Na polskiej uczelni studentce nie wolno zadzwonić do profesora

Na polskiej uczelni studentce "nie wolno" zadzwonić do profesora [LIST]

H.W. 23.10.2013

Mistrz? (Fot. 123RF)

Na spotkanie profesor spóźnił się dwie godziny. Widząc mnie, skomentował: "A to pani tak atakuje poważnych ludzi". Potem uraczył mnie wykładem na temat tego, jak to źle wyjazdy zagraniczne wpływają na polską myśl naukową. Jak to szkodzi polskim profesorom. Taki student, czyli ja, "ma wyprany mózg".

Droga Autorko, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak mnie uradowałaś swoim listem "Oskarżam Panią Profesor XX o tłumienie rozwoju polskiej nauki".
Moja sytuacja była niemalże identyczna! Skończyłam jedną z prestiżowych uczelni w Polsce, odbywając w ich trakcie roczne stypendium w jednym z krajów Europy Zachodniej. Ale doktorat na macierzystej uczelni? Droga przez mękę.

W końcu zostałam przyjęta z otwartymi rękoma na prestiżowej uczelni w jednej z europejskich stolic.

Ale jak to, studentka dzwoni do profesora?
Mój pierwszy szok przeżyłam po powrocie ze wspomnianego stypendium. Ze względu na roczną nieobecność ominął mnie rok specjalizacji i musiałam nadrobić zaległości. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale wiedziałam również, że dam radę. A szok?
Na stypendium zaobserwowałam, że na Zachodzie profesorowie są otwarci na swoich studentów. Poświęcają im czas, nie spóźniają się na spotkania, umawiają się czasem nawet po godzinach, jeśli któryś ze studentów tego pilnie potrzebuje.
Kiedy wróciłam do kraju, postanowiłam się szybko zameldować na wybraną specjalizację. Entuzjastycznie napisałam więc maila do wybranego promotora. Potem drugiego, trzeciego, czwartego. Cisza. Postanowiłam zadzwonić, ale sekretarka absolutnie odmówiła, argumentując: "Ale jak to, studentka dzwoni do profesora?".
W końcu wybłagałam ją, aby umówiła mnie na spotkanie, gdyż zależy mi na omówieniu zaległości, które muszę nadrobić. Wreszcie się zgodziła i wyznaczyła mi godzinę.
Na spotkanie profesor spóźnił się dwie godziny. Widząc mnie, skomentował: "A to pani tak atakuje poważnych ludzi". Zmroziło mnie! Dostałam wykład na temat tego, jak to źle wyjazdy zagraniczne wpływają na polską myśl naukową. Jak to szkodzi polskim profesorom. Taki student, czyli ja, "ma wyprany mózg". Zrobiło mi się niedobrze.
Po magisterce umówiłam się z profesorem na rozmowę o doktoracie. Podczas studiów magisterskich wielokrotnie go o to pytałam, ale mówił, że dopiero po obronie może ze mną porozmawiać. Byłam podekscytowana, pełna pomysłów, planów i wyobrażeń na temat cudownej przygody naukowej, jaka stała przede mną otworem.
Znowu się spóźnił dwie godziny. Co usłyszałam? Podśmiechiwania, kpiny, parskania. "Z tego rocznika nikt z was nie nadaje się na doktorat u mnie. Co pani sobie myśli? Że ja tak sobie będę brał ludzi na doktorat? Nie wiem, może powinienem się obrazić..., no ale dobrze, niech se pani złoży papiery. Nikomu tego zabronić nie mogę. Ale egzaminu pani pewnie nie zda".
Rozmowa trwała jakieś 30 minut, a nieprzyjemnych zwrotów było znacznie więcej. Oj, ja niewychowana! Jak mogłam tak obrazić profesora swoją osobą. Jak mogłam mieć taki tupet! Mój entuzjazm rozbił się o podłogę.

