na szczęście, nie była to ręka od różdżki.
Chrząknięcie Dumbledore’a sprowadziło ją na ziemię.
- Przepraszam, dyrektorze… Ja tylko…
- Minęły tylko dwa dni, Hermiono, to zupełnie zrozumiałe. – Rozsiadł się wygodnie w fotelu i spojrzał na nią z rozbawieniem. Na szczęście walka, którą stoczył w obronie Hogsmeade, nie stępiła jego dowcipu. – Jak się czujesz?
Hermiona powoli potrząsnęła głową.
- Dziwnie. Nie wiem… nie wiem, jak to opisać. Dziwnie, ale dobrze. Jakby zawsze był. Myślę – zerknęła na Minerwę i kontynuowała – myślę, że Zew był mi przeznaczony. To część mnie, Albusie…
- W porządku, pod tym względem mieliśmy szczęście. To, co powiedziałaś mi o swoich wrażeniach…
I czego nie powiedziałam… - Hermiona dokończyła cierpko w myślach. Nadal irytowało ją, że podczas jej pierwszej wizyty w biurze Albus użył legilimencji.
- Żałuję, że nie było innego sposobu, abym był pewny, moje dziecko, ale na pierwszym miejscu jest bezpieczeństwo uczniów. Zawsze – Albus jak zwykle wiedział, o czym myślała.
Skinęła niechętnie głową, zgadzając się z dyrektorem. Dumbledore zawsze robi to, co musi, bez wyjątków. Co, szczerze mówiąc, wychodzi im na dobre. Kto wie, co mogło się zdarzyć, jeśli nie nalegałby, czasem otwarcie, czasem pośrednio, by Hermiona uczestniczyła w ostatecznej bitwie? By Severus szpiegował Voldemorta? By trzymać Harry’ego w nieświadomości?
Że ona czuje pociąg do Mrocznych Sztuk?
Koniec końców wszystko się ułożyło – myślała, spoglądając na dyrektora.
Albus szczerze się do niej uśmiechnął. Nic nie mogła poradzić, że kiedy zobaczyła znajome iskierki w oczach Dumbledore’a, na jej twarzy pojawił się uśmiech podobny do jego.

…Jest krew przyjaciela, związana w czerwieni…

Po wyjściu z biura dyrektora Hermiona ruszyła na krótki spacer wokół jeziora. Spacerując, drżała z zimna i zachwytu. Śnieg, świergoczące ptaki, jasnoniebieskie niebo… Ten widok dodał jej otuchy. Wspominała pewnego rudzielca, który stawiał przyjaźń ponad wszystko.
- Dziękuję, Ron – wyszeptała, a zimne powietrze zamieniło jej oddech w białą mgłę.
Mgła… Przez myśl przemknęło jej wspomnienie czerwonej i zielonej mgły – walczących o dominację. Dzięki Merlinowi, że czerwona mgła jej pomogła. Kto by przypuszczał? Kto by pomyślał? Zew ją ochronił. Krew Rona, Księga Krwi, księga, która zainicjowała jej powiązanie z Zewem, zapewniła jej ochronę.
Tak, kto by przypuszczał.
Usiadła na śniegu, wpatrując się w jezioro. Kto mógł przewidzieć, co się wydarzy? To przekraczało wszelką wyobraźnię. Chyba tylko… niestety nie może jeszcze porozmawiać na ten temat z Parvati i Lavender. Jeśli Lavender dowie się o prawdziwości swojej przepowiedni, będzie tak pewna swojej nieomylności, że nie da się z nią wytrzymać.
Potarła zabliźniające się rany po Rytuale Krwi. Prawdziwe proroctwo, rzeczywiście. Potrząsnęła głową w zamyśleniu, wstała i ruszyła w kierunku zamku.

