Beta: Jillingsmoker :*
Pairing: niespodziewanka!
Rating: PG-13
Ostrzeżenia: humor, romans, pre-slash...
Zalecałabym zaopatrzyć się w sole trzeźwiące.
To mój pierwszy tekst, który publikuję na mirriel. Mam nadzieję, że według Was będzie w połowie tak śmieszny, jak dla mnie. Podobno mam spaczone poczucie humoru :P Miłego czytania!
Neurotyczna Fretka
Rozdział Pierwszy: Problem Natury Medycznej
Harry Potter miał poważny problem.
Był, jak wiadomo, osobą publiczną, którą zazwyczaj nawiedzali najbardziej irytujący redaktorzy z najbardziej pokręconych pism, dlatego fakt, iż dręczył go problem, nie powinien być dla nas szokujący.
Potter jednak posiadał ów problem, który na dodatek zakorzeniony był głęboko w medycynie.
Naprawdę nie miał ochoty na wizytę u pani Pomfrey, do której przestał pałać sympatią po ostatnim razie, kiedy się przeziębił i Hermiona zawlokła go do skrzydła szpitalnego. To właśnie wtedy pielęgniarka postanowiła popuścić wodzę fantazji i zastosować najbardziej okrutną z możliwych metodę, a mianowicie, postawić mu na plecach bańki.
W związku z tym warto wiedzieć, że bańki były czymś, czego Harry unikał jak ognia. Tak bardzo się ich bał, że gdyby inną drogą uleczenia kataru był Cruciatus, z dwojga złego z pewnością wybrałby klątwę.
Jakby nie mogła dać mu eliksiru pieprzowego, jak zazwyczaj... Był Chłopcem, którego Trenowano na Maszynkę do Mięsa aka Mordercę Voldemorta, a nie królikiem doświadczalnym, na którym bezprawnie wypróbowano mugolskie, prymitywne metody (nie, żeby przeszkadzało mu, że są mugolskie) !!!
Swoją drogą, myślał wtedy Złoty Chłopiec, nie łatwiej byłoby, gdyby Voldemort wziął sobie za cel systematyczne stawianie baniek, zamiast gonić mnie pod eskortą mrocznych palantów, próbujących odstrzelić mi głowę zielonymi promieniami, jak jakimiś tandetnymi mieczami świetlnymi z Gwiezdnych Wojen?
To byłoby nawet zabawne... Teoretycznie, oczywiście. No, a Pani Pomfrey mogłaby mieć własną przepowiednię. Naprawdę, coś w stylu:
Oto nadchodzi ta, której bańki mają moc pokonania Złotego Chłopca...
Ha ha ha! Stworzyliby z Voldemortem niezły duet!
Wracając do tematu... Harry miał niecodzienny problem i niekoniecznie chciał, aby inni się o nim dowiedzieli, a mianowicie, Potter widział fretki.
Niezbyt to dziwne, biorąc pod uwagę fakt, iż żył w czarodziejskim świecie i przeróżniste dziwactwa czyhały tam na niego za każdym rogiem, ale jednak naprawdę zaczął się martwić, kiedy pewnego dnia fretka odwiedziła go pod prysznicem.
Odkręcał właśnie kurek z cieplejszą wodą, aby zmyć z siebie porzeczkowy żel o finezyjnej nazwie brzmiącej: Porzeczkowy Raj, kiedy pod turkusową kurtynę kabiny prysznicowej zajrzała mała, biała, wąsata główka z szarymi oczami.
- Aaaa! - krzyknÄ…Å‚ Harry.
- Hrr Hrr - burknęła fretka.
Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że fretki nie są jakimś głupim zbiegiem okoliczności, ale imaginacją jego dziwnego umysłu. Cóż, wcześniej jakoś nie robił z tego problemu, bo myślał, że może niedaleko Hogwartu znajduje się jakaś hodowla fretek albo coś...
Tak czy inaczej, zmuszony był egzystować z tymi irytującymi zwierzakami przez wiele tygodni.
Zauważał je kątem oka, kiedy przechadzał się z przyjaciółmi po błoniach, siedziały na stole w Wielkiej Sali, kiedy jadł obiad, albo biegały po boisku, kiedy próbował złapać znicz, co nieco go rozpraszało...
Z czasem doszło do tego, że zaczął miewać omamy słuchowe.
- Widziałeś gdzieś moją białą fretkę? - zapytał niedawno Ron, wpadłszy do sypialni, rozglądając się po niej nerwowo. Harry kiwnął głową, nie odrywając wzroku od najnowszego wydania Figlarnych Czarownic.
- Ostatnim razem odgryzała nogę ropusze Neville'a przed salą do transmutacji - odparł. W pewnej chwili przeklął siarczyście, żałując, że nie zdążył ugryźć się w język. Dlaczego zwykle nie pomyśli, zanim coś powie?
A może to objaw uboczny jego nienormalności?
W końcu przez całe pięć lat nauki, Snape dokładnie wiedział, co mówił, kiedy nazywał go niemożliwym do zakwalifikowania przypadkiem tępoty. Czy mężczyzna zdawał sobie sprawę, że chłopak jest psycholem, zanim Harry sam do tego doszedł? Cóż, nic dziwnego, w końcu Snape był bardzo inteligentnym człowiekiem.
Tymczasem Ron stał na środku sypialni i wpatrywał się w przyjaciela z nieco ogłupiałym wyrazem twarzy. Harry przełknął głośno, przerywając na moment przytłaczającą ciszę.
- Moja portmonetka - powtórzył chwilę potem Weasley - gryzła żabią nogę.
Harry stał się nagle czerwony jak tło gryfońskiego herbu.
- O czym ty mówisz? - burknął, pąsowy już niczym dojrzała piwonia. - Tu jest przecież! Hermiona kazała Ci ją przekazać. Proszę, oddaję więc. Przepraszam, że zapomniałem zrobić to wcześniej.
Potter podał mu śnieżnobiałą sakwę i z powrotem odwrócił wzrok w kolorowe stronice świerszczyka, starając się nie patrzeć zbytnio w twarz przyjaciela.
- Jasne - mruknął Ron. - Słuchaj... Kiedy następnym razem Fred będzie proponował Ci jakieś nieoznaczone cukierki, lepiej ich nie przyjmuj, zgoda?
Harry szybko kiwnął głową. Odetchnął z ulgą dopiero wtedy, kiedy drzwi zamknęły się cicho, znów odcinając go od szkolnej społeczności. Zachichotał nerwowo. To wszystko naprawdę zaczynało go przerastać.
- Cholerne, białe - mruczał pod nosem, nerwowo gniotąc w ręku magazyn - niewiarygodnie wkurzające, wścibskie, małe... AAA!
Po lewej stronie jego łóżka, na miękkim, bordowym dywaniku, siedziała fretka i wpatrywała się w Pottera jasnymi oczami.
- Hrr Hrr - burknęła.
Potter zmrużył oczy. Najwyższy czas wziąć sprawy w swoje ręce... to znaczy, w ręce Hermiony!
CiÄ…g Dalszy NastÄ…pi