Świadek tajemnicy miłosierdzia Ks. abp Celestino Migliore, nuncjusz apostolski w Polsce: W tych szczególnych dniach przelewa się wiele słów, które chcą wyrazić osobiste doświadczenie osoby Papieża Jana Pawła II. Gdy zastanawiam się, co dla Niego było najbardziej charakterystyczne, myśl moja niejako samoistnie biegnie do Niedzieli Miłosierdzia wyznaczonej na uroczystość beatyfikacyjną. Głębokie zjednoczenie z Bogiem i ze światem zawsze było pielęgnowane przez Jana Pawła II, a tym, co do tego prowadziło, było głębokie przeżywanie tajemnicy miłosierdzia. Właśnie w tym świecie i czasie, który w Jego osobistym życiu naznaczony był wojną światową, nazizmem i faszyzmem, systemem komunistycznym, coraz mniejszym szacunkiem dla życia, żeby nie wymieniać dalej. Oczywiście, że ludzie szukali rozwiązań, które mogłyby na przyszłość uwolnić ludzkość od takich globalnych przejawów zła. Starano się to czynić, odwołując się do tolerancji, współczucia ludzkiego, poszukiwania konsensusu w konkretnych kontrowersjach. Jan Paweł II wiedział, że to wszystko nie wystarcza, bo chyba współczesny świat zagubił pierwotne wyczucie tego, co dobre, i tego, co złe. Bo dziś społeczeństwa nie buduje się tylko w oparciu o prawdę, ale w oparciu o większość. A tak zbudowana prawda jest po prostu owocem umowy. Jan Paweł II dobrze rozumiał, że w świecie opartym na zgodzie większości chrześcijanie winni dawać świadectwo społecznej wartości miłosierdzia; miłosierdzia pojętego nie jako wybaczanie za wszelką cenę, ale rozumianego właściwie - jako sprzeciw wobec zła w jakiejkolwiek formie, jako sprzeciw miłości, która na swojej drodze spotyka się z ludzką biedą; która sprzeciwia się złu, ale która też potrafi kochać słabego, grzesznego człowieka. Taka miłość, pełna miłosierdzia, potrafi właściwie rozumieć sprawiedliwość, solidarność, wyczuwa to, co jest w danej sytuacji słuszne. Wyczuwa to, wprowadza do struktur społecznych i je zmienia. Zawsze byłem pod wrażeniem, jak Jan Paweł II był bliski tym wszystkim, którzy znajdowali się w trudnej sytuacji, i to w najbardziej nawet odległych krańcach świata. Pomagał im, budząc większą wrażliwość w sercach ludzi, którzy byli w stanie coś zmienić, polepszyć los ludzi potrzebujących. Można to było zauważyć zwłaszcza podczas jego podróży po świecie. Jan Paweł II został nam dany, jako błogosławiony. Korzystajmy z tego nie tylko na płaszczyźnie zewnętrznej, ale przede wszystkim w naszych sercach i sumieniach. Niech one też staną się świadkami postawy miłosierdzia, tak jak tę tajemnicę wiary przeżywał Papież z dalekiego kraju.
Bezgranicznie ufał Bogu Z ks. kard. Angelo Amato, prefektem watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, rozmawia ks. Wojciech Tarasiuk
Na czym polega "przepis na świętość" pozostawiony światu przez Jana Pawła II? - Myślę, że ma on wiele składników, ale pierwszy i najważniejszy to wiara. Jan Paweł II był człowiekiem wiary, człowiekiem wiary jak Abraham i jak Maryja, wiary, która była całkowitym i bezgranicznym zaufaniem Bożej Opatrzności i zwycięstwem łaski nad złem. To pierwszy aspekt. Drugi, który także wypływa z wiary, to komunia z Bogiem, a więc mistycyzm. O Janie Pawle II mówiono, że był wielkim ewangelizatorem i misjonarzem, i to prawda, ale myślę, że był On przede wszystkim wielkim mistykiem. Komunia z Bogiem w nieustannej modlitwie, od rana do wieczora. Ten drugi aspekt Jego duchowości i Jego osobowości wywierał na mnie zawsze ogromne wrażenie. Wiara i misyjność. To, co zawsze w Nim podziwiano: rozmach, entuzjazm, dalekowzroczność, a zwłaszcza ogromna troska o głoszenie Ewangelii wszystkim ludziom, a więc Jego duch misyjny wyrażający się w niezliczonych podróżach, które nie były tylko odwiedzinami lokalnych wspólnot i kościołów, ale wielkimi podróżami mającymi na celu głoszenie Chrystusa.
Czy dyspensa udzielona przez Papieża Benedykta XVI w kilkanaście dni po pogrzebie Jana Pawła II była takim "uprzywilejowanym pasem drogowym" na drodze do beatyfikacji? Czy nie było to próbą odpowiedzi na presję mediów, które przejęły i uczyniły swoim przekonanie ludzi zgromadzonych na pogrzebie skandujących słowa: "Santo subito!" (Święty od zaraz, natychmiast)? - To prawda, już na początku pontyfikatu Ojciec Święty Benedykt XVI udzielił dyspensy od pięcioletniego okresu oczekiwania na rozpoczęcie procesu przyszłego kandydata na błogosławionego. Znalazło się więc miejsce i czas na zgromadzenie i przeanalizowanie dokumentacji, przesłuchanie świadków, napisanie Positio. Można mówić o tym "uprzywilejowanym pasie drogowym" w tym sensie, że proces ten rozpoczęty natychmiast nie miał nic przed sobą ani nic za sobą. W żadnym jednak razie to swoiste uprzywilejowanie nie oznaczało zaniechania niezwykłej dokładności i skrupulatności w analizie cnót i samego cudu. W jakimś sensie można powiedzieć, że to niezwykłe zainteresowanie mediów przyniosło pozytywny efekt, nie tyle, jeśli chodzi o przyspieszenie samego procesu, ile o fakt, że media informowały o każdej jego fazie, dostrzegając, że był on niezwykle starannie i dokładnie prowadzony. Proces beatyfikacyjny pokazał jeszcze dobitniej, jak wielką postacią był ten Papież i że ukazanie Jego świętości nie potrzebowało żadnych dodatkowych presji, bo była ona wystarczająco umotywowana Jego życiem.
Jan Paweł II jest uznawany za wielkiego świadka przeżywania choroby w wierze. Sposób, w jaki niósł krzyż swojej choroby i cierpienia, jest jednym z głównych motywów przekonujących nas o Jego świętości. Jakie znaczenie dla współczesnego chorego świata może mieć to świadectwo cierpienia przyjętego i ofiarowanego Bogu przez Jana Pawła II? - Zacznę od stwierdzenia, że cierpienie jest faktem wpisanym w człowieczeństwo. Jan Paweł II pokazał piękne oblicze człowieczeństwa, kiedy był młodym biskupem, młodym kardynałem i młodym Papieżem. Także wtedy, kiedy nazywany był Papieżem sportowcem, otwartym na dynamizm apostolski, pełnym sił i zdrowia. Później, po zamachu na placu św. Piotra, 13 maja 1981, zdrowie i siły zostały mocno nadszarpnięte i zwłaszcza w ostatnich latach widzieliśmy Papieża, jako człowieka cierpiącego fizycznie, ale o perfekcyjnej jasności umysłu, zawierzającego bezgranicznie Bogu i oddającego siebie i swoje cierpienia w Jego ręce. Powtarzał On praktycznie swoim życiem słowa św. Pawła z Listu do Kolosan: "W moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego ciała, którym jest Kościół" (Kol 1, 24). Uważam, że cierpienie jest ostatnim przesłaniem Ojca Świętego, które pozostawił nam zwłaszcza w ostatnich dniach, jest przesłaniem mówiącym, że jest ono częścią naszego życia i że odpowiednio przyjęte i przeżyte może nas przygotować na spotkanie z Chrystusem. W ten właśnie sposób Jan Paweł II otworzył całemu światu okno, przez które spojrzeć można pogodnie na eschatologię i śmierć.
Benedykt XVI w encyklice "Spe salvi" napisał, że społeczeństwo, które nie jest w stanie zaakceptować chorych i sprawić, by cierpienie zostało duchowo przyjęte, jest społeczeństwem okrutnym i nieludzkim. Dlaczego świat, który widzi w Janie Pawle II "giganta wiary", nie jest w stanie lub nie chce naśladować Go i zrozumieć, że miara człowieczeństwa ujawnia się w relacji z cierpieniem i z cierpiącym? - Ten, kto odnosi się z szacunkiem do cierpienia i cierpiącego, potrafi uszanować też życie. Kto szanuje życie w całej jego pełni, uszanuje także potrzebujących pomocy. Problemem jest nie to, by świat zrozumiał. Problemem jest raczej, by Kościół nigdy nie zaprzestał nauczania w tym właśnie aspekcie. Cierpienie jest rzeczywistością przynależną ludzkiej egzystencji po grzechu pierworodnym. Śmierć także jest cierpieniem i jest częścią tej rzeczywistości, ale powtarzam, cierpienie nie jest częścią negatywną, co najwyżej pozwala dostrzec i zrozumieć kruchość naszego człowieczeństwa. Cierpienie może stać się, jak pokazuje przykład życia wielu świętych, trampoliną do osiągnięcia perfekcji ludzkiej i chrześcijańskiej. W takim znaczeniu cierpienie może stać się nie tylko rzeczywistością pozytywną, ale nawet uświęcającą.
Jakie dziedzictwo duchowe pozostawia Papież Polak swojej umiłowanej Ojczyźnie? - Myślę, że zostawia On przede wszystkim swoje serce, które tę Ojczyznę tak umiłowało. Dla niej poświęcił wszystkie zdolności intelektualne i siły fizyczne, pracując nad tym, by upadł reżim totalitarny i aby zatriumfowała wolność, tak, aby i Polacy mogli żyć jak większość ludzi na świecie i mieli wolność wyboru. Oczywiście dzisiaj rolą Kościoła i biskupów jest wysiłek, aby w tym darze wolności znalazło się także poszanowanie tożsamości chrześcijańskiej ochrzczonych, a zatem motywacja już nie tylko społeczno-polityczna, ale motywacja czysto duchowa i religijna tej tożsamości chrześcijańskiej.
Eminencjo, przez Jana Pawła II został Ksiądz Kardynał ustanowiony sekretarzem Kongregacji Doktryny Wiary, z Jego rąk otrzymał także święcenia biskupie. Jakie ma Ksiądz Kardynał osobiste wspomnienia ze spotkań z Nim? - To, o czym ksiądz wspomniał w pytaniu, to są już niektóre z tych wydarzeń głęboko zapadających w pamięć. Moje święcenia biskupie czy wizyty robocze, jakie składałem Mu jako sekretarz Kongregacji, były spotkaniem z ogromną osobowością Papieża, który przyjmował mnie z ogromną prostotą, słuchał z wielką uwagą, dyskutował nad problemami z ogromną troską, w sposób bardzo otwarty i trafiał zawsze w sedno sprawy i sytuacji. Moje wspomnienie o Nim jest przywołaniem w myślach Papieża mającego niesłychaną zdolność cierpliwego słuchania innych. Zanim zostałem sekretarzem Kongregacji Nauki Wiary, byłem proszony o konsultacje w różnych kwestiach teologicznych i zawsze mnie w Nim uderzała ta ogromna zdolność wsłuchiwania się w innych, której niejednokrotnie nie dostrzegałem u niektórych moich kolegów czy przełożonych. Papież przede wszystkim słuchał z uwagą, nigdy nikomu nie przerywał. Słuchał tego, co prezentowała czy proponowała grupa teologów, po czym w kilku zaledwie słowach potrafił to streścić, dochodząc do źródła problemu i przekazywał także własny punkt widzenia czy osąd. To ten właśnie dar wsłuchiwania się w innych sprawił, że Jego pontyfikat to było nieustanne wsłuchiwanie się w głos ludu Bożego, biskupów, kapłanów, artystów, ludzi kultury, ale także najprostszego nawet człowieka. Odpowiadając na księdza pytanie, moje osobiste wspomnienie Jana Pawła II to właśnie obraz Papieża zasłuchanego, wsłuchującego się w głos Boga, a ponieważ zasłuchany był w Boga, był zawsze gotów słuchać drugiego człowieka. Dziękuję za rozmowę.
Polsko, umiej być wdzięczna! "Polsko, Bóg cię wywyższa, ale umiej być wdzięczna!". Dałaś światu wielkiego Papieża - nieustraszonego świadka wiary, pielgrzyma niosącego Chrystusa aż po krańce ziemi, orędownika prawdy i wolności. Profetycznego proroka i mistyka, prawdziwego ojca całej rodziny ludzkiej. Teraz znak daje Niebo - jest nim pieczęć świętości, jaką Kościół kładzie na życiu i posłudze Jana Pawła II. Wyśpiewajmy radosne "Te Deum laudamus" za dar takiego Papieża, za łaskę beatyfikacji zaledwie sześć lat po Jego odejściu, której dokona - po raz pierwszy w dziejach papiestwa - bezpośredni następca Jana Pawła II Ojciec Święty Benedykt XVI. Pragnienie wielu serc, objawione w wołaniu "Santo subito" w dniu pogrzebu Jana Pawła II, staje się rzeczywistością. Ten sam plac św. Piotra, który był świadkiem "Habemus Papam" 16 października 1978 r., całej historii przekraczającego ludzką miarę pontyfikatu, aż po ostatnią, bez słów, przejmującą audiencję papieską przed odejściem do Pana, teraz jest miejscem wyniesienia Jana Pawła II do chwały ołtarzy. Ojcze Święty, tak jak za życia, otoczą Cię dziś "Tłumy, tłumy serc/ zagarnięte przez Jedno Serce/ Przez Jedno Serce najprostsze/ Przez najłagodniejsze". Zawsze widzieliśmy w Tobie świętego, brata naszego Boga - Ojca bogatego w miłosierdzie, Boga, który jest Miłością, obecnego w każdym człowieku. Twoje olśniewające piękno duchowe, moc świadectwa budziły w nas tęsknotę za Niebem, dlatego chcieliśmy, byś został z nami. I tak się stało: jesteś obecny w modlitwach zanoszonych za Twoim wstawiennictwem, w swoim natchnionym nauczaniu, w śladach pozostawionych na wszystkich kontynentach. Ukazywałeś nam naszego Zbawiciela w człowieku, który jest zawsze drogą Kościoła, ale zwłaszcza szukałeś oblicza Ukrzyżowanego w skrzywdzonym biedaku, w bezbronnym dziecku skazanym na aborcję, w starcu zagrożonym eutanazją. Bo Ty byłeś prawdziwym Piotrem - Skałą, na której mógł się oprzeć Kościół i cała ludzkość. Codziennie przekraczałeś próg nadziei, a teraz my mamy razem z Tobą przekroczyć próg świętości. W tej chwili nie możemy nie pytać: co Pan Bóg chce nam powiedzieć, dając Kościołowi błogosławionego Jana Pawła II, i to w Święto Miłosierdzia Anno Domini 2011? Jak odczytać wymowę tej beatyfikacji? Dlaczego właśnie ten czas obrało Niebo? Zamysły Boże są zawsze tajemnicą - Pan dziejów wie najlepiej, dlaczego na nasze czasy potrzebujemy właśnie takiego patrona i orędownika jak Jan Paweł II. Dlaczego Jego świadectwo wiary jest szczególnie ważne dla obecnych i przyszłych pokoleń. Potrzebujemy dziś błogosławionego Jana Pawła II, bo to jest święty na czasy "ostatecznej konfrontacji między Kościołem a antykościołem, Ewangelią i jej zaprzeczeniem" - jak mówił ks. kard. Karol Wojtyła w Baltimore w 1976 roku. Na czasy, gdy "cywilizacja śmierci" zbiera swe krwawe żniwo, a całe narody żyją tak, jakby Bóg nie istniał. Kościół, zwłaszcza polski, jak prorokował metropolita krakowski, musi przejść przez tę konfrontację, musi być znakiem sprzeciwu wobec wszelkich prób wyłączania Chrystusa z dziejów człowieka. Błogosławiony Janie Pawle II, umacniaj Kościół i jego pasterzy, by zawsze z mocą głosili orędzie Dobrej Nowiny, by odrzucali pokusę kompromisu ze światem, wybierając tak jak Ty cierpienie i krzyż. To jest święty na czasy walki z Bogiem i prześladowania chrześcijan, dominacji bezbożnego sekularyzmu, narzucania antypraw niszczących rodzinę, małżeństwo. Błogosławiony Janie Pawle II, pomóż nam odrzucić pokusę budowania przyszłości bez fundamentu Dekalogu i moralności chrześcijańskiej. Wyjednaj, by narody powstrzymały zabijanie własnych dzieci, a rodzina otoczona była szacunkiem. To jest święty na czasy, które pełne są cierpienia z powodu wojen, nienawiści, wznoszenia nowych murów, wzniecania konfliktów w imię interesów silniejszych. Błogosławiony Janie Pawle II, prosiłeś, aby "sprawa człowieka nie była nigdy, przenigdy odłączona od miłości Boga". Pomóż nam otworzyć się na miłość miłosierną, by kształtowała ład społeczny i moralny wspólnot narodowych. To jest święty, który wskazuje na Maryję - był "w życiu i w śmierci Totus Tuus przez Niepokalaną". Jej Niepokalanemu Sercu poświęcił Rosję i cały świat, trzecie tysiąclecie chrześcijaństwa, bo tylko Ona może uratować ludzkość od zagłady. Błogosławiony Janie Pawle II, zawierzaj macierzyńskim dłoniom Najświętszej Bogurodzicy przyszłość całej ludzkości, a zwłaszcza wszystkie kobiety i matki, by nie zatraciły godności macierzyństwa. Jan Paweł II to święty dla całego Kościoła, ale szczególnie dla nas, Polaków. Polsko, co uczynisz z darem beatyfikacji swego największego syna? Czy umiesz być wdzięczna za wszystko, co uczynił dla Ojczyzny? Za bierzmowanie dziejów w 1979 r., które przyniosło "wiatr od morza" i powstanie "Solidarności", za odzyskaną wolność. Za to, że wychowywałeś nas do służby Rzeczypospolitej i do zwycięstwa nad wszystkim, co godzi w jej dobro. Błogosławiony Janie Pawle II, umacniaj nas, byśmy nie godzili się na słabość. Ucz nas roztropnie korzystać z wolności, trwać na "ziemi trudnej jedności" wedle Twoich wskazań. Pomóż nam, byśmy byli godni tak wielkiego świętego i nieśli Twoje dziedzictwo wiary, nadziei i miłości innym ludziom i narodom. Małgorzata Rutkowska
KTO BUDUJE „TRZECIĄ SIŁĘ”? Podejmowane na kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi próby osłabienia PiS-u poprzez tworzenie fałszywych alternatyw „nowej prawicy” lub budowania „drugiej opozycji”, nie są niczym zaskakującym. Wpisują się w scenariusz wielu innych akcji realizowanych z powodzeniem na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. Sposób ich przeprowadzenia oraz autorament postaci działających zwykle w tle owych „procesów politycznych”, pozwalał rozpoznać w nich typowe kombinacje operacyjne z udziałem ludzi peerelowskich służb. Z pewnością nie dotyczy to wszystkich przypadków, bo niekiedy mamy do czynienia z nadmiernymi ambicjami politycznymi, projekcją osobistych urazów czy pospolitą głupotą, skrywaną za parawanem politycznych pseudoanaliz i receptami „cudownych” strategii. Do dziś w wielu środowiskach identyfikujących się prawicą, przewijają się imaginacje o „buławie w plecaku” i irracjonalne przekonanie o możliwości stworzenia siły politycznej zdolnej uzyskać podmiotowość. Powstałe na przestrzeni ostatnich lat „kanapowe” formacje w rodzaju KP Polska Plus, Polska XXI, Prawica Rzeczypospolitej czy „partii bez nazwy” skutecznie jednak osłabiają jedyną siłę opozycyjną zdolną zagrozić obecnemu układowi. Fakt, że formacje te korzystają z propagandowego wsparcia tzw. wiodących mediów, a każdy przejaw aktywności ich członków jest natychmiast nagłaśniany, wskazuje, że są postrzegane przez rządzący układ, jako inicjatywy niegroźne, a w wielu przypadkach sojusznicze. To w pełni uzasadniona reakcja, skoro każdy podział, każda fronda wśród środowisk prawicowych zmniejsza szanse na zwycięstwo prawdziwej opozycji i może mieć wpływ na ostateczny wynik wyborczy PiS-u.
