Moim
braciom
Podzi臋kowania
dla
Bendiksa, Rity,
Dana, Tullego, Andersa,
Lassego, G枚rana,Bengta i Cliffa
TO BY艁 RUCH, kt贸rego ch艂opiec ju偶 nie by艂 w stanie wykona膰. Nie m贸g艂 sobie przypomnie膰, kiedy nast膮pi艂o pogorszenie. Teraz ten ruch by艂 jak cie艅.
Zrozumia艂. Pr贸bowa艂 podej艣膰 do po艂udniowej 艣ciany, ale ruch by艂 raczej kierunkiem w jego g艂owie. A kiedy uni贸s艂 podbr贸dek, 偶eby spojrze膰 w stron臋, z kt贸rej d藕wi臋k...
Zn贸w poczu艂 zimno wzd艂u偶 plec贸w, mi臋dzy 艂opatkami i poni偶ej zrobi艂o si臋 bardzo zimno, potem ciep艂o. Po艣lizn膮艂 si臋 na pod艂odze i upad艂, uderzaj膮c si臋 w biodro. 艢lizga艂 si臋 po pod艂odze. Jego cia艂o nie mia艂o si臋 na czym zatrzyma膰.
S艂ysza艂 g艂os.
Jest we mnie g艂os, kt贸ry mnie wo艂a. To ja nim jestem, pomy艣la艂. Rozumiem. Teraz odsun臋 si臋 od 艣ciany, a je艣li zrobi臋 to ostro偶nie i po cichu, nic mi si臋 nie stanie.
Mamo. Mamo!
Brz臋cz膮cy d藕wi臋k, jak podczas pauzy, kiedy przed oczami nic si臋 nie dzieje. Nie m贸g艂 si臋 od tego d藕wi臋ku uwolni膰. Nie wiedzia艂, co to jest.
Odejd藕.
Odejd藕 st膮d.
Rozumiem. Zn贸w czuj臋 ch艂贸d i patrz臋 w d贸艂 na swoj膮 nog臋, ale nie wiem, kt贸ra to jest. Widz臋 j膮. W pokoju jest jasno. Przedtem tak nie by艂o, ale kiedy zrobi艂o si臋 zimno, zapali艂o si臋 艣wiat艂o, i to tak jasne, 偶e za oknem zrobi艂a si臋 noc.
S艂ysz臋 samoch贸d, ale on odje偶d偶a. Nic si臋 tu nie zatrzymuje.
Odejd藕 ode mnie. Odejd藕!
Jeszcze by艂 w stanie si臋 sob膮 zaj膮膰, a gdyby zosta艂 sam, m贸g艂by chodzi膰 po pokoju i doj艣膰 do drzwi. Tamt臋dy wszed艂, a m臋偶czyzna wyszed艂 jeszcze raz, 偶eby przynie艣膰 rzeczy, wr贸ci艂 i zamkn膮艂 drzwi, a potem zapad艂a noc.
Ci膮gle s艂ysza艂 muzyk臋, ale nie mog艂a wychodzi膰 z niego, ze 艣rodka. Puszczali Morriseya. Wiedzia艂, 偶e tytu艂 p艂yty pochodzi od nazwy dzielnicy miasta po tej stronie rzeki.
To nie by艂o daleko st膮d. Wiedzia艂 du偶o takich rzeczy. To by艂 jeden z powod贸w.
Zn贸w us艂ysza艂 muzyk臋, nieco g艂o艣niej. Nie by艂o ju偶 s艂ycha膰 brz臋czenia.
艢wiat艂o si臋 nie zmieni艂o. Powinno go bole膰 w 艣rodku, w ciele.
Nie czuj臋, 偶eby mnie to bola艂o, pomy艣la艂. Nie jestem zm臋czony. Mog臋 odej艣膰, je艣li tylko uda mi si臋 stan膮膰 na nogi. Spr贸buj臋 co艣 powiedzie膰. Min臋艂a chwila. To tak jak przy zasypianiu nagle co艣 wyrywa cz艂owieka ze snu, jakby wydobywa艂 si臋 z g艂臋bokiej otch艂ani. Tylko to jest wa偶ne. Potem si臋 boi, nie mo偶e znowu zasn膮膰. I kiedy tak le偶y, prawie nie mo偶e si臋 ruszy膰, w艂a艣nie wtedy. Chce si臋 ruszy膰, ale to niemo偶liwe.
Potem ju偶 nie my艣la艂 za du偶o. Jakby wszystko, co przewodzi impulsy my艣lowe, kable i przewody, zosta艂y przeci臋te, a my艣li wyciek艂y przez naci臋cia i rozbieg艂y si臋 bez艂adnie po g艂owie, a kr贸tk膮 chwil臋 p贸藕niej wyp艂yn臋艂y wraz z krwi膮.
Wiem, 偶e to krew, i to moja. Rozumiem. Ju偶 nie jest mi tak zimno, mo偶e to si臋 sko艅czy艂o. My艣l臋 o tym, co b臋dzie dalej.
Wiem, 偶e si臋 podnios艂em, z jednym kolanem w g贸rze, drugim opartym o pod艂og臋. Patrz臋 prosto w 艣wiat艂o i tak odsuwam swoje cia艂o pod 艣cian臋, w cie艅.
A r贸wnocze艣nie czuj臋, 偶e co艣 si臋 zbli偶a z boku, a ja si臋 od tego odsuwam. Mo偶e mi si臋 uda.
Spr贸bowa艂 dosta膰 si臋 do schronienia, kt贸re gdzie艣 tam na niego czeka艂o. Tymczasem muzyka rozbrzmiewa艂a g艂o艣niej. Wok贸艂 niego wszystko si臋 rusza艂o, w r贸偶ne strony, upada艂, by艂 d藕wigany do g贸ry, czu艂, 偶e co艣 unosi go w g贸r臋 i na boki. Widzia艂, jak sufit i 艣ciany sun膮 ku niemu. Nie umia艂 powiedzie膰, gdzie ko艅czy si臋 jedno, a zaczyna drugie. Potem nie by艂o ju偶 muzyki.
Ostatnia ni膰 trzymaj膮ca my艣li razem p臋k艂a. Zast膮pi艂y j膮 marzenia i resztki wspomnie艅, kt贸re zabra艂 ze sob膮, kiedy wszystko si臋 sko艅czy艂o i zapad艂a cisza. Potem rozleg艂y si臋 kroki. Oddala艂y si臋 od miejsca, gdzie siedzia艂, opieraj膮c si臋 szczup艂ym cia艂em o krzes艂o.
1 TO BY艁 ROK, kt贸ry nie chcia艂 odpu艣ci膰. Kr臋ci艂 si臋 wko艂o, k膮sa艂 w艂asny ogon jak jaki艣 piekielny w艣ciek艂y pies. Tygodnie i miesi膮ce by艂y dwa razy d艂u偶sze.
Z tego miejsca, gdzie Erik Winter sta艂, wygl膮da艂o to tak, jakby trumna unosi艂a si臋 w powietrzu. S艂o艅ce wdziera艂o si臋 przez okno po lewej stronie i 艣wiat艂o przenosi艂o trumn臋 z katafalku na kamienie posadzki. Wszystko by艂o tylko prostok膮tem 艣wiat艂a, tylko tyle widzia艂.
S艂ysza艂 psalmy o 艣mierci, ale nie porusza艂 wargami. Otacza艂 go kr膮g ciszy. To nie by艂a obco艣膰. Nie by艂a to te偶 jaka艣 szczeg贸lna 偶a艂oba, przynajmniej nie od razu. To by艂o inne uczucie. Wi膮za艂o si臋 z samotno艣ci膮 i t膮 przestrzeni膮, kt贸ra powstaje, kiedy d艂o艅 rozlu藕ni chwyt.
Nie ma ju偶 ciep艂a, kt贸re pochodzi od krwi, pomy艣la艂. Jakby droga powrotna zaros艂a.
Erik
Winter wsta艂 wraz z innymi, wyszed艂 z ko艣cio艂a i odprowadzi艂
trumn臋 na cmentarz. Kiedy na drewniane wieko spad艂a ziemia i
wszystko si臋 sko艅czy艂o, sta艂 przez chwil臋 nieruchomo, a偶 poczu艂
na twarzy zimowe s艂o艅ce. By艂o jak d艂o艅 zanurzona w letniej
wodzie.
Szed艂 powoli ulicami biegn膮cymi na zach贸d, do przystani promowej. Teraz, kiedy w ciele cz艂owieka sko艅czy艂a si臋 wojna, spoczywa wreszcie w spokoju. Wszystko jest histori膮, a ja zaczynam czu膰 wielki smutek. Najch臋tniej przez jaki艣 czas robi艂bym wielkie nic. A potem chcia艂bym wyplewi膰 chwasty ze 艣cie偶ek przysz艂o艣ci, pomy艣la艂 i pos艂a艂 co艣 w rodzaju u艣miechu w stron臋 nisko wisz膮cego nieba.
Wszed艂 na prom. Wspi膮艂 si臋 po schodach i stan膮艂 na pok艂adzie samochodowym. Wje偶d偶a艂y na艅 samochody pokryte czarnym 艣niegiem. Panowa艂 tu piekielny ha艂as, musia艂 zas艂oni膰 d艂oni膮 lewe ucho. Kiedy trumn臋 sk艂adano do grobu, zdj膮艂 sk贸rkowe r臋kawiczki, ale teraz zn贸w je za艂o偶y艂. By艂o zimniej ni偶 kiedykolwiek przedtem.
Sta艂 samotnie na pok艂adzie. Prom powoli odbija艂 od wyspy. Kiedy mijali niewielki falochron, Winter pomy艣la艂 przelotnie o 艣mierci, o tym, 偶e 偶ycie toczy si臋 dalej, jeszcze d艂ugo po tym, jak straci sens. Ruchy s膮 te same, ale sensu brakuje.
Sta艂 tak, a偶 domy za ruf膮 sta艂y si臋 tak ma艂e, 偶e m贸g艂by je zmie艣ci膰 w d艂oni.
W
niewielkim barze siedzieli ludzie. Towarzystwo na prawo sprawia艂o
wra偶enie, jakby chcia艂o zaraz wybuchn膮膰 pie艣ni膮 o wolno艣ci,
ale tylko przenios艂o si臋 pod wielkie okna.
Winter na razie nic nie pi艂. Siedzia艂 pochylony nad sto艂em i czeka艂, a偶 psalmy w jego g艂owie ucichn膮. Potem zam贸wi艂 fili偶ank臋 kawy. Jaki艣 m臋偶czyzna dosiad艂 si臋 do niego. Winter wyprostowa艂 si臋 na ca艂膮 d艂ugo艣膰.
鈥 Czy mog臋 panu postawi膰 kaw臋? 鈥 zapyta艂.
鈥 Oczywi艣cie 鈥 odpar艂 m臋偶czyzna.
Winter da艂 znak w stron臋 kontuaru.
鈥 Chyba trzeba samemu przynie艣膰 鈥 powiedzia艂 m臋偶czyzna.
鈥 Nie. Ona przychodzi.
Kobieta bez s艂owa przyj臋艂a zam贸wienie. W przyt艂umionym 艣wietle s艂o艅ca jej twarz wydawa艂a si臋 przezroczysta. Winter nie widzia艂, czy patrzy na niego, czy na wie偶臋 ko艣cieln膮 we wsi, kt贸r膮 w艂a艣nie mijali. Zastanawia艂 si臋, czy d藕wi臋k dzwon贸w s艂ycha膰 po drugiej stronie albo na promie p艂yn膮cym w stron臋 wyspy.
鈥 Chyba si臋 sk膮d艣 znamy 鈥 powiedzia艂, odwracaj膮c krzes艂o w stron臋 m臋偶czyzny siedz膮cego przy stoliku.
鈥 Te偶 mam takie wra偶enie 鈥 przyzna艂 tamten.
Dziwnie trzyma nogi, pomy艣la艂. Chyba niewygodnie wysokiemu cz艂owiekowi przy takim stoliku. Wygl膮da, jakby go co艣 bola艂o. To chyba nie jest wina 艣wiat艂a na twarzy.
鈥 Nasze drogi krzy偶owa艂y si臋 ju偶 co najmniej raz 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 To prawda.
鈥 To si臋 nigdy nie ko艅czy.
鈥 Nie.
鈥 Jest nasza kawa 鈥 powiedzia艂 Winter, przygl膮daj膮c si臋, jak kelnerka stawia fili偶ank臋 przed komisarzem policji kryminalnej Bertilem Ringmarem. Znad kawy para unosi艂a si臋 do twarzy Ringmara. Na wysoko艣ci czo艂a rozrzedza艂a si臋 i rozp艂ywa艂a koli艣cie wok贸艂 g艂owy. Wygl膮da jak anio艂, pomy艣la艂 Winter.
鈥 Co tu robisz? 鈥 zapyta艂.
鈥 P艂yn臋 promem i pij臋 kaw臋.
鈥 Dlaczego zawsze tak uwa偶amy na s艂owa, kiedy rozmawiamy ze sob膮? 鈥 rzuci艂 Winter.
Bertil Ringmar upi艂 艂yk kawy.
鈥 My艣l臋, 偶e jeste艣my bardzo wyczuleni na znaczenie s艂贸w 鈥 odpar艂 i odstawi艂 fili偶ank臋 na blat stolika. Winter widzia艂 jego twarz odbit膮 w szkle do g贸ry nogami. Tak wygl膮da korzystniej, pomy艣la艂.
鈥 Odwiedzi艂e艣 Matsa? 鈥 zapyta艂 Ringmar.
鈥 W pewnym sensie.
Ringmar si臋 nie odezwa艂.
鈥 On nie 偶yje 鈥 doda艂 Winter.
Bertil Ringmar chwyci艂 fili偶ank臋. Czu艂 mieszank臋 zimna i gor膮ca, ale nie wypu艣ci艂 jej z d艂oni.
鈥 To by艂a pi臋kna uroczysto艣膰 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Nie wiedzia艂em, 偶e mia艂 tylu przyjaci贸艂. Tylko jednego krewnego, ale wielu przyjaci贸艂.
Ringmar milcza艂.
鈥 My艣la艂em, 偶e w ko艣ciele b臋d膮 sami m臋偶czy藕ni, ale by艂o te偶 du偶o kobiet 鈥 m贸wi艂 dalej Winter. 鈥 W艂a艣ciwie g艂贸wnie kobiety.
Ringmar wygl膮da艂 przez okno. Patrzy艂 na co艣 za plecami Wintera. Winter zgadywa艂, 偶e na wie偶臋 ko艣cieln膮.
鈥 To potworna choroba 鈥 powiedzia艂 Ringmar i przeni贸s艂 wzrok na Wintera. 鈥 Mog艂e艣 zadzwoni膰, gdyby艣 chcia艂.
鈥 W 艣rodku urlopu na Kanarach? Mats by艂 moim przyjacielem, ale sam sobie poradzi艂em z 偶a艂ob膮. Zreszt膮 mo偶e dopiero teraz si臋 zaczyna 鈥 stwierdzi艂 Winter.
Siedzieli bez s艂owa, ws艂uchuj膮c si臋 w odg艂os silnik贸w.
鈥 By艂y te偶 inne choroby 鈥 odezwa艂 si臋 Winter po chwili. 鈥 W ko艅cu zabi艂o go zapalenie p艂uc.
鈥 Wiesz, o co mi chodzi.
鈥 Tak.
鈥 Ju偶 od dawna mia艂 to cholerstwo.
鈥 Wiem.
鈥 Niech to szlag.
鈥 Przez jaki艣 czas my艣la艂em, 偶e wierzy, 偶e mu si臋 uda.
鈥 Powiedzia艂 ci?
鈥 Nie. Ale domy艣la艂em si臋, 偶e przez pewien czas tak s膮dzi艂. Wola mo偶e wystarczy, kiedy wszystko inne ju偶 wysiad艂o. Przez kilka minut ja te偶 w to wierzy艂em.
鈥 Aha.
鈥 A potem wzi膮艂 na siebie zbiorow膮 win臋. A potem nast膮pi艂 koniec.
鈥 Czy nie m贸wi艂e艣 kiedy艣, 偶e chcia艂 zosta膰 policjantem? Kiedy by艂 m艂ody?
鈥 Tak m贸wi艂em?
鈥 Wydaje mi si臋, 偶e tak.
Winter odgarn膮艂 w艂osy z czo艂a. Zatrzyma艂 d艂o艅 na g臋stych pasmach na karku.
鈥 Mo偶e jak ja zaczyna艂em szko艂臋 policyjn膮 鈥 powiedzia艂. 鈥 Albo kiedy wspomina艂em, 偶e b臋d臋 si臋 stara艂.
鈥 Mo偶e.
鈥 To dawno temu.
鈥 Tak.
Kad艂ub statku drgn膮艂, jakby zdrzemn膮艂 si臋 w zatoce, a teraz kto艣 zak艂贸ci艂 mu odpoczynek. Ludzie zacz臋li zbiera膰 wok贸艂 siebie manatki, mocniej otulali si臋 p艂aszczami przed zej艣ciem na l膮d.
鈥 By艂by przecie偶 mile widziany 鈥 powiedzia艂 Ringmar, spogl膮daj膮c na 艂okie膰 Wintera. Ten pu艣ci艂 w艂osy i po艂o偶y艂 d艂onie na stoliku.
鈥 Czyta艂em, 偶e w Anglii szukaj膮 homoseksualnych policjant贸w 鈥 powiedzia艂 Ringmar.
鈥 Chodzi im o nowe stanowiska dla homoseksualnych policjant贸w czy chc膮 gej贸w szkoli膰 na policjant贸w? 鈥 zapyta艂 Winter.
鈥 Czy to ma jakie艣 znaczenie?
鈥 Przepraszam.
鈥 Spo艂ecze艅stwo wielokulturowe jest w Anglii bardziej rozwini臋te 鈥 powiedzia艂 Ringmar. 鈥 To kultura rasistowska i seksistowska, ale rozumiej膮, 偶e potrzebuj膮 r贸偶nych ludzi, tak偶e w艣r贸d policjant贸w.
鈥 Tak.
鈥 Mo偶e i my dostaniemy jakiego艣 geja?
鈥 My艣lisz, 偶e jeszcze nie mamy?
鈥 Takiego, kt贸ry mia艂by odwag臋 si臋 przyzna膰.
鈥 Gdybym by艂 gejem, to teraz bym si臋 przyzna艂, po dzisiejszym dniu 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Mhm.
鈥 Albo nawet wcze艣niej. Tak, chyba tak.
鈥 Tak.
鈥 To niedobrze trzyma膰 si臋 od tego na dystans. Jakby si臋 ponosi艂o jak膮艣 cholern膮 zbiorow膮 win臋. Ty te偶 ponosisz t臋 win臋 鈥 powiedzia艂 Winter, spogl膮daj膮c na koleg臋.
鈥 Tak 鈥 zgodzi艂 si臋 Ringmar. 鈥 Jestem winny.
Ludzie siedz膮cy przy oknie panoramicznym zn贸w sprawiali wra偶enie, jakby zaraz mieli wykona膰 piosenk臋 o wolno艣ci, gdyby tylko nie byli tak obci膮偶eni 偶yciem. Prom min膮艂 latarni臋 morsk膮. Winter wyjrza艂 przez okno.
鈥 Co by艣 powiedzia艂 na to, 偶eby wyj艣膰 na pok艂ad i powita膰 miasto?
鈥 Tam jest zimno 鈥 odpar艂 Ringmar.
鈥 Ja chyba tego potrzebuj臋.
鈥 Rozumiem.
鈥 Naprawd臋 rozumiesz?
鈥 Nie wystawiaj na pr贸b臋 mojej cierpliwo艣ci, Eriku.
Szary
dzie艅 osi膮gn膮艂 wiek 艣redni. Pok艂ad samochodowy l艣ni艂 matowo
jak w臋giel. Ska艂y wok贸艂 kad艂uba mia艂y ten sam kolor co niebo.
Wcale nie tak 艂atwo powiedzie膰, gdzie ko艅czy si臋 jedno, a zaczyna
drugie, pomy艣la艂 Winter. Nagle jest si臋 w niebie, wcale o tym nie
wiedz膮c. Skok ze ska艂y i ju偶 tam jeste艣.
Kiedy kulili si臋 pod mostem, by艂 ju偶 wiecz贸r. Wsz臋dzie jarzy艂y si臋 艣wiat艂a miasta. Bo偶e Narodzenie min臋艂o i 艣nieg tu i 贸wdzie znikn膮艂. Dotkliwe zimno utrzymywa艂o brzydot臋 w bezruchu, jak na fotografii.
鈥 Kiedy kto艣 pyta, m贸wisz, 偶e najohydniejszy czas w roku to koniec stycznia, ale kiedy koniec stycznia nadchodzi, okazuje si臋, 偶e nie jest wcale gorszy ni偶 reszta 鈥 powiedzia艂 Ringmar.
鈥 To prawda.
鈥 To znaczy, 偶e albo przez ca艂y rok jest tak cholernie obrzydliwie, albo ca艂y czas czujesz si臋 jak kr贸l.
鈥 W艂a艣nie.
鈥 Chcia艂bym by膰 kr贸lem.
鈥 Chyba nie jest a偶 tak 藕le?
鈥 Dawno temu wydawa艂o mi si臋 przez jaki艣 czas, 偶e jestem nast臋pc膮 tronu, ale tak nie jest.
Winter si臋 nie odezwa艂.
鈥 To ty jeste艣 nast臋pc膮 tronu 鈥 doda艂 Ringmar.
Winter milcza艂.
鈥 Ile masz lat? Trzydzie艣ci siedem? Trzydziestosiedmioletni komisarz policji kryminalnej. A mo偶e mia艂e艣 trzydzie艣ci pi臋膰, kiedy dosta艂e艣 to stanowisko? Przecie偶 to si臋 w pale nie mie艣ci.
Odg艂osy miasta sta艂y si臋 wyra藕niejsze.
鈥 Wszystko w porz膮dku, Eriku 鈥 ci膮gn膮艂 Ringmar. 鈥 Wszystko w porz膮dku. Ale gdybym sam mia艂 jakie艣 nadzieje, to rozwia艂yby si臋 na tamtym spotkaniu.
鈥 Na jakim spotkaniu?
鈥 Dla wszystkich, kt贸rzy chc膮 zaj艣膰 jeszcze dalej.
鈥 Ach tak, to 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Ty nie musia艂e艣 tam by膰.
鈥 Tak.
Winter przygl膮da艂 si臋 samochodom na trasie dojazdowej. Przypomina艂y mu wij膮cego si臋, ha艂a艣liwego 艣wietlistego robaka.
鈥 W艂a艣ciwie nie jestem karierowiczem 鈥 powiedzia艂 Ringmar.
鈥 To dlaczego tak du偶o o tym m贸wisz?
鈥 Przepracowuj臋 swoje rozczarowanie. To naturalne. Czasem ludzie tak robi膮, nawet ci, co s膮 zadowoleni ze swojego skromnego losu.
鈥 Przecie偶 jeste艣 komisarzem policji, do cholery.
Ringmar nie odpowiedzia艂.
鈥 Przecie偶 zajmujesz wa偶ne stanowisko, jeste艣 ombudsmanem 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Nie jeste艣 kr贸lem, ale jeste艣 bohaterem 鈥 m贸wi艂 dalej, wci膮gaj膮c nozdrzami wieczorne powietrze. Wiatr by艂 jak gruba s贸l na jego twarzy. Prom uderzy艂 o kej臋.
2 SZED艁 ST JOHN鈥橲 HILL na wsch贸d. Otacza艂y go odg艂osy z Clapham Junction, ale prawie nic nie s艂ysza艂. Poci膮gi s膮 teraz wi臋ksze i szybsze, ale odg艂os贸w wydaj膮 mniej, pomy艣la艂.
Zaszed艂 do kawiarni i zam贸wi艂 dzbanek herbaty. Potem usiad艂 przy oknie. S艂ysza艂 g艂osy robotnik贸w budowlanych siedz膮cych w k膮cie. Ha艂a艣liwe jedli 艣niadanie, ale nie przys艂uchiwa艂 si臋 im. Za oknem przesuwali si臋 ludzie, wi臋kszo艣膰 w drodze na wsch贸d, w stron臋 Lavender Hill i domu towarowego. W Ardings i Hobbs zawsze jest festyn, pomy艣la艂. Stworzyli艣my tutaj Harrodsa dla ubogich. Po po艂udniowej stronie rzeki mieszkaj膮 zwykli biedni ludzie.
Wszyscy na ulicy mieli zarumienione twarze. Tu, w 艣rodku, te偶 czu膰 by艂o zim臋, w zapachu odzie偶y, w przeci膮gu od otwieranych i zamykanych drzwi. Wiatry z p贸艂nocy smaga艂y po艂udniowy Londyn, a ludzie jak zawsze byli nieprzygotowani.
Je艣li chodzi o umiej臋tno艣膰 przygotowania si臋, jeste艣my najgorsi na 艣wiecie, pomy艣la艂. Posiadali艣my ca艂y 艣wiat, ale nigdy nie nauczyli艣my si臋 niczego o pogodzie i wietrze. Nadal uwa偶amy, 偶e 艣wiatowa pogoda powinna si臋 dostosowa膰 do brytyjskiego stroju. My nigdy si臋 nie zmienimy. Cho膰by艣my sinieli z zimna.
Komisarz policji kryminalnej Steve Macdonald spr贸bowa艂 si臋 napi膰 herbaty, ale okaza艂a si臋 za mocna. Pijemy najwi臋cej herbaty na 艣wiecie, a nie umiemy jej przyrz膮dza膰. Zawsze z pocz膮tku jest za s艂aba, za mocna na ko艅cu, pomi臋dzy jest za gor膮ca, 偶eby da艂o si臋 pi膰, a dzisiaj jestem w g贸wnianym humorze. W艂a艣nie w takich chwilach przychodz膮 te czarne my艣li.
鈥 ...a wtedy powiedzia艂em, 偶e to ci臋 b臋dzie kosztowa艂o piwo, ty bucu 鈥 to jeden z budowla艅c贸w zako艅czy艂 sw膮 opowie艣膰.
Ca艂a kawiarnia cuchn臋艂a t艂uszczem, powietrze sk艂ada艂o si臋 z t艂uszczu. Kiedy kto艣 przechodzi艂 z jednego rogu w drugi, zostawia艂 w powietrzu odcisk. Tak jak na Syberii. Mo偶e nie ma takich mroz贸w, ale powietrze stawia taki sam op贸r.
Wyszed艂 na ulic臋 i si臋gn膮艂 do wewn臋trznej kieszeni marynarki, po telefon. Wybra艂 numer i czeka艂 ze wzrokiem utkwionym w wy艣wietlaczu. Podni贸s艂 wzrok i zobaczy艂 podr贸偶nych wychodz膮cych z kamiennego portalu dworca kolejowego.
鈥 Halo 鈥 odezwa艂 si臋 g艂os.
鈥 Jestem w艂a艣nie na miejscu.
鈥 Tak?
鈥 Zostan臋 tu chyba ca艂y dzie艅.
鈥 Chcesz powiedzie膰 ca艂膮 zim臋.
鈥 Czy to obietnica?
Nie uzyska艂 odpowiedzi.
鈥 Zaczn臋 od okolicy Muncaster Road.
鈥 Czy obszed艂e艣 staw?
鈥 Tak.
鈥 I co?
鈥 To mo偶liwe. Na razie tylko tyle mog臋 powiedzie膰.
鈥 Dobrze.
鈥 My艣l臋, 偶e zajrz臋 do Dudleya.
鈥 Je艣li zd膮偶ysz.
鈥 Postoj臋 tam jeszcze chwil臋.
鈥 P贸藕niej o tym porozmawiamy 鈥 odezwa艂 si臋 g艂os i po艂膮czenie si臋 urwa艂o.
Macdonald schowa艂 telefon do kieszeni i skr臋ci艂 na po艂udnie, na St John鈥檚 Road. Zaczeka艂 na przerw臋 w strumieniu samochod贸w na Battersea Rise i ulic膮 Northcote Road szed艂 dalej na po艂udnie.
W drodze na wsch贸d Chatto Road rzuci艂 t臋skne spojrzenie na fasad臋 pubu The Eagle. P贸藕niej. Mo偶e du偶o p贸藕niej.
Przeszed艂 trzysta metr贸w i skr臋ci艂 w Muncaster Road. Szereg贸wki l艣ni艂y matowo w styczniowym s艂o艅cu, ceg艂y i tynk zlewa艂y si臋 z p艂ytkami chodnika w zimowym braku koloru. Kontrast sta艂 si臋 wyra藕nie widoczny, kiedy na ulicy pojawi艂 si臋 listonosz z torb膮 na k贸艂kach. Jej czerwie艅 a偶 k艂u艂a w oczy. Zadzwoni艂 do drzwi. Listonosz zawsze dzwoni co najmniej dwa razy, a kiedy otworzy艂 furtk臋, Macdonald skr臋ci艂 i wszed艂 w nisk膮 bram臋. Si臋gn膮艂 do ko艂atki i zadudni艂 w drzwi. Co za brutalny spos贸b oznajmiania o swoim przybyciu, pomy艣la艂.
Drzwi
otworzy艂y si臋 na ca艂膮 d艂ugo艣膰 艂a艅cucha, w ciemno艣ci
domy艣la艂 si臋 twarzy.
鈥 Tak?
鈥 Czy tu mieszka John Anderton? 鈥 zapyta艂 Macdonald, si臋gaj膮c do kieszeni po legitymacj臋.
鈥 A kto pyta?
鈥 Policja 鈥 wyja艣ni艂 Macdonald i pokaza艂 dokument. 鈥 Dzwoni艂em.
鈥 John je 艣niadanie 鈥 powiedzia艂a kobieta, jakby to mia艂o uniemo偶liwia膰 wizyt臋.
Chce, 偶ebym sobie poszed艂, 偶eby mog艂a spokojnie usma偶y膰 swoje 艣ledzie. Przez szpar臋 w drzwiach dolatywa艂a ostra wo艅 przypalonej ryby.
鈥 To nie potrwa d艂ugo 鈥 zapewni艂.
鈥 Ale...
鈥 To nie potrwa d艂ugo 鈥 powt贸rzy艂 i schowa艂 legitymacj臋. Us艂ysza艂 szcz臋k z drugiej strony drzwi, kiedy zdejmowa艂a zabezpieczenia. Czeka艂. To musia艂o kosztowa膰 maj膮tek, pomy艣la艂. Nie zosta艂o du偶o na konserwacj臋 samych drzwi. Wkr贸tce p臋kn膮 pod ci臋偶arem ca艂ego tego 偶elastwa.
Otworzy艂a i okaza艂o si臋, 偶e jest m艂odsza, ni偶 si臋 spodziewa艂. Nie by艂a 艂adna, ale m艂oda, cho膰 wkr贸tce straci m艂odo艣膰. Mo偶e ju偶 si臋 tym zadr臋cza, pomy艣la艂.
鈥 Prosz臋 鈥 powiedzia艂a i gestem zaprosi艂a go do 艣rodka. 鈥 John przyjdzie za chwilk臋.
鈥 Wprowad藕 go tu, do kurwy n臋dzy 鈥 w przedpokoju rozleg艂 si臋 m臋ski g艂os. Brzmia艂 niewyra藕nie, niepotrzebnie podniesiony.
Ma usta pe艂ne jajek, pomy艣la艂 Macdonald. Albo bekonu.
Kuchnia przypomina艂a wn臋trze K&M:s Caf茅 z St John鈥檚 Hill, powietrze by艂o g臋ste od t艂uszczu z le偶膮cego na patelni 艣ledzia.
M臋偶czyzna by艂 t臋gi i czerwony na twarzy.
Mam nadziej臋, 偶e nie umrze przy mnie, pomy艣la艂 Macdonald.
鈥 Czy w艂adza da si臋 zaprosi膰 na 艣ledziowy ogon? 鈥 powiedzia艂 m臋偶czyzna, wskazuj膮c gestem 偶on臋 i kuchni臋, jak gdyby go艣膰 m贸g艂 mi臋dzy nimi wybiera膰.
鈥 Nie, dzi臋kuj臋 鈥 odpar艂 Macdonald. 鈥 Ju偶 jad艂em 艣niadanie.
鈥 Sma偶one, z curry 鈥 doda艂 John Anderton.
鈥 Mimo wszystko nie.
鈥 No to na co ma pan ochot臋? 鈥 zapyta艂 m臋偶czyzna, jakby policjant przyszed艂 tu, 偶eby zaspokoi膰 g艂贸d. 鈥 Nie chcia艂by pan hamburgera? 鈥 pyta艂 dalej, u艣miechaj膮c si臋 z臋bami, kt贸re l艣ni艂y truj膮c膮 偶贸艂ci膮. 鈥 Big Maca?
鈥 Ch臋tnie napij臋 si臋 herbaty 鈥 odpar艂 Macdonald.
鈥 Mleko si臋 sko艅czy艂o 鈥 odezwa艂a si臋 kobieta.
鈥 To nic nie szkodzi 鈥 powiedzia艂 policjant.
鈥 Nie mamy cukru. 鈥 Spojrza艂a na m臋偶a.
O ile to jest jej m膮偶, pomy艣la艂 Macdonald.
M臋偶czyzna si臋 nie odzywa艂. Obserwowa艂 go艣cia. Czy oni ze mnie kpi膮?, pomy艣la艂 Macdonald. Mo偶e j膮 poprosz臋, 偶eby doda艂a troch臋 curry.
鈥 Prosz臋 bardzo 鈥 powiedzia艂a kobieta, stawiaj膮c przed nim fili偶ank臋. Upi艂 艂yk. Herbata by艂a dobra, nie za s艂aba, nie za gor膮ca.
鈥 Jednak mamy jeszcze troch臋 cukru 鈥 stwierdzi艂a kobieta.
鈥 Wizyta policji to dla nas zaszczyt 鈥 o艣wiadczy艂 m臋偶czyzna. 鈥 Nie s膮dzi艂em, 偶e sk艂adacie wizyty domowe. My艣la艂em, 偶e wzywacie ludzi do Yardu w 艣rodku nocy, nawet po to, 偶eby potwierdzi膰 zg艂oszenie o zagini臋ciu chomika.
Macdonald milcza艂. Nasz drogi John jest zdenerwowany, jak wszyscy inni. Paplanina jest matk膮 nerwowo艣ci. Mo偶e zjada te gigantyczne porcje, 偶eby z艂agodzi膰 sw贸j niepok贸j.
鈥 Doceniamy to, 偶e pan si臋 z nami skontaktowa艂, panie Anderton 鈥 powiedzia艂 policjant, wyjmuj膮c notes i d艂ugopis z prawej kieszeni kurtki. P艂aszcz powiesi艂 w przedpokoju. Teraz sprawdzi艂, czy kom贸rk臋 na pewno ma w kurtce, nie w p艂aszczu.
鈥 Jestem odpowiedzialnym obywatelem, jak ka偶dy inny 鈥 odpar艂 m臋偶czyzna i roz艂o偶y艂 r臋ce, jakby pozowa艂 do pos膮gu na The Common.
鈥 Doceniamy to 鈥 powt贸rzy艂 Macdonald.
鈥 Cho膰 nie mam za du偶o do powiedzenia 鈥 przyzna艂 Anderton ze skromno艣ci膮, kt贸ra nie pasowa艂a do jego gest贸w.
鈥 Widzia艂 pan tego m臋偶czyzn臋 鈥 zacz膮艂 Macdonald.
鈥 Prosz臋 mi m贸wi膰 John.
鈥 Widzia艂 pan m臋偶czyzn臋, kt贸ry rozmawia艂 z ch艂opcem, John.
鈥 To by艂o o zmierzchu, a ja by艂em w The Windmill, a kiedy ju偶 wypili艣my po kilka piw, kto艣 powiedzia艂, 偶e wiecz贸r...
鈥 Najbardziej interesuje mnie, co si臋 zdarzy艂o przy Mount Pond 鈥 wtr膮ci艂 艂agodnie Macdonald.
鈥 Jak ju偶 m贸wi艂em 鈥 podj膮艂 m臋偶czyzna po chwili 鈥 to by艂o o zmierzchu. Wraca艂em sam z pubu na Windmill Drive i skr臋ci艂em nad staw.
鈥 Dlaczego?
鈥 Nie rozumiem pytania.
鈥 Czy bardziej naturalnie nie by艂oby p贸j艣膰 po prostu alej膮?
鈥 A czy to ma jakie艣 znaczenie?
Macdonald nie odpowiedzia艂.
鈥 Je艣li to takie cholernie wa偶ne, to chcia艂em si臋 wyszcza膰 鈥 przyzna艂 m臋偶czyzna i rzuci艂 szybkie spojrzenie na kobiet臋.
Przesta艂a si臋 krz膮ta膰 przy kuchni i sta艂a jeszcze chwil臋 ze 艣cierk膮 w d艂oni. Odwr贸ci艂a si臋 do okna wychodz膮cego na ulic臋.
鈥 Mi臋dzy stawem a Bandstand jest dobre miejsce, je艣li akurat mi臋dzy pubem a domem jest t艂ok na ulicy 鈥 wyja艣ni艂 Anderton.
鈥 Sta艂 pan przy stawie 鈥 powiedzia艂 Macdonald.
鈥 Sta艂em do艣膰 blisko wody, a kiedy si臋 odla艂em, zobaczy艂em tego typa, jak obejmowa艂 ch艂opca.
鈥 Obejmowa艂 go?
鈥 Ten typek otacza艂 go ramieniem, tak.
鈥 Dlaczego pan m贸wi o nim typek?
鈥 Bo wygl膮da艂 jak typek.
鈥 Czyli jak?
鈥 Je艣li naprawd臋 mam by膰 szczery, to typek wygl膮da mniej wi臋cej jak pan 鈥 odpar艂 John Anderton z u艣miechem.
鈥 Jak ja 鈥 powt贸rzy艂 Macdonald.
鈥 W艂osy, kt贸re nale偶a艂oby przystrzyc, sk贸rzana marynarka, wysoki i twardy, z tak膮 ponur膮 hardo艣ci膮, kt贸ra potrafi ka偶demu nap臋dzi膰 stracha 鈥 odpowiedzia艂 m臋偶czyzna.
鈥 Taki jak ja, innymi s艂owy 鈥 upewni艂 si臋 Macdonald.
鈥 Tak.
Ten facet to skarb, pomy艣la艂 Macdonald. Wygl膮da, jakby cholesterol mia艂 go zaraz zabi膰, ale ma bystre oko.
鈥 Sta艂 pan nieruchomo i si臋 im przygl膮da艂? 鈥 zapyta艂 policjant.
鈥 Tak.
鈥 Prosz臋 opowiedzie膰 w艂asnymi s艂owami, co pan widzia艂.
鈥 A jakich innych s艂贸w mia艂bym u偶ywa膰?
鈥 Niech pan m贸wi.
M臋偶czyzna dotkn膮艂 stoj膮cej przed nim fili偶anki. Zajrza艂 do niej, wyci膮gn膮艂 r臋k臋 po dzbanek i nala艂 herbaty, kt贸ra zd膮偶y艂a przez ten czas pociemnie膰. Wypi艂 i wykrzywi艂 twarz. Pog艂adzi艂 si臋 po 艂ysinie. Sk贸ra naci膮gn臋艂a si臋 i lekko zaczerwieni艂a. Zabarwienie utrzymywa艂o si臋 jeszcze przez kilka sekund.
鈥 Ja po prostu tam sobie sta艂em, nawet niespecjalnie zaciekawiony. Nie by艂o na co patrze膰, tylko ich dw贸ch. Ale pomy艣la艂em, 偶e ten facet jest dwa razy wi臋kszy i dwa razy starszy od ch艂opaka i 偶e nie mam przed sob膮 ojca z synem.
鈥 Ale m臋偶czyzna obejmowa艂 ch艂opaka.
鈥 Tak. Ale to by艂o na jego warunkach, a nie ch艂opaka.
鈥 Dlaczego?
鈥 Dlaczego? Wida膰 by艂o, kto jest bardziej zainteresowany.
Macdonald zajrza艂 w notatnik. Jeszcze nic nie zapisa艂.
Im mniej napisz臋, tym mniej b臋d臋 si臋 musia艂 martwi膰 potem, w trakcie 艣ledztwa, pomy艣la艂.
鈥 Czy wida膰 by艂o, 偶e to przemoc?
鈥 Co jest, a co nie jest przemoc膮? 鈥 odpar艂 John Anderton, jakby wyk艂ada艂 filozofi臋 na London University.
鈥 Czy by艂a w tym przemoc w pa艅skim rozumieniu? 鈥 ponowi艂 pytanie Macdonald.
鈥 Nie szarpa艂 tego ch艂opaka.
鈥 S艂ysza艂 pan co艣?
鈥 S艂ysza艂em g艂osy, ale by艂o za daleko, 偶ebym m贸g艂 zrozumie膰 jakie艣 s艂owa 鈥 wyja艣ni艂 Anderton i wsta艂.
鈥 Dok膮d pan idzie? 鈥 zapyta艂 Macdonald.
鈥 Zagotuj臋 wi臋cej wody, je艣li mog臋.
Macdonald nie odpowiedzia艂.
鈥 Czy mog臋?
鈥 Naturalnie.
鈥 Nie zastanawia艂 si臋 pan, w jakim j臋zyku rozmawiali? 鈥 zapyta艂 Macdonald, kiedy m臋偶czyzna wr贸ci艂 do sto艂u.
鈥 Nie. By艂em pewien, 偶e po angielsku. A nie m贸wili po angielsku?
鈥 Nie wiemy.
鈥 A dlaczego to nie mia艂by by膰 angielski?
鈥 Czy sprawiali wra偶enie, 偶e si臋 rozumiej膮? 呕e m贸wi膮 tym samym j臋zykiem?
鈥 Wygl膮da艂o, 偶e to ten wielki facet m贸wi艂 wi臋cej. No tak, sprawiali wra偶enie, 偶e si臋 rozumiej膮. Ale nie stali tam d艂ugo.
鈥 Ach tak.
Z kuchenki rozleg艂 si臋 gwizd. Anderton podszed艂 i przez chwil臋 by艂 zaj臋ty herbat膮. Sta艂 odwr贸cony plecami do Macdonalda.
鈥 Czy oni pana nie widzieli?
鈥 Tego nie wiem. Ch艂opak si臋 odwr贸ci艂 i mo偶e mnie zobaczy艂, ale to chyba nie ma znaczenia, prawda?
Macdonald nie odpowiedzia艂.
鈥 Przecie偶 on nie 偶yje, prawda?
鈥 Jak d艂ugo patrzy艂 pan za nimi?
鈥 Nie czeka艂em, a偶 znikn膮 za horyzontem, chcia艂em wr贸ci膰 do domu i obejrze膰 EastEnders贸w. Ale kiedy tam sta艂em, szybko zrobi艂o si臋 ciemno.
鈥 W kt贸r膮 stron臋 poszli?
鈥 Na po艂udnie. Prosto na po艂udnie, przez Windmill Drive.
鈥 B臋dziemy potrzebowali pa艅skiej pomocy przy sporz膮dzaniu dok艂adnego rysopisu tego m臋偶czyzny.
鈥 Dok艂adnego rysopisu? Nie mog臋 k艂ama膰, widzia艂em za ma艂o.
Macdonald westchn膮艂.
鈥 No dobra, czasem troch臋 za du偶o 偶artuj臋.
Zapisa艂 co艣 w notatniku.
鈥 Jasne, 偶e pomog臋, ile tylko b臋d臋 m贸g艂. To nie tak, 偶e nie rozumiem, 偶e to powa偶na sprawa. Szlag by to trafi艂, biedny ch艂opak. I jego rodzice.
Macdonald si臋 nie odzywa艂.
鈥 Przecie偶 zadzwoni艂em, nie? 鈥 m贸wi艂 dalej Anderton. 鈥 Zaraz jak tylko przeczyta艂em o tym w 鈥濻outh London Press鈥 chwyci艂em za telefon.
鈥 Doceniamy to.
鈥 Mam nadziej臋, 偶e szybko z艂apiecie tego drania. Wszyscy jeste艣my z wami 鈥 powiedzia艂 John Anderton, a Macdonald odni贸s艂 wra偶enie, 偶e mia艂 na my艣li r贸wnie偶 mieszka艅c贸w kolonii.
Dzie艅
by艂 pi臋kny. Macdonald wyszed艂 na Muncaster. Jest tak przejrzy艣cie,
jak tylko mo偶e by膰 w po艂udniowym Londynie, pomy艣la艂. Potrzebuj臋
czego艣 po tej pieprzonej herbacie. Czuj臋, jakbym mia艂 w gardle
koc.
Poszed艂 z powrotem na po艂udnie, do Chatto Road, i wszed艂 do The Eagle. Do lunchu brakowa艂o p贸艂 godziny. Barman wygl膮da艂 na spi臋tego. Spojrza艂 na Macdonalda, jakby patrzy艂 na go艣cia, kt贸ry nie ma do艣膰 poczucia przyzwoito艣ci, 偶eby zaczeka膰 na um贸wion膮 godzin臋.
Macdonald podszed艂 do baru i zam贸wi艂 young special. Barman odetchn膮艂, kiedy zrozumia艂, 偶e ten wielki drab nie zamierza je艣膰. Przecie偶 nie b臋d臋 ci膮gle wyjmowa艂 i wk艂ada艂 cynaderek do pieca, pomy艣la艂. Jak by to wygl膮da艂o?
Macdonald zaczeka艂, a偶 m臋tny osad opadnie na dno szklanki i nap贸j stanie si臋 przejrzysty. To tak, jakby w zimowy dzie艅 jecha膰 drog膮 po po艂udniowej stronie rzeki, pomy艣la艂. Wszystko si臋 przeja艣nia dla tego, kto ma cierpliwo艣膰 zaczeka膰.
Pi艂, jakby umiera艂 z pragnienia.
Wszystko staje si臋 jasne i przejrzyste, a偶 w ko艅cu wida膰 na przestrza艂, pomy艣la艂.
Zobaczy艂, 偶e z ulicy wchodzi kilku przedwczesnych go艣ci. Barman zastyg艂 w bezruchu. Macdonald musia艂 czeka膰 na drugiego pinta trzy sekundy d艂u偶ej.
Wreszcie przedar艂 si臋 przez ruch uliczny na drug膮 stron臋 alei i wszed艂 do Dudley Hotel na rogu Cautley Avenue. Dwadzie艣cia pi臋膰 funt贸w za noc. Zap艂acone z g贸ry.
Z艂ama艂 piecz臋cie i stan膮艂 na 艣rodku pokoju. Wyra藕nie wyczuwalna wo艅 krwi. Zapach krwi nie jest dla nas niczym nowym, ale to najobrzydliwszy zapach, jaki kiedykolwiek czu艂em, pomy艣la艂. Wyros艂em w wiejskim gospodarstwie i widzia艂em, jak zabijano tysi膮ce 艣wi艅, ale nie cuchn臋艂o tak jak tutaj. To ta s艂odycz ludzkiej krwi wywo艂uje zawroty g艂owy.
Tutaj przyszli. To mog艂o nast膮pi膰 zaraz po tym, jak ich zobaczy艂 John Anderton, pomy艣la艂. O ile to byli oni. To by艂 pok贸j ch艂opaka. Mieszka艂 w nim od dw贸ch dni. Dlaczego tu mieszka艂? Dlaczego m艂ody cz艂owiek odwiedzaj膮cy Londyn mieszka w Clapham? Samo Clapham jest w porz膮dku, ale m艂ody cz艂owiek powinien wynaj膮膰 co艣 w tanim hoteliku w Bayswater, na p贸艂nocy. Albo w okolicy dworca Paddington. Tam jest wi臋cej m艂odych obcokrajowc贸w. Mogli stanowi膰 ochron臋.
Tapety mia艂y nieokre艣lony odcie艅 偶贸艂ci, kiedy ch艂opak si臋 tu wprowadzi艂. Teraz ju偶 ca艂kiem inny.
Steve Macdonald zamkn膮艂 oczy i usi艂owa艂 ws艂ucha膰 si臋 w to, co wnikn臋艂o w 艣ciany. Po kilku minutach us艂ysza艂 urwany krzyk, potem straszliwy odg艂os ci膮gni臋cia ludzkiego cia艂a po pod艂odze.
Poczu艂 uk艂ucie b贸lu pod prawym okiem. Przypomnia艂o mu to, 偶e 偶yje.
Dlaczego ch艂opak zaprosi艂 m臋偶czyzn臋 do swojego pokoju? Czy chodzi艂o tylko o seks? Czy by艂a to obietnica seksu, czy co艣 zupe艂nie innego? A mo偶e narkotyki? Co to, do cholery, mog艂o by膰?, my艣la艂. To b臋dzie d艂ugie 艣ledztwo 鈥 albo bardzo kr贸tkie.
Dlaczego akurat tutaj? Czy ch艂opak zna艂 kogo艣 w Clapham albo w Battersea? A mo偶e nawet w Brixton?
Ch艂opak zosta艂 okradziony, ale tu nie chodzi艂o o kradzie偶. To zdarzy艂o si臋 potem.
Nie ma 偶adnych dokument贸w, opr贸cz z臋b贸w, a one nie s膮 brytyjskie, my艣la艂 Macdonald.
Ch艂opak wpisa艂 swoje nazwisko i miasto, z kt贸rego pochodzi艂, do ksi臋gi go艣ci, kiedy meldowa艂 si臋 w tym podupad艂ym hoteliku bed and breakfast w po艂udniowej cz臋艣ci centrum 艣wiata. Na tym mogli si臋 oprze膰. Nazywa艂 si臋 Per Malmstr枚m i poda艂, 偶e przyjecha艂 z G枚teborga.
To zachodnie wybrze偶e Szwecji, pomy艣la艂 Macdonald. Ch艂opak by艂 blondynem, jak wszyscy Szwedzi. Dlaczego Brytyjczycy nie maj膮 takich jasnych w艂os贸w? Przecie偶 to tak samo surowe niebo i takie same wiatry.
Wiadomo艣膰 powinna ju偶 dotrze膰 do G枚teborga, pomy艣la艂. Je艣li Interpol wywi膮zuje si臋 ze swoich obowi膮zk贸w.
Zn贸w zamkn膮艂 oczy, ws艂ucha艂 si臋 w wycie 艣cian, w krzyk pod艂ogi.
3 SPOTKALI SI臉 w centrum. Nie mo偶na by艂o okre艣li膰 gdzie dok艂adnie, ale ch艂opak i ten m臋偶czyzna mogli by膰 widziani w Brunnsparken. Nie by艂o 偶adnych 艣wiadk贸w, kt贸rzy przedtem zauwa偶yliby ich razem. Jeszcze nie mieli takich zezna艅.
Mo偶e trzy osoby widzia艂y ich po Brunnsparken, i to ju偶 by艂o du偶o informacji. Mo偶e nawet wi臋cej ni偶 trzy.
Tamci dwaj byli na pewno razem, ale nie wygl膮dali jak ojciec i syn.
Ch艂opak mia艂 ciemne w艂osy, obci臋te w kanciast膮 grzywk臋 鈥 o tym powiedzia艂y dwie osoby. A poniewa偶 komisarz policji kryminalnej Erik Winter wiedzia艂, jak zeznania 艣wiadk贸w mog膮 odbiega膰 od prawdy, zanotowa艂, 偶e to co艣, czego mo偶na si臋 trzyma膰.
Zawsze jest co艣, czego mo偶na si臋 trzyma膰, pomy艣la艂, id膮c wzd艂u偶 stadionu Mossens. Wydaje si臋, 偶e cz艂owiek nie posuwa si臋 do przodu ani o milimetr, ale czasem wystarczy po prostu poczeka膰.
呕wirowe boiska czeka艂y poni偶ej, przechowywa艂y w sobie pami臋膰 ruch贸w. Za trzy miesi膮ce wiosenni gracze zn贸w b臋d膮 si臋 kopa膰 po ty艂kach, a zmarzni臋ty 偶wir, teraz migocz膮cy jak stal, b臋dzie wtedy mi臋kki, b臋dzie pachnia艂, parowa艂 艂ugiem i oleistym mazid艂em.
Pi艂ka no偶na to nie jest sport, pomy艣la艂 Winter. To kontuzja kolan. T臋skni臋 do tego poczucia, 偶e od艂amki ko艣ci przemieszczaj膮 mi si臋 w kolanach. M贸g艂bym do czego艣 doj艣膰, ale nie do艣膰 cz臋sto odnosi艂em kontuzje.
Nikt nie pami臋ta艂, jak wygl膮da艂 tamten m臋偶czyzna. Ale wszyscy mieli bardzo wyra藕ny obraz jego postaci: by艂 wysoki, 艣redniego wzrostu albo raczej niski.
鈥 W por贸wnaniu z ch艂opakiem? 鈥 zapyta艂 Winter.
鈥 Nie, w por贸wnaniu z tramwajem 鈥 odpar艂 jeden ze 艣wiadk贸w, a Winter zamkn膮艂 oczy, jakby wszystkie z艂e i bardzo wa偶ne rzeczy mog艂y znikn膮膰.
W艂osy mia艂 blond, czarne lub br膮zowe. By艂 ubrany w garnitur, kurtk臋 sk贸rzan膮 i tweedow膮 marynark臋. By艂 w okularach, bez okular贸w albo w przeciws艂onecznych. Szed艂 pochylony, trzyma艂 si臋 prosto, mia艂 krzywe albo d艂ugie proste nogi.
Jak wygl膮da艂by 艣wiat, gdyby wszyscy my艣leli tak samo, widzieli wszystko tak samo?, pomy艣la艂 Winter.
Ch艂opiec
mia艂 ciemne w艂osy, o tym Winter sam m贸g艂 si臋 przekona膰. Czy by艂
ostrzy偶ony w kanciast膮 grzywk臋, nie da艂o si臋 ju偶 stwierdzi膰.
Na trzecim pi臋trze akademika Chalmers, w czwartym pokoju po lewej
stronie, patrz膮c od klatki schodowej, zosta艂 jeszcze d艂ugo po tym,
jak technicy i lekarze s膮dowi sko艅czyli wst臋pne ogl臋dziny. Potem
cia艂o zosta艂o zabrane.
Czu艂 zapach 艣mierci bij膮cy ze 艣cian. To nie jest zapach, pomy艣la艂, to od贸r, kt贸ry raczej sobie wyobra偶amy, ni偶 naprawd臋 odbieramy. To kolor, przede wszystkim. Wyblak艂y kolor 偶ycia rozbryzgany po 偶贸艂tych jak siki 艣cianach.
S艂o艅ce wdar艂o si臋 od prawej strony, rzucaj膮c snop 艣wiat艂a na 艣cian臋 naprzeciwko. Gdy mru偶y艂 oczy, wszystkie kolory gin臋艂y, a 艣ciana stawa艂a si臋 czym艣 w rodzaju o艣wietlonego prostok膮ta. Opu艣ci艂 powieki. Zamkn膮艂 oczy i s艂ucha艂, jak krew rozpuszcza si臋 w ch艂odnym cieple s艂o艅ca, jak 艣ciana zaczyna krzycze膰 o tym, co si臋 tu sta艂o nieca艂e dwana艣cie godzin temu.
Krzyk stawa艂 si臋 coraz g艂o艣niejszy. Winter zas艂oni艂 uszy d艂o艅mi i przeszed艂 na ukos przez pok贸j, 偶eby otworzy膰 drzwi na korytarz. Kiedy zamkn膮艂 je za sob膮, us艂ysza艂 ze 艣rodka ryk. Zrozumia艂, 偶e cisza musia艂a by膰 tak samo og艂uszaj膮ca, kiedy to si臋 dzia艂o.
Najpierw
przeszed艂 obok, ale zawr贸ci艂 i wszed艂 do 艣rodka. By艂a sobota.
Popo艂udnie by艂o wyprane z kolor贸w i kontrastowa艂o z wyposa偶eniem
baru i znajduj膮cej si臋 na ty艂ach restauracji. Barwy wn臋trza by艂y
blade i ostro偶ne, ale w por贸wnaniu z zim膮 za oknem 鈥 jaskrawe.
Latem zapewnia艂y go艣ciom och艂od臋. Teraz ciep艂o. Johan zatrudni艂
dobrego architekta wn臋trz, pomy艣la艂 Winter i usiad艂 przy jednym
ze stolik贸w przy oknie. U dziewczyny, kt贸ra do niego podesz艂a,
zam贸wi艂 szklank臋 s艂odowej whisky.
鈥 Z lodem? 鈥 zapyta艂a.
鈥 S艂ucham?
鈥 Czy w szklance ma by膰 l贸d? 鈥 zapyta艂a jeszcze raz.
鈥 Przecie偶 zam贸wi艂em lagavulin 鈥 odpar艂.
Dziewczyna spojrza艂a na niego nic nierozumiej膮cym wzrokiem. Ona jest ca艂kiem nowa, i to nie jej wina, pomy艣la艂 Winter. Bolger nie zd膮偶y艂 jej jeszcze wyszkoli膰. Nie b臋d臋 nic m贸wi艂.
鈥 Bez lodu 鈥 powiedzia艂, a dziewczyna posz艂a do baru. Po pi臋ciu minutach by艂a z powrotem, z alkoholem w niskiej, szerokiej szklance. Winter obserwowa艂 ruch na deptaku: troch臋 jak w zwolnionym tempie, nie zastyg艂y nieruchomo, ale te偶 nie ca艂kiem wolny, 偶eby i艣膰 bez uwi臋zi. Wybieg艂 my艣l膮 naprz贸d: wkr贸tce przyjdzie lato i b臋d臋 m贸g艂 chodzi膰 bez skarpet i bez but贸w.
鈥 Kop臋 lat 鈥 powiedzia艂 Bolger. Podszed艂 do stolika i usadowi艂 si臋 naprzeciwko Wintera.
鈥 Owszem.
Johan Bolger spojrza艂 na szklank臋 whisky.
鈥 Zapyta艂a, czy chcesz z lodem?
鈥 Nie 鈥 odpar艂 Winter.
鈥 Naprawd臋?
鈥 O ile si臋 zorientowa艂em, zna si臋 na swojej robocie 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 K艂amiesz, ty mi艂osierny 艂otrze, ale to niewa偶ne. W艂a艣ciwie to nie jej wina. Przychodzi masa go艣ci, kt贸rzy chc膮 mie膰 l贸d w s艂odowej whisky. Nie wszyscy s膮 takim snobami jak ty 鈥 wyja艣ni艂 Bolger i pos艂a艂 Winterowi krzywy u艣mieszek.
鈥 Spr贸bujcie z koniak贸wkami.
鈥 Mam je w szafce, ale do wypracowania rutyny trzeba troch臋 czasu 鈥 odpar艂 Bolger.
鈥 Malt whisky mo偶na podawa膰 w tych nowych koniak贸wkach 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Niekt贸rzy mog膮 my艣le膰, 偶e to jakie艣 nowomodne bzdury, ale jest taka mo偶liwo艣膰.
鈥 Wiem, wiem.
鈥 Wtedy za jednym zamachem rozwi膮偶esz problem z lodem.
鈥 To genialny pomys艂.
Na ulicy jaka艣 starsza kobieta po艣lizn臋艂a si臋 na oblodzonych kamieniach. Upad艂a z jedn膮 nog膮 pod k膮tem w stosunku do cia艂a i krzykn臋艂a, kiedy co艣 chrupn臋艂o w ko艣ci. Kapelusz spad艂 jej z g艂owy, p艂aszcz si臋 podwin膮艂. Sk贸rzana torebka, kt贸r膮 trzyma艂a w d艂oni, podskoczy艂a na kilku kamieniach i otworzy艂a si臋, rozsypuj膮c p贸艂koli艣cie zawarto艣膰.
Us艂yszeli przez okno jej krzyk. Dwoje przechodni贸w przykucn臋艂o przy niej. Winter widzia艂, 偶e m臋偶czyzna rozmawia przez kom贸rk臋. Nic nie mog臋 zrobi膰, pomy艣la艂. Gdybym by艂 w mundurze, m贸g艂bym wyj艣膰 i przep臋dzi膰 ciekawskich, ale teraz nie mam do tego uprawnie艅.
Bolger i Winter siedzieli w milczeniu. Po kr贸tkiej chwili od V盲stra Hamngatan wjecha艂a ty艂em karetka. Kobiet臋 u艂o偶ono na noszach i samoch贸d odjecha艂. Bez syreny.
鈥 Zn贸w si臋 robi ciemno 鈥 odezwa艂 si臋 Winter.
Bolger nie odpowiedzia艂.
鈥 Ale jednak ju偶 si臋 co艣 odwr贸ci艂o. Akurat kiedy cz艂owiek zacz膮艂 si臋 przyzwyczaja膰 do ciemno艣ci, zn贸w dzie艅 si臋 wyd艂u偶a 鈥 doda艂 Winter.
鈥 Czy to ci臋 martwi?
鈥 To mi daje nadziej臋.
鈥 To dobrze.
鈥 Wydaje mi si臋, 偶e stanie si臋 co艣 strasznego, a ja znajd臋 si臋 w samym 艣rodku 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 To si臋 zn贸w zdarzy.
鈥 To rzeczywi艣cie nadzieja.
鈥 To mnie martwi.
Bolger milcza艂.
鈥 Potrzebowa艂em tamtego... wiary w dobro, ale teraz wygl膮da na to, 偶e nie jest mi ju偶 potrzebna 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 To by艂a twoja terapia.
鈥 Czy to nie brzmi dziwnie?
鈥 Brzmi.
鈥 Wi臋c czuj臋, 偶e post膮pi艂em s艂usznie 鈥 odpar艂 Winter z u艣miechem.
鈥 Zrezygnowa艂e艣 z funkcji m臋偶a zaufania?
鈥 Tego nie powiedzia艂em. M贸wi艂em, 偶e chyba przestan臋 si臋 zajmowa膰 sprawami wiary.
鈥 A czy to jaka艣 r贸偶nica?
鈥 Policjant powinien si臋 zajmowa膰 nie tylko kwesti膮 winy, kiedy ludzie si臋 oszukuj膮 i krzywdz膮 nawzajem 鈥 odpar艂 Winter.
鈥 Kto w takim razie b臋dzie odwala艂 t臋 brudn膮, ale niezb臋dn膮 robot臋? 鈥 zapyta艂 Bolger i da艂 znak barmance.
Winter nie odpowiedzia艂. Dziewczyna podesz艂a do stolika, a Bolger poprosi艂 o knockando bez lodu w jednym z nowych, wysokich kieliszk贸w.
鈥 Przyj臋艂a to zam贸wienie, jakby to by艂a najzwyklejsza rzecz na 艣wiecie 鈥 zauwa偶y艂 Winter.
鈥 Jest jeszcze nadzieja 鈥 stwierdzi艂 Bolger. 鈥 Tylko nie dla tych, co b臋d膮 si臋 zajmowa膰 tym brudnym rzemios艂em po tobie albo obok ciebie.
鈥 Nazywasz to rzemios艂em?
鈥 Wiesz, o co mi chodzi 鈥 odpar艂 Bolger, wyci膮gaj膮c r臋k臋 po kieliszek, kt贸ry poda艂a mu kelnerka.
鈥 Mam nowe zmartwienie 鈥 powiedzia艂 Winter i zacz膮艂 opowiada膰.
Bolger nadstawi艂 uszu.
鈥 Zmartwienia przemijaj膮 i staj膮 si臋 czym艣 innym 鈥 powiedzia艂, kiedy Winter umilk艂. 鈥 Mog艂e艣 mi powiedzie膰, 偶ebym pojecha艂 z tob膮 na pogrzeb. Przecie偶 troch臋 zna艂em Matsa.
鈥 Tak.
鈥 Czuj臋 si臋 jakby... pomini臋ty.
鈥 To nie by艂a moja sprawa, Johan. Mo偶e my艣la艂em, 偶e si臋 tam zobaczymy.
鈥 To by艂o cholernie...
鈥 Co powiedzia艂e艣?
鈥 Nic.
鈥 Co tam mruczysz?
Bolger nie odpowiedzia艂. Pochyli艂 si臋 nad sto艂em i zaj膮艂 kieliszkiem. Z g艂臋bi lokalu dobiega艂y jakie艣 g艂osy.
Winter milcza艂. Czy偶by mia艂 ju偶 do艣膰, przynajmniej na razie? Co to znaczy艂o? To znaczy艂o, 偶e nie chce ju偶 wi臋cej by膰 zamieszany w spraw臋, kiedy ludzie znikaj膮, oboj臋tne w jaki spos贸b. Ale to by艂a przelotna my艣l. Rzadko pi艂 alkohol, prawie nigdy. To przez whisky. To ona wywo艂ywa艂a nat艂ok my艣li, tutaj, w barze u Bolgera. A przecie偶 jeszcze si臋 nie napi艂. I nie chcia艂 tego robi膰, odstawi艂 szklank臋 i wsta艂, 偶eby ruszy膰 do wyj艣cia.
鈥 No to cze艣膰, Johan.
鈥 Dok膮d idziesz?
鈥 Do biura.
鈥 W sobot臋 wieczorem?
鈥 Nie wiem, czy nie mam powy偶ej uszu przypadk贸w zaginionych ludzi 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Mo偶e jeszcze kto艣 mnie potrzebuje.
Komunikat
z Interpolu czeka艂 ju偶 na niego. To angielski, kt贸ry rozumiem,
pomy艣la艂, czytaj膮c. Niech to diabli, czy to si臋 nigdy nie
sko艅czy? Wiedzia艂, 偶e to naiwne pytanie jak na wkr贸tce
czterdziestoletniego komisarza policji kryminalnej. By艂 m艂ody, ale
nie a偶 tak m艂ody.
Czyta艂. Nie by艂o tam zbyt wielu szczeg贸艂贸w, ale te偶 si臋 ich nie spodziewa艂. To mu wystarczy艂o.
Per Malmstr枚m.
Czego ty tam, do cholery, szuka艂e艣?
S艂ysza艂, jak g艂o艣no wydycha powietrze, potem si臋gn膮艂 po telefon. Kto艣 b臋dzie musia艂 poinformowa膰 bliskich, kt贸rych ewentualnie m贸g艂 mie膰 w mie艣cie. Wiedzia艂, 偶e to on, Erik Winter, we藕mie na siebie to zadanie. To nie by艂o takie oczywiste, 偶e szef 艣ledztwa przekazuje t臋 najgorsz膮 wiadomo艣膰 rodzinie. Wa偶ne by艂o, 偶eby to by艂 policjant z do艣wiadczeniem. Winter wzi膮艂 to na siebie, jak kto艣, kto zak艂ada ci臋偶ki p艂aszcz, kiedy na zewn膮trz leje jak z cebra. Po prostu by艂o to konieczne.
Prawie nic w pracy policjanta nie jest mi艂e i delikatne, ale to najgorsze z tego ca艂ego g贸wna, pomy艣la艂.
Przynosz臋 wiadomo艣膰.
G艂os w telefonie przekaza艂 mu adres. Zna艂 go ju偶 przedtem, nie musia艂 sprawdza膰, ale to by艂o jak odruch, chcia艂 to odwlec w czasie.
Potem b臋dzie musia艂 porozmawia膰 z Hanne. Czu艂, 偶e tego potrzebuje.
Trzy
mieszkania za艂atwione. Ale to nie sam czyn sprawia艂, 偶e adrenalina
w jego ciele buzowa艂a szale艅czo. Czu艂 w 艣rodku burz臋, kiedy
s艂ysza艂 cichy trzask w zamku, ale to nie by艂o to.
To cholerne czekanie. Sta膰 si臋 niewidzialnym, a r贸wnocze艣nie by膰 ca艂y czas obecnym, tu偶 obok, z oczami na wszystkie strony.
Wreszcie wyszed艂.
Wreszcie wysz艂a.
Potem d艂ugie czekanie. Nawyki. Kiedy ludzie wracaj膮? Kto poszed艂 do pracy, a kto tylko na spacer wok贸艂 bloku? Kto pomy艣la艂, 偶e zostawi艂 w艂膮czon膮 kuchenk臋? Kto by艂 przekonany, 偶e 艣wiat艂o w mieszkaniu si臋 pali i 偶e musi wr贸ci膰 i sprawdzi膰, i tak codziennie?
Kiedy si臋 jest profesjonalist膮, zwraca si臋 uwag臋 na takie rzeczy. Niezupe艂nie by艂 profesjonalist膮, ale by艂 na najlepszej drodze. Pracowa艂 sam, i tak by艂o dobrze. Faceci od samochod贸w pracowali zawsze we dw贸ch, ale on nie chcia艂 na nikim polega膰.
Przeszed艂 pi臋tro wy偶ej, w trzy sekundy otworzy艂 drzwi i wszed艂 do mieszkania. Nauczy艂 si臋 nie zostawia膰 艣lad贸w na futrynie.
Czu艂 gor膮ce pulsowanie w ca艂ym ciele. Chwil臋 sta艂 w przedpokoju i czeka艂, a偶 puls zwolni.
Wiedzia艂, 偶e cisza jest jego sprzymierze艅cem, cho膰 jednocze艣nie wrogiem. Nigdy nie robi艂 ha艂asu. Pi臋tro wy偶ej kto艣 m贸g艂 le偶e膰 chory na gryp臋 鈥 nie chcia艂by mu przeszkadza膰.
Zacz膮艂 od salonu, bo tak zrobi艂 za pierwszym razem, a potem wesz艂o mu to w nawyk. Po tych czterech miesi膮cach orientowa艂 si臋 ju偶 w cudzych salonach. To dobrze, 偶e nikt nie chodzi kra艣膰 ksi膮偶ek, pomy艣la艂. Ludzie nie maj膮 w domach zbyt wielu ksi膮偶ek. Jestem w艂amywaczem, ale mam w domu ksi膮偶ki. Jestem w艂amywaczem, ale te偶 m臋偶em i ojcem.
Raz czy dwa mia艂 inn膮 prac臋, ale nigdy o tym nie my艣la艂. Niekt贸rzy sobie z tym radz膮, niekt贸rzy sobie nie radz膮, a on dokona艂 wyboru.
Cz艂owiek, kt贸ry tu mieszka艂, posiada艂 ksi膮偶ki. Domy艣li艂 si臋, 偶e w艂a艣ciciel mieszkania czyta, ale nie jak膮艣 literatur臋. Nie wyr贸偶nia艂 si臋 wygl膮dem, ale si臋 go nie zapomina艂o, pomy艣la艂.
Gdybym mia艂 wi臋cej czasu, przyjrza艂bym si臋 tytu艂om. Wyszed艂 i d艂ugo nie wr贸ci, ale to ja ponosz臋 ryzyko.
Szuka艂 w szufladach i wzd艂u偶 艣cian, ale nie znalaz艂 nic przydatnego. Wr贸ci艂 do przedpokoju i wszed艂 do pokoju naprzeciwko, do sypialni.
艁贸偶ko by艂o niepo艣cielone, a obok niego, dwa metry od drzwi, le偶a艂 czarny plastikowy worek. Nie by艂 pusty. Dotkn膮艂 go, zawarto艣膰 by艂a mi臋kka. Chwyci艂 go od do艂u i powoli wysypa艂 wszystko na pod艂og臋. Zobaczy艂 koszul臋 i spodnie. Ubrania by艂y cz臋艣ciowo zabrudzone czym艣, co po wyschni臋ciu wygl膮da艂o jak ceglany proszek.
By艂
zamy艣lony. Musia艂 co艣 rozwa偶y膰. Wyszed艂, nie przeszukawszy
dalszych pokoi.
Za oknami pada艂 艣nieg, czu艂 ch艂odny powiew od szpary w oknie. Ze swojego miejsca widzia艂 dzieci zgarniaj膮ce z ziemi 艣nieg, zanim zd膮偶y艂 osi膮艣膰 na dobre. Widzia艂 swojego syna z marchewk膮 w d艂oni. Nos szuka ba艂wana, pomy艣la艂. To mi si臋 kojarzy w Michaelem Jacksonem.
鈥 O czym my艣lisz? 鈥 spyta艂a 偶ona.
鈥 Co?
鈥 Widz臋, 偶e jeste艣 czym艣 poch艂oni臋ty.
鈥 My艣la艂em o Michaelu Jacksonie.
鈥 Tym piosenkarzu?
Dalej wygl膮da艂 przez okno. Ba艂wan zaczyna艂 nabiera膰 kszta艂t贸w. Mia艂 ju偶 tu艂贸w. Dzieci uformowa艂y brzuch, ale figura nie mia艂a n贸g. 呕aden ba艂wan na 艣wiecie nie ma n贸g, pomy艣la艂.
鈥 My艣la艂e艣 o piosenkarzu Michaelu Jacksonie? 鈥 zapyta艂a.
鈥 Co?
鈥 No, we藕 przesta艅.
Przeni贸s艂 wzrok i popatrzy艂 na ni膮.
鈥 Tak, o Michaelu Jacksonie. Widzia艂em Kallego na dworze z marchewk膮 w r臋ce. Czeka, a偶 ba艂wan, kt贸rego lepi膮, dostanie g艂ow臋, 偶eby mu przyczepi膰 nos 鈥 powiedzia艂 i jego spojrzenie zn贸w pow臋drowa艂o za okno. 鈥 Michael Jackson mia艂 problemy z nosem jaki艣 rok temu 鈥 m贸wi艂 dalej.
鈥 Nie wiedzia艂am.
鈥 Tak by艂o. Jest jeszcze kawa?
Wsta艂a, 偶eby przynie艣膰 kaw臋 z blatu ko艂o kuchenki.
鈥 A co si臋 w艂a艣ciwie dzisiaj sta艂o? 鈥 zapyta艂a, a on nala艂 mleka do fili偶anki. Potem wla艂 kaw臋 i wypi艂.
鈥 S艂ucham?
鈥 By艂e艣 jaki艣 dziwny, kiedy wr贸ci艂e艣 do domu.
鈥 Ach tak.
鈥 Inny ni偶 zwykle.
Nie odpowiedzia艂. Za oknem g艂owa znalaz艂a si臋 na swoim miejscu i Kalle wetkn膮艂 marchewk臋 mniej wi臋cej tam, gdzie mia艂a by膰 twarz, kiedy kamienie utworz膮 oczy, a 偶wir usta.
鈥 Czy by艂o gorzej ni偶 zwykle?
鈥 Nie.
鈥 Ostatnio sprawia艂e艣 wra偶enie troch臋... weselszego.
鈥 Cz艂owiek w ko艅cu si臋 przyzwyczaja do bezrobocia i wtedy jest weselszy.
鈥 Ciesz臋 si臋, 偶e potrafisz z tego 偶artowa膰.
鈥 Nie 偶artuj臋.
鈥 Mimo wszystko si臋 ciesz臋 鈥 odpar艂a z u艣miechem.
鈥 W po艣redniaku zawsze staraj膮 si臋 na mnie nie patrze膰 鈥 odezwa艂 si臋 po dw贸ch minutach ciszy.
鈥 Nie patrze膰?
鈥 Siedz臋 z urz臋dniczk膮, o czym艣 rozmawiamy, ale ona zawsze patrzy na co艣 za moimi plecami. Tak jakby ta pieprzona praca mia艂a znienacka nadej艣膰 wielkimi krokami, sk膮d艣 z ty艂u. Albo mo偶e chce stamt膮d uciec, ulotni膰 si臋 przez okno.
鈥 Wkr贸tce praca si臋 znajdzie 鈥 powiedzia艂a 偶ona. 鈥 Mam takie przeczucie.
Dobrze mnie zna, pomy艣la艂. Ale jeszcze niczego si臋 nie domy艣la. Kiedy pojawi膮 si臋 wi臋ksze pieni膮dze, mo偶e zacznie co艣 podejrzewa膰, ale to jeszcze potrwa.
A mo偶e wcze艣niej dostan臋 legaln膮 prac臋. Cuda si臋 zdarzaj膮. Ale kiedy praca si臋 wreszcie znajdzie, mo偶e nie b臋d臋 jej chcia艂.
Mia艂 przed oczami krew. Kiedy tam sta艂, nad le偶膮cymi na pod艂odze ubraniami, mia艂 wra偶enie, 偶e si臋 poruszaj膮, 偶e krzycz膮 co艣 do niego.
Tak by艂o, kurwa. My艣la艂 teraz o tym i tak w艂a艣nie by艂o.
Nie pami臋ta艂, jak wpakowa艂 je z powrotem do worka, ale jako艣 mu si臋 to uda艂o, i kiedy wychodzi艂 z sypialni, m贸g艂 tylko mie膰 nadziej臋, 偶e wszystko wygl膮da tak samo jak przedtem. Dlaczego ten skurwiel ich nie spali艂? Nic nie widzia艂em. W og贸le nie widzia艂em tych rzeczy.
4 NIEDZIELNY RANEK, Erik Winter spogl膮da艂 w lustro. Pochyli艂 si臋, 偶eby przyjrze膰 si臋 zmarszczkom wok贸艂 oczu.
Jestem pr贸偶nym m臋偶czyzn膮. A mo偶e rozmy艣lam o swoim wieku dlatego, 偶e zawsze by艂em taki m艂ody? Pilnuj臋 si臋, bo chc臋 by膰 pi臋kny dla kobiet, tak d艂ugo, jak si臋 da.
Z Vasaplatsen nie dochodzi艂 偶aden d藕wi臋k. Plac znajdowa艂 si臋 pi臋膰 kondygnacji ni偶ej. Odwr贸ci艂 twarz od lustra i wyszed艂 z 艂azienki. Mieszkanie mia艂o sto trzydzie艣ci sze艣膰 metr贸w, sk艂ada艂o si臋 z trzech pokoi i du偶ej kuchni. P艂aci艂 za to wysoki czynsz. Mieszka艂 sam i mia艂 pieni膮dze. Teraz w mieszkaniu panowa艂a jasno艣膰 zimowego dnia. S艂o艅ce wisia艂o za oknem. M贸g艂 otworzy膰 balkonowe drzwi, wyj艣膰 i go dotkn膮膰.
Dopiero co wr贸ci艂 do domu. To by艂 d艂ugi, pracowity poranek.
Podszed艂 do okna i spojrza艂 na zach贸d. Niemal widzia艂 morze. Zjad艂 szybki lunch przy muzyce Johna Coltrane鈥檃 i podj膮艂 decyzj臋.
Wysz艂a z sypialni, a on chcia艂 by膰 sam. Podesz艂a do zlewu i wypi艂a szklank臋 wody. Potem wr贸ci艂a do pokoju i ubra艂a si臋, 偶eby wr贸ci膰 do domu.
鈥 Do艣膰 d艂ugo czeka艂am w nocy 鈥 powiedzia艂a, zanim wysz艂a.
Jecha艂
wzd艂u偶 rzeki. Zmierzch rozpo艣ciera艂 si臋 powoli i kolory zn贸w
zacz臋艂y wpe艂za膰 w ziemi臋.
Jakby si臋 jecha艂o przez sadz臋, kt贸ra nie osiada.
Nagle od zachodu rozjarzy艂o si臋 s艂o艅ce, a偶 musia艂 za艂o偶y膰 ciemne okulary. K膮cikiem prawego oka widzia艂 d藕wigi po drugiej stronie wody, sta艂y si臋 czarne. Domy nabra艂y odcienia roztopionej cyny.
Jecha艂 wzd艂u偶 brzegu morza, blisko, tak d艂ugo, jak si臋 da艂o, a potem wyszed艂 na ska艂y. Morze porusza艂o si臋 powoli. 艢ledzi艂 ostatni spadek fali ku otwartemu morzu, widzia艂, jak l贸d wbija si臋 w 偶yw膮 wod臋.
L贸d pokry艂 zatoczki. W oddali widzia艂 ruch. Ludzie chodzili po zamarzni臋tej wodzie. Dwie grupki, oddalone od siebie o kilometr, pr贸bowa艂y do siebie co艣 krzycze膰, ale s艂owa zderza艂y si臋 gdzie艣 w po艂owie drogi i spada艂y na l贸d z kruchym odg艂osem.
W kieszonce na piersiach zadzwoni艂 telefon. D藕wi臋k przyt艂umia艂o ubranie i bia艂y wiatr.
鈥 To ja 鈥 powiedzia艂 do mikrofonu.
鈥 M贸wi Lotta.
鈥 S艂ucham?
鈥 Gdzie jeste艣, Eriku?
鈥 A czy to ma jakie艣 znaczenie? 鈥 zapyta艂 i od razu tego po偶a艂owa艂.
鈥 Pytam, bo chcia艂abym si臋 z tob膮 spotka膰 鈥 wyja艣ni艂a.
鈥 Teraz?
鈥 Jak najszybciej 鈥 odpar艂a tonem, kt贸ry z trudno艣ci膮 rozpoznawa艂. Jego siostra. Ta wi臋藕 mog艂aby by膰 bardziej serdeczna. Teraz si臋 zaniepokoi艂.
鈥 Czy co艣 si臋 sta艂o?
鈥 Nie.
鈥 Wi臋c o co chodzi?
鈥 Gdzie jeste艣, Eriku? 鈥 zapyta艂a jeszcze raz.
鈥 Stoj臋 na kra艅cu Amund枚n i patrz臋 na morze.
鈥 Czy m贸g艂by艣 przyj...
G艂os zanik艂. Wiatr przybra艂 na sile, porwa艂 jej g艂os i poni贸s艂 daleko na lodowe po艂acie.
鈥 Nie s艂ysz臋, co m贸wisz 鈥 powiedzia艂. Postawi艂 ko艂nierz kurtki i skuli艂 si臋, zas艂aniaj膮c ucho.
鈥 Czy m贸g艂by艣 przyjecha膰?
鈥 Przyjecha膰? Dok膮d?
鈥 Do domu 鈥 odpar艂a. 鈥 Tutaj, do domu.
Wiatr zn贸w porwa艂 jej g艂os.
鈥 Co?
鈥 ...chce, 偶eby艣 przyjecha艂 鈥 us艂ysza艂 tylko.
鈥 Okej. B臋d臋 za p贸艂 godziny.
Nacisn膮艂 czerwony guzik i zapad艂a cisza. S艂o艅ce przedar艂o si臋 przez sto warstw nieba i nowe 艣wiat艂o sp艂yn臋艂o na miejsce, gdzie sta艂 i patrzy艂, a偶 po horyzont.
Widzia艂, jak jaki艣 statek skr臋ca za ostatni膮 lini臋 i oddala si臋 w nieznane.
W 艣wietle z chmur l膮d i morze nabra艂y tego samego koloru, a kiedy zawr贸ci艂 i szed艂 z powrotem wzd艂u偶 zamarzni臋tego brzegu, poczu艂 k艂ucie w oczach i za艂o偶y艂 okulary przeciws艂oneczne. 艢wiat艂o obni偶y艂o si臋 o p贸艂 oktawy.
Siedzieli
w pokoju wychodz膮cym na ogr贸d. Drzwi na werand臋 by艂y uchylone na
trzy centymetry i Winter czu艂 s艂aby zapach zimna dolatuj膮cy z
zewn膮trz.
W 艣rodku nie zmieni艂o si臋 wiele. Zupe艂nie jakby mnie nie by艂o p贸艂 dnia, pomy艣la艂. Jedyne r贸偶nice to wymiana cz臋艣ci ksi膮偶ek i smuga bia艂ego ch艂odu w powietrzu, kt贸rej nie by艂o, kiedy ostatnio tu zagl膮da艂em. Zbyt rzadko tu bywam.
Lotta upi臋艂a w艂osy w obwarzanek. By艂a 艂adna, ale oczy mia艂a zm臋czone, a szok nada艂 twarzy twardo艣膰. Bia艂ka jej oczu b艂yska艂y. Mia艂a na sobie czarne d偶insy i mi臋kki dziergany sweter na艂o偶ony na kraciast膮 koszul臋. Wkr贸tce mia艂a sko艅czy膰 czterdzie艣ci lat. Nie martwi艂a si臋 tym. Zreszt膮 takie rzeczy mia艂y teraz najmniejsze znaczenie, pomy艣la艂.
鈥 Co on tam robi艂? 鈥 powiedzia艂, raczej do siebie ni偶 do niej.
鈥 Nazywa艂 to kr贸tkim wyjazdem edukacyjnym, dopiero co wpad艂 na ten pomys艂 鈥 wyja艣ni艂a i za艂o偶y艂a nog臋 na nog臋.
Winter widzia艂, jak materia艂 napina si臋 na jej udach. Nie m贸wi艂 nic. Ju偶 si臋 domy艣la艂.
鈥 Oni s膮 w kompletnej rozsypce 鈥 powiedzia艂a Lotta.
鈥 Tak.
鈥 Ja si臋 czuj臋 podobnie.
鈥 Wiem.
Spojrza艂a na niego.
鈥 Tamten ma艂y ch艂opczyk... 鈥 zacz膮艂 i za p贸藕no si臋 zreflektowa艂.
Lotta zacz臋艂a p艂aka膰, cicho i spokojnie, jak wczoraj 艣nieg. Drzwi na werand臋 uchyli艂y si臋 i ostry wiatr wpad艂 do pokoju. Winter przeszed艂 przez pok贸j i zamkn膮艂 je.
Zacz臋艂a opowiada膰, a on s艂ucha艂, jak kto艣, kto nie chce s艂ysze膰, ale nie ma wyboru. Ch艂opiec z s膮siedniego domu sko艅czy艂 dziewi臋tna艣cie lat, pojecha艂 do Londynu i zosta艂 zamordowany. By艂 s膮siadem, ale i kim艣 wi臋cej.
Kiedy Winter opu艣ci艂 t臋 ulic臋 i ten 艣wiat, Per Malmstr枚m mia艂 kilka lat. Teraz by艂 ju偶 po maturze. Widywa艂 go od czasu do czasu. Ch艂opiec pozby艂 si臋 dzieci臋cej pulchno艣ci, a jego twarz nabra艂a odpowiednio surowego wyrazu.
To jest rzeczywisto艣膰, pomy艣la艂 Winter.
鈥 Domy艣lam si臋, 偶e rozmawia艂a艣 z Lassem i Karin 鈥 powiedzia艂.
鈥 Od razu do nich posz艂am.
鈥 To dobrze.
Nie s膮dzi艂, 偶eby kto艣 inny mia艂 odwag臋 to zrobi膰. Wiedzia艂, 偶e ona mia艂a.
鈥 By艂e艣 tam? 鈥 zapyta艂a.
鈥 Tak.
To by艂o jedyne, co m贸g艂 powiedzie膰, odpowiedzie膰. By艂 tam i nic to nie zmieni艂o, ale mo偶e na chwil臋 zatrzyma艂o oszala艂e uczucia, stawi艂o im czo艂a w drzwiach.
鈥 Nie rozmawiali艣my o 偶adnych... szczeg贸艂ach 鈥 powiedzia艂a. 鈥 To znaczy Lasse, Karin i ja.
Winter poczu艂 b贸l we wn臋trzu d艂oni. Wyprostowa艂 palce i spojrza艂 w d贸艂. Zobaczy艂, 偶e jego kr贸tko opi艂owane paznokcie wbi艂y si臋 w cia艂o, patrzy艂 na p艂on膮ce czerwieni膮 艣lady.
Nie wiedzia艂, co powiedzie膰.
鈥 Porozmawiam jeszcze z kim艣 鈥 powiedzia艂 po chwili.
鈥 Karin m贸wi, 偶e nigdy sobie tego nie wybaczy.
鈥 呕e pozwoli艂a mu jecha膰?
鈥 Tak.
鈥 Mia艂 dziewi臋tna艣cie lat, by艂 doros艂y.
Lotta spojrza艂a na niego.
鈥 P贸jd臋 tam jeszcze raz 鈥 powiedzia艂.
鈥 Zaczekaj 鈥 poprosi艂a. 鈥 Kiedy tam by艂am... potem pomy艣la艂am sobie, 偶e co innego si臋 czuje, kiedy to si臋 dzieje w... w taki spos贸b albo kiedy to jest wypadek... albo choroba.
鈥 Szok jest bardziej dotkliwy, ale strata taka sama 鈥 odpar艂. 鈥 Czasami bywa odwrotnie... kiedy kto艣 pada ofiar膮 przemocy, niewyt艂umaczalno艣膰 tego czynu sprawia, 偶e bliscy ofiary nie rozumiej膮, co si臋 sta艂o. To tak, jakby to si臋 jeszcze... nie sta艂o, jakby to by艂o tylko jakie艣 ostrze偶enie.
鈥 Lassego i Karin w ka偶dym razie to omin臋艂o.
鈥 Tak.
鈥 P贸jd臋 tam 鈥 powt贸rzy艂.
5 PRZYT艁UMIONE ODG艁OSY ZIMY wesz艂y wraz z policjantami do budynku, siedzia艂y w ubraniach jad膮cych wind膮 na czwarte pi臋tro wydzia艂u 艣ledczego.
Korytarze by艂y wy艂o偶one ceg艂膮. W innych porach roku d藕wi臋ki, kt贸re dosta艂y si臋 do 艣rodka, twardo odbija艂y si臋 od 艣cian. Zim膮 tylko przemyka艂y si臋 wzd艂u偶, jak mi臋kkie kule 艣niegowe. Zim膮 wszystko i wszystkich otacza kr膮g ciszy, pomy艣la艂 Winter, wysiadaj膮c z windy. Mo偶e stycze艅 to jednak m贸j miesi膮c.
Zapach utrzymywa艂 si臋 jeszcze w ubraniach, kiedy grupa 艣ledczych zebra艂a si臋 w sali konferencyjnej. Ko艅czy艂a si臋 zmasowana akcja pierwszych dni. Zosta艂a mniejsza grupa. Teraz wi臋kszo艣膰 siedzia艂a w sali. By艂o ciasno. Pachnia艂o wilgotnym ch艂odem i spalinami samochodowymi.
Bertil Ringmar by艂 zast臋pc膮 g艂贸wnego 艣ledczego, sam nie spa艂 i pilnowa艂, 偶eby nikt inny tego nie robi艂. Nie uczesa艂 si臋 przed spotkaniem, co 艣wiadczy艂o o powadze sytuacji. Gdyby wybuch艂a wojna, a ja by艂bym dow贸dc膮 plutonu, za偶膮da艂bym, 偶eby Bertil by艂 moim zast臋pc膮. W przeciwnym razie nie wychodzi艂bym z kantyny, pomy艣la艂 Winter i wyci膮gn膮艂 r臋k臋 po teczk臋, kt贸r膮 poda艂 mu rejestrator.
Gdyby to by艂a inna wojna, pomy艣la艂.
Rejestrator by艂 do艣膰 nowy w policji kryminalnej i stosunkowo m艂ody. Podczas kilku wcze艣niejszych 艣ledztw bardzo dobrze si臋 spisa艂, wi臋c g艂贸wny 艣ledczy Erik Winter zdecydowa艂, 偶e chce go zatrzyma膰.
Janne M枚llerstr枚m pilnowa艂 wszystkiego. Zdawa艂 si臋 o niczym nie zapomina膰. Zajmowa艂 si臋 baz膮 danych z dochodzenia wst臋pnego jak swoj膮 w艂asno艣ci膮. Umia艂 czyta膰 i dobrze pisa艂.
Czasami mieli dw贸ch rejestrator贸w, ale Janne 艣wietnie sobie ze wszystkim radzi艂 sam. Winter prze艂kn膮艂 艣lin臋 i poczu艂 lekki b贸l w gardle. Mia艂 to ju偶 od rana.
鈥 Oddaj臋 wam g艂os 鈥 powiedzia艂.
Wszyscy spojrzeli po sobie. Winter by艂 ostry, wi臋c je艣li pozwala艂 si臋 swobodnie wypowiada膰, oznacza艂o to, 偶e tym razem kreatywno艣膰 b臋dzie w cenie. W przypadku tego morderstwa. Lub morderstw.
Nikt si臋 nie odezwa艂.
鈥 Lars?
Inspektor kryminalny poruszy艂 si臋. Wygl膮da, jakby jego twarz nabra艂a charakteru, odk膮d zosta艂 inspektorem, pomy艣la艂 Winter. Czasami nawet bezsensowne reformy przynosz膮 jakie艣 korzy艣ci.
鈥 Przeczyta艂em raport z Londynu 鈥 zacz膮艂 Lars Bergenhem.
Jego twarz nabra艂a charakteru. Czu艂 si臋 teraz prawdziwszym 艣ledczym, po tym jak asystenci zostali niedawno automatycznie mianowani inspektorami w nowej jednostce okr臋gowej policji kryminalnej. By艂 inspektorem. Inspector. I am an inspector. What are you? Are you talking to me? Shut up and listen when I鈥檓 talking.
鈥 Tak? 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Chodzi o t臋 r臋kawiczk臋.
鈥 S艂uchamy 鈥 zach臋ci艂 go Winter.
鈥 Koledzy z Londynu znale藕li odcisk r臋kawiczki w tym pensjonacie bed and breakfast. Z tego co wiem, Fr枚berg znalaz艂 co艣 podobnego w tym pokoju w akademiku u nas 鈥 powiedzia艂 Bergenhem.
鈥 Zgadza si臋 鈥 przyzna艂 Winter.
鈥 W obu pokojach odcisk znajduje si臋 w tym samym miejscu.
鈥 Tak.
鈥 Tylko tyle chcia艂em powiedzie膰 鈥 doda艂 Bergenhem i wszyscy odnie艣li wra偶enie, 偶e si臋 rozlu藕ni艂.
Tylko tyle, pomy艣la艂 Winter. Tylko tyle, 偶e m艂ody Szwed zosta艂 zamordowany w Londynie, a niemal r贸wnocze艣nie w G枚teborgu, zwanym Ma艂ym Londynem, zamordowano m艂odego Anglika, kt贸ry przyjecha艂 tu, 偶eby si臋 uczy膰 szwedzkiego i studiowa膰 in偶ynieri臋 wodn膮. I odby艂o si臋 to w podobny spos贸b. Mo偶e wkr贸tce dojdziemy do tego, 偶e to si臋 sta艂o w ten sam spos贸b, a wtedy p贸jd臋 na chwil臋 do kantyny i b臋d臋 rysowa艂 kr臋gi z kawy rozlanej na stoliku. P贸ki si臋 nie uspokoj臋.
To b臋dzie wyj膮tkowe 艣ledztwo.
鈥 Jest jeszcze co艣 鈥 odezwa艂 si臋 Ringmar ze swojego ulubionego k膮ta. Sta艂 tam zawsze, z palcami wiecznie majstruj膮cymi przy w膮sach. Wygl膮da艂o to na swego rodzaju manikiur, ale mo偶e to jego my艣li porusza艂y si臋 wraz z palcami. 鈥 Odciski 鈥 wyja艣ni艂.
Nikt si臋 nie odezwa艂. Winter spojrza艂 na Ringmara, prze艂kn膮艂 艣lin臋 i zn贸w poczu艂, 偶e co艣 mu przeszkadza w gardle po lewej stronie.
鈥 Czy w najnowszym raporcie Interpolu i z Anglii jest mowa o odciskach? 鈥 zapyta艂 Ringmar.
鈥 Nie 鈥 odpar艂 M枚llerstr枚m. 鈥 Ale m贸wili, 偶e nie zrobili jeszcze nawet po艂owy pokoju.
鈥 To znaczy, 偶e jeste艣my szybsi 鈥 powiedzia艂 jeden ze 艣ledczych, kt贸ry wkr贸tce mia艂 wraz z kilkoma innymi opu艣ci膰 grup臋.
鈥 To znaczy tyle co nic 鈥 odpar艂 Ringmar. 鈥 Dop贸ki nie okre艣limy dok艂adnie czasu tu, u nas.
鈥 Wola艂bym, 偶eby to si臋 nie przerodzi艂o w wy艣cig mi臋dzy Londynem i G枚teborgiem 鈥 wtr膮ci艂 Winter.
鈥 W艂a艣nie 鈥 zgodzi艂 si臋 Ringmar. 鈥 O czym to ja m贸wi艂em?
鈥 Odciski 鈥 podsun膮艂 M枚llerstr枚m.
鈥 W艂a艣nie 鈥 powiedzia艂 Ringmar. 鈥 Technicy znale藕li te niewielkie 艣lady niemal na 艣rodku pokoju, a teraz stwierdzili, 偶e wiedz膮, co to jest.
鈥 S膮 prawie pewni 鈥 doda艂 Winter.
鈥 S膮 pewni swojej diagnozy, jak nale偶y. W艂a艣nie robi膮 por贸wnania 鈥 wyja艣ni艂 Ringmar. 鈥 Przed chwil膮 z nimi rozmawia艂em.
鈥 Czas na kontakt bezpo艣redni 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 Czy mamy przyj艣膰 jutro, 偶eby dowiedzie膰 si臋 reszty? 鈥 zapyta艂 kobiecy g艂os. By艂 w nim lodowaty ch艂贸d, cho膰 na Ringmara ironia nie dzia艂a艂a. Ale co艣 mo偶e z niej by膰, pomy艣la艂.
Aneta Djanali by艂a jedn膮 z niewielu kobiet w wydziale 艣ledczym. Mia艂a pozosta膰 przy Ringmarze, kiedy trop zacznie stygn膮膰. By艂a nowa i wcale si臋 tym nie przejmowa艂a. Winter rozmawia艂 o niej z Ringmarem. Zosta艂a. Poza tym jest 艂adna, stwierdzi艂 Ringmar.
鈥 To statyw 鈥 powiedzia艂 Ringmar.
W sali zapanowa艂a przyt艂aczaj膮ca i wyra藕nie s艂yszalna cisza.
鈥 To statyw od kamery filmowej lub aparatu fotograficznego, ostatecznie lornetki, ale to statyw.
鈥 Jak mo偶emy co艣 takiego stwierdzi膰, do cholery? 鈥 odezwa艂 si臋 kto艣 ze 艣rodka sali.
鈥 S艂ucham?
鈥 Sk膮d pewno艣膰, 偶e to akurat statyw?
鈥 Nie jeste艣my tak ca艂kiem pewni, jak przed chwil膮 powiedzieli艣my, ale laboratorium wyklucza wszelkie inne mo偶liwo艣ci.
鈥 Ten bydlak to filmowa艂 鈥 powiedzia艂 jeden ze 艣ledczych spod drzwi i rozejrza艂 si臋 dooko艂a.
鈥 Nic o tym nie wiemy 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 Wiemy tylko tyle, 偶e w krwi jest 艣lad po statywie 鈥 doda艂 Ringmar.
鈥 Czy wiemy, kiedy si臋 tam znalaz艂? 鈥 zapyta艂 Bergenhem.
鈥 Co? 鈥 zdziwi艂a si臋 Aneta Djanali.
鈥 Czy postawi艂 tam statyw przedtem, czy po wszystkim? 鈥 u艣ci艣li艂 Bergenhem.
鈥 To dobre pytanie 鈥 stwierdzi艂 Ringmar. 鈥 Niedawno dosta艂em informacj臋 na ten temat.
鈥 Tak?
鈥 Przyjmijmy, 偶e kto艣 ustawi艂 na pod艂odze statyw, zanim... zanim to si臋 wydarzy艂o 鈥 wyja艣ni艂 Ringmar.
鈥 A wi臋c krew pojawi艂a si臋 tam potem 鈥 powiedzia艂 Ringmar.
Nikt si臋 nie odezwa艂.
鈥 To znaczy, 偶e kto艣 kr臋ci艂 film 鈥 stwierdzi艂a Aneta Djanali. Wsta艂a i wysz艂a na korytarz, posz艂a do toalety. Sta艂a tam d艂u偶sz膮 chwil臋, z g艂ow膮 ci臋偶ko pochylon膮 nad umywalk膮. Gdzie s膮 faceci?, pomy艣la艂a. Dlaczego stoj臋 tu sama?
Winter
siedzia艂 z d艂o艅mi pogr膮偶onymi w 偶a艂obie. Du偶o m贸g艂
powiedzie膰, ale na pocz膮tku tylko milcza艂. W pokoju by艂y prawie
same cienie. Nic ju偶 nie 偶y艂o swoim w艂asnym 偶yciem, 偶a艂oba
przej臋艂a panowanie i u Lassego i Karin Malmstr枚m贸w cienie wysz艂y
z mroku.
Tak pomy艣la艂 Winter.
鈥 Co za cholerny koszmar. To straszne, prze偶y膰 swoje dziecko 鈥 powiedzia艂 Lasse Malmstr枚m.
Winter wsta艂 i poszed艂 do kuchni. Nie by艂 tu od wielu lat, ale kiedy艣 bywa艂 bardzo cz臋sto. Dni p臋dz膮 jak dzikie konie po wzg贸rzach, pomy艣la艂. Zajrza艂 do trzech szafek, wreszcie znalaz艂 s艂oik rozpuszczalnej kawy. Nala艂 wody do czajnika i wcisn膮艂 wtyczk臋 do gniazdka w listwie nad zlewem. Nasypa艂 kawy do trzech fili偶anek, wla艂 troch臋 mleka, a potem dope艂ni艂 wrz膮c膮 wod膮. W szczelinie, w kt贸rej normalnie powinna si臋 znajdowa膰 stolnica, znalaz艂 tac臋 i ustawi艂 na niej fili偶anki.
To mnie troch臋 nadwer臋偶y emocjonalnie, ale mo偶e te偶 stan臋 si臋 wra偶liwszy, a to mo偶e by膰 dobre, pomy艣la艂. Je艣li b臋d臋 umia艂 rozdzieli膰 te sprawy, mo偶e potem b臋d臋 lepszym 艣ledczym... je艣li to jaka艣 r贸偶nica.
S艂o艅ce przedar艂o si臋 przez okno nad kuchennym blatem i na 艣rodku kuchni blask zderzy艂 si臋 ze s艂abym 艣wiat艂em lampy z przedpokoju. 艢wiat艂o po艂膮czy艂o si臋 w puste co艣, uniemo偶liwiaj膮c orientacj臋 komu艣, kto chcia艂by i艣膰 dalej. Nic tu nie idzie dalej, pomy艣la艂. Nie jestem pewien, czy ci ludzie b臋d膮 w stanie zadba膰 o siebie w najbli偶szym czasie.
Przeszed艂 z kaw膮 przez dom i usiad艂 w jednym z foteli w salonie. Karin Malmstr枚m uda艂o si臋 podci膮gn膮膰 jedn膮 z 偶aluzji. S艂o艅ce namalowa艂o pionowy prostok膮t na p贸艂nocnej 艣cianie. Ca艂e 艣wiat艂o zebra艂o si臋 w tym jednym miejscu.
鈥 A wi臋c nie by艂o go dwa dni 鈥 podj膮艂 Winter.
Lasse Malmstr枚m skin膮艂 g艂ow膮.
鈥 Wiedzia艂, gdzie b臋dzie mieszka艂?
Rodzice spojrzeli po sobie. 呕adne si臋 nie odezwa艂o.
鈥 Czy za艂atwi艂 sobie wcze艣niej jaki艣 pok贸j? 鈥 zapyta艂 Winter.
鈥 Nie chcia艂 tego robi膰 鈥 odpowiedzia艂a Karin Malmstr枚m.
鈥 Dlaczego?
鈥 Nie pierwszy raz podr贸偶owa艂... sam 鈥 wyja艣ni艂a. 鈥 Pierwszy raz pojecha艂 sam do Londynu, ale ma ju偶 pewne do艣wiadczenie.
Dla niej nadal by艂 obecny. Winter styka艂 si臋 z tym wiele razy, w sytuacjach takich jak ta.
鈥 Nie chcia艂 robi膰 zbyt wielkich przygotowa艅 鈥 m贸wi艂a dalej.
Winter przygl膮da艂 si臋 prostok膮towi 艣wiat艂a na 艣cianie. Przemie艣ci艂 si臋, co oznacza艂o, 偶e 艣wiat艂o dosi臋g艂o siedz膮cej przed nim kobiety. Siedzia艂a z pochylon膮 g艂ow膮, co pogr膮偶a艂o jej twarz w cieniu. Zobaczy艂 migni臋cie, jak refleks w prawym oku, ale nic poza tym. Mia艂a na sobie sprane d偶insy i gruby dziergany sweter: rzeczy, kt贸re s膮 zawsze pod r臋k膮, kiedy si臋 wstaje z 艂贸偶ka po bezsennej nocy.
鈥 M艂odzi nie lubi膮 za du偶o planowa膰 鈥 stwierdzi艂a.
鈥 Czy powiedzia艂, w jakiej dzielnicy zamierza si臋 zatrzyma膰? 鈥 zapyta艂 Winter.
鈥 Wydaje mi si臋, 偶e m贸wi艂 co艣 o Kensington 鈥 powiedzia艂 Lasse Malmstr枚m.
Winter milcza艂, czeka艂.
鈥 Je藕dzi艂 z nami kilka razy. Wtedy mieszkali艣my w Kensington, nawet przy tej samej ulicy, ale nie chcia艂, 偶ebym tam dzwoni艂 i rezerwowa艂 mu pok贸j w tym hoteliku. W ko艅cu i tak to zrobi艂em, a on si臋 wtedy wkurzy艂... no ale i tak nie anulowali艣my tej rezerwacji, wi臋c my艣la艂em, 偶e mimo wszystko si臋 tam zatrzyma 鈥 doko艅czy艂 Lasse.
Mia艂 na sobie garnitur, bia艂膮 koszul臋 i krawat, przez co mocno kontrastowa艂 z 偶on膮. R贸偶nie reagujemy w 偶a艂obie, pomy艣la艂 Winter. Na przyk艂ad Lasse b臋dzie chodzi艂 do biura jeszcze dzie艅 lub dwa, a pod wiecz贸r ostatniego dnia, a mo偶e rano... padnie twarz膮 na biurko albo na klienta siedz膮cego naprzeciwko, a potem d艂ugo nie za艂o偶y garnituru.
鈥 Ale si臋 tam nie pojawi艂.
Za oknem przesuwa艂y si臋 chmury i jasny prostok膮t 艣wiat艂a znikn膮艂 ze 艣ciany. Karin Malmstr枚m utkwi艂a w nim wzrok, a kiedy si臋 rozp艂yn膮艂, Winter zauwa偶y艂, 偶e jej oczy pociemnia艂y.
Wydaje mi si臋, 偶e nie s艂ucha, pomy艣la艂.
鈥 Czy byli艣cie na po艂udniowym brzegu Tamizy?
鈥 Co?
鈥 W po艂udniowej cz臋艣ci Londynu. Czy kiedy艣 byli艣cie tam... z Perem.
鈥 Nie 鈥 odpar艂 Lasse Malmstr枚m.
鈥 Nie rozmawiali艣cie te偶 nigdy o tamtych dzielnicach?
鈥 Nie. Dlaczego mieliby艣my to robi膰?
鈥 Nie m贸wi艂, 偶e zamierza si臋 tam wybra膰?
鈥 Nie. Przynajmniej ja nic nie s艂ysza艂em. Karin?
Kobieta zn贸w unios艂a twarz, 艣wiat艂o wr贸ci艂o.
鈥 Karin?
鈥 Co?
Odpowiedzia艂a, nie odwracaj膮c g艂owy.
鈥 Czy Per m贸wi艂, jakie miejsca zamierza odwiedzi膰 w Londynie? 鈥 zapyta艂 jej m膮偶.
鈥 Co?
Odwr贸ci艂 si臋 do Wintera z gestem bezradno艣ci.
鈥 Dlaczego, do wszystkich diab艂贸w, on tam pojecha艂? 鈥 wyrzuci艂 z siebie Lasse Malmstr枚m.
鈥 Mo偶e mia艂 tam jakich艣 znajomych? 鈥 podsun膮艂 Winter.
鈥 Nic o tym nie wiem.
鈥 My艣l臋, 偶e powiedzia艂by nam o tym 鈥 m贸wi艂 dalej Lasse. 鈥 Powiedzia艂by nam. Czy s膮dzisz, 偶e kogo艣 pozna艂?
鈥 Na to wygl膮da.
鈥 Chodzi艂o mi... 偶e przedtem, kogo艣, kto go zwabi艂 w t臋 cholern膮 dzicz.
鈥 Nie wiem 鈥 przyzna艂 Winter.
鈥 Ja pytam, co ty s膮dzisz, Eriku, do jasnej cholery 鈥 powiedzia艂 Lasse Malmstr枚m podniesionym g艂osem, ale jego 偶ona nadal si臋 nie odzywa艂a.
Winter chcia艂 si臋 napi膰 kawy, ale odstawi艂 fili偶ank臋. Kiedy si臋 jest policjantem tak d艂ugo jak ja, cz艂owiek traci zdolno艣膰 os膮dzania, pomy艣la艂, zw艂aszcza podczas dochodzenia w sprawie morderstwa. Najgorsze, co mo偶na zrobi膰, to mie膰 jakie艣 s膮dy i wyobra偶enia o rzeczach, kt贸re rozsypuj膮 si臋 w py艂, okazuj膮 si臋 diab艂a warte. Ale nie mog臋 tego teraz powiedzie膰. Dla nich wa偶ny jest m贸j os膮d, wiara, 偶e wyja艣ni si臋 co艣, czego si臋 nie da wyja艣ni膰.
鈥 Nie s膮dz臋, 偶eby zna艂 wcze艣niej tego kogo艣, kto go zwabi艂 do tego pokoju, ale wiem, 偶e pozna艂 kogo艣, kiedy ju偶 by艂 na miejscu 鈥 wyja艣ni艂. 鈥 Kiedy zatrzyma艂 si臋 w tamtej okolicy.
鈥 Dzi臋kuj臋.
鈥 Co艣 innego sprawi艂o, 偶e si臋 tam wybra艂.
Nie otrzyma艂 odpowiedzi.
Zza okna dobiega艂y jakie艣 g艂osy. Szko艂a znajduj膮ca si臋 za zakr臋tem zako艅czy艂a prac臋 i dzieci sz艂y do domu. Zbli偶a艂y si臋 ferie zimowe. Karin Malmstr枚m podnios艂a si臋 i wysz艂a z pokoju.
W
samochodzie zastanawia艂 si臋, dlaczego nie zada艂 rodzicom Pera
Malmstr枚ma tych dw贸ch czy trzech oczywistych pyta艅. S膮 wa偶ne, a
bez odpowiedzi na nie nie da si臋 dalej pracowa膰. Mo偶e oni nie
wiedz膮, pomy艣la艂, ale te pytania musz膮 zosta膰 zadane i lepiej,
偶ebym to ja to zrobi艂, jak najszybciej. Chwila odpoczynku, potem
b臋d臋 musia艂 wr贸ci膰.
Na pocz膮tku lutego zdarza艂y si臋 przelotne chwile, kiedy wiosna szepn臋艂a jakie艣 s艂贸wko, a potem si臋 wycofywa艂a. To by艂o jedno z takich popo艂udni. Winter jecha艂 Eklandgatan, mijaj膮c w dole hucz膮ce miasto. Niebo uchwyci艂o si臋 wie偶owca hotelu Gothia, a 艣wiat艂o przesuwa艂o si臋 stamt膮d, wiruj膮c koli艣cie, i o艣lepi艂o go, kiedy wje偶d偶a艂 na rondo przy Korsv盲gen. Nagle nie wiedzia艂, dok膮d ma jecha膰.
Us艂ysza艂 klakson samochodu jad膮cego za nim i zjecha艂 w prawo. Min膮艂 cichy Liseberg i jecha艂 dalej na wsch贸d. Ci膮gle na zielonym 艣wietle przejecha艂 ca艂y Sankt Sigfrids Plan i skr臋ci艂 na parking przy budynku telewizji.
Wpasowa艂 auto w luk臋 i opar艂 si臋 na kierownicy. To jednak na mnie dzia艂a, pomy艣la艂. Mog臋 zachowa膰 kamienn膮 twarz do Sankt Sigfrids Plan, ale potem wszystko si臋 rozsypuje.
Cz艂owiek jest tylko cz艂owiekiem, niczym wi臋cej. Musz臋 porozmawia膰 z Hanne. Posiedz臋 jeszcze, p贸ki na dworze jest jasno, a potem pojad臋 z powrotem. Puszcz臋 sobie jak膮艣 pocieszaj膮c膮 muzyk臋. Doprowadz臋 do porz膮dku twarz w lusterku wstecznym.
6 SPAD艁 艢NIEG I MR脫Z POBIELI艁 ga艂臋zie, w kilka godzin upi臋kszy艂 wszystko dooko艂a. Ze swojego miejsca Hanne 脰stergaard widzia艂a pieszych cztery pi臋tra ni偶ej, jakby sun臋li po mi臋kkim pod艂o偶u, ze sto偶kami oddechu przed twarzami. Zaciekawiona przeci膮gn臋艂a palcem wskazuj膮cym po szybie, 偶eby lepiej widzie膰. Para zamieni艂a si臋 w przejrzyst膮, wilgotn膮 smug臋. Palec by艂 zimny. Odwr贸ci艂a si臋 do Wintera.
鈥 Za du偶o rzeczy naraz 鈥 powiedzia艂.
鈥 Tak.
鈥 No c贸偶... tak ju偶 jest, 偶e cz艂owiek czasem potrzebuje pogada膰 鈥 stwierdzi艂.
鈥 Nawet ty? 鈥 zapyta艂a, siadaj膮c na krze艣le za biurkiem.
To by艂o szerokie i ci臋偶kie biurko. Nie lubi艂a go. Prosi艂a o inne, potem o inny pok贸j, ale na razie, zanim zapadn膮 decyzje, musia艂a tu siedzie膰.
Ale nic si臋 chyba nie zmieni. Pracuje na p贸艂 etatu, raczej nie dostanie nowego biurka. Kiedy powiedzia艂a, 偶e od pierwszego dnia to wi臋cej ni偶 p贸艂 etatu, kobieta z administracji spojrza艂a na ni膮, jakby to by艂 nies艂ychanie 艣mieszny kawa艂, kt贸ry wszyscy opowiadaj膮 sobie od przedwojnia. Ale Hanne 脰stergaard nie zna艂a 艣miesznych kawa艂贸w. By艂a pastorem, a pastorzy nie opowiadaj膮 艣miesznych kawa艂贸w, chyba 偶e w okresie ko艣cielnych swawoli. Ale on jeszcze nie nadszed艂.
鈥 Nawet ja 鈥 przyzna艂 Winter i z trudno艣ci膮 za艂o偶y艂 nog臋 na nog臋.
Lubi臋 tego faceta, pomy艣la艂a Hanne 脰stergaard. Jest za m艂ody do tej pracy, jest zbyt przystojny i o wiele za dobrze wygl膮da w tych swoich garniturach od Baldessariniego czy Gianniego Versace. Jego twarz zbyt rzadko okazuje emocje. Ale w 艣rodku jest wra偶liwy, i to dlatego przyszed艂. Nie grozi mu za艂amanie, ale ju偶 o tym my艣la艂.
鈥 Nie grozi mi za艂amanie 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Wiem.
鈥 Rozumiesz mnie.
鈥 S艂ucham.
鈥 M贸wiono mi, 偶e potrafisz s艂ucha膰.
Hanne nie odpowiedzia艂a. S艂uchanie jest dla pastora czym艣 oczywistym, a odk膮d zacz臋艂a dzieli膰 czas mi臋dzy parafi臋 i komend臋 policji, w jej uszach rozbrzmiewa艂o wiele g艂os贸w. Starsi, cho膰 przewa偶nie m艂odzi aspiranci z miasta lub m艂odzi inspektorzy kryminalni, prosto po szkole policyjnej, byli ci膮gle w ruchu na obwodnicy wok贸艂 przest臋pczego G枚teborga. Po ci臋偶kich przej艣ciach mogli wzi膮膰 wolne, ale to nie wystarcza艂o, ani troch臋 nie wystarcza艂o. Tkwili w samym 艣rodku piek艂a, byli 艣wiadkami i uczestnikami tego, jak spo艂ecze艅stwo po偶era swoje w艂asne dzieci. Pogarda zalewa艂a ulice. Nie by艂o ju偶 miejsca dla s艂abych, dla nieprzystosowanych. Nie ma miejsca na honor, pomy艣la艂a nagle.
Policjanci rozmawiali z Hanne 脰stergaard. Spotykali si臋 te偶 sami, w grupach, 偶eby porozmawia膰. Zw艂aszcza Winter umia艂 sk艂oni膰 swoich podw艂adnych do m贸wienia o okropno艣ciach, kt贸re prze偶yli, ale to nie wystarcza艂o. Zastanawia艂a si臋, czy by艂aby w stanie pracowa膰 tu d艂u偶ej ni偶 trzy dni w tygodniu. Ludzie, kt贸rzy tu pracuj膮, tak cz臋sto maj膮 do czynienia z zabitymi. Spalonymi, zmia偶d偶onymi w wypadkach samochodowych, zastrzelonymi, zamordowanymi. Po艣rednio s膮 to tak偶e moje prze偶ycia. Nitki czepiaj膮 si臋 mnie.
鈥 Czuj臋 si臋 emocjonalnie zaanga偶owany w spraw臋 tego ch艂opca w Londynie i zastanawiam si臋, czy jestem odpowiedni膮 osob膮 na prowadz膮cego 艣ledztwo 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Mhm.
鈥 S膮dzi艂em, 偶e b臋d臋 umia艂 sobie poradzi膰 z 偶a艂ob膮 po zmar艂ym przyjacielu, ale i to b臋dzie musia艂o troch臋 potrwa膰.
鈥 Oczywi艣cie.
鈥 Mo偶e potrzebuj臋 rodziny.
Hanne 脰stergaard spojrza艂a na niego otwarcie, jakby chcia艂a zg艂臋bi膰 jego b艂臋kitne oczy lub to, co mog艂o si臋 kry膰 za nimi.
鈥 Brakuje ci rodziny?
鈥 Nie.
鈥 Powiedzia艂e艣, 偶e mo偶e potrzebujesz rodziny.
鈥 To nie to samo.
Nie odzywa艂a si臋, czeka艂a.
鈥 呕yj臋 samotnie z wyboru. To przyjemne samemu m贸c wybiera膰 okazje, kiedy kto艣 ma co艣 powiedzie膰, ale potem przychodz膮 takie chwile... jak teraz...
Spojrza艂 jej w oczy.
鈥 Jak teraz, kiedy siedzisz tutaj 鈥 doko艅czy艂a.
鈥 Tak.
Winter zn贸w skrzy偶owa艂 nogi. Nadal bola艂o go gard艂o, milimetrowych rozmiar贸w b贸l umiejscowiony by艂 bardzo g艂臋boko, gdzie艣, gdzie nie mo偶na go by艂o dosi臋gn膮膰.
鈥 Cz艂owiek ju偶 nie my艣li tak cz臋sto o tym, jak si臋 czuje po tym wszystkim 鈥 powiedzia艂. 鈥 Kiedy zaczyna艂em i patrolowa艂em ulice, kiedy widzia艂em prawdziw膮 przemoc, przez chwil臋 chcia艂em to rzuci膰, ale potem zrobi艂o si臋 lepiej.
鈥 Co si臋 zrobi艂o lepiej?
鈥 S艂ucham?
鈥 Czy to twoje uczucia si臋 zmieni艂y? Widzia艂e艣 te sprawy nieostro?
鈥 Nieostro? Tak, chyba tak. To chyba dobra metafora.
鈥 A potem przesta艂e艣 pracowa膰 na ulicy?
鈥 Poniek膮d. Ale te... okropno艣ci przecie偶 dalej istniej膮, tylko inaczej.
Hanne 脰stergaard nie odpowiedzia艂a. Zobaczy艂a przed sob膮, po drugiej stronie biurka, dw贸ch ch艂opak贸w: dwadzie艣cia pi臋膰 lat, tylko dziesi臋膰 lat m艂odsi od niej, cho膰 r贸wnie dobrze mogli mie膰 po sto albo i wi臋cej, m艂odzi policjanci, kt贸rzy pierwsi weszli do mieszkania po zg艂oszeniu s膮siad贸w i zatrzymali si臋 nad cia艂em dziesi臋cioletniej dziewczynki. W g艂臋bi mieszkania, w salonie, le偶a艂a mama. 呕y艂a jeszcze trzy godziny. Le偶a艂 tam te偶 m臋偶czyzna, kt贸ry po wszystkim pr贸bowa艂 poder偶n膮膰 sobie gard艂o. Ten bydlak stch贸rzy艂, powiedzia艂 jeden z ch艂opak贸w. Zdj臋li drzwi z zawias贸w w trzeciej minucie nowego roku. A potem tam siedzieli. To si臋 zdarzy艂o ca艂kiem niedawno.
Wiedzia艂a, 偶e Winter teraz my艣li w艂a艣nie o tym. I o czym艣 jeszcze.
鈥 Kiedy tam sta艂em, w tym przekl臋tym pokoju przy Mossen, czu艂em, 偶e moje my艣li si臋 wyostrzaj膮, a r贸wnocze艣nie chc膮 uciec 鈥 powiedzia艂. 鈥 Nigdy wcze艣niej tak si臋 nie czu艂em. Jakbym dosta艂 kilka wiadomo艣ci r贸wnocze艣nie. Jakby r贸偶ne sprawy ci膮gn臋艂y mnie ka偶da w swoj膮 stron臋.
鈥 Tak.
鈥 Rozumiesz to? Jakbym m贸g艂 swoje zadanie wykona膰 jeszcze lepiej ni偶 kiedykolwiek przedtem, a r贸wnocze艣nie tym razem mia艂o to by膰 trudniejsze ni偶 zwykle.
鈥 Rozumiem.
鈥 Rozumiesz? Jak mo偶esz to rozumie膰, Hanne?
Nie odpowiedzia艂a.
鈥 Jak mo偶esz to rozumie膰? 鈥 powt贸rzy艂.
鈥 Z iloma krewnymi ofiar rozmawiali艣my razem? 鈥 zapyta艂a. 鈥 Widzisz, 偶e za oknem pada 艣nieg, cho膰 r贸wnocze艣nie mo偶e 艣wieci s艂o艅ce, widzisz, 偶e powietrze jest zimne, cho膰 r贸wnocze艣nie jest troch臋 ja艣niej ni偶 wczoraj o tej samej porze?
鈥 Rozumiem.
Zawsze b臋dzie 艣wiat艂o. Zrobi si臋 cieplej. Cokolwiek si臋 zdarzy, zawsze zostaje kilka prawd. Mo偶e samo to jest wystarczaj膮cym wyja艣nieniem.
Wyjrza艂 przez okno, ale zobaczy艂 tylko szar膮 po艣wiat臋. Skoro powiedzia艂a, 偶e pada 艣nieg, to pewnie tak jest.
鈥 My艣lisz, 偶e istnieje jaka艣 granica? 鈥 zapyta艂 po up艂ywie p贸艂 minuty.
鈥 Czy mo偶na osi膮gn膮膰 swoj膮 granic臋?
鈥 Tak.
鈥 Trudno powiedzie膰. Zawsze mia艂am problemy z dostrzeganiem granic, przynajmniej niekt贸rych.
鈥 Wiesz, co w tej pracy jest najtrudniejsze? To, 偶e nabiera si臋 nawyk贸w i rutyny tak szybko, jak si臋 tylko da, a potem pracuje si臋 mo偶liwie najci臋偶ej, 偶eby te nawyki i rutyny trzyma膰 w ryzach. 呕eby wszystko by艂o nowe, jakby si臋 zdarza艂o pierwszy raz.
鈥 Rozumiem.
鈥 呕e ta krew leje si臋 pierwszy raz. 呕e mog艂aby by膰 moja albo twoja, Hanne. Albo tak jak w tej sprawie: 偶e widzi si臋 zw艂oki, kt贸re kiedy艣 si臋 rusza艂y. Kiedy Duch 艢wi臋ty jeszcze mieszka艂 w tym ciele. To tu jest punkt wyj艣cia.
鈥 Co w takim razie mo偶emy teraz zrobi膰?
鈥 P贸jd臋 do siebie i poczytam wydruki M枚llerstr枚ma.
Z艂odziej
wr贸ci艂 na miejsce. Przez sekund臋 mia艂 nadziej臋, 偶e to
mieszkanie ju偶 nie istnieje albo nie ma tego domu, albo 偶e to by艂
przelotny sen, blackout wywo艂any przez napi臋cie. W drodze do
pe艂nego opanowania rzemios艂a napi臋cie czasem bierze g贸r臋.
Zrobi艂 tak samo jak przedtem: pilnowa艂 godzin i widzia艂, jak mieszka艅cy wychodz膮 z domu. Kobiety, m臋偶czy藕ni i kilkoro dzieci, ale jego nie widzia艂. Nie wchodzi艂 do domu. Wiedzia艂, 偶e przemykanie si臋 pod drzwiami mo偶e by膰 niebezpieczne.
Wr贸ci艂 nast臋pnego ranka i zobaczy艂, 偶e tamten wychodzi, oko艂o dziesi膮tej. 艢ledzi艂 go chwil臋, kiedy szed艂 na parking i wsiada艂 do opla, kt贸ry wygl膮da艂 na do艣膰 nowy. Odprowadzi艂 samoch贸d wzrokiem, a偶 znikn膮艂. Co teraz? Czy doszed艂 do tego w swoich planach? Co takiego planowa艂?
By艂 zmarzni臋ty, sp臋dzi艂 na dworze p贸艂torej godziny. Wszed艂 na klatk臋 schodow膮 i nagle znalaz艂 si臋 przed tamtym mieszkaniem, chwil臋 nas艂uchiwa艂 i ju偶 by艂 w 艣rodku. Przeszed艂 szybko przez korytarz do sypialni, puls wali艂 mu mi臋dzy uszami jak kafar. Na pod艂odze nic nie by艂o, 偶adne czarne worki ani ceglany proszek, nic.
Nic nowego, co mo偶na by ukra艣膰. Kiedy us艂ysza艂 z przedpokoju odg艂osy, zrozumia艂, 偶e istniej膮 granice ludzkiej ciekawo艣ci czy niezdecydowania, czy jaka inna cholera kaza艂a mu tu przyj艣膰.
To przez gazety, pomy艣la艂. Gdyby ta cholerna prasa nie pisa艂a o tym cholernym pierdolonym morderstwie, nie wr贸ci艂bym tu i nie s艂ysza艂, jak te cholerne pierdolone pierdolone drzwi si臋 otwieraj膮.
Opad艂 na kolana i wpe艂z艂 pod 艂贸偶ko. Co mam zrobi膰?, my艣la艂. To jest kara za wszystkie moje grzechy.
Pod szerokim 艂贸偶kiem k艂臋bi艂 si臋 i le偶a艂 cienk膮 warstw膮 kurz. Wpe艂za艂 coraz g艂臋biej, usi艂uj膮c zd艂awi膰 kichni臋cie. Zas艂ania艂 d艂oni膮 usta i nos, drug膮 r臋k臋 po艂o偶y艂 na karku, 偶eby powstrzyma膰 odruch. Co艣 podobnego sobie kiedy艣 wyobra偶a艂em, pomy艣la艂, my艣la艂em o takiej scenie: 呕ydzi siedz膮 w kryj贸wce, podczas gdy niemieccy 偶o艂nierze przeszukuj膮 mieszkanie, i nagle jeden z ukrywaj膮cych si臋 musi kichn膮膰.
Zobaczy艂, 偶e w przedpokoju zapali艂o si臋 艣wiat艂o. Potem para but贸w wesz艂a do sypialni. Ze strachu przesta艂o go kr臋ci膰 w nosie.
Wstrzyma艂 oddech. Gdzie艣 zapali艂a si臋 lampa. Domy艣la艂 si臋, 偶e u wezg艂owia 艂贸偶ka. Powoli odwr贸ci艂 g艂ow臋, 偶eby zobaczy膰, czy jego cia艂o rzuca cie艅 na pod艂og臋 przy 艂贸偶ku.
Nie mog臋 wype艂zn膮膰 spod 艂贸偶ka i go nastraszy膰, pomy艣la艂. Zanim zd膮偶臋 si臋 wydosta膰, odr膮bie mi g艂ow臋.
Co艣 zaterkota艂o nad nim. Us艂ysza艂 sekwencj臋 d藕wi臋k贸w, rozpozna艂 j膮.
