Zarządzanie Czasem
Analiza organizacji pracy własnej
Dominika Wiśniewska
Gr.231
Czas – cóż to jest? Zadając to pytanie otrzymujemy różne odpowiedzi – jedne odpowiadają na to pytanie pod kątem filozoficznym, inne matematycznym czy fizycznym. Nie ma znaczenia pod którym kątem będziemy to rozpatrywać, gdyż we wszystkich tych odpowiedziach czas ma te same cechy, takie jak nieskończoność, nieuchwytność, bezpowrotność. Nie możemy go dotknąć, powąchać czy zobaczyć, a przecież mamy poczucie mijającego i uciekającego czasu.
Dla młodych ludzi, takich jak ja, marnowanie czasu jest chyba specjalnością. Potrafimy godzinami siedzieć przed komputerem, telewizją czy różnymi konsolami do gier, nie zwracając uwagi na mijający czas, i rzeczy, które moglibyśmy w tym czasie wykonać, a odkładamy je na bliżej nie określoną przyszłość. Lecz zawsze nadchodzi chwila, kiedy trzeba porzucić tak błahe zajęcia i nauczyć się lepiej wykorzystywać dany nam czas. Poczułam, że to chyba moja chwila, dlatego zapisałam się na Zarządzanie Czasem, by móc produktywniej wykorzystywać swój czas.
Na zajęciach poznałam kilka łatwych metod i dość prostych sposobów na uporządkowanie swojego, jakże chaotycznego, życia i zagospodarowania swoim czasem, bez tak ogromnego marnowania go. Szczerze muszę napisać, że jestem niekonsekwentna, niezdyscyplinowana i dość często zdarza mi się porzucać zadanie w trakcie jego wykonywania na rzecz innych, przyjemniejszych rzeczy. Chciałabym to zmienić, a metody które poznałam, bardzo mi to ułatwią.
Analizując swoją kartę rozplanowania czasu, mogę wyciągnąć wnioski, iż gdyby rozdawali nagrody w ramach marnowania czasu, z pewnością dostałabym złoty medal. Jestem wielką fanką seriali zagranicznych, które mogę oglądać parę godzin pod rząd bez większych, niestety, wyrzutów sumienia. Zakładając, że jeden odcinek trwa około 40 minut, a takich odcinków mogę obejrzeć nawet 10 pod rząd, to już nie wiadomo kiedy mija pół dnia, a nic konstruktywnego nie zostało zrobione. Oczywiście seriale to nie jedyny pożeracz czasu – do tego dochodzi jeszcze jakże popularny teraz Facebook, na którym można czatować ze znajomymi z całego świata. Zawsze znajdzie się ktoś, kto w danej chwili również spędza czas na tym portalu i ma ochotę porozmawiać – i zazwyczaj te rozmowy nie trwają po 5 czy 10 min, a potrafią trwać nawet i pare godzin. Seriale i Internet to dwa główne „złodzieje czasu” według analizy czynności, które wykonuję w ciągu dnia. Wiem, że pochłaniają zdecydowanie za dużo mojego czasu, lecz wcale nie jest tak prosto nie ulec pokusie obejrzenia nowego odcinka jakże wciągającego serialu, czy porozmawiania z przyjaciółką z drugiego końca świata, po paru latach rozłąki.
Jak wiadomo, tydzień studenta dziennego składa się z 5 dni nauki i dwóch dni weekendu (oczywiście przy założeniu, że student uczęszcza na zajęcia codziennie, i nie ma żadnego pozbawionego zajęć). Średnio każdy dzień zajęć wygląda podobnie, lecz nie identycznie – różni się godzinami rozpoczęcia i zakończenia zajęć na uczelni, i dodatkowo poza szkolnymi zajęciami – w moim przypadku to basen i tenis ziemny. Dla uproszczenia założę, że moje zajęcia na uczelni odbywają się od godziny 8:30 do 13:45 codziennie, na basen uczęszczam we wtorki i w czwartki, natomiast na tenisa w środy i w piątki – tak to wygląda ogólnie, natomiast poniżej opiszę swój dzień bardziej szczegółowo.