Na szczególną uwagę zasługują jednak te inicjatywy, które przez nieświadomych odbiorców są obecnie kojarzone z „prawicą” lub identyfikowane, jako opozycyjne. Zasada budowania takich projektów nie jest nowa. Ich genezę można wywieść z lat 20. i 30. ubiegłego wieku, gdy w ramach sowieckich kombinacji operacyjnych „Trust” tworzono organizacje fałszywej opozycji. W latach późniejszych wyznaczały ją prowokacje bezpieki dotyczące tzw. V komendy WiN -u, utworzenie Klubu Krzywego Koła czy budowanie środowiska „komandosów” i „opozycji demokratycznej”. Taktykę postępowania wobec rzeczywistych przeciwników systemu wyznaczano w kategoriach gier operacyjnych, sterowanych przez policję polityczną. Najczęściej stosowano metodę polegającą na zastąpieniu autentycznej opozycji ludźmi tworzącymi „polityczną alternatywę”, wśród których następnie poszukiwano partnerów do rozmów z władzą. Zapewniało to pełną kontrolę ruchów społecznych i stwarzało pozory działań żywiołowych, oddolnych. Warto, zatem przyjrzeć się pomysłom na tworzenie „drugiej opozycji” rozpowszechnianych dziś w niektórych środowiskach „prawicowych” i wskazać na ich rzeczywisty rodowód. „Obecni przywódcy Platformy i PiS usiłują przekonać nasze społeczeństwo, że liczą się tylko te dwie partie i właśnie między nimi mamy dokonywać wyborów. Mamy, więc ciągle dwa obozy, ale zupełnie inne. Jednym obozem jesteśmy MY, a drugim obozem są ONI, obecne i byłe elity władzy. [...]Sytuacja skomplikowała się, gdy teraz ONI wykopali głęboki rów między sobą, podkładają sobie świnie niemal codziennie i tylko cienka nic dzieli ich od powtórzenia ukraińskiego boksu, a jednocześnie obydwa ugrupowania w swojej bezmyślności sądzą, że jesteśmy tylko na nich skazani” – pisał przed trzema laty Michał Podobin – jeden z głównych blogerów Stowarzyszenia Pro Milito. Zebranie założycielskie tego stowarzyszenia odbyło się 12 września 2007 roku, w czasie szczególnej politycznej gorączki, gdy rozpad koalicji PIS-LPR-Samoobrona był już przesądzony. Założycielami zarejestrowanego w marcu 2008 roku Pro Milito byli m.in. gen Tadeusz Wilecki - absolwent Akademii Sztabu Generalnego ZSRR, uczestnik tzw. „obiadu drawskiego” oraz gen. Marek Dukaczewski - szef byłych WSI, absolwent sowieckich kursów i szkoleń GRU. Wśród założycieli znaleźli się również: gen. Zenon Poznański – absolwent Akademii Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych ZSRR im. Klimenta Woroszyłowa w Moskwie, jeden z fundatorów polsko-radzieckiej fundacji "Współpraca-Nauka-Kultura" przy KC KPZR., wiceadmirał Marek Toczek - były dowódca Nadwiślańskich Jednostek Wojskowych w Warszawie, przeniesiony do rezerwy po ujawnieniu, że dopuszczał do zbierania podpisów za prezydencką kandydaturą Lecha Wałęsy, gen. Leszek Ulandowski – sekretarz Rady Klubu Generałów WP, gen. Julian Lewiński – były dowódca Warszawskiego Okręgu Wojskowego, płk Jan Oczkowski - były szef Biura Bezpieczeństwa Wewnętrznego WSI. Niektóre z tych osób znajdziemy także w gronie założycieli Stowarzyszenia „Sowa”, zarejestrowanego w styczniu 2010 roku przez oficerów byłych Wojskowych Służb Informacyjnych. We władzach „Sowy”, jak i stowarzyszenia Pro Milito zasiadają np. płk Jan Oczkowski, wywodzący się z elitarnego oddziału „Y” Zarządu II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, złożonego z oficerów szkolonych na kursach GRU w Moskwie i płk Zbigniew Kumoś, „historyk wojskowości”, wykładowca Akademii Humanistycznej w Pułtusku. Książka Kumosia z 1985 roku - „O wolną i demokratyczną Polskę: myśl polityczno-wojskowa lewicy polskiej w ZSRR 1940-1944”, została wymieniona przez historyka IPN Piotra Łysakowskiego, jako jedna z publikacji zawierających komunistyczne kłamstwa na temat mordu w Katyniu. Dokonania naukowe Kumosia docenił sam gen. Jaruzelski, wielokrotnie powołując się na jego opracowania, a nawet korzystając z nich podczas wyjaśnień składanych przed sądem. Przed kilkoma laty, w artykule „Ludzie WSI chcą skompromitować PiS” informowano, że grupa oficerów byłych WSI przygotowuje tzw. kontrraport oparty na wiedzy zdobytej podczas pracy w wywiadzie wojskowym, a być może nawet na wyniesionych z WSI dokumentach. Raport miał być wymierzony w braci Kaczyńskich. Redakcją tych „komprmateriałów” miał zająć się płk dr Zbigniew Kumoś. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że oba środowiska - Pro Milito i Sowa łączą nie tylko postaci założycieli i członków władz, ale również wspólnota celów. Powołanie Pro Milito we wrześniu 2007 roku, można uznać, jako inicjatywę zwiastującą powstanie rządu Platformy Obywatelskiej, natomiast utworzenie „Sowy” wydaje się wieńczyć okres reaktywacji wpływów środowiska Wojskowych Służb Informacyjnych. W obu przypadkach, mamy do czynienia z inicjatywą ludzi, którzy w zwycięstwie PO trafnie upatrywali szansę na odzyskanie wpływów i nie ukrywali, iż wiążą z nim nadzieje. W tekstach „Pro Milito – droga do władzy” z roku 2008 wskazywałem na życiorysy twórców tego stowarzyszenia oraz ich związki z polityką, w tym m.in. z Samoobroną Andrzeja Leppera. Cytowałem także tekst odezwy, zamieszczonej wówczas na stronie internetowej Pro Milito, w której władze stowarzyszenia odpowiadały na „nieprzychylne w swoich treściach informacje” zamieszczone w gazetach. W odezwie, która wkrótce po upublicznieniu zniknęła z portalu napisano m.in:
„Nie chcemy rozgłosu, ale też nie pozwolimy by nas lekceważyła „hałastra cienkoszyich, łysiejących wodzów”. Hasła: „Przede wszystkim człowiek”, powszechna i skuteczna Obronność Rzeczypospolitej – stanowią siłę nośną naszego Stowarzyszenia. Nie będziemy: -Prosić!; Meldować się!; Awanturować!; Korzyć!; Pełzać!”. Wyraźnym przesłaniem dla rządu PO-PSL były słowa: „Domagamy się respektowania naszych potrzeb, a w przypadku ich pogwałcenia – podjęcie środków zaradczych”, formułując jednocześnie przestrogę - „Nie dopuścimy, aby nasze potrzeby były fiksowane, a żołnierskie biografie bezczeszczone”. Niestety, niewiele osób rozumiało wówczas znaczenie tego rodzaju „odezwy” i nie chciało dostrzec zagrożeń wynikających z postulatów środowiska byłych oficerów LWP i WSI. Istotnym elementem przekazu zawartego na stronach Pro Milito była krytyka obecnego stanu armii, wskazywanie na nieudolność cywilnych ministrów obrony oraz mniej lub bardziej zawoalowany postulat stworzenia „nowej, trzeciej siły politycznej”. Cytowany powyżej fragment tekstu Michała Podobina doskonale ilustruje tę koncepcję. Główny bloger Pro Milito kończył wówczas swój tekst apelem: „w moim przekonaniu, to MY powinniśmy zrobić wszystko, aby z pośród nas poszukać sobie nowych przywódców, a ONI niech się biją na śmietniku historii.” Retoryka stosowana przez środowisko Pro Milito z łatwością mogła trafić do odbiorców krytycznie oceniających obecne rządy, ale też do tych, którzy traktują PiS, jako część politycznego establishmentu stojącego na przeszkodzie realizacji koncepcji „trzeciej siły”. Musiała również znajdować zrozumienie wśród wyższej kadry WP. Charakterystyczną argumentację znajdziemy np. w innym tekście Podobina zatytułowanym „Katastrofa, która nie miała prawa zaistnieć”, zakończonym następującą konkluzją: „Armia to zbyt poważna sprawa, by oddawać ją w ręce nieodpowiedzialnych polityków. Czas by dobór na stanowiska w wojsku odbywał się bez pierwiastka politycznego, jako głównego i jedynego wskaźnika przydatności na odpowiedzialne stanowiska. Według upodobania to niech ministrowie dobierają sobie sekretarki i ten cały dwór, natomiast stanowiska w wojsku niech zostaną uwolnione od sympatii polityków. Tragedia pod Smoleńskiem to efekt braku profesjonalizmu i lekceważenie prostych, zwykłych zasad, które inni już dawno sprawdzili bez ponoszenia tak olbrzymich strat”. Tego rodzaju tekst, czytany przez odbiorców nieposiadających wiedzy o rzeczywistych konotacjach środowiska Pro Milito, musi sprawiać wrażenie rzeczowej i trafnej krytyki. Podobnie, jak patriotyczna i „bogoojczyźniana” retoryka, obecna w wielu publikacjach Pro Milito mogła zwieść niektórych czytelników. Osobnym tematem jest zawartość różnego rodzaju wątków ideologicznych, wynikających z tradycji postendeckich lub bliskich myśli tzw. endokumuny. Nie powinno, zatem dziwić, że na stronie Pro Milito znajdują się dziś artykuły gen. Waldemara Skrzypczaka, Romualda Szeremietiewa, gen. Juliana Lewińskiego czy Bogdana Poręby (jednego z ideologów Zjednoczenia Patriotycznego "Grunwald"), a w ramach spotkań Klubu Inteligencji Polskiej, Komenda Główna Pro Milito zaprasza na spotkanie - dyskusję ze Stanisławem Michalkiewiczem. Nie może również dziwić, że pomysły na budowanie „trzeciej siły” trafiły na internetowe forum „Nowego Ekranu”, inaugurującego działalność obszernym wywiadem z komendantem stowarzyszenia Pro Milito gen. Tadeuszem Wileckim oraz gen Waldemarem Skrzypczakiem. Wśród czynnych blogerów NE znajdziemy, zatem Michała Podobina i Romualda Szeremietiewa, ale także, jednego z założycieli i członków władz Pro Milito wiceadmirała Marka Toczka. Tematyka wojskowości wydaje się jedną z wiodących na tym portalu. Postulat tworzenia „drugiej prawdziwej opozycji” – obecny choćby w tekście Łażącego Łazarza -„redaktora naczelnego Nowego Ekranu” - sformułowany na kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi, wydaje się blisko współbrzmieć z koncepcjami politycznymi forsowanymi w środowisku Pro Milito. W tej sytuacji, trzeba z wielką uwagą przyglądać się działalności tego rodzaju gremiów, a niniejszy tekst stanowi zapowiedź bardziej obszernej analizy zjawiska. Aleksander Ścios
„Sukces” zamienia się w klęskę W grudniu 2008 roku Premier Tusk wrócił ze szczytu Unii Europejskiej jak to ma w zwyczaju z kolejnym sukcesem. Polska zgodziła się na redukcję emisji, CO2 o 20% do końca roku 2020, choć mamy najbardziej emisyjną gospodarkę w Europie. Wydaje się, że zgoda ta nie była poprzedzona porządną analizą skutków pakietu klimatycznego dla polskiej gospodarki, a sam Premier zachłysnął się deklaracją największych krajów UE, że główne zapisy pakietu wejdą w życie dopiero około roku 2020. Nasz kraj znalazł się w najgorszym położeniu ze wszystkich państw członkowskich. Cena energii elektrycznej wzrośnie o ponad 70% Niestety spora część z nich wchodzi w życie już od początku roku 2013, a właśnie teraz Komisja Europejska podjęła decyzje dotyczące zasady obliczania darmowych pozwoleń na emisję, CO2 dla przemysłu. Są one skrajnie niekorzystne dla polskiej gospodarki. Wyznacznikiem będą tzw. benchmarki, czyli emisje przy użyciu najlepszych technologii dostępnych w całej Unii, a nie w poszczególnych krajach. Odzwierciedlają one 10% emisji najbardziej wydajnych instalacji w UE w latach 2007-2008. KE przyjęła za podstawę tzw. benchmark gazowy, odmawiając tym samym zróżnicowania benchmarków według stosowanego paliwa (gaz, ropa, węgiel) i w ten sposób nasz kraj znalazł się w najgorszym położeniu ze wszystkich państw członkowskich. Producenci z energochłonnych branż zostaną postawieni na straconej pozycji wobec swoich konkurentów tylko, dlatego, że producenci energii w naszym kraju jej wytwarzanie oparli na węglu i to aż w 94%. Takie przemysły jak papierniczy, chemiczny, cementowy, materiałów budowlanych czy ciepłowniczy nawet, jeżeli mają nowoczesne instalacje wytwórcze, ale pracujące na węglu, nie będą mogły otrzymać porównywalnej ilości darmowych uprawnień z ich konkurentami w UE, gdzie wytwarzanie energii jest oparte na gazie. Ponieważ wymienione wyżej przemysły wytwarzają blisko 20% polskiego PKB i zatrudniają blisko 500 tys. pracowników to wprowadzenie powyższych zasad wydawania darmowych pozwoleń na emisję, CO2, może spowodować, że przemysły będą przenosić się z naszego kraju, choćby za naszą wschodnią granicę. Eksperci w Polsce szacują także, że w wyniku wprowadzenia tych rozwiązań ceny hurtowe energii elektrycznej w Polsce wzrosną z obecnych 200 zł za MWh, do co najmniej 340 zł za MWh, a więc ponad 70%. Utracimy w ten sposób jedną z ostatnich przewag konkurencyjnych, jakie miała nasza gospodarka w stosunku do gospodarek najbardziej rozwiniętych krajów UE, a tym samym wzrosną koszty wytwarzania w całej gospodarce. W tej sytuacji o wpływie takiego wzrostu cen energii na budżety gospodarstw domowych w Polsce nie wypada już chyba pisać, choć już obecnie dla niezamożnych grup społecznych pokrywanie kosztów energii elektrycznej i ogrzewania mieszkań jest poważnym obciążeniem. To, co się dzieje w sprawie pakietu klimatycznego nie powinno być dla polskiego rządu zaskoczeniem. Tylko do momentu jego zawarcia, a więc do grudnia 2008 roku Polska była traktowana przez największe kraje UE jak partner. Później były już tylko schody i nie pomagały ponoć dobre relacje Tuska z Angelą Merkel i Nicolasem Sarkozy. Tak było z darmowymi pozwoleniami na emisję, CO2 dla nowych bloków energetycznych tak jest teraz z ustaleniem zasad dla ustalania wielkości darmowych pozwoleń dla poszczególnych firm. Premier Tusk teraz publicznie mówi, że każdy dzień jego pracy zaczyna się od narady w sprawie „wojny obronnej” polskiego węgla tyle tylko, że jak się wydaje na wytargowanie czegokolwiek w tej sprawie od UE jest już stanowczo za późno. Tak się niestety mści amatorszczyzna w polityce, która cechuje ten rząd i jego szefa od początku tej kadencji, zresztą nie tylko w sprawie pakietu klimatycznego. Zbigniew Kuźmiuk
Izrael wyśledzi “zrabowany majątek” W Izraelu powstała specjalna komisja, która będzie szukała majątków przejętych po żydach przez państwa europejskie. Grupa Zadaniowa ds. Restytucji Majątku z Okresu Holokaustu (HEART) ma poparcie premiera Benjamina Netanjahu. Powstanie inicjatywy ogłoszono podczas trwających od niedzieli obchodów Dnia Pamięci o Holokauście, które upamiętniają śmierć sześciu milionów Żydów zamordowanych podczas Zagłady. HEART będzie odnajdywała mienie odebrane żydom przez różne państwa europejskie podczas Holokaustu. Ma również pomagać w jego restytucji. Do powstania HEART przyczyniła się Agencja Żydowska na rzecz Izraela. Komisja to pierwsza od kilkudziesięciu lat oficjalna inicjatywa Izraela w sprawie zwrotu żydowskiego mienia zawłaszczonego przez nazistów. – Większość państw Europy Wschodniej nie zwróciła jeszcze mienia i praw zagrabionych Żydom podczas Holokaustu – powiedziała Leah Ness, przedstawicielka rządu odpowiedzialna za program. Organizacja podaje, że ma obecnie listę ponad 500 aktów własności w związku z majątkiem zrabowanym w czasie holokaustu. W specjalnym nagraniu premier Izraela Benjamin Netanjahu zapewnił o swoim poparciu dla komisji. Zaznaczył przy tym, że jej członkowie “walczą z czasem”, bo z biegiem lat coraz mniej jest osób ocalałych z holokaustu. Jak informowały kilka tygodni temu media izraelskie, walka z restytucją mienia pożydowskiego nie idzie łatwo nawet w Izraelu. Dopiero 70 lat po wojnie podpisana została ugoda banku Leumi (niegdyś Anglo-Palestine Bank) i Komitetu ds. Restytucji Mienia Ofiar Holokaustu. Bank, który bezprawnie przejmował konta żydów zamordowanych w holokauście, zwrócił 130 milionów szekli (równowartość ponad 100 milionów złotych). żar/Tvn24.pl
Bohater Czerwonej Gwiazdy 10-04-2010 na łamach „Czerwonej Gwiazdy”, centralnego organu ruskiego Ministerstwa Obrony ukazał się wywiad z szefem sił powietrznych neo-ZSSR, czyli FR, gen. Aleksandrem Zielinem w przeddzień święta wojsk obrony powietrznej
(http://www.redstar.ru/2010/04/10_04/1_01.html)
Sam wywiad może nie należy do szczególnie ciekawych, bo jest to klasyczne wojskowe ględzenie o sprzęcie, gotowości, reformach, modernizacji etc. oraz o przeprowadzonych manewrach (przy okazji możemy dowiedzieć się, jak wiele ich w 2009 r. było: «Кавказ-2009», «Запад-2009», «Ладога-2009», «Воздушные силы-2009», «Взаимодействие-2009», «Мирная миссия-2009») - ale sama postać należy, jak sądzę, do kluczowych, jeśli chodzi i o „smoleńską historię”, i o neoimperialne działania współczesnej Rosji. Zielin, jako ciekawostkę dodam, służbę w sowieckich siłach powietrznych zaczął w drugiej połowie lat 70. w NRD, w Eberswaldzie, gdzie stacjonowała (do czasu opuszczenia Niemiec po rokowaniach „2+4”) część armii czerwonej. Nie będę jednak wchodził w szczegóły jego wojskowej kariery, o której można poczytać choćby tu
(http://www.lenta.ru/lib/14199671/)
Mówiąc krótko z dojściem Putina do władzy, zaczął pełnić wysokie stanowiska dowódcze - zwrócę uwagę na to, co się stało, po 9 maja 2007 r., a więc gdy został mianowany przez cara na dowódcę sił powietrznych, (choć szefował ruskiej awiacji już od sierpnia 2002 r.). Otóż w czerwcu 2007 r. Ruscy zaczynają przygotowywać się do zbrojnej inwazji na Gruzję, zaś 17 sierpnia 2007 Putin oficjalnie ogłasza wznowienie (przerwanych w 1992 r.) „dyżurów lotnictwa strategicznego” nad terytorium Rosji. Chodzi o kilkanaście uzbrojonych bombowców dalekiego zasięgu, którym towarzyszą samoloty wspierające i powietrzne tankowce. To za czasów Zielina nasilają się prowokacyjne zachowania ruskiego lotnictwa wobec państw zachodnich (wkraczanie w brytyjską, amerykańską i inne przestrzenie powietrzne – także przez wspomniane bombowce dalekiego zasięgu). No i w 2008 r. dochodzi do inwazji na Gruzję związanej m.in. z działaniami ruskiego lotnictwa dowodzonego właśnie przez Zielina (loty bojowe ponoć prowadzili najlepsi piloci z Achtiabińska i Lipiecka, ale i tak Gruzini strącili trochę ruskich maszyn oraz przestarzałych, sowieckich UAV-ów). Wprawdzie marsz ruskich wojsk na Tbilisi zostaje wtedy przerwany (szczególnie dzięki odważnej akcji śp. L. Kaczyńskiego, (co nie tylko Miedwiediew i Putin, ale i Zielin także musiał zapamiętać)), niewykluczone jednak, iż Ruscy szykują się do od jakiegoś czasu do kolejnego uderzenia na Gruzję. Od połowy 2010 r. instalują na zajętych przez siebie gruzińskich terytoriach coraz więcej uzbrojenia
zaś min. obrony FR stwierdził buńczucznie w Waszyngtonie we wrześniu 2010, że w przyszłości rozbicie i zajęcie Gruzji zajęłoby jeszcze mniej czasu niż poprzednio
(http://kp.ru/daily/24559/734305/)
Nawiasem mówiąc, ruskie lotnictwo w 2010 r. we wrześniu właśnie wróciło (witane kwiatami przez okolicznych mieszkańców) na Ukrainę na poligon NITKA
(http://www.altair.com.pl/start-5069)
tak więc „metodą salami” Kreml odcina plasterki „odłączonych” od dawnego ZSSR regionów i włącza w swój obszar wpływów, kładąc na swojej patelni. Jeśli zaś chodzi o „smoleński” wątek (por. też: http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/04/trop-dla-dziennikarzy-sledczych.html)
to – pomijając, dość oczywistą, kwestię logistyki akcji z uprowadzeniem polskiej delegacji (w tym szefa polskich sił powietrznych oraz innych wysokich rangą wojskowych) i skierowaniem na zapasowe lotnisko, tą skomplikowaną operacją przecież ktoś musiał dowodzić
(http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/04/blitzkrieg-z-10042010.html)
i ja właśnie typowałbym Zielina – to tenże Zielin w 2003 r. został członkiem zarządu dyrektorów OAO „Tupolew”, zakładów zajmujących się (jakby ktoś nie wiedział) remontami polskich rządowych samolotów – zakładów, z którymi szczególnie zaprzyjaźnił się w 2007 r. ówczesny prezydent FR, (co widać na załączonym obrazku). Parę lat później, bo w 2006 r. OAO „Tupolew” znalazł się w (powołanej do życia dekretem Putina, rzecz jasna) „Połączonej Korporacji Lotniczej”, czyli tzw. OAK (http://www.uacrussia.ru/en/corporation/top_management/board_of_directors/index.php?id4=140) (http://www.uacrussia.ru/common/img/uploaded/disclosure/Affilates_list_2q10.pdf),
zaś Zielin od r. 2008 zasiada w zarządzie tejże korporacji (w tym zarządzie jest też Siergiej Iwanow). Oczywiście ta korporacja ma tyle wspólnego z korporacjonizmem, co ruski system ekonomiczny z kapitalizmem, ale ważne jest to, że w ruskiej przyrodzie nic nie ginie. P.S. Jakby ktoś się dziwił tytułowi posta, to Zielin otrzymał wiele odznaczeń i orderów (także za działania w Gruzji, ma się rozumieć). Między innymi „Czerwonej Gwiazdy”. Zwracam na to uwagę, bo niektórym ludziom wydaje się od pewnego czasu, że komunizmu już nie ma.
http://www.redstar.ru/2010/04/10_04/1_01.html wywiad z A. Zielinem
http://www.altair.com.pl/start-392
http://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/tydzien-na-wschodzie/2008-08-20/rosyjska-inwazja-na-gruzje-przebieg-cele-i-konsekwencje
http://www.osw.waw.pl/sites/default/files/tnw60.pdf
http://www.osw.waw.pl/sites/default/files/tnw109.pdf
http://www.bbn.gov.pl/download.php?s=1&id=1309
http://www.bbn.gov.pl/wai/pl/501/1497/OBSERWATOR_BBN.html
http://www.tupolev.ru/Russian/
http://www.redstar.ru/army.html
http://fakty.interia.pl/fakty_dnia/news/news/rosja-rozmiescila-rakiety-s-300-w-abchazji,1517471,4?fs=s
http://www.rosbalt.ru/ukraina/2011/04/18/840464.html
FYM
Konstytucja błędnie opisuje godło? Według heraldyków, Konstytucja zawiera błąd w opisie godła naszego państwa. Pojawił on się już w stalinowskiej Konstytucji z 1952 roku i powielany jest do dzisiaj. Art. 28 mówi, że godłem jest wizerunek orła białego w koronie na czerwonym polu. Zdaniem ekspertów jego treść nie stanowi opisu godła, ale herbu. Zgodnie z tłumaczeniami heraldyków, sam orzeł jest godłem, ale jeśli umieścimy go w czerwonym polu, mamy już do czynienia z herbem. Członek Komisji Heraldycznej przy Ministrze Spraw Wewnętrznych, Alfred Znamierowski od wielu lat prowadzi batalię o usunięcie błędu z Konstytucji. Najpierw Polskie Towarzystwo Heraldyczne wysyłało pisma w tej sprawie do Aleksandra Kwaśniewskiego, gdy był on szefem komisji konstytucyjnej, następnie apelowało do prezydenta Lecha Kaczyńskiego otrzymując odpowiedź, że są sprawy ważniejsze. Teraz heraldycy wysyłają pisma do kancelarii prezydenta Komorowskiego. Jak mówi Alfred Znamierowski, również bez żadnych pozytywnych wyników. Sprawa nie jest bez znaczenia dla barw narodowych. Polska flaga to symbol wtórny w stosunku do herbu. Kolor górny, ważniejszy, to biel orła. Kolor dolny - czerwień to barwa tarczy herbowej. Gdyby przyszło dzisiaj tworzyć flagę, wykorzystując do tego znak narodowy, należałoby użyć - zgodnie z Konstytucją - tylko godła, a nie herbu. Mielibyśmy wówczas flagę w jednym kolorze - białym. AM/Onet.pl
Trzy filary programu gospodarczego, „Lecz rządy w Egipcie objął nowy król, który nie znał Józefa. I rzekł do swego ludu: <<Oto lud synów Izraela jest liczniejszy i potężniejszy od nas. Roztropnie przeciw niemu wystąpmy, żeby przestał się rozmnażać. W wypadku, bowiem wojny mógłby się połączyć z naszymi wrogami w walce przeciw nam, aby wyjść z kraju>>.” WJ 1,8. W Polsce deficyt finansów publicznych w ostatnim okresie wzrósł dramatycznie i to przy całym akompaniamencie stwierdzeń, że wzrasta nieznacznie. Tylko utajnienie bilionowych zobowiązań ZUS-u względem emerytów, nie publikowanie sumy kont emerytalnych, w tym tzw. kapitału początkowego pozwalało przez lata na udawanie, że tsunami demograficznego nie ma i kontynuowanie antyrodzinnej polityki fiskalnej. A pamiętajmy o tym, że starsi ludzie to nie tylko napięcia finansowe ZUS, ale również wzrastająca ilość ich wizyt w gabinetach lekarskich i to aż 4-krotna. Nic dziwnego, że w prasie jest coraz więcej niepokojących informacji dotyczących załamania demograficznego w sytuacji, w której Polska, jako społeczeństwo starzeje się w zastraszającym tempie o 1 rok co dwa lata, nie do utrzymania w dłuższym okresie czasu przez żaden system finansowy. Bez zmiany podejścia do polityki prorodzinnej, Polska nie tylko nie polepszy swojej pozycji gospodarczej, ale również nie utrzyma swojej już i tak osłabionej pozycji politycznej. Gorzej brak skutecznych działań w przeciągu najbliższych pięciu lat spowoduje, że nasz kraj nie będzie już dłużej krajem czterdziestomilionowym, lecz dwudziestomilionowym z wielomilionowym garbem starych ludzi. Dane o imponującej rozrodczości Polaków w Wielkiej Brytanii robią wrażenie. Przy okazji upadło kilka ostro lansowanych antyrodzinnych teorii. A to że kwestia ilości dzieci ma fundament kulturowy – Polacy na emigracji mają nie tylko więcej dzieci niż w kraju, ale i więcej dzieci niż obywatele kraju osiedlenia. Ponadto teoria, że Polacy, gdy trochę na Wyspach popracują, to z nabytą wiedzą i pieniędzmi powrócą do kraju przeradza się w złowieszcze przekonanie, że już za granicą zapuścili korzenie. Niestety, ale na oszczędzanie na świadczeniach rodzinnych nakłada się wyprzedawanie aktywów pod nazwą prywatyzacji i samobójcza polityka gospodarcza, skutkująca wypieraniem miejsc pracy o dużej wartości dodanej z Polski i forsująca emigracją młodych. W efekcie ten dotkliwy kryzys, na którym się obecnie koncentrujemy jest zaledwie trzęsienie ziemi w finansach publicznych, gdyż Polska stoi w obliczu tsunamicznej fali kryzysu w systemie zabezpieczenia emerytalnego i świadczenia usług zdrowotnych, oraz samobójczego, jeśli chodzi o żywotność Narodu. Słowa, którego tak często JP2 używał, a które wstydliwie teraz przemilczamy. Z każdym dniem w Polsce rosną nieskapitalizowane zobowiązania wobec ludzi uprawnionych do otrzymywania świadczeń emerytalno-zdrowotnych. O braku wyobraźni dotyczącej sposobu powstawania tych zobowiązań jesteśmy świadkami na każdym etapie debaty publicznej. Istnieje też ważny aspekt społeczny „demograficznego tsunami”. Będzie zanikać siła społeczna. I Polska prowadząca otwartą politykę imigracyjną utraci swój narodowy charakter, utrudniając sobie podjęcie naprawy sytuacji w przyszłości. Przykładem może być Hiszpania, która w ostatnich latach przyjęła wielomilionową rzeszę imigrantów. Financial Times analizując tą politykę wyliczył, że starając się utrzymać dotychczasowy poziom zabezpieczenia społecznego w następnych dziesięcioleciach Hiszpania musiałaby przyjąć kolejne dziesiątki milionów imigrantów. Specjalny raport The Economist wylicza, że już w ciągu najbliższych dwóch dekad w przeciwieństwie do Polski i Europy populacja krajów arabskich wzrośnie o 40%, a dzieci w wieku do 19 lat jest tam dwa razy więcej w społeczeństwie niż w Europie. W efekcie dodatkowo 150 mln obywateli tych państw będzie szukała zatrudnienia w swych krajach i w ościennej Europie. Charakterystyczne, że New York Times już w numerze z 4 kwietnia 2004 roku stwierdzał, że: „Młodzieńcze społeczeństwo muzułmańskie na południu i wschodzie Morza Śródziemnego skolonizuje starzejącą się Europę. Na to nakłada się dechrystianizacja państw zachodnich.” Dodajmy JP2, wg kardynała Dziwisza tylko dwukrotnie podniósł głos, w tym raz występując przeciwko wojnie w Iraku. Aktualna eskalacja konfliktu, jest jak najgorszym prognostykiem, co do przyszłego harmonijnego współżycia narodów. W Europie ostrzega się, że w przypadku kontynuowania dotychczasowych procesów Hiszpania stanie się krajem, który kompletnie zmieni swój społeczny charakter. W ostatnich 15 latach zaakceptowała 5 mln imigrantów, co spowodowało przyrost ludności o 10 proc. By utrzymać aktualny poziom świadczeń do roku 2050 Hiszpania musiałaby przyjąć aż 42 mln imigrantów i to mimo podniesienia wieku emerytalnego do 67 lat. W praktyce oznaczałoby, że UE posiadałaby pierwszego członka, który byłby krajem muzułmańskim. Jak poważny jest to proces może świadczyć zaniepokojenie w krajach południa przejawiające się stale nagłaśnianym zalewem imigrantów z południa Afryki. Przykładowo włoskie Awenire, które 9 kwietnia poświęciło aż 6 pierwszych stron temu problemowi, codziennie zamieszcza informacje na ten temat. Kontynuowanie dotychczasowej polityki imigracyjnej przez Hiszpanię będzie oznaczało pokojową re-rekonkwistę tego kraju po 500 latach. W przypadku Polski oznaczało będzie dodatkowy proces silnego wyludnienia. Z innej strony ekspansja gospodarcza Chin będzie dodatkowo stymulowana demografią, gdyż jak podaje International Harald Tribune w artykule „Love and mortgage in China” z 15 kwietnia, do 2020 roku wystąpi w tym kraju aż 24 milionowa nadwyżka Chińczyków, którzy można oczekiwać, że będą poszukiwali żon na całym świecie. Pewną przestrogą powinna być również obecna debata w Japonii, która przypomina polskie dysputy dotyczące świadczeń rentowych, do których staje się upoważnionych coraz mniej osób i istnieje społeczna nieprzychylność do przyznawania rent. Przejawia się ona podatnością na prezentowanie różnych nadużyć w tych świadczeniach. Japonia się starzeje i nie tylko spada w rankingach gospodarczych, jak to się stało na dniach, kiedy została wyprzedzona przez Chiny, ale ma coraz większe problemy z finansowaniem świadczeń dla starszego pokolenia. Jej stare społeczeństwo nie jest w stanie szybko się rozwijać. Z drugiej strony spadek oszczędności w Japonii jest bardzo szybki z poziomu 15 proc. w 1992 r. do zaledwie 2,8 proc. obecnie. Wyjaśnia się to faktem, że starzejące się społeczeństwo wykorzystuje coraz więcej swoich odłożonych kapitałów. Przestrogą powinna być opisana na pierwszej stronie w Financial Times debata, która przy okazji japońskiego święta starszych ludzi „Obon” tam rozgorzała. Z braku środków została rozpętywana nagonka na tych, którzy bezprawnie korzystają ze świadczeń. Chodzi o szeroko nagłośnione przypadki, których wykryto kilkadziesiąt, kiedy to rodziny pobierają świadczenia osób, które od wielu lat nie żyją (w jednym z przypadków ciało jednej z osób było trzymane w domu przez trzydzieści lat, a świadczenia były pobierane do jej 111-ego roku „życia”). Dlatego też może dziwić, że raport z sytuacji demograficznej Polski za lata 2008-2009, który został wydany przez Rządową Radę Ludnościową w rekomendacjach przedstawia jedynie smutną konkluzję, gdyż mówi, ze zarówno w latach 2007 i 2008 oraz w pierwszej połowie 2009 r. nie zmieniły się radykalnie wcześniejsze spadkowe tendencje płodności i zmiana modelu rodziny. Oraz że na procesy te nałożyła się dodatkowo lawinowa skala wyjazdów Polaków za granicę. Oznacza to że starzejące się młode pokolenie z wyżu solidarnościowego nie posiada dzieci i niepokojące jest, że w ramach rekomendacji nie ma dążenia do tego, by sytuacja ta uległa odwróceniu. A rekomendacja polegająca na tym, że należy uznać 2,2 mln osób, które wyjechały za granicę i przebywa tam już tak długo, że pozostanie tam na trwałe – ukazuje tylko jałowość polityki, która z jednej strony nie dba o polskie rodziny, a z drugiej strony nie dba o to, aby miejsca pracy w Polsce powstawały i żeby można je było utrzymać. Na dodatek wypycha młode pokolenie zagranicę i tylko chwilowo korzysta z tego, że z jednej strony mała ilość środków jest przeznacza na starszych ludzi, jak i na dzieci. Wspiera egoizm młodzieży odbierając im szansę na godne przeżycie starości, nie patrząc na to, że oznacza to podbieganie do przepaści w radosnych podskokach. Ostrzeżeniem dla wszystkich powinna być likwidacja lekcji historii XX wieku w szkole, powodująca zamieszanie w głowach młodego pokolenia. W których nie ma już miejsca na wyliczanie polskich zasług w obaleniu komunizmu i niemieckiego hitleryzmu. I brak reakcji na proces dezinformacji - wypychania ze świadomości i praktycznego zrównywania ofiar tych dwóch krwiożerczych systemów z ich spadkobiercami. W Polsce debatę gospodarczą charakteryzuje kompletny brak odesłania do konieczności zainicjowania polityki prorodzinnej w sytuacji prawie trzy i półmilionowego deficytu dzieci do prostej zastępowalności pokoleń, prowadzącej wprost do katastrofy sektor finansów publicznych. Patrząc na następujące procesy demograficzno-finansowe, powinniśmy widzieć ich realne oddziaływanie i proponować adekwatne polityki. A to tylko po to, by w przyszłości nie szukać przyczyny siermiężności świadczeń emerytalnych w drobnych nadużyciach obywateli, które mogą być bulwersujące, ale nie spowodują zwiększenia ich samych, o ile wcześniej przezorną polityką o ich poziom nie zadbamy. Inaczej ostrzeżenie zawarte przez członka zarządu Bundesbanku Thilo Sarrazina w jego książce „Niemcy zmierzają do samolikwidacji” („Deutschland schafftsichab”) stanie się prawdziwe, ale po tej stronie Odry, gdyż zapaść demograficzno-instytucjonalna w Polsce jest nieporównywalnie groźniejsza. I stanie się to paradoksalnie nie w postaci regulacji naszych wrogów, tak jak w przytoczonym cytacie Starego Testamentu, ale z powodu wygodnictwa nas samych. „Jestem synem narodu, który przetrwał najstraszliwsze doświadczenia dziejów, którego wielokrotnie sąsiedzi skazywali na śmierć – a pozostał przy życiu i pozostał sobą.” Cezary Mech
JP2 UNESCO „Co nasze pokolenie zrobiło z tym wielkim dziedzictwem?” JP2 Kraków 1999.