鈥 Troch臋 si臋 sp贸藕ni臋.
Co za koszmar, tak le偶e膰 i s艂ucha膰 tego g艂osu, pomy艣la艂.
鈥 Tak.
鈥 Tak...
鈥 Nie.
鈥 W艂a艣nie dlatego wr贸ci艂em.
鈥 Tak.
鈥 Dziesi臋膰 minut.
鈥 Nie.
鈥 Rozmawia艂em z nim.
鈥 Celuloid.
鈥 Mhm.
鈥 Mhm.
鈥 Nie.
鈥 Mhm.
鈥 Tak.
鈥 Dziesi臋膰 minut.
Zn贸w us艂ysza艂 g艂uchy stukot i zobaczy艂, 偶e buty stoj膮 nieruchomo, czubkami zwr贸cone w jego stron臋.
Teraz si臋 zacznie, pomy艣la艂.
W mieszkaniu by艂o tak cicho, jak to tylko mo偶liwe przed po艂udniem, kiedy nikogo nie ma w domu. S艂ysza艂 delikatne szszszuuu samochod贸w na ulicy za oknem. Poza tym nic.
Namy艣la si臋 czy patrzy prosto na 艂贸偶ko? Je艣li te buty zbyt szybko si臋 porusz膮, przeturlam si臋 na drug膮 stron臋 i rozegramy to tam.
Przygotowa艂 si臋, napi膮艂 cia艂o w sztywny 艂uk.
Teraz: buty ruszy艂y w stron臋 przedpokoju. Wysz艂y, 艣wiat艂o zgas艂o i drzwi si臋 zatrzasn臋艂y.
Le偶a艂 nieruchomo jeszcze dwadzie艣cia minut, a jego cia艂o sp艂ywa艂o potem.
Kiedy ten facet b臋dzie sprz膮ta艂 w mieszkaniu, tylko przeci膮gnie ko艅c贸wk膮 odkurzacza, bez zagl膮dania pod 艂贸偶ko. Czy to tylko moja nadzieja? Zreszt膮 jakie to ma znaczenie, 偶e zobaczy, 偶e kto艣 le偶a艂 pod jego 艂贸偶kiem? Jakie艣 znaczenie dla mnie? Co powinienem teraz zrobi膰? Poza tym, 偶e nigdy, nigdy, przenigdy wi臋cej tu nie wr贸c臋, je艣li b臋d臋 mia艂 wyb贸r. A je艣li on zatrzasn膮艂 drzwi od 艣rodka? Czeka tam na mnie, w przedpokoju... ile偶 w ko艅cu mog臋 tu le偶e膰... jeszcze chwil臋 ponas艂uchuj臋... nas艂uchiwa艂em chwil臋... nie, wy艂a偶臋.
Wygramoli艂 si臋 spod 艂贸偶ka i wsta艂, cia艂o mia艂 pokryte kurzem, jak warstw膮 ska偶onego miejskiego 艣niegu. Wyszed艂 z pokoju najostro偶niej, jak potrafi艂, zbieraj膮c drobinki kurzu opadaj膮ce na pod艂og臋. Otworzy艂 drzwi na klatk臋 i chwil臋 nas艂uchiwa艂, odetchn膮艂, wyszed艂 i zbieg艂 na d贸艂.
Ci膮gn臋艂o
od drzwi balkonowych, Winter wsta艂 od biurka i poszed艂 je zamkn膮膰.
Najpierw otworzy艂 drzwi na o艣cie偶 i wyszed艂 na balkon. Zadr偶a艂
z zimna, wci膮gn膮艂 nosem zapach wielkiego miasta. Tramwaje
zgrzyta艂y cicho, w coraz wi臋kszych odst臋pach. Mg艂a znad kana艂u
przetoczy艂a si臋 przez park i nad All茅n. Kiedy poczu艂 wilgo膰
mg艂y, wr贸ci艂 do pokoju i zamkn膮艂 za sob膮 drzwi.
Siedzia艂 chwil臋 nad lakoniczn膮 notk膮 angielskiej policji. Mi臋dzy morderstwami by艂y zastanawiaj膮ce podobie艅stwa. Co艣 takiego nigdy przedtem si臋 nie zdarzy艂o. Ponadto w sposobie post臋powania mordercy by艂o co艣 dziwnego. Koledzy z po艂udniowego Londynu znale藕li niewielkie odciski w zakrzep艂ej krwi. Winter, na Boga, tylko nie 鈥瀟e ma艂e odciski鈥, pomy艣la艂. Ma艂e 艣lady, kt贸re przypomina艂y lub mog艂y przypomina膰 odciski z pokoju w akademiku.
Winter wr贸ci艂 do domu i od razu wszed艂 do internetu, 偶eby poszuka膰 podobnych przypadk贸w. Mia艂 co艣 konkretnego, na czym m贸g艂 si臋 oprze膰, cho膰 by艂o to raczej wyobra偶enie o czym艣, iluzja: mia艂 przed oczami jakie艣 obrazy, ale r贸wnie dobrze mog艂y pochodzi膰 ze snu. Szuka艂 jakich艣 znak贸w w najdalszych kra艅cach elektronicznej nocy, przegl膮da艂 seri臋 ameryka艅skich baz danych. Zadziwiaj膮co wiele zbrodni zaplanowano lub dokonano w Kalifornii i Teksasie. To s艂o艅ce i piasek robi膮 z ludzi szale艅c贸w, pomy艣la艂 Winter, kiedy zadzwoni艂a le偶膮ca na biurku kom贸rka. Wysun膮艂 anten臋 i przy艂o偶y艂 aparat do ucha.
鈥 Eriku! 鈥 Trzeszcz膮cy g艂os.
鈥 Cze艣膰, mamo. W艂a艣nie o tobie my艣la艂em.
鈥 Och...
鈥 My艣la艂em o s艂o艅cu i piasku, i o tym, co robi膮 z lud藕mi.
鈥 W艂a艣nie. Czy偶 to nie cudowne, Eriku? Ale...
鈥 Nie powinna艣 dzwoni膰 na kom贸rk臋, mamo. To za drogo dla was.
鈥 No tak. Ale ja...
鈥 Mam stacjonarny telefon, na 艣cianie w kuchni.
Ze s艂uchawki dobieg艂o mamrotanie. Widzia艂 wyra藕nie, jak matka odwraca si臋 w niewielkiej kuchni z barem i bierze czwarte wytrawne martini, r贸wnocze艣nie sprawdzaj膮c sw贸j profil w lustrze wisz膮cym nad kontuarem. Poczciwa mama.
鈥 Jak poszed艂 wam dzisiaj golf? 鈥 zapyta艂.
鈥 Nie pojechali艣my, synu艣 鈥 powiedzia艂a.
鈥 O...
鈥 Pada艂o ca艂y dzie艅, ale teraz musz...
鈥 To szkoda. Przecie偶 po to kupili艣cie ten dom, 偶eby uciec od czego艣 takiego.
Westchn臋艂a do s艂uchawki. Wilgotne westchnienie z pog艂osem przesi膮kni臋tym alkoholem.
鈥 W艂a艣ciwie to dobrze, potem green b臋dzie bardziej zielony, synu艣.
Za艣mia艂a si臋, a jemu przysz艂y na my艣l szcz臋ki hamulcowe, jak tr膮 o siebie, bez oleju.
鈥 Zaczekaj, tata chce co艣 powiedzie膰 鈥 rzuci艂a, a on ws艂uchiwa艂 si臋 w szum i cisz臋 przez ca艂膮 drog臋 do Marbelli. G艂os powr贸ci艂, bardziej piskliwy ni偶 przedtem, jakby na linii nast膮pi艂a przerwa.
鈥 Eriku?
鈥 Jestem.
鈥 Tata m贸wi, 偶eby艣 przyjecha艂 na jego urodziny.
鈥 Ale to przecie偶 w marcu.
鈥 Wiemy, ile masz pracy. Planowanie, rozumiesz. My planujemy. Tata m贸wi, 偶e funduje. Ale to jest...
Widzia艂 ojca przy ma艂ym stoliku z metalowych rurek przy tarasie. Ros艂y m臋偶czyzna z ci臋偶k膮 g艂ow膮 o g臋stych, posiwia艂ych w艂osach, pi臋knie 偶y艂kowanym nosie, czerwonej cerze, kt贸ra nigdy nie br膮zowia艂a, i jedn膮 uporczyw膮 my艣l膮 zawsze przyczajon膮 w g艂owie: czy偶 ostatecznie nie jest tak, 偶e to pieni膮dze stanowi膮 sens 偶ycia?
鈥 Nie mog臋 si臋 na to zgodzi膰 鈥 przerwa艂 jej.
鈥 Co?
鈥 Gdyby艣 to ty chcia艂a mi zafundowa膰 podr贸偶, to by艂oby co innego. Ale nie nasz zubo偶a艂y ojciec.
鈥 Ha ha. Eriku, musz臋 ju偶...
鈥 Nie s膮dz臋, 偶eby to by艂o mo偶liwe. Mamy tu stra...
鈥 Czyta艂am o tym. Czy to nie okropne? Biedny ch艂opak, przecie偶 to nasi s膮siedzi i w og贸le. Pr贸bowa艂am to powiedzie膰 od pocz膮tku, ale nie da艂e艣 mi szansy. W艂a艣nie w tej chwili dostali艣my gazety, co艣 si臋 pomy...
鈥 Tak. To naprawd臋 straszne.
鈥 Lotta nagra艂a si臋 na sekretark臋, ale nas nie by艂o w domu przez kilka dni. Tata m贸wi艂 o Gibraltarze, to si臋 wybrali艣my.
鈥 Aha.
鈥 Przed chwil膮 rozmawiali艣my z Lott膮.
Winter nie odpowiedzia艂. My艣la艂 o ciep艂ym wietrze. S艂ysza艂, jak jego matka wydmuchuje dym pod k膮tem, do g贸ry, s艂ysza艂, jak dwie kostki lodu dzwoni膮 o siebie.
鈥 To si臋 sta艂o w Londynie. Londyn to straszne miasto 鈥 powiedzia艂a.
鈥 Hiszpa艅skie du偶e miasta s膮 o wiele bezpieczniejsze.
Nie odpowiedzia艂a. Nie by艂 pewien, czy s艂ysza艂a.
鈥 Uwa偶am, 偶e dobrze odpowiada艂e艣 w gazetach.
鈥 Nie powiedzia艂em absolutnie nic.
鈥 Ale to dobrze 鈥 powt贸rzy艂a.
Spojrza艂 na monitor komputera. Nie maj膮c 艣wiadomo艣ci, co robi, z ameryka艅skiego zachodniego wybrze偶a posurfowa艂 do Europy, na s艂oneczne pla偶e Hiszpanii. Tak jak si臋 bazgrze, rozmawiaj膮c przez telefon.
Siedzia艂 przed planem Marbelli, monitor zacz膮艂 lekko migota膰 na brzegach. Temperatury w mie艣cie. Klikni臋ciami przeni贸s艂 si臋 na po艂udniowy wsch贸d i ustawi艂 kursor mniej wi臋cej w miejscu, sk膮d dociera艂 do niego g艂os w kom贸rce:
鈥 Eriku?
鈥 Tak, mamo?
鈥 Zamierzam zadzwoni膰 do Lassego i Karin.
鈥 Teraz?
鈥 Tak p贸藕no chyba jeszcze nie jest?
Jest mniej wi臋cej o cztery wytrawne martini i p贸艂 butelki bia艂ego wina rioja za p贸藕no, pomy艣la艂. Mo偶e ma帽ana.
鈥 Oni du偶o przeszli. Dzi艣 wieczorem bym nie dzwoni艂. Mo偶e jutro. Do艣膰 wcze艣nie.
鈥 Chyba masz racj臋. Jeste艣 taki m膮dry.
鈥 Jak na gliniarza.
鈥 Przyzwyczaili艣my si臋. 鈥 S艂ysza艂 odg艂os shakera w jej prawej d艂oni. 鈥 Jeste艣 najm艂odszym komisarzem w kraju.
鈥 Musz臋 tu jeszcze troch臋 popracowa膰 鈥 powiedzia艂 i klikni臋ciem usun膮艂 map臋 Costa del Sol z ekranu.
鈥 Wkr贸tce zn贸w si臋 odezwiemy.
鈥 Dobrze. To cze艣膰, i pozdr贸w tat臋.
鈥 Pami臋taj o zaproszeniu... 鈥 zacz臋艂a, ale telefon ju偶 le偶a艂 na biurku.
Winter wsta艂 i poszed艂 do kuchni. Nala艂 wody do czajnika elektrycznego, w艂o偶y艂 wtyczk臋 do gniazdka i nacisn膮艂 guzik. Podczas gdy woda szumia艂a w czajniku, nasypa艂 herbaty do kulistego zaparzacza i w艂o偶y艂 go do porcelanowego kubka. Dola艂 mleka i uzupe艂ni艂 gotuj膮c膮 si臋 wod膮. Kiedy herbaciane li艣cie pu艣ci艂y wystarczaj膮co du偶o koloru, wyj膮艂 kulk臋, od艂o偶y艂 do zlewu i zabra艂 kubek do pokoju. W艂膮czy艂 Coltrane鈥檃 w odtwarzaczu, s膮czy艂 herbat臋 i patrzy艂, jak wiecz贸r przechodzi w noc. Lampa stoj膮ca przy jednym z rega艂贸w z ksi膮偶kami stanowi艂a jedyne 藕r贸d艂o 艣wiat艂a. Stan膮艂 przy oknie i spr贸bowa艂 wyjrze膰 na miasto, ale widzia艂 tylko swoje odbicie w szybie.
7 TO BY艁A SOBOTA. Hillierowie mieszkali na po艂udniowym brzegu. Steve Macdonald jecha艂 na zach贸d drog膮 A 236. Utrzymywa艂 dystans, w艂a艣ciwie jako jedyny. Jestem sobie dziadek w kapeluszu, tra la la tra la la, po艣r贸d samochod贸w 艣migaj膮cych i wyprzedzaj膮cych z u艂a艅sk膮 fantazj膮, pomy艣la艂 i z premedytacj膮 rozz艂o艣ci艂 kierowc臋 vauxhalla jad膮cego za nim. Facet pokaza艂 mu 艣rodkowy palec, jeszcze zanim opu艣cili p贸艂nocn膮 cz臋艣膰 Croydon.
No, wyprzedzaj, wyprzedzaj, gaz do dechy, mrukn膮艂 Macdonald i czeka艂 na ruch szale艅ca z ty艂u. Dzisiaj te偶 nie jestem w dobrym nastroju, wyprzedzaj, wyprzedzaj, kole偶ko, 偶ebym m贸g艂 zg艂osi膰 twoje numery. Zobaczy艂 otwieraj膮ce si臋 przed nim skrzy偶owanie: b臋dzie musia艂 skr臋ci膰 w lewo i patrze膰, jak tamten, tr膮bi膮c, p臋dzi w prawo z palcem uniesionym triumfuj膮co.
Jeste艣my narodem chuligan贸w, pomy艣la艂. My艣limy tylko o nast臋pnym meczu, z palcem uniesionym w g贸r臋 do Wielkiego Coacha w niebie. Ten palant na pewno jedzie na mecz do Brentford. Griffin Park. Dobre miejsce w taki dzie艅 jak dzi艣, ponury pocz膮tek lutego. Kilka godzin w weso艂ej kompanii.
Dojecha艂 do Tulse Hill i zaparkowa艂 przed domem przy Palace Road. Fasada by艂a chyba odnowiona. Mieszka艅cy nale偶eli do starej klasy 艣redniej, kt贸ra zdecydowa艂a si臋 zosta膰 tutaj, kiedy przed laty okolice by艂y terenem dzia艂a艅 wojennych. Wysiadaj膮c z samochodu, nieomal us艂ysza艂 wybuchy od strony Brockwell Park.
W oknach by艂o ciemno, ale wiedzia艂, 偶e rodzice ch艂opca czekaj膮 na niego. Bogu dzi臋ki, 偶e nie przychodz臋 z t膮 wiadomo艣ci膮 pierwszy, pomy艣la艂. A mo偶e to nawet gorzej, bo szok m贸g艂 ju偶 min膮膰?
Zastuka艂 ko艂atk膮 i drzwi od razu si臋 otworzy艂y, jakby kobieta sta艂a i czeka艂a po drugiej stronie ca艂e przedpo艂udnie. Mimo emocjonalnego przygotowania wygl膮da to tak, jakbym si臋 w艂amywa艂 do jej domu, pomy艣la艂.
鈥 Pani Hillier?
鈥 Tak. Komisarz Macdonald?
Potwierdzi艂 i pokaza艂 legitymacj臋 policyjn膮. Nawet na ni膮 nie spojrza艂a. Gestem zaprosi艂a go do 艣rodka.
鈥 Niech pan wejdzie.
Ech, te wizyty w domach, pomy艣la艂. To o tym 艣ni膮 nam si臋 koszmary. To ja. To tacy jak ja 艣ni膮 si臋 w pe艂nych l臋ku snach.
Pod艂u偶ny przedpok贸j prowadzi艂 bezpo艣rednio do salonu. W dalszym rogu pokoju 艣wiat艂o pada艂o na m臋偶czyzn臋 siedz膮cego na 艣rodku brzuchatej sofy. Macdonald us艂ysza艂 daleki zgrzyt i zobaczy艂 poci膮g British Railways p臋dz膮cy na po艂udnie, sto metr贸w za wy艂ysia艂膮 polank膮.
鈥 Nigdy nie je藕dzimy poci膮gami 鈥 odezwa艂 si臋 m臋偶czyzna siedz膮cy na sofie.
Macdonald przedstawi艂 si臋. M臋偶czyzna sprawia艂 wra偶enie g艂uchego.
鈥 Ta cz臋艣膰 Londynu jest zniszczona torami, to jeszcze gorsze ni偶 budowa autostrad 鈥 powiedzia艂 m臋偶czyzna.
Macdonald zauwa偶y艂 butelki na stole, na prawo od gospodarza, i stoj膮c膮 przy nich szklank臋. M臋偶czyzna si臋gn膮艂 po ni膮 i podni贸s艂 na wysoko艣膰 podbr贸dka. Spojrza艂 na go艣cia. Macdonald podszed艂 o krok bli偶ej. Zobaczy艂 niewyra藕ne oczy, niemal niewidz膮ce. Nie potrafi艂 oceni膰, czy to z powodu choroby, czy alkoholu.
鈥 Nie, nie jestem 艣lepy 鈥 odezwa艂 si臋 m臋偶czyzna, jakby czyta艂 w jego my艣lach. 鈥 Jestem tylko pijany. Punktualnie od jedenastej przed po艂udniem.
鈥 Czy mog臋 usi膮艣膰? 鈥 zapyta艂 Macdonald.
鈥 Niech pan siada i czuje si臋 usadzony, tylko 偶eby panu wszystko nie wysiad艂o 鈥 odpar艂 ojciec Geoffa Hilliera, Winston Hillier. Wydusi艂 z siebie 艣miech: wyszed艂 z jego ust, ale nie si臋gn膮艂 nozdrzy. 鈥 Powiedzia艂em Geoffowi, 偶e to dobry pomys艂 鈥 powiedzia艂 i podni贸s艂 si臋, 偶eby wzi膮膰 czyst膮 szklank臋 z szafki za plecami.
鈥 Gin czy whisky? 鈥 zapyta艂 i niemal pogrozi艂 Macdonaldowi szklank膮.
鈥 P贸艂 kropelki whisky.
鈥 Szkot?
鈥 Tak.
鈥 Sk膮d?
鈥 Niedaleko Inverness.
鈥 Nad morzem?
鈥 W drug膮 stron臋. 鈥 Macdonald wzi膮艂 pe艂n膮 po brzegi szklank臋 i pow膮cha艂 alkohol.
鈥 Mam nadziej臋, 偶e mieszana panu odpowiada 鈥 powiedzia艂 Winston Hillier i odstawi艂 butelk臋 na stolik.
鈥 Jak najbardziej.
鈥 Szkoci w艂a艣ciwie musz膮 mie膰 s艂odow膮.
鈥 Ma艂o kt贸rego Szkota sta膰 na malt 鈥 odpar艂 Macdonald i uni贸s艂 szklank臋, jakby wznosi艂 toast. Potem odstawi艂 na stolik. Nie napi艂 si臋. Winston Hillier wyjrza艂 przez okno.
鈥 My艣la艂em, 偶e to si臋 ciekawie zapowiada 鈥 powiedzia艂, nie czekaj膮c na pytanie. 艢ledzi艂 wzrokiem kolejny poci膮g. Przetoczy艂 si臋 obok polany, szarzej膮cej i coraz starszej w 艣wietle zmierzchu. 鈥 Nowy kraj dla m艂odego cz艂owieka, na d艂u偶ej. Mi臋dzynarodowe wykszta艂cenie w nowym wspania艂ym 艣wiecie.
Upi艂 du偶y 艂yk d偶inu z tonikiem.
鈥 Dlaczego w艂a艣nie... Szwecja? 鈥 zapyta艂 Macdonald.
鈥 A dlaczego nie?
鈥 Czy by艂 jaki艣 szczeg贸lny pow贸d?
Macdonald us艂ysza艂 jaki艣 odg艂os za plecami i odwr贸ci艂 si臋. 呕ona Hilliera nios艂a popo艂udniow膮 herbat臋. Zapachnia艂o ciep艂ymi bu艂eczkami dro偶d偶owymi. Ostro偶nie przesun膮艂 swoj膮 szklank臋 whisky ze 艣rodka sto艂u.
鈥 Czy by艂 jaki艣 specjalny pow贸d, dla kt贸rego wybra艂 Szwecj臋? 鈥 powt贸rzy艂 pytanie.
鈥 Nic opr贸cz jakiej艣 korespondencyjnej przyja藕ni, dawno temu, z kim艣 z G枚teborga 鈥 wyja艣ni艂a kobieta, siadaj膮c obok m臋偶a. Rozstawi艂a fili偶anki i talerzyki.
鈥 To dlatego pojecha艂 do G枚teborga 鈥 doda艂 Winston Hillier.
鈥 A jak si臋 dowiedzia艂 o tych studiach?
鈥 Poprzez tutejsz膮 uczelni臋 鈥 odpowiedzia艂a kobieta. Macdonald pami臋ta艂, 偶e ma na imi臋 Karen.
鈥 Geoff zawsze chcia艂 by膰 in-偶y-nie-rem i dlatego si臋 zain-tere-sowa艂 tamt膮 szko艂膮 鈥 doda艂 Winston Hillier, z trudem artyku艂uj膮c s艂owa. 鈥 No i jeszcze mia艂a tak膮 angielsk膮 nazw臋 鈥 doda艂. 鈥 Chandlers albo co艣 podobnego.
鈥 Chalmers 鈥 poprawi艂a 偶ona.
鈥 Chalmers 鈥 powt贸rzy艂.
鈥 Dosta艂 te偶 list 鈥 kobieta zwr贸ci艂a si臋 do Macdonalda.
鈥 Z tej szko艂y?
鈥 Nie. Od kogo艣 z G枚teborga. Wygl膮da艂o na to, 偶e to przez ten list ostatecznie zdecydowa艂 si臋 na te studia. T臋 szko... szko艂臋.
Macdonald zauwa偶y艂, 偶e m贸wienie tak d艂ugo bez przerwy przychodzi jej z trudno艣ci膮.
鈥 Prywatny list?
鈥 A jaki inny m贸g艂by by膰? 鈥 odpowiedzia艂 pytaniem Winston Hillier.
鈥 Od tego dawnego znajomego?
鈥 Nie wiemy 鈥 odpar艂a kobieta.
Macdonald nie odzywa艂 si臋. Czeka艂.
鈥 Nie pokaza艂 go nam 鈥 wyja艣ni艂 Winston Hillier. 鈥 I w艂a艣ciwie nie by艂o w tym nic dziwnego, ale nie chcia艂 te偶 powiedzie膰, od kogo go dosta艂.
鈥 Tylko tyle, 偶e go dosta艂 鈥 uzupe艂ni艂a 偶ona.
鈥 Ze Szwecji?
鈥 Z G枚teborga 鈥 odpar艂 Winston Hillier.
Macdonald us艂ysza艂 z oddali zgrzyt nast臋pnego poci膮gu. Po pewnym czasie odg艂os wyda艂 mu si臋 ostrzejszy, bardziej blaszany, jak gdyby 艣ciany domu stopniowo go wzmacnia艂y.
鈥 I nie pisa艂 o tym ani nie wspomina艂 nic po wyje藕dzie... tam, kiedy wprowadzi艂 si臋 do tamtego pokoju?
鈥 Nie.
鈥 Mo偶e co艣 o innych osobach, z kt贸rymi si臋 spotyka艂?
鈥 Nie.
鈥 Nic?
鈥 Przecie偶 on, do kurwy n臋dzy, dopiero co si臋 tam wprowadzi艂, i zaraz go zamordowali! 鈥 krzykn膮艂 Winston Hillier i spojrza艂 na Macdonalda czerwonymi oczami.
Potem zwali艂 si臋 ci臋偶ko z sofy na pod艂og臋, twarz膮 w d贸艂.
鈥 Niech pan si臋 wynosi. 鈥 Jego g艂os t艂umi艂a wyk艂adzina.
Kobieta rzuci艂a Macdonaldowi takie spojrzenie, jakby przeprasza艂a za to, 偶e s膮 w 偶a艂obie.
Nie trzeba 偶adnych cholernych przeprosin, pomy艣la艂 Macdonald. To ja powinienem przeprosi膰.
鈥 Niech p-a-n i-dzi-e 鈥 powt贸rzy艂 Hillier z pod艂ogi, a Macdonald da艂 znak kobiecie i wyszli do kuchni. Zada艂 jej jeszcze kilka kr贸tkich pyta艅, zapisa艂 jedno nazwisko i adres, a potem zadzwoni艂 do znajomego, dobrego lekarza, kt贸ry by艂 mu winien przys艂ug臋.
鈥 Spadaj do siebie, do tego waszego pieprzonego potwora 鈥 us艂ysza艂 g艂os m臋偶czyzny z drugiego ko艅ca domu. M贸wi艂 wyra藕niej. Chyba uni贸s艂 g艂ow臋.
鈥 Czy mam zosta膰, p贸ki nie przyjedzie m贸j kolega?
鈥 Nie, nie. Nie ma potrzeby.
鈥 Na pewno?
鈥 Winston normalnie tyle nie pije. Nie jest przyzwyczajony. Zanim pan zd膮偶y zamkn膮膰 za sob膮 drzwi, ju偶 b臋dzie spa艂.
Z ka偶d膮 minut膮 wydaje si臋 silniejsza, podczas gdy jej m膮偶 powoli doprowadza si臋 do nieprzytomno艣ci, pomy艣la艂 Macdonald. O mnie nie mo偶na tego powiedzie膰.
Po偶egna艂 si臋 i wyszed艂 w padaj膮ce uko艣nie 艣wiat艂o. Na zachodzie wisia艂y chmury, ca艂e w strz臋pach. Za godzin臋 powinno by膰 ciemno. Zapu艣ci艂 silnik, zawr贸ci艂 na ulicy i pojecha艂 do Station Rise, pod ma艂膮 stacj臋 kolejow膮, sk膮d poci膮gi wyrusza艂y pod dom Hillier贸w. Zaparkowa艂 nie ca艂kiem prawid艂owo, wszed艂 do The Railway i zam贸wi艂 young鈥檚 winterwarmer. A potem zaczeka艂, a偶 piwo si臋 wyklaruje, ale ani sekundy d艂u偶ej.
8 WINTER CZYTA艁. Pozwoli艂 sobie na dwie cygaretki. Przedpo艂udnie w pokoju s艂u偶bowym mia艂o odcie艅 b艂臋kitu. To z powodu okna za jego plecami. Z gard艂em by艂o lepiej, mo偶e to dzi臋ki nikotynie, jedwabistemu dymowi.
Protoko艂y przes艂ucha艅 艣wiadk贸w spisano bardzo skrupulatnie, jedno czy drugie sformu艂owanie wywo艂a艂o u艣miech na jego twarzy. Systematycznie robi艂 zapiski w notesie w czarnych, ceratowych ok艂adkach.
To, co zdawa艂o si臋 nieistotne na pocz膮tku, p贸藕niej zawsze nabiera艂o znaczenia.
Rozmawiali ze wszystkim, co 偶ywe, wok贸艂 Mossen, czy raczej tego, co z niego pozosta艂o, kiedy politechnika Chalmers rozros艂a si臋 na ca艂膮 okolic臋. Jeszcze troch臋 i nie zosta艂by 偶aden akademik, pomy艣la艂 Winter i ostro偶nie strzepn膮艂 popi贸艂 do ci臋偶kiej szklanej popielniczki przed sob膮. Mniej ludzi, z kt贸rymi trzeba porozmawia膰, mniej student贸w uciekaj膮cych z akademika. 呕ycie toczy si臋 dalej, tylko gdzie indziej.
Zadzwoni艂 s艂u偶bowy telefon.
鈥 Tak 鈥 powiedzia艂 szybko.
Nowa telefonistka z recepcji. Rozpozna艂 jej g艂os, mo偶e dlatego, 偶e by艂a tak 艂adna, 偶e zatrzyma艂 na niej spojrzenie odrobin臋 d艂u偶ej, kiedy j膮 mija艂 pierwszy raz.
鈥 Jest tu kto艣 z prasy, GT. On m贸...
鈥 Popro艣, 偶eby spieprza艂 do wszystkich diab艂贸w 鈥 odpar艂 zdecydowanie Winter. 鈥 Ale wyra藕 to jako艣 inaczej.
Us艂ysza艂, 偶e chyba si臋 u艣miechn臋艂a.
鈥 Chyba m贸wi艂em, 偶e nie chc臋, 偶eby mi przeszkadzano 鈥 m贸wi艂 dalej, nieco 艂agodniejszym tonem.
鈥 Bardzo mi przykro, ale on twierdzi, 偶e pana zna i 偶e to wa偶ne.
Winter spojrza艂 na dym z cygaretki, kt贸r膮 trzyma艂 w prawej r臋ce, i wypu艣ci艂 z niej d艂ugopis, bo niewygodnie by艂o trzyma膰 jeszcze s艂uchawk臋.
鈥 Wa偶ne? Kiedy prasa dostarczy艂a co艣 wa偶nego?
鈥 Poprosz臋 go w takim razie, 偶eby zadzwoni艂 kiedy indziej albo co艣 w tym rodzaju.
鈥 A kto to jest?
鈥 Nazywa si臋... chwileczk臋... Hans B眉low.
Winter zastanawia艂 si臋. Cygaretka zgas艂a mu w d艂oni.
鈥 Po艂膮cz go.
Po tylu latach pracy w zawodzie nie m贸g艂 unika膰 kontakt贸w z dziennikarzami. W przeciwie艅stwie do cz臋艣ci koleg贸w zasadniczo nie by艂 nastawiony 藕le do przedstawicieli tego uprzykrzonego zawodu. Wszyscy wykorzystywali wszystkich. Wcze艣nie zrozumia艂, jakie mo偶liwo艣ci daje publicity w mediach, przynajmniej w niekt贸rych. Czasem dobrze by艂o porozmawia膰, je艣li si臋 wiedzia艂o, co powiedzie膰, kiedy przemy艣la艂o si臋 wszystko wcze艣niej. Przed oczami stan臋艂o mu kilka nag艂贸wk贸w. Czeka艂, a偶 przew贸d doprowadzi g艂os B眉lowa do jego ucha. Niekt贸rych reporter贸w darzy艂 mniejsz膮 antypati膮. B眉low by艂 jednym z nich.
鈥 Cze艣膰, Eriku. Bardzo ci臋 przepraszam, 偶e przeszkadzam w pracy.
鈥 No.
鈥 Dosta...
鈥 Nie zawracaj g艂owy, Hans. Czego chcesz?
鈥 Chodzi oczywi艣cie o tego ch艂opaka. Ale nic nie m贸wili艣cie o powi膮zaniach z Angli膮.
鈥 Powi膮zaniach?
鈥 Kurwa, Erik. Ch艂opak ze Szwecji zamordowany w Londynie, teraz co艣 podobnego w G枚teborgu, i to w taki sam spos贸b.
鈥 Czy to pan przeprowadza艂 obdukcj臋, doktorze B眉low?
鈥 Nie trzeba by膰 patologiem amatorem, 偶eby dostrzec zwi膮zek.
鈥 Doprawdy nie wiem, co na to powiedzie膰.
鈥 Czy gadali艣cie ju偶 z glinami z Londynu?
鈥 To g艂upie pytanie.
鈥 Co?
鈥 Jak wiesz, my z nikim nie rozmawiamy. Korespondujemy z Interpolem, kt贸ry przesy艂a nasze pytania odpowiednim osobom.
鈥 Aha.
鈥 Przecie偶 wiesz. Procedury policyjne.
鈥 A tymczasem trop si臋 zaciera.
鈥 Je艣li musi. Ale mamy regulaminy, bo co by si臋 sta艂o ze spo艂ecze艅stwem, gdyby nie przestrzegano regu艂?
鈥 Jako 偶e ty nie przestrzegasz regu艂, wiem, 偶e rozmawiali艣cie z gliniarzem z Londynu i 偶e na pewno ustalili艣cie, co 艂膮czy te sprawy.
Winter nie odpowiedzia艂. Przy艂o偶y艂 do ust zgaszon膮 cygaretk臋, ale poczu艂 paskudny smak zimnego dymu i wrzuci艂 niedopa艂ek do popielniczki.
鈥 Zwi膮zek 鈥 powt贸rzy艂 B眉low.
鈥 Prowadzimy 艣ledztwo w sprawie morderstwa w G枚teborgu, i tym si臋 zajmujemy.
鈥 Nawet w to trudno uwierzy膰, niewiele szczeg贸艂贸w poda艂e艣 wczoraj na konferencji prasowej.
鈥 To prawda.
鈥 Czy o tym te偶 musicie korespondowa膰 z Interpolem? Czy to jakie艣 nowe przepisy unijne?
鈥 Mo偶e.
鈥 Daj spok贸j, Eriku.
鈥 Daj spok贸j? Opinia publiczna ma prawo wiedzie膰, tak? O czym? Ile ran ten ch艂opak mia艂? Ile dziur by艂o w jego rog贸wce? Jakie przes艂anie morderca wyry艂 mu na plecach? Jak wygl膮da krew na 艣cianie widziana pod 艣wiat艂o, w zale偶no艣ci od tego, z kt贸rego miejsca w pokoju si臋 patrzy?
鈥 No dobrze, dobrze.
鈥 W tej chwili nie mog臋 nic powiedzie膰 i musisz to zrozumie膰, Hans.
鈥 Ludzie si臋 boj膮.
鈥 Mamy ich nastraszy膰 jeszcze bardziej?
鈥 To mo偶e mie膰 odwrotny skutek.
鈥 S艂ucham?
鈥 Je艣li nie puszcza si臋 pary z ust, zaczynaj膮 si臋 spekulacje i mo偶e wybuchn膮膰 panika.
鈥 Czy w G枚teborgu wybuch艂a panika?
鈥 M贸wi臋 o dalszej perspektywie 鈥 powiedzia艂 B眉low.
鈥 A wi臋c widzimy to podobnie 鈥 odpar艂 Winter. 鈥 W dalszej perspektywie.
鈥 Mo偶esz patrze膰, w kt贸r膮 stron臋 chcesz, ale ja radzi艂bym na zach贸d 鈥 stwierdzi艂 B眉low. 鈥 Angielscy dziennikarze zacz臋li do nas wydzwania膰, a je艣li por贸wnamy szwedzkich dziennikarzy z brytyjskimi pismakami, to s膮 to dwie ca艂kiem r贸偶ne rasy.
鈥 Chcesz powiedzie膰, 偶e nie s膮 tacy grzeczni jak wy?
鈥 To chuliganeria 偶urnalistyki.
Winter nie odpowiedzia艂. Wzi膮艂 d艂ugopis i zapisa艂 w notesie jakie艣 zdanie.
鈥 You ain鈥檛 seen nothing yet 鈥 doda艂 B眉low.
鈥 Nawet si臋 dziwi臋, 偶e jeszcze si臋 tu masowo nie zjawili.
鈥 A wi臋c mentalnie jeste艣 przygotowany?
鈥 Mieli艣my pi臋ciu na konferencji prasowej. Raczej spokojnych.
鈥 Byli nawaleni jak 艂osie.
鈥 Masz co艣 jeszcze? 鈥 zapyta艂 Winter po dw贸ch sekundach milczenia.
鈥 A wi臋c: prosi艂bym o wi臋ksz膮 otwarto艣膰.
鈥 Mo偶e zadzwoni臋 do ciebie, nawet dzisiaj wieczorem.
鈥 Wiedzia艂em.
鈥 Widzisz, jak szybko 艣ledztwo posuwa si臋 naprz贸d.
鈥 Kiedy my tu sobie gaw臋dzimy.
鈥 Za t膮 ironi膮 kryje si臋 prawda, kt贸ra jest straszna w swojej prawdziwo艣ci 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Kiedy wyp艂ynie na wierzch, b臋dziemy mogli m贸wi膰 o panice, ale takie rzeczy wola艂bym trzyma膰 z dala od medi贸w.
鈥 Mi艂ego dnia 鈥 zako艅czy艂 B眉low.
Po
lunchu zebrali si臋 w sali konferencyjnej. Grupa kurczy艂a si臋, a
r贸wnocze艣nie sterty dokument贸w ze 艣ledztwa ros艂y w g贸r臋. Z
laboratorium nap艂ywa艂y przedmioty. Po kolei wk艂adano je do
najdziwniejszych pude艂ek i teczek: sk贸ra, w艂osy, od艂amek
paznokcia, odciski, 艣lady, kawa艂ki ubra艅, fotografie pokazuj膮ce
t臋 sam膮 rzecz, ale pod innym k膮tem, skrzynka wype艂niona tymi
krzykami, kt贸re Erik Winter s艂ysza艂, kiedy sta艂 w tamtym pokoju
ostatni raz.
Rozmawia艂 z Pi膮 E:son Fr枚berg. By艂a zdania, 偶e wszystkie ciosy zosta艂y zadane jednocze艣nie. By艂a 艣wietnym lekarzem s膮dowym, skrupulatnym. Liczb臋 cios贸w mia艂 zapisan膮 na kartce, w wewn臋trznej kieszeni marynarki. W艂a艣nie do niej si臋gn膮艂. Ostatecznie ch艂opiec zmar艂 wskutek uduszenia. Do tego miejsca wszyscy zebrani znali szczeg贸艂y.
鈥 Jak d艂ugo to trwa艂o? 鈥 zapyta艂 Fredrik Halders. Inspektor krymialny Halders w艂a艣nie sko艅czy艂 czterdzie艣ci cztery lata. Rok wcze艣niej przesta艂 zaczesywa膰 w艂osy na 艂ysin臋, a to, co mu zosta艂o na g艂owie, ostrzyg艂 na d艂ugo艣膰 centymetra. Wzmocni艂o to jego poczucie w艂asnej warto艣ci, wi臋c przesta艂 si臋 u艣miecha膰 albo rozci膮ga膰 usta, kiedy kto艣 si臋 do niego odzywa艂.
鈥 To by艂o d艂ugie przedstawienie 鈥 powiedzia艂 Erik Winter.
鈥 Bez przerw? 鈥 zapyta艂 Fredrik Halders.
鈥 Kilka przerw 鈥 odpar艂 Bertil Ringmar.
鈥 Jest kilka godzin r贸偶nicy mi臋dzy pierwszym naci臋ciem a ostatnim 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Dok艂adniej nie umiemy tego okre艣li膰. Trzy godziny, mo偶e cztery.
鈥 Kurwa ma膰 鈥 powiedzia艂 Lars Bergenhem.
鈥 W艂a艣nie 鈥 stwierdzi艂 Ringmar.
鈥 Na przedramionach nie ma ran 鈥 doda艂 Janne M枚llerstr枚m.
鈥 Ale s膮 krwiaki 鈥 uzupe艂ni艂a Aneta Djanali.
鈥 Niez艂y si艂acz musia艂 by膰 z tego skurwiela 鈥 odezwa艂 si臋 Halders. 鈥 Ile wa偶y艂 ch艂opak?
鈥 Osiemdziesi膮t kilo 鈥 odpowiedzia艂 M枚llerstr枚m. 鈥 Mia艂 metr osiemdziesi膮t pi臋膰 wzrostu, wi臋c to nie by艂o takie 艂atwe.
鈥 Je艣li to w艂a艣nie by艂o to, co zrobi艂 鈥 stwierdzi艂a Aneta Djanali.
鈥 Raczej tak 鈥 powiedzia艂 Ringmar.
鈥 Pewnie co艣 w tym rodzaju 鈥 przyzna艂 M枚llerstr枚m.
鈥 Rozmiar czterdzie艣ci cztery 鈥 powiedzia艂 Bergenhem. 鈥 A 艣lady wskazuj膮 na to, 偶e kr臋cono nim jak m艂otem wok贸艂 pokoju.
鈥 Tam, gdzie mo偶na by艂o go utrzyma膰 鈥 powiedzia艂 Halders.
鈥 Nie musisz tego m贸wi膰, do ci臋偶kiej cholery! 鈥 krzykn臋艂a Aneta Djanali. 鈥 I nie m贸wi臋 tego dlatego, 偶e jestem kobiet膮.
鈥 Wytarte podeszwy z wyra藕nym wzorem na brzegach 鈥 doda艂 M枚llerstr枚m.
Winter poprosi艂, 偶eby rozmawiali dalej, jak zawsze. To by艂o niemal jak terapia lub wewn臋trzny monolog nag艂o艣niony do poziomu s艂yszalnego dla wszystkich. Prze艣wietlenie. Wieczne prze艣wietlanie, podczas codziennych spotka艅, pierwszego, kolejnego, ostatniego. Wyrzuci膰 to z siebie, wypu艣ci膰 na wolno艣膰. Polerowali od艂amki fakt贸w a偶 do b贸lu ramion, a偶 powierzchnie boczne uzyska艂y taki kszta艂t, 偶e mo偶na je by艂o posk艂ada膰 w ca艂o艣膰.
鈥 Jak mu si臋 uda艂o stamt膮d wyj艣膰? 鈥 zapyta艂 Bergenhem.
鈥 Przebra艂 si臋 w 艣rodku 鈥 wyja艣ni艂 Winter.
鈥 Ale mimo wszystko. 鈥 Bergenhem nadal nie rozumia艂.
鈥 Odczeka艂 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Tam by艂a 艂azienka 鈥 doda艂a Aneta Djanali.
鈥 Ale mimo wszystko 鈥 upiera艂 si臋 Bergenhem.
鈥 M贸g艂 spotka膰 po drodze jedn膮 czy dwie osoby 鈥 stwierdzi艂 Ringmar.
鈥 Przejrza艂em zeznania i wszyscy patrzyli pod nogi 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Wygl膮da na to, 偶e dzisiejsi studenci s膮 bardzo wstydliwi.
鈥 Za naszych czas贸w by艂o inaczej 鈥 stwierdzi艂 Halders.
鈥 To ty studiowa艂e艣? 鈥 zapyta艂a Aneta Djanali z niewinnym wyrazem twarzy, z czym艣 nieokre艣lonym w k膮ciku ust.
Halders westchn膮艂.
鈥 No i jeszcze te odciski 鈥 doda艂 M枚llerstr枚m.
鈥 Nie rozumiem, jak oni mogli stwierdzi膰, 偶e to by艂 statyw 鈥 powiedzia艂 Halders.
鈥 I dlatego ty jeste艣 tutaj, a oni tam 鈥 odpar艂a Aneta Djanali.
Halders zn贸w westchn膮艂.
鈥 Cholerny statyw 鈥 powiedzia艂 po chwili.
Cholerny statyw, pomy艣la艂 Winter. To nie musia艂o nic oznacza膰. Jak si臋 przeprowadzi tysi膮ce wywiad贸w i odwiedzi tysi膮ce dom贸w, i wszyscy znani psychopaci znajd膮 si臋 w bazie danych, i wszystkie ruchy a偶 do tej chwili zostan膮 uchwycone, i pochodzenie ofiary zostanie zbadane (czekasz na te informacje, Eriku), jak tylko zmierz膮 i por贸wnaj膮 najdrobniejsze cz膮steczki z miejsca zbrodni i odb臋d膮 dwa tysi膮ce rozm贸w telef...
鈥 Czy sprawdzili艣my rozmowy z telefonu na jego pi臋trze? 鈥 zapyta艂.
鈥 W艂a艣nie to robimy 鈥 odpowiedzia艂 Ringmar z ura偶on膮 min膮.
鈥 Chc臋 mie膰 spis 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Dobrze.
鈥 Potrzebujemy tego samego z Londynu 鈥 doda艂. 鈥 Ja si臋 tym zajm臋.
鈥 A co z Malmstr枚mami? 鈥 zapyta艂 Ringmar.
Winter zastanowi艂 si臋 chwil臋.
鈥 Tak 鈥 powiedzia艂. 鈥 Od nich te偶.
Statyw, pomy艣la艂 znowu. Co mog艂o by膰 umocowane na jego szczycie? Co si臋 sta艂o potem? I jeszcze: tam by艂o wszystko, co chcieli wiedzie膰. Na kasecie, gdzie艣. Albo na kilku, albo na jednej, w kilku cz臋艣ciach... al...
鈥 Mamy 艣wiadk贸w z Brunnsparken 鈥 powiedzia艂 M枚llerstr枚m.
鈥 Czy to druga runda? 鈥 zapyta艂 Bergenhem.
鈥 Zacznie si臋 wkr贸tce 鈥 odpar艂 Bertil Ringmar.
鈥 Chc臋 to mie膰 najp贸藕niej jutro 鈥 poleci艂 Winter. 鈥 Wszystko, i naciskajcie, jak si臋 tylko da. Co艣 w tym jest, co艣 si臋 nie zgadza.
Wyjawi艂, o co chodzi, a Ringmar skin膮艂 g艂ow膮. Halders powiedzia艂 potem do M枚llerstr枚ma, 偶e powinni to zauwa偶y膰 od razu, przy pierwszej rozmowie powinni to dostrzec.
鈥 Jasny gwint 鈥 powiedzia艂, a potem strz膮sn膮艂 t臋 my艣l i popatrzy艂 przed siebie.
Chc臋
ci co艣 pokaza膰, powiedzia艂 i wyj膮艂 jakie艣 rzeczy z torby, kiedy
przyszli do niego do domu. Um贸wili si臋 wtedy na ulicy, wcze艣niej,
zanim zacz膮艂 prac臋. Tylko tak na chwil臋, jakby przypadkiem, a ten
drugi szed艂 dalej Drottniggatan.
Potem zadzwoni艂 do drzwi. Jamie w艂a艣nie wzi膮艂 prysznic, 偶eby sp艂uka膰 z siebie dym papierosowy. Sam przesta艂 pali膰, kiedy stan膮艂 za barem. Cz艂owiek d艂ugo tak nie poci膮gnie, pomy艣la艂 wtedy, a by艂o to p贸艂 roku temu.
Jamie czu艂 napi臋cie w sobie, w ca艂ym ciele. Mo偶e zostan臋 wykorzystany, pomy艣la艂 i dreszcz przebieg艂 mu po plecach na sam d贸艂, a mi臋dzy nogami rozgrza艂 go 艂agodny ogie艅. Nie by艂o to nieprzyjemne. To m贸g艂 by膰 prawdziwy pierwszy raz.
Jest du偶y, pomy艣la艂 Jamie. Montuje sprz臋t. Widzi, 偶e mam na stole butelk臋 wina. Zaraz podejdzie i we藕mie kieliszek, podam mu go. M贸wi co艣, ale nie s艂ysz臋 wyra藕nie. Zak艂ada mask臋. Kurcz臋, nie wygl膮da zbyt przyjemnie. Wraca do kamery i j膮 w艂膮cza. Czy nic wi臋cej nie b臋dzie s艂ycha膰? My艣la艂em, 偶e pracuje g艂o艣niej. Teraz s艂ysz臋, 偶e terkocze.
Jamie sta艂 bokiem, ale nagle zosta艂 odwr贸cony prosto do czarnej soczewki. Jego oczy rozwar艂y si臋, jakby wyra偶a艂y zdziwienie. I zanim otworzy艂 usta szerzej, wci艣ni臋to mu w nie szmat臋. Potem co艣 innego otoczy艂o jego g艂ow臋 i zosta艂o zwi膮zane z ty艂u, i wszystko, co jeszcze chcia艂 powiedzie膰, na zawsze uwi臋z艂o w gardle.
Potem siedzia艂 na krze艣le, kt贸re tamten przyni贸s艂 z kuchni, i s艂ysza艂 odg艂os, ale wydawa艂 si臋 o wiele g艂o艣niejszy, a oczy ca艂y czas mia艂 zwr贸cone w stron臋 obiektywu. To jaki艣 zboczony 艣wir, pomy艣la艂. R贸偶ne rzeczy mo偶na robi膰, ale nie podoba mi si臋, 偶e nic nie m贸wi. S膮 zabawy takie i siakie. Nie chc臋 tu ju偶 siedzie膰. Wstaj臋. On tylko tam stoi i mi si臋 przygl膮da. Wstan臋, odwr贸c臋 si臋 plecami, poka偶臋 mu, 偶e chc臋, 偶eby mnie rozwi膮za艂, 偶e chc臋 mie膰 wolne r臋ce. Podchodzi do mnie.
Poczu艂 cios, gdzie艣 u do艂u, za plecami, a potem piekielny b贸l w brzuchu. Opu艣ci艂 g艂ow臋, 偶eby zobaczy膰, co to by艂o, i zobaczy艂 pulsowanie poni偶ej p臋pka, a potem bardziej w 艣rodku, i poczu艂, 偶e co艣 jakby mu rozcina艂o plecy. G艂ow臋 nadal mia艂 opuszczon膮, bo z ty艂u bola艂o go tak, 偶e nie m贸g艂 wyprostowa膰 karku, i zobaczy艂, 偶e pod艂oga jest czym艣 zachlapana. Ten skurwiel rozla艂 wino, pomy艣la艂.
Zosta艂 odwr贸cony w drug膮 stron臋 i zobaczy艂 mask臋. Wyda艂o mu si臋, 偶e to inna maska, ale to by艂a tylko przelotna my艣l, bo zobaczy艂, co tamten trzyma w r臋ce, i pomy艣la艂, 偶e to ju偶 chyba przesada. Potem zacz膮艂 si臋 ba膰, a strach sprawi艂, 偶e nogi odm贸wi艂y mu pos艂usze艅stwa i upad艂 twarz膮 w d贸艂. Spad艂 w to, co l艣ni艂o w blasku 艣wiec stoj膮cych na stole albo w 艣wietle silnej 偶ar贸wki, kt贸ra si臋 zapali艂a przy kamerze, i krzycza艂, ale nie by艂o s艂ycha膰 偶adnego d藕wi臋ku i ju偶 nie m贸g艂 oddycha膰.
Podni贸s艂 si臋. Teraz zrozumia艂. Pr贸bowa艂 podej艣膰 do po艂udniowej 艣ciany, ale ten ruch by艂 raczej kierunkiem w jego g艂owie. Po艣lizn膮艂 si臋 na pod艂odze i upad艂, uderzaj膮c si臋 w biodro. 艢lizga艂 si臋 po pod艂odze. Jego cia艂o nie mia艂o si臋 na czym zatrzyma膰.
S艂ysza艂 g艂os. Jest we mnie g艂os, kt贸ry mnie wo艂a, to ja nim jestem. Rozumiem. Teraz odsun臋 si臋 od 艣ciany, a je艣li zrobi臋 to ostro偶nie i po cichu, nic mi si臋 nie stanie.
Mother. Mother!
Brz臋cz膮cy d藕wi臋k, jak podczas pauzy, kiedy przed oczami nic si臋 nie dzieje. Nie m贸g艂 si臋 od tego d藕wi臋ku uwolni膰.
Odejd藕.
To trwa艂o jeszcze d艂ugo. By艂 coraz bardziej zm臋czony, podnoszono go do g贸ry. Nie my艣la艂 ju偶 wiele. Jakby wszystko, co przewodzi impulsy my艣lowe, zosta艂o przeci臋te, a my艣li wyciek艂y przez naci臋cia i rozbieg艂y si臋 bez艂adnie po g艂owie. Zn贸w co艣 unios艂o go do g贸ry.
9 WINTER US艁YSZA艁 艢PIEW ptaka, gdzie艣 w po艂owie drogi do Stampen. Asfalt by艂 suchy, 艣nieg trwa艂 jeszcze nie艣mia艂o pod sosnami w parku. Mr贸z zel偶a艂, zwin膮艂 si臋 poprzedniego wieczoru, a potem pop艂yn膮艂 w g贸r臋 i na p贸艂noc.
Siedzia艂 d艂ugo w p贸艂mroku, pi艂 herbat臋. Z roztargnieniem ods艂ucha艂 wiadomo艣ci z automatycznej sekretarki. Pok贸j pachnia艂 krewetkami w sosie s艂odko-kwa艣nym, kt贸re przyni贸s艂 sobie z Lai Wai. Otworzy艂 drzwi balkonowe, 偶eby wpu艣ci膰 do 艣rodka wiecz贸r.
Wr贸ci艂 na fotel, ale natychmiast zn贸w si臋 podni贸s艂. Zani贸s艂 talerz, sztu膰ce i szklank臋 do kuchni i uruchomi艂 zmywark臋. Zaparzy艂 sobie 艣wie偶ej herbaty i wr贸ci艂 do pokoju. Pos艂ucha艂 kwartetu Charliego Hadensa, przygl膮daj膮c si臋 przez okno granatowemu niebu, kt贸re nie robi艂o si臋 ca艂kiem czarne. Zapragn膮艂 by膰 gdzie indziej i jednocze艣nie pomy艣la艂 o nag艂ej 艣mierci.
Mia艂 przed oczami n贸偶 o obosiecznym ostrzu, co艣 w rodzaju kr贸tkiego miecza, kt贸rego u偶ywa艂 kto艣, kto... kto... dalej nie doszed艂, a potem zapad艂a noc.
Kiedy
Bergenhem z wielkim po艣piechem wpad艂 po niego do pokoju, ju偶 od
dziesi臋ciu minut przerzuca艂 najnowszy raport M枚llerstr枚ma.
Jecha艂 w przejrzystym powietrzu. S艂o艅ce 艣wieci艂o z lewej strony, musia艂 za艂o偶y膰 ciemne okulary, le偶a艂y na desce rozdzielczej. Wydawa艂o mu si臋, 偶e zrobi艂o si臋 ciszej, kiedy kolory znikn臋艂y, jak gdyby miasto zmieni艂o si臋 na jego oczach. Zatrzyma艂 si臋, 偶eby przepu艣ci膰 przez ulic臋 trzech m臋偶czyzn. Chwiejny spacer z Vasaparken do Victoriagatan. Wiatr szarpa艂 ich w艂osami, silny i ostry, wy偶 z p贸艂nocnego zachodu.
Czu艂 buzowanie adrenaliny, przenika艂a go jak gor膮czka. Nie m贸g艂 by膰 lepiej przygotowany. To w艂a艣nie ta chwila. To nigdy nie b臋dzie bardziej rzeczywiste ni偶 teraz, w nadchodz膮cych godzinach, nigdy tak straszne i nigdy tak wyra藕ne. Przyci膮ga艂o go to: czu艂 to bardzo wyra藕nie. Potem zawsze odczuwa艂 co艣, co przypomina艂o wstyd lub strach, a mo偶e jedno i drugie. Mo偶e tak to jest w tej pracy: 偶e zosta艂, bo nie umia艂 sobie wyobrazi膰, 偶e m贸g艂by sw贸j czas po艣wi臋ca膰 czemu艣 innemu.
Klatk臋
schodow膮 a偶 do trzeciego pi臋tra obwieszono kolorowymi ta艣mami,
jakby j膮 przygotowano do makabrycznego biegu na orientacj臋.
Policjanci usuwali z drogi gapi贸w. Ludzie stali po drugiej stronie
ulicy, za barierkami. Mo偶e sam te偶 bym tam sta艂, pomy艣la艂
Winter, gdybym teraz t臋dy nie szed艂. Ilu ich jest? Trzydzie艣ci
os贸b?
鈥 Zadzwo艅 do Birgerssona, 偶eby natychmiast przys艂a艂 pi臋ciu ch艂opa 鈥 poleci艂 Bergenhemowi.
鈥 Teraz?
鈥 W tej chwili.
Kiedy wchodzili na g贸r臋, Lars Bergenhem wybra艂 numer do szefa wydzia艂u. Zaczeka艂 z telefonem przy uchu, a potem powiedzia艂 to, co nale偶a艂o.
鈥 Chce ci co艣 powiedzie膰.
Winter przej膮艂 aparat.
鈥 Tak, Sture?
鈥 No to jestem w samym piekle. Jeszcze trzy stopnie.
鈥 Dobrze s艂ysza艂e艣. My艣la艂em nawet, 偶e oni tu b臋d膮. 鈥 Bergenhem s艂ysza艂 g艂os Birgerssona, ale nie m贸g艂 rozr贸偶ni膰 s艂贸w. Winter m贸wi艂 dalej: 鈥 Chc臋 mie膰 zeznania wszystkich gapi贸w stoj膮cych przed domem. Tak, mo偶esz to nazywa膰 okr膮偶eniem, je艣li chcesz. Teraz tak. Dzi臋ki. Cze艣膰.
Wchodz膮c w bram臋, widzia艂 twarze, ale nie zwraca艂 na nie uwagi. Ludzie po drugiej stronie: na pewno musi by膰 zimno tak tam sta膰. Mo偶e to co艣 innego ni偶 ciekawo艣膰... kto to mo偶e wiedzie膰? Kto艣, kto przyszed艂... twarz w t艂umie, kt贸ra wiedzia艂a, co Winter zobaczy, kiedy wejdzie na g贸r臋, do mieszkania. Kt贸ra wiedzia艂a, co go tam czeka.
Pokusa, 偶eby wr贸ci膰, mo偶e wbrew silnemu oporowi, ale pokusa odwrotu.
鈥 Kto tu by艂 pierwszy? 鈥 zapyta艂 Winter, kiedy stan膮艂 przed drzwiami mieszkania. Patrzy艂 na otaczaj膮ce go mundury.
鈥 Ja 鈥 powiedzia艂 blady dwudziestopi臋cioletni policjant, ze wzrokiem skierowanym w dal.
鈥 By艂 pan sam?
鈥 M贸j kolega jest na dole. On... w艂a艣nie idzie. 鈥 Wskaza艂 na schody.
Zg艂oszenie nadesz艂o ze Sk氓negatan, do Wintera dotar艂o mniej wi臋cej w tym samym czasie co do najbli偶szego patrolu. Ch艂opcy weszli do 艣rodka, zbledli i wyszli ty艂em.
Jamie
nie przyszed艂 do pracy. To mia艂o by膰 jego przedpo艂udnie.
Zmywanie, kuchnia, resztki po wieczorze gitarowym: nowy zesp贸艂 o
korzeniach si臋gaj膮cych zachodniego wybrze偶a Irlandii. Przed drug膮
nie przestali gra膰.
Jeden dzie艅 wolny ekstra, a teraz ten gnojek nie przyszed艂, nie odbiera telefon贸w, 偶adnej reakcji. Douglas przez d艂u偶sz膮 chwil臋 nie zdejmowa艂 palca z przycisku dzwonka, a przedtem o ma艂o nie rozwali艂 pi臋艣ciami drzwi, a偶 jeden z s膮siad贸w wystawi艂 niezadowolon膮 twarz na klatk臋.
Douglas nie odpu艣ci艂 i odszuka艂 dozorc臋. Jamie? Ten m艂ody Anglik z mieszkania numer dwadzie艣cia trzy? Nie pami臋ta艂 numeru mieszkania, ale to te drzwi z odr臋cznie wypisan膮 tabliczk膮 z nazwiskiem, ch艂opak mo偶e zas艂ab艂.
M臋偶czyzna obwieszony w pasie i na nogawkach spodni trzema tysi膮cami narz臋dzi przyszed艂 i otworzy艂 drzwi. Reszta by艂a dla Douglasa ju偶 tylko czerwonym koszmarem.
Dw贸ch policjant贸w, kt贸rzy szybko ogarn臋li sytuacj臋, no i Douglas, ale Winter by艂 w艂a艣ciwie pierwsz膮 osob膮 w 艣rodku potem. W g艂owie lekko mu szumia艂o, oczy mia艂 szeroko otwarte. Uda艂o mu si臋 nie nast膮pi膰 na skierowane do wyj艣cia 艣lady st贸p w przedpokoju. Nic na 艣cianach i nic na drzwiach. S艂ysza艂 ekip臋 techniczn膮 na schodach, mieli czeka膰 na jego znak.
Wiedzia艂 ju偶, 偶e b臋dzie musia艂 tu wr贸ci膰 co najmniej raz, po tym jak cia艂o zostanie wywiezione, i 偶e to, co tu b臋dzie wtedy robi艂, zale偶y od tego, co zobaczy teraz.
W przedpokoju by艂o do艣膰 艣wiat艂a, wszystko dobrze widzia艂. Po prawej stronie 艣wieci艂o si臋 w 艂azience. Zapalili, kiedy weszli? Chyba 偶aden gliniarz nie jest tak g艂upi, 偶eby zapala膰 艣wiat艂o, ale nie mia艂 pewno艣ci.
Stan膮艂 na progu i zajrza艂 do wanny. Kafelki by艂y ca艂e w smugach, ale nie tak bardzo, jak mo偶na by艂o si臋 spodziewa膰. Nie 艣pieszy艂 si臋, pomy艣la艂 Winter.
Zajrza艂 do umywalki 鈥 to samo. Poza tym trzy 艣lady na plastikowej macie pokrywaj膮cej pod艂og臋.
Obr贸ci艂 si臋 w lewo i znalaz艂 si臋 naprzeciwko kuchni, a kiedy wszed艂, nie zauwa偶y艂 nic, co by zak艂贸ca艂o 艂ad, ponad to, 偶e przy niewielkim stoliku powinny sta膰 dwa krzes艂a, a sta艂o jedno.
Ch艂opiec siedzia艂 na kuchennym krze艣le, zwr贸cony plecami do drzwi. Winter nie m贸g艂 go wcze艣niej widzie膰, bo drzwi by艂y na wp贸艂 przymkni臋te.
Nie mia艂 na sobie koszuli, tylko d艂ugie spodnie. By艂 w skarpetach, ale bez but贸w, u spodni brakowa艂o paska. Na prawym ramieniu mia艂 niebiesko-czerwony tatua偶, a kiedy Winter, lawiruj膮c mi臋dzy 艣ladami na pod艂odze, ostro偶nie podszed艂 bli偶ej, zobaczy艂, 偶e przedstawia samoch贸d, ale nie rozpozna艂 marki.
Ramiona i przedramiona mia艂 g艂adkie. Po艂yskiwa艂y niebieskawo, jakby z zimna. Nie widzia艂 reszty jego tu艂owia. Spodnie i skarpety by艂y wybrzuszone, nabrzmia艂e, jakby zaraz mia艂y p臋kn膮膰. Tylko to trzyma go w kupie, pomy艣la艂 Winter. Twarz jest nietkni臋ta.
Tu偶 obok na stole sta艂a butelka czerwonego wina, prawie pe艂na, i dwa kieliszki 鈥 jeden pusty. Winter nachyli艂 si臋 i poci膮gn膮艂 nosem: pachnia艂o jak wino. Drugi kieliszek wygl膮da艂 na nieu偶ywany. Nie by艂o czasu na toasty.
Pok贸j by艂 umeblowany skromnie, jak tymczasowe mieszkanie. Dwuosobowa sofa, bez foteli. 呕adnych rega艂贸w i kwiat贸w, proste wyblak艂e zas艂ony mi臋dzy otwartymi na trzy czwarte 偶aluzjami. Odtwarzacz CD na niskiej 艂awie z bia艂ego drewna, na 艣cianie stela偶 z kilkudziesi臋cioma p艂ytami. Obszed艂 sof臋 pod 艣cian膮 i odczyta艂 kilka tytu艂贸w z samej g贸ry: Pigeonhead, Oasis, Blur, Daft Punk. Morrisey. Jazzu nie by艂o. W odtwarzaczu zobaczy艂 p艂yt臋, pokrywa by艂a otwarta. Schyli艂 si臋 i odczyta艂 nazwisko wykonawcy.
Uwa偶a艂, 偶eby nie dotyka膰 tapet. Plama krwi na pod艂odze przybra艂a kolisty kszta艂t, kt贸ry zna艂 ju偶 z poprzedniego pokoju: kr膮g przed krzes艂em, na kt贸rym siedzia艂 ch艂opiec. Jajowaty kszta艂t, wyd艂u偶ony w stron臋 drzwi.
Ile krok贸w?
Mniej wi臋cej dwa metry od drzwi pod艂oga w g艂臋bi pokoju by艂a czysta, prawie 偶adnych 艣lad贸w. Winter wci膮gn膮艂 powietrze, rozpoznawa艂 zapachy. Us艂ysza艂 co艣 zza lewej 艣ciany, jakie艣 stukni臋cie lub mechaniczny odg艂os. Je艣li s艂ysza艂 to tutaj, to tam te偶 musia艂y dochodzi膰 odg艂osy z tego pokoju.
Przysz艂o mu do g艂owy, 偶e sam nigdy nie s艂yszy swoich s膮siad贸w, 偶adnych odg艂os贸w opr贸cz krok贸w na schodach, otwierania drzwi starej windy i szcz臋kania 艂a艅cucha przy drzwiach.
Kwadrans p贸藕niej wyszed艂 z mieszkania i da艂 znak technikom. Zszed艂 po schodach na d贸艂, na s艂o艅ce, a potem zmierzy艂 si臋 z opini膮 publiczn膮.
Nie by艂 wcale pewny, czy to Halders, czy M枚llerstr枚m wymy艣li艂 to okre艣lenie: Hitchcock. Niech to zostanie mi臋dzy nami, powiedzia艂. Nie podoba艂o mu si臋 to, ale od tego czasu tak nazywa艂 w my艣lach morderc臋.
Dziwne by艂o tylko to, cho膰 mo偶e wcale nie powinno dziwi膰, 偶e koledzy z Londynu nieco p贸藕niej nazwali swojego poszukiwanego tak samo, cho膰 nie mogli wiedzie膰 o ich pomy艣le. Potem zrozumieli, 偶e to jeden i ten sam Hitchcock. 艢ledztwa zosta艂y po艂膮czone, a oni czuli si臋 bezsilni, jakby kto艣 tam na g贸rze si臋 z nich 艣mia艂.
Z艂odziej
patrzy艂 na swojego syna i jego koleg贸w, ba艂wan ju偶 dawno znikn膮艂.
Co艣 tam si臋 dzia艂o przy beczce, wok贸艂 hu艣tawek i pod drabink膮
sznurow膮 zwisaj膮c膮 z drewnianego domku do zabawy pomalowanego
ochronn膮 farb膮.
M臋czy艂 si臋. Umia艂 czyta膰. M贸g艂 ogl膮da膰 telewizj臋. Nie by艂 g艂upi w tym sensie, nawet je艣li by艂 idiot膮 w innych sprawach. Wiedzia艂 co艣, czego nie wiedzieli inni, tego by艂 pewien. Czy by艂 pewien? To go m臋czy艂o. Potrzebowa艂 czasu, 偶eby pomy艣le膰. Mo偶e gdzie艣 wyjecha膰.
鈥 Co ci jest? 鈥 zapyta艂a Lena.
鈥 Co?
鈥 Znowu masz ten wyraz twarzy.
鈥 Mhm.
鈥 Czy chodzi o prac臋?
鈥 Jak膮 prac臋?
鈥 Wiesz dobrze, o czym m贸wi臋.
鈥 Mhm.
Wyjrza艂a na podw贸rko.
鈥 Dlaczego nie wyjdziesz na chwil臋 do Kallego?
鈥 W艂a艣nie zamierza艂em to zrobi膰.
鈥 On ju偶 pyta艂.
鈥 Pyta艂? O co?
鈥 Czy mo偶ecie kiedy艣 razem co艣 zrobi膰.
鈥 My艣la艂em o tym.
鈥 Mo偶esz zrobi膰 co艣 jeszcze.
鈥 Urlop?
鈥 Jasne 鈥 odpar艂a.
鈥 Mo偶emy polecie膰 na Wyspy Kanaryjskie, jutro albo pojutrze.
鈥 Jasne.
鈥 Naprawd臋. Naprawd臋 mo偶emy wyjecha膰. Wygra艂em pieni膮dze.
鈥 Nie opowiadaj.
鈥 W艂a艣nie, 偶e tak.
鈥 I nic mi nie m贸wi艂e艣?! Kiedy? Ile tego jest?
鈥 Dwadzie艣cia tysi臋cy. Nie chcia艂em nic m贸wi膰, zanim... no... zanim... to mia艂a by膰 niespodzianka... dostan臋 te pieni膮dze.
鈥 A teraz ju偶 je dosta艂e艣?
鈥 Tak.
Popatrzy艂a na niego jak kto艣, kto pr贸buje przebi膰 wzrokiem zewn臋trzn膮 pow艂ok臋.
鈥 Czy mam w to uwierzy膰? 鈥 zapyta艂a.
鈥 Pewnie.
鈥 To jak je wygra艂e艣?
鈥 脜by 鈥 wyja艣ni艂. 鈥 Pami臋tasz, 偶e je藕dzi艂em tam dwa razy w zesz艂ym tygodniu.
Zn贸w na niego popatrzy艂a.
鈥 Poka偶臋 ci kupon 鈥 powiedzia艂. Zastanawia艂 si臋, jak to rozwi膮za膰.
Nie odzywa艂a si臋. Przygl膮da艂a si臋, jak syn bawi si臋 na placu zabaw, jakby zapomnia艂a.
鈥 Przecie偶 nie mo偶emy tego zrobi膰 鈥 powiedzia艂a wreszcie.
鈥 Ale czego?
鈥 Wyjecha膰 na Kanary.
鈥 Dlaczego nie?
鈥 Potrzebujemy pieni臋dzy na tyle innych rzeczy.
鈥 Zawsze tak b臋dzie.
Nic nie powiedzia艂a.
鈥 Kiedy gdzie艣 ostatnio wyje偶d偶ali艣my? 鈥 zapyta艂.
鈥 Ale ile to b臋dzie kosztowa艂o?
鈥 Sta膰 nas.
鈥 Ale teraz...
鈥 Teraz jest najlepszy moment.
鈥 Tak... by艂oby wspaniale 鈥 powiedzia艂a z oci膮ganiem.
鈥 Dwa tygodnie 鈥 zaproponowa艂. 鈥 Tak szybko, jak si臋 da.
鈥 Ale czy b臋d膮 jakie艣 bilety?
鈥 Dla kogo艣, kto ma pod r臋k膮 dwadzie艣cia tysi臋cy, zawsze s膮 bilety.
Po
po艂udniu Winter z艂apa艂 Bolgera.
鈥 Kop臋 lat 鈥 stwierdzi艂 Bolger.
鈥 To nie jest spotkanie kumpli 鈥 uprzedzi艂 Winter.
鈥 Rozumiem.
鈥 Cho膰 i tak wykorzystuj臋 nasz膮 przyja藕艅.
鈥 Tego nie rozumiem.
鈥 Chcia艂bym ci臋 o co艣 zapyta膰 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Wal.
鈥 Nie tak. Czy mo偶esz zaczeka膰, a偶 przyjd臋?
鈥 Tak.
Zjawi艂 si臋 kwadrans p贸藕niej. Trzech go艣ci siedzia艂o przy oknie. Patrzyli na niego, ale nie widzia艂, 偶eby kt贸ry艣 co艣 m贸wi艂. Bolger zapyta艂, czy si臋 czego艣 napije, ale Winter podzi臋kowa艂.
鈥 Znasz Anglika, kt贸ry nazywa si臋 Robertson?
鈥 Anglika?
鈥 W ka偶dym razie Brytyjczyka.
鈥 M贸wi艂e艣, 偶e jak si臋 nazywa?
鈥 Robertson. Jamie Robertson.
鈥 Jamie Robertson? Zna膰... to raczej nie, ale wiem, kto to jest. Tylko 偶e on jest Szkotem.
鈥 Okej.
鈥 To s艂ycha膰, kiedy si臋 odezwie.
鈥 Pracowa艂 tu?
鈥 Nie.
鈥 A wiesz, czy pracowa艂 jeszcze gdzie艣 poza O鈥橞riens?
鈥 Nie. Ale nie s膮dz臋, 偶eby tu mieszka艂 bardzo d艂ugo. Musisz ich zapyta膰.
鈥 Tak.
鈥 Czy co艣 si臋 sta艂o?
鈥 Zosta艂 zamordowany.
Mia艂 wra偶enie, 偶e Bolger zblad艂, jakby 艣wiat艂o lampy o艣wietlaj膮cej go z ukosa zmieni艂o barw臋.
鈥 To nie jest tajemnica 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Ju偶 nie.
鈥 Dla mnie do tej chwili to by艂a tajemnica.
鈥 Potrzebuj臋 twojej pomocy w tej sprawie.
鈥 Od kiedy to potrzebujesz mojej pomocy?
鈥 O co ci chodzi?
鈥 Na choler臋 ci potrzebna moja pomoc? Sam jeste艣 taki zdolny, 偶e sobie poradzisz.
鈥 Chcesz pos艂ucha膰, co mam powiedzenia?
Bolger nie odpowiedzia艂. Sprawia艂 wra偶enie, jakby chcia艂 da膰 znak dziewczynie stoj膮cej za barem, ale zmieni艂 zdanie.
鈥 Znasz ludzi z bran偶y 鈥 stwierdzi艂 Winter. 鈥 I ludzi, kt贸rzy bywaj膮 w knajpach.
鈥 Ty chyba te偶 znasz.
鈥 Wiesz, o czym m贸wi臋.
鈥 Tak. Potrzebujesz kogo艣 z p贸艂艣wiatka do pomocy.
鈥 Daj spok贸j, Johan.
鈥 Czy ufacie ludziom, kt贸rzy si臋 leczyli na depresj臋?
Winter nie odpowiedzia艂, czeka艂. Bolger odwr贸ci艂 si臋 od niego, ale zaraz zn贸w na niego spojrza艂.
鈥 Pos艂uchaj mnie, Johan. My te偶 nad tym pracujemy, ale chcia艂bym, 偶eby艣 si臋 zastanowi艂, co wiesz o tym ch艂opaku. Kogo zna艂. Mo偶e z kim艣 spotyka艂 si臋 cz臋艣ciej. Z dziewczyn膮 albo ch艂opakiem, wszystko jedno.
鈥 Dobra.
鈥 Pomy艣l troch臋.
鈥 Okej.
鈥 Popytaj, kogo chcesz.
鈥 Mhm.
鈥 Jak najszybciej. Mo偶emy o tym porozmawia膰 jutro. Zadzwoni臋.
鈥 Kurwa, to prawdziwy szok 鈥 powiedzia艂 Bolger.
10 HANNE 脰STERGAARD USTAWIA艁A krzes艂a po wieczornym spotkaniu informacyjnym dla konfirmant贸w. W ci膮gu tej godziny zauwa偶y艂a dwie czy trzy markotniej膮ce twarze: mam co innego do roboty, do艣膰, ale nuda, no nie? U艣miechn臋艂a si臋, zgasi艂a 艣wiat艂o w suterenie i po schodach wesz艂a na g贸r臋, do swojego biura.
Sami podj臋li ten temat: co trzeba zrobi膰, kiedy nie jest si臋 ochrzczonym, a mimo to chce si臋 przyst膮pi膰 do konfirmacji? Odp臋dzi艂a w膮tpliwo艣ci delikatnym ruchem r臋ki. Potrzeba niewiele wi臋cej ni偶 kropli wody za uchem, a B贸g w niebiosach b臋dzie cool. Chyba.
Narzuci艂a p艂aszcz i zawadzi艂a o stoj膮ce na biurku zdj臋cie. Us艂ysza艂a szelest materia艂u na blacie i trzask, kiedy szk艂o rozbi艂o si臋 na pod艂odze. Gdybym nie by艂a pastorem, chybabym teraz zakl臋艂a, pomy艣la艂a.
Ramka by艂a ca艂a, pop臋kane szk艂o nadal w niej tkwi艂o. Podnios艂a zdj臋cie swojej c贸rki, wyj臋艂a ostro偶nie kawa艂ki szk艂a, a potem w艂o偶y艂a ramk臋 i zdj臋cie do prawej kieszeni p艂aszcza. Spojrza艂a na zegar. Maria powinna ju偶 wr贸ci膰 z baletu. Pewnie wpad艂a do sieni i rzuca kurtk臋 na wieszak. I mo偶e wieszak j膮 z艂apie. Czterna艣cie humorzastych i chaotycznie rozbrykanych lat. Buty na 艣rodku przedpokoju, obok torba i myk w prawo do kuchni, i je艣li jej matka mia艂a szcz臋艣cie, ju偶 zd膮偶y艂a w艂o偶y膰 do pieca ciasto... a kuchnia wymaga gruntownego sprz膮tania. Szybko wysz艂a po schodach na wieczorne powietrze.
W blasku neon贸w z drugiej strony ulicy klony otaczaj膮ce kancelari臋 nabra艂y jaskrawego odcienia. W jasne zimowe wieczory ostre kolory by艂o wida膰 najlepiej, drzewa nie mia艂y szans.
Hanne przeci臋艂a dziedziniec. 艢wiat艂o z okien du偶ej sali pada艂o na kamienne p艂yty. Widzia艂a w 艣rodku cienie i dwie postaci: wysz艂y z budynku i rozmawiaj膮c p贸艂g艂osem, ruszy艂y w drug膮 stron臋.
Darmowa kuchnia okaza艂a si臋 strza艂em w dziesi膮tk臋, i to by艂o wspania艂e, cho膰 r贸wnocze艣nie bardzo niepokoj膮ce. Zadr偶a艂a na wietrze. S膮 pionierami. To wida膰. Biedni zje偶d偶aj膮 si臋 z ca艂ego miasta, a mo偶e chodz膮 na piechot臋.
Torby z jedzeniem te偶 by艂y strza艂em w dziesi膮tk臋. D艂ugo si臋 nad tym zastanawiali. Upokorzenie... ale kto wtedy o tym my艣li? Kto my艣li o tym w takiej sytuacji? Kasza, mleko, margaryna, jaja, pi臋膰 banan贸w w reklam贸wce z napisem 鈥濬av枚r鈥. Nikt nie m贸g艂 zobaczy膰, 偶e nie zosta艂y kupione za w艂asne pieni膮dze.
Chodzimy po ruinach, pomy艣la艂a, albo po tym, co obr贸ci si臋 w ruin臋. To dziwne uczucie. Mieli艣my w tym kraju ca艂o艣膰, a potem to rozwalili艣my, roztrzaskali艣my na kawa艂ki. Teraz b臋dzie wojna. Tylko czeka na swoj膮 kolej. A jednocze艣nie pr贸bujemy zapewnia膰 innym opiek臋. To dziwne, jak bolesne z艂udzenie.
A to opieka nad ubogimi, 艣wie偶o wyrzuconymi poza nawias, pomy艣la艂a, pod ochron膮 anonimowo艣ci, i przypomnia艂a sobie godziny przedpo艂udniowe w pokoju przy Sk氓negatan.
鈥
Kiedy cz艂owiek wchodzi po schodach, nigdy nie wie, co zobaczy na
miejscu 鈥 powiedzia艂 ten nies艂ychanie m艂ody policjant. 鈥
Cz艂owiek przygotowuje si臋, ile tylko mo偶e, ale na co艣 takiego nie
da si臋 przygotowa膰. To by艂o najgorsze ze wszystkiego. Jak mo偶na
po czym艣 takim dalej pracowa膰?
鈥 Masz w domu z kim porozmawia膰?
鈥 Mam dziewczyn臋.
鈥 Rozmawiali艣cie o tym?
鈥 Tak, do kur... oczywi艣cie.
鈥 Je艣li chce pan zakl膮膰, prosz臋 to zrobi膰.
Spojrza艂 na ni膮 uwa偶nie. Mia艂 proste w艂osy i poci膮g艂膮 twarz. By艂 wysoki, ale nie wa偶y艂 za du偶o.
鈥 Dzi臋kuj臋.
Czeka艂a.
鈥 Gdyby tylko nie by艂o tak cholernie du偶o krwi 鈥 powiedzia艂. 鈥 Gdyby si臋 tylko wesz艂o, a tu kto艣 le偶y twarz膮 do 艣ciany i wygl膮da, jakby spa艂. Wtedy dla nas sprawa by艂aby sko艅czona, mo偶na by zn贸w wyjecha膰 na ulice i szuka膰 skradzionych samochod贸w. To jest najlepsze, skradzione samochody. Kiedy si臋 widzi samoch贸d pod mostem G枚ta盲lvbron albo gdzie indziej i wygl膮da na to, 偶e odsta艂 tam ju偶 swoje albo nawet wi臋cej. Sprawdzamy numery i okazuje si臋, 偶e zosta艂 skradziony.
鈥 Tam zwykle stoj膮?
鈥 Skradzione bryki? Tak, do艣膰 cz臋sto, za stacj膮 Shella. 艁obuzeria je藕dzi, p贸ki jest paliwo, tam i z powrotem mi臋dzy Nordstan i p贸艂nocnymi dzielnicami. Albo samoch贸d zdycha po drodze, albo l膮duje gdzie艣 pod filarem albo w pobli偶u Rymdtorget, albo gdzie艣 w drodze do Agnesbergu. 呕ule kupuj膮 dragi w Femman.
鈥 Czy to w tamtej okolicy te偶 kradn膮 samochody?
鈥 No... przewa偶nie na Heden i przy terminalu promowym, a w sezonie w Lisebergu. Sam dobrze bym si臋 zastanowi艂, zanim bym zostawi艂 samoch贸d na Heden wieczorem, gdyby to nie by艂o absolutnie konieczne.
鈥 Czy to dotyczy r贸wnie偶 radiowoz贸w?
M艂ody policjant u艣miechn膮艂 si臋. Wyszczerzy艂 z臋by i ju偶 nie przypomina艂 d艂ugonogiego owada.
鈥 Oczywi艣cie 鈥 powiedzia艂.
鈥 A wi臋c gdybym kiedy艣 wieczorem chcia艂a p贸j艣膰 do kina, to lepiej nie zostawia膰 samochodu na Heden?
鈥 Zw艂aszcza wtedy. Oni zawsze pracuj膮 dw贸jkami, wie pani. Najpierw sprawdzaj膮 mark臋 i je艣li jest to co艣, co im si臋 podoba, jeden zostaje przy samochodzie, a drugi idzie za pani膮, 偶eby sprawdzi膰, dok膮d pani idzie. Nawet do samego kina, je艣li trzeba. Widzi, 偶e pani kupuje bilet i stoi przed wej艣ciem, czekaj膮c na rozpocz臋cie seansu. I wie, 偶e maj膮 zielone 艣wiat艂o.
鈥 Potem wraca do samochodu, razem si臋 w艂amuj膮 i odje偶d偶aj膮?
鈥 Dok艂adnie tak.
鈥 To dobrze, 偶e mnie pan ostrzeg艂 przed czym艣 takim.
鈥 Prosz臋 bardzo 鈥 odpar艂 m艂ody policjant, kr臋c膮c si臋 na krze艣le. By艂 niemal za偶enowany.
Zab臋bni艂o w szyby. Pierwszy deszcz od dawna.
鈥 Wreszcie wiosna 鈥 powiedzia艂a.
鈥 Pani w to wierzy?
鈥 Zawsze wierz臋.
Policjant zn贸w si臋 u艣miechn膮艂. Sk贸ra zaskrzypia艂a mu w talii, kiedy kr臋ci艂 si臋 na krze艣le.
Nie zapytam, jak si臋 teraz czuje, pomy艣la艂a.
Nikt si臋 nie odzywa艂. Ws艂uchiwali si臋 w b臋bnienie w szyby, sygna艂 z dziedzi艅ca, syren臋 przeci膮gaj膮c膮 gdzie艣 daleko przez miasto. D艂ugo by艂o j膮 s艂ycha膰. Potem nagle zamilk艂a, by po kilku sekundach zn贸w si臋 odezwa膰.
鈥 Stra偶 po偶arna 鈥 stwierdzi艂 ch艂opak. 鈥 Chyba pali si臋 gdzie艣 w Johannebergu.
鈥 Czy pan to s艂yszy?
鈥 Po trzech miliardach godzin w radiowozie cz艂owiek zaczyna si臋 orientowa膰 w stronach 艣wiata i dzielnicach miasta.
鈥 Naprawd臋 to a偶 tyle godzin?
鈥 Prawie, tak mi si臋 wydaje. Praca w dochodzeni贸wce to nie dla mnie 鈥 doda艂 po chwili. 鈥 Wystarczy mi tyle, ile widzia艂em z tych rzeczy, kt贸rymi oni potem si臋 musz膮 zajmowa膰. 鈥 Zamy艣li艂 si臋 nad tym, co powiedzia艂. 鈥 Ale je艣li si臋 nad tym dobrze zastanowi膰, to my zawsze zjawiamy si臋 pierwsi.
鈥 Czyli zn贸w jeste艣my w punkcie wyj艣cia 鈥 powiedzia艂a Hanne.
鈥 Nie tak ca艂kiem.
鈥 Nie?
鈥 Teraz czuj臋 si臋 troch臋 lepiej, tak mi si臋 wydaje.
鈥 Jeszcze godzina pojutrze?
鈥 Tak, kurwa jego ma膰 鈥 odpar艂.
Przekle艅stwa
pomagaj膮 niekt贸rym rozlu藕ni膰 sup艂y, pomy艣la艂a Hanne
脰stergaard, kiedy skr臋ci艂a za swojski r贸g, 偶eby otworzy膰
furtk臋. W kuchni si臋 艣wieci艂o. Zobaczy艂a Mari臋 z g艂ow膮
owini臋t膮 r臋cznikiem. Babka marmurkowa.
Winter
siedzia艂 na biurku Ringmara. Jego marynark臋 trzyma艂 jeden guzik,
kabura po艂yskiwa艂a na tle jedwabnej koszuli. Bertil Ringmar
wiedzia艂, 偶e nigdy si臋 nie nauczy tak siedzie膰, tak elegancko.
Mia艂 za kr贸tkie nogi i zbyt tani garnitur, a jego kabura nie
b艂yszcza艂a tak jak Wintera.
鈥 Ile razy rozmawiali艣my z rodzin膮 z Londynu? 鈥 zapyta艂 Erik Winter.
鈥 Dwa albo trzy.
鈥 Chodzi o ten list, kt贸ry kto艣 mu przys艂a艂.
鈥 Tak.
鈥 Nie przekaza艂 go nikomu.
鈥 Nic nam o tym nie wiadomo.
鈥 W protokole przes艂uchania tej osoby od listu jest co艣... Geoff Hillier pisa艂, 偶e zamierza przyjecha膰, a ta osoba... nazywa si臋 Petra Althoff, ona zaraz mu odpisa艂a 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Ale on nie odpowiedzia艂 na ten list.
鈥 Nie 鈥 potwierdzi艂 Ringmar.
鈥 Nie powinien odpisa膰? Min臋艂o przecie偶 tyle czasu.
Ringmar wzruszy艂 ramionami. Kto to m贸g艂 wiedzie膰?
鈥 Anglicy s膮 szybcy 鈥 stwierdzi艂 Winter po kr贸tkiej chwili.
鈥 W Anglii od pocz膮tku nie trac膮 czasu 鈥 powiedzia艂 Ringmar. 鈥 Wystarczy popatrze膰, jak graj膮 w futbol.
鈥 Jaki艣 facet od nich dzwoni do艣膰 cz臋sto do Malmstr枚m贸w, ale chodzi raczej o pocieszenie 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 Mhm.
鈥 Oni tak robi膮 鈥 doda艂 Winter. 鈥 To si臋 nazywa family liason officer.
鈥 Aha.
鈥 Komisarz wyznacza takiego cz艂owieka, kiedy rusza 艣ledztwo. Niekt贸rzy tak robi膮.
鈥 To w艂a艣nie to, co ty zrobi艂e艣 鈥 stwierdzi艂 Ringmar.
鈥 Chodzi ci o Jannego? To by艂o konieczne.
Ringmar nie skomentowa艂. W jego kieszeni odezwa艂a si臋 kom贸rka, odebra艂 i wymrucza艂 swoje nazwisko.
鈥 Zobacz臋, czy uda mi si臋 go znale藕膰 鈥 powiedzia艂, spogl膮daj膮c na Wintera.
Od艂o偶y艂 kom贸rk臋 na st贸艂 i wskaza艂 r贸g pokoju. Winter poszed艂 za nim.
鈥 Twoja matka.
鈥 Czy sprawia wra偶enie trze藕wej?
鈥 Niezupe艂nie, wydaje mi si臋.
鈥 Czego chcia艂a?
Ringmar wzruszy艂 ramionami.
Winter wr贸ci艂 do sto艂u i podni贸s艂 kom贸rk臋.
鈥 Tak?
鈥 Eeeriiiku!
鈥 Cze艣膰, mamo.
鈥 Tak si臋 niepokoili艣my.
鈥 Ach tak.
鈥 Czytali艣my o tym nowym morderstwie.
鈥 Jestem w tej chwili troch臋 zaj臋ty, mamo. Czy masz jeszcze co艣 do mnie?
鈥 Lotta dzwoni艂a. M贸wi, 偶e m贸g艂by艣 si臋 do niej cz臋艣ciej odzywa膰.
鈥 Mo偶e mi to sama powiedzie膰, nie okr臋偶n膮 drog膮 przez Hiszpani臋 鈥 odpar艂 Winter i przewr贸ci艂 oczami, patrz膮c na Ringmara. 鈥 Pogadam z ni膮 鈥 obieca艂. 鈥 Ale teraz musz臋 ko艅czy膰.
Wy艂膮czy艂 telefon i odda艂 Ringmarowi.
鈥 Widzisz sam, jak u mnie jest 鈥 powiedzia艂.
Ringmar za艣mia艂 si臋 i odchrz膮kn膮艂 r贸wnocze艣nie.
鈥 A gdzie twoja kom贸rka? 鈥 zapyta艂 po chwili.
鈥 艁aduje si臋 w pokoju.
鈥 Mhm.
鈥 Z zapowiedzi膮.
鈥 W艂a艣nie.
鈥 To diabelskie gad偶ety 鈥 stwierdzi艂 Winter. 鈥 Widzia艂em ju偶 par臋 razy, jak ludzie stoj膮 naprzeciwko siebie na ulicy i gadaj膮, ka偶dy w sw贸j.
鈥 W taki spos贸b nowocze艣ni ludzie sp臋dzaj膮 razem czas 鈥 odrzek艂 Ringmar.
鈥 Wyobra藕 sobie, Bertilu, 偶e nagle znalaz艂e艣 si臋 w innym czasie. Piorun uderza dwa metry od ciebie i ta nies艂ychana si艂a przenosi ci臋 pi臋膰set lat wstecz 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Stoisz w tym samym miejscu, ale pi臋膰set lat wcze艣niej.
鈥 Mhm.
鈥 Pomy艣l tylko. Stoisz, jest zimno, mokro i pusto. Jedyna rzecz, jak膮 masz ze sob膮, to telefon. Kryjesz si臋 przed je藕d藕cami, kt贸rzy zbli偶aj膮 si臋 go艣ci艅cem, czy jak to si臋 nazywa, i dociera do ciebie, 偶e jeste艣 w innej epoce. Rozumiesz?
鈥 Rozumiem.
鈥 Jedyne, co mo偶na w takiej sytuacji zrobi膰, to nie podda膰 si臋 panice. Kiedy si臋 ju偶 uspokoisz, wyjmujesz kom贸rk臋, wybierasz numer do domu i zg艂asza si臋 Bodil! Twoja 偶ona odbiera. Rozumiesz, Bertilu?
鈥 Rozumiem.
鈥 Stoisz sobie w 艣redniowieczu i mo偶esz zadzwoni膰 do domu. To niez艂a my艣l, nie?
鈥 To nies艂ychanie interesuj膮ce.
鈥 Mogliby zrobi膰 o tym film.
鈥 Czy b臋d臋 m贸g艂 w nim zagra膰?
鈥 To nie ja decyduj臋 鈥 odpar艂 Winter. 鈥 Ale teraz b臋dzie najlepsze, albo najgorsze. Kom贸rka, jak wszyscy wiemy, jest na bateri臋, i trzeba j膮 艂adowa膰, co w艂a艣nie dzieje si臋 w moim pokoju. Ale w 艣redniowieczu nie ma wtyczek. Stoisz tam, rozmawiasz i wiesz, 偶e kiedy bateria si臋 wyczerpie, b臋dzie koniec. Kontakt si臋 urwie na zawsze.
鈥 Co za okropna historia.
11 JANNE M脰LLERSTR脰M wyrabia艂 nadgodziny nad baz膮 danych z post臋powania przygotowawczego. Kiedy zamiast migotania zaczyna艂 widzie膰 p艂ynne szk艂o, rozciera艂 oczy.
Kiedy mia艂 wolne, nie m贸g艂 si臋 doczeka膰 jutra. Oczy stawa艂y mu w s艂up nad p艂atkami 艣niadaniowymi, ale i tak t臋skni艂 do swoich elektronicznych segregator贸w.
To by艂o jego pierwsze prawdziwe 艣ledztwo w sprawie morderstwa. Mia艂 zawroty g艂owy niemal natychmiast po przebudzeniu, po pe艂nej sn贸w nocy, wszystko wirowa艂o... jakby wisia艂 na spadochronie kilka centymetr贸w nad ziemi膮. Unosi艂 si臋 w powietrzu. Uwielbia艂 to.
Nikt mi tego nie mo偶e odebra膰, my艣la艂, kiedy pojawi艂y si臋 plotki, 偶e Birgersson zastanawia艂 si臋 nad powo艂aniem centralnej komisji do spraw zab贸jstw, kilka dni po zamordowaniu ch艂opaka z pubu.
To by艂a bardzo szeroko zakrojona akcja, jak przy morderstwie Malin, ale wtedy nie siedzia艂 przy komputerze.
Tym razem dwudziestu ludzi przeczesa艂o s膮siednie mieszkania. Zebrali s艂owa, s艂owa i jeszcze raz s艂owa, a wszystko trafi艂o do niego i jego bazy danych. Siedzia艂 nad ni膮 po godzinach.
Winter poszed艂 do Birgerssona, a M枚llerstr枚m nie wiedzia艂, czy chodzi艂o o komisj臋, ale nic innego nie dotar艂o od szefa wydzia艂u.
Pytanie zosta艂o zadane na spotkaniu grupy wczorajszego ranka. Fredrik Halders us艂ysza艂 co艣 i zrobi艂 grymas, kt贸ry tylko troch臋 zmieni艂 wyraz jego twarzy:
鈥 Wola艂bym je艣膰 g贸wno.
Winter za艣mia艂 si臋 nagle. Nie by艂o to dla niego typowe, zw艂aszcza podczas omawiania sprawy.
鈥 Wydaje mi si臋, 偶e Fredrik dobrze podsumowa艂 nastawienie grupy do tej kwestii 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 Sztokholm to pi臋kne miasto 鈥 powiedzia艂a Aneta Djanali, spogl膮daj膮c na p贸艂nocny wsch贸d, gdzie艣 za Sk枚vde i Katrineholm, i jeszcze dalej. 鈥 Mili ludzie, kulturalni, otwarci.
鈥 Zw艂aszcza w okolicy Flemingsbergu 鈥 doda艂 Halders.
鈥 Ty zawsze tam wysiadasz? 鈥 zapyta艂a Djanali. 鈥 Czy nikt ci nie powiedzia艂, 偶e poci膮g jedzie dalej?
鈥 Wola艂bym je艣膰 g贸wno 鈥 stwierdzi艂 Halders.
鈥 Twoja dieta jest nieco monotonna 鈥 skomentowa艂a Aneta Djanali.
鈥 To samo dotyczy twojej ironii.
鈥 Ironii? A kto tu ironizuje?
Winter zacz膮艂 dyskretnie szele艣ci膰 papierami. Od razu zapad艂a cisza.
鈥 B臋dziemy pracowa膰 dw贸jkami, czy raczej wy b臋dziecie pracowa膰 dw贸jkami 鈥 powiedzia艂. 鈥 Aneta i Fredrik dzisiaj pracuj膮 razem, widz臋 tam niezb臋dn膮 dynamik臋. Reszta tak jak przedtem. Lars, z tob膮 chc臋 potem pom贸wi膰.
Lars Bergenhem podni贸s艂 wzrok. Wygl膮da jak uczniak, pomy艣la艂 Winter.
鈥 Znale藕li艣my co艣 ciekawego 鈥 zacz膮艂 Winter.
Bertil Ringmar skin膮艂 g艂ow膮, zgasi艂 艣wiat艂o i uruchomi艂 rzutnik. Przesuwa艂 zdj臋cia z obydwu pokoi, trzy razy tam i z powrotem. W ko艅cu zatrzyma艂 si臋 przy zdj臋ciu z miejsca ostatniego morderstwa.
Policyjny fotograf u偶y艂 obiektywu szerokok膮tnego, pok贸j wybrzusza艂 si臋 na boki.
鈥 To jest przecie偶 to... najnowsze 鈥 powiedzia艂 Winter i kiwn膮艂 na Ringmara. Starszy komisarz przeszed艂 do nast臋pnego zdj臋cia: tu艂贸w Jamiego Robertsona. M枚llerstr枚ma ogarn膮艂... wstyd. Wstydzi艂 si臋 jak kto艣, kto podgl膮da co艣 zakazanego.
鈥 Widzicie czyste ramiona 鈥 powiedzia艂 Winter i skin膮艂 g艂ow膮.
Bertil Ringmar nacisn膮艂 guzik: nowe powi臋kszenie ramienia zabitego ch艂opaka.
鈥 Widzicie? 鈥 zapyta艂 Winter, spogl膮daj膮c w p贸艂mrok.
Nikt si臋 nie odezwa艂. Zn贸w da艂 znak Ringmarowi. Kolejne naci艣ni臋cie prze艂膮cznika i jeszcze jeden zoom.
鈥 Widzicie?
Winter wska藕nikiem pokaza艂 na nagiej sk贸rze co艣, co mog艂o by膰 drobink膮 kurzu na ekranie. Dopiero teraz mo偶na by艂o to zauwa偶y膰.
鈥 Co to jest? 鈥 zapyta艂a Aneta Djanali.
鈥 To krew 鈥 wyja艣ni艂 Winter, a ona pomy艣la艂a, 偶e oczy rozjarzy艂y mu si臋 艣wiat艂em jak projektor. 鈥 To krew, i to nie tego ch艂opca.
W
sali zapad艂a cisza. Anet臋 Djanali przeszy艂 dreszcz. Podnios艂a
r臋k臋, 偶eby przyg艂adzi膰 w艂osy.
鈥 O偶esz, kurwa 鈥 rzuci艂 Halders.
鈥 Nie ch艂opca 鈥 powt贸rzy艂 Bergenhem.
鈥 Kiedy to zobaczyli艣... zobaczy艂e艣? 鈥 zapyta艂a Djanali, spogl膮daj膮c na szefa.
鈥 Dopiero co 鈥 odpar艂 Winter. 鈥 Kilka godzin temu jeszcze raz przegl膮da艂em zdj臋cia w jasnym 艣wietle poranka.
By艂 tutaj przez ca艂膮 ciemn膮 noc, pomy艣la艂a Djanali. Noc czarniejsz膮 ni偶 moja sk贸ra, kiedy wszyscy poza tym nadcz艂owiekiem spali.
鈥 Fr枚berg zadzwoni艂a do mnie od razu, kiedy analiza by艂a gotowa 鈥 doda艂 Winter.
鈥 I to jest potwierdzone laboratoryjnie? I pewne? 鈥 zapyta艂 Halders. 鈥 Chodzi mi o to, 偶e by艂o tam do艣膰 du偶o krwi, 偶e tak powiem.
鈥 Stuprocentowo 鈥 potwierdzi艂 Winter.
鈥 Czy to si臋... mo偶e przyda膰? 鈥 zapyta艂 Bergenhem.
鈥 Czy wystarczy? Oni tak s膮dz膮. Praca idzie pe艂n膮 par膮 鈥 odpowiedzia艂 Ringmar.
鈥 Czy wystarczy do czego? 鈥 dopyta艂 M枚llerstr枚m. 鈥 Je艣li w rejestrach nie ma 偶adnego materia艂u por贸wnawczego, to niewiele nam to daje.
鈥 To negatywne my艣lenie 鈥 zauwa偶y艂 Bergenhem i spojrza艂 na M枚llerstr枚ma, jakby zniszczy艂 magiczn膮 atmosfer臋.
鈥 Ale realistyczne 鈥 odpar艂 M枚llerstr枚m. 鈥 Trzeba my艣le膰 realistycznie, dop贸ki nie b臋dziemy mieli skomputeryzowanej bazy danych z kodem DNA. Ka偶dy po urodzeniu jest rejestrowany.
鈥 Znamy twoje zdanie 鈥 odezwa艂a si臋 Aneta Djanali.
鈥 Mo偶e powinni艣my si臋 cieszy膰 z tego prze艂omu w 艣ledztwie 鈥 powiedzia艂 Ringmar, wi臋c M枚llerstr枚m ju偶 si臋 nie odzywa艂.
Ringmar przyni贸s艂 telewizor i pu艣ci艂 nagrania z miejsc zbrodni, po czym rozpocz臋艂a si臋 dyskusja o tym, co robi膰 dalej.
To straszne filmy, pomy艣la艂 Winter. Jakby艣my patrzyli na to samo, co morderca ogl膮da w tej chwili, teraz. Jestem przekonany, 偶e to si臋 sta艂o, 偶e z tego powsta艂 film, 偶e ten film lub te filmy s膮 gdzie艣 w jakiej艣 szufladzie lub na ekranie.
鈥 Mo偶emy co艣 z tego wyczyta膰 鈥 powiedzia艂 Winter, kiedy kamera zatrzyma艂a si臋 na pod艂odze i skupi艂a na owalnym wzorze.
鈥 S膮dzimy, 偶e to taniec 鈥 zacz膮艂 Ringmar. 鈥 Mi臋dzy pokojami wida膰 podobie艅stwa, jakby ten, co to zrobi艂, post臋powa艂 tak samo w trakcie i... potem.
鈥 Taniec 鈥 powt贸rzy艂 Bergenhem. 鈥 Jaki taniec?
鈥 Je艣li si臋 tego dowiemy, to ju偶 b臋dzie du偶o 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Sara Helander b臋dzie od dzisiaj pracowa艂a z nami 鈥 m贸wi艂 dalej. Skin膮艂 g艂ow膮 w kierunku kobiety siedz膮cej na prawo od Haldersa. 鈥 Zreszt膮 chyba znacie Sar臋.
Kobieta skin臋艂a g艂ow膮. Zosta艂a oddelegowana z grupy dochodzeniowej. Ch臋tnie pracowa艂a z Winterem. Za艂o偶y艂a nog臋 na nog臋, odgarn臋艂a w艂osy z lewej skroni i tak jak inni popatrzy艂a na ekran, na kt贸rym wida膰 by艂o wz贸r 艣lad贸w na pod艂odze.
鈥 Je艣li to fokstrot, to w pierwszy lepszy wiecz贸r mo偶emy go uj膮膰 w King Creole 鈥 powiedzia艂 Halders.
Sara Helander odwr贸ci艂a si臋 w jego stron臋.
鈥 Co masz na my艣li? 鈥 zapyta艂a sucho.
鈥 Nic 鈥 powiedzia艂 Halders i zn贸w popatrzy艂 na wielki ekran.
鈥 Jak mo偶na po tym do czego艣 doj艣膰? 鈥 zapyta艂 Bergenhem.
鈥 Jak mo偶na w og贸le doj艣膰 do czego艣 w tej pracy? 鈥 powiedzia艂a Sara Helander, a Winter potwierdzi艂 jej s艂owa skinieniem. By艂a dobra. Podczas 艣ledztwa wszystko jest niemo偶liwe do chwili, kiedy staje si臋 mo偶liwe. Taniec? Dlaczego nie. Zapisa艂 tytu艂 p艂yty w艂o偶onej do odtwarzacza Robertsona. Przekaza艂 t臋 informacj臋 Sarze. Gdzie艣 jest film z d藕wi臋kiem, mo偶e to by膰 muzyka i jeszcze co艣, co艣, czego nikt nie chce s艂ysze膰 opr贸cz tych, kt贸rzy... kt贸rzy chc膮 tego s艂ucha膰, pomy艣la艂. Sta艂 jak sparali偶owany w 艣wietle ekranu.
鈥 A co m贸wi膮 o tym w Londynie? 鈥 zapyta艂a Aneta Djanali.
鈥 Szuka艂em g艂贸wnego 艣ledczego dzisiaj rano, ale by艂 nieosi膮galny 鈥 odpar艂 Winter. 鈥 Przynajmniej przed po艂udniem.
鈥 A Interpol? 鈥 zapyta艂 Halders.
鈥 Najwy偶szy czas na kontakt bezpo艣redni 鈥 powiedzia艂 Winter.
Lars
Bergenhem s艂ucha艂, czasem co艣 notuj膮c. Winter sta艂 w tym samym
miejscu, gdzie sta艂 podczas spotkania. Bergenhem siedzia艂 na
krze艣le obok.
鈥 Postaraj si臋 by膰 mo偶liwie dyskretny 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Ile ich jest? 鈥 zapyta艂 Bergenhem, cho膰 raczej do siebie.
Winter bawi艂 si臋 paczk膮 cygaretek le偶膮c膮 przed nim na stole. Podci膮gn膮艂 偶aluzje i 艣wiat艂o uderzy艂o go w oczy. Grupka gimnazjalist贸w przechodzi艂a przez ulic臋 w drodze z Kristinelundsgymnasiet. Mo偶e id膮 z wizyt膮 do str贸偶贸w Prawa i Porz膮dku, po przedsmak tego, co ich czeka w 偶yciu. Na czele szed艂 starszy m臋偶czyzna, pilnowa艂 klasy. Pomarszczony pies przewodnik prowadz膮cy m艂odzie偶, wszyscy w podobnym wieku jak zamordowani ch艂opcy. Zamkn膮艂 powieki, zn贸w poczu艂 ucisk mi臋dzy oczami.
鈥 Okej? 鈥 powiedzia艂 Winter i odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 pokoju.
鈥 Czy mam na to tydzie艅? 鈥 zapyta艂 Bergenhem.
鈥 Zobaczymy. Znam faceta, z kt贸rym mo偶esz pogada膰 na pocz膮tek.
Wczesnym
wieczorem Winter wyszed艂 ze swojego pokoju i pojecha艂 do domu. Taki
przywilej szefa. By艂 g艂odny. Zrobi艂 sobie omlet z pomidorami i
dwoma ziemniakami, pomy艣la艂 przelotnie o matce i ojcu pod s艂o艅cem,
kt贸re te偶 艣wieci na pomidory.
Nosi艂 w sobie jaki艣 niepok贸j, co艣 jak sw臋dzenie. Ruszy艂 w stron臋 odtwarzacza CD i zatrzyma艂 si臋 w p贸艂 drogi. Rozwa偶a艂, czy nie otworzy膰 sobie piwa, ale porzuci艂 t臋 my艣l. Zdecydowa艂 si臋 za艂o偶y膰 dres, pobiec przez Spr盲ngskullsgatan i zrobi膰 rund臋 w Slottsskogen. Naci膮ga艂 T-shirt przez g艂ow臋, kiedy zadzwoni艂 telefon. Jedna z jego kobiet. I to by艂 lepszy pomys艂.
Angela przysz艂a, a on obj膮艂 j膮 zaraz za drzwiami. W 艂贸偶ku faluj膮cym ruchem u艂o偶y艂 j膮 pod sob膮, nie chcia艂 czeka膰. Mimo to mia艂 wra偶enie, 偶e min臋艂y d艂ugie minuty, zanim jego cia艂o eksplodowa艂o. Poczu艂 w g艂owie cudown膮 pustk臋.
鈥 Potrzebowa艂e艣 tego 鈥 odezwa艂a si臋 w ciszy pokoju, kiedy oboje le偶eli na plecach.
鈥 It takes two 鈥 powiedzia艂 Winter, a po jej stronie zadzwoni艂 telefon.
Odwr贸ci艂a si臋, a on przygl膮da艂 si臋 jej pi臋knym po艣ladkom: bajeczne rozszerzenie i zaokr膮glenie kobiecych bioder.
鈥 Halo? 鈥 powiedzia艂a. Potem ws艂ucha艂a si臋 w odpowied藕. 鈥 No to prosz臋 go prze艂膮czy膰.
Winter by艂 zdziwiony, 偶e si臋 odwa偶y艂a. Mo偶e teraz jest w艂a艣nie jego 偶on膮.
鈥 Yes, he is here 鈥 powiedzia艂a, spogl膮daj膮c przez rami臋.
鈥 Detective Inspector chce z tob膮 rozmawia膰, z Londynu. Macco艣tam.
12 ANGELA WSTA艁A i posz艂a pod prysznic, a Winter wyci膮gn膮艂 si臋 na 艂贸偶ku w stron臋 s艂uchawki le偶膮cej na nocnym stoliku. Angela zamkn臋艂a za sob膮 drzwi.
鈥 Erik Winter przy telefonie.
鈥 Dobry wiecz贸r. Steve Macdonald, komisarz policji kryminalnej z Londynu. Mam nadziej臋, 偶e w niczym nie przeszkodzi艂em.
鈥 Ju偶 nie. To 艣wietnie, 偶e pan dzwoni. Ja przedtem pr贸bowa艂em.
鈥 Tak.
鈥 Chyba nadszed艂 czas na... kontakt 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Jak najbardziej. Pr贸bowa艂em przez... przepraszam, czy nie m贸wi臋 za szybko?
鈥 W porz膮dku.
鈥 Wy, Skandynawowie, znakomicie m贸wicie po angielsku. Lepiej ni偶 my w po艂udniowym Londynie.
Winter s艂ysza艂 plusk prysznica. Zaraz sko艅czy i wyjdzie, jakby to wszystko by艂o szalonym, rozedrganym snem. Czu艂 pot schn膮cy u nasady w艂os贸w.
鈥 Pa艅ski angielski 艂atwo zrozumie膰 鈥 powiedzia艂.
鈥 Prosz臋 powiedzie膰, je艣li b臋d臋 m贸wi艂 za szybko 鈥 powt贸rzy艂 Macdonald. 鈥 To szkocki pomieszany z cockneyem.
Wodospad w 艂azience ucich艂. Winter usiad艂, naci膮gn膮艂 prze艣cierad艂o na przyrodzenie, jakby zawstydzony obcym g艂osem angielskiego kolegi. A mo偶e jest mi po prostu zimno, pomy艣la艂.
鈥 Nadszed艂 czas na porz膮dn膮 dyskusj臋 鈥 powiedzia艂 Macdonald 鈥 o modus operandi i innych rzeczach. Teraz to ju偶 konieczno艣膰.
鈥 Tak.
鈥 Czyta艂em pa艅skie raporty i po tym ostatnim zacz膮艂em si臋 zastanawia膰, czy nie znajdujemy si臋 na jakiej艣 scenie albo czym艣 w tym rodzaju.
鈥 Scenie?
鈥 W tym wszystkim jest jaki艣 zamys艂.
鈥 Czy偶 nie jest tak zawsze?
鈥 To jest za bardzo wystudiowane. Nie mamy do czynienia ze starym poczciwym psychopat膮, jak zwykle.
鈥 To psychopata i co艣 jeszcze.
Drzwi do sypialni otworzy艂y si臋 dyskretnie. Angela uniesion膮 d艂oni膮 przes艂a艂a mu ca艂usa. Skin膮艂 g艂ow膮. Wysz艂a. Us艂ysza艂 jeszcze trza艣ni臋cie drzwi i podzwanianie 艂a艅cuch贸w, kiedy wsiada艂a do windy.
鈥 Rozmawiali艣my pierwszy raz z rodzicami... tego ostatniego ch艂opaka, a raczej z matk膮. Jamiego Robertsona. Mieszkaj膮 kawa艂ek za Londynem 鈥 powiedzia艂 Macdonald.
鈥 Wiem 鈥 potwierdzi艂 Winter.
鈥 S艂ysza艂em o tym 鈥 powiedzia艂 Macdonald. 鈥 Wasz cz艂owiek dobrze m贸wi po angielsku, rozumieli go bez problemu.
Winterowi stan膮艂 przed oczami M枚llerstr枚m: wyra藕na wymowa z akcentowaniem wszystkich sylab. Dlaczego nie wszyscy ludzie maj膮 e-maile?, wzdycha艂 potem M枚llerstr枚m. Czy 艂atwiej pisa膰 po angielsku?, zapyta艂 Halders.
鈥 To dziwne dochodzenie 鈥 powiedzia艂 Macdonald po chwili przerwy. 鈥 Albo raczej kilka dochodze艅.
Winter nie odpowiedzia艂, czeka艂.
鈥 M贸j szef oddelegowa艂 mnie i moj膮 grup臋 tylko do tego zadania, ca艂y etat. Oczywi艣cie.
鈥 U nas tak samo 鈥 przyzna艂 Winter.
鈥 Nic nowego o listach?
鈥 Mieli艣my tu rozmow臋 z osob膮, kt贸ra pisa艂a do... do pierwszego ch艂opca, jak pan wie, ale nic nowego z tego nie wynik艂o. Dziewczyna nie zauwa偶y艂a nic szczeg贸lnego w jego ostatnim li艣cie, poza tym, 偶e si臋 cieszy艂 na przyjazd do G枚teborga. A je艣li chodzi o ten list, kt贸ry mia艂 dosta膰 st膮d, od kogo艣 innego ze Szwecji, to niczego si臋 nie dowiedzieli艣my. Dziewczyna nie mia艂a o nim poj臋cia.
鈥 Chyba nic dziwnego, 偶e nie mia艂 ju偶 przy sobie tamtego listu. Kiedy go znale藕li艣cie.
鈥 呕adnych nowych 艣wiadk贸w, kt贸rzy widzieli m艂odego Malmstr枚ma? 鈥 zapyta艂 Winter, cho膰 raczej dlatego, 偶e w艂a艣nie zastanawia艂 si臋 nad czym艣 innym... nad czym艣, co Macdonald powiedzia艂 przed chwil膮.
鈥 Mn贸stwo i ani jednego. Nie wiem, jak to jest u was, ale tutaj zawsze du偶o ludzi du偶o widzia艂o. Powiedzie膰, 偶e telefony si臋 rozgrzewaj膮 do czerwono艣ci, to za ma艂o.
鈥 Nic konkretnego?
鈥 W tej chwili jeszcze nie, ale o tym wszystko ju偶 pan wie, kolego. Nie mieli艣my za to problemu z pomoc膮 ze strony prasy w tej sprawie. M艂ody bia艂y Europejczyk zamordowany gdzie艣 w kupach 艣mieci na po艂udniowym brzegu rzeki. To co艣 innego ni偶 mordowanie czarnych amator贸w cracku. Z tym zwykle mamy do czynienia.
鈥 Spr贸bujcie i艣膰 z tym do gazet 鈥 poradzi艂 Macdonald. 鈥 Du偶o si臋 teraz pisze, a wtedy jest du偶o telefon贸w od ludzi. Co daje niez艂y wynik, kiedy odliczy膰 jakie艣 trzy tysi膮ce 艣wir贸w. Okolica, w kt贸rej pracuj臋, ma trzy miliony mieszka艅c贸w. Croydon jest dziesi膮tym co do wielko艣ci miastem Anglii.
鈥 G枚teborg jest drugim miastem w Szwecji, co oznacza mniej wi臋cej p贸艂 miliona mieszka艅c贸w.
鈥 I 偶adnych czarnych?
鈥 Owszem, s膮.
鈥 I 偶adnych wi臋kszych problem贸w z narkotykami?
鈥 Coraz wi臋cej.
鈥 Czy dosta艂 pan gazety, kt贸re wys艂a艂em poczt膮 dyplomatyczn膮?
鈥 Tak.
鈥 No to sam pan widzi. Opinia publiczna domaga si臋 rozwi膮zania tej sprawy, kiedy 鈥濼he Sun鈥 偶膮da, 偶eby wprowadzi膰 godzin臋 policyjn膮 w Clapham, do czasu uj臋cia mordercy.
Winter zamy艣li艂 si臋.
鈥 Co mia艂 pan na my艣li, m贸wi膮c, 偶e stoimy na scenie? 鈥 zapyta艂.
鈥 Na scenie?
鈥 Dlaczego pan tak powiedzia艂?
鈥 Ach tak 鈥 odpowiedzia艂 Macdonald. 鈥 Mam wra偶enie, 偶e kto艣 nas obserwuje, jakby sta艂 gdzie艣 wysoko nad nami, poza zasi臋giem. W tej chwili.
鈥 Ja te偶 mia艂em takie wra偶enie.
鈥 Mo偶e to z powodu statywu 鈥 stwierdzi艂 Macdonald. 鈥 Je艣li to rzeczywi艣cie statyw do kamery.
鈥 Po co mu by艂 statyw?
鈥 Dobre pytanie.
Winter my艣la艂 na g艂os.
鈥 Mo偶e chce mie膰 wolne r臋ce.
Macdonald milcza艂.
鈥 W ka偶dym razie mia艂 jaki艣 plan 鈥 doda艂 Winter.
鈥 Mo偶e nawet scenariusz?
鈥 Jest potrzebny?
鈥 Ka偶dy potrzebuje scenariusza 鈥 stwierdzi艂 Macdonald.
Po drugiej stronie 艂贸偶ka zadzwoni艂a kom贸rka.
鈥 Chwileczk臋 鈥 poprosi艂 Winter.
Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i przeturla艂 si臋 na drug膮 stron臋.
鈥 S艂ucham?
鈥 Erik? M贸wi Pia. Mamy problem z t膮 obc膮 krwi膮 na ramieniu ch艂opca.
鈥 Jaki?
鈥 Kto艣 si臋 pomyli艂. Pomiesza艂o si臋, i to jest straszne.
鈥 Czy co艣 takiego mo偶e si臋 zdarzy膰?
鈥 Nie.
鈥 Rozumiem 鈥 powiedzia艂 Winter, ale nie wiedzia艂, czy jego ton dotar艂 a偶 do laboratorium. 鈥 Oddzwoni臋 za chwil臋, mam w艂a艣nie inn膮 rozmow臋.
Wy艂膮czy艂 kom贸rk臋 i wr贸ci艂 do Macdonalda.
鈥 Przepraszam 鈥 powiedzia艂.
鈥 Oczywi艣cie.
鈥 Musimy to om贸wi膰 gruntownie. S膮 te偶 rzeczy, kt贸re chcia艂bym sam zobaczy膰.
鈥 Kiedy pan przyjedzie?
鈥 Gdy tylko dostan臋 zgod臋.
鈥 Z mojej strony nie ma problemu, dla mojego szefa to te偶 nie problem. To sprawa wymagaj膮ca bezpo艣redniego kontaktu mi臋dzy zaanga偶owanymi w to wydzia艂ami.
鈥 Odezw臋 si臋, gdy tylko to b臋dzie mo偶liwe 鈥 powiedzia艂 Winter i od艂o偶y艂 s艂uchawk臋.
Everybody needs a script, powiedzia艂 Macdonald. Jeste艣my na scenie i kto艣, kto znajduje si臋 poza naszym zasi臋giem, obserwuje nas. Jeste艣my cz臋艣ci膮 czego艣. Ca艂y czas pope艂niamy kolejne b艂臋dy. W ten spos贸b si臋 uczymy.
鈥
Sanitariusz z karetki 鈥 powiedzia艂a Pia E:son Fr枚berg.
鈥 Co ty m贸wisz, do jasnej cholery?!
Zdj臋艂a fartuch i stan臋艂a przed nim, ch艂odna i jasnow艂osa, w swoim w膮skim biurze z p贸艂kami uginaj膮cymi si臋 pod papierami i ksi膮偶kami. Zacz臋艂a nosi膰 okulary, nawet przy ludziach zwracaj膮cych uwag臋 na jej wygl膮d, pomy艣la艂 Winter, kiedy ostatnio si臋 widzieli.
鈥 Mia艂 rank臋 z poprzedniego dnia, na przegubie, mi臋dzy r臋kawem a r臋kawiczk膮 鈥 powiedzia艂a. 鈥 W艂a艣nie tam sk贸ra by艂a ods艂oni臋ta.
鈥 Niech to szlag trafi.
鈥 Potem zadrasn膮艂 si臋 o framug臋 drzwi, kiedy wchodzili z noszami do pokoju, a krew znalaz艂a si臋 na ramieniu ch艂opca, kiedy go przykrywali.
鈥 Kropelka 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Kropelka, kt贸ra tak mnie ucieszy艂a.
鈥 W艂a艣ciwie powiniene艣 mi by膰 wdzi臋czny, Eriku 鈥 powiedzia艂a Pia. 鈥 Tyle samo czasu zajmuje wyeliminowanie podejrze艅 co znalezienie czego艣, z czego mo偶na by si臋 cieszy膰.
鈥 Przepraszam.
鈥 Dzi臋kuj臋.
鈥 Wi臋c sprawdzili艣cie wszystkich.
鈥 Na ile to by艂o mo偶liwe 鈥 odpar艂a.
鈥 A ja my艣la艂em, 偶e teraz potrzebujemy tylko kogo艣, kogo mogliby艣my podejrzewa膰.
鈥 Co si臋 sta艂o ze wszystkimi 艣wietnymi przes艂uchuj膮cymi?
Winter pomy艣la艂 o Gabrielu Cohenie, kt贸ry zosta艂 mianowany dzie艅 po burzliwym rozpocz臋ciu 艣ledztwa. Cohen robi艂 tak jak Winter: czyta艂 papier za papierem, kt贸re wypluwa艂a laserowa drukarka M枚llerstr枚ma, czeka艂, przygotowywa艂 si臋.
鈥 Cohen jest gotowy 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Wiedza medyczna nie zawsze mo偶e przynie艣膰 ratunek 鈥 odpar艂a Pia Fr枚berg.
鈥 Czy mog臋 ci臋 dzi艣 wieczorem zaprosi膰 na kolacj臋?
鈥 Nie.
U艣miechn臋艂a si臋 i si臋gn臋艂a po p艂aszcz wisz膮cy na oparciu krzes艂a. Pod bluzk膮 zarysowa艂y si臋 piersi.
鈥 M贸j m膮偶 wr贸ci艂 do domu.
鈥 My艣la艂em, 偶e to sko艅czona sprawa.
鈥 Ja te偶 tak my艣la艂am.
Winter nic ju偶 nie m贸wi艂. Uni贸s艂 r臋k臋 na po偶egnanie i wyszed艂 z pokoju. Obok niego przejecha艂y nosze, kto艣 rzuci艂 kilka s艂贸w.
S艂o艅ce nie pokazywa艂o si臋 od kilku dni. Zast膮pi艂a je gruba warstwa wilgoci, otuli艂a domy i ulice miasta. Przez ostatnie dwie noce pada艂 艣nieg, tylko nocami. Winter ostro偶nie stawia艂 kroki na chodniku. Pokrywa艂 go wz贸r tysi膮ca 艣lad贸w. Mo偶e to te偶 moje 艣lady, my艣la艂, mo偶e on mnie 艣ledzi, chodzi za mn膮 wsz臋dzie. Sta艂 tutaj na ulicy i czeka艂, a potem poszed艂 w t臋 stron臋, w kt贸r膮 teraz id臋.
Jakby wcze艣niejszy wy偶 wyostrzy艂 go swoimi cienkimi promieniami, swoim czystym ch艂odem. Ale teraz ta przekl臋ta wilgo膰 wciska艂a mu si臋 w g艂ow臋. Ni偶 odsuwa艂 si臋, zabieraj膮c wszystkie my艣li.
Kr臋c臋 si臋 w k贸艂ko, my艣la艂. Dochodzenie posuwa si臋 naprz贸d, ale ja ci膮gle kr臋c臋 si臋 w k贸艂ko. Nie rozgl膮dam si臋, mog臋 i艣膰 kolejne dziesi臋膰 minut i nagle nie wiem, na jakiej jestem ulicy. B臋d臋 musia艂 podnie艣膰 g艂ow臋 i si臋 rozejrze膰. Nie b臋d臋 tego potrzebowa艂, znam te ulice, chodzi艂em po nich przez czterna艣cie lat na s艂u偶bie i niezliczone lata przedtem.
Avenyn skr臋ca艂a przed nim. Sta艂 przed Bibliotek膮 Miejsk膮. Patrzy艂, jak ulica blednie w wilgotnym powietrzu, biegn膮c ku Kungsportsplatsen. Szerokie chodniki by艂y prawie puste. Min臋艂a ju偶 pora lunchu, na ulicy by艂o najwy偶ej dziesi臋膰 os贸b. Kilka czeka艂o na autobus lub tramwaj. Zacz膮艂 pada膰 艣nieg, ci臋偶ki, nasi膮kni臋ty deszczem. Tydzie艅 temu wiosna zn贸w co艣 szepn臋艂a, ale wszyscy ju偶 zapomnieli, co to by艂o.
Winter szed艂 spacerowym krokiem przez Heden. Us艂ysza艂 za sob膮 krzyk i odwr贸ci艂 si臋 szybko. Jaka艣 kobieta nadbiega艂a od S枚dra v盲gen z r臋k膮 w g贸rze, jak do pozdrowienia, i napi臋tym wyrazem twarzy. Jej d艂ugie nogi ja艣nia艂y na tle otoczenia. Zn贸w krzykn臋艂a, g艂o艣niej, a mo偶e to tylko tak zabrzmia艂o, bo by艂a bli偶ej: 鈥濵OJE AUTO!鈥.
Min臋艂a Wintera, biegn膮c z wyci膮gni臋tym ramieniem. Zobaczy艂 jeszcze bia艂ego opla omeg臋 skr臋caj膮cego za r贸g Exercishuset. Przy艣piesza艂, jecha艂 w stron臋 stadionu Gamla Ullevi. Jej samoch贸d.
Pope艂nili b艂膮d, ale jej to w tej chwili nie pomo偶e, pomy艣la艂 Winter i podszed艂 do niej zdecydowanym krokiem.
鈥 Numer rejestracyjny 鈥 rzuci艂 z kom贸rk膮 w d艂oni.
鈥 Co?
鈥 Numery pani samochodu. Jestem policjantem 鈥 wyja艣ni艂, wskazuj膮c sw贸j telefon, jakby to by艂a jego legitymacja.
鈥 Ja... ja nie wiem 鈥 wyj膮ka艂a kobieta. 鈥 To m贸j brat zawsze...
鈥 Pierwsza cyfra? 鈥 przerwa艂 jej Winter. 鈥 Prosz臋 si臋 uspokoi膰.
鈥 To b臋dzie sz贸stka... a potem cztery, tak mi si臋 wydaje 鈥 powiedzia艂a kobieta.
Winter wybra艂 numer centrali.
鈥 M贸wi komisarz Winter z wydzia艂u 艣ledczego. W艂a艣nie by艂em 艣wiadkiem kradzie偶y samochodu. W艂a艣nie tak. Przed... minut膮 bia艂y opel omega, rocznik dziewi臋膰dziesi膮t trzy albo dziewi臋膰dziesi膮t cztery, skr臋ci艂 z Heden na wsch贸d. Powinien by膰 w tej chwili na wysoko艣ci G氓rdy. Tak. W艂a艣nie. Chyba sze艣膰, potem cztery. Tyle wie w艂a艣ciciel. Dobrze. 鈥 Po czym zwr贸ci艂 si臋 do kobiety: 鈥 Zrobimy, co si臋 da. Zg艂oszenie zosta艂o wys艂ane do patroluj膮cych radiowoz贸w.
