Sprawozdanie z sesji formacyjnej
„Pobudzeni i leniwi – acedia u dzieci i dorosłych”
25. 01 2014
W styczniu tego roku mieliśmy kolejną możliwość wzięcia udziału w analizie brata Tadeusza Rucińskiego dotyczącej nieuświadamianego sobie, aczkolwiek niepokojącego, zjawiska w życiu dzieci i dorosłych, wywołanego nowoczesnym stylem życia.
Nasz ks. proboszcz prałat Edward Bogaczewicz chętnie zaprasza brata Tadeusza, gości go i powierza nie tylko sesją formacyjną dla nauczycieli ale również niedzielne kazania dla całej wspólnoty parafialnej.
Na spotkanie 25.01. 2014r przyjechali nauczyciele i katecheci z następujących miejscowości: z Reńskiej Wsi, Przewozu, Głubczyc, Żuzeli, Grodkowa, Strzelec Opolskich, Raciborza, z Piotrówki, Ujazdu, Zdzieszowic, Roszkowa, Jemielnicy, Rudy Śląskiej, Rudzińca, Cyprzanowa, Przylesia i z Kędzierzyna-Koźla. Było nas około 50 osób.
Mszę św. w intencji brata Tadeusza, uczestników sesji i nauczycieli naszej parafii odprawił ks. proboszcz Edward Bogaczewicz, lekcję czytała p. Anna Penkala, modlitwę wiernych przedstawił Bogu p. Adrian Kłos a śpiewy prowadziła p. Anna Zamora.
Po rejestracji, po zapoznaniu się z nowościami wydawniczymi, z którymi zawsze Brat przyjeżdża, po krzepiącej kawie i herbacie z ciastkiem rozpoczął się wykład. Później miały miejsce warsztaty, podczas których można było wypowiadać się na zadane pytania, dzieląc się swoim doświadczeniem i wiedzą.
Wykład
Przyglądając się nowoczesnemu stylowi życia, lansowanemu przez szeroko pojęte media, jak też naśladowanemu przez ogromną rzeszę ludzi w różnym wieku, nie sposób nie dostrzec wzrastającej liczby przypadków depresji niejednokrotnie zakończonej samobójstwem, nerwic wszelakich, uzależnień czy nadpobudliwości ADHD.
Interesujące jest pytanie, czy istnieje jakiś związek między treściami programów TV, artykułami prasowymi czy filmami, modami, problemami i blaskami celebryckiego życia a wymienionymi wyżej stanami ducha ludzi, którzy chcą być tacy sami, ale nie są i nigdy nie będą.
Jakie treści dominują w mediach powiedziane było już na naszych spotkaniach niejednokrotnie. Dziś zastanawiamy się, jaki wpływ mają one na życie ludzi odbierających te treści i czy obserwowane stany chorobowe właśnie duszy nie są z nimi związane (sensowne by były w tym miejscu badania socjologiczne. Nam jednak musi wystarczyć obserwacja).
Okazuje się, że opis stanów ducha i najlepsze odpowiedzi na pytania i dylematy ludzi z chorą duszą zostały udzielone około 1500 lat temu przez Ojców Pustyni – mnichów i do dziś są aktualne i użyteczne dla współczesnych ludzi. Mnisi przeżyli piekło chorej duszy (uciekali na pustynię z powodu upadku moralnego ówczesnych ludzi – coś jak dzisiaj, uciekali, by zwalczyć diabła w sobie, ale diabeł zaatakował ich dusze właśnie na pustyni), ale wyszli z tego i przekazali potomnym wiedzę nie tylko tej chorobie, ale też o jej przyczynach i sposobach radzenia sobie, by wyzdrowieć.
Ewagriusz z Pontu (IV w.) był właśnie Ojcem Pustyni, który opisał choroby duszy do dziś spotykane. Jego pisma stały podstawą dla późniejszych rozważań o duszy (oczywiście w naszym kręgu kulturowym), jak też pomocą dla powstających reguł klasztornych i nie tylko..
