Lerum Grethe May
Puchar Boga S艂o艅ca 02
Jak Feniks z Popio艂贸w
Samos, w kwietniu roku 104 od narodzenia Chrystusa Granatowa wiosenna noc by艂a tak 艂agodna, 偶e Mira mog艂a siedzie膰 na werandzie przed swym niskim bia艂ym domkiem bez szala. Postarza艂a si臋. Da艂o si臋 to wyczu膰 w opuchni臋tych stawach i w oczach, kt贸re cz臋sto bola艂y od d艂ugiego wpatrywania si臋 w morze. Mimo to jednak wci膮偶 tu siedzia艂a. Wiecz贸r za wieczorem popija艂a w tym miejscu gor膮ce mleko z miodem, kt贸re podawa艂a jej c贸rka, Selina. Dziewczyna przynosi艂a te偶 matce okrycie, pi臋kne kilimy albo egipskie tkaniny z we艂ny. By艂y ju偶 teraz zniszczone, sporo z nich po艂atano w wielu miejscach. Najpi臋kniejsze za艣 zosta艂y sprzedane 偶onie kupca korzennego. Ale Mira nie marz艂a. Ci膮gle jeszcze czu艂a iskierki przytulnego ciep艂a, grzej膮ce od 艣rodka: nie zagasaj膮cy 偶ar mi艂o艣ci, tkwi膮cy g艂臋boko pod zapadni臋t膮 piersi膮 i 偶ebrami, kt贸re co rano dokucza艂y jej b贸lem. Wci膮偶 mia艂a na kogo czeka膰, za kim t臋skni膰. Gdzie艣 daleko za mglistym horyzontem jej dwaj synowie, Caspiccio i Galepios, p艂ywali na wielkich, ci臋偶kich statkach do przewozu pszenicy, kt贸re 偶eglowa艂y mi臋dzy Egiptem a Rzymem. Rzadko pojawiali si臋 w domu, na pi臋knej wyspie, po艂o偶onej w takim oddaleniu od szlaku zbo偶owego. Przyp艂ywali zaledwie na chwil臋, na kilka dni, wiosn膮. Ale teraz przecie偶 by艂a wiosna! Mira czeka艂a zatem, dzi臋kuj膮c bogini Artemidzie za w艂asn膮 si艂臋 i za si艂臋 c贸rki, Seliny. Dadz膮 sobie rad臋, prze偶y艂y wszak kolejn膮 zim臋. Selina wyj臋艂a star膮 zniszczon膮 kitar臋 i, delikatnie szarpi膮c struny, zacz臋艂a usypiaj膮co gra膰 s臋dziwej matce. S艂o艅ce powoli ton臋艂o w po艂yskliwej szaroniebieskiej wodzie na zachodnich kra艅cach horyzontu. Ju偶 nied艂ugo, bardzo nied艂ugo dojrzej膮 jab艂ka i 艣liwki, ju偶 wkr贸tce b臋d膮 mog艂y je艣膰 paruj膮c膮 potraw臋 z selera z dodatkiem orzeszk贸w piniowych i 艣wie偶膮 ryb膮. Ju偶 niebawem synowie wr贸c膮 do domu, przywioz膮 偶ywno艣膰 i mo偶e kilka groszy, tak by starej wdowie i jej c贸rce l偶ej przesz艂a kolejna zima. Mira przymkn臋艂a obola艂e oczy i zgodzi艂a si臋 wreszcie narzuci膰 na ramiona przyniesiony przez c贸rk臋 pled. Dzisiejszego wieczoru Selina nala艂a jej wina. By膰 mo偶e godzinami zaplata艂a w艂osy c贸rkom zamo偶nego kupca w Gallos i tam kupi艂a s艂odkie wino, zamiast schowa膰 pieni膮dze na czarn膮 godzin臋, kiedy g艂贸d zn贸w zap臋dzi je na targ. Mira z u艣miechem westchn臋艂a nad niefrasobliwo艣ci膮 c贸rki. Jej ojcu na pewno spodoba艂by si臋 taki wyb贸r. Zawsze wy偶ej ceni艂 sobie zmys艂owe przyjemno艣ci ponad rozum, w ka偶dym razie gdy trzeba by艂o wybiera膰 pomi臋dzy s艂odkim winem i tym ta艅szym, kwa艣nym. "Wprawdzie za jego 偶ycia nie musieli si臋 zastanawia膰, czy kupi膰 wino, czy mo偶e raczej jedzenie... W贸wczas 鈥瀟臋sknota" i 鈥瀏艂贸d" by艂y dla Miry jedynie pustymi s艂owami. Teraz cia艂o i serce pozna艂y ju偶 r贸偶ne odcienie 偶ycia, lecz za spraw膮 b贸lu i 偶a艂oby tak偶e rado艣ci sta艂y si臋 wi臋ksze. Tak jak dzisiaj, gdy wiecz贸r zmienia艂 si臋 w noc, radowa艂o j膮 ju偶 samo to, 偶e siedzi na w艂asnej werandzie, spogl膮daj膮c na mroczne morze, i rozkoszuje si臋 smakiem figowego wina, kt贸ry zdawa艂 si臋 na wargach b艂ogos艂awie艅stwem. Dzi艣 wieczorem c贸rka u艣miechn臋艂a si臋 swymi g艂臋bo- kimi piwnymi oczyma i niespodziewanie mocno j膮 u艣ciska艂a. - Mamo, kochana, nie mo偶esz przecie偶 tutaj spa膰! Pomog臋 ci wej艣膰 do 艣rodka... Mira uj臋艂a j膮 za r臋k臋 i z czu艂o艣ci膮 przyci膮gn臋艂a do siebie na wy艂o偶on膮 poduszkami kamienn膮 艂aw臋. - Nie, nie b臋d臋 teraz spa膰. Chod藕, posied藕 przy mnie, taki mam dziwny nastr贸j. Wiesz... tak jak morze... Selina poca艂owa艂a matk臋. Rozumia艂a. Z czu艂o艣ci膮 szepn臋艂a w nocny mrok: - Opowiadaj, mamo. Opowiadaj o Ennio i jego 偶ydowskiej ukochanej... Staruszka u艣miechn臋艂a si臋, a tysi膮c drobniutkich zmarszczek utworzy艂o wok贸艂 jej ust delikatn膮 paj臋czyn臋. - Ojciec mej drogiej matki... Ennio, kt贸rego nigdy nie pozna艂am, i jego Rebeka, ta, kt贸ra posiada艂a puchar... Owszem, by艂a 呕yd贸wk膮, to prawda, lecz by艂a tak偶e Egipcjank膮, dumn膮 jak sama Kleopatra! Otrzyma艂a puchar w podarku za pomoc. Tyle kr膮偶y艂o o nich historii, Selino, nawet w Aleksandrii nios艂a si臋 wie艣膰 o c贸rce Anafiny i tym niezwyk艂ym naczyniu. Selina westchn臋艂a. - 呕a艂uj臋, 偶e nie mo偶emy mieszka膰 w Aleksandrii, mamo. Mira odwr贸ci艂a si臋 wolno i popatrzy艂a na 艂agodn膮, pi臋kn膮 twarz c贸rki. Usta dziewczyny przypomina艂y na wp贸艂 dojrza艂y owoc, wargi by艂y j臋drne, a zarazem soczyste. - A to dlaczego? S膮dzi艂am, 偶e sam Zeus mia艂by trudno艣ci z oderwaniem ci臋 od tego miejsca. Przecie偶 to wyspa twojego dzieci艅stwa... Ziemia rodu twego ojca... Selina na widok lekko uniesionych brwi matki nie mog艂a powstrzyma膰 si臋 od u艣miechu. - Tak, tak, mamo, ale... niewiele nam ju偶 tu zosta艂o. Mira z rezygnacj膮 cmokn臋艂a wargami. Wypi艂a jeszcze 艂yk ciep艂awego, s艂odkiego wina z fig. - Rzeczywi艣cie, jeste艣 ju偶 doros艂a, Selino. Wkr贸tce sko艅czysz dwadzie艣cia lat. Chyba prawd膮 jest, i偶 w istocie zmarnowa艂a艣 najlepsze szanse na dobre zam膮偶p贸j艣cie. Lecz nawet gdyby nie chodzi艂o o wiek... Ma艂o kt贸ry m艂ody m臋偶czyzna chcia艂by mie膰 偶on臋, bardziej zainteresowan膮 czytaniem tekst贸w i dyskutowaniem o dialogach Platona, ani偶eli rodzeniem dzieci i zajmowaniem si臋 domem! Selina wygodniej opar艂a si臋 na poduszkach. W pop臋kanych kawa艂kach marmuru podpieraj膮cych 艂awy, na kt贸rych siedzia艂y, wci膮偶 dawa艂o si臋 wyczu膰 s艂oneczne ciep艂o. Za plecami mia艂a budynek, kt贸ry zawsze nazywa艂a domem. Kiedy艣 by艂 pi臋kny, wprawdzie niezbyt wielki, lecz z dostateczn膮 liczb膮 pokoi, by pomie艣ci膰 o wiele wi臋ksz膮 rodzin臋 ani偶eli ona i matka. Teraz wi臋kszo艣膰 pomieszcze艅 sta艂a pusta, dach przecieka艂, a wilgo膰, zielona i lepka, pe艂z艂a po 艣cianach. Ale w andronie, cz臋艣ci domu przeznaczonej dla m臋偶czyzn, ksi膮偶ki ojca, sto艂ki obci膮gni臋te jedwabiem, srebrzone karafki i kielichy wci膮偶 sta艂y nietkni臋te. Ten pok贸j co tydzie艅 sprz膮ta艂a osobi艣cie Mira. Tu ojciec zwyk艂 przyjmowa膰 swoich przyjaci贸艂, m臋偶czyzn wywodz膮cych si臋 z r贸偶nych klas, tu odbywa艂y si臋 g艂o艣ne sympozjony, na kt贸rych smacznie jedzono i raczono si臋 winem. Ojciec by艂 szanowanym cz艂owiekiem, najbogatsi kupcy, a nawet najwy偶ej postawieni rzymscy oficerowie przychodzili do niego po rad臋 i pomoc, gdy chcieli zainwestowa膰 pieni膮dze w budow臋 statk贸w. A teraz ju偶 go nie by艂o. Umar艂. Zgin膮艂 w ogniu, obracaj膮c si臋 w nico艣膰. Selina poczu艂a b贸l przeszywaj膮cy cia艂o. Us艂ysza艂a bolesne westchnienie matki, przysz艂o jej do g艂owy, 偶e chyba my艣l膮 o tym samym. O tamtej strasznej nocy. O tamtej nocy, kiedy bogowie z Olimpu zapa艂ali gniewem, a iskry ich w艣ciek艂o艣ci ulecia艂y nad 艣wiatem, s wywo艂uj膮c katastrofy. Nawet tutaj, na zielonej spokojnej wyspie Samos. O nocy, gdy sp艂on臋艂a stocznia. A mistrz ciesielski, konstruktor i budowniczy statk贸w, Tricus, pad艂 pastw膮 p艂omieni. Dobrze to pami臋ta艂a. Od tamtej pory up艂yn臋艂o zaledwie osiem lat, a mimo to za ka偶dym razem, gdy wraca艂a my艣l膮 do wydarze艅 owej strasznej nocy, wydawa艂y jej si臋 one dalekim z艂ym snem. Za ka偶dym razem czu艂a w nozdrzach potworny zapach zw臋glonego ludzkiego cia艂a... Selina wci膮gn臋艂a w p艂uca czyste, s艂one morskie powietrze. W dole, w porcie, widzia艂a niewolnik贸w, zapalaj膮cych pochodnie na statkach, przy brzegu p艂on臋艂y tak偶e ogniska, jak zwykle. Ich dom sta艂 do艣膰 wysoko na zboczu wzg贸rza, bezpiecznie wybudowany na skale, lecz otoczony na tyle 偶yzn膮 ziemi膮, 偶e zdo艂a艂y go ca艂kiem skry膰 bujne pn膮cza i krzewy r贸偶ane. Nawet teraz, siedz膮c na kamiennej werandzie, musia艂y odsuwa膰 na bok dziko rosn膮ce p臋dy winoro艣li, by m贸c spogl膮da膰 swobodnie na port i na morze. Kiedy indziej pozwala艂y im swobodnie zwisa膰 i wtedy siedzia艂y w艣r贸d 艣cian 偶ywej zieleni, zas艂oni臋te przed wszystkimi ciekawskimi oczami. Jednak偶e pokrzykiwanie ludzi, ujadanie ps贸w i ha艂asy dochodz膮ce ze stoczni przedziera艂y si臋 nawet przez g臋sty wieczorny mrok i przez os艂on臋 pn膮czy. Podmuchy wiatru przynosi艂y te偶 zapachy z ogrodu, miodowy aromat 艣wie偶o rozkwit艂ych magnolii miesza艂 si臋 z odorem gnij膮cych rybich odpadk贸w i wodorost贸w, dolatuj膮cym z portu. Wszystko by艂o tak, jak by膰 powinno. Selina przymkn臋艂a oczy i mocno 艣cisn臋艂a r臋k臋 matki, ale p艂omienie ognisk w dole zacz臋艂y rosn膮膰 pod jej zamkni臋tymi powiekami i by艂o ju偶 za p贸藕no, by odwr贸ci膰 si臋 od koszmaru. Le偶a艂a wtedy w swoim mi臋kkim 艂贸偶ku na materacu wypchanym such膮 traw膮 i g臋sim puchem. Z pokoju codziennego dochodzi艂 odg艂os krok贸w matki, s艂ysza艂a te偶 leciutkie pobrz臋kiwanie z艂otych bransoletek, kt贸rych Mira nigdy nie zdejmowa艂a. W ca艂ym domu unosi艂 si臋 zapach pieczonych ptaszk贸w, bo na zewn膮trz, pod s艂omianym dachem, dwie s艂u偶ebne wolno obraca艂y d艂ugie ro偶na. Do wieczornego posi艂ku przyk艂adano w domu wielk膮 wag臋, zar贸wno matka, jak i ojciec zbyt cz臋sto spo偶ywali te w艂a艣ciwie zanadto ociekaj膮ce t艂uszczem jak na gust dziewczyny go艂臋bie tusze. Popijali je winem, potem wi臋cej si臋 艣miali, zachowywali tak dziwnie. Ale Selina mia艂a prawie dwana艣cie lat i nie czu艂a ju偶 wstydu, gdy skryta za zas艂on膮 z li艣ci szpiegowa艂a swoich rodzic贸w podczas czu艂ego spotkania. Sporo ju偶 wiedzia艂a o mi艂o艣ci, w ka偶dym razie tak jej si臋 wtedy wydawa艂o... Gdzie mo偶e teraz by膰 m艂ody Janos, czeladnik wytw贸rcy 偶agli, ch艂opak, kt贸ry zniszczy艂 sobie palce? Siedz膮c tutaj z ow膮 tragiczn膮 noc膮 w pami臋ci i trzymaj膮c such膮 d艂o艅 matki, Selina poczu艂a co艣 na kszta艂t 偶alu. By艂a wtedy taka m艂oda, taka g艂upia, a poniewa偶 ojciec tak mocno j膮 kocha艂 i by艂 taki ust臋pliwy, dopi臋艂a swego. Powiedzia艂a mu, 偶e chce Janosa, 偶adnego innego, tylko Janosa. Odm贸wi艂a innym zalotnikom, 偶aden z nich jednak nie by艂 tak wa偶ny, jak wielki Maximilian Hexius Scorpos, pot臋偶ny partner w interesach jej ojca, najbogatszy cz艂owiek w podbitym kr贸lestwie wysp. Jego r贸d pochodzi艂 z Pireusu, lecz Maximilian otrzyma艂 prawa obywatelskie od wielkiego cesarstwa rzymskiego. By膰 mo偶e dlatego z tak膮 艂atwo艣ci膮 potrafi艂 zapomnie膰, jak rzymski dyktator Sulla zniszczy艂 jego rodzin臋 podczas najazd贸w... Maximilian zdo艂a艂 mie膰 ju偶 dwie 偶ony, i to zanim sko艅czy艂 dwadzie艣cia lat. Obie zmar艂y w po艂ogu. Trzy wielkie statki towarowe, kt贸rych by艂 w艂a艣cicielem, przywozi艂y mu wiele z艂ota i rzymskich denar贸w. Ju偶 w贸wczas, przed o艣miu laty, wielu mieszka艅c贸w Samos odrobin臋 si臋 go ba艂o. By艂 bardzo postawny jak na Greka, prawdopodobnie dlatego, 偶e w 偶y艂ach jego przodk贸w p艂yn臋艂a kropla barbarzy艅skiej krwi, tak przynajmniej poszeptywano z艂o艣liwie w winiarniach. Ale cer臋 mia艂 z艂ocist膮, w艂osy czarne i b艂yszcz膮ce niczym sk贸ra w臋偶a. Jego cia艂o by艂o atletyczne, pi臋kne i ch臋tnie je pokazywa艂, zrzucaj膮c tunik臋 przed wspi臋ciem si臋 na maszt lub skokiem wprost w morze z dziobu statku albo sznurowej drabinki. To ten cz艂owiek zabi艂 jej ojca. 呕adne prawo ani sprawiedliwo艣膰 ca艂ego 艣wiata nie zdo艂aj膮 nigdy zaprzeczy膰 tej prawdzie, pomy艣la艂a Selina. Odrzuci艂a jego propozycj臋 ma艂偶e艅stwa. Jej ojciec okry艂 w贸wczas si臋 wielk膮 nies艂aw膮. Do ich domu przybywali m臋偶czy藕ni z ca艂ej wyspy, a kobiety s艂ysza艂y, jak usi艂uj膮 nak艂oni膰 Tricusa do zmiany decyzji i do przywo艂ania do porz膮dku upartej c贸rki. Kusili go bogactwem, z jakim wi膮za艂oby si臋 takie ma艂偶e艅stwo. Udzielali d艂ugich lekcji na temat ojcowskiej w艂adzy i spoczywaj膮cych na nim obowi膮zk贸w. Przestrzegali przed przykrymi nast臋pstwami, jakie taka ojcowska s艂abo艣膰 mog艂a sprowadzi膰 na jego m艂od膮, niewinn膮 c贸rk臋. Kr贸tko m贸wi膮c, nie do zaakceptowania by艂o odwr贸cenie si臋 plecami do przyjaciela, partnera w interesach i zwierzchnika, gdy ten z pe艂nym szacunkiem pragn膮艂 poj膮膰 za prawowit膮 ma艂偶onk臋 c贸rk臋 n臋dznego budowniczego statk贸w! Lecz Tricus nigdy nie przyzna艂 im racji. Tricus przyszed艂 do swej c贸rki noc膮, z ma艂ym tylko oliwnym kagankiem. Pami臋ta艂a dotyk jego szorstkich d艂oni na czole. I ciep艂o jego g艂osu, czu艂o艣膰 w piosenkach, kt贸re jej 艣piewa艂. M贸wi艂 do niej, opowiada艂. Jego wargi okazywa艂y si臋 o wiele bardziej mi臋kkie, ani偶eli mo偶na by si臋 spodziewa膰, gdy przyciska艂 je do policzka Seliny, i przywo艂uj膮c s艂owa starej legendy, nazywa艂 j膮 swoj膮 ptaszyn膮. Selina mog艂a wyci膮gn膮膰 r臋ce, wtuli膰 policzek w jego pier艣 i poczu膰, jak muskularne cia艂o staje si臋 niesko艅czenie delikatne i bezpieczne, a zarazem twarde jak marmur. Mog艂a ci膮gn膮膰 za p贸艂d艂ugie kr臋cone w艂osy, czu膰 smak s艂onego potu i dymu palonych sanda艂owych drzazg. Taki by艂 smak ojca. Smak poczucia bezpiecze艅stwa, rado艣ci i bezwarunkowej mi艂o艣ci. Wystarczy艂o jedno jedyne klapni臋cie szcz臋k str贸偶uj膮cych demon贸w bogini losu i wszystko to zosta艂o jej odebrane. W ch艂odn膮 listopadow膮 noc nad portem Samos poni贸s艂 si臋 krzyk: - Po偶ar! Pali si臋! Stocznie p艂on膮! Krzyki s艂ycha膰 by艂o wyra藕nie nawet w po艂o偶onych w oddali, wysoko na zboczach domach. Selina pobieg艂a w d贸艂 na bosaka. Jeszcze nim zarzuci艂a na ramiona wierzchni膮 szat臋, ci臋偶ki himation, wiedzia艂a, 偶e sta艂o si臋 co艣 strasznego, czemu nie mo偶na ju偶 zapobiec. Gromada ludzi zd膮偶y艂a si臋 szybko zorganizowa膰 i wylewa艂a teraz wiadra wody na p艂omienie. Ale stare drogie drewno, u艂o偶one w stosach przed barakiem, p艂on臋艂o z niezmordowanym zaci臋tym szumem. Stuletnie d臋by na kile statk贸w, smuk艂e pnie cyprys贸w na ko艂a sterowe, najlepsze drzewo sanda艂owe do budowy kajut, kosztowne sosny z p贸艂nocy. Wszystko to trawi艂y p艂omienie. Tak samo zreszt膮 jak szkielet statku, serce i maj膮tek jej ojca. On sam tak偶e p艂on膮艂. Stocznia zmieni艂a si臋 w ogromny stos pogrzebowy, okrutny, ha艅bi膮cy i wstr臋tny, na podobie艅stwo tych, kt贸re, jak wie艣膰 nios艂a, p艂on臋艂y tam, gdzie ludzie wierzyli w moc kamieni, zwierz膮t i dziwacznych duch贸w, w dalekich krainach, w kt贸rych nie znano kultury i kt贸rymi nie rz膮dzi艂 zawi艂y porz膮dek ustanowiony przez bog贸w. Dlaczego oni, najpot臋偶niejsi, si臋 nie w艂膮czyli? Dlaczego sam Posejdon nie poruszy艂 fal, by w por臋 ugasi艂y po偶ar? Dlaczego Atena, kt贸ra potrafi ujarzmi膰 najdziksze konie, nie wys艂a艂a ich, by wyci膮gn臋艂y Tricusa z obj臋膰 bog贸w 艣mierci? Jaki艣 obcy cz艂owiek o ciemnych b艂yszcz膮cych oczach z艂apa艂 Selin臋, gdy z krzykiem chcia艂a rzuci膰 si臋 w 偶ar. - Spokojnie, moje dziecko. Pami臋taj, 偶e jego mi艂o艣膰 nigdy nie obr贸ci si臋 w popi贸艂. Nie zrozumia艂a tych s艂贸w, lecz mimo to wyry艂y si臋 w jej sercu niczym na kamiennych tablicach. Ale ju偶 nigdy wi臋cej nie zobaczy艂a tego m臋偶czyzny. Nie ujrza艂a te偶 nigdy ojca. Znaleziono jedynie zw臋glony szkielet. Mira zadba艂a jednak o to, by szcz膮tki obmyto i oporz膮dzono, a potem Tricus, budowniczy statk贸w, ojciec Seliny, spocz膮艂 pod grubymi kamiennymi p艂ytami. Twarze dw贸ch braci dziewczyny zmieni艂y si臋 w maski. Cztery miesi膮ce sp臋dzili na pogorzelisku, k艂贸c膮c si臋 ze sob膮 i ze wsp贸艂pracownikami. Nie by艂o jednak pieni臋dzy, by rozpocz膮膰 wszystko od nowa. Najwi臋ksz膮, a w艂a艣ciwie jedyn膮 warto艣ci膮 stoczni by艂y umiej臋tno艣ci Tricusa. Cz艂owiek, kt贸ry budowa艂 najpot臋偶niejsze na 艣wiecie statki do przewozu pszenicy, zgin膮艂 w popiele wraz ze wszystkimi swoimi rysunkami i obliczeniami. Zrekonstruowanie ich potrwa艂oby lata, a jego partner Maximilian postawi艂 jasne warunki przed wy艂o偶eniem kolejnych sum pieni臋dzy: Selina musi natychmiast ust膮pi膰 i zgodzi膰 si臋 na ma艂偶e艅stwo. W przyp艂ywie gniewu posun膮艂 si臋 jeszcze dalej: grozi艂 jej matce i braciom, o艣wiadczy艂, 偶e je艣li do tej pory nie zrozumieli powagi jego plan贸w, to r贸wnie z艂y los mo偶e spotka膰 tak偶e pozosta艂ych cz艂onk贸w rodziny. Czy w艂a艣nie on by艂 odpowiedzialny za po偶ar, tego Selina nie wiedzia艂a. Ale tego dzikiego, rubasznego 艣miechu, kt贸ry rozleg艂 si臋 w 贸w wiecz贸r, gdy Mira z p艂aczem kaza艂a mu opu艣ci膰 ich dom, Selina postanowi艂a nigdy mu nie wybaczy膰. Mira p艂aka艂a przez ca艂y nast臋pny rok. Ale nawet na moment nie pozwoli艂a, by c贸rka w jakikolwiek spos贸b odczu艂a surowe naciski braci. W ko艅cu to oni ust膮pili i zaci膮gn臋li si臋 na s艂u偶b臋 w rzymskiej flocie. Mira i Selina od wielu ju偶 lat mieszka艂y same. Ostatnio do pomocy mia艂y jedynie star膮 s艂ug臋. W kufrze z pieni臋dzmi z wolna zaczyna艂o prze艣wieca膰 dno, z ka偶dym miesi膮cem coraz bli偶sze stawa艂o si臋 widmo g艂odu. Ale wci膮偶 jako艣 dawa艂y sobie rad臋, ci膮gle jeszcze znajdowa艂y co艣, co mo偶na by艂o sprzeda膰. Jednak偶e sw膮d spalonych zw艂ok ojca sta艂 si臋 jakby nieod艂膮czn膮 cz臋艣ci膮 powszedniego dnia. W ci膮gu tych lat nie min膮艂 nawet dzie艅, by Selina nie zaobserwowa艂a b贸lu matki w postaci drobnych cieni, przemykaj膮cych po jej twarzy, na kt贸rej straszne wspomnienie wyry艂o sw贸j 艣lad. Matka bardzo wychud艂a, postarza艂a si臋, by艂a zm臋czon膮 kobiet膮. Wspomnienia jednak najwidoczniej nie przestan膮 jej szarpa膰, dop贸ki wysuszona tak, 偶e zostan膮 z niej tylko sk贸ra i ko艣ci, nie spocznie w grobie jak ojciec. I bardzo dziwne, lecz Mira zdawa艂a si臋 znajdowa膰 co艣 na kszta艂t chorej rado艣ci w ci膮g艂ym przywo艂ywaniu obraz贸w tamtej potwornej nocy. - Pami臋tasz ich twarze, Selino? - potrafi艂a pyta膰. - Pami臋tasz krzyk, jaki wydoby艂 si臋 z gard艂a Livinii, gdy zawali艂 si臋 dach, a na nas posypa艂 si臋 deszcz iskier? Selina, s艂ysz膮c podobne s艂owa, czu艂a, 偶e ogarnia j膮 niemal gniew. Na c贸偶 si臋 zda takie rozpami臋tywanie? Po co siedzie膰 tak i pozwala膰, by wszystkie okrutne krople wspomnie艅 tamtej nocy zlewa艂y si臋 w jedno, tak jak oliwa gromadzi si臋 na powierzchni wody... To wszystko wina matki. Jej nieustanne m贸wienie o tragedii musi by膰 tch贸rzliwym, pozbawionym godno艣ci sposobem dr臋czenia samej siebie i innych! Jak偶e takie zachowanie nie przystaje do idea艂贸w, g艂oszonych na placach i w 艣wi膮tyniach przez nauczycieli, kt贸rym Selina niekiedy si臋 przys艂uchiwa艂a. Lecz oczywi艣cie wszystkie te tezy o godno艣ci, o dzia艂aniu skierowanym na przysz艂o艣膰, o sile i odwadze, dotycz膮 tylko m臋偶czyzn. Kobiety mog膮 si臋 偶ali膰, wci膮偶 dr膮偶y膰 bolesne wspomnienia i za艂amywa膰 r臋ce tak jak Pandora, gdy jej m膮偶 Epimeteusz wypu艣ci艂 z puszki wszystkie troski i nieszcz臋艣cia, jakie odt膮d trapi膮 ludzko艣膰. Mira mocno u艣cisn臋艂a c贸rk臋 za r臋k臋. - Tak 偶a艂uj臋... tak 偶a艂uj臋, 偶e nie by艂am przy nim. Gdybym przy nim by艂a... - Nic nie mog艂aby艣 zrobi膰, mamo. Wiesz przecie偶, 偶e wielu silnych, odwa偶nych m臋偶czyzn osmali艂o sobie w艂osy i brody, pr贸buj膮c go ratowa膰. Ale to by艂o niemo偶liwe, dobrze o tym wiesz. Mamo, nie... Mira u艣miechn臋艂a si臋 delikatnie. - Wcale nie o to mi chodzi艂o, mia艂am na my艣li jedynie to, 偶e... 偶e on umar艂 w takiej samotno艣ci. I nikt, ab- solutnie nikt, nie mia艂 mocy pom艣ci膰 tej niegodziwo艣ci. Czy偶by w jej s艂owach kry艂o si臋 nie wypowiedziane nigdy dot膮d oskar偶enie wobec syn贸w? Selina nie wiedzia艂a. Prawie nie zna艂a swych dw贸ch starszych od niej braci. Dzieli艂a ich du偶a r贸偶nica wieku i w czasach, gdy ona biega艂a jako ukochana c贸reczka ojca, jego ptaszyna, a my艣li jej nie m膮ci艂o 偶adne zmartwienie, niemal偶e nigdy nie by艂o ich w domu. Nie by艂o ich tak偶e tego roku, gdy sta艂a si臋 kobiet膮. Brak艂o ich zawsze, gdy ojciec 艣wi臋towa艂 swoje triumfy, przebywali u nauczycieli w Atenach albo wios艂owali dumnymi trierami, wojennymi statkami morskiego pa艅stwa. Gdy bracia z rzadka zjawiali si臋 w domu, ch臋tnie obserwowa艂a ich podczas posi艂k贸w. Wiele mieli wsp贸lnych cech, br膮zowe w艂osy, rzadkie u obydwu brody, kszta艂t uszu, podobny troch臋 do uszu ojca. Wysokie czo艂a, dumnie wyprostowane szczup艂e sylwetki. Obaj mieli s艂abo艣膰 do pi臋knych ubra艅, z pewno艣ci膮 zarazili si臋 ni膮 od pr贸偶nych Rzymian. Selina ich nie zna艂a. To jednak nie zmienia艂o faktu, 偶e byli jej bra膰mi. I w艂a艣nie ich Mira wygl膮da艂a ka偶dego wieczoru. Mo偶e dzisiejszej nocy wiatr przyprowadzi ten w艂a艣ciwy statek na wysp臋? Mo偶e ju偶 jutro o 艣wicie us艂ysz膮 stukanie podbitych 偶elazem but贸w o wy艂o偶on膮 kamieniem alejk臋? Mo偶e zbudzi je weso艂e pogwizdywanie Caspiccia? Albo ochryp艂a piosenka Galepiosa... Selina opr贸偶ni艂a kielich z winem i popatrzy艂a na matk臋. Jej drobne cia艂o mie艣ci艂o si臋 ca艂e na dw贸ch poduszkach. Pewnie mimo wszystko Mira zapad艂a w sen. Mo偶e czeka \;\ spokojna noc, skoro tak zasn臋艂a na werandzie, trzymaj膮c Solin臋 za r臋k臋? Ale przecie偶 ta zm臋czona kobieta nie powinna le偶e膰 na dworze. Selina doskonale wiedzia艂a, 偶e gdyby do tego dopu艣ci艂a, matce przez wiele nast臋pnych dni dokucza艂yby b贸le w kolanach i biodrach. Nale偶a艂o j膮 zanie艣膰 albo przynajmniej pom贸c jej doj艣膰 do pokoju, gdzie czeka艂 materac ob艂o偶ony kr贸liczymi sk贸rkami, chroni膮cy kruche cia艂o przed ch艂odn膮 morsk膮 bryz膮. Nied艂ugo, ju偶 nied艂ugo zbudzi Mir臋 i pomo偶e jej wej艣膰 do domu. Ale tak cudownie siedzie膰 tu na dworze, chocia偶 noc powoli robi si臋 ch艂odna. Jak偶e uspokajaj膮co dzia艂aj膮 przyciszone d藕wi臋ki u艣pionego miasta i nie maj膮cy ko艅ca szum morza, kt贸ry towarzyszy wyspiarzom od urodzenia i kt贸ry na zawsze pozostaje w ich g艂owach. Dlatego nie potrafi膮 odr贸偶ni膰 go od wszystkich innych d藕wi臋k贸w, lecz on tkwi w nich niczym odwieczna pie艣艅. W ca艂ym 偶yciu Seliny nie min膮艂 nawet jeden dzie艅, by go nie s艂ysza艂a. Z ogrodu dobiega艂o cierkanie cykad. I krzyki ptak贸w walcz膮cych o 藕d藕b艂o sitowia na dachu szopy, gdzie budowa艂y gniazdo. Ju偶 wkr贸tce lato przebudzi si臋 na dobre i ca艂a wyspa bujnie rozkwitnie kolorami. Tak b臋dzie, dop贸ki gor膮ce s艂o艅ce zn贸w nie wypali wszystkiego kiedy艣 w sierpniu. Ile takich letnich p贸r roku mo偶e up艂yn膮膰, zastanawia艂a si臋 Selina, zanim dusza Miry wypali si臋, tak jak si臋 wypali艂o cia艂o ojca? I co wtedy zrobi ona? Po raz setny z艂o偶y艂a w duchu przysi臋g臋 na imi臋 zmar艂ego ojca. 呕adne nieszcz臋艣cie na ziemi nie zmusi jej do odes艂ania tabliczki z listem, kt贸r膮 Maximilian wr臋czy艂 jej, nim zamkni臋to gr贸b Tricusa. - Przy艣lij mi j膮, kiedy b臋dziesz gotowa. Ona dotrze do mnie wsz臋dzie, widnieje na niej moja najpot臋偶niejsza piecz臋膰. Daj j膮 jakiemukolwiek marynarzowi, nie- wa偶ne, Rzymianinowi czy Grekowi, a oni przeka偶膮 mi twoj膮 wiadomo艣膰 bez wzgl臋du na to, w jakiej cz臋艣ci 艣wiata b臋d臋 偶eglowa艂. Selina zacisn臋艂a z臋by tak mocno, 偶e a偶 zabola艂y j膮 szcz臋ki. Nigdy! Nigdy, przenigdy... Pomimo wszystko nawet dla samotnej, niemal ca艂kowicie pozbawionej rodziny kobiety istnia艂y przecie偶 pewne rozwi膮zania. Rozwi膮zania, kt贸re w istocie przynios艂yby jej znacznie mniejszy szacunek i by艂yby niesko艅czenie mniej wygodne, lecz kt贸re w zamian nie pozbawi艂yby j膮 niczego z wyj膮tkiem cielesnej wolno艣ci. Selina zna艂a wiele kobiet, kt贸re s艂u偶y艂y w 艣wi膮tyniach jako niewolnice. Zna艂a te偶 kilka z tych, kt贸re pracowa艂y w wielkim domu rzymskiego prokonsula. Przecie偶 potrafi艂a zaj膮膰 si臋 ogrodem, umia艂a czyta膰 i pisa膰, dostatecznie du偶o czasu sp臋dzi艂a na schodach prowadz膮cych do sal my艣licieli, by przyswoi膰 sobie cz臋艣膰 tej starej wiedzy. Potrafi艂a prowadzi膰 rozmow臋, zapominaj膮c, 偶e jest kobiet膮. W d艂ugie bezsenne noce dziel膮ce zbi贸r zi贸艂 z ogrodu od miesi膮ca zamkni臋tych targ贸w zdarza艂o si臋, 偶e p艂aka艂a ze strachu o to, z czego b臋d膮 偶y膰 w przysz艂ym tygodniu. W艂a艣nie o takim czasie spacerowa艂a wzd艂u偶 nabrze偶a i ukradkiem zerka艂a na zakazane 艣cie偶ki. Tam chodzili marynarze, stamt膮d s艂ycha膰 by艂o rzymskie pijackie pie艣ni i g艂o艣ne okrzyki rado艣ci 偶o艂nierzy. W te okolice nie zapuszcza艂a si臋 偶adna dziewczyna z dobrej greckiej rodziny. Ba, nawet c贸rki najubo偶szych rybak贸w krzywi艂y si臋 z obrzydzeniem na widok swoich si贸str, kt贸re tam mieszka艂y. Selina jednak czu艂a na ich widok podniecenie, wprawiaj膮ce jej serce w szybszy rytm. Widzia艂a, 偶e palce tych kobiet s膮 a偶 ci臋偶kie od pier艣cieni, cz臋sto widywa艂a te偶, 偶e kupuj膮 jedwabie w kramach przy g艂贸wnej ulicy. Kroczy艂y u艣miechni臋te, porusza艂y si臋 z dum膮. Na ich twarzach nie widnia艂 wstyd, st膮pa艂y pewnie, obute w drogie sk贸rzane sanda艂y. Nie wydawa艂y si臋 ani zepsute, ani zgn臋bione. Ale po roku, najwy偶ej dw贸ch, znika艂y. Obozowisko namiot贸w, w kt贸rych mieszka艂y, regularnie niszczono, a ich uznawana za nieprzyzwoit膮 profesja by艂a niech臋tnie widziana w艣r贸d mieszka艅c贸w wyspy. Selinie w艂a艣ciwie nigdy nie by艂o 偶al tych pozbawionych czci kobiet, chocia偶 na ich widok ludzie spluwali, nie wolno im by艂o uczestniczy膰 w uroczysto艣ciach, nigdy nie mog艂y te偶 liczy膰 na to, 偶e kiedykolwiek zostan膮 przyj臋te do rodziny jakiegokolwiek praworz膮dnego Greka. Ona wierzy艂a, 偶e zdo艂a艂aby wytrzyma膰 takie 偶ycie, ba, uwa偶a艂a, 偶e wie dostatecznie du偶o o pr贸偶no艣ci m臋偶czyzn, by m贸c ofiarowa膰 swoje us艂ugi w zamkni臋tych domach przy Thyssos. Gdyby dosz艂o do tego, 偶e musia艂aby to robi膰. Gdyby zabrak艂o wina dla Miry niespokojnej w p贸藕ne wiosenne wieczory. Gdyby ogr贸d przesta艂 rodzi膰 do艣膰 warzyw, owoc贸w, zi贸艂 i oliwek, by mog艂y prze偶y膰. Gdyby tej wiosny bracia nie przyjechali do domu, nie przywie藕li pieni臋dzy i 偶ywno艣ci. Gdyby zm臋czone cia艂o matki domaga艂o si臋 uzdrawiaj膮cego balsamu z Egiptu albo kosztownych kropli opium ze Wschodu. W dniu, w kt贸rym b臋dzie musia艂a dokona膰 wyboru mi臋dzy takim 偶yciem a kajdanami Maximiliana na kostkach. Selina poczu艂a, 偶e na sam膮 my艣l o tym cz艂owieku przenika j膮 zimny dreszcz. Wiedzia艂a te偶, 偶e jej ojciec odczuwa艂 podobnie. Raz, po uroczysto艣ciach ku czci Dionizosa, nieco podpity nachyli艂 si臋 do c贸rki i cicho szepn膮艂 jej do ucha: - To prawdziwy diabe艂, Selino. Tak, tak, wiem, 偶e my niewiele mamy wsp贸lnego z sentymentalnym zaklinaniem duch贸w, jak robi膮 to 呕ydzi, lecz jest jedna jedyna rzecz, co do kt贸rej oni maj膮 racj臋, a mianowicie to, 偶e istnieje diabe艂. Jego imi臋 brzmi Maximilian! Selina dopytywa艂a si臋, co si臋 sta艂o, lecz ojciec najwyra藕niej poczu艂 si臋 niedobrze i tylko pokr臋ci艂 g艂ow膮, a wzrok mu si臋 rozp艂ywa艂. - Nie mog臋 o tym opowiada膰 m艂odej dziewicy, a ju偶 na pewno nie wypada ojcu m贸wi膰 o takich rzeczach c贸rce... Zaintrygowanej Selinie, niczym autorowi prawdziwych tragedii, przed oczyma j膮艂 przesuwa膰 si臋 ca艂y szereg obraz贸w, przy czym twarz Maximiliana niby maska aktora s艂u偶y艂a wyobra偶eniu wszystkich niegodziwo艣ci, o jakich tylko s艂ysza艂a. Uroczysto艣ci ku czci Dionizosa niekiedy, zdaniem Seliny, wywo艂ywa艂y wprost md艂o艣ci swym wyuzdaniem. Nie raz s艂ysza艂a bezwstydne obelgi, jakimi obrzucano kobiety, kt贸re nie chcia艂y i艣膰 z pijanymi m艂odymi m臋偶czyznami w krzaki lub do sekretnych pawilon贸w. Niekt贸re matki, kiedy uroczysto艣ci si臋ga艂y zenitu, trzyma艂y c贸rki w zamkni臋ciu. Selina i Mira nigdy nie sz艂y wraz z innymi w g贸ry, tam gdzie zaczyna艂 si臋 poch贸d. Nieraz jednak widzia艂y, jak p贸藕niej na ulicach kompletnie pijani m艂odzi ch艂opcy lej膮 sobie wino na g艂ow臋. A o pochodzie, kt贸ry pewnego razu urz膮dzi艂 Maximilian, ludzie wci膮偶 jeszcze sobie opowiadali. By艂o to na rok przed strasznymi wydarzeniami. Rok wcze艣niej, ni偶 Selina sta艂a si臋 kobiet膮. Na rok przed spaleniem stoczni. Wtedy mieszka艅cy Samos uwa偶ali Maximiliana za p贸艂boga, kt贸ry zapewni im bogactwo. Wtedy Tricus wci膮偶 jeszcze dzieli艂 si臋 chlebem, winem i 艣miechem ze swym partnerem, przystawia艂 swoj膮 piecz臋膰 na dokumentach, w kt贸rych przekazywa艂 Maximilianowi prawa do statku w zamian za drewno i robotnik贸w pracuj膮cych w stoczni. Maximilian zaprz膮g艂 swoje m艂ode niewolnice, by ci膮gn臋艂y wozy wy艂adowane po brzegi jego pijanymi przyjaci贸艂mi. Kobiety nosi艂y maski wyobra偶aj膮ce le艣ne zwierz臋ta i ptaki, poza tym by艂y ca艂kiem nagie. M臋偶czy藕ni siedz膮cy w wozach stale polewali je winem, a w艣r贸d czerwonych kropli tu i 贸wdzie pojawia艂a si臋 krew od ci膮g艂ych smagni臋膰 batem. M臋偶czy藕ni doskonale si臋 bawili, szaleni od nadmiaru wina, ulegli Maximilianowi, doprowadzaj膮c do skandalu nies艂ychanego nawet jak na Dionizje. Selina zadr偶a艂a na to wspomnienie. Pos艂a艂a pe艂en goryczy u艣miech granatowej ciemno艣ci, patrzy艂a, jak spienione grzbiety fal po艂yskuj膮 niczym ruchome 艂a艅cuchy g贸rskie w oddali. Co kryje si臋 za nimi? Co si臋 stanie, gdy nadejdzie kolejna zima i w spi偶arni pod domem nie b臋dzie ju偶 ani zbo偶a, ani oliwy? Pu艣ci艂a r臋k臋 u艣pionej matki i wolnym ruchem zacz臋艂a masowa膰 w艂asne skronie. Istnieje jedno jedyne rozwi膮zanie. W g艂臋bi serca czu艂a je niczym wyrzut sumienia. To my艣l o nim pociesza艂a je w trudnych czasach, ta my艣l karmi艂a je w niekt贸re zimowe wieczory, gdy mog艂y si臋 posili膰 jedynie suszon膮 ryb膮 i kawa艂eczkami podgni艂ych owoc贸w. Mog艂y sprzeda膰 puchar. Puchar boga S艂o艅ca, kt贸ry le偶a艂 starannie owini臋ty w mocne p艂贸tno w g艂臋bi s膮sieka z ziarnem. Dziedzictwo Miry, kt贸rego nigdy nie 艣mia艂a tkn膮膰. Podarunek dla Rebeki od uciekinier贸w, kt贸rym kiedy艣 pomog艂a na pustyni. Puchar, kt贸ry nazwa艂a 艣wi臋tym i umie艣ci艂a w swej w艂asnej prywatnej 艣wi膮tyni. Prawdopodobnie wykonany zosta艂 z najczystszego z艂ota i wart by艂 prawdziw膮 fortun臋, a mimo to Mira o艣wiadczy艂a jasno: nigdy nie nale偶y si臋 go pozbywa膰. W spadku przejmie go Selina, w spadku po Rebece! Spadek, lecz odziedziczony po nieznajomej osobie. Dlaczego wi臋c jego sprzeda偶 mia艂aby by膰 taka trudna? Selina wolnym ruchem wsta艂a z kamiennej 艂awy. Matka spa艂a g艂臋boko. Selina podnios艂a ku niebu zmru偶one oczy. W granatowej, mi臋kkiej jak aksamit ciemno艣ci gwiazdy l艣ni艂y niczym diamenty. Zna艂a nazwy wi臋kszo艣ci z nich. Z nauk egipskich astrolog贸w wiedzia艂a, 偶e gwiazdy mog膮 by膰 czym艣 wi臋cej ani偶eli tylko pi臋knymi dekoracjami na przejrzystym wiosennym niebie. Czy to prawda, 偶e one decyduj膮 o ludzkim 偶yciu? Czy to mo偶liwe, aby by艂y tak wielkie jak Ziemia i by kto艣 na nich sta艂 i ogl膮da艂 ich z g贸ry? Ju偶 przed ponad siedmiuset laty Hezjod twierdzi艂, 偶e gwiazdy nosz膮 w sobie wiedz臋, kt贸ra powinna kierowa膰 rokiem wie艣niaka. 呕e dopiero gdy Orion i siedem si贸str w Plejadach nabior膮 blasku, dopiero w贸wczas mo偶na z powodzeniem zaczyna膰 ork臋. Selina poczu艂a przenikaj膮c膮 j膮 odrobin臋 rado艣ci. To wiedza, kt贸r膮 podzieli艂 si臋 z ni膮 ojciec. Mo偶e i nie by艂a tak ogromna i skomplikowana, jak dyskusje wielkich m贸wc贸w, lecz wa偶na i s艂uszna w pewnym sensie, pomimo swej niewiarygodno艣ci. Ale kto tak naprawd臋 m贸g艂 to wiedzie膰? Kto zna odpowied藕 na pytanie, czy gwiazdy s膮 otworkami w niebie, przez kt贸re bogowie zerkaj膮 na 艣wiat, czy te偶 raczej fragmentami bli藕niaczego s艂o艅ca, kt贸re wybuch艂o? Czy to prawda, 偶e Plejady to siedem si贸str umieszczonych kiedy艣 na niebie? I 偶e ta si贸dma, Merope, jest ciemniejsza ni偶 jej gwiezdne siostry, bo tylko ona mia艂a kochanka 艣miertelnika? Filozof Anaksagoras twierdzi艂, 偶e ksi臋偶yc nie posiada 偶adnego w艂asnego 艣wiat艂a, lecz jest tylko jakby zwierciad艂em, odbijaj膮cym 艣wiat艂o s艂oneczne w oczy ludziom, gdy na niego patrz膮. Selina sta艂a, lekko dr偶膮c, jak gdyby gwiazdy s艂a艂y w jej cia艂o ostre strza艂y ch艂odu. Niemal k艂u艂y j膮 tajemniczo, 艣wiec膮c na morze. Ksi臋偶yca nie by艂o wida膰. Podj臋艂a decyzj臋. Dzi艣 w nocy zejdzie do jamy wydr膮偶onej w skale pod domem i rozpakuje puchar. Bracia powinni byli przyp艂yn膮膰 ju偶 wiele tygodni temu. Co艣 musia艂o si臋 im przytrafi膰, by膰 mo偶e tej wiosny wcale nie poka偶膮 si臋 w domu, a one przecie偶 potrzebuj膮 pieni臋dzy! Mira musi dosta膰 lepsz膮 straw臋, cieplejsz膮 odzie偶, by膰 mo偶e trzeba b臋dzie si臋 wyprawi膰 a偶 do 艣wi膮tyni Asklepiosa w Epidauros, aby tamtejsi kap艂ani spr贸bowali uleczy膰 t臋 chorob臋, kt贸ra z miesi膮ca na miesi膮c coraz bardziej pozbawia艂a j膮 si艂. Najostro偶niej jak umia艂a nakry艂a 艣pi膮c膮 na kamiennej 艂awie matk臋 jeszcze jednym wytartym ze staro艣ci pledem. Rzuciwszy ostatnie spojrzenie na gwiazdy, Selina zapali艂a oliwny kaganek i wesz艂a do zimnej, wilgotnej, przypominaj膮cej gr贸b piwnicy z zapasami. Za 偶ycia ojca wisia艂y tu ca艂e rz臋dy suszonych po艂ci mi臋sa, kie艂bas i t艂ustych ryb. Tu wci膮偶 jeszcze sta艂y dzbany, dawniej wype艂nione najlepsz膮 oliw膮, sol膮 i miodem. Kosze, kt贸re niegdy艣 mie艣ci艂y suszone figi i rodzynki, teraz zia艂y pustk膮, a spr贸chnia艂e drewniane wiadra w rogu pokry艂a paj臋czyna. O艣wietla艂a sobie drog臋, schody by艂y tu strome, wyr膮bane bezpo艣rednio w skale. W g艂臋bi pomieszczenia, tam gdzie s膮sieki na ziarno zas艂ania艂y rz膮d p贸艂ek, tam w艂a艣nie matka znalaz艂a odpowiedni schowek. Nad g艂ow膮 Seliny wznosi艂a si臋 gruba, solidna warstwa ska艂y, nie dochodzi艂 tu 偶aden odg艂os. Zorientowa艂a si臋 nagle, 偶e nie przedziera艂 si臋 tutaj nawet szum morza. To dlatego nie us艂ysza艂a koni ani tupotu obcych st贸p uderzaj膮cych o ziemi臋 przed domem. Us艂ysza艂a natomiast krzyk matki. Selina uj臋艂a w r臋k臋 z艂ocisty puchar akurat w momencie, gdy blask lampki oliwnej pad艂 na ods艂oni臋te szlachetne kamienie, sprawiaj膮c, 偶e zab艂ys艂y niczym zielone oczy. Co si臋 mog艂o sta膰? Wsun臋艂a naczynie pod peplos, tunik臋 o lu藕nej przedniej cz臋艣ci, dostatecznie szerok膮, by ukry膰 zawini膮tko. Potem pop臋dzi艂a w g贸r臋 po schodach. Jeszcze zanim otworzy艂a zgrzytaj膮c膮 pokryw臋, us艂ysza艂a grube g艂osy. Nie pozna艂a 偶adnego. C贸偶 to za ludzie o艣mielaj膮 si臋 niczym barbarzy艅cy nachodzi膰 dom ubogiej wdowy w 艣rodku nocy? Nie zd膮偶y艂a nawet si臋 wystraszy膰, bo poczu艂a mocny u艣cisk na ramieniu, gdy tylko wystawi艂a g艂ow臋 z otworu w pod艂odze. Wyci膮gni臋to j膮 ze 艣rodka si艂膮, a potem rzucono na ziemi臋. Wystawi艂a r臋ce, by ochroni膰 puchar, palcami macaj膮c w poszukiwaniu podparcia, dzi臋ki kt贸remu zdo艂a艂aby stan膮膰 na nogi, lecz natychmiast przyci膮gn臋艂a r臋k臋 do siebie, gdy ci臋偶ki, podbity metalem but dotkn膮艂 nagich palc贸w. Selina ujrza艂a obce stroje, nabijane srebrem. Jaki艣 nieznajomy m臋偶czyzna patrzy艂 jej prosto w oczy, na ramiona mia艂 narzucon膮 ciemnoniebiesk膮 peleryn臋. - C贸rko Tricusa, tw贸j los jest ju偶 przypiecz臋towany. Nie mo偶esz d艂u偶ej sprzeciwia膰 si臋 bogom! Uj膮艂 j膮 za ramiona, widocznie chcia艂, 偶eby stan臋艂a na nogi. Selina usi艂owa艂a si臋 wyrwa膰 z uchwytu m臋偶czyzny, lecz on 艣cisn膮艂 j膮 jeszcze mocniej, a potem poci膮gn膮艂 przez korytarz na obszern膮 werand臋, gdzie Selina zaledwie przed chwil膮 pozostawi艂a sw膮 u艣pion膮 bezbronn膮 matk臋. Mira na szcz臋艣cie sta艂a wyprostowana, bogom niech b臋d膮 za to dzi臋ki. Ale otaczali j膮 czterej ro艣li m臋偶czy藕ni z pochodniami w d艂oniach, a w kr膮g 艣wiat艂a kto艣 przyci膮gn膮艂 krzes艂o Tricusa. Siedzia艂 teraz na nim cz艂owiek, kt贸rego Selina zna艂a a偶 za dobrze. Maximilian Hexius. Wyprostowa艂a kark, odwr贸ci艂a si臋 do matki. Zrozpaczona popatrzy艂a na udr臋czon膮, pe艂n膮 l臋ku twarz Miry. Najwyra藕niej jednak nie wyrz膮dzili jej 偶adnej krzywdy. Selina jeszcze odrobin臋 unios艂a g艂ow臋, czuj膮c ci臋偶ar d艂ugich w艂os贸w na plecach. Prosta drewniana spinka musia艂a si臋 z nich wysun膮膰 podczas szarpaniny. Wiedzia艂a, 偶e jej g臋ste czarne w艂osy budz膮 podziw u wi臋kszo艣ci ludzi, Tricus powiedzia艂 kiedy艣, u艣miechaj膮c si臋 z dum膮, 偶e s膮 niczym kr贸lewski p艂aszcz. - Wsta艅 z krzes艂a mego ojca, bezczelny intruzie! Jeden z m臋偶czyzn burkn膮艂 z pogard膮 i cicho gwizdn膮艂. - Kici, kici... Maximilian nie u艣miechn膮艂 si臋, s艂ysz膮c drwi膮cy komentarz, nie rozbawi艂o go te偶 parskanie Seliny. Nie wsta艂, nim zacz膮艂 m贸wi膰. - W tym domu nie ma ju偶 odpowiedzialnego gospodarza. Pos艂uchajcie, najm艂odsza c贸rka o艣miela si臋 zwraca膰 do nas z tak膮 zuchwa艂o艣ci膮! Czy偶 my, porz膮dni obywatele, dbaj膮cy o morale, nie powinni艣my przem贸wi膰 jej do rozumu? - Prosz臋, prosz臋! M臋偶czy藕ni j臋li uderza膰 ko艅c贸wkami pochodni o kamienn膮 pod艂og臋 i chichotem wyra偶a膰 uznanie dla s艂贸w swego przyw贸dcy. - Doprawdy, czy偶 nie ma tu 偶adnego m臋偶czyzny, kt贸ry przem贸wi艂by w sprawie tej nieszcz臋snej, pomylonej kobiety? Czy ta wdowa nie ma 偶adnego syna? Czy偶by ta w艣ciek艂a lwica z przepastnych las贸w Olimpu nie mia艂a brata? Maximilian pr臋dkim ruchem obr贸ci艂 g艂ow臋. Dw贸ch z m臋偶czyzn rozst膮pi艂o si臋 na boki. W ciemno艣ci ukaza艂 si臋 inny m臋偶czyzna i to on przem贸wi艂 teraz do Seliny, nie pokazuj膮c twarzy. Maximilian dopiero teraz, widz膮c min臋 dziewczyny, pozwoli艂 sobie na u艣mieszek zaci艣ni臋tych warg. Selina zadr偶a艂a. A m臋偶czyzna stoj膮cy w cieniu nie pr贸bowa艂 nawet ukry膰, 偶e p艂acze. - Musisz w ko艅cu ust膮pi膰, siostro. Wszystko ju偶 przepad艂o. Daj mu to, czego on pragnie. Zaklinam ci臋 w imi臋 naszego zmar艂ego ojca, dla dobra naszej matki, na honor twoich braci... Maximilian u艣miechn膮艂 si臋 jeszcze szerzej, widz膮c, jak Selina zapada si臋 w siebie na d藕wi臋k s艂贸w brata. - Caspiccio, co艣 ty zrobi艂? Ty psie... Jakich偶e to potworno艣ci si臋 dopu艣ci艂e艣, skoro si臋 jemu sprzeda艂e艣? Jak 艣miesz, by twoja noga posta艂a w tym domu, n臋dzny... Pot臋偶ny m臋偶czyzna podni贸s艂 si臋 z ustawionego w kr臋gu 艣wiat艂a krzes艂a Tricusa. - S艂yszycie, ludzie... Ta dziewczyna jest r贸wnie m膮dra i bystra, jak wam m贸wi艂em. Jej mowa jest niczym mowa wielkich m臋drc贸w, a ci臋to艣ci膮 j臋zyka mo偶e konkurowa膰 nawet z najlepszymi adwokatami... Selina poczu艂a gniew, k膮saj膮cy w pier艣 niczym 偶mija. - Milcz, psie! Najwyra藕niej pojma艂e艣 mego brata jak n臋dznego okr臋towego szczura, lecz niech ci si臋 nie wydaje, 偶e mo偶esz tu przychodzi膰 i... Teraz Mira otworzy艂a dr偶膮ce wargi i powiedzia艂a: - Selino... cicho... B膮d藕 ostro偶na, ptaszyno. Jastrz膮b wci膮偶 unosi si臋 na skrzyd艂ach, jeszcze nie zanurkowa艂 po sw膮 ofiar臋. Selina popatrzy艂a na matk臋. Twarz Miry by艂a nieruchoma niczym egipska po艣miertna maska. Selina nigdy jeszcze nie widzia艂a jej tak wystraszonej, nie widzia艂a u matki tak obna偶onego bezradnego strachu. Post膮pi艂a o krok w stron臋 cieni, gdzie sta艂 jej brat, teraz milcz膮cy. - Co ty zrobi艂e艣, Caspiccio? Cichy 艣miech Maximiliana przypomina艂 raczej grzmot czaj膮cej si臋 w oddali burzy. - Ten tw贸j brat to buntownik. Gdy zabiera艂em go z tego rzymskiego statku, jego los ju偶 zosta艂 przypiecz臋towany. Przywioz艂em go tobie, Selino. Wiedzia艂em przecie偶, 偶e ju偶 ponios艂a艣 wielkie straty... Selina chwyci艂a za prosty chiton brata, poci膮gn臋艂a go za t臋 d艂ug膮 pozbawion膮 r臋kaw贸w szat臋. - M贸w, bracie! I Caspiccio rzeczywi艣cie zacz膮艂 m贸wi膰 艣ciszonym, pustym g艂osem: - Mia艂em wra偶enie, jakby spad艂 na mnie gniew wszystkich bog贸w, siostro. My艣la艂em, 偶e zgin臋, a nawet gorzej, ju偶 widzia艂em, jak moj膮 dusz臋 rozszarpuj膮 te rzymskie 艣winie! Warunki na statku by艂y naprawd臋 straszne, bato偶yli nas jak zwierz臋ta. Nie byli艣my wolnymi lud藕mi, Selino, sprzedali艣my si臋, wcale o tym nie wiedz膮c... Maximilian, poirytowany, postanowi艂 dorzuci膰 par臋 fakt贸w: - Wydawa艂o mu si臋, 偶e 偶ycie rzymskiego 偶o艂nierza to tylko wino i parady, poczu艂 jednak, co znaczy dyscyplina w armii. Trafi艂 na galer臋 i bardzo mu si臋 tam nie spodoba艂o. Podburza艂 do buntu i zabi艂 sternika. Za takie przewinienie mo偶liwa jest tylko jedna kara - 艣mier膰. Mo偶na w艂a艣ciwie powiedzie膰, 偶e zdj膮艂em go z krzy偶a, Selino. Dziewczyna j臋kn臋艂a bez tchu. A Mira ukry艂a twarz w d艂oniach. Maximilian podni贸s艂 si臋 z krzes艂a, podszed艂 do balustrady i wysun膮艂 g艂ow臋 pomi臋dzy ci臋偶kimi p臋dami pn膮czy. - Co my z nim teraz zrobimy, Selino? Nie jest ju偶 wolnym cz艂owiekiem, lecz pewnie m贸g艂by 偶y膰 tutaj, na Samos. Mo偶e tu z艂a s艂awa nie przybieg艂aby za nim jak wyg艂odnia艂e szczury. Mo偶e i tak by si臋 sta艂o, gdyby kto艣 wiedzia艂, jak te szczury zar偶n膮膰 i wyniszczy膰... Selina poczu艂a, jak serce zamiera w niej, zmienia si臋 w twardy kamie艅. - Maximilianie, czego ty w艂a艣ciwie od nas chcesz? 