鈥 O Bo偶e.
鈥 Powinni ich z艂apa膰.
鈥 Mia艂am si臋 spotka膰 z przyjaci贸艂k膮 w Rubinie, ale zostawi艂am w aucie kom贸rk臋. Odkry艂am to mniej wi臋cej po dziesi臋ciu minutach i kiedy wysz艂am, zobaczy艂am tylko, jak wyje偶d偶a艂 na ulic臋. Od razu wiedzia艂am, 偶e to m贸j, o tej porze nie ma tu zbyt wielu samochod贸w.
鈥 Pani numer? 鈥 zapyta艂 Winter.
鈥 Nie wiem, czy nie m贸w...
鈥 Numer kom贸rki.
鈥 Zero siedem zero osiem trzy jeden dwa cztery trzy pi臋膰.
Co艣 mu przysz艂o do g艂owy. Wybra艂 numer i czeka艂 na zg艂oszenie. A nu偶, pomy艣la艂. Mo偶e te aroganckie gnojki nie b臋d膮 mog艂y si臋 powstrzyma膰.
To prawie jak dzwoni膰 do 艣redniowiecza, pomy艣la艂, czekaj膮c z telefonem przy uchu.
鈥 Okej, okej, halo?
鈥 Czy jedziecie bia艂ym oplem omeg膮? 鈥 zapyta艂 Winter.
呕adnej odpowiedzi, tylko szum, jak w tartaku.
鈥 Skradzionym bia艂ym oplem?
鈥 A kto pyta?
鈥 Policja. Wiemy, gdzie jeste艣cie. Proponuj臋 zjecha膰 na pobocze i zatrzyma膰 si臋.
鈥 Jeste艣my na autostradzie.
鈥 Zjed藕cie na najbli偶szym zje藕dzie. Jaki to b臋dzie?
Winter s艂ysza艂 w s艂uchawce szum, samoch贸d p臋dzi艂 donik膮d sto dwadzie艣cia na godzin臋.
鈥 Przecie偶 wiesz, gdzie jeste艣my, psie!
鈥 Zachowaj spok贸j, to nic si臋 nie stanie. Odstawcie samoch贸d za zjazdem i po prostu odejd藕cie, je艣li mo偶ecie.
鈥 Nie chcemy chodzi膰 鈥 odpar艂 g艂os, a Winter pomy艣la艂, 偶e to zabrzmia艂o jak 偶art.
Us艂ysza艂 syreny, wy艂y coraz g艂o艣niej. Z艂odziej co艣 powiedzia艂, ale nie dos艂ysza艂. Potem po艂膮czenie si臋 urwa艂o.
鈥 Wygl膮da na to, 偶e ich z艂apali.
鈥 Czy to by艂o m膮dre? 鈥 zapyta艂a kobieta. Uspokoi艂a si臋 troch臋, oddycha艂a ju偶 miarowo. Mia艂a zar贸偶owion膮 twarz, zdrow膮 cer臋. Przebie偶ka od Rubina do samego Heden. Do tego na wysokich obcasach. Nie藕le.
鈥 Nie mog艂em si臋 powstrzyma膰.
鈥 Czy naprawd臋 jest pan policjantem? 鈥 upewni艂a si臋. By艂a w jego wieku, mo偶e nieco m艂odsza, ale on nigdy nie umia艂 tego oceni膰. Wysoka, metr osiemdziesi膮t. Tylko o p贸艂 g艂owy ni偶sza od niego.
鈥 Z policji kryminalnej 鈥 wyja艣ni艂. 鈥 To te偶 pewnego rodzaju policja.
Pokaza艂 jej legitymacj臋.
鈥 A gdyby dosz艂o do wypadku, kiedy pan do niego zadzwoni艂?
鈥 To by艂oby bardzo przykre.
Spojrza艂a mu prosto w oczy.
鈥 Co teraz b臋dzie? 鈥 zapyta艂a.
Winter zadzwoni艂 i dowiedzia艂 si臋, czego chcia艂. Powiedzia艂 kilka s艂贸w.
鈥 Samoch贸d jest nieuszkodzony, ca艂a reszta te偶. Za kilka minut przyjedzie radiow贸z, zabierze pani膮 i podwiezie do Olskroksmotet.
鈥 Wi臋c tam stoi?
鈥 Tak.
鈥 Ale przygoda. 鈥 U艣miechn臋艂a si臋 do niego.
鈥 Takie jest 偶ycie. A tu w艂a艣nie nadje偶d偶a taks贸wka.
Radiow贸z zatrzyma艂 si臋 przy parkomatach.
鈥 Tak... a wi臋c dzi臋kuj臋, inspektorze 鈥 powiedzia艂a kobieta.
鈥 Komisarzu 鈥 poprawi艂 j膮 Winter.
鈥 Dzi臋kuj臋 mimo wszystko. 鈥 U艣miechn臋艂a si臋 znowu.
Szpera艂a w torebce. Wyci膮gn臋艂a portfel, znalaz艂a wizyt贸wk臋 i d艂ugopisem podkre艣li艂a jeden z numer贸w.
鈥 Praca 鈥 powiedzia艂a i wsun臋艂a mu wizyt贸wk臋 do r臋ki.
Winter poczu艂, 偶e nagle co艣 mu si臋 napi臋艂o w podbrzuszu, krew si臋 wzburzy艂a. Patrzy艂, jak kobieta si臋 odwraca, skr臋ca w stron臋 radiowozu, p艂ynnym ruchem wsiada na tylne siedzenie i macha mu r臋k膮.
W艂o偶y艂 wizyt贸wk臋, nawet jej nie ogl膮daj膮c, do wewn臋trznej kieszeni marynarki i ruszy艂 dalej przez Heden. 艢nieg pada艂 coraz mocniej, ale to by艂o ca艂kiem przyjemne.
Czu艂 si臋 ostry, przenikliwy, napalony, jakby uniesiony ponad wszystkie przeszkody. Z艂api臋 tego skurwiela, pomy艣la艂.
13 OKRE艢LILI, JAKI OBSZAR nale偶y dok艂adnie przeczesa膰. Policyjna robota. Trzeba by艂o tylko zdecydowa膰: te domy, tamte domy, te klatki schodowe, co oznacza艂o, 偶e wszyscy mieszka艅cy mieli zosta膰 przes艂uchani, oboj臋tne, jak niezno艣nym dialektem si臋 pos艂ugiwali, mimo zapachu czosnku czy braku higieny. Czego艣, co my, w naszym kraju, uznajemy za higien臋, wyszczerzy艂 si臋 jeden z m艂odych 艣ledczych, 艣wie偶o po szkole policyjnej. Jeszcze nie pozby艂 si臋 cynizmu. Ju偶 teraz ma tendencje rasistowskie, potem si臋 jeszcze pog艂臋bi膮. Winter zwr贸ci艂 na niego uwag臋, zapami臋ta艂 jego nazwisko: nie nadaje si臋 dla mnie, nie przesadzam z poprawno艣ci膮 polityczn膮, ale takich ma艂ych gnojk贸w u siebie nie chc臋.
Jamie Robertson umar艂 na pi膮tym pi臋trze przy Chalmersgatan. Winter zastanawia艂 si臋 przez chwil臋 nad ewentualnym zwi膮zkiem z akademikiem stoj膮cym kilka kilometr贸w dalej. Albo istnia艂 jaki艣 zwi膮zek, albo nie.
W tej cz臋艣ci miasta sta艂y ci臋偶kie domy, zakotwiczone w sobie, masywne jak lita ska艂a powsta艂a przed milionami lat. Policjanci chodzili z g贸ry na d贸艂, dzwonili do drzwi. Szmer g艂os贸w, urywki pami臋ci, rzeczy, o kt贸rych nikt nie my艣la艂 wtedy i nie m贸g艂 pami臋ta膰 teraz.
Lasse
Malmstr枚m przez trzy dni wk艂ada艂 garnitur i wychodzi艂 rano do
pracy, ale trzeciego dnia po po艂udniu go dopad艂o.
Nie tylko cia艂o jego syna przylecia艂o tego popo艂udnia samolotem.
Czas by艂 jakby zrobiony z kamienia. Dr臋czy艂y go straszliwe my艣li. Gdy samolot siada艂 na p艂ycie lotniska, przez sekund臋 chcia艂, 偶eby jedno ze skrzyde艂 odwr贸ci艂o si臋, 偶eby...
Potem ju偶 nic. 呕adnej pracy ani garnitur贸w, wok贸艂 niego zapad艂a cisza, nie by艂o prawie niczego, co chcia艂by pami臋ta膰. Nic ju偶 nie wiedzia艂. Chcia艂 si臋 zapa艣膰 w siebie.
Nie chc臋 m贸wi膰, 偶e wiem, jakie to bolesne, ale to konieczne, pomy艣la艂 Winter.
Pok贸j by艂 roz艣wietlony przedpo艂udniem. Lasse Malmstr枚m szuka艂 ciszy, ale nie ciemno艣ci. By艂 nieogolony, co wyostrza艂o rysy jego twarzy. Nieustannie pociera艂 podbr贸dek. To by艂 jedyny d藕wi臋k, jaki da艂 si臋 s艂ysze膰, jakby kto艣 co艣 pi艂owa艂 albo grabi艂 li艣cie, kt贸re w ukryciu przetrwa艂y suche przez ca艂膮 zim臋.
鈥 Co si臋 dzieje? 鈥 rzuci艂.
鈥 Czy masz na my艣li co艣 szczeg贸lnego? 鈥 zapyta艂 Winter.
Lasse Malmstr枚m nie odpowiedzia艂. Zapad艂 si臋 z powrotem w cisz臋. Jego r臋ka porusza艂a si臋 przy dolnej cz臋艣ci twarzy.
鈥 Czyta艂em gazety dwie艣cie lat temu 鈥 powiedzia艂. 鈥 Zanim Per wr贸ci艂... do domu.
鈥 To, 偶e dw贸ch m艂odych ludzi zamordowano tu, w G枚teborgu, mniej wi臋cej w tym czasie, kiedy to samo spotka艂o Pera, mo偶e mie膰 wiele przyczyn 鈥 o艣wiadczy艂 Winter.
鈥 Przyczyn?
鈥 Mam na my艣li powody, zamiary, chore zamiary, szale艅stwa. Takie rzeczy, Lasse.
鈥 Nie wiem, czy mam wobec tego mie膰 nadziej臋, czy wpa艣膰 w rozpacz.
鈥 Co masz na my艣li?
鈥 Poniewa偶 tak jest, wi臋cej os贸b pracuje nad t膮 spraw膮, wi臋cej policjant贸w w r贸偶nych miejscach, i to mo偶e by膰 dobre, oboj臋tne, czy jest jaki艣 zwi膮zek, czy nie.
Winter nie odpowiada艂.
鈥 Kiedy wi臋cej os贸b zostaje... zamordowanych, oznacza to, 偶e anga偶uje si臋 wi臋ksze... si艂y, 偶e to mo偶e doprowadzi膰 do tego, 偶e ten, kto... kto zabi艂 Pera, mo偶e zosta膰 uj臋ty czy aresztowany, czy jak to si臋 tam nazywa, do cholery.
鈥 Mo偶e masz racj臋.
鈥 Nie wiem, m贸wi臋 tylko o zwi膮zku mi臋dzy tymi sprawami, tak zak艂adam, nic o tym nie wiem, u was mo偶e by膰 podobnie.
鈥 Pracujemy nad tym, a r贸wnocze艣nie rozgl膮damy si臋 w r贸偶ne strony.
鈥 B臋dziesz mnie informowa艂 o wszystkim na bie偶膮co? 鈥 zapyta艂 Lasse Malmstr枚m, patrz膮c Winterowi prosto w oczy.
鈥 Oczywi艣cie.
鈥 Nie m贸wisz tego tylko tak, 偶eby powiedzie膰?
鈥 Cho膰by nie wiem co, b臋d臋 ci臋 informowa艂 na bie偶膮co. Zawsze tak robimy i nie zamierzam w tym przypadku robi膰 wyj膮tku.
鈥 To dobrze.
鈥 To nie jest tak, 偶e siedzimy i patrzymy jeden na drugiego i mamy nadziej臋, 偶e kto艣 wpadnie na jaki艣 dobry pomys艂. Ca艂y czas mamy dobre pomys艂y, mamy dobry system, z kt贸rego korzystamy. Nie mamy czasu na wzdychanie, 偶e nic si臋 nie dzieje.
鈥 Okej.
鈥 Ca艂y czas posuwamy si臋 naprz贸d. Ca艂y czas, Lasse. Tak naprawd臋 艣ledztwo nigdy nie stoi w miejscu. Wr臋cz przeciwnie: my nie nad膮偶amy za tym wszystkim.
鈥 Okej.
Tak przecie偶 jest, pomy艣la艂 Winter, nie m贸wi臋 tego, 偶eby m贸wi膰. On s艂ucha. S艂yszy tego psa niedaleko. Szczeka na ca艂y 艣wiat. Odsun膮艂 wreszcie t臋 cholern膮 r臋k臋 od podbr贸dka. Teraz zadam to pytanie.
鈥 Jest jeszcze jedna sprawa, Lasse.
鈥 Tak?
鈥 Wiesz, 偶e usi艂ujemy si臋 dowiedzie膰 jak najwi臋cej o Perze, o jego... kontaktach, kumplach, dziewczynach i tak dalej.
鈥 Tak.
鈥 I tak dalej 鈥 powt贸rzy艂 Erik Winter, jakby zbiera艂 si臋 na odwag臋. 鈥 Rozmawiali艣my z jego dziewczyn膮, ale to nie by艂o tak naprawd臋 to.
鈥 Co?
鈥 To nie by艂a jego dziewczyna.
鈥 Teraz ja nie nad膮偶am za tob膮, Eriku.
鈥 Powiedzia艂e艣, a mo偶e to by艂a Karin, 偶e ta dziewczyna by艂a przyjaci贸艂k膮 Pera, ale kiedy z ni膮 porozmawiali艣my, okaza艂o si臋, 偶e to nie by艂o tak naprawd臋 to.
鈥 No to nie, do kurwy n臋dzy, to mo偶e zerwali ze sob膮.
鈥 Raczej nigdy nie byli razem... naprawd臋.
鈥 Czy to ja, czy ty zapuszczasz tu brod臋 i masz problemy z m贸wieniem? Chcesz powiedzie膰, 偶e si臋 tylko kolegowali, czy chodzi o to, 偶e Per nigdy nawet jej nie przelecia艂?
Winter zwleka艂 z odpowiedzi膮.
鈥 No co? Odpowiadaj!
鈥 To drugie 鈥 powiedzia艂 wreszcie Winter.
鈥 Czyli nigdy jej nie pieprzy艂. Czy to mia艂e艣 na my艣li, kiedy powiedzia艂e艣, 偶e b臋dziesz mnie o wszystkim informowa艂?
Winter zacz膮艂 co艣 m贸wi膰, ale Malmstr枚m mu przerwa艂.
鈥 Czy to jaka艣 supernowoczesna metoda przes艂uchiwania, panie komisarzu?
鈥 Lasse. Musimy wiedzie膰 o cz艂owieku jak najwi臋cej, wiedzie膰, gdzie si臋 obraca艂, i tak dalej. To niezb臋dne, 偶eby艣my mogli pracowa膰. Dzi臋ki temu poznamy odpowiedzi, z kt贸rymi b臋dziemy mogli i艣膰 dalej.
鈥 Jakie pieprzone odpowiedzi?
鈥 Musimy wiedzie膰 jak najwi臋cej o... sk艂onno艣ciach Pera.
鈥 Znaczy si臋 czy m贸j syn by艂 peda艂em?
鈥 A by艂?
Lasse Malmstr枚m nie odpowiedzia艂. Kluczy艂 wzrokiem, przesun膮艂 d艂oni膮 po brodzie.
鈥 Chc臋, 偶eby艣 sobie poszed艂 鈥 rzuci艂.
鈥 Lasse, we藕 si臋 w gar艣膰.
鈥 Pytasz mnie, czy m贸j syn by艂 pederast膮, a potem prosisz, 偶ebym si臋 wzi膮艂 w gar艣膰?
鈥 Nie wiem nic o orientacji seksualnej twojego syna. Dlatego pytam.
Lasse Malmstr枚m milcza艂. Pochyli艂 si臋 nad sto艂em i uni贸s艂 g艂ow臋.
鈥 To dlatego pytam 鈥 powt贸rzy艂 Winter.
Malmstr枚m powiedzia艂 co艣, czego Winter nie zrozumia艂.
鈥 Prosz臋? Nie dos艂ysza艂em, co powiedzia艂e艣.
鈥 Na mi艂y B贸g, gdybym tylko wiedzia艂...
Winter czeka艂 na dalszy ci膮g.
鈥 Naprawd臋 jestem szczery, kiedy m贸wi臋, 偶e nie wiem. Nawet je艣li nie pojawi艂o si臋 zbyt du偶o dziewczyn od okresu dojrzewania... jako艣 nie zastanawia艂em si臋 nad tym zbyt du偶o. Sam te偶 raczej... p贸藕no zacz膮艂em.
Pies za oknem szczeka艂 dalej, jakby nie m贸g艂 sko艅czy膰, dop贸ki Lasse Malmstr枚m nie zostanie zam臋czony na 艣mier膰. To nie jego pies, ale mu wsp贸艂czuje, pomy艣la艂 Winter.
鈥 Pyta艂e艣 Karin? 鈥 rzuci艂 Lasse.
鈥 Jeszcze nie.
鈥 Spytaj j膮.
Zapad艂a cisza, jakby pies zamilk艂 z wyczerpania.
鈥 To dla nas wa偶ne 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Bardzo wa偶ne.
鈥 Nie k艂ami臋. Nawet gdybym wiedzia艂, 偶e m贸j ch艂opak jest peda艂em, nie k艂ama艂bym.
Ciekawe, jak by zareagowa艂, gdyby Per 偶y艂 i przyzna艂, 偶e jest homoseksualist膮, pomy艣la艂 Winter i ujrza艂 przed sob膮 Matsa: jaki by艂 wychudzony przez ostatni rok, przezroczysty, nawiedzany przez gor膮czkowe sny.
鈥 Nikt tu nie zamierza nikogo os膮dza膰 鈥 zapewni艂.
鈥 To ju偶 chyba pr臋dzej ja 鈥 stwierdzi艂 Lasse Malmstr枚m.
鈥 Nie.
鈥 Nie mam nic przeciwko peda艂om, ale to spad艂o tak nieoczekiwanie.
鈥 Nie wiemy, czy to prawda, ale musimy si臋 dowiedzie膰. Je艣li si臋 da.
鈥 Powiniene艣 porozmawia膰 z Karin i z jego... kolegami. Czy z tego powodu chcecie jeszcze raz przeszuka膰 jego pok贸j?
鈥 Nie.
Winter
wyszed艂 od Malmstr枚ma i spojrza艂 w stron臋 domu siostry. Cz臋艣ciowo
tam dorasta艂 i czasami tam wraca艂. Lotta si臋 rozwiod艂a, potem
zrobi艂a si臋 chyba zbyt neurotyczna jak na internistk臋. Troch臋 si臋
poprawi艂o, kiedy odkupi艂a dom nale偶膮cy kiedy艣 do rodzic贸w i
sprowadzi艂a si臋 z dzie膰mi z powrotem.
Nikogo nie ma. Zadzwoni臋 wieczorem, pomy艣la艂.
14 WINTER MIN膭艁 PRZYKRYTEGO kocem ch艂opaka. Poruszenie pod przykryciem i twarz ja艣niej膮ca w p贸艂mroku.
Kole艣 przesiadywa艂 tak d艂ugie godziny, trzystrunowa gitara sta艂a oparta o 艣cian臋 za jego plecami. Winter nigdy nie s艂ysza艂, 偶eby wydobywa艂 si臋 z niej jaki艣 d藕wi臋k. Przez kilka ostatnich wieczor贸w sta艂 w swoim mieszkaniu i patrzy艂 z g贸ry na t臋 posta膰 siedz膮c膮 po drugiej stronie parku. 呕a艂osny widok.
Dostatecznie d艂ugo by艂 policjantem, 偶eby 偶yczy膰 temu ludzkiemu 艂achowi rych艂ej 艣mierci. Dobre rozwi膮zanie: ch艂opak nie b臋dzie ju偶 musia艂 marzn膮膰, a mokra plama na chodniku wyschnie do lata, kiedy zn贸w zrobi si臋 w mie艣cie zielono i pi臋knie. Druga strona, mo偶e ta cywilna, sk艂oni艂a go przedwczoraj do tego, by go podnie艣膰 i dopilnowa膰, 偶eby trafi艂 na pogotowie. Znajomy Wintera czeka艂 tam kiedy艣 dwie godziny, podczas gdy stra偶nicy 艂azili tam i z powrotem podziemnymi korytarzami pod Sahlgrenska.
Nast臋pnego popo艂udnia ch艂opak zn贸w by艂 na swoim miejscu, za przystankiem tramwajowym. Czy siedzia艂 tam, kiedy bezpa艅ski wagon zje偶d偶a艂 rozp臋dzony w d贸艂 Aschebergsgatan i zmia偶d偶y艂 ludzi? To by艂o w marcu. W jednej chwili 偶ycie si臋 sko艅czy艂o. Tego ranka Winter godzin臋 zwleka艂 z wyj艣ciem z domu, mia艂 paskudn膮 gryp臋. S艂ysza艂 z ulicy krzyk i huk kolizji. Zanim wyjrza艂 przez okno, wiedzia艂, co si臋 sta艂o. By艂 jednym z tych, kt贸rzy natychmiast zg艂osili wypadek.
Zbieg艂 na d贸艂 i jak wielu innych bezradnie szarpa艂 metalowe cz臋艣ci wagonu. Nigdy nie zapomni kobiety, kt贸ra sta艂a tam a偶 do wieczora, czekaj膮c, a偶 podnios膮 wystarczaj膮co du偶o 偶elastwa, 偶eby uwolni膰 cia艂o jej zabitego syna.
Tym razem ch艂opak co艣 wymamrota艂. Winter przystan膮艂, nachyli艂 si臋 nad kocem i nas艂uchiwa艂. Kolejne mrukni臋cie, niewyra藕ne i ulotne, ale zabrzmia艂o jak 鈥瀙ar臋 koron鈥. Winter wyprostowa艂 si臋 i poszed艂 dalej.
Przedpok贸j
by艂 ciemny i ch艂odny, tylko smuga s艂abego 艣wiat艂a pada艂a z
innego pomieszczenia. Zdj膮艂 buty i pozbiera艂 z pod艂ogi poczt臋:
reklama nowych modeli mercedesa, nowy numer 鈥濭azety Policyjnej鈥,
dwie widok贸wki od przyjaci贸艂ek, z Tajlandii i z Kanar贸w, awizo na
ksi膮偶ki, do odebrania na poczcie przy Avenyn, list z hiszpa艅skim
znaczkiem 鈥 rozpozna艂 na kopercie zdecydowany charakter pisma
matki, a ma艂a czerwona gwiazdka w g贸rnym rogu mog艂a oznacza膰
cokolwiek, ale najprawdopodobniej by艂a to wyschni臋ta kropla
czerwonego wina.
Zabra艂 poczt臋 do kuchni i po艂o偶y艂 na stole. Dwie reklam贸wki, kt贸re przyni贸s艂 z supermarketu, postawi艂 na kuchennym blacie. Wyj膮艂 zakupy: kawa艂ek halibuta, bak艂a偶ana, 偶贸艂t膮 papryk臋, cukini臋, kilka pomidor贸w i dziesi臋膰 deka oliwek. Do tego 艣wie偶y tymianek i bazylia.
Pokroi艂 bak艂a偶ana, u艂o偶y艂 na desce i posoli艂. Wydr膮偶y艂 kilka oliwek. Potem wla艂 troch臋 oliwy do 偶aroodpornego naczynia, w艂膮czy艂 piec, pokroi艂 na kawa艂ki papryk臋, cukini臋 i pomidory. Odcisn膮艂 sok z plastr贸w bak艂a偶ana, a potem usma偶y艂 je na du偶ej patelni. U艂o偶y艂 warzywa w naczyniu, razem z posiekanym czosnkiem i oliwkami, posypa艂 zio艂ami, pola艂 jeszcze oliw膮 i kilka razy zakr臋ci艂 nad nimi m艂ynkiem do pieprzu. Wstawi艂 form臋 do pieca razem z kilkoma po艂贸wkami ziemniak贸w posypanymi sol膮 morsk膮. Po kwadransie na warzywach u艂o偶y艂 ryb臋.
Jad艂 kolacj臋 w salonie, z oknami wychodz膮cymi na miasto, w ciszy, bez ksi膮偶ki przed nosem. Wypi艂 p贸艂 butelki raml枚sy. Powinienem cz臋艣ciej sam sobie gotowa膰, pomy艣la艂. To mnie uspokaja. Zw膮tpienie, kt贸re we mnie mieszka, wycofuje si臋. Wyciszam si臋, nie my艣l臋 o tym, jak utrzyma膰 w kupie fasad臋 i to, co jest za ni膮.
Wsta艂 z u艣miechem. Gdy odnosi艂 talerz i szklank臋, w przedpokoju us艂ysza艂 rz臋偶enie windy jad膮cej na jego pi臋tro. Drzwi otworzy艂y si臋 i zamkn臋艂y, a zaraz potem rozleg艂 si臋 dzwonek. Spojrza艂 na zegarek. By艂a r贸wno dziewi膮ta.
Poszed艂 do kuchni odstawi膰 naczynia. Wr贸ci艂 do przedpokoju i otworzy艂 drzwi. Bolger.
鈥 Nie za p贸藕no, mam nadziej臋?
鈥 Wejd藕, ch艂opie.
Johan Bolger wszed艂 za pr贸g, zdj膮艂 sk贸rzan膮 kurtk臋 i zrzuci艂 buty.
鈥 Chcesz kawy?
鈥 Ch臋tnie.
Weszli do kuchni, Bolger usiad艂 przy stole. Winter nastawi艂 ekspres.
鈥 呕eby艣my na pewno nie zasn臋li dzi艣 w nocy 鈥 powiedzia艂.
鈥 Nie 偶ebym mia艂 co艣, co mia艂oby ci臋 u艣pi膰 鈥 odpar艂 Bolger. 鈥 Zreszt膮 postawi膰 na nogi te偶 nie.
鈥 A jednak przyszed艂e艣.
鈥 No c贸偶...
鈥 Troch臋 czasu min臋艂o od twojej ostatniej wizyty.
鈥 W艂a艣ciwie nawet nie pami臋tam. Chyba nie by艂em trze藕wy.
鈥 By艂e艣 o co艣 wkurzony.
鈥 Zawsze musisz...
鈥 Co? Powiniene艣 porozmawia膰 ze swoim dentyst膮.
Bolger wyszczerzy艂 si臋 w u艣miechu.
鈥 Z臋by blokuj膮 ci s艂owa 鈥 doko艅czy艂 Winter.
Nala艂 kawy do ma艂ych fili偶anek, postawi艂 je na stole. Przyni贸s艂 ekspres i usiad艂 naprzeciwko Bolgera. Sprawia wra偶enie czujnego, pomy艣la艂. Znamy si臋 od liceum, a on wcale nie wygl膮da na starszego ni偶 wtedy, je艣li nie siedzi si臋 za blisko.
鈥 Co s艂ysza艂e艣? 鈥 zapyta艂 Winter.
鈥 To by艂 chyba do艣膰 lubiany ch艂opak, cho膰 o wielu barmanach mo偶na to powiedzie膰.
鈥 Przynajmniej na pocz膮tku wieczoru.
Bolger napi艂 si臋 kawy i wykrzywi艂 twarz.
鈥 Smakuje jak p艂ynny asfalt.
鈥 To dobrze.
鈥 Czy to si臋 je 艂y偶k膮?
鈥 W艂a艣nie.
鈥 Popularny, jak m贸wi艂em, ale tak to jest z tymi, co pracuj膮 w pubach i klubach... zawsze otoczeni lud藕mi, kt贸rych jednak trudno nazwa膰 przyjaci贸艂mi.
鈥 Mhm.
鈥 To si臋 nazywa powierzchowne relacje.
鈥 Ale m艂ody Robertson mia艂 chyba jeszcze jakich艣 innych przyjaci贸艂.
鈥 Kilku ch艂opak贸w 鈥 odpar艂 Bolger i upi艂 艂yk kawy. Tym razem si臋 nie skrzywi艂.
鈥 A wi臋c to tak?
鈥 Tak ludzie m贸wi膮. Na przyk艂ad Douglas, w艂a艣ciciel tej knajpy. Nie potrafi tego udowodni膰, czy co艣 w tym rodzaju, ale... no wiesz... takie rzeczy chyba daje si臋 zauwa偶y膰. Wymieni艂 kilka nazwisk. Mam je tutaj, je艣li b臋d膮 ci potrzebne. 鈥 Wyj膮艂 portfel, wyci膮gn膮艂 kartk臋 i poda艂 Winterowi.
鈥 Dzi臋ki.
鈥 Ch艂opcy w tym samym wieku, jak rozumiem.
鈥 Mhm.
鈥 Prawdopodobnie geje.
鈥 Tak.
鈥 Nie wiem, czy nale偶膮 do brutali.
Winter nie odpowiedzia艂. Odczyta艂 nazwiska, a potem w艂o偶y艂 kartk臋 do kieszonki na piersiach.
鈥 A tak poza tym, jak to wp艂yn臋艂o na ludzi z bran偶y? 鈥 zapyta艂 i upi艂 艂yk kawy z fili偶anki. By艂a naprawd臋 mocna, jak gorzkie lekarstwo, kt贸re 艂yka si臋 dobrowolnie, w艂a艣ciwie nie wiedz膮c po co.
鈥 Troch臋 wytr膮ci艂o wszystkich z r贸wnowagi, jasne, ale to nie s膮 sprawy, kt贸re bierze si臋 do siebie.
鈥 Tak.
鈥 To... co si臋 sta艂o, nie ma chyba zwi膮zku z tym, 偶e by艂 barmanem?
鈥 Nie.
鈥 殴le zmieszana lumumba. Ofiara my艣la艂a i my艣la艂a nad t膮 zniewag膮, a偶 w ko艅cu dokona艂a zemsty.
鈥 Mo偶e to dobrze, 偶e nie pracuj臋 w bran偶y knajpianej 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 Albo martini nie by艂o do艣膰 wytrawne, albo wstrz膮艣ni臋te, a nie zmieszane.
Winter w艂a艣nie miesza艂 w swojej fili偶ance. 艁y偶ka prawie mo偶e sta膰 w tej kawie, pomy艣la艂.
鈥 U mnie l贸d tylko chwil臋 mo偶e pole偶e膰 w wermucie, potem go odlewamy, a l贸d wk艂adamy do ginu 鈥 m贸wi艂 dalej Bolger.
鈥 Kto艣 m贸g艂by powiedzie膰, 偶e to sk膮pstwo 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Nasi go艣cie uwa偶aj膮, 偶e to stylowe.
Wygl膮da艂 tak, jakby my艣la艂 o czym艣 innym.
Jego twarz nigdy si臋 nie nadawa艂a do gry w pokera, pomy艣la艂 Winter. A mo偶e w艂a艣nie doskonale si臋 nadawa艂a.
鈥 Wierzysz w to, 偶e to m贸g艂 by膰 kto艣 z bran偶y? 鈥 zapyta艂 Bolger.
鈥 Sam wiesz, 偶e w nic nie wierz臋 鈥 odpar艂 Winter.
鈥 Ale to przecie偶 mo偶liwe.
鈥 Wszystko jest mo偶liwe, i to komplikuje sprawy, nieprawda偶?
鈥 Chcesz, 偶ebym si臋 jeszcze troch臋 rozpyta艂?
鈥 Naturalnie. Ka偶d膮 pomoc przyjmujemy z wdzi臋czno艣ci膮.
鈥 Douglas wspomina艂, 偶e do艣膰 cz臋sto widywa艂 ostatnio w pubie jak膮艣 now膮 twarz.
Winter wyprostowa艂 d艂ugie plecy.
鈥 Powiedzia艂, 偶e kiedy kto艣 nowy pojawia si臋 kolejny raz, zawsze zwraca si臋 na to uwag臋.
鈥 Mo偶e tak by膰.
鈥 Kiedy si臋 pracuje, trudno zapami臋ta膰 ca艂e towarzystwo, ale je艣li kto艣 przychodzi sam dostatecznie cz臋sto, to si臋 go zauwa偶a.
鈥 Czy tamten jako艣 si臋 wyr贸偶nia艂?
鈥 Douglas nie powiedzia艂 nic wi臋cej.
鈥 Nic na ten temat nie zauwa偶y艂em w zeznaniach 艣wiadk贸w. Czytam wszystko, ale tego Douglas nie m贸wi艂, kiedy z nim rozmawiali艣my.
鈥 Powiniene艣 chyba sam z nim porozmawia膰.
鈥 Tak.
鈥 Troch臋 roadwork dla szefa.
Winter si臋gn膮艂 po ekspres.
鈥 Jeszcze kawy?
15 LARS BERGENHEM co najmniej kilka razy zastanawia艂 si臋, dlaczego zosta艂 przeniesiony do okr臋gowej policji kryminalnej. Albo 艣ci膮gni臋ty, zale偶y, z kt贸rej strony na to spojrze膰. Nie m贸g艂 wybiera膰, a mo偶e w艂a艣nie to zrobi艂: tamci ju偶 wiedzieli, co on sam chcia艂by robi膰. Nie chcia艂 ani do wydzia艂u narkotykowego, ani do dochodzeni贸wki, ani do dzia艂u technicznego, ani do ekonomicznego, ani do wydzia艂u do spraw obcokrajowc贸w. Dzi臋kuj臋 wszelkim bogom, 偶e nie wyl膮dowa艂em w dziale obcokrajowc贸w.
Je艣li chodzi o wydzia艂 艣ledczy, stanowi艂 doskona艂y wyb贸r. Sam by takiego dokona艂, gdyby mu dano szans臋. Wyl膮dowa艂 w zbrodniach, cho膰 m贸g艂 trafi膰 do kradzie偶y. Zbrodnia jest uchwytna i konkretna, oczywista, i daje si臋 wyja艣ni膰, zanim ch艂opakom siedz膮cym w areszcie wyschnie krew z rozbitych nos贸w. To brudne, ale przewa偶nie oczywiste, strony mog膮 si臋 艣ciera膰, utrzymuj膮c jak膮艣 dziwn膮 r贸wnowag臋.
Dopiero w sytuacjach, kiedy przemoc spada艂a z g贸ry na kogo艣 stoj膮cego ni偶ej, zaczyna艂 mie膰 problem ze swoim zawodem. Kiedy si艂y dzieli艂y si臋 nier贸wno. Kiedy dzieci trzeba by艂o uk艂ada膰 na noszach i przenosi膰 do 偶ycia w kalectwie. A i tak my艣la艂 wtedy wy艂膮cznie o uszkodzeniach fizycznych, kt贸re zostaj膮 na zawsze. Trzyletnia dziewczynka, kt贸ra straci艂a wzrok, sze艣cioletni ch艂opcy, kt贸rzy jednego dnia graj膮 w pi艂k臋, a nast臋pnego ojciec mia偶d偶y im nogi.
Nie zamierza艂 dopu艣ci膰, by sk贸ra mu stwardnia艂a. Chcia艂 by膰 kim艣 innym, rozmy艣la艂 o tym. Chcia艂 by膰 rycerzem walcz膮cym o przegran膮 spraw臋.
To si臋 dzia艂o naprawd臋. Przemoc si臋 dzia艂a naprawd臋. By艂a namacalna i uchwytna, ale ukrywa艂 twarz we w艂osach Martiny tak d艂ugo, 偶e prawie nie m贸g艂 oddycha膰. Dlaczego ludzie nie mog膮 by膰 dobrzy?, pyta艂 偶on臋. Byli ma艂偶e艅stwem od roku, a za miesi膮c na 艣wiat mia艂 przyj艣膰 Okruszek i w domu mia艂y zacz膮膰 rozbrzmiewa膰 inne d藕wi臋ki. Okruszek b臋dzie gra艂 w pi艂k臋, jak tylko si臋 da. Bergenhem b臋dzie bramkarzem. B臋dzie dobry.
Funkcjonariusz policji kryminalnej niemal prosto po szkole policyjnej. Czu艂 si臋 wtedy dziwnie zoboj臋tnia艂y, jak gdyby dosta艂 jakie艣 odznaczenie, ale nie do ko艅ca rozumia艂 za co. By艂 materia艂em, jak kto艣 powiedzia艂. Materia艂em na co? Czy na razie by艂 tylko ziemniaczanym kie艂kiem? Czy by艂 kie艂kiem przez ostatni rok w jednostce?
Na pocz膮tku czu艂 si臋 samotny. By艂 wycofany ju偶 w szkole, a i potem w艣r贸d czterdziestu os贸b w wydziale 艣ledczym lub trzydziestu, kt贸re nie zajmowa艂y si臋 poszukiwaniem ludzi, wcale nie by艂o lepiej. Nie rozumia艂 do ko艅ca, dlaczego zosta艂 w grupie Wintera, kiedy 艣ledztwo zacz臋艂o si臋 coraz bardziej przeci膮ga膰.
Jeszcze nie zacz臋艂o si臋 zaw臋偶a膰. Mo偶e to nigdy nie nast膮pi, ale Bergenhem mia艂 zadanie do wykonania i wiedzia艂, 偶e b臋dzie nad nim pracowa艂, a偶 co艣 si臋 wydarzy. Zawsze co艣 si臋 wydarza. To 偶elazna dewiza Wintera. Nic nie stoi w miejscu, pewnie wszystko jest w ruchu, ale lepiej ju偶 panta rei ni偶 zast贸j. Wtedy wszystko w ko艅cu zaczyna gni膰.
Samotno艣膰. Nie by艂 na tyle obeznany z 偶argonem, nie by艂 te偶 do艣膰 cyniczny, 偶eby si臋 go nauczy膰. Przynajmniej na razie. Nie m贸g艂 艣miechem zneutralizowa膰 tych scen. Mo偶e by艂 nudziarzem?
Zauwa偶y艂, 偶e Winter rzadko si臋 艣mieje. Nie jest nudziarzem i nie 艣mieje si臋 w nieodpowiednich momentach, jak si臋 zdarza Haldersowi, a czasem nawet Ringmarowi.
Lars Bergenhem podziwia艂 Wintera, chcia艂 by膰 taki jak on, ale nie wierzy艂, 偶e kiedykolwiek mu si臋 to uda.
Nie chodzi艂o o styl Wintera, jego elegancj臋 czy jak to nazwa膰. Takie rzeczy s膮 zwykle powierzchowne, ale nie u Wintera... z nim tak nie by艂o.
Chodzi艂o o twardo艣膰. Bergenhem odbiera艂 t臋 twardo艣膰 jako 偶elazn膮 pi臋艣膰 w we艂nianej r臋kawiczce. Kiedy Winter pracowa艂, otacza艂 go twardy kr膮g, koncentracja.
Jego twarz si臋 porusza艂a, ale nigdy oczy. Bergenhem nie wiedzia艂, jaki jest Winter po pracy. Mo偶e by艂 艂agodniejszym cz艂owiekiem.
Kr膮偶y艂y opowie艣ci o jego kobietach, o tym, 偶e w ich towarzystwie umia艂 si臋 odpr臋偶y膰. M贸wiono, 偶e cieszy艂 si臋 opini膮, kt贸ra by艂aby dla niego kompromituj膮ca, gdyby by艂 kobiet膮. Potem troch臋 ucich艂o i Bergenhem s艂ysza艂 tylko stare historie. Odk膮d zacz膮艂, wys艂uchiwa艂 tylko starych historii. Mo偶e Winter sta艂 si臋 bardziej dyskretny, a mo偶e troch臋 si臋 wyszumia艂. Bergenhema to nie obchodzi艂o. Nie to go zajmowa艂o, kiedy my艣la艂 o Winterze.
Gdzie b臋d臋 za trzyna艣cie lat? Wci膮gn膮艂 zapach w艂os贸w Martiny. Czy b臋d臋 tak samo le偶a艂, snuj膮c takie same my艣li o tym, co si臋 dzieje wok贸艂? Niekt贸rzy chodz膮 w dziurawych butach. Ilu takich przyb臋dzie za dwana艣cie lub trzyna艣cie lat?
鈥 O czym my艣lisz?
Martina przewr贸ci艂a si臋 na prawy bok, troch臋 niezdarnie. Podpar艂a si臋 praw膮 r臋k膮 i unios艂a nogi. Bergenhem pog艂adzi艂 Okruszka. Brzuch Martiny stercza艂 jak zaokr膮glony klin albo pacho艂ek, jakich si臋 u偶ywa podczas trening贸w pi艂karskich. Nie gra艂 ju偶 w pi艂k臋, a trener wyrazi艂 nadziej臋, ze wzgl臋du na niego, 偶e w 偶yciu dawnego gracza nie b臋dzie wi臋cej powa偶nych pomy艂ek.
鈥 O niczym specjalnym 鈥 odpar艂.
鈥 Ale powiedz i tak 鈥 poprosi艂a.
鈥 Niekt贸rzy chodz膮 w dziurawych butach.
鈥 Co masz na my艣li?
鈥 Tylko tyle. Niekt贸rzy chodz膮 w dziurawych butach. O tym w艂a艣nie my艣la艂em.
鈥 To brzmi jak jaka艣 piosenka albo co艣 podobnego.
鈥 Wydaje mi si臋, 偶e to jest piosenka jakiego艣 dawnego pie艣niarza. Ale s艂ysza艂em to w wykonaniu grupy Eldkvarn, tak mi si臋 wydaje. Vreeswijk... Vreeswijk si臋 nazywa, ten pie艣niarz. Albo nazywa艂. Chyba ju偶 umar艂.
鈥 Niekt贸rzy chodz膮 w dziurawych butach.
鈥 W艂a艣nie.
鈥 To dobry tytu艂.
鈥 Mhm.
鈥 Mo偶na ich sobie wyobrazi膰. Tych ludzi w dziurawych butach.
鈥 W艂a艣nie teraz?
鈥 Pewnie jest ich troch臋 鈥 powiedzia艂a, wykonuj膮c nieokre艣lony gest w kierunku pokoju, a mo偶e miasta u st贸p wzg贸rza.
鈥 My艣lisz o tym?
鈥 Niewiele, i ostatnio raczej nie, je艣li mam by膰 szczera 鈥 odpowiedzia艂a i pog艂adzi艂a si臋 po brzuchu. 鈥 Zobacz!
鈥 Co?
鈥 Po艂贸偶 tu r臋k臋. Nie, tam. Czujesz?
Poczu艂. Najpierw nie by艂o nic, a potem jaki艣 ruch albo wra偶enie ruchu.
鈥 Czujesz? 鈥 powt贸rzy艂a.
鈥 Tak mi si臋 wydaje.
鈥 I jakie wra偶enia? 鈥 Nakry艂a d艂oni膮 jego r臋k臋.
鈥 Nie wiem, czy umiem to opisa膰 鈥 odpar艂. 鈥 Daj mi kilka godzin, mo偶e co艣 wymy艣l臋.
鈥 Za ka偶dym razem tak m贸wisz.
鈥 Dzi艣 wieczorem co艣 wymy艣l臋.
Nie odpowiedzia艂a. Zamkn臋艂a oczy, nadal trzymaj膮c jego d艂o艅 na swoim brzuchu. Wtedy nagle zn贸w poczu艂 trzepotanie w 艣rodku.
Le偶eli tak, a偶 zegar kuchenny zaterkota艂.
鈥 Ziemniaki 鈥 powiedzia艂a, nie ruszaj膮c si臋.
鈥 Do diab艂a z ziemniakami 鈥 odpar艂 z u艣miechem.
鈥 My艣lisz, 偶e jestem za mi臋kki do tej roboty? 鈥 zapyta艂, kiedy siedzieli przy jedzeniu. 鈥 呕e wygl膮da na to, 偶e nie daj臋 rady?
鈥 Nie.
鈥 Powiedz, co my艣lisz.
鈥 Jak mog臋 powiedzie膰, 偶e uwa偶am ci臋 za zbyt mi臋kkiego, Lars? Im bardziej mi臋kki, tym lepiej.
鈥 Do pracy?
鈥 Co?
鈥 Za mi臋kki do tej pracy?
鈥 To chyba dobrze.
鈥 By膰 za mi臋kkim?
鈥 To przecie偶 praca, w kt贸rej ludzie za szybko twardniej膮. To chyba musi by膰 gorsze.
鈥 Nie wiem. Czasem boj臋 si臋, 偶e nie dam rady przetrwa膰 dnia albo tygodnia 鈥 powiedzia艂. 鈥 Mo偶e dlatego, 偶e to wszystko jest nowe.
鈥 Zachowaj te w膮tpliwo艣ci.
鈥 Co?
鈥 Nie mo偶esz stwardnie膰 i zesztywnie膰.
鈥 W takim razie lepiej, 偶ebym by艂 mi臋kki?
鈥 W takim razie lepiej by膰 mi臋kkim jak rozgotowany szparag.
鈥 Ale czasem chyba bywam jak nieugotowany szparag? 鈥 zapyta艂.
鈥 Jak co?
鈥 Sztywny i twardy.
鈥 Ty mia艂by艣 by膰 sztywny i twardy?
鈥 Nie m贸wi臋 o ca艂okszta艂cie.
鈥 A wi臋c to mia艂oby by膰 sztywne i twarde?
鈥 Co?
鈥 To 鈥 wskaza艂a na jego przedrami臋, wyci膮gn臋艂a r臋k臋 nad sto艂em i dotkn臋艂a jego bicepsa. 鈥 Gotowany szparag.
鈥 Nie m贸wi臋 o tym, co powy偶ej pasa.
鈥 Nic z tego nie rozumiem 鈥 odpar艂a ze 艣miechem.
Lars Bergenhem spotka艂 si臋 z Johanem Bolgerem w jego barze. Jest tak samo wysoki jak Winter, ale chyba dwa razy szerszy, pomy艣la艂. Mo偶e to ta sk贸rzana kamizelka, a mo偶e twarz. Jestem tu od trzech minut, a jemu nie drgn膮艂 ani jeden mi臋sie艅. Jest w tym samym wieku co Winter, ale trudno oceni膰 wiek kogo艣 mi臋dzy trzydziestym i czterdziestym rokiem 偶ycia. Kiedy si臋 tego wieku jeszcze nie osi膮gn臋艂o, wygl膮da si臋 jak szparag.
鈥 Nie wygl膮da pan na bywalca knajp 鈥 powiedzia艂 Bolger.
鈥 Nie jestem.
鈥 Nie interesuje pana nocne 偶ycie?
鈥 To zale偶y od nocy i od 偶ycia.
鈥 Co to znaczy?
鈥 Tego niestety nie mog臋 zdradzi膰.
Bolger wyszczerzy艂 si臋 i wskaza艂 na butelki za swoimi plecami.
鈥 Wprawdzie mamy jeszcze dzie艅, ale tam czeka grzech 鈥 powiedzia艂. 鈥 A skoro przys艂a艂 pana Erik, ja stawiam.
鈥 Poprosz臋 sok 鈥 powiedzia艂 Bergenhem.
鈥 Z lodem?
鈥 Nie, dzi臋kuj臋.
Bolger wyj膮艂 sok z lod贸wki stoj膮cej pod kontuarem i nala艂 do szklanki, kt贸r膮 wzi膮艂 z p贸艂ki na g贸rze.
鈥 Nie powiem, 偶ebym wiedzia艂 du偶o 鈥 powiedzia艂 Bolger.
Bergenhem napi艂 si臋 soku. Smakowa艂 jak pomara艅cza i jeszcze jaka艣 nieokre艣lona s艂odycz, co艣 innego.
鈥 W ostatnich latach, a zw艂aszcza w zesz艂ym roku, 艣wiatek nocnych klub贸w w mie艣cie odnotowa艂 eksplozj臋 鈥 powiedzia艂 Bolger. 鈥 Ju偶 trudno za tym nad膮偶y膰, i nie m贸wi臋 o restauracjach.
鈥 Nielegalne kluby?
鈥 Przynajmniej to, co kiedy艣 nazywano nielegalnymi klubami. Teraz chyba nie s膮 tak ca艂kiem nielegalne. 鈥 Bolger spojrza艂 na Bergenhema. 鈥 To znaczy, 偶e przest臋pstwo pop艂aca, nieprawda偶?
鈥 Co pan ma na my艣li? 鈥 zapyta艂 Bergenhem.
鈥 Mo偶na otworzy膰 klub na czarno, a koncesj臋 dosta膰 za tydzie艅.
鈥 Tak.
鈥 I zamkn膮膰 go po dw贸ch tygodniach, 偶eby zn贸w zacz膮膰 gdzie indziej 鈥 m贸wi艂 Bolger. 鈥 Ale wy o tym wiecie.
鈥 S膮 tacy, co wiedz膮 鈥 stwierdzi艂 Bergenhem.
鈥 Ale to nie o tym przede wszystkim chcia艂 pan porozmawia膰?
鈥 Z wdzi臋czno艣ci膮 przyjmuj臋 wszystkie informacje.
鈥 Kt贸re pochodz膮 z pornograficznego bagna?
鈥 Na przyk艂ad.
鈥 O co Erikowi chodzi? 鈥 powiedzia艂 Bolger, cho膰 raczej do szklanki, kt贸ra wisia艂a przed nim.
Bergenhem nie odpowiedzia艂, napi艂 si臋 soku.
鈥 Du偶o si臋 ostatnio zdarzy艂o w tej pieprzonej bran偶y 鈥 m贸wi艂 dalej Bolger. 鈥 Teraz to zupe艂nie inna gra ni偶 wtedy, kiedy ja troch臋 si臋 tym zajmowa艂em.
鈥 W jakim sensie?
鈥 W jakim sensie? Chodzi o co艣 wi臋cej ni偶 cycki i dupy, 偶e tak powiem.
鈥 Hardcore?
Bolger zn贸w si臋 wyszczerzy艂 w u艣miechu. W mroku sali z臋by zal艣ni艂y biel膮 w jego ciemnej twarzy. Okna znajdowa艂y si臋 na drugim ko艅cu sali.
鈥 Raczej supercore. Z tego co zd膮偶y艂em zauwa偶y膰, to nowe polega na tym, 偶e to, co wchodzi w r贸偶ne otwory cia艂a, nie jest ju偶 takie wa偶ne jak to, co z nich wychodzi. Zreszt膮 najlepiej, 偶eby obie rzeczy nast臋powa艂y r贸wnocze艣nie.
Zdj膮艂 z p贸艂ki szklank臋, utoczy艂 do niej niskoprocentowego piwa i wypi艂, kiedy piana osiad艂a.
鈥 Wyszed艂em z tego w sam膮 por臋.
鈥 Czy s膮 te偶 takie nielegalne lokale?
鈥 Nielegalne kluby porno? To zale偶y, jak na to patrze膰.
鈥 Teraz ja nie rozumiem.
鈥 Istnieje fasada, kt贸r膮 pan widzi, pisemka i takie tam barach艂o, filmy, troch臋 ksi膮偶ek i sprz臋t贸w, kilka kabin do walenia konia i kilka wi臋kszych sal kinowych.
鈥 Striptizerki.
鈥 M贸wi si臋 na nie tancerki. One te偶.
鈥 I co dalej?
鈥 Z czym?
鈥 Powiedzia艂 pan, 偶e to fasada.
鈥 Dalej s膮 rzeczy, kt贸rych nie widzia艂em, tylko o nich s艂ysza艂em. Ale jedno czy kilka z tych miejsc maj膮 pomieszczenia, gdzie mo偶na robi膰 do艣膰 szczeg贸lne rzeczy.
Bergenhem czeka艂.
鈥 Troch臋 inne gazetki albo specjalne pokazy.
鈥 Filmy?
鈥 Tak, filmy, w kt贸rych aktorzy robi膮 ze sob膮 szczeg贸lne rzeczy.
鈥 Szczeg贸lne rzeczy?
鈥 Tak. Prosz臋 mnie nie pyta膰 jakie, w ka偶dym razie to nic mi艂ego.
鈥 I takie miejsca istniej膮?
鈥 Tak si臋 m贸wi. M贸wi si臋 te偶, 偶e istnieje kilka anonimowych ma艂ych klub贸w, kt贸re nie maj膮 nawet fasady.
鈥 Gdzie?
Bolger roz艂o偶y艂 r臋ce.
鈥 Czy m贸g艂by si臋 pan tego dowiedzie膰?
鈥 Pewnie tak. To mo偶e troch臋 potrwa膰, chyba trzeba by膰 ostro偶nym.
鈥 A jacy tam bywaj膮... klienci?
鈥 Pyta pan, jakbym wiedzia艂.
鈥 A jak pan s膮dzi? W odr贸偶nieniu od tych, kt贸rych... pan miewa艂, lub tych, co chodz膮 do tych... bardziej zwyczajnych...
Bolger wygl膮da艂 na zamy艣lonego. Kiedy mrok w lokalu zg臋stnia艂, za艂o偶y艂 okulary w cienkich metalowych oprawkach. To nadaje jego twarzy charakter, jakiego do tej pory nie mia艂a, pomy艣la艂 Bergenhem.
鈥 Co ja s膮dz臋? Nie s膮dz臋, 偶eby si臋 bardzo r贸偶nili. Wydaje mi si臋, 偶e zainteresowanie rodzi zainteresowanie, jak wtedy, kiedy zaczyna si臋 od piwa bezalkoholowego i wypije pierwsze z alkoholem. Pierwsza trawka i pierwszy strza艂. Ca艂y ten szajs. Z tym jest tak samo.
鈥 Apetyt ro艣nie.
鈥 S膮 tacy, kt贸rzy chc膮 mie膰 coraz wi臋cej. To jedna kategoria. Wi臋cej, wi臋cej i wi臋cej. Trudno powiedzie膰, gdzie to si臋 ko艅czy. Ale s膮 i tacy, kt贸rzy odczuwaj膮 podniecenie seksualne, kiedy s膮 bliscy uduszenia si臋, i tacy, kt贸rzy amputuj膮 sobie r贸偶ne cz臋艣ci cia艂a, staj膮 si臋 kalekami, 偶eby m贸c odczuwa膰 rozkosz. Kto wie, co tacy chc膮 ogl膮da膰?
鈥 Gdzie ich znale藕膰?
鈥 Tych amputowanych?
鈥 W og贸le tych wszystkich zbok贸w. To znaczy kiedy nie s膮 w klubie, znaczy w domu czy w pokoju hotelowym.
鈥 Poniewa偶 sam je偶d偶臋 bmw, powiedzia艂bym, 偶e w gabinetach zarz膮du firmy Volvo 鈥 odpar艂 Bolger. 鈥 Albo w jakimkolwiek pieprzonym gabinecie szefa. Albo we w艂adzach okr臋gowych. Tam jest du偶o zbocze艅. Dzia艂 koncesji.
鈥 To naprawd臋 obrzydliwe 鈥 powiedzia艂 Bergenhem, wstaj膮c.
鈥 Niech pan b臋dzie ostro偶ny 鈥 rzuci艂 Bolger. 鈥 M贸wi臋 powa偶nie.
Bergenhem pomacha艂 mu jeszcze spod drzwi i wyszed艂 na s艂o艅ce. S艂ysza艂 wiatr na dachach okolicznych dom贸w. Przybiera艂 na sile, stawia艂 mu ko艂nierz i targa艂 w艂osy. Gdzie艣 za nim rozbi艂o si臋 szk艂o.
16 FACECI PRZY STRAGANACH z owocami wykrzykiwali do siebie spro艣no艣ci przez skrzy偶owanie, a偶 Steve Macdonald musia艂 si臋 uchyla膰 przed s艂owami. To jest Soho, r贸g Berwick Street i Peter Street. Patrzcie tylko, co si臋 sta艂o z nasz膮 dumn膮 tradycj膮 handlu owocami, pomy艣la艂. Patrzcie, co si臋 sta艂o po zamkni臋ciu Covent Garden i wyprowadzeniu tego wspania艂ego 偶ycia poza centrum.
Zosta艂y naprane szczyle 艣lizgaj膮ce si臋 na sk贸rkach od banan贸w, kilka 偶a艂osnych straganik贸w dla ciekawskich turyst贸w i jeszcze wi臋cej heroinist贸w. Soho ju偶 nie swinguje, pe艂za i snuje si臋, przynajmniej tu, gdzie ten pusty plac to najpi臋kniejsza rzecz w zasi臋gu wzroku.
Si膮pi艂 rzadki deszczyk. Macdonald postawi艂 ko艂nierz p艂aszcza przeciwdeszczowego i wielkim krokiem przesadzi艂 rozgniecionego pomidora. Wszed艂 w Walker鈥檚 Court, uliczk臋 tak kr贸tk膮, nieciekaw膮 i zapuszczon膮, 偶e nie figurowa艂a nawet w najnowszym wydaniu Londy艅skiego ABC. Mo偶e to by艂o zamierzone?, pomy艣la艂. Walker鈥檚 to nie jest co艣, co mo偶na pokaza膰 rumianolicym turystom z W艂och czy Skandynawii wysypuj膮cym si臋 z Heathrow lub Gatwick.
Walker鈥檚 Court to scena porno bez jedwabnych prze艣cierade艂 i bez j臋drnych modelek prezentuj膮cych cewk臋 moczow膮 w 鈥濸layboyu鈥, pomy艣la艂 i pokr臋ci艂 g艂ow膮 do gorliwego naganiacza przed jednym z kin. Tutaj s膮 spoceni narkomani ze strzykawkami, roz艂o偶eni na poszarpanych plastikowych p艂achtach, tani seks dla mas, books, mags, videos dla takich, co przychodzili tu mo偶e po to, 偶eby zobaczy膰, jacy sami mogliby by膰 w innym 艣wiecie.
Mo偶e kupi膮 jakie艣 lateksowe ciuchy w tych wyrafinowanych sklepach, pomy艣la艂. Lateks jest dobry w niekt贸rych sytuacjach. Albo obro偶e, albo p臋tle do zaciskania. To wolny kraj, wszyscy mamy prawo do prywatno艣ci. Niekt贸rzy w domowym zaciszu pal膮 papierosy, inni wypr贸偶niaj膮 si臋 na twarz obcego cz艂owieka.
Przeszed艂 obok najwi臋kszej ksi臋garni na ulicy. Wygl膮da艂a do艣膰 dziwnie ze swoimi reklamami najnowszej dobrej literatury. Ksi膮偶ki dla wykszta艂conej klasy 艣redniej: Naipaul i Raban, nowa biografia Chatwina.
Macdonald wiedzia艂, 偶e w艂a艣ciciel ksi臋garni jest postaci膮 z艂o偶on膮. G贸rne pi臋tra by艂y ch艂odne, blondw艂ose, pe艂ne powie艣ci, poezji, ksi膮偶ek kucharskich i podr贸偶niczych. By艂y tak偶e zadziwiaj膮co puste jak na ksi臋garni臋 w centrum Londynu. W piwnicy, do kt贸rej schodzi艂o si臋 ukrytymi za zas艂on膮 schodami, oferowano inny rodzaj ksi膮偶ek: czasopisma 艣mia艂o przeciwstawiaj膮ce si臋 kultowi m艂odo艣ci, tytu艂y 鈥濸o czterdziestce鈥 czy 鈥濸i臋膰dziesi膮t plus鈥 ze zdj臋ciami kobiet w 艣rednim wieku. Sutereny zawsze by艂y pe艂ne czytelnik贸w, najr贸偶niejszych m臋偶czyzn. Na przyk艂ad ten, pomy艣la艂 Macdonald, widz膮c faceta w swoim wieku, kt贸ry w艂a艣nie opuszcza艂 lokal z p艂ask膮 br膮zow膮 torb膮.
Kiedy on p贸jdzie na emerytur臋, b臋dzie czyta艂 wi臋cej dobrej literatury z g贸rnego pi臋tra. Mia艂 trzydzie艣ci siedem lat i s艂u偶y艂 krajowi od dwudziestego trzeciego roku 偶ycia. Zosta艂o mu jeszcze jedena艣cie. Potem mo偶e zosta膰 prywatnym detektywem i szuka膰 nastoletnich uciekinier贸w z Leeds wybieraj膮cych si臋 do centralnego Londynu. Albo pracowa膰 w Harrodsie, pilnowa膰 bufetu z ostrygami. Albo wyprawia膰 przyj臋cia dla swoich dzieci, a mo偶e i wnuk贸w, w domu w Kent, ze szklaneczk膮 s艂odowej whisky zawsze pod r臋k膮. Pozwol臋 im si臋 ci膮gn膮膰 za kucyk, pomy艣la艂, czekaj膮c, a偶 samoch贸d przejedzie Brewer Street. Potem przeszed艂 na drug膮 stron臋. Dziesi臋膰 metr贸w dalej na Rupert Street skin膮艂 czarnemu m臋偶czy藕nie w czarnym sk贸rzanym p艂aszczu i wszed艂 do kina z neonowym szyldem Peep Show nad drzwiami.
Dopiero po kilku sekundach przyzwyczai艂 si臋 do mroku. Min膮艂 kas臋 i zapuka艂 do drzwi na lewo od wej艣cia. Czeka艂, nas艂uchuj膮c j臋k贸w dochodz膮cych z ciemno艣ci. Kto艣 krzycza艂 鈥濼ak, tak tak TAK TAK鈥, ale nie brzmia艂o to przekonuj膮co.
Drzwi si臋 otworzy艂y i kolejny czarny facet spojrza艂 na niego. Drzwi zn贸w si臋 zamkn臋艂y. Us艂ysza艂 szcz臋k 艂a艅cuch贸w. Potem otwarto je na dobre. M臋偶czyzna wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i skinieniem zaprosi艂 Macdonalda do 艣rodka.
鈥 Niech pan wejdzie, komisarzu.
鈥 Macie tu niez艂e zabezpieczenia.
鈥 Oczywi艣cie.
U艣cisn臋li sobie d艂onie i Macdonald wszed艂. Pok贸j mia艂 nie wi臋cej ni偶 dwana艣cie metr贸w kwadratowych. Pachnia艂o wilgoci膮, octem winnym i t艂uszczem z niedojedzonej ryby z frytkami. Le偶a艂a na topornym biurku. W przeciwleg艂ym rogu pokoju sta艂a pancerna szafa na dokumenty. Na 艣cianie za biurkiem wisia艂 plakat reklamuj膮cy s艂odkie 偶ycie na Jamajce. Prawy dolny r贸g si臋 odklei艂 i zak艂贸ca艂 symetri臋. Przy talerzu z resztkami jedzenia le偶a艂y notatnik, d艂ugopis i klawiatura. Po prawej stronie biurka monitor komputera migota艂 bardziej, ni偶 powinien. Tandeta, pomy艣la艂 Macdonald, na pewno Amstrad.
鈥 Lunchu niestety ju偶 nie ma, ale mog臋 pos艂a膰 po jeszcze 鈥 powiedzia艂 ciemnosk贸ry facet, odstawiaj膮c talerz na szaf臋.
鈥 Wygl膮da艂 smakowicie 鈥 stwierdzi艂 Macdonald.
鈥 Angielski i klasyczny. Mam zam贸wi膰 pizz臋 z Johnny鈥檈go Boya?
鈥 Nie, dzi臋kuj臋, najad艂em si臋 zapachami.
M臋偶czyzna wykona艂 gest, jakby si臋 op臋dza艂 od pochwa艂 po zaproszeniu na pi臋ciodaniowy obiad w Wheeler鈥檚.
鈥 No dobra. Co biznes mo偶e zrobi膰 dla go艣cia z South? 鈥 zapyta艂, podnosz膮c krzes艂o stoj膮ce za biurkiem. 鈥 Niech pan siada, przynios臋 sobie drugie.
Wr贸ci艂 z niezgrabnym meblem obitym czerwon膮 sztuczn膮 sk贸r膮, wypchanym czym艣 szarym, co wy艂azi艂o w miejscach, gdzie pu艣ci艂y szwy. Gospodarz zauwa偶y艂 spojrzenie Macdonalda.
鈥 Mo偶e nie jest najpi臋kniejszy, ale cholernie wygodny. 鈥 Usiad艂, ale zaraz zn贸w wsta艂, bo do pokoju wesz艂a dziewczyna z tac膮. Ustawi艂a na biurku dzbanek z nierdzewnej stali, dwie fili偶anki i dwa talerzyki, dzbanuszek mleka i cukiernic臋. Potem z u艣miechem wykona艂a co艣 w rodzaju dygni臋cia i wysz艂a. M臋偶czyzna zaj膮艂 si臋 nalewaniem herbaty.
鈥 Ch臋tnie si臋 napij臋 鈥 powiedzia艂 Macdonald i nachyli艂 si臋 w stron臋 biurka.
Gospodarz usiad艂, ale zn贸w si臋 zerwa艂.
鈥 Ale偶, Frankie, co si臋 znowu sta艂o? 鈥 zdziwi艂 si臋 Macdonald.
鈥 Herbatniki. 鈥 Frankie wyszed艂 z pokoju i wr贸ci艂 z p贸艂miskiem ciastek. Usiad艂.
鈥 Czy mo偶emy powoli ko艅czy膰 te rytua艂y? 鈥 zapyta艂 Macdonald.
鈥 Teraz wszystko jest gotowe 鈥 odpar艂 Frankie. 鈥 Jeste艣my narodem, kt贸ry 偶yje w rytua艂ach, pochodzimy z innego 艣wiata.
鈥 Urodzi艂e艣 si臋 w Londynie.
鈥 To zostaje na zawsze. No wiesz, geny.
鈥 Geny to ciekawa sprawa.
鈥 Nieprawda偶? 鈥 zgodzi艂 si臋 Frankie. Wyj膮艂 pilnik do paznokci i zacz膮艂 ogl膮da膰 swoje palce. 鈥 Ale chyba nie przyszed艂e艣 tu, 偶eby o tym rozmawia膰?
鈥 Na razie nie da艂e艣 mi szansy.
鈥 Zamieniam si臋 w s艂uch.
鈥 Chyba nie jeste艣 zdenerwowany, Frankie?
鈥 Zdenerwowany? Z powodu tak zaszczytnej wizyty?
鈥 Nie wiem.
鈥 Fajny p艂aszcz.
鈥 Mhm.
鈥 Fajny kucyk, ale czy to nie jest ju偶 troch臋 niemodne?
鈥 Nosz臋 go g艂贸wnie po to, 偶eby lepiej si臋 tu wtopi膰 w t艂o.
鈥 Niemodne? Tutaj? Dla naszych nocnych go艣ci zawsze mamy wszystko, co naj艣wie偶sze 鈥 powiedzia艂 Frankie i zacz膮艂 pi艂owa膰 czubek palca wskazuj膮cego lewej r臋ki.
Komputer zad藕wi臋cza艂. Macdonald z trudem odczyta艂 komunikat 鈥瀖asz wiadomo艣膰鈥 na ekranie.
鈥 Elektroniczny list z innego 艣wiata? 鈥 zapyta艂.
鈥 Czy wiesz, 偶e Jamajka ma najwi臋cej komputer贸w na ca艂ych Karaibach? 鈥 zapyta艂 Frankie, stukaj膮c w klawiatur臋. Spojrza艂 na monitor i przeczyta艂 list, najwyra藕niej bardzo kr贸tki.
鈥 Nieprawda 鈥 powiedzia艂 Macdonald.
鈥 Co?
鈥 Brixton. Brixton ma najwi臋cej komputer贸w na ca艂ych Karaibach.
鈥 Ha ha. Ale faktem jest, 偶e ten list przyszed艂 z twoich okolic 鈥 odpar艂 Frankie. Przez kilka sekund wpatrywa艂 si臋 w monitor, potem zamkn膮艂 plik.
鈥 A kiedy przesta艂y by膰 twoje? 鈥 zapyta艂 Macdonald.
Frankie nie odpowiedzia艂. U艣miechn膮艂 si臋 p贸艂g臋bkiem, wzi膮艂 do r臋ki pilnik i zaj膮艂 si臋 kolejnym paznokciem.
鈥 Brixton 鈥 powt贸rzy艂 Macdonald.
鈥 W艂a艣nie. Przysz艂a nowa dostawa luksusowych pism i film贸w, to by艂o potwierdzenie.
鈥 Nowa dostawa?
鈥 Jak m贸wi艂em.
鈥 Sk膮d?
鈥 Czy to przes艂uchanie, Steve? 鈥 B艂ysn臋艂y z臋by, najmocniej zal艣ni艂 szlachetny kamie艅 w jednym z siekaczy. Macdonald zna艂 jego nazw臋, ale nie m贸g艂 sobie przypomnie膰.
鈥 Chyba lepiej mnie znasz, Frankie.
鈥 Zaledwie dwadzie艣cia pi臋膰 lat, blada twarzy.
鈥 Nie wystarczy?
鈥 Nasza wsp贸lna m艂odo艣膰? To mia艂oby wystarczy膰? My, z tego innego 艣wiata...
鈥 Dobra, dobra, Frankie, inny 艣wiat. Ale teraz interesuje mnie ta dostawa. 鈥 Macdonald napi艂 si臋 herbaty. Przestyg艂a, ale nie by艂a ca艂kiem zimna. 鈥 Czyta艂e艣 o tym morderstwie w Clapham? Ch艂opak, zosta艂 zaszlachtowany.
鈥 Widzia艂em co艣 w telewizji 鈥 powiedzia艂 Frankie. 鈥 Ale to by艂o jaki艣 czas temu. Norweg, prawda, a mo偶e Szwajcar?
鈥 Szwed 鈥 wyja艣ni艂 Macdonald.
鈥 Aha.
鈥 B臋dzie o tym w Crimewatch za jaki艣 czas... wkr贸tce.
鈥 Ojej. To musi by膰 co艣 wi臋kszego.
鈥 Co艣 szczeg贸lnego.
鈥 Szczeg贸lnego? No, chyba mo偶na tak powiedzie膰. Zamordowano bia艂ego ch艂opaka.
Macdonald nie odpowiedzia艂, zaj膮艂 si臋 herbat膮.
鈥 Crimewatch 鈥 m贸wi艂 dalej Frankie. 鈥 No, no, nie藕le. Kiedy ostatnio by艂o co艣 o zamordowaniu czarnego dzieciaka?
鈥 Chodzi o to, 偶e...
鈥 Chodzi o to, 偶e nikogo nie interesuje, kiedy morduj膮 czarnych. To fakt. 鈥 Od艂o偶y艂 pilnik. 鈥 Ile morderstw mieli艣cie kilka lat temu w po艂udniowo-wschodniej cz臋艣ci miasta? M贸wi艂e艣 mi kiedy艣.
鈥 Czterdzie艣ci dwa albo trzy. Raczej czterdzie艣ci dwa.
鈥 Ile spo艣r贸d ofiar stanowili czarni?
鈥 To by艂o...
鈥 Kurwa, nie musisz udawa膰, 偶e si臋 zastanawiasz. Ja w i e m, 偶e co najmniej trzydzie艣ci pi臋膰 ofiar to byli czarni. Wystarczy mie膰 jako takie poj臋cie o statystyce, 偶eby to zrozumie膰. I wiem te偶, 偶e te morderstwa maj膮 takie same szanse, 偶eby znale藕膰 si臋 w Crimewatch, jak ja na wej艣cie do jakiegokolwiek m臋skiego klubu w The Mall.
鈥 Pr贸bowali艣my.
鈥 Wprowadzi膰 mnie do klubu?
鈥 Zwr贸ci膰 uwag臋 medi贸w.
鈥 Nie oskar偶am ciebie osobi艣cie. To nie twoja wina, 偶e jeste艣 bia艂y.
鈥 Wiesz, jak jest.
Frankie nie odpowiedzia艂. Zn贸w si臋gn膮艂 po pilnik, oddycha艂 spokojniej.
鈥 Przyjmuj臋 ka偶d膮 pomoc, jak膮 mog臋 dosta膰.
鈥 I dlatego przychodzisz do mojego imperium.
鈥 Tak.
鈥 Ale po co, do kurwy n臋dzy? Co moja dzia艂alno艣膰 ma wsp贸lnego z tym morderstwem? 鈥 krzykn膮艂 Frankie i zn贸w od艂o偶y艂 pilnik.
鈥 Tu nie chodzi o twoj膮 dzia艂alno艣膰 jako tak膮, ale w zwi膮zku z tym... morderstwem dzia艂y si臋 rzeczy, kt贸re chcemy zbada膰.
Frankie czeka艂 na dalszy ci膮g.
鈥 Czyta艂e艣 albo widzia艂e艣 w telewizji, 偶e dw贸ch ch艂opak贸w z Londynu zosta艂o zamordowanych w Szwecji? W G枚teborgu?
鈥 Nie, o tym nic nie wiem.
鈥 Dw贸ch ch艂opak贸w. Jeden z Tulse Hill, gdzie mieszka twoja ciotka.
鈥 Bia艂ych ch艂opak贸w.
鈥 Tak.
鈥 Serce mi krwawi.
鈥 Nie tak bardzo jak serca tych ch艂opc贸w.
鈥 Przepraszam, Steve.
鈥 Wszystkie te morderstwa maj膮 ze sob膮 du偶o wsp贸lnego i mo偶liwe, 偶e to, co si臋 zdarzy艂o, jest gdzie艣 na... kasecie wideo albo na kilku kasetach. To, o czym teraz m贸wi臋, wiemy tylko my, i rozumiesz, co to oznacza.
鈥 Nie obra偶aj mnie, Steve.
鈥 Rozumiesz, dlaczego ci to wszystko opowiadam?
鈥 Sfilmowane morderstwa? Dlaczego tak my艣licie?
鈥 S膮 rzeczy, kt贸re na to wskazuj膮. Szczeg贸艂贸w nie b臋d臋 zdradza艂.
鈥 Ale mo偶liwe, 偶e morderstwa zosta艂y nagrane? 呕e s膮 na kasetach?
鈥 Mo偶liwe.
鈥 O偶e偶, kurwa, o czym艣 takim nigdy nie s艂ysza艂em.
Macdonald nie odpowiedzia艂.
鈥 To najobrzydliwsza rzecz, o jakiej s艂ysza艂em.
Macdonald pokiwa艂 g艂ow膮.
鈥 No, masz twardy orzech do zgryzienia, Steve.
Macdonald zn贸w skin膮艂 g艂ow膮. Podni贸s艂 fili偶ank臋 do ust, ale stwierdzi艂, 偶e herbata jest za zimna.
鈥 To co艣 innego ni偶 mordercy na cracku, kt贸rzy otumanieni grzecznie czekaj膮, a偶 policja przyjedzie na sygnale 鈥 zauwa偶y艂 Frankie. Wsta艂, przeci膮gn膮艂 zwini臋t膮 d艂oni膮 po twarzy. 鈥 A ty przychodzisz do mnie szuka膰 snuffmovies.
鈥 Przychodz臋 do ciebie po informacje 鈥 odpar艂 Macdonald. 鈥 Na przyk艂ad o tym, ile takiego syfu jest w bran偶y.
鈥 Trzymam si臋 od takich rzeczy z daleka, przysi臋gam na t臋 艣wi臋t膮 pla偶臋 鈥 zapewni艂 Frankie, spogl膮daj膮c na plakat na 艣cianie.
鈥 Gdybym my艣la艂 inaczej, zamiast tej rozmowy przy herbacie by艂oby prawdziwe przes艂uchanie na komendzie w Eltham.
鈥 Ale chcesz, 偶ebym troch臋 popyta艂?
鈥 Najdyskretniej, jak si臋 tylko da.
鈥 Tak, to wymaga dyskrecji, jasna sprawa.
鈥 Znasz kogo艣, kto ma dziesi臋膰 k艂贸dek na ustach?
鈥 Oczywi艣cie.
Macdonald wsta艂.
鈥 Ale tam nie pokazuje si臋 snuff 鈥 doda艂 Frankie. 鈥 Przynajmniej nic o tym nie wiem. Cho膰 to i tak wystarczaj膮co obrzydliwe rzeczy. Przy nich moje pokazy tutaj s膮 jak rodzinny piknik na pla偶y. Ale nic z tego, o czym masz czelno艣膰 wspomina膰.
鈥 W ka偶dym razie spr贸buj to zbada膰.
鈥 Chyba masz swoje sta艂e plotkary? Ten ma艂y alfons z Old Compton Street na przyk艂ad.
鈥 Sam o tym decyduj臋, je艣li pozwolisz.
鈥 Okej, okej.
鈥 Zadzwo艅 do mnie za kilka dni, oboj臋tne, czego si臋 dowiesz. I b膮d藕 ostro偶ny.
鈥 Snuff... 鈥 Frankie potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
鈥 Nie przejmuj si臋 tak 鈥 rzuci艂 Macdonald. 鈥 Na pewno nie pierwszy raz s艂yszysz, 偶e morduj膮 ludzi na filmach.
鈥 Nie, ale to nie s膮 rzeczy, kt贸re znajdziesz w sex-shopach, Steve. Istniej膮 inne kana艂y dystrybucji dla czego艣 takiego, specjalne sieci, kt贸re przebiegaj膮 gdzie艣 wysoko ponad naszym tutejszym brudnym 艣wiatkiem.
鈥 G贸wno sp艂ywa na d贸艂 鈥 stwierdzi艂 Macdonald. 鈥 Albo spotyka si臋 w po艂owie drogi. Gdzie艣 w tym raju zwanym Soho jest kto艣, kto o tym wie.
鈥 Zazdroszcz臋 ci tego optymizmu.
鈥 Dzi臋kuj臋 za herbat臋, Frankie.
鈥 Zadzwoni臋 w pi膮tek 鈥 obieca艂 Frankie.
Macdonald uni贸s艂 r臋k臋 i wyszed艂 z biura. Na ulicy przed kinem skr臋ci艂 w prawo. Przeci膮艂 Wardour Street i szed艂 dalej Old Compton Street na wsch贸d. Deszcz przesta艂 pada膰, ludzie siedzieli przy stolikach przed kawiarniami i udawali, 偶e jest wiosna. Zazdroszcz臋 im tego optymizmu, pomy艣la艂.
Dotar艂 do Greek Street i wszed艂 do Coach and Horses. Zam贸wi艂 theakstona i zdj膮艂 p艂aszcz. Pub by艂 pe艂en m艂odzie偶y o literackich ambicjach i przebrzmia艂ych gwiazd, a tak偶e takich, kt贸rzy stanowili gro藕n膮 kombinacj臋 tych kategorii. Zna艂 kilku pisarzy, niegdy艣 obiecuj膮cych, kt贸rzy przepijali tu reszt臋 swojego 偶ycia. 呕adnego jeszcze nie by艂o na stanowisku, dzie艅 by艂 wci膮偶 m艂ody. Wstawiona kobieta trzy sto艂ki dalej rozmawia艂a z dwoma m臋偶czyznami siedz膮cymi przy stoliku przy barze.
鈥 Nie macie pieprzonego bladego poj臋cia, co to znaczy d偶entelme艅stwo! 鈥 wrzeszcza艂a, kiedy podnosi艂 szklank臋 do ust.
17 GABINET SZEFA WYDZIA艁U by艂 wysprz膮tany do czysta, 偶adnych plam, 偶adnych papier贸w na biurku. Erik Winter podziwia艂 co艣 takiego: koncentrowanie si臋 na jednej rzeczy, nic walaj膮cego si臋 w pobli偶u, co by przypomina艂o o sprawach, kt贸re nie zosta艂y rozwi膮zane, 偶adnych resztek my艣li, niedomy艣lanych do ko艅ca, tych pieprzonych raport贸w, kt贸re nie mia艂y ko艅ca, jak opowiadania bez pointy.
Sture Birgersson by艂 znany na korytarzach siedziby policji jako ksi臋gowy, ale wynika艂o to raczej z charakteru jego funkcji ni偶 z osobowo艣ci. Zawsze siedzia艂 w pokoju i czeka艂. Nie zajmowa艂 si臋 rachunkami. Czyta艂. B贸g wie, gdzie te raporty potem trafiaj膮, pomy艣la艂 Winter. Siedzia艂 po drugiej stronie biurka.
Birgersson by艂 Lapo艅czykiem. Wyl膮dowa艂 w Sztokholmie bardziej z przypadku ni偶 z pragnienia, i ju偶 zosta艂. W odr贸偶nieniu od wszystkich innych ludzi z P贸艂nocy nie je藕dzi艂 鈥瀌o domu鈥 i nie polowa艂 jesieni膮. Bra艂 dwa tygodnie urlopu i je藕dzi艂 gdzie艣, cho膰 nikt opr贸cz Wintera nie wiedzia艂 dok膮d, a on nie zdradzi艂by tego nikomu. Nie zdarzy艂o si臋, 偶eby Winter musia艂 dzwoni膰 do Birgerssona w ci膮gu tych dw贸ch jesiennych tygodni przez wszystkie te lata, kiedy by艂 jego zast臋pc膮. Nie umia艂 sobie wyobrazi膰 sytuacji, w kt贸rej on, Winter, nie umia艂by sobie poradzi膰.
鈥 Musz臋 przyzna膰, 偶e masz wyobra藕ni臋 鈥 powiedzia艂 Birgersson swoim niepowtarzalnym dialektem, kt贸ry zdradza艂, 偶e dzieci艅stwo sp臋dzi艂 w Malmberget, a doros艂e 偶ycie przy M枚lndals Bro.
Winter nie odpowiedzia艂. Strzepn膮艂 jaki艣 paproch z krawata, uni贸s艂 ty艂ek i podci膮gn膮艂 spodnie, kt贸re napina艂y si臋 nieco na jednym udzie.
鈥 Rezultat贸w niezbyt du偶o, ale tym wi臋cej fantazji 鈥 doda艂 Birgersson i zapali艂 papierosa.
鈥 Posuwa si臋 naprz贸d 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 Opowiadaj 鈥 poprosi艂 Birgersson i u艣miech wyg艂adzi艂 jego sze艣膰dziesi臋cioletni膮 twarz.
鈥 Przeczyta艂e艣 wszystko.
鈥 Takie przerzucanie si臋 mi臋dzy r贸偶nymi rodzajami prozy bardzo m臋czy. 鈥 Uderzy艂 d艂oni膮 w pusty blat biurka, jakby le偶a艂y na nim sterty papier贸w. 鈥 Jakby w jednej minucie Torgny Lindgren, w drugiej Mickey Spillane.
鈥 A kt贸ry styl wolisz? 鈥 zapyta艂 Winter, zapalaj膮c corpsa.
鈥 Lindgrena, rzecz jasna. On jest prawie z moich stron.
鈥 Ale brakuje rezultat贸w.
鈥 Tak.
鈥 Nie zgadzam si臋 z tob膮. Ludzie pracuj膮 nad informacjami od 艣wiadk贸w, przegl膮damy wszystkie rejestry naszych ulubie艅c贸w i cz臋艣ci tych, kt贸rych nie znamy. I nie tylko ja surfuj臋 po sieci. Wykorzystujemy wszystkie dobre kontakty, naprawd臋 wszystkie.
鈥 Mhm. Rozmawia艂e艣 ze Skogomem?
鈥 Jeszcze nie.
鈥 Dlaczego nie?
鈥 Bo jest jeszcze za wcze艣nie, Sture. Chc臋 mie膰 profil od psychologa s膮dowego, zanim si臋 dowiem wi臋cej.
鈥 No prosz臋.
鈥 Ale co?
鈥 Dowiesz si臋 wi臋cej. W艂a艣nie o tym m贸wi艂em.
鈥 To, o czym ty m贸wisz, to grubsze raporty i wi臋cej dr臋twej gadki dla prasy oraz co艣, co jest na tyle konkretne, 偶eby samo z siebie dosz艂o a偶 do szefostwa 鈥 odpar艂 Winter.
鈥 Skoro mowa o prasie, to mam nadziej臋, 偶e jeste艣 przygotowany.
鈥 Tak.
鈥 Przylecia艂 kolejny samolot z angielskimi dziennikarzami, i tym razem nie bior膮 je艅c贸w 鈥 powiedzia艂 Birgersson.
鈥 Wypo偶yczasz za du偶o film贸w, Sture. Tw贸j j臋zyk bardzo si臋 zanglicyzowa艂.
鈥 Po po艂udniu chc臋 ci臋 mie膰 by my side.
鈥 Czyli ty te偶 tam b臋dziesz?
鈥 Szefostwo tego chce.
鈥 Aha.
鈥 B臋dziesz wygl膮da艂 jak szczeniak, kiedy BBC b臋dzie nadawa膰 dla poddanych imperium. 鈥 Birgersson zgasi艂 papierosa. 鈥 Zostaniesz w Londynie gwiazd膮, zanim tam dojedziesz.
鈥 Jad臋 jutro.
鈥 Nieoficjalnie.
鈥 Oczywi艣cie.
鈥 Police force to police force.
Winter pali艂, czeka艂. Szuka艂 wzrokiem jakichkolwiek papier贸w. Na pr贸偶no.
鈥 Nie wiem, czego mam si臋 po tym spodziewa膰 鈥 powiedzia艂 Birgersson. 鈥 Ale ich DSI sprawia艂 wra偶enie, 偶e wie, o czym m贸wi. Detective Super Intendent 鈥 wyja艣ni艂.
鈥 Wiem 鈥 przyzna艂 Winter.
鈥 Naturalnie. Mia艂 du偶o dobrego do powiedzenia o twoim kontakcie, o tym DI...
Sture wygl膮da jak kar艂owata brzoza, kt贸ra za wszelk膮 cen臋 chce si臋 wyprostowa膰 i zej艣膰 ze zbocza g贸ry, pomy艣la艂 Winter. 呕e te偶 wcze艣niej tego nie zauwa偶y艂em.
鈥 Macdonald 鈥 podpowiedzia艂.
鈥 Komisarz, kt贸ry idzie w g贸r臋. Tak samo jak ty, Eriku.
鈥 Przynajmniej jutro ko艂o jedenastej na lotnisku Landvetter. 鈥 Winter od艂o偶y艂 wypalon膮 do po艂owy cygaretk臋 do popielniczki, kt贸r膮 Birgersson wyj膮艂 z szuflady biurka.
鈥 Mo偶e wr贸cisz z gotowym rozwi膮zaniem. A przez ten czas b臋dziemy tu trwali na posterunku 鈥 powiedzia艂 Birgersson, jakby sam mia艂 bra膰 udzia艂 w dzia艂aniach 艣ledczych, kiedy Winter b臋dzie w Londynie.
鈥 Jestem ca艂kiem spokojny 鈥 odpar艂 Winter z u艣miechem.
鈥 Wi臋c proponuj臋, 偶eby艣 poszed艂 do swojego pokoju i przygotowa艂 si臋 psychicznie do konferencji.
鈥 Nie wystarcz膮 betablokery?
Birgersson wydusi艂 z siebie 艣miech, kt贸ry m贸g艂by pochodzi膰 z jednego z tych thriller贸w, kt贸re si臋 raz na tydzie艅 ogl膮da z szyderczym u艣mieszkiem.
Konferencja
prasowa zacz臋艂a si臋 藕le. Troch臋 si臋 poprawi艂o na kr贸tko, w
po艂owie, a pod koniec zapanowa艂 chaos. Birgersson by艂 w艣ciek艂y i
naburmuszony ju偶 po kwadransie. Winter odpowiada艂 na pr贸buj膮ce go
osaczy膰 pytania.
Brytyjska prasa. Szwedzi s膮 bardziej pow艣ci膮gliwi. Dla ludzi z 鈥濧ftonbladet鈥, 鈥濫xpressen鈥, 鈥濭T鈥 i 鈥濳v盲llsposten鈥 wa偶ne jest, 偶eby patrze膰 i si臋 uczy膰.
鈥 Czy to pa艅ska pierwsza sprawa? 鈥 zapyta艂 jaki艣 facet, najszpetniejszy cz艂owiek, jakiego Winter kiedykolwiek widzia艂. Jego twarz przypomina艂a dwa kilo mielonego mi臋sa wieprzowo-ciel臋cego uformowanego przez ceramika z reumatyzmem. Wygl膮da艂 na wstawionego, ale nie by艂. Podobnie jak jego brytyjscy koledzy, ubrany by艂 w znoszony garnitur i wybra艂 si臋 na P贸艂noc bez wierzchniego okrycia.
鈥 Czy morderca jest Szwedem? 鈥 brzmia艂o inne pytanie.
鈥 Ile podobnych przypadk贸w ju偶 mieli艣cie?
鈥 Co by艂o narz臋dziem zbrodni?
鈥 Co robili tutaj ci ch艂opcy? Tak w艂a艣ciwie?
鈥 W jakim sensie jest to morderstwo na tle seksualnym?
鈥 S艂ucham? 鈥 Winter przyjrza艂 si臋 osobie, kt贸ra zada艂a ostatnie pytanie. To by艂a kobieta: b艂臋kit pod oczami, jasne w艂osy z czarnymi odrostami, w膮ska twarz i z艂o艣liwe usta. Tak uzna艂. W tamtej chwili tak to odebra艂.
鈥 Morderstwo na tle seksualnym? 鈥 powt贸rzy艂a. 鈥 W jakim sensie jest to morderstwo na tle seksualnym?
鈥 Kto powiedzia艂, 偶e mia艂o pod艂o偶e seksualne? 鈥 zapyta艂 Winter.
鈥 Czy偶 to nie jest oczywiste?
Winter nie odpowiedzia艂. Przeni贸s艂 wzrok gdzie indziej i sprawia艂 wra偶enie, jakby czeka艂 na inne pytanie, o co艣 innego. Pogod臋 albo ulubiony klub w Premier League, cokolwiek.
鈥 Niech pan odpowie na pytanie, do cholery! 鈥 zakrzykn膮艂 jaki艣 g艂os z t艂umu.
鈥 Hear, hear 鈥 rozleg艂o si臋 z r贸偶nych stron.
Winter wiedzia艂, 偶e to oznacza aplauz.
鈥 Nie mamy nic, co by wskazywa艂o na motyw seksualny 鈥 powiedzia艂.
鈥 Jak na przyk艂ad? 鈥 zapyta艂 jaki艣 g艂os po angielsku.
鈥 S艂ucham?
鈥 Niech pan nam da troch臋 tego niczego 鈥 powiedzia艂 g艂os, a kilka os贸b zarechota艂o.
鈥 Co powiecie na sperm臋? 鈥 odpar艂 Winter i czeka艂 na dalsze pytania. Na kilka sekund zapad艂a cisza.
鈥 Nie rozumiem, co pan ma teraz na my艣li 鈥 odezwa艂 si臋 po szwedzku jeden ze szwedzkich dziennikarzy.
鈥 Nie znale藕li艣my 艣lad贸w spermy 鈥 wyja艣ni艂 Winter. 鈥 Co oznacza, 偶e nie mo偶emy mie膰 stuprocentowej pewno艣ci, 偶e mamy do czynienia z morderstwem na tle seksualnym, nieprawda偶?
鈥 Ale to mo偶liwe? 鈥 zapyta艂 Szwed.
鈥 Oczywi艣cie.
鈥 M贸wcie po angielsku 鈥 poprosi艂 jaki艣 brytyjski g艂os.
鈥 O co chodzi艂o z t膮 sperm膮? 鈥 zapyta艂 kto艣 inny.
鈥 Znale藕li mas臋 艣lad贸w spermy 鈥 powiedzia艂 angielski brzydal.
鈥 Czyjej spermy? 鈥 zawo艂a艂a kobieta siedz膮ca przed Winterem.
鈥 Co wykaza艂a analiza?
鈥 Czy w obu przypadkach znaleziono sperm臋?
鈥 Gdzie by艂a?
Winter widzia艂, 偶e Birgersson nie mo偶e si臋 doczeka膰 powrotu do swojego pokoju, ch艂odnego i pustego. Kiedy Winter wyja艣ni艂 cz臋艣膰 niejasno艣ci i zaapelowa艂 do prasy o pomoc, zadano kolejne wa偶ne pytanie. Ca艂y czas terkota艂y kamery telewizyjne, angielskie i szwedzkie.
鈥 Czy sprawdzili艣cie wszystkich przyje偶d偶aj膮cych z Anglii w ostatnim czasie? 鈥 zapyta艂 jeden ze szwedzkich dziennikarzy.
鈥 Pracujemy nad tym.
鈥 A co z wyje偶d偶aj膮cymi?
鈥 Pracujemy nad tym 鈥 sk艂ama艂 Winter.
18 HANNE 脰STERGAARD OD艢NIE呕Y艁A doj艣cie do domu. W 脰rgryte rycza艂y traktory. Pierwsza niedziela Wielkiego Postu, a lasek Ekorrdungen by艂 bia艂y i mi臋kki, kiedy 艣pieszy艂a si臋 do ko艣cio艂a. Zima by艂a rzeczywista i bezlitosna, jakby chcia艂a pokaza膰 sw膮 si艂臋 i moc po ostatnich tygodniach, kiedy ziemia by艂a sucha. Przez kilka dni wiatr wia艂 z pr臋dko艣ci膮 blisko pi臋tnastu metr贸w na sekund臋, jakby to mia艂 by膰 znak. A teraz spad艂 艣nieg.
Otworzy艂a boczne drzwi i znalaz艂a si臋 w mroku ko艣cio艂a. Zdj臋艂a p艂aszcz i chust臋, zapali艂a 艣wiat艂o w niewielkiej kancelarii, usiad艂a i odetchn臋艂a. Zaj臋艂a si臋 przygotowaniami do mszy, jakby mia艂a wzi膮膰 udzia艂 w walce przeciw pokusie, o niez艂omn膮 moralno艣膰. 鈥瀂bawiciel niweczy diabelskie zakusy鈥. Zaraz stanie przed wiernymi swojej niewielkiej parafii i b臋dzie si臋 stara艂a podtrzyma膰 ich wiar臋 i nadziej臋:
Dzieci,
nie dajcie si臋 zwodzi膰 nikomu. Kto post臋puje sprawiedliwie, jest
sprawiedliwy, tak jak On jest sprawiedliwy. Kto grzeszy, jest
dzieckiem diab艂a, poniewa偶 diabe艂 trwa w grzechu od pocz膮tku. Syn
Bo偶y objawi艂 si臋 po to, 偶eby zniszczy膰 dzie艂a diab艂a.
Jakie
to proste, pomy艣la艂a, zniszczy膰 z艂o, kt贸re si臋 dzieje. Walka z
pokus膮. Niez艂omno艣膰 wobec pokus. W Pi艣mie s膮 odpowiedzi,
kt贸rych powinni przestrzega膰 wszyscy ludzie na ziemi.
Powoli przesun臋艂a d艂oni膮 nad p艂omieniem stoj膮cej na stole 艣wiecy. Mam niezwyk艂膮 prac臋, pomy艣la艂a. Trzy dni w tygodniu mam okazj臋 przekuwa膰 teori臋 w rzeczywisto艣膰.
Zacz臋艂a
od psalmu 346, pierwszy wers: 鈥濿sta艅cie, chrze艣cijanie,
powsta艅cie do boju!鈥. Pie艣艅 mruczeniem nios艂a si臋 poza ko艣ci贸艂
i pokry艂a si臋 biel膮 na Sk氓rs all茅.
Rozpoznawa艂a twarze z pierwszych 艂awek. Starsze twarze, kobiety, kt贸re przysz艂y same. Ich m臋偶owie pod膮偶ali za statystykami i kiedy nadchodzi艂 ten dzie艅, chowano ich w pobli偶u ko艣cio艂a. Kobiety kiwa艂y do niej g艂owami lub jakby same do siebie, kiedy dociera艂y do nich s艂owa, s艂owa o tym, jak maj膮 nabra膰 si艂, by opiera膰 si臋 niez艂omnie atakom wroga, uzyska膰 pomoc w godzinie pokusy.
Przez Sankt Sigfridsgatan przemkn臋艂a wyj膮ca syrena. Hanne 脰stergaard pomy艣la艂a przelotnie o tym m艂odym policjancie i jego sennych koszmarach. Wiedzia艂by, w kt贸r膮 stron臋 jedzie i sk膮d.
Tekst kazania zaczerpn臋艂a ze 艣wi臋tego Mateusza. Zamierza艂a m贸wi膰 o tym, co dzieje si臋 teraz, tutaj, ale tak naprawd臋 nie udawa艂o jej si臋 wej艣膰 na drog臋, kt贸r膮 pr贸bowa艂a zbudowa膰. Z艂o istnia艂o ca艂y czas, czasem bardziej widoczne, zawsze obecne.
A
Piotr wzi膮艂 Go na bok i pocz膮艂 robi膰 Mu wyrzuty: 鈥濸anie, niech
Ci臋 B贸g broni! Nie przyjdzie to nigdy do Ciebie鈥. Lecz On
odwr贸ci艂 si臋 i rzek艂 do Piotra: 鈥瀂ejd藕 Mi z oczu, szatanie!
Jeste艣 Mi zawad膮, bo my艣lisz nie na spos贸b Bo偶y, lecz na
ludzki鈥.
Kusiciel
pod postaci膮 przyjaciela. M贸wi艂a o tym, lecz nie chcia艂a sia膰
ziarna nieufno艣ci w swojej parafii: tu ludzie mogli na sobie
polega膰.
Kiedy
wr贸ci艂a do domu, Maria piek艂a babk臋. Czwarte ciasto od pocz膮tku
ferii szkolnych. Hanne otrzepa艂a 艣nieg na schodach, reszt臋 w
sieni. Na g贸rce przy Olof Sk枚tkonungsgatan jaki艣 stary samoch贸d
buksowa艂 na lodzie. Dw贸ch m臋偶czyzn pr贸bowa艂o go pcha膰.
Przyda艂by si臋 nam jeszcze ten Sk枚tkonung do pomocy, powiedzia艂
jeden z nich, kiedy Hanne przechodzi艂a obok. Mrugni臋cie, u艣miech i
przeci膮gni臋cie d艂oni膮 po twarzy, by zetrze膰 pot. Nagle samoch贸d
z艂apa艂 oparcie i 艣niegowa fontanna zasypa艂a i m臋偶czyzn, i j膮.
鈥 Upiek艂am babk臋 鈥 powiedzia艂a Maria.
鈥 Doskonale.
鈥 Doda艂am troch臋 wi臋cej jajek.
鈥 Mmmm, naprawd臋 wspaniale pachnie.
鈥 Nie uwa偶asz, 偶e ciasto jest za mi臋kkie?
鈥 Ani troch臋 鈥 uspokoi艂a j膮 Hanne. 鈥 Sta艂a艣 si臋 prawdziw膮 ekspertk膮.
鈥 Zmieni艂am plany, chc臋 robi膰 praktyk臋 w cukierni.
鈥 Czy to si臋 da zmieni膰?
鈥 Rozmawia艂am ju偶 w 鈥濺ogaliku鈥 i powiedzieli, 偶e nie ma problemu. Jutro zadzwoni臋 do urz臋du pracy.
Wszystko zaplanowane i pewne. Oby zawsze wszystko uk艂ada艂o si臋 tak 艂atwo, pomy艣la艂a Hanne.
Dziewczynka zaparzy艂a ju偶 kaw臋. Ciasto sta艂o na 艣rodku sto艂u, jeszcze nakryte form膮. Kiedy j膮 podnios艂a, ani odrobina ciasta nie przyczepi艂a si臋 do 艣cianek. Pi臋kna babka na Wielki Post.
鈥 Nauczy艂am si臋 porz膮dnie smarowa膰 i wysypywa膰 bu艂k膮 tart膮 鈥 wyja艣ni艂a c贸rka.
鈥 艢wietnie.
Nauczy艂a si臋 te偶 porz膮dnie sypa膰 cukier, pomy艣la艂a Hanne z mi臋kkim, pachn膮cym kawa艂kiem ciasta w ustach.
Zlew by艂 pe艂en marchewki i misek umazanych mas膮 jajeczn膮. Maria mia艂a ubielony m膮k膮 nos i Hanne kolejny raz pomy艣la艂a o tym, jak bardzo jej c贸rka przypomina swojego ojca. Niech to b臋dzie tylko twarz, niech jej pokusy ogranicz膮 si臋 do pieczenia jednej babki na dzie艅, albo nawet i na godzin臋, je艣li zechce.
Hanne zosta艂a matk膮 w wieku dwudziestu jeden lat. Zamieszkali razem, ale zwi膮zek nie przetrwa艂 nawet p贸艂 roku. Szybko zauwa偶yli, 偶e wcale si臋 nie znaj膮 i nigdy im si臋 nie uda. Wyprowadzi艂 si臋 i wyjecha艂 z miasta. Maria nie mia艂a kontaktu z ojcem od dziesi臋ciu lat. Mo偶e ju偶 nie 偶y艂. Hanne widzia艂a, 偶e dr臋cz膮 j膮 my艣li o nim. Dr臋czy艂y j膮 sam膮. Pr贸bowa艂a o tym rozmawia膰. Maria s艂ucha艂a, ale wkr贸tce wszystkie pytania wyp艂yn膮 jeszcze raz. Pieczenie babek to przygotowania. Hanne zn贸w us艂ysza艂a syreny. Zdawa艂o jej si臋, 偶e dobiegaj膮 od strony Sankt Sigfrids Plan. D藕wi臋k, kt贸ry nie ustawa艂. Tej niedzieli ca艂y G枚teborg przewraca艂 si臋 na lodzie.
鈥 Mo偶e zostaniesz cukiernikiem 鈥 powiedzia艂a Hanne 脰stergaard do c贸rki i ukroi艂a sobie jeszcze jeden kawa艂ek.
鈥 Wydaje mi si臋, 偶e ju偶 jestem cukiernikiem 鈥 odpar艂a Maria, udaj膮c ura偶on膮.
鈥 W najwy偶szym stopniu.
鈥 Mam upiec jeszcze jedn膮? 鈥 zapyta艂a Maria, ale tym razem to by艂 偶art.
Angela
przysz艂a, 偶eby 鈥瀙om贸c przy pakowaniu鈥, ale Winter bra艂
niewiele baga偶u. Chcia艂 kupi膰 troch臋 rzeczy w Londynie, wi臋c
zostawi艂 sobie miejsce w walizce.
鈥 O ile w og贸le wylecisz 鈥 powiedzia艂a Angela.
鈥 Niebo si臋 przeja艣nia 鈥 odpar艂 Winter.
鈥 Zadzwo艅 na Landvetter jutro rano.
鈥 艢wietny pomys艂.
鈥 Czego si臋 spodziewasz po tym wyje藕dzie? 呕e uda wam si臋 uj膮膰 tego seryjnego morderc臋? 鈥 zapyta艂a, wyg艂adzaj膮c ko艂nierzyk u jego koszuli, na samej g贸rze przygotowanego na 艂贸偶ku stosu.
鈥 To nie jest seryjny morderca 鈥 odpar艂.
鈥 Co?
鈥 To nie jest seryjny morderca 鈥 powt贸rzy艂.
Zwin膮艂 dwie pary skarpetek i w艂o偶y艂 je do walizki. Chc臋 mie膰 miejsce na kilka nowych ksi膮偶ek, pomy艣la艂.
鈥 Naprawd臋? 鈥 zdziwi艂a si臋.
鈥 Nie jest tak, jak wszyscy my艣l膮.
鈥 Ach tak.
鈥 Jest gorzej 鈥 powiedzia艂 i odwr贸ci艂 si臋 do niej. 鈥 Mo偶esz mi poda膰 tamte spodnie?
鈥 Nie. Chod藕 i we藕 sobie sam.
鈥 Prowokujesz mnie do czego艣 niem膮drego.
鈥 Chod藕... i... we藕... 鈥 powiedzia艂a i spojrza艂a na niego oczami, kt贸re nagle sta艂y si臋 ogromne i jakby zamglone. Jakby pojawi艂a si臋 w nich dodatkowa b艂ona.
Rzuci艂 si臋 na 艂贸偶ko, wyrwa艂 jej spodnie z r臋ki, wyg艂adzi艂 je i po艂o偶y艂 na krze艣le. Chwyci艂 jej d艂onie, z艂膮czy艂 je za plecami, a ona si臋 nachyli艂a.
鈥 No to... jestem... z艂apana... 鈥 powiedzia艂a.
Podkasa艂 jej d艂ug膮 sp贸dnic臋 a偶 na plecy, przesun膮艂 d艂oni膮 po prawym udzie i wsun膮艂 palec pod majtki. Jego d艂o艅 pow臋drowa艂a dalej. Angela rozsun臋艂a nogi, a on poczu艂, 偶e jest wilgotna i ch臋tna. W jego skroniach pulsowa艂o, a ona wydawa艂a ciche westchnienia. Podnios艂a brod臋, w g贸r臋 i do przodu. Ostro偶nie wsun膮艂 w ni膮 dwa palce, a lew膮 d艂oni膮 rozpi膮艂 pasek u spodni i rozsun膮艂 zamek b艂yskawiczny. By艂 tam nabrzmia艂y krwi膮. Ca艂a krew znalaz艂a si臋 w kutasie, nigdzie indziej, pomy艣la艂. Uwolni艂 si臋 od spodni, przy艂o偶y艂 na chwil臋 cz艂onek do jej uda. Westchn臋艂a g艂o艣niej, a on powoli w ni膮 wszed艂, p艂ynnym ruchem. Kiedy znalaz艂 si臋 w 艣rodku, znieruchomia艂 na chwil臋, a potem zacz膮艂 si臋 wolno porusza膰, tam i z powrotem.
Przysuwa艂a si臋 do niego, po kilku sekundach z艂apali wsp贸lny rytm. Trzyma艂 jej biodra, mia艂 wra偶enie, jakby jej cia艂o p艂ywa艂o pod nim, jakby jej kolana szuka艂y oparcia w powietrzu kilkana艣cie centymetr贸w nad 艂贸偶kiem.
Nachyli艂 si臋 nad ni膮, jego r臋ce znalaz艂y si臋 pod jej ciasnym, nieco szorstkim sweterkiem. Stulonymi d艂o艅mi nakry艂 jej piersi, a ona nadal swobodnie porusza艂a si臋 pod nim. Uszczypn膮艂 delikatnie jej ma艂e, twarde brodawki i zn贸w nakry艂 d艂o艅mi piersi. Odwr贸ci艂a g艂ow臋 na bok, w jego stron臋, i odrzuci艂a do ty艂u. Zacz膮艂 g艂adzi膰 lew膮 d艂oni膮 jej policzek, wargi. Otworzy艂a usta i zacz臋艂a ssa膰 jego palce. Stuli艂 d艂o艅, a ona szerzej rozchyli艂a usta i dalej ssa艂a i liza艂a jego r臋k臋. J臋zyk mia艂a szorstki w dotyku, prawie jak sweter.
Zwi臋kszyli tempo. Opar艂 si臋 prawym kolanem o 艂贸偶ko, obiema d艂o艅mi zn贸w chwyci艂 jej biodra. Musia艂 u偶y膰 niemal ca艂ej si艂y, by utrzyma膰 swoje ruchy, gdy ona krzycza艂a i rzuca艂a g艂ow膮 na boki, a on porusza艂 si臋 coraz szybciej, szybciej i szybciej, a potem jego wzrok zamgli艂 si臋, jakby ca艂a krew z jego cia艂a sp艂yn臋艂a w ni膮. Na moment straci艂 艣wiadomo艣膰. Potem jeszcze ocierali si臋 o siebie, zwalniaj膮c. Trzyma艂 j膮 w d艂oniach.
19 PO OPADACH 艢NIEGU przysz艂y mrozy. W nocy wszystko zastyg艂o, zamarz艂o. 艢wiat艂o poniedzia艂kowego poranka nadgryz艂a na brzegach inwersja. By艂o pi臋kne, poci膮gaj膮ce i gro藕ne.
Lars Bergenhem dygota艂 z zimna w kuchni. Zaparzy艂 kaw臋, podni贸s艂 偶aluzje i wyjrza艂 przez okno. Drzewa otula艂o kilka warstw mro藕nej pary. Na jego oczach podnosi艂 si臋 dym, a barwy krajobrazu skupia艂y si臋 po nocy. Jakby powraca艂y z jakiego艣 miejsca spoczynku, pomy艣la艂, jakby kolory nabra艂y nowych si艂 i teraz wchodzi艂y we wszystko z powrotem. Krzak ja艂owca, blady i prze艣wituj膮cy, odzyska艂 swoj膮 barw臋, kiedy zegar pokazywa艂 kilka minut po 贸smej. P艂ot opodal, przed chwil膮 prawie niewidoczny, wyr贸s艂 ze 艣niegu, zn贸w nabra艂 kontur贸w. Samoch贸d pod 艣niegow膮 czap膮 zacz膮艂 l艣ni膰, trafiony kilkoma odpryskami s艂o艅ca.
Mia艂 popo艂udniowy dy偶ur. Martina spa艂a. Poczu艂 g艂uchy wewn臋trzny niepok贸j, co艣 jak cichy szept w klatce piersiowej. Wypi艂 szybko kaw臋, w艂o偶y艂 kubek do zmywarki, poszed艂 do 艂azienki i przemy艂 oczy. Wyszorowa艂 z臋by, j臋zykiem przejecha艂 po ostrym kancie jednego z trzonowc贸w. Przy p艂ukaniu ust poczu艂 lodowate uk艂ucie.
Ostro偶nie wszed艂 do sypialni, si臋gn膮艂 po ubrania le偶膮ce na drewnianym krze艣le przy drzwiach. Martina poruszy艂a si臋 we 艣nie czy p贸艂艣nie. Po艣ciel si臋 zsun臋艂a i jej biodro odkry艂o si臋 po艣r贸d bieli 艂贸偶ka, jak wzg贸rze ze sk贸ry i ciep艂a w 艣nie偶nym krajobrazie. Podszed艂 do niej na palcach, pog艂adzi艂 delikatnie wypuk艂o艣膰, musn膮艂 wargami. Mrukn臋艂a przez sen, poruszy艂a si臋 jeszcze raz, nadal u艣piona.
Ubra艂 si臋, za艂o偶y艂 grubszy sweter, do tego solidne buty i sk贸rzan膮 kurtk臋, czapk臋 i r臋kawice. Musia艂 u偶y膰 ca艂ej si艂y, 偶eby otworzy膰 drzwi, od zewn膮trz napiera艂 nocny 艣nieg.
Potem si臋gn膮艂 po szufl臋 stoj膮c膮 przy drzwiach. Wbi艂 j膮 w tward膮 skorup臋, kt贸ra jak zmro偶ona pow艂oka le偶a艂a na mi臋kkim 艣niegu. Przekopa艂 艣cie偶k臋 do samochodu. Latem zrobi臋 gara偶, pomy艣la艂, tylko znajd臋 gdzie艣 tanie drewno.
Zrzuci艂 z samochodu pokryw臋 艣niegu, pr贸bowa艂 otworzy膰 przednie drzwi z lewej strony, 偶eby wyj膮膰 skrobaczk臋, ale kluczyk nie wszed艂 w zamek ani na p贸艂 milimetra. Sta艂 tak z g艂upi膮 min膮, wpatruj膮c si臋 w smar do zamk贸w le偶膮cy za szyb膮, w kieszeni na drzwiach z drugiej strony. Bezmy艣lno艣膰, pomy艣la艂.
Spr贸bowa艂 otworzy膰 drugie przednie drzwi, potem tylne i baga偶nik, ale nie uda艂o mu si臋 otworzy膰 偶adnego zamka. Poszed艂 do niewielkiej szopy za samochodem, wyszuka艂 trzydzie艣ci centymetr贸w stalowego drutu, po czym wsun膮艂 go pod blach臋 drzwi i w ci膮gu dziesi臋ciu sekund w艂ama艂 si臋 do samochodu. Po艂o偶y艂 kluczyki na dachu, prysn膮艂 smarem w zamek. Odczeka艂 chwil臋, spr贸bowa艂 w艂o偶y膰 kluczyk i od razu mu si臋 uda艂o. Wsun膮艂 plastikow膮 buteleczk臋 smaru do kieszeni sk贸rzanej kurtki, wyj膮艂 skrobaczk臋 i poci膮g艂ymi ruchami zacz膮艂 usuwa膰 l贸d z szyb. Kiedy sko艅czy艂, poczu艂 co艣 w rodzaju zadowolenia, jakby samoch贸d zosta艂 ogolony, wyszykowany na ca艂y dzie艅.
Silnik zaskoczy艂 z charkotem. Bergenhem w艂膮czy艂 nawiew i ustawi艂 ogrzewanie na maksa, a potem w艂膮czy艂 radio, w 艣rodku piosenki Phila Collinsa. Pr贸bowa艂 szuka膰 czego艣 innego, zmieniaj膮c cz臋stotliwo艣ci, ale zniech臋ci艂 si臋 i w艂o偶y艂 kaset臋, REM, Automatic for the People. Trzyma艂 j膮 w samochodzie od pi臋ciu lat, odk膮d si臋 ukaza艂a. Numer dwa na brytyjskiej li艣cie tej zimy, wiedzia艂 o tym, bo by艂 na wyje藕dzie studyjnym w Londynie podczas ostatniego roku w szkole policyjnej, w 1992. Upi艂 si臋 na weso艂o w jakim艣 pubie na Covent Garden i wyl膮dowa艂 w mieszkaniu jakiej艣 ch臋tnej dziewczyny w Camden, ale nie pami臋ta艂 dok艂adnie, kiedy ani jak si臋 tam znalaz艂.
Automatic for the People.
Zawsze automatycznie staj臋 po stronie ludzi, bo na tym polega moja praca, powiedzia艂, popijaj膮c cierpkie wino, a ona chichota艂a, kiedy znale藕li si臋 w 艂贸偶ku.
Nast臋pnej wiosny pozna艂 Martin臋.
Jecha艂
na po艂udnie. Krajobraz na przestrzeni kilometra zmieni艂 si臋 z
wiejskiego w wielkomiejski. Po prawej stronie kopci艂o fabryczne
miasteczko Volvo, tu偶 przed nim pi臋trzy艂 si臋 most 脛lvsborgsbron.
Wygl膮da艂, jakby zwisa艂 z nieba. Kiedy zbli偶a艂 si臋 do filaru,
zal艣ni艂y ostro cysterny z rop膮.
Druga fala porannego ruchu sun臋艂a powoli sieci膮 autostrad: doje偶d偶aj膮cy z p贸艂nocy w drodze do biur w city.
Wjecha艂 na most. Znalaz艂szy si臋 w najwy偶szym punkcie, spojrza艂 w prawo i zobaczy艂 fioletow膮 smug臋 horyzontu. W zale偶no艣ci od pory roku wygl膮da艂 r贸偶nie. Zim膮 przewa偶nie by艂 zamkni臋ty, jak gdyby nad morzem wybudowano mur. W poranki takie jak ten mo偶na by艂o patrze膰 przez niego na wylot, fioletowa p艂ynno艣膰, potem b艂臋kitna. Miasto zn贸w by艂o otwarte.
Zjecha艂 z mostu i skierowa艂 si臋 na zach贸d, jecha艂 bez celu. Wci膮偶 towarzyszy艂 mu niepok贸j, nie by艂 mu obcy: to uczucie szepta艂o w nim, odk膮d pami臋ta艂. Kaza艂o mu wsta膰 i wyj艣膰, sta艂o si臋 jeszcze bardziej dojmuj膮ce w ci膮gu ostatnich dni, ostatniego miesi膮ca... Domy艣la艂 si臋, 偶e ma to co艣 wsp贸lnego ze stercz膮cym jak zaokr膮glony sto偶ek brzuchem Martiny, 偶e wi膮za艂o si臋 w Okruszkiem, i wstydzi艂 si臋 tych my艣li.
Dojecha艂 do Fr枚lunda torg i zawr贸ci艂. Nie zatrzyma艂 si臋, nie wysiad艂. Pojecha艂 dalej przez Gnist盲ngstunneln. W ciemno艣ciach tunelu czer艅 wype艂ni艂a jego g艂ow臋. Musia艂 ni膮 potrz膮sa膰 i mruga膰 oczami, kiedy tunel si臋 sko艅czy艂 i ostra jasno艣膰 nieba porazi艂a go w oczy. Nagle poczu艂 strach, jak przeczucie. Marz艂 i pr贸bowa艂 przesun膮膰 regulator ogrzewania jeszcze dalej. Skierowa艂 si臋 z powrotem na most i jecha艂 ze wzrokiem wbitym prosto przed siebie.
Taks贸wka
zacz臋艂a si臋 艣lizga膰 na wysoko艣ci M枚lnlycke, potem zn贸w
odzyska艂a przyczepno艣膰 na zewn臋trznym pasie, przemkn臋艂a obok
autobusu lotniczego, jakby pojazdy um贸wi艂y si臋 na rajd
G枚teborg鈥揕andvetter Airport. Co w gruncie rzeczy by艂o nawet
zgodne z prawd膮. Na lotnisko jedzie si臋 tak, jakby liczy艂a si臋
ka偶da sekunda, pomy艣la艂 Winter. Siedzia艂 na tylnym siedzeniu
taks贸wki. Wcale si臋 nie 艣piesz臋, ale kierowca musi dojecha膰 jak
najszybciej.
W wewn臋trznej kieszeni jego marynarki zadzwoni艂 telefon. Wysun膮艂 anten臋 i odebra艂. Matka.
鈥 Eriku! 鈥 By艂a troch臋 zdyszana, jakby w艂a艣nie odby艂a przebie偶k臋 mi臋dzy sto艂em kuchennym a lod贸wk膮. 鈥 Jeste艣 w domu?
鈥 W drodze na lotnisko.
鈥 Jeste艣 taki pracowity, Eriku.
Spojrza艂 na kierowc臋. M臋偶czyzna siedzia艂 sztywno i markotnie patrzy艂 przed siebie, jakby zastanawia艂 si臋, czy nie zjecha膰 nagle na prawy pas i nie waln膮膰 w skaln膮 艣cian臋.
鈥 Podr贸偶ujesz s艂u偶bowo 鈥 powiedzia艂a matka.
鈥 Najcz臋艣ciej kr膮偶臋 pomi臋dzy Vasaplatsen i Ernst Fontells plats 鈥 odpar艂.
鈥 Co za Fontells?
鈥 Plac przed siedzib膮 policji. Nazywa si臋 Ernst Fontells plats.
鈥 Ach tak.
鈥 To s膮 moje podr贸偶e s艂u偶bowe. Czasami je偶d偶臋 na rowerze.
鈥 Ale nie teraz. Dok膮d jedziesz?
鈥 Do Londynu.
鈥 To co innego, cho膰 to takie nieprzyjemne miasto.
鈥 Ju偶 o tym rozmawiali艣my.
Ws艂uchiwa艂 si臋 w odg艂osy na linii: ci膮g艂y szum, w kt贸rym chyba s艂ysza艂 strz臋pki g艂os贸w, fragmenty splataj膮cych si臋 ze sob膮 s艂贸w, jak zupe艂nie nowy j臋zyk.
鈥 Po co dzwonisz? 鈥 zapyta艂.
鈥 Czy musz臋 mie膰 pow贸d, 偶eby dzwoni膰 do syna?
鈥 Doje偶d偶amy do zjazdu na lotnisko 鈥 sk艂ama艂.
鈥 Skoro zapyta艂e艣, to zadzwoni艂am do Karin. M贸wi艂a, 偶e by艂e艣 bardzo delikatny.
Nie odpowiedzia艂.
鈥 Powiedzia艂a te偶, 偶e Lasse prze偶y艂 to bardzo ci臋偶ko. Nawet si臋 dziwi艂a, 偶e sama chyba lepiej sobie z tym radzi ni偶 on.
Winter czeka艂 na dalszy ci膮g. Samoch贸d zwolni艂. Zjechali na prawo i znale藕li si臋 na zje藕dzie. Winter us艂ysza艂 szybki dono艣ny ryk z ty艂u i odwr贸ci艂 si臋. Autobus ich dogoni艂. By艂 tu偶 za nimi, a kierowca by艂 got贸w przeprowadzi膰 szalony manewr wyprzedzania na wysoko艣ci znaku pierwsze艅stwa stoj膮cego sto metr贸w dalej.
鈥 Tam jest du偶o emocji 鈥 powiedzia艂 Winter do matki.
鈥 Co?
鈥 Tam jest du偶o emocji, z kt贸rymi b臋d膮 偶yli po 艣mierci Pera. D艂ugo.
鈥 Pieprzony chuj! 鈥 krzykn膮艂 nagle taks贸wkarz, z dzikim wzrokiem. Jego oczy do tej pory wygl膮da艂y, jakby je zrobiono z porcelany. Zerka艂 w lusterko wsteczne, nie na Wintera. Koncentrowa艂 si臋 na autobusie, kt贸ry zahamowa艂 gwa艂townie i stan膮艂 kilkana艣cie centymetr贸w za nimi.
鈥 To jacy艣 cholerni wariaci 鈥 rzuci艂, spogl膮daj膮c na Wintera z lusterka. 鈥 Jad膮, jakby si臋 pali艂o.
鈥 To przez rozk艂ady jazdy 鈥 odpar艂 Winter, zas艂aniaj膮c d艂oni膮 mikrofon telefonu.
Kierowca prychn膮艂 w odpowiedzi.
鈥 Co powiedzia艂e艣, Eriku? 鈥 odezwa艂a si臋 matka.
鈥 Nic.
鈥 Co si臋 tam dzieje?
鈥 W艂a艣nie dojechali艣my.
鈥 Nie zapomnij zadzwoni膰 do Lotty.
鈥 Nie zapomn臋. Pa, mamo.
鈥 Uwa偶aj na siebie w Lon...
Odsun膮艂 telefon od ucha i roz艂膮czy艂 si臋.
W
hali odlot贸w musia艂 czeka膰 kwadrans w kolejce, 偶eby poda膰 bilet
i paszport kobiecie siedz膮cej za kontuarem. Z prawej odprawiali si臋
pasa偶erowie wylatuj膮cy na Wyspy Kanaryjskie. Nad d艂ug膮, szerok膮
kolejk膮 unosi艂 si臋 szmer przesyconych radosnym oczekiwaniem
g艂os贸w.
Winter poprosi艂 o miejsce przy przej艣ciu, najlepiej blisko wyj艣cia awaryjnego, ze wzgl臋du na swoje d艂ugie nogi. Niepal膮cy, cho膰 teraz British Airways wszystkich wozi艂y do Londynu bez dymka.
Kiedy kobieta zajmowa艂a si臋 jego dokumentami, pomy艣la艂 o stosach list pasa偶er贸w, kt贸re jego zesp贸艂 w艂a艣nie otrzyma艂. Niewykonalne zadanie. Wszyscy, kt贸rzy przylecieli samolotem z Wielkiej Brytanii do G枚teborga w ci膮gu ostatnich dw贸ch miesi臋cy. Do pokazania, gdyby kto艣 pyta艂: tak, oto s膮 listy, zebrali艣my ca艂y materia艂. Gdy dostaniemy trzy tysi膮ce ludzi do pomocy i jeszcze trzy lata czasu, przyjrzymy si臋 wszystkim nazwiskom, z nadziej膮, 偶e wszyscy podr贸偶uj膮 pod swoim w艂asnym.
Czy ludzie Macdonalda te偶 si臋 tym zajmuj膮? pomy艣la艂. Na pewno te偶 maj膮 te listy, tak jak my. I nigdy nie wiadomo. Nigdy nie wiadomo. Wzi膮艂 bilet, paszport i kart臋 pok艂adow膮 i popatrzy艂 za walizk膮, kt贸ra chwiejnie ruszy艂a na ta艣mie. U艣miechn膮艂 si臋 do kobiety i wszed艂 na schody. Teraz kontrola paszportowa, prze艣wietlenie i rewizja.
Aneta Djanali widzia艂a przed sob膮 sw贸j oddech. W cieniu pod domami by艂o zimno i jeszcze ciemniej, kiedy widzia艂o si臋 s艂o艅ce przy ko艅cu ulicy.
鈥 Chyba nie jeste艣 przyzwyczajona do czego艣 takiego? 鈥 spyta艂 Fredrik Halders.
鈥 O co ci chodzi?
鈥 O ten mr贸z. Nie mo偶esz by膰 do tego przyzwyczajona.
鈥 Musisz mi to bli偶ej wyt艂umaczy膰 鈥 powiedzia艂a Aneta Djanali, cho膰 wiedzia艂a, o co chodzi.
鈥 To si臋 nazywa 艣nieg 鈥 wyja艣ni艂 Halders, pokazuj膮c palcem. 鈥 I mr贸z. 鈥 Pr贸bowa艂 d艂oni膮 艂apa膰 powietrze.
鈥 Aha.
鈥 Czego艣 takiego chyba tam u was nie ma?
鈥 A gdzie dok艂adnie?
鈥 Tam u was? Ty chyba sama wiesz najlepiej.
鈥 Chc臋 to us艂ysze膰 od ciebie.
Halders wydmucha艂 nowy ob艂oczek pary, odwr贸ci艂 g艂ow臋 i spojrza艂 na ciemn膮 twarz kobiety.
鈥 Wagadugu 鈥 odpar艂.
鈥 S艂ucham?
鈥 Wagadugu, miejsce, z kt贸rego pochodzisz.
鈥 Doprawdy?
鈥 To stolica G贸rnej Wolty.
鈥 Aha.
鈥 Obecnie znanej jako Burkina Faso.
鈥 Nigdy o tym nie s艂ysza艂am.
鈥 Burkina Faso 鈥 powt贸rzy艂.
鈥 Urodzi艂am si臋 w 脰stra sjukhuset 鈥 odpar艂a.
鈥 脰stra sjukhuset w Wagadugu 鈥 doda艂 Halders i nagle oboje wybuchn臋li 艣miechem.
Weszli w bram臋, pierwsz膮 przy ulicy, przy kt贸rej to si臋 zdarzy艂o. To by艂a druga tura. Mieli porozmawia膰 z tymi, kt贸rych za pierwszym razem nie by艂o w domu i nie odpowiadali na nagrane wiadomo艣ci. To by艂a podw贸jna brama, po艂膮czona korytarzem z klatk膮 schodow膮, na kt贸rej znajdowa艂o si臋 mieszkanie Jamiego Robertsona.
P贸藕ny poranek. 艢wiat艂o nad miastem wygl膮da艂o, jakby pali艂a si臋 s艂aba 偶ar贸wka. Przyt艂umiona jasno艣膰, budz膮ca zdziwienie: po przesileniu zimowym ka偶de 艣wiat艂o jest niespodziank膮.
Aneta Djanali zadzwoni艂a do drzwi na drugim pi臋trze. Us艂ysza艂a jaki艣 szmer, g艂osy z pi臋tra powy偶ej, a po trzecim dzwonku odg艂os krok贸w dobiegaj膮cych z mieszkania. Drzwi otworzy艂y si臋 na ca艂膮 szeroko艣膰. M臋偶czyzna w wieku oko艂o trzydziestu pi臋ciu czy czterdziestu lat, z bujn膮 czupryn膮 i szerokimi szelkami na bia艂ej koszuli, z niezapi臋tymi mankietami, najwidoczniej w trakcie ubierania, mo偶e na jakie艣 przyj臋cie. Wok贸艂 ko艂nierzyka zwisa艂 niezawi膮zany krawat. Przyj臋cie, pomy艣la艂a Aneta Djanali, jaka艣 okazja w 艣rodku tygodnia, dla nie ca艂kiem zwyk艂ych ludzi. Wygl膮da艂 elegancko, cho膰 troch臋 nie艣wie偶o. D艂onie lekko mu dr偶a艂y. Oczy mia艂 opuchni臋te. Na pewno pije.
鈥 Tak?
鈥 Jeste艣my z policji 鈥 rykn膮艂 Halders z typow膮 dla siebie arogancj膮.
Podoba mu si臋 to, pomy艣la艂a Aneta Djanali. Lubi narusza膰 mir domowy. To dlatego chodzi tak rok po roku, dalej nie zajdzie. On tego nie rozumie, albo mo偶e zrozumia艂, ale i tak ju偶 jest za p贸藕no.
