Gra w klasy (hiszp. Rayuela) – eksperymentalna powieść Julio Cortázara z 1963 roku, składająca się ze 155 krótkich rozdziałów, podzielonych na trzy części: Z tamtej strony, Z tej strony oraz Z różnych stron (rozdziały, bez których można się obejść). W Polsce ukazała się w 1968 roku w przekładzie Zofii Chądzyńskiej nakładem Spółdzielni Wydawniczej Czytelnik i szybko stała się książką kultową.
Przedstawiony poniżej szkic ukazuje książkę czytaną "normalnie"; aby uzyskać więcej informacji na temat różnych sposobów czytania powieści, przejdź do sekcji "Z różnych stron".
Z tamtej strony
Z tamtej strony to sugestywny obraz żyjących w Paryżu młodych intelektualistów (głównie emigrantów z Ameryki Południowej), spędzających niezliczone wieczory na spotkaniach w ciasnym mieszkaniu 4 na 3,5 metra. W dymie papierosowym i oparach alkoholu słuchają oni jazzu, starego bluesa i muzyki poważnej oraz toczą niekończące się metafizyczne dyskusje o Klee i Mondrianie, Awerroesie, Dizzym Gillespie i Bessie Smith, zawiłościach języka i chińskich torturach. Zgromadzeni przyjaciele tworzą spontanicznie dadaistyczne łańcuchy skojarzeń i upijają się do nieprzytomności tanią wódką.
Charakterystyczny dla tej części książki jest klimat artystycznej bohemy i walki z drobnomieszczaństwem; odkrywaniem piękna w codzienności i w strzępach cywilizacji. Z drugiej jednak strony bohaterowie książki tak naprawdę nie rozmawiają ze sobą, a raczej walczą na słowa. Są bezustannie zagubieni w nieprawdopodobnie złożonych rozważaniach intelektualnych, z których nic nie wynika, a nawet najbardziej tragiczne fakty oglądają przez pryzmat niezliczonych skojarzeń literackich i filozoficznych. W końcu jeden z głównych bohaterów, Horacio Oliveira, na pół ucieka, a na pół zostaje wyrzucony z grona towarzyszy i wraca do Ameryki Południowej.
Z tej strony
Po drugiej stronie Oceanu Atlantyckiego jest dużo spokojniej i proza Cortázara traci charakterystyczną dla pierwszej części pośpieszność i urywkowość. Akcja toczy się w Buenos Aires, wciąż w atmosferze wyrafinowanych intelektualnych potyczek, które zwykle kryją za sobą walkę w świecie rzeczywistym. Oliveira np. gra ze swoimi przyjaciółmi w liczne zabawy językowe, polegające na wyławianiu dziwnych słów czy budowaniu wyrafinowanych i piętrowo złożonych zdań; często jednak tego typu rozgrywki prowadzą do spięć między graczami.
Cortázar wciąga nas w świat, w którym niezwykle subtelne rozróżnienia filozoficzne wpływają bezpośrednio na zachowania bohaterów, ludzie kłócą się ze sobą z powodów nie do końca zrozumiałych, a sąsiadujący ze sobą Oliveira i Traveler bezustannie walczą ze sobą mimo pozornej przyjaźni. Zakończenie nie jest jednoznaczne, i wciąż pozostawia czytelnika w atmosferze bardzo trudnych przyjaźni, jakie łączą południowoamerykańskich intelektualistów.
Z różnych stron
Ta część to zbiór luźnych, niezwiązanych ze sobą notatek, które w pewnym sensie uzupełniają kolejne rozdziały książki. Powieść można bowiem czytać na dwa podstawowe sposoby. Pierwszy z nich to rozpoczęcie na rozdziale 1 i zakończenie na 56, czytając kolejno. Powyższe streszczenie przedstawia świat "Gry w klasy" z takiej właśnie perspektywy. Można jednak podejść do lektury w inny sposób.