DOWODY DZIAŁANIA TERRORYSTY BIN LADENA W POLSCE W Polsce działalność BIN LADENA przyjęła formę precyzyjnych chirurgicznych cięć o wysokiej skuteczności. Rodzi się pytanie, czy potrafimy się przed nim obronić?
1. Katastrofa lotnicza w Mirosławcu samolotu CASA C-295 M numer 019, która wydarzyła się 23 stycznia 2008, o godzinie 19:07.Lot operacyjny. W wypadku zginęła cała załoga i pasażerowie w tym:
- Gen. Brygady Andrzej Andrzejewski, dowódca I Brygady Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie
- Podpułkownik Zdzisław Cieślik, szef szkolenia I Brygady Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie
- Major Robert Maj z sekcji szkolenia lotniczego I Brygady Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie.
- Major Mirosław Wilczyński, szef sekcji techniki lotniczej I Brygady Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie.
- Pułkownik Jerzy Piłat, dowódca 12 Bazy Lotniczej w Mirosławcu
- Podpułkownik Dariusz Pawlak, szef sekcji techniki lotniczej 12 Bazy Lotniczej w Mirosławcu
- Major Grzegorz Jułga, zastępca dowódcy 8 Eskadry Lotnictwa Taktycznego w Mirosławcu
- Kapitan Paweł Zdunek, dowódca klucza lotniczego 8 Eskadry Lotnictwa Taktycznego w Mirosławcu.
- Kapitan Karol Szmigiel, dowódca klucza technicznego 8 Eskadry Lotnictwa Taktycznego w Mirosławcu.
- Pułkownik Dariusz Maciąg, dowódca 21 Bazy Lotniczej w Świdwinie.
- Major Piotr Firlinger, szef sekcji techniki lotniczej 21 Bazy Lotniczej w Świdwinie
- Podpułkownik Zbigniew Książek, zastępca dowódcy 22 Bazy Lotniczej w Malborku
- Podpułkownik Wojciech Maniewski, dowódca 40 Eskadry Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie.
- Kapitan Leszek Ziemski, instruktor bezpieczeństwa lotów 40 Eskadry Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie
- Kapitan Grzegorz Stepaniuk, szef techniki lotniczej 40 Eskadry Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie.
- Major Krzysztof Smołucha z Dowództwa Sił Powietrznych
2. Katastrofa śmigłowca Mi-24 w Szadłowicach miała miejsce 27 lutego 2009 około godziny 22:30. Lot szkoleniowo-bojowy
W wypadku zginął pilot, porucznik Robert Wagner
Pozostali dwaj członkowie załogi: pierwszy pilot i technik pokładowy, zostali lekko ranni
3. Katastrofa samolotu An-28 Bryza-2RF miała miejsce 31 marca 2009 około godziny 16:45 na lotnisku wojskowym Gdynia – Babie Doły. Lot szkoleniowy.
W wypadku zginęła cała załoga, czyli cztery osoby:
kpt. marynarki pilot Marek Sztabiński
kmdr ppor. pilot Roman Berski
porucznik marynarki pilot Przemysław Dudzik
chorąży sztabowy marynarki Ireneusz Rajewski
4. Ofiary katastrofy Tu 154 M w Smoleńsku z dowództwa Polskich Sił Zbrojnych do której doszło10 kwietnia 2010 roku o godz. 8:41:06 czasu środkowoeuropejskiego (CEST). Lot wojskowy. Zginęła cała załoga i wszyscy na pokładzie, m.in. Prezydent RP z małżonką (96 osób) w tym dowódcy sił zbrojnych RP:
- gen. Franciszek Gągor – szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego
- gen. dyw. Tadeusz Buk – dowódca Wojsk Lądowych RP
- gen. broni pil. Andrzej Błasik – dowódca Sił Powietrznych RP
- wiceadmirał Andrzej Karweta – dowódca Marynarki Wojennej RP
- gen. dyw. Włodzimierz Potasiński – dowódca Wojsk Specjalnych RP
- gen. broni Bronisław Kwiatkowski – dowódca Operacyjnych Sił Zbrojnych RP
- gen. bryg. Kazimierz Gilarski – dowódca Garnizonu Warszawa
W ciągu niecałego 2,5 roku zginęło w katastrofach lotniczych 122 osoby z najwyższych władz wojskowych i państwowych.
Wodowanie – i brak wodowania Media amerykańskie i światowe na pierwszy plan wybijają wodowanie „Airbusa 320” w zimnej rzece Hudson – i podkreślają spokój, umiejętności i opanowanie pilota, p. kpt. Chesleya Sullenberga, który posadziwszy samolot na wodzie dopilnował ewakuacji wszystkich pasażerów i – choć woda dochodziła już do okien, dwa razy obszedł całą kabinę, by sprawdzić, czy już wszyscy opuścili samolot. Piloci myśliwców to jednak klasa! Mnie jednak nieustannie staje przed oczyma wyobraźni katastrofa Iła-62M „Tadeusz Kościuszko” 9 maja 1987 – największa zresztą katastrofa lotnicza w Polsce. Spowodowana przez brak wyobraźni. Ił „Tadeusz Kościuszko” wystartował z Okęcia – i leciał na północ. Gdy stwierdzono awarię dolatywał prawie do Grudziądza. Nie lądował w Gdańsku ani w Modlinie „z braku dostatecznej liczby wozów strażackich” (podobno, – w co nie bardzo wierzę – nie chciał tego kapitan, śp. Zygmunt Pawlaczyk; chciałbym przesłuchać taśmy z rozmowami z ziemią!) - i samolot niemal pozbawiony sterowności skierowano z powrotem do Warszawy, którą kazano mu w dodatku oblecieć od południa, by nie stwarzać zagrożenia w najgęściej zamieszkanych rejonach. Do lotniska zabrakło 6 km. Ja chyba o tym już tu wspominałem – i piszę o tym, co jakiś czas, gdyż było to moje głębokie przeżycie: dramat bezsilności. Wydzwaniałem wtedy na Okęcie, domagając się połączenia ze sztabem awaryjnym – lub przynajmniej, by telefonistki przekazały mu sugestię, by wodować w Zatoce Gdańskiej: woda ciepła, dwa metry głębokości - nikomu by się nic nie stało. Gaśnica naturalna... Myślę, że rutyniarze „wiedzący”, że samolot powinien lądować na lotnisku, z asystą wozów z gaśnicami proszkowymi itd. - potraktowali to jak bredzenie wariata. Zginęły 183 osoby. Długo potem śniło mi się to po nocach. Zastanawiałem się:, co mogłem jeszcze zrobić? Czy „fachowcom” nic się nie śni? W każdym razie: p. kpt. Chesley Sullenberg miał szczęście: w Nowym Jorku nie zdążył się zebrać żaden sztab fachowców, by Mu coś doradzić – albo i nakazać... JKM
JKM wygadał się, że jest agentem "Skojarzenia to przekleństwo, więc możemy dziś dać głowę – jakiekolwiek podobieństwo było czysto przypadkowe..." Za tydzień mija kolejna rocznica katastrofy samolotu Ił-62 w Lesie Kabackim.
Z kolei 2 lata temu na rzece Hudson - dość szczęśliwie wodował samolot Airbus A320. Z pozoru trudno między jednym a drugim wydarzeniem znaleźć jakiś punkt wspólny. Może jedynie taki, że żadne z nich (a już z pewnością pierwsze) - nie nadaje się do żartów. Jednak u Janusza Korwin-Mikke wydarzenia te potrafią przywołać skojarzenia, i to poparte dość silnymi emocjami. Proszę zapoznać się najpierw z poniższym wpisem:
http://korwin-mikke.blog.onet.pl/2,ID359502537,index.html
"Ja chyba o tym już tu wspominałem – i piszę o tym co jakiś czas, gdyż było to moje głębokie przeżycie: dramat bezsilności. Wydzwaniałem wtedy na Okęcie, domagając się połączenia ze sztabem awaryjnym – lub przynajmniej, by telefonistki przekazały mu sugestię, by wodować w Zatoce Gdańskiej." Nie stanowi dużej trudności sprawdzenie, że 9 maja 1987 roku o g. 10:41 nad miejscowością Warlubie samolot Ił-62M utracił dwa silniki. Natomiast rozbił się w Lesie Kabackim o g. 11:12.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Katastrofa_lotnicza_w_Lesie_Kabackim
A teraz starszym coś tylko przypomnę, natomiast młodzieży - wyłuszczę coś zgoła nieprawdopodobnego. Mianowicie to, że za komuny naprawdę nie było czegoś takiego jak: TVP Info, WSI24, Polsat News czy nawet TOK FM. Zero, null. A zatem... Jaką funkcję w hierarchii SB-eckiej w 1987 roku pełnił Janusz Korwin-Mikke , iż został poinformowany przez służby specjalne PRL w trybie pilnym o awarii samolotu Ił-62M "Tadeusz Kościuszko", i to jeszcze w czasie trwania jego feralnego lotu? Czy dn. 9 maja 1987 roku w godzinach przedpołudniowych bawił się może na bankiecie z okazji zakończenia II WŚ w ambasadzie Związku Radzieckiego, słynącej ze świetnego poinformowania? Proszę tzw. sekciarzy o podjęcie próby racjonalnego wytłumaczenia powyższego fenomenu, nie wikłając osoby Janusza Korwina-Mikke w obszar działania służb specjalnych PRL. Racjonalnego wytłumaczenia, które nie jest jakąś karkołomną Teorią Spiskową. Proszę też unikać obrażania osoby JKM'a imputowaniem mu, że na swoim blogu ordynarnie kłamie. Kłamie jak z nut, za nic mając swoich "wyznawców", gdy robi sobie żarty w sprawie, która wygląda na jedną z ostatnich do tego się nadających. Czekam z niecierpliwością... O.R.K.S.
03 maja 2011 "Działania rządu Donalda Tuska nie przynoszą krajowi pożytku".. - Stwierdził pan Marek Goliszewski, prezes Business Center Club. Dopiero teraz, po prawie czterech latach od objęcia steru rządów, pan prezes zauważył, że sprawy pod rządami pana Donalda Tuska i jego demokratycznej ekipy idą w złą stronę.. Przecież od samego początku rządów pana Donalda Tuska sprawy szły w złą stronę, przykrywane białym pijarem, tak jak idą w III Rzeczpospolitej w złą stronę a więc od dwudziestu lat, ale dopiero teraz, zauważył to pan prezes... Jak już wszyscy młodzi wyjadą z Polski, stanowiącej obecnie część Unii Europejskiej, zostaną tylko emeryci i renciści, oraz urzędnicy i budżetówka, jak długi staną się jeszcze bardziej księżycowe niż sam Księżyc, a Polska niewypłacalna, jak ostatecznie zbankrutują państwowe ubezpieczenia, a prywatne firmy zagraniczne porzucą II filar, bo nie będzie dla nich pieniędzy na wypłaty?. I właśnie to jest główny powód twierdzenia pana Marka Goliszewskiego, że” działania rządu nie przynoszą krajowi pożytku”.. Kogo reprezentuje pan Marek Goliszewski? Czy nie czasami „ rynki finansowe” i zgraje tych wszystkich spekulantów, którzy żyją głównie z wyciągania z nas pieniędzy z systemu zorganizowanego przemyślnie i w określonym celu? No i pod przymusem.. Bo chyba nikt myślący nie ma wątpliwości, że tzw. II filar został zaprojektowany i przygotowany pod kątem niebotycznych zysków ciągnionych przez firmy pasożytujące na pieniądzach przyszłych emerytów, którzy obietnicami i propagandą zostali przymuszeni do trzymania pieniędzy w II filarze ustawowo. Zrobiła to ekipa pana profesora Jerzego Buzka z panem profesorem Leszkiem Balcerowiczem w 1999 roku, roku wielkich „reform”- wiekopomnych „reform”. Mieli wybór przymusowy jak w ruskiej stołówce: mogli jeść albo nie.. To znaczy pieniądze muszą być trzymane pod kuratelą, albo państwową, gdzie obskubuje emerytów 40 000 urzędników ZUS-u, albo będą kiwani kapitałowo- gdzie obsługuje emerytów pod przymusem ustawowym 14 firm, za drobną opłatą 7 miliardów złotych rocznie(!!!!). I zmniejszenie tej sumy, jak i całej sumy wpływającej do II filara tak rozsierdziło pana Marka Goliszewskiego, że postanowił wyartykułować kwestię niezadowolenia wobec polityki rządu.. Tak jak rozsierdziło pana Marcina Mellera, syna nieżyjącego już szefa naszej dyplomacji- kontynuatora dynastii, obecnie szefa pornograficznego pisma o charakterze tylko erotycznym.- Rozsierdziło go to samo. Ograniczenie roli spekulantów finansowych na drugi filar.. Bo chyba nikt o zdrowych zmysłach nie myśli, że będzie miał przyzwoitą emeryturę z II filara.. Oooo.. Co to - to nie! Wygląda na to, że z opinią szefa pornograficznego pisma musi liczyć się pan premier Donald Tusk.. Nawet przyszedł- znajdując wolny czas przy takim nawale pozorowanych zajęć- żeby spotkać się z celebrytami pod batutą pana Marcina Mellera. Ale nie znalazł czasu, żeby spotkać się z ludźmi poważnymi w branży, na przykład tymi z Centrum im, Adama Smitha, którzy wytłumaczyliby panu premierowi, żeby nie szedł tą drogą, tym bardziej, że wykształcenia jest historykiem.. Rozumiem, że po wprowadzeniu czterech wiekopomnych reform, pan profesor Jerzy Buzek, obecnie szef ponad europejskiej atrapy zwanej Parlamentem Europejskim obudził się w bezpieczniejszej Polsce, tak jak obudził się” w bezpiecznym świecie” po zabiciu srogiego Bin Ladena z Al. Kaidy, który tyle złego narobił na tym świecie, że po dziesięciu latach i wydaniu 1 biliona dolarów amerykańskich, w tym półtora miliarda dodrukowanych tak sobie, za pstryknięciem palcami- nareszcie świat jest bezpieczniejszy, tym bardziej, że Bin Laden jest sprawcą 11 września, czyli rozbicia wież Word Trade Center, dając tym samym początek nowej rzeczywistości, w której przyszło nam żyć.. I od tej pory żyjemy w nowej rzeczywistości- jak nowej? Mamy wojnę w Afganistanie.. Jak już go zabili nareszcie pora wycofać wojska z Afganistanu, żeby w końcu zapanował tam pokój, tamtejsi mieszkańcy ułożyli sobie życie wedle swoich wyobrażeń, a nie wedle wyobrażeń Amerykanów- w obrządku demokratycznym i prawo człowieczym?. Ale zabili go w Pakistanie, suwerennym kraju, tak suwerennym, że spec służby \wchodzą do niego, tak jak do siebie.. Ciekawe, czy władze Pakistanu dały zezwolenie służbom amerykańskim, żeby sobie tam weszły i zabiły Bin Ladena.? Przylatując helikopterami operacyjno-woskowymi?. Czy po prostu tam sobie weszły, bo tak chciały i tak im się podobało? Tak jak swojego czasu spec służby izraelskie w poszukiwaniu Eichmanna.. Pojechały sobie i wzięły, co im się podobało.. Do suwerennego kraju.. Czy dzisiaj w dobie praw człowieka i demokracji są jeszcze suwerenne kraje? Niechby Izraelczycy czy Amerykanie polecieli sobie do Chin czy Rosji i wzięły kogoś, kto im się nie podoba i kogo poszukują.. No niech spróbują.. Wydobyć z Rosji Chodorkowskiego, a z Chin - tego, co to ostatnio został aresztowany za propagowanie demokracji i praw człowieka na Placu Niebiańskiego Spokoju, żeby zakłócić niebiański spokój w Chinach... Wybaczcie państwo, ale nie potrafię zapamiętać tych chińskich nazwisk.. Tym bardziej jego pseudonimu operacyjnego.. Wiadomo, że demokracja to chaos i wielki nieporządek.. Jeśli jakiemuś państwu miałbym życzyć źle, to niechby wprowadzili sobie demokrację.. I zwłoki Bin Ladena zatopili natychmiast w oceanie (???) Naprawdę niezłe, tak jak z tymi wydarzeniami z 11 września 2011 roku.. Pamiętam, jak były prezydent Włoch Cossiga, stwierdził, że „ 11 września to robota służb amerykańskich i izraelskich”(!!!) Ta wiadomość na krótko pojawiła się w internecie i zaraz zniknęła, jak za dotknięciem służb, pardon- różyczki czarodziejskiej.. Jak wszystko, co ogłaszają z hałasem nie trzyma się kupy?. Pasterze afgańscy z afgańskich jaskiń poprowadzili Boeinga, do którego wyszkolonego pilota trzeba szkolić z dziesięć lat., a w Pentagon rypnął samolot, którego ani jednej części nie znaleziono? A samolot uderzywszy w górę wieżowca zawalił cały wieżowiec, tak jakby go ktoś wysadził według klasycznej sztuki saperskiej? I nic nie mówią o wieżowcu WTC7 znajdującym się z tyłu, który też się z zawalił, chociaż nie uderzył w niego żaden samolot.. I wszystkie papiery tam się znajdujące szlag trafił łącznie z tymi dwoma firmami ubezpieczeniowymi, które były na skaju bankructwa. A ochronę zabezpieczał, żeby było bezpieczniej- brat rodzony pana prezydenta Busha... I opowiadają takie bajki miliardom ludzi na całym świecie? Podając do wierzenia wymyślone i zamyślone banialuki.. Prezydent Barack Obama już miał przygotowane przemówienie, tylko na okoliczność, że zabił Bin Ladena, co bardzo poprawi mu notowania w zbliżających się wyborach, bo doprowadził już USA na skaj bankructwa, ( 14 bilionów dolarów długu!!!) i przydałoby się jakieś wydarzenie podnoszące wyniki sondaży.. Twardy prezydent - twardo załatwił sprawę. Należało zwłoki Bin Ladena przywieźć na Kapitol i pokazać wszystkim, jak to udało się zlikwidować największego terrorystę świata.. A nie topić w oceanie.. I opowiadać głodne kawałki o tym, jak to pochowano go w obrządku islamskim wrzucając do oceanu.. Żyjemy w czasach bandyckich, gdzie prawo przestaje obowiązywać- liczy się ideologia. I siła.. Kto silniejszy, to po tego stronie jest racja?. Nie ma prawdy, honoru, sprawiedliwości.. Jest bandytyzm, kłamstwo i propaganda.. Wielkie medialne sieci tworzą „prawdę” globalną.. I podają ją do wierzenia miliardom ludzi. USA- kiedyś kraj wolności i poszanowania praw, dzisiaj wyrasta na bandyckie państwo zbójeckie, żandarma świata, który nawet ośmiela się występować w imieniu samozwańczych organizacji międzynarodowych domagających się od Polski 65 miliardów dolarów nie pytając, nawet czy jakieś dokumenty w sprawie są- czy też nie ma.. Chociaż jesteśmy sojusznikiem USA, choć do tej pory nie mamy wolności bezwizowej... Czas cofnąć bezwizowość Amerykanom, żeby przywrócić normalność w stosunkach bilateralnych.. I jeszcze tworzą sobie wybrane miejsca na świecie, żeby z pojmanymi przeciwnikami mogli robić, co chcą.. Na przykład torturować! Nowy wspaniały świat coraz bliżej.. Tylko nadzieja, że ten opresyjny, międzykontynentalny kolos zbankrutuje.. Albo dojdą do władzy ludzie, którzy nie będą chcieli decydować o losach innych ludzi, w innych zakątkach świata.. Tak jak było do I wojny światowej.. A o czasie po II- już nie wspominając.. A z działań rządu Donalda Tuska rzeczywiście nie ma żadnego pożytku.. WJR
Obecny przy rozbiorze – filozof pamięta i przypomina – wywiad z dr Alice von Hildebrand
Poniższy tekst wydrukowany został w piśmie The Latin Mass w 2001 roku. Zapisana rozmowa z dr Alice von Hildebrand otwierała na łamach tego pisma dyskusję “Kryzys Kościoła – scenariusze rozwiązania”. Dr Alice von Hildebrand, emerytowany profesor filozofii Hunter College, na krótko przed udzieleniem wywiadu wydała biografię o swoim mężu, Dietrichu, pt. Dusza lwa (The Soul of the Lion).
Tłumaczenie polskie wywiadu ukazało się pierwotnie w piśmie BIBUŁA, Numer 16, czerwiec 2003.
The Latin Mass – TLM: Doktor Hildebrand, czy w czasie, gdy Papież Jan XXIII zwoływał Sobór Watykański II, odczuwała Pani potrzebę reform wewnątrz Kościoła? Alice von Hildebrand – AVH: Większość spostrzeżeń na ten temat pochodzi od mojego męża. Zawsze twierdził on, że członkowie Kościoła – w związku ze skutkami grzechu pierworodnego i grzechu aktualnego – stale potrzebują reform. Jednak nauczanie Kościoła pochodzi od Boga i w związku z tym najmniejsza odrobina nie może zostać zmieniona czy rozważana, jako wymagająca reform.
TLM: W przypadku obecnego kryzysu, kiedy po raz pierwszy odczuła Pani, że dzieje się coś straszliwie złego? AVH: Było to w lutym 1965 roku, gdy przebywałam we Florencji podczas urlopu z uczelni. Mój mąż czytał jakieś pismo teologiczne, gdy nagle usłyszałam jak się rozpłakał. Podbiegłam do niego w obawie, że może nagle poczuł ból serca. Zapytałam się czy dobrze się czuje. Powiedział mi wtedy, że artykuł, który właśnie czytał ukazał mu wnikliwie, iż szatan wtargnął do Kościoła. Trzeba pamiętać, że mój mąż był pierwszym prominentnym Niemcem, który publicznie wypowiadał się przeciwko Hitlerowi i Nazistom. Miał zawsze wielką intuicję i umiejętność przewidywania.
TLM: Czy Pani mąż kiedykolwiek przed tym przypadkiem opowiadał o swoich obawach o Kościół? AVH: Wspominam w biografii o moim mężu pt. “Dusza lwa”, że kilka lat po swojej konwersji na katolicyzm, w latach dwudziestych, zaczął wykładać na Uniwersytecie w Monachium. Większość katolików w tamtym czasie uczęszczała na Msze Św., ale mimo tego on zawsze mówił, że właśnie tam zaczął sobie zdawać sprawę, iż zatracony został wśród katolików sens nadprzyrodzoności. Jeden przypadek był dla niego szczególnie wystarczającym na to dowodem, jak również bardzo go zasmucił. Otóż przechodząc przez drzwi mój mąż zawsze zwykł przepuszczać tych studentów, którzy byli księżmi, z czego pewnego razu jeden z jego kolegów (katolik) wyraził zdziwienie i dezaprobatę:, „Dlaczego pozwalasz na to, by twoi studenci wchodzili przed tobą?” Mąż odpowiedział:, „Ponieważ oni są księżmi.” “Ale oni nie mają doktoratu!” – usłyszał. Mąż był zasmucony: docenianie doktoratu jest naturalną reakcją, jednak odczuwanie lęku przed wzniosłością kapłaństwa jest supernaturalną reakcją. Zachowanie się tego profesora udowodniło, że jego poczucie supernaturalności uległo erozji. Przypadek ten miał miejsce na długo przed Soborem Watykańskim II, ale aż do Soboru piękno i świętość liturgii trydenckiej maskowało ten fenomen.
TLM: Czy Pani mąż myślał, że ten upadek supernaturalności rozpoczął się w tym czasie, a jeśli tak, to jak on to tłumaczył? AVH: Nie, on uważał, że po potępieniu herezji Modernizmu przez Piusa X, jego przeciwnicy jedynie zeszli do “podziemii”. Powiedziałby, że przyjęli bardziej subtelne i praktyczne podejście, po prostu rozpowszechniali oni wątpliwości przez zadawanie pytań o wielkie ponadnaturalne interwencje w historii Zbawienia, jak np. o narodzenie Maryi Dziewicy, o trwałe dziewictwo Maryi, o Zmartwychwstanie czy Świętą Eucharystię. Oni wiedzieli, że gdy tylko wiara – jej fundamenty – zachwieje się, liturgia i nauczanie Kościoła za tym podążą. Mój mąż zatytułował jedną ze swoich książek “Zdewastowana winnica”. Okazuje się, że po Soborze Watykańskim II tornado uderzyło w Kościół. Modernizm, owoc nieszczęścia Renesansu i protestanckiej rewolty, wymagał długiego historycznego procesu, by się rozwinąć. Jeśli zapytałbyś przeciętnego katolika w wiekach średnich, aby wskazał swojego bohatera, idola, odpowiedziałby wymieniając imię jakiegoś świętego. W epoce Renesansu zaczęło się to zmieniać: zamiast wskazywać na świętych, ludzie myśleli o geniuszach, jako o osobach do naśladowania, a z nadejściem wieku przemysłowego odpowiadali nazwiskiem jakiegoś wielkiego naukowca. Dzisiaj wskazaliby na jakiegoś sportowca czy gwiazdę filmową. Innymi słowy, utrata poczucia supernaturalności (nadprzyrodzoności) przyniosła odwrócenie hierarchii wartości. Nawet pogański Platon był otwarty na poczucie nadprzyrodzoności. Mówił o słabości, kruchości, bojaźliwości często objawiającej się w naturze ludzkiej. Zapytany przez krytyków o wyjaśnienie, dlaczego miał on tak niską opinię o ludzkości, odpowiedział, że nie jest tym, który oczernia, lecz tym, który porównuje do Boga. Wraz z utratą poczucia nadprzyrodzoności następuje dzisiaj utrata sensu potrzeby wyrzeczeń. Ktoś, kto zbliża się do Boga, powinien mieć większe poczucie grzeszności. Ktoś, kto oddala się od Boga, tak jak ma to miejsce dzisiaj, słyszy coraz częściej filozofię New Age’owską, która głosi, że: “Ja jestem OK. Ty jesteś OK.” Ta utrata potrzeby ofiary spowodowała przyciemnienie odkupienia misji Kościoła. Tam gdzie rola Krzyża jest pomniejszana, zanika myślenie o konieczności naszego zbawienia.
Awersja do ofiary i zbawienia wspomogła sekularyzację Kościoła od środka. Słyszymy od wielu lat od księży i biskupów o potrzebie dostosowania się Kościoła do świata. A przecież wielcy papieże, jak np. Święty Pius X mówili coś zupełnie odwrotnego: to świat musi dostosować się do Kościoła.