鈥 S艂ucham? 鈥 M臋偶czyzna przesun膮艂 d艂oni膮 po krawacie.
W艂oski, pomy艣la艂a Djanali. Chyba jedwab, i chyba drogi. Winter by wiedzia艂, gdyby tu by艂.
鈥 Czy mo偶emy wej艣膰 na chwil臋? 鈥 spyta艂a.
鈥 A o co chodzi?
鈥 Chcieliby艣my zada艅 panu kilka pyta艅.
鈥 W jakiej sprawie?
鈥 Czy mo偶emy wej艣膰? 鈥 powt贸rzy艂 Halders, wskazuj膮c gestem schody, 偶eby pokaza膰, 偶e to nie jest miejsce na tego rodzaju pytania.
M臋偶czyzna cofn膮艂 si臋, jak przed kim艣, kto go przekona艂. Albo jak przed dwoma w艂amywaczami, kt贸rzy go sterroryzowali. Zaczeka艂, a偶 wejd膮, zamkn膮艂 drzwi i wskaza艂 przedpok贸j. Przeszli do salonu, wi臋kszego ni偶 salony w mieszkaniach w s膮siedztwie. Aneta Djanali rozejrza艂a si臋: wysoki sufit, sztukaterie, przestrze艅 i wiele innych rzeczy, kt贸re tak trudno by艂o zauwa偶y膰 w pokoju, w kt贸rym zgin膮艂 Jamie. Jego mieszkanie by艂o mniejsze, skromniejsze, tak samo wysokie, ale to by艂y jedyne r贸偶nice.
鈥 Ale偶 wielki ten pok贸j 鈥 stwierdzi艂a.
鈥 Wybi艂em 艣cian臋 鈥 wyja艣ni艂 m臋偶czyzna.
鈥 Sam? 鈥 zapyta艂 Halders.
M臋偶czyzna spojrza艂 na niego, jakby patrzy艂 na komika, kt贸ry powiedzia艂 co艣 zabawnego.
鈥 Czy jeste艣cie tu pa艅stwo z powodu morderstwa? 鈥 zapyta艂, zwr贸cony w stron臋 Djanali.
呕adne z nich nie odpowiedzia艂o. Halders wpatrywa艂 si臋 w p贸艂nocn膮 艣cian臋, Djanali odwzajemni艂a spojrzenie m臋偶czyzny.
鈥 艢mier膰 ch艂opca z s膮siedniej klatki 鈥 doda艂.
鈥 Tak 鈥 przyzna艂a Djanali. 鈥 Chcieliby艣my zada膰 panu w zwi膮zku z tym kilka pyta艅.
鈥 S艂ucham?
鈥 Czy by艂 pan w domu mniej wi臋cej wtedy, kiedy to si臋 sta艂o?
Wyja艣ni艂a, kiedy to by艂o, poda艂a orientacyjn膮 godzin臋.
鈥 Tak s膮dz臋. Ale chyba wyjecha艂em zaraz po tym. Nast臋pnego ranka.
鈥 Wie pan, o kt贸rym ch艂opcu m贸wimy?
鈥 Tak. Nie da艂o si臋 tego przeoczy膰.
鈥 Dlaczego?
鈥 Prasa i telewizja. Nie 偶ebym ogl膮da艂 du偶o, ale nie da艂o si臋 tego nie zauwa偶y膰. By艂em w domu p贸艂 dnia, ale zd膮偶y艂em o tym us艂ysze膰 i przeczyta膰 鈥 powiedzia艂, wskazuj膮c stos gazet na stoliku.
Aneta Djanali podesz艂a do nich. Gazety z dw贸ch ostatnich dni by艂y roz艂o偶one, le偶a艂y luzem na pod艂odze.
鈥 To znaczy, 偶e pan w艂a艣nie wr贸ci艂 z podr贸偶y? 鈥 zapyta艂a.
鈥 Kilka godzin temu.
鈥 Gdzie pan by艂?
鈥 To chyba nie ma 偶adnego znaczenia?
鈥 Je艣li to nie ma znaczenia, mo偶e pan bez problemu odpowiedzie膰 na to pytanie.
鈥 Na urlopie. Gran Canaria 鈥 wyja艣ni艂. 鈥 Nie wida膰?
Nagle jakby si臋 zaniepokoi艂, 偶e nie jest opalony i 偶e ca艂a podr贸偶 by艂a na darmo. Wyszed艂 do przedpokoju i wr贸ci艂 z niewielk膮 torb膮. Wyj膮艂 z niej bilet.
鈥 Tu jest dow贸d 鈥 powiedzia艂.
鈥 Czy pami臋ta pan tego ch艂opaka z... czy go pan spotka艂 wcze艣niej? 鈥 zapyta艂 Halders, nie patrz膮c na dow贸d.
鈥 Co to za pytanie?
鈥 Czy widzia艂 pan, jak wchodzi艂 albo wychodzi艂 z budynku?
鈥 Tak.
鈥 Tak?
鈥 Jak m贸wi艂em. Wygl膮da na to, 偶e czasem mieli艣my te same pory, to znaczy dla mnie to by艂y p贸藕ne zmiany, czyli... tak... widzia艂em go kilka razy. Jestem motorniczym tramwaju 鈥 doda艂, jakby po to, 偶eby wyja艣ni膰 te p贸藕ne zmiany.
Zgadza si臋, pomy艣la艂a Aneta Djanali. P贸藕n膮 por臋 mo偶na skojarzy膰 z tramwajem. Czasem tak p贸藕n膮, 偶e tramwaj wcale nie przyje偶d偶a. No prosz臋. Wygl膮da raczej na m艂odego dyrektora banku ni偶 na motorniczego. Wyobrazi艂a sobie Erika Wintera siedz膮cego w przeszklonej kabinie motorniczego i ze stukotem p臋dz膮cego tramwajem wzd艂u偶 Brunnsparken.
鈥 Czy by艂 sam? 鈥 zapyta艂a, z nadziej膮, 偶e 偶aden z nich nie zauwa偶y艂, 偶e si臋 u艣miecha艂a w my艣lach.
鈥 S艂ucham?
鈥 Kiedy go pan spotyka艂, tego ch艂opaka. Czy by艂 wtedy sam?
鈥 Nie zawsze.
鈥 Nie by艂 sam 鈥 powt贸rzy艂 Halders.
鈥 Kiedy ostatni raz widzia艂 go pan z kim艣? 鈥 zapyta艂a Aneta Djanali.
M臋偶czyzna wyra藕nie zbiera艂 my艣li, a kiedy obraz, kt贸rego szuka艂, wreszcie mu si臋 ukaza艂, nagle zblad艂. W jednej sekundzie jego twarz zbiela艂a. Podszed艂 do stolika z gazetami i opar艂 si臋 o jego brzeg.
鈥 M贸j Bo偶e 鈥 zawo艂a艂.
鈥 Co si臋 sta艂o? 鈥 zapyta艂 Halders i podszed艂, 偶eby go podeprze膰.
Przypomnia艂 sobie, pomy艣la艂a Aneta Djanali. Przypomnia艂 sobie, 偶e widzia艂 diab艂a. Nie b臋d臋 mu teraz niczego podsuwa艂a. To piekielnie wa偶na chwila.
鈥 Kiedy po raz ostatni widzia艂 pan tego ch艂opaka z kim艣 innym? 鈥 powt贸rzy艂a.
鈥 Tttto musia艂o by膰 wtt...
鈥 S艂ucham?
M臋偶czyzna odchrz膮kn膮艂 i zn贸w m贸g艂 m贸wi膰.
鈥 Widzia艂em tego ch艂opca z jakim艣 m臋偶czyzn膮 鈥 powiedzia艂 i nagle opad艂 na kolana i podpar艂 si臋 r臋kami.
Halders i Djanali spojrzeli na siebie.
鈥 Chwileczk臋 鈥 wyja艣ni艂 m臋偶czyzna, przegl膮daj膮c roz艂o偶one na pod艂odze gazety. 鈥 Widzia艂em tu gdzie艣... dat臋.
Mogli mu j膮 poda膰, ale czekali.
Wsta艂 z gazet膮 w d艂oni.
鈥 Chryste 鈥 powiedzia艂, spogl膮daj膮c na sw贸j bilet. 鈥 To by艂o wtedy.
鈥 Co by艂o wtedy? 鈥 zapyta艂 Halders.
鈥 Spotka艂em go w wiecz贸r poprzedz... poprzedzaj膮cy to 鈥 odpar艂, spogl膮daj膮c na nich. 鈥 To mu... musia艂o by膰 wtedy.
鈥 I pan to m贸wi dopiero teraz? 鈥 zapyta艂 Halders.
鈥 Samolot odlatywa艂 bardzo wcze艣nie... nast臋pnego ranka.
鈥 Gran Canaria?
鈥 Tak. Puerto Rico.
鈥 Przecie偶 to nie na Kanarach, do jasnej cholery.
鈥 Nnnno ttak 鈥 powiedzia艂 m臋偶czyzna z wahaniem, jak gdyby straci艂 pewno艣膰, gdzie sp臋dzi艂 ostatnie tygodnie.
鈥 Tam s膮 szwedzkie gazety 鈥 rzuci艂 Halders.
鈥 Nie czyta艂em 偶adnych gazet 鈥 odpar艂 m臋偶czyzna. W jego g艂osie s艂ycha膰 by艂o bezgraniczny smutek.
Aneta Djanali domy艣la艂a si臋, o co mu chodzi, i da艂a znak Haldersowi.
鈥 Do tej chwili nic nie wiedzia艂em.
鈥 Zgadza si臋 鈥 przyzna艂a Aneta Djanali.
鈥 Nic 鈥 powt贸rzy艂 m臋偶czyzna.
鈥 Czy rozpozna艂by pan tego m臋偶czyzn臋, kt贸rego widzia艂 pan w towarzystwie Jamiego Robertsona, gdyby pan go zn贸w spotka艂?
M臋偶czyzna wykona艂 trudny do zinterpretowania gest. M贸g艂 oznacza膰 wszystko i nic.
鈥 Widzia艂em g艂贸wnie plecy.
鈥 Ale to by艂 m臋偶czyzna? 鈥 upewni艂a si臋 Djanali.
鈥 Wysoki m臋偶czyzna. Wchodzili po schodach na g贸r臋, min膮艂em ich w drodze do tego korytarza na dole. A mo偶e stali przy windzie...
Halders spojrza艂 na Anet臋 Djanali.
鈥 Chcieliby艣my, 偶eby pan poszed艂 z nami, na d艂u偶sz膮 i bardziej szczeg贸艂ow膮 rozmow臋 o tym 鈥 powiedzia艂.
鈥 Bardziej szczeg贸艂ow膮? Czy jestem pode... podejrzany?
鈥 Posiada pan informacje, kt贸re s膮 dla nas bardzo interesuj膮ce. Chcemy, 偶eby pan poszed艂 z nami, bo musimy o tym porozmawia膰. B臋dzie pan wtedy mia艂 mo偶liwo艣膰 troch臋 si臋 zastanowi膰.
鈥 Jestem troch臋... zm臋czony.
Nie zmuszaj mnie, ch艂opie, 偶ebym powiedzia艂, 偶e mo偶emy ci臋 przetrzyma膰 sze艣膰 plus sze艣膰 godzin, pomy艣la艂 Halders.
鈥 Oczywi艣cie. 鈥 M臋偶czyzna powiedzia艂 to, jakby odpowiada艂 na pytanie, kt贸re sam sobie zada艂. 鈥 Przepraszam na chwil臋. 鈥 Niemal wybieg艂 do przedpokoju, a potem us艂yszeli odg艂osy m臋ki. Jego zmaltretowany 偶o艂膮dek wyrzuca艂 zawarto艣膰 do ubikacji.
鈥 Kiedy Winter odlatuje do Londynu? 鈥 zapyta艂 Halders, zwracaj膮c si臋 do Anety Djanali.
鈥 Chyba w艂a艣nie teraz 鈥 odpowiedzia艂a i spojrza艂a na zegarek. 鈥 Za pi臋tna艣cie jedenasta, tak m贸wi艂. To za dziesi臋膰 minut.
鈥 Dzwo艅 do niego natychmiast! 鈥 krzykn膮艂 Halders z palcem skierowanym w praw膮 kiesze艅 jej kurtki.
Dziewczyna wyj臋艂a kom贸rk臋 i wybra艂a numer.
鈥 Jak sobie kiedy艣 radzili艣my bez tego dziadostwa 鈥 mrukn膮艂 Halders sam do siebie.
鈥 Nie odbiera 鈥 powiedzia艂a Djanali po dziesi臋ciu sekundach.
鈥 Wy艂膮czy艂 telefon, jest ju偶 w samolocie. Zacz膮艂 my艣le膰 o drinkach i zerka膰 na nogi stewardes.
Z 艂azienki da艂y si臋 s艂ysze膰 odg艂osy kolejnego ataku.
鈥 Dzwo艅 na Landvetter 鈥 rzuci艂 Halders.
鈥 Nie mam num...
鈥 Dziewi臋膰dziesi膮t cztery dziesi臋膰 zero zero.
鈥 Umiesz go na pami臋膰 鈥 zdziwi艂a si臋 Aneta Djanali, wystukuj膮c cyfry.
鈥 Umiem wszystko.
Uzyska艂a po艂膮czenie i wyja艣ni艂a, o co chodzi. Na dwie minuty przed tym, jak mia艂 ruszy膰 w stron臋 pasa startowego, kobieta, kt贸ra wcze艣niej przyj臋艂a od Wintera kart臋 pok艂adow膮, wywo艂a艂a przez g艂o艣niki jego nazwisko. Winter wsta艂 z fotela i p贸艂 godziny p贸藕niej wysiada艂 z samochodu przy Ernst Fontells plats.
20 NAZYWA艁 SI臉 BECKMAN i jeszcze niedawno upija艂 si臋 w altanie na Altamar z lini膮 horyzontu od wschodu po zach贸d przed oczami. W samolocie do Szwecji by艂 trze藕wy. Tylko tyle.
Nie by艂 pierwszym 艣wiadkiem, jakiego przes艂uchiwali. Ale to by艂o pilniejsze ni偶 poprzednie przypadki. Winter czu艂 to, jad膮c wind膮 na g贸r臋 z akt贸wk膮 w d艂oni. Walizka mia艂a dojecha膰 p贸藕niej, zapewne po podr贸偶y do Londynu.
Beckman mia艂 lekkie objawy odstawienia, mo偶e nie delirium, ale rusza艂 si臋 tak, jakby s艂ucha艂 hip-hopu. Prowadzi艂 tramwaj? To tramwaj, co jedzie do nieba, Jezus kieruje, B贸g bilety kasuje, pomy艣la艂 Winter, siadaj膮c naprzeciwko niego. Ale偶 mu zgotowano powitanie w ojczy藕nie, a mnie nawet nie uda艂o si臋 wyjecha膰.
Przedstawi艂 si臋. Ta艣ma zacz臋艂a si臋 nawija膰, na korytarzu rozleg艂 si臋 kr贸tki, jasny 艣miech.
鈥 Nie pami臋tam zbyt wiele 鈥 powiedzia艂 Beckman po wst臋pnych formalno艣ciach.
鈥 Kt贸ra by艂a godzina, kiedy wraca艂 pan z pracy tego wieczoru lub nocy, kiedy pan widzia艂 Jamiego Robertsona z tym... m臋偶czyzn膮?
鈥 Kr贸tko po p贸艂nocy, minuta albo co艣 takiego 鈥 odpar艂 Beckman. 鈥 Ale to nie by艂o do ko艅ca tak.
鈥 Co nie by艂o tak?
鈥 By艂o troch臋 inaczej. Wr贸ci艂em tam po tym, jak zobaczy艂em ich pierwszy raz, i wtedy chyba widzia艂em go drugi raz.
鈥 Widzia艂 go pan drugi raz?
鈥 Zgubi艂em gdzie艣 szalik. Mo偶e to dziwne, ale go nie by艂o i pomy艣la艂em, 偶e... 偶e mo偶e si臋 zsun膮艂, kiedy rozpina艂em p艂aszcz w bramie, wi臋c wr贸ci艂em tam i wtedy zn贸w zobaczy艂em plecy tego faceta. Wchodzi艂 po schodach.
鈥 Czy by艂 sam?
鈥 Tak, za drugim razem tak.
鈥 Niech pan spr贸buje go opisa膰.
鈥 To nie艂atwe.
鈥 Prosz臋 jednak spr贸bowa膰.
鈥 Ale by艂o co艣 jeszcze.
鈥 Tak?
鈥 Nie wiem, jak to powiedzie膰.
Winter czeka艂 na ci膮g dalszy. Zza drzwi zn贸w da艂 si臋 s艂ysze膰 艣miech.
Mo偶e to troch臋 uspokoi Beckmana, pomy艣la艂 Winter, a mo偶e b臋dzie jeszcze bardziej rozkojarzony. W tej chwili przeczesujemy jego mieszkanie. Zabi艂 ch艂opaka, a potem odlecia艂 sobie w niebo. Zaraz to powie, a potem przyzna si臋 do reszty. Mo偶e by艂 w Londynie. Takie rzeczy 艣wietnie potrafimy sprawdza膰. Dzi艣 wieczorem b臋dziemy 艣wi臋towa膰, a偶 do nast臋pnego razu. Zwykle to przypadek decyduje, odprysk szcz臋艣cia albo szerokie poci膮gni臋cie p臋dzla. To rutyna, procedury. Powiedz, 偶e zabi艂e艣 tego ch艂opca, a potem po prostu sobie polecia艂e艣.
鈥 Mia艂em wra偶enie, 偶e widzia艂em co艣 znajomego... kiedy si臋 teraz nad tym zastanawiam 鈥 powiedzia艂 Beckman.
Winter pokiwa艂 g艂ow膮, czeka艂. Klimatyzacja szemra艂a w rogach pokoju jak oddech. Pok贸j zdawa艂 si臋 dusi膰 swoim w艂asnym zapachem. Pachnia艂o s艂abo perfumami i czym艣 podobnym do zwietrza艂ej wody po goleniu.
艢wietl贸wka wydobywa艂a z mroku ostre cienie. Stawa艂y si臋 coraz ciemniejsze i d艂u偶sze, im bardziej dzie艅 przechodzi艂 w p贸藕ne popo艂udnie. Winter nie zapali艂 lampki na biurku, jeszcze nie.
Ponownie kiwn膮艂 g艂ow膮, na zach臋t臋.
鈥 My艣l臋, 偶e to jego kurtka... chyba dlatego teraz o tym pomy艣la艂em albo zwr贸ci艂em uwag臋 wtedy.
鈥 Rozpozna艂 pan jego kurtk臋?
鈥 Co艣 w niej by艂o takiego... nie mog臋 sobie przypomnie膰 co... to by艂o... ale to si臋 wi膮偶e z moj膮 prac膮.
鈥 Z pa艅sk膮 prac膮?
鈥 Kiedy tak jak ja siedzi si臋 w szklanej klatce i prowadzi tramwaj, zaczyna si臋 zwraca膰 uwag臋 na ludzi. Mo偶e nie tak bardzo jak kiedy艣, kiedy mieli艣my sta艂e trasy, ale jednak. 鈥 Napi艂 si臋 wody. D艂o艅 mu dr偶a艂a, ale uda艂o mu si臋 podnie艣膰 szklank臋 do ust. 鈥 Rozpoznaje si臋 du偶膮 cz臋艣膰 ludzi, kt贸rzy je偶d偶膮 mniej lub bardziej regularnie 鈥 doda艂, odstawiaj膮c szklank臋.
鈥 Rozpozna艂 go pan?
鈥 Wydaje mi si臋, 偶e kilka razy widzia艂em kogo艣 w podobnej kurtce, ale nic wi臋cej.
鈥 A co takiego by艂o w tej kurtce?
鈥 W艂a艣nie usi艂uj臋 sobie przypomnie膰.
鈥 Kolor?
鈥 To by艂a czarna sk贸rzana kurtka, ale nie chodzi艂o o kolor.
鈥 Sk贸ra?
鈥 To by艂o co艣... 鈥 zacz膮艂 Beckman, przeci膮gaj膮c s艂owa. 鈥 Nie, nie przypomn臋 sobie.
鈥 Guziki?
鈥 Guzi... nie.
Wielki Bo偶e, pomy艣la艂 Winter. B臋dziemy musieli oblecie膰 z tym facetem wszystkie sklepy w mie艣cie.
鈥 Jaki艣 napis na plecach?
Beckman potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
鈥 Nie przypomn臋 sobie 鈥 powiedzia艂. 鈥 Ale by艂o co艣 takiego...
鈥 Czy ten m臋偶czyzna by艂 bardzo wysoki? 鈥 zapyta艂 Winter, 偶eby wyj艣膰 z impasu.
鈥 Tak mi si臋 wydaje. Tak, by艂 raczej wysoki.
鈥 Wy偶szy od ch艂opaka?
鈥 Tak to wygl膮da艂o, ale trudno powiedzie膰, kiedy kto艣 idzie po schodach.
鈥 Mojego wzrostu? 鈥 zapyta艂 Winter i wyprostowa艂 si臋.
鈥 Mo偶e jako艣 podobnie.
鈥 Jak chodzi艂?
鈥 No... chyba normalnie.
鈥 Nie utyka艂 ani nic w tym rodzaju?
鈥 Nie, ale to trudno zauwa偶y膰, kiedy kto艣 jest na schodach. Chodzenie po schodach jest w gruncie rzeczy takim utykaniem 鈥 odpar艂 Beckman, ale si臋 nie u艣miecha艂. 鈥 A tak poza tym mia艂 d艂ugie w艂osy, d艂ugie i ciemne.
鈥 Jak d艂ugie?
鈥 Do ramion, tak mi si臋 wydaje.
鈥 Takie d艂ugie?
鈥 Pomy艣la艂em wtedy, 偶e facet贸w z tak d艂ugimi w艂osami ostatnio nie widuje si臋 zbyt cz臋sto.
Uspokoi艂 si臋 nieco, jakby dosta艂 setk臋. A mo偶e to jego w艂asny g艂os i wspomnienia stopniowo pomog艂y mu si臋 rozlu藕ni膰. By艂 mniej rozedrgany, jakby muzyka w jego g艂owie zmieni艂a rytm.
鈥 Kiedy pi臋tna艣cie lat temu my艣la艂o si臋 o tym, jak ludzie wygl膮dali w po艂owie lat sze艣膰dziesi膮tych mniej wi臋cej... to zauwa偶a艂o si臋, 偶e wygl膮dali inaczej. Ciuchy, a przede wszystkim w艂osy. Ale kiedy dzisiaj patrzy si臋 na zdj臋cia z tamtych czas贸w, to tak, jakby si臋 patrzy艂o na zdj臋cia wsp贸艂czesne.
鈥 To tak jak z dru偶ynami pi艂karskimi 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Co?
鈥 Zdj臋cia dru偶yn pi艂karskich z lat sze艣膰dziesi膮tych mog艂yby r贸wnie dobrze by膰 zrobione dzisiaj, przynajmniej je艣li chodzi o fryzury.
鈥 W艂a艣nie.
鈥 A wi臋c ten m臋偶czyzna mia艂 d艂ugie w艂osy?
鈥 Jak argenty艅ski pi艂karz 鈥 przyzna艂 Beckman i po raz pierwszy si臋 u艣miechn膮艂. 鈥 To wygl膮da艂o jako艣 nienaturalnie. Te w艂osy. Prawie jak peruka.
鈥 Peruka?
鈥 No nie wiem.
鈥 Tupet?
Beckman wzruszy艂 ramionami.
鈥 Ale mia艂 okulary.
鈥 Okulary? 鈥 powt贸rzy艂 Winter.
鈥 Solidne, czarne oprawki. Tak s膮dz臋, ale nie mam pewno艣ci.
鈥 Rogowe oprawki?
鈥 Tak, mo偶e tak to si臋 nazywa.
鈥 Potem popracujemy nad tym przy komputerze.
Beckman nie odpowiedzia艂. Omija艂 wzrokiem Wintera, jakby ju偶 zacz膮艂 si臋 przygotowywa膰 do sporz膮dzenia rysopisu kogo艣, kogo nawet nie widzia艂.
鈥 Mia艂 torb臋 鈥 doda艂. 鈥 Kiedy szed艂 po schodach sam, za drugim razem.
鈥 Czy mo偶e pan dok艂adniej go opisa膰? 鈥 poprosi艂 Winter, a Beckman spr贸bowa艂 to zrobi膰.
鈥 Wie pan mo偶e, czy on pana widzia艂 chocia偶 troch臋? 鈥 zapyta艂 Winter na koniec.
鈥 Nie s膮dz臋, 偶eby mnie widzia艂. Szed艂em cicho, by艂em zm臋czony i wyciszony.
鈥 Nie patrzy艂 w pa艅sk膮 stron臋.
鈥 Nie zauwa偶y艂em.
鈥 G艂osu te偶 pan nie s艂ysza艂?
鈥 Nie.
Erik
Winter szed艂 do domu przez Heden. Mr贸z zatrzyma艂 b艂臋kit nieba,
nawet po zmierzchu. Winter czu艂 si臋 jak bezdomny, jak kto艣, kto
nagle musia艂 przerwa膰 podr贸偶. Nie chcia艂 wraca膰 do domu.
Walizka wr贸ci艂a. Zostawi艂 j膮 w swoim pokoju, ale zmieni艂 zdanie
i wr贸ci艂 na komend臋. Radiow贸z odwi贸z艂 go do domu. Wjecha艂 na
g贸r臋 wind膮, rzuci艂 walizk臋 w przedpokoju i przejrza艂 stos
list贸w. Nie znalaz艂 nic, co by zas艂ugiwa艂o na otwarcie.
By艂 g艂odny i podenerwowany. Rozebra艂 si臋 w przedpokoju przed drzwiami 艂azienki, wzi膮艂 prysznic i przebra艂 si臋 w czarny p贸艂golf i mi臋kki szary zimowy garnitur od Ermenegildo Zegny. Zatelefonowa艂.
Przeci膮gn膮艂 d艂oni膮 po w艂osach. By艂y zbyt wilgotne, wytar艂 je r臋cznikiem i uczesa艂 si臋. Zadzwoni艂 telefon. S艂ucha艂 g艂osu siostry nagrywaj膮cej si臋 na sekretark臋 i zak艂ada艂 czarne skarpety. Nast臋pny telefon. Bolger chcia艂 tylko zakomunikowa膰, 偶e u艣wiadomi艂 sobie, 偶e Winter jest w Londynie.
Kiedy
wyszed艂 z domu, poczu艂 mr贸z w nadal lekko wilgotnych w艂osach.
Za艂o偶y艂 czarn膮 dziergan膮 czapk臋, naci膮gn膮艂 na czo艂o i
ruszy艂 Vasagatan na zach贸d, przez opustosza艂膮 Hag臋 i Linn茅gatan
do restauracji Le Village przy Tredje L氓nggatan.
Min膮艂 bistro, w cz臋艣ci restauracyjnej zdj膮艂 i powiesi艂 p艂aszcz. Potem podszed艂 do pulpitu szefowej sali.
鈥 Stolik dla jednej osoby. Rezerwacja na nazwisko Winter.
鈥 Prosz臋 bardzo 鈥 powiedzia艂a kobieta, wskazuj膮c stolik w odleg艂ym rogu lokalu.
鈥 呕yczy pan sobie co艣 do picia? 鈥 zapyta艂a, kiedy usiad艂.
鈥 Butelk臋 raml枚sy prosz臋.
Zam贸wi艂 zup臋 z ma艂偶y z bazyli膮, potem solonego dorsza. Wypi艂 p贸艂 butelki sancerre do ryby, do kawy nie zamawia艂 niczego. D艂ugo siedzia艂 nad kaw膮. Wypi艂 dwie fili偶anki, pogr膮偶ony w my艣lach.
21 鈥 KOGO JA WIDZ臉?
Johan Bolger z wyrazem zdumienia na twarzy. Erik Winter znienacka przy barze, pora ju偶 p贸藕na.
鈥 My艣la艂em, 偶e w艂a艣nie siedzisz sobie w jakiej艣 knajpie na Soho.
鈥 Innym razem 鈥 odpar艂 Winter.
鈥 Chyba nie odwo艂ali lotu przez pogod臋?
鈥 Co艣 mi przeszkodzi艂o.
鈥 Czy mog臋 ci postawi膰 wspania艂膮 wod臋?
鈥 Raml枚s臋 w szklance z lodem i odrobin膮 limonki.
鈥 Nie chcesz pr贸bowa膰 niczego innego?
鈥 Daj mi raml枚s臋 i powiedz, co s膮dzisz o moim m艂odym koledze.
Bolger przygotowa艂 zam贸wienie przy blacie za barem, pod lustrem.
鈥 Troch臋 m艂ody i niezdarny, ale ma spojrzenie, kt贸re mo偶e by膰 przydatne, je艣li nauczy si臋 u偶ywa膰 go r贸wnie偶 w ciemno艣ci 鈥 powiedzia艂, stawiaj膮c przed Winterem wod臋 mineraln膮.
鈥 Co to znaczy?
鈥 To znaczy, 偶e powinien si臋 wzi膮膰 w gar艣膰.
鈥 Wydaje mi si臋, 偶e on to potrafi. Jest m艂ody, ale to nie zawsze wada.
鈥 W wi臋kszo艣ci wypadk贸w.
鈥 Nie zawsze.
鈥 No nie.
Zbli偶a艂a si臋 p贸艂noc. Przy trzech z siedmiu stolik贸w siedzieli go艣cie. Ich g艂osy snu艂y si臋 jak szczeg贸lnego rodzaju mgie艂ka po艣r贸d dymu papierosowego.
Na prawo, w pewnej odleg艂o艣ci od Wintera, siedzia艂y przy barze dwie kobiety. W palcach trzyma艂y papierosy, a wyraz ich twarzy m贸wi艂, 偶e w ko艅cu znalaz艂y sens 偶ycia i stwierdzi艂y, 偶e to i tak bez r贸偶nicy.
Jedna z nich zerkn臋艂a na Wintera i twarz jej si臋 zmieni艂a. Rzuci艂a kilka s艂贸w do kole偶anki, zdusi艂a papierosa i natychmiast zapali艂a nowego. Bawi艂a si臋 cienkim pude艂kiem le偶膮cym na barze, jakby chcia艂a przekona膰 nieliczne pozosta艂e papierosy, 偶e nie s膮 same.
鈥 Nie wiem, czy ten ch艂opak uwa偶a to za taki 艣wietny pomys艂 鈥 odezwa艂 si臋 Bolger. 鈥 Chyba nie by艂 pewien, czy to ma sens.
鈥 To zale偶y od tego, kto mu to wyja艣ni 鈥 odpar艂 Winter.
鈥 呕e niby ty 鈥 stwierdzi艂 Bolger.
Winter nie odpowiedzia艂. Zastanawia艂 si臋, czy nie zapali膰 cygaretki, ale spojrza艂 na pal膮ce nieprzerwanie kobiety i zrezygnowa艂. Jedna z nich, ta, kt贸ra wcze艣niej mu si臋 przygl膮da艂a, da艂a Bolgerowi znak. Podszed艂 do niej i przyj膮艂 zam贸wienie. Chwil臋 krz膮ta艂 si臋 przy barze, potem postawi艂 przed ni膮 szklank臋. Upi艂a 艂yk, a Winterowi wyda艂o si臋, 偶e kiedy odstawia艂a szklank臋, na jej twarzy malowa艂o si臋 rozczarowanie.
鈥 Chcia艂a to samo, co ten d偶entelmen, kt贸ry tam siedzi 鈥 wyja艣ni艂 Bolger z u艣miechem, staj膮c przed Winterem. 鈥 Chyba my艣la艂a, 偶e to gin z tonikiem.
鈥 Mog艂em dzi艣 by膰 d偶entelmenem w mie艣cie d偶entelmen贸w, ale nie dano mi szansy.
鈥 Zawsze w pracy.
鈥 Wydaje mi si臋, 偶e pod spodem kryj膮 si臋 rzeczy, o jakich nawet nam si臋 nie 艣ni艂o 鈥 odpar艂 Winter i jednak zapali艂 cygaretk臋.
鈥 Oczywi艣cie.
鈥 Czasami wystarczy wzbi膰 troch臋 kurzu, 偶eby co艣 si臋 zacz臋艂o dzia膰.
鈥 Czy偶by tw贸j m艂ody kolega mia艂 wzbi膰 troch臋 kurzu?
Winter nie odpowiedzia艂, by艂 zaj臋ty paleniem. Zerka艂 na kobiety, ale kiedy odwzajemni艂y spojrzenie, odwr贸ci艂 wzrok.
鈥 Mo偶e nawet co艣 wi臋cej 鈥 rzuci艂 w ko艅cu. 鈥 Wydaje mi si臋, Johanie, 偶e wiesz mas臋 rzeczy, o kt贸rych nie m贸wisz, o kt贸rych mo偶e nawet nie chcesz rozmawia膰.
鈥 O czym?
鈥 O bran偶y.
鈥 Jakiej bran偶y?
鈥 Jestem troch臋 zm臋czony.
鈥 No dobra, dobra. O bran偶y.
Winter zn贸w napi艂 si臋 wody. Ws艂ucha艂 si臋 w motyw muzyczny wydobywaj膮cy si臋 z czterech g艂o艣nik贸w wisz膮cych pod sufitem: Sinatra z lat pi臋膰dziesi膮tych. Tego frazowania nie da si臋 por贸wna膰 z 偶adnym innym. A mnie wtedy nawet nie by艂o na 艣wiecie, pomy艣la艂.
鈥 Ale bran偶a knajpiana i pornograficzna to nie jest to samo 鈥 powiedzia艂 Bolger. 鈥 To rzeczy z dw贸ch r贸偶nych stron wszech艣wiata.
鈥 Naturalnie.
鈥 Moje kontakty wynikaj膮 z p贸藕nej pory. Nocne 偶ycie.
鈥 To si臋 dzieje chyba r贸wnie偶 w dzie艅?
鈥 Tak, ale ciemno艣膰 jest dla wi臋kszo艣ci bezpieczniejsza.
鈥 Masz te偶 inne... do艣wiadczenia 鈥 przypomnia艂 Winter.
Bolger nie odpowiedzia艂.
鈥 Jak miasto si臋 zmieni艂o? Co艣 si臋 przecie偶 zdarzy艂o, nieprawda偶?
鈥 Zrobi艂o si臋 twardsze 鈥 powiedzia艂 Bolger. 鈥 Ale o co dok艂adnie chodzi, nie potrafi臋 powiedzie膰.
鈥 To wina spo艂ecze艅stwa 鈥 stwierdzi艂 Winter z tak膮 min膮, jakby zamierza艂 si臋 u艣miechn膮膰.
鈥 Oczywi艣cie.
鈥 Po cz臋艣ci to prawda. Meblowozy zn贸w naje偶d偶aj膮 metropoli臋.
鈥 Co艣 ci powiem 鈥 zacz膮艂 Bolger i nachyli艂 si臋 ni偶ej. 鈥 Coraz wi臋cej m艂odych dziewczyn z prowincji przyje偶d偶a do miasta, i to nie po to, 偶eby studiowa膰. Nie maj膮 pracy w domu, w tych hallandzkich nadmorskich miasteczkach. Zreszt膮 cholera wie, sk膮d przyje偶d偶aj膮. A kiedy ju偶 tu s膮, odkrywaj膮, 偶e tutaj te偶 nie ma pracy.
鈥 Ale przyje偶d偶aj膮?
鈥 Przyje偶d偶aj膮, i faceci ju偶 czekaj膮 na dworcu, dos艂ownie. Wiejska dziewoja wysiada z poci膮gu, a facet ju偶 tam stoi.
鈥 To brzmi jak historie z dawnych kraj贸w komunistycznych.
鈥 Dziewczyna nawet nie zd膮偶y si臋 rozpakowa膰 u ciotki czy w jakiej艣 norze, kt贸r膮 za艂atwi艂a przez po艣rednika w dawnym Nordstan. Czasem nawet nie zd膮偶y odda膰 walizki do przechowalni, a facet ju偶 sk艂ada propozycj臋.
鈥 Mhm.
鈥 I to dotyczy nie tylko dziewczyn.
鈥 Mhm.
鈥 Popyt na m艂odych ch艂opc贸w te偶 jest du偶y. A nawet ro艣nie.
鈥 Sk膮d si臋 to bierze?
Bolger zrobi艂 ramionami gest, jakby Winter zapyta艂 o tajemnic臋 偶ycia wiecznego lub spos贸b na osi膮gni臋cie wewn臋trznego spokoju.
鈥 Ale mog臋 ci da膰 kilka nazwisk 鈥 zaproponowa艂.
鈥 Jakich nazwisk?
鈥 Typ贸w, kt贸rzy wiedz膮 o tym 艣wiatku wi臋cej ni偶 ja.
鈥 Dobrze. 鈥 Winter strzepn膮艂 popi贸艂 do szklanej popielniczki, kt贸r膮 Bolger przysun膮艂 z baru.
鈥 Ale nie chc臋 nikomu zaszkodzi膰 鈥 powiedzia艂.
Winter przyjrza艂 mu si臋 z powag膮.
鈥 Wiesz, o co mi chodzi 鈥 powiedzia艂 Bolger i podszed艂 do kobiet. Zn贸w zacz臋艂y mu dawa膰 znaki.
鈥 Pytaj膮, czy mog膮 nam co艣 postawi膰 鈥 powiedzia艂, wracaj膮c do stolika.
Winter odwr贸ci艂 si臋, na siedz膮co wykona艂 co艣 w rodzaju dzi臋kczynnego uk艂onu i lekko potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, wskazuj膮c szklank臋 z wod膮. Stara艂 si臋, by by艂a to mo偶liwe najuprzejmiejsza odmowa.
鈥 Mo偶e by艂oby warto 鈥 zach臋ca艂 Bolger.
Winter nie odpowiedzia艂.
鈥 Mi艂e, weso艂e dziewczyny, cho膰 nie z hallandzkich nadmorskich miasteczek.
鈥 To raczej takimi jestem zainteresowany. A ty troch臋 o nich wiesz.
鈥 W艂a艣ciwie to jest ca艂kiem niewinne, je艣li na to spojrze膰 przez odpowiednio ciemne okulary 鈥 stwierdzi艂 Bolger. 鈥 Tym dziewczynom proponuje si臋, 偶eby by艂y hostessami w klubach, co oznacza, 偶e musz膮 nalewa膰 klientom lemoniad臋. A potem wchodz膮 na sto艂y i troch臋 si臋 ruszaj膮 do przyjemnej muzyki. Albo na scen臋.
鈥 Albo za szk艂o w ramach, w jakich艣 pokojach na ty艂ach.
鈥 W艂a艣nie.
鈥 Prostytucja?
鈥 Z czasem tak, ale nie dotyczy to wszystkich tych anio艂k贸w.
鈥 Ch艂opcy i dziewcz臋ta.
鈥 Tak.
鈥 Taniec.
鈥 Taniec dla anio艂贸w 鈥 powiedzia艂 Bolger.
鈥 Taniec z anio艂em 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 Je艣li tak na to spojrzymy.
鈥 Mo偶na na to spojrze膰 na r贸偶ne sposoby. Je艣li m贸wimy o morderstwach, mo偶na patrze膰 r贸偶nie.
鈥 Wiesz o tym wi臋cej ni偶 ja.
鈥 Co wiesz o bran偶y filmowej? 鈥 zapyta艂 Winter i ju偶 mia艂 zam贸wi膰 kolejn膮 wod臋, kiedy przypomnia艂 sobie o kobietach siedz膮cych przy barze dziesi臋膰 metr贸w dalej. Nie chcia艂 ich urazi膰.
鈥 Niezbyt du偶o.
鈥 Nie udawaj.
鈥 Niewiele wi臋cej od ciebie. Jeste艣 dobrze poinformowany 鈥 odpar艂 Bolger.
鈥 Jest jeszcze co艣 poza tym, co le偶y na p贸艂kach 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Tyle wiemy.
鈥 Ostatnio nasz kraj tak si臋 zliberalizowa艂, 偶e ca艂kiem du偶o mo偶e le偶e膰 na p贸艂kach 鈥 stwierdzi艂 Bolger.
鈥 Ale nie dzieci.
鈥 Gdzie przebiega granica?
鈥 Gdzie艣 we wn臋trzach sklep贸w lub magazyn贸w jest granica, kt贸r膮 niekt贸rzy mog膮 przekracza膰 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Wystarczy dost臋p do sieci 鈥 stwierdzi艂 Bolger.
鈥 Internet?
鈥 Tak. Ale o tym wiesz wi臋cej ni偶 ja.
鈥 Sk膮d ta pewno艣膰?
鈥 Nie zabija si臋 ludzi w internecie.
鈥 Sk膮d ta pewno艣膰?
鈥 Chcia艂bym ci臋 o co艣 zapyta膰, Eriku. Czy kiedykolwiek wypo偶yczy艂e艣 pornosa na wideo?
鈥 Nie.
鈥 Albo ogl膮da艂e艣 w kinie erotycznym?
鈥 Nie.
鈥 Wi臋c tak naprawd臋 nie wiesz, o co w tym wszystkim chodzi.
鈥 S艂ucham?
鈥 Mam na my艣li to, 偶e sam nawet w przybli偶eniu nie poczu艂e艣 tego, co sprawia, 偶e si臋 si臋ga po filmy przedstawiaj膮ce r贸偶nego rodzaju akty seksualne 鈥 wyja艣ni艂 Bolger.
鈥 A wi臋c to s膮 r贸偶ne uczucia 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 Nie wiem, ale ty jeste艣, 偶e tak powiem, aktywny erotycznie, przynajmniej by艂e艣, zanim si臋 zestarza艂e艣. Ale najwyra藕niej mia艂e艣 mo偶liwo艣膰 zaspokajania swoich potrzeb w spos贸b, w jaki nale偶y je zaspokaja膰.
鈥 To bardzo ciekawe.
鈥 Wcale nie 偶artuj臋. Chodzi o to, 偶e ten drugi, zast臋pczy spos贸b zaspokajania ich, lub trzeci, zaczyna w pewnym momencie wystarcza膰. Osi膮ga si臋 satysfakcj臋 mimo wszystko.
鈥 Mhm.
鈥 Tu nie chodzi przede wszystkim o stron臋 fizyczn膮, mo偶e wr臋cz przeciwnie. Doznanie jest silniejsze bez fizycznego kontaktu. Wtedy nie ma wymaga艅.
Winter s艂ucha艂, czeka艂. Dosta艂 od Bolgera jeszcze jedn膮 wod臋, nie musia艂 zamawia膰. Kobiety wysz艂y, nie pr贸bowa艂y ju偶 nawi膮za膰 kontaktu wzrokowego.
鈥 Niekt贸rzy z tych biedak贸w w showroomach byliby 艣miertelnie przera偶eni, gdyby mieli dotkn膮膰 偶ywego cia艂a 鈥 powiedzia艂 Bolger. 鈥 Te popieprzone zboki si臋 tego boj膮.
鈥 Chyba rozumiem 鈥 przyzna艂 Winter.
鈥 Ale apetyt ro艣nie, i nie m贸wi臋 o najci臋偶szych przypadkach, tych najbardziej ekskluzywnych klientach. Nagie cia艂o na zdj臋ciu nie wystarcza.
鈥 I nie ma 偶adnych granic. Czy w艂a艣nie to chcesz powiedzie膰?
鈥 Chc臋 powiedzie膰, 偶e niekt贸rzy chc膮 si臋 zbli偶y膰 do rzeczywisto艣ci tak bardzo, jak to tylko mo偶liwe, i nie sta膰 si臋 tak naprawd臋 jej cz臋艣ci膮. Tak blisko rzeczywisto艣ci, jak si臋 da. Wtedy zaczynaj膮 si臋 do艣膰 wyg贸rowane oczekiwania wobec takiej rozrywki. Strasznie wyg贸rowane. Strasznie. Rozumiesz?
鈥 Mia艂e艣 kilka nazwisk 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Ale nie dotyczy to spraw, o kt贸rych m贸wili艣my 鈥 odpar艂 Bolger.
鈥 Nigdy nie wiadomo.
鈥 Z tob膮 nigdy nic nie wiadomo.
鈥 Ja te偶 nigdy ci臋 nie rozumia艂em.
Byli jedynymi osobami w lokalu. Tr贸jka od stolika stoj膮cego po艣rodku wysz艂a, machn臋li Bolgerowi na po偶egnanie.
Bolger pu艣ci艂 muzyk臋, specjalnie dla Wintera: Albert Ayler, d藕wi臋ki saksofonu tenorowego jakby jeszcze jedna istota w sali: New York Eye and Ear Control, nagrane siedemnastego czerwca 1964 roku, kiedy Erik Winter mia艂 cztery lata i trzy miesi膮ce.
鈥 Nie rozumieli艣my, o co ci chodzi, kiedy za艂o偶y艂e艣 klub jazzowy w Rudebecks 鈥 powiedzia艂 Bolger, nawi膮zuj膮c do muzyki.
Winter organizowa艂 kameralne koncerty dla amator贸w w prywatnym liceum. Kiedy sko艅czy艂 szko艂臋, to si臋 sko艅czy艂o.
鈥 S艂yszysz ten alt Johna Tchicai? 鈥 zapyta艂, a Bolger zamkn膮艂 oczy.
鈥 Nigdy ci臋 nie rozumia艂em 鈥 odpar艂. 鈥 Pieni膮dze ci臋 zepsu艂y.
Winter u艣miechn膮艂 si臋 i spojrza艂 na zegarek.
鈥 Du偶o my艣lisz o tamtych czasach? 鈥 zapyta艂.
鈥 O m艂odo艣ci? Tylko kiedy spotykam si臋 z tob膮 鈥 odpowiedzia艂 Bolger.
鈥 K艂amiesz.
鈥 Tak.
鈥 Ja nigdy za tym nie t臋skni臋.
鈥 Zale偶y, co masz na my艣li.
鈥 Mam na my艣li wszystko 鈥 wyja艣ni艂 Winter. 鈥 To by艂 czas takiej niepewno艣ci, 偶e cz艂owiek za choler臋 nie wiedzia艂, co si臋 wok贸艂 niego dzieje.
鈥 Mhm.
鈥 Ca艂kowity brak kontroli nad w艂asnym 偶yciem.
鈥 A teraz j膮 masz?
鈥 Nie.
Jazz trz膮s艂 艣cianami, porusza艂 stoliki. Kiedy wyszli ostatni go艣cie, dym opad艂 na pod艂og臋.
鈥 Nie wiesz, co si臋 wok贸艂 ciebie dzieje. To brzmi jak ca艂kiem niez艂y opis twojej pracy.
鈥 To tylko praca 鈥 odpar艂 Winter.
鈥 Pieprzysz. Dla ciebie wcale nie.
Bolger wyci膮gn膮艂 r臋k臋 do prze艂膮cznik贸w i przyciemni艂 艣wiat艂o nad stolikiem. W kuchni 艂omota艂a zmywarka.
鈥 Zawsze kto艣 pope艂nia b艂膮d 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Na przyk艂ad okr臋gowa policja kryminalna.
鈥 Pr臋dzej czy p贸藕niej to odkryjemy i naprawimy 鈥 stwierdzi艂 Winter. 鈥 Zawsze tak jest.
鈥 Mo偶e by膰 za p贸藕no.
鈥 Za p贸藕no? Dla kogo? Dla ofiary czy w艂adz? Czy mo偶e dla spo艂ecze艅stwa?
Johan Bolger wzruszy艂 ramionami.
鈥 Pr臋dzej czy p贸藕niej znajdujemy wszystkie b艂臋dy 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 A wi臋c w艂asne, ale te偶 cudze. Tak to dzia艂a u nas, albo u mnie. Je艣li kto艣 pope艂ni b艂膮d, znajdziemy go. A wszyscy je pope艂niaj膮. Jeden albo wi臋cej. Nam wystarczy jeden.
Bolger po cichu bi艂 brawo. By艂o ju偶 grubo po p贸艂nocy. Ziewn膮艂 i spojrza艂 na Wintera.
鈥 Znalaz艂e艣 prac臋 swoich marze艅 鈥 powiedzia艂.
鈥 Jasne.
鈥 To co teraz b臋dzie?
鈥 Z czym?
鈥 Kiedy naprawd臋 jedziesz do Londynu?
鈥 Chyba pojutrze.
鈥 Cz艂owiek dawno tam nie by艂. Naprawd臋 min臋艂o wiele lat.
鈥 Ach tak. M贸wi艂e艣 to ju偶. To dlaczego nie jedziesz?
鈥 Ty je藕dzisz do艣膰 cz臋sto.
鈥 Nie tak cz臋sto jak kiedy艣.
鈥 Szyte na miar臋 buty z tej snobistycznej ulicy. Jeste艣 wyj膮tkowy, Eriku.
鈥 Ka偶dy jest niepowtarzalny.
22 WINTER PRZECHADZA艁 SI臉 po mieszkaniu. Wraca艂 do swoich notatek le偶膮cych na biurku, czyta艂, zn贸w podejmowa艂 w臋dr贸wk臋.
Beckman jutro, albo raczej dzisiaj, zn贸w. Facet by艂 艣wiadkiem. Jak wa偶nym? Oka偶e si臋, kiedy stworz膮 razem twarz na monitorze, je艣li si臋 da.
I wszyscy inni, kt贸rych przes艂uchali: fragmenty przywidze艅, a wszystko po艂膮czone sieci膮 link贸w w komputerze M枚llerstr枚ma.
Czy b臋d膮 umieli wnikn膮膰 pod powierzchni臋? Wiedzia艂, 偶e istnieje straszliwy... biznes w mie艣cie, niezbyt du偶y, ale jednak. Dlaczego mia艂oby go nie by膰? P贸艂noc nie jest 偶adn膮 woln膮 stref膮. P贸艂noc od dawna jest 艂膮czona z pornografi膮, cho膰 raczej w kontek艣cie wyzwolenia. Pozby膰 si臋 ubra艅. Swego rodzaju naiwno艣膰, kt贸ra sp艂yn臋艂a tak偶e na prawodawc贸w, pomy艣la艂. Zawsze tak by艂o, ale teraz jest gorzej, trudniej. To wp艂ywa na ludzi. Sprawia, 偶e sami si臋 niszcz膮, sami siebie po偶eraj膮.
Skrajne poni偶anie sta艂o si臋 wa偶n膮 ga艂臋zi膮 tego biznesu. Mo偶liw膮 tylko dzi臋ki niekompetencji rz膮dz膮cych, ich naiwnego trzymania si臋 litery prawa, ich nieustannemu gadaniu, gadaniu, gadaniu.
Podszed艂 do wie偶y. Zrobi艂 g艂o艣niej, a偶 muzyka zagrzmia艂a w pokoju. Chodzi艂 w k贸艂ko i rozmy艣la艂, a jego my艣li rozbija艂y si臋 na kawa艂ki o muzyk臋. Uwolnione rozbiega艂y si臋 na wszystkie strony, by za chwil臋 zn贸w si臋 po艂膮czy膰, cz臋艣ciowo, a kiedy艣 mo偶e ca艂kiem.
Ta muzyka to by艂o to, co uwa偶a艂 za prawdziw膮 muzyk臋: John Coltrane, The Father And The Son And The Holy Ghost. Uczu膰 i my艣li nie da si臋 wypolerowa膰 ani wymusi膰 na nich symetrii, czego艣, co z wierzchu 艂adnie wygl膮da. Musz膮 eksplodowa膰 tu偶 po narodzinach, natychmiast, w wyzywaj膮cym dysonansie, to ma by膰 sound, kt贸ry wywo艂uje b贸l w kana艂ach s艂uchowych, si臋gaj膮cy a偶 do wn臋trza m贸zgu.
Jak muzyka Coltrane鈥檃 na Meditations, p艂ycie, kt贸ra si臋 tu u mnie kr臋ci: w poszukiwaniu jedno艣ci my艣li lub ca艂o艣ci... w tym szukaniu musz臋 rzuci膰 si臋 w b贸l, przebi膰 ten b贸l, kt贸ry oznacza rozdzielenie, pomy艣la艂 i u艣miechn膮艂 si臋. Kiedy Coltrane i Pharoah Sanders ze swoimi saksofonami tenorowymi id膮 w艂asnymi szalonymi 艣cie偶kami, jest to tylko droga prowadz膮ca ku ca艂o艣ci. To jest jak ocean, pomy艣la艂, w kt贸rym fale prze艂amuj膮 si臋 na powierzchni, ale ocean zawsze jest jedno艣ci膮, zawsze jest w ruchu.
Je艣li chc臋 rozwi膮za膰 t臋 spraw臋, musz臋 my艣le膰 dysonansami, asymetrycznie. Tutaj nic nie jest takie jak trzeba.
Ta praca jest szukaniem, jak muzyka w moim mieszkaniu jest szukaniem. Nic nie jest gotowe od pocz膮tku, rzadko te偶 bywa potem, kiedy wygl膮da na sko艅czone.
Czy jest w tym jaki艣 sens?
Pomy艣la艂 o Matsie. Umar艂, zanim co艣 nareszcie zacz臋艂o si臋 dzia膰 w tym, co mia艂o by膰 jego 偶yciem. I o smutku, kt贸rego on, Winter, usi艂owa艂 do siebie nie dopu艣ci膰, pomy艣la艂 o swoim w艂asnym miejscu w 偶yciu.
Spojrza艂 na zegarek, by艂o kilka minut po trzeciej.
Nic nie ma ko艅ca, powiedzia艂 kiedy艣 Coltrane. Zawsze s膮 jakie艣 nowe my艣li, do kt贸rych mo偶na doj艣膰, wa偶ne, 偶eby upraszcza膰 i czy艣ci膰 te my艣li lub uczucia i d藕wi臋ki, 偶eby w ko艅cu m贸c widzie膰 ja艣niej, co si臋 robi i jakim si臋 jest.
Powa偶ny ze mnie czort, pomy艣la艂 Winter z u艣miechem.
Sta艂 jeszcze chwil臋 przy biurku. Podkre艣la艂 co艣 w notatkach, dopisywa艂 i klika艂, a potem wy艂膮czy艂 komputer. Muzyka ucich艂a. Winter ws艂ucha艂 si臋 w odg艂osy nocy. Najpierw nie s艂ysza艂 nic, potem traktor przekopuj膮cy si臋 przez 艣nieg. Przeci膮gn膮艂 si臋, ziewn膮艂, otworzy艂 drzwi balkonowe i wyszed艂 na zewn膮trz.
W dole dawa艂o si臋 zauwa偶y膰 pocz膮tki ruchu. Miasto powoli i sztywno budzi艂o si臋 do nowego mro藕nego dnia. Traktor by艂o teraz s艂ycha膰 g艂o艣niej, jakby d藕wi臋k dochodzi艂 z drugiej strony uniwersytetu, jakby kto艣 zdecydowa艂 o natychmiastowym podj臋ciu wykopalisk w parku.
Sk膮d to poczucie, 偶e jestem obserwowany?, pomy艣la艂. Ca艂y czas je mia艂em. Jedyn膮 rzecz膮, jakiej brakuje, jest list od mordercy, pozdrowienia. Albo pro艣ba o ratunek. Nie, to nie to. To co艣 innego. Mo偶e komunikat.
Czy to si臋 stanie jeszcze raz? Czy znajdziemy podobne 艣lady? Czy w Londynie i G枚teborgu u偶yto takiej samej broni? Czy to ta sama osoba? Dlaczego? Kto kursuje mi臋dzy tymi miastami? Kiedy? Czy to mo偶liwe?
Sprawdzi膰 listy pasa偶er贸w z ich lot贸w. Z G枚teborga. Z Anglii. Sprawdzi膰 wszystkie nazwiska, przes艂ucha膰 wszystkich, kt贸rzy wtedy z nimi lecieli. To pocz膮tek jednego z ko艅c贸w. To powa偶ne wyzwanie, samo to zajmie nies艂ychanie du偶o czasu. Czy warto? Co innego mo偶emy zrobi膰?
Pojad臋 do Londynu, a wtedy co艣 si臋 we mnie wydarzy, pomy艣la艂 Winter. To jest to, czego teraz potrzebujemy... o ile w og贸le kiedy艣 wyjad臋. Musz臋 stan膮膰 w tym pokoju, w kt贸rym to si臋 sta艂o, przej艣膰 si臋 pobliskimi ulicami.
Nadal by艂 rozedrgany, pracowa艂 na najwy偶szych obrotach. W mieszkaniu pod nim kto艣 spu艣ci艂 wod臋. Gazeta spad艂a na chodnik przed drzwiami. Winter poszed艂 do przedpokoju.
Sprawa straci艂a ju偶 miejsce na pierwszej stronie. Sam w艂a艣ciwie nie wiedzia艂, czy to dobrze, czy 藕le. Czy powr贸ci jako bohater, czy z poczuciem kl臋ski?
Czy to si臋 mo偶e sta膰 jeszcze raz? Jestem tylko cz艂owiekiem, pomy艣la艂, ale zrobi臋, co w mojej mocy.
W artykule na stronie sz贸stej nie by艂o 偶adnych spekulacji, w og贸le niczego, co by艂oby dla niego nowe. Czasami znajdowa艂 fantazyjne interpretacje rzeczywisto艣ci, ale nie tej nocy. Mia艂 raczej wra偶enie, 偶e z tekstu, z ca艂ej strony, bij膮 wielkie oczekiwania. Co si臋 teraz stanie?
Zatrzyma艂 si臋 na chwil臋 w przedpokoju. Zn贸w upu艣ci艂 gazet臋 na pod艂og臋 i wr贸ci艂 w kr膮g 艣wiat艂a lampy stoj膮cej na biurku. Za oknem wrzasn臋艂a kawka, kr贸tko potem rozleg艂a si臋 odpowied藕. Noc odchodzi艂a, da艂o si臋 rozpozna膰 wiele r贸偶nych d藕wi臋k贸w. Zmys艂y mia艂 napi臋te, jakby nadwer臋偶one czuwaniem i my艣leniem.
Pomy艣la艂 o tym, co powiedzia艂 Bolger o dziewczynach: wje偶d偶aj膮 na stacj臋, a m臋偶czy藕ni ju偶 na nie czekaj膮. S艂ysza艂 ju偶 o tym, ale to nie by艂a ta rzeczywisto艣膰, kt贸r膮 obserwowa艂. Rzeczywisto艣膰 to nie dziewczyny, kt贸re zje偶d偶aj膮 si臋 tu z zapachami wsi w ubraniach i zmartwionymi rodzicami siedz膮cymi przed kominkami w czerwonych domkach. Zna艂 inne poni偶enie, 艣wiec膮ce jak ponure s艂o艅ce: kobiety ta艅cz膮ce na sto艂ach w klubach, wij膮ce si臋 za szybami, przyjmuj膮ce m臋偶czyzn do swoich cia艂. Zd膮偶a艂y do tego celu od urodzenia, a mo偶e wyruszy艂y jeszcze wcze艣niej. Nikt nie wchodzi艂 w kr膮g czerwonego 艣wiat艂a ze zdrowymi rumie艅cami na policzkach. Ludzko艣膰, jak膮 chcia艂 widzie膰, by艂a gdzie indziej, nigdy w pokojach, w kt贸rych dorasta艂y tamte dziewczyny. I ch艂opcy. Spo艂ecze艅stwo? Gdzie jest porz膮dne spo艂ecze艅stwo?
Winter
stan膮艂 pod prysznicem. My艣li k艂臋bi艂y si臋 pod sp艂ywaj膮cymi mu
na g艂ow臋 strumieniami wody. D艂ugo tak sta艂. Cz臋艣膰 zm臋czenia
sp艂yn臋艂a z jego cia艂a wraz z wod膮 i znikn臋艂a w kratce
艣ciekowej. Wyciera艂 si臋 mocno wielkim r臋cznikiem, a偶 poczu艂, 偶e
ma zaczerwienion膮 sk贸r臋 i powoli ogarnia go ciep艂o. Wyszorowa艂
z臋by, owin膮艂 si臋 r臋cznikiem k膮pielowym i poszed艂 do sypialni.
Odchyli艂 po艣ciel, usiad艂 na 艂贸偶ku i zastyg艂 w bezruchu.
Jestem facetem z poczuciem moralno艣ci, pomy艣la艂. Nie wiem wprawdzie, jak ona wygl膮da, ale mo偶e to nie takie wa偶ne.
Chc臋 naprawia膰 b艂臋dy, kt贸re widz臋, ale zawsze zjawiam si臋 za p贸藕no. Pr贸buj臋 lekcewa偶y膰 tradycje, kiedy ich nie potrzebuj臋, a to prowadzi mnie na straszliwe manowce. Pr贸buj臋 zbada膰 motywy i uczucia ofiar, z kt贸rymi mam do czynienia, zar贸wno 偶ywych, jak i martwych. W艂amuj臋 si臋 do 偶ycia i 艣mierci innych ludzi. Pozwalam sobie cierpie膰 razem z nimi, daj臋 si臋 rani膰 jak oni. To to mnie utrzymuje w ruchu. M贸g艂bym w zwi膮zku z tym po prostu siedzie膰 w jednym miejscu, ale u mnie to wygl膮da inaczej. Mam swoj膮 twarz pod kontrol膮.
My艣la艂 o obscenicznych zdj臋ciach, kt贸re mia艂 pod r臋k膮. Miejsce zbrodni by艂o czym艣 obscenicznym, dla 偶ywych nie ma nic gorszego do ogl膮dania. Te obrazy prze艣ladowa艂y go, jakby zara偶ony w艣cieklizn膮 pies biega艂 za nim po ulicy.
Powr贸ci艂 do tamtych dw贸ch pokoi, ostatnich chwil 偶ycia tamtych dw贸ch ch艂opak贸w. To by艂o dwa dni temu. Zmierza艂 do nich r贸偶nymi drogami, rozmy艣la艂 o otoczeniu, zatrzymywa艂 si臋 w pokojach, wraca艂 wolniejszym krokiem.
Co si臋 sta艂o potem? Kt贸r臋dy wyszed艂 morderca? Winter przeci膮gn膮艂 d艂oni膮 po piersiach. Czu艂 mi臋kko艣膰 艂贸偶ka, wr贸ci艂 w my艣lach w tamto miejsce: sta艂 na schodach akademika i patrzy艂 na pobliskie osiedle. Po d艂u偶szej chwili mia艂 wra偶enie, 偶e gdzie艣 mign膮艂 mu kawa艂ek torby i 艂okie膰 skr臋caj膮cy za r贸g. Poczu艂 napi臋cie w g艂owie i zamkn膮艂 oczy. Otworzy艂 je z powrotem i ruch znikn膮艂. Wiedzia艂, co to by艂 za r贸g, niedaleko Eklandagatan. Poszed艂 tam, gdzie widzia艂 ten ruch, stan膮艂 i popatrzy艂 na p贸艂nocny wsch贸d. I zn贸w zobaczy艂 znikaj膮cy za rogiem 艂okie膰 i obijaj膮c膮 si臋 ci臋偶ko o cia艂o torb臋.
Ruszy艂 w pogo艅. Bieg艂 mi臋dzy samochodami, ze wzrokiem wbitym w co艣, co teraz przybra艂o kszta艂t ca艂ych plec贸w, ty艂u g艂owy ni偶ej na zboczu, na wysoko艣ci hotelu Panorama. Krzykn膮艂, 偶eby zwr贸ci膰 uwag臋 tego kogo艣, 偶eby si臋 zatrzyma艂 na dostatecznie d艂ugo, 偶eby m贸g艂 zobaczy膰, kto to jest, a potem...
Winter by艂 coraz bli偶ej. Nikt nie s艂ysza艂 jego krzyku ani go nie widzia艂. Bieg艂 coraz szybciej, by艂 ju偶 ca艂kiem niedaleko postaci, kt贸ra zdecydowanym krokiem schodzi艂a ulic膮 w d贸艂. 艁okie膰 wymachiwa艂 we w艂asnym rytmie, torba obija艂a si臋 o udo przy ka偶dym kroku. W sk贸rzanej kurtce tego m臋偶czyzny by艂o co艣, co widzia艂 ju偶 kiedy艣... co艣, co rozpoznawa艂. Dzieli艂y ich ju偶 tylko trzy metry i m臋偶czyzna id膮cy przed nim zauwa偶y艂 go. Zgi膮艂 si臋 i odwr贸ci艂, a Winter zn贸w krzykn膮艂, kiedy zobaczy艂, kto to jest.
Uni贸s艂 r臋k臋, 偶eby si臋 zas艂oni膰, i podszed艂 jeszcze bli偶ej. Wtedy us艂ysza艂 muzyk臋. Wali艂a go po oczach, w szalonym tempie.
Zamachn膮艂
si臋 i str膮ci艂 budzik z szafki nocnej. Dr偶a艂, roztrz臋siony po
tym, co mu si臋 艣ni艂o. Spojrza艂 wprost na 艣cian臋. Czu艂 napi臋cie
w boku i w biodrach. P贸艂le偶a艂 na 艂贸偶ku, nogi nadal mia艂 na
pod艂odze. Zasn膮艂 w samym 艣rodku my艣li, siedz膮c na brzegu 艂贸偶ka.
Musia艂 upa艣膰 prosto na poduszk臋, wcale tego nie zauwa偶y艂.
Poczu艂 sucho艣膰 w gardle, jakby we 艣nie wszystko z siebie wykrzycza艂. Wci膮偶 le偶a艂 w tej samej pozycji. Spr贸bowa艂 wr贸ci膰 do tej sekundy tu偶 przed przebudzeniem. Tylko sekunda. Pr贸bowa艂 zobaczy膰 twarz, kt贸ra by艂a tak blisko. Ale twarz znikn臋艂a.
23 LARS BERGENHEM ODWIEDZI艁 takie miejsce mo偶e dwa, trzy razy, nie wi臋cej. Za ka偶dym razem z u艣mieszkiem za偶enowania. I by艂o to dawno temu. Pami臋ta艂 tylko nagie cia艂a na papierze, wsz臋dzie, i lekkie uczucie wstydu, kt贸re potem d艂ugo si臋 do niego lepi艂o.
Zaparkowa艂 sto metr贸w dalej i przeszed艂 przez ulic臋 pod Riverside. To by艂 czwarty klub, kt贸ry odwiedza艂. By艂 te偶 w kilku innych, takich, kt贸re nie reklamowa艂y si臋 tak mocno.
Wej艣cie do Riverside by艂o jednak dyskretne. Drzwi, obok tabliczka z godzinami otwarcia. Poci膮gn膮艂 ci臋偶kie drzwi i wszed艂 prosto do wielkiej sali pe艂nej gazet. Rozmieszczono je na 艣cianach, jak w czytelni czasopism. Zobaczy艂 m臋偶czyzn przy p贸艂kach, ale by艂o ich niewielu. Skr臋ci艂 w lewo. Czu艂 si臋 bardzo skr臋powany, spojrza艂 na stojaki z pras膮 i szed艂 naprz贸d.
W dalszej cz臋艣ci sali zobaczy艂 przys艂oni臋te kotar膮 drzwi i co艣 w rodzaju kabiny, w kt贸rej op艂aca艂o si臋 wst臋p. Zap艂aci艂. Wszed艂, zostawi艂 p艂aszcz w niestrze偶onej szatni i usiad艂 przy jednym ze stolik贸w. Do jego stolika podesz艂a dziewczyna. Zapyta艂a, czego si臋 napije. Zam贸wi艂 niskoprocentowe piwo. Kelnerka wysz艂a przez wahad艂owe drzwi i wr贸ci艂a z butelk膮 i szklank膮.
鈥 Witamy w Riverside 鈥 powiedzia艂a z u艣miechem.
Lars Bergenhem skin膮艂 g艂ow膮 i zrobi艂o mu si臋 bardzo g艂upio. To to samo uczucie co gdzie indziej. Czy mam j膮 poprosi膰, 偶eby usiad艂a?, pomy艣la艂. Czy tu nie chodzi o to, 偶e ona jest ch臋tna?
鈥 Show zaczyna si臋 za pi臋膰 minut 鈥 powiedzia艂a i zn贸w si臋 u艣miechn臋艂a.
Bergenhem zn贸w skin膮艂 g艂ow膮. Czy ona si臋 zastanawia, po co tu przyszed艂em? Mo偶e tak w og贸le studiuje na uniwersytecie i patrzy na mnie z pogard膮? Czy to ma jakie艣 znaczenie? Dlaczego tak my艣l臋? Przecie偶 jestem tu s艂u偶bowo. To mnie odr贸偶nia od prawdziwych profesjonalist贸w. Czy oni widz膮, 偶e jestem glin膮, gdy tylko przest臋puj臋 pr贸g?
Zacz膮艂 si臋 show. 艢piewa艂a Tina Turner, na ca艂y regulator. Dwie kobiety ta艅czy艂y na przeciwleg艂ych kra艅cach podwy偶szenia na pod艂odze, czego艣 w rodzaju sceny. Porusza艂y si臋 coraz szybciej w takt muzyki. Bergenhem pomy艣la艂 o aerobiku.
Striptiz sko艅czy艂 si臋 po kwadransie. Widzia艂 piersi i po艣ladki. Brodawki jednej z kobiet by艂y du偶e i br膮zowe, jakby rozmazane na p贸艂 piersi.
Druga kobieta by艂 m艂odsza i gorzej jej sz艂o, jakby dopiero co nauczy艂a si臋 ta艅czy膰. Jej szczup艂e cia艂o w 艣wietle reflektor贸w wygl膮da艂o na zmarzni臋te.
Usiad艂a na krze艣le zwr贸conym oparciem do publiczno艣ci, roz艂o偶y艂a nogi i spojrza艂a na m臋偶czyzn. Udawa艂a, 偶e ich prowokuje. Nie by艂a jeszcze dobr膮 aktork膮. Bergenhem poczu艂 do niej sympati臋, mo偶e nawet onie艣mielenie. Jest tu obca, tak samo jak ja. Nie jest przyzwyczajona do czerwonych 艣wiate艂.
To nikogo nie mo偶e uszcz臋艣liwi膰, pomy艣la艂, nawet je艣li podnieca, nawet kiedy tak kr臋c膮 piersiami. To nie daje szcz臋艣cia ani podniecenia, tylko wielkie nic, kt贸re ka偶e t臋skni膰 za innym powietrzem.
Ta z przodu, m艂odsza i szczuplejsza... wygl膮da na zranion膮, jakby si臋 chroni艂a we w艂asnym ciele, pomy艣la艂. Jakby po zej艣ciu ze sceny czeka艂o j膮 co艣 innego, gorszego. Jakby to by艂a ja艣niejsza strona tego wszystkiego. To po prostu chwila na taniec.
Wsta艂 od stolika i ruszy艂 do drzwi po lewej stronie. Prowadzi艂y do sali kinowej. Erotic Nightclub Riverside mia艂 trzydzie艣ci kabin projekcyjnych, wyposa偶onych w pilota, kosz na 艣mieci i rolk臋 papieru toaletowego i trzy wi臋ksze sale kinowe. Pokazywano w nich to samo co w innych klubach, kt贸re odwiedza艂.
Odg艂osy te same, ruchy te偶, niezbyt du偶o potu i wysi艂ku. Kiedy pierwszy raz siedzia艂 na takim seansie, mia艂 nadziej臋, 偶e poczuje podniecenie, ale jego cia艂o zm臋czy艂o si臋 i zwiotcza艂o ju偶 po chwili. Penis zn贸w u艂o偶y艂 si臋 w spoczynku mi臋dzy nogami.
Teraz zn贸w siedzia艂 w takim miejscu i czu艂 si臋, jakby podgl膮da艂 co艣, co go w gruncie rzeczy nie interesuje. Dziwne uczucie, pomy艣la艂. Nie wiem, z czym mo偶na je por贸wna膰.
Przeszuka艂 p贸艂ki w sklepie, ale nie znalaz艂 nic poza tym, czego si臋 spodziewa艂. W najdalszym k膮cie umieszczono pisma o seksie fekalnym, ale to te偶 nie by艂o nic nowego. W takich miejscach zawsze spotyka si臋 ludzi, kt贸rzy staraj膮 si臋 sprawia膰 wra偶enie, 偶e po prostu przechodzili obok i wcale nie s膮 zainteresowani. Czasem wygl膮da艂o to nieco dziwnie, jakby facet szed艂 w r贸偶ne strony r贸wnocze艣nie.
Wszystkie filmy, jakie ogl膮da艂, by艂y ostre, ale to wszystko. Pyta艂 w kilku miejscach, ale w odpowiedzi tylko na niego patrzyli. Ale te偶 nie spodziewa艂 si臋 niczego innego. Rozmawia艂 z kilkoma dziewczynami, z paroma pracownikami.
By艂o tak, jak si臋 spodziewa艂. Potrzeba na to wi臋cej czasu i teraz, tu, w Riverside, poczu艂 si臋 gotowy na nast臋pny krok.
Winter
siedzia艂 przed ekranem komputera, patrz膮c na twarz, kt贸r膮 Beckman
bez po艣piechu naszkicowa艂. Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e poleganie na
takich obrazach jest niebezpieczne. Mia艂 przed sob膮 oblicze
stworzone przez kogo艣, kto widzia艂 ty艂 g艂owy i profil, a na tym
niewiele da si臋 zbudowa膰. Przyjrza艂 si臋 jeszcze raz, ale niczego
nie rozpozna艂.
Polecili Beckmanowi, 偶eby pomy艣la艂 o pracy, o tym, co i kiedy widzia艂 na trasie. Bertil Ringmar rzuci艂: 鈥濸owodzenia!鈥. Zar贸wno Beckman, jak i Winter popatrzyli na niego nieufnie.
Winter wsta艂, si臋gn膮艂 po p艂aszcz wisz膮cy na wieszaku przy drzwiach i poszed艂 do windy. Deszcz ch艂osta艂 szyby na klatce schodowej.
To jest najgorsze, pomy艣la艂 Winter. Z tej cholernej pluchy nie ma 偶adnego po偶ytku. 艢nieg ju偶 zosta艂 sp艂ukany, poziom w贸d gruntowych jest w porz膮dku. Teraz deszcz tylko wlewa si臋 za ko艂nierz, och艂adza wszystko i obni偶a humor do poziomu zerowego. A tydzie艅 temu tak si臋 cieszy艂em, by艂em szcz臋艣liwy.
Podjecha艂
kawa艂ek pod adres przy Kobbarnas v盲g i odstawi艂 samoch贸d na
parking dla niepe艂nosprawnych. Douglas Svensson mieszka艂 na
czwartym pi臋trze. Stoj膮c w salonie w艂a艣ciciela pubu, Winter
cz臋艣ciowo widzia艂 swoje miejsce pracy w 艣r贸dmie艣ciu.
鈥 Ju偶 rozmawia艂em z gli... policj膮 鈥 o艣wiadczy艂 Douglas Svensson.
鈥 Jeden raz si臋 nie liczy 鈥 odpar艂 Winter.
鈥 S艂ucham?
鈥 Czasami musimy dopytywa膰 鈥 wyja艣ni艂 Winter.
Zastanawia艂 si臋, czy ten m臋偶czyzna na pewno si臋 nadaje na w艂a艣ciciela pubu. Douglas Svensson sprawia艂 wra偶enie, jakby zosta艂 zmuszony do wyj艣cia na scen臋 albo jakby musia艂 co艣 powiedzie膰, cho膰 przysi臋ga艂 sobie nie komunikowa膰 si臋 ze 艣wiatem. Winter nigdy nie bywa艂 w jego pubie. Mo偶e tam by艂 promienny i kontaktowy.
鈥 Prosz臋, niech pan wejdzie na g贸r臋 鈥 powiedzia艂 Svensson.
Winter porozmawia艂 z dwoma ch艂opakami, kt贸rych nazwiska dosta艂 od Bolgera. Douglas Svensson powiedzia艂 mu, 偶e to koledzy Jamiego Robertsona. Nie da艂o to wiele. Potwierdzi艂o si臋 tylko, 偶e ch艂opcy mogli by膰 gejami, ale nie potrafili powiedzie膰, czy Jamie Robertson te偶. 鈥濧le to si臋 wkr贸tce oka偶e鈥, powiedzieli, a Winter nie wiedzia艂, co maj膮 na my艣li. Potem nie chcieli ju偶 powiedzie膰 nic wi臋cej. Winter odni贸s艂 wra偶enie, 偶e si臋 czego艣 obawiaj膮.
Byli rozkojarzeni, na kilka sposob贸w.
Douglas Svensson czeka艂, co powie policja. Winter wyj膮艂 z akt贸wki portret pami臋ciowy i podsun膮艂 mu go.
鈥 Czy ta twarz cokolwiek panu m贸wi?
鈥 A kto to jest?
鈥 Chcia艂bym tylko wiedzie膰, czy pan co艣 w tej twarzy rozpoznaje.
鈥 Co艣? Czyli na przyk艂ad nos albo oczy? 鈥 Douglas Svensson spojrza艂 na portret. Obraca艂 go w r臋kach, popatrzy艂 na Wintera. 鈥 Wygl膮da na kogo艣 z Marsa.
鈥 To portret stworzony w komputerze przy pomocy naocznego 艣wiadka.
鈥 W komputerze, h臋?
鈥 Tak.
鈥 Czego to wy nie potraficie.
鈥 Czy rozpoznaje pan t臋 twarz?
鈥 Nie.
鈥 Nic?
鈥 Nawet nosa.
Winter zastanawia艂 si臋 chwil臋, co dalej. To mog艂o by膰 wa偶ne. Douglas Svensson spojrza艂 na niego nieufnie.
鈥 Jakim cz艂owiekiem by艂... Jamie? 鈥 zapyta艂 Winter.
鈥 Co?
鈥 Jamie Robertson. Czy 艂atwo dogadywa艂 si臋 z lud藕mi?
鈥 Z jakimi lud藕mi?
鈥 Mo偶e zaczniemy od pana i pracownik贸w.
鈥 To ja i jeszcze jeden, i jeszcze p贸艂. To znaczy teraz, po tamtym. To znaczy teraz 鈥 powt贸rzy艂. 鈥 Po tamtym.
鈥 Wiem.
鈥 To dlaczego pan pyta?
鈥 Chodzi艂o mi o to, jak si臋 dogadywali艣cie.
W艂a艣ciciel pubu sprawia艂 wra偶enie, jakby chcia艂 co艣 powiedzie膰, ale si臋 powstrzyma艂. Jego twarz nabra艂a innego wyrazu, jakby dopiero teraz zrozumia艂, co si臋 sta艂o. Sk贸ra mu pociemnia艂a, spojrza艂 w inn膮 stron臋. Mo偶e to jaki艣 rodzaj 偶a艂oby, pomy艣la艂 Winter.
Czeka艂. Ci臋偶kie pojazdy hucza艂y w dole. Jecha艂y do Tingstadstunneln albo stamt膮d. To d藕wi臋k, do kt贸rego trudno si臋 przyzwyczai膰, pomy艣la艂.
Gdzie艣 tu w pobli偶u z艂apa艂em dw贸ch z艂odziei samochod贸w. Przypomnia艂a mu si臋 tamta kobieta: numer jej telefonu mia艂 w portfelu, jak rezerw臋 na czarn膮 godzin臋. Zastanawia艂 si臋, czy nie zadzwoni膰. G艂贸wnie z ciekawo艣ci, ale nie mia艂 do艣膰 czasu.
鈥 Zawsze si臋 dogadywali艣my 鈥 odezwa艂 si臋 wreszcie Douglas Svensson. 鈥 Jamie by艂 lubiany, jego angielski czy te偶 szkocki, nale偶a艂oby powiedzie膰, by艂 atrakcj膮 pubu.
鈥 呕adnych k艂贸tni?
鈥 Z kim艣 z nas? Nigdy.
鈥 Z nikim innym te偶 nie?
鈥 Awantury mi臋dzy pracownikami mojego pubu i go艣膰mi? Dlaczego co艣 takiego mia艂oby si臋 zdarzy膰?
鈥 To normalne.
鈥 U mnie?
鈥 W og贸le.
鈥 Ale co, do kur... tak jest, kiedy si臋 bierze 艣wir贸w na bramkarzy. My nie mamy bramkarzy, wi臋c nie ma 艣wir贸w. Nie mam nawet szatni.
鈥 Dobra 鈥 przyzna艂 Winter. 鈥 Ale je艣li odwr贸cimy spraw臋: czy byli jacy艣 stali go艣cie, z kt贸rymi Jamie rozmawia艂 nieco wi臋cej?
鈥 Nic o tym nie wiem.
鈥 Sta艂ych bywalc贸w chyba macie?
鈥 Wielu. Wi臋cej, ni偶 macie w areszcie, jak s膮dz臋 鈥 odpar艂 Douglas Svensson, nie zdradzaj膮c wyrazem twarzy, czy to mia艂 by膰 偶art.
Winter przypomnia艂 sobie, co powiedzia艂 Bolger. Douglas Svensson wspomnia艂 o twarzy, kt贸ra pojawi艂a si臋 wi臋cej razy. 呕aden sta艂y bywalec ani nowy sta艂y bywalec. Winter nie chcia艂 wymienia膰 nazwiska Bolgera. Kr膮偶y艂 wok贸艂 tej kwestii, zbli偶a艂 si臋, stara艂 si臋 kierowa膰 rozmow臋 w t臋 stron臋 tak ostro偶nie, jak tylko potrafi艂, i jednocze艣nie tak zdecydowanie, jak tylko si臋 odwa偶y艂.
鈥 呕adnych nowych sta艂ych klient贸w?
鈥 Co?
鈥 Czy nie by艂o jakich艣 nowych go艣ci, kt贸rzy przesiadywali przy barze i rozmawiali z Jamiem, czy co艣 w tym rodzaju?
鈥 Z barmanem gadaj膮 wszyscy i nikt 鈥 odpar艂 Svensson, jakby wprawia艂 si臋 w tworzeniu nowych skrzydlatych s艂贸w. 鈥 Barman s艂ucha, kiedy my, zwykli ludzie, mamy k艂opoty. To troch臋 pomaga stan膮膰 na nogi.
鈥 Dobrze powiedziane.
Douglas Svensson skin膮艂 g艂ow膮, jak m贸g艂by skin膮膰 Arystoteles do swego ucznia: Tragedia jest drog膮 do oczyszczenia, m贸j synu.
Wierzymy w Wielkiego Barmana w niebie, pomy艣la艂, The Father And The Son And The Holy Ghost, us艂ysza艂 rozgadane g艂osy w g艂owie.
鈥 A wi臋c Jamie Robertson by艂 dobrym s艂uchaczem?
Douglas Svensson roz艂o偶y艂 r臋ce, jakby to by艂o oczywiste. Ch艂opak mo偶e by艂 m艂ody, ale by艂 barmanem.
鈥 Czy by艂 kto艣, kogo s艂ucha艂 najcz臋艣ciej? 鈥 zapyta艂 Winter.
鈥 Trudno tak od razu powiedzie膰. Cz艂owiek sam jest bardzo zaj臋ty, kiedy stoi za barem.
鈥 A wi臋c nikogo szczeg贸lnego?
Douglas Svensson nie odpowiedzia艂.
鈥 Nikogo szczeg贸lnego? 鈥 powt贸rzy艂 Winter.
鈥 By艂 taki kto艣... kogo nie widzia艂em wcze艣niej. Przychodzi艂 nawet do艣膰 cz臋sto... mo偶e na kilka tygodni, zanim Jamie... zanim to si臋 sta艂o.
Wreszcie, pomy艣la艂 Winter. Ta praca jest wspania艂a, kiedy po trzydziestej pr贸bie pi艂ka wpada do do艂ka.
鈥 A wi臋c rozpoznawa艂 pan jak膮艣 konkretn膮 twarz?
鈥 Nie wiem, czy mog臋 tak powiedzie膰. To znaczy, czy teraz rozpozna艂bym tego kogo艣. Ale by艂 kto艣, kto siedzia艂 przy barze kilka razy albo co艣 ko艂o tego, a wcze艣niej go nie widzia艂em.
鈥 Czy rozmawia艂 pan z nim?
鈥 Tego nie pami臋tam.
鈥 Ale Jamie z nim rozmawia艂?
鈥 Ten kole艣 siedzia艂 albo sta艂 tam kilka razy, kiedy Jamie mia艂 zmian臋 albo kiedy mieli艣my happy hours i pracowali艣my obaj, czyli ka偶dy mia艂 swoj膮 cz臋艣膰 baru.
鈥 A wi臋c m贸g艂 rozmawia膰 z Jamiem?
鈥 Musia艂 przecie偶 zamawia膰.
鈥 Czy m贸g艂by pan go rozpozna膰?
鈥 Nie wiem, ju偶 m贸wi艂em.
鈥 Ale nie przypomina艂 tego tutaj? 鈥 zapyta艂 Winter, wskazuj膮c portret le偶膮cy na stole pomi臋dzy nimi.
鈥 Ani troch臋 鈥 odpar艂 Douglas Svensson.
鈥 Wi臋c zrobimy lepszy 鈥 stwierdzi艂 Winter.
Bertil
Ringmar pilnowa艂 艣ledztwa razem z Winterem, dysza艂 wszystkim w
kark. Z艂apa艂 lekk膮 gryp臋, lecz nie przyznawa艂 si臋 do tego. We
wczesnych godzinach rannych mia艂 napady kaszlu i do wieczora unika艂
kiepskiego powietrza. Ch臋tnie zamieni艂by kilka s艂贸w z
Birgerssonem, ale go nie szuka艂.
Spotkali si臋 przypadkiem na schodach mi臋dzy czwartym i pi膮tym pi臋trem. Jaka艣 odmiana po spotkaniach bez s艂贸w w windzie. Nie mieli sobie nic do powiedzenia, ale wymienili u艣cisk d艂oni.
鈥 Dobrze idzie, jak s艂ysz臋 鈥 powiedzia艂 Birgersson.
鈥 Bardzo 鈥 przyzna艂 Ringmar.
鈥 Dzi臋ki tobie, Bertilu.
Ringmar nie odpowiedzia艂, tylko pokornie schyli艂 g艂ow臋, jakby chcia艂 pokaza膰, ile dla niego znacz膮 te dobre s艂owa.
鈥 Dopilnuj, 偶eby Winter nie broi艂 za bardzo 鈥 powiedzia艂 Birgersson. 鈥 Ten 偶贸艂todzi贸b potrafi to robi膰, a potem my, starzy wyjadacze, musimy sprz膮ta膰 ruiny.
Kiedy si臋 ma przyjaci贸艂 takich jak ty, nie potrzeba wrog贸w, pomy艣la艂 Ringmar. To nieustaj膮co trzyma cz艂owieka w pionie, ka偶e robi膰 wszystko, co w jego mocy.
鈥 Tak to jest 鈥 powiedzia艂 po kr贸tkiej chwili.
鈥 Ale co? 鈥 zapyta艂 Birgersson.
鈥 呕e to my, policjanci, musimy sprz膮ta膰 w ruinach szwedzkiego spo艂ecze艅stwa dobrobytu.
Birgersson wbi艂 w niego wzrok.
鈥 Tak to jest 鈥 doda艂 Ringmar. 鈥 Tylko tacy starzy wyjadacze jak my to rozumiej膮.
鈥 Musimy kiedy艣 o tym porozmawia膰 鈥 powiedzia艂 Birgersson. 鈥 Chcia艂bym us艂ysze膰, co o tym my艣lisz, tak szybko, jak to mo偶liwe.
鈥 Dzisiaj po po艂udniu?
鈥 Ehm... mam spotkanie, ale... nie, jeszcze zobacz臋. Zadzwoni臋.
Ringmar skin膮艂 g艂ow膮 i u艣miechn膮艂 si臋 przyja藕nie. Ten u艣cisk d艂oni jest zara藕liwy, pomy艣la艂. Co艣 ci na pewno stanie na przeszkodzie, Sture.
鈥 See you! 鈥 zawo艂a艂 Detective Super Intendent Sture Birgersson i znikn膮艂.
Ringmar wszed艂 do siebie. Si臋gn膮艂 po telefon, kt贸ry natychmiast zacz膮艂 dzwoni膰, jakby by艂 po艂膮czony z czujnikiem ruchu na progu.
鈥 Halo? 鈥 mrukn膮艂.
鈥 Mam tu rozmow臋, wydaje mi si臋, 偶e to do ciebie 鈥 odezwa艂 si臋 Janne M枚llerstr枚m.
鈥 Dlaczego?
鈥 Chodzi o korespondencj臋. To ta druga osoba od list贸w.
鈥 Kto? 鈥 zapyta艂 Ringmar, ale natychmiast zrozumia艂. 鈥 艁膮cz natychmiast, do diab艂a.
Us艂ysza艂 trzask w s艂uchawce, potem jaki艣 g艂os:
鈥 Tak, halo?
鈥 M贸wi komisarz policji kryminalnej Bertil Ringmar.
鈥 Ta...
鈥 Z kim rozmawiam?
鈥 Czy musz臋 to m贸wi膰? Mam...
鈥 A o co chodzi? 鈥 przerwa艂 Ringmar.
鈥 No bo chodzi o to, co by艂o w gazecie... 偶e szukacie kogo艣, kto m贸g艂 korespondowa膰 z tym Anglikiem, co... co go zabili.
鈥 Tak?
鈥 To ja 鈥 odpowiedzia艂 g艂os w telefonie.
Ringmar czeka艂 na wi臋cej. G艂os brzmia艂 m艂odo, ale nigdy nie wiadomo na pewno. Czasem wyobra偶a艂 sobie osob臋, kt贸rej g艂os s艂ysza艂 przez telefon, jako najwy偶ej dwudziestoletni膮, a kiedy zobaczy艂 twarz, musia艂 do艂o偶y膰 pi臋膰dziesi膮t lat.
鈥 Halo? 鈥 odezwa艂 si臋 g艂os.
鈥 Czy pan korespondowa艂 z Geoffem Hillierem?
Bez odpowiedzi.
Ringmar powt贸rzy艂 pytanie.
鈥 Tak 鈥 odpowiedzia艂 g艂os po drugiej stronie.
鈥 To dla nas bardzo wa偶ne. Musimy si臋 spotka膰 i porozmawia膰 o tym.
鈥 Porozmawia膰?
鈥 Tak. Nie chodzi o 偶adne przes艂uchanie 鈥 wyja艣ni艂 Ringmar.
鈥 A nie wystarczy tylko tak?
鈥 Nie.
鈥 Nie wiem...
鈥 Potrzebujemy pomocy, 偶eby to wyja艣ni膰, a to, co pan powie, mo偶e mie膰 decyduj膮ce znaczenie. 鈥 Zaraz powiem, 偶e mo偶emy go zlokalizowa膰 i 偶e za dziesi臋膰 minut b臋dziemy u niego w domu, pomy艣la艂. 鈥 Mo偶emy wys艂a膰 samoch贸d.
鈥 Niee... sam przyjad臋.
24 Lars Bergenhem wr贸ci艂 do sali, w kt贸rej wci膮偶 odbywa艂 si臋 show. Na scenie sta艂y dwie kobiety, nie od razu je rozpozna艂. Po kr贸tkiej chwili zobaczy艂, 偶e zosta艂a tylko jedna, starsza. M艂odszej nie by艂o na sali.
Usiad艂 zn贸w przy stoliku. Lokal jakby si臋 zmniejszy艂, zape艂ni艂 lud藕mi i zadymi艂. By艂o wi臋cej m臋偶czyzn. Zajmowali wszystkie stoliki i ogl膮dali striptiz g艂odnymi oczami. Tina Turner 艣piewa艂a o tym, co mi艂o艣膰 ma z tym wszystkim wsp贸lnego.
Bergenhem dostrzeg艂 m艂odsz膮 z nich. Siedzia艂a przy stoliku i rozmawia艂a z dwoma m臋偶czyznami. Nie spodoba艂 mu si臋 ten widok.
Zdziwi艂 si臋, kiedy stwierdzi艂, 偶e ta scena budzi w nim niech臋膰: nie podoba艂o mu si臋, 偶e rozmawia z tymi dwoma cholernymi zboczonymi 艣winiami. To nie moralno艣膰 sprawia, 偶e pali mnie p艂omie艅 gniewu, ani smutek, ani 偶adne inne cholerne uczucie. Nie mam z tym nic wsp贸lnego, ale nie podoba mi si臋, 偶e ona tam siedzi i z nimi rozmawia.
Jest w moim wieku, o ile nie jest czternastolatk膮, kt贸ra si臋 szybko zestarza艂a. Faceci maj膮 oko艂o czterdziestki pi膮tki i ju偶 s膮 nie do uratowania. Mam ich w dupie. W og贸le nie powinienem si臋 tym przejmowa膰.
W pewnej chwili dziewczyna wsta艂a. Jeden z m臋偶czyzn pod膮偶y艂 za ni膮. Wyszli drzwiami po prawej stronie, obok sceny. Bergenhem odprowadzi艂 ich wzrokiem.
鈥 Inspektor Bergenhem?
Jaki艣 ruch po prawej stronie. Podni贸s艂 wzrok na m臋偶czyzn臋, kt贸ry niezauwa偶enie podszed艂 do jego stolika: blond w艂osy zwi膮zane w kucyk, garnitur po艂yskuj膮cy matowo w kolorowych 艣wiat艂ach ze sceny, pod nim cia艂o, kt贸re podnios艂o niejeden ci臋偶ar na si艂owni, pomy艣la艂 Bergenhem. Ale w tym 艣wietle dobrze nie widz臋.
Lekko si臋 wyprostowa艂.
鈥 Tak?
鈥 Pan o mnie pyta艂?
鈥 Tak, no w艂a艣nie 鈥 przyzna艂 Bergenhem, wstaj膮c. 鈥 Mam kilka pyt...
鈥 Mo偶e p贸jdziemy do mojego biura? 鈥 zaproponowa艂 m臋偶czyzna i rozejrza艂 si臋 po sali. Ogarn膮艂 wzrokiem scen臋, a potem wr贸ci艂 do Bergenhema. 鈥 T臋dy 鈥 powiedzia艂, wskazuj膮c pok贸j wype艂niony rz臋dami czasopism.
Weszli do pokoju zaraz po prawej stronie, za draperi膮. Okna wychodzi艂y na podw贸rko. Bergenhem si臋 zdziwi艂. To by艂y pierwsze okna, jakie zobaczy艂 w Riverside. M臋偶czyzna zatrzyma艂 si臋 w progu, jakby czeka艂, a偶 Bergenhem co艣 powie albo zrobi.
鈥 Ciesz臋 si臋, 偶e gra pan w otwarte karty 鈥 powiedzia艂 wreszcie.
鈥 S艂ucham?
鈥 Otwarte karty 鈥 powiedzia艂 m臋偶czyzna. 鈥 To dobrze, 偶e policja nie myszkuje po k膮tach i nie udaje kogo艣 innego.
鈥 To by艂oby niemo偶liwe.
鈥 Po pewnym czasie.
鈥 Mo偶e.
鈥 Ale to irytuj膮ce. Jakby nam nie ufano, jakby nie wierzono, 偶e potrafimy sami o siebie zadba膰, zajmowa膰 si臋 tym, czym si臋 zajmujemy.
Bergenhem nie odpowiedzia艂. S艂ysza艂, czym si臋 zajmuj膮 przez 艣cian臋. Tina Turner, ale g艂贸wnie dudnienie basu na dnie dusznego soulu. Brzmia艂o to, jakby Tina 艣piewa艂a z beczk膮 na g艂owie.
鈥 Pyta艂 pan o mnie przed chwil膮 鈥 powt贸rzy艂 m臋偶czyzna.
鈥 Ale nie by艂o potrzeby, 偶eby pan tam po mnie przychodzi艂.
鈥 Nie mamy nic do ukrycia.
鈥 Wcale tak nie s膮dz臋.
鈥 A wi臋c o co chodzi?
Bergenhem zdradzi艂 tyle, ile mia艂o prawo. S艂ucha, jakby mia艂 stopery wbite w uszy, ale widz臋, 偶e wszystko do niego dociera, pomy艣la艂. S艂ucha wszystkiego i odpowie na to, co w艂asnym zdaniem us艂ysza艂.
Nie m贸wi艂 nic o szczeg贸艂ach 艣ledztwa. Napomkn膮艂 tylko o podejrzeniach, to wszystko.
鈥 Filmy snuff? W G枚teborgu?
M臋偶czyzna siedzia艂 rozparty w jednym z dw贸ch foteli, z nog膮 za艂o偶on膮 na nog臋. Pali艂 papierosa. Dym ci膮gn膮艂 powoli w stron臋 okna i przez szpar臋 wyp艂ywa艂 w noc.
Bergenhem us艂ysza艂 przez okno dwa sygna艂y z dworca. Stacja rozrz膮dowa znajdowa艂a si臋 trzysta metr贸w dalej, pusta i smagana wiatrem, z rzadka odwiedzana przez zderzaj膮ce si臋 ze sob膮 wagony towarowe.
鈥 Nigdy o niczym takim nie s艂ysza艂em 鈥 odpar艂 m臋偶czyzna. Na jego twarzy malowa艂o si臋 wyra藕ne pow膮tpiewanie. 鈥 Dlaczego przychodzi pan z tym do mnie?
鈥 Odwiedzamy wszystkich, kt贸rzy prowadz膮 podobn膮 dzia艂alno艣膰 鈥 sk艂ama艂 Bergenhem.
鈥 Nigdy o niczym takim nie s艂ysza艂em 鈥 powt贸rzy艂 m臋偶czyzna.
鈥 Chyba jednak pan musia艂?
鈥 My艣li pan, 偶e k艂ami臋?
鈥 O tego rodzaju filmach 鈥 u艣ci艣li艂 Bergenhem. 鈥 Musia艂 pan chyba s艂ysze膰 o tego rodzaju filmach?
M臋偶czyzna spojrza艂 na Bergenhema, jakby ten sobie z niego kpi艂.
鈥 Czy pan ze mnie kpi?
鈥 S艂ucham?
鈥 Chodzi panu o filmy snuff w G枚teborgu, o ile dobrze zrozumia艂em. A nie, do kurwy n臋dzy, o to, co ludzie wyprawiaj膮 w Kolumbii czy Los Angeles albo w Londynie, czy gdzie te偶 to mo偶e by膰 popularne.
鈥 Czy nigdy nie widzia艂 pan takiego filmu? 鈥 zapyta艂 Bergenhem i natychmiast poczu艂, 偶e pope艂ni艂 b艂膮d. To by艂o niezr臋czne, pomy艣la艂, ale dzia艂am w dobrej sprawie.
鈥 Siedz臋 tu z w艂asnej woli i odpowiadam na pa艅skie idiotyczne pytania.
Bergenhem nie zareagowa艂. Zastanawia艂 si臋, co dalej. Wiatr za oknem ni贸s艂 ze sob膮 co艣, co brzmia艂o jak zderzenie dw贸ch wagon贸w, 偶elazo o 偶elazo.
鈥 Ale niech b臋dzie 鈥 rzuci艂 m臋偶czyzna. 鈥 Nigdy nie widzia艂em takiego filmu. A pan?
鈥 Co?
鈥 Czy pan widzia艂 taki film? Jest pan inspektorem kryminalnym, zak艂adam, 偶e musia艂 pan widzie膰 prawie wszystko.
鈥 Tego nigdy.
鈥 A dlaczego nie?
Bergenhem osun膮艂 si臋 nieco ni偶ej. D藕wi臋ki basu dochodz膮ce przez 艣cian臋 sta艂y si臋 ci臋偶sze i g艂臋bsze, jak gdyby taniec zmieni艂 tempo. 呕adne ludzkie g艂osy nie przenika艂y ani przez 艣cian臋, ani przez drzwi.
M臋偶czyzna zgasi艂 papierosa, wsta艂, podszed艂 do okna i uchyli艂 je na dwadzie艣cia centymetr贸w, jakby chcia艂 wypu艣ci膰 truj膮ce powietrze.
Bergenhem us艂ysza艂 z zewn膮trz tylko cisz臋, jakby przedtem szpara warunkowa艂a odbi贸r d藕wi臋k贸w. Otwarte okno oznacza艂o cisz臋. To jak z tymi nowymi poci膮gami?, pomy艣la艂. S膮 coraz szybsze, ale i coraz cichsze. W ko艅cu wcale si臋 ich nie s艂yszy i nie zauwa偶a, dop贸ki si臋 nie wyl膮duje pod ko艂ami.
M臋偶czyzna zamkn膮艂 okno i zwr贸ci艂 si臋 do go艣cia:
鈥 Nie widzia艂 pan nic takiego, bo takich rzeczy nie mo偶na zobaczy膰 鈥 powiedzia艂. 鈥 G枚teborczyk mo偶e nie jest tym, czym by艂 przedtem, je艣li chodzi o dobro膰, ale dla produkcji spod znaku snuff nie ma rynku w tym mie艣cie.
Bergenhem s艂ucha艂, czeka艂.
鈥 My艣li pan, 偶e jestem... idealist膮, kt贸ry dobrze my艣li o mieszka艅cach tego miasta? Je艣li chodzi o te rzeczy, rozmawia pan z niew艂a艣ciw膮 osob膮. Ale co艣 takiego tutaj by nie posz艂o. Nie jeste艣my jeszcze wystarczaj膮co 藕li albo wystarczaj膮co sfrustrowani, albo pokr臋ceni.
鈥 Jeszcze?
鈥 Jeszcze, w艂a艣nie tak. To przyjdzie, ale jeszcze nie jeste艣my tak naprawd臋 gotowi.
鈥 Jest pan chyba pewien.
鈥 Wie pan, dlaczego w og贸le co艣 o tym panu m贸wi臋? Bo nawet u nas istnieje co艣 w rodzaju moralno艣ci.
鈥 A jak ona wygl膮da?
鈥 Co?
鈥 Jak ta moralno艣膰 wygl膮da? Czy sk艂ada si臋 p贸艂 na p贸艂 z mi艂o艣ci bli藕niego i ch臋ci zysku?
M臋偶czyzna spojrza艂 na niego, jakby si臋 zastanawia艂, jak si臋 potem pozb臋dzie cia艂a.
鈥 S膮 granice 鈥 rzuci艂 kr贸tko.
鈥 A wi臋c tylko w tym mie艣cie?
M臋偶czyzna nie odpowiedzia艂. Bawi艂 si臋 szwem marynarki, g艂adzi艂 si臋 po grzbiecie nosa. W ci膮gu minuty zerwie si臋 i podzi臋kuje za uwag臋. Bergenhem domy艣la艂 si臋 tego. Czy powiedzia艂by co艣, gdyby mia艂 jakie艣 ukierunkowane podejrzenia? Gadka o moralno艣ci brzmia艂a podnio艣le i pusto, jak d藕wi臋ki basu dochodz膮ce przez 艣cian臋. W艂a艣nie usta艂y, przerwa w show.
鈥 Nigdy nie zg艂aszali si臋 do pana go艣cie ze... specjalnymi 偶yczeniami? Kt贸rzy chcieliby zobaczy膰 co艣 wi臋cej, co艣 szczeg贸lnego? 鈥 zapyta艂 Bergenhem.
鈥 Tylko pan 鈥 odpar艂 m臋偶czyzna.
鈥 Nic, co wykracza艂oby poza wystawiony asortyment?
鈥 Wystawiony asortyment? A to co艣 nowego.
鈥 Chyba pan wie, co mam na my艣li.
鈥 Nie.
鈥 Naprawd臋 pan nie wie? Niech pan przest...
鈥 Chcia艂em powiedzie膰, 偶e nie spotykamy si臋 z takimi 偶yczeniami, poniewa偶 mamy wszystko, czego nasi go艣cie mog膮 sobie 偶yczy膰. Nie wiem, jak dobrze zna si臋 pan na wsp贸艂czesnej sztuce filmowej, ale s膮dz臋, 偶e zdziwi艂by si臋 pan, inspektorze, ile rzeczy dzisiaj dopuszcza prawo.
鈥 Okej.
鈥 Co艣 jeszcze?
W tej chwili nie, pomy艣la艂 Bergenhem, ale na pewno wr贸c臋. Powiedzia艂e艣 co艣, czego nie zrozumia艂em... jeszcze. Powinienem mie膰 ze sob膮 dyktafon. Musz臋 i艣膰 i spisa膰 t臋 rozmow臋.
鈥 Nie 鈥 powiedzia艂 i wsta艂.
Wyszli z pokoju. Bergenhem us艂ysza艂, 偶e muzyka zn贸w zaczyna gra膰. Podszed艂 do draperii i zajrza艂 do sali. Wszed艂, popatrzy艂 na wyst臋p. M艂oda kobieta zn贸w by艂a na scenie, rusza艂a si臋 w takt piosenki Tiny Turner, z oczami utkwionymi w innym 艣wiecie. Bergenhem sta艂 chwil臋. Kiedy wychodzi艂, m臋偶czyzna odprowadzi艂 go wzrokiem.
Siedzieli
w pokoju Ringmara. By艂o p贸藕ne popo艂udnie. Winter czyta艂
protoko艂y przes艂ucha艅.
鈥 Co s膮dzisz? 鈥 spyta艂 Ringmar.
鈥 Niewiele mo偶na powiedzie膰 鈥 odpar艂 Winter.
鈥 Wygl膮da艂o, jakby si臋 wstydzi艂 鈥 stwierdzi艂 Ringmar.
鈥 呕e nie odezwa艂 si臋 do nas w sprawie listu?
鈥 Wiesz, o czym m贸wi臋.
鈥 To jaka艣 bzdura, 偶e ludzie dalej musz膮 si臋 z tym kry膰, mimo ca艂ej tej otwarto艣ci.
鈥 A mo偶e jest jeszcze jaki艣 inny list? 鈥 zastanawia艂 si臋 g艂o艣no Ringmar.
呕e jaki艣 inny list mia艂by by膰 jedn膮 z pokus, kt贸re 艣ci膮gn臋艂y Geoffa Hilliera do G枚teborga? Uwierz臋, jak zobacz臋.
鈥 Czy to normalne? Takie co艣 w internecie?
Ringmar wskaza艂 protok贸艂.
鈥 Ludzie cz臋sto szukaj膮 kontakt贸w przez internet 鈥 odpar艂 Winter. 鈥 Hillier i tamten ch艂opak najwyra藕niej tak si臋 poznali.
鈥 W艂a艣ciwie nie potrafi艂 odpowiedzie膰, dlaczego potem pisali do siebie tradycyjne listy 鈥 powiedzia艂 Ringmar.
鈥 Widzia艂em.
鈥 Mo偶e chodzi艂o o... dyskrecj臋.
鈥 By膰 mo偶e. Powr贸t do starych metod. Sekrety.
鈥 Ale to musimy chyba od艂o偶y膰 na bok 鈥 powiedzia艂 Ringmar.
鈥 Zastanawia艂em si臋, dlaczego Hillier nie mia艂 u siebie 偶adnego listu od tego ch艂opaka 鈥 oznajmi艂 Winter. 鈥 Chyba nie mia艂 powodu, 偶eby go zniszczy膰?
鈥 Nie.
鈥 Wi臋c co to mog艂o by膰?
鈥 Mo偶e nie nale偶a艂 do tych, co przechowuj膮 listy?
鈥 List od ch艂opaka? Kt贸ry by艂 wa偶nym powodem jego przyjazdu tutaj?
Bertil Ringmar roz艂o偶y艂 ramiona w ge艣cie bezradno艣ci.
鈥 Mo偶e w艂a艣nie go zachowa艂 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Tylko kto艣 inny si臋 nim zaj膮艂.
鈥 Dlaczego?
鈥 Mog艂o tam co艣 by膰, jakie艣 informacje.
鈥 Co takiego?
鈥 W艂a艣nie si臋 zastanawiam.
鈥 I to on go wzi膮艂? Hitchcock zabra艂 list?
鈥 Tak.
鈥 Bo by艂o w nim co艣, co mog艂o rzuci膰 jakie艣 艣wiat艂o na spraw臋?
鈥 Nie wiem. Zastanawiam si臋.
Winter si臋gn膮艂 po paczk臋 corps贸w, ale u艣wiadomi艂 sobie, gdzie jest. Ringmar nie by艂 wielbicielem dymu z cygaretek w swoim pokoju, k艂臋b贸w dymu i zapach贸w, kt贸re ca艂e lata 艣wietlne utrzymywa艂y si臋 w pomieszczeniu.
鈥 Mo偶e p贸jdziemy do mnie? 鈥 zaproponowa艂 Winter.
鈥 A co jest nie tak z moim pokojem? 鈥 zapyta艂 Ringmar ze z艂o艣liwym u艣mieszkiem. 鈥 Kopsnij t臋 paczk臋.
鈥 Co?
鈥 Dawaj t臋 艣mierdz膮c膮 paczk臋 鈥 powt贸rzy艂 Ringmar.
Winter wyj膮艂 cygaretki z wewn臋trznej kieszonki i rzuci艂 w stron臋 kolegi. Ringmar przysun膮艂 je sobie pod oczy, jak kr贸tkowidz.
鈥 Tobacco seriously damages your health 鈥 odczyta艂 napis z jednej strony.
鈥 Jest jeszcze co艣, z drugiej strony 鈥 podpowiedzia艂 Winter, a Ringmar przekr臋ci艂 paczk臋.
鈥 Smoking causes cancer 鈥 odczyta艂.
鈥 To tylko cygaretki 鈥 odpar艂 Winter. 鈥 Zreszt膮 ja si臋 nie zaci膮gam.
鈥 W takim razie ciekawe, po co wypisuj膮 tutaj te hase艂ka, prawda?
鈥 Jeste艣 poprawny politycznie, Bertilu. Masz szanse zosta膰 na艂ogowcem.
鈥 Mhm.
鈥 Tak ko艅cz膮 ci porz膮dni.
鈥 A co to ma wsp贸lnego z samob贸jstwem?
鈥 Samob贸jstwem?
鈥 Z tymi rzeczami 鈥 powiedzia艂 Ringmar, odrzucaj膮c paczk臋 cygaretek.
Winter z艂apa艂 j膮 w locie i w艂o偶y艂 z powrotem do kieszeni.
鈥 A tak z innej beczki 鈥 powiedzia艂 Ringmar, odk艂adaj膮c papiery. 鈥 TV3 chce si臋 tym jak najszybciej zaj膮膰.
鈥 Wiem.
鈥 Zastanawiam si臋, ile mo偶emy powiedzie膰.
Winter nie odpowiedzia艂. Ju偶 pr贸bowali z programem 鈥濸oszukiwani鈥. Rezultaty by艂y takie sobie, ale zawsze otrzymywali mas臋 podpowiedzi. Ludzie nie czytaj膮 ju偶 gazet, jak w dawniejszych czasach, pomy艣la艂. Ogl膮daj膮 telewizj臋. Co艣, co zobaczyli w telewizji, mo偶e ukierunkowa膰 艣ledztwo. Problem tylko w tym, 偶eby program zosta艂 zrobiony na warunkach policji. I nie chodzi o pracownik贸w medi贸w. Trudniejsza by艂a kwestia planowania: ile mo偶na powiedzie膰, ile nale偶y zatrzyma膰 dla siebie, 偶eby mimo wszystko uzyska膰 pomoc.
Zdarza艂o si臋, 偶e rozwi膮zywali spraw臋 dzi臋ki 鈥濸oszukiwanym鈥. Brutalne pobicia.
Najtrudniej opisa膰 zachowanie, pomy艣la艂. Zachowanie gwa艂ciciela albo mordercy... Nie mogli ujawnia膰 danych ofiary... ale mogli pom贸c stworzy膰 wizerunek przest臋pcy. Odtworzy膰 jego zachowanie. Na r贸偶ne sposoby. Czy porusza艂 si臋 w jaki艣 szczeg贸lny spos贸b? Takie rzeczy.
鈥 Przypomnia艂y mi si臋 gwa艂ty z zesz艂ego roku 鈥 powiedzia艂 Ringmar.
鈥 To dzi臋ki temu programowi.
鈥 W pewien spos贸b tak.
鈥 To by艂o to, czego potrzebowali艣my.
To prawda, pomy艣la艂 Winter. Mieli do czynienia z seri膮 gwa艂t贸w, samochodem i opisami tego, co si臋 dzia艂o, i jak wygl膮da艂o auto w 艣rodku. Gwa艂ty pope艂niano w samochodzie.
Ofiary opisywa艂y szczeg贸艂y, ale Winter i jego ludzie nie upublicznili tych informacji. Nie powiedzieli o p臋kni臋tej szybie, o p臋kni臋ciu wygl膮daj膮cym w pewien szczeg贸lny spos贸b, zale偶nie od tego, sk膮d si臋 patrzy艂o. Ani o tym, co wisia艂o pod lusterkiem wstecznym.
Zawsze by艂o ciemno, ale ofiary widzia艂y te same rzeczy, drobiazgi, wa偶ne, lecz nie na tyle wa偶ne, 偶eby pomog艂y w 艣ledztwie. Potrzebowali艣my czego艣 wi臋cej, pomy艣la艂 Winter. Nie wiedzieli艣my, jaki to by艂 samoch贸d. Ten cz艂owiek chodzi艂 wolno. Zdawali艣my sobie spraw臋, 偶e to si臋 mo偶e powt贸rzy膰.
Po drugiej emisji programu zadzwoni艂a starsza pani, kt贸ra do艣膰 du偶o czasu sp臋dza艂a w oknie swojego mieszkania w Landali. Odebra艂 Ringmar.
鈥 Wydaje mi si臋, 偶e widzia艂am m臋偶czyzn臋... wsiada艂 do samochodu i wygl膮da艂 tak, jak pokazywali艣cie 鈥 powiedzia艂a niepewnie, jak to si臋 zdarza rozkojarzonym staruszkom.
鈥 S艂ucham 鈥 zach臋ci艂 j膮 Bertil. Jeszcze jeden 艣wiadek, kt贸remu si臋 co艣 wydaje.
Kiedy powiedzia艂a, gdzie mieszka, wyprostowa艂 si臋 nagle. To tam... do jednego z gwa艂t贸w dosz艂o w艂a艣nie w tamtej okolicy. Pami臋ta艂a, kiedy widzia艂a tego faceta. Czas te偶 si臋 zgadza艂.
鈥 To by艂o troch臋 dziwne 鈥 m贸wi艂a dalej staruszka. 鈥 Mo偶e jestem g艂upia, ale na wszelki wypadek zapisa艂am numer rejestracyjny.
Sprawdzili i okaza艂o si臋, 偶e wszystko si臋 zgadza: czas, miejsce. Szyba z rys膮 zosta艂a wymieniona, ale to mu nie pomog艂o. A mo偶e to kwestia techniki przes艂ucha艅. Zaj臋艂o to dziewi臋膰 dni, ale sprawa zosta艂a wyja艣niona, pomy艣la艂 Winter.
鈥 Chyba spr贸bujemy, ale jeszcze nie teraz 鈥 stwierdzi艂. 鈥 Ostatniej nocy zastanawia艂em si臋 nad liniami lotniczymi.
Ringmar wyda艂 z siebie co艣, co zabrzmia艂o jak westchnienie.
鈥 Poprosili艣my o listy pasa偶er贸w 鈥 powiedzia艂. 鈥 I w艂a艣nie zaczynaj膮 sp艂ywa膰. B臋dziemy na to potrzebowa膰 dodatkowego pokoju. Nie m贸wi膮c ju偶 o dodatkowych pracownikach.
鈥 Trzy miesi膮ce wstecz? 鈥 zapyta艂 Winter.
鈥 Tak.
鈥 Jak d艂ugo je przechowuj膮?
鈥 Odloty z Landvetter przechowywane s膮 przez rok w tak zwanej dy偶urce lotniska.
Winter czeka艂 na dalszy ci膮g.
鈥 To strza艂 na o艣lep, Eriku.
鈥 Ile jest dziennie lot贸w mi臋dzy Londynem i G枚teborgiem? 鈥 zapyta艂 Winter.
鈥 Pi臋膰 tam i z powrotem w ka偶dy dzie艅 powszedni 鈥 wyja艣ni艂 Ringmar. 鈥 Pierwszy leci SAS, dziesi臋膰 po si贸dmej, a ostatnie British Airways za kwadrans sz贸sta. W niedziele dodatkowo SAS ma lot na Heathrow za dziesi臋膰 sz贸sta. To oznacza sze艣膰 lot贸w tam i z powrotem w niedziele.
鈥 Wszystkie chyba nie lataj膮 st膮d na Heathrow?
鈥 Samolot British Airways, ten kwadrans po si贸dmej, l膮duje na Gatwick.
鈥 Kiedy艣 nim lecia艂em.
鈥 No w艂a艣nie, ty chyba masz bilet rabatowy?
鈥 Mia艂em 鈥 odpar艂 Winter.
鈥 W ka偶dej maszynie mi臋dzy G枚teborgiem i Londynem i z powrotem siedzi od stu do stu dwudziestu pasa偶er贸w.
Winter skin膮艂 g艂ow膮.
鈥 Wiesz, ile to jest w ci膮gu roku? 鈥 zapyta艂 Ringmar.
鈥 Nie mam przy sobie kalkulatora 鈥 odpar艂 Winter.
鈥 Trzysta tysi臋cy pasa偶er贸w w ci膮gu roku.
鈥 To du偶o.
Ringmar nie odpowiedzia艂.
鈥 Zaw臋zimy czas 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 To nie wystarczy.
鈥 Od czego艣 musimy zacz膮膰.
鈥 Proponuj臋, 偶eby艣my zacz臋li, zak艂adaj膮c, 偶e w og贸le zd膮偶ymy, od lot贸w ch艂opc贸w 鈥 rzuci艂 Ringmar. 鈥 Ale jeszcze nie dostali艣my z Londynu statystyk lot贸w do G枚teborga. A potem b臋dziemy si臋 cofa膰, tydzie艅 po tygodniu 鈥 m贸wi艂 dalej.
鈥 Tak w艂a艣nie zrobimy.
鈥 Ale to i tak b臋d膮 cholerne masy ludzi.
鈥 Zak艂adam, 偶e linie lotnicze podaj膮 cel podr贸偶y przy ka偶dym nazwisku na li艣cie.
鈥 Tego jeszcze nie wiem.
鈥 Tak powinno by膰. Wtedy mogliby艣my wyeliminowa膰 tych, kt贸rzy wsiedli w G枚teborgu, ale jechali dalej do Blackpool albo do Kapsztadu.
鈥 O ile nie k艂amali.
鈥 Pr贸buj臋 my艣le膰 konstruktywnie o tym niewykonalnym przedsi臋wzi臋ciu, kt贸re nam narzuci艂em 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Przepraszam, przepraszam.
鈥 W takim razie zostaj膮 tylko ci, kt贸rzy latali mi臋dzy Londynem i Ma艂ym Londynem tam i z powrotem.
鈥 Z w艂asnym paszportem.
鈥 Tak.
鈥 Wszystkie bilety sprawdzaj膮 razem z paszportem, ale ci, kt贸rzy podr贸偶uj膮 z fa艂szywym... 鈥 Ringmar nie doko艅czy艂.
鈥 W takim razie musimy sprawdzi膰 tylko tych, kt贸rzy podr贸偶owali z w艂asnymi paszportami 鈥 powiedzia艂 Winter z u艣miechem. 鈥 Trzeba tylko wyklucza膰. Wykre艣limy tych, kt贸rzy nie mog膮 pokaza膰 paszport贸w.
鈥 Na pocz膮tek mo偶emy sprawdzi膰 tych, kt贸rzy lecieli w obie strony w kr贸tkim czasie... w ci膮gu tygodnia albo co艣 ko艂o tego 鈥 zasugerowa艂 Ringmar.
鈥 To konstruktywne.
鈥 To konstruktywna robota g艂upiego.
鈥 Odrzucimy tak du偶o, jak si臋 da 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Kto艣 musi nad tym posiedzie膰.
Bertil Ringmar nie odpowiedzia艂. Wygl膮da艂, jakby si臋 zmaga艂 z nast臋pnym pytaniem. Podrapa艂 si臋 w rami臋.
鈥 Mo偶e to konstruktywne doszukiwa膰 si臋 tu jakiego艣 zwi膮zku, ale nie jestem taki przekonany jak ty, Eriku.
鈥 Nigdy nie jestem przekonany 鈥 odpar艂 Winter.
鈥 W艂a艣ciwie nic nie 艣wiadczy o tym, 偶e mamy do czynienia z morderc膮 podr贸偶nikiem 鈥 powiedzia艂 Ringmar. 鈥 Nic nie przemawia za tym, 偶e mamy jednego morderc臋.
Winter nie odpowiedzia艂, poniewa偶 nie by艂o 偶adnej odpowiedzi. Pracowali, opieraj膮c si臋 na teoriach, sprawdzali jedn膮 po drugiej, czasem kilka naraz. Nie porzucali 偶adnej, dop贸ki nie wyszli poza ni膮. I nawet wtedy nie zarzucali 偶adnej ca艂kowicie.
鈥 Trzech ch艂opc贸w zamordowano w podobny spos贸b. Ale te zbrodnie mog膮 by膰 powi膮zane, nawet je艣li morderc膮 nie jest ta sama osoba 鈥 powiedzia艂 Ringmar raczej sam do siebie, bo w trakcie 艣ledztwa omawiali ten motyw ju偶 ze sto razy.
Idziemy dalej mimo wszystko, pomy艣la艂 Winter. My艣limy g艂o艣no i nagle kto艣 m贸wi co艣, co jeszcze nie zosta艂o powiedziane, a potem si臋 tego chwytamy. I idziemy dalej.
鈥 Morderstw dokonano na zlecenie, ale nie zrobi艂a tego ta sama osoba 鈥 stwierdzi艂.
鈥 By膰 mo偶e.
鈥 Dlaczego?
鈥 Dlaczego na zlecenie? Z przyczyn komercyjnych. Wierz臋 w ten w膮tek z filmami. Mo偶e nie powinienem, ale tak my艣l臋.
鈥 Nie znale藕li艣my 偶adnych powi膮za艅 mi臋dzy ch艂opcami 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Ponad to, 偶e ca艂a tr贸jka mog艂a by膰 homoseksualna lub biseksualna.
鈥 Ale nie wiemy tego na sto procent.
鈥 Oni nie mieli szans rozwin膮膰 swoich sk艂onno艣ci 鈥 stwierdzi艂 Ringmar.
鈥 Ale tu w艂a艣nie jest zwi膮zek.
鈥 Mo偶liwe.
鈥 I mo偶e to dlatego zgin臋li, mo偶e to by艂a przyczyna po艣rednia i bardzo bezpo艣rednia.
鈥 Wyja艣nij.
鈥 Ciekawo艣膰, ch臋膰 poznania czego艣 skrywanego czy zakazanego, kt贸ra sprawi艂a, 偶e zaprosili do siebie obcego faceta 鈥 wyja艣ni艂 Winter.
鈥 To mog艂o by膰 co艣 innego 鈥 odpar艂 Ringmar.
鈥 Na przyk艂ad?
鈥 Co sk艂oni艂oby ciebie do p贸j艣cia z kim艣? 鈥 zapyta艂 Ringmar. 鈥 Du偶o pieni臋dzy?
鈥 Nie.
鈥 Kontrakt filmowy?
鈥 Nie.
鈥 Mn贸stwo whisky?
鈥 Nie.
鈥 Kto艣 znajomy.
鈥 Tak.
Zamilkli. Przez pok贸j przelecia艂 anio艂.
鈥 Czuj臋, 偶e w艂oski na sk贸rze staj膮 mi d臋ba 鈥 powiedzia艂 Winter.
Ringmar nie odpowiedzia艂. My艣la艂 dalej, odtwarza艂 wszystko jeszcze raz.
鈥 My艣l臋, 偶e to ta sama osoba 鈥 stwierdzi艂 Winter. 鈥 By艂 tu i tam, i teraz te偶 jest tam albo tu. W G枚teborgu albo w Londynie.
鈥 Poszukamy go w przesz艂o艣ci ch艂opak贸w 鈥 powiedzia艂 Ringmar. 鈥 Je艣li tam jest, to go znajdziemy.
鈥 Nie znajdziemy 鈥 stwierdzi艂 Winter. 鈥 Nie w ich przesz艂o艣ci.
鈥 Przesz艂o艣膰 鈥 powt贸rzy艂 Ringmar. 鈥 Gdzie przebiega granica?
Winter nie odpowiedzia艂.
25 CH艁OPIEC CZEKA艁 RAZEM z innymi. Nikt nic nie m贸wi艂, wszyscy byli zaj臋ci sob膮. Drzwi si臋 otworzy艂y i wsiad艂 do autobusu jad膮cego na lotnisko. By艂 zm臋czony, tak samo jak wszyscy dooko艂a.
Autobus objecha艂 centrum, podr贸偶ni dosiadali si臋 stopniowo. Trz臋艣li si臋 z zimna przy swoich walizkach przed hotelem Park przy Aveny. Przy Korsv盲gen wsiad艂o kilku pracownik贸w lotniska. Odprasowane uniformy sprawia艂y, 偶e wygl膮dali na czujnych i przytomnych, ale to wra偶enie nie dociera艂o do oczu. Wygl膮dali, jakby tylko ubranie trzyma艂o ich w pionie.
Na autostradzie kierowca podj膮艂 pr贸b臋 przebicia 艣ciany d藕wi臋ku. Ch艂opiec nie s艂ysza艂 huku, trwa艂 mi臋dzy snem a jaw膮, w s艂uchawkach mia艂 reggae Ijahmana.
Autobus zatrzyma艂 si臋 przy wej艣ciu do hali odlot贸w. Ch艂opiec wzi膮艂 walizk臋 i wysiad艂. Zn贸w zacz膮艂 pada膰 艣nieg, podr贸偶ni truchtem biegli z baga偶ami z parkingu.
G艂osy hucza艂y pod dachem hali jak r贸j pszcz贸艂. Przy stanowisku SAS-u czekali ludzie. Pracownicy przygotowywali si臋 do odprawy, kolejka zacz臋艂a si臋 rusza膰. By艂 kwadrans po sz贸stej rano. Mia艂 wystarczaj膮co du偶o czasu. Zgodnie z rozk艂adem samolot do Londynu, na Heathrow, odlatywa艂 dziesi臋膰 po si贸dmej. Nie jad艂 艣niadania, zamierza艂 kupi膰 kaw臋 i kanapk臋 z serem przed odlotem.
Nadesz艂a jego kolej. Pokaza艂 kobiecie walizk臋.
鈥 Czy to pa艅ski baga偶?
鈥 Tylko to. Wezm臋 j膮 ze sob膮 na pok艂ad.
Ubrana w b艂臋kit kobieta obejrza艂a walizk臋 i skin臋艂a g艂ow膮, sprawdzi艂a bilet i paszport.
鈥 Gdzie chce pan siedzie膰?
Wzruszy艂 ramionami. By艂o mu wszystko jedno.
鈥 Miejsce przy oknie w 艣rodkowym rz臋dzie? Odpowiada panu?
Zn贸w wzruszy艂 ramionami. Odpowiedzia艂a u艣miechem, wyci膮gn臋艂a z maszyny kart臋 pok艂adow膮 i wr臋czy艂a mu wraz z biletem powrotnym i paszportem.
鈥 Przyjemnej podr贸偶y.
Kiwn膮艂 g艂ow膮, wzi膮艂 dokumenty i w艂o偶y艂 je do kieszonki koszuli. Ruszy艂 w stron臋 ruchomych schod贸w, do kontroli paszportowej.
W kawiarni mign膮艂 mu kto艣 znajomy. Wypi艂 kaw臋 i zjad艂 kanapk臋. Do odlotu zosta艂o jeszcze troch臋 czasu. Siedzia艂 i przygl膮da艂 si臋 klientom sklep贸w wolnoc艂owych. Obieca艂 kupi膰 matce perfumy, ale chcia艂 z tym zaczeka膰 do powrotu. Nazw臋 mia艂 zapisan膮 w portfelu. W Londynie te偶 musieli je mie膰, inaczej to by艂oby jakie艣 g贸wno.