Pisał, że głównym celem życia ludzkiego jest wolność, którą osiąga się walcząc ze złem. Istotą tej walki jest uwolnienie się od grzechu wewnętrznego. Pontyjski Mnich dostrzegał osiem zagrożeń dla duchowego życia człowieka i nazwał je ośmioma demonami opisując każdego szczegółowo. Podstawą dla ich rozróżnienia jest Pismo Święte a zwłaszcza przestrogi zawarte w listach apostolskich. Zatem, jest demon obżarstwa, nieczystości, chciwości, smutku (rozumianego jako obumieranie duchowe gdy nic nie cieszy, człowiek izoluje się od innych, czuje się niespełniony i nie potrzebny), jest demon gniewu, lenistwa (acedii), próżności i demon pychy.
Zauważyć należy, że odnajdujemy je (nieznacznie zmienione) w naszym katechizmie pod nazwą „grzechy główne”. Zauważyć należy również i to, że słowo „demon” zostaje zamienione na słowo „grzech”, bo słowa te są tożsame, jednak my, ludzie współcześni nie łączymy już istoty grzechu z osobowym, konkretnym istnieniem jakim jest demon a jedynie z efektem jego działania.
Ze względu na temat spotkania przyjrzyjmy się ewagriuszowskiej acedii.
Jest to demon, który atakuje w południe, stąd demon południa. Efektem jego ataku jest poczucie dłużenia się czasu. Zaatakowany nie może się niczego doczekać ma wrażenie, że w dobie nie jest 24 godz. ale 500 godzin. Człowieka ogarniętego acedią zachwyca to, co powinno budzić wstręt
Acedia dotyka całej duszy i jest przyczyną rozdarcia wewnętrznego. człowiek pożąda tego, czego nie ma, a nienawidzi tego, co ma. Wręcz buntuje się przeciw rzeczywistości, w której żyje i nie jest to młodzieńczy bunt, marzy o tym czego niema i mieć nie może, oddala się od rzeczywistości i popada w smutek. Jest to duchowe zniechęcenie, znużenie, niezdolność koncentracji a przede wszystkim utrata nadziei (siedzi się w oknie i patrzy na wszystko pustymi oczami). Nie można pomóc, ponieważ taki człowiek toczy wewnętrzną walkę, a jego przeciwnikiem jest jego własne, zranione „ja”.
Czasem demon południa zmienia strategię. Człowiek dotknięty przez tego demona wpada w złość i gniew z powodu własnego niespełnienia. Na zewnątrz jest opanowany i posłuszny, ale w jego wnętrzu wszystko się „gotuje”, ma wstręt do posłuszeństwa i widzi wrogów w tych ludziach, którym powinien być posłuszny . Dobro, które czyni nie daje mu radości. Człowiek staje się nieczuły obojętny, nie troszczy się o nikogo lecz dba przede wszystkim o siebie i swoją wygodę, dogadza sobie.