TLM: Muszę stwierdzić, że z naszej rozmowy prowadzonej dzisiejszego popołudnia wynika, iż nie wierzy Pani w przyspieszoną utratę nadprzyrodzoności, jako przypadek w historii. AVH: Nie, nie wierzę. W ostatnich latach wydane zostały we Włoszech dwie książki, które potwierdzają to, co mój mąż podejrzewał od pewnego czasu, mianowicie to, że przez większą część tego [XX] wieku odbywało się systematyczne przenikanie Kościoła przez diabolicznego wroga. Mój mąż był z natury człowiekiem optymistycznym i ufnym, lecz podczas ostatnich 10. lat jego życia byłam świadkiem wielu momentów wielkiego smutku, kiedy to często powtarzał: “znieważyli Kościół (“Holy Bride of Christ“). Miał on myśli “ohydę spustoszenia”, o czym mówił prorok Daniel.
TLM: To jest bardzo krytyczne stwierdzenie. Pani mąż został nazwany przez Papieża Piusa XII Doktorem Kościoła XX wieku. Jeśli tak mocno on to wyczuwał, czy nie miał on okazji w Watykanie, by przekazać Papieżowi Pawłowi VI swoje obawy? AVH: Ależ on to zrobił! Nigdy nie zapomnę prywatnej audiencji, którą odbył on z Papieżem Pawłem VI, na krótko przed końcem Soboru, dokładnie 21 czerwca 1965 roku. Jak tylko zaczął on błagać o potępienie herezji, które się w Kościele szerzyły, Papież przerwał słowami: “Lo scriva, lo scriva”. (“Spisz to, spisz to”). Kilka chwil później po raz drugi mój mąż przyciągnął uwagę Papieża na ważkość sytuacji, lecz odpowiedź Papieża była taka sama. Jego Świątobliwość przyjęła nas na stojąco i było jasne, że Papież czuł się bardzo skrępowany. Audiencja trwała zaledwie kilka minut, po czym Paweł VI natychmiast dał znak swemu sekretarzowi, Ojcu Capovilla, aby przynieść nam różańce i pamiątkowe medale. Po tym wróciliśmy do Florencji, gdzie mąż napisał długi list (do dzisiaj nieopublikowany), który został doręczony Pawłowi VI na dzień przed ostatnią sesją Soboru, we wrześniu 1965 roku. Papież po przeczytaniu dokumentu powiedział ambasadorowi Niemiec przy Stolicy Apostolskiej, Dieter von Satter, który był bratankiem mojego męża, że przeczytał dokument uważnie, ale stwierdził, że list był “zbyt surowy”. Oczywiście powód był oczywisty: mój mąż pokornie w liście prosił o jednoznaczne potępienie heretyckich stwierdzeń [zainicjowanych w dokumentach Soboru].
TLM: Pani doktor, z pewnością zdaje sobie Pani sprawę, że gdy tylko wspomni Pani tę myśl o infiltracji, znajdą się tacy, którzy z irytacją zaczną mówić: “O nie, kolejna teoria spiskowa!”. AVH: No cóż, mówię tylko to, co wiem. Nie jest żadną tajemnicą na przykład to, że Bella Dodd, była komunistka, która wróciła do Kościoła, otwarcie mówiła o wyrachowanej infiltracji agentów Partii Komunistycznej w seminariach duchownych. Powiedziała ona memu mężowi i mnie, że kiedy była jeszcze aktywną członkinią Partii, miała kontakty, z co najmniej czterema kardynałami z Watykanu, “którzy pracowali dla nas”. Bardzo często słyszę Amerykanów, którzy mówią o Europejczykach, że “wszędzie węszą teorie spiskowe”. Ale przecież od samego początku ten Anioł Ciemności “spiskował” przeciwko Kościołowi, a w szczególności obierał sobie za cel zniszczenie Mszy Świętej i podkopywanie wiary w Prawdziwą Obecność Chrystusa w Eucharystii. To, że niektórzy skłonni są do nieproporcjonalnego przedstawiania tych niezaprzeczalnych faktów, nie może być powodem, by zaprzeczać ich istnieniu. Jako urodzona w Europie mogę pokusić się za to na stwierdzenie, iż wielu Amerykanów jest naiwnych. Żyją oni w kraju, który dzięki Bogu nie zaznał wojny [blessed by peace], lecz posiadając niewielką wiedzę historyczną są oni, bardziej niż Europejczycy, – których historia jest bardziej burzliwa – skłonni do padania ofiarą złudzeń. Filozofia Russeau ma kolosalny wpływ w USA. Kiedy Chrystus powiedział swoim Apostołom podczas Ostatniej Wieczerzy, że “jeden z was wyda mnie” i Apostołowie byli oszołomieni. Judasz tak umiejętnie rozgrywał swoją rolę, że nikt go nie podejrzewał: przebiegły konspirator wie jak zamazywać ślady ukazując się w świetle ortodoksji.
TLM: Czy te dwie książki włoskiego księdza[1], o których wspomniała Pani, zawierają dokumentacje, które dałyby nam dowody na tę infiltrację? AVH: Dwie książki, o których wspomniałam zostały opublikowane w 1998 i 2000 roku przez włoskiego księdza Don Luigi Villa[2], z diecezji Brescia, który na prośbę [świętego] Ojca Pio poświęcił wiele lat swego życia na badanie możliwej infiltracji Kościoła przez masonów i komunistów. Don Villa, (z którym razem z mężem spotkaliśmy się w latach sześćdziesiątych) mówi, że nie stwierdzałby niczego, czego nie mógłby udowodnić. Kiedy książka “Paulo Sesto Beato?” wydana została w 1998 roku, wysłano ją do każdego włoskiego biskupa z osobna. Nikt nie potwierdził przesyłki, ale nikt też nie zakwestionował jego stwierdzeń. Don Villa w swej książce przytacza sprawę, której żaden z kościelnych przedstawicieli ani nie odparł ani nie został poproszony o wyjaśnienie, mimo, iż Don Villa wymienił nazwiska poszczególnych osób powiązanych z tymi wydarzeniami. Sprawa odnosi się do rozbieżności pomiędzy Papieżem Piusem XII a Biskupem Montini, późniejszym Papieżem Pawłem VI, a wtedy Podsekretarzem Stanu. Pius XII, zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie niesie ze sobą komunizm, który po II Wojnie Światowej dominował na połowie Europy, zabronił pracownikom Watykanu kontaktów z Moskwą. Ku swemu przerażeniu pewnego dnia poinformowany został przez Biskupa Upsali (Szwecja), że jego surowy zakaz został złamany. Papież wzbraniał się przed daniem wiary tym pogłoskom, aż do chwili, gdy otrzymał niezaprzeczalne dowody na to, że Montini korespondował z wieloma sowieckimi agencjami [rządowymi]. W międzyczasie Papież Pius XII (tak jak i Papież Pius XI) wysyłał potajemnie księży do Rosji, aby nieść posługę katolikom za Żelazną Kurtyną. Wszyscy z nich zostali aresztowani, torturowani, a później bądź straceni, bądź zesłani do gułagów. W końcu odkryto szpiega w Watykanie, którym był jezuita Alighiero Tonoli, bliski doradca Kardynała Montini. Tonoli był agentem pracującym dla Stalina z misją informowania Moskwy o posunięciach Watykanu, jak na przykład o wysyłaniu księży do Związku Sowieckiego.
Do tego należałoby dodać traktowanie Kardynała Mindszenty’ego przez Papieża Pawła VI. Wbrew swej woli Mindszenty został wezwany przez Watykan do opuszczenia Budapesztu. Jak powszechnie wiadomo, uciekł on komunistom otrzymując schronienie w Ambasadzie Amerykańskiej. Papież obiecał mu solennie, iż zostanie on prymasem Węgier aż do końca życia. Jednak, kiedy Kardynał przyjechał do Rzymu, Papież Paweł VI przyjął go ciepło, ale potem wysłał “na zesłanie” do Wiednia. Krótko po tym, ten świątobliwy prymas został poinformowany, że pozbawiono go tej funkcji, którą przydzielono komuś innemu, bardziej możliwemu do zaakceptowania przez węgierski komunistyczny rząd. Na dodatek, jeszcze bardziej tragiczny i smutny jest fakt, że gdy Mindszenty zmarł, żaden z reprezentantów Kościoła nie był obecny na Jego pogrzebie. Innym przykładem infiltracji podanym przez Don Villa przekazany został autorowi przez Kardynała Gognon. Papież Paweł VI zwrócił się z prośbą do kard. Gagnon (wówczas jeszcze arcybiskupa) o nadzór nad dochodzeniem mającym zbadać infiltrację Kościoła przez potężnych wrogów. Kardynał zgodził się na przeprowadzenie tej nieprzyjemnej czynności i zebrał duże akta, bogate w dokuczliwe fakty. Gdy praca została już ukończona, poprosił on o audiencję u Papieża celem osobistego doręczenia rękopisu. Prośba o audiencję nie została udzielona. Papież wysłał tylko notę, by dokument został złożony w biurze Kongregacji ds Duchowieństwa, zaznaczając by znalazł się on w specjalnym sejfie z dwoma zamkami. Po umieszczeniu dokumentu w sejfie następnego dnia okazało się, że nastąpiło doń włamanie i oryginał tajemniczo zniknął. Zwykle Watykan dba o to, by tego typu wydarzenia nie ujrzały światła dziennego, ale tym razem wzmianka o tym ukazała się nawet w L’Osservatore Romano (prawdopodobnie w wyniku presji, gdyż o wydarzeniu tym zdążyła poinformować już prasa świecka). Kardynał Gagnon, mając oczywiście kopię dokumentu ponownie poprosił Papieża o prywatną audiencję i po raz kolejny jego prośba została odrzucona. Zdecydował się on wtedy na opuszczenie Rzymu i udał się do swego kraju, Kanady. Później Gagnon został wezwany z powrotem do Rzymu, gdzie Papież Jan Paweł II nadał mu godność kardynała.
TLM: Dlaczego Don Villa napisał te książki, które przecież ukazują Pawła VI w krytycznym świetle? AVH: Don Villa niechętnie zdecydował się na opublikowanie książek, o których wspomniałam. Ale gdy kilku biskupów naciskało na beatyfikację Pawła VI, ksiądz Don Villa odebrał to jako sygnał do opublikowania informacji, które zebrał w ciągu wielu lat. Czyniąc to wypełniał przepisy Kongregacji [spraw kanonizacyjnych], które mówią wiernym, że obowiązkiem ich, jako członków Kościoła jest przekazywanie Kongregacji wszelkich informacji, które mogą stanąć na przeszkodzie ku beatyfikacji. Biorąc pod uwagę burzliwy pontyfikat Pawła VI i mieszane znaki od niego pochodzące, np. gdy mówił o “dymie Szatana, który wtargnął do Kościoła”, a jednocześnie odmawiał oficjalnego potępienia herezji [mnożących się w Kościele]; ogłosił Encyklikę Humanae Vitae (chwała jego pontyfikatu), jednak bardzo ostrożnie unikał proklamowania jej ex cathedra; wygłosił na Placu Św. Piotra w 1968 roku swoje Credo[ł], a po raz kolejny nie zadeklarował, by była ona wiążąca dla wszystkich katolików; nie podporządkował się surowym rozkazom Piusa XII, by nie utrzymywać żadnych kontaktów z Moskwą, za to działał by się przypodobać komunistycznemu rządowi na Węgrzech przez złamanie swego przyrzeczenia danego Kardynałowi Mindszenty; sposób, w jaki potraktował bogobojnego Kardynała Slipyj, który spędził 17 lat gułagów, aby w końcu zrobić z niego praktycznie więźnia Watykanu, czy w końcu zwrócenie się do arcybiskupa Gagnon, by przeprowadził dochodzenie o możliwą infitrację Watykanu i odmówienie jemu audiencji, gdy dochodzenie zostało zakończone – to wszystko przemawia dobitnie przeciwko beatyfikacji Pawła VI, nazywanego w Rzymie “Paolo Sesto, Mesto” (Paweł VI, Smutny). Nie ulega wątpliwości, że obowiązek opublikowania tych smutnych informacji wiązał się z uciążliwościami i był przykry dla Don Villa. Każdy katolik raduje się tym, że może z nieograniczonym szacunkiem spoglądać na Papieża, ale katolicy zdają również sobie sprawę, że Chrystus nigdy nie obiecał, że da nam bezbłędnych przywódców; On nam obiecał, że bramy piekielne Go nie przemogą. Nie zapomnijmy jednak tego, że chociaż Kościół miał i bardzo złych papieży i miernych papieży, był również błogosławiony przez wielu wielkich papieży: osiemdziesięciu z nich zostało świętymi a wielu zostało beatyfikowanych. To jest właśnie historia sukcesu, która nie ma sobie równych w świeckim świecie. Jeden jedyny Bóg jest sędzią Pawła VI, ale nie można zaprzeczyć temu, iż jego pontyfikat był zarówno bardzo skomplikowany jak i tragiczny. To właśnie podczas jego pontyfikatu, w ciągu piętnastu lat, więcej zmian wprowadzono w Kościele niż we wszystkich poprzednich wiekach razem wziętych. To co jest bardzo trapiące to fakt, że gdy czytamy zeznania byłych komunistów jak Bella Dodd, czy też gdy studiujemy masońskie dokumenty – pochodzące z dziewiętnastego wieku i najczęściej spisane przez upadłych księży w rodzaju Paul Roca [4] – to widzimy, że w dużym stopniu plany wrogów zostały już przeprowadzone: odpływ księży i zakonnic po Soborze Watykańskim II, brak potępienia dysydenckich teologów, feminizm, naciski na Rzym celem zniesienia celibatu, niemoralność wśród księży, bluźniercza liturgia[5], radykalne zmiany wprowadzone w świętej liturgii[6] i zwodniczy ekumenizm. Tylko ślepy może zaprzeczyć temu, że plany Wroga nie zostały przeprowadzone perfekcyjnie. Nie zapominajmy też i tego, że gdy świat był zaszokowany tym, co zrobił Hitler, to właśnie tacy ludzie jak mój mąż właściwie wyczytali to, co zostało napisane w Mein Kampf, gdzie spisany był cały plan, choć świat po prostu zdecydował, by w to nie wierzyć. Jakkolwiek poważnie wygląda sytuacja [w Kościele], żaden zaangażowany katolik nie może zapomnieć tego, że Chrystus obiecał, iż pozostanie w Kościele, ze swoim Kościołem do samego końca świata. My powinniśmy medytować nad sceną przedstawioną w Ewangelii, gdzie łódź z apostołami targana była przez burzę i przerażeni tym uczniowie obudzili śpiącego Chrystusa. Wystarczyło wtedy, że wypowiedział On jedno słowo i nastała cisza. “O wy małej wiary!” ["Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?"]
TLM: Z Pani uwag o ekumenizmie wnioskuję, że nie zgadza się Pani z obecnym kierunkiem zbieżności zamiast konwersji. AVH: Może wspomnę przypadek, który wydarzył się mojemu mężowi wielce go zasmucając. Było to w 1946 roku, zaraz po wojnie. Mój mąż wykładał wtedy w Fordham, gdzie na jednym z zajęć pojawił się żydowski student, który służył podczas wojny w marynarce wojennej. W czasie [jednej z rozmów] opowiedział on mężowi o pewnym przepięknym zachodzie słońca, [które doświadczył] na Pacyfiku, które skierowało go na drogę poszukiwania prawdy o Bogu. [Po wojnie] najpierw poszedł, więc studiować filozofię na Uniwersytecie Columbia, lecz stwierdził, że nie jest to to, czego szukał. Kolega polecił mu, aby spróbował filozofię na Fordham i wspomniał nazwisko Dietricha von Hildebrand. Już zaledwie po jednej lekcji z moim mężem, przekonał się, że znalazł to, czego szukał. Pewnego dnia po zajęciach mój mąż poszedł z nim na spacer i wtedy powiedział on mężowi, iż jest zdziwiony faktem, że wielu profesorów po tym, jak dowiadywali się o tym, że jest on Żydem, zapewniali go, że nie będą próbowali nawrócić go na katolicyzm. Mój mąż, oszołomiony tym, zatrzymał się i zwrócił się do niego:, „Co oni powiedzieli?!” Student powtórzył historie, na co mój mąż odparł: “Jestem gotowy pójść na sam koniec świata, aby zrobić z Ciebie katolika.” Nie chcę przedłużać tej opowieści, ale ten młody człowiek został katolikiem, przyjął święcenia w zakonie Kartuzów, po czym wstąpił do jedynego w Stanach Zjednoczonych klasztoru Kartuzów (w stanie Vermount).[7]
TLM: Spędziła Pani wiele lat wykładając na Hunter College[8]. AVH: Tak, i wielu z moich studentów zostało katolikami. O, jak piękne historie o konwersjach mogłabym opowiadać, gdybyśmy mieli czas; o tym jak młodzi ludzie zostali zapaleni Prawdą. Chciałabym jednak podkreślić jedną sprawę, mianowicie to, że to nie ja nawracałam swoich studentów. Myślę, że to, co my możemy, bowiem zrobić, to modlić się, by zostać narzędziem Boga. Aby być narzędziem musimy robić wszystko, by żyć Słowem Bożym każdego dnia i w każdych okolicznościach. Tylko łaska Boża może dać nam chęć i możliwości, by tego dokonać. To jest właśnie jedno z moich obaw, które mam w odniesieniu do [niektórych] tradycyjnych katolików. Obaw o pewien flirt z fanatyzmem. Fanatykiem jest ten, kto uważa prawdę, jako swoją osobistą własność, zamiast widzieć to, jako dar boży. My jesteśmy tylko sługami prawdy, i właśnie, jako słudzy powinniśmy się nią dzielić. Jestem bardzo zatroskana tym, że są tacy “fanatyczni” katolicy, którzy nadużywają Wiary, a prawdę, którą głoszą traktują, jako intelektualną zabawkę. A przecież autentyczne użycie wiary zawsze prowadzi do dążenia do świętości. Wiara, w swym obecnym kryzysie, nie może być intelektualną partią szachów, jednak dla każdego, kto nie dąży do świętości, właśnie tylko tym pozostanie. Tacy ludzie szkodzą Wierze, szczególnie, gdy są oni zwolennikami tradycyjnej Mszy.
TLM: Zatem jako jedyny scenariusz na zaradzenie dzisiejszemu kryzysowi widzi Pani odnowienie tego dążenia ku świętości? AVH: Nie powinniśmy zapominać, że walczymy nie tylko przeciwko naturze ludzkiej, ale i przeciwko Siłom Zła. To powinno wydobyć z nas pewien lęk i skłonić nas do większego niż kiedykolwiek dążenia do świętości oraz do żarliwych modlitw o to, by Kościół, który teraz znajduje się na Kalwarii, wyszedł z tego przeraźliwego kryzysu bardziej promieniujący niż kiedykolwiek. Katolicka odpowiedź jest zawsze taka sama: absolutna wierność świętemu nauczaniu Kościoła, wierność Stolicy Apostolskiej, częste przystępowanie do Sakramentów Świętych, odmawianie różańca, codzienna lektura pism i książek wzbogacających duchowo i wdzięczność za to, że otrzymaliśmy pełnię Boskiego objawienia: “Gaudate, iterum dico vobis, Gaudete“.
TLM: Nie mógłbym skończyć tego wywiadu bez spytania się Pani o reakcję na pewien znany i być może trochę wyświechtany temat. Otóż są pewni krytycy wiekowej Mszy Łacińskiej, którzy wskazują na to, że kryzys w Kościele wytworzył się [już wcześniej] w czasie, kiedy łacińska Msza Święta odprawiana była na świecie. Dlaczego zatem mielibyśmy sądzić, że jej przywrócenie rozwiązałoby dzisiejszy kryzys? AVH: Szatan nienawidzi wiekowej Mszy Świętej. Nienawidzi Jej, ponieważ jest Ona najbardziej perfekcyjnym wyrażeniem nauki Kościoła. (Tę całą głębię Mszy Świętej pokazał mi właśnie mój mąż.) Tradycyjna Msza Święta nie była problemem obecnego kryzysu. Problemem było to, że księża ją odprawiający już wcześniej stracili sens supernaturalności i transcendencji. Spieszyli się z modlitwami, mamrotali coś, nie wypowiadali modlitw wyraźnie. To był znak tego, że wnosili oni do Mszy Świętej swoje rosnące zeświecczenie. Wiekowa Msza Święta nie znosi lekceważenia i właśnie, dlatego tak wielu księży było zadowolonych z jej zniknięcia.
TLM: Dziękujemy Pani za ofiarowanie swego czasu i za umożliwienie naszej rozmowy.
Tłumaczenie: Lech Maziakowski
PRZYPISY
[1] Sac. Luigi Villa, Paolo VI beato?, Editrice Cività, Brescia, 1998, str. 285
[2] Jako znamienne można dodać, iż naczelna instytucja “tropiąca antysemityzm na świecie”, czyli Stephen Roth Institute, działająca przy Uniwersytecie w Tel-Aviwie, kwalifikuje o. Don Luigi Villa jako “jednego z najbardziej ekstremalnych katolickich fundamentalistów, [który] stoi na stanowisku przedsoborowym i antyżydowskim, oraz publikuje artykuły broniące osoby i publikacje zaprzeczające [oficjalnej wersji] Holocaustu. [...] Wydawany przez Don Luigi Villa miesięcznik Chiesa Viva (Brescia) [...] publikuje artykuły ‘udowadniające’ istnienie żydowsko-masońskiej konspiracji”. – przyp. Red. BIBUŁA
[ł] The Credo of the People of God, Promulgated by Pope Paul VI on June ł0, 1968. – przyp. Red. BIBUŁA
[4] O. Paul Roca (zm. 1891), apostata, teozof, mason, potępiony przez Kosciół, napisał m.in: “Wierzę, że boski kult w formie określonej przez liturgię, ceremonię, rytuał i przepisy Kościoła Rzymskiego przejdzie wkrótce transformacje na powszechnym soborze, który przywróci mu czcigodną prostotę złotego wieku apostolskiego, w zgodzie z nakazami sumienia i nowoczesnej cywilizacji.” – przyp. Red. BIBUŁA
[5] Patrz artykuł “Przyszłość papiestwa” w First Things, kwiecień 2001, pióra Davida Hart.
[6] Patrz książka Kardynała Ratzingera Milestones, strona 126 i 148, Wydawnictwo Ignatius Press
[7] Charterhouse of the Transfiguration, 1800 Beartown Road, Arlington, Vermont 05250-9ł15, USA – przyp. Red. BIBUŁA
[8] Hunter College należy do The City University of New York – CUNY – przyp. Red. BIBUŁA
ALICE VON HILDEBRAND urodziła się w Belgii. Studiowała m.in. na Uniwersytecie Fordham w Stanach Zjednoczonych, gdzie w 1946 roku uzyskała doktorat z filozofii. Uczennica, a później żona wybitnego filozofa Dietriecha von Hildebranda, którego papież Pius XII nazwal XX-wiecznym Doktorem Kościoła. Związała się z nowojorskim Hunter College, gdzie przez 17 lat wykładała filozofię. Wykładała i prowadziła zajęcia na innych uczelniach i uniwersytetach, m.in. w Arlington, VA, Dunwoodie, NY, Thomas More College w Rzymie i Franciscan University w Steubenville, OH, gdzie otrzymała tytuł doktora Honoris Causa. Dorobek Alice von Hildebrand obejmuje wiele książek m.in. takie pozycje jak: “Uświęcone miłością” (wydanie polskie: “Jak kochac po ślubie?” – Wyd. “W drodze”), “Sztuka życia”, “Wprowadzenie do filozofii religii”, “Kobiety i kapłaństwo”, “By Love Refined: Letters to a Young Bride”; “By Grief Refined: Letters to a Widow”; “The Privilege to Be a Woman”, czy “Dusza lwa” (The Soul of a Lion: Life of Dietrich von Hildebrand“). Ta ostatnia stanowi biografię jej zmarłego w 1977 r. męża.
Powyższy tekst – “Kryzys Kościoła i scenariusze rozwiązania – Obecny przy rozbiorze. Filozof pamięta i przypomina – wywiad z dr Alice von Hildebrand” – ukazał się pierwotnie w piśmie BIBUŁA Numer 16, czerwiec 2003
"Sukces" zamienia się w klęskę
1. W grudniu 2008 roku Premier Tusk wrócił ze szczytu Unii Europejskiej jak to ma w zwyczaju z kolejnym sukcesem. Polska zgodziła się na redukcję emisji, CO2 o 20% do końca roku 2020, choć mamy najbardziej emisyjną gospodarkę w Europie. Wydaje się, że zgoda ta nie była poprzedzona porządną analizą skutków pakietu klimatycznego dla polskiej gospodarki, a sam Premier zachłysnął się deklaracją największych krajów UE, ze główne zapisy pakietu wejdą w życie dopiero około roku 2020. Niestety spora część z nich wchodzi w życie już od początku roku 2013, a właśnie teraz Komisja Europejska podjęła decyzje dotyczące zasady obliczania darmowych pozwoleń na emisję, CO2 dla przemysłu.
2. Są one skrajnie niekorzystne dla polskiej gospodarki. Wyznacznikiem będą tzw. benchmarki, czyli emisje przy użyciu najlepszych technologii dostępnych w całej Unii, a nie w poszczególnych krajach. Odzwierciedlają one 10% emisji najbardziej wydajnych instalacji w UE w latach 2007-2008. KE przyjęła za podstawę tzw. benchmark gazowy, odmawiając tym samym zróżnicowania benchmarków według stosowanego paliwa (gaz, ropa, węgiel) i w ten sposób nasz kraj znalazł się w najgorszym położeniu ze wszystkich państw członkowskich. Producenci z energochłonnych branż zostaną postawieni na straconej pozycji wobec swoich konkurentów tylko, dlatego, że producenci energii w naszym kraju jej wytwarzanie oparli na węglu i to aż w 94%. Takie przemysły jak papierniczy, chemiczny, cementowy, materiałów budowlanych czy ciepłowniczy nawet, jeżeli mają nowoczesne instalacje wytwórcze, ale pracujące na węglu, nie będą mogły otrzymać porównywalnej ilości darmowych uprawnień z ich konkurentami w UE, gdzie wytwarzanie energii jest oparte na gazie.
3. Ponieważ wymienione wyżej przemysły wytwarzają blisko 20% polskiego PKB i zatrudniają blisko 500 tys. pracowników to wprowadzenie powyższych zasad wydawania darmowych pozwoleń na emisję CO2, może spowodować ,że przemysły będą przenosić się z naszego kraju , choćby za naszą wschodnią granicę. Eksperci w Polsce szacują także, że w wyniku wprowadzenia tych rozwiązań ceny hurtowe energii elektrycznej w Polsce wzrosną z obecnych 200 zł za MWh, do co najmniej 340 zł za MWh, a więc ponad 70%. Utracimy w ten sposób jedną z ostatnich przewag konkurencyjnych, jakie miała nasza gospodarka w stosunku do gospodarek najbardziej rozwiniętych krajów UE, a tym samym wzrosną koszty wytwarzania w całej gospodarce. W tej sytuacji o wpływie takiego wzrostu cen energii na budżety gospodarstw domowych w Polsce nie wypada już chyba pisać, choć już obecnie dla niezamożnych grup społecznych pokrywanie kosztów energii elektrycznej i ogrzewania mieszkań jest poważnym obciążeniem.
4. To, co się dzieje w sprawie pakietu klimatycznego nie powinno być dla polskiego rządu zaskoczeniem. Tylko do momentu jego zawarcia, a więc do grudnia 2008 roku Polska była traktowana przez największe kraje UE jak partner. Później były już tylko schody i nie pomagały ponoć dobre relacje Tuska z Angelą Merkel i Nicolasem Sarkozy. Tak było z darmowymi pozwoleniami na emisję, CO2 dla nowych bloków energetycznych tak jest teraz z ustaleniem zasad dla ustalania wielkości darmowych pozwoleń dla poszczególnych firm. Premier Tusk teraz publicznie mówi, że każdy dzień jego pracy zaczyna się od narady w sprawie „wojny obronnej” polskiego węgla tyle tylko, że jak się wydaje na wytargowanie czegokolwiek w tej sprawie od UE jest już stanowczo za późno. Tak się niestety mści amatorszczyzna w polityce, która cechuje ten rząd i jego szefa od początku tej kadencji, zresztą nie tylko w sprawie pakietu klimatycznego.
