Ballada z wampirem,琱, strach, rany boskie!

Ballada z wampirem, ach, strach, rany boskie!


Witajcie!

Tym razem nie b臋dzie 偶adnego angstu ani i艣cie bergmanowskiego tempa akcji; nie b臋dzie te偶 偶adnego z popularnych fandom贸w. W tym tygodniu wybieramy si臋 w podr贸偶 z mrocznymi bohaterami (p艂ci obojga), kt贸rzy mroczn膮 drog膮 do mrocznego lasu jad膮, by podczas mrocznej burzy czyni膰 mroczn膮 magi臋 przy pomocy mrocznych morderc贸w. W tle mamy Onych, Tych, a nawet Tamtych, empatyczne krople deszczu i noworuskie felgi, zapalniczk臋 obdarzon膮 MOC膭, a nawet Buk臋. I jak膮艣 tam fabu艂臋, kt贸ra by膰 mo偶e wyklaruje si臋 w nast臋pnym rozdziale.
Mi艂ego!


Zanalizowa艂y: Pigmejka i Kalevatar.

PS W linkach po prawej wrzuci艂y艣my linki do blog贸w, na kt贸rych Kalevatar i Mama Pigmejki (nie myli膰 z Mam膮 Muminka^^) prezentuj膮 swoj膮 r臋cznie robion膮 bi偶uteri臋. Je艣li szukacie prezentu czy po prostu 艂adnego drobiazgu z okazji braku okazji, zawsze mo偶ecie zajrze膰. ;)

adres blogaska: http://krag-mroku.blogspot.com

Prolog - Si艂a grozy

A moc groza by艂a w nim silna.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 Jasny snop 艣wiat艂a przedzieraj膮cy si臋 przez ci臋偶kie ob艂oki chmur rozja艣ni艂 ciemne, zwiastuj膮ce burz臋 niebo. O艣lepiaj膮cy b艂ysk zala艂 ca艂膮 tutejsz膮 okolic臋, czekaj膮c膮 w napi臋ciu na nieuchronnie przybli偶aj膮c膮 si臋 pot臋g臋 偶ywio艂u.

Szpaler topoli zamar艂, zaciskaj膮c ga艂膮zki, a p艂ytki strumyk skoczy艂 po popcorn; tylko tamtejsza okolica pozosta艂a niewzruszona, zapewne za spraw膮 zbawiennego wp艂ywu kwiatu lotosu na tafli jeziora.

Nagle zza wzg贸rza wytoczy艂a si臋 mroczna, czarna doro偶ka, ci膮gni臋ta przez kare kuce zag艂ady. Kiedy pojazd zatrzyma艂 si臋 po艣r贸d p贸l (trawa zadr偶a艂a z napi臋cia), ze 艣rodka wytoczy艂o si臋 wielkie grube chujstwo z ci臋偶kimi walizami. Pot臋ga 偶ywio艂u dotar艂a na miejsce.

Jakby w odpowiedzi, z daleka da艂o si臋 s艂ysze膰 j臋ki chujstwa pr贸buj膮cego ci膮gn膮膰 po 偶wirze walizki zawodz膮cego wiatru, pos艂a艅ca nieposkromionej si艂y. Bieg艂 przed ni膮 taki chudy blady biedaczyna, i taszczy艂 najwi臋kszy tob贸艂. I zawodzi艂, bo go w krzy偶u 艂upa艂o. Pierwsze krople deszczu nie艣mia艂o spada艂y na ziemi臋 (#z tak膮 pewn膮 nie艣mia艂o艣ci膮), nie艣wiadome jeszcze jak wiele zniszczenia poci膮gnie za sob膮 niszczycielska moc przyrody.

Gdyby wiedzia艂y, to by przeprasza艂y, oczywi艣cie.

W pobli偶u rozbrzmia艂 odg艂os uderzaj膮cego pioruna, jedynego znaku zdradzaj膮cego prawdziwe zamiary natury.

Ci臋偶kie, sk艂臋bione chmury na niebie i zawodz膮cy wiatr w og贸le nie zdradza艂y tych偶e zamiar贸w. Natura niechybnie pobiera艂a nauki od Stirlitza. No i o艣miel臋 si臋 zasugerowa膰, 偶e krzaczkom i pag贸rkom jest tak jakby wszystko jedno, czy b臋dzie burza.

A sk膮d wiesz, mo偶e pag贸rki te偶 maj膮 uczucie i cierpi膮! Bo im si臋... hm... nask贸rek od deszczu marszczy!