…Z ciemności w światło, z rozpaczy w nadzieję…

Wchodząc do mieszkania, zauważyła, że większość świec została przygaszona, co spowodowało, że pokój był pogrążony w półmroku. Czuła smutek przez więź i starała poruszać się bardzo cicho, by nie przeszkadzać Severusowi. Siedział w fotelu ze spuszczoną głową, wpatrując się w album rozłożony na kolanach.
Kiedy stanęła za nim, zobaczyła, jak wodzi ręką po ruszających się zdjęciach.
Zdjęcia… czarodziejskie… Długi palec obrysował krawędzie jednej z fotografii. Severus i Rodolphus w wieku szkolnym, stali w szatach Slytherinu falujących na wietrze. Na poważnych twarzach pojawiał się cień uśmiechu, kiedy machali do mężczyzny przeglądającego album.
Hermiona uśmiechnęła się smutno i położyła mężowi ręce na ramionach. Westchnął i zamknął album.
- Severus? – Kolistymi ruchami usiłowała rozluźnić jego napięte mięśnie. Severus oparł się wygodnie, poddając masażowi.
- Wspominałem.
- Byliście przyjaciółmi przez długi czas?
- Tak.
Kontynuowała masaż, dopóki nie oparł głowy o jej pierś. Powoli obniżała ręce, rozpinając jego szaty. Jej dłonie ślizgały się po torsie Severusa. Nie potrafiła powstrzymać cichego jęku, kiedy dotknęła ciepłej skóry i szczupłych, twardych mięśni. Ocknął się na ten dźwięk, wstał z fotela, przyciągnął ją do siebie i sięgnął do jej ust, całując mocno. Splotła ramiona na jego karku, czując, jak mięknie pod naciskiem jego warg, języka pieszczącego wnętrze jej ust… Czuła gorąco spływające po ciele, kiedy przypomniała sobie, co jeszcze potrafił zrobić samym językiem. Trzęsącymi rękami ściągała z niego ubranie, zanim z furią zerwał z niej sukienkę i bieliznę. Ruchy jego rąk… języka… Bogowie… długie palce zaborczo badały każdy zakamarek jej ciała, nie pozwalając skupić myśli. Jęknęła głośno, nie mogąc złapać tchu. Z dzikim warkotem chwycił jej biodra i pchnął ją na kanapę.
Skończyli na dywanie, Severus opadł na plecy, oddychając ciężko. Oparła głowę na jego piersi, wsłuchując się w rozszalały rytm jego serca. Objął ją mocno. Uśmiechnęła się i przełożyła nogę przez jego udo. Mieli pójść na obiad do Wielkiej Sali, ale do tego czasu zdążą się zdrzemnąć… lub może zrobić coś jeszcze.