Inną strategią tego demona jest pobudzanie człowieka do nadmiernej aktywności. Jednak w swym działaniu człowiek nie kieruje się dobrem bliźniego, ale miłością własną w ten sposób dowartościowując siebie przed sobą samym. Współcześnie można zakwalifikować tu pracoholizm jako ucieczkę przed pustką, poczucie winy, gdy nie ma się zajęcia). Dobrym przykładem (może już kiedyś przytaczanym) jest zderzenie cywilizacyjne często zachodzące między misjonarzem - europejczykiem a mieszkańcami krajów misyjnych. Oto jeden z misjonarzy opowiada jak, w wyznaczonym przez siebie czasie, koniecznie chciał dotrzeć do celu, więc raz po raz poganiał miejscowych tragarzy. W pewnym momencie wszyscy jakby na komendę usiedli na ziemię a pakunki położyli obok siebie. Na pytanie zdezorientowanego i zdenerwowanego misjonarza odpowiedzieli, że tak się spieszą, że przegonili swoje dusze i teraz muszą na nie poczekać, bo inaczej w ich miejsce wejdzie duch wiatru, śpiączki i pustki. I misjonarz bezradnie usiadł. Wtedy dostrzegł jak piękny jest krajobraz, jakie ciekawe i zadziwiające rośliny rosną wkoło, a śpiew ptaków i dźwięki lasu… Po jakimś czasie, nagle znowu jakby na komendę zerwali się wszyscy tragarze, wzięli swoje bagaże i ze śpiewem ruszyli w drogę. Wygląda na to, że pośpiech nie tylko szkodzi ciału ale też duszy, wpędzając człowieka w przemęczenie i wiedzą o tym rdzenni mieszkańcy Afryki. A my żyjący w cywilizowanej Europie, jak scharakteryzowalibyśmy nasz zwykły dzień? Czyż nie słowem nieustany p o ś p i e c h ?
Ewagriusz z Pontu przestrzega, że brak umiaru i przesada również pochodzą od złego ducha.
Księgi klasztorne tłumaczą acedię jako „lenistwo duchowe”, na które zapadają nie tylko mnisi i mniszki ale dorośli, dzieci i całe narody. Przy czym słowo „lenistwo” nabrało już u nas cech pozytywnych i nie raz jest synonimem odpoczynku „błogie lenistwo”. Jednak w dawnym znaczeniu oddawało ono agonię duszy a przecież umieranie to tortura. Acedię charakteryzuje: nieład, bezwład i rozkład ( co wyżej opisano) i jest to umiłowany sposób życia demonów. Jej istotę można (korzystając z wiedzy wyżej wspomnianych Afrykanów) streścić następująco:
- duch pustki – nic nie cieszy, nic dla czego można by było się poświęcić, nic i nikt do kochania, smutek, izolacja (klasyczny nihilizm). Pustka to przecież inne imię demona,
- duch wiatru – niemożność znalezienia stałego miejsca, nigdzie nie można zapuścić korzeni na stałe. Tak jak wiatr miota liśćmi i drobnymi gałązkami, tak człowiek w acedii daje sobą rządzić, naginać, formować w nim coraz to nowe poglądy, często sprzeczne z poprzednimi, a acedyk nie ma siły się przeciwstawić,
- duch śpiączki- pozostawanie w stanie odrętwienia i niejako śpiączki. Będąc w półśnie człowiek nie dostrzega zagrożenia dla swojego ducha i ciała i „rozbija się o skały”.
Wiedza o chorobach duszy i o ich przeciwdziałaniu przetrwała w klasztorach, zwłaszcza w obowiązującej regule i sprawdziła się na przestrzeni setek lat. I dziś można z niej korzystać nie tylko będąc mnichem, czy zakonnikiem ale również będąc osobą świecką. Przykładem może być książka Notkera Wolfa OSB „Ucząc się od mnichów”, która cieszy się dużym zainteresowaniem, podobnie jak film „Cisza”. Książka opisuje fenomen klasztoru, który poznaje grupa dziennikarzy mieszkających u kartuzów i uczestniczących w życiu klasztoru według reguły. Dla tych dziennikarzy odkrywcze jest to, co mnisi pielęgnują od setek lat, a co już dawno zanikło we współczesnym świecie. Styl życia klasztoru to zakorzenienie w ziemi a czerpanie energii z nieba, to równowaga pracy i odpoczynku, harmonia duszy i ciała. Wartości te obecne kiedyś i poza klasztorami zniszczyło Oświecenie – epoka dominacji masonerii i jej poglądów.