Znajomy podszed艂 do niego. Ch艂opiec wy艂膮czy艂 Dr Alimantado, kiedy sta艂 przed sza艂asem w slumsach Kingston i pomstowa艂 na miejsk膮 policj臋. Muzyka urwa艂a si臋 nagle w 艣rodku d艂ugiego backbeatu. Wyj膮艂 z uszu s艂uchawki.
鈥 Widz臋, 偶e si臋 gdzie艣 wybierasz.
Ch艂opiec skin膮艂 g艂ow膮.
鈥 Do Londynu 鈥 powiedzia艂.
鈥 Ja te偶. Tylko na jeden dzie艅.
鈥 Na jeden dzie艅? Czy to ma sens?
鈥 Mam odebra膰 jakie艣 dokumenty. Jako kurier.
鈥 Jest przecie偶 poczta 鈥 odpar艂 ch艂opiec. 鈥 Zwyk艂a przesy艂ka pocztowa.
鈥 Nie wszystko tak si臋 da.
鈥 Ach tak.
鈥 A ty jak d艂ugo zostajesz?
鈥 Mo偶e tydzie艅... tak my艣l臋 鈥 odpowiedzia艂 ch艂opiec.
鈥 Jeszcze si臋 nie zdecydowa艂e艣? Tylko pozazdro艣ci膰.
Ch艂opiec nie odpowiedzia艂, napawa艂 si臋 zazdro艣ci膮 tamtego. To jeszcze dawa艂o dodatkowego kopa w zwi膮zku z t膮 podr贸偶膮: m贸c powiedzie膰 to jeszcze raz przed startem samolotu.
鈥 By艂e艣 ju偶 kiedy艣 w Londynie?
鈥 Tak, ale tylko raz 鈥 odpar艂 ch艂opiec.
鈥 Za艂atwi艂e艣 sobie nocleg?
鈥 Nie, po co?
鈥 Znasz mo偶e jakie艣 dobre miejsce?
鈥 Matka i ojciec opowiadali o swoich tanich noclegach w Bayswater, wi臋c chyba rozejrz臋 si臋 za czym艣 tam, a mo偶e b臋d臋 nocowa艂 w r贸偶nych miejscach 鈥 wyja艣ni艂. 鈥 Raczej w r贸偶nych.
鈥 Nie pracujesz?
鈥 Studiuj臋.
鈥 Aha.
鈥 W艂a艣ciwie dlatego tam lec臋, albo to taki pretekst. Rozejrze膰 si臋 za jakimi艣 studiami. Dosta艂em troch臋 papier贸w i zamierzam porozmawia膰 z kilkoma.
鈥 Szko艂ami?
鈥 Tak.
鈥 A co chcesz studiowa膰?
Ch艂opiec sk艂ada艂 na stole serwetk臋 w coraz mniejsz膮 kostk臋. Spojrza艂 na tablic臋, w艂a艣nie rozleg艂 si臋 komunikat, 偶eby rusza膰 do bramki.
鈥 Mo偶e angielski 鈥 powiedzia艂. 鈥 Albo design i fotografi臋 w jakiej艣 interesuj膮cej szkole.
鈥 Trudno si臋 dosta膰?
鈥 Nie wiem, ale musimy ju偶 chyba i艣膰, je艣li chcemy zd膮偶y膰 na samolot.
鈥 Nie ma po艣piechu.
鈥 No i jeszcze muzyka 鈥 doda艂 ch艂opiec. Si臋gn膮艂 po walizk臋 i wsta艂 od sto艂u.
鈥 Muzyka?
鈥 Lubi臋 nowe reggae, wi臋c pomy艣la艂em, 偶e pojad臋 sobie na przyk艂ad do Brixton i kupi臋 troch臋 nowych rzeczy. Mo偶e znajd臋 jakie艣 starocie, kt贸rych nie mo偶na dosta膰 u nas.
鈥 Mhm.
鈥 Znalaz艂em kilka miejsc w sieci.
鈥 Sklep贸w p艂ytowych?
鈥 R贸偶nie, sklep贸w, klub贸w tanecznych, pub贸w. Tam jest cool.
鈥 Brixton? Czy to nie jest daleko?
鈥 Metrem kawa艂ek, ale niedu偶y. Guns of Brixton Clashu. Ojciec to ma. Znasz?
鈥 Nie.
Podeszli do gate鈥檜 osiemnastego, oddali paszporty i bilety i wsiedli do samolotu. Ch艂opiec wcisn膮艂 walizk臋 na p贸艂k臋 nad siedzeniem i wpasowa艂 si臋 w fotel przy oknie.
Zapi膮艂 pasy i wyjrza艂 przez szyb臋. Na kra艅cu lotniska drzewa by艂y czarne. Pasy startowe wygl膮da艂y jak betonowy ocean.
艢nieg lepi艂 si臋 do okien i zamienia艂 w wod臋. Us艂ysza艂 komunikat na temat bezpiecze艅stwa, ale nie dos艂ucha艂 do ko艅ca. Zn贸w w艂膮czy艂 Dr Alimantado i zamkn膮艂 oczy. Wybija艂 r臋k膮 takt na udzie.
Po chwili poczu艂, 偶e jaka艣 si艂a wciska go w fotel. Otworzy艂 oczy i zobaczy艂, 偶e betonowy ocean ucieka spod samolotu, szare pasy na przezroczystym tle.
Potem nie widzia艂 ju偶 nic. Wznosili si臋 w g贸r臋 i wkr贸tce znale藕li si臋 ponad chmurami. Usi艂owa艂 przypomnie膰 sobie, kiedy ostatnio widzia艂 niebieskie niebo. To musia艂o by膰 dawno temu. Ale nie tak niebieskie jak to. To jest 偶ycie, pomy艣la艂.
26 ZN脫W MIA艁 W SOBIE NIEPOK脫J. Czu艂 to. Jakby czyha艂 w przeponie, jak 偶ywa istota.
Mo偶e nie jestem wystarczaj膮co dojrza艂y, 偶eby mie膰 rodzin臋?, pomy艣la艂. Mo偶e to zbyt powa偶ny krok? A mo偶e co艣 innego tu nie pasuje?
Wieczorem czu艂, jak Okruszek wierzga. Mia艂 wra偶enie, 偶e jego d艂o艅 nadal wibruje. Pulsowa艂a raz gor膮cem, raz ch艂odem.
Tkwi臋 mi臋dzy m艂otem a kowad艂em, pomy艣la艂, kiedy poczu艂, 偶e palce jego d艂oni poruszaj膮 si臋, cho膰 on nimi nie rusza. Czego艣 si臋 ode mnie wymaga, a ja nie jestem pewien czego. Musz臋 co艣 z tym zrobi膰. Co艣 szczeg贸lnego, pomy艣la艂 i skrzywi艂 si臋.
鈥 Co z tob膮? 鈥 Martina przygl膮da艂a mu si臋 badawczo.
鈥 Nic.
鈥 Tak si臋 skrzywi艂e艣, jakby艣 my艣la艂 o czym艣 nieprzyjemnym.
鈥 Praca.
鈥 Ale o co chodzi? 鈥 ponowi艂a pytanie.
鈥 To tylko te p贸藕ne pory.
鈥 Przez ca艂y tydzie艅 masz zmian臋 popo艂udniow膮?
鈥 Tak, cho膰 to si臋 powinno nazywa膰 zmiana wieczorna.
鈥 Albo nocna. Przychodzisz do domu i cuchniesz dymem.
Ruszy艂
od ratusza w stron臋 mostu. Przez jeden czy dwa dni 艣wiat艂o by艂o
inne, jak obietnica. Czy za pi臋tna艣cie lat to b臋dzie taka sama
sensacja? Czy cz艂owiek zawsze wygl膮da wiosny?, pomy艣la艂. Za
pi臋tna艣cie lat drzewa rozrosn膮 si臋 wok贸艂 domu, b臋d臋
komisarzem, a Okruszek p贸jdzie do liceum.
B臋dziemy wtedy je藕dzili w jakie艣 tajne miejsce, jak Birgersson, na ostatni tydzie艅 lutego, kiedy wszystko jest oczekiwaniem. Sture nie jest opalony, kiedy wraca. Gdzie偶 on, do diab艂a, si臋 zaszywa? Czy doros艂y cz艂owiek ma prawo do tajemnic?
Poni偶ej resztki lodu p艂yn臋艂y po wodzie. 艢wiat艂o zmierzchu pada艂o na powierzchni臋 i rzeka przypomina艂a strumie艅 t艂uczonego szk艂a.
Tward膮 powierzchni臋 przecina艂 kuter. P艂yn膮艂 ku otwartemu morzu, jakby w 艣rubie mia艂 diamenty. Po zachodniej stronie mostu min膮艂 wodolot Havskatten p艂yn膮cy z Danii. Mia艂 wra偶enie, 偶e statek p艂ynie w powietrzu. Nie dochodzi艂 偶aden odg艂os, poduszkowiec by艂 tylko ogromnym ruchem, bez d藕wi臋ku.
Lars Bergenhem zjecha艂 z mostu i znalaz艂 si臋 w ciszy, kt贸ra jakby nadci膮ga艂a nad miasto znad morza.
Ca艂kiem mo偶liwe, 偶e da艂oby si臋 znale藕膰 偶agl贸wk臋 w ludzkiej cenie, pomy艣la艂. Martina mo偶e by si臋 ucieszy艂a. Mia艂aby mnie z g艂owy, kiedy si臋 zjawi Okruszek. Mo偶e tak by艂oby najlepiej, pomy艣la艂 i sam si臋 zdziwi艂.
Wcisn膮艂 kaset臋 do odtwarzacza i zrobi艂 g艂o艣niej, do granic wytrzyma艂o艣ci. Za oknem bezg艂o艣nie przep艂ywa艂 ruch drogowy.
Neon
艣wieci艂 tak samo jak przedtem. Postawi艂 samoch贸d na tym samym
miejscu. Teraz, kiedy wiedzia艂, jak jest w 艣rodku, drzwi wygl膮da艂y
inaczej. Klub Riverside istnia艂 od dw贸ch lat i ju偶 od pierwszego
dnia mia艂 klient贸w.
Bergenhem przeszed艂 przez sal臋 z pisemkami, prosto do tej, w kt贸rej wystawiano show. Przy wszystkich stolikach siedzieli m臋偶czy藕ni 鈥 z wyj膮tkiem jednego, stoj膮cego najbli偶ej drzwi z draperi膮. Usiad艂.
Na jednym z dalszych sto艂贸w, tu偶 przy scenie, ta艅czy艂a kobieta. M臋偶czy藕ni klaskali. Nie by艂o muzyki.
Tina Turner zas艂u偶y艂a na przerw臋, pomy艣la艂 Bergenhem. Siedzia艂 bez ruchu, czeka艂. Jaki艣 facet w bia艂ej koszuli i ciemnej muszce podszed艂 do niego, 偶eby przyj膮膰 zam贸wienie. Wr贸ci艂 z col膮. Bergenhem uni贸s艂 szklank臋 i ssa艂 kostk臋 lodu, gryz艂, czeka艂.
鈥 Ju偶 pan jest z powrotem? 鈥 odezwa艂 si臋 Kucyk. Wy艂oni艂 si臋 zza draperii.
鈥 Szybki pan jest 鈥 stwierdzi艂 Bergenhem.
Kucyk nie odpowiedzia艂.
鈥 Zosta艂o jeszcze kilka pyta艅 鈥 powiedzia艂 Bergenhem.
Kucyk sta艂 nadal, z papierosem w d艂oni.
鈥 Mo偶emy rozmawia膰 tutaj 鈥 m贸wi艂 dalej Bergenhem. 鈥 Nie musimy i艣膰 do biura.
鈥 Niech pan pyta.
鈥 Czy ta draperia panu nie przeszkadza?
鈥 Czy to mia艂o by膰 pierwsze pytanie?
鈥 W艂a艣nie o tym pomy艣la艂em.
鈥 To bardzo pi臋kna draperia. Seksowna.
鈥 Wygl膮da jak z niemego filmu.
Kucyk wykona艂 gest, kt贸ry zapewne mia艂 wyra偶a膰 spokojn膮 rezygnacj臋, i usiad艂 naprzeciwko Bergenhema. Spojrza艂 na jego szklank臋.
鈥 Mo偶emy to panu doprawi膰, je艣li pan chce.
Bergenhem zastanowi艂 si臋. Co zrobi艂by Winter?
鈥 Czym? 鈥 zapyta艂.
Kucyk zrobi艂 gest m贸wi膮cy, 偶e m贸g艂by zaproponowa膰 wszystkie gatunki alkoholu i wszelkie inne substancje.
鈥 Macie rum z col膮? 鈥 zapyta艂 Bergenhem.
Kucyk wsta艂 i podszed艂 do baru. Powiedzia艂 co艣 do barmana i po dw贸ch minutach kelner przyni贸s艂 dwie szklanki.
鈥 Wy艂膮cznie dla policji 鈥 powiedzia艂 Kucyk, kiedy kelner si臋 oddali艂. 鈥 Wy艂膮cznie dla naszych przyjaci贸艂.
To niewinna gra, pomy艣la艂 Bergenhem. To test, cho膰 nie wiem na co.
鈥 Przypomnia艂em sobie, 偶e prowadz臋 鈥 powiedzia艂.
鈥 Raz 艂ykn膮膰 pan mo偶e.
鈥 To z mojej strony czysta taktyka 鈥 powiedzia艂 Bergenhem, podnosz膮c szklank臋.
鈥 Czego jeszcze pan chce?
Bergenhem s艂ysza艂, jak muzyka zn贸w zaczyna dudni膰, jak kafar uderzaj膮cy o kamie艅. Bas rozrywa艂 mu uszy. Czy to kolejny test?, pomy艣la艂.
M臋偶czyzna obserwowa艂 go. Kto艣 znalaz艂 pokr臋t艂o potencjometru. Niskie tony przycich艂y, wysokie sta艂y si臋 g艂o艣niejsze i na scen臋 wysz艂y dziewczyny. Tina Turner zacz臋艂a 艣piewa膰.
Kucyk nachyli艂 si臋 nad stolikiem.
鈥 Czego jeszcze pan chce?
鈥 Czy macie tylko Tin臋 Turner? 鈥 zapyta艂 Bergenhem.
Kucyk przyjrza艂 mu si臋 jeszcze raz. Popatrzy艂 na scen臋, i zn贸w na Bergenhema. Mia艂 na sobie koszul臋 w drobn膮 kratk臋, rozpi臋t膮 pod szyj膮, szelki, ciemne spodnie dzwony i by艂 bez marynarki. Wszystko by艂o czerwone, od pomalowanych lamp na 艣cianach.
鈥 Do Tiny Turner najlepiej si臋 ta艅czy 鈥 wyja艣ni艂 Kucyk po up艂ywie p贸艂 minuty.
鈥 To pytanie nie dawa艂o mi spokoju 鈥 powiedzia艂 Bergenhem.
鈥 Czy to jaka艣 prowokacja?
鈥 Nie, ale偶 sk膮d.
鈥 Wi臋c czego pan chce?
鈥 Zapomnia艂em poprosi膰, 偶eby si臋 pan zastanowi艂, jaki rodzaj go艣ci tu przychodzi. Czy r贸偶ni膮 si臋 od klient贸w innych lokali.
鈥 Tego nie da si臋 powiedzie膰.
鈥 Naprawd臋? Kluby maj膮 chyba r贸偶ne profile?
鈥 Wiem, dlaczego pan o to pyta.
Bergenhem spojrza艂 w stron臋 sceny. Rozpozna艂 obie kobiety. M艂odsza sprawia艂a wra偶enie jeszcze bardziej wychudzonej. Usta mia艂a czerwone jak krew. Nie chcia艂 teraz patrze膰 na faceta siedz膮cego naprzeciwko.
鈥 Bardzo 藕le pan trafi艂 鈥 powiedzia艂 Kucyk. 鈥 Niech si臋 pan rozejrzy. Widz臋, 偶e ju偶 pan zerka na scen臋.
Bergenhem oderwa艂 wzrok od kobiet. Muzyka ucich艂a, ale natychmiast zn贸w si臋 rozbuja艂a. Tina Turner mrucza艂a, 偶e jest najlepszy, po prostu najlepszy.
鈥 To nie jest klub gejowski 鈥 doda艂 Kucyk.
鈥 Ale miewa艂 pan wieczory z transami 鈥 rzuci艂 Bergenhem.
鈥 By艂 pan tutaj?
鈥 Nie o to chodzi. Nie mamy 偶adnych uprzedze艅.
M臋偶czyzna potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 i wsta艂.
鈥 Prosz臋 zosta膰 i doko艅czy膰 drinka 鈥 powiedzia艂 i z szelestem znikn膮艂 za zas艂on膮.
Kobiety ta艅czy艂y jeszcze osiem czy dziesi臋膰 minut, potem zesz艂y ze sceny. Bergenhem siedzia艂 dalej przy stoliku. Pow膮cha艂 szklank臋, ale jej nie rusza艂. Nie chcia艂 zostawia膰 samochodu na noc. Spodziewa艂 si臋, 偶e tamten zostanie jeszcze chwil臋, je艣li si臋 zdecyduje na alkohol, ale 藕le oceni艂 sytuacj臋. Mo偶e tak jest lepiej.
Szczup艂a dziewczyna zn贸w ukaza艂a si臋 w drzwiach obok sceny i podesz艂a do najbli偶szego stolika. Trzech m臋偶czyzn zerwa艂o si臋 po d偶entelme艅sku, 偶eby jej pom贸c, natychmiast dostawili krzes艂o. Mia艂a na sobie sukienk臋, kt贸ra w czerwonym 艣wietle by艂a czarna. Wyj臋艂a z torebki papierosa, a jeden z facet贸w po艣pieszy艂 z zapalniczk膮. Powiedzia艂 co艣, dziewczyna si臋 za艣mia艂a. Bergenhem nie rusza艂 si臋 z miejsca.
Wsta艂a i wysz艂a tymi samymi drzwiami. M臋偶czyzna, kt贸ry poda艂 jej ogie艅, poszed艂 za ni膮. Bergenhem siedzia艂 dalej. Przy wielu stolikach siedzia艂y kobiety. Ale wi臋cej m臋偶czyzn ni偶 kobiet. Bergenhem czeka艂.
27 FREDRIK HALDERS MIA艁 PRZERW臉. Siedzia艂 w kantynie, tylko z Sar膮 Helander, i dalej wypytywa艂 j膮, co si臋 dzieje na fotografiach.
鈥 A wi臋c nie s膮 to przede wszystkim kroki taneczne? 鈥 zapyta艂.
Dziewczyna popatrzy艂a na niego. Zobaczy艂 w jej oczach wsp贸艂czucie. Za艣mia艂 si臋 nagle, jakby to mia艂 by膰 偶art zrozumia艂y tylko dla niego.
鈥 Czy to naprawd臋 by艂 taki dobry pomys艂? 鈥 doda艂.
鈥 Kroki taneczne by艂y tylko po to, 偶eby by艂o bardziej zrozumia艂e dla ciebie 鈥 odpar艂a Sara.
鈥 Czy co艣 si臋 dzieje, kiedy patrzysz na te zdj臋cia?
鈥 O co ci chodzi?
鈥 Co tam widzisz?
鈥 Krew 鈥 powiedzia艂a Sara Helander.
鈥 To utrudnia prac臋, nieprawda偶?
鈥 呕al mi ciebie, Fredriku.
鈥 To nie pistolet mam tu, w kieszeni. Cieszy艂bym si臋, gdybym tylko ci臋 trafi艂.
鈥 Jeste艣 rasist膮 i seksist膮 鈥 rzuci艂a Sara w odpowiedzi.
Halders sk艂oni艂 g艂ow臋.
鈥 Jestem wszystkim 鈥 odpar艂. 鈥 Ale odpowiedz, co widzisz, kiedy siedzisz schylona nad zdj臋ciami.
Lokal nagle zape艂ni艂 si臋 policjantami, kt贸rzy uciekli przed prac膮. Porcelana podzwania艂a o porcelan臋, szuranie talerzy przesuwanych po tanich blatach.
G艂osy zlewa艂y si臋 w jeden strumie艅: unosi艂 si臋 do g贸ry i zn贸w rozpryskiwa艂, kiedy dochodzi艂 do sufitu. Szmer 艣ledztw w r贸偶nych sprawach z p贸艂艣wiatka, rosn膮ce oprocentowanie i rosn膮ce ceny mieszka艅, kumulacja w wysoko艣ci sze艣膰dziesi臋ciu milion贸w, cena pi艂y motorowej, sobotni festiwal piosenki, kt贸rego nikt nie zamierza艂 ogl膮da膰, cho膰 wielu o nim m贸wi艂o, przemycany alkohol, na pr贸偶no dojrzewaj膮cy.
鈥 Ale co ci臋 szczeg贸lnie interesuje? 鈥 spyta艂a Sara Helander.
鈥 Ty masz podobno to wnikliwe spojrzenie 鈥 powiedzia艂 Halders. 鈥 Dlatego znalaz艂a艣 si臋 w naszej zgranej grupie.
鈥 Jest na nich ruch 鈥 odpar艂a po kilkusekundowym namy艣le.
鈥 Czy to ma jakie艣 znaczenie?
鈥 Czy si臋 ruszali, czy nie?
鈥 Tak.
鈥 To mo偶e nam powiedzie膰 co艣 o tym, co si臋 dzia艂o zanim... nast膮pi艂o tamto.
鈥 Czy w 艣ladach mo偶na to zobaczy膰?
鈥 Mo偶na zobaczy膰, czy od pocz膮tku w gr臋 wchodzi艂 przymus.
鈥 To takie wyra藕ne?
鈥 Co?
鈥 Czy te 艣lady s膮 wyra藕ne? 鈥 dopyta艂 Halders.
鈥 Na r贸偶ne sposoby 鈥 odpar艂a Sara.
Coraz wi臋cej os贸b wychodzi艂o. Krzes艂a szura艂y po posadzce, wydaj膮c trudne do zniesienia odg艂osy. Dlaczego nie nauczyli si臋 podnosi膰 krzese艂?, pomy艣la艂 Halders. To by艂a pierwsza rzecz, jakiej si臋 nauczy艂em, i to mi uratowa艂o 偶ycie, zrobi艂o ze mnie porz膮dnego obywatela.
鈥 Kiedy patrz臋 na zdj臋cia, odnosz臋 wra偶enie, 偶e to na pocz膮tku by艂a zabawa 鈥 powiedzia艂. 鈥 Jakby to zasz艂o do艣膰 daleko, zanim zacz臋艂o i艣膰 za daleko, je艣li rozumiesz, co mam na my艣li.
鈥 Tak.
鈥 Je艣li tak by艂o, to zastanawiam si臋, o czym oni rozmawiali 鈥 m贸wi艂 dalej. 鈥 Co mo偶na by艂o powiedzie膰 w tych pokojach.
鈥 W艂a艣nie.
鈥 Uwa偶asz, 偶e to wa偶ne?
鈥 Nie wiem.
鈥 Czy w tych wzorach nie wida膰 arogancji?
鈥 Co masz na my艣li? 鈥 spyta艂a Sara Helander.
鈥 Jakby go nie obchodzi艂o, czy zostanie z艂apany.
鈥 Ale co masz na my艣li?
鈥 Depcze butami po krwi albo ta艅czy, czy co to mog膮 by膰 za ruchy. Musia艂 chyba wiedzie膰, 偶e to zostawia 艣lady. Odcisk podeszwy na przyk艂ad.
鈥 Takie odciski robi膮 setki tysi臋cy but贸w w tym kraju 鈥 odpar艂a Sara Helander.
鈥 Ale on chyba tego nie wie?
鈥 S膮dz臋, 偶e wiedzia艂.
鈥 Mo偶e chce zosta膰 z艂apany 鈥 zasugerowa艂 Halders.
鈥 Nie.
鈥 Nie jest taki?
鈥 Je艣li to w og贸le jest on.
鈥 To na pewno facet 鈥 stwierdzi艂 Halders.
鈥 W ka偶dym razie nie ma tu 偶adnego krzyku 鈥 powiedzia艂a Sara Helander. 鈥 呕adnego wo艂ania o pomoc, kt贸re staje si臋 coraz wyra藕niejsze, a偶 wreszcie je us艂yszymy.
鈥 To brzmi nieco melodramatycznie.
鈥 Interpretuj to, jak chcesz.
鈥 Wi臋c musimy w tej kwestii polega膰 na sobie?
Sara Helander nie odpowiedzia艂a. Wsta艂a od stolika, 偶eby wr贸ci膰 do pokoju i do fotografii.
鈥 Ca艂y czas siedzisz i wpatrujesz si臋 w to cholerstwo? 鈥 zapyta艂 Halders.
鈥 P贸ki nie rozbol膮 mnie oczy.
鈥 I jak si臋 po tym czujesz?
鈥 Fatalnie. Ale czy to nie jest cz臋艣膰 naszej pracy?
鈥 Tak, to prawda 鈥 przyzna艂 Halders. 鈥 Cz臋艣膰 naszej pracy polega na cierpieniu.
鈥 Wida膰 po tobie.
鈥 Cz艂owiek zawsze cierpi, kiedy jest glin膮.
Wyszli na wy艂o偶ony ceg艂膮 korytarz.
鈥 Popatrz na t臋 艣cian臋 鈥 powiedzia艂 Halders. 鈥 Wygl膮da, jakby艣my pracowali w bunkrze albo w karcerze. To jest przemy艣lane, mamy mie膰 na sobie 艣lady drutu kolczastego, kiedy wychodzimy z tego budynku.
鈥 Na ciebie to nie dzia艂a.
鈥 Co艣 ci opowiem 鈥 odpar艂 Halders.
Czekali przy windach. Klimatyzacja mrucza艂a wznosz膮co i opadaj膮co, jakby mia艂a w艂asny szyb. Halders nacisn膮艂 guzik, ale nic si臋 nie ruszy艂o.
鈥 P贸jdziemy schodami?
鈥 Nie.
Nacisn膮艂 jeszcze raz. Zapali艂a si臋 lampka. Kilka pi臋ter nad nimi rozleg艂 si臋 szcz臋k metalu.
鈥 W weekend zostawi艂em auto przed trafik膮 na Storgatan, przy Heden. Wyskoczy艂em tylko po gazet臋, szybko jak strza艂a.
鈥 Sw贸j samoch贸d?
鈥 Co?
鈥 To nie by艂 radiow贸z?
鈥 Co to za durne pytanie? Od kiedy je藕dzimy po mie艣cie radiowozami?
鈥 Przepraszam, przepraszam.
鈥 Czy mam opowiada膰?
鈥 Ch臋tnie pos艂ucham 鈥 powiedzia艂a Sara Helander. Stara艂a si臋 brzmie膰 przekonuj膮co.
鈥 Zostawi艂em w艂膮czony silnik i kluczyk w stacyjce, bo mia艂o mnie nie by膰 nie d艂u偶ej ni偶 przepisow膮 minut膮, a kiedy po czterdziestu pi臋ciu sekundach wyszed艂em, zobaczy艂em tylko ty艂 mojego prywatnego samochodu skr臋caj膮cy w S枚dra v盲gen. Kradzie偶.
鈥 Rozumiem.
鈥 Czterdzie艣ci pi臋膰 sekund.
鈥 Tak.
鈥 Dobrze si臋 z艂o偶y艂o, 偶e akurat jaka艣 baba zatrzyma艂a si臋, 偶eby kupi膰 B贸g wie co, wi臋c rzuci艂em si臋 jej na przednie siedzenie i krzycz臋: Jed藕 za tamtym samochodem na rogu! A ona docisn臋艂a gaz do dechy!
鈥 A mia艂a jaki艣 wyb贸r?
鈥 Nie pokaza艂em legitymacji ani nic takiego.
Wsiedli do windy i przyciskiem skierowali j膮 w g贸r臋. Byli sami. Halders nachyli艂 si臋 nad Sar膮 Helander.
鈥 No i siedzimy w tym aucie, t艂umacz臋 jej, o co chodzi, i widz臋, 偶e z艂odziej chyba nie zauwa偶y艂, 偶e kto艣 go 艣ciga. Skr臋ca w prawo przy Berzeliigatan, przecina G枚taplatsen i kieruje si臋 w stron臋 Vasa sjukhus. Nad膮偶asz?
鈥 Tak.
鈥 Podje偶d偶amy pod Vas臋, a ten pieprzony gn贸j zatrzymuje si臋 na czerwonym przed Landal膮. Wyskakuj臋, podbiegam do swojego auta od strony kierowcy i wal臋 w drzwi. I wiesz, co widz臋 w 艣rodku? Tak 脿 propos tego, co powiedzia艂a艣 o Hitchcocku?
鈥 Domy艣lam si臋.
鈥 Pieprzona dziwka 鈥 powiedzia艂 Halders. 鈥 Cholerna 膰punka. Nawalona na maksa. Nie mam poj臋cia, jak da艂a rad臋 przejecha膰 przez miasto. Ale domy艣li艂a si臋, o co chodzi, i b艂yskawicznie zablokowa艂a drzwi po obu stronach. 鈥 Halders gor膮czkowa艂 si臋, jakby w windzie prze偶ywa艂 to wszystko na nowo. 鈥 Ale zosta艂a szpara przy szybie. Wsadzi艂em tam palce i ci膮gn臋, i wtedy ta pieprzona szyba wybuch艂a mi w r臋kach! Kurewsko wielka dziura, wsz臋dzie pe艂no od艂amk贸w, laska kuli si臋 pod kierownic膮 i drze si臋: Nie bij, nie bij, a偶 ludzie zacz臋li si臋 zbiera膰 dooko艂a.
Sara Helander s艂ucha艂a. Wyobra偶a艂a sobie t臋 scen臋: Halders czerwony na twarzy, rozogniony, jak dwumetrowy szaleniec w amoku, w samym 艣rodku miasta.
鈥 I co dalej?
鈥 Co dalej? Wyci膮gn膮艂em lask臋 z auta i zadzwoni艂em z kom贸rki, kt贸r膮 zabra艂em Anecie w pi膮tek, i chcia艂em zaczeka膰 na koleg贸w. I wiesz, co si臋 wtedy sta艂o? Jaki艣 idiota z艂apa艂 mnie za ramiona. Chcia艂 mnie zmusi膰, 偶ebym j膮 pu艣ci艂!
鈥 Ale chyba wyja艣ni艂e艣, co si臋 sta艂o?
鈥 Nie mia艂em szans. Gapie zacz臋li mnie wyzywa膰 od najgorszych. Kilka staruszek wrzeszcza艂o faszysta i takie rzeczy.
鈥 Nie rasista ani seksista?
鈥 Co?
鈥 Nie, nic.
鈥 To by艂o okropne 鈥 ci膮gn膮艂 Halders. 鈥 I wcale nie by艂o lepiej, kiedy pokaza艂em legitymacj臋 i pr贸bowa艂em tym pacanom t艂umaczy膰.
鈥 Nie pomog艂o, kiedy si臋 okaza艂o, 偶e jeste艣 policjantem?
鈥 Wprost przeciwnie.
鈥 Ani 偶e to tobie ukradziono samoch贸d?
鈥 Gdybym to powiedzia艂, tylko pogorszy艂bym spraw臋.
鈥 呕adnej empatii?
鈥 Ani odrobiny, tylko cholerna nienawi艣膰 dla glin. M贸wi si臋 o pogardzie dla polityk贸w, ale tu chodzi o wrogo艣膰 wobec policji.
Wysiedli z windy i razem poszli do sali zebra艅. Dwa monitory migota艂y niecierpliwie, oczekuj膮c informacji. Obraz falowa艂 jak w telewizorze, kt贸ry ma przed sob膮 tylko kilka tygodni 偶ycia. W pokoju by艂o ciep艂o i duszno. Szum komputer贸w, monotonny elektroniczny odg艂os.
鈥 Potraktowa艂e艣 to za ma艂o osobi艣cie 鈥 stwierdzi艂a Sara Helander.
鈥 Za ma艂o... co chcesz przez to powiedzie膰?
鈥 Oni nie byli wkurzeni na policj臋 鈥 odpar艂a Sara Helander. 鈥 Chodzi艂o o ciebie. O Fredrika Haldersa.
Wr贸ci艂 do domu z opalenizn膮 i uczuciem, kt贸re mog艂o mie膰 zwi膮zek z sumieniem. Jakby kilka ziarenek piasku wbi艂o mu si臋 w ko艂nierz. Nie m贸g艂 si臋 ich pozby膰, ale czu艂, jak go uwieraj膮. Zmieni艂 koszul臋, ale dalej by艂o tak samo.
Lena nie pyta艂a o pieni膮dze. Cieszy艂a si臋 z tej podr贸偶y. Czasem gwiazdka mo偶e za艣wieci膰 biedakom, powiedzia艂, ale to jej si臋 nie spodoba艂o. Mia艂a swoj膮 dum臋.
By艂 ostro偶ny zaraz po powrocie, i jeszcze nast臋pnego dnia. Pogada艂 ze znajomym paserem, dosta艂 nowy kontakt. To wszystko.
Nadszed艂 czas, 偶eby zn贸w zabra膰 si臋 do pracy. Ale najpierw musia艂 jeszcze co艣 za艂atwi膰.
Wr贸ci艂 pod tamten dom, przeszed艂 po艣piesznie obok. Nie odwa偶y艂 si臋 stan膮膰 w pobli偶u i czeka膰, a偶 tamten wr贸ci do domu.
Na pla偶y by艂o zupe艂nie inaczej... ten, co tam mieszka, nie ma z tym nic wsp贸lnego... ale ciep艂o si臋 sko艅czy艂o, pomy艣la艂. Jeste艣my z powrotem i ju偶 nie my艣l臋 o nim tak dobrze. Przedtem to by艂 przypadek, ale teraz ju偶 nie. Pola艂o si臋 za du偶o krwi.
Co oni mog膮 zrobi膰 z tak膮 informacj膮? W dodatku anonimow膮? Czy to si臋 w og贸le uda?
Je艣li nic nie zrobi臋 i to si臋 zdarzy jeszcze raz, b臋dzie mi to ci膮偶y艂o, pomy艣la艂. Chyba to zrobi臋.
Kiedy
dzie艅 si臋 sko艅czy艂, Hanne 脰stergaard czu艂a si臋 jeszcze
bardziej samotna ni偶 zwykle. Potrzebuj臋 kogo艣, my艣la艂a. Trudno
tego s艂ucha膰. To si臋 we mnie zbiera i nie mam nikogo, z kim
mog艂abym si臋 tym podzieli膰.
Nadal nie mia艂a pewno艣ci co do roli, kim tak naprawd臋 jest dla policjant贸w. Od razu sta艂a si臋 dla nich pociech膮, ale nie wiedzia艂a, czy istotnie jest z tego jaki艣 po偶ytek. B臋dziemy musieli powo艂a膰 komisj臋, pomy艣la艂a. Bezstronn膮 komisj臋. A 艣rodki pochodzi艂yby z rady. Rady parafialnej.
To faceci, a nie dziewczyny maj膮 najwi臋ksze problemy, pomy艣la艂a. Je艣li to nazwa膰 problemami. Reaguj膮 bardziej emocjonalnie albo s膮 bezbronni, kiedy odczuwaj膮 sp贸藕nione reakcje. Dostaj膮 wolne na reszt臋 dnia i niekt贸rzy przychodz膮 do mnie, ale to nie wystarcza. Za du偶o rzeczy tam widz膮.
Godzin臋 rozmawia艂a z Larsem Bergenhemem. Opowiada艂 o swoich snach, po tym jak znale藕li ch艂opca przy Chalmersgatan, Anglika czy Szkota. Tamte obrazy jeszcze nie znikn臋艂y.
Ona zadawa艂a pytania, a on w艂a艣ciwie powiedzia艂 tylko to jedno. M贸wi艂 o obrazach, 偶e nie odpu艣ci艂y nawet rano.
鈥 Inni najwidoczniej lepiej sobie z tym radz膮 鈥 powiedzia艂.
鈥 Dlaczego pan tak my艣li?
鈥 Takie mam wra偶enie 鈥 odpar艂.
鈥 A wi臋c rozmawiacie ze sob膮? Rozmawia pan z kolegami?
鈥 No tak.
鈥 To zwykle pomaga.
鈥 Czasem mam wra偶enie, 偶e cz艂owiek tylko przenosi to na innych.
鈥 To jest w艂a艣nie najlepsze. Nie trzeba si臋 tego obawia膰. Ten, kto chce sam wszystko ud藕wign膮膰, w ko艅cu upada pod ci臋偶arem.
鈥 Czy pani trenowa艂a na si艂owni?
鈥 Kilka lat temu.
鈥 Naprawd臋?
鈥 Kap艂an zawsze m贸wi prawd臋.
Rozmawiali jeszcze chwil臋. Bergenhem przeci膮ga艂 s艂owa, jakby my艣la艂 o czym艣 innym ni偶 to, czym m贸wili. S艂owa mia艂y pod spodem inne s艂owa, kt贸re chcia艂y si臋 wydosta膰 na wierzch.
鈥 Czasami czuj臋 si臋 jakby rozdarty 鈥 powiedzia艂. 鈥 B臋dziemy mie膰 dziecko 鈥 doda艂. 鈥 Nie wiem, jak to b臋dzie, czy to przez godziny pracy, czy co艣 innego wok贸艂 mnie, ale co艣 si臋 musi zdarzy膰.
Co takiego musi si臋 zdarzy膰?, pomy艣la艂a Hanne 脰stergaard. To nic niezwyk艂ego, 偶e m臋偶czy藕ni cierpi膮 katusze przed narodzinami pierwszego dziecka. Tyle si臋 wtedy dzieje.
鈥 呕adnych... komplikacji z ci膮偶膮? 鈥 zapyta艂a.
鈥 Co? Nie, nic takiego nie mo偶na powiedzie膰. Wr臋cz przeciwnie.
鈥 Czy nie m贸g艂by pan troch臋 zmieni膰 godzin pracy, pod koniec?
Rozmawiali o wieczorach, kt贸re przeci膮ga艂y si臋 w noc.
鈥 Sam nie wiem, czy chc臋 鈥 odpar艂, spogl膮daj膮c na ni膮. 鈥 Czasem nawet my艣l臋 raczej, 偶e chcia艂bym by膰 poza domem, kiedy powinienem by膰 w domu.
鈥 To... to jest trudne 鈥 przyzna艂a.
鈥 Jakby do miasta wjecha艂y jakie艣 pieprzone czo艂gi.
Nie zwr贸ci艂 uwagi na przekle艅stwo, wpatrywa艂 si臋 w jaki艣 punkt obok niej.
Ani razu nie spojrza艂 mi w oczy, pomy艣la艂a. Jest przem臋czony. Albo cierpi na wypalenie, czy jak to si臋 tam nazywa. Jest taki m艂ody, jeszcze nieprzyzwyczajony do tego, co nie jest dobrem. Jaki b臋dzie za pi臋tna艣cie lat? Jak mam z nim rozmawia膰, 偶ebym nie wysz艂a na przem膮drza艂膮 staruszk臋?
Pomy艣la艂a o Eriku Winterze. Nie wiedzia艂a, jak to si臋 sta艂o, 偶e jest taki, jaki jest, jak si臋 rozwija艂, dojrzewa艂, od pocz膮tku, od chwili, kiedy by艂 taki sam jak ten m艂ody policjant siedz膮cy przed ni膮.
鈥 Czy rozmawia艂 pan ze swoim szefem?
鈥 Z Erikiem Winterem?
鈥 Tak.
鈥 O tym? Jak widz臋 spraw臋? Czy o zostawaniu ojcem i tych sprawach?
鈥 Dlaczego nie spr贸bowa膰 o wszystkim?
28 WINTER WYJECHA艁 WIND膭 z podziemia i przeszed艂 przez bramk臋. Mia艂 kart臋 London Transport. Na Earl鈥檚 Court Road poczu艂 zapachy miasta: spaliny, sma偶ona ryba, gnij膮ce 艣mieci i ten szczeg贸lny zapach kamienia i ulicznego kurzu, kt贸ry maj膮 tylko naprawd臋 stare miasta. A偶 uderza艂 go w nos. Kiedy w Londynie pada deszcz, ten zapach miesza si臋 z nim, tworz膮c cement, kt贸ry zatyka oczy i nos, pomy艣la艂.
Poczu艂 te偶 wiosn臋, w samym 艣rodku ulicznego ruchu. S艂o艅ce kry艂o si臋 za angielsk膮 mg艂膮. By艂o cieplej ni偶 w domu, w G枚teborgu, wczesn膮 wiosn膮. Widzia艂 ju偶 pierwsze oznaki, kiedy jecha艂 z Heathrow. Piccadilly Line bieg艂a kawa艂ek nad ziemi膮 na wsch贸d, przez Hounslow, Osterley, Ealing i Acton. Klony by艂y ju偶 gotowe, przydomowe ogr贸dki w fazie przebudzenia, dzieci zn贸w biega艂y za pi艂k膮 po po艂aciach Osterley Park. Dzieci s膮 w ruchu przez ca艂y rok, ale nigdy tak jak wczesn膮 wiosn膮.
Winter rozpoznawa艂 te widoki. By艂 obcy, ale z ka偶d膮 wizyt膮 coraz mniej. Wraca艂.
Ludzie w wagonie stanowili t臋 sam膮 co zwykle mieszank臋 zaciekawionych i takich, co ju偶 wszystko widzieli milion razy. Z terminalu jechali m艂odzi ludzie z plecakami, pary w 艣rednim wieku, kilka os贸b samotnych, wpatrzonych w map臋 przez czterdzie艣ci pi臋膰 minut, do Kensington i dalej. Winter s艂ysza艂 w艂oski, niemiecki i co艣, co, jak podejrzewa艂, by艂o polskim. Wiele os贸b m贸wi艂o po szwedzku, by艂 te偶 jeden Norweg. Wyczuwa艂o si臋 oczekiwanie.
W miar臋 jak zbli偶ali si臋 do centrum, dosiadali si臋 okoliczni mieszka艅cy: m臋偶czy藕ni w garniturach z tenisu, z akt贸wkami i 鈥濪aily Telegraph鈥 pod pach膮. Czarne kobiety z dzie膰mi, kt贸re wielkimi oczami przygl膮da艂y si臋 wszystkim obcym. Ci臋偶kie bia艂e kobiety, o sk贸rze przypominaj膮cej mgie艂k臋 na niebie. Wiosna by艂a w natarciu, ale one marz艂y w kostiumikach z kr贸tkimi sp贸dnicami. Winter nagle poczu艂 si臋 niezgrabnie w swoim ulsterze, jakby za ci臋偶ki.
Zaczeka艂
na zielone 艣wiat艂o i przeszed艂 przez Earl鈥檚 Court Road. Ci膮gn膮艂
za sob膮 walizk臋 na k贸艂kach. Skr臋ci艂 w lewo, potem w prawo w
Hogarth Road, i szed艂 kilkaset metr贸w, do Knaresborough Place.
Przeci膮艂 spokojne skrzy偶owanie, maj膮c po lewej stronie szum
Cromwell Road. Tutaj, tylko kilka krok贸w dalej, mo偶na by艂o s艂ucha膰
艣piewu ptak贸w.
Zadzwoni艂 do drzwi z 贸semk膮, czeka艂. Arnold Norman otworzy艂 z d艂oni膮 ju偶 wyci膮gni臋t膮 do powitania.
鈥 Komisarz Winter! Jak mi艂o pana zn贸w zobaczy膰.
鈥 Nawzajem, Arnoldzie.
鈥 Dlaczego tak d艂ugo pana nie by艂o?
鈥 Sam chcia艂bym wiedzie膰.
Za plecami Arnolda Normana, jak w kolejce, sta艂 m艂ody m臋偶czyzna, a kiedy dyrektor ma艂ego hoteliku odsun膮艂 si臋 na bok, m艂odzieniec chwyci艂 walizk臋 Wintera i szybko poszed艂 w cie艅 pod schodami, kt贸re majaczy艂y dziesi臋膰 metr贸w dalej.
Winter pomieszkiwa艂 tu w ci膮gu ostatnich dziesi臋ciu lat, kiedy odwiedza艂 Londyn. Hotel mia艂 dobre po艂o偶enie, troch臋 z dala od zgie艂ku Piccadilly. Do King鈥檚 Road w Chelsea, Kensington High Street i Hyde Parku mo偶na by艂o doj艣膰 pieszo.
鈥 Zarezerwowa艂em T2 鈥 powiedzia艂 Norman, kiedy usiedli w jego niewielkim biurze.
鈥 Wspaniale.
鈥 Wygl膮da na to, 偶e jest pan w dobrej formie.
鈥 Jestem starszy 鈥 odpar艂 Winter.
Arnold Norman machn膮艂 lew膮 r臋k膮. Jako艣 prze偶y艂, sto metr贸w od Cromwell Road.
鈥 Wkr贸tce b臋dziemy mie膰 te problemy za sob膮 鈥 powiedzia艂, podsuwaj膮c Winterowi rachunek.
鈥 Jest pan starszy ode mnie tylko o dziesi臋膰 lat albo co艣 ko艂o tego 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Nie chodzi mi o to 鈥 wyja艣ni艂 Norman. 鈥 M贸wi臋 o tych szalonych Szkotach, kt贸rzy zacz臋li klonowa膰 barany gdzie艣 w g贸rach.
鈥 Czy to nie jest zakazane?
鈥 Klonowanie baran贸w?
鈥 Klonowanie.
鈥 Chyba zapomnieli zapyta膰.
鈥 A co to ma wsp贸lnego ze staro艣ci膮?
鈥 Stworz膮 ras臋, kt贸ra nigdy nie umrze 鈥 odpar艂 Norman. 鈥 A mnie niepokoi, 偶e to akurat Szkoci b臋d膮 mogli 偶y膰 wiecznie. Nie do艣膰, 偶e b臋d膮 wygl膮da膰 identycznie, co i tak jest u nich normalne, to jeszcze b臋d膮 偶yli ca艂膮 wieczno艣膰.
鈥 To znaczy, 偶e lepiej by艂oby, gdyby te pr贸by robili w Anglii?
Dyrektor hotelu spojrza艂 na Wintera z udawanym zaskoczeniem.
鈥 Co za pytanie?
Winter u艣miechn膮艂 si臋 i wsta艂.
鈥 Prosz臋 mnie zaprowadzi膰 do mojego apartamentu 鈥 powiedzia艂.
Apartament
znajdowa艂 si臋 na pierwszym pi臋trze, okna wychodzi艂y na wsch贸d,
na ciche patio. Winter mia艂 do dyspozycji sypialni臋 z dwoma
艂贸偶kami, pok贸j dzienny i du偶y aneks kuchenny ze sto艂em.
艁azienka by艂a funkcjonalna, co rzadkie w Anglii: 偶eby pokr臋ci膰
kurkami, nie trzeba by艂o zg艂臋bia膰 ca艂ej antycznej hydrauliki.
Winter zdj膮艂 marynark臋 i koszul臋 i ju偶 mia艂 op艂uka膰 pachy, kiedy zdecydowa艂, 偶e jednak rozbierze si臋 ca艂kiem i we藕mie prysznic. To m贸g艂 by膰 d艂ugi dzie艅.
Jeszcze owini臋ty w pasie r臋cznikiem zadzwoni艂 z telefonu wisz膮cego na 艣cianie. By艂 w pokoju zaledwie od pi臋tnastu minut. By艂o wp贸艂 do drugiej po po艂udniu. Rozsun膮艂 zas艂ony. Apartament by艂 ja艣niejszy, ni偶 pami臋ta艂 z poprzednich pobyt贸w. Mo偶e to dzi臋ki wio艣nie. Przez okno widzia艂 kawa艂ek nieba, b艂臋kitny na tle okopconych fasad.
鈥 Four Area South-east Major Investigation Pool, Detective Constable Barrow 鈥 odezwa艂 si臋 kobiecy g艂os.
鈥 M贸wi komisarz kryminalny Erik Winter, ze Szwecji. Chcia艂bym rozmawia膰 z komisarzem Steve鈥檈m Macdonaldem.
鈥 Chwileczk臋 鈥 poprosi艂 g艂os. 呕adnych odcieni w tonie, 偶adnej ciekawo艣ci.
Winter s艂ysza艂 gwar w s艂uchawce. Kobieta powiedzia艂a co艣 do kogo艣 siedz膮cego obok. W uchu Wintera zatrzeszcza艂o.
鈥 Macdonald.
鈥 Tu Winter.
鈥 O, Winter. Kolejna przeszkoda?
鈥 Jestem w Londynie.
鈥 艢wietnie. Gdzie pan jest?
鈥 W hotelu. Earl鈥檚 Court.
鈥 Mog臋 wys艂a膰 samoch贸d. Ale to troch臋 potrwa.
鈥 Ale czy z British Rail nie b臋dzie tak samo szybko?
鈥 To zale偶y, czy si臋 wie, jak dojecha膰.
鈥 Je艣li jest pan w Thornton Heath, to b臋d臋 wiedzia艂 jak 鈥 odpar艂 Winter. 鈥 W moim rozk艂adzie jest poci膮g z Victorii.
鈥 To zajmie dwadzie艣cia pi臋膰 minut 鈥 powiedzia艂 Macdonald. 鈥 Jedzie si臋 przez kilka najpi臋kniejszych miejsc na 艣wiecie.
鈥 No to wyb贸r jest prosty.
鈥 District Line z Earl鈥檚 Court bezpo艣rednio do Victorii. To tylko kilka stacji.
鈥 Wiem.
鈥 Najwyra藕niej wie pan wszystko 鈥 stwierdzi艂 Macdonald, a Winter niemal s艂ysza艂, 偶e ju偶 zdecydowa艂: oto przyjecha艂 Pan M膮drali艅ski ze Skandynawii.
鈥 Oczywi艣cie 鈥 przyzna艂 Winter.
鈥 Prosz臋 zadzwoni膰, jak pan dojedzie do Thornton. Wy艣l臋 samoch贸d na stacj臋 鈥 zako艅czy艂 Macdonald i od艂o偶y艂 s艂uchawk臋.
Winter
sta艂 na Victoria Station, otoczony wielkim 艣wiatem. Gdybym teraz
m贸g艂 wsi膮艣膰 do Orient Expressu, pomy艣la艂. Ciche 艣ledztwo w
poci膮gu, wszyscy podejrzani zebrani w wagonie restauracyjnym.
Nigdzie 艣wiatowa metropolia nie jest tak blisko, na wyci膮gni臋cie r臋ki, jak na tej stacji. Winter sta艂 przed po艂udniowym wyj艣ciem ze spojrzeniem utkwionym w g贸rze, na tablicach z odjazdami z prawej i lewej strony: w艂a艣nie zapowiedziano poci膮g do Tattenham Corner, zatrzymuj膮cy si臋 w Thornton Heath.
Wsiad艂 do niemal pustego wagonu. Poci膮g powoli wyjecha艂 ze stacji. Niebo p艂on臋艂o za kominami nad rzek膮. Jechali nad wod膮, zatrzymali si臋 w Battersea Park: czerwona ceg艂a, graffiti, ale mniej, ni偶 si臋 spodziewa艂, na 艂awkach oczekiwanie. Za oknem by艂o tak cicho.
Wzd艂u偶 linii kolejowych zawsze jest cicho, pomy艣la艂 Winter. Nie tylko tutaj, wsz臋dzie, gdzie podr贸偶uj膮 ludzie. Nie ma ich tylko chwilowo, nie ma ich ani w domu, ani u nikogo innego. Oni albo my, jeste艣my w 艣rodku podr贸偶nego nigdzie, cichego i jakby przepe艂nionego smutkiem, pozbawionego s艂贸w, sk艂adaj膮cego si臋 g艂贸wnie z czekania.
Jakby podr贸偶 i s艂o艅ce go przygn臋bia艂y. Pomy艣la艂 o tym, dlaczego przyjecha艂 do Londynu, a teraz do po艂udniowej cz臋艣ci miasta.
W tej podr贸偶y towarzyszy艂a mu 艣mier膰. Czu艂 to samo co na pocz膮tku 艣ledztwa: to dopiero pocz膮tek. Dla dalszego ci膮gu brakowa艂o s艂贸w, tego z艂a nie da艂o si臋 opisa膰. Mia艂 poczucie, 偶e zag艂臋bia si臋 coraz bardziej w z艂o, oboj臋tne, jaki wybierze kierunek. By艂 sam. Nagle poczu艂, 偶e niczemu nie ufa.
Za oknami wagonu rozpo艣ciera艂o si臋 po艂udnie Londynu, nieopisywane nigdy w przewodnikach, rzadko odwiedzane przez obcych. Sam by艂 po po艂udniowej stronie Tamizy tylko kilka razy, i to nie dalej ni偶 w Putney i Barnes, nad rzek膮. Wybra艂 si臋, 偶eby pos艂ucha膰 jazzu.
Domy zbudowano ze 艣redniowiecznej ceg艂y, jak wieczne miasto. Nic nie by艂o wy偶sze ni偶 na dwa pi臋tra, jak daleko si臋ga艂 wzrokiem. Jaki艣 m臋偶czyzna w kr贸tkich spodenkach bieg艂 Wandsworth Common. Za stacj膮 zobaczy艂 grupk臋 uczni贸w graj膮c膮 w pi艂k臋 no偶n膮 na ma艂ym placu mi臋dzy zaporami przeciwpo偶arowymi. Dzieci mia艂y zielone kurtki, co jeszcze pot臋gowa艂o wra偶enie wiosny.
By艂o wi臋cej zieleni, ni偶 si臋 w tej cz臋艣ci miasta spodziewa艂, wi臋cej otwartych przestrzeni, jakby budowano tu, nie my艣l膮c o tym, 偶e to 艣wiatowa metropolia.
Przy Streatham Common ku Allachowi wznosi艂 si臋 meczet, b艂yszcz膮ca wie偶a. Na ci臋偶kich 艂awkach siedzia艂y kobiety z zas艂oni臋tymi twarzami. Do wagonu Wintera dosiad艂o si臋 dw贸ch czarnych m臋偶czyzn: sk贸rzane kurtki i we艂niane czapeczki, sk贸rzane spodnie. Winter s艂ysza艂 muzyk臋 z ich s艂uchawek, jak jakie艣 odleg艂e brz臋czenie.
Na nast臋pnej stacji wysiad艂. Thornton Heath le偶a艂o w cieniu, peron znajdowa艂 si臋 poni偶ej poziomu ulicy. Wszed艂 po schodach na g贸r臋. Gazeta frun臋艂a z wiatrem, przemkn臋艂a obok jego n贸g.
W budynku stacji nie by艂o o tej porze 偶adnego personelu. W k膮cie trzy czarne dziewczynki czeka艂y, a偶 co艣 si臋 zacznie dzia膰. Przez otwart膮 bram臋 dobiega艂y odg艂osy ulicy. Wyszed艂 na Brigstock Road i poczu艂 si臋, jakby si臋 znalaz艂 w kraju o wiele odleglejszym ni偶 Anglia. Wi臋kszo艣膰 przechodni贸w stanowili czarni, Hindusi i Pakista艅czycy, ludzie o korzeniach karaibskich, chi艅skich, korea艅skich, india艅skich czy afryka艅skich.
Zszed艂 kawa艂ek w d贸艂, potem dalej High Street do skrzy偶owania i po dwustu metrach dotar艂 do Whitehorse Lane. Gdyby szed艂 dalej jeszcze p贸艂 kilometra, znalaz艂by si臋 przy Crystal Palace Football Ground, ochrzczonym Selhurst Park, arenie dla prostych ludzi, kibic贸w z biednych cz臋艣ci Croydon. Winter by艂 na kilku meczach w Londynie, ale tylko na du偶ych, bezpiecznych boiskach w p贸艂nocnej cz臋艣ci miasta.
Skr臋ci艂 przed wiaduktem i ruszy艂 z powrotem. Min膮艂 Mame Amesah鈥檚 Foreign Food, reklamuj膮cy new puna yam odr臋cznym napisem na kawa艂ku kartonu. Bulwy jamsu le偶a艂y w plecionych koszach przed sklepem, za szyb膮 wisia艂y na dr膮偶kach banany. Winter przeszed艂 obok pubu The Prince George i wr贸ci艂 na stacj臋. Wyci膮gn膮艂 kom贸rk臋 i wybra艂 numer komendy policji. Macdonald odezwa艂 si臋 po pierwszym sygnale, jakby siedzia艂 przy telefonie i czeka艂.
鈥 Stoj臋 przy stoisku z kwiatami przed stacj膮 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Je艣li zejdzie pan w d贸艂 na lewo i zn贸w skr臋ci w lewo, ko艂o Woolwortha, znajdzie si臋 pan na Parchmore Road 鈥 poinstruowa艂 go Macdonald. 鈥 Mam ochot臋 na przechadzk臋, wi臋c je艣li p贸jdzie pan dalej Parchmore, praw膮 stron膮, spotkamy si臋 za mniej wi臋cej dziesi臋膰 minut.
鈥 Okej.
Winter zwr贸ci艂 uwag臋, 偶e Macdonald nie zapyta艂 go, jak wygl膮da. Rozpozna gliniarza po chodzie, pomy艣la艂.
Ruszy艂 z powrotem do skrzy偶owania i w艂a艣nie mia艂 skr臋ci膰 przy domu towarowym Woolworth, kiedy zobaczy艂, jak przed g艂贸wnym wej艣ciem bia艂y m臋偶czyzna 艂apie za kark czarnego ch艂opaka.
鈥 Zn贸w przyszed艂e艣 tu kra艣膰, ty gnoju! 鈥 krzykn膮艂. Mia艂 identyfikator na piersi. Detektyw sklepowy, pomy艣la艂 Winter. Kilku czarnych otacza艂o ko艂em detektywa i podejrzanego.
鈥 Nic nie zrobi艂em! 鈥 wo艂a艂 ch艂opak.
鈥 Wi臋c co to takiego?! 鈥 zapyta艂 bia艂y, podnosz膮c do g贸ry golark臋 elektryczn膮.
鈥 To nie moje 鈥 odpar艂 ch艂opak.
鈥 P贸jdziesz ze mn膮 鈥 rzuci艂 m臋偶czyzna i we dw贸ch wyszli z kr臋gu gapi贸w: jeden, pochylony, przodem, drugi za nim.
Winter pow臋drowa艂 dalej Parchmore Road. Skr臋ci艂 w lewo i zacz膮艂 kluczy膰 mi臋dzy stertami 偶wiru na remontowanej ulicy.
Steve
Macdonald zszed艂 po schodach, przeci膮艂 gara偶 i wydosta艂 si臋 na
ulic臋. Czu艂 na twarzy ciep艂o s艂o艅ca. Nie zapi膮艂 sk贸rzanej
kurtki, r臋kawiczki zosta艂y w kieszeni. Pokazujemy Szwedowi t臋
艂adniejsz膮 stron臋, pomy艣la艂. Ju偶 na samym pocz膮tku mo偶e sobie
wyrobi膰 mylne wyobra偶enie.
Ruszy艂 na po艂udnie. Zesztywnia艂 po kilku godzinach sp臋dzonych na krze艣le, nad zeznaniami 艣wiadk贸w. Mia艂 wra偶enie, 偶e jego oczy ustawi艂y si臋 w jednym po艂o偶eniu. Poczu艂, 偶e ci膮偶y mu zbyt wiele zbytecznych kilogram贸w, jakby jego ukryty w ciele duch zas艂ugiwa艂 na co艣 l偶ejszego.
Z odleg艂o艣ci stu metr贸w zobaczy艂 m臋偶czyzn臋 w niezapi臋tym jasnobr膮zowym p艂aszczu z wielb艂膮dziej we艂ny, garniturze, kt贸ry m贸g艂 by膰 granatowy albo szary, z szerokimi nogawkami, w bia艂ej koszuli i krawacie.
To musi by膰 on, pomy艣la艂 Macdonald. Taki w艂a艣nie mia艂 g艂os. 呕e te偶 go nie obrabowali po drodze ze stacji. Czy偶by szed艂 z legitymacj膮 policyjn膮 wyci膮gni臋t膮 na d艂ugo艣膰 ramienia?
Macdonald nie wiedzia艂, ile lat mo偶e mie膰 szwedzki kolega, ale domy艣la艂 si臋, 偶e musi by膰 w podobnym wieku: jeszcze po w艂a艣ciwej stronie czterdziestki. Albo po z艂ej, je艣li kto艣 bardzo t臋skni艂 do emerytury.
Mia艂 w艂osy blond, jakby z przedzia艂kiem na 艣rodku, niczym u aktora z lat pi臋膰dziesi膮tych. Gdy Macdonald zbli偶y艂 si臋 jeszcze bardziej, zauwa偶y艂, 偶e jest wysoki, mo偶e nawet jego wzrostu. Wydawa艂o si臋, 偶e pod mask膮 snobizmu jest twardy i kanciasty. W jego chodzie by艂o co艣 aroganckiego. By艂 g艂adko ogolony, uszy mia艂 lekko odstaj膮ce, twarz szerok膮 i przystojn膮. Macdonald nie by艂 najlepszej my艣li.
Winter
by艂 zaskoczony, kiedy m臋偶czyzna id膮cy z przeciwka go zagadn膮艂.
M贸g艂 mie膰 mo偶e centymetr, dwa wi臋cej ni偶 on, mo偶e metr
dziewi臋膰dziesi膮t cztery. Ciemne w艂osy zaczesane g艂adko do ty艂u
i zwi膮zane w kucyk, twarz pokryta jednodniowym zarostem, sk贸rzana
kurtka, sprawiaj膮ca wra偶enie bardzo wygodnej, koszula w wielk膮
bia艂o-niebiesk膮 krat臋, czarne d偶insy i buty z czubami,
po艂yskuj膮ce matowo w blasku s艂o艅ca. W艂a艣ciwie brakuje mu tylko
pasa z kabur膮 na biodrach, pomy艣la艂 Winter, zanim tamten zd膮偶y艂
co艣 powiedzie膰. Niech mnie diabli, wygl膮da naprawd臋 gro藕nie.
鈥 Komisarz Winter?
U艣miecha艂 si臋 jako艣 niewyra藕nie. Mia艂 kilka zmarszczek wok贸艂 ust, 偶adnych work贸w pod oczami, ale wida膰 w nich by艂o zm臋czenie, kt贸re nadawa艂o jego spojrzeniu pewn膮 przygaszon膮 czujno艣膰. 呕adnych kolczyk贸w.
鈥 Komisarz Macdonald 鈥 powiedzia艂 Winter, wyci膮gaj膮c d艂o艅.
鈥 Pomy艣la艂em, 偶e mo偶emy sobie strzeli膰 pinta tu, w Prince George 鈥 zaproponowa艂 Macdonald. 鈥 Teraz jest tam cicho i spokojnie. Spokojniej ni偶 na komendzie.
Wr贸cili t膮 sam膮 drog膮, kt贸r膮 Winter w艂a艣nie przeszed艂, przez skrzy偶owanie, przez High Street. Winter zauwa偶y艂, 偶e Macdonald lekko utyka.
鈥 Niedzielny mecz z moj膮 dru偶yn膮 z pubu 鈥 wyja艣ni艂 Macdonald. 鈥 Chodz臋 tak po ka偶dym meczu. Ludzie my艣l膮, 偶e to jaki艣 dawny postrza艂, a ja ich nie wyprowadzam z b艂臋du.
鈥 Ja przesta艂em gra膰 kilka lat temu 鈥 oznajmi艂 Winter.
鈥 Tch贸rzostwo 鈥 stwierdzi艂 Macdonald.
Pub by艂 pusty. Kurz ta艅czy艂 w 艣wietle s膮cz膮cym si臋 z okna. Barman skin膮艂 Macdonaldowi g艂ow膮, jak wita si臋 sta艂ych go艣ci.
鈥 Usi膮d藕my tutaj 鈥 powiedzia艂 Macdonald, wskazuj膮c w膮sk膮 salk臋 po drugiej stronie baru.
Winter przewiesi艂 p艂aszcz przez oparcie krzes艂a i usiad艂. Macdonald wyszed艂 i wr贸ci艂 z dwoma kuflami piwa, jeszcze m臋tnego.
鈥 Mo偶e wola艂by艣 lager? 鈥 zapyta艂.
鈥 Zawsze pij臋 ale, kiedy jestem w Londynie 鈥 odpar艂 Winter. Stara艂 si臋, 偶eby to nie zabrzmia艂o tak, jakby si臋 chwali艂.
鈥 To jest directors 鈥 powiedzia艂 Macdonald. 鈥 Maj膮 tutaj te偶 courage best, a to nie zdarza si臋 cz臋sto.
鈥 Lubi臋 directors 鈥 stwierdzi艂 Winter.
Macdonald przyjrza艂 mu si臋. Snob, ale chyba nie jest idiot膮, pomy艣la艂.
鈥 Cz臋sto bywasz w naszym dumnym mie艣cie? 鈥 zapyta艂.
鈥 Od jakiego艣 czasu nie 鈥 odpar艂 Winter. 鈥 To ogromne miasto. Tutaj nigdy jeszcze nie by艂em.
鈥 Rzadko widujemy obce twarze. Z jakiego艣 powodu tury艣ci nie ruszaj膮 si臋 poza Leicester Square.
鈥 Omija ich jams u Mame Amesah.
鈥 Co?
鈥 Pi臋膰dziesi膮t metr贸w st膮d sprzedaj膮 艣wie偶y jams.
鈥 Gratulacje.
鈥 Zrobi艂em ma艂膮 rundk臋, jak tylko przyjecha艂em.
鈥 Rozumiem.
鈥 Ale nie dotar艂em do Selhurst Park.
鈥 By艂e艣 tam kiedy艣?
鈥 Nie.
鈥 To g贸wniany klub, ale to klub ludowy.
鈥 Jeste艣 kibicem?
鈥 Crystal Palace?
Macdonald za艣mia艂 si臋, 艂ykn膮艂 piwa i popatrzy艂 na Wintera.
鈥 Wprawdzie pracuj臋 tu 鈥 zacz膮艂 鈥 ale nie musz臋 si臋 posuwa膰 tak daleko w lojalno艣ci wobec tej okolicy. Je艣li w og贸le kibicuj臋 angielskim klubom, to Charlton, cho膰 nigdy nie zagraj膮 w Premier League, ale kiedy dawno temu przeprowadzi艂em si臋 do tego smogu, wyl膮dowa艂em w Woolwich, w pobli偶u The Valley, wi臋c jednak jaki艣 tam patriotyzm lokalny we mnie tkwi.
鈥 W艂a艣ciwie brzmisz jak Szkot 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 Bo nim jestem 鈥 przyzna艂 Macdonald.
Do ma艂ej salki wesz艂o dw贸ch m臋偶czyzn. Skin臋li im g艂owami, albo raczej Macdonaldowi. Odpowiedzia艂 im ruchem g艂owy, ale tak, 偶e przenie艣li si臋 do sali od ulicy.
鈥 Niewiele tu obcych twarzy 鈥 powiedzia艂 Macdonald. 鈥 Ale czasem si臋 pojawiaj膮 i czasami wynikaj膮 z tego prawdziwe k艂opoty.
鈥 Zna艂em tego ch艂opaka, Pera Malmstr枚ma 鈥 rzuci艂 Winter.
Macdonald nie odezwa艂 si臋, s艂ucha艂.
鈥 To jeden z powod贸w, dla kt贸rych chcia艂em tu przyjecha膰 鈥 ci膮gn膮艂 Winter.
鈥 Rozumiem.
鈥 Naprawd臋?
鈥 Za chwil臋 pojedziemy do tego hotelu 鈥 powiedzia艂 Macdonald. 鈥 Zostawili艣my wszystko tak, jak by艂o.
鈥 Naprawd臋 rozumiesz.
鈥 Sam chcia艂em pojecha膰 do twojego miasta, ale wola艂em zaczeka膰, a偶 ty tu przyjedziesz.
鈥 Robi艂e艣 przedtem co艣 takiego? 鈥 zapyta艂 Winter. 鈥 Je藕dzi艂e艣 do innych miast w zwi膮zku ze spraw膮 albo kogo艣 przyjmowa艂e艣?
鈥 Mia艂em tu kilka lat temu ameryka艅skiego gliniarza. Te偶 morderstwo, w Peckham, przy naszej p贸艂nocnej granicy, mo偶na powiedzie膰. A sam by艂em na Jamajce, w Kingston 鈥 odpowiedzia艂 Macdonald i dopi艂 piwo.
鈥 Na Jamajce?
鈥 Dwa tygodnie. Tutejsze morderstwo, z korzeniami tam. Nic niezwyk艂ego w naszej cz臋艣ci Londynu. Je艣li pod膮偶amy jakim艣 艣ladem, cz臋sto prowadzi nas na Karaiby, g艂贸wnie na Jamajk臋.
鈥 I jak posz艂o?
鈥 Tamtejszej policji nie uszcz臋艣liwia艂o moje towarzystwo i oczywi艣cie nic nie mog艂em robi膰, ale troch臋 si臋 dzia艂o i w ko艅cu uda艂o nam si臋 to rozwi膮za膰, kiedy wr贸ci艂em do domu. Tym razem te偶 tak b臋dzie? 鈥 Macdonald spojrza艂 na Wintera. 鈥 Jeszcze jedno? 鈥 zapyta艂, wskazuj膮c jego prawie pust膮 szklank臋.
Winter potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 i wyci膮gn膮艂 paczk臋 corps贸w.
鈥 To bardzo niebezpieczne 鈥 powiedzia艂 Macdonald. 鈥 W ka偶dym razie sobie przynios臋 鈥 m贸wi艂 dalej, podnosz膮c si臋. 鈥 A ty przez ten czas spokojnie wypalisz.
Winter zapali艂 i wci膮gn膮艂 przyjemny aromat. W sali od frontu zebra艂o si臋 wi臋cej go艣ci, ale do nich nikt nie zagl膮da艂. On ma tu w艂adz臋, pomy艣la艂 Winter. Ciekawe, za jak膮 cen臋, za ile szklanek directors.
鈥 Tym razem courage best 鈥 powiedzia艂 Macdonald, nios膮c dwa m臋tne pinty. Usiad艂.
Z drugiej sali dobiega艂a muzyka. Winter rozpozna艂 reggae, ale w nowocze艣niejszej, ci臋偶szej wersji.
鈥 Wi臋c zna艂e艣 go? 鈥 odezwa艂 si臋 Macdonald po minucie ciszy.
鈥 W艂a艣ciwie nie tyle zna艂em, ile dorasta艂 przy mojej ulicy 鈥 odpar艂 Winter. 鈥 Zna艂em go, kiedy by艂 dzieckiem.
Dziecko spotka艂 straszny koniec, pomy艣la艂 Macdonald. Kiedy zn贸w wejd臋 do tego pokoju, chyba nie b臋d臋 w stanie s艂ucha膰 krzyk贸w z tych przekl臋tych 艣cian.
鈥 Co czu艂e艣, stoj膮c w tamtym pokoju? 鈥 zapyta艂 znienacka Winter.
Macdonald spojrza艂 na niego. Rozumie, pomy艣la艂. On naprawd臋 rozumie.
鈥 S艂ysza艂em wo艂anie i krzyki 鈥 odpar艂.
鈥 Tak 鈥 powiedzia艂 Winter i 艂ykn膮艂 piwa. 鈥 Tak w艂a艣nie jest. S艂ysza艂em krzyk twoich ch艂opak贸w, a ty s艂ysza艂e艣 wo艂anie mojego.
29 MACDONALD JECHA艁 CROYDON ROAD na p贸艂nocny zach贸d, przez Mitcham, Morden, Merton, potem na zach贸d Kingston Road i w g贸r臋 przez Streatham do Wandworth i Clapham. Kilometr za kilometrem szereg贸wki z czerwonej i szarej ceg艂y, parki, szkolne boiska, sklepy nagle zjawiaj膮ce si臋 stadami, i trasy przelotowe, kt贸re sta艂y si臋 przecznicami. Autobusy z dwoma pi臋trami, nachylaj膮ce si臋 nad samochodami, przeciskaj膮ce si臋 przy naro偶nikach. Samochody we wszystkie strony, d艂onie kierowc贸w na klaksonach. Mn贸stwo kwiaciarni i warzywniak贸w z towarem na ulicach. Bez ko艅ca.
鈥 Londyn to wi臋cej ni偶 Soho i Covent Garden 鈥 powiedzia艂 Macdonald. 鈥 I to wszystko jest moje. 鈥 Machn膮艂 r臋k膮, obejmuj膮c wszystko, co 偶ywe i p贸艂偶ywe za oknami samochodu.
鈥 To du偶e miasto 鈥 przyzna艂 Winter.
鈥 Nawet wi臋cej. M贸wi艂em ci, 偶e Croydon jest dziewi膮tym co do wielko艣ci miastem Anglii?
鈥 Kiedy dzwoni艂e艣.
鈥 W艂a艣ciwie powinienem si臋 trzyma膰 z dala od Clapham. Nale偶y do koleg贸w z po艂udniowego zachodu. Ale to m贸j dawny dystrykt i szefowie uznali, 偶e powinienem przej膮膰 to 艣ledztwo.
鈥 Co m贸wi膮?
鈥 Morderstwo bia艂ego obcokrajowca? Klepi膮 mnie po plecach, a potem si臋 za nimi 艣miej膮.
鈥 Wi臋c jeste艣 znany.
鈥 Bardziej ni偶 kiedykolwiek 鈥 odpar艂 Macdonald i w ostatniej chwili skr臋ci艂 przed pe艂nym owoc贸w w贸zkiem, kt贸ry wyjecha艂 z jednej z uliczek po zachodniej stronie. 艁ypn膮艂 na czarnego m臋偶czyzn臋, kt贸ry wy艂oni艂 si臋 za w贸zkiem, wisz膮c u uchwyt贸w, jakby to w贸zek kierowa艂 nim. 鈥 M贸wi艂em ci, 偶e ta tak zwana g艂贸wna ulica nazywa si臋 Kingston Road?
鈥 Tak.
鈥 To nie jest przypadek.
Winter nie odpowiedzia艂. Jechali Tulse Hill. Us艂ysza艂 gwizd poci膮gu i zobaczy艂 wagony na biegn膮cym g贸r膮 wiadukcie. Stukocz膮c zgrzytliwie, wtacza艂y si臋 pomi臋dzy domy, by zatrzyma膰 si臋 spokojnie przy budynku stacji.
鈥 Tu niedaleko mieszkaj膮 rodzice pierwszego ch艂opaka zamordowanego w twoim mie艣cie. Studenta Geoffa Hilliera.
Winter skin膮艂 g艂ow膮.
鈥 Chcia艂bym z nimi porozmawia膰 鈥 powiedzia艂.
鈥 Zobacz臋, co si臋 da zrobi膰 鈥 odpar艂 Macdonald. 鈥 Ale ojciec w艂a艣nie wr贸ci艂 ze szpitala, prze偶y艂 powa偶ne za艂amanie. To si臋 sta艂o, kiedy ja z nimi rozmawia艂em.
Macdonald jecha艂 Christ Church na zach贸d, potem prosto przez skrzy偶owanie.
鈥 Tutaj, w prawo, jedzie si臋 do Brixton Hill 鈥 powiedzia艂. 鈥 Ta droga prowadzi prosto do Indii Zachodnich.
鈥 Brixton 鈥 powt贸rzy艂 Winter.
鈥 By艂e艣 tam?
鈥 Nie. Ale to znane miejsce oczywi艣cie.
鈥 Guns of Brixton. The Clash.
鈥 S艂ucham?
鈥 The Clash.
鈥 To jaki艣 zesp贸艂?
Macdonald rzuci艂 szybkie spojrzenie w lewo, na Wintera. Za艣mia艂 si臋, przyhamowa艂, widz膮c taks贸wk臋 odrywaj膮c膮 si臋 od chodnika.
鈥 Nie, tak si臋 po angielsku m贸wi na zderzenie 鈥 odpar艂.
鈥 Rock to nie moja muzyka.
鈥 Od razu wiedzia艂em, 偶e co艣 z tob膮 nie tak.
Z radia Macdonalda sypa艂y si臋 komunikaty. Winter z trudem ogarnia艂 ich tre艣膰, nazwy dzielnic, kt贸rych nigdy nie s艂ysza艂. Kobiecy g艂os z centrali z wpraw膮 koordynowa艂 wszystko, jakby czyta艂 dobrze opracowany plan.
鈥 Brixton to ciekawy kraj 鈥 stwierdzi艂 Macdonald. 鈥 Kilku z moich najlepszych przyjaci贸艂 tam mieszka.
Stan臋li w korku na Poynders Road.
鈥 Podczas lotu my艣la艂em o listach pasa偶er贸w 鈥 powiedzia艂 Winter i odwr贸ci艂 si臋 do niego.
鈥 Mhm.
鈥 To gigantyczna robota.
鈥 Ale musimy spr贸bowa膰 wszystkiego 鈥 odpar艂 Macdonald. 鈥 Pr贸bowa膰, pr贸bowa膰, a偶 dojdziemy do 艣ciany i zobaczymy, 偶e dalej si臋 nie da. W tej sprawie z Jamajki, o kt贸rej m贸wi艂em, sprawdzali艣my wszystkie listy pasa偶er贸w z trzech tygodni. Ju偶 to mo偶na uzna膰 za niewykonalne zadanie.
鈥 W ka偶dym razie za偶膮dali艣my kopii 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 My te偶 鈥 przyzna艂 Macdonald. 鈥 Ale je艣li kto艣 je藕dzi mi臋dzy krajami z zamiarem mordowania, m贸wi臋 je艣li, to raczej na pewno nie pod prawdziwym nazwiskiem. To chyba oczywiste?
鈥 O ile ten kto艣 nie chce, 偶eby艣my przyszli i go zgarn臋li.
鈥 Chcesz powiedzie膰, 偶e jedyne, co powinni艣my zrobi膰, to przejrze膰 nazwiska na listach i eliminowa膰 je po kolei, a偶 w ko艅cu znajdziemy poszukiwanego i oka偶e si臋, 偶e siedzi w domu i czeka, a偶 kto艣 zapuka do drzwi?
鈥 Mniej wi臋cej. On by tego chcia艂.
鈥 Jest to jaka艣 my艣l 鈥 stwierdzi艂 Macdonald. 鈥 Rozmawia艂e艣 z bieg艂ym psychiatr膮?
鈥 Jeszcze nie. Ale i tak nie mo偶emy porzuci膰 ca艂ej reszty trop贸w.
鈥 Dam ci przyk艂ad 鈥 powiedzia艂 Macdonald.
Sznur samochod贸w zn贸w zacz膮艂 si臋 porusza膰. P贸艂kolem omija艂 samoch贸d, kt贸ry zosta艂 odholowany na pobocze. 艁adowano go na lawet臋 pomocy drogowej.
鈥 To by艂 w艂a艣nie taki, nawiasem m贸wi膮c 鈥 m贸wi艂 dalej Macdonald, ruchem g艂owy wskazuj膮c na skasowany samoch贸d. 鈥 Widzisz t臋 fiest臋, kt贸r膮 艂aduj膮 na karawan?
鈥 Pewnie.
鈥 W ostatnie 艣wi臋ta mieli艣my morderstwo w Peckham i jedynym, czego mogli艣my si臋 uchwyci膰, by艂o to, 偶e jaki艣 facet odjecha艂 samochodem z miejsca zbrodni mniej wi臋cej wtedy, kiedy dosz艂o do morderstwa. Byli 艣wiadkowie.
鈥 Mhm.
鈥 Mieli艣my 艣wiadk贸w, kt贸rzy twierdzili, 偶e samoch贸d by艂 srebrny. Kto艣 m贸wi艂, 偶e by艂 jasny. Jeden 艣wiadek twierdzi艂 stanowczo, 偶e to by艂 ford fiesta Mark One. Nie widzia艂 go, ale s艂ysza艂, jak odje偶d偶a艂 w nocy, i powiedzia艂: ca艂e 偶ycie je藕dzi艂em fordem fiest膮 i to na pewno by艂 odg艂os odje偶d偶aj膮cego forda fiesty.
鈥 Czy sprawia艂 wra偶enie wiarygodnego?
鈥 Nawet bardzo 鈥 przyzna艂 Macdonald. 鈥 Zacz臋li艣my sprawdza膰 wszystkie egzemplarze forda fiesty Mark One. Skoncentrowali艣my si臋 na po艂udniowo-wschodniej Anglii. Chodzi艂o o oko艂o dziesi臋膰 tysi臋cy samochod贸w! Niewykonalne. Nie mogli艣my sprawdzi膰 wszystkich, nie mieli艣my do tego ludzi.
鈥 Wi臋c postanowili艣cie kierowa膰 si臋 kolorem?
鈥 W艂a艣nie 鈥 przyzna艂 Macdonald, rzucaj膮c Winterowi szybkie spojrzenie. 鈥 Zdecydowali艣my si臋 na srebrzysty metalic i wtedy zosta艂o tysi膮c osiemset samochod贸w. Dalej trudne do zrobienia, kiedy si臋 ma do tego dziesi臋膰 os贸b, kt贸re jednocze艣nie musz膮 bada膰 inne tropy.
鈥 Tak.
鈥 Ograniczyli艣my si臋 wi臋c do Peckham i przyleg艂ych dzielnic, East Lewisham... zosta艂o sto pi臋膰dziesi膮t czy sto sze艣膰dziesi膮t aut, ale nigdy nie doko艅czyli艣my tego w膮tku, bo z innego 藕r贸d艂a dostali艣my informacje, kt贸re pomog艂y nam wyja艣ni膰 spraw臋. A potem si臋 okaza艂o, 偶e samoch贸d by艂 zielony! Ale to by艂a fiesta.
鈥 To znaczy, 偶e lepiej polega膰 na s艂uchu 艣wiadk贸w ni偶 na wzroku.
鈥 Tak, ale to pokazuje te偶, co nas czeka, je艣li zaraz na pocz膮tku zakopiemy si臋 w tych wszystkich listach. Ale gromadzimy je i s膮 gotowe.
Macdonald powiedzia艂 put it in the backburner i Winter zrozumia艂, co mia艂 na my艣li.
鈥 Kiedy znajdziemy morderc臋, mo偶emy zajrze膰 do list pasa偶er贸w i by膰 mo偶e odkryjemy, 偶e lata艂 za tym ch艂opcem 鈥 doko艅czy艂 Macdonald.
Stali
w tym pokoju. Winter s艂ysza艂 g艂osy z korytarza, ale nic nie
dochodzi艂o z s膮siednich pokoi. Jaki艣 samoch贸d p臋dzi艂 Cautley
Avenue i dalej na South Side. Ostre popo艂udniowe 艣wiat艂o wpada艂o
przez okno, rozja艣niaj膮c przeciwleg艂膮 艣cian臋. Zaschni臋ta krew
zacz臋艂a si臋 mieni膰 tak, a偶 Winter musia艂 zamkn膮膰 oczy.
Widzia艂 tego ch艂opca. Per Malmstr枚m przekroczy艂 ten pr贸g, a to,
co by艂o jego 偶yciem, znajdowa艂o si臋 teraz na 艣cianach i na
pod艂odze. Winter si臋 poci艂. Poci膮gn膮艂 w臋ze艂 krawata. W ustach
poczu艂 gorzki smak przefermentowanego piwa i cygaretki.
鈥 Chcesz zosta膰 sam? 鈥 zapyta艂 Macdonald.
鈥 Tak.
Szkot wyszed艂.
鈥 Zamknij drzwi, prosz臋 鈥 powiedzia艂 Winter.
Zn贸w zamkn膮艂 oczy i przywo艂a艂 w pami臋ci fotografie. Macdonald pokaza艂 mu je w swoim biurze, zanim przyjechali do hotelu. Winter zobaczy艂 co艣 wi臋cej ni偶 w G枚teborgu. Ch艂opcy siedzieli tak samo, odchyleni na oparciu krzes艂a, w makabrycznie swobodnej pozie, plecami zwr贸ceni do drzwi, jakby czemu艣 si臋 przygl膮d... Winter zn贸w otworzy艂 oczy. Stan膮艂 tak, 偶eby mie膰 drzwi za plecami, za oparciem krzes艂a. Sta艂o w tym samym miejscu, kiedy ch艂opak na nim siedzia艂, gdy zjawi艂 si臋 Macdonald.
Czy on co艣 widzia艂... wtedy? Czy Per Malmstr枚m siedzia艂 tu przywi膮zany do krzes艂a, 偶eby patrze膰 na co艣, co rozgrywa si臋 na 艣cianie? Czy jeszcze 偶y艂?
Ch艂opcy mieli 艣lady sznura na sk贸rze, ale wygl膮da艂y tak, jakby sznur mia艂 tylko utrzyma膰 ich cia艂a na krze艣le, nie p臋ta膰. Nie by艂o 艣lad贸w walki, 偶adnego szarpania cienkiego sznura.
Czy Pera zmuszono do ogl膮dania innych... morderstw? Filmu? To chyba niem... ch艂opak z G枚teborga, ten pierwszy, zosta艂 zamordowany mniej wi臋cej w tym samym czasie... czy偶by morderca zd膮偶y艂 pojecha膰 tam i z powrotem? To by艂oby mo偶liwe. Je艣li to by艂a ta sama osoba. Czy pope艂niono wi臋cej zbrodni, o kt贸rych nie wiemy? Czy Per musia艂 ogl膮da膰 co艣 takiego na kilka minut przed 艣mierci膮? A mo偶e to, jak siedzia艂, w kt贸r膮 stron臋 patrzy艂, nie mia艂o 偶adnego znaczenia?
Winter spojrza艂 na pod艂og臋. By艂y tam 艣lady krwi, szybko krzep艂a. Ch艂opak siedzia艂 na krze艣le, a ona stawa艂a si臋 g臋sta i lepka, klei艂a si臋 do but贸w, u艂o偶y艂a si臋 we wz贸r na pod艂odze, jak w... ta艅cu.
Czy gra艂a muzyka? Macdonald nie znalaz艂 muzyki, 偶adnego odtwarzacza, 偶adnych p艂yt. Nikt nie s艂ysza艂 muzyki dochodz膮cej z pokoju. 呕adnych ludzkich krzyk贸w. Tylko nieprawdopodobne wycie 艣cian i pod艂ogi dociera艂 do Wintera, rzuca艂 si臋 na niego. Zn贸w zamkn膮艂 oczy i zn贸w je otworzy艂. S艂o艅ce znikn臋艂o, 艣ciana ju偶 nie l艣ni艂a, by艂a matowa i ci臋偶ka, i gdyby nie krzyk, Winter m贸g艂by pomy艣le膰, 偶e nie pami臋ta, co si臋 dzia艂o.
Wyszed艂 na korytarz. Macdonald czeka艂 przy schodach.
鈥 To si臋 zn贸w stanie 鈥 powiedzia艂 Winter.
Stali
przed budynkiem Dudley Hotel. Po drugiej stronie oddycha艂 park
Clapham Common, jak p艂uco Battersea, Clapham, Balham i Brixton.
Winter widzia艂 grupy uczni贸w zebrane wok贸艂 jeziorka i placu
zabaw. Ich mundurki wygl膮da艂y jak niebieskie i czerwone prostok膮ty,
kiedy nauczyciele zbierali dzieci i ustawiali je w szeregi.
Ludzie wyprowadzali psy, pierwsza rzecz po powrocie z pracy. Wiatr nadal 艂agodnie ch艂odzi艂 mu twarz. Zn贸w poczu艂 zapach wiosny, silniejszy tutaj ni偶 na p贸艂noc od Tamizy. Mi臋dzy drzewami parku s艂o艅ce obrysowywa艂o chmury p艂omiennie pomara艅czowym konturem.
鈥 Znaczn膮 cz臋艣膰 Clapham zamieszkuje wy偶sza klasa 艣rednia 鈥 powiedzia艂 Macdonald, pod膮偶aj膮c za wzrokiem Wintera. 鈥 w Clapham s膮 pieni膮dze, wi臋kszo艣膰 chyba tutaj, wok贸艂 The Common. Pracowa艂em tu kilka lat jako inspektor policji kryminalnej, teraz mam z tego korzy艣ci. Czy jak to mo偶na nazwa膰.
Min臋艂y ich dwie dziewczyny wychodz膮ce z hotelu. Plecaki stercza艂y im ponad g艂owy. Skr臋ci艂y w lewo i wkr贸tce znikn臋艂y mi臋dzy domami.
鈥 A wy, czy raczej my, dalej nie wiemy, co on tutaj robi艂 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 O ile jego rodzice nic nowego sobie nie przypomnieli 鈥 przyzna艂 Macdonald.
鈥 Nic.
鈥 Mo偶liwe, 偶e przyjecha艂 tu ze wzgl臋du na muzyk臋.
鈥 Muzyk臋?
鈥 O ile si臋 orientuj臋, odradza si臋 reggae, a te nowe nagrania pochodz膮 oczywi艣cie zn贸w z Jamajki, i z Brixton. Mo偶e ten ch艂opak dlatego tu przyjecha艂.
鈥 W jego pokoju w domu by艂o troch臋 reggae, ale nic nie wskazywa艂o na jakie艣 szczeg贸lne zainteresowanie.
鈥 A jednak to dlatego m贸g艂 tu przyjecha膰.
鈥 W takim razie chyba kto艣 musia艂by go rozpozna膰 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Kiedy pytali艣cie w okolicy... po morderstwie.
鈥 Tutaj ludzie niech臋tnie kogokolwiek rozpoznaj膮 鈥 odpar艂 Macdonald. 鈥 To nale偶y do tutejszej kultury.
鈥 Boj膮 si臋?
鈥 Tak.
鈥 Nawet je艣li sprawa jest tak... wyj膮tkowa jak ta?
鈥 Nikt nie zaczyna si臋 zachowywa膰 inaczej z powodu takiej sprawy 鈥 wyja艣ni艂 Macdonald. 鈥 Ludzie st膮d cierpi膮 na wrodzony l臋k przed innymi. W pewnych cz臋艣ciach Clapham i Brixton jest du偶o narkotyk贸w. Wiele zbrodni ma zwi膮zek z crackiem.
鈥 Wi臋c nikt nie rozpozna bia艂ego ch艂opaka, kt贸ry si臋 tu kr臋ci艂 i szuka艂 muzyki?
鈥 Nie. Ale mo偶e to wynika膰 z tego, 偶e po prostu nikt go nie pami臋ta. Brixton to wprawdzie czarna dzielnica, ale biali nap艂ywaj膮 tu metrem z Victorii. G艂贸wnie m艂odzi ludzie. Przyje偶d偶aj膮 po muzyk臋.
鈥 I nawet twoje do艣wiadczenie nie pomo偶e?
鈥 Na razie nie pomaga.
Winter otar艂 czo艂o. Pot wysech艂, w艂osy u nasady mia艂 sztywne. By艂 zm臋czony po podr贸偶y, zm臋czy艂y go wra偶enia i widoki. L臋k, kt贸ry poczu艂 w pokoju, nadal siedzia艂 w jego ciele jak g艂uche zimno.
By艂 g艂odny. To by艂o nieprzystaj膮ce do niczego uczucie, paradoksalne. Ale nie jad艂 nic poza sa艂atk膮 z kurczaka w samolocie, dro偶d偶贸wk膮 z d偶emem i dwoma fili偶ankami herbaty. Po piwie muli艂 go b贸l g艂owy, umiejscowiony za okiem. A mo偶e to ze zm臋czenia.
鈥 Jad艂e艣 w og贸le lunch? 鈥 zapyta艂 Macdonald.
鈥 Tylko w samolocie 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Co艣 ma艂ego by nie zaszkodzi艂o.
鈥 Znam pewne miejsce 鈥 oznajmi艂 Macdonald.
Skierowa艂
si臋 na South Side, wjecha艂 na Clapham High Street. Po kilkuset
metrach skr臋ci艂 w lewo, przejecha艂 kolejne trzysta metr贸w i
zaparkowa艂 vauxhalla przed restauracj膮 z markiz膮 i ogr贸dkiem z
trzema stolikami.
鈥 To El Rinc贸n Latino 鈥 o艣wiadczy艂 Macdonald. 鈥 A w艂a艣cicielka nale偶y do moich dawnych ko... ehm, przyjaci贸艂, tak si臋 to chyba nazywa.
Weszli po kilku schodkach i dalej przez otwarte szklane drzwi. Restauracja zaczyna艂a si臋 barem z lewej, dalej 艂ukowate pomieszczenie otaczaj膮ce bar ko艅czy艂o si臋 w膮sk膮 salk膮.
Lokal by艂 jasny dzi臋ki wielkiemu przeszklonemu oknu wychodz膮cemu na Clapham Manor Street. 艢wie偶e kwiaty sta艂y wsz臋dzie, gdzie da艂o si臋 je ustawi膰. Winter poczu艂 zapach zi贸艂 i chili. Byli jedynymi go艣膰mi.
鈥 Hola, Gloria.
Steve Macdonald przywita艂 si臋 i obj膮艂 kobiet臋 w wieku zbli偶onym do swojego. By艂a niska, ciemnow艂osa. Kiedy wchodzili do sali, wyjrza艂a z cz臋艣ci kuchennej, a potem szybko wysz艂a do nich, u艣miechni臋ta.
鈥 Como esta, Stefano?! 鈥 zawo艂a艂a.
鈥 Estoy bien 鈥 odpar艂 Macdonald i spojrza艂 na Wintera, nadal j膮 obejmuj膮c. Jej czo艂o znajdowa艂o si臋 na wysoko艣ci jego klatki piersiowej. 鈥 To m贸j kolega ze Szwecji 鈥 powiedzia艂 i przedstawi艂 Wintera.
鈥 Buenas tardes 鈥 odezwa艂 si臋 Winter.
鈥 Habla espanol?! 鈥 zapyta艂a Gloria Ricot-Gomez.
鈥 Un poquito 鈥 odpar艂 Winter.
Moi rodzice uciekli przed szwedzkim urz臋dem skarbowym i troch臋 pozna艂em ten j臋zyk, ale nie wiem, jak powiedzie膰 po hiszpa艅sku oszust podatkowy, pomy艣la艂.
鈥 Un poco de tapas? 鈥 zapyta艂a kobieta, zwracaj膮c si臋 do Macdonalda.
鈥 Wybierz co艣 鈥 odpowiedzia艂 po angielsku i spojrza艂 na Wintera, a Winter kiwn膮艂 g艂ow膮.
鈥 Butelk臋 wina? 鈥 zapyta艂a kobieta.
鈥 Wezm臋 wod臋 鈥 odpar艂 Macdonald. 鈥 Nie wiem, co...
鈥 Dla mnie te偶 wod臋 鈥 doda艂 Winter.
Wysz艂a do kuchni, ale zaraz wr贸ci艂a i zacz臋艂a si臋 krz膮ta膰 za dwupoziomow膮 przeszklon膮 gablot膮 z pod艂u偶nymi p贸艂miskami z zimnymi przek膮skami.
鈥 B臋dzie co艣 na zimno i na ciep艂o 鈥 poinformowa艂a.
鈥 Maj膮 tu czterdzie艣ci pi臋膰 rodzaj贸w tapas 鈥 powiedzia艂 Macdonald.
Usiedli przy stoliku, kt贸ry wskaza艂a im Gloria, blisko baru. W kuchni kto艣 co艣 sma偶y艂.
鈥 W kuchni jest jej siostra 鈥 wyja艣ni艂 Macdonald.
D艂ugo
siedzieli nad pieczonymi filetami z 艂ososia i grillowanymi
krewetkami z czosnkiem. Jedli te偶 nadziewane s艂odkie papryczki
chili z pieca, paruj膮ce chlebki kukurydziane, o艣miornic臋 w czarnym
sosie, nadziewane pieczarki i grillowane bak艂a偶any z 膰wiartkami
ziemniaka. Jedzenie podano w ma艂ych glinianych miseczkach.
Kobieta podesz艂a do stolika i spyta艂a, czy wszystko w porz膮dku.
鈥 A cerveza?
鈥 Mo偶e ma艂膮 karafk臋 鈥 zgodzi艂 si臋 Macdonald, a Winter zn贸w skin膮艂 g艂ow膮. 鈥 Gloria nie tak dawno mia艂a w Bogocie w艂asny program telewizyjny o gotowaniu 鈥 wyja艣ni艂, kiedy wr贸ci艂a z piwem w szklanej karafce.
鈥 Jedyne dwadzie艣cia lat temu 鈥 powiedzia艂a, stawiaj膮c piwo. 鈥 Stefano jest d偶entelmenem.
鈥 Wspaniale smakowa艂o 鈥 pochwali艂 jedzenie Winter.
鈥 Dzi臋kuj臋.
鈥 Wspaniale 鈥 powt贸rzy艂.
鈥 Zawsze marzy艂am o tym, 偶eby mie膰 restauracj臋. W ko艅cu musia艂am wybra膰 mi臋dzy byciem gospodyni膮 domow膮 a byciem restauratork膮 i teraz jestem rozwiedziona 鈥 powiedzia艂a z u艣miechem.
Macdonald nala艂 piwa do szklanki Wintera i swojej.
鈥 Jej syn David ma dziewi臋tna艣cie lat i jest na pr贸bnym kontrakcie w Crystal Palace 鈥 powiedzia艂. 鈥 A siostrzeniec stoi w bramce junior贸w Wimbledonu.
鈥 Obaj s膮 lokalnymi patriotami 鈥 stwierdzi艂 Winter, 偶uj膮c czarn膮 oliwk臋.
Gloria Ricot-Gomez wr贸ci艂a do kuchni. Macdonald od艂o偶y艂 widelec. Wesz艂a starsza latynoska para. Siostra si臋 nie pokazywa艂a. Na zewn膮trz by艂o ju偶 ciemno. Winter widzia艂 dach samochodu Macdonalda l艣ni膮cy w 艣wietle z restauracji. Drzwi nadal by艂y otwarte. Do 艣rodka wesz艂o pi臋膰 os贸b. Wszyscy wygl膮dali na pochodz膮cych z Ameryki Po艂udniowej.
鈥 W niedziele do The Common schodz膮 si臋 wszyscy Latynosi z miasta. Graj膮 w pi艂k臋 albo gapi膮 si臋 na siebie 鈥 powiedzia艂 Macdonald. 鈥 Mieszka tu du偶o ludzi z Kolumbii, Peru i Ekwadoru.
鈥 Macie bardzo wielokulturowe spo艂ecze艅stwo w tym swoim Londynie 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 Zawsze jest nadzieja 鈥 powiedzia艂 Macdonald.
Minut臋 siedzieli w milczeniu, pili piwo.
鈥 Teraz 艂atwiej si臋 nam pracuje 鈥 o艣wiadczy艂 Macdonald, odstawiaj膮c szklank臋.
鈥 Dlaczego?
鈥 Dwadzie艣cia lat temu zdecydowano si臋 utworzy膰 sta艂膮 komisj臋 do spraw zab贸jstw, a ja jestem szefem tego czego艣. Przedtem by艂o tak, 偶e je艣li do morderstwa dosz艂o na przyk艂ad w Clapham, tworzono zesp贸艂 艣ledczy z ludzi st膮d i z innych dzielnic. Cierpia艂y na tym inne cz臋艣ci miasta, po prostu traci艂y ludzi. Mieli艣my ci膮g艂e braki, we wszystkich komendach, 艣ledczy byli wysy艂ani tu i tam. Panowa艂 chaos.
Winter s艂ucha艂, ws艂uchiwa艂 si臋 tak偶e w gwar go艣ci przy barze.
鈥 Teraz ca艂y Wielki Londyn jest podzielony na cztery wielkie okr臋gi 鈥 ci膮gn膮艂 Macdonald. 鈥 A ja pracuj臋 w cz臋艣ci po艂udniowo-wschodniej, na rogu. To si臋 nazywa Four Area South-east. Mamy na swoim terenie stu trzech ludzi w o艣miu zespo艂ach. Ka偶dy liczy trzech inspektor贸w i o艣miu asystent贸w plus cywilne wsparcie do kartotek, komputer贸w i tym podobnych. Jestem wi臋c szefem takiej grupy. Zawsze pracujemy razem, nad ka偶d膮 spraw膮.
鈥 W takim razie wa偶ne jest, 偶eby dobra膰 odpowiednich wsp贸艂pracownik贸w 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 Dopilnowa艂em, 偶eby mi dali najlepszych 鈥 przyzna艂 Macdonald z u艣miechem. 鈥 Przede wszystkim ludzi z po艂udniowych dzielnic, ale te偶 kilku z Yardu. Uda艂o nam si臋 stworzy膰 ducha wsp贸lnoty.
鈥 Tylko zab贸jstwa?
鈥 Zajmujemy si臋 tylko zab贸jstwami. Stu trzech gliniarzy do wyja艣niania morderstw na obszarze, na kt贸rym mieszkaj膮 ponad trzy miliony ludzi.
鈥 Macie pod opiek膮 mn贸stwo ludzi.
鈥 W zesz艂ym roku mieli艣my siedemna艣cie morderstw w okr臋gu po艂udniowo-wschodnim i poradzili艣my sobie ze wszystkim. Stuprocentowy sukces. Pewnie dlatego, 偶e nie mieli艣my tak du偶o roboty, morderc贸w by艂o niewielu. Mieli艣my do艣膰 ludzi, 偶eby mogli si臋 zajmowa膰 tylko jedn膮 spraw膮. Rok wcze艣niej mieli艣my czterdzie艣ci dwa czy czterdzie艣ci trzy morderstwa. Nie umiem wyja艣ni膰, sk膮d ta r贸偶nica.
鈥 Czy i wtedy mieli艣cie sto procent skuteczno艣ci?
鈥 Mieli艣my jedno niewyja艣nione morderstwo w ci膮gu ostatnich dwudziestu miesi臋cy, nie licz膮c tego m艂odego Szweda.
Winter milcza艂.
鈥 Ofiar膮 by艂 m臋偶czyzna, kt贸ry utrzymywa艂 si臋 z w艂ama艅 do s膮siad贸w, prawdziwy notoryczny z艂odziej. Wszyscy, kt贸rzy go znali albo padli jego ofiar膮, cieszyli si臋, 偶e facet nie 偶yje.
鈥 呕adnych 艣wiadk贸w?
鈥 呕adnych 艣wiadk贸w.
鈥 No i teraz zn贸w to samo.
鈥 Wyja艣nimy to. Od艂o偶yli艣my na bok wszystkie inne sprawy. M贸j szef ma pod sob膮 drug膮 tak膮 sam膮 grup臋 i razem nad tym pracujemy.
鈥 Dwudziestu sze艣ciu 艣ledczych 鈥 wyliczy艂 Winter.
鈥 Dwudziestu siedmiu, je艣li doliczy膰 naszego Detective Super, ale w praktyce zajmuj臋 si臋 tym ja.
鈥 Du偶o.
鈥 Wi臋cej, ni偶 ci si臋 wydaje. Zobaczysz jutro, kiedy przyjd膮 dziennikarze.
鈥 Jeste艣 optymist膮, to dobrze.
鈥 Co masz na my艣li?
鈥 Powiedzia艂e艣, 偶e to wyja艣nimy.
鈥 Jeste艣my policjantami i realistami, nieprawda偶?
鈥 To dobra kombinacja.
鈥 Powiedzia艂bym, 偶e niezb臋dna 鈥 stwierdzi艂 Macdonald. 鈥 Je艣li si臋 ju偶 najad艂e艣, to podrzuc臋 ci臋 na stacj臋.
30 CH艁OPAK ZNALAZ艁 POK脫J w The New Dome Hotel, dwadzie艣cia pi臋膰 funt贸w za noc. A najlepsze by艂o to, 偶e m贸g艂 stamt膮d na piechot臋 doj艣膰 Coldharbour Lane do Brixton Station. Wiedzia艂 o tym, bo z walizk膮 przeszed艂 a偶 do Camberwell Church Street. Ko艣ci贸艂 by艂 naprzeciwko, opodal znajdowa艂 si臋 szpital.
Wiedzia艂 te偶, 偶e z Coldharbour kursuje autobus, ale tak cholernie przyjemnie by艂o i艣膰 na piechot臋. 艢wieci艂o s艂o艅ce. W uszach mia艂 muzyk臋, Sugar Minott. Ostatni krzyk reggae. Wiedzia艂, 偶e wkr贸tce b臋dzie m贸g艂 pos艂ucha膰 te偶 innych rzeczy. Mo偶e spotka kogo艣, kto b臋dzie mia艂 dobre zio艂o. Zamierza艂 by膰 ostro偶ny. W艂a艣ciwie tego nie robi艂. To przez muzyk臋.
Szed艂. Zbli偶aj膮c si臋 do stacji, zauwa偶y艂 po prawej stronie szyld: Cooltan Arts Centre. Cool, pomy艣la艂. Muzyka 艣wiata na 偶ywo, w pi膮tki wieczorem. Za par臋 dni. Jeszcze tu b臋dzie.
Znalaz艂 si臋 w 艣rodku chaosu wok贸艂 dworca: w膮skie uliczki, w贸zki z towarami wyje偶d偶aj膮ce z w膮skich bram. Same czarne twarze.
Muzyka ze sklep贸w. Zobaczy艂 na chodniku kilka plakat贸w z symbolem funta i nazwami zespo艂贸w. Wiedzia艂, 偶e dobrze trafi艂.
Wszed艂 do Blacker Dread Music Store i wszystko, czego sobie 偶yczy艂, mia艂 w zasi臋gu r臋ki. Znalaz艂em si臋 w niebie, pomy艣la艂, przynajmniej rega艂owym. A mo偶e jestem na Jamajce?
Zacz膮艂 przegl膮da膰 p艂yty. W sklepie by艂o kilku klient贸w. Mogli by膰 Szwedami albo Niemcami, albo Du艅czykami, ale nie mia艂 ochoty z nikim rozmawia膰. Nie ws艂uchiwa艂 si臋 w 偶aden j臋zyk.
Znalaz艂 The Congos, Natty Dread Rise Again i podw贸jn膮 Heart of the Congos. By艂 te偶 Super Cat. Dalej acid jazz, Roots Selection. Beenie Man, Lady Saw, Wayne Wonder, Tanya Stephens. I Spragga Benz.
Znalaz艂 Bounty鈥檈go Killera, najnowsz膮 p艂yt臋, My Xperience. W G枚teborgu pewnie pojawi si臋 dopiero za trzy lata, i tylko z importu. Spojrza艂 na tytu艂y: Fed Up. Living Dangerously. War Face, remiks. The Lord Is My Light & Salvation. Ten tytu艂 mu si臋 spodoba艂. The Lord Is My Light & Salvation.
Znalaz艂 jeszcze jeden album Bounty鈥檈go Killera, Guns Out, nagrany razem z Beeniem Manem.
Bounty Killer go fascynowa艂: ostre teksty, mie膰 wszystko gdzie艣, jak prawdziwy buntownik. Przelecia艂 tytu艂y: Kill Or Be Killed. Deadley Medley. Niez艂e. Deadley Medley. Mobster. Nuh Have No Heart. Off The Air Bad Boy. Ostre, bez kompromis贸w.
Znalaz艂 wi臋cej Sugara Minotta. Nagrane zagranic膮, w RAS Records, producentem by艂 Hopetone 鈥濻cientist鈥 Brown.
M贸g艂bym tu wyda膰 z dziesi臋膰 tysi臋cy, pomy艣la艂.
Przewertowa艂 broszur臋 History of Trojan Records. Chcia艂 j膮 kupi膰.
Wreszcie dotar艂 do s艂uchawek i poda艂 sprzedawcy nar臋cze p艂yt. Kole艣 za lad膮 mia艂 dredy ozdobione na ko艅cach niebieskimi kokardkami. Mo偶e to wizyt贸wka tego sklepu, pomy艣la艂.
Zacz膮艂 s艂ucha膰: Shaggy, Trinity i African Revolution. Chaka Demus & Pliers, klasyk Culture, kt贸rego nie s艂ucha艂 od czasu, kiedy jaki艣 gnojek sobie po偶yczy艂 i p艂yta przepad艂a.
Dr Wildcat. The Dread Flimstone Sound. Stary Gregory Isaacs.
Pos艂ucha艂 The Congos, Sodom and Gomorrow.
Najlepsza by艂a Somma. P艂yta nosi艂a tytu艂 Hooked Light Rays. Kiedy us艂ysza艂 g艂osy, od razu wiedzia艂, 偶e to jest to. Tylko g艂osy, jak czarny ch贸r gregoria艅ski albo co艣 podobnego. Afryka艅scy niewolnicy w 艂adowni statku, w drodze do Ameryki.
Zdecydowa艂, 偶e pierwszego dnia zrobi ostr膮 selekcj臋, 偶eby d艂u偶ej m贸c si臋 cieszy膰 tym wszystkim. Je艣li teraz kupi wszystko, to kiedy tylko b臋dzie mia艂 ze sob膮 odtwarzacz, nie b臋dzie si臋 m贸g艂 skupi膰 na niczym innym. Na ulicy ca艂y czas b臋dzie grzeba艂 w p艂ytach. Kto艣 m贸g艂by go obrabowa膰. Nie umia艂by si臋 odpr臋偶y膰, wyluzowa膰.
Kupi艂 Somm臋 i niemal dr偶膮c z podniecenia, w艂o偶y艂 p艂yt臋 do odtwarzacza. Wyszed艂 ze sklepu, wcisn膮艂 s艂uchawki do uszu i zn贸w us艂ysza艂 te g艂osy. Ruszy艂 Atlantic Road w kierunku stacji i wielkiego targu. G艂osy wznosi艂y si臋 i opada艂y. Nagle pojawi艂y si臋 niesamowite d藕wi臋ki, jakby jaki艣 szaleniec dorwa艂 si臋 do szafki z garnkami, cho膰 nie do ko艅ca. W jego uszach krzycza艂o. Muzyka by艂a 偶ywa, jak cz艂owiek przedzieraj膮cy si臋 przez d艂ugi tunel albo korytarz i wyj膮cy wraz z instrumentami na przodzie i ch贸rem z ty艂u.
Sta艂 przed stacj膮 metra. Po prawej stronie mia艂 wiadukt, zielony i w kolorze czerwonego wina albo ceg艂y. Naprzeciwko, przy Brixton Road, znajdowa艂 si臋 sklep Red Records. Spokojnie, pomy艣la艂, b臋dzie jeszcze czas.
Kiosk z gazetami mia艂 czarnych klient贸w i czarne gazety. 鈥濫bony鈥, 鈥濸ride鈥, 鈥濫ssence鈥. 鈥濨lues & Soul鈥.
Czu艂 zapachy, kt贸rych do tej pory nie zna艂. Mijali go ludzie nios膮cy cz臋艣ci zwierz膮t albo owoce i warzywa, jakich nigdy przedtem nie widzia艂. Nagle poczu艂 g艂贸d. By艂 tak g艂odny, jak jeszcze nigdy przez ca艂e swoje 偶ycie. Wcze艣niej przechodzi艂 ko艂o miejsca, kt贸re wygl膮da艂o nie藕le, na Coldharbour. Aunty co艣tam. Jaka艣tam Cuisine. Wr贸ci艂 na Electric Avenue. Najlepsza nazwa dla ulicy, jak膮 kiedykolwiek widzia艂.
31 RANO WINTER MIN膭艁 policyjny gara偶, a potem w膮skimi schodami poszed艂 do pokoju 艣ledczych. Min膮艂 dw贸ch m臋偶czyzn w kamizelkach kuloodpornych, z broni膮 automatyczn膮 w r臋kach. 艢ciany klatki pomalowano na nijaki kolor, jakby normalny 艣wiat si臋 ko艅czy艂, kiedy si臋 opuszcza Parchmore Road. Szumia艂 wiatrak. S艂ysza艂 nieustannie dzwoni膮ce telefony.
Wyszed艂 na korytarz. M臋偶czy藕ni i kobiety kr膮偶yli od drzwi do drzwi. 艢cian臋 z lewej strony pokrywa艂a graficzna prezentacja, kt贸ra lepiej by pasowa艂a do kosmicznego laboratorium ni偶 do siedziby okr臋gowej policji kryminalnej: z centralnego punktu bieg艂y we wszystkie strony tysi膮ce linii, ku wi臋kszemu okr臋gowi. Wygl膮da艂o to jak schemat systemu s艂onecznego, z Ziemi膮 w 艣rodku.
Macdonald m贸wi艂 o tym wczoraj: ka偶da kreska na obrazie oznacza rozmow臋 telefoniczn膮 w centrum, z telefonu ofiary zbrodni. W艂a艣nie pracowali nad du偶膮 spraw膮, si臋gaj膮c膮 a偶 do Karaib贸w i Stan贸w Zjednoczonych. Chodzi艂o o narkotyki. Rozmowy przecinaj膮ce ca艂y Londyn, Wielk膮 Brytani臋, zachodni膮 p贸艂kul臋.
Drzwi prowadzi艂y do pokoj贸w komisarzy. Pozostali 艣ledczy pracowali w dw贸ch do艣膰 du偶ych biurach i w otwartej przestrzeni na drugim ko艅cu korytarza. Zsuni臋te biurka tworzy艂y tam du偶e p艂aszczyzny.
Wsz臋dzie komputery, maszyny do pisania, szafy na akta, telefony, sterty papieru: zeznania 艣wiadk贸w, przepisane na czysto notki. Ze stos贸w wystawa艂y gazety, jak cienie na tle bia艂ego i 偶贸艂tego papieru. Wszystko to wywo艂ywa艂o wra偶enie staro艣wieckiej efektywno艣ci. Winter pomy艣la艂, 偶e podobnie by艂o u nich, kiedy zaczyna艂 prac臋... je艣li doda膰 komputery.
To jest bardziej sugestywny spos贸b pracy, pomy艣la艂, stoj膮c na korytarzu. Czuje si臋 anarchi臋 i wolno艣膰 i 偶e decyzje zapadaj膮 tu偶 obok. Tego u nas nie ma. Nie jeste艣my do艣膰 blisko siebie w naszej twierdzy przy Sk氓negatan.
Pok贸j Macdonalda by艂 ciasny, dziesi臋膰 metr贸w kwadratowych. Stosy dokument贸w, telefony, kamizelka kuloodporna wci艣ni臋ta za drzwi 鈥 nie da艂oby si臋 jej wydoby膰 w razie nag艂ej konieczno艣ci 鈥 bro艅 s艂u偶bowa w wytartej kaburze. Angielskie 艣wiat艂o przesiane przez 偶aluzje poci臋艂o jego twarz na paski.
鈥 Napijesz si臋 herbaty? 鈥 zapyta艂.
鈥 Tak, ch臋tnie.
Macdonald wyszed艂 na korytarz i powiedzia艂 co艣, czego Winter nie zrozumia艂, do kogo艣, kogo nie widzia艂. Potem wr贸ci艂, usiad艂 na swoim fotelu i d艂oni膮 wskaza艂 krzes艂o. Chwia艂o si臋, ale wczoraj przez chwil臋 wytrzyma艂o ci臋偶ar Wintera.
鈥 Herbata zaraz b臋dzie.
鈥 W G枚teborgu przynosimy sobie sami 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 Anglicy nadal s膮 spo艂ecze艅stwem klasowym. S艂abi przynosz膮 herbat臋 silnym.
鈥 My w艂a艣nie si臋 cofamy do tych czas贸w. S艂awny na ca艂ym 艣wiecie model szwedzki ju偶 si臋 nie sprawdza.
鈥 Nie wygl膮dasz na bojownika walki klas.
Do pokoju wesz艂a z tac膮 m艂oda kobieta, ubrana jak pokoj贸wka, w bia艂ej bluzce i w膮skiej czarnej sp贸dnicy. Na tacy sta艂y fili偶anki z bia艂ej porcelany, bia艂y dzbanek, cukiernica i karton mleka. Macdonald podzi臋kowa艂 jej i poprosi艂, 偶eby postawi艂a tac臋 na stole, z kt贸rego przedtem usun膮艂 stos formularzy. Dziewczyna postawi艂a herbat臋, u艣miechn臋艂a si臋 do Wintera i wysz艂a.
鈥 Czy wszyscy szwedzcy kryminalni wygl膮daj膮 tak jak ty? 鈥 zapyta艂 Macdonald, podaj膮c Winterowi fili偶ank臋.
鈥 Tylko w podr贸偶y s艂u偶bowej.
鈥 My tutaj ubieramy si臋 na luzie. W tej okolicy tak jest chyba najlepiej. Komenda ma dobre po艂o偶enie. Jak widzia艂e艣, nie jeste艣my zainteresowani rozg艂aszaniem naszej dzia艂alno艣ci. Mamy tu spok贸j, jeste艣my na uboczu. Zawsze jak najszybciej tu wracamy po pracy na mie艣cie. Mamy tu swoje komputery. To tutaj rozmy艣lamy i rozmawiamy ze sob膮.
鈥 I odbieracie telefony.
W chwili gdy Winter to powiedzia艂, zadzwoni艂 stoj膮cy przed Macdonaldem telefon. Odebra艂 i mrucza艂 co艣 przez p贸艂 minuty, potem od艂o偶y艂 s艂uchawk臋.
鈥 Rodzicie Hilliera mog膮 si臋 z nami spotka膰 jutro.
鈥 Dobrze.
鈥 Zobaczymy.
鈥 Czy mo偶na jako艣 opisa膰 te dzielnice, w kt贸rych pracujesz w... po艂udniowo-wschodniej 膰wiartce Londynu... czy mo偶na powiedzie膰 o nich co艣 og贸lnego?
鈥 Nie 鈥 odpar艂 Macdonald. 鈥 Tylko tyle, 偶e im dalej od Londynu, tym si臋 robi przyjemniej. Mniej przest臋pczo艣ci, 艂adniejsze domy, sympatyczniejsi ludzie. W Croydon wcale nie jest tak 藕le. Mamy tu du偶e centrum z pieni臋dzmi w ruchu, ale dooko艂a przest臋pczo艣膰 jest do艣膰 du偶a, w biednych dzielnicach. Potem, dalej na p贸艂noc, robi si臋 coraz gorzej... Brixton, Peckham... du偶o przest臋pstw, ma艂o pieni臋dzy albo wcale, du偶y odsetek ludzi obcego pochodzenia, kt贸rzy nigdy nie dostan膮 szansy.
鈥 Tak.
鈥 Przez te wszystkie lata, kiedy by艂em glin膮, pracowa艂em tutaj, na po艂udniu, i jedna rzecz jest pewna: ci, kt贸rzy przedtem mieli niewielkie szanse, teraz nie maj膮 偶adnych 鈥 powiedzia艂 Macdonald.
鈥 To oznacza przest臋pczo艣膰.
鈥 To oznacza przest臋pczo艣膰 i to oznacza milczenie. Kiedy艣 by艂o tak, 偶e ci najbogatsi zachowywali te sprawy dla siebie, byli dyskretni, ale teraz mamy do czynienia z jawn膮 pogard膮. Ci, kt贸rzy maj膮... otwarcie i arogancko pogardzaj膮 tymi, kt贸rzy nie maj膮 nic. Widz臋 to codziennie.
鈥 Ale nie chodzi chyba tylko o kolor sk贸ry i bied臋.
鈥 S艂ucham?
鈥 Chodzi o odtr膮cenie. Nieprzystosowanie... na r贸偶ne sposoby.
鈥 Tak.
鈥 My te偶 widzimy takie oznaki 鈥 przyzna艂 Winter.
鈥 W Szwecji? Nie wiesz, o czym m贸wisz.
鈥 My艣l臋, 偶e wiem.
鈥 呕e b臋dziecie mieli tak jak my? Uchowaj Bo偶e!
鈥 Czy tak m贸wi cyniczny policjant?
鈥 Nie wiem 鈥 odpar艂 Macdonald i z g艂o艣nym siorbni臋ciem 艂ykn膮艂 herbaty.
鈥 Ale glina ma takie poczucie... 鈥 powiedzia艂 Winter 鈥 kt贸re z cz艂owieka robi cynika... ma si臋 wra偶enie, 偶e to tylko ja, 偶e jestem samotny, nikogo innego to nie obchodzi, ani troch臋. Odkrywasz, 偶e ludzie tak cholernie du偶o k艂ami膮, ca艂y czas. I to nie tylko podejrzany... nie tylko przest臋pca, kt贸remu mo偶na to udowodni膰, jest dobity zeznaniami 艣wiadk贸w... ale te偶 inni.
鈥 W dodatku sprawcy, oboj臋tne kim s膮, zbyt 艂atwo mog膮 si臋 wywin膮膰. Staram si臋 o tym nie my艣le膰, ale to nie艂atwe. To w艂a艣nie takie my艣li robi膮 z cz艂owieka cynika 鈥 doda艂 Macdonald.
鈥 I te straszne rzeczy.
鈥 Prosz臋?
鈥 To, co musimy ogl膮da膰.
Macdonald nie odpowiedzia艂.
鈥 Rezultatem jest przemoc. To prowadzi do cynizmu.
鈥 Tak.
鈥 A mimo to codzienny kontakt z lud藕mi jest najwa偶niejszy, to on nas nap臋dza.
鈥 Du偶o pracujemy z lud藕mi 鈥 powiedzia艂 Macdonald. 鈥 Kiedy chodzi o morderstwa, znikni臋cia. Wsz臋dzie rozwieszamy informacje. Jak widzia艂e艣, dostajemy tysi膮ce sygna艂贸w od ludzi, w艂a艣nie to s艂yszysz.
Macdonald zrobi艂 gest w stron臋 korytarza. Z pokoj贸w s艂ycha膰 by艂o dzwonki telefon贸w, przyt艂umione, lecz wyra藕ne.
鈥 Kilka lat temu mieli艣my taki przypadek 鈥 zacz膮艂 Macdonald. 鈥 Ch艂opiec, najwy偶ej dwana艣cie lat, zosta艂 zgwa艂cony i zamordowany. W艂os si臋 nam je偶y艂 na g艂owach. Co za koszmar nam si臋 trafi艂, kto, u diab艂a, m贸g艂 zrobi膰 co艣 takiego?
鈥 Znam to uczucie.
鈥 Zadzwoni艂 do nas facet, kt贸ry jako ch艂opiec roznosi艂 gazety w rejonie, gdzie znaleziono ofiar臋. Powiedzia艂, 偶e mieszka tam m臋偶czyzna, kt贸ry si臋 do niego kiedy艣 dobiera艂. Kr膮偶y艂y o nim r贸偶ne historie, ale nikt nic nie m贸wi艂. Powiedzia艂, 偶e teraz ma trzydzie艣ci dwa lata, ale nigdy nie zapomni tego zbocze艅ca.
鈥 Poda艂 nazwisko?
鈥 Poda艂 nazwisko i adres. Przeprowadzili艣my rutynow膮 kontrol臋 i, jak si臋 okaza艂o, facet rzeczywi艣cie tam mieszka艂, i nie by艂 bynajmniej s臋dziwym starcem. Troch臋 go przycisn臋li艣my i to rzeczywi艣cie by艂 on. Od razu si臋 przyzna艂.
鈥 To si臋 nie zdarza cz臋sto 鈥 przyzna艂 Winter.
鈥 Nie, ale tu nie chodzi tylko o szcz臋艣cie. Nie, je艣li spojrze膰 na to w szerszej perspektywie. Gdyby艣my byli nieosi膮galni i ludzie nie wiedzieliby, 偶e mo偶na si臋 z nami skontaktowa膰, cho膰 jeste艣my troch臋 w cieniu, wtedy ten facet by do nas nie zadzwoni艂.
鈥 Teraz te偶 czekamy na telefon 鈥 powiedzia艂 Winter. Zapomnia艂 o herbacie. Macdonald ca艂y czas gada艂.
鈥 Chcesz 艣wie偶ej?
鈥 Ta jest w porz膮dku.
鈥 Ale to 偶aden k艂opot.
鈥 Nie dla ciebie.
Macdonald spojrza艂 na go艣cia, potar艂 kolano.
鈥 Jak twoja kontuzja? 鈥 zapyta艂 Winter.
鈥 W niedziel臋 znika, wraca w poniedzia艂ek. Zreszt膮 mo偶e chcia艂by艣 si臋 do艂膮czy膰?
鈥 Do czego?
鈥 Zagra膰 w pi艂k臋 z nasz膮 piwn膮 dru偶yn膮.
鈥 Gdzie?
鈥 W Farningham. To Kent, trzy mile down the road. Tam mieszkam. Tam jest pub.
鈥 Je艣li jeszcze tu b臋d臋.
鈥 Na pewno b臋dziesz 鈥 odpar艂 Macdonald.
鈥 Jednak poprosz臋 o fili偶ank臋 herbaty 鈥 powiedzia艂 Winter, 偶eby zmieni膰 temat.
Macdonald wsta艂, wyszed艂 na korytarz i nie by艂o go przez chwil臋. Potem sam wr贸ci艂 z tac膮.
鈥 S艂u偶膮ca jest zaj臋ta przy komputerze.
鈥 Wi臋c za艂atwi艂 to syn 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 S艂ucham?
鈥 Syn s艂u偶膮cej 鈥 wyja艣ni艂 Winter, maj膮c nadziej臋, 偶e wystarczy the servicewoman鈥檚 son. 鈥 To ksi膮偶ka jednego z najs艂awniejszych szwedzkich pisarzy 鈥 doda艂.
鈥 Strindberg 鈥 rzuci艂 Macdonald.
鈥 I kto tu wie wszystko?
鈥 Mam przek艂ad. Przeczytam, jak tylko przejd臋 na emerytur臋.
Winter pi艂 herbat臋. By艂a mocna i s艂odka. Przez okno czu艂 ciep艂o z ulicy, grza艂o go prosto w plecy. Macdonald mia艂 na twarzy linie, teraz ju偶 nie od 偶aluzji. By艂 ogolony. Sk贸ra na jego twarzy nabra艂a niebieskawego odcienia. Czarne brwi by艂y niemal zro艣ni臋te. Obok stosu dokument贸w le偶a艂y okulary. Gdy Macdonald wzi膮艂 je do r臋ki, niemal znikn臋艂y w jego d艂oni, jakby je zrobiono dla dziecka. Musi by膰 straszny na boisku, pomy艣la艂 Winter. Gorszy ode mnie.
鈥 Czy masz jakich艣 艣wiadk贸w, kt贸rzy widzieli tego cz艂owieka? 鈥 zapyta艂.
Macdonald wypu艣ci艂 z d艂oni okulary o okr膮g艂ych szk艂ach, bez oprawek. Linie w jego twarzy pog艂臋bi艂y si臋, kiedy nachyli艂 si臋 do przodu.
鈥 Kilkoro 鈥 powiedzia艂. 鈥 A najlepszy twierdzi, 偶e on wygl膮da tak jak ja.
鈥 Jak ty?
鈥 Tak powiedzia艂.
鈥 Co mia艂 na my艣li?
鈥 O ile dobrze zrozumia艂em, chodzi o wysokiego m臋偶czyzn臋 z d艂ugimi ciemnymi w艂osami.
鈥 My ustalili艣my to samo 鈥 przyzna艂 Winter. 鈥 Wysoki i ciemnow艂osy.
鈥 To m贸g艂 by膰 znajomy i nic wi臋cej 鈥 powiedzia艂 Macdonald.
鈥 Nie.
鈥 Nie?
鈥 Sam w to wierzysz?
鈥 W艂a艣ciwie nie.
鈥 M臋偶czyzna, kt贸ry szed艂 z Perem Malmstr枚mem przez park, to nasz poszukiwany. W przeciwnym razie jaki mia艂by pow贸d, 偶eby si臋 ukrywa膰?
鈥 Mog膮 by膰 inne przyczyny, nietypowe upodobania seksualne na przyk艂ad.
鈥 To znaczy, 偶e my艣lisz, 偶e ten facet mia艂by by膰 gejem? 呕e nie chce, 偶eby jego rodzina si臋 dowiedzia艂a?
Macdonald wzruszy艂 ramionami.
鈥 Twoja teoria jest tak samo dobra jak moja 鈥 stwierdzi艂. 鈥 Mamy kilka os贸b, kt贸re zg艂osi艂y si臋 same, ale to zwyczajne 艣wiry.