…Z jelenia w ostrze, z ostrza w ciało…

Zdążyli na obiad w samą porę dzięki Severusowi, który zaprotestował odgniataniu sobie pleców na twardej podłodze. Poczuła falę winy, gdy zauważyła siniak, którego nabił sobie, kiedy pchnęła go na dywan. Ale wtedy uśmiechnął się do niej zabójczo i kazał się tym nie martwić.
Więc się nie martwiła.
Po obiedzie Harry zaprosił ją na mały spacer. Wracał jutro do Nory, a nie mieli jeszcze okazji, by porozmawiać po bitwie. Spojrzała na Severusa, ale był pogrążony w dyskusji na temat umiejętności Gryfonów i Ślizgonów w quidditchu i wnioskując ze zirytowanych spojrzeń, które posyłała mu Minerwa, dobrze się bawił.
Wychodząc z zamku, automatycznie skierowali się w stronę chaty Hagrida. Półolbrzyma nie było, pomagał w odbudowie Hogsmeade i jeszcze przez kilka dni miał być zajęty. Hermiona podejrzewała, że nie robił tego tak do końca bezinteresownie. Z całym szacunkiem dla Hagrida, chyba miało to coś wspólnego z tym, że madame Maxime otworzyła w Hogsmeade małą kafejkę, jakiś miesiąc temu.
- Tak, jak mówiłem Ginny przed bitwą… czułem się, jakby mój ojciec patrzył na mnie z góry i czekał, aż w końcu to zrobię. Zabiję potwora. I zrobiłem to… z jego pomocą.
- Jeleń. Twój patronus – wyszeptała Hermiona.
- Tak. Z pomocą moich przyjaciół. Obojga. – Harry przyciągnął Hermionę i przytulił. Zamrugała oczami, powstrzymując łzy, kiedy powiedział. – Nadal tęsknię za Ronem, ale wydaje mi się… nie wiem… jakby jego śmierć nie poszła na marne… była konieczna. Od kiedy zwyciężyliśmy. Czy to, co mówię, ma jakiś sens?
Hermiona podniosła głowę, by spojrzeć na przyjaciela.
- Myślę, że ma dużo sensu. Myślałam o nim wcześniej… i już tak nie bolało. Może właśnie dlatego.
Harry schylił się po kolorowy kamień leżący na ścieżce.
- Zastanawiam się, czy Weasleyowie myślą tak samo. Ginny?
- Ja… nie wiem. Być może. Mam nadzieję, że tak. – Przełknęła. – Pozdrów… pozdrów ją ode mnie. Wydaje się, że minęły wieki, odkąd z nią rozmawiałam, a ty będziesz ją widział wcześniej niż ja. Jedziesz przecież do Nory.
- Pozdrowię. Myślałem, czy nie odwiedzić z Neville’em jego rodziców. Podobno ich stan zdrowia się poprawił, wiesz. Wczoraj przez chwilę rozmawiał normalnie z mamą. Mówił mi o tym. I teraz… teraz mogę odwiedzić Pokątną bez ochroniarzy. To będzie przyjemność. Pójdę na Pokątną, może również wybiorę się do mugolskiego Londynu. – Oczy Harry’ego rozbłysły i Hermiona nie mogła pohamować uśmiechu, który pojawił się na jej twarzy, na widok zachwytu w jego spojrzeniu.
- Jesteś teraz wolny, Harry. Wolny.
Zatrzymał się i spojrzał na nią z uwagą.
- Tak jak i ty, Hermiono. Jeśli… mam na myśli… pamiętam, co powiedziałaś. Ale teraz wojna się skończyła i już nie musisz pozostać z nim. Jesteś pewna, że tego chcesz?
- Jestem pewna, Harry. – Uśmiechnęła się do przyjaciela. – Kocham go. I… no cóż. Mamy wiele wspólnego. Jedną rzecz szczególnie. Jest w stanie mnie zrozumieć.
- Myślę, że wiem, Hermiono – powiedział dziwnie nieobecnym głosem. Zerknęła na niego pytająco. Obrócił się i wpatrzył w widok za chatą Hagrida. – Byłem… połączony z Voldemortem poprzez bliznę. Domyślam się, że to jest jakiś rodzaj więzów krwi, coś jak oznakowanie. Takie jak ty masz ze Snape’em, ale nie tak silne. Ja…
- Harry, co próbujesz mi powiedzieć?
Spojrzał na nią.
- Ja wiem, Hermiono. Wiem, ponieważ to czułem. Czułem, kiedy był w tobie, kiedy walczyłaś… ja… czułem Zew. Czułem to także wcześniej, ale wtedy nie wiedziałem, co to było.
- Bogowie… Harry, nadal to czujesz? – Gwałtownym ruchem chwyciła jego ramię.
Harry potrząsnął głową.
- Nie. Zniknęło, kiedy Voldemort został uwięziony w ostrzu. I nie czułem pełnej obecności, tylko… skutki. Tak sądzę. – Podniósł rękę i odgarnął włosy z jej twarzy. – Uważaj na siebie, Hermiono.
Westchnęła z ulgą.
- Uważam, Harry. Severus mi pomaga.
Kiwnął głową i z uśmiechem zaoferował jej ramię.
- Czy w takim razie pozwoli mi pani odprowadzić się do zamku, pani Snape?
Chichocząc, Hermiona ujęła go pod ramię.
- Z przyjemnością.