Na końcu każdego rozdziału umieszczony jest numer rozdziału, zwykle inny od kolejnego, do którego można przejść w przypadku alternatywnej lektury powieści. W tej sytuacji po rozdziale 42 korzystamy z sugestii "(75)" i sięgamy po siedemdziesiąty piąty rozdział (znajdujący się w części "Z różnych stron"), po czym wracamy do "normalnego" toku powieści, czyli nr 43. Powstaje więc "druga wersja książki", w której kolejność rozdziałów przedstawia się następująco:
73-1-2-116-3-84-4-71-5-81-74-6-7-8-93-...
Rozdziały "podstawowe" są więc uzupełnione o krótkie fragmenty dialogu, wycinki z gazet, cytaty z filozofów czy refleksje na temat bohaterów powieści. Lektura książki wzbogacona o te "uwagi na marginesie" jest dużo bogatsza i zmienia odbiór powieści. Ponieważ tematyka tych dodatkowych fragmentów jest nierzadko bardzo odległa od toku opowieści, wymaga to od czytelnika dużej samodzielności i pozostawia sporą przestrzeń do samodzielnej interpretacji. Nie da się jednoznacznie powiedzieć, co wynika z tego innego sposobu czytania powieści. A ów drugi sposób czytania "Gry w klasy" nie jest ostateczny – autor otwiera nam drzwi do własnych poszukiwań, dzięki czemu jest to "książka otwarta". Każdy czytelnik znajdzie w niej swoją własną powieść.
Książka jest w rzeczywistości grą, zabawą z czytelnikami. Można czytać ją na różne sposoby odkrywając coraz to nowe konteksty. Inaczej rozumie się ją czytając rozdział po rozdziale, inaczej „skacząc” po nich, a jeszcze istnieje możliwość postępowania z nią według klucza zaproponowanego przez autora. Mając tak wielki wybór w sposobie poznania całej treści można uznać, że zawsze coś umyka, coś jest nieuchwytne i powieści nigdy nie uda się odkryć do końca. Możliwości są nieskończone i ciągle powstają nowe wątki oraz ich zakończenia. „Gra w klasy” uznawana jest za jedną z najważniejszych i najdziwniejszych książek w historii literatury. Pogmatwana narracja, kompletny brak logiki, dwuznaczność, mnóstwo poplątanych wątków i zdarzeń. To wszystko sugeruje, iż istnieje drugie dno, którego zrozumienie i odkrycie zależy tylko od sposobu myślenia czytelnika. Za każdym razem gdy sięgam po tę powieść zwracam uwagę na co innego i inaczej ją rozumiem. Ilu czytelników, tyle interpretacji. Cortázar w swoim dziele bawi się słowem. Potrafił stworzyć niesamowite rozdziały, które na długo zapadają w pamięć. W której jeszcze książce można znaleźć rozdział w całości poświęcony opisowi pocałunku? Niektóre rozdziały to jakby wycinki z gazet, inne to tylko fragmenty piosenek. Niby żadnego połączenia z fabułą, o ile dojdziemy do tego, że taka w książce istnieje, ale jednak można zauważyć jakieś niejasne powiązania z całością. Każde zdanie zostało umieszczone celowo i każde zdanie może skłonić do przemyśleń. W nich zawarta jest magia, niby oczywiste fakty, ale są przedstawione w nowy, zachwycający sposób. Przykładem może być list Magi do Rocamadoura: napisany prosto, ale mimo to cudownie. Nawet rozczulająco. Punktem wyjścia jest historia związku Magi i Oliveiry, dwojga młodych ludzi nieustannie włóczących się po ulicach Paryża. To od niej zaczyna się podróż w głąb rozważań o literaturze, sztuce, sensie istnienia i naturze świata. W roli głównej występuje ciągłe poszukiwanie, które towarzyszy bohaterom od początku do końca. Powieść ukazała się w Polsce w 1968 roku. Stała się „biblią ówczesnej młodzieży”. Wiele osób po przeczytaniu książki nawet próbowało żyć jak jej bohaterowie. Czy dzieło Cortázara dalej potrafi wywierać taki wpływ na czytelnika? Uważam, że tak. Jednak aby się o tym przekonać trzeba sprawdzić samemu.