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 W ciszy obserwowa艂em mijany za oknem le艣ny krajobraz, rozkoszuj膮c si臋 w duchu nastaniem nocy. Nie musia艂em ju偶 d艂u偶ej znosi膰 m臋ki, jak膮 przynosi艂o ze sob膮 艣wiat艂o s艂oneczne.

Dalib贸g, w膮pierz. I po co?

Wolisz histori臋 mi艂osn膮 z zombie? B臋dzie nied艂ugo w kinach.

殴le si臋 dzieje, gdy to 偶ywe trupy wnosz膮 do opowie艣ci powiew 艣wie偶o艣ci...

Moje zmys艂y pracowa艂y szybciej, a mroczna cz臋艣膰 mnie mog艂a swobodnie si臋 uaktywni膰 bez gro藕by uszczerbku na zdrowiu.

Ta lubuj膮ca si臋 w demolowaniu 艂awek w parku, ogl膮daniu japo艅skich pornoli i ubieraniu si臋 na czarno?

I nadu偶ywaniu eyelinera, tak. Swoj膮 drog膮, jak si臋 uaktywni艂a? Masz jaki艣 magiczny prztyczek na... gdzie艣 tam na ciele?

Czu艂em, 偶e moje cia艂o staje si臋 pot臋偶niejsze, a umys艂 zaczyna oczyszcza膰 si臋 po ca艂ym dniu.

Szwy kurtki i rozporek trzasn臋艂y ostrzegawczo, napi臋te przez rozro艣ni臋t膮 muskulatur臋, a z g艂owy jedna po drugiej ucieka艂y rytmy piosenek "Fasolek".

Wycieka艂y z ucha cienkim strumykiem.

Wyostrzony wzrok, s艂uch oraz moce dost臋pne tylko niekt贸rym z mojego gatunku, teraz osi膮ga艂y swoj膮 pe艂ni臋. M贸j nastr贸j doskonale si臋 poprawi艂, gdy tylko zda艂em sobie spraw臋 ze zmian dokonuj膮cych si臋 wewn膮trz swojego organizmu.

Trzustka i w膮troba te偶 sprawowa艂y si臋 lepiej, a o przemianie materii nawet nie ma co m贸wi膰.Pij po zmroku Actimel - staniesz si臋 wampirem.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 Podobnie zachowywa艂a si臋 moja towarzyszka.

Te偶 nap臋cznia艂a i trawi艂a jak szalona.

Jej rysy lekko si臋 zmieni艂y, a sk贸ra nabra艂a charakterystycznego blasku.

Boru m贸j, boru, kiedy偶 ja si臋 doczekam wampir贸w, kt贸re si臋 nie mieni膮, b艂yszcz膮, sparkl膮 ani nie robi膮 czegokolwiek innego, co przystoi wy艂膮cznie brylantom i pudrom roz艣wietlaj膮cym?

Bo to s膮 wampiry takie jak TUTAJ.

W oczach go艣ci艂a drapie偶no艣膰, niezauwa偶alna dla zwyk艂ego cz艂owieka. Ta subtelna r贸偶nica czyni艂a z nas wyj膮tkowo twardych przeciwnik贸w, wr臋cz idealnych do walki i zabijania.

M贸wisz o tym subtelnym b艂ysku niebezpiecze艅stwa czaj膮cym si臋 w przepastnych g艂臋biach waszych oczu?

Pokonywali wrog贸w w konkursie na najbardziej nieskaziteln膮 cer臋.

Do艣膰 艂atwo przychodzi艂o nam zaskoczenie swojej przysz艂ej ofiary.

Je艣li by艂a g艂ucha na odg艂osy intensywnego trawienia i 艣lepa na blask sk贸rnej poz艂otki.

To膰 oni w艂a艣nie za pomoc膮 poz艂otki polowali! Wyskakiwali z krzak贸w, robili B艁YSKU-B艁YSKU, a o艣lepiona ofiara by艂a ich.

W moim poj臋ciu nie istnia艂 nikt godny do tego, by stan膮膰 na mojej drodze.

Bitch, please... Powiedz mi, w jakim uniwersum siedzisz, a zdradz臋 ci, jak bardzo si臋 mylisz.

Mo偶e 偶yje w pr贸偶ni?

Nawet czas nie by艂 w stanie zrobi膰 mi 偶adnej krzywdy. Tym razem jednak lekka my艣l niczym uk艂ucie, niczym zb艂膮kany w臋drowiec w wigili臋, niczym komar gryz膮cy w ostatnim tygodniu listopada zm膮ci艂a m贸j dot膮d przez tyle lat zachowywany spok贸j.