…Zdrada przynosi nadzieję, lojalność ruinę…

Późną nocą Hermiona przewracała się w łóżku, nie będąc w stanie zasnąć. Jej umysł pracował gorączkowo i nie była zdolna powstrzymać natłoku myśli. Leżała obok męża, czując jego ciepły oddech na policzku i ostatni raz spróbowała się odprężyć. Niestety, stwierdziła ze smutkiem, że nie da rady.
Zew… psiakrew – pomyślała, wychodząc z pościeli. Ciągle go czuła, jak drzazgę za skórą. Zbyt małą i cienką, by spowodować ból, ale irytującą. Jakby nie wystarczyła drzazga w jej umyśle. Przeszła do gabinetu, zapaliła świecę i usiadła na kanapie. Wzrokiem zawadziła o dziennik leżący na biurku i uniosła brew. Dlaczego nie? Być może, jeśli zrzuci trochę tych szalejących myśli na papier, to się uspokoi. Wzruszając ramionami, sięgnęła po pióro, otworzyła dziennik i zaczęła pisać.
Ostatnie dwa dni minęły błyskawicznie, a jednocześnie ciągnęły się w nieskończoność. Tak wiele do zrobienia, trzeba było sprawdzić, ilu ludzi zginęło i ilu zostało rannych… czuję się dziwnie szczęśliwa, że tak wielu z moich przyjaciół jest nadal całych i zdrowych. Jestem tak szczęśliwa, że Severus przeżył… i że ja również przeżyłam. I Harry… Kto by przypuszczał, że przetrwają obaj, Harry i Albus? Chociaż myślę, że cała ta sytuacja kosztowała dyrektora zbyt wiele. W przyszłym roku odchodzi ze szkoły i chce, bym uczyła transmutacji. Myślę, że się zgodzę. Mogę skorzystać z metody Severusa, by utrzymać Zew w uśpieniu. Już teraz uczniowie sądzą… mam na myśli… nazwisko, które noszę, no cóż, zobowiązuje, prawda?
Jeszcze przez rok będę asystentką. To da mi czas na wznowienia kampanii, którą rozpoczęli moi rodzice. Ta przeklęta ustawa musi zostać zniesiona. Jestem świadoma, że nie wszyscy mieli tyle szczęścia co ja. Myślę, że miałam go niewyobrażalnie dużo! Jeśli Severus by mi nie pomógł, byłabym panią Malfoy. Lub, co bardziej prawdopodobne, byłabym martwa. Tak czy siak, teraz, kiedy Severus jest bezpieczny, mogę coś z tym zrobić. Sprawić, by to idiotyczne prawo przestało obowiązywać. Myślę, że nie będę mieć z tym problemów.
Muszę przestać o tym myśleć… to wzbudza mój gniew, a teraz, kiedy jestem wściekła…czasem to dla mnie zbyt wiele. Cieszę się, że Severus jest tutaj, by pomóc. Trudniej niż myślałam, jest utrzymać Zew pod kontrolą, ale równocześnie nie mogę sobie wyobrazić, jak mogłam żyć bez niego. Wiem, że to nie ma najmniejszego sensu, ale ochronił mnie, kiedy tego potrzebowałam. I teraz spłacam dług.
Zastanawiam się, czy, kiedy ten koszmar się skończył, to jest tylko zwykły pamiętnik. Czy Wiktor nadal czyta to, co zapisuję? Wątpię… chyba nie jest już zainteresowany po osiągnięciu celu. A raczej nieosiągnięciu, powinnam powiedzieć. Chociaż… może planem Wiktora było zapewnić mi bezpieczeństwo bez względu na cenę?
Prawdopodobnie nigdy się nie dowiem. Ukrywa się, tak myśli Severus. Jeśli jacyś pozostali przy życiu śmierciożercy dowiedzieliby się, że mnie chronił… że zabił Draco… miałby kłopoty. I ciało Voldemorta (nie myślałam o nim jak o Czarnym Panu od chwili jego wtargnięcia w moje ciało… dziwne). Dlaczego Wiktor je zabrał? Jedyne, co mi przychodzi na myśl, to słowa Severusa: „Jest wiele Rytuałów Krwi, są różne rodzaje magii krwi”.
Bogowie… Mam nadzieję, że cokolwiek planuje, nie zrobi mu krzywdy. Nigdy nie zapomnę, ile mu zawdzięczam. Nawet jeśli wybrał nie najlepszy sposób. Wydawało się, że naprawdę troszczył się o mnie. Nigdy go nie zapomnę.