鈥 Widzia艂em og艂oszenia 鈥 powiedzia艂 Winter.
Widzia艂 je na stacji Clapham High Street, gdzie Macdonald wysadzi艂 go wczoraj wieczorem: zdj臋cia Pera, kt贸re Macdonald dosta艂 ze Szwecji. Informacja o morderstwie, miejsce, park; fakty, kt贸re policja mog艂a upubliczni膰. Pro艣ba o zg艂aszanie si臋 z informacjami.
Og艂oszenie wygl膮da艂o jak jaki艣 absurdalny plakat, jak z filmu. Winter przez chwil臋 czu艂 ucisk w do艂ku.
Zobaczy艂 je nagle.
Papier by艂 wystrz臋piony na dole. Nabra艂 ju偶 偶贸艂tawego odcienia, co 艣wiadczy艂o o tym, 偶e na wszystko jest ju偶 za p贸藕no. Og艂oszenia naklejono na trzech filarach i wszystkie by艂y w tym samym stanie. Zrobiono to w tym samym czasie. Poci膮gi przyje偶d偶a艂y i odje偶d偶a艂y, niekt贸rzy czytali tekst i dzwonili na Thornton Heath, ale na razie na pr贸偶no.
Na Victoria Station na jednym z filar贸w przy wyj艣ciu Winter odkry艂 dolny prawy r贸g informacji o 艣mierci Pera Malmstr枚ma. Trzepota艂 w podmuchach poci膮g贸w. Przeje偶d偶a艂y bez przerwy. Jedyny fragment plakatu, reszt臋 oderwano. Jakby kto艣 oddar艂 wi臋ksz膮 cz臋艣膰 mapy Londynu i zostawi艂 po艂udniowo-wschodnie cz臋艣ci.
Zastanawiaj膮cy przypadek. Jak gdyby mia艂 co艣 oznacza膰, jak gdyby sam w sobie by艂 komunikatem.
32 LARS BERGENHEM CZEKA艁 na zewn膮trz. M臋偶czy藕ni wchodzili i wychodzili. Drzwi uchyla艂y si臋 i za ka偶dym razem snop elektrycznego 艣wiat艂a przecina艂 wiecz贸r.
Sta艂 w pobli偶u snopa 艣wiat艂a padaj膮cego z budynku. Za jego plecami poci膮gi towarowe stuka艂y o tory. Stacj臋 rozrz膮dow膮 o艣wietla艂o s艂abe 艣wiat艂o rzadko rozmieszczonych 偶ar贸wek, przymocowanych do s艂up贸w stercz膮cych po艣r贸d wagon贸w. Gdzie艣 po艣rodku w miar臋 cichych odg艂os贸w pracy kolejarzy przetaczano lokomotyw臋. Us艂ysza艂 okrzyk i odpowied藕, zgrzyt hamulc贸w, a potem odg艂os, co艣 jak uderzenie ci臋偶kim ob艂ym przedmiotem.
Drzwi zn贸w si臋 uchyli艂y i ukaza艂a si臋 w nich dziewczyna. By艂a sama. Czeka艂, ale nie przesz艂a przez ulic臋 na parking.
Po艣piesznie ruszy艂a Odinsgatan i dalej w stron臋 Pollhemsplatsen. Bergenhem ruszy艂 za ni膮. Przeci臋艂a ulic臋, przepu艣ciwszy tramwaj, potem posz艂a na ukos przez parking. Kiedy znale藕li si臋 na mo艣cie, Bergenhem czu艂 zimno unosz膮ce si臋 znad Fattighus氓n. Dziewczyna sz艂a wzd艂u偶 Vallgraven. By艂o pusto.
W Tr盲dg氓rdsf枚reningens park po drugiej stronie kana艂u by艂o ciemno. Sz艂a szybko, nie ogl膮daj膮c si臋. Bergenhem musia艂 przy艣pieszy膰 kroku, 偶eby nie straci膰 jej z oczu, kiedy skr臋ca艂a za r贸g przy Bastionsplatsen.
Kiedy sam dotar艂 do tego miejsca, zobaczy艂 j膮 w 艣wiat艂ach Kungsportsplatsen. Unios艂a zgi臋te rami臋, jakby patrzy艂a na zegarek. Przesz艂a przez Kungsportsbron, min臋艂a Stora Teatern i zaczeka艂a na zielone przed Nya All茅n. Bergenhem sprawdzi艂 czas. Powoli zbli偶y艂 si臋 do przej艣cia dla pieszych. Sta艂a wraz z czw贸rk膮 czy pi膮tk膮 innych ludzi. By艂o pi臋膰 minut po p贸艂nocy. Uzna艂, 偶e jak na tak p贸藕n膮 por臋 ruch jest du偶y.
Wesz艂a mi臋dzy cienie Vasastaden. Domy zas艂oni艂y niebo. Bergenhem obszed艂 jej 艣ladem R枚hsska museet, ale dziewczyna znikn臋艂a.
Rozejrza艂 si臋. 呕adnych otwartych kawiarni. Zobaczy艂 przed sob膮 bram臋, cich膮 i ciemn膮. A dalej restauracj臋, ale nie zd膮偶y艂aby do niej dotrze膰. Zreszt膮 i tak by艂a zamkni臋ta, o艣wietla艂 j膮 jedynie neon nad jad艂ospisem wisz膮cym na 艣cianie.
Zobaczy艂, 偶e w odleg艂o艣ci pi臋tnastu metr贸w zatrzymuje si臋 samoch贸d. W 艣rodku zapali艂o si臋 艣wiat艂o, kiedy kto艣 otworzy艂 przednie drzwi od strony pasa偶era. Bergenhem zobaczy艂 niewyra藕n膮 twarz nad kierownic膮 i wysiadaj膮cego m臋偶czyzn臋. Pasa偶er nachyli艂 si臋 przez otwarte drzwi i powiedzia艂 co艣 do kierowcy. Potem zamkn膮艂 drzwi, a samoch贸d ruszy艂 na p贸艂noc, w d贸艂, w stron臋 Vasagatan. M臋偶czyzna rozejrza艂 si臋, wszed艂 prosto w 艣cian臋 i znikn膮艂.
Co, u diab艂a?, pomy艣la艂 Bergenhem.
Ruszy艂 w tamt膮 stron臋 i w 艣cianie patrycjuszowskiego domu zobaczy艂 drzwi. By艂y ci臋偶kie jak otaczaj膮cy je kamie艅, mia艂y za艣niedzia艂e okucia, wygl膮da艂y jak wej艣cie do piwnicy. Na pewno otwieraj膮 si臋 do 艣rodka, pomy艣la艂. Nie widzia艂 艣wiat艂a, kiedy tamten wchodzi艂. Nie by艂o szyldu ani niczego podobnego. Przez mur nie przenika艂 偶aden d藕wi臋k.
Dostrzeg艂 przycisk po prawej stronie, by艂 cz臋艣ci膮 zawiasu. Nacisn膮艂 go palcem wskazuj膮cym i czeka艂. Nacisn膮艂 jeszcze raz. Drzwi si臋 otworzy艂y.
鈥 Tak?
Zobaczy艂 przed sob膮 zarys twarzy i sylwetki. S艂abe 艣wiat艂o dochodzi艂o z do艂u schod贸w, zza plec贸w postaci.
鈥 Tak? 鈥 powt贸rzy艂 g艂os.
鈥 Czy... jest zamkni臋te?
鈥 Co?
鈥 Nie ma show? 鈥 zapyta艂 Bergenhem.
Du偶o pyta艅 bez odpowiedzi, pomy艣la艂. Jestem pewien, 偶e w艂a艣nie tu wesz艂a. Dlaczego Bolger nie wspomnia艂 o tym w艂a艣nie miejscu? Mo偶e niedawno je otwarto? Du偶o pyta艅 bez odpowiedzi, pomy艣la艂 znowu.
鈥 Dowiedzia艂em si臋 od jednego klienta. Nie m贸wi艂, 偶e trzeba by膰 cz艂onkiem.
鈥 Cz艂onkiem czego? 鈥 zapyta艂 g艂os.
鈥 No, sk膮d mam wiedzie膰. Mo偶na wej艣膰 obejrze膰 show, czy to tajne?
Posta膰 wysz艂a na ulic臋 i stan臋艂a przy Bergenhemie. Zobaczy艂 twarz, kt贸rej nigdy przedtem nie widzia艂.
鈥 Czego chcesz?
鈥 Zabawi膰 si臋 troch臋.
鈥 Jeste艣 pijany? Nie wpuszczamy pijak贸w 鈥 powiedzia艂a twarz.
鈥 Nie pij臋.
Obok Bergenhema pojawi艂 si臋 jaki艣 obcy m臋偶czyzna, bramkarz skin膮艂 mu g艂ow膮. Tamten wszed艂. Bergenhem patrzy艂, jak idzie po schodach na d贸艂. Goryl jakby dzi臋ki temu podj膮艂 decyzj臋.
鈥 Okej 鈥 powiedzia艂. 鈥 Ale przyjd臋 ci臋 sprawdzi膰.
鈥 Co? Dlaczego?
鈥 Przyjmujemy tylko porz膮dnych go艣ci 鈥 powiedzia艂. Jak do menela, jakby Bergenhem przyszed艂 ubrany w karton.
鈥 Mog臋 wej艣膰? 鈥 zapyta艂 Bergenhem.
M臋偶czyzna rozejrza艂 si臋. Odsun膮艂 si臋 na bok, 偶eby Bergenhem m贸g艂 si臋 wcisn膮膰 do 艣rodka. Wszed艂 za nim i zamkn膮艂 drzwi. 艢wiat艂o dobiegaj膮ce z do艂u sta艂o si臋 ja艣niejsze. Bergenhem s艂ysza艂 przyt艂umion膮 muzyk臋. Brzmia艂a jako艣 po arabsku, albo piwniczne zakamarki zniekszta艂ca艂y d藕wi臋ki.
U st贸p schod贸w przy stoliku siedzia艂a kobieta. Przed ni膮 sta艂a kasetka na pieni膮dze, starego typu.
鈥 Dwie艣cie pi臋膰dziesi膮t 鈥 powiedzia艂a.
Bergenhem zap艂aci艂, ale nie dosta艂 pokwitowania. Powiesi艂 kurtk臋 we wn臋ce po prawej stronie, na plastikowym wieszaku.
鈥 Drink wliczony w cen臋 鈥 poinformowa艂a kobieta z promiennym u艣miechem i poda艂a mu 偶eton, te偶 plastikowy.
Ta艅czy艂a
na jednym ze sto艂贸w. Bergenhem usiad艂 tam. Wida膰 jej 偶ebra, ale
jest bardzo pi臋kna, pomy艣la艂. Piersi mia艂a wi臋ksze, ni偶
pami臋ta艂 z Riverside. Wydawa艂o mu si臋, 偶e patrzy na niego, jakby
go rozpoznawa艂a.
Lecia艂a czarna muzyka, ale nie Tina Turner. Muzyka narasta艂a, a ona w ta艅cu wyci膮ga艂a si臋 w g贸r臋. Oczy mia艂a czarne, z ciemnymi p贸艂ksi臋偶ycami pod spodem.
Przy stoliku siedzia艂o jeszcze dw贸ch m臋偶czyzn, pili i 艣ledzili jej ruchy. Na trzech innych stolikach te偶 ta艅czy艂y kobiety. Jak w jaskini.
Bergenhem czu艂 zapach alkoholu, potu i perfum, i jeszcze l臋ku, przera偶enia, i jeszcze czego艣, co tkwi艂o w nim samym. Sam nie wiedzia艂, co to jest, ale... w艂a艣nie dlatego przyszed艂.
Nie wiedzia艂, gdzie ko艅czy si臋 艣ledztwo, a zaczyna to drugie.
Kiedy muzyka ucich艂a, natychmiast przesta艂a ta艅czy膰, a u艣miech na jej twarzy skurczy艂 si臋 do kreski. Nagle sta艂a si臋 podw贸jnie naga, pomy艣la艂, jakby soul stanowi艂 jej ubranie i ochron臋. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋, dziewczyna si臋 zawaha艂a.
鈥 Chc臋 ci tylko pom贸c zej艣膰 鈥 powiedzia艂.
Spojrza艂a na niego, wyci膮gn臋艂a r臋k臋, 偶eby si臋 wesprze膰 przy schodzeniu ze sto艂u na krzes艂o. Odesz艂a bez s艂owa, nawet na niego nie spojrza艂a. Jeden z m臋偶czyzn siedz膮cych przy stoliku co艣 powiedzia艂, ale Bergenhem nie dos艂ysza艂. P艂ynnie oddali艂a si臋 na wysokich obcasach. Znikn臋艂a za drzwiami przy barze. Sta艂 tam goryl, ze wzrokiem utkwionym w Bergenhema. Bergenhem odwr贸ci艂 g艂ow臋 i usiad艂.
D艂ugo siedzia艂. Od strony baru podesz艂a jaka艣 kobieta, zapali艂a papierosa. Bergenhem poczu艂 ostry b贸l w gardle, gryz艂 go dym papierosowy wype艂niaj膮cy sal臋.
鈥 Nie poprosisz, 偶ebym usiad艂a? 鈥 zapyta艂a.
Bergenhem zerwa艂 si臋, wysun膮艂 s膮siednie krzes艂o.
鈥 Oczywi艣cie 鈥 rzuci艂.
Dwaj m臋偶czy藕ni odeszli od stolika i poszli do baru. Szybko znale藕li towarzystwo.
鈥 Mo偶na mi co艣 postawi膰 鈥 powiedzia艂a.
Trzyma艂a d艂o艅 na wysoko艣ci twarzy, szerokiej, ukrytej pod szmink膮. Jej w艂osy by艂y teraz koloru blond. Pocz膮tkowo Bergenhem jej nie pozna艂.
鈥 Nie pozna艂em ci臋 鈥 powiedzia艂.
Nie odzywa艂a si臋.
鈥 Czego si臋 napijesz? 鈥 zapyta艂.
鈥 Tego 鈥 powiedzia艂a, podnosz膮c do g贸ry szklank臋, kt贸r膮 postawi艂 przed ni膮 facet zza baru. 鈥 Nie znasz regu艂 gry? 鈥 zapyta艂a i spojrza艂a na niego znad kraw臋dzi szklanki.
鈥 Ile to kosztuje? Tysiaka?
鈥 Prawie 鈥 odpar艂a i odstawi艂a drinka na st贸艂. 鈥 Mog臋 zata艅czy膰 dla ciebie prywatnie.
鈥 Nie 鈥 powiedzia艂.
鈥 A wi臋c nie tego chcesz?
鈥 Co?
鈥 Nie chodzi ci o prywatny pokaz?
鈥 Nie.
鈥 Wi臋c czego w艂a艣ciwie chcesz?
鈥 Co?
鈥 Ode mnie. Czego chcesz ode mnie?
鈥 Od ciebie? Nic... niczego.
鈥 Niczego? My艣lisz, 偶e ci臋 nie poznaj臋? Nie jestem 偶adn膮 pieprzon膮 kurwi膮c膮 si臋 膰punk膮. Siedzia艂e艣 w Riverside sama nie wiem ile wieczor贸w.
鈥 Tylko kilka razy.
鈥 Poznaj臋 ci臋 鈥 powiedzia艂a, wypuszczaj膮c dym ustami jak z lufki, po czym zdusi艂a papierosa w stoj膮cej na stole fili偶ance. 鈥 I nie lubi臋 by膰 艣ledzona.
鈥 艢ledzona?
鈥 My艣lisz, 偶e nie widzia艂am ci臋 przed Riverside? My艣lisz, 偶e nie zauwa偶y艂am, 偶e przyszed艂e艣 za mn膮 a偶 tu?
Bergenhem nic nie m贸wi艂, pi艂 piwo.
鈥 Czego chcesz?
鈥 Niczego 鈥 powiedzia艂 zn贸w.
Zapali艂a kolejnego papierosa, szybkimi, nerwowymi ruchami.
鈥 Wiem, 偶e jeste艣 glin膮.
Nie odpowiedzia艂.
鈥 Prawda?
鈥 Tak.
鈥 Nic nie zrobi艂am. Je艣li jeste艣 tu po to, 偶eby wysadzi膰 ten klub, prosz臋 bardzo, ale za kilka dni otworz膮 znowu.
鈥 Nie o to chodzi.
鈥 Ach tak.
鈥 Wyja艣niamy dwa morderstwa. 鈥 Albo nawet wi臋cej, pomy艣la艂.
Spojrza艂a na niego, zn贸w zapali艂a, nie rusza艂a swojego drinka.
鈥 Wiem 鈥 przyzna艂a.
鈥 Co?
鈥 Pyta艂e艣 ludzi w Riverside, prawda?
鈥 Tak.
鈥 Tu pokazuj膮 filmy.
Schwyci艂 szklank臋 z piwem, znieruchomia艂, cho膰 bardzo chcia艂 si臋 ku niej pochyli膰.
鈥 To nie jest tajemnica, ani dla go艣ci, ani na mie艣cie, ale to s膮 rzeczy, jakich nie zobaczysz gdzie indziej.
鈥 Jakie filmy?
鈥 Bondage 鈥 odpar艂a. 鈥 Wiesz, co to jest?
鈥 Tak.
鈥 To nie jest zakazane.
Nie odpowiedzia艂, nie by艂 do ko艅ca pewien.
鈥 呕adnych dzieci, wtedy bym tu nie pracowa艂a. Nawet striptizerki maj膮 swoj膮 moralno艣膰.
鈥 Gdzie to jest?
鈥 Ale co?
鈥 Sala kinowa.
鈥 Dlaczego pytasz?
鈥 Chc臋 zobaczy膰 鈥 odpar艂.
鈥 Zaczn膮 bardzo p贸藕no, wtedy i tak mnie tu nie b臋dzie.
鈥 Dlaczego?
鈥 To chyba nie powinno ci臋 obchodzi膰?
Bergenhem poczu艂, jak pot sp艂ywa mu po plecach. Mia艂 nadziej臋, 偶e nie wida膰 go na jego czole. Poczu艂 ucisk w kroczu, jakby jego bokserki by艂y zrobione z papieru 艣ciernego. 艁ykn膮艂 piwa i odnotowa艂, 偶e d艂o艅 mu dr偶y. Widzia艂, 偶e to zauwa偶y艂a.
鈥 Wiesz, jak膮 spraw臋 badasz? 鈥 zapyta艂a.
Odstawi艂 szklank臋 i wytar艂 usta wierzchem d艂oni.
鈥 To... by艂o wa偶ne dla mnie, 偶eby tu i艣膰 za tob膮, ale nie chodzi o to, o czym my艣lisz. Pr贸bujemy si臋 zorientowa膰, co si臋 dzieje w klubach. Je艣li jeste艣 tak dobrze poinformowana, wiesz dlaczego.
Pos艂a艂a mu d艂ugie spojrzenie.
鈥 Powiem ci jedn膮 rzecz 鈥 zacz臋艂a. 鈥 Ale musisz mi postawi膰 kolejnego drinka. Inaczej b臋d臋 musia艂a i艣膰. Nie mo偶emy tak siedzie膰 d艂u偶ej ni偶 potrzeba na jednego drinka.
鈥 Okej.
Musia艂a zrobi膰 gest, kt贸rego nie zauwa偶y艂. Nowa szklanka pojawi艂a si臋 przed ni膮 na stole. Kelner zabra艂 poprzedniego drinka, by艂 nietkni臋ty.
鈥 Sprawiasz wra偶enie mi艂ego ch艂opca, wi臋c musz臋 ci臋 ostrzec 鈥 powiedzia艂a cicho, jakby spomi臋dzy z臋b贸w.
S艂ucha艂 przez ob艂ok dymu.
鈥 Tutaj i w Riverside jest niby spokojnie, ale to 艣miertelnie niebezpieczne 鈥 powiedzia艂a. 鈥 To jest biznes, i tylko biznes, a to oznacza, 偶e nikt nie jest bezpieczny.
鈥 Czy kto艣 ci kaza艂 mi to powiedzie膰?
鈥 Mo偶esz my艣le膰, co chcesz 鈥 zwr贸ci艂a si臋 do niego z u艣miechem, jakby odgrywa艂a teatr przed kim艣, kto ich obserwuje.
Tak jakby m贸wi艂a o czym艣 innym, pomy艣la艂 Bergenhem.
鈥 Co w tym takiego niebezpiecznego?
鈥 Jeste艣 mi艂ym ch艂opcem, trzymaj si臋 ode mnie z daleka.
鈥 Co?
鈥 Nie wiem, czy masz problemy w domu, czy co艣 innego 鈥 powiedzia艂a, zerkaj膮c na obr膮czk臋 na jego lewej d艂oni. 鈥 Ale za t膮 nocn膮 s艂u偶b臋, kt贸r膮 tu pe艂nisz, szef chyba nie wyp艂aci ci nadgodzin.
鈥 To moja praca.
鈥 To twoja praca?
鈥 Nie.
鈥 Wi臋c co to jest?
鈥 Nie wiem. Jak masz na imi臋?
Nie odpowiedzia艂a na jego pytanie.
Kiedy
po艂o偶y艂 si臋 do 艂贸偶ka, Martina poruszy艂a si臋 przez sen.
Otworzy艂a na chwil臋 oczy i wymrucza艂a co艣 o tym, 偶e musi by膰
p贸藕no. Nie odpowiedzia艂, a ona zn贸w zacz臋艂a oddycha膰 g艂臋boko
i regularnie.
Czu艂 zapach dymu papierosowego od swoich w艂os贸w i twarzy. Usta mia艂 wysuszone. Kiedy przejecha艂 j臋zykiem po podniebieniu, mia艂 wra偶enie, 偶e to cementowa grota. Martina le偶a艂a na plecach, brzuch g贸rowa艂 nad ni膮 jak ma艂y namiot. Zapragn膮艂 po艂o偶y膰 d艂o艅 na jego czubku, ale nie zrobi艂 tego.
W przedpokoju zarz臋zi艂a zamra偶arka. Nie m贸g艂 spa膰, s艂ucha艂 wszystkiego, wszystkich d藕wi臋k贸w.
Wsta艂 z 艂贸偶ka i schodami podrepta艂 do kuchni. Otworzy艂 lod贸wk臋 i napi艂 si臋 mleka, prosto z kartonu. Pi艂, a偶 wypi艂 wszystko. Nadal by艂 spragniony, jakby w 艣rodku mia艂 ogie艅. Otworzy艂 karton soku pomara艅czowego i nala艂 do szklanki. Po mleku sok mia艂 s艂odki i cierpki smak.
Co si臋 ze mn膮, do diab艂a, dzieje?, pomy艣la艂.
鈥 Nie mo偶esz spa膰? 鈥 zapyta艂a Martina, kiedy zn贸w si臋 po艂o偶y艂.
鈥 Teraz chyba si臋 uda 鈥 odpar艂.
鈥 Mhm.
鈥 Dobranoc 鈥 powiedzia艂.
鈥 Mhm 鈥 mrukn臋艂a, zn贸w zapadaj膮c w sen.
Wyszorowa艂 si臋 jeszcze raz, mocniej, pachn膮cym myd艂em, ale nie m贸g艂 si臋 pozby膰 zapachu papieros贸w. Wydawa艂o mu si臋, 偶e a偶 tu, w sypialni, czuje zapach jej perfum. Niewa偶ne, jak ma na imi臋, pomy艣la艂. Dlaczego o to w og贸le pyta艂em?
Nie m贸g艂 spa膰. S艂ucha艂 mew: zacz臋艂y szarpa膰 gazety i 艣mia膰 si臋 z doniesie艅. Mewia dywizja helikopter贸w przybywa zawsze o 艣wicie, z bazy na otwartym morzu.
33 SIEDZIELI W POCI膭GU jad膮cym na p贸艂noc. Wczesnym popo艂udniem w wagonie nie by艂o nikogo. Winter dojrza艂 na Wandsworth Common biegacza w kr贸tkich spodenkach i koszulce. Trzepota艂a mu na plecach, wydymana przez wiatr. Wydawa艂o mu si臋, 偶e rozpoznaje tego m臋偶czyzn臋, 偶e go widzia艂, kiedy t臋dy jecha艂 wczoraj i rano. Mo偶e to jaki艣 szaleniec, kt贸ry biega wci膮偶 tam i z powrotem, godzina za godzin膮.
Rodzice Geoffa Hilliera w ostatniej chwili odm贸wili. Ojciec nie by艂 w stanie rozmawia膰. Innym razem. Winter zn贸w jecha艂 przez po艂udniowe dzielnice. Je藕dzi艂 t臋dy cz臋sto, jakby doje偶d偶a艂 do pracy.
鈥 Kiedy wr贸ci matka Jamiego Robertsona? 鈥 zapyta艂, przygl膮daj膮c si臋 mijanej stacji.
鈥 Za dwa tygodnie 鈥 odpar艂 Macdonald.
鈥 A ojca nie mo偶emy znale藕膰?
鈥 Nie 鈥 przyzna艂 Macdonald. 鈥 To nic wyj膮tkowego.
Kiedy wysiedli na Victorii, Winter pokaza艂 mu podarty plakat. Macdonald zerwa艂 skrawek i wyrzuci艂 do kosza.
鈥 Powiesicie nowy?
Macdonald wzruszy艂 ramionami.
鈥 Pewnie tak 鈥 odpar艂. 鈥 Zniszczone obrazy to zniszczone wspomnienia. Nie ma si臋 czego trzyma膰.
鈥 Stajesz si臋 poet膮 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Poet of crime 鈥 doda艂 Macdonald. 鈥 Sta艂em si臋 poet膮 zbrodni.
Metrem podjechali do Green Park. Wysiedli i szli przez podziemia do ruchomych schod贸w. Wyjechali na s艂o艅ce.
鈥 Tam mieszka kr贸lowa 鈥 oznajmi艂 Macdonald, kiwni臋ciem g艂owy wskazuj膮c park. 鈥 Kr贸lowa wszystkich poddanych, zar贸wno Szkot贸w, jak i Anglik贸w.
鈥 A co z Irlandczykami i Walijczykami?
鈥 Ich te偶.
Taks贸wk膮 pojechali w g贸r臋 Piccadilly i w g艂膮b Soho. Frankie siedzia艂 w swoim pokoju, ekran stoj膮cego na biurku monitora by艂 czarny.
鈥 Wysiad艂 鈥 stwierdzi艂, kiedy Macdonald przedstawi艂 go Winterowi.
鈥 Tani szajs 鈥 powiedzia艂 Macdonald. 鈥 M贸wi艂em ci, 偶eby艣 unika艂 angielskiego sprz臋tu.
鈥 Jakby Szkoci robili lepsze 鈥 odpar艂 Frankie.
鈥 Robimy.
鈥 Daj przyk艂ad.
鈥 Macintosh.
鈥 Ha ha.
Macdonald u艣miechn膮艂 si臋 do Wintera.
鈥 Mog臋 pan贸w pocz臋stowa膰 ekskluzywn膮 karaibsk膮 herbat膮? 鈥 zapyta艂 Frankie.
鈥 Chyba nie ma czego艣 takiego 鈥 powiedzia艂 Macdonald. 鈥 Herbata z Karaib贸w? To tak jakby powiedzie膰, 偶e kaw臋 uprawia si臋 w Szwecji.
Frankie zn贸w spojrza艂 na Wintera, ale ten roz艂o偶y艂 r臋ce, jakby nie mia艂 o tym poj臋cia.
鈥 Troch臋 zasi臋gn膮艂em j臋zyka 鈥 powiedzia艂 Frankie. Zdecydowa艂 si臋 nic nie podawa膰. Mo偶e p贸藕niej, ale nie teraz, kiedy Steve tak niemi艂o odni贸s艂 si臋 do jego korzeni i pochodzenia. 鈥 Najdyskretniej, jak umia艂em 鈥 m贸wi艂 dalej.
Macdonald skin膮艂 g艂ow膮.
鈥 I jestem zdumiony 鈥 ci膮gn膮艂 Frankie. 鈥 Zdumiewa mnie ludzko艣膰.
鈥 Przesta艅 udawa膰 艣wi臋toszka 鈥 rzuci艂 Macdonald.
鈥 Tu cz艂owiek trzyma si臋 uczciwej drogi i nieraz musi si臋 zastanawia膰, dlaczego klienci nie zjawiaj膮 si臋 tak licznie jak kiedy艣.
Policjanci czekali. Winter us艂ysza艂 wo艂anie z korytarza, jakby o pomoc. Potem rozleg艂 si臋 艣miech i komentarz, kt贸rego nie zrozumia艂.
鈥 Nie m贸wi臋 o pornografii dzieci臋cej 鈥 ci膮gn膮艂 Frankie.
鈥 O czym w takim razie m贸wisz? 鈥 spyta艂 Macdonald.
鈥 M贸wi臋 o torturach.
鈥 O torturach?
鈥 Tak.
鈥 Jakich torturach?
Frankie nie odpowiedzia艂. Zacz膮艂 si臋 lekko kiwa膰 w prz贸d i w ty艂, jakby porusza艂 si臋 w rytm jakiej艣 czarnej piosenki.
鈥 Frankie 鈥 powiedzia艂 Macdonald.
鈥 Nie chc臋 wi臋cej o tym m贸wi膰.
Macdonald czeka艂. 艢ledzi艂 wzrokiem ruchy ciemnosk贸rego m臋偶czyzny. Winter robi艂 to samo. Czu艂 ch艂贸d z ty艂u g艂owy. Wok贸艂 nich zapad艂a ca艂kowita cisza. Zza drzwi nie dochodzi艂y 偶adne d藕wi臋ki.
鈥 Frankie 鈥 powt贸rzy艂 Macdonald.
鈥 M贸wi臋 tylko to, co s艂ysza艂em. To znaczy, 偶e kto艣 w Londynie oferuje filmy pokazuj膮ce torturowanie ludzi, i to si臋 dzieje naprawd臋.
鈥 Nazwisko?
鈥 Nigdy w 偶yciu.
鈥 To mo偶e by膰 dla ciebie niebezpieczne 鈥 powiedzia艂 Macdonald. 鈥 Powiniene艣 to zrozumie膰.
鈥 Rozumiem 鈥 przyzna艂 Frankie. 鈥 Ale w takim razie to ja musz臋 si臋 tym dalej zajmowa膰. Wiesz, o co chodzi, Steve. Rozumiesz, 偶e nie mog臋 sprzeda膰 tobie ani twojemu blond przystojniakowi swoich kontakt贸w. Oni nie wiedz膮 du偶o wi臋cej ni偶 ja i nigdy w 偶yciu nic wam nie powiedz膮, nawet gdyby co艣 wiedzieli.
鈥 Ale przecie偶 ty nie mo偶esz wr贸ci膰 do nich z dalszymi pytaniami. Ani i艣膰 do kogo艣 innego.
鈥 Je艣li to ma by膰 zrobione, to tylko po mojemu.
Macdonald nie odpowiedzia艂. Winter zn贸w s艂ysza艂 d藕wi臋ki doko艂a, jakby 艣wiat nie m贸g艂 ju偶 d艂u偶ej wstrzymywa膰 oddechu.
鈥 Uwierz mi 鈥 powiedzia艂 Frankie. 鈥 To s膮 rzeczy, kt贸rych nie chc臋 widzie膰 w swoim mie艣cie ani w swojej bran偶y. Tu chodzi te偶 o tych z nas, kt贸rzy s膮 czy艣ci. Ale zrobi si臋 zamieszanie, je艣li gliny tu wpadn膮 i zaczn膮 wkurza膰 nas i naszych czystych klient贸w.
鈥 Ale w tym czasie kto艣 mo偶e umrze膰 鈥 stwierdzi艂 Macdonald.
鈥 Ryzyko b臋dzie mniejsze, je艣li zajm臋 si臋 tym ja, albo my.
鈥 Jutro.
鈥 Jak tylko si臋 da.
鈥 Jutro 鈥 powt贸rzy艂 Macdonald i zwr贸ci艂 si臋 do Wintera. 鈥 Masz jakie艣 pytania, Eriku?
鈥 Te rzeczy, o kt贸rych pan m贸wi, nie s膮 pokazywane w Soho, jak si臋 domy艣lam? 鈥 powiedzia艂 Winter, spogl膮daj膮c na Frankiego.
Frankie nie odpowiedzia艂, ale Winter domy艣li艂 si臋, 偶e ma racj臋.
鈥 Robi si臋 to raczej prywatnie 鈥 doda艂. 鈥 Ogl膮da w domach.
鈥 Tak 鈥 przyzna艂 Frankie.
鈥 Niech pan b臋dzie ostro偶ny.
鈥 Dzi臋kuj臋, o wielki bia艂y cz艂owieku 鈥 powiedzia艂 Frankie. Z臋by b艂ysn臋艂y w jego twarzy. 鈥 Wielka jest twoja troska o mnie.
Winter poczu艂 si臋 jak idiota. Macdonald domy艣li艂 si臋 tego z wyrazu jego twarzy. Frankie nadal si臋 u艣miecha艂, jakby parodiowa艂 zbieracza bawe艂ny z plantacji w Missisipi.
鈥 Ch臋tnie napi艂bym si臋 teraz herbaty 鈥 powiedzia艂 Macdonald.
鈥 Mam szkock膮, zrobion膮 z suszonego owsa 鈥 rzuci艂 Frankie.
鈥 Mmmmm 鈥 mrukn膮艂 Macdonald.
鈥
Zajrza艂em wczoraj do sieci i sprawdzi艂em linki 鈥 powiedzia艂
Macdonald, kiedy po wyj艣ciu z Cinema Paradiso spacerowali po
ulicach. W s艂o艅cu by艂o ciep艂o, cienie mi臋dzy domami kry艂y
ch艂贸d.
Usiedli na nas艂onecznionej 艂awce w samym 艣rodku Soho Square. Winter narzuci艂 lu藕no p艂aszcz na ramiona. Wczesna wiosna grza艂a mu twarz. Angielski ptak 艣piewa艂 dla niego swoj膮 oryginaln膮 piosenk臋.
鈥 Mamy specjalny system komputerowy obejmuj膮cy morderstwa, z ca艂ego kraju 鈥 powiedzia艂 Macdonald. 鈥 Powsta艂 po katastrofalnym 艣ledztwie z roku osiemdziesi膮tego si贸dmego. Seria morderstw. 艢ledczy b艂膮dzili po omacku jak w ciuciubabce. Za bardzo polegali艣my na systemie kartotek, za ma艂o na bazach danych. Wtedy te偶 zgin臋li m艂odzi ch艂opcy, oskar偶ano nas brutalnie o niekompetencj臋.
Do ptaka na klonie za ich plecami do艂膮czy艂 towarzysz 鈥 na 艂awce pod drzewem zjawi艂a si臋 publiczno艣膰. Ptaki ch贸rem od艣piewywa艂y swoje wiosenne klasyki.
鈥 By艂y ku temu powody 鈥 ci膮gn膮艂 Macdonald.
鈥 Ale teraz jeste艣cie zlinkowani 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 To si臋 nazywa HOLMES.
鈥 Co?
鈥 System komputerowy. Nazywa si臋 Holmes, po naszym wielkim literackim wzorcu. Ale ka偶da litera co艣 tu oznacza: Home Office Large Major Enquiry System.
鈥 Ta bran偶a uwielbia skr贸towce 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Mog臋 wchodzi膰 bezpo艣rednio i sprawdza膰 pliki z innych okr臋g贸w, i jeszcze mie膰 nadziej臋, 偶e gdzie艣 w Scotland Yardzie siedzi kto艣 przytomny.
鈥 Jak膮 rol臋 w tej sprawie odgrywa dla ciebie czy te偶 dla nas Scotland Yard?
鈥 Yard jest teraz g艂贸wnie jednostk膮 administracyjn膮. Przez ostatnie dwadzie艣cia pi臋膰 lat nie by艂o tam na przyk艂ad wydzia艂u zab贸jstw. Maj膮 jeszcze kilka wydzia艂贸w, na przyk艂ad do walki z terroryzmem. Ale g艂贸wnie zajmuj膮 si臋 papierkow膮 robot膮. Stanowi膮 serce naszego systemu komputerowego, zbioru rejestr贸w.
鈥 Nie bior膮 udzia艂u w 艣ledztwach w sprawie morderstw?
鈥 Je艣li zachodzi taka potrzeba, wzywamy specjalne grupy ich technik贸w 鈥 wyja艣ni艂 Macdonald. 鈥 Maj膮 specjalistyczn膮 wiedz臋 i sprz臋t, kt贸rym nie dysponujemy w okr臋gach. Zbieraj膮 odciski palc贸w ze 艣cian po dziesi臋ciu latach, sam wiesz.
鈥 Tak.
鈥 Byli te偶 na miejscu w Clampham.
鈥 Rozumiem.
鈥 Nasza w艂asna jednostka techniczna robi odciski palc贸w, odciski, zgniecenia i ugryzienia, a ci z Yardu zajmuj膮 si臋 tymi najdrobniejszymi rzeczami.
鈥 Czy tym razem masz do nich zaufanie?
S艂o艅ce skry艂o si臋 za chmur膮, po karkach powia艂o ch艂odem. Ptaki zamilk艂y, czeka艂y. Samoch贸d dostawczy z otwart膮 platform膮, za艂adowany beczkami piwa, przetoczy艂 si臋 wok贸艂 placu i zatrzyma艂 przed w艂osk膮 restauracj膮 na jednym z po艂udniowych kra艅c贸w. Dwie m艂ode kobiety przesz艂y obok przez park, obie spogl膮da艂y na ich 艂awk臋. Macdonald zas艂ania艂 oczy ciemnymi okularami. Wygl膮da jak handlarz narkotyk贸w, a ja jak jego klient, pomy艣la艂 Winter. A mo偶e odwrotnie.
鈥 Zaufanie? Chyba tak 鈥 odpowiedzia艂 Macdonald. 鈥 Szefami technik贸w s膮 inspektorzy kryminalni. W Anglii technicy kryminalistyki s膮 normalnie cywilami, ale w Londynie maj膮 za szef贸w gliny. Jest ich tylko dziesi臋ciu. Nazywamy ich inspektorami-laborantami. Zjawiaj膮 si臋 na miejscu zbrodni ze swoimi lud藕mi i swoim sprz臋tem. Zawsze ci sami ludzie. Pracuj膮 nad wszystkimi trudnymi technicznie 艣ledztwami. Je偶d偶膮 na miejsca zbrodni w ca艂ym Londynie. To stwarza pewn膮 ci膮g艂o艣膰.
鈥 Brzmi nie藕le 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 Poza tym laboratorium znajduje si臋 w Kennington, czyli na po艂udniowym brzegu 鈥 doda艂 Macdonald z u艣miechem. 鈥 W rzadkich przypadkach wzywamy na miejsce patologa, zw艂aszcza kiedy co艣 wskazuje na t艂o seksualne.
T艂o seksualne, pomy艣la艂 Winter. To brzmi jak tytu艂 filmu.
鈥 Jak d艂ugo mo偶ecie nad tym pracowa膰 w pe艂nym wymiarze? 鈥 zapyta艂.
鈥 Nad t膮 spraw膮? Nie oddam jej. Policy mojego prze艂o偶onego wygl膮da tak, 偶e daje nam zwykle dwana艣cie tygodni, w zale偶no艣ci od tego, ile mamy innych spraw do za艂atwienia. Je艣li nie zdarzy si臋 nic nowego i nie odkryjemy 偶adnych nowych w膮tk贸w, po dwunastu tygodniach wrzucamy spraw臋 do szuflady i zabieramy si臋 za now膮. Ale, jak ju偶 m贸wi艂em, w po艂udniowo-wschodnim rejonie wyja艣niamy wszystkie zab贸jstwa.
鈥 W najgorszym razie wiemy, kto to zrobi艂, ale formalnie nie mo偶emy posadzi膰 drania 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 S艂ucham?
鈥 W g艂臋bi serca wiemy, kto jest sprawc膮, ale aparat nie pozwala go skaza膰 鈥 wyja艣ni艂 Winter.
鈥 Cz艂owiek popada wtedy w cynizm, nieprawda偶?
鈥 Nie zawsze. Mo偶na zachowa膰 poczucie, 偶e si臋 mia艂o racj臋 i 偶e pr臋dzej czy p贸藕niej stanie si臋 co艣, co dostarczy ostatniego kawa艂ka uk艂adanki, tego, kt贸rego szukali艣my.
鈥 W艂a艣nie.
鈥 Wtedy jest si臋 zawsze gotowym, zawsze w gotowo艣ci.
鈥 Zawsze czujny 鈥 doda艂 Macdonald.
鈥 By艂e艣 skautem? 鈥 zapyta艂 Winter.
鈥 Skautem? To znaczy w ch艂opi臋cej dru偶ynie? Czy wywiadowc膮?
鈥 Skautem w dru偶ynie.
鈥 W tej paramilitarnej kryptofaszystowskiej organizacji za艂o偶onej przez po艂udniowoafryka艅skiego rasist臋 Baden-Powella? Nie, nigdy nie bra艂em w tym udzia艂u.
鈥 Ja bra艂em 鈥 przyzna艂 Winter. 鈥 Uczyli tam w艂a艣ciwego zachowania.
鈥 To dlatego w doros艂ym 偶yciu zosta艂e艣 komisarzem policji kryminalnej?
鈥 Oczywi艣cie.
Zn贸w poczuli ciep艂o na twarzach. S艂o艅ce sta艂o mi臋dzy dwoma domami i za p贸艂 godziny mia艂o znikn膮膰, pogr膮偶y膰 si臋 w Tamizie. Macdonald wskaza艂 g艂ow膮 przeciwleg艂y r贸g placu, tam gdzie si臋 zaczyna Greek Street.
鈥 Tam jest Millroy鈥檚, najlepszy na 艣wiecie sklep ze s艂odow膮 whisky.
鈥 Wiem.
鈥 Jasne.
鈥 Chcia艂bym, 偶eby艣my jutro poszli do tych sklep贸w muzycznych w Brixton 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Chcia艂bym porozmawia膰 z tymi 艣wiadkami, kt贸rych przes艂uchiwali艣cie.
鈥 Musisz i艣膰 sam 鈥 odpar艂 Macdonald. 鈥 Ja nie zd膮偶臋.
鈥 To niedozwolone, jestem tu tylko jako obserwator.
鈥 Taki sam z ciebie policjant jak ze mnie, i jeste艣 bardziej angielski, ni偶 ja kiedykolwiek b臋d臋, wi臋c kto mia艂by protestowa膰?
鈥 No to powiem, 偶e by艂e艣 ze mn膮.
鈥 Powiedz, co chcesz.
鈥 No to powiem, 偶e dzisiaj s膮 moje urodziny 鈥 o艣wiadczy艂 Winter.
W艂a艣nie sobie o tym przypomnia艂. To przysz艂o jak dawne wspomnienie lub imi臋, kt贸re nagle wy艂ania si臋 z pod艣wiadomo艣ci.
鈥 Wszystkiego najlepszego. A ile偶 to ju偶 lat min臋艂o?
鈥 Trzydzie艣ci siedem.
鈥 At the age of thirty-seven, she realised she鈥檇 never ride through Paris in a sportscar, with the warm wind in the hair 鈥 zanuci艂 Macdonald. 鈥 Albo jako艣 tak.
鈥 Kto tak stwierdzi艂?
鈥 Lucy Jordan. Nie s艂ysza艂e艣 nigdy Ballad of Lucy Jordan?
鈥 Nie.
鈥 Sk膮d ty, do jasnej cholery, pochodzisz?
鈥 W ka偶dym razie nie z tego samego miasta co Lucy Jordan.
鈥 To jest klasyk 鈥 stwierdzi艂 Macdonald. 鈥 Wersja Marianne Faithfull wywo艂uje ciarki na duszy.
鈥 Czyja?
鈥 Marianne Faithfull. 艢piewaj膮ca niewinno艣膰 z tego kraju.
鈥 At the age of thirty-seven 鈥 powt贸rzy艂 Winter.
鈥 To wtedy cz艂owiek sobie u艣wiadamia, co ma, a czego nigdy nie b臋dzie mia艂 鈥 stwierdzi艂 Macdonald. 鈥 1960. W tym roku narodzi艂 si臋 nowoczesny 艣wiat. Zabawne, 偶e to te偶 m贸j rok urodzenia.
鈥 W Wielkiej Brytanii szybciej si臋 starzejecie.
鈥 W艂a艣nie zamierza艂em ci臋 zaprosi膰 na co艣 mocniejszego do The French, ale teraz nie jestem pewien.
鈥 ...z pewnymi oczywistymi wyj膮tkami.
鈥 To co, idziemy? 鈥 zapyta艂 Macdonald, podnosz膮c si臋 z 艂awki.
Siedzieli
nad czym艣 mocniejszym w The French. Winter z poczuciem zastoju w
g艂owie. By艂 zm臋czony nat艂okiem wra偶e艅, my艣li, rozmowami z
Macdonaldem i jego lud藕mi, ze 艣wiadkami.
Chodzi艂 po ulicach, po kt贸rych chodzi艂 lub m贸g艂 chodzi膰 tamten ch艂opiec. Por贸wnywa艂 informacje i dyskutowa艂 z Macdonaldem. Szybko doszli do porozumienia.
Decyzja, 偶eby tu przyjecha膰, by艂a s艂uszna. A jednak dr臋czy艂o go przeczucie nieszcz臋艣cia. To si臋 zdarzy jeszcze raz.
Pomy艣la艂 o Angeli. Zastanawia艂 si臋, czy powinien zadzwoni膰 wczoraj wieczorem. Nie zrobi艂 tego. Co ona dla niego znaczy? Dlaczego o tym my艣li? Niedaleko ich stolika siedzia艂a pi臋kna jasnow艂osa kobieta, jej cia艂o by艂o jak obietnica. Czy to dlatego? By艂a jak Angela, istota doskona艂a: du偶e usta i owa obietnica w liniach cia艂a, jak wezwanie.
鈥 Zauwa偶y艂e艣, jak cichn臋, kiedy wchodzimy do baru? 鈥 powiedzia艂 Macdonald.
Winter skin膮艂 g艂ow膮, nie odrywaj膮c oczu od kobiety. Czeka na jakiego艣 m臋偶czyzn臋?
鈥 My, Szkoci, mamy wi臋cej wsp贸lnego z kontynentem ni偶 z Angli膮 鈥 stwierdzi艂 Macdonald.
鈥 Milczycie i cierpicie nad kieliszkiem.
鈥 Ty to rozumiesz 鈥 przyzna艂 Macdonald.
鈥 Pochylacie g艂ow臋, chowacie j膮 w d艂oniach, cichniecie i pozwalacie, by sm臋tna muzyka nape艂ni艂a was rozkosznym zw膮tpieniem. S艂uchacie westchnie艅 serca.
鈥 Ty naprawd臋 to rozumiesz.
Rozstali
si臋 na Piccadilly. Macdonald znikn膮艂 w podziemiach, a Winter
poszed艂 z powrotem na zach贸d. Przeci膮艂 Cambridge Circus, potem
szed艂 kilkaset metr贸w Shaftesbury, do numeru sto osiemdziesi膮t.
Jego celem by艂 Ray鈥檚 Jazz Shop. Bywa艂 tam jeszcze jako
nastolatek. Tam zawsze znajdowa艂 to, czego nie by艂o nigdzie
indziej.
Poczu艂 wo艅 艣cian, starych ok艂adek p艂yt winylowych: kurz, atrament, stary sztywny papier, jak b艂臋kitna smuga, co艣 kwaskowatego lub s艂odko-kwa艣nego, co si臋 wydobywa艂o z cichej muzyki w kartonie.
Od ostatniego razu przyby艂o p贸艂ek z kompaktami. Ciemnosk贸ry ch艂opak za stoj膮c膮 na 艣rodku lad膮 w艂o偶y艂 do odtwarzacza p艂yt臋 i zabrzmia艂a muzyka. Winter natychmiast j膮 rozpozna艂: New York Eye and Ear Control z 17 lipca 1964 roku, Ayler i Cherry, Tchicai i Rudd. Rozp臋ta艂 si臋 piekielny 偶ywio艂, jak doznanie erotyczne.
To zadziwiaj膮cy przypadek. Niedawno s艂ucha艂 tej muzyki, tak samo jak tu, ze 艣cian. To nie jest co艣, czego si臋 s艂ucha na co dzie艅. Powiedzia艂 to facetowi zza lady.
鈥 Nie mamy zbyt wielu egzemplarzy 鈥 powiedzia艂. Mia艂 na nosie ciemne okulary. 鈥 To, co dostajemy, od razu si臋 sprzedaje.
鈥 Moja w艂asna gdzie艣 si臋 zapodzia艂a 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 No to ma pan szcz臋艣cie.
鈥 Przyjecha艂em a偶 ze Szwecji i to jest moja nagroda.
鈥 W ostatnich tygodniach mieli艣my jeszcze jeden egzemplarz. I te偶 kupi艂 go jaki艣 facet ze Skandynawii.
鈥 Doprawdy?
鈥 Ten akcent rozpoznam zawsze 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 sprzedawca. 鈥 Mieszka艂em kiedy艣 przez rok w Sztokholmie i rozpoznaj臋. By艂em tam z powodu jednej z waszych kobiet 鈥 wyja艣ni艂. 鈥 Ale u pana nie s艂ycha膰 tego tak wyra藕nie.
鈥 Bo bardzo si臋 staram 鈥 odpar艂 Winter. Bo jestem pieprzonym snobem, pomy艣la艂.
鈥 A wi臋c dobrze pan trafi艂. To najlepsze miejsce dla wszystkich Skandynaw贸w.
鈥 Ach tak?
鈥 Ten, co tu niedawno by艂, tak powiedzia艂.
鈥 Aha.
鈥 Je艣li przyjdzie tu jaki艣 jasnow艂osy, pu艣膰 t臋 p艂yt臋, a na pewno si臋 sprzeda. Tak powiedzia艂.
鈥 Ach tak.
鈥 Albo kto艣 ze Skandynawii o ni膮 zapyta.
Winter kupi艂 Aylera i ostatni膮 p艂yt臋 Julian Arg眉elles Quartet, Human Chain Django Batesa i jeszcze troch臋 nowego brytyjskiego jazzu. Czarna muzyka. Coraz bardziej ci膮偶y艂a mu w d艂oniach, kiedy chodzi艂 z p艂ytami po sklepie.
Wr贸ci艂
na Shaftesbury i przez Piccadilly poszed艂 na Jermyn Street. To by艂a
m臋ska ulica. By艂 tu ju偶 wiele razy. Mia艂 dzisiaj urodziny,
prawda? Chyba mog臋 sobie co艣 sprawi膰, pomy艣la艂.
Zamierza艂 pojecha膰 z powrotem do Knaresborough Place, 偶eby co艣 zapisa膰 i troch臋 pomy艣le膰, ale najpierw chcia艂 kupi膰 kilka koszul w Harvie & Hudson.
Min膮艂 Herbie Frogg, cofn膮艂 si臋 i wszed艂 do 艣rodka. M贸g艂 kupi膰 garnitur Cerruttiego za nieca艂e siedem tysi臋cy koron, ale po chwili wahania zrezygnowa艂. Cena by艂a korzystna, ale nie potrzebowa艂 garnituru.
W艂a艣ciwie potrzebowa艂 nowych but贸w, wi臋c ruszy艂 w kierunku Foster & Son, ale nie mia艂 w sobie spokoju, kt贸rego potrzeba, 偶eby tam wej艣膰. Mia艂 tam swoje kopyto. To by艂 pomys艂 jego ojca. Wiele par but贸w Wintera tam zrobiono. Nie jestem spokojny, pomy艣la艂 znowu. Nie mog臋 tam wej艣膰.
Kupi艂 dwie koszule u Thomasa Pinka i jedn膮 w Harvie & Hudson. Potem poszed艂 dalej na r贸g Jermyn i St James鈥檚. Zaszed艂 do Davidoff Fine Cigars i od kobiety stoj膮cej za cynkowan膮 lad膮 kupi艂 ma艂膮 skrzynk臋 Havana Cuaba Tradicionales.
鈥 Pan Winter 鈥 powiedzia艂 starszy m臋偶czyzna w garniturze w pr膮偶ki. Bezszelestnie pojawi艂 si臋 przy prawym boku Wintera.
鈥 Pan Baker-Baker.
鈥 Niedawno by艂 u nas pa艅ski ojciec 鈥 stwierdzi艂 sprzedawca. 鈥 Mo偶e p贸艂 roku temu. Jako艣 przed 艣wi臋tami.
鈥 Nie wiedzia艂em.
鈥 Wygl膮da艂o na to, 偶e jest w znakomitej formie.
鈥 To dzi臋ki ciep艂ym hiszpa艅skim wiatrom.
鈥 Dawno nie mieli艣my przyjemno艣ci pana go艣ci膰.
鈥 Niestety.
鈥 Zawsze t臋sknimy za naszymi starymi wiernymi klientami.
鈥 Cygara s膮 teraz w modzie, o ile si臋 orientuj臋 鈥 stwierdzi艂 Winter.
Baker-Baker szeroko otworzy艂 oczy i u艣miechn膮艂 si臋 z przek膮sem.
鈥 Amerykanom ci膮gle ma艂o 鈥 odpar艂. 鈥 Jak pan widzi, wype艂niaj膮 Cigar Room.
Winter pod膮偶y艂 za jego dyskretnym gestem i zajrza艂 przez szklane drzwi do samego serca 艣wi膮tyni. Zobaczy艂 kilku m艂odych m臋偶czyzn z bokobrodami, w kosztownych p艂aszczach od Miro, pogr膮偶onych w dyskusji o cygarach.
鈥 Ameryka odkry艂a cygaro 鈥 zauwa偶y艂 Winter.
鈥 Co oczywi艣cie bardzo nas cieszy 鈥 odpar艂 sucho Baker--Baker.
Winter za艣mia艂 si臋.
鈥 Oczywi艣cie.
鈥 Najpopularniejsze s膮 teraz Cohiba Esplendidos. Skrzynka zawieraj膮ca dwadzie艣cia pi臋膰 sztuk za pi臋膰set dwadzie艣cia pi臋膰 funt贸w. Nowi klienci s膮 zachwyceni.
Sze艣膰 tysi臋cy pi臋膰set, pomy艣la艂 Winter. Stylowa cena.
鈥 Prosz臋, niech pan wejdzie 鈥 powiedzia艂 Baker-Baker. 鈥 Chcia艂bym panu co艣 pokaza膰.
Przytrzyma艂 drzwi, 偶eby Winter m贸g艂 wej艣膰 do Cigar Roomu. Pachnia艂o jak w innym kraju.
Baker-Baker podsun膮艂 mu skrzynk臋 z pi臋tnastoma sztukami Corona Especial.
鈥 W艂a艣nie je dostali艣my 鈥 powiedzia艂.
Winter si臋gn膮艂 po jedno z niewielkich cygar w kszta艂cie torpedy. Wci膮gn膮艂 nosem zapach i obraca艂 je delikatnie w palcach. Trzyma艂 w d艂oni ma艂e dzie艂o sztuki.
Przecie偶 mam dzisiaj urodziny, pomy艣la艂. Potem powiedzia艂 to na g艂os.
鈥 To prezent 鈥 stwierdzi艂 Baker-Baker. Twarz starszego pana by艂a powa偶na i pi臋kna.
鈥 Ale偶 to niemo偶liwe.
鈥 Nalegamy 鈥 o艣wiadczy艂 Baker-Baker, jakby reszta pracownik贸w sta艂a na baczno艣膰 za jego plecami.
鈥 To niemo偶liwe 鈥 powt贸rzy艂 Winter, ale wiedzia艂 ju偶, 偶e przegra艂.
鈥 Znajd臋 co艣 do zapakowania skrzynki. 鈥 Baker-Baker wycofa艂 si臋 do sklepu.
Ka偶demu, kto ma, b臋dzie dodane, tak 偶e nadmiar mie膰 b臋dzie, pomy艣la艂 Winter.
34 WINTER POSTAWI艁 Powerbooka na okr膮g艂ym stoliku we wn臋ce kuchennej i pochyli艂 si臋 nad monitorem. Przy oknie 艣wiat艂o by艂o lepsze, ale st贸艂 by艂 za niski. Wytrzyma艂 pi臋tna艣cie minut, ale potem poczu艂 si臋 tak, jakby ju偶 nigdy mia艂 nie wyprostowa膰 plec贸w. To cena, kt贸r膮 si臋 p艂aci, kiedy si臋 ko艅czy trzydzie艣ci siedem lat, pomy艣la艂. Podni贸s艂 si臋 z trudem, ws艂uchuj膮c si臋 w muzyk臋 艣ci臋gien i mi臋艣ni swojego cia艂a.
Zrobi艂 podsumowanie dnia, wszystkich wra偶e艅. Miasto by艂o m臋cz膮ce, jego ogrom przyt艂acza艂. Musia艂 najpierw usun膮膰 to z g艂owy, 偶eby m贸c pomy艣le膰 o tym, dlaczego tu jest.
Kiedy pochyla艂 si臋 nad monitorem, widzia艂 twarze zamordowanych ch艂opc贸w. Dop贸ki je widzi, jest w stanie co艣 robi膰. Potem b臋dzie tylko zm臋czenie. Pi艂 herbat臋. Miasto mrucza艂o g艂ucho za patio, kt贸re widzia艂 przez okno, ale uda艂o mu si臋 je zredukowa膰 do apartamentu przy Knaresborough Place.
Pracowa艂 nad szkicem, na kt贸rym trzy punkty odniesienia symbolizowane by艂y przez trzy twarze. Zapisywa艂 ostatnie minuty 偶ycia ch艂opc贸w, my艣la艂 o Frankiem, a potem r贸wnolegle o Bolgerze. I wtedy na blacie za jego plecami zadzwoni艂 telefon. W s艂uchawce us艂ysza艂 Johana Bolgera.
鈥 Jeste艣 w pokoju? 鈥 zapyta艂.
鈥 W swoim apartamencie.
鈥 Jeste艣 sam?
鈥 Tak.
鈥 Odnalaz艂e艣 si臋 w mie艣cie?
鈥 Kilka miejsc przetrwa艂o.
鈥 Dawno tam nie by艂em.
鈥 Twoja ciotka mieszka w Manchesterze, tak?
鈥 W Bolton 鈥 odpar艂 Bolger. 鈥 Ojciec wzi膮艂 cz臋艣膰 nazwiska od tego miasta. A ty jak zwykle szukasz p艂yt jazzowych. Rozgl膮dasz si臋 za rarytasami?
鈥 Oczywi艣cie.
鈥 Chodzisz do w艂a艣ciwych sklep贸w?
鈥 Ray鈥檚 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Jest jeszcze jeden nowy sklepik w Soho.
鈥 Za moich czas贸w by艂o troch臋 ciekawych miejsc w po艂udniowym Londynie 鈥 stwierdzi艂 Bolger. 鈥 Jedno nazywa艂o si臋 Red, w Brixton.
鈥 Brixton?
鈥 Tak. Red Records. Spr贸buj tam.
Winter czeka艂, a偶 Bolger jeszcze co艣 powie, a tymczasem zapisywa艂 plik w komputerze. Kiedy na podw贸rku zapad艂 zmierzch, monitor rozjarzy艂 si臋 mocniej. W apartamencie powoli robi艂o si臋 ciemno. Zaczyna艂o si臋 od k膮ta, w kt贸rym siedzia艂.
S艂ysza艂 dono艣ny ha艂as przetaczaj膮cy si臋 po schodach za jego drzwiami, wnoszenie na g贸r臋 ci臋偶kich walizek.
鈥 W艂a艣ciwie nie chcia艂em ci przeszkadza膰, ale nie by艂em pewien, kiedy wracasz do domu 鈥 o艣wiadczy艂 Bolger.
鈥 Ja sam nie jestem pewien 鈥 stwierdzi艂 Winter. 鈥 Mo偶e jeszcze kilka dni.
鈥 Chcia艂em z tob膮 chwil臋 porozmawia膰 鈥 powiedzia艂 Bolger.
鈥 Bertil Ringmar prowadzi 艣ledztwo, kiedy jestem tutaj.
鈥 Nie znam Ringmara i mo偶esz to traktowa膰 jako rozmow臋 mi臋dzy kumplami, je艣li chcesz.
Winter czeka艂. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 do ty艂u i w艂膮czy艂 o艣wietlenie nad p艂yt膮 kuchenn膮. Widzia艂 艣wietl贸wk臋 odbijaj膮c膮 si臋 w monitorze komputera.
鈥 Eriku?
鈥 Tak, jestem.
鈥 Kto艣 by艂 u mnie popyta膰.
鈥 Tak?
鈥 Tw贸j m艂ody podw艂adny.
鈥 Bergenhem?
鈥 Ten, co go do mnie wys艂a艂e艣 po informacje. Bergenhem, no w艂a艣nie.
鈥 Mia艂 pytania. Do ciebie?
鈥 Do dawnego kontaktu. Uzna艂, 偶e tw贸j kolega podchodzi za blisko.
鈥 Za blisko czego?
鈥 Za blisko dzia艂alno艣ci, kt贸ra jest czysta i legalna.
鈥 Ale, do jasnej cholery, o to w艂a艣nie chodzi艂o, 偶eby by艂 blisko. To znaczy, 偶e wykonuje swoj膮 prac臋.
鈥 R贸偶ni go艣cie zacz臋li si臋 dopytywa膰, mo偶na powiedzie膰. O co chodzi. Dlaczego przychodzi policja.
鈥 To 艣ledztwo w sprawie morderstwa.
鈥 Wiem.
鈥 Bergenhem chyba nie by艂 w mundurze?
鈥 O ile mi wiadomo nie.
鈥 Mo偶e jest namolny 鈥 stwierdzi艂 Winter. 鈥 Ale to mnie nie obchodzi, je艣li tylko do czego艣 dojdzie. Mo偶e to co艣 da. Jako艣 nie wsp贸艂czuj臋 klientom klubu porno.
鈥 Wygl膮da na to, 偶e Bergenhem za bardzo si臋 interesuje 鈥 m贸wi艂 dalej Bolger.
鈥 S艂ucham?
鈥 Za bardzo si臋 klei do jednej dziewczyny. Tak m贸wi膮.
鈥 Dziewczyny?
鈥 Striptizerki.
鈥 Kto tak m贸wi? Go艣cie, czy jak ich tam nazywacie? Czy mo偶e tw贸j dawny kontakt?
鈥 M贸wi臋 tylko to, co s艂ysza艂em.
鈥 I co chcesz dzi臋ki temu osi膮gn膮膰?
鈥 Do kurwy n臋dzy, Eriku, znasz mnie. Wys艂a艂e艣 tego faceta do mnie. Niepokoj臋 si臋.
鈥 Bergenhem wie, co robi. Je艣li si臋 spotyka z jak膮艣 dziewczyn膮, na pewno ma w tym jaki艣 cel.
鈥 Zwykle maj膮.
鈥 Nie m贸wi臋 o tym.
鈥 Wydaje mi si臋, 偶e kole艣 wypad艂 z toru.
鈥 On wie, co robi 鈥 powt贸rzy艂 Winter.
鈥 To nie jest bezpieczne.
鈥 Czy nie m贸wimy o dzia艂alno艣ci, kt贸ra jest czysta i legalna?
鈥 No tak.
鈥 To chyba nie ma 偶adnego niebezpiecze艅stwa.
鈥 Wiesz, o co mi chodzi. Gdyby twoje podejrzenia okaza艂y si臋 s艂uszne, by艂oby niebezpiecznie.
To ma by膰 niebezpieczne, pomy艣la艂 Winter. Niebezpiecze艅stwo to sens i cel tego przedsi臋wzi臋cia. Bergenhem zbli偶y si臋 do zagro偶enia, a potem si臋 wycofa. Da sobie rad臋, i to go uczyni dobrym policjantem.
鈥 Dzi臋kuj臋, 偶e czuwasz nad wszystkim 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Tego bym nie powiedzia艂 鈥 odpar艂 Bolger. 鈥 M贸wi臋 tylko, co s艂ysza艂em.
鈥 Je艣li us艂yszysz co艣 jeszcze, daj mi zna膰.
鈥 Zdajesz sobie spraw臋 z powagi sytuacji?
鈥 Tak.
鈥 A co zamierzasz robi膰 dzi艣 wieczorem?
Winter spojrza艂 na sw贸j szkic. Czy to b臋dzie jego wiecz贸r? Czy b臋dzie nale偶a艂 do telewizora? Spojrza艂 na stoj膮cy w k膮cie odbiornik. Nie w艂膮czy艂 go ani razu. Zerkn膮艂 na zegarek. W艂a艣nie powinny si臋 zacz膮膰 wiadomo艣ci, o ile dobrze pami臋ta艂.
Bolgera chyba zm臋czy艂a cisza w s艂uchawce.
鈥 Koledzy si臋 tob膮 nie zajmuj膮?
鈥 Dzi艣 wieczorem chcia艂em by膰 sam.
鈥 I co b臋dziesz robi艂?
鈥 Wyjd臋 co艣 zje艣膰 za chwil臋.
鈥 Do Hindusa?
鈥 P贸jd臋 gdzie艣 blisko. Mo偶e do Chi艅czyka. Tu zaraz w bocznej ulicy jest dobra knajpa.
Winter
ogl膮da艂 wiadomo艣ci. Takie same puste obrazy jak w domu. Brudne i
wypalone, jakby r臋cznie pokolorowano negatywy.
Lokalne wiadomo艣ci prezentowa艂 taki sam gadatliwy lataj膮cy reporter. Smagana wiatrem twarz na miejscu zbrodni, wypadku czy spotkania, dziennikarze jako reprodukowalni arty艣ci codziennych wydarze艅. Rabunek w markecie, samoch贸d le偶膮cy na dachu w rzece, zamieszanie w parlamencie, zdj臋cia Diany wychodz膮cej z pa艂acu Kensington, nieopodal miejsca, gdzie Winter siedzia艂 z nogami na stole w pokoju o艣wietlonym przez telewizyjny ekran.
Pogoda mia艂a si臋 utrzyma膰. Twarz pogodynki ja艣nia艂a w zawody ze s艂o艅cem na mapie za jej plecami.
Ani s艂owa o morderstwie. Czy偶bym si臋 spodziewa艂 zdj臋cia Pera Malmstr枚ma?, pomy艣la艂 Winter. Podarty plakat, taki jak tamten na filarze podtrzymuj膮cym dach Victoria Station? Prze艂om w 艣ledztwie?
Telefon zn贸w zadzwoni艂. Winter przez chwil臋 si臋 zastanawia艂, czy nie zostawi膰 tego automatycznej sekretarce, ale pomy艣la艂 o Macdonaldzie.
鈥 Winter.
鈥 Eriku! Z jednym ma艂ym tulipankiem sk艂adam ci...
鈥 Cze艣膰, mamo.
鈥 Najlepsze 偶yczenia urodzinowe!
鈥 To mi艂o, 偶e dzwonisz.
鈥 Co to za matka, kt贸ra nie zadzwoni艂aby do swojego dziecka na urodziny? Nawet je艣li dzieli ich ca艂y 艣wiat.
鈥 Tak.
鈥 Tata te偶 ci臋 pozdrawia.
鈥 Pozdr贸w go ode mnie.
鈥 Jaka jest pogoda w tym okropnym mie艣cie?
鈥 Pi臋kne s艂o艅ce.
鈥 Nie wierz臋.
Winter si臋 nie odezwa艂. W okienku telewizora zacz膮艂 si臋 show. Dw贸ch ludzi 偶artowa艂o na scenie. Widownia si臋 艣mia艂a. Trudno by艂o us艂ysze膰, co m贸wi膮, publiczno艣膰 艣mia艂a si臋 za g艂o艣no. Winter pilotem 艣ciszy艂 d藕wi臋k.
鈥 U nas by艂 przepi臋kny dzie艅.
鈥 Oczywi艣cie.
鈥 Czy rozwi膮zali艣cie ju偶 t臋 spraw臋?
鈥 Jeste艣my blisko.
Winter us艂ysza艂 jaki艣 g艂os tu偶 obok matki.
鈥 Tata pyta, czy kupi艂e艣 cygara.
鈥 Kupi艂em.
鈥 Musisz porozmawia膰 z Lott膮.
鈥 Tak.
鈥 Zn贸w do nas dzwoni艂a, Eriku. Nie jest jej 艂atwo.
鈥 Wiem.
鈥 No i jak 艣wi臋tujesz sw贸j wielki dzie艅?
鈥 Pij臋 herbat臋 i pisz臋 w pokoju, na laptopie.
鈥 To brzmi strasznie nudno.
鈥 Takie 偶ycie sobie wybra艂em.
鈥 Mieszkasz tam gdzie zawsze?
鈥 Tak.
鈥 Przynajmniej masz kilka pokoi.
鈥 Tak.
鈥 Ale na tej ulicy jest straszny ruch.
鈥 Czekam na telefon od mojego angielskiego kolegi 鈥 rzuci艂 Winter.
鈥 We w艂asne urodziny?
鈥 Przyjecha艂em tu, 偶eby pracowa膰, mamo.
鈥 Czasem musisz si臋 te偶 rozerwa膰, Eriku.
Us艂ysza艂 szum wody w rurze za 艣cian膮 przedpokoju. Go艣cie z apartamentu nad nim byli w ubikacji. Zupe艂nie jakby si臋 przys艂uchiwali tej rozmowie, a偶 uznali, 偶e wystarczy, i postanowili sp艂uka膰 to g贸wno, pomy艣la艂 Winter.
鈥 Dzi臋kuj臋, 偶e zadzwoni艂a艣, mamo.
鈥 Zr贸b sobie jak膮艣 przyjemno艣膰 wieczorem, synu艣.
鈥 No to pa 鈥 powiedzia艂 Winter i si臋 roz艂膮czy艂.
Wzi膮艂 do r臋ki pilota i zrobi艂 g艂o艣niej. Show jeszcze trwa艂. Na scenie by艂o teraz wi臋cej os贸b. Dwie pary 艣ciga艂y si臋, zak艂adaj膮c sobie nawzajem stroje pi艂karskie. Pod koszulkami trzymali pi艂ki. 艢miali si臋 jak szaleni. Publiczno艣膰 te偶 si臋 艣mia艂a. Prowadz膮cy si臋 艣miali. Winter te偶 zacz膮艂 si臋 艣mia膰, coraz g艂o艣niej. 艢mia艂 si臋 tak, jakby tego potrzebowa艂. Czu艂 艂zy w oczach i b贸l w przeponie.
Mi臋艣nie 艣miechu potrzebuj膮 treningu, pomy艣la艂. Najwy偶szy czas, do diab艂a. Sko艅czy艂o si臋 kr贸tk膮 czkawk膮 i poci膮gni臋ciem nosa.
Poszed艂 do lod贸wki po butelk臋 cavy. Kupi艂 j膮 w sklepie Oddbins przy Marloes Road, kilkaset metr贸w od hotelu. Hiszpa艅skie wino musuj膮ce otworzy艂o si臋 z hukiem. Nala艂 troch臋 do szklanki.
To nudne, ale takie 偶ycie sobie wybra艂em, pomy艣la艂 i 艂ykn膮艂 wina. B膮belki rozbieg艂y mu si臋 po j臋zyku.
Ze szklank膮 w r臋ce wr贸ci艂 na sof臋. Na kuchennym stole jarzy艂 si臋 monitor komputera, jak przypomnienie z艂a tego 艣wiata. Otworzy艂 okno. Wiecz贸r by艂 smolisty i z艂oty, od 艣wiat艂a za domami. S艂ysza艂 auta na Cromwell Road. Jak m偶awka d藕wi臋k贸w. Poczu艂 zapach zieleni. By艂o ciep艂o, a jednocze艣nie ch艂odno, jakby powietrze by艂o u艂o偶one warstwami.
Gdzie艣 na p贸艂nocy odezwa艂a si臋 syrena, po kilku sekundach ucich艂a. To by艂o jak muzyka miasta. Podni贸s艂 wzrok na niebo, prostok膮t koloru indygo. To wiecz贸r na jazz, pomy艣la艂 i zapali艂 especial. Otoczy艂 go dym pachn膮cy garbowan膮 sk贸r膮 i suszonymi tropikalnymi owocami. Zatrzymywa艂 aromaty w ustach, potem wydmuchiwa艂 je prosto w wiecz贸r za otwartym oknem. Dym wznosi艂 si臋 do g贸ry i znika艂.
Wydawa艂o mu si臋, 偶e przez dymn膮 zas艂on臋 widzi sprawc臋. Niewyra藕ny obraz zimnokrwistego mordercy.
Musz臋 przesta膰 o tym my艣le膰, pomy艣la艂. Sprawcy te偶 maj膮 uczucia. Mo偶e im brakowa膰 wspomnie艅, ale uczucia gdzie艣 zosta艂y. Nauczyli si臋 je wy艂膮cza膰. Broni膮 si臋 przed nieprzyjemnymi uczuciami. Zawsze co艣 tkwi na samym dnie. Musimy si臋gn膮膰 do dna. Zamiast schodzi膰 na sam d贸艂, pod膮偶amy za emocjami, patrzymy, co si臋 dzieje dalej. Wzmacniamy stereotypy.
Zbrodnia jest traum膮 dla wszystkich. Musi tak by膰. Inaczej b臋dziemy zgubieni na zawsze, pomy艣la艂, poci膮gaj膮c cygaro.
Zn贸w wyda艂o mu si臋, 偶e w dymku widzi jak膮艣 twarz, wyra藕niejsz膮 ni偶 przedtem, ale rozp艂yn臋艂a si臋 ze smugami i rozwia艂a. Wspomnienia, pomy艣la艂 znowu. Jest w pami臋ci co艣, co mo偶e mi pom贸c rozwi膮za膰 te spraw臋. Co to jest? Czy to co艣, co sam pami臋tam? Czy utracone wspomnienia? Co takiego powiedzia艂 Macdonald? M贸wi艂 co艣 o wspomnieniach i fragmentach. Kto艣 inny powiedzia艂 co艣 do mnie. Pami臋膰, pomy艣la艂 i po艂o偶y艂 d艂o艅 na czole: nie nad膮偶am, znam odpowied藕, ale nie nad膮偶am, nie potrafi臋 nawet zada膰 w艂a艣ciwego pytania.
Podszed艂 do sto艂u i nala艂 sobie jeszcze wina. Pi艂, ale smakowa艂o jak ocet winny z b膮belkami. Nie b臋d臋 m贸g艂 wytrzyma膰 sam ze sob膮. Dop贸ki nie wyja艣nimy tej sprawy, pomy艣la艂 i odstawi艂 szklank臋. Wy艂膮czy艂 telewizor i zadzwoni艂 na domowy numer Bertila Ringmara.
鈥 Komputer M枚llerstr枚ma eksplodowa艂 鈥 powiedzia艂 Ringmar.
鈥 Co to znaczy?
鈥 To znaczy, 偶e musia艂 nam pokaza膰, jak daleko doszed艂 i jaki by艂 zapobiegliwy, bo zachowywa艂 wszystko na innych komputerach, na dyskietkach i w innych programach.
鈥 A wi臋c to by艂 wielki dzie艅 Jannego 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 Tak, ale by艂 to te偶 znak 鈥 odpar艂 Ringmar. 鈥 Nasze komputery dos艂ownie p臋kaj膮 od tego wszystkiego.
鈥 Wiem.
鈥 Jeste艣my teraz pod nies艂ychan膮 presj膮, a ciebie tu nie ma i nie mo偶esz porozmawia膰 po angielsku z brytyjsk膮 pras膮.
鈥 Na razie udawa艂o mi si臋 tego unika膰, ale Macdonald m贸wi, 偶e b臋d臋 musia艂.
鈥 Jaki on jest?
鈥 W porz膮dku.
鈥 Czy to ma sens?
鈥 Tak mi si臋 wydaje. Jutro b臋d臋 mia艂 kilka wywiad贸w, przes艂ucha艅.
鈥 Mamy nowe informacje od 艣wiadk贸w.
鈥 I co?
鈥 Nie zd膮偶yli艣my jeszcze sprawdzi膰 wagi tych informacji, ale jedna rzecz wydaje si臋 interesuj膮ca.
Winter czeka艂. Cygaro w jego d艂oni zgas艂o, od艂o偶y艂 je na szklan膮 popielniczk臋. Okno zn贸w si臋 zamkn臋艂o z cichym 艣wistem.
鈥 Margines poczu艂 wol臋 wsp贸艂pracy 鈥 powiedzia艂 Ringmar.
鈥 Chyba wsp贸艂pracujemy z nimi ca艂y czas? 鈥 upewni艂 si臋 Winter.
鈥 Dostali艣my dzisiaj list od jednego w艂amywacza. Pisze, 偶e zrobi艂 kiedy艣 w艂am do mieszkania, a w 艣rodku znalaz艂 zakrwawione ubrania.
鈥 Wielki Bo偶e.
鈥 Mhm.
鈥 W ilu mieszkaniach w G枚teborgu w ci膮gu ostatnich tygodni znajdowa艂y si臋 zakrwawione ubrania?
鈥 Sk膮d mam wiedzie膰?
鈥 W wielu 鈥 odpowiedzia艂 sam sobie Winter.
鈥 Ten facet nie sprawia艂 wra偶enia 艣wira 鈥 odpar艂 Ringmar.
鈥 To wszystko? Zakrwawione ciuchy?
鈥 Pisze, 偶e zgadza si臋 data.
鈥 Data? Kt贸rego morderstwa?
鈥 Pierwszego.
鈥 W艂amywacz? Poda艂 adres tego mieszkania?
鈥 Tak.
鈥 I nic o tym, kto tam mieszka?
鈥 Tylko tyle, 偶e to m臋偶czyzna.
鈥 Nic wi臋cej?
鈥 Nic.
鈥 Dlaczego w og贸le marnujemy czas na rozmow臋 o tym?
Ringmar nie odpowiedzia艂.
鈥 Bertilu?
鈥 Nie wiem... mo偶e dlatego, 偶e w tym li艣cie jest jaki艣 taki ton... albo dlatego, 偶e napisa艂 go z艂odziej. Wygl膮da na to, 偶e wie, co widzia艂, 偶e tak powiem.
鈥 Mhm.
鈥 Od艂o偶ymy to na bok, ale... na widoku 鈥 zaproponowa艂 Ringmar.
鈥 Mo偶esz dyskretnie sprawdzi膰 ten adres i tego faceta, je艣li b臋dziesz mia艂 czas 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Wys艂a艂em Haldersa.
鈥 Powiedzia艂em dyskretnie.
Ringmar wyszczerzy艂 si臋 w u艣miechu.
鈥 A jak tam z Bergenhemem? 鈥 zapyta艂 Winter.
鈥 Co?
鈥 Lars. Co u niego s艂ycha膰?
鈥 Nawet nie wiem, przychodzi i wychodzi, kiedy chce. Chyba jest bardzo skoncentrowany na zbadaniu bran偶y, na tym, co mu zleci艂e艣.
鈥 Pogadaj z nim troch臋. Mam wra偶enie, 偶e tego potrzebuje.
鈥 Nie s膮dz臋, 偶eby chcia艂. Chyba my艣li, 偶e jest kim艣 wyj膮tkowym, odk膮d przydzieli艂e艣 mu ten trop. On a mission from God czy co艣 podobnego.
鈥 Powiedz, 偶e chc臋, 偶eby teraz tobie sk艂ada艂 raporty.
鈥 Okej.
鈥 No to cze艣膰.
Winter roz艂膮czy艂 si臋 i poszed艂 pod prysznic. Wytar艂 si臋 energicznie, a potem za艂o偶y艂 koszul臋 i spodnie, narzuci艂 marynark臋. Krawata nie wzi膮艂. W艂o偶y艂 lekkie trzewiki i przeszed艂 dwie艣cie pi臋膰dziesi膮t metr贸w do Crystal Palace. Jedzenie by艂o tak samo 艣wietne jak kiedy艣. Nadal my艣la艂 o wspomnieniach.
35 NIEMAL CODZIENNIE kiedy wychodzi艂 z pokoju albo wraca艂 z miasta do New Dome Hotel, spotyka艂 na schodach syna w艂a艣ciciela. Musia艂 by膰 po trzydziestce i sprawia艂 wra偶enie nienormalnego. Pokonywa艂 siedem podest贸w kr臋tej klatki schodowej, na g贸rze zawraca艂 i schodzi艂 na d贸艂, przez foyer wychodzi艂 na chodnik, zn贸w zawraca艂 i zaczyna艂 wspinaczk臋 od nowa.
Kiedy si臋 mijali, u艣miecha艂 si臋 zagadkowo. Jego twarz si臋 rozpada艂a, a oczy jakby zwraca艂y do 艣rodka. Nie wygl膮da艂o to przyjemnie. Stara艂 si臋 mija膰 go jak najszybciej.
Je艣li nas艂uchiwa艂 z pokoju, m贸g艂 s艂ysze膰 kroki tego idioty. Rozbrzmiewa艂y z niewzruszon膮 regularno艣ci膮.
Od kiedy si臋 zameldowa艂, nie widzia艂 ju偶 w艂a艣ciciela. Foyer zawsze by艂o puste. Za kontuarem nikogo nie by艂o. Trzeba by艂o dzwoni膰, ale nigdy tego nie robi艂. Nie mia艂 偶adnych pyta艅, niczego nie potrzebowa艂. M贸g艂 usi膮艣膰 na sofie z czerwonego skaju pod przeciwleg艂膮 艣cian膮 i czeka膰, a偶 idiota zn贸w przejdzie, ale nie mia艂 ochoty na tak膮 zabaw臋.
Po drugiej stronie ulicy wypatrzy艂 dwie greckie restauracje, raczej grecko-cypryjskie, 艣ci艣le bior膮c. Poszed艂 na po艂udnie ulic膮, kt贸ra si臋 przy nich zaczyna艂a. Nigdy nie widzia艂 tak wspania艂ych dom贸w. Zbudowano je przed stu laty albo jako艣 tak, ale wygl膮da艂y odjazdowo. Ca艂e poro艣ni臋te by艂y zieleni膮. W kilku miejscach ludzie stali na ulicy i myli samochody. To by艂a d艂uga ulica, kawa艂ek dalej znajdowa艂 si臋 pub Grove House Tavern. Na chodniku sta艂y trzy stoliki z krzes艂ami. S艂o艅ce znad dom贸w naprzeciwko 艣wieci艂o prosto na nie. Ch艂opak wszed艂 do 艣rodka, kupi艂 piwo i wyszed艂 z kuflem na ulic臋.
Nikt poza nim nie siedzia艂 na zewn膮trz. W lokalu by艂o trzech facet贸w, wszyscy biali. To typowa bia艂a ulica. Mo偶na to rozpozna膰 po domach.
Zabawne, bo ulica, przy kt贸rej mieszka艂, i ta du偶a, szeroka, prowadz膮ca do centrum Brixton mia艂y coraz wi臋cej czarnych mieszka艅c贸w. Powoli stawa艂y si臋 ca艂kowicie czarne. U艣miechn膮艂 si臋. To prawie jak powr贸t do domu, pomy艣la艂. A tutaj jest inaczej. Siedzia艂 sam, otoczony przez bia艂ych.
Czarny ch艂opak w bia艂ym pubie.
Jestem czarny z wierzchu i bia艂y w 艣rodku, a teraz stan臋 si臋 te偶 troch臋 czarny w 艣rodku, pomy艣la艂.
To by艂o dziwne uczucie, chodzi膰 po tych ulicach jako turysta i czu膰 si臋 jak inni biali, a jednocze艣nie by膰 jednym z masy tutejszych. Chyba po raz pierwszy mia艂 takie poczucie. Nosi艂 bia艂e nazwisko, ale nie wygl膮da艂 jak Christian Jaegerberg. Wygl膮dam raczej jak jaki艣 Beenie Man albo Bounty Killer, pomy艣la艂 i 艂ykn膮艂 piwa. Czu艂 si臋 cool.
Siedzia艂 w ciszy drzew rosn膮cych wzd艂u偶 ulicy. W kieszeni mia艂 muzyk臋.
By艂
w Red Records i pyta艂 o kilka rzeczy. Facet za lad膮 zdziwi艂 si臋,
kiedy przem贸wi艂 inaczej ni偶 tubylcy. Dredy, ale szwedzki akcent.
Mo偶e to dziwne, ale on si臋 nie wstydzi艂. Nie wstydzi艂 si臋 te偶
nalecia艂o艣ci g枚teborskiego dialektu. Kiedy艣 Peter mu opowiada艂,
jak siedzia艂 w biurze podr贸偶y organizuj膮cym wyjazdy na Majork臋 i
jaki艣 facet wszed艂 i powiedzia艂: 鈥瀌o jo haf uny aspiryne鈥, a
dziewczyna z biura zaraz na to: ach tak, pan z G枚teborga, a facet
bardzo si臋 zdziwi艂, bo przecie偶 m贸wi艂 po angielsku. Ale si臋 nie
wstydzi艂.
W Red Records by艂 jaki艣 bia艂y kole艣. Us艂ysza艂, jak m贸wi. Zaczepi艂 go przy wyj艣ciu, kiedy wychodzili, r贸wnocze艣nie. By艂 wysoki, mia艂 mo偶e trzydzie艣ci pi臋膰, czterdzie艣ci lat.
鈥 Szwed? 鈥 zapyta艂.
鈥 Pewnie s艂ycha膰?
鈥 Facet za lad膮 w ka偶dym razie si臋 zdziwi艂.
鈥 Szok.
Tamten za艣mia艂 si臋.
鈥 Normalnie ka偶dy tu stara si臋 by膰 cool 鈥 powiedzia艂.
Ch艂opak nie odpowiedzia艂, chcia艂 by膰 cool. Zatrzymali si臋 na chodniku na Brixton Road, naprzeciwko wej艣cia do metra.
鈥 Znalaz艂e艣 jak膮艣 dobr膮 muzyk臋?
鈥 A偶 za du偶o.
鈥 Somma?
Spojrza艂 na tamtego.
鈥 A sk膮d ty to, kurna, wiesz?
Facet roz艂o偶y艂 r臋ce. To by艂o raczej jak skurcz od ramion na d贸艂. Jest silny, pomy艣la艂 ch艂opak, jak ci臋偶arowiec, co si臋 urwa艂 z si艂owni.
鈥 Wygl膮dasz na takiego, co si臋 zna na nowo艣ciach.
Ucieszy艂 go ten komplement.
鈥 Dlatego tu przyjecha艂em.
鈥 Rozumiem.
Ch艂opak ruszy艂 w lewo, do przej艣cia.
鈥 Czasem tu przyje偶d偶am, 偶eby kupi膰 troch臋 nowych p艂yt 鈥 powiedzia艂 tamten.
鈥 Uzupe艂ni膰?
鈥 Mam agencj臋 rozprowadzaj膮c膮 p艂yty w Skandynawii.
鈥 Z muzyk膮 reggae?
鈥 Og贸lnie z czarn膮 muzyk膮.
鈥 I po to tu przyje偶d偶asz?
鈥 This is the place.
鈥 A jakie tytu艂y kupi艂e艣 tym razem?
Chcia艂 przetestowa膰 nowego znajomego.
Facet wyliczy艂 same najlepsze tytu艂y.
鈥 Du偶o kupujesz?
鈥 Tak, ale prawie nic nie bior臋 do domu.
鈥 Jeste艣 z G枚teborga?
鈥 Tak. To chyba s艂ycha膰.
鈥 Ale nie masz sklepu ani nic w tym rodzaju?
鈥 Tylko dystrybucj臋, na ca艂膮 Skandynawi臋 i kawa艂ek Europy P贸艂nocnej. Mam tylko... pr贸bki, tak mo偶na to nazwa膰. M贸g艂bym ci je pokaza膰 albo nawet da膰, do przetestowania... ale nie mamy czasu.
鈥 Nie?
鈥 Za p贸艂 godziny jestem um贸wiony.
鈥 Okej.
Nawet nie wiedzia艂, czy jest zainteresowany. Ale to brzmia艂o ciekawie, to mo偶e by膰 co艣 ca艂kiem nowego.
鈥 Fajnie by艂o ci臋 pozna膰 鈥 rzuci艂 tamten. 鈥 Powodzenia z muzyk膮.
鈥 Dzi臋ki.
鈥 I z j臋zykiem.
Nadal
mia艂 muzyk臋 w kieszeni. S艂ucha艂 ciszy drzew. Poczu艂 na twarzy
ch艂贸d, jakby s艂o艅ce skry艂o si臋 za chmur膮. Kto艣 zas艂oni艂 mu
藕r贸d艂o ciep艂a. Musia艂 odczeka膰, a偶 oczy si臋 przyzwyczaj膮.
Potem zobaczy艂, 偶e to facet od agencji p艂ytowej.
鈥 Pomy艣la艂em w艂a艣nie, 偶e si臋 chyba znamy 鈥 powiedzia艂 tamten.
鈥 O... cze艣膰.
鈥 It鈥檚 a small world.
Agent przesun膮艂 si臋 na bok i ch艂opiec zn贸w mia艂 艣wiat艂o na twarzy. Najpierw zmru偶y艂 oczy, os艂oni艂 je d艂oni膮. Twarz tamtego znajdowa艂a si臋 w cieniu. Chyba si臋 u艣miecha艂, z臋by ja艣nia艂y. Co on tutaj robi?
鈥 Jeden z moich kontakt贸w mieszka przy tej ulicy 鈥 powiedzia艂 facet, jakby odpowiadaj膮c na pytanie, kt贸rego nikt nie zada艂. 鈥 Prawdziwy Karaibczyk. Mieszka tam, przy szpitalu, wiesz gdzie? Najwi臋kszy szpital w po艂udniowym Londynie, tak my艣l臋.
鈥 Nie, nie widzia艂em go. Nie s膮dzi艂em, 偶e mieszkaj膮 tu jacy艣 czarni.
鈥 On jest czarny, ale to ciekawa cz臋艣膰 miasta. Jak szachownica. Bia艂e, czarne, bia艂e, czarne.
鈥 Tak.
鈥 Teraz id臋 do innego kolesia, z Coldharbour. Jest bia艂y 鈥 powiedzia艂 nowy znajomy i jego z臋by zn贸w zal艣ni艂y. 鈥 Ch臋tnie bym ci zaproponowa艂, 偶eby艣 poszed艂 ze mn膮, ale on nie lubi mie膰 wi臋cej ni偶 jednego go艣cia naraz.
鈥 Okej.
鈥 Mam czas akurat na szybkie piwo. Chcesz jeszcze jedno?
鈥 Okej.
Agent wszed艂 do pubu. S艂o艅ce zachodzi艂o za kominem domu naprzeciwko. Wygl膮da艂o jak pochodnia z kamienia. Ulic膮 powoli przejecha艂a karetka. Ch艂opiec pomy艣la艂 o szpitalu na wzniesieniu, czy gdzie te偶 on by艂.
Od strony jego hotelu nadeszli m臋偶czyzna i kobieta, usiedli przy s膮siednim stoliku. Po chwili m臋偶czyzna wsta艂 i wszed艂 do 艣rodka. Kobieta zosta艂a na chodniku, mru偶膮c oczy do s艂o艅ca na kominie. Agent wyszed艂 z dwoma pintami. Kufle ocieka艂y jeszcze pian膮. Ch艂opak wzi膮艂 swoje piwo, poczu艂 zimno w d艂oni. Odstawi艂 szklank臋 i si臋gn膮艂 do portfela, do wewn臋trznej kieszeni kurtki.
鈥 Ja stawiam 鈥 powiedzia艂 tamten.
鈥 Okej.
鈥 Mo偶esz mi opowiedzie膰 o swoich ulubionych wykonawcach, a ja si臋 napij臋.
Ch艂opiec zacz膮艂 wylicza膰.
鈥 Zajebi艣cie 鈥 przyzna艂 nowy znajomy. 鈥 Musz臋 to wszystko zapisa膰.
Wyj膮艂 niewielki notes i d艂ugopis, zacz膮艂 zapisywa膰. Kilka razy poprosi艂 o powt贸rzenie tytu艂u.
鈥 Kto艣 taki jak ty bardzo by mi si臋 przyda艂 鈥 stwierdzi艂.
鈥 No co ty, naprawd臋?
M臋偶czyzna, kt贸ry przyszed艂 w towarzystwie kobiety, wyszed艂 z pubu ze szklank膮 piwa i kieliszkiem, przypuszczalnie z winem. Postawi艂 je przed towarzyszk膮.
Ch艂opiec s艂ysza艂 narzekania kobiety, 偶e za p贸藕no wyszli z domu. S艂o艅ce si臋 schowa艂o. Przynajmniej jest ciep艂o, stwierdzi艂 m臋偶czyzna. Nie pami臋tam, 偶eby o tej porze roku by艂o cieplej.
鈥 Musz臋 i艣膰 鈥 o艣wiadczy艂 agent.
鈥 Okej.
Facet wsta艂. Mia艂 ze sob膮 niewielk膮 akt贸wk臋.
鈥 Mieszkasz w pobli偶u?
鈥 Kawa艂eczek st膮d.
鈥 Przepraszam, je艣li si臋 narzucam, ale czy m贸g艂by艣 mi wy艣wiadczy膰 przys艂ug臋?
鈥 Ja?
Agent otworzy艂 akt贸wk臋 i wyj膮艂 stos p艂yt kompaktowych, co najmniej osiem, albo wi臋cej. Zn贸w usiad艂.
鈥 Jutro mam si臋 spotka膰 z innym kontaktem. Mamy porozmawia膰 mi臋dzy innymi o tych p艂ytach 鈥 zacz膮艂. 鈥 Bo mia艂em je przes艂ucha膰 dzi艣 wieczorem albo w nocy. W艂a艣ciwie to nie takie wa偶ne, ale on jest troch臋... chce po prostu, 偶eby klienci wiedzieli, co bior膮. B臋d臋 musia艂 co艣 powiedzie膰.
Ch艂opiec s艂ucha艂. Para od stolika obok wesz艂a do 艣rodka. Och艂adza艂o si臋.
鈥 A jest jeszcze taka sprawa, 偶e pewna dama, tu, z Londynu, ma wobec mnie pewne oczekiwania. Rozumiesz, o co mi chodzi.
鈥 Rozumiem.
鈥 Czy nie m贸g艂by艣 przes艂ucha膰 tych p艂yt?
鈥 Taaak...
鈥 Chodzi o co艣 w rodzaju fachowej ekspertyzy.
鈥 No nie wiem...
鈥 Je艣li zd膮偶臋, przyjd臋 je odebra膰 dzi艣 p贸藕nym wieczorem, ale b臋dzie ze mn膮 ta laska. Najlepiej b臋dzie, jak zostawisz je w recepcji.
鈥 Ale nie b臋dziesz wiedzia艂, co o nich s膮dz臋.
鈥 W艂a艣nie, mam co艣 nie tak z g艂ow膮.
鈥 Czy to przez t臋 lask臋?
鈥 No tak, wtedy to nie g艂owa tob膮 kieruje 鈥 odpar艂 agent i za艣mia艂 si臋.
鈥 To prawda.
鈥 Mog臋 troch臋 prze艂o偶y膰 to spotkanie z kontaktem. Powiedzmy, 偶e wtedy wpad艂bym do ciebie na chwil臋 jutro wieczorem, mogliby艣my pogada膰 o muzyce.
鈥 Nie wiem, czy co艣 ci pomog臋.
鈥 P艂yty s膮 oczywi艣cie twoje. Mo偶esz zachowa膰 wszystkie.
鈥 To o kt贸rej przyjdziesz?
Facet zn贸w wyci膮gn膮艂 notes.
鈥 Mam um贸wion膮 kolacj臋 ko艂o 贸smej 鈥 powiedzia艂. 鈥 Wi臋c mogliby艣my si臋 spotka膰 kr贸tko potem. Czy o jedenastej b臋dzie za p贸藕no?
鈥 Nie.
鈥 Na pewno?
鈥 Jasne.
鈥 Mo偶e moja dama przyjdzie ze mn膮, ale posiedzi w k膮cie i nie b臋dzie nam przeszkadza艂a.
鈥 Dobra.
鈥 Dam ci jeszcze numer mojej kom贸rki, gdyby co艣 wypad艂o 鈥 doda艂 tamten. Wyrwa艂 kartk臋 z notesu i zacz膮艂 pisa膰. 鈥 Jasny gwint, m贸j telefon tutaj nie dzia艂a, nie wiem dlaczego 鈥 stwierdzi艂 nagle i schowa艂 kartk臋 do kieszeni. 鈥 Nie pami臋tam numeru do mojego hotelu, ale zadzwoni臋 do ciebie, do twojej recepcji, i podam numer, jak tylko wr贸c臋.
鈥 Okej.
鈥 Musz臋 ju偶 lecie膰.
Ch艂opiec poczu艂 si臋 lekko zamroczony. Wypi艂 dwa piwa. Zaczyna艂 lubi膰 tego faceta. Mo偶e troch臋 za bardzo nakr臋cony, ale tacy s膮 przecie偶 biznesmeni.
Jego nowy znajomy wsta艂.
鈥 Jeszcze jedno 鈥 powiedzia艂.
鈥 Tak?
鈥 Musz臋 wiedzie膰, w kt贸rym hotelu mieszkasz.
36 PO TAMTYM PIERWSZYM spotkaniu w klubie porno przy Vasastan widzieli si臋 trzy razy.
Bergenhem by艂 teraz dwoma osobami, mo偶e nawet trzema. R贸偶ne sumienia zderza艂y si臋 w nim jak kry lodowe.
Kiedy by艂 w domu z Martin膮, nie m贸g艂 zrozumie膰, co robi艂 u Marianne. Kiedy czu艂 wierzgni臋cia Okruszka, nienawidzi艂 tego, czym si臋 sta艂, tego drugiego, kt贸ry te偶 by艂 Larsem Bergenhemem.
Mia艂a na imi臋 Marianne. Podczas wyst臋p贸w nazywa艂a si臋 Angel. Mia艂a dwa malutkie skrzyde艂ka przyczepione do 艂opatek. Bia艂e i opalizuj膮ce jak rybie 艂uski. Wszystko pasowa艂o do brudu doko艂a. Imi臋 i kostium sceniczny, je艣li tak mo偶na to nazwa膰. Nie przychodzi艂o mu do g艂owy lepsze okre艣lenie. Wszystko by艂o przybrudzone, jak 艣wiat widziany przez szyb臋 samochodu.
Trzeci膮 osob膮, kt贸r膮 by艂, by艂 policjant. Gdzie艣 w tych s艂abo o艣wietlonych pomieszczeniach w suterenach ten policjant znika艂. To dlatego spotyka艂 si臋 z Marianne. Je艣li kto艣 pyta艂, tak by艂o, ale jedyn膮 osob膮, kt贸ra pyta艂a, by艂 on sam. Zw膮tpienie nie dawa艂o mu spokoju, zadawa艂o pytania. Widzia艂 te偶 pytanie w oczach Martiny, jakby wiedzia艂a, 偶e on wie, 偶e ona wie.
Wia艂 silny wiatr, jak na szczycie g贸ry. Szed艂 do Marianne, do jej domu. Mieszka艂a na 艂odzi zacumowanej przy Gullbergskajen. Najpierw jej nie wierzy艂, ale tak w艂a艣nie by艂o.
Nie mieszka艂a przy nabrze偶u sama, ale mia艂a w艂asn膮 艂贸d藕, kt贸rej jeszcze nie widzia艂. Kuter rybacki, kt贸ry od dawna nie 艂owi艂 ryb, zacumowany przy Dr枚mmarnas Kaj, Kei Marze艅.
S艂ysza艂 t臋 nazw臋, ale nigdy tam nie by艂. Rzeczywi艣cie, jeszcze nigdy tu nie by艂em, pomy艣la艂.
W艂a艣ciwie najlepiej przychodzi膰 tu latem, powiedzia艂a. 艁odzie, kt贸re jeszcze mog艂y p艂ywa膰, odbija艂y od nabrze偶a w jedyny rejs w roku, do twierdzy 脛lvsborg i z powrotem. To by艂o jak regaty, m贸wi艂a.
Regaty Straconych Z艂udze艅. Tak je nazwa艂a.
Bergenhem
czeka艂 na przej艣ciu dla pieszych przy drodze dojazdowej. Sta艂
samotnie, szarpa艂 nim wyj膮cy mi臋dzy budynkami wiatr. Wszystko tu
by艂o nowe. 艢ciany dom贸w wygl膮da艂y, jakby je zrobiono z
aluminium. L艣ni艂y, ale mog艂y run膮膰 na ulic臋.
Szed艂 Gullbergs Strandgata, wzd艂u偶 fasady budynku NCC, potem skr臋ci艂 w prawo w Stadstj盲naregatan. Pod Holmens krog siedzia艂 jaki艣 m臋偶czyzna. Skuli艂 si臋, jakby czeka艂 na kogo艣, kto mu dotrzyma towarzystwa. W siedzibie Landstingu otworzy艂y si臋 drzwi. Kilka s艂ug pa艅stwa wychodzi艂o wreszcie do domu.
Bergenhem stan膮艂 nad wod膮. P艂yn臋艂a leniwie, jak g臋sty olej. W du偶ych kawa艂ach lodu przy zmarzni臋tym nabrze偶u jeszcze by艂o wida膰 zim臋. Na lewo most G枚ta盲lvbron rozcina艂 niebo na p贸艂. Horyzont przypomina艂 co艣, co malowa艂 jako dziecko, kiedy zmiesza艂 wszystkie czerwone i 偶贸艂te farbki.
Na wschodzie rdzewia艂 statek restauracja GA Skytte. Min膮艂 go i poszed艂 dalej. Us艂ysza艂 pojedyncze uderzenie m艂ota albo jakiego艣 innego ci臋偶kiego urz膮dzenia ze stoczni Gotenius po drugiej stronie rzeki. Hangar stoczni wygl膮da艂, jakby si臋 unosi艂 na powierzchni wody.
Drewniana tablica, wyg艂adzona przez wiatr, wita艂a na terenie Stowarzyszenia Wodniackiego Gullbergskajen.
Nagle poczu艂 zapach tytoniu, mocny i wilgotny. Na prawo, za zagajnikiem, po przeciwnej stronie Torsgatan dziesi膮tki tysi臋cy kawek wydziera艂y si臋 nad ogromnym magazynem Swedish Match. Wygl膮da艂y jak czarna chmura nad ciemnym budynkiem z chi艅skim dachem. Sk艂ad zajmowa艂 ca艂y kwarta艂 po drugiej stronie, a zapach by艂 tak silny, 偶e Bergenhem mia艂 wra偶enie, jakby w艂o偶y艂 nos do pude艂ka tabaki Genera艂.
Min膮艂 tra艂owiec w stanie spoczynku i dwumasztowe jachty przerobione na mieszkania. Albin G 62. Drugiego nie rozpozna艂.
Przy relingu jednego z nich sta艂 passat, jakby kto艣 usi艂owa艂 wjecha膰 na pok艂ad, ale mu si臋 nie uda艂o. By艂 jak obce cia艂o w tym wodnym 艣wiecie. Czy przybrze偶nym 艣wiecie, pomy艣la艂 Bergenhem.
Z komin贸w unosi艂 si臋 dym. Skrzynki na listy wisia艂y rz臋dem. Zatrzyma艂 si臋 na chwil臋 przy tablicy og艂osze艅, jakby chcia艂 odwlec t臋 chwil臋. Jeszcze m贸g艂 zawr贸ci膰. Rozwa偶a艂 to.
Na 艣rodku tablicy kto艣 przybi艂 og艂oszenie w plastikowej koszulce: do sprzedania drewniana 艂贸d藕, lakierowana, lite drewno sosnowe, lustro burty z mahoniu, dziewi臋膰 pi臋tna艣cie na dwa czterdzie艣ci. Dwadzie艣cia pi臋膰 tysi臋cy koron.
Obok tablicy sta艂y dwie drewniane 艂awki i r贸s艂 偶ywop艂ot. Ma艂y skwerek na letnie wieczory.
Marianne mieszka艂a pi臋膰dziesi膮t metr贸w dalej. Bergenhem zbli偶a艂 si臋 do jej 艂odzi, widz膮c przed sob膮 zbiornik na gaz.
Nie mia艂 poj臋cia, co to by艂a za 艂贸d藕. By艂 ciekaw, czy kto艣 inny umia艂by to stwierdzi膰. Kad艂ub by艂 drewniany, pi臋tna艣cie metr贸w czy co艣 ko艂o tego. 艁贸d藕 mieszkalna, kt贸ra nigdy nie wyruszy na regaty. Z rury komina s膮czy艂 si臋 dym. Na dworze by艂o ju偶 tak ciemno, 偶e widzia艂 艣wiat艂o pal膮ce si臋 w 艣rodku. Zszed艂 ostro偶nie z oblodzonego nabrze偶a i znalaz艂 si臋 na pok艂adzie.
鈥
Nie opowiadasz zbyt du偶o o swojej przesz艂o艣ci 鈥 powiedzia艂,
kiedy usiedli z fili偶ankami kawy.
鈥 To nie do wiary 鈥 odpar艂a.
鈥 Co?
鈥 Nie rozumiem, jak mog臋 tu z tob膮 siedzie膰.
Nie odpowiedzia艂. By艂 przekonany, 偶e b臋dzie s艂ycha膰 co艣 z zewn膮trz, chlupotanie wody o burt臋 czy co艣 podobnego, ale by艂o cicho.
鈥 Ty mnie wykorzystujesz 鈥 powiedzia艂a.
鈥 Nie.
鈥 W takim razie dlaczego tu siedzisz?
鈥 Chc臋 tu by膰 鈥 odpar艂.
鈥 Wszyscy mnie wykorzystuj膮.
鈥 Czy taka jest twoja historia?
鈥 Nie chc臋 o niej m贸wi膰.
鈥 Od jak dawna masz t臋 艂贸d藕?
鈥 Od dawna.
鈥 Jest twoja?
鈥 Jest moja.
鈥 Znasz innych ludzi, kt贸rzy tu mieszkaj膮?
鈥 A jak s膮dzisz?
Nie odpowiedzia艂. Pi艂 kaw臋 i nas艂uchiwa艂 odg艂os贸w z wody. Z rzeki dolecia艂 odg艂os motor贸wki.
鈥 S艂yszysz swoich koleg贸w? 鈥 zapyta艂a.
鈥 Co?
鈥 To policja wodna robi objazd. Nigdy nie wiadomo, na co si臋 trafi, nieprawda偶?
鈥 Mog膮 trafi膰 na mnie.
鈥 I co by艣 wtedy powiedzia艂?
鈥 Oni mnie nie znaj膮.
鈥 Tak samo jak ja 鈥 stwierdzi艂a. 鈥 Ja te偶 ci臋 nie znam.
鈥 A ja nie znam ciebie.
鈥 To dlatego tu siedzisz?
鈥 Tak.
鈥 To szale艅stwo.
鈥 Nie wiesz nic wi臋cej o tamtych filmach? 鈥 zapyta艂 szybko, 偶eby wej艣膰 w swoj膮 drug膮 rol臋.
鈥 Nie.
鈥 Nic o ukrytej bran偶y, czy jak to nazwa膰?
鈥 Nie 鈥 odpar艂a, ale on w jej odpowiedzi us艂ysza艂 co艣 jeszcze.
鈥 Boisz si臋?
鈥 Dlaczego mia艂abym si臋 ba膰? Zwyk艂a striptizerka?
鈥 Czy to niebezpieczne?
鈥 Niebezpieczne jest to, 偶e si臋 spotykamy.
鈥 Co wiesz?
Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, jakby chcia艂a wyrzuci膰 pytania za burt臋.
鈥 My艣lisz, 偶e nikt nie wie, 偶e si臋 ze mn膮 spotykasz? Mo偶e kto艣 ci臋 艣ledzi艂 a偶 tutaj, 偶eby zobaczy膰, co si臋 stanie?
鈥 Mo偶e.
鈥 Masz nadziej臋?
鈥 W艂a艣ciwie sam nie wiem.
鈥 Chcesz, 偶eby co艣 si臋 wydarzy艂o, i pos艂ugujesz si臋 mn膮.
鈥 Nie.
鈥 To jasne, 偶e to robisz.
鈥 Nie siedzia艂bym tutaj, gdyby艣 mi powiedzia艂a otwarcie, 偶e ju偶 nigdy nie powinni艣my si臋 zobaczy膰.
鈥 M贸wi艂am ju偶.
鈥 Za ma艂o razy 鈥 odpar艂 z u艣miechem.
Chyba zastanawia艂a si臋 nad tym, co powiedzieli. Przygryza艂a doln膮 warg臋. Niecz臋sto widzia艂, 偶eby kto艣 to robi艂.
Zapali艂a papierosa i otworzy艂a lufcik. Kiedy podnios艂a brod臋, 偶eby wydmucha膰 dym, w s艂abym 艣wietle 偶ar贸wki jej oczy by艂y wielkie i ciemne. D艂o艅 jej dr偶a艂a, ale pewnie z powodu wilgotnego zimna za oknem.
Zaci膮gn臋艂a si臋 jeszcze raz i zadr偶a艂a. Jakby ssa艂a sopel lodu, pomy艣la艂 Bergenhem. Sk贸r臋 mia艂a niebieskaw膮. D艂onie zimniejsze od 艣niegu.
鈥 Chc臋, 偶eby艣 ju偶 sobie poszed艂 鈥 powiedzia艂a.
Ona si臋 boi, pomy艣la艂. Wie co艣 wi臋cej ni偶 to, 偶e sta艂o si臋 co艣 strasznego, i mo偶e si臋 zdarzy膰 znowu. Mo偶e zna jakie艣 nazwisko. Co艣 si臋 zdarzy艂o albo kto艣 co艣 powiedzia艂, ale nie wie nic wi臋cej. I dlatego si臋 boi.
Jak si臋 o tym dowiedzia艂a? I o czym? Kto to jest? Czy to mnie doprowadzi艂o bli偶ej do tego, czego szukamy... czy to tylko nadzieja... mo偶e chcia艂bym, 偶eby si臋 ba艂a, 偶eby co艣 wiedzia艂a, 偶ebym m贸g艂 si臋 wyt艂umaczy膰 przed samym sob膮... dlaczego tu siedz臋?
鈥 Daj mi pomy艣le膰 鈥 powiedzia艂a.
鈥 Co?
鈥 Daj mi pomy艣le膰, do cholery. Id藕 ju偶.
Bergenhem
zadzwoni艂 do Bolgera, ale sygna艂 si臋 urwa艂. Nie by艂o go w domu,
wi臋c zostawi艂 wiadomo艣膰.
Bolger da艂 mu kilka nowych nazwisk. Rozbawi艂o ich, 偶e przyszed艂 gliniarz. Urozmaicenie nudnej codzienno艣ci.
Czu艂 si臋 jak wykolejony poci膮g. My艣la艂 o Marianne, potem o Martinie.
Nie powinno jej obchodzi膰, co robi臋, pomy艣la艂. To sprawy zawodowe.
Chcia艂 pogada膰 z Bolgerem. Mo偶e on m贸g艂by co艣 doradzi膰. Jest starym przyjacielem Wintera, Winter mu ufa. Bolger potrafi rzuci膰 jak膮艣 k膮艣liw膮 uwag臋 o Winterze, jak potrafi膮 tylko starzy przyjaciele.
鈥 On jest tak cholernie ambitny 鈥 stwierdzi艂 Bolger, kiedy widzieli si臋... dwa dni temu.
鈥 On naprawd臋 jest dobry 鈥 odpar艂 Bergenhem.
鈥 Zawsze tak by艂o 鈥 przyzna艂 Bolger.
Za艣mia艂 si臋, kiedy m艂ody policjant nie odpowiedzia艂.
鈥 Prawie wszystko kr臋ci si臋 wok贸艂 twojego szefa 鈥 stwierdzi艂. 鈥 Mieli艣my kumpla, Matsa. Umar艂 tej zimy. By艂 te偶 moim przyjacielem.
鈥 Tak?
鈥 Ale Erik tak si臋 zag艂臋bia w 偶a艂ob臋, 偶e nie ma miejsca dla nikogo innego. To go ca艂kowicie poch艂ania.
Bergenhem nie wiedzia艂, co powiedzie膰. A jednocze艣nie poczu艂, 偶e Bolger darzy go zaufaniem, i to go ucieszy艂o.
鈥 To tylko przyk艂ad 鈥 powiedzia艂 Bolger i zn贸w si臋 za艣mia艂.
Opowiada艂, jak by艂o w mie艣cie, kiedy dorastali.
鈥 Mieszkali艣cie blisko siebie?
鈥 Nie.
鈥 Ale zaprzyja藕nili艣cie si臋.
鈥 W po艂owie okresu dojrzewania. Albo na pocz膮tku.
鈥 Cz艂owiek prawie nic nie pami臋ta 鈥 stwierdzi艂 Bergenhem. 鈥 Wszystko mija tak szybko, a kiedy si臋 chce sobie przypomnie膰, jak by艂o, okazuje si臋, 偶e wszystko si臋 zapomnia艂o albo pami臋ta 藕le.
Bolger powiedzia艂 co艣, czego nie zrozumia艂. Poprosi艂 o powt贸rzenie.
鈥 Nic takiego 鈥 odpar艂 Bolger.
37 鈥 CZARNI WCALE NIE S膭 PRZEGRANI 鈥 powiedzia艂 JW Adeyemi Sawyerr, w艂a艣ciciel firmy konsultingowej mieszcz膮cej si臋 nad lokalem Pizza Hut przy Brixton Road.
Winter spotka艂 go w sklepie na dole i poszed艂 z nim do jego biura. Sawyerr przyjecha艂 z Ghany, wiele lat temu.
鈥 Kiedy艣 by艂o lepiej. Teraz nic si臋 nie robi dla czarnych. Dotacje do miejsc pracy zosta艂y zlikwidowane 鈥 stwierdzi艂 JW.
鈥 Ale tu nie mieszkaj膮 tylko czarni 鈥 zauwa偶y艂 Winter.
鈥 W wi臋kszo艣ci. Ale s膮 te偶 biali, co wystaj膮 na rogach ulic.
鈥 Ju偶 pan m贸wi艂.
鈥 Widz臋 ich ze swojego okna. Niech pan popatrzy.
Winter podszed艂 i stan膮艂 obok niego. JW sta艂 na palcach, Winter musia艂 si臋 schyli膰.
鈥 Zawsze kilku stoi przed Red Records, tam, naprzeciwko 鈥 powiedzia艂 JW. 鈥 To jedno z tych nowych miejsc.
鈥 Wybieram si臋 tam potem 鈥 oznajmi艂 Winter.
鈥 Nic panu tam nie powiedz膮.
鈥 To pos艂ucham muzyki.
鈥 W Brixton nikt nic nie m贸wi.
鈥 Tak samo si臋 boj膮 w innych miejscach.
鈥 Mo偶liwe.
鈥 Niech mi pan poka偶e kogo艣, kto odwa偶y si臋 powiedzie膰 cho膰 kilka s艂贸w 鈥 poprosi艂 Winter.
JW Adeyemi Sawyerr wzruszy艂 ramionami. M贸wi艂 o swoim 艣wiecie, na sw贸j spos贸b.
鈥 Tu jest tyle mo偶liwo艣ci... ale ich umiej臋tno艣ci nie s膮 wykorzystywane, cho膰 jest w nich du偶a si艂a. To najwi臋ksze w Europie centrum czarnej kultury. Ludzie powinni tu przyje偶d偶a膰, 偶eby to zobaczy膰.
Winter po偶egna艂 si臋 i zszed艂 po skrzypi膮cych schodach. Pachnia艂o mocnymi przyprawami i 艣rodkiem czyszcz膮cym. Detto, pomy艣la艂 Winter. U偶ywaj膮 tego we wszystkich biednych krajach 艣r贸dziemnomorskich, i w tropikach.
Wszed艂 pod arkady, na ha艂a艣liwy targ dla Afrykan贸w, Karaibczyk贸w i ca艂ej reszty. Najwi臋kszy w Europie. Pachnia艂o mi臋sem i krwi膮. Posadzka by艂a l艣ni膮ca i lepka od krwi i wn臋trzno艣ci. To jest soul food, pomy艣la艂 Winter: krowie kopyta, kozie 偶o艂膮dki, 艣wi艅skie jelita, bycze j膮dra we w艂ochatych stosach. Eksplozja barw mango, okry, p臋czk贸w chili wisz膮cych nad straganami; okrzyki, mn贸stwo obcych s艂贸w.
W Red Records zapyta艂 o Pera Malmstr枚ma, pokaza艂 zdj臋cie.
鈥 Przychodzi tu tak du偶o turyst贸w 鈥 odpar艂 sprzedawca.
鈥 Mog艂o ich by膰 dw贸ch 鈥 podsun膮艂 Winter.
M臋偶czyzna potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, patrz膮c na fotografi臋.
鈥 Nie da si臋 nic powiedzie膰 鈥 stwierdzi艂. 鈥 Zn贸w jeste艣my centrum 艣wiata i przyje偶d偶a tu du偶o ludzi.
鈥 Du偶o bia艂ych?
鈥 Niech si臋 pan tylko rozejrzy.
Po
po艂udniu pojechali do rodzic贸w Geoffa Hilliera. Miejski krajobraz
wydawa艂 si臋 Winterowi coraz bardziej swojski, mo偶e dlatego, 偶e
domy zbudowano w tym samym stylu.
鈥 W艂a艣ciwie mia艂em zosta膰 w domu i czyta膰, ale wiesz, jak to jest 鈥 powiedzia艂 Macdonald.
鈥 Monotonia.
鈥 Monotonia. Jak diabli. Kiedy pracujemy nad jak膮艣 spraw膮 tak d艂ugo, zbiera si臋 niez艂y stosik papier贸w. A naraz mo偶na przyj膮膰 tylko pewn膮 ilo艣膰 informacji. Kiedy siedzi si臋 za d艂ugo, instynkt t臋pieje.
鈥 Czy tym si臋 kierujesz? Instynktem?
Macdonald si臋 za艣mia艂. Zabrzmia艂o to tak, jakby kto艣 przejecha艂 skrobaczk膮 po dachu samochodu.
鈥 A po co ty przyjecha艂e艣 do Londynu? 鈥 zapyta艂 i rzuci艂 szybkie spojrzenie na profil Wintera. 鈥 Instynkt to mo偶e najwa偶niejsza rzecz w tej pracy. Intuicja jako umiej臋tno艣膰 dostrzegania ukrytych znacze艅, natychmiast albo po jakim艣 czasie.
鈥 Nawyki mog膮 nas doprowadzi膰 do po艂owy drogi 鈥 stwierdzi艂 Winter. 鈥 Potem trzeba czego艣 wi臋cej, czego艣 innego.
鈥 To brzmi bardzo b艂yskotliwie 鈥 powiedzia艂 Macdonald.
鈥 Ale musisz by膰 na miejscu zbrodni, prawda?
鈥 Mamy system dy偶ur贸w 鈥 wyja艣ni艂 Macdonald. 鈥 Zmieniamy si臋 w rytmie o艣miotygodniowym. Osiem zespo艂贸w wymienia si臋 co tydzie艅. Od si贸dmej rano we wtorek do si贸dmej rano w nast臋pny wtorek.
鈥 To chyba nie zawsze dzia艂a tak idealnie.
鈥 Nie, ale ludzie nie mog膮 pracowa膰 ca艂y czas.
鈥 Ale przecie偶 mo偶ecie by膰 w trakcie innego 艣ledztwa.
鈥 Tak.
鈥 To znaczy, 偶e je艣li masz dy偶ur i po czterech, pi臋ciu godzinach oddajesz spraw臋 innym, to mog膮 to by膰 stracone godziny.
鈥 Mo偶e tak by膰 鈥 zgodzi艂 si臋 Macdonald.
鈥 S膮 zmarnowane.
鈥 To nie jest dobre, to prawda.
鈥 A kto ma dy偶ur w tym tygodniu?
鈥 W sumie ja 鈥 stwierdzi艂 Macdonald.
鈥 I jeszcze nic nowego si臋 nie zdarzy艂o 鈥 powiedzia艂 Winter.
Za
domem Hillier贸w przeje偶d偶a艂y poci膮gi. Wszystko by艂o jak
przedtem. M臋偶czyzna siedzia艂 na sofie, w pokoju czu膰 by艂o
alkohol. Kobieta wnios艂a tac臋. M臋偶czyzna wyj膮艂 trzy szklanki i
nala艂 whisky. Macdonald skin膮艂 lekko w stron臋 Wintera. Usiedli.
M臋偶czyzna postawi艂 przed nimi szklanki. Wype艂nione po brzegi.
鈥 Nie mam nic wi臋cej do powiedzenia 鈥 zacz膮艂.
鈥 Robimy, co mo偶emy, i to przyniesie rezultaty 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 On te偶 tak m贸wi艂 鈥 m臋偶czyzna wskaza艂 Macdonalda.
鈥 Mia艂 racj臋 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 To z panem rozmawia艂em przez telefon? 鈥 zapyta艂 gospodarz.
鈥 Nie, z moim koleg膮 鈥 wyja艣ni艂 Winter.
鈥 Dobrze m贸wi艂 po angielsku. Spotkania z policj膮 s膮 wa偶ne. Badania wykaza艂y, 偶e rozmowa z policjantami jest krytycznym momentem dla ofiar zbrodni oraz ich bliskich.
Winter pokiwa艂 g艂ow膮 i spojrza艂 na Macdonalda.
鈥 Wsparcie ze strony policji mo偶e uchroni膰 od depresji 鈥 ci膮gn膮艂 m臋偶czyzna. 鈥 Podczas gdy negatywne reakcje policji w pierwszej fazie mog膮 by膰 czynnikiem warunkuj膮cym pojawienie si臋 stan贸w depresyjnych 鈥 m贸wi艂 jednostajnie, patrz膮c w bok, gdzie艣 na prawo od Wintera, jakby czyta艂 tekst z promptera ustawionego na pod艂odze obok szwedzkiego policjanta.
鈥 Czy czuje si臋 pan 藕le potraktowany, panie Hillier? 鈥 zapyta艂 Winter.
鈥 W niekt贸rych przypadkach policja mo偶e pogorszy膰 sytuacj臋 ofiar zbrodni, w spos贸b po艣redni wywo艂uj膮c poczucie winy lub strach 鈥 m臋偶czyzna ci膮gn膮艂 dalej swoje kazanie.
Macdonald zwr贸ci艂 si臋 do kobiety, matki Geoffa Hilliera.
鈥 Nie znale藕li pa艅stwo jakich艣 innych rzeczy... nale偶膮cych do Geoffa... 偶adnego listu na przyk艂ad...
鈥 Kontakt mo偶e wywo艂ywa膰 sprzeczno艣膰 mi臋dzy potrzebami emocjonalnymi ofiary a d膮偶eniem policji do zdobycia mo偶liwie szczeg贸艂owych danych na temat zbrodni 鈥 ci膮gn膮艂 m臋偶czyzna. A potem 艂ykn膮艂 whisky.
鈥 Nie ma tu 偶adnej sprzeczno艣ci 鈥 stwierdzi艂 Winter, ale Macdonald potrz膮sn膮艂 lekko g艂ow膮 i spojrza艂 na drzwi.
鈥 Przykro nam 鈥 powiedzia艂a kobieta.
鈥 No prosz臋 鈥 rzuci艂 m臋偶czyzna. 鈥 Moja 偶ona zn贸w musi si臋 przed wami t艂umaczy膰.
鈥 Naprawd臋 chcieli艣my spr贸bowa膰 鈥 doda艂a kobieta.
鈥 呕e co? 呕e co? 鈥 zapyta艂 m臋偶czyzna.
Policjanci wstali.
鈥 Postaramy si臋 jeszcze raz z pa艅stwem spotka膰 鈥 powiedzia艂 cicho Macdonald.
鈥 Pr臋dzej rozwin臋 skrzyd艂a i odlec臋 do Coventry 鈥 stwierdzi艂 m臋偶czyzna.
Siedzieli
w samochodzie, Macdonald w艂膮czy艂 si臋 do ruchu.
鈥 Do pubu? 鈥 spojrza艂 pytaj膮co na Wintera.
鈥 Dlaczego nie?
鈥 Ofiary, kt贸re zetkn臋艂y si臋 z kompetentnymi pracownikami, wyspecjalizowanymi w kontaktach z lud藕mi dotkni臋tymi zbrodni膮 lub jej konsekwencjami, tak偶e mog膮 si臋 okaza膰 dla nas pomocne 鈥 stwierdzi艂 Macdonald.
Uda艂o
mu si臋 pod艂膮czy膰 discmana do g艂o艣nik贸w telewizora. Nawet
idiota przechodz膮cy korytarzem m贸g艂 s艂ysze膰 Beenie Mana. Ch艂opak
mu wsp贸艂czu艂. Wita艂 si臋 z nim serdecznie, ale biedak gapi艂 si臋
prosto przed siebie, jakby chodzi艂 po linie.
Ch艂opiec s艂ucha艂 p艂yt, kt贸re dosta艂 od agenta, ale po pewnym czasie si臋 zm臋czy艂. Muzyka by艂a dobra, ale to wiedzia艂 ju偶 wcze艣niej.
Robi艂o si臋 p贸藕no. Facet mia艂 nied艂ugo przyj艣膰, najwy偶szy czas.
M贸g艂 wyj艣膰 na noc, do Brixton Academy albo The Fridge. Mieli 艣wietnych did偶ej贸w. By艂 tam ju偶 dwa razy. Mo偶e poleci to miejsce agentowi, kiedy si臋 zjawi. Chocia偶 na pewno ju偶 tam by艂.
Zn贸w us艂ysza艂 idiot臋 szuraj膮cego za drzwiami. Musi omin膮膰 barierk臋 schod贸w, kt贸ra skr臋ca pod k膮tem prostym. Ociera si臋 wtedy o drzwi. Widzia艂em nawet 艣lady, pomy艣la艂 ch艂opiec. To musi trwa膰 od lat.
Us艂ysza艂 stukanie do drzwi. A jednak przyszed艂. Ciekawe, czy zabra艂 ze sob膮 t臋 lask臋, pomy艣la艂. Kupi艂em piwo.
Otworzy艂 drzwi. W progu sta艂 agent. U艣miecha艂 si臋. W pierwszej chwili ch艂opak pomy艣la艂, 偶e to pomy艂ka, 偶e kto艣 pomyli艂 drzwi albo co艣 w tym rodzaju. Nie rozpozna艂 go. Potem si臋 zorientowa艂, 偶e go艣膰 ma na g艂owie ogromn膮 peruk臋 z dred贸w albo zwyk艂膮 czarn膮 peruk臋, kt贸r膮 poskr臋ca艂 w dredy. Troch臋 dziwny 偶art.
M臋偶czyzna wszed艂 do 艣rodka, zamkn膮艂 za sob膮 drzwi i zacz膮艂 grzeba膰 w wielkiej sportowej torbie, kt贸r膮 przyni贸s艂 ze sob膮.
38 BY艁A P脫艁NOC, KIEDY WINTER wysiad艂 z taks贸wki przed hotelem. Zap艂aci艂 i otworzy艂 drzwi w艂asnym kluczem. W hallu us艂ysza艂 g艂osy z apartamentu na pi臋trze. Telewizor dotrzymywa艂 komu艣 towarzystwa.
G艂ow臋 mia艂 pust膮, jakby wyp艂ukan膮 do czysta przez muzyk臋 z Bull鈥檚 Head w Barnes. Gdy tylko Alan Skidmore Quartet sko艅czy艂 ostatni bis, wsiad艂 do taryfy i wr贸ci艂 do domu.
Alan Skidmore gra艂 na saksofonie tenorowym, czasem sopranowym, muzyk臋 wykazuj膮c膮 wyra藕ny wp艂yw Coltrane鈥檃. Nie ma lepszej brytyjskiej muzyki, pomy艣la艂 Winter.
Potrzebowa艂 tych godzin w Bull鈥檚 Head. Jego m贸zg by艂 jak wyczyszczony. Siedzia艂 w 艣rodku przeci膮gu.