Wstaję rano o godzinie 6:15, w porywach do 6:30, by przez godzinę umyć się, ubrać, umalować, wypić kawę i zjeść śniadanie, by o 7:30 już wyjść na pętlę na autobus. Mieszkam na Prawobrzeżu, więc obecnie dojazd na uczelnię mam utrudniony poprzez remonty na trasie – budowa kładek na ulicy Gdańskiej i remont Bramy Portowej to niestety utrapienie, więc na sam dojazd na uczelnię muszę poświęcić godzinę czasu (zakładając, że autobus przyjedzie na czas, i że po drodze nie będzie żadnego korka – co niestety często się zdarza). Czasem dojazd mam ułatwiony dzięki koledze z grupy, który także dojeżdża z Prawobrzeża, lecz samochodem. Dzięki niemu mogę wstać nawet pół godziny później i nie spóźnić się na zajęcia. Na uczelnię docieram około 8:25, czyli w sam raz by dostać się pod salę, w której odbywają się zajęcia. Później, w zależności od prowadzącego zajęcia, oczywiście są przerwy między zajęciowe na zjedzenie drugiego śniadania. I tak mija czas do końca zajęć, do 13:45. Następnie w zależności od dnia tygodnia mam zajęcia pozauczelniane, jak już wspomniałam – basen lub tenis. Jeśli jest to basen, to o godzinie 14:00 przyjeżdża po mnie kolega samochodem, i razem udajemy się na WDS, by spędzić w wodzie godzinę zegarową, zazwyczaj od 14:15 do 15:15, a następnie podwozi mnie na plac Rodła na autobus w stronę domu. Podróż z placu Rodła zajmuje mi około pół godziny, oczywiście zależy to od natężenia ruchu na mieście i punktualności autobusów, która pozostawia sobie wiele do życzenia. Gdy już dotrę do domu jest godzina 16:00, a więc czas na obiad. Mieszkam z rodzicami, a więc zazwyczaj nie muszę nic gotować, tylko wystarczy, że odgrzeję jedzenie. Po obiedzie i całym dniu zazwyczaj siadam do komputera, by obejrzeć kolejny odcinek któregoś z „moich” seriali i często również przysypiając w jego trakcie. I tak na zegarze „nagle” widnieje godzina 19:00 a nawet 20:00. Nadchodzi czas na sprawdzenie poczty w Internecie, przejrzenie Facebooka i wszystkich wiadomości lub też spotkanie ze znajomymi. Gdy zostaję w domu to około godziny 22:00 zabieram się za prace domowe, zadane zazwyczaj na następny dzień – wszystko na ostatnią chwilę; gdy wychodzę wracam około 23:00, więc całość przesuwa się o godzinę do przodu. Gdy kończę zadane prace, jest około północy, więc już godzina by iść spać – nie pozostaje nic innego, jak wziąć prysznic i kłaść się z powrotem do łóżka, by rano wstać razem z budzikiem. Natomiast jeśli jest to tenis, muszę sama o 14:00 spod uczelni udać się na korty koło toru kolarskiego, co znowu nie jest takie proste, gdyż po raz kolejny trzeba wykorzystać okrojoną teraz komunikację miejską. Dojazd spod uczelni zajmuje około 30 minut razem z przesiadkami. Na korcie spędzam od 1,5 do nawet 3 godzin, z krótkimi przerwami, wliczając również przebieranie się. Powrót do domu trwa nawet do 1,5 godziny, co jest męczące, biorąc pod uwagę godzinę wstania 6:30. Do domu docieram około godziny 19:00. Jem wtedy obiadokolację, przeglądam pocztę i znów albo zostaję w domu wylegując się na kanapie do 22:00, lub wychodzę wracając około północy. I tak mija przeciętny dzień.
W zwykły dzień nie marnuję tak dużo czasu jak w weekendy. Potrafię całymi dniami w soboty leżeć w łóżku oglądając filmy i spotykając się ze znajomymi, dalej nie robiąc nic konstruktywnego i pożytecznego. Dzięki karcie rozplanowania zajęć wiem, że muszę ograniczyć takie zachowania i zacząć poświęcać więcej czasu na pomaganie w domu czy naukę, która przecież powinna być dla mnie najważniejsza, bo dzięki niej mam szansę zdobyć dobrą pracę i dobre życie. Niestety obecnie moja nauka wygląda dość mizernie – robię to, co muszę zrobić na zajęcia, bez większej motywacji do zrobienia czegoś „od siebie dla siebie”.