Czterdziestodwuletni Argentyńczyk dzieli swój czas paryskiego emigranta między spotkaniami ze znajomymi w utworzonym wspólnie klubie, dziewczynę z dzieckiem, kochankę i swoje egzystencjalne rozterki. I przez cały czas Horacio Oliveira, ten zadufany w sobie intelektualista – nieudacznik, wydaje się nie być w swoim miejscu i swoim czasie. Jest niczym bohater starych filmów – jego wyidealizowany świat wyobraźni jest w czarno – białych barwach, dlatego nie potrafi poradzić sobie z odcieniami szarości w prawdziwym życiu. Powoli więc niszczy swój związek z dziecinną a zarazem uroczo promienną Magą, odnajdując w jakimś sensie rozkosz w unicestwianiu jej naturalnej radości. Samotnik, uparcie broniąc się przed przejawami abstrakcyjnego uczucia, którym obdarza go ta kobieta, rzuca się w ramiona kochanki, wpadając w wir melancholijnych rozmyślań podczas libacji na spotkaniach w klubie w towarzystwie podobnych do niego, szukających wartości, ludzi – malarza- abstrakcjonisty Etienne’a, który nie sprzedaje swoich obrazów, lekko stukniętej pary Babs i Ronalda, emigranta z Chin – Wonga, który z wielką czcią trzyma w portfelu zdjęcia z makabrycznej egzekucji w Pekinie i w końcu Gregoriovusa Osipa, człowieka pochodzącego zewsząd i znikąd, w stanach upojenia opowiadającego o jednej z jego trzech matek w zależności od rodzaju wypitego alkoholu. Między Osipem a Horaciem rodzi się iskrząca rywalizacja o Magę – krążąca między pożądaniem Gregoriovusa a zazdrością o zabawkę u Oliveira, który w końcu ubzdurał sobie, że Maga go zdradza. Ze zranionym ego, zmęczony umierającym Rocamodourem, tajemniczym synem Magi, z którym od jakiegoś czasu mieszkali w ciasnym, zagraconym pokoju, ładuje się w nieprzyjemną historię z marną gwiazdką operetki Berthe Trepant. Rozeźlony wraca do mieszkania, gdzie zastaje swoją kobietę z pocieszającym ją Gregoriovusem co upewnia go w swoich przekonaniach.
Ta noc staje się początkiem końca spokojnej egzystencji wszystkich członków klubu. Umiera Rocamodour, wraz z nim dusza Magi, jej związek a także, na jakiś czas, stłamszona tkliwość Horacia, który ostentacyjnie znika na parę dni, separując się od przyjaciół i załamanej kobiety. Zjawia się później, starając się zachowywać zupełnie obojętne, ale po zniknięciu Magi, jej tkliwym liście do syna, i burzliwym rozwiązaniu klubu, na którym to ostatnim spotkaniu został oskarżony przez pijaną Babs o wszystkie grzechy świata, jego sumienie zaczynało gryźć coraz mocniej. Lekko otumaniony, chwilowo bezdomny, spotkał brudną, starą Emmanuele, która po dwóch litrach czerwonego wina zaczynała mu przypominać najważniejsze kobiety jego życia. Horacio Oliveira został deportowany do Argentyny, gdy przyłapano go na seksie z kloszardką. Wrócił – ale nie uciekł. Obraz Magi coraz wyraźniej towarzyszył mu w śnie i na jawie, zwłaszcza, że żona jego najlepszego przyjaciela jest do niej bardzo podobna. Starał się bardzo, żeby jego codzienne życie było zwyczajne – znalazł prace w cyrku, ożenił się z Gekrepten, kobietą, która czekała na niego od momentu jego emigracji. Ale oczywiście nie był szczęśliwy. I właściwie szpital dla umysłowo chorych, w którym w końcu razem z Travelerem zaczął dorabiać, mógłby być dla niego miejscem wymarzonym ( i właściwie by był, gdyby znalazł się tam w charakterze pacjenta, nie pracownika). Ale stał się kolejnym ciosem uruchamiającym jego wspomnienia, na tyle, że w końcu zaprowadziły go na skraj szpitalnego okna…
źródło: http://pl.shvoong.com/books/novel-novella/9383-gra-klasy/#ixzz2Pxrk9Ouv
"Gra w klasy" to książka szczególna: można ją czytać w nieskończoność, odkrywając coraz to inne konteksty, układając za każdym razem nowe warianty zakończenia poszczególnych wątków, zmieniając kolejność rozdziałów i stron. Ta książka przypomina zabawę w klocki, kiedy z małych sześcianów powstaje pałac albo most – możliwości są nieograniczone, zwłaszcza gdy klocki dostaną się w ręce dziecka, które ożwi je swoją wyobraźnią. "Gra w klasy", najsłynniejsza pozycja w dorobku Julio Cortazara, to "zabawka dla dzieci starszych" – autor daje klocki, a sam staje z boku i patrzy, co czytelnik z nich ułoży, zmuszając go tym samym do współdziałania. Powieść ukazała się w Polsce w roku 1968, stając się niemal z miejsca – i na długie lata – biblią ówczesnej młodzieży. Czy dzisiejszy czytelnik będzie jeszcze umiał mówić po "gliglińsku"? Czy wzruszy się do łez, czytając list Magi do Rocamadoura? Żeby się przekonać, trzeba sięgnąć po tę książkę.