Zbigniew Kuźmiuk
Kto rządzi chorym prezydentem Przewlekła choroba Bronisława Komorowskiego jest wśród pracowników Kancelarii Prezydenta tajemnicą poliszynela: wszyscy o niej wiedzą, ale o niej nie mówią. Właśnie z powodu swoich przewlekłych schorzeń prezydent Komorowski zadecydował, że wiedza o jego stanie zdrowia będzie zastrzeżona. Zmienił także klinikę – leczy się w szpitalu MSWiA, a nie jak jego poprzednicy w warszawskim szpitalu wojskowym przy ul. Szaserów. Choroba prezydenta powoduje, że większą rolę polityczną odgrywa jego otoczenie. Prezydent otoczył się ludźmi z „bastionu Agory”, jak ich nazywają współpracownicy Donalda Tuska. Ci ostatni są żywotnie zainteresowani tym, by prezydent miał jak najmniej władzy, nie zamierza on, bowiem dzielić się nią z dawnymi partyjnymi kolegami. Bronisław Komorowski wrócił do swoich politycznych źródeł, czyli do środowiska Unii Wolności. Otoczył się zaufanymi doradcami wymienianymi przez „Gazetę Wyborczą”, jako „wybitne autorytety”: Tadeuszem Mazowieckim, Henrykiem Samsonowiczem, Henrykiem i Ludwiką Wujcami. Bardzo duży wpływ na podejmowane przez prezydenta decyzje mają także Aleksander i Eugeniusz Smolarowie i Adam Michnik. – Jak głosi jedna z powtarzanych w Kancelarii Prezydenta historyjek, Bronisław Komorowski wybrał na siedzibę Belweder, dlatego, że jest on usytuowany niedaleko miejsca zamieszkania Adama Michnika i Janusza Palikota. Dzięki temu mają do siebie blisko i mogą się w każdej chwili dyskretnie spotykać, bez względu na stan zdrowia prezydenta – mówią „GP” belwederscy urzędnicy. Ważne miejsce przy Bronisławie Komorowskim zajmuje także dawny działacz PZPR Tomasz Nałęcz, którego zadaniem jest reprezentowanie prezydenta w mediach.
Przewlekłe choroby „Gazeta Polska” już w ubiegłym roku (nr 29 z 21 lipca) pisała, że Bronisław Komorowski jest poważnie chory, a według naszych informacji stan zdrowia prezydenta nieustannie się pogarsza. – Nie ma w tym nic dziwnego – tak zwykle bywa ze schorzeniami kardiologicznymi, nie da się także cofnąć miażdżycy i cukrzycy – twierdzą rozmawiający z nami lekarze. Według ustaleń „GP”, w ubiegłym roku, już po wyborach prezydenckich, Bronisław Komorowski nagle poczuł się bardzo źle i trafił do szpitala MSWiA. Diagnozujący go lekarze zadecydowali, że musi on pozostać w klinice – jeden z funkcjonariuszy BOR pojechał po piżamę i przybory osobiste, bo lekarze nie pozwolili prezydentowi nawet na chwilę opuścić placówki. O tym, że prezydent Bronisław Komorowski jest w złej formie, mogli się przekonać widzowie TVP, oglądając wywiad z prezydentem, który przeprowadziła w kwietniu po obchodach 1. Rocznicy katastrofy smoleńskiej Barbara Czajkowska. Prezydent zachowywał się nienaturalnie, był podekscytowany, wyraźnie opadała mu powieka w jednym oku. Bronisław Komorowski od lat cierpi na przewlekłą chorobę serca: przebywał m.in. na oddziałach kardiologicznych szpitala klinicznego MSWiA oraz w Instytucie Kardiologii w Aninie. Schorzenie, na które cierpi, powoduje m.in. niedokrwienność mózgu, nagłe stany zaburzenia świadomości i omdlenia. Ustaliliśmy, że u Bronisława Komorowskiego lekarze zdiagnozowali także początki innej niezwykle groźnej choroby – początki miażdżycy, potocznie nazywanej arteriosklerozą. Jedną z przyczyn jej powstawania jest zła dieta z dużą ilością mięsa i tłuszczu. Jest to przewlekła choroba, polegająca na zmianach zwyrodnieniowo-wytwórczych w błonie wewnętrznej i środkowej tętnic, głównie w aorcie, tętnicach wieńcowych i mózgowych. Miażdżyca tętnic mózgu powoduje niedokrwienie mózgu i zmiany psychiczne – człowiek chorujący na miażdżycę często się myli, niektóre frazy wypowiada bez ładu i sensu, a choroba w efekcie prowadzi do nieodwracalnych zmian w mózgu. U prezydenta zdiagnozowano także początki cukrzycy, która, podobnie jak w przypadku miażdżycy, jest pochodną złego odżywiania. – Znam prezydenta Komorowskiego od 1989 r. i widzę wyraźne zmiany w jego zachowaniu. Nigdy wcześniej sobie nie pozwolił na pohukiwanie z trybuny, jak to zrobił w Wiśle, nie do pomyślenia jest, by mylił daty czy zachowywał się tak jak podczas wizyty w USA. Moim zdaniem jego zachowanie to wynik choroby – uważa znany polityk od lat zasiadający w parlamencie. Bronisław Komorowski leczył się na serce jeszcze, jako marszałek Sejmu. Rok temu w kwietniu, podczas pobytu w szpitalu w MSWiA, został w trybie nagłym przewieziony do szpitala kardiologicznego w Aninie. Wykonano mu wówczas zabieg ablacji. Przeprowadza się go w pracowni elektrofizjologii, ma on na celu usunięcia z serca ogniska będącego źródłem arytmii. Do serca wprowadzona zostaje specjalna elektroda. Zabieg jest powtarzany wówczas, gdy leczenie farmakologiczne zaburzeń rytmu jest nieskuteczne. Jak wynika z naszych informacji, Bronisław Komorowski został poddany zabiegowi ablacji po raz kolejny, ponieważ wcześniejsze leczenie nie odniosło pożądanego skutku. Zdaniem rozmówców z Instytutu Kardiologii w Aninie, schorzenie, na które cierpi prezydent, powoduje m.in. uczucie dławienia, duszność, zawroty głowy, bóle wieńcowe, zasłabnięcia, utratę przytomności, niedokrwienie mózgu, skutkujące zaburzeniami świadomości, a w najgorszym przypadku śmiercią.
Tajny stan zdrowia prezydenta Zapytaliśmy Jarosława Buczka, rzecznika prasowego MSWiA, o stan zdrowia Bronisława Komorowskiego. „Piastowanie funkcji państwowej nie pozbawia pacjenta powszechnego, przysługującego wszystkim, prawa do zachowania w tajemnicy charakteru udzielonych porad, ich częstotliwości, diagnozy oraz podjętego przez lekarza sposobu leczenia. To podstawowa zasada budowania zaufania w relacji lekarz – pacjent i nie ma od niej wyjątków” – powiedział nam Jarosław Buczek. Z kolei Biuro Prasowe Kancelarii Prezydenta poproszone o udzielenie nam informacji na temat zdrowia Bronisława Komorowskiego napisało nam: „Odpowiedź zostanie przesłana w przewidzianym ustawowo terminie”. Warto przypomnieć, że podczas prezydentury śp. prof. Lecha Kaczyńskiego Platforma Obywatelska, głównie przy pomocy Janusza Palikota – przyjaciela Bronisława Komorowskiego – domagała się ujawnienia stanu zdrowia prezydenta. Palikot, posługując się knajackim językiem, sugerował, przekraczając wszelkie granice przyzwoitości, że prezydent Kaczyński jest chory. „Dla przykładu” wyniki badań świadczących o stanie swojego zdrowia opublikował wówczas premier Donald Tusk, a chór medialnych klakierów Platformy Obywatelskiej postulował, że także prezydent Lech Kaczyński powinien zrobić to samo. Teraz, – gdy obecny prezydent jest rzeczywiście chory – milczą zarówno Palikot, jak i PO – matka partia, z której Bronisław Komorowski się wywodzi. Zmowa milczenia zapanowała także w pro prezydenckich mediach. Projekt ustawy, na mocy, której mieliśmy poznać stan zdrowia prezydenta, upadł w komisji „Przyjazne Państwo”. Wniosek o wycofanie projektu złożył przewodniczący komisji Adam Szejnfeld (PO), argumentując, że „projekt od początku był niekonstytucyjny”, a „stan zdrowia prezydenta, premiera i marszałków to sfera intymności człowieka i powinna być objęta pełną ochroną. Według Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych i kilku innych ekspertów, ta kwestia nie jest objęta obywatelskim prawem do informacji”.
Dorota Kania
Czego się boją? What Are They Afraid of?
http://www.gilad.co.uk/writings/gilad-atzmon-what-are-they-afraid-of.html
Gilad Atzmon – 1.05.2011, Przekład Ola Gordon
Izrael - krytyka zakazana Brytyjska siatka syjonistyczna, razem z kilkoma sayanim* wewnątrz żydowskopalestyńskiego ruchu solidarnościowego, w tym tygodniu wydaje się być mocno zjednoczona. Podejmując wspólny wysiłek, usiłują zakazać swobody wypowiedzi: wydają się być przerażeni pomysłem, że panel składający się z intelektualistów, dziennikarzy i artystów planuje zbadać intrygujący związek między Izraelem, syjonizmem oraz „żydowskością” i dlatego nękają potencjalnych uczestników tej konferencji, grożą instytucji naukowej i propagują kłamstwa, oczerniają i zniesławiają. I robiąc to, niechcący umożliwili nam wspaniały wgląd we współczesne plemienne, świeckie, żydowskie operacje. A co leży u podstaw tej histerii? Z jakiegoś szczególnego powodu, zarówno żydowscy syjoniści, jak i brytyjscy tzw. żydowscy ‘anty-syjoniści’ twierdzą, że zajmowanie się „żydowskością” to temat tabu, którego nigdy nie powinno się badać, a na pewno nie publicznie, a już na pewno nigdy poza gettem. Ale czy to wszystko nie jest po prostu bardziej niż trochę podejrzane? W końcu, proszę się zastanowić nad tym, że żydowscy ‘anty-syjoniści’ działają w polityce pod żydowskim sztandarem, ale także wyraźnie i z dumą ubierają się w żydowską tożsamość i – podobnie jak ‘państwo tylko dla Żydów’ – mają również ‘klub tylko dla Żydów’ i jeszcze chcą powstrzymać nas od pytania, o co w tym klubie chodzi. Chcą iść dalej i nawet próbują nas powstrzymać od dyskusji i uchwycenia tego, o co chodzi w żydowskości Izraela. Dlaczego tak niepokoi ich to, że inni pytają o ich ideologię, tożsamość, z której sami są tak jasno i otwarcie dumni? Czy to, że nie wolno nam kwestionować ideologii i nakazów politycznych? Czy powinniśmy zatem, również powstrzymać Maksa Webera badającego rolę protestantyzmu w kontekście powstania kapitalizmu? A jeśli Izrael z dumą określa się, jako państwo żydowskie, to czy nie mamy również prawa do zastanawiania się, co właściwie oznacza jego żydowskość? Czy nie powinniśmy mieć prawa zadawać tych samych pytań brytyjskim ‘anty-syjonistom’ żydowskim? Wydaje mi się jasne, że mamy prawo wiedzieć. Kilka lat temu wymyśliłem parodiowego bohatera, miał na imię Artie Fiszel. Artie był satyrycznym, fikcyjnym żydowsko-amerykańskim muzykiem, zacietrzewionym syjonistą, przekonanym, że jazz to muzyka żydowska. Twierdził, że muzyka jazzowa nie miała nic wspólnego z Ameryką czy Afryką. Chciał ją odebrać, i dlatego założył ‘ Artie Fishel & The Promised Band’ [Artie Fiszel i Orkiestra Obiecana – gra słów: band rymuje się z land, band - zespół, orkiestra, land - ziemia – przyp. tłum.] Artie Fiszel oczywiście był parodią syjonistycznego przedsięwzięcia:, jeśli możemy zabrać Arabom ziemię, to z pewnością możemy zabrać jazz Amerykanom. Posłuchaj Artie tutaj.
Żydowscy ‘anty-syjoniści’ w Wlk. Brytanii byli pierwszymi, którzy przeciwstawili się projektowi. Podczas pierwszej nocy występów graliśmy w Nottingham. Kiedy skończył się koncert, podeszła do nas ‘nowoczesna żydowska’ promotor, (która była i nadal jest moją przyjaciółką?. Stanęła ze łzami w oczach: „Wszystko, co mówisz jest tak prawdziwe, ale dlaczego masz się tym dzielić z Gojami”, powiedziała przerywanym głosem. Nie rozbawił jej satyryczny Artie. Zrozumieliśmy, że musieliśmy dotknąć wrażliwego nerwu.
Lipstick-Artie Fishel and the Promised Band - Gilad Atzmon Żydowski humor opiera się na wyśmiewaniu siebie, ale dla Żydów jest jasne, gdzie są granice kpiny. Żydowscy komedianci wiedzą, kiedy się zatrzymać. Do pewnego stopnia żydowski humor jest bardzo zaawansowaną formą ‘zarządzania dyskursem.’ Ma na celu określenie wzoru autorefleksji. W niektórych przypadkach otwarcie przyznaje się do pewnego poziomu żydowskiego esencjonalizmu kulturowego, ale podkreśla, że takie zjawisko jest urocze. Ale niestety, ja naprawdę nie widzę ‘uroczej koncepcji’ w żydowskim państwie: nie widzę nic, co jest tak urocze, w społeczeństwie, które zbiorowo popiera dywanowe bombardowanie cywilów **. Nie rozumiem też, co jest tak urocze w bezwzględnym żydowskim lobbingu. I kiedy patrzę na rzeczywistość żydowskiej inności politycznej w Wlk. Brytanii, kiedy czytam o żydowskich działaczach nękających kolegów, palestyńskich akademików, czy działaczy solidarności (tylko w ‘imię Palestyny’), to naprawdę zaczynam mieć mdłości. Często zadaję sobie pytanie:, co to jest, czego się boją? Dlaczego są tak zdesperowani by powstrzymać nas przed zajrzeniem w znaczenie ich flagi? Do głowy przychodzą mi tylko dwie możliwe odpowiedzi:
1.Możliwe, że mogą nawet sami nie wiedzieć, co oznacza ich ‘żydowskość’, – ale są z pewnością na tyle sprytni, aby zrozumieć, że lepiej się tego nie dowiedzieć: jasno zdają sobie sprawę z tego, że pojęcie to może okazać się ‘puszką Pandory’. Taka odpowiedź jest zgodna z nauczaniem judaizmu, gdyż w judaizmie, przestrzeganie jest podstawą, a rozumienie jest drugorzędne. Innymi słowy, judaizm domaga się ślepej akceptacji.
2.Może być również tak, że bardzo dobrze wiedzą, co oznacza „żydowskość”, ale wiedzą, jak złowrogo może to wyglądać na zewnątrz. Dlatego używają różnych taktyk, by powstrzymać resztę z nas przed przyjrzeniem się temu. Jeśli tak jest w istocie, to odpowiedź taka może oznaczać, że ich pozorna próba stłumienia debaty może mieć związek z ich koncepcją ‘żydowskości’. Ale biorąc pod uwagę zbrodnie popełnione przez państwo żydowskie, oraz biorąc pod uwagę środki, które są podejmowane przez niektóre elementy żydowskiej sieci ‘anty-syjonistycznej’, jest wyraźnie za późno by się przyjrzeć prawdziwemu znaczeniu żydowskiej ideologii, – o co w niej chodzi, co głosi, co obiecuje, a przede wszystkim, co chce nam odebrać (a mianowicie, wolność słowa i wypowiedzi). Ale jest też dobra wiadomość: jest to zauważalne dla wielu Żydów, a nawet żydowscy przywódcy duchowi teraz odchodzą od żydowskiej ‘lewicy’, by znaleźć drogę do prawdziwego znaczenia uniwersalnej empatii, jako równi i normalni ludzie. Wiem, że tak jest, bo proszą o spotkania ze mną. Wiem, bo ze mną rozmawiają. Wiem, bo zadają pytania, a nie powtarzają gotowych odpowiedzi.
A przede wszystkim wiem, bo sam opuściłem getto wiele lat temu i widzę, że oni chcą zrobić to samo.
http://www.facebook.com/event.php?eid=160038250722935
Dyskusja panelowa nt. izraelskiej zbrodniczości w wyniku wycofywania się Goldstona
Kiedy: wtorek 3 maja 2011, godz. 20.30
Gdzie: University Of Westminster – Cavendish Campus
Uczestnicy: Alan Hart, Gilad Atzmon i inni
* Sayanim – Żydzi z diaspory służący interesom Izraela. Były agent Mosadu, Wiktor Ostrowski, w “By Way Of Deception” [Przez oszustwo] opisuje jak funkcjonują sayanim. „Zwykle zdobywa się ich przez krewnych w Izraelu … grają wiele różnych ról. Na przykład samochodowy sayan prowadzi agencję wynajmu samochodów, może pomóc wynająć Mosadowi samochód bez zwykłej konieczności uzupełnienia dokumentacji. Mieszkaniowy sayan znajdzie zakwaterowanie bez wywoływania podejrzeń, bankowy sayan może pomóc finansowo w środku nocy, jeśli jest potrzeba, a medyczny sayan opatrzy ranę postrzałową bez zgłaszania jej na policji.’
** podczas operacji płynny ołów (2008-2009), izraelskie badania opinii publicznej pokazały, że 94% izraelskich Żydów wspiera wojnę i metody IDF.
http://stopsyjonizmowi.wordpress.com
Konstytucja 3 Maja - próba zamachu stanu Każdego roku przy okazji państwowego Święta Konstytucji 3 Maja, środki masowego zakłamania opowiadają o niej nieprawdopodobne wprost bajki:, że postępowa, że demokratyczna, że pierwsza w Europie, niepowtarzalna, gdyby weszła w życie, to Rzeczpospolita byłaby krajem miodem i mlekiem płynącym.. Pojęcie konstytucji po raz pierwszy zostało wprowadzone przez Arystotelesa przy podziale na ustroje: zdrowe ( monarchia) i zwyrodniałe (demokracja, tyrania, oligarchia). W Rzymie, według wizji filozofów stoickich, rządy miały być organizowane i sprawowane zgodnie z zasadą uniwersalnego rozumu i odzwierciedlać uniwersalna konstytucję. Średniowieczni myśliciele chrześcijańscy, głosząc panowanie Boga nad światem, widzieli zamiast ludzkiej konstytucji- państwo ziemskie zorganizowane w ramach monarchii, gdzie wszyscy, od papieża poprzez pomazańca Bożego( króla), arystokracje i lud, są posłuszni obowiązkom Bożym (10 przykazań). Po reformacji Hobbes, Lock, Rousseau ( ten to był zupełny szaleniec lewicowo-komunistyczny!) – lansowali teorię tzw. umowy społecznej. Odbieramy ludziom ich przyrodzoną wolność (od Boga), a w zamian dajemy bezpieczeństwo, które ma zapewnić ziemski rząd Rewolucja Antyfrancuska (1789) wprowadziła pojecie „obywatela”, uzależnionego od biurokratycznego państwa, a nie od Boga, jako autorytetu dla istoty ludzkiej. Ustawa rządowa z 3.05.1791 roku została zredagowana w tajemnicy przez Stanisława Augusta Poniatowskiego( członek loży masońskiej „Pod trzema hełmami” od 177 7 roku), Ignacego Potockiego (Wielki Mistrz Masonerii), Hugona Kołłątaja – wielkiego orędownika idei oświeceniowej – rozum zamiast woli Boga. Wbrew regulaminowi obrad nie zapoznano wcześniej Izby Poselskiej z jej projektem. I nie zawiadomiono o tym wszystkich posłów, w wyniku, czego w Sejmie pojawiły się tylko 182 osoby na 513 należących do jego składu(!!!). Ustawa Rządowa pozbawiała prawa głosu tzw. szlachtę gołotę ( i słusznie!), bo wisiała ona u klamek magnatów na sejmikach – za pieniądze – głosowała tak, jak jej kazano.(Ach ta demokracja!). Likwidowała, więc demokrację gołotowo – szlachecką, ograniczając prawo głosu do szlachty, posesjonatów i duchowieństwa.(W sumie około 20 % ludzi). Nie była, więc Konstytucja 3 Maja, ani demokratyczna, ani postępowa. Wprowadzała monarchię dziedziczną, gdzie na tronie polskim miał zasiąść elektor saski Fryderyk August, po śmierci Stanisława Augusta Poniatowskiego. Ustawa Rządowa 3 Maja likwidowała unię z Litwą, wprowadzała pensje dla biskupów ze skarbu państwa (uzależniała kościół od państwa – to, co ma obecnie miejsce we Wspólnotach Europejskich!), Uznała religię katolicką za religie panującą, a jednocześnie zagwarantowywała tolerancję wyznaniową ( taki ówczesny ekumenizm!). Konstytucja 3 Maja skończyła ze wspaniałą zasadą powszechnej zgody wszystkich (liberum veto!), Które obowiązywała w Polsce (i słusznie?) Około 300 lat – i wprowadziła zasadę większości podczas głosowania w Straży Praw. Gdyby dzisiaj w Sejmie obowiązywała zasada powszechnej zgody (liberum veto), jeden porządny poseł, o zdecydowanych prawicowych poglądach np. z Unii Polityki Realnej, zablokowałby wszystkie te głupie ustawy, których setki przegłosowała Izba w ciągu ostatnich 19 lat !!!! Ustawa Rządowa, oczywiście nie była pierwsza w Europie. W 1505 roku uchwalono konstytucję Nihil Novi w Radomiu, w 1790 roku we Francji uchwalono Konstytucję Cywilną Kleru, a w Anglii do tej pory nie ma żadnej konstytucji i Wielka Brytania ma się zupełnie nieźle, jeśli chodzi o prawo,… Bo jest jeszcze niewybieralna Izba Lordów.. Ale wkrótce masoneria zrobi ją wybieralną… i za jakiś czas – dzięki demokracji w Izbie Lordów – rozwalą resztki zdrowego rozsądku prawnego… Do Ustawy Rządowej wpisano zdanie: „Wszelka władz społeczności ludzkiej początek swój bierze z woli narodu”(!!!). Św. Paweł w grobie się przewraca, bo całe życie twierdził, że „ wszelka władza pochodzi od Boga!” Konstytucja 3 Maja kończyła z nazwą Rzeczpospolita, nowa forma państwowości nie miała mieć, ani godła ani flagi!!!
A propos flagi: 3 lata temu Sejm uchwalił, że dzień 2 Maja będzie Dniem Flagi Narodowej; dwa lata temu Prawo i Sprawiedliwość rozdało na ulicach 15 000 flag polskich…. Akurat w dniu (Dzień Polskiej Flagi!), gdy tymczasem wszedł w życie unijny przepis o likwidacji polskiej flagi na unijnych tablicach rejestracyjnych samochodów…To są spryciarze! Trwa powolny proces likwidacji Państwa Polskiego, a oni dla zamydlenia sprawy rozdają na ulicach polskie flagi! Majstersztyk! Państwo Polskie jest w stanie likwidacji, tak jak ponad 200 lat temu… Było wiele politycznego krzyku mającego zasłonić nadchodząca tragedię.. 14 maja 1792 roku zawiązała się Konfederacja Targowicka (13 magnatów, wśród nich Branicki, Rzewuski i Potocki), która w oparciu o armię Katarzyny II ( 4ooooo wojska!) zapobiegła zmianie sojuszy, ale doprowadziła w rok później do II rozbioru między Rosję i Prusy (200 000 wojska!). Urobiona wersja historii przedstawia Konfederację Targowicką, jako zdrajców ojczyzny, bo bronili związków Polski z Rosją; a tych, co chcieli przyłączyć Polskę do Prus, stawiając na czele Sasa Fryderyka Augusta – nazywa się bohaterami!!! O ironio losu! Król Prus Fryderyk Wilhelm II nie kiwnął w sprawie polskiej nawet palcem. Król Stanisław August Poniatowski w końcu przystąpił do Konfederacji Targowickiej (miał 60 000 żołnierzy). Obliczył sobie, że nie ma to szans powodzenia… W ówczesnej sytuacji politycznej gwałtowna zmiana sojuszy z Katarzyny II (Niemka zresztą!) na Fryderyka Augusta Sasa była szaleństwem politycznym!!!! Ustawa Rządowa 3 Maja, była tylko próba zmiany sojuszy – nie miała nic wspólnego z niepodległością Rzeczpospolitej!!! Podobna sytuacja miała miejsce w 1989 roku. Tym razem zmiana sojuszy udała się.. Masonerii…, bo Konstytucja 3 Maja to produkcja też masonerii polskiej powiązanej z francuską! Porzuciliśmy, więc Moskwę na rzecz Brukseli. Stronnictwo Pruskie okazało się wyjątkowo mocne przy poparciu rządu USA, a Rosja zbyt słaba, by nas utrzymać… Oczywiście ja osobiście jestem za niepodległością Polski, ale Polska wkrótce stanie się prowincją Wspólnot Europejskich, w przyszłości Unii Europejskie zarządzanej przez Komisję Europejską z głównym rozgrywającym – Niemcami… USA popierały Polskę, aby ta weszła do Wspólnot Europejskich, bo jest to w interesie USA!!! - Przeciw Federacji Rosyjskiej, … ale nie w interesie Polski!!! Z niepodległością możemy się pożegnać, mieliśmy ja przez 15 lat do 1 maja 2005 roku…. Teraz tylko gorzej w tym zakresie… Jak biurokracja, przepisy, rządy Brukseli dadzą nam w kość - to zobaczymy! Ciekawe, że po II Wojnie Światowej, Alfred Lampe (działacz agenturalnego Związku Patriotów Polskich) głosił konieczność pogodzenia i łączenia dwóch świąt: 1 Maja, – jako święta internacjonalnego z 3 Maja, jako święta Polaków. Do pomysłu Lampego dokooptowano 2 Maja (Święto flagi!) – Tworząc długi weekend ku radości gawiedzi. Być może wkrótce, wobec walca „europejskich” przepisów, podatków i „dopłat” – jak mówi Mikołaj Davila – „przeżyje tylko to, co umie pełzać”…. I w tych czasach nie ma żadnych zdrajców, mimo, że oddali nas pod kuratelę obcych… Nieprawdaż? A PiS.. Nawet nie kwapi się do likwidacji tego idiotycznego komunistycznego święta, jakim jest 1 Maja.. No to niech się Święci 1 Maja.. Towarzysze … WJR
Konfederaci targowiccy:
Józef Ankwicz (ur. ok. 1750, zm. 9 maja 1794) – kasztelan sądecki, poseł ostatniego sejmu I Rzeczypospolitej – sejmu grodzieńskiego 1793. W wyniku działalności w konfederacji targowickiej stał się symbolem zdrady narodowej. w 1778 roku otrzymał austriacki tytuł hrabiowski. W 1781 został kawalerem Orderu Świętego Stanisława. [1]W 1784 odznaczony Orderem Orła Białego,[2] podkomorzy (szambelan) dworu austriackiego od 1775 roku.[3]
Stanisław Kostka Bieliński herbu Junosza (zm. 1812 w Witebsku) – marszałek nadworny koronny od 1793, marszałek sejmu grodzieńskiego 1793, ostatniego sejmu I Rzeczypospolitej, cześnik koronny od 1778, podkomorzy nadworny koronny od 1761, starosta garwoliński. Syn wojewody chełmińskiego Michała Bielińskiego i Tekli z Pepłowskich.