Studium acedii (choć tak się jej nie nazywa) można zaobserwować i we współczesnej literaturze jak też w filmie. Przykładem może być przedrewolucyjna literatura rosyjska a zwłaszcza „Obłomow” Iwana Gonczarowa. Główny bohater Obłomow cierpi na zespół permanentnego znużenia i gnuśności. Tak ogranicza swoją życiową aktywność, że całymi dniami nie wstaje z kanapy a najmniejsze działanie wzbudza w nim nie tylko niechęć lecz wręcz przerażenie. Jego przeciwieństwem jest przyjaciel ojca, który wykazuje nadmierną aktywność aż do przesady (tak, jak opisuje Ewagriusz z Pontu). Ci obaj są we mnie, pisze Gonczarow – abnegacja siebie i chorobliwe pobudzenie, jednym słowem brak harmonii.
Bohater „Czarodziejskiej Góry” Tomasza Manna Hans również z objawami acedii we wszystkich jej odmianach, dodatkowo jeszcze przysłuchuje się debacie przedstawicieli oświecenia i romantyzmu. Spór nie kończy się dobrze.
W tym nurcie utrzymana jest też analiza współczesnego człowieka, jaką przeprowadził Robert Musil w książce „Człowiek bez właściwości”.
Stan smutku, zabicie marzeń, woli i pragnień jest obumieraniem duchowym, z którego wypływają wszystkie inne grzechy, określano terminem „melancholia” (według Greków to „czarna żółć”). I to zjawisko doczekało się współczesnej ekranizacji. Lars von Trier jest reżyserem filmu „Melancholia”, w którym opowiada o dwóch siostrach, z których jedna właśnie wychodzi za mąż a druga pogrążona jest w melancholii i nic nie może wyrwać jej z tego stanu, nawet zbliżająca się do Ziemi planeta o nazwie „Melancholia”, której uderzenie spowoduje kosmiczną katastrofę i zagładę ziemi. Kolizja jest nieunikniona a Justine jest niewzruszona w uścisku acedii.
Polskim odpowiednikiem opisującym stan letargu, nie pojedynczych osób, ale całej społeczności jest „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego, który w scenie końcowej zamieścił taniec weselników będących w dziwnym transie, poruszających się w rytmie nadawanym przez chochoła i tekst: „wiele by już mogli mieć, gdyby tylko chcieli chcieć”.
Konieczność leczenia chorej duszy na równi z chorym ciałem dostrzegł, a potem opisał Viktor Frankl w książce „Człowiek w poszukiwaniu sensu”. Jako psychiatra i psychoterapeuta był twórcą logoterapii („logo” tutaj znaczy „sens”), czyli terapii sensem. Będąc lekarzem i więźniem KL Auschwitz zauważył, że ludzie, którzy mieli w sobie poczucie sensu czyli znali ciężar znaczenia życia, potrafili wygenerować siły do przetrwania zagłady, a ci, którzy tego sensu nie mieli nie przeżyli. Na tej podstawie opracował później swoją terapię sensem i stosował ją w praktyce z dużym powodzeniem. Polegała ona przede wszystkim na rozmowach, przez które starał się pomóc choremu odnaleźć sens życia. Jest to walka z rozpaczą i poczuciem pustki, bo to one są prawdziwym cierpieniem człowieka.
Do podobnych wniosków doszedł Antoni Kępiński lekarz, filozof i humanista, autor książek o schizofrenii. On też pytał o duszę człowieka, dlatego skutecznie leczył i ciało i duszę chorego. Przede wszystkim słuchał chorego starając się „usłyszeć” objawy chorej duszy i wypracowywał terapię dostosowaną do konkretnego człowieka. Stąd duża skuteczność jego leczenia.
Podobną metodę leczenia chorych zalecał Ojciec Pio, który wśród swych rozlicznych aktywności, zainicjował też budowę szpitala o nazwie Dom Ulgi w Cierpieniu. Zatrudnionym tam lekarzom i pielęgniarkom kładł na sumienie obowiązek leczenie nie tylko ciała chorego ale też jego duszy.
A dusza dziecka?