Chociaż wiem, że marnuję duże ilości czasu, to posługuję się od paru lat sprawdzoną metodą zarządzania czasem – kalendarzykiem. Bardzo ułatwia mi wykonywanie zajęć obowiązkowych, jak i tych typowych dla przyjemności – czyli od zaliczeń przedmiotów po imprezy urodzinowe przyjaciół i znajomych. Korzystanie z kalendarzyka jest banalnie proste – wystarczy zapisać daną czynność na dany dzień i gotowe! Wszystkie ważne terminy są w jednym miejscu, czytelne, bez bałaganu który często towarzyszy np. używaniu karteczek samoprzylepnych na lodówce czy innych miejscach. Tym bardziej, że kalendarzyk jest małym przedmiotem, który zmieści się w każdej damskiej torebce bez większego problemu.
Kolejnymi sprawdzonymi i używanymi przeze mnie metodami są delegowanie zadań i ustalanie priorytetów. Priorytety, jak wiadomo, ma każdy z nas, lecz nie każdy te właściwe. Warto się zastanowić nad tym, co danego dnia jest naprawdę najważniejsze i dążyć do tego, by to najważniejsze zadanie wykonać od początku do końca, bez oszukiwania samego siebie. Często jest tak, że wykonujemy parę zadań na raz, co kończy się tym, że żadne z nich nie jest dokończone lub jest wykonane niechlujnie, po łebkach. Dzięki metodzie priorytetów wiem, że nie należy zaczynać następnego zadania, jeśli to priorytetowe nie zostało wykonane do końca. Metoda delegowania zadań jest wykorzystywana przez każdego z nas, świadomie lub nie, w mniejszym lub większym stopniu. Weźmy za przykład wykonywanie projektu grupowego na zaliczenie w formie prezentacji, na którą składa się prezentacja multimedialna i część mówiona, która nie musi być zawarta w prezentacji. Skoro jest to praca zespołowa, to ja poszukam informacji, wykonam część merytoryczną, a deleguję wykonanie prezentacji multimedialnej swojej partnerce lub partnerowi z zespołu. Wydaje się to być banalne, lecz nie do końca jest to prawda – należy wziąć pod uwagę fakt, czy wydelegowana osoba będzie w stanie wykonać powierzone jej zadanie poprawnie, czyli tak, żebym nie musiała później poprawiać i marnować przez to swojego czasu, który mogłabym poświęcić na inne zadania, które muszę wykonać danego dnia.
Metoda salami, dążenie przez „małe cele” do „dużych celów”, bardzo logiczna i długoterminowa metoda. Każdy z nas ma na pewno jakieś marzenia, może nawet i cele, które chce osiągnąć w przyszłości bliższej lub dalszej, a ta metoda może wiele pomóc – wystarczy wybrać „duży cel” i do niego podążać. Moim marzeniem i celem jest założenie firmy budowlanej, a do tego muszę zmierzać po kolejnych szczeblach. Pierwszym jest skończenie Zarządzania na Wydziale Nauk Ekonomicznych i Zarządzania US, następnymi są dostanie się i ukończenie kierunku Budownictwo na wydziale Budownictwa i Architektury ZUT, kolejno odbycie praktyk i zdobycie uprawnień budowlanych, przepracowanie paru lat by zdobyć kapitał na swój własny biznes.
Marnowanie czasu jest wręcz plagą w naszych czasach. Ciężko zmusić się do porzucenia tych wszystkich przyjemnych pożeraczy czasu na rzecz zadań bardziej odpowiedzialnych i praktycznych. Wiem, że mi samej ciężko będzie odmówić sobie wylegiwania się na łóżku przed włączonym monitorem, lecz postaram się wykorzystać jak najlepiej przekazaną mi wiedzę z zakresu zarządzania czasem, gdyż nim się obejrzę, skończę studia i trzeba będzie iść do pracy, i nie będzie już tak łatwo odkładać ważne zajęcia na później – lepiej nauczyć się rozporządzać swoim czasem już teraz, kiedy robi się to z własnej woli i ma się możliwość dysponowania tym zasobem w trochę luźniejszych granicach. Dzięki zajęciom z zarządzania czasem jestem pewna, że znajdę czas w przyszłości na wszystkie obowiązki i przyjemności w odpowiednich proporcjach, że nie będę musiała martwić się tak jak teraz, czy na pewno zdążę zrobić wszystko na czas i poprawnie. Uważam nawet, że taki przedmiot powinien być obowiązkowy na każdym kierunku studiów, bo jest on bardzo przydatny i otwiera oczy na rzeczy, na które nie zwracamy uwagi w ciągłym pędzie w jakim żyjemy, a dzięki niemu, na pewno życie każdego z nas byłoby dużo łatwiejsze i przyjemniejsze.