W 1761 został podkomorzym nadwornym koronnym, w 1765 szambelanem Stanisława Augusta Poniatowskiego. W 1778 mianowany cześnikiem koronnym. Fortunę rodzinną roztrwonił prowadząc hulaszczy tryb życia. W latach 1784-1786 zasiadał w Radzie Nieustającej. Jako jeden z pierwszych przystąpił do konfederacji targowickiej. W 1793 został wskazany przez posła rosyjskiego Jakoba Sieversa do objęcia funkcji marszałka sejmu, ponieważ poprzedni kandydat Piotr Ożarowski żądał za swoje usługi zbyt wysokiej sumy pieniędzy. Współczesny mu Jędrzej Kitowicz uważał, że Stanisław Kostka Bieliński miał na tym stanowisku składnie i rozumnie zarzynać na śmierć Ojczyznę. W czasie obrad był bezpośrednio sterowany przez zausznika Sieversa instygatora Karola Boscampa-Lasopolskiego. Uznał milczenie posłów, zastraszonych obecnością artylerii rosyjskiej w pobliżu Nowego Zamku w Grodnie za ich zgodę na II rozbiór Polski. W dowód uznania, dzięki rosyjskiej protekcji został mianowany marszałkiem nadwornym koronnym, z kasy poselstwa rosyjskiego wypłacono mu 100 000 złotych pensji wraz z prezentem w postaci sygnetu z brylantami. W 1798 uzyskał tytuł hrabiowski od Fryderyka Wilhelma III. W 1775 odznaczony Orderem Świętego Stanisława, w 1785 mianowany kawalerem Orderu Orła Białego.
Franciszek Ksawery Branicki herbu Korczak (ok. 1730 – 1819) – starosta halicki 1765, generał-adiutant królewski, generał artylerii litewskiej w latach 1768-1773, hetman polny koronny w 1773 - 1774, hetman wielki koronny w latach 1774-1793, generał-lejtnant wojsk koronnych od 1764, podstoli koronny 1764-1766, łowczy wielki koronny 1766-1773, generał Imperium Rosyjskiego od 1795, odznaczony Orderem Orła Białego (1765), rosyjskimi Orderem św. Aleksandra Newskiego i Orderem św. Andrzeja Powołańca (1774)[1].
Joachim Litawor Chreptowicz herbu Odrowąż (4 stycznia 1729 – 4 marca 1812) – kanclerz wielki litewski.
Antoni Stanisław Światopełk-Czetwertyński (1748–1794) – książę kasztelan przemyski od 1790, w 1773 członek delegacji sejmu powołanej dla ułożenia i ratyfikacji traktatów z państwami zaborczymi po I rozbiorze Polski, zausznik ambasady rosyjskiej, przeciwnik Konstytucji 3 maja, współtwórca konfederacji targowickiej. W 1785 został kawalerem Orderu Świętego Stanisława[1]. 28 czerwca 1794 w czasie insurekcji kościuszkowskiej, został wywleczony z więzienia i bez sądu powieszony, jako zdrajca przez tłum warszawski[2].
Antoni Dziekoński herbu Korab (zm. 1812) – podskarbi nadworny litewski od 1785, pisarz polny litewski od 1768.
W 1765 został stolnikiem wołkowyskim i chorążym chorągwi petyhorskiej. Wybrany pisarzem wojsk Wielkiego Księstwa Litewskiego. Został posłem na sejm z powiatu słonimskiego. W 1768 mianowany pisarzem polnym litewskim. W latach 1775-1784 zasiadał, jako konsyliarz w Radzie Nieustającej. W 1784 odznaczony Orderem Świętego Stanisława a w 1785 Orderem Orła Białego. Dzięki poparciu ambasadora rosyjskiego Ottona Magnusa von Stackelberga został w 1784 mianowany podskarbim nadwornym litewskim. W czasie obrad Sejmu Czteroletniego dał się poznać, jako wypróbowany przyjaciel Rosji, torpedując lub sabotując wiele uchwał patriotycznej większości. Był zagorzałym przeciwnikiem konstytucji 3 maja. W 1791 zmuszony był zrzec się swojego urzędu na rzecz Tomasza Wawrzeckiego, który zresztą i tak nie przyjął tej godności. W czasie wojny polsko-rosyjskiej 1792, gorąco aprobował przystąpienie Stanisława Augusta Poniatowskiego do konfederacji targowickiej. Później był jednym z organizatorów sejmu rozbiorowego w Grodnie. Chcąc się wkupić w łaski Katarzyny II i licząc na otrzymanie kolejnego urzędu, oddał na czas obrad swój dom obecnemu tam posłowi rosyjskiemu Jakobowi Sieversowi. Wziął udział w delegacji do układów z Rosją, która zaakceptowała II rozbiór Polski. Upragnionego podskarbiostwa wielkiego litewskiego nie dostał, musiał się zadowolić ofiarowaną mu złotą tabakierą z monogramem Katarzyny II. W lutym 1795 pojechał w delegacji hołdowniczej do Sankt Petersburga.
Jan Stefan Giedroyć herbu Hippocentaurus (ur. 2 lutego 1730 , zm. 1803) – biskup żmudzki od 1778 i inflancko-piltyński od 1764. Biskup tytularny Verinopolis[2] i sufragan białoruski w latach 1763 - 1765. W 1755 został członkiem kapituły wileńskiej. Jako protegowany biskupa wileńskiego Ignacego Massalskiego, zrobił za panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego szybką karierę polityczną? 23 października 1767 wszedł w skład delegacji Sejmu, wyłonionej pod naciskiem posła rosyjskiego Nikołaja Repnina, powołanej w celu określenia ustroju Rzeczypospolitej[3].Na posiedzeniu Senatu ostro potępił konfederację barską. Przygotowania powstańcze szlachty wileńskiej denuncjował dowództwu stacjonujących w pobliżu Wilna wojsk rosyjskich. Jednak w czasie Sejmu Rozbiorowego w 1773 nosił się z zamiarem publicznego wystąpienia w obronie całości Rzeczypospolitej. Miał wówczas powiedzieć, jeśli trzeba męczennika-będę nim. Królowi z trudem udało się odwieść biskupa od tego samobójczego czynu. Już wkrótce jednak Giedroyć stał się jednym z najzagorzalszych popleczników Rosji. Dzięki poparciu Rosjan i króla został w 1778 biskupem żmudzkim. Na tym stanowisku ściągnął na siebie zarzuty chciwości w gromadzeniu beneficjów i promowania swoich krewnych Giedroyćiów na stanowiska kościelne. Został konsyliarzem Rady Nieustającej w latach 1778 i 1780. Przez cztery lata zasiadał w jej Departamencie Skarbowym. Był przeciwnikiem konstytucji 3 maja i gorącym zwolennikiem konfederacji targowickiej. Figurował w wykazie osób, na których mogli polegać Rosjanie, uczynionym na potrzeby obalenia ustawy majowej. Po stłumieniu powstania kościuszkowskiego, gdy pewien ksiądz z jego diecezji użył słów obrażających Katarzynę II, Giedroyć nakazał go aresztować, czym zasłużył sobie na podziękowanie posła rosyjskiego Nikołaja Repnina.
Był kawalerem Orderu Orła Białego. W 1766 został kawalerem Orderu Świętego Stanisława[4].
Józef Joachim Komorowski herbu Korczak (ur. ok. 1735, zm. 1800) – kasztelan lubaczowski od 1782 i bełski od 1783, hrabia na Liptowie i Orawie, członek konfederacji targowickiej. Był synem Ignacego Komorowskiego i Katarzyny Radeckiej. W 1764 podpisał elekcję Stanisława Augusta Poniatowskiego. Był posłem na sejm koronacyjny i Sejm Czteroletni. W 1792 przystąpił do konfederacji targowickiej. W 1781 został kawalerem Orderu Świętego Stanisława, w 1787 odznaczony Orderem Orła Białego.
Szymon Juda Marcin Korwin-Kossakowski herbu Ślepowron (ur. 1741, zm. 1794) – hetman wielki litewski, konfederat barski, targowiczanin. Odbył studia w kolegium jezuitów w Kownie i na uniwersytecie królewieckim. Był bliskim współpracownikiem księcia kurlandzkiego Karola Krystiana Wettyna, dzieląc wraz z nim trudne chwile w Mitawie w 1763 r., gdy był wyrzucany z księstwa przez wojsko rosyjskie. W 1764 r. początkowo poparł króla Stanisława Augusta, lecz zraził się do niego, gdy nie dostał upragnionego starostwa. Na Sejmie Repninowskim ostro atakował króla. Udał się potem w delegacji sejmowej do Rosji by prosić Katarzynę II by zechciała być gwarantką ustroju Rzeczypospolitej. Poniewczasie zrozumiał swój błąd, przystał do konfederacji barskiej i rozpoczął organizować powstanie na Litwie. Został marszałkiem generalnym konfederacji litewskiej. W listopadzie 1768 przyparty przez rosyjską kontrofensywę, wycofał się do Prus. Pojechał następnie do Drezna gdzie był jednym z przywódców stronnictwa saskiego, zmierzającego do detronizacji Stanisława Augusta. Wyjechał do Turcji w celu agitacji antyrosyjskiej podając się za posła saskiego. Tam sfałszował pismo sułtana do Generalności barskiej, w którym sułtan rzekomo wzywał do ogłoszenia bezkrólewia w Polsce. 9 kwietnia 1770 konfederaci barscy ogłosili w Warnie detronizację Stanisława Augusta. Generalność nakazała schwytanie Kossakowskiego Kazimierzowi Pułaskiemu. Kossakowski jednak przedarł się na Litwę, gdzie odniósł wiele zwycięstw nad Rosjanami. Sformował jeden z najbardziej ruchliwych oddziałów barskich w sile 4 000 ludzi. Dokonał nawet brawurowego wypadu do Rosji, na smoleńszczyznę, alarmując garnizony rosyjskie w Pskowie. Przeprowadził najdłuższy rajd konfederacji barskiej, przeprawiając się przez Kurlandię, Prusy i Mazowsze do Wielkopolski. Nazwany został wówczas litewskim Pułaskim. W 1775 r. pogodził się z królem i stał się jednym z przywódców partii rosyjskiej w Rzeczypospolitej. W latach 1786-1788 zasiadał w Radzie Nieustającej. W 1790 wstąpił w randze generała-majora do armii rosyjskiej walczącej z Turkami na Bałkanach. Od października 1791 spiskował z Sewerynem Rzewuskim i Szczęsnym Potockim w Jassach, gdzie przygotowywano późniejszą konfederację targowicką. W liście do Katarzyny II pisał: Nie widzę i nikt dostrzec nie może ogólnego szczęścia kraju naszego, tylko w poważaniu tego sąsiedzkiego mocarstwa ogromnego, mającego własny interes widzieć nas mądrych i szczęśliwych, jako w osobie, którą wieki następne między cuda natury i wielkość kłaść będą – N. Imperatorowej całej Rosji. Nie masz pani wyżej umiejącej cenić prawa ludzkości i prawa rozsądnej wolności i sprawiedliwości: doświadczają i korzystają narody berłu jej poddane, kładąc i wielbiąc ją w mądre przymiotów bóstwa. Udzielał cennych uwag o stanie armii polskiej generałom rosyjskim, którzy mieli zaatakować Rzeczpospolitą. Postulował m.in. porwanie Tadeusza Kościuszki i księcia Józefa. W 1792 r. został dowódcą korpusu rosyjskiego, który uderzył na Polskę od strony Połocka. 25 czerwca 1792 w zdobytym przez Rosjan Wilnie ogłosił się hetmanem polnym litewskim. W styczniu 1793 ostro zareagował na wkroczenie wojsk pruskich do Wielkopolski. Zagroził wówczas zwołaniem pospolitego ruszenia, co przeraziło nawet Rosjan. Proponował nawet przyłączenie Litwy do Rosji, jako udzielnego księstwa. W tym roku został hetmanem wielkim litewskim. W 1794 r. opracował plan redukcji wojska litewskiego. W czasie insurekcji kościuszkowskiej 24 kwietnia 1794 został w Wilnie aresztowany i osadzony w Arsenale. Sąd kryminalny 25 kwietnia skazał go na śmierć przez powieszenie. Został powieszony w żółtym szlafroku na szubienicy przed Ratuszem. W momencie zaciskania pętli na szyi zdrajcy odezwały się dzwony kościoła św. Kazimierza a tłum wiwatował Niech żyje Rzeczpospolita!. W czasie konfederacji targowickiej powstał paszkwil dotyczący osoby Szymona Kossakowskiego, autor jest nieznany, pełny tytuł brzmi:Nagrobek Szymonowi Kossakowskiemu: Nagrobek Szymonowi Kossakowskiemu: „Przechodniu! Wstrzymay twe modły, BOG ie za Prawych odbiera; Jam Oyczyzny zdrayca podły- Jak kto żyie, tak umiera. Straciłem życie i sławę, Niż pierwsze ostatnie wprzodu; Sam sobie dałem Buławę, Stryczek był z Woli Narodu. Śmierć mą nie głosiły Dzwony, Wyrok słuszny dni mych przerwą, Jam tu został powieszony, I tu moje ginie ścierwo[1]. Postać Szymona Kossakowskiego została wykorzystana przez Juliusza Słowackiego. Poeta przedstawił ostanie dni życia hetmana w dramacie Horsztyński.
Józef Kazimierz Kossakowski herbu Ślepowron (ur. 16 marca 1738 – zm. 9 maja 1794) – biskup inflancko-piltyński od 1781, działacz polityczny. Pochodził ze znanego na Litwie rodu szlacheckiego, był bratem hetmana Szymona, a także senatorów - kasztelana Antoniego i wojewody Michała. W 1761 przyjął święcenia kapłańskie, studiował w Wilnie i Warszawie. Pełnił kościelne funkcje proboszcza w Wołpie i kanonika w Wilnie, udzielał się także politycznie.
13 marca 1775 został mianowany biskupem tytularnym Cinna, z obowiązkami biskupa pomocniczego wileńskiego (w Trokach). 17 września 1781 został przeniesiony na biskupstwo inflanckie, pełnił także funkcję administratora apostolskiego diecezji kurlandzkiej. Dokonał wówczas wielu oszustw i machinacji finansowych dla wzbogacenia się[potrzebne źródło]. Od 1787 pobierał stałą roczną pensję z ambasady rosyjskiej, był protegowanym ambasadora Stackelberga i z jego nominacji zasiadał w Radzie Nieustającej 1782-1786. 19 grudnia 1791 nadano mu godność biskupa koadiutora wileńskiego (przy osobie Ignacego Massalskiego). W okresie jego rządów diecezja inflancka została na krótki czas włączona do nowej archidiecezji mohylewskiej (1783). Był zwolennikiem stronnictwa rosyjskiego i carycy Katarzyny II, przeciwstawiał się Konstytucji Trzeciego Maja. Wraz z bratem Szymonem stał na czele targowiczan na Litwie, faktycznie przejął władzę nad Litwą przy pomocy wojsk rosyjskich. Podczas insurekcji kościuszkowskiej, 22 kwietnia jego majątek został skonfiskowany na rzecz powstania postanowieniem Rady Zastępczej Tymczasowej[2]. 9 maja został razem z 3 innymi osobami przekazany przez Radę Zastępczą Tymczasową pod jurysdykcję Sądu Kryminalnego, który po kilku godzinach wydał wyrok śmierci przez powieszenie z natychmiastowym wykonaniem[3]. Wszyscy skazani zostali powieszeni w publicznej egzekucji na ulicach Warszawy. Jego następcą na stolicy biskupiej inflanckiej został krewny, Jan Nepomucen Kossakowski.
Józef Dominik Korwin-Kossakowski, herbu Ślepowron (16 kwietnia 1771 w Wojtkuszkach, powiat Kowno - 2 listopada 1840 w Warszawie) – łowczy wielki litewski od 1794, poseł na Sejm Czteroletni, targowiczanin, pułkownik Wojska Polskiego. Był synem Michała (1733-1796), wojewody witebskiego i brasławskiego oraz Barbary z Zyberków (zm. 1811), wojewodzianki inflanckiej (wdowy po staroście podolskim Michale Tyzenhauzie). Bratanek biskupa inflanckiego Józefa i hetmana Szymona, a także Antoniego (kasztelana inflanckiego). Był często mylony z synem Antoniego, Józefem Antonim Kossakowskim, generałem i adiutantem Napoleona. W 1789 otrzymał godność pisarza grodzkiego wiłkomierskiego. 11 marca 1790 mianowany rotmistrzem kawalerii narodowej w brygadzie husarskiej, w tym samym roku został komisarzem cywilno-wojskowym powiatu wiłkomierskiego oraz posłem na Sejm z tegoż powiatu. Uchodził za zdecydowanego przeciwnika Konstytucji Trzeciego Maja i nie był obecny przy jej uchwalaniu, działał w środowisku targowiczan. Więzy z targowiczanami wzmocnił małżeństwem z Ludwiką Potocką (córką Szczęsnego), zawartym 10 lutego 1793. W 1793 otrzymał z rąk króla Stanisława Augusta Poniatowskiego Order Orła Białego. 21 maja 1793 został szefem 2. pułku piechoty Wielkiego Księstwa Litewskiego, a 13 stycznia 1794 otrzymał godność łowczego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Nie jest pewne, czy brał udział w insurekcji kościuszkowskiej, możliwe, że w przekazach był mylony ze stryjecznym bratem. Podobnie jak Józef Antoni brał natomiast z pewnością udział w wojnach napoleońskich. Dowodził pułkiem (nominacja z 13 stycznia 1813), był ranny pod Borysowem (21 listopada 1812) i nad Berezyną. Za udział w obronie Spandau został odznaczony Krzyżem Legii Honorowej (10 sierpnia 1813). 4 lipca 1813 został mianowany szefem batalionu, a 24 listopada 1813 odznaczony Orderem Królestwa Obojga Sycylii. Był członkiem masonerii. Z kampanii 1812-1815 pozostawił wspomnienia w rękopisie (wykorzystane m.in. przez Józefa Ignacego Kraszewskiego w badaniach nad wojnami napoleońskimi). W czasie powstania listopadowego podpisał 9 sierpnia 1831 akces przystąpienia obywateli województwa wileńskiego do powstania. Zmarł w Warszawie i został pochowany w warszawskim kościele kapucynów.
Roch Kossowski herbu Dołęga (ur. 1737 - zm. 1813), podskarbi wielki koronny. Od 1762 był podskarbim nadwornym koronnym. Jako stronnik Czartoryskich posłował na sejm konwokacyjny 1764. Został prezesem nowo utworzonej Komisji Skarbowej Koronnej. Stanisław August Poniatowski zaciągnął u niego pożyczkę w wysokości 145 725 złotych, płatną na 8%. W 1775 spowodował wprowadzenie swojego urzędu w skład senatu. W latach 1778- 1782 i 1784 - 1786 był członkiem Rady Nieustającej. W czasie sejmu 1782 odmówił uznania biskupa krakowskiego Kajetana Sołtyka za obłąkanego, czego domagał się ambasador rosyjski i król Stanisław August. Poparł dzieło Sejmu Czteroletniego. W 1791 sprzeciwił się zakupieniu ze środków finansowych Rzeczypospolitej budynku ambasady dla misji rosyjskiej. Swoją postawą wzbudził gniew króla, który zaliczył go do największych swoich przeciwników. Jednakże w 1791 został podskarbim wielkim koronnym i wszedł w skład Straży Praw. 23 sierpnia 1792 przystąpił do konfederacji targowickiej. 19 kwietnia 1794 poparł insurekcję kościuszkowską. W 1765 został kawalerem Orderu Świętego Stanisława. [1]
Jan Józef Malczewski herbu Tarnawa (ur. 1768, zm. 1808 w Dubnie), starszy syn Ignacego i Antoniny z Duninów. Brat Franciszka Ksawerego. Ojciec poety Antoniego (autora poematu "Maria") i generała Konstantego. Właściciel dóbr Kniahinin koło Dubna na Wołyniu. Szef 5 Pułku Przedniej Straży - 17 listopada 1788 (zamienił się na oddziały z Józefem Lubomirskim). W latach 1787-1793 dowódca 12 Regimentu Pieszego Koronnego walczącego w wojnie 1792 roku. Przystąpił do Konfederacji Targowickiej. Generał wojsk rosyjskich od 1793 r.
Ignacy Jakub Massalski herbu Masalski Książę III (22 lipca 1727 w Olekszycach niedaleko Grodna – 28 czerwca 1794 w Warszawie) – biskup wileński (od 1762). Zliberalizował życie religijne na Litwie, zreorganizował seminarium diecezjalne, odnowił jego program, dążył do tego, aby duchowieństwo niższych stanów posługiwało się w pracy duszpasterskiej językiem litewskim, propagował idee fizjokratyczne, zachęcając do krzewienia oświaty wśród chłopów. W latach 1773–1776 był przewodniczącym Komisji Edukacji Narodowej, rozbudowując oświatę na Litwie. Był "bohaterem" największej afery finansowej w dziejach polskiej edukacji, za co jedynie utracił stanowisko przewodniczącego KEN. W diecezji wileńskiej rozwijał sieć szkół początkowych, napisał program szkolny. Działacz polityczny i religijny Wielkiego Księstwa Litewskiego, fizjokrata, mecenas nauki i sztuki. Patronował Wawrzyńcowi Gucewiczowi, Franciszkowi Smuglewiczowi. Jego staraniami i za jego środki została zrekonstruowana katedra wileńska. Był czołowym stronnikiem Rosji, zwalczał dzieło Sejmu Czteroletniego. Pobierał stałą roczną pensję od posła Rosji, Jakoba Sieversa. Był członkiem Rady Nieustającej, przystąpił do konfederacji targowickiej. W 1794 podczas insurekcji warszawskiej na rozkaz Tadeusza Kościuszki został aresztowany i uwięziony, – jako targowiczanin był uznawany za zdrajcę. 28 czerwca 1794 został wywleczony z więzienia przez tłum warszawski a następnie powieszony bez sądu na konopnym lejcu.
W 1762 odznaczony Orderem Orła Białego[2].
Jacek Małachowski herbu Nałęcz (ur. 25 sierpnia 1737 w Końskich, zm. 27 marca 1821 w Bodzechowie), kanclerz wielki koronny, podstoli wielki koronny. Syn Jana i Izabeli Humieckiej, brat Mikołaja, Antoniego i Stanisława. Ożenił się z Petronelą Antoniną Rzewuską w 1765. Miał z nią syna Jana i córkę Franciszkę. Na chrzcie otrzymał imię Hiacynt. Hrabia Jacek Małachowski został referendarzem i podstolim koronnym w 1764, w latach 1764 był marszałkiem sejmu koronacyjnego[1], posłem z województwa sandomierskiego na sejm 1776 roku[2], w 1780 otrzymał nominację na podkanclerzego koronnego. W latach 1784-1788 był członkiem Rady Nieustającej oraz Komisji Edukacji Narodowej. W latach 1786-1793 był kanclerzem wielkim koronnym. W czasie wojny polsko-rosyjskiej, na zebraniu 23 lipca 1792 poparł decyzję króla Stanisława Augusta Poniatowskiego o jego przystąpieniu do konfederacji targowickiej. Uczestniczył w konfederacji targowickiej w latach 1792-1793. W roku 1793 zrzekł się urzędu kanclerza, aby nie brać udziału w Drugim Rozbiorze Polski. Był zwolennikiem orientacji rosyjskiej, popierał rozwój rolnictwa, założył manufaktury żelaza w Bodzechowie i Końskich oraz fajansarnie w Ćmielowie. Za zasługi został odznaczony Orderem Orła Białego 8 maja 1768. W 1765 został kawalerem Orderu Świętego Stanisława. [3]
Kajetan Aleksander Jan Miączyński herbu Suchekomnaty hrabia (ur. 5 stycznia 1754; inne źródło podaje 1751, zm. 1801) – syn Antoniego Miączyńskiego oraz ks. Doroty Woronieckiej. Generał inspektor wojsk koronnych, rotmistrz kawalerii narodowej, konfederat barski, pisarz polny koronny w latach 1793-1795,[1] po rozbiorach marszałek szlachty guberni wołyńskiej. Jego brat Józef Miączyński (1743-1793) generał wojsk francuskich. W 1774 zostaje starostą borzechowskim tego samego roku 23 lutego zostaje mianowany generałem adiutantem JK.Mci. Trzy lata później w 1777 roku 3 października zostaje rotmistrzem kawalerii narodowej, a 11 listopada 1778 dowódca pułku przedniej straży kawalerii narodowej. W roku 1780 zostaje odznaczony Orderem Świętego Stanisława. Rok później zostaje generałem inspektorem, jednak kilka lat później rzeka się tego urzędu (1789). W tym samym czasie otrzymuje stopień generała-majora, zostaje szefem 7 regimentu pieszego koronnego. Kajetan był członkiem Sejmu Wielkiego, generałem inspektorem: wojsko koronne, marszałkiem konfederacji targowickiej w Lublinie. Odznaczony Orderem Orła Białego.
Przez wielu członków rodu był uważany za człowieka lekkomyślnego, rozrzutnego i hulakę. To właśnie on przepuścił na grze w karty spory majątek otrzymany od ojca liczony w milionach. Mąż Teresy Rafałowicz i Tekli Jabłonowskiej. Michał Jerzy Wandalin Mniszech herbu Mniszech (1748 - 14 marca 1806), marszałek wielki koronny 1783-1793, marszałek nadworny litewski 1781-1783, szef kancelarii nadwornej od 1780, sekretarz wielki litewski od 1778, cześnik koronny od 1777, pułkownik regimentu królowej w 1757, starosta lubelski, jaworowski, słonimski, rostocki, prosiatkowski. Jego rodzicami byli gen. Jan Karol Wandalin Mniszech z Wielkich Kończyc herbu Kończyce (1716-1759) podkomorzy wielki Litwa (1742), podkomorzy Litwa, starosta [rus] Halicz, łowczy Korona (1736) i Katarzyna Zamoyska z Zamościa h. Jelita (1722-1771) Karol Filip Mniszech z Wielkich Kończyc h. Kończyce był jego synem (7 I 1794 - 1844).
Starannie wykształcony za granicą, podjął pracę w Komisji Edukacji Narodowej. To on był prawdopodobnie autorem pierwszych przepisów o bibliotecznym egzemplarzu obowiązkowym uchwalonych w 1780 r. Ogłaszał prace z dziedziny filozofii, historii, pedagogiki. W Radzie Nieustającej stał na czele Departamentu Policji. Był przeciwnikiem konstytucji 3 maja. W czasie wojny polsko-rosyjskiej, na zebraniu 23 lipca 1792 poparł decyzję króla Stanisława Augusta Poniatowskiego o jego przystąpieniu do konfederacji targowickiej i sam jako jeden z pierwszych złożył do niej swój akces. W 1793 odebrano mu jednak laskę marszałkowską. W 1797 cesarz Paweł I Romanow mianował go tajnym radcą dworu. Był dziadkiem malarza, kolekcjonera Andrzeja Jerzego Mniszcha(1823 – 1905).