Jesteśmy ludźmi mającymi na co dzień do czynienie z dziećmi. Powinniśmy pamiętać, że duchowość rodzi się wraz z poczęciem. Nie istnieje wcześniej ani nie pojawia się później. Dziecko to nie kłębowisko emocji z resztkami intelektu i woli, Nie jest bezduszne i bezwolne lecz ma doświadczenie Boga i poczucie Jego obecności. Tymczasem cywilizacja, w której żyjemy nie tylko Boga spycha na margines, ale jest wręcz zauroczona śmiercią. Najostrzej widać to u dzieci. Zabawki to kolekcje demonów, więc w końcu to one zaludniają dusze dzieci. Konotacje demoniczne wchodzą głęboko w duszę dziecka a leczy się jego ciało i tylko ciało. Może by tak dopytać, czym żyje dziecko sprawiające trudności, chorowite lub jakieś niczym nie zainteresowane. Czy to soma (ciało) czy psyche (dusza) cierpi.
Prawda jest taka, że wielu naszych uczniów tych „trudnych” ma wyżej wymienione cechy acedii choć nikt nigdy tego tak nie nazwał (awersja do ładu i porządku, awersja do jakiegokolwiek wysiłku, trudu, awersja do odpowiedzialności i awersja do siebie samego, do tego kim się jest i gdzie się jest, upodabnianie się do narzuconej sztampy, jeśli to kiepsko wychodzi, to nienawiść do siebie (np. anoreksja czy bulimia, izolacja i smutek, a czasami agresja). Nuda dziecka to pragnienie jego duszy a nie ciała. Powinniśmy zdawać sobie z tego sprawę, bo wtedy inaczej działamy. Stąd taki temat i taka analiza.
Zatem, snujące się po domu dziecko nie należy pytać „a co byś zjadł?”
lecz, jak to kiedyś babcie pytały, „czego dusza pragnie?”Dusza dziecka też bywa głodna, więc delikatnie podprowadzić tam, gdzie zaspakaja się taki głód (adoracja Najświętszego Sakramentu – przed Jezusem wszyscy odpoczywamy nie tylko dzieci, wystawiamy się na działanie Boga, sycimy głód i wracamy do siebie. Jednak tego trzeba się nauczyć, im wcześniej tym lepiej)
Przyczyn acedii we współczesnym świecie należy upatrywać przede wszystkim w:
- lansowaniu bezbożnego trybu życia. Brak Boga w życiu dziecka i jego rodziny lub niedostateczne poświęcanie uwagi i czasu Bogu samemu, lekceważenie Jego napomnień. Odwrócenie się od Boga czyni człowieka dyspozycyjnym na zasiedlenie przez demona, który nie koniecznie działa w silnych manifestacjach jakimi są opętania.
- praktykowane zainteresowanie się przede wszystkim ciałem, jego potrzebami a zwłaszcza stanem chorobowym (jeśli taki nastąpił) a ignorowanie problemów duchowego życia dziecka (jego lęków, odczuć przeżyć, wyobrażeń czy marzeń) – czyż nie zasadna by tu była terapia sensem, jako że choroby ciała źródło mają w chorobie duszy, nie tylko u dzieci. Ta dysproporcja: gigantyczna w trosce o potrzeby ciała i prawie nieobecna w trosce o duszę też jest przyczyną acedii,
- proponowanie nieograniczonego wyboru, nadmiar bodźców i propozycji we wszystkich dziedzinach życia doczesnego a przemilczanie i staranne omijanie wyboru absolutnego,
- przeciążanie dzieci, często dla ambicji ich rodziców. Dziecko nie przeżywa swego dzieciństwa, nie przeżywa przyjaźni, bo n i e m a n a t o c z a s u.
- nieograniczony dostęp do sieci internetowej gdzie doświadcza świata na niby, takiej fatamorgany z realnym niebezpieczeństwem wsączenia swej osobowości w sieć i powstania nanokomputera.