艢miech postawnego m臋偶czyzny brzmia艂 teraz ja艣niej. Roz艂o偶y艂 r臋ce, b艂ysn臋艂y z艂ote 艂a艅cuchy. Pochodnie w d艂oniach m臋偶czyzn zamigota艂y, rzucaj膮c cienie na poblad艂膮 twarz Miry i na st贸艂, na kt贸rym wci膮偶 jeszcze sta艂y puste teraz kielichy po winie. - Jestem cz艂owiekiem, kt贸ry nigdy nie zrezygnuje z losu, jaki wybrali mu bogowie. A ty, droga Selino, zosta艂a艣 mi przeznaczona, jeszcze zanim przysz艂a艣 na 艣wiat. Ty masz urodzi膰 moich syn贸w, tak mi wywr贸偶yl wielki Oppiandris. Selina j臋kn臋艂a g艂ucho. - Ten t艂usty wr贸偶bita z pustyni? Tylko dzieci i stare baby s艂uchaj膮 podobnych rad. M贸wi si臋, 偶e on jest g艂upszy nawet od rzymskich kap艂an贸w, kt贸rzy wierz膮, 偶e ludzki los mo偶na wyczyta膰 z wn臋trzno艣ci w rozp艂atanym brzuchu zwierz臋cia! I zn贸w Maximilian wybuchn膮艂 艣miechem. - Jak ty du偶o wiesz, moja go艂膮beczko... A偶 dziw, 偶e nigdy twoja noga nie posta艂a na ziemi Sokratesa ani nie st膮pa艂a po ulicach m膮dro艣ci w Aleksandrii. Ale tak jeszcze b臋dzie, moja kochana. Gdy tylko dokumenty zostan膮 przygotowane, a to mo偶e nast膮pi膰 nawet jeszcze tej no- cy, je艣li zechcesz, zaraz po偶eglujemy ku nowemu 偶yciu. Selina w prote艣cie dobiegaj膮cym gdzie艣 z jej wn臋trza zawo艂a艂a gniewnie: - Nigdy! Mira zacz臋艂a osuwa膰 si臋 na ziemi臋, jeden z m臋偶czyzn do艣膰 bezceremonialnie podprowadzi艂 j膮 do le偶膮cej na pod艂odze poduszki. Ciche zawodzenie matki wbija艂o si臋 w serce Seliny jak no偶e. - Caspiccio! Zr贸b co艣! Powstrzymaj to! Ale brat odst膮pi艂 tylko o krok do ty艂u. - Wtedy on zabije nas wszystkich - szepn膮艂 ochryple po egipsku. Obcy j臋zyk, 艂agodno艣膰 jego d藕wi臋k贸w, opowie艣ci o tym, jak dziad uczy艂 dw贸ch ma艂ych ch艂opc贸w ojczystego j臋zyka, wszystko to nap艂yn臋艂o nagle do Seliny. - Nie m贸w do mnie po egipsku, ty zdrajco i durniu! Nauczy艂e艣 mnie tego j臋zyka, tak jak nasz dziad uczy艂 ciebie, lecz nie czyni艂 tego z my艣l膮, i偶 b臋d膮 w nim wypowiadane niegodne b艂agania! Splun臋艂a na pod艂og臋, raz, potem drugi. Szloch Miry przeszed艂 w g艂o艣ny p艂acz. Selinie przed oczyma zamigota艂y zielone gwiazdy. Puchar ci臋偶ko spoczywa艂 jej na brzuchu, ostre kraw臋dzie kamieni, kt贸rymi dooko艂a ozdobiony by艂 brzeg, wbija艂y si臋 w cienk膮 sk贸r臋 pod piersiami. Wsun臋艂a r臋k臋 pod tunik臋, pas na biodra zrobiony by艂 z solidnej, grubej sk贸ry. Nie do ko艅ca zdaj膮c sobie spraw臋 z tego, co czyni, wyci膮gn臋艂a puchar i pos艂u偶y艂a si臋 nim jak broni膮, uderzaj膮c w g艂ow臋 Maximiliana. Musn臋艂a go zaledwie kraw臋dzi膮, lecz nad jednym okiem m臋偶czyzny sk贸ra p臋k艂a i utworzy艂y si臋 z niej jakby wykrzywione usta. Wkr贸tce ca艂a twarz przybysza zala艂a si臋 krwi膮. Ale on nawet si臋 nie poruszy艂. Dwaj m臋偶czy藕ni jakby na komend臋, kt贸ra przecie偶 wcale nie pad艂a, pochwycili Selin臋 i wyrwali jej puchar z r膮k. Mira osun臋艂a si臋 na kolana na kamienn膮 posadzk臋, ale Caspiccio rzuci艂 si臋 w prz贸d z g艂o艣nym krzykiem. Maximilian wyci膮gn膮艂 sztylet z pochwy, kt贸r膮 nosi艂 na prawym biodrze. Jednym zr臋cznym ruchem przytrzyma艂 Caspiccia, podci膮艂 mu gard艂o, a cia艂o wyrzuci艂 za balustrad臋. Potoczy艂o si臋 po stromej skale i zatrzyma艂o wreszcie na poro艣ni臋tym traw膮 kawa艂ku zbocza kilka pi臋ter poni偶ej. Nie odezwa艂 si臋 ani s艂owem. Wytar艂 tylko sztylet o li艣cie i na powr贸t umie艣ci艂 w pochwie. Potem obiema r臋kami chwyci艂 puchar i podni贸s艂 go ku pochodniom, ku twarzy Seliny. Patrzy艂a, jak l艣ni膮 rubiny, kamienie przypomina艂y jednak zalane krwi膮 oczy, nie znalaz艂a w nich 偶adnej pociechy. - Czy teraz zechcesz zosta膰 moj膮 偶on膮 i urodzi膰 mi syn贸w? Jego g艂os by艂 przejrzysty, spokojny i g艂臋boki, lecz da艂o si臋 w nim wychwyci膰 lekkie dr偶enie. Stawk膮 w tej grze by艂a jego godno艣膰. Towarzysz膮cy mu m臋偶czy藕ni wygl膮dali na wytrenowanych do walki niewolnik贸w, r贸wnie dobrze jednak mogli by膰 wys艂annikami rzymskiego magistrata. Ten cz艂owiek zabi艂 jej brata z tak膮 艂atwo艣ci膮 jak zarzyna si臋 jagni臋. Na posadzce le偶a艂a matka, a konwulsje targaj膮ce jej cia艂em przypomina艂y Selinie ciel臋, wykrwawiaj膮ce si臋 na 艣mier膰 po bestialskiej ceremonii ofiarnej 呕yd贸w. Maximilian nawet nie uni贸s艂 r臋ki, 偶eby otrze膰 krew wci膮偶 skapuj膮c膮 mu z twarzy. W艣r贸d lepkiej czerwieni b艂yszcza艂y mu tylko oczy. -Ja z ciebie nie zrezygnuj臋, rozumiesz? Gwiazdy postanowi艂y, 偶e b臋dziesz moja. Ani ty, ani ja nie jeste艣my w mocy tego zmieni膰. Selina w g艂臋bi serca przekl臋艂a wszystkich wr贸偶bit贸w i astrolog贸w, kt贸rzy wk艂adali ludziom do g艂owy takie bzdury. Lecz przez moment ujrza艂a tak偶e twarz swego ojca w dniu, kiedy kil tamtego niesamowitego statku zosta艂 sko艅czony i wydarzenie to nale偶a艂o uczci膰. Maximilian by艂 tam wtedy, w艂a艣nie tego dnia Selina ujrza艂a go po raz pierwszy. Ze sto艂u w winiarni zgarn膮艂 r臋k膮 pieczone przepi贸rki i za偶膮da艂 jagni臋cia. Tricus zakry艂 wtedy swoj膮 siedmioletni膮 c贸rk臋 w艂asnym p艂aszczem. Teraz Maximilian mia艂 taki sam wzrok. Selina dr偶a艂a jak li艣膰, gdy m臋偶czy藕ni zmusili jej matk臋, by stan臋艂a na nogi, i przywi膮zali j膮 do pergoli, nie pozwalaj膮c dalej chowa膰 twarzy w d艂oniach. Selina wiedzia艂a ju偶, 偶e przegra艂a. Nie musieli wcale przystawia膰 ostrzy sztylet贸w do wyschni臋tego cia艂a matki, nie musieli 艂ama膰 jej palc贸w ani wyrywa膰 w艂os贸w, by z b贸lu krzycza艂a jak szalona. Wystarczy艂o, 偶e zatroszczyli si臋 o to, by Selina popatrzy艂a w kochan膮 twarz matki, w kt贸rej strach i wzburzenie gasi艂y teraz p艂omie艅 偶ycia. Selina wbi艂a spojrzenie zmru偶onych oczu w Maximiliana. - B臋dziesz jeszcze za to cierpia艂. Ta gro藕ba sprawi艂a, 偶e ma艂y mi臋sie艅 w k膮ciku ust zacz膮艂 mu niekontrolowanie drga膰. - B臋dziesz cierpia艂 d艂ugo i straszliwie za to, co uczyni艂e艣 mojej rodzinie - powt贸rzy艂a. Szybkim ruchem wypi臋艂a szpilki z tuniki i z mi臋kkim szelestem rozpi臋艂a pas. Naga, ca艂kiem pozbawiona czci, na oczach zaskoczonych m臋偶czyzn podesz艂a do Maximilina i ukl臋k艂a u jego st贸p. Zachowa艂a si臋 jak pokorna niewolnica, lecz 偶aden z m臋偶czyzn b臋d膮cych 艣wiadkami tego, co si臋 sta艂o, nie m贸g艂 nie zauwa偶y膰 buntu, bij膮cego z oczu Seliny. Maximilian wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i dotkn膮艂 jej w艂os贸w. Rozsun膮艂 je na boki, ods艂aniaj膮c twarz. Wtedy Selina spu艣ci艂a g艂ow臋 i skierowa艂a spojrzenie na poplamion膮 kamienn膮 posadzk臋. Dlatego nie widzia艂a, jak Maximilian si臋 zachwia艂 i wreszcie musia艂 przytrzyma膰 si臋 kamiennej por臋czy, kt贸ra oblana krwi膮 z gard艂a Caspiccia sta艂a si臋 teraz g艂adka i o艣lizg艂a. - Trzy dni - o艣wiadczy艂 Maximilian. Trzy dni, tylko tyle dosta艂a, by po偶egna膰 si臋 z matk膮, pogrzeba膰 brata, odwiedzi膰 s膮siad贸w i przyjaci贸艂, a tak偶e po to, by ukry膰 sw贸j b贸l i po偶eglowa膰 ku Aleksandrii i nowemu 偶yciu. Selina patrzy艂a, jak niewolnicy sun膮 rz臋dem, nios膮c zaopatrzenie do domu. Widzia艂a cie艣li, kt贸rzy przyszli zbudowa膰 niskie szopy dla zakupionych kur i go艂臋bi. Patrzy艂a, jak br膮zowe owce gnano do posiad艂o艣ci, a m臋偶czy藕ni d藕wigaj膮 ca艂e stosy mat na pokrycie dachu ponad p贸艂nocn膮 艣cian膮, tam gdzie belki przegni艂y od wilgoci. Spi偶arnia Miry si臋 wype艂ni艂a. Przydzielono jej dw贸ch niewolnik贸w, kt贸rzy mieli jej us艂ugiwa膰 i zajmowa膰 si臋 zwierz臋tami. Nie musia艂a te偶 troszczy膰 si臋 o sypanie paszy w karmid艂a ani o oranie pola za domem. W piwnicy stan臋艂o pi臋膰 przepi臋knie zdobionych amfor, te du偶e naczynia z dwoma uchwytami wype艂nione by艂y po brzegi najmocniejszym, najs艂odszym winem. A pod dachem Miry zamieszka艂 m艂odzieniec, kt贸ry mia艂 by膰 jej rozrywk膮 i pociech膮. Maximilian twierdzi艂, 偶e ch艂opak posiad艂 wprost boski dar 艣piewu i gry na instrumentach, jego muzyka potrafi艂a pocieszy膰 niemal tak, jak pie艣艅 s艂owik贸w. Seliny nic z tego nie by艂o w stanie poruszy膰. Przez ca艂y czas nie mog艂a oprze膰 si臋 wra偶eniu, 偶e jej cia艂o jakby gnije od 艣rodka. Rozk艂ada艂a si臋 niby ryba na s艂o艅cu. Lecz 艣ciskanie w 偶o艂膮dku zmieni艂o si臋 w ko艅cu w czerwony b贸l, gdy wreszcie wybi艂a godzina i musia艂a obj膮膰 matk臋 na po偶egnanie. Poca艂owa艂y si臋. Mira cicho szepta艂a jej do ucha: - Nadzieja, pami臋taj, nadzieja... To jedno jedyne, co jeszcze zosta艂o w puszce... I Selina u艣miechn臋艂a si臋 sztywno przez 艂zy, 艣wiadoma, 偶e musi to zrobi膰 dla matki. Nikt nie m贸g艂 wiedzie膰, czy Mirze dane b臋dzie prze偶y膰 jeszcze jedn膮 zim臋. Matka mia艂a racj臋, jedynym, co im jeszcze zosta艂o, by艂a nadzieja. Tak jak w opowie艣ci o puszce Pandory... Kiedy艣 dawno, dawno temu, stworzona na wz贸r bogi艅 nie艣miertelnych Pandora zosta艂a zes艂ana ludziom, a w posagu przynios艂a ze sob膮 puszk臋. Kiedy jej m膮偶 Epimeteusz otworzy艂 owo naczynie, ze 艣rodka wyfrun臋艂y na 艣wiat nieszcz臋艣cia: choroby i n臋dza, nienawi艣膰 i zniszczenia, kt贸re trapi膮 ludzi. Na szcz臋艣cie w puszce pozosta艂a nadzieja, kt贸ra mocno przywar艂a do dna. Selina czu艂a ko艂ysanie lektyki. Zamkn臋艂a oczy i z ca艂ej si艂y zacisn臋艂a r臋ce na zawini膮tku, zawieraj膮cym puchar boga S艂o艅ca. Jej w艂asn膮 puszk臋 Pandory. Na jego dnie, niezale偶nie od wszystkich denar贸w i sestercji, za kt贸re zdo艂a艂aby go sprzeda膰, mog艂o kry膰 si臋 jej w艂asne zbawienie. W艂a艣nie o tym szepta艂a jej Mira ostatniej nocy. Opowiedzia艂a jej t臋 dziwn膮 histori臋, zapisan膮 na jasnych zwojach papirusu, zamkni臋tych w ustawionych w piwnicy naczyniach z ceramiki. - Nigdy, przenigdy nie mo偶esz go sprzeda膰. Ju偶 raczej sprzedaj swoje serce, nie bacz膮c na to, ile cierpie艅 ci to przysporzy... Raczej umrzyj, Selino, ani偶eli niegod- na r臋ka mia艂aby zacisn膮膰 si臋 na twoim dziedzictwie! Selina czu艂a, jak serce mocno wali jej w piersi. Rada matki by艂a tak przesycona ch艂odem, tak bardzo do niej niepodobna, jednocze艣nie za艣 dziewczyna wyczuwa艂a, 偶e w s艂owach Miry kryje si臋 rozpaczliwa prawda. Poprzez r臋czne pismo kobiety, z kt贸r膮 nigdy si臋 nie zetkn臋艂a, korzenie Seliny si臋ga艂y g艂臋biej. Podarunek 偶ydowskiej dziewczyny. Puchar boga S艂o艅ca. Postawi艂a Maximilianowi jeden jedyny warunek: puchar na zawsze pozostanie jej w艂asno艣ci膮. Zgodzi艂 si臋 na to. On przecie偶 nie zna艂 historii tego naczynia. Nie zna艂 opowie艣ci o jego mocy. To moc mi艂o艣ci, twierdzi艂a Mira. Lecz opowie艣ci o pucharze m贸wi艂y tak偶e o mocy cierpienia i magii 艣mierci. Czy puchar pomo偶e jej wype艂ni膰 to jedno jedyne zadanie, dla kt贸rego warto jeszcze by艂o 偶y膰? Czy pomo偶e zem艣ci膰 si臋 na Maximilianie? Selina oddala艂a si臋 od domu swego dzieci艅stwa. Ju偶 wkr贸tce umieszczono j膮 na mi臋kkich poduszkach na pok艂adzie wielkiego statku. Podniesione czerwone 偶agle 艂opota艂y niczym skrzyd艂a olbrzymich ptak贸w nad jej g艂ow膮. Maximilian stal na dziobie, ubrany w l艣ni膮cy bia艂y jedwab. Selina czu艂a, 偶e ca艂e cia艂o a偶 p艂onie jej z nienawi艣ci. A puchar, wype艂niony kwiatami z najpi臋kniejszego ogrodu Samos, jakby 偶y艂 w jej d艂oniach. Selina pom艣ci swoj膮 rodzin臋. Na koniec odnajdzie jedynego 偶yj膮cego brata i wykupi go z niewoli. Nie mia艂a nawet cienia w膮tpliwo艣ci, 偶e Maximilian pozby艂 si臋 Galepiosa z tak膮 sam膮 艂atwo艣ci膮 jak Caspiccia. Brat zapewne jest galernikiem albo d藕wiga kamienie do budowy kt贸rej艣 z ogromnych dr贸g cesarza. Ale bogowie zobacz膮 jeszcze jej 艣wi臋ty gniew. Selina nawet przez moment nie w膮tpi艂a, 偶e nadejdzie dzie艅, gdy ujrzy Maximiliana krwawi膮cego u jej st贸p. Albo b臋dzie wi艂 si臋 w kurzu jak w膮偶, kt贸rym przecie偶 by艂, z zatrutymi wn臋trzno艣ciami i wystaj膮cym z ust j臋zykiem nabrzmia艂ym niczym spuchni臋te serce... Zabije go. Nie by艂a tylko pewna, kiedy si臋 to stanie, a tym bardziej w jaki spos贸b. Ale gdy piosenka wiatr贸w w 偶aglach poch艂on臋艂a okrzyki ludzkiego t艂umu w porcie, Selina odwr贸ci艂a g艂ow臋 i zn贸w z艂o偶y艂a niem膮 przysi臋g臋. Powr贸ci na Samos, na gr贸b swego brata i ojca, przyniesie im w pucharze boga S艂o艅ca serce Maximiliana wyrwane z jego piersi. Oczy wype艂ni艂y jej si臋 艂zami. Mo偶e sta艂o si臋 to za spraw膮 morskiej bryzy albo s艂onej wody, kt贸rej mgie艂ka podrywana podmuchami uderza艂a w dziewczyn臋, gdy 偶agle pochwyci艂y wiatr i statek nabra艂 p臋du. Je艣li wiatry b臋d膮 im sprzyja膰, mog膮 dotrze膰 do Aleksandrii, jeszcze zanim kwiaty w pucharze zwi臋dn膮. Pod wiecz贸r si臋 uciszy艂o, a zanim ciemno艣膰 ca艂kiem spowi艂a statek, nie by艂o ju偶 nawet tchnienia, kt贸re by go poruszy艂o. Wok贸艂 czubk贸w maszt贸w kr膮偶y艂o z krzykiem kilka mew. Cz艂onkowie za艂ogi wyci膮gn臋li swoje hamaki i udali si臋 na spoczynek, czuwali tylko marynarz na oku, mistrz od wios艂owania i sam kapitan na daszku obszernej nadbud贸wki z przodu. Selin臋 umieszczono za zaryglowanymi drzwiami w kajucie pod pok艂adem, zza 艣ciany dobiega艂 do niej g艂os Maximiliana, wydaj膮cego rozkazy i wzywaj膮cego oficer贸w. Czy偶by statek nale偶a艂 do niego? Czy te偶 po prostu nim dowodzi艂 w imieniu jakiego艣 rzymskiego w艂a艣ciciela? Selina pozna艂a, 偶e statek zbudowano w Pireusie, mia艂 tradycyjn膮 greck膮 form臋, zaokr膮glone linie, wpatruj膮ce si臋 oko. Dwa maszty, lecz tylko dwa pok艂ady wio艣larzy. Dzi臋ki szerokiemu kad艂ubowi stabilnie unosi艂 si臋 na wodzie, nie by艂 jednak w stanie rozwin膮膰 imponuj膮cej pr臋dko艣ci. Zbudowany zosta艂 do przewozu ci臋偶kich 艂adunk贸w i teraz, kiedy wiatr ca艂kiem ju偶 ucich艂, unosi艂 si臋 na falach niczym roz艂o偶ysta maciora. Czarna kobieta obserwowa艂a Selin臋, mru偶膮c powieki. Najwyra藕niej nie 艣mie nawet na chwil臋 spu艣ci膰 z oka swej wi臋藕niarki, pomy艣la艂a Selina zirytowana. A gdzie偶 by ona mia艂a ucieka膰? Przecie偶 dobrowolnie zgodzi艂a si臋 wej艣膰 na pok艂ad. Teraz za艣 jedyn膮 mo偶liwo艣ci膮 ucieczki by艂 skok w fale. 艢mier膰 w morskich odm臋tach. Selina odsun臋艂a t臋 my艣l od siebie, zanim pomy艣la艂a j膮 do ko艅ca. Nie zamierza艂a umiera膰, chcia艂a walczy膰 i wygra膰. S艂uga ostro偶nie wychyli艂a si臋 w prz贸d i otar艂a twarz Seliny 艣ciereczk膮 zwil偶on膮 wod膮 r贸偶an膮. Woda pachnia艂a r贸wnie偶 rozmarynem i cytryn膮, przypominaj膮c niemal wod臋 do przemywania ran, kt贸r膮 zwykle przyrz膮dza艂a Mira, gdy Selina jako ma艂a dziewczynka stale obciera艂a kolana albo 艂okcie. Selina schyli艂a kark, pozwoli艂a s艂u偶膮cej unie艣膰 swoje d艂ugie w艂osy i teraz poczu艂a jej mi臋kkie d艂onie na szyi i na plecach. Kobieta rozpi臋艂a jej tunik臋 i naciera艂a pachn膮c膮 wod膮 ramiona i piersi. By艂o to bardzo przyjemne i w jaki艣 dziwny spos贸b nios艂o r贸wnie偶 pociech臋. Ale kiedy Selina usiad艂a przed misk膮 ju偶 ca艂kiem naga, kobieta zmarszczy艂a brwi. Czym pr臋dzej podesz艂a do niedu偶ego kuferka pod 艣cian膮 i wyci膮gn臋艂a n贸偶. Selina wpatrywa艂a si臋 w ni膮 z niedowierzaniem, gdy ostrzy艂a go o sk贸rzany pas, a potem wypr贸bowa艂a na w艂asnej r臋ce. Z ledwie widocznego naci臋cia wyp艂yn臋艂a jedna kropelka krwi. Kobieta zliza艂a j膮 i uspokajaj膮co popatrzy艂a na Selin臋. Potem pchn臋艂a j膮 na mi臋kko wy艣cie艂ane 艂贸偶ko pod 艣cian膮. Statek tkwi艂 niemal偶e nieruchomo, lecz ta kobieta w jaki艣 naprawd臋 zdumiewaj膮cy spos贸b potrafi艂a przewidzie膰 ka偶de nawet najdrobniejsze ko艂ysanie, od kt贸rego mog艂aby zadr偶e膰 jej r臋ka. Za ka偶dym razem, gdy fala lekko hu艣ta艂a pok艂adem, unosi艂a ostrze znad sk贸ry Seliny. Selina zadr偶a艂a, gdy kobieta poprowadzi艂a n贸偶 po wn臋trzu jej ud, lecz ostrze nie by艂o zimne, nie czu艂a te偶 偶adnego b贸lu, gdy s艂u偶膮ca usuwa艂a cieniutkie w艂oski tu偶 przy sk贸rze. - Wosk i mi贸d - szepn臋艂a kobieta. - Przyda艂by si臋 wosk z miodem. Ale c贸偶, dla morskiej oblubienicy to musi wystarczy膰. Selina zacisn臋艂a z臋by. Morska oblubienica? By膰 mo偶e Maximilian s膮dzi艂, 偶e czysta dziewica ulegnie mu tej nocy, Selina jednak wiedzia艂a, 偶e b臋dzie inaczej. Nie zamierza艂a wita膰 go jak wyt臋sknionego m臋偶a. Och, oczywi艣cie, dostanie to, po co przyjdzie, w tej kwestii nie mia艂a 偶adnego wyboru, to zreszt膮 nie musi by膰 wcale takie trudne, widzia艂a przecie偶, co byk robi z krowami, i kury... Wystarczy sta膰 albo le偶e膰 nieruchomo, a wszystko pr臋dko minie. Podejdzie do ca艂ej sprawy ze stoicyzmem, b臋dzie tylko obserwowa膰, wytrzymywa膰, nie pozwoli si臋 porwa膰 偶adnym przypadkowym uczuciom. Kobieta goli艂a teraz ciemny tr贸jk膮t mi臋dzy nogami Seliny. Selina le偶a艂a zupe艂nie nieruchomo, zmuszaj膮c si臋 do recytacji w duchu fragment贸w z pism Wergiliusza. Gdy s艂u偶膮ca wreszcie sko艅czy艂a, ca艂e cia艂o Seliny, od st贸p do g艂贸w nasmarowane wonnymi ma艣ciami, by艂o zadziwiaj膮co rozgrzane i mi臋kkie. Przy艂apa艂a si臋 na tym, 偶e serce wali jej jakby w na- pi臋ciu. Mi臋艣nie 艂ydek i ud 艣ci膮ga艂y si臋 i nawet g艂臋boko w brzuchu odczuwa艂a 艂askotanie, wywo艂ane przyjaznym dotykiem s艂ugi. Niewolnica poda艂a jej jeszcze kielich z winem, a potem, u艣miechaj膮c si臋 tajemniczo, opu艣ci艂a kajut臋, starannie zamykaj膮c za sob膮 drzwi. Selina wypi艂a mocno przyprawiany nap贸j, potem u艂o偶y艂a si臋 pod mi臋kkimi prze艣cierad艂ami, zwin臋艂a w k艂臋bek jak kociak. Musia艂a by膰 ju偶 p贸藕na noc i wszystkie g艂osy na statku zdawa艂y si臋 otulone w mi臋kk膮 we艂n臋. Od czasu do czasu rozlega艂y si臋 jakie艣 przyt艂umione rozkazy, rozmowa marynarza na oku ze sternikiem. Dochodzi艂y do niej kr贸tkie, niemal偶e tajemnicze s艂owa, ale nie mog艂a dopatrzy膰 si臋 sensu, jaki si臋 w nich kry艂. C贸偶, to nie jest takie wa偶ne, Selina nigdy nie b臋dzie 偶on膮 morskiego w臋drowca. Drzwi otworzy艂y si臋 bezszelestnie, a w s艂abym blasku pojedynczej lampki dostrzeg艂a tylko jego cie艅, gdy schyli艂 g艂ow臋 i wszed艂 do 艣rodka. Zadr偶a艂a, gdy otworzy艂 usta i przem贸wi艂 do niej. Jego g艂os brzmia艂 obco, jako艣 inaczej ani偶eli ten, kt贸ry wry艂 jej si臋 w pami臋膰 w dniu 艣mierci brata. Teraz wydawa艂 si臋 do艣膰 przyjazny i cichy, ale Selina nienawidzi艂a ka偶dego d藕wi臋ku, ka偶dego oddechu, kt贸ry pochodzi艂 od niego. Wym贸wi艂 jej imi臋. Nie odpowiedzia艂a. Wtedy podszed艂 do niej i dotkn膮艂 jej r臋ki. -Jeste艣 siln膮 kobiet膮, Selino. Wiedzia艂em o tym przez ca艂y czas. Prawdziwy z ciebie materia艂 na kr贸low膮, dok艂adnie tak, jak powiedzia艂 mi wr贸偶bita. Wszystko zosta艂o zapisane w gwiazdach, bogowie ju偶 wytyczyli 艣cie偶k臋 twego 偶ycia. Selinie serce wali艂o w gardle. Czu艂a krew pulsuj膮c膮 w skroniach. Wci膮偶 jednak zmusza艂a si臋, by nie ustawa膰 w niemej recytacji. S艂owo po s艂owie, zdanie po zdaniu. Wysi艂ek przy wygrzebywaniu z pami臋ci starych strof by艂 dostatecznie du偶y, by zamkn膮膰 si臋 w sobie, odgrodzi膰 si臋 od jego g艂osu, dotyku, nawet od zapachu, kt贸ry przenika艂 teraz w jej cia艂o przez nos. To drogie perskie perfumy, ci臋偶kie, a zarazem ostre. Poczu艂a odrobin臋 triumfalnej rado艣ci. To znaczy, 偶e ten g艂upiec szykowa艂 si臋 do spotkania z ni膮! - Usi膮d藕, nied艂ugo Fedra przyniesie nam jedzenie. Chyba jeste艣 g艂odna? Selina dosz艂a w艂a艣nie do fragmentu, w kt贸rym bohater 艣piewa o swym mieczu, nim wbije go w serce z艂ego wodnika. Gdy nie zareagowa艂a na s艂owa Maximiliana, on z艂apa艂 j膮 i podci膮gn膮艂 w g贸r臋. Stara艂a si臋 by膰 bezw艂adna jak s艂omiana kukie艂ka, g艂owa zako艂ysa艂a si臋 na szyi. - Nie b膮d藕 g艂upia, Selino! 艢lepo wpatrywa艂a si臋 w 艣cian臋, s艂ysza艂a, 偶e g艂os zaczyna mu teraz dr偶e膰 od hamowanego gniewu i by膰 mo偶e odrobin臋 z rozczarowania. Zach臋ci艂o j膮 to, by nie zmienia膰 taktyki. A wi臋c nie podoba艂a mu si臋 jej uleg艂o艣膰? No c贸偶, ale taka w艂a艣nie b臋dzie. Pozwoli艂a, 偶eby g艂owa opad艂a jej na rami臋, w艂osy zakry艂y twarz niczym zas艂ona, po艂askota艂y lekko w usta, lecz ona si臋 nie ruszy艂a, po prostu dalej siedzia艂a nieruchomo. Maximilian najwyra藕niej nie wiedzia艂, co robi膰. Kilkakrotnie okr膮偶y艂 male艅k膮 kajut臋, nala艂 sobie wina. Jej nie zaproponowa艂, tylko sam pil pot臋偶nymi haustami. Us艂ysza艂a potem zgrzyt sk艂adanego sto艂ka, zdj膮艂 go ze 艣ciany i roz艂o偶y艂. Siedzenie i oparcie pod plecy ob- ci膮gni臋te by艂y mocnym haftowanym jedwabiem, Selina wiedzia艂a, 偶e wygodnie si臋 na nim siedzi. Przez zas艂on臋 w艂os贸w ledwie dostrzega艂a jego d艂ugie nogi, skrzy偶owane, lecz niespokojne. - C贸偶 to za gra, Selino? - spyta艂 ch艂odno. Cisza. Krzes艂o zn贸w zaszura艂o, zad藕wi臋cza艂a te偶 wysadzana srebrem pochwa, tr膮caj膮c o metal w pasie. - Chcesz, 偶ebym ci臋 posiad艂 jak nieme zwierz臋? Chcesz zachowywa膰 si臋 jak zbyt m艂oda niewolnica w lupanarze, gdy ja prosz臋, by艣 by艂a moj膮 偶on膮? W twoim wieku... 艁ykn膮艂 jeszcze troch臋 wina. By膰 mo偶e chcia艂 wypi膰 a偶 tyle, by zakr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie. Nieraz przez cienkie 艣ciany s艂ysza艂a, jak matka 艂aje ojca, gdy wraca艂 do domu w takim stanie. Na twarz Seliny wype艂z艂 cie艅 u艣miechu. Skryta za zas艂on膮 w艂os贸w zaczyna艂a czu膰 swoj膮 w艂adz臋. Maj膮c Mir臋 i brata jako zak艂adnik贸w, m贸g艂 zmusi膰 j膮 do wszystkiego, m贸g艂 kupi膰 jej u艣miech, s艂owa, cia艂o, ale on najwyra藕niej pragn膮艂 czego艣 wi臋cej. A tego nigdy nie dostanie. Umiej臋tno艣ci kucharskie Fedry okaza艂y si臋 zaiste niezwyk艂e. Na pok艂adzie przygotowano solidne palenisko. Najpierw na podstawie z drewna u艂o偶ono ci臋偶k膮 kamienn膮 p艂yt臋, d艂ug膮 na wzrost m臋偶czyzny. Wok贸艂 niej wymurowano wysokie na d艂ugo艣膰 ramienia 艣ciany z kamienia. 脫w niewielki basenik, kt贸ry wytworzy艂 si臋 w ten spos贸b, po uszczelnieniu trocinami zosta艂 wype艂niony wod膮, dopiero w nim ustawiono piec z solidnego rzymskiego 偶elaza, wprawdzie zardzewia艂y i wyszczerbiony, lecz wida膰 dostatecznie mocny. Ogie艅 p艂on膮艂 w du偶ej p贸艂kuli z 偶elaza, zawieszonej na hakach na statywie. W garnku Fedra gotowa艂a ryby i r贸偶owe krewetki, do wrz膮cego wywaru wrzuca艂a w ca艂o艣ci homary i doprawia艂a sokiem wyci艣ni臋tym z cytryn, listkami mi臋ty, korzonkami i s艂odkimi ziemniakami. Ma艂e czerwone cebulki nada艂y daniu delikatn膮 r贸偶ow膮 barw臋, a Fedra przybra艂a j膮 艣wie偶ymi ga艂膮zkami aromatycznego rozmarynu. Zapach jedzenia wype艂ni艂 kajut臋, gdy tylko wniesiono posi艂ek. Selina poczu艂a, jak 偶o艂膮dek kurczy jej si臋 z g艂odu. Mimowolnie si臋 poruszy艂a, gdy Maximilian zanurzy艂 艂y偶k臋 w g臋stej, p艂ynnej potrawie i z rozkosz膮 wdycha艂 zapach. - Ach... jak to cudownie pachnie... nikt nie potrafi przyrz膮dzi膰 ryb tak jak Fedra! Selina wychyli艂a si臋 nieco w prz贸d. - Od dawna jest twoj膮 niewolnic膮? U艣miechn膮艂 si臋 szeroko. - Fedra nie jest niewolnic膮. To moja mamka. Selina nie mog艂a w to uwierzy膰. - Naprawd臋? To przecie偶 niemo偶liwe! Ona jest niewiele starsza od ciebie. Zanurzy艂 kawa艂ek chleba w misce z kusz膮c膮 zawarto艣ci膮. Wyssa艂 wywar. Selina poczu艂a, jak 艣ciska j膮 w 偶o艂膮dku. Czy偶by nie zamierza艂 zaproponowa膰 jej jedzenia? - Fedra by艂a s艂ug膮 mojej matki, urodzi艂a dziecko mniej wi臋cej w tym samym czasie, gdy ja przyszed艂em na 艣wiat. Wszystko u艂o偶y艂o si臋 bardzo przyzwoicie. - Czarnosk贸ra mamka - mrukn臋艂a Selina. Nie wygl膮da艂o to ani troch臋 przyzwoicie, cho膰 pami臋ta艂a opowie艣ci o pe艂nych godno艣ci czarnosk贸rych niewolnicach Kleopatry. Maximilian wy艂owi艂 z miski szczypce homara i zgni贸t艂 je trzonowymi z臋bami. D艂ugimi, szczup艂ymi palcami wyj膮艂 ze 艣rodka bia艂e mi臋so, a potem, szczerz膮c z臋by w u艣miechu, popatrzy艂 na ni膮. - Masz ochot臋? Selina stara艂a si臋 skin膮膰 g艂ow膮 tak dostojnie, jak tylko by艂o j膮 na to sta膰. Odrobin臋 wzruszy艂a ramionami, lecz czu艂a, 偶e 艣lina nap艂ywa jej do ust. Maximilian przechyli艂 si臋 przez niski stolik, kt贸ry ich dzieli艂, i przysun膮艂 r臋k臋 do twarzy dziewczyny. - No to jedz - powiedzia艂 ochryple. Mi臋so homara pachnia艂o wprost niebia艅sko, lecz Selina odwr贸ci艂a g艂ow臋. - Nie b臋d臋 jad艂a z r臋ki mego pana jak pies - o艣wiadczy艂a zimno. Maximilian wybuchn膮艂 艣miechem, d艂ugim i szczerym. - Wiedzia艂em, doskonale wiedzia艂em! Niezbyt dobrze odgrywasz swoj膮 rol臋 uleg艂ej lalki z ga艂gank贸w, Selino. Czym pr臋dzej nape艂ni艂 jej misk臋 jedzeniem, przysun膮艂 tac臋 z chlebem i oliw膮. Le偶a艂y na niej tak偶e pokrojone owoce i oliwki. Selina bez s艂owa uj臋艂a 艂y偶k臋. Pierwszy k臋s mia艂 cudowny smak. Potrawa by艂a naprawd臋 pyszna, zarazem syc膮ca i 艣wie偶a niczym morze i letnie aromaty, w艣r贸d kt贸rych teraz 偶eglowali. Selina mia偶d偶y艂a na podniebieniu kawa艂eczki bia艂ego jak kreda rybiego mi臋sa, przymyka艂a oczy, powstrzymuj膮c si臋, by nie rzuci膰 si臋 na jedzenie i nie poch艂ania膰 go zbyt szybko. Maximilian przez ca艂y czas, gdy jedli, nie odzywa艂 si臋 ani s艂owem. A kiedy opr贸偶ni艂 ju偶 drug膮 misk臋, obra艂 jab艂ko. Selinie do oczu nap艂yn臋艂y 艂zy, nie zd膮偶y艂a si臋 odwr贸ci膰 i otrze膰 ich pachn膮c膮 cytrusami 艣ciereczk膮. Maximilian u偶y艂 tego samego sztyletu, kt贸rym zamordowa艂 jej brata. Kilkakrotnie odetchn臋艂a g艂臋boko i wbi艂a w niego wzrok. - Chyba jeste艣 szale艅cem - o艣wiadczy艂a z moc膮. - Co ci臋 op臋ta艂o, 偶e tak chcesz mnie za 偶on臋? Niemo偶liwe, 偶eby艣 uwierzy艂 jakiemu艣 wr贸偶bicie niespe艂na rozumu. Na pewno s膮 tysi膮ce kobiet, kt贸re ch臋tnie po艣lubi艂yby takiego cz艂owieka jak ty... Maximilian uni贸s艂 brwi. - Tak s膮dzisz? C贸偶, zapewne masz racj臋. Ale ja wierz臋 w przeznaczenie, Selino. Wierz臋, 偶e wszystkie moje poczynania zosta艂y wcze艣niej ustalone, wierz臋, 偶e bogowie wytyczyli m贸j kurs. A ten kurs jest r贸wnie偶 twoim. S膮dz臋, 偶e kiedy艣 wreszcie to zrozumiesz. Selina my艣la艂a g艂o艣no. Nie by艂o sensu go oszukiwa膰, przecie偶 patrzy艂 jej prosto w twarz. - Jak mo偶esz s膮dzi膰, 偶e zosta艂am przeznaczona cz艂owiekowi, kt贸ry zdradzi艂 mego ojca, prawdopodobnie r贸wnie偶 go zabi艂... a przed trzema zaledwie dniami zamordowa艂 mego brata i do szale艅stwa wystraszy艂 star膮 matk臋? Jakimi g艂upcami mog膮 by膰 m臋偶czy藕ni, uwa偶aj膮c, 偶e wszystko da si臋 pozyska膰 si艂膮? Nagie jab艂ko spoczywa艂o w jego d艂oniach. Z jasnozielonego mi膮偶szu wyp艂ywa艂 艣wie偶y sok. Zr臋cznymi pr臋dkimi ruchami podzieli艂 je na kawa艂ki. - Wszystko mo偶na wzi膮膰 si艂膮, Selino. Zwierz臋ta, kobiety, bogactwa, ba, ca艂e cesarstwa. To tylko kwestia odwagi. - I braku cz艂owiecze艅stwa. Gotowa by艂a go oplu膰, zamiast tego pos艂a艂a mu zjadliwy u艣mieszek. - Ty nie jeste艣 g艂upi, Maximilianie. Powiadaj膮, 偶e jeste艣 wr臋cz niebezpiecznie bystry, lecz ja nie dostrzegam w tobie nic, co cho膰by przypomina艂o m膮dro艣膰. A je艣li chodzi o zrobienie wra偶enia na kobiecie, to jeste艣 niczym rycz膮cy byk. Ale ja si臋 nie boj臋 twojej si艂y i ostrych rog贸w. Nie mo偶esz mi uczyni膰 nic gorszego ni偶 mnie zabi膰. Roze艣mia艂a si臋 nieco histerycznie. Ca艂e cia艂o a偶 piek艂o j膮, dr偶膮c z gniewu i rozpaczy, ale postanowi艂a wyt臋偶y膰 si艂y, by pokaza膰 mu wynios艂膮 twarz. Nie docze- ka si臋 od niej 偶adnego u艣miechu, kt贸ry nie zosta艂by uprzednio pokropiony octem. Maximilian d艂ugo si臋 jej przygl膮da艂. Czu艂a jego spojrzenie na szyi, na cienkiej sk贸rze przy obojczyku. - Jeste艣 艣liczna. Mo偶na zauwa偶y膰, 偶e p艂ynie w tobie egipska krew. Wielu Grek贸w ch臋tnie widzia艂oby ci臋 jako niewolnic臋, Selino. Jeste艣 bastardem. Ale ja wierz臋 w mieszan膮 krew, uwa偶am, 偶e ona wzmacnia ludzi, podobnie jak wtedy, gdy hoduje si臋 psy, trzeba si臋 stara膰 o zdrowe zwierz臋ta do rozp艂odu... Selina zadr偶a艂a. Ale opanowa艂a si臋, si艂膮 woli powstrzyma艂a ciarki biegn膮ce wzd艂u偶 kr臋gos艂upa. - Ale prawda, przecie偶 o co艣 pyta艂a艣. M贸wi艂a艣 o 艣mierci? Ze nie mog臋 uczyni膰 nic straszniejszego ni偶 ci臋 zabi膰... Mylisz si臋, Selino. Bardzo si臋 mylisz. Prawd膮 jest, 偶e masz jakie艣 dwa, mo偶e trzy dni na to, 偶eby pogodzi膰 si臋 ze swoim losem, by odkry膰 ten splot nici, kt贸remu ja przygl膮dam si臋 ju偶 od dawna. Ufam, 偶e tak si臋 stanie. Wierz臋, 偶e podczas tej podr贸偶y zmienisz zdanie. Lecz je艣li to nie nast膮pi, to zostaniesz... wygarbowana. Selinie zapar艂o dech w piersiach. - Wygarbowana...? U艣miecha艂 si臋 teraz wstr臋tnie. - Tak, przysposobiona i wygarbowana. Zmi臋kniesz. Posiadam w Aleksandrii pewne miejsce, 艣wietnie si臋 nadaj膮ce dla opornych dziewic takich jak ty. To znaczy... mam nadziej臋, 偶e zanim dop艂yniemy do Aleksandrii, nie b臋dziesz ju偶 dziewic膮. Wsta艂, rozprostowa艂 d艂ugie cz艂onki. Selinie serce wali艂o w piersi. Strach zn贸w grozi艂, 偶e ni膮 zaw艂adnie. - Jeste艣 zwierz臋ciem. Pewnie wi臋c zamierzasz wzi膮膰 mnie jak zwierz臋. Niemal wyplu艂a te s艂owa w jego stron臋. Pogardy w jej g艂osie nie da艂o si臋 nie zauwa偶y膰 i wygl膮da艂o na to, 偶e trafi艂a go w czu艂y punkt. Doskonale wiedzia艂a, 偶e jej s艂owa mog膮 go jeszcze bardziej rozdra偶ni膰, lecz pragn臋艂a mie膰 ju偶 to za sob膮. Bez wzgl臋du na wszystko czeka艂y j膮 d艂ugie dni i noce w zamkni臋ciu we wn臋trzu statku. Maximilian zn贸w si臋 do niej wyszczerzy艂, ciemne oczy zab艂ys艂y. - Troch臋 cierpliwo艣ci, moja droga... Najpierw ma艂偶e艅stwo! Wyci膮gn膮艂 ukryty w fa艂dach szaty zw贸j dokument贸w i wskaza艂 miejsce, gdzie mia艂a si臋 podpisa膰. Selin臋 zapiek艂o w gardle, gdy ujrza艂a imi臋 brata widniej膮ce pod du偶ym, prostym podpisem Maximiliana. - On mnie sprzeda艂 - szepn臋艂a. Maximilian kiwn膮艂 g艂ow膮. - Owszem, ale drogo. Drugi z twoich braci natomiast zap艂aci艂 najwy偶sz膮 cen臋, i to bez 偶adnego po偶ytku... Selina ca艂y czas prze艂yka艂a 艣lin臋. - Wszystko wi臋c chyba w porz膮dku, nie potrzebujesz mojego po艣wiadczenia na dokumencie? Maximilian z powrotem usadowi艂 si臋 na pi臋knym krze艣le i popatrzy艂 na ni膮 drwi膮co. - Owszem, potrzebuj臋. Poniewa偶 postanowi艂em sformu艂owa膰 to w nast臋puj膮cy spos贸b: je艣li w ci膮gu roku nie podpiszesz si臋 na tym dokumencie, to nie b臋dziesz moj膮 偶on膮. W贸wczas b臋dziesz... wolna. Selina przera偶ona zepchn臋艂a dokumenty na pod艂og臋. - A c贸偶 to za zabawa? Czy偶by艣 by艂 wi臋kszym szale艅cem, ni偶 przypuszcza艂am? Lekko skin膮艂 g艂ow膮. - Tak doradzi艂 mi wr贸偶bita. Powiedzia艂, 偶e niekiedy, wprawdzie bardzo rzadko, lecz trzeba sprzeciwi膰 si臋 lo- sowi. Cho膰 偶aden z nas nie uwa偶a艂, by w tym przypadku to by艂o konieczne, to jednak... Selina z ca艂ych si艂 stara艂a si臋 uporz膮dkowa膰 popl膮tane my艣li. Co te偶 on m贸wi? 呕e za rok b臋dzie mog艂a si臋 od niego uwolni膰? 呕e je艣li zdo艂a wytrzyma膰 tylko przez jeden jedyny rok, to jej matka b臋dzie w pe艂ni zabezpieczona na staro艣膰, a ona kupi sobie wolno艣膰? Podniesiona na duchu popatrzy艂a mu prosto w oczy. - A wi臋c w艂a艣ciwie 偶膮dasz ode mnie jednego roku? Dlaczego nie powiedzia艂e艣 o tym od razu? Dlaczego przyszed艂e艣 do naszego domu jak zab贸jca? Zap艂aci艂abym ci tym rokiem ju偶 cho膰by po to, 偶eby mie膰 jedzenie i lekarstwa dla matki, a m贸j brat... m贸j brat m贸g艂by wci膮偶 偶y膰! Maximilian przymkn膮艂 oczy. Co艣 na podobie艅stwo b贸lu wy偶艂obi艂o bruzdy na jego czole. Maj膮c wci膮偶 oczy zamkni臋te, powiedzia艂: - 殴le zrozumia艂a艣 warunki, Selino. Mo偶liwe, 偶e nie powinienem by艂 ci pokazywa膰 tego tak wcze艣nie... Us艂ysza艂a, jak Maximilian nabiera powietrza w p艂uca. Jego twarz zmieni艂a si臋 w sztywn膮 mask臋, rozpozna艂a na niej przeb艂ysk nienawi艣ci, tej samej ch艂odnej, spokojnej nienawi艣ci, kt贸ra kierowa艂a nim, gdy zabija艂 jej brata. Bez 偶adnego ostrze偶enia, ze zr臋czno艣ci膮 drapie偶nego zwierz臋cia rzuci艂 si臋 na ni膮. Z艂apa艂 j膮 za w艂osy i nawin膮艂 je sobie wok贸艂 nadgarstka niczym rzemie艅. Selina krzykn臋艂a, cho膰 wiedzia艂a, 偶e powinna milcze膰. - Selino, jeste艣 przekle艅stwem mego 偶ycia... jedynym wrogiem, kt贸rego nie mog臋 zabi膰, nie b臋d膮c pewnym kary. Wr贸偶bita mnie ostrzega艂: nie mog臋 ci臋 zabi膰, nie daj膮c proroctwu szansy, by si臋 wype艂ni艂o. Ale ty mnie doprowadzasz do szale艅stwa... Ty... ty... Wyczu艂a delikatn膮, cienk膮 jak w艂os granic臋. Maximilian trzyma艂 j膮 mocno i jej szyja wgniata艂a si臋 w twar- dc drewniane okucie koi, a ostry kant wciska艂 si臋 w kark. Wystarczy jeden drobny ruch, a z艂amie si臋 jak kawa艂ek wysuszonego cynamonu... Maximilian ci臋偶ko teraz nad ni膮 dysza艂. Woln膮 r臋k臋 wykorzysta艂 do tego, by rozsup艂a膰 w臋z艂y, przytrzymuj膮ce jej ubranie. Czu艂a na sk贸rze jego j;or膮cy oddech, pachn膮cy rozmarynem, bo po jedzeniu 偶ul jego 艣wie偶e ga艂膮zki. Selina wymierzy艂a mu kopniaka, lecz po偶a艂owa艂a tego, jeszcze zanim noga dosi臋g艂a celu. Walka na nic by si臋 nie zda艂a. By膰 mo偶e takiego potwora jak on tylko bardziej by uradowa艂a. Powinna raczej postara膰 si臋 sparali偶owa膰 swoje cia艂o, wydosta膰 si臋 ze swojej sk贸ry, z jego bolesnego u艣cisku, i zmieni膰 w och艂ap martwego, pozbawionego duszy mi臋sa, kt贸rym on m贸g艂by si臋 syci膰. Instynktownie wyczuwa艂a, 偶e ze wszystkich mo偶liwych rozwi膮za艅 to w艂a艣nie sprawi艂oby mu najmniejsz膮 rado艣膰 i pozbawi艂o triumfu. To jednak nie by艂o 艂atwe. Kiedy jego z臋by wbi艂y si臋 w jej rami臋, pozostawiaj膮c na sk贸rze g艂臋bokie 艣lady, nie zdo艂a艂a zapanowa膰 nad j臋kiem b贸lu. A gdy wsun膮艂 jej j臋zyk do ust, zabrak艂o jej si艂y, by ugry藕膰 go najmocniej jak umia艂a. Smak jego krwi m贸g艂 si臋 okaza膰 r贸wnie truj膮cy jak oddech Meduzy. Selina skupi艂a si臋 na udawaniu martwej. A mimo to oczy nabieg艂y jej 艂zami, kiedy pog艂aska艂 j膮 po nagim brzuchu, nad udami i mi臋dzy nimi. Poczu艂a, jak wzbiera w niej o艣lepiaj膮ca nienawi艣膰. Zabije go, to pewne. I to ju偶 wkr贸tce. Otworzy艂a oczy, kilkakrotnie mrugn臋艂a. Ponad ich g艂owami pochwyci艂a wzrokiem niezwyk艂y przeb艂ysk 艣wiat艂a. Jeszcze raz zamruga艂a, widzia艂a niewyra藕nie, dop贸ki nie upora艂a si臋 ze 艂zami. Ch艂odne pop艂yn臋艂y jej po policzku, akurat w momencie gdy silna r臋ka zamkn臋艂a si臋 na jej piersi, 艣ciskaj膮c j膮 tak, jak si臋 wypr贸bowuje dojrza艂o艣膰 owocu. Czu艂a nap贸r cia艂a Maximiliana na swoim, jego cz艂onek niczym bro艅 wyrze藕biona z d臋bu czy te偶 odlana z br膮zu wcisn膮艂 si臋 nagle mi臋dzy jej nogi. Gdyby napar艂 teraz, odczu艂aby silny b贸l. Wiedzia艂a te偶, 偶e 艣lina, kt贸r膮 j膮 nasmarowa艂, uniemo偶liwi艂aby jej zamkni臋cie si臋 przed nim. On mia艂 teraz nad ni膮 przewag臋, by艂 niczym sztylet, kt贸ry wbija si臋 w 偶ywe cia艂o. Przez zdaj膮c膮 si臋 nie mie膰 ko艅ca chwil臋, s艂uchaj膮c jego westchnie艅 i szloch贸w i czuj膮c, jak jego mocne uda napinaj膮 si臋 w przygotowaniu do tego ogromnego wysi艂ku, Selina otworzy艂a oczy. Widzia艂a jego twarz niewyra藕nie, poprzez zas艂on臋 艂ez. Rozedrgane napi臋cie nap艂yn臋艂o nie wiadomo sk膮d i 艂zy obesch艂y. Wzrok Seliny si臋 wyostrzy艂. Dostrzeg艂a, 偶e puchar na p贸艂ce ponad g艂ow膮 Maximiliana wprost si臋 roz偶arzy艂, wygl膮da艂 tak, jakby 艣wieci艂 sam z siebie, nie tylko odbija艂 艣wiat艂o oliwnej lampki. W艣r贸d ca艂ego przera偶enia ogarn膮艂 j膮 nagle niesamowity spok贸j. - Nie r贸b tego - rzuci艂a 艂agodnie w powietrze. Maximilian zesztywnia艂, a r臋ka, kt贸r膮 przytrzymywa艂 j膮 za w艂osy, lekko drgn臋艂a. Selina poczu艂a gwa艂towny b贸l i przerazi艂a si臋, 偶e mimo wszystko z艂amie jej kark. Ale nacisk na podbrzusze ust膮pi艂. J臋kn臋艂a cicho, owszem, to by艂 jej g艂os, lecz ona jakby go nie poznawa艂a. - Co艣 ty powiedzia艂a? By艂 zmieszany, a teraz dostrzeg艂a jeszcze pot zalewaj膮cy mu czo艂o. Roze艣mia艂 si臋, ale na twarzy malowa艂o mu si臋 niemal przera偶enie. - Nie mo偶esz tego zrobi膰 - powt贸rzy艂a cicho. - Nagle dostrzeg艂am przeb艂ysk tej tkaniny losu, o kt贸rej m贸wi艂e艣. I ostrzegam ci臋... spotka ci臋 ten sam los co Narcyza. Radowa艂o j膮 jego zagubienie, serce zacz臋艂o t艂oczy膰 艣wie偶膮 krew, Maximilian nie puszcza艂 jej w艂os贸w, ale pier艣 mia艂a ju偶 swobodn膮, a nacisk na jej uda zmala艂. Drug膮, woln膮 r臋k膮 si臋gn膮艂 do nasady w艂os贸w, otar艂 kilka kropli potu z czo艂a, podrapa艂 si臋 w nos. Potem zn贸w nerwowo si臋 roze艣mia艂. - Na wszystkie demony, c贸偶 to za czary? Selina dr偶a艂a, lecz wiedzia艂a, 偶e nie mo偶e si臋 teraz za艂ama膰. - Daj mi puchar, a sam si臋 przekonasz - szepn臋艂a. - Puchar... Ach, ta twoja 艣mierciono艣na bro艅... ale si艂 ci zabrak艂o, moja droga. Zapomnia艂a艣 ju偶, 偶e nie trafi艂a艣? W dodatku, przypuszczam, to naczynie nie jest dostatecznie ci臋偶kie, by komukolwiek rozp艂ata膰 czaszk臋. Selina czu艂a si臋 dziwnie oszo艂omiona, jak gdyby wypi艂a ca艂膮 amfor臋 wina. By膰 mo偶e nie powinna by艂a wspomina膰 o pucharze, lecz naczynie niemal j膮 przywo艂ywa艂o, wprost ja艣nia艂o na p贸艂ce. Statek si臋 ko艂ysa艂, fale uderza艂y o burt臋. A puchar o偶y艂. Czu艂a aromat mirry, przebijaj膮cy si臋 przez s艂onawy od贸r cia艂a Maximiliana. Gro藕na bro艅 zosta艂a unieszkodliwiona, zsun膮艂 si臋 z niej, nie przestaj膮c przeklina膰. Selina podnios艂a si臋 z koi, pozwalaj膮c, by jej rozdarta szata opad艂a na ziemi臋. Patrzy艂a, jak Maximilian poch艂ania dwa kielichy wina, pod pogniecionym ubraniem widzia艂a jego nago艣膰, z艂otawe twarde uda z wypuk艂o艣ci膮 偶y艂 rysuj膮c膮 si臋 pod sk贸r膮 niczym w臋偶e, pasmo czarnych w艂os贸w na brzuchu. - C贸rka Gorgon - mrukn膮艂, nalewaj膮c sobie trzeci kielich. Zezuj膮c spod oka, 艣ci膮gn膮艂 metalowe obr臋cze przytrzymuj膮ce jego szat臋 na ramieniu. - Jeste艣 nawet gorsza ni偶 one! Nie przemieniasz ludzi w kamienie, lecz kamie艅 w martwe mi臋so. Sk膮d masz t臋 swoj膮 moc, Selino? Mo偶e odziedziczy艂a艣 j膮 po matce, p贸艂-Egipcjance? Selina u艣miecha艂a si臋 powoli. - Wydaje mi si臋, 偶e masz racj臋, Maximilianie. Dzi臋kuj臋, 偶e mi to u艣wiadomi艂e艣. Chwyci艂a puchar, zdj臋艂a go z p贸艂ki. Przesta艂 si臋 ju偶 偶arzy膰, zapach mirry te偶 si臋 gdzie艣 rozp艂yn膮艂. Ale ma艂e zielone kamyki wci膮偶 po艂yskiwa艂y niczym oczy, czu艂a w d艂oniach kszta艂t trzech po艂膮czonych ze sob膮 艣ci臋tych kul. Spoczywa艂y w nich tak bezpiecznie. - Mo偶e powinienem odebra膰 ci ten puchar? - rzek艂 z namys艂em Maximilian. - Mo偶e to w艂a艣nie w nim kryje si臋 twoja si艂a? Mimo wszystko przecie偶 pos艂u偶y艂a艣 si臋 nim, pr贸buj膮c mnie zabi膰. Selina popatrzy艂a mu prosto w oczy, przepe艂niona zupe艂nie nowym poczuciem triumfu i si艂y. Gdy trzyma艂a w r臋kach puchar boga S艂o艅ca, czu艂a, jak wewn臋trzne burze si臋 uspokajaj膮. Spojrza艂a na niego w膮skimi szparkami oczu. - Spr贸buj - odpar艂a szeptem. Gro藕by d藕wi臋cz膮cej w jej g艂osie nie da艂o si臋 nie zauwa偶y膰. A pot臋偶ny Maximilian nie zdo艂a艂 zapanowa膰 nad dr偶eniem. Fedra przysz艂a nazajutrz z naczyniami pe艂nymi gor膮cej wody. Odsun臋艂a na bok przykrycia w koi i na widok bia艂ych lnianych prze艣cierade艂 mrukn臋艂a co艣 niezadowolona. Selina domy艣li艂a si臋, czego szuka艂a s艂u偶膮ca. Krwi. U艣miechn臋艂a si臋 pod nosem. - Potw贸r nie da艂 mi rady - o艣wiadczy艂a. Fedra odwr贸ci艂a si臋 do niej gwa艂townie. Selina wolnym krokiem przespacerowa艂a do sto艂eczka przy drzwiach i przysiad艂a na nim, sk艂adaj膮c r臋ce na piersiach. - Ty, kt贸ra go wykarmi艂a艣 piersi膮, mo偶e ty zdo艂asz mi wyt艂umaczy膰, co sprawi艂o, 偶e jest taki z艂y? Ciemna sk贸ra Fedry poszarza艂a, wargi si臋 zatrz臋s艂y, a w jej oczach Selina dostrzeg艂a co艣, co przypomina艂o l臋k. - On... on ci o mnie opowiedzia艂? Selina skin臋艂a g艂ow膮. Si臋gn臋艂a po fig臋, obr贸ci艂a j膮 w palcach. - M贸wi艂, 偶e by艂a艣 jego mamk膮 - o艣wiadczy艂a tonem tak oboj臋tnym, na jaki tylko by艂o j膮 sta膰. S艂u偶膮ca upu艣ci艂a 艣ciereczk臋, kt贸r膮 czy艣ci艂a wypolerowane drewno koi, i ukry艂a twarz w r臋kach. Kr膮g艂e ramiona wyra藕nie dr偶a艂y. Selina nie spuszcza艂a z niej oka, czeka艂a. - On zabije nas obie, je艣li wkr贸tce si臋 nie ugniesz - o艣wiadczy艂a czarnosk贸ra kobieta zaskakuj膮co bezb艂臋dn膮 grek膮. Selina unios艂a brwi. - Dlaczego tak m贸wisz? S艂u偶膮ca przygryz艂a warg臋. - Ty go nie znasz - powiedzia艂a cicho, z gro藕b膮 w g艂osie. - Nie wiesz, na jaki z艂y los zosta艂 zrodzony. Ale on sam dobrze o tym wie, pewnie dlatego nie... Urwa艂a gwa艂townie, ale Selin臋 bardzo zainteresowa艂y jej s艂owa. - M贸w dalej! Opowiadaj, Fedro! Co艣 ty powiedzia艂a? Przecie偶 los Maximiliana wcale nie jest z艂y. Wci膮偶 staje si臋 coraz bogatszy i bez wzgl臋du na to, co zrobi, wszystko uchodzi mu p艂azem. Ma w艂adz臋, ma przyjaci贸艂, zar贸wno w艣r贸d Rzymian, jak i 呕yd贸w. Nawet je艣li zapragnie narzeczonej, bezkarnie j膮 porywa. Fedra odwr贸ci艂a wzrok. Wy偶臋艂a 艣ciereczk臋, przetar艂a jak膮艣 niewidoczn膮 plamk臋. - Mam dla niego lito艣膰. Bogowie traktuj膮 biedaka jak pasierba. Selina nie mog艂a uwierzy膰 w艂asnym uszom. - Biedak? M贸wisz tak, jakby to Maximilian by艂 gn臋biony. A przecie偶 to on jest potworem, to on zgniata ludzi w palcach niczym muchy, jest z艂y jak Chimera! Fedra ledwie widocznie wzruszy艂a ramionami. - Ty go nie znasz, 艂askawa pani Selino. - Za to ty go znasz, wi臋c mi opowiedz. Jestem mimo wszystko jego ma艂偶onk膮, twoj膮 pani膮. Fedra, s艂ysz膮c to, znieruchomia艂a. Popatrzy艂a prosto na Selin臋. - Gdyby艣 chcia艂a przyr贸wna膰 go do kt贸rego艣 z bog贸w, to najw艂a艣ciwszy by艂by chyba Tantal. Selina mocno szarpn臋艂a g艂ow膮. Dobrze zna艂a histori臋 kr贸la, kt贸ry pewnego dnia o艣mieli艂 si臋 skra艣膰 po偶ywienie bog贸w, nektar i ambrozj臋. Za kar臋 musia艂 przez ca艂膮 wieczno艣膰 sta膰 w wodzie, kt贸rej nie m贸g艂 si臋 napi膰, zanurzony po szyj臋, a ponad jego g艂ow膮 z ga艂臋zi zwiesza艂y si臋 owoce. Nigdy jednak nie pozwoli艂y mu si臋 dosi臋gn膮膰. Selina uwa偶niej przyjrza艂a si臋 Fedrze. -Jestem jego ma艂偶onk膮, twoj膮 pani膮 - powt贸rzy艂a, surowym wzrokiem spogl膮daj膮c na gruboko艣cist膮 niewolnic臋. Ale ciemna twarz nie traci艂a nic ze swej dumy. - Owszem, ale ja jestem jego matk膮. Selina zdezorientowana pokr臋ci艂a g艂ow膮. - Nie, nie, to niemo偶liwe... On pochodzi z zacnej rodziny... Moja matka zna艂a jego matk臋, wiem o tym. I ona wcale nie mia艂a czarnej sk贸ry, takiej jak ty. Fedra z艂o偶y艂a r臋ce. - Ja jestem jego prawdziw膮 matk膮 - powiedzia艂a cicho, po chwili milczenia za艣 doda艂a: - a tak偶e jego siostr膮, nauczycielk膮 i kochank膮. Drobnymi krokami zbli偶y艂a si臋 do Seliny. - ...i jego prawdziw膮 偶on膮... Selina wcisn臋艂a plecy w 艣cian臋. Zdj膮艂 j膮 nag艂y l臋k, kt贸ry nadci膮gn膮艂 niczym lodowaty wiatr. Ba艂a si臋 tak samo jak w贸wczas, gdy Maximilian si臋 na ni膮 rzuci艂. W okr膮g艂ej, ciemnej twarzy kobiety ja艣nia艂y bia艂ka oczu. Fedra nie mia艂a brwi, Selina dostrzeg艂a to dopiero teraz. Dziwna kobieta m贸wi艂a spokojnie. - Tak jak niebo ma dwa oblicza, podobnie ka偶dy cz艂owiek ma dwa serca. 