Tyle lat i ani jednej my艣li... Ju偶 wiem, sk膮d si臋 wzi臋艂o przekonanie o niczym niezm膮conej zajebisto艣ci.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 - Nie chc臋 by膰 w艣cibski, ale czy ty kiedy艣 przypadkiem nie wspomina艂a艣, 偶e ju偶 nigdy tu nie wr贸cisz? 鈥 zapyta艂em swoj膮 towarzyszk臋, troch臋 nerwowo prowadz膮c膮 sw贸j ulubiony pojazd. Du偶y, o sportowym kszta艂cie, w kolorze soczystej czerwieni i mieni膮cych si臋 ju偶 z daleka felgach wzbudza艂 podziw u ka偶dego przypadkowego kierowcy mijaj膮cego nas na drodze.

Tak, z pewno艣ci膮 ka偶dy zareaguje podziwem na to cudo:

A ja obstawia艂am tr贸jko艂owy rowerek made by Swarovski.

Z rozbawieniem przygl膮da艂em si臋 ich pe艂nym po偶膮dania minom i rosn膮cej w oczach zazdro艣ci.

Z serii "Ubaw po pachy", sequel znakomitego 偶artu "Boki zrywa膰" - "Boki zrywa膰 II - 艁ohohohohoho!". Ju偶 wkr贸tce w Twoim domu!

Gdyby wiedzieli z kim maj膮 do czynienia...

Z personifikacj膮 absolutnego braku gustu? Nowym Ruskim? Chyba 偶e narrator ma na my艣li ten samoch贸d, kt贸ry w rzeczywisto艣ci jest jakim艣 sparkl膮cym smokozordem, wtedy spoko.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 - Wiem, co m贸wi艂am. Gdyby to zale偶a艂o ode mnie, to nigdy bym si臋 tu nie znalaz艂a. Nienawidz臋 tego miejsca, lecz nie mia艂am wyboru 鈥 odpowiedzia艂a mi zgodnie z prawd膮. W jej g艂osie pobrzmiewa艂a nuta w艣ciek艂o艣ci.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 - Nie mog臋 zrozumie膰 dlaczego podj臋艂a艣 tak膮 decyzj臋. Zdajesz sobie przecie偶 spraw臋, 偶e nie powinno nas tu by膰 鈥 powiedzia艂em i leniwie przeci膮gn膮艂em si臋 na jasnym sk贸rzanym siedzeniu.

Zawsze mnie zastanawia, 偶e bohaterowie roztrz膮saj膮 swoje motywacje i zasadno艣膰 podejmowanych dzia艂a艣 w trakcie jakiej艣tam superwa偶nej & whatever akcji, a nie przed ni膮. M贸zgi im si臋 uaktywniaj膮 dopiero w sytuacjach bojowych?

Adrenalina im rozgrzewa synapsy.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 - Mam do艣膰 偶ycia w ukryciu i nudy. Chc臋 偶y膰 tak jak kiedy艣.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 - Nie m贸w, 偶e zrobi艂a艣 to tylko dlatego, bo dopad艂 ci臋 symptom zbyt d艂ugiego wieku 鈥 rzuci艂em k膮艣liwie w jej stron臋, na co pos艂a艂a mi d艂ugie pe艂ne z艂o艣ci spojrzenie.

Na co samoch贸d owin膮艂 si臋 wok贸艂 najbli偶szej latarni.Symptom zbyt d艂ugiego wieku to co艣 jak nasz syndrom wieku 艣redniego? (Albo syndrom wiecznego niedopchni臋cia?)

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 - Nie. Zesz艂ego dnia... mia艂am sen o Niej.

Zesz艂ego dnia... masz na my艣li wczoraj?

O Niej... o Matce Boskiej?

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 Zaskoczony, trawi艂em do艣膰 d艂ugo t臋 informacj臋 nim uzna艂em, 偶e to co przed chwil膮 us艂ysza艂em nie jest s艂uchowym omamem. Wtedy postanowi艂am zwr贸ci膰 niestrawion膮 do ko艅ca informacj臋.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 - Chcesz powiedzie膰, 偶e Ona...?

