JEDNOŚĆ
MAŁŻEŃSKA – MRZONKA CZY RZECZYWISTOŚĆ?
MUR
WROGOŚCI ZBURZONY W CIELE JEZUSA CHRYSTUSA
Autor Listu do Efezjan pozwala nam uświadomić sobie sytuację człowieka – jego zaburzoną relację z drugim na skutek zerwania przez grzech pierwotnej więzi z Bogiem. Mówi o braku życia w człowieku i ukazuje paradoksalność jego sytuacji – wskutek grzechu człowiek jest stale zwodzony, by samemu szukać wypełnienia swego życia (Ef 2,1nn), by nieustannie „szukać swego”. W tym właśnie należy upatrywać przyczyny wszelkiego rodzaju antagonizmów między ludźmi.
Wypływająca z miłości i w pełni darmowa interwencja Boga bogatego w miłosierdzie w historię ludzkości zmierza do wyprowadzenia człowieka z szukania na własną rękę zabezpieczenia swego życia, a przyjęcia jako daru Boga mocy wchodzenia w nowe relacje z drugim. Zamiast konkurencji i szukania własnej chwały pojawia się postawa bycia dla drugiego i służby drugiemu. Człowiek wierzący w Boga w Jezusie Chrystusie nie oczekuje już spełnienia własnych planów, nie chlubi się z własnych uczynków, lecz mocą Ducha Świętego przeżywa wzajemne relacje na wzór i na miarę Jezusa Chrystusa.
Poznać smak jedności
To wszystko odnosi się ogólnie do całokształtu życia chrześcijańskiego. W sposób szczególny odnosi się jednak do tego podstawowego i elementarnego sposobu bycia, jakim jest istnienie we dwoje w jednym ciele. Pojednanie może być posunięte tak daleko, że z dwojga czyni jedno. List do Efezjan mówi wprost o pojednaniu dwóch (podmiotów, części), o uczynieniu z tych dwóch (możemy również myśleć: dwojga) jedności: „Ale teraz w Jezusie Chrystusie wy, którzy niegdyś byliście daleko, staliście się bliscy przez krew Chrystusa. On bowiem jest naszym pokojem. On, który obie części ludzkości uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur – wrogość. W swym ciele pozbawił On mocy Prawo przykazań, wyrażone w zarządzeniach, aby z dwóch rodzajów ludzi stworzyć w sobie jednego nowego człowieka, wprowadzając pokój, i w ten sposób jednych, jak i drugich znów pojednać z Bogiem, w jednym Ciele przez krzyż, w sobie zadawszy śmierć wrogości” (Ef 2,13–16).
Naturalnie, to pojednanie dokonane w Jezusie Chrystusie nie odnosi się do człowieka automatycznie i nie przychodzi jako zmiana zewnętrznych warunków, lecz na miarę wiary człowieka zmienia jego wnętrze, jego ducha. Człowiek, który przyjmie w wierze pojednanie w Chrystusie i zaczyna godzić się na przeżywanie go w swoim życiu, otrzymuje uzdolnienie do życia w jedności i zaczyna w tym smakować i rozkoszować się, nawet jeśli go to kosztuje, nawet jeśli jest to związane z traceniem życia. Jest to ważne w odniesieniu do każdej relacji, ale zwłaszcza do małżeństwa.
Na wzór Jezusa
Spójrzmy więc bliżej na tekst z Listu do Efezjan. Chrystus bowiem jest naszym pokojem. On, który z dwóch części, z dwojga różnych uczynił jedno. Uczynił to dlatego, że zburzył rozdzielający mur, tj. dzielącą ich nieprzyjaźń, wrogość. Dokonał tego w swoim ciele, gdyż właśnie w sobie samym pozbawił On mocy Prawo przykazań, wyrażone w zarządzeniach. Prawo, samo w sobie dobre, miało na celu właśnie wprowadzanie jedności. Jednak nikt z ludzi, w sytuacji po grzechu, nie chciał do końca poddać się Prawu jako grzesznik, lecz każdy – na miarę swoich możliwości – dążył do tego, by interpretować je na swoją korzyść. Skutkiem takiego stosowania Prawa – odwrotnym do pierwotnego założenia i celu – było rozdzielenie. Jezus, poddając się ludzkiemu rozumieniu Prawa przejawiającego się w różnych zarządzeniach, dał się jakby pokonać temu Prawu i w ten sposób zburzył w sobie, w swoim ciele, logikę dzielenia, wynikającą z Prawa i jego zarządzeń. W ten sposób Jezus stworzył w sobie jednego nowego człowieka, w sobie zadawszy śmierć wrogości; właśnie tej wrogości wynikającej i potęgowanej przez stosowanie prawa na swoją korzyść.