"Ty jesteś jak świadek, jak taki, co idzie do muzeum i patrzy na obrazy. To znaczy, że obrazy są tutaj, a ty jesteś w muzeum, równocześnie daleko i blisko. Ja jestem obraz. Rocamodour jest obraz. Étienne jest obraz. Myślisz, że jesteś w tym pokoju, ale nie jesteś. Patrzysz na pokój, ale cię w nim nie ma"*. Taka jest „Gra w klasy” – niezwykła, czasami absurdalna, znana, chwalona, piękna i znienawidzona. Czytając ją, nie wiemy, co czytamy. Widzimy siebie w tej powieści, jednak nas tam nie ma. Cortázara nigdy nie można też rozumieć tak samo. Zdanie, które przed chwilą przeczytaliśmy, zaraz może znaczyć coś innego, lecz można go też w ogóle nie pojąć…
Książka jest uniwersalna, tematy w niej poruszane są nadzwyczaj aktualne. Talita siedząca na chwiejącej się desce przerzuconej ponad ulicą przypomina mi dzisiejszego człowieka. Iść do przodu, na nic nie bacząc, czy zawrócić? Ruszać się czy nie? Przecież można spaść… Ciągle ktoś nas obserwuje, a każdy nasz ruch i decyzja ma swoje konsekwencje…
Ogromne ilości filozoficznych rozmyślań znajdują się w „Grze w klasy”. Często przytłaczają, nudzą, jednak powieść ma swój urok, niepowtarzalną atmosferę, klimat… Cortázar cytuje też wielu innych pisarzy (zauważyłem nawet Gombrowicza!), wśród nich - tajemniczego Morellego, pisarza, który pojawia się wielokrotnie, jednak nie dowiadujemy się o nim zbyt wiele.
W książce jest też, jak to w powieściach bywa, pewna – dosyć postrzępiona i nieregularna – fabuła. Paryż. Metafora. Klub. Grupa filozofów-amatorów, emigrantów szukających szczęścia we Francji. Głównym bohaterem jest Oliveira, Argentyńczyk, często uważany za wariata, intelektualista. Ze swoimi przyjaciółmi wdaje się w różne dysputy światopoglądowe, filozoficzne. Razem przemierzają przepiękne paryskie uliczki. W życiu Oliveiry pojawia się też Maga, Urugwajka, która chciałaby dorównać kiedyś innym klubowiczom - nie zna się na poezji, literaturze. Niespodziewanie zdarza się coś, co… Nie, nie będę odbierał Wam przyjemności czytania.