Jeśli dysponujemy wyżej przedstawianą wiedzą, to jesteśmy w stanie odkryć symptomy choroby duszy u siebie i u innych, również naszych uczniów i zacząć przeciwdziałać im z dużą skutecznością (przecież trafna diagnoza jest kluczowa).
Obrona przed acedią
Powinniśmy zdawać sobie sprawę, że bagatelizowanie zaobserwowanych objawów acedii u siebie (im mniej nas absorbują, tym mniej z nimi walczymy) sprawia, że bardzo ostro widzimy je u innych, siebie zwalniamy z czegoś, a od innych właśnie tego nieustępliwie wymagamy. Przykładem na to może być efekt przyznawania sobie prawa do braku odpowiedzialności, który skutkuje kategorycznym wymaganiem odpowiedzialności od innych (ilu mamy takich rodziców, że od siebie nic, za to od nauczyciela wszystko!).
Nieustannie przepytywać w sobie treść popkulturowych filmów. Ufać swojemu doświadczeniu, wyczuciu, konfrontować z nakazami moralnymi a nie czekać na opinie ekspertów, czasami wątpliwej bezstronności i fachowości.
Jeżeli odczuwamy chwiejność i dopadają nas wątpliwości w dążeniu do obranego szczytnego celu, nie powinniśmy opuszczać tego celu tylko walczyć z pokusą, bo od demona jest i to on nami miota jak wiatr liściem.
Zachować nieustanną czujność serca. Wszystko jest ważne i wszystko ma znaczenie. Nie dać się wyprowadzić z siebie, nie szukać nie wiadomo czego, bo człowiek prawdziwie ufający Jezusowi ma wszystko czego mu trzeba, ale pokusy też ma. Więc czujność i pamięć o tym, że „martwić się to stać się martwym”.
Być sobą tu i teraz. Wielokrotnie pytać siebie „kim jestem i co robię”. Jak się okazuje permanentne marzycielstwo i niezgoda na to kim się jest bardzo szkodzi człowiekowi.
Wypracowywać w sobie postawę wdzięczności. Nawet wtedy, gdy do końca nie wiem kim jestem i obecnie nie podobam się sobie, to jeszcze nie wiadomo kim się stanę w tym życiu a już na pewno w przyszłym. Pan Bóg zapisał w nas świętość na białym kamyku. Ileż problemów rozwiązuje dziękowanie za to kim się jest, jakim się jest, gdzie się jest i co się ma. Wdzięczność to jeden z objawów miłości człowieka do Boga, jak kiedyś ktoś powiedział „Miłość to wdzięczność bez granic za wszystko i za nic”.
Za wszelką cenę zachować równowagę między pracą i odpoczynkiem. Nadmiar pracy wykańcza (nie ma się siły ani ochoty na odpoczynek i pada się na „pysk”) i wypala (siły życiowe, entuzjazm, radość, zainteresowania gdzieś znikają, pojawia się bezdech i już jeden krok do acedii). Klasztory radziły sobie poprzez wprowadzenie rytmu godzin (modlitwa ciągła włączająca w Kościół - brewiarz). Świeccy też mogą wypracować sobie rytm dnia, który będzie ich chronił.
Zachować ład intelektualny, moralny i fizyczny. Bałagan w mieszkaniu nie nastraja do poczucia harmonii, pedantyczny porządek może być rekompensatą za brak ładu wewnętrznego. Odpowiedzią na nieład jest władanie, przede wszystkim, sobą. Rozkazuję sobie i biorę odpowiedzialność, bo jestem wolnym człowiekiem. Odpowiedzialność implikuje wierność. Ponadto, wolnego człowieka trud mobilizuje, bo zapowiada zwycięstwo, a praca sprawia, że szanuje się to, co kosztuje.
Pielęgnować postawę prostoty. Mieć tylko to, co potrzeba. Dać ciału trochę mnie niż potrzebuje, bo w przeciwnym razie nas zdradzi. Ćwiczenie hartu ducha i ciała, przezwyciężanie siebie, zdobywanie czegoś daje radość.