呕yjemy w dw贸ch rzeczywisto艣ciach, dniem i noc膮. W ciemno艣ciach i w 艣wietle. Nawet samotny B贸g 呕yd贸w jest jednocze艣nie dobry i z艂y. Mocny palec dotkn膮艂 czo艂a Seliny. Fedra lekko powiod艂a nim po nosie, ustach, wzd艂u偶 szyi, si臋gn臋艂a ku piersiom. Obrysowa艂a nim zaokr膮glenie ramion i zatrzyma艂a si臋 na 艂okciu Seliny. Dziewczyn臋 ogarn臋艂y niezwyk艂e uczucia, md艂o艣ci miesza艂y si臋 z dr偶膮c膮 ciekawo艣ci膮. - Sp贸jrz, wn臋trze moich d艂oni jest r贸偶owe niczym 艣wie偶o ugotowany homar, a mimo to moja ciemna sk贸ra nigdy nie da si臋 por贸wna膰 z twoj膮 jasn膮. Jeste艣my niczym dwie strony jednej i tej samej sprawy, Selino, a w naszym wn臋trzu tak偶e istnieje zar贸wno noc, jak i dzie艅. Selina pokr臋ci艂a g艂ow膮, oszo艂omiona takimi niezwyk艂ymi refleksjami. By膰 mo偶e ta kobieta r贸wnie偶 jest szalona. Tak, tak w艂a艣nie musi by膰, skoro opowiada takie rzeczy, jest wszak tylko niewolnic膮. Maximilian na pewno j膮 wykorzysta艂, a jej si臋 najwyra藕niej wydawa艂o, 偶e podniesie j膮 z roli s艂ugi. Potem poczu艂a si臋 zdradzona, mo偶e wr臋cz znienawidzi艂a Selin臋, kt贸r膮 wprowadzono na statek jako pann臋 m艂od膮. Dziewczyn臋 przeszed艂 dreszcz. Przypomnia艂a sobie d艂onie Fedry, kt贸re goli艂y jej cia艂o nies艂ychanie ostrym no偶em. - Nie b贸j si臋, Selino. Maximilian ma racj臋, tkanina ju偶 zosta艂a utkana, jej wz贸r zosta艂 dok艂adnie naszkicowany. Nie jeste艣 w mocy tego odmieni膰. Ty jeste艣 jej jasnymi odcieniami, w艂贸czk膮 ufarbowan膮 w wodzie kwiatowej, ja jestem lapisem i czarn膮 smo艂膮... Za艣mia艂a si臋. - Nie, nie, tylko sobie 偶artuj臋. Wcale tak nie jest. Nic nie jest ani czarne, ani bia艂e. Czarne i bia艂e w艂a艣ciwie nie istnieje, tak samo jak p贸艂noc i po艂udnie, niebo i morze. Wszyscy jeste艣my we wszystkim, przez ca艂y czas. Tak samo Maximilian. On jest jednocze艣nie or艂em i w臋偶em. Ogniem i wod膮. Ziemi膮 i powietrzem. Selina obserwowa艂a jej 偶yw膮 twarz. Wiedza Fedry 偶ywio艂ach wprost j膮 zdumia艂a. Kim偶e jest ta kobieta? - Obie jeste艣my jego ma艂偶onkami - powiedzia艂a Fedra cicho i bole艣nie uszczypn臋艂a Selin臋 akurat w tym miejscu we wn臋trzu 艂okcia, gdzie sk贸ra jest najcie艅sza. Selina zadr偶a艂a. Chcia艂a cia艣niej otuli膰 si臋 ubraniem. Od czarnosk贸rej kobiety unosi艂 si臋 zapach zi贸艂, ziemi i potu, lecz bi艂 te偶 od niej lodowaty ch艂贸d, przypominaj膮cy grudki lodu, kt贸re niekiedy zim膮 zasypywa艂y Samos. - Ja... nie jestem jego 偶on膮 - wydusi艂a z siebie Selina. - nigdy, przenigdy ni膮 nie b臋d臋! Maximilian to zab贸jca, potw贸r, cz艂owiek pozbawiony honoru i niezdolny do mi艂o艣ci! Teraz Fedra u艣miechn臋艂a si臋 szeroko. - Jeste艣 w b艂臋dzie. Ta jego strona, kt贸r膮 teraz opisujesz, nale偶y do mnie. Twoja b臋dzie ta druga. Ta, kt贸rej on sam wci膮偶 jeszcze nie zna. To by艂o zupe艂nie bez sensu. Selina za艣mia艂a si臋 suchym, nieszczerym 艣miechem. - Twierdzisz, 偶e on mnie kocha? Fedra pokr臋ci艂a g艂ow膮. - Nie... wci膮偶 jeszcze nie odnalaz艂 tej swojej strony, ale ju偶 nied艂ugo i w jego wn臋trzu wstanie 艣wit. To wszystko ju偶 zosta艂o postanowione. I on o tym wie. Chcia艂abym tylko, aby艣 potrafi艂a to zrozumie膰, lecz wi- da膰 jeste艣 za m艂oda. Wierzysz starcom, kt贸rzy twierdz膮, 偶e cz艂owiek to po prostu zwierz臋, takie samo jak inne. Nie zrozumia艂a艣, 偶e wkraczamy w nowy czas. W czas, w kt贸rym mi艂o艣膰 rozja艣ni 艣wiat, o艣wietli wszystkie jego najciemniejsze zakamarki. Selina ze zdziwienia a偶 otworzy艂a usta. Ta niewolnica m贸wi艂a jak filozof albo jak szaleni kap艂ani Mitry. S艂owa Fedry brzmia艂y uwodzicielsko, lecz jednocze艣nie stanowi艂y dow贸d na jej ob艂膮kanie. - Mi艂o艣膰 nigdy nie mo偶e powsta膰 z przymusu - o艣wiadczy艂a. Fedra z u艣miechem pokiwa艂a g艂ow膮. - By膰 mo偶e jest to prawda. Ty go przecie偶 nienawidzisz? - W艂a艣nie! - Jeste艣 wi臋c na dobrej drodze - o艣wiadczy艂a Fedra. Selina wbi艂a w ni膮 wzrok, czuj膮c, jak w piersi wzbiera jej co艣 na kszta艂t irytacji. - Przysi臋gam, Fedro... Bez wzgl臋du na to, o co on ci臋 prosi艂, bez wzgl臋du na to, co masz robi膰, 偶eby zam膮ci膰 mi w g艂owie tym swoim gadaniem... to i tak wam si臋 nie uda. Maximilian to z艂y cz艂owiek, zniszczy艂 niemal ca艂膮 moj膮 rodzin臋. By膰 mo偶e zabije mnie, nim dop艂yniemy do l膮du, nie wiem. Ale co do jednego mam pewno艣膰: nigdy nie poczuj臋 nic innego ni偶 nienawi艣膰 dla bestii, dla kt贸rej ty 偶ywisz taki podziw. Fedra na powr贸t zaj臋艂a si臋 sprz膮taniem. Nie odezwa艂a si臋 wi臋cej. Selina siedzia艂a dr偶膮ca, oszo艂omiona t膮 dziwaczn膮 rozmow膮. Chc膮c uspokoi膰 roztrz臋sione r臋ce, si臋gn臋艂a po puchar stoj膮cy na stoliku przy 艂贸偶ku. Owszem, kwiaty z Samos, wci膮偶 le偶膮ce w wilgotnym, przytulnym wn臋trzu naczynia, zachowa艂y swoj膮 艣wie偶o艣膰. Selina wyj臋艂a malutki wiosenny fio艂ek z ro- dzaju tych, kt贸rymi o tej porze roku pokrywa艂o si臋 cale zbocze za ogrodem z zio艂ami. Puchar pod dotykiem palc贸w zn贸w wyda艂 jej si臋 lekko ciep艂y. Metal, z kt贸rego by艂 zrobiony, przypomina艂 raczej sk贸r臋, jakby by艂 偶ywy... Selina przypomnia艂a sobie s艂owa matki. Puchar by艂 jej spadkiem odziedziczonym po nieznajomej kobiecie, a opowiadane o nim historie by膰 mo偶e mimo wszystko nie by艂y wcale zwyk艂ymi bajkami. Moc s膮czy艂a si臋 w 偶y艂y Seliny, kropla po kropli. Poczu艂a niezwyk艂y spok贸j ogarniaj膮cy ca艂e cia艂o. Obserwowa艂a zr臋czne ruchy Fedry z o wiele wi臋kszym opanowaniem ni偶 jeszcze zaledwie przed chwil膮. Ju偶 wkr贸tce czarnosk贸ra kobieta upora艂a si臋 ze swymi obowi膮zkami. Ca艂a kajuta pachnia艂a 艣wie偶o艣ci膮. Wywietrznik w 艣cianie na g贸rze zosta艂 otwarty, Selina czu艂a teraz o wiele wyra藕niejszy zapach fal, znacznie lepiej je te偶 s艂ysza艂a. Dociera艂o do niej tak偶e 艂opotanie 偶agli i g艂osy m臋偶czyzn wykrzykuj膮cych do siebie niezrozumia艂e rozkazy. - Czy on nied艂ugo tu przyjdzie? Fedra ledwie kiwn臋艂a g艂ow膮. - Przypuszczam, 偶e tak. Selina u艣miechn臋艂a si臋 z przymusem. - Dobrze - o艣wiadczy艂a. - Tym razem bowiem b臋d臋 ju偶 na to przygotowana. U艣miechn臋艂a si臋 w g艂膮b pucharu i ws艂ucha艂a w jego cichy szum. By艂 niczym echo morza docieraj膮cego zza solidnych drewnianych 艣cian, niczym wiatr, kt贸ry z ka偶d膮 chwil膮 gna艂 j膮 coraz bli偶ej do brzegu, gdzie mia艂 si臋 dope艂ni膰 jej los. Ale Maximilian nie przyszed艂. 艢wiat艂o wpadaj膮ce przez otw贸r w 艣cianie zmieni艂o si臋 w niewyra藕ny niebieskawy nocny cie艅. Selina mog艂a zapali膰 lampk臋, lecz le偶a艂a nieruchomo na za艣cielonej koi i tylko nas艂uchiwa艂a. W r臋kach trzyma艂a puchar. A gdy zamkn臋艂a oczy, mia艂a wra偶enie, 偶e naczynie przesy艂a jej co艣 w rodzaju 艂agodnej pociechy. Jak gdyby d艂onie matki wci膮偶 delikatnie g艂adzi艂y j膮 po w艂osach. Rozmy艣la艂a o rozmowie z Fedr膮, lecz w niczym, co m贸wi艂a czarnosk贸ra kobieta, nie potrafi艂a znale藕膰 jakiegokolwiek sensu. Jej s艂owa by艂y zaledwie urywkami, przypomina艂y skorupy roztrzaskanego dzbana. Nic nie da艂o si臋 w nich pomie艣ci膰, ani woda, ani oliwa. Ale jedno na trwa艂e wry艂o si臋 w pami臋膰 Seliny. S艂owa Fedry o tym, 偶e Maximilian jest podzielony na dwoje, podobnie zreszt膮 jak wszyscy inni ludzie. I 偶e jedna jego po艂owa nale偶y do nocy, druga za艣 do dnia. Selina rozmy艣la艂a o tym, wiedzia艂a, 偶e wielu wielkich filozof贸w i nauczycieli uwa偶a, 偶e cz艂owiek w po艂owie jest boski, w polowie 艣miertelny. Twierdzili, 偶e istnieje dusza, kt贸ra nigdy nie zginie. Zmar艂ym okazywano cze艣膰, sk艂adano w 艣wi膮tyniach ofiary ku ich pami臋ci. Lecz 艣mier膰 zawsze traktowano jako z艂o. Temu nikt chyba nigdy nie zaprzeczy. A to, co zrobi艂 Maximilian, by艂o ze wszech miar z艂e. Ojciec nauczy艂 Selin臋 brzydzi膰 si臋 takimi post臋pkami, on nawet w obronie w艂asnego honoru nie odebra艂by 偶ycia drugiemu cz艂owiekowi, pomy艣la艂a Selina z t臋sknot膮. Wielu gardzi艂oby nim akurat za to, honor wszak by艂 wa偶ny, najwa偶niejszy ze wszystkich idea艂贸w. Delikatnie powiod艂a palcem wok贸艂 brzegu pucharu. Kwiaty wci膮偶 jeszcze leciutko pachnia艂y, a by膰 mo偶e w ci膮gu doby zdo艂aj膮 dotrze膰 do Aleksandrii. W ci膮gu doby ona mog艂a ju偶 nie 偶y膰. Albo zgin膮膰 m贸g艂 Maximilian. Nie mia艂a poj臋cia, sk膮d zaczerpnie odwagi i si艂y, przypuszcza艂a jednak, 偶e b臋dzie musia艂a go zabi膰, nim statek dobije do brzegu, i 偶e nale偶y uczyni膰 to w taki spos贸b, by nawet Fedra nie zorientowa艂a si臋, co si臋 sta艂o. Pami臋ta艂a sztylet, pami臋ta艂a ostry b艂ysk stali w momencie, gdy przecina艂a gard艂o brata. Za du偶o krwi. Zreszt膮 偶aden cz艂owiek nie zdo艂a艂by sam poder偶n膮膰 sobie gard艂a. Nie, musi zaufa膰 pucharowi. Daleki, nios膮cy pociech臋 szum z wn臋trza naczynia udzieli艂 jej rady, jakiej potrzebowa艂a. Maximilian umrze w falach. By膰 mo偶e ona r贸wnie偶 stanie si臋 przy tym pokarmem dla ryb. Ale ciche poszeptywania pucharu umocni艂y j膮 w wierze, 偶e wcale nie taki los jej pisany. Gdy Maximilian wreszcie przyszed艂 do niej p贸藕n膮 noc膮, ju偶 by艂 podpity. Poirytowany i roztargniony zarazem, dal si臋 przekona膰. Zgodzi艂 si臋, 偶eby wysz艂a na pok艂ad i nape艂ni艂a zm臋czone p艂uca 艣wie偶ym morskim powietrzem. Uwierzy艂 w jej wyja艣nienia o chorobie morskiej i nawet j膮 podtrzyma艂, gdy zrobi艂a pierwszy chwiejny krok na pogr膮偶onym w nocnej ciszy pok艂adzie. Statek ko艂ysa艂 si臋 na wodzie. Ale nie by艂o nawet tchnienia wiatru, kt贸re mog艂oby wype艂ni膰 偶agle. St膮d ten rytmiczny odg艂os pi贸r wiose艂 rozcinaj膮cych tafl臋 morza. Zorientowa艂a si臋 dopiero teraz, 偶e odg艂os ten towarzyszy艂 im przez ca艂y czas, nawet w贸wczas, gdy 偶agle 艂opota艂y. Maximilian zabra艂 j膮 na tylny pok艂ad, wznosz膮cy si臋 niczym wysoka ska艂a ponad ledwie widocznym kilwaterem. Statek posuwa艂 si臋 powoli, by膰 mo偶e wio艣larze odczuwali ju偶 zm臋czenie, wprawdzie by艂y ich dwa rz臋dy, lecz jednak woda ledwie si臋 marszczy艂a, gdy statek porusza艂 si臋 naprz贸d. Wysoko ponad ich g艂owami wisia艂 p贸艂ksi臋偶yc. Jacy艣 ubrani na szaro ludzie wymienili spojrzenia ze swym kapitanem, powiedzia艂 co艣 do nich po cichu i zaraz znikn臋li. Do艣膰 niepewnym ruchem pchn膮艂 j膮 w stron臋 pi臋knie rze藕bionego re艂ingu. Selina sta艂a przez chwil臋, udaj膮c, 偶e oddycha g艂臋boko, by zwalczy膰 md艂o艣ci i otrz膮sn膮膰 si臋 z nieprzyjemnego wra偶enia zaduchu po tylu godzinach sp臋dzonych w ciasnej kajucie. Pilnowa艂 jej, przez ca艂y czas czu艂a jego wzrok na plecach, ale u艣cisk wok贸艂 jej ramienia zel偶a艂. Mocno przytrzyma艂a si臋 relingu, przez chwil臋 oceniaj膮c wysoko艣膰 dziel膮c膮 j膮 od wody. By膰 mo偶e co艣 podszepn臋la mu intuicja, w ka偶dym razie zauwa偶y艂a, 偶e poruszy艂 si臋 jakby z odrobin臋 wi臋kszym wysi艂kiem. Greccy marynarze nie umieli p艂ywa膰. Nie wiedzia艂a, sk膮d ma pewno艣膰, 偶e Maximilian opanowa艂 jednak t臋 sztuk臋. By艂 zatem jedyn膮 osob膮 na pok艂adzie, kt贸ra w og贸le odwa偶y si臋 pomy艣le膰 o tym, by rzuci膰 si臋 w czarn膮 otch艂a艅. Zaczerpn膮wszy g艂臋boko powietrza w p艂uca, Selina przechyli艂a si臋 przez nisk膮 balustrad臋. Od zetkni臋cia z powierzchni膮 morza dech zapar艂o jej w piersiach. Jej g艂ow臋 przeszy艂a bia艂a b艂yskawica. Selina otworzy艂a usta i zorientowa艂a si臋, 偶e otacza j膮 woda. W uszach szumia艂o, le偶a艂a ca艂kiem nieruchomo i czeka艂a, a偶 cia艂o zn贸w zacznie jej s艂ucha膰. Woda w艂asn膮 si艂膮 wypycha艂a j膮 powoli w g贸r臋, unosi艂a ku powierzchni. Nic nie s艂ysza艂a, nawet w贸wczas, gdy twarz znalaz艂a si臋 ponad wod膮, ale wyczu艂a plusk, gdy jeszcze jakie艣 cia艂o wpad艂o w fale mniej wi臋cej w polowie drogi dziel膮cej j膮 od wielkiego cienia statku. U艣miechn臋艂a si臋, si臋gn臋艂a pod lekk膮 bia艂膮 szat臋 i znalaz艂a cieniutki z艂oty sznurek pochodz膮cy z jej najlepszego stroju. Poprzez strugi wody dostrzeg艂a wymachuj膮ce r臋ce m臋偶czyzny, kiedy i on wynurzy艂 si臋 na powierzchni臋. Uda艂o jej si臋 wyda膰 z siebie niewyra藕ny krzyk, a potem zn贸w zanurzy艂a si臋 w morze. Maj膮c oczy szeroko otwarte, widzia艂a b艂yszcz膮ce przed jej twarz膮 banieczki powietrza. Jeszcze raz, do g贸ry, 偶eby nabra膰 tchu. Tym razem ju偶 bez krzyku. Trzeba tylko cicho wyplu膰 wod臋 w taki spos贸b, 偶eby jej nie odkry艂. Tak, kierowa艂 si臋 w jej stron臋. R臋ce obci膮偶a艂o mu o wiele grubsze ubranie, mo偶e mia艂 te偶 na nogach solidne buty? Nie pami臋ta艂a. Pozwoli艂a wodzie zn贸w si臋 przykry膰, tym razem czeka艂a z zaci艣ni臋tymi ustami i szeroko otwartymi oczyma. I rzeczywi艣cie, spostrzeg艂a cie艅 nurkuj膮cy w jej stron臋, wkr贸tce silne rami臋 otoczy艂o j膮 w pasie i poci膮gn臋艂o ku powierzchni. Jego p艂aski brzuch napina艂 si臋 przy ka偶dym mocnym ruchu. Gdybym mia艂a przy sobie sztylet, mog艂abym rozp艂ata膰 go jak ryb臋, pomy艣la艂a. Ale z艂oty sznurek spoczywa艂 w jej d艂oniach, splot艂a go solidnie i tylko czeka艂a na odpowiedni膮 sposobno艣膰. Kiedy wypchn膮艂 jej g艂ow臋 nad powierzchni臋, wykas艂a艂a s艂on膮 wod臋 i wci膮gn臋艂a w p艂uca tyle powietrza, ile tylko zdo艂a艂a. Potem zacz臋艂a kopa膰 na o艣lep i krzycze膰, a偶 wreszcie uda艂o jej si臋 wyrwa膰 z jego chwytu i zn贸w zanurzy膰 si臋 pod wod臋. Mia艂 pomy艣le膰, 偶e ona chce umrze膰. Nie m贸g艂 jej uratowa膰. I tak jak przypuszcza艂a, przewidzia艂 takie jej zachowanie, mocno odpycha艂 si臋 nogami i po omacku usi艂owa艂 j膮 odnale藕膰. Podp艂ywa艂 do niej z szumem, a Selina unosi艂a si臋 bezw艂adnie na wodzie twarz膮 obr贸con膮 w d贸艂. Na pewno pomy艣la艂, 偶e zemdla艂a. Gdy silna d艂o艅 wsun臋艂a si臋 pod jej brod臋 i wyci膮gn臋艂a jej g艂ow臋 na powierzchni臋, Selina musia艂a z ca艂ych si艂 zapanowa膰 nad sob膮, by natychmiast nie ch艂on膮膰 powietrza. Sposobna chwila nadesz艂a, gdy chcia艂 zmieni膰 chwyt, 偶eby poci膮gn膮膰 j膮 w stron臋 statku. Le偶a艂a przerzucona przez jego szerokie plecy, przytrzymywa艂 j膮 tylko mocno lew膮 r臋k膮 za ubranie. Wtedy Selina ockn臋艂a si臋 nagle i jej r臋ce wystrzeli艂y w prz贸d. Zsun臋艂a si臋 do wody i okr膮偶y艂a go, a zanim zdo艂a艂 si臋 zorientowa膰, co si臋 dzieje, poczu艂 przenikliwy b贸l - to z艂ocisty drut zacisn膮艂 si臋 na jego gardle. Kopn膮艂 mocno, usi艂uj膮c jej dosi臋gn膮膰, lecz Selina by艂a zr臋czna i obliczy艂a, 偶e opieraj膮c nogi o jego szerokie plecy, b臋dzie mog艂a napi膮膰 sznurek tak mocno, 偶e wszystko pr臋dko si臋 sko艅czy. Krzycze膰 przecie偶 nie m贸g艂. Selina patrzy艂a w jego oczy. Ich wyraz zmienia艂 si臋 niesko艅czenie powoli, przechodz膮c od zaskoczenia do strachu, gniewu i 艣miertelnego l臋ku. Nie wypuszcza艂a sznurka z r臋ki. Uderzy艂 j膮, poczu艂a ostry b贸l, gdy z艂apa艂 j膮 za w艂osy. Potem chwyci艂 j膮 za szyj臋 i poci膮gn膮艂 pod siebie, a woda dooko艂a si臋 zakot艂owa艂a. Ta walka nie mog艂a trwa膰 ju偶 d艂u偶ej. Selina czu艂a, jak si艂y wyp艂ywaj膮 z niej niczym krew z zak艂utego no偶em ciel臋cia. Nie by艂a te偶 ju偶 w stanie wstrzymywa膰 oddechu. Akurat w chwili, gdy pomy艣la艂a, 偶e przegra艂a, jego u艣cisk si臋 rozlu藕ni艂, a wielkie cia艂o w wodzie znieruchomia艂o. Pu艣ci艂a z艂oty drucik, lecz zorientowa艂a si臋, 偶e wer偶n膮艂 si臋 jej g艂臋boko w d艂onie. Nie czu艂a b贸lu, kiedy pod wod膮 wyci膮ga艂a wbity w swoje cia艂o metal. Wiedzia艂a, 偶e r臋ce b臋d膮 strasznie krwawi艂y. Ale gdzie tu jest g贸ra, a gdzie d贸艂? Ze wszystkich stron otacza艂a j膮 cicha, ch艂odna morska woda. Na pr贸b臋 poruszy艂a r臋kami, chc膮c pop艂yn膮膰, lecz zorientowa艂a si臋, 偶e cia艂o pozbawione jest ju偶 wszelkich si艂. Szum w uszach wzm贸g艂 si臋 i zmieni艂 w r贸wny pomruk. Otworzy艂a usta, pozwoli艂a, by morze j膮 wype艂ni艂o. Gdzie艣 z daleka 艣piewa艂a dla niej matka. A mo偶e to ojciec, kt贸ry wreszcie zosta艂 pomszczony? Przesta艂a odpycha膰 si臋 i walczy膰, poprzez ciemn膮 wod臋 nie widzia艂a ju偶 blasku ksi臋偶yca. Selina nie czu艂a r膮k, kt贸re j膮 pochwyci艂y, ani liny, kt贸r膮 obwi膮za艂y jej cia艂o, by z powrotem podnie艣膰 na pok艂ad statku. Nie widzia艂a te偶 艂ez w oczach Fedry, kiedy jej bezw艂adne cia艂o u艂o偶ono nagie na suchym p艂贸tnie i delikatnie naciskano i nacierano, a偶 wreszcie zn贸w zacz臋艂a oddycha膰. - No, w ko艅cu si臋 ockn臋艂a艣 - powiedzia艂a Fedra. Selina walczy艂a z mg艂膮. Md艂o艣ci by艂y tak natr臋tne, 偶e nie by艂a w stanie my艣le膰 o niczym innym ni偶 o tym, by wreszcie przesta膰 wymiotowa膰. Wstrzyma艂a si臋 jeszcze na chwil臋 z nadziej膮, 偶e 藕le us艂ysza艂a. Szum w uszach nie znika艂. Szum morza. Nacisk. Fedra zaj臋艂a si臋 ni膮, wytar艂a i wysuszy艂a. W dwie paskudne rany mi臋dzy kciukiem a palcem wskazuj膮cym prawej r臋ki wsmarowa艂a jak膮艣 ma艣膰. Pulsowa艂o w nich i bi艂o, lecz b贸l, o dziwo, pomaga艂 jej zachowa膰 przytomno艣膰. - On... uton膮艂... - Nie - zaprzeczy艂a Fedra. - On wcale nie uton膮艂, a ty dobrze o tym wiesz! Niewolnica mocno nacisn臋艂a obola艂e d艂onie Seliny. Rany zosta艂y opatrzone kawa艂kami delikatnego lnianego p艂贸tna, lecz widnia艂y na nich 艣wie偶e plamy krwi. Selina wymiotowa艂a 偶贸艂ci膮 i morsk膮 wod膮. Le偶a艂a na boku, a pod twarz podsuni臋to jej naczynie. Dochodzi艂 z niego ostry od贸r wywo艂uj膮cy kolejne skurcze 偶o艂膮dka. Fedra podesz艂a do niej, przytrzyma艂a misk臋, dop贸ki Selina p贸艂przytomna nie opad艂a na ziemi臋. - Mamo... - szepn臋艂a ochryple. W gardle pali艂o j膮 i piek艂o, jakby wypi艂a czysty ocet. - Dlaczego... dlaczego wi臋c mnie uratowali艣cie? Fedra nie odpowiedzia艂a. Odsun臋艂a tylko misk臋 i szorstk膮 艣cierk膮 otar艂a Selinie usta. W g艂owie hucza艂o jej i pulsowa艂o, ca艂e cia艂o a偶 dr偶a艂o. Fedra o艣wiadczy艂a: - Teraz nie mo偶esz ju偶 nikogo obwinia膰 o to, 偶e jest zab贸jc膮. Teraz jeste艣cie sobie r贸wni. Echo tych s艂贸w wry艂o si臋 w dusz臋 Seliny niczym wyrze藕bione d艂utem. Statek z艂apa艂 wreszcie wiatr w 偶agle i, trzeszcz膮c, zacz膮艂 szybciej posuwa膰 si臋 ku miastu. Poranione nadgarstki Seliny zosta艂y owini臋te grubymi sk贸rzanymi rzemieniami. Umieszczono j膮 w otwartym powozie, a dwaj m臋偶czy藕ni, kt贸rych przydzielono jej do towarzystwa, poprowadzili j膮 szerokimi r贸wnymi ulicami. Po obu stronach sta艂y domy wi臋ksze ni偶 kiedykolwiek wyobra偶a艂a sobie, 偶e to mo偶liwe. Wszystkie przypomina艂y 艣wi膮tynie, wznosi艂y si臋 wysokie i solidne ku wiosennemu niebu. Widzia艂a m臋偶czyzn ze zwojami papirusu pod pach膮, nap艂ywaj膮cych przez wielk膮 niebiesk膮 bram臋. Widzia艂a poganiaczy os艂贸w z ci臋偶ko za艂adowanymi w贸zkami, przeciskaj膮cych si臋 przez najcia艣niejsze zau艂ki, odchodz膮ce od g艂贸wnej ulicy. Dooko艂a mocno pachnia艂o przyprawami i s艂on膮 morsk膮 wod膮, cho膰 oddalili si臋 ju偶 znacznie od statku i widoku legendarnej latarni morskiej, wznosz膮cej si臋 na wysoko艣膰 siedemdziesi臋ciu ludzi z kwadratowego postumentu na wyspie Faros. Na wzg贸rzu kr贸lowa艂 olbrzymi pa艂ac z po艂yskuj膮cego 偶贸艂tobia艂ego kamienia, prowadzi艂y do niego szerokie schody. W kolumnadach a偶 roi艂o si臋 od bia艂o ubranych ludzi. Selina, oszo艂omiona, mruga艂a na widok takich wspania艂o艣ci i zbytku. M臋偶czy藕ni nie odzywali si臋 do niej, nie odpowiadali na 偶adne z jej wielu pyta艅. Tak samo jak Fedra rano tego dnia. W milczeniu zbudzi艂a j膮 tylko, postawi艂a na nogi, zerwa艂a stare banda偶e i obwi膮za艂a rany 艣wie偶ymi. Rzeczy, kt贸re Selina przywioz艂a ze sob膮 z Samos, ju偶 le偶a艂y zebrane do kufra. Jecha艂a przez pot臋偶ne miasto z otwartymi ustami, wkr贸tce gard艂o i wargi tak jej wysch艂y, 偶e ledwo mog艂a je zamkn膮膰. Takiego 艣wiata nigdy sobie nie wyobra偶a艂a, nawet w naj艣mielszych fantazjach. Barwy ubra艅 ludzi wprost o艣lepia艂y, 艣piew ptak贸w dobiegaj膮cy z pojedynczych grup drzew brzmia艂 obco i weso艂o. Szczupli m臋偶czy藕ni w egipskich ubraniach przyci膮gali jej uwag臋, pobrz臋kuj膮c naszyjnikami albo bransoletami z monet. Miasto by艂o czyste, na szerokich marmurowych chodnikach nie pojawi艂 si臋 偶aden brudny bezpa艅ski pies. Nigdzie nie dostrzeg艂a nawet 艣ladu nieczysto艣ci. Kobiety siedz膮ce na balkonach u艣miecha艂y si臋 do s艂o艅ca, niekt贸re popija艂y co艣 z niedu偶ych czarek. Gdzie艣 z daleka dobiega艂a pie艣艅, jakby ze 艣wi膮tyni. I w samym 艣rodku tego wszystkiego ten nies艂ychany rz膮d pot臋偶nych budowli! Nagle pow贸z skr臋ci艂 z szerokiej ulicy, podskoczy艂 na kamienistej drodze, omal nie wpad艂 na stos 偶wiru. Zaraz jednak ruszy艂 dalej, mijaj膮c mniejsze domy i kieruj膮c si臋 ku bardziej otwartej cz臋艣ci miasta. Selina zrozumia艂a, 偶e zatoczyli niemal pe艂ne ko艂o i zn贸w zbli偶aj膮 si臋 do portu, lecz tym razem od wschodu. Pow贸z zatrzyma艂 si臋 pod pobielonym domem. Wysoki p艂ot, otaczaj膮cy posiad艂o艣膰, nie m贸wi艂 nic o w艂a艣cicielu. Wewn膮trz dostrzeg艂a wysokie drzewa i szare wyschni臋te palmy daktylowe, wiatr od morza niepokoj膮co szele艣ci艂 suchymi li艣膰mi. Nigdzie nie dojrza艂a 偶adnego znaku, 偶adnego symbolu, 偶adnego nazwiska, jakie widzia艂a na tylu innych bramach. Zauwa偶y艂a jednak stylizowane ornamenty na wrotach. To sfinks. Dusiciel. Potw贸r o g艂owie kobiety, tu艂owiu lwa, ogonie w臋偶a i skrzyd艂ach or艂a. Zwierz臋, kt贸re zadawa艂o ludziom zagadki i u艣mierca艂o ich, je艣li nie znali odpowiedzi. Widok tej figury naprowadzi艂 j膮 na my艣l o d艂ugich pi臋knych wieczorach, gdy siedzia艂a poza kr臋giem rozweselonych winem przyjaci贸艂 ojca i przys艂uchiwa艂a si臋, jak usi艂uj膮 si臋 prze艣cign膮膰 w przypominaniu szczeg贸艂贸w starych opowie艣ci o bogach i potworach, bohaterach i nadziemsko pi臋knych kobietach. Zmarz艂a troch臋, lecz zacisn臋艂a z臋by. Bez wzgl臋du na to, dok膮d j膮 prowadzili, to mia艂a przecie偶 puchar. Dom r贸wnie偶 wewn膮trz nie przypomina艂 niczego, co dotychczas widzia艂a. Gdy przyj臋艂a j膮 kobieta r贸wnie milcz膮ca, jak towarzysz膮cy jej m臋偶czy藕ni, pomy艣la艂a z pocz膮tku, 偶e to dom Maximiliana w Aleksandrii. Ten cz艂owiek zapewne mia艂 tak jak szczur jamy i kryj贸wki wsz臋dzie, dok膮d tylko si臋 zapu艣ci艂... Ale dlaczego Fedra mia艂aby j膮 wysy艂a膰 do domu swego zmar艂ego pana? By tam j膮 zabi膰, pom艣ci膰 czyn, kt贸rego Selina si臋 dopu艣ci艂a w ch艂odnej, czarnej wodzie? My艣la艂a, 偶e by膰 mo偶e zaprowadz膮 j膮 na jeden z targ贸w niewolnik贸w, wiedzia艂a, 偶e niekiedy sprzedawane s膮 na nich nawet c贸rki wolnych Grek贸w, porwane przez wrog贸w lub oddalone przez cudzoziemskich m臋偶贸w. Gdy jednak znalaz艂a si臋 w otwartym westybulu, nie czekali tam 偶adni m臋偶czy藕ni, kt贸rzy przypominaliby handlarzy niewolnik贸w, kt贸rych przecie偶 zna艂a. Widywa艂a ich, przybywali niskimi, ci臋偶kimi statkami ze wschodu, zbudowani byli jak ma艂py, a na g艂owach nosili olbrzymie turbany. U pasa cz臋sto zawieszone mieli wielkie szable, wygi臋te w kszta艂t p贸艂ksi臋偶yca. Dom sprawia艂 wra偶enie wymar艂ego. Na palenisku po艣rodku pomieszczenia nie p艂on膮艂 ogie艅. Dywany pokrywaj膮ce pod艂og臋 by艂y zniszczone, lecz kolorowe. T艂umi艂y wszelkie odg艂osy krok贸w. Kobieta poprowadzi艂a ich w膮skimi schodkami na g贸r臋 i dalej pogr膮偶onym w ciemno艣ciach korytarzem. Na jego ko艅cu Selina dostrzeg艂a kopc膮c膮 pochodni臋, w bu- dynku unosi艂 si臋 jaki艣 obcy zapach, cho膰 rozpozna艂a od贸r gotowanej kapusty i gnij膮cych ryb. Selina zaskoczona poczu艂a, 偶e drzwi, przez kt贸re teraz przechodzili, zn贸w prowadz膮 na 艣wie偶e powietrze. Znale藕li si臋 w czym艣 w rodzaju wbudowanego w plan budynku ogrodu kuchennego, podobnego troch臋 do tych, kt贸re widywa艂a w domach bogatszych mieszka艅c贸w Samos. Kobieta szybkim krokiem pod膮偶a艂a w膮sk膮, wyk艂adan膮 kamieniami 艣cie偶k膮, prowadz膮c膮 wzd艂u偶 mur贸w. Jeszcze jedna pochodnia wskaza艂a drog臋 do kolejnych drzwi. Tam m臋偶czy藕ni si臋 zatrzymali i zdj臋li sk贸rzane wi臋zy z nadgarstk贸w Seliny. Wepchn臋li j膮 do 艣rodka, kobieta prze艣lizgn臋艂a si臋 za ni膮 i ci臋偶kie drzwi zatrzasn臋艂y si臋 za ich plecami. Dopiero teraz nieznajoma si臋 odezwa艂a. - Witaj na Wyspie B艂ogos艂awionych i Szcz臋艣liwych - powiedzia艂a z pozbawionym serdeczno艣ci u艣miechem. - Przybywasz z Samos, prawda? Wobec tego nie musz臋 ci wyja艣nia膰 nic wi臋cej. M贸wi si臋, 偶e kobiety z Samos to c贸rki wie艣niak贸w, nie posiadaj膮ce 偶adnej og艂ady, ale ja wiem lepiej. Powiedziano mi zreszt膮, 偶e wiele czyta艂a艣 i jeste艣 uparta w swoich cnotach. S艂owom tym towarzyszy艂 suchy 艣miech. - Na pewno us艂yszysz, 偶e niekt贸re z dziewcz膮t nazywaj膮 si臋 lemnijkami, ale niech tobie nic takiego si臋 nie 艣ni. Kobieta m贸wi艂a po grecku z dziwnym, ostrym akcentem. Selina nie bardzo potrafi艂a go umiejscowi膰, przypomina艂 troch臋 ton, jakiego na rodzinnej wyspie u偶ywa艂 stary kupiec, kiedy 偶artowa艂 ze swojej niewolnicy z dalekich stron. Nieznajoma mia艂a jasn膮 sk贸r臋 i ciasno splecione w艂osy. Prze艣wieca艂a w nich siwizna, lecz l艣ni艂y nasmarowa- ne pszczelim woskiem pod ma艂膮 czapeczk膮. Selina wychwyci艂a lekki zapach perfum, gdy kobieta zacz臋艂a szuka膰 czego艣 w fa艂dach swej obszernej szaty. Wyci膮gn臋艂a wreszcie ma艂y dzwoneczek i zadzwoni艂a. D藕wi臋cza艂 przenikliwie, lecz delikatnie i wysoko. Lemnijki, powt贸rzy艂a w my艣lach Selina. Co to by艂a za historia? C贸偶 to jest za miejsce? Dlaczego ten dom otrzyma艂 nazw臋 od miejsca, w kt贸rym po 艣mierci znalaz艂a si臋 mi臋dzy innymi czarodziejka Medea? Stare opowie艣ci, przemieszanie tego, co niewiarygodne, z tym, co prawdopodobne, zmieni艂y si臋 w jej g艂owie w g臋st膮 mas臋. Dlaczego te stare greckie historie od偶y艂y w niej akurat teraz, gdy znalaz艂a si臋 w kraju swej babki, w samej stolicy Egiptu? Selina przymkn臋艂a oczy w zamy艣leniu, a kiedy zn贸w je otworzy艂a, spostrzeg艂a, 偶e obok kobiety pojawi艂 si臋 teraz jaki艣 m臋偶czyzna. Najwyra藕niej wychyn膮艂 z nico艣ci, by膰 mo偶e przywo艂any d藕wi臋kiem dzwoneczka. Kobieta poda艂a teraz srebrny dzwonek Selinie, ale na jej twarzy malowa艂a si臋 twardo艣膰, niemal偶e wrogo艣膰, gdy powiedzia艂a: - Ten dom jest teraz twoim 偶yciem. Wkr贸tce zorientujesz si臋, 偶e ten dzwoneczek mo偶e uwolni膰 ci臋 od cz臋艣ci b贸lu, lecz nie od ca艂ego, na pewno nie od ca艂ego. Selinie zadr偶a艂a r臋ka, gdy poczu艂a pod palcami wypolerowany metal. - Gdzie m贸j kufer podr贸偶ny ze statku? - spyta艂a tonem tak w艂adczym, na jaki tylko pozwala艂a sytuacja. Kobieta kr贸tko skin臋艂a g艂ow膮. - Powiedziano mi, 偶e nic nie nale偶y ci odbiera膰. C贸偶, pewnie te偶 nie masz nic takiego, co stanowi艂oby jak膮kolwiek warto艣膰 dla naszego pana. Twoje rzeczy ju偶 zosta艂y przeniesione do przeznaczonych dla ciebie pokoj贸w. Selina z ulg膮 wyprostowa艂a g艂ow臋, chocia偶 wewn膮trz ca艂a si臋 trz臋s艂a. - Wska偶 wi臋c mi tam drog臋 - powiedzia艂a do m臋偶czyzny, kt贸rego, jak przypuszcza艂a, wyznaczono na jej s艂u偶膮cego lub niewolnika. Wyst膮pi艂 z p贸艂mroku i wskaza艂 na kolejne drzwi. Ten dziwny dom zosta艂 wida膰 zbudowany jak labirynt korytarzy, schod贸w, w膮skich pasa偶y i zamkni臋tych ogr贸dk贸w, kryj膮cych si臋 wewn膮trz grubych mur贸w. Schody prowadzi艂y w d贸艂, stromo zakr臋ca艂y p贸艂kolem, sufit nad nimi zbudowany zosta艂 z kamienia, pod艂oga natomiast wygl膮da艂a na ubit膮 ziemi臋. Dlatego te偶 Selina nie zdo艂a艂a opanowa膰 zaskoczenia, gdy znalaz艂a si臋 w jasno o艣wietlonym, wype艂nionym zapachem kadzid艂a pokoju z ogniem p艂on膮cym na paleniskach pod wszystkimi czterema 艣cianami. Na 艣rodku wznosi艂 si臋 stos poduszek, pi臋kne adamaszki po艂yskiwa艂y w blasku igraj膮cych p艂omieni. Przy jednym z palenisk sta艂o wielkie, odlane z br膮zu naczynie, ciche pluski p艂yn膮cej wody miesza艂y si臋 z dalekim pobrz臋kiwaniem instrumentu podobnego do kitary. 艢ciany nie by艂y ani bia艂e, ani te偶 z r贸偶owego marmuru jak w domach greckich bogaczy. Pod艂og臋 pokrywa艂a niezwyk艂a mozaika, wi艂y si臋 na niej ga艂膮zki kwiat贸w, postacie ta艅cz膮cych bogi艅 przeplata艂y si臋 z ziej膮cymi ogniem smokami i walcz膮cymi herosami. Zdobienia wykonano z tysi臋cy male艅kich kawa艂eczk贸w ceramiki, wypolerowane l艣ni艂y niczym l贸d i woda. Turkusowe barwy t艂a przypomina艂y kolor morza w sierpniu, 艣ciany zakrywa艂y gobeliny, r贸wnie偶 one utkane z prz臋dzy o jaskrawych barwach, z wyra藕nymi motywami z czerni, czerwieni i po艂yskuj膮cej 偶贸艂ci. Przedstawia艂y m臋偶czyzn i kobiety, ba艣niowe zwierz臋ta i bo偶k贸w w dzikim ta艅cu ku czci p艂odno艣ci. Us艂ysza艂a w艂asne westchnienie, kt贸re wyrwa艂o jej si臋 na widok tych niezwyk艂ych pi臋kno艣ci, a jednocze艣nie na policzkach zapiek艂 rumieniec. Te przesadnej wielko艣ci organy p艂ciowe rozognionych satyr贸w, ciekn膮ce mlekiem piersi, z kt贸rymi przedstawiona zosta艂a Demeter... C贸偶 to za miejsce? Jaka艣 barbarzy艅ska 艣wi膮tynia ze skradzionymi fragmentami greckiej dumy? Przybytek wyuzdania, w kt贸rym dzikie plemiona miesza艂y krew w艂asnych b贸stw ze 艣wi臋tymi bogami Grecji? Je艣li tak, to gdzie wobec tego s膮 kap艂ani? Wyczu艂a, 偶e m臋偶czyzna zaczyna si臋 niecierpliwi膰. Ruszy艂 w膮skim balkonikiem, na kt贸rym si臋 znale藕li, roztacza艂 si臋 z niego wspania艂y widok na to pomieszczenie, lecz najwyra藕niej ko艅czy艂 si臋 po prostu g艂adk膮 艣cian膮. M臋偶czyzna uj膮艂 w d艂o艅 kie艂 figury, przedstawiaj膮cej s艂onia. I wtedy 艣ciana si臋 otworzy艂a. Selin臋 wprowadzono do kolejnego w膮skiego korytarza, o艣wietlanego tylko jednym s艂abym kagankiem. Dostrzeg艂a ca艂y szereg drzwi zdobionych ci臋偶kimi okuciami, zabezpieczonych od zewn膮trz solidnymi antabami. M臋偶czyzna otworzy艂 jedne z nich i poprosi艂, by wesz艂a do 艣rodka. Dopiero teraz Selina poj臋艂a, 偶e jest wi臋藕niem. Wi臋藕niem miejsca, kt贸re przej臋艂o nazw臋 od samego Hadesu, kr贸lestwa 艣mierci. Tam znajdowa艂y si臋 miejsca ka藕ni, mroczne otch艂anie nazywane Ereb i Tartar. Tam tak偶e znajdowa艂a si臋 kraina dusz b艂ogos艂awionych zmar艂ych, nazywana w艂a艣nie Wysp膮 B艂ogos艂awionych i Szcz臋艣liwych. Selina rozejrza艂a si臋 po niewielkim pokoju. Jej kufer sta艂 pod ma艂ym okienkiem, umieszczone w nim 偶aluzje z trawy papirusowej ledwie przepuszcza艂y 艣wiat艂o. Znajdowa艂o si臋 tu co艣 w rodzaju 艂贸偶ka, szerokiego, nakrytego poduszkami i pledami. "Wygl膮da艂o na stosunkowo wygodne, lecz s艂upy przy nim pokrywa艂y groteskowe rze藕bienia przera偶aj膮cych masek i potwor贸w. W pokoju znajdowa艂a si臋 r贸wnie偶 niska 艂awa, by膰 mo偶e przeznaczona do siedzenia i jedzenia na niej, a tak偶e wysoki sto艂ek, wyci臋ty z pnia delikatnego li艣ciastego drzewa. Mocno poci膮gn臋艂a za sznurek, przytrzymuj膮cy 偶aluzje, pragn臋艂a wpu艣ci膰 jak najwi臋cej 艣wiat艂a. Na w膮skiej p贸艂eczce ponad drzwiami, przez kt贸re w艂a艣nie przesz艂a, odkry艂a ca艂y rz膮d ma艂ych figurek. Z wielkiego p贸艂miska na niedu偶ym stoliku ustawionym pod oknem unosi艂 si臋 艣wie偶y aromat pomara艅czy i cytryn. Sta艂 na nim r贸wnie偶 spory dzbanek z dziobkiem, mia艂a nadziej臋, 偶e w 艣rodku jest woda. W ustach zasch艂o jej, by艂y niczym zakurzona rana. Napi艂a si臋 wody, kt贸ra okaza艂a si臋 zaskakuj膮co 艣wie偶a i ch艂odna. Potem unios艂a wieko kufra i z zapartym tchem zacz臋艂a obmacywa膰 stosy ubra艅, niedu偶e w臋ze艂ki, ma艂e pude艂ka z 艂yka i zwoje papirusu, kt贸re ze sob膮 przywioz艂a. Jest! Serce na powr贸t zacz臋艂o uderza膰. Jest puchar. Tak samo ca艂y, tak samo po艂yskuj膮cy z艂otem. Unios艂a go w g贸r臋 i rozwin臋艂a p艂贸tno, kt贸rym by艂 zabezpieczony. Zabra艂a go pod okno, przykucn臋艂a, przymykaj膮c oczy, bo 艣wiat艂o s艂o艅ca ostrymi refleksami odbija艂o si臋 od metalu naczynia. - Dobry, pot臋偶ny bo偶e S艂o艅ca... Pom贸偶 mi teraz, gdy zosta艂am uwi臋ziona w twoim kraju! Nie czu艂a nawet, jak 艂zy p艂yn膮 jej z oczu podra偶nionych ostrym blaskiem. B艂aga艂a tylko, by kto艣 albo co艣 do niej przem贸wi艂o, by co艣 wyja艣ni艂o, uspokoi艂o j膮, 偶e wszystkie te straszne, przera偶aj膮ce wydarzenia s膮 jedynie snem, powsta艂ym we wn臋trzu pucharu. Ale nic si臋 nie zdarzy艂o. Osun臋艂a si臋 na 艂贸偶ko i dopiero teraz zauwa偶y艂a, 偶e posypano je pachn膮cymi listkami zi贸艂. Lawend膮, dzi臋ki kt贸rej w pos艂aniu nie gnie藕dzi si臋 robactwo, i any偶kiem, oczyszczaj膮cym oddech i sk贸r臋. Selina wsun臋艂a r臋k臋 do pucharu i wyci膮gn臋艂a z niego 艣wie偶y jak od rosy p艂omiennie czerwony kwiat gwiazdnicy. Bi艂 od niego ci臋偶ki, drogi sercu zapach, taki jaki unosi艂 si臋 na werandzie w domu. Umie艣ci艂a go obok siebie na 艂贸偶ku i zacz臋艂a wyjmowa膰 inne kwiaty. Kolejno uk艂ada艂a przywiezione z domu kwiaty na obcym pos艂aniu. Dzikie fiolki, pulchne anemony, bia艂e narcyzy ze zbocza poni偶ej 藕r贸d艂a. Wiosenne kwiaty z Samos o wiele lepiej znios艂y d艂ug膮 podr贸偶 ni偶 ona, pomimo braku 艣wiat艂a, powietrza i wody. Selina zebra艂a je w bukiet i podsun膮wszy go pod nos, przymkn臋艂a oczy i po艂o偶y艂a si臋 na 艂贸偶ku. Zasn臋艂a jak dziecko, skulona na boku. Kiedy si臋 obudzi艂a, s艂oneczne 艣wiat艂o znikn臋艂o, dzie艅 chyli艂 si臋 ju偶 ku zachodowi, a kwiaty, kt贸re wci膮偶 艣ciska艂a w spoconych d艂oniach, zmieni艂y si臋 w o艣lizg艂膮 gnij膮c膮 mas臋. A na 艣rodku pokoju sta艂y dwie kobiety, przygl膮daj膮c si臋 jej w milczeniu. W r臋kach trzyma艂y kawa艂ki sznur贸w, co艣 w rodzaju szkandeli, pojemnika z w臋glem, i du偶e, jasne skrawki p艂贸tna. Po ich strojach Selina zorientowa艂a si臋, 偶e to niewolnice, a po sko艣nych oczach pozna艂a, 偶e musz膮 pochodzi膰 z krain przypraw na Wschodzie. Prawdopodobnie przywieziono je tutaj wraz z szafranem, pieprzem, jedwabiem i innymi kosztowno艣ciami. Podesz艂y do niej. Jedna wyj臋艂a puchar z r臋ki Seliny i postawi艂a go na pod艂odze, druga pr臋dko usun臋艂a gnij膮ce kwiaty, mrucz膮c jakie艣 niezrozumia艂e s艂owa, wyra偶aj膮ce obrzydzenie nieprzyjemnym zapachem, kt贸ry si臋 od nich unosi艂. Selina nie zna艂a tego j臋zyka. Podniesiono j膮 i rozebrano. Widok sporego pojemnika i zapach olejku cytrynowego podpowiedzia艂 jej, 偶e zapewne zaraz zostanie umyta. Kobiety zdj臋艂y z niej ubranie, jasnozielony peplos upad艂 zmi臋ty na pod艂og臋. Jedna z kobiet chwyci艂a Selin臋 za kark i zmusi艂a do pochylenia si臋 nad misk膮 z wod膮. Umy艂y jej w艂osy, twardymi, kr贸tkimi ruchami oczy艣ci艂y z lepkiej morskiej soli. Potem ca艂e cia艂o wyszorowa艂y szczotkami, a na koniec natar艂y oliw膮. Pr臋dko wnika艂a w sk贸r臋, czyni膮c j膮 cudownie mi臋kk膮. Selina, stoj膮c, dr偶a艂a. Z mokrych w艂os贸w sp艂ywa艂y po ciele drobne stru偶ki wody. Kobiety wla艂y z powrotem wod臋 po myciu do naczynia i teraz jedna z nich pochyli艂a si臋, dmuchaj膮c w przedmiot, kt贸ry, jak Selina podejrzewa艂a, jest jak膮艣 egipsk膮 form膮 szkandeli. I rzeczywi艣cie, z czerwonego 偶aru buchn臋艂y p艂omienie. Smu偶ka kwa艣nego dymu wznios艂a si臋 ku sufitowi. Kobiety u艂o偶y艂y na 艂贸偶ku bia艂e p艂贸tno i poprosi艂y, by zaj臋艂a tam miejsce. Czy teraz b臋d膮 mnie obdziera膰 ze sk贸ry? Parzy膰 wrz膮tkiem jak 艣wini臋? Ale na czerwonych p艂omieniach nie nastawiono wody do gotowania, jedna z kobiet zastuka艂a w 艣cian臋 i wkr贸tce rozleg艂y si臋 kroki. Do pokoju weszli dwaj ro艣li m臋偶czy藕ni, jeden o w艂o- sach ja艣niejszych ni偶 pszenica. Obaj nosili dziwaczne spodnie z lu藕nymi fa艂dami i koszule bez jakiegokolwiek zapi臋cia czy sznurowania. Na g艂owach mieli co艣 w rodzaju kapelusza, z du偶ym szerokim rondem, by膰 mo偶e specjalnie po to, by os艂ania艂o oczy od s艂o艅ca i wiatru. Selina poci膮gn臋艂a za bia艂e prze艣cierad艂o, na kt贸rym le偶a艂a, i zdo艂a艂a si臋 nakry膰. C贸偶 to za miejsce, w kt贸rym obcy m臋偶czy藕ni bez skr臋powania wchodz膮 do pokoju k膮pi膮cej si臋 kobiety? Czy to jej stra偶nicy czy te偶 mo偶e wrogowie? M臋偶czy藕ni najwyra藕niej nie przejmowali si臋 jej strachem i gor膮czkowymi pr贸bami zas艂oni臋cia cia艂a, porozumieli si臋 wzrokiem i pr臋dko podeszli do 艂贸偶ka Seliny ka偶dy od swojej strony. Mocno uj臋li j膮 za r臋ce. Prze艣cierad艂o zerwali. Silne m臋skie d艂onie odwr贸ci艂y j膮 na brzuch, a w uszach zn贸w rozleg艂 si臋 szum morza. A wi臋c jednak to si臋 mimo wszystko stanie. Utraci cze艣膰, skalaj膮 j膮 obce cia艂a. Maximilian nie 偶y艂, bo sama go zabi艂a, a teraz czeka j膮 za to kara. Czyja艣 r臋ka, prawdopodobnie kobieca, przytrzyma艂a j膮 za ty艂 g艂owy i zmusi艂a do wci艣ni臋cia twarzy w poduszk臋. Dwie inne d艂onie chwyci艂y j膮 za kostki u n贸g. A wi臋c to si臋 stanie teraz, teraz rozchyl膮 jej nogi i... Le偶a艂a nieruchomo, nie by艂o sensu walczy膰 z si艂膮 czterech par r膮k. Czu艂a, 偶e cale cia艂o pokrywa si臋 g臋si膮 sk贸rk膮 jak na zimnie, wszystkie mi臋艣nie napi臋艂y si臋 w oczekiwaniu b贸lu, kt贸ry, jak przypuszcza艂a, przeniknie j膮, gdy kt贸ry艣 z m臋偶czyzn w ni膮 wtargnie. Us艂ysza艂a cichy, sycz膮cy odg艂os. Taki jak wtedy, gdy kowal w domu zanurza艂 roz偶arzone 偶elazne dr膮gi w wodzie, gdy metal zosta艂 ju偶 ukuty w odpowiedni膮 form臋. Nie zd膮偶y艂a jeszcze pomy艣le膰 tej my艣li do ko艅ca, a przera藕liwy b贸l przeszy艂 ca艂e cia艂o, kt贸re odruchowo wygi臋艂o si臋 w 艂uk z tak膮 si艂膮, 偶e przytrzymuj膮ce j膮 d艂onie niemal偶e j膮 pu艣ci艂y. Zacz臋艂a krzycze膰, lecz nacisk na g艂ow臋 jeszcze si臋 wzm贸g艂 i jej krzyk uton膮艂 w mi臋kkiej poduszce. Nie zdo艂a艂a nape艂ni膰 p艂uc dostateczn膮 ilo艣ci膮 powietrza, by zn贸w krzykn膮膰, chocia偶 g艂臋boko w g艂owie nie milk艂o echo pal膮cego b贸lu. Napi臋tnowali j膮 rozpalonym 偶elazem. Akurat w miejscu, gdzie plecy dziel膮 si臋 na dwie mi臋kkie p贸艂kule, wypalili jej sk贸r臋, przycisn臋li roz偶arzone 偶elazo do 偶ywego cia艂a tak g艂臋boko, 偶e sw膮d wype艂ni艂 teraz ca艂e pomieszczenie. Zwymiotowa艂aby, ale nie mia艂a szans, by odetchn膮膰 g艂臋biej. Przytrzymali j膮 tak jeszcze przez chwil臋, a偶 b贸l troch臋 si臋 uspokoi艂, niczym p艂omienie zmieniaj膮ce si臋 w ja艣niej膮cy 偶ar. Nie mog艂a p艂aka膰 ani krzycze膰. Selina jeszcze nigdy w 偶yciu nie czu艂a takiego wszechogarniaj膮cego b贸lu. Zn贸w powr贸ci艂y dawne koszmary: ojciec upieczony 偶ywcem w p艂on膮cej stoczni. W tamtym miejscu unosi艂 si臋 identyczny zapach. - Zabijcie mnie! - zaszlochala niewyra藕nie, gdy wreszcie j膮 pu艣cili. - Le偶 spokojnie! - us艂ysza艂a w odpowiedzi. Poczu艂a potem, jak do rany przyk艂adaj膮 co艣 ch艂odnego, mo偶e kawa艂ek we艂ny zmoczony w wodzie albo mi臋ciutk膮 lnian膮 szmatk臋. - Nasmarujemy ci臋 ma艣ci膮, nie b臋dziesz mia艂a 偶adnych ran, je艣li przez pierwsze dni zachowasz spok贸j i powstrzymasz si臋 od dotykania tych znak贸w. - Co... co to ma znaczy膰? Kto pi臋tnuje wolne kobiety jak byd艂o? O dziwo, odpowiedzia艂 jej m臋ski g艂os. - Tutaj nikt nie jest wolny. Ani kobiety, ani m臋偶czy藕ni. Oszcz臋d藕 wi臋c sobie pyta艅, niewolnico. Selina ju偶 zd膮偶y艂a to sama zrozumie膰, chocia偶 spos贸b, w jaki przyj臋to j膮 w tym domu, nie kojarzy艂 si臋 z przyjmowaniem niewolnicy. W ranach rytmicznie teraz pulsowa艂o, jak gdyby fala b贸lu troch臋 os艂ab艂a i musia艂o j膮 pop臋dza膰 bicie jej w艂asnego serca. - Kto... kto jest moim panem? Szuranie krok贸w kobiet powiedzia艂o jej, 偶e wszyscy opuszczaj膮 pok贸j. Rozleg艂 si臋 zgrzyt, gdy zasuwano antab臋. 呕adnej odpowiedzi. Selina dalej le偶a艂a na brzuchu z ods艂oni臋tym obola艂ym miejscem, a paznokcie wry艂y si臋 g艂臋boko w poduszk臋. Nie potrafi艂a stwierdzi膰, co w tej chwili najbardziej j膮 dr臋czy. Czy dezorientacja, strach przed kolejnym dotykiem rozpalonego 偶elaza, czy 艣wiadomo艣膰, 偶e najprawdopodobniej znalaz艂a si臋 w domu niewolnik贸w, takim o jakich s艂ysza艂o si臋 w najstraszniejszych opowie艣ciach marynarzy? Czy te偶 mo偶e owo straszne przeczucie, 偶e jej puchar najwyra藕niej utraci艂 sw膮 moc? Przecie偶 kwiaty zwi臋d艂y. Wrogowie naznaczyli j膮 w znacznie gorszy chyba spos贸b, ani偶eli m贸g艂by uczyni膰 to Maximilian, ogarni臋ty szale艅cz膮 m臋sk膮 偶膮dz膮. A ona sama sta艂a si臋 morderczyni膮. Kiedy wsta艂 艣wit, te same kobiety, kt贸re by艂y przy niej poprzednio, przynios艂y jej jedzenie. Ale na szcz臋艣cie tym razem przysz艂y bez rozpalonego w臋gla i wody do mycia. Jedna nasmarowa艂a rany Seliny ma艣ci膮. Druga rozmasowa艂a jej d艂onie i stopy w spos贸b, kt贸ry w艂a艣ciwie m贸g艂by by膰 nawet przyjemny. Karmi艂y j膮 ma艂ymi daktylowymi ciasteczkami i mlekiem zmieszanym z miodem. Dosta艂a te偶 kielich owocowego soku do picia. Takie pokarmy na Samos podawano kobietom po d艂ugiej chorobie albo po艂o偶nicom, ale bogowie jedni wiedzieli, jak my艣l膮 Egipcjanie... - Nie zadzwoni艂a艣 dzwonkiem - cicho odezwa艂a si臋 jedna z kobiet. - Pami臋taj, jeste艣my tu zawsze, 偶eby ci pom贸c. Selina przekl臋艂a na nieszcz臋艣cie Hery, 偶e ta pomoc nie jest rzecz膮 szczeg贸lnie po偶膮dan膮. Wcale si臋 tego nie spodziewa艂a, tymczasem jedna z kobiet siad艂a na skraju 艂贸偶ka i zacz臋艂a j膮 g艂adzi膰 po rozczochranych w艂osach. Nie uczesano ich po myciu, wi艂y si臋 mi臋kko na ramionach. - Ubierzemy ci臋 teraz, a potem musisz spr贸bowa膰 wsta膰, bardzo ostro偶nie, tak 偶eby sk贸ra ci nie p臋k艂a. Znaki b臋d膮 艂adne, 艂adniejszych nie widzia艂a艣. Nie b臋d膮 si臋 paskudzi膰, nie zostawi膮 brzydkich blizn. Ale nawet lekkie poruszenie g贸rn膮 po艂ow膮 cia艂a sprawi艂o, 偶e poparzenia na powr贸t jakby stan臋艂y w p艂omieniach. Selina zacisn臋艂a z臋by i zn贸w przekl臋艂a w duchu. Chcia艂a spyta膰, jakimi偶 to wstydliwymi pi臋tnami j膮 naznaczyli, lecz, o dziwo, wystarczy艂o, by zamkn臋艂a oczy, a wyczuwa艂a ich kontury. Przypomina艂y lec膮ce ptaki. Pomy艣la艂a: to miejsce zbezczeszczenia. Egipcjanie najwidoczniej nie maj膮 偶adnego szacunku dla naszej greckiej historii, dla naszych my艣licieli. Nie pojmuj膮, 偶e urodzi艂am si臋 w miejscu b臋d膮cym kolebk膮 m膮dro艣ci. Pr贸buj膮 odwzorowa膰 nasz膮 wielko艣膰 tu, w swej w艂asnej stolicy, ale to wszystko jest jedynie jak teatr, jak niem膮dre przedstawienie. Sprowadzaj膮 tu nasze cierpi膮ce c贸rki i poni偶aj膮 nas, bo wiedz膮, 偶e nie ma narodu dumniejszego od Grek贸w. Us艂ysza艂a, 偶e kobiety 艣ciszonymi g艂osami rozmawiaj膮 mi臋dzy sob膮. W ich s艂owach nie by艂o 偶adnego sensu, tak samo jak w tym, co dzia艂o si臋 teraz wok贸艂 niej. Dlaczego si臋 tu znalaz艂a? Kto j膮 kupi艂? Do jakiego rodzaju niewoli zosta艂a przeznaczona? I czy istnieje jaka艣 mo偶liwo艣膰 ucieczki? Selina, zapadaj膮c w p贸艂sen, poczu艂a, 偶e nap贸j owocowy pozostawi艂 po sobie jeszcze jaki艣 inny smak. Mog艂a si臋 spodziewa膰, 偶e jej sny zostan膮 odmienione pod wp艂ywem trucizny, kt贸r膮 jej zaaplikowano. I tak jak po wdychaniu opar贸w, wywo艂uj膮cych wizje wieszczki, tak Selina mia艂a wra偶enie, 偶e 艣wiat艂o wpadaj膮ce przez okno zaczyna przybiera膰 kszta艂t jakiego艣 ducha, jakiej艣 postaci. To opium, pomy艣la艂a. Albo proszek z korzenia mandragory. Albo mo偶e jedna z trucizn podarowana ludziom przez bog贸w. Lub te偶 po prostu 艣mier膰. Ale w oszo艂omieniu przemawia艂a do niej znajoma twarz. Para 艂agodnych oczu bez 偶adnego daj膮cego si臋 okre艣li膰 koloru, lecz zagl膮daj膮ca a偶 do g艂臋bi jej duszy. - Mi艂o艣膰 ma dwa oblicza - szepta艂 do niej g艂os. Selina niemal偶e go wyczuwa艂a, niczym 艂agodn膮 d艂o艅 dotykaj膮c膮 obola艂ej sk贸ry. - Tatusiu... Nie by艂 do niego podobny, oczy mia艂 bezbarwne, b艂yszcz膮ce od 艂ez b膮d藕 od piek膮cego dymu, ale u艣miecha艂 si臋 przyja藕nie, a jego d艂onie wydawa艂y si臋 takie szczup艂e i delikatne, 偶e przypomnia艂 jej si臋 lirnik w 艣wi膮- tyni pod Efezem. Widzia艂a go, b臋d膮c dzieckiem, podczas jednej z nielicznych podr贸偶y, w kt贸re zabiera艂 j膮 ojciec. M臋偶czyzna si臋gn膮艂 po co艣 znajduj膮cego si臋 poza polem jej widzenia. Dech zapar艂o jej w piersiach, gdy zobaczy艂a, jak podnosi puchar i pije z niego. Nieznajomy z zadowoleniem opr贸偶ni艂 zawarto艣膰 naczynia, na wargach zosta艂o mu kilka kropli, kt贸re teraz b艂yszcza艂y. To nie mog艂o by膰 zwyk艂e wino. Nap贸j l艣ni艂 z艂oci艣cie niczym 艣wiat艂o s艂o艅ca lub rozrzedzony mi贸d. - Wypij ze mn膮 - powiedzia艂. - Siostro, musisz nauczy膰 si臋 pi膰 z mego kielicha, z mego powo艂ania. Wyci膮gn臋艂a r臋ce, chc膮c go pochwyci膰, lecz w g艂臋bi duszy mia艂a 艣wiadomo艣膰, 偶e jest on tylko postaci膮 ze snu. J臋kn臋艂a, podnios艂a si臋 na czworaki, lecz b贸l w dole plec贸w zmusi艂 j膮, by z powrotem opad艂a na pos艂anie. Zjawa zn贸w do niej przem贸wi艂a: - Odpocznij teraz, moje dziecko. I pami臋taj, 偶e mi艂o艣膰 nigdy nie mo偶e przemieni膰 si臋 w popi贸艂. Wiedzia艂a ju偶, kim on jest. Skutki dzia艂ania trucizny, kt贸r膮 jej podano, wci膮偶 dawa艂y si臋 wyczu膰 pod postaci膮 lekkiej oboj臋tno艣ci gdzie艣 daleko w g艂臋bi g艂owy. Sp臋dzi艂a wiele dni, wi臋cej ni偶 by艂a w stanie zliczy膰, tylko jedz膮c i 艣pi膮c. W ci膮gu dnia stara艂a si臋 zachowa膰 przytomno艣膰 po po艂udniu, w porze gdy s艂o艅ce 艣wieci艂o wprost przez ma艂e okienko. Cudowne by艂o uczucie dotyku jego promieni na twarzy. Gdy otwiera艂a oczy, o艣lepia艂o j膮 i w tej kr贸tkotrwa艂ej bia艂ej 艣lepocie potrafi艂a niekiedy dostrzec twarz swego ojca albo przeb艂ysk przepi臋knych zielonych zboczy wok贸艂 domu. Trzy razy dziennie kobiety przynosi艂y jej jedzenie i smarowa艂y rany leczniczymi olejkami, a偶 w ko艅cu b贸l przesta艂 jej dokucza膰. Nie rozmawia艂a z nimi wiele, one i tak nie odpowiada艂y na jej pytania. Domy艣la艂a si臋, 偶e jest czyj膮艣 niewolnic膮, ale czyj膮, nie wiedzia艂a. Czy偶by Fedra j膮 sprzeda艂a? Nie, z pewno艣ci膮 sama nie by艂a wolna, pomimo tych jej ob艂膮kanych wyobra偶e艅, i偶 znaczy dla Maximiliana o wiele wi臋cej, ni偶 by艂o w rzeczywisto艣ci. On, zdaje si臋, nie dochowa艂 si臋 dzieci, a 偶ony nie mog艂y zarz膮dza膰 maj膮tkiem m臋偶czyzny. Mo偶e mia艂 brata, kt贸ry przej膮艂 teraz rz膮dy, mo偶e rodzic贸w? Albo braci z jakiej艣 wsp贸lnoty 艣wi膮tynnej? A mo偶e w dokumentach ma艂偶e艅skich znalaz艂a si臋 klauzula, przewiduj膮ca podobne rozwi膮zanie? Musia艂 wi臋c dawno ju偶 zrozumie膰, jak silna jest jej nienawi艣膰, i domy艣la膰 si臋, 偶e Selina uczyni wszystko, by pom艣ci膰 艣mier膰 brata. Co si臋 teraz stanie z jej matk膮? Selina nie mog艂a uwierzy膰, by przebywaj膮cy gdzie艣 daleko jakikolwiek spadkobierca Maximiliana m艣ci艂 si臋 na chorej i s艂abej kobiecie za jej post臋pek. Nie, matka na pewno jest bezpieczna. Je艣li w og贸le jeszcze 偶yje... 