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 - Tak. Chce powr贸ci膰, a ja musz臋 jej w tym pom贸c. 鈥 W jej g艂osie pojawi艂o si臋 co艣 na kszta艂t determinacji, dzi臋ki czemu ju偶 wiedzia艂em, 偶e szykuj膮 si臋 powa偶ne k艂opoty.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 - Zdajesz sobie spraw臋 do czego zazwyczaj doprowadzaj膮 twoje postanowienia? 鈥 Nie potrafi艂em ukry膰 swojej z艂o艣ci. Dlaczego mi o tym nie powiedzia艂a? (Przecie偶 w艂a艣nie m贸wi, cio艂ku.) Wiedzia艂a, 偶e nigdy si臋 na to nie zgodz臋?

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 - Nie tym razem. On si臋 odnawia, a wraz z nim Ona. A razem z nimi Oni, a nawet Tamci... nie mamy wie艣ci jeszcze o Was i o Tych Innych. Dlatego jeste艣my tutaj. Wiesz dobrze, 偶e oboje jeste艣my Jej dzie膰mi. A Ona nagradza tych, kt贸rzy wiernie s艂u偶膮. 鈥 Oczy mojej towarzyszki zala艂y si臋 fal膮 mi艂o艣ci i t臋sknoty, tak cz臋sto ukrywanej przed innymi pobratymcami.

W zwi膮zku w czym zmala艂y jej zdolno艣ci bojowe, dobrze wnioskuj臋?

Nie, po prostu tusz si臋 jej rozmaza艂 w wyniku zalania.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 Mo偶e i by艂em Jej dzieckiem, ale jako艣 nie skaka艂em z rado艣ci na my艣l o powracaj膮cej Kr贸lowej.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 - Reszta nie chce, by Ona si臋 odrodzi艂a, dlatego zadanie Jej wzbudzenia (dobrze, 偶e nie "pobudzenia"...) pad艂o na nas 鈥 kontynuowa艂a swoj膮 wypowied藕, nie zauwa偶aj膮c mojego zrezygnowania.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 - To b臋dzie trudne, zwa偶ywszy na fakt, 偶e tego terenu pilnuj膮 nasi odwieczni wrogowie.

Chwila, moment - to nie ty, robaczku, kilka akapit贸w wy偶ej twierdzi艂e艣 "W moim poj臋ciu nie istnia艂 nikt godny do tego, by stan膮膰 na mojej drodze"? Skoro nawet w g臋bie nie jeste艣 ju偶 mocny strach my艣le膰, co z ciebie zostanie, gdy przejdziecie do czyn贸w.

M贸wi艂am, 偶e to tylko jaki艣 kole艣 posypany brokatem, a nie wampir.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 Prychn臋艂a, wyra偶aj膮c w ten spos贸b swoj膮 dezaprobat臋.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 - Lata ciszy zrobi艂y swoje. Nie zauwa偶膮 niczego podejrzanego. Wi臋kszo艣膰 zapomnia艂a ju偶 o tym, co tu tak naprawd臋 si臋 wydarzy艂o. Jedynie my znamy sekrety tego miejsca i w pe艂ni je wykorzystamy. Przywr贸cimy dawn膮 艣wietno艣膰 naszej rasy, a naszych wrog贸w doszcz臋tnie zniszczymy. Nikt nie b臋dzie o nich pami臋ta艂, wskrzesimy z powrotem nasze s艂ugi... to b臋d膮 cudowne lata, jeszcze si臋 o tym przekonasz.

I w og贸le wszystko b臋dzie cycu艣-glancu艣, a z nieba b臋d膮 lecie膰 napisy ko艅cowe, tak tak.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 Nie odzywa艂em si臋 do niej ju偶 wi臋cej. Zbyt wiele w膮tpliwo艣ci mi si臋 nasuwa艂o. By艂a za bardzo pewna siebie, a to niczego dobrego nie wr贸偶y艂o. Zapomnia艂a, co sta艂o si臋 zanim zosta艂a Jej dzieckiem, zapomnia艂a jak sprytnie zosta艂a wykorzystana... Nie, 偶ebym jej jako艣 偶a艂owa艂, lecz nie chcia艂em sta膰 si臋 po艣miewiskiem w艣r贸d swoich pobratymc贸w.

Bo jestem nie艣miertelny, zajebisty i og贸lnie very speshul, ale ego wci膮偶 skwierczy, gdy si臋 je lekko przyci艣nie. Przykre.

Dlatego olej臋 przyjaci贸艂k臋 i b臋d臋 si臋 kisi艂 w sosiku w艂asnej zajebisto艣ci w jakim艣 odosobnionym k膮tku.