Walka i kompromisy
Posługując się językiem bliższym naszej codzienności, możemy powiedzieć, że tym murem, tą wrogością człowieka wobec drugiego – jest konieczność obrony siebie, afirmacji siebie, obrony własnej, tylko ludzkiej tożsamości. Mówiąc „tylko ludzkiej”, mamy na myśli to, że przez grzech człowiek zatracił w sobie obraz Boga, a tym samym zdolność komunikowaniasię z drugim i transcendencji ku drugiemu. Zatracił zdolność tworzenia z drugim jedności: bycia dwojgiem w jednym ciele. Zatracił znajomość daru i darmowości, co jest specyficzne dla tego, kto zna Boga jako źródło życia czy jako Ojca. Z konieczności został skazany czy, inaczej mówiąc, skazał siebie na konieczność samoobrony. Straciwszy poczucie darmowości życia, stanął w obliczu śmierci (zgodnie z tym, co było powiedziane: jeśli spożyjesz… na pewno umrzesz) i konieczności zapewnienia sobie życia. W konsekwencji musiał przyjąć postawę obwarowywania siebie przed drugim. To jest właśnie mur rozdzielający, to jest wrogość. Objawia się on zwłaszcza wtedy, gdy drugi człowiek okazuje się inny, niż był we wcześniejszych oczekiwaniach, wyobrażeniach. Ta inność drugiego jawi się bowiem dla człowieka po grzechu jako zagrożenie.
Naturalnie, człowiek chce wejść w jedność z drugim, bo czuje taką potrzebę. Nosi w sobie głęboką tęsknotę za jednością, ponieważ do niej został stworzony. Skoro jednak przez grzech stracił zdolność jednoczenia się z drugim w sensie dawania siebie drugiemu, przyjmowania go takim, jakim jest, zadaje drugiemu gwałt, zmusza go do bycia dla niego na sposób własnego pożądania. Czyni tak, ponieważ potrzebuje, a nawet pożąda jedności z drugim. Skoro jednak on sam nie jest w stanie oddawać siebie drugiemu, robi wszystko, by drugiego dostosować do siebie. Inaczej mówiąc, dla ratowania siebie niszczy w drugim – czasami nawet gwałtownie – mur samoobrony, jakim tamten się otacza. Upraszczając, możemy powiedzieć, że tak funkcjonują relacje w świecie. Owocem tego są większe czy mniejsze gwałty, niesprawiedliwości, wykorzystywanie. Nie wszystkie nawet i nie zawsze jako takie są odczuwane. Człowiek idzie na kompromis, na ugodę, znajduje mniej lub bardziej korzystne dla siebie układy, które pozwalają mu na możliwe współżycie. Takie układy jednak nigdy nie będą sprawiedliwe i nie zapewnią jedności. Mur wrogości powinien być zburzony w samym człowieku, który uświadamia sobie potrzebę jedności oraz jest przekonany, że skutecznie o jedności można mówić tylko z pozycji służenia, a nie dominacji. Tylko Jezus Chrystus dał zburzyć w sobie mur wrogości i tylko On uniżył samego siebie, aby służyć (zob. Mk 10,41–45).
Nie muszę się bronić!
Nowość, jaka dokonała się w Jezusie Chrystusie, polega na tym, że Jezus z Nazaretu przyzwolił, żeby ten mur został zburzony w Jego ciele. Co więcej, miał świadomość tego, że właśnie po to przyszedł na świat, aby to się dokonało. Dlatego stanął między ludźmi jako bezbronny. Mimo że był kimś, kto przeszedł przez świat dobrze czyniąc (por. Dz 2,22; 10,38), ludzkość weszła z Nim w konflikt – naturalnie różni ludzie na różny sposób. Znalazło to wyraz w Jego ukrzyżowaniu, w kontekście zdrady, zaparcia się, odrzucenia. Kiedy więc w Jego spotkaniu z ludźmi wyszła na jaw sprawa braku jedności (czytając Ewangelię dostrzegamy stopniowe narastanie antagonizmu wobec osoby Jezusa) i kiedy Jezus stanął ostatecznie jako oskarżony przez ludzi, osądzony i skazany na śmierć, nie przyjął postawy obrony samego siebie, lecz zgodził się na śmierć krzyżową. Z wysokości krzyża modlił się o przebaczenie dla winnych Jego śmierci. Właśnie w tym momencie ów mur rozdzielający, owa wrogość, jaka istniała między ludźmi, a także w przypadku Jezusa między Bogiem a ludźmi, owa wrogość została zniszczona nie w drugim, lecz w ciele Jezusa.
Odkąd w ciele Jezusa została raz na zawsze złamana moc wrogości, przed człowiekiem otworzyła się możliwość takiego sposobu życia, który nie wymaga potwierdzania siebie przed drugim przez bronienie siebie. Została otwarta możliwość przekraczania swojej ograniczoności i wychodzenia ku drugiemu, jednoczenia się z nim aż do tego stopnia, by się w nim niejako zatracić dla jego dobra. Otworzyła się przestrzeń dla takiej logiki i takiej mentalności pojednania i dopełniania jedności, która nie domaga się od drugiego spełniania warunków jedności, lecz daje siebie, swoje ciało, dla powstania jedności. Dzięki temu dwoje różnych może tworzyć jedno. Jedność ta nie opiera się na możliwościach człowieka, na jego woli, sile ducha, na jego naturalnej dobroci czy perspektywach dobra. Człowiek po grzechu nie jest bowiem w stanie wydać siebie aż do śmierci dla drugiego. Podstawową zasadą tej jedności jest wydanie się Jezusa Chrystusa dla grzeszników, w ich ręce, i danie Ducha na odpuszczenie grzechów. Jedność, o której mówimy, jest zatem darem ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Pana. Jest dziełem Boga w człowieku.
Wydać siebie jak Jezus
Dzięki ogłoszeniu przez Ewangelię tej rzeczywistości jako daru, tam, gdzie ta Dobra Nowina zostaje z wiarą przyjęta przez ludzi, otwiera się dla nich możliwość przeżywania i urzeczywistniania tego daru w sakramentach. Ludzie wierzący, chrześcijanie, otrzymują moc wchodzenia w tę samą dynamikę, w ten sam sposób bycia, jaki otworzył się w Jezusie, tzn. moc bycia już nie dla siebie, ale – z racji znajomości Tajemnicy Jezusa – bycia dla drugiego, zawsze, w każdych okolicznościach. Tym samym spełnia się to, co było powiedziane wyżej o burzeniu muru, czyli wrogości, oraz o tworzeniu jedności.
Przeniesione na obszar życia małżeńskiego, aktualizuje się to wówczas, gdy małżonkowie odkrywają w sobie inność, tzn. fakt, że w konkretnych sytuacjach współmałżonek jest inny, niż drugi to sobie wyobraża lub sobie tego życzy. Ich doświadczeniem staje się wrogość, rozdzielenie, które są właśnie tym murem, jakim każdy się otacza dla obrony samego siebie. Wtedy w szczególny sposób znajomość Tajemnicy Jezusa jawi się jako moc dana do dyspozycji. Chrystus bowiem wydał samego siebie, stracił samego siebie dla drugiego, innego, nawet wrogiego. Rzeczywiście umarł, ale Jego śmierć okazała się przejściem do Ojca powołującego do życia i wskrzeszającego z martwych, otwierającego tym samym rzeczywistość pojednania i jedności. W relacji wierzących małżonków chrześcijańskich oboje albo przynajmniej jedno z nich może być tym, przez którego spełnia się specyficzny charakter sakramentalnej jedności. Dzieje się tak, kiedy w konkretnej sytuacji odwoła się on do Tajemnicy Jezusa Chrystusa, okaże moc przyjęcia na siebie inności drugiego, niejako wyda siebie dla drugiego.
Nawet gdy drugiemu nie zależy
Jeśli małżonkowie chrześcijańscy, dzięki poznaniu pojednania dokonanego w Jezusie Chrystusie, pozwolą się wprowadzić w tę Tajemnicę i będą otwarci na to, aby ona się i w nich spełniała, to zaistnieje między nimi i będzie się stale pogłębiała jedność, która potrafi przetrwać i pokonać różne trudności, braki czy skutki grzechu. Oczywiście, nic z tego nie dzieje się automatycznie, lecz wynika z osobistego przylegania każdego z małżonków do Tajemnicy Jezusa Chrystusa. Każde z nich, na miarę poznania tej Tajemnicy i na miarę przeżywania przyjętego sakramentu jedności małżeńskiej (moment liturgicznej celebracji sakramentu małżeństwa jest początkiem jego sprawowania w codziennym życiu), niesie w sobie moc uzdalniającą do przeżywania jedności i odpowiedzialność za jej spełnienie. Kiedy oboje są świadomi uczestnictwa w Tajemnicy, wówczas jedność dokonuje się przez przyzwalanie na burzenie w sobie muru wrogości. Istotne jest, by w takich momentach być gotowym na spełnianie posługi wobec tej Tajemnicy przyjętej w sakramencie. Gdy to wszystko się dzieje, spełniane przez oboje lub przynajmniej przez jedną ze stron, wówczas małżeństwo żyje życiem Jezusa, stając się także znakiem zbawienia dla innych.
W ten sposób jawi się jasno, że małżeństwo chrześcijańskie nie jest umową między ludźmi, w której każdy oczekuje spełnienia tego, co wydaje mu się korzystne dla niego. Nie jest regulowane logiką, według której trzeba obronić siebie. Jest natomiast wejściem dwojga w przymierze z Bogiem, w którym oczekuje się spełnienia dzieła Boga, przynoszącego jedność dzięki otwartości przynajmniej jednego z nich na zburzenie muru wrogości w sobie. O tym powiemy szerzej w następnym artykule.