Koncentracja jest przeciwwagą rozkładu. Panowanie nad językiem, oczami i pożądliwością. Pamiętać należy, że reklamy rozkalibrowują naszą świadomość. Co druga ma podteksty erotyczne. Koncentracja to zgoda na ciszę i milczenie. To pozostawanie ze sobą i w sobie. I tego należy uczyć dzieci już od małego.
Świętowanie. Szczególny dzień otoczyć pięknem. Rocznice, imieniny, urodziny, święta kościelne i państwowe. Pielęgnować rytuały, angażować się (kolędnicy, Korowód Trzech Króli, śpiew pieśni patriotycznych), a nie tylko jeść. Przekraczanie siebie to uzdalnianie się do tego, co wielkie i piękne. Świętowanie skutecznie przeciwdziała acedii, bo wyrywa człowieka z szarości dnia codziennego i skłania do aktywności.
Jako lekarstwo na acedię Ojcowie Pustyni zalecali praktykowanie stanu zwanego apatheia. Jest to wypracowanie w sobie spokoju i rozwagi i nie uleganie emocjom. Stan ten propagowali starożytni filozofowie – Stoicy, a Ojcowie Pustyni zaadaptowali go do swej nauki podkreślając konieczność głębokiego wyrzeczenia się wszystkiego, swych pragnień i tego czym się i co się ma. Odnosi się to do mnichów ale może być też pomocne współczesnym ludziom świeckim.
Innym lekarstwem na acedię proponowanym przez Ojcowów Pustyni jest hezychia, czyli wewnętrzna, niczym nie rozproszona modlitwa, z pamięcią o obecności Boga żywego. Modlitwa w głębokim pokoju ducha i czujności serca.
Ponieważ acedia jest szukaniem raju a życiem w piekle realu, jest rozpaczą bez łez, Ojcowie Pustyni zalecają modlitwę o „dar łez”. Zjawisko to jest znane i doświadczane przez ludzi o głębszej duchowości i polega na mimowolnym pojawianiu się łez w czasie głębokiej rozmowy z Bogiem Ojcem w Jezusie Chrystusie z Duchem Świętym. Jest Bożym działaniem, uzdrawiającym i oczyszczającym, płynącym z dna duszy człowieka, który „na przepadłe” oddał się Bogu. Oto należy prosić Boga również i dzisiaj, ponieważ człowiek od zawsze zaczyna się w niebie i jest przeznaczony do nieba.
Biorąc pod uwagę objawy izolacji u dzieci, pozbawionych należytej troski swoich rodziców, bez pamięci zanurzonych w świecie wirtualnym, biorąc pod uwagę rozeznania chorób duszy przez lekarzy psychiatrów akceptujących świat nadprzyrodzony, analizując zachowania współczesnych bohaterów literackich stwierdzić należy że i dziś mamy do czynienia z acedią. Czasami wywołuje ją, a na pewno potęguje, dyskredytujący wartości moralne i bezbożny przekaz medialny. Należy zdawać sobie sprawę, że są środki zaradcze w zasięgu naszej ręki: sakramenty i modlitwa prywatna i wspólnotowa, jak też działanie.
Warsztaty
Na warsztatach pracowaliśmy wokół trzech pytań:
1. Co w zewnętrznej rzeczywistości (ogólny styl życia, media, religijność) może sprzyjać zaistnieniu pewnych cech acedii u dzieci i młodzieży?