呕y艂em jako pot臋偶ny przedstawiciel swojego gatunku i wola艂bym, aby tak zosta艂o.

W tym celu nie b臋d臋 anga偶owa艂 si臋 w nic, 偶eby przypadkiem si臋 nie zb艂a藕ni膰. Oto plan, kt贸ry nie ma s艂abych punkt贸w.

To ju偶 nie sosik w艂asnej zajebisto艣ci, to smalec samozachwytu.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 Skr臋ci艂a w prawo, mijaj膮c przy okazji du偶膮 tabliczk臋 (skoro DU呕膭 tabliczK臉, to czekolady chyba) z napisem 鈥濬ross鈥 i zatrzyma艂a si臋 na poboczu blisko lasu.

Trzecia definicja mo偶e by膰 tutaj bardzo znacz膮ca.

Nast臋pnie wysiad艂a z samochodu, nakazuj膮c mi uczyni膰 to samo. Gdy zwr贸ci艂em na ni膮 swoje pytaj膮ce spojrzenie, powiedzia艂a 偶ebym si臋 nie rusza艂, sama za艣 zacz臋艂a przeczesywa膰 za pomoc膮 wyostrzonych zmys艂贸w tutejsz膮 okolic臋.

Przeczesywanie za pomoc膮 zmys艂贸w mo偶e wygl膮da膰 jedynie tak:

Albo tak:

Zacinaj膮cy coraz mocniej deszcz tylko jej w tym przeszkadza艂, ale nie przejmowa艂a si臋. Mia艂a zbyt du偶膮 wpraw臋, by denerwowa膰 si臋 takimi drobiazgami.

Poza tym zmys艂owe grzebienie by艂y deszczoodporne.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 W pewnym momencie jej twarz wykrzywi艂 z艂o艣liwy u艣miech pe艂en triumfu.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 - Znalaz艂am dusz臋 mordercy 鈥 powiedzia艂a lodowatym g艂osem.

- Gdybym wiedzia艂, 偶e potrzebujesz duszy mordercy to da艂bym Ci kt贸rego艣 z naszych nieudacznik贸w 鈥 rzek艂em ironicznie.

*bierze wyr膮bi艣cie wielk膮 lup臋 i wyrusza na poszukiwanie ironii w tym zdaniu*

A ja jestem ciekawa, czemu to zawsze musi by膰 dusza mordercy. Czemu to nie mo偶e by膰 na przyk艂ad dusza fryzjera. Albo kucharza. (Obaj pracuj膮 z ostrymi narz臋dziami!)

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 - Nieudacznik zawsze pozostaje nieudacznikiem, za艣 ludzcy mordercy to wspania艂y materia艂 na idealnego s艂u偶膮cego. 鈥 Nie mog艂a powstrzyma膰 si臋 przed teatralnym westchni臋ciem. W jej oczach pojawi艂 si臋 b艂ysk, a ja ju偶 wiedzia艂em, 偶e zbli偶aj膮ce si臋 wydarzenia na zawsze pozostan膮 g艂臋boko w mojej pami臋ci.

No teraz to ju偶 na pewno by艂y kurwiki.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 - Za mn膮 鈥 rozkaza艂a.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 Ruszy艂a biegiem, a ja rzuci艂em si臋 za ni膮. Z pr臋dko艣ci膮 ledwie zauwa偶aln膮 dla ludzkiego oka (Czyli co艣 pomi臋dzy 艣limakiem a 偶贸艂wiem?) mijali艣my stoj膮ce na naszej drodze dzikie zaro艣la, szukaj膮c wspomnianego przez ni膮 mordercy.

A zaro艣la wci膮偶 sta艂y, pr臋偶膮c li艣cie i ga艂膮zki.

I fuka艂y nieufnie, jak na zdzicza艂e ro艣liny przysta艂o.

Nie mia艂em poj臋cia do czego by艂 jej potrzebny, lecz wyczu艂em, 偶e mia艂a w zwi膮zku z nim olbrzymie plany. Wiedzia艂em, 偶e przysz艂膮 ofiar臋 czekaj膮 prawdziwe tortury, za艣 mojej towarzyszki nic nie mog艂o powstrzyma膰 przed zrealizowaniem swojego planu. Szykowa艂a si臋 naprawd臋 upiorna noc. Na sam膮 my艣l u艣miechn膮艂em si臋 do siebie. Nic tak nie poprawia艂o mi humoru jak szykuj膮ca si臋 uczta.