Fryderyk Józef Moszyński herbu Nałęcz ( ur. 14 marca 1738 w Dreźnie, zm. 21 stycznia 1817 w Kijowie). Syn Jana Kantego i Fryderyki Augusty, nieślubnej córki Augusta II Mocnego i hrabiny Cosel. Brat Augusta Fryderyka Moszyńskiego. Początkowo referendarz wielki litewski od 1773, sekretarz wielki litewski, marszałek wielki koronny w latach (1793-1795), generał-major wojsk polskich od 1768. Urodził się po śmierci ojca. Był wnukiem naturalnym Augusta II Mocnego i hrabiny Cosel. Kształcił się w Saksonii. Robił szybkie postępy w nauce, znał języki obce, grał na instrumentach, śpiewał i zapamiętale tańcował. Działalność publiczną rozpoczął od królewskiej nominacji na stopień pułkownika w regimencie piechoty saskiej[1]. W wieku nieco ponad 16 lat, 16 listopada 1754, został pułkownikiem wojsk koronnych i otrzymał od króla-wuja Stanisława Augusta starostwo wobolnickie w ziemi upickiej na Litwie. Został starostą grodowym nowokorczyńskim 22 maja 1762. Na objęciu starostwa był biskup krakowski Kajetan Sołtyk, który po uroczystości spłynął Wisłą do Warszawy. W tym samym roku został po raz pierwszy posłem do sejmu z ziemi sandomierskiej. Bogacił się bardzo szybko, odkupił od Stanisława Wybranowskiego, chorążego lubelskiego, starostwo lipnickie a także otrzymał od króla ekspektatywę (nadzieję) na dwa wójtostwa w ziemi sochaczewskiej[1]. W dniu 28 maja 1766 został powołany do Komisji Skarbowej Koronnej, w której zasiadał do 1778. Byli wraz z Antonim Tyzenhauzem - podskarbim nadwornym litewskim najważniejszymi doradcami finansowymi króla. Od 1768 był w stopniu podporucznika podkomendantem korpusu kadetów, komendantem korpusu był Adam Kazimierz Czartoryski w stopniu porucznika. Dofinansował Szkołę Rycerską z własnych funduszy (191 774 zł polskich). W 1767 wybrany posłem na Sejm Repninowski. Otrzymał Order Świętego Stanisława w 1770 i został mianowany przez króla oboźnym wielkim litewskim a niedługo potem referendarzem wielkim litewskim. W związku z tą funkcją brał udział w posiedzeniach sejmu, począwszy od sejmu 1776 roku (mokronowskiego). W 1771 odznaczony Orderem Orła Białego.[2] W 1778 został ponownie posłem a sejm wybrał go do Departamentu Skarbu Rady Nieustającej. Król 27 maja 1781 mianował Moszyńskiego świeckim sekretarzem wielkim litewskim. W 1787 został plenipotentem majątkowym w Rzeczypospolitej księcia Grigorija Potiomkina. Poseł na Sejm Czteroletni. Zasłynął, jako wytrawny znawca spraw ekonomicznych, rozwijał w tym kierunku pożyteczną działalność, zwłaszcza na Sejmie Czteroletnim gdzie układał statystykę skarbową oraz projekty ekonomicznego dźwignięcia kraju. Był autorem konstytucji sejmowej Lustracja dymów i podanie ludności, wprowadzającej pierwszy w historii Polski spis powszechny. W 1792 przystąpił do konfederacji targowickiej. Na sejmie grodzieńskim, po złożeniu urzędu przez Mniszcha, został marszałkiem wielkim koronnym. W 1793 wszedł do komisji sejmowej badającej sprawę nagłego upadku banków w Rzeczypospolitej. Został członkiem nowej Rady Nieustającej, jako zwierzchnik policji i Prezesem Kommisyi Ekonomicznej Króla Jegomości. Powszechnie znienawidzonego Moszyńskiego w czasie insurekcji kościuszkowskiej 28 czerwca 1794 rozjuszony tłum warszawski chciał powiesić. Uratował głowę dzięki interwencji Ignacego Wyssogoty Zakrzewskiego. Na starość osiadł w swoich dobrach wołyńskich, korzystał z milionowego majątku, posługiwał się tytułem wyłącznie honorowym Rzeczywisty Radca Tajny Cesarstwa[1]. Był dwukrotnie żonaty: z Salomeą, córką Adama Rzyszczewskiego - kasztelana lubaczowskiego i z Barbarą Rudzieńską - córką starosty chęcińskiego Michała, zmarł bezpotomnie.
Adam Stanisław Naruszewicz herbu Wadwicz (ur. 20 października 1733 w Pińsku[1], zm. 8 lipca 1796 w Janowie Podlaskim) – polski historyk i poeta, biskup smoleński w latach 1788-1790, biskup łucki w latach 1790-1796, sekretarz Rady Nieustającej w latach 1781-1786, jezuita, senator. Ojciec polskiego klasycyzmu. Już za życia nazywano go "polskim Horacym" i spadkobiercą Jana Kochanowskiego[2]. Ojcem jego był Jerzy Naruszewicz łowczy piński, matką Paulina. Jako kilkunastoletni chłopiec stracił oboje rodziców. W wieku zaledwie 15 lat ukończył szkołę jezuitów w Pińsku i tamże wstąpił do zakonu. W 1748 został wysłany na studia do szkoły jezuickiej w Lyonie. Po dziesięcioletnim pobycie za granicą powrócił do kraju i został w latach 1754 – 1755 wykładowcą łaciny (odpowiednik obecnego lektora – wówczas najniższy stopień nauczycielski)[1] w Akademii Wileńskiej. Jezuici przedstawili go Czartoryskiemu kanclerzowi wielkiemu litewskiemu, który wziął go pod swoją opiekę i stał się jego mecenasem. Opłacił mu kilkuletnią podróż po Europie (Włochy, Niemcy i Francja), po powrocie, z której otrzymał na Akademii Wileńskiej katedrę poetyki, nauki stylu i dziejów literatury. Z woli zakonu został przeniesiony do Warszawy i podjął wykłady w Collegium Nobilium. Od 1770 był redaktorem Zabaw Przyjemnych i Pożytecznych. Po kasacie zakonu i pożarze na Nowym Mieście w 1773 znalazł schronienie u Aleksandra Sapiehy, wówczas hetmana polnego litewskiego i jego żony Magdaleny. Bliski współpracownik króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, zwolennik Konstytucji 3 maja. Z woli króla został proboszczem w Niemenczynie. Po przystąpieniu króla do Targowicy zgłosił także swój akces do niej, jednak z zastrzeżeniem, że nie będzie sprawował jakichkolwiek funkcji publicznych. Pobierał, jak większość otoczenia Stanisława Augusta Poniatowskiego stałą pensję z ambasady rosyjskiej (jurgielt). Od 1775 był biskupem koadiutorem smoleńskim (ze stolicą tytularną Emaus), a od listopada 1788 formalnym ordynariuszem diecezji smoleńskiej. W listopadzie 1790 został przeniesiony na biskupstwo łuckie. W 1791 był jednym z założycieli Zgromadzenia Przyjaciół Konstytucji Rządowej. Portret jego pędzla Marteau król polecił zawiesić w sali poprzedzającej pokój marmurowy na zamku. W 1781 król mianował Naruszewicza "kościelnym" pisarzem wielkim litewskim, funkcję świeckiego pisarza sprawował Antoni Bazyli Dzieduszycki. Będąc w latach 1781 – 1786 sekretarzem Rady Nieustającej otrzymał przywilej rozwiązywania zdaniem swoim równości głosów (in resolvento modo paritatis).
Józef Oborski (ur. ok. 1737 – zm. po 1797) – kasztelan ciechanowski, marszałek dworu prymasa w latach 1785-1794, komendant jego milicji nadwornej i starosta generalny miast arcybiskupich. Początkowo zwolennik konstytucji 3 maja. Przystąpił do konfederacji targowickiej. W 1786 został kawalerem Orderu Orła Białego.
Antoni Onufry Okęcki herbu Radwan (ur. 13 czerwca 1729 w Okęciu, obecnie Warszawie, zm. 15 czerwca 1793) – biskup chełmski a następnie poznański, kanclerz wielki koronny. Jego rodzicami byli Jakub Okęcki i Katarzyna z Grzybowskich, wywodzący się z Okęcia. W 1747 Antoni wstąpił do seminarium duchownego w Warszawie prowadzonego przez księży misjonarzy. Święcenia kapłańskie otrzymał 19 maja 1755. Następnie został sekretarzem ówczesnego biskupa poznańskiego Teodora Czartoryskiego, dzięki któremu otrzymał wiele prebend. W 1767 ukończył naukę na Akademii Krakowskiej broniąc doktoraty z obojga praw. Jeszcze w tym samym roku bp. Czartoryski mianował Okęckiego na stanowisko prowincjała warszawskiego. Pełniąc tę funkcję zbliżył się on do dworu Stanisława Augusta, dzięki którego osobistemu wsparciu otrzymał 14 kwietnia 1771 roku sakrę i objął urząd biskupa chełmskiego[1]. W czasie trwania Sejmu Rozbiorowego w latach 1773-1775 jako członek Senatu opowiadał się za utrzymaniem integralności terytorialnej Rzeczypospolitej, a także przywilejów kleru i wyznania katolickiego. Jednocześnie, Sejm mianował go przewodniczącym komisji sądowniczej dla dóbr po skasowanym zakonie jezuickim. W 1773 został kawalerem Orderu Świętego Stanisława.[2]W 1775 był też na krótko członkiem Rady Nieustającej, a w tym samym roku biskup poznański Andrzej Stanisław Młodziejowski mianował go swoim koadiutorem, jednocześnie kontynuował karierę polityczną.
W 1776 odznaczony Orderem Orła Białego. [3] W 1776 został przewodniczącym deputacji do zbadania działań Komisji Wojskowej Koronnej, a w 1778 ponownie wszedł w skład Rady Nieustającej, gdzie kierował Departamentem Interesów Cudzoziemskich. W 1780, po śmierci bp. Młodziejewskiego został biskupem poznańskim oraz podkanclerzym a następnie kanclerzem wielkim koronnym. W nowej diecezji powołał, w miejsce Akademii Lubrańskiego połączonej przez KEN z Kolegium Jezuickim, seminarium duchowne, któremu w 1784 nadał statut, wysokie dochody oraz utworzył w nim nieistniejące dotychczas studium teologiczne. Ponadto do jego zasług na tym urzędzie należy dodać odbudowę katedry poznańskiej po pożarze z 1772 oraz reformę organizacyjną administracji diecezjalnej. Zaangażowanie biskupa w sprawy diecezji sprawiło, że zaczął ona zaniedbywać urzędy świeckie. Nakładający się na to konflikt z posłem rosyjskim sprawił, że w 1786 złożył urząd kanclerski, jednak, jako biskup poznański nadal uczestniczył w życiu politycznym kraju. Podczas Sejmu Czteroletniego zaliczano go do zwolenników reform. Był wówczas przewodniczącym deputacji mającej rozpatrzyć żądania mieszczan. Jednocześnie większość reform podatkowych dyskutowanych podczas obrad było jego autorstwa. W końcowym okresie sejmu poparł jednak konfederację targowicką i został z jej ramienia cenzorem nowo wydawanych książek. Umarł w Warszawie, gdzie został pochowany w kolegiacie św. Jana (dzisiejsza katedra).
Piotr Alcantara Ożarowski herbu Rawicz (ur. ok. 1725 – zm. 9 maja 1794 w Warszawie) – działacz polityczny, generał-lejtnant wojsk koronnych od roku 1761, pisarz wielki koronny w latach 1768–1775, kasztelan wojnicki od roku 1781, hetman wielki koronny od roku 1793, uczestnik konfederacji targowickiej, targowicki hetman Wojsk Koronnych.
Drobny szlachcic z Mazowsza. Od młodości w wojsku, początkowo pruskim, potem koronnym. 23 października 1767 wszedł w skład delegacji Sejmu, wyłonionej pod naciskiem posła rosyjskiego Nikołaja Repnina, powołanej w celu określenia ustroju Rzeczypospolitej.[1] W 1767 został kawalerem Orderu Świętego Stanisława.[2] Od 1768 generał i dowódca dywizji. W 1781 kasztelan wojnicki, potem pisarz koronny. Nie przebierał w środkach, aby dojść do bogactwa i dygnitarskich godności. Jurgieltnik Rosji i jeden z najzagorzalszych przeciwników reform w ustroju w dobie Sejmu Wielkiego. Początkowo stronnik Stanisława Augusta. Od roku 1789 współpracował z ambasadorem rosyjskim Ottonem von Stackelbergiem. Po przystąpieniu do konfederacji targowickiej stał się filarem targowiczan w wojsku. Został mianowany w roku 1792 komendantem Warszawy. Sekował oficerów patriotów i śledził poczynania spiskowe. Poseł rosyjski Jakob Sievers zaproponował mu przejęcie laski sejmu rozbiorowego, który miał przeprowadzić II rozbiór Polski, jednak Piotr Ożarowski zażądał zbyt wysokiej ceny za swoje usługi i marszałkiem został ostatecznie Stanisław Kostka Bieliński. 19 listopada 1793 mianowany hetmanem wielkim koronnym. Pośredniczył w mediacji pomiędzy królem a Szczęsnym Potockim. W czasie insurekcji warszawskiej usiłował ja zdławić siłą, nie znalazł jednak poparcia u podwładnych. Pojmany, aresztowany, 9 maja 1794 roku został razem z 3 innymi osobami przekazany przez Radę Zastępczą Tymczasową pod jurysdykcję Sądu Kryminalnego[3]. W czasie procesu: "Pytano go się, czyli on podpisał rozbiór kraju. Na to Ożarowski odpowiedział, że podpisał. Czyli on za to wziął pieniądze? Odpowiedział, że wziął i jeszcze bierze. Pytanie: czyli on wydał wojsku polskiemu ordynanse na łączenie się z Moskalami i na bicie Polaków? Przyznał, że to on wydał (...)"[4]. Nic, zatem dziwnego, że Ożarowski został, jako zdrajca skazany na śmierć przez powieszenie. Ożarowski wyrok przyjął, jako słuszny i podpisał go. Wyrok wykonano natychmiast [4]. Miał 4 synów: Adama, Kajetana, Krzysztofa i Stanisława. Synami Adamem i Stanisławem zaopiekowała się Katarzyna II - doszli oni do rangi generałów armii carskiej. Kajetana i Stanisława na generałów mianował Tadeusz Kościuszko. Jego syn, Adam Ożarowski brał udział m.in. w walkach z Napoleonem.
Kazimierz Konstanty Plater herbu Plater hrabia I (ur. 1749 – zm. 1807) – podkanclerzy litewski z ramienia konfederacji targowickiej, starosta inflancki, wielokrotny konsyliarz Rady Nieustającej.
Wojciech Albert hr. Poletyłło herbu Trzywdar (ur. ok. 1760 - zm. 1806) – syn Mateusza Poletyłły i Klary Pietraszkówny, brat Tytusa. Twórca magnackiej fortuny zwanej potocznie "państwem wojsławickim". Ostatni kasztelan ziemi chełmskiej I Rzeczypospolitej od 1786 roku. Początkowo zwolennik Ustawy Rządowej, później zgłosił swój akces do Targowiczan. Żonaty z Anną Kuczewską de Kucze herbu Poraj. Małżeństwo to miało pięcioro dzieci.
Stanisław August Poniatowski (właściwie Stanisław Antoni Poniatowski) herbu Ciołek (ur. 17 stycznia 1732 w Wołczynie, zm. 12 lutego 1798 w Petersburgu) – ostatni władca Rzeczypospolitej Obojga Narodów, król Polski i wielki książę litewski w latach 1764–1795, jako Stanisław II August; przedtem stolnik wielki litewski od 1755, starosta przemyski od 1753. Od 1777 należał do masonerii. Był synem Stanisława Poniatowskiego[1][2], kasztelana krakowskiego, i Konstancji z Czartoryskich, bratem podkomorzego nadwornego koronnego Kazimierza, feldmarszałka austriackiego Andrzeja, prymasa Michała Jerzego, Aleksandra, Franciszka, Ludwiki Marii i Izabelli. Był prawnukiem polskiego poety podskarbiego Jana Andrzeja Morsztyna[3].
Antoni Raczyński (ur. ok. 1760 – zm. 1811) – generał-major wojsk koronnych z nominacji konfederacji targowickiej od 1793, konsyliarz konfederacji targowickiej, stolnik bydgoski, patron Trybunału Koronnego w Lublinie, poseł województwa sandomierskiego na sejm grodzieński (1793).[1] Po sejmie grodzieńskim zastępował gen. Kajetana Miączyńskiego na stanowisku dowódcy dywizji wielkopolskiej. Poparł powstanie kościuszkowskie. 6 kwietnia 1794 wraz z ppłk. Janem Grochowskim przeprowadził akces ziemi chełmskiej i powiatu krasnostawskiego do krakowskiego aktu powstania. Gdy wojsko okazało mu nieufność, jako eks-targowiczaninowi, wyjechał do Galicji.
Kazimierz Jan Nepomucen Raczyński herbu Nałęcz (ur. 2 marca 1739 w Wojnowicach, zm. 25 listopada 1824) – generał wojska polskiego, marszałek nadworny koronny, poseł na Sejm Wielki i sejm grodzieński, uczestnik konfederacji targowickiej, stronnik Rosji. Syn Wiktora (1698-1764) i Magdaleny Działyńskiej (1719-1743), siostry Augustyna. Absolwent Akademii Lubrańskiego. Karierę polityczną rozpoczął podczas elekcji Stanisława Augusta Poniatowskiego, jako stronnik przyszłego monarchy. Został wówczas marszałkiem konfederacji wielkopolskiej i posłem na sejm konwokacyjny. W 1765 został kawalerem Orderu Świętego Stanisława.[1]Jednocześnie rozwijała się jego kariera wojskowa. Od stopnia rotmistrza awansował na generała wojsk koronnych w 1768. W tym także roku nabył Czerwonogród, w którym został starostą oraz Rogalin, gdzie w pałacu zgromadził bibliotekę, która dała początek Bibliotece Raczyńskich.
W okresie Sejmu Czteroletniego, jako konserwatysta sprzeciwiał się reformom. Jednocześnie był stronnikiem Rosji, współpracując z ambasadorem von Stackelbergiem, a od 1776 na pensji rosyjskiej, otrzymał jurgielt od carycy Katarzyny II w ramach rekompensaty za utracony majątek podczas konfederacji barskiej. Pisarz wielki koronny w latach 1768-1776, następnie starosta generalny Wielkopolski 1778-1793, marszałek nadworny koronny 1783-1793. W latach 1780-1784 i 1786-1788 członek Rady Nieustającej, marszałek tej Rady 1782-1784. W latach 1786-1788 kierownik departamentu Policji. Uczestnik konfederacji targowickiej, poseł na sejmie grodzieńskim 1793. W dniu wybuchu powstania kościuszkowskiego opuścił Warszawę. Po rozbiorach zaprzestał działalności publicznej. W latach 1797- 1804 przewodniczący Komisji Bankowej, powołanej do likwidacji bankowości polskiej. Otrzymał tytuł hrabiowski 6 lipca 1798 w Belinie. Był wykształconym miłośnikiem architektury. Jako przewodniczący Komisji Dobrego Porządku w Poznaniu przyczynił się do rozwoju miasta. W Poznaniu odbudował Zamek Królewski w 1783, wzniósł odwach, Bramę Wroniecką. W 1787 został właścicielem Pałacu w Warszawie. Za zasługi dla Stanisława Augusta Poniatowskiego odznaczony Orderem Orła Białego 13 marca 1774. Opracował zbiór dokumentów Wielkopolski, który został wydany przez jego wnuka Edwarda w 1840. Był to Kodeks dyplomatyczny wielkiej Polski. Przez całe swoje życie wyznawał zasadę lojalności wobec każdorazowego rządu, stając się prekursorem i teoretykiem późniejszego trójlojalizmu. Przez małżeństwo swojej córki Michaliny z Filipem Raczyńskim został dziadkiem Atanazego i Edwarda.
Michał Hieronim Radziwiłł herbu Trąby (ur. 10 października 1744 - zm. 28 marca 1831 w Warszawie), wojewoda wileński, książę Świętego Cesarstwa Rzymskiego, miecznik wielki litewski 1771-1775, kasztelan wileński 1775-1790, konsyliarz Rady Nieustającej, targowiczanin. Odznaczony Orderem Orła Białego (1773), Orderem Świętego Stanisława (1773), pruskimi Orderem Czarnego Orła i Orderem Czerwonego Orła, bawarskim Orderem Świętego Huberta, kawaler maltański od 1797. [1] Syn Marcina Mikołaja Radziwiłła i Marty z Trembickich. Brat Józefa Mikołaja Radziwiłła. Jako dziecko pozostawał zaniedbany aż do ubezwłasnowolnienia chorego umysłowo ojca w roku 1748. Otrzymał staranne wykształcenie. Ożenił się z Heleną Przezdziecką, znaną między innymi z powodu romansu z królem Stanisławem Augustem. Osiedli w Nieborowie. Właściciel licznych dóbr, zasłynął, jako dobry gospodarz. Za jego rządów stawy w położonych k. Ostrowa Wielkopolskiego dobrach przygodzickich stały się jednymi z najznaczniejszych w Polsce i w Europie (ich powierzchnia wynosiła wówczas ok. 700 ha tj. była porównywalna z obecną). W Nieborowie zgromadził pokaźny zbiór dzieł sztuki. 23 października 1767 wszedł w skład delegacji Sejmu, wyłonionej pod naciskiem posła rosyjskiego Nikołaja Repnina, powołanej w celu określenia ustroju Rzeczypospolitej. [2] Marszałek konfederacji Wielkiego Księstwa Litewskiego, zawiązanej na Sejmie Rozbiorowym w Warszawie w 1773. Składał podpisy na dokumentach sankcjonujących rozbiory: w 1773 na pierwszym oraz w 1793 na ostatnim sejmie rozbiorowym. W 1773 został kawalerem Orderu Świętego Stanisława.[3] Za pieniądze, które otrzymał od Rosji za złożenie podpisów pod aktami rozbiorowymi, kupił pałac w Nieborowie wraz z otaczającymi go gruntami w roku 1774[4]. Julian Ursyn Niemcewicz napisał o Michale, że był to w ostatnim sposobie samolub, zły obywatel, nieuczynny. Miał pięciu synów, w tym Antoniego Henryka Radziwiłła i Michała Gedeona Radziwiłła, oraz trzy córki. Zmarł w Warszawie w wieku 87 lat. Pochowano go w Nieborowie. Był najprawdopodobniej ostatnim żyjącym senatorem świeckim Rzeczpospolitej Obojga Narodów.
Jakub Rakowski herbu Trzywdar (ur. ok. 1750) – podwojewodzi i poseł wiski na Sejm Czteroletni i sejm grodzieński. Przystąpił do konfederacji targowickiej. Pod jego laską zawiązała się konfederacja ziemi wiskiej.
Seweryn Rzewuski herbu Krzywda (ur. 13 marca 1743 w Podhorcach, zm. 11 grudnia 1811 w Wiedniu) – hetman polny koronny, generał wojsk koronnych, jeden z przywódców konfederacji targowickiej. Jego ojcem był hetman wielki koronny Wacław Rzewuski. Seweryn był posłem na sejm delegacyjny 1767 (Sejm Repninowski). W wyniku sprzeciwu wobec żądań posła rosyjskiego Nikołaja Repnina został wraz z ojcem porwany przez wojsko rosyjskie i wywieziony na zesłanie do Kaługi. Po powrocie do Polski w 1774 dostał buławę polną koronną. W czasie przeprowadzania reform ustroju Rzeczypospolitej w roku, 1776 (kiedy to mocno ograniczono władzę hetmanów) ostro występował przeciwko królowi Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu i Radzie Nieustającej. Był chciwy i próżny w swych działaniach, funkcji hetmańskich nie pełnił, oddany gospodarce i działalności opozycyjnej. W roku 1788 prosił Berlin o pomoc w celu zdobycia dla siebie dyktatury. W czasie sejmu czteroletniego stanął na czele obozu hetmańskiego, wrogiego wszelkim reformom. Wydał wówczas szereg pism politycznych. M. in. "O sukcesji tronu w Polsce"[1] 1789, "Punkta do reformy rządu" (1790), "O tronie polskim zawsze obieralnym dowody" 1790. Wyjechał do Wiednia, gdzie zgromadził obóz malkontentów, niechętnych jakimkolwiek zmianom. W 1791 przybył do Sankt Petersburga, by pod protekcją cesarzowej Katarzyny II rozwinąć działalność przeciwko konstytucji 3 maja. Był jednym z inicjatorów zawiązania konfederacji targowickiej, występując, jako jej dowódca wojskowy. W 1793 po ujawnieniu planów rozbiorowych Rosji i Prus wyjechał do Galicji i wycofał się z życia politycznego. Zmarł w Wiedniu. W czasie insurekcji kościuszkowskiej Sąd Najwyższy Kryminalny skazał go na karę śmierci przez powieszenie, wieczną infamię, konfiskatę majątków i utratę wszystkich urzędów. Wobec nieobecności skazanego, wyrok wykonano in effigie 29 września 1794. W 1775 odznaczony Orderem Orła Białego i Orderem Świętego Stanisława.[2]
Hieronim Janusz Sanguszko herbu Pogoń litewska (ur. 4 marca 1743 w Kolbuszowej, zm. 4 września 1812 w Sławucie), generał i ostatni wojewoda wołyński. Syn Pawła Karola, marszałka wielkiego litewskiego i Barbary Urszuli Dunin. Brat Józefa Paulina, Janusza Modesta i Janusza Aleksandra. Miał syna Eustachego Erazma, który był również generałem. Od 1775 roku pełnił obowiązki miecznika wielkiego litewskiego oraz wojewody wołyńskiego. Był członkiem Rady Nieustającej i przeciwnikiem Konstytucji 3 maja. Uczestniczył w obradach konfederacji targowickiej. Został odznaczony Orderem Orła Białego. W 1777 został kawalerem Orderu Świętego Stanisława. [1] Od 1793 był generałem wojsk rosyjskich. W 1768 odznaczony bawarskim Orderem Świętego Huberta. [2]
Wojciech Skarszewski herbu Leszczyc (ur. 10 listopada 1743, zm. 12 czerwca 1827 w Warszawie) – biskup rzymskokatolicki, biskup diecezjalny chełmski w latach 1791–1805, biskup diecezjalny lubelski w latach 1805–1824, arcybiskup metropolita warszawski i prymas Królestwa Polskiego w latach 1824–1827, pisarz wielki koronny, podkanclerzy koronny.
Dyzma Bończa-Tomaszewski herbu Bończa (1749–1825), polski poeta, dramatopisarz, publicysta polityczny, sekretarz konfederacji targowickiej, uczestnik konfederacji barskiej, sekretarz polskiego posła w Sankt Petersburgu Antoniego Augustyna Debolego. Działacz polityczny związany ze Stanisławem Szczęsnym Potockim. Był autorem m.in. broszury "Dyzmy Bończy Tomaszewskiego, komisarza cywilno - wojskowego województwa Bracławskiego, nad konstytucją i rewolucją dnia 3 maja 1791 uwagi" (1791), w której ostro zwalczał reformy, wprowadzone przez konstytucję 3 maja. Była to jedna z najważniejszych i wydanych w największym nakładzie broszur antykonstytucyjnych, kolportowana w szczególności na ziemiach ukrainnych. Reprezentowała ona stosunkowo wysoki poziom merytoryczny [potrzebne źródło]. Odpowiedź na tę broszurę dał poseł inflancki Antoni Trębicki w książeczce "Odpowiedz autorowi prawdziwemu uwag Dyzmy Bończy Tomaszewskiego nad konstytucją i rewolucją dnia 3 maja", w której Trębicki sugerował, że prawdziwym autorem "Uwag" jest sam Szczęsny Potocki. Tomaszewski Napisał też wierszowaną komedię obyczajową Małżeństwo w rozwodzie (wystawiona i wydana w 1781), poemat opisowy Rolnictwo (1801), epos historyczny Jagiellonida (1817), w 1822 wydał zbiór Pisma wierszem i prozą. Jako klasycysta był ostro atakowany przez romantyków m. in. Adama Mickiewicza.
Antoni Trębicki (Trembicki) herbu Ślepowron (ur. 1764?- zm. 1834 w Łomnie) – prawnik, poseł inflancki na Sejm Czteroletni, pisarz i działacz Kuźnicy Kołłątajowskiej. Ojciec Stanisława i Kazimierza. W czasie Sejmu Czteroletniego występował w obronie miast. W 1792 przystąpił do konfederacji targowickiej, w 1794 przeciwnik insurekcji. Od 1811 członek Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Warszawie. Autor Opisania Sejmu ekstraordynaryjnego podziałowego roku 1793 w Grodnie oraz O rewolucji roku 1794 (wydane w 1967). Pochowany został w rodzinnym grobowcu w Łomnie.
Wśród jego potomków był profesor Stanisława Kasznica z synami: działaczem NSZ Stanisławem Kasznicą i żołnierzem Wojska Polskiego Janem Kasznicą[1].