艁agodna mg艂a na og贸艂 chroni艂a Selin臋 przed podobnymi my艣lami. 呕y艂a. Czu艂a s艂o艅ce na twarzy, smakowa艂a nie zmieszanego z wod膮 wina i chleba z przyprawami, kt贸ry jej przynoszono. Czu艂a olejki, kt贸rymi j膮 namaszczano. I dni p艂yn臋艂y, niby nap臋dzane obracaj膮c膮 si臋 wolno 艣rub膮 wodn膮, wynalezion膮 przez Archimedesa, wypompowuj膮c z niej powoli niepok贸j. Tak by艂o do czasu, gdy pewnego dnia wyprowadzono j膮 z ma艂ego pokoiku, wyk膮pano i ubrano w przezroczysty niebieski str贸j. Na ciemnych rozpuszczonych w艂osach zawi膮zano przepask臋 z czerwonego jedwabiu. Nogi obuto w sanda艂y, a ca艂e cia艂o wyperfumowano pi偶mem i wod膮 r贸偶an膮. 艢wita poprowadzi艂a j膮 przez liczne korytarze i atria, mi臋dzy g臋sto rosn膮cymi krzewami obok pluszcz膮cych 藕r贸de艂ek. Tym razem dom 偶y艂. Z wielu pomieszcze艅 dobiega艂a muzyka i 艣miechy, a pod dachem z li艣ci dostrzeg艂a kolorowe przeb艂yski 艣wiat艂a. Przyj膮艂 j膮 jaki艣 szczup艂y Egipcjanin, ubrany i艣cie po kr贸lewsku. Siedzia艂 za olbrzymim sto艂em. W pokoju pali艂o si臋 kilka lamp, a pod 艣cianami Selina dostrzeg艂a cienie czuwaj膮cych stra偶nik贸w. 艁agodny powiew powietrza ledwie dawa艂 si臋 wyczu膰, p艂yn膮艂 przez wysokie otwarte drzwi wychodz膮ce na co艣 w rodzaju ogrodu. Odezwa艂 si臋 do niej najpierw po egipsku. Pod Selin膮 ugi臋艂y si臋 kolana. Os艂ab艂a poruszona, 偶e s艂yszy te same, drogie sercu s艂owa, kt贸re kiedy艣 ko艂ysa艂y j膮 do snu. Ale sensu w nich nie wychwyci艂a. - S艂ysza艂em o historii twojej rodziny, Selino. Powiedziano mi, 偶e znasz ten kraj, 偶e znasz nasz j臋zyk. Czy偶by 藕le mnie poinformowano? Jego grecki by艂 r贸wnie d藕wi臋czny. Po samym doborze s艂贸w i tonie, jakim si臋 do niej zwraca艂, pozna艂a, 偶e najwyra藕niej ma do czynienia z cz艂owiekiem wykszta艂conym. By膰 mo偶e podobnie jak wielu bogatych Egipcjan i wi臋kszo艣膰 Rzymian z wy偶szej klasy mia艂 greckiego wychowawc臋? By艂a w stanie tylko lekko skin膮膰 g艂ow膮. - Siadaj, Selino. Zapewne nurtuje ci臋 wiele pyta艅. Uzna艂em, 偶e nadszed艂 czas, by艣 uzyska艂a odpowied藕 przynajmniej na niekt贸re. Gestem da艂 jej znak, by siad艂a na szerokim sk艂adanym krze艣le. Znalaz艂a si臋 o wiele ni偶ej od niego, lecz dobrze widzia艂a jego spr臋偶yste ciaio. - Wina? Zn贸w kiwn臋艂a g艂ow膮, wci膮偶 zbyt zdumiona tym, co si臋 dzia艂o, by uporz膮dkowa膰 my艣li. Jaki艣 niewolnik wy艂oni艂 si臋 dos艂ownie znik膮d i ustawi艂 przed nimi po dwa kielichy. Jeden do wody, drugi do wina. Potem wyczarowa艂 wielk膮 mis臋 suszonych owoc贸w i orzechowych ciastek. - Znalaz艂a艣 si臋 w domu nazywanym Wysp膮 B艂ogos艂awionych i Szcz臋艣liwych. Le偶y on w mie艣cie Aleksandrii, tu偶 za wielkim Muzeum. S艂ysza艂a艣 chyba o owym niezwyk艂ym zbiorze pism? Znasz zapewne s艂aw臋 tego miasta jako stolicy 艣wiata pod wzgl臋dem wiedzy i wykszta艂cenia? - O, tak. U艣miechn膮艂 si臋 lekko. Rozmawia艂 z ni膮 jak z dzieckiem. - Miasto zalicza si臋 do najpi臋kniejszych w naszej cz臋艣ci 艣wiata. S膮 tu najwi臋ksze cuda wszech czas贸w, widzia艂a艣 艣wi膮tyni臋 Serapisa? Nie, mo偶e nie. Te olbrzymie przepi臋kne ogrody... Prawdziwy cud! I targ jedwabny. Bazar przypraw... Nic dziwnego, 偶e Rzymianie 艣ci膮gaj膮 do naszych kosztowno艣ci niczym muchy do miodowego ciastka. Selina przygl膮da艂a si臋 jego wyrazistej twarzy. M臋偶czyzna mia艂 wysokie z艂ociste czo艂o, prosty w膮ski nos. Oczy wydawa艂y si臋 ciemne, lecz wychwytywa艂a w nich zielone przeb艂yski. Zauwa偶y艂a silne d艂onie, na przedramionach rysowa艂y si臋 grube 偶y艂y. Na szyi nosi艂 spleciony z艂oty sznur, wykonany tak misternie, 偶e ka偶dy najmniejszy kawa艂eczek wygina艂 si臋 zgodnie z jego ruchami, gdy tylko poruszy艂 g艂ow膮. - Chcia艂abym si臋 dowiedzie膰, za spraw膮 czyjej w艂adzy przetrzymuje si臋 mnie tutaj - odezwa艂a si臋 wreszcie Selina. M臋偶czyzna z艂o偶y艂 d艂onie na swoim kielichu i spowa偶nia艂. - Chcesz powiedzie膰, 偶e nie rozumiesz, dlaczego od razu nie rzucono ci臋 na po偶arcie rekinom? Tak, tak, to m膮dre pytanie. Ale tw贸j pan jest bardzo 艂askawy. B臋dziesz 偶y艂a, Selino, i co wi臋cej, je艣li b臋dziesz si臋 dobrze sprawowa膰, czeka ci臋 przyjemne 偶ycie. - Dlaczego? Lekko odrzuci艂 g艂ow臋 w ty艂, zako艂ysa艂 si臋 na ci臋偶kim krze艣le i za艣mia艂 kr贸tko. - Dlaczego? Ty, kobieto, pytasz, dlaczego? Wi臋kszo艣膰 spyta艂aby 鈥瀓akie"! - Dlaczego mam tutaj 偶y膰? Ca艂a moja rodzina odesz艂a, nie wiem, czy matka 偶yje, r贸wnie dobrze wi臋c mog臋 umrze膰. Gorycz jej g艂osu wyra藕nie zwr贸ci艂a jego uwag臋. Zn贸w przechyli艂 si臋 przez st贸艂. - Mo偶esz wybra膰 艣mier膰 jako ofiar臋 sk艂adan膮 bogom lub jako rozwi膮zanie godne tch贸rza. Przypuszczam jednak, 偶e wybierzesz 偶ycie. S膮dz臋, 偶e zniesiesz i wytrzymasz wszystko, co przygotuj膮 dla ciebie bogowie. Jeste艣 bowiem c贸rk膮 budowniczego statk贸w, a w twoich 偶y艂ach p艂ynie g臋sta czerwona krew. - Kim偶e ty jeste艣? Adwokatem Maximiliana? M臋偶czyzna zn贸w si臋 roze艣mia艂 tym samym mi臋kkim, kr贸tkim 艣miechem. Wygl膮da艂o na to, 偶e rozmowa sprawia mu przyjemno艣膰. By艂o to samo w sobie zadziwiaj膮ce, rozmawia艂 wszak mimo wszystko jedynie z niewolnic膮. A mo偶e jednak ni膮 nie by艂a? - Nie znam cz艂owieka, kt贸rego nazywasz Maximilianem. Ale rzeczywi艣cie, jestem kim艣 w rodzaju adwokata, chocia偶 mojej w艂adzy nie przyznali mi Rzymianie... Selina wypi艂a 艂yk wina, by艂o g臋ste i s艂odkie. Nie przypomina艂o soku z winogron. - To nap贸j bog贸w - powiedzia艂, podnosz膮c w g贸r臋 kielich. - Cz艂owiek si臋 nim nie upija, staje si臋 tylko radosny. O, ambrozja jest magiczna... Selina patrzy艂a, jak m臋偶czyzna oblizuje usta, i w tej samej chwili zrozumia艂a, 偶e on przygl膮da si臋 jej cia艂u, maj膮c l臋d藕wie napi臋te 偶膮dz膮. - Czy jestem twoj膮 niewolnic膮? Wezwa艂e艣 mnie tu, by dokona膰 aktu skalania mnie, czego nie zd膮偶y艂 zrobi膰 Maximilian? M臋偶czyzna szeroko otworzy艂 oczy. - Na ciemno艣膰 Totha, doprawdy, bardzo 艣mia艂a z ciebie kobieta! Mo偶e w istocie nale偶a艂oby ci臋 traktowa膰 jak zwyk艂膮 niewolnic臋? Mam wra偶enie, 偶e zanadto ci臋 rozpu艣cili艣my przez te tygodnie. - Tygodnie? Selina a偶 otworzy艂a usta ze zdziwienia. - Jak d艂ugo tu jestem? - Dwa i p贸艂 obrotu ksi臋偶yca - odpar艂. - Ale teraz okres oczyszczania ju偶 min膮艂. Jeste艣 gotowa do podj臋cia obowi膮zk贸w. Selina czeka艂a, a偶 m臋偶czyzna powie co艣 jeszcze. O dziwo, odczuwa艂a pewne napi臋cie. Co si臋 teraz stanie? - Wiem, 偶e wy, Grecy, s艂yniecie z tego, 偶e ka偶dy zamo偶ny cz艂owiek otacza si臋 wieloma towarzyszkami, utalentowanymi kobietami, kt贸re zabawiaj膮 jego przyjaci贸艂, 艣piewaj膮 albo graj膮 przy posi艂kach. - To ha艅ba! - prychn臋艂a Selina. - M贸j ojciec nigdy nie mia艂... - Milcz! S艂owa zabrzmia艂y jak smagni臋cie batem. Wystarczy艂o kr贸tkie spojrzenie, by przywr贸ci膰 j膮 do roli s艂ugi. Pomimo s艂odkiego wina i grzecznej przemowy nie mog艂a za daleko rozci膮ga膰 poczucia, 偶e s膮 sobie r贸wni. - To miejsce, w kt贸rym kszta艂cimy najlepiej przygotowane towarzyszki. S膮 tu kobiety z ca艂ego 艣wiata, jeszcze si臋 o tym przekonasz. Ka偶da ma jak膮艣 swoj膮 specjalno艣膰, jaki艣 sw贸j talent, tu je hodujemy, tu rozdzielamy ziarno od plew, je艣li wolisz tak to uj膮膰. Tak jak zr臋czny wie艣niak uszlachetnia swoje pole, dok艂adnie je plewi膮c, tak my usuwamy te, kt贸re si臋 nie nadaj膮, wyrywamy z korzeniami, jeszcze zanim zakwitn膮. Przypuszczam, 偶e teraz ju偶 rozumiesz. Selina zamy艣lona pokiwa艂a g艂ow膮. A wi臋c taki los by艂 jej pisany. Zostanie heter膮 w domu podst臋pnego Egipcjanina. - Dlaczego od razu nie przy艣lesz tu bestii, 偶eby mog艂y mnie rozedrze膰 i wykorzysta膰? Dlaczego tak spokojnie m贸wisz o okrutnym losie, jaki mi wyznaczy艂e艣? Wyrzuciwszy z siebie te s艂owa, opr贸偶ni艂a ca艂y kielich z winem, by zabi膰 gorzki smak 偶贸艂ci w ustach. A jego g艂os zn贸w zrobi艂 si臋 艂agodny i mi臋kki. - Na pierwszy rzut oka potrafi臋 rozpozna膰 szlachet- n膮 klacz. Wiem, czym si臋 r贸偶ni szafran od kurkumy. Mo偶esz sta膰 si臋 ozdob膮 tego domu i swoj膮 w艂asn膮. Wiele kobiet b臋dzie ci zazdro艣ci膰 mo偶liwo艣ci, jakie masz tutaj, - Ach, tak? Mo偶liwo艣ci zostania dziwk膮 dost臋pn膮 dla ka偶dego? Pokr臋ci艂 g艂ow膮. - Nie. To nie jest takie miejsce jak n臋dzne baraki ko艂o portu, lecz zacny dom. Tu przychodz膮 jedynie... najlepsi. - Prawdopodobnie najbogatsi. T艂u艣ci Rzymianie spragnieni dziewic. I barbarzy艅cy, kt贸rzy nie wiedz膮, co to honor i uczciwo艣膰. Podni贸s艂 si臋 gwa艂townie. - Za du偶o m贸wisz, kobieto! Zapominasz si臋. I ostrzegam, od tej pory to ja ustalam warunki gry. Ogl膮da艂a艣 wielkie tragedie i komedie, te niezwykle dramatyczne przedstawienia, jakimi si臋 szczyc膮 Grecy? Traktuj to wszystko jak rol臋, kt贸rej masz si臋 wyuczy膰! - Kobiety nie graj膮 ani w komediach, ani w tragediach! Selina si臋 nie ba艂a, chocia偶 sta艂 tu偶 za jej krzes艂em, a na g艂owie po艂o偶y艂 jej r臋k臋. - U mnie... kobiety graj膮 na wszystkich strunach liry. Trzeba tylko stwierdzi膰, kt贸ra z nich najpi臋kniej zad藕wi臋czy pod dotykiem twoich palc贸w... Leciutko dotkn膮艂 jej ust. Delikatnie powi贸d艂 palcem wok贸艂 warg. - Ty jeste艣 niezwyk艂a, m贸wisz dwoma j臋zykami, otrzyma艂a艣 greckie wykszta艂cenie, a stara duma wci膮偶 kr膮偶y w twojej krwi. Ponadto masz g艂ow臋, w kt贸rej pomie艣ci si臋 wiele my艣li, i cia艂o... Westchn膮艂. - Zosta艂a艣 stworzona po to, by dawa膰 rado艣膰 i by ciebie obdarzano rado艣ci膮... Selina drgn臋艂a wystraszona, gdy jego d艂o艅 pow臋drowa艂a wzd艂u偶 ramienia, delikatnie musn臋艂a blizny wid- niej膮ce w miejscach, w kt贸re wer偶n膮艂 si臋 z艂oty sznur. Wygl膮da艂y jak male艅kie p贸艂ksi臋偶yce. - By膰 mo偶e trzeba ci臋 b臋dzie nauczy膰 uleg艂o艣ci, ale nie wolno ci臋 mia偶d偶y膰. Twoja duma mo偶e si臋 okaza膰 najwi臋ksz膮 atrakcj膮. M臋偶czy藕ni, kt贸rzy tu przychodz膮, s膮 bogaci i pot臋偶ni. Wystarczy, 偶e skin膮 palcem, a mog膮 mie膰 ka偶d膮 kobiet臋. Ale jaki偶 jest tego sens? Przekonasz si臋, 偶e s膮 inne rzeczy, wyznaczaj膮ce cen臋 za twoj膮 g艂ow臋. Jego r臋ka si臋 cofn臋艂a i 艂agodnie spocz臋艂a na jej skroni. By艂a ch艂odna w dotyku. - Mam teraz tylko nadziej臋, 偶e oka偶esz si臋 dostatecznie m膮dra. Tak przypuszczam. 呕e si臋 zn贸w nie... zapomnisz. Selina zrozumia艂a. Ale tak jak w贸wczas, gdy us艂ysza艂a propozycj臋 Maximiliana, ju偶 zacz臋艂a rozgl膮da膰 si臋 Za jakim艣 rozwi膮zaniem, za drog膮 prowadz膮c膮 ku wyj艣ciu. Za tak膮 drog膮, kt贸ra by膰 mo偶e zaprowadzi j膮 z powrotem a偶 na Samos. Grupa kobiet, w艣r贸d nich niekt贸re b臋d膮ce jeszcze dziewczynkami, zgromadzi艂a si臋 w ma艂ym pomieszczeniu wysoko na 艣cianie. W dole pod nimi le偶a艂a scena, wok贸艂 kt贸rej wyciosano marmurowe 艂awki. To by艂 male艅ki amfiteatr i tutaj, pod samym sufitem, znajdowa艂y si臋 ma艂e nisze z zas艂onami z ci臋偶kiego aksamitu. Widzowie mogli obserwowa膰 to, co si臋 dzieje na scenie, sami nie b臋d膮c widziani. Brzeg sceny o艣wietla艂y pochodnie, bo wiecz贸r ju偶 zmieni艂 si臋 w noc. W ci膮gu dnia 艣wiat艂o wpada艂o tu przez w膮skie otwory wok贸艂 ca艂ego kr臋gu, teraz g臋ste rz臋dy ma艂ych, 艂ukowato sklepionych okienek by艂y zakryte. Ciche b臋bnienie przywo艂a艂o do spokoju oko艂o sze艣膰dziesi臋ciu m臋偶czyzn siedz膮cych na dole w teatrze, wielu z nich nosi艂o stroje rzymskich oficer贸w, niekt贸rzy najwyra藕niej wywodzili si臋 z obcych lud贸w. Selina rozpozna艂a stroje kap艂an贸w ze 艣wi膮tyni Artemidy, zwr贸ci艂a tak偶e uwag臋 na dw贸ch trzymaj膮cych si臋 prosto m艂odych m臋偶czyzn w po艂yskliwych fioletowych p艂aszczach z kapturami, w kt贸rych mogli ukry膰 twarze. Kobiety w niszach l臋kliwie zerka艂y w d贸艂. Selinie wydawa艂o si臋, 偶e najm艂odsze wprost do szale艅stwa boj膮 si臋 wysoko艣ci, czy偶by je tak偶e odebrano rodzinom i wzi臋to do niewoli? Mia艂a nadziej臋, 偶e kt贸ra艣 przynajmniej m贸wi w jej j臋zyku. W dole na scenie rozpocz膮艂 si臋 senny falisty ruch, Selina dopiero teraz spostrzeg艂a, 偶e ca艂膮 pod艂og臋 pokrywa cieniutki materia艂. M臋偶czy藕ni w ciemnych strojach zacz臋li nim 艂opota膰, pozwalali, by powiewa艂. Mia艂o to chyba na艣ladowa膰 ruchy morskich fal. Jaki艣 wysoki g艂os zacz膮艂 deklamowa膰 co艣 w rodzaju wiersza. A z cieni wy艂oni艂 si臋 miniaturowy okr臋t i na ko艂ach potoczy艂 w艣r贸d jedwabnych fal. Gdy zatrzyma艂 si臋 na 艣rodku okr臋gu, przed oczami Seliny wybuch艂y gwiazdy i ogie艅. Dziewcz臋ta przestraszy艂y si臋, jedna zemdla艂a. Ale z do艂u, od strony orchestry, ju偶 rozleg艂y si臋 ha艂a艣liwe oklaski. To chi艅skie sztuczki. Selina dawno ju偶 wiedzia艂a, 偶e ci niewysocy ludzie o 偶贸艂tej sk贸rze zdobyli w艂adz臋 nad ogniem i nad gwiazdami. Potem z sufitu spad艂 po艂yskuj膮cy srebrem deszcz i niczym kurz pokry艂 jedwabne morze i publiczno艣膰. Gdzie艣 za kulisami ch贸r zaintonowa艂 pie艣艅. Teraz na 艣rodek wyst膮pi艂a pierwsza kobieta. Mog艂a kojarzy膰 si臋 z Afrodyt膮. Ubrana jedynie w zwiewny szal, w pasy bia艂ego jedwabiu, kt贸re, poruszaj膮c si臋, ods艂ania艂y z艂ocist膮 sk贸r臋. Pochyli艂a si臋 z gracj膮 i podnios艂a z pod艂ogi flet. Z zamkni臋tymi oczyma zacz臋艂a na nim gra膰, podczas gdy trzej mali ch艂opcy ta艅czyli na scenie w maskach, wyobra偶aj膮cych ryby. Po pewnym czasie rybki zacz臋艂y skuba膰 jedwabne pasy, zakrywaj膮ce kobiet臋. I ju偶 nied艂ugo stan臋艂a zupe艂nie naga. Nie przerywa艂a jednak gry. Rybki uderza艂y j膮 leciutko b艂yszcz膮cymi wachlarzykami, przypominaj膮cymi rybie ogony. G艂adzi艂y j膮 i 艂askota艂y po ca艂ym ciele, a kobieta wci膮偶 gra艂a t臋 sam膮, nieco rozbawion膮 pi臋kn膮 melodi臋. Brodawki j臋drnych piersi wystrzeli艂y w prz贸d i post膮pi艂a o krok w stron臋 publiczno艣ci. Selina ze stale narastaj膮c膮 ciekawo艣ci膮 wychyli艂a si臋 mocniej, by nie przegapi膰 nawet momentu tego dziwnego przedstawienia, rozgrywaj膮cego si臋 w dole. Kobieta by艂a taka pi臋kna, niemal pi臋kniejsza ni偶 marmurowy pos膮g w 艣wi膮tyni. Ona sama by艂a bogini膮! Selina z westchnieniem obserwowa艂a, jak Afrodyta na powr贸t znika w nurtach jedwabnych fal, a ch艂opcy w rybich kostiumach zanurkowali za ni膮 w jedwab. Z sali zn贸w rozleg艂y si臋 oklaski i rytmiczne postukiwanie 艂y偶kami o srebrne brzegi kielich贸w. Potem po raz kolejny wystrzelono gwia藕dzist膮 rac臋 i widzowie j臋kn臋li jednog艂o艣nie, gdy w ten spos贸b skierowano ich uwag臋 na jedne ze schod贸w pomi臋dzy marmurowymi 艂awkami. Trzy kobiety o po艂yskliwych jasnych w艂osach schodzi艂y w d贸艂. Wszystkie identycznie ubrane w takie same bia艂e stroje, ods艂aniaj膮ce piersi. Na nogach wok贸艂 kostek mia艂y pobrz臋kuj膮ce ozdoby, a ich ruchy, gdy zmierza艂y ku scenie, by艂y w niezwyk艂y spos贸b zgrane. Ta艅czy艂y, a ich stopy wygrywa艂y melodi臋. Selina mruga艂a, jakby nie mog膮c uwierzy膰 w艂asnym oczom. Widzia艂a te trzy postacie, lecz nie mog艂a poj膮膰, jak to mo偶liwe, by trzy kobiety by艂y do tego stopnia do siebie podobne. To z ca艂膮 pewno艣ci膮 siostry. Owszem, s艂ysza艂a o przypadkach, gdy troje dzieci jednocze艣nie przychodzi艂o na 艣wiat, lecz nigdy nie widzia艂a na w艂asne oczy takiego cudu. Tancerki by艂y niczym wyszukane klejnoty, cho膰 ich uroda jasno dowodzi艂a, 偶e pochodz膮 z barbarzy艅skich krain na P贸艂nocy. By艂y wysokie i szczup艂e, a stopy mia艂y smuk艂e i delikatne niczym p艂atki lilii. M臋偶czy藕ni w milczeniu obserwowali taniec. Kiedy trzy siostry zacz臋艂y si臋 rozbiera膰 i obdarza膰 nawzajem swoje cia艂a lekkimi poca艂unkami i delikatnymi pieszczotami, Selina zauwa偶y艂a, 偶e wielu widz贸w z ogromnym trudem zachowuje spok贸j. Sama czu艂a, 偶e gor膮co panuj膮ce w ma艂ej lo偶y utrudnia oddychanie. Jedno szybkie spojrzenie, pos艂ane w stron臋 innych dziewcz膮t, potwierdzi艂o jej uczucia. Wszystkie mia艂y b艂yszcz膮ce od potu czo艂a i spocone palce, zaplecione tak samo jak Selina. Prze艂kn臋艂a 艣lin臋 i zn贸w skierowa艂a wzrok na scen臋. A tam wst膮pi艂a na ni膮 czarna kobieta i, stoj膮c na szczycie kolumny wysoko艣ci kilku ludzi, zacz臋艂a deklamowa膰 wojenny wiersz. Podczas gdy z jej ust sp艂ywa艂y obrazy krwi i okrutnej 艣mierci, malowane wyra藕n膮 grek膮, wok贸艂 jej cia艂a zacz膮艂 si臋 wi膰 t艂usty wielki w膮偶. Selina zadr偶a艂a, gdy opl贸t艂 si臋 wok贸艂 szyi kobiety, by potem mi臋kko pope艂zn膮膰 po plecach i wysun膮膰 do przodu mi臋dzy jej udami ma艂膮 g艂ow臋. Teraz przemieszcza艂 si臋 w g贸r臋 brzucha wyst臋puj膮cej, wi艂 si臋 mi臋dzy pe艂nymi piersiami, wysuwaj膮c rozdwojony j臋zyk tu偶 przy jej uchu. Kr贸tkie kr臋cone w艂osy kobiety ozdobione by艂y olbrzymimi zielonymi pi贸rami, a w膮偶 pe艂zn膮cy po jej czarnym ciele zostawia艂 po sobie wilgotn膮 po艂yskliw膮 smug臋. M臋偶czy藕ni w dole j臋kn臋li, gdy gad zn贸w zacz膮艂 su- n膮膰 w d贸艂 cia艂a kobiety ku ma艂ej bia艂ej muszelce, b臋d膮cej jedyn膮 os艂on膮, jak膮 mia艂a. Teraz wi臋kszo艣膰 lamp zas艂oni臋to czarnymi przes艂onami i w s艂abym 艣wietle ledwie da艂o si臋 dostrzec owo niemo偶liwe, co rozgrywa艂o si臋 mi臋dzy udami kobiety. - Pi臋kne przedstawienie, nieprawda偶? Le偶a艂 wyci膮gni臋ty przed Selin膮, umieszczon膮 na poduszkach u jego st贸p, na miejscu niewolnicy. Pozna艂a ju偶 imi臋 tego cz艂owieka. Inne kobiety nazywa艂y go Priap, lecz ona pr臋dko zrozumia艂a, 偶e jest to przezwisko, w kt贸rym kryje si臋 co najmniej lekcewa偶enie. On w ko艅cu przedstawi艂 jej si臋 jako Khebryn. Tragarz. Selina widzia艂a, 偶e jest rozbawiony. Oczy rozb艂ys艂y mu odrobin臋 od wina i jedzenia, chocia偶 ch艂odne nocne wiatry owiewa艂y ogr贸d, przynosz膮c ze sob膮 od艣wie偶aj膮ce aromaty any偶ku i mi臋ty od fontanny przy wej艣ciu. M臋偶czy藕ni, wci膮偶 wyra藕nie oszo艂omieni po przedstawieniu, zostali umieszczeni na le偶膮co na spos贸b rzymski wok贸艂 niskich sto艂贸w nakrytych jedzeniem. A kobiety, kt贸re pokazywa艂y swe umiej臋tno艣ci na scenie, przechadza艂y si臋 w艣r贸d nich, proponuj膮c wino i kusz膮c tajemniczymi u艣mieszkami. - Rozumiesz ju偶, czego si臋 od ciebie oczekuje? Selina pokr臋ci艂a g艂ow膮. Wci膮偶 czu艂a owo t臋pe sw臋dzenie w ciele i by艂a na po艂y zirytowana, na po艂y ucieszona tym, jak wielki podziw wzbudzi艂o w niej owo niesamowite przedstawienie. Cia艂o dr偶a艂o, Selina przy艂apa艂a si臋 na tym, 偶e przypatruje si臋 obecnym w teatrze m臋偶czyznom z pytaniem, czy kt贸ry艣 z nich jest dostatecznie pi臋kny, by nada膰 si臋 do spe艂nienia jej fantazji. Zn贸w kiwn臋艂a g艂ow膮. - Nie umiem ta艅czy膰, nie umiem te偶 gra膰 ani 艣piewa膰, ani deklamowa膰 wierszy. D艂ugo si臋 jej przygl膮da艂. - Na pewno to potrafisz. - Pochyli艂 si臋 bli偶ej. - Bo je艣li nie, to u偶yjemy ci臋 do scen ze skorpionami albo tygrysami! Popatrzy艂a na niego przera偶ona. Ze wszystkich nieprawdopodobnych obraz贸w przedstawianych na scenie najgorszy by艂 ten z kobiet膮 ze skorpionami. Na z艂oconym 艂o偶u wniesiono wielk膮, t艂ust膮 kobiet臋, a na niej, wok贸艂 niej, mi臋dzy ci臋偶kimi piersiami, po szerokich biodrach pe艂za艂o i wi艂o si臋 rozmaite robactwo. Kobieta podnosi艂a wielkimi d艂o艅mi skorpiony wszelkich mo偶liwych ma艣ci i rozmiar贸w i umieszcza艂a jako ozdoby w bujnych czarnych w艂osach. Na koniec, gdy b臋bny przyspieszy艂y rytm, setki pe艂zn膮cych odn贸偶y wydawa艂y si臋 dra偶ni膰 j膮 do ostateczno艣ci. Kobieta rozsun臋艂a nogi, a przez publiczno艣膰 przeszed艂 wyra藕ny dreszcz. Z r贸偶owego otworu wysun臋艂o si臋 co艣 czarnego, dziwnego. Skorpion, wi臋kszy ni偶 ktokolwiek m贸g艂 sobie wyobrazi膰. Selina nie wierzy艂a w艂asnym oczom, ta scena by艂a zbyt straszna. Ale z rz臋d贸w 艂awek zn贸w rozleg艂y si臋 oklaski, a kobieta u艣miechn臋艂a si臋 szeroko, podnosz膮c wysoko w g贸r臋 czarny stylizowany przedmiot. Najprawdopodobniej wyrze藕biony z hebanu. - Stare zwoje pe艂ne s膮 podobnych scen - powiedzia艂 Khebryn. - Ujrza艂a艣 przedstawienie trzecich narodzin boga, kiedy to zst膮pi艂 na ziemi臋 pod postaci膮 skorpiona. Istnieje jednak niesko艅czenie wiele jej wariant贸w, interesuj膮cych historii, kt贸re dotychczas widziano jedynie na malowid艂ach i reliefach... Selina nie potrafi艂a nic na to odpowiedzie膰. Khebryn poda艂 jej troch臋 wody. - Ale co... co si臋 teraz stanie z tymi kobietami? Spojrza艂a w stron臋 rozochoconych go艣ci. Khebryn wzruszy艂 ramionami. - Po jedzeniu niekt贸re z towarzyszek wyjd膮 st膮d i b臋d膮 czeka膰 na ewentualnych zalotnik贸w, ale to musi najpierw zosta膰 ustalone z moimi stra偶nikami. - Oczywi艣cie. A ile za to p艂ac膮? Mrugn膮艂 szybko, najwyra藕niej nie spodziewa艂 si臋 takiego pytania. W ko艅cu jednak u艣miechn膮艂 si臋 i wymieni艂 sum臋 w rzymskiej monecie. Selinie zakr臋ci艂o si臋 w g艂owie. Za jedn膮 noc tyle, ile wio艣larz m贸g艂 zarobi膰 podczas p贸艂rocznej s艂u偶by! Khebryn nie spuszcza艂 z niej oczu. - Po roku kobieta mo偶e zacz膮膰 przyjmowa膰 podarunki. W贸wczas uwa偶amy, 偶e sp艂aci艂a swoje wykszta艂cenie. Oczywi艣cie uzale偶nione to jest od jej zdolno艣ci, no i roztropno艣ci. Selina zaczyna艂a rozumie膰. Khebryn mrugn膮艂 do niej 偶artobliwie. - Za dziesi臋膰 b膮d藕 dwadzie艣cia lat staniesz si臋 woln膮 bogat膮 kobiet膮, je艣li oczywi艣cie umiej臋tnie b臋dziesz zarz膮dza艂a swoimi talentami. Chyba jest to cel godny wyczekiwania? Spu艣ci艂a wzrok, mia艂a ochot臋 si臋 rozp艂aka膰. Wiedzia艂a jednak, 偶e nie pozostawiono jej absolutnie 偶adnego wyboru. Musi zbudowa膰 wok贸艂 siebie solidn膮 skorup臋, i to jak najpr臋dzej, i niczym 偶贸艂w broni膰 swego mi臋kkiego wn臋trza, a g艂ow臋 wysuwa膰 jedynie wtedy, gdy b臋dzie zupe艂nie, najzupe艂niej bezpieczna. A teraz wcale tak nie by艂o. Khebryn bowiem si臋gn膮艂 r臋k膮 do jej lewej piersi i zacisn膮艂 na niej palce. Drzwi do pokoju Seliny przestano ju偶 zamyka膰. Mog艂a wchodzi膰 i wychodzi膰 ze swego pokoju tak jak chcia艂a. Wkr贸tce zaznajomi艂a si臋 z wewn臋trznymi pomieszczeniami i ma艂ymi ogr贸dkami. Ten dom by艂 zaskakuj膮co du偶y, zbudowany z taras贸w niczym niezwyk艂y labirynt. M膮ci艂o jej si臋 w g艂owie od identycznych korytarzy, schod贸w i drzwi. Ale milcz膮cy stra偶nicy zatrzymywali j膮 natychmiast, gdy tylko zapu艣ci艂a si臋 za daleko od obszaru, w kt贸rym, jak zrozumia艂a, mie艣ci艂y si臋 kwatery nowo przyby艂ych kobiet. Kazano jej naucza膰 niekt贸re z nich greki, a gdy zorientowano si臋, 偶e umie troch臋 gra膰 na kitarze, mia艂a mo偶liwo艣膰 doskonali膰 t臋 sztuk臋, korzystaj膮c z pomocy starszej siwow艂osej kobiety, kt贸ra przychodzi艂a do ogrodu ka偶dego popo艂udnia. Selina poznawa艂a coraz wi臋cej egipskich pie艣ni, kt贸re kobiety cz臋sto 艣piewa艂y. A co drugi wiecz贸r posy艂a艂 po ni膮 Khebryn. Bez pucharu nie zdo艂a艂aby zasn膮膰. Selina by艂a o tym przekonana, kiedy pierwsze miesi膮ce jej 鈥瀢ykszta艂cenia" dobiega艂y ko艅ca. Ju偶 po pierwszej nocy sp臋dzonej w towarzystwie Khebryna wr贸ci艂a do swego ma艂ego pokoiku z rozpalonymi policzkami, spocona i kompletnie zdezorientowana. Ze wstydem 偶r膮cym serce niczym kwas uchwyci艂a si臋 pucharu i zacz臋艂a szepta膰 imi臋 matki. Wkr贸tce te偶 poczu艂a przyjemny spok贸j, nap艂ywaj膮cy w 偶y艂y niczym ch艂odny balsam. A m臋偶czyzna o b艂yszcz膮cych oczach zn贸w si臋 jej ukaza艂. Jego smutek by艂 tym razem odrobin臋 g艂臋bszy, ale przemawia艂 do niej we 艣nie, niewidzialnymi d艂o艅mi g艂adzi艂 zm臋czone cia艂o i ofiarowa艂 co艣 na kszta艂t przebaczenia. Drugiego wieczoru Khebryn przyszed艂 po ni膮 osobi艣cie. Tak jak ostatnio ubrany by艂 tylko w rzymski, przypominaj膮cy tog臋 str贸j. Selina dostrzeg艂a mroczne cienie pod lu藕nymi fa艂dami materia艂u i poczu艂a, 偶e kolana jej dr偶膮, gdy sz艂a za nim do jednej z wielu ma艂ych prywatnych oaz pod rozgwie偶d偶onym niebem. Tak jak poprzednio ustawi艂 na stole rzadkie frykasy. A wino kusz膮ce w srebrnych pucharach by艂o s艂odkie, tak jak i minionego wieczoru. Selina zacisn臋艂a szcz臋ki z postanowieniem, 偶e tej nocy wypije wi臋cej. By膰 mo偶e wino zdo艂a zatopi膰 strach i z艂agodzi膰 ten niezwyk艂y b贸l, kt贸ry odczuwa艂a za spraw膮 Khebryna. U艣miechn膮艂 si臋 szeroko, gdy si臋 wyprostowa艂a. Wo艂a艂a je艣膰 na siedz膮co. - A wi臋c ciebie r贸wnie偶 nie poci膮ga rzymski spos贸b ucztowania? - O, nie, dzi臋kuj臋. Nie wydaje mi si臋, aby jakiemukolwiek cia艂u dobrze zrobi艂o trawienie w takiej pozycji. Khebryn, 艣miej膮c si臋, poda艂 jej umaczany w sosie kawa艂ek chleba. Selina zjad艂a, odkrywaj膮c, 偶e sos zawiera w sobie smaki, jakich nigdy wcze艣niej nie mia艂a okazji poczu膰. - Mo偶na m贸wi膰 o Rzymianach, co si臋 tylko chce, lecz ich fantazja w przygotowywaniu jedzenia nie ma sobie r贸wnych. Jad艂a艣 ju偶 kiedy艣 pawia gotowanego w winie Z rodzynkami i p艂atkami r贸偶? Selina nie zdo艂a艂a powstrzyma膰 si臋 od u艣miechu. - Nie, ale te偶 nigdy za tym nie t臋skni艂am. Khebryn wychyli艂 si臋 w prz贸d, oczy mu b艂yszcza艂y. Wiedzia艂a ju偶 teraz, od czego p艂onie w nich ogie艅. - To dziwne, nieprawda偶? Nie mo偶na t臋skni膰 za czym艣, czego si臋 nigdy nie mia艂o. Pod tym wzgl臋dem bogowie nas pob艂ogos艂awili. Lecz kiedy ju偶 spr贸bowa艂o si臋 czego艣... naprawd臋... niezwyk艂ego... Selina kiwn臋艂a g艂ow膮. - Gdy ju偶 si臋 jad艂o pawia w rodzynkowo-r贸偶anym sosie, to dawna polewka z ry偶u nie smakuje ju偶 tak samo? Khebryn przytakn膮艂 niemal z dum膮. - W艂a艣nie. Taka w艂a艣nie jest moja filozofia, Se艂ino. Nigdy nie cieszy膰 si臋 czym艣, o czym si臋 wie, 偶e by膰 mo偶e ju偶 nigdy si臋 tego nie dostanie. Selina spu艣ci艂a wzrok. Poczu艂a, jak rumieniec wype艂za jej na twarz. Dlaczego tak si臋 zawstydzi艂a? Przecie偶 nic z tego, do czego j膮 zmusza艂, nie dzia艂o si臋 z jej woli. By艂a wszak niewolnic膮 w jego r臋kach, lalk膮, aktork膮 nosz膮c膮 wybran膮 przez niego mask臋. Mo偶e to wcale nie wstyd. Wstyd wszak odczuwa艂a ju偶 wcze艣niej. Mo偶e to zupe艂nie co艣 innego? Khebryn delikatnie oderwa艂 winogrono z szypu艂ki i uwa偶nie mu si臋 przygl膮da艂. By艂o du偶e, czerwonawe, mia艂o b艂yszcz膮c膮 sk贸rk臋, kt贸ra, jak si臋 wydawa艂o, mog艂a w ka偶dej chwili p臋kn膮膰. Sok z jednego tylko tego owocu starczy艂by na zwil偶enie sporego kawa艂ka chleba. - To winogrono, Selino... Czy艣 o tym kiedykolwiek my艣la艂a? To si艂a s艂o艅ca i wiatru stwarza jego s艂odycz. Wyrasta na pr臋偶ne i du偶e, a kiedy艣 ca艂a ta winoro艣l by艂a jedynie nasionkiem, takim jak jedno z tych. Nadgryz艂 owoc, sok pop艂yn膮艂 mu po brodzie. Popatrzy艂a na niego, wspomnienia minionego wieczoru zadr偶a艂y w niej niczym potr膮cona struna. - Ziemia - powiedzia艂a, czuj膮c, 偶e g艂os brzmi troch臋 ochryple. - To za spraw膮 p艂odnej ziemi... Khebryn u艣miechn膮艂 si臋 lekko. Przysun膮艂 si臋 bli偶ej niej na 艂awie i, wci膮偶 trzymaj膮c winogrono mi臋dzy wargami, zacz膮艂 g艂adzi膰 jej piersi przez materia艂 szaty. Selina, napinaj膮c mi臋艣nie ud i 艂ydek, zdo艂a艂a usiedzie膰 spokojnie. - Nie rumie艅 si臋, Selino. Wiem, 偶e wychowano ci臋 na dumn膮 greck膮 dziewic臋, ale nikt chyba ci nie wmawia艂, 偶e cielesnych uciech nale偶y si臋 wstydzi膰? Nie jeste艣, mam nadziej臋, taka jak nieszcz臋艣ni czciciele Mitry, kt贸rzy nie potrafi膮 radowa膰 si臋 tym darem od bog贸w. Selina czu艂a leciutki dotyk jego palc贸w na piersi, sutka wypr臋偶y艂a si臋, nabrzmia艂a, chcia艂a jeszcze. - Nie... ja... U艣miechn膮艂 si臋. - Rozumiem, moja droga. Cierpisz z powodu tego, 偶e jeste艣 moim wi臋藕niem. Traktujesz mnie jak z艂oczy艅c臋, jak barbarzy艅c臋, kt贸ry chce zha艅bi膰 woln膮 kobiet臋. Selina dumnie zadar艂a brod臋. - Tak, bo tak w艂a艣nie jest. Khebryn kiwn膮艂 g艂ow膮. - A wi臋c gdybym by艂 twoim kochankiem, kim艣, kogo sama wybra艂a艣... to nie siedzia艂aby艣 ze 艣ci艣ni臋tymi kolanami? Jego 艣ciszony, lecz mimo wszystko weso艂y g艂os troch臋 j膮 uspokoi艂. Minionej nocy zrobi艂 r贸wnie偶 mn贸stwo nieprzyzwoitych rzeczy, ale to, czego obawia艂a si臋 najbardziej, nie nast膮pi艂o. Wci膮偶 jeszcze zachowa艂a cze艣膰. Nie sta艂a si臋 jego niewolnic膮 w pe艂ni. Selina opr贸偶ni艂a puchar i poprosi艂a, by jeszcze jej dola艂. - Dlaczego to robisz? - spyta艂a dr偶膮cym g艂osem. Khebryn popatrzy艂 na ni膮 z powag膮. - Dlatego, 偶e jeste艣 niezwyk艂膮 kobiet膮. Dlatego, 偶e wyj膮tkowo mog臋 zarazem s艂u偶y膰 i czerpa膰 z tego przyjemno艣膰. Staniesz si臋 l艣ni膮cym szlachetnym kamieniem, najwspanialsz膮 ozdob膮 tego domu. Nic mniej, droga Selino... A ja b臋d臋 tym, kt贸ry ci臋 wyszlifuje i wypoleruje, na koniec za艣 dobierze dla ciebie odpowiedni膮 opraw臋. - Nie jestem klejnotem - mrukn臋艂a, ciesz膮c si臋 w duchu, 偶e wino tak szybko dzia艂a. Khebryn mocno przycisn膮艂 r臋k臋 do jej ramienia i zmusi艂, by opar艂a si臋 na poduszkach. Wok贸艂 nich pl膮tanina zielonych li艣ci tworzy艂a wonne 艣ciany, eukaliptus rosn膮cy przy studni s艂a艂 a偶 tutaj swoj膮 leciutk膮 艣wie偶o艣膰. Zaczerpn臋艂a jej g艂臋boko w p艂uca. Khebryn, m贸wi膮c, nie przestawa艂 pie艣ci膰 jej piersi. Wreszcie Selina przywyk艂a ju偶 do tego s艂odkiego podniecaj膮cego uczucia, udawa艂o jej si臋 koncentrowa膰 na s艂owach, cho膰 jednocze艣nie mi臋kkie palce nie przestawa艂y jej dra偶ni膰. - C贸偶, by膰 mo偶e rzeczywi艣cie nie jeste艣 klejnotem - rzek艂 powoli. - Jeste艣 bowiem czym艣 wi臋cej, jeste艣... bogini膮. A pewnego dnia b臋dziesz w艂ada膰 wielkimi kr贸lestwami, tajemnymi kr贸lestwami... J臋kn臋艂a cicho, kiedy rozchyli艂 jej tunik臋, ods艂aniaj膮c napr臋偶one ju偶 piersi, by musn臋艂o je ch艂odne nocne powietrze. - Kr贸lestwami, za kt贸re m臋偶czy藕ni ch臋tni s膮 odda膰 偶ycie, byle tylko mogli si臋 do nich uda膰. By艂 zr臋czny. Jej my艣li, cho膰 oszo艂omione winem, zdo艂a艂y jednak wychwyci膰 kilka ch艂odnych fakt贸w. Na pewno przekonywa艂 ju偶 wiele kobiet. By膰 mo偶e to w艂a艣nie on wyucza艂 wi臋kszo艣膰 tych 鈥瀊ogi艅", stanowi膮cych bogactwo tego domu. By膰 mo偶e wszystkie. Mo偶e by艂 kim艣 na kszta艂t Pana b膮d藕 Erosa, kt贸rego zes艂a艂y tu boginie z Olimpu, by pob艂ogos艂awi膰 swe 艣miertelne siostry. Khebryn mia艂 magiczne d艂onie, innego wyja艣nienia nie znalaz艂a. Bo nawet teraz, kiedy od d艂u偶szej chwili muska艂 jej wargi i piersi, Selina czu艂a, 偶e zapach jej cia艂a si臋 zmieni艂, a z nasady w艂os贸w, spod pach i 艂ona p艂ynie pot. Czu艂a, jak jej w艂asny zapach bije od niej i miesza si臋 z miodow膮 woni膮 jego oddechu i ze 艣wie偶o艣ci膮 eukaliptusa. - Masz siostr臋, Selino? Pytanie pad艂o tak niespodziewanie, 偶e Selina ca艂a drgn臋艂a. - Nie... mam brata. Tak s膮dz臋, je艣li i on nie jest ju偶 martwy. Sp艂yn膮艂 na ni膮 gwa艂towny ch艂贸d, w oczach stan膮艂 b艂ysk sztyletu Maximiliana, wspomnienie tamtej strasznej nocy na werandzie. Khebryn zauwa偶y艂, 偶e jej sk贸ra si臋 wyg艂adzi艂a, a cia艂o jakby wymkn臋艂o z jego pieszcz膮cych d艂oni. - Ciii - szepn膮艂, ca艂uj膮c j膮 prosto w usta. Selina poczu艂a smak jego warg, szukaj膮cych k膮cika ust, smak owoc贸w i zielonych fasolek, kt贸re tak lubi艂 偶u膰. Lekcj臋, kt贸rej udzieli艂 jej poprzedniego wieczora, wci膮偶 jeszcze mia艂a 艣wie偶o w pami臋ci. Dlatego le偶a艂a nieruchomo, p贸艂siedz膮c, i bez protest贸w pozwoli艂a, by kontynuowa艂. Gdyby powiedzia艂a 鈥瀗ie" albo wzdrygn臋艂a si臋 ze wstr臋tem, natychmiast by przesta艂. Selina pami臋ta艂a tamto straszne prze偶ycie z Maximilianem i wiedzia艂a, 偶e chocia偶 ten m臋偶czyzna ma w sobie tyle samo z potwora, to jednak regu艂y gry, kt贸ra obowi膮zywa艂a w tym miejscu, by艂y zupe艂nie inne. On nie chcia艂 jej posi膮艣膰. Nie zamierza艂 jej zwyci臋偶a膰. Le偶a艂 tylko, delikatnie przyciskaj膮c te swoje niesamowite d艂onie do bramy prowadz膮cej do jej wn臋trza. B臋dzie puka艂 ma艂ymi delikatnymi pieszczotami, dop贸ki sama go tam nie wpu艣ci. Selina u艣miechn臋艂a si臋 i przymkn臋艂a oczy. By膰 mo偶e wydawa艂o mu si臋, 偶e oczarowa艂 niewinn膮 dziewic臋, by膰 mo偶e przypisywa艂 sobie zas艂ug臋, 偶e jest tym, kt贸ry obudzi艂 w niej t臋sknot臋. Ale si臋 myli艂. By艂 jednak pi臋kny i przyjemnie pachnia艂. M贸g艂 jej si臋 trafi膰 znacznie gorszy towarzysz tej podr贸偶y. Pozosta艂e kobiety, zgromadzone wok贸艂 wielkiego sto艂u, z zaciekawieniem zerka艂y na nowo przyby艂膮. Selina znalaz艂a dla siebie miejsce na samym ko艅cu, teraz pr贸bowa艂a siedzie膰 z podniesion膮 g艂ow膮, jednocze艣nie za艣 u艣miecha膰 si臋 nie bez pokory. Z twarzy czarnow艂osej kobiety na przeciwleg艂ym kra艅cu czyta艂a, 偶e ta spo艂eczno艣膰 jest starannie podzielona na klasy. Owszem, wszystkie one by艂y wi臋藕niarkami czy te偶 niewolnicami, lecz mimo to mia艂y w pewnym sensie p贸艂 Aleksandrii u swych wyperfumowanych st贸p. By艂y tu kochanki wielkich wojownik贸w, potajemne 偶ony pot臋偶nych kap艂an贸w, z ca艂膮 pewno艣ci膮 siedzia艂y tu kobiety znaj膮ce tajemnice najwy偶ej postawionych Rzymian, op艂acane za ich us艂ugi zar贸wno w艂adz膮, jak i z艂otem. Powoli zaczyna艂o do niej dociera膰, 偶e Khebryn jej nie ok艂ama艂. Wi臋kszo艣膰 z obecnych tu kobiet wcale nie przebywa艂a w niewoli, one pracowa艂y, pozwalaj膮c jednocze艣nie wysoko postawionym m臋偶czyznom czci膰 si臋 i wielbi膰. Poci膮gaj膮c za niewidzialne sznurki, kierowa艂y 偶yciem nie tylko w obr臋bie wysokich mur贸w wok贸艂 鈥濿yspy". Mia艂y wp艂yw na decyzje zapadaj膮ce w gabinecie rzymskiego magistrata, a by膰 mo偶e nawet jeszcze wy偶ej. Nie odezwa艂a si臋, dop贸ki si臋 do niej nie zwr贸cono. Przez wiele tygodni stara艂a si臋 utworzy膰 sobie jaki艣 obraz Leili, tej delikatnej, kruchej kobiety, siedz膮cej u przeciwleg艂ego kra艅ca sto艂u, kt贸rej jedno szybkie spojrzenie wystarcza艂o, by wszystkie inne umilk艂y. Jej niesamowite w艂osy si臋ga艂y a偶 do ziemi, gdy rozpuszcza艂a je przed k膮piel膮 lub gdy tak jak teraz siedzia艂a na wysokim krze艣le, susz膮c je na ciep艂ym popo艂udniowym wietrze. Podczas cotygodniowych wyst臋p贸w odgrywa艂a bogini臋 Her臋, ca艂e jej cia艂o pokryte by艂o wtedy pudrem, a sk贸ra w s艂abym 艣wietle sceny zdawa艂a si臋 l艣ni膰 niebieskawym blaskiem. Wszystkie kobiety uczy艂y si臋 greki i 艂aciny, ponadto wi臋kszo艣膰 z nich m贸wi艂a po egipsku, ale w tym domu mieszka艂y przybyszki z rozmaitych zak膮tk贸w 艣wiata, niewolnice przywiezione przez rzymskich okupant贸w albo tureckich kupc贸w, wiele by艂o tu Greczynek tak jak Selina, musia艂a jednak przyzna膰, 偶e najpi臋kniejsze pochodzi艂y z kraj贸w na P贸艂nocy, wysokie, jasnow艂ose niewiasty, obdarzone ch艂odnym dostoje艅stwem, jakie rzadko zdarza艂o jej si臋 widywa膰 na rynkach i w 艣wi膮tyniach na rodzinnej wyspie. Leila przydziela艂a wszystkim drobne zadania albo zleca艂a wykonywanie osobistych us艂ug. W ten spos贸b podkre艣la艂a swoj膮 w艂adz臋. Selina przez pewien czas zastanawia艂a si臋, sk膮d bierze si臋 ta w艂adza. Pewnego razu jednak pods艂ucha艂a cichy szept i wszystko w jednej chwili sta艂o si臋 ja艣niejsze. Leila by艂a kochank膮 Khebryna, a w ka偶dym razie jego faworyt膮. O dziwo, Selina, s艂ysz膮c to, poczu艂a drobne uk艂ucie w sercu, rozumia艂a jednak tak偶e, 偶e wobec tego bardziej ni偶 kiedykolwiek wa偶ne by艂o trzymanie si臋 na dostojny dystans. Nie mija艂 bowiem w艂a艣ciwie wiecz贸r, by Khebryn po ni膮 nie posy艂a艂. A prowadzone przez nich rozmowy za ka偶dym razem nabiera艂y coraz wi臋kszej swobody, stawali si臋 bardziej r贸wni sobie i bardziej sob膮 zainteresowani. Poprzedniego wieczoru poprosi艂, by rozebra艂a si臋 do naga, a ona zgodzi艂a si臋 na to bez najmniejszych opor贸w, nie czuj膮c wstydu. Wi臋cej jej wtedy nie dotkn膮艂. Pozwoli艂 tylko, by sta艂a, dr偶膮c, w nocnym ch艂odzie, sam z艂o偶y艂 r臋ce na kolanach, a jego szata zdradza艂a narastaj膮ce po偶膮danie. W艂o偶y艂 sobie potem s艂odki orzech do ust i poprosi艂, by sama pog艂adzi艂a mi臋kk膮 sk贸r臋. Wyla艂 jej na r臋ce perfumowany olej, kt贸rym mia艂a natrze膰 ca艂e swoje cia艂o. Gdy dotar艂a do wn臋trza ud, oddech jakby uwi膮z艂 jej w gardle, a olejek wydawa艂 si臋 niemal parz膮cy. Ale on tylko si臋 u艣miecha艂 i mocno przytrzymywa艂 wzrokiem, podczas gdy ona delikatnie namaszcza艂a sobie nabrzmia艂e wargi, mi臋kkie wn臋trze ma艂偶a, a na koniec szorstk膮 sk贸r臋 w szczelinie ko艅cz膮cej si臋 przy dw贸ch wypalonych pi臋tnach. Zdmuchn膮艂 wtedy lamp臋 i podzi臋kowa艂 za jeszcze jeden interesuj膮cy wiecz贸r. Selina le偶a艂a potem rozpalona pod ch艂odnymi prze艣cierad艂ami a偶 do chwili, gdy s艂o艅ce zn贸w poca艂owa艂o j膮 przez okno. To by艂a gra w艂adzy. On by艂 przebieg艂y. Podejrzewa艂a go przy tym o niezmierzone pok艂ady samoopanowania. Nie bez przyjemno艣ci Selina stwierdzi艂a, 偶e musi przej膮膰 kontrol臋 nad t膮 w艂adz膮, nim uda mu si臋 zaprowadzi膰 j膮 tak daleko, 偶e wprost rozgorzeje i poch艂on膮 j膮 w艂asne p艂omienie. Popo艂udniami, po lekcjach ta艅ca i gry na flecie, wiele kobiet odpoczywa艂o w cieniu pod wielkim drzewem oliwnym przy wewn臋trznej studni kuchennej. Tu, mi臋dzy bujnie rosn膮cymi rz膮dkami kapusty i spl膮tanego groszku, mog艂y drzema膰 na niskich le偶akach albo rozci膮gni臋te na kocach. Selina odkry艂a, 偶e wiele z przebywaj膮cych tu kobiet zna si臋 nawzajem od lat. By艂y jak siostry i zdawa艂y si臋 pogodzone z losem, wr臋cz szcz臋艣liwe. Ona sama przyby艂a na 鈥濿ysp臋" jako ostatnia i w zwi膮zku z tym w艂a艣nie j膮 posy艂ano po ch艂odny sok brzoskwiniowy, zapomnian膮 ig艂臋 albo miseczk臋 do p艂ukania palc贸w. Nie wyczuwa艂a ze strony tych kobiet 偶adnej wrogo艣ci ani te偶 tak naprawd臋 ch臋ci upokorzenia jej. Przynosi艂a rzeczy, o kt贸re j膮 prosi艂y, spe艂nia艂a te偶 inne drobne pos艂ugi. Przypuszcza艂a, 偶e taki panuje tu obyczaj, kt贸rego nowicj uszka nie mo偶e bezkarnie z艂ama膰. Jej cierpliwo艣膰 pr臋dko zosta艂a nagrodzona. Pewnego popo艂udnia Leila przywo艂a艂a j膮 do ma艂ego kr臋gu, kt贸ry skupia艂 si臋 wok贸艂 niej, i poprosi艂a, by Selina u艂o偶y艂a jej w艂osy. - Greczynki tak pi臋knie uk艂adaj膮 fryzury - powiedzia艂a z u艣miechem. Selina dr偶a艂a nieco, gdy rozpuszcza艂a ci臋偶ki w臋ze艂, wielko艣ci膮 dor贸wnuj膮cy g艂owie Leili. W艂osy by艂y namaszczone olejkami, l艣ni膮ce i pachn膮ce lawend膮. Selina czym pr臋dzej roz艂o偶y艂a tunik臋 na trawie, by si臋 przypadkiem nie zakurzy艂y. Sp艂ywa艂y z g艂owy Leili na podobie艅stwo czarnej rzeki, wprost na jej kolana. Nie bardzo wiedzia艂a, od czego zacz膮膰. Kobiety nie przerywa艂y rozmowy, a Selina splata艂a cieniutkie warkoczyki, poczynaj膮c od skroni Leili, by potem zwin膮膰 je w rozetki i umocowa膰 ma艂ymi b艂yszcz膮cymi szpilkami. - Podobno Rzymianie naciskaj膮... - Ale nasz pan potrafi zatrzyma膰 ca艂y legion... - Pomy艣lcie tylko, co b臋dzie, je艣li do tego dojdzie... - Nie, na bog贸w! Oni wszak nie maj膮 偶adnej w艂adzy nad wolnymi obywatelami! Selina przys艂uchiwa艂a si臋 z wielk膮 uwag膮. Czy偶by one rozmawia艂y o tym domu? Czy偶by Rzymianie zagra偶ali r贸wnie偶 tej tajemnej twierdzy? Wtr膮ci艂a si臋 Leila: - S膮dz臋, 偶e Khebryn i jego panowie dobrze wiedz膮, jak si臋 strzec. Uwa偶am, dziewcz臋ta, 偶e my mo偶emy by膰 spokojne. Pozosta艂e czym pr臋dzej zapewni艂y j膮, 偶e u Khebryna czuj膮 si臋 ca艂kowicie bezpieczne, 偶e wcale nie o to chodzi, ale pog艂oski kr膮偶y艂y. Same s艂ysza艂y to z ust pijanych rzymskich oficer贸w... Podobno cesarz zainteresowa艂 si臋 tym przybytkiem. Leila pochyli艂a si臋 w prz贸d tak pr臋dkim ruchem, 偶e Selinie wypad艂 z r臋ki jeden z warkoczyk贸w. W czasie gdy Leila popija艂a wod臋, Selina rozczesywa艂a reszt臋 jej w艂os贸w palcami. Serce uderza艂o jej rytmicznie i zdecydowanie. Leila odgi臋艂a si臋 z powrotem do oparcia krzes艂a i westchn臋艂a: - Musimy mie膰 oczy otwarte, zw艂aszcza w towarzystwie rzymskich go艣ci. Niekt贸re pokiwa艂y g艂owami. Czarna kobieta nazywana Batszeba u艣miechn臋艂a si臋 szeroko. - Nie wydaje mi si臋, aby wiele mog艂o si臋 przed nami ukry膰. Kobiety zachichota艂y. Palce Seliny pracowa艂y pr臋dko. Wkr贸tce w艂osy Leili przeobrazi艂y si臋 w kr贸lewsk膮 koron臋, sk艂adaj膮c膮 si臋 z drobnych, misternie u艂o偶onych rozetek, posplatanych ze sob膮 mi臋dzy po艂yskuj膮cymi grubymi warkoczami. U艂amawszy ga艂膮zk臋 mimozy i umocowawszy j膮 nad uchem