- Brak uwagi rodziców i zainteresowania się sprawami dziecka, ustępowanie dla „świętego spokoju”, pozwalanie na wszystko, nie stawianie dziecku wymagań,
- natychmiastowe spełnianie życzeń dziecka z pomijaniem oczekiwania lub zasługiwania na prezenty,
- zaniżanie wymagań w szkole, brak przestrzegania ustalonych zasad przez wszystkich uczących
- nieład w relacji rodzic – nauczyciel i brak jednego frontu w wychowywaniu,
- kontrowersyjne przepisy prawa państwowego, które nie wspierają rodzin potrzebujących pomocy, ale ustawiają się w opozycji do tych rodzin zezwalając na nieuzasadnione zabieranie dzieci a rodzicom pozostawiają tylko poczucie winy i niesprawiedliwości (oczywiście są przypadki, gdzie dzieci muszą mieć inne miejsce do normalnego życia, ale takie przypadki to margines marginesu, a nie norma),
- brak uczenia logicznego myślenia (matematyka, logika, filozofia), które chronią przed ślepym posłuszeństwie np. modzie. Nowa strategia programowa.
- brak nawyku tworzenia, na własny użytek, ramowego planu dnia, czy tygodnia i konsekwentnego przestrzegania – świetne ćwiczenia na obowiązkowość,
- krytyka stosowania kar i nie ustalenie jej granicy – do czego można przymusić nie wchodząc w konflikt z prawidłowo zbudowanym prawem.
- brak pogłębionego życia religijnego w rodzinach w których dzieci się wychowują,
- brak przykładu wiary w życiu rodziców.
2. Czego wystrzegać się a co przestrzegać w przestrzeni domowej, aby nie tworzyły się warunki sprzyjające acedii u dzieci i dorosłych?
- nie telewizor wyznacza rytm życia rodziny lecz my wybieramy programy w miarę możliwości wspólnie oglądamy i je omawiamy, oceniamy ich wartość i przydatność,
- uczulanie i podkreślanie konieczności wyboru, uczymy dzieci wybierania
- utrzymywanie rytmu dnia i tygodnia, jeśli sporządzimy grafik jest się do czego odwołać a i zręby dyscypliny a później już samodyscypliny są tworzone,
- czuwać nad tym, by dzieci nie przeżywały pustki i nudy, bo nuda zawsze źle podpowiada
3. Jakie cechy zbiorowej acedii można zauważyć w naszym kraju?
- zaprzeczanie tożsamości polskiej i katolickiej (według niektórych przekazów medialnych trzeba się wstydzić, że jest się Polakiem i raczej się z tym nie obnosić, a katolicyzm czyli ciemnogród na margines życia społecznego),
- ograniczanie nauczania historii w szkołach, kalanie czci bohaterów narodowych i marginalizowanie ich dokonań, naigrywanie się z martyrologii narodu polskiego, zmiana oprawy świąt narodowych z patriotycznej na ludyczną (zabawową: pikniki zamiast wieczornic patriotycznych, akcja „Orzeł może”, godło państwowe z czekolady z przeznaczeniem do zjedzenia dla dzieci itp.),
- zanik w przestrzeni publicznej pojęć wyrażających patriotyzm (jak często i czy w ogóle nasi obecni, umiłowani przywódcy mówią: „Ojczyzna nasza”, „naród polski”, „nasz patriotyzm domaga się..” itp.),
- zapomina się, że naród bez tożsamości i historii to nieistniejący naród. Zatem, czy takie prowadzenie spraw publicznych jest polską racją stanu?
Odpowiedzią na takie traktowanie obywateli polskich jest dokształcanie dzieci ( tworzenie szkół domowych – bardzo popularnych w USA i mających tam bardzo dobre wyniki, dzieci dostają się na studia, tworzenie większej ilości szkół katolickich, też dobrze się sprawdzają)
Nie bez znaczenia jest też w swoim kręgu mówić o faktycznym stanie naszego państwa i zwracać uwagę na zagrożenia, zupełnie nie istniejące w mediach głównego nurtu. Duch śpiączki jest realnym zagrożeniem a historia Polski zna takie uśpienia choćby w „Weselu” S. Wyspiańskiego, choćby czasy saskie – nic dobrego z tego nie wynikło – zatem czujność, jeden ze sposobów przeciwdziałania acedii.
opracowała Anna Nycz