A mama wam nie m贸wi艂a, 偶eby nie bawi膰 si臋 jedzeniem?

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 Zatrzymali艣my si臋 na niewielkiej polanie, poro艣ni臋tej si臋gaj膮c膮 nam do kolan traw膮. To si臋 nazywa busz. Deszcz zacina艂 coraz bardziej. Oboje przemokli艣my do suchej nitki, ale 偶adne z nas si臋 tym nie przejmowa艂o. Woda nie mog艂a nam zaszkodzi膰, a na wszelkiego rodzaju choroby byli艣my naturalnie odporni. Jedynie towarzysz膮ce burzy grzmoty lekko utrudnia艂y nam poszukiwania.

Bo ci臋偶ko poszukiwa膰 czegokolwiek, wskakuj膮c pod st贸艂 przy ka偶dym grzmocie, wierzcie mi. 聽A ju偶 gdy w pobli偶u nie ma 偶adnego sto艂u...

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 - Co teraz? 鈥 zapyta艂em, maj膮c nadziej臋, 偶e posiada jaki艣 plan. Nie myli艂em si臋. Nim zd膮偶y艂em zareagowa膰, stan臋艂a na 艣rodku polany i przeci臋艂a z臋bami sk贸r臋. Krew buchn臋艂a z otwartej rany, barwi膮c ro艣linno艣膰 na czerwono.

Trysn臋艂a jak z hydrantu. BoCHaterka nie bawi艂a si臋 w p贸艂艣rodki.

Akurat w takim deszczu by da艂o si臋 zauwa偶y膰 to tryskanie.

Dziewczyna zacz臋艂a kr膮偶y膰 w t臋 i z powrotem, formuj膮c z niej szkar艂atne ko艂o i mamrocz膮c pod nosem jakie艣 zakl臋cia. P艂yn szybko zakrzep艂 na deszczu, Szkoda 偶e nie wysech艂 i nie wyparowa艂 przy okazji. pos艂uszny mowie mojej towarzyszki. Nast臋pnie, zamkn臋艂a oczy i ws艂ucha艂a si臋 w przecinek zdupywzi臋ty odg艂osy nocy.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 Sta艂a tak dobrych kilka minut i gdy ju偶 zacz膮艂em si臋 niecierpliwi膰, znienacka wyczu艂em przybli偶aj膮c膮 si臋 do nas posta膰. Z daleka us艂ysza艂em jej mocno dudni膮ce serce. K艂y wysun臋艂y mi si臋 same. Wiedzia艂em, 偶e za chwil臋 rozpocznie si臋 tak d艂ugo wyczekiwany i niezapomniany moment.

D艂ugo niezapomniany moment kt贸ry si臋 jeszcze nie wydarzy艂 ftw. Ach, no i prosz臋 o zabranie mi sprzed oczu mema teleskopowego uz臋bienia, dzi臋kuj臋 bardzo.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 Po d艂u偶szej chwili moim oczom ukaza艂 si臋 niski, mo偶e trzydziestopi臋cioletni m臋偶czyzna o do艣膰 odstraszaj膮cym wygl膮dzie. Grubszy, 艂ysawy o okrutnym spojrzeniu, m贸g艂 wzbudza膰 strach u ka偶dego cz艂owieka, kt贸remu dla zabawy odebra艂 偶ycie.

Albowiem ba艂y si臋 go tylko trupy ludzi usieczonych dla krotochwili, 偶ywi przed nim nijakiej obawy nie czuli. No i przyjmuj臋 na wiar臋, 偶e w uniwersum wymuskanych, och_jak偶e_drapie偶nych i sparkl膮cych wampirzyde艂 osobniki niskie, grubawe i 艂ysiej膮ce musz膮 budzi膰 prawdziw膮 groz臋.

Bo przecie偶 nie mo偶e by膰 tak, 偶e (ludzki) zab贸jca wygl膮da niegro藕nie i niepozornie. Na przyk艂ad tak:

Albo tak:

D艂ugi haczykowaty nos i kryj膮cy si臋 pod nim wredny u艣mieszek z pewno艣ci膮 wzbudza艂by koszmary u ka偶dej jego ofiary... gdyby jeszcze 偶y艂a. Niemal czu艂em wylewaj膮ce si臋 z niego okrucie艅stwo i by艂em tym oczarowany.