Leili, opu艣ci艂a r臋ce na kolana. - Ach, jak 艣licznie! Leilo, nigdy jeszcze nie wygl膮da艂a艣 pi臋kniej! Leila odwr贸ci艂a si臋 do Seliny i u艣miechn臋艂a lekko. - Dzi臋kuj臋 ci, Selino. Wiedzia艂am, 偶e jeste艣 zdolna. I to do wielu rzeczy... Selina odpowiedzia艂a na jej u艣miech nieco dr偶膮co. - Chod藕, usi膮d藕 teraz, rozprostuj nogi i spr贸buj tego pysznego soku. Wypi艂a. Brzoskwiniowy sok mia艂 odrobin臋 kwaskowaty smak. Ale Leila si臋 u艣miecha艂a. - Musimy trzyma膰 si臋 razem, moja fryzjerka i ja. Pozosta艂e spowa偶nia艂y. Leila jednak nie przestawa艂a si臋 u艣miecha膰 i zrobi艂a Selinie miejsce obok siebie. Na tym miejscu siadywa艂a zwykle jedna z jasnow艂osych trojaczek. Batszeba popatrzy艂a na Selin臋, cmokn臋艂a raz i drugi. Potem zabra艂a skrzyneczk臋 z gr膮, w kt贸r膮 gra艂y, i przeprosi艂a. Wkr贸tce zacz臋艂y odchodzi膰 i inne, wymrukuj膮c jakie艣 usprawiedliwienia. Selina poczu艂a si臋 niespokojna. Ona r贸wnie偶 chcia艂a i艣膰 za nimi. Zadzwoni艂 jaki艣 nies艂yszalny dzwoneczek. Ale Leila j膮 zatrzyma艂a. - Zosta艅 jeszcze troch臋, moja droga. Tak ma艂o o tobie wiem. Opowiedz mi o swoim 偶yciu. Selina wiedzia艂a, 偶e ta kobieta o kr贸lewskiej fryzurze jest prawdziw膮 kr贸low膮 w obr臋bie tych mur贸w. Spu艣ciwszy wzrok, zacz臋艂a opowiada膰 o Samos. Tej nocy le偶a艂a samotnie, ws艂uchuj膮c si臋 w kroki na korytarzu. Ci膮g艂e szuranie 艣wiadczy艂o o tym, 偶e wiele kobiet nie mog艂o zasn膮膰. Mo偶e to przez ten upa艂 albo niezwyk艂e stoj膮ce powietrze, w kt贸rym miejskie rynsztoki gni艂y i zaczyna艂y cuchn膮膰. Czu艂a si臋 poirytowana i niespokojna. Co si臋 z nim dzia艂o? Od tamtej pierwszej nocy nie zdarzy艂o si臋, by Khebryn d艂u偶ej ni偶 przez trzy wieczory nie wzywa艂 jej na kolejn膮 鈥瀕ekcj臋". Ale przecie偶 czego艣 podobnego si臋 spodziewa艂a. Przeczuwa艂a, 偶e co艣 si臋 odmieni, gdy Leila zaproponuje jej miejsce u swego boku. Opowiedzia艂a tej obcej kobiecie bardzo wiele, lecz chyba nie wi臋cej, ni偶 Khebryn ju偶 wiedzia艂. M贸wi艂a, jak wygl膮da艂y powszednie dni w domu, opowiada艂a o zmar艂ym bracie, chorej matce, o podst臋pie Maximiliana. O tym, jak si臋 tu znalaz艂a. Leila spyta艂a wtedy: - Nie czujesz si臋 wi臋c dobrze w艣r贸d nas? A co by艣 ze sob膮 pocz臋艂a, gdyby okaza艂o si臋, 偶e twoja matka ju偶 umar艂a i 偶e jeste艣 pozbawiona wszelkich 艣rodk贸w do 偶ycia? Selina nie wiedzia艂a, co odpowiedzie膰. Ale Leila pog艂adzi艂a j膮 tylko delikatnie po policzku, jakby by艂a jej starsz膮 siostr膮 albo wr臋cz matk膮. Przepocone 艂贸偶ko budzi艂o w Selinie odraz臋, owin臋艂a si臋 cienkim prze艣cierad艂em i wsta艂a. Stan臋艂a, wyci膮gaj膮c nos w stron臋 okienka i t臋skni膮c za bodaj jednym haustem 艣wie偶ego morskiego powietrza. Ale wiatr zamar艂, noc by艂a dusz膮co, d艂awi膮co gor膮ca. Nawet 艣wierszcze wydawa艂y si臋 ospa艂e i leniwe w takie noce, zza okna nie dobiega艂 偶aden cho膰by najmniejszy szmer. I morze umilk艂o, nie by艂o s艂ycha膰 szumu fal. Z s膮siednich pokoj贸w nie dochodzi艂o nawet ciche pochrapywanie ani 艣ciszona rozmowa. Zza kuchennego muru nie podzwania艂y garnki. Nie szczeka艂 偶aden pies. Selina poczu艂a, 偶e jej cia艂em szarpie jaki艣 niezwyk艂y smutek. Bezszelestnie podesz艂a do kufra i wyj臋艂a puchar. Chcia艂a zapali膰 lampk臋, by m贸c w jej blasku podziwia膰 przepi臋kny b艂ysk metalu i szlachetnych kamieni, lecz spostrzeg艂a, 偶e pomimo ciemno艣ci panuj膮cej w pokoju puchar i tak l艣ni. Wida膰 posiada艂 swoje w艂asne wewn臋trzne 艣wiat艂o. U艂o偶y艂a go na kolanach, tam gdzie jeszcze nie tak dawno wi艂y si臋 w艂osy Leili. Tej nocy metal nie by艂 ani ciep艂y, ani zimny. Palcem powiod艂a po skomplikowanym wzorze, kt贸ry by艂 w nim wyryty. Co te偶 przedstawia艂? Kamienie, kt贸re uwa偶a艂a za szafiry, potrafi艂y zmienia膰 barw臋. Najcz臋艣ciej by艂y niebieskie, lecz w szczeg贸lnym o艣wietleniu stawa艂y si臋 bardziej fioletowe. Mo偶e to opale? Nie wiedzia艂a. Rozpaczliwie 偶a艂owa艂a, 偶e nie ma przy sobie starych zwoj贸w papirusu, mog艂aby wtedy przestudiowa膰 histori臋 pucharu, sama przeczyta膰 to, co zapisa艂a kiedy艣 jej babka po 艣mierci drogiego Ennio. By艂o w tym pucharze co艣 osobliwego. Mia艂 w sobie cz膮stk臋 mocy boskiej, tyle Selina wiedzia艂a. Mo偶e w艂asnor臋cznie wyku艂 go Zeus na Olimpie, a potem skrad艂a mu go albo przywioz艂a do Egiptu jaka艣 zdradliwa kap艂anka? Selina przymkn臋艂a oczy i usi艂owa艂a przywo艂a膰 obrazy z wn臋trza pucharu. Widzia艂a jedynie rozta艅czone czerwone plamy, uk艂adaj膮ce si臋 w nic nie znacz膮ce kszta艂ty. Wsun臋艂a nos do 艣rodka. Nie ma ju偶 zapachu mirry. Potrz膮sn臋艂a nim delikatnie. Ze 艣rodka wypad艂 tylko jeden p艂atek pn膮cej r贸偶y, bia艂y i delikatny. Selina natychmiast go pozna艂a. By艂 identyczny jak p艂atki, kt贸re matka zwykle zbiera艂a o 艣wicie z dziko rosn膮cego krzaka pod ska艂膮 powy偶ej domu. Zalewa艂a p艂atki oliw膮, dodawa艂a rozmaite zio艂a. Po trzech latach olejek r贸偶any by艂 gotowy i mo偶na go by艂o sprzeda膰 za dobr膮 cen臋. Ale Selinie zawsze by艂o przykro, 偶e a偶 tyle r贸偶 musi zgin膮膰, i to jeszcze nim w pe艂ni rozkwitn膮, by zmieni膰 si臋 w pachnid艂o. Male艅ki p艂atek jakby dr偶a艂 w powietrzu, poruszanym jej oddechem. Selina uj臋艂a go w dwa palce i roztar艂a. Zgniot艂a go, a偶 krucha bia艂o艣膰 zmieni艂a si臋 w szaraw膮 mas臋, a sok zwil偶y艂 koniuszki palc贸w. Przysun臋艂a go teraz do nosa i wdycha艂a zapach. - Mamo... mamo... Wreszcie nap艂yn臋艂y 艂zy. Przez ca艂y czas pobytu na 鈥濿yspie" nie uroni艂a ani jednej 艂zy, nawet w贸wczas, gdy zda艂a sobie spraw臋, 偶e jest uwi臋ziona za grubymi, pilnie strze偶onymi murami i skazana na przebywanie tutaj przez nie ko艅cz膮cy si臋 szereg lat. Wiedzia艂a, 偶e matka 偶yje, przeczuwa艂a to. Cieniutka p臋powina uczu膰 艂膮cz膮cych je obie nie zosta艂a przerwana. Na pewno by to wyczu艂a. Mira 偶y艂a. Mimo wszystko jednak by艂a stracona. Aleksandri臋 i Samos dzieli艂o bezkresne morze, bezkresny czas. A 偶ycie Seliny w roli damy do towarzystwa nieznajomych m臋偶czyzn raz na zawsze oddzieli艂o j膮 od matki. Mira nigdy nie mo偶e pozna膰 prawdy. My艣li Seliny skupi艂y si臋 na modlitwie. - Ach, na odwag臋 Hery i mi艂o艣膰 Afrodyty, zaklinam was, uczy艅cie tak, aby matka nigdy nie dowiedzia艂a si臋 o moim losie! Rozejrza艂a si臋 po pokoju, cho膰 wiedzia艂a, 偶e nie ma nic, co mog艂aby z艂o偶y膰 w ofierze. A przecie偶 bogowie czekali na ofiary. Dlaczego mieliby przys艂u偶y膰 si臋 ludziom, nie dostaj膮c nic w zamian? Selina zn贸w popatrzy艂a na puchar i teraz odkry艂a, 偶e jeden z ma艂ych czerwonych kamyk贸w poluzowa艂 si臋 i spad艂 jej na kolana. Wzi臋艂a go do r臋ki i unios艂a ku gwiazdom, widocznym przez okno. To musia艂 by膰 rubin, Selinie wyda艂o si臋, 偶e b艂yszczy jak z艂e oko. Zadr偶a艂a i zbada艂a miejsce, w kt贸rym by艂 umocowany. Nie znalaz艂a tam 艣ladu kleju ani stopionego srebra, ani te偶 male艅kich zaczep贸w, kt贸re mog艂yby przytrzymywa膰 kamyk. Jedynie male艅kie zag艂臋bienie w kutym z艂ocie zdradza艂o, z kt贸rego miejsca m贸g艂 wypa艣膰. Kamie艅 zadowoli艂by ka偶d膮 bogini臋. Selinie wydawa艂o si臋, 偶e tkwi tak nieruchomo przez ca艂膮 wieczno艣膰, pozwalaj膮c, by my艣li kr膮偶y艂y jej po g艂owie. Wreszcie o 艣wicie podnios艂a si臋 i na pokrywie kufra stoj膮cego pod oknem przygotowa艂a pro艣ciutki o艂tarz. Zna艂a moc Afrodyty, ta budz膮ca groz臋 bogini by艂a faworyt膮 kr贸l贸w, lecz prostej niewolnicy wyda艂o si臋 nies艂uszne wzywanie najpot臋偶niejszej z wielkich. A je艣li bogini si臋 rozgniewa, je艣li si臋 obrazi za ten prosty o艂tarz? Nawet przepi臋kny kamie艅 nie u艂agodzi rozgniewanej Afrodyty. 鈥濵ojro, c贸rko Zeusa, bogini naszego losu... przyzywam ci臋 t膮 ofiar膮... b艂agam, niech moja matka 偶yje w spokoju, bez zmartwie艅 i trosk. Niech nigdy, przenigdy nie dowie si臋, jaki mnie spotka艂 los. Lepiej, by my艣la艂a, 偶e ju偶 nie 偶yj臋..." Selina po艂o偶y艂a klejnot na d艂oni i poca艂owa艂a go na po偶egnanie. Jutro poprosi, by zaprowadzono j膮 do komnat Khebryna, i spyta, czy m贸g艂by jej wy艣wiadczy膰 t臋 przys艂ug臋. A mo偶e lepiej poprosi膰 Leil臋? Sprz膮tn臋艂a o艂tarzyk i od razu poczu艂a si臋 o wiele lepiej. Teraz bogini spokoju, porz膮dku i sprawiedliwo艣ci by膰 mo偶e b臋dzie jej sprzyja膰. Selina z westchnieniem u艂o偶y艂a si臋 na plecach na przepoconym pos艂aniu. Nawet teraz, w 艣wietle poranka, wydawa艂o jej si臋, 偶e dzie艅 jest jeszcze daleko. Wreszcie zasn臋艂a. Leila bez ostrze偶enia stan臋艂a przy jej 艂贸偶ku, potrz膮saj膮c j膮 za rami臋. - Wstawaj, leniwa kuro! Nie widzisz, 偶e s艂o艅ce 艣wieci? Nie wiesz, jaki dzi艣 dzie艅? Selina przebudzi艂a si臋 z krzykiem, wyrwana z m臋cz膮cych sn贸w. Przetar艂a oczy i zdziwiona popatrzy艂a na Leil臋. - Co... a co si臋 stanie? Leila u艣miechn臋艂a si臋. - Czas na przenosiny! - Przenosiny? Leila roze艣mia艂a si臋. - Ach, tak, nie wiedzia艂a艣 o tym? No c贸偶, mo偶e nic w tym dziwnego, jeste艣 tu w艂a艣ciwie bardzo nied艂ugo. Ale szepn臋艂am w twojej sprawie kilka s艂贸w i... c贸偶, Khebryn mnie s艂ucha. Selina dostrzeg艂a w drzwiach jakie艣 postacie. Jedn膮 z nich by艂 m臋偶czyzna od srebrnego dzwoneczka, ten, kt贸rego mog艂a przyzywa膰, kiedy potrzebowa艂a na przyk艂ad wody. Rzadko jednak na niego dzwoni艂a, wola艂a sama i艣膰 do studni. Lei艂a rozejrza艂a si臋 po pokoju. - Widz臋, 偶e niewiele posiadasz, ale z czasem postaramy si臋 o wyposa偶enie dla ciebie... Jej spojrzenie pad艂o teraz na puchar, kt贸ry niczym nie zakryty sta艂 na kufrze. Padaj膮ce na niego promienie s艂o艅ca sprawia艂y, 偶e niemal o艣lepia艂. Barwne kamienie chwyta艂y 艣wiat艂o i odbija艂y je w postaci kolorowych plamek, widocznych na 艣cianie i suficie. Gdy Leila skierowa艂a si臋 w stron臋 pucharu, Selina natychmiast poderwa艂a si臋 z 艂贸偶ka ogarni臋ta panik膮. - N i e ! Druga kobieta zatrzyma艂a si臋 i wolno odwr贸ci艂a. - Co takiego? Nie chcesz, 偶ebym podziwia艂a 贸w pi臋kny przedmiot? Jest doprawdy prze艣liczny, c贸偶 za robota... Selina czym pr臋dzej z艂apa艂a puchar, przycisn臋艂a go mocno do piersi. Leila wyci膮gn臋艂a r臋k臋. Serce Seliny wali艂o tak mocno, jakby ogarn膮艂 j膮 艣miertelny strach, musia艂a si臋 jednak zmusi膰 do zachowania spokoju. Tym domem rz膮dzi艂y zasady ustalone przez Khebryna, cho膰 w艂a艣ciwie dziewcz臋tom pozwalano zatrzyma膰 to, co do nich nale偶a艂o. - Jak偶e niezwykle starannie zosta艂 wykuty... I te kamienie... tak dziwnie l艣ni膮! W g艂osie Leili zdaniem Seliny pojawi艂a si臋 niebezpieczna t臋sknota. - To rodowy klejnot mojej matki - wydusi艂a z siebie. Leila podesz艂a bli偶ej. Stan臋艂a tak blisko Seliny, 偶e ta poczu艂a bij膮cy od jej w艂os贸w zapach lawendy. - Nie obawiaj si臋, Selino, nie ukradn臋 ci go. Przecie偶, my nie okradamy si臋 nawzajem, prawda? Selina z trudem prze艂kn臋艂a 艣lin臋 i sztywno kiwn臋艂a g艂ow膮. - Ale mo偶esz chyba pozwoli膰 mi go dotkn膮膰? Obejrze膰 go dok艂adnie, wsun膮膰 palce do jego wn臋trza... Selina widzia艂a, jak r臋ka Leili k艂adzie si臋 na pucharze tu偶 obok jej d艂oni. Patrzy艂a na smuk艂e palce, na wypolerowane paznokcie ozdobione macic膮 per艂ow膮. Leila g艂adzi艂a puchar, jakby by艂 偶yw膮 istot膮, jej pieszczoty przypomina艂y spos贸b, w jaki dotyka si臋 noworodka, by przebudzi艂 si臋 i zacz膮艂 ssa膰. Piersi Seliny zareagowa艂y. Zadr偶a艂a, jakby zdj臋ta ch艂odem, chocia偶 s艂o艅ce wschodzi艂o coraz wy偶ej, zapowiadaj膮c kolejny upalny dzie艅. Leila przymkn臋艂a oczy i u艣miechn臋艂a si臋 dziwnie, tajemniczo. Nowe komnaty Seliny wprost przyt艂acza艂y przepychem. Na tyle dobrze pozna艂a ju偶 architektur臋 tej posiad艂o艣ci, 偶e 艂atwiej jej teraz by艂o si臋 w niej zorientowa膰. W obr臋bie zewn臋trznych mur贸w mieszka艂y stra偶e. Tu r贸wnie偶 znajdowa艂y si臋 stajnie, kuchnie i niewielkie poletka z systemem nawadniaj膮cym. Tutaj sta艂y klatki z go艂臋biami i kurcz臋tami. Tu przynoszono przesy艂ki z mi臋sem, rybami, warzywami i wszystkim, czego potrzeba by艂o w tak wielkim gospodarstwie. Za drugim murem mieszkali robotnicy, m臋偶czy藕ni, poczynaj膮c od cie艣li po werblist贸w. Kobiety mia艂y sw膮 wydzielon膮 przestrze艅, odgrodzon膮 od m臋skiej, podobnie jak w domach, kt贸re zna艂a Selina. Trzeci, wewn臋trzny mur zamyka艂 przestrze艅 podzielon膮 na dwie cz臋艣ci. W jednym z kompleks贸w mie艣ci艂a si臋 jeszcze jedna kuchnia z przylegaj膮cym do niej ogrodem i studni膮, tam w艂a艣nie siedzia艂y tamtego popo艂u- dnia, gdy Selina splata艂a w艂osy Leili. Stamt膮d przez ci臋偶k膮 drewnian膮 bram臋 mo偶na by艂o przej艣膰 do pokoi go艣cinnych i sal, w kt贸rych odbywa艂y si臋 przedstawienia. Pod cz臋艣ci膮 mieszkaln膮 usytuowany by艂 ma艂y amfiteatr, tu r贸wnie偶 znajdowa艂a si臋 cz臋艣膰 k膮pielowa i du偶e przestrzenne tarasy z widokiem na morze. Pokoje Khebryna mie艣ci艂y si臋 na szczycie kwadratowej wie偶y, podobnych wie偶 by艂o cztery, w ka偶dym rogu wspania艂ych wewn臋trznych mur贸w. Leila pokaza艂a jej w艂asn膮 wie偶臋, t臋 od zachodu. Khebryn mia艂 p贸艂nocn膮, a Selina zorientowa艂a si臋 teraz, 偶e jej przydzielono wie偶臋 na wschodzie. - A kto mieszka tam? - spyta艂a, wskazuj膮c na po艂udnie. Leila wzruszy艂a ramionami. - Niekiedy umieszcza si臋 tam specjalnych go艣ci, rzadko si臋 j膮 wykorzystuje. Gospodarz straci艂 zainteresowanie sw膮 wysepk膮 fantazji - doda艂a z cierpkim u艣miechem. Pow臋drowa艂y dalej wzd艂u偶 szczytu muru, dostatecznie szerokiego, by zmie艣ci艂a si臋 tu droga dla powoz贸w. Dwaj m臋偶czy藕ni, kt贸rzy nie艣li rzeczy Seliny, otworzyli drzwi, przesuwaj膮c antab臋 w bok. Pokoje le偶a艂y sk膮pane w s艂o艅cu. Na pod艂ogach b艂yszcza艂a mozaika. Promienie s艂oneczne pada艂y na wypolerowan膮 powierzchni臋 przez jedno z wielkich okien i o艣lepi艂y Selin臋, gdy przest膮pi艂a pr贸g swego nowego domu. Nigdy jeszcze nie widzia艂a podobnych wspania艂o艣ci. Stan臋艂a na 艣rodku z zapartym tchem, gdy Leila mi臋kkimi ruchami odci膮gn臋艂a na bok zas艂on臋, ods艂aniaj膮c dwie pi臋knie przyozdobione alkowy i pomieszczenie od pod艂ogi do sufitu wy艂o偶one ceramicznymi kaflami. Na samym 艣rodku tego pokoju kr贸lowa艂a wielka odlewana balia, Selina zrozumia艂a, 偶e ustawiono j膮 tu specjalnie po to, by nape艂nia膰 j膮 perfumowan膮 wod膮. Ozdoby utrzymane tu by艂y w stylu rzymskim, cho膰 w do niczego nie przydatnych kolumnach brakowa艂o tych skomplikowanych dekoracji korynckiego akantu, do kt贸rego widoku Selina przywyk艂a w 艣wi膮tyniach. Na niskim stole roz艂o偶ono barwne materie i posypano je kwiatami. W rogu niedu偶ego pomieszczenia znajdowa艂 si臋 jaki艣 dziwny sprz臋t, co艣 w rodzaju krzes艂a z otworem w siedzeniu. Leila wyja艣ni艂a. Selina nie mog艂a uwierzy膰, 偶e co艣 takiego w og贸le istnieje. - W murze biegn膮 d艂ugie rury, prowadz膮ce prosto do rynsztok贸w, kt贸re co dzie艅 posypuje si臋 py艂em w臋glowym i ziemi膮, przykry zapach wi臋c zwykle nie dociera tu, na g贸r臋 - wyja艣ni艂a. M臋偶czy藕ni odstawili rzeczy Seliny, a Leila gestem da艂a im zna膰, 偶e maj膮 wyj艣膰. - Nie zaprosisz mnie na orze藕wiaj膮cy pocz臋stunek? - u艣miechn臋艂a si臋 drobna, czarnow艂osa Egipcjanka. Selina czym pr臋dzej rozejrza艂a si臋 po g艂贸wnym pomieszczeniu, kt贸re, jak przypuszcza艂a, musia艂o mie艣ci膰 wszystko, co niezb臋dne do przyjmowania go艣ci. I rzeczywi艣cie, w k膮cie sta艂a chi艅ska szafka wype艂niona kielichami. Otworzywszy po艂yskuj膮ce czarne drzwiczki szafki, a偶 j臋kn臋艂a. Leila zn贸w si臋 u艣miechn臋艂a. - Szklane butelki - powiedzia艂a z dum膮. - Od jednego z moich faworyt贸w, mistrza szklarskiego Haloniusa. Musisz go pozna膰. Kiedy艣. To niezwykle przystojny m艂ody cz艂owiek. Wyj臋艂a jedn膮 przezroczyst膮 jak l贸d butelk臋. Selina nigdy nie przypuszcza艂a, 偶e mo偶liwe jest odlanie takiej formy. W szkle wida膰 by艂o male艅kie pere艂ki powietrza, a wzd艂u偶 szyjki ja艣nia艂y spirale b艂臋kitu, jak gdyby ten Halonius prawdziwym cudem zdo艂a艂 zamkn膮膰 w swym dziele kawa艂ek nieba. - Pi臋kne, nieprawda偶? Selina j臋kn臋艂a. - O, tak. - Nie otworzysz jej? Palce jej dr偶a艂y, gdy mozoli艂a si臋 z zapiecz臋towanym woskiem korkiem. Wreszcie z butelki buchn膮艂 aromat, od kt贸rego Selinie a偶 zakr臋ci艂o si臋 w g艂owie. - To ambrozja... U艣miech Leili sprawia艂 wra偶enie odrobin臋 wymuszonego. - W艂a艣nie, moja droga, w艂a艣nie. Napijmy si臋. Selina nala艂a z艂ocistego s艂odkiego wina. Zas艂yn臋艂o ono jako nap贸j bog贸w i cz臋sto uwa偶ano, 偶e to najwi臋kszy skarb, jaki mo偶na ofiarowa膰 w 艣wi膮tyni Ateny. Ona sama do tamtej nocy z Khebrynem nigdy nie mia艂a okazji go posmakowa膰 ani nawet pow膮cha膰... Zadr偶a艂a, w jednej chwili pojmuj膮c, sk膮d ta nag艂a zmiana tonu Leili. By膰 mo偶e Khebryn nie wszystkie swoje niewolnice cz臋stowa艂 ambrozj膮, dlatego Leila zareagowa艂a tak ostro, kiedy Selina rozpozna艂a wino. Teraz jej twarz by艂a zamkni臋ta, jakby wyryta w kamieniu. Selinie dr偶a艂y r臋ce, gdy podawa艂a jej kielich. Leila wzi臋艂a go i wypi艂a g艂臋boki 艂yk. Potem usiad艂a na niskim pos艂aniu z poduszek w sypialni i da艂a znak, by Selina zrobi艂a tak samo. Przy nalewaniu drugiego kieliszka Selina czu艂a ju偶 lekkie oszo艂omienie. Z k膮cika ust Leili kilka kropel sp艂yn臋艂o po brodzie i zatrzyma艂o si臋, tworz膮c jeziorko w zag艂臋bieniu szyi. Wino l艣ni艂o niczym klejnot. - Zli偶 to, moja droga - szepn臋艂a Leila zapraszaj膮co. Selina popatrzy艂a na ni膮 przera偶ona, lecz pr臋dko dostrzeg艂a b艂ysk w oczach drugiej kobiety. Taka zabawa dla Leili nie by艂a pierwszyzn膮. Czubek jej j臋zyka ledwie musn膮艂 sk贸r臋 Leili, lecz d艂o艅 Egipcjanki spocz臋艂a na plecach Seliny i delikatnie je nacisn臋艂a. Selina po艂o偶y艂a policzek na nagiej sk贸rze tu偶 ponad rozdwojeniem piersi. S艂ysza艂a teraz uderzenia serca Leili. Trzyma艂a g艂ow臋 ca艂kiem nieruchomo, wprost przykuta tym odg艂osem. - B臋d臋 ci臋 strzec, moja ma艂a grecka bogini - szepn臋艂a jej Leila ciemnym, gor膮cym g艂osem prosto do ucha. Potem Selina poczu艂a, jak delikatne palce g艂adz膮 j膮 po plecach, przesuwaj膮c si臋 w d贸艂 ku miejscu, gdzie zaczyna艂y lekko pulsowa膰 dwa znaki. Leila pie艣ci艂a blizny Seliny przez str贸j, a dziewczyn臋 zapiek艂o tak, jakby odbywa艂o si臋 艂agodne powt贸rzenie samego aktu wypalania. Roztrz臋s艂a si臋, lecz nie chcia艂a si臋 wycofa膰. Chocia偶 nie potrafi艂a stwierdzi膰, czy powoduje ni膮 l臋k przed w艂adz膮 tej kobiety, czy te偶 mo偶e najzwyczajniej w 艣wiecie rezygnacja. Po chwili okaza艂o si臋, 偶e faktycznie odnajduje pewien spok贸j w 艂agodnych pieszczotach r膮k Leili, g艂adz膮cych j膮 po karku, plecach i po艣ladkach. - Czy kochasz kogo艣, Selino? - spyta艂a nagle. Dziewczyna przymkn臋艂a oczy. - Nie. - Sk膮d wi臋c bierze si臋 u ciebie taka niech臋膰 wobec 偶ycia, jakie tu prowadzimy? - Nie wiem... Leila roze艣mia艂a si臋 cichutko pod uchem Seliny. Ba- nieczki 艣miechu odrywa艂y si臋 jakby od jakiego艣 藕r贸d艂a w jej piersi. - Wci膮偶 jeszcze jeste艣 dziewic膮, moja droga. Nie mo偶esz podejmowa膰 偶adnych decyzji... Selina usiad艂a gwa艂townie, a Leila nie powstrzymywa艂a jej przed wyrwaniem si臋 z tego dziwnego u艣cisku. Selina popatrzy艂a drobnej kobiecie prosto w oczy. Spostrzeg艂a teraz, 偶e s膮 ciemnoszare. - A kto podejmuje decyzj臋 za mnie? - spyta艂a. - Nie mam przecie偶 ojca, nie mam brata. Drobniutkie zmarszczki pod oczyma Leili sta艂y si臋 teraz wyra藕niejsze. Selina zrozumia艂a, 偶e kobieta musi mie膰 co najmniej trzydzie艣ci, mo偶e nawet trzydzie艣ci pi臋膰 lat, pomimo l艣ni膮cej 艣wie偶o艣ci sk贸ry i bia艂ych r贸wnych z臋b贸w. - Odrzuci艂a艣 wspania艂膮 propozycj臋 ma艂偶e艅stwa. Jaka偶 dziewczyna maj膮ca twoj膮 pozycj臋 o艣mieli艂aby si臋 to zrobi膰, nie kochaj膮c innego? - Ja si臋 o艣mieli艂am - odpar艂a Selina. - Z nim nigdy nie umia艂abym 偶y膰. Nawet gdyby by艂 strasznie bogaty... - Wolisz wi臋c 偶y膰 jako kochanka prostego cz艂owieka nawet bez bogactwa? - spyta艂a Leila, marszcz膮c brwi. Selina nie mog艂a powstrzyma膰 si臋 od u艣miechu. - Tak. Ja wierz臋 w mi艂o艣膰, widzia艂am j膮 u moich rodzic贸w. Ale mo偶e wi臋cej mam w sobie z Aspazji - odpar艂a. Leila zaskoczy艂a j膮 podniesieniem brwi, daj膮c zna膰, 偶e rozpoznaje t臋 star膮 histori臋, kt贸ra rozegra艂a si臋 przed ponad pi臋ciuset laty. - Aspazja z Miletu, kochanka polityka Peryklesa - pokiwa艂a g艂ow膮 z rozmarzeniem. - Podobno sam Sokrates przychodzi艂 do niej omawia膰 wa偶ne tematy. Mi艂o艣膰, jak膮 偶ywi艂 do niej Perykles, opisywana jest w wielu starych opowie艣ciach. Podobno nigdy si臋 z ni膮 nie rozstawa艂, a gdy tylko j膮 widzia艂, zawsze j膮 obejmowa艂 i obsypywa艂 poca艂unkami. Gdy urodzi艂a mu syna, zosta艂 on wpisany na list臋 obywateli, co by艂o rzecz膮 zupe艂nie nies艂ychan膮, a poza tym sprzeczn膮 z prawami, kt贸re ustanowi艂 sam Perykles... Selina przerwa艂a jej. - Czy wiesz, co Sokrates powiedzia艂 do innej z tych heter, czyli kochanek? Leila zerkn臋艂a na ni膮 z ukosa. By艂a wszak Egipcjank膮, czy偶by mia艂o okaza膰 si臋 teraz, 偶e lepiej zna greckie historie ni偶 sama Selina? Leila nawin臋艂a na palec kosmyk w艂os贸w. - Mia艂a na imi臋 Theodote. Podobno spyta艂 j膮, sk膮d ma ca艂e swoje bogactwo, czy 偶yje z uprawy ziemi czy te偶 z jakiego艣 rzemios艂a. Odpowiedzia艂a mu wprost, 偶e 偶yje ze swego kochanka, a Sokrates udzieli艂 jej rad co do tego, jak ma zainteresowa膰 i utrzyma膰 m臋偶czyzn臋. Na moment zapad艂a cisza. - Mamorabilia - mrukn臋艂a wreszcie Selina. - Dialog Ksenofonta. Leila si臋 u艣miechn臋艂a. - Ach, a wi臋c r贸wnie偶 i to czyta艂a艣? Czego si臋 z tego nauczy艂a艣? Selina szuka艂a w pami臋ci. Stare wiersze okaza艂y si臋 艂atwe do przywo艂ania. Pochyli艂a si臋 do przodu i leniwie si臋gn臋艂a po gar艣膰 solonych orzech贸w. 呕uj膮c jeden, zacytowa艂a Leili: - 鈥濷kazuj膮c 偶yczliwo艣膰, mo偶na nie bez przyjemno艣ci pojma膰 dzikie zwierz臋 i poskromi膰 je tak, by zosta艂o przy tobie. Lecz nigdy si艂膮..." Leila roze艣mia艂a si臋. - No w艂a艣nie. A co potem powiedzia艂 Sokrates ladacznicy? Selina wybuchn臋艂a poufa艂ym 艣miechem. - 鈥濨臋d膮 si臋 czuli najlepiej, je艣li dasz im to, co jest twoje, dopiero wtedy, gdy o to poprosz膮. Sama bowiem widzisz, jak nieapetyczne wydaj膮 si臋 najwspanialsze potrawy, gdy nie jest si臋 g艂odnym". - No w艂a艣nie - kiwn臋艂a g艂ow膮 Leila. Selina wiedzia艂a dobrze, o czym tak naprawd臋 rozmawiaj膮. Przecie偶 wcale nie m贸wi艂y o Sokratesie i Theodote... Leila wsta艂a z wygodnego legowiska z poduszek i przeci膮gn臋艂a si臋 jak kot. - Musz臋 opu艣ci膰 twoje mi艂e towarzystwo, moja droga. Przypuszczam jednak, 偶e teraz b臋dziemy si臋 cz臋艣ciej widywa膰. Jeste艣 zar贸wno m膮dra, jak i serdeczna, to mi si臋 podoba. W og贸le przypuszczam, 偶e wiele nas 艂膮czy ze sob膮, Selino. Selina u艣miechn臋艂a si臋 lekko, wci膮偶 niepewna, co te偶 mo偶e si臋 kry膰 w s艂odkim poca艂unku, jakim po偶egna艂a j膮 Leila. P贸藕nym wieczorem po tym, jak Selina sp臋dzi艂a d艂ugie popo艂udnie na obserwacji w臋dr贸wki s艂o艅ca po niebie i jego niesamowitego zatoni臋cia, us艂ysza艂a dzwoneczek przy drzwiach. Podnios艂a si臋 na wp贸艂 senna, zostawiaj膮c sanda艂y pod 艂awk膮 na werandzie, gdzie odpoczywa艂a. M臋偶czyzna pochyli艂 g艂ow臋 w kr贸tkim powitaniu i oznajmi艂, 偶e Khebryn pragnie jej towarzystwa. Od jego ostatniego zaproszenia up艂yn臋艂o ju偶 pi臋膰 nocy. Selina zadr偶a艂a. Ku wielkiemu zaskoczeniu Seliny przyj臋艂a j膮 Leila. Gdy tylko otwar艂y si臋 drzwi, powia艂a ch艂odna bryza wpadaj膮ca przez du偶e otwarte drzwi wychodz膮ce na morze. S艂ycha膰 te偶 by艂o 艣ciszon膮 muzyk臋, flety i kitar臋, wraz z jeszcze jakim艣 dr偶膮cym instrumentem, kt贸rego tonu nie zdo艂a艂a rozpozna膰. W艂osy Leili by艂y podpi臋te za pomoc膮 z艂otych pier艣cieni, kt贸re pi臋knie podzwania艂y przy ka偶dym jej ruchu. W g艂臋bi pomieszczenia przy du偶ym palenisku wbudowanym w 艣cian臋 pomi臋dzy werand膮 a pokojem dziennym siedzia艂 Khebryn w g艂臋bokim fotelu, nakrytym mi臋kk膮 narzut膮, by膰 mo偶e uszyt膮 ze sk贸rek z brzucha wiewi贸rki albo kr贸lika. - Siadaj! - powiedzia艂a Leila, wskazuj膮c Selinie poduszk臋 le偶膮c膮 kilka krok贸w w oddaleniu od m臋偶czyzny. Selina nachyli艂a si臋 mi臋kko i przyj臋艂a wygodn膮 pozycj臋. R臋ce z艂o偶y艂a na kolanach, czekaj膮c, a偶 Khebryn do niej przem贸wi. W powietrzu niczym kadzid艂o dawa艂o si臋 wyczu膰 dziwne napi臋cie, mimo to w pomieszczeniu panowa艂a 艣wie偶o艣膰, bez 艣ladu duchoty. Leila siad艂a u st贸p Khebryna. Z uwag膮 rozwi膮za艂a mu sanda艂y, a potem umoczy艂a palce w miseczce wonnych olejk贸w i zacz臋艂a namaszcza膰 mu stopy od koniuszk贸w palc贸w do kostek. Na brunatnej sk贸rze 艂ydek rzemienie sanda艂贸w pozostawi艂y w膮skie 艣lady. Selina zapatrzy艂a si臋 w zr臋czne r臋ce kobiety, a Khe- bryn wkr贸tce przymkn膮艂 oczy i westchn膮艂 z przyjemno艣ci膮, poruszaj膮c palcami, a jednocze艣nie popijaj膮c ze szklanego kieliszka. Gdy spojrzenia obu kobiet na moment si臋 spotka艂y i Leila poruszy艂a g艂ow膮, Selina dostrzeg艂a w jej oczach przeb艂ysk poufa艂o艣ci. To by艂 kolejny pokaz, najprawdopodobniej wyre偶yserowany przez Khebryna, lecz najwyra藕niej dyrygowany przez Leil臋. By膰 mo偶e zaplanowa艂 to jako cz臋艣膰 鈥瀢ykszta艂cenia" Seliny. A mo偶e zaproponowa艂a to Leila, chc膮c zaznaczy膰 sw膮 pozycj臋 i pokaza膰, 偶e nie boi si臋 konkurencji. Selina oddycha艂a tak spokojnie, jak tylko mog艂a, obserwuj膮c, jak Leila wolnymi, wysmakowanymi ruchami rozbiera kochanka. Poczu艂a, 偶e co艣 w g艂臋bi jej cia艂a zaczyna niespokojnie piec, gdy Leila z uwag膮 wyla艂a cienkim strumieniem olejek na pier艣 Khebryna i jedwab w jej stroju 艣ciemnia艂, zwil偶ony oliw膮. Najwidoczniej nie zwraca艂a uwagi na to, 偶e drogi materia艂 mo偶e si臋 przez to zniszczy膰. Przeciwnie, siad艂a mu na kolanach i u偶y艂a swych zakrytych jedwabiem piersi do roztarcia olejku po jego brzuchu i ramionach. Wygl膮da艂o to jak taniec. Nagi m臋偶czyzna p贸艂le偶膮cy w g艂臋bokim fotelu. Kobieta za艣 ubrana w coraz bardziej oblepiaj膮cy j膮 str贸j, wij膮ca si臋 wok贸艂 jego cia艂a na podobie艅stwo w臋偶a. Selina mocno zamruga艂a, czuj膮c, 偶e aby Zachowa膰 spok贸j, powinna si臋 czego艣 przytrzyma膰. Uj臋艂a w r臋k臋 kielich, podobny do tego, kt贸ry Leila zupe艂nie oboj臋tnie odstawi艂a na pod艂og臋. Wbijaj膮c paznokcie w metal, w uniesieniu obserwowa艂a pokaz Leili. By艂 prosty, bardzo prosty w por贸wnaniu z wysublimowanymi wyst臋pami w teatrze. Nie robi艂a nic innego poza tym, 偶e kocha艂a cia艂o Khebryna ze szczerym pragnieniem, kt贸rego, jak Selina zrozumia艂a, nigdy nie zdo艂a uda膰 偶adna kupiona czy te偶 op艂acona 鈥瀟owarzyszka". Czu艂a si臋 tu jak intruz, jak brudny szpieg pod mi艂osnym gniazdkiem, lecz zar贸wno Leila, jak i Khebryn u艣miechali si臋 do niej przelotnie, a gdy on wreszcie zniecierpliwiony dra偶ni膮cymi pieszczotami Leili niepewnie podni贸s艂 si臋 z krzes艂a, oboje za艣miali si臋 do niej poufale. Kochankowie przesun臋li si臋 ku niskim mi臋kkim pos艂aniom z poduszek, kt贸re r贸wnie偶 tutaj za艣ciela艂y pod艂og臋, Selina wiedzia艂a ju偶, 偶e takie nakrywanie pod艂ogi z my艣l膮 o wygodnym wypoczynku bez mebli to azjatycki obyczaj. Leila le偶a艂a na plecach, a Khebryn zsun膮艂 z niej teraz poplamion膮 olejem jedwabn膮 szat臋. Zatoczy艂 j膮 na brzuch, nad piersi, wysun膮艂 jej r臋ce z r臋kaw贸w, a na koniec przeci膮gn膮艂 przez g艂ow臋 i w艂osy Leili. Jeden ze z艂otych pier艣cieni we w艂osach rozlu藕ni艂 si臋 i potoczy艂 po pod艂odze. Mi臋kkie j臋ki Leili stawa艂y si臋 coraz gwa艂towniejsze, w miar臋 jak jego stale ca艂uj膮ce usta w臋drowa艂y coraz dalej w d贸艂 jej cia艂a. We wn臋trzu Seliny mocno pulsowa艂o. Czu艂a swoj膮 w艂asn膮 wilgo膰, oddycha艂a niemal ju偶 samymi tylko ustami. Khebryn podni贸s艂 g艂ow臋 Leili do siebie, sta艂 teraz na czworakach ponad ni膮 i mocno ca艂owa艂 w usta. Jej w艂osy niczym gruby w膮偶 wi艂y si臋 po pod艂odze. Selina patrzy艂a, jak kobieta zarzuca mu obie r臋ce na szyj臋, napinaj膮c biodra i unosz膮c je tak, 偶e jej rozedrgany brzuch zetkn膮艂 si臋 z jego brzuchem. Prze艂o偶y艂a najpierw jedn膮 nog臋 przez jego krzy偶, potem drug膮. Zawis艂a na nim i podczas gdy Khebryn napi膮艂 wszystkie mi臋艣nie, Leila mog艂a niczym ma艂偶 zamkn膮膰 si臋 wok贸艂 niego. Kostki w d艂oniach Khebryna, podtrzymuj膮ce ci臋偶ar ich obojga, oparte o pod艂og臋, pobiela艂y. Sta艂 na czworakach, a ona, uczepiona go od spodu, wprost si臋 w niego wessa艂a obj臋ciami, kt贸re Selinie wyda艂y si臋 wr臋cz 艣mierciono艣ne. Kilkakrotnie usi艂owa艂a prze艂kn膮膰 艣lin臋, lecz gard艂o mia艂a suche. Czym pr臋dzej wypi艂a 艂yk z kieliszka, ledwie rejestruj膮c smak napoju. Nie mog艂a oderwa膰 wzroku od tych niesamowitych scen, jakie rozgrywa艂y si臋 mi臋dzy nimi dwojgiem na jej oczach. Po chwili mi臋kkich, niemal faluj膮cych ruch贸w przechodz膮cych przez cia艂o Leili, kobieta opu艣ci艂a r臋ce i sama osun臋艂a si臋 na poduszki. On kl臋cza艂, ale wyprostowa艂 si臋, mocno trzymaj膮c jej biodra. Teraz Selina widzia艂a, jak dwa cia艂a 艂膮cz膮 si臋 w jedno. Z ka偶dym powolnym ruchem wyraz ich twarzy si臋 zmienia艂, a oddechy zgra艂y si臋 w jednym ci臋偶kim rytmie. Cia艂o Seliny dr偶a艂o i p艂on臋艂o. Gdy zobaczy艂a, jak Leila otwiera usta w niemym krzyku, podczas gdy biodra jej dr偶a艂y, a niezwyk艂y rumieniec rozpostar艂 si臋 po z艂ocistej sk贸rze, ma艂o brakowa艂o, a Selina rzuci艂aby si臋 do st贸p Khebryna. Jego krzyk rozbrzmia艂 o wiele g艂o艣niej, lecz swoboda i rozkosz na obu twarzach by艂y takie same. Wygl膮dali jak b贸g i bogini po艂膮czeni w 艣wi臋tej chwili. Tak! Selina zadr偶a艂a, u艣wiadamiaj膮c sobie to por贸wnanie. Khebryn oswobodzi艂 Leil臋 i na kilka kr贸tkich chwil pozwoli艂 jej przybra膰 posta膰 prawdziwej bogini. Le偶eli teraz ze splecionymi ramionami, ci臋偶ko oddychaj膮c, twarz przy twarzy. Selina mia艂a ochot臋 uciec, ca艂e to niezwyk艂e przedstawienie przepe艂ni艂o j膮 tak wielo- ma mieszanymi uczuciami, 偶e czu艂a si臋 bliska szale艅stwa. Siedzia艂a jednak cicho, nie mog艂a si臋 ruszy膰. I zauwa偶y艂a lekkie drgni臋cia cia艂a Khebryna, gdy si臋 rozlu藕ni艂 i niech臋tnie wysun膮艂 z obj臋膰 Leili. - Zjedzmy co艣 teraz - powiedzia艂a Leila, odzyskuj膮c sw贸j dawny g艂os, zdradzaj膮cy pewno艣膰 siebie. U艣miechni臋ta, wci膮偶 naga, podesz艂a do Seliny, nios膮c w r臋ku du偶膮, pokryt膮 puchem brzoskwini臋. Przeci臋艂a j膮 pr臋dko niedu偶ym no偶ykiem i zr臋cznymi palcami usun臋艂a ze 艣rodka pestk臋. Wg艂臋bienie po niej wype艂ni艂o si臋 pr臋dko owocowym sokiem. Mi臋kki r贸偶owy mi膮偶sz pachnia艂 przyjemnie i by艂 akurat dostatecznie dojrza艂y, by nie straci膰 swej orze藕wiaj膮cej kwaskowato艣ci. - Jedz, moja droga. Selina jad艂a owoc z r臋ki Leili i czu艂a, 偶e jest bliska omdlenia. - Doskonale - powiedzia艂 Khebryn. Ubra艂 si臋 ju偶 z powrotem, 艣wie偶y str贸j z najcie艅szej we艂ny mi臋kko otula艂 jego szerokie barki. Spina艂 go prosty pas, podobny do tego, jakich u偶ywaj膮 pasterze, ale sk贸ra namaszczona olejkami l艣ni艂a. Leila u艣miechn臋艂a si臋 do niego. - Wydaje mi si臋, 偶e masz racj臋 - o艣wiadczy艂a. - Selina to prawdziwy skarb. B臋dziesz mia艂 z niej du偶e dochody. Khebryn wolno kiwn膮艂 g艂ow膮, g艂adz膮c kochank臋 po mi臋kkim brzuchu. - Tak, tak, musimy tylko zachowa膰 cierpliwo艣膰, zaczeka膰 na w艂a艣ciwego kupca, nie mo偶na jej odda膰 ot, pierwszemu lepszemu. Leila przez moment possa艂a jego palec, a potem rzuci艂a beztroskim g艂osem: - Musisz jej tylko dobrze strzec, 偶eby towar si臋 nie popsu艂, nim jeszcze trafi na rynek. Znaczenie jej s艂贸w nietrudno by艂o odczyta膰, lecz Khebryn najwyra藕niej by艂 ju偶 my艣lami gdzie indziej. Czarnow艂osa kobieta uk膮si艂a go lekko, a potem poprowadzi艂a wilgotny palec ku w艂asnym wargom. - Miejmy nadziej臋, 偶e nie zostaniesz oszukany, m贸j drogi. To taki rzadki klejnot... prawdziwy z艂oty puchar. Khebryn d艂ugo na ni膮 patrzy艂. Jej oczy by艂y szare niczym morze po burzy, a on umia艂 rozpoznawa膰 w nich po偶膮danie, dostatecznie cz臋sto je widywa艂. Zupe艂nie inne po偶膮danie. - Widzia艂a艣 z艂oty puchar - rzek艂 powoli. Leila kiwn臋艂a g艂ow膮. Khebryn odwr贸ci艂 wzrok, lecz nie przestawa艂 powoli g艂aska膰 jej wci膮偶 gor膮cej i wilgotnej p艂ci. Leili taka obietnica wystarczy艂a. U艣miechn臋艂a si臋 i przytuli艂a do niego. Ca艂owa艂a go najpierw leciutko, jakby na pr贸b臋 jak kociak. Potem zn贸w przywdzia艂a sk贸r臋 lwicy, pokazuj膮c, 偶e pot臋偶niejszego zwierz臋cia nie ma pod s艂o艅cem. Gdy wreszcie o 艣wicie opu艣ci艂a jego komnaty, Khebryn d艂ugo patrzy艂 w zamkni臋te drzwi. Potem stan膮艂 w wielkiej balii i dzbanek za dzbankiem wylewa艂 perfumowan膮 wod臋 na w艂osy i twarz, chc膮c, by ch艂odem oczy艣ci艂a jego rozpalone od mi艂o艣ci cia艂o. Potem zn贸w w艂o偶y艂 sw贸j we艂niany str贸j, a na ramiona narzuci艂 p艂aszcz, pomimo i偶 wstaj膮cy 艣wit obiecywa艂 kolejny gor膮cy dzie艅. Mia艂 w mie艣cie spraw臋 do za艂atwienia. I nale偶a艂o si臋 spieszy膰! M臋偶czyzna spotka艂 go przy bia艂ej marmurowej fontannie ko艂o bramy wiod膮cej do Muzeum. Wida膰 tu by艂o ludzi w szarych strojach przechadzaj膮cych si臋 parami i prowadz膮cych 艣ciszone rozmowy. Dzieci bawi艂y si臋 na wypalonej przez s艂o艅ce trawie, a niewolnice, kt贸re ich pilnowa艂y, opiera艂y zm臋czone plecy o smuk艂e pnie drzew. Nieliczne kwiaty, kt贸re prze偶y艂y letnie upa艂y, zebra艂y si臋 k臋pkami przy korzeniach drzew, tak jak niewolnice. Khebryn przywita艂 si臋 uk艂onem i kilkoma pe艂nymi uprzejmo艣ci s艂owami, 偶ycz膮c wszelkiego powodzenia rodzinie swego prze艂o偶onego. Jego zwyczajowe uprzejmo艣ci zosta艂y jednak pr臋dko przerwane. M臋偶czyzna wyci膮gn膮艂 sk贸rzan膮 sakiewk臋, uszyt膮 solidnie podw贸jnym szwem, wzmocnion膮 偶elaznymi okuciami. Sakiewka by艂a ci臋偶ka, Khebryn nie m贸g艂 powstrzyma膰 si臋 od zwa偶enia jej w r臋ku, nim wsun膮艂 j膮 w obszerne fa艂dy swojej szaty. - Wiesz, co masz robi膰? Kiwn膮艂 g艂ow膮. - Jestem cz艂owiekiem honoru, pomimo i偶 da艂em s艂owo, zanim... zanim j膮 ujrza艂em. M臋偶czyzna kiwn膮艂 g艂ow膮. Nasada jego ciemnych w艂os贸w lekko l艣ni艂a, oczy mia艂 w膮skie, przymru偶one. - Ciesz臋 si臋 - powiedzia艂 jakby z cieniem u艣miechu. Khebryn ci臋偶ko westchn膮艂. - Masz ku temu wszelkie powody. Obcy roze艣mia艂 si臋. - Musisz nad sob膮 zapanowa膰, Khebrynie. Ale ty to chyba wiesz... jako nauczyciel i zarz膮dca. No i kupiec. - Wiem, towar nie mo偶e si臋 popsu膰. S艂owa, kt贸re wysz艂y z ust Khebryna, by艂y echem s艂贸w Leili, ale ogromnie go zapiek艂y. Pieni膮dze, spoczywaj膮ce u niego na brzuchu tu偶 pod sercem, stanowi艂y ogromn膮 sum臋, tak ogromn膮, 偶e Khebryn o艣mieli艂 si臋 zerkn膮膰 na wielkie prywatne wille, wznosz膮ce si臋 w dole przy najpi臋kniejszych ulicach miasta. Panowa艂 tam spok贸j, jaki trudno sobie wyobrazi膰 w Aleksandrii, tym kipi膮cym 偶yciem mie艣cie. Tam, w odosobnieniu, mieszkali ci, kt贸rych widywano najrzadziej, najbogatsi. Najwi臋ksi zar贸wno w handlu, polityce, jak i nauczaniu. Czu艂by si臋 tam bardziej u siebie ani偶eli w obr臋bie mur贸w swojej twierdzy, chocia偶 lata sp臋dzone na 鈥濿yspie" obfitowa艂y zar贸wno w emocje, jak i do艣wiadczenia. Khebryn mia艂 nadziej臋, 偶e ta rozmowa ju偶 dobieg艂a ko艅ca. Patrz膮c na zadowolone oblicze obcego cz艂owieka, przypuszcza艂, 偶e tak w艂a艣nie jest. Biedaczysko uzna艂, 偶e to wszystko jest zdecydowane, 偶e jego nowa niewolnica ju偶 czeka na niego w 艂贸偶ku. Khebryn czul, jak ch艂odny pot sp艂ywa mu po plecach. Odchodzi艂 z tego miejsca z r臋k膮 wsuni臋t膮 pod fa艂dy ubrania, z kostkami pobiela艂ymi od 艣ciskania sk贸rzanej sakwy. Z Jerozolimy dociera艂y ostatnio wie艣ci, 偶e 贸w nowy wielki filozof zosta艂 sprzedany przez swych przyjaci贸艂, za trzydzie艣ci srebrnych denar贸w. W sakwie, kt贸r膮 Khebryn tak mocno 艣ciska艂 teraz w gar艣ci, kry艂a si臋 fortuna niemal tysi膮ckrotnie wi臋ksza. Na monetach widnia艂 wizerunek starego cesarza, by艂y prawdziwe jak s艂o艅ce. A mimo to czu艂 si臋 jak brudna przekupka, kt贸rej kto艣 odebra艂 towary, p艂ac膮c fa艂szywymi pieni臋dzmi. Je艣li w tym, co ludzie m贸wili o tym cz艂owieku, kry艂o si臋 ziarenko prawdy, to lepiej by by艂o wbi膰 n贸偶 w pier艣 Seliny. Ale Leila marzy艂a o tym ju偶 od dziesi臋ciu lat. A zas艂u偶y艂a na to, by jej marzenie si臋 spe艂ni艂o. U艣miechn膮艂 si臋 do siebie. Wci膮偶 jeszcze na jej brzuchu ledwie dawa艂o si臋 dostrzec mi臋kk膮 lini臋, ale ju偶 za sze艣膰 miesi臋cy urodzi mu syna. Jego kroki sta艂y si臋 teraz nieco l偶ejsze, gdy zbli偶a艂 si臋 do pi臋knej alei. Tutaj drzewa przyci臋to i na prostych pniach wspiera艂y si臋 kule z listowia. Sta艂y niczym 偶o艂nierze w szeregu, wzd艂u偶 drogi prowadz膮cej ku szerokim schodom, tworz膮cym wej艣cie do urz臋du magistrata. Hali pilnowa艂o sze艣ciu rzymskich 偶o艂nierzy, czerwone pi贸ra dumnie powiewa艂y na b艂yszcz膮cych he艂mach. Ubrani byli w uniformy bojowe. Wyczu艂 bij膮cy od nich ostry zapach potu, gdy okazywa艂 im swoj膮 przepustk臋 i zosta艂 wpuszczony do 艣rodka. Poprowadzono go przez szerok膮 kolumnad臋, ozdo- bion膮 egipskimi reliefami i greckimi pos膮gami. sufitu zwiesza艂y si臋 艣wieczniki, przeznaczone na woskowe 艣wiece, by艂y jednak puste. Rzymianin przyj膮艂 go, le偶膮c na niskiej 艂awie. Posila艂 si臋 w艂a艣nie. Khebryn poczu艂 nieprzyjemne uk艂ucie podobne do obrzydzenia, gdy ujrza艂, jak m臋偶czyzna si臋ga po ciastko z migda艂ami akurat w momencie, gdy wchodzi艂 go艣膰. Jego olbrzymie cia艂o wylewa艂o si臋 poza brzegi 艂awy. Cho膰 owini臋ty w najwspanialsz膮 tog臋 z lnu i z pewno艣ci膮 wyperfumowany drogimi r贸偶anymi olejkami, pot臋偶ny cz艂owiek przypomina艂 przekarmionego wieprza. A mimo to w imieniu cesarza rz膮dzi艂 Aleksandri膮 i przylegaj膮cymi do miasta okolicami. Jego s艂owo mia艂o tak膮 wag臋, jakby pad艂o z ust samego cesarza. Zreszt膮 do Rzymu nie by艂o wcale tak daleko, Khebryn poczu艂 powiew okupanta nawet teraz, w dusznym upale Aleksandrii. Wystarczy艂o, by ten cz艂owiek strzeli艂 palcami, a zniszczy艂by senator贸w z tak膮 sam膮 艂atwo艣ci膮, jak zabija si臋 denerwuj膮c膮 much臋. A co艣 w wyrazie twarzy Rzymianina podpowiedzia艂o Khebrynowi, 偶e by艂by on w stanie wcze艣niej wyrwa膰 jej n贸偶ki i skrzyde艂ka... U艂o偶y艂 si臋 na 艂awie, kt贸r膮 mu wskazano, a wtedy nieprzyjemne wra偶enie jeszcze si臋 wzmog艂o. M臋偶czyzna wytar艂 t艂uste palce o uda. Cmokn膮艂 i wla艂 w siebie ca艂y kielich miodowego wina. Potem g艂o艣no czkn膮艂 i wbi艂 wzrok w Khebryna. - A wi臋c za艂atwione? Z艂apa艂e艣 go na haczyk? Khebryn potwierdzi艂. -Tak. Wieprz sapn膮艂 zadowolony. - Najpierw co艣 zjedzmy, przyjacielu. Prosz臋, cz臋stuj si臋. Niewolnik natychmiast nala艂 wody i wina w dwa wysadzane szlachetnymi kamieniami kielichy. Przysz艂a te偶 niewolnica, kt贸ra obmy艂a Khebrynowi d艂onie, stopy i twarz. M臋偶czyzna o nabrzmia艂ej i zar贸偶owionej sk贸rze u艣miecha艂 si臋. - A mo偶e masz apetyt na co艣 zupe艂nie innego? Khebryn zastanawia艂 si臋 przez par臋 kr贸tkich chwil, udaj膮c, 偶e popija t臋gie 艂yki wina. C贸偶, ten cz艂owiek by艂 wprost obrzydliwy. Kiedy艣 zyska艂 s艂aw臋 jako najlepszy centurion cesarza. Poprowadzi艂 zwyci臋skie oddzia艂y na p贸艂noc, wzi膮艂 wielu niewolnik贸w i przywi贸z艂 艂upy wojenne, o kt贸rych w Rzymie wci膮偶 jeszcze by艂o g艂o艣no. By艂 bohaterem, odwa偶nym, bezkompromisowym i bezlitosnym, zar贸wno w stosunku do wrog贸w, jak i w艂asnych 偶o艂nierzy. Ponadto kierowa艂 prze艣ladowaniami po zamieszkach w Jeruzalem. W艂asnymi r臋kami zabi艂 ponad setk臋 tych nowych niebezpiecznych buntownik贸w, kt贸rych nazywano chrze艣cijanami. Jego miecz zdobi艂y z艂ocone warkocze, uplecione z ludzkich w艂os贸w. Teraz jednak wycofa艂 si臋 tu, na wa偶ny posterunek w Aleksandrii. By艂 ju偶 starym cz艂owiekiem, a zar贸wno jego cera, jak i ci臋偶ki oddech 艣wiadczy艂y o tym, 偶e nie cieszy si臋 dobrym zdrowiem. Ale jego ambicje ani troch臋 nie os艂ab艂y, a spojrzenie oczu kryj膮cych si臋 w fa艂dach t艂uszczu przypomina艂o spojrzenie w臋偶a. Prawie wcale nie mruga艂. Khebryn zapragn膮艂, aby jego gospodarz w tej chwili zakrztusi艂 si臋 s艂odkim orzechem, kt贸re teraz nieprzerwanie poch艂ania艂. Ale Rzymianin nie mia艂 偶adnych k艂opot贸w z 偶uciem i badawczo obserwowa艂 go艣cia podczas rozmowy, kt贸ra wedle zwyczaju toczy艂a si臋 wok贸艂 przyjemnych, codziennych i niefrasobliwych temat贸w. Rzymianie bardzo uwa偶ali na swoje trawienie, by艂o rzecz膮 niemal 艣wi臋t膮. O k艂opotach mo偶na porozmawia膰 p贸藕niej, gdy 偶o艂膮dek ju偶 si臋 uspokoi. Khebryn j臋kn膮艂 w duchu, przygotowuj膮c si臋 na kilka mdl膮cych godzin w towarzystwie 偶ar艂ocznego wieprza. Ale sygnet po艂yskuj膮cy mi臋dzy wa艂kami t艂uszczu na palcu gospodarza kaza艂 mu zmobilizowa膰 wszystkie si艂y i z pokornym u艣miechem wys艂uchiwa膰 wywod贸w tego odra偶aj膮cego cz艂owieka. Plan zosta艂 starannie przemy艣lany i do tej pory rzeczy toczy艂y si臋 dok艂adnie tak, jak przewidzia艂 to Rzymianin. Plansza do gry zosta艂a naszkicowana ju偶 dawno, a jej zasady wyznaczy艂 w艂a艣nie on. Selina by艂a dla niego jedynie wa偶nym pionkiem, kr贸low膮 w jednej z pi臋knych gier wojennych z Azji Mniejszej. Khebryn zna艂 t臋 gr臋 i wiedzia艂, 偶e zazwyczaj kr贸low膮 nale偶y po艣wi臋ci膰, by bitwa zosta艂a wygrana. Selina ze swojej nowej, wychodz膮cej na p贸艂noc werandy mia艂a widok na najpi臋kniejsz膮 cz臋艣膰 Aleksandrii. Miasto rozpe艂za艂o si臋 na wszystkie strony, wdziera艂o si臋 nawet w morze. W g艂膮b l膮du stale wchodzi艂y coraz to nowe budynki, najpierw pod postaci膮 jedynie dziury wygrzebanej w ziemi, w kt贸rej niczym w mrowisku roili si臋 niewolnicy i budowniczowie. Potem k艂adziono kamie艅 na kamieniu i wprost z ziemi wyrasta艂y niczym czworok膮tne grzyby nowe domy. Patrzy艂a na rozleg艂e r贸wniny, na dalekie wzg贸rza i pag贸rki, stykaj膮ce si臋 z jasnym letnim niebem, na kt贸rym kurz i rozedrgane od gor膮ca powietrze tworzy艂y wyra藕nie widoczny po艂yskliwy mur. Jeszcze cz臋艣ciej, a偶 do o艣lepni臋cia, Selina wpatrywa艂a si臋 w morze. Samos le偶a艂a gdzie艣 za horyzontem. Tam r贸wnie偶 by- 艂o teraz lato, to samo gor膮ce s艂o艅ce wypala艂o ogr贸d za starym domem budowniczego statku. Matko, matko, czy jeste艣 tam jeszcze? Czu艂a, jak szcz臋ki zaciskaj膮 si臋 