Budowa książki jest bardzo zaskakująca, czyni ją jeszcze bardziej niezwykłą. Powieść podzielona jest na krótkie rozdziały. Jednak nie trzeba jej czytać „od deski do deski” – „na swój sposób książka ta zawiera w sobie wiele książek, przede wszystkim zaś dwie książki”* – czytamy we wstępie. Pierwszą książkę czyta się od początku do końca, drugą według tablicy orientacyjnej podanej przez autora. Można także czytać wedle własnego uznania, zaczynając od środka i niekoniecznie na końcu kończąc. Bardzo dobre rozwiązanie dla osób, które chcą przeczytać ostatnią stronę, nie kończąc czytania i nie poznając zakończenia. Książka może kończyć się za każdym razem inaczej – to zależy od czytelnika…
Myślę, że „Grę w klasy” można polecić każdemu. Jeśli coś się zrozumie, zawsze coś też się z przeczytania tej powieści wyniesie. Jednak dla każdego ta książka będzie czymś innym – jedni próbowali żyć tak jak jej bohaterowie i traktowali ją jak przewodnik, dla innych to tylko kartki papieru, na których jest zapisane kilka ważnych zdań. Tak czy siak, książkę warto znać, a jeśli się spodoba, tym lepiej!
Gra w klasy (1963), powieść J. Cortázara, w której autor, poprzez zastosowanie oryginalnej budowy, eksperymentuje z tradycyjnymi sposobami lektury. Gra w klasy to powieść kombinatoryczna. Autor zaprasza czytelnika do wspólnej zabawy, proponuje mu kilka sposobów lektury powieści - można ją czytać tradycyjnie, strona po stronie, ewentualnie omijając wskazane przez autora rozdziały, bez których można się obyć albo kierować się kluczem zasugerowanym przez autora bądź, według własnego uznania, tworzyć kolejność przedstawionych wydarzeń. Jednakże zastosowanie takiej struktury powieści służy nie tylko grze, którą czytelnik może podjąć. Jej zadaniem jest skierowanie uwagi odbiorcy na absurdalność życia człowieka, otaczającego go świata, złożonego z niespójnych, poddających się różnym układom elementów, wydarzeń, które można oglądać z różnych punktów widzenia, odmiennie je interpretować. Pisarz Morielli, alter ego Cortázara, dokonuje “wprowadzenia” czytelnika w świat powieści, w możliwość jej tak rozmaitych odczytań. Akcja utworu rozgrywa się w Paryżu, gdzie znajduje się Horacio Oliveira, i w Buenos Aires, w którym przebywa Traveler, sobowtór Horacia. Bohaterowie, nieustannie przemieszczający się z jednego kontynentu na drugi, uwikłani są w rozmaite relacje międzyludzkie - przyjaźń, rywalizacja, szalona miłość. Utwór zawiera głębokie refleksje nad współczesną cywilizacją, nad miejscem jednostki w dzisiejszym świecie, w którym coraz trudniej ocalić własną niezależność, samodzielność, uniknąć porażki.
Hasło opracowano na podstawie “Słownika Encyklopedycznego - Literatura Powszechna” Wydawnictwa Europa. Autorzy: Anna Cisak, Maria Żbik. ISBN 83-85336-60-5. Rok wydania 1999.
To chyba najdłużej przeze mnie czytana książka. O tym, że tak było, niech świadczy to, że została mi ona "ustrzelona" w Stosikowym losowaniu, jako książka na marzec ;)
Kilka razy miałam ochotę przerwać, odłożyć i więcej nie wracać. Ale już dawno temu postanowiłam, że teraz wszystkie książki czytam do końca, a poza tym tyle się naczytałam i nasłuchałam, jaka to super powieść, że musiałam się o tym przekonać.
Ciekawi jesteście, czy po tak długiej "męczarni" uważam ją za gniota czy za wielkie dzieło? Absolutnie za to drugie :) Jednak nie od początku tak myślałam, nie, nie.