Muzyka jest jak seks, pomy艣la艂, wchodz膮c do apartamentu: kiedy jest dobra, jest fantastycznie, a kiedy nie jest jako艣 szczeg贸lnie dobra, mimo wszystko te偶 jest fantastycznie.
Spodziewa艂 si臋, 偶e w Londynie b臋dzie odczuwa艂 potrzeb臋 seksu, ale muzyka da艂a mu to samo. Nie zwraca艂 uwagi na kobiety w klubie. Paczka prezerwatyw tkwi艂a w portfelu, nienaruszona.
Otworzy艂 okno i zaci膮gn膮艂 zas艂ony. Poczu艂 zapach cia艂a, zapach dymu i potu.
Kiedy my艂 twarz, g艂ow臋 nadal mia艂 wyczyszczon膮 od 艣rodka. Rozebra艂 si臋 i stan膮艂 pod prysznicem. Mia艂 wra偶enie, 偶e jego cia艂o zn贸w twardnieje, kiedy sp艂ywa po nim woda. To by艂o przyjemne, mocne uczucie.
Potem za艂o偶y艂 czyste bokserki i usiad艂 na sofie. W ustach nadal mia艂 posmak dymu, wi臋c jeszcze raz umy艂 z臋by. Wr贸ci艂 na sof臋 i nadal s艂ucha艂 muzyki. Stopniowo w nim wybrzmiewa艂a. Potem zrobi艂o si臋 cicho. Usi艂owa艂 cofa膰 si臋 pami臋ci膮 coraz dalej. Kiedy k艂ad艂 si臋 do 艂贸偶ka, by艂 pe艂en wspomnie艅, fragment贸w rozm贸w.
W
samym 艣rodku g艂臋bokiego snu us艂ysza艂 krzyk saksofonu tenorowego:
krzycza艂 do niego jak w szalonej medytacji Coltrane鈥檃. Krzyk
pr贸bowa艂 rozbi膰 jego nie艣wiadomo艣膰.
Zn贸w krzyk. Brz臋k i wycie. Obudzi艂 si臋 i us艂ysza艂 sygna艂 kom贸rki. Le偶a艂a na pod艂odze, pod艂膮czona kablem do kontaktu. W pokoju by艂o ciemno. Noc jeszcze si臋 nie sko艅czy艂a.
Przetoczy艂 si臋 na pod艂og臋, chwyci艂 kom贸rk臋 i nacisn膮艂 zielony przycisk.
鈥 Winter.
鈥 M贸wi Steve. Za jakie艣 dziesi臋膰 minut przyjedzie po ciebie samoch贸d.
Winter wyci膮gn膮艂 si臋 na pod艂odze, si臋gaj膮c po le偶膮cy na nocnym stoliku zegarek. Wskazywa艂 trzeci膮.
鈥 Sta艂o si臋 鈥 powiedzia艂 Macdonald.
鈥 Nie.
鈥 Narzu膰 co艣 na siebie i zejd藕 na ulic臋. Jeden z moich samochod贸w ju偶 jedzie.
鈥 Gdzie?
鈥 Camberwell, mi臋dzy Peckham i Brixton.
鈥 Hotel?
鈥 Tak.
鈥 Szwed? 鈥 pyta艂 dalej Winter.
鈥 Tak.
鈥 Wielki Bo偶e.
鈥 Ubieraj si臋.
鈥 Kiedy?
鈥 Dzi艣 w nocy. Spr臋偶aj si臋, Eriku, do cholery.
Kiedy
Winter dotar艂 do New Dome Hotel, pok贸j by艂 pe艂en ludzi. Wszystko
by艂o tak potwornie znajome.
鈥 Nie mog艂em czeka膰 鈥 powiedzia艂 Macdonald.
Winter nie odpowiada艂. Macdonald by艂 blady.
W pokoju pracowali ludzie. Na wszystkich powierzchniach by艂o wida膰 krew. W 艣wietle silnych lamp plastikowe woreczki policji mno偶y艂y obsceniczne cienie.
鈥 Nie wiemy jeszcze, czy to by艂 Hitchcock 鈥 stwierdzi艂 Macdonald.
鈥 Ach tak.
鈥 To si臋 sta艂o wczoraj p贸藕nym wieczorem. Mam tu nazwisko ch艂opca. 鈥 Macdonald wyj膮艂 kartk臋. Winter przeczyta艂 nazwisko.
Ch艂opiec zosta艂 odtransportowany. Winter widzia艂 艣lady na pod艂odze. Buty w ruchu, 艣lady od drzwi do krzes艂a stoj膮cego na 艣rodku pokoju.
艁贸偶ko by艂o nietkni臋te. Le偶a艂 na nim niewielki stos p艂yt kompaktowych. Opuszczona roleta odgradza艂a noc. Szmer odg艂os贸w przyciszonego profesjonalizmu. B艂yski aparat贸w fotograficznych.
Wsz臋dzie plastikowe woreczki oznaczone kodami z cyfr i liter, z w艂osami, z臋bami, zakrwawion膮 sk贸r膮, fragmentami tkanek i wydzielinami cia艂a.
Jeste艣my w piekle, pomy艣la艂 Winter.
Piek艂o na ziemi jest tutaj, w tym pokoju.
Porusza艂 g艂ow膮 w g贸r臋 i w d贸艂. Pustk臋 wype艂nia艂a teraz jego krew. Czu艂 艂upanie pod ko艣ci膮 czo艂ow膮, w uszach mu hucza艂o.
Macdonald opowiada艂, czego zd膮偶y艂 si臋 dowiedzie膰.
To by艂a krytyczna godzina, czas krytyczny dla wszystkich.
鈥 Musia艂 przerwa膰 鈥 powiedzia艂 Macdonald.
鈥 Co?
鈥 Jaki艣 facet przeszed艂 obok i co艣 us艂ysza艂. Zacz膮艂 wali膰 do drzwi, i nie przestawa艂.
鈥 Co?
鈥 Teraz siedzi w pokoju przy hallu, na dole. To syn w艂a艣ciciela. Jest niedorozwini臋ty, a poza tym w ci臋偶kim szoku. Jest tam te偶 jego ojciec. Pr贸bowa艂em gada膰 z ch艂opakiem, ale si臋 nie da艂o. Zaraz spr贸buj臋 jeszcze raz.
鈥 Do diab艂a, to pilne, Steve.
鈥 M贸wi艂em, 偶e spr贸buj臋 jeszcze z nim porozmawia膰. Jest przy nim lekarz.
Wyszli na korytarz. Cuchn臋艂o wymiocinami. Winter nie czu艂 tego wcze艣niej.
鈥 Nasi konstable 鈥 wyja艣ni艂 Macdonald. 鈥 Zawsze tak jest.
鈥 Ludzka reakcja 鈥 skomentowa艂 Winter.
鈥 Dziesi臋膰 tysi臋cy naszych ludzi chodzi teraz i puka do wszystkich drzwi w dzielnicy.
Ojciec
i syn siedzieli jak przy艣rubowani, ka偶dy do swojego krzes艂a.
Starszy m臋偶czyzna trzyma艂 m艂odszego za r臋k臋. Syn mia艂 oko艂o
trzydziestu lat. Mo偶e by膰 m艂odszy, pomy艣la艂 Winter. Choroba
pogrubi艂a jego rysy. Oczy porusza艂y si臋, nie zatrzymuj膮c si臋
nigdzie na d艂u偶ej. Chcia艂 wsta膰, ale ojciec przytrzyma艂 go za
r臋k臋, wi臋c zosta艂 na krze艣le.
鈥 Chcem i艣膰 鈥 powiedzia艂 g艂osem jakby obci膮偶onym kamieniami.
鈥 Zaraz, James.
鈥 Iii艣膰.
鈥 On chodzi po ca艂ym hotelu 鈥 wyja艣ni艂 ojciec. 鈥 To jedyne, co robi.
Macdonald skin膮艂 g艂ow膮 i przedstawi艂 Wintera. Usiedli na krzes艂ach, kt贸re umundurowany policjant przyni贸s艂 z hallu.
鈥 Prosz臋 jeszcze raz opowiedzie膰, co si臋 sta艂o 鈥 Macdonald zwr贸ci艂 si臋 do ojca.
鈥 James przyszed艂 do mnie na d贸艂. Krzycza艂 i tupa艂 nogami. Ci膮gn膮艂 mnie za sob膮 na g贸r臋 i w ko艅cu za nim poszed艂em.
鈥 Na schodach nie by艂o nikogo?
鈥 Nie.
鈥 Nie otwiera艂y si臋 偶adne drzwi?
鈥 Wtedy nie.
鈥 A potem?
鈥 S艂ucham?
鈥 Co by艂o potem?
鈥 Potem byli艣my na g贸rze i wtedy to zobaczy艂em. Wszystko... krew.
鈥 Co robi艂 James?
鈥 Ca艂y czas krzycza艂.
鈥 Czy widzia艂 co艣 albo kogo艣?
鈥 Pr贸bowa艂em z nim rozmawia膰.
鈥 Sam nie widzia艂 pan nikogo id膮cego na g贸r臋?
鈥 Nie. Nie siedz臋 w recepcji tyle, ile powinienem.
鈥 呕adnego biegania po schodach... potem?
鈥 Nie.
鈥 Nic?
鈥 Przynajmniej ja nic nie s艂ysza艂em.
鈥 Ale James co艣 s艂ysza艂?
鈥 Musia艂 co艣 s艂ysze膰 鈥 stwierdzi艂 ojciec. 鈥 I musia艂o to by膰 co艣... innego, bo normalnie nigdy si臋 nie zatrzymuje i nie zaczepia go艣ci.
鈥 Przeszkodzi艂 mordercy 鈥 powiedzia艂 Winter.
Syn zwr贸ci艂 ku niemu twarz i jego oczy na chwil臋 przerwa艂y w臋dr贸wk臋.
鈥 Ooon wyyyszet 鈥 oznajmi艂.
鈥 On wyszed艂? 鈥 powt贸rzy艂 Winter.
Syn kiwn膮艂 zdecydowanie g艂ow膮 i chwyci艂 ojca za r臋k臋.
鈥 Ch艂opak wyszed艂? 鈥 zapyta艂 Winter. 鈥 Ch艂opak, kt贸ry tam mieszka艂?
Brak odpowiedzi.
鈥 Wysoki m臋偶czyzna wyszed艂?
Oczy syna zn贸w podj臋艂y w臋dr贸wk臋, ale wr贸ci艂y i zatrzyma艂y si臋 na Winterze.
鈥 Waliii艂em 鈥 powiedzia艂.
鈥 Tak.
鈥 Waliii艂em w d藕wi.
鈥 Tak.
鈥 Ooon wyyyszet.
鈥 Kto wyszed艂, Jamesie?
鈥 Ooon.
鈥 Ch艂opiec?
Niedorozwini臋ty ch艂opak coraz mocniej potrz膮sa艂 g艂ow膮.
鈥 Ooon.
鈥 Kto艣 inny? Nie ch艂opiec.
鈥 Ooon 鈥 powt贸rzy艂. Ca艂e jego cia艂o dygota艂o.
鈥 Chyba chodzi mu o kogo艣 innego 鈥 powiedzia艂 ojciec. 鈥 Jakiego艣 go艣cia. Nie tamtego ch艂opaka. 鈥 Zwr贸ci艂 si臋 do syna: 鈥 Czy on by艂 bia艂y, jak ten ch艂opak? 鈥 zapyta艂.
Uj膮艂 Wintera za rami臋 i palcem dotkn膮艂 jego sk贸ry.
Syn nie odpowiedzia艂, nadal si臋 trz膮s艂. Zacz膮艂 si臋 ko艂ysa膰 z boku na bok, jakby w rytm jakiej艣 piosenki.
鈥 James. Czy tamten, kt贸ry nie mieszka艂 w pokoju, by艂 bia艂y jak ci tutaj, co siedz膮 na krzes艂ach?
Ch艂opak milcza艂.
鈥 My艣l臋, 偶e powinien jecha膰 do szpitala 鈥 stwierdzi艂 ojciec.
鈥 Czaaarny 鈥 powiedzia艂 nagle syn i z艂apa艂 si臋 obiema r臋kami za g艂ow臋. Przesuwa艂 je w d贸艂, g艂adz膮c si臋 po policzkach.
鈥 Czarny? 鈥 zapyta艂 ojciec i uszczypn膮艂 si臋 w rami臋, podsuwaj膮c je synowi pod oczy. 鈥 Czarny jak ty i ja?
鈥 Czaaarny 鈥 powt贸rzy艂 syn, potrz膮saj膮c g艂ow膮, i zn贸w przejecha艂 d艂o艅mi po obu policzkach.
鈥 Czarne w艂osy. Czy mia艂 czarne w艂osy? 鈥 zapyta艂 Macdonald, ujmuj膮c kosmyk swoich w艂os贸w przy skroni.
Ch艂opak drgn膮艂.
Macdonald zsun膮艂 gumk臋 z kucyka, w艂osy opad艂y mu lu藕no na ramiona.
鈥 D艂ugie czarne w艂osy? 鈥 zapyta艂 jeszcze raz, chwytaj膮c d艂ugie pasmo swoich w艂os贸w.
Cia艂o ch艂opaka zn贸w zacz臋艂o drga膰. Ko艂ysa艂 si臋 z boku na bok, jak pogr膮偶ony w g艂臋bokiej 偶a艂obie. Jego oczy przypomina艂y czarne dziury.
鈥 Czaaarny 鈥 powiedzia艂 zn贸w, wskazuj膮c Macdonalda.
鈥 I bia艂y? 鈥 zapyta艂 Macdonald, g艂adz膮c si臋 po twarzy i naciskaj膮c policzki.
鈥 Bia艂y? Bia艂y m臋偶czyzna? Bia艂a sk贸ra?
鈥 Biaaa艂y 鈥 powiedzia艂 syn.
39 SIEDZIELI W POKOJU MACDONALDA, po raz pierwszy od dwunastu godzin sami. Oczy Macdonalda wygl膮da艂y jak kawa艂ki koksu. Sk贸r臋 twarzy mia艂 jakby przyklejon膮 ta艣m膮 do ko艣ci policzkowych. W艂osy nadal rozpuszczone. Sk贸rzana kurtka wisia艂a na oparciu krzes艂a.
Winter by艂 w marynarce i czarnych d偶insach, w szarej koszuli bez krawata i czarnych butach. Na jego podbr贸dku i policzkach pojawi艂 si臋 cie艅 zarostu.
Koniec ze skandynawsk膮 elegancj膮, pomy艣la艂 Macdonald.
鈥 Jeste艣 czym艣 wi臋cej ni偶 obserwatorem, chyba sam to rozumiesz 鈥 powiedzia艂.
鈥 Kiedy spotkanie? 鈥 zapyta艂 Winter.
Macdonald uni贸s艂 rami臋 i spojrza艂 na zegarek.
鈥 Za godzin臋.
Zmierzcha艂o si臋. Resztka 艣wiat艂a wpadaj膮cego przez 偶aluzje poci臋艂a twarz Macdonalda na niebieskie paski.
鈥 Ju偶 nigdy nie b臋dziemy tak blisko 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Je艣li to ten, kt贸rego szukamy.
鈥 W przeciwnym razie mamy nowy problem, nieprawda偶?
鈥 Wi臋c to jest ten, kt贸rego szukamy.
Spod papier贸w rozleg艂 si臋 dzwonek. Macdonald odgarn膮艂 na bok dokumenty i chwyci艂 telefon. Winter zobaczy艂 wydruk cz臋艣ci regulaminu obowi膮zuj膮cego w policji. Zawsze mam go pod r臋k膮, powiedzia艂 kiedy艣 Macdonald. Ma kry膰 wszystko, co robi臋. Chc臋 mie膰 swobod臋 dzia艂ania, m贸c uzasadni膰 wszystkie swoje decyzje, kiedy raz w miesi膮cu spotykam si臋 z DSI.
鈥 Tak?
Winter zobaczy艂 na czole Macdonalda zmarszczk臋 koncentracji. Si臋gn膮艂 po d艂ugopis i zanotowa艂 co艣 w bloku. Zada艂 kilka kr贸tkich pyta艅.
Winter rozpoznawa艂 wszystkie ogniwa tego 艂a艅cucha z艂a, w kt贸ry zostali z Macdonaldem i wszystkimi 艣ledczymi do spraw zab贸jstw z ca艂ego 艣wiata wci膮gni臋ci. Sam m贸g艂 siedzie膰 na tamtym krze艣le, z telefonem przyci艣ni臋tym do obola艂ego ucha. Macdonald m贸g艂 siedzie膰 na jego miejscu. Obaj mogli by膰 glinami w ciasnym pokoju w Singapurze, Los Angeles czy Sztokholmie. Albo w G枚teborgu. Wszyscy s膮 tacy sami, wymieniaj膮 si臋 w obiegu z艂a. On jest wi臋kszy ni偶 偶ycie: istnia艂 ju偶, zanim si臋 pojawili艣my, i b臋dzie istnia艂 dalej, kiedy nas nie b臋dzie.
Winter zobaczy艂, 偶e Macdonald sztywnieje, zaciska d艂o艅 na d艂ugopisie.
鈥 Kennington 鈥 wyja艣ni艂 po chwili. 鈥 Laboratorium Scotland Yardu.
鈥 Pami臋tam.
鈥 To samo 鈥 powiedzia艂 Macdonald.
鈥 Dok艂adnie?
鈥 Z tego co na razie zbadali, tak wynika.
鈥 艢lady na pod艂odze?
鈥 Tak.
鈥 Jezu Chryste 鈥 wyrwa艂o si臋 Winterowi.
鈥 Musia艂 si臋 艣pieszy膰.
Winter czeka艂 na dalsze wyja艣nienia. Zmierzch przeszed艂 w ciemno艣膰 i z twarzy Macdonalda pozosta艂 tylko ciemny kontur.
鈥 Nasz nieszcz臋sny 艣wiadek wali艂 do drzwi, wyj膮c swoj膮 szalon膮 pie艣艅, i dlatego morderca sko艅czy艂 鈥 m贸wi艂 dalej Macdonald. 鈥 Nie wpad艂 w panik臋, ale musia艂 sko艅czy膰.
鈥 Jaka艣 nieostro偶no艣膰?
鈥 Co masz na my艣li?
鈥 Czy przez to pope艂ni艂 jak膮艣 nieostro偶no艣膰? Albo zosta艂 do niej zmuszony?
鈥 Tak.
鈥 Co?
鈥 Znale藕li metalow膮 nak艂adk臋 z nogi statywu.
Winter zesztywnia艂 w kawa艂 lodu, b艂yskawicznie, jakby si臋 znalaz艂 w zamra偶arce. W艂osy mu si臋 zje偶y艂y. Palce mia艂 jak z gumy.
鈥 A jednak B贸g jest z nami 鈥 powiedzia艂.
鈥 Wierzysz w wielkiego Ojca? 鈥 zapyta艂 Macdonald.
鈥 Tak.
鈥 Mo偶e w tej chwili istnieje.
鈥 Ta nak艂adka. Czy to nie mo偶e by膰 co艣, co po prostu le偶a艂o ju偶 wcze艣niej w pokoju?
鈥 Nie doceniasz najlepszych technik贸w kryminalistyki na 艣wiecie.
鈥 Przepraszam.
鈥 Jest w tym wszystkim jaka艣 arogancja. Sk艂ania mnie do zastanowienia si臋, czy to rzeczywi艣cie by艂a nieostro偶no艣膰.
鈥 Te偶 o tym pomy艣la艂em.
鈥 O arogancji?
鈥 Tak. I 偶e to mo偶e by膰 jaki艣 komunikat albo pozdrowienie.
鈥 Albo wo艂anie o pomoc 鈥 doda艂 Macdonald. 鈥 Ale w tej sprawie musimy si臋 zwr贸ci膰 o pomoc do bieg艂ego psychologa.
鈥 Nie chodzi o pomoc 鈥 odpar艂 Winter. 鈥 Tu chodzi o co艣 innego. Ale jeste艣my blisko. Nie znajduj臋 w艂a艣ciwego s艂owa.
鈥 Wystarczy, 偶e masz je w g艂owie. To szwedzkie s艂owo.
鈥 Nie mog臋 go znale藕膰, nie przychodzi mi do g艂owy w 偶adnym j臋zyku.
Wia艂
p贸艂nocny wiatr. Bergenhem po raz pierwszy poczu艂, jak 艂贸d藕
ko艂ysze si臋 na boki. Przez lufcik dobiega艂 艣wist, jak muzyka
grana na flecie.
鈥 Okienko jest nieszczelne 鈥 zauwa偶y艂.
鈥 Ten d藕wi臋k mi nie przeszkadza 鈥 stwierdzi艂a. 鈥 Przyzwyczai艂am si臋.
鈥 Mog臋 to naprawi膰.
鈥 Dziwnie by by艂o, gdybym nagle przesta艂a go s艂ysze膰 鈥 odpar艂a.
鈥 Kiedy jako Angel... 鈥 odezwa艂 si臋 po chwili milczenia.
鈥 Co?
鈥 Kiedy... pracujesz.
鈥 Tak?
鈥 Kiedy odchodzisz od stolika z kim艣.
鈥 O co ci, kurwa, chodzi? Czego chcesz?
鈥 Co robisz... robicie, kiedy kto艣 idzie z tob膮 od stolika do drzwi za barem?
鈥 Ale o co ci chodzi?
鈥 Chcia艂bym tylko wiedzie膰, co si臋 potem dzieje.
鈥 Czy si臋 z nimi pieprz臋?
鈥 Nno nie... pomy艣la艂em, 偶e oni m贸wi膮 r贸偶ne rze...
鈥 Chcesz wiedzie膰, czy jestem prawdziw膮 kurw膮?
鈥 Nie!
鈥 My艣lisz, 偶e jestem kurw膮.
鈥 Nie, do cholery.
鈥 Nie jestem kurw膮. Nigdy nie robi艂am tego za pieni膮dze. Nie to, o czym m贸wisz.
Bergenhem si臋 nie odezwa艂. Nie my艣la艂 o niczym, mo偶e tylko o tym, 偶e jest teraz kim艣 innym. R臋ce mia艂 zwi膮zane, mia艂 je gdzie indziej.
鈥 Halo? Czy jest tam kto? 鈥 zapyta艂a, podchodz膮c bli偶ej.
鈥 Zosta艅 tam 鈥 rzuci艂.
鈥 Co?
鈥 Nie podchod藕 za blisko.
鈥 My艣lisz, 偶e jednak jestem.
鈥 Nie o to chodzi.
鈥 O czym ty m贸wisz?
Nie odpowiedzia艂. 艁ykn膮艂 jeszcze raz wina. Ju偶 druga butelka. Oficjalnie mia艂 dzisiaj wolne, ale Martinie powiedzia艂, 偶e pracuje. Wola艂abym, 偶eby艣 zosta艂 dzi艣 wieczorem w domu, powiedzia艂a. Mam wra偶enie, 偶e w ka偶dej chwili wody mog膮 odej艣膰.
鈥 Ta艅cz臋 dla tych palant贸w 鈥 odezwa艂a si臋 kobieta, kt贸ra teraz przed nim siedzia艂a. 鈥 Ta艅cz臋.
Bergenhema ju偶 to nie interesowa艂o. Zamkn膮艂 oczy. Widzia艂 dziecko na stole za parawanem. Sta艂 przed nim razem z Martin膮. Angel ta艅czy艂a dla nich, u艣miecha艂a si臋 do czego艣, co trzyma艂a w d艂o...
Poczu艂 silniejsze poruszenie kad艂uba, jakby huragan szarpa艂 艂odzi膮, porywa艂 j膮 w powietrze i rzuca艂 na rzek臋. Nagle dosta艂 gwa艂townych md艂o艣ci. W d艂oniach mu pulsowa艂o, sto litr贸w krwi przep艂ywa艂o burzliwie przez palce. To nie by艂y jego palce. G艂owa te偶 nie by艂a jego.
鈥 Jak wtedy, gdy by艂am ma艂a 鈥 m贸wi艂a dalej. 鈥 Czy opowiada艂am ci, jak fajnie by艂o, kiedy by艂am ma艂a?
Zacz臋艂a opowiada膰 o dziecku, kt贸rym by艂a, i to by艂 jeden z powod贸w, dla kt贸rych zosta艂. My艣la艂 o rzeczach wielkich i ma艂ych. Nie ma 偶adnej sprawiedliwo艣ci, oczywi艣cie. Nie b臋dzie lepiej. Wszystkie p艂omienne sygna艂y zapowiadaj膮ce trzecie tysi膮clecie... by艂y czerwone jak diabe艂, otoczone tak膮 sam膮 po艣wiat膮 jak w klubach porno, pomy艣la艂. Fa艂szywe 艣wiat艂o wiod膮ce ludzi ku upadkowi.
鈥 Ale偶 by艂am gwiazd膮 na cholernych imprezach mamy i taty 鈥 m贸wi艂a dalej, a Bergenhem zerwa艂 si臋 z 艂贸偶ka i pobieg艂 na pok艂ad. Zwiesi艂 g艂ow臋 nad relingiem i zwymiotowa艂 do wody. Oczy mu 艂zawi艂y, widzia艂 przed sob膮 tylko czarn膮 dziur臋. Poczu艂 na plecach dotyk d艂oni. Powiedzia艂a co艣, czego nie zrozumia艂.
鈥 Uwa偶aj. Je艣li jeszcze bardziej si臋 wychylisz, wpadniesz do wody.
Oddycha艂 spokojniej. Zn贸w widzia艂. Pod nim p艂yn臋艂a czarna rzeka, mi臋dzy burt膮 i kamiennym nabrze偶em. 艁贸d藕 uderza艂a o kamienie. Tam, w dole, nie ma ucieczki. U艣wiadomi艂 to sobie.
Przetar艂a mu czo艂o wilgotnym r臋cznikiem. Dopiero wtedy poczu艂, 偶e pada deszcz. Wielkie g臋ste krople. Koszula lepi艂a mu si臋 do cia艂a, jakby le偶a艂 w wodzie. Pomog艂a mu zej艣膰 z powrotem pod pok艂ad. Nogi rozje偶d偶a艂y mu si臋 we wszystkie strony.
Winter
nala艂 wrz膮tku z czajnika elektrycznego. By艂a 贸sma, w Londynie
ranek w pe艂ni. Ptaki, kt贸rych nazw nie zna艂, ochryp艂y ju偶 od
艣piewu. S艂ysza艂 je przez otwarte okno.
Za kilka godzin mia艂 siedzie膰 w studiu telewizyjnym razem z Macdonaldem i angielskimi dziennikarzami, kt贸rych nie zna艂. Szefowie programu Crimewatch zn贸w zadzwonili i Macdonald od razu si臋 zgodzi艂.
Wczoraj wieczorem siedzieli w jednym z najwi臋kszych pokoi przy Parchmore Road. Czternastu 艣ledczych, 艂膮cznie z Winterem. Na stole sta艂a butelka whisky. Dzielili si臋 my艣lami. Macdonald usi艂owa艂 ze wszystkich wyci膮gn膮膰 co najlepsze.
Czy mogli zaprezentowa膰 jaki艣 skr贸t tego angielskiemu spo艂ecze艅stwu? Winter nie by艂 zdenerwowany. Mia艂 nadziej臋, 偶e program w telewizji przyniesie prze艂om.
鈥 Ju偶 dawno nas zapraszali, ale teraz przysz艂a pora 鈥 powiedzia艂 Macdonald wczorajszego wieczoru. 鈥 Mamy nadziej臋, 偶e jacy艣 anonimowi obywatele co艣 widzieli na ulicy.
鈥 Tak.
鈥 Telewizja to paradoksalne medium 鈥 stwierdzi艂 Macdonald.
鈥 Anonimowe spo艂ecze艅stwo 鈥 powiedzia艂 Winter.
Aneta
Djanali mia艂a czarn膮 sk贸r臋, ale jasn膮 dusz臋. To dlatego jestem
taka wygadana, my艣la艂a. Ci, kt贸rzy widz膮 艣wiat艂o, mog膮 czerpa膰
z niego poczucie w艂asnej warto艣ci.
Wiem, 偶e poradz臋 sobie lepiej ni偶 faceci, pomy艣la艂a, siedz膮c w samochodzie z zeznaniami 艣wiadk贸w na kolanach. Nie mam nic do stracenia. Nie jestem bia艂a. Fredrik jest bia艂y, ale to wszystko, czym si臋 mo偶e pochwali膰. Cho膰 jest mi艂y, jak tylu g艂upich ludzi. Czyli tych, kt贸rzy s膮 g艂upi w mi艂y, troch臋 nieszkodliwy spos贸b, a kt贸rzy w niekt贸rych sytuacjach mo偶e nawet wykazuj膮 spryt.
Zalet膮 roboty gliniarza jest praca w zespole. Ale mo偶e to te偶 by膰 wielki problem, je艣li si臋 trafi na niezbyt elastycznych. Ona i Fredrik Halders dopasowali si臋 do siebie, wi臋c rezultaty mog艂y by膰 dobre. Jest g艂upi, cho膰 czasem sprytny, w przewrotny, troch臋 ograniczony spos贸b, a ona stuprocentowo inteligentna. O czym on wie.
By艂a jeszcze jedna rzecz. Aneta umia艂a odpoczywa膰 w pracy. Nie tak, 偶ebym zasypia艂a na siedzeniu, pomy艣la艂a. Ale czasem potrafi臋 wy艂膮czy膰 to, co z艂e, odsun膮膰, 偶eby nie wszystko by艂o ca艂kiem czarne. To chyba niezb臋dna cecha. We wszystkich okropnych historiach, z jakimi si臋 stykamy, musi te偶 by膰 艣wiat艂o i nadzieja. Zawsze jest jaki艣 epilog i przynajmniej w nim mo偶na znale藕膰 nadziej臋 na przysz艂o艣膰.
Jechali sprawdzi膰 adres w zachodniej cz臋艣ci miasta.
鈥 Jaki sens ma 偶ycie? 鈥 zapyta艂a.
鈥 Co?
Fredrik Halders kr臋ci艂 si臋 na rondzie przy kompleksie przemys艂owym H枚gsbo. 艢ciszy艂 radio, 偶eby lepiej s艂ysze膰, co czarnej kr贸lowej le偶y na sercu.
鈥 Sens 偶ycia. Jaki sens ma twoje istnienie, Fredriku?
鈥 Ciesz臋 si臋, 偶e zada艂a艣 to pytanie.
鈥 Nie 艣piesz si臋 z odpowiedzi膮.
鈥 Wcale nie musz臋.
鈥 Znasz odpowied藕?
鈥 Oczywi艣cie 鈥 odpar艂 Halders, jad膮c wzd艂u偶 Flat氓s. Przyhamowa艂 za autobusem i przepu艣ci艂 kobiet臋 z w贸zkiem.
S艂u偶by komunalne 艣cina艂y drzewa wzd艂u偶 drogi. A mo偶e tylko przycina艂y ga艂臋zie. Rezultat i tak b臋dzie ten sam, pomy艣la艂a Aneta Djanali.
鈥 No to jaka jest odpowied藕?
鈥 Powiem ci dzi艣 wieczorem.
鈥 Bo nie wiesz.
鈥 Powiedzia艂em, 偶e wieczorem.
鈥 Daj臋 ci dwie godziny 鈥 o艣wiadczy艂a.
鈥 Okej.
Przejechali obok niewielkiego baru.
鈥 Chcesz kie艂bask臋? 鈥 zapyta艂 Halders.
鈥 To nie jest zdrowe jedzenie.
鈥 Nie o to pyta艂em.
鈥 Nie jestem g艂odna.
鈥 Ale ja chc臋.
Halders zahamowa艂 i zawr贸ci艂 w stron臋 budki.
鈥 Przebudowali 鈥 stwierdzi艂.
鈥 Musimy wej艣膰 do 艣rodka 鈥 powiedzia艂a Aneta.
鈥 Idziesz ze mn膮?
鈥 Chce mi si臋 pi膰, poza tym ca艂kiem zesztywnia艂am. To nie s膮 dobre siedzenia.
Zaparkowali i weszli do budki, kt贸ra zamieni艂a si臋 w restauracj臋. 艢ciana zas艂ania艂a widok na drog臋. Pachnia艂o t艂uszczem i... t艂uszczem, pomy艣la艂a Aneta. Fredrik to facet, kt贸ry w przydro偶nym barze zam贸wi co艣, co si臋 nazywa sznycel wo艂owy, co艣 o niewiadomym sk艂adzie i pochodzeniu.
Halders czyta艂 spis potraw na tablicy. Nazwy da艅 wypisano pisakiem. 艁atwo je by艂o wymaza膰, zast膮pi膰 jakim艣 innym przysmakiem, kt贸ry b臋dzie gotowy w minut臋.
鈥 Chyba wezm臋 sznycel wo艂owy 鈥 zdecydowa艂.
鈥 Dobry wyb贸r.
鈥 Co?
鈥 Ma wi臋cej warto艣ci od偶ywczych ni偶 kie艂basa... wi臋cej wszystkiego, mo偶na powiedzie膰.
鈥 Nie do艣膰 wytworne dla ciebie?
鈥 Nic nie powiedzia艂am.
鈥 To prawdziwe jedzenie dla ludzi, kt贸rzy niczego nie udaj膮.
鈥 Nie zapomnij o majonezie o smaku og贸rkowym.
鈥 O czym?
鈥 O majonezie. Wtedy dopiero b臋dzie ca艂kiem jak nale偶y.
Halders prychn膮艂 i z艂o偶y艂 zam贸wienie.
鈥 Wezm臋 jeszcze mleko czekoladowe 鈥 powiedzia艂, a ona nie mog艂a si臋 powstrzyma膰 od 艣miechu.
Kiedy wyszli, samochodu nie by艂o.
鈥 Co, do kur... 鈥 Halders upu艣ci艂 jedzenie.
Aneta Djanali wy艂a ze 艣miechu.
鈥 No, 艣miej si臋, 艣miej, ty choler...
Pr贸bowa艂a co艣 powiedzie膰 mi臋dzy kolejnymi atakami 艣miechu.
鈥 Co tam m贸wisz, do kurwy n臋dzy! 鈥 krzykn膮艂 Halders, patrz膮c na ni膮 nieprzytomnym wzrokiem.
Djanali wytar艂a 艂zy.
鈥 Teraz ci wierz臋 鈥 przyzna艂a. 鈥 Naprawd臋 jeste艣 prze艣ladowany.
鈥 Co? Co?
鈥 Prze艣laduj膮 ci臋, Fredriku. To jaka艣 zmowa. Kradn膮 wszystkie samochody, jakimi je藕dzisz.
鈥 呕eby艣 wiedzia艂a 鈥 rzuci艂 Halders i zadzwoni艂 po patrol.
Czekali, obserwuj膮c niszczycieli drzew po drugiej stronie ulicy.
鈥 Sens 偶ycia polega na 艂apaniu z艂odziei samochod贸w 鈥 stwierdzi艂 Halders i wsun膮艂 do ust prymk臋 tytoniu.
鈥 To wszystko?
鈥 To wszystko.
鈥 Jad膮 nasi koledzy.
鈥 呕ycie toczy si臋 dalej.
Winter wyj膮艂 z opiekacza dwie kromki chleba. Posmarowa艂 je mas艂em i na艂o偶y艂 d偶em pomara艅czowy, kt贸ry smakowa艂 cierpko, z powodu sk贸rek. Przed 艣niadaniem przespacerowa艂 si臋 Hogarth Road do stoiska z gazetami przy Earl鈥檚 Court Road i kupi艂 鈥濭uardiana鈥, 鈥濱ndependent鈥 i 鈥濪aily Telegraph鈥.
Zadzwoni艂a kom贸rka. Bertil Ringmar.
鈥 Wiem, 偶e u was jest godzin臋 wcze艣niej, ale pomy艣la艂em, 偶e mo偶e ju偶 wsta艂e艣.
鈥 Tutaj ju偶 dzie艅 na ca艂ego.
鈥 Dostali艣my jeszcze jeden list od tego w艂amywacza.
Winter potrzebowa艂 kilku sekund, 偶eby prze艣ledzi膰 wstecz 艂a艅cuch przyczynowo-skutkowy. W艂amywacz. Mieszkanie. Zakrwawione ubrania. Czas si臋 zgadza. Naci膮gane. Tak cholernie naci膮gane.
鈥 Eriku?
鈥 Jestem 鈥 powiedzia艂 Winter i 艂ykiem herbaty sp艂uka艂 chleb z d偶emem.
鈥 Jest uparty 鈥 ci膮gn膮艂 Ringmar. 鈥 Jakby chcia艂 si臋 usprawiedliwi膰, 偶e tak p贸藕no to zg艂asza, naprawi膰.
鈥 Tak?
鈥 Wi臋c przyjrzeli艣my si臋 mu nieco bli偶ej. Fredrik i Aneta mieli troch臋 czasu, kiedy ich samoch...
鈥 Do jasnej cholery, Bertilu, daj spok贸j z t膮 chronologi膮 i powiedz wreszcie, co si臋 sta艂o.
Winter siedzia艂 bez ruchu na krze艣le. To by艂o co艣 bardzo wa偶nego. Ringmar przygotowa艂 co艣 dla szefa, jaki艣 prezent.
鈥 Wezwali艣my go na przes艂uchanie.
鈥 Tak?
鈥 Nie odpowiedzia艂, ale potem si臋 z nami skontaktowa艂.
鈥 Bertilu!
鈥 Okej, okej. A teraz s艂uchaj uwa偶nie. Faceta wcze艣niej nie by艂o w G枚teborgu, bo by艂 w Londynie.
鈥 Co?
鈥 M贸wi艂em, 偶eby艣 uwa偶a艂. By艂 w Londynie.
鈥 Sk膮d wy to, u diab艂a, wiecie?
Winter zn贸w poczu艂 ch艂贸d rozchodz膮cy si臋 po ca艂ym ciele. Na g艂owie uk艂ucia tysi膮ca igie艂ek. Wytar艂 st贸艂, zmi贸t艂 gazety na pod艂og臋, przyni贸s艂 sobie notatnik i usiad艂 z d艂ugopisem w d艂oni.
鈥 Sk膮d my to wiemy? 鈥 powt贸rzy艂 Ringmar. 鈥 To nie 偶adna tajemnica. Facet jest szefem steward贸w w SAS i do艣膰 cz臋sto kursuje mi臋dzy G枚teborgiem i Londynem.
鈥 Wielki Bo偶e.
鈥 A to jeszcze nie koniec. Ma mieszkanie w Londynie. Tam mieszka, i czasami nocuje w tej chacie w G枚teborgu. A mo偶e odwrotnie.
鈥 Brytyjczyk?
鈥 Czystej krwi Szwed, tak wygl膮da. W ka偶dym razie nazywa si臋 Carl Vikingsson.
鈥 Vikingsson?
鈥 Tak. I w dodatku pracuje w samolocie, kt贸ry si臋 nazywa Viking co艣tam.
鈥 Mamy co艣 na niego?
鈥 Nic. Czysty jak 艂za.
鈥 Gdzie jest teraz?
鈥 Tu, u nas 鈥 o艣wiadczy艂 Ringmar.
Winter poczu艂 nag艂膮 sucho艣膰 w gardle. Napi艂 si臋 letniej herbaty, ale nie mia艂a 偶adnego smaku. R贸wnie dobrze mog艂a to by膰 nafta albo kompot wi艣niowy.
鈥 Nie zd膮偶yli艣my go jeszcze przes艂ucha膰 鈥 powiedzia艂 Ringmar.
鈥 Nie ma alibi?
鈥 Jeszcze nie wiemy, m贸wi艂em. To mo偶e by膰 skomplikowane.
鈥 Podaj mi jego tutejszy adres 鈥 poprosi艂 Winter. 鈥 W Londynie.
鈥 To miejsce nazywa si臋 Stanley Gardens. Numer trzydzie艣ci dwa, Stanley Gardens.
鈥 Zaczekaj 鈥 rzuci艂 Winter. Od艂o偶y艂 telefon, podszed艂 do stolika obok sofy, wzi膮艂 plan miasta i otworzy艂 na spisie ulic. Zn贸w si臋gn膮艂 po kom贸rk臋. 鈥 W Londynie jest sze艣膰 Stanley Gardens.
鈥 O kurcz臋.
鈥 Potrzebuj臋 jeszcze kodu pocztowego, na przyk艂ad NW 7 albo co艣 takiego.
鈥 Poczekaj 鈥 powiedzia艂 Ringmar.
I Winter czeka艂. Zn贸w napi艂 si臋 nafty, czu艂 gor膮czk臋 polowania. W s艂uchawce co艣 zachrobota艂o.
鈥 Mam tu wizyt贸wk臋, to jest... chwileczk臋... Stanley Gardens W 11.
Winter zajrza艂 do spisu. W 11. Trzeba szuka膰 na planie w 7 H 59. Przekartkowa艂 do strony pi臋膰dziesi膮tej dziewi膮tej i odnalaz艂 w艂a艣ciw膮 kratk臋: Notting Hill, Kensington Park Rd, Stanley Cr... to tu. Ma艂a przecznica g艂贸wnej ulicy.
鈥 W okolicy Portobello 鈥 powiedzia艂.
鈥 Whatever you say 鈥 odpar艂 Ringmar.
鈥 Zatrzymajcie go na sze艣膰 plus sze艣膰.
鈥 Jeszcze go nie przes艂uchali艣my.
Winter by艂 zdecydowany. Je艣li podczas przes艂uchania okazuje si臋, 偶e powinni kontynuowa膰 rozmow臋 z przes艂uchiwanym, mog膮 go przetrzymywa膰 przez sze艣膰 plus sze艣膰 godzin, oferuj膮c 鈥瀖o偶liwo艣膰 wypoczynku i pe艂ne wy偶ywienie鈥. Tak to nazywali.
鈥 Sze艣膰 plus sze艣膰 鈥 powt贸rzy艂 Winter. 鈥 I nie przejmuj si臋 ewentualnym alibi.
鈥 Nie mam nic przeciwko temu 鈥 stwierdzi艂 Ringmar. 鈥 A Gabriel ju偶 nie mo偶e si臋 doczeka膰.
G艂贸wny 艣ledczy. Gabriel Cohen. Czeka艂 i czyta艂, czyta艂, czeka艂 i wzdycha艂.
鈥 Zaczekaj jeszcze z Gabrielem 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 S艂ucham?
鈥 Na pocz膮tek spokojnie, sam si臋 tym zajmij.
鈥 Ale on te偶 musi by膰 obecny.
鈥 Ale tylko jako kumpel. To musi by膰 perfekcyjnie poprowadzone od pocz膮tku.
鈥 Spokojnie i po cichu 鈥 doda艂 Ringmar.
鈥 呕adnych fa艂szywych ruch贸w.
鈥 Nie obra偶aj mnie. Pewnie nie posuniemy si臋 dalej ni偶 do prognozy pogody na jutro, p贸ki nie wr贸cisz.
鈥 Dobrze.
鈥 A tak poza tym, kiedy wr贸cisz?
鈥 Nie wiem. Program telewizyjny, o kt贸rym ci wczoraj m贸wi艂em, nagrywaj膮 dzisiaj po po艂udniu. Musimy zaraz sprawdzi膰 ten adres. Nie wiem. Mo偶e zdzwonimy si臋 za godzin臋 albo co艣 ko艂o tego.
鈥 Eriku?
鈥 Tak?
鈥 Jeszcze jedno. Vikingsson by艂 w Londynie, kiedy sta艂o si臋 to ostatnie. Z tym m艂odym Jaegerbergiem. Christian Jaegerberg. On by艂 w Londynie. Vikingsson.
鈥 A nie w samolocie, w powietrzu?
鈥 No tak, jasna cholera, to mo偶liwe. W ka偶dym razie nie by艂o go w Szwecji.
Roz艂膮czyli si臋. Winter natychmiast wybra艂 jedena艣cie cyfr do Thornton Heath. Kto艣 si臋 zg艂osi艂.
鈥 M贸wi komisarz Erik Winter. Szukam Steve鈥檃 Macdonalda.
鈥 Chwileczk臋.
Winter czeka艂. Potem us艂ysza艂 jego g艂os.
鈥 Tu Erik. Przed chwil膮 rozmawia艂em z G枚teborgiem. Wezwali na przes艂uchanie faceta, kt贸ry ma mieszkanie w Londynie. To mo偶e by膰 strza艂 kul膮 w p艂ot, ale powinni艣my to sprawdzi膰.
鈥 Mieszkanie tutaj?
鈥 W Notting Hill.
鈥 Aha. Niez艂a dzielnica.
鈥 Nic o tym facecie nie wiem, ale powinni艣my obejrze膰 to mieszkanie.
鈥 Z zewn膮trz?
鈥 Co?
鈥 Znam kilku dobrych s臋dzi贸w, ale 偶aden nie pozwoli艂by nam wej艣膰 i ogl膮da膰 mieszkania w Londynie bez solidnych argument贸w.
鈥 Pojad臋 tak czy tak. W艂a艣nie si臋 wybieram. Zobaczymy si臋 na rogu od strony Kensington Park Road.
鈥 Rogu czego?
鈥 Przepraszam. To mieszkanie przy Stanley Gardens.
鈥 Okej.
鈥 Czyli widzimy si臋 za godzin臋.
鈥 Ju偶 lec臋 鈥 powiedzia艂 Macdonald.
40 WINTER ZATRZYMA艁 TAKS脫WK臉 jad膮c膮 Earl鈥檚 Court Road na p贸艂noc. Podr贸偶 do Notting Hill Gate bocznymi uliczkami przy Holland Park trwa艂a pi臋tna艣cie minut. Kiedy艣 du偶o t臋dy chodzi艂, gdy by艂 m艂odszy.
Domy wzd艂u偶 Kensington Park Road l艣ni艂y jak marmur. Na skrzy偶owaniu z Pembridge Road w艂a艣ciciel kawiarni kraciastymi obrusami nakrywa艂 wystawione stoliki. Ludzie ju偶 nie mogli si臋 doczeka膰 pierwszego w tym roku cappuccino pod go艂ym niebem.
Budynki przy Stanley Gardens by艂y ciche, pogr膮偶one w cieniu. Numer trzydzie艣ci dwa mia艂 bram臋, przez kt贸r膮 m贸g艂by wej艣膰 i wyj艣膰 oddzia艂 wojska. Winter czeka艂 spokojnie na rogu. Jaka艣 para w jego wieku podesz艂a i zatrzyma艂a si臋. M臋偶czyzna zapyta艂 ze szwedzkim akcentem:
鈥 Could you tell us the way to Portobello Road?
鈥 It鈥檚 the parallel street 鈥 wyja艣ni艂 Winter, wskazuj膮c na Kensington Park Road. 鈥 You just turn right over there.
鈥 Thank you 鈥 para podzi臋kowa艂a ch贸rem, a Winter u艣miechn膮艂 si臋 anonimowym, angielskim u艣miechem.
By艂 w szwedzkiej poniek膮d okolicy. W odleg艂o艣ci pieszego spaceru znajdowa艂o si臋 Bayswater, miejsce, gdzie mieszka艂a wi臋kszo艣膰 szwedzkich turyst贸w zaludniaj膮cych hotele wok贸艂 Queensway.
Taks贸wka zaparkowa艂a tu偶 przed nim. Wysiad艂 z niej Macdonald.
鈥 Poci膮g, a potem z Victorii taryfa 鈥 powiedzia艂. 鈥 To najszybszy spos贸b.
鈥 To tam 鈥 powiedzia艂 Winter, skinieniem g艂owy wskazuj膮c bram臋.
鈥 By艂e艣 ju偶 w budynku?
鈥 Nie.
鈥 Zleci艂em obserwacj臋 od chwili, kiedy stamt膮d wyjdziemy 鈥 oznajmi艂 Macdonald.
鈥 Dobrze.
鈥 Rozmawia艂em z pewnym opornym s臋dzi膮. Rzecz jasna, powiedzia艂 nie, wi臋c potrzebujemy szybkich rezultat贸w przes艂uchania.
Weszli w bram臋. Winter odczytywa艂 nazwiska na tabliczkach. Poci膮gn膮艂 ci臋偶kie drzwi do p贸艂nocnej klatki. By艂y zamkni臋te.
鈥 Zak艂adam, 偶e znasz kod 鈥 zwr贸ci艂 si臋 do Macdonalda. Szkot skin膮艂 g艂ow膮. W艂osy zn贸w mia艂 porz膮dnie zwi膮zane.
鈥 Umiemy si臋 dogada膰 ze swoimi str贸偶ami 鈥 stwierdzi艂.
Hall pachnia艂 cieniem i polerowanym drewnem. 艢wiat艂o spiralnie wznosi艂o si臋 do g贸ry, wzd艂u偶 schod贸w, a偶 po dach. Poszli za nim i zatrzymali si臋 na trzecim pi臋trze. Macdonald za艂o偶y艂 r臋kawiczki i ko艂atk膮 w kszta艂cie lwiej paszczy zastuka艂 do drzwi.
鈥 Pozosta艂o艣膰 z czas贸w kolonialnych 鈥 powiedzia艂 przepraszaj膮co.
Czekali. Macdonald za艂omota艂 jeszcze raz, mosi膮dzem o drewno.
鈥 Nie ma nikogo 鈥 stwierdzi艂.
鈥 Tego nie wiemy 鈥 odpar艂 Winter.
鈥 W tej chwili nie ma.
Winter wzruszy艂 ramionami, by艂 spi臋ty. Z do艂u us艂yszeli zgrzyt. Obok nich przemkn膮艂 b臋ben windy. Zjecha艂a na d贸艂, a po chwili zn贸w ich min臋艂a, w drodze na g贸r臋. Osoba czy osoby jad膮ce wind膮 nie mog艂y ich widzie膰, stali w 艣lepym k膮cie klatki schodowej.
Macdonald poda艂 Winterowi par臋 r臋kawiczek.
鈥 Za艂贸偶 je 鈥 powiedzia艂.
鈥 Nigdy bym nie pomy艣la艂, 偶e to zrobisz.
鈥 To cholernie niebezpieczne.
鈥 Cel u艣wi臋ca 艣rodki.
鈥 Co?
鈥 Takie szwedzkie powiedzenie.
鈥 Mamy podobne.
鈥 Otw贸rz.
Macdonald rzuci艂 Winterowi par臋 szpitalnych ochraniaczy z niebieskiego plastiku.
鈥 To te偶 za艂贸偶.
W poprzednim 偶yciu musia艂 by膰 w艂amywaczem, pomy艣la艂 Winter.
Czu艂 ucisk w mostku.
Na schodach by艂o cicho. Z innych mieszka艅 nie dochodzi艂 偶aden d藕wi臋k. Wytrych Macdonalda z 艂agodnym klikni臋ciem otworzy艂 zamek. Szybko w艣lizn臋li si臋 do 艣rodka.
Cel, pomy艣la艂 Winter. Pracujemy dla dobra ludzi, w艂amujemy si臋, 偶eby ratowa膰 偶ycie. To nas odr贸偶nia od innych w艂amywaczy.
Weszli wprost do salonu. W mieszkaniu by艂o ciep艂o. S艂o艅ce grza艂o w okna, w opuszczone trzcinowe rolety. By艂o tyle 艣wiat艂a, ile potrzebowali.
Macdonald wskaza艂 g艂ow膮 w prawo i poszli, jeden za drugim. W kuchni nie by艂o resztek jedzenia, 偶adnych brudnych naczy艅. 艢cierki wisia艂y rz膮dkiem. Na 艣cianie komplet no偶y, matowa stal.
鈥 Wszystkie no偶e na miejscu 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 呕aden nie ma dwustronnego ostrza 鈥 doda艂 Macdonald.
Naruszyli艣my mir domowy, a on idzie na ca艂o艣膰, pomy艣la艂 Winter. 呕adnego respektu, przed niczym. Ciesz臋 si臋, 偶e tu jeste艣my. Dzia艂amy, posuwamy si臋 do przodu.
Brali do r膮k i ogl膮dali wszystkie przedmioty. Profesjonalne przeszukanie.
鈥 Tu mieszka jaki艣 pieprzony pedant 鈥 stwierdzi艂 Macdonald.
鈥 Ma du偶o muzyki 鈥 doda艂 Winter.
鈥 Reggae.
鈥 Widz臋.
鈥 Do艣膰 du偶o.
鈥 I du偶o zamkni臋tych na klucz szuflad.
鈥 I szafek.
鈥 W艂a艣nie.
鈥 Co艣 tu jest, w tym mieszkaniu 鈥 powiedzia艂 Macdonald. 鈥 Czujesz to?
鈥 Nie wiem.
鈥 Tu mamy jego zdj臋cie.
Macdonald nachyli艂 si臋 nad biurkiem. M臋偶czyzna u艣miecha艂 si臋 swobodnie do obiektywu. Mia艂 jasne w艂osy, proste i kr贸tko obci臋te.
鈥 Biaaa艂y 鈥 powiedzia艂 Macdonald, bez u艣miechu.
Winter podszed艂 do niego.
鈥 Jak stewarda mo偶e by膰 sta膰 na mieszkanie w Notting Hill? 鈥 zapyta艂 Macdonald.
鈥 Nie wiem, jak p艂ac膮 w SAS-ie.
鈥 Mnie nie by艂oby na to sta膰.
鈥 Praca w powietrzu bardziej si臋 op艂aca.
鈥 Ciebie chyba by艂oby sta膰, przynajmniej s膮dz膮c po twoich ubraniach.
鈥 Tak.
鈥 Nie utrzymujesz si臋 tylko z pensji komisarza?
鈥 W艂a艣ciwie nie.
鈥 Cholera.
鈥 To kombinacja nowych i starych pieni臋dzy 鈥 wyja艣ni艂 Winter z nieokre艣lonym gestem.
鈥 Jeste艣 jak brytyjski oficer 鈥 stwierdzi艂 Macdonald. 鈥 Im pensja wystarcza mniej wi臋cej na rachunek w kantynie.
鈥 Musimy si臋 przyjrze膰 finansom tego go艣cia 鈥 powiedzia艂 Winter, 偶eby zmieni膰 temat. 鈥 Ma te偶 jak膮艣 chat臋 w G枚teborgu.
Otworzyli szaf臋. Ubrania by艂y u艂o偶one w r贸wne stosy.
鈥 Pedant 鈥 powt贸rzy艂 Macdonald.
鈥 A czego si臋 spodziewa艂e艣? Plastikowego worka z zakrwawionymi ciuchami?
鈥 Mo偶e jeden raz nie wystarczy.
鈥 Wr贸cimy tu jeszcze.
鈥 Ciebie tu ju偶 nie b臋dzie.
鈥 Ale mimo to b臋d臋 z tob膮.
鈥 O kt贸rej odlatuje tw贸j samolot?
鈥 O si贸dmej.
鈥 Czy on jeszcze u was b臋dzie? Kiedy wyl膮dujesz?
鈥 Jeszcze go z艂api臋. O ile nie b臋dzie nakazu aresztowania.
鈥 A kto nam贸wi prokuratora?
鈥 Wszyscy s膮 teraz podenerwowani 鈥 stwierdzi艂 Winter. 鈥 Mo偶emy to wykorzysta膰.
鈥 Albo przyjedziesz na miejsce i si臋 oka偶e, 偶e facet jest czysty.
鈥 To przecie偶 te偶 b臋dzie dobrze.
鈥 Eliminowanie 鈥 powiedzia艂 Macdonald. 鈥 Tym si臋 zajmujemy.
Wyszli
na Stanley Gardens i ruszyli w stron臋 skrzy偶owania. Macdonald
kiwn膮艂 g艂ow膮 komu艣, kto siedzia艂 w du偶ym vauxhallu
zaparkowanym naprzeciwko, na wi臋kszej ulicy.
Winter zadzwoni艂 do G枚teborga.
鈥 Ringmar.
鈥 Tu Erik. Jak wam idzie?
鈥 Na razie nic konkretnego.
鈥 Jaki on jest?
鈥 Spokojny.
鈥 Za spokojny?
鈥 Nie, ale co艣 zrobi艂.
鈥 Dobrze.
鈥 Ten kole偶ka co艣 ukrywa. To mo偶e by膰 cokolwiek.
鈥 B臋d臋 o dziesi膮tej.
鈥 Za p贸藕no.
鈥 Wi臋c jeszcze du偶o nam brakuje do uzasadnienia podejrze艅?
鈥 Nie mamy nic 鈥 odpar艂 Ringmar.
鈥 To idzie szybko, ale ja chc臋, 偶eby sz艂o szybko 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Postaraj si臋, 偶eby co艣 by艂o, kiedy wyl膮duj臋. Licz臋 na rezultaty. 鈥 Roz艂膮czy艂 si臋.
Macdonald czeka艂. By艂o p贸藕ne przedpo艂udnie, coraz wi臋cej ludzi. Szli w stron臋 ulic targowych. Winter s艂ysza艂 radosne skandynawskie g艂osy.
鈥 Nie przyzna艂 si臋 鈥 powiedzia艂. 鈥 Nie ma w艂a艣ciwie nic, koniec 偶art贸w.
鈥 Oczywi艣cie, 偶e nie 鈥 przyzna艂 Macdonald.
鈥 Ale co艣 si臋 jeszcze znajdzie.
鈥 Czeka na nas telewizja.
鈥 Zapomnia艂em o nich.
鈥 Ale oni o nas nie.
Winter
wspiera艂 Macdonalda. Studio by艂o ma艂e. Lampy 艣wieci艂y mocno, ale
Macdonald si臋 nie poci艂.
Sprawa zosta艂a przedyskutowana. W艂a艣ciwie to dobrze, pomy艣la艂 Winter.
Nie m贸wili o w艂amaniu.
Nie wspominali o przes艂uchaniu w G枚teborgu. Gdyby ten program nadawano trzy albo pi臋膰 dni p贸藕niej, pomy艣la艂 Winter. Mogliby艣my przynajmniej pokaza膰 twarz, z jasnymi, prostymi, kr贸tko obci臋tymi w艂osami.
Pokazywali inne twarze. W trakcie programu ludzie dzwonili do studia, rozmowy by艂y rejestrowane. Kiedy Macdonald p贸藕niej przes艂uchiwa艂 ta艣my, nie znalaz艂 nic, co wymaga艂oby szybkiej reakcji.
Winter my艣la艂 o stewardzie Carlu Vikingssonie. Mia艂 problemy z koncentracj膮. To odwraca艂o jego uwag臋, uspokaja艂o.
Potem wsiedli do samochodu zaparkowanego przed studiem telewizyjnym. Macdonald ruszy艂. Pojechali do pubu na lunch. Za wahad艂owymi drzwiami pachnia艂o piwem, sma偶on膮 w膮tr贸bk膮 i dymem papierosowym. Z艂o偶yli zam贸wienie.
鈥 Tym razem b臋dziemy mie膰 wi臋cej zezna艅 艣wiadk贸w 鈥 stwierdzi艂 Macdonald.
鈥 Na temat Christiana Jaegerberga? 鈥 upewni艂 si臋 Winter, zapalaj膮c corpsa.
鈥 Tak.
鈥 Z powodu jego koloru sk贸ry?
鈥 W艂a艣nie. Tym razem ofiar膮 jest ciemnosk贸ry cz艂owiek z zewn膮trz. Mniej si臋 b臋d膮 ba膰 鈥 m贸wi艂 dalej Macdonald. 鈥 Poza tym kiedy sprawca jest bia艂y...
鈥 Jak zak艂adamy.
鈥 Nie zak艂adali艣my nic innego.
鈥 Id膮 nasze piwa.
鈥 I twoja zapiekanka.
鈥 Nie spotkam si臋 z twoj膮 rodzin膮.
鈥 Nie tylko ty.
鈥 Czy dzieci jeszcze ci臋 rozpoznaj膮?
鈥 Dop贸ki nie obetn臋 w艂os贸w.
鈥 Masz jakie艣 zdj臋cie?
Macdonald odstawi艂 szklank臋 i dyskretnie wyj膮艂 z wewn臋trznej kieszeni portfel. Pas od kabury przecina艂 jego pier艣 jak sk贸rzany banda偶. Pod pach膮 b艂ysn膮艂 metal pistoletu.
Zdj臋cie przedstawia艂o ciemnow艂os膮 kobiet臋 i dwie dziewczynki, na oko dziesi臋cioletnie. Sfotografowane z profilu. Wszystkie trzy uczesane w ko艅ski ogon.
鈥 Same tak chcia艂y 鈥 powiedzia艂 Macdonald z u艣miechem.
鈥 Mug shot.
鈥 Niez艂a banda.
鈥 Bli藕niaczki?
鈥 Tak.
鈥 S膮 podobne do twojej prawej strony.
鈥 To dzi臋ki w艂osom.
Jedli w milczeniu. Macdonald postawi艂 kaw臋. Potem zawi贸z艂 Wintera do hotelu. Na ulicach by艂o wi臋cej samochod贸w. Wolno posuwali si臋 Cromwell Road.
鈥 Londyn to piekielna dziura 鈥 stwierdzi艂 Macdonald. 鈥 Przynajmniej kiedy si臋 je藕dzi autem.
鈥 Zawsze tu b臋d臋 wraca艂 鈥 odpar艂 Winter. 鈥 To jedno z niewielu naprawd臋 cywilizowanych miast na 艣wiecie.
鈥 Z powodu cygar?
鈥 Z powodu r贸偶norodno艣ci.
鈥 R贸偶norodno艣ci morderc贸w, gwa艂cicieli, alfons贸w i narkoman贸w?
鈥 I klub贸w pi艂karskich, i restauracji, klub贸w muzycznych i ludzi, kt贸rzy przybywaj膮 z ca艂ego ogromnego 艣wiata 鈥 doda艂 Winter.
鈥 To prawda. Wieczne imperium, cho膰 teraz nazywamy to wsp贸lnot膮.
鈥 Mo偶esz sobie wyobrazi膰, 偶e mieszkasz gdzie indziej?
鈥 Ni偶 w Londynie? Nie mieszkam w Londynie. Mieszkam w Kent.
鈥 Wiesz, o co mi chodzi, Steve.
鈥 Nie.
鈥 Ale co nie?
鈥 Nie mog臋 sobie wyobrazi膰, 偶ebym m贸g艂 mieszka膰 gdzie indziej.
鈥 Macie wiosn臋, kiedy u nas jest zima.
Dotarli do hotelu, Winter poszed艂 po baga偶e. Potem Macdonald zn贸w wcisn膮艂 si臋 na A4. Min膮艂 Hammersmith, dalej M4, po艂udniow膮 stron膮 Gunnersbury Park. Winter siedzia艂 w milczeniu, przygl膮da艂 si臋 miejskim widokom. W Osterley Park dzieci gra艂y w pi艂k臋. Wiatr rozwiewa艂 im w艂osy. By艂o tak jak zawsze. Starcy ci膮gn臋li w贸zki golfowe. Zobaczy艂 trzy konie id膮ce rz臋dem. Z tej odleg艂o艣ci nie m贸g艂 oceni膰, czy je藕d藕cami s膮 kobiety, czy m臋偶czy藕ni. Dostrzeg艂 tylko, 偶e ostatni w szeregu ko艅 si臋 wypr贸偶ni艂. Elegancko, nie przerywaj膮c st臋pa.
Ringmar czeka艂 w samochodzie na Landvetter. Wychodz膮c z terminalu, Winter poczu艂, jak jest zimno. Wiosna zatrzyma艂a si臋 nad zachodnimi morzami, jeszcze nie dotar艂a do Skandynawii.
鈥 Pu艣cili艣my go 鈥 powiedzia艂 Ringmar.
Winter nie odpowiedzia艂.
鈥 Ale nie ma alibi.
鈥 To ju偶 co艣.
鈥 Na 偶adn膮 ze zbrodni.
鈥 Okej.
鈥 Sprawdzili艣my dok艂adnie w liniach lotniczych i okaza艂o si臋, 偶e kiedy dokonywano morderstw, nie by艂o go w pracy.
鈥 S艂ucham 鈥 powiedzia艂 Winter.
Wyjechali na autostrad臋. Gnali, oddalaj膮c si臋 od zabudowa艅 Landvetter, sto trzydzie艣ci na liczniku. Dwadzie艣cia kilometr贸w przed nimi 艣wiat艂a G枚teborga strzela艂y w niebo.
鈥 By艂 w Londynie, kiedy... kiedy to si臋 sta艂o tam, i w Szwecji, kiedy morderstwa pope艂niono tutaj.
鈥 Co m贸wi?
鈥 呕e robi艂 r贸偶ne rzeczy. Pranie. Gotowanie. Kino.
Ringmar b臋bni艂 palcami o kierownic臋, jakby chcia艂 w ten spos贸b przy艣pieszy膰.
鈥 Nie p臋ka?
鈥 Nadal jest bardzo spokojny.
鈥 Sprawdzili艣cie, czy pracowa艂, kiedy lecieli tamci ch艂opcy? 鈥 zapyta艂 Winter.
鈥 Tak.
鈥 I co?
鈥 By艂 na pok艂adzie podczas wszystkich lot贸w.
鈥 To a偶 za dobrze.
Ringmar nie odpowiedzia艂, koncentrowa艂 si臋 na je藕dzie. Wyprzedzi艂 kolejny samoch贸d. Przeje偶d偶ali przez M枚lnlycke, grupka 艣wiate艂 po lewej.
鈥 Czy nie m贸wi艂e艣, 偶e chcesz szybkich post臋p贸w?
鈥 Wcze艣niej my艣leli艣my o kim艣, kto by艂 w jednym z tych samolot贸w... z ch艂opcami... a tu mamy kogo艣, kto lecia艂 za ka偶dym razem 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 I to jest a偶 za dobrze?
Winter nie odpowiedzia艂. Potar艂 oczy. Zdrzemn膮艂 si臋 p贸艂 godziny w samolocie, nie mia艂 ochoty na jedzenie ani kaw臋.
鈥 Wszystko opiera si臋 na podejrzeniach tamtego w艂amywacza 鈥 powiedzia艂 po chwili.
鈥 Nie pierwszy raz rozwi膮zujemy spraw臋 w ten spos贸b 鈥 odpar艂 Ringmar.
鈥 Czy byli艣cie wystarczaj膮co dyskretni?
鈥 Nie spieprzymy konfrontacji.
鈥 Nie mo偶emy sobie na to pozwoli膰.
鈥 M贸wi臋 tylko, 偶e nie ryzykujemy.
Wymachiwanie fotografiami, zanim si臋 przeprowadzi porz膮dn膮 konfrontacj臋 ze 艣wiadkami, to grzech 艣miertelny. To jak wystrzelanie si臋 z amunicji, mo偶e na dobre. Kiedy艣 pr贸bowali robi膰 konfrontacje na podstawie zdj臋膰: dziesi臋膰 fotografii u艂o偶onych przed 艣wiadkiem, jedna przy drugiej. Ale to by艂o zbyt ryzykowne.
鈥 Musimy dzia艂a膰 podr臋cznikowo 鈥 powiedzia艂 Winter i pomy艣la艂 o Stanley Gardens.
鈥 Po偶yczyli艣my sobie od niego klucze, ale zd膮偶yli艣my obejrze膰 mieszkanie tylko pobie偶nie 鈥 oznajmi艂 Ringmar.
鈥 Zaraz tam id臋. Potrzebujemy czasu.
鈥 Je艣li chcemy si臋 o tym facecie dowiedzie膰 czego艣 wi臋cej, musimy go zatrzyma膰. Potrzebujemy wi臋cej czasu, 偶eby o wszystkim pogada膰.
鈥 A co m贸wi Birgersson?
鈥 Powiedzia艂 W盲lldemu, 偶e ju偶 nigdy si臋 do niego nie odezwie, je艣li nie przymknie Vikingssona.
鈥 To gro藕ba.
鈥 Sture du偶o ryzykuje 鈥 stwierdzi艂 Ringmar. 鈥 W盲llde mo偶e to te偶 potraktowa膰 jako obietnic臋. Tylko 偶e W盲llde chcia艂 wiedzie膰, czy istniej膮 uzasadnione powody do podejrze艅.
鈥 Nie mieli艣my ich za du偶o 鈥 przyzna艂 Winter.
Ringmar zaparkowa艂 przed siedzib膮 policji. Winter zn贸w by艂 w domu. Kiedy wysiad艂 z samochodu, poczu艂, 偶e jest sztywny.
鈥 A co tam z Bergenhemem? 鈥 zapyta艂 Ringmara, kt贸ry zamyka艂 drzwi pilotem.
鈥 Wygl膮da jak pies go艅czy.
鈥 Ma jakie艣 rezultaty?
鈥 M贸wi, 偶e czeka na nazwisko.
Winter
kr膮偶y艂 po dwupokojowym mieszkaniu Vikingssona. Pokoje tchn臋艂y
tymczasowo艣ci膮 i kr贸tkimi wizytami. Wyjazdy.
Po co mu to?, my艣la艂 Winter. Co艣 tu si臋 nie zgadza. Co艣 tu paskudnie 艣mierdzi. Czuj臋 to instynktownie, nieodparcie. Mam racj臋.
Przeszuka艂 szuflady. W pokojach w Londynie kto艣 mieszka艂, w mieszkaniu Vikingssona na Stanley Gardens... ale te 艣ciany tutaj, sufit i pod艂oga w G枚teborgu, wydawa艂y si臋 do nikogo nie nale偶e膰.
Pokoje wr臋cz odrzuca艂y. Czy ten z艂odziej by艂 tu, w 艣rodku? Oni s膮 cholernie bezczelni, pomy艣la艂 Winter.
Ale czego ja szukam?, zastanawia艂 si臋. Gdzie przechowywa艂bym co艣, co jest dla mnie wa偶ne, nawet przypadkowo?
Dokumenty? Rolki film贸w? Adresy? Pokwitowania? Gdzie, gdzie?
Gdzie k艂ad臋 rzeczy, kt贸rych nie chc臋 pokazywa膰, nawet je艣li nie mam powod贸w przypuszcza膰, 偶e kto艣 nieproszony wparuje mi do domu?
Rozejrza艂 si臋. By艂 w pustej sypialni: 艂贸偶ko, sekretarzyk, krzes艂o i stoj膮cy na nim telefon. P贸艂ka z ksi膮偶kami.
Telefon na krze艣le. Telefon na krze艣le.
Kto艣 tu dzwoni艂. Vikingsson dzwoni艂 st膮d. Winter zamkn膮艂 oczy i przypomnia艂 sobie system s艂oneczny na 艣cianie u Macdonalda. Rozmowy telefoniczne jak trajektorie satelit nad zachodni膮 p贸艂kul膮. Najcichsze nawet westchnienie do s艂uchawki zlokalizowane.
To jest jaka艣 mo偶liwo艣膰. Je艣li Vikingsson jest niewinny, b臋d膮 mogli mu pom贸c to udowodni膰, pomy艣la艂.
Otworzy艂 oczy i przeszed艂 si臋 kilka krok贸w. Na 艣cianach nic. Sekretarzyk sta艂, jakby porzucony, przy przeciwleg艂ej 艣cianie. Winter podszed艂 do niego i zacz膮艂 wyjmowa膰 szuflady, jedn膮 po drugiej. Skrzypia艂y, kiedy je ci膮gn膮艂, nie dawa艂y si臋 ruszy膰.
Nie uda艂o mu si臋 otworzy膰 najni偶szej. Czy policja ju偶 tu by艂a i pr贸bowa艂a je otwiera膰?
Szarpn膮艂 mocniej. Szuflada si臋 podda艂a, a on polecia艂 do ty艂u i poczu艂 si臋 jak idiota. Rozejrza艂 si臋, jakby mia艂 publiczno艣膰. Czu艂 si臋 obserwowany. Szuflada by艂a pusta.
Le偶a艂 na pod艂odze i patrzy艂 w g贸r臋, na pok贸j. To by艂a dziwna perspektywa. Lustro wisia艂o nad sekretarzykiem, pozbawionym teraz opornej dolnej szuflady. Winter le偶a艂 w odleg艂o艣ci dw贸ch i p贸艂 metra od lustra. Patrz膮c na nie z ukosa z lewej strony, widzia艂 szklan膮 powierzchni臋, ale m贸g艂 te偶 zajrze膰 pod sp贸d. Przede wszystkim widzia艂 jego doln膮 cz臋艣膰. Nieco odstawa艂o od 艣ciany i dzi臋ki temu m贸g艂 zauwa偶y膰, 偶e co艣 jest po drugiej stronie. Widzia艂 to wyra藕nie, w woln膮 przestrze艅 wciska艂o si臋 艣wiat艂o. To, co wystawa艂o, tworzy艂o jaki艣 zarys.
Dzi臋ki ci Bo偶e, pomy艣la艂. Wsta艂 i podszed艂 do lustra. Zdj膮艂 je i odwr贸ci艂, 偶eby obejrze膰 ten kszta艂t w 艣wietle.
Ale nic tam nie by艂o. Co, do jasn..., pomy艣la艂. Spojrza艂 na pod艂og臋. Nic, 偶adnego kawa艂ka papieru ani zdj臋cia. 呕adnego kwitu. Kawa艂ek paj臋czyny przyczepiony na odwrocie lustra. I nic poza tym.
Zawiesi艂 lustro z powrotem i zn贸w po艂o偶y艂 si臋 na pod艂odze. Usi艂owa艂 patrze膰 pod tym samym k膮tem co przedtem. Zn贸w widzia艂 przestrze艅 i ten kszta艂t: lu藕no zwisaj膮c膮 paj臋czyn臋. To wszystko za bardzo mnie trzepn臋艂o, pomy艣la艂.
Zdj臋cia zostawi艂 na koniec. Kola偶 przypi臋ty do niewielkiej korkowej tablicy nad kuchennym sto艂em. Ringmar m贸wi艂, 偶e Vikingsson jest pr贸偶ny. Tacy nie wytrzymaj膮 d艂ugo bez lustra i swoich fotografii.
Kola偶 by艂 jedyn膮 osobist膮 rzecz膮 w mieszkaniu. Winter przygl膮da艂 mu si臋, schylony nad sto艂em. Kompozycja sk艂ada艂a si臋 z siedmiu... o艣miu zdj臋膰. Tak policzy艂. Najdziwniejsze by艂o to, 偶e nie by艂o na nich wida膰 nikogo opr贸cz samego Vikingssona. Sfotografowa艂 si臋 w r贸偶nych miejscach, trudnych do zidentyfikowania. Winter przygl膮da艂 si臋 wnikliwie, jednemu po drugim.
Tworzy艂y kszta艂t ko艂a. Zacz膮艂 je przegl膮da膰 zgodnie z ruchem wskaz贸wek zegara, powraca艂 spojrzeniem do godziny dwunastej: Vikingsson siedzia艂 przy jakiej艣 ladzie, wygl膮da艂o to jak kontuar w barze. Wype艂nia艂 sob膮 prawie ca艂y kadr. Za jego plecami wida膰 by艂o metr czy dwa baru. Kto艣 stoj膮cy po drugiej stronie pstrykn膮艂 to zdj臋cie z u偶yciem szerokok膮tnego obiektywu. Winter nie odrywa艂 od niego wzroku. Patrzy艂 za plecy Vikingssona, ogl膮da艂 kra艅ce baru.
Zna艂 to miejsce. Okno za Viki... Zamkn膮艂 oczy i przywo艂a艂 w my艣lach to samo okno. Widzia艂 ten sam kontuar. Zobaczy艂 siebie samego, jak siedzi i m贸wi co艣 do m臋偶czyzny stoj膮cego za barem.
Spokojnie, pomy艣la艂. To przypadek. W mie艣cie s膮 knajpy popularne i mniej popularne.
41 Winter czu艂 wo艅 adrenaliny wype艂niaj膮c膮 sal臋 konferencyjn膮. Inny nastr贸j ni偶 wtedy, kiedy wyje偶d偶a艂 do Londynu. 艢ledczy sprawiali wra偶enie, jakby pod膮偶ali w jakim艣 kierunku. Mieli co艣, czego mogli si臋 trzyma膰.
Winter opowiedzia艂 o tym, czego si臋 dowiedzia艂 w Londynie. Zaj臋艂o mu to dziesi臋膰 minut.
鈥 Chc臋, 偶eby艣cie wszyscy podzielili si臋 z innymi swoimi my艣lami 鈥 powiedzia艂. 鈥 Nie przejmujcie si臋, je艣li b臋dzie chaos i ba艂agan. Po prostu m贸wcie. Ta艣ma leci. Bertil pisze.
Siedzieli p贸艂kolem wok贸艂 Wintera. Wygl膮da艂o to jak p贸艂 mechanizmu zegara, jakby druga po艂owa czasu zosta艂a gdzie艣 z ty艂u, za nimi. Jakby liczyli na to, 偶e rozwi膮偶膮 zagadk臋, zanim wskaz贸wka zn贸w zatoczy ko艂o.
鈥 Witaj w domu, szefie 鈥 rzuci艂 Halders.
Pieprzony dupoliz, pomy艣la艂a Aneta Djanali. Chcia艂, 偶eby to zabrzmia艂o ironicznie, ale wszyscy wiedz膮, 偶e si臋 podlizuje.
鈥 Saro? 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 艢lady 艣wiadcz膮 o wielkiej sile i wielkiej w艣ciek艂o艣ci 鈥 zacz臋艂a Sara Helander.
鈥 W艣ciek艂o艣ci?
鈥 Tak s膮dzimy. 艢lady, ruchy.
鈥 Mhm.
鈥 Co艣 tu si臋 t艂umi, co si臋 uwalnia.
鈥 Ten skurwiel wpada w sza艂 鈥 rzuci艂 Halders.
鈥 Czy wyznaczy艂e艣 kogo艣, kto si臋 zajmie przesz艂o艣ci膮 Vikingssona? 鈥 zapyta艂 Winter, patrz膮c na Ringmara.
鈥 Jasne.
鈥 Wygl膮da na to, 偶e wszystko zaczyna si臋 spokojnie, wed艂ug jakiego艣 systemu czy wzoru, a potem wymyka si臋 spod kontroli 鈥 m贸wi艂a dalej Sara Helander.
鈥 Tak, mo偶na tak powiedzie膰 鈥 potwierdzi艂 Halders.
鈥 Zamknij si臋, Fredriku 鈥 rzuci艂 Winter. 鈥 Odezwij si臋, jak b臋dziesz mia艂 co艣 konstruktywnego do powiedzenia.
Szyja Haldersa zrobi艂a si臋 czerwona. Zerkn膮艂 z boku na Djanali, ale nie odezwa艂a si臋. Zamilk艂.
鈥 Za ka偶dym razem to wygl膮da tak samo 鈥 ci膮gn臋艂a Helander. 鈥 Plan, a potem wszystko wymyka si臋 spod kontroli. Ale najstraszniejsze jest to, 偶e za ka偶dym razem wszystko odbywa si臋 dok艂adnie tak samo.
鈥 Co masz na my艣li? 鈥 zapyta艂 Janne M枚llerstr枚m.
鈥 艢lady 鈥 odpar艂a Sara Helander. 鈥 Wygl膮daj膮 podobnie. Jak gdyby jaki艣 robot zwariowa艂 albo za ka偶dym razem by艂 programowany do pope艂nienia takiego samego szale艅stwa.
鈥 La Folie 鈥 mrukn膮艂 Halders, jak niepos艂uszne dziecko, kt贸re nie potrafi usiedzie膰 cicho.
Czy偶by zna艂 francuski?, pomy艣la艂a Aneta Djanali. Mo偶e chodzi na kurs wieczorowy?
鈥 Opr贸cz tej ostatniej sprawy w Londynie 鈥 ci膮gn臋艂a Sara Helander. 鈥 Na zdj臋ciach, kt贸re dosta艂am od Erika, wida膰 inny wz贸r. Jakby brakowa艂o kilku warstw.
鈥 Kto艣 mu przerwa艂 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 To wida膰.
W milczeniu ogl膮dali zdj臋cia. Ta potworna powtarzalno艣膰, my艣la艂a Aneta Djanali. To odra偶aj膮ce, a r贸wnocze艣nie to w艂a艣nie ka偶e nam i艣膰 dalej. To dzi臋ki tej powtarzalno艣ci jeste艣my w stanie dalej pracowa膰. Policyjna robota to sztuka monotonii.
Odchrz膮kn臋艂a.
鈥 Aneto?
鈥 Rozmawiali艣my troch臋 z s膮siadami Vikingssona, ale to anonimowe osiedle 鈥 zacz臋艂a. 鈥 Jak wszystkie domy czynszowe. Ale kiedy zapytali艣my o jego zwyczaje, kto艣 powiedzia艂, 偶e chyba du偶o trenuje.
鈥 Trenuje?
鈥 Nie wiem, czy nie powiedzia艂 tego tylko tak sobie. Ale ze dwa razy widzia艂 Vikingssona z du偶膮 sportow膮 torb膮.
鈥 Bertilu? 鈥 Winter odwr贸ci艂 si臋 do swojego zast臋pcy.
鈥 To jest wiadomo艣膰 z dzisiejszego dnia 鈥 wyja艣ni艂 Ringmar. 鈥 Wczoraj o tym nie wiedzieli艣my i nie pytali艣my o to.
鈥 Chodzi mi o to, co znale藕li艣cie u niego w domu 鈥 powiedzia艂 Winter.
Ringmar si臋gn膮艂 po le偶膮cy na stole skoroszyt, otworzy艂 i przejrza艂 list臋.
鈥 Nie by艂o 偶adnej sportowej torby 鈥 o艣wiadczy艂.
鈥 Nic? Plecak? Worek 偶eglarski?
鈥 Nie. Nic opr贸cz zgrabnej firmowej walizeczki. Ale nie mieli艣my czasu ku膰 艣cian i pod艂贸g.
鈥 A teraz on jest w domu i sprz膮ta 鈥 rzuci艂 Halders.
鈥 Sprawd藕, czy ma jaki艣 abonament na si艂owni臋 鈥 poleci艂 mu Winter.
鈥 Okej.
鈥 Sprawd藕 wszystkie kluby. Slottskogen, Ruddalen, wszystkie takie miejsca.
鈥 Jasne.
鈥 A tak w og贸le to co on teraz robi? 鈥 zapyta艂 M枚llerstr枚m.
鈥 Lata 鈥 odpar艂 Ringmar.
鈥 Jest jedna rzecz, je艣li chodzi o otoczenie ch艂opc贸w, czy jak by to powiedzie膰 鈥 zacz膮艂 Halders.
Wszyscy patrzyli na niego wyczekuj膮co.
鈥 Mieli艣my szuka膰 czego艣 wsp贸lnego, a to oznacza艂o setki godzin przegadanych z ich kolegami, dziewczynami i ch艂opakami.
鈥 Ewentualnymi ch艂opakami 鈥 wtr膮ci艂 Winter.
鈥 W sumie tak.
鈥 M贸w dalej.
鈥 Jest takie miejsce, gdzie bywali Robertson i Malmstr枚m, i Hill... Hillier te偶. Wszyscy chodzili, z r贸偶n膮 cz臋stotliwo艣ci膮 鈥 powiedzia艂 Halders.
鈥 Ale nie Jaegerberg?
鈥 Tego jeszcze nie wiemy. Mo偶e to miejsce jest akurat popularne w艣r贸d ludzi w tym wieku.
Wymieni艂 nazw臋 klubu, a Ringmar spojrza艂 na M枚llerstr枚ma.
鈥 Fredrik powiedzia艂 mi o tym dzi艣 rano 鈥 wyja艣ni艂 M枚llerstr枚m.
鈥 A wi臋c wczoraj wieczorem kilka rzeczy trafi艂o na swoje miejsce 鈥 m贸wi艂 dalej Halders. 鈥 Tylko tej nowej ofiary... Christiana Jaegerberga nie zd膮偶y艂em jeszcze sprawdzi膰.
Winter nic nie m贸wi艂, my艣la艂. Wygl膮da na cholernie zm臋czonego, pomy艣la艂a Aneta Djanali. Je艣li o n wygl膮da na zm臋czonego, to ciekawa jestem, jak my wszyscy wygl膮daliby艣my w oczach kogo艣 z zewn膮trz.
鈥 Czy Vikingsson ma samoch贸d? 鈥 Winter zwr贸ci艂 si臋 do Ringmara.
鈥 Nie, przynajmniej wed艂ug rejestru.
鈥 Rejestr to jedna rzecz. Musimy sprawdzi膰 wszystkie miejsca do parkowania i karty parkingowe mieszka艅c贸w w jego najbli偶s偶ej okolicy. Gdzie艣 tam mo偶e sta膰 samoch贸d, do kt贸rego nikt si臋 nie przyznaje, i on mo偶e nale偶e膰 do Vikingssona.
鈥 Mo偶e te偶 by膰 m贸j 鈥 rzuci艂 Halders.
鈥 S艂ucham?
鈥 To si臋 znowu sta艂o. M贸j samoch贸d zn贸w zosta艂 skradziony, ale tym razem nie dogoni艂em tego cholernego drania.
Przez kr贸tk膮 chwil臋 my艣leli o tym, 偶e kradnie si臋 coraz wi臋cej samochod贸w. Winter poczu艂, 偶e musi si臋 napi膰 kawy i zapali膰.
鈥 Wezwiemy go jeszcze raz na przes艂uchanie 鈥 o艣wiadczy艂.
鈥 Dobrze 鈥 zgodzi艂 si臋 Ringmar.
鈥 Mamy kolejne pytania 鈥 doda艂 Winter.
鈥 Ale nie ma go w domu 鈥 stwierdzi艂 M枚llerstr枚m.
鈥 Sprowad藕cie go. Nie jest wy艂膮czony ze 艣ledztwa, cho膰 mo偶e mu si臋 tak wydawa膰. W najgorszym razie, 偶eby wyda膰 nakaz aresztowania, spr贸bujemy konfrontacji na podstawie fotografii. Musimy te偶 zbada膰 jego 偶ycie prywatne. Przyjaciele, znajomi. Co robi wieczorami. Kluby. Bary. Kina.
Pomy艣la艂 o zdj臋ciach na 艣cianie jego kuchni. Spojrza艂 na Bergenhema. M艂ody inspektor wygl膮da艂 na chorego. Winter nie przypomina艂 sobie, 偶eby Bergenhem kiedykolwiek by艂 tak wychudzony. Czy zleci艂 mu niewykonalne zadanie? Czy mo偶e Bergenhem sta艂 si臋 k艂臋bkiem nerw贸w... bo nied艂ugo pojawi si臋 dziecko? Winter nic nie m贸g艂 o tym wiedzie膰. Wiele rzeczy robi艂, ale ojcem nie by艂.
鈥 Lars?
Bergenhem spojrza艂 na niego, ale jakby obok.
鈥 Tak?
鈥 A ty co powiesz?
鈥 Ja... ja mam pewien kontakt i to mo偶e nam co艣 da膰 鈥 odpar艂 Bergenhem.
Winter czeka艂 na dalszy ci膮g. Bergenhem m贸wi艂 dalej, z trudem formu艂uj膮c zdania. Jakby by艂 skacowany, pomy艣la艂 Winter. Albo po prostu jak k艂臋bek nerw贸w.
鈥 Wygl膮da na to, 偶e co艣 si臋 dzieje... albo zdarzy艂o si臋 w tej bran偶y... co艣 nowego.
鈥 Nowego?
鈥 Jaki艣 niepok贸j, czy jak to okre艣li膰. Nie s膮dz臋, 偶eby powodem by艂o moje wypytywanie. Tak jakby kto艣 wiedzia艂, o co pytam.
鈥 Czy kto艣 ci to powiedzia艂?
鈥 Mo偶e zdob臋d臋 jakie艣 nazwisko.
Wszyscy czekali. Poczuli si臋 tak, jakby Bergenhem mia艂 wymieni膰 to nazwisko tu i teraz. Tylko jedno nazwisko i b臋d膮 wreszcie mogli i艣膰 napi膰 si臋 kawy, dopisa膰 ostatni膮 stron臋 w skoroszycie Ringmara i komputerze M枚llerstr枚ma.
鈥 Kto艣, kto wie 鈥 powiedzia艂 Bergenhem. To by艂o wszystko.
Przejecha艂 mostem na drug膮 stron臋 i zaskoczy艂 Martin臋. Sta艂a w kuchni i patrzy艂a na pod艂og臋, jakby si臋 spodziewa艂a, 偶e z jej cia艂a za chwil臋 chlu艣nie woda, 偶e ju偶 nadszed艂 czas. To mog艂o si臋 zdarzy膰 w ka偶dej chwili.
Poca艂owa艂 j膮 i obj膮艂. Pachnia艂a jab艂kami i bawe艂n膮. Po艂o偶y艂 d艂o艅 na Okruszku.
鈥 Nie jeste艣 na s艂u偶bie?
鈥 Nie podkablujesz mnie chyba?
Za艣mia艂a si臋.
鈥 Chcesz co艣 do jedzenia?
鈥 Jest wieprzowina?
鈥 Wieprzowina?
鈥 Chc臋 sma偶one mi臋so. Czuj臋 si臋 tak, jakbym od lat nie mia艂 takiego apetytu.
鈥 Ale nie mia艂e艣 apetytu.
鈥 Sma偶ona wieprzowina z sosem cebulowym i gotowanymi ziemniakami, i absolutnie 偶adnych jarzyn.
鈥 To nie jest poprawne politycznie.
鈥 Ale co?
鈥 Rezygnacja z jarzyn.
鈥 Id臋 do spo偶ywczaka.
鈥 Je艣li chcesz wieprzowin臋, to naprawd臋 musisz i艣膰. W domu nie mamy.
Wyszed艂, skr臋ci艂 za dobrze znany r贸g. Kilkoro dzieci, mniej wi臋cej dziesi臋cioletnich, kr臋ci艂o si臋 na deskorolkach. One te偶 maj膮 przerw臋 w s艂u偶bie, pomy艣la艂.
Niebo by艂o zdumiewaj膮co niebieskie. Ani jednej chmury. Kiedy mija艂 budynek szko艂y, us艂ysza艂 ostry sygna艂 dzwonka. Brzmi tak samo jak kiedy艣, pomy艣la艂. Reformy szkolnictwa przychodz膮 i odchodz膮, ale nikt si臋 nie zajmuje szkolnym dzwonkiem. Tyle godzin po艣wi臋ci艂em na czekanie, 偶eby wreszcie zadzwoni艂. Nic tylko siedzia艂em w 艂awce i czeka艂em.
Poczu艂 si臋 tak, jakby nagle przesta艂 by膰 taki zagubiony, jakby si臋 przebudzi艂 ze snu. Nawr贸t zimy rozproszy艂 mrok w jego wn臋trzu.
Czy to przez Wintera? Przez to, 偶e wr贸ci艂? Czy偶bym by艂 tak cholernie uzale偶niony? Kim jestem? To ju偶 nie jest takie niewyra藕ne, ale to ci膮gle te same pytania. Jakbym musia艂 co艣 udowadnia膰, sobie i innym. Ja im poka偶臋 i... ja im poka偶臋.
Kim jeste艣, ch艂opie?, pomy艣la艂 i zobaczy艂 wy艂aniaj膮cy si臋 po prawej sklep. Plakaty reklamowe mia艂y kolor podbia艂u. Za dwa albo trzy lata Okruszek b臋dzie przychodzi艂 z pierwszymi kwiatkami w gar艣ci. B臋dziemy je wstawia膰 do wody, a potem zasuszymy mi臋dzy cz臋艣ciami A i B encyklopedii.
Kim jeste艣, poza tym, 偶e jeste艣 glin膮, kt贸ry idzie kupi膰 boczek i ma ogromne wyrzuty sumienia z powodu czego艣, czego nie zrobi艂?
My艣la艂 o niej jako o Angel, jako Marianne, zn贸w jako Angel. Nie wiedzia艂 ju偶 sam, czy to on, czy ona ci膮gnie, kto kogo do siebie przyci膮ga. Wci膮ga jak narkotyk, pomy艣la艂. To narkotyk. Czy to si臋 sko艅czy艂o? Co si臋 sko艅czy艂o?
Wiem, co robi臋, powiedzia艂 sam do siebie. Ka偶dy powie, 偶e wykonuj臋 swoj膮 prac臋. Napisa艂em raport.
Hanne
脰stergaard odpytywa艂a Mari臋 z francuskiego. Dziewczynka mia艂a
doskona艂膮 wymow臋, o ile matka by艂a w stanie to oceni膰.
Mo偶e latem wynajm膮 na dwa tygodnie domek w Normandii. Przygotowa艂a ju偶 i wype艂ni艂a formularz. Wioska nazywa艂a si臋 Roncey, a najbli偶sze miasto Coutances. Hanne by艂a tam, zanim pojawi艂a si臋 Maria. Katedra sta艂a na najwy偶szym wzniesieniu, ale uratowa艂a si臋 przed bombami. Jedyny ko艣ci贸艂 w p贸艂nocnej Normandii, kt贸ry nie zosta艂 zniszczony w czasie wojny. Sta艂a tam i wyci膮ga艂a r臋ce do Boga. Chcia艂a tam p贸j艣膰 i zapali膰 艣wieczk臋, po siedemnastu latach. S艂u偶ka Bo偶a z G枚teborga i jej c贸rka.
Sko艅czy艂y ze s艂贸wkami. Teraz dziewczynka czyta艂a tekst i t艂umaczy艂a na szwedzki. Ju偶 zna艂a j臋zyk lepiej od matki. Ona b臋dzie sk艂ada艂a zam贸wienia w wiejskiej gospodzie. Un vin blanc, une orange. B臋dzie kupowa艂a prowiant na pikniki na wielkich pustych pla偶ach. Kiedy woda si臋 wycofuje, w s艂o艅cu l艣ni膮 hodowle ostryg. B臋d膮 mog艂y chodzi膰 po bia艂ym piasku, wygrzebywa膰 stopami francuskoj臋zyczne kraby.
Dziewczynka wysz艂a z kuchni. Hanne us艂ysza艂a, jak w salonie rozgada艂 si臋 telewizor.
Un vin blanc. Otworzy艂a lod贸wk臋, wyj臋艂a otwart膮 butelk臋 i nala艂a sobie do kieliszka. Od zimna szk艂o pokry艂o si臋 ros膮. Wypi艂a niewielki 艂yk. By艂o za zimne. Odstawi艂a kieliszek, postanowi艂a zostawi膰 butelk臋 na blacie.
By艂 czwartkowy wiecz贸r. Termometr pokazywa艂 minus trzy stopnie. W zesz艂ym tygodniu pojawi艂y si臋 krokusy, a teraz zamarz艂y, pomy艣la艂a. Ciekawe, jak si臋 miewa budleja.
Us艂ysza艂a syren臋, od strony Korsv盲gen. Jakby tam mieli jaki艣 ob贸z treningowy, pomy艣la艂a Hanne.
Jutro Maria pojedzie na ob贸z ze swoj膮 dru偶yn膮 pi艂ki r臋cznej, na weekend. Hanne cieszy艂a si臋 na samotno艣膰. Wolny weekend, to niezwyk艂e u kap艂ana. Zamierza艂a i艣膰 do kina, poczyta膰, ugotowa膰 zup臋 rybn膮, na艂o偶y膰 na siebie kilka warstw i zrobi膰 wielk膮 rund臋 wok贸艂 Delsj枚n, i wr贸ci膰 do domu z gor膮cym rumie艅cem na twarzy, kt贸ry b臋dzie si臋 utrzymywa艂 przez ca艂y wiecz贸r.
鈥 Zszy艂a艣 m贸j dres? 鈥 zawo艂a艂a c贸rka z kanapy przed telewizorem.
鈥 Taaak.
鈥 A bia艂a bluzka, jest uprana?
鈥 Tak. Je艣li jeszcze czego艣 chcesz, masz tu przyj艣膰.
鈥 Co?
鈥 Je艣li jeszcze czego艣 chcesz, masz tu przyj艣膰!
Us艂ysza艂a z pokoju chichot c贸rki, zn贸w poch艂oni臋tej rodzinnym dramatem.
To by艂 ci臋偶ki i m臋cz膮cy tydzie艅, nie nad膮偶a艂a, mia艂a za du偶o obowi膮zk贸w. Nie mog艂a si臋 uwolni膰 od spotka艅 na policji.
Wypadek samochodowy we wtorek, potem rozmowy.
Potem po po艂udniu ogromne zm臋czenie, kt贸re niejedn膮 m艂odsz膮 kobiet臋 sk艂oni艂oby do porzucenia tej pracy. M贸wi艂a, 偶e zawsze jest zm臋czona.
Czy to w og贸le jest praca dla kobiet? R贸wnie dobrze mo偶na by powiedzie膰, 偶e to nie jest praca dla m臋偶czyzn, pomy艣la艂a. Tu nie chodzi o mi臋艣nie czy wzrost. Tu chodzi o wszystko i wszystkich. Czasem mia艂a w膮tpliwo艣ci, czy to jest praca dla ludzi.
Zajrza艂a do c贸rki.
鈥 Wezm臋 k膮piel 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Odbierz, je艣li zadzwoni telefon.
Dziewczynka skin臋艂a g艂ow膮, ze wzrokiem utkwionym w telewizorze. Hanne spojrza艂a na ekran. Cztery osoby m贸wi艂y r贸wnocze艣nie. Wszystkie sprawia艂y wra偶enie zdenerwowanych. Rodzina.
Zabra艂a do 艂azienki kieliszek z winem. Zakorkowa艂a wann臋 i ustawi艂a temperatur臋 wody. Rozebra艂a si臋, po kolei odk艂adaj膮c ubrania do kosza na brudn膮 bielizn臋. Napi艂a si臋 wina, postawi艂a kieliszek na brzegu wanny, odwr贸ci艂a si臋 i spojrza艂a w du偶e lustro na wewn臋trznej stronie drzwi szafki.
Podesz艂a bli偶ej, przygl膮da艂a si臋 swojemu odbiciu. Jestem kobiet膮 niespe艂na trzydziestopi臋cioletni膮 i to jest moje cia艂o, pomy艣la艂a. U艂o偶y艂a d艂onie pod biustem i sta艂a nieruchomo. Czu艂a ci臋偶ki op贸r, jeszcze stawia艂y op贸r. Pog艂adzi艂a si臋 po brzuchu. Nadal mia艂a tali臋, cho膰 sta艂a si臋 nieco ci臋偶sza. W por贸wnaniu do kiedy?, pomy艣la艂a i stan臋艂a bokiem. Ty艂ek troch臋 obwis艂, ale to dlatego, 偶e patrzy pod takim k膮tem.
Woda szumia艂a coraz ciszej, im wi臋cej jej by艂o w wannie. Zakr臋ci艂a kran i w艂o偶y艂a jedn膮 stop臋 do wody. By艂a gor膮ca i rozkoszna.
D艂ugo le偶a艂a w wannie. Sk贸ra na palcach i pod stopami zacz臋艂a si臋 uk艂ada膰 w wydmy. Zn贸w pomy艣la艂a o Francji, o pla偶ach. Dopi艂a wino i zamkn臋艂a oczy, na jej czole perli艂 si臋 pot.
Najgorsza by艂a wizyta u rodzic贸w ch艂opca, u matki. Jaegerberg, przed szereg贸wk膮 skrzynka na listy w kszta艂cie domku dla ptak贸w. Ojciec by艂 ju偶 w Londynie, natychmiastowa decyzja, jak tylko dostali wiadomo艣膰.
Ch艂opak by艂 adoptowany. Czy to mia艂o jakie艣 znaczenie? Czy przez to by艂o inaczej? Przez sekund臋 mia艂a takie wra偶enie. Zapyta艂a potem Erika w samochodzie, ale nie umia艂 powiedzie膰, albo nie mia艂 si艂y. W drodze powrotnej milcza艂. S艂ycha膰 by艂o jedynie skrzypienie wycieraczek tr膮cych o przedni膮 szyb臋. Pada艂o co艣, co nie by艂o ani deszczem, ani 艣niegiem. Pod chmurami z p贸艂nocy domy w Gamlestaden straci艂y kolory.
鈥 To pocz膮tek ko艅ca 鈥 powiedzia艂 nagle Erik.
鈥 Co powiedzia艂e艣?
鈥 呕e w艂a艣nie si臋 zaczyna 鈥 wyja艣ni艂 i w艂o偶y艂 do odtwarzacza sw贸j jazz. 鈥 Przygotuj si臋.
O
zmierzchu Winter wsiad艂 na statek do Asper枚. Wysiad艂 przy Alberts
Brygga i zacz膮艂 si臋 wspina膰 pod g贸r臋. Skr臋ci艂 na 艣cie偶k臋 w
prawo i szed艂 dalej, w kierunku szczytu. Bolger siedzia艂 przed
domem.
鈥 Czy偶 tu nie jest pi臋knie? 鈥 zapyta艂, podnosz膮c ramiona.
Pod nimi, za iglastym lasem, ci膮gn臋艂y si臋 szkiery. Przez odblaski nad Styrs枚 i Dons枚 mogli zobaczy膰 zbli偶aj膮cy si臋 Kattegat. Winter dostrzeg艂 prom Stena Line mi臋dzy ska艂ami fiordu Dana.
鈥 I to wszystko jest moje 鈥 stwierdzi艂 Bolger. 鈥 Przyjd藕 kr贸lestwo moje.
鈥 Czy to by艂o rok temu? 鈥 zapyta艂 Winter.
鈥 Nie by艂e艣 tu zesz艂ego lata?
鈥 Nie.
鈥 Chcia艂em, 偶eby艣 to zobaczy艂 鈥 powiedzia艂 Bolger. 鈥 To pi臋kno.
鈥 Owszem.
鈥 By艂 ju偶 najwy偶szy czas, 偶ebym ci臋 zaprosi艂. Pod koniec marca jest najpi臋kniej.
鈥 Dlaczego?
鈥 Nie ma 偶adnego zielonego szajsu, kt贸ry by zas艂ania艂. Tylko woda, ska艂y i niebo.
鈥 呕adnych 偶agl贸wek?
鈥 Zw艂aszcza ich.
鈥 S艂ysza艂em, 偶e zn贸w si臋 niepokoi艂e艣 o Bergenhema 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Napawaj si臋 tym widokiem 鈥 odpar艂 Bolger.
鈥 Czy偶by sparzy艂 si臋 na czym艣 du偶ym, Johan?
鈥 Nie ma nic wi臋kszego ni偶 to 鈥 powiedzia艂 Bolger, wyci膮gaj膮c teatralnie r臋k臋.
Winter poczu艂 zapach morskiej bryzy. Nag艂y podmuch pochyli艂 krzaki przed domem.
鈥 Cz臋sto tu przyje偶d偶asz? 鈥 zapyta艂 Winter.
鈥 Coraz cz臋艣ciej.
鈥 Nocujesz tutaj?
鈥 Czasami. Kiedy nie chce mi si臋 uruchamia膰 motoru.
艁贸d藕 Bolgera sta艂a w cieniu przystani. Otwarta, zrobiona z tego samego drewna co dom.
鈥 Ch艂opak kr臋ci ze striptizerk膮 鈥 powiedzia艂 Bolger.
Winter nie odpowiedzia艂.
鈥 Jedn膮 z popularniejszych.
鈥 Pewnie ma swoje powody, m贸wi艂e艣 ju偶. Kiedy by艂em w Londynie.
鈥 To tw贸j cz艂owiek.
鈥 A kim ona jest?
鈥 Zwyk艂a striptizerka.
鈥 To dlatego chcia艂e艣, 偶ebym tu przyjecha艂?
鈥 Sam m贸wi艂e艣, 偶e chcesz troch臋 przewietrzy膰 g艂ow臋.
鈥 Kim ona jest?
鈥 Laska by艂a narkomank膮, a takim mo偶e strzeli膰 do 艂ba praktycznie wszystko.
鈥 Dobrze j膮 znasz?
鈥 Nie.
鈥 Ale si臋 niepokoisz.
鈥 To nigdy nie jest bezpieczne, Eriku.
鈥 Co mam zrobi膰?
鈥 Dowiedz si臋, co on robi.
鈥 Wiem, co on robi.
鈥 Ty wiesz wszystko 鈥 stwierdzi艂 Bolger.
鈥 Co?
鈥 Gdzie jest...
鈥 Co m贸wisz?
鈥 Mats jest...
鈥 Co ty, do cholery, tam mruczysz, Johan? O co chodzi z Matsem?
Bolger podni贸s艂 wzrok, spojrza艂 na Wintera.
鈥 Nic.
鈥 Co chcia艂e艣 powiedzie膰?
鈥 Nic takiego, do diab艂a, Eriku 鈥 powiedzia艂 Bolger i wsta艂. 鈥 Chod藕 do 艣rodka, napijemy si臋 kawy z wk艂adk膮.
Winter patrzy艂, jak nad morzem zapada wiecz贸r. Widzia艂 艣wiat艂a dw贸ch statk贸w p艂yn膮cych fiordem. Zbli偶a艂y si臋 do siebie i na chwil臋 po艂膮czy艂y si臋 w jedno, jak silna lampa.
Bolger i Winter pili kaw臋 z w贸dk膮. Bolger rozpali艂 w kominku, by艂o to jedyne 藕r贸d艂o 艣wiat艂a.
鈥 Kiedy odchodzi prom na l膮d?
鈥 O 贸smej.
鈥 Mo偶esz przekima膰 tutaj, je艣li chcesz.
鈥 Nie mam czasu.
鈥 Jest jeszcze co艣 鈥 powiedzia艂 Bolger.
Winter napi艂 si臋 kawy, poczu艂 smak samogonu. Przegryz艂 kostk膮 cukru.
鈥 Kiedy tak si臋 nad tym zastanawia艂em, to doszed艂em do wniosku, 偶e kt贸ry艣 albo paru z tych ch艂opak贸w mog艂o zagl膮da膰 do mojej knajpy 鈥 o艣wiadczy艂 Bolger.
鈥 I m贸wisz to dopiero teraz?
鈥 Sam ich nie widzia艂em, ale wi臋kszo艣膰 m艂odzie偶y w tym wieku zachodzi do mnie co najmniej raz w miesi膮cu. Tam si臋 zwykle zbieraj膮 w czwartkowe wieczory.
鈥 Mhm.
鈥 Mo偶e warto sprawdzi膰.
鈥 Oczywi艣cie.
鈥 Mo偶e nawet obs艂ugiwa艂em kt贸rego艣 z nich. Dopiero teraz przysz艂o mi to do g艂owy.
鈥 Mhm.
鈥 Chcia艂bym jeszcze raz obejrze膰 te zdj臋cia.
Bolger rozpali艂 ogie艅 w nowo zbudowanym palenisku na skale. Upiera艂 si臋 przy tym. Wiecz贸r otacza艂 ich jak sklepienie. P艂omienie strzela艂y w g贸r臋 i Winter patrzy艂, jak zmieniaj膮 kolor z krwawego na ognisty. Twarz Bolgera znikn臋艂a i wr贸ci艂a w 艣wietle. J臋zyki ognia wznosi艂y si臋 razem z dymem i przez chwil臋 Winter mia艂 wra偶enie, 偶e widzi w艣r贸d nich ruch, jakby postacie, cia艂a.
42 WINTER CZYTA艁 OBYDWA LISTY w艂amywacza. Opisy zakrwawionych ubra艅 w pokoju i relacja z rozmowy telefonicznej wys艂uchanej z ukrycia by艂y bardzo sugestywne.
Znale藕li plamy krwi w mieszkaniu w G枚teborgu. Macdonald te偶 znalaz艂 krew w mieszkaniu w Londynie. Ostatnio. Krew, kt贸ra kapie na pod艂og臋, nawet je艣li si臋 zachowuje ostro偶no艣膰, pomy艣la艂 Winter.
Krew z G枚teborga by艂a krwi膮 cz艂owieka i zwierz臋cia lub kilku zwierz膮t. Mog艂a pochodzi膰 z zakrwawionych ubra艅, o kt贸rych pisa艂 z艂odziej, ale nie mieli pewno艣ci. O krwi ze Stanley Gardens jeszcze nic nie by艂o wiadomo.
Dziwna by艂a ta rozmowa, kt贸r膮 opisywa艂 z艂odziej. Winter odczyta艂 j膮 jeszcze raz. Celuloid. Co to mo偶e znaczy膰? Poza tym, 偶e znaczy to, co znaczy? W艂amywacz le偶a艂 pod 艂贸偶kiem, a Vikingsson m贸wi艂 do telefonu o celuloidzie.
Sprawdzili rozmowy. Vikingsson nigdy nie dzwoni艂 do Londynu. Rzadko te偶 rozmawia艂 w obr臋bie miasta. W dniu, kiedy z艂odziej mia艂 pods艂ucha膰 rozmow臋, dzwoni艂 do automatu telefonicznego w centrum G枚teborga.
O ile w li艣cie napisa艂 prawd臋. O ile nie napisa艂 go kolejny szaleniec. Nie wygl膮da艂o na to, ale nigdy nic nie wiadomo.
Vikingsson wr贸ci艂. Uda艂o im si臋 nam贸wi膰 W盲lldego, 偶eby pozwoli艂 go zatrzyma膰. Winter si臋 uspokoi艂, wreszcie m贸g艂 si臋 skoncentrowa膰. Czu艂, 偶e ma czas, 偶eby pomy艣le膰.
Pr贸bowali przed艂u偶y膰 czas do postanowienia o aresztowaniu, s臋dzia m贸g艂 podj膮膰 tak膮 decyzj臋 w ci膮gu jednego dnia, ale Winter mia艂 nadziej臋, 偶e uda si臋 to maksymalnie przed艂u偶y膰, do czterech dni. Ale to, co mamy, nie pozwala go aresztowa膰, pomy艣la艂 Winter, odk艂adaj膮c na biurko kopi臋 listu.
Mamy cztery dni, w najlepszym razie.
Zamierzali przeprowadzi膰 konfrontacj臋 z Vikingssonem. Po drugiej stronie lustra mia艂 sta膰 Beckman. Chcieli si臋gn膮膰 do wszystkiego, co si臋 zachowa艂o w pami臋ci motorniczego.
Winter sporo czyta艂 o psychologii pami臋ci. Najwa偶niejsza podczas wielu proces贸w s膮dowych jest konfrontacja 艣wiadk贸w.
Tyle spraw przepad艂o z powodu niezr臋czno艣ci, niewiedzy. Policja nie wykorzystywa艂a swoich szans. Wiele bada艅 z psychologii pami臋ci wskazywa艂o, 偶e najlepiej cz艂owiek rozpoznaje twarze.
Istnieje osobny system zapami臋tywania i przetwarzania informacji dotycz膮cych w艂a艣nie twarzy, pomy艣la艂 Winter. Zadzwoni艂 do Ringmara.
鈥 Mo偶esz wpa艣膰 na chwil臋, Bertilu?
Ringmar wszed艂, z wyrazem podniecenia na twarzy.
鈥 Wygl膮dasz na zaaferowanego 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 Mo偶e widzisz jakie艣 艣wiat艂o w tunelu.
鈥 Jakiego tunelu?
鈥 Tego, co le偶y na pocz膮tku 艣wiat艂a.
鈥 Przeczyta艂em jeszcze raz przes艂uchania Beckmana 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 I wydaje mi si臋, 偶e teraz b臋dzie mia艂 wi臋cej do powiedzenia.
鈥 Mhm. Ale ten 艣wiadek niewiele nam daje. Przecie偶 nie widzia艂 samej zbrodni.
鈥 Przeprowadzimy jeszcze jedno przes艂uchanie, bardziej kognitywne.
鈥 Jestem za.
Winter spojrza艂 na Ringmara. Nie lubi艂 niekt贸rych s艂贸w. Winter nie rozumia艂 dlaczego.
Zadadz膮 Beckmanowi inne pytania, bardziej otwarte. Dadz膮 mu wi臋cej czasu. W metodzie kognitywnej chodzi o to, 偶eby sk艂oni膰 艣wiadka do u偶ycia technik wspomagaj膮cych pami臋膰. Poprosz膮 Beckmana, 偶eby opisa艂 ka偶dy szczeg贸艂, powiedzia艂, co widzia艂, w r贸偶nej kolejno艣ci, z r贸偶nych perspektyw.
鈥 Musimy wszystko dobrze zrobi膰 鈥 o艣wiadczy艂 Winter.
鈥 Powtarzasz si臋 鈥 odpar艂 Ringmar.
鈥 Chc臋 mie膰 siedmiu figurant贸w do konfrontacji 鈥 zdecydowa艂 Winter.
鈥 Okej.
To oznacza艂o, 偶e przed Beckmanem stanie osiem os贸b, podejrzany i jeszcze siedem.
To samo zrobi膮 z Douglasem Svenssonem, w艂a艣cicielem pubu, pracodawc膮 Jamiego Robertsona. Svensson widzia艂 jak膮艣 twarz i mo偶e by艂by w stanie j膮 rozpozna膰.
鈥 Musimy si臋 postara膰, znale藕膰 odpowiednich 鈥 m贸wi艂 dalej Winter.
鈥 Figurant贸w? Niewinne manekiny?
鈥 Tak.
鈥 Oczywi艣cie.
Nie ustawi膮 Vikingssona z jakimi艣 menelami. Skompletowanie odpowiedniego sk艂adu bywa bardzo trudne.
鈥 Gabriel jeszcze raz przes艂ucha Vikingssona 鈥 powiedzia艂 Ringmar.
鈥 Wiem 鈥 przyzna艂 Winter. 鈥 W艂a艣nie tam id臋.
鈥 Niewiele si臋 dowiedzieli艣my o jego pochodzeniu i 偶yciu prywatnym.
鈥 Nie ma rodziny, o ile si臋 orientuj臋.
鈥 Nie ma 偶ony ani dzieci, o ile to masz na my艣li, kiedy m贸wisz o rodzinie.
鈥 Tak.
鈥 Nie jest homoseksualist膮.
鈥 Te偶 tak my艣la艂em 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Na pocz膮tku tak my艣la艂em.
鈥 Ach tak?
Winter nie opowiedzia艂 o przeszukaniu, kt贸re razem z Macdonaldem przeprowadzi艂 w Londynie. To nie by艂o konieczne, przynajmniej jeszcze nie teraz. Ale widzia艂 znaki, szczeg贸艂y, kt贸re wydawa艂y mu si臋 znajome. Przypomnia艂 mu si臋 Mats.
鈥 Ale to jeszcze o niczym nie 艣wiadczy.
鈥 Tylko tyle, 偶e ofiarami s膮 ch艂opcy 鈥 powiedzia艂 Ringmar.
鈥 I by膰 mo偶e istnieje motyw seksualny, kt贸rego nie umiemy dostrzec 鈥 doda艂 Winter.
Podejrzewa艂, 偶e chodzi艂o o co艣 takiego. Albo co艣 takiego by艂o po艣redni膮 przyczyn膮. Morderca wykorzysta艂 zagubienie ch艂opc贸w, to, 偶e czego艣 szukali. To mog艂a by膰 najprostsza rzecz pod s艂o艅cem, okrutnie prosta... nawet je艣li cz臋艣膰 m艂odych ludzi uwa偶a, 偶e patrzy na 艣wiat z ironi膮 albo doro艣li tak ich postrzegaj膮... nawet je艣li z wierzchu byli cool, pod spodem szukali, pomy艣la艂 Winter. Zawsze si臋 w co艣 wierzy. To m贸g艂 by膰 ratunek albo 艣miertelne niebezpiecze艅stwo.
鈥 M艂odych ludzi mo偶na wykorzysta膰 na tak wiele sposob贸w 鈥 stwierdzi艂.
鈥 Tylko m艂odych?
鈥 Ich naj艂atwiej.
鈥 Ty ci膮gle jeste艣 m艂ody 鈥 powiedzia艂 Ringmar.
鈥 Jestem wykorzystywany, ale nie w ten spos贸b.
鈥 A wi臋c to wina spo艂ecze艅stwa?
鈥 Oczywi艣cie.
鈥 Zawsze tak jest?
鈥 Spo艂ecze艅stwo ma takich doros艂ych, na jakich zas艂uguje. Teraz to wida膰 wyra藕niej ni偶 kiedykolwiek przedtem.
鈥 Wi臋c nie ma nadziei?
鈥 Nie wiem, Bertilu.
鈥 Co b臋dziesz robi艂 w sylwestra 1999 roku?
鈥 Je艣li chcesz wiedzie膰, czy zam贸wi艂em gdzie艣 stolik, to m贸wi臋, 偶e nie.
鈥 B臋dziesz siedzia艂 w domu i puszcza艂 Coltrane鈥檃 jakiej艣 pi臋knej kobiecie?
鈥 Pewnie tak.
鈥 A skoro o tym mowa... rozmawiali艣my ju偶 z kobietami, z kt贸rymi Vikingsson spotyka艂 si臋 w G枚teborgu. Troch臋 ich by艂o.
鈥 Widzia艂em w protokole. Czy to rozwi膮z艂o艣膰?
鈥 Te czasy ju偶 min臋艂y.
鈥 A kiedy by艂y te czasy?
鈥 Zanim homoseksualny steward przywl贸k艂 ze sob膮 wirusa AIDS z Afryki do Nowego Jorku 鈥 odpar艂 Ringmar.
鈥 Przypomnia艂e艣 mu o tej legendzie? 鈥 zapyta艂 Winter.
Winter
wszed艂 do pokoju przes艂ucha艅. Carl Vikingsson rzuci艂 na niego
okiem. By艂 ros艂ym m臋偶czyzn膮. Proste blond w艂osy mia艂 nieco
d艂u偶sze ni偶 na zdj臋ciach. Sprawia艂 wra偶enie kogo艣, kto potrafi
zrelacjonowa膰, co robi艂. Ma dobr膮 pami臋膰, pomy艣la艂 Winter.
G艂贸wny 艣ledczy Gabriel Cohen przegl膮da艂 swoje papiery. By艂 cz艂owiekiem skrupulatnym. Winter skin膮艂 g艂ow膮 i usiad艂. Vikingsson wierci艂 si臋 na krze艣le, jakby chcia艂 znale藕膰 najlepsz膮 pozycj臋 do obrony.
鈥 Komisarz policji kryminalnej Erik Winter 鈥 Cohen dokona艂 prezentacji. 鈥 B臋dzie si臋 przys艂uchiwa艂.
Winter kiwn膮艂 g艂ow膮. Vikingsson podni贸s艂 palec wskazuj膮cy w ge艣cie pozdrowienia, jakby postanowi艂 wsp贸艂pracowa膰.
Cohen zacz膮艂 przes艂uchanie, jedno z wielu, przy kt贸rych Winter by艂 obecny. Pytania dotyczy艂y tego, co Vikingsson robi艂, kiedy pope艂niono morderstwa. Kilka razy wyra偶a艂 ubolewanie, 偶e nie nosi ze sob膮 przypi臋tego do pulpitu na piersi dziennika. Przes艂uchanie trwa艂o.
G.C.: 鈥 Znajoma, kt贸r膮 pan spotka艂, jak pan utrzymuje, nie potwierdzi艂a, 偶e byli艣cie razem przez ca艂y wiecz贸r.
C.V.: 鈥 Ka偶dego mo偶e zawie艣膰 pami臋膰.
G.C.: 鈥 A wi臋c twierdzi pan, 偶e to ona nie pami臋ta?
C.V.: 鈥 Tak.
G.C.: 鈥 Wr贸cimy do tego. Prosz臋 opowiedzie膰, co pan robi艂 dwudziestego czwartego bie偶膮cego miesi膮ca.
C.V.: 鈥 Wr贸ci艂em z Londynu i wzi膮艂em troch臋 rzeczy z mieszkania.
G.C.: 鈥 Jakich rzeczy?
C.V.: 鈥 Przybor贸w toaletowych.
G.C.: 鈥 Ma pan dwa mieszkania?
C.V.: 鈥 Wiecie o ty...
G.C.: 鈥 Nie zrozumia艂em odpowiedzi.
C.V.: 鈥 To wszystko przecie偶 wiecie.
G.C.: 鈥 Od jak dawna ma pan dwa mieszkania?
C.V.: 鈥 Nie nazwa艂bym tego mieszkaniem.
G.C.: 鈥 Czego nie nazwa艂by pan mieszkaniem?
C.V.: 鈥 Nory w G枚teborgu. To raczej...
G.C.: 鈥 Nie zrozumia艂em.
C.V.: 鈥 To tylko miejsce do nocowania.
G.C.: 鈥 Od jak dawna pan je ma?
C.V.: 鈥 Od jakiego艣 czasu. Mo偶ecie to sprawdzi膰 lepiej ode mnie.
G.C.: 鈥 Pytam po raz kolejny, jak d艂ugo ma pan to mieszkanie.
C.V.: 鈥 Mo偶e z p贸艂 roku.
G.C.: 鈥 Dlaczego pan je wynaj膮艂?
C.V.: 鈥 Chat臋 w G枚teborgu?
G.C.: 鈥 Tak.
C.V.: 鈥 Chcia艂em czasem zaprosi膰 kogo艣, kiedy mam wolne.
G.C.: 鈥 Ale nie spotyka si臋 pan z nikim.
C.V.: 鈥 Co?
G.C.: 鈥 Nie mo偶e pan potwierdzi膰, 偶e spotka艂 si臋 z kim艣 w terminach, o kt贸re pytali艣my.
C.V.: 鈥 No to mieli艣cie pecha.
To raczej ty masz pecha, pomy艣la艂 Winter. Uwa偶nie przygl膮da艂 si臋 Vikingssonowi. Nie poci艂 si臋, nie wi艂 na krze艣le, nie okazywa艂 偶adnych objaw贸w zdenerwowania. Winter zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, jak chory psychicznie musi by膰 ten cz艂owiek.
G.C.: 鈥 Zezna艂 pan, 偶e wynaj膮艂 to mieszkanie, 偶eby spotyka膰 si臋 z przyjaci贸艂mi.
C.V.: 鈥 To prawda.
G.C.: 鈥 Gdzie si臋 pan spotyka z przyjaci贸艂mi?
C.V.: 鈥 Co to za krety艅skie pytanie?
G.C.: 鈥 Prosz臋 poda膰 przyk艂ad, gdzie si臋 pan spotyka z przyjaci贸艂mi.
C.V.: 鈥 W domu u nich, nie u mnie, bo nie ma za du偶o miejsca.
G.C.: 鈥 Nigdy nie zaprasza艂 pan nikogo do domu?
C.V.: 鈥 Jedn膮 czy dwie kobiety, kt贸re nie mia艂y ochoty wraca膰 do swoich m臋偶贸w.
G.C.: 鈥 Pa艅scy s膮siedzi twierdz膮, 偶e cz臋sto miewa艂 pan go艣ci.
C.V.: 鈥 W ka偶dym razie nie wtedy, kiedy tam by艂em.
G.C.: 鈥 Du偶o pan trenuje?
C.V.: 鈥 Co?
G.C.: 鈥 Czy du偶o pan trenuje? 膯wiczenia fizyczne.
C.V.: 鈥 Nie.
G.C.: 鈥 Nie?
C.V.: 鈥 Ca艂y trening, jakiego potrzebuj臋, mam w puszce.
G.C.: 鈥 W puszce?
C.V.: 鈥 W samolocie. Cholernie du偶o musz臋 chodzi膰.
G.C.: 鈥 Nie chodzi pan do 偶adnej si艂owni?
C.V.: 鈥 Zdarza艂o si臋, ale to by艂o dawno temu. Je艣li kto艣 m贸wi, 偶e mnie widzia艂 w takim miejscu, to k艂amie.
G.C.: 鈥 Nikt tego nie m贸wi.
C.V.: 鈥 To dobrze.
G.C.: 鈥 Ale kilka razy widziano pana z du偶膮 torb膮 sportow膮.
C.V.: 鈥 Co?
G.C.: 鈥 Kilka razy widziano pana z du偶膮 torb膮 sportow膮.
C.V.: 鈥 Aha. Przewo偶臋 w niej rzeczy mi臋dzy G枚teborgiem i Londynem.
G.C.: 鈥 Nie znale藕li艣my jej w mieszkaniu w G枚teborgu.
C.V.: 鈥 Mam j膮 w Londynie.
G.C.: 鈥 Tam te偶 jej nie znale藕li艣my.
C.V.: 鈥 Weszli艣cie do mojego mieszkania w Londynie?
G.C.: 鈥 Zast臋pca g艂贸wnego 艣ledczego Bertil Ringmar poinformowa艂 pana, 偶e przeszukali艣my pa艅skie mieszkanie w Londynie.
C.V.: 鈥 Nikt mi tego nie m贸wi艂, do jasnej cholery!
G.C.: 鈥 Otrzyma艂 pan wszelkie niezb臋dne informacje.
C.V.: 鈥 To si臋 w pale nie mie艣ci.
G.C.: 鈥 Czy mo偶e pan powiedzie膰, gdzie jest ta torba?
C.V.: 鈥 Co?
G.C.: 鈥 Gdzie jest ta torba?
C.V.: 鈥 Pewnie j膮 ukradli艣cie.
G.C.: 鈥 Czy jest jakie艣 inne miejsce, gdzie mo偶e by膰?
C.V.: 鈥 Oczywi艣cie, 偶e nie. Jest w Londynie. Moi koledzy mog膮 potwierdzi膰, 偶e mia艂em j膮 ze sob膮 ostatnim razem, kiedy tam by艂em. Czyli wczoraj.
G.C.: 鈥 Nie ma jej w pa艅skim mieszkaniu.
C.V.: 鈥 W takim razie gliny j膮 zw臋dzi艂y.
G.C.: 鈥 Nikt z pa艅skich koleg贸w nie powiedzia艂, 偶e widzia艂 pana z du偶膮 sportow膮 torb膮.
C.V.: 鈥 Mo偶e mieli inne rzeczy na g艂owie.
G.C.: 鈥 Czy s膮 dwie torby?
C.V.: 鈥 Co?
G.C.: 鈥 Czy s膮 dwie sportowe torby?
C.V.: 鈥 Czy wy w policji kryminalnej zaczynacie widzie膰 podw贸jnie?
G.C.: 鈥 Niech pan tylko odpowiada na pytania.
C.V.: 鈥 Odpowied藕 brzmi: nie.
G.C.: 鈥 Posiada pan samoch贸d?
C.V.: 鈥 Nie.
G.C.: 鈥 Czy w G枚teborgu jest jaki艣 samoch贸d, kt贸rym mo偶e pan dysponowa膰?
C.V.: 鈥 Czy wypo偶yczam samoch贸d? Czasem si臋 zdarza.
G.C.: 鈥 Czy to jaki艣 konkretny samoch贸d?
C.V.: 鈥 Nie 艂api臋, o czym pan w og贸le m贸wi.
艁apiesz, gnoju, pomy艣la艂 Winter. Zaraz padn膮 ciosy, a wtedy z艂apiesz jeszcze lepiej.
G.C.: 鈥 Czy w G枚teborgu jest jaki艣 konkretny samoch贸d, kt贸rym pan je藕dzi regularnie?
C.V.: 鈥 Nie.
G.C.: 鈥 A wi臋c nie je藕dzi pan przerejestrowanym samochodem marki Opel Kadett Karavan o numerze rejestracyjnym ANG 999, koloru bia艂ego?
C.V.: 鈥 Co?
G.C.: 鈥 Niech pan odpowie na pytanie.
C.V.: 鈥 A co to za pytanie? Jeszcze raz.
G.C.: 鈥 Przerejestrowanym samochodem marki Opel Kadett Karavan o numerze rejestracyjnym ANG 999, koloru bia艂ego, rocznik osiemdziesi膮t osiem. Nigdy pan nim nie je藕dzi艂?
C.V.: 鈥 Nie.
G.C.: 鈥 Sta艂 zaparkowany siedemset metr贸w od pa艅skiego mieszkania, na p艂atnym parkingu przy Distansgatan we Flat氓s, w zachodnim G枚teborgu.
C.V.: 鈥 Naprawd臋?
G.C.: 鈥 Parking nale偶y do pa艅skiego znajomego, Petera M枚llera, kt贸ry podczas przes艂uchania zezna艂, 偶e wynajmuje go pan z drugiej r臋ki.
C.V.: 鈥 To k艂amstwo.