jej z rozpacz膮, gdy s艂a艂a nieme wo艂anie za niewyra藕ny horyzont. Wok贸艂 ruchliwego portu Aleksandrii wci膮偶 kr膮偶y艂y przyp艂ywaj膮ce i odp艂ywaj膮ce statki. Czy zabior膮 jej my艣li jako pasa偶era na gap臋? T臋sknota miesza艂a si臋 z 艂agodnym smutkiem. Selina pu艣ci艂a ch艂odn膮 balustrad臋, czuj膮c pod go艂ymi stopami nier贸wn膮 g艂adko艣膰 mozaiki. Wolnym krokiem w臋drowa艂a przez pokoje nale偶膮ce teraz do niej. Mog艂a te偶 otworzy膰 drzwi i wyj艣膰 na przechadzk臋 szerok膮 drog膮, prowadz膮c膮 szczytem muru. Nikt by jej tam nie zobaczy艂 poza lud藕mi, przebywaj膮cymi w trzech pozosta艂ych naro偶nych wie偶ach. I ptakami. Podnios艂a g艂ow臋, napotykaj膮c spojrzenie s艂o艅ca. Nie mog艂a st膮d odlecie膰. Powiadano, 偶e Ikar zrobi艂 sobie skrzyd艂a z ptasich pi贸r i wosku i ulecia艂 na nich z niewoli. On r贸wnie偶 jednak wykaza艂 si臋 zbytni膮 zuchwa艂o艣ci膮 i zanadto zbli偶y艂 do s艂o艅ca. Wosk si臋 roztopi艂, a on spad艂 na ziemi臋. Selina westchn臋艂a, zerkaj膮c na zawsze pe艂ne i 艣wie偶e butelki z winem i zio艂owym naparem, wod膮 r贸偶an膮 i oliw膮. W winie tkwi艂o ukojenie, s艂ysza艂a, jak przezroczysta butelka j膮 przywo艂uje, lecz nie艣mia艂y niepok贸j, kt贸ry si臋 w niej odzywa艂, sprawia艂, 偶e si臋 powstrzyma艂a. By膰 mo偶e b臋dzie potrzebowa艂a pe艂nej jasno艣ci umys艂u, wszelkiej zdolno艣ci do my艣lenia. Wino mog艂o za bardzo u艣pi膰 jej czujno艣膰, a wszak mog艂o wydarzy膰 si臋 co艣 wa偶nego, ledwie zauwa偶alnego, wr臋cz niewidzialnego, co absolutnie nie powinno uj艣膰 jej uwagi. Napi艂a si臋 wody, zjad艂a pomara艅cz臋 i ostro偶nie za- cz臋la rozwija膰 papirus, w kt贸ry zaopatrzy艂 j膮 Khebryn. Zleci艂 jej zadanie kopiowania starych pism. Selina lubi艂a pisa膰, to jednocze艣nie 膰wiczy艂o umys艂 i sprawia艂o, 偶e dni pr臋dzej p艂yn臋艂y. Zacz臋艂a czyta膰. Papirus, rzecz niezwyk艂a, by艂 podzielony na stosunkowo niedu偶e czworok膮tne arkusze, nie by艂 to zw贸j, do jakich Selina przywyk艂a. Arkusze przesuwa艂y jej si臋 w d艂oniach. Czu艂a, 偶e tekst zupe艂nie j膮 poch艂on膮艂, i z rosn膮cym zdumieniem stwierdza艂a, 偶e te zapiski sprawi艂y, 偶e gdzie艣 w jej g艂owie zadzwoni艂y dzwoneczki. Te teksty zosta艂y napisane przez kobiet臋. A s艂owa wydawa艂y si臋 zdumiewaj膮co 偶ywe, pomimo i偶 ich autorka musia艂a nie 偶y膰 ju偶 od co najmniej pi臋膰dziesi臋ciu lat. Najprawdopodobniej by艂 to przek艂ad z hebrajskiego, bogaty jednak w pe艂ne odcieni opisy, dowodz膮ce kobiecej wra偶liwo艣ci, pomimo m臋skiego, zdecydowanego charakteru pisma. W tek艣cie tym opisywano cz艂owieka, zes艂anego na ziemi臋, by zbawi膰 艣wiat. Syna bo偶ego, kt贸ry uczyni艂 z siebie s艂ug臋 i obmywa艂 swoim uczniom stopy. Selina cieszy艂a si臋, 偶e tej nocy nikt jej nie przyzywa. Gdy si臋 艣ciemni艂o, dzwonkiem wezwa艂a niewolnic臋 i za偶膮da艂a przyniesienia czterech du偶ych oliwnych lamp i tuzina woskowych 艣wiec. Potrzebowa艂a te偶 wi臋cej smo艂y, by mie膰 czym pisa膰, i s艂oiczek wody z sokiem cytrynowym. S艂owa sp艂ywa艂y lekko. Selina wiedzia艂a, 偶e p艂yn膮 tak偶e prosto do jej serca niczym nowo odkryta rzeka. Przedstawiany przez t臋 kobiet臋 opis wielkiej mi艂o艣ci jej 偶ycia by艂 zupe艂nie inny od wszystkiego, co Selina dotychczas czyta艂a. Tekst wprost dr偶a艂 od t臋sknoty i 艣wiadczy艂 o tym, 偶e m臋偶czy- zna, kt贸rego obraz szkicowa艂a, musia艂 by膰 doprawdy niezwyk艂e szczeg贸ln膮 osob膮. Maria Magdalena... Kim mog艂a by膰? I kim by艂 贸w cudotw贸rca Joszua, kt贸ry potrafi艂 leczy膰 choroby i przemawia膰 j臋zykiem Boga? Ten, kt贸ry wszystkich ludzi wita艂 przes艂aniem pokoju? O 艣wicie Selina osun臋艂a si臋 na 艂贸偶ko, r臋ce po 艂okcie poplamione mia艂a atramentem, a oczy tak czerwone i obola艂e, 偶e a偶 艂zawi艂y. Mimo to spa艂a dobrze i spokojnie, zbudzi艂a si臋 dopiero w贸wczas, gdy s艂o艅ce stan臋艂o ju偶 tak wysoko na niebie, 偶e prze艣wieca艂o przez rzadko tkan膮 siatk臋 chroni膮c膮 przed owadami, umieszczon膮 w otworze w suficie. Czy jej si臋 to przy艣ni艂o? Nie wiedzia艂a. Ale niepok贸j tkwi艂 w ciele, musia艂a czym pr臋dzej podej艣膰 do ma艂ego stoliczka, na kt贸rym le偶a艂y wszystkie dokumenty. W czasie gdy spa艂a, atrament wysech艂. Selina obmy艂a tylko twarz i pos艂a艂a s艂u偶膮c膮 po chleb i oliw臋. W tym czasie zjad艂a par臋 chi艅skich mi臋kkich owoc贸w, kt贸re mia艂y lekki smak migda艂贸w. Kolczasta skorupka kry艂a mi臋kkie, niemal ma艂偶owate wn臋trze. Zn贸w poch艂on臋艂a j膮 praca. Gdy dzie艅 zacz膮艂 zbli偶a膰 si臋 ju偶 ku wieczorowi, do tego stopnia zatopi艂a si臋 w niezwyk艂ych opisach, 偶e nie us艂ysza艂a krok贸w Khebryna, dop贸ki nie stan膮艂 tu偶 za jej plecami. Drgn臋艂a wtedy przestraszona, a kropla atramentu spad艂a na pod艂og臋. - Selino... przykro mi. Powinienem by艂 zapuka膰 do drzwi, widz臋, 偶e jeste艣 zaj臋ta... U艣miechn臋艂a si臋. - Chcia艂abym ci podzi臋kowa膰 za to, 偶e da艂e艣 mi t臋 prac臋. Nie uwierzysz, jak bardzo, moim zdaniem, interesuj膮ce s膮 te pisma. Kim by艂a ta kobieta? Usiad艂 na prostym krzese艂ku, podobnym do tego, kt贸rego Selina u偶ywa艂a podczas pisania. Opar艂 艂okie膰 o brzeg sto艂u i patrzy艂 na ni膮, wok贸艂 ust dostrzeg艂a dziwny rys. - Naprawd臋 jeste艣 tym przej臋ta? I zaciekawiona? - O tak, c贸偶 to za zwi膮zek... C贸偶 za podziw dla m臋偶czyzny. Nigdy nie s艂ysza艂am podobnej historii mi艂osnej. - Mi艂osnej... No c贸偶, mo偶e masz racj臋. Nie bardzo jest to podobne do twoich greckich dramatycznych sztuk, niewiele tu walki bog贸w, serdecznej krwi i zmys艂owego po偶膮dania. - Kim ona by艂a? - powt贸rzy艂a Selina. Khebryn pokr臋ci艂 g艂ow膮. - Tego nie wiem. Dosta艂em manuskrypt od Chaldejczyka ze Szko艂y. Ten m艂ody cz艂owiek nie z艂o偶y艂 jeszcze ko艅cowych egzamin贸w, lecz to jeden z najbardziej obiecuj膮cych uczni贸w. Syn prawdziwego m臋drca, Jara. Mo偶na go nazwa膰 zar贸wno kap艂anem, jak i filozofem, studiuje dusz臋 ludzk膮... Selina s艂ucha艂a go z uwag膮. - A ta kobieta, kochanka syna bo偶ego, to 呕yd贸wka? - Tak. Ale podobno opu艣ci艂a sw贸j kraj i uciek艂a wraz z innymi buntownikami. Nikt nie wie, gdzie 偶y艂a przez ostatnie lata, bo ten manuskrypt pojawi艂 si臋 w rzymskim skarbcu, m贸g艂 wi臋c zosta膰 znaleziony w ka偶dym miejscu cesarstwa. Selina westchn臋艂a. - Jak dobrze, 偶e tego nie zniszczyli. Mo偶na by przypuszcza膰, 偶e unicestwiliby co艣 takiego, wszak to sprzeczne ze wszystkim, o co oni walcz膮. Khebryn pokiwa艂 g艂ow膮. - Owszem, zupe艂nie oczywiste jest, 偶e tym, kt贸rego si臋 tu przedstawia, jest buntownik z Nazaretu, a o nim nie zapomniano. To si臋 stale rozszerza. W Rzymie lwy na偶eraj膮 si臋 do syta cia艂ami jego nieszcz臋snych wyznawc贸w. Ale od Jerozolimy po Rzym pojawi艂o si臋 mn贸stwo o艣rodk贸w jego kultu, gminy. W Koryncie, w Filippi, na Samos... S艂ysza艂a艣 chyba o tym Pawle, kt贸ry uczyni艂 si臋 przyw贸dc膮 ich wszystkich? - Tak, on umar艂. Nazywaj膮 go m臋czennikiem. Khebryn kiwn膮艂 g艂ow膮. - Tak wiele si臋 m贸wi. Niekt贸rzy twierdz膮, 偶e Maria Magdalena musia艂a walczy膰 z nim o to, kto z nich ma wi臋ksze prawo, by dalej nie艣膰 przes艂anie Nazarejczyka. I podobno ona przegra艂a. Pawe艂 by艂 pot臋偶nym cz艂owiekiem, wiedzia艂, jak przemawia膰 do ludzi. Zrobi艂 wszak karier臋 jako obywatel rzymski. Selina z zainteresowaniem s艂ucha艂a tej niezwyk艂ej historii. - Ale zrezygnowa艂 ze swej w艂adzy i poszed艂 za tym Joszu膮? - Nie, on nigdy nie spotka艂 Joszuy. M贸wi, 偶e si臋 nawr贸ci艂 i zosta艂 powo艂any, by s艂u偶y膰 synowi bo偶emu d艂ugo po tym, jak ten, kt贸rego zw膮 Chrystusem, umar艂. Sta艂o si臋 to, zdaje si臋, podczas jakiej艣 wizji, w dniu, kiedy usuni臋to go z wysokiego stanowiska i odjecha艂 z miasta... Potem nagle si臋 pojawi艂, g艂osz膮c na lewo i prawo, 偶e to on, tylko on wie, w jaki spos贸b odnale藕膰 syna cz艂owieczego, Zbawiciela, na kt贸rego tak d艂ugo czekali 呕ydzi i kt贸ry zosta艂 ukrzy偶owany jak pierwszy lepszy z艂odziej. Selina popatrzy艂a w tekst. Ostatni膮 rzecz膮, jak膮 przet艂umaczy艂a, by艂y ostrze偶enia Joszuy na ten w艂a艣nie temat. 鈥濻trze偶cie si臋 ludzi, kt贸rzy pr贸buj膮 sprowadzi膰 was na manowce, wo艂aj膮c: 芦patrzcie tu albo patrzcie t a m 禄 , bo syn cz艂owieczy jest w was, id藕cie za nim. Ci, kt贸rzy tam b臋d膮 go szuka膰, znajd膮 go". Selina czu艂a, 偶e co艣 porusza si臋 w jej sercu, delikatnie wyg艂adzi艂a papirus. Wyra藕ne pismo nie zblak艂o przez tyle lat, by膰 mo偶e autorka mia艂a inny atrament ni偶 grudkowata mieszanka smo艂y, kt贸rej ona u偶ywa艂a. Khebryn milcza艂. Id膮c za jej wzrokiem, popatrzy艂 na papirus i przeczyta艂 te same s艂owa. - Je艣li podoba ci si臋 ta praca, by膰 mo偶e znalaz艂a艣 swoje wybawienie. Twoje dni b臋d膮 teraz... wype艂nione. A przez to 艂atwiej zniesiesz wszystkie inne dokuczliwo艣ci, je艣li takie przyjd膮 - powiedzia艂 cicho. Selina mia艂a wra偶enie, 偶e us艂ysza艂a w jego g艂osie co艣 nowego. Khebryn odwr贸ci艂 g艂ow臋, gdy usi艂owa艂a napotka膰 jego spojrzenie. Oszo艂omiona t膮 niezwyk艂膮 histori膮, kt贸ra tak bardzo j膮 zafascynowa艂a, Selina wsta艂a i zacz臋艂a kr膮偶y膰 po pokoju. Wreszcie o艣mieli艂a si臋 zada膰 pytanie: - Khebrynie... Dlaczego tu jestem? I na jak d艂ugo? Jestem niewolnic膮, to zrozumia艂am. Znikn臋艂am z powierzchni ziemi, nie mam ojca, brata ani m臋偶a, ale... kto jest moim w艂a艣cicielem? Ty? Khebryn sztywno przekrzywi艂 g艂ow臋. W jego g艂osie s艂ycha膰 by艂o 偶al. - Nie, nie jeste艣 moj膮 w艂asno艣ci膮, Selino. Zatrzyma艂a si臋, zrobi艂o jej si臋 jeszcze zimniej. S艂owa zabrzmia艂y z艂owrogo przez ten 偶al, kt贸ry da艂 si臋 w nich s艂ysze膰. - Co to ma znaczy膰? Czy艣 ty mnie sprzeda艂? - spyta艂a ostro. Khebryn poczu艂 narastaj膮cy niepok贸j, kt贸ry zbiera艂 si臋, tworz膮c tward膮 grud臋 w piersi. Zdradzi艂 zbyt wiele, ona tak jasno my艣la艂a. Ju偶 teraz niebezpiecznie rozpu艣ci艂 j臋zyk. - Selino, jedno tylko mog臋 ci powiedzie膰. W najbli偶szej przysz艂o艣ci pozostaniesz tutaj, lecz nie potrafi臋 okre艣li膰, jak d艂ugo to potrwa, dni czy tygodnie... Sam te- go nie wiem. B臋dziesz pracowa膰 nad tymi tekstami, je艣li uwa偶asz to za odpowiedni膮 rozrywk臋 dla takiej kobiety jak ty. Mo偶esz tego nie robi膰 i sp臋dza膰 dni na k膮pieli tam na dole albo razem z tymi wiecznie popijaj膮cymi napary dziewcz臋tami. Mo偶esz uczy膰 si臋 malowa膰, mo偶esz dosta膰 sprz臋ty niezb臋dne do haftowania b膮d藕 prz臋dzenia jedwabiu, w艂a艣ciwie jeste艣 wolna. Lecz odej艣膰 st膮d nie mo偶esz. Dok膮d zreszt膮 mia艂aby艣 p贸j艣膰? Selin臋 zn贸w zadziwi艂o, 偶e jego g艂os niczym g艂os aktora ni贸s艂 w sobie cz臋艣膰 jej w艂asnych uczu膰. Co si臋 z nim dzia艂o? Sprawia艂 wra偶enie jakby odmienionego. Niewiele si臋 u艣miecha艂. Siedzia艂 na krze艣le przygarbiony, nie odzywa艂 si臋 do niej, dop贸ki o co艣 nie spyta艂a, kr贸tko m贸wi膮c, zachowywa艂 si臋 jak cz艂owiek, kt贸rego dr臋cz膮 wyrzuty sumienia. W艂a艣ciwie dlaczego wi臋c tu przyszed艂? Jej prac膮 najwyra藕niej nie by艂 zainteresowany, ledwie rzuci艂 okiem na arkusze roz艂o偶one do suszenia. - W przysz艂o艣ci b臋dziesz musia艂a przyj膮膰 na siebie inn膮 rol臋. Zadanie... kt贸re tylko ty b臋dziesz mog艂a wykona膰. Rol臋, kt贸r膮 tylko ty b臋dziesz w stanie odegra膰. Nogi krzes艂a zazgrzyta艂y o mozaik臋. Khebryn podszed艂 do szafki, w kt贸rej sta艂y wszystkie pi臋kne butelki, l艣ni膮c wraz ze z艂otym pucharem. Khebryn zdj膮艂 naczynie. Pie艣ci艂 je d艂o艅mi. - Ten puchar... to wielkie bogactwo. By膰 mo偶e jeste艣 niewolnic膮, Selino, lecz dop贸ki wolno ci go posiada膰, to tak naprawd臋 jeste艣 bogata. Czy zdajesz sobie spraw臋, jak膮 warto艣膰 ma to naczynie? Popatrzy艂a na niego z ukosa. - O wiele wi臋ksz膮 ni偶 da si臋 zwa偶y膰 z艂otymi odwa偶nikami - mrukn臋艂a. Khebryn spokojnie pokiwa艂 g艂ow膮. - W艂a艣nie. I z tob膮 jest tak samo, Selino. Jeste艣 bez- warto艣ciow膮 niewolnic膮, lecz posiadasz co艣, co w oczach niekt贸rych mo偶e przyda膰 ci nieocenion膮 warto艣膰. U艣miechn臋艂a si臋. - U偶ywasz wy艣wiechtanych s艂贸w jak marny pisarz... Khebryn przymkn膮艂 oczy, tak wyra藕nie rozkoszuj膮c si臋 blisko艣ci膮 pucharu, 偶e Selina zadr偶a艂a. - Musisz go dobrze strzec, Selino. By膰 mo偶e 藕le robisz, wystawiaj膮c go tak na widok dla wszystkich. M贸wi艂 z ogromn膮 powag膮 i Selina si臋 wystraszy艂a. Jednocze艣nie za艣.jego s艂owa podszyte by艂y inn膮 tre艣ci膮, wyczuwa艂a, 偶e m贸wi艂 o czym艣 zupe艂nie innym ni偶 puchar. Khebryn westchn膮艂 ci臋偶ko i odstawi艂 naczynie na miejsce. - C贸偶, moje ostrze偶enia s膮 pozbawione sensu, ale je us艂ysza艂a艣, p艂yn臋艂y prosto z serca. Mimo to mam obowi膮zek nakaza膰 ci co艣 zupe艂nie przeciwnego, 偶ycie jest dziwne, prawda? Akurat wtedy, gdy cz艂owiek dociera do celu, ten cel si臋 odsuwa, ods艂aniaj膮c co艣 jeszcze wspanialszego, wznios艂ejszego, bardziej atrakcyjnego. Tak cz艂owiek przez ca艂e 偶ycie 艣ciga marzenia... Selina patrzy艂a, jak Khebryn rozciera skronie. Wydawa艂 si臋 udr臋czony i odmieniony. Bardziej obna偶ony. Bardziej nagi ni偶 wtedy, gdy kocha艂 si臋 z Leil膮 na jej oczach. Czu艂a w sercu zmieszanie zmagaj膮ce si臋 z uczuciem przypominaj膮cym wsp贸艂czucie. On by艂 jej nadzorc膮, jej panem. M贸g艂 prawdopodobnie poprosi膰, by przyniesiono mu na p贸艂misku jej serce wyci臋te z piersi, i na pewno jego 偶膮danie zosta艂oby spe艂nione, jak tego czy innego kr贸la p贸艂boga. A mimo to sta艂 tutaj wyra藕nie udr臋czony. Mog艂aby podej艣膰 do niego niczym do brata i obj膮膰 na pociech臋, zamiast tego jednak dumnie zadar艂a brod臋 i poprosi艂a, by pozwoli艂 jej dalej pracowa膰. By艂a to wypowied藕 absolutnie niestosowna jak na niewolnic臋. On jednak tylko kiwn膮艂 g艂ow膮 i skierowa艂 si臋 przez pok贸j ku drzwiom. Gdy ju偶 mia艂 zamkn膮膰 je za sob膮, przykaza艂 tylko, by wezwa艂a s艂u偶膮ce, kt贸re zatroszcz膮 si臋 o usuni臋cie atramentowych plam z jej r膮k i uczesz膮 jej w艂osy przed nast臋pnym wieczorem. - Spotkamy si臋 w teatrze - o艣wiadczy艂 bez tchu. Te s艂owa zapali艂y w Selinie p艂omyk wyczekiwania. Wci膮偶 mia艂a w pami臋ci owo niezwyk艂e przedstawienie, kt贸rego by艂a 艣wiadkiem. Odebra艂a je zarazem jako straszne i fascynuj膮ce, wywo艂uj膮ce md艂o艣ci i niesko艅czenie pi臋kne. Bardzo chcia艂a zn贸w je zobaczy膰. Podejrzewa艂a, 偶e tym razem nie b臋dzie siedzie膰 w jednej z tych ma艂ych ukrytych l贸偶, wysoko pod sufitem, zamkni臋ta tam wraz z innymi dziewicami... Zapewne w艂a艣nie dlatego on wydawa艂 si臋 dzisiaj taki dziwny. Khebryn to uczciwy cz艂owiek. Pomimo tego wszystkiego, co musia艂 widzie膰, pomimo tej ogromnej liczby dziewic, kt贸re przewin臋艂y si臋 przez jego dom... Mimo wszystko z pewnym smutkiem w sercu przestrzega艂 j膮 teraz, 偶e jej czas ju偶 nadszed艂. Prawdopodobnie ju偶 dzisiejszego wieczoru b臋dzie musia艂a wykona膰 prac臋, za kt贸r膮 偶adna przyzwoita kobieta nie mog艂aby otrzyma膰 zap艂aty. Selina z powrotem zasiad艂a przy stoliku, usi艂uj膮c pozbiera膰 rozbiegane my艣li. Dzi艣 wieczorem mia艂a zosta膰 oddana m臋偶czy藕nie, a s艂owa Khebryna by艂y zarazem przyjazne i bezlitosne. Zrozumia艂a teraz, co mia艂 na my艣li, m贸wi膮c o pucharze. B臋dzie mog艂a go zatrzyma膰 tak d艂ugo, dop贸ki spe艂nia膰 b臋dzie wymagania, jakie stawia艂 charakter tego przybytku. Zosta艂a w nim wywy偶szona, umieszczona wysoko w koronie, mia艂a teraz status ksi臋偶niczki niewolnic, a wy偶ej ni偶 ona sta艂a by膰 mo偶e jedynie Leila. Selina zn贸w zacz臋艂a skroba膰 trzcin膮 po papirusie. Rysowa艂a. Tworzy艂a dziwaczne girlandy, usi艂uj膮c wyobrazi膰 sobie, co te偶 mo偶e przynie艣膰 jej ten wiecz贸r. Kiedy drogocenny arkusz pokry艂y ju偶 bezmy艣lne gryzmo艂y, poczu艂a si臋 spokojniejsza. Na pewno jej nie skrzywdz膮. Owszem, posi膮dzie j膮 jaki艣 nieznajomy m臋偶czyzna i ta my艣l by艂a bardzo nieprzyjemna. Ale Selina si臋 nie ba艂a. W g艂臋bi, pod 偶ebrami, serce t艂uk艂o si臋 niczym 艂贸dka zerwana z cumy na sztormie. I nie by艂o ju偶 po艂膮czone z cia艂em. Po k膮pieli dosta艂a tylko du偶y kawa艂 bia艂ego p艂贸tna, w kt贸ry si臋 owin臋艂a. Natarto j膮 t艂ustymi ma艣ciami, a na wp贸艂 wysuszone w艂osy spada艂y na plecy. Na stopach mia艂a mi臋kkie zakryte buty. Mo偶e po to, by kurz w 藕le o艣wietlonych korytarzach i na schodach nie przylgn膮艂 do jej lekko po艂yskuj膮cej sk贸ry? Zn贸w usuni臋to jej wszystkie w艂oski z cia艂a i nawet brwiom nadano ostry, 艂ukowato wygi臋ty kszta艂t. By艂a zaskoczona, 偶e postanowiono zaprezentowa膰 j膮 w teatrze w tak prostym, bezkszta艂tnym stroju, bez bi偶uterii i makija偶u. Gdy jednak rozpostar艂 si臋 przed ni膮 wielki amfiteatr, zrozumia艂a, 偶e si臋 pomyli艂a. Zaprowadzono j膮 prosto na jeden z niewielkich podest贸w na scenie, przed ni膮 ci膮gn臋艂y si臋 rz臋dy marmurowych 艂aw wyk艂adanych mi臋kkimi poduszkami. Pod sufitem p艂on臋艂y pochodnie i lampy, a wzd艂u偶 brzegu ca艂ej sceny migota艂y male艅kie p艂omyki, przes艂oni臋te przezroczystymi ekranikami. Khebryn i Leila siedzieli w wielkim d臋bowym krze艣le, wsparci na okr膮g艂ych poduszkach, przypominaj膮cych podp贸rki pod kark, na kt贸rych noc膮 opierano g艂ow臋. Za plecami rozleg艂 si臋 szelest kurtyny, dobieg艂o mamrotanie g艂os贸w. Sta艂a zupe艂nie sama na tej wielkiej pustej przestrzeni. Khebryn przem贸wi艂 do niej. Gdy mu odpowiada艂a, us艂ysza艂a, jak doskonale niesie jej g艂os pomimo wielko艣ci pomieszczenia. Teraz przyniesiono jej ubi贸r. Selinie dech zapar艂o w piersiach na widok wyk艂adanego przed ni膮 niesamowitego bogactwa i zachwia艂a si臋, zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e oto urzeczywistnia si臋 wizja Khebryna. Serce wali艂o w piersi jak oszala艂e. Czu艂a, jak policzki jej p艂on膮, na wp贸艂 ze wstydu, na wp贸艂 z podziwu. Bia艂a twarz Leili p臋k艂a w u艣miechu, gdy kobiety rozebra艂y Selin臋 i rozpocz臋艂y proces jej przemiany. Nie zwraca艂y uwagi na to, 偶e niepok贸j za scen膮 si臋 wzmaga艂, przybywa艂o coraz wi臋cej ludzi. Przenikliwe d藕wi臋ki nie nastrojonych strun miesza艂y si臋 z delikatnymi tonami flecistek, 膰wicz膮cych na swoich instrumentach. B臋bny wydawa艂y z siebie g艂uchy huk, kiedy wnoszono je i stawiano na miejscu. Cia艂o Seliny pokry艂o si臋 g臋si膮 sk贸rk膮. Czu艂a ci臋偶ar niesamowitego stroju, kt贸ry przykuwa艂 jej stopy do kamiennej pod艂ogi i sprawia艂, 偶e sta艂a pewniej ni偶 kiedykolwiek. Twarz Khebryna pozbawiona by艂a jakiegokolwiek wyrazu. Stale popija艂 z niedu偶ego kieliszka. Ale Leila u艣miecha艂a si臋 za ka偶dym razem, gdy tylko Selina na ni膮 zerkn臋艂a. Z siedzenia na samym 艣rodku tu偶 przed scen膮 Leila mia艂a najlepszy chyba widok. Tu r贸wnie偶 najlepiej dociera艂y g艂osy i d藕wi臋ki instrument贸w. Pomieszczenie zbudowano wed艂ug dok艂adnych oblicze艅 tego, jak nale偶y wzmacnia膰 g艂os aktor贸w, by jednocze艣nie dociera艂 do wszystkich s艂uchaczy. Lampy z reflektorami zosta艂y r贸wnie偶 ustawione w niezwykle przemy艣lany spos贸b, tak by wyst臋puj膮cych o艣wietla艂o 艂agodne 艣wiat艂o, podczas gdy pozosta艂a cz臋艣膰 teatru le偶a艂a pogr膮偶ona w mroku. Efekt by艂 naprawd臋 niesamowity. Zupe艂nie, jakby cz艂owiek znalaz艂 si臋 w innym 艣wiecie, w ca艂kiem innej rzeczywisto艣ci. Przez kr贸tki moment trudno si臋 by艂o oprze膰 wra偶eniu, 偶e naprawd臋 ma si臋 do czynienia z bogami i boginiami, kt贸rzy si臋 objawiali na scenie, w ka偶dym razie tak odczuwali ci, kt贸rzy nie rozpoznawali twarzy aktor贸w. Tak, wszystko to by艂o pi臋knie przemy艣lan膮 artystyczn膮 u艂ud膮. Leila widzia艂a wysok膮 czarn膮 kobiet臋, wyst臋puj膮c膮 w roli kr贸lowej. To nie by艂a ta sama kobieta, kt贸rej kaza艂a obiera膰 dla siebie jab艂ka, w teatrze ulega艂a zupe艂nej przemianie, na kilka chwil ca艂kowicie si臋 przeobra偶a艂a. Naprawd臋 stawa艂a si臋 pierwsz膮 kr贸low膮 Egiptu, 偶on膮 Baty, wybran膮 przez los. I odgrywa艂a dawn膮 histori臋 z prawdziwym uczuciem i 偶arem. Ta kobieta zdradzi艂a m臋偶czyzn臋, dla kt贸rego stworzyli j膮 bogowie, i po艣lubi艂a faraona. Gdy jednak zmar艂y zdradzony m臋偶czyzna zosta艂 przez bog贸w przywr贸cony do 偶ycia pod postaci膮 wspania艂ego byka, kr贸lowa si臋 wystraszy艂a. Za偶膮da艂a w膮troby zwierz臋cia do zjedzenia i faraon musia艂 spe艂ni膰 jej 偶yczenie. Ale gdy zarzynano byka u bram zamku, na ziemi臋 spad艂y dwie krople jego krwi i z nich wyros艂y dwa drzewa piniowe. Kr贸lowa wiedz膮c, 偶e to nowe wcielenie jej pierwszego m臋偶a, kaza艂a je 艣ci膮膰, a potem z drewna zrobi膰 dla siebie meble. Przypadkiem jednak po艂kn臋艂a drzazg臋 i zasz艂a w ci膮偶臋. Urodzi艂a syna, a po 艣mierci faraona syn ten o艣wiadczy艂, 偶e jest Bata, danym przez bog贸w m臋偶em kr贸lowej. Zosta艂 nast臋pnym faraonem. W ko艅cowej scenie kr贸lowa zostaje u艣miercona przez przebicie jej symbolicznym palem. Leila osobi艣cie wybra艂a 贸w stary egipski dramat. Za ka偶dym razem, kiedy odgrywano go na scenie, widzowie dr臋twieli ze strachu, gdy mi臋dzy aktor贸w wpuszczano wielkiego byka. Leila wiedzia艂a jednak, 偶e olbrzymie zwierz臋 jest 艂agodne, 艂atwe do okie艂znania i nie stanie si臋 偶aden wypadek, a wykorzystanie 偶ywego zwierz臋cia podczas przedstawienia wywo艂ywa艂o niezwyk艂e napi臋cie. Poczu艂a ch艂odn膮 r臋k臋 Khebryna na ramieniu i przysun臋艂a si臋 do niego. Z tym, co teraz mia艂o si臋 rozegra膰 na scenie, oboje wi膮zali wielkie nadzieje. Gdyby posz艂o tak, jak planowali, os艂awiony teatr prze偶y艂by nowy wielki fina艂. A Leila przybli偶y艂aby si臋 do swego marzenia o kolejny krok. Khebryn poczu艂, 偶e czu艂e pieszczoty Leili, muskaj膮cej wn臋trze jego d艂oni, po raz pierwszy wyda艂y mu si臋 natr臋tne. To delikatne 艂askotanie przestrzeni mi臋dzy palcem wskazuj膮cym a 艣rodkowym niejednokrotnie wywo艂ywa艂o w nim dziko艣膰 i szale艅stwo. Leila posiada艂a niezwyk艂膮 zdolno艣膰 podniecania go dotykiem zaledwie koniuszk贸w palc贸w. Teraz jednak ca艂a jego uwaga kierowa艂a si臋 ku temu, co mia艂o rozegra膰 si臋 na scenie. Wi臋kszo艣膰 sztuk widywa艂 ju偶 wi臋cej ni偶 tuzin razy, co miesi膮c w najmroczniejszej porze nocy wtajemniczeni przybywali do teatru. Wielu bogatych kupc贸w i polityk贸w uk艂ada艂o plan swych podr贸偶y wed艂ug programu planowanego przez ich dom. W t臋 noc, kiedy ksi臋偶yc by艂 w nowiu, dyskretnie wprowadzano ich na sal臋 i za ka偶dym razem, gdy st膮d wychodzili, towarzyszy艂o im uczucie, 偶e prze偶yli co艣 zaiste godnego kr贸lewskich oczu. Dlatego w gabinecie gospodarza ros艂y stosy pieni臋dzy. Dlatego ten przybytek cieszy艂 si臋 uznaniem zar贸wno w艣r贸d Rzymian, kap艂an贸w, jak i Chaldejczyk贸w ze Szko艂y Misteri贸w i z bardziej klasycznych akademii. Khebryn czeka艂 teraz z niecierpliwo艣ci膮. Nie napawa艂 si臋 jak zwykle wyst臋pami innych kobiet. Niemal偶e nie s艂ysza艂 te偶 muzyki, cho膰 dzisiejszego wieczoru w przedstawieniu bra艂y udzia艂 r贸wnie偶 trzy Chinki graj膮ce na instrumencie, jakiego prawie nikt dotychczas jeszcze nie widzia艂. Delikatne tony towarzyszy艂y historii Erosa i Psyche, a tak偶e przepi臋knemu przedstawieniu aktu mi艂osnego, nosz膮cemu tytu艂 鈥濷zyrys spoczywa w Ra". Ulubion膮 scen膮 Rzymian by艂a oczywi艣cie ta, w kt贸rej ich w艂asn膮 Magna Mater, 鈥濿ielk膮 Macierz", przedstawiano w legendzie o niewinnej dziewicy. Wed艂ug s艂贸w legendy bogini by艂a jedynie pos膮giem, lecz na scenie o偶ywa艂a. Doros艂a kobieta by艂a czczona i kochana przez siedem dziewic, a ich zabawa by艂a zmys艂owa i niebezpieczna. Nikt jednak nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e pos膮g bogini o偶ywa艂, kiedy d艂onie i wargi innych kobiet doprowadza艂y j膮 do wydania z siebie krzyku, a cia艂o zaczyna艂o dr偶e膰 i 偶y膰, rozkruszaj膮c cienk膮 warstewk臋 zastyg艂ej gliny, kt贸r膮 nasmarowano jej ramiona, 艂okcie, kolana i stopy. Khebryn prze艂kn膮艂 jeszcze jeden 艂yk przyprawionego any偶kiem wina, gdy bicie b臋bn贸w oznajmia艂o, 偶e wreszcie zbli偶a si臋 zako艅czenie. Doskonale wiedzia艂, w jaki spos贸b to wszystko zostanie wyre偶yserowane, lecz mimo to nie by艂 przygotowany na uczucie, jakie wywo艂a w nim ten widok, gdy obszerna ciemna tkanina spad艂a z sufitu i jednocze艣nie zas艂oni臋to wszystkie lampy na scenie. Publiczno艣膰 j臋kn臋艂a zaskoczona. Mo偶e s膮dzono, 偶e zdarzy艂 si臋 jaki艣 wypadek, mo偶e p臋k艂 kt贸ry艣 ze sznur贸w? Nagle jednak rozleg艂a si臋 pie艣艅 jasnych kobiecych g艂os贸w. Uwag臋 widz贸w przyku艂 b艂ysk 艣wiat艂a, padaj膮cego z sufitu nad ich g艂owami. Pal膮cy si臋 fosfor rzeczywi艣cie wywo艂a艂 efekt, jaki obiecywa艂 Chi艅czyk. Pogr膮偶on膮 w mroku sal臋 rozja艣nia艂y tylko gwiazdy wybuchaj膮ce pod sklepieniem, ukazuj膮ce si臋 niby za spraw膮 mocy boskiej. I wolno, bardzo wolno zacz臋to spuszcza膰 na pod艂og臋 sceny kobiet臋 z zapalon膮 pochodni膮. Sta艂a na czym艣 w rodzaju hu艣tawki, jedn膮 r臋k膮 przytrzymywa艂a si臋 liny. Zapewne 艣miertelnie l臋ka艂a si臋 upadku, lecz Khebryn z dum膮 stwierdzi艂, 偶e w doskona艂y spos贸b ukrywa sw贸j l臋k. D艂o艅 podtrzymuj膮ca pochodni臋 leciute艅ko dr偶a艂a, z wyj膮tkiem tego jednego drobnego szczeg贸艂u Selina zachowywa艂a si臋 dok艂adnie tak, jak tego po niej oczekiwa艂. Bogini S艂o艅ca we w艂asnej osobie. We w艂osy wplecione mia艂a ci臋偶kie pasma poz艂acanego jedwabiu, wypolerowane kawa艂eczki z艂ota wok贸艂 szyi i nadgarstk贸w a偶 iskrzy艂y. Z艂oty py艂 pokrywa艂 sk贸r臋 twarzy, szyj臋, 艂ydki i d艂onie. Na g艂owie promienia艂a du偶a, cienka niczym z li艣ci korona. Najbardziej niesamowity jednak by艂 widok jej idealnego cia艂a pod ubraniem, kt贸re Khebryn odnalaz艂 we 艣nie. Zosta艂o zrobione z setek male艅kich z艂otych obr臋czy i niczego poza tym. Str贸j jak niezwykle kobieca 偶o艂nierska kolczuga mi臋kko sp艂ywa艂 po jej ciele, przytrzymywany na ramionach zaledwie cienkimi 艂a艅cuszkami, opiera艂 si臋 na pier- siach i zaokr膮gleniu bioder. Szata wa偶y艂a po艂ow臋 tego co Selina, kobieta musia艂a wi臋c z ca艂ych si艂 napina膰 mi臋艣nie, by przyj膮膰 wyprostowan膮 dumn膮 pozycj臋. 艢wie偶o wykute z艂ote obr膮czki a偶 l艣ni艂y, utkane by艂y tak g臋sto, 偶e ledwie da艂o si臋 przez nie dostrzec p臋pek, brodawki piersi i niewyra藕ny cie艅 mi臋dzy udami. By艂a bardziej ubrana ni偶 kt贸rakolwiek z innych wyst臋puj膮cych tu kobiet. Mimo to jednak Khebryn czul niezwyk艂膮 moc bij膮c膮 od niej, podzia艂a艂a ona r贸wnie偶 na jego 偶膮dz臋. Ostro偶nie rozejrza艂 si臋 doko艂a. Twarze m臋偶czyzn, ich rozdziawione usta, niekontrolowane ruchy i dr偶enie. A wi臋c tak, by艂o tak jak przez ca艂y czas przeczuwa艂. Selina wcale nie gra艂a, jak robi艂y to inne kobiety, niejednokrotnie z wielkim talentem. Jej moc by艂a niesamowita, ona by艂a naprawd臋 bogini膮. Jego w艂adczyni膮 pod ka偶dym wzgl臋dem. Zadr偶a艂, gdy objawi艂a mu si臋 pe艂nia tej prawdy, i jeszcze mocniej, gdy wyczu艂, 偶e zrozumia艂a to r贸wnie偶 Leila. Nadesz艂a pora wielkich uroczysto艣ci ku czci Dionizosa. Ale tu, w tym odizolowanym domu, nie by艂o tradycji takich obchod贸w. Nawet w艣r贸d kobiet greckiego pochodzenia dzie艅 ten traktowano po prostu jak ka偶dy inny. Dom le偶a艂 te偶 w zbytniej izolacji, by dociera艂y tu ha艂asy z ulicznych pochod贸w, sun膮cych przez miasto. Selina rachowa艂a zmiany ksi臋偶yca i z czasem przyzwyczai艂a si臋 do rzymskiego sposobu liczenia dni. Przywyk艂a te偶 do tego, 偶e oliwa, kt贸r膮 tu podawano, ma obcy, ostry smak. Akceptowa艂a ju偶 to, 偶e winogrona s膮 tu wi臋ksze, lecz mniej s艂odkie, a chleb nie ma delikatnego posmaku sezamowych ziaren. Przywyk艂a te偶 do dziwacznego obyczaju d艂ugich posi艂k贸w na le偶膮co, odbywaj膮cych si臋 u magistrata. Bardzo dok艂adnie wyja艣ni艂 jej zadanie, kt贸re mia艂a wype艂ni膰. Powiedzia艂 jej te偶 o wynagrodzeniu, na jakie mo偶e liczy膰, je艣li oka偶e si臋 jeszcze sprytniejsza, ni偶 opowiada艂 mu Khebryn. Selina ma艂ymi 艂yczkami popija艂a przyprawione cynamonem wino i ju偶 podj臋艂a decyzj臋. Nieznajomy b臋dzie jej ofiarnym barankiem, to brutalne, lecz konieczne. Zrobi to, o co prosili j膮 Khebryn i ten Rzymianin mo偶now艂adca. - On sta艂 si臋 ju偶 zbyt pot臋偶ny - wyja艣nia艂 magistrat. - Pragnie w艂adzy. Mojej w艂adzy. Pozyska艂 ju偶 sobie dobre sojusze a偶 na Forum w Rzymie, ca艂y czas obrasta w pi贸rka ten kogut, ale teraz si臋 sparzy. Obaj m臋偶czy藕ni po艣miali si臋 przez chwil臋, a potem skin臋li na niewolnic臋, by wymieni艂a ciep艂awe wino na ch艂odniejsze. - Ma bardzo ustosunkowanych przyjaci贸艂. Wie艣膰 niesie, 偶e otacza si臋 Chaldejczykami, a oni g艂osz膮 mu wr贸偶by i zapewniaj膮 wiedz臋 o przysz艂o艣ci. Ma niew膮tpliwie polityczne talenty, tego nie mo偶na mu odm贸wi膰 - o艣wiadczy艂 Khebryn. Rzymianin lekko pokiwa艂 g艂ow膮. - To bastard. By膰 mo偶e starannie dobiera sobie przyjaci贸艂, ale niestety, obra艂 sobie niew艂a艣ciwego wroga - burkn膮艂 t艂usty m臋偶czyzna. Selina przys艂uchiwa艂a si臋 tej dyskusji o trwaj膮cej walce o w艂adz臋. Zrozumia艂a, 偶e magistrat osobi艣cie rozmawia艂 z cesarzem, i to nie raz. U艣wiadomiwszy to sobie, zadr偶a艂a lekko. Taka w艂adza! Dr偶膮c z zimna, nasun臋艂a tunik臋 na ramiona. Z ka偶dym s艂owem, kt贸re pada艂o, coraz lepiej zdawa艂a sobie spraw臋, jakim male艅kim pionkiem staje si臋 w tej grze. Gdyby jej nowy w艂a艣ciciel odkry艂 podst臋p, bez w膮tpienia by j膮 zabi艂. Nielojalna niewolnica by艂a mniej warta ni偶 psie truch艂o. Prawdopodobnie naznaczy艂by jej cia艂o takimi znakami, kt贸re by艂yby przestrog膮 dla wszystkich innych niewolnik贸w, a potem wyrzuci艂by je na stos odpadk贸w z rze藕ni i ekskrement贸w za garbarniami poza miastem. A je艣li nie zdo艂a pozyska膰 jego zaufania? Je艣li nie uda jej si臋 zdoby膰 informacji, potrzebnych Khebrynowi i temu Rzymianinowi? Co b臋dzie, je艣li nie wywi膮偶e si臋 ze swego zadania? Zostanie wtedy na ca艂e 偶ycie sprzedana cz艂owiekowi o wiele gorszemu, jak przypuszcza艂a, od tych, kt贸rzy przychodzili ogl膮da膰 j膮 w teatrze. M臋偶czy藕nie, kt贸ry kupuje kobiety jak zabawki. St艂umi艂a j臋k, nie mog艂a traci膰 odwagi. Musi jej si臋 powie艣膰. Na pewno zdo艂a go jako艣 oszuka膰. Skoro wybra艂 w艂a艣nie j膮 i najprawdopodobniej zap艂aci艂 doskonal膮 cen臋 w艂a艣cicielowi 鈥濿yspy", zapewne ju偶 by艂 mi臋kki jak mas艂o, a w ka偶dym razie zauroczony. Albo pe艂en 偶膮dzy. B臋dzie mog艂a nim pokierowa膰. Tak jak bykiem kieruje o wiele s艂absza od niego r臋ka, gdy tylko w odpowiedni spos贸b umie艣ci mu si臋 k贸艂ko w nosie. A potem... potem on b臋dzie sko艅czony. Rzuc膮 si臋 na niego jak padlino偶erne ptaki. Potem b臋dzie mog艂a jedynie wierzy膰, 偶e Khebryn i Rzymianin dotrzymaj膮 s艂owa. A wtedy... By膰 mo偶e ju偶 nast臋pnej wiosny powr贸ci na Samos jako wolna kobieta. Orszak wij膮cy si臋 przez w膮skie zau艂ki w艣r贸d mur贸w willi sk艂ada艂 si臋 z trzech powoz贸w, czterech konnych stra偶nik贸w, dw贸ch lektyk i szczeniaka. Selina siedzia艂a w jednej lektyce, w drugiej Leila. W jednym z powoz贸w zaj膮艂 miejsce Khebryn, twarz zas艂ania艂o mu nakrycie g艂owy z rodzaju tych, jakie nosz膮 Arabowie. Mia艂 widzie膰, lecz nie by膰 widzianym. Ostatnie instrukcje zosta艂y ju偶 przekazane. Selina wyuczy艂a si臋 na pami臋膰 nazwisk niemal偶e wszystkich wa偶nych ludzi, posiadaj膮cych w艂adz臋 w mie艣cie. Kap艂an贸w, wyk艂adowc贸w, uczonych, bogaczy, s臋dzi贸w i wojskowych. Wiedzia艂a ju偶, jakie stosunki 艂膮cz膮 ich ze sob膮, kto jest czyim sojusznikiem w tej trwaj膮cej walce o zast膮pienie magistrata kim艣 m艂odszym i energiczniejszym. Chodzi艂y s艂uchy o tym, 偶e podatki jeszcze wzrosn膮, powiadano, 偶e op艂aty portowe w ca艂o艣ci b臋d膮 trafia膰 do Rzymu, poszeptywano tak偶e o kolejnych przymusowych zaci膮gach Egipcjan na niewolnicze galery p艂ywaj膮ce pod cesarsk膮 flag膮. Tak naprawd臋 Seliny ani troch臋 to nie interesowa艂o, chocia偶 usi艂owa艂a wyobrazi膰 sobie, jak pospadaj膮 g艂owy, gdyby intryga wymierzona przeciwko okupantowi zosta艂a odkryta. To ona mia艂a j膮 odkry膰. Cz艂owiek, kt贸ry j膮 kupi艂, by艂 tym samym, kt贸ry zamierza艂 zaj膮膰 fotel Rzymianina. Nie urodzi艂 si臋 jako rzymski obywatel, lecz zosta艂 nim w m艂odym wieku, po udanych wyprawach handlowych. Obywatelstwo nadal mu sam cesarz. By艂 dobrze wykszta艂cony i bystry. Przyby艂 na 艣wiat jako najm艂odszy syn weneckiego kupca i kobiety wywodz膮cej si臋 z rodu pot臋偶nego cesarza Trajana. Rzymianin opisywa艂 go jako or艂a, lecz u艣miecha艂 si臋 mi臋kko, dodaj膮c, 偶e po oskubaniu z pi贸rek trudno odr贸偶ni膰 orl膮tko od zwyk艂ego kurczaka. Selina zna艂a jego imi臋, czy te偶 raczej imiona. Mia艂 jedno imi臋, kt贸re nadano mu po urodzeniu, i drugie, rzymskie. Carpos. Brzmia艂o mocno. Wiedzia艂a, 偶e nie jest 偶onaty i 偶e s艂ynie z apetytu na dziewice niewolnice. Podczas pobytu w Aleksandrii mieszka艂 w stosunkowo niedu偶ym domu na szczycie wzg贸rza. Cz臋sto jednak podr贸偶owa艂. P艂ywa艂 zar贸wno statkami handlowymi, jak i w roli stratega podczas morskich wypraw Rzymian do krain na Wschodzie lub te偶 u艣mierza艂 bunty w p贸艂nocnej cz臋艣ci Cesarstwa. Nie pyta艂a ich, jak wygl膮da. Przypuszcza艂a jednak, 偶e nale偶y si臋 spodziewa膰 czego艣 po艣redniego mi臋dzy obecnym magistratem a pot臋偶nym, wygarbowanym przez niepogody 偶eglarzem. Postanowi艂a, 偶e nie b臋dzie si臋 ba膰. W ostatni wiecz贸r, jaki sp臋dza艂a w naro偶nej wie偶y, z ca艂ych si艂 przyciska艂a do piersi z艂oty puchar, nagle ogarni臋ta pragnieniem, by pozwolono jej d艂u偶ej pozosta膰 w tym wi臋zieniu. Pisma mog艂a zabra膰 ze sob膮. Khebryn obieca艂, 偶e wstawi si臋 za ni膮 u nowego pana i by膰 mo偶e nie zabroni膮 jej kontynuowa膰 pracy przy kopiowaniu. W ostatni wiecz贸r przysz艂a do niej Leila i przynios艂a jej w podarunku ma艂ego szczeniaka. Piesek nosi艂 obro偶臋 ze splecionych srebrnych sznurk贸w. Selina nazwa艂a go Lux i mia艂a nadziej臋, 偶e pies naprawd臋 przyniesie jej 艣wiat艂o. Szczeniak by艂 malutki, tak malutki, 偶e m贸g艂 wpe艂zn膮膰 mi臋dzy fa艂dy jej tuniki i tam si臋 ukry膰. Podgryza艂 i ssa艂 jej palce, mo偶e brakowa艂o mu matki. Selina nie mog艂a powstrzyma膰 si臋 od u艣miechu na widok bystrych ma艂ych 艣lepk贸w, br膮zowych i 偶ywych. Ciep艂o zwierz臋cego cia艂ka przydawa艂o spokoju i poczucia bezpiecze艅stwa. G艂adzi艂a zwierz膮tko rytmicznie po sier艣ci i piesek zaraz zasn膮艂 z pyszczkiem wtulonym pod jej pach臋. Byli na miejscu. Kiedy lektyk臋 wniesiono pi臋膰 stopni w g贸r臋, do wej艣cia, Selina us艂ysza艂a kobiece g艂osy dobiegaj膮ce z wn臋trza domu. Wtuli艂a twarz w mi臋kkie, z艂ociste futerko szczeniaka i przymkn臋艂a oczy. Zn贸w zdo艂a艂a odzyska膰 kontrol臋 nad swym wystraszonym sercem. Gdy pomagano jej wyj艣膰, by powita艂a swego pana zwyczajowym padni臋ciem na kolana, stawia艂a stopy pewnie, a d艂onie nawet jej nie zadr偶a艂y. Gdy jednak podnios艂a oczy i napotka艂a jego spojrzenie, ca艂a krew w jednej chwili odp艂yn臋艂a jej z g艂owy. Osun臋艂a si臋 na pod艂og臋. Marmurowa posadzka ch艂odzi艂a czo艂o. Zemdla艂a najwidoczniej tylko na kr贸tk膮 chwil臋, poczu艂a, 偶e czyja艣 r臋ka 艂apie j膮 za rami臋, kto艣 pr贸bowa艂 j膮 podnie艣膰. To ten, kt贸ry nazywa艂 si臋 Carposem, a przybra艂 cia艂o i twarz martwego cz艂owieka. Gdy r贸wnie偶 jego g艂os dotar艂 do jej uszu, wiedzia艂a ju偶, 偶e nie zosta艂a za spraw膮 偶artu bog贸w pozbawiona rozumu. To by艂 Maximilian. Po wyrazie jego oczu pozna艂a natychmiast, 偶e dla niego to spotkanie nie stanowi艂o wcale nieoczekiwanej niespodzianki. On gdy j膮 kupowa艂 wiedzia艂, kim b臋dzie jego nowa niewolnica. I spos贸b, w jaki si臋 u艣miecha艂, po艂ow膮 ust, powiedzia艂 jej tak偶e, 偶e te miesi膮ce, jakie up艂yn臋艂y od tamtej walki w morskich odm臋tach, wykorzysta艂 na zaplanowanie zemsty. Na szyi nosi艂 ciasno zawi膮zan膮 chustk臋. Selina przypuszcza艂a, 偶e schowana pod ni膮 blizna zaczyna ju偶 bledn膮c, lecz 偶e nigdy tak naprawd臋 nie zniknie. Odezwa艂 si臋: - Witaj w moim domu, niewolnico! Przekonasz si臋, 偶e je艣li oka偶esz mi pokorne pos艂usze艅stwo i b臋dziesz mi wiernie s艂u偶y膰, to czeka ci臋 dobre 偶ycie. Czym pr臋dzej odwr贸ci艂 si臋 ku Leili. - Przywioz艂a艣 odpowiednie gwarancje? Kobieta kiwn臋艂a g艂ow膮 i wyj臋艂a teczk臋 ze sk贸ry. W 艣rodku le偶a艂 tylko jeden pojedynczy dokument. Nowy w艂a艣ciciel Seliny czyta艂, trzymaj膮c pa艂ec na brodzie. - Hm... nie ma wszy, nie ma 偶adnych blizn ani znak贸w z wyj膮tkiem tych, kt贸re obowi膮zuj膮... bez objaw贸w choroby, z臋by bez wad... Doskonale! No i dziewica. U艣miechn膮艂 si臋 szeroko do Leili i podkre艣laj膮c sw膮 wy偶sz膮 pozycj臋 r贸wnie偶 wobec niej, pog艂adzi艂 j膮 delikatnie po lekko zaokr膮glonym brzuchu. - Jej czas tak偶e nadejdzie. Leila spu艣ci艂a wzrok i skromnie z艂o偶y艂a r臋ce. Selina jednak poczu艂a bij膮cy wprost od niej zapach nienawi艣ci i 藕le skrywany triumf w ca艂ej sylwetce przyjaci贸艂ki. Leila na pewno wiedzia艂a, 偶e temu cz艂owiekowi pisana jest 艣mier膰. Doskonale zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e jego dni s膮 policzone, 偶e wrogowie tego cz艂owieka gromadz膮 ju偶 swe liczne oddzia艂y za horyzontem, kt贸rego on wci膮偶 jeszcze nie dostrzega. Leila sk艂oni艂a si臋 na po偶egnanie i ty艂em wysz艂a z pokoju. Kilka kr贸tkich komend rzuconych w jakim艣 obcym j臋zyku sprowadzi艂o natychmiast sze艣ciu niewolnik贸w. Gospodarz kaza艂 im zaprowadzi膰 Selin臋 do jej nowej kwatery. Ostro偶nie stawia艂a jedn膮 nog臋 przed drug膮 i sz艂a za nimi r贸wnym, stosunkowo lekkim krokiem, podczas gdy my艣li szala艂y jej po g艂owie, z wolna uk艂adaj膮c si臋 w sens. Dzi臋ki ci, pot臋偶na Ateno, za to, 偶e ofiarowa艂a艣 mi t臋 szans臋. Tobie, opiekunko wszelkich walk, przyjaci贸艂ko m艣cicieli, bogini nietykalnych... po艣wi臋c臋 jego krew. Poczu艂a, jak wargi rozci膮gaj膮 jej si臋 w sztywnym u艣miechu. A wi臋c gra si臋 rozpocz臋艂a. Wstrz膮s, 偶e to w艂a艣nie on okaza艂 si臋 jej w艂a艣cicielem, w pierwszej chwili j膮 sparali偶owa艂, teraz jednak prawda otworzy艂a si臋 przed ni膮, zaja艣nia艂a niczym kryszta艂. Pokona go. I to bez pomocy ch艂odnego morza, bez z艂otego sznurka, kt贸ry go udusi艂. Spokojnie, bez drgnienia powiek, odbierze 偶ycie temu cz艂owiekowi, kt贸ry zabi艂 jej brata, a prawdopodobnie r贸wnie偶 ojca. Niewolnica przynios艂a jej wody do picia i now膮 szat臋 w barwach gospodarza. B艂臋kitno-zielon膮. Selina wci膮gn臋艂a j膮 przez g艂ow臋, nie zwa偶aj膮c na grubo tkany materia艂. Splot艂a swoje d艂ugie w艂osy, a p贸藕niej, och艂odziwszy w wodzie twarz, r臋ce i stopy, sama op艂uka艂a sanda艂y. Potem usiad艂a na ma艂ym sto艂ku na 艣rodku pokoju i czeka艂a. Nie by艂o tu 偶adnego 艂贸偶ka ani sto艂u czy poduszek, na kt贸rych mog艂aby spocz膮膰. Przypuszcza艂a, 偶e pomieszczenie jest czym艣 w rodzaju pokoju k膮pielowego, cho膰 brakowa艂o w nim bie偶膮cej wody i wyk艂adanych kafelkami zbiornik贸w, kt贸re, jak wiedzia艂a, budowano w domach rzymskich mo偶now艂adc贸w. W k膮cie rzucono tylko niedu偶e wiaderko, myjk臋 do szorowania plec贸w, miseczk臋 oliwy i kilka grubych 艣cierek do osuszania cia艂a. Pod艂oga by艂a kamienna. Na 艣cianie widnia艂y pierwsze oznaki atakuj膮cego grzyba. Domy艣li艂a si臋, 偶e to 艂azienka niewolnic. Policzy艂a wielkie drewniane ko艂ki wbite w jedn膮 ze 艣cian. Czterna艣cie. Czterna艣cie kobiet. Mia艂a nadziej臋, 偶e przynajmniej kilka z nich m贸wi po grecku, chocia偶 jej w艂asny j臋zyk sk艂ania艂 si臋 raczej ku egipskiemu. Spodziewa艂a si臋 jakiego艣 przyj臋cia, m臋偶czyzna wszak mimo wszystko zap艂aci艂 za ni膮 wielk膮 sum臋. Czy偶 kupna nowej niewolnicy nie 艣wi臋towano, tak jak w domu na Samos wyprawiano uczt臋, gdy kto艣 kupi艂 wspania艂ego ogiera czy nawet dobrze zapowiadaj膮cego si臋 wieprzka? Czeka艂a. Noc zapad艂a nagle. Selina wiedzia艂a jednak, 偶e nie b臋dzie mog艂a zasn膮膰. Puchar przyzywa艂 j膮 i wo艂a艂, niczym 艣ciszony j臋k wy- czuwa艂a jego protesty przeciwko zbli偶aj膮cemu si臋 z艂u. Spakowa艂a go na samo dno jednego z kufr贸w, kt贸re ze sob膮 zabra艂a. Pojmowa艂a, 偶e teraz najwidoczniej trafi艂 w niew艂a艣ciwe r臋ce. Nic nie mog艂a zrobi膰. Nawet wtedy, gdy 艣ciszone popiskiwanie dobiegaj膮ce z zewn膮trz powiedzia艂o jej, 偶e nikt nale偶ycie nie zaj膮艂 si臋 male艅kim Luxem. Zacz臋艂a marzn膮膰, chocia偶 pok贸j k膮pielowy by艂 ciep艂y jak wiosenny dzie艅 na dworze. I nagle przypomnia艂a sobie t臋 dziwn膮 modlitw臋 z tekst贸w Magdaleny. Selina nie wierzy艂a, 偶e Atena by艂aby zazdrosna o takiego dalekiego tajemniczego boga, i raz po raz j臋艂a odmawia膰 owo niezwyk艂e zakl臋cie, nie przypominaj膮ce 偶adnego ze znanych jej wierszy, jakimi zwracano si臋 do bog贸w. - Ojcze nasz, kt贸ry艣 jest w niebie... 