Książkę, według sugestii autora można czytać na dwa sposoby - od początku do 56 rozdziału (reszty się już nie czyta) albo "skacząc" po wszystkich 155, przy czym "skacząc" oznacza najróżniejsze kombinacje skoków, na szczęście na końcu każdego rozdziału mamy numer następnego do przeczytania. Ja wybrałam skakanie, wkleiłam na końcu książki karteczkę z numerami rozdziałów i wykreślałam przeczytane - dzięki temu mniej więcej wiedziałam, ile jeszcze mam do końca, bo tego, ile stron mi jeszcze zostało nie wiedziałam nigdy :)
Właściwie można wyróżnić w niej jakby trzy części. Pierwsza to Paryż i spotkania klubu przyjaciół, polegające na piciu mate, paleniu dziwnych rzeczy i rozmowach o sensie życia, cierpienia, o literaturze, muzyce itp. Druga to Argentyna i dziwny trójkąt, a może czworokąt? Trzecia to coś pomiędzy, to fragmenty notatek niejakiego Morelliego, pisarza, którego spotkał główny bohater Horacio Oliveira. Pisarz ten chce napisać książkę - antyksiążkę, złożoną z różnych notatek ułożonych w różnej kolejności, zrozumiałej tylko dla niego - czyli książka w książce - przyznam, że od momentu, gdy okazało się, kim jest Morelli, zaczęło mi się wreszcie podobać.Notatki te są bardzo różne, niektóre króciutkie, jednozdaniowe cytaty z innych dzieł, czasem dłuższe, o tematyce tak różnorodnej, że chyba nie ma jakiegoś jednego spoiwa.
Główny bohater, to jak już wspomniałam Horacio Oliveira, emigrant z Argentyny. Przebywa on w Paryżu nie robiąc właściwie nic konkretnego, ot włóczy się w dzień po mieście, by znaleźć Magę (nigdy się nie umawiają, a i tak zawsze spotkają) i pójść do przyjaciół, aby spędzić noc na niekończących się dysputach i słuchaniu jazzu. Muszę przyznać, że te ich rozmowy niesamowicie mnie męczyły, ja chyba jestem zbyt pragmatyczna i za mocno dotykam stopami ziemi, aby odpłynąć w takich filozoficznych rozważaniach. Niestety, pewnej nocy dochodzi do tragicznego zdarzenia, które uniemożliwi powrót do dawnego trybu.
Horacio wraca do Argentyny, gdzie wita go jego dawny przyjaciel Traveler i jego żona Talita. Między tą trójką rozgrywa się dziwna gra, gra, w której stawką jest Talita? Traveler pomaga przyjacielowi znaleźć pracę, najpierw w cyrku, a później w domu dla obłąkanych, gdzie pracują i mieszkają wszyscy razem. Horacio wciąż próbuje znaleźć sens życia, rozpamiętuje paryskie czasy, o których jednak nie chce rozmawiać, w Talicie widzi Magę. To doprowadza do kolejnego brzemiennego w skutki wydarzenia, którym kończy się powieść. Ale czy na pewno tak się kończy? A może ten koniec to sen? A może ułuda?
Nie o fabułę jednak w tej książce chodzi moim zdaniem. Fabuła jest jedynie pretekstem do zabawy słowem. Bo prawdziwym głównym bohaterem tej książki jest słowo. Mamy tu ogromne bogactwo form, środków stylistycznych, gier słownych i innych "fajerwerków". Jest np. zdanie, które trwa ponad dwie i pół strony, jest wiele powtórzeń, jest rozdział, który trzeba czytać co drugą linijkę, jest rozdział tylko z neologizmami, które chyba do dziś nie istnieją naprawdę. I jeden minus - jest wiele wtrętów francuskich i hiszpańskich - niestety nie wszystkie są tłumaczone choćby w przypisach. Ale i tak - wielki podziw dla tłumacza pani Zofii Chądzyńskiej - oddać te niuanse słowne -majstersztyk!
Na koniec moje ogólne odczucia. Jak pisałam wyżej - część paryska nie podobała mi się, nie mogłam w ogóle zrozumieć, czym tu się zachwycać. Od momentu pojawienia się książki w książce zaczęło się robić ciekawiej. Część argentyńska była już bardzo wciągająca. Myślę sobie jednak, że jest to książka, którą każdy odczyta inaczej, na inne rzeczy zwróci uwagę, co innego będzie mu się podobało. Polecam - spróbujcie odnaleźć w niej coś dla siebie!
niedziela, 19 czerwca 2011, maniaczytania
poleć znajomemu » śledź komentarze (rss) »
Tagi: wyzwanie czytelnicze Stosikowe losowanie Cortazar
Są takie książki, o których słyszał prawie każdy, jednak mało kto przebrnął przez nie do końca. Dobrym przykładem może być „W poszukiwaniu straconego czasu" Prousta czy „Katedra Najświętszej Marii Panny"( bardziej znana jako „Dzwonnik z Notre-Dame") Wiktora Hugo. Do grona tych wybitnych, acz niezbyt lekkich arcydzieł z pewnością zaliczyć można również „Grę w klasy" Julio Cortazara, jednak akurat to arcydzieło zasługuje jednocześnie na miano bestsellera - przynajmniej w swoim czasie.