Pani robi doktorat na Zachodzie? Wstyd! Po prostu wstyd!
Po dwóch tygodniach przygnębienia, po namowie koleżanki napisałam maila do profesora "na Zachodzie". Odpowiedział po 15 minutach. Kazał jak najszybciej przyjechać na rozmowę kwalifikacyjną. Przed jego biurem trzęsły mi się ręce, nogi i wszystko. Też mi powie, że się nie nadaję, i spyta, czemu zajmuję jego cenny czas?
Zachodni profesor uśmiechnięty otworzył mi drzwi. Na stole stały herbata i ciastka. Pytał o podróż. Czy dobrze trafiłam na uczelnię, zachwycał się polskim akcentem, poopowiadał kilka anegdot. Przeszliśmy do tematu głównego. Dyskutowaliśmy cztery godziny! Aż nam wypieki powychodziły na twarze. Był zachwycony. Zawołał swoją sekretarkę, która miała mi jeszcze dziś pomóc wypełnić wszystkie formalności. Zamurowało mnie ze szczęścia.
Moja radość niestety nie trwała długo. Od polskiego profesora potrzebowałam opinię, aby uczelnia zagraniczna mogła starać się o stypendium dla mnie. "Pani robi tam doktorat? No, a polskie uczelnie są gorsze? Już taką złą opinię ma pani o naszych rodzimych uczelniach? Nie dorównujemy poziomem, tak? A kto nas wesprze, kto zastąpi, kiedy wy wszyscy powyjeżdżacie? Wstyd! Po prostu wstyd! I co ja sobie myślę? Że trąbię, że chcę się u niego doktoryzować, a potem nawet papierów nie składam? Zakpiłam sobie z niego!".
Zaniemówiłam. Nie wiedziałam już w ogóle, o co chodzi. Profesor nie wypisał mi od razu dokumentu, bo stwierdził, że musiałby mi wystawić złą opinię. Dopiero mój zachodni musiał napisać oficjalne pismo. Opinia przyszła od razu, pięć zdań napisanych łamaną angielszczyzną.
Byłam najmłodszą doktorantką w grupie. Wszyscy patrzyli na mnie z podziwem, że w tak młodym wieku się doktoryzuję i na dodatek w obym kraju. Już po roku doktoratu udzielałam porad doktorantom starszym stażem. Napisałam dysertację najszybciej ze wszystkich, chociaż większość rozpoczęła pracę minimum dwa lata przede mną.
Mój zachodni profesor w zachwycie postanowił napisać do mojej macierzystej uczelni o recenzenta, "bo to tak będzie mi wspaniale w papierach wyglądało, jak będę miała oceny z dwóch krajów". Nie zaprzeczyłam. W dniu obrony dowiedziałam się o wynikach. Mój zachodni profesor i recenzent z innego miasta wystawili mi wysoką ocenę.
Polski - niższą. Na szczęście nie wpłynęło to na ocenę końcową. W argumentacji napisał, że moja praca nie jest godna prac naukowych pisanych na polskich uczelniach, i dołączył listę z absurdalnymi, rzekomymi błędami, udowadniającymi jedynie, że pracy mojej w ogóle nie czytał!
Wszyscy prosili mnie o wytłumaczenie. Przecież krajanie powinni się wspierać - mówili! Przecież wiedzą, że mi nie było łatwo. Powinni "swoją" promować! Pytali: dlaczego? Nie umiałam wytłumaczyć.

Gdzie jest młoda polska inteligencja? Niestety ucieka
Aż do dziś myślałam, że jestem jedynym i odosobnionym przypadkiem, z zakompleksioną polską kadrą naukową w tle. Te nasze skostniałe struktury szkolnictwa wyższego potrzebują leczenia! Przecież kto dzisiaj zarządza na naszych uczelniach? Inteligencja? Nie! Inteligencja odpłynęła z Polski, najpierw po wojnie, a potem wraz z Brain Drain za komuny, i odpływa nadal!
A w czasach gospodarki centralnie sterowanej na wysokie stanowiska "wrzucano" prostych ludzi, którzy dostawali punkty za pochodzenie (im gorsze, tym więcej punktów). I to właśnie oni, uważający się dziś za inteligencję, grzeją stołki i kształtują naukę w Polsce.
Nawet nie starają się rozwijać, czytać czegoś nowego, iść z duchem czasu, brać udziału w międzynarodowych konferencjach. Uważają się niemalże za bogów, a studentów za element uboczny ich pracy. Wykłady prowadzą takie same od kilkudziesięciu lat, bez wprowadzania najnowszych badań czy nawet zwykłych ciekawostek. Wstyd!
A gdzie jest młoda polska inteligencja? Znów odpływa na Zachód, niestety. I nieprędko wróci.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gra wstepna 10 miejsc na ciele kobiety, o których nie wolno zapomniec!
do druku na polski?rdi
Sekwencja przygotowań do smoleńskiego mordu na polskiej?legacji
Filipinki - do widzenia profesorze, Podkłady muzyczne, na pożegnanie np.maturzystów (nie tylko podkł
Czego nie można wwozić do Polski, Pilot wycieczek
W Polsce nie wolno zarabiać na straszeniu internautów, --- UWAGA Oszust!!! ---
o+co+nie+wolno+pyta E6+na+rozmowie+kwalifikacyjnej 5OTGBADCBB25IFQC5LR3PV2VYZA5NKMTJKOQDGY
wypracowania z renesansu na polski dla liceum, Przydatne do szkoły, wypracowania
NIE WOLNO CZEKAĆ NA NOWY CUD NAD WISŁĄ
Ekonometria TEST, Przepisywałem na szybkiego za zdjęć jest wszystko co potrafiłem podszywać jak jak
polski-Bog i natura w tworczosci Kochanowskiego , Bóg i natura w twórczości Jana Kochanowskiego Koch
retoryka, a[1].dzien.NORMA 1, W polskiej tradycji językoznawczej normę ( i normowanie) zaliczano do
Przedsiębiorcy na zwolnieniu nie wolno prowadzić biznesu
Zmiany na polskim rynku turystycznym po wejściu do Uni Europejskiej
Dokument Stolicy Apostolskiej nie wolno zabraniać wiernym przyjmowania Komunii Św na klęczącox

więcej podobnych podstron