G.C.: 鈥 To k艂amstwo, 偶e pan go wynajmuje?
C.V.: 鈥 To k艂amstwo.
G.C.: 鈥 I nigdy pan nie widzia艂 opisanego samochodu?
C.V.: 鈥 Nie.
G.C.: 鈥 Jest zarejestrowany na nazwisko Viking Carlsson.
C.V.: 鈥 Doprawdy?
G.C.: 鈥 Czy to przypadek?
C.V.: 鈥 Ale co?
G.C.: 鈥 Nazwisko w艂a艣ciciela. Czy to przypadek, 偶e tak si臋 nazywa?
C.V.: 鈥 Jak si臋 nazywa? Jak pan powiedzia艂?
C.V.: 鈥 Viking Carlsson.
C.V.: 鈥 Nie mam poj臋cia.
G.C.: 鈥 A wi臋c nie jest pan w艂a艣cicielem wspomnianego samochodu?
C.V.: 鈥 Nie, po raz pi臋膰dziesi膮ty. Przecie偶 pan powiedzia艂, jak on si臋 nazywa, w艂a艣ciciel.
G.C.: 鈥 W opisanym samochodzie znale藕li艣my odciski palc贸w, kt贸re odpowiadaj膮 pa艅skim.
C.V.: 鈥 To k艂amstwo.
G.C.: 鈥 Znale藕li艣my tak偶e 艣lady krwi w baga偶niku i w innych miejscach w samochodzie.
C.V.: 鈥 Nic o tym nie wiem.
G.C.: 鈥 Nie wie pan, sk膮d si臋 wzi臋艂y 艣lady krwi w samochodzie?
C.V.: 鈥 Nie mam bladego poj臋cia.
G.C.: 鈥 Dlaczego w samochodzie s膮 pa艅skie odciski palc贸w?
C.V.: 鈥 Jedyne wyja艣nienie mo偶e by膰 takie, 偶e kiedy艣 musia艂em nim jecha膰. Je偶d偶臋 czasami taks贸wkami na czarno. To auto mo偶e by膰 nielegaln膮 taks贸wk膮.
G.C.: 鈥 M贸wi pan, 偶e m贸g艂 jecha膰 tym samochodem?
C.V.: 鈥 Chyba musia艂em, skoro s膮 w nim moje odciski palc贸w, nieprawda偶? I jedyne wyja艣nienie jest takie, 偶e je藕dzi艂 na czarno jako taks贸wka.
G.C.: 鈥 Dlaczego pa艅ski kolega k艂amie w sprawie parkingu?
C.V.: 鈥 Co?
G.C.: 鈥 Dlaczego pan twierdzi, 偶e pa艅ski kolega k艂amie, 偶e wynaj膮艂 pan u niego miejsce parkingowe?
C.V.: 鈥 Teraz sobie przypominam...
G.C.: 鈥 Nie zrozumia艂em.
C.V.: 鈥 M贸j Bo偶e, to prawda! Zapomnia艂em o tym. To jest tak, 偶e wynajmuj臋 to od niego z drugiej r臋ki, a z kolei ja podnajmuj臋 to jeszcze komu艣 innemu.
G.C.: 鈥 Odnajmuje pan miejsce parkingowe trzeciej osobie?
C.V.: 鈥 Tak.
G.C.: 鈥 Czy mo偶e nam pan poda膰 nazwisko tej osoby?
C.V.: 鈥 Oczywi艣cie. Ale problem polega na tym, 偶e nie widzia艂em tego cz艂owieka od miesi臋cy. I nie dosta艂em pieni臋dzy.
G.C.: 鈥 Ale nadal op艂aca艂 pan czynsz za wynajem?
C.V.: 鈥 Tak. Nie chcia艂em straci膰 tego miejsca, gdyby si臋 okaza艂o potrzebne.
G.C.: 鈥 A tamten cz艂owiek, kt贸ry wynajmowa艂 miejsce od pana, nie zg艂asza艂 si臋?
C.V.: 鈥 Od kilku miesi臋cy.
G.C.: 鈥 A r贸wnocze艣nie na tym parkingu stoi samoch贸d, do kt贸rego si臋 pan nie przyznaje, w kt贸rym znajduj膮 si臋 pa艅skie odciski palc贸w, na kierownicy i na drzwiach.
C.V.: 鈥 Zdarzaj膮 si臋 nies艂ychane zbiegi okoliczno艣ci.
G.C.: 鈥 Analizy plam krwi z tego samochodu dowodz膮, 偶e cz臋艣ciowo jest to ta sama krew, kt贸r膮 odkryli艣my w pa艅skim mieszkaniu w G枚teborgu.
C.V.: 鈥 Ile mamy grup krwi? Trzy?
G.C.: 鈥 Mamy tak偶e zeznania 艣wiadk贸w. Twierdz膮, 偶e mia艂 pan w mieszkaniu zakrwawione ubrania.
C.V.: 鈥 Kto tak m贸wi?
G.C.: 鈥 Mamy informacje, 偶e zakrwawione ubrania le偶a艂y w czarnym plastikowym worku w pa艅skim mieszkaniu.
C.V.: 鈥 To k艂amstwo.
G.C.: 鈥 Sk膮d by艂a ta krew?
C.V.: 鈥 Kt贸ra krew?
G.C.: 鈥 Plama krwi...
C.V.: 鈥 No dobra, mo偶e lepiej, 偶ebym si臋 przyzna艂.
Winter otrz膮sn膮艂 si臋, jak wyrwany z p贸艂snu. Wymienili z Gabrielem Cohenem spojrzenia, czekali na dalszy ci膮g.
G.C.: 鈥 Co chce pan powiedzie膰?
C.V.: 鈥 Nie jestem morderc膮.
G.C.: 鈥 Kiedy si臋 pan przyzna, od razu b臋dzie lepiej.
C.V.: 鈥 Co?
G.C.: 鈥 Kiedy si臋 pan przyzna, poczuje pan wielk膮 ulg臋. Przes艂uchania si臋 sko艅cz膮.
C.V.: 鈥 Do diab艂a, nie zrobi艂em tego.
G.C.: 鈥 Co w takim razie pan zrobi艂, panie Vikingsson?
C.V.: 鈥 Ja by艂em...
G.C.: 鈥 Nie zrozumia艂em.
C.V.: 鈥 Jestem...
G.C.: 鈥 Nie zrozumia艂em.
C.V.: 鈥 Ca艂y ten syf da si臋 wyja艣ni膰. Bo prawda jest taka, 偶e razem z jednym koleg膮 czasem troch臋 polujemy.
G.C.: 鈥 Czasem troch臋 polujecie?
C.V.: 鈥 Tak.
G.C.: 鈥 Jakiego rodzaju s膮 to polowania?
C.V.: 鈥 艁osie, sarny, zaj膮ce, ptactwo.
G.C.: 鈥 A wi臋c zajmujecie si臋 k艂usownictwem?
C.V.: 鈥 Tak.
G.C.: 鈥 Czy dobrze zrozumia艂em pa艅sk膮 odpowied藕 na pytanie, czy jest pan k艂usownikiem?
C.V.: 鈥 Odpowied藕 brzmi: tak.
G.C.: 鈥 A kiedy te polowania si臋 odbywaj膮?
C.V.: 鈥 Ilekro膰 jestem w domu. To dlatego nie mam 偶adnego... alibi.
G.C.: 鈥 Gdzie si臋 odbywaj膮 te polowania?
C.V.: 鈥 W lasach na p贸艂nocy. Dalsland, V盲rmland. To nie za...
G.C.: 鈥 Nie zrozumia艂em.
C.V.: 鈥 Nie robi臋 tego dla pieni臋dzy. Cho膰 to daje niez艂e...
G.C.: 鈥 Nie zrozumia艂em.
C.V.: 鈥 Cho膰 to daje niez艂e dochody.
G.C.: 鈥 Dlaczego, jak sam pan twierdzi, zajmuje si臋 pan k艂usownictwem?
C.V.: 鈥 Adrenalina.
G.C.: 鈥 Poluje pan dla adrenaliny?
C.V.: 鈥 Czy pan wie, jak to jest by膰 pieprzonym u艣miechni臋tym kelnerem obs艂uguj膮cym marudz膮cych turyst贸w?
G.C.: 鈥 Nie.
C.V.: 鈥 Powinien pan spr贸bowa膰.
G.C.: 鈥 A wi臋c poluje pan, kiedy jest pan w Szwecji?
C.V.: 鈥 Tak.
G.C.: 鈥 Korzysta pan z samochodu, o kt贸rym rozmawiali艣my?
G.C.: 鈥 Tak.
C.V.: 鈥 Bia艂y opel kadett karavan, rocznik osiemdziesi膮t osiem, numer rejestracyjny ANG 999?
C.V.: 鈥 Tak.
G.C.: 鈥 Sk膮d si臋 wzi臋艂y plamy krwi?
C.V.: 鈥 Z polowania oczywi艣cie.
G.C.: 鈥 Z polowania?
C.V.: 鈥 Szlachtujemy, do cholery.
G.C.: 鈥 W samochodzie i w pa艅skim mieszkaniu znale藕li艣my krew ludzk膮.
C.V.: 鈥 Mo偶e kto艣 si臋 pokaleczy艂.
G.C.: 鈥 Kto艣 si臋 pokaleczy艂?
C.V.: 鈥 M贸j kolega m贸g艂 si臋 pokaleczy膰.
G.C.: 鈥 Jak on si臋 nazywa?
C.V.: 鈥 Musz臋 powiedzie膰?
G.C.: 鈥 Tak.
C.V.: 鈥 Peter M枚ller.
G.C.: 鈥 Czy to ta sama osoba, od kt贸rej wynajmuje pan miejsce na parkingu? Peter M枚ller?
C.V.: 鈥 Tak.
G.C.: 鈥 Czy pokaleczy艂 pan kogo艣, panie Vikingsson?
C.V.: 鈥 Co?
G.C.: 鈥 Czy zabi艂 pan tych ch艂opc贸w, panie Vikingsson?
C.V.: 鈥 Nie, do jasnej cholery. To chyba oczywiste.
Zaczekali, a偶 Carl Vikingsson zostanie zabrany do celi.
Gabriel Cohen wy艂膮czy艂 magnetofon i pozbiera艂 papiery. Pok贸j wydawa艂 si臋 wi臋kszy, kiedy Vikingsson go opu艣ci艂, jakby jego g艂os by艂 cz臋艣ci膮 umeblowania.
鈥 Co powiesz? 鈥 spyta艂 Cohen.
鈥 Brak mi s艂贸w 鈥 odpar艂 Winter. 鈥 To nie jest normalny cz艂owiek.
鈥 Z ca艂膮 pewno艣ci膮 鈥 przyzna艂 Cohen.
43 Vikingsson zosta艂 tymczasowo aresztowany trzy dni p贸藕niej. By艂a to decyzja wymuszona, ale w ko艅cu jaka艣 decyzja. Kiedy W盲llde wychodzi艂 z sali rozpraw, wygl膮da艂, jakby szuka艂 umywalki, 偶eby umy膰 r臋ce. 呕膮dali miesi膮ca aresztu. Dostali czterna艣cie dni.
Vikingsson potrz膮sa艂 g艂ow膮. Ma艂y szmat艂awy opryszek, kt贸ry nagle znalaz艂 si臋 w Premier League. Potrz膮艣ni臋cie g艂ow膮 oznacza艂o: to nie jest miejsce dla mnie.
Ustawili go obok siedmiu innych facet贸w o w艂osach blond lub ciemnoblond, wzrostu oko艂o metra dziewi臋膰dziesi臋ciu. Winter sam m贸g艂by tam stan膮膰, albo Bolger czy Bergenhem, albo Macdonald w peruce.
Albo ch艂opcy, pomy艣la艂 Winter. Mogli tam sta膰 z kciukami zatkni臋tymi za kieszenie spodni, troch臋 wyg艂odniali, cho膰 do lunchu zosta艂o jeszcze kilka godzin. Nie艣miertelni.
呕aden ze 艣wiadk贸w nie wskaza艂 Vikingssona. Mo偶e zbyt dobrze si臋 przygotowali. Winter zaproponowa艂 nawet grup臋 testow膮, ale nie uzyska艂 zgody.
Rozmawia艂 z Macdonaldem. W Clapham sko艅czyli ju偶 konfrontacje na podstawie zdj臋膰. Anderton, 艣wiadek Macdonalda z pocz膮tku sprawy, nie rozpozna艂 w Vikingssonie m臋偶czyzny, kt贸ry towarzyszy艂 Perowi Malmstr枚mowi w parku. W艂osy si臋 nie zgadza艂y.
By艂o jeszcze co艣, ale Anderton nie umia艂 powiedzie膰 co. Wspomina艂 o kurtce.
To od pocz膮tku by艂o niemo偶liwe. Koncentrowali si臋 na tym, co mieli, a czas ucieka艂, pomy艣la艂 Winter.
McCoy Tyner gra艂 intro do I Wish I Knew. By艂o po p贸艂nocy. Winter siedzia艂 i czeka艂, a偶 艣wit przyjdzie do niego przez noc. Kwartet Johna Coltrane鈥檃 gra艂 muzyk臋 na nocn膮 por臋.
Winter wsta艂 i zacz膮艂 kr膮偶y膰 po pokoju. Monitor komputera migota艂 na biurku za jego plecami, odbija艂 si臋 w oknie jak prostok膮t p艂ynnego 艣wiat艂a.
Napisa艂 nowy scenariusz. Wsta艂, kiedy straszliwa historia zbli偶a艂a si臋 do ko艅ca. Coltrane gra艂 It鈥檚 Easy To Remember. Nieprawda, pomy艣la艂 Winter, kiedy kr贸tki utw贸r rozko艂ysa艂 pok贸j. 1966. Wtedy Coltrane to nagrywa艂. Winter mia艂 sze艣膰 lat.
Pozwoli艂 muzyce wybrzmie膰 do ko艅ca i zmieni艂 na Charliego Haydena i Pata Metheny鈥檈go, nie przerywaj膮c przyjemnego bujania. To by艂a muzyka do wspomnie艅, nawet takich, kt贸re kaza艂y mu teraz chodzi膰 w k贸艂ko.
Zn贸w usiad艂 do swojej historii. Przesun膮艂 tekst na monitorze. Wyci膮艂 fragment z pocz膮tku i wklei艂 go trzy strony dalej. Sta艂 si臋 cz臋艣ci膮 zako艅czenia. Pracowa艂 nad nim dalej.
Zag艂臋bia艂 si臋 w to, do czego nie chcia艂 dociera膰. Jego my艣li zb艂膮dzi艂y do baru Johana Bolgera. Vikingsson siedzia艂 przy kontuarze. Dlaczego tam siedzia艂? Winter usi艂owa艂 wyeliminowa膰 zwi膮zek mi臋dzy t膮 dw贸jk膮, Bolgerem i Vikingssonem, ale mu si臋 nie uda艂o.
Zmusi艂 si臋, 偶eby pomy艣le膰 o Bolgerze. Zna艂 go i nie zna艂. Wci膮gn膮艂 go w t臋 spraw臋, jako... konsultanta. Czy偶 nie? Zwr贸ci艂 si臋 do kumpla.
Musi przestawi膰 swoje my艣li z jednego na drugie, u偶y膰 swoich umiej臋tno艣ci analitycznych. O ile jeszcze jakie艣 posiada艂.
Dlaczego Bolger m贸wi艂 o sklepie muzycznym w Brixton... 偶e by艂 tam od zawsze... kiedy dopiero co go otwarto? Winter sprawdzi艂. Bolger m贸wi艂, 偶e nie by艂 w Londynie od wielu lat. Powtarza艂 to, m贸wi艂 to wiele razy.
Winter wsta艂, podszed艂 do odtwarzacza i w艂o偶y艂 now膮 p艂yt臋. Szalony free jazz wype艂ni艂 pok贸j: New York Eye and Ear Control, Albert Ayler i Don Cherry.
Bolger puszcza艂 mu t臋 muzyk臋. Teraz wydawa艂o mu si臋, 偶e to by艂o lata temu.
Facet ze sklepu p艂ytowego w Londynie puszcza艂 mu t臋 p艂yt臋. Jaki艣 Skandynaw by艂 przedtem w sklepie. Wygl膮da艂o to tak, jakby dosta艂 instrukcje, 偶eby mi pu艣ci膰 t臋 muzyk臋, pomy艣la艂 Winter.
Tamten Skandynaw kupi艂 p艂yt臋.
Bolger pyta艂, czy zagl膮da艂 do sklep贸w p艂ytowych. Dzwoni艂 do niego, kiedy by艂 w Londynie, w swoim apartamencie.
Winter ustawi艂 g艂o艣no艣膰 na poziomie piekielnego ha艂asu. Wr贸ci艂 do biurka z rachunkami Europolitana w r臋kach. Dosta艂 je wczoraj. Sam nie umia艂 powiedzie膰, dlaczego o tym pomy艣la艂.
Spojrza艂 na faktury jeszcze raz. Sta艂e op艂aty za telefon kom贸rkowy. Szczeg贸艂owe kwoty. Rozmowy krajowe. Inne rozmowy. To si臋 nazywa serwis, pomy艣la艂.
Rozmowy zagranic膮, roaming. I rozmowy z innych kraj贸w przychodz膮ce na jego kom贸rk臋. Za nie sam p艂aci艂.
Rozmowa z pokoju hotelowego przy Knaresborough Place. Siedzia艂 nad tymi cyframi wczoraj i co艣 si臋 nie zgadza艂o. Pami臋ta艂, 偶e rozmawiali z Bolgerem do艣膰 d艂ugo. Rachunek si臋 nie zgadza艂. Nie m贸g艂 si臋 zgadza膰. Kwota by艂a za ma艂a. Winter zadzwoni艂 do dzia艂u obs艂ugi Europolitana i wszystkiego si臋 dowiedzia艂.
Bolger nie dzwoni艂 ze Szwecji. To by艂a rozmowa miejscowa. Telefonowa艂 do niego z Londynu.
Bergenhem
szuka艂 stopami oparcia na pok艂adzie. Jedyne 艣wiat艂o pada艂o z
lufcika Marianne.
Kiedy otworzy艂a, obj膮艂 j膮 mocno.
Mia艂a co艣 do picia. Pod pok艂adem by艂o ciep艂o.
鈥 To ostatni raz 鈥 powiedzia艂.
鈥 Koniec urlopu s艂u偶bowego? 鈥 zapyta艂a.
鈥 Wiesz, o czym m贸wi臋.
鈥 Koniec s艂u偶by w takim razie.
鈥 To moja praca.
鈥 Wydawa艂o mi si臋, 偶e co艣 wi臋cej.
鈥 Tak. By艂o co艣 wi臋cej. Ale ju偶 nie ma.
鈥 W takim razie uwa偶am, 偶e powiniene艣 p贸j艣膰.
鈥 Chcia艂bym tu jeszcze chwil臋 posiedzie膰.
鈥 Cholera, sam nie wiesz, czego chcesz.
鈥 No.
鈥 Chcesz, 偶ebym ci co艣 da艂a, czy nie chcesz?
鈥 Co?
Poczu艂, jak 艂贸d藕 si臋 ko艂ysze. Znane mu ju偶 uczucie. Kiedy przechyla艂a si臋 na wodzie, jego cia艂o natychmiast uruchamia艂o odpowiednie mi臋艣nie.
鈥 Masz prac臋, prawda?
鈥 Mam du偶o 鈥 odpar艂 Bergenhem. 鈥 Nie zdawa艂em sobie sprawy, 偶e a偶 tyle.
鈥 M贸j Bo偶e.
鈥 Tak jest.
鈥 Wykorzysta艂e艣 mnie.
鈥 Nie, nie, nie.
鈥 W艂a艣nie 偶e to zrobi艂e艣.
鈥 W takim razie siebie te偶.
鈥 Chcesz us艂ysze膰 nazwisko? 鈥 zapyta艂a. Zabrzmia艂o to tak, jakby wyrzuca艂a s艂owa, jakby odbija艂y si臋 od niej w desperacji. 鈥 Czy nie chodzi艂o ci o nazwisko?
Bergenhem poczu艂 sucho艣膰 w ustach.
鈥 Jest kto艣, o kim nie wiecie, cho膰 dobrze go znacie. Nie wiem, co on robi w tej... sprawie, ale ja si臋 go boj臋. I wydaje mi si臋, 偶e on nie jest... sam.
鈥 Co?
鈥 Nic.
Bergenhem czeka艂, zn贸w poczu艂, 偶e 艂贸d藕 si臋 ko艂ysze. Nagle gdzie艣 nad magazynami tytoniowymi rozwrzeszcza艂y si臋 kawki. Ptasie odg艂osy przybiera艂y na sile.
鈥 Nie wiem wszystkiego, ale widzia艂am go... widzia艂am go z jednym z tych ch艂opc贸w.
鈥 Co?
鈥 Mo偶e nawet z dwoma.
Bergenhem nadal czeka艂. Ptaki nagle ucich艂y.
鈥 Kiedy to by艂o?
Wzruszy艂a ramionami.
鈥 Wychodzi noc膮 na miasto. Jak ja.
鈥 Wychodzi noc膮?
鈥 Wychodzi noc膮 na miasto 鈥 powt贸rzy艂a. 鈥 Jest przecie偶 cz臋艣ci膮... tego biznesu.
鈥 Pracuje w bran偶y porno?
鈥 Jasne. Jest kompletnie szalony, psychopata, czy jak to si臋 m贸wi.
鈥 No wi臋c jak on si臋 nazywa?
Powiedzia艂a. Bergenhem zapyta艂 jeszcze raz, a ona powt贸rzy艂a.
Ogarn臋艂a go gor膮czka. Wiedzia艂, co ma robi膰, ale nie chcia艂 s艂ucha膰 tego g艂osu. By艂 sam, chcia艂 to zrobi膰 sam. Chcia艂 by膰 wreszcie kim艣.
鈥 Dlaczego nie powiedzia艂a艣 od razu? 鈥 zapyta艂.
鈥 Nie by艂am pewna, czy dobrze widzia艂am. I to tylko twarz czy co艣 takiego. Wszystko by艂o takie... myl膮ce, jak z tob膮. No i nie chc臋 jeszcze umiera膰 鈥 zako艅czy艂a.
鈥 Nikt wi臋cej nie umrze.
Bergenhem
zadzwoni艂 do drzwi. To by艂o szalone przedsi臋wzi臋cie, samotny
bohater. Widzia艂 naciskaj膮cy dzwonek palec, kt贸ry nie nale偶a艂 do
niego. Zn贸w zadzwoni艂, czeka艂.
M臋偶czyzna, kt贸ry otworzy艂, patrzy艂 na niego z wyrazem 艂agodnego zdziwienia. By艂 ubrany w gruby szlafrok frott茅.
鈥 Cze艣膰, Lars.
鈥 Cze艣膰.
鈥 Jest troch臋 p贸藕no, nieprawda偶?
鈥 Przyszed艂em tylko na chwil臋.
鈥 Nie mogliby艣my porozmawia膰 jutro?
鈥 Wol臋 teraz.
Bolger przepu艣ci艂 go przez pr贸g.
鈥 Kurtk臋 mo偶esz po艂o偶y膰 tam. 鈥 Skin膮艂 g艂ow膮 w stron臋 ci臋偶kiego krzes艂a pod lustrem.
鈥 Chcesz co艣 ciep艂ego do picia?
鈥 Nie, dzi臋kuj臋.
鈥 T臋dy 鈥 powiedzia艂 Bolger, prowadz膮c go przez kr贸tki przedpok贸j. 鈥 Prosz臋. 鈥 Gestem wskaza艂 fotel i sam usiad艂 naprzeciwko, po drugiej stronie szklanego stolika.
Bergenhem rozejrza艂 si臋 po pokoju, ale nic nie widzia艂. Serce mu wali艂o. Mo偶e lepiej wstan臋 i wyjd臋, pomy艣la艂. Powiem, 偶e por贸d si臋 zaczyna. Nie. Zaczynam.
鈥 Chcia艂e艣 mi co艣 powiedzie膰 鈥 zacz膮艂 Bolger.
鈥 S艂ucham?
鈥 Masz co艣 do mnie, co艣 mi chcia艂e艣 powiedzie膰. Czy偶 nie?
Bergenhem szuka艂 w艂a艣ciwych s艂贸w. Mia艂 je wypowiedzie膰, ale Bolger m贸wi艂 dalej:
鈥 Rozmawia艂e艣 z t膮 dziwk膮, striptizerk膮. Powiedzia艂a ci, 偶e jestem ciemnym typem. Dziwi mnie, 偶e wcze艣niej nie przyszed艂e艣, 偶eby zapyta膰 o to, co ta laska opowiada.
鈥 Jestem u ciebie teraz.
鈥 Mam racj臋?
鈥 Chcia艂em ci zada膰 kilka pyta艅.
鈥 Przychodzisz w 艣rodku nocy i chcesz zada膰 kilka pyta艅? Wygl膮da raczej na to, 偶e na co艣 wpad艂e艣 鈥 stwierdzi艂 Bolger. 鈥 Nie mog艂e艣 zaczeka膰 do rana.
鈥 Rozmawiali艣my ze 艣wiadkiem 鈥 powiedzia艂 Bergenhem.
鈥 My? To znaczy, 偶e ty rozmawia艂e艣. Z t膮 pind膮?
鈥 Potrzebuj臋 twojej pomocy.
鈥 Ju偶 za p贸藕no, 偶eby zmienia膰 taktyk臋.
鈥 Co?
鈥 Nie przyszed艂e艣 tu po pomoc. Przyszed艂e艣, 偶eby mnie obrzuci膰 g贸wnem.
鈥 Nnnie.
鈥 Pomaga艂em ci, ty bezczelny g贸wniarzu. Czuwa艂em nad tob膮, kiedy gania艂e艣 za t膮 popierdolon膮 cip膮. My艣lisz, 偶e tego nie widzia艂em? Nie jeste艣 glin膮. Jeste艣 szczeniakiem. Ona co艣 m贸wi, a ty przychodzisz prosto tutaj. Pogadam o tym z Erikiem.
鈥 Nie rozmawia艂em z ni膮 o tobie.
Bolger nie odpowiedzia艂. Siedzia艂 bez ruchu w cieniu. 艢wieci艂a tylko lampa w drugim ko艅cu pokoju. Kiedy rusza艂 g艂ow膮, zas艂ania艂 j膮.
Wygl膮da, jakby mia艂 aureol臋, pomy艣la艂 Bergenhem.
鈥 Ty to zrobi艂e艣 鈥 powiedzia艂 Bergenhem.
鈥 Co ty, kurwa, m贸wisz?
鈥 Przedtem nie by艂em do ko艅ca pewny, ale teraz jestem.
鈥 No to gdzie jest oddzia艂 policji?
鈥 Ty bydlaku!
Bolger si臋 roze艣mia艂. Szlafrok si臋 rozsun膮艂, w艂oski na jego piersiach b艂yszcza艂y w ciemno艣ci.
鈥 Jeste艣 za dobry, dzieciaku.
鈥 To ty zabi艂e艣 tych ch艂opc贸w.
Bolger si臋 u艣miechn膮艂. Nie odpowiada艂.
鈥 Nie wiem, dlaczego to zrobi艂e艣, ale dowiemy si臋. Na Boga 偶ywego, dowiemy si臋 鈥 zapewni艂 Bergenhem.
鈥 Jeste艣 pijany czy twoja narkomanka ci co艣 da艂a? 鈥 zapyta艂 Bolger.
鈥 P贸jdziesz ze mn膮?
鈥 Co?
鈥 Chc臋, 偶eby艣 poszed艂 ze mn膮. Jeste艣 podej...
Bolger wsta艂.
鈥 Chc臋, 偶eby艣 sobie poszed艂, a potem o wszystkim zapomnimy 鈥 przerwa艂 mu.
鈥 Nie wyjd臋 st膮d 鈥 powiedzia艂 Bergenhem.
鈥 To zadzwoni臋 do Erika.
鈥 Ja zadzwoni臋.
鈥 To dzwo艅. Masz chyba kom贸rk臋.
鈥 Nie 鈥 odpar艂 Bergenhem, wstaj膮c. Zobaczy艂 telefon na stoj膮cym przy oknie biurku w kszta艂cie p贸艂ksi臋偶yca. Przeszed艂 mi臋dzy fotelem i stolikiem. Bolger wyprostowa艂 si臋, kiedy go mija艂. Byli tego samego wzrostu. Bergenhem spojrza艂 Bolgerowi w oczy.
鈥 Sam zadzwoni臋 鈥 powiedzia艂 Bolger.
鈥 Odsu艅 si臋 鈥 powiedzia艂 Bergenhem i chcia艂 go odepchn膮膰. Machn膮艂 r臋k膮 w stron臋 jego ramienia. Bolger chcia艂 si臋 broni膰, uderzy艂 Bergenhema w rami臋, i jeszcze raz. Bergenhem si臋 zachwia艂, niemal upad艂 do ty艂u. Prawie straci艂 r贸wnowag臋, ale odzyska艂 j膮 i dalej szed艂 naprz贸d.
鈥 Chod藕 tu 鈥 rzuci艂 Bolger i popchn膮艂 Bergenhema.
Bergenhem nie m贸g艂 si臋 utrzyma膰 na nogach. Ugi臋艂y si臋 pod nim i upad艂, uderzaj膮c ty艂em g艂owy o kant stolika. Odg艂os jak uderzenie 偶elaza o 偶elazo. Grube szk艂o nie p臋k艂o. Bergenhem zawis艂, jakby unosi艂 si臋 w powietrzu, tylko g艂ow膮 dotykaj膮c stolika. Oczy biega艂y mu na wszystkie strony. Osun膮艂 si臋 na pod艂og臋. Le偶a艂 przy stoliku. Jego cia艂em wstrz膮sn膮艂 skurcz, ruch biegn膮cy od g艂owy do n贸g. Zn贸w drgn膮艂, i jeszcze raz.
Bolger s艂ysza艂 odg艂os wydobywaj膮cy si臋 z jego ust, z jego krtani. Nachyli艂 si臋 nad nim. Zn贸w us艂ysza艂 ten d藕wi臋k, monotonny j臋k. Zdawa艂 si臋 nie wydobywa膰 z ust rannego.
Bergenhem wygl膮da艂, jakby straci艂 przytomno艣膰. Mia艂 zamkni臋te oczy. Potem otworzy艂 je na chwil臋, ale Bolger nie wiedzia艂, czy co艣 widzi. Zamkn膮艂 oczy. Zn贸w ten odg艂os z jego ust. Straszny odg艂os. Bolger nie chcia艂 go s艂ucha膰. Nie prosi艂 o to, nie zaprasza艂 nikogo. Podni贸s艂 g艂ow臋 Bergenhema i po艂o偶y艂 przedrami臋 na gardle, z kt贸rego wydobywa艂 si臋 ten straszny d藕wi臋k. Nacisn膮艂, przeni贸s艂 ci臋偶ar cia艂a na szyj臋, kt贸r膮 naciska艂. Poczu艂, 偶e m臋偶czyzna na pod艂odze porusza si臋, nacisn膮艂 mocniej.
Le偶a艂 tak a偶 do chwili, kiedy ucich艂y wszystkie odg艂osy. Teraz Bergenhem mia艂 oczy otwarte. Dziwnie rozbiega艂y si臋 na boki.
Bolger wsta艂, poci膮gn膮艂 Bergenhema za nogi. Nadal drga艂y.
Nigdy go nie interesowa艂. Nigdy. On nic nie znaczy艂. Tu nie chodzi艂o o to. Chodzi艂o o co艣 znacznie wa偶niejszego. Ka偶dy mo偶e zosta膰 kim艣.
Bolger wyszed艂 ze swoim ci臋偶arem na schody, jakby by艂 jedynym cz艂owiekiem na 艣wiecie.
44 ERIK WINTER WSPINA艁 SI臉 na ska艂臋 zwieszaj膮c膮 si臋 nad urwiskiem. Zobaczy艂 kawa艂ek g艂o艣nika wystaj膮cy ponad ska艂臋. S艂ycha膰 by艂o z niego What鈥檚 New, a Coltrane zerka艂 w d贸艂 znad szczytu ska艂y. Odj膮艂 ustnik od warg, zapali艂 gitana i zapyta艂 Wintera s艂owami zamiast d藕wi臋k贸w: What鈥檚 New, What鈥檚 New, a kom贸rka zamontowana na saksofonie tenorowym zabrz臋cza艂a o prost膮 rur臋. Saksofon tenorowy ma by膰 wygi臋ty, pomy艣la艂 Winter, sopranowy jest prosty. W艂a艣nie mia艂 to powiedzie膰, ale teraz Macdonald trzyma艂 telefon w r臋ce i krzycza艂: Odbierz, ty snobie, odbierz telefon, zanim ch艂opak od艂o偶y s艂uchawk臋! To ten ch艂opak dzwoni! Usi艂owa艂 si臋gn膮膰 po telefon, ale by艂 na sta艂e przymocowany do saksofonu. I dzwoni艂, dzwoni艂.
Winter si臋 obudzi艂, a telefon na nocnym stoliku dzwoni艂. To ju偶 jak przyzwyczajenie, pomy艣la艂. Sen okazuje si臋 rzeczywisto艣ci膮.
Telefon ucich艂, zacz臋艂a za to dzwoni膰 le偶膮ca na biurku w sypialni kom贸rka. Zerwa艂 si臋 z 艂贸偶ka i si臋gn膮艂 po ni膮, ale nikt si臋 nie odezwa艂. Zn贸w zacz膮艂 dzwoni膰 telefon przy 艂贸偶ku. Rzuci艂 si臋 z powrotem w stron臋 艂贸偶ka. Wielkim palcem stopy uderzy艂 w nog臋 mebla. Po pierwszych sekundach og艂uszenia b贸l przeszy艂 mu cia艂o.
鈥 Ha... halo?
B贸l sprawi艂, 偶e oczy zaszkli艂y mu si臋 艂zami. Pr贸bowa艂 dotkn膮膰 palca, ale palec odrzuci艂 jego d艂o艅. Zrozumia艂, 偶e jest z艂amany.
鈥 Czy to Erik? Erik Winter?
G艂os kobiety brzmia艂 podobnie, jak on si臋 czu艂 w tej chwili: ostry powiew b贸lu ze s艂uchawki. Drugim uchem odbiera艂 muzyk臋, w drugim pokoju lecia艂 Coltrane. W艂膮czy艂 repeat i zasn膮艂, zanim wszystko powy艂膮cza艂, przygotowa艂 na noc. Cz臋sto mu si臋 to zdarza艂o.
B贸l du偶ego palca czy te偶 ca艂ej stopy zmieni艂 si臋 z roz偶arzonego do czerwono艣ci w t臋py, uci膮偶liwy. Skoncentrowa艂 si臋 na g艂osie w s艂uchawce.
鈥 Przy telefonie Erik Winter.
鈥 M贸wi Martina Bergenhem. Przepraszam, 偶e przeszkadzam.
Spotkali si臋 kilka razy. Lubi艂 j膮. By艂a zr贸wnowa偶ona, mia艂a t臋 dojrza艂o艣膰, kt贸rej brakowa艂o Bergenhemowi.
鈥 Cze艣膰, Martino.
Zapali艂 lamp臋, mrugn膮艂 dwa razy, przyzwyczajaj膮c oczy do 艣wiat艂a. Podni贸s艂 r臋czny zegarek. By艂 zimny w jego d艂oni, pokazywa艂 czwart膮.
鈥 Nie mog臋 z艂apa膰 Larsa 鈥 powiedzia艂a Martina.
鈥 S艂ucham?
鈥 Nie wr贸ci艂 na noc do domu, a ja musz臋 jech...
Winter us艂ysza艂, 偶e zaczyna p艂aka膰. Albo mo偶e p艂acze dalej, pomy艣la艂.
鈥 ...musz臋 na porod贸wk臋.
鈥 I nie zadzwoni艂?
To pytanie nie mia艂o sensu. Mo偶e takie te偶 s膮 teraz potrzebne, pomy艣la艂.
鈥 Nie. Pomy艣la艂am, 偶e jest mo偶e na s艂u偶bie w jak...
鈥 Nie wiem 鈥 odpar艂 Winter. 鈥 Ale to mo偶liwe.
鈥 Nie wiesz? 鈥 zapyta艂a.
鈥 Nie wiem, Martino, ale zorientuj臋 si臋 tak szybko, jak to mo偶liwe.
鈥 Tak si臋 niepokoj臋.
Dobry Bo偶e, pomy艣la艂 Winter.
鈥 Czy jeste艣 sama? 鈥 zapyta艂.
鈥 Nie... nie. Dzwoni艂am do matki, ale ona jest w V盲ster氓s.
R贸wnie dobrze mog艂aby powiedzie膰 Honolulu, pomy艣la艂 Winter.
鈥 Dzwoni艂am po taks贸wk臋 鈥 doda艂a Martina.
鈥 Czy nie ma 偶adnego s膮siada, kt贸ry m贸g艂by ci pom贸c? 鈥 pyta艂 dalej Winter. 鈥 Albo kogo艣 innego w pobli偶u?
鈥 Nie chcia艂am dzwo...
鈥 Wy艣l臋 samoch贸d.
鈥 Ale taks...
鈥 Mo偶esz chwilk臋 poczeka膰, Martino?
鈥 Co?
鈥 Nie odk艂adaj s艂uchawki przez chwil臋. Sprawdz臋 co艣 z drugiego telefonu.
Po艂o偶y艂 s艂uchawk臋, zrobi艂 krok i krzykn膮艂 z nag艂ego b贸lu, kt贸ry przeszy艂 mu stop臋. Na jednej nodze pokica艂 do biurka, wybra艂 numer z kom贸rki i przez chwil臋 rozmawia艂.
鈥 Martino? 鈥 Zn贸w by艂 przy telefonie, unosi艂 obola艂膮 stop臋 nad dywanem.
鈥 Tak?
鈥 Za dziesi臋膰 minut przyjedzie po ciebie samoch贸d. Zabierze ci臋 do szpitala Sahlgrenska. B臋dziesz si臋 mog艂a po艂o偶y膰, je艣li b臋dziesz chcia艂a. Poprosi艂em moj膮 przyjaci贸艂k臋, 偶eby z tob膮 pojecha艂a i ci pomog艂a. Ma na imi臋 Angela, jest lekark膮. Przyjedzie tym samochodem.
鈥 Ja...
鈥 Przygotuj si臋, zaraz po ciebie przyjad膮. A ja tymczasem postaram si臋, 偶eby Lars dojecha艂 na por贸d. Zajm臋 si臋 tym natychmiast.
Winter
siedzia艂 bez ruchu. Ostro偶nie podni贸s艂 stop臋 do g贸ry i dotkn膮艂
palca. By艂 obola艂y, ale jeszcze nie zauwa偶y艂 wi臋kszej
opuchlizny. Mo偶e jednak nie jest z艂amany. Cho膰 to nie takie wa偶ne,
nikt nie za艂o偶y szyny na palec u nogi.
B臋dzie chodzi艂 w sabotach, je艣li to si臋 oka偶e konieczne.
Poku艣tyka艂 do 艂azienki z poczuciem rozk艂adu w ca艂ym ciele.
Ogl膮da艂 palec pod siln膮 偶ar贸wk膮, kiedy w pokoju zn贸w odezwa艂 si臋 telefon. Kulej膮c, wr贸ci艂 do pokoju. Dzwoni艂a kobieta, przedstawi艂a si臋 jako Marianne Johns茅n. Winter s艂ucha艂.
Larsa
Bergenhema odnaleziono o 贸smej rano. W艂a艣ciciel jachtu, kt贸ry ju偶
nie m贸g艂 d艂u偶ej czeka膰, wybra艂 si臋 na przysta艅 T氓ngudden,
偶eby wypie艣ci膰 swoje nowe cacko przed rozpocz臋ciem sezonu.
Bergenhem le偶a艂 wci艣ni臋ty mi臋dzy dwie ska艂y w H盲stevik. Mewy by艂y bardziej o偶ywione ni偶 zwykle o tej porze dnia. Wodniacy zobaczyli stercz膮ce nogi i porzucili swoje zaj臋cia. Policjant z patrolu, kt贸ry zg艂osi艂 si臋 na wezwanie, rozpozna艂 inspektora policji kryminalnej.
Winter
wl贸k艂 obola艂膮 stop臋 przez 艂膮k臋 w d贸艂, a偶 do ska艂. Sta艂
tam, gdzie le偶a艂o cia艂o, jakby dla ochrony. Wielkie dylematy
偶yciowe mog膮 ci臋 ju偶 nie dotyczy膰, ch艂opcze, pomy艣la艂. Mnie
zreszt膮 te偶.
Przedpo艂udnie nad 脛lvsborgsfjorden by艂o b艂臋kitne i bia艂e, 艣wiat艂o czyste i jasne, jak wyszorowane. Stena przewozi艂a ludzi do Danii, jakby nic si臋 nie sta艂o. 艁膮ki Stora Billingen ju偶 za miesi膮c ca艂e b臋d膮 wzrastaniem i 偶yciem. Jakby nic si臋 nie sta艂o, pomy艣la艂 Winter. Autobus jedzie drog膮, jakby nic si臋 nie sta艂o, ludzie wsiadaj膮. Dzi艣 wieczorem zn贸w kolacja, telewizja.
鈥 To moja wina 鈥 powiedzia艂. 鈥 Powiedz mi, 偶e to moja wina. 鈥 Spojrza艂 na Bertila Ringmara.
鈥 Wygl膮da, jakby艣 mnie b艂aga艂 鈥 odpar艂 Ringmar.
鈥 Po prostu to powiedz.
鈥 To tw贸j cz艂owiek.
鈥 Wi臋cej. Powiedz wi臋cej.
鈥 Jeste艣 jego szefem.
鈥 Chc臋 us艂ysze膰 wszystko.
鈥 We藕 si臋 w gar艣膰, do cholery.
Winter spojrza艂 na 艂膮k臋 od po艂udniowej strony. Dojazd od drogi zosta艂 zagrodzony. 艢lady opon by艂y 艣wie偶e, ale przez ostatnie dni wiele os贸b mog艂o jecha膰 nad wod臋. Rybacy, w艂a艣ciciele 艂odzi, zakochane pary.
鈥 Nic wi臋cej nie mo偶emy tu zrobi膰 鈥 powiedzia艂 Winter i nachyli艂 si臋 nad ska艂膮. Podpar艂 si臋 prawym kolanem.
鈥 Krwawi艂 na karku 鈥 stwierdzi艂 Ringmar.
鈥 Uduszenie 鈥 odpar艂 Winter. 鈥 Spytaj lekarzy, a zobaczysz, 偶e to by艂a pr贸ba uduszenia.
Ringmar nie odpowiedzia艂. Wok贸艂 nich uwijali si臋 policjanci.
鈥 Nic wi臋cej nie mo偶emy tu zrobi膰 鈥 Ringmar powt贸rzy艂 niedawne s艂owa Wintera.
Winter wpatrywa艂 si臋 w ska艂y. Nie by艂 pewien, ile lat mia艂 Bergenhem. Dwadzie艣cia sze艣膰? Kobieta jest nieco starsza. Martina.
鈥 Urodzi艂a mu si臋 c贸rka 鈥 oznajmi艂, spogl膮daj膮c na Ringmara.
鈥 M贸wi艂e艣 ju偶 w aucie.
鈥 Wszystko dobrze posz艂o. Angela by艂a z ni膮 ca艂y czas, a po po艂udniu przyje偶d偶a jej matka. Z V盲ster氓s. To znaczy matka matki. Te艣ciowa Larsa.
Ringmar milcza艂.
鈥 Dlaczego tego nie powiesz? 鈥 zapyta艂 Winter i podni贸s艂 si臋.
鈥 Czego?
鈥 Dlaczego nie zapytasz, kiedy jej o tym powiem?
鈥 Na Boga, Eriku, przecie偶 to tylko...
鈥 Przecie偶 musz臋 to powiedzie膰 dzisiaj 鈥 przerwa艂 mu Winter. 鈥 Nie uda nam si臋 nie dopu艣ci膰 medi贸w.
鈥 Nie.
鈥 Dzisiaj.
鈥 We藕 ze sob膮 Hanne.
鈥 Sam to za艂atwi臋. Hanne zajmie si臋 potem mn膮.
Wracali do miasta przez dawne centrum Kungsten. L氓ngedragsv盲gen by艂a 艂atana i naprawiana przez stulecia. Ringmar skierowa艂 si臋 pod wiadukt i jecha艂 dalej przez Sandarna. Winter drga艂, kiedy samoch贸d podskakiwa艂 na wybojach.
鈥 Jak tam twoja noga?
鈥 Du偶y palec.
鈥 Mo偶esz chodzi膰?
鈥 Tak.
鈥 A wi臋c ta dziewczyna znikn臋艂a?
鈥 Poruszymy niebo i ziemi臋 鈥 powiedzia艂 Ringmar.
鈥 Ale i tak si臋 nie znajdzie.
鈥 Min臋艂o zaledwie kilka godzin.
鈥 My艣lisz, 偶e mo偶e ju偶 nie 偶yje?
鈥 Nie. Boi si臋. Bergenhem zachowa艂 si臋 nieprofesjonalnie 鈥 odpar艂 Ringmar. 鈥 Nie sk艂ada艂 raport贸w i nie informowa艂 nas o niczym, i niemal przyp艂aci艂 to 偶yciem.
Winter nie odpowiedzia艂, gapi艂 si臋 na cmentarz.
鈥 Tak to wszystko wygl膮da 鈥 stwierdzi艂 Ringmar.
鈥 Wszystko wygl膮da tak, 偶e je艣li nie zachowujesz si臋 profesjonalnie, zostaniesz zamordowany. To dobre podsumowanie naszego zawodu.
Kr臋cili si臋 w k贸艂ko po Mariaplan. G枚teborg to dwadzie艣cia pi臋膰 ma艂ych miast i wsz臋dzie jest tak samo niebezpiecznie, pomy艣la艂 Winter.
鈥 S膮dzisz, 偶e z tego wyjdzie? 鈥 zapyta艂 Ringmar.
鈥 Najgorsze ma za sob膮 鈥 odpar艂 Winter. 鈥 Obola艂a g艂owa, ale nadal jest przy 偶yciu. Bergenhem to m艂ody i silny cz艂owiek.
鈥 Ale nie jest bohaterem.
鈥 Nie tym razem.
鈥 Ona wie 鈥 stwierdzi艂 Ringmar.
鈥 O kim m贸wisz? O dziewczynie?
鈥 Ona wie.
鈥 Ja te偶.
鈥 Co masz na my艣li?
鈥 Nied艂ugo wszystko si臋 sko艅czy 鈥 odpar艂 Winter.
Winter
zadzwoni艂 do baru i przez sekund臋 s艂ucha艂 g艂osu z ta艣my.
Podjecha艂 taks贸wk膮 w okolice ko艣cio艂a, wysiad艂 i skr臋ci艂 za
r贸g, id膮c krokiem tak swobodnym, jak tylko m贸g艂.
Zadzwoni艂 do drzwi i czeka艂. Zadzwoni艂 zn贸w. Potem zszed艂 na d贸艂 i stan膮艂 po drugiej stronie ulicy. W sklepach okna by艂y czarne. Ciemno艣膰 przysz艂a szybko, jak niespodzianka w kwietniowy dzie艅.
By艂em 艣lepy i g艂uchy, my艣la艂. Mo偶e jestem winny, a mo偶e nie. By艂y sygna艂y, ale kto m贸...
Odp臋dzi艂 te my艣li. Ju偶 je raz przerobi艂.
Bolger zaparkowa艂 przed swoj膮 bram膮 i wysiad艂 z samochodu. W ciszy wieczoru Winter us艂ysza艂, jak zatrzaskuj膮 si臋 zamki, kiedy uni贸s艂 pilota. Potem znikn膮艂 w bramie.
Mo偶e to ja jestem szalony, pomy艣la艂 Winter. Ta historia to fantazja szale艅ca. Nie obowi膮zuj膮 ju偶 偶adne regu艂y, nigdy nie obowi膮zywa艂y. My艣li rozpadaj膮 si臋 na kawa艂ki. Wszystko rozwala si臋 na r贸偶ne strony i 艂膮czy si臋 cz臋艣ciowo, a kiedy艣 mo偶e nawet ca艂kowicie. Niczego nie mo偶na wypolerowa膰 ani zmusi膰 do symetrii. Nic nie jest 艂adne, nawet z wierzchu.
Poczu艂 powiew w swojej wn臋ce. Nadlatywa艂 z ulicy i zakr臋ca艂 za jego plecami.
Zaraz ten diabe艂 wyjdzie, pomy艣la艂. Mog臋 go zabi膰 i ju偶 na zawsze po偶egna膰 si臋 z karier膮.
Bolger wyszed艂 pi臋膰 minut p贸藕niej. Wyci膮gn膮艂 rami臋 i Winter us艂ysza艂 trzask rygli zamka. Wcisn膮艂 si臋 do swojego bmw i odjecha艂.
To dziwne, 偶e ani jeden cz艂owiek t臋dy nie przechodzi艂, odk膮d tu stoj臋, pomy艣la艂 Winter. Jakby to by艂 teren zamkni臋ty, jak podczas kr臋cenia filmu: tysi膮ce ludzi stoj膮 za barierk膮 i 艣ledz膮, co si臋 dzieje. Na g贸rze na specjalnym stela偶u wisi kamera.
Wyszed艂 z bramy i poku艣tyka艂 na drug膮 stron臋 ulicy. Wszed艂 na g贸r臋 i zn贸w zadzwoni艂 do drzwi. Wyci膮gn膮艂 z kieszeni niewielki p臋k wytrych贸w i sprawdzi艂 zamek. Przez r臋kawiczk臋 stal klucza wydawa艂a si臋 mi臋kka.
W zamku klikn臋艂o i Winter znalaz艂 si臋 w 艣rodku. Obszed艂 ca艂e mieszkanie, wszystkie pokoje.
Potem zacz膮艂 od komody, ale by艂y w niej tylko ubrania. Bolger lubi艂 porz膮dek.
W szafach by艂o niewiele, buty i ubrania, paski, krawaty.
W biurku, w trzeciej szufladzie od g贸ry, le偶a艂a gruba koperta. Otwarta, jak demonstracja arogancji. Zawiera艂a trzy paszporty, wystawione na trzy r贸偶ne osoby. We wszystkich twarz Bolgera, ale w 偶adnym jego nazwiska. Nie by艂o piecz膮tek, czego艣 takiego nie u偶ywa si臋 w nowej Europie. Musi by膰 ich wi臋cej, pomy艣la艂 Winter.
Jeden z paszport贸w wystawiono na nazwisko osoby, kt贸ra niedawno siedzia艂a w samolocie do Londynu. Samolot wyl膮dowa艂 dzie艅 po przybyciu Christiana Jaegerberga.
Zaj臋li si臋 listami pasa偶er贸w, sprawdzali teraz dzie艅 lotu ch艂opc贸w, dzie艅 wcze艣niej i dzie艅 p贸藕niej.
Dokona艂 sensacyjnego odkrycia, ale uwa偶a艂 je jedynie za kolejny trop, kt贸ry mu podrzucono. By艂em 艣lepy, ale teraz widz臋, pomy艣la艂. Trzymam paszport w r臋kach i r臋ce mi dr偶膮.
Albo to tylko jeden z tych niewyt艂umaczalnych zbieg贸w okoliczno艣ci.
Znalaz艂 wi臋cej dokument贸w, ale nie by艂y interesuj膮ce: ksi臋gowo艣膰, faktury, rachunki, dokumenty firmowe. W szufladzie w sypialni le偶a艂 starannie u艂o偶ony stos pisemek pornograficznych, standardowi modele i standardowe 膰wiczenia.
呕adnych pokwitowa艅, kopii bilet贸w, 偶adnych rezerwacji.
Wr贸ci艂 do biurka i z wisz膮cej nad nim p贸艂ki zdj膮艂 stos papier贸w. Co najmniej dwadzie艣cia kartek, wszystkie zabazgrane ostrym, kanciastym charakterem pisma. Wygl膮da艂o to jak r臋kopis powsta艂y w napadzie sza艂u. Nie by艂 w stanie odczyta膰 s艂贸w. Nagle zobaczy艂 swoje imi臋, wyra藕nie. Spojrza艂 na inny arkusz. Zn贸w jego imi臋. Nie m贸g艂 dalej czyta膰. S艂owa bombardowa艂y papier.
Poczu艂 wilgotny powiew ch艂odu na karku. Nigdy nie ba艂 si臋 bardziej.
Ma艂a serwetka zas艂ania艂a co艣, co sta艂o na biurku. Prostok膮t, co艣 jak rama.
Podni贸s艂 j膮 i zobaczy艂 sw贸j portret, zrobiony w ostatnich dniach przed matur膮. Tkwi艂 za szk艂em, jak nowy.
45 鈥 ALE GDZIE ON JEST? 鈥 zapyta艂 Ringmar. 鈥 Byli艣my w domu i w barze. Nikt nic nie wie.
鈥 Ja wiem 鈥 odpar艂 Winter. 鈥 Wiem, gdzie on jest.
Nad
fiordem wiatr zatacza艂 kr臋gi. Wia艂, jakby oszala艂. Winter sta艂
na dziobie policyjnej 艂odzi. Wydawa艂o mu si臋, 偶e widzi posta膰
Bolgera na wzniesieniu, cie艅 Bolgera nad Skutviken. Naci膮gn膮艂
czapk臋 na uszy. Zimno przenika艂o a偶 do m贸zgu.
鈥 P贸jd臋 sam 鈥 powiedzia艂, kiedy przybili.
Krzaczki nadbrze偶nego wrzosu pochyla艂y si臋 na zboczu jak w modlitwie.
Bolger sta艂 przy swoim nowym palenisku i gmera艂 pogrzebaczem w w臋glach. Winter widzia艂, 偶e stan膮艂 tam, kiedy zobaczy艂, jak si臋 zbli偶a zboczem.
鈥 Najpierw wcale si臋 nie pojawiasz, a teraz ci膮gle przyje偶d偶asz 鈥 rzuci艂 Bolger, gdy Winter stan膮艂 obok niego. Nadal grzeba艂 w czarnych grudkach, nie podni贸s艂 wzroku. Uderza艂 pogrzebaczem w ceglane 艣cianki, opukiwa艂 ceg艂y.
Teraz to si臋 stanie, pomy艣la艂 Winter.
鈥 Znale藕li艣my Bergenhema 鈥 oznajmi艂.
鈥 Gdzie by艂? U swojej striptizerki?
鈥 W szczelinie skalnej przy T氓ngudden.
鈥 Zrobi艂by wszystko, 偶eby si臋 ukry膰.
鈥 Chc臋, 偶eby艣 poszed艂 ze mn膮, Johan.
鈥 Co powiedzia艂e艣?
鈥 To koniec 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 Znale藕li艣cie ju偶 morderc臋? Nie m贸w, 偶e to Bergenhem.
鈥 艁贸dka czeka na dole, na przystani.
鈥 Mo偶e m贸g艂bym opowiedzie膰 troch臋 o tym, czym si臋 Bergenhem zajmowa艂 鈥 powiedzia艂 Bolger, rzucaj膮c pogrzebacz. Odbi艂 si臋 od ziemi i uderzy艂 o ceg艂y z g艂o艣nym brz臋kiem. 鈥 Ale ty nigdy nie chcia艂e艣 s艂ucha膰. Nigdy nie chcia艂e艣 mnie s艂ucha膰, ty pieprzony ambitny dupku.
鈥 Chod藕my, Johan.
鈥 Zawsze by艂e艣 tak cholernie zdolny, Eriku. Zawsze, zawsze, zawsze, zawsze.
鈥 Zamknij dom na klucz.
鈥 Je艣li jeste艣 tak cholernie bystry, to powiedz mi, dlaczego nie rozwi膮za艂e艣 tej sprawy, kt贸r膮 si臋 zajmujesz! Dlaczego jej nie wyja艣ni艂e艣? Nie posun膮艂e艣 si臋 ani o krok do przodu, odk膮d przyszed艂e艣 do mnie trzysta lat temu prosi膰 o pomoc. Mnie, o pomoc.
Winter nie odpowiada艂. Bolger prawie si臋 nie porusza艂. Wiatr przyni贸s艂 krzyk, jak wo艂anie zza wody.
鈥 By艂y takie rzeczy, kt贸re mog艂yby ci pom贸c, ale ty jeste艣 艣lepy, Eriku. Nie jeste艣 bystry.
Schodzili zboczem w d贸艂, Bolger jak we 艣nie.
鈥 Kiedy tak tu idziemy, to mo偶e si臋 zdarzy膰 znowu 鈥 powiedzia艂. 鈥 Pomy艣la艂e艣 o tym?
Bolgera
przes艂uchiwano od trzech godzin, kiedy Winter zosta艂 wezwany do
telefonu. Dzwoni艂a Marianne. Mia艂 wra偶enie, 偶e dzwoni z budki
telefonicznej, otacza艂 j膮 uliczny zgie艂k.
鈥 Bardzo si臋 ciesz臋, 偶e pani dzwoni 鈥 powita艂 j膮.
鈥 To straszne 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Czyta艂am o tym. By艂 dobrym cz艂owiekiem.
鈥 Prze偶yje 鈥 rzuci艂 Winter.
鈥 Co? Co pan m贸wi? On 偶yje?
鈥 Tak.
Winter us艂ysza艂 odg艂os wody rozchlapywanej na chodniku. Jaki艣 samoch贸d musia艂 wjecha膰 w ka艂u偶臋. Wyjrza艂 przez okno. Nad G枚teborgiem zacz臋艂o pada膰.
鈥 Nie musi si臋 pani ba膰 鈥 powiedzia艂.
鈥 Niby dlaczego nie? 鈥 zapyta艂a kobieta, kt贸ra czasami bywa艂a Angel.
鈥 Uj臋li艣my go.
鈥 Jego?
鈥 Tak.
鈥 Bolgera?
鈥 Tak.
鈥 Pan wiedzia艂 鈥 stwierdzi艂a. 鈥 Mia艂am wra偶enie, 偶e pan to wie, zanim powiedzia艂am. Zanim zadzwoni艂am do pana pierwszy raz.
鈥 Sam si臋 przyzna艂.
鈥 Teraz?
鈥 O wiele wcze艣niej.
鈥 Nie rozumiem.
鈥 Mog臋 to pani wyt艂umaczy膰, ale musieliby艣my si臋 spotka膰.
鈥 Nie wiem.
鈥 To absolutnie konieczne 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 W przeciwnym razie istnieje ryzyko, 偶e uda mu si臋 wyj艣膰.
鈥 Ale przecie偶 pan m贸w...
鈥 Wyja艣ni臋 to pani, kiedy si臋 spotkamy 鈥 powt贸rzy艂 Winter.
Cztery
godziny p贸藕niej mieli nakaz aresztowania Johana Bolgera w
charakterze podejrzanego o morderstwo. Bolger uparcie wszystkiemu
zaprzecza艂. Powtarza艂, 偶e potrzebuje odpoczynku. Mo偶e co艣 sobie
przypomn臋, je艣li b臋d臋 m贸g艂 odpocz膮膰, m贸wi艂.
Winter spotka艂 si臋 z kobiet膮, kt贸ra ta艅czy艂a dla m臋偶czyzn. Opowiedzia艂a mu, 偶e widzia艂a Bolgera z dwoma spo艣r贸d zabitych ch艂opc贸w.
Sk膮d to wiedzia艂a? Rozpozna艂a ich potem na zdj臋ciach. Gdzie ich widzia艂a? Gdzie艣, gdzie niewielu si臋 zapuszcza. Dlaczego nikt inny o tym nie m贸wi艂? Nie wiedzia艂a. W艂a艣ciwie nikt m贸g艂 tego nie widzie膰, stwierdzi艂a, a Winter nie pyta艂 wi臋cej. Na razie.
By艂o w niej co艣 zastanawiaj膮cego... jakie艣 wahanie, kiedy m贸wi艂a o Bolgerze. O nim jako cz艂owieku. Winter zachowa艂 to w pami臋ci i zacz膮艂 pyta膰 o inne rzeczy.
鈥 Ale nie powiedzia艂, 偶e zamierza i艣膰 prosto do Bolgera, kiedy widzia艂a艣 si臋 z nim... ostatni raz?
鈥 W艂a艣nie tam si臋 wybiera艂.
Winter mia艂 jasno艣膰 co do godzin. To si臋 zgadza艂o, to by艂o mo偶liwe.
Gdzie Bergenhem zosta艂 ranny? W kt贸rym miejscu? Nie na ska艂ach. Zosta艂 tam przyniesiony, przywieziony samochodem przez 艂膮ki.
Badali mieszkanie Bolgera.
鈥 Czy on mo偶e wyj艣膰? 鈥 zapyta艂a.
鈥 Nie 鈥 odpar艂 Winter.
鈥 Zostanie aresztowany?
鈥 Jutro.
鈥 A kto uwierzy w to, co m贸wi臋?
鈥 S膮 te偶 inne okoliczno艣ci.
鈥 Czy to wystarczy?
鈥 Tak.
Ale tak naprawd臋 nie zna艂 odpowiedzi na to pytanie. Mieli mocne poszlaki, gorzej by艂o z dowodami. Potrzebowali konkret贸w. W g艂臋bi duszy wiedzia艂, ale to nie wystarczy. Spodziewa艂 si臋, 偶e Bolger si臋 przyzna, ale nie m贸g艂 mie膰 pewno艣ci. Nagle poczu艂, 偶e Bolger nigdy nie przyzna si臋 do winy.
鈥 B臋dziemy pani potrzebowali 鈥 zwr贸ci艂 si臋 do kobiety.
Skin臋艂a g艂ow膮. Po偶egnali si臋 na ulicy.
鈥 Nie wr贸c臋 na 艂贸d藕 鈥 powiedzia艂a.
鈥 Nie ma nic wi臋cej?
鈥 O co panu chodzi?
鈥 O pani l臋k.
鈥 To pana tak strasznie dziwi?
鈥 Czy pani si臋 boi... kogo艣 innego?
鈥 A jest kto艣 inny?
鈥 Nie wiem.
鈥 Czy w tej historii jest wi臋cej morderc贸w?
鈥 Tego nie wiemy.
鈥 Bo偶e mi艂osierny.
Winter liczy艂 na to, 偶e dziewczyna powie co艣 jeszcze.
鈥 Nie wiem, dok膮d mam i艣膰 鈥 doda艂a. 鈥 On ma kumpla czy kogo艣 w tym rodzaju. Cho膰 nie jestem pewna.
鈥 Wie pani, kto to jest?
鈥 Nie.
Zadzwoni艂
Macdonald. G艂os mia艂 r贸wnocze艣nie napi臋ty i lekki.
鈥 Czy to si臋 trzyma kupy? 鈥 zapyta艂.
鈥 Pr臋dzej czy p贸藕niej b臋dzie 鈥 odpar艂 Winter. 鈥 Mo偶e znajdziemy te偶 bro艅.
鈥 Tw贸j wiking si臋 ucieszy.
鈥 Zostanie 艣wiadkiem, je艣li nie wyjdzie nam nic innego 鈥 stwierdzi艂 Winter. 鈥 Je艣li Bolger siedzia艂 w jakim艣 innym samolocie pod kt贸rym艣 ze swoich fa艂szywych nazwisk.
鈥 Czy nie m贸wi艂e艣, 偶e wiking jest chory psychicznie?
鈥 Co mamy zrobi膰 z tym lataczem? Nigdy w 偶yciu nie widzia艂 Bolgera, tak m贸wi. By艂 w barze, ale kto nie by艂? Dlaczego mia艂by pami臋ta膰 barmana?
Macdonald nie odpowiedzia艂.
鈥 Znale藕li艣my jego kumpla. Tego Petera M枚llera.
鈥 Tak?
鈥 M贸wi, 偶e nic nie wie.
鈥 K艂usownictwo?
鈥 Powiedzia艂 tylko, 偶e Vikingsson jest 艣wirem, 偶e on nie wie, o czym bredzi艂 鈥 relacjonowa艂 Winter. 鈥 A jak tam u ciebie? 鈥 zapyta艂 po trzech sekundach przerwy.
鈥 Damy rad臋 鈥 odpowiedzia艂 Macdonald.
鈥 Wszystkie papiery gotowe?
鈥 Prawie.
鈥 Ile os贸b wie?
鈥 Nie wi臋cej, ni偶 to konieczne.
鈥 To dobrze.
鈥 Mo偶e to niepotrzebne.
鈥 To b臋dzie konieczne.
鈥 Bo偶e, zlituj si臋 nad nami.
鈥 Dosta艂e艣 zdj臋cia?
鈥 Wygl膮dacie w tej Szwecji jak jakie艣 cholerne klony 鈥 stwierdzi艂 Macdonald. 鈥 Jak, do diab艂a, mo偶na przeprowadzi膰 konfrontacj臋, kiedy wszyscy wygl膮daj膮 podobnie?
Winter nie odpowiedzia艂. S艂ysza艂 szum znad Morza P贸艂nocnego.
鈥 Przecie偶 to to samo niebo i ten sam p贸艂nocny wiatr 鈥 m贸wi艂 dalej Macdonald. 鈥 Ale wygl膮dacie inaczej ni偶 Brytyjczycy. Trudno to wyt艂umaczy膰.
鈥 Aberdeen le偶y na tej samej wysoko艣ci co G枚teborg 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 Na mapie?
鈥 A gdzie偶by indziej?
鈥 No to do us艂yszenia, niech B贸g b臋dzie z nami.
Gabriel
Cohen zaproponowa艂 Winterowi, 偶eby poprowadzi艂 kolejne
przes艂uchanie, ale Winter odm贸wi艂. Siedzia艂 z ty艂u, jak cie艅
dawnych czas贸w. M贸g艂 wsta膰 i wyj艣膰, gdyby si臋 okaza艂o, 偶e
przeszkadza.
Somnambuliczne zachowanie Bolgera uleg艂o zmianie. By艂 teraz bardzo o偶ywiony, agresywny, szydzi艂. Winter rozpoznawa艂 w nim tamtego ostrego nastolatka. Wtedy Bolger ci膮gle by艂 w ruchu, zawsze m贸wi艂, co zamierza robi膰, kim zostanie. O swoich sukcesach. M贸wi艂 o swoich sukcesach. By艂 inteligentny. By艂 w stanie udowodni膰, 偶e jest inteligentniejszy od wszystkich.
Winter godzinami zastanawia艂 si臋 nad tym, co Bolger m贸wi艂 wiele lat temu, co robi艂, co on sam robi艂 i kim stali si臋 z Bolgerem przez te lata, kt贸re min臋艂y. Lata, kt贸re coraz szybciej si臋 do nich zbli偶a艂y i w ko艅cu dogoni艂y wszystko w tym pokoju przes艂ucha艅.
G.C.: 鈥 Nie potrafi艂 pan wystarczaj膮co dobrze wyja艣ni膰, co pan robi艂 w pi膮tek trzynastego marca.
J.B.: 鈥 Jak ju偶 m贸wi艂em, to by艂 pechowy dzie艅, wi臋c nie chcia艂em si臋 z nikim spotyka膰. Zosta艂em w domu.
G.C.: 鈥 I nie ma nikogo, kto m贸g艂by to potwierdzi膰?
J.B.: 鈥 Sami mo偶ecie si臋 tym zaj膮膰. To wy jeste艣cie glinami.
G.C.: 鈥 Lepiej by by艂o, gdyby pan wsp贸艂pracowa艂.
J.B.: 鈥 Wsp贸艂pracowa艂? Z kim? Jestem niewinny.
G.C.: 鈥 Cz臋sto pan to powtarza.
J.B.: 鈥 W ka偶dym razie pa艅ski wielki szef, tam, w k膮cie, mi nie wierzy. Maj膮c takich przyjaci贸艂, nie potrzebuje si臋 wrog贸w.
G.C.: 鈥 Znale藕li艣my w pa艅skim mieszkaniu trzy paszporty. S膮 wystawione na nast臋puj膮ce nazwiska.
Gabriel Cohen odczyta艂 nazwiska, a Bolger si臋 przys艂uchiwa艂.
G.C.: 鈥 Czy te dokumenty s膮 panu znane?
J.B.: 鈥 Nigdy ich nie widzia艂em.
G.C.: 鈥 Nigdy pan nie widzia艂 tych paszport贸w?
J.B.: 鈥 Kto艣 je tam zostawi艂. Kto艣 mi je podrzuci艂.
G.C.: 鈥 Kto m贸g艂by podrzuci膰 dokumenty do pa艅skiego mieszkania?
J.B.: 鈥 Pa艅ski szef. Erik Winter.
G.C.: 鈥 Twierdzi pan, 偶e zast臋pca szefa wydzia艂u 艣ledczego policji okr臋gowej zostawi艂 te dokumenty w pa艅skim mieszkaniu?
J.B.: 鈥 W艂ama艂 si臋 do 艣rodka, nieprawda偶? To wbrew prawu. Od tego niedaleko do podrzucania dowod贸w, czy jak wy to nazywacie.
G.C.: 鈥 Nic nam nie wiadomo o tym, 偶eby kto艣 si臋 w艂amywa艂 do pa艅skiego mieszkania.
J.B.: 鈥 Ale ja wiem.
G.C.: 鈥 Do jakich cel贸w by艂y u偶ywane te paszporty?
J.B.: 鈥 Czy pan nie s艂yszy, co m贸wi臋? Nie mam poj臋cia.
I dalej w podobnym stylu. Winter widzia艂 profil Bolgera, nieco surowszy od profilu ch艂opaka, kt贸rego zna艂 wiele lat temu. Ich znajomo艣膰 by艂a wtedy oczywista i bliska. I utrzymywali j膮 d艂ugie lata. Obaj pozostali kawalerami, nie zdecydowali si臋 na za艂o偶enie rodziny, a mo偶e to rodziny nie zdecydowa艂y si臋 na nich. Winter pomy艣la艂 o uczesanej w ko艅skie ogony rodzinie Macdonalda. Niewykluczone, 偶e za czym艣 t臋skni艂, kiedy potem my艣la艂 o tym zdj臋ciu. Nie mia艂 rodziny, mo偶e resztk臋 rodziny, ale to wszystko. Kiedy ostatni raz odezwa艂 si臋 do siostry?
Pomy艣la艂 o t臋sknocie Bolgera, t臋sknocie za kim艣. S艂ysza艂 g艂osy przes艂uchuj膮cego i przes艂uchiwanego, pytania, zwi臋z艂e odpowiedzi, kilka d艂u偶szych. G艂osy zlewa艂y si臋 w 艣rodku pokoju. Winter nie potrafi艂 ju偶 rozr贸偶ni膰, kto co powiedzia艂.
Cohen zako艅czy艂 przes艂uchanie i Bolger zosta艂 wyprowadzony. Nie spojrza艂 nawet na Wintera.
鈥 Przyda艂by nam si臋 profil psychologiczny tego faceta 鈥 powiedzia艂 Cohen.
鈥 Ju偶 jest, nawet kilka 鈥 odpar艂 Winter.
46 MACDONALD ZN脫W ZADZWONI艁. Winter siedzia艂 z d艂o艅mi przyci艣ni臋tymi do czo艂a, trzyma艂 my艣li w r臋kach. Mija艂y dni, 艣wiat艂o i mrok, i podmuchy innego wiatru, kiedy przechodzi艂 przez otwart膮 przestrze艅 Heden.
Wczoraj uskoczy艂 przed samochodem, kt贸ry wygl膮da艂, jakby skr臋ca艂 bez kierowcy. Przypomnia艂 sobie wtedy tamt膮 kobiet臋. Gdzie艣 mia艂 numer jej telefonu. Uratowa艂 jej samoch贸d. Pr贸bowa艂 sobie przypomnie膰 jej twarz, ale rozwia艂a si臋. My艣la艂 o tym, przekraczaj膮c Avenyn, ale jej rysy zla艂y si臋 z innymi.
Siedzia艂
pogr膮偶ony w my艣lach. Dzwonek telefonu zmusi艂 go do oderwania
d艂oni od g艂owy. Si臋gn膮艂 po s艂uchawk臋 i w tej samej chwili
przypomnia艂 sobie, jak wygl膮da艂a ta kobieta, kiedy dawa艂a mu
kartk臋 z numerem. Nagroda dla bohatera.
鈥 Og艂oszenia chyba przynios艂y rezultaty 鈥 powiedzia艂 Macdonald. 鈥 Cokolwiek to b臋dzie warte.
鈥 M贸wi艂e艣 wczoraj, 偶e nie nad膮偶acie z odsiewaniem 鈥 przypomnia艂 Winter.
鈥 To by艂o wczoraj.
鈥 I co si臋 sta艂o?
鈥 Odezwa艂a si臋 pewna para. Mieszkaj膮 w pobli偶u hotelu ch艂opca i twierdz膮, 偶e widzieli go z jakim艣 m臋偶czyzn膮 przed pubem przy Camberwell Grove.
鈥 Gdzie to jest?
鈥 Camberwell Grove? To ta malownicza ulica, z tymi georgia艅skimi domami. Przechodzili艣my tamt臋dy, pokazywa艂em ci. Nasi ludzie pukali tam do wszystkich drzwi, ale tej pary chyba nie by艂o i nie dali艣my rady zrobi膰 drugiej rundy.
鈥 Okej.
鈥 Wi臋c widzieli czarnego ch艂opaka, oko艂o dwudziestu lat. Pi艂 piwo z facetem, kt贸ry m贸g艂 by膰 mniej wi臋cej pi臋tna艣cie lat starszy. Blondyn, wysoki.
鈥 I s膮 pewni?
鈥 S膮 pewni, 偶e to tw贸j stary przyjaciel.
鈥 Nie m贸w tak.
鈥 Co?
鈥 Nie u偶ywaj tego s艂owa.
鈥 Okej. W ka偶dym razie kobieta by艂a bardziej pewna. Przygl膮da艂a si臋 im troch臋 po kryjomu, kiedy facet wchodzi艂 do 艣rodka po piwo.
鈥 To tylko fotografia.
鈥 M贸wi艂a te偶, 偶e od razu si臋 domy艣li艂a, 偶e ch艂opak jest obcokrajowcem, bo to do艣膰 niezwyk艂e, 偶eby czarny siedzia艂 w pubie.
鈥 Wasi czarni nie maj膮 odwagi tam chodzi膰?
鈥 Nie.
鈥 I twierdzi, 偶e rozpoznaje Bolgera?
鈥 Tak. Ale nie jest pewna, czy chce wzi膮膰 udzia艂 w prawdziwej konfrontacji 鈥 odpar艂 Macdonald.
鈥 Na tym to si臋 posypie.
Po drugiej stronie panowa艂a cisza. Szum brzmia艂 jak urywki my艣li Macdonalda, pomy艣la艂 Winter. Jakby mo偶na by艂o s艂ysze膰 my艣li w kosmosie.
鈥 A jak wam teraz idzie z przes艂uchaniami? 鈥 zapyta艂 Macdonald.
鈥 On nic nie m贸wi. W najlepszym razie twierdzi, 偶e nic nie pami臋ta. Du偶o m贸wi艂 o utracie pami臋ci przez ostatnie dni.
鈥 Zdarza si臋, 偶e podejrzany o ci臋偶k膮 zbrodni臋 zas艂ania si臋 utrat膮 pami臋ci.
鈥 Zaczynam w膮tpi膰 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Niby wiem, ale mam w膮tpliwo艣ci. Mo偶e to odpowiedni moment, 偶eby przekaza膰 艣ledztwo w bardziej kompetentne r臋ce. Albo bardziej opanowane.
W telefonie by艂o cicho. Winter s艂ysza艂 w艂asny oddech.
鈥 Rozmawia艂em z ekspertami 鈥 ci膮gn膮艂 Winter. 鈥 Pracuj膮 nad... profilem.
鈥 Sam z du偶ym szacunkiem odnosz臋 si臋 do bieg艂ych psycholog贸w 鈥 stwierdzi艂 Macdonald.
鈥 Tak.
鈥 Ale utrat臋 pami臋ci mo偶na symulowa膰. Jak wiesz, mo偶e pr贸bowa膰 si臋 nie przyzna膰.
鈥 Tak.
鈥 A mo偶e straci艂 pami臋膰 naprawd臋. Wtedy mieliby艣my k艂opot, nieprawda偶? Wtedy b臋dzie to dla nas jak podr贸偶 w nieznane.
Winter nie odpowiedzia艂.
鈥 Prawda, Eriku?
鈥 On nigdy si臋 nie przyzna podczas przes艂uchania 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Znam go. Nigdy si臋 nie przyzna.
鈥 Jeste艣 tego pewien?
鈥 Wiem dlaczego.
鈥 Wi臋c mi to wyja艣nij.
鈥 Wkr贸tce. Kiedy sobie to wszystko sformu艂uj臋. Spisz臋.
鈥 Spiszesz?
鈥 Kiedy spisz臋 t臋 histori臋.
Macdonald czeka艂, ale Winter nie powiedzia艂 nic wi臋cej. S艂ysza艂 jego oddech, jakby Macdonald z艂apa艂 przezi臋bienie w 艣rodku angielskiej wiosny.
鈥 Co tam u Frankiego? 鈥 zapyta艂 Winter.
鈥 Nie my艣l, 偶e pozwoli si臋 wci膮gn膮膰 w co艣, co mo偶e zaszkodzi膰 jego zdrowiu 鈥 odpar艂 Winter.
鈥 Ale co u niego? Czego on szuka? Tej bajki z torturami?
鈥 W艂a艣ciwie to nie wiem 鈥 powiedzia艂 Macdonald. 鈥 Ale przed po艂udniem zostawi艂 dla mnie wiadomo艣膰. Dzwoni艂em, ale go nie zasta艂em.
鈥 Mo偶liwe, 偶e co艣 znalaz艂 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 Frankie? Nigdy nic nie wiadomo.
鈥 Ufasz mu?
鈥 Zale偶y, co masz na my艣li.
鈥 Wiesz, co mam na my艣li.
鈥 Frankie mo偶e i jest czarny, ale dusz臋 ma bia艂膮 jak 艣nieg.
鈥 Czy ta ocena by mu si臋 spodoba艂a?
鈥 Gdyby nabra艂 do niej dystansu. Ale odezw臋 si臋 do ciebie natychmiast, gdyby si臋 okaza艂o, 偶e ma do powiedzenia co艣, o czym powiniene艣 wiedzie膰.
鈥 Dobrze.
鈥 A je艣li chodzi o pami臋膰 鈥 zacz膮艂 Macdonald 鈥 wed艂ug naszych danych oko艂o trzydziestu procent ludzi pope艂niaj膮cych najci臋偶sze przest臋pstwa m贸wi, 偶e nie pami臋ta, co si臋 z nimi dzia艂o.
鈥 Wydaje mi si臋, 偶e u nas jest tak samo 鈥 stwierdzi艂 Winter. 鈥 Podobne liczby.
鈥 Mamy wielu symulant贸w. Jakby naiwnie wierzyli, 偶e uda im si臋 unikn膮膰 odpowiedzialno艣ci.
鈥 W艂a艣nie.
Ale Winter wiedzia艂, 偶e luki w pami臋ci trzeba traktowa膰 powa偶nie. By艂 profesjonalist膮. Wiedzia艂, 偶e je艣li si臋 chce podczas 艣ledztwa jak najbardziej zbli偶y膰 do prawdy, trzeba rozpozna膰, czym s膮 te luki w pami臋ci. Amnezja psychogenna, pomy艣la艂. Tak si臋 to nazywa. Amnezja psychogenna.
鈥 Ale wielu sprawc贸w cierpi膮cych na utrat臋 pami臋ci mia艂o ju偶 wcze艣niej problemy psychiczne 鈥 powiedzia艂.
Rozmawia艂 z ekspertem. Amnezja mo偶e obejmowa膰 czas pope艂nienia przest臋pstwa. Mo偶e te偶 oznacza膰 utrat臋 poczucia to偶samo艣ci po艂膮czon膮 ze zmianami osobowo艣ci, na kilka dni. Albo rozszczepienie osobowo艣ci.
Ba艂 si臋 tej rozmowy. Przekaza艂 mu zapisane kartki, kt贸re znalaz艂 w mieszkaniu Bolgera. I zdj臋cie. Opowiada艂 o innych rzeczach, szuka艂 w rejonach g艂臋boko ukrytych.
Dowiedzia艂 si臋, 偶e przyczyn膮 rzeczywistej utraty pami臋ci u sprawcy mo偶e by膰 wcze艣niej prze偶yta trauma lub g艂臋boki, nacechowany emocjonalnie konflikt. 呕e pope艂nienie zbrodni wi膮偶e si臋 z niezwykle silnymi emocjami i skrajnie silnym stresem.
I 偶e sprawca nie okazuje l臋ku w艂a艣nie z powodu zaniku pami臋ci.
Bolger nie okazywa艂 l臋ku. Prezentowa艂 na zmian臋 brak zainteresowania i szyderstwo. Oczy mu ciemnia艂y, m贸wi艂, 偶e bezskutecznie szuka w pami臋ci, porusza艂 si臋 jak we 艣nie.
Ale by艂y tak偶e wyra藕ne oznaki, 偶e udaje. Winter dyskutowa艂 o tym ca艂e d艂ugie popo艂udnie. Szuka艂 informacji w publikacji Christiansona i Wentza.
Je艣li utrata pami臋ci nast膮pi艂a bezpo艣rednio po pope艂nieniu zbrodni, nale偶y zachowa膰 czujno艣膰. Lub je艣li objawia si臋 inaczej podczas kolejnych przes艂ucha艅.
Tak by艂o w przypadku Bolgera. To si臋 zmienia艂o. Jest zastanawiaj膮co uparty, je艣li chodzi o zanik pami臋ci, pomy艣la艂 Winter. Nie wierzy, 偶e b臋dzie w stanie co艣 sobie przypomnie膰, nawet je艣li b臋dzie mia艂 wi臋cej czasu lub wi臋cej podpowiedzi wspomagaj膮cych pami臋膰.
To jak wieczna zmarzlina nad 艣wiatem, pomy艣la艂 Winter. Piekielna gigantyczna eksplozja w m贸zgu 鈥 to jedyne, co mo偶e nas uratowa膰, uratowa膰 ofiary przed wielk膮 niewiedz膮.
鈥 Jeste艣 tam? 鈥 zapyta艂 Macdonald.
鈥 Jestem.
鈥 Wi臋c nie ma odwrotu.
鈥 To jedyna mo偶liwo艣膰.
鈥 Wiesz, ile to b臋dzie kosztowa艂o?
鈥 Pieni膮dze nie maj膮 偶adnego znaczenia 鈥 odpar艂 Winter.
鈥 Zapomnia艂em 鈥 powiedzia艂 Macdonald.
Szuka艂
jakiego艣 wydarzenia, czego艣 szczeg贸lnego. Gdyby m贸g艂 sobie co艣
takiego przypomnie膰, mo偶e znalaz艂by odpowied藕. Potem wszystko si臋
sko艅czy.
Ile godzin po艣wi臋ci艂 na cofanie si臋 do minionych lat? Pierwsza m艂odo艣膰, kt贸r膮 prze偶y艂 z Bolgerem...
Jak by艂o wtedy?
By艂a cholerna konkurencja. Nikt nic o tym nie m贸wi艂, ale 艣cigali si臋 ze sob膮 ca艂y czas. A on, Winter, zawsze wygrywa艂. Albo zawsze mia艂 racj臋. To chyba i tak wychodzi艂o na jedno.
Siedzia艂 w nocnej ciszy. Dociera艂y do niego jedynie rzadkie odg艂osy miasta, jako wsparcie dla wspomnie艅 z lat m艂odo艣ci w G枚teborgu, tam, pod balkonem.
Wiedzia艂, 偶e Bolger leczy艂 si臋 psychiatrycznie, 偶e by艂 w klinice, ale kr贸tko, jakby w tajemnicy. Nie. Naprawd臋 w tajemnicy. Nikt si臋 nie dowiedzia艂. Ojciec Bolgera by艂 jak drut kolczasty owini臋ty kilka razy wok贸艂 rodzinnych sekret贸w.
Zawsze byli razem: Winter i Bolger. A Bolger zawsze sta艂 o krok za nim. Winter rzadko ogl膮da艂 si臋 za siebie. Jakie to by艂o uczucie sta膰 tam z ty艂u?
Czy to uproszczenie? W takim razie tego szuka艂, uproszczenia. Wyt艂umaczenia.
Dziwnie na mnie patrz膮 w komendzie, pomy艣la艂. A mo偶e to upiory w mojej g艂owie sprawiaj膮, 偶e widz臋 co艣, czego nie ma.
Mo偶e to wt贸rna interpretacja, jak te upiory, ale potrafi艂 prze艣ledzi膰 znaki z ostatnich miesi臋cy, cienk膮, lecz wyra藕n膮 lini臋 przes艂anek. Trop.
To by艂y s艂owa, utwory muzyczne, jakby Bolger wszystko wcze艣niej zaplanowa艂: Je艣li jeste艣 taki 艣wietny, powinno ci to da膰 do my艣lenia i pozwoli膰 ci posun膮膰 si臋 naprz贸d. Winter przypomnia艂 sobie te s艂owa.
Kumpel rzuci艂 mu wyzwanie. O ile to by艂o w艂a艣ciwe s艂owo. W tym, co robi艂, by艂o co艣 niedopowiedzianego. Wyra藕nie, lecz nieco z boku. O krok za nim.
Bolger chcia艂, 偶eby pojecha艂 do Londynu.
Potrafi艂 w nim czyta膰.
Wszystko, co zosta艂o powiedziane. To nie by艂 przypadek. Wszystko by艂o w tej historii.
Albo mo偶e to jaki艣 sen, pomy艣la艂 Winter. To by艂y dni i noce pe艂ne sn贸w. Mo偶e to wszystko to jedna wielka iluzja. Nie ma sensu mie膰 nadziei, 偶e nasza praca przynios艂a efekty, 偶e mamy sprawc臋.
Czy chcia艂bym, 偶eby to by艂a prawda, czy nie? Sam nie wiem.
Pr贸bowa艂 rozmawia膰 sam ze sob膮. Tu nie chodzi o ciebie. Ciebie mo偶na zast膮pi膰. Tu chodzi o rzeczy, o kt贸rych jeszcze nie mamy poj臋cia. Ty jeste艣 tylko przedmiotem. To m贸g艂 by膰 ktokolwiek inny. To czyny, kt贸rych ty nie jeste艣 w stanie cofn膮膰.
Zn贸w sobie przypomnia艂. Wspomnienia by艂y jak album ze zdj臋ciami i dziennik razem wzi臋te. Czyny zostawi艂 za sob膮, te z艂e. Co艣 si臋 sta艂o, ale on tego nie widzia艂. Jestem tylko cz艂owiekiem, pomy艣la艂 i wsta艂.
Jeszcze tylko dwa dni, o ile nic si臋 w tym czasie nie wydarzy.
Skropi艂 twarz wod膮 i pad艂 na 艂贸偶ko. Nic mu si臋 nie 艣ni艂o. 呕adnych sn贸w.
47 PRZYPROWADZILI BOLGERA na drugie pi臋tro. Winter czu艂, 偶e gard艂o ma jak zasznurowane. Mia艂 wra偶enie, 偶e powietrze wok贸艂 niego mu nie wystarcza.
Bolger wpad艂 na 艣cian臋 w korytarzu, raz. Spojrza艂 na Wintera oczami pozbawionymi 藕renic. Potem zacz膮艂 m贸wi膰, jak do kumpla, jakby spacerowali razem brzegiem morza.
Zapyta艂 Wintera, co b臋d膮 robi膰, kiedy ca艂y ten syf si臋 sko艅czy.
Przed drzwiami pokoju zn贸w zamkn膮艂 si臋 w sobie, zatrzasn膮艂 w 艣rodku. Powiedzia艂 co艣, czego nikt nie dos艂ysza艂. Zn贸w wpad艂 na 艣cian臋. W艂oski na karku Winter mia艂 wilgotne od potu. Uwiera艂a go bro艅 pod pach膮. Bolger zacz膮艂 si臋 kiwa膰 na pi臋tach, potem ko艂ysa膰 ca艂ym cia艂em w prz贸d i w ty艂. Stra偶nicy przytrzymali go mocniej.
Drzwi si臋 otworzy艂y. Winter od razu zobaczy艂 Macdonalda, po lewej. Kucyk, sk贸rzana kurtka. Nie patrzy艂 na niego, 艣ledzi艂 wzrokiem ruchy Bolgera. Stra偶nicy przeprowadzili Bolgera bokiem przez pr贸g.
Macdonald podszed艂 do Bolgera, dzieli艂o ich zaledwie dwadzie艣cia centymetr贸w. Winter zauwa偶y艂, 偶e s膮 identycznego wzrostu.
W 艣rodku 艣wiat艂o by艂o 艂agodniejsze ni偶 na korytarzu. Jego 藕r贸d艂em by艂a wiosna za oknem i lampa stoj膮ca na pod艂odze trzy metry dalej, w g艂臋bi pokoju. Wzd艂u偶 艣cian stali m臋偶czy藕ni, gotowi do konfrontacji. Jedn膮 ze 艣cian pokrywa艂o lustro.
Z krtani Bolgera wydoby艂 si臋 chrapliwy odg艂os. Trz膮s艂 si臋, mi臋艣nie przedramion mia艂 napi臋te. Winter nie spuszcza艂 wzroku z jego tu艂owia. Wszystko w tym momencie znieruchomia艂o.
Winter opu艣ci艂 pok贸j i wszed艂 do pomieszczenia po drugiej stronie lustra.
W jednym rogu sta艂o 艂贸偶ko. Mia艂o zablokowane k贸艂ka. Wygl膮da艂o jak stary model, u偶ywany kiedy艣 w szwedzkich szpitalach, ale to by艂o nowoczesne 艂贸偶ko przeznaczone do transportu lotniczego. Za zag艂贸wkiem sta艂o kilku m臋偶czyzn.
W 艂贸偶ku le偶a艂 cz艂owiek, kt贸rego czarna twarz na tle bia艂ej po艣cieli wygl膮da艂a jak maska. By艂a zabanda偶owana, ale w kilku miejscach spomi臋dzy kawa艂k贸w gazy prze艣witywa艂a sk贸ra.
To by艂a twarz Christiana Jaegerberga. To on le偶a艂 w tym 艂贸偶ku.
Winter nigdy nie widzia艂 ch艂opaka na 偶ywo, zna艂 go tylko ze zdj臋膰.
Oczy mu b艂yszcza艂y. Patrzy艂 na Bolgera, na nikogo innego. Patrzy艂 przez 艣cian臋 jak przez okno. Bolger nie m贸g艂 go widzie膰. Wygl膮da艂o to tak, jakby pr贸bowa艂 unie艣膰 bia艂e zabanda偶owane rami臋, u艂o偶one wzd艂u偶 zarysu le偶膮cego w 艂贸偶ku cia艂a.
Porusza艂 g艂ow膮 tam i z powrotem, jak Bolger przed chwil膮 na korytarzu. Patrzy艂 na Johana Bolgera jak ofiara na morderc臋, a potem skin膮艂 g艂ow膮.
Winter zbli偶y艂 si臋 do niego, ws艂ucha艂 si臋 w jego cichy g艂os. Nie by艂o w膮tpliwo艣ci.
Winter przeszed艂 do drugiego pomieszczenia, w kt贸rym Bolger sta艂 pod 艣cian膮 przed lustrem. Poza nim by艂o tam jeszcze siedmiu m臋偶czyzn, ale dla Wintera byli niewidzialni. Bolger sta艂 spokojnie, bez ruchu. Spojrza艂 na Wintera, potem na lustro, i skin膮艂 g艂ow膮. Skin膮艂 g艂ow膮 Winterowi. On wie, pomy艣la艂 Winter. Wie, kto le偶y po drugiej stronie. Nie rusza si臋. Jest spokojny.
A czego ja si臋 spodziewa艂em?, pomy艣la艂 Winter. 呕e dostanie drgawek, wargi mu zbielej膮 i zacznie toczy膰 krwaw膮 pian臋, kiedy zrozumie?
Zamkn膮艂 oczy i wyobrazi艂 sobie, jak Bolger rzuca si臋 nagle naprz贸d, jak z nies艂ychan膮 si艂膮 wlecze stra偶nik贸w za sob膮, a on...
Otworzy艂 oczy i zobaczy艂, 偶e Bolger stoi z opuszczonymi powiekami. Nikt nie trzyma艂 mordercy. Bolger si臋 nie rusza艂, patrzy艂 na Wintera, z ostro艣ci膮, jakiej Winter nie widzia艂, odk膮d zacz臋li go przes艂uchiwa膰.
鈥 To nigdy nie minie, i jeszcze si臋 nie sko艅czy艂o 鈥 odezwa艂 si臋 znienacka Bolger i ostro艣膰 jego spojrzenia znikn臋艂a.
Siedzieli
w pokoju Wintera. Winter czu艂, jak pot och艂adza mu cia艂o.
Macdonald by艂 blady, sk贸r臋 na ko艣ciach policzkowych mia艂
napi臋t膮.
鈥 Obawia艂em si臋, 偶e na dobre zatraci si臋 w szale艅stwie 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Mhm.
鈥 Ale si臋 nie zatraci艂 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Jednak ryzyko by艂o.
Zapali艂 corpsa. D艂onie nadal lekko mu dr偶a艂y.
鈥 Powiedzia艂, 偶e to jeszcze nie koniec 鈥 ci膮gn膮艂 Winter, wydmuchn膮wszy pierwszy ob艂ok dymu w stron臋 sufitu. 鈥 Powiedzia艂, 偶e to nigdy nie minie.
鈥 Wiem, o co mu chodzi 鈥 powiedzia艂 Macdonald.
鈥 S艂ucham?
鈥 Wydaje mi si臋, 偶e wiem, o co mu chodzi. Przynajmniej cz臋艣ciowo.
Winter czeka艂 na dalszy ci膮g. Zn贸w wydmuchn膮艂 dym, ale nie czu艂 smaku.
鈥 Przypomnij sobie to rozczarowanie, kiedy musieli艣cie wypu艣ci膰 Vikingssona... albo wcze艣niej... ta ca艂a sprawa z k艂usownictwem 鈥 powiedzia艂 Macdonald.
鈥 Tak.
鈥 Zn贸w jest wolny.
Winter milcza艂, poblad艂.
鈥 Tw贸j kola偶 z fotografii.
鈥 Do czego zmierzasz, Steve?
鈥 呕aden z nas nie wykre艣li艂 wikinga z my艣li ani ze 艣ledztwa, czy jak to w obecnej sytuacji mo偶na nazwa膰.
鈥 Oczywi艣cie, 偶e nie.
鈥 Ja te偶 to czu艂em. To rozczarowanie. Rozmawiali艣my z tym facetem, kiedy zn贸w polecia艂 do Londynu, i wtedy to poczu艂em. To samo, o czym ty kiedy艣 m贸wi艂e艣. Co艣 tam by艂o, czu艂em to. Zrobi艂em tak, jak m贸wi艂e艣 czy 偶yczy艂e艣 sobie.
鈥 O czym ty m贸wisz, Steve?
鈥 Pos艂uchaj mnie. To brzmi troch臋 dziwnie, ale to prawda. Kiedy艣 na stacji w Londynie powiedzia艂e艣 mi, 偶e wierzysz w Boga. Teraz przyszed艂 czas na nagrod臋. To si臋 sta艂o wczoraj p贸藕n膮 noc膮. Nie mog艂em ci wcze艣niej powiedzie膰, musia艂em z tym poczeka膰, a偶 si臋 spotkamy.
鈥 Powiedzie膰 czego?
鈥 Vikingsson, Carl Vikingsson. Nie przestali艣my go obserwowa膰. Co艣 w nim by艂o... co艣 szczeg贸lnego... tak, ju偶 to m贸wi艂em. Okej. Dw贸ch ludzi mia艂o na niego oko. Kontrolnie, przez kilka dni. I Frankie te偶 co艣 powie...
鈥 Steve!
鈥 Nie, pos艂uchaj mnie. Musz臋 to najpierw powiedzie膰. Frankie co艣 znalaz艂. Kto艣 mia艂 co艣 do sprzedania. Nic, co by pasowa艂o do Soho, do tamtejszych kin porno. Ale i tak ka偶dy taki syf trafia tam. Zawsze tak jest.
鈥 Vikingsson trafi艂 do Soho?
鈥 Jaki艣 wielki blondyn chodzi艂 po mie艣cie i sk艂ada艂 oferty 鈥 wyja艣ni艂 Macdonald. 鈥 Robi艂 to dyskretnie, nies艂ychanie dyskretnie, ale nie do艣膰 dyskretnie dla Frankiego i jego kontakt贸w.
鈥 Co to za ludzie?
鈥 Nie pytaj. Ani ty, ani ja nie chcemy wiedzie膰.
鈥 I co si臋 potem sta艂o?
鈥 Na razie jeszcze nic nie ma na rynku, tak m贸wi Frankie.
鈥 To jak mo偶emy z tym co艣 zrobi膰?
鈥 Ju偶 co艣 zrobili艣my.
鈥 Zrobili艣cie 鈥 powt贸rzy艂 Winter.
鈥 By艂 zbyt nieostro偶ny, kiedy ostatnim razem wr贸ci艂 do Londynu. By艂 wolny, ca艂y wszech艣wiat do niego nale偶a艂. 艢ledzili艣my go a偶 do Heathrow, ale nie szed艂 pracowa膰, nie szed艂 do pracy.
Macdonald pochyli艂 si臋 do przodu, kurtka napi臋艂a mu si臋 na ramionach. By艂 bledszy ni偶 kiedykolwiek, m贸wi艂 cicho, zbola艂ym g艂osem:
鈥 Pracownicy maj膮 tam swoje skrytki. On poszed艂 do swojej 鈥 ci膮gn膮艂 Macdonald. 鈥 I wyj膮艂 niewielki worek z czym艣 w 艣rodku, i wtedy my podeszli艣my i pomogli艣my mu to co艣 wyj膮膰. To by艂 statyw.
鈥 Co?
鈥 To by艂 statyw, ten, kt贸rego szukali艣my. Jestem tego pewien, a wiesz dlaczego? Bo ten grat nale偶膮cy do stewarda nie mia艂 nak艂adki na jednej nodze. Technicy ze Scotland Yardu jeszcze z nim nie sko艅czyli, ale ja jestem pewien.
鈥 Nabijasz si臋 ze mnie?
鈥 W tej sytuacji? Po tym, co w艂a艣nie prze偶yli艣my?
鈥 Nie.
鈥 Co nie?
鈥 Nie, nie nabijasz si臋 ze mnie.
鈥 S膮 ludzie, kt贸rzy my艣l膮, 偶e mog膮 to robi膰 鈥 powiedzia艂 Macdonald. 鈥 Ale to si臋 nigdy nie udaje.
鈥 Statyw 鈥 powt贸rzy艂 Winter i poczu艂 w ustach smak krwi i octu winnego.
鈥 Ponadto magicy z Kennington m贸wi膮, 偶e na tym gracie z ca艂膮 pewno艣ci膮 s膮 odciski palc贸w i 偶e nie ma znaczenia, od jak dawna tam s膮.
Winter nie odpowiedzia艂. Zn贸w poczu艂, 偶e si臋 poci.
鈥 To jeszcze nie wszystko 鈥 m贸wi艂 dalej Macdonald. 鈥 Na suficie skrytki by艂a przyklejona koperta, a w niej kluczyk do bankowego schowka.
鈥 Do bankowego schowka 鈥 zn贸w powt贸rzy艂 Winter. Cygaretka zgas艂a mu w d艂oni ca艂e lata temu.
鈥 Do schowka bankowego Vikingssona w Londynie.
鈥 Zd膮偶yli艣cie tam pojecha膰?
鈥 A co my艣la艂e艣? Tam znale藕li艣my jeszcze jeden kluczyk.
鈥 Jeszcze jeden kluczyk 鈥 powt贸rzy艂 Winter g艂osem, kt贸ry nie by艂 w stanie unie艣膰 s艂贸w.
鈥 Do skrytki baga偶owej na jakim艣 londy艅skim dworcu kolejowym albo stacji metra.
鈥 Ile ich jest?
鈥 Skrytek? Miliony, i setki stacji. Ale znajdziemy j膮.
鈥 Czy Vikingsson co艣 powiedzia艂?
鈥 Vikingsson nie m贸wi ani s艂owa 鈥 odpar艂 Macdonald. 鈥 Chyba wierzy, 偶e jutro zn贸w b臋dzie m贸g艂 polecie膰.
鈥 Gdzie on jest?
鈥 Na komendzie w Eltham.
鈥 I nic nie powiedzia艂.
鈥 Jeszcze nie.
鈥 My艣lisz, 偶e to wystarczy? Sam statyw?
鈥 Jeste艣my na dobrej drodze 鈥 odpar艂 Macdonald.
鈥 Wi臋c by艂oby ich dw贸ch 鈥 stwierdzi艂 Winter.
鈥 To wiele wyja艣nia 鈥 doda艂 Macdonald.
鈥 Co?
鈥 Jak im si臋 to udawa艂o, chowa膰 to wszystko i kry膰 si臋 nawzajem.
鈥 Mo偶e to te偶 by膰 po prostu wyj膮tkowy przypadek.
鈥 Nie.
鈥 Nie znale藕li艣my poza tym 偶adnego zwi膮zku mi臋dzy Vikingssonem i Bolgerem, ale nie szukali艣my jak trzeba.
鈥 Znajdziemy go teraz. Zawsze tak jest.
鈥 Tak czy inaczej, b臋dziemy potrzebowali wi臋cej dowod贸w 鈥 powiedzia艂 Winter. 鈥 Albo dowod贸w zamiast poszlak. Je艣li chcemy doprowadzi膰 do skazania Vikingssona, potrzebujemy czego艣 wi臋cej.
鈥 Przyci艣niemy go 鈥 obieca艂 Macdonald.
鈥 To nie wystarczy. Poza tym nie jestem takim optymist膮 jak ty.
鈥 Przyci艣niemy go 鈥 powt贸rzy艂 Macdonald.
Winter
spacerowa艂 samotnie po parku przed siedzib膮 policji. Kiedy
rozmawia艂 z Macdonaldem, jaka艣 my艣l zacz臋艂a go uwiera膰 w tyle
g艂owy.
Pomy艣la艂 o rozmowie z t膮 kobiet膮, Marianne Johns茅n. Striptizerk膮. Ca艂y czas czu艂, 偶e by艂o co艣 jeszcze... kto艣 inny, jakby pocz膮tkowo by艂a zdezorientowana, kiedy m贸wi艂 o Bolgerze. Albo m贸wi艂 tylko o Bolgerze. Jak gdyby by艂 jeszcze kto艣... opr贸cz... jakby by艂a zdezorientowana przez niego, w膮tpi艂a w siebie lub porzuci艂a my艣l o tamtym... je艣li by艂o co艣 wi臋cej. Potem sama o tym wspomnia艂a.
Mia艂 potem to poczucie, 偶e co艣 go uwiera. Musi j膮 przes艂ucha膰 jeszcze raz, czy raczej porozmawia膰 z ni膮.
Ale to nie to go dr臋czy艂o, kiedy tak chodzi艂 przez p贸艂 godziny po rozmowie ze szkockim koleg膮.
Chodzi艂o o Bolgera, znowu. Bolger chcia艂 mu co艣 przekaza膰. I zn贸w pomy艣la艂 o sygna艂ach, kt贸re Bolger mu wysy艂a艂 przez ostatnie miesi膮ce.
By艂o co艣 jeszcze. Co艣 bardzo wa偶nego. Uwiera艂o go w g艂owie jak diabli. Drapa艂 si臋 po g艂owie, jakby to w sk贸rze utkwi艂 ten od艂amek my艣li.
Bolger powie... stali na... powiedzia艂 co艣 o pi臋knie i ciemno艣ci, kiedy stali...
Zatrzyma艂 si臋. Spojrza艂 prosto pod nogi, niczego nie widz膮c. To w艂a艣nie wr贸ci艂o. Urywki my艣li stapia艂y si臋 powoli w ca艂o艣膰. Zobaczy艂 Bolgera w domu letniskowym, przed domem.
Wyszli. Bolger opowiada艂 o tym, co w艂a艣nie zbudowa艂. Rozpali艂 ogie艅.
A kiedy Winter pojawi艂 si臋 na wyspie ostatnim razem, cisn膮艂 pogrzebaczem o ceg艂y.
Palenisko.
Ceglany monument na szczycie g贸ry.
Winter prze艣lizn膮艂 si臋 pod policyjnymi ta艣mami. Pod 艣wiat艂o dom by艂 jasny, pozbawiony kontur贸w. Rzuci艂 kilka s艂贸w w stron臋 stoj膮cego przed domem policjanta i odes艂a艂 go na d贸艂, do 艂odzi.
Po艂o偶y艂 p艂aszcz na ziemi, za艂o偶y艂 robocze r臋kawice i chwyci艂 m艂ot. Rozbija艂 ceg艂y na kawa艂ki, od lewej do prawej. Poczu艂 gor膮co w dole plec贸w, kiedy krew nap艂yn臋艂a do mi臋艣ni ramion. Mia偶d偶one m艂otem ceg艂y rozpryskiwa艂y si臋 z g艂uchym 艂oskotem. Palenisko powoli si臋 rozpada艂o. Winter zrobi艂 sobie przerw臋, otar艂 pot, a potem rzuci艂 marynark臋 w traw臋. Wiatr natychmiast och艂odzi艂 mu plecy. Zn贸w wzi膮艂 do r臋ki m艂ot i zn贸w zacz膮艂 uderza膰 w ceg艂y. Od wysi艂ku poczu艂 b贸l w st艂uczonym palcu.
Podw贸jna warstwa cegie艂 pod ciosami m艂ota stawa艂a si臋 coraz ni偶sza. Winter wali艂 m艂otem i podwa偶a艂 ceg艂y 艂omem przez godzin臋, a偶 zobaczy艂 skrawek worka z woskowanej tkaniny. Schowano go w nieco szerszej szczelinie mi臋dzy ceg艂ami. Pr贸bowa艂 go wyci膮gn膮膰, ale worek si臋 nie poddawa艂. Czu艂 pulsowanie w skroniach, nie tylko z powodu wysi艂ku. Cholera, powinienem by艂 艂ykn膮膰 jak膮艣 tabletk臋, zanim tu przyjecha艂em, pomy艣la艂. Gar艣膰 艣rodk贸w uspokajaj膮cych.
Ostro偶nie d艂uba艂 艂omem w zaprawie wok贸艂 p艂askiego pakunku. Usi艂owa艂 go wyci膮gn膮膰 d艂oni膮 w r臋kawiczce, ale worek nadal nie dawa艂 si臋 ruszy膰. Zamierzy艂 si臋 m艂otem kilkadziesi膮t centymetr贸w ni偶ej i jednym uderzeniem go uwolni艂.
Oddycha艂 ci臋偶ko. Podpar艂 si臋 m艂otem, sta艂 chwil臋 bez ruchu. Wiatr zn贸w przyni贸s艂 mu och艂od臋. Zobaczy艂, 偶e powiew nastroszy艂 zaro艣la na zboczu.
Wzi膮艂 paczk臋 do r臋ki. By艂a lekka i krucha. Poszed艂 do domu, otworzy艂 drzwi.
W kuchni odwin膮艂 gruby papier. W dotyku przypomina艂 kor臋 brzozow膮. W 艣rodku by艂a kaseta wideo. Przyklejono do niej ta艣m膮 arkusz papieru maszynowego z odr臋cznym napisem. Wielkie litery, do g贸ry nogami. Odwr贸ci艂 kaset臋 i przeczyta艂: DLA ERIKA.
Tylko tyle. Zamkn膮艂 oczy i natychmiast je otworzy艂, ale wiadomo艣膰 nadal tam by艂a, napisana niebieskim pisakiem.
Oderwa艂 kartk臋, zgni贸t艂 j膮 w d艂oni i rzuci艂 na pod艂og臋 jak kamie艅.
W worku by艂o jeszcze co艣: 艣wistki papieru. Wygl膮da艂y jak pokwitowania i rachunki z knajp, bilety z metra, bilety kolejowe i autobusowe.
Wszystko z Londynu. Winter ostro偶nie dotyka艂 stosu papier贸w, jakby m贸g艂 nagle o偶y膰. Na samym wierzchu znalaz艂 rachunek za taks贸wk臋. Kto艣 napisa艂 na g贸rze: Stanley G., tym samym pisakiem.
By艂 tam te偶 list od szwedzkiego znajomego do Geoffa Hilliera.
Jedna z ostatnich nitek, pomy艣la艂 Winter. A zosta艂a jeszcze kaseta.
To b臋dzie teraz, pomy艣la艂. To b臋dzie tu i teraz.
Widzia艂 telewizor podczas ostatniej wizyty, jeden z tych ma艂ych nowoczesnych aparat贸w z wbudowanym odtwarzaczem wideo. Sprawdzi艂 g艂贸wny bezpiecznik i w艂膮czy艂 telewizor.
Ojcze nasz, kt贸ry艣 jest w niebie, 艣wi臋膰 si臋 imi臋 twoje, pomy艣la艂 i wsun膮艂 kaset臋 do odtwarzacza.
Z g艂o艣nik贸w rozleg艂 si臋 szum i krzyk. Natychmiast 艣ciszy艂. Wpatrywa艂 si臋 w szalone punkciki biegaj膮ce po ekranie. Nagle us艂ysza艂 muzyk臋. Natychmiast j膮 rozpozna艂 i zrobi艂o mu si臋 niedobrze. Albert Ayler, Don Cherry. New York Eye and Ear Control.
Wn臋trze baru Bolgera. Kamera musia艂a by膰 umieszczona w barowym lustrze. Winter zobaczy艂 na ekranie siebie. Szum i ci臋cie. Przy barze siedzia艂 Per Malmstr枚m. Szum i ci臋cie. Znowu Winter, ze szklank膮 piwa w d艂oni. Szum i ci臋cie. Per Malmstr枚m. Szum i ci臋cie. Winter. Ci臋cie. Jamie Robertson. Ci臋cie. Winter. Obraz utrzymywa艂 si臋 przez chwil臋. Trzy metry za plecami Wintera siedzia艂 u艣miechni臋ty m臋偶czyzna. To by艂 Vikingsson. Zbli偶enie na Vikingssona. Ci臋cie. Geoff Hillier. Ci臋cie. Winter, u艣miechaj膮cy si臋 do kogo艣 przed sob膮. Ci臋cie. Carl Vikingsson, przy kontuarze. Ci臋cie. Winter. Ci臋cie. Vikingsson. Ci臋cie. Znowu Per Malmstr枚m. Ci臋cie. Teraz zdj臋cia zmienia艂y si臋 szybciej.
Potem zn贸w czer艅. 呕adnych d藕wi臋k贸w.
Potem pok贸j. Na krze艣le siedzia艂 ch艂opiec. By艂 nagi. W kadr wszed艂 m臋偶czyzna, rozebrany do pasa, wok贸艂 bioder kawa艂ek materia艂u. Oczy ch艂opca... Winter widzia艂 jego oczy i s艂ysza艂 d藕wi臋ki, kt贸re pr贸bowa艂 wydawa膰 przez wci艣ni臋t膮 w usta szmat臋.
M臋偶czyzna mia艂 na twarzy mask臋. Teraz j膮 zdj膮艂 i spojrza艂 w kamer臋. To by艂 Bolger.
R贸wnocze艣nie Winter us艂ysza艂 g艂os.
By艂 tam jaki艣 g艂os.
To nie m臋偶czyzna w kadrze co艣 m贸wi艂, jego usta si臋 nie porusza艂y. Nie by艂 to te偶 ch艂opiec. Nie m贸g艂 wydoby膰 s艂owa.
Winter poczu艂, 偶e zaczynaj膮 go bole膰 szcz臋ki. Chcia艂 otworzy膰 usta, ale nie by艂 w stanie. Z艂apa艂 si臋 za podbr贸dek i poci膮gn膮艂 w d贸艂, 偶eby przezwyci臋偶y膰 skurcz. B贸l min膮艂, kiedy usta si臋 otworzy艂y. Mia艂 wra偶enie, jakby rozgryz艂 sobie wszystkie z臋by.
Zatrzyma艂 ta艣m臋 i przewin膮艂 do ty艂u. Zn贸w w艂膮czy艂 odtwarzanie. Tutaj. Tu us艂ysza艂 ten g艂os. M贸wi艂, jakby co艣 stwierdza艂. Winter pu艣ci艂 ten fragment jeszcze raz. Tak. G艂os m贸wi艂 co艣 o kr臋ceniu, czy czym艣 takim.
W pokoju by艂 kto艣 jeszcze. By艂 tam g艂os, i m贸g艂 to by膰 ten sam g艂os, kt贸ry maj膮 u siebie na ta艣mach, na nagraniach z przes艂ucha艅. G艂os Vikingssona. On te偶 tam by艂. Bolger chcia艂 go o tym poinformowa膰. Maj膮 mo偶liwo艣ci, mog膮 wymierzy膰 g艂os, zwa偶y膰 go i por贸wna膰. Potrzeba tylko troch臋 pracy i czasu. Zawsze ta sama procedura.
Winter pu艣ci艂 ta艣m臋 dalej. Obejrza艂 kolejne trzy minuty, a potem szybko wyszed艂 z domu, 偶eby si臋 na艂yka膰 wiatru, wch艂on膮膰 ca艂y wiatr, jaki m贸g艂 znale藕膰 tu, na szczycie g贸ry.
48 WSZYSCY ZEBRALI SI臉 W MIESZKANIU Wintera. Towarzystwo by艂o raczej przygaszone. Spotkali si臋, bo po tym wszystkim czuli potrzeb臋 bycia razem. Kilka os贸b pi艂o, ale Winter nie chcia艂. Godzinami sta艂 pod prysznicem. To powinno wystarczy膰.
鈥 Prosz臋, mo偶ecie si臋 upija膰 do woli 鈥 powiedzia艂, witaj膮c go艣ci. Zaprowadzi艂 ich do pokoju, w kt贸rym sta艂y butelki.
Bergenhem te偶 przyszed艂, z wielkim banda偶em na g艂owie. Winter go u艣ciska艂, a potem Martin臋. Ona te偶 si臋 zjawi艂a. Odwzajemni艂a jego u艣cisk.
Zgromadzili si臋 wok贸艂 dziecka.
鈥 Jak ma na imi臋? 鈥 zapyta艂a Aneta Djanali.
鈥 Ada 鈥 odpowiedzia艂a Martina.
鈥 Ada, to nie wypada 鈥 rzuci艂 Halders.
鈥 Pi臋knie 鈥 pochwali艂a Aneta.
鈥 Tak uwa偶asz? 鈥 spyta艂 Bergenhem, spogl膮daj膮c na kole偶ank臋.
鈥 Pi臋knie 鈥 odpar艂 zamiast niej Halders.
鈥 Pozwol臋 sobie 鈥 powiedzia艂 Winter, podchodz膮c ze skrzynk膮 Cuaba Tradicionales, kt贸re kupi艂 u Davidoffa.
鈥 Chyba ja powinienem to zrobi膰? 鈥 zaprotestowa艂 Bergenhem.
鈥 Oczywi艣cie 鈥 przyzna艂 Winter. 鈥 Ale bola艂a ci臋 g艂owa, wi臋c na razie ja cz臋stuj臋 tradycyjnymi cygarami, jak nakazuje tradycja.
Halders nala艂 whisky sobie i Macdonaldowi.
Winter rozmawia艂 z M枚llerstr枚mem i Bergenhemem. Ka偶dy z nich trzyma艂 w d艂oni kieliszek wina. Stali przy oknie, wygl膮daj膮c na zmierzch. Aneta Djanali te偶 tam sta艂a, z Martin膮 Bergenhem.
鈥 Istnia艂a szansa, 偶e ch艂opiec prze偶yje, i postanowili艣my zachowa膰 to w tajemnicy 鈥 opowiada艂 Macdonald Haldersowi. 鈥 Rozmawiali艣my z jego rodzicami i innymi osobami, kt贸re powinny wiedzie膰, a potem zosta艂o nam tylko czekanie.
鈥 M贸j Bo偶e 鈥 powiedzia艂 Halders. 鈥 Ca艂kiem mnie zatka艂o, kiedy Erik wr贸ci艂 i opowiedzia艂 o tym.
Podszed艂 do nich Winter, tym razem ze szklank膮 w d艂oni.
鈥 Pijesz? 鈥 zapyta艂 Macdonald.
鈥 Czasami to konieczne 鈥 odpar艂 Winter.
Mija艂y
godziny. Dziecko spa艂o w sypialni Wintera. Macdonald siedzia艂 z
M枚llerstr枚mem, rozmawiali o systemie HOLMES i wymieniali si臋
najnowszymi doniesieniami. Hanne 脰stergaard, Aneta Djanali i Martina
Bergenhem zn贸w stan臋艂y przy oknie, z kieliszkami w d艂oniach.
Fredrik Halders namy艣la艂 si臋 przed bateri膮 flaszek. W艂a艣nie
opowiedzia艂 Macdonaldowi o kradzie偶ach aut w G枚teborgu.
鈥 W tak pi臋knym ma艂ym mie艣cie? 鈥 Macdonald nie dowierza艂.
鈥 Najwy偶szy odsetek kradzie偶y samochod贸w w ca艂ej UE 鈥 odpar艂 Halders.
Winter siedzia艂 w kuchni z Ringmarem. G艂os Ringmara zacz膮艂 traci膰 kontury. Na stole przed nim sta艂y grog i piwo.
鈥 Chcesz powiedzie膰, 偶e rozla艂 zwierz臋c膮 krew w swoich mieszkaniach? 鈥 zapyta艂 Ringmar.
鈥 Sam si臋 przyzna艂 鈥 potwierdzi艂 Winter.
鈥 Pieprzony wiking 鈥 rzuci艂 Ringmar i si臋gn膮艂 po butelk臋 piwa, przewracaj膮c przy tym szklank臋 grogu. Zawarto艣膰 rozla艂a si臋 po stole. 鈥 Kurwa. 鈥 Zrobi艂 nieporadny gest, jakby si臋 rozgl膮da艂 za 艣cierk膮.
鈥 Zostaw 鈥 poprosi艂 Winter.
鈥 A to skurwiel 鈥 powt贸rzy艂 Ringmar.
鈥 Znalaz艂 ostateczn膮 podniet臋.
鈥 Ale mimo wszystko.
Przez chwil臋 si臋 nie odzywali. Muzyka z pokoju dolatywa艂a a偶 tutaj.
鈥 I s膮dzisz, 偶e nie uda艂o mu si臋 pu艣ci膰 w obieg 偶adnej kasety?
鈥 My艣l臋, 偶e nie zd膮偶y艂. Je艣li kiedykolwiek mia艂 taki zamiar.
鈥 Dlaczego mia艂by nie mie膰?
鈥 Mo偶e to nie by艂o najwa偶niejsze.
鈥 Wydaje mi si臋, 偶e m贸wimy tu o ogromnych pieni膮dzach 鈥 stwierdzi艂 Ringmar. 鈥 M贸wimy o interesach i chyba nie powinni艣my sobie wmawia膰, 偶e to nie mia艂o znaczenia.
鈥 Mo偶e dla Vikingssona mia艂o 鈥 zgodzi艂 si臋 Winter.
Ringmar nie odpowiedzia艂.
鈥 Macdonald m贸wi, 偶e tak czy inaczej si臋 dowie. Ma kontakty, kt贸re maj膮 swoje kontakty 鈥 ci膮gn膮艂 Winter.
鈥 A Bolger mia艂 swoje motywy 鈥 doda艂 Ringmar, nie patrz膮c na niego.
Winter nie odpowiedzia艂.
鈥 Wykorzystywali si臋 nawzajem 鈥 ci膮gn膮艂 Ringmar. 鈥 Dwa 艣wiry, ka偶dy innego rodzaju.
鈥 Dzwoni艂em do matki 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Co?
鈥 Dzwoni艂em do matki i wypyta艂em j膮 o te ostatnie dwadzie艣cia lat. I nagle m贸wi艂a bardzo jasno, by艂a bardzo dok艂adna 鈥 m贸wi艂 z niejakim podziwem w g艂osie.
鈥 Dok艂adna?
鈥 Pyta艂em j膮 o r贸偶ne rzeczy z tamtych czas贸w, o kt贸rych nie wiedzia艂em albo by艂em za m艂ody, 偶eby zauwa偶y膰. Dostarczy艂a mi wielu odpowiedzi.
鈥 O tobie i... Bolgerze?
鈥 O tym, jaki wtedy by艂. Co si臋 wtedy dzia艂o. I potem.
鈥 A co si臋 dzia艂o?
鈥 Jak bardzo by艂 chory.
鈥 On ci臋 naprawd臋 nienawidzi艂 鈥 powiedzia艂 Ringmar i natychmiast pomy艣la艂: Pytam o to tylko dlatego, 偶e jestem nietrze藕wy.
鈥 Nie potrafi臋 na to odpowiedzie膰 鈥 stwierdzi艂 Winter.
Siedzieli w milczeniu. Ringmar 艂ykn膮艂 piwa.
鈥 Ale chcia艂 mnie wyzwa膰 na moim terenie 鈥 powiedzia艂 Winter po up艂ywie p贸艂 minuty. 鈥 To by艂a jedyna rzecz, jaka zajmowa艂a jego my艣li. On... sprawdza艂 mnie na moim polu. Tak s膮dz臋.
Ringmar nie chcia艂 ju偶 o tym m贸wi膰.
鈥 Muzyka ucich艂a 鈥 rzuci艂 Winter.
鈥 Co m贸wisz?
鈥 P贸jd臋 pu艣ci膰 co艣 innego.
鈥
Co to takiego? 鈥 zapyta艂 Halders.
鈥 Charlie Haden i jego Quartet West 鈥 odpar艂 Winter.
鈥 Dobre.
鈥 W艂a艣nie.
鈥 Chocia偶 to jazz. To chyba te偶 si臋 nazywa jazz?
鈥 To s膮 nie艣miertelne ameryka艅skie melodie z lat czterdziestych 鈥 odpar艂 Winter. 鈥 I pi臋膰dziesi膮tych.
鈥 Co?
鈥 Jazz. To jest jazz.
Janne
M枚llerstr枚m opowiada艂 o swojej ostatniej dziewczynie. Hanne
脰stergaard i Aneta Djanali przys艂uchiwa艂y si臋 jego historii. Sara
Helander trzyma艂a go za r臋k臋, na znak wsparcia.
Winter siedzia艂 na pod艂odze obok Hanne.
鈥 Ja tylko 偶artowa艂em 鈥 powiedzia艂 M枚llerstr枚m. 鈥 Podnios艂a ten kamie艅 i rzuci艂a go z brzegu do wody.
鈥 Czy 艣wieci艂 ksi臋偶yc?
鈥 Co?
鈥 Czy to by艂 ksi臋偶ycowy wiecz贸r? 鈥 zapyta艂a Aneta Djanali.
鈥 Nawet nie pami臋tam. Ale, jak m贸wi艂em, ona rzuci艂a ten kamie艅, a ja wtedy powiedzia艂em: czy wiesz, 偶e ten kamie艅 potrzebowa艂 dziesi臋ciu tysi臋cy lat, 偶eby si臋 znale藕膰 na tej pla偶y? Albo co艣 podobnego.
鈥 Ojej 鈥 rzuci艂a Sara Helander.
鈥 Czy to takie straszne? 鈥 zapyta艂 M枚llerstr枚m.
鈥 Wszystko dobrze, Janne 鈥 uspokaja艂a go Aneta Djanali.
鈥 Wcale nie jest dobrze. Poczu艂a si臋 ura偶ona albo si臋 wkurzy艂a. Potem nic ju偶 nie by艂o tak samo.
鈥 Mog臋 po偶yczy膰 t臋 p艂yt臋, szefie? 鈥 zapyta艂 Halders, kt贸ry w艂a艣nie do nich do艂膮czy艂.
Winter
i Hanne 脰stergaard jechali wind膮 na d贸艂. Potem przeszli przez
ulic臋 i znale藕li si臋 w parku Vasaplatsen. W nocy fontanna
wygl膮da艂a jak kowad艂o. Kiedy Winter si臋 odwr贸ci艂 i spojrza艂 w
g贸r臋, zobaczy艂 艣wiat艂o w swoim mieszkaniu. Wydawa艂o mu si臋, 偶e
widzi kucyk Steve鈥檃 na balkonie.
Wygl膮dali komety i zaraz j膮 zobaczyli.
Kwiecie艅 przechodzi艂 w maj. Ju偶 nie robi艂o si臋 ca艂kiem ciemno.
Winter podni贸s艂 kamie艅 i rzuci艂 go mi臋kkim ruchem na p贸艂noc, na trawnik.
鈥 Ten kamie艅 potrzebowa艂 dziesi臋ciu tysi臋cy lat, 偶eby z obelisku dotrze膰 tu, do 艂awki 鈥 powiedzia艂a Hanne. Jej z臋by b艂ysn臋艂y w 艣wietle latarni.
鈥 Idziemy tam 鈥 powiedzia艂 Winter.
鈥 Zaczekaj chwil臋 鈥 poprosi艂a.
鈥 A co?
鈥 Jak si臋 czujesz, Eriku?
鈥 W porz膮dku. Jutro jest nowy dzie艅 i tak dalej.
鈥 Chodzi mi o to, jak si臋 czujesz.
鈥 W艂a艣ciwie lepiej, ni偶 si臋 spodziewa艂em.
鈥 O czym my艣la艂e艣 przez te ostatnie dni?
鈥 O 偶yciu. A godzin臋 temu Fredrik wy艂o偶y艂 mi sens 偶ycia.
鈥 W sam膮 por臋.
鈥 To prawda.
Min膮艂 ich jaki艣 samoch贸d.
鈥 Przez jaki艣 czas my艣la艂em, 偶e powinienem si臋 czu膰 winny temu wszystkiemu, ale tak nie b臋dzie. Po艣rednio jestem mo偶e winny, tylko nikt nie potrafi艂 powstrzyma膰... Johana Bolgera, a偶 w ko艅cu my to zrobili艣my. Gdyby nie my, trwa艂oby to nadal.
鈥 Tak.
鈥 Chcia艂, 偶eby to trwa艂o dalej, ale te偶 偶eby si臋 sko艅czy艂o.
Hanne nie odpowiedzia艂a.
鈥 Wydaje mi si臋, 偶e znieczulenie pu艣ci艂o 鈥 powiedzia艂 Winter.
Podeszli do pomnika Segerstedta i okr膮偶yli go.
鈥 Czy obelisk ma sze艣膰 艣cian? 鈥 zapyta艂 Winter.
鈥 Chyba cztery 鈥 odpar艂a Hanne.
鈥 Ten ma sze艣膰.
鈥 Ale wygl膮da jak obelisk 鈥 powiedzia艂a i z trudem odczyta艂a na g艂os wyryty w kamieniu tekst: 鈥 Wolne ptaki orz膮 sw贸j szlak w przestworzach. Wiele z nich mo偶e nie dotrze do odleg艂ych cel贸w.
Wr贸cili do 艂awek. Hanne usiad艂a. Winter po艂o偶y艂 g艂ow臋 na jej kolanach. Od ziemi ci膮gn臋艂o ch艂odem, marz艂y mu kolana. Us艂ysza艂 trzepot w przestworzach, nad g艂ow膮.
鈥 Chcesz si臋 pomodli膰?
鈥 Ju偶 si臋 modl臋. W lu藕nej formie.
Zn贸w co艣 nad nimi zatrzepota艂o.
鈥 Wyt艂umacz mi to 鈥 poprosi艂.
鈥 P贸藕niej 鈥 odpar艂a.
鈥 Chc臋, 偶eby艣 mi wszystko wyja艣ni艂a.
鈥 Powietrze bardzo si臋 ociepli艂o 鈥 powiedzia艂a.