„Człowiekiem jestem i nic, co ludzkie nie jest mi obce”
Słowa te głośnym echem odbijały się przez bardzo długie wieki. Były one mottem dla ludzi renesansowych. Stawiali oni na piedestale człowieka, jego czyny, życie i ludzkie sprawy. Boga odsunięto jakby na dalszy plan – wciąż w niego wierzono, lecz nie był on już najważniejszy dla sztuki. Renesans fascynował się poznaniem świata i potęgą wiedzy. Zawierzano logice, obalano dogmaty, umysły ludzkie doświadczyły przebudzenia i powoli wprawiały się w ruch. Ludzie czuli potrzebę poznania samych siebie. Sztuka była nie tylko „o ludziach”, ale i dla ludzi. Coraz bardziej pragnęli wygody, luksusu i bogactwa. Chciano korzystać ze wszystkiego, co daje życie i czerpać z niego pełnymi garściami. Żyć chwilą, płynąć z nią i odczuwać rozkosze wolnego doznawania emocji. Cytat ten jest esencją romantyzmu i jednym zdaniem go opisuje.
W dzisiejszym świecie motto to nie ma większego znaczenia. Nasze czasy charakteryzują się pomieszaniem wszystkich koncepcji na życie i myślenie, jakie kiedykolwiek pojawiły się w naszych umysłach. Nie istnieje jeden ruch umysłowy, wobec którego można by porównać słowa Terencjusza. Niektórzy żyją tylko dla innych, inni ślepo wierzą bogu, kolejni odgradzają się od życia złotym murem. Osobiście jednak bardzo doceniam to motto i staram się żyć wg niego. Człowiekiem jestem, chcę więc poznać życie z każdej jego strony. Chcę doświadczyć całego jego piękna, wziąć wszystko to, co może mi on zaoferować. Dobrze się bawić żyjąc i obracać wszystko wokół na moją korzyść. Poza tym chcę dowiedzieć się wszystkiego z własnych doznań i z własnego wnioskowania. Nie przyjmuję narzucanych mi kanonów, bez wcześniejszej oceny i analizy co do ich wartości. Staram się mieć własną koncepcję na rzeczy dla mnie ważne, nie przejmując się za bardzo autorytetami, które te koncepcje mi wpajają. Człowiekiem jestem, chcę więc samemu zarządzać swoim losem, nie zważając na to co uważa się dookoła.