A wszystko za sprawą hippisów, którym „Rayuela" wybitnie przypadła do serc, nie tylko za sprawą licznych mglistych, halucynacyjnych opisów życia artystycznej bohemy, ale też przedstawionej w niej filozofii życiowej głównych bohaterów.
Oto bowiem czytamy, że będąc biednym można prowadzić niezwykle barwne życie, po raz kolejny triumfuje hasło „pieniądze szczęścia nie dają". Tylko, czy oby na pewno życie bohaterów „Gry w klasy" nazwiemy szczęśliwym? Trzeba przyznać, że jest intrygujące i nieprzewidywalne, a jednocześnie (a może własnie dlatego) - niepewne i rozchwiane.
Filozoficzne dysputy zastępują często wszelkie działania, uczucia ukryte są w żartobliwych docinkach przyjaciół, prześcigających się w coraz to trafniejszych ripostach. Ta intelektualna rozrywka staje się substytutem czynów, co przypomina czasem balansowanie na krawędzi przepaści. Bohaterowie „Gry w klasy" są tak oderwani od rzeczywistości, że ich zachowania, mimo iż często niewytłumaczalne, absurdalne i niezrozumiałe dla przeciętnego drobnomieszczanina, przestają dziwić. Gdy już dostatecznie zanurzymy się w tym klimacie, zaczniemy co nieco rozumieć - na przykład to, że główny bohater, Horacio Oliveira, bezustannie poszukuje. Czego? Na to pytanie odpowiedź nie jest już tak prosta. Poszukuje często egoistycznie i bez skrupułów, gdyż dla niego to „coś" ma znacznie większą wartość niż cokolwiek na świecie - wielkie słowa jak „miłość" czy „przyjaźń" nie robią na nim żadnego wrażenia.
Oprócz tego niestandardowego podejścia do życia, obecne są w „Grze..." również niezwykle wzruszające, bardzo ludzkie wątki. Postać cudownej Magi, pałającej czułością do każdej żywej istoty, jej miłość-niemiłość do syna o wdzięcznym imieniu Rocamadour, czy niegasnące uczucie Travelera i Tality potrafią wzruszyć do łez. Dużą radość dostarczają także zabawne rozmowy grupki przyjaciół-artystów, spotykających się, by przy dobrej muzyce upijać się do nieprzytomności. Ich ogromna wiedza i inteligencja kontrastują z iście menelskim stylem życia, który oni sami uważają za kontestację tego, co dzisiaj nazywamy konsumpcjonizmem.
Oprócz tego wypada wspomnieć oczywiście o wyjątkowej kompozycji tego dzieła. Tę cechę „Rayueli" znają zapewne nawet ci, którzy nie mają bladego pojęcia o jej treści. Książka podzielona jest na trzy części- „Z tej strony" (w Paryżu), „Z tamtej strony" (w Argentynie) i „Z różnych stron (rozdziały, bez których można się obejść)". Początkowe dwie części są, powiedzmy, obowiązkowe, zaś bez ostatniej, jak sama nazwa wskazuje, możemy sie obejść. Jednak nie róbmy tego i dajmy się porwać tej książce w całości, czytając ją po raz drugi na inny sposób - niektóre wątki się wyjaśnią, inne jeszcze bardziej skomplikują, a pozostałe będą się wydawały zupełnie bez związku z resztą historii.
Mogę zagwarantować, że mimo skomplikowania i pogmatwania, po przebrnięciu przez ten opasły tom będziecie czuć niedosyt i wściekłość z powodu wielu niedopowiedzeń i niejasności. Ta dziwaczna historia nie da łatwo o sobie zapomnieć i może wzbudzić skrajne emocje. A to chyba jest najlepszym wyznacznikiem prawdziwego literackiego arcydzieła.
Magdalena Chmielewska