Hrabia Ludwik Tyszkiewicz herbu Leliwa (ur. 1748 – zm. 26 czerwca 1808) – hetman polny litewski od 1780, marszałek wielki litewski od 1793, podskarbi wielki litewski od 1791, generał-adiutant od 1772, pisarz wielki litewski 1775-1780, marszałek Trybunału Litewskiego, rosyjski rzeczywisty tajny radca, odznaczony Orderem Świętego Stanisława (1778) i rosyjskim Orderem św. Andrzeja Powołańca (1787)[1]. W 1775 skoligacił się z rodziną panującego Stanisława Augusta Poniatowskiego, poślubiając córkę jego brata Kazimierza Konstancję Poniatowską. 25 listopada 1776 został kawalerem Orderu Orła Białego. W 1778 był marszałkiem sejmu. W czasie wojny polsko-rosyjskiej, na zebraniu 23 lipca 1792 poparł decyzję króla Stanisława Augusta Poniatowskiego o jego przystąpieniu do konfederacji targowickiej. Sam też szybko złożył do niej akces, co przyniosło mu marszałkostwo wielkie litewskie. W 1795 przewodniczył deputacji hołdowniczej Wielkiego Księstwa Litewskiego do Katarzyny II. Po II rozbiorze Rzeczypospolitej otrzymał od carycy Katarzyny II rozległe dobra w Berezynie[2]. Po III rozbiorze został pierwszym gubernialnym marszałkiem szlachty i rzeczywistym tajnym radcą[3]. W 1792 wybudował Pałac Tyszkiewiczów w Warszawie.
Michał Walewski herbu Pierzchała (ur. 1735 – zm. 1806) – wojewoda sieradzki w latach 1785-1792. W czasie Sejmu Czteroletniego 1788-1792 wysunął projekt rozbudowy polskiej armii do 100 000 żołnierzy. Konfederat barski, szambelan królewski od 1779 roku, podkomorzy krakowski w latach 1776-1785, rotmistrz kawalerii narodowej w 1789 roku, targowiczamin. W 1785 odznaczony Orderem Orła Białego, w 1778 został kawalerem Orderu Świętego Stanisława. [1]
Brednie o Annie Walentynowicz Od pewnego czasu rozpowszechniana jest sensacyjna informacja, że jakoby Anna Walentynowicz, urodzona w polskiej rodzinie Lubczyków w Równem na Wołyniu, była – uwaga! – Ukrainką z pochodzenia. Taką sensację głosi m.in. Mirosław Czech z arcyprawdomównej „Gazety Wybiórczej”, aktywny działacz Związku Ukraińców w Polsce. Co więcej, po śmierci Walentynowicz w „cudowny” sposób odnalazło się na Wołyniu jej rodzeństwo? Tak jak czterysta lat temu w Moskwie „cudownie” (i to aż dwukrotnie) po swojej śmierci odnajdywał się carewicz Dymitr, syn cara Iwana Groźnego. Inna sprawa, ze wszystko to przypomina inne sensacje, które od wielu lat rozpowszechniane są przez greckokatolickie duchowieństwo o ukraińskim pochodzeniu – znowu uwaga! – Emilii Kaczorowskiej, rodem z Bielska-Białej, matki Jana Pawła II. Chciałoby się w tym momencie krzyknąć: Hospody pomyłuj !!! Napisałem, więc do dr Sławomira Cenckiewicza z Gdyni, autora biografii bohaterki ze Stoczni Gdańskiej.
Oto jego odpowiedź.
1) Ania nigdy nie potwierdziła tych rewelacji – pojawiły się już za życia – że miała jakoby więcej sióstr i braci (rodzonych).
2) Przyznawała, że może być w Równem jakieś kuzynostwo, ale nie siostry i bracia (rodzeni), a tym bardziej, że ojciec przeżył 1939 r. (no i mama) i ją odda komuś tam w opiekę, a później nie chciał jej robić przykrości i się nie kontaktował.
3) Ludzie z Równego pojawili się u niej kilka lat temu, ale ona ograniczyła się do jednostkowej pomocy – kupiła piłę do drewna dla kogoś, kto o to prosił. Prawdopodobnie raz pojechała w te okolice przy okazji jakieś podróży, choć niechętnie, bo mówiła, że nie chce wracać do tej tragedii, jaka spotkała ja po stracie rodziców i brata.
4) Miała 10 lat jak wybuchła wojna – nie można w tym wieku nie pamiętać, ilu się miało braci i sióstr i czy rodzicie przeżyli.
5) W pierwszych ankietach pracowniczych z 1950 r. pisała o śmierci rodziców i stracie brata w latach 1939-1940.
6) Prowadziła od najmłodszych lat pamiętnik, który ukradła jej bezpieka w 1979 r. – weryfikowano jej dane wielokrotnie i gdyby coś było na rzeczy SB pierwsza by ją oskarżyła o fałszerstwo własnego, życiorysu, o którym mówiła publicznie przynajmniej od l. 70.
7) Ania czytała moją książkę w maszynopisie i rozmawialiśmy o pierwszym okresie jej życia – nic nie chciała zmienić.
8) Rewelacje ukraińskie pojawiły się po 10 kwietnia 2010 r. i nie było możliwości się do nich odnieść w książce, zresztą bliscy Ani – jak Ania Baszanowska, jej największa przyjaciółka i powierniczka – uznali to za bzdury szkodzące pamięci Ani, gdyż w domyśle miała ona sfałszować swój życiorys, być może również i ten późniejszy.
Pozdrowienia dr Sławomir Cenckiewicz
Warto przypomnieć, że dwaj osobnicy, którzy twierdzili, że są cudownie ocalonymi carewiczem Dymitrem otrzymali przydomek Samozwańcy. Podobne określenie pasuje jak ulał do tych, co twierdzą, że są rodzonymi braćmi i siostrami Anny Walentynowicz. Inna sprawa, że jak tak dalej pójdzie, to może dowiemy się, że Lech Wałęsa to zbiegły z Dzikich Pól kozak Wałęsiuka kuzynem Donalda Tuska był Stefan Bandera. No cóż, jak się nie ma mało własnych bohaterów, to trzeba ich podkradać innym narodom. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski
Biskupi Rzymu wyniesieni na ołtarze Poniższy artykuł z Naszego Dziennika przedrukowujemy jedynie ze względu na informacyjny i poręczny charakter zestawień statystystycznych, jakkolwiek – w ramach przeciwwagi i zachowania obiektywizmu, szczególnie w odniesieniu do ostatniej beatyfikacji – polecamy uwadze teksty wyszczególnione w ramce. - Red. BIBUŁY
Jan Paweł II jest 11. Następcą św. Piotra, który oficjalnie został uznany za błogosławionego, a tym samym będzie mógł doznawać publicznego kultu. W sumie dotąd aż 88 biskupów Rzymu zostało w Kościele katolickim wyniesionych na ołtarze, w tym 78 czczonych jest, jako święci. Warto dodać, że w Kongregacji ds. Kanonizacyjnych toczą się kolejne procesy beatyfikacyjne Papieży, którzy zmarli w opinii świętości. Kościół katolicki od początku swego istnienia dokonywał orzeczeń w kwestii świętości poszczególnych osób, w tym biskupów Rzymu. Pierwotny kult świętych rodził się spontanicznie, a wyrażany był przede wszystkim przez gromadzenie się na ich grobach na modlitwie i Eucharystii. Wpisywanie ich imion do kalendarza gminy, tak samo jak ich przekazywanie innym gminom nie dokonywało się bez aprobaty biskupa, który przewodził danej gminie chrześcijańskiej. Owa aprobata stanowiła pierwotną formę kanonizacji. Ona właśnie dotyczy zdecydowanej większości papieży czczonych w Kościele katolickim, jako święci.
“Santo subito” Największa liczba świętych papieży przypada na pierwsze wieki chrześcijaństwa. Spośród pierwszych 35 biskupów Rzymu, począwszy od św. Piotra (ok. 30-64) aż do św. Juliusza I (337-352), wszystkich uznano za świętych. Podstawowym argumentem była w tych przypadkach nie tylko wypływająca z miłości do Chrystusa doskonałość moralna, ale także poniesione za Niego męczeństwo. Były to, bowiem wieki prześladowania Kościoła, w którym następcy św. Piotra odgrywali przewodnią rolę. Za ostatniego męczennika w gronie papieży uznaje się św. Marcina I (649-653). Warto zwrócić uwagę, że spośród 58 pierwszych biskupów Rzymu, aż do pontyfikatu św. Sylweriusza (536-537), tylko 4 nie zaliczono w poczet świętych. Znaczna liczba świętych papieży przypada również na wieki następne. Także w owym czasie punktem wyjścia do wpisania któregoś z nich do katalogu świętych była spontaniczna cześć wiernych. Przykładem może być św. Grzegorz I Wielki (590-604), pierwszy papież z zakonu benedyktynów, który ogłoszony został świętym przez aklamację Rzymian za pomocą słynnego “Santo subito”. Od VI wieku z następnych czternastu stuleci tylko 24 papieży uznano za świętych. Większość z nich (21) żyło między VII a XI wiekiem. Spośród następców św. Piotra, których pontyfikaty przypadły między 1085 a 1978 rokiem, tylko 4 uznano za świętych, zaś 10 czci się dziś, jako błogosławionych. Jednym z powodów powyższego z pewnością stał się fakt, że w 1171 roku Papież Aleksander III (1159-1181) zastrzegł dla Stolicy Apostolskiej zezwolenie na oddawanie publicznego kultu osobom, które zmarły w opinii świętości, zapoczątkowując tym samym stosowanie surowych procedur przy jej orzekaniu. W 1588 roku Papież Sykstus V (1585-1590) utworzył Kongregację Obrzędów, której powierzył prowadzenie procesów kanonizacyjnych.
Beatyfikacje Nieco inna jest historia beatyfikacji, która jako forma zezwolenia na kult publiczny, ograniczony co do miejsca i czasu, pojawiła się dopiero w średniowieczu i leżała przede wszystkim w gestii biskupów. Dopiero w 1515 roku Papież Leon X (1513-1521) zastrzegł beatyfikację dla Stolicy Apostolskiej. Z kolei w 1634 roku na mocy breve “Coelestis Hierusalem coves” Papież Urban VIII (1623-1644) wprowadził dwie odrębne procedury – beatyfikacyjną i kanonizacyjną. Przyjmuje się, że pierwszym oficjalne beatyfikowanym przez Ojca Świętego biskupem Rzymu był bł. Grzegorz X (1271-1276). Jego aktu beatyfikacji dokonał Papież Klemens XI (1700-1721) 12 września 1713 roku. Od tego czasu beatyfikowanych zostało jeszcze 9 następców św. Piotra. Aż trzech z nich wyniósł na ołtarze Papież Leon XIII (1878-1903), po dwóch Pius IX (1846-1878) oraz Jan Paweł II (1978-2005), który 3 września 2000 roku beatyfikował właśnie Piusa IX oraz Jana XXIII (1958-1963).
Procesy beatyfikacyjne Obecnie toczą się procesy 6 następców św. Piotra. W lutym 1931 roku w zakonie dominikanów rozpoczął się proces beatyfikacyjny Benedykta XIII (1724-1730), któremu od 1998 roku Jan Paweł II nadał tytuł Sługi Bożego. W tym samym roku papież z Polski obdarzył mianem “czcigodnego” Benedykta XII (1334-1342), drugiego Papieża “niewoli awiniońskiej”. Ciekawostką jest fakt, że Papież ten w zakonie cystersów czczony jest, jako błogosławiony, a jego wspomnienie obchodzi się tam 25 kwietnia. W 1965 roku Paweł VI (1963-1978) otworzył proces Piusa XII (1939-1958). Dekret o heroiczności cnót tego Papieża promulgował Benedykt XVI 19 grudnia 2009 roku – w tym samym dniu, co analogiczny dekret dotyczący Jana Pawła II. Z kolei Jan Paweł II (1978-2005) w 1993 roku otworzył proces beatyfikacyjny Pawła VI. W 2002 roku w diecezji Bellono rozpoczął się proces beatyfikacyjny Jana Pawła I (1978). Faza diecezjalna zakończyła się 11 listopada 2006 roku i dokumentacja przekazana została do watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Od 15 sierpnia 2007 roku w diecezji Savona-Noli toczy się proces beatyfikacyjny Papieża Piusa VII (1800-1823). Podstawowym argumentem przemawiającym za wszczęciem procesu beatyfikacyjnego jest przekonanie o świętości. Nie oznacza to jednak szybkiego rozpoczęcia takiego procesu, nawet w przypadku biskupów Rzymu. Przykładem może być Papież Urban II (1088-1099), który choć doznawał czci przez stulecia, beatyfikowany został dopiero przez Leona XIII (1878-1903) w 1881 roku. Sebastian Karczewski
ŚWIĘCI BISKUPI RZYMU
Pierwsze wieki chrześcijaństwa:
1. św. Piotr (ok. 30-64)
2. św. Linus (ok. 67-76)
3. św. Klet (ok. 76-88)
4. św. Klemens I (ok. 88-97)
5. św. Ewaryst (ok. 97-105)
6. św. Aleksander I (ok. 105-115)
7. św. Sykstus I (ok. 115-125)
8. św. Telesfor (125-136)
9. św. Hygin (ok. 136-140)
10. św. Pius I (ok. 140-155)
11. św. Anicet (155-166)
12. św. Soter (ok. 166-174)
13. św. Eleuteriusz (ok. 174-189)
14. św. Wiktor I (ok. 189-199)
15. św. Zefiryn (ok. 199-217)
16. św. Kalikst I (217-222)
17. św. Urban I (222-230)
18. św. Poncjan (230-235)
19. św. Anterus (235-236)
20. św. Fabian (236-250)
21. św. Korneliusz (251-253)
22. św. Lucjusz (253-254)
23. św. Stefan I (254-257)
24. św. Sykstus II (257-258)
25. św. Dionizy (259-268)
26. św. Feliks I (269-274)
27. św. Eutychian (ok. 274-283)
28. św. Kajus (283-296)
29. św. Marcelin (296-304)
30. św. Marceli I (308-309)
31. św. Euzebiusz (309-310)
32. św. Milcjades (ok. 310-314)
33. św. Sylwester I (314-335)
34. św. Marek (336)
35. św. Juliusz I (337-352)
36. św. Damazy I (366-384)
37. św. Syrycjusz (384-399)
38. św. Anastazy I (399-401)
39. św. Innocenty I (401-417)
40. św. Zozym (417-418)
41. św. Bonifacy I (418-422)
42. św. Celestyn I (422-432)
43. św. Sykstus III (432-440)
44. św. Leon I Wielki (440-461)
45. św. Hilary (461-468)
46. św. Symplicjusz (468-483)
47. św. Feliks II (483-492)
48. św. Gelazy I (492-496)
49. św. Symmach (498-514)
50. św. Hormizdas (514-523)
51. św. Jan I (523-526)
52. św. Feliks III (526-530)
53. św. Agapit I (535-536)
54. św. Sylweriusz (536-537)
Wiek VII:
1. św. Grzegorz I Wielki (590-604)
2. św. Bonifacy IV (604-615)
3. św. Deusdedit (615-618)
4. św. Marcin I (649-653)
5. św. Eugeniusz I (654-657)
6. św. Witalian (657-672)
7. św. Agaton (678-681)
8. św. Leon II (682-683)
9. św. Benedykt II (684-685)
10. św. Sergiusz I (687-701)
Wiek VIII:
1. św. Grzegorz II (715-731)
2. św. Grzegorz III (731-741)
3. św. Zachariasz (741-752)
4. św. Paweł I (757-767)
Wiek IX:
1. św. Leon III (795-816)
2. św. Paschalis I (817-824)
3. św. Leon IV (847-855)
4. św. Mikołaj I Wielki (858-867)
5. św. Hadrian III (884-885)
Wiek XI:
1. św. Leon IX (1049-1054)
2. św. Grzegorz VII (1073-1085)
Wiek XIII:
1. św. Celestyn V (1294)
Wiek XVI:
1. św. Pius V (1566-1572)
Wiek XX:
1. św. Pius X (1903-1914)
BŁOGOSŁAWIENI BISKUPI RZYMU
Wiek XI:
1. bł. Wiktor III (1086-1087) – beat. 23 sierpnia 1887 r. przez Leona XIII
2. bł. Urban II (1088-1099) – beat. 14 lipca 1881 r. przez Leona XIII
Wiek XII:
1. bł. Eugeniusz III (1145-1153) – beat. 28 grudnia 1872 r. przez Piusa IX
Wiek XIII:
1. bł. Grzegorz X (1271-1276) – beat. 12 września 1713 r. przez Klemensa XI
2. bł. Innocenty V (1276) – beat. 13 marca 1898 r. przez Leona XIII
Wiek XIV:
1. bł. Benedykt XI (1303-1304) – beat. 24 kwietnia 1736 r. przez Klemensa XII
2. bł. Urban V (1362-1370) – beat. 10 marca 1870 r. przez Piusa IX
Wiek XVII:
1. bł. Innocenty XI (1676-1689) – beat. 7 października 1956 r. przez Piusa XII
Wiek XIX:
1. bł. Pius IX (1846-1878) – beat. 3 września 2000 r. przez Jana Pawła II
Wiek XX:
1. bł. Jan XXIII (1958-1963) – beat. 3 września 2000 r. przez Jana Pawła II
Wiek XXI:
1. bł. Jan Paweł II (1978-2005) – beat. 1 maja 2011 r. przez Benedykta XVI
Szalony świat własności intelektualnej Artykuł ten napisany został na potrzeby jednego z krajowych pism lokalnych. Jego celem było wstępne zapoznanie tzw. szerokich rzesz czytelników z ogólnymi założeniami krytyki koncepcji „własności intelektualnej”. Z tego powodu tekst ma ograniczoną objętość i proszę mieć na uwadze, że większość kwestii omówionych jest tu dość skrótowo, bez wgłębiania się w szczegóły. Z drugiej jednak strony w opracowaniu tym przywołałem kilka głównych linii argumentacji i stąd może być ono przydatne, jako rodzaj szybkiej ściągawki. Aprobata dla systemu prawa autorskiego i patentów nie jest wcale sprawą oczywistą, co więcej – coraz bardziej rosną w siłę ruchy, które można zbiorczo określić mianem „infoanarchistycznych”, a które negują zasadność panujących regulacji. Poniżej opiszę w bardzo krótki sposób zjawisko walki z reżymem „własności intelektualnej”, zainteresowanych odsyłam do materiałów internetowych, których adresy pozwolę sobie zamieścić na końcu. Koncepcję „prawa autorskiego” i w ogólności tzw. własności intelektualnej krytykuje się na wiele sposobów – robią to zarówno zwolennicy wolnego rynku, jak i np. lewicowcy (socjaliści, anarchiści). Stosowane są argumenty ekonomiczne, prawnicze, etyczne, wreszcie – praktyczne, odnoszące się do wygody konsumentów i trudności z egzekwowaniem praw w epoce, w której wszelkie dane mogą być de facto cyframi. Bodaj najmocniejszy argument przeciw „własności intelektualnej” to tzw. argument z rzadkości dóbr, wysuwany przez niektórych libertarian (radykalnych zwolenników wolnego rynku). Otóż twierdzą oni (np. Jacek Sierpiński, Roderick Long, Stefan Kinsella czy programista Maciej Miąsik), że tak naprawdę „własność intelektualna” to nie jest własność. Uzasadnienie jest (w skrócie) następujące: pojęcie własności odnosi się do dóbr rzadkich, to znaczy takich, których użytkowanie przez jedną osobę automatycznie wyklucza z użytkowania w tym samym czasie inne osoby. Dobro rzadkie nie może być jednocześnie wykorzystywane przez wszystkich. Jest jasne, że nie odnosi się to do idei, informacji, abstrakcji. Rzadkość jest im jedynie sztucznie i tymczasowo nadawana dzięki prawu. Jeżeli posiadam książkę i ktoś mi ją zabierze (ukradnie mi egzemplarz), wówczas przedmiotu tego już nie posiadam. Jest to dobro rzadkie. Ale jeśli ktoś przeczyta książkę, a nawet, gdy przeczyta ją i streści (lub przytoczy z pamięci) tysiącu osób – to wówczas ja nadal posiadam idee i informacje w niej zawarte. „Własność intelektualna” wchodzi także w konflikt z własnością materialną, która zdaje się być bardziej naturalna i oczywista. Do kogo właściwie należy odtwarzacz CD, książka lub płyta kompaktowa, którą kupiłem? Do kogo należy mój twardy dysk i dlaczego ktoś uważa się za uprawnionego do przeglądania i kasowania danych na nim zawartych? Przestajemy mieć do czynienia z własnością, a zaczynamy jedynie „wynajmować” pewne przedmioty, nie mając w zasadzie większego wyboru, ponieważ określone przywileje autorskie gwarantowane są przez rząd. Istnieje także argument z „cyfryzacji informacji”. Jeżeli muzyka, film, program etc. mogą zostać przedstawione wyłącznie, jako ciąg cyfr (w ostatecznej postaci, jako ciąg zer i jedynek) w pamięci komputera, to jak ktoś może uzurpować sobie prawo do posiadania liczby? Jak można odróżnić „oryginalne dane” od „ukradzionych” (tj. skopiowanych)? Tu warto wspomnieć o manipulacji językowej, jaką jest określanie kopiowania danych mianem „piractwa” (tak jakby było to tożsame z napadaniem na statki) lub „kradzieży” (czymkolwiek to jest, choćby nawet było czymś złym, to nie jest kradzieżą, – czyli sytuacją, w której ktoś zostaje pozbawiony danego dobra, – bowiem nadal przecież posiada on „swoje” dane). Obrońcy „własności intelektualnej” mówią też często o „utraconych zyskach” i o tym, że kopiowane dane tracą wartość. Ale „utracone zyski” nie są tak naprawdę utracone, to jedynie mniej lub bardziej arbitralne oszacowania menedżerów biznesu wydawniczego – nie można utracić czegoś, czego się nie posiadło uprzednio. Co więcej, analizy te opierają się na (najzupełniej niepoważnym) założeniu, że gdyby ktoś czegoś nie skopiował, to na pewno kupiłby oryginał. Jest to oczywiście grube nadużycie. Na przykład ja osobiście w ciągu dziesięciu lat zbudowałem sobie płytotekę liczącą około 150 kompaktów (plus kilkadziesiąt kaset), – ale gdyby nie było możliwości korzystania z formatu mp3, to nie sądzę, bym miał obecnie więcej płyt, mało tego: prawdopodobnie miałbym ich mniej, ponieważ nigdy nie zapoznałbym się z twórczością bardzo wielu wykonawców. Co do „utraty wartości”, to libertarianie przeciwni „własności intelektualnej” argumentują, że człowiek jest właścicielem jedynie swojej własności, a nie jej wartości, która kształtuje się w oparciu o subiektywne oceny otoczenia. Kwestie związane z kopiowaniem ładnie opisuje też nieco anegdotyczny przykład: czy kiedy kupię 10 kg ziemniaków, to czy nie mam prawa posadzić ich w ogródku, celem zwielokrotnienia ich liczby i zebrania x-krotnego plonu? W końcu sprzedawca ziemniaków wolałby, abym tak nie robił… Inny żartobliwy przykład (zaczerpnięty z Internetu) odnosi się do tantiem dla autorów: Facet naprawił kran w moim mieszkaniu i teraz domaga się płaceniu mu 10 groszy za każdym razem, gdy odkręcam wodę. Abstrahuję tu już od tego, że tak naprawdę artyści, programiści i pisarze na ogół dostają ze sprzedaży płyt i książek kwoty bardzo małe. Niektórzy z nich dostrzegają to zresztą. Na przykład programista Maciej Miąsik (pracujący m.in. przy „Electro Body”, „Wiedźminie” i „Schism”) jest zdeklarowanym infoanarchistą, podobnie jak pisarz science fiction Cory Doctorow, który twierdzi wręcz, że po opublikowaniu swoich książek za darmo w Internecie… wzrosła sprzedaż egzemplarzy papierowych. Tu, więc pojawia się kolejny argument – w rzeczywistości w „antypirackiej krucjacie” chodzi nie o interes twórców, a tylko o silną pozycję i dochody wielkich wydawców. Również „dozwolony użytek” jest problematyczny – a już na pewno wtedy, gdy potraktujemy własność intelektualną, jako autentyczną własność z wszystkimi przysługującymi jej prawami. Dochodzimy do dziwacznych sytuacji. Znam osoby, które nie ściągają płyt w mp3, (bo się „nie godzi”), ale codziennie przesłuchują piosenki wrzucone na youtube (oczywiście nie sprawdzając i nawet nie mając zbytniej możliwości sprawdzenia, na jakich zasadach te materiały zostały tam umieszczone). Na pewnym forum spotkałem zdeklarowanego obrońcę „własności intelektualnej”, który w awatarze wykorzystywał obrazek z bajki o Kubusiu Puchatku (być może, a nawet prawdopodobnie objęty prawami autorskimi), – z czego tłumaczył się w ten sposób, że „nie było napisane, że nie wolno”. Dlaczego uznajemy, że wolno np. tworzyć kopie na własny użytek, a potem odsprzedawać płyty, skoro z tego również „artyści nic nie mają”? Jeśli nie wolno prezentować materiałów objętych copyrightem podczas publicznych pokazów, to czy (a jeśli tak, to, dlaczego?) wolno oglądać filmy wspólnie z rodziną (np. dziesięcioosobową) i kolegami (np. ja mam na Gadu-Gadu 183 „znajomych”)? Wszystkie te przykłady pokazują nam, że ostatecznie prawa autorskie, patenty i ogólnie „własność intelektualna” to coś, co nawet przez zwolenników nie jest traktowane, jako normalna własność, którą można dowolnie dysponować, – ale jako rodzaj przywileju, monopolu, w pewnych miejscach nieco „rozluźnianego” – po to, by w ogóle dało się żyć i korzystać choćby z Internetu. Przeciwnicy reżymu własności intelektualnej wywodzą się także ze środowiska „wolnego oprogramowania”, najsłynniejszą postacią tego ruchu jest programista Ryszard Stallman, autor wielu artykułów uzasadniających tę koncepcję. Infoanarchiści mają też pomysły na funkcjonowanie sztuki i kultury w świecie bez pojęcia „własności intelektualnej”. Pomijając fakt, że tak czy inaczej określona liczba ludzi kupuje i będzie kupować książki, a nawet dobrowolnie wpłacać datki dla artystów, których uzna za wartościowych (casus zespołu Radiohead, który jedną ze swoich płyt udostępnił w Internecie na zasadzie, „co łaska” i odniósł sukces), to istnieją także inne formy zarobkowania. Może to być praca na konkretne zamówienie (np. program specjalnie na potrzeby danej firmy, panegiryk na czyjąś cześć, koncerty i występy); wykonywanie dzieła (literackiego czy muzycznego) w sytuacji, gdy pojawi się określona ilość osób gotowych do pokrycia jego kosztów i wynagrodzenia twórcy; wplatanie w swoją twórczość elementów reklamy; tworzenie dzieł (w szczególności tyczy się to gier), z których można korzystać wyłącznie dzięki połączeniu z płatnym serwerem. Część z tych metod (oczywiście poza ostatnią) bywała już wykorzystywana w przeszłości, kiedy powstawały rozmaite dzieła, a nie było gwarantowanego przez państwo systemu copyrightów. Wszystko to, co napisałem powyżej, jest oczywiście ogromnym skrótem argumentacji przeciwników własności intelektualnej. Temat jest niezwykle szeroki i obie strony dysponują swoistymi portfelami argumentów. Nie poruszyliśmy tu np. kwestii patentów, nie odnieśliśmy się do kontrargumentów. Zainteresowanych zapraszam na przykład do lektury wywiadu z Maciejem Miąsikiem, który opublikowany został w 22 numerze pisma internetowego „Młodzież Imperium”
W tym i poprzednim wydaniu można znaleźć także przedruki tekstów Ryszarda Stallmana, Krzysztofa Śledzińskiego, Cory’ego Doctorowa i Stefana Kinselli. Artykuły te zaczerpnięte zostały zresztą z innych portali (np.
http://liberalis.pl
http://mises.pl).
Adam Tomasz Witczak