Tylko we藕 si臋 nie zakochaj.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 Moja towarzyszka otworzy艂a oczy, u艣miechaj膮c si臋 do niego promiennie. Bandyta obserwowa艂 j膮 niewidz膮cym wzrokiem, zdradzaj膮cym si艂臋 rzuconego na niego zakl臋cia. Wiedzia艂em, 偶e z tej pu艂apki ju偶 nie znajdzie wyj艣cia.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 - Podejd藕 bli偶ej 鈥 powiedzia艂a w stron臋 mordercy moja towarzyszka. (Co on z t膮 towarzyszk膮? Komunistyczne wampiry?) Ten pos艂usznie przybli偶y艂 si臋 do niej, przekraczaj膮c linie narysowanego ko艂a.

Okr臋gu.

Gdy tylko przez nie przeszed艂, rzuci艂a si臋 na niego z nieprawdopodobn膮 szybko艣ci膮 i przebijaj膮c k艂ami sk贸r臋, upi艂a 艂yk z jego krwi, po czym skr臋ci艂a mu kark. Bandyta upad艂 na ziemi臋 martwy. Ballada z trupem, z trupem ballada

jeden k臋s i ju偶 facet pada

Jucha, dwa cycki u panny i 艂up

jak d艂ugi le偶y trup u jej st贸p

Ach strach, strach, rany boskie, rany boskie!

(I tak z trupa chce pi膰? Bez sensu... To tak jakby siorba膰 ko偶uch z mleka.)

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 Dziewczyna nie traci艂a czasu. Kre艣l膮c krwi膮 skomplikowane znaki na ciele trupa i zn贸w g艂o艣no mamrocz膮c pod nosem, rzuca艂a nast臋pne zakl臋cie. Po jej chwiejnych ruchach wywnioskowa艂em, 偶e by艂a wstawiona. Mamrotem. czar musia艂 by膰 naprawd臋 pot臋偶ny. Kiedy ju偶 uformowa艂a wz贸r i doko艅czy艂a trudne inkantacje zawo艂a艂a dono艣nym g艂osem:

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 - Przybywaj m贸j Wys艂anniku 艢mierci!

I przyby艂, a towarzyszem mu by艂a 艢rednia Ocen na Filmwebie, kt贸rej imi臋 by艂o Ujdzie (4/10).

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 W miejscu gdzie le偶a艂 trup niespodziewanie uderzy艂 piorun, zw臋glaj膮c cia艂o mordercy.

I wywo艂uj膮c oparzenia oraz czasow膮 艣lepot臋 i g艂uchot臋 u obojga w膮pierzy. I na przysz艂o艣膰 - nie, uderzenie pioruna niczego nie zw臋gli. Poparzy, owszem, ale bez przesady.

Usta spalonego bandyty si臋 otworzy艂y (popi贸艂 si臋 u艂o偶y艂 w otwarte usta?), a ja ujrza艂em wype艂zuj膮cy z nich fioletowy kszta艂t, coraz szybciej przybieraj膮cy w艂a艣ciw膮 posta膰. Okrywa艂a go ciemna, podarta na strz臋py szata stworzona z niematerialnej pow艂oki, znanej tylko duchowym bytom. Spod r臋kaw贸w wystawa艂y spiczaste r臋ce w kolorze czarnym jak sadza, zako艅czone pazurami. Wewn膮trz kaptura 艣wieci艂y si臋 jasne niczym pochodnie oczy.

Fioletowe szujstwo z niematerialnej pow艂oki, z pazurami i 艣wiec膮cymi oczami? TO ONA! Uciekajcie!!!

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 - Moja pani. 鈥 Stw贸r odezwa艂 si臋 niskim, 艣wiszcz膮cym g艂osem, k艂aniaj膮c si臋 nisko.

聽聽聽聽聽 - Id藕 do miasta i czy艅 spustoszenie. Siej groz臋 i zam臋t - powiedzia艂a, wr臋czaj膮c mu dwa spore worki. (S艂ysza艂am, 偶e z dorodnej grozy wychodzi ca艂kiem dobra sa艂atka na majonezie.) - Niech nikt ci臋 nie widzi i nie wie czym jeste艣. Gdy sko艅czysz, wr贸膰 do mnie 鈥 rozkaza艂a swojemu nowemu s艂udze.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 - Jak sobie 偶yczysz. 鈥 Wys艂annik ponownie sk艂oni艂 si臋 przed ni膮 i znikn膮艂, jakby go nigdy nie by艂o. Ja natomiast, przygl膮da艂em si臋 temu wszystkiemu z szeroko otwartymi oczami.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 - Co艣 ty zrobi艂a? 鈥 rzek艂em do niej tak cicho, 偶e musia艂a si臋 przybli偶y膰, aby mnie us艂ysze膰.

