Tyrezjasz: C贸偶 za dziwna si艂a mnie tu sprowadzi艂a?
A偶 dziw, 偶e drogi nie pomyli艂a
Kim jeste艣cie? Czego chcecie?
Po jakie licho w historii grzebiecie?
Kto艣 2: Jeste艣 wr贸偶bit膮, znasz wi臋c przyczyn臋
Tyrezjasz: Ten zam臋t wywo艂uje Edypa imi臋.
On mnie k艂amc膮 og艂osi艂 za prawd臋 najszczersz膮
A przecie偶 okaza艂 si臋 ojca morderc膮
Kto艣 2: Co jeszcze wiesz s艂ugo Appolina?
Tyrezjasz: Nie dr臋cz mnie 艣lepego, kogo innego spytaj
Najlepiej samego kr贸la Edypa
Kto艣: 1 Kto to zamiast kr贸la si臋 zjawia?
Kto艣 2: Mnie te偶 to mnie zastanawia
Z kim w艂a艣ciwie do czynienia mamy?
Chcieli艣my Edypa, a przysz艂y dwie zjawy
Wszczynaj膮c k艂贸tnie
Antygona: Po moim trupie
Kreon: Zwa偶 Antygono na swoje s艂owa
Kto艣 mo偶e je zbyt dos艂ownie potraktowa膰.
Antygona: Pomin膮艂e艣 fakt Kreonie, 偶e jestem martwa
Nie musisz si臋 ju偶 o mnie zamartwia膰
Kreon: Nawet po latach wielu nie uka偶esz skruchy?
Ismena: C贸偶 za dwa ha艂a艣liwe duchy.
Witaj Kreonie i siostro moja droga
Czy mi臋dzy waszym dwojgiem zapanuje zgoda?
Kreon: Nigdy, p贸ki ona nie przestanie sercem si臋 kierowa膰
Antygona: Nie b臋d臋 poch贸wku brata mego 偶a艂owa膰
Wiele bardziej serce ni偶 rozs膮dek wol臋
Ismena: Uspok贸j si臋 siostro. Patrz ledwo na nogach stoj臋
Kreon: Mam by膰 jej przyjacielem?
Ismena: Mdlej臋!
Hajmon: A co tu si臋 dzieje?
Ismena: Twego ojca wyrok ci膮g艂e k艂贸tnie wszczyna
Kreon (wskazuj膮c na Antygon臋): To jej wina
Hajmon: Prawda to, ma Antygono mi艂a?
Antygona: Niczym nie zawini艂am.
Zrobi艂am, co musia艂am
Polinika pogrzeba艂am
Czy dobrze uczyni艂am, ich si臋 pytajcie (wskazuje na publiczno艣膰)
Kto艣 1: Koniec dyskusji, do Hadesu wracajcie.
Niech nas w ko艅cu Edyp odwiedzi
A co to? Kto wprosi艂 si臋 bez zapowiedzi?
Eurydyka: Syna swojego ja szukam wzrokiem
Co ojciec go zabi艂 swoim wyrokiem
Jeste艣 Hajmonie, jest i twa mi艂a
Niech Ci臋 u艣ciskam, tak si臋 st臋skni艂am
Witaj i ty Kreonie, cho膰 twych czyn贸w nie rozumiem
To mym m臋偶em jeste艣, wi臋c Ci臋 kocham i szanuj臋
Kto艣 1: Za t艂oczno tu moi mili, w mig was odwo艂amy
Po偶ytku z was tutaj, 偶adnego nie mamy
Edyp: Przybywam najszybciej jak mog臋
Cho膰 w swej 艣lepocie, co rusz gubi臋 drog臋.
Wraz ze mn膮 zmierza tu ma 偶ona
Ta z kt贸rej wyszed艂em 艂ona
Jokasta: Synu m贸j z oczu twych krwi strumienie
Nie mog膮 si臋 r贸wna膰 z Twoim cierpieniem
Kt贸re na Ciebie kl膮twa sprowadzi艂a
I r臋kami twymi ojca Ci zabi艂a
Nic nie poradzisz na to
To przez ci膮偶膮ce na nas fatum
Edyp: Ojca zabi艂em
Matk臋 po艣lubi艂em
Dzieci sp艂odzi艂em.
A przecie偶 przedtem z Koryntu ucieczk臋 podj膮艂em
My艣l膮c, 偶e w ten spos贸b przed kl膮tw膮 si臋 uchroni臋.
Na nic moje trudy
Nie unikn膮艂em zguby
Tak Jokasto moja mi艂a
Przepowiednia si臋 dope艂ni艂a.
Kto艣 2: Edypie czemu nas zostawiasz?
Edyp: M贸wienie o tym wielki b贸l mi sprawia.
Nie chc臋 waszych twarzy smuci膰
Czas do krainy umar艂ych powr贸ci膰.
Tylko鈥 zaraz, nie wiem kt贸r膮 mam i艣膰 stron膮.
Poprowad藕 mnie 偶ono鈥.
Uwaga II grupo: Zastrzegam sobie prawo do zmiany