Westchnąwszy, chciała zamknąć dziennik. Nagle wciągnęła gwałtownie powietrze. Pod jej ostatnim zapiskiem zaczęły pojawiać się słowa. Otworzyła szeroko oczy na widok znajomego charakteru pisma.
Tak. Troszczę się o Ciebie. Jeśli ktoś Cię zrani, będę gotów.
Szybko sięgnęła po pióro i napisała:
Wiktor? Jesteś tam?
Pamiętaj!
Gapiła się na pojedyncze słowo, czując, jak mocno bije jej serce. Trzęsącą ręką napisała jeden wyraz.
Wiktor?
Czekała kilka minut, ale nie było żadnej odpowiedzi. W jej oczach zebrały się łzy, kiedy zapisała ostatnie słowo na stronie:
Zapamiętam.
Powoli zamknęła dziennik i utkwiła w nim wzrok. Trzęsła się, ale nie ze strachu. Czuła coś dziwnego… winę, smutek, nadzieję… Potrzebowała Severusa.

…Rytuał krwi pokona cień…

- Co robisz?
Nie poruszyła się.
- Piszę…
Zerknęła w górę i uśmiechnęła się pod nosem, widząc potarganą postać stojącą obok kanapy.
Przyszedł, kiedy go potrzebowałam…
- Nie mogłam spać. To było… pod moją skórą.
- Rozumiem.
- Wiem, że tak… Dziękuję, Severusie. – Wzdychając, rozsiadła się wygodnie na kanapie. – Powinnam była rzucić Avadę… wtedy powiązanie nie byłoby tak silne. Oprócz…
- Oprócz?
- Ochrony. Być może, jeśli wcześniej uzupełniłabym powiązanie, to Zew nie ochroniłby mnie, kiedy Voldemort… - Głos Hermiony zamierał. – Powiedziałeś, że to ma wolę. Myślę, że Zew chciał mnie, i dlatego pomógł mi walczyć.
- Być może. Jesteś młodą kobietą związaną z kimś, kto ma w sobie Zew. To ma sens.
- Wiem. Widziałam… widziałam czerwień, czerwone zamglenie. Kiedy zielona mgła prawie przejęła nade mną kontrolę, wtedy mi pomogło. I wtedy, kiedy byłam… wiesz, po wszystkim, gdy upadłam, gdy mnie trzymałeś… również wtedy Zew mi pomógł, dał mi siłę. – Zmarszczyła brwi. – Minerwa powiedziała kiedyś: „Żadne doświadczenie nie jest całkowicie negatywne”. Miała rację.
- Tak.
Hermiona usiadła prosto, przygryzając wargę. Było coś, co nie dawało jej spokoju przez ostatnie dwa dni.
- Severusie… ja nie umarłam. Więc co z Rytuałem Krwi? Myś…
- Umarłaś. Twoje serce stanęło. Ja… ja to czułem. – Głos Severusa brzmiał obojętnie, ale czuła przez znak szalejące emocje. – Gdyby nie Fawkes… Zew nie pchnął… Gdyby nie było tam Fawkesa…
- Och, Merlinie… Severusie, to dlatego… dlatego płakałeś? Nigdy wcześniej nie widziałam, żebyś płakał. – Ścisnęło ją w żołądku na tę myśl.
Silne ręce opadły na jej ramiona, ściskając lekko. Ciepłe, kojące.
Miękki, jedwabisty głos.
- Prawdopodobnie już nigdy nie będziesz miała okazji.
Zatonęła w jego pełnym miłości głosie. Odłożyła dziennik na biurko i zacisnęła dłonie na jego rękach.
- Kocham cię.
Uśmieszek.
- Chodź do łóżka.
Również się uśmiechając, ruszyła za mężem do sypialni.

…Przynosząc śmierć Czarnego Pana.

Koniec.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Czynniki warunkuj ce wybor metod nauczenia odpowiednich dla
Raz na jezdnię wlazła gapa, SCENARIUSZE PRZEDSTAWIEŃ, SZTUK - DUŻY WYBÓR, scenariusze przedstawień -
Przybyszewski Wybór pism, Polonistyka
Ściąga wybór kierunków inw w przeds
Wybór kandydata z uzasadnieniem
CLIPS NOWY schemat wybór noza SOJA
Analiza wstepna branz, wybor spolek i miary zmiennosci
Fotografia ślubna dla amatorów wybór sprzętu
Zmiany prawa pracy w 2009 wybór
Cioran Emilé Wybór aforyzmów

więcej podobnych podstron