Znaczenie tytułu „Cudzoziemka”
„Mój kraj… W Taganrogu nie chodziłam do cerkwi, tylko do kościoła. Koleżanki, kiedy pop szedł korytarzem, odsuwały się ode mnie: Polaczka. A w kościele kazania były po francusku i nikt na mnie jak na swoją nie patrzył… Do Warszawy przyjechałam – powiedzieli „moskiewka, akcent kacapski i śniada jak diablica”. W Petersburgu – warszawskaja barysznia. Nad Wołgę mąż zawiózł – grafinia ze stolicy, artystka. Teraz na starość – do Warszawy z powrotem. Znowu to samo: „pani z kresów czy z Rosji? Bo od razu poznać, że obca”. No i tutaj: eine Fremde… Czyż nieprawda? Zawsze i wszędzie tak: cudzoziemka”. To słowa wypowiedziane przez Różę do Władysława podczas jednego z ich wspólnych spacerów w Berlinie. Oddają one znakomicie położenie tytułowej bohaterki, która gdziekolwiek się nie pojawiła, to nigdzie do końca nie pasowała.
Od najmłodszych lat nosiła piętno odmienności. Jedynym miejscem, gdzie czuła się na swoim miejscu była muzyka. Grając na skrzypcach, przenosiła się w inny świat, w którym nie ważne było jej pochodzenie, akcent, wiara, przekonania, karnacja. Wszędzie indziej Róża zawsze postrzegano jako cudzoziemkę, osobę z zewnątrz. Ona sama się tak czuła nawet w małżeństwie, czy jako matka. Pozostawała obca i zimna wobec Adama przez ponad czterdzieści lat ich wspólnego życia. Marcie nie okazała matczynej czułości aż do momentu, gdy ta nie poczuła muzyki w sercu na drugim roku studiów.
Zwykli cudzoziemcy mają jednak o tyle dobrze, że mają możliwość powrotu do siebie, do domu. Róża takiej szansy nie miała. Zawirowania historyczne sprawiły, że nie mogła czuć się do końca Polką i nie do końca Rosjanką. Była kimś pomiędzy. Nie miała swojej ojczyzny, była skazana na wieczną tułaczkę. Między innymi na tym polegał tragizm Róży Żabczyńskiej.