Czy ona o swoich zamiarach nie tr膮bi艂a ju偶 od dobrej chwili, a on nie by艂 och tak bardzo okrutny i amoralny? Tak pytam dla zasady, bo mam wra偶enie, 偶e pr贸buje mi si臋 tu wcisn膮膰, 偶e sta艂a si臋 jaka艣 rzecz straszna i blu藕niercza.

Oj, bo on si臋 spodziewa艂 tradycyjnej kolacji, a dosta艂 wuj wie co. Kt贸re na dodatek wzi臋艂o i sobie posz艂o.

聽聽聽聽聽聽- Stworzy艂am kogo艣, kto pomo偶e Jej powsta膰. Przed nami sporo do zrobienia 鈥 odpar艂a i wyci膮gn臋艂a z torebki zapalniczk臋. Nast臋pnie podpali艂a zmaltretowane cia艂o m臋偶czyzny, chc膮c zatrze膰 za sob膮 ostatecznie 艣lady. Buchn臋艂y p艂omienie, trawi膮c doszcz臋tnie pozosta艂o艣ci po mordercy. Jak wielk膮 trzeba mie膰 moc, by przeciwstawi膰 si臋 pot臋dze burzy?

Jaki jest sens podpala膰 co艣, co by艂o ju偶 zw臋glone? I nie, podpalenie denata zapalniczk膮 (kwi) nie sprawi, 偶e zostanie z niego kupka sm臋tnego popio艂u. 呕eby spali膰 zw艂oki w krematoriach utrzymuje si臋 temperatur臋 850 stopni Celsjusza; nie osi膮gniesz takiej na wolnym powietrzu za pomoc膮 zapalniczki, skarbie. Nie rozumiesz! Ta zapalniczka mia艂a MOC!

No i na czym konkretnie polega艂o to przeciwstawienie si臋, bo jako艣 nie widz臋? Sfajczy艂a typa na deszczu, 艂ohohoho.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 - A my艣la艂em, 偶e b臋d臋 m贸g艂 nacieszy膰 si臋 polowaniem. 鈥 Poczu艂em w g艂臋bi siebie rodz膮c膮 si臋 z艂o艣膰.

Gdzie艣 tak na trzecim zakr臋cie jelita cienkiego.

To wyrostek robaczkowy.

Albo kolka.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 - Nie mamy czasu na przyjemno艣ci. Przygotowa艂am dla ciebie list臋 zada艅 i licz臋, 偶e si臋 z nich wywi膮偶esz. A na tej karteczce podsumujesz swoje cele, motywacje i osi膮gni臋cia... I zr贸b mind map twoich cel贸w d艂ugo- i kr贸tkofalowych. A tu masz trzy rodzaje kwestionariuszy osobowo艣ci. Pensj臋 偶yczysz sobie na konto czy got贸wk膮? Czas polowa艅 jeszcze nadejdzie. 鈥 Przez jej twarz przebieg艂 cie艅 ekscytacji, a ja ju偶 po prostu wiedzia艂em, 偶e od tego nie b臋dzie odwrotu.

聽聽聽聽聽聽聽聽聽聽 Ko艣ci zosta艂y rzucone.

Dum - dum - DUUUM!

DUM DUUM? To musia艂y by膰 pieru艅sko wielkie ko艣ci...

Brontozaura.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Podstawowe zasady udzielania pomocy przedlekarskiej rany i krwotoki
Krwotok, krwawienie, rany
RANY, KRWOTOKI,OPARZENIA
Kopia W9 Rany krwawi膮ce i post臋powanie w krwotoku
3 rany,urazy
Zmierzch i filozofia Wampiry, Wegetarianie i Pogo墓鈥 za Nie墓鈥簃iertelno墓鈥篶i脛鈥 (fragmenty)
69 Pan Samochodzik i Strachowisko
Test ze znajomo艣ci Balladyny(1), SZKO艁A POMOCE NAUKOWE
12-Ballada o spalonej synagodze, J. Kaczmarski - teksty i akordy
Wolno艣膰 od strachu
Kroniki Wampir贸w
balladyna
Obraz Matki Boskiej Cz臋stochowskiej
Ballady i romanse
ZAJ臉CIA 1 RANY K膭SANE word
Margit Sandemo Cykl Saga o Kr贸lestwie 艢wiat艂a (11) Strachy

wi臋cej podobnych podstron