艣wi臋膰 si臋 imi臋 Twoje, przyjd藕 kr贸lestwo Twoje... Ca艂o艣ci nie pami臋ta艂a, ale mamrotane s艂owa uspokoi艂y j膮 i przywr贸ci艂y cia艂u ciep艂o. I by膰 mo偶e sprawi艂a to moc imienia tego obcego boga, bo ju偶 po kr贸tkiej chwili przysz艂o do niej dwoje niewolnik贸w z wiadomo艣ci膮, 偶e pan jest gotowy na jej przyj臋cie. Przynie艣li te偶 szczeniaka, kt贸ry najwyra藕niej dosta艂 mleka. R贸偶owy nosek by艂 wilgotny, a w futerku na piersi b艂yszcza艂o kilka bia艂ych kropelek. Szczeniak pisn膮艂 na jej widok, zacz膮艂 si臋 wi膰 w ramionach niewolnicy. Selina popatrzy艂a w jego br膮zowe 艣lepia i przypomnia艂o jej si臋, 偶e Rzymianie jakoby ch臋tnie jedz膮 psie mi臋so. Podarunek Leili nie by艂 by膰 mo偶e 偶yczliwym gestem, lecz czym艣, co mog艂o zaszkodzi膰 w wype艂nieniu jej zadania. Maximilian nie zawaha艂by si臋 przed rozszarpaniem szczeniaka go艂ymi r臋kami, gdyby tylko uzna艂, 偶e to mo偶e j膮 zrani膰. Szczeniak zdo艂a艂 wyrwa膰 si臋 z obj臋膰 kobiety i niezdarnie spad艂 na cztery 艂apy. Selina zacisn臋艂a z臋by i odepchn臋艂a go nog膮, gdy przypad艂 do niej, rado艣nie poszczekuj膮c. -Jestem gotowa - oznajmi艂a cicho niewolnikom, kt贸rzy przyszli z zapalonymi lampami. Prze偶y艂a to ju偶 wcze艣niej w my艣lach i by艂a przygotowana zar贸wno na b贸l, jak i na upokorzenie. Usi艂owa艂a wyobrazi膰 sobie wszelkie mo偶liwe rodzaje cierpie艅, jakie mog膮 jej zada膰 jego r臋ce, i dobrze pami臋ta艂a spotkanie na statku. Zar贸wno wtedy, tak i teraz mia艂 mo偶no艣膰 odebrania jej 偶ycia. Wiedzia艂a jednak, 偶e tego nie uczyni. Kiedy roze艣mia艂 si臋, mi臋kko g艂adz膮c j膮 po policzku, Selina wci膮偶 najzupe艂niej spokojna patrzy艂a przed siebie, wyczarowuj膮c przed oczyma obraz jego cia艂a krwawi膮cego w艣r贸d kurzu. Maximilian by艂 ju偶 skazany na 艣mier膰, cho膰 jeszcze o tym nie wiedzia艂. Przyj臋艂a od niego kielich z wod膮 i obmy艂a si臋, tak jak nakaza艂. Woda sp艂yn臋艂a w d贸艂, gdy pr臋dkim ruchem powiod艂a g膮bk膮 po twarzy i szyi. Gdy piersi wypr臋偶y艂y jej si臋 od ch艂odu wody, on u艣miechn膮艂 si臋 lekko. - Wci膮偶 jeste艣 bogini膮, Se艂ino. Dumn膮, siln膮 bogini膮. Ciekawe, czy jeste艣 r贸wnie waleczna, r贸wnie dumna? Czy te偶 od czasu naszego ostatniego spotkania zna艂az艂a艣 tego jedynego na 艣wiecie m臋偶czyzn臋, przed kt贸rym mog艂aby艣 si臋 ugi膮膰? Popatrzy艂a na niego. - Przed tob膮, Maximilianie, nie ugn臋 si臋 nigdy. Mo偶esz z艂ama膰 mi obie nogi w kolanach i wtedy ukl臋kn臋, mo偶esz nasmarowa膰 moje wargi miodem, a b臋d膮 s艂odkie, nigdy jednak nie zmusisz mnie do powiedzenia ci tych s艂odkich s艂贸w, kt贸re by艣 pragn膮艂 us艂ysze膰, ani nie zobaczysz, bym przed tob膮 kl臋cza艂a z w艂asnej nieprzymuszonej woli. D艂ugo jej si臋 przypatrywa艂. I wreszcie powiedzia艂: - Niech b贸g ci臋 za to b艂ogos艂awi, Selino. Cofn臋艂a si臋 zdezorientowana, bardziej zaskoczona ni偶 gdyby j膮 uderzy艂. Ale nie dala si臋 zwie艣膰 zdradliwemu ciep艂emu tonowi. - Jakiego boga chcesz teraz przyzwa膰 na pomoc, 偶eby nie zazna膰 upokorzenia takiego jak ostatnio? Jaki偶 b贸g uchroni ci臋 przed zemst膮, do kt贸rej ja mam prawo? Wyplu艂a przed nim te s艂owa. Nie bala si臋 ju偶 ani troch臋. On jest przecie偶 na tyle bystry, by wiedzie膰, jak wielka jest jej nienawi艣膰. Na moment przypomnia艂a sobie swoje zadanie. Musi doprowadzi膰 do tego, by jej ufa艂. Tymczasem zamieniwszy z nim zaledwie kilka zda艅, ju偶 mu ubli偶y艂a i podj臋艂a dawn膮 wojn臋. Bitwa by艂a przegrana. Maximilian by膰 mo偶e nigdy nie pozwoli niewolnicy zajrze膰 w g艂膮b swych kupieckich czy te偶 politycznych tajemnic. A gdy niewolnica na dodatek okaza艂a si臋 kobiet膮, kt贸ra ju偶 raz usi艂owa艂a go zabi膰, ca艂y plan nale偶a艂o uwa偶a膰 za zmarnowany. Rzymianin b臋dzie musia艂 znale藕膰 jaki艣 inny spos贸b prowadzenia tej walki. Khebryn nie m贸g艂 wiedzie膰, co robi ani z kim ma do czynienia. U艣miech Maximiliana zblak艂, lecz jego oczy wci膮偶 spogl膮da艂y na twarz Seliny niemal z czu艂o艣ci膮. Pomiesza艂o jej to w g艂owie. Co艣 si臋 w nim zmieni艂o, co艣 w jego wn臋trzu. - Dlaczego zapu艣ci艂e艣 w艂osy jak jaki barbarzy艅ca? - spyta艂a. - Dlaczego masz w膮sy i brod臋 i brzuch wi臋kszy od buk艂ak贸w z wod膮 przy 艣wi膮tyni? Roze艣mia艂 si臋. - Chcesz spyta膰, Selino: dlaczego skrad艂em nazwisko innemu cz艂owiekowi? Kiwn臋艂a g艂ow膮. Maximilian odsun膮艂 jak膮艣 zas艂on臋 i do pokoju wpad艂o z艂ociste 艣wiat艂o wieczoru. Selina a偶 j臋kn臋艂a na widok sto艂u i wszystkich rzeczy, kt贸re starannie u艂o偶y艂 na miejsce. - S膮dz臋, 偶e to zrozumiesz, Selino, byle by艣 tylko da艂a swemu sercu mo偶liwo艣膰 s艂uchania. Le偶a艂y tam arkusze, nad kt贸rymi pracowa艂a. Te s艂owa Marii Magdaleny, niezwyk艂e opisy mi艂o艣ci, panuj膮cej mi臋dzy lud藕mi a synem bo偶ym. - Jestem teraz inny, zrozum, Selino... Zupe艂nie inny ani偶eli ten Maximilian, kt贸rego zna艂a艣. Selina zacisn臋艂a usta. - Wilk zawsze pozostanie wilkiem, nawet gdyby go obedrze膰 ze sk贸ry... Maximilian kiwn膮艂 g艂ow膮, jego u艣miech wydawa艂 si臋 teraz wr臋cz cierpliwy. - Nie pr贸buj mi wm贸wi膰, 偶e da艂e艣 si臋 przekona膰 chrze艣cijanom! Nie ty, kt贸ry odrzucasz wszelkie dobro, jakie jest w cz艂owieku, i nie potrafisz okaza膰 bodaj cienia lito艣ci. - Selino, Selino... najwyra藕niej zrozumia艂a艣 mniej, ni偶 mia艂em nadziej臋. Chyba... chyba go nie widzia艂a艣. - Kogo? - Jego. Jedynego, przed kt贸rym mo偶esz si臋 ugi膮膰... J臋kn臋艂a. Bawi艂 si臋 z ni膮. Mo偶e wydawa艂o mu si臋, 偶e zdo艂a zdoby膰 nad ni膮 w艂adz臋 silniejsz膮 ni偶 ta, kt贸r膮 zapewni艂yby mu kajdany i bat? Cicho poci膮gn臋艂a nosem. - M臋偶czyzny o tych niezwyk艂ych piwnych oczach... Chyba go Znasz? Tego, kt贸ry pom贸g艂 ci w贸wczas gdy... gdy p艂on臋艂a stocznia. I kt贸ry powstrzyma艂 mnie od z艂a, wtedy na statku. Selinie zakr臋ci艂o si臋 w g艂owie. C贸偶 on m贸g艂 wiedzie膰 o jej my艣lach? G艂os Maximiliana brzmia艂 艂agodnie, mi臋kko. - On do mnie przem贸wi艂, Selino, i wyznaczy艂 mi zadanie, kt贸remu nie mog艂em odm贸wi膰. Ofiarowa艂 mi ci臋偶ki, ci臋偶ki p艂aszcz... 偶ebym poni贸s艂 go dla niego przez kawa艂ek drogi. Maximilian wsta艂. Podszed艂 do niskiego kufra i wyj膮艂 jaki艣 pakunek. - Masz. Nie spiesz si臋. Zaczekam na ciebie w b艂臋kitnym pokoju. Selina rozwin臋艂a paczk臋 i ujrza艂a piecz臋膰, kt贸ra wyda艂a jej si臋 obca. Gdy tylko jednak rozpostar艂a delikatny pergamin, oczy zasz艂y jej 艂zami. Pismo matki by艂o prawdziwe. A od daty widniej膮cej na li艣cie nie min膮艂 jeszcze nawet miesi膮c. W miar臋 jak czyta艂a, oszo艂omienie zast臋powa艂a rado艣膰. Matka 偶y艂a, a jej pismo by艂o silne i wyra藕ne. Niewiele miejsca po艣wi臋ci艂a chorobom, kt贸re jej dokuczaj膮, wspomnia艂a tylko, 偶e regularnie odwiedza j膮 zdolny medyk. Pisa艂a o pucharze. papirusie ukrytym przez Selin臋. Pisa艂a tak偶e o Maximilianie i o tym, 偶e nienawi艣膰 nale偶y zwalczy膰. 偶e wybaczy艂a cz艂owiekowi, kt贸ry zabi艂 jej syna i kt贸rego d艂ugo obwinia艂a r贸wnie偶 o 艣mier膰 m臋偶a. Selina nie mog艂a uwierzy膰 w艂asnym oczom, czytaj膮c pro艣b臋, kt贸r膮 ko艅czy艂 si臋 list matki. 鈥濸rzyjmij go wi臋c, Selino, przeszukaj zak膮tki swego serca, i sprawd藕, czy nie ma w nim wybaczenia, cho膰- by w u艂amku takiego, od jakiego ty b臋dziesz uzale偶niona ostatniego dnia. C贸rko, nie wahaj si臋 d艂u偶ej i s艂uchaj g艂osu, mieszkaj膮cego w pucharze..." Selina przymkn臋艂a oczy. Zw贸j pergaminu nie zni贸s艂by wilgoci 艂ez. Delikatnie wsun臋艂a go w fa艂dy szaty, otar艂a twarz i wymijaj膮c Maximiliana, posz艂a w stron臋 balkonu. On jej nie powstrzyma艂. Nikt jej nie powstrzyma艂, gdy sz艂a dalej, a wiatr owiewa艂 jej wilgotne policzki, a偶 wreszcie odnalaz艂a schody, kt贸re, jak wiedzia艂a, prowadz膮 do nagiego pokoju, kt贸ry wyznaczono jej do spania. Z ka偶dym krokiem serce bi艂o jej coraz szybciej. Krew szumia艂a w uszach. Ten list przyni贸s艂 jej tyle odpowiedzi, za kt贸re wcze艣niej gotowa by艂a odda膰 w艂asn膮 krew. Matka 偶y艂a i miewa艂a si臋 dobrze. M艂odszy z braci r贸wnie偶. Mimo wszystko ten list oderwa艂 jej dusz臋 od cia艂a, a uczucie, w jakim si臋 teraz zanurzy艂a, przypomina艂o bardziej strach ni偶 rado艣膰. Czy matka opowiada艂a Maximilianowi o wizjach? Nie, Selina nie pami臋ta艂a, by kiedykolwiek opisywa艂a matce cz艂owieka pojawiaj膮cego si臋 w jej snach. W ka偶dym razie nikomu nie wspomina艂a o tamtym dziwnym zdarzeniu w noc po偶aru. Sk膮d wi臋c on m贸g艂 o tym wiedzie膰? Chyba sam nie mia艂 takich wizji? 鈥濷dpowied藕 le偶y w pucharze, moja droga. By膰 mo偶e pozostaje ukryta. G艂adka zewn臋trzna powierzchnia pucharu odbija w sobie 艣wiat i czyni go tajemniczym. Ale nie poddawaj si臋, za woalami, kt贸rymi nakrywamy prawd臋, ona mimo wszystko zawsze istnieje. Uwa偶am, 偶e powinna艣 z艂o偶y膰 swe modlitwy w pucharze, Selino, a uzyskasz pomoc, kt贸ra pozwoli ci zrozumie膰". Zatrzasn臋艂a drzwi za sob膮, a szum w g艂owie jeszcze si臋 wzm贸g艂. Przesz艂a przez pok贸j i przy艂o偶y艂a d艂onie do pucharu. Obrazy natychmiast sta艂y si臋 wyra藕niejsze. Wiedzia艂a, 偶e on nie sk艂ama艂. Ostro偶nie unios艂a puchar i przytuli艂a go do piersi jak dziecko. Kwietny aromat wype艂ni艂 jej nozdrza. Zapach Samos, zapach domu 艂agodnie pie艣ci艂 jej serce. Ciep艂o sta艂o si臋 jakby ja艣niejsze, wyra藕niejsze. Bia艂y blask pod powiekami nabra艂 mocy, a偶 z oczu pociek艂y jej 艂zy. A w艣r贸d tego 艣wiat艂a pojawi艂 si臋 贸w m臋偶czyzna o niezwyk艂ych m膮drych oczach, ubrany w ci臋偶ki p艂aszcz, taki o kt贸rym wspomnia艂 Maximilian. Selina potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, boj膮c si臋, 偶e wizja zniknie. Ale kontury postaci tego cz艂owieka si臋 nie rozp艂ywa艂y, nawet w贸wczas gdy odwr贸ci艂a si臋 do drzwi i pobieg艂a korytarzami, mocno przyciskaj膮c puchar do sk贸ry. Nic si臋 nie zgadza艂o. Mimo to wszystko by艂o s艂uszne. O 艣wicie wyja艣ni艂 jej swoj膮 dziwaczn膮 sytuacj臋. - Cesarz l臋ka si臋 nowej wiary. Widzi 艣wiat艂o w oczach czcicieli Chrystusa i boi si臋. Oni sk艂adaj膮 w ofierze swoje 偶ycie, nie okazuj膮 l臋ku, kiedy wypuszcza si臋 na nich lwy. Umieraj膮 z radosnymi modlitwami na wargach, cesarz boi si臋 takiej odwagi. Boi si臋, 偶e to si臋 rozpleni, ludzie w ko艅cu zmiot膮 z powierzchni ziemi stare 艣wi膮tynie, a wraz z nimi ca艂e cesarstwo rzymskie. - Dlaczego wi臋c si臋 m贸wi, 偶e jeste艣 nowym cz艂owiekiem cesarza w Aleksandrii? Maximilian lekko pokr臋ci艂 g艂ow膮. - To dziwaczny figiel losu, Selino. Nigdy nie znalem swego ojca i dopiero niedawno dowiedzia艂em si臋, kim by艂a moja matka. Widzisz te nitki losu, Selino? Widzisz, w jak dziwny spos贸b Arachne i jej pomocnice prz臋d膮 ni膰 naszego 偶ycia? - To znaczy, 偶e wci膮偶 wierzysz w dawnych bog贸w? Maximilian napi艂 si臋 wina. - Oni istniej膮, poniewa偶 ludzie w nich wierz膮. Pozostan膮 czym艣 wi臋cej, ani偶eli tylko zimnymi marmurowymi pos膮gami, dop贸ki ludzkie serca b臋d膮 dr偶a艂y ze strachu przed ich gniewem i ludzie ofiarowywa膰 b臋d膮 najdrogocenniejsze dary, by ich zadowoli膰. - Tak... ale? - 呕aden z nich nie potrafi艂 mnie poruszy膰, 偶aden z nich nie zdo艂a艂 nak艂oni膰 mnie, bym my艣la艂 o sobie samym, 偶e jestem... kochany. Pochyli艂 si臋 w prz贸d. - Ty to potrafi艂a艣, Selino... Zapar艂o jej dech w piersiach. - Ja? Ale... przecie偶 ja ci臋 nienawidzi艂am. I wszystkiego tego, co reprezentowa艂e艣... Kiwn膮艂 g艂ow膮. - Owszem, ale da艂a艣 swemu towarzyszowi podr贸偶y zna膰 o swojej nienawi艣ci... i w taki czy inny spos贸b musia艂a艣 r贸wnie偶 da膰 mu do zrozumienia, 偶e pragniesz si臋 z ni膮 upora膰. Popatrzy艂a mu prosto w oczy. One r贸wnie偶 si臋 odmieni艂y, a mimo to bez w膮tpienia pozosta艂y takie same. Przez cia艂o Seliny przesz艂o dr偶enie. - Co si臋 z tob膮 sta艂o, Maximilianie? - spyta艂a cicho. - Nie wiem - odpar艂 r贸wnie cicho. - Ale potrzebuj臋 twojej pomocy, Selino. Zosta艂em bowiem wpl膮tany w niebezpieczn膮 gr臋... nie ma co si臋 zastanawia膰 nad moim 偶yciem, je艣li nie zdo艂am 偶y膰 dostatecznie d艂ugo, by ci臋 przekona膰. Selina nic nie powiedzia艂a, lecz on najwidoczniej wyczu艂 jej rozterki. - Wiem, Selino. Wiem, jakie zadanie zleci艂 ci Rzymianin. Wiem, jak kupi艂 Khebryna, kt贸ry tak naprawd臋 jest dobrym cz艂owiekiem i moim wiernym poddanym. Selina nie zaprzecza艂a. Milcza艂a tylko, chc膮c, by m贸wi艂 wi臋cej. - To tylko kwestia czasu, zanim sami odkryj膮 to przedstawienie - mrukn膮艂 Maximilian. - Jakie przedstawienie? - T臋 gr臋 o w艂adz臋, o piecz臋膰 magistrata. Wierz膮, 偶e ja zostan臋 nowym magistratem, a ja mam dostatecznie pot臋偶nych przyjaci贸艂 i tutaj, i w Rzymie. Oni wierz膮 w plotki, a znaj膮 mnie jedynie jako Carposa. - Syna Wenecjanina i kobiety wywodz膮cej si臋 z cesarskiego rodu... U艣miechn膮艂 si臋 niemal偶e ze smutkiem. - Tak to w艂a艣nie wygl膮da. Ale Carpos nie 偶yje, zmar艂 w moich ramionach ponad trzy lata temu. Selina pr贸bowa艂a zrozumie膰. - Ty... grasz jego? Maximilian kiwn膮艂 g艂ow膮. - Owszem, przez kilka miesi臋cy w roku. Selina prze艂kn臋艂a 艣lin臋. - To... dziwna historia. Ile mu zawdzi臋czasz? Maximilian nie odwr贸ci艂 wzroku. Przez chwil臋 bacznie si臋 jej przygl膮da艂. - Stale mnie szokujesz swoj膮 przenikliwo艣ci膮. Mog艂em mie膰 tysi膮c motyw贸w, wi臋kszo艣膰 z nich niezbyt szlachetnych, lecz mimo to... trafi艂a艣. Zawdzi臋czam mu... wszystko. Kiwn臋艂a g艂ow膮. Selina u艣wiadomi艂a sobie, 偶e zaledwie przed kilkoma godzinami zgadywa艂aby raczej, 偶e Maximilian zabi艂 tego pot臋偶nego cz艂owieka, by podst臋pem odebra膰 mu w艂o艣ci i w艂adz臋. - Jak d艂ugo zamierzasz tak gra膰? Nadejdzie dzie艅, kiedy to wszystko si臋 rozsypie. Pewnego dnia kto艣 rozpozna w tobie Maximiliana, gdy b臋dziesz wyst臋powa艂 jako Carpos, albo odwrotnie. - Tak, wiem o tym, w ka偶dym razie ju偶 teraz wiem. Ale ta gra musi trwa膰, dop贸ki jego syn nie wr贸ci do domu. Dopiero wtedy jego nazwisko i dobra b臋d膮 bezpieczne. - Czy to znaczy, 偶e ten cz艂owiek ma zaginionego syna? - Tak. I tysi膮ce wrog贸w. Obieca艂em mu... 偶e utrzymam jego fort, jak wyraziliby si臋 Rzymianie. Gdyby ci padlino偶ercy wiedzieli, 偶e on nie 偶yje, niewiele by zosta艂o w dniu, w kt贸rym jego syn wr贸ci do domu. Selina powoli zacz臋艂a si臋 domy艣la膰 prawdy. - Mimo wszystko to niem膮dra obietnica - mrukn臋艂a. Maximilian potakn膮艂. Selina podnios艂a g艂ow臋. Pochwyci艂a jego spojrzenie. - Co dostaniesz w zamian za to, 偶e ryzykujesz 偶ycie? Maximilian wzruszy艂 ramionami. - Nie wiem, mo偶e wdzi臋czno艣膰 jego syna? - A je艣li on nigdy nie wr贸ci? Maximilian si臋 zawaha艂. - C贸偶, wtedy po prostu oka偶e si臋, 偶e dana mi by艂a mo偶liwo艣膰 wej艣膰 w sk贸r臋 innego cz艂owieka. To przecie偶 mo偶e przyda膰 m膮dro艣ci i do艣wiadczenia. Selina nie mog艂a si臋 nie u艣miechn膮膰. - Najwyra藕niej ju偶 si臋 zarazi艂e艣 my艣lami innego cz艂owieka, Maximilianie. Czy jeste艣 pewien, 偶e ta obca sk贸ra nie skrad艂a ci twojej duszy? Tak, przecie偶 si臋 odmieni艂e艣 i nie chodzi mi tylko o w艂osy i zarost... Spu艣ci艂 wzrok. - Wiem o tym, Selino. Czuj臋 si臋 zupe艂nie... rozdarty. W pewien spos贸b nowy. Ale to nie nast膮pi艂o z powodu 艣mierci Carposa. Selina poczu艂a lekkie zm臋czenie czaj膮ce si臋 w tyle g艂owy. Rzeczywisto艣膰 sama w sobie okaza艂a si臋 taka myl膮ca. Oto siedzia艂a zatopiona w poufnej rozmowie ze swym najwi臋kszym wrogiem, ale to ju偶 nie by艂 Maximilian, lecz zupe艂nie kto艣 inny. Nosi艂 nazwisko innego cz艂owieka, kry艂 si臋 za obc膮 brod膮, a mimo to jego wielkie pi臋艣ci by艂y tymi samymi r臋kami, od kt贸rych u艣cisku wyst膮pi艂y jej kiedy艣 na ramionach siniaki. Te same usta, kt贸re si臋 u艣miecha艂y i wypowiada艂y takie m膮dre s艂owa, kiedy艣 przyciska艂y si臋 do jej warg, niemal j膮 przy tym dusz膮c. Patrzy艂a na szerok膮 pier艣 i serce przeszy艂o jej uk艂ucie strachu. Maximilian musia艂 by膰 dobrym aktorem, skoro przyj膮艂 posta膰 innego cz艂owieka, tak jak o tym opowiada艂. A je艣li przed ni膮 tak偶e udaje? A je艣li to kolejny dramat, nowa tragedia, kt贸r膮 re偶yserowa艂 przez ostatnie miesi膮ce, by zmusi膰 j膮, by pad艂a na kolana, do czego, jak wiedzia艂, w inny spos贸b jej nie nak艂oni? Zbyt wysoko oceniasz swoje w艂asne znaczenie, skarci艂a si臋 w duchu Selina. Ale gdzie艣 w g艂臋bi m贸zgu czai艂o si臋 jednak podejrzenie. Kiedy艣 by艂 ni膮 op臋tany, innego wyt艂umaczenia nie by艂o. Pami臋ta艂a tamten ogie艅 w jego oczach, 艣lep膮 wiar臋 w s艂owa wr贸偶bity z pustyni. Chcia艂 przecie偶 poj膮膰 j膮 za 偶on臋 pomimo r贸偶nic pochodzenia i wszelkich przeszk贸d. - Wci膮偶 jeszcze rozmawiasz ze swoim m臋drcem? - spyta艂a beztrosko. - W艂a艣ciwie nie, ale on przecie偶 istnieje. - Ci膮gle wierzysz w to, co powiedzia艂... o mnie? Kr臋cenie g艂ow膮 sta艂o si臋 bardziej zdecydowane. - Nie, Selino. Bo teraz ju偶 wiem, 偶e ka偶dy cz艂owiek ma swoj膮 w艂asn膮 woln膮 wol臋. Nie jeste艣my wcale figurkami szachowymi w r臋kach humorzastych bog贸w, jeste艣my panami siebie samych i mo偶emy decydowa膰 o naszym w艂asnym 偶yciu. Selina zadr偶a艂a. Jej tak偶e podobne my艣li przychodzi艂y do g艂owy, lecz nigdy si臋 nie spodziewa艂a, 偶e us艂yszy je kiedykolwiek z czyich艣 ust. A ju偶 na pewno nie od niego. - Co... co si臋 z tob膮 sta艂o? Te s艂owa wymkn臋艂y jej si臋 tak pr臋dko, 偶e Maximilian w jednej chwili skierowa艂 na ni膮 spojrzenie i pozwoli艂 jej dostrzec b艂ysk wilgoci na w艂asnej twarzy. - Nie wiem, Selino, ale zrobi艂a艣 to... ty... tw贸j puchar. Przygotowali艣cie mnie, bym powsta艂 na nowo. Zupe艂nie jakby pot艂uczonemu szk艂u kto艣 nada艂 now膮 form臋. Popatrzy艂a na niego zdumiona. Nie rozumia艂a, o czym m贸wi艂. - Selino, wiesz, 偶e tu, w Aleksandrii, mistrzowie szklarscy zas艂yn臋li z dmuchania szk艂a? Zamiast u偶ywa膰 form do odlewania i polerowa膰, nabieraj膮 roz偶arzone grudki szklanej masy na d艂ugie rury, a potem wt艂aczaj膮 w szk艂o sw贸j w艂asny oddech... 呕ywi ludzie daj膮 szk艂u kszta艂t i 偶ycie. Selina, nic nie rozumiej膮c, pokr臋ci艂a g艂ow膮. Ale Maximilian ci膮gn膮艂: - Je艣li szklana butelka si臋 st艂ucze... mo偶na j膮 stopi膰 i u偶ywaj膮c w艂asnego oddechu, ukszta艂towa膰 na nowo. W tym tkwi r贸偶nica pomi臋dzy naczyniami ze szk艂a i z gliny, Selino. Taka jest te偶 r贸偶nica mi臋dzy star膮 a now膮 wiar膮. Selina mia艂a wra偶enie, 偶e oddychanie przychodzi jej z najwi臋kszym trudem, a co dopiero m贸wienie. Ch臋tnie jednak by go spyta艂a, kiedy zacz膮艂 wierzy膰 w nowych prorok贸w. Maximilian odpar艂 nie pytany. - Kiedy zrozumia艂em, 偶e planujesz mnie zabi膰. Kiedy poczu艂em z艂oty drucik na szyi... otaczaj膮c膮 mnie wod臋 i g艂臋bi臋 pode mn膮... M贸wi艂 teraz niemal szeptem. - W艂a艣nie wtedy co艣 we mnie p臋k艂o, Selino. Tak jak w rybie 偶yj膮cej na g艂臋bokich wodach p臋ka p臋cherz p艂awny, gdy rybak wyci膮ga sie膰 na powierzchni臋, wiedzia艂a艣 o tym? Selina by艂a w stanie jedynie wzruszy膰 ramionami. - Nie mog臋 ju偶 d艂u偶ej 偶y膰 na tej g艂臋bi. To ty mnie z niej wyci膮gn臋艂a艣. Nie potrafi臋 ju偶 偶y膰 tak jak kiedy艣... Selina po d艂ugiej walce zdo艂a艂a wreszcie odzyska膰 zdolno艣膰 mowy. Wydusi艂a z siebie: - A je艣li to raczej ja rzuci艂am na ciebie urok? Pomy艣l, je艣li to moje ofiary sk艂adane bogom zemsty sprawi艂y, 偶e ty po prostu straci艂e艣 rozum? Popatrzy艂 na ni膮 z powag膮. - A czy ty sk艂ada艂a艣 ofiary? Kiwn臋艂a g艂ow膮. Pami臋ta艂a pi臋kny kamie艅 pochodz膮cy z pucharu, kt贸ry Khebryn pos艂a艂 do 艣wi膮tyni. - Mo偶e wi臋c jest i tak, Selino. Widz膮c mnie teraz takim, na pewno dobrze rozumiesz, 偶e musia艂a si臋 tu wtr膮ci膰 jaka艣 boska si艂a. Mo偶e to rzeczywi艣cie twoja Atena dala ci bro艅 do r臋ki i prowadzi mnie teraz do ciebie jak nowo narodzone jagni膮tko... Us艂ysza艂a jego cichy 艣miech, sama jednak mia艂a przede wszystkim ochot臋 si臋 rozp艂aka膰. Wszystko w niej chcia艂o mu wierzy膰. Ka偶de wypowiadane przez niego s艂owo, owo nieprawdopodobne, 偶e zna艂 jej tajemnice, wszystko sk艂ania艂o j膮 ku temu, by uwierzy艂a w to, w co wierzy膰 si臋 nie dawa艂o. Ale w g艂臋bi jej duszy wci膮偶 dokucza艂a zadra nienawi艣ci. Bez trudu mog艂a przywo艂a膰 okrutny widok r臋ki, trzymaj膮cej sztylet przy gardle brata. Selina popatrzy艂a na d艂o艅 spoczywaj膮c膮 na grubej poduszce. Wydawa艂a si臋 teraz niegro藕na. Maximilian mia艂 d艂ugie, silne palce ze zdrowymi, r贸wnymi paznokciami. Od nadgarstka do kostek si臋ga艂o pasemko kr贸tkich w艂osk贸w. Mi臋dzy kciukiem a palcem wskazuj膮cym widoczna by艂a ma艂a blizna. - Tak, jeste艣 teraz w mojej mocy - powiedzia艂a cicho. - To, co m贸wisz... Rzymianin zgniecie ci臋 jak much臋. A je艣li twierdzisz jeszcze, 偶e jeste艣 wyznawc膮 tego zmar艂ego 偶ydowskiego kr贸la... jeste艣 sko艅czony. Sko艅czysz jako karma dla lw贸w w cyrku. - Owszem, ale tylko wtedy, gdy on si臋 dowie o mojej grze. A w ni膮 bez wzgl臋du na wszystko warto gra膰. Bo poczu艂em, jak tchni臋to we mnie 偶ycie. Potrafi臋 odczuwa膰 mi艂o艣膰 i mog臋 walczy膰 z nienawi艣ci膮. Se艂ina odwr贸ci艂a g艂ow臋. Ale od s艂贸w, kt贸re wyszepta艂, nie mog艂a uciec. Trafi艂y j膮 prosto w serce. - Zawsze ci臋 kocha艂em, Selino. Nie rozumia艂em jednak, 偶e nie mog臋 ot, tak po prostu ci臋 wzi膮膰. 呕e musz臋 ci臋 pozyska膰. Gobeliny pokrywaj膮ce jedn膮 ze 艣cian przedstawia艂y 艣mier膰 Kleopatry. W臋偶e wi艂y si臋 po jej 艂o偶u jak kochankowie. Odpowiedzia艂a, nie patrz膮c mu w oczy. - Nie zdradz臋 ci臋, Maximilianie. Lecz bogowie jedni wiedz膮, 偶e bardzo si臋 boj臋, wiele mo偶e mnie to kosztowa膰. Nie m贸wi膮c ju偶 o mojej wolno艣ci. Podesz艂a do niego, obj臋艂a jego szerokie barki i z wahaniem przysun臋艂a wargi do jego ust. Odpowiedzi膮 Maximiliana by艂 g艂o艣ny j臋k. Potem poczu艂a, jak jego cia艂o drga i ramiona zamykaj膮 j膮 w 偶elaznym u艣cisku. Obejmowa艂 j膮 tak mocno, 偶e nie mog艂a oddycha膰. Ale to w niczym nie szkodzi艂o, bo ju偶 samo wra偶enie jego oddechu na wargach mog艂o wystarczy膰. On przyjmowa艂 jej delikatne poca艂unki z cierpliwo艣ci膮, nawet na moment nie rozlu藕niaj膮c r膮k. Z gard艂a wydoby艂 mu si臋 chrapliwy j臋k, gdy czubkiem j臋zyka powiod艂a wok贸艂 mocnych warg. Mia艂y smak morza i przypraw z dalekich kraj贸w. Pozwoli艂a mu si臋 trzyma膰, odda艂a si臋 dr偶eniu cia艂a, nogi sta艂y si臋 mi臋kkie, ju偶 jej nie podtrzymywa艂y. A on nie puszcza艂. Selina przymkn臋艂a oczy i westchn臋艂a. Wreszcie uda艂o jej si臋 nabra膰 powietrza kr贸tkimi urywanymi oddechami, podczas gdy krew strumieniem p艂yn臋艂a przez serce, zalewaj膮c wielk膮, blisk膮 przelania si臋 sadzawk臋 w jakim艣 miejscu w g艂臋bi brzucha. - Ja... Selino... ty... Szepta艂 jej niewyra藕nie do ucha, nie chcia艂 pu艣ci膰. Opar艂a mu brod臋 na ramieniu, czu艂a, 偶e jest r贸wnie zdenerwowany, jak i ona, 偶e tak mocno napina si臋 przy jej ciele, i偶 wyczuwa艂a ka偶de 偶ebro, grzebie艅 biodra, gor膮cy, twardy nacisk na brzuch. Chyba nie mia艂 艣mia艂o艣ci odwzajemni膰 jej poca艂unku. Czego si臋 ba艂? Czy偶 nie przemawia艂a dostatecznie wyra藕nie, cho膰 wargami nie formowa艂a s艂贸w? Selina przesun臋艂a r臋k膮 po jego plecach, powiod艂a ni膮 po napi臋tym luku ramienia, uj臋艂a d艂o艅. Zacisn臋艂a palce na jego palcach, podnios艂a je do swojej twarzy i ca艂owa艂a niemal tak, jak szczeniak liza艂by r臋k臋, kt贸ra go karmi. Maximilian zadr偶a艂 wtedy i ukry艂 twarz w jej w艂osach. - Dlaczego... Zabrzmia艂o to jak j臋k. Selina cofn臋艂a si臋 troch臋, napotka艂a jego wzrok. Teraz oczy by艂y niemal czarne, jakby ogarn膮艂 je gniew. J膮 jednak oblewa艂a fala czego艣 gor膮cego, gwa艂townie kusz膮cego. Nie czu艂a strachu ani ch臋ci ucieczki. - Nie wiem, 偶eglarzu. On ledwie dostrzegalnie kiwn膮艂 g艂ow膮. Trzyma艂 j膮 teraz tylko za r臋k臋. - Chod藕, p贸jdziemy do mojego pokoju. Tam przynajmniej s膮 drzwi, kt贸re mo偶emy za sob膮 zamkn膮膰. Selina nie mog艂a powstrzyma膰 si臋 od u艣miechu. W 偶y艂ach wci膮偶 ci膮偶y艂a jej rozpalona krew, a gdzie艣 w brzuchu zaczyna艂a 艂askota膰 topi膮ca wszystko 偶膮dza. Lecz czu艂a tak偶e, 偶e wzbiera w niej 艣miech. Maximilian wygl膮da艂 niemal na wystraszonego, by艂 niczym dziewica przed 艣wi膮tynn膮 ofiar膮. Usiad艂 przy niskiej 艂awie do spania, wpatrywa艂 si臋 w ni膮, jak gdyby by艂a objawieniem albo przera偶aj膮c膮 bosk膮 istot膮 zes艂an膮, by wyrz膮dzi膰 mu krzywd臋. Selina roze艣mia艂a si臋 nerwowo, roz艂o偶y艂a otwarte d艂onie. - Ty si臋 boisz. Ale ja nie schowa艂am 偶adnego sztyletu. Wypowiedzia艂a te s艂owa 偶artem, lekko zad藕wi臋cza艂y w tym niedu偶ym bia艂ym pokoju. W tej samej jednak chwili, gdy je wypowiedzia艂a, zrozumia艂a, 偶e b臋d膮 niczym 艂zy. Twarz Maximiliana si臋 艣ci膮gn臋艂a. Powietrze jakby zg臋stnia艂o. Odwr贸ci艂 si臋 teraz od niej, widzia艂a jego plecy i ramiona, kt贸re troch臋 si臋 trz臋s艂y, jak gdyby p艂aka艂 albo jakby zdj膮艂 go dotkliwy b贸l. Jej st膮panie po pod艂odze zag艂uszy艂y mi臋kkie tureckie dywany. - Maximi艂ianie... Odwr贸ci艂 si臋 gwa艂townie akurat w chwili, gdy chcia艂a mu po艂o偶y膰 r臋k臋 na ramieniu. Jaki艣 d藕wi臋k wydosta艂 si臋 spomi臋dzy mocno zaci艣ni臋tych warg. Pochwyci艂a jego spojrzenie i dostrzeg艂a w nim rozpacz. Ale on teraz ju偶 si臋 nie waha艂. Jednym jedynym ruchem z艂apa艂 j膮, podni贸s艂 w g贸r臋 na r臋kach i u艂o偶y艂 pod sob膮 mi臋dzy kolorowymi kocami i poduszkami. Poca艂unek sta艂 si臋 g艂臋bszy, bardziej dziki. Selina czu艂a ci臋偶ar Maximiliana, jego cia艂o by艂o du偶e i mocne w por贸wnaniu z jej mi臋kkimi kszta艂tami. Wbi艂a koniuszki palc贸w w gruby materia艂 jego kaftana i w ko艅cu uda艂o jej si臋 rozsun膮膰 go na boki. Pier艣 ko- szuli wydawa艂a si臋 spocona przy jej stroju, a cienkiej chustki, kt贸r膮 nosi艂 na szyi, nie zdj膮艂 nawet teraz. J臋kn膮艂, usiad艂 na 艂贸偶ku, zerwa艂 z siebie wszystko i ci臋偶ko dysz膮c, spogl膮da艂 na ni膮. Potem po艂o偶y艂 d艂onie na jej policzkach, powi贸d艂 palcami wzd艂u偶 szyi, dotkn膮艂 kciukami zag艂臋bie艅 przy obojczykach. Selina czu艂a, jak nabrzmiewaj膮ce piersi wprost krzycz膮, domagaj膮c si臋 dotyku, ale on powoli rozwi膮zywa艂 ta艣my, przytrzymuj膮ce cienk膮 koszul臋 pod jej sukni膮. Osiem wst膮偶ek. Przyszytych g臋sto na brzegach od szyi do pasa. Wi艂a si臋 pod nim, policzki jej teraz p艂on臋艂y, r臋ce szuka艂y pod napi臋tym materia艂em na jego udach. Gdy siedzia艂 tak nad ni膮 jak je藕dziec, wyda艂o jej si臋, 偶e jeszcze nigdy nie widzia艂a go r贸wnie pi臋knym. Wreszcie ostatni w臋ze艂 si臋 rozlu藕ni艂 i Maximilian delikatnie rozsun膮艂 materia艂 na boki. Ju偶 sam dotyk poruszaj膮cej si臋 tkaniny wystarczy艂, by sutki jeszcze mocniej jej stwardnia艂y, a gdy zacz膮艂 pie艣ci膰 je d艂oni膮, Selina musia艂a przymkn膮膰 oczy, by walczy膰 z ogniem. Czu艂a, jak jej cia艂o napina si臋, jakby chcia艂o zasup艂a膰 si臋 w w臋ze艂. Nogi dr偶a艂y, biodra pragn臋艂y unie艣膰 si臋 ku niemu, lecz przytrzymywa艂 je jego ci臋偶ar. Przy艂o偶y艂 wargi do spoconego zag艂臋bienia mi臋dzy piersiami. Gdy na pr贸b臋 musn膮艂 j臋zykiem czerwieniej膮cy p膮czek, Selina krzykn臋艂a, wychylaj膮c si臋 ku niemu, i wsun臋艂a palce w ciemne l艣ni膮ce w艂osy. Ostatnie my艣li o tym, kim on jest, o jego uczynkach i jego losie zmieni艂y si臋 w dzik膮 t臋sknot臋, gdy po艂o偶y艂 si臋 przy niej i zacz膮艂 z niej zdejmowa膰 reszt臋 ubrania. Gor膮co panuj膮ce w pokoju da艂o si臋 niemal wzi膮膰 do r臋ki. Selina nie pojmowa艂a, sk膮d bierze si臋 powietrze, kt贸- rym wci膮偶 jeszcze da艂o si臋 oddycha膰. Pot, zwil偶aj膮cy mu nasad臋 w艂os贸w, przypomina艂 koron臋 z pere艂. Gdy jednak oboje le偶eli ju偶 ca艂kiem nadzy, poczu艂a ruch powietrza na sk贸rze. Ale przez w膮skie wywietrzniki pod sufitem i nad pod艂og膮 nie dociera艂y do nich 偶adne d藕wi臋ki. Ca艂owa艂 j膮 po ca艂ym ciele, j臋zykiem poszukiwa艂 nowych miejsc, kt贸rych m贸g艂 posmakowa膰. Poczu艂a gor膮co jego warg we wn臋trzu ud, nad p臋pkiem i zn贸w w dole. Ale wci膮偶 jeszcze nie dotkn膮艂 bramy, bo jej d艂onie wystrzeli艂y w d贸艂 i powstrzyma艂y go, mocno ujmuj膮c jego twarz. Podci膮gn臋艂a go w g贸r臋, chcia艂a sprawdzi膰, czy jego wargi nie spali艂y si臋 od jej gor膮ca. By艂y tak samo mi臋kkie, tylko wilgotniejsze. Wydawa艂o jej si臋, 偶e nie prze偶y艂aby jego poca艂unk贸w tam, wystarczy艂o, 偶e si臋 poruszy艂a, by uda przez moment potar艂y o siebie, a ju偶 przez ca艂e cia艂o przenika艂y ogniste strza艂y i nie mog艂a zapanowa膰 nad dr偶eniem. A wi臋c to jest ta si艂a, kt贸ra przyci膮ga ludzi do siebie. Selina ws艂ucha艂a si臋 w bicie w艂asnego serca i westchn臋艂a uszcz臋艣liwiona. Maximilian rozsun膮艂 jej nogi w艂asnymi nogami i zazna艂a teraz owego niezwyk艂ego uczucia, jakim jest dopuszczenie tak blisko innego cia艂a. Oddycha艂 jej w ucho, lecz jego ci臋偶ar wcale jej nie przygniata艂. Opiera艂 si臋 na r臋kach, usta wtulone mia艂 w cienk膮 sk贸r臋 tu偶 pod uchem. Ca艂e jego cia艂o zmieni艂o si臋 w supe艂, wyczuwa艂a ci臋偶ko wywalczon膮 kontrol臋. Dlatego zmusi艂a si臋, by le偶e膰 Zupe艂nie nieruchomo, cho膰 wszystko w niej domaga艂o si臋, by przysun臋艂a si臋 ku niemu. 艁agodny nacisk na jej 艂ono sprawi艂, 偶e by艂o gotowe go przyj膮膰, tak jak wtedy, gdy po raz pierwszy dotkn膮艂 jej tam j臋zykiem. Selina uchwyci艂a si臋 Maximiliana, czuj膮c jego spokojne ruchy. Wszystko w niej piek艂o i pali艂o, lecz mimo to nie odczuwa艂a nic, co mog艂aby nazwa膰 b贸lem. Przyt艂oczona 艣wiadomo艣ci膮, 偶e ma go w sobie, ze szlochem opad艂a na poduszki. On pozwoli艂 poci膮gn膮膰 si臋 za sob膮, niemo wo艂aj膮c w jej usta. Otworzy艂a oczy. Mrugaj膮c, usi艂owa艂a pozby膰 si臋 艂ez i potu, lecz i tak widzia艂a go jakby przez mg艂臋. Spojrzenie jego piwnych oczu pochwyci艂o j膮, patrzy艂a w nie, jak gdyby by艂y wrotami prowadz膮cymi do 艣wiata bog贸w. Z dziko艣ci膮 wtuli艂a si臋 w jego cia艂o tak mocno i gwa艂townie, 偶e zderzyli si臋 ko艣膰mi biodrowymi i przenikn膮艂 ich b贸l. Maximilian krzykn膮艂, lecz ona w tym krzyku wychwyci艂a rado艣膰. I odpowiedzia艂a. Z gard艂a wydobywa艂a jej si臋 j臋kliwa pie艣艅. Nigdy nie przypuszcza艂a, 偶e b臋dzie w stanie j膮 wy艣piewa膰. A g艂臋bia w niej stawa艂a si臋 coraz czerwie艅sza, coraz ciemniejsza, coraz bardziej osza艂amiaj膮ca. On tak偶e to dostrzeg艂, bo pochwyci艂 j膮 w te same mocne obj臋cia, kt贸re kiedy艣 grozi艂y, 偶e oboje po艣l膮 na dno. Ale to nie by艂a walka w zimnej wodzie, szum w uszach te偶 by艂 innego rodzaju. Krzyki brzmia艂y inaczej ni偶 wtedy, gdy nios艂y si臋 ponad faluj膮cym morzem. Jego mi臋艣nie zachowa艂y t臋 sam膮 si艂臋, 艣ci膮gni臋ta twarz wygl膮da艂a tak samo jak w gniewie. Selina ton臋艂a. W ustach mia艂a smak morskiej wody. Pod przykryciem jedwabnej narzuty wysun臋艂a palce i rozwi膮za艂a chustk臋. Dotkn臋艂a cienkiej r贸偶owej blizny, przypominaj膮cej obro偶臋. Ko艅czy艂a si臋 pod uchem ma艂ym zag艂臋bieniem. Czu艂a p艂acz d艂awi膮cy jej piersi. Ale on u艣miechn膮艂 si臋 tylko i pog艂adzi艂 j膮 po w艂osach. Czy cz艂owiek mo偶e zmieni膰 sk贸r臋 jak larwa, kt贸ra staje si臋 motylem? Czy r臋ka, kt贸ra zabi艂a mego brata, mo偶e z czu艂o艣ci膮 g艂adzi膰 m贸j policzek? Czy mnie mog艂o ju偶 tak pomiesza膰 si臋 w g艂owie, 偶e nie ma rzeczy, o kt贸rej prawdziwo艣ci by艂abym prze艣wiadczona? Selina siedzia艂a nad zwojami. Skopiowa艂a zaledwie jedn膮 jedyn膮 stron臋. D艂ugo si臋 zastanawia艂a nad ka偶dym zdaniem. Por贸wnania, kt贸rymi si臋 tu pos艂ugiwano, by艂y takie niezwyk艂e. Nigdy jeszcze nic podobnego nie czyta艂a. Ale, o dziwo, porusza艂y jej serce. 鈥濷sio艂 przemierzy艂 setk臋 mil, obracaj膮c m艂y艅ski kamie艅. Gdy go spuszczono, wci膮偶 znajdowa艂 si臋 w tym samym miejscu. Istniej膮 ludzie podejmuj膮cy d艂ugie podr贸偶e, lecz nie poruszaj膮 si臋 naprz贸d ku miejscu przeznaczenia. Gdy zapad艂 nad nimi wiecz贸r, nie widzieli miasta ani wioski, ani rzeczy stworzonych przez cz艂owieka, ani zjawisk przyrody, ani si艂, ani anio艂贸w. Na pr贸偶no mozolili si臋 nieszcz臋艣nicy..." * Nadchodzi艂a ju偶 noc, lampy by艂y zapalone. Mozolne przepisywanie poch艂on臋艂o j膮, a na nie zapisanym arkuszu zanotowa艂a w艂asne pytania. ,; Ewangelia Filipa (przekaz gnostyk贸w). List matki tak偶e le偶a艂 rozwini臋ty i przypadkowo umieszczony mi臋dzy pismami, kt贸re, jak Selina z czasem zrozumia艂a, by艂y 艣wi臋te. Przeczyta艂a ca艂o艣膰 jeszcze raz. Szuka艂a w nich wiedzy, pragn臋艂a dopatrzy膰 si臋 czego艣 w historii tej nieznajomej kobiety, co mog艂oby rzuci膰 艣wiat艂o na jej w艂asn膮 histori臋. 鈥濶ajwi臋ksza ze wszystkiego jest mi艂o艣膰". 鈥濳ochajcie swoich wrog贸w". 鈥濳a偶dy m臋偶czyzna i ka偶da kobieta s膮 r贸wnie warto艣ciowymi dzie膰mi boga". Nic z tego nie pasowa艂o do idea艂贸w, kt贸re wpojono Selinie. Nie by艂o tu nic o honorze, nic o prawie do zemsty i kary. Nie znalaz艂a tu te偶 偶adnej wzmianki o tym, 偶e bogowie oczekuj膮 czego艣 w zamian, ani o tym, 偶e walcz膮 ze sob膮 gdzie艣 daleko poza 艣wiatem ludzi. Mi艂o艣膰 i wybaczenie, to wszystko. Czu艂a, 偶e prawda tych tekst贸w zalewa j膮 niczym fale 艂ami膮ce si臋 na jej dawnych my艣lach, kt贸re tkwi艂y niby solidne skaliste wysepki, nie pozwalaj膮c mi臋kkim falom dotrze膰 do brzegu bez ich rozdzielenia. Moc nowej wiary by艂a ogromna. Zrozumia艂 to nawet cesarz. To naprawd臋 niebezpieczne my艣li, uzna艂a Selina. Musia艂a si臋 za nimi kry膰 niezmierzona si艂a, skoro nawet taki cz艂owiek jak Maximilian zmieni艂 si臋 nie do poznania. Lecz czy on rzeczywi艣cie a偶 tak si臋 zmieni艂? Czy te偶 wszystko to by艂o przewrotn膮 gr膮, 偶ywym obrazem, jak te, w kt贸rych sama bra艂a udzia艂? Wiedzia艂a, 偶e gdy spuszczono j膮 w d贸艂, ubran膮 w niezwyk艂膮 z艂ot膮 szat臋, wielu z obecnych w teatrze uwierzy艂o, 偶e jest naprawd臋 bogini膮 S艂o艅ca. Tak, tam i wtedy ca艂kiem zapomnieli o tym, 偶e jest jedynie kupion膮 kobiet膮, dost臋pn膮 dla wszystkich, kt贸rzy s膮 w stanie zap艂aci膰 za jej us艂ugi. Niewolnic膮 w przebraniu bogini. Uwierzyli w jej gr臋. Tak jak ona uwierzy艂a w przeobra偶enie Maximiliana? 鈥濸rawda kryje si臋 we wn臋trzu pucharu". Selina odsun臋艂a krzes艂o i podesz艂a, by dotkn膮膰 naczynia. Tym razem jednak milcza艂o. Nie pojawi艂a si臋 偶adna zjawa, 偶adna wizja. Z wn臋trza pucharu nie podni贸s艂 si臋 nawet cie艅 aromatu kwiat贸w, gdy wsun臋艂a nos g艂臋boko, czuj膮c, jak kraw臋d藕 naczynia wrzyna jej si臋 w czo艂o. Puchar by艂 w pewnym sensie jak martwy. A mo偶e spa艂? Selina, odstawiaj膮c go, zobaczy艂a, 偶e d艂onie jej dr偶膮. Nie mog艂a d艂u偶ej pisa膰. Musia艂a pomy艣le膰. Pos艂a艅cy przybyli wcze艣niej, ni偶 si臋 tego spodziewa艂a. Magistrat przys艂a艂 ca艂y oddzia艂 偶o艂nierzy w l艣ni膮cych zbrojach. Na he艂mach powiewa艂y czerwone pi贸ra, a b艂yszcz膮ce nagolenniki podzwania艂y, gdy wchodzili po schodach. Pow贸z by艂 wygodny, lecz gdy zbli偶ali si臋 do wielkiego pa艂acu, Selina dr偶a艂a pomimo panuj膮cego upa艂u. Przerazi艂o j膮, 偶e wybrali akurat dzie艅, gdy Maximilian wyruszy艂 w podr贸偶, by spotka膰 si臋 z pewnymi lud藕mi, w kt贸rych imieniu przemawia艂 podczas trwaj膮cych negocjacji politycznych. Twarz magistrata nie zdradza艂a niczego. Ale jego ma艂e oczka z ca艂膮 pewno艣ci膮 zarejestrowa艂y ka偶dy nowy grymas na jej twarzy. Selina ju偶 si臋 zdecydowa艂a na to, 偶e b臋dzie ukrywa膰 tajemnic臋 Maximiliana. Zaprzeczanie, 偶e czegokolwiek si臋 dowiedzia艂a w tak kr贸tkim czasie, nie powinno sprawi膰 jej trudno艣ci. Rzymianin, mru偶膮c oczy, za偶膮da艂 z艂o偶enia raportu. - Odwiedzi艂 mnie kilkakrotnie, ale nie rozmawia ze mn膮 - o艣wiadczy艂a Selina. - Nie wymienia艂 偶adnych nazwisk? Nie pods艂ucha艂a艣 偶adnej rozmowy? Selina zaprzeczy艂a. - On... on mnie trzyma w zamkni臋ciu, w izolacji. Ledwie widuj臋 twarze kobiet, kt贸re przynosz膮 mi jedzenie. - Uwi臋zi艂 ci臋? Rzymianin wychyli艂 si臋 w prz贸d, 偶uj膮c orzechy, lecz nie przestawa艂 wpatrywa膰 si臋 w Selin臋. - W pewnym sensie tak. Nie wolno mi si臋 styka膰 nawet z innymi niewolnikami. T艂u艣cioch przez chwil臋 possa艂 warg臋. - Hm... Naprawd臋? C贸偶, mo偶e 偶ywili艣my przesadne nadzieje. Nie jest wcale pewne, 偶e jest tob膮 tak op臋tany, jak przypuszczali艣my, bior膮c pod uwag臋 cen臋, kt贸r膮 zaproponowa艂. Czy prosi艂 ci臋, 偶eby艣 by艂a bogini膮 S艂o艅ca? -Co? Rzymianin zirytowany machn膮艂 r臋k膮. - Czy kaza艂 ci wk艂ada膰 ten niezwyk艂y str贸j, kt贸ry nosi艂a艣 w teatrze? Teraz Selina odpar艂a bez wahania: - O, tak, za ka偶dym razem. - Hm - mrukn膮艂 zn贸w Rzymianin. - Hm, hm. Przez chwil臋 panowa艂a cisza, a w tym czasie Rzymianin ogryza艂 do czysta pieczonego go艂臋bia, popijaj膮c na zmian臋 wod膮 i winem. - Czy on ci臋 kocha? - pad艂o nagle pytanie. Selina popatrzy艂a w te zbyt bystre oczy. - Tak... on... nie... Rzymianin by膰 mo偶e dostrzeg艂, 偶e si臋 zarumieni艂a. 呕e wprawi艂 j膮 w zmieszanie. Czym pr臋dzej wi臋c musia艂a naprowadzi膰 go na 艣lepy trop. - Jak wiecie, panie, przyby艂am do niego jako dziewica i on poj膮艂 mnie r贸wnie偶 w ten spos贸b. W m臋skim sensie uczyni艂 to, czego oczekuje si臋 po kochanku... Rzymianin pokiwa艂 g艂ow膮 i si臋gn膮艂 po kawa艂ek miodowego ciastka. - Podoba ci si臋 to? Selina, pami臋taj膮c o rumie艅cu, postanowi艂a udawa膰 skromn膮. To k艂amstwo przysz艂o jej z 艂atwo艣ci膮. - Tak... to przynosi pewn膮 cielesn膮 rozkosz, wiem jednak, 偶e nie jest to tym samym, co poeci wychwalaj膮 jako mi艂o艣膰. Teraz Rzymianin wybuchn膮艂 艣miechem. - M膮dra kobieta! Doskonale rozgrywasz swoje pionki. No, s膮dz臋, 偶e sytuacja wkr贸tce si臋 odmieni. On ci臋 dopu艣ci do siebie, r贸b tylko dalej to, co robisz. I przy艣lij wiadomo艣膰, gdy tylko si臋 czego艣 dowiesz. Pami臋taj, z ka偶d膮 informacj膮 zdobywasz kolejny 偶agiel na statku, kt贸ry zawiezie ci臋 do domu. Selina z u艣miechem kiwn臋艂a g艂ow膮. - Wiem o tym, 艂askawy panie. Zadowolony mrukn膮艂 co艣 pod nosem. Ulga, jaka j膮 ogarn臋艂a, gdy wreszcie j膮 odprawi艂, przypomina艂a nurt obmywaj膮cej j膮 szerokiej, bystrej rzeki. Gdy eskorta znikn臋艂a ju偶 z pola widzenia, wbieg艂a po schodach na g贸r臋 i mocno zatrzasn臋艂a drzwi do swego pokoju. Zdyszana nala艂a sobie kieliszek s艂odkiego wina i ci臋偶ko przysiad艂a na twardej drewnianej 艂awie. Po trzecim 艂yku my艣li troch臋 si臋 uspokoi艂y. Ta podw贸jna gra troch臋 zaczyna艂a j膮 m臋czy膰. Kolejne warstwy masek ci膮偶y艂y na twarzy. Plan Maximiliana by艂 niezwykle 艣mia艂y. Jednocze艣nie za艣 nale偶a艂o odgrywa膰 rol臋 wyznaczon膮 jej przez Rzymianina. A w艣r贸d tego wszystkiego otrzyma艂a wiadomo艣膰, 偶e Leila pragnie j膮 go艣ci膰, je艣li tylko nowy pan Seliny na to pozwoli. Co stanie si臋 tego dnia, gdy wszystkie maski opadn膮 naraz? Co b臋dzie, je艣li oka偶e si臋, 偶e Maximilian mimo wszystko jest jej wrogiem i by膰 mo偶e o wiele lepiej zna intrygi, ni偶 to ujawni艂? Rzymianin to bystry cz艂owiek. Czy ju偶 wiedzia艂, 偶e ona zdradzi艂a? A mo偶e to um贸wiona gra? Zupe艂nie inna ni偶 ta, kt贸r膮 widzi przez swoje okno na 艣wiat? Nie mia艂a poj臋cia, jak wygl膮da prawda. Wiedzia艂a jedynie, 偶e nieobecno艣膰 Maximiliana w domu teraz, gdy odwiedzi艂a jego wroga, wywo艂a艂a w niej wielki niepok贸j i niemal偶e t臋sknot臋. Gdy nadszed艂 wiecz贸r, a jego wci膮偶 nie by艂o wida膰, t臋sknota i niepok贸j przerodzi艂y si臋 w strach. Czy偶by go pojmali? Czy Rzymianin zrozumia艂, 偶e Selina przesta艂a ju偶 by膰 narz臋dziem w jego r臋kach i sta艂a si臋 lojaln膮 niewolnic膮 Maximiliana? Czy mimo wszystko wiedzia艂 o jego podw贸jnej grze? Czy Maximilian znalaz艂 si臋 teraz w r臋kach Rzymianina? Nie mog艂a zasn膮膰. Niespokojnie w臋drowa艂a po ma艂ym pokoiku, nie zapalaj膮c 偶adnych lamp, gdy letnia noc niczym zas艂ona zapad艂a za ma艂ym okienkiem. Kamienne 艣ciany wydawa艂y si臋 gor膮ce niczym wn臋trze pieca po dniu pieczenia chleba. Pomy艣la艂a o pucharze, cho膰 teraz w mroku pokoju go nie widzia艂a, to jednak wyczuwa艂a jego blisko艣膰. M臋偶czyzna o ciep艂ych oczach. M臋偶czyzna w p艂aszczu. Ca艂a si臋 roztrz臋s艂a. - Pom贸偶 mi, 偶ebym mog艂a ujrze膰 wszystko wyra藕- nie... Pom贸偶, bym nie zb艂膮dzi艂a. Tak si臋 boj臋, niczego ju偶 nie jestem pewna. G贸ra zmienia si臋 w d贸艂, a wsch贸d sta艂 si臋 zachodem. Nie wiem ju偶, gdzie moje miejsce. Zorientowa艂a si臋, 偶e wypowiedzia艂a te s艂owa na g艂os. D藕wi臋k jej w艂asnego g艂osu w tym p贸艂nagim pokoju by艂 w pewnym sensie przera偶aj膮cy. Bardziej jednak przerazi艂a si臋, gdy us艂ysza艂a co艣 jakby w odpowiedzi. 鈥濲aki tw贸j dzie艅, taka twoja si艂a. Nie l臋kaj si臋, bo ja zawsze b臋d臋 przy tobie..." Tak nie m贸wi 偶aden b贸g. Nie tak delikatnie, nie tak 艂agodnie, niemal po kobiecemu. Pot臋偶ny b贸g wi贸d艂 swoje 偶ycie na szczycie g贸r, jego s艂owa brzmia艂y niczym grzmot, a czyny przera偶a艂y zwyk艂ego 艣miertelnika do szale艅stwa. Zeus w艂ada艂 lud藕mi w taki spos贸b, 偶e przypominali robaczki, z kt贸rych dziecko robi swoje kr贸wki i koniki w zabawie, by potem znudzone zgnie艣膰 je kamieniem. A gdy wyrocznie przemawia艂y g艂osem bog贸w, zawsze by艂 to dono艣ny g艂os i w艂adczy. Wieszczki krzycza艂y, a s艂uchacze a偶 chwiali si臋 na nogach w poczuciu szacunku i pe艂nego rado艣ci strachu. Gdy kap艂ani posy艂ali swe modlitwy, b艂agaj膮c o lito艣膰 i pomoc bog贸w, towarzyszy艂o temu zawsze bicie w b臋bny. C贸偶 to wi臋c za s艂abowity b贸g, kt贸ry zadowala si臋 szeptaniem jej do ucha? Jak mog艂a uwierzy膰 w takiego boga, kt贸ry nie 偶膮da od niej nawet kawa艂eczka kadzid艂a? Nie chce krwi ofiarnej, nie chce obietnic wystawienia mu olbrzymiej 艣wi膮tyni. Uwa偶a艂a, 偶e to wszystko jest niemal wstydliwe, ale wznosi艂a do niego modlitwy, nie sk艂adaj膮c mu ofiar. Po艂o偶y艂a si臋 teraz, by czeka膰 na odpowied藕. Wyrwali j膮 z przyjemnego, g艂臋bokiego snu. Spad艂a z 艂贸偶ka i uderzy艂a czo艂em w pod艂og臋. - Gdzie on jest? - spyta艂a oszo艂omiona, gwa艂townie mrugaj膮c oczami na widok wysokich postaci, kt贸re wype艂nia艂y pok贸j. - Gdzie tw贸j pan? Gdzie przebywa? Nie zna艂a tych ludzi, nie byli ubrani jak rzymscy 偶o艂nierze, intuicja jednak podpowiada艂a jej, 偶e przychodz膮 od magistrata. Co艣 musia艂o potoczy膰 si臋 藕le. - Ja... nie wiem. Pomruczeli mi臋dzy sob膮, najwyra藕niej wcale nie spodziewali si臋, 偶e co艣 od niej wyci膮gn膮. S艂ysza艂a zamieszanie w domu, krzyki kobiet i szczekanie ma艂ego szczeniaka dochodz膮ce z patio. Potem ko艅skie kopyta zat臋tni艂y o bruk. Selina wolno usiad艂a, roztarla rosn膮cy guz na czole. Serce wype艂ni艂a gorycz. Ten b贸g jest zbyt s艂aby. M贸g艂 przynajmniej os艂ania膰 teraz Maximiliana, by jego podw贸jna gra nie zosta艂a ujawniona wrogowi. Jej modlitwa, kt贸ra tu偶 przed za艣ni臋ciem by艂a niczym s艂odki smak na j臋zyku, okaza艂a si臋 daremna. Przekl臋艂a w duchu, my艣l膮c, 偶e powinna raczej zatroszczy膰 si臋 o szczodr膮 ofiar臋 dla Ateny albo jeszcze lepiej dla Meduzy. Ostro偶nie usiad艂a na 艂贸偶ku. Z wolna my艣li jej si臋 przeja艣nia艂y. Nieznajomi m臋偶czy藕ni szukali Maximiliana, czy te偶 raczej Carposa, bo prawdopodobnie znali go pod tym w艂a艣nie nazwiskiem. W ka偶dym razie surowo艣膰 maluj膮ca si臋 na ich twarzach i brutalny spos贸b, w jaki zosta艂a zbudzona, stanowi艂y dostateczne dowody na to, 偶e nic przybyli tu w pokojowych zamiarach. Kim byli? Nie mogli to by膰 偶o艂nierze Rzymianina. W膮tpi艂a r贸wnie偶, by zostawili j膮 偶yw膮, gdyby wiedzieli o zdradzie, jakiej si臋 dopu艣ci艂a wobec magistrata i Khebryna. Musieli wi臋c zosta膰 przys艂ani przez kogo艣 innego. Mo偶e przez cz艂owieka, kt贸rego Maximilian oszuka艂 w interesach? Nie, zanadto rzuca艂o si臋 w oczy, 偶e znikn膮艂 w tym samym czasie. M usia艂 przed czym艣 ucieka膰 i nie zd膮偶y艂 da膰 jej zna膰 ani cokolwiek wyja艣ni膰. Dopiero teraz si臋 zorientowa艂a, 偶e puchar znikn膮艂. Widok pustej p贸艂ki os艂abi艂 j膮 i jednocze艣nie rozw艣cieczy艂, zrozumia艂a, 偶e nie by艂o go tu, gdy do 艣rodka wpadli nieznajomi. Musia艂 go skra艣膰 Maximilian. Szala艂 w niej gniew, jakiego nigdy wcze艣niej nie pozna艂a. Owszem, przywyk艂a do tego, 偶e ludzie byli niewolnikami. Sama mia艂a do pomocy kupionych niewolnik贸w w domu ojca. To by艂o rzecz膮 zwyczajn膮, a w艂a艣ciwie podstaw膮 prowadzenia gospodarstwa. Oczywi艣cie istnieli p艂atni robotnicy, kt贸rych mo偶na naj膮膰, lecz nikt nie by艂 w stanie p艂aci膰 pe艂nej dni贸wki jakiemukolwiek wolnemu cz艂owiekowi za obrobienie sp艂achetka pola czy zaj臋cie si臋 kilkoma krowami albo 艣winiami. Niewolnicy pracowali w zamian za wy偶ywienie i dach nad g艂ow膮. Dzi臋ki temu rachunki zgadza艂y si臋 zar贸wno skromnym wie艣niakom, jak i pot臋偶nym posiadaczom ziemskim, kapitanom okr臋t贸w, w艂a艣cicielom statk贸w i dow贸dcom armii. Tak, niewolnicy byli nagrod膮 bog贸w za dobre uczynki w 偶yciu. Selina zacisn臋艂a z臋by i postanowi艂a rozci膮gn膮膰 granice, kt贸re, jak wiedzia艂a, s膮 wyznaczone dla niewolnik贸w. Pozostali domownicy znali j膮 tylko jako niewolnic臋 Selin臋, Maximilian zapewne stara艂 si臋 jak najmniej o niej opowiada膰. Jakie w艂a艣ciwie otrzymali rozkazy? Co by by艂o, gdyby spr贸bowa艂a uciec? Czy zatrzymaliby j膮 wtedy? I wybato偶yli, tak jak zwykle, gdy zatrzymuje si臋 zbieg艂ego niewolnika? Podj臋艂a decyzj臋 w ci膮gu tej cichej, dra偶ni膮cej nerwy godziny po odje藕dzie obcych. Z domu z rzadka dobiega艂y jakie艣 d藕wi臋ki. Nie zna艂a kobiet, kt贸re tu mieszka艂y i pracowa艂y, nie m贸wi膮c ju偶 o m臋偶czyznach, jakimi otacza艂 si臋 Maximilian. Nie mog艂a spyta膰, gdzie on jest, z ca艂膮 pewno艣ci膮 wiedzieli r贸wnie niewiele, jak ona. Musi po prostu uciec. Uciec i szuka膰. Ale dok膮d p贸jdzie? Dok膮d wyjecha艂 Maximilian? Szczeniak, popiskuj膮c, wpad艂 przez drzwi i poszczekiwa艂 nerwowo, pr贸buj膮c wskoczy膰 jej na kolana. Teraz do g艂owy przyszed艂 jej pewien pomys艂. Owszem, jest kto艣, kto mo偶e jej pom贸c. Selina postanowi艂a zabra膰 szczeniaka i i艣膰 do Leili. Wszak ona mimo wszystko po ni膮 pos艂a艂a. By膰 mo偶e Leila zdradzi co艣, co cho膰 troch臋 rozja艣ni obraz wydarze艅. Mo偶e b臋dzie wiedzia艂a, dok膮d wyprawi艂 si臋 Maximilian. Selina nieraz widywa艂a wiry, kt贸re tworz膮 si臋 za statkiem. Woda kr膮偶y z coraz wi臋ksz膮 pr臋dko艣ci膮, wci膮gaj膮c daleko w g艂膮b paprochy i odpadki unosz膮ce si臋 na powierzchni. Tak samo czu艂a teraz - 偶e wydarzenia ostatnich dni wci膮gaj膮 j膮 coraz g艂臋biej ku strasznemu czarnemu 艣rodkowi. Wymkn臋艂a si臋 z pokoju, zabra艂a psa i usi艂owa艂a zorientowa膰 si臋 w ogrodzie. Tu nie by艂o mur贸w wysoko艣ci膮 przewy偶szaj膮cych wzrost cz艂owieka, nie by艂o stra偶y jak na 鈥濿yspie". Dostrzeg艂a nawet otwart膮 bram臋, prowadz膮c膮 ku czemu艣 w rodzaju drogi czy te偶 艣cie偶ki, wi艂a si臋 pod wysokimi morwami, prowadz膮c w d贸艂 do miasta. Pr臋dko rozejrza艂a si臋 w ko艂o, przywo艂a艂a szczeniaka i ruszy艂a. Nikt nawet nie pr贸bowa艂 jej zatrzymywa膰, jak gdyby domy wzd艂u偶 偶wirowanej 艣cie偶ki sta艂y u艣pione. Gdzie艣 z tylnych podw贸rzy dobiega艂y jedynie od czasu do czasu odg艂osy rondli przestawianych na p艂ytach do zmywania. Gdy s艂o艅ce zaczyna艂o ju偶 si臋 zni偶a膰, Selina dotar艂a do granic miasta. Tu by艂o ludniej, ludzie wchodzili i wychodzili. Wielu nios艂o resztki towaru, kt贸rego nie uda艂o im si臋 sprzeda膰, albo wielkie kosze warzyw, ryb i innych sprawunk贸w. Widzia艂a d艂ugie, szare szaty, noszone przez kap艂an贸w ze Szko艂y Misteri贸w. Napotyka艂a r贸wnie偶 Chaldejczyk贸w w fioletowych podbijanych p艂aszczach, kt贸re nosili pomimo upa艂u. Up艂yn臋艂a pewna chwila, nim Selina rozpozna艂a tras臋, kt贸r膮 ju偶 tak dawno temu pokonywa艂a powozem. Maj膮c jednak 艣wi膮tynie i parki za drogowskazy, zdo艂a艂a wreszcie odszuka膰 du偶y kompleks budynk贸w, otoczony wysokim murem. Widzia艂a st膮d trzy z czterech naro偶nych wie偶, zmru偶y艂a oczy, patrz膮c na b艂yszcz膮ce morze. Mo偶e akurat teraz Leila jest na balustradzie przy swoich komnatach? Czy nie dostrzega tam w g贸rze kobiety w jasnej szacie? Nie, mury by艂y zbyt wysokie. Tylko ptaki mog艂y obserwowa膰 tajemnicze 偶ycie mieszka艅c贸w 鈥濿yspy". Nie mia艂a 偶adnego wyboru, musia艂a porozmawia膰 z m臋偶czyzn膮 trzymaj膮cym szabl臋, kt贸ry pilnowa艂 wej艣cia. Najwyra藕niej j膮 pozna艂 i bardzo si臋 zdziwi艂. - Czy jeste艣 tu oczekiwana? - spyta艂. Pokr臋ci艂a g艂ow膮. - Nie, ale Leila pos艂a艂a mi wiadomo艣膰, 偶e chce mnie widzie膰. - Przybywasz sama, bez orszaku? Gdzie tw贸j pan? Selina zacz臋艂a si臋 z艂o艣ci膰. Tkwi艂a uwi臋ziona w tym miejscu przez wiele miesi臋cy, nie min膮艂 nawet dzie艅, by nie pomy艣la艂a, 偶e gotowa jest odda膰 wszystko, byle tylko znale藕膰 si臋 po drugiej stronie tych solidnych wr贸t. A teraz nie chcieli jej tu wpu艣ci膰! - Sytuacja jest krytyczna. Natychmiast pozw贸l mi wej艣膰, inaczej b臋dziesz mia艂 do czynienia z Khebrynem. M臋偶czyzna ust膮pi艂. Wezwa艂 jednak pospiesznie innego stra偶nika, gdy tylko znalaz艂a si臋 w obr臋bie mur贸w, i kaza艂 zaprowadzi膰 j膮 do Khebryna. Selina sz艂a pr臋dko, ledwie zauwa偶y艂a niebieskie szaty w cieniu pod drzewami w ogrodzie kobiet. Teraz, gdy noc by艂a ju偶 blisko, zapalono lampy na kamiennych sto艂ach i na wykutych z 偶elaza 艣wiecznikach. Prawdopodobnie kobiety siedzia艂y oddane beztroskim pogaw臋dkom, pogryzaj膮c daktyle i orzechy. Poczu艂a lekkie uk艂ucie w brzuchu. Zat臋skni艂a za kim艣, z kim mog艂aby porozmawia膰. Zat臋skni艂a za szczeg贸lnym zapachem kobiet, za poczuciem przynale偶no艣ci do grupy. Wyprostowa艂a plecy, ruszy艂a jeszcze szybciej. Obcasy eleganckich trzewiczk贸w stuka艂y o p艂yty, kt贸rymi wy艂o偶ono na wp贸艂 zabudowany korytarz. Khebryn przerazi艂 si臋 na jej widok. - Selino, co ty zn贸w wymy艣li艂a艣? Jak mo偶esz tu przychodzi膰... - Potrzebuj臋 pomocy - oznajmi艂a pr臋dko i bez szczeg贸lnej pokory. Khebryn jednak najwidoczniej nie spodziewa艂 si臋 po niej zachowania przystaj膮cego niewolnicy. Wskaza艂 jej krzes艂o i skin膮艂 r臋k膮 na s艂ug臋, by ten wystawi艂 sok z owoc贸w i ciastka. - Spotka艂a艣 si臋 z magistratem? Czy wszystko uk艂ada si臋 pomy艣lnie? - Owszem, z magistratem si臋 spotka艂am, lecz nie wszystko jest jak nale偶y. Zebra艂a si臋 na odwag臋. - On znikn膮艂. Wyjecha艂. Uciek艂. I ukrad艂 m贸j z艂oty puchar! -Co? - Dzisiaj przyszli jacy艣 nieznajomi m臋偶czy藕ni, szukali go. Co艣 si臋 musia艂o sta膰. Nie mam poj臋cia, co, lecz jestem przekonana, 偶e ptaszek wyfrun膮艂 z klatki. Khebryn wsun膮艂 si臋 g艂臋biej na swej wygodnej rzymskiej 艂awie. - Mo偶e po prostu wyjecha艂 w interesach? Od jak dawna go nie ma? - Ledwie ponad dob臋, ale... Khebryn jej przerwa艂. - Selino, zachowujesz si臋 jak rozhisteryzowana 偶ona. Ten cz艂owiek prowadzi 偶ycie niespokojne niczym jastrz膮b i nawet je艣li opu艣ci艂 sw贸j dom, nie informuj膮c o tym niewolnik贸w... - On zabra艂 m贸j puchar, a w dodatku... Na ko艅cu j臋zyka mia艂a wyznanie, 偶e Maximilian przesta艂 by膰 sob膮. Ale lepiej by膰 mo偶e nie zdradza膰 niczego Khebryno- wi. By艂 wszak sprzymierze艅cem Rzymianina, wrogiem Maximiliana. Napi艂a si臋 ch艂odnego soku z owoc贸w. Khebryn i Rzymianin na pewno zdo艂aliby odnale藕膰 Maximiliana bez wzgl臋du na to, dok膮d si臋 uda艂. By膰 mo偶e zwr贸ciliby jej puchar, w ka偶dym razie na pewno gdyby zdradzi艂a, 偶e Maximilian prowadzi艂 podw贸jn膮 gr臋. Znalaz艂oby si臋 wi臋cej ni偶 do艣膰 powod贸w, by go uwi臋zi膰. Dopu艣ci艂 si臋 oszustwa, kradzie偶y i prawdopodobnie wielu nieopodatkowanych transakcji, kt贸re zawiera艂 w imieniu tego drugiego cz艂owieka. Nie by艂o najmniejszych w膮tpliwo艣ci, 偶e skoro prawdziwy Carpos cieszy艂 si臋 艂askami cesarza i mia艂 przyjaci贸艂 w艣r贸d 艂udzi, kt贸rzy wybierali magistrat贸w, to kto艣, kto si臋 pod niego podszywa艂, mia艂by ci臋偶kie 偶ycie. Maximilian by艂 sko艅czony. Prawdopodobnie to w艂a艣nie zrozumia艂 i post膮pi艂 tak, jak zachowuje si臋 wrona, gdy nadci膮gaj膮 wi臋ksze, padlino偶erne ptaki. - A wi臋c skrad艂 ci puchar... C贸偶, daleko nie zajdzie. Selina popatrzy艂a na Egipcjanina zdziwiona. By艂 pi臋kny, nawet z t膮 bruzd膮 zmartwienia na czole. - O czym ty m贸wisz? Khebryn u艣miechn膮艂 si臋 nieco krzywo. - S膮dzisz, 偶e i ja o tym nie my艣la艂em, Selino? Uwa偶asz, 偶e to przypadek zrz膮dzi艂, 偶e pozwoli艂em ci zatrzyma膰 puchar? - Tak... nie... on by艂 przecie偶 m贸j... Khebryn za艣mia艂 si臋 kr贸tko. - Niewolnica nie mo偶e posiada膰 niczego, dobrze o tym wiesz. Puchar jest w艂asno艣ci膮 cz艂owieka, kt贸ry jest twoim w艂a艣cicielem. On mo偶e go zatrzyma膰 albo sprzeda膰. 呕adne prawo nie stoi po twojej stronie. - Wiem o tym - mrukn臋艂a z gorycz膮. Khebryn pochyli艂 si臋 w prz贸d, szepta艂 teraz. - Dwukrotnie usi艂owali艣my skra艣膰 tw贸j puchar, Selino. - Co takiego? Khebryn kiwn膮艂 g艂ow膮 z dziwnym wyrazem twarzy. - Tak, tak, teraz mog臋 ci o tym powiedzie膰. Leila chcia艂a mie膰 ten puchar. Raz wys艂a艂a jednego z niewolnik贸w, by go zabra艂, podczas gdy ty by艂a艣 w teatrze. Innym razem ja zakrad艂em si臋 do twego pokoju, gdy spa艂a艣, ale... zdarzy艂o si臋 co艣 niezwyk艂ego. -Co? Khebryn wzruszy艂 ramionami, poprawi艂 si臋 na krze艣le. - Puchar... tego nie chcia艂. Sta艂 niczym przyklejony do p贸艂ki. I by艂 gor膮cy, rozpalony jak piec. Selina j臋kn臋艂a. - To niemo偶liwe! W tej samej chwili jednak wiedzia艂a, 偶e tak na pewno by艂o. Khebryn cmokn膮艂 wargami, zmru偶y艂 oczy, a偶 zmieni艂y si臋 w dwie w膮skie szparki. - To dziwne, bardzo dziwne. A wi臋c teraz puchar znikn膮艂? Razem z Carposem? - Tak. Khebryn d艂ugo na ni膮 patrzy艂. - Wobec tego o艣miel臋 si臋 stwierdzi膰, 偶e b贸g S艂o艅ca da艂 mu na to swoje przyzwolenie, Selino. Selina poczu艂a, 偶e kr臋ci jej si臋 w g艂owie. Ale to, o czym m贸wi艂 Khebryn, wcale nie by艂o takie niemo偶liwe. 呕e martwy przedmiot wykonany z przypominaj膮cego z艂oto materia艂u m贸g艂by mie膰 w艂asn膮 wol臋... Przecie偶 to wcale nie dziwniejsze ni偶 fakt, 偶e ludzie gromadz膮 si臋 wok贸艂 pos膮g贸w w 艣wi膮tyni, b艂agaj膮c je o wsparcie w pracy i podczas wojny. - S膮dzisz, 偶e on wr贸ci wraz z pucharem? - spyta艂a 偶a艂osnym g艂osem. Khebryn ko艂ysa艂 si臋 w zamy艣leniu, nim odpowiedzia艂: - Nie wiem, Selino. Ten puchar ma w sobie co艣 naprawd臋 bardzo, ale to bardzo niezwyk艂ego. Jestem sk艂onny wierzy膰, 偶e on odnajduje swoj膮 w艂asn膮 drog臋 od cz艂owieka do cz艂owieka. Mo偶e uzna艂, 偶e tobie nie jest ju偶 d艂u偶ej potrzebny? Mo偶e teraz on go potrzebuje? Egipcjanin wsta艂. Podszed艂 do d艂ugiego rz臋du zamykanych na klucz szafek. Z jednej wyj膮艂 ci臋偶k膮 sakiewk臋. - Selino, oto kwota, kt贸r膮 za ciebie zap艂aci艂. To mia艂a by膰 zaliczka na naprawd臋 pi臋kn膮 posiad艂o艣膰, godne miejsce dla mnie i dla Leili, gdy ju偶 urodzi si臋 nasz syn. Ale to przesta艂o ju偶 wydawa膰 si臋 s艂uszne, z wielu powod贸w... Wr臋czy艂 jej sakiewk臋, oczy mia艂 zamglone, jakby pe艂ne b贸lu, kt贸rego Selina nie potrafi艂a poj膮膰. - Je艣li jeszcze raz go zobaczysz, mo偶esz sobie kupi膰 wolno艣膰. Zamruga艂a zdziwiona. - Co ty robisz, Khebrynie? Wtedy on pochyli艂 si臋 w prz贸d, z艂apa艂 j膮 za ramiona i mocno przyci膮gn膮艂 do siebie. A potem ca艂owa艂 d艂ugo, mi臋kko, wargami, kt贸re mia艂y smak owoc贸w i s艂o艅ca. Selina czu艂a, jak serce jej ro艣nie, a nogi si臋 uginaj膮. Jego wargi by艂y takie gor膮ce, takie mi臋kkie na jej ustach. Nie mog艂a mu si臋 wyrwa膰, wdycha艂a jego zapach, w czasie gdy jego r臋ka mocno niczym tarcza spocz臋艂a na jej krzy偶u. Gdy j膮 pu艣ci艂, w oczach l艣ni艂y mu 艂zy. Selina potkn臋艂a si臋, gdy zrobi艂a krok w ty艂, ze zdumieniem wpatruj膮c si臋 w Egipcjanina. - Bogini S艂o艅ca, mo偶esz teraz odej艣膰. Jeden z moich ludzi b臋dzie ci towarzyszy艂. Znajd藕 jaki艣 statek, najlepiej taki, kt贸rego kapitan, sowicie op艂acony, wyp艂ynie jeszcze dzisiejszej nocy. Wracaj do domu, bogini. Zanim wszystko wok贸艂 ciebie rozpadnie si臋 na kawa艂ki... Selina chcia艂a otworzy膰 obrzmia艂e wargi, powiedzie膰 co艣, podzi臋kowa膰. Ale za gard艂o 艣ciska艂o j膮 wzruszenie, a sakiewka z monetami zwilgotnia艂a od potu. - Odejd藕 teraz - powt贸rzy艂, odwracaj膮c si臋. Selina po raz ostatni rzuci艂a spojrzenie na jego szerokie plecy i poczu艂a ostry b贸l przeszywaj膮cy cia艂o. Wiedzia艂a, 偶e nigdy ju偶 go nie zobaczy. Nigdy nie zdo艂a mu podzi臋kowa膰. Piesek u jej st贸p popiskiwa艂 cienko, gdy opuszczali ten pok贸j. Zanim jednak dotarli do wewn臋trznego ogrodu, wysz艂a im na spotkanie jaka艣 kobieta z kagankiem w r臋ku. To Leila. - Czeka na ciebie gotowy pow贸z, Selino. Pojad臋 razem z tob膮, bo musimy porozmawia膰. Dwaj konni je藕d藕cy ze stra偶y wyprowadzili je bez s艂owa.' Powozi艂 ten sam niedu偶y cz艂owieczek, kt贸ry przywi贸z艂 j膮 tutaj pierwszy raz. Niebieskawy zmrok w powozie przesta艂 istnie膰, lampka Leili 艣wieci艂a, cho膰 nieco ryzykowne by艂o tak trzyma膰 j膮 na kolanach w czasie, gdy pow贸z ko艂ysa艂 si臋 i podskakiwa艂. Selina straci艂a orientacj臋, gdy pow贸z kilkakrotnie skr臋ci艂, oddalaj膮c si臋 od wielkiego placu na ko艅cu ulicy, przy kt贸rej sta艂a 艣wi膮tynia. Wiedzia艂a jedynie, 偶e nie jest to najkr贸tsza droga do portu. - Dok膮d jedziemy? Leila g艂aska艂a szczeniaka, kt贸ry zasn膮艂 mi臋dzy nimi na wy艣cie艂anym siedzeniu. - Nie b贸j si臋, spotkasz przyjaciela. - Twojego? Selina stara艂a si臋 m贸wi膰 spokojnie, Leila nie mog艂a wyczu膰 strachu, kt贸ry w niej narasta艂. - Owszem, mojego. - Jest mo偶e w艂a艣cicielem statku, takiego, kt贸ry wkr贸tce odp艂ywa? Kobieta skin臋艂a g艂ow膮. - Rzeczywi艣cie, mo偶na tak powiedzie膰. W powozie zapad艂a cisza. Z zewn膮trz dobiega艂y odg艂osy innych pojazd贸w, Selina widzia艂a ich 艣wiat艂a, gdy je mijali. Na o艣wietlonych rogach ulicy zbiera艂y si臋 te偶 wi臋ksze grupki konne. Mia艂a wra偶enie, 偶e w powietrzu dr偶y niepok贸j. Zg臋stnia艂o niczym mg艂a nie tylko we wn臋trzu powozu. Konie, kt贸re ich ci膮gn臋艂y, niespokojnie szarpa艂y uprz膮偶, nerwowo parskaj膮c, gdy wo藕nica napina艂 wodze. - O czym chcia艂a艣 ze mn膮 m贸wi膰, Leilo? Pos艂a艂a艣 po mnie... D艂ugow艂osa kobieta wolno odwr贸ci艂a g艂ow臋. - O pucharze - odpar艂a wreszcie. - Chc臋 go od ciebie kupi膰. Musz臋 go mie膰. Selina zrozumia艂a. - Nie uda艂o wam si臋 go ukra艣膰, sparzyli艣cie si臋... Leila nie odpowiedzia艂a, ale skin臋艂a tylko ledwo dostrzegalnie. Kamyki przyszyte do jej szala leciutko zamigota艂y. - Musisz mi go sprzeda膰, Selino. - Nie, nie mog臋. Leila obr贸ci艂a si臋 teraz twarz膮 do Seliny, a 艂zy na jej policzkach l艣ni艂y r贸wnie pi臋knie jak kryszta艂ki w nakryciu g艂owy. B艂aga艂a bezwstydnie obna偶onym wzrokiem. - Musisz. Potrzebuj臋 kolejnej szansy, Selino. Musz臋 urodzi膰 mu syna. - O czym ty m贸wisz? - spyta艂a Selina s艂abym g艂osem. Leila westchn臋艂a ci臋偶ko. - Khebryn na pewno opowiedzia艂 ci, jak pr贸bowali艣my odebra膰 ci puchar, i m贸wi艂, 偶e jest magiczny i nie pozwoli艂 si臋 nawet ruszy膰. To zdumiewaj膮ce, nie uwierzy艂am mu, zanim sama nie spr贸bowa艂am. Selina tylko kiwa艂a g艂ow膮. - Ale ja nie chcia艂am si臋 podda膰. Pewnego dnia... podczas gdy ty si臋 k膮pa艂a艣... przyprowadzi艂am ze sob膮 przyjaciela, Chaldejczyka. On uwa偶a艂, 偶e b臋dzie w stanie rozpozna膰 puchar i by膰 mo偶e go podnie艣膰. Jest wielce szanowanym nauczycielem w Szkole Misteri贸w, zna pojedyncze s艂owa i ca艂e zakl臋cia starsze ani偶eli ca艂a ludzko艣膰... Selina poczu艂a, 偶e ramiona pokrywaj膮 jej si臋 g臋si膮 sk贸rk膮. Pow贸z niemal偶e si臋 teraz zatrzyma艂, gniewne okrzyki wo藕nicy 艣wiadczy艂y o tym, 偶e co艣 zagradza im drog臋. - Tego dnia uda艂o mi si臋 zdj膮膰 puchar z p贸艂ki, zabra艂am go do swoich komnat i posz艂am za rad膮 Chaldejczyka. Kiedy Khebryn odwiedzi艂 mnie noc膮, puchar le偶a艂 pod naszym pos艂aniem. W ten spos贸b sta艂am si臋 brzemienna. Selina, nic nie rozumiej膮c, pokr臋ci艂a g艂ow膮. - Mo偶liwe, 偶e do tego i tak by dosz艂o... - Nie, Selino. Mia艂am wielu m臋偶czyzn, przez wiele lat, ale w moim brzuchu nigdy nic nie uros艂o. Jestem wyschni臋ta i ja艂owa jak piaszczysta ziemia pozbawiona wody. Ale puchar wr贸ci艂 mi 偶yciodajn膮 moc, dok艂adnie tak jak o tym marzy艂am... - Dlaczego odstawi艂a艣 go z powrotem? Leila u艣miechn臋艂a si臋 lekko. - Poniewa偶 nie chcia艂 d艂u偶ej u mnie zosta膰 - odpar艂a po prostu. Pow贸z zn贸w ruszy艂. - Chc臋 go kupi膰 bez wzgl臋du na cen臋, bo dziecko, kt贸re nosz臋 w 艂onie, jest martwe. Ja o tym wiem i tylko puchar mo偶e przywr贸ci膰 je do 偶ycia. D艂ugo patrzy艂a na Selin臋, nie zwa偶aj膮c na 艂zy otwarcie p艂yn膮ce jej z oczu. Ta dumna kobieta zni偶y艂a si臋 do b艂aga艅. Selina nakry艂a r臋k膮 jej d艂o艅, z trudem prze艂kn臋艂a 艣lin臋. - Ja ju偶 go nie mam, Leilo. Puchar zgin膮艂. Leila osun臋艂a si臋 na siedzenie i zastyg艂a jak mumia. Teraz zirytowane pokrzykiwanie wo藕nicy zmiesza艂o si臋 z tupotem podkutych ko艅skich kopyt i okrzykami innych ludzi. Pow贸z ca艂kiem si臋 zatrzyma艂. Krzyki dociera艂y a偶 do nich. - Na rozkaz cesarza, zatrzymajcie si臋 do kontroli! Co艣 si臋 musia艂o sta膰. By膰 mo偶e 偶o艂nierze 艣cigali z艂odziejsk膮 band臋, zbuntowanych chrze艣cijan albo mo偶e morderc臋. Cz臋sto si臋 zdarza艂o, 偶e cesarskie patrole przeczesywa艂y ulice miasta, gdy pope艂niono jak膮艣 zbrodni臋. Selina pami臋ta艂a, jak domowniczki opowiada艂y o wielu dzikich b贸jkach w okolicach portu albo na rynku. Lekko szturchn臋艂a Leil臋. Szczeniaka dochodz膮ce z zewn膮trz odg艂osy nie zbudzi艂y. Przez cienkie zas艂onki nie wida膰 by艂o, co si臋 dzieje, jedynie w膮ska szpara w miejscu, gdzie podwijano je, gdy kto艣 wsiada艂 lub wysiada艂, pozwala艂a cokolwiek dojrze膰. W powozie mog艂y si臋 schroni膰 przed ciekawskim wzrokiem i przed pal膮cym upa艂em. Wkr贸tce jednak sta艂o si臋 jasne, 偶e cienka tkanina nie jest w stanie zapewni膰 im dalszej ochrony. Do 艣rodka, tu偶 obok g艂owy Leili, wbi艂 si臋 sztylet. - Wysiada膰, powiedzia艂em! Poka偶cie swoje twarze, to rozkaz cesarza! - krzykn膮艂 g艂o艣no jaki艣 g艂臋boki g艂os. Kobiety przestraszone drgn臋艂y, lampka si臋 wywr贸ci艂a. Niewiele czasu up艂yn臋艂o, a przesi膮kni臋ty oliw膮 materia艂 stan膮艂 w ogniu i 偶o艂nierz, kt贸ry zachowa艂 si臋 tak brutalnie, mia艂 teraz pe艂ne r臋ce roboty z ratowaniem dw贸ch kobiet i ma艂ego szczeniaka z wn臋trza p艂on膮cego powozu. Cofn膮艂 si臋 w bok i powita艂 je, gdy Leila przedstawi艂a si臋 jako kobieta Khebryna. - Musicie czym pr臋dzej znale藕膰 si臋 pod dachem, niem膮dre kobiety. Czego szukacie tu o tak p贸藕niej porze? Nie wiecie, 偶e w mie艣cie a偶 si臋 roi od z艂odziei i skrytob贸jc贸w? - Mamy stra偶. - Leila skinieniem g艂owy wskaza艂a na dw贸ch milcz膮cych je藕d藕c贸w, kt贸rzy rozbrojeni siedzieli na ziemi przy swoich koniach. 呕o艂nierz prychn膮艂 kr贸tko. - Odejd藕cie st膮d! Leila lekkim ruchem wskaza艂a na dymi膮ce zgliszcza powozu i uczepi艂a si臋 r臋ki wielkiego m臋偶czyzny. - Ach, tak si臋 boj臋, nie wiem, co robi膰! Co tu si臋 w艂a艣ciwie dzieje, szanowny centurionie? - spyta艂a mi臋kko. Najwyra藕niej usi艂owa艂a mu schlebia膰. Nosi艂 dla ozdoby zar贸wno naramienniki, jak i pi贸ra, lecz z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie mia艂 tak wysokiego oficerskiego stopnia. W najlepszym razie dowodzi艂 jakim艣 mniejszym oddzia艂em, mo偶e dekurionem. - 艢cigamy psa, kt贸ry dzi艣 wieczorem zamordowa艂 magistrata. Podczas wielkiego sympozjonu na temat jego odej艣cia. Tak, tak, to 偶adna tajemnica. Wie艣ci o zbrodni ju偶 nios膮 si臋 po mie艣cie - surowo oznajmi艂 偶o艂nierz. Selina szeroko otworzy艂a oczy. Ledwie zdo艂a艂a utrzyma膰 j臋zyk za z臋bami, przecie偶 jako niewolnica niewolnicy nie powinna zwraca膰 si臋 bezpo艣rednio do rzymskiego oficera. Na szcz臋艣cie Leila a偶 zas艂oni艂a usta r臋k膮, tak samo zdumiona. - Co wy m贸wicie, m贸j panie! Taka zbrodnia? Kto si臋 za ni膮 kryje? 呕o艂nierz roze艣mia艂 si臋. - To wcale nietrudno zrozumie膰, niem膮dra kobieto. Musia艂 dokona膰 jej kt贸ry艣 z sojusznik贸w tego 艂ajdaka Carposa, ten dure艅 najwidoczniej poj膮艂 w ko艅cu, 偶e przegra艂. Nowy magistrat przyp艂yn膮艂 wczoraj, a my wszyscy, kt贸rzy nale偶ymy do kr臋gu w艂adzy, wiedzieli艣my, 偶e ten Carpos nie ma 偶adnych szans... Selina z uwag膮 przys艂uchiwa艂a si臋 ka偶demu s艂owu. 呕o艂nierz jednak najwyra藕niej zrozumia艂, 偶e zapu艣ci艂 si臋 za daleko. Uroda Leili tak go zwiod艂a, 偶e gada艂 za du偶o. Pewnie spodoba艂o mu si臋 jej kokieteryjne, pe艂ne podziwu spojrzenie i pe艂ne czerwone wargi, kt贸re ja艣nia艂y ku niemu w 艣wietle pochodni... Wprost zagnano je do prostego w贸zka, kt贸ry 偶o艂nierze oddali im do dyspozycji. Resztki spalonego powozu zostawi艂y. Leila u艣miecha艂a si臋 pod nosem jako艣 dziwnie. Przej臋tej Selinie na usta cisn臋艂y si臋 pytania. Ale nie zapyta艂a nawet, dok膮d jad膮, i cierpliwie pozwoli艂a Leili zaprowadzi膰 si臋 do jakiego艣 niedu偶ego starego domostwa. Dostrzeg艂a szyld z zaproszeniem dla podr贸偶nych, a wi臋c by艂 to jaki艣 zajazd. W pierwszym pomieszczeniu, do kt贸rego wesz艂y, by艂o a偶 g臋sto od dymu. W nozdrza bi艂 ostry zapach pieczonej ryby i zje艂cza艂ej oliwy. Ale Leila najwidoczniej nie przejmowa艂a si臋 obdartymi marynarzami ani te偶 grub膮 kobiet膮 przy ogniu, kt贸ra co艣 do nich wykrzykiwa艂a. Pr臋dko przesz艂a przez pierwsz膮 sal臋 i dalej w膮skimi schodami do piwnicy. R贸wnie偶 tutaj na 艣cianach p艂on臋艂y pochodnie, lecz mimo to dawa艂y 艣wiat艂a ledwie na tyle, by widzie膰, gdzie si臋 stawia nog臋. Szum g艂os贸w ucich艂 gwa艂townie, gdy jeden ze schodk贸w zatrzeszcza艂 pod stopami kobiet. Leila powiedzia艂a co艣 kompletnie niezrozumia艂ego dla Seliny. Zjawi艂 si臋 jaki艣 m臋偶czyzna i poda艂 Leili r臋k臋, 偶eby pom贸c jej pokona膰 ostatnie stopnie. Weszli do niewielkiego pomieszczenia, bardzo niskiego, lecz wprost zat艂oczonego od ciemno ubranych m臋偶czyzn. Przerzucone przez oparcia krzese艂 i przez sto艂y le偶a艂y fioletowe p艂aszcze. Selina zatrzyma艂a si臋 jak wmurowana i wyda艂a z siebie cichy krzyk, gdy pochodnie zamigota艂y w przeci膮gu, a jaki艣 przedmiot na stole zacz膮艂 si臋 偶arzy膰. - To Selina, w艂a艣cicielka pucharu - oznajmi艂a Leila cicho, kiedy kobiety zaj臋艂y miejsce przy w膮skim, d艂ugim stole. Pos艂ysza艂a mamrotanie w dialekcie, kt贸ry wydawa艂 si臋 niezrozumia艂y. Ale m贸wili do niej po egipsku. - Cieszymy si臋 ze spotkania z tob膮, Selino. I mamy nadziej臋, 偶e nam pomo偶esz i opowiesz wszystko, co wiesz o historii pucharu. Selina dosta艂a kubek ciep艂ego napoju, rozpozna艂a smak any偶ku, cytrus贸w i rozmarynu. Nap贸j by艂 s艂odki, lecz jednocze艣nie orze藕wiaj膮cy. Wypi艂a i popatrzy艂a na m臋偶czyzn臋, kt贸ry do niej m贸wi艂. Sprawia艂 wra偶enie niezwykle wysokiego, twarz pod ciemnymi w艂osami mia艂 w膮sk膮 i spalon膮 s艂o艅cem. Oczy tak偶e wydawa艂y si臋 czarne, przynajmniej w tym przyt艂umionym 艣wietle. Prawdopodobnie by艂y piwne. - Dlaczego interesuje was m贸j puchar? I dlaczego mi go skradli艣cie? Co zamierzacie teraz ze mn膮 zrobi膰? Zn贸w rozleg艂o si臋 mamrotanie. Wygl膮da艂o na to, 偶e potraktowali jej pytania powa偶nie. Leila poklepa艂a j膮 po r臋ku. - Nie b贸j si臋, Selino. Ci ludzie lepiej ni偶 ktokolwiek inny wiedz膮, kto jest prawowitym w艂a艣cicielem pucharu. Nie widzisz, kim ani czym oni s膮? - Widz臋, 偶e to kap艂ani. Chaldejczycy? Astrologowie? Ze Szko艂y Misteri贸w? M臋偶czyzna o wyrazistej twarzy kiwn膮艂 g艂ow膮 i poda艂 jej r臋k臋. - Nazywam si臋 B'ir-Anjalis, to znaczy potomek Anjalisa. M贸j dziad przywi贸z艂 ten puchar ze 艣wi膮tyni Serapisa do Betlejem przed ponad stu laty. Ale puchar zagin膮艂. Przez wszystkie te lata my, kt贸rzy badamy jego drogi, szli艣my jego 艣ladem. A teraz ju偶 go znale藕li艣my. Selina zamruga艂a zdziwiona. M臋偶czyzna u艣miechn膮艂 si臋 lekko. - Rozumiem, 偶e mo偶esz by膰 troch臋 oszo艂omiona. Po艣wi臋膰my raczej nieco czasu, 偶eby艣 w pe艂ni mog艂a zrozumie膰, jakie bogactwo posiadasz... Chaldejczyk zacz膮艂 m贸wi膰. Z ka偶dym jego s艂owem uk艂ada艂a si臋 wyra藕niejsza ca艂o艣膰. Selina poprzysi臋g艂a sobie, 偶e wszystkie te kawa艂ki zapisze, a kiedy艣 umie艣ci w tych samych amforach, kt贸re rli roni艂y historie Miry. Selina s艂ucha艂a i nie mog艂a oprze膰 si臋 wra偶eniu, 偶e pok贸j, w kt贸rym siedzieli, powoli si臋 kurczy. Glos Chaldejczyka by艂 mi臋kki i ciep艂y. - Dawno, dawno temu, jeszcze nim ludzie opanowali sztuk臋 ujarzmiania ognia i odczytywania znak贸w gwiazd, na Ziemi narodzi艂 si臋 syn bo偶y. W艂ada艂 zwierz臋tami, kt贸re ju偶 tu 偶y艂y, pi臋knem morza i powietrza. Nie by艂o tu zimy, nie by艂o 艣mierci ani lat nieurodzaju. Tylko wiosna, lato i czas zbior贸w. Syn bo偶y st膮pa艂 po dziewiczej ziemi i obra艂 sobie za cel pozna膰 ka偶dy kwiat, ka偶dy kamie艅 i ka偶d膮 偶yw膮 istot臋, zanim wr贸ci do swej 艣wi臋tej siedziby w艣r贸d gwiazd. Kiedy si臋 przekona艂, jak pi臋kny i dobry jest 艣wiat, nabra艂 do niego wielkiej mi艂o艣ci, nie chcia艂 go opuszcza膰. I zadanie si臋 przeci膮ga艂o. Przez siedem tysi臋cy lat chodzi艂 po ziemi, pozwalaj膮c, by jego mi艂o艣膰 nabiera艂a mocy. Gdy nadszed艂 czas i musia艂 wr贸ci膰 do domu, b艂aga艂 ojca o pozwolenie, by chocia偶 odrobina jego duszy zosta艂a tutaj, by radowa膰 si臋 ca艂ym tym pi臋knem. M贸wi艂: 鈥濷jcze, ty to wszystko stworzy艂e艣, a ja pokocha艂em to r贸wnie mocno, jak kocham ciebie, pozw贸l mi sta膰 si臋 tego cz臋艣ci膮, tak samo jak ja zosta艂em przez ciebie stworzony. Ten 艣wiat nale偶y do mnie, a ja nale偶臋 do tego 艣wiata". A ojciec okaza艂 si臋 艂askawy. Na obraz swego syna stworzy艂 偶ywe cia艂o i umie艣ci艂 cz膮stk臋 duszy syna w nowych stworzeniach. Nazwano je lud藕mi. A syn bo偶y wr贸ci艂 do domu, by by膰 przy ojcu. I tylko raz na siedem tysi臋cy lat przybywa tutaj, by wla膰 now膮 otuch臋 w nas, kt贸rzy nosimy skrawek jego duszy. Opowiadaj膮cy umilk艂. Popatrzy艂 na Selin臋 z u艣miechem. - Widz臋, 偶e ci艣nie ci si臋 na usta pytanie: Co to mo偶e mie膰 wsp贸lnego z pucharem? Selina ba艂a si臋 odpowiedzie膰. Ale popatrzy艂a w piwne oczy i poj臋艂a, 偶e ten cz艂owiek wszystko jej wyja艣ni. - Nasze przekazy m贸wi膮, 偶e puchar powsta艂 w贸wczas, za pierwszym razem, gdy syn bo偶y zst膮pi艂 na ziemi臋, 偶e wype艂niony by艂 napojem tak 艣wi臋tym, i偶 znale藕膰 go mo偶na jedynie we w艂asnej studni Boga. Nap贸j ten leczy wszelkie choroby i zaspokaja wszelkie pragnienie. W naszych 藕r贸d艂ach istnieje wiele jego nazw, wiele jest opowie艣ci i wr贸偶b, niekt贸re s膮 najzupe艂niej sprzeczne ze sob膮. Zn贸w pochwyci艂 spojrzenie Seliny. - Ale w jednym opowiadacze, Chaldejczycy i kap艂ani w艣r贸d naszych ludzi zawsze byli zgodni: syn bo偶y powr贸ci raz na ka偶de siedem tysi臋cy p贸r roku. - Siedem tysi臋cy lat s艂onecznych... to bardzo d艂ugi czas. Chyba nikt nic nie wie o tak dawnych czasach? Chaldejczyk u艣miechn膮艂 si臋 teraz. - Owszem, niekt贸rzy wiedz膮. Narysowano bowiem dla nas map臋, na niebie... - Gwiazdy? - Tak. S膮 te偶 inne 艣lady. W dodatku nie m贸wimy tu o latach s艂onecznych, lecz o porach roku... Sam sobie przerwa艂. - Selino, masz w posiadaniu puchar, kt贸ry faraonowie przypisywali bogu S艂o艅ca, inni kr贸lowie w innych czasach nadawali mu inne nazwy. Lecz przed nieco ponad stu laty puchar trafi艂 do r膮k prawowitego w艂a艣ciciela. Syna bo偶ego, kt贸ry narodzi艂 si臋 pod wielk膮 gwiazd膮 w Betlejem, niedaleko stolicy 呕yd贸w, dok艂adnie tak, jak przewidzieli to nasi kap艂ani i astrologowie. Selina poczu艂a, 偶e kr臋ci jej si臋 w g艂owie. -Kto? Lecz w艂a艣ciwie ju偶 to zrozumia艂a. Opowie艣ci Khebryna, te teksty, nad kt贸rymi tak m膮drze zleci艂 jej prac臋. Czy偶by to wszystko zosta艂o z jego strony zaplanowane? Czy偶by ju偶 w贸wczas zna艂 t臋 tajemnic臋? Chaldejczyk odpowiedzia艂: - 呕ydowski ch艂opiec, kt贸ry zosta艂 ukrzy偶owany. Ten, kt贸rego teraz nazywaj膮 Chrystusem i za kt贸rego tysi膮ce ludzi tak bezsensownie przela艂o swoj膮 krew. - Ch艂opiec z pustyni - mrukn臋艂a Selina. - Musz臋 o tym opowiedzie膰 mojej matce... To niewiarygodne. Czy偶by tym ch艂opczykiem na pustyni, kt贸rego uratowa艂a jej prababka Rebeka, by艂 naprawd臋 syn bo偶y? Ten sam, kt贸ry wznieci艂 bunt, a ludzie godzili si臋 na m臋cze艅sk膮 艣mier膰 w jego imieniu? Chaldejczyk kiwn膮艂 g艂ow膮. - Nasi kap艂ani m贸wi膮, 偶e co艣 posz艂o nie tak, ale nikt nie wie co. Syn bo偶y zosta艂 zabity przez ludzi, przez stworzenia, z kt贸rymi kiedy艣 podzieli艂 si臋 w艂asn膮 dusz膮. To nie wydaje si臋 prawd膮. On wszak mia艂 wszelk膮 w艂adz臋 jako nast臋pca Boga - stworzyciela w艣r贸d ludzi. Ale my wiemy, 偶e prawda cz臋sto bywa niejasna i trudna do zobaczenia, gdy patrzy si臋 z bliska. I wiemy, 偶e sam powiedzia艂, i偶 pozwala si臋 zabi膰 z mi艂o艣ci. Jak jagni臋 ofiarne. - Co... co mam wi臋c zrobi膰 teraz z pucharem? Nie mog臋 mu go odda膰, skoro on ju偶 nie 偶yje. A z tego, co s艂ysza艂am, to nie mia艂 dzieci. Kobiety sz艂y za nim tylko jak za przyjacielem. G艂os Seliny brzmia艂 偶a艂o艣nie i dr偶膮co. - Mam na my艣li... je艣li puchar jest, jak m贸wicie, darem boskim, rzecz膮 tak 艣wi臋t膮... to chyba nale偶y umie艣ci膰 go w 艣wi膮tyni? Chaldejczyk u艣miechn膮艂 si臋, niespodziewanie przy艂o偶y艂 jej r臋k臋 do policzka. Selina mia艂a wra偶enie, jakby nie dzieli艂a ich 偶adna sk贸ra, jak gdyby chwyta艂 j膮 wprost za serce. Z jego r臋ki pop艂yn臋艂o niezwyk艂e ciep艂o. - Ty jeste艣 t膮 艣wi膮tyni膮, Selino. Puchar ma w臋drowa膰, tak jak czyni艂 jego prawowity w艂a艣ciciel. I sam b臋dzie szuka艂 dla siebie schronienia u ludzi na swej drodze. My wierzymy, 偶e tak w艂a艣nie si臋 stanie, i tak te偶 m贸wi horoskop. - Horoskop? Postawili艣cie m贸j horoskop? Chaldejczyk pokr臋ci艂 g艂ow膮 z lekkim u艣miechem. - Nie. Od dawna znamy horoskop pucharu. I wyryli艣my go w jego wn臋trzu. Nie jest powiedziane, 偶e masz go zrozumie膰, Selino. Postaraj si臋 tylko nie da膰 si臋 zbytnio tym oszo艂omi膰, ufaj raczej w艂asnym uczuciom wobec mocy pucharu. Potem wsta艂. - Ka偶de pomieszczenie mo偶esz traktowa膰 jak 艣wi膮tyni臋 pucharu, ale mog臋 ci te偶 powiedzie膰, 偶e tu, pod tym pokojem, pod tym n臋dznym domem, nasi kap艂ani pogrzebali przed sze艣膰dziesi臋cioma laty cz艂owieka, kt贸ry przyni贸s艂 nam ow膮 wa偶n膮 wiadomo艣膰 o drodze pucharu do ciebie. Nazywa艂 si臋 Marek i by艂 jednym z towarzyszy syna bo偶ego. Zmar艂 tutaj, zosta艂 zabity z tych samych powod贸w, jak jego mistrz. Ale to, co nam opowiedzia艂, 偶ye dalej i b臋dzie dalej w臋drowa膰 tak jak puchar. Selina d艂ugo siedzia艂a nieruchomo, historia zapar艂a jej niemal dech w piersiach. Puchar sta艂 mi臋dzy nimi i teraz Selinie wyda艂 si臋 niemal przera偶aj膮cy. Przenosi艂a wzrok z jednego m臋偶czyzny na drugiego, na koniec popatrzy艂a w oczy Leili. - Ten puchar ma moc - powiedzia艂a z namys艂em. M臋偶czy藕ni zach臋caj膮co pokiwali g艂owami. - Tak, o tym wiemy. Ale opowiedz nam o tym wi臋cej, ty, kt贸ra zosta艂a艣 wybrana, by go nosi膰. Selina us艂ucha艂a. Najpierw zacz臋艂a m贸wi膰 o swoich niejasnych przeczuciach, o tym, jak zacz臋艂y si臋 dzia膰 niezwyk艂e rzeczy, niemal jak gdyby moc pucharu przebudzi艂a si臋 do 偶ycia przez b贸l, jakiego dozna艂a. Pokiwali g艂owami, zgadzaj膮c si臋 z ni膮. - Bo tak w艂a艣nie jest. Puchar przynosi pociech臋, pok贸j i mi艂o艣膰. Takie r贸wnie偶 by艂o pos艂anie syna bo偶ego. - On mnie w pewnym sensie chroni. Zn贸w pokiwali g艂owami. Leila odrobin臋 wysun臋艂a si臋 w prz贸d. Wtedy Selina zebra艂a si臋 na odwag臋 i o艣mieli艂a si臋 zada膰 pytanie, kt贸re j膮 nurtowa艂o. - Czy s膮dzicie... zacni kap艂ani... 偶e mog臋 nadu偶y膰 si艂y pucharu? Chodzi mi o to... czy to ile z mojej strony wykorzystywa膰 go dla mego w艂asnego zadowolenia i rado艣ci albo dla innych? Ciep艂y u艣miech B'ir-Anjalisa uspokoi艂 j膮. - Poczujesz to sama, Selino. Je艣li b臋dziesz pokorna i otwarta, to mo偶esz ufa膰, 偶e nie otrzymasz podark贸w, na kt贸re nie zas艂u偶y艂a艣. - To znaczy, 偶e w pewnym sensie mog臋 prosi膰 puchar o przys艂ug臋? Traktowa膰 go jak magiczn膮 studni臋? U艣miech Chaldejczyka odrobin臋 zblad艂. - Owszem, prosi膰 mo偶esz, przekonasz si臋 jednak, 偶e wiele razy odpowied藕 b臋dzie zupe艂nie inna ni偶 ta, kt贸r膮 pragn臋艂a艣 us艂ysze膰. Selina zapami臋ta艂a to i uj臋艂a Leil臋 za r臋k臋. - Pom贸偶cie mi wi臋c, skoro wszyscy uwa偶acie, 偶e puchar zosta艂 oddany pod moj膮 opiek臋. Tak bardzo bym chcia艂a... Wymieni艂a przelotne spojrzenia z Leil膮. Kobieta kiwn臋艂a g艂ow膮. Jeden z m臋偶czyzn obecnych tu, w tym pomieszczeniu, musia艂 by膰 jej przyjacielem, tym, kt贸ry pom贸g艂 jej wykra艣膰 puchar. - Wiemy, co masz na my艣li - powiedzia艂 cicho B'ir- -Anjalis. - Lecz prosi膰 o 偶ycie tam, gdzie ju偶 w艂ada 艣mier膰? C贸偶... By膰 mo偶e posuniemy si臋 za daleko, by膰 mo偶e b臋dzie to oznacza艂o zbytnie sprzeciwianie si臋 synowi bo偶emu. Ludzie opowiadaj膮, 偶e on wskrzesza艂 zmar艂ych, dzieci i doros艂ych, lecz czy t臋 moc mo偶na przekaza膰 dalej... - Nie wiemy, czy dziecko Leili jest martwe, mamy na to tylko jej s艂owo. Mo偶emy chyba prosi膰 o to, 偶eby si臋 pomyli艂a? Selina sama s艂ysza艂a, jak niem膮drze brzmi膮 jej s艂owa, gdy rozpacz w jej g艂osie zad藕wi臋cza艂a w艣r贸d kamiennych 艣cian. Ale oczy Leili zaja艣nia艂y nadziej膮. Po艂o偶y艂a sobie r臋ce na brzuchu. Chaldejczyk wolno kiwn膮艂 g艂ow膮. - Zr贸bmy to, ci starzy r贸wnie偶 b艂agali o dar 偶ycia, nie przypuszczam, aby艣my uczynili co艣 z艂ego. Uj膮艂 puchar w d艂onie. Trzyma艂 go, czu艂 jego przyjemny ci臋偶ar. Leila lekko teraz dr偶a艂a, z gard艂a wyrywa艂 jej si臋 cichy szloch. Kap艂ani, pomrukuj膮c, czynili jakie艣 dziwne, nieznane znaki. Selina dos艂ownie wyczuwa艂a dr偶膮c膮 duszno艣膰 w powietrzu. Trudno by艂o oddycha膰. Nie nast膮pi艂o jednak nic poza tym, 偶e Leila osun臋艂a si臋 w ramiona m臋偶czyzn. Po kr贸tkiej chwili przysz艂a do siebie i wydawa艂a si臋 zdrowa, 艣wie偶sza ni偶 przedtem. - Czujesz co艣? Tam w 艣rodku? - spyta艂a szeptem Selina, pomagaj膮c Leili si臋 napi膰. Kobieta z ci臋偶k膮 koron膮 w艂os贸w odpar艂a z wahaniem: - Nie wiem... owszem, co艣 naprawd臋 si臋 odmieni艂o, gdzie艣 we mnie, ale dziecko si臋 nie porusza, je艣li to mia艂a艣 na my艣li. Zn贸w siedli przy stole. Selina zatrzyma艂a puchar na kolanach. Podczas gdy rozmawiali, na stole postawiono troch臋 chleba, zup臋 z soczewicy i solon膮 ryb臋. M臋drcy rozmawiali teraz w swym w艂asnym j臋zyku. Leila powoli jad艂a zup臋, przez ca艂y czas zachowuj膮c czujno艣膰. Selina zrozumia艂a, 偶e kobieta sprawdza, co si臋 z ni膮 dzieje. Gdy wszyscy ju偶 si臋 najedli, ogarn臋艂a ich senno艣膰. Selina czu艂a, 偶e musi czym pr臋dzej poprosi膰 ich o pomoc. - Przypuszczam, 偶e znacie koleje mego losu. Ju偶 zdradzili艣cie wszak, 偶e obserwowali艣cie moje 偶ycie, odk膮d si臋 urodzi艂am, i 偶e jeste艣cie w pewnym sensie stra偶nikami pucharu. B'ir-Anjalis wzruszy艂 ramionami. - C贸偶, w pewnym sensie. Mamy znaki, kt贸re mo偶emy odczytywa膰. Wiedz臋, kt贸r膮 nale偶y zachowa膰. Selina kiwn臋艂a g艂ow膮. - S艂ysza艂am o was. Wiem, jaki szacunek wielu ludzi ma dla waszych kap艂an贸w. Podobno macie jakie艣 tajem- ne miejsca na pustyni, gdzie budujecie wie偶臋, kt贸ra si臋ga a偶 do ksi臋偶yca. Chaldejczyk po raz pierwszy si臋 roze艣mia艂. Rysy mu zmi臋k艂y, by艂 teraz niemal偶e pi臋kny. Selina widzia艂a, 偶e nie jest a偶 tak stary, jak mog艂a na to wskazywa膰 jego pomarszczona sk贸ra. Z臋by mia艂 bia艂e jak kreda i r贸wne. - O co chcesz spyta膰, Selino? - O Maximiliana. Czy on mia艂 co艣 wsp贸lnego z wydarzeniami u magistrata? Z tym zab贸jstwem? Bo chyba o tym s艂yszeli艣cie? M臋偶czyzna ze smutkiem pokiwa艂 g艂ow膮. - Tak. R贸wnie偶 to zosta艂o wplecione w tkanin臋. A tw贸j pan, ten, kt贸rego nazywaj膮 Maximilianem, Carposem... szukasz go teraz, cho膰 zrozumia艂a艣 ju偶, 偶e to nie on ukrad艂 tw贸j puchar. Selina kiwn臋艂a g艂ow膮. - Kto艣 go 艣ciga, jacy艣 obcy ludzie. Przypuszczam, 偶e on uciek艂. Chaldejczyk wychyli艂 si臋 w prz贸d. Jego twarz ponad sto艂em znalaz艂a si臋 blisko niej. - Dlaczego go szukasz? Selina prze艂kn臋艂a 艣lin臋. - Ja... chcia艂abym si臋 wykupi膰. Zwr贸ci膰 mu pieni膮dze, kt贸re za mnie zap艂aci艂. Wypowiadaj膮c te s艂owa, poczu艂a, 偶e nie s膮 do ko艅ca prawdziwe. Przecie偶 by艂o co艣 jeszcze. Jej serce wo艂a艂o w j臋zyku, kt贸rego nie zna艂a. Ale przed ni膮 siedzia艂 kap艂an, mistyk, spadkobierca pot臋偶nej m膮dro艣ci, i on z ca艂膮 pewno艣ci膮 potrafi艂 je przet艂umaczy膰. Powiedzia艂: - Ty go kochasz. W obrazie wroga odnalaz艂a艣 co艣, co potrafisz pokocha膰. Selina czu艂a, jak bardzo suche ma wargi, gdy odpowiada艂a: - To niemo偶liwe. On zabi艂 mego brata. - Owszem, ale kto wie, co si臋 za tym kry艂o. - Chcia艂 mnie wzi膮膰 si艂膮, gwa艂tem! - Owszem, ale tego nie zrobi艂. Selina wykrzykn臋艂a: - Kim ty jeste艣? Jego adwokatem? B'ir-Anjalis delikatnie dotkn膮艂 jej twarzy. - Mi艂o艣膰 nie potrzebuje adwokat贸w, wystarczy przebaczenie. Nie musisz rozumie膰, by wybaczy膰. Ale musisz mie膰 nadziej臋. Nadziej臋, 偶e r贸wnie偶 ludzie mog膮 stopnie膰 jak szk艂o i sta膰 si臋 zupe艂nie kim艣 nowym. Selina spu艣ci艂a wzrok. Serce bi艂o jej mocnym, r贸wnym rytmem. Nie by艂o rzeczy, w kt贸r膮 bardziej pragn臋艂a uwierzy膰. Wok贸艂 niej siedzia艂o siedmiu powa偶nych m臋偶czyzn, wszyscy wy艣wi臋ceni na kap艂an贸w, prawdopodobnie nie maj膮cy 偶adnych do艣wiadcze艅 z kobietami i mi艂o艣ci膮, cho膰 zreszt膮... Czy偶 B'ir-Anjalis nie wspomnia艂, 偶e wywodzi si臋 od Chaldejczyka? To by oznacza艂o, 偶e oni maj膮 偶ony i dzieci. Wzi臋艂a si臋 w gar艣膰, z艂o偶y艂a d艂onie na pucharze. Pr贸buj膮c ukry膰 uraz臋 w g艂osie, odpowiedzia艂a: - On znikn膮艂, nie ma wi臋c znaczenia, czy mu wybacz臋 czy nie. I czy go kocham czy te偶 nie. - Owszem, Selino - zaprotestowa艂 B'ir-Anjalis. - To ma ogromne, przeogromne znaczenie. Uj膮艂 Leil臋 za r臋k臋, poca艂owa艂 j膮 lekko i odprowadzi艂 ku schodkom prowadz膮cym do wn臋trza zajazdu. Najwyra藕niej nadesz艂a chwila po偶egnania. Gdy powr贸ci艂, wzi膮艂 Selin臋 pod rami臋 i poprowadzi艂 j膮 w p贸艂mrok za zakurzone gobeliny. Ukaza艂y si臋 jeszcze jedne drzwi. Jeszcze jedne schody. Zeszli w d贸艂 ku nieprzeniknionym ciemno艣ciom. Selina poczu艂a jaki艣 dziwny s艂odkawy zapach, jak gdyby z piwnicy z winem. Pami臋ta艂a jednak, co jej opowiada艂, i zrozumia艂a, 偶e prowadzi艂 j膮 do krypty grobowej. S艂odki zapach by艂 zapachem balsamu, a mo偶e kwiat贸w, kt贸rymi kto艣 przystroi艂 miejsce spoczynku. Selina zmru偶y艂a oczy w tej przesyconej aromatem ciemno艣ci i wyczu艂a w niej odrobin臋 kardamonu. Jej serce zrozumia艂o, nim jeszcze oko dostrzeg艂o co艣 wi臋cej ani偶eli migotliwy blask pochodni. On by艂 tutaj. l 偶y艂. Gdy 偶agle za艂opota艂y na 艣wie偶ym wietrze i morze zacz臋艂o weso艂o 艣piewa膰 wok贸艂 dziobu, s艂o艅ce wy艂oni艂o si臋 zza grubej porannej mg艂y, spowijaj膮cej port w Aleksandrii. Selina czu艂a, jak wiatr chwyta w艂osy i ubranie. Ciep艂o s艂o艅ca by艂o r贸wnie rzeczywiste, jak gdyby wyci膮gn臋艂o gor膮c膮 r臋k臋 i dotyka艂o jej policzka. P艂on臋艂a. Nawet prysznice s艂onych kropli morskiej wody nie by艂y w stanie ostudzi膰 jej policzk贸w. Gdy statek naprawd臋 nabra艂 p臋du, odchyli艂a g艂ow臋 i g艂o艣no 艣mia艂a si臋 ku niebu. Rozbawione fale by膰 mo偶e zmieni膮 si臋 w leniwe poruszenia wody, a wiatr, kt贸ry odpycha艂 ich teraz od l膮du, m贸g艂 zawr贸ci膰 i przesta膰 im sprzyja膰. Ale zmierza艂a do domu. Na wysp臋, gdzie zosta艂o zar贸wno jej serce, jak i serce drogocennego naczynia. Gdy wyje偶d偶a艂a, by艂a wiosna. Teraz nadesz艂a ju偶 p贸藕na jesie艅. Min臋艂y zaledwie trzy pory roku, lecz Selina mia艂a wra偶enie, jak gdyby przemin臋艂a wieczno艣膰. Wszystko si臋 odmieni艂o. Nic ju偶 nigdy nie b臋dzie takie jak przedtem. Odwr贸ci艂a si臋, machaj膮c do cz艂owieka, kt贸ry pomaga艂 marynarzom rozwin膮膰 wielki, ci臋偶ki 偶agiel. P艂贸tno zosta艂o ju偶 starannie umocowane, a liny 艣piewa艂y j臋kliwie, napinane przez walk臋 wiatru z morzem. Maximilian byl niezwykle dumny ze swego najnowszego statku. Nada艂 mu imi臋 鈥濬edra", by uczci膰 niewolnic臋, kt贸ra by艂a jego prawdziw膮 matk膮. Teraz na jego wypolerowanym oliw膮 pok艂adzie rado艣nie pokrzykiwa艂, a wiatr ni贸s艂 jego s艂owa. Selina patrzy艂a na niego, jak stoi w swoim prostym jasnym p艂aszczu. Pozby艂 si臋 rzymskich stroj贸w. Spali艂 je wszystkie wraz z dokumentem nadania obywatelstwa. Powr贸ci艂 do swego pierwszego imienia. Tego, kt贸re niegdy艣 z mi艂o艣ci nada艂a mu matka. Ten, kt贸ry nazywa艂 si臋 kiedy艣 Maximilianem, Carposem i Hexiusem, wyci膮ga艂 teraz do niej r臋ce. Selina przytuli艂a si臋 do niego, wdychaj膮c zapach kardamonu daj膮cy si臋 wyczu膰 z jego ust. Dawno temu s艂owa Fedry by艂y niezrozumia艂e, ale w ko艅cu okaza艂o si臋, 偶e ciemnosk贸ra kobieta mia艂a racj臋. By膰 mo偶e nie ona go urodzi艂a, lecz to ona by艂a jego matk膮, tak jak twierdzi艂a, gdy odp艂ywali z Samos. Selina cieszy艂a si臋, 偶e zn贸w j膮 zobaczy. Najbardziej jednak dra偶ni艂a j膮, 艂askota艂a i piek艂a t臋sknota za w艂asn膮 matk膮. Statek by艂 szybki, lecz nie do艣膰. Up艂yn膮 dni, mo偶e tygodnie, nim poczuje wreszcie kruche cia艂o matki przy swoim. Maximilian cz臋sto wyczuwa艂 jej my艣li. - Ujrzysz j膮 ju偶 za kilka dni - szepn膮艂 we w艂osy Seliny. Ona lekko skin臋艂a g艂ow膮 i przytuli艂a policzek do jego szyi. Przez cienk膮 sk贸r臋 czu艂a rytmiczne pulsowanie krwi. - Tak, nied艂ugo j膮 ujrz臋. - Czy ona mi wybaczy? Selina popatrzy艂a na niego. Zauwa偶y艂a, 偶e Maximilian si臋 boi. Pog艂adzi艂a d艂oni膮 pokryty zarostem policzek. - Matka to m膮dra kobieta, wys艂ucha tego, co masz jej do powiedzenia. Zobaczy, 偶e si臋 kochamy. A ona wie, co to mi艂o艣膰. I chyba zna moc pucharu. Maximilian pokiwa艂 wtedy g艂ow膮, przytuli艂 j膮 jeszcze mocniej, podczas gdy morskie ptaki kr膮偶y艂y wok贸艂 szczytu masztu, a szerokie morze otworzy艂o si臋 przed dumnym dziobem statku. Wyczuwa艂a jego zw膮tpienie i strach przed wyrokiem, jaki wyda na niego matka, jak gdyby by艂 to jej w艂asny b贸l. - Ona zrozumie. Moc pucharu... i mi艂o艣膰. Selina zamkn臋艂a oczy i z艂apa艂a go za r臋k臋. Czas najwidoczniej ju偶 nadszed艂. Wsun臋艂a jego siln膮 d艂o艅 pod sw贸j p艂aszcz. Z czu艂o艣ci膮 umie艣ci艂a j膮 pod p臋pkiem. Delikatnie nacisn臋艂a tak, by poczu膰 ciep艂o jego r臋ki przez kilka warstw cienkiego materia艂u. By艂o jeszcze za wcze艣nie, by zauwa偶y艂 jakie艣 dodatkowe zaokr膮glenie, i stanowczo za wcze艣nie, by wychwyci艂 jakikolwiek ruch, lekkie uderzenie o wn臋trze d艂oni. Tyle jednak wystarczy艂o, by zrozumia艂, 偶e nie ma si臋 czego ba膰, gdy stanie twarz膮 w twarz z jej matk膮. Ona nie mog艂a ich rozdzieli膰. Nie m贸g艂 tego uczyni膰 偶aden cz艂owiek. Ani morze, ani niebo. Ani jesienne sztormy, z kt贸rymi b臋d膮 musieli si臋 zmaga膰, by wr贸ci膰 do domu. Fale wok贸艂 dziobu pobiela艂y